Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Cienie czasu [Z]
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:07, 09 Gru 2011    Temat postu: Cienie czasu [Z]

Nie sądziłam, że to jeszcze nastąpi, ale jakoś, nie wiem, po prostu się napisało. Zastanawiam się, czy w ogóle powinnam to wrzucać, z dwóch powodów; bo nie wiem, jak będzie z moim czasem na pisanie kolejnych części, i dwa, boję się, że to "coś" może okazać się zbyt chaotyczne dla czytelnika, który przecież nie siedzi w mojej głowie. Fik jest pomieszaniem przeszłości i teraźniejszości, trochę takim zbiorem scen i wydarzeń. Zrozumiem, jeśli się nie spodoba. Nic oryginalnego i wyjątkowego. Ale skoro już powstało, wrzucam.




Cienie czasu.

I – Samotnik z przypadku.

Był wieczór. Listopad. Znacznie posiwiały już mężczyna przetarł dłońmi twarz. Zsunął z siebie kołdrę i wolnym krokiem udał się do salonu. Później do kuchni, a następnie do lekko oświetlonego pokoju. To było jego ulubione miejsce w nowym domu. Co prawda właśnie mijał trzeci rok odkąd tu zamieszkał, ale mimo wszystko, wciąż uważał go za nowy. Wszystko było nowe. I takie stare zarazem. Ten pokój od razu mu się spodobał, gdy tylko przekroczył próg tych czterech ścian, wiedział, że to będzie wyjątkowe miejsce. Mógł tam przesiadywać godzinami. Siedział wygodnie rozwalony w wielkim fotelu. Miękka granatowa skóra, rozbudowane oparcie, szerokie boki, wysuwany podnóżek i miejsce na pilota. Mebel zajmował niemal pół pokoju, ale dla niego był wart zagrabionej przestrzeni i ceny. To na nim czytał i pisał, czasem zasypiał. Zdarzały się też nieco ciekawsze epizody. Niestety, wszystkie one miały miejsce tak dawno temu, że wydawało mu się, że tak naprawdę tylko mu się przyśniły. Po kilku minutach wyciągnął rękę w stronę starego czasopisma medycznego, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie. Przyciemnił nieco lampę stojącą na nocnym stoliku i uśmiechnął się, najpierw do własnych wspomnień, a później do postaci śpiącej na łóżku obok. - Gdyby świętej pamięci Nolan mnie teraz widział, a raczej słyszał, pewnie pękałby z dumy. Oczywiście nie zmienia to faktu, że wciąż uważam, że to oznaka zaawansowanego idiotyzmu. Gadam do siebie, to najlepszy dowód – spojrzał z wyrzutem na swojego słuchacza. Milczenie, które kiedyś tak kochał teraz zwyczajnie go męczyło. Westchnął głęboko i chcąc nie chcąc pozwolił swojej pamięci na małą podróż.

Miejsce, w którym się obecnie znajdował zupełnie nie oddawało jego nastroju, chociaż wszechogarniająca zieleń trochę przypominała mu szpitalaną kostnicę. I tylko Bóg, w którego istnienie nadal nie wierzył, wiedział, jak bardzo chciałby się tam teraz znaleźć. Tam. Nie tu. To właśnie do tego pustego i zimnego miejsca uciekał, w nim szukał schronienia, w nim czuł się dobrze, bo wiedział, że prędzej, czy później ona też się tam pojawi. Po latach ukrywanie się w tym samym miejscu nie miało przecież sensu, a jednak nigdy nie zmienił kryjówki. Do teraz. Bo tym razem nie uciekał przed nią, przed obowiązkami. Teraz uciekał przed samym sobą. Przed swoim sumieniem. Zawsze powtarzał, że proste rozwiązania są dla frajerów, ale w końcu ten jeden raz w życiu też mógłby nim być. Uśmiechnął się zgryźliwie. Nie wiedział, po co w ogóle o tym myśli. Rozejrzał się wokół. Miał wrażenie, że trafł do piekła. Jego dusza na pewno. To był piąty, może szósty drink. Szkocka.

Nie miał pojęcia, dlaczego właśnie ta rozmowa tak utkwiła mu w głowie. Ta rozmowa i ten gość, cholernie przypominający Wilsona. Pewnie dlatego. A może chodziło o to, że tam wszystko znów miało się zacząć od początku. Czasem wydawało mu się, że jego życie jest jak zacinająca się ciągle w tym samym momencie płyta. Gdy tylko zaczynał czuć, że mimo wszystko, może być szczęśliwy, działo się coś, co od razu wyprowadzało go z błędu. Z reguły sam prowokował los, ale nigdy nie planował takiego zakończenia. Zamknął oczy i pozwolił, by tamte wspomnienia powróciły.

- Wiesz, w życiu jest tylko jeden moment, w którym przegrywamy. – Mężczyzna spojrzał na człowieka siedzącego przy barze.
- Jak masz taki lokal, w takim miejscu, a twoi jedyni klienci to facet z myślami samobójczymi i taki, któremu żona zabrała klucze do pokoju? - skinął głową w stronę gościa w kwiecistej koszuli, namiętnie szukającego czegoś w swoim już od kwadransa pustym kieliszku.
- To Ron. Właściciel hotelu. Lubi samotność. Jego żona zmarła dwa lata temu. Od tego czasu przychodzi tu tylko nocami. Właśnie, jest czwarta na ranem. Pora chyba wystarczająco tłumaczy brak tłumu. Poza tym, o ile się orientuję, to facet z myślami samobójczymi nie szuka specjalnie kontaktu z innymi? - Diagnosta zamilkł i podsunął barmanowi kolejny pusty kieliszek. Mężczyzna miał spore doświadczenie i wielokrotnie wysłuchiwał różnych bredni pijaków. O życiu , o świecie, o śmierci najczęściej. Ale nigdy nie trafił mu się ktoś z takim spojrzeniem. Od razu go zaintrygował. Miał w oczach mieszankę bólu, rezygnacji i gniewu. Widać było, że coś leżało mu na sumieniu. Choć ani przez moment nie wyglądał na takiego, który je ma. - Przed czym uciekasz?
- Śmierć.
- Co z nią?
- Wtedy przegrywamy.
- Śmierć nigdy nie jest właciwą odpowiedzią.
- Więc to nie była moja odpowiedź. Po prostu sądziłem, że to chcesz usłyszeć. Liczyłem, że dasz mi spokój. - House podniósł wzrok. Jego wyraz twarzy wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie ma ochoty na bzdurne analizy podrzędnego barmana.
- W porządku. Przed kim uciekasz? - Mężczyzna ponowił pytanie, chyba nie do końca zdając sobie sprawę z kim zadziera.
- Puszczająca się żona? Ćpające bahory? Niezapłacone rachunki? Co może dręczyć gościa w takim miejscu? - W tym momencie barman zrozumiał, że nie ma doczynienia ze zwykłym, szukającym zapomnienia pijakiem. Spojrzał na niego z wyrzutem.
- Nie znasz się na ludziach.
- Czyżby? - Zakpił starszy z mężczyzn. - Do pełna – rzucił, podsuwając kolejny pusty kieliszek. - Bez analiz.
- To twoja domena – wskazał na niego palcem, już trochę mniej poirytowany.
- Trafiłem, co?
- Nie jestem żonaty i nie mam dzieci. Rachunki płacę regularnie. Przykro mi.
- Niepotrzebnie. Kopanie leżącego to świetna zabawa.
- Cokolwiek cię dręczy, tak przed tym nie uciekniesz. Wierz mi. Widziałem to setki razy. To nie działa.
- Kogoś mi przypominasz. Ale o ile jego mogłem olewać, to ciebie nie mogę. Przynajmniej tak długo, jak napełniasz mój kieliszek. Więc radzę ci się zamknąć. Zgodnie z zasadą, że to ty masz mnie słuchać.
- Nie ma takiej zasady.
- Ten świat schodzi na psy.
- Powinieneś przeprosić.
- Jeśli uważasz, że to co ci powiedziałem było obraźliwe, to jak na faceta, który pracuje w takim miejscu...
- Nie mówiłem o sobie. Choć miłe to nie było, ale zauważyłem, że taki już twój urok. - House otworzył oczy ze zdumienia. Barman idiota – pomyślał.
- Marnujesz się tu. Na psychiatrii zrobiłbyś furorę.
- Dzięki. – Rozmówca podał mu kolejny napełniony złotym płynem kieliszek.
- Wiesz, że miałem na myśli pacjenta? - Wyjaśnił, niemal wyrywając mu zbawienny napój z ręki.
- Nie wiem, co zrobiłeś, ale wierz mi, czasem zwykłe przepraszam może zdziałać cuda. Po prostu idź do niej i powiedz, że ci przykro.
- Jesteś najgłupszym barmanem na jakiego trafiłem.


- Znów gadasz do siebie? - Retoryczne pytanie zawisło w powietrzu. Około piętnastoletnia dziewczyna wpakowała się do mieszkania. Plecak rzuciła na podłogę, a skórzaną kurtkę na stół w salonie.
- Nie umiesz pukać?
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że to głupie, bo jest ryzyko, że osoba do której się wybierasz nie otworzy. Opowiadasz coś ciekawego? Też chcę posłuchać.
- Co tu robisz o tej porze?
- Chciałam odwiedzić... - wychyliła głowę z kuchni, ale nie dane było jej dokończyć.
- Warzywo?
- Durny jesteś. Nie mów tak o nim.
- Czego chcesz? - warknął. Jego obojętność czasem zdawała się niemal brutalna. Dziewczyna znała go jednak zbyt dobrze i jego zaczepki, i pozorna oschłość nie robiły na niej większego wrażenia. Czuła, że te wizyty pomagają im obojgu. Mimo wszystko. Mimo okoliczności, które im towarzyszyły.
- Jak on się czuje? - Usiadła na łóżku obok leżącej postaci.
- Tak samo jak wczoraj, jak miesiąc i pewnie tak samo, jak rok temu. - Nawet po tylu latach nie był w stanie się przyzwyczaić. To wciąż bolało. Nie potrafił o tym rozmawiać. Nawet z nią.
- Wiesz co, chyba przydałoby mu się golenie? - Uśmiechnęła się, obdarowując śpiącego mężczyznę delikatnym buziakiem w policzek. - Tobie zresztą też.
- Mój zarost jest seksowny. Jak myślisz, na co lecą te wszystkie laski?
- Te drewniane? - zakpiła. - Na pewno nie na twój urok osobisty.
- Jesteś tak samo wkurzająca... - zaczął, ale widząc spojrzenie dziewczyny nie dokończył myśli.
- Wiem, że tęsknisz. Ona też. - Brązowe oczy niemal wypalały mu dziurę w twarzy. Milczał. - Dlaczego nie było cię na pogrzebie? - zapytała. Wiedziała, że z Housem, na niektóre tematy się nie rozmawia, ale jej ta zasada nie dotyczyła. Nigdy. W swoich wypowiedziach i poglądach była równie wyrazista jak on. Gdy chciała się czegoś dowiedzieć po prostu pytała, a on był pierwszą osobą, do której biegła.
- O ile wczoraj nie miałem halucynacji, to wiedźma miała się całkiem nieźle. A jeśli chodzi o inne trupy, to ostatnio nie mam z nimi doczynienia. Oczywiście, nie licząc tego – wskazał na łóżko.
- Dobrze wiesz, że pytam o Trzynastkę. - Zamyślił się. Od momentu, w którym ponad miesiąc temu, znalazł ją w swoim gabinecie, nikt z nim nie rozmawiał. Nikt nie miał odwagi, by włożyć nóż w otwartą ranę. Nie po tym, co spotkało Kutnera, nie po tym wszystkim, czym raczyło go życie. Nie po tym, jak odebrało mu ostatnią osobę, która nie bała się jego ciemnej strony.
- Leciał osiemset pięćdziesiąty ósmy odcinek Esmeraldy. Nie mogłem go zostawić samego. Przez sen niestety nie potrafi wcisnąć "record."
- Za bardzo ją lubiłeś. Rozumiem – odpowiedziała za niego i zdecydowanie zbyt pewnie. Jakby mogła wiedzieć, co czuł. To była kolejna cecha, która go u niej wkurzała, i która strasznie mu kogoś przypominała. - Ja też uważam, że była fajna. Ale nie rozumiem dlaczego?
- Tłumaczyłem ci, co to za choroba. Przecież sama widziałaś. Do tej pory nie rozumiem, dlaczego tak lubiłaś do niej przychodzić? Szpital to nie jest miejsce dla takich altruistów, jak ty. Burzy wam ten beznadziejnie idyliczny obraz świata. Ona była śmiertelnie chora. Musiała w końcu umrzeć - rzucił obojętnie. Maskowanie uczuć z wiekiem przychodziło mu jeszcze łatwiej niż kiedyś. Nie ważne, czy rozmawiał z ciężko chorym pacjentem, z umierającą, bliską osobą, czy z dzieckiem, z którym wbrew sobie, związany był niewidzialną nicią porozumienia.
- Nie o tym mówię. Chodzi o nas. - Szczerość House'a nigdy jej nie przeszkadzała. Bardzo szybko nauczyła się ją rozumieć. Nie liczyło się to, co mówił wprost, tylko to, co chciał powiedzieć. Jak każda z tych kilku, naprawdę nielicznych osób, które do siebie dopuścił, musiała się tego nauczyć. Musiała się nauczyć rozumieć i kochać. Tak zrobiła.
- Jesteś strasznie nawina. Świat nie będzie piękny i wspaniały tylko dlatego, że tak byś chciała.
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że jak się czegoś bardzo chce...
- Ona nie zawsze ma rację.
- Ty też nie. - Przewrócił oczami. Ona zrobiła to samo.
- Wie, że tu jesteś?
- Oczywiście, że wie. - Obdarowała go zwycięzkim uśmieszkiem. - To czym go zanudzałeś? - Dosiadła się do leżącej postaci. - Mam nadzieję, że nie opowieściami o chorobach i durnych pacjentach. Setki razy słuchała jego mrożących krew w żyłach opowieści o ludziach tracących skórę, plujących krwią lub własnymi wnętrznościami. Nie, żeby tego nie lubiła, po prostu zawsze ją ciekawiło, jakie okoliczności sprawiły, że znalazła się właśnie tu. A on był jedyną osobą, od której mogła dowiedzieć się prawdy. Jedyną osobą, która znała wszystkie odpowiedzi i która nie miała powodu, by je ukrywać. Przynajmniej nie przed nią. I nie ważne, jak bardzo ironiczne mogłoby się to wydawać dla postronnej osoby, ona w to wierzyła.
- Nie ma pojęcia gdzie jesteś. - Mężczyzna podniósł się z wygodnego fotela. Jej powieki lekko zadrżały.
- Robi ci to różnice? - Widząc jego przenikliwe spojrzenie, jej pewność siebie stopniowo się zmniejszała, jednak z całych sił starała się, by tego nie zauważył. Przebywanie z House'm miało swoje minusy. Zwłaszcza, jeśli było się dzieckiem i z łatwością przejmowało się różne postawy i zachowania od tych, których się obserwowało, którzy byli dla nas ważni.
- Tobie powinno.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Pią 16:01, 03 Lut 2012, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blackzone
Internista
Internista


Dołączył: 17 Mar 2011
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:05, 09 Gru 2011    Temat postu:

Cześć Lisku To jest mój pierwszy fik od dość długiego czasu. Nie mam kiedy, teraz też powinnam pisać o literackości, ale powiedziałam "nie, ja chcę i to bardzo". Cieszę się, że jest coś nowego, że stworzyłaś coś nowego Super!

Nie wiem dlaczego, bardzo się starałam, ale jakoś nie mogłam zrozumieć tego fiku. Czy tą 15-letnią dziewczyną była Rachel? Czy mężczyzna leżący na łóżku to przyszły House, jakaś nowa halucynacja czy Wilson? Co z Cuddy? Wiele rzeczy tutaj nie zrozumiałam, ale pytam o te podstawowe.... Pomożesz?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alcusia
Alice in Downeyland


Dołączył: 18 Kwi 2011
Posty: 2838
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:32, 10 Gru 2011    Temat postu:

Przeczytałam z wielkim zaciekawieniem, bo masz lisku bardzo oryginalny pomysł na fika obstawiam, że tą dziewczynką jest Rachel, a mężczyzna (w śpiączce?) to Wilson, albo jakaś nowa, wymyślona postać będę śledziła tego fika, bo intryguje mnie, co będzie dalej pozdrawiam i czekam na więcej

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blanka.
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:58, 11 Gru 2011    Temat postu:

Bardzo wciągający, wręcz intrygujący fik. Przez cały ten czas - czytając wyobrażałam sobie różne następstwa i próbowałam poskładać to w jakąś logiczną całość, która będzie się wiązała chodź w małym stopniu z Cuddy.. teraz natrętne myśli chodzą po mojej głowie i no nie da się nie powiedzieć, że czekam na więcej i więcej! Zapowiada się rewelacyjnie.. Pozdrawiam i życzę weny!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:33, 19 Gru 2011    Temat postu:

Blackzone, na większość pytań przyjdą odpowiedzi, ogólnie takie było założenie. Chciałam czegoś innego, takiej trochę "zabawy" z wyobraźnią czytelnika. Czyli moje obawy były uzasadnione. Skoro jednak już zaczęłam, to przynajmniej dopóki wen jest, to piszę dalej.


II – Raj utracony.


- Serio?! Tak mu powiedziałeś?
- Facet chciał się zabić.
- Właśnie wtedy nie powinno się mówić takich rzeczy. - Znała go dobrze i wiedziała, jak niekonwencjonalne metody rozmów z innymi stosuje, jednak czasem zwyczajnie przeginał.
- Gdyby nie ja, znaleźliby go wiszącego na balkonowym drążku. - Dokładnie pamiętał wyraz twarzy tego gościa. Jego oczy. Miał wrażenie, że patrzy w swoje własne. Gdy mu powiedział, że dla niego nie ma tu już nic dobrego, że wszystko odeszło wraz z kobietą, którą kochał, nie mógł nie pomyśleć o sobie. Czuł tak samo. Tyle tylko, że on był po tej drugiej stronie. To on odszedł. Cuddy mu na to pozwoliła, ale przecież zrobił wszystko, by nie spróbowała go zatrzymać.
- Ale ten Ron stracił żonę, kogoś kogo kochał. - Wiedziała, że dla House'a tego typu informacje nie są niczym istotnym, ale mimo to, trudno było jej zrozumieć, dlaczego nie potrafił dostrzec tego, co było naprawdę istotne. - A może właśnie wtedy widział to nadwyraz wyraźnie? - pomyślała, bo cokolwiek można było mu zarzucić, to pewnie wszystko z wyjątkiem ślepoty i braku umiejętności w analizowaniu ludzkich zachowań.
- Każdy kogoś traci. - Zamyślił się na chwilę.
- House...
- Hmm... - Mruknął wpatrując się w onkologa.
- O czym myślisz?
- O niczym.
- To mów dalej. - Czuła, że podróż, którą odbędzie może wiele zmienić.
- To wszystko. Uratowałem kolejnego gościa. Tyle. Takie to już moje życie. Sam nie wiem, czemu mnie posłuchał, ja bym skoczył.
- Skoczyłeś. - Uśmiechnęła się lekko, dając do zrozumienia, że doskonale pamięta jego historię o skoku z balkonu. Opowieść o diagnozowaniu z zespołem w monster tracku była niemal kultowa.
- Jeśli nie przestaniesz mnie męczyć teraz też wyskoczę.
- Nieprawda.
- Nie wierzysz? - Podniósł się z fotela i prowokująco pokuśtykał w stronę okna.
- To parter. - Przewróciła oczami. On zrobił to samo. Oboje robili to równie irytująco i uroczo. Przynajmniej tak twierdził Wilson. - I nieprawda, bo to nie jest wszystko. - Również podniosła się z miejsca.
- To moja historia. Ja ustalam zasady. - Lubił z nią rozmawiać, ale nie było to łatwe. Zwłaszcza, że była tym, kim była.
- Twoja historia jest też moją historią - zaznaczyła lekko poirytowana. Jej zadziorna natura z wiekiem stopniowo się nasilała. Nie zamierza mu odpuścić kolejny raz. Zwłaszcza, że naprawdę sporo zachodu kosztowało ją wymyślenie racjonalnej wymówki dla matki. W tej chwili powinna się uczyć do półrocznego sprawdzianu z biologii u swojej koleżanki. Oczywiście nigdy się u niej nie uczyła. Marla o biologii wiedziała mniej niż jej dwuletni brat. Uśmiechnęła się do siebie. Lubiła do niej chodzić, bo Marla miała taki normalny dom. Z bratem, mamą i tatą, ale uczyła się zawsze u House'a. To była jej normalność.
- Nie będę za to przepraszał.
- Nie musisz. Ja się cieszę, że... - Sama nie do końca wiedziała, co chciała powiedzieć. Z jednej strony przecież właśnie przez niego jej życie było tak niepoukładane, tak nienormalne, z drugiej jednak, nie wyobrażła sobie, że kiedykolwiek mogłoby go z nimi nie być. Widząc jej upór i zdetrminowanie skapitulował. W końcu i tak nie miał nic lepszego do roboty, a skrycie naprawdę to lubił. Ponownie rozsiadł się na wygodnym fotelu.
- To było dzień przed tym, jak przyjechał po mnie Wilson... a Hawaje mogły być takie piękne – westchnął rozmarzony.

Promienie słońca muskały jego twarz. Właściwie to paliły. Dochodziło południe. Leżał rozwalony na niebieskim leżaku. W jednej ręce trzymał komórkę, druga bezwiednie zwisała obok leżaka, tuż pod nią leżała pusta butelka drogiego burbona. Miał nadzieję, że uda mu się o tym wszystkim zapomnieć. O bólu, o jej widoku, o tamtym facecie. Na początku miał wrażenie, że złoty płyn faktycznie pomaga. Niestety, z czasem zrozumiał, że durny barman miał rację. Wciąż widział jej przerażoną twarz i własną bezsilność. Gdy w końcu otworzył oczy oniemiał. Na początku się przestraszył. Bał się, że znów czekają go halucynacje. Co gorsza nie widział, co byłoby bardziej przerażające.

- Wiesz, że miałeś cholerne szczęście, że wujek tak się o ciebie troszczył. - Spojrzał na nią zdumiony. - Cholera to nie przekleństwo – wyjaśniła. - Gdy tylko ustalił dokąd uciekłeś, ruszył za tobą. Nie chciał pozwolić byś uciekł za daleko. Myślę, że teraz jest jak jest, bo nikt nie jest w stanie zmusić cię do przemyśleń. Tylko on to potrafił. Dlaczego nie chciałeś wrócić? - Zapytała po chwili.
- Nie wiem – odpowiedział automatycznie. Wciąż analizował jej poprzedni wywód. Może miała rację. Na pewno. Gdyby nie Wilson, pewnie nie wróciłby tak szybko. Może nigdy. Z pewnością nie przyjąłby na siebie odpowiedzialności za swoje zachowanie. To wywody przyjaciela zmusiły go do powrotu. Choćby dlatego, że jego krucha psychika nie byłaby w stanie znieść sto pięćdziesiątego szóstego kazania pod tytułem "i tak ją kochasz."
- Chodziło o mamę? - Spojrzał na nią zaskoczony. Zawsze potrafiła zadawać odpowiednie pytania. Bez względu na temat rozmowy, udawało się jej znaleźć taki punkt, żeby zabolało. Tu też mu kogoś przypomninała, ale tym razem nie była to Cuddy ani Wilson. Różnica polegała na tym, że on robił to celowo, ona nieświadomie.
- Raczej o jej chęć zapuszkowania mnie.
- Nie zrobiłaby tego. - Odpowiedziała, jak zwykle zbyt pewna siebie. - Przecież to była jej wina. Ona skłamała o tym dupku z banku. - Jego spojrzenie powiedziało jej wszystko.
- Proszę powiedz, że to nie prawda. - Niemal błagała. Szok i niedowierzanie. Te dwa uczucia malowały się na jej twarzy. Widział je wyraźnie, jak nigdy dotąd.
- Właśnie dlatego nie powinienem ci tego wszystkiego mówić. Będziesz przeżywać, a Cuddy będzie winić mnie - tłumaczył, jednak ona wcale go nie słuchała. Wciąż trzymała się jej jedna myśl.
- To przezemnie? Chciała mnie chronić.
- To nie jest istotna część...
- Dla mnie jest. - Nie odrywała od niego zdeterminowanego spojrzenia.
- Przez ciebie – odpowiedział po chwili. Nie chciał by cierpiała, ale uznał, że jest jej winny prawdę. - Tak myślę. Ale to bardziej skomplikowane.
- Przykro mi. - Spuściła wzrok.
- Niepotrzebnie. Zasłużyłem.
- Gdyby to odemnie zależało nigdy bym na to nie pozwoliła. Obóz pracy, kolonia karna, zesłanie na Syberię, to co innego, ale więzienie... - Uśmiechnęła się. On również. Był zaskoczony taką reakcją. Spodziewał się raczej płaczu i wyrzytów, że wskazał na nią. Ale ta dziewczyna potrafiła zaskakiwać. Udowodniła to już wielokrotnie, zadziwiająco dojrzale radząc sobie w takich sytuacjach. Przy nich, nigdy ich nie brakowało. Zarówno Cuddy, jak i on starali się ją chronić, ale im była starsza tym było trudniej. Zawsze bezbłędnie odczytywała ich emocje. Była świadkiem niejednej bolesnej sceny, jednak nigdy nie starciła wiary w ludzi.
- Wiem. - W tym momencie oboje pomyśleli o tym samym. O tym co stracili, a tak naprawdę, czego nigdy nie mieli. - Cuddini...
- Tak, tato? - Jej oczy rozbłysły. Na to właśnie czekała. Na chwilę, w której jak zwykle, przynajmniej na krótką chwilę przypomni sobie, dlaczego jest właśnie tu, dlaczego lubi tu być. Chodziło właśnie o takie momenty. O wycinek czasu, który sprawiał, że nie zamieniłaby się swoim życiem z nikim innym.
- Hej, to cios poniżej pasa! – wskazał palcem na bardzo z siebie zadowoloną osóbkę. - I nie jest nawet śmieszne.
- Jest. I ostrzegałam. Jeśli będziesz nazywał mnie Cuddini, ja będę mówić tato. Przy wszystkich.
- Tu nikogo nie ma. - Zaśmiał się trochę wbrew sobie. Gdy zorienotował się, że przyjął to wyznanie zbyt łagodnie, zmienił wyraz twarzy na bardziej poirytowany. - Nie jestem i nigdy nie byłem twoim ojcem.
- Ale mogłeś być. Zresztą, jak sobie chcesz – wzruszyła ramionami, udając, że zupełnie jej nie zależy. Zwycięzki uśmieszek nie opuszczał jej jednak ani na sekundę.
- Nie dość, że przez ciebie muszę odwołać nasze panienki, to jeszcze marudzisz i się wymądrzasz. To wszystko jej wina. - W jednej chwili pozorne zirytowanie zostało przysłonięte przez tak dobrze znany jej błysk w błękitnych oczach. Widziała go tam zawsze, gdy tylko jej matka pojawiała się w pobliżu, nawet w rozmowie, jak teraz. - Od początku mówiłem, że jej metody wychowawcze są prostą drogą do stworzenia zadufanej w sobie, rozkapryszonej i przemądrzałej egoistki.
- Dziwne... te cechy jakoś idealnie charakteryzują mi kogoś innego – spojrzała na niego znacząco. - I dobrze wiem, że jestem jedyną kobietą, która umila wam towarzystwo - rzuciła, odnosząc się do jego wcześniejszej wypowiedzi. Omal się nie zakrzusił.
- Nie jesteś nawet kobietą.
- Mój okres mówi mi co innego.
- Ile ty masz lat? - Zapytał z autentycznym przerażeniem w oczach.
- Piętnaście. A ty z wiekiem tracisz nie tylko włosy. - Ledwo powtrzymywała wybuch śmiechu.
- On nie narzeka – wskazał na przyjaciela.
- Bo nie może. – Zaśmiali sie oboje. Lubili te swoje przegadywania. Nigdy by się przed sobą do tego nie przyznali, ale tak było. Od początku mieli dobry kontakt, ale od wypadku Wilsona ich więź stała się jeszcze głębsza. Oni dostali swoją szansę. On nie. To związało ich na zawsze.
- To na czym skończyliśmy? - zapytała po chwili. Teraz tym bardziej nie zamierzała odpuścić. Historia robiła się coraz ciekawsza.
- Jestem zmęczony.
- Kłamiesz – ziewnęła, opierając się o jego fotel. - Długo siedzia... to znaczy, jak długo byłeś w więzieniu?
- Oczywiście – przewrócił oczami.
- Ale ja muszę wiedzieć, jak udało ci się ją przekonać, żeby znów... no wiesz...
- Żeby po raz kolejny mnie nie zapuszkowała? Żeby znów zatrudniła? - Doskonale wiedział, że nie o to pyta. - To nie było takie trudne, w końcu jestem genialnym diagnostą. Nie ma drugiego takiego.
- To z pewnością była twoja skromność – ironizowała. - Ale ja pytam o to, co sprawiło, że znów bywałeś w naszym domu. - Przyglądał się jej uważnie. Widział, że naprawdę jej zależy. Zupełnie tego nie rozumiał. Przecież to już nie miało znaczenia. Cokolwiek było, już tego nie ma, a rozpamiętywanie było ostanią rzeczą na którą miał ochotę. Jednak od pewnego czasu, trochę wbrew sobie, zaczynał za tym tęsknić. Za wydarzeniami, które dawno temu, udało mu odsunąć głęboko w zakamarki swojego umysłu.
- Mała przerwa. - wyjaśnił, podnosząc się z miejsca. Doszedł do wniosku, że chyba faktycznie oboje tego potrzebują. Ale zanim znów odbędzie tą podróż powinien załatwić coś jeszcze. - To dłuższa historia, a nie jestem w stanie wymyślać wszystkiego na poczekaniu. - Spojrzała na niego z wyrzutem. Ale tak naprawdę wiedziała, że mówi prawdę. Uwaga o wymyślaniu historii miała mu pomóc w zmierzeniu się z tym. Wolnym krokiem udał się w stronę kuchni. Gdy upewnił się, że dziewczyna nie patrzy wyjął z kieszeni komórkę. Spojrzał w górę i westchnął głęboko. Nie chciał, ale musiał. Powinien. Powielanie błędów po raz setny nie było dobrym pomysłem. Nie zastanawiając się dłużej wystukał na klawiszach telefonu wiadomość: "Potwór molestuje Wilsona. Wstrzymaj FBI. Wszystko pod kontrolą. Odwiozę ją jutro. Chyba, że masz ochotę wpaść? Tak myślałem." - Ostatnie zdanie było odpowiedzią na jej przewidywalną odpowiedź. Po dłuższej chwili wpatrywania się w wyświetlacz wrócił do pokoju. Widok, który zastał sprawił, że po raz pierwszy od długiego czasu uśmiechnął się naprawdę szczerze. Rachel spała w jego fotelu. Gdy tylko zorientował się jak głupio-ckliwo ma minę, po raz kolejny tego wieczoru przewrócił oczami, przeklinając w myślach fakt, iż z wiekiem ludzie rzeczywiście robią się zidiociali. Zgasił światło i wrócił do łóżka. Jednak mimo zmęczenia sen nie chciał nadejść. Jego umysł pragnął odbyć tę podróż do końca. Chciał sobie przypomnieć. Chciał poznać odpowiedź na nigdy nie zadane pytania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Pon 23:30, 19 Gru 2011    Temat postu:

Chyba wiem kogo mi tutaj brakowało!

Większe odniesienie do ficka jutro - jak się wyśpię i przeczytam naprawdę dobrze to dzieło!

Lisku! Powiem ci tak: Twoje ficki są wspaniałe. Ale ten bije wszystkie na głowę. Może dlatego, że akurat mam refleksyjny nastrój? Nie wiem, ale ten uważam za najlepszy jaki był.
Po pierwsze ta narracja. Prowadzisz powoli czytelnika za rękę w głąb historii. Powoli, pokazując wszystko co konieczne, co ważne. Ciekawie wszystko skonstruowane. Historia smutna. Biedny, mój kochany Wilson warzywkiem Dlaczego?!
A Rachel! Matko ona nie jest dziewczynką tutaj 15letnią. Ona jest już kobietą. Mądrą i cwaną na swój sposób.
Podoba mi się bardzo. Chciałabym więcej! I myślę, że dostanę!

Weny Lisku!

Twój opos


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Agusss dnia Śro 13:28, 21 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blackzone
Internista
Internista


Dołączył: 17 Mar 2011
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 7:47, 20 Gru 2011    Temat postu:

O jacie. Teraz wiadomo, że to Wilson, ale jaki wypadek?! I Rachel ma już 15 lat O.O
Cytat:
"Potwór molestuje Wilsona. Wstrzymaj FBI. Wszystko pod kontrolą. Odwiozę ją jutro. Chyba, że masz ochotę wpaść? Tak myślałem."
- To smutne. : ( Wolę przepychanki słowne itd. niż taką obojętność, z drugiej strony trudno się jej dziwić, ale qurczę, minęło 15 LAT!!!!!

Ta część uświadomiła mnie w dwóch rzeczach, ale nadal podkreślam, stworzyłaś coś bardzo tajemniczego, do czego trzeba dochodzić stopniowo. Nie koniecznie potrafię to zrozumieć, ale szanuję Ciebie. Bo teraz nie mogę doczekać się kolejnej części.

Pozdrawiam lisku


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
siwa9900
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 15 Sty 2011
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: TeeM

PostWysłany: Wto 20:46, 20 Gru 2011    Temat postu:

Hmmm, nie wiem nawet jak to skomentować, ale podoba mi się...nawet bardzo.
Bardzo bardzo tajemniczo i intrygująco, wiec poprostu czekam na kolejną część, która mam nadzieję da kilka odpowiedzi na mnożące się pytania.

Pozdrawiam i życzę Wena
S.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:49, 22 Gru 2011    Temat postu:

Cześć Lisek ;> xD Wpadne złożyć komentarz jutro, albo jeszcze dzisiaj xD tylko się ogarnę ;>
Wolna od anatomii i tych innych fascynujących przedmiotów (tak, nabijam się xD) mogę komentować i pisać i czytać I mogę czytać coś, co nie jest fizjologią pana Traczyka Świetne uczucie

Pierwszy raz przeczytałam na szybkiego i przyznam, że się trochę pogubiłam Ale jak przeczytałam to drugi raz, to wszystko powolutku robiło się jasne To nie jest fik, który można od tak przeczytać, nie. Ten fik wymaga od czytającego zatrzymania się na moment, skupienia, koncentracji. Przynajmniej dla mnie i przynajmniej ja tak go odbieram I kiedy już się spełni jego warunki, to powoli odsłania przed czytającym swoje tajemnice, sekrety, piękno Trzeba się w nim "zanurzyć", skupić odrobinę i poświęcić uwagi, a wszystko robi się jasne Podoba mi się, że ten fik stawia przed czytelnikiem warunki. Musisz zrobić to i to, a ja ukażę ci swoje piękno i tajemnice To jest coś niesamowitego Relacje House i Rachel, bo zgaduje, że to Rachel są bardzo fajnie przedstawione Sposób w jaki się porozumiewają... Jak równy z równym Imponująca jest również odwaga tej małej i inteligencja Wyciąga samodzielne wnioski, nie boi się pytać, odpowiadać Nie jeden dorosły bałby się tak rozmawiać z House'm Twoja opowieść Lisku jest niezwykła Tego jeszcze u nas nie było No i pozostawia wiele niewiadomych, które mam nadzieję, że POWOLI przed nami odsłonisz Zabieram się za drugą część

No to mamy jasność Warzywem jest Wilson... Jedna zagadka mniej Ale na szczęście pozostaje jeszcze wiele pytań do wyjaśnienia Właśnie! Też chce się uczyć z House'm, bo mam do opracowania 180 pytań z fizjologii House, help me!!! Ok, ogarniam się xD hahahaha xD Rachel jest cudowna Świetnie stworzyłaś jej postać Ich rozmowa, która mam nadzieję będzie obecna podczas całego opowiadania jest genialna Błyskotliwa, zabawna czasami, szczera, przenikliwa... Świetnie Ja też czekam na te odpowiedzi na nigdy nie zadane pytania Fik jest cudowny Piękny, tajemniczy, momentami zabawny Gratuluję i czekam na więcej


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez OLA336 dnia Pią 14:58, 23 Gru 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:21, 26 Gru 2011    Temat postu:

Czy mnie liskowe oczy nie mylą Agusss To dopiero niespodzianka! Straszną mi radochę sprawiłaś pojawiając się tutaj Dziękuję za tak miłe słowa, obawiam się, że historia może mieć wzloty i upadki i nie każda część będzie się podobać, ale takie słowa to wielka motywacja. Dziękuję, oposku

Blackzone, bardzo mi miło, że mimo wszystko udało mi się ciebie tu zatrzymać. Nie wiem, na jak długo, bo niestety większość części będzie taka... "zagmatwana" tym bardziej jednak doceniam, że wciąż jesteś

Siwa9900, obawiam się, że jeszcze nie ta część, ale naprawdę staram się to jakoś poskładać

Oluś Twoje komenty są jak pyszne czekoladki dla mojego wena, oboje je uwielbiamy dziękuję za szczerość i tak miłe, choć przeceniające to "coś" słowa. Buziaki i jeszcze raz dziękuję

Ta część w sumie niewiele wnosi, ale jakoś nie miałam serca jej wyciąć, choć tak planowałam. Od następnej postaram się rzucić już więcej światła na pewne wydarzenia. Na razie wszystko wciąż w rękach waszej wyobraźni.


III – Bajki dla dorosłych.


- Chcesz mnie pocałować? Prawda?
- Zawsze chce.


Naga prawda wypowiedziana podświadomie przez jego umysł, tak dawno temu. Mimo to, wciąż aktualna, niezmienna. Zrodzona z bólu i zagubienia, czysta halucynacja, tak cholernie prawdziwa. Wtedy i dziś. W każdej sekundzie, w której jej nienawidził i kochał. Oddałby wszystko, by znów go uszczęśliwiła. Wtedy to nie miało znaczenia, to była zwyczajna ucieczka, ale teraz przerodziła się w najskrytsze marzenie. Pragnął jej tak bardzo, że aż bolało. Chciał poczuć jej zapach, dotknąć świetlistej skóry, posmakować. Jej usta, od ponad trzydziestu lat należały do niego, ona cała tylko przez chwilę. Tylko wtedy, gdy udawało mu się przejąć kontrolę nad jej pragnieniami, gdy pozwalała mu się kochać, gdy on pozwalał jej w to wierzyć.

- Kocham cię.

Jej uśmiech... wtedy wart był wszystkiego. Nie miało znaczenia, że łamie swoje zasady, że uważa to za coś przereklamowanego, zbędnego. W tamtym momencie liczył się tylko ten błysk w jej oczach i to, że oboje tego potrzebowali. Nie ważne, które z nich bardziej. Ten jeden raz nie było gierek i podchodów. Była chwila. Ona stojąca przed nim. Jej spojrzenie pragnące ratunku i jego dusza szukająca zbawienia. Noc, która odmieniło wszystko. Halucynacja, która stała się rzeczywistością, ze wszystkimi konsekwencjami, o których wiedzieli, i których nie byli w stanie przewiedzieć. Był zdziwiony, że jego pamięć potrafiła powrócić do tego po tylu latach, zachowując tak drobiazgowe szczegóły. Czuł ciepło jej dłoni na swoim policzku, jej usta na swoich własnych. Miała wtedy na sobie ten śmieszny, różowy mundurek i chyba pierwszy raz zdradziła swoją zasadę o noszeniu dopasowanej bielizny. Pamiętał jej nienaturalnie przyspieszony oddech, jakby czekało ją coś z czym nie będzie w stanie sobie poradzić, egzamin, którego nie zda. Jakby już wtedy wiedziała. Przewrócił się na drugi bok. Niestety, nie był już w stanie zatrzymać tamtych wspomnień. Tamtej chwili, gdy po dwudziestu latach, znów popełnili ten sam błąd. Cudowny, niezapomniany, najpiękniejszy... Nie potrafił o tym myśleć inaczej. Nawet wydarzenia następnych piętnastu lat nie zdołały zabić w nim tego uczucia. Pewności, że znów postąpiłby tak samo, że oddałby jej swoje serce, wiedząc, że nie przyjmnie go takim jakim jest. Bez względu na jej zapewnienia, wiedział, że to niemożliwe. Ten błąd był gotów popełniać bez końca, bez względu na cenę, którą płacili oboje. Nigdy nie wątpił w to, że go kocha. Nie potrafiła tego ukryć. Był jej słabością, grzechem, niespełnionym pragnieniem. Przegrała tamtej nocy i każdej następnej, której udowadniał jej, jak bardzo bezbronną jest istotą. Uwielbiał to. Kochał panować nad jej ciałem, nad jej zmysłami, umysłem, duszą i sercem. Była jedyną kobietą, którą kochał i jedyną, której nie powinien kochać. Ani wtedy, ani dziś, ani nigdy więcej.

- Dlaczego skłamałaś? - zapytał sam siebie i zamknął oczy.

- Tak bardzo mnie nienawidzisz?! - Widział ją wściekłą już nie raz, ale jej twarz nigdy nie była aż tak przepełniona bólem i wyrzutami. To jednak nie miało znaczenia. On czuł się o wiele gorzej. Nie miała prawa tak z nim pogrywać. Czuł się zraniony, jak nigdy wcześniej.
- Po co ci to było? Chciałaś zobaczyć jak to jest zabawiać się z popieprzeńcem?!
- Dobrze wiesz, że to nie tak. To było zwykłe spotkanie. To ty wszystko zniszczyłeś.
- Wiedziałaś jaki jestem, że nigdy się nie zmienię. Cholera, Cuddy! To były twoje słowa.
- Ja naprawdę chciałam...
- Co chciałaś? No powiedz! Czego chciałaś?!
- Nienawidzę cię! - Była zagubiona. To wszystko ją przerosło. Nie była w stanie racjonalnie myśleć. Widział to, i strasznie go to wkurzało.
- To wszystko. Tyle masz mi do powiedzenia?
- Omal nie zabiłeś mnie i Rachel! - Strach i ból w jej oczach sprawiały, że było mu niedobrze.
- To twoja wina. Ty mnie do tego zmusiłaś. Nigdy nie zrobiłbym wam krzywdy.
- Nie panujesz nad sobą.
- Nie panuje nad uczuciami do ciebie! Nie chcę ich. Nigdy nie chciałem! To ty pozwoliłaś mi uwierzyć. Chciałaś spróbować wiedząc, że i tak się nie uda. Nie chciałaś, żeby się udało.
- Nie masz prawa tak mówić. Potrafisz tylko uciekać albo zrzucać winę na innych. Nie zasługujesz na nasze uczucia.
- To ty na nie nie zasługujesz. Jesteś sama, bo nikt nie potrafi wytrzymać z ideałem. Nie jesteś nim. Nigdy nie byłaś i dlatego zawsze będziesz sama. Odstraszasz wszystkich facetów, bo nikt nie jest w stanie sprostać twoim oczekiwaniom. Unieszczęśliwiasz siebie i Rachel. Sama nie wiesz czego chcesz! Zapłacisz za to najwyższą cenę. - Miał świadomość, że oboje skazali się na ten sam los.
- To ty zapłacisz.
- Miłego, nieszczęśliwego życia. Z kolejnym facetem, który nie sprosta twoim oczekiwaniom. To przykre. - Nie chciał jej tego wszystkiego powiedzieć, ale nie potrafił zrozumieć, jak ta kobieta, którą całe życie uważał, za kogoś niemal równie silnego jak on, przegrywa i nawet nie próbuje podjąć walki. Niszczyła jego wyobrażenie o niej. Zabijała nadzieję, której przecież nigdy nie powinien mieć. Ona mu ją dała i ona odebrała. Z precyzją chirurgiczengo cięcia wyrwała to wszystko, co wcześniej w nim obudziła.
- Wynoś się stąd! - Wściekłość i determinacja w jej oczach, tylko utwierdziły go w przekonaniu, że to naprawdę koniec.
- Znów przegrywasz. - Podszedł bliżej i spojrzał na jej twarz, jakby starał się zapamiętać, każdy najdrobniejszy szczegół. Każdą rysę, zmarszczkę, zgłębienie. Przyglądał się jej bardzo wnikliwie. Jej oczy, chmurne jak nigdy wcześniej, tak podobne do jego własnych, nie miał wątpliwości, że będą go prześladować już do końca życia. Usta, pragnął poczuć ich smak po raz ostatni. To pragnienie było tak silne, że wbrew sobie, wbrew własnej woli, która krzyczała "to koniec" nachylił się i pocałował ją. Ostro, namiętnie, łapczywie. Jakby chciał swój własny gniew przelać na nią. Zaciskał dłonie na jej biodrach tak, że miał wrażenie, że sprawia jej ból. To jednak nie miało znaczenia. Zawsze to robił. Wyrywała się, ale on nie zamierzał odejść. Czuł jej łzy ściekające po policzkach. One też nie miały już znaczenia. Przerwał pocałunek i ponownie spojrzał jej w oczy. Były pełne gniewu i strachu. Bała się go. Pierwszy raz w życiu widział takie spojrzenie. Miał wrażenie, że dawna więź gdzieś zniknęła. Przecież nie mogła pomyśleć, że on... Musiał jej udowodnić, jak bardzo się myli. Ten ostatni raz. Złapał ją za nadgarstki i pociągnął za sobą. Przyparł do najbliższej ściany i omiótł prowokującym spojrzeniem całą jej sylwetkę. Wyrywała się, z jej oczu spływały pojedyńcze łzy, on jednak obejmował ją coraz silniej. Próbował znów to poczuć. Nie wiedział, czy w ten sposób chce ukrać ją, czy uratować siebie. Gdy w końcu przestała walczyć, poluźnił uścisk. Nachylił się i ukrył twarz w zgłębieniu jej szyji. Trwał tak kilka sekund, po czym odwrócił się i wyszedł. Wtedy był pewien, że już na zawsze, że jedynym wspomnieniem po tych krótkich chwilach szczęścia będą jej łzy i paraliżujący strach. Nie wiedział, czy bardziej nienawidził siebie, czy jej. Wtedy zdecydował, że odejdzie. Na zawsze. Zniknie, gdzieś daleko, gdzie nikt i nic nie będzie mu przypominać o najbardziej bolesnej porażce w życiu. Spakował się i wyjechał. Czasem zastanawiał się, jakby to było, gdyby Wilson go nie odszukał. Czy odnalazłby szczęście na końcu świata? Czy mógłby żyć zdala od tego wszystkiego, co tak kochał i nienawidził? Przypuszczał, że skończyłby tak samo, jak Ron, właściciel hotelu, w którym się zatrzymał, z tą tylko różnicą, że jego nikt by nie uratował. Czasem miał wrażenie, że tak byłoby lepiej. Nie musiałby przeżywać tego po raz kolejny i kolejny. Nie byłby świadkiem wypadku najlepszego przyjaciela, nie musiałby odłączać od respiratora Trzynastki, nie patrzyłby na smutek Rachel, która podobnie jak jej matka obdarzyła uczuciem niewłaściwego człowieka. Jednak w głębi serca nigdy tego nie żałował. Lata po jego powrocie były bolesne, ale bywały też cudownie piękne. Ból, bezradność i nienawiść na zmianę mieszały się z nadzieją, namiętnością i szczęściem. Ulotnym w swej prawdziwości, ale wartym każdej sekundy, w której trwało.


- House, House... - Usłyszał cichy, zaspany głos. Nie miał pewności, czy to nadal wspomnienie, czy ktoś rzeczywiście próbuje go obudzić. Dopiero, gdy poczuł, jak ktoś szturcha go w ramię zrozumiał, że nie jest sam.
- Która godzina? - Zapytał wyraźnie niezadowolony z faktu nagłego przerwania snu.
- Siódma rano.
- Zwariowałaś?! - Nakrył się poduszką.
- Nie. Posuń się. - Intruz nie dawał za wygraną.
- Idź do Wilsona.
- Nie dokończyłeś opowieści.
- Rachel, na Boga. Jest siódma rano.
- No właśnie. Zaspany, zawsze byłeś bardziej szczery. – Obdarowała go triumfalnym spojrzeniem.
- Kto ci takich głupot naopowiadał? - Otworzył oczy ze zdumienia. Rachel uśmiechnęła się promiennie.
- Oczywiście. - Pytał zupełnie niepotrzebnie. - Bez kawy nie powiem ani słowa więcej. - Wyjaśnił, odwracając się w drugą stronę.
- I bardziej marudny – dodała. Przewróciła oczami i udała się do kuchni. - I dokładnie pamiętam, gdzie skończyliśmy - zaznaczyła. Po kilku minutach ponownie przekroczyła próg sypialni. - Kawa. - Podała mu gorący płyn. - Więc jak ci się udało ją przekonać, żeby znów byliście razem?
- Tak naprawdę już nigdy nie byliśmy razem. - Odpowiedział, sięgając po napój.
- Jak to? - zapytała. Może i była dzieckiem, ale nigdy nie była głupim i ślepym dzieckiem. - Przecież nas odwiedzałeś - kontynuowała. - Dobrze wiem, po co faceci przychodzą do domu jakiejś kobiety. - Uśmiechnął się. - No co?
- Zapominasz, że ta kobieta to twoja matka.
- Widziałam, jak na siebie patrzycie. Kiedyś przyszłam do salonu, a wy się całowaliście. - Domyślał się, że mała sporo wie, i sporo widziała, bo podobnie jak on potrafiła obserwować, ale nie sądził, że jest w tym, aż tak dobra.
- To nic nie znaczy. Ludzie czasem się całują.
- Kłamiesz jak ona! - Rzuciła z wyrzutem. - Oboje macie mnie za idiotkę. - Spojrzał na nią zaskoczony. Nie przypuszczał, że to wszystko tak bardzo ją męczy.
- Wiedzieliśmy, że to się nie uda. Chcieliśmy oszczędzić ci zawodu. Po moim odejściu, Cuddy też chciała wyjechać, ale Wilson wybił jej to z głowy. Poza tym, ty... ciągle o mnie pytałaś. Nie mam pojęcia dlaczego? Cały czas cię wkurzałem i robiłem ci na złość, a ty i tak... - zamilkł na chwilę. - Cuddy pozwoliła mi przychodzić, ze względu na ciebie. No, i kazania Wilsona. - Uśmiechnął się. - Samo jakoś wyszło.
- Dlaczego już tego nie robisz?
- Całowanie wiedźmy ma swoje konsekwencje.
- House! Pytam, dlaczego już do nas nie przychodzisz?
- Bo ty przychodzisz do mnie. - Wyjaśnił, udając niezadowolenie.
- Dlaczego jej nie powiesz? To wszystko przez ten wypadek? Prawda? To od tamtego czasu przestałeś nas odwiedzać. To moja wina. House, ja chcę jej powiedzieć. To już tyle lat. - Oczy dziewczyny zapełniły się łzami.
- Ustaliliśmy, że to nie ma znaczenia. Ona kocha mnie winić, kocha nienawidzieć.
- To durne. To nie była twoja wina. To ja wybiegłam pod ten samochód. To przezemnie wujek...
- Do cholery, Rachel! To zamknięta sprawa.
- Uratowałeś mi życie! - Próbowała go przekrzyczeć. - Mama powinna o tym wiedzieć. Wtedy moglibyście zacząć od początku.
- Dla nas nie ma nowego początku. Zrozum. Nie było go wtedy i nie będzie teraz.
- Ale dla mnie jest. - Wybiegła z sypialni. Zabrała plecak i kurtkę.
- Rachel! Do jasnej cholery! Rachel... - Odpowiedziały mu zatrzaskujące się drzwi. Był wściekły. Od początku czuł, że te ich rozmowy to najgorszy z możliwych pomysłów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Śro 17:39, 28 Gru 2011, w całości zmieniany 10 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nusiek94
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 07 Gru 2011
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:12, 27 Gru 2011    Temat postu:

yhm pragnę się przyznać, że strasznie tęsknie za Lisą i ... i właśnie tak wyobrażam sobie jej powrót to byłoby cudowne, nie zaprzeczam, że 8seria jest super jednakże jestem tak ogromną fanką LE i Huddy, że cholernie tęsknie za tym wszystkim
życzę Ci weny, bo Twoje ficki potrafią doprowadzić do tego, że moja tęsknota staje się do wytrzymania !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blackzone
Internista
Internista


Dołączył: 17 Mar 2011
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:21, 27 Gru 2011    Temat postu:

Lisku, ja tu będę cały czas. Ciągle będę starała się to zrozumieć. Ale jestem bliżej niż dalej Mała Rachel już nie jest mała. Jest za to wypożyczana dla House'a. Bardzo bym chciała żeby takie coś pojawiło się w prawdziwym serialowym życiu House'a. Powrót Cuddy, ale w podobnym stylu. I Rachel, która ciągle odgrywa ogromną rolę w jego życiu.
Zrobiłaś coś zaskakującego. Przyznam, że nie lubię niespodzianek. Chociaż prawdą jest, że człowiek przez całe życie poznaje samego siebie. Nigdy nie mów nigdy. Ta zasada zawsze obowiązuje. Tak i w tym przypadku. Podoba mi się. I czekam na coś więcej w sprawie Huddy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:23, 29 Gru 2011    Temat postu:

Obawiam się, że z każdą częściej zamiast lepiej, jaśniej i czytelniej, jest gorzej

Niusiek94, blackzone, dziękuję



IV – Kłamstwo na dziewięć liter.


- Cholerny dzieciak – westchnął. Spojrzał na sufit i bezradnie opadł na łóżko. Nie był na to gotowy, nie chciał kolejnych wyrzutów i przepychanek, rozstrząsania tego, co było. Był pewien, że po tylu latach, i Rachel się z tym pogodziła. Tak, jak on. Nieznosił przyznawać się przed samym sobą, że się pomylił. Widocznie nie była aż tak silna, jak mu się wydawało, nie była w stanie udźwignąć ich wspólnej tajemnicy. Prawdy, tego, że Cuddy zawdzięcza mu nie tylko ból, cierpienie i niekończące się pozwy, ale również życie własnej córki. Wtedy to nie miało znaczenia, nie było ważne. Ona i tak od razu wychwyciła tylko te elementy, które mogły jej pozwolić na kolejną ucieczkę od niepewności, od życia z nim. Gdy przyszła, a raczej przybiegła do szpitala i zobaczyła ich, jego z krwią na rękach, bezsilnego, stojącego nad łóżkiem przyjaciela, a obok małą Rachel z misiem, wiedział, że kolejny raz coś w niej pękło. Nie chciała, nie próbowała nawet zrozumieć. Zupełnie, jak kiedyś. Jak zawsze. Dlatego zawarł z małą umowę, że nigdy nie powiedzą Cuddy o tym, że i ona miała być w tamtym samochodzie, że to on ryzykując relacje z jej matką pozwolił jej zostać. Pozwolił żyć. Dla niego to było kolejne kłamstwo, ale dla niej, dla tej małej dziewczynki, był to dowód na to, że ludzie są niedoskonali i potrafią niszczyć wszystko, co dla nich ważne i cenne. Jemu było wygodniej, nie musiał się więcej starać. Cuddy po raz kolejny oceniła go przez pryzmat schematu, który i tym razem okazał się dla niego boleśnie krzywdzący. Wtedy zrozumiał, że to nie ma sensu, że prędzej, czy później i tak znajdą się w sytuacji, w której któreś z nich będzie musiało skrzywdzić to drugie. Najgorsze w tym wszystkim było to, że bez względu na to, którą drogę wybierali i tak nie byli w stanie uniknąć konfrontacji. Najpierw, gdy się rozstali. Oboje chcieli uciec. Nie udało się. Nigdy nie zapomni słów przyjaciela, który zakomunikował mu, że Cuddy odchodzi ze szpitala. Ból, który poczuł wtedy w okolicy klatki piersiowej był jednym z najgorszych, najsilniejszych. Nie mógł oddychać. Pierwsz raz w życiu czuł się naprawdę bezradny. Nie potrafił sobie wyobrazić, że mogłoby jej nie być w szpitalu, w jego życiu. Obok Wilsona była jedynym trwałym elementem w jego nieuporządkowanej rzeczywistości. Był gotów poświęcić wszystko, by ją ocalić. Z wolnością włącznie. Miał pewność, że Cuddy bardzo szybko pożałowałaby swojej decyzji o wyjeździe, o porzuceniu tego wszystkiego, co było jej życiem od tylu lat. To w Prinston ponownie się spotkali, to w tym szpitalu zapracowała na największe awanse i zaszczyty, tu stała się kobietą sukcesu i... matką. Nie miał wątpliwości, że to było jej miejsce. Dlatego wrócił, dlatego te kilka miesięcy spędził w zamknięciu. By ona mogła pójść dalej, zostając w tym samym miejscu. Rozmowa, jedna z wielu, które odbyli i kolejna, którą potrafił odtworzyć z dokładnością, co do jednej sylaby.

- Nie możesz odejść. - Pamiętał swój nienaturalny głos, jakby pierwszy raz w życiu naprawdę się czegoś bał.
- To moje życie. - Jej odpowiedź i spojrzenie. Jedno i drugie nie pozostawiające złudzeń.
- Ucieczka to mój styl, nie twój.
- Widocznie za długo byliśmy razem.
- Nie kpij. Jeśli tak bardzo chcesz zniszczyć czyjeś życie, to niech to będzie moje życie.
- Altruizm do ciebie nie pasuje.
- A tchórzostwo do ciebie.
- Jeśli zostanę nic się nie zmieni. Ciągle będziesz uważał, że jesteś bezkarny. - Widział jej bezsilność i pragnienie, by to wszystko wreszcie się skończyło. Bolało, bo przecież nie tak miało być. Tym razem jednak i on się poddał. Po raz kolejny zdecydował pozostawić wybór w jej rękach.
- Więc przestań gadać i zrób to, co trzeba! - rzucił, podniesionym głosem.


Wiedział, jak zmusić ją do działania. Niestety, nie zawsze mógł kontrolować jego skutki. Właśnie tak trafił na całe sześć miesięcy do więzienia, ale wtedy był gotów na naprawdę wiele, by nie stracić jej na zawsze. Mógł żyć sam, ale nie bez niej. Na szczęście kazania Wilsona sprawdzały się równie dobrze na pani administator. Nie miał pojęcia, jak onkolog zdołał ją przekonać, ale wiedział, że wszystko, co było potem, zawdzięczał właśnie jemu. To, że Cuddy została, że widywał się z Rachel, że znów mogli żyć obok siebie, razem. Kolejny raz, bawiąc się w tą samą grę, rzucając tymi samymi pionkami. Gdyby przyjaciel teraz widział to wszytsko, z całą pewnością obudziłby się, choćby tylko po to, by móc wygłosić kolejne swoje kazanie, jak to marnują sobie życie albo żeby powiedzieć "a nie mówiłem."

- Nie sądziłam, że przyjdziesz. - Otworzyła drzwi i wpuściła go do środka. To było takie dziwne. Znów tu być. Rozglądał się uważnie. Wszystko zdawało się być takie same.
- To Wilson. - Wyjaśnił, próbując odnaleźć jej spojrzenie. Bezskutecznie. Unikała go.
- Powinnam obciąć mu roczną premię. Mam wrażenie, że czasem zapomina, kto podpisuje mu czeki z wypłatą.
- Mnie to mówisz. Pół roku słuchania jakim to jestem idiotą, i nie mogłem uciec. Odwiedziny to najgorszy więzienny wynalazek. Gdyby nie to, że jedzenie było znośne...
- Jak się czujesz? - Był pewien, że gnębiły ją wyrzuty sumienia. To była cała ona. Podejmowała decyzję, a później nie potrafiła się z nią pogodzić. Jej cholerna odpowiedzialność za wszystko i wszystkich. Nie chciał by dłużej czuła się winna. Oboje zapłacili już za swoje błędy. Wysoką cenę.
- Chyba dobrze, a ty?
- Rachel jest u siebie. - Dla niej ta wizyta okazała się znacznie trudniejsza niż przypuszczał.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, nie widziała mnie tyle czasu.
- Codziennie pytała. - Uśmiechnęła się lekko. Miał wrażenie, że wtedy do niej dotarło, co to naprawdę znaczy związać się z kimś mając dziecko. Zrozumiała, że igra już nie tylko swoim życiem i uczuciami. Domyślał się , jakie to trudne, zwłaszcza dla kogoś, kto ponad wszystko pragnął być idealną matką.
- Nie chciałem...
- Daj spokój – westchnęła, wciąż utrzymując ten nieznośny, chłodny dystans. Jak gdyby to wszystko, co było kiedyś, zupełnie zniknęło.


Pamiętał tamto spotkanie. Oczy małej Rachel i jej uśmiech. Nigdy w życiu nie widział bardziej szczerego uśmiechu. Słowo "House" wypowiedziane, jakby był conajmniej jakimś cudem, najbardziej wyczekanym prezentem. To było takie dziwne, ckliwe, nieznane. Wtedy chyba nie do końca był w stanie docenić wielkość tamtej chwili. Teraz już to potrafił. I Cuddy stojąca w drzwiach, taka bezradna w tym wszystkim. Wtedy musiała zdać sobie sprawę, że będzie musiała wybrać. Unieszcześliwić swoją córkę, zabraniając jej kontaktów z nim, lub siebie pozwalając by nieustannie burzył ich poukładany świat. Miał wrażenie, że właśnie tamatego dnia, w tamtej chwili los zatoczył koło.

- Będziesz potrafiła tak żyć? - Nie mógł nie zadać jej tego pytania. To wszystko wydawało mu się nie mieć żadnego sensu.
- Nie. - Odpowiedziała z typową dla siebie, przesadną pewnością.
- Więc zakończ to tu i teraz.
- Już próbowałam - westchnęła bezradnie.
- Wciąż nie patrzysz mi w oczy. - Tak bardzo jej potrzebował. Jej spojrzenia, dotyku. Pragnął poczuć ją całą.
- Nie chcę. - Nie był pewien, czy odpowiada na jego wcześniejszy zarzut, czy na to, co wyczytała z jego twarzy.
- Nie uciekniesz przed tym. - Zrobił kilka kroków. Już tylko centymetry dzieliły go od tego, czego tak bardzo pragnął.
- Idź już, proszę. - W końcu ich ciała się ze sobą zetknęły. Po tylu miesiącach. Dotknęła jego torsu, a on miał nadzieję, że jej dłonie pozostaną tam już na zawsze.
- Mamy zbyt wiele wspólnego. - Uśmiechnął się. - Praca, Rachel, Wilson.
- Nic się nie zmieniłeś. - W końcu uniosła wzrok. W jej oczach odnalazł dokładnie te same uczucia, które kłębiły się u niego, gdzieś w okolicy serca. - Do jutra, House.
- Do jutra, Cuddy.
- A, byłabym zapomniała... - Odwrócił się, licząc na coś zupełnie innego niż usłyszał. - Nie zapomniaj, że masz półroczne zaległości w przychodni. – A może właśnie to chciał usłyszeć. Jej uśmiech, wreszcie. Tak bardzo przypominał mu ten, o którym tak często śnił.
- Cuddy... - odpowiedział jej tym samym. - Nic się nie zmieniłaś.


- Do jasnej cholery! - Z całych sił rzucił poduszką w drzwi. - Dlaczego tak nie mogło być? - Nie potrafił się z tym pogodzić. Z tym, że jego szczęście, choć zawsze okupione wielkim cierpieniem, nigdy nie mogło trwać dłużej niż chwilę. Niż ułamek sekundy, którego nie był w stanie pochwycić. Bał się, że Rachel nieopatrznie zniszczy tą resztkę więzi, która mimo upływu czasu i tych wszystkich wydarzeń wciąż łączyła go z jej matką. To mógłby być ostateczny cios. Już wtedy, pięć lat temu, tamtego parszywego dnia miał stracić wszystko. Powinien. Nie miał pojęcia, dlaczego tak się nie stało.

Miał odebrać Rachel z przedszkola, w zasadzie nigdy tego nie robił, ale wtedy Cuddy miała jakieś mega ważne spotkanie w ministerstwie. Niania nie mogła, a Wilson... był na wizycie domowej u pacjentki. Naiwność przyjaciela zawsze potrafiła go rozbawić. Miał odwieźć Rachel do domu i tam czekać na Cuddy. On wolał jednak, jak zwykle, zrobić wszystko po swojemu. Chociaż to właściwie mała wymolestowała, że chce pojechać do niego, pograć na pianinie. Gdyby tylko wiedział, że tak się to skończy, nigdy by jej go nie pokazał. Niestety, podczas jednej z wizyt, Cuddy przyprowadziła do niego małą i tak się zaczęło. Potem było już typowo. Telefon do Wilsona, by odwiózł potwora do domu, bo on sam nieopatrznie wypił szklankę wisky. Zawsze tak robił. Wtedy to Cuddy musiała przyjeżdżać po małą, tym razem jednak nie mogła. Spotkanie trwało dłużej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Nigdy nie zapomni widoku tamtego samochodu. Kilka sekund i cały świat przestał istnieć. Czarna terenówka wbiła się w wóz jego najlepszego przyjaciela. On i mała dziewczynka stojący na chodniku. W końcu uległ jej namowom i wbrew swoim zasadą i nakazom Cuddy, pozwolił jej zostać na noc. Wiedział, że Cuddy z pewnością go zabije. Za nic nie chciał stracić tego, co udało się im wypracować przez te lata. Ich nieformalnego, niezwiązku. Z dzieleniem się opieką nad małą, ze spontanicznym seksem i zaakceptowaniem tego, że tak wcale nie jest źle. Mogło tak być, ale oboje musieli trzymać się wcześniej ustalonych zasad. Pozwalając małej zostać, łamał jedną z nich. Dziś, jak zresztą każdego dnia dziękował za to, że po raz kolejny nie moża było mu zaufać. Gdyby nie to, dziś miałby na sumieniu nie tylko życie najlepszego przyjaciela. Nie chciał nawet sobie wyobrażać, co by było, gdyby Rachel była w tamtym samochodzie. Na samo wspomnienie tamtego koszmarnego dnia, w płucach zaczynało mu brakować powietrza. Nie wiedział, jak zdołał to wszystko przetrwać. Vicodin był pomocny tylko na początku. Potem pojawiły się wyrzuty Cuddy i ta cholerna diagnoza, jak on chciał się mylić. Śpiączka. Właściwie to śmierć. Oddałby wszystko, by móc cofnąć czas. Chyba pierwszy raz w życiu naprawdę pragnął umrzeć. To było ponad jego siły. Ale i wtedy los postanowił z niego zadrwić, stawiając na jego drodze, osobę, która nigdy nie powinna była się na niej znaleźć. Dziewczynkę, z którą od dnia wypadku połączyła go specyficzna więź. Oparta na tajemnicy i niezwykłym porozumieniu. W tamtym koszmarze Rachel nie odstąpiła go ani na krok. Gdy reanimował Wilsona, ona stała tuż obok, kurczowo trzymając rękaw jego koszuli. Krzyczał na nią, kazał jej wracać do domu, ale ona nie odeszła, jak gdyby chciała mu pokazać, że nigdy go nie opuści. To jej zakrwawiony miś, leżał tuż obok onkologa. Mała zaskakiwała go na każdym kroku. Płakała, gdy Cuddy zabierała ją ze szpitala do domu. Niemal siłą musiał oderwać od siebie jej małe rączki, tak silnie trzymające się jego własnych.

Do teraz tego nie rozumiał, domyślał się, że Rachel dostrzegła w nim, chyba to samo, co jego przyjaciel i jej matka, cokolwiek to było i z tą różnicą, że ona akceptowała go bez żadnych warunków, bez narzucania tego, kim chciała by był. Chyba za to cenił ją najbardziej. Za otwartość i odwagę w byciu niezależną. Za cechy, które teraz miały przyspożyć bólu i cierpienia, nie tylko jej, ale przedewszystkim kobiecie, którą wbrew własnej woli wciąż kochał. Niezmiennie, nieznośnie boleśnie. Wiedział, że prawda rzadko kiedy bywa wybawieniem, dla niego, nigdy. To prawda sprawiała, że tracił wszystko na czym mu zależało, dlatego tak kochał tajemnice, swoje kłamstwa na dziewięć liter. Otworzył oczy. Jego puls zdecydowanie przyspieszył. Wiedział, że przed tym nie ucieknie. Drgnął, gdy usłyszał dźwięk wibrującego telefonu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Pią 19:21, 30 Gru 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blanka.
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:50, 29 Gru 2011    Temat postu:

"Obok Wilsona była jedynym trwałym elementem w jego nieuporządkowanej rzeczywistości. Był gotów poświęcić wszystko, by ją ocalić." - to takie prawdziwe.. i takie podobne do House-a. Do tego skrytego i zadufanego w sobie egoisty, który kochał Lisę. I nadal kocha.

Lisku! To miód dla mojego huddy serduszka, złamanego serduszka. I po przeczytaniu.. mam wielką ochotę się rozpłakać, jak małe dziecko. Doprowadzasz do łez! Czekam z niecierpliwością! Nie każ czekać zbyt długo Mam nadzieję, że tych dwoje, jeszcze kiedyś będzie miało możliwość się zejść! Życzę weny! Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ley
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 4088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Huddyland.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:46, 29 Gru 2011    Temat postu:

Łuhu, przeczytałam wszystkie części z wielkim zapałem, jak zwykle mnie zaskakujesz lisku! Twój talent mnie powala i trudno o nim zapomnieć.
W wolnych dniach od szkoły wzięło mnie na wspomnienia związane z Horum i postanowiłam je odwiedzić i jakoś tak przyciągnęło mnie do działu Huddy i natknęłam się na opowiadanie twojego autorstwa.

Ostatnio lubię być smutna (nie wiem, może, to przez tą paskudną pogodę, wwwrrrr). Ten fik jest cudowny! House'a wspomnienia czytam po prostu ze łzami w oczach! Poza tym ostatnio strasznie brakuje mi Huddy.

Biedny Wilson jest warzywkiem, ale to miłe, że House się nim zajmuje. Widać, że ich przyjaźń wiele dla niego znaczyła. No i piętnastoletnia Rachel! Wyobrażam sobie jaka musi być ładna. Cudowne są te jej rozmowy z House'em. Widać, że to bystra dziewczyna i uczy się od najlepszych.

Czytając te opowiadanie mam lekki niedosyt i pragnę więcej Huddy!
Czekam na kolejną część, w której znów będę mogła się wzruszyć, widząc tą silną miłość House'a do Cuddy. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się potoczy i będą znów razem.

Życzę zapału i wena do napisania kolejnej części.
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blackzone
Internista
Internista


Dołączył: 17 Mar 2011
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:52, 29 Gru 2011    Temat postu:

Wilson był w tamtym samochodzie. Aż mi się w głowie zakręciło. Witaj lisku Wychodzi poniekąd na to, że Cuddy była House'a powietrzem.
Cytat:
Mógł żyć sam, ale nie bez niej.
Co racja, to racja, ale tak się jednak nie stało.

Moja Cuddy i moja Rachel, dziękuję Lisku
Cytat:
Pamiętał tamto spotkanie. Oczy małej Rachel i jej uśmiech. Nigdy w życiu nie widział bardziej szczerego uśmiechu. Słowo "House" wypowiedziane, jakby był conajmniej jakimś cudem, najbardziej wyczekanym prezentem.


Przedostatnia rozmowa Cuddy i House'a to coś wspaniałego, bajka

Cytat:
Gdy reanimował Wilsona, ona stała tuż obok, kurczowo trzymając rękaw jego koszuli. Krzyczał na nią, kazał jej wracać do domu, ale ona nie odeszła, jak gdyby chciała mu pokazać, że nigdy go nie opuści. To jej zakrwawiony miś, leżał tuż obok onkologa. Mała zaskakiwała go na każdym kroku. Płakała, gdy Cuddy zabierała ją ze szpitala do domu. Niemal siłą musiał oderwać od siebie jej małe rączki, tak silnie trzymające się jego własnych.
- teraz to ja nie mam powietrza. To coś... coś więcej niż zwykłe opowiadanie. Nie wiem co to, nie wiem jak to nazwać, ale bardzo pozytywne, nawet gdy przerażająco smutno-gorzkie.

O! A na koniec chcę ten telefon! I oby to była Cuddy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
flea-bitten mongrel
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: czeluści własnej psychozy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:26, 01 Sty 2012    Temat postu:

Lisie chytry i nieposkromiony w swym ogromnym talencie!!

Od dwóch lat śledzę twoje poczynania jako pisarki, ale po raz dopiero dziś stwierdziłam, że może jednak coś dodam od siebie.

Pochwał nie szczędzono Ci nigdy, tak dzieje się również i teraz, a i nie mam wątpliwości, że ten stan nie ulegnie zmianie. W dużym skrócie mój komentarz mógłby ograniczyć się do „ Świetnie! Dobra robota!”, bo każdy fick twojego autorstwa jest naprawdę wyjątkowy, ma w sobie znamiona wyłącznie twojego stylu, da się go rozpoznać chyba już po pierwszym akapicie. Już w Twoich początkach rzucał się niewątpliwy potencjał, ta iskra, którą ma się nadzieję znaleźć w każdym czytanym ficku. I wszystko, co na ten temat można by powiedzieć jako czytelnik, chyba już Ci powiedziano, jak przynajmniej zdołałam wyczytać.

Jednak to tym opowiadaniem zdobyłaś moje serce, które tak długo broniło się przed Twoim piórem, a raczej klawiaturą. Trudno Cię nie cenić i nie zauważać kunsztu, jaki prezentujesz, lecz dopiero ten etap rozwoju Twojego talentu zaspokoił każde moje wymaganie estetyczne, otworzył na wszystkie atrybuty, jakimi cechuje się Twoja twórczość.

Rozwijałaś się zawsze, choć wydawało mi się czasem, że drepczesz w miejscu (może też z powodu mało konkretnych komentarzy, które niekiedy nijak nie wskazują pewnych mankamentów lub rzeczy, które wymagałyby zastanowienia się nad nimi). Jednak każdy kolejny fick przynosił ze sobą nowe rzeczy. Coraz odważniej i z wyraźnie większą lekkością zaczęła poruszać się w świecie metafizyki, uczuć i metafor. To, co prezentujesz w tej dziedzinie niniejszym fickiem, to MAJSTERSZTYK! Naprawdę, nieczęsto zdarza mi się czytać podobną dojrzałość pisarską, kreatywność, a przede wszystkim otwarty umysł, który tak doskonale potrafi zinterpretować i ozdobić słowem emocje i spostrzeżenia. Wielokrotnie czytałam, że ludzie się powinni od Ciebie uczyć, jednak nie zgadzam się z tym – poziom, jaki prezentujesz, to ideał, do którego jedynie niektórzy mogą próbować dążyć, ponieważ niemożliwa jest nauka z tak zaawansowanego w kontekście techniki wykonania i formy tekstu.

Istnieje tak wiele rzeczy, nad którymi mogłabym się zachwycać długo. Pozbyłaś się nadmiernej słodkości, Twój House jest zawsze tym Housem i nie zapominasz o Wilsonie, zachowując niewątpliwe istotne cechy relacji House-Lisa-Wilson i stawiając przed nimi nowe wyzwania, którym potrafią podołać, zachowując autentyczność postaci. Czasami zbytnie zagalopowanie się, choć pewnie to tylko moje odczucie, zwieńczyło nareszcie zachowanie umiaru, poznanie granicy między dobrym smakiem a przesadą. Nie mam pojęcia, co jeszcze mogłabym dodać.

Choć z pewnością moje spostrzeżenia wydadzą Ci się przemądrzałe, jakbym czuła się jakimś wielkim specem, nie miałam takiego zamiaru. To tylko moje odczucia, które towarzyszyły i towarzyszą mi podczas czytania Twoich opowiadań. A że podchodzę z rezerwą do wszystkiego, czym się ludzie zachwycają, staram się dostrzec wszystkie zalety od podszewki, odrzucając achy! i ochy! osób postronnych.

Liczę, że nawet jeśli zainteresowanie Housem i Huddy Ci przejdzie, nie przestaniesz pisać, bo móc czytać podobną twórczość to przyjemność i niewątpliwie ogromny zaszczyt.

Z niecierpliwieniem czekam na kolejne Twoje dzieła,
flea-bitten mongrel


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez flea-bitten mongrel dnia Nie 14:27, 01 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:19, 01 Sty 2012    Temat postu:

Ley!!! Gdybym nie zobaczyła, to bym chyba nie uwierzyła Gdy tylko zobaczyłam Twój nick, wspomnienia wróciły To były czasy! Oj, wielką radochę mi sprawiłaś swoją wizytą. Tak, Huddy brakuje strasznie nie wiem, jak można było nam to odebrać, w taki sposób, nie wiem, czy serialowi wyszło to na dobre, bo jakoś nie oglądam, ale z tego co widzę masa osób naprawdę tęskni za tym.
Masz rację, WIlson zawsze był mega ważny dla House'a i choć on zwykle nie okazuje takich rzeczy wprost, myślę, że tutaj to widać, przymajniej tak chciałam to pokazać. No, jestem strasznie wściekła, że nie dane nam jest oglądać Rachel, dla mnie ta relacja House- Rachel zawsze była mega interesująca i uważam, że można było z niej zrobić coś naprawdę fajnego. Tak, Huddy... starałam się aby nowa część była trochę bardziej o Huddy, ale zawsze się obawiam, bo takie części zwykle wychodzą mi bardziej na słodko tak już mam, ale starałam się, by nie przesłodzić i nie zagubić klimatu. Nie wiem, czy się udało.
Na koniec, jeszcze raz powiem, że bardzo się cieszę, że Cię widzę, znaczy Twój nick Dziękuję za tak miłe słowa. Buziaki i uściski

Blanko, dziękuję To chyba największa radość dla piszącego, gdy uda mu się obudzić różne uczucia w czytelniku, ale to wiesz sama
Tak, House to skomplikowana osobowość

Blackzone, dziękuję Naprawdę bardzo się cieszę, że jednak nie porzuciłaś tego fika, takie komenty jak Twoje naprawdę dodają wena

EDIT.

Flea-bitten mongrel, myślę, że dobrze się stało, że wrzuciłam, tę część zanim przeczytałam Twój komentarz, pojawił mi się dopiero, gdy już wysłałam tę część. (długo nad nią pracowałam, trochę zmieniałam) Myślę, że gdybym przeczytała go najpierw nie miałabym odwagi, by ją wrzucić. Po tych wszystkich pięknych słowach, które tu usłyszałam. Naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Masz rację we wszystkim, co tu napisałaś, no może z wyjątkiem tego, że nigdy nie uważałam i pewnie nigdy nie będę uważać, że mam talent. Pochwały są cudowne i miłe, ale czasem faktycznie powodują, że staje się w miejscu. Co do Huddy, zdarza mi się "słodzić" staram się hamować w niektórym momentach, ale czasem faktycznie brakuje kogoś, kto powie stop! Dlatego absolutnie, nigdy nie uważałam takich komentów i uwag za przemądrzałe, zawsze bardzo je sobie ceniłam. Czuję się zaszczycona, że ktoś taki jak Ty czyta moje pisanie. Obawiam się, że kolejną częścią mogę trochę podpaść, bo mam wrażenie, że kanon trochę mi uciekł, zawsze tak jest, gdy próbuję oddać Huddy bardziej związkowe, jakiego nie było w serialu. Po tym, co przeczytałam od Ciebie, myślę, że może ta część mogła by być lepsza. W każdym raziem dostałam motywację, by jeszcze bardziej się starać. Wszystkie Twoje słowa przyjmuje z wielkim zaszczytem. Kłaniam się i dziękuję
Mam nadzieję, że jeszcze się pojawisz, takie komenty są bardzo pomocne i potrzebne, każemu kto pisze

Wybaczcie długość, miały być dwie części, ale z okazji Nowego Roku...



V – Dawności, wróć!


- Kostnica miejska, czym mogę służyć? - Jak zwykle nie potrafił się powstrzymać. Chęć wkurzania jej zawsze była silniejsza od niego.
- Cokolwiek jej zrobiłeś, cokolwiek durnego powiedziałeś, masz to odkręcić!
- Przykro mi. Pomyłka.
- House, jeszcze słowo, a przysięgam, że w końcu spełnię swoją groźbę o pozbawieniu cię kilku kluczowych części ciała.
- Uroczo, tylko nadal nie rozumiem. - Zdawał sobie sprawę, że tę rozmowę musi prowadzić niezwykle ostrożnie.
- Była u ciebie, a teraz ryczy zamknięta w swoim pokoju.
- Nie...
- I nie waż się powtarzać, że nie rozumiesz! - Przewrócił oczami.
- O ile pamiętam, już dawno temu ustaliliśmy, że ona jest bardziej twoja niż moja więc...
- Nie dzwoniłabym, gdyby to nie było ważne. Nigdy się tak nie zachowywała. Miałam wrażenie, że chce mi coś powiedzieć, ale nie wie jak. Coś się stało?
- Okres?
- Wiedziałam, że nie powinnam była dzwonić – wysyczała z narastającą wściekłością w głosie.
- Zaczekaj! Co będę z tego miał? - Znów to robił. Po raz kolejny pozwalał sobie na krótkie wspomnienie o dawnej radości. O tym, jak kiedyś rozmawiali, dokładnie tak samo. Kłócili się i kochali niemal w tej samej chwili. On robił to specjalnie, nawet gdy z czasem nie miał nic przeciwko spędzeniu dniu z małą i tak udawał, że strasznie go to męczy. Tylko po to, by ona mogła się powkurzać, a potem, gdy w końcu przyjeżdżał, mieć wyrzuty sumienia. Naprawdę to uwielbiał. Jej zmienne nastroje, wtedy zawsze dostawał to, czego chciał.
- To co zwykle - westchnęła wciąż poirytowana.
- Seks!
- Tydzień wolnego w przychodni. - Bardzo szybko przypomniała mu, jak wiele się zmieniło.
- Na starość robisz się męcząco nudna.
- A ty marudny – rzuciła, naciskając czerwony przycisk słuchawki. Oboje uśmiechnęli się dokładnie w tym samym momencie, i dokładnie z tego samego powodu. Pewne rzeczy na szczęście pozostały takie same, mimo zmieniających się okoliczności i upływającego niemiłosiernie czasu.

Godzinę później...

Stał pod jej domem. Przeszłość po raz kolejny postanowiła powrócić. Siedział na motorze i wpatrywał się w zielone drzwi. - Kiedy był tu po raz ostatni? - zapytał sam siebie. Nieznośny ból przeszył całe jego ciało. Zacisnął palce na kierownicy.

To był ciepły jesienny poranek. Żadne znaki na niebie i ziemi nie ostrzegały, że to będzie najgorszy dzień w jego życiu. I ostatni, który spędzi w tym domu. Nigdy nie doceniał tego, co wtedy miał. Wydawało mu się, że to jest coś zwykłego, coś, co normalni ludzie mają na codzień. On lubił uważać, że jest inny. Był inny, dlatego nie zamierzał się przesadnie angażować, nie planował biegać rozanielony po PPTH, tylko dlatego, że udało mu się zdobyć to, co dla innych jest największym marzeniem, celem w życiu. On miał medycynę, nie to, że nie kochał Cuddy, po prostu wtedy nie potrafił docenić wielkości tego uczucia.
- Wychodzimy! - Usłyszał tuż nad uchem. Nie myślał wstawać przed dziesiątą.
- Dlaczego mnie budzisz? Najpierw nie dajesz mi spać w nocy...
- House! Rachel jest obok. - Nawet jednym okiem udało mu się zauważyć, jak kobieta się rumieni.
- Dobry seks, nigdy nie jest zły - ciągnął dalej, z rozbawieniem obserwując, jak Cuddy próbuje zatkać uszy małej Rachel.
- Masz być w przychodni o dziesiątej. Sprawdzę osobiście.
- Jasne - wymruczał do poduszki.
- I nie zapominaj, że dziś odbierasz Rachel.
- Kogo? - Nie doczekał się odpowiedzi. Nawet nie musiał się wysilać, by wyobrazić sobie jej wściekłą minę. Wybuchł śmiechem, gdy po chwili, gdzieś zza drzwi usłyszał niewyraźne pytanie: "Mamo, a co to jest seks?"


- Gdyby tylko wtedy mógł wiedzieć, że uśmiecha się tak po raz ostatni.

- House, ja nie potrafię...
- Przestań! Nie zrobisz mi tego po raz kolejny!
- Mówisz, jakby to była moja wina.
- Bo robisz dokładnie to samo, co wtedy. Już zapomniałaś, ile cierpienia im przyspożyliśmy.
- Nawet nie wiesz, co czułam widząc was tam, ciebie i Rachel z zakrwawionym misiem. To ponad moje siły, rozumiesz?!
- Histeryzujesz. Wypadki się zdarzają. Nie uchronisz jej przed całym złem tego świata.
- Ty jesteś całym złem tego świata.


W tamtej chwili poczuł, że rozpada się na kawałki. Jego dusza i ciało. Na maleńkie i nic nie znaczące elementy przegranej egzystencji. Zmarnował swoją ostatnią szansę. Te wszystkie lata. Życie tylu osób. Czuł ogromną nienawiść, rozsadzała go od środka. Niewyobrażalna złość, żal i ból, to wszystko sprawiało, że wtedy zdecydował się ostatecznie pogrzebać te wszystkie nowe, nieznane mu uczucia, razem z utraconą nadzieją na obudzenie... odzyskanie swojego najlepszego przyjaciela. Do dziś spoczywały głęboko uśpione, gdzieś w najciemniejszych zakamarkach jego pamięci. Pierwszy raz od długiego czasu znów miał ochotę uciec. Samo przebywanie tak blisko tego wszystkiego sprawiało mu ból. Czas, który upłynął w żaden sposób nie zmniejszał jego cierpienia. Niestety, jakaś niezrozumiała dla niego część jego własnego umysłu nie pozwalala mu stamtąd odejść. Sam nie wiedział, jak znalazł się pod jej drzwiami. W momencie, w którym zastukał laską w drzwi, nie miał już wyboru. Musiał pozwolić, by los dopisał kolejne kartki do tej ckliwej historii. Musiał na nowo odnaleźć się w dawnej roli. Gdy otworzyła mu drzwi, nie miał już żadnych wątpliwości, że będzie potrafił. Była taka piękna. Widywał ją w pracy, ale to było coś zupełnie innego. Tu była bardziej jego.


- Myślę, że zdążyła już zasnąć. – Drzwi otworzyła mu bardzo wkurzona brunetka.
- Jest południe - wyjaśnił. - I nie zapominaj, że już nie jestem twoją seks zabawką. Nie będe się pojawiał na każde zawołanie, no chyba, że znów wrócimy... - posłał jej bardzo wymowne spojrzenie. Tylko w ten sposób mógł sobie z tym poradzić. Udając, że pewne rzeczy już przestały boleć. Ich morderczą walkę spojrzeń przerwała postać w niebiesko-szarej koszuli z bardzo wymownym napisem "everybody lies." Stała tam od samego początku, jednak dopiero teraz zdecydowała się ujawnić. Uwielbiała to robić. Być cichym świadkiem ich potyczek. Obserwować ich gesty, spojrzenia. Zawsze mówiły więcej niż setki słów, którymi w siebie rzucali, mówiły wszystko, a nawet więcej. Z wielkim trudem zdołała ukryć przed nimi błąkający się na swojej twarzy uśmiech.
- Rachel, możesz mi wytłumaczyć o co chodzi?
- To nic mamo, naprawdę. Już jest dobrze – wyjaśniła, wciąż bacznie ich obserwując.
- Nie rozumiem? - Kobieta bezradnie wzruszyła ramionami. House, parsknął śmiechem, odnosząc się do jej wcześniejszej groźby, gdy sam użył takiego sformułowania. Wzrok Cuddy jasno i czytelnie mówił "zabiję cię przy pierwszej lepszej sposobności, a takowa zaraz nadejdzie, w tej chwili, jeśli nie przestaniesz wlepiać swojego rozanielonego spojrzenia w mój dekolt."
- Może zaprosimy House'a na obiad? No wiesz, skoro już tu jest. - Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie. Odpowiedziała jej głucha cisza. Żadne z nich nie było gotowe by się z tym zmierzyć. - Jasne - syknęła. Jej dobry nastrój w mgnieniu oka zmienił się w złość. - Wujek miał rację, jesteście beznadziejni! - Oboje spojrzeli na nią zdumieni. Po chwili usłyszeli trzask zamykanych drzwi.
- Właśnie dlatego nie chciałam, żeby u ciebie nocowała. Nigdy. Potem wymyśla sobie różne rzeczy i zachowuje się jak...
- No dokończ! – polecił, wpatrując się jej głęboko w oczy.
- Jak ty. - Chyba tego najbardziej się bała. Tego, że w pewnym momencie jej córka, swoim zachowaniem, spojrzeniem, czy tym co i w jaki sposób mówi, przypomni jej, że zadawanie się z House'm nigdy nie pozostaje bez wpływu na tego, kto ma z nim doczynienia. A przecież przed tym całe życie próbowała ją chronić. Ją i siebie. Jej wyrzut bardzo go zabolał. Wiedział, że nie jest ideałem, ale skoro obie go kochały, nie mógł być przecież taki zły. On w przeciwieństwie do niej czuł wielką dumę, za każdym razem, gdy dostrzegał w małej cząstkę siebie. Mimo, że przecież nigdy mu na tym nie zależało. - Co robisz? - zapytała, gdy zorientowała się, że zamiast w stronę drzwi udaje się na górę.
- To moja wina. - Przyznał niechętnie. Obdarzyła go pytającym spojrzeniem. - Znów wypytywała mnie o dawne czasy.
- Mówiłam ci, że masz z nią nie pogrywać w ten sposób. - Podążyła za nim.
- Jej to powiedz. Czego się tak boisz? Że zacznie cię oceniać, twoje wybory, decyzje?
- Przestań. - Jak zwykle trafił idealnie w jej obawy. Bała się, że Rachel może nie zrozumieć jej postępowania. Czasem sama nie była już go pewna. Ale tego by nie zniosła. Wyrzutów osoby, którą kochała i którą chciała chronić najbardziej na świecie.
- Mam wyjść? - Zatrzymał się nagle, odwracając w jej stronę. Omal na niego nie wpadła. Stali tak blisko. Wszystko znów wróciło. W ułamku seksundy. To, co było kiedyś i zostało odrzucone, tak wiele razy. Jej twarz tuż obok jego własnej. Jej rysy znał na pamięć. Usta, nos, brwi, wszystko tak dobrze mu znane, nigdy nie zapomniane. I ten strach w jej oczach. Był tak irytujący i podnieciąjący zarazem. Nie odezwała się ani słowem. Nie była w stanie. Po chwili zdającej się trwać wieczność, przerwała to platoniczne uniesienie. Spuściła wzrok i wróciła do salonu. Tym razem to ona pozostawiła mu wybór. Kilkakrotnie spojrzał w kierunku drzwi wyjściowych, ostatecznie jednak nie zmienił raz obranego kierunku. Tym się różnili.


- Mogę wejść? - Wsunął lekko głowę do niedużego pokoju na piętrze.
- Przepraszam. - Usłyszał w odpowiedzi. Rachel siedziała na dywanie przy łóżku. Wolno dokuśtykał do niej i stękając z niezadowoleniem na konieczność torturowania starych kości, usiadł tuż obok.
- To był twój pomysł na nowy początek? - Zapytał, gdy cisza powoli stawała się nieznośna.
- W zasadzie...
- Za to głupie pomysły masz zdecydowanie po Wilsonie – wtrącił. Dziewczyna zrobiła naburmuszonę minę.
- Gdyby widział to co jest teraz, załamałby się, że to przez niego, przez ten wypadek...
- To nie była ani jego, ani twoja wina. Prędzej, czy później stałoby się coś, albo ja zrobiłbym coś, co sprawiłoby, że Cuddy znów musiałaby uciekać – tłumaczył, patrząc gdzieś w niezidentyfikowaną przestrzeń przed sobą. - Wypadek nie był powodem – wyjaśnił, tak naprawdę, nie mając pewności.
- Ucieka, bo jej na to pozwalasz. - W tym momencie do pokoju weszła brunetka z dwoma kubkami gorącej herbaty. Gdy zobaczyła, że nie odszedł, że wciąż mu zależy, nie potrafiła nie docenić jego gestu. Przez dłuższą chwilę wszyscy milczeli. Każde z nich miało o czym myśleć. Każde miało swoje wspomnienia. - Mamo, czy ty płaczesz? - Pierwsza odezwała się najmłodsza w pokoju.
- Skąd. - Zaprzeczyła wyrwana z zamyślenia. - Przyniosłam wam coś do picia. - House uśmiechnął się pod nosem, kochał jej zakłopotanie i to jak beznadziejnie kłamała.
- O czym myślicie? - Zapytała spoglądając to na House'a to na Cuddy.
- Coś mi się przypomniało – wyjaśniła brunetka.
- Błagam, tylko nie tamto. - Mężczyzna domyślał się, co sobie przypomniała. Coś, czym prześladowała go przez wiele lat. Pewien moment, w którym to wiele, wiele lat temu, dokładnie w tej samej sytuacji, pewna mała dziewcznka, burząc zasady i prawa rządzące wszechświatem, zamiast przytulić się do własnej mamy, wdrapała się na kolana do najbardziej nieczułego faceta na ziemi i najzwyczajniej przytuliła się do niego. Do tej pory nie wiedział, kto był bardziej zszokowany, on czy Cuddy. Chyba wtedy pierwszy raz podświadomie poczuł, że mógłby tak żyć. Zwyczajnie.
- Co, co? - dopytywała dziewczyna.
- Byłaś wtedy bardzo mała, a House zupełnie nie wiedział, jak sobie z tobą radzić. - Cuddy zaśmiała się pierwszy raz tego dnia. Do teraz pamięta jego zdezorientowany wyraz twarzy.
- Super. To może teraz dla odmiany ponabijamy się z kogoś innego – rzucił, udając obrażonego. Gdy tylko Cyddy odłożyła kubki na komodę, Rachel złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą. Po chwili cała trójka siedziała obok siebie.
- To może w końcu powiecie mi, o co tak naprawdę chodzi? - Poprosiła zniecierpliwiona kobieta.
- To już nie jest ważne. - Rachel spojrzała najpierw na nią, a później na House'a. Był z niej dumny. Rzeczywiście mógł jej ufać. Ich więź nie była tylko dziełem jego wyobraźni i podświadomej potrzeby posiadania takiej właśnie osoby. Kogoś, kto nigdy go nie zdradzi, kto raz decydując się na pójście z nim jedną drogą, już z niej nie zawraca. Ile on by dał, by Cuddy była taka jak jej, nie taki już mały, potwór.
- Pamiętacie moje urodziny? - Nową dawkę nieznośnej ciszy przerwało kolejne niespodziewane pytanie. - Te ostatnie przed... zanim wujek, no wiecie.
- Nie bywałem na twoich urodzinach.
- Nie kłam. Myślisz, że nie wiem. - Zaśmiała się. - Przychodziłeś, jak wszyscy już wyszli. - Spojrzała na niego, bardzo z siebie zadowolona. - Rano zawsze znajdowałam jakiś dodatkowy prezent. - Cuddy uśmiechnęła się pod nosem. Zawsze ją to wkurzało, ale w głębi duszy potrafiła docenić jego gest. To, że się starał. Przynajmniej czasem. - A wiesz, który podobał mi się najbardziej?
- Obstawiam, że te dwieście dolców, które przypadkiem mi wypadło, gdy podrzucałem ci tego włochacza podprowadzonego z kliniki.
- Wiedziałam, że to ty! - Cuddy wychyliła się zza Rachel i uderzyła go w ramię. - To był sponsorski miś. Od początku wiedziałam, że nie mogłeś kupić takiego samego.
- Mój nie miał durnej, czerwonej kokardy.
- Sam jesteś durny.
- A ty wciąż masz wielki tyłek. Prinstonowski Titanic.
- Miło, że ktoś mnie słucha - rzuciła ironicznie osoba siedząca pośrodku. Tak naprawdę wcale jej to nie przeszkadzało. Uwielbiała, gdy tak było. Wtedy była szczęśliwa. Mogąc tam być. Obserwując pasję, zadziorność i wyjątkową niezwykłość tej relacji. Stając się jej częścią. Niestety, już od dawna jej radość nie trwała dłużej niż chwilę, którą nie była się w stanie nasycić. Diagnosta poczuł, że za moment nie będzie miał już ochoty i siły, by stąd wyjść, a ona przecież nie poprosi go by został. Po raz kolejny musiał więc zagrać rolę czarnego charakteru. Podniósł się z miejsca i ruszył w stronę drzwi. Nie potrafił się jednak powstrzymać i trzymając już klamkę, odwrócił się. Siedziały obok siebie, wpatrywały się w niego, niemal przewiercając mu dziurę w plecach. Były do siebie tak podobne i tak różne jednocześnie. Uśmiechnął się. Rachel spojrzała błagalnie w stronę Cuddy. Zrezygnowała, gdy mężczyzna przez nikogo nie zatrzymywany zniknął w holu.
- Jaki był twój ulubiony prezent? - Usłyszała pytanie, wpatrującej się w drzwi brunetki.
- Nadzieja. - Odpowiedziała bez wahania, patrząc dokładnie w ten sam punkt. - Tą, którą dostałam od niego, od was w dziewiąte urodziny. Kilka miesięcy przed wypadkiem wujka. - Nie musiała dodawać nic więcej. Cuddy była boleśnie świadoma tego, o czym mówiła jej córka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Pon 14:19, 02 Sty 2012, w całości zmieniany 13 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nusiek94
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 07 Gru 2011
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:59, 01 Sty 2012    Temat postu:

uwielbiam każdy fick dodawany dodawany przez Twoją osobę, mam nadzieję, że już niedługo będę mogła przeczytać kolejną część tego dzieła

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blackzone
Internista
Internista


Dołączył: 17 Mar 2011
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:54, 02 Sty 2012    Temat postu:

I'm Coming! oj tam, oj tam. Przesada Myślę, że Sylwester minął ci imprezowo... spokojnie, bez zbytniego kaca Co dziś? Poniedziałek... chyba, więc zbytnio się nie spóźniłam, bo przez ten Nowy Rok straciłam zupełnie rachubę czasu x D

Miło jest pomyśleć jak ta dwójka uśmiecha się w tym samym momencie
Cytat:
- Ty jesteś całym złem tego świata.
Na moje nieszczęście, taka właśnie potrafi być Lisa, gdy się czegoś boi, ma dość gierek etc. Aż ja zaczynam się bać jej prostolinijności w takich sytuacjach : p
Aaaa i pojawiły się moje House'owe kolanka dla Rachel
Cytat:
(...)Po chwili cała trójka siedziała obok siebie.
O! I tak ma być, na zawsze!

Wiesz co? Tak sobie myślę jak to by było widząc 15-letnią Rachel i w ogóle nie starzejących się House'a i Cuddy Ja bym tak chciała. Jako dziadkowie może nadal mieliby w sobie tą pasję, ale to już by nie było to samo

Mądra i z pewnością bardzo piękna dziewczyna z naszej Rachel. Urodę ma po mamie, charakter po przyszywanym tacie Czy ja kiedykolwiek przestanę kochać tę parę? Oby nie

Dziękuję


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez blackzone dnia Pon 23:13, 02 Sty 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blanka.
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:02, 02 Sty 2012    Temat postu:

lisku - masz rację, to największa radość a moją radością, jest przeczytanie kolejnej części i zdecydowanie proszę o więcej! Ahh!

Lisku, mówiłam już, że Cię uwielbiam?

"- House, jeszcze słowo, a przysięgam, że w końcu spełnię swoją groźbę o pozbawieniu cię kilku kluczowych części ciała.
- Uroczo, tylko nadal nie rozumiem. - Zdawał sobie sprawę, że tę rozmowę musi prowadzić niezwykle ostrożnie. " - Mistrzostwo!! Cała ich rozmowa telefoniczna była w stylu House kontra Cuddy. Tęskniłam za tym i zdecydowanie tego mi brakowało. Oczywiście uwielbiam ich wszystkie dialogi w tej części ! Ale pomimo wszystko! Ten kawałek, który zacytowałam.. wzbudził we mnie.. coś, przez co odkryłam House'a na nowo - w tym fiku. Greg troszczący się o Lisę, Greg który skrycie nadal ją kocha i tęskni, wraca co raz częściej do tego co było. Pięknie to wszystko ubrałaś w słowa! To jest niesamowite.

A cały fragment po słowach "mam wyjść..?". TO BYŁO CUDOWNE! I zdecydowanie uwielbiam reakcje Lisy.. Moment w którym weszła do pokoju i House tak samo jak Reachel zauważył, że płakała. Znał ją.. i świetnie to pokazałaś pisząc : " Mamo, czy ty płaczesz? - Pierwsza odezwała się najmłodsza w pokoju.
- Skąd. - Zaprzeczyła wyrwana z zamyślenia. - Przyniosłam wam coś do picia. - House uśmiechnął się pod nosem, kochał jej zakłopotanie i to jak beznadziejnie kłamała. " !! W tym momencie moje serce wzniosło się wysoko w górę! Taka mała rzecz, a tak cieszy! I ta końcówka, kiedy tak wpatrywała się w te drzwi, po wyjściu House'a.. Miód i malina! Po prostu kocham, kocham! Uwielbiam Twój talent Lisku, który powala, powala! Czekam i mam nadzieję, że wstawisz kolejną część, tak szybko, jak pozwoli Ci na to czas! WEN! - przybądź do Liska!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blanka. dnia Pon 18:03, 02 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:34, 06 Sty 2012    Temat postu:

Dziękuję za komentarze


VI – Chwila w życiu.


Dzień, kolejny taki sam. Ten sam dom, te same problemy, ta sama praca. Wszystko miała już opanowane. Ze wszystkim się pogodziła. W końcu potrafiła być szczęśliwa tu i teraz. Po latach wreszcie zakceptowała to, na co przecież sama się zgodziła.

- Mamo, mamo... gdzie jest House?
- Ma trudny przypadek. Pewna pani jest bardzo chora.
- Dlaczego?
- Nie wiem.
- A gdybym ja była chora, to on pomagałby teraz mi, czy tej pani?
- Co to za pytanie?
- Bo chciałabym, żeby tu był.
- Oj, Rachel. Masz tylu innych gości.
- Ale z nim jest fajniej.
- Wracaj do zabawy z dziećmi.
- Zadzwonisz do niego?

A jednak czasem bolało. Przeznaczenie cholernie niesprawiedliwie z nią pogrywało, skazując na coś przed czym nie mogła uciec. Najgorsza w tym wszystkim była świadomość, że na ten sam los świadomie skazuje własną córkę.

- Nie przyszedł.
- Nie mógł.
- Kłamiesz. Mam już dziewięć lat, nie musisz mnie pocieszać w ten sposób. Nie zależy mu. Dlatego go tu nie ma.
- Kobiety małej wiary.
- House!
- House?
- Co to za walizka?
- House?
- Czy tam jest mój prezent?
- Nie. To tylko moje skarpetki.



To był jeden z najcudowniejszych dni w jej życiu. Rozpromieniona twarz Rachel i jego uśmiech. Poczuła się wtedy najszczęśliwszą kobietą na świecie. Jej córka miała rację, to był ich najlepszy prezent. Skarpetki, tyle potrzebowała, by zrozumieć, czego pragnie. Nie miało znaczenia, że podświadomie zdawała sobie sprawę z tego, że House zawsze będzie House'm i jedna walizka tego nie zmieni. Nie sprawi, że będzie należał tylko do niej. Mimo wszystko, na tamten moment, nie potrzebowała niczego więcej. Najlepiej wiedziała o tym, że diagnosta jest indywidualistą, samotnikiem. Nie miała wątpliwości, że czasem będzie uciekał, ale ten gest, ta jedna walizka, sprawiła, że w końcu uwierzyła. Przecież sam wybrał to miejsce. Jej dom i jej serce. Dziękowała Bogu, że pozwolił jej choć przez ten krótki czas być szczęśliwą, że nie miała wtedy pojęcia, że los, tak niesprawiedliwie szybko zamieni go w chwilę. W ulotne pragnienie spełniających się lecz nigdy nie spełnionych marzeń.
- Mamo, jak myślisz, czy gdyby nie ten wypadek, to House... czy wy? - Jej rozmyślania przerwało pytanie, które sama, od wielu lat sobie zadawała.
- Nie wiem.
- Nie dostrzegasz oczywistości. - Dziewczyna spojrzała na nią wyraźnie zasmucona.
- Rachel, bez względu na to, co mówi House, w życiu nie ma prostych rozwiązań.
- A gdyby on uratował mi życie? Gdyby to, że tu jestem to była jego zasługa?
- Nie rozumiem.
- Nie ważne.
- Za kilka lat będziesz dorosła, wtedy zrozumiesz.
- Nigdy nie zrozumiem. - Odpowiedziała, kładąc głowę na kolanach zamyślonej brunetki.


Miał wielką ochotę, by upić się w jakimś przydrożnym barze. Niestety, w domu czekał na niego Wilson. Nie lubił zostawiać go z opiekunką. Odkąd Trzynastka odeszła, nie znalazł nikogo, komu potrafiłby zaufać. Dlatego, gdy tylko mógł zajmował się nim sam. W wyjątkowych sytuacjach i wtedy, gdy pracował odwiedzała ich Consuela. Starsza pani, ich sąsiadka. Kobieta bardzo chętnie pomagała mu w opiece nad przyjacielem. Sama nie miała nikogo bliskiego, i chyba szczerze lubiła towarzystwo onkologa. Naprawdę nazywała się Julietta, czy Juliana, ale on wolał ten wymyślony pseudonim, bo kobieta bardzo przypominała mu jedną z bohaterek telenoweli, którą aktualnie z Wilsonem oglądali. Gdy tylko wyszła od razu skierował się do salonu. Otworzył barek i sięgnął po Wisky. Zdecydowanie tego potrzebował.
- Wiem, co myślisz. - Odezwał się, mając nieodparte wrażenie, że przyjaciel bacznie się mu przygląda. - W ogóle nie powinienem tam jechać – westchnął, będąc już w pokoju. Jak zwykle zajął swoje ulubione miejsce. - Twoje zdrowie. - Upił kilka łyków. - Żałuj, że nie widziałeś jej miny, gdy Rachel zaprosiła mnie na obiad. To głupie – dodał po chwili milczenia. - Wiesz, od jakiegoś czasu naprawdę lubię z tobą rozmawiać – uśmiechnął się w stronę swojego słuchacza. - Zero złośliwych uśmieszków, żadnych kazań. - Kończąc tę myśl ponownie sięgnął po butelkę ze złotym płynem. - Myślała, że wszystko będzie jak kiedyś. Że zdołała wymazać przeszłość. Naiwna - rzucił z politowaniem. - Piękna, seksowna i naiwna – poprawiła go podświadomość. Zamknął oczy.

- Jesteś mi potrzebny.
- House?
- Nie. Święty Mikołaj. Potrzebuje twojego renifera. Trzeba odwieść małego, molestującego mnie potwora do innej molestującej mnie harpi.
- Jak to? Przecież mieszkacie razem. House... pokłóciliście się? Dlaczego dzwonisz z domu?
- Jestem w domu.
- Jesteś u siebie. Widzę numer. Dlaczego nie jesteś u Cuddy?
- Uciekliśmy z domu. W połowie miesiąca wiedźma staje się nie do zniesienia.
- To nie jest śmieszne.
- Byłoby, gdybym widział twoją minę.
- Co zrobiłeś?
- Matko, James. Cuddy ma zebranie. Ja odbierałem Rachel ze szkoły. Mały potwór wzoruje się na matce i gdy tylko ma okazję wyżywa się na mnie. Wpadła więc na pomysł, żebyśmy trochę pograli na pianinie. Dlatego jestem tu, a nie tam. Poza tym chciałem odpocząć.
- House, zagraj coś jeszcze! Proszę... - Usłyszeli bardzo radosny głos, niewiarygodnie szczęśliwej dziewczynki. Z pokoju obok dobiegały ciche, nie do końca melodyjne, dźwięki wspomnianego wcześniej instrumentu.
- Odpocząć? - Zakpił onkolog. Dobrze wiedział, jak bardzo mała potrafi dać w kość. Jej energia i niekończące się pytania. Przekonał się o tym na własnej skórze. Nie raz dostawał ją w prezencie, gdy House i Cuddy mieli coś nagłego, nie cierpiącego zwłoki i mega ważnego do załatwienia. Dawał się na to nabierać do czasu, gdy przyłapał ich...
- I właśnie dlatego potrzebuję ciebie. - Właściwie to cieszył się, że przyjaciel przerwał mu tę myśl. - Odwieziesz harpię juniorkę do domu, a ja zostanę tutaj. W ciszy i spokoju kontemplując uroki związkowego życia.
- Wybacz, to takie oczywiste – rzucił ionicznie. - Każdy normalny człowiek tak robi. Cieszy się wspólnym szczęściem w pojedynkę.
- Drogi Watsonie, z wiekiem twoja złośliwość powiększa się równie szybko, jak ten łysy punkt na czubku głowy.
- Nic tam nie ma. - Onkolog próbował się bronić.
- No właśnie. - House parsknął śmiechem.
- Co zamierzasz jej powiedzieć?
- Że na seks musi poczekać do jutra.

Naprawdę nie chodziło o to, że nie podobało mu się to co było. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale lubił z nimi mieszkać. Budzić się z piękną brunetką u boku. Móc bezkarnie gapić się na jej cudowne ciało, leżące tuż obok. Móc jej dotykać niemal w każdej chwili. Zdobył dla siebie mały raj. Uśmiechnął się do własnych myśli. Po prostu czasem musiał wrócić do tego co było, choćby tylko na jeden dzień, by przypomnieć sobie jak długą drogę odbył i by móc jeszcze bardziej cenić to co zyskał. Tego dnia właśnie tego potrzebował. Takiego powrotu do własnego domu. Rachel mu to ułatwila. Zawsze gdy tam przychodził, nie mógł uwierzyć, że jego życie tak bardzo się zmieniło. Że on, wredny diagnosta, zamienił swoje mroczne mieszkanie na dom, swoją ukochaną samotność, na życie z harpią i jej małym potworem. Na nieszczęście dla całej reszty otoczenia pozostał taki sam. Wciąż nie lubił pacjentów, wciąż ich obrażał, znęcał się nad swoim zespołem, zwłaszcza nad Foremanem. Uwielbiał to. No i ryzkowne zabiegi, a raczej to jak walczył o nie z Cuddy. Odkąd byli razem miał zdecydowanie więcej kart przetargowych. Na pierwszy rzut oka, nikt kto go znał, nie zauważył różnicy wynikającej z tego, że w pewnym momencie przestał już być samotnym diagnostą. On dostrzegał i strasznie go to przerażało.


Pół godziny, i sześć utworów później...


- Jeszcze jeden! Obiecuję, ten będzie ostatni.
- Jasne, tak jak pięć poprzednich. Nie ma mowy. Zbieraj się. Zaraz będzie Wilson.
- A ty? House...
- Przez ciebie nie jestem w stanie ruszyć nawet małym palcem lewej nogi. Chcę odpocząć. - Wyjaśnił, udając niemal umierającego. Jej spojrzenie. Oczy, które w niego wlepiała, niemal jego samego przyprawiały o łzy. - Ani się waż.
- Ja nie chciałam. Obiecuję, będę grzeczna, ale wróć ze mną. - Zeskoczyła z krzesła i w ułamku sekundy przykleiła się do jego nóg. Przewrócił oczami. - Zagram ci Stonesów. - Parsknął śmiechem. Od miesięcy próbował ją nauczyć krótkiej melodii. Niestety, jej talent muzyczny dorównywał kulinarnemu jej matki. - I zrobię omlet. - Nie dawała za wygraną. Podniosła wzrok i niczym Shrekowski kot próbowała udowodnić mu jak miękkim i wrażliwym jest facetem.
- Nigdzie się stąd nie ruszam. Jest późno. - Bronił się, unikając jej błyszczących oczu. Gdy jego wargi lekko drgnęły, mała uśmiechnęła się promiennie. - Zmieniłem się w zielonego ogra. - Stwierdził z autentyczym przerażeniem w głosie.
- Wolę piratów i Siwobrodego. - Zaśmiała się.
- Oczywiście. Tylko sama dzwonisz do matki i sama zajmiesz się Wilsonem. Nie zamierzam wysłuchiwać kolejnych kazań. A jak twoja matka już nigdy więcej nie wpuści mnie do waszego domu to będzie twoja wina. Wiesz, że nie pozwala ci tu spać.
- A czepiasz się Wilsona. - Pokiwała głową z politowaniem. - Sam rzucasz niezłe kazania. - Spojrzał na nią zdumiony. - Dobra, najpierw zajmę się wujkiem. Wiesz, że dla mnie zrobi wszystko. - Uśmiechnęła się. Otworzył oczy jeszcze szerzej. Nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że już gdzieś widział ten wyraz twarzy. Inteligenty, łobuzerski, skrywający setki różnych emocji. To kolejna z wielu chwil, którą tak wyraźnie utrwalił jego umysł. Niestety, to co stało się później, sprawiło, że już nigdy więcej miał nie poczuć czegoś podobnego. Mała, dokładnie tak jak mówiła, przekonała Wilsona do wszystkiego, nawet do tego, by to on pojechał do Cuddy i wstawił się za nimi, za ich małymi, jednodniowymi wakacjami. Plan był naprawdę dobry. Jednak, gdy stali przed drzwiami, machając onkologowi na pożegnanie przez myśl przeszło mu jedno pytanie. Teraz z całych sił nienawidził się za tamtą wąpliwość. Zastanawiał się wtedy, czy tak będzie wyglądać jego dalsze życie i czy na pewno tego właśnie chce. Nie rozumiał jak to możliwe, że te dwie obce mu przecież istoty, aż tak bardzo zawładnęły jego życiem. Czy to możliwe, że aż tak bardzo się zmienił? Czy chciał? Czy osoba, która twierdzi, że ludzie się nie zmieniają ma prawo w ogóle się nad tym zastanawiać? A może wtedy pewne rzeczy nie miały już takiego znaczenia? W momencie, w którym umierały jego wątpliwości umarła również nadzieja. Razem z przerażającym krzykiem Rachel i jego zatrzymującym się na moment życiem. Chwilą, w której przestało bić jego serce, w której nie czuł już ściskającej go małej rączki, w której uśmiech najlepszego przyjaciela zniknął w morzu roztrzaskanej blachy. Ułamek sekundy, w którym wątpliwość zmieniła się w największy koszmar życia, a świat po raz kolejny dał mu nauczkę. Przypominał, że szczęście jest iluzją tylko dla wybranych.



Otworzył oczy. Jego twarz wyrażała ból i złość w najczystszej postaci. Nie mogąc sobie poradzić z własną bezradnością, z całych sił rzucił trzymaną w dłoni szklanką w ścianę. Ta rozbiła się, rozsypując odłamki szkła we wszystkich możliwych kierunkach. Po jasnej ścianie spływała strużka złotego płynu.
- Nienawidzę cię! - Wykrzyczał, odwracając wzrok w stronę przyjaciela. Ten leżał nieruchomo. - Do jasnej cholery, obudź się i pomóż mi! - W jego głosie pojawiła się bezsilność. Miał świadomość, że cokolwiek powie, cokolwiek zrobi onkolog i tak się już nie obudzi. Nie powie mu, że jest idiotą i że ma to wszystko odkręcić. Martwa cisza ostatecznie uświadomiła mu, że przegrał. Nie tego chciał. To czego pragnął było daleko, już nieosiągalne. Zniknęło w dniu, w chwili, w której odnalazł swoją odpowiedź. Teraz musiał z tym żyć. I umrzeć. Spojrzał na nocny stolik. Jego umysł pracował z prędkością światła. Obrazy przewijały się przed jego oczami tworząc niezwykły film. Historię człowieka, który nie potrafił być szczęśliwy. Powoli wysunął pierwszą szufladę, ukazał się mu mały, żółty flakonik. Po raz kolejny spojrzał w stronę przyjaciela.
- Przepraszam – wyszeptał, zostawiając go samego.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Pią 21:29, 06 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blackzone
Internista
Internista


Dołączył: 17 Mar 2011
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:45, 07 Sty 2012    Temat postu:

Cześć Lisku, miałam wczoraj potworną ochotę na jakikolwiek fik Huddy. Przyszłam tu, skomentowałaś jakiś inny fik, a mi zszedł uśmiech z buzi. Wszystko już czytałam. I tak się zakończyła moja wczorajsza Huddy chęć Ale cieszę się niezmiernie, że dziś mogę czytać

I znów ta retrospekcja. Lubię ją i lubię House'a, takiego całkowicie rozwalonego. Ale jedno mnie ciekawi, ciągłe powroty do tamtego zdarzenia. Uważam, że Rachel powinna powiedzieć dla matki co się stało. Może właśnie to jest przepustką do dalszego życia House'a i Cuddy. Razem.?

Szczerze wierzę, że Rachel ich połączy. Ale martwię się o Wilsona. Bez niego Huddy nie byłoby takie samo. : ( I tego mi jeszcze potrzeba:

Ładna część, reminiscencja jest też potrzebna. Ale chciałabym znów zobaczyć House'a, Cuddy i Rachel razem. Przy normalnej, o ile się tylko da, rozmowie. I bardzo o to proszę.

Pozdrawiam cię gorąco,
Weny!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez blackzone dnia Sob 16:02, 07 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blanka.
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:30, 07 Sty 2012    Temat postu:

Lisku wracam do tej części już któryś raz. Złapałaś mnie za serce i nie wiem co mam z tym zrobić. Zastanawiam się co by tu napisać i myślę.. że jest w tym dużo prawdy. Prawdy która przepełnia mnie bólem. Uwielbiam ten fik tak samo jak Ciebie i Twój talent i oczywiście mam nadzieję, że nie zrozumiesz tego źle.. Po prostu pokazałaś to i ujęłaś tą relację w słowami, które uwidaczniają to co ich łączyło z zupełnie innej perspektywy. Pomimo tego, że House i Cuddy rozstali się inaczej niż w serialu, pięknie pokazujesz co zrobili z tym, na co tak długo pracowali. Urzeka mnie sentyment Cuddy do House'a, jej przemyślenia i jak bardzo jest to nasycone tęsknotą i bólem. Wzruszyły i rozczuliły mnie rozmowy z małą Reachel.. dziecko w tamtym momencie mogłoby się wydawać, iż nie jest niczego świadome, jednak mała Cuddy doskonale wiedziała co się dzieje. Uwielbiam to jak bardzo jest związana z Housem.

"To czego pragnął było daleko, już nieosiągalne. Zniknęło w dniu, w chwili, w której odnalazł swoją odpowiedź. Teraz musiał z tym żyć. I umrzeć. Spojrzał na nocny stolik. Jego umysł pracował z prędkością światła. Obrazy przewijały się przed jego oczami tworząc niezwykły film. Historię człowieka, który nie potrafił być szczęśliwy." Zdecydowanie kocham ten cytat ! I chyba gdzieś go sobie zapiszę. To jest po prostu tak niesamowite! Więcej nie potrzebna. Nie czuję niedosytu. To idealnie charakteryzuje pozycję House'a.

I tak jak blackzone czekam na więcej Cuddy, House'a i Rachel!!

Przepraszam Cię, że tak plotę bez ładu i składu, ale nie mogę się nadziwić. No i nie powiem, że trochę mi smutno.. Kurczę, ten fik jakoś tak mnie zmusił do tego, żeby przejrzeć i uświadomić sobie.. że Cuddy i House już nigdy nie będą w stanie być razem A przynajmniej nie w serialu.

Lisku! Zrób coś, by moje huddy serce ożyło! I z niecierpliwością czekam na więcej.. jestem pewna, że po raz kolejny mnie zaskoczysz, chociaż ani razu nie wątpiłam w Twój talent! Mam nadzieję, że niedługo wrócisz! Pozdrawiam ciepło!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blanka. dnia Sob 14:34, 07 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
knock
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 07 Sty 2012
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:36, 07 Sty 2012    Temat postu:

Zlituj się i dodaj już kolejny odcinek..
Mało które opowiadanie spełnia moje wymagania i czytam je chętnie - wiedz, że to właśnie bardzo przypadło mi do gustu. Ciekawy pomysł, świetnie wszystko opisane... Sama nie wiem co powiedzieć! Gratuluje


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin