Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rytuał [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:47, 09 Sie 2010    Temat postu: Rytuał [M]


Zweryfikowane przez Lady Makbeth

To znowu ja Powróciłam z nowym fikiem z mojej AU serii. Dla przypomnienia, House i Cuddy są małżeństwem, a Rachel ich biologiczną córką.
I jak zwykle, parę słów wyjaśnienia. Ta historia została zainspirowana (lub, jak wolicie, bezwstydnie zerżnięta ) z książki Terry'ego Pratchetta "Łups!". Dla niewtajemniczonych, głównym bohaterem książki jest komendant Straży Miejskiej, Sam Vimes, który zawsze jakoś kojarzył mi się nieco z Housem. Dlatego pewnego razu pomyślałam, czyby na miejscu Vimesa nie postawić House'a i zobaczyc co z tego wyniknie
I tak, to jest fluff Od początku taka miała być natura tego fika, to po części wynika również z samego źródła, z którego wzięła się ta historia. Więc nie bijcie mnie, że znowu wyszło za słodko




Rytuał

Drzwi gabinetu nagle stanęły otworem.
O mężczyźnie, który zza nich wypadł raczej nie można by było powiedzieć, iż biegnie, aczkolwiek poruszał się z prędkością, jak na kulejącego kalekę, zaskakującą.
Gdyby tenże mężczyzna się odwrócił, zapewne ujrzałby zdumioną i nieco bladą twarz, wyglądającą przez otwarte drzwi. Po chwili właściciel twarzy zamknął je ostrożnie za sobą i udał się do wyjścia z przychodni.
Tymczasem House zerknął na zegarek. Wpół do szóstej. „Trzydzieści minut”, myślał, „trzydzieści przeklętych minut”. Jak nic czekały go popołudniowe korki. Że też wziął dzisiaj do pracy samochód. Motorem przynajmniej udałoby mu się to jakoś ominąć.
Nie chodziło o to, że nie mógłby się spóźnić tych parę minut. Po prostu nie chciał.
Kluczenie szpitalnymi korytarzami przypominało mu pokonywanie kolejnego poziomu w grze wideo. Unikaj przeszkód i byle do wyjścia.
Dlatego przez pierwsze dwadzieścia sekund wolał udawać, iż nie słyszy wołającego za nim Chase’a.
- House!
Niestety, niektórych rzeczy zwyczajnie nie da się ignorować.
Odwrócił się gwałtownie, przez co pędzący internista omal się z nim nie zderzył.
- Radzę ci blondynku, nie próbuj mnie zatrzymywać! – ostrzegł zanim Chase zdążył się odezwać. – Jeżeli z twojej winy nie dojadę do domu na czas, to szczerze wątpię czy jakakolwiek modlitwa do jakiegokolwiek boga będzie w stanie ci pomóc.
Młodszy lekarz przełknął ślinę.
- Kazałeś nam zrobić badanie krwi pana Rosse’a i wyszedł nagły spadek czerwonych krwinek…
- I tylko o tym chciałeś mnie poinformować? – spytał poirytowany House.
Chase przewrócił oczami.
- Miałem zrobić te badania, więc podaję ci wyniki…
- Dobra, dobra.
House machnął na niego ręką. Szli dalej korytarzem. Chase miał problem aby nadążyć za szefem.
- Lepiej powiedz gdzie jest reszta Wojowniczych Żółwi Ninja.
Ale w tym momencie zbliżyli się do oszklonego gabinetu House’a i internista nie musiał już odpowiadać.
Wewnątrz, w równym rządku, stała reszta Kaczątek.
Jednak House i na to miał sposób. Na ostatniej prostej nabrał prędkości i zgrabnie wyminąwszy zespół, chwycił swój plecak, wykonując przy tym zgrabny zakręt i w następnej chwili już go nie było.
Zaraz po tym do gabinetu wpadł zziajany Chase i opadł na krzesło.
Trzynastka zerknęła na zegarek, jednak to Taub był pierwszym, który się odezwał.
- Spóźni się – stwierdził lakonicznie.
Remy pokręciła przecząco głową.
- No nie wiem – powiedziała powątpiewającym tonem. – Widzieliście jak pędził?
Chase parsknął śmiechem ze swojego krzesła.
- Pędził? Jemu chyba zainstalowano dodatkowy moduł szybkości. Dwadzieścia dolców, że zdąży.
Taub spojrzał na niego znad swego arystokratycznego nosa.
- Ja daję dwadzieścia, że mu się tym razem nie uda. Trzynastka? – zwrócił się do koleżanki.
- Znacie moją opinię. – Wzruszyła ramionami.
Wszyscy jak jeden mąż zwrócili oczy na Foremana.
- Co? – spytał zirytowany.
Jednak że mało kto potrafi przetrwać spojrzenie trójki lekarzy, nie będąc przy tym Housem, neurolog przewrócił oczami i w końcu mruknął:
- Jestem z Taubem.
Trzynastka uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Czyli szanse są wyrównane.
Oczy House’a znowu powędrowały ku tarczy zegarka. Pięć po wpół do szóstej. Musi zdążyć.
To było czymś w rodzaju niepisanej, a nawet niewypowiedzianej umowy. Tak oczywistej, że nikt nawet o niej nie wspominał. Samo jej istnienie stanowiło kwestię wiążącą. Mimo to złamanie jej nie wchodziło w grę.
Punktualnie o szóstej każdego popołudnia czas automatycznie się zatrzymywał, a żaden zbieg okoliczności nie mógł i nie miał prawa mieć miejsca z wyraźnym nakazem pozostania tam, gdzie obecnie się znajdował przez najbliższe trzydzieści minut. Koniec i kropka.
Nawet praca nie mogła stanowić przeszkody. Zwykle urywał się przed szóstą, a wracał, kiedy wymagała tego potrzeba.
House zatrzymał się przy drzwiach windy i miał już zamiar nacisnąć guzik przywołujący, kiedy ni stąd ni zowąd nadeszła jego żona.
Spojrzała na niego zdziwiona.
- Nadal tutaj jesteś? – spytała.
- Zastanawiałaś się, jak dziwnie brzmi to zdanie w twoich ustach akurat tutaj?
Cuddy mimowolnie westchnęła.
- Chodziło mi o to, że powinieneś być teraz zupełnie gdzie indziej. – sprecyzowała. – Jest już… ojej Greg, spóźnisz się!
Cuddy nie kryła przerażenia.
- Więc mnie nie zatrzymuj.
House z niecierpliwością czekał, aż winda raczy się pojawić.
- Tylko pamiętaj, masz wrócić jak tylko skończysz – przypomniała mu żona.
Diagnosta przewrócił oczami.
- Dlaczego te matoły chociaż raz nie mogłyby czegoś zrobić beze mnie?
Uśmiechnęła się lekko.
- Bo, jak już sam zauważyłeś, zapewne przeszkadza im w tym fakt, że są matołami.
Rozległ się dźwięk dzwonka i drzwi windy otworzyły się. Cuddy pchnęła go do kabiny.
- No, ruszaj już. I pamiętaj, będę tutaj na ciebie czekać.
House stanął na baczność.
- Tak jest, pani kapitan! – zasalutował.
Dziekan pokręciła głową i ruszyła spokojnie korytarzem. Zastanawiała się.
Ta cała bieganina House’a ostatnio zdarzała się nad wyraz często. Praktycznie zawsze, kiedy musiał na dłużej pozostać w szpitalu, więc do domu wracał na wyrywki.
Wiedziała, że to nie wynika z żadnego przymusu. Po prostu w pewnym momencie jej mąż uznał, iż tak należy. Nikt tego od niego nie oczekiwał. Tylko on sam. I nic poza tym.
Może pośrednio miał z tym coś wspólnego John House. Może Greg obawiał się bycia takim jak on. Albo zwyczajnie miał świadomość, jak bardzo się od siebie różnili aby kiedykolwiek mógł popełnić te same błędy.
W końcu to był jego pomysł. Codziennie punkt szósta Gregory House spełniał swoją obietnicę. I, jak na Gregory’ego House’a przystało, robił to z uporem maniaka oraz z pełnym przeświadczeniem, iż zasady są po to, aby je łamać.
Cuddy nic a nic to nie dziwiło. Odkąd ponad rok temu ich życie ponownie uległo zmianie, doszła do przekonującego wniosku. W tych szczególnych przypadkach większość osób starała się być lepszymi ludźmi. House mógł jedynie starać się być lepszym Housem. I, jak na razie, wychodziło mu to doskonale.
Tymczasem diagnosta pewnym krokiem zmierzał już do wyjścia.
W zatłoczonym holu, paradoksalnie, jego przestrzeń osobista stawała się jeszcze bardziej osobista. Można było nawet powiedzieć, iż się poszerzała.
House posiadał niezwykle ciekawą pod względem fizycznym właściwość. Zdawał się generować wokół siebie osobliwe pole, gdyż gdy tylko znalazł się wewnątrz tłumu, tenże tłum zwykł zacieśniać się do zewnątrz. Jakkolwiek tłoczny by nie był. Naukowcy ponoć nadal głowili się nad tym fenomenem.
Poza tym, przechodząc, House mimowolnie wymuszał na ludziach natychmiastowe zajęcie się swoimi sprawami.
Uwielbiał przy tym sprawiać wrażenie pewnego siebie osobnika, który donikąd się nie śpieszy.
Spokojnym krokiem wyszedł ze szpitala.
I będąc już na parkingu, natychmiast puścił się biegiem, co w jego przypadku przypominało kulawego kangura, który nie był pewien czy i jak powinien używać swojej laski.
Otwierał już drzwi auta, kiedy to nagle z kieszeni spodni dobyło się zawodzenie Abby. A ta mogła oznaczać tylko jedną osobę. Wilsona.
House miał dwie możliwości. Zignorować połączenie, nie tracąc przez to czasu, albo odebrać je, wdając się w ten sposób z Wilsonem w kolejną bezsensowną dyskusję.
I jak zwykle kierowany zdrowym rozsądkiem, wybrał to drugie.
- Nie mam czasu, Wilson! – z miejsca rzucił do komórki.
- Aha – dobiegł go lekko rozbawiony głos onkologa – jak rozumiem, jeszcze nie dotarłeś, tak?
- Doprawdy, jak na to wpadłeś, Sherlocku?
- Powinieneś się pospieszyć – odparł zupełnie nie urażony James.
- Pośpieszyłbym się, ale przez jakiegoś durnia musiałem najpierw odebrać telefon! – House’a zaczęło to irytować.
Z drugiej strony rozległo się westchnienie.
- Dobra, wybacz. Pozdrów ją ode mnie.
- Od ciebie, czy od twojego nowiutkiego krawata? – spytał House z uśmieszkiem. – Ponoć ostatnio okazała mu spore względy?
Mógł wyczuć, jak Wilson przewraca oczami. O tak, jego krawat już nigdy nie będzie taki sam.
- Pa, House.
Rozłączył się.
House z oddechem ulgi natychmiast wpakował się do auta, sprawdzając przy tym, ile czasu pozostało do godziny zero. Rzut oka na dół wyświetlacza w komórce powiedział mu, iż jest zgubiony.
Ludzie podróżujący po południu ulicami New Jersey lub innego większego miasta, i mający przy tym nadzieję w miarę szybko i bezpiecznie dotrzeć do celu, zwykle stoją na końcu łańcucha motoryzacji. A to ze względu na ich nieustępującą niczemu wiarę w doskonałość ich rodzimej infrastruktury. Co inni kierowcy zwykli nazywać bezdenną głupotą.
Takie osoby można było najczęściej spotkać wciśnięte pomiędzy starym rodzinnym vanem a autem z dostawioną z tyłu przyczepą oraz umieszczonym nad tablicą rejestracyjną napisem: „Zatrąb, jeśli nazywasz się Charlie.”
House wjechał na główną trasę i pierwszym, co ujrzał przed sobą był karnie stojący sznur aut. Zaklął.
Wolał nie wiedzieć, co się stanie, jeżeli za piętnaście minut nie zjawi się w domu.
Owszem, mógłby zjechać na drugi pas, jak co niektórzy idioci, tylko, że rzeczeni idioci w pewnym momencie przekonywali się jak mało przemyślane były ich pomysły. Zwykle następowało to, kiedy musieli to wraz z innymi idiotami stawać bo pas, na który tak nieopatrznie wjechali, znajduje się w remoncie.
House’a zaczęła ogarniać panika. Jeszcze nigdy się nie spóźnił, nawet o minutę. I chociaż mogło się to z jego strony wydać dziwne, to dla tej niby nic nie znaczącej chwili w domu gotów był zrobić wszystko.
Na przykład zatrzymać nadjeżdżającą właśnie z tyłu karetkę PPTH.
Raz na jakiś czas każdy pojazd należący do szpitala miał obowiązek przejść szczegółowy przegląd. Ten jakoś nie wyglądał, aby akurat gdzieś się śpieszył, więc House doszedł do wniosku, iż nagle zaczęło sprzyjać mu szczęście.
Szybko zjechał na pobocze i wysiadł, starając się być jak najbardziej widoczny dla kierowcy. Co nie było trudne, gdyż ten, pracując na swoim stanowisku dobrych parę lat, z Housem zdążył się już swego czasu zaznajomić. Pewnego razu pojawił się w przychodni. Wraz z pewną nieco wstydliwą dolegliwością, o naturze, której jego żona nie miała pojęcia. House, jak to House, fachowo się nim zajął, a przy okazji w zamian za przysługę łaskawie zgodził się nie puścić na ten temat pary z ust.
Karetka zaczęła zwalniać, aż w końcu stanęła tuż obok diagnosty, który na widok kierowcy uśmiechnął się radośnie niczym szalony autostopowicz, trzymający za plecami piłę ręczną.
House tylko z zasady bywał ignorantem. Kiedy wymagała tego sytuacja, okazywało się, iż w mózgu kataloguje dokładne życiorysy oraz dane niemal każdego pracownika szpitala. W tej chwili jego umysł sprawdzał literę ‘P’. Po chwili znalazł odpowiednie dane.
Zdawało się, że jego uśmiech jeszcze się powiększył i zaraz odpadnie mu czubek głowy.
- Cześć Patrick! – zawołał przerażająco radośnie.
Kierowca karetki przełknął ślinę. I nim się obejrzał, House już zapinał pasy. Naprawdę, czasami mógł przysiąc, że stary kaleka potrafi się teleportować.
- Doktorze House, nie jestem pewien, czy… - zaczął, ale został natychmiast uciszony spojrzeniem piekielnie błękitnych tęczówek.
- Sprawa jest prosta. – powiedział House, nie lubiący owijać w bawełnę. – Masz dokładnie jedenaście i pół minuty aby dowieść mnie do domu. Bez dyskusji i bez żadnego ociągania się, zrozumiano?
- Tak, ale…
Gumowy koniec laski nagle znalazł się zdecydowanie zbyt blisko jego twarzy.
- Jedenaście minut! – zakomunikował diagnosta. – I potraktuj to jako spłatę tej maleńkiej przysługi.
Patrick momentalnie zbladł, na co uśmiech House’a stał się wręcz diaboliczny.
- Co, myślałeś, że staruszek House cierpi na sklerozę?
- Co? Ależ nie! Tylko, że widzi pan, ja akurat jadę na przegląd… A i tak korki są dziś wyjątkowo koszmarne…
Jednak diagnosta nie był głupi i zdążył to już sobie dokładnie przemyśleć.
Patrick niepewnie podążył za jego wzrokiem, wprost na zjazd na prawo od głównej szosy.
- Ale to jest jednokierunkowa…
House bez słowa uniósł brwi. Patrick wiedział, że przegrał. Żaden gliniarz nie odważyłby się zatrzymywać mknącej na sygnale karetki, nawet jeżeli jechała pod prąd.
- Dziesięć minut.
To były ostatnie słowa wypowiedziane przez House’a.
Dokładnie po ośmiu minutach i trzydziestu sekundach karetka z piskiem opon zahamowała przed domem, w którym mieściło się przytulne mieszkanie House’ów.
Patrick, gdyby był w stanie, z pewnością mógłby być z siebie dumny. W końcu nie aż tak często się zdarza, aby karetka brała zakręty na dwóch kołach, a połowę drogi przejechała przy tym pod prąd. Spanikowani kierowcy, jadący z naprzeciwka na ten widok instynktownie kręcili kierownicą, co niejednokrotnie powodowało, iż lądowali oni na znakach drogowych jednak z ogromnym uczuciem ulgi.
- Fajnie się z tobą jechało, Patrick! – rzucił mu House na odchodnym, po tym, jak Patrick usłyszał trzaśnięcie drzwi karetki.
Odwrócił się. „To niemożliwe aby kaleka potrafił tak szybko się poruszać.” Pomyślał i powoli ruszył.
Po tym wszystkim pewien był dwóch rzeczy. Po pierwsze, jak tylko wróci do szpitala, to weźmie sobie kilkutygodniowy urlop. A po drugie, już nigdy, ale to nigdy nie zjawi się w przychodni, jeśli będzie tam urzędował doktor Gregory House. Bóg mu świadkiem.
Natomiast, zdawałoby się, w innej rzeczywistości diagnosta wpadł już do windy.
Gdyby był wierzący, z pewnością modliłby się aby nagle nie stanęła między piętrami.
Jazda wydawała się wiecznością, szczególnie, że w międzyczasie do środka władował się dostawca, dźwigając ze sobą olbrzymią paczkę rozmiarów telewizora. Była tak wielka, że efektownie przesłaniała mu wizję. Już za trzecim podejściem udało mu się ją wnieść. House dyskretnie usunął się na bok.
W końcu winda stanęła na właściwym piętrze. Jeszcze drzwi nie zdążyły się do końca otworzyć, a House już przeciskał się przez nie na korytarz, którym pognał następnie na złamanie karku.
Odwrócił głowę, wielki zegar nad windami począł odmierzać ostateczne piętnaście sekund.
Dopadł do drzwi i nim sięgnął po klamkę, te otworzyły się przed nim i Nora wpuściła go do środka, wsadzając mu w dłoń niewielką książeczkę.
- Jest w swoim pokoju. – poinformowała. House skinął jej i ruszył korytarzem.
Nora podniosła porzucony na podłodze plecak i odeszła do salonu. W takich chwilach należało zostawić House’a samego.
House otworzył drzwi do pokoju dokładnie w momencie, w którym na jego zegarku wybiła szósta. Tak samo na wiszącym na ścianie w pokoju zegarze w kształcie misia. Oba były idealnie zsynchronizowane.
Diagnosta delikatnie zamknął za sobą drzwi i odwrócił się.
Ogarnęło go znajome uczucie, jakby nagle znalazł się w innym wymiarze. Tutaj wszystko było ciche i miękkie. Oraz pastelowe.
A na samym środku stało łóżeczko. Wewnątrz, trzymając się barierek, stała na niepewnych jeszcze nóżkach około półtoraroczna dziewczynka.
- Dada! – Rachel House uśmiechnęła się na widok taty.
Gdyby ktoś miał teraz okazję ujrzeć House’a, zapewne zupełnie by go nie poznał.
W tym miejscu i przy tej małej istocie, diagnosta przestawał być cynikiem, a stawał się najnormalniejszym w świecie ojcem. Nadal nieco go to przerażało, ale uznał, że tak po prostu musi być.
On również się uśmiechnął i rozwichrzył nieco włosy Rachel, podczas gdy ta zanosiła się śmiechem.
- No jak tam smarku? – spytał House – Pewnie ci się tutaj nudziło, co?
Mała wpatrywała się w niego wielkimi, błękitnymi oczami, jedną z rzeczy, które po nim odziedziczyła. Inna był jej wybitnie „niezależny” charakter, który już teraz zaczynała okazywać.
- Może jutro znowu weźmiemy cię z mamą do pracy. Co ty na to?
Lubił zabierać ją do szpitala. Mógł mieć wtedy na nią oko, a w razie czego zawsze można ja było podrzucić wujaszkowi Jimmy’emu.
Rachel zaczęła rytmicznie podskakiwać w swoim łóżeczku do akompaniamentu dodając jedne z jej najczęściej używanych słów „da”.
Greg zauważył, iż z podnieceniem wskazuje na trzymaną przez niego książeczkę.
Cóż, pora się wziąć do roboty.
Usiadł wygodnie na bujanym fotelu obok łóżeczka, prezencie od Wilsona, który samoistnie wrósł w krajobraz pokoju dziecinnego.
Rachel również automatycznie usiadła, choć raczej w jej przypadku, płynnie przeszła z trybu stojącego w tryb siedzący i zaczęła z radością klaskać, wydając przy tym z siebie pełne entuzjazmu odgłosy.
Nie czekając ani chwili dłużej, House otworzył książeczkę i zaczął czytać. Mimo, iż znał ją całą na pamięć, to pewne reguły są wręcz wymagane. Człowiek w końcu zaczyna to rozumieć.
W pokoju wypełnionym głosem mężczyzny, oraz radosnym śmiechem dziecka, niemal niedosłyszalnie tykał sobie zegar w kształcie owieczki.
„Gdzie jest moja krówka?”…*

*W pewnym sensie musiałam mu to zrobić, wybaczcie Tą własnie książeczkę czyta komendant Vimes swojemu małemu synkowi w powieści "Łups!" Polecam ją serdecznie, bo, moim skromnym zdaniem jest jedną z najlepszych części cyklu o Straży Miejskiej. A poza tym, czyz to nie cudowne, do czego zdolny jest ojciec aby poczytać dziecku Tak na marginesie, to "Gdzie jest moja krówka" istnieje naprawdę. Pratchett wydał ją w formie ilustrowanej książeczki dla dzieci zaraz po premierze "Łups!"


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lady Makbeth dnia Pon 16:51, 09 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:48, 09 Sie 2010    Temat postu:

Pierwsza!

Słodkie. Ten fick.
To dobrze bo miałam za mało cukru w organiźmie, a po tym ficku na pewno on wzrusł. Podobał mi się ten fick i to bardzo.
I trzymał on w niepewności mnie do momętu kiedy House wpadł do pokoiku Rachel.
Mówisz że ten fick jest kopią fragmętu książki '' Łups '' . Muszę kiedyś ją przeczytać. Oczywiście jak starczy mi czasu.

Pozdrawiam,
Piłeczka

P.S. Dużo piszę fick, nie ?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez piłeczka Haus'a dnia Pon 18:51, 09 Sie 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:40, 11 Sie 2010    Temat postu:

Lady Makbeth wreszcie się doczekałam oj, długo kazałaś nam czekać na to cudo Bosko Ci wychodzą te miniaturki jej, jakie to... szukam określenia urocze Nie wiem, dlaczego, ale strasznie dobrze mi się Ciebie czyta, masz taki oryginalny styl, piszesz tak lekko i przyjemnie, ale z klasą Akcja świetnie prowadzona, cały czas zastanawiałam się o co biega czułam, że o Rachel, ale że chodzi o czytanie Boziu, to takie House'owe właśnie tak to sobie wyobrażam on zawsze będzie sobą i wszystko będzie robił po swojemu i to mi się właśnie tak podoba w Twoich opowiadaniach mimo zupełnie innej rzeczywistości wszystko jest takie serialowe i w stu procentach House'owe
Tytuł świetny
W ogóle cały ten rytuał pomysł i w ogóle
I ta determinacja umieram Podróż z Patrickiem
Kocham Cię House

Lady Makbeth świetnie piszesz
Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się kolejna miniaturka Bo są genialne, przeczytałabym ich jeszcze ze sto


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Śro 13:43, 11 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:54, 11 Sie 2010    Temat postu:

piłeczka Haus'a napisał:
Słodkie. Ten fick.
To dobrze bo miałam za mało cukru w organiźmie, a po tym ficku na pewno on wzrusł.

Powinnam mieć tu tytuł pielęgniarki Uzupełniam poziom cukru we krwi

piłeczka Haus'a napisał:
Mówisz że ten fick jest kopią fragmętu książki '' Łups '' . Muszę kiedyś ją przeczytać. Oczywiście jak starczy mi czasu.

Przeczytaj! Książka sama w sobie jest genialna po prostu Ale przedtem radzę zapoznać się z poprzednimi częściami serii. Tutaj masz spis wszystkich części [link widoczny dla zalogowanych]

lisek napisał:
Lady Makbeth wreszcie się doczekałam

Och lisku, czekałam na twój komentarz I przepraszam, że musiałaś tak długo czekać. Mój Wen jest co prawda płodny, za to okropnie powolny

lisek napisał:
Nie wiem, dlaczego, ale strasznie dobrze mi się Ciebie czyta, masz taki oryginalny styl, piszesz tak lekko i przyjemnie, ale z klasą

Dziękuję Bardzo się cieszę, że huddzinka potrafi docenić mój fik, mimo, że normalnie siedzę w hilsonie. To wiele dla mnie znaczy A styl? Cóż, styl po części wyrobiłam sobie nałogowo czytając Pratchetta

lisek napisał:
i to mi się właśnie tak podoba w Twoich opowiadaniach mimo zupełnie innej rzeczywistości wszystko jest takie serialowe i w stu procentach House'owe

A ja właśnie zawsze się boję, że mi postać (szczególnie House) wyjdzie kompletnie OOC. A najbardziej to się bałam przy fikach huddy, tutaj łatwo coś zepsuć.

lisek napisał:
Lady Makbeth świetnie piszesz

Co najwyżej średnio *czerwieni się szaleńczo*

lisek napisał:
Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się kolejna miniaturka Bo są genialne, przeczytałabym ich jeszcze ze sto

Na razie sortuję sobie w głowie pomysły. Muszę teraz zdecydować, za co się wziąć. Mam trzy typy, w tym jeden dotyczący porodu Jedna rzecz, której mi brakuje to dokładna fabuła, bo zarys już praktycznie mam
BTW, z Patricka jestem szczególnie dumna. Pojawił mi się w głowie nagle, kiedy prześlizgiwałam się przez "Wiedźmikołaja". Po prostu nagle wyskoczył mi niczym diabeł z pudełka. Musiałam dać mu szansę
Jeszcze raz dziękuję ci za komentarz, lisku


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:35, 11 Sie 2010    Temat postu:

Och, czekałaś Wiesz, ale chyba jednak ja bardziej czekałam na tę miniaturkę niż Ty na mój koment
Właśnie nie wiem jak to jest jest, że Wam Hilsonką tak pięknie wychodzi Huddy właściwie to znam dwie Hilsonki tak pięknie piszące Huddy I absolutnie House jest u Ciebie House'm nie masz się co bać o OOC jest zupełnie inna rzeczywistość, ale nasz doktorek bynajmniej w moim odczuciu ciągle jest taki sam i to jest niezwykłe, mam nadzieję, że Shore i spółka też będą potafili to odpowiednio poprowadzić wplatając dajmy na to jakieś właśnie zakręcone "rytuały Huddy związkowe"
Nie wiem, ale Patrick jakoś tak zwraca uwagę serio nawet go sobie wyobraziłam
Tak, tak, trzy typy
Więc wybieram bramkę numer 1,2 i 3 wiem, że tak się w to nie grało poród? w Twoim wykonaniu... Ale by było Hilsonka pisząca Huddy poród o, taki z Wilsonem w tle Dobra już nic nie mówię
Albo nie, jeszcze raz to powiem super fik
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Śro 19:37, 11 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:37, 12 Sie 2010    Temat postu:

Lisek napisał:
Hilsonka pisząca Huddy poród o, taki z Wilsonem w tle

Wilson będzie rodził na sąsiedniej sali i House dostanie zeza rozbieżnego albo nadwyręży sobie szyję, bo nie będzie wiedział, gdzie ma patrzeć


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:43, 12 Sie 2010    Temat postu:

lisek napisał:
Właśnie nie wiem jak to jest jest, że Wam Hilsonką tak pięknie wychodzi Huddy

Wiesz, ja to zwykle Huddy piszę, jak chcę się rozerwać A tak na serio, to nie mam pojęcia. Moja filozofia to w skrócie; "Pisz postacie tak, jakby wymyślił je Pratchett."

lisek napisał:
mam nadzieję, że Shore i spółka też będą potafili to odpowiednio poprowadzić wplatając dajmy na to jakieś właśnie zakręcone "rytuały Huddy związkowe"

Wierz mi, nie tylko ty Czasami się nawet zastanawiam, czyby im nie posłać własnego scenariusza

lisek napisał:
Hilsonka pisząca Huddy poród o, taki z Wilsonem w tle

A wiesz, że właśnie na taki pomysł wpadłam. Zacznie się od tego, że House dostanie telefon od Wilsona, bo jego będzie wyłączony, a tutaj tymczasem się okazuje... Ale nie, nie będę wam psuła niespodzianki

Richie napisał:
Wilson będzie rodził na sąsiedniej sali i House dostanie zeza rozbieżnego albo nadwyręży sobie szyję, bo nie będzie wiedział, gdzie ma patrzeć

Przypomniał mi się ten mój nienapisany mpreg Aż mnie teraz korci aby pisać na dwa fronty, znaczy się, porody
Richie, jak już zrobię ten poród, to bądź pewna, że cię ostrzegę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:00, 13 Sie 2010    Temat postu:

Bardzo fajnie się tę miniaturkę czytało! Trzymała w napięciu i nie można było się oderwać. Napisana zabawnie i lekko. Z pomysłem (nie szkodzi, że "ściągniętym", bo umiejętnie wykorzystanym Grunt to umieć wykorzystać inspircję ). Chociaż - przyznam się ; ) - ja tak się domyślałam, że on do córki jedzie, karmić, kąpać czy coś... Choć nie od początku Ale przecież nie tylko o intrygę tu chodziło, a o nastrój, napięcie - zdąży czy nie zdąży?, nagromadzenie przeszkód... Urocze. Słodkie, ale w ilości zjadliwej Ba, nawet wzruszjące. Pięknie opisałaś to, jak House - i cała rzeczywistość - zmieniają się z chwilą, gdy House przekracza próg pokoju córki... I to jest w sumie w stylu House'a - nieco szalony "rytuał" i dopiero, gdy nikt go nie widzi, następuje ta magiczna przemiana... I jak wszyscy w szpitalu się niepokoją o to, czy zdąży... Może "niepokoją" to za dużo powiedziane, ale jest to swego rodzaju "wydarzenie dnia"
Gratuluję udanego dziełka
Wena, pozdrawiam

Mam tylko jedno pytanie - dlaczego gdy House wchodzi do pokoju Rachel, zegar jest w kształcie misia, a kilka zdań dalej - w ksztalcie owieczki...? A wiem! Czyżby w pokoju Rachel wisiały dwa zegary...?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 1:13, 29 Sie 2010    Temat postu:

Lady M. napisał:
Aż mnie teraz korci aby pisać na dwa fronty, znaczy się, porody

Przypomniał mi się czyjś fik (albo tłumaczenie), w którym House przespał się w jednym dniu z kilkoma osobami (a raczej przeleciał kilka osób)... Cóż to by był za sequel, gdyby one wszystkie (i oni wszyscy) później zaczęły/li jednocześnie rodzić

Lady M. napisał:
Richie, jak już zrobię ten poród, to bądź pewna, że cię ostrzegę

Dzięki Wtedy prędziutko odetnę kompa od neta i zamknę lapka w ołowianym sejfie, żeby mnie nie dopadły przypadkiem jakieś Cuddy-porodowe fluidy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Nie 1:14, 29 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin