Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Za szkłem [NZ]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:23, 10 Kwi 2012    Temat postu: Za szkłem [NZ]

Cytat:
Witajcie! Zdaję sobie sprawę, że zaraz mogę umrzeć śmiercią powolną i bolesną, ale pozwólcie, że się wytłumaczę Kiedy Wen nadejdzie, nie ma zmiłuj. A że przyszedł z czymś takim, nie pogardziłam. Lepszy taki, niż żaden. A na poprzednie fiki się Wen nie połasił. Wszystki skargi i zażalenia proszę kierować do niego
Nie gwarantuję fajnych wrażeń, bo ostatnio miałam kolejny mocny, pisarski kryzys. Nie wiem, jak mi to wyszło. Ale ocenę pozostawiam Wam. Znowu

To, że coś napisałam to zasługa pewnej kochanej osoby, która 'zaraziła' się ode mnie House'm. A przy okazji, u mnie się to 'coś' uaktywniło. I jest.
Mam nadzieję, że uda mi się to szybko skończyć.
Pierwotnie miała to być miniaturka, ale po przeczytaniu początku, który notabene okazał się dość długi, stwierdziłam, że nie będe Was tak zamęczała potężną ilością tekstu i podzielę na kilka części

Fabuła pewnie nie bedzie porywająco świeża, ciekawa, intrygująca itp. Pomysł siedział w głowie od pamiętnego odcinka, kształtował się do niedawna. A realizuję go teraz Mam nadzieję, że mimo wszystko się Wam spodoba

Obiecuję, że postaram się również szybko zakończyć poprzednie fiki

A więc ...


Dedykacja dla mojej kochanej przyjaciółki Klaudii, która gdzieś tu jest, czyta i podgląda nas


Zweryfikowane przez: Aduśka

1.

Siedział przy wannie, w dokładnie w takiej samej pozycji, co wtedy, kiedy stracił pacjentkę uwięzioną przez dźwig. Nawet w dłoni znów trzymał Vicodin. Wpatrywał się w dwie białe pastylki niczym w wyrocznię. Bo istotnie – dla niego – to była wyrocznia. Jeśli weźmie, pewnie znów będzie tym nędznym, wielce nieszczęśliwym, przegranym ćpunem. Idiotą bez serca. Geniuszem do pieprzenia wszystkiego, co ważne. Jego życie zatoczyło koło. Miał wrażenie,że wszystko TO co wydarzyło się, było niekończącym, realnym snem. Halucynacją, omamem. Obejrzał się w lewą stronę, mając nadzieję, że ona tu znowu wejdzie i go uratuje. Przed samym sobą. Bo on znowu chciał wziąć. Przekreślić wszystko. Z resztą - chyba już przekreślił. Tą jedną tabletką, którą wziął, by móc spełnić jej oczekiwania. Bo sam z siebie nie potrafił. Chyba za bardzo się bał odarcia z maski. Mimo, że był z nią szczęśliwy, gotów do poświęceń, to jego sfera dzielenia się swoimi troskami, obawami, kulała tak samo jak on. Wolał cierpieć sam. I cierpiał. Soczyście, dogłębnie. Wiedział,że TO się kiedyś skończy. I to za jego przyczyną. I tak też się stało. Sam wydawał na siebie wyroki i sam na sobie je wykonywał. Zamknął dłoń z tabletkami, wciąż intensywnie się w nią wpatrując. Serce kołatało mu tak mocno, jakby chciało wyskoczyć z piersi i zakończyć tę farsę. House ścisnął powieki, zastanawiając się, dlaczego nie wziął jeszcze Vicodinu. Coś go odpychało od tego czynu, ale nie wiedział dokładnie co. Chyba podświadomie zwlekał z zażyciem leku. Tak jakby w głębi wierzył, że ktoś go znowu uratuje. Najlepiej ona, ale nie łudził się. Nie był aż tak zdesperowany. Gdy otworzył dłoń i już powoli podnosił do ust, usłyszał odgłos otwieranych drzwi. Podniósł szybko głowę i równie szybko ją opuścił. Zignorował będąc pewny, że to tylko wymysł jego umysłu. Jednak kiedy po chwili usłyszał kroki – dla niego łatwo rozpoznawalne – wiedział, że ktoś naprawdę przyszedł. Cofnął dłoń, po czym ją mocno zacisnął.
House! - głos onkologa rozległ się w mieszkaniu diagnosty. James przechodził z pokoju do pokoju w poszukiwaniach przyjaciela, a kiedy dostrzegł go w łazience, powolnym krokiem udał się w jego stronę: - Och, tutaj jesteś. Nie otwierałeś, a było otwarte więc wszedłem – Wytłumaczył się.
- Czego chcesz?!– warknął House. Nie miał ochoty być miłym.
- Pomyślałem, że wpadnę i zobaczę co się dzieje. Nie było cię dziś w szpitalu, , nie odbierasz telefonów. Trochę się niepokoiłem. - Onkolog, widząc, że przyjaciel ignoruje jego obecność, zamilknął. Po chwili się odezwał: – Cuddy rano wyszła ze szpitala. Wiesz o tym? - powiedział z nutką ironii, stojąc nad House' m, który tylko wpatrywał się w swoją pięść. Po chwili kiwnął twierdząco głową: - Nie powinieneś być teraz przy niej?
-Już nie – Diagnosta cicho wyjąkał.
-Co 'już nie'? - Onkolog nie krył zdziwienia, chociaż po tym, jak porozglądał się dookoła, zaczął do niego dochodzić sens słów diagnosty.
-Nie jesteśmy już razem. Była tutaj niecałą godzinę temu. Rzuciła mnie – powiedział House gorzko: - Prawie o tak – powiedział ironicznie, po czym pchnął przed siebie tabletkami trzymanymi w dłoni: - Zresztą nie dziwię się.
-Ugh, hmm. Nie wiem co mam powiedzieć. Przykro mi – powiedział Wilson. Był głęboko zdziwiony, choć nie powinien. Doskonale wiedział, że to kiedyś nastąpi. Nie sądził, że już, teraz, zaraz: - Co się tak właściwie stało? Wydawało mi się, że z grubsza jest okey.
-Pff, bo było. Było okey dopóki ona nie zachorowała, nie umierała, a ja nie stchórzyłem, nie spanikowałem. Nie spieprzyłem wszystkiego, co było do spieprzenia.
-A tak dokładniej?
- Byłem pewny, że umiera … że umrze. - Diagnosta zaczął nerwowo się jąkać: - Jej wyniki były jednoznaczne. Zresztą, sam widziałeś. - Mówił tak, jakby chciał się usprawiedliwić. Z żalem w głosie, kontynuował: - Czułem, że potrzebuje żebym był przy niej. A ja nie potrafiłem sam z siebie. Byłem zwykłym tchórzem. Przestraszonym dupkiem. Wziąłem Vicodin. Jeden, pieprzony Vicodin – powiedział przez zaciśnięte zęby. W oczach miał złość i żal. Spuścił głowę w dół. Wilson zarzucił dłonie na biodra. House doskonale wiedział co to oznaczało: - Nie wiem, skąd ona się o tym dowiedziała, ale przyszła do mnie i … Stało się. Nie ma nic. Ja nie mam już niczego. No... może nie licząc pracy, ciebie i dziury w nodze z bólem w pakiecie - Diagnosta zaśmiał się ironicznie, po czym spuścił głowę, szykując się na długie, nudne kazanie przyjaciela. Znał go tak dobrze, że dokładnie mógł przewidzieć co powie. Jednak onkolog na początku nic nie powiedział, a bynajmniej nie to czego się spodziewał. Po kilku minutach rzucił:
- I co teraz zamierzasz zrobić?
- Nie wiem Jimmy.
- Liczyłeś na to, że się nie dowie? Takie rzeczy zawsze wychodzą na jaw, prędzej czy później, ale zawsze! - Onkolog podniósł lekko głos, na co diagnosta tylko szepnął pod nosem 'Jednak się zaczyna'. Wilson na chwilę ucichł, po czym głęboko westchnął: - No dobra, co teraz?
- Nic. To co zwykle. – powiedział House, choć doskonale wiedział, że to nieprawda. „Już nie będzie tak jak zwykle' – pomyślał, bo to 'jak zwykle' już zdążyło nabrać innego znaczenia – cieplejszego, lepszego, szczęśliwszego.
- Dziwki, alkohol i narkotyki? - Kpiąco spytał onkolog: - Naprawdę?! Nie wierzę, po tym wszystkim co przeszedłeś na odwyku chcesz się poddać i znowu ćpać, pić. Zastanów się czy warto?! Już zapomniałeś do czego doprowadził cię Vicodin?
- Nie! Niczego nie zapomniałem! Tego nie da się zapomnieć- House nie wiedział co powiedzieć. Podczas gdy próbował wstać, Wilson zabrał dwa opakowania Vicodinu i schował do kieszeni swojego płaszcza, po czym uścisnął wyciągniętą dłoń diagnosty i dźwignął do góry.
- Musisz porozmawiać z Cuddy. - rzucił mącąc ciszę.
Taa, bo my mamy tyle fascynujących tematów do rozmowy – Zakpił House, po czym prychnął: - Ciekawe po co. Nie chce ze mną rozmawiać, nie chce mnie widzieć, a ja nie będę się jej narzucał. Nie będę żałosny.
- Jasne, House! Bo tak jest chyba najłatwiej. - Wilson rozłożył ręce. Miał powoli dość postawy przyjaciela. Nie wiedział, dlaczego jest zdziwiony. Mógł się przecież tego po nim spodziewać. Zawsze reagował tak samo. Chował głowę w piasek, rozpaczając w duszy nad swoim nieszczęsnym losem: - Płakać w kącie, że się wszystko spieprzyło, a jednocześnie nie robiąc nic, by to odbudować. W ten sposób nic nie zyskasz, House – Onkologiem targały tak wielkie emocje, że nieomal cały się trząsł. Zanim diagnosta zdążył coś powiedzieć James kontynuował wzburzony: - I proszę cię, nie narzekaj potem, że jesteś samotny, nieszczęśliwy, a narkotyki i dziwki, to jedyna twoja uciecha – Zamilkł na moment. By złapać oddech, przeanalizować sytuację 'na ten moment', opanować emocje. Kiedy wszystko uporządkował, dodał dużo spokojniej: - Widzę, że masz do siebie pretensje, że wtedy stchórzyłeś... Teraz robisz to samo. Tylko, w dużo gorszy sposób. - W tej chwili czuł się naprawdę jak jego ojciec, jego sumienie. House zawsze się z tego śmiał, a on mu wtórował, ale faktycznie tak było. W tej chwili odczuł to naprawdę poważnie, odebrał to jako swoją misję. I mimo wszystko, czuł się w jakimś stopniu odpowiedzialny za to co się stanie w życiu diagnosty. Dla wzmocnienia efektu podniósł delikatnie głos: - Weź się w garść, zostaw na boku swoją dumę, wyjdź zza swojego muru i jedź do niej! Pokaż , że naprawdę ci na niej zależy, że wasz związek nie był pomyłką, że ona się nie pomyliła powierzając tobie, siebie i swoje dziecko. Pokaż, że mimo wszystko zasługujesz na te dwie kobiety, na jeszcze jedną pieprzoną szansę! Walcz, bracie! To najważniejsza walka w twoim życiu. Nie możesz jej przegrać, rozumiesz?! Albo ją wygrasz i będziesz szczęśliwy, twoje życie w końcu będzie normalne, albo przegrasz i będziesz wiódł nędzne życie parszywego dupka. Zastanów się, co jest dla ciebie w tej chwili ważniejsze. Duma, czy wasze życie.
-Już? Skończyłeś swój piękny monolog? - Zakpił diagnosta. Choć okazywał co innego, wziął sobie do serca niektóre słowa przyjaciela. Te, z którymi się zgadzał, o których sam myślał. Odkąd poznał smak życia dzielonego z osobą, którą się kocha, nie chciał wracać do , ciszy i samotnej szarości egzystencji. Wiedział, że przed nim trudne walki. Walka z Cuddy
o jeszcze jedną szansę, ale przede wszystkim walka z samym sobą. Swoją chorą dumą, ambicją i murem, który zaczął wyrastać.
- Tak, chyba skończyłem. - odparł Wilson, po czym dodał: - Wiem, że pewnie jestem teraz dla ciebie takim… moralnym wrzodem na tyłku, ale ….Zaczynam się martwić.
- Całkiem niepotrzebnie. Poradzę sobie – odburknął diagnosta.
- Tego właśnie nie jestem pewien. Dużo w życiu przeszedłeś, mnóstwo rzeczy spieprzyłeś, zaniedbałeś. Teraz za to sromotnie płacisz. Po takich przejściach, trudno jest samemu pozbierać się po kolejnym, tak mocnym ciosie. -Wilson widząc jak przyjaciel przewraca oczami zamilkł.
- No tak. Zapomniałem, że jesteś specjalistą od leczenia złamanych serc i parszywego losu – Zakpił House, po czym dodał, już dużo przyjaźniej: - Przestań już tak mlaskać jęzorem i chodź na piwo. Muszę się napić, skoro pozbawiłeś mnie innej formy ukojenia– Diagnosta pokuśtykał w stronę kuchni, a onkolog w tym czasie spuścił w toalecie skonfiskowane zapasy Vicodinu. Następnie, korzystając z dłuższej nieobecności House'a, zaczął przeszukiwać jego wszystkie tajne kryjówki.
- Niczego nie znajdziesz. Jest czysto. To co miałem właśnie spuściłeś w kiblu – powiedział House, który nagle stanął w progu z dwiema butelkami trunku w obu dłoniach. Wilson spojrzał na niego podejrzliwym wzrokiem.:- Naprawdę tato! Zresztą, jak chcesz to szukaj. Czuj się jak u siebie. - powiedział siadając na kanapie. Zaczerpnął łyka z butelki, po czym odchylił głowę do tyłu i przymknął powieki. Na jego nieszczęście, przed jego oczami pojawiła się ona. Wyznająca mu miłość. Uśmiechnięta i szczęśliwa. Taka jak nigdy. Cała jego i dla niego. Żal momentalnie zaczął narastać, do tego stopnia, że czuł palącą potrzebę utopienia go w czymkolwiek, co pozwoliłoby mu zapomnieć. Choć na moment.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aduśka dnia Pon 20:57, 15 Kwi 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ChocoTubka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 23 Lut 2012
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Londyn (UK)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:04, 15 Kwi 2012    Temat postu:

No i kiedy doczekam sie kontynuacji? Hmmm? Chce powiedziec czekam, bo bardzo mi sie to spodobało!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:07, 21 Kwi 2012    Temat postu:

Witaj Aduś

Nie mogło mnie tu nie być. Czasem zniknięcie na dłużej ma swoje plusy, sporo niespodzianek na przykład Ten tekst jest jedną z nich. Bardzo się cieszę. Po pierwsze przekaż podziękowania dla swojej koleżnanki, mi samej by się taka przydała Mam nadzieję, że nawróciła Twój wen i teraz będziesz się nim regularnie dzielić, nie chcę Ci niczego wypominać, ale co nieco tu jeszcze masz do dokończenia ja na to wszystko wciąż czekam i wciąż wierzę, że będzie, ten tekst daje mi kolejną porcję nadzieji Co sądzę o Twoim pisaniu wiesz doskonale, nic się nie zmieniło, uwielbiam każde zdanie przez Ciebie napisane Wierzę, że gdy znów się tu pojawię, będzie już na mnie czekać ciąg dalszy Mogę Ci życzyć czasu i wena, bo talent i pasję już masz, zawsze miałaś.

Całuję, jak zwykle nienasycony, lis.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Sob 17:08, 21 Kwi 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:53, 15 Kwi 2013    Temat postu:

Ahoj!
Pewnie mnie już nawet nie pamiętacie, ale ...
Wen ostatnio jakoś zaczął krążyć wokół mnie i zdziałał 'coś takiego'. Nie wiem czy to się nadaje do użytku publicznego, ale zaryzykuję Nie wiem czy jestem z tego zadowolona, czy coś wnosi do całości. Krótkie, krótkie, ale powoli może wrócę do (dłuższej)formy. Na razie potraktuję to jako rozgrzewkę, ponieważ po tej długiej przerwie, po długim okresie bez weny, a nawet kryzysie twórczym - nie jestem pewna, czy się jeszcze nadaję to pisania 'Huddy story',czegokolwiek. Niestety ;/ Ocenę jednak pozostawiam Wam. Postaram się, by prędzej czy później dokończyć to co jestem w stanie skończyć.

Także tego ...

2.

Wchodząc do szpitala Princeton-Plainsboro doskonale wiedział, że to nie będzie dobry, łatwy dzień. Stawiał krok po kroku, zastanawiając się nad tym, jak będą wyglądać ich wzajemne relacje po tym co się wydarzyło. Wydarzyło się dużo, pewnie zbyt dużo, by wszystko było tak jak przed ich wielkim zejściem. Rozejrzał się dookoła. Każda twarz wpatrzona w jego postać zdawała się krzyczeć niemo "Idiota! ". Nie miał nastroju do kąśliwych uwag. Wcisnął guzik od windy i modlił się w duchu, by nie spotkać Wilsona. Takie spotkanie z rana byłoby ponad jego siły. Czekało go przecież jeszcze starcie z bandą kaczuszek, które zapewne nie omieszkają skomentować jego spektakuarnego zakończenia czegoś co wydawało się być najlepszą rzeczą w jego marnym życiu. Już czuł na sobie te znaczące spojrzenia, ale mknął przed siebie, na tyle szybko, na ile pozwalała boląca noga. Tak, na domiar złego, dzisiejszego ranka ból nogi znacznie się wzmógł. „Wilson chyba ma swoją pieprzoną rację” – przemknęło mu przez głowę. Czyżby faktycznie psychika tak oddziaływała na tę dziurę w udzie? Kiedy już się znalazł przy drzwiach do pokoju diagnostycznego, zauważył tylko puste krzesła. Zdziwiony rozejrzał się po korytarzu, a gdy zobaczył jakiegoś Hindusa w kitlu zawołał:
-Ej, ty ciapaty! – Lekarz tylko dziwnie się spojrzał i chciał iść dalej, ale kiedy zauważył, że House zaczął iść w jego stronę, zatrzymał się i pozwolił diagnoście zadać pytanie:- Dlaczego nie ma mojego zespołu? Powinien tu chyba być o tej porze, hmm?
- Nie rozumiem, dlaczego pan mnie o to pyta – odrzekł z irytacją: -No, ale … obiło mi się o uszy, że doktor Cuddy dała im wolne, dopóki pan nie wróci.
-Ehh – westchnął House. Odkręcił się na pięcie i skierował się w stronę swojego gabinetu. Kiedy był już przy drzwiach, odkręcił się i omiótł jeszcze raz postać odchodzącego hinduskiego lekarza. Mocno pchnął drzwi i wszedł w głąb pomieszczenia. Rzucił plecak na fotel, a sam rozsiadł się na fotelu przy biurku. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Wziął do ręki piłkę i kilka raz ją podrzucił. Patrząc na szklane drzwi od razu przed oczami pojawiło się wspomnienie.

Po rozwiązaniu kolejnej trudnej zagadki medycznej siedział przy biurku i wypełniał durne raporty. Nie miał na kogo tego zrzucić i to go jeszcze bardziej denerwowało. Marzył o gorącej kąpieli, ciszy, miękkiej pościeli. Otulony sennością przymknął powieki. Siedział tak przez kilka dobrych minut i pewnie trwałoby to dłuższej, gdyby nie dźwięk otwieranych drzwi. Gdy podniósł głowę, na jego twarzy pojawił się szeroki, zalotny uśmiech. Bowiem jego oczom ukazała się niebiańska piękność o bujnych piersiach, smukłej talii i biodrach ‘w sam raz’. Powoli skierował wzrok na twarz i od razu dostrzegł charakterystyczny uśmiech i błysk w szarozielonych tęczówkach. Cuddy, bo tak nazywała się ów jego piękność położyła jakieś papiery na biurku i nie mówiąc zbędnych słów podeszła do niego i bez proszenia usiadła na jego kolanach, zarzucając jednocześnie ręce na karku. Diagnosta szeroko się uśmiechnął i objął ukochaną w talii. Nikomu się do tego nie przyznawał, bo przecież to by go ‘spaliło’, ale uwielbiał wpatrywać się w te błyszczące szarozielone tęczówki. Uwielbiał jej malinowe usta, zwłaszcza wtedy, kiedy mógł spijać z nich tę słodycz, a nawet wtedy, kiedy tak żarliwie dyskutowali, kłócili, rozmawiali. Nie mówiąc już o tym jaką sympatią darzył jej ciało. Cuddy uśmiechając się zalotnie musnęła jego usta, a on był już w jedną nogą w niebie. Nie czekał długo i oddał pocałunek. Smakowali się tak, jakby nigdy dotąd się nie znali. I to było w tej parze najbardziej intrygujące. Każdy ich pocałunek był jakby pierwszy, każda ich noc była jak pierwsza. Za każdym razem poznawali się na nowo i za każdym razem okrywali dawno zrodzone uczucie.
- Przyjedziesz dzisiaj na kolację? Nie wiem jakim cudem, ale Rachel się za tobą stęskniła – szepnęła uroczo.
- No ja też nie wiem jakim cudem, ale … Widocznie kobiety za mną szaleją. Zwłaszcza te z Cuddy na końcu. W każdym wieku, o każdej porze – Wystawił szeroko ząbki, na co Cuddy tylko się roześmiała. Nie poznawała diagnosty, choć znała go jak nikt inny. Odkąd byli razem, zaszły w nim pewne zmiany, a ona sama dostrzegała w nim cechy, o których nikt by nie pomyślał. Przejechała dłonią po jego włosach i pocałowała raz jeszcze jego usta.
- Bądź o 20. Przygotuję coś dobrego. – powiedziała, po czym wstała z jego kolan i rozprostowała ołówkową spódnicę.
-Tak, o pani. Będę równo o 20 – powiedział i siarczyście klepnął ją w lewy pośladek. Roześmiała się perliście, po czym skierowała się do drzwi. Gdy zniknęła za zakrętem, House wstał i rozmasował mocno nogę. Ciężar ciała ukochanej spowodował dość mocny ból, ale dla takiego uroczego ciężaru był gotów się poświęcić i wytrzymać. Tak samo jak był gotów zaakceptować jej dziecko i czasami przybrać rolę ojca. Był z nią szczęśliwy i odnalazł w sobie pokłady czegoś, co dawno uważał za wymarłe. Zaszły w nim dziwne zmiany. I nie wiedział, czy zbyt długo był tak nieszczęśliwy, że teraz jest skory do zachowań, z których zawsze tak drwił, czy po prostu tak działa miłość.

Podrzucił kilka razy piłkę zastanawiając się ‘co dalej’. I nie chodziło mu już o daleką przyszłość, bo tak jak nauczyć się żyć bez Stacy, tak teraz nauczy się żyć bez Cuddy, chociaż akurat to będzie znacznie trudniejsze. ‘Pieprzona miłość’ – zaklął w duchu, otwierając nowe opakowanie z Vicodinem. Wysypał na dłoń dwie tabletki, po czym szybko je połknął. Wpatrywał się w szklane drzwi, nie wiedząc nawet w jakim celu. Czyżby miał nadzieję, że znowu się w nich pojawi i jakimś cudem będzie jak kiedyś? Wstał i ciężko opierając się na lasce, zaczął zataczał kółka po swoim gabinecie. ‘Nic nie będzie tak jak kiedyś’ – pomyślał z głębokim żalem. Marzył żeby odzyskali chociaż swoją przyjaźń, jeśli nie mogą na nowo odbudować związku. Podirytowany usiadł na biurku. Nie wiedział co robić. Czy dzwonić do zespołu i ich ściągnąć, czy iść do domu nie dając o sobie znać. Pierwsza opcja niosłaby za sobą konsekwencje, na które nie miał ochoty. Dostałby kolejny przypadek, a wtedy nie obyłoby się bez spotkań z Cuddy. Po chwili zastanowienia się, stwierdził, że jest cholernym tchórzem. ‘Nie uniknę przecież spotkań z nią. Czy tego chce czy nie, prędzej czy później dojdzie do nich, a ja wtedy okaże się pieprzonym …’. Ugryzł się w język i gwałtownie zerwał się z miejsca. Energicznym krokiem skierował się w stronę gabinetu Cuddy. Chociaż najchętniej by uciekł i w głębi odczuwał niepewność, nie poddawał się. Najgorsze zawahanie nastąpiło dopiero przy drzwiach dyrektorki. Położył dłoń na klamce i już miał ją nacisnąć, ale coś go powstrzymało. Zastygnął, wpatrując się w postać Cuddy. Była tak samo piękna, seksowna i pociągająca jak zawsze. Jedyne co było inne, to jej twarz. Chociaż stał w znacznej odległości i tak dostrzegał smutek wyrysowany na niej. Spuszczając głowę, mając przed oczami jej uśmiech i rozweselone oczy, westchnął głęboko i ucinając wszystkie wątpliwości nacisnął klamkę i pchnął drzwi. Brunetka momentalnie podniosła wzrok i zastygła. Ich spojrzenia spotkały się, co u obojga wywołało dreszcze i dziwnie ukłucie w piersi. Przez kilka chwil nastała niezręczna cisza. Każde z nich nie wiedziało jak się zachować, co i jak powiedzieć. Żadne z nich nie było jeszcze chyba gotowe na spotkanie. House postukał laską w podłogę kilka razy, po czym na jednym wydechu wyrzucił z siebie:
- Oddaj mi moje kaczuszki. – Gdy skupił wzrok na jej twarzy, szybko odczytał z niej zmieszanie, choć nie rozumiał skąd się wzięło. Przypuszczał, że sama jego obecność wprawiała ją w pewne zakłopotanie.
- Nie rozumiem twojej obecności w moim gabinecie i twoich próśb w tej kwestii. Masz komórkę? To zadzwoń do swoich asystentów i ich ściągnij. Poza tym dobrze wiesz, gdzie znaleźć kolejny przypadek – powiedziała najbardziej obojętnie jak potrafiła i wróciła do papierów nie podnosząc już wzroku na mężczyznę. Nie chciała z nim rozmawiać, a tym bardziej dyskutować, tak jak kiedyś to czynili. To była dla niej trudna sytuacja. Wiedziała, że będzie musiała stanąć z nim twarzą w twarz prędzej czy później, ale nie była przygotowana. Nie tego dnia. Dnia, w którym obchodziliby rocznicę. Poza tym … Czuła się zbyt zraniona, a ta rana była zbyt świeża, by wszystko było jak dawniej.
- Jasne – wycedził ociągale, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł. Sam nie rozumiał, dlaczego nie podjął dyskusji, nie rozpoczął tej gry tak dobrze im znanej, dlaczego po prostu nie był sobą. Dopiero teraz tak wyraźnie dostrzegał zmiany, które zaszły w ich relacjach, w nich samych. Połknął trzy Vicodiny i ruszył ociężale przed siebie, nie dostrzegając wodzącego za nim, smutnego wzroku przełożonej.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Aduśka dnia Pon 21:00, 15 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:14, 16 Kwi 2013    Temat postu:

Aduś Nie wierzę, że to Ty. Serio, już traciłam nadzieję, że kiedykolwik będzie mi dane przeczytać jeszcze coś Twojego, a tu TAKA niespodzianka Musiałam przeczytać obie części i wiesz co? Myślę, że to może być jeden z Twoich najlepszych fików. Strasznie się cieszę, że postanowiłaś napisać swoją wersję po rozstaniu Huddy, i jestem pewna, że będziesz w tym milion razy lepsza od Shora. Cokolwiek wymyślisz. Lubię Twojego House'a, zawsze lubiłam, ma on w sobie taki charakterystyczny pierwiastek, nie mam na to jednego słowa, ale bardzo mi się podoba. Scena z retrospekcji to po prostu cud-miód, rozpływam się pięknie kochana, pięknie Ostatnia scena w gabinecie również, poruszająca, smutna, ale w niezwykłym klimacie, zawsze miałaś talent do jego tworzenia. Jestem bardzo ciekawa, co zafundujesz nam w kolejnych częściach. Już nie mogę się doczekać
Ściskam mocno


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin