Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Z turbulencjami do szczęścia. [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:07, 07 Cze 2013    Temat postu:

Tradycyjnie Wilson zjawił się na lunchu w gabinecie Cuddy o ustalonej wcześniej porze. Tym razem to ona kupowała jedzenie. Ich regularne schadzki niewielka część personelu uznała za dowód, że mają romans za plecami diagnosty. Administratorka podeszła do kanapy zdjęła brązowe szpilki i usiadła obok przyjaciela zakładając nogi pod siebie.
- Wiesz może gdzie jest House? Zaczynam się bać, kiedy w szpitalu jest tak spokojnie.
- Wyszedł wcześniej, żeby zdążyć na rehabilitacje
– odparła Cuddy, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Słysząc to Wilson prawie upuścił swoje pudełko z chińszczyzną.
Słucham? Że co? – dopytywał zszokowany, pewny, że słuch mu szwankuje - Powtórz, bo musiałem się przesłyszeć.
- Na rehabilitacji. Jego pierwsza. Znalazłam specjalistyczną metodę, która po pół roku w znacznym stopniu zwiększa próg bólu, działa u 91 % stosujących ją badanych, zestaw ćwiczeń, masaże i ba…
- To cudownie, ale nie o to pytam, a jakim cudem udało ci się go namówić?
- Obiecał mi, że spróbuje.
- Obiecał, że spróbuje?
– powtórzył, rozumiał pojedyncze słowa, ale razem nie miały one żadnego sensu - Dobre sobie. Mi obiecał, że zapłaci za następny lunch, że nie będzie się wtrącał w moje życie osobiste i moje ulubione: odwali się od mojego gabinetu. Myślisz, że do któregoś, z tych fenomenów doszło?
- Mam swoje sposoby
– powiedziała tajemniczo. James wyraźnie się wzdrygnął.
- Nie mam ochoty wysłuchiwać o waszym życiu seksualnym.
- Nie tym razem
– odparła dumna ze swojego osiągnięcia – Szukam jakieś metody zmniejszenia bólu. Ta była najbardziej obiecująca. Było mi nieco łatwiej go przekonać, bo też mu na tym zależy. Wystarczyło tylko logicznie przedstawić jej korzyści. No i zapewnić, że jeśli z czasem nie poczuje różnicy będzie mógł się wycofać. W zamian obiecał mi, że się zaangażuje.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie próbował się wymigać?
- Oczywiście, że chciał się wymigać
– mówiła Lisa, w końcu mieli do czynienia z Housem
- Tuż przed wyjściem. Dopóki podekscytowana Rachel nie oznajmiła mu, że odprowadzimy go ośrodka i ma nadzieje, że z jego nogą będzie lepiej. Zaoferowała nawet, że może z nim zostać i ćwiczyć.
- Napuściłaś na niego Rachel?
– spytał James z rozbawieniem jednocześnie trochę współczując przyjacielowi - Jesteś bezlitosna.
- Z powrotem pójdziemy na frytki.
- To nagroda dla niego, czy dla niej?
– dowcipkował onkolog. Cieszył się, że przyjaciel podjął jakieś kroki w tym kierunku, ale obawiał się rezultatów terapii i tego, jak zniesie ewentualne rozczarowanie. Zastanawiała go również motywacja Cuddy. Czuł się głupio, ale nie chciał żadnych niejasności.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że nawet, jeśli noga wcale nie będzie go boleć, nie znaczy to, że się zmieni. Ból pomógł go ukształtować, ale wraz z jego zniknięciem nie wyparują też jego cynizm i arogancja?
- Nie chce, żeby się zmienił
- powiedziała Lisa zgodnie z prawdą - Tyko, żeby nie cierpiał
Wilson odetchnął po raz kolejny ciesząc się, że ci dwoje wreszcie opamiętali się i dali sobie szansę. Nawet, jeśli miało to znaczyć, że jest niepoprawnym romantykiem jego zdaniem byli dla siebie stworzeni.
- Ciągle mu powtarzam, że jest cholernym szczęściarzem.
- Ja też
– żartowała Cuddy, po czym znacznie poważniej dodała - Jest najbardziej niesamowitym człowiekiem, jakiego znam. Bez obrazy.
- W porządku. Rozumiem
– zapewnił szybko przyjaciel.
- Słyszałam, że rozmawiałeś z Jamie.
- Które z nich ci powiedziało? Wyobrażasz sobie, że ją podpuścił? A Jamie posłuchała. Chyba jej nie doceniałem. Czasem mam ochotę trzasnąć tego twojego geniusza, co mu daje robienie ze mnie idioty? Nawet go przy tym nie było
- skarżył się Wilson zaczynając swoją opowieść. I tak wrócili do typowych dla ich spotkań tematów.
Ponieważ po ćwiczeniach nie można było prowadzić Cuddy wyrwała się wcześniej z pracy i pojechała po Rachel by razem odebrać House’a z fizykoterapii. Od kilku minut czekały w przestronnym holu nowoczesnego centrum rehabilitacji. Podekscytowana dziewczynka ledwo mogła usiedzieć w miejscu. Nie mogła się doczekać, kiedy wyjdzie z sali. Była ciekawa co robił i czy lepiej się czuje.
- Posłuchaj mnie Rach, to bardzo ważne – poprosiła mama przywołując córkę do siebie. Póki były same chciała jej kilka rzeczy wyjaśnić – Wysiłek sprawia, że noga bardziej boli Hawsa. Dlatego może być trochę markotny. Nie przejmuj się, jeśli powie coś przykrego. Nie myśli tak. Musisz być teraz dla niego bardziej wyrozumiała.
- Dobra.
– zgodziła się automatycznie bez jakichkolwiek dodatkowych pytań.
- Może kupmy mu piwo – zaproponowała pięciolatka.
- Co? – zapytała Lisa zastanawiając się, co znowu wymyśliła jej pociecha.
- Jak ćwiczę zawsze chce mi się pić. Haws lubi piwo. Kupmy mu to się ucieszy - podzieliła się swoim bezbłędnym sposobem rozumowania.
- Po takim wysiłku nie może. Ale z tym napojem to dobry pomysł. Choć, kupimy mu sok, albo wodę – zgodziła się uśmiechnięta Cuddy i korzystając z tego, że mają jeszcze chwile poszły do sklepiku. Ucieszyła się, że ma, co robić, prawdę mówiąc była nieco zdenerwowana, a siedzenie bezczynnie w miejscu nie pomagało. Niecałe pięć minut później House wyszedł w końcu z sali i rozejrzał się po holu, zdziwił się nieco, kiedy podszedł do niego ochroniarz w średnim wieku.
- Twoja rodzina już czeka. Masz śliczną córkę, wygadaną – pochwalił rozbawiony. Diagnosta zamarł słysząc te słowa, lecz wszelkie sprostowania w tym temacie ucięła podbiegająca do nich Rachel.
- Proszę to dla ciebie – powiedziała podając mu butelkę - Chciałam piwo, ale mama nie pozwoliła.
Jej nowina wywołała uśmiech na twarzy obu mężczyzn. Następnie podeszła Cuddy, obserwowała dokładnie każdy jego ruch.
- Gotowy? Możemy jechać?
- Im szybciej tym lepiej.
- Do następnego razu Rachel
– pożegnał się z oddali ochroniarz.
- Pa Tony – pomachała na do widzenia pięciolatka i zwróciła się do dorosłych - To Tony, jego córka ma królika. Mogę mieć królika?
- Zastanowimy się.
- To znaczy nie
– wyjaśnił szybko House – Słyszę to za każdym razem, gdy chce coś zmienić w gabinecie.
Oczywiście Cuddy była ciekawa, co robił przez niemal trzy godziny i czy było mu ciężko, jednak nie bardzo wiedziała, jak zacząć rozmowę by uzyskać szczere odpowiedzi. Wiedziała, że lepiej było dać mu trochę czasu, ale chciała się dowiedzieć czegokolwiek, tak an początek. Ostatecznie po długich debatach z samą sobą postanowiła zaryzykować pytanie - Jak było?
- Jestem nowym człowiekiem
– rzucił ironicznie diagnosta. Nie spodziewała się wiele. Przynajmniej wiedziała, że jego sarkazm pozostał nietknięty.
Rozumiem, nie chcesz o tym rozmawiać – domyśliła się po jego reakcji – W porządku.
Szli w milczeniu Cuddy nie wiedząc, jak prowadzić rozmowę, by się nie zniechęcił, House nie chcąc o tym rozmawiać. Ich problemy z komunikacją zażegnała bezpośredniość Rachel. Po przyjrzeniu się diagnoście najzwyczajniej w świecie spytała:
- Jesteś markotny? Mama powiedziała, że możesz być markotny.
- Tak powiedziała?
– spytał lekko rozbawiony Greg spoglądając na Lisę. Zawstydziła się nieco, ale nie odwróciła wzroku. Po prostu pozwoliła córce kontynuować.
- Jak jesteśmy markotni w przedszkolu mamy drzemki. Miałeś drzemkę?
- Niestety nie.
- Nie martw się, możemy sobie zrobić, jak wrócimy do domu
– zaproponowała rozwiązanie Rachel i niezrażona mówiła dalej - Mama mówi, że te ćwiczenia mogą ci pomóc. Myślisz, że pomogą? Ja myślę, że tak – zapewniła z dziecięcym optymizmem.
- Wiesz, gdzie teraz pójdziemy? Na frytki. Lubię frytki. Frytki, frytki, frytki – skandowała biegnąc przez parking do samochodu. Cuddy doszła do wniosku, że przyprowadzenie jej tutaj było zdecydowanie dobrym pomysłem. Z kolei House rozmyślał o jej entuzjazmie. W momentach takich jak ten jej dziecięca perspektywa przypominała mu, że świat nie jest jeszcze taki do dupy, że może to wszystko jest coś warte. A nawet dawała mu nadzieje.
- Muszę ci przyznać wyciągniecie w to małej było mistrzowską manipulacją – pochwalił Greg, gdy był pewny, że dziewczynka znalazła się w bezpiecznej odległości.
- Usłyszała, gdzie jedziemy, ucieszyła się, co miałam zrobić? - udawała niewinnie brunetka.
- Dopilnowałaś, żeby przy tym była - powiedział House nie nabierając się na jej niewinność ani przez chwile.
- Jesteś na mnie zły?
– Straciłby dla ciebie szacunek, gdybyś czegoś nie kombinowała
– zdradził szczerze przyzwyczajony do ich dynamiki. Z góry wiedział, jak bardzo jej na tym zależy i że nie podda się bez walki.
- Noga bardzo boli? Podaj liczbę.
- Pięć.
- Może wolisz wrócić do domu? Nie musimy jechać na te frytki. Rachel zrozumie.
- Żartujesz, tylko myśl o frytkach trzymała mnie przy życiu
– dowcipkował biorąc ją za rękę. Lisa uśmiechnęła się do niego promiennie. Może wcale nie będzie tak źle. Wsiedli do samochodu i ruszyli do najbliższego Macdonalda. Cuddy, co jakiś czas nerwowo patrzyła to na niego, to na drogę. Wciąż była zaniepokojona, no i chciała mu coś powiedzieć, ale wahała się, czy powinna to zrobić. Diagnosta oszczędził jej fatygi ostrzegając głośno
- Powiesz, że jesteś ze mnie dumna, a wysiądę i wrócę piechotą.
Mama powtarzała jej wielokrotnie, że House potrzebuje teraz ich wsparcia, więc chcąc pomóc Rachel wychyliła się do przodu między siedzenia i spytała - A ja mogę powiedzieć, że jestem dumna?
Nie.
– Szkoda
– oświadczyła zawiedziona cofając się na swoje miejsce. Powaga, z jaką to powiedziała rozśmieszyła House'a. Błyskawicznie odwrócił głowę do szyby, żeby nie zauważyły niewielkiego uśmiechu, jaki zagościł na jego twarzy. Do tego czasu przyzwyczaił się już, że potrafiła wywołać u niego szczery uśmiech. ‘Masz śliczną córkę, wygadaną’ przypomniał sobie słowa ochroniarza. Wilson miał racje. Zależało mu na niej i zaczynał zdawać sobie z tego sprawę. Mało tego, lubił ją bardziej niż niektórych dorosłych. Co zwykle kończyło się dla niego w jeden sposób, paniką i próbą sabotażu. Obawiał się, że tym razem też tak będzie. Kiedy już zdążył do czegoś przywyknąć, Rachel wystraszyła go czymś innym na nowo, miała do tego talent. W ich codziennych relacjach nie wiedział, czy pękać z dumy, czy być przerażonym, że ma na nią taki wpływ. Doskonale wiedział, że to jak jest traktowana w dzieciństwie będzie miało wpływ na jej osobowość. To też nie dawało mu spokoju. Od ich wspólnego weekendu nieświadomie zaczął zwracać uwagę na drobiazgi u niej. Coraz więcej myślał nie tylko o małej, ale o sobie i swoich dotychczasowych wyborach. Zastanawiał się, co z nimi będzie, jak ją w końcu zawiedzie. Z drugiej strony jego matka, Wilson, Cuddy, każde z nich, choć raz go rozczarowało, on również rozczarował ich wielokrotnie, a mimo to wciąż mógł na nich liczyć. Żadne z nich z niego nie zrezygnowało. Może na tym to polegało, by po prostu nie dawać za wygraną, bez względu na wszystko. W końcu ostatnio nie zawsze było im łatwo, ale nie rezygnował. Wydawało się, że wreszcie był gotowy włożyć w ulepszenie swojego życia trochę wysiłku. Ta rehabilitacja była tego najlepszym dowodem. Doszedł do wniosku, że skoro po odwyku wyszedł mu na dobre, zyskał Cuddy. Może warto było znowu się postarać. Urwał poważne rozmyślania, kiedy zdał sobie sprawę z tego, co nucił. Zombie song. Jeszcze to. Niewiarygodne. Tyle razy słyszał w kółko tą melodię, że teraz utknęła mu w głowie. Na szczęście zatrzymali się na parkingu i przyszedł czas wysiadać, więc nie musiał o tym więcej myśleć.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Sob 9:16, 08 Cze 2013, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 9:40, 09 Cze 2013    Temat postu:

"- Może kupmy mu piwo – zaproponowała pięciolatka.
- Co? – zapytała Lisa zastanawiając się, co znowu wymyśliła jej pociecha.
- Jak ćwiczę zawsze chce mi się pić. Haws lubi piwo. Kupmy mu to się ucieszy - podzieliła się swoim bezbłędnym sposobem rozumowania. " -->

Rachel jest MISTRZYNIĄ! Ale tylko dzięki Tobie.

Patrzę w migający kursor, zastanawiam się, co napisać, by znów się nie powtarzać, że części były świetne... Wybacz Agnieszko, ale co ja mogę poradzić na to, że nieustannie trzymasz wysoki poziom, że zaskakujesz kolejnymi rozmyślaniami House'a na temat jego relacji ze swoimi "Cuddy do kwadratu". Może innych ta wieczna niepewność diagnosty, spodziewanie się najgorszego, po tylu częściach by znudziła, zamęczyła, ale to tworzy spójną całość, pokazuje jak trudna jest ta sytuacja.
I rozczulają mnie te fragmenty, w których opisujesz drobne gesty - mały uśmiech, krótkie spojrzenie. Pięknie.

Dziękuję za te dwie ostatnie części. I niech moc będzie z Tobą i z Twoim wenem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:33, 11 Cze 2013    Temat postu:

Agnieszko, i powiedz, jak Cię nie wielbić? Niemożliwe!
Zgadzam się z Marceliną, Rachel jest Mistrzynią i potwierdzam, że dzięki Tobie, zresztą wszyscy są. Cudnie ich kreujesz. House, Cuddy, Wilson, zespół, no wszyscy. Tym razem będę nudna i powiem to zowu, piszesz cudnie, jesteś geniuszem tworzenia dialogów i takich cudnych Huddy fików. Moja kolekcja Twoich ulubionych chyba się powiększy po zakończeniu tego cudeńka Choć wierzę, że nie nastąpi to zbyt szybko!

Ulubione

"Zdajesz sobie sprawę z tego, że nawet, jeśli noga wcale nie będzie go boleć, nie znaczy to, że się zmieni. Ból pomógł go ukształtować, ale wraz z jego zniknięciem nie wyparują też jego cynizm i arogancja?
- Nie chce, żeby się zmienił - powiedziała Lisa zgodnie z prawdą - Tyko, żeby nie cierpiał
Wilson odetchnął po raz kolejny ciesząc się, że ci dwoje wreszcie opamiętali się i dali sobie szansę. Nawet, jeśli miało to znaczyć, że jest niepoprawnym romantykiem jego zdaniem byli dla siebie stworzeni.
- Ciągle mu powtarzam, że jest cholernym szczęściarzem.
- Ja też – żartowała Cuddy"

"- Twoja rodzina już czeka. Masz śliczną córkę, wygadaną – pochwalił rozbawiony. Diagnosta zamarł słysząc te słowa, lecz wszelkie sprostowania w tym temacie ucięła podbiegająca do nich Rachel.
- Proszę to dla ciebie – powiedziała podając mu butelkę - Chciałam piwo, ale mama nie pozwoliła.
Jej nowina wywołała uśmiech na twarzy obu mężczyzn. Następnie podeszła Cuddy, obserwowała dokładnie każdy jego ruch.
- Gotowy? Możemy jechać?
- Im szybciej tym lepiej.
- Do następnego razu Rachel – pożegnał się z oddali ochroniarz.
- Pa Tony – pomachała na do widzenia pięciolatka i zwróciła się do dorosłych - To Tony, jego córka ma królika. Mogę mieć królika?
- Zastanowimy się.
- To znaczy nie – wyjaśnił szybko House – Słyszę to za każdym razem, gdy chce coś zmienić w gabinecie."

"Usłyszała, gdzie jedziemy, ucieszyła się, co miałam zrobić? - udawała niewinnie brunetka.
- Dopilnowałaś, żeby przy tym była - powiedział House nie nabierając się na jej niewinność ani przez chwile.
- Jesteś na mnie zły?
– Straciłby dla ciebie szacunek, gdybyś czegoś nie kombinowała – zdradził szczerze przyzwyczajony do ich dynamiki. Z góry wiedział, jak bardzo jej na tym zależy i że nie podda się bez walki."

"Może wolisz wrócić do domu? Nie musimy jechać na te frytki. Rachel zrozumie.
- Żartujesz, tylko myśl o frytkach trzymała mnie przy życiu"

Pozdrawiam, lis.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Wto 11:40, 11 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:01, 12 Cze 2013    Temat postu:

Wiem, że to był komplement, ale dopiero po przeczytaniu tego :
Marcelina napisał:
Może innych ta wieczna niepewność diagnosty, spodziewanie się najgorszego, po tylu częściach by znudziła, zamęczyła
Pomyślałam, że to faktycznie może Komuś przeszkadzać i może robię błąd Czyli niezłego mi ćwieka zabiłaś. Z drugiej strony nikt tego nie napisał, czyli uznam to, co dla mnie wygodniejsze, że tak nie jest
Lisek napisał:
jesteś geniuszem tworzenia dialogów i takich cudnych Huddy fików.
Obiektywnie rzecz biorąc wiem, że nie jestem, ale to wspaniałe uczucie, że jest na ziemi ktoś, kto tak uważa
Lisek napisał:
po zakończeniu tego cudeńka Choć wierzę, że nie nastąpi to zbyt szybko!
Nastąpi to za 4 posty, góra 5.
Dziękuje Wam za ciepłe słowa.

Ku ogólnemu zaskoczeniu związek Cuddy z Housem miał mniej dramatyczny przebieg niż się powszechnie spodziewano. Już teraz byli parą dłużej niż przewidywali najwięksi sceptycy w szpitalu. Generalnie w ich służbowych relacjach niewiele się zmieniło, nie było żadnych spektakularnych kłótni na korytarzach, czy dramatycznych afer, nikomu nie udało się ich przyłapać na uprawianiu seksu na terenie szpitala, a wszelkie problemy natury zawodowej zostały rozwiązane w sposób dojrzały i profesjonalny. Na tyle dojrzały i profesjonalny na ile można rozwiązać problemy z udziałem House'a. Dlatego nawet przeciwnicy tego związku musieli przyznać, że jak dotąd para radziła sobie zadziwiająco dobrze. Na pewno znacznie lepiej niż tego po nich oczekiwano, co dla niektórych było sporym rozczarowaniem. Nie znaczyło to jednak, że w szpitalu zrobiło się nudno. Mimo braku skandali nadal potrafili zapewnić współpracownikom rozrywkę, wciąż byli głównym tematem plotek, rozmów i zakładów. Sama para nie była specjalnie zdziwiona otaczającym ich zainteresowaniem.
Od samego początku ich związku zdawali sobie sprawę z tego, że będą obserwowani. Nie było to dla nich nic nowego. Ludzie interesowali się nimi od dnia, w którym młoda administratorka zatrudniła kontrowersyjnego geniusza. Ciekawscy często zapominali jednak, że jak starannie by się nie przyglądali ich relacjom nie zyskają pełnego obrazu związku obserwując go z boku. Wewnątrz sprawy zwykle prezentowały się nieco inaczej. Czasami nawet drobne momenty mogły przesądzić o przyszłości danej pary. Kolejny zgrzyt między naszą ulubioną dwójką, źle rozwiązany, czy przemilczany mógł im poważnie zaszkodzić. Ujawnił się po rozpoczęciu przez diagnostę rehabilitacji. Przez kilka następnych dni mieli zero czasu dla siebie. Oboje na duchu podtrzymywało jedynie oczekiwanie na czwartek i perspektywa wspólnie spędzonego nie tylko wieczora, ale i całej nocy. Lisa ucieszyła się słysząc dzwonek do drzwi. Pocałowała go w ramach przywitania, wszystko zapowiadało się wspaniale. Do czasu. Kilkanaście minut po diagnoście z przedszkola wróciła Rachel. Minęła mamę i poleciała prosto do House’a opowiedzieć mu, co ciekawego robili na zajęciach, a Cuddy po raz kolejny poczuła się odrzucona. Odsuwając od siebie to uczucie podeszła do Mariny omówić z nią rozkład przyszłego tygodnia. Przez resztę wieczoru Lisa starała się niczego okazywać, ale zmiana w jej nastroju nie pozostała niezauważona. Diagnosta szybko domyślił się, że coś jest nie tak. Pierwszą wskazówką był dystans, jaki między nimi tworzyła, nawet w pracy z całym swoim profesjonalizmem trzymała się bliżej niego niż obecnie. Nagle również zaczęła traktować go znacznie chłodniej. Owszem odpowiadała na jego pytania, ale sama nic nie mówiła i nie próbowała podtrzymywać rozmowy. Ani razu nie usiadła przy nim, o kolejnych pocałunkach nie wspominając. Co normalnie było wręcz nie do pomyślenia. Najgorsze było to, że nie miał pojęcia, w czym zawinił. Tak, więc, kiedy Rachel zasnęła po spędzeniu, o zgrozo, uprzejmego wieczora i wyczerpując wszystkie ewentualne wyjaśnienia House poszedł dowiedzieć się, o co właściwie chodzi. Cuddy sprzątała kuchnię ewidentnie opóźniając moment pójścia do łóżka. Zdążyła już pozmywać i wytrzeć naczynia, uprzątnąć blaty oraz umyć podłogę.
- Jesteś na mnie zła? – spytał rozglądając się po błyszczącej do czysta kuchni.
- Tak – odparła Lisa spuszczając wzrok na jego szarą koszulę. Obecnie ciężko jej było spojrzeć mu w oczy. Nie chciała o tym rozmawiać.
- Kiedy wściekniesz się następnym razem zaproszę cię do mojej łazienki.
House czekał na dalsze wyjaśnienia obserwując milczącą brunetkę, bez skutku. Chyba nie myślała, że po jej odpowiedzi, tak to zostawi?
- Cuddy?
- To idiotyczne
– przyznała zła również sama na siebie – Bo chce, żeby Rachel cię pokochała. Tak chciałam z kimś ją dzielić, tak chciałam dzielić ją z tobą – mówiła zdradzając, w czym tkwi problem - A teraz jestem zazdrosna o własne dziecko.
Logicznie rzecz biorąc wciąż chciała tego samego, ale emocjonalnie czuła się odsunięta. Samo przyznanie się do tego głośno nie było łatwe. Szczerze mówiąc obawiała się, że ją wyśmieje, lub nie potraktuje tego poważnie, ale po dłuższej chwili ciszy House ją zaskoczył.
- To normalne, miałaś ją dla siebie przez pięć lat. Potrzebujesz trochę czasu, żeby się przyzwyczaić.
Słysząc jego słowa wreszcie spojrzała mu w oczy.
- Po prostu ostatnio ze wszystkim biegnie do ciebie – kontynuowała z pewnym smutkiem Lisa - Mnie do niczego nie potrzebuje. To ja zawsze wymyślałam jej bajki na dobranoc. Twoje polubi bardziej. Już ciągle mówi o przygodach bezdomnego Jimmiego. Przy okazji masz plusa za twórcze wykorzystanie rzeczywistości – pochwaliła pomysłowość historyjki.
- Dzięki. To zasługa wspaniałego pierwowzoru.
Mimo żartów rozumiał powagę sytuacji. Jak bardzo by tego sobie życzył nie mogli tego tematu zamieść pod dywan, jeśli nie chcieli by w przyszłości się to na nich zemściło. Najpierw jednak musiał ją przekonać, że nie ma racji.
- To chwilowe. Teraz tak ci się wydaje, ale to bzdura, jesteś jej mamą. Widzę, jak cię uwielbia – mówił wiedząc, że to kwestia jej odczuć, nie faktów - Oczywiście, że poświęca mi więcej uwagi, bo jestem nowy i zabawny. I o ile zawsze będę od ciebie zabawniejszy, przywyknie do mnie i z czasem będzie miała w nosie nas oboje.
- Masz prawdziwy dar oratorski.

Cuddy przyzwyczajona do jego niekonwencjonalnego sposobu formowania opinii bez problemu zrozumiała, co chciał jej przez to powiedzieć. Nie zmieniało to jednak, ani jej odczuć, ani tego, co ją teraz czekało.
- Też tak myślę.
Problem nie polegał już na tym, że sobie z jej córką nie radził, tylko na tym, że sobie radził. Po raz pierwszy Lisa zdała sobie sprawę z tego, że ona również musi przywyknąć do zachodzących zmian. Pogodzić z tym, że od tej pory nie wpadnie i nie uratuje sytuacji. Jeśli mieli stworzyć długotrwały związek musiała oddać trochę władzy. Nawet, jeśli nie od razu, to z czasem. Traktować House’a jak partnera, nauczyć się współpracować w decyzjach dotyczących Rachel, brać pod uwagę jego zdanie. Dla samodzielnej perfekcjonistki nie było to wcale takie łatwe.
- Po prostu nie pomyślałam o tym - przyznała zażenowana - Martwiłam się, że wam nie będzie łatwo, że Rachel będzie stawiać opór, albo ty się zniechęcisz, ale nie pomyślałam, że mi może być ciężko, bo dostanę dokładnie to, czego chciałam. Wiem, że to nie konkurs popularności. Ale to dziwne uczucie, gdy twoje dziecko woli kogoś innego.
- Nie woli kogoś innego.
- Tak, czy inaczej czuję się jak skończona idiotka.
- Nie mów tak, tylko ja mam prawo nazywać cię idiotką.

Nie chciała utrudniać ich położenia. Tworzyć dodatkowego napięcia między nimi, dlatego nie miała zamiaru o tym wspominać. Jednak sprzeczne emocje narastały w niej od chwili, w której stała na jego korytarzu i patrzyła, jak opowiadał Rachel bajkę. Myślała, że to zdusi, ostatecznie przywyknie i przejdzie nad tym do porządku dziennego. Niestety, jak widać niezbyt dobrze jej to wychodziło. House obserwował swoją brunetkę rozważając swoje dalsze posunięcia. Wiedział, co poprawiłoby jej humor, tylko nie był pewny, czy chce jej to powiedzieć. Do tej pory była to jego słodka tajemnica. Tyle, że zwierzyła mu się z czegoś, co nie mogło być dla niej łatwe. Westchnął ciężko, po czym niechętnie i mało dyplomatycznie zaczął.
- Skoro powiedziałaś mi coś niewiarygodnie głupiego...
- Właśnie wygrałeś nagrodę na najwrażliwszego partnera roku
– wtrąciła ironicznie Cuddy słysząc jego wstęp.
- Dziękuje, sama nominacja to już zaszczyt – odparł zwyczajnie i zaczął raz jeszcze
- Jak wspomniałem zanim mi bezczelnie przerwano. Skoro powiedziałaś mi coś niewiarygodnie głupiego to zrewanżuje ci się tym samym.
- Słucham. I oby to było dobre
- zastrzegła wątpiąc by jej to pomogło.
- W pewnym sensie… Tak jakby… - ostatnią część wymamrotał pośpiesznie - Mi się to podoba...
– Co?
- Powiedziałem, że mi się to podoba
– powtórzył tym razem wyraźnie, widocznie zawstydzony tym faktem. Tym ją zaciekawił, zrobiła krok bliżej w jego kierunku i zamieniła się w słuch. Po tym, że nie od razu kontynuował wiedziała, że to coś dla niego trudnego i znaczącego.
- Zobrazuje ci sytuacje. Cała masa ludzi siedzi ze mną w pomieszczeniu, albo lepiej siedzimy tylko z Wilsonem, wchodzi Rachel i od razu biegnie do mnie. Bez zastanowienia. Wcześniej nigdy tego nie robiła – tłumaczył, poczuł różnicę w tym, jak go traktowała - I jak mnie widzi zawsze jest taka szczęśliwa. Jakbym był najlepszą rzeczą, jaka się jej przydarzyła, a są dni, w których tylko je lody i ogląda kreskówki – podkreślił obrazując powagę sytuacji. Na twarzy Lisy automatycznie pojawił się szeroki uśmiech. Podobało się jej nie tylko, że tak czuje, ale również to, że jej się z tego zwierzył.
- Doskonale rozumiem, to uzależniające uczucie – zapewniła brunetka – Cieszę się, że przynajmniej jedno z nas ma powód do radości.
Wyglądało na to, że jednak się myliła, jego rewelacja trochę poprawiała jej humor.
- To powinno być łatwiejsze – poskarżyła się sfrustrowana.
- Łatwe rzeczy są nudne i nie warte zachodu – podsumował Greg z typową dla siebie łatwością, po czym z przesadnym entuzjazmem dodał - Poza łatwymi pannami, łatwe panny są super.
- Masz szczęście, że tak bardzo cię kocham
– oznajmiła pokonując resztę dzielącego ich dystansu i obejmując go w pasie.
- Mam, prawda? – przyznał delikatnie odgarniając jej włosy za ucho. Rezultatem poprawionego humoru był zainicjowany przez Cuddy pocałunek. Dopiero drugi odkąd tu dziś przyszedł, dlatego diagnosta postanowił to nadrobić całując ją po raz trzeci, gdy tylko odsunęła swoje usta od jego. Oboje robili postępy, jako para. Powoli uczyli się rozmawiać ze sobą bardziej otwarcie, jeszcze nie o wszystkim, ale stopniowo mówili sobie coraz więcej. Przyznawali się przed sobą szczerze do różnych rzeczy, a ich relacje robiły się silniejsze. Zdali sobie sprawę, że w związku nie chodziło tylko o spędzanie ze sobą czasu, a o robienie miejsca dla kogoś w swoim życiu, o angażowanie w swoje sprawy drugiej osoby. Z dnia na dzień coraz lepiej im to wychodziło.
- Ufasz mi, jeśli chodzi o Rachel? - spytał House, kiedy odzyskał usta. Była to rzecz, do której ostatecznie wszystko się sprowadzało.
- Tak – odpowiedziała bez namysłu. Nieco mu ulżyło, kiedy to usłyszał, ale nie dał tego po sobie poznać.
- Nie mam na myśli w sytuacji życia i śmierci – sprecyzował chcąc mieć pewność, że dobrze go rozumie - Na co dzień, z drobiazgami. Wierzysz, że dopilnuje, żeby umyła zęby, wyprawię ją na czas do przedszkola, nie zapomnę nakarmić, czy nie zostawię gdzieś samej, bo będę pochłonięty pacjentem.
- Nie wierzę, że odwiózłbyś ją gdziekolwiek na czas
– zażartowała po raz pierwszy od rozpoczęcia tej rozmowy - Ale poza tym tak.
Tym razem przyszła kolej House’a aby uśmiechnąć się lekko. Cuddy nie miała najmniejszych wątpliwości, co do tego, że się nią zajmie. Oczywiście po swojemu robiąc przy tym coś nieprzewidzianego, co Rachel pokocha, ale była pewna, że zrobi wszystko, co w jego mocy by nic złego się jej nie stało.
- To odsuń się i daj mi porządzić. Nie ma innego wyjścia. Jeśli ma się nam udać Rachel musi wiedzieć, że ma mnie słuchać, ty, że nie jesteś już sama, a ja, że nie mogę się zmyć, kiedy mi ciężko, albo coś mi nie pasuje. Wszyscy troje musimy do czegoś przywyknąć.
- Ok. Masz racje
– zgodziła się wiedząc, że nie będzie łatwo, ale to najlepsze podejście
- W przyszłym tygodniu ty przejmujesz dowodzenie. Jeśli coś się wydarzy, albo będzie trzeba podjąć jakąś decyzje, ty decydujesz.
- To dopiero przepis na katastrofę
– podsumował zgrabnie jej pomysł.
- Ustalone. To, co idziemy do łóżka?
- Nie jestem śpiący
– odparł diagnosta mając nadzieje, że teraz, kiedy sobie wszystko wyjaśnili spędzą razem trochę czasu.
- A, kto tu mówi o spaniu? – spytała uwodzicielsko Lisa idąc tyłem w stronę sypialni.
- Pewnego dnia mnie zabijesz, a ja nie będę miał nic przeciwko – stwierdził House ruszając za nią. Związki samotnych rodziców nie podlegały zasadom rozwoju przeciętnego związku. Miały własne kryteria, znacznie szybciej stawały się poważne, bo nie dotyczył tylko dwojga dorosłych, ale również uczuć dziecka. Sprawiało to, że relacje między zakochanymi znacznie szybciej przenosiły się na tak zwaną głęboką wodę. Nie każdy potrafił to zaakceptować. Wszystko sprowadzało się do tego, że para nie zdecydowała wspólnie o tym, że chce mieć dziecko, jedna osoba już je miała, a partner musiał zdecydować, czy mu to odpowiada, czy woli nie ryzykować.

Jak ustalili, tak zrobili. W następnym tygodniu House po raz pierwszy odebrał dziewczynkę z przedszkola, przez co Wilson musiał wracać do domu taksówką, kiedy okazało się, że z parkingu zniknął jego samochód. Co dość wymowne instynktowną reakcją onkologa na brak auta nie był telefon na policję, a wybranie numeru najlepszego przyjaciela. W pewnym sensie znakomicie obrazowało to charakter ich znajomości. Jeśli chodzi o diagnostę w drodze powrotnej dzięki relacji z przedszkola Rachel zrozumiał, co dolega pacjentce. Był to kolejny dowód przemawiający za tym, że może związek z Cuddy jednak go nie ogłupiała, a rzeczywiście wymagał jedynie przyzwyczajenia. Wszystkie argumenty w tej sprawie House zachowywał w pamięci, by przeanalizować je później na spokojnie. Co się tyczy Cuddy, jej humor poprawił wolny wtorek spędzony tylko z córka. To, że świetnie się bawiły nie znaczyło jednak, że nie miała pewnych podejrzeń do tego, kto to zaaranżował.
- Co jej powiedziałeś? – spytała w środę po wejściu do jego gabinetu.
- Nie wiem, o czym mówisz – skłamał Greg doskonale wiedząc, co ma na myśli. Chciał jej tylko poprawić humor i udowodnić, że się myli.
- Rachel i jej pomysł zakupów, który przerodził się w cały dzień zabawy.
- Myślisz, że twoja córka potrzebuje przekupstwa, żeby spędzić z tobą czas?
– dopytywał próbując zyskać na czasie. Miała racje, ale nie musiała wiedzieć, że pomysł wyszedł od niego.
- Mam uwierzyć, że nagle zachciało się jej kupować adidasy do szkoły?
- Masz paranoje, jesteś irytująca i masz racje, ale naprawdę nic nie zrobiłem
– powiedział zgodnie z prawdą - Spytałem tylko, czy chce iść z tobą na zakupy. Wszystko, co było potem to nie moja sprawka. Wpuścić kobiety do sklepu.
- Wiedziałeś, że tak to się skończy.
- Skąd mogłem wiedzieć? Nie jestem jakimś geniuszem. Co ja mówią. Oczywiście, że jestem geniuszem
– Lisa uśmiechnęła się słysząc jego przechwałki mające odwrócić uwagę od jego dobrego uczynku.
- To jeszcze jedno. Ile cię kosztowało, żeby Wilson mnie zastąpił?
- Stwierdził, że łaskawie dopisze to sobie do rachunku. Mówił coś, żebym odwalił się od jego związku, ale to się nigdy nie stanie.
- Dziękuje
– powiedziała rozpromieniona. Wiedziała, że maczał w tym palce.
- Podziękowania przyjmuje tylko w formie usług seksualnych – usłyszała coś, co z jego ust słyszała już wcześniej.
- Czyli od koledżu niewiele się zmieniło – skomentowała kokieteryjnie i wróciła do pracy. Po powrocie wzięła córkę, kilka rzeczy i pojechały do mieszkania diagnosty. Pojawił się Wilson i zjedli wspólnie kolacje. Niestety nie wszyscy mogli zaliczyć ten wieczór do udanych. Następnego ranka House mył zęby w swojej łazience zastanawiając się nad tym, co się stało i myśląc, czemu właściwie się przejmuje. Nie powinno to robić na nim wrażenia, sprawiać mu większej różnicy, ale jakimś cudem robiło. W tym samym czasie Cuddy zabrała się za przygotowywanie śniadania, gdy było gotowe zajrzała by go zawołać.
- Nie odzywa się do ciebie? – upewniła się widząc zmianę podejścia córki.
- Obraziła się na mnie.
- Co zrobiłeś? – spytała żartobliwie. Nie tego chciała.
- Najpierw kazałem jej iść spać. Choć nie chciała – wyznał swoje pierwsze przewinienie. W dni, w które spędzali razem to on teraz kładł Rachel spać - Potem zabroniłem jeść lodów w łóżku, więc przestała ze mną rozmawiać.
- Miałeś racje, też bym tak zrobiła
– mówiła chcąc okazać mu wsparcie.
- Nie o to chodzi. Ja? Rozumiesz? Zabroniłem czegoś komukolwiek. Świat się kończy.
- Przejdzie jej
– obiecała próbując dodać mu otuchy. Dokładnie pamiętała, jak się czuła, kiedy córka po raz pierwszy obraziła się na nią.
- Nie potrafi się długo gniewać.
- Obie nie macie szans z moim wrodzonym wdziękiem – zażartował próbując dać jej do zrozumienia, że wszystko w porządku. Lisa nie dała się jednak na to nabrać. Chwile później usiedli w kuchni do śniadania. Był to jeden z najcichszych posiłków w całej ich historii. Uważał za śmieszne to, że obecnie mu to przeszkadzało, bo do niedawna pewnie by tak wolał.
- Mamo, mogę dżem? – zwróciła się do Cuddy córka, choć dżem stał bliżej diagnosty. House wywrócił oczami. Jednego nie mógł jej odmówić, potrafiła być uparta.
- Poproś House'a, na pewno ci poda - zauważyła mama mając nadzieje, że uda się jej przekonać pociechę do złamania jej postanowienia.
- Chce od ciebie.
- Zawsze byłaś taka irytująca? – spytał House.
- Tak – odpowiedziała pięciolatka przez chwile zapominając, że się do niego nie odzywa. Po czym przeniosła wzrok na lekarza jakby miała pretensje, że ją przechytrzył i dodała - Nie rozmawiam z tobą.
- Świetnie ci idzie.

Po śniadaniu Cuddy zawiozła Rachel do przedszkola, a House pojechał do szpitala. Z dziewczynką zobaczył się dopiero w piątek. Zliczając wszystkie godziny spędzone razem nie rozmawiała z nim przez półtora dnia. Nie mówiła nic jeszcze, kiedy przyjechał bawiła się z Madleine. Nawet ona wykazała więcej entuzjazmu na jego widok. Zostawiając je w swoim towarzystwie House zabrał się za rozpakowywanie zakupów. Po drodze wstąpił do sklepu po swoje ulubione piwo i kilka rzeczy, których brakowało w lodówce. Na tym etapie związku spędzali już razem sporo czasu i w mieszkaniach partnera czuli się nieco swobodniej, co prowadziło do pojawiania się coraz większej liczby rzeczy drugiej osoby. Na przykład on miał u siebie ulubione wino Lisy i płatki śniadaniowe Rachel. Około godziny siódmej Cuddy odwiozła do domu Maddy, a po powrocie położyła córkę spać. Mimo nieustannych drobnych prób matki nic nie wskazywało na to, że opór Rachel zostanie szybko przełamany. Z diagnostą nawet nie próbowała więcej o tym rozmawiać z góry wiedząc, że za nic nie przyzna głośno, że ta cisza mu przeszkadza. Resztę wieczoru spędzili w salonie Cuddy pisała na laptopie jakiś raport, House nadrabiał braki w swoich serialach. Minęły, jakieś dwie godziny, kiedy Lisa odebrała telefon i wyszła rozmawiać do drugiego pokoju.
- Haws – usłyszał, odwrócił się, a koło kanapy w piżamie stała Rachel. Przyjrzał się jej nieco zaskoczony jej pojawieniem się.
- Co oglądasz?
- Monster trucki. Nie powinnaś już spać?
- Tak.

Bawiło go to, że zawsze odpowiadała szczerze nawet, jeśli odpowiedź była jej nie na rękę.
- Mogę oglądać z tobą? – spytała nieśmiało. Wiedział, że właściwą odpowiedzią na to pytanie jest ‘nie’, ale jakoś nie mógł tego powiedzieć.
- Tak, dopóki mama nie skończy rozmawiać przez telefon.
Dziewczynka wgramoliła się na kanapę obok niego.
- Coś ci się przyśniło?
- Nie
– odpowiedziała utrudniając mu wyjaśnienie zagadki.
- Chcesz soku?
- Nie
– odmówiła równie szybko i zadała własne pytanie -Którego lubisz?
- Fioletowy. Niszczyciel z Luizjany.

Naprawdę nie miał pojęcia, po co tu przyszła. Chwile później do salonu wróciła Lisa.
- Co oglądamy? – spytała siadając po drugiej stronie córki. Normalnie kazałaby jej wrócić do łóżka, ale w tych okolicznościach pomyślała, że będzie lepiej, jak przeniesie ją gdy zaśnie.
- Oglądamy Trucki. Mój jest żółty – poinformowała pięciolatka kładąc głowę na kolanach mamy, a stopy na House’a zastrzegając z góry - Tylko mnie nie łaskotaj.
Greg z uśmiechnął się lekko, uwielbiał jej przejęzyczenia.
- Niczego nie obiecuje.
- Mamo, wybierz sobie jakiś – zachęciła dziewczynka patrząc na wyskakujące w powietrze samochody.
- Fioletowy – rzuciła pierwsze monstrum, które zwróciło jej uwagę.
- Nie możesz. To Hawsa.
- Przepraszam, w takim razie niebieski
– poprawiła się szybko brunetka. Po piętnastu minutach Rachel ponownie spała.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Śro 16:10, 12 Cze 2013, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:27, 13 Cze 2013    Temat postu:

Z tego, co nam jeszcze zostało nie mogłam się doczekać dwóch fragmentów.
Oto jeden z nich. Ciekawa jestem, czy wyszedł tak, jak chciałam i czy się Wam spodoba.

W poniedziałkowe popołudnie, kiedy diagnosta zmieniał na straży Marinę nie podejrzewał nawet, że czeka go prawdziwy test siły charakterów. Tego dnia House czegoś się o sobie dowiedział. Czegoś, co zapamięta już na zawsze, a nawet, gdyby jakimś cudem udało mu wymazać to wydarzenie z pamięci jego najbliższe otoczenie nigdy nie pozwoli mu o nim zapomnieć. Wszystko zaczęło się w salonie Cuddy całkiem niewinnie od banalnego wręcz pytania pięciolatki.
- Zrobisz mi kitkę?
- Nie umiem
– odparł w sposób krótki i kategoryczny mając nadzieje uciąć rozmowę. Niestety, nic z tego nie wyszło.
- Ale chce kitkę – powtórzyła Rachel nie przyjmując do wiadomości odpowiedzi, która jej nie pasowała. Mogła być uparta, ale miała przed sobą godnego przeciwnika.
- A ja chce lody cytrynowe.
- Ja też –
zgodziła się automatycznie ekscytując się perspektywą deseru - Zjemy sobie jak zrobisz mi kitkę?
Diagnosta wywrócił oczyma, sarkazm wciąż ją przerastał.
- Nie, bo nie będzie kitki – zdecydowanie obstawał przy swoim nie zamierzając ustąpić.
- Proszę. Ładnie proszę – nalegała dziewczynka nadymając usta. Jeśli naprawdę myślała, że to na niego podziała, to się przeliczyła.
- Najwyższy czas się nauczyć, że ‘proszę’ w życiu wszystkiego ci nie załatwi – podzielił się swoją mądrością i w ramach wyjaśnienia dodał - Nigdy nikomu nie robiłem kitki.
- Mówiłeś, że jesteś geniuszem. Geniusz by umiał
– kontynuowała nie dając za wygraną.
- Musiałem opuścić tą lekcję w szkole.
Niewiarygodne! Podpuszczała go. Mało tego, robiła to zawodowo. Do pewnego stopnia mu tym zaimponowała. Jak w większości przypadków związanych z Rachel był rozdarty, między dumą, a niedowierzaniem.
- Możesz się nauczyć – sugerowała mini brunetka nie rezygnując z prób przekonania lekarza - To proste, a ja nie sięgnę sama. Potrzebuje pomocy.
- Czemu nie poprosiłaś Mariny?
- Bo wtedy nie chciałam.
- A teraz oczywiście chcesz. Zdradzę ci sekret głupi upór do niczego dobrego nie prowadzi.
- Mama mówi, że ty jesteś głupio uparty
– wspomniała nie powiększając tym swoich szans na zmianę jego zdania. Zdumiony House rozglądał się dokoła pokoju zastanawiając się, czy to się działo naprawdę? Nie dowierzał, że chciała, żeby coś dla niej zrobił i miała czelność go obrażać. W tej chwili doznał przebłysku świadomości, jak to jest być Wilsonem.
- Proooooszę – nalegała Rachel z większym zaangażowaniem – Bardzo chce kitkę.
Zapadła cisza, w której oboje patrzeli na siebie czekają aż to drugie się podda. Pięciolatka spoglądała na niego tymi swoimi błękitnymi oczami pełnymi nadziei, a House wiedział, że jeśli teraz ustąpi da jej jasno do zrozumienia, że można go sobie owinąć wokół palca.
- Jak ty byś coś chciał, to bym ci pomogła.
Patrząc na nią był pewny, że ćwiczyła tą minę przed lustrem, żeby wymuszać nią na dorosłych swoje żądania. Po chwili westchnął ciężko zły na samego siebie. Najgorsze, że działała.
- Dobra, już dobra, ale od razu mówię nie przyjmuje zażaleń.
- Dziękuje
– podziękowała uśmiechając się do niego promiennie. Od kiedy to pozwalał rządzić sobą pięciolatce? Gdy się nad tym zastanawiał mała pobiegła do łazienki po grzebień i frotkę. Po powrocie podała mu je i usiadła na stoliku.
Dziękuje – powtórzyła szczęśliwa po raz kolejny.
- Jejeje.
House nie wierzył, że to robi nawet, gdy trzymał jej brązowe włosy w ręku. Tyle w kwestii siły charakteru. Niestety nie było to wcale takie proste jak można by przypuszczać, szczególnie dla kogoś, kto nie robił kitki nigdy wcześniej. Zaś wskazówki dziewczynki były w takim samym stopniu pomocne, co irytujące.
- Najpierw poczesz – instruowała poważnie Rachel. Po trzech nieudolnych próbach później wyszła mu kitka, którą uznał za wystarczająco dobrą. O ile nie chciał się w to bawić, po tym jak już zaczął potraktował sprawę niezwykle ambicjonalnie. Nie zamierzał wypuścić dziewczynki z domu z fryzurą stracha na wróble.
- Muszę zobaczyć – oświadczyła pięciolatka wstając, po czym udała się do lustra w łazience. Nie wiedzieć, czemu, House poszedł za nią. Patrzył, jak obraca głowę na boki by sprawdzić po obu stronach. Czekał na werdykt z zapartym tchem, choć powtarzał sobie, że nic go nie obchodzi jej zdanie na ten temat.
- Ładna – pochwaliła z aprobatą i po zastanowieniu dodała - Następnym razem będzie lepiej.
- Nie będzie następnego razu!
– oświadczył z większą determinacją niż wymagała tego sytuacja. Chwile później został wezwany do szpitala. Nie pozostało mu nic innego, jak wziąć dziewczynkę ze sobą. Zapewne popadał w paranoje, ale gdy tak szli szpitalnymi korytarzami wydawało mu się wszyscy patrzą na jej włosy. W rzeczywistości pierwszą osobą, która zwróciła na nie uwagę była Trzynastka. A wszystko, dlatego, że spotykała córkę szefowej częściej niż przeciętny pracownik szpitala i widziała różnicę pomiędzy jej normalnym uczesaniem, a tym, co miała na głowie teraz. Niby nic specjalnego, ale można było zauważyć wyraźne różnice. Jak to, że była nieco krzywa i wyglądała trochę niestarannie. Zwykle też, gdy miała kucyka ozdobiony był kolorowymi spinkami, lub wsuwkami. Jej uporczywe wpatrywanie się w fryzurę dziewczynki sprawiło, że Foremna podążył za jej wzrokiem. Z jakiegoś powodu obserwowała włosy Rachel. Skupiając się na nich teraz musiał przyznać, że wyglądały jakoś dziwnie. Jakby za wysoko ściągnięte do góry z pojedynczymi kosmyki wystającymi z tyłu. Jednak nie zamierzał poświęcać temu tyle uwagi. Kitka, jak kitka. Poza tym nie uważał się za eksperta w tej dziedzinie, a mała i tak wyglądała uroczo.
- Rachel, poprawić ci kitkę? Jest nieco krzywa – zaproponowała pomoc Remy.
- Taka mi się podoba.
Słysząc to House zerknął na dziecko szczerze zdziwiony tym, że nie chciała ładniejszej. Nie żeby robiło mu to różnicę. Nie robiło najmniejszej. Miał nadzieje, że Chase szybko wróci z tymi wynikami, bo miał już dość czekania.
- To potrwa chwile i wrócisz do zabawy – obiecała Trzynastka, jej oferta znowu została odrzucona
- Chce tą.
- Zostaw ją, chce mieć krzywą kitkę, niech ma krzywą kitkę
- podsumował neurolog.
Rachel uśmiechnę się do niego i wróciła do kręcenia się wokół własnej osi jednocześnie kręcąc się dookoła stołu. Odkąd weszła do gabinetu, co jakiś czas dotykała włosów. Pewnie, dlatego po powrocie od pacjenta zwrócił na to uwagę Chase. Przyjrzał się uważniej jej kucykowi. Mając młodszą siostrę, którą musiała się opiekować wiedział o fryzurach więcej niżby sobie tego życzył. Ta wyglądała, jakby pięciolatka zrobiła ją sobie sama. Może, dlatego postanowił zapytać.
- Co jest nie tak z jej kitką?
Diagnosta nie wytrzymał ani chwili dłużej.
- Zwolnię następną osobę, która powie coś o jej kitce – uprzedził uczciwie poirytowany do granic możliwości. W jego ustach było to dość podejrzane stwierdzenie. Lekarze wymienili między sobą spojrzenia, po czym jednocześnie przenieśli wzrok na nieudolną fryzurę dziewczynki, a następnie z szokiem wypisanym na twarzach na swojego przełożonego. Całej trójce przeleciało przez głowę to samo. Niemożliwe, to było po prostu zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Chase kaszlnął maskując wyrywający się z gardła śmiech. Trzynastka i Foreman automatycznie spuścili głowy w dół z trudem utrzymując powagę. Zaś wszyscy troje pomyśleli, że warto było znosić lata niedogodności i szaleństwa w pracy tylko dla tego momentu. W tym momencie było by już pewnie po sprawie i nie wspominaliby już o temacie w jego obecności, gdyby nie pojawienie się administratorki. Na jej widok Rachel ruszyła biegiem i już przy drzwiach rzuciła się matce na szyje.
- Mamo! Idziemy do domu? – dopytywała, kiedy brunetka podnosiła ją na ręce.
- Tak, kochanie. Weź rzeczy i pożegnaj się ze wszystkimi.
Stawiając córkę na podłodze przyglądała się jej powoli przysuwają ręką po jej włosach.
- Czemu Marina wypuściła cię z domu z tak krzywą kitką?
To przepełniło czarę. Nie udało się im dłużej powstrzymać. Jak na komendę Chase, Forman i Trzynastka zaczęli się głośno śmiać, House po prostu wyszedł z gabinetu.
- Co? - spytała zdezorientowana administratorka nie rozumiejąc, co takiego powiedziała. W odpowiedzi usłyszała najbardziej niewiarygodne zdanie w całym swoim dotychczasowym życiu.
- House jest autorem tego arcydzieła.
Najśmieszniejsze w całej tej sytuacji zdaniem diagnosty było to, że zależało mu na, tyle, że ustąpił i zrobił jej tą przeklętą kitkę. Był większym frajerem od Wilsona. Warknął na samą myśl o tym, jakie używanie będzie miał jego przyjaciel, kiedy się o tym dowie. A wiedział, że dowie się na pewno. Niestety, ku rozpaczy House’a wrócili do tego wieczorem.
- Przepraszam, że wyśmiałam twoją kitkę – mówiła Lisa, ale nawet teraz widać było na jej twarzy z trudem powstrzymywany uśmiech. Nie podejrzewała, że kiedykolwiek coś takiego powie.
- Zamknij się.
- Nie pomyślałam… to bardzo miło z twojej strony.
- Nie dacie mi tego zapomnieć, prawda?
- przewidywał załamany perspektywą wysłuchiwania tej historyjki przy każdej możliwej okazji.
- Nie ma na to szans. Była ładna, jak na pierwszy raz.
- Poważnie, jeszcze jedno słowo i z tobą zerwę
– ostrzegł w akcie desperacji. Miał już dość dyskusji na ten temat.
- Jestem pewna, że następnym razem będzie lepsza.
- Nie będzie następnego razu!
– powtórzył z uporem, ale nawet on zdawał sobie sprawę z tego, że nie brzmi już tak pewnie jakby sobie tego życzył. Cuddy obserwowała go z małym uśmiechem na ustach przez resztę wieczoru. Do tej pory myślała, że to niemożliwe, ale okazało się, że się pomyliła i jednak mogła go kochać bardziej. Ten pozornie nieznaczący gest uświadomił jej, że, mimo iż nie było jej łatwo nie było na ziemi faceta, z którym bardziej chciałaby wychowywać Rachel. Z kolei House’a zdziwił całkowity brak reakcji Wilsona. Był pewny, że to wykorzysta, a nie wspomniał o tym słowem. Zrozumiał, dlaczego, gdy następnym razem włamał się do komputera przyjaciela i powitało go zdjęcie uśmiechniętej Rachel z kitką za bardzo przesuniętą w lewo na jego pulpicie. Zrobili zdjęcie, oczywiście. Banda zdrajców. Westchnął ciężko. Miał totalnie przerąbane.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Czw 19:19, 13 Cze 2013, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:36, 13 Cze 2013    Temat postu:

Nie mam pomysłu, co Ci teraz napisać. Nie chciałabym brzmieć banalnie i nudnie, bo to, co teraz przeczytałam zasługuje na porządnego komenta, ale nic innego oprócz cudnie, bosko i genialnie nie przychodzi mi do głowy. Wybacz.

To jest kolejny twór, którym udowadniasz, jak świetnym pisarzem jesteś. Jest pomysł - super realizowany, dialogi – boskie, bohaterowie – uwielbiam. Kocham Twojego House'a całym sercem! A Twoje Huddy, jest dokładnie takie, o jakim marzyłam przez całe siedem sezonów Są emocje, są kłopoty, wyzwania, kłótnie problemy, piękne chwile, urocze momenty, gorące momenty, niezwykłe wydarzenia, normalność i turbulencje, oddałaś całą istotę Huddy, które kocham Którego, gdzieś od połowy sezonu siódmego nie dane było mi oglądać w wersji, za którą tak trzymałam kciuki, ale o którym mogłam dzięki Tobie przeczytać i mam teraz w głowie. Dziękuję *:

Relacje House – Rachel, tutaj już setki razy pisałam, że to prawdziwy majstersztyk, ostatnie części tylko to potwierdzają. Ta Twoja historia ma coś w sobie, coś niezwykłego, z jednej strony jest taka... szukam słowa, "normalna" "nieudziwniona" "prawdopodobna" "realna" nie wiem, a w każdej z opsianych tu sytuacji potrafiłam odnaleźć naszych bohaterów, a z drugiej strony pokazujesz, że pozornie zwyczajne nie musi być nudne!

Rządzisz!!!

"- To powinno być łatwiejsze – poskarżyła się sfrustrowana.
- Łatwe rzeczy są nudne i nie warte zachodu" - Bardzo mi się to zdanie podoba.

"- To jeszcze jedno. Ile cię kosztowało, żeby Wilson mnie zastąpił?
- Stwierdził, że łaskawie dopisze to sobie do rachunku. Mówił coś, żebym odwalił się od jego związku, ale to się nigdy nie stanie.
- Dziękuje – powiedziała rozpromieniona. Wiedziała, że maczał w tym palce.
- Podziękowania przyjmuje tylko w formie usług seksualnych – usłyszała coś, co z jego ust słyszała już wcześniej.
- Czyli od koledżu niewiele się zmieniło" - Huddy z Wilsonem w tle zawsze nabiera tego czegoś

Ostatnia scena z monster truckami super Ci wyszła

Jeśli chodzi o ostatnią dodaną część musiałabym chyba skopiować całość. Byłaś ciekawa reakcji na nią, odpowiem Ci, że lepiej napisać jej już nie mogłaś. Mistrzostwo w każdym calu. Pomysł + wykonanie. House, Rachel, cała ta akcją z kitką, potem zespół + Cuddy, pisząc na początku o tym tekście właśnie to miałam na myśli. Dziękuję Ci, że dzięki Tobie mogę to sobie wszytko wyobrazić i choć w ten sposób cieszyć się wymarzonych Huddy i House'm nawiązującym bliższe relacje z Rachel. Okazało się, że jednak mogę się tym cieszyć. Shore mi tego nie dał, ale Ty już tak

Pozdrawiam, lis.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Czw 16:54, 13 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:58, 13 Cze 2013    Temat postu:

Kiedy czytam tak znakomite części, uświadamiam sobie, jak ograniczone mam słownictwo, bo nie potrafię wyrazić tego, co myślę i czuję po ich przeczytaniu.
Więc napiszę tylko, że:
a) gratuluję i oby tak dalej,
b) zgadzam się z liskiem w 100000000000%


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:03, 15 Cze 2013    Temat postu:

Moje dyżurne Komentatorki napisały, więc czas na ciąg dalszy

Cuddy zawsze myślała, że House zna ją tak dobrze, że nie potrafi go już niczym zaskoczyć. Czasami ją to nawet martwiło. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że racje miała jedynie poniekąd. Prawdą było, że nie mogła go zaskoczyć w drobiazgach, czy sprawach dotyczących pracy. Znając ją do tego stopnia przeważenie wiedział, jak postąpi. Za to nigdy nie miał pewności, co zrobi w sprawach uczuciowych i życiu osobistym. Niejednokrotnie go na tym polu zaskoczyła. Decyzją o adopcji, czy choćby rozpoczęciem ich związku. No i nie mógł jej odmówić pewnej dozy szaleństwa i spontaniczności, która ujawniała się u niej w najbardziej nieoczekiwanych momentach, a którą wprost uwielbiał, bo zwykle miała fantastyczne dla nich skutki. Dzięki temu pierwiastkowi tajemniczości Lisa Cuddy nie miała się, czego obawiać. Jeśli chodzi o diagnostę śpieszę donieść, że trafiliśmy właśnie na jeden z tych momentów, w którym go zaskoczyła. Zrobiła to wpadając z znienacka i oddając mu prezent; książkę napisaną przez swojego pradziadka. House nie wiedział, co myśleć. Zgoda, nie podarował jej w najlepszych dla nich okolicznościach, ale nie podejrzewał, że będzie mu ją chciała zwrócić.
Dasz mi ją na naszą rocznicę – wyjaśniła brunetka widząc jego skołowany wyraz twarzy. Pamiętała, jak mówił, że planował jej ją dać w jakimś wyjątkowym momencie. Chciałaby ta książka kojarzyła im się z lepszą okazją niż odwołane zaręczyny. I o ile teraz był zdziwiony, jego zdziwienie tylko wzrosło, gdy zajrzał do środka.
- Wyrwałaś moją dedykacje? - powiedział patrząc na precyzyjnie usuniętą pierwszą stronę.
- Jest moja, napisał ją mój pradziadek, mogę z nią zrobić, co chce. Poza tym będziesz potrzebował miejsca na nową dedykacje.
Z każdym dniem coraz mocniej wierzyła, że będą mieli pierwszą rocznicę, a ostatnio zaczęła nawet myśleć, że może czekają ich także kolejne.
- Mam ci ją dać na naszą rocznicę?
Dopiero, kiedy powtórzył to głośno zaczął myśleć o tym, co to tak naprawdę znaczy. Już myślała o ich rocznicy. Więcej była przekonana, że wciąż będą razem. Uśmiechnął się lekko. Pomysł by sprezentować jej tą książkę z okazji ich rocznicy zdecydowanie bardziej mu się podobał niż oryginalne okoliczności.
- A planowałem ci kupić diamenty.
- Moja strata
– oznajmiła z pobłażliwym uśmiechem i z pewnym wahaniem kontynuowała - Skoro to już sobie wyjaśniliśmy. Mam poważną sprawę.
Od incydentu znanego jego najbliższemu kręgu z kryptonimu ‘krzywa kitka’ Lisa myślała o czymś jeszcze i wreszcie zdecydowała się poruszyć ten temat. Po tym, jak przyznała się do swojej zazdrości oboje uznali, że najtrudniej jest jej teraz, muszą tylko razem przez to przebrnąć, a z dnia na dzień będzie lepiej. Pewnie sytuacja miała swoje wyzwania, ale ostatecznie Cuddy zdała sobie sprawę z tego, że można przywyknąć. Pomagało, że uwielbiała patrzeć na córkę spędzającą czas z Housem.
- Jestem skłonny zrobić sobie identyczne tatuaże – oświadczył żartobliwie odkładając książkę. Obserwował jej zachowanie starał się ocenić na ile poważna będzie to rozmowa.
- Może innym razem. Chce żebyś, o czymś pomyślał – zaczęła Cuddy nie zwracając uwagi na dodatkowe komentarze.
- Brzmi złowieszczo.
- Tylko bądź ze mną szczery i pamiętaj, że możesz odmówić.
- Jak tak zaczynasz to nie może być nic dobrego
– skomentował nie mogąc się powstrzymać.
- W Brye Park mają listę kontaktów do osób bliskich uczących się tam dzieci. Na wypadek, gdyby nie mogli się skontaktować z rodzicami. Wiesz, gdyby trzeba było niespodziewanie odebrać Rachel, gdyby chcieli przekazać jakąś informacje, albo w jakiejś innej awaryjnej sytuacji, czy gdyby na przykład coś zbroiła.
- Poważnie? Co mogłaby zbroić?
– przerwał z powątpiewaniem jej hipotetyczną wyliczankę - A nawet, gdyby coś zbroiła to jestem przekonany, żeby jej nie złapali. Jest na to za mądra. To jest do momentu, w którym sama by się nie przyznała – narzekał rozczarowany tą konkretną cechą jej charakteru - Mówię ci Cuddy musimy coś zrobić z naszym Świętoszkiem.
Nieco za późno zdał sobie sprawę z tego, jak ją nazwał, po raz drugi.
- Je, je, je znowu powiedziałem naszym –uprzedził House widząc uśmiech malujący się na twarzy Lisy. Co o wiele ważniejsze nie próbował się wycofać, ani tłumaczyć swojego przejęzyczenia zażartował tylko - Chyba muszę zacząć myśleć zanim coś powiem.
- Od lat ci to powtarzam
– rzuciła luźno i wróciła do tematu - Mogę tam umieścić dwie osoby. Biorę też pod uwagę Julie i Wilsona, ale tak naprawdę chciałabym umieścić tam ciebie. Podałabym im twoje dane i numer telefonu. Jeśli się zgodzisz.
Prawdę mówiąc od początku tej rozmowy była niepewna i widocznie zdenerwowana. Nie wiedziała, czy to odpowiedni momenty by o to pytać. Ostatnio tak dobrze im się układało i za nic nie chciała wystraszyć diagnosty. Z kolei House’a zatkało, gdy zrozumiał, do czego zmierza. Nie tego się spodziewał. Zanosiło się na wieczór pełen niespodzianek. Pierwsze, co przyszło mu do głowy, to nie chęć ucieczki, a świadomość, że z jej strony był to duży dowód zaufania. Co prawda nie były to jeszcze żadne oficjalny dokument, ale tyle na ile była gotowa. Początek, obietnica stopniowego postępu. Coś zobowiązującego, co dawało mu do Rachel pewne prawo.
- Jesteś pewna? Naprawdę tego chcesz?
- Tak, jestem. Zastanów się przez jakiś czas, nie decyduj od razu
– mówiła nie chcąc wywierać presji jednocześnie dając do zrozumienia, że to dla niej ważne - Chce, żebyś wiedział, że nie musisz tego robić, zrozumiem. Naprawdę. Jeśli to za dużo, albo za szybko, nie będę miała pretensji, tylko mi powiedz.
- Zastanowię się
– obiecał szczerze. W tym wypadku zupełnie się z nią zgadzał. Nie zamierzał obiecywać czegoś w tej chwili by za tydzień zmienić zdanie. Wiedział, że musi być przekonany o swojej decyzji. Bo oferując swoje dane musiał być gotowy na to, że z nich skorzystają.
- Dziękuje. Niestety wpadłam tylko po to i muszę lecieć. Pierwsze zebranie w przedszkolu - powiedziała pospiesznie, pocałowała go na do widzenia i zniknęła. Musiał jej przyznać też potrafiła zrobić siać spustoszenie. Z tą różnicą, że zwykle ograniczała się do jego myśli.

Następnego dnia wszystko było jak zawsze. Drzwi do gabinetu administratorki otworzyły się energicznie i nieproszony wtargnął diagnosta. Cuddy przeniosła swoją uwagę z ekranu monitora na niego. Tego rodzaju dramatyczne wejścia pozostawiały zwykle dwie możliwości, albo było to coś śmiertelnie ważnego dotyczącego życia pacjenta, albo coś totalnie niedorzecznego.
- Słyszałaś plotki o twoim romansie z Wilsonem? – spytał w kwestii przywitania House. Czyli to drugie. Takie pogłoski zwykle mu nie przeszkadzały, tylko w chwilach zwątpienia poświęcał im więcej uwagi. Zastanawiał się wtedy nad tym, czy ci dwoje nie wyszliby na tym lepiej, gdyby rzeczywiście byli razem.
- Oczywiście, że słyszałam. To główny temat zaraz po domniemanej ciąży Trzynastki i powiększeniu biustu siostry Hallowey.
- Pewnie sam ją rozpuścił
– pomstował siadając na krześle.
- Daj spokój. Przecież znasz Wilsona.
- Właśnie, dlatego tak myślę
– oświadczył i choć w tym wypadku był pewny, że to nie jego sprawka i tak powiedział - Uprzedź swojego kochasia, że zacznę rozpowiadać, że jest impotentem.
Szefowa tylko się uśmiechnęła.
- Co do Trzyna…
- Nie jest
– rozwiał jej wątpliwości zanim skończyła pytanie.
Jesteś pewny?
– Oczywiście. Wiedziałbym przed nią. Za to daje im jakieś pół roku
– przewidywał diagnosta po chwili dodając - Powinienem zacząć zakłady.
– Czemu akurat pół roku?
– zainteresowała się precyzją jego przypuszczenia.
- Dopiero razem zamieszkali. Na razie chcą się nacieszyć czasem we dwoje. Biorąc pod uwagę, że jest z Foremanem ile to może potrwać? Pół roku góra.
Osiem miesięcy od tej rozmowy Eric i Remy zaczęli starać się o swojego pierwszego potomka.
- Geny Trzynastki i Foremana mogę mieć śliczne dziecko – zachwycała się Lisa perspektywą uroczego niemowlaka koloru mlecznej czekolady.
- Śliczne: może, irytujące: na pewno – podsumował House sam trochę ciekaw tej genetycznej mieszanki.
- Skoro już tu jestem masz ochotę na sex?
- Akurat mam minutkę
– odparła z uśmieszkiem.
- Jesteś podła. Uwielbiam cię taką – pochwalił, po czym wnioskując, że ma niewiele czasu zaproponował – W takim razie, co powiesz na lunch?
- Z tobą zawsze
– zapewniła wstając z krzesła. Ich wspólne pojawienie się na stołówce wywołało jedynie więcej zamieszania i kolejną falę romansowych domysłów.

Kiedy po pracy House podjeżdżał do domu swojej dziewczyny czekał na niego niespodziewany widok. Lisa wracała akurat od sąsiadki. Miała na sobie granatowe dżinsy, różowy sweter i jego skórzaną kurtkę. Zostawił ją tutaj poprzedniego wieczora. Obecnie uznał to za jeden ze swoich lepszych pomysłów. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Wyglądała w niej swobodnie, pociągająco i niesamowicie sexy. Nie, żeby przypominał sobie choćby trzy okazje, w których nie wydawała mu się pociągająca.
- Ukradłaś moją kurtkę – stwierdził mrugając oczyma z niedowierzaniem, gdy spotkali się przed drzwiami.
- Pomagałam Marie z zakupami. W jej wieku nie powinna nosić ciężarów – tłumaczyła Cuddy, ale on tylko widział swoją czarną kurtkę.
- Ukradłaś moją kurtkę – powtórzył, jakby nie słyszał tego, co do niego mówiła.
- Strasznie wieje. Wiedzą, że to ty zwinąłeś te tulipany z pod ich okna.
- Ponownie. Ukradłaś moją kurtkę.
- Jest zimno, potrzebowałam czegoś, była pod ręką. W czym problem?
– spytała w końcu widząc, że się nie dogadają, a nie rozumiejąc o co mu właściwie chodzi.
- W niczym. Powinnaś kraść ją częściej – powiedział z uśmiechem.
- Mówiłaś coś o jakiś tulipanach. Naślą na mnie policję? Muszę się ukrywać? – dopytywał zastanawiając się, czy wszczął konflikt z kolejnymi jej sąsiadami.
- Nie, są małżeństwem od czterdziestu lat. Uważają, że to, co zrobiłeś jest urocze.
- O boże. Teraz jestem uroczy
– narzekał zniesmaczony diagnosta - Cała ta okolica zamieszkana jest przez totalnych szaleńców.
- Czyli wiesz, że jesteś we właściwym miejscu.

Jeszcze tego samego wieczora Cuddy postanowiła skorzystać z jego rady. Mając w pamięci jego reakcje na swój widok przyszło jej coś do głowy. W czasie, gdy on kładł Rachel spać ona szykowała się do jego powrotu. Biorąc pod uwagę jego minę, gdy ją zobaczył przekraczając próg sypialni swój pomysł uznała za udany. Rozbawienie House’a wieczorną rozmową z pięciolatką zniknęło momentalnie na widok Cuddy stojącej na środku sypialni. Miała na sobie wyłącznie czarne szpilki, czerwone, koronkowe majtki i jego rozpiętą kurtkę. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Gdyby w tej chwili, ktoś zapytał go o jego imię miał by problemy z udzieleniem odpowiedzi. Jedyne, o czym mógł teraz myśleć, to podkreślony przez kurtkę pas jej delikatnej skóry z pępkiem, zarys biustu i jej nieziemskie nogi.
Albo znowu zasnął w przychodni, albo trafiła mu się najwspanialsza kobieta na ziemi.
- Próbujesz mnie zabić? – wykrztusił, kiedy tylko odzyskał mowę.
- Pochwalasz? – dopytywała kokieteryjnie.
- Ledwo mówią.
- Czyli są ewidentne korzyści
– droczyła się robiąc krok w jego kierunku. Greg korzystał z chwili przyglądając się jej od stóp do głowy by zapamiętać na przyszłość wszystkie najdrobniejsze szczegóły.
- Powinnaś wiedzieć, że jesteś u mnie w pierwszej trójce najpiękniejszych kobiet świata.
- To już coś.
- Na pierwszym, drugim i trzecim miejscu
– skończył swoją myśl House wywołując uśmiech na usta brunetki. Powiedział to w taki sposób, że była skłonna uwierzyć, że nie tylko jej schlebia, a rzeczywiście tak myśli. House wyciągnął ręce i chwytając za kurtkę z obu stron przyciągnął Cuddy do siebie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Sob 14:49, 15 Cze 2013, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bravil
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 30 Maj 2013
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:02, 15 Cze 2013    Temat postu:

"- Powinnaś wiedzieć, że jesteś u mnie w pierwszej trójce najpiękniejszych kobiet świata.
- To już coś
- Na pierwszym, drugim i trzecim miejscu"
Zacytowałam ten fragment mojemu znajomemu, jego reakcja była błyskawiczna: Nie wiem kto to powiedział, ale kocham tę osobę.
Całość cudowna, chyba moja ulubiona część! zaraz po wszystkich napisanych do tej pory


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 17:50, 16 Cze 2013    Temat postu:

Robi się coraz poważniej. Oczywiście, w pozytywnym tego słowa znaczeniu Podobało mi się, że tak zgrabnie połączyłaś ich zabawne teksty z czymś ważnym jak nie tylko umieszczenie House'a na liście tych kontaktów, ale jak długie trwanie ich związku.

Powiem szczerze, że sama jestem zdziwiona pytaniem Cuddy Jestem ciekawa, co bedzie dalej, bo w Twojej historii zaskoczenie jest na porządku dziennym, haha!

Końcówka po raz tysięczny bezbłędna!

Gratuluję kolejnej udanej części i tradycyjnie życzę, aby wen Cię nie zawiódł w tworzeniu następnych cudeniek


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:23, 16 Cze 2013    Temat postu:

Marcelina napisał:
Jestem ciekawa, co bedzie dalej, bo w Twojej historii zaskoczenie jest na porządku dziennym

Obawiam się, że już niczym, bo zbliżamy się do końca.
Dzięki Bravil, miło, jak obcy cię kochają

Kolejny fragment, którego pisania i opinii o nim nie mogłam się doczekać.
Czyli jutro postaram się wysłać ostatni post

Wyraźne różnice w podejściu do Rachel House'a i Wilsona były doskonale widoczne nawet na przykładzie takich drobiazgów, jak gra w szpitalne piłkarzyki. Ich turnieje były już pewnego rodzaju tradycją, kilka razy udało im się nawet namówić Cuddy by do nich dołączyła. Za każdym razem onkolog chcąc sprawić małej radość dawał jej wygrywać, diagnosta nie robił tego nigdy. Nie dostawała u niego taryfy ulgowej tylko, dlatego, że była dzieckiem. W ten sposób uczyła się, że w życiu nie zawsze się wygrywa, a dorośli zyskiwali pewność, że nie wpadnie w histerie w razie przegranej podczas zabawy z innymi dziećmi. Ponadto, gdy wreszcie udało się jej wygrać była to autentyczna wygrana i miała jakieś znaczenie. Kontrast w ich nastawieniu i sposobie traktowania dziewczynki był zauważalny również w chwili obecnej.
-Zabrałeś coś do jedzenia? – spytał Wilson po raz enty sprawdzając rzeczy spakowane w plecaku. Od dłuższego czasu próbowali opuścić gabinet diagnosty.
- To tylko wyjście do parku.
Rachel siedziała grzecznie na krześle, machała nogami i cierpliwie czekała aż dorośli się dogadają.
- Może powinna się cieplej ubrać? – zastanawiał się głośno onkolog przyglądając się strojowi małej brunetki. Tego dnia miała na sobie żółtą koszulkę z krótkim rękawkiem, dżinsową kamizelkę, granatowe leginsy, spódniczkę morskiego koloru i tenisówki w tym samym odcieniu.
- Stawiam pięćdziesiąt dolców, że wezmą nas za parę z dzieckiem – oświadczył zniecierpliwiony już House widząc nadopiekuńcze zachowanie przyjaciela. Ten, zupełnie się tym nie przejął. Wątpiłby w ogóle go słyszał.
- Gdzie włożyłeś jej sweter?
- Możesz dać mu te pieniądze już teraz
– poinformowała rozbawiona Trzynastka, która od jakiegoś czasu obserwowała tą wyminę zdań - Znam was, a też myślę, że jesteście parą z dzieckiem.
- Starczy tego. Wydaje mi się, że obejrzałeś o jeden odcinek Bradych za dużo. Idziemy
– ponaglił pchając Wilsona w kierunku wyjścia. Rachel zeskoczyła z krzesła i ruszyła za nimi.
Na koniec diagnosta odwrócił się jeszcze do Trzynastki by powiedzieć coś odnośnie ich obecnego przypadku - Daj znać, czy leki podziałały, czy mam przyjść na pogrzeb.
I tak, mimo wątpliwości House’a dwadzieścia minut później dotarli w końcu do placu zabaw. Podczas, gdy Rachel beztrosko bawiła się z pozostałymi dziećmi mężczyźni siedzieli na ławce zajęci rozmową. Greg postanowił zapytać o rzecz, która nie dawała mu spokoju. To stuprocentowe przekonanie przyjaciela, że wszystko dobrze się skończy, którego jemu tak brakowało.
- Wyjaśnij mi skąd wzięła się u ciebie ta pewność, że dogadam się z Rachel?
- Dwa powody: jeden, bo to córka Cuddy
– wyjaśnił z uśmieszkiem wiedząc, jak zirytuje diagnostę ta odpowiedź. Co tu dużo mówić, miał racje, gdy ten tylko to usłyszał miał ochotę mu przyłożyć.
- Dwa: pamiętasz zanim to wszystko się zaczęło, jakim słowem najczęściej opisywałeś Rachel?
House zastanowił się chwile i był pewny, że coś mu się chyba pomyliło.
- Mówiłem, że jest upierdliwa – zauważył zdezorientowany - To nie koniecznie komplement.
Może rzeczywiście dla przeciętnego człowieka nie był.
- Ostatnia osoba, którą zawsze określałeś tym właśnie słowem jest Cuddy i jak to się skończyło?
- Nie lubię cię
– poinformował poważnie Greg. Posuwał się do tego stwierdzenia zwykle, gdy wiedział, że ma racje.
- Szczerze, też za tobą nie przepadam.
W przerwie między zabawą w ganianego, a huśtaniem się Rachel zauważyła zniknięcie diagnosty. Zatrzymała się i rozejrzała dookoła, nigdzie w pobliżu go nie widziała. Posmutniała i podeszła do ławki zapytać wujka.
- Gdzie Haws? Poszedł sobie?
- Nie, no coś ty. Jest tam
– odparł onkolog wskazując pojazd na ścieżce – Kupuje lody.
- Nie ładnie. Nie spytał, jakie ja chce – poskarżyła się dziewczynka zakładając na siebie ręce.
- Jestem pewny, że będziesz zadowolona.
- Teraz nie jestem.

Widząc jej groźną postawę nie wiedział, czy się śmiać, czy współczuć House’owi. Coś jednak uratowało diagnostę. Gdy wrócił z tacką bez słowa podał jednego wafelka dziewczynce, a drugiego przyjacielowi i z powrotem usiadł na swoje miejsce. Widząc dwie gałki truskawkowych lodów mała zaniemówiła.
- To mój ulubiony smak – powiedziała po dłuższej chwili wciąż pod wrażeniem.
- Naprawdę? – udał zaskoczenie diagnosta. Pięciolatka po raz pierwszy mając przed sobą lody nie zabrała się za nie natychmiast, tylko patrzyła to na różowe gałki, to na dorosłego zastanawiając się skąd mógł to wiedzieć?
-Skąd wiesz? Nie mówiłam ci. Mama ci powiedziała?
- House widzi dużo rzeczy, których inni ludzie nie zauważają
– wytłumaczył w jego imieniu przyjaciel.
- Wiesz, jaki kolor lubię najbardziej na świecie? - spytała ciekawa Rachel teraz przyglądając się mu uważnie. Zapanowała cisza. Wilson obserwował diagnostę, bez trudu domyślił się, że jego milczenie nie jest spowodowane potrzebą czasu na zastanowienie, po prostu nie chciał przyznawać się do tego jak dużo o niej wie.
- Nie zgrywaj się. Mów. Na pewno to wiesz.
- Zielony
– odpowiedział w końcu zdając sobie sprawę, że nie ma sensu przed nimi udawać.
- Tak, to prawda – potwierdziła zdumiona dziewczynka - Co jeszcze wiesz?
Nagle przyszło jej coś do głowy. Podekscytowana zaczęła podskakiwać w miejscu.
- Mam świetny pomysł.
- Nie wątpię.
- Zrobimy konkurs
– wyjaśniła dorosłym przyczynę swojego entuzjazmu - Będę pytać i kto dobrze odpowie na więcej pytań wygra nagrodę.
- Oby ta nagroda miała procenty.
- Wujek pierwszy
– oświadczyła, zastanowiła się chwile i spytała - Jak ma na imię moja ulubiona lalka?
Wilson zdębiał. Spodziewał się czegoś znacznie łatwiejszego.
- Przykro mi, ale nie wiedziałem nawet, że twoje lalki mają imiona – oświadczył zawstydzony, słysząc to House jedynie parsknął.
- Haws? Wujek nie wie, ty odpowiadujesz – zwróciła się do niego nie mając pojęcia, że się przejęzyczyła - Wiesz?
- Lulu.
- Która to?
- zapytał onkolog odwracając głowę w kierunku diagnosty.
- Szmaciana, różowe włosy z włóczki. Wszędzie ją ze sobą ciąga – odpowiedział nie przerywając sobie jedzenia lodów. Rachel uśmiechnęła się od ucha do ucha. Podobało się jej nie tylko, że to wiedział, ale, że znalazła nową wspaniałą zabawę.
- Haws. Kto jest moją najlepsiejszą przyjaciółką?
- Madleine.
- To było łatwiejsze
– protestował James.
- Nie wykłócaj się z sędzią, jeszcze odbierze ci punkty.
- Jeśli jesteś taki mądry powiedz, jak ma na nazwisko.
- Madleine Baker. Zadowolony?

Wilsona zatkało. Prawdę mówiąc nie myślał, że będzie to wiedział.
- 2:0. Wujek. Moja najlepsiejsza piłkarka?
- Mia Hamm?
- strzelał w ciemno Wilson wymieniając jedyne damskie nazwisko jakie w tej dziedzinie kojarzył.
- Myślisz, że istnieje tylko jedna piłkarka, prawda? - drwił House kręcąc głową by chwile później udzielić poprawnej odpowiedzi - Alex Morgan. Ma jej plakat na szafie w swoim pokoju.
- 3:0
– poinformowała Rachel i patrzyli jak marszczy nosek zastanawiając się nad kolejnym pytaniem. Wilson uważał to za urocze, House uważał, że spędza z przyjacielem za dużo czasu, kiedy zdał sobie sprawę, jakie słowo przyszło mu na myśl na widok miny dziecka.
- Teraz mój ukochany piłkarz.
- To jest dobre
– uprzedził z góry rozbawiony Greg. Onkolog podniósł tylko ręce w geście rezygnacji i oświadczył - Pojęcia nie mam.
Z każdym kolejnym pytaniem cały ten konkurs podobał mu się coraz mniej. Kto by pomyślał, że pięciolatka ma już tyle upodobań.
- Carles Puyol – diagnosta ponownie udzielił odpowiedzi zgodnej z prawdą.
- Ten z FC Barcelony?
- Tak, znasz innego? Spytaj ją czemu
– zachęcił rozbawiony. To nieoczekiwane ożywienie nieco go zmartwiło. Aż bał się dociekać, ale spytał - Czemu?
- Ma śmieszne włosy
– wyjaśniła Rachel chichocząc na samo wspomnienie. Wilson przeniósł skołowane spojrzenie z dziewczynki na przyjaciela zupełnie, jakby chciał się upewnić, że dobrze słyszał, ten jedynie skinął twierdząco głową. Mniej więcej tak samo zareagował, kiedy usłyszał to po raz pierwszy.
- 4:0. Jak się nazywa moja wychowawczyni?
- Linda –
niespodziewanie zabłysł onkolog.
- Nazwisko?
- Nie wiem. Tego dnia poznałem dużo osób.
- Pół punktu
– zaoferowała hojnie pięciolatka - Haws?
- Linda Coe.

Pewnie nie miało to większego znaczenia, ale jak już zaczęli obaj chcieli wygrać.
- Jakie chce mieć zwierzę?
- Psa?-
spytał wnioskując, że większość dzieci o nim marzy. Brunetka pokręciła głową dając do zrozumienia, że się pomylił.
- Kota? Chomika? Konia? – sfrustrowany strzelał dalej Wilson.
- To nie farma na rozdrożu i wykorzystałeś swoją szansę – stwierdził Greg i dodał z przekonaniem - Królika. Założę się, że za trzy miesiące będzie go miała.
- Myślisz?
– spytała dziewczynka z nadzieją w głosie – Ale mama mówi, że nie mogę. Nazwę go Greg.
- Błagam. Zapłacę ci żebyś tak zrobiła
– oświadczył zachwycony tą perspektywą Wilson. Jego kompan nie podzielał entuzjazmu - Nie ma nazywania po mnie królików.
- Zobaczymy
– odparła Rachel i wróciła do zadawania pytań - 6:0 Która to moja ulubiona księżniczka?
- Też to wiesz, prawda?
– przewidywał onkolog.
Niestety – potwierdził zrezygnowany House, jemu też coraz mniej podobała się ta zabawa, ale z zupełnie innych powodów. Mimo to odpowiedział - Fiona ze Shreka.
- „Lubi drinki z palemką i malować paznokcie”
– cytowała z pamięci Rachel dialog, który charakteryzował jej ukochaną postać.
- Zupełnie jak twój wujek Jimmi – skorzystał z idealnego wstępu do żartu Greg.
- Malujesz paznokcie? - spytała zdziwiona Rachel przyglądając się wujkowi - Jesteś chłopcem. Chłopcy tak nie robią.
- Skupmy się na pytaniach
– usłyszała stwierdzenie lekko zaczerwienionego onkologa. Rozbawiony konkurent poparł tą prośbę - Właśnie. Twój wujek chce już przegrać.
Pięciolatka błyskawicznie wróciła do gry.
- Z jakim pluszakiem śpię?
- To wiem
– ożywił się James ciesząc, że wreszcie dostanie punkt - Kaczka, którą dostałaś ode mnie.
- Lizus
– rzucił w ramach komentarza diagnosta.
- Dobrze. Ile było? – spytała zagubiona ciągłymi wtrąceniami dziewczynka.
- 7:1.
- I pół –
przypomniał onkolog.
- Jaka jest moja ulubiona bajka? - kontynuowała Rachel.
- To jak Wybór Zofii – zasugerował Greg wprawiając małą w zakłopotanie.
- Jakiej Zofii?
- Nie zawracaj sobie tym głowy. Kiedyś ci ją przedstawię.
- „Shrek?”
– było zupełnie logicznym przypuszczeniem onkolog, niestety dziewczynka pokiwała przecząco głową i odwróciła się w kierunku drugiego zawodnika.
- „Ralph Demolka” - odpowiedział bez chwili namysłu i miał racje, nie omieszkał o tym przypomnieć – Ile to już milion do jednego?
- 8: 1 i to tylko zabawa
– przypomniał zirytowany Wilson.
- Zabawa, w którą sromotnie przegrywasz.
- Cśśśśśśś
- skarciła Rachel przerywając ich sprzeczkę, po czym dodała z powagą - Nie kłóćcie się, bo nie dostaniecie nagrody.
- Córeczka mamusi.
- Co znaczy sromotnie?
– spytała po chwili skupiając się na nowo usłyszanym słowie. Zaoferowane wyjaśnienie było średnio pomocne.
- Sromotnie znaczy, tak jak twój wujek w tej chwili.
- Aha. Co lubię jeść?
- Pieczonego kurczaka i frytki
– odpowiedział James tym razem pewny swego.
- To było w zeszłym miesiącu. Jesteś w tym kiepski wujku Jimmi – brutalnie podsumowała jego starania Rachel.
- Właśnie wujku Jimmi – zgodził się rozbawiony House. Sprawiało mu to więcej przyjemności niż powinno. Przyjaciel spojrzał na niego z wyrzutem, naprawdę cieszył się jego szczęściem, ale zaczynał go irytować. Przyglądał mu się i czekał na odpowiedź.
- Pizze.
- Buu –
zareagowała pięciolatka subtelnie dając do zrozumienia, że nie.
- Nareszcie! Nasz nieomylny czegoś nie wie – stwierdził z zadowoleniem Wilson. Ze swojej strony diagnosta był zwyczajnie zaskoczony, że się myli. Był przekonany, że ma racje.
- Pizze Hawsa – poprawiła Rachel.
- Dobijacie mnie! – westchnął ciężko onkolog. House opuścił na chwile głowę starając się ukryć satysfakcję, jaką mu ta nowina sprawiła.
- Mogę to uznać. Moje ulubione płatki?
- ‘Fruit loops?
’- było błędnym założeniem onkologa. Po tylu wspólnych śniadaniach diagnosta nie mógł się pomylić mówiąc – ‘Cherios’.
Słysząc to Wilson tylko pokręcił głową.
- Co myślę o drzemkach w przedszkolu?
- Przecież nie możemy tego wiedzieć
– zauważył James starając się zdobyć poparcie przyjaciela, który tylko się uśmiechnął i oświadczył - Myślisz, że są do bani.
- Dobrze.
- Ma pięć lat, zastanów się czasem
– skarcił jego brak logicznego rozumowania diagnosta.
- Ile jest? - dopytywała dziewczynka znowu zagubiona w punktacji.
- Ważne byś pamiętała, że wygrywam – oznajmił Greg, mała wciąż patrzyła na niego i czekała dając do zrozumienia, że jej nie to wystarcza, więc w końcu powiedział - 10:1.
- I pół
– dodał pod siłą spojrzenia najlepszego przyjaciela.
Rachel ponownie zwróciła się do Wilsona.
- Wolę nosić spodnie, czy spódniczki?
- To podchwytliwe pytanie?
– domyślał się przyglądając jej spódniczce – Spodnie?
- To podchwytliwe pytanie
– zgodził się konkurent i dodał - Oba. 11:1 i pół.
- To prawda.
- Oczywiście.
- Uważaj, słychać twoje rozgoryczenie
– bezceremonialnie dosypywał soli do rany House
- Pamiętaj to tylko zabawa. Może skończmy zanim wujek się rozpłaczę.
- No dobra. Haws wygrał. Przykro mi wujku. Następnym razem znajdziemy coś, w czym jest dobry. W czym jesteś dobry?

Diagnosta zdawał sobie sprawę, jakie to dziecinne, ale odczuł pewną satysfakcją z tego, że w oczach Rachel w czymś prześcignął przyjaciela.
- Spędzasz z nią więcej czasu - uzasadniał swoją przegraną onkolog.
- Słaba wymówka.
- Nie mogę wiedzieć wszystkiego
– kontynuował gorączkowo.
- Nie wiesz dosłownie niczego.
- Kłócisz się z nim więcej niż z mamą
– przerwała im Rachel dzieląc się swoim spostrzeżeniem.
- Gdzie moja nagroda? – dopytywał zniecierpliwiony House, kiedy oboje na niego spojrzeli kontynuował - Co? Wygrałem uczciwie. Jestem mistrzem, gdzie moja nagroda?
- Nie mam. Muszę coś wymyślić
– oznajmiła pięciolatka i zamilkła szukając rozwiązania. – Wiem.
Podeszła do swojej torebki leżącej z boku ławki, poszperała trochę i po chwili wyjęła czerwonego lizaka, po czym dumnie podała go diagnoście - Proszę.
- Warto było – oświadczył sarkastycznie, ale otwierając go się uśmiechnął.
- Czerwony to twój ulubiony, prawda? - upewniła się pięciolatka, gdy wkładał lizaka do buzi. Potwierdził jej domysły skinieniem głowy. Skoro rozstrzygnęli konkurs Rachel postanowiła wrócić do zabawy, chwyciła Wilsona za rękę i oświadczyła
- Choć wujku, na pocieszenie możesz mnie pilnować, jak robię fikołki.
Obserwując, jak mała brunetka kręci na drążku fikołki pod czujnym okiem przyjaciela House był rozdarty. Po raz pierwszy zastanawiał się, czy żałuje, że nie nazywa go wujkiem, czy cieszyć się, że to szansa by w przyszłości zostać dla niej kimś więcej.
Na zakończenie wypadu pełnego atrakcji do dwójki lekarzy podeszła jeszcze piękna szatynka.
- Hej. Jestem Kathy, to mój syn Simon – przedstawiła się wskazując chłopca bawiącego się na drabinkach z Rachel - Chciałam powiedzieć, że macie fantastyczną córkę – pochwaliła serdecznie. Wilson otworzył buzię by sprostować jej założenie, ale House szybko go uprzedził
- Dzięki, wiemy. Greg – oznajmił zakładając rękę na oparcie ławki za plecami Jamesa, mimo iż go nie dotykał gest ten był dość sugestywny - Jimmi myśli, że to jego geny, ale szczerze mówiąc to głównie moja zasługa.
- Simon nie może przestać o niej mówić. Bardzo ją lubi, jest wesoła, bystra i taka grzeczna. Chciałam wam tylko powiedzieć, że świetnie sobie z nią radzicie – mówiła przyjacielsko - I jeśli będziecie mieli problemy z innymi rodzicami, którzy tu przychodzą dajcie znać. Większość tutaj, jest porządku, ale zdarzają się też straszni hipokryci.
- Dzięki, miło z twojej strony, zapamiętamy
– zapewnił z uśmiechem diagnosta, a kobieta pożegnała się i odeszła.
- Mówiłem, że tak będzie.
- Jesteś palantem.
- A ty masz dziewczynę
– przypomniał Greg.
- Nie zamierzałem jej podrywać – zapewniał pospiesznie Wilsona – A z Jamie nie jesteśmy jeszcze na tyle poważni bym nie mógł.
- Kogo próbujesz oszukać? Po dwóch dniach przywiązujesz się do szczoteczki do zębów –
zwrócił uwagę House i z niedowierzaniem stwierdził - Nie wiem, jak mogła myśleć, że jesteś gejem, praktycznie zaśliniłeś jej buty.
- Wcale nie.
- Pffff. Bierz naszą córkę i wracamy muszę sprawdzić, czy pozostała trójka naszych latorośli zabiła Kevina.
- Annę.
- Obojętnie.

Co się tyczy Kathy, była zupełnie zdezorientowana, gdy dwa tygodnie później na tej samej ławce zobaczyła całujących się Cuddy i House'a podczas, gdy Rachel bujała się z jej synem. Kiedy chwile później Greg pomachał jej z uśmiechem na przywitanie biedaczka nie wiedziała, co myśleć.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Pon 14:02, 17 Cze 2013, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:00, 17 Cze 2013    Temat postu:

Padłam przy grze pt. "Co wiesz o Rachel"! To urocze, że House wie o swoim Świętoszku tak wiele i że ma malutką nadzieje na to, że kiedyś zostanie w jej życiu kimś ważnym (wieeeem, już jest takim kimś, ale...). Chociaż słowo "tata" wypowiadane z ust Rachel słyszę wtedy, gdy chciałaby go przedrzeźniać, hahaha.

Komentarz niemalże lakoniczny, bo pisany "w biegu", za co Cię najmocniej przepraszam, ale wiedz, że czytam, chłonę każdą część!
Ach, aż szkoda, że ta historia dobiega końca. Co mnie będzie podnosiło na duchu?

PS. Wybacz, że się powtarzam, ale masz talent do zabójczych końcówek


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:16, 17 Cze 2013    Temat postu:

Marcelina napisał:
Komentarz niemalże lakoniczny, bo pisany "w biegu", za co Cię najmocniej przepraszam, ale wiedz, że czytam, chłonę każdą część!

Przeprosiny, w Twoim przypadku zbędne. Wielkie dzięki, że mimo tego biegu dałaś znać

Nie moje, ale cudne [link widoczny dla zalogowanych]

Rachel nigdy nie miała dwojga rodziców, więc nie mogła tego porównać, ani nawet wiedzieć, jak to jest. Zawsze podobało się jej, że ma tylko mamę, spędzały wspólnie dużo czasu, świetnie się razem bawiły. W jej oczach mama była mądra, piękna i najlepsza na całym świecie. Teraz zrozumiała, że kiedy opiekują się tobą dwie osoby też jest fajnie. Na przykład, jeśli mama czegoś jej zabraniała mogła iść spróbować namówić do tego House’a. Dwie osoby znaczyło więcej zabawy i prezentów. Mogli się bawić w trójkę, albo mogła spędzać czas tylko z Housem, gdy mama była zajęta w szpitalu. Ponieważ okazało się, że mama miała jednak racje House był super. Pewnie, czasem nadużywała tego słowa. Mówiła, że piłka nożna była super, kreskówki były super i przedszkole było super, ale House był nawet lepszy niż wszystkie te rzeczy razem wzięte. Wiedział dużo różnych ciekawostek, był śmieszny, ładnie grał na pianinie i zawsze mówił jej prawdę. Uczył ją rzeczy, których bez niego by się nie nauczyła. Nie zdawała sobie jeszcze z tego sprawy, ale był dla niej wyzwaniem. Zupełnie, jak dla jej mamy. Już teraz wpływał na rozwój jej osobowości. Przez ostatnie miesiące ich relacje nieustannie się poprawiały. Obecnie znaleźli się na etapie, w którym, gdy dziewczynka nie widywała diagnosty przez dłuższy czas zaczynała za nim tęsknić. Jak teraz, odkąd widzieli się w parku minęło pięć dni. Przez cały czwartek Rachel cieszyła się na wieczór, bo dziś wreszcie miała go zobaczyć. Niestety pół godziny wcześniej lekarz zadzwonił, że ze względu na szybko pogarszający się stan zdrowia pacjenta nie przyjedzie do nich na noc. Rachel wróciła do zabawy, ale była tym faktem wielce niepocieszona. Po długim namyśle wróciła ze swojego pokoju do piszącej na komputerze w salonie mamy. Wymyśliła rozwiązaniem sytuacji.
- Możemy odwiedzić Hawsa?
- Rach, doskonale wiesz, że jest w szpitalu, cięż…chciałam powiedzieć ciężko
– wymamrotała Lisa chwytając się za głową – Nie ciężko, ale pracuje.
- Długo go nie było. I wczoraj i wcześniej. Na pewno jest głodny. Weźmy tajskie i chodźmy do szpitala, lubi kaczkę z nanasami.
- Ananasami, słońce, ananasami
– poprawiła córeczkę Cuddy zastanawiając się chwile nad jej propozycją - Robi się późno. Chcesz jechać do szpitala? Nie jesteś zmęczona?
- Nie.
- A nie wolałabyś się jeszcze pobawić?
- Chce do Hawsa. Też na pewno chcesz. Nie tęsknisz za nim?
- Może być zajęty i nie mieć dla nas czasu
– zauważyła mama próbując ostudzić jej zapał. Po cichu jednak ten pomysł zaczynał się jej podobać. Była by to dla niego miła niespodzianka zważywszy, że w pracy ostatnio często się mijali.
- To wrócimy. Na chwile. Damy jedzenie i zobaczymy.
- Dobra. W porządku. Ubieraj się, mój ty mały mądralo.
- Yay! Ja zamówię. Ja zamówię. Ja zamówię
– wołała biegnąc do telefonu. Dziewczyny złożyły zamówienie, wsiadły do auta i niebawem były na miejscu. Słysząc odgłosy kroków przy drzwiach House założył, że wrócili jego podwładni. Oby mieli lepsze wiadomości niż ostatnio pomyślał podnosząc głowę. Ku swojemu zaskoczeniu zobaczył, że ma dwóch
niespodziewanych gości. Ucieszył się na ich widok nie tylko, dlatego, że ich przybycie oznaczało długo wyczekiwaną przerwę.
- Hej. Przyniosłyśmy ci prowiant – oznajmiła Lisa. House nie spuszczał z niej oczu, gdy podchodziła do biurka. Nie często było mu dane widzieć ją w dżinsach w szpitalu. Wielka, niepowetowana strata.
- To był mój pomysł – wyrwała się entuzjastycznie Rachel. Musiał przyznać, że trafiły wręcz idealnie umierał z głodu. Zdziwił się nieco w następnej chwili, gdy pięciolatka pakowała mu się na kolana. Ewidentnie jej początkowa rezerwa, co do jego osoby zniknęło bezpowrotnie. Robiła to niezwykle ostrożnie siadając na jego lewej nodze. O dziwo, nie przeszkadzało mu to tak bardzo jak mógłby przypuszczać. No dobra, wcale mu to nie przeszkadzało. W końcu nie była jakimś specjalnym ciężarem. Kiedy tak o tym myślał Cuddy rozkładała jedzenie walcząc z chęcią wyciągnięcia telefonu i zrobienia im zdjęcia.
- Ja ci wybrałam – mówiła radośnie pięciolatka - Kaczka z ryżem i an-an-as-ami. Dobrze?
Mama skinęła głową potwierdzając, że tym razem dobrze wymówiła. House otworzył pudełko i wziął głęboki wdech ciesząc się aromatem potrawy. Jego reakcją były słowa, które powiedziałby w tej sytuacji każdemu, kto przyniósł mu jedzenie.
- Kocham tego dzieciaka.
- Ja też cię kocham
– odwzajemniła deklaracje z lekkością i bez chwili zastanowienia. Oboje dorośli zamarli, tyle, że z różnych powodów. Była to przełomowa chwila. Jej słowa były dla diagnosty przerażające i niesamowite za razem. Kochała go, nie mógł w to uwierzyć. Powaga, z jaką to powiedziała sprawiała, że nie mógł cofnąć swoich słów, ani próbować jej wytłumaczyć, że nie to miał na myśli, nie żeby chciał. Gdy uczucie paniki minęło zrozumiał, że ostatecznie była to prawda. Cuddy obserwowała go czekając na jego reakcje. Wiedziała, że wszystko będzie dobrze, gdy zamiast drążyć temat, czy szukać wymówek poprosił zwyczajnie
- Podaj widelec.
Wzruszenie Lisy szybko przemieniało się w satysfakcję, gdy tylko zdała sobie sprawę z tego, że miała racje. Błyskawicznie mały uśmieszek zagościł na jej ustach. Nie pozostał on niezauważony. Dostrzegając go diagnosta wiedział, co go czeka i melodramatycznie wywrócił oczyma.
- Taa, przewidziałaś to, jesteś geniuszem – rzucił pamiętając jej obietnicę, że córka na pewno go pokocha. Uśmiech brunetki jedynie się poszerzył.
- Najważniejsze, że zdajesz sobie z tego sprawę.
- Ja też jestem geniuszem
– oznajmiła dumnie Rachel.
- Aspirującym – przyhamował jej zapędy diagnosta.
- Co?
- Początkującym, prawdziwym będziesz, jak dorośniesz
– wyjaśnił, następnie podzielił się swoimi obawami z siedzącą naprzeciw brunetką - Martwię się jak w miarę upływu czasu zmieści się w drzwi z taką głową.
- Więc ty będziesz ją uczyć skromności. Niezłe
– droczyła się Lisa i dodała - Zacznę sprzedawać na to bilety.
- Jak wam idzie? Zanosi się na to, że w ogóle wrócisz na noc do domu?
– zainteresowała się po chwili.
- Muszę zostać. Pozabijają się bez mojego światłego przywództwa. A idzie rewelacyjnie, pacjentka zwymiotowała na Chase'a – streścił brak postępów w sprawie.
- Fuuuuuuuu - skrzywiła się Rachel marszcząc nosek by w następnym zdaniu oznajmić - Chce trochę kaczki z ananasem.
- Widzę, że odebrało ci to apetyt. Weź sobie
– zaoferował Greg przysuwając do niej kartonik, ale z góry ostrzegł - Tylko pamiętaj, weźmiesz za dużo i stracisz palce.
Mała zaśmiała się tylko słysząc groźbę. Po kilku kęsach z jego kartonika wróciła do swojego jedzenia - Dziękuje. Pycha.
Gdyby, ktoś kiedyś powiedział Cuddy, że będzie świadkiem podobnej sceny pewnie by nie uwierzyła.
- Wiesz jak to się nazywa? – spytała rozbawiona dostrzegając piękno sytuacji.
- Wymuszenie? – zgadywał próbując zachować pozory pretensji.
- Karma.
Lisa z zapamiętaniem obserwowała obrazek, który sprawiał, że robiło się jej ciepło na sercu.
- Chcesz posmakować moje? – poczęstowała w zamian dziewczynka podnosząc swój kartonik z jedzeniem do House'a – To krewetki.
- Ta, to ma dopiero wyrafinowany gust.

Greg jadł krewetkę przyglądając się dziewczynce. Momentami była niesamowita. Zabawa parku pozwoliła mu zrozumieć ile naprawdę o niej wiedział. Dzielił się z nią jedzeniem, zrobił jej kitkę na miłość boską. Nad czym właściwie się zastanawiał? Przed czym się bronił? Podjął decyzję.
- Pamiętasz, o co mnie pytałaś? – zwrócił się do Lisy, kiedy spojrzała mu w oczy kontynuował - Daj w przedszkolu moje namiary.
- Możesz się jeszcze zastanowić
– zapewniła nie chcąc by później tego żałował.
- Po prostu daj im ten numer, kobieto – powiedział, w taki sposób by wiedziała, że mówi poważnie.
- Właśnie kobieto – ponagliła córka ku rozbawieniu House’a. Cuddy otworzyła usta i już miała coś powiedzieć, ale powstrzymał ją to, co zrobiła córka.
- Nie chce tego - oświadczyła Rachel z obrzydzeniem wyjmując sobie z buzi bambus i wyciągają rękę z oślinioną rośliną w kierunku lekarza. Zamiast ją wziąć spojrzał najpierw na przeżute jedzenie potem z niedowierzaniem na dziecko.
- Co mam z tym niby zrobić? Odłóż na bok – poinstruował, po czym spojrzał na ledwo powstrzymującą śmiech administratorkę.
- To nie jest śmieszne.
- Na pewno nie z miejsca, w którym ty siedzisz.
- Nie lubię tego
– oświadczyła dziewczynka szybko popijając posmak, jaki miała w ustach colą.
- Zrozumiałem. Mam pomysł podzielimy się tym z Foremanem. To bardzo ważne, żeby się dzielić – zaproponował diagnosta patrząc na leżący z boku na opakowaniu bambus.
Obserwując swoje brunetki House zdał sobie sprawę, że jest szczęśliwy. Było to dla niego nowe uczucie. Podobało mu się i zamierzał zrobić wszystko, co w jego mocy by zatrzymać to uczucie, jak najdłużej. Nawet, jeśli czeka ich jeszcze sporo drobnych turbulencji wiedział, że się nie podda, bo było warto.

THE END


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Wto 7:52, 18 Cze 2013, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:34, 17 Cze 2013    Temat postu:

Niee! To nie koniec, nie rób mi tego! Co ja teraz będę czytać? Co będzie mi nastrój poprawiać? :c Nie rób mi tego! Rozdzialik świetny, pozostałe też czytałam, ale z związku z tym, że komentowania mi nie idzie za bardzo, nie pisałam nic ale chcę żebyś wiedziała że czytałam i to że nie masz mi tu kończyć! Zrób tasiemca... nwm- teraz skomplikuj, potem wyprostuj, powtórz punkt 1, potem 2 itd. .... no widzisz- teraz jestem niezadowolona(nawet chyba bardziej) a jutro będę się wszystkich czepiać- chcesz mieć ich na sumieniu Dobra, kończę z tym tematem, bo daru przekonywania raczej nie mam Rozdział świetny, no co tu dużo mówić(mówiłam, że pisanie komentarzy mnie nie idzie ) no cóż- chyba wszystko co umiem napisać.. MASZ MI TEGO NIE KOŃCZYĆ!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bravil
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 30 Maj 2013
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:35, 17 Cze 2013    Temat postu:

Brak słów po prostu. Zaraz się rozbeczę, że to już koniec! Wszystko jest takie piękne, ale nie przesłodzone normalnie fantastyczne. Mam nadzieję, że już masz pomysł na kolejne opowiadanie?!
Pozdrawiam bardzo bardzo gorąco, dobrej nocy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lacida
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:47, 17 Cze 2013    Temat postu:

Już koniec? Myślałam, że będzie ślub Foreteen.
Cudowne, i dobrze, że były turbulencje do pokonania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:19, 18 Cze 2013    Temat postu:

Jak dla mnie idealne zakończenie. Zostawiłaś wiele miejsca dla czytelnika, który może zastanawiać się, co będzie dalej. Zazwyczaj otwarte zakończenie kojarzy mi się z niedosytem. W przypadku Twojej historii jest inaczej - czuję się zaspokojona, jeśli można tak powiedzieć.

A ta część jest potwierdzeniem tego, jak dobrze idzie Ci pisanie

Dziękuję za całość jak i za każdy z rozdziałów osobno!

Mimo tego, że jest mi smutno z powodu zakończenia tej przepięknej historii, mam nadzieję, że razem ze swoim wenem odpoczniecie i stworzycie coś nowego


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:22, 19 Cze 2013    Temat postu:

Tak się zastanawiam, co powinnam napisać, tak znowu
Zacznę od obrazka wpatrywałam się w niego z dziesięć minut, boski! I idealnie wpasował się w Twoje dzieło.

Ostatnia część ma w sobie coś więcej niż poprzednie, choć były tak samo cudne Naprawdę uwielbiam Cię czytać. Mam nadzieję, że wrócisz szybko, bo sprawiasz sporej grupie osób wiele frajdy tym, co robisz.

Podoba mi się, jak Rachel w końcu się do niego przekonała, fajnie, że nie wszystko było takie proste i oczywiste na początku, to sprawiło, że nie można było się oderwać od kolejnych części

"okazało się, że mama miała jednak racje House był super. Pewnie, czasem nadużywała tego słowa. Mówiła, że piłka nożna była super, kreskówki były super i przedszkole było super, ale House był nawet lepszy niż wszystkie te rzeczy razem wzięte. Wiedział dużo różnych ciekawostek, był śmieszny, ładnie grał na pianinie i zawsze mówił jej prawdę. Uczył ją rzeczy, których bez niego by się nie nauczyła. Nie zdawała sobie jeszcze z tego sprawy, ale był dla niej wyzwaniem. Zupełnie, jak dla jej mamy." - strasznie mi się ten fragment podoba Super Ci wyszedł, taka perełka. Nie jedyna w tej części, ale nie mogłam nie zacytować.

Później cały ten obrazek w gabinecie House'a, mistrzostwo. Klimat, pomysł, wykonanie, i dialogi oczywiście!!! niesamowicie się to czytało, ta ich swoboda w tym wszystkim, nowe, nieznane, a jednocześnie takie naturalne, wszystko nareszcie na swoim miejscu


"- Kocham tego dzieciaka.
- Ja też cię kocham" - cała otoczka tego fragmentu

Nie wiem, co jeszcze...

Bosko, cudnie, mistrzowsko, perfekcyjnie...

Pozdrawiam,
lis.

Oczarowany i wyczekujący kolejnego posta z Twoim nickiem, lis.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:34, 25 Cze 2013    Temat postu:

Nadrobiłam części, których wcześniej nie miałam czasu przeczytać i gdy zobaczyłam pod ostatnią dopisek "The end", to zrobiło mi się bardzo smutno. Na pewno będzie mi brakowało tego, w jaki sposób prowadziłaś ten fik, mam nadzieję, że niebawem zabierzesz się już za pisanie czegoś nowego. Trzymam kciuki.
Ten fik wyszedł Ci wspaniale, naprawdę. Gdy zaczynało się czytać, to trudno było się oderwać. Wszystko było napisane klarownie i tak subtelnie, że miękło serce. Czekam na Twój wielki come back, mam nadzieję, że nie będę musiała czekać długo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
Strona 5 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin