Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Szesnaście metrów kwadratowych - Zajączek 2010 dla Sarusi[M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
a_cappella
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 842
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:11, 10 Kwi 2010    Temat postu: Szesnaście metrów kwadratowych - Zajączek 2010 dla Sarusi[M]

<img src="http://i733.photobucket.com/albums/ww331/_horum_/fframki/huddy_00.jpg">
Dobry wieczór.

Od: a_cappella
Dla: Sarusia
Życzenie: Fik Huddy

Poniższy twór od początku do końca dedykuję Sarusi, mojej teatrowej (teatralnej nie pasuje do tego, co chcę powiedzieć xD) bratniej duszy. Najlepsze życzenia, kochana!

Szczerze mówiąc, nie zdziwiłam się, jak zobaczyłam swój zajączkowy przydział, bo przyśniło mi się, że akurat będę pisać coś dla Ciebie (tak, jestem skrzywiona psychicznie ). Autentycznie. Druga część snu na szczęście nie okazała się prorocza.

Ekhem. Plotę głupoty, żeby odwlec moment, w którym zaczniesz czytać to, co jest pod wstępem, ale już dłużej chyba nie mogę... Mój Wen przechodzi menopauzę - do takiego doszłam wniosku i oto, co mam na swoje usprawiedliwienie.

*bierze głęboki wdech*
*siada w kącie, zakrywa oczy dłońmi i udaje, że jej nie ma*

Okej. Czytaj.
*podgląda przez palce*
*po chwili zmienia zdanie i ucieka*


Szesnaście metrów kwadratowych

Wilson właśnie próbował uporać się z pokrywającą go po sam czubek głowy górą papierów, kiedy do jego gabinetu wtargnął House i rozsiadł się na kanapie, nie zawracając sobie głowy wyjawieniem przyjacielowi powodu najścia. W odpowiedzi onkolog również nie zawracał sobie głowy intruzem, jednak raz po raz zerkał na niego znad dokumentów.
- Mogę spytać, czemu zawdzięczam twoją szalenie miłą, acz niespodziewaną wizytę?
- Wpadłem na pogawędkę, nie widać?
- Nie bardzo. Następny powód?
- Kupa ludzi to idioci. Z przewagą kupy. – Diagnosta skrzywił się.
- Mhm. Bliżej. A teraz prawdziwa przyczyna.
- Kobiety to hipokrytki.
- Aaa! – Onkolog triumfalnie rzucił długopis na biurko i złożył ręce za głową, opierając się wygodniej na fotelu. – Pokłóciłeś się z Cuddy!
- Nie.
- Tak.
- I co z tego?
- Nic i dlatego do mnie przyszedłeś.
- Właśnie.
- House, ona jest kobietą. I wiesz dobrze, jaką kobietą. Nie może czekać w nieskończoność, aż weźmiesz się w garść i coś zrobisz, dwadzieścia lat zbierania się w sobie to naprawdę wystarczająco dużo czasu.
- Tak, ja nic nie robię, ty za to robisz dużo i jesteś podrzędnym Casanovą po czterech rozwodach, dzięki czemu zyskałeś rangę idealnego radcy do spraw sercowych.
- Przynajmniej próbuję. – Wilson uniósł brwi.
Jedyną odpowiedzią, jaką znalazł House, było ostentacyjne trzaśnięcie drzwiami.

James z powrotem zabrał się za mozolne wypełnianie rubryk z ciągami cyfr, tabel z wynikami i składaniem podpisu z zawijasem u dołu co drugiej kartki, jednak chwilę później musiał znów, chcąc nie chcąc (raczej chcąc – w końcu każdy pretekst do przerwania tej piekielnej roboty był dobry), przerwać, bo do jego gabinetu wparowała Cuddy.
- Cześć – mruknęła tylko, zanim usiadła na sofie i zajęła się oglądaniem swoich paznokci.
- Witam panią na terapii małżeńskiej! – zakrzyknął tubalnie Wilson, kiedy nie odezwała się przez następne dziesięć minut.
- Skąd wiesz? – zdziwiła się. – I nie małżeńskiej. Kiepski żart.
- W tej sytuacji rzeczywiście kiepski. Mów – dodał.
- Dlaczego on jest takim cholernym dupkiem?! – wybuchnęła w końcu. – Możesz mi to wyjaśnić? Czemu wciąż mówi o tych parę słów za dużo i czemu to mnie tak boli? Czemu… - Nie dokończyła. Przygryzła wargę, żeby powstrzymać cisnące się jej do oczu łzy.
- Nie mam pojęcia. – Wilson podniósł się zza biurka i usiadł obok Cuddy. – A nie moglibyście po prostu…
- …porozmawiać? Nie, nie moglibyśmy, bo w słowniku House’a nie istnieje coś takiego, jak po prostu rozmowa. Riposta, docinek, kłótnia – owszem, ale nie po prostu rozmowa. – Wzruszyła ramionami. – Pytasz, jakbyś go nie znał.
- Bo takie czasami mam wrażenie. Ale wiem, że jest tylko jeden sposób, żeby go do czegoś zmusić.

Nie przypuszczał, naprawdę nie przypuszczał, że będzie musiał wcielić w życie swój pomysł. Był pewien, że kłótnia standardowo zakończy się codzienną, ostrzejszą wymianą zdań i wszystko wróci do normy (normy w specyficznym tego słowa znaczeniu, ale zawsze normy). Jednak kiedy tydzień później kanapa Wilsona nadal była regularnie zajmowana najpierw przez House’a, potem przez Cuddy, jej właściciel stwierdził, że jego psychika dłużej tego nie wytrzyma.
Zaczął od wymyślenia sposobu na zwabienie diagnosty do gabinetu administratorki, ale w końcu postawił na najprostsze rozwiązanie. Reszta nie stanowiła problemu, skoro kobieta kiedyś zostawiła u niego klucz od swojego gabinetu – dorobienie nowego było kwestią kilku minut. Telefonem już wcześniej zajął się sam geniusz nie tylko, jak widać, diagnostyki, ale elektroniki też, a przekonanie personelu, żeby nie reagował na prośby i groźby dochodzące zza drzwi, nie zajęło mu dużo czasu.
- Cuddy chce cię widzieć – rzucił któregoś razu.
- Mnie? – zdziwił się House. – Dlaczego, skoro nie rozmawiamy? Czyżby nabrała ochoty na…?
- Przestań. I rusz się.
- Czemu za mną idziesz? – podejrzliwie spytał diagnosta. – Chodzą słuchy, że wzywała mnie.
- Mnie też. – Onkolog wzruszył ramionami. – Cuddy, House ma ci coś do powiedzenia – rzucił, wchodząc do gabinetu szefowej.
- Ja?! To ona chciała mnie widzieć!
- Widzieć ciebie?
- Oczywiście – James odpowiedział na dwa pytania jednocześnie, po czym błyskawicznie wyszedł i zamknął drzwi na klucz.
- WILSON! – wrzasnęli oboje.
- Co? – zapytał zirytowany, ale też dumny, że pierwsza część planu została zrealizowana, jednocześnie kończąc w tej burzy jego rolę piorunochronu.
- Zadzwoń do mojej gitary i powiedz, że wrócę dzisiaj później, będzie się martwić. – House wywrócił oczami.
- Możesz… powtórzyć? – Onkolog wyraźnie nie zrozumiał.
- Wilson, nie pytaj, co, bo to chyba oczywiste, natychmiast nas stąd wypuść! – wściekła się Cuddy.
- Nie, dopóki nie porozmawiacie i nie wyjaśnicie sobie paru rzeczy. – Pomachał im przez szklane drzwi. Sekundę później usłyszeli jedynie dźwięk oddalających się kroków onkologa. Administratorka złapała za słuchawkę telefonu.
- Nie działa – mruknął House.
- Skąd…? - Nie musiała kończyć. Przecież to, skąd wiedział, było oczywiste, skoro sam pewnie majstrował przy kablach. Z westchnieniem usiadła za biurkiem, a diagnosta zajął miejsce w najbardziej oddalonym rogu kanapy.

Szesnaście metrów kwadratowych podłogi gabinetu. Trzydzieści dwa metry sześcienne powietrza wypełnionego żalem i milczeniem. Dziesięć litrów krwi doprowadzającej wyniszczającą niepewność do każdej komórki ich ciał. Siedzieli tak, zamknięci w klatce uczucia, bojąc się wypowiedzieć choć słowo.
- House – odezwała się wreszcie Cuddy. – Porozmawiajmy.
- Spokojnie, za jakąś godzinę powinno go ruszyć sumienie. Otworzy drzwi i jeszcze przyniesie nam coś do jedzenia.
- Nie o Wilsonie. O nas.
- Nie chcę.
- Jeśli przyjmiesz, że nie chcę znaczy boję się, będziemy mogli zacząć.
- Nie chcę – powtórzył po chwili.
- Przyjąłeś? Więc ja też przyjmę. I też nie chcę. Ale już tak dłużej nie mogę.
- Mówiłem, że Lucas szybko ci się znudzi. – Uparcie wpatrywał się w ścianę.
- Zrób coś. Powiedz, że to koniec, nasz koniec, cokolwiek…
- Koniec czegoś, co się nie zaczęło? – Podniósł wzrok.
- Zaczęło się. I to bardzo dawno temu, naprawdę nie zauważyłeś? – Lisa wstała, obeszła biurko i oparła się tyłem o blat.
Minęło kilka ciągnących się w nieskończoność minut, zanim House znów się odezwał.
- Zauważyłem. – Powoli przesunął się na drugi koniec kanapy. Bliżej Lisy. I wtedy oboje poczuli, że dzięki jednemu słowu powietrze wypełnia się nadzieją, niepewność ustępuje miejsca hemoglobinie, a szesnaście metrów kwadratowych podłogi jej gabinetu ogranicza się do czterech metrów kwadratowych ich wspólnej powierzchni.
- Więc to nie koniec. – Bardziej stwierdziła, niż zapytała.
- Nie. – Musiał zburzyć wszystkie bariery wewnętrzne, zanim dokończył. - Drugi początek.

Kiedy czterdzieści minut później dręczony wyrzutami sumienia Wilson przyszedł z zamiarem otwarcia nieszczęsnych drzwi, nie otworzył ich. Zobaczył, że po prostu rozmawiają.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez a_cappella dnia Pią 17:05, 16 Kwi 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sarusia
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 882
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:14, 10 Kwi 2010    Temat postu:

*wzdycha z zachwytem, kiedy widzi nick autorki*
*piszczy z zachwytu, kiedy widzi w temacie "dla Sarusi"*
*pławi się w malencholii*

Kochana!
Dziękuję Ci za tak cudowny prezent. Wiesz, że jesteś jedną z moich ukochanych autorek, prawda? I jak wysoko cenię Twój talent? Myślę, że wiesz

Tytuł kojarzy mi się z piosenką "Życie na dwunastu metrach" - nie wiem, czy znasz, to ze spektaklu "Sztuka kochania, czyli serdeczne porachunki". Który to spektakl kocham.

A sam Fik mi się ogromnie podoba! Jest taki... dający nadzieję. I piękny. Wzruszyłam się na końcu.
Och, i jeszcze dowcipny oraz fantastycznie, jak zwykle, napisany.

Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję!


E:
Nie mogęęę przestaaać. Przeczytałam już trzy razy i właśnie się drukuje, cobym mogła jeszcze drugie tyle dziś. I jutro, i pojutrze, i zawsze.
Dziękuję. Z całego serca, bo naprawdę trafiłaś w dziesiątkę


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sarusia dnia Sob 20:26, 10 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 4:30, 11 Kwi 2010    Temat postu:

Ojej. Cudowne. Piękne. Idealne. Oni są idealni. Idealnie zbudowani, nakreśleni, opisani. Przepiękna sytuacja. Genialna intryga genialnego Wilsona... Sposób przedstawienia uczuć... Wszystko takie filmowo house'owe i prawdziwe jednocześnie... I na koniec House, który po prostu rozmawia... Wzruszyło mnie to bardzo...!
Piękne.
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
a_cappella
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 842
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:34, 11 Kwi 2010    Temat postu:

Sarusiu, wiem, tylko wciąż uparcie twierdzę, że mnie przeceniasz. Niemniej jednak cieszę się bardzo, że Ci się podobało, bo miałam pewne obawy. xD
A tego spektaklu to zdaje mi się, że jeszcze nie oglądałam... Nadrobię, jak będę miała możliwość. Mój ulubiony to zdecydowanie "Od czasu do czasu", chociaż "Namiętna kobieta", którą widziałam ostatnio (dobra, nie tak ostatnio, ale w miarę niedawno ), też była cudowna... Zresztą chyba jest kilka takich, które mogłabym w kółko oglądać. ^^

Czerwono-Zielona, dziękuję pięknie! Nie sądzę, żeby intryga była genialna, do Agathy Christie (coś dzisiaj dużo o niej myślę ) mi daleko, ale i tak jest mi niezmiernie miło.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gehnn
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 17 Lis 2009
Posty: 743
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z zamku pięciu Braci
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:12, 11 Kwi 2010    Temat postu:

A_c! Obiecuję siebie tutaj długo jutro. (czyt. klepię)

e: Spóźniłam się tylko o dzień. A_c, przywracasz mi słońce xD To jest, bo wiesz, mamy dzisiaj bardzo pochmurny dzień, a ty tutaj ze spiskującym Wilsonem wychodzisz. Naprzeciw. Och, James. Jak ja go kocham.

Moim zdaniem, pomysł świetny. Poza pomysłem dochodzi jeszcze poprawność językowa, która jest mą miłością. Dostrzegłam dwie literówki. W "Cuddy, House ma ci coś do powiedzenia" i gdzieś po myślniku nie wstawiłaś spacji, zaraz poszukam. Poza tym - bardzo pogodny i uroczy fik. Najlepszy w nim jest, oczywiście, Wilson. Potem motyw z przychodzeniem do jego gabinetu. To takie typowe i urocze. Zachowują się identycznie, myślą identycznie... pewnie dlatego nigdy nie mogą dojść do porozumienia. Ogólnie, ostatnio często używam frazy "przeplatasz humor z dramatyzmem". Ale to naprawdę nie moja wina, że tak jest. W każdym razie, robisz to i to bardzo zręcznie. I wychodzi z tego lekki, ale wartościowy fik, który gdzieś tam w mózgu, sercu i duszy grzebie, wierci i domaga się uwagi. Poza tym, kocham rzeczy, które piszesz, A_c :3

Pozdrawiam,
G.

e2:
Cytat:
- Nie. – Musiał zburzyć wszystkie bariery wewnętrzne, zanim dokończył.- Drugi początek.

Tutaj.

Długo. No jasne. Och, ja ><


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez gehnn dnia Wto 15:14, 13 Kwi 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cutthroat_Bitch
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wiesz, że to ja?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:21, 12 Kwi 2010    Temat postu:

Mało mi Ja ciem jesce

Czyli się podobało, tak? Trudno to napisać?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:26, 13 Kwi 2010    Temat postu:

A Cappella

Powinnaś się wstydzić, że tak rzadko piszesz bo piszesz cudownie i przynajmniej raz w tygodniu powinnaś nas zaszczycać jakimś dziełem

Hilsonowa rozmowa Taaa... Jimmy niczym Holmes, po nitce do kłębka wydedukował co House'owi leży na sercu

"– Pokłóciłeś się z Cuddy!
- Nie.
- Tak.
- I co z tego?
- Nic i dlatego do mnie przyszedłeś.
- Właśnie."
- genialne

Wilson psychoterapeuta
Podstęp
Zamknięte Huddy
"- House – odezwała się wreszcie Cuddy. – Porozmawiajmy.
- Spokojnie, za jakąś godzinę powinno go ruszyć sumienie. Otworzy drzwi i jeszcze przyniesie nam coś do jedzenia.
- Nie o Wilsonie. O nas.
- Nie chcę.
- Jeśli przyjmiesz, że nie chcę znaczy boję się, będziemy mogli zacząć.
- Nie chcę – powtórzył po chwili.
- Przyjąłeś? Więc ja też przyjmę. I też nie chcę. Ale już tak dłużej nie mogę.
- Mówiłem, że Lucas szybko ci się znudzi. – Uparcie wpatrywał się w ścianę.
- Zrób coś. Powiedz, że to koniec, nasz koniec, cokolwiek…
- Koniec czegoś, co się nie zaczęło? – Podniósł wzrok.
- Zaczęło się. I to bardzo dawno temu, naprawdę nie zauważyłeś? – Lisa wstała, obeszła biurko i oparła się tyłem o blat.
Minęło kilka ciągnących się w nieskończoność minut, zanim House znów się odezwał.
- Zauważyłem. – Powoli przesunął się na drugi koniec kanapy. Bliżej Lisy. I wtedy oboje poczuli, że dzięki jednemu słowu powietrze wypełnia się nadzieją, niepewność ustępuje miejsca hemoglobinie, a szesnaście metrów kwadratowych podłogi jej gabinetu ogranicza się do czterech metrów kwadratowych ich wspólnej powierzchni.
- Więc to nie koniec. – Bardziej stwierdziła, niż zapytała.
- Nie. – Musiał zburzyć wszystkie bariery wewnętrzne, zanim dokończył.- Drugi początek."
- wybacz, ale tu musiałam skopiować całość pięknie oddane Huddy

Soł...

Wena, wena, po stokroć wena i czasu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marguerite.
Epidemiolog
Epidemiolog


Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 1221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Debrzno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:14, 16 Kwi 2010    Temat postu:

Och... To jest piękne. Naprawdę.

– Pokłóciłeś się z Cuddy!
- Nie.
- Tak.
- I co z tego?
- Nic i dlatego do mnie przyszedłeś.
- Właśnie.


Myślałam, że umrę, jak to przeczytałam i wbrew sobie zachłysnęłam się wodą.

W ogóle cała ta miniaturka znakomicie oddaje całą sytuację Huddy dziejącą się w serialu. Brawo! Brawo na stojąco! Pokłon! I na koniec pokłon aż do podłogi!

Pozdrawiam i życzę duuuużo, duuuużo weny na dalsze fiki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
a_cappella
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 842
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:19, 18 Kwi 2010    Temat postu:

gehenn napisał:
Długo. No jasne. Och, ja ><

Ej, Gehenn. Wiesz dobrze, jak jest fajnie czytać takie długie komentarze. xD
Błędy poprawiłam, dzięki. ^^
Cieszę się bardzo, że przywracam Ci słońce i czuję się zaszczycona, że kochasz (ee, to i tak na pewno zbyt wielkie słowo xD) te moje bazgrołki.

Cutthroat_Bitch, więcej to niekoniecznie tutaj, niemniej dziękuję.

Lisku, pffhahah, raz w tygodniu? Mój Wen nie jest aż tak płodny, powiem więcej - jest wredny, kilka pomysłów mam, a on uparcie nie chce przyjść, więc mam nadzieję, że jak mi go życzysz, to wreszcie się przywlecze. Dzięki

marguerite. - dziękuję. ^^ Staram się przedstawiać Huddy takie, jakie jest, bez zbytniego słodzenia i cieszę się, że mi wychodzi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez a_cappella dnia Nie 17:20, 18 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin