Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Z turbulencjami do szczęścia. [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:49, 15 Kwi 2013    Temat postu:

Marcelina napisał:

Uwielbiam dialogi Huddy w Twoim wydaniu
Oby jak najwięcej takich smaczków.
Dziękuję za każdą następną część, bo wiem, że będą one świetne!

- Dziękuje bardzo. Miło słyszeć.
- Pisze tego fika w celu takich smaczków, więcej będzie nieco później.
- I skąd wiesz? Jesteś medium?


Gdy w sobotnie poranek Chase pojawił się w pracy Foreman i Trzynastka przy kawie prowadzili jakąś ożywioną dyskusję. Ucichli niemal jednocześnie, kiedy przekroczył próg pokoju. Jedno spojrzenie po gabinecie mówiło wszystko.
- Czyli nie mamy pacjenta?
- Nie mamy nawet House'a.
- A spodziewałeś się go w sobotę o dziewiątej?-
spytała retorycznie lekarka. Obaj panowie musieli przyznać, że była to dość słuszna uwaga. Zdejmując kurtkę Chase zagadnął.
- Więc, o czym rozmawiacie?
- Nic takiego. Zastanawialiśmy się, gdzie zjeść kolacje
– skłamał Foreman, w odpowiedzi otrzymał wątpiące spojrzenie.
- Jasne.
Był zbyt inteligentny by dać się na to nabrać. Plus od jakiegoś czasu zauważył ich zmianę w zachowaniu. Starali się być taktowni, nie afiszować ze swoją radością. Obchodzili się z nim jak z jajkiem, działało mu to na nerwy.
- Możecie mi powiedzieć. Nie rozpłaczę się – zapewnił Chase chcąc skończyć z tym całym nonsensem - Nie oczekuje, że wszyscy przestaną być szczęśliwi, kiedy wchodzę do pokoju. Mam udane życie, po prostu obecnie jestem sam.
Zapanowała cisza. Panowie przyglądali się sobie i czekali, który zrezygnuje pierwszy.
- Próbujemy zdecydować, gdzie zamieszkamy – przyznała Trzynastka przerywając im zabawę.
- Zapytałeś ją?
- Powiedziałeś mu przede mną?
– spytała swojego faceta nieco zaskoczona Remy, niemniej jednak była niezmiernie rozbawiona tym faktem.
- Panikował – zdradził uśmiechnięty Australijczyk - Prawie się rozpłakał. Gratuluje – mówił poklepując przyjaciela po ramieniu, odwracając się do jego dziewczynie powiedział coś zupełnie odwrotnego – Moje kondolencje.
- Została nam tylko jedna drobnostka. Nie wiemy, gdzie się przenieść.
- Rzućcie monetą, będzie uczciwie
– podsunął proste rozwiązanie.
- Sposób na podjęcie wszelkich dojrzałych decyzji – skomentował sucho neurolog.
- Mam pomysł – oświeciło Chase’a. Podszedł do tablicy, wziął marker, przedzielił pole na pół, po zaznaczeniu imion po każdej ze stron zaczął wypisywać kategorie oceny: metraż, dojazd, opłaty, wygoda.
- To nie takie głupie.
Minęło jakieś dwadzieścia minut wypisywania wad i zalet obu mieszkań, kiedy pojawił się diagnosta.
- Przerywam wam pogawędkę? – spytał w ramach przywitania widząc ożywienie pracowników - Kobieta umiera, mam nadzieję, że nie koliduje to z waszym życiem osobistym - mówiąc to zobaczył, że jego tablica jest już zajęta - I kto wam pozwolił bazgrolić po tablicy? Ile razy powtarzałem, że jest tylko i wyłącznie do rzeczy ważnych.
- Jak wtedy, gdy rozrysowałeś na niej plan wojny na balony z wodą
- przypomniał neurolog.
- Właśnie – potwierdził House zmazując dotychczasowe zapiski. Zorientowawszy się szybko, co omawiają poradził - Wprowadźcie się do mieszkania Trzynastki. Oszczędzi mi to fatygi dorabiania kluczy do Foremana.
- Czyli ustalone przenosimy się do mnie
– zażartował neurolog. W tym czasie diagnosta zabrał się za wypisywanie objawów przyjętej kobiety, odwrócił się do lekarzy i ogłosił.
- Najlepiej by było gdybyście mieli coś konkretnego do godziny jedenastej, bo jej choroba akurat koliduje z moim życiem osobistym.

Przygoda Rachel z futbolem zaczęła się pewnego poranka parę tygodni wcześniej podczas wizyty z Mariną w parku. Poznała tam dziewczynkę imieniem Madeleine przez kilka kolejnych dni bawiły się razem, szybko zostając najlepszymi przyjaciółkami. Maddy należała do dziecięcej drużyny piłki nożnej, którą opiekował się nauczyciel w-fu, były piłkarz. Była to grupa mieszana dzieci w podobnym wieku, mająca na celu przede wszystkim dobrą zabawę i zorganizowanie im czasu. Spotykali się we wcześniej ustalonym dniu raz w tygodniu. Z kolei mecze z innymi podobnymi drużynami z sąsiedztwa odbywały się raz na dwa tygodnie, zawsze w sobotę. A, że mecze dzieci były nieco krótsze, House zgodnie ze swoimi przypuszczeniami przegapił debiut piłkarski Rachel. Podjechał na parking, gdy dziewczyny pakowały rzeczy do samochodu. Nie wiedział, czemu właściwie to robi, znacznie łatwiej było by się tu nie pokazywać.
- Jak mecz?
- Remis. Trzy – trzy
– poinformowała Lisa zamykając bagażnik.
- Strzeliłam gola, ale nie widziałeś – oskarżyła widocznie zła Rachel - Powiedziałeś, że przyjdziesz.
Obraziła się, cudownie. Drobny postęp, a następnie kolosalna porażka.
- Powiedziałem, że się postaram – sprostował diagnosta zsiadając z motoru, choć podejrzewał, że niewiele to zmieni.
- I postarałeś?– spytała zupełnie zaskakując go tym pytaniem - Nie chciałeś przyjść.
- Nie mogłem.
- Mama była, wujek był. Pracują z tobą, a mogli, więc nie chciałeś.

- Rachel, przecież wiesz, że nie pracujemy na jednym oddziale. Jak House mówi, że nie mógł przyjść znaczy, że to było ważne. Może za to pójdziemy w trójkę na lody? - zaproponowała matka by załagodzić sytuacje.
- Nie chce lodów, chce do domu – oznajmiła uparcie i weszła do auta trzaskając drzwiami. House został na parkingu preferując obecnie towarzystwo starszej i mniej wkurzone na niego Cuddy. Wiedział już, że jak mała wbiła sobie coś do głowy nie łatwo było jej tego wyperswadować, więc nawet nie próbował.
- Przejdzie jej – zapewniła brunetka.
- W tym stuleciu?
- Jest po prostu rozczarowana
– powiedziała rozumiejąc swoją córkę - Cały mecz wyglądała za tobą.
- Fantastycznie. A ty?

- Przeżyje. Zakładam, że miałeś powód.
– I to dobry. Prawie doprowadziliśmy pacjentkę do śmierci. Co nie znaczy, że nie możesz być na mnie zła.
- Nie jestem. Chciałam tylko, żebyś był z nami
– przyznała spokojnie, choć smutno, co sprawiało, że czuł się jeszcze gorzej. Tego popołudnia zrozumiała, że nie chodziło tylko o Rachel, że ona sama też chciała dzielić z nim życie i radości córki.
- Zgaduje, że nie przyjedziesz do nas?
- Będzie lepiej jak sobie daruje. Plus nadal nie wiemy, co z pacjentką.
- To na razie -
powiedziała i pocałowała go na pożegnanie, po czym powtórzyła niezłomnie - Będzie dobrze.
- W kółko to powtarzasz i nic z tego.
- To nie będzie dobrze
– odparła zgodnie z jego życzeniem.
- Musisz być taką defetystką?
Słysząc to brunetka uśmiechnęła się tylko i wsiadła do samochodu. House przyglądał się jak odjeżdżają i naszła go niepokojąca myśl. Zrozumiał, że rozczarowanie nim Rachel w pewnym momencie życia będzie gwarantowane. I to wcale nie z powodu jakiegoś tam meczu, a czegoś naprawdę ważnego. Nie podobała mu się ta perspektywa. Całe to spędzanie z nią czasu było o wiele bardziej skomplikowane niż zakładał. Zdawał sobie sprawę z tego, że dzieci wymagają cierpliwości, poświęcenia im uwagi i czasu. Nie widział tylko, czy na dłuższą metę był do tego stworzony. Czy na co dzień potrafił przyjąć, że jej humory są ważniejsze od jego humorów. Co jeśli nie było go na to stać? Zastanawiał się również, czy mają szanse przetrwać, czy bycie z Cuddy jest tego wszystkiego warte. W tej chwili miał ochotę się wycofać, tyle, że jakoś nie mógł. Coś trzymało go w miejscu i kazało o nich walczyć.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Pon 11:55, 15 Kwi 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:59, 15 Kwi 2013    Temat postu:

Podoba mi się, że fik się rozrasta, opowiadanie zyskuje, gdy pojawia się więcej wątków, jest takie bardziej... serialowe.

Perełki z tej części:

"- Przerywam wam pogawędkę? – spytał w ramach przywitania widząc ożywienie pracowników - Kobieta umiera, mam nadzieję, że nie koliduje to z waszym życiem osobistym - mówiąc to zobaczył, że jego tablica jest już zajęta - I kto wam pozwolił bazgrolić po tablicy? Ile razy powtarzałem, że jest tylko i wyłącznie do rzeczy ważnych.
- Jak wtedy, gdy rozrysowałeś na niej plan wojny na balony z wodą - przypomniał neurolog.
- Właśnie – potwierdził House zmazując dotychczasowe zapiski. Zorientowawszy się szybko, co omawiają poradził - Wprowadźcie się do mieszkania Trzynastki. Oszczędzi mi to fatygi dorabiania kluczy do Foremana." - uwielbiam faceta

"- Najlepiej by było gdybyście mieli coś konkretnego do godziny jedenastej, bo jej choroba akurat koliduje z moim życiem osobistym." - jej on naprawdę się stara

Lisek czyta dalej... i foch Dlaczego?

"- Jak mecz?
- Remis. Trzy – trzy – poinformowała Lisa zamykając bagażnik.
- Strzeliłam gola, ale nie widziałeś – oskarżyła widocznie zła Rachel - Powiedziałeś, że przyjdziesz.
Obraziła się, cudownie. Drobny postęp, a następnie kolosalna porażka." - ja bym rzekła czarna dziura

"House przyglądał się jak odjeżdżają i naszła go niepokojąca myśl. Zrozumiał, że rozczarowanie nim Rachel w pewnym momencie życia będzie gwarantowane. I to wcale nie z powodu jakiegoś tam meczu, a czegoś naprawdę ważnego. Nie podobała mu się ta perspektywa. Całe to spędzanie z nią czasu było o wiele bardziej skomplikowane niż zakładał. Zdawał sobie sprawę z tego, że dzieci wymagają cierpliwości, poświęcenia im uwagi i czasu. Nie widział tylko, czy na dłuższą metę był do tego stworzony. Czy na co dzień potrafił przyjąć, że jej humory są ważniejsze od jego humorów. Co jeśli nie było go na to stać? Zastanawiał się również, czy mają szanse przetrwać, czy bycie z Cuddy jest tego wszystkiego warte. W tej chwili miał ochotę się wycofać, tyle, że jakoś nie mógł. Coś trzymało go w miejscu i kazało o nich walczyć." - Piękny choć bardzo smutny fragment. Gratuluję Ci tutaj House'a, bardzo ładnie Ci wyszedł. No i końcówka Cię uratowała

Pozdrawiam,
lis.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:47, 15 Kwi 2013    Temat postu:

Taaaak, mam kontakt z Radą Nadzorczą wenów

Szczerze powiedziawszy byłam pewna, że House pojawi się na tym meczu i najwyżej wyjdzie w połowie, bo dostanie telefon ze szpitala, więc mnie cholernie zaskoczyłaś. Chociaż biorąc pod uwagę to, że powiedziałaś, że wszystko będzie się rozwijało na spokojnie, powinnam zakładać najgorsze (czyli najsmutniejsze) rozwiązanie, haha.

Przepraszam,że skupiłam się tylko na tej scenie, ale... zapadła mi ona w pamięć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:45, 16 Kwi 2013    Temat postu:

lisek napisał:
Lisek czyta dalej... i foch Dlaczego?

Jak to leciało? You can't always get what you want.
Bez obaw, mam plan.
Z ogłoszeń technicznych.
Jak nie wyślę czegoś jutro do popołudnia to mogę się nie odezwać do 20 -21 kwietnia. Będę miała gościa na którego czekam od jakiś 3 lat więc mam nadzieje, że wybaczycie.
Jestem przekonana, że łatwiej było by mi ściągnąć do domu Papieża
Jak znajdę czas i się uda to oczywiście coś skrobnę.

Dawka dzisiejsza:

Nie spotkali się w niedzielę, którą House przesiedział nad przypadkiem w szpitalu, a Cuddy w domu z córką. Z kolei w poniedziałek to administratorka spędziła w pracy więcej czasu niż normalnie. A ponieważ Marina przez dwa tygodnie miała zostać u ojca, Rachel zajmowała się sąsiadka. Około godziny osiemnastej pod ich dom zajechał House, odprawił kobietę i zwrócił się do dziewczynki.
- Wiem, że jesteś na mnie śmiertelnie obrażona, ale chcesz poprawić mamie humor?
- Tak
– odparła bez namysłu - Czemu mama jest w pracy?
- To ubieraj buty. Musi się przygotować do przesłuchania, jeden idiota ...
- Możesz tak mówić?
– wtrąciła zdziwiona, mama zabraniała jej używać takich słów.
- Tak, jeśli naprawdę jest idiotą.
- Aha.
- Uważa, że mama mnie faworyzuje
– powiedział diagnosta czekając aż brunetka zapnie kurtkę. Rachel przerwała swoje zajęcie podnosząc zmieszany wzrok na dorosłego.
- Co?
- Faworyzuje znaczy lubi mnie bardziej niż innych w szpitalu
– wyjaśnił słowami, które rozumiała.
- To prawda. Inni lekarze nie śpią u nas w domu.
Jej bezpośrednie stwierdzenie niesłychanie go rozbawiło. Dziecięca logika była rozbrajająca. No i musiał przyznać był to jakiś argument.
- Nie, w pracy, znaczy pozwala mi w szpitalu robić rzeczy, na które nie pozwala innym lekarzom.
- Aha
– westchnęła potakując głową, po namyśle dodała - Nie prawda, nigdy o nic nie pytasz.
- Właśnie, jesteś mądrzejsza od niego. Może zostaniesz prawnikiem.
- Nie, będę piłkarzem.
- Je, je, je. Idziemy Maradona
– ponaglił otwierając przed nią drzwi. Na miejsce dojechali taksówką. O ile Rachel nie miała w zwyczaju iść z nim za rękę nigdy nie próbowała mu uciekać. Zawsze trzymała się w zasięgu jego wzroku. Zupełnie w stylu wiernego psa, który chodzi przy nodze. House zauważył też, że w jego towarzystwie nigdy nie szła za szybko. Podejrzewał, że Cuddy musiała zwrócić jej na to uwagę. Kiedy razem przekraczali próg szpitala diagnosta zdał sobie sprawę z tego, że przyprowadzając tu dziewczynkę nie pomyślał o jednym drobiazgu. Sensacji, jaką wywoła wśród współpracowników. Teraz nieco tego żałował. Szczególnie, że ciekawskie spojrzenia całego personelu zwrócone były w ich kierunku. Zdecydowanie był to niecodzienny widok. Permanentne utrapienie Princeton - Plainsboro z córką szefowej. Zebrani obserwowali każdy ich krok, połowa z dezaprobatą, zastanawiając się, co administratorka sobie myśli zostawiając dziecko pod jego opieką, druga połowa wzruszona z przekonaniem, że wreszcie będzie miała rodzinę, o której zawsze marzyła. Najgorsze w tym wszystkim było to, że House nie był pewny, co irytowało go bardziej. Dlatego poczuł olbrzymią ulgę wchodząc do gabinetu Cuddy, z dala od wścibskich oczu. Jak zwykle drzwi otworzył bez pukania. Ze sposobu, w jaki siedział od razu zauważył jej zmęczenie i frustracje długim dniem. Obłożona papierami i pudełkami po jakimś posiłku
przeglądała teczkę z dokumentami. To jest dopóki nie usłyszała radosnego.
- Cześć mamo.
- Co tu robicie? - spytała zaskoczona uśmiechając się na widok córki.
- Rachel chciała sobie zrobić tatuaż – wyjaśnił ze śmiertelną powagą diagnosta - Znasz jakieś dobre salony w pobliżu?
To mówiąc przyglądał się jak Cuddy wychodzi zza biurka, by złapać wbiegającą jej w ramiona córkę.
- Tęskniłam za tobą. Długo jeszcze? – dopytywała niecierpliwie mała. Z kolei House tradycyjnie czując się, jak u siebie rozsiadał się w fotelu i właśnie kładł nogi na stoliku.
- Ja za tobą też – zapewniła mama -Jeszcze jakieś pół godziny. Nie mogę się doczekać, kiedy stąd wyjdę. A ty, co dziś ciekawego robiłaś?
Pytając Lisa usiadła na kanapę i wzięła córeczkę na kolana. Odpowiedź Rachel była zawiła entuzjastyczna i pełna gestykulacji. Mała była niczym kulka energii.
Cuddy podniosła wzrok nad głowę córki na House'a, który przeglądał jakieś czasopismo. Czując, że jest obserwowany spojrzał na nią.
- Dziękuje – wyszeptała wdzięczna, na co wzruszył jedynie ramieniem. Była to bez wątpienia najlepsza rzecz, jaka ją tego dnia spotkała. I dokładnie tak jak przewidział podniosła ją na duchu. Po piętnastu minutach goście poszli na stołówkę, by tam poczekać aż administratorka skończy pracę. Idąc zahaczyli o przychodnię, gdzie House zaopatrzył się w lizaki, jeden włożył do buzi, a drugi ukradkiem podał Rachel. Jednak po powrocie znowu nie został na noc, odebrał swój motor i udał się do Wilsona.

Przesłuchanie odnośnie związku Cuddy i House'a miało niespodziewany dla większości rezultat. Najbardziej zaskakującym momentem dla wszystkich biorących w nim udział była chwila, w której okazało się, że diagnosta w poprzednim miesiącu opuścił jedynie trzy godziny przychodni, w tym wszystkie z uzasadnionych powodów. Trzeba tu dodać, dla dobra jego reputacji, że to, iż był na terenie kliniki, nie znaczyło koniecznie, że przyjmował pacjentów. I tak wyleczył więcej niż by chciał, choć mniej niż życzyłaby sobie tego Cuddy. Praca w przychodni nie przeszkadzałaby mu to tak bardzo, gdyby pomaganie ludziom nie wymagało tyle styczności z autentyczną, nieposkromioną głupotą. Podczas trwającego dwie godziny spotkania zarząd przejrzał zebrane dokumenty, przestudiował historię kar, nagan i skarg na diagnostę oraz sposób, w jaki zostały one załatwione. Obejrzał wykaz dotacji od uratowanych przez niego pacjentów, odnotował niską śmiertelność oddziału i brak pozwów o błąd w sztuce. Nie stwierdził braku żadnych istotnych dokumentów, ani większych nieścisłości w prowadzeniu diagnostyki. Wszelkie problemy załatwione były z korzyścią dla szpitala. Wychodziło na to, że House wywiązywał się ze swoich obowiązków, a ewentualne zgrzyty dotyczyły drobiazgów. Najpoważniejszym oskarżeniem było to, że nie nosił kitla. Ze swojej strony diagnosta dotrzymał słowa i powstrzymywał się przed błyskotliwymi komentarzami, a sporo cisnęło mu się ich na usta. Z czego na głos powiedział dwa. Był za to przekonany, że ma dziurę w stopie od szpilki Cuddy, którą wbijała mu w nogę za każdym razem, kiedy otwierał buzię. Biorąc pod uwagę okoliczności nie była to wygórowana cena.
Tak, więc ostatecznie zebrana komisja, ku własnemu szokowi, nie znalazła żadnych poważnych dowodów popierających skargę chirurga. Stwierdziła, że zalety zatrudnienia House'a w ich placówce przewyższają niedogodności i zamknęła zebranie dając personelowi kolejny temat do plotek. Po zebraniu zawstydzony Jones podszedł do przełożonej. Nie musiał tego robić, ale miał swoje zasady.
- Przepraszam, doktor Cuddy. Zasugerowałem się osobistą krzywdą niesłusznie oskarżając cię o brak profesjonalizmu. Zapewniam, że to się więcej nie powtórzy.
- W porządku. Wszyscy chcemy tego samego, sprawnie funkcjonującego szpitala
– zapewniła przyjaźnie, widząc jak House otwiera buzię by to skomentować szturchnęła go łokciem w bok i kontynuowała - Zapomnijmy o sprawie i przejdźmy do naszych obowiązków.
Zaskoczyła go tymi słowami, wykazała się niezwykłą wyrozumiałością. Może rzeczywiście źle ją ocenił. Podali sobie ręce, po czym Jones zwrócił się do diagnosty.
- Doktorze House mam nadzieję, że uda nam się o tym zapomnieć i mój błąd nie odbije się na naszej przyszłej współpracy.
- Mowy nie ma. Dr Cuddy jest wyrozumiała i profesjonalna, ale ja to, co innego, na twoim miejscu pilnowałbym swojego samochodu
– zagroził z przyprawiającym o ciarki uśmieszkiem i odszedł zostawiając za sobą lekko przerażonego chirurga. Jego, jak widać ocenił dobrze. Lisa pożegnała się szybko i dogoniła Grega wsiadającego do windy. Przyglądający się jak odchodzą Jones nie miał pojęcia, jakim cudem ci dwoje byli razem.
- Nic mu nie zrobisz, prawda? – upewniła się szefowa, gdy drzwi windy zamknęły się za nimi.
- Nie, ale on nie musi o tym wiedzieć.
- To idioci, oczywiście, że mnie faworyzujesz
– przyznał niespodziewanie House - Tyle, że nie tak jak im się wydaje. Nie pozwalasz mi na wszystko, ale mam u ciebie nieograniczoną liczbę szans.
Mogło nie być na to dowodów, ale doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Dlaczego? - spytał ciekawy. Znał ją lepiej niż ktokolwiek inny, lecz gdy chodziło o niego nie zawsze rozumiał jej motywację. Przekonywał się o tym przez lata i wiedział, że nie chodzi wyłącznie o miłość.
- Bo uważam, że jesteś wart zachodu – oznajmiła z przekonaniem patrząc mu w oczy - I cię kocham.
- Ty też jesteś idiotką.
- Ale mnie kochasz
– przypomniała niewzruszona obelgą. Słyszała to już z jego ust tyle razy, że traktowała to prawie jako czułe zdrobnienie.
- Masz szczęście, że również nie jestem zbyt rozgarnięty – przyznał z druzgocącą wręcz dozą samokrytycyzmu.
- No to jeden dramat mamy z głowy – oznajmiła z ulgą brunetka ciesząc się, że wyszli z tego obronna ręką – Nadal chcesz jechać po Rachel?
- Przecież powiedziałem.
- Słyszałam i wciąż próbuje wyjść z szoku
– mówiła mile zaskoczona jego propozycją - Daję ci szanse, żeby się z tego wykręcić.
- Nie rób tego, bo skorzystam
– uprzedził poważnie House i wyciągając rękę w jej kierunku dodał - Dawaj kluczyki od twojego samochodu.
- To świetny pomysł. Będzie zachwycona.
– Przynajmniej jedno z nas. Spotykamy się później u was?
- Będę za półtorej godziny
– potwierdziła brunetka i spytała - Chcesz klucz od domu?
- Czy chce klucz?
- powtórzył rozbawiony - Błagam, Cuddy. Jakbyś mnie w ogóle nie znała. Czy chce klucze? Niewiarygodne.
- Zapomniałam, że mam do czynienia profesjonalnym prześladowcą
– powiedziała z uśmiechem, kiedy wysiadali na parterze z windy.
- Nie jedzcie niczego po drodze, przygotuje kolacje – dodała, kiedy rozchodzili się do swoich zajęć.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Wto 21:15, 16 Kwi 2013, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:26, 17 Kwi 2013    Temat postu:

Żeby wynagrodzić swoją nieobecność na meczu House postanowił odebrać Rachel z najbliższego treningu. Tak, jak sobie wyliczył trafił na przerwę między połowami, chciał poprawić swoje relacje z dziewczynką, ale wątpił by mógł wytrzymać cały mecz dziecięcego futbolu. Maluchy akurat były w szatni. Kilkoro rodziców plotkowało między sobą na trybunach. Mógł oczywiście do nich podejść i przyłączyć się do rozmowy, ale to by znaczyło, że doznał przeszczepu osobowości, więc został na uboczu. Przynajmniej pogoda była ładna. Rozejrzał się dookoła, miejsce również niczego sobie. Po kilku minutach zainteresowała się nim jedna z matek.
- Witaj. Nie widziałam cię tu wcześniej – zagadała uprzejmie blondynka. Nie specjalnie go to zdziwiło. Pewnie uznała za podejrzane nieznajomego kręcącego się wokół dzieci.
- Greg House.
- Aaa, facet Lisy
– skojarzyła błyskawicznie, widząc jego zdziwienie wyjaśniła - Dzieci są gadatliwie, Carrie Mackenzie, mama Clarissy.
Oczywiście nie miał pojęcia, która to Clarissa, ale samo imię dziewczynki mówiło mu o matce wszystko, co chciał wiedzieć. To i sposób, w jaki wystroiła się na dziecięcy trening.
- Ładna kurtka, skóra – skomplementowała uśmiechając się słodko jednocześnie dotykając jego ramienia - Masz motor?
- Tak –
odpowiedział robiąc krok do tyłu. Doskonale wiedziała, z kim jest związany, a mimo to się do niego dobierała. Czyli albo była samotną desperatką, albo notorycznie zdradzała męża.
Nie zauważył obrączki, więc obstawiał to pierwsze – Chyba powinienem poszukać Rachel.
- Jest przerwa, dzieciaki zaraz wrócą
– mówiła chcąc nawiązać rozmowę, podczas, gdy on chciał ją jak najszybciej zakończyć. Tyle, że nie przychodził mu do głowy żaden sposób, po którym mogliby się tu jeszcze pokazać. Wiedział, że Cuddy nie byłaby zachwycona, gdyby na dzień dobry kogoś obraził.
- Haws – usłyszał nagle głos Rachel oszczędzający mu dalszej fatygi silenia się na uprzejmości. Odwrócił się w stronę dziewczynki i po raz pierwszy mógł szczerze powiedzieć, że ucieszył się na jej widok. Dostrzegł, że kiedy pozostałe dzieciaki wybiegły na boisko ona stała i obserwowała ich uważnie. Miała nie wesołą minę. Gdyby zobaczył taką u osoby dorosłej mógłby się porządnie wystraszyć. Korzystając z idealnego pretekstu by zakończyć rozmowę pożegnał się i podszedł do brunetki. Kiedy się do niej zbliżał jej wyraz twarzy błyskawicznie się zmienił. Widział, że była ewidentnie zaskoczona jego pojawieniem się tutaj. Musiał przyznać, że w tym wypadku było ich dwoje.
- Co tu robisz?
- Przyjechałem cię odebrać
– wyjaśnił krótko zadziwiając ją jeszcze bardziej.
- Ale jeszcze druga połowa.
- Naprawdę?
- dopytywał udając zaskoczenie - Cóż, będę ją musiał obejrzeć.
Jej spontaniczna radość na tą wiadomość sprawiła, że diagnoście zrobiło się głupio, że nie przyszedł na obie połowy. Rozległ się gwizdek i mała pobiegła na boisko do reszty, a on poszedł znaleźć sobie miejsce jak najdalej od nieproszonego towarzystwa. Nie umknęło jego uwadze, że przez całą resztę meczu Rachel, co jakiś czas odwracała się w jego kierunku, chcąc się upewnić, czy nadal tam jest. Czuł się przez to cholernie nieswojo. Z dobrych wieści widok chłopca ciągnącego przeciwnika za koszulkę doprowadził do rozwiązania przypadku kobiety, przez którą nie pojawił się na meczu. Szybki telefon do Foremana i wreszcie mógł przestać o tym myśleć. I tak, po pół godzinie radości, przepychanek i wrzasków mecz dobiegł końca. Ostatecznie drużyna, w której była Rachel wygrała, choć tym razem mała nie strzeliła gola. Dziewczynka szybko pobiegła po woje rzeczy i jeszcze szybciej wróciła. Zupełnie, jakby obawiała się, że odjedzie bez niej. Nie przeszli nawet jednej trzeciej parkingu, gdy House zabrał jej plecak. Nie mógł patrzeć jak mała męczy się dźwigając zielone monstrum
- Nie mógł być większy? Przyszłaś na trening, czy mama wyprawia cię w Himalaje?
Dziwne, spodziewał się czegoś różowego. Zdał sobie sprawę, jak niewiele o niej wie.
- Potrzebuje dużo rzeczów.
- Właśnie widzę, kobiety z rodziny Cuddy nie wiedzą, co to umiar.
- Co? – ta akurat dosłownie nie znała tego słowa.
- No właśnie – podsumował nie wdając się wyjaśnienia - Wsiadaj do samochodu, mama będzie na nas czekać.
Właśnie wtedy mijał ich samochód z Carrie, kobieta zwolniła i otworzyła szybę.
- Do zobaczenia następnym razem. – pożegnała się machając.
- Haws, nie lubię jej – oświadczyła poważnie Rachel posyłając w stronę kobiety mordercze spojrzenie w wersji mini - I po co cię dotykała?
‘Bo jest napalona’ nie było dobrym wytłumaczeniem dla małego dziecka, więc zdecydował się na kłamstwo - Spodobała się jej moja kurtka.
- Ma swoją
– powiedziała nie kryjąc niezadowolenia - Dotykała też spodni trenera.
- Widzisz, czyli nie jestem taki wyjątkowy.

House przyglądał się Rachel z rozbawieniem. Okazało się, że była niezwykle terytorialna na rzecz mamy. Mimo iż sama miała, co do niego mieszane uczucia, ewidentnie nie podobało się, gdy zaczepiały go inne kobiety. Przewidywał, że jej przyszły chłopak nie będzie miał z nią łatwego życia. Z drugiej strony kobiety, z którymi jest za łatwo to żadna zabawa, wiedział o tym z własnego doświadczenia. Kiedy Rachel wsiadła do auta zamknął za nią drzwi i przeszedł na stronę kierowcy.
- Pana córka dobrze sobie radzi – pochwalił przechodzący obok trener, zaskoczony House uśmiechnął się tylko i wsiadł do samochodu. Nie wyprowadzał go z błędu, nie wdawał się w niepotrzebne rozmowy. Cieszył się jedynie, że mała tego nie usłyszała. Słowa mężczyzny dały mu jednak do myślenia. Uruchamiając samochód zdał sobie sprawę, że pewnie nie był jedynym człowiekiem, który uznał go za ojca dziewczynki. Ostatnio często chodzili gdzieś w trójkę. Pozornie stanowili obrazek szczęśliwej rodziny, w rzeczywistości jednak nią nie byli. Jeszcze nie.
W tej chwili nie miał pojęcia, czy w ogóle będą. Jego córka. Co by było, gdyby była jego? Oczywiście nie oszukiwał się, że jest na to gotowy, nie był, ale gdyby kiedyś, w przyszłości została jego córką. Czy naprawdę było by to takie straszne?Kiedy zaczął o tym wszystkim myśleć, nie mógł już przestać. Zastanawiał się, co ich czeka później, jeśli Rachel ostatecznie go zaakceptuje. Czy adopcja dziecka jest dla niego realnym krokiem w przyszłości? Czy w ogóle bierze pod uwagę taką możliwość? Czy tego właśnie chce? Jeśli nie, to czy mógł tego zapragnąć z czasem? Czy Cuddy by się na to zgodziła? Czy potrafiłby sprawdzić się w roli czyjegoś ojca? Czy stać go na zobowiązanie się do tego, by w razie zerwania z jej matką, nadal być w życiu dziewczynki? Wszystkie te pytania nie dawały mu spokoju. Odkąd zaczęła się ta cała heca z Rachel coraz częściej myślał o tym, co będzie z nimi dalej. Teraz jednak musiał się skupić prowadzenie auta inaczej wylądują na drzewie i rozmyślania o tym wszystkim stanął się zupełnie bezcelowe.
- Pojedziemy do ciebie? – zapytała niespodziewanie Rachel wyrywając go z rozmyślań - Nigdy tam nie byłam.
Wyglądało na to, że jego nieobecność na meczu została zapomniana.
- Jasne. Tylko zadzwonię do mamy i powiem o zmianie planów.
A teraz chciała zobaczyć jego mieszkanie. Może było by lepiej, gdyby nadal była na niego obrażona.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Sob 12:12, 20 Kwi 2013, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:27, 17 Kwi 2013    Temat postu:

To niesamowite jak bardzo House i Rachel są do siebie podobni, jak się wzajemnie obserwują, przełamują powolutku kolejne blokady. I dobrze, że z niczym się nie spieszysz. To tylko pozwala się nacieszyć tym, jak budujesz historię.
Trochę współczuję House'owi, że musi znaleźć odpowiedzi na tyle pytań, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Nie wiem dlaczego, ale scena, w której Rachel podczas meczu zerkała w stronę diagnosty bardzo mnie urzekła.

PS. Wiedziałam, że następne części będą świetne Oby tak dalej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:28, 18 Kwi 2013    Temat postu:

Dziewczyno, ależ Ty lecisz z tymi częściami! Cieszę się bardzo. Jak zwykle napisałaś to świetnie. Masz taki styl, że naprawdę ciężko jest się oderwać od czytania. Jestem ciekawa, jak dalej potoczą się losy Rachel i House'a, podoba mi się to, co wplatasz, w ostatniej części była to Carrie. Takie małe czynniki upewniające nas w tym, że jednak dla House'a najważniejsza jest Cuddy ot co. Czekam na dalszą część i postaram się częściej komentować.
WENY!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:13, 20 Kwi 2013    Temat postu:

Dojazd do jego mieszkania nie zajął im dużo czasu. Całą podróż Rachel spędziła na bawieniu się radiem po tym jak diagnosta pozwolił jej wybrać stacje. Kiedy tylko wysiedli z samochodu od razu pobiegła prosto do jego motoru zaparkowanego przed wejściem.
- Mogę na nim pojeździć?
- Nie, jesteś za mała i twoja mama by mnie zabiła. Ale możesz go sobie obejrzeć.
House obserwował jak zafascynowana obchodzi maszynę dookoła. Musiał przyznać, że z każdym mijającym dniem zauważał drobne zmiany w jej stosunku do niego. Po pierwsze była odważniejsza, obecnie sama już go zagadywała. Była również ciekawa. Pytała o niego, o rzeczy, które ją interesowały. Znaczyło to, że poczynili jakiś postęp.
- Ale ma ognie – mówiła wyciągając rączkę i delikatnie kładąc ją na baku - Jest ładny.
- Motory nie są ładne, są czadowe.
- Jest czadowy
– poprawiła pełna podziwu.
- Znacznie lepiej.
Nie powiedział tego głośno, ale automatycznie zarobiła u niego małego plusa za to, że odnosiła się do motoru z odpowiednim szacunkiem. Będąc świadom pewnego ocieplenia ich relacji House w pełni zdawał sobie również sprawę z czegoś jeszcze. Bez większego trudu dostrzegł w jej kontaktach z nim pewnego rodzaju ostrożność. Zupełnie jakby szukała dowodu na to, że wszystko, co jej powiedział, gdy zawierali rozejm jest prawdą. Ku niewypowiedzianej uldze diagnosty od tego czasu ani razu nie wpadła w histerie. Nieco podnosiło to u niego wiarę w sukces tego przedsięwzięcia. Nieznacznie, ale zawsze. Mimo iż jego początkowym założeniem było przekonanie dziewczynki, że ją lubi szybko zmienił swoje zamiary. Po tym, jak zdał sobie sprawę z tego jak niewiele o niej wie postanowił spróbować ją poznać, tak zwyczajnie, jak drugiego człowieka. Dowiedzieć się o niej czegoś. Niestety, wymagało to znacznie więcej starania i czasu. Doprowadziło go to również w miejsce, w którym stali teraz, mianowicie przed drzwi jego mieszkania. I tak, chcąc nie chcąc wpuścił małą do ostatniego wolnego przed nią bastionu. Dziewczynka przekroczyła próg powoli i nieco niepewnie. Zupełnie, jakby zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Z kolei House przejęty bardziej niż to okazywał wpatrywał się jak mała stawia swój plecak przy jego drzwiach. Minęła sekunda i kolejna, diagnosta, z pewną ulgą stwierdził, że jak dotąd ziemia się nie rozstąpiła. Pokrzepiony tym odkryciem zdjął i powiesił swoją kurtkę, następnie sięgnął po granatową katanę mini Cuddy. Podała mu ją i zabrała się za zdejmowanie butów, po czym równo ustawiała je koło jego drzwi. Widząc to naszła go myśl, iż niektórzy robią to codziennie. Wracanie do domu z dzieckiem, nie podejrzewał, że przyjdzie mu robić coś tak zwyczajnego. Normalnego do bólu.
- Salon, kuchnia, sypialnia, łazienka – streścił lekarz kolejno wskazując pomieszczenia, potem pozwolił jej sobie pozwiedzać samej. Prawdę mówiąc czuł się jak w Zoo. Jak na ironię zamiast przewagi na swoim terenie doświadczał dziwnego uczucia inwazji.
Z kolei Rachel w pełni korzystając z ofiarowanego jej przywileju rozglądała się po nowym miejscu. Przez następne kilkadziesiąt minut skupiona przyglądała się po kolei wszystkim jego przedmiotom. Zajrzała nawet do uchylonej na korytarzu szafy.
- Ale dużo butów – było pierwszym, co skomentował, ewidentnie pod sporym wrażeniem kolekcji – Nawet mama ma mniej.
Dalej, w całkowitym milczeniu oglądała wszystko dokładnie. Zatrzymywała się dłużej przy tych rzeczach, które ją zainteresowały, kucała i stawała na palcach by lepiej widzieć rozmaite przedmioty. Zaglądała w rozmaite zakamarki, ale ani razu nie grzebała w jego rzeczach. Przez cały ten czas House nie spuszczał z niej wzroku. Zaspokoiwszy pierwszą ciekawość Rachel zatrzymała się koło pianina, lekko przesuwając po instrumencie palcami spytała
- Kiedy mama wróci?
- Nie wiem.
- Co będziemy robić?
- pytała dalej nie zniechęcona jego brakiem konkretów.
- Nie wiem.
- Co wiesz?
– zażądała w sposób, który do złudzenia przypominał mu jej matkę. Uśmiechnął się mimo woli i powtórzył niezawodne - Nie wiem.
Zdając sobie sprawę, że jego mieszkanie nie miało wiele atrakcji dla małego dziecka w oczekiwaniu na powrót Lisy zdecydował włączyć im jakąś grę. Po szybkim przeglądzie swojej kolekcji wybrał wyścigi samochodowe. Dziesięć minut później siedzieli na kanapie pochłonięci rywalizacją. Za każdym razem, gdy auto Rachel w coś uderzyło śmiała się wesoło, co House uznał za dobry znak. Mimo początkowych trudności dość szybko załapała, o co chodzi i później już dobrze jej szło. Przeklęte cyfrowe pokolenia. Byli właśnie przy czwartym wyścigu, który prawdę mówiąc zaczynał przegrywać, kiedy z zakupami w ręku weszła Cuddy. Całą drogę śpieszyła się w obawie o to, co może zastać. Nie mogła uwierzyć, gdy zdenerwowana otworzyła drzwi, a oni śmiali się w najlepsze. Cóż było robić, pokiwała głową i odetchnęła z ulgą. Z tą dwójką nigdy nie była pewna, czego się spodziewać.
Wracając nigdy nie mogła przewidzieć, czy trafi na jeden z tych przypadków, w których świetnie się bawią, czy tych, w których akurat potrzebują jej pomocy. Przy tym miała wrażenie, że cokolwiek podejrzewała, na miejscu zawsze było odwrotnie.
- House ma pianino – oświadczyła podekscytowana Rachel na przywitanie mamy.
- A gdzie 'cześć mamo'? – spytała Cuddy całując ją w policzek.
- Cześć mamo. House ma pianino – powtórzyła jednym tchem.
Wiem, kochanie. Jak mecz?
- House po mnie przyjechał
– mówiła uśmiechnięta. Jej reakcja zdradzała, że było to najważniejsze, co jej się tego dnia przydarzyło, a cała reszta, w tym wygrana meczu, nie miały najmniejszego znaczenia. Lisa spojrzała na ukochanego.
- Widzę, że przeżyłeś.
To, że w odpowiedzi skinął jedynie głową dowodziło, iż entuzjazm córki wyraźnie go zaskoczył. Dając mu czas na przetrawienie wszystkiego zdjęła czarną marynarkę i skierowała się do kuchni.
- Głodni? Robię ryż z kurczakiem i warzywami.
Tego dnia miała na sobie dopasowaną sukienkę z kwadratowym dekoltem na grubych ramiączkach.
- Mamie ładnie w czerwonym – powiedziała pięciolatka wodząc wzrokiem za brunetką, która właśnie opuszczała pokój.
- To prawda – zgodził się diagnosta patrząc w tym samym kierunku, no może nieco niżej. Kiedy mama zniknęła z jej pola widzenia dziewczynka przeniosła swoją uwagę na pianino.
- Zagraj coś.
- Nie zapomniałaś o czymś?
- usłyszeli upomnienie z kuchni. Na co House jedynie wywrócił oczyma, z kolei Rachel automatycznie dodała
- Proszę?
Lekarz wstał z kanapy i usiadł do pianina. Najgorsza była świadomość, że zagrałby nawet bez tego jej proszę. Nie spodziewał się tego, że Rachel przysiądzie się obok niego na ławeczkę. Zanim pomyślał o ewentualnych konsekwencjach zaczął grać pierwsze, co przyszło mu do głowy. Melodię, którą zainspirowała kobieta gotująca właśnie w jego kuchni. Później zrzuci to na swoją podświadomość i towarzystwo, w jakim się znalazł, bo za żadne skarby nie miał pojęcia, czemu jego palce zaczął grać akurat to. Utwór, który do tej pory budził w nim słodko gorzkie uczucia. Który tyle razy chciał jej zagrać, ale do tej pory tego nie zrobił.
- Ładnie - pochwaliła oklaskując jego występ, kiedy skończył - Co to?
Dopiero to niewinne pytanie sprawiło, że zdał sobie sprawę z tego, co właśnie zrobił. Przeklął w myślach własną głupotę rozumiejąc, jak się wkopał. Po krótkim wahaniu zdecydował się powiedzieć prawdę. Stanowczo za często mu się to przy niej zdarzało. Przeklął siebie po raz drugi.
- Serenada Cuddy.
- To nasze nazwisko
– mówiła zdumiona i podekscytowana zarazem.
- Serio? – udawał zdziwienie, a że mina małej nie wyglądała na rozbawioną wyjaśnił - Napisałem to dla twojej mamy.
- Sam?
- Samiuteńki. Taki jestem zdolny
– żartował próbując nie dać po sobie poznać, jak duże ma to dla niego znaczenie.
- Podoba mi się.
Jej pochwała nie powinna znaczyć dla niego tyle ile znaczyła.
- Czemu nigdy wcześniej tego nie słyszałam? – odezwała się Lisa wyglądając z kuchni. Oparła się o framugę w przejściu, następnie zadała pytanie, którego tak się obawiał
- Kiedy to napisałeś?
- Jakiś czas temu
– odpowiedział wymijająco nie patrząc jej w oczy.
- Czyli kiedy?
- Nie ważne
– wzruszył ramieniem ponownie bagatelizując sprawę. Brunetka przyjrzała się mu uważniej. Teraz musiała już wiedzieć. Wyraźnie nie chciał o tym mówić, co znaczyło, że było to coś ważnego, ważnego i bolesnego.
- Rachel, umyj ręce, pomożesz mi w kuchni.
Słysząc to House westchnął ciężko. Znaczyło to, bowiem, że zamierzała drążyć temat.
Wstał od pianina, przeszedł kilka kroków i zatrzymał się na środku pokoju.
- Zamierzasz mnie torturować?
Nie wypytywała dalej tylko delikatnie wymówiła jego imię.
- Greg.
Atmosfera zagęściła się momentalnie. Zapadła ciężka cisza, podczas której House rozważał, czy potrafi jej powiedzieć. Doszedł do kuchni, stanął naprzeciw niej i biorąc z niej przykład oparł się o framugę.
- Simchat Bat – przyznał w końcu nieco ciszej niż zamierzał. Na ułamek sekundy Cuddy spuściła wzrok. Właśnie, dlatego nie chciał jej mówić. W chwili, w której zrozumiała, co ma na myśli poczuła się okropnie. Już tego samego wieczora żałowała, że go wyprosiła. Otworzyła usta by przeprosić, ale wiedziała, że nie będzie chciał tego słuchać. Poniekąd było to wieki temu, ale i tak w jakiś sposób miało wpływ na ich związek. Nie było sensu rozgrzebywać tego teraz, skoro wreszcie byli razem, chciała tylko, żeby wiedział jedno, że bardzo tego żałuje. Odpychając się od ściany zrobiła krok do przodu.
- Byłam głupia.
Zaskoczył ją tym, co jej odpowiedział.
- To nasza specjalność – zauważył również robiąc krok na przód. W ten trafny sposób podsumował lata ich relacji. Nie pocieszał jej, że nic takiego nie zrobiła, ani nie próbował wywołać jej poczucia winy. Było, jak było. Nie miał już o to do niej pretensji. Sam miał kilka idiotyzmów na sumieniu. Nie warto było tego roztrząsać teraz, kiedy wreszcie dali sobie szanse i mogli być szczęśliwi.
- Czyli co? Nie będziemy już głupi?
- Będziemy
– odparł bez zastanowienia, nie wierzył w cuda - Ale razem.
- Podoba mi się ten pomysł.

To mówiąc uśmiechnęła się i objęła go za szyję, a on po raz kolejny odczuł, że kiedy trzyma ją w ramionach wszystko, co było kiedyś przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie.
- A mi podoba się ta sukienka – pochwalił żartobliwie kładąc jej ręce na biodra i powoli przesuwając je do góry.
- Niech zgadnę, bardziej podobałaby ci się na ziemi?
- Zupełnie jakbyś czytała mi w myślach.

Powaga chwili zmyła się błyskawicznie ustępując swawolnemu flirtowi.
- Rachel ma racje. Ta melodia, jest piękna. – szepnęła wzruszona, a następnie zajęła się całowaniem swojego kompozytora. Zapomnieli się na chwile, kiedy House zdał sobie z czegoś sprawę. Coś za długo było spokojnie i podejrzanie cicho. Doskonale wiedział, co się zaraz stanie. Niechętnie oderwał swoje usta od Lisy i zaczął odliczanie - 3, 2, 1.
- Mamo! - rozległo się jak na zawołanie - Zamoczyłam się cała!
Informował krzyk z końca korytarza. Podczas, gdy oni korzystali z chwili samotności dziewczynka eksperymentowała w łazience. Po tym jak za mocno odkręciła prysznic woda trysnęła na jej dżinsową sukienkę.
- Nie mam dla niej nic na przebranie.
- Czekaj
– polecił diagnosta idąc do sypialni, po chwili przyniósł jeden ze swoich t-shirtów; czerwony z białym szkicem smoka i napisem ‘Red Dragon Tattoo’.
- Teraz będziesz pasowała do mamy – zauważył dając go Rachel. Spodobał się jej ten pomysł. Zadowolona szybko wciągnęła go przez głowę.
- Pachnie tobą – oznajmiła wąchając materiał. Nie miał pojęcia, co na to odpowiedzieć, więc milczał. Spojrzał w kierunku Cuddy, na której twarzy zagościł rozmarzony uśmieszek. Przyglądała się córeczce w jego za dużej koszulce i żółtych rajstopach, gdyby ją zapytać, jak mała wygląda pewnie użyłaby słowa ‘uroczo’. Dlatego nie zamierzał tego robić. I tak po chwili obie brunetki udały się do kuchni. Patrząc na dziewczynkę topiącą w jego koszulce, jak rezolutnie obraca się wkoło jego kuchennego blatu dotarło do House’a, że się oszukiwał. Wcale nie chronił Rachel przed sobą, w każdym razie nie tylko, bardziej chronił siebie przed nią. Brzmiało to niedorzecznie, ale taka była prawda. Zrobił coś, czego nie robił często zaryzykował z Cuddy. Postanowił spróbować i tym razem dać z siebie wszystko by to osiągnąć. Jednocześnie dając jej władzę nad sobą. Co z nim będzie jak da ją jeszcze tej małej dziewczynce? Co jeśli z czasem się do niej przyzwyczai, pokocha ją jak swoją i wtedy zerwą, a on skończy z sercem złamanym podwójnie.
Z rozmyślań wyrwało go wezwanie do rozstawienia szklanek na stoliku. Z braku większego stołu do posiłku usiedli przed telewizorem. Po lewej House, później Cuddy, a obok jej córka.
Ponieważ jest moja kolej wybierania filmu, obejrzymy E.T - oświadczył Greg widząc sceptyczną minę swojej dziewczyny - Co? Dbam o rozwój filmowy przyszłego pokolenia – to powiedziawszy zwrócił się dziewczynki - Boisz się kosmitów?
- Z kosmosu?
– upewniła się, kiedy kiwnął głową spytała jeszcze - Są źli?
- Nie bardzo
- To nie bojam.
- Nie boję
– poprawiła rozbawiona matka. Włączyli film i zabrali się za jedzenie przerażając diagnostę kolejnym rodzinnym obrazkiem. W trakcie oglądania rozległo się queen Abby, żeby nie przeszkadzać w odbiorze kinowej klasyki House wyszedł do sypialni. Po skończonej rozmowie wrócił wyraźnie rozdrażniony.
- Umówiłaś Jamesa z Jamie? Poszalałaś?
- Co ci w niej nie odpowiada? Przecież ją lubisz.
- Toleruje, jest różnica
– sprostował jej błędne wnioski - To twoja jedyna znośna znajoma.
Widząc, że Rachel zatrzymała film następne słowa skierował do niej
- Nie musisz go zatrzymywać dla mnie. Już to widziałem.
- Nie, przeszkadzacie – oznajmiło poirytowane dziecko i śmiertelnie poważnie dodała - E.T dzwoni do domu.
Rozbawiona para wymieniła spojrzenia i żeby dokończyć rozmowę wyszli do sypialni. Wychodząc House zerknął jeszcze na pochłoniętą filmem dziewczynkę. Kiedy mówiła takie rzeczy, jak ta przed chwilą cholernie utrudniała mu trzymanie przy niej gardy.
- Jest ładna, inteligenta, pięć lat temu zmarł jej mąż – wyłożyła swoje argumenty
Lisa - Mają ze sobą sporo wspólnego.
- Jamie
– powtórzył z naciskiem diagnosta - Jak wezmą ślub będą Jamie i James Wilson!
- Kto mówi o ślubie? To ich pierwsza randka.
- Mówimy o Jamsie Wilsonie
– przypomniał zdegustowany jej naiwnością - Oczywiście, że będzie ślub. Jakim cudem w ogóle udało ci się mu ją sprzedać?
Znał nastawienie przyjaciela, co do randek w ciemno.
- Powiedziałam, że ćwiczy jogę - przyznała dumna z siebie.
- Czasami naprawdę mnie przerażasz.
- Dziękuje
- odparła administratorka uznając to za komplement.
- Na pierwszej randce będą dyskutować o śmierci – przewidywał House - Świetnie.
- Jeszcze nic się nie stało. Wychodzą dopiero jutro. Możemy dramatyzować po randce?

- Możemy i będziemy. Bez końca. Bo z tego nie może wyjść nic dobrego – zapewnił przekonany o swojej racji – Niepoprawna romantyczka.
– Potajemny troskliwy przyjaciel – zrewanżowała się, kiedy wracali do salonu. Idąc za nią jedynie parsknął. Zawsze wiedziała, jak mu dowalić, żeby zabolało.
- I co? Dodzwonił się? – spytał Greg w siadając na swoje miejsce.
- Nie – odparła rozczarowana dziewczynka, po czym poradziła - Powinien spróbować z komórki.
- Przez nią czuje się stary
– oświadczył dramatycznie House, lecz z pewnym przerażeniem odkrył, że nie może się doczekać jej kolejnych, barwnych komentarzy.
- Lubię wujka Jamesa – ni z gruszki ni z pietruszki podzieliła się swoimi przemyśleniami Rachel. Nie wiedział skąd jej się to wzięło. Przez to, że usłyszała jego imię musiała o nim myśleć.
- Ja też, choć wujek Jimmi ma pecha do kobiet.
- Jimmi?
- Jimmi.

Wraz z końcowymi napisami filmu dziewczyny zebrały się do domu. Wizyta Rachel uświadomiła diagnoście, że brakuje u niego dla niej miejsca do spania. Ostatecznie mogłaby przenocować na kanapie, tyle, że na dłuższą metę nie było to żadne rozwiązanie. Plus mebel nie należał do najwygodniejszych. Choć Wilson nigdy nie narzekał. Podczas, gdy on skupiał się na problemach Cuddy myślała o czymś zupełnie odwrotnym. Wiedziała, że prędzej, czy później temat wspólnego mieszkania musi wypłynąć jednak na razie wystarczyła jej świadomość, że Rachel poprosiła, a House wpuścił ją do swojego azylu. Przed domem para żegnała się tak długo, że zniecierpliwiona córka zaczęła trąbić na nich klaksonem, znudzona czekaniem na mamę. Wszystko, dlatego, że spędzali we dwójkę nieco mniej czasu. Od emocjonalnego wybuchu córki byli albo we trójkę, albo diagnosta spędzał czas tylko z dziewczynką. Nie było to łatwe dla raczkującego jeszcze związku i zaczynało wpływać na oboje dorosłych. Dla obojga było to zupełnie nowe terytorium. Jednak wbrew pozorom skomplikowana sytuacja miała też swoje plusy. O ile umieli rozmawiać ze sobą na tematy zawodowe, mieli problemy z otwartym dialogiem w domu. Oboje dopiero się tego uczyli, a przecież wraz z upływającym czasem będą musieli o niektórych rzeczach decydować wspólnie. Nie mogli już tylko myśleć o sobie i działać samemu. Musieli nauczyć się brać pod uwagę potrzeby partnera i to położenie pomogło im to dostrzec.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Sob 16:35, 20 Kwi 2013, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:47, 20 Kwi 2013    Temat postu:

Agnieszko, wiele bym dała za twojego wena widać, że świetnie się ze sobą dogadujecie. Z każdą kolejną częścią mam nadzieję, że fik będzie dłuższy i dłuższy. Świetnie się go czyta. Za każdą scenę Rachel-House dałabym się pokroić, uwielbiam ich a Ty idealnie oddajesz ich możliwą relację. Bardzo mi się podoba. Huddy w obecnym momencie w tle, ale o dziwo mi to nie przeszkadza, choć liczę na mnóstwo Huddystycznych akcji, bo do nich też masz talent.

Do poprzedniej części:

Blondynka + House + terytorialna mała Cuddy

"- Nie mógł być większy? Przyszłaś na trening, czy mama wyprawia cię w Himalaje?
Dziwne, spodziewał się czegoś różowego. Zdał sobie sprawę, jak niewiele o niej wie.
- Potrzebuje dużo rzeczów.
- Właśnie widzę, kobiety z rodziny Cuddy nie wiedzą, co to umiar.
- Co? – ta akurat dosłownie nie znała tego słowa.
- No właśnie – podsumował nie wdając się wyjaśnienia"

"- Haws, nie lubię jej – oświadczyła poważnie Rachel posyłając w stronę kobiety mordercze spojrzenie w wersji mini - I po co cię dotykała?
‘Bo jest napalona’ nie było dobrym wytłumaczeniem dla małego dziecka, więc zdecydował się na kłamstwo - Spodobała się jej moja kurtka.
- Ma swoją – powiedziała nie kryjąc niezadowolenia - Dotykała też spodni trenera.
- Widzisz, czyli nie jestem taki wyjątkowy." - jak tu nie uwielbiać tej dwójki

"- Pana córka dobrze sobie radzi – pochwalił przechodzący obok trener, zaskoczony House uśmiechnął się tylko i wsiadł do samochodu. Nie wyprowadzał go z błędu, nie wdawał się w niepotrzebne rozmowy. Cieszył się jedynie, że mała tego nie usłyszała. Słowa mężczyzny dały mu jednak do myślenia. Uruchamiając samochód zdał sobie sprawę, że pewnie nie był jedynym człowiekiem, który uznał go za ojca dziewczynki." - kurcze, nie wiem, ale rozpływam się przy takich fragmentach

Ostatnia:

W zasadzie musiałbym skopiować całość, gdybym musiała wybrać to najbardziej urzekł mnie początek z motorem "czadowy" i pianiono

Wena, dokładnie takiego jakiego masz, żeby był z Tobą jeszcze częściej i więcej

lis.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:21, 21 Kwi 2013    Temat postu:

lisek napisał:
Z każdą kolejną częścią mam nadzieję, że fik będzie dłuższy i dłuższy.

W takim razie mam dla Ciebie dobrą wiadomość trochę to potrwa, bo mam w planach jeszcze kilka momentów między nimi.



Niestety, następnego dnia nie było już tak słodko. Tuż przed południem przydarzyło się coś, co uświadomiło Cuddy, że między nią, a Housem nie układa się wcale tak gładko jak myślała.
A zaczęło się od pozornie niewinnej propozycji Wilsona. Korzystając z przerwy kupował sobie kawę na stoisku przed szpitalem. Widząc szefową wracającą ze spotkania podszedł się przywitać. Gdyby rozeszli się po krótkiej wymianie zdań, jak każde spędziło swój poranek żadne z nich nadal nie miałoby o niczym zielonego pojęcia. Stało się jednak inaczej.
- Mogę zająć się Rachel wieczorem – zaoferował uczynnie James, jak na wspaniałego przyjaciela przystało. Całkowicie zbił ją tym z tropu.
- Co?
- Skoro nie ma Mariny, mogę z nią posiedzieć. Nie ma sprawy.
- Jak? Przecież gracie wieczorem w pokera
– przypomniała zdezorientowana szefowa.
- Co? – tym razem to onkolog był zdezorientowany - Nie gramy. House to odwołał, bo wmanewrowałaś go w kolacje z twoimi znajomymi.
Zamilkli wymieniając poirytowane spojrzenie. W tym momencie jednocześnie zdali sobie sprawę z tego, co się stało. Okłamał ich oboje.
- Ty, czy ja? – spytał po prostu onkolog. Przez lata wypracowali sobie system dzielenia się kryzysami związanymi z diagnostą. Nie zmieniało to jednak faktu, że tego rodzaju zachowanie House’a bywało męczące.
- Moja kolej – wspaniałomyślnie stwierdziła Lisa - Ty wziąłeś na siebie ten cały ambaras z Rachel.
Biorąc pod uwagę, że tkwiła w samym środku tego konkretnego problemu ustalili, że w tej kwestii rękę na pulsie trzymać będzie Wilson. Wiedzieli, że House i tak nie zwierzyłby się jej z wątpliwości w tym temacie. Dlatego to onkolog miał czuwać nad równowagą psychiczną przyjaciela, udzielać niechcianych rad, dodawać otuchy i pilnować, aby przy pierwszych trudnościach nie zrezygnował.
- Twój facet to straszny palant.
- Nie aż taki jak twój najlepszy przyjaciel.

I tym pozytywnym akcentem rozeszli się do swoich zajęć; onkolog do czekającej go biopsji, a brunetka ruszyła na poszukiwanie przyczyny
jej pogarszającego się humoru. Nie mogła uwierzyć, że skłamał dla wolnego wieczora. Jeśli to była jego metoda, żeby nie sprawiać jej przykrości, wybrał naprawdę kiepski sposób. W zasadzie nie powinna się dziwić, tak było zawsze. Kiedy myślała, że najgorsze mają za sobą i tym razem są już na dobrej drodze wyskakiwał z czymś nowym. Do tej chwili była przekonana, że dobrze im się układa. Może ich przeceniała. Widocznie nie byli tak stabilni, jak jej się wydawało skoro wciąż nie umieli szczerze ze sobą rozmawiać. Była na niego wściekła. Spojrzała na zegarek w komórce. Wiedziała, że o tej porze powinien być w przychodni, dlatego skierowała się prosto do jego gabinetu. O dziwo, tam go nie zastała. Co znaczyło, że ukrywał się w miejscu, w którym większość nawet nie podejrzewała, że będzie. Czyli właśnie tam gdzie powinien być. Jak przypuszczała znalazła go leżącego w jednym z pokoi zabiegowych czytającego magazyn medyczny. U każdego innego lekarza było by to nie do pomyślenia, w jego przypadku uznała to za postęp. Przynajmniej było to medyczne czasopismo. Wraz z odgłosem otwieranych drzwi House przeniósł wzrok z artykułu na intruza zakłócającego mu spokój.
- Cokolwiek zrobiłem to wina Foremana – oświadczył widząc zdeterminowany wyraz twarzy Cuddy.
- Gracie z Wilsonem w pokera, tak?
- Ups. Wydało się
– próbował zbagatelizować sytuacje żartem, ale z góry wiedział, że to nie wystarczy. Odłożył gazetę i usiadł przygotowując się do kłótni.
- Chcesz pobyć sam? Powiedz. Nie mam nic przeciwko. Nie musimy spędzać razem każdej wolnej chwili – zapewniła rozdrażniona, ale zupełnie zgodnie z prawdą - Gierki, gierkami, ale jeśli nie umiesz powiedzieć, że potrzebujesz wolnego wieczora dwóm osobom, które od zawsze są po twojej stronie to nie świadczy dobrze o żadnym z nas. Jeśli czujesz, że musisz mnie okłamać w tak błahej sprawie to, co my tak właściwie robimy?
Przerwała dając mu chwile na odpowiedź, ale zamiast tony wymówek słychać było głuchą ciszę. House widział, że ją zranił, wiedział też, że miała racje. Potrafił być brutalnie szczery z obcymi, ale z bliskimi, w ważnych sprawach nie byłą to zwykle jego pierwsza opcja.
Potrzebował wolnego wieczoru okłamał dwoje najbliższych mu ludzi na świecie, bo w jego mniemaniu było to najprostsze. Problem polegał na tym, iż nie dość, że ci dwoje ze sobą rozmawiali to, co o wiele gorsze pracowali w tym samym budynku. Teraz zdał sobie sprawę, że powinien był to wziąć pod uwagę.
- Skoro już jesteśmy przy temacie – rozważał głośno diagnosta - Jak myślisz, kto kocha mnie bardziej ty, czy Wilson?
- Mówię poważnie – kontynuowała niewzruszona jego próbami odwleczenia dyskusji, tym razem nie zamierzała ustąpić, planowała ciągnąć tą rozmowę dopóki dotrze do niego raz na zawsze - Chyba oboje zasłużyliśmy sobie przez te lata na odrobinę twojego szacunku?
Słysząc jej słowa House odwrócił wzrok. To akurat był cios poniżej pasa. Wiedziała, że ich szanował. Dobra w dość kiepski sposób to okazywał, ale nie musiała się do tego posuwać.
- Znam was, chcielibyście o tym rozmawiać. Martwilibyście się. Dopytywali, czy wszystko u mnie w porządku. Zrobilibyście z tego wielką sprawę.
- Oczywiście, bo teraz jest dyskretnie i kameralnie
– podsumowała ironicznie zwracając uwagę na rezultat, po cichu musiał przyznać punkt dla niej - Wolę, żebyś powiedział mi prosto w oczy, że chcesz pobyć sam niż dowiedzieć się później, że mnie okłamałeś, by wyrwać się innym towarzystwie, czy pić samemu w mieszkaniu.
Powiedziała wszystko, co chciała mu powiedzieć. Była jego kolej. Ponownie diagnosta opuścił wzrok. Cuddy miała zdolność ujmowania wszystkiego w taki sposób, że czuł się fatalnie. Pewnie zmuszała go przy tym do myślenia, ale zwykle ciężko było tego słuchać. Najpierw milczał dłuższą chwilę, po czym westchnął głęboko i powiedział.
- Chce mieć wieczór dla siebie.
- Bolało?
- Nie aż tak jak czekająca mnie pogawędka z Wilsonem
– przewidywał nie specjalnie zachwycony perspektywą drugiej podobnej rozmowy.
- Nie będzie pogawędki – oznajmiła Cuddy oszczędzając mu domysłów. Mimo iż w tym momencie nie była pewna, czy to dobrze, że zawsze stara się mu wszystko ułatwić - Wyciągnęłam krótką słomkę.
- Jakby go to kiedyś powstrzymało. Uważa, że podwójne trucie odnosi lepszy skutek.
- Czyżby?
– ironizowała brunetka. Sytuacja, w której się obecnie znaleźli świadczyła, bowiem, że nie przynosi zupełnie żadnego. Nawet teraz był skłonny przyznać, że jej cierpkie docinki to było mistrzostwo. Mimo wszystko oboje mieli wrażenie, że ta rozmowa nie była stratą czasu i doszli do jakiegoś porozumienia. Korzystając z chwilowego rozejmu House wrócił do tematu, który nie dawał mu spokoju.
- Ale poważnie, kto mnie kocha bardziej? Ty, czy Wilson?
- W tym momencie żadne z nas
– poinformowała zgodnie z prawdą.
- Racja, spytam go jutro.
Cuddy nic już nie odpowiedziała, odwróciła się i wyszła. Miała szpital do prowadzenia, nie mogła cały dzień siedzieć tu i się z nim wykłócać. House zdziwił się nieco, kiedy wyszła nie goniąc go do pracy, jak to miała w zwyczaju. To jest do momentu, gdy drzwi nie otworzyły się ponownie i nie stanęła w nich kobieta z płaczącym niemowlakiem na ręku. Oczywiście, nie traciła czasu na gadanie, bo wolała wysłać mu następnego pacjenta. ‘Świetnie’ pomyślał spoglądając w sufit. Co gorsza doskonale zdawała sobie sprawę, że w obecnej sytuacji nawet nie mógł się z tego wykręcić. Musiał jej przyznać coś jeszcze; zawsze potrafiła wykorzystać sytuacje.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Nie 19:09, 21 Kwi 2013, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:02, 21 Kwi 2013    Temat postu:

1.
Cytat:
- Cokolwiek zrobiłem to wina Foremana

2.
Cytat:
- Skoro już jesteśmy przy temacie – rozważał głośno diagnosta - Jak myślisz, kto kocha mnie bardziej ty, czy Wilson?




Cytat:
- Mówię poważnie – kontynuowała niewzruszona jego próbami odwleczenia dyskusji, tym razem nie zamierzała ustąpić, planowała ciągnąć tą rozmowę dopóki dotrze do niego raz na zawsze - Chyba oboje zasłużyliśmy sobie przez te lata na odrobinę twojego szacunku?
Słysząc jej słowa House odwrócił wzrok. To akurat był cios poniżej pasa. Wiedziała, że ich szanował. Dobra w dość kiepski sposób to okazywał, ale nie musiała się do tego posuwać.


Typowa kobieta, prawda? Często wykorzystujemy sytuację, aby wykonać słynny cios "poniżej pasa".

Już Ci chyba pisałam, że uwielbiam to, w jaki sposób piszesz. Twoje dialogi Huddy są takie, jakie być powinny i tego Ci gratuluję! Trzymam kciuki za wena.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Malinowa_Rozkosz dnia Nie 18:02, 21 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:42, 21 Kwi 2013    Temat postu:

Wiem, powtarzam się, ale nic nie poradzę na to, jak bardzo zachwyca mnie relacja House-Rachel. Ich kontakty są urocze, ale nie ckliwe. Bardzo dobrze!

Cudownie wściekła Cuddy wyszła Ci w ostatniej części. Taka wręcz kobieta z jajami
Jejku, mam wielgachną nadzieję, że House się w końcu ogarnie...

Brakuje mi jedynie pozytywnych Huddy'owych momentów. Reszta - genialna

Weny, czasu i czego Ci tylko trzeba do stworzenia kolejnej cudownej części.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:49, 22 Kwi 2013    Temat postu:

Marcelina napisał:
Brakuje mi jedynie pozytywnych Huddy'owych momentów.

Takie momenty zaplanowałam na nieco później, więc musisz uzbroić się w cierpliwość.

Z tym fragmentem uprzedzam, że w fiku nie planuje powrotu Cameron.


Ku zaskoczeniu diagnosty pogadanka z przyjacielem przebiegła zupełnie inaczej niż się tego spodziewał. Pewnie Wilson był zirytowany, ale House nie skłamał mu po raz pierwszy i był przekonany, że nie był to również ostatni. Poza tym w przypadku ich przyjaźni tego rodzaju kłamstwo było zwyczajnym drobiazgiem. Który nie kwalifikowała się nawet do skali ich przewinień przeciwko sobie. Dlatego po nazwaniu go idiotą skupił się na czymś, co uznał za ważniejsze. Przekonywał, że jeśli już musi kogoś okłamywać lepiej, żeby okłamywał jego, a nie Cuddy.
Pytał, po co stara się na wszystkich innych frontach, skoro potem psuje postępy tak kretyńskim zagraniem. Streściwszy swoje uwagi zostawił go by sobie przemyślał sprawę. I tak House miał swój upragniony wolny wieczór. Motywem przewodnim były jego ulubione rozrywki na literę p. Pojeździł na motorze, pograł na pianinie, pooglądał telewizje i popił whisky. Bardziej niż przeciętny człowiek potrzebował od czasu do czasu trochę samotności dla równowagi psychicznej. Następnego ranka w drodze do pracy Australijczyk znalazł im przypadek, a właściwie przypadek znalazł jego. Kobieta zemdlała, gdy jechali szpitalną windą. Pierwszym pytaniem, jakie padło z ust diagnosty było oczywiście, czy jest pewny, że nie zrobiła tego pod wrażeniem jego urody. Nie będąc całkowicie przekonanym jego zapewnieniom po wywiad wysłał Foremana. Sam zabrał się za sprawdzanie poczty, po kilkunastu minutach pojawił się Wilson. Obaj zdziwili się nieco, bo neurolog wrócił w towarzystwie Rachel. Dziewczynka ewidentnie czymś podekscytowana wbiegła do gabinetu i zatrzymała się dopiero przed nim.
- Co mówiłem na temat porywania dzieci? – rzucił do swojego pracownika.
- Nie mam pojęcia. Nie uważałem podczas wszystkich rasistowskich komentarzy – zrewanżował się dowcipnie i wrócił do swoich zajęć.
- Cześć – przywitała się brunetka pokazując mu rękę – Patrz. Mam pomalowane paznokcie, jak mama.
- Ładnie
– rzucił na odczepnego diagnosta zerkając przez ramię - Malowanie paznokci to działka wujka Jimmiego. Pokaż jemu.
Niezrażona brakiem zainteresowania podeszła do siedzącego po drugiej stronie Wilsona i dumnie wyciągnęła rączkę w jego kierunku. Wziął ją w swoje dłonie i dokładnie oglądał z każdej strony, na co House jedynie wywrócił oczyma.
- Kto ci je wymalował? - dopytywał James, jakby to była najciekawsza rzecz na ziemi.
- Mama, sama wybrałam kolor.
- Pasuje ci do oczu.
- Wiem, pokaże Trzynastce
– oznajmiła kierując się do pokoju obok. Kiedy brunetka wybiegła onkolog spojrzał na przyjaciela z wyrzutem, diagnosta jakby słyszał jego myśli
‘Poważnie? Nie mogłeś się nawet odwrócić od komputera?’
- Nie jestem dobry w udawaniu zainteresowania
– odpowiedział na zadane w myślach pytanie.
- To dobrze, bo nie masz udawać, masz się nią zainteresować – pouczył onkolog, po czym spojrzał na zegarek i wstał z krzesła - Mam konsultacje, jakbyś czegoś potrzebował znajdź innego frajera, który ci pomoże.
Pożegnał się z małą Cuddy i wrócił do swoich obowiązków. House przeszedł do większej części gabinetu by kontynuować rozpoznanie. Jednak zanim zwrócił się do podwładnych podszedł do Rachel.
- Nie powinnaś być w szpitalnej świetlicy z innymi dziećmi? – spytał szukając wyjaśnienia jej niezapowiedzianej wizyty.
- Powiedziałam mamie, że chce przyjść tutaj. Nie będę przeszkadzać – obiecała pośpiesznie. Zupełnie nie o to mu chodziło. Z kolei nie bardzo rozumiał, czemu woli być tutaj.
- Ale wiesz, że tam są zabawki?
- Mam kredki.
- Omawiamy przypadek, będziesz się tu nudzić.
- Chcesz, żebym sobie poszła?
– spytała zmartwiona. Lekarz spojrzał na nią, a następnie na wpatrujących się w niego podwładnych, wszyscy czekali na to co powie. Przy czym
jego pracownikom sprawiało to trochę za dużo przyjemności. W tej sytuacji nie było dobrej odpowiedzi. Westchnął ciężko i polecił - Po prostu wybierz sobie miejsce i siadaj.
Jej dobry humor automatycznie powrócił. Pobiegła po kredki, po czym usiadła na krześle między Chasem, a Foremanem i zabrała się za rysowanie. Przez cały czas przysłuchiwała się wymianie pomysłów dorosłych. House w typowy dla siebie sposób chodził po pomieszczeniu omawiając na głos ewentualne możliwości i eliminując kolejne pomysły. Kiedy sięgnął po leżące na stole chipsy Chase’a nikogo specjalnie to nie zdziwiło. Wiedzieli, że żył wedle zasady 'co twoje to moje, co moje to nie ruszaj'. Cała trójka spojrzała za to po sobie, kiedy przechodząc obok Rachel poczęstował ją, po czym jak gdyby nigdy nic odłożył paczkę na swoje miejsce. W końcu trójka lekarzy wyszła przeprowadzić potrzebne badania, a dziewczynka zaczęła dopytywać o rzeczy, które wydały się jej interesujące.
- To pytanie retoryczne.
- Co?
- Nie odpowiadasz na nie, bo wszyscy znają odpowiedź
– wyjaśnił przystępnie nie wdając się w jego stylistyczne zastosowania. Może powinien, bo mała wydawała się jeszcze bardziej zdezorientowana
- To, po co pytać?
Po godzinie wrócił Wilson z tacą wypełnioną przekąskami. Poza przyjacielem w biurze nikogo nie było.
- Gdzie Rachel?
- Z Trzynastką w łazience.
- Przyniosłem jedzenie, Cuddy utknęła na kontroli
– oznajmił James rozstawiając parę kanapek, jakąś sałatkę, frytki, deser oraz napój w puszcze i sok pomarańczowy w kartoniku. House spojrzał na wszystko, co wybrał i bez zastanowienia oświadczył.
- Nie lubi soku pomarańczowego.
- Jesteś pewny?
– spytał lekko zaskoczony przyjaciel. Mógłby przysiąc, że widział jak go pije.
- Tak.
Słysząc przekonanie, z jakim to powiedział automatycznie się uśmiechnął. Co nie umknęło diagnoście. Od razu wiedział, co się święci. Pochwały, jak to mu zależy, jak się stara, jaki to jest z niego dumny. Na samą myśl robiło mu się słabo.
- Nie zaczynaj.
- Po prostu nie zauważyłem tego.
- Nie zauważyłeś, że nasz prawnik ma 11 palców
– przypomniał bagatelizując swoją wiedzę - Ani tego, że jesteś żonaty i musisz przestać sypiać z pielęgniarkami. Twoja spostrzegawczość nie jest specjalnie rozwinięta.
Dalsze błyskotliwe docinki przerwało pojawienie Rachel.
-Nie ma na imię Trzynastka – skarciła od progu.
- Serio? Jesteś pewna? - udawał zaskoczonego House. Wilson nie wtrącał się do rozmowy tylko przyglądał się im z rozbawieniem.
- Spytałam, to Remy.
- Nie wydaje mi się. To w ogóle imię?
- Wiesz, że ma chłopaka?
– kontynuowała podekscytowana zdobytą wiadomością - To Foreman.
- Wiem.
- Jest śmieszny
- mówiła zadowolona.
- Chyba nie mówimy o tej same osobie – stwierdził z powątpiewaniem zastanawiając się, co mogło ją skłonić do podobnego przypuszczenia - Siadaj i jedz.
Usadowiwszy się na krześle przed ustawionym jedzeniem dziewczynka odwróciła się do wujka.
- House nauczył mnie pisać swoje imię- pochwaliła się wskazując tablicę. Onkolog odwrócił głowę i rzeczywiście, u dołu tablicy, pod czterema objawami napisane było jej imię. Najpierw charakterem pisma jego najlepszego przyjaciela, a pod spodem chwiejnym, drukowanym pismem Rachel.
- Nieźle sobie radzisz. Niedługo będziesz pisać ładniej od niego - mówił James, ku radości dziecka - Dobra, muszę lecieć.
Kiedy tylko zostali sami zabrali się za jedzenie. Diagnosta podał Rachel napój w puszce, a sobie wziął kartonik soku pomarańczowego. Przez chwile jadła w ciszy kanapkę i machała nogami, jednak przyzwyczajona do rozmowy podczas posiłków jako pierwsza przerwała ciszę.
- Co lubisz robić? - spytała najzwyczajniej w świecie. Greg spojrzał na nią, jakby zaczęła mu tłumaczyć fizykę kwantową.
- Słucham?
- Jak nie jesteś u nas, ani tutaj.

Gdy odpowiedział na pytanie, zadała następne i kolejne i tak do chwili powrotu pozostałych lekarzy. Po skończonym posiłku zmęczona dziewczynka położyła się fotelu i zasnęła. Widząc to House zdjął marynarkę, którą miał na sobie podszedł do dziewczynki i szczelnie ją przykrył.

Było około osiemnastej, kiedy rozchodzili się do domów. 'Narzeczona Chase'a' jak nazywał pacjentkę diagnosta pozostawała w stanie stabilnym, lecz nadal niezdiagnozowanym. Świadomy, że obecnie niewiele mogą zrobić rozesłał zmęczonych lekarzy do domów. Trzynastka poszła do szatni po swoje rzeczy. Chase zagadywał na korytarzu jakąś dziewczynę o pięknych rudych włosach. Prawdopodobnie rodziną jakiegoś pacjenta, a Foreman chował dzisiejszą dokumentacje. Cuddy zabrała córkę jakąś godzinę wcześniej. Pojechały odwiedzić babcię. House nie pisał się na tego rodzaju eskapady, dlatego miał kolejny wieczór dla siebie. Nie umknął jego uwadze kolejny rozmarzony wyraz twarzy Lisy na widok córki owiniętej w jego szarą marynarką. Dla własnego zdrowia psychicznego postanowił o tym nie myśleć.
Foreman przerwał zapinanie płaszcza i przez chwile przyglądał się Chase’owi w akcji. Nie dawało mu to spokoju. Nigdy by nie pomyślał, że tak to się wszystko ułożył. Dziwne. Spojrzał na House’a i nie mogąc się dłużej powstrzymać skomentował z niedowierzaniem.
- Ty i ja jesteśmy w związkach, a on jest singlem. Ze światem jest coś poważnie nie tak.
Przełożony uśmiechnął się słysząc jego wniosek. Nie zamierzał się z tym sprzeczać, też tak uważał i to od dawna. Tyle, że po raz pierwszy działało to na jego korzyść. Widząc minę neurologa bez większego trudu rozgryzł, co mu chodziło po głowie.
- Chcesz zorganizować interwencje?
- Nie, choć ostatnio rzeczywiście sypia ze wszystkim, co popadnie.
- Daj mu się puszczać
– było światłą poradą mentora.
- Oczywiście, że uważasz to za dobry pomysł.
Pewnie też był facetem i był w stanie to zrozumieć, ale zaczynał się o niego martwić. Szczególnie, jeśli brać pod uwagę, jaki był kiedyś. Rozwód go zmienił. Obawiał się, że ostatecznie źle się dla niego nie skończy. House inaczej postrzegał całą sprawę.
- Jak znajdzie kogoś godnego uwagi to przestanie.
- Szczerze mówiąc, nie myślałem, że Cameron od niego odejdzie
– przyznał neurolog.
- Jak nie wyszło jej z Chasem, z nikim jej nie wyjdzie – zawyrokował diagnosta.
Foreman przyjrzał się rozmówcy uważnie. Wyglądał, jak wtedy, gdy wiedział coś przed nimi. Jakby miał na ten temat jakieś dodatkowe informacje, o których on nie ma pojęcia.
- Nie myślisz, że między nimi to koniec – zdał sobie sprawę Eric i przypomniał - Rozwiedli się.
- To twój wielki dowód? Rozwiedli się? Stawiam pięćdziesiąt dolarów, że to nie koniec
– zaproponował pewny swego przełożony - Stchórzyła, co nie znaczy, że kiedyś ich drogi jakoś się nie zejdą i cały ten bajzel nie zacznie się od nowa.
- Naprawdę w to wierzysz?
- W nic nie wierzę, wiem.
– oświadczył bez wahania House - Jesteś taki przekonany, że się nie mylisz. Jak zwykle zresztą. Stawiam stówę. Łatwa forsa. Wchodzisz?
Foreman zastanowił się chwile biorąc pod uwagę, jak zwykle kończyły się z nim zakłady.
- Nie dziękuje - oznajmił znacznie mniej pewny swego po wysłuchaniu spostrzeżeń diagnosty.
- Tchórz. Zdradzę ci sekret, co, jak co, ale wiem jak wygląda niedokończona historia.
W tym wypadku mógł mu przyznać racje bez zastanowienia.
- Do jutra.
- To, kiedy dostanę wasz nowy adres? - krzyknął House, gdy neurolog był już za drzwiami. Słysząc to odwrócił się i tylko uśmiechnął. Nikt w pracy nie był jeszcze w ich domu. Ostatecznie Trzynastka i Foreman sprzedali oba mieszkania i kupili nowe wspólnie. Na poddaszu z dwiema sypialniami i przestronnym salonem, a także z balkonem, na którym w słoneczne dni planowali jeść śniadania. Wreszcie mieli nowe miejsce i podekscytowani powoli przenosili swoje rzeczy. Po raz pierwszy dla obojga życie wydawało się piękne.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Pon 21:39, 22 Kwi 2013, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lacida
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:12, 22 Kwi 2013    Temat postu:

Ja chcę Cameron, po za tym jak House może NIE mieć racji. Poza tym bardzo dobrze, fajnie napisana 14, pomysł by House nie od razu polubił Rachel bardzo dobry.
Podobał się opis dyskusji o mieszkaniach Foremana i 13, i zastosowaniu Tablicy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 9:12, 23 Kwi 2013    Temat postu:

Po przeczytaniu stwierdzam, że jest to jedna z moich ulubionych części tego fika. Jest w niej wszystko co lubię. Wilson Rachel-House w najlepszym wydaniu i super dialogi.
Dziś nie będę cytować, bo za dużo by tego wyszło. Części czyta się tak, jak bym oglądała kolejne odcinki. Czekam z niecierpliwością.
Pozdrawiam,
lis.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:59, 23 Kwi 2013    Temat postu:

Zgadzam się z liskiem! "Twoja" Rachel jest przeurocza.
Poza tym, po każdej kolejnej części mam wrażenie, że następna nie może być lepsza. Jak cudownie mnie wyprowadzasz z błędu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:18, 24 Kwi 2013    Temat postu:

Marcelina napisał:

Poza tym, po każdej kolejnej części mam wrażenie, że następna nie może być lepsza. Jak cudownie mnie wyprowadzasz z błędu...

To jedna z lepszych rzeczy, jaką można komuś napisać. Dziękuje bardzo.
Problem w tym, że zaczynasz się też obawiać, czy sprostasz dalszym oczekiwaniom
No, ale nie ma bata próbuje.

Przez ostatnie klika dni House i Cuddy widywali się wyłącznie w pracy. Nie mówiąc o tym, że brakowało im spędzania czasu na osobności. Obojgu marzyło się wyjście we dwoje. Idealna okazja zajrzała do gabinetu administratorki wraz z diagnostą. W typowy dla siebie sposób wpakował głowę przez drzwi i oznajmił.
Mam bilety na sztukę.
Uśmiechnęła się przypominając sobie ostatni raz, kiedy to od niego usłyszała. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było jednak to, że nawet wtedy kusiło ją by powiedzieć tak. Teraz wreszcie mogła. Była lekko zaskoczona, kiedy na biletach zobaczyła tytuł sztuki.
- Nie musiałeś.
- Jasne. Cały czas o niej mówiłaś. Co, jak co, ale potrafię poznać aluzje.
- To nie była aluzja. Mówiłam o niej, bo bardzo chciałabym ją zobaczyć
- przekonywała, widząc, po jego minie, że jej nie wierzy przyznała – Dobrze, może trochę aluzja. Jeśli tak bardzo nie chcesz pójdę innym razem z kimś innym.
- Teraz, kiedy kupiłem bilety.
- W porządku, skoro nalegasz pójdziemy do teatru
– odparła z teatralnym westchnieniem i dodała na zachętę - Ma świetną obsadę i dobre recenzje. Będziesz zachwycony – kiedy spojrzał na nią sceptycznie poprawiła się szybko – Dobra, nie będziesz, ale ci się spodoba, obiecuje.
Tego dnia tylko myśl o wspólnym wieczorze pozwoliła jej przetrwać pokłady piętrzącej się przed nią biurokracji. Na szczęście jakoś przeżyła i obecnie od wyczekiwanego wyjścia dzieliły ją jedynie minuty. Pod czujną obserwacją córeczki kończyła ostatnie przygotowania. Prawdę mówiąc była lekko podekscytowana. Nuciła malując rzęsy przed lustrem w korytarzu. Zafascynowana dziewczynka śledziła każdy jej ruch odkąd mama zaczęła się malować. Lisa ubrała się w żółtą rozszerzająca się ku dołowi sukienkę, która sięgała jej za kolana. Zwiewna z prostym dekoltem przy szyi sprawiała, że brunetka wyglądała w niej młodzieńczo i elegancko. Kreacje uzupełniła czarnymi szpilki i wiszącymi kolczykami w tym samym kolorze .
- Pokręć się – poprosiła Rachel, lubiła patrzeć jak sukienka przy tym falowała. Posłuchała bez zastanowienia i przez chwile obie roześmiane kręciły się w kółko.
- Ładnie wyglądasz – pochwaliła mamę zachwycona, gdy się zatrzymały.
- Dziękuje. Choć do mnie na chwile – poprosiła kucając przed dzieckiem - Mama idzie na randkę z Housem.
- Znowu będziecie się całować? -
przewidywała domyślna dziewczynka.
- Niestety – potwierdziła na tyle poważnie na ile było ją stać w tej sytuacji - Chce spędzić z nim trochę czasu sam na sam.
- Ok. Baw się dobrze.

Jedno, czego nie można było odmówić dziewczynce to tego, że przeważnie była bezkonfliktowa. Cuddy pocałowała małą w policzek. Była wdzięczna, że przyjęła to tak dobrze - Zawieziemy cię do cioci Julii, pobawisz się z kuzynami.
- Wezmę Lulu
– oznajmiła i ruszyła biegiem do pokoju po lalkę.
W tej chwili zabrzmiał dzwonek do drzwi oznajmiając przybycie House'a. Lisa poprawiła jeszcze włosy i sięgnęła po klamkę. Diagnosta zagwizdał z aprobatą na jej widok. O ile jego komplementy rzadko były bezpośrednie zawsze potrafił sprawić, że czuła się piękna.
- I wzajemnie – zapewniła oglądając go od góry do dołu. Miał na sobie ciemno zieloną koszulę i czarną marynarkę. Wydawało się jej, że pachniał ładniej niż zwykle, ale może przemawiała przez nią jej tęsknota.
- Idę po torebkę – oświadczyła i skierowała do siebie. Z transu, w jaki wpadł podążając za nią wzrokiem wyrwało go szarpnięcie u dołu marynarki. Nie zdziwił się specjalnie widząc Rachel z lalką pod pachą.
- Tak, pani? - zaintonował w sposób zarezerwowany do wygłupów w pracy.
- Masz śmieszny głos – zachichotała zaczynając od spraw najważniejszych, a następnie poradziła - Mama lubi tulipany.
- Lubi tulipany powiadasz?
- powtórzył z ciekawością przyglądając się małej. Podpowiadała mu to chyba znaczyło, że robił coś dobrze.
- Gdzie zabierasz mamę?
- Do cyrku.
- Wcale nie.
- Wcale tak. No dobra masz racje. Idziemy do teatru, a potem niespodzianka
– odpowiedział dość tajemniczo.
- Powiesz mi jaka?
- A potrafisz dotrzymać tajemnicy?
- zapytał, kiedy energicznie pokiwała głową schylił się i zdradził jej na ucho, co zaplanował.
- Super – okazała swoje poparcie dla pomysłu, a ponieważ mama jakoś długo nie wracała spytała jeszcze - Czym się różni randka od nie – randki?
- Co?
- Mama idzie z wujkiem na kolacje to nie randka. Idzie z tobą to randka. Jak?

Zastanawiała się nad tym od dłuższego czasu i nie mogła rozszyfrować, na czym to polega. House myślał właśnie jak jej to wyjaśnić w miarę przystępnie nie wdając się w szczegóły, kiedy wróciła Cuddy.
- Może chcesz przejąć pytanie? – zaproponował widząc jej szeroki uśmiech dowodzący, że wszystko słyszała.
- Nie, spytała ciebie, plus jestem ciekawa twojego zdania w tym temacie.
- Uwielbiasz mnie torturować.
- Wszyscy mamy jakieś hobby
– oznajmiła rozbawiona, przez co zarobiła sobie poirytowane spojrzenie diagnosty. Po czym zwrócił swoją uwagę do czekającej cierpliwie Rachel.
- Dwie osoby muszą chcieć, żeby to była randka. Umawiają się gdzieś i wychodzą.
Mniejsza brunetka zastanowiła się chwile rozważając jego słowa.
- Czyli wybierasz jedną osobę i chodzisz z nią na randki? – upewniła się, że dobrze rozumie.
- Tak to z grubsza wygląda.
- Mama wybrała ciebie.
- Wybrała, utknęła, czasami ciężko stwierdzić
– żartował zastanawiając się do czego zmierza. Rozmowy z nią były nieprzewidywalne. Nigdy nie potrafił odgadnąć, w jakim kierunku zawiedzie ich jej sposób rozumowania.
- A ty mamę?
- A ja mamę
– szepnął patrząc na rozpromienioną.
- Dobrze wybrałeś – pogratulowała na koniec wywołując głośny śmiech dorosłych.
- Też tak myślę - zgodziła się Cuddy podając córce kurtkę. Zamknęli dom i wsiedli do auta. Nie ważne czyim samochodem jechali utarło się, że to House przeważnie wybierał muzykę. Tak było również tym razem, a że jak ustalili wcześniej miał dobry gust, panie nie miały nic przeciwko temu.
- Ale przyjedziecie po mnie dzisiaj? - spytała dla pewności Rachel przy wysiadaniu.
W tym momencie otworzyły się drzwi i z domu wyszła po nią ciotka.
- Tak, nie zostajesz na noc. Wrócimy po randce. Pamiętaj, słuchaj cioci Julii.
Pożegnali się, pomachali do siebie nawzajem, a kiedy dziewczynka weszła do środka ruszyli do teatru. Sztuka rzeczywiście okazała się zaskakująco dobra. Opowiadała o miłości i związkach na przykładzie czwórki przyjaciół spotykających się po latach. Nie była naiwna, ani przesadnie wydumana. Słodko -gorzka fabuła, błyskotliwie napisane dialogi i celne spostrzeżenia sprawiały, że łączyła ze sobą dwie najbardziej pożądane cechy. Była zabawna jednocześnie dając do myślenia.
- Więc? - spytała Lisa po przedstawieniu ciekawa jego opinii.
- Nie była to kompletna strata czasu – oświadczył Greg niechętnie przyznając, gdy inni mieli racje. Słysząc to Cuddy tylko się uśmiechnęła.
- To najhojniejszy komplement, jaki na ten temat z ciebie wyciągnę, prawda?
- Tak
– potwierdził, ale niespodziewanie dodał - Miałaś racje, podobała mi się.
To jej w zupełności wystarczyło. Była to jedna z tych rzeczy, na które sam by nie poszedł, ale nie żałował, że go na nią zaciągnęła.
- Więc gdzie ta moja niespodzianka?
- Musimy przejść się kawałek, ale nie potrzebujesz torebki
– poinformował, więc najpierw zostawili jej rzeczy w samochodzie. Nie śpieszyli się specjalnie, mieli czas i pretekst by trzymać się za ręce. House dawno z nikim tego nie robił, a z Cuddy podobało mu się to znacznie bardziej niż powinno mu się to podobać w jego wieku. Jednak było prawdą, że z właściwą osobą cieszyły nawet idiotyczne drobnostki. Po drodze kupili hot dogi w mijanym przez siebie stoisku. Lisa wybuchła śmiechem, gdy na końcu tej samej ulicy ukazał się jej transparent reklamujący mini golfa. W życiu by na to nie wpadła. Pomysł całkowicie w jego stylu. Właśnie, dlatego uwielbiała randki z nim były nieprzewidywalne i wesołe.
Ku swojemu zaskoczeniu odkryli, że nie byli najstarsi na trasie z przeszkodami, zdecydowanie byli za to najlepiej ubrani. Rozmawiali o wszystkim i niczym przy dźwiękach
optymistycznych piosenek dobiegających z głośników. W połowie pola Lisa zdecydowała się zapytać o coś, co nie dawało jej spokoju, szczególnie teraz, kiedy byli razem na spektaklu.
- Czemu mnie wtedy zaprosiłeś do teatru?
- Bo Wilson mógł, a ja nie, chciałem wiedzieć, dlaczego
– przyznał szczerze. No proszę, była wtedy, blisko, ale nie zgadła jego motywów. Jego odpowiedź dowodziła, że jeszcze wszystkiego o sobie nie wiedzieli i zostały im do odkrycia jakieś słodkie tajemnice.
- Dobry w to jesteś – zauważyła, kiedy po raz kolejny bez większych problemów piłka trafiła do celu.
- A ty beznadziejna – odwdzięczył się biorąc pod uwagę jej dotychczasowe osiągnięcia, wtedy przyszło mu coś do głowy - Chyba, że dajesz mi wygrać, żebym poczuł się męsko.
- Myślałam, że bez tego jesteś wystarczająco męski.
- To jesteś w to naprawdę beznadziejna. Musimy nad tym popracować.
- I co obejmiesz mnie, żeby zademonstrować, jak fachowo obchodzić się z kijem?
- dowcipkowała brunetka ciekawa, czy szuka pretekstu by ją objąć.
-To jak wrócimy do domu – odparł z zawadiackim uśmieszkiem, wywołując radosny wybuch śmiechu Cuddy. Uwielbiał ten śmiech, swobodny dźwięczny, niczym nie skrępowany. Jeszcze bardziej lubił to, że potrafił go z niej wydobyć. Pokręcił głową odsuwając od siebie przychodzące mu na myśl zachwyty i przyjrzał się jej postawie.
- Szerzej nogi, patrz na piłkę. Odbijaj ją po wydechu – poinstruował konkretnie i krótko podsumowując jej błędy - Ruch ma być płynniejszy i bardziej zdecydowany. Nie odganiasz much.
- Dobra, zobaczymy, jaki z ciebie Yoda.

Skoncentrowała się, zrobiła zamach stosując się do jego wskazówek i tym razem piłeczka zatrzymała się tuż przy dołku. Co dla niej było znaczący postępem.
- Lepiej. Jest jeszcze dla ciebie nadzieja.
- Cóż, miałam wspaniałego nauczyciela
– chwaliła zatrzymując się naprzeciwko niego.
- Prawda i seksownego.
- To też prawda.

Uwagę House’a rozproszyła przechodzącą nieopodal grupa dzieciaków automatycznie przypomniało mu to wcześniejszą reakcje Rachel.
- Powinniśmy tu kiedyś przyprowadzić Mini Cuddy – zaproponował kompletnie zaskakując tym brunetkę. Żadne z nich nie wspomniało o niej odkąd się rozstali. Dlatego tym bardziej ucieszyła się, że tego rodzaju luźna uwaga wyszła od niego.
- Świetny pomysł.
- Założę się, że pójdzie jej lepiej niż tobie
– przewidywał House.
- Nie musisz być wredny.
- Ale jestem.
- Aaa. Właśnie. To ci się spodoba
– zaczęła Lisa przypominając sobie, co mu chciała powiedzieć – Ostatnio zaczęła nazywać Wilsona wujek Jimmi.
Diagnosta miał to właśnie skomentować, kiedy przerwał im zirytowany głos.
- Hej, nierozłączki ruszcie się, inni też chcą pograć – odwrócili się w kierunku zniecierpliwionego mężczyzny czekającego na swoją kolejkę.
- Wyluzuj. Nie widzisz, że uwodzę kobietę. I gdzie ci się śpieszy? To mini golf – odparł diagnosta. Zanim sprawy posunęły się dalej interweniowała Cuddy.
- Proszę nas wyprzedzić, przepraszamy.
- Zawsze znajdzie się jakiś psujący reszcie zabawę maruda
– komentował głośno Greg, gdy mężczyzna odchodził.
- Taa, gdybyś nie był tu ze mną, ty byś nim był.
- Słuszna uwaga
– przyznał jej racje. Pozostałą część partii dokończyli bez zakłóceń, oczywiście House wygrał, co nie miało żadnego znaczenia, bo świetnie się bawili.
- – Jedziemy po latorośl, czy mamy jeszcze trochę czasu?
- Miałam nadzieje, że wpadniemy do ciebie
– świadczyła Lisa uśmiechając się kokieteryjnie. Był to ten rodzaj jej uśmiechu, po którym od razu wiedział, że to, co zaraz powie na pewno mu się spodoba.
- Chodzę do teatru tylko z facetami, których chce zobaczyć nago.
Na tego rodzaju stwierdzenie mogła być tylko jedna reakcja. House przyciągnął ją do siebie i pocałował namiętnie. Jak zażyczyła sobie brunetka wylądowali u niego. I bez seksu Greg uznałby ten wieczór za udany, z nim był po prostu niesamowity. Ponieważ nadal nie nocował u nich oficjalnie Cuddy zaproponowała, że pojedzie po córkę sama i zobaczą się następnego dnia w pracy. Przez dłuższą chwile stali w wejściu jego mieszkania nie mogąc się rozstać.
- Dziękuje za wspaniały wieczór.
- Myślałem, że właśnie skończyłaś mi dziękować
– zauważył jednoznacznie, za co uderzyła go w ramię, ale bez większego przekonania.
- Psujesz chwile.
- Proszę bardzo
– powiedział poważniej.
- Do zobaczenia jutro – pożegnała się całując go raz jeszcze, nieco bardziej czule. Kiedy diagnosta zamykał za nią drzwi przyszło mu do głowy, że pewnie, samotność była mu czasem potrzebna, ale z chęcią pisałby się na więcej takich wieczorów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Śro 19:40, 24 Kwi 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:08, 24 Kwi 2013    Temat postu:

Chyba jedna z lepszych części, jak dla mnie.
No i doczekałam się pozytywnego Huddy'owego momentu A rozmowa Rachel z House'em - mistrzostwo! I te jej typowo dziecięce, rozwalające pytania
"-Chodzę do teatru tylko z facetami, których chce zobaczyć nago." - prawidłowe, praktyczne podejście.

P.S. Myślę, że nie masz się czego obawiać, jeśli chodzi o to, że któraś z części będzie słabsza. W każdym rozdziale znajduję coś pięknego, coś, co budzi we mnie emocje, a to jest chyba najważniejsze

Pozdrawiam i życzę morza, oceanu weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:24, 26 Kwi 2013    Temat postu:

Marcelina napisał:
P.S. Myślę, że nie masz się czego obawiać, jeśli chodzi o to, że któraś z części będzie słabsza.

Nieco mnie pocieszyłaś.
Sprawdźmy tą teorię.

Ostatecznie zdiagnozowali ‘narzeczoną Chase’a’ na czas. Pierwsze, co zrobiła po wypisie to zaprosiła go na randkę, Australijczyk musiał ją naprawdę polubić, bo ku zaskoczeniu wszystkich odmówił. Z kolei Cuddy mając kilka luźniejszych dni w szpitalu postanowiła spędzić więcej czasu z Rachel. Ponieważ w piątek kończyła szybciej pracę zaplanowała
Pełne atrakcji popołudnie matki i z córką. Było kino, zakupy i piknik w parku. W niedzielę wróciła Marina. Mała Cuddy po raz kolejny zawitała do szpitala w środę. House wpadł na genialny pomysł by zaangażować ją do jednej ze swoich ulubionych rozrywek: utrudnianie życia Wilsonowi. Oboje byli właśnie w gabinecie onkologa przygotowując najnowszą pułapkę. Nie mieli zbyt wiele czasu, lekarz mógł wrócić w każdej chwili. Niestety plan diagnosty nie uzyskał spodziewanej aprobaty dziecka.
- I spadnie z krzesła? - spytała przejęta dziewczynka, nie wyglądała na zachwyconą pomysłem - A jak coś mu się stanie?
Myślał, że zwyczajnie przyłączy się do zabawy, nie podejrzewał, że będzie zadawać aż tyle pytań, inaczej w ogóle by jej tego nie mówił.
- Nic mu się nie stanie.
- Będzie zły –
wnioskowała zupełnie słusznie i tu akurat miała racje.
- Tylko jak się dowie.
- Twoje biuro jest tu obok
– wskazała palcem ścianę. Diagnosta przerwał, co robił, wyjrzał z pod biurka i przyjrzał się zaintrygowany brunetce. Albo ona była mądrzejsza niż początkowo przypuszczał, albo on był głupszy. Mało tego, że jego gabinet był najbliżej, biorąc pod uwagę ich historię podejrzewałby go nawet, gdyby jego biuro znajdowało się na drugim końcu układu słonecznego.
- Może lepiej coś innego. Żeby się nie uderzył – proponowała zmartwiona pięciolatka.
Zrezygnowany wstał z podłogi. Wyglądało na to, że Cuddy chce ją wychować na stworzenie nierobiące krzywdy Jimmiemu. Co to było za życie?
- Dobra, możemy …przykleić mu rękę do kubka – dodał po krótkim przemyśleniu opcji. Tego banału jeszcze nie próbował. Z dwóch banalnych przyczyn: było to dla niego za proste i wyrządzało stanowczo za mało szkód.
- To zabawne.
- Muszę tylko wrócić po klej do siebie
- mówił House kierując się na balkon - Stań na czatach.
- Co?
- Znaczy pilnuj drzwi, jak go zobaczysz, nie daj mu wejść do środka
– polecił zdradzając jej rolę w podstępie.
- Oki doki – zgodziła się rezolutnie, po chwili lekko zdenerwowana spytała - Jak?
- Wymyśl coś, żeby go stąd odciągnąć. Odwrócić uwagę ode mnie, cokolwiek byleby nie wszedł do gabinetu.
- Mogę to zrobić.


Tego samego popołudnia Wilson wparował do gabinetu przyjaciela jak po ogień. Wszyscy, których mijał na korytarzu patrzeli na jego ubranie. Miał na sobie typową dla siebie elegancką koszulę, krawat w paski i białe spodnie od stroju operacyjnego. Pracując z diagnostą mimowolnie stawałeś się świadkiem wielu dramatycznych wtargnięć i wygłaszanych od progu dziwnych oskarżeń. Jeśli chciałeś zachować zdrowie psychiczne musiałeś do tego przywyknąć. Z czasem najdziwniejsze nawet zdanie nie robiło już na tobie większego wrażenia.
- Przykleiłeś mi rękę do kubka!
W pokoju obok trójka lekarzy podniosła głowy z nad czytanych akt, Foreman z dezaprobatą pokręcił głową, Chase jedynie się uśmiechał, a Trzynastka przesunęła krzesło bliżej by lepiej słyszeć.
-Technicznie rzecz biorąc sam ją sobie przykleiłeś, ja tylko wysmarowałem kubek klejem – poprawił nie wzruszony House leniwie podnosząc wzrok z nad gazety. Sposoby, w jaki potrafił wykręcić wszystko na swoją korzyść by uciec od odpowiedzialności powinny być uznane za dzieła sztuki.
- Miałem młyn, nie zdążyłem jej odkleić na czas – mówił podniesionym głosem onkolog - Musiałem przyjąć siedmioro pacjentów z kubkiem w dłoni zanim wyszedłem na przerwę. Na samą myśl o jego manewrach Greg parsknął głośno. To musiało być bezcenne.
Wyglądało na to, że wszystko ułożyło się lepiej niż przypuszczał. Chyba jednak będzie musiał podziękować małej. Żałował tylko, że nie zainstalował kamery w jego biurze. Był ciekaw, jak się z tego wyplątał.
- Wiesz jak się przy tym nagimnastykowałem? Dwóm z nich musiałem powiedzieć, że mają raka, a wszystko to z kubkiem w dłoni.
- Któryś powiedział dziękuje?
– spytał diagnosta, o to co najbardziej interesowało go w całej tej historii. Ich zakład z przed lat nadal trwał. Za każdego pacjenta dziękującego za wyrok śmierci Wilson dostawał od niego dziesięć dolarów.
- Jeden.
- Cholera
– zaklął sięgając po portfel, wyciągnął banknot i podał przyjacielowi. Prawdziwym testamentem ich przyjaźni był fakt, że nigdy tego nie sprawdzał, zwyczajnie wierzył mu na słowo. Nieoczekiwanym zwrotem w kłótni było nagłe pojawienie się przejętej Rachel.
- Haws! Wujek Jimmmi wie...ups – zatrzymała się dostrzegając onkologa. Pomachała mu na przywitanie z niewinnym - Cześć wujku Jimmi.
Oczywiście. Wilson nie wierzył własnym oczom. House zdecydował się wychować następne pokolenie jego dręczycieli. Wprost cudownie, choć na nią akurat nie potrafił się gniewać. Była zbyt słodka. To wszystko była wina jego dojrzałego inaczej najlepszego przyjaciela.
Miał jednak do dziewczynki jedną drobną pretensją. Pytał ją o to piętnaście minut wcześniej.
- Nic nie wiesz na ten temat, tak? – dopytywał zwracając się do dziecka.
- Przepraszam – wypaplała automatycznie i dumna z siebie dodała - Stałam na czatach.
W tym momencie Wilson zrozumiał dokładnie, co się tak właściwie stało.
- Dlatego tak nagle musiałaś iść do łazienki?
- Mistrzowskie posunięcie
– pochwalił diagnosta wyciągając w jej kierunku rękę do góry, mała bez wahania przybiła mu piątkę. Mógł przyznać, że szczerze mu tym zaimponowała. Dowodziło to, bowiem, że szybkiego myślenia z jej strony.
- Było śmiesznie – podsumowała radosna Rachel. Podobało się bycie częścią sekretnego spisku.
- I nie sprzedałaś mnie, brawo – pochwalił mile zaskoczony House - Jestem pod wrażeniem. Od dziś możesz być moim wspólnikiem w kampanii dręczenia wujka Jimmiego.
Wilson obserwował scenę rozdarty, oczywiście nadal był zły, ale patrzył na ich zachowanie i widział, że dobrze im to zrobiło. Wprost niesamowite.
- Jesteś niewiarygodny – oskarżył onkolog widząc uśmieszek przyjaciela, dokładnie wiedział, co robi - Wykorzystujesz to, bo wiesz, że nie mogę się wściekać, kiedy na swój pokręcony sposób próbujesz nawiązać więź z Rachel. Nie możesz być aż tak wyrachowanym gnojkiem.
- Okazuje się, że mogę.
- Wujku powiedziałeś brzydkie słowo
– upomniała poważnie dziewczynka, co rozbawiło diagnostę jeszcze bardziej.
- Właśnie wujku – poparł nazbyt gorliwie House - Małe uszy słuchają.
Tego było już za wiele.
- Rachel, zatkaj uszy na momencik – poprosił James.
- Dobra – odparła bez jakichkolwiek pytań wykonując polecenie. Ze względu na obecność dziecka onkolog postanowił się ograniczyć do sedna swojego przesłania.
Naskocz mi.
- Już?
– spytała brunetka wyjmując palce z uszu.
- Tak, słonko – potwierdził uśmiechając sympatycznie do dziewczynki. Właśnie wtedy coś mu się przypomniało - I wyjaśnij mi jeszcze, jak to się dzieje, że gdy jesteś w pobliżu zawsze tracę spodnie?
- Uważaj, co mówisz
– poradził przyjaciel - Powtarzam małe uszy słuchają, tym razem nie mam na myśli Słoneczka tutaj, a tą trójkę za szybą, do południa rozpuszczą plotkę, że moim hobby jest zdejmowanie ci spodni.
Wilson zerknął w lewo i po raz pierwszy zauważył trójkę przysłuchujących się rozmowie lekarzy, Chase machnął do niego ręką, na co ten tylko wywrócił oczami.
- A w ogóle, jakim cudem to moja wina? – zastanawiał się głośno Greg, z jego brakiem spodni nie miał akurat nic wspólnego. Tak mu się przynajmniej wydawało.
- Kiedy wreszcie mogłem zrobić chwile przerwy próbowałem odkleić rękę rozpuszczalnikiem i się oblałem, nowe spodnie zupełnie zniszczone. Muszę je teraz wywalić - widząc, że traci jego zainteresowanie - Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Szczerze? Straciłem zainteresowanie po utracie dziesięciu dolców – oparł diagnosta skutecznie doprowadzając go do białej gorączki.
- Niewiarygodne!- uniósł się poirytowany Wilson i opuścił gabinet. Ekipa za szybą pozbawiona darmowej rozrywki wróciła do swojej pracy. Na chwile zapadła cisza, po czym podekscytowana Rachel spytała - To, co robimy następnym razem?.
Słysząc to House szczerze się uśmiechnął. Może była jeszcze dla niej jakaś nadzieja.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Pią 14:05, 26 Kwi 2013, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ala
Tooth Fairy


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 350
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wonderland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:41, 26 Kwi 2013    Temat postu:

Bardzo mi się te turbulencje podobają. Szkoda tylko, że mało jest Huddy, a więcej relacji Rachel-House.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:41, 27 Kwi 2013    Temat postu:

Ala napisał:
Szkoda tylko, że mało jest Huddy, a więcej relacji Rachel-House.

Tu jest trochę Huddy, ale wątpię by o to ci chodziło

Po tym jak podekscytowana Rachel streściła mamie swój dzień Cuddy miała do powiedzenia House’owi tylko jedno ‘Możecie zacieśniać więzi w sposób, który nie uszkodzi Wilsona?’
Następnych kilka dni minęło im bez większych dramatów. To jest dopóki odział diagnostyczny nie wyleczył kolejnego pacjenta. Normalnie był to powód do radości, jednak nie tym razem.
I tak, jakimś cudem sukces w pracy przerodził się w problem w związku. Kłócili się w szpitalu, zrobili sobie przerwę trwającą osobny dojazd do mieszkania House’a, a kiedy spotkali się przed drzwiami jego budynku wznowili kłótnie, w momencie, w którym ją przerwali. Nie udało im się jej zakończyć, mimo iż wiedzieli, że w środku czeka na nich Rachel z Wilsonem.
- Okłamałeś mnie – powtórzyła Lisa, kiedy on zamykał za nimi drzwi.
- Mam skłamać, że nigdy więcej cię nie okłamie? - spytał poirytowany do granic możliwości. To chciała od niego usłyszeć? - I tak byś nie uwierzyła.
- Nie. Oczekuje czegoś prostszego. Chce, żebyś mi nie kłamał -
mówiła odkładając swoje rzeczy i rozpinając płaszcz. House pomógł jej z okryciem nie przerywając przedstawiania swoich racji.
- To nie wykonalne, nie chce cię okłamywać, nie sprawia mi to przyjemności, postaram się tego nie robić, ale nie obiecam, że do końca życia nigdy cię nie okłamie, bo samo powiedzenie tego jest kłamstwem – to mówiąc podał jej kluczyki od motoru, które odłożyła na szafkę. Przez wspólnie przepracowane lata wykształcili niezwykłą dla niektórych obserwatorów umiejętność potrafili się kłócić nawet podczas ułatwiania sobie nawzajem życia. Dalszą sprzeczkę przerwało wyjście z kuchni Rachel i Wilsona.
- Zrobiliśmy z wujkiem makaron – oświadczyła dumnie dziewczynka, w tym czasie onkolog przyglądał się uważnie przyjaciołom.
- Za godzinę mam się spotkać z Jamie, ale może lepiej będzie jak wezmę Rachel ze sobą? – zaproponował znając ich na tyle by wiedzieć, że trochę to jeszcze potrwa.
-Chce zostać – oświadczyła stanowczo Rachel. Mieszkanie diagnosty nadal miało dla niej wspaniały posmak nowości.
- Niech zostanie.
- Czemu miałaby ją ominąć taka świetna zabawa
– dorzucił sarkastycznie Greg. Wilson nie wyglądał na przekonanego.
- Poradzicie sobie?
– Tak.
– W razie, czego macie mój numer. Cześć Rachel
- pożegnał się James i błyskawicznie ulotnił. Da im jedną szanse by załatwili to między sobą, dopiero, jeśli im nie wyjdzie będzie interweniował. Kiedy zostali we troje dziewczynka z zainteresowaniem obserwowała dorosłych.
- Czemu się kłócicie?
- Nie kłócimy się, kochanie. Rozmawiamy
– przekonywała ją mama, co zarobiło jej głośne parsknięcie ze strony House’a.
- Jak ja tak mówię, mówisz, że krzyczę – zwróciła uwagę córka. Każdy rodzic wie, że istnieje coś gorszego od dziecka, które nie słucha, to takie, które słucha i potem wykorzystują tą wiedzę przeciw tobie.
- To nic takiego, nie zgadzamy się w pracy – streściła problem Cuddy.
- Czemu? – nie odpuszczała chcąc znać więcej szczegółów.
- Sprawy dorosłych – odpowiedziała ogólnikowo Lisa. Jednak dziewczynka nie dała się spławić, nie tym razem.
- Mówisz tak, jak nie chcesz mi powiedzieć, o co chodzi, co to znaczy? – uparcie pytała dalej Rachel - Mogę zrozumieć.
- Właśnie, powiedz jej, co to znaczy
– zachęcał Greg zadowolony z odwrócenia uwagi od siebie. No i bawiło go to, bo w tej chwili mała przypominała mu inną upartą brunetkę znajdująca się w pokoju.
- House!
Niestety kategoryczny ton wymowy jego nazwiska niewiele zmienił. Oboje patrzeli na administratorkę niewzruszeni i czekali na wyjaśnienia. Ostatecznie ustąpiła.
- Dał lekarstwo choremu nie mówiąc o tym jemu, ani mi.
- Wyleczył kogoś? - upewniła się córka, że dobrze rozumie. Patrzyła na zmianę to jednego to na drugiego z dorosłych. Nic nie rozumiała. Zwykle to było dobrze. Wrzeszczeli, bo House wyleczył pacjenta. Dorośli byli dziwni.
- Tak! – potwierdził entuzjastycznie diagnosta wskazując ręką dziewczynkę - Dziękuje, wreszcie ktoś skupia się na tym, co istotne.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że cieszy cię poparcie pięciolatki?
- Jeśli jako jedyna dostrzega to, co naprawdę ważne.
- Dziękuje –
wtrąciła Rachel zadowolona z tego, co chyba było pochwałą, następnie odwróciła się do mamy i powiedziała - Zawsze mówisz, że najważniejsze żeby ratować ludziów.
- Ludzi, kochanie. Nie ludziów.
- Mi też to nieustannie powtarzasz
– dołączył House zadowolony, że nieoczekiwanie trafił mu się sojusznik.
- Nie o to chodzi. Są zasady.
- Miałem racje. Co mam zrobić, żebyś mi odpuściła?
- Mógłbyś przeprosić
– wtrąciło dziecko sprawiając, że para nagle umilkła – Mama zawsze mówi, że jak sprawisz komuś przykrość powinieneś przeprosić.
- Ma racje
– zgodziła się Lisa zakładając ręce. House milczał w desperackiej próbie grania na zwłokę. Patrzył z niedowierzaniem to na mniejszą, to na większą brunetkę. Oczywiście nie umknął jego uwadze uśmieszek u tej drugiej. Wziął głęboki wdech. Był skłonny uwierzyć, że obudził się w równoległej rzeczywistości, bo nie widział innego wyjaśnienia dla tego, co następnie padło z jego ust.
- Przepraszam.
- Bolało, co?
- skomentowała zadowolona Cuddy. Przynajmniej ją przeprosił.
Nad resztą będą musieli jeszcze popracować.
- Wykończycie mnie kiedyś – wymamrotał dramatycznie diagnosta kierując się do łazienki.
- Jest zabawny – oznajmiła Rachel chichocząc radośnie.
- Bardzo zabawny. To, co nam zrobiłaś na kolacje?
Reszta wieczoru minęła im już spokojnie. Zjedli makaron, po czym Cuddy zabrała się za pozostałą jej do wypełnienia dokumentacje dla ubezpieczalni, a House i Rachel za kolejne wyścigi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Sob 10:45, 27 Kwi 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:09, 27 Kwi 2013    Temat postu:

Mogłabyś napisać chociaż o jednym dniu, który spędzili ze sobą od a-z, wtedy już nie czulibyśmy tej Huddy pustki. I tak uwielbiam czytać jak piszesz!
Weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:00, 27 Kwi 2013    Temat postu:

Uwielbiam Twoją relację House-Rachel, w każdej części absolutnie jestem zachwycona tym fikiem, nie ma takich zbyt wielu, skupiających się na relacjach House'a z dziećmi, ja nie wiem czemu, ale mam do niech wielką słabość lubię czytać o diagnoście w takich nietypowych sytuacjach, a Huddy widzę tu wyraźnie choć nie piszesz o nim zbyt dużo i wprost, ale jest i nie mam wątpliwości, że jeśli wen Ci coś podrzuci więcej z Huddy będzie to świetne, nie jednym fikiem udowodniłaś, że czujesz Huddy i pięknie je oddajesz
Pozdrawiam,
lis.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:25, 27 Kwi 2013    Temat postu:

Chciałam napisać jakiś w miarę przyzwoity komentarz, ale, kurczę, nie jestem w stanie, bo przypieczętowałaś moją miłość do swojego fika tymi ostatnimi częsciami!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:36, 29 Kwi 2013    Temat postu:

Malinowa_Rozkosz napisał:
Mogłabyś napisać chociaż o jednym dniu, który spędzili ze sobą od a-z Weny

Właśnie nie bardzo mogłabym, bo nie spędzają jeszcze ze sobą całych dni, choć na to przyjdzie pora. Na razie chciałam zarysować cały obraz ich związku, ale widocznie mi to nie idzie
Marcelina napisał:
przypieczętowałaś moją miłość do swojego fika tymi ostatnimi częsciami!

Miło słyszeć

W piątkowe popołudnie, Cuddy była gotowa do wyjścia z pracy. Miała jeszcze tylko jeden przystanek przed opuszczeniem szpitala. Wiedząc, że oddział diagnostyki był w okrojonym składzie, a godzinę wcześniej przyjęli pacjenta, co zapowiadało przedłużenie się godzin pracy postanowiła zadbać o swojego ulubionego diagnostę. Dla odmiany zastała go pochylonego nad dokumentacją pacjenta. Słysząc znajomy stukot House podniósł głowę i zdjął okulary. Uśmiechnął się już na sam jej widok w drzwiach jego gabinetu, kiedy postawiła przed nim trzy opakowania chińszczyzny z jego ulubionej knajpki i butelkę wody był zwyczajnie w niebo wzięty.
- Dokarmiasz mnie?
- Ktoś musi, skoro Wilson ma wolne
– odparła Lisa siadając naprzeciwko.
- Dzięki, umieram z głodu.
- O tej porze przygotowuje się już pewnie do swojej trzeciej randki
– powiedziała z pewną satysfakcją zerkając na zegarek. House był znacznie mniej zadowolony z obrotu sprawy. Otwierając po kolei opakowania z jedzeniem nie omieszkał tego wyrazić.
- Powinnaś ponieść koszty tego rozwodu. I ile zajmuje wybranie krawata?
- Może odpuścisz już sobie dowcipy o ich rozwodzie?
- To dowcipy tylko wtedy, jeśli do niego nie dojdzie.

Co się tyczy Jamesa i Jamie, House oczywiście miał rację i na pierwszej randce rozmawiali o śmierci, Cuddy również miała racje zaiskrzyło i umówili się ponownie, co doprowadziło ich do dzisiejszego wieczoru.
- Chcesz, żeby był szczęśliwy, to daj mu szanse próbować szukać tego szczęścia.
To zdanie skutecznie uciszyło diagnostę.
- Chase robi badania? – spytała rozglądając się Cuddy - Pewnie będzie mu ciężko wszystko na jego głowie. Przysłać ci kogoś do pomocy?
Z okazji swojej drugiej rocznicy ‘Czternastka’, jak pieszczotliwie nazywał ich House zaplanowała romantyczny wypad na weekend.
- Błagam, wystarczy, że się uśmiechnie i zrobią tu za niego wszystko. Na radiologii jest koleś, który się w nim kocha.
- Poważnie?
– zainteresowała się zupełnie nieświadoma tego administratorka. Oczywiście zdawała sobie sprawę z jego powodzenia w szpitalu, ale to była dla niej nowość.
- Nie widzicie, co się dookoła was dzieje, prawda?
- Wiesz, że nie musiałeś się godzić na ich wyjazd
– mówiła Cuddy, pewnie mieli jeszcze do wykorzystania urlop, ale nie każdy szef by się na to zgodził.
- Jestem geniuszem. Poradzę sobie bez nich przez dwa dni.
Na twarzy brunetki zagościł wszystkowiedzący uśmieszek. Spodziewała się, że to zbagatelizuje. Przyzwyczaiła się już, że gdy mówił prawdę, lub robił coś miłego był dyskretny i starał się, żeby nikt się o tym nie dowiedział. Za to jego wyskoki były głośne, wielkie i spektakularne.
- Druga rocznica – mówiła pod wrażeniem zmieniając temat - Miałeś racje.
- Oczywiście, że miałem
– wywrócił oczyma diagnosta. Chciałby, żeby ludzie przestali się dziwić, kiedy jego przewidywania się sprawdzały - Byli razem oglądać striptizerki, Trzynastka jest odjazdowa, ale jaki facet chce brać swoją dziewczynę na wieczór kawalerski? I wisienka na torcie zaryzykował dla niej karierę, do nie dawana jedyną rzecz, na której mu zależało.
Cuddy wzięła pod uwagę jego słowa. Rzeczywiście, jeśli tak na to spojrzeć to niewiele mogło ich rozdzielić. Zwykle starała się tego uniknąć, ale postanowiła zaryzykować.
- Większość tego nie widzi, ale myślę, że jesteś sekretnym ….
- Uważaj jak kończysz to zdanie
– ostrzegł przerywając na moment jedzenie.
- Romantykiem.
- Chyba wolałbym, żebyś powiedziała gejem
– oświadczył przysuwając do niej sajgonki. Jeśli ktoś wątpił w ich miłość. Fakt, że dzielił się z nią jedzeniem powinien go przekonać.
- Gdzie pojechali? - spytała rozbawiona częstując się smakołykiem. Odkąd usłyszała o ich urlopie była ciekawa ich planów.
- Myślisz, że mi się zwierzają?
- Myślę, że jak ci nie powiedzieli, wyszpiegowałeś.
- Muszę ingerować w ich prywatność
– zapewnił House zupełnie poważnie - Inaczej uznają, że ich lubię, szanuję, doceniam.
- Nie można do tego dopuścić
– podsumowała ironicznie jego dziewczyna. Spojrzała na niego
dając mu do zrozumienia, że nie dała się zwieść i czeka na odpowiedź.
- Spływ kajakowy rwącą rzeką i pobyt w luksusowym, cztero-gwiazdkowym Spa.
- Eric Foreman na spływie kajakowym? Ciężko mi to sobie wyobrazić.
- Trzynastka ma to na liście
– wyjaśnił powód, dla którego się na to zdecydował. Cuddy umilkła, wszyscy, którzy znali bliżej Remy Hadley o tym wiedzieli. Lista rzeczy, które chciała zrobić przed śmiercią. House od razu dostrzegł, jak wyraźnie posmutniała na samo wspomnienie listy, dlatego ze znanym sobie taktem oznajmił.
- Próbowałem tam dopisać trójkąt z nami, ale poznała mój charakter pisma.
Wedle oczekiwań Lisa wybuchnęła śmiechem.
- Jak ja to przeżyje? - lamentowała żartobliwie, po czym poważnie spytała o coś, co chodziło jej po głowie - Myślisz, że my dotrwamy do jakiejś rocznicy?
- Lubię wyzwania
– odparł dyplomatycznie. Kiedyś powiedziałby, że nie, ale obecnie zaczynał widzieć dla nich szanse. Szczególnie, jeśli oboje nadal będą się starali.
Cuddy uśmiechnęła się ciepło bez trudu rozumiejąc, co miał na myśli. Cichy moment przerwał im powrót Chase’a.
- Ma jakieś dziwne nacieki w płucach – mówił wchodząc do gabinetu, zdziwił się nieco zauważywszy szefową - Hej. Jeszcze tutaj?
- Dokarmianie zwierząt –
poinformowała wskazując przyniesione jedzenie, czym zasłużyła sobie na dumne spojrzenie swojego faceta.
- A ty już z powrotem?
- Przepuścili mnie w kolejce.
- Oczywiście, że przepuścili
– oświadczył House z miną w stylu ‘a co ja ci mówiłem’, po czym spytał tylko - Brunetka z kardiologii, czy radiolog?
Zdezorientowany Australijczyk dziwnie się na niego spojrzał.
- Radiolog, a czemu?
Cuddy zareagowała śmiechem, diagnosta pokręcił głową z niedowierzaniem, a wciąż zmieszany blondyn patrzył na nich nie dopytując dalej.
- Widzę, że sobie poradzicie. W razie, czego dajcie znać. Do zobaczenia – pożegnała się administratorka i opuściła gabinet.
- Na razie. Nie baw się za dobrze beze mnie.
- Mam szczęście, że jesteś śliczny
– oznajmił diagnosta biorąc od niego zdjęcie i kładąc je na negatoskopie. W tym czasie Chase skorzystał z tego, że szef był odwrócony do niego plecami i sięgnął po zostawione na biurku sajgonki.
- Dotknij mojego jedzenia, a rzucę cię na pożarcie kangurów.
Australijczyk automatycznie odsunął rękę. Miał oczy z tyłu głowy, czy jak?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Pon 12:38, 29 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 2 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin