Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Skazani na Prinston [NZ]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:10, 13 Sie 2014    Temat postu: Skazani na Prinston [NZ]

To ja. Proszę nie regulować odbiorników
Z pozdrowieniami dla tych wszystkich, których tu poznałam, i za którymi przyznam trochę tęsknię.
Nie oceniajcie zbyt surowo, dawno tego nie robiłam




Skazani na Prinston [NZ]


Prolog

Kobieta lat trzydzieści dwa. Od trzech dni dyrektorka szpitala i dziekan medycyny. Zawsze piękna, inteligentna o nieprzeniknionym spojrzeniu. Świetnie ubrana, z cudownym uśmiechem. Z siłą i determinacją w każdym kroku. Wiedząca czego chce i jak to osiągnąć. Własny gabinet, wielkie machoniowe biurko, a na ścianach mnóstwo dyplomów i wyróżnień. Odstawiając na bok kubek z kawą sięgnęła po pierwszą ze stosu przyglądających się jej teczek. To był jej świat. Pełen administracyjnych przepisów i medycznych zawiłości. Lubiła to. Była kobietą sukcesu.

Brunetka lat trzydzieści dwa. Włosy niedbale upięte w kucyk. Wygodna kanapa i koc owinięty wokół stóp. W ręku kubek z gorącą herbatą. Sprany t-shirt, jej ulubiony. Jedyna pamiątka po pewnej niezapomnianej nocy. Po nim. Dowód na to, że kiedyś potrafiła kochać. Na krótko. Obok na stoliku książka. Oczywiście medyczna, obiecała sobie, że nigdy nie przestanie leczyć. Że będzie dyrektorką, dziekanem i lekarzem. Panująca wokół cisza zdawała się jej przytakiwać. Mogła to wszystko pogodzić. Była kobietą samotną.


Lekarz lat czterdzieści, może więcej. Wybitny diagnosta. Ceniony przez środowisko lekarskie za swoje osiągnięcia, ale odrzucony za bycie sobą. Bezkompromisowy, brutalnie szczery, złośliwy. Z wyraźnie widocznym genem aspołecznym. Ateista. Wierzący tylko w swój intelekt. Geniusz ratujący tych, których świat już skreślił. Niezwykły człowiek.


Mężczyzna lat czterdzieści parę. Wytarte dżinsy, znoszona koszulka z wymownym nadrukiem "everybody lies" i nowe adidasy. Lubił biegać. Dwudniowy zarost i błękitne oczy skanujące rzeczywistość niczym nowoczesne rentgeny. Ciemny salon. Na stole butelka po piwie. Na podłodze jeszcze dwie. Niewiele rzeczy osobistych, żadnych zdjęć czy obrazów na ścianach. Gitara i fortepian. Na nim lekko zabrudzona kartka A4. CV. Osobnik wzdycha ciężko, po czym składa ją na cztery części i wpycha do tylnej kieszeni dżinsów. Obiecał przyjacielowi, że tym razem się postara. Pewnie był pijany.


I


Lisa Cuddy w eleganckim żakiecie i dopasowanej spódnicy za kolano przekroczyła próg szpitala w Prinston. Długie ciemne włosy i delikatny makijaż. Pierwsze kroki skierowała do lobby na środku holu. Nie potrafiła ukryć ekscytacji i uśmiechu, który mimowolnie wkradał się na jej twarz. Dzień czwarty. Było lepiej niż to sobie wyobrażała. Szacunek i podziw współpracowników, od ordynatorów po sprzątaczy, oto z czym się spotykała. To było jej miejsce. I zamierzała dbać o nie dokładnie tak, jak obiecała to na pierwszym zebraniu zarządu, na którym oddano szpital w jej ręce. Planowała go rozbudować, unowocześnić i przekształcić w jeden z najlepszych ośrodków tego typu w kraju. Nie brakowało jej wiedzy, zapału ani narzędzi do działania. Wiedziała, że może tego dokonać i bez trudu uwierzyli w to również członkowie zarządu. Najlepiej rozwiniętym oddziałem było piętro pediatryczne. Między innymi dlatego wybrała ten szpital. Dzieci były dla niej czymś więcej niż tylko pacjentami. Podchodziła do nich z wielkim sentymentem i oddaniem. Były jej nadzieją, a oddział oczkiem w głowie. Już pierwszego dnia zwiększyła jego budżet o piętnaście procent. A to był dopiero początek. Jak się okazało w ciągu pierwszych dni jej urok osobisty w kontaktach z darczyńcami i przedstawicielami firm farmaceutycznych był nieoceniony. Zamierzała również poświecić więcej uwagi onkologi. Nigdy nie potrafiła być obojętna na cierpienie innych. Poza tym z dr Wilsonem znali się już wcześniej z kilku konferencji. Mogła się nawet pokusić o stwierdzenie, że zdążyli się już zaprzyjaźnić. Dziś zamierzała podjąć kolejny projekt. Uruchomić w najbliższym czasie w szpitalu darmową przychodnię dla najuboższych. Akurat z tego projektu nie wszyscy na zebraniu byli zadowoleni, bo wymagało to od każdego lekarza, wliczając w to orydnatorów, poświęcenia dwóch godzin tygodniowo na obcowanie z kichającymi, smarkającymi i narzekającymi na wszystko hipochondrykami. Ale oczywiście nikt otwarcie nie mógł tego skrytykować. Była niemal pewna, że i to przedsięwzięcie będzie mogła wkrótce dopisać do listy uwieńczonych sukcesem. Po złożeniu kilku podpisów i odebraniu poczty udała się do do swojego gabinetu. Na jej biurku wciąż leżało czasopismo medyczne, które czytała wczoraj. Jej szczególną uwagę zwrócił artykuł na temat nowych metod diagnostycznych i ratowania najtrudniejszych przypadków. Okazało się, że ponad osiemdziesiąt procent z nich kończy się śmiercią pacjenta, bo lekarze specjaliści nie porafią połączyć i skojarzyć nietypowych objawów. Nie chciała, by w jej szpitalu, ktoś umarł tylko dlatego, że żadnemu z lekarzy nie udało się postawić właściwej diagnozy. Ale myśl, która zrodziła się w jej głowie podczas lektury artykułu szybko zgasła. Nie było szans, żeby zdołała przyciągnąć do tak małego szpitala jakiegoś specjalistę w tej dziedzinie. Na to nie zdobyłaby środków nawet za sto lat. Jej rozmyślania przerwało pojawienie się asystentki.

- Przepraszam doktor Cuddy, ale jakiś Pan chce z Panią rozmawiać. Tłumaczyłam mu, że jest Pani bardzo zajęta, ale się uparł.
- Umów go na wtorek. I zapytaj o co chodzi.
- Był dość stanowczy.
- Megan, po coś cię zatrudniłam. Nie każ mi się użerać z każdym palantem w garniturze, który tylko zaciera ręce, by wcisnąć nam tandetne termometry.
- Nie ma garnituru i nie wygląda na sprzedawcę. Poza tym już zdążył mnie obrazić.
- Przykro mi. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. - Dzień czwarty, pierwszy schodek w drodze do celu - pomyślała.
- Obraził też Panią. - Megan posłała jej lekko zadziorne spojrzenie.
- Co powiedział? - Nie byłaby sobą, gdyby odpuściła po tym, jak coś ją zaintrygowało. Piastowała nowe stanowisko zbyt krótko, by mogła podpaść komuś z branży.
- Że moja nieprzyzwoicie krótka spódniczka świadczy o tym, że tłusty, spocony facet siedzący w gabinecie jest impotentem i piastowanie stanowiska z odrobiną władzy dodaje mu pewności siebie, i że również chętnie uniknąłby spotkania, ale obiecał swojemu przyjacielowi, że złoży swoje CV na ręce tego... tzn...
- Rozumiem.
- I że zrobi to nawet, gdyby miałby wcisnąć je Pani...
- Załapałam Megan. - Dopiero teraz nabrała ochoty na poznanie dupka, który myśli, że przeczyta jego podanie o pracę. Była zdecydowana wepchnąć mu je do gardła i wykopać jego bezczelny zadek nim ten zdąży wydukać "tłusty dyrektor." Od dawna nie miała godnego siebie przeciwnika. Wyzwania i pojedynki były jej drugą naturą. - A i proszę daj to naszemu technicznemu. Najwyższa pora by zawisło nad drzwiami. - Podała dziewczynie tabliczkę ze swoim imieniem, nazwiskiem i pełnioną funkcją. Trzymając ją w ręce wiedziała, że nikt nie zdoła jej pokonać. W momencie, w którym Megan wychodziła, w drzwiach pojawił się mężczyzna. Wysoki, szczupły, z zarostem. Dżinsy, t-shirt i niedbale narzucona na niego marynarka. - O boże, czy to są adidasy? - pomyślała, zakładając nogę na nogę, eksponując tym samym swoje niebotycznie wysokie szpilki. Stopniowo zaczęła przenosić swój wzrok coraz wyżej i wyżej. W końcu dotarła do twarzy i błękitnych oczu, które w kompletnym szoku przyspawały się do trzymanej w rękach Meg tabliczki. Znieruchomiała.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Sob 16:45, 17 Sty 2015, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vicodinowy Onkolog
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 25 Sty 2014
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:10, 15 Sie 2014    Temat postu:

Fajnie napisane.
Zapowiada się bardzo ciekawie. Czekam na dalszy ciąg


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:20, 15 Sie 2014    Temat postu:

Lisek wrócił Jezu, święta są jakieś, czy inne katastrofy, czy co
Zapowiada się ciekawie (najczęściej używany zwrot u mnie świadczy o tym, że nie umiem pisać komentarzy )
Zawsze się zastanawiałam, jak wyglądały ich początki Jestem ciekawa, jak to się rozwinie - pisz dalej! I nie znikaj, bo tu pusto jest :c A u mnie z pisaniem to ciężko naprawdę bywa :C


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:32, 17 Sie 2014    Temat postu:

Witam ponownie Święta raczej nie już prędzej katastrofy... ale tylko w odniesieniu do mojego pisania Oczywiście nie zniechęcam i liczę, że przeczytacie. Sarape, miło wiedzieć, że wciąż tu działasz Vicodinowy onkolog, dziękuję.




II

Oboje mieli wrażenie, że czas się zatrzymał, a właściwie to, że cofnął swój bieg. Jak gdyby cały ten upływ czasu dzielący ich od ostatniego spotkania, gdzieś zniknął. Rozmył się. Przez pierwszych kilka sekund czuli, że znów mają po dwadzieścia kilka lat. Mężczyzna wyczuwał na sobie jej wzrok, jednak celowo przedłużał moment, w którym i jego oczy będą musiały się zmierzyć z czymś więcej niż tylko tabliczką z imieniem i nazwiskiem. Szok i niedowierzanie towarzyszyły im do chwili, w której Megan przypomniała im, że nie są sami.
- Doktor Cuddy, to właśnie ten...
Dyrektorka nie była w stanie wydusić z siebie żadnego słowa, dlatego dziewczynie odpowiedziało tylko skinięcie głowy. Jeszcze długo po tym, jak zostali sami w pomieszczeniu panowała nieprzenikniona cisza. I napięcie.
- Nie mogę uwierzyć. To naprawdę ty? - Miał wrażenie, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Obserwował, jak kobieta wstała i okrążyła biuro, stając z nim twarzą w twarz. Była dokładnie taka, jak ją zapamiętał. Oczy, usta, nos. Odetchnął głęboko. To była naprawdę ona. I wciąż robiła na nim dokładnie takie samo wrażenie, jak kiedyś. Jak wtedy, gdy nie potrafiąc nad sobą zapanować zrobił to, co zrobił. Jak wtedy, gdy to wszystko się zaczęło i skończyło. Niemal w tej samej chwili.
- Boże, jej sylwetka – pomyślał, nie potrafiąc oderwać od niej wzroku. Czas zdecydowanie jej sprzyjał.
- Będziesz się gapił, czy w końcu się odezwiesz. - I znów, jak dziesięć lat temu było mu dane zobaczyć ten uśmiech. Ten sam, który wtedy odbierał mu zdolność racjonalnego myślenia.
- Ty też się gapisz. - Zbierając w sobie wszystkie siły zrobił krok w jej kierunku. A później następny i następny. Przez moment miała wrażenie, że będzie chciał ją objąć. Ale to nie pasowałoby do Gregorego House'a, którego znała. Nie pomyliła się. Lekarz prześlizgnął się obok niej, niemal stykając ich ciała ze sobą. Dreszcz przeszył oboje. Następnie usiadł na krześle naprzeciw niej. Wydawało się, że tak ważna dla większości ludzi przestrzeń osobista dla niego nie miała znaczenia. Jego kolana, co jakiś czas muskały jej nogi. Mogła się odsunąć, ale z nieznanych sobie powodów tego nie zrobiła.
- To dlatego, że nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek cię zobaczę. - To jakieś szaleństwo.
- Mnie to mówisz. Miałem różne wyobrażenia o dyrektorach szpitala, ale to przebija wszystko. Bezczelnie lustrował jej sylwetkę. Poczynając od szpilek przez długie szczupłe nogi - na moment wstrzymała oddech - biodra, piersi, twarz. - Im więcej czasu upływało tym wyraźniej dostrzegała, jak szok i niedowierzanie na jego twarzy zastępują zadziorność i prowokacja. I to był człowiek, którego pamiętała. W tamtym czasie bardzo pragnęła, by był inny. Wierzyła, że być może wtedy wszystko ułożyłoby się zupełnie inaczej. Teraz cieszyła się, że irytujący dupek wciąż nim pozostał. W ten sposób wszystko stawało się łatwiejsze. - Gdybym wiedział, że to twój szpital nigdy bym nie obiecał Wilsonowi...
- Znasz James'a? - Z każdą chwilą spotkanie robiło się coraz ciekawsze. I ta jej mina. Już zapomniał, jak cudownie było wprawiać ją w zakłopotanie lub zaskakiwać. Jak teraz. Nie było nic cudowniejszego od możliwości analizowania analizującej wszystko kobiety. Uśmiechnął się.
- Boże, ten jego uśmiech. - Jej serce zabiło mocniej, a może po prostu zabiło. Znowu.
- To mój przyjaciel. Choć teraz nie wiem, jak będzie. Martwy przyjaciel to już raczej nie przyjaciel.
- Świat jest przerażająco mały.
- To dziwne, bo zwykłe mówi mi o swoich konferencyjnych podbojach. - Diagnosta czuł się coraz pewniej. Zamierzał sprawdzić, jak daleko będzie mógł się posunąć. Kiedyś oboje uwielbiali takie słowne przepychanki. Już nigdy potem nie znalazł nikogo, kto choć odbrobinę potrafiłby mu dorównać w szachowaniu ripostami i argumentami.
- Doktor Wilson to mój przyjaciel. - Błysk w oku i nutka irytacji. Nic się nie zmieniło. Wciąż znała zasady tej gry. Nie było szans, by postronny obserwator dostrzegł to, co on. Perfekcyjnie ukrywała swoje uczucia i emocje. - To mój pracownik.
- Ale poznaliście się na konferencji? – Nie dawał za wygraną. - Nasz onkolog nie potrafi nie przelecieć piersiastej lekarki, zwłaszcza z takim tyłkiem. Przypuszczam, że to jakaś wada genetyczna... - Skrzyżowane ręce i pełne oburzenia spojrzenie sprawiły, że automtycznie się poprawił. - Mówię o Wilsonie nie twoim...
- I przyszedłeś tutaj, żeby porozmawiać o mojej budowie anatomicznej?
- Jeśli już to powinnaś użyć słowa "powspominać."
- Nic się nie zmieniłeś. To nie komplement - dodała widząc jego samozadowoleńczą minę.
- Ale i tak się rumienisz. No i powinnaś wiedzieć, że twój "przyjaciel" nie jest długodystansowcem, jeśli rozumiesz?
- Z tego, co pamiętam ty też nim nie byłeś. - Mina przeciwnika była bezcenna. Na moment znów to poczuła. Życie całą sobą.
- Ale z nim nie spałaś? - Nie miał pojęcia dlaczego zadał to pytanie wprost. To było silniejsze od niego. Jak gdyby cały ten upływ czasu nie miał znaczenia. A przecież miał. Taka kobieta jak Lisa Cuddy z pewnością miała już męża albo kilku. Chociaż nigdy nie przypominała mu Wilsona, no i obecnie nie nosiła obrączki.
- Uważasz, że to odpowiednie pytanie dla potencjalnego pracodawcy?
- Skąd wiesz? - Akurat ten rodzaj uśmiechu bardzo go irtytował. Już zapomniał, jakie to uczucie, gdy ktoś potrafił być równie przenikliwy, zwłaszcza, gdy ta przenikliwość dotyczyła jego osoby.
- Nasz wspólny przyjaciel wspomninał, że podeśle mi, jakiegoś wariata w sprawie pracy, ale zapomniał wspomnieć, że kandydat jest też dupkiem i bezczelnym niewychowanym arogantem. Przypuszczam, że mogło chodzić o ciebie.
- Uroczo, nie musiałem nawet pisać tego durnego CV. - Wyjął pomiętą kartę z kieszeni. - Już wszystko wiesz. Mimo wszystko, warto było. - Patrzył jej prosto w oczy. - Wciąż to masz, Liso Cuddy.
- Dziękuję. - Prawie westchnęła, gdy mężczyzna podniósł się z miejsca, znów na moment niemal stykając ich ciała ze sobą.
- Wiesz, że mam na myśli wielgachny tyłek i... - wymownie przeniósł spojrzenie w okolice dekoltu dyrektorki. Cisza zdawała się przemawiać za nich. Tak bardzo chcieli zatrzymać tą krótkotrwałą bliskość. Swój zapach, swoje spojrzenia. Wyobrażał sobie, jak zakleszcza ją w żelaznym uścisku. Jak całuje, jak... Ona robi dokładnie to samo. Erotyzm i strach stworzyły mieszankę wybuchową. Wiedział, że jeśli nie odejdzie stanie się coś złego. Z trudem oderwał od niej wzrok i odszedł.
- Jeśli to ma się udać, to twój ostatni komentarz w tym stylu. - Mężczyzna stanął jak wryty. Był już w połowie drogi do drzwi. Odwrócił się w jej stronę i dopiero wtedy do niego dotarło, jak bardzo się pomylił. Obecna Lisa Cuddy była jeszcze silniejsza, odważniejsza i zadziorniejsza niż ta, którą znał. Jeszcze bardziej nieprzewidywalna.
- Zaraz, mówisz o pracy, czy... - Nie potrafił inaczej. Wszystko musiało mieć podwójne znaczenie.
- A jak myślisz? - Przewróciła oczami i nie mogąc dłużej znieść jego świdrującego ją spojrzenia, ponownie usiadła za swoim biurkiem. Na wielkim, wygodnym, administratorskim fotelu.
- Jeśli masz na myśli łóżko, to będzie trochę niezręcznie wobec Wilsona, a jeśli chodzi o pracę to tym bardziej nie rozumiem. - Znów to robił zmiejszał dzielący ich dystans, odbierając jej zdolność racjonalengo myślenia. Robił to od pierwszej chwili.
- Dziwnym zbiegiem okoliczności potrzebuję dobrego diagnosty. I jak może pamiętasz zdarza mi się popełniać błędy. - Nowa emocja. Wyrzut, a może gorycz. Nie był pewien, ale wiedział, że oba były zasłużone.
- Skąd wiesz, że jestem dobry?
- Czytam gazety. Zniknąłeś z mojego życia, ale wiedziałam, że gdzieś tam jesteś.
- Skoro potrzebowałaś diagnosty mogłaś zadzowonić.
- Byłbyś ostatnią osobą, o której bym pomyślała i ostatnią...
- Zasłużyłem.
- Przestań. - Pierwszy raz od ich ponownego spotkania poczuła, że dawne rany wciąż bolą. Rozpamiętywanie przeszłości było więc ostatnią rzeczą, której teraz potrzebowała. - Jutro zgłoś się do kadr. Potem omówimy szczegóły.
- Doceniam to co robisz, ale nie mogę przyjąć twojej oferty. - Cała jego podświadomość krzyczała "bierz" "zostań" "czuj." Nie potrafił.
- W takim razie wciąż jesteś tym samym idiotą, którego znałam. - Zbierając w sobie resztki sił zdołała znów spojrzeć mu oczy. Głęboko, przenikliwie. Chmurny błękit. Tak dobrze go znała.
- Robię to dla ciebie – podniósł głos. Wzdrygnęli się oboje. - Możesz się chować za tym wielkim biurkiem, za swoimi tytułami, ale wciąż jesteś małą dziewczynką, która boi się prawdziwego świata. Nie znasz bólu i cierpienia. - Mimowolnie dostrzegła, że mężczyzna delikatnie rozmasowuje swoje udo. Nie przywiązała do tego jednak większej wagi. Odwrócił się. Wiedziała, że tym razem nie zawróci. Chyba, że sama go do tego zmusi.
- Ty byłeś moim bólem i cierpieniem. - Zatrzymał się słysząc stukot szpilek za sobą. Czuł jej obecność, jej ciało bardzo blisko swojego. - Ale to już przeszłość. Masz rację. Może wciąż się boję, ale już nie uciekam. Tym się dziś różnimy. - Tak bardzo chciała go przytulić. Chłonęła go całą sobą. Jego sylwetkę, zapach, w końcu spojrzenie.
- Nie zamierzam cię skrzywdzić po raz drugi. A tak by się stało, gdybym przyjął twoją ofertę. - Słuchając siebie sam nie wierzył w to, co mówił.
- Nie bądź patetyczny. - Niemal zaśmiała mu się twarz. Zabolało. - To do ciebie nie pasuje. Nie mam już dwudziestu lat.
- Ale wciąż nie radzisz sobie z własnymi lękami. - Stał tak niemożliwie blisko. Zadrżała, przymykając powieki. To, co tak długo wymazywała ze swojej pamięci znów wróciło. - Wiesz, że wtedy nie byłem sobą, nie chciałem, ale to, co powiedziałaś...
- Daj spokój. Przecież ci wybaczyłam, byłeś pijany. Poza tym nic się nie stało, a następnej nocy to ja przyszłam do ciebie. Nie jesteśmy już dziećmi. Moja oferta wciąż jest aktualna. - Wyminęła go stając w drzwiach. Nawet nie zauważył, gdy je otworzyła. - Mam tylko dwa warunki. Nie wracamy do tego, co było. To zostaje między nami. - Dyrektorski ton i pewność siebie. Szło jej całkiem nieźle. Szkoda tylko, że sama sobie nie wierzyła. Taka przeszłość, jak ich nie mogła pozostać bez wpływu na teraźniejszość. Zwłaszcza, że już wiedziała, że nie wszystko się zmieniło. Oddałaby wiele, by poznać odpowiedź na pytanie, czy on czuje podobnie. - I zero seksistowskich komentarzy pod moim adresem.
- A co z Wilsonem?
- Gwarantuję ci, że nikt nie zainteresuje się, czy z nim spałeś. - Nigdy nie przestawała go zadziwiać jej zdolność wypierania niechcianych emocji i uczuć. To z jaką ławtością przeskakiwała od bycia złą, zranioną, do bycia obojętną i profesjonalną, a nawet zadziorną, jak teraz. W tej grze oboje byli mistrzami.
- Do twarzy ci z władzą, dyrektor Cuddy. - Uśmiechnęła się. Trochę wbrew sobie i całej sytuacji. Jednak widząc go stojącego w jej administratoskich drzwiach, nic się nie zmienił, nie potrafiła się powstrzymać. Skrajne uczucia wypierały się nawzajem. Nigdy nie przypuszczała, że w Prinston historia zatoczy koło. Tak niespodziewanie, bez ostrzeżenia. Akurat wtedy, gdy była już niemal pewna, że wie czego chce. Błysk, który wychwyciła w jego spojrzeniu był równie przerażający, co intrygujący i podniecający. To czego nie było, co miało się już nigdy nie zdarzyć było tuż obok. Skomplikowane, zakazane, a jednocześnie pochłaniające bez reszty. - Dzień piąty, równia pochyła – pomyślała, zamykając drzwi. Była wariatką i masochistką. Nie miała innych określeń na to, co się przed chwilą wydarzyło. Nagle, w ułamku sekundy jej plany, ambicje, marzenia zostały przygniecione ciężarem, którego nigdy nie potrafiła udźwignąć. Osobą Gregorego House'a. Mężczyzny, którego kiedyś wbrew zdrowemu rozsądkowi pokochała i zapłaciła za to wysoką cenę. Wiedziała, że powinna go wyrzuć w momencie, w którym ich oczy ponownie się spotkały. Nienawidziła się za to, że nie potrafiła tego zrobić. Z jakiegoś powodu chciała go mieć blisko. Znów, jak kiedyś. Choć wiedziała, że już nigdy nie będzie jak kiedyś, a cena którą będzie musiała zapłacić tym razem może być dużo wyższa niż tylko zranione serce i duma. I to bez względu na to, czy diagnosta przyjmie jej propozycję pracy, czy nie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Śro 8:35, 10 Wrz 2014, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vicodinowy Onkolog
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 25 Sty 2014
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:06, 17 Sie 2014    Temat postu:

lisek napisał:

- A co z Wilsonem?
- Gwarantuję ci, że nikt nie zainteresuje się, czy z nim spałeś.

Jesteś mistrzem
Świetna część i jestem strasznie ciekawa, co się wydarzy dalej.
Weny życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nusiek94
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 07 Gru 2011
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:48, 02 Wrz 2014    Temat postu:

na forum nie było mnie od zakończenia 8 serii, jednak ostatnio oglądając telewizje natrafiłam na parę odcinków z drugiego sezonu, Huddy. To było to czego brakowało mi w 8 sezonie, zaczęłam oglądać od nowa wszystkie sezony i wpadłam na pomysł żeby tu zajrzeć. Moja radość była ogromna gdy zauważyłam nowy fick od Ciebie lisku. Jesteś moim mistrzem i uwielbiam Twoje historie, mam nadzieję, że i ta doczeka się kontynuacji !
jak zwykle świetnie, oczekuje nowej części !
życzę weny, ściskam i pozdrawiam ! )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:01, 23 Wrz 2014    Temat postu:

Vicodinowy Onkolog, dziękuję. Myślę, że kolejna część jest tu głównie dzięki Tobie i Nusiek94. Komenty zobowiązują i motywują. Nusiek94, po Twoich słowach mam opory przed wrzuceniem kolejnej cześci, no wiesz, wen już nie taki jak kiedyś, czasu na dopracowanie tekstu też niewiele, ale odkąd pamiętam pisałam dla pisania więc oto przed Wami kolejna część historii o tym, jak House znów spotkał Cuddy...




III


- Jesteś idiotą! - Drzwi gabinetu onkologa otworzyły się dość gwałtownie. Mężczyzna w białym kitlu spojrzał na przyjaciela. Był oburzony i zdumiony tym, że ktoś mógł wtargnąć do niego bez wcześniejszego pukania i upewnienia się, że nie przyjmuje obecnie żadnego pacjenta. Przypominając sobie jednak z kim doczynienia pozostał już tylko oburzony.
- Oczywiście, czyli nie dostałeś tej pracy? I nie wiesz, że drzwi zamyka się nie bez powodu. Mogłem...
- Mogłeś mnie uprzedzić, że biust twojego szefa przysłania słońce.
- Żebyś się przygował do udowodnienia jej, że skoro jest kobietą i nie ma pięćdziesięciu lat to nie nadaje się na dziekana medycyny?
- Tak nisko mnie oceniasz? - Intruz właśnie rozsiadał się na sofie.
- Nie chcesz usłyszeć odpowiedzi na to pytanie. Nogi ze stołu.
- Dlaczego wciąż się przyjaźnimy?
- Nie rozumiem cię. Potrzebujesz tej pracy.
- Nie jestem aż tak zdesperowany. Naprawdę, gdzie twoje zasady. Sypianie z szefem? Zaraz... przecież to dokładnie twoje zasady. - Nie wiedział, dlaczego tak go irytowała sama myśl, że Wilson i Cuddy...
- Skąd pomysł, że my... ja? - Onkolog przez moment zamierzał się tłumaczyć, ale widząc poważną minę przyjaciela... - Ona ci się podoba.
- Sprytne, ale rozmawiamy o tobie, upadły casanowo. - Nic go tak nie iryowało, jak ten samozadowoleńczy uśmiech jego rzekomego przyjaciela.
- Gdybyś nie był taki uparty, to może mógłbyś z nią pracować i kto wie, może to ty byłbyś tym, który romansuje z własnym szefem. - Miał ochotę zaśmiać mu się prosto w twarz. Biedny James nawet nie przypuszczał, jak blisko prawdy się znajdował. Przynajmniej w pewnym sensie. - I dla twojej wiadomości, nie. Nie spałem z nią.
- Dla twojej informacji dostałem pracę, ale odmówiłem. Choć na koniec nawet było mi jej szkoda, prawie mnie błagała. - Za to onkolog nie zdołał powstrzymać niekontrolowanego wybuchu śmiechu. Znał swoją szefową. Jeśli ktokolwiek miałby przeżyć starcie z Housem to była to właśnie ona. Domyślał się, że jakkolwiek wyglądało ich spotkanie to nie Cuddy była tą osobą, która została zdobyta.



Nie wiedział, co się z nim dzieje i nie chodziło tylko o ten dziwny ból w nodze. Już nie. Odkąd ją dziś zobaczył ciągle miał ją w głowie. Jej obraz, zaskoczenie, uśmiech, błysk w zadziornym i dumnym spojrzeniu. Za wszelką cenę próbował odgonić od siebie dawne obrazy i uczucia. Noc, która kiedyś zmieniła wszytko. Uciekał. Zupełnie tak, jak wtedy. Grał na pianinie i popijał burbona.
Jasna cholera – zaklnął. - To nie dzieje się naprawdę. - On. Wielki Światowy Diagnosta miałby polec na próbie zdiagnozowania obecnej sytuacji. Wyczuwał, że podświadomie chciał tej pracy. Jej obecności. Miał już kilku szefów, ale żadnego nie cenił i nie szanował. Taki był i to ułatwiało mu pracę i w ogóle funkcjonowanie w społeczeństwie. Nie szukał poklasku i zrozumienia. Nie bał się walczyć o to w co wierzył. A wierzył tylko w naukę, w swoją medycynę. Ona była logiczna i zawsze skrywała w sobie odpowiedź, czasem tylko trudno było ją dostrzec. W życiu było zupełnie inaczej. Gdy był młody, wtedy gdy spotkał ją po raz pierwszy... wtedy jeszcze wierzył w coś więcej, teraz nauczył się już trudnej sztuki przetrwania. Nie pozostało w nim już nic z tamtego dwudziestolatka. Zafałszował. Jego powieka lekko drgnęła. Nie znosił niedokładności. Spojrzał na małą karteczkę przed sobą. Niedbale zanotowany adres, który skupiał na sobie jego uwagę. A było naprawdę niewiele rzeczy, które były w stanie oderwać go od gry.



- Co ty tutaj robisz? Jak w ogóle mnie znalazłeś? - Kompletne zaskoczenie, szok, niedowierzanie. Skanujące spojrzenie przyprawiało go o dreszcze. W tym momencie uświadomił sobie, że ma w życiu nowe hobby – przywoływanie u tej kobiety takiego spojrzenia. Intrygującej kombinacji zakłopotania, złości i czegoś czego jeszcze nie potrafił nazwać, ale było to coś bardzo seksownego.
- Zatrudnienie naiwnej asystentki to twój pierwszy błąd.
- Ty byłbyś drugim. - Odezwała się nie końca to chcąc powiedzieć. Teraz uważnie przyglądała się jego twarzy próbując odgadnąć, czy go zraniła. Miała do tego prawo, ale nie chciała tego robić. Ani nigdy wcześniej ani tym bardziej teraz. Wytrzymanie jego chłodnego i silnego spojrzenia było nielada wyzwaniem.
- Wycofujesz ofertę? - Uśmiechnęła się prawie niezauważalnie, gdy spostrzegła, że w ogóle go to nie obeszło. Miała nawet wrażnie, że specjalnie zamierza się nią droczyć i prowokować.
- Nie pamiętam, żebym cię zapraszała do środka i o ile mnie pamięć nie myli sam ją odrzuciłeś.
- Znalazłaś już innego genialnego diagnostę? - Była zdumiona tym, jak swobodnie czuje się w jej domu. Przecież nie może wiedzieć, czy z kimś nie mieszka, czy po kuchni nie biega gromadka dzieci, a z sypialni nie wyskoczy zazdrosny mąż.
- Nie pozwalaj sobie.
- Na diagnozowanie pacjentów? To jakby moja praca. - Teraz była już tego pewna. Bezczelnie sobie z nią pogrywał.
- Od pięciu minut gapisz się na mój na biust. Herbaty, kawy...
- Od trzech i coś mocniejszego z łaski swojej.
- Nie wyglądasz na konesera win.
- A ty na administratora.
- Nie mogłeś się powtrzymać. - Zacisnęła zęby. Ten facet potrafił ją wkurzyć w ułamku sekundy. A jednak wciąż go nie wyrzuciła. W drodze do kuchni zastanawiała się, co stało się z rozsądną, poukładną panią dziekan.
- Co sobie pomyślałaś, gdy mnie dziś zobaczyłaś?
- Że potrzebuję diagnosty i oto jest. - Ostrożnie położyła dwa kubki z gorącym napojem na małym stoliku przed nimi.
- Przyznaj, nawet przez chwilę nie chciałaś mnie zapytać... - Nagle pomieszczenie stało się jeszcze bardziej duszne. Nie zamierzała dopuścić do rozwinięcia tej rozmowy. Była nielada zaskoczona, że on próbował to zrobić, dlatego błyskawicznie udzieliła odpowiedzi.
- Nie. Już mówiłam, nie zamierzam wracać do tego, co było. Nie ukrywam w sobie złości ani żalu. Tamtej nocy powiedziałam, że nic się nie stało. Nic się nie zmieniło. - Kłamała. Przeszłość wróciła. Dyszała jej tuż za uchem.
- Musiałem odejść. Wolałem, żebyś mnie nienawidziała z daleka. - Przez ułamek sekundy dostrzegła w nim poczucie winy. I skruchę. W tamtym czasie bardzo by jej to pomogło, teraz... bardziej złościło. Nie przynosiło spodziewanej ulgi.
- Nie nienawidzę cię. - Tym razem była to prawda. Szczera, irytująca i bezsensowna prawda.
- A zatem nie zmieniłaś się tak bardzo, jak sądziłem. - Upił łyk napoju i zaskakując ją ponownie poniósł się z kanapy. Uniosła wzrok. Czas zdecydowanie mu sprzyjał. Był bardzo przystojny. Nie chodziło tylko o budowę ciała i twarz, ale przede wszystkim o jego przenikliwe, dziwnie chłodne spojrzenie. I tą irytującą pewność siebie. - I kto się teraz gapi?
- Już wychodzisz? - Lekko speszona, odpowiedziała pytaniem na pytaniem.
- Takie mam zasady. Nie sprzedaje się na piewszej randce.
- Daruj sobie. - Również podniosła się z miejsca. Na końcu języka miała już odpowiednią ripostę. Najwidoczniej dla niego dawne rozdziały zostały już zamknięte. I dlatego obiecała sobie, że choćby nie wiem co, nie pozwoli sobie na okazanie najmniejszej nawet słabości przy tym mężczyźnie. - Na cokolwiek liczysz albo liczyłeś... odemnie tego nie dostaniesz. - Nie tym razem – dodała już w myślach. Nie zamierzała być jego wybawicielką i ratunkiem po raz drugi. Może wciąż była niepoprawną idealistką, ale z pewnością nie była już naiwna. Pewien rodzaj bólu i strachu pozostawał w człowieku na zawsze.
- Po prostu nie chciałbym, żeby jakiś pedantyczny adwokacina wyskoczył na mnie z sypialni. Z tasakiem albo czymkolwiek, co chowasz pod łóżkiem. - Uśmiechnęła się. Nie miała wątplwiości, że tak błyskotliwy obserwator, jak House już po kilku sekundach po wtargnięciu do jej domu wiedział, że nie ma nikogo takiego. Żadnych zdjęć w objęciach facetów, zabawek na podłodze w kuchni... - Zgadzam się, ale nie licz na żadną taryfę ulgową. - Jego słowa wyrwały ją z zamyślenia.
- To chyba powinna być moja kwestia?
- Nie będę drugim Wilsonem.
- Lubię wyzwania.
- Zauważyłem. - Nic się nie zmieniło. Wciąż uwielbiała jego uśmiech. Gdy tylko zniknął za drzwiami, bezradnie się o nie oparła. Tylko, ktoś kto znał ich przeszłość był w stanie zrozumieć trudność tej rozmowy. I tego, co miało nastąpić.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Wto 18:33, 23 Wrz 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vicodinowy Onkolog
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 25 Sty 2014
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:30, 27 Wrz 2014    Temat postu:

Wow.
House pewny siebie, wścibski, chamski, czyli taki, jakiego lubimy najbardziej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ala
Tooth Fairy


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wonderland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:21, 27 Wrz 2014    Temat postu:

Lisku, jesteś genialna! House i Cuddy w najlepszym wydaniu! Kocham wszystko, co piszesz:-) Wracając do starych czasów, czekam na kolejne części z niecierpliwością...
Made my day!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nusiek94
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 07 Gru 2011
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:39, 29 Wrz 2014    Temat postu:

nie wiem czego się obawiałaś, ale to jest oszałamiające.
jestem mega zachwycona tym co czytam, jak zresztą zawsze gdy zapoznaję się z Twoimi tekstami
zdecydowanie z niecierpliwością czekam na dalszą część !
czy życzyć Ci weny ? chyba powinnam, ale wiem że i bez tego mnie nie zawiedziesz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin