Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci [Z]
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:13, 18 Kwi 2011    Temat postu: Oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci [Z]

Pora na kolejny fik, bo zaczęło mi tego brakować. Nie sądziłam, że to w ogóle możliwe, ale jednak jak widać tak. Tematyka... hmm... moja. Mówię, żeby później nie było Całość zaczyna się od takiego czegoś, co widzicie niżej. Nie będę pisała wszystkiego w tym stylu. To będzie normalne opowiadanie. Ten początek to taka forma prologu. Wszystko to ma nas doprowadzić do sytuacji i czasu, w życiu naszej pary, którą będę opisywała. Jest to zbyt długie dlatego podzieliłam wstęp na dwie części i zmuszona jestem nazwać to dwuczęściowym prologiem. No, to chyba tyle.



Zweryfikowane przez Szpilkę


Prolog 1/2


- Blythe, on jest naprawdę piękny. Wyrośnie na cudownego człowieka – powiedziała starsza kobieta pochylając się nad dziecięcym łóżeczkiem.
- Mam nadzieję, mamo. Będę się o to starała. – Dziecko zapiszczało niezadowolone, co sprawiło, że obie kobiety zaczęły je zabawiać i uspokajać.
- Będzie cudowny. Oczywiście, że tak. To w końcu mój syn – stwierdził z dumą John uśmiechając się do małego chłopca i całując w skroń swoją żonę.
- Będziecie razem szczęśliwi – zawyrokowała starsza kobieta z uśmiechającymi się oczami.

* * *

- Greg, dziś jest twój pierwszy dzień w szkole. Musisz się starać i być grzecznym.
- Dobrze, mamo. – Chłopiec skrzywił się, gdy matka po raz setny przygładziła brzeg jego koszuli. – Zostaw już. – Wyślizgnął się delikatnie z jej ramion i odszedł dwa kroki w tył.
- Jesteś już taki duży. – W oczach kobiety zaszkliły się łzy, a chłopiec zmieszał się lekko i zawstydzony spuścił wzrok w dół.
- Oj, przestań już. Poradzi sobie. – Ojciec Grega podszedł do niego i zmierzwił mu włosy krótkim ruchem ręki. – Powodzenia.
- Dzięki, tato!
- Coś ty zrobił?! Jest cały potargany.
- Tak jest o wiele lepiej. Prawda, Mały?

* * *

- Gregory! Co to ma niby znaczyć?!
- No bo ja...
- Żadne „no bo ja”! Masz się zachowywać porządnie, rozumiesz?!
- Tak, tato, ale...
- Nie ma tutaj żadnego „ale”! Twoje zachowanie jest karygodne! Marsz do swojego pokoju! Masz szlaban do końca życia!
- Ale, tato...
- Natychmiast!
- Nienawidzę cię! – krzyknął chłopiec i pobiegł w stronę swojego pokoju.

* * *

- Greg, dlaczego jesteś dla mnie taki niemiły?
- Bo tak.
- Odzywaj się do mnie z szacunkiem! Gdyby nie twoja matka...
- To co? Uderzyłbyś mnie? Zabił? Zamknął w piwnicy?
- Nie odzywaj się tak do mnie! Gdyby nie ona to wychowałbym cię wojskową ręką i nie mielibyśmy takiego problemu.
- Będę się do ciebie odzywał jak zechcę!
- Jak śmiesz, Gregory?! Jestem twoim ojcem...
- Wcale nim nie jesteś!
- Co ty powiedziałeś?!
- Nie jesteś moim ojcem!
- Dość tego! Wynoś się do swojego pokoju i nie pokazuj mi się na oczy przez resztę pierdolonego życia, które spędzisz w tym domu.

* * *

- Kim chciałbyś zostać w przyszłości? Masz już szesnaście lat. Pora zacząć o tym myśleć.
- Lekarzem! – odpowiedział chłopiec, a jego oczy rozbłysnęły od nagłej ekscytacji.
- Lekarzem? – Jego ojciec zrobił wyraźnie zawiedzioną minę. – Co ci strzeliło do głowy? Wolałbym, żebyś pracował w wojsku. Tak, jak ja.
- Ale ja chcę...
- Nie ma żadnego „ale”. To, czego ty chcesz jest najmniej istotne. Zostaniesz wojskowym. To dobra praca.
- Nie chcę!
- Skończyłem dyskusję. Nie pyskuj. To już postanowione.

* * *

- Mamo, mamo! – Greg wbiegł do domu z rozradowaną miną i błyszczącymi z podniecenia oczami.
- Kochanie, co się stało?
- Dostałem się, rozumiesz? Dostałem się! Dostałem!
- Na medycynę? – Kobieta ożywiła się i podeszła do syna przytakującego z entuzjazmem i niemal podskakującemu z radości w miejscu. – Wiedziałam, synku! Jesteś taki zdolny! Jestem z ciebie taka dumna! Tata na pewno też. Powiedziałeś mu?
- Nie. I nie zamierzam. Sama to zrób, jeśli chcesz. Mnie wystarczy, że ty o tym wiesz.

* * *

- Stypendium za najlepsze wyniki w nauce otrzymuje Gregory House. Zapraszam. – W auli rozległy się oklaski. Greg poderwał się z krzesła i wyszedł na środek, aby uścisnąć dłoń dziekana. – Gratuluję, panu. Czeka pana wybitna kariera.
- Dziękuję. To dla mnie zaszczyt. Usłyszeć takie słowa właśnie od pana to...
- Nie, to zaszczyt dla mnie. Móc uczyć takich studentów.

* * *

- Cuddy! Cuddy!
- Część, House. Ty kujonie. – Zaśmiała się. – Gratuluję.
- Dzięki. Robimy w sobotę imprezę u mnie. Taką, wiesz, prawo i medycyna. Kto więcej wypije. Wpadniesz? Wszyscy stali bywalcy będą. Stacy jedzie w piątek do domu, więc w sobotę rano przywiezie jakieś smaczne, domowe wypieki. Więc jak?
- Wpadnę. Jasne. Dzięki za zaproszenie. Stacy jest święta, że daje radę cię wykarmić. – Oboje roześmiali się serdecznie.

* * *

- Chciałbym wpłacić kaucję za jednego mężczyznę. Policja zatrzymała go w barze studenckim dwie godziny temu. Miał czarne spodnie i żółtą koszulę. Nie znam jego nazwiska...
- Spokojnie. Wiem o kogo chodzi. Bójka przy automacie do muzyki?
- Tak. Właśnie.
- To będzie kosztowało pięćset dolców.
- Za niewinną bójkę?
- Przepisy. – Policjant wzruszył ramionami. – Może być czek.
- Dobra. Skoro to tyle kosztuje... – Greg wyciągnął z kieszeni pięćset dolarów i podał policjantowi. Usiadł na fotelu i czekał na nieznajomego mężczyznę, którego uwolnił z aresztu. W końcu nieznajomy wyszedł i rozejrzał się po małym korytarzu. – Cześć – rzucił Greg. – Jestem...
- Wiem kim jesteś. Wszyscy cię znają. Dlaczego?
- Jak się nazywasz?
- James Wilson. Dlaczego?
- Bo rodzice cię tak nazwali?
- Dlaczego wpłaciłeś kaucję? – uściślił przewracając oczami.
- Chcę się z kimś upić. A ty jesteś odpowiedni. Chodź.

* * *

- Stacy, wiesz, że są takie zwierzęta, które jak się spotkają to są ze sobą już cały czas?
- Tak? Możliwe. Nigdy sie tym nie interesowałam – odparła kobieta przerzucając stronę kolorowego czasopisma. – A na przykład?
- No... hmm... jętki.
- Jętki? – Kobieta skrzywiła się i spojrzała na House’a, który pokiwał gorliwie głową.
- Chciałbym, żebyś była dla mnie jak taka jętka.
- Romantyk jest z ciebie dość kiepski, ale doceniam, że się starasz. – Zaśmiała się i pocałowała go. – Mogę być twoją jętką.
- Ale może tak oficjalnie.
- Oficjalnie? Nie rozumiem.
- No bo... ja chciałem... wiesz... wyjdziesz... yhm...wyjdziesz za mnie? – Stacy zaśmiała się krótko i przyjrzała się Gregowi uważnie.
- Mówisz serio? – Mężczyzna przytaknął skinieniem głowy. – Zaskoczyłeś mnie. Ja... tak, wyjdę za ciebie. – Greg odetchnął z wyraźną ulgą i pocałował swoją narzeczoną. – A te jętki to tak serio są zawsze razem?
- Nie sądzę. Założyłem, że nie wiesz za dużo o życiu prywatnym jętek i je wykorzystałem. Choć może taka jętka jednodniówka nie zdąży się znudzić partnerem i obywa się bez rozwodów. A zresztą, gdy żyjesz tylko jeden dzień nie sposób załatwić papierów rozwodowych i tak dalej. Może one...

* * *

- House, przestań. House, to nie ma sensu. House. – Ktoś położył dłoń na jego ramieniu i próbował go powstrzymać.
- Jeszcze chwilę. – Mężczyzna zacisnął zęby i w wielkim skupieniu wykonywał masaż serca.
- House, to bez sensu. Ona nie żyje.
- Nie, ja... przecież ona nie może... zrobiłem... wiedziałem że ona...
- To nie jest twoja wina.
- Nie uratowałem jej – odparł bezbarwnie odsuwając się od łóżka pacjentki ani na chwilę nie odrywając oczu od jej nieruchomego ciała.
- Nie wszystkich możemy uratować.

* * *

- Nie odetniecie mi nogi! Nie pozwolę na to! – Greg zacisną dłoń na białej pościeli i zmrużył oczy z bólu. Syknął cicho. – Nie pozwolę!
- House, wiesz, że to najlepsze wyjście...
- Cuddy – Greg chwycił mocno dłoń kobiety i spojrzał jej prosto w oczy – ufam ci. Pozwolę na śpiączkę, bo inaczej ból mnie zabije. Nie pozwól jej zniszczyć mojego życia. Ja muszę mieć nogę! Nie pozwól, żeby Stacy...
- Nie pozwolę.

* * *

- Mam dość twoich humorów! Robię wszystko! Wszystko dla ciebie! Poświęcam każdą sekundę, żeby było tobie lepiej! Nie możesz mnie winić za swoją chorobę!
- Pozwoliłaś mi wyciąć miesień! Nie mogę normalnie chodzić! Skazałaś mnie na życie w pieprzonym bólu, którego nie umiesz sobie nawet wyobrazić! Nienawidzę cię za to! Nienawidzę!
- Chciałam, żebyś żył!
- Wolę umrzeć, niż tak żyć. Nie chcę naszego ślubu! Nie chcę ciebie, życia, niczego! – wykrzyknął i nastała długa cisza. Kobieta patrzyła mu prosto w oczy.
- Kiedyś zostaniesz zupełnie sam – wyznała szeptem. - Zobaczysz. Sam jak palec.

* * *

- Przepiszę panu Vicodin. Jest pan lekarzem, więc chyba nie muszę tłumaczyć zagrożeń. To silne leki...
- Wiem. Nie musi pan. Chcę tylko, żeby tak nie bolało.
- Po tym nie będzie.

* * *

- Wilson, potrzebuję więcej Vicodinu.
- Nie dam ci. Bierzesz tego za dużo. Przepiszę ci jakieś inne leki. Coś mniej inwazyjnego...
- Nic innego nie pomaga.
- Ale...
- James, proszę. Boli mnie – jęknął błagalnie i spojrzał na przyjaciela oczyma, które nie pozostawiały żadnych wątpliwości, co do prawdziwości jego słów.
- No, ale... Dobrze.

* * *

- House, nie możesz pracować jeśli zażywasz narkotyki! To nie dość, że okropnie niebezpieczne, to jeszcze nielegalne!
- Oj, Cuddy...
- Żadna Cuddy... albo pójdziesz na odwyk, albo cię zwolnię!
- Nie zrobisz tego. – Greg zatrzymał się i spojrzał kobiecie prosto w oczy. Lisa chciała coś powiedzieć, ale zapowietrzyła się jedynie i wybąkała w końcu:
- Nie. Nie zwolnię cię. Ale martwię się o ciebie. Bardzo. – Chciała już odejść, ale cofnęła się i dorzuciła: - Poradzisz sobie?
- Cały czas sobie radzę – odparł wzruszając ramionami i przełykając kolejną tabletkę.


Pozdrawiam
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Szpilka dnia Śro 21:14, 18 Kwi 2012, w całości zmieniany 17 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
noway_
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 05 Lut 2011
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:36, 18 Kwi 2011    Temat postu:

Szpilka powróciła ! Czekaj, czyli będzie po Twojemu, to znaczy, że znów nie będzie ani Happy endu, ani żałoby ? Tylko, że znów po środku, gdzie połowa ludzi Cię znienawidzi, a mniejsza połowa pokocha? (w tym ja )

Zachowanie i przeżywanie wszystkiego ze zdwojoną siłą, to chyba genetyczne u matek. o.O Tak, jakby nie wiedziały, że biedne dzieci to denerwuję, a w szczególności juniora House. Ojciec przypomina mi tyrana. Dobrze, że nie był jak ten Jack z `Lśnienia` , który wariuję, gdy dowiaduję się, że jego syn ma w dupie jego zdanie. Pewnie zamiast toporu, latałby po domu z armatą (zakładam, że wojsko posiada ? ), a na końcu ginie Mwha! Podoba mi się, jak rozwiązałaś sprawę z Stacy oraz Wilsonem. Niby krótko opisane, a mówi tak wiele. Poznałam cała historię, jak to było. Świetnie opisany pierwszy `upadek` House'a, jego powolne uzależnienie, martwienie się Cuddy i wszystko rewelacja .

No więc, życzę Weny, czasu, innego zakończenia , braku styczności z gramatyką polski, ha !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:04, 19 Kwi 2011    Temat postu: Re: Oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci [NZ 1/?]

ooo, zaczynasz fika! a to powód, żeby zaglądać do Huddy haha, chyba skróciłaś odrobinę te siedem stron prologu Chociaż to i tak dopiero pierwsza część... I niezły pomysł z takim podziałem tekstu na te malutkie części. Szybko się czyta, są krótkie, a wiadomo o co chodzi

Cytat:
Greg poderwał się z krzesła i wyszedł na środek, aby uścisnąć dłoń dziekana.
fajnie się ma, ja w sumie nie wiem jak mój dziekan wygląda xd

Cytat:
- Dlaczego wpłaciłeś kaucję? – uściślił przewracając oczami.
- Chcę się z kimś upić. A ty jesteś odpowiedni. Chodź.
ja znam inną wersję: House wpłacił kaucję za Wilsona, bo chciał się z nim przespać

Cytat:
- House, to bez sensu. Ona nie żyje.
myślałam, że uśmierciałaś Stacy tuż po tym jak jej się oświadczył... ale jednak nie

Cytat:
- Kiedyś zostaniesz zupełnie sam – wyznała szeptem. - Zobaczysz. Sam jak palec
a Wilson?!

weny na resztę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LissLady
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 30 Sty 2011
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: R-sko
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:41, 20 Kwi 2011    Temat postu:

Wow, takiego prologu jeszcze nigdy nie czytałam
Świetne to jest!
Błędów ci nie wykryje, kiepska w tym jestem.!
Poza tym zawsze oceniam całokształt, błędy zawsze można poprawić.
Dla mnie bomba!
Pisz szybko dalszy ciąg!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gorzata
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:15, 20 Kwi 2011    Temat postu:

Nie wiem, czy bardziej zaintrygował mnie tytuł, czy autor ficka. Bo tekstów ze ślubami było kilka, ale jednak nie tak często występuje on jako główny temat. Choć i tytuły są czasem mylące. Ale jak już zobaczyłam, czyj to fick, byłam pewna, że będzie świetny.
I się nie pomyliłam. Prolog jest cudowny. Wiele osób twierdzi, że prologi powinny być krótkie, ale ja właśnie lubię takie długie. Styl, w jakim go napisałaś nie jest codzienny, ale również mi się podoba. Dziwne jest fajne.
Ale tak w sumie to nie wiadomo, na czym się skupić. jak na razie wiemy trochę o wszystkim. Więc czekam na kolejną część i życzę Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
soffi
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 14 Sty 2011
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:43, 20 Kwi 2011    Temat postu:

szpilka , Szpilka !! , SZPILKUŚ

Ale cudownie, że znów napisałaś !!
Nazwa fika - baardzo intrygująca.. i jeśli zafundujesz nam dobry ślub Huddy to ja już jestem wniebowzięta, bo chociaż wiele osób twierdzi, że ślub do Housa nie pasuje to moim zdaniem pasuje i to bardzo dobrze! Tylko trzeba to dobrze rozegrać


Cieszę japkę na następne części i CZEEEEEEEEEEEEKAM !!!

Weny mistrzu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:18, 21 Kwi 2011    Temat postu:

Ok, ciocia samo zło powróciła i bierze się za komentowanie


Cytat:
- Będziecie razem szczęśliwi – zawyrokowała starsza kobieta z uśmiechającymi się oczami.



Jasneeee... a ja zostanę zębową wróżką, zgoda?


Cytat:
- Oj, przestań już. Poradzi sobie. – Ojciec Grega podszedł do niego i zmierzwił mu włosy krótkim ruchem ręki. – Powodzenia.
- Dzięki, tato!
- Coś ty zrobił?! Jest cały potargany.
- Tak jest o wiele lepiej. Prawda, Mały?



Oooo tatuś jeszcze jest miły, aż dziwne


Cytat:
- Ale, tato...
- Natychmiast!
- Nienawidzę cię! – krzyknął chłopiec i pobiegł w stronę swojego pokoju.



Biedny... ok mogło być jeszcze miło...


Cytat:
- Dość tego! Wynoś się do swojego pokoju i nie pokazuj mi się na oczy przez resztę pierdolonego życia, które spędzisz w tym domu.



I widzę, że przeklinamy... ostro


Cytat:
- Mamo, mamo! – Greg wbiegł do domu z rozradowaną miną i błyszczącymi z podniecenia oczami.
- Kochanie, co się stało?
- Dostałem się, rozumiesz? Dostałem się! Dostałem!



No i super Kro by się tam słuchał ojca


Cytat:
- Wpadnę. Jasne. Dzięki za zaproszenie. Stacy jest święta, że daje radę cię wykarmić. – Oboje roześmiali się serdecznie.



Nie wiem czemu, ale mi zawsze się podobało to połączenie Stacy i House


Cytat:
- Wiem kim jesteś. Wszyscy cię znają. Dlaczego?
- Jak się nazywasz?
- James Wilson. Dlaczego?



Oooo i mamy wujka samo dobro


Oświadczyny są najlepsze I jakie niezapomniane


Cytat:
- Nie uratowałem jej – odparł bezbarwnie odsuwając się od łóżka pacjentki ani na chwilę nie odrywając oczu od jej nieruchomego ciała.
- Nie wszystkich możemy uratować.



Pierwsza porażka? To musiało boleć...


Cytat:
- Nie odetniecie mi nogi! Nie pozwolę na to! – Greg zacisną dłoń na białej pościeli i zmrużył oczy z bólu. Syknął cicho. – Nie pozwolę!
- House, wiesz, że to najlepsze wyjście...
- Cuddy – Greg chwycił mocno dłoń kobiety i spojrzał jej prosto w oczy – ufam ci. Pozwolę na śpiączkę, bo inaczej ból mnie zabije. Nie pozwól jej zniszczyć mojego życia. Ja muszę mieć nogę! Nie pozwól, żeby Stacy...
- Nie pozwolę.



I nawet jest wzmianka o moim pierwszym oglądanym przeze mnie odcinku

Cytat:

- Kiedyś zostaniesz zupełnie sam – wyznała szeptem. - Zobaczysz. Sam jak palec.



Czemu mam wrażenie, że ona przepowiedziała mu przyszłość?


Cytat:
- Przepiszę panu Vicodin. Jest pan lekarzem, więc chyba nie muszę tłumaczyć zagrożeń. To silne leki...
- Wiem. Nie musi pan. Chcę tylko, żeby tak nie bolało.
- Po tym nie będzie.



Uuuu i nałogi Coraz bardziej mi się podoba


No i pięknie Pięknie zapowiadający się prolog A miał taki dobry początek, prawda? w sensie House... życiowy początek
Ślicznie kochana czekam na więcej Wena


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:09, 22 Kwi 2011    Temat postu:

Noway O ja, ktoś się cieszy na mój "widok" O.o Fajnie Haha, po mojemu to nie jest "ani w tą ani w tą". Ale raczej mi chodziło o to, że nie będzie to szczęśliwe opowiadanie bez problemów bo nie lubię tak pisać. Trochę za to przepraszam, bo większość lubi to czytać, ale nie moja wina Amerykanie wydają podobno najwięcej na wojsko ze wszystkich więc zapewne mają armaty, haha. Cieszę się, że Ci się podoba. Dziękuję Aaa, co do tego braku styczności z polską gramatyką to widzę kilka problemów, haha. Niestety pokątnie związałam z nią życie

Advantage O, cieszę się, że mogę być powodem by gdziekolwiek zaglądać Haha, nie, prolog nadal ma 7 stron, ale podzieliłam to na dwie części dlatego wydaje się krótsze. Hahaha, a ja widziałam mojego dziekana. W sumie oni wszyscy wyglądali tak samo i nie wiem, który z nich był dziekanem, więc... właściwie też nie wiem jak wygląda Taaa, każdy element życia House'a sprowadza się według Ciebie do spania z Wilsonem. To urocze Dziękuję ślicznie

LissLady Ciesze się, że Ci się spodobało Dziękuję

Gorzata U, miło, że już sobie wyrobiłaś opinię na mój temat, no ale nigdy nie wiadomo czy napiszę coś dobrze. Różnie bywa. Miło mi, że przeczytałaś i dziękuję

Soffi O, następna co się cieszy, że coś napisałam. Miło Pisanie o ślubie zostawię lepszym Cieszę się, że przeczytałaś. Dziekuję pięknie

Oluś Hahaha, możesz być wróżką. Kupię Ci różową sukieneczkę z falbankami i śliczne sweetaśne pantofelki. Tak, wiem, że jesteś mi wdzięczna i zawsze o czymś takim marzyłaś, ale nie dziękuj! Pamiętaj, przeklinanie jest fajne O, nie wiedziałam, że lubiłaś Stacy z Housem i że jako pierwszy oglądałaś ten odcinek (a może tak?). Ile się można dowiedzieć Tak, początki bywają fajne. Dla House'a wymyśliłam taki jako taki. Miło, że przeczytałaś, ale więcej niż prolog i tak nie możesz. Dziękuję

No więc, druga część prologu. Już ostatnia I wreszcie będzie to, co ma być. Liczę, że uda Wam się przez to przebrnąć. A, no i jedną z rozmów zjechałam z serialu, co wszyscy zauważą. Po prostu nie widzę tego w inny sposób


Prolog 2/2


- House! House, otwórz, albo odbierz telefon! – Wilson pukał głośno w drzwi. – House, słyszysz? Zaraz sam wejdę! Liczę do trzech... raz... dwa... House!... dwa i pół... trzy. Sam tego chciałeś. Wchodzę. – Mężczyzna przekręcił klucz w drzwiach przyjaciela i wszedł do środka. Rozejrzał się po pokoju, ale nigdzie nie dostrzegł Grega. – House? – W końcu go zobaczył. Leżał na wpół przytomny na łóżku. James podbiegł do niego, potrząsnął jego bezwładnym ciałem po czym sprawdził mu puls. – House, nic ci nie jest? Greg. – Odwrócił jego twarz tak, żeby spojrzeć mu w oczy. Gdy tylko je dostrzegł puścił brzeg koszuli przyjaciela i odsunął się kilka kroków w tył.
- James – wyjęczał House słabym głosem i uśmiechnął się głupkowato.
- Co ty wziąłeś?
- J-ja? N-nic. Prawie. – Zachichotał jak szaleniec i odwrócił głowę w bok, żeby zwymiotować.
- Jesteś żałosny – oznajmił James i z bólem wypisanym na twarzy wyszedł z mieszkania.

* * *

- Cuddy, nie wygłupiaj się. Może pójdziemy razem na kolację, czy coś?
- Kolację? Po tym wszystkim chcesz, żebym poszła z tobą na kolację? Popieprzyło cię i to do reszty. Wyjdź.
- No, ale przecież... pomogłaś mi. Byłaś wczoraj u mnie. Pomogłaś mi. Mam nawet... – House wyjął z kieszeni szminkę Lisy i wyciągnął dłoń, aby ją zaprezentować. Na dłoni leżało opakowanie Vicodinu. – Ale przecież... – Na twarzy mężczyzna zagościło przerażenie i zdziwienie. Cofnął się krok w tył. Pudełko z lekiem spadło na podłogę i odbiło się od dywanu z cichym trzaskiem.
- House, wszystko dobrze? – Kobieta podeszła do niego i spojrzała mu w oczy. – House? House! – Potrząsnęła nim lekko. W końcu spojrzał jej w oczy.
- Chyba potrzebuję pomocy.

* * *

- Pana pobyt u nas nie ma być karą. Sam pan tutaj przyjechał, poddał się leczeniu. Widzę, że czuje się pan lepiej.
- Dlatego chcę wrócić do domu.
- Dlatego musi pan tu zostać. Jeszcze trochę. Teraz nie dostanie pan z powrotem licencji lekarskiej. Za wcześnie na to.
- Ale...
- Jeszcze trochę.

* * *

- Wiedziałeś, że Cuddy spotyka się z tą wywłoką? – zapytał House wdzierając się do gabinetu Wilsona bez pukania.
- House! Mogłem mieć pacjenta!
- No i co z tego? – Greg wzruszył ramionami. – Wiedziałeś?
- Tak. Spotykają się od jakiegoś czasu.
- To coś poważnego?
- Chyba tak. Na to wygląda. – House poczuł w sercu irracjonalne ukłucie zazdrości.
- Nie pasuje do niej. To dzieciak!
- Zostaw ją. Nie skorzystałeś ze swojej szansy. Daj jej żyć.

* * *

- House, zostaw nas! Nie niszcz tego, co zbudowałam przez ten czas. Nie kocham cię, rozumiesz? Daj mi spokój. Biorę ślub, zaczynam nowe życie. Nie zepsujesz tego. Nie pozwolę ci.
- Ale...
- Zostaw nas!

* * *

- Skoczysz przez pokój i wyrwiesz mi je z ręki? – zapytał Cuddy patrząc raz na nią, a raz na białe tabletki leżące potulnie na jego brudnej dłoni.
- Nie. Od ciebie zależy czy znów zaczniesz brać.
- Dobra. – House machnął głową i wbił wzrok w małe pastylki, które mogły dać mu upragnione ukojenie. – Po co przyszłaś? Foreman cię przysłał?
- Nie.
- Znów na mnie nawrzeszczysz?
- Nie.
- Kończą mi się pomysły.
- Lucas...
- No świetnie. Znowu czujesz się→ niezręcznie? Pewnie wróciłaś właśnie z szybkiego ślubu w Vegas, albo jesteś już w ciąży.
- Rozstałam się z nim.
- Co?
- Jestem w impasie, House. Chcę iść do przodu, żyć dalej, ale nie mogę. Jestem w nowym domu z narzeczonym, a mogę myśleć tylko o tobie. Musze tylko wiedzieć czy możne nam się udać.
- Myślisz, że mogę pozbierać się do kupy?
- Nie wiem.
- Bo jestem najbardziej popieprzonym człowiekiem na świecie.
- Wiem. Kocham cię. Chciałabym, żeby tak nie było, ale nic na to nie poradzę.

* * *

- Rachel bardzo cię lubi. Przyzwyczaiła się do ciebie.
- Wiem. Też się do niej przyzwyczaiłem. Mimo, że bywa wkurzająca. Dziś wyłączyła mi mecz koszykówki i włączyła jakiś podejrzanie wyglądający program, w którym laski spotykały się ze zwierzętami w lesie, a niedźwiedzie chodziły CAŁY czas na tylnych łapach. Powinnaś coś z tym zrobić... To prawie patologiczny program.
- To bajka. – Cuddy zmierzyła go rozbawionym spojrzeniem. Do kuchni weszła mała dziewczynka i pociągnęła Grega za rękaw marynarki.
- Wujek! – zapiszczała chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. – Wujek!
- Co znowu?
- Chodź. Jest bajka. – Chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę salonu. – Ta, która ci się ostatnio podobała.
- Nie podobała mi się.
- Nie pozwoliłeś mi nawet zmienić programu na bajkę o księżniczce! Powiedziałeś, że miś jest fajny – wyznała oburzonym tonem. Cuddy spojrzała na niego zdziwionym wzrokiem.
- Podejrzany, a nie fajny. Tak samo jak Kopciuszek. Ona to dopiero była dziwaczna! Sprząta, haruje za innych i zawsze grzeczna, usłuchana, ułożona... to nie jest normalne. – Cuddy zaśmiała się.
- Wujku, dlaczego z nami nie zamieszkasz? – Nastała chwila ciszy.
- Właśnie, dlaczego, House?

* * *

- Co jest, maluchu? – House zmierzwił włosy dziewczynki, która siedziała na kanapie ze smutną miną.
- Nic – odburknęła nie odpędzając nawet jego dłoni ze swojej starannie ułożonej fryzury.
- Jak nic jak coś? – Uśmiechnął sie nieznacznie i opadł na kanapę obok Rachel.
- No bo... w poniedziałek nasi rodzice mają przyjść do szkoły, żeby obejrzeć nasze przedstawienie... no i na plastyce robiliśmy zaproszenia dla mamy i... taty. I dzieci śmiały się, że bez sensu robię zaproszenie dla taty skoro i tak nie mam komu go dać. – Po policzku dziewczynki spłynęła samotna łza, którą House starł jednym ruchem palca.
- Nie płacz – poprosił marszcząc czoło. – Nie lubię, gdy płaczesz. Zaproszenie dla taty możesz dać komukolwiek. Nie wiem... komuś kogo uważasz za tatę, albo chciałabyś żeby był twoim tatą.
- Przyjdziesz? – Rachel spojrzała na Grega z nadzieją i uśmiechem wymalowanym na ślicznej twarzyczce.
- Ja?
- Sam mówiłeś, że mam zaprosić kogoś do kogo chciałabym mówić „tato” i kto...
- Dobra, wiem.
- Więc przyjdziesz?
- Skoro prosisz – odparł House po dłuższej chwili i uśmiechnął się niemal niezauważalnie.

* * *

- I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci.
- Ja, Lisa Cuddy, biorę sobie ciebie, Gregory’ego House’a za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci.

* * *

- No dobra, koniec jęczenia dziewczyny. Który? Ten – położył zdjęcie na stole – czy ten? – Położył drugie zdjęcie i wbił w swoje towarzyszki pytające spojrzenie. – Nie wejdę do kolejnego domu. Daję wam wybór, żebyście nie marudziły. Który?
- Ten drugi – odparła Cuddy wpatrując się w zdjęcie z rozmarzeniem. - Jest jasny, przestronny, z dużym ogrodem...
- Jest dwa razy droższy od pierwszego, jest dużo przestrzeni do sprzątania...
- Przestań mnie zniechęcać!
- Mnie też podoba się bardziej ten drugi – wtrąciła się Rachel sadowiąc się wygodniej na wysokim krześle.
- No widzisz, nawet dziecko wie lepiej od ciebie. Bierzemy ten drugi.
- Heh... ja się zastrzelę!
- Ale najpierw kup ten dom. – Cuddy wychyliła się i cmoknęła swojego męża prosto w usta. – Później rób co chcesz.

* * *

- Gdzie postawić tę lampę? – House stał na środku na wpół pustego pokoju sprawiając wrażenie kompletnie zagubionego.
- Nie wiem. Na razie postaw ją gdziekolwiek. Później się nią zajmę. Panowie, kanapa tutaj – zwróciła się do mężczyzn wnoszących meble do ich nowego domu.
- Nie! – zaprotestował House. – Kanapa tam. Tu stoi mój fortepian.
- Fortepian będzie stał w holu... jeśli w ogóle.
- Nie! Kosztował majątek i jest dla mnie ważny. Będzie stał tutaj!
- Nie chcę fortepianu na środku salonu!
- Ale ja chcę. I nie stoi na środku.
- No to gdzie w końcu ta kanapa? To jest ciężkie – zaznaczył jeden z mężczyzn obserwujących całą sprzeczkę. Nastała chwila całkowitej ciszy.
- Tam. Tutaj postawimy fortepian – powiedziała Cuddy i wyszła z powrotem na zewnątrz.

* * *

- Gregory House? – Młody mężczyzna wyszedł na korytarz i spojrzał pytająco na Grega. Ten pomachał głową i wstał. – Zapraszam pana. – Weszli do środka i usiedli przy szerokim biurku.
- Jak to wygląda? – zapytał House bez zbędnych wstępów.
- Niezbyt ciekawie. – Mężczyzna skrzywił się nieznacznie. - Niestety.
- Ile to potrwa? Długo?
- Raczej standardowo. – Greg skinął głową i zacisnął palce prawej dłoni na lasce. – Wie pan, to...
- Do widzenia – House przerwał mu i wstał. – Odezwę się... kiedyś.
- Niedługo – poprosił mężczyzna również wstając.
- Może niedługo.


Pozdrawiam
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:09, 22 Kwi 2011    Temat postu:

Fajnie, że wcześniej nie wstawiłam komentarza.
Wiem, że nie jetem za bardzo kumata, ale z kim House rozmawiał w ostatniej części?
Cytat:
- Heh... ja się zastrzelę!
- Ale najpierw kup ten dom. – Cuddy wychyliła się i cmoknęła swojego męża prosto w usta. – Później rób co chcesz.

Cuddy jest brutalna! Pozwala się zabić naszemu House'owi? Nie ładnie, nie ładnie.
Fick strasznie ciekawy, czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam i życzę weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
noway_
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 05 Lut 2011
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:59, 22 Kwi 2011    Temat postu:

Powiem szczerze, że się cieszę i koniec z wyznawaniem moich uczuć, O. Bo niektórzy stwierdzą, że jestem za bardzo ckliwa . No i pomysł na opowiadanie w sam raz dla mnie . Mam nadzieję, że będzie duuuużooooo kłopotów . A to nie przypadkiem Rosjanie o.O? Dobra załóżmy, że ojciec Grega był szpiegiem, tak jak hm...Snape
Cudownie . Możesz pokażesz mi różne sposoby związania się z nią .

Co do drugiej części prologu powiem iż nie spodziewałam się, że to pójdzie aż tak szybko. Serio. Myślałam, że gdzieś w połowie House się hajtnie z Cuddy i wtedy będą problemy. A tu już zaczynają się na końcu. Właśnie co to za facet? Kochanek Cuddy? Facet Rachel? Lekarz Cuddy? Matka Cuddy przebrana za faceta, haha ? Intrygujące. Nie mogę doczekać się następnej części
Weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:08, 23 Kwi 2011    Temat postu:

Szpiluś!!!! Gdzieś Ty była, jak Cię nie było?! Ależ lisek ma radochę. Zajączek wen nawiedził Szpilkę, a ona nas
Co prawda to dopiero prolog i w sumie nie wiele jeszcze wiadomo, ale już jestem zachwycona. Bardzo fajnie mi się czytało, takie scenki z życia, podróż w czasie... bardzo ładnie wyszło. Styl pierwsza klasa, mistrzowski, nic dodać nic ująć. Tylko się zachwycać Masz niezwykłą lekkość pisania. Styl jest bardzo dojrzały, ale z tekstu bije świeżość. Widać, że pisanie sprawia Ci radość, choć nam pewnie większą (Twoje pisanie ) Jeszcze jedno, to, że bez pamięci kocham Twoje opisy nie jest już tajemnicą, ale tutaj zrozumiałam, że uwielbiam również Twoje dialogi (pomijając ten jeden ściągnięty z serialu ale jego też uwielbiam)
Ten zajączek nie mógł być lepszy, Huddy ślub i House i Rachel... nie wiem, ale uwiebiam o nich czytać, o ich relacjach, są takie... nie wiem, mają w sobie taką niezwykłość, ciepło. Lubię takiego House'a, szczęśliwego w tej swojej nieszczęśliwości.
Ale jak zwykle przy każdym Twoim tekście mam... tak obawy. Końcówka intrygująca. Już nie mogę się doczekać. I wiesz, nawet lubię te swoje obawy, sprawiają, że czytanie Twoich tekstów jest jeszcze ciekawsze Nigdy nie wiem, czym nas zaskoczysz, cóż, może któregoś dnia będzie to happy end ale w Twoich tekstach najbardziej liczy się historia, podróż... pasja pisania i to sprawia, że czytelnik kupi każde zakończenie.
Weny kochany Mistrzu
I cieszę się, że znów jesteś


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Sob 14:11, 23 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:55, 23 Kwi 2011    Temat postu:

Dzień dobry


Cytat:
Kupię Ci różową sukieneczkę z falbankami i śliczne sweetaśne pantofelki. Tak, wiem, że jesteś mi wdzięczna i zawsze o czymś takim marzyłaś, ale nie dziękuj!



Nie miałam tego nawet w planach I tak, pośmiejmy się mojej niekobiecości Dla wszystkich niewtajemniczonych... jestem kobietą, ale ubieram się jak chłopak Ok koniec pogrążania się


Cytat:
Miło, że przeczytałaś, ale więcej niż prolog i tak nie możesz.



Dzięki za info Przemyśle to


Cytat:
- J-ja? N-nic. Prawie. – Zachichotał jak szaleniec i odwrócił głowę w bok, żeby zwymiotować.
- Jesteś żałosny – oznajmił James i z bólem wypisanym na twarzy wyszedł z mieszkania.



Pfff też mi coś Facet ma problemy, a on go wyzywa... Wilson, wstyd mi za ciebie


Cytat:
- Chyba potrzebuję pomocy.



No, lepiej późno niż później... to znaczy... wcale


Cytat:
- Dlatego musi pan tu zostać. Jeszcze trochę. Teraz nie dostanie pan z powrotem licencji lekarskiej. Za wcześnie na to.
- Ale...
- Jeszcze trochę.



Ale z niego zgred... W sensie Nolana czy jak mu tam było

Cytat:

- Wiedziałeś, że Cuddy spotyka się z tą wywłoką? – zapytał House wdzierając się do gabinetu Wilsona bez pukania.



To mało powiedziane Ale spoko nawróci się


Cytat:
- House, zostaw nas! Nie niszcz tego, co zbudowałam przez ten czas. Nie kocham cię, rozumiesz? Daj mi spokój. Biorę ślub, zaczynam nowe życie. Nie zepsujesz tego. Nie pozwolę ci.
- Ale...
- Zostaw nas!



Boże jakie marzenia Takie nierealne trochę


Ten kawałek nie wymaga mojego durnego komentarza



Cytat:
- Rachel bardzo cię lubi. Przyzwyczaiła się do ciebie.



A kto go nie lubi?


Cytat:
- Wiem. Też się do niej przyzwyczaiłem. Mimo, że bywa wkurzająca. Dziś wyłączyła mi mecz koszykówki i włączyła jakiś podejrzanie wyglądający program, w którym laski spotykały się ze zwierzętami w lesie, a niedźwiedzie chodziły CAŁY czas na tylnych łapach. Powinnaś coś z tym zrobić... To prawie patologiczny program.



Tak! Albo patologia w tych amerykańskich bajkach, albo taka edukacja, że 3 letnia dziewczynka mówi w 3 językach No... jak przyjechała do polski to próbuje i polskiego Przerąbane, bo pojechali z nią na święta do Czech Będzie 5 języków Boże... i ona ma 3 latka Nie, nie Rachel


Cytat:
- Wujku, dlaczego z nami nie zamieszkasz? – Nastała chwila ciszy.
- Właśnie, dlaczego, House?



Uuuu jakie kroki


House, spisałeś się


Cytat:
- I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci.
- Ja, Lisa Cuddy, biorę sobie ciebie, Gregory’ego House’a za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci.



Jacyś nienormalni A później rozwody Lepsze partnerskie związki


Cytat:
- Heh... ja się zastrzelę!
- Ale najpierw kup ten dom. – Cuddy wychyliła się i cmoknęła swojego męża prosto w usta. – Później rób co chcesz.



Materialistka I czemu on? Ona jako dziekan medycyny zarabia więcej


I pierwsza poważna kłótnia o fortepian


Ha! I fragment przez który zżera mnie ciekawość Już nie mam nerki


Kochana super Ja chce więcej Wena


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez OLA336 dnia Sob 16:00, 23 Kwi 2011, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:01, 23 Kwi 2011    Temat postu:

Oczywiście, że każdy element życia House'a sprowadza się do spania z Wilsonem A niby dlaczego mają tak blisko gabinety i sekretne przejście przez balkony? I dlaczego House ma w gabinecie rolety, a Wilson kanapę? To świadczy tylko o jednym
Zresztą wszędzie można zobaczyć Hilsona, trzeba tylko odpowiednio patrzeć A czasami wręcz samo się nasuwa
oo, prolog ma razem te 7 stron? A wygląda na o wiele mniej, pewnie przez te takie krótkie fragmenty. A dalej już będzie zwykły tekst?

Cytat:
Dziś wyłączyła mi mecz koszykówki i włączyła jakiś podejrzanie wyglądający program, w którym laski spotykały się ze zwierzętami w lesie, a niedźwiedzie chodziły CAŁY czas na tylnych łapach.
jak już chodziły na tylnych łapach, to może jeszcze podchodziły do tych lasek od tyłu? Chociaż nie, wtedy House nie narzekałby na tę bajkę

Cytat:
- Ale najpierw kup ten dom. – Cuddy wychyliła się i cmoknęła swojego męża prosto w usta. – Później rób co chcesz.
później... odwiedź Wilsona?

Aaaa ostatni fragment, co to? Strzelam, że rozwód Tylko, żeby nie bylo, że Ci podpowiadam fabułę Powiem Ci, ze czuję się zaciekawiona cóż się dalej stanie.

weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
soffi
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 14 Sty 2011
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:49, 23 Kwi 2011    Temat postu:

Jeżeli advantage ma racje, bo mi też taki pomysł na ostatni fragment przyszedł to przepraszam cię Szpilko, ale już cie nie lubie.


hahah żarcik kosmonałcik


A tak na serio.. Mówiłam już, że uwielbiam to co piszesz? Tak? To napiszę jeszcze raz. UWIELBIAM TO CO PISZESZ!
Czekam z niecierpliwością na następną część A raczej na pierwszą część bo to był dopiero prolog.

BUZIAK I WIELKIEGO WENA NA ZAJĄCZKA


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:28, 26 Kwi 2011    Temat postu:

Malinowa_Rozkosz Ooo, ale tu o to chodzi z kim House rozmawia w ostatniej części To jest nasz temat. Więc nie powiem, haha. Dzięki wielkie i cieszę się, że się podoba

Noway Haha, ok, ojciec Grega mógł być szpiegiem Miło, że przeczytałaś. Tak, najpierw ślub później sielanka a na końcu problemy są ok, ale ja i opis sielanki? Nieee Najlepiej od razu problemy I jeśli zakończenie jest choć trochę nieprzewidywalne to jestem zachwycona! Dziękuję pięknie

Lisek Jak mnie nie było to byłam w miejscu, w którym nie było Ciebie haha. I strasznie mi miło, że sprawiłam Ci choć odrobinę radości. Cieszę się, że Ci sie podoba, choć jak zwykle mnie przeceniasz. Ja lubię pisać o relacjach House'a z Rachel. Często zapomina mi się o Cuddy bo o niej znów nie lubię pisać. I tak, nie wiem co tu robię w takim razie Wolałabym, żebyś nie musiała sie niczego obawiać czytając to co napiszę, no ale mówi się trudno;) Happy end? No, może kiedyś mi coś odwali Kto tam wie. A ja cieszę się, że jesteś tu i czytasz! Dziękuję

Oluś Nie chciałaś dziękować? Ty niewdzięczny dzieciaku! Już ja Cię w końcu nauczę dziękować za te dobre rzeczy, które dla Ciebie robię. Sukienkę wyślę jutro I wcale się z Ciebie nie śmieję Yhm, myślisz, że Wilson powinien zawsze zostawiać z naćpanym Housem? Może. Ja chciałam tylko pokazać, że Greg staczając się zaczynał zawodzić nawet tych dla siebie najważniejszych i że nawet oni miewali go dość. Haha, i Mała jeszcze jest w Czechach? Ok, to załapie sie chociaż na język numer 5... Czuję się przy niej głupia. Może je zapomni Ok, zanotuję, ze wolisz partnerski związek niż ślub, haha. Mam nadzieję, że masz większość narządów bo przyjdzie Ci zastanawiać się dalej;p Dziękuję!

Advantage Haha, ok, pooglądam i przeanalizuję gdzie można dostrzec tego Hilsona. Te gabinety i przejście balkonami jest mocnym argumentem No, prolog ma nawet więcej niż 7 stron. 7 i trochę. Ale faktycznie tytuaj nie jest to tak oczorzutne. W Wordzie mnie to dobijało haha. I tak, dalej już jest normalny tekst. Przynajmniej na obecną chwilę. Cieszę się, że czujesz się zaciekawiona. W końcu o to chodzi. Dziękuję

Soffi Ok, ja już się godzę z tym, że nikt nie będzie mnie tu niedługo lubił przez te moje tematyki Dziękuję Ci bardzo


Rozdział 1


Siedziałem na kanapie w swoim mieszkaniu i nie miałem najmniejszego zamiaru kiedykolwiek z niej wstać. Było mi na niej dobrze. Czułem jakby otulała mnie swoimi miękkimi poduszkami w pocieszającym geście i nuciła do mojego ucha słodką, a może nawet kojącą, kołysankę. Przymknąłem na chwilę powieki w nadziei na upragniony sen.
- Śpij, House – wyszeptała. – Śpij. Co innego ci jeszcze zostało? Zamknij oczy. Śpij. Śpij, Greg.

Uniosłem do ust szklaneczkę wypełnioną najdroższą whisky jaką mieli w sklepie. Nie lubiłem upijać się byle czym. To było takie poniżające. Takie nie dla mnie. Nie na moim poziomie. Nie miało w sobie tego czegoś czego szukałem. To było takie dla nich, ale nie dla mnie. Czułem jak alkohol rozlewa się po moim języku, nawilża suche gardło, drażni przełyk. Zaczynał szumieć w głowie. Delikatnie, wręcz przyjemnie. Dawał zapomnienie.
- Potrzebujesz zapomnienia, House – zanuciła poduszka swoim kojącym szeptem. – Pij. Co innego ci jeszcze zostało? Napełnij tę szklaneczkę jeszcze raz. Pij. Pij, Greg.

Powinienem być gdzieś indziej. Wiem, że powinienem, ale nie mogę. Nie dziś. Nie teraz. Może za jakiś czas. Gdy przestanie tak bardzo boleć w środku. Zdaję sobie sprawę, że będę miał przesrane. Oberwie mi się za tę nieobecność. I to pewnie ostro. Będzie jazda na maksa. Ale naprawdę dziś nie mogę. Każdy dzień, ale nie ten. Mam swój powód. Ważny powód. Nie chcę jej powiedzieć jaki. Mógłbym to zrobić. Jasne, że bym mógł, ale nie chcę. One nie mogą cierpieć przeze mnie. Nie powiem i dlatego będę miał przerąbane przez długi czas. Jak to jest, że robię to dla nich, ale i tak będzie źle? To niesprawiedliwe. Może powiedzieć?
- Będziesz przez to cierpiał, House. Bardzo cierpiał.
- I tak będę – odpowiedziałem, mrużąc oczy i przełykając kolejny łyk alkoholu.
- Gdzie jest Wilson? Potrzebujesz go jak jeszcze nigdy dotąd.
- Wcale nie!
- Jestem twoją podświadomością, Greg. – Głos zaśmiał się serdecznie. – Mnie nie oszukasz. Zadzwoń do niego. Powiedz mu.
- Chodźmy spać. Pić i spać. Pozwól mi zasnąć. Pozwól zapomnieć.
- Nie zaśniesz, House. Już nigdy nie będziesz spał tak, jak niegdyś. Będę cały czas przy tobie. Będziesz odczuwał strach. Każdego dnia. O to, że ona się dowie. O to, że dasz to po sobie poznać. Będziesz się bał przyszłości. Ale ja będę przy tobie. Z tobą. Pomogę ci. Będę szeptać do twojego ucha słodkie kołysanki, ale nie zaśniesz. Nigdy nie będziesz spał tak naprawdę.
- Zapomnienie – poprosiłem, opadając niżej w poduszki i wtulając w nie głowę.
- Nie. To za dużo. Mogę dać ci tylko zamroczenie umysłu. Dlatego pij, House.
- Nie powinienem – stwierdziłem odstawiając na bok szklaneczkę i popijając prosto z butelki.
- To prawda. Ale to nic. Jesteś już pijany?
- Nie. Nie mogę sie upić. Jestem lekko wstawiony, ale nie pijany. Minęłoby mi w ciągu godziny gdybym przestał pić. Mam przestać?
- Nie przestawaj.
- Która godzina? Bardzo nawalam czy dopiero później wszystko spieprzę?
- Jest po drugiej po południu.
- To dlaczego jest tak ciemno?
- Zasłoniliśmy okna żaluzjami. Chcieliśmy nocy. Pamiętasz?
- Chcę dnia.
- Nie chcesz. Chcesz zapomnienia, ale go nie dostajesz. Chcesz nie pić, ale pijesz. Chcesz iść do nich, ale zostajesz tutaj. Chcesz Wilsona, ale do niego nie dzwonisz. Jesteś dziwny.
- Mam cię dość.
- Masz dość samego siebie? To raczej źle.
- W sumie fatalnie, ale idź – jęknąłem żałośnie znów popijając alkohol i przymykając oczy.
- Dobra, znikam. Nie zapomnisz, House.
- Bawi cię to? – zapytałem, ale odpowiedziała mi cisza. – Poszłaś sobie? – Znów cisza. – To dobrze. Spierdalaj. – Odstawiłem butelkę na bok. Leżałem. Nie wiem ile. Długo. Bardzo długo. Zasypiałem, koszmar budził mnie ze snu, leżałem, znów zasypiałem, znów się budziłem. Czy ona coś wspominała o moim śnie? Obserwowałem sufit mojego starego mieszkania. Taki to ma życie! Zero problemów. Po prostu jest. Gdy zaczyna się starzeć to go odmaluję i znów jest jak nowy. Kilka ruchów pędzlem i znika cała jego historia. Pusta tablica. Można dodawać nowe wspomnienia. Szkoda, że nie jestem sufitem. Odmalowałbym się pierwszą lepszą farbą. Choćby taką z przeceny.

Podniosłem głowę z poduszek i zerknąłem na zegarek stojący obok starego telewizora. Było kilka minut przed czwartą po południu. Godzina umierania. Za chwilę zadzwoni telefon. Bankowo. Doliczę do dziesięciu i zadzwoni. Mogę się o to założyć. Dziesięć. Właściwie to nie wiem jaki jest sens w tym wszystkim. Nie chcę do nich iść. Kocham je tak na swój sposób, ale wolę być tutaj. Dziewięć. Serio, wolę być sam. Tak będzie lepiej dla wszystkich. I dla mnie. I dla nich. I dla innych. Dla sąsiadów, pani ze sklepiku znajdującego się nieopodal naszego domu i tej starszej damy chodzącej ostentacyjnie ze swoim małym pieskiem na długie spacery codziennie rano i wieczorem. Osiem. W sumie to dziwna kobieta. Chyba jest sama. Mieszka na końcu ulicy. Od lat nie widziałam jej w niczyim towarzystwie. No, tylko tego psa. Choć to jest tak małe i hałaśliwe, że trudno nazwać to psem. Raczej jakimś dużym szczurem. Siedem. I tak chodzi codziennie obwieszona biżuterią. Zimą ubiera drogie futra sięgające samej ziemi a latem długie suknie. Nigdy nie widziałem więcej niż kostki jej nóg. I dobrze. Jest stara. Żaden przyjemny widok by to nie był. Tak tylko mówię, że nie widziałem nic więcej. Sześć. Rachel chciała takiego pieska. Chyba nadal go chce. Tragedia. Nie zgodziłem się. Skończyłbym tak jak ta kobieta. Sam i z tym psem, z którym chodziłbym na spacery, bo młodej dziewczynie nie chciałoby się pewnie tego robić. Głupi nie jestem i wrobić się nie dam. Pięć. Powinienem z nią teraz być. Przy nich. Heh, gdybym tylko mógł. Cztery. Ssss... eee, ale boli mnie noga. Jakby ktoś naciął mi skórę i powsadzał pod nią żarzący się węgiel. Ból pali mnie od środka. Gdyby choć przez moment tak cholernie nie bolało to byłbym szczęśliwszy. Tylko na momencik. Trzy. Patrzyliście kiedyś na wskazówki zegara? Na to jak wolno się przesuwają, gdy się je obserwuje? Dziwne, ale gdy się na nie nawet nie spogląda to kręcą się o wiele szybciej. Spryciule. Dwa. A jak zadzwoni to powinienem odebrać czy raczej nie? I co powiedzieć? Że niby gdzie jestem? Co robię? Nie mogę powiedzieć, że leżę na kanapie w mieszkaniu, którego uparłem sie nie sprzedawać i próbuję upić się możliwie jak najszybciej. Zabiłaby mnie, gdybym tak powiedział. Jeden. Kurcze... robi się nerwowo. Co ja jej powiem? Może, że byłem za miastem w domu pacjenta, skończyła mi się benzyna i idę pieszo na stację? Dobra, wiem, że to kiepskie... Heh, raz kozie śmierć. Zero. Zabijaj, morduj, krzycz i mów, że nie kochasz!

- Nie dzwonisz? – wychrypiałem zdziwiony i podniosłem się do pozycji siedzącej. Spojrzałem na drugi zegarek, później podświetliłem ekran komórki. Nic. Godzina odpowiednia. – Dlaczego? – Wiem, byłem głupi. Chciałem, żeby nie zadzwoniła a po chwili ubolewam, że tego nie zrobiła. No ale powinna. Przecież nawalałem. Gdzie afera na pół ulicy? Gdzie propozycja nocy spędzonej na kanapie? Gdzie ciche „zawiodłeś mnie”? Czy przestało jej zależeć? Bo chyba dopiero, gdy przestaje nam zależeć możemy przestać dzwonić, pytać i odczuwać coś takiego jak zawód. Nieraz chciałbym znaleźć się w jej głowie i odczuć to, co ona czuje. Wtedy wszystko bym wiedział. A tak? Domysły, przypuszczenia, wierzenie na słowo. Ja wierzę, a ona nawet nie dzwoni. Osunąłem się z powrotem na ubite od mojego ciężaru poduszki i jęknąłem cicho. – Pieprzona noga – pomyślałem i potarłem udo prawą dłonią. Szczerze mówiąc nie pomogło mi to ani trochę. Znów spojrzałem na zegarek. Było dwanaście minut po czwartej. Włączyłem telewizor. Jakość odbioru nie była powalająco dobra, ale szło oglądać. Nie znalazłem nic ciekawego. Na pierwszym kanale leciała jakaś telenowela, w której główny bohater przemawiał do zebranej w szpitalnej sali rodziny. Chyba umierał. Łzawe i nudne. Na kanale drugim facet w kominiarce mordował zgrabną brunetkę. Na trójce zdecydowanie brzydka blondynka (która najwyraźniej zasnęła w solarium) próbowała wcisnąć widzom dwa tysiące za prawidłowe rozwiązanie krzyżówki. Na czwórce trójka ludzi (z kiepskim dubbingiem) chciała sprzedać wyjątkowej jakości szczotkę, która wyczyści wszystko. Na piątce młodzieniec o czarnych oczach wyznawał dozgonną miłość swojej wybrance. Na szóstce grupa spoconych facetów grała w football. Na siódemce kobieta w jasnym żakiecie i urzędowo spiętych włosach informowała o aferach politycznych w północnej Kalifornii. Na ósemce pokazywali jak pewien pokaźny i wyraźnie zadowolony z siebie wąż wcinał jakąś mysz. Na tym się zatrzymałem. Właściwie to powiem wam, że ten wąż miał ciężkie życie. Nie tak ciężkie jak zwierzaki, które zostawały przez niego pożarte, no ale ciężko miał. Nie mógł skoczyć do supermarketu tylko szukał tych myszy czy czegoś całymi dniami. Biedak. Gdy rozmyślałem nad przygarnięciem go do siebie i kupowaniem mu od czasu do czasu dwóch tłustych myszek, zadzwonił telefon. Wzdrygnąłem się mimowolnie, bo dzwonek brutalnie skaleczył ciszę zakłócaną jedynie przez kojący głos gościa od węży. Podniosłem się leniwie, przetarłem dłonią zmęczone oczy i chwyciłem w dłoń komórkę. Skupiłem zmęczony wzrok na wyświetlaczu, który w tym memencie wydawał mi się stanowczo zbyt mały. „Cuddy dzwoni” informował dumnie uparcie dzwoniąc. Dziwne. Cuddy już od niemal trzech lat nie nazywała się Cuddy, ale tak jakoś... Sentyment, wspomnienia, bo tak było od zawsze? Nie wiem. Ona do końca życia będzie dla mnie Cuddy. I dla Wilsona. I dla wszystkich w szpitalu. Zmieniła się tabliczka na drzwiach jej gabinetu, ale chyba nikt nie przestał zwracać się do niej per Cuddy. Lisa jest panią House tylko dla nowych bywalców szpitala i tak już pewnie zostanie na zawsze. Nadusiłem przycisk „Odbierz” i przyłożyłem urządzenie do ucha. Przez moment milczałem aż w końcu zapytałem cicho:

- Słucham? – Mój głos wydał mi się bardzo odległy i taki jakby niestosowny do sytuacji. Obejrzałem się za siebie jakby spodziewając się zobaczyć właściciela głosu, który usłyszałem, ale byłem sam.
- Greg, gdzie ty u diabła jesteś? Wszyscy na ciebie czekamy. Stało się coś? Co robisz? Kiedy będziesz? Pomału przestaje mi wychodzić uśmiechanie się i opowiadanie o tym, co ci tak ważnego wypadło, że się spóźniasz.
- Aaa, to ty. Cześć. – Postanowiłem zgrywać głupka w nadziei, że zapomni po co do mnie dzwoniła. No co? Tonący brzytwy się chwyta. Nawet jeśli brzytwa go tylko potnie, a on sam nadal będzie się topił.
- No ja, a niby kto? Spodziewałeś się kogoś innego?
- Nie, coś ty. Tęskniłem.
- Dobrze się czujesz? – No jasne! Człowiek raz powie coś miłego a od razu nabierają podejrzeń. To nie do wytrzymania!
- Jasne – mruknąłem cicho i podrapałem się za lewym uchem.
- Dziwny jakiś jesteś. Kiedy wrócisz do domu? – Nastała długa chwila krępującej ciszy. – House, jesteś tam jeszcze? Słyszysz mnie?
- Jestem.
- No więc? – Znów cisza. Jak myślicie, ona jest dobra odpowiedzią? – Nie, nie zrobisz tego. Rozumiesz? Nie pozwolę ci na to!
- Cuddy...
- Nie! Nie chcę tego słuchać! Gdzie ty u diabła jesteś? – Była zła. Rozżalona. Smutna. Nawet trochę mnie zabolało, że to z mojego powodu.
- W domu – powiedziałem po kilku sekundach możliwie jak najciszej.
- W domu? – Teraz była... heh... teraz to chyba ją coś zabolało w sercu. – Tutaj jest twój dom. Przyjedź tutaj natychmiast, albo nie chcę oglądać cię więcej na oczy.
- Nie mów tak. Wiesz, że to nie prawda.
- Zdziwiłbyś się. Nie pozwolę, żebyś krzywdził moje dziecko. Jesteś podły. Jak możesz jej to robić? Ona siedzi w oknie i czeka na ciebie! Co mam jej niby powiedzieć? Że postanowiłeś mieć ją w nosie? Że dziś akurat jest dzień „Ja, wielki Greg, muszę pobyć sam”?
- To jest także moje dziecko – warknąłem teraz już zirytowany. Ona była też moja. Dlaczego mi ją odbiera? Nie może. Nie ma prawa. Nie pozwolę. Ona jest też moja. To nasze dziecko. Nie jej.
- Nie jesteś jej ojcem!
- Taki sam ze mnie ojciec dla niej, jak z ciebie matka – odgryzłem się i zacząłem tego żałować, gdy byłem w połowie wypowiadania tego zdania. To było podłe. Wiem, że tak. Jak to jest, że ludzie stają się dla siebie tak bezwzględni kiedy o coś walczą? Zresztą po co my walczymy? Jesteśmy razem i ona jest z nami. I tak będzie. Aż do śmierci. – Przepraszam – mruknąłem przygryzając dolną wargę. – Nie powinienem mówić takich rzeczy.
- Jeśli tu dziś nie przyjedziesz... teraz, zaraz... to... wyniesiesz się na pewien czas do swojego mieszkania. Kocham cię i nie chcę tego robić, ale to zrobię. Rozumiesz?
- Rozumiem.
- Zastanów się, co jest dla ciebie najważniejsze. Tylko szybko. Masz mało czasu.
- Wiem, że mało.
- Błagam cię, przyjedź. – Miała zachrypnięty głos. Wyczuwałem, że powstrzymywała się od płaczu. Kochała mnie. Wiem, że tak było, ale miłość do mnie nie powstrzymałaby jej od spakowania moich walizek. – Nie zapytam gdzie byłeś cały ten czas, co robiłeś, z kim, po co, dlaczego. Obiecuję, że nie. Tylko przyjedź.
- A później?
- Będziemy się kochać i pójdziemy spać. A rano wstaniemy i wyjedziemy razem do pracy.
- Aaaa – wymamrotałem, bo nic ciekawszego nie przyszło mi do głowy.
- Pamiętaj, że cię kocham – powiedziała i rozłączyła się. Teraz słyszałem tylko ciszę w telefonie i spokojny głos gościa od węża, którego już nie chciałem przygarnąć. Częste oglądanie węża pożerającego myszy byłoby niepedagogiczne dla Rachel. Chyba kupię jej tego psa.

Potarłem dłonią zmęczone oczy i wstałem. Gdy stanąłem zakręciło mi się lekko w głowie. Tak to jest, gdy leży się przez tyle godzin z głową wtuloną w miękkie poduszki. Postałem chwilę. Pomrugałem, znów potarłem oczy, westchnąłem i założyłem przerzuconą przez oparcie krzesła marynarkę. Jak trzeba to trzeba. Zerknąłem na butelkę z niedokończoną whisky. Patrzyłem na nią dłuższą chwilę, aż w końcu wyłączyłem telewizor z przeświadczeniem, że nigdy w życiu nie kupię sobie węża, ani nawet myszy, które mógłby zjadać. Chwyciłem kluczyki od motoru, wcisnąłem brązową kopertę pod kurtkę i wyszedłem z domu.

Była wiosna. Pęd chłodnego powietrza drażnił moją szyję i uderzał w szybkę od kasku. Kochałem to. Wtedy czułem się wolny, spełniony i szczęśliwy. Nic mnie nie ograniczało, nic mi nie wadziło. Byłem tylko ja i ta ekstremalna szybkość. Adrenalina i ekscytacja. Nie było niczego więcej. Gdyby spytano mnie, co chciałbym zrobić w ostatnim dniu życia to powiedziałbym miedzy innymi, że pojeździć na motorze. I jeszcze poczuć chłód klawiszy od fortepianu na opuszkach palców. Może jeszcze powkurzać Rachel, kochać się z Cuddy i zadrwić z Wilsona. Skręciłem ostro w lewo. Uwielbiałem, gdy motor przechylał się w bok sprawiając wrażenie, że zaraz się przewróci. Heh, i znów ten dreszcze adrenaliny... przewróci się, czy może nie? Oczywiście nigdy się nie przewracał. Wiem, powinienem w takim razie zapomnieć w tej sytuacji o adrenalinie, ale to było silniejsze ode mnie. Zatrzymałem się pod naszym domem, zdjąłem z głowy kask, przygładziłem dłonią niechlujnie ułożone włosy i ruszyłem w stronę drzwi. Wszedłem do środka cicho i niepostrzeżenie. Gdy wieszałem płaszcz, do przedpokoju weszła Lisa. Nie zauważyła mnie i chciała przejść do kuchni.

- Cześć – mruknąłem pragnąc zaznaczyć swoje przybycie. Uśmiechnąłem się lekko. Cuddy spojrzała na mnie, a jej oczy zabłyszczały z radości.
- Cześć – odpowiedziała i podeszła do mnie leniwym krokiem. Chwyciła mnie za brzeg marynarki uśmiechając się słodko. Wspięła się na palce i pocałowała mnie czule. Chciałem przedłużyć pocałunek, ale odsunęła się. – Cieszę się, że jesteś. Ona czeka na ciebie. Wszyscy czekają. Masz prezent?
- Wiesz... – Podrapałem się po głowie.
- Greg. – Skrzywiła się a w jej oczach zagościła nuta zawodu. – Czy ty naprawdę choć raz nie możesz...
- Wiem – przerwałem jej. Staliśmy chwilę w milczeniu – Mogę jej kupić jutro szczeniaka? – zapytałem nagle spoglądając na nią pytająco. Jej oczy powiększyły się do rozmiarów małych spodków.
- Szczeniaczka? – powtórzyła tak, jakby chciała się upewnić, że się nie przesłyszała. Machnąłem potakująco głową. – Przecież ty nie cierpisz psów.
- Nie prawda.
- Jak to nie? Powtarzasz nam to od... yhm, co najmniej dwóch lat.
- Inaczej nie dałybyście mi spokoju.
- A twoje uczulenie na sierść psów?
- Wiesz... ja... – Znów podrapałem się po głowie. Niby co miałem im powiedzieć, żeby się wtedy odczepiły?
- Oszukiwałeś? – Próbowała być zła, ale stanowczo jej to nie wychodziło. Wydała mi się raczej rozbawiona.
- Pomyłka w testach alergicznych.
- Jasne...
- No to mogę? – Stanąłem na drugiej nodze i spojrzałem na nią wyczekująco.
- Możesz. – Machnąłem potakująco głową na znak, że zrozumiałem i ruszyłem w stronę salonu.


Pozdrawiam
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Szpilka dnia Pią 19:36, 29 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ilobeyou
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:29, 26 Kwi 2011    Temat postu:

Świetne to. ; )

Masz talent do pisania, Szpilko.; )

Czytałam już wszystkie Twoje ficki i muszę przyznać, że jako jedna z wielu przyciągnęłaś moją uwagę; )

Mam nadzieję, że to Ci chociaż odrobinę poprawi humor i wstawisz next part ; )

Papatki; D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:32, 26 Kwi 2011    Temat postu:

Jesteś wredna!
Ładnie, bardzo ładnie. Podobały mi się rozmowy House'a z jego podświadomością, bardzo oryginalne. Podświadomość miała rację, on jest dziwny, ale to dobrze! Dziwni ludzie ( w większości ) są świetni! W ogóle ta podświadomość jest zła! Namawia go do picia, nie ładnie . Podobał mi się także moment, gdy House zdecydował się na pojechanie do Cuddy, bo szczerze mówiąc, myślałam że jednak nie pojedzie, że będzie leżał na kanapie i pił Whisky, ale nie, jestem z niego baardzo dumna!
Ale wiesz co? Ja chcę wiedzieć kim był ten facet. Mnie możesz napisaaaać.
Dobrze, czekam na kolejną część i życzę weny!
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
soffi
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 14 Sty 2011
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:26, 26 Kwi 2011    Temat postu:

No i widzisz lubię cię ))


Część baaaaaardzo dobra, choć doskonale stać cię na coś dużo lepszego, ale to przecież dopiero początek. Co prawda nie mam bladego pojecia jak to rozegrasz, bo przecież zawsze są dwa schematy:
1. Jest dobrze ----> wali się ----> jest dobrze
albo
2. Jest dobrze -----> wali się ----> nadal jest źle

No albo jeszcze:
3. jest źle -----> jest jeszcze gorzej ----> jest dobrze
4. jest źle ----- jest lepiej -----> wszystko sie wali na zawsze

Hahah.. No, a kontynuując mój wywód, to nie wiem co będzie dalej. Już myślalam, że będzie pesymistycznie itd.. A ten jednak na urodziny Rachel przyjechał - Grzeczny House :>

Bardzo mi się podobało więc jak zawsze czekam na więcej..

Buziaków sto tysiące i abyś miała wena


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:49, 27 Kwi 2011    Temat postu:

Szpiluś
Oj tak, radochę mam za każdym razem, gdy przeczytam coś Twojego Twój styl oczarowuje. Znów czułam się jakbym była częścią opowiadania, siedziała sobie gdzieś z boku i słuchała House'a, który mówi specjalnie do mnie Nie wiem, takie mam wrażenie i bardzo mi się to podoba. Podoba mi się wszystko, ale ok, w tej części nie będę Cię zbytnio wychwalać, żebyś znów nie mówiła, że Cię przeceniam, bo tego nie robię, Mistrz to Mistrz i nie ma się o co spierać Długość idealna, liski lubią móc się zaczytać, choć gdybyś wydłużyła jeszcze odrobinę byłoby bardziej idealnie Jedno, co zauważyłam to Cuddy. Boże, Ty jej chyba serio nie lubisz O ile w Twoich tesktach House, WIlson i Rachel są boscy, to Cuddy wychodzi Ci trochę.... eee... dziwna. Ale pewnie się czepiam, w końcu nie wiemy co i jak, nadal! Jakie są okoliczności i w ogóle. Ale ostatnia rozmowa o testach alergicznych i szczeniaczku sprawiła, że nadal Cię kocham i nie zamiarzam się czepiać
Dodam tylko, że chcę więcej Jej, ile bym dała, by wiedzieć, co ten Twój genialny i pokrętny wen zamierza.
Buziaki i wena


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ilobeyou
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:39, 28 Kwi 2011    Temat postu:

Ale śmierć jest fajna.

JA najchętniej uśmierciłabym LUCASA od początku kiedy się w House'ie pojawił.

HAHAHA*śmiejąc się złowieszczo*^_^

Tylko nie lubię śmierci w wykonaniu House'a, Wilsona, czy też Cuddy...

To straszne.

BTW jest nieźle; D

I ja cię lubię za tytuł itp, itd; DDDD

WIem, że głupio piszę, ale mało kto jest w stanie mnie zrozumieć...

LIFE IS BRUTAL.
WANT VICODIN?
IT'S YUMMMMY; DD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:35, 01 Maj 2011    Temat postu:

Hilson jest wszędzie! oooo, wróciłaś do pierwszej osoby w narracji, dobrze. Mnie pasuje;)

Cytat:
Ona była też moja. Dlaczego mi ją odbiera? Nie może. Nie ma prawa. Nie pozwolę. Ona jest też moja. To nasze dziecko. Nie jej.
aaaach, waleczny Greg! A jaki słodki tatuś z niego

Cytat:
Może jeszcze powkurzać Rachel, kochać się z Cuddy i zadrwić z Wilsona.
albo: zadrwić z Rachel, powkurzać Cuddy i kochać się z Wilsonem

Cytat:
Wspięła się na palce i pocałowała mnie czule. Chciałem przedłużyć pocałunek, ale odsunęła się.
nie lubie tego, ja bym się od niego nie odsunęła xd

Haha i też nie wiem co zamierzasz dalej zrobić... No i dlaczego House się sam spił jak Rachel ma urodziny. Znaczy tak mi sie wydaje. Mógł chociaż zaprosić Wilsona I szczeniak na prezent? Też bym chciała

weeeny

(aaa, i wiesz, że zawsze jednak możesz wykorzystać ten pomysł o którym Ci kiedyś tam pisałam House miałby większe pole do popisu jako tatuś )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:05, 02 Maj 2011    Temat postu:

Ilobeyou O, dziękuję bardzo! Cieszę się, że przeczytałaś i Ci się spodobało. Jak wszytskie przeczytałaś to dzielna jesteś, haha;)Dziękuję

Malinowa Rozkosz Wredna? No ok... Fajnie, że znów Ci się spodobało. I podświadomość zwykle jest dość niegrzeczna;p Haha, tak, niby mogę Ci powiedzieć kim jest ten mężczyzna, ale nie wolno psuć sobie zabawy. Czekaj cierpliwie to się dowiesz;) Dziękuję ślicznie

Soffi Ooo, ja nie wiem czy stać mnie na coś lepszego No ale skoro tak mówisz, to ok. Niech będzie. Tak, schematów jest wiele i zastanawiam się, pod ktory to popiąć, ale jeszcze nie wymyśliłam, haha. Dziękuję bardzo

Lisek Ok, Ty nawet jak mnie nie przeceniasz to i tak mnie przeceniasz, haha. A co z Cuddy? Nie no, teraz miała być normalna! Heh, ona mi serio nie wychodzi. I dlatego jej nie lubię Cieszę się, że przeczytałaś i Ci się podobało (z wyjątkiem Cuddy haha). Dzięki wielkie

Advantage Tak, wreszcie pierwsza osoba w narracji. Ale muszę sie przyzwyczaić na nowo. Bo nieraz mi ucieka House;/ Ale się przestawię Haha, a Ty nadal z tym Hilsonem A ja nadal nie widzę ich razem w ten sposob, haha. Ale jako przyjaciele z pewnością razem wystąpią xD Dziękuję ślicznie


Naskrobałam to dalej. O dziwo. Szybko mi idzie, bo powinnam pisać coś innego. Zadziwia mnie fakt, że tak dobrze pisze mi się różne rzeczy w czasie, gdy mam robić coś poważniejszego A, no i jeszcze zadedykuję to Oli Jako pocieszenie na wszystko, podziękowanie za wszystko i życzenie powodzenia


Rozdział 2


Siedziałem na wygodnym krześle w moim gabinecie. Miałem słuchawki na uszach i zamknięte oczy. Było mi nawet dobrze. Zaśpiewałem cichutko refren wystukując palcami rytm. Za oknem świeciło wiosenne słońce. O dziwo nie padał deszcz i było wyjątkowo ciepło. Gdy jechałem z Lisą do pracy wielu ludzi kręciło się po ulicach i parkach. Heh, dospać nie potrafią. Ziewnąłem potężnie i poczułem, że ktoś nade mną stoi. Otworzyłem jedno oko i przyjrzałem się przybyszowi. Był dość wysoki, krótko ścięty, miał ciemne oczy i był czarny. Sprawiał wrażenie dość przerażającego.

- O, czarny lud do mnie przybył – powiedziałem złośliwie. – Czego chcesz dzikusie?
- Jestem Afroamerykaninem – odpowiedział Foreman przewracając oczami.
- Okej... – Udałem, że usilnie się nad czymś zastanawiałem. - Czego chcesz mój rasowy Afroamerykaninie? – Foreman znów przewrócił oczami, ale nie skomentował tego. Uroczy. Uwielbiałem go wkurzać tymi rasistowskimi żarcikami. Byłem prawie pewien, że i on je lubił.
- Test wypadł negatywnie.
- Nie powiem: „A nie mówiłem?”.
- To co teraz?
- Tomografia. – Mężczyzna skinął głową i chciał wyjść, ale zatrzymałem go. – A... i sprawdźcie mu jeszcze jelita i cały żołądek. No i powtórzcie badania krwi. – Foreman bez słowa wyszedł z gabinetu i ruszył w stronę windy. Wyłączyłem odtwarzacz muzyki i chwyciłem brązową kopertę. Wyjąłem wyniki badań. Zacząłem je przeglądać po raz setny, aż w końcu westchnąłem, wstałem i ruszyłem w stronę gabinetu Wilsona. Bez pukania otworzyłem drzwi. James siedział przy biurku. Wzdrygnął się lekko. Był sam. Nic nie mówiąc wpakowałem się do środka i usiadłem naprzeciw niego.
- Mogłem mieć pacjenta – zaczął Wilson. W jego głosie wyczułem politowanie i zirytowanie. No, różnie to w życiu bywa. Jedni witają się mówiąc „cześć”, inni mówią „dzień dobry”, niektórzy „witam”, „hej”, „siema”... yhm... Wilson zawsze mówił „Mogłem mieć pacjenta”. No cóż, bywa. Ja za to nieubłaganie odpowiadałem:
- No i co z tego? – Taka to już była ta nasza pokręcona przyjaźń. I tak go lubiłem. Oczywiście mu tego nigdy nie powiedziałem! No, co jak co, ale miałem w sobie jeszcze trochę godności. Nie stoczyłem się na samo dno. Na razie.
- Gdzie byłeś wczoraj? Lisa nieźle się gimnastykowała próbując cię wytłumaczyć.
- Kurcze, wiedziałem, że lepiej do ciebie nie przychodzić. – Przewróciłem oczami. – Musiałem załatwić coś osobistego.
- Co?
- Coś osobistego! – zaznaczyłem, wznosząc oczy w górę. Czy on serio był głuchy?
- Słyszałem, ale liczyłem, że mi powiesz.
- Zawsze byłeś kiepski z matmy. Rzucisz na to okiem? – spytałem, wskazując na brązową kopertę z wynikami.
- Jasne. A co to?
- Wyniki badań. Tomografia mózgu i rezonans. Badania krwi i takie tam. – Podałem mu kopertę. Z uśmiechem wyjął wyniki i przyglądał się zdjęciom. Skrzywił się lekko. – Po co mi to pokazujesz?
- Żeby zapytać o opinię? – zakpiłem. Czasem na prawdę trudno było mi z nim wytrzymać. Był tak mało domyślny, że bywało to aż wkurzające.
- Nie sądzę, żebyś jej potrzebował. Klasyka. Glejak wielopostaciowy. Yhm, czwarty stopień złośliwości. Rokowania fatalne. Jakieś cztery miesiące przy dobrym wietrze.
- Tak myślałem – stwierdziłem bezbarwnie.
- Kogo to?
- Pacjenta z przychodni – stwierdziłem krzywiąc się mimowolnie.
- Mam mu powiedzieć? – Wzruszyłem ramionami.
- Skoro cię to kręci.
- Nie, po prostu nikt nie powinien słyszeć czegoś takiego z twoich ust.
- Dzięki. Miły jak zawsze – syknąłem sarkastycznie.
- To co chcesz tak na serio?
- Nic. – Spojrzałem na okno. Kątem oka widziałem, że James się uśmiechnął.
- House?
- No nic. – Wstałem i już chciałem wyjść, ale odwróciłem się z powrotem w jego kierunku. – Nie wiesz może, gdzie można kupić szczeniaka? Takiego zdrowego, z papierami i tym wszystkim?
- Szczeniaka? – Przytaknąłem. Serio był głuchy! W tym wieku... Co to będzie na starość! – No, moja znajoma prowadzi taką hodowlę psów za miastem. Mogę dać ci jej numer to zadzwonisz i zapytasz czy ma tam jakieś szczeniaki i jak z nimi jest. Powołaj się na mnie – poprosił, gryzmoląc numer na kartce i podając mi go.
- Okej, dzięki.
- Nie ma sprawy. – Wycofałem się i gdy byłem już przy drzwiach odwróciłem głowę w jego stronę i powiedziałem:
- Ja mu powiem. Polecę mu, żeby przyszedł później do ciebie. – I wyszedłem nie czekając na jego reakcję. Zresztą, skoro był głuchy to pewnie i tak nie słyszał.

* * *

Stałem w gigantycznym korku na światłach od dwóch godzin. Pomału zaczynałem tracić cierpliwość. Choć nie, straciłem ją na samym początku. Teraz zaczynałem tracić kontrolę nad swoim niezadowoleniem. Nienawidziłem tego. Jakby ci wszyscy ludzie nie mogli odpoczywać w domach lub siedzieć w pracy. Nie, oni musieli jechać samochodem. I to akurat teraz. W tej samej chwili co ja. I niby z jakiego powodu Rachel nie może jeździć ze mną motorem? Przez głupie przepisy (to raz) i przez durnowate wymysły Cuddy (to dwa). Oni kompletnie nie myśleli logicznie. Gdybyśmy pojechali motorem to pewnie zaraz byśmy wracali do domu. Dziecko mogłoby odpocząć, pouczyć się, pobawić. A tak? Siedziało ze mną w samochodzie.

- Co robisz? – spytałem, opierając łokieć o drzwi i układając znudzoną głowę na dłoni. Znowu mnie bolała. Nie wyspałem się a teraz na dodatek ten długachny korek.
- Uczę się – odparła, wyraźnie dumna z siebie. Ile można się uczyć? Już od półtorej godziny przerzucała kartki w tych książkach i zeszytach. A mnie się nudziło.
- Czego?
- Angielskiego. Tylko to mi zostało i skończę. Nauczyłam się już lekcji, ale muszę jeszcze coś napisać.
- Napisać?
- Nooo.
- Mama mówi, że mam ci kazać odpowiadać pełnymi zdaniami – mruknąłem i przewróciłem oczami. Przesunęliśmy się z pięćdziesiąt osiem centymetrów do przodu. Nowy rekord. Odjazdowo.
- Ale to nudne.
- Wiem. – Wzruszyłem ramionami. – Ale mama się upiera.
- Dobrze, tato.
- To co masz pisać?
- Wypracowanie. Takie krótkie. Kilka słów o mojej rodzinie.
- O, to proste. Ojciec, genialny diagnosta. Matka, kiepski administrator szpitala. Dwa dość duże pająki na strychu. Kret w ogrodzie mamy. Trzy żaby w oczku obok róż. A, no i nieciekawa babcia. – Skrzywiłem się na wspomnienie wymówek matki Lisy na wczorajszej imprezie urodzinowej Rachel dotyczące mojego spóźnienia. Heh, nie znosiłem kobiety. Zresztą... jej nikt nie znosił.
- Tato, nie mogę tak napisać. – Mała zachichotała cicho. – Nie wiem czy pani spodobałby się taki opis.
- No tak, dziś prawda nie jest w cenie. A dlaczego? – Spojrzałem na nią mrużąc lekko oczy.
- Bo wszyscy kłamią – odparła bez zawahania. Potwierdziłem to skinieniem głowy.
- Dokładnie. Wszyscy kłamią. Zapamiętaj to. Wszyscy.
- Ty przecież nie kłamiesz, prawda?
- Każdy nieraz kłamie.
- Nawet ty?
- Nawet ja. – Rachel posmutniała trochę i zaczęła coś gryzmolić w zeszycie. Patrzyłem na nią przez dłuższą chwilę. Długie, proste i kruczoczarne włosy opadały jej na bladą twarzyczkę. Duże, orzechowe oczy wbijała w białą kartkę i co chwilę zakrywała je za firanką gęstych rzęs. Miała małe, niemalże różowe usteczka i ogólnie uważałem, że była to jedna z najpiękniejszych dziewczynek jakie widziałem w życiu. Przesunąłem dłoń w jej stronę, odgarnąłem czarne włosy zakładając je za ucho i chwyciłem ją delikatnie za podbródek, żeby przesunąć jej twarz w moim kierunku. Gdy wreszcie wbiła we mnie swoje ciepłe spojrzenie uśmiechnąłem się w duchu i powiedziałem:
- I tak ciebie nigdy bym nie okłamał.
- Po jaką niespodziankę jedziemy? – spytała znienacka uśmiechając się słodko.
- Po niespodziankę – zaznaczyłem. – Nie mogę ci powiedzieć.
- No ale jaką? – jęknęła i zrobiła minkę mówiącą „Chcę to wiedzieć już teraz”.
- Zobaczysz. Jeszcze trochę. Powinniśmy przejechać przez to skrzyżowanie na następnych światłach. Tragedia z tymi samochodami.
- Nooo. Motory są bardziej zajefajne.
- Mama wysadziłaby cię i kazała biec za samochodem – mruknąłem. Po chwili skrzywiłem się nieznacznie. - Razem ze mną. – Rachel roześmiała się.

Jechaliśmy jeszcze przez pewien czas. Jakimś cudem udało nam się uniknąć kolejnych korków. Wyjechaliśmy kawałek za miasto. Minęliśmy jeden las, aż w końcu natrafiliśmy na skręt w prawo. Droga nie wyglądała zachęcająco. Raczej zacząłem się martwić o swoje podwozie, ale dzielnie brnąłem do przodu. Rachel zapytała z milion razy, co robimy w takim miejscu, ale zawsze zbywałem ją krótkim: „Po prostu tu jesteśmy”. Po jakiś dziesięciu minutach zobaczyłem wielką bramę wjazdową. Ucieszony skręciłem i zaparkowałem na niemal pustym parkingu.

- Chodź. Wysiadamy. – Wygramoliłem się z samochodu. – A, podejdź do mnie.
- Gdzie jesteśmy? – Podeszła grzecznie, a ja odwróciłem ją do siebie tyłem i nałożyłem jej na oczy czerwoną wstęgę. – Ej, po co mi to?
- Żeby była niespodzianka. Trzymaj się mnie a będzie dobrze. – Rachel pomachała głową na znak, że zrozumiała, chwyciła się kurczowo mojej ręki i powoli ruszyliśmy do przodu. Na miejsce zaprowadziła nas młoda i przesympatyczna, ale niezbyt urodziwa studentka.
- Proszę. To tutaj – powiedziała nakładając na twarz firmowy uśmiech i stając dwa kroki za nami.
- Gotowa? – spytałem Rachel.
- Jasne, od dawna. Zdejmij. – Podskoczyła ze zniecierpliwieniem. Ja i studentka zaśmialiśmy się krótko. Powolnym ruchem zdjąłem jej z oczu wstążkę.
- Wszystkiego najlepszego – szepnąłem jej do ucha. Rachel z otwartą buzią patrzyła na kojce z przeróżnymi szczeniakami.
- Nie rozumiem – wyznała odwracając się i patrząc na mnie.
- Jeden z nich jest twój.
- Serio?
- Serio, serio.
- Ooo! – Dziewczynka przytuliła się do mojego brzucha. – Dziękuję! Będę miała pieska! Jesteś najlepszym tatą na świecie! – Nie ukrywam, zrobiło mi się wtedy miło. To był w końcu tylko pies. I tak nie dam się wrobić w spacery z nim. Ciekawe czy z węża też by się tak ucieszyła.

Rachel wybierała pieska dość dugo. Jakbym przyjechał tu sam to wziąłbym pierwszego z brzegu, zapłacił i pojechał do domu. Heh, trzeba było myśleć i nie targać Młodej ze sobą. Może i te szczeniaczki były niezłe i milutkie, ale patrząc na nie dłużej od razu widziałem wielkie potwory, które ładują się do mojego łóżka, zżerają moje obiady, rozkopują ogródek i zostawiają plamy z błota na białym dywanie. No, nie wiem, dlaczego, ale te wyobrażenia były silniejsze ode mnie. W końcu Rachel zdecydowała się na golden retrievera. Niezły był, ale zwiększył moje obawy związane z wylegiwaniem się na moim miejscu w łóżku, gdy dowiedziałam się jaki będzie wielki.

- To będzie naprawdę przecudowny psiak! – zachwalała go młoda studentka z przesadnym entuzjazmem. – Jestem pewna, że uda się go panu wychować i w ogóle. Tylko będzie dużo jadł... no ale to w końcu duży pies. Jestem pewna, że nie będzie sprawiał problemów. One są...
- Dobra, starczy. Przecież już go kupuję.
- O, przepraszam – zmieszała się lekko. – To może... przejdźmy tam i uregulujmy należność. – Wskazała na małą budkę.
- Yhm – przytaknąłem i odwróciłem się w stronę Rachel. – Bierz to coś i idziemy zapłacić. Później spływamy do domu. Jestem głodny.
- Ale tatoooo!
- W ogóle ta kobieta jest jakaś nie teges. – Wskazałam na plecy studentki idącej dwa metry przed nami. – Gada i gada, a jak dojdzie co do czego to i tak nie wiadomo o czym.
- Taaatooo! – Rachel podciągała psa kilka razy w górę, bo wyślizgiwał jej się z rąk. Boże! Nawet gdy jest mały to jest duży! Moje biedne łóżko. Co ja uczyniłem?
- Ciekawe co jest dziś na obiad. Mama ci nie mówiła? Mam ochotę na pieczeń.
- Taaatooo!
- Co? – spytałem, dopiero teraz zwracając na nią uwagę.
- Musimy jechać do sklepu. Kupić mu kaganiec, jedzenie, smycz, piłkę!
- Piłkę? – Spojrzałem na nią głupkowato. – Po co?
- Jak to po co? Żeby się bawił. Szczeniaki lubią się bawić, a psy lubią piłki. Musimy mu kupić, żeby koledzy się z niego nie śmiali, że jej nie ma.
- Jego koledzy są za kratami – stwierdziłem wskazując za plecy na klatki z psami. Rachel spojrzała na mnie lekko naburmuszona. – Heh, ok, kupimy mu jakąś piłkę.
- O, ekstra! – Rachel podskoczyła lekko, piesek pisnął, a ja, przewracając oczami, poszedłem zapłacić za to nasze... hmm... szczęście. Ciekawe czy Cuddy się ucieszy.


Pozdrawiam
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Szpilka dnia Wto 17:34, 03 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:04, 03 Maj 2011    Temat postu:

Witaj. To znowu ja. Ale wiesz co? Ja jestem niecierpliwa jak Rachel.

Cytat:
Otworzyłem jedno oko i przyjrzałem się przybyszowi. Był dość wysoki, krótko ścięty, miał ciemne oczy i był czarny. Sprawiał wrażenie dość przerażającego.


Taaak! Dla mnie też Foreman jest straszny!
Cytat:

- Test wypał negatywnie.

Wypadł?
Cytat:

- Nooo. Motory są bardziej zajefajne.
- Mama wysadziłaby cię i kazała biec za samochodem

!
Zaczynam się obawiać o zdrowie psychiczne Cuddy.
Cytat:

Ciekawe czy Cuddy się ucieszy.


Ciekawe jaka byłaby jej reakcja, gdyby od razu skoczył na jej spódnicę, a jego łapki byłyby całe z błota.
Pozdrawiam i życzę weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
noway_
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 05 Lut 2011
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:24, 04 Maj 2011    Temat postu:

A pomyśleć, że zapowiadało się tak tragicznie . Myślałam, że House chcę się rozwieść, zrobić coś kompletnie durnego, a tu się facet upił i gadał ze samym sobą ( O w Mr. Brooks, było to samo, tylko że główny bohater był seryjnym mordercom ). Osobiście nie polecam alkoholu, jako środka łagodzącego ból, fe...
Dobrze, że Cuddy jednak zadzwoniła. Moja krew. Przynajmniej zmusiła jego zapijaczony i zmęczony mózg do wykonania jakiś sensownych czynności . I buziaaak. , uroczo Ci wyszło .
Hurra!! Pies ! W dodatku Golden retriever . Jedne z najmądrzejszych i posłusznych psów na świecie (szkoda, że mój jest mieszanką i nici z wychowania ) . Zazdroszczę Rachel. W dodatku, jezu, ale z niej kujon O.o Druga Cuddy rośnie ? Na szczęście ma idealny wzór do naśladowania - House .
Więc...czekam na więcej I Weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
soffi
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 14 Sty 2011
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:53, 04 Maj 2011    Temat postu:

Hehe. House nie wie w co się wpakował z tym psem
Robisz z Cuddy coś czego bardzo nie lubię, a czasem tak autorki fików robią. Mianowicie stawiasz ją w świetle tej opanowanej, nieumiejącej się bawić kobiety, która jest zawsze tą "złą". Wiesz o co mi chodzi chyba.. Zabierasz jej tą iskierkę, którą tak uwielbiam.
Do reszty zastrzeżeń nie mam bo bardzo mi się podoba, zresztą jak zawsze Nadal nie wiem jak to pociągniesz dalej ale czekam z niecierpliwością.

ŻYCZĘ WENA WIELKIEGO JAK SŁOŃCE I NIESKOŃCZONĄ LICZBĘ BUZIAKÓW


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin