Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dobry powód [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:59, 13 Cze 2010    Temat postu: Dobry powód [M]



Pisane po wpływem chwili, hope you'll like it.
Miłego czytania.

PS. Wszystkim uczulonym na Cameron radzi się kliknięcie czerwonego krzyżyka



Dobry powód

Codziennie stawała przy otwartym oknie. Codziennie, trzymając w dłoniach kubek z herbatą, patrzyła w dół na ruchliwą ulicę pod sobą. Codziennie, opierając się udami o parapet, pytała siebie o jeden dobry powód by nie skoczyć.

Najpierw był mąż – chory na raka. Nie mógł się bez niej obejść. To był dobry powód, żeby nie skoczyć. Tylko kiedy już umarł, ona znalazła kolejny doby powód. Zawsze znajdowała.

Przez jakiś czas zbyt była zajęta cierpieniem, by wymyślić coś lepszego niż: „Jestem lekarzem. Może jutro komuś uratuję życie.” To był dobry powód, żeby nie skoczyć. Ale gdy okazało się, że nie wszystkich może uratować, znalazła koleją wspaniałą wymówkę.

Dostała wymarzoną pracę. Warto było żyć choćby dla samej tej posady. Czyż to nie dobry powód? Ale gdy odeszła, musiała znaleźć kolejną wymówkę. Zawsze znajdowała.

Teraz była z Chase’m. On ją kochał, potrzebował. Nie mogła odejść. Nie w ten sposób. Kolejny dobry powód. Lecz gdy go zostawiła, musiała znaleźć nowy.

W końcu zrozumiała, że zawsze znajdzie się coś, co ją powstrzyma. Że gdy skończą się naprawdę ważne powody, wystarczy jej jakiś nieznany kot na odległym drzewie, który czeka na jej pomoc. Zrozumiała to wszystko dopiero wtedy, gdy dowiedziała się, czym jest uczucie, które towarzyszy jej za każdym razem, kiedy stoi w oknie.

To strach.

Od początku była pewna, że się nie boi. Mogła skoczyć w każdej chwili, to była jej decyzja, ale zawsze miała coś do zrobienia. Zawsze było coś, dla czego warto było pozostać. Teraz jednak wreszcie wiedziała, że jej dobre powody były jedynie marnymi wymówkami.

Bała się. Paniczny strach ogarniał ją na myśl, że to mogłaby być ona. Nieruchoma na chodniku, bezimienna dziewczyna z szeroko otwartymi oczyma, rozsypanymi wokół głowy włosami i zastygłą w zdumieniu twarzą.

I na dodatek ci wszyscy ludzie, którzy nie dostrzegali jej, dopóki nie pogruchotałaby sobie kości. Nigdy nie zwrócili uwagi, gdy stała, zastanawiając się czy skoczyć. Dopiero śmierć przykułaby ich uwagę, choć i to nie jest pewne. Śmierć była na porządku dziennym. Czy ta mogłaby ich wzruszyć?

Któregoś dnia wreszcie dojrzała. Poskładała całe swoje życie i okazało się, że w rzeczywistości składa się z małych odłamków szkła. Stale rozsypanych, stale niedopasowanych. Tak naprawdę bez żadnej wartości. Nie miała pracy, nie miała miłości, nie miała chęci, by wciąż szukać wymówek.

Jak zawsze stanęła przy oknie i wychyliła się. Kubek odstawiła ostrożnie na blat stołu i jeszcze raz spojrzała w dół z tej perspektywy. Tak, dorosła. Nie zapytała już, czy jest jeden dobry powód, by zostać. Poprosiła o jeden dobry powód, by skoczyć.

A gdy przymknęła wreszcie powieki, poczuła wiatr chłostający jej twarz i świszczący w jej uszach, była wreszcie szczęśliwa. Już nie potrzebowała wymówek, już nie czuła strachu, ni bólu, ni zawodu.

Odchodziła do czegoś lepszego.

O tym marzyła, odkąd w dzieciństwie po raz pierwszy ubrała bajkową koronę w krainie snów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Atris dnia Nie 12:51, 13 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:06, 13 Cze 2010    Temat postu:

Niezwykłe...
Po pierwsze - przejrzyste. Tak dobrze się czyta... Nie ma jednego zbędnego słowa, każde zdanie jest na swoim miejscu, każdy wyraz i każdy akapit przemyślany i logicznie umiejscowiony... I jednocześnie ten wewnętrzny rytm... Wciągający... Ten pozorny spokój, który wywołują owe idealnie wręcz napisane zdania, kontrastuje z emocjami, buzującymi w głowie bohaterki... To daje niesamowity efekt. Piorunujący... Ta zimna kalkulacja. Racjonalne szukanie powodów. Aż do momentu, gdy nagłe olśnienie odziera ją z wszelkich złudzeń... Przerażające. I bardzo prawdziwe. Nie każdy samobójca zapewne wykonuje ten dramatyczny krok w reakcji na jakieś nagłe tragiczne wydarzenie czy ciągnącą się zbyt długo beznadziejną sytuację... Po prostu powoli uświadamia sobie otaczającą go pustę. Spokojnie, powoli, bez dramatów. Zdaje sobie sprawę, że zbarakło mu powodów, by zostać, podczas, gdy na pewno ma taki, który każe mu skoczyć...
Hugh Laurie w jednym z wywiadów powiedział, że pamięta moment, w którym zorientował się, że dzieje się z nim coś złego - jak się okazało - była to depresja... Otóż był swiadkiem groźnego wypadku samochodowego, byli ranni.. A on poczuł... nudę. Poczuł się znudzony. I to zupełnie niezrozumiałe, ale jednak prawdziwe uczucie, kiedy wszystko cię przestaje obchodzić, bardzo mi do Twojego tekstu pasuje...
Cytat:
O tym marzyła, odkąd w dzieciństwie po raz pierwszy ubrała bajkową koronę w krainie snów.

To smutne, gdy świat marzeń staje się bardziej realny od tego prwadziwego... Ale tak bywa. Wszystko dookoła staje się bezbarwne, powtarzalne, pozbawione sensu... Bez konkretnej przyczyny. Tak po prostu. A to było jej marzenie.... I jest jedynym, które pozostało... Które pozostało nienaruszone przez huragan życia, zagrzebane na samym dnie wspomnień... Jedyne, które nadal miało siłę prosić o spełnienie...
Cytat:
A gdy przymknęła wreszcie powieki, poczuła wiatr chłostający jej twarz i świszczący w jej uszach, była wreszcie szczęśliwa. Już nie potrzebowała wymówek, już nie czuła strachu, ni bólu, ni zawodu

To jest chyba odwieczne pragnienie wolności. Nie mamy wpływu na miliony rzeczy dziejących się dookoła nas. Wszystko nas ogranicza... Czy dopiero w tym momencie możemy poczuć prawdziwą wolność, wolność absolutną...? Poczuć, że panujemy nad życiem? Choć przez tak bardzo krótką chwilę...
Cytat:
I na dodatek ci wszyscy ludzie, którzy nie dostrzegali jej, dopóki nie pogruchotałaby sobie kości. Nigdy nie zwrócili uwagi, gdy stała, zastanawiając się czy skoczyć.

I ta anonimowość, bezimienność, przezroczystość... Nie jesteśmy w stanie wpłynąć na kręcący się wokół nas świat, zatrzymać na chwilę tego gorączkowego pędu, tak jakbyśmy nie mieli wpływu na nic, nawet ludzie zdają się być za grubą szklaną taflą, nietykalni... Czy tylko uderzenie spadającego ciała o chodnik jest w stanie zawiesić na moment niepowstrzymany galop rzeczywistości? Tak, byśmy choć przez ułamek sekundy mieli poczucie, że zmieniliśmy cokolwiek...
Tak, jak ten pacjent w 3x12, który mówił do Cameron: I want to know that something is different because I was here...
Każdy ma chyba potrzebę poczucia tego, że udało mu się na coś wpłynąć, że zostawia po sobie ślad... Może niektórzy po prostu pojmują tę potrzebę zbyt dosłownie.. Lub właśnie odwrotnie - zbyt metaforycznie...?

Tyle refleksji wywołuje Twój tekst, tyle myśli, wątpliwości, pytań bez odpowiedzi ciśnie się na usta... Napisane przez Ciebie słowa pozostawiają czytelnika w totalnym osłupieniu.
I jeszcze to pyatnie - Jak to? Cameron??? Skoczyła?
Ale to nieważne czy Cameron, czy ktoś inny... Chodzi po prostu o kogoś, kto pozrnie - z boku, dla tych patrzących zza szklanej tafli przechodniów, wydaje się być szcześliwy, spełniony... Jedynie z chwilowymi problemami. Ale nie wszystko jest takim, na jakie wygląda. Nie wszyscy dostali w prezencie od losu różowe okulary...
Nie wszystkim wystarcza samo patrzenie na obracające się miarowo tryby i trybiki wszechświata... Bo niektórzy słyszą wydawany przez nie zgrzyt. Zgrzyt wwiercający się w czaszkę, powodujący nieustanny, narastający ból... Trzeba jakoś zatrzymać te tryby... Choćby na ułamek sekundy... Ten ułamek sekundy, w którym uderza się o ziemię...

Pięknie to wszystko opisałaś. Bardzo poruszająco...

I ten początek - pierwsze dwa i pół zdania wydają się malować obrazek sielankowy, czy - przynajmniej - nastrojowy... Ale wraz z ostatnimi słowami pierwszego akapitu, zostajemy w zasadzie strąceni z tego parapetu, jeszcze zanim skoczy sama Cameron... Przez kolejne akapity lecimy w dół, aż do ostaniego zdania, w którym uderzamy twarzą w twardą i szostką płytę chodnika...
Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że całą tę scenę "widziałam" rozgrywającą się w bardzo konkretnym, dobrze znanym mi miejscu - w mieszkaniu mojej koleżanki, z której okien widać tę obojętność ruchliwej ulicy wielkiego miasta... I nagle to się stało takie realne... Brrr.

OK, kończę te rozważania pseudo-filozoficzne... chciałam dodać jeszcze, że pięknie piszesz... Niektóre zdania mnie urzekły...
O kurczę... Dopiero teraz zauważyłam, że czytając, przegapiłam jeden akapit Jest niezwykły... Mam nadzieję, że pomimo tego "spóźnienia", udało mi się pojąć sens Twojej minitaturki... Choć tak dramatycznego aktu, jakim jest odebranie sobie życia, i tak chyba nigdy do końca nie pojmiemy...
W każdym razie jest w tym akapicie piękne zdanie:
Cytat:
Poskładała całe swoje życie i okazało się, że w rzeczywistości składa się z małych odłamków szkła. Stale rozsypanych, stale niedopasowanych.

Cytat:
Teraz jednak wreszcie wiedziała, że jej dobre powody były jedynie marnymi wymówkami.

To musi być przerażające uczucie uświadomić sobie, że wszystko, co dotąd nadwało naszemu życiu sens, jest jedynie kiepską wymówką...

Cytat:
Nieruchoma na chodniku, bezimienna dziewczyna z szeroko otwartymi oczyma, rozsypanymi wokół głowy włosami i zastygłą w zdumieniu twarzą.

Szalenie plastyczne. Tak bardzo, że nie sposób się nie wzdrygnąć...

Cytat:
Dopiero śmierć przykułaby ich uwagę, choć i to nie jest pewne. Śmierć była na porządku dziennym. Czy ta mogłaby ich wzruszyć?

Bardzo lubię poezję K.K. Baczyńskiego. W jego utwoprach - z racji na czasy, w jakich żył i tworzył - jest sporo zdań o podobnej wymowie... I choć pozornie tyle się zmieniło, ze smutkiem trzeba przyznać, że takie stwierdzenie jest niestety nadal bardzo aktualne...

Cytat:
Tak, dorosła. Nie zapytała już, czy jest jeden dobry powód, by zostać. Poprosiła o jeden dobry powód, by skoczyć.

Tak, dorosłość zbyt często zawodzi... Świat zawodzi. Ludzie zawodzą. My zawodzimy...

Cytat:
Kubek odstawiła ostrożnie na blat stołu

Ten fragment mnie przeraził... To trudne do opisania... Chodzi o ten drobiazg - że trzeba odstawić kubek... Dlaczego niby nie mogłaby skoczyć z nim...? Takie idotyczne przywiązanie do czynności, wykonywanych mechanicznie, będących swego rodzaju natręctwami... Kubek trzeba przcież odstawić na miejsce... Albo świadomość, że pomysł skoczenia z herbatą w ręku byłby w jakimś sensie idiotyczny... Ale może chodziło o tę wolność - brak przywiązania dio jakiegokolwiek materialnego przedmiotu...

Atris, ten tekst jest niewiarygodny... Pozornie prosty, "gładki", jasny... I tylko to pytanie: Ojej, Cameron skoczyła z okna?
Ale gdy człowiek zacznie się zagłębiać, znajdzie w nim nieskończone pokłady inspiracji do rozmyślań... A w moim przypadku tak się akurat złożyło, że przeczytałam dzisiaj opowiadanie, w którym poruszony był właśnie temat śmierci, m. in. samobójstwa... W sposób również niebanalny i przemawiający do wrażliwośći i wyobraźni czytelnika... Autor nazywa się Haruki Murakami, a zbiór opowiadań "Blind Willow, Sleeping Woman", ale niestety nie wiem, czy istnieją polskie przekłady (tego akurat zbioru, innych - są), ja czytam w angielskim... Jego opowiadania są wprawdzie dłuższe, mają chyba nieco inny styl, ale pozostawiają człowieka w podobnym, jak Twoja miniaturka, osłupieniu... I w gruncie rzeczy w podobny sposób przygladają się światu i ludziom... Także trafiłam dzisiaj na dwa niebanalne utwory...
Dziękuję.
Gratuluję.
Bardzo ciekawa praca, pięknie napisana... Smutna i poruszająca. Prawdziwa.

Pozdrawiam
Czerwono-Zielona


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Czerwono-Zielona dnia Nie 16:12, 13 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:38, 13 Cze 2010    Temat postu:

Mój Boże. Twój komentarz jest dłuższy niż sama miniaturka.

To, co napisałaś, jest bardzo głębokie i filozoficzne. A mój tekst to po prostu takie powierzchowne tknięcie tematu, który powinien był wybrzmieć mocniej i dłużej. Była on moją reakcją na moją reakcję
No cóż, trudno to wyjaśnić. Po prostu stanęłam w oknie, spojrzałam w dół i sama siebie zapytałam o jeden dobry powód. I znalazłam takich mnóstwo. I w tej samej chwili zorientowałam się, jak bardzo się boję. Nie chodziło o to, jaką krzywdę zrobiłabym sobie, czy rodzicom. Po prostu tak strasznie się bałam, że spadnę. Potem chciałam jakoś opisać swoje przeżycie i wybór padł na Cameron.

Tak, te marzenia z dzieciństwa są straszliwie niebezpieczne. Gdzieś zakopane na lata, aż w końcu gdy nadchodzi dorosłość, budzimy się i przypominamy sobie, jak kiedyś było dobrze. I że wciąż chcemy, by te marzenia stały się rzeczywistością.

Hmm, myślę, że tak. W momencie, kiedy wreszcie decydujemy, tak naprawdę decydujemy o swoim losie, czujemy wreszcie rzeczywistą wolność. Bo wszystko, co robimy, jest odpowiedzią na decyzje innych. Tak, jakbyśmy byli marionetkami i nasze kroki były odpowiedzią na ruchy sznureczków. A gdy wreszcie sznureczki się przerywają, jesteśmy wolni.

Co do "znieczulicy" ludzkiej, uważam, że to najgorsza, najbardziej człowiecza rzecz we wszechświecie. Każdy człowiek jest zbyt zajęty sobą, by zobaczyć coś ponad koniuszek własnego nosa. Nic ich nie interesuje, dopóki im nie dzieje się krzywda. A śmierć... czy śmierć tak naprawdę wciąż nas szokuje? Czy nie jest czymś normalnym, co zwyczajnie się dzieje? Nie przeżywamy jej w nas, on zwyczajnie przechodzi gdzieś obok.

Tak, ta dobra mina do złej gry. Wszystko jest w porządku, aż nagle życie ucieka przez palce i okazuje się, że ten ktoś, kto jeszcze przed chwilą z tobą rozmawiał, żartował, leży martwy. Ludzie widzą, co chcą widzieć. Najczęściej właśnie tą radość, jedynie przykrywkę rozpaczy.

To zdanie o bezimiennej na chodniku było takim zdaniem, które musiało się pojawić. Nagle ukazuje się ono w moim umyśle i cały utwór dąży do takiego zdania. Dla większości staje się ono zwyczajne, gdzieś tam ginie w całej przeplatance innych zdań, które są wyróżniane. A to, na którym najbardziej mi zależało, jest ignorowane. A ty je dojrzałaś. Dziękuję.

Co do kubka. W twoim komentarzu pojawia się kilka wersji, o których mogłaby pomyśleć Cameron. Nie chciałabym rozwiewać wątpliwości, to one przyciągają do tekstu, jednak muszę się wypowiedzieć. To zdanie było napisane przeze mnie machinalnie, według mnie tak właśnie powinna wyglądać ta sytuacja. Cameron, ściskająca kurczowo w dłoniach kubek z parująca herbatą, podejmująca najcięższą decyzję jej życia. Gdy już się zdecydowała, należało ten kubek odstawić. Czemu? Bo tak właśnie należało. Tak musiała postąpić. Możemy się tylko zastanawiać nad tym faktem. Czy chciała pozostawić po sobie porządek? Możliwe. Czy to było przyzwyczajenie? Znów możemy tylko podejrzewać. Ale zrezygnowałabym z wersji pragnienia wolności, czyli zostawiamy kubek, bo on przywiązuje nas do starego systemu. Nie, nie uważam tej opcji za słuszną.

Dla takich właśnie komentarzy warto pisać.
Dla takich komentarzy piszę.
Dziękuję.

Wzruszona Atris.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Atris dnia Nie 16:39, 13 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
JiKa30
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 31 Gru 2009
Posty: 5276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:54, 13 Cze 2010    Temat postu:

Przeczytałam. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Nie spodziewaj się takiego komentarza, jaki napisała C-Z, nie potrafię.

Treść jest niesamowita. Przykra, ale prawdziwa. Gdy żyjesz, nikt się Tobą nie interesuje. Gdy umierasz, wszyscy nagle zaczynają Cię kochać.

Z tego, co zrozumiałam, to Cameron skoczyła. Rozumiem ją, gdy nie ma już żadnych powodów, żeby żyć, lepiej to zakończyć.

Pięknie dobierasz słowa, po pierwszym akapicie przykleiłam się i musiałam skończyć. Fik jest bardzo wciągający i oryginalny. W ogóle piszesz bardzo ładne miniaturki. Głód też mi się podobał.

Rozpisałabym się jeszcze trochę, ale nauka leży i kwiczy. Pozostaje mi tylko życzyć Ci dużo wena.

Pozdrawiam,
Jika


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:13, 16 Cze 2010    Temat postu:

Atris, zacznijmy od tego, że ja czytałam naprawdę wiele Twoich tekstów. Jedne były lepsze, drugie troszkę gorsze, aczkolwiek wszystkie przyjemnie się czytało. Jednak ten jest hmmm... taki inny niż Twoje dotychczasowe teksty. Osobiście odnoszę wrażenie, że to jest najlepsze ze wszystkiego, co do tej pory napisałaś. Ale to tylko moje odczucia.

Moim zdaniem ten tekst można czytać na wiele sposobów. Gdyby przykładowo zmienić parę zdań, nie użyć imienia Cameron w tekście etc, to można byłoby powiedzieć, że ten tekst jest po prostu niebywale prawdziwą, i w tej prawdziwości niezwykłą, miniaturką o życiu. Jednak tekst jest o Cameron. I jak dla mnie można go dwojako zinterpretować. Myślę nawet, że za każdym razem można odkryć coś nowego w tym tekście. Ja przeczytałam miniaturkę dwa razy i za każdym razem dostrzegłam coś innego, i równie niesamowitego.

Za pierwszym razem przeczytałam tę miniaturkę jako po prostu tekst o Cameron. Nie mam na myśli tego, że tekst jest płytki. Broń Merlinie! Jest zupełnie na odwrót, jest w nim zawarta głębia. Jednak za pierwszym razem był to dla mnie po prostu niesamowity tekst o Allison. Bo on jest o niej. Wbrew temu, co ktoś mógłby powiedzieć. Ktoś może zapytać... Zaraz, zaraz... ale Cameron by nie skoczyła! Na pewno znalazłaby kolejny powód. Ja mówię, że nie. Że opisałaś prawdziwą Cameron. Bo to ona była wiecznie zagubioną, w pewnym sensie, dziewczynką, która starała być się dobra i zawsze znajdowała powód by żyć. Zawsze chciała komuś pomóc, więc nie mogła skoczyć. Jednocześnie się bała. Bo nie była aż tak odważna, czy silna, jaką czasami zdawała sie być. Zresztą nikt nie może być zawsze silny. Zawsze znajdowały się powody, by żyć, ale w pewnym momencie to nie starczyło i pokonała strach. Skoczyła, myśląc, że odejdzie w lepsze miejsce, w lepszy czas. Być może miała rację, być może się myliła.

Za drugim razem odkryłam drugie dno tekstu. Być może można go zinterpretować na wiele sposobów, jednak ja odkryłam jedynie dwie opcje. Tym razem te wszystkie powody dla których warto żyć stworzyły dla mnie pewną całość, którą mogę nazwać po prostu... robienie tego, czego się od danej osoby wymaga. Bo w pewnym sensie, Cameron robiła to, co narzucało jej życie, to czego inni od niej w jej mniemaniu wymagali. Ratowała ludzi, była miła, przyjazna, choć nie musiała. Starała się cały czas nieść ulgę. To przestało być jej życiem, zaczęła żyć życiem innych, nie swoim. Aż w końcu w pewnym momencie poskładała wszystko do kupy i powiedziała: Dość, wystarczy już. Czas zacząć żyć własnym życiem. I skoczyła. Ale nie dosłownie. Można ten skok potraktować jako zaczęcie nowego życia, zostawiając stare za sobą. Robienie nie tego, czego się od nas wymaga, lecz tego co chcemy. Ona właśnie wtedy dorosła. Postanowiła być prawdziwą sobą, nie cieniem siebie. A to odłożenie kubka na stół, można potraktować jako ostatnie spojrzenie w przeszłość, żal i pewną ulgę jednocześnie. Natomiast powiew wiatru, to nic innego jak zew wolności. Prawdziwej wolności. Cameron się wyzwoliła, dojrzała i stała się sobą. Miała nadzieję, że teraz będzie lepiej. Napewno miało być inaczej. Pytanie tylko, czy lepiej. Myślę, że fakt, że dojrzewała tak długo to było przez to, że zbyt dobrze znała ludzi. Ci ludzie, którzy zainteresowaliby się nią dopiero, kiedy by już nie żyła, to po prostu zwyczajni przechodni, zwyczajni ludzie. A ludzi interesuje sensacja, nic innego. A Cameron nie chciała być w centrum zainteresowania, chciała być po prostu sobą. Bała się więc, że zmieniając się, dorastając, wywoła pewną sensację. I nie oszukujmy się, pewnie by tak było. Ale jednak kiedyś trzeba dorosnąć i skoczyć, zmienić coś w swoim życiu.

Ja wiem, że dość dziwnie interpretuje ten tekst, ale ja tak mam zawsze. Wybacz, Atris, ale nie jestem w stanie ująć w słowa tego, co mnie tak zachwyciło w tym tekście. Bo on jest piękny. I jest w nim magia. Tę miniaturkę po prostu czuć. Jej się nie zapomina, ona porusza czytelnika, zagłębiając się w jego duszę. Wybacz, Atris, że nie umiem nic sensownego napisać, powiedzieć. Wiedz w każdym razie, że mimo tego, że komentarz chaotyczny i bez jakiegoś składu i ładu, to jednak jestem zachwycona. Chylę przez Tobą czoła. Ten tekst to mistrzostwo samo w sobie. Przekazałaś więcej niż się da zazwyczaj przekazać słowami. I nie przerysowałaś tego. Wszystko jest takie jak być powinno. O żadne zdanie nie jest za mało, ani za dużo. Wyszło Ci to niebywale genialnie. Gratuluję. Oby więcej takih tekstów.

Pozdrawiam,
zachwycona ness


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gehnn
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 17 Lis 2009
Posty: 743
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z zamku pięciu Braci
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:35, 23 Cze 2010    Temat postu:

Przybyłam.

Widniejesz w moich magicznych zakładkach już od jakiegoś czasu (Zostań! *wali głową w klawiaturę*), ale oczywiście jeszcze się nie zabrałam za komentowanie, bo okazało się, że zakończenie roku wyczerpuje aż do końca. A potem weszłam do tworu Czerwono-Zielonej i to mnie odesłało do ciebie.

Myślę, że ludzie, którzy nie lubią Cameron i wcisnęli czerwony krzyżyk (w sumie nie tylko oni, ale również ci, którzy nie wchodzą do działu Inne, bo cośtam) sporo stracili. Jak już pisałam, ewoluujesz stylem bardzo i chyba to jest jeden z przykładów. Napisane świetnie. I pomysł też mi się strasznie podoba. Bo w sumie Cameron to cholernie ciekawa postać - dużo w niej jest sprzeczności, na przykład odwaga i strach, które są tutaj świetnie przedstawione. Bo ona w sumie jest odważnym człowiekiem, ale boi się wielu rzeczy... Okej, brzmi to dziwnie, ale z nią takie właśnie mam odczucia, że jest pełna sprzeczności i właśnie przez to ciekawa.

Trzy pierwsze linijki są krótkie, ale treściwe. Po ich przeczytaniu mam już cały obraz w głowie. Zmierzcha, niebo jest fioletowo-niebieskie, w oddali chowa się słońce, kilka chmur przelatuje w tle. Samochody i światła migają w przyspieszonym tempie, a ona stoi w niebieskiej bluzie, jeansach i z niebieskim kubkiem przytkniętym do ust przed szeroko otwartym oknie. Jej uda faktycznie dotykają parapetu. Jej blond włosy są związane brązową gumką w luźny kucyk. Chociaż czytam to po raz trzeci, nadal mam tę samą wizję. Potem widzę, jak pojawia się w tym oknie, dzień w dzień, czasem zrozpaczona i tłumacząca sobie, że nie może skoczyć, bo ma ziemskie obowiązki (wtedy jest ciemno, ma na sobie czarną sukienkę), czasami szczęśliwa. Chociaż częściej cierpi i musi siebie przekonywać, że musi zostać.

Podobają mi się wszystkie wymówki. Jej mąż, Chase, posada, nawet samo bycie lekarzem - udowadnia to, że powody faktycznie były marne, a ona sama była zbyt słaba, żeby skoczyć. Ale czy chciała skoczyć? To pytanie mi się nasunęło trochę po przeczytaniu - czemu miałaby chcieć skoczyć? Czy to była taka podświadoma gra z Bogiem, podaj mi jeden powód, wtedy pozostanę przy życiu, chociaż i tak wiesz, że się nie odważę? A może ona w ten sposób chciała siebie przekonać, że jest potrzebna, ważna, że nie może umrzeć?

Cudowny akapit o "nieruchomej, bezimiennej dziewczynie na chodniku". Taka anonimowa samobójczyni stanęła mi przed oczami, oczywiście w ciele Cameron, znowu na niebiesko, w kałuży krwi, z szeroko otwartymi oczami właśnie, wręcz komicznie porozrzucanymi kończynami i związanymi włosami. I ten fragment ze śmiercią, która jest na porządku dziennym, która towarzyszy nam ciągle i do której w gruncie rzeczy jesteśmy przyzwyczajeni. Ostatnio miałam taką sytuację: mój tata opowiadał mi, jak pogotowie (jest lekarzem) przywiozło do szpitala dziewczynę z dużymi dusznościami. Okazało się, że to zator tętnicy płucnej i praktycznie nic nie można było zrobić. Dziewiętnastolatka. Przez środki antykoncepcyjne. Żyła i umarła. Wstrząsnęło mną to strasznie - bo to przecież niedorzeczne. Żyła i umarła...

Bardzo dobry uniwersalizm, naprawdę.

W następnym akapicie wychodzi ta fascynująca, pełna sprzeczności Cameron, o której pisałam wyżej. Wydawałoby się, że w sumie jej życie jest idealne, a na pewno do takiego aspiruje. To na pierwszy rzut oka. A co jest potem, co jest głębiej? Co, jeśli okaże się, że, tak jak napisałaś, nie ma większego sensu? Nie wiem, czy zgadzam się z tobą, ale jesteś w tym akapicie bardzo przekonująca. Nietrudno sobie wyobrazić życie Cameron, które w sumie nic nie znaczy - przecież nie miała dużo. A potem praktycznie niczego. Tylko siebie. Czy była wdzięczna za to, że właśnie siebie dostała od losu?

Cytat:
Nie zapytała już, czy jest jeden dobry powód, by zostać. Poprosiła o jeden dobry powód, by skoczyć.

To cudne.

Sam koniec jest dla mnie trochę zagadką. O co ci chodziło? Ja myślę, że ta bajkowa korona w krainie snów to pierwsze kłamstwo, pierwsza wymówka, którą wymyśliła, żeby nie skakać. Bardzo mi się podoba ostatnie zdanie.

Ogólnie, zakończenie jest świetne. Myślę, że skoczyła. Ale to tylko domysły, bo -na szczęście- nie napisałaś tego dosłownie, po prostu przedstawiłaś kilka faktów, które mogłyby nasunąć różne wnioski. Może po prostu stała i czuła na sobie powiew wiatru, szczęśliwa, bo nie znalazła powodów, żeby skoczyć, a odchodziła do czegoś lepszego, bo wreszcie zrozumiała, wreszcie się zmieni? A może wręcz przeciwnie, znalazła całą masę powodów i skoczyła, nie bojąc się o nic, bo "odchodziła do czegoś lepszego"? A może bardzo się bała?

Bardzo ładny fragment. Ogólnie, cała miniaturka jest świetna i zrobiła na mnie spore wrażenie. Cała postać Cameron, która została nakreślona i przybliżona mi o wiele lepiej, niż serialowa, śmiem nawet twierdzić, że niż jakakolwiek inna. Jej postępowanie, jej decyzje, jej myśli, wszystko nam dałaś. Chociaż może nie. Wskazałaś kierunek, w którym mamy patrzeć. To, co zobaczymy, to zupełnie inna sprawa.

Ogromnie mi się podobało.
Pozdrawiam,
G.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:54, 23 Cze 2010    Temat postu:

Atris, przepraszam, że dopiero teraz, ale bardzo dziękuję Ci za tak obszerną odpowiedź na mój komentarz... Cieszę się, że dało się coś z moich słów zrozumieć...
Bardzo cieszy mnie również to, że uchyliłaś rąbka tajemnicy i napisałaś w jakich okolicznościach powstał pomysł na ów tekst... To dodaje mu jeszcze większej niezwykłości...
Cóż, chyba nie będę się specjalnie rozpisywać, bo w zasadzie ze wszystkim, co napisałaś się zgadzam... Fajnie, że odpowiedziałaś na moje dywagacje na temat sceny odstawienia kubka... A te "marionetkowe" sznureczki - no właśnie, musimy je jakloś przerwać , ale czy nie ma, do diabła, innego sposobu? Musi być... Wierzę, że gdy pisałam tamten komentarz, miałam po prostu taki dziwny nastrój...

Coolness i Gehenn - chciałabym podziękować Wam za Wasze komentarze. Pozwoliły mi spojrzeć na miniaturkę Atris z zupełnie innej perspektywy... Zasugerowałam się bardzo dosłownym znaczeniem powyższego tekstu... Ale przecież istnieją jeszcze inne - śmierć jako metafora - śmierć starego życia, obudzenie sie do nowego... Ten moment, gdy stała na parapecie, mógł być momentem, gdy uświadomiła sobie, że nie warto, że jest wolna, że może skoczyć - ale jednak nie chce - że poprzecina te sznureczki, do których jest przywiązana jak marionetka, ale w zupełnie inny sposób - odtąd będzie robić to, na co ma ochotę, to ona będzie podejmować decyzje... Nikt nie będzie robił tego za nią.

Przyjrzałam się też bohaterce jako właśnie samej Cameron (bo - jak pisałam poprzednio - można ją też odbierać znacznie szerzej, uniwersalnie). Ona zawsze tak bardzo przejmowała się losem innych, to ich dobro obchodziło ją najbardziej. Może faktycznie zgubiła gdzieś w tym wszystkim siebie..? Zapomniała pomyśleć o sobie...? Nie znalazła nikogo odpowiedniego, tak jak Wilson znalazł Amber - kogoś, kto nauczyłby ją tego zdrowego egoizmu, umiejętności zatroszczenia się o siebie... Nadmiar cierpienia, jaki widziała na co dzień ją przygniótł... Chciała ratować ludzi, ale wszystkich się nie dało... Ona jest idealistką. Może nie wytrzymała zetknięcia z brutalnością świata? Z tym, że wiadomość o śmierci setek ludzi zagryza się kanapką i zaraz po jej wysłuchaniu kontynuuje się pseudo-dyskusję o d*pie maryni...? Może ułuda przestała jej wystarczać... Chciała raz mieć na coś wpływ. Tak naprawdę. W tym momencie wracam chyba do mojej interpretacji z poprzedniego komentarza, ale czuję, że doszłam do niej jednak od innej strony...

Atris, Twoja miniaturka ciągle siedzi w mej głowie... Widzę Cameron stojącą w oknie pokoju mojej koleżanki, zastanawiającą się.. Każdego dnia przeżywającą na nowo to samo wahanie... A może to jestem ja sama...? Może to jest każdy z nas...?

Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale Twój opis był tak sugestywny, że boję się przeczytać ten tekst po raz kolejny. Ale on i tak tkwi w mej podświadomości. I długo jej nie opuści.

Gehenn - ach, te Twoje kolory

Prawda, że Gehenn pięknie pisze o kolorach...?

Jeszcze raz dziękuję.
Tobie - za napisanie tej niezwykłej miniaturki i wyczerpującą odpowiedź, oraz Coolness i Gehenn - za interpretację.

Pozdrawiam ciepło i bardzo przystojnego wena życzę!

Czerwono-Zielona


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:36, 24 Cze 2010    Temat postu:

Gawd, każdy wasz komentarz jest dłuższy niż tekst. Onieśmielacie mnie.

JiKa30, dziękuję za komentarz. Dobrze wiedzieć, że tekst cię poruszył, bo w końcu takie miał zadanie.

coolness, nie znałam cię od tej strony. Wiesz, taaaki komentarz, całkiem niespodziewany. Mówisz, że najlepsze? Na początku zastanawiałam się, czy jest w ogóle sens to pokazywać. Wysłałam go najpierw do milei, a ona powiedziała, żeby jednak wstawiła. No i jest.

Wiem to. Gdyby tylko nie wymieniać nazwisk, tekst można by było dopasować dosłownie do wszystkiego. Ale to miała być Cameron. Gdy tylko zaczęłam szukać postaci, która pasowałaby do szablonu, wiedziałam, że to musi być Cameron. Ona do niego pasowała. Jest silna, odważna, ale też jednak pełna lęku. Pełna obaw i pragnienia lepszego świata, w którym ludzie nie umierają codziennie na różne sposoby. W moich oczach Cameron, a przynajmniej ta z dwóch pierwszych sezonów serialu, jest małą, niewinną dziewczynką, która widzi świat właśnie jak mała, niewinna dziewczynka.
Cytat:

Można ten skok potraktować jako zaczęcie nowego życia, zostawiając stare za sobą. Robienie nie tego, czego się od nas wymaga, lecz tego co chcemy. Ona właśnie wtedy dorosła. Postanowiła być prawdziwą sobą, nie cieniem siebie.

Dla mnie ten tekst od początku był czymś prawdziwym, namacalnym. Nie miał żadnego drugiego dna, metaforycznego znaczenia. Ale wy to dno wydobyłyście. Bo może ono od początku miało istnieć?To niesamowite, że czytelnik rozumie tekst lepiej niż autor

Ostatni akapit twojej wypowiedzi strasznie mnie zawstydził. Mistrzostwo samo w sobie? Naprawdę? Jejku, jaka jestem z siebie dumna przez was. Cii, bo się napuchnę i pęknę z tej dumy

I już ci wspominałam, co sądzę o tym, że poleciłaś go w swoim podpisie. Ness, jesteś dla mnie po prostu za dobra, kochana. Dziękuję ;*

Gehenn
, ach Gehenn, wszyscy ci mówią, że uwielbiają twoje komentarze. przyłączam się do tej grupy ludzi.

Taak, Zostań. Nie martw się, ja też je trochę zaniedbałam, ale mam w planach zabranie się za tego ficka, gdy tylko przyjdzie mi do głowy pomysł, co mam zrobić z tym nieszczęsnym Watsonem.

Tak jak już pisałam w odpowiedzi dla Coolness, też uważam, że Cameron ma w sobie tyle samo odwagi, co strachu. Ona jest niesamowita. Jak dziecko właśnie. Ma taki czysty pogląd na niektóre sytuacje (i powtórzę się: przynajmniej w dwóch pierwszych sezonach).

Cytat:
Zmierzcha, niebo jest fioletowo-niebieskie, w oddali chowa się słońce, kilka chmur przelatuje w tle. Samochody i światła migają w przyspieszonym tempie, a ona stoi w niebieskiej bluzie, jeansach i z niebieskim kubkiem przytkniętym do ust przed szeroko otwartym oknie. Jej uda faktycznie dotykają parapetu. Jej blond włosy są związane brązową gumką w luźny kucyk.


Napisałam tylko trzy zdania, nie dając wam praktycznie żadnych konkretów, a ty mi serwujesz wizję z mojej wyobraźni. No może tylko mam biały kubek, a Cameron rozpuszczone włosy, ale tak to właśnie wyglądało. Gehenn, czytasz mi w myślach?

Cytat:
Ale czy chciała skoczyć? To pytanie mi się nasunęło trochę po przeczytaniu - czemu miałaby chcieć skoczyć? Czy to była taka podświadoma gra z Bogiem, podaj mi jeden powód, wtedy pozostanę przy życiu, chociaż i tak wiesz, że się nie odważę? A może ona w ten sposób chciała siebie przekonać, że jest potrzebna, ważna, że nie może umrzeć?

Sporo pytań. Ale gdybym dała na nie swoją własną, jasną odpowiedź, czy tekst wciąż znaczyłby to samo? Myślę, że dla was najlepsze w nim jest to, że możecie sami sobie na te pytania odpowiadać. Sami zdecydować, co czujecie wy i co, według was, czuła ona. Mogę was tylko naprowadzać na mój tok myślenia, ale wtedy mogłabym zaburzyć waszą wizję, a tego bardzo bym nie chciała, skoro jest na taka piękna.

Bo śmierć rzeczywiście jest na porządku dziennym. Często ja sama, patrząc w gazetę i widząc te wszystkie ofiary, po prostu nic nie czuję. To jest tak przerażająco straszne. Taka społeczna znieczulica. Która dotknęła i mnie.
Cytat:

Myślę, że skoczyła. Ale to tylko domysły, bo -na szczęście- nie napisałaś tego dosłownie, po prostu przedstawiłaś kilka faktów, które mogłyby nasunąć różne wnioski.

A ja myślałam, że to takie jasne.
Ale faktycznie, patrząc na to z drugiej strony, ona naprawdę mogła nie skoczyć. Mogła się wyzwolić samą decyzją, albo mogła się zbytnio przestraszyć i zrozumieć, że nie potrafi zrobić kroku w przód.
Cytat:

Jej postępowanie, jej decyzje, jej myśli, wszystko nam dałaś.

Szczerze mówiąc uważam, że dałam wam niewiele. Dałam wam wszystko, o czym wtedy myślałam i to, jak ja ją widziałam. To tak jak zobaczyć obraz. Niektórzy dojrzą więcej detali, fałdki sukni, krople rosy na zamazanych drzewach w głębi obrazu, a niektórzy malutką zmarszczkę w kąciku oka. Każdy zinterpretuje obraz inaczej, ale autor już swoją pracę zakończył. Pokazał wszystko, na czym mu zależało.
Cytat:

Wskazałaś kierunek, w którym mamy patrzeć. To, co zobaczymy, to zupełnie inna sprawa.

Gehenn, uprzedzasz mnie W sumie, powiedziałam to samo, innymi słowami

Czerwono-Zielona, tak, prywatne przeżycia zwykle nakręcają tekst, dodają mu tą niepodważalną i niepowtarzalną historię.

Wszyscy myślimy, że jesteśmy w stanie zerwać te sznureczki, ale czy naprawdę mamy taką siłę? Jedyną okazją do zrobienia tego, jest zadecydowanie o swojej śmierci. I to jest kolejna rzecz, która jest tak straszliwie przerażająca. Nie zasmakujemy wolności, dopóki nie zdecydujemy się na krok w przepaść.

Cytat:
Atris, Twoja miniaturka ciągle siedzi w mej głowie... Widzę Cameron stojącą w oknie pokoju mojej koleżanki, zastanawiającą się.. Każdego dnia przeżywającą na nowo to samo wahanie... A może to jestem ja sama...? Może to jest każdy z nas...?

To może istotnie spotkać każdego z nas. Ja swoją decyzję już przeżyłam. A przynajmniej tak mi się wydaje. A wy? Przecież codziennie nad tym samym, czy poświęcić życie?, czy popełnić samobójstwo?, zastanawiają się tysiące ludzi na całym świecie. I część z nich przecina sznurki. Ale czy na pewno przecina? A może decyzja o skoku jest tak naprawdę kolejnym pociągnięciem sznureczka? Gawd, nie mogę o tym myśleć, bo coraz bardziej się plączę.

A ja dziękuję wam za komentarze i podzielenie się ze mną odczuciami. Ten tekst miał dla mnie znaczenie dosłowne, dopóki nie przeczytałam tego, co wy macie do powiedzenia na jego temat.

Atris.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:07, 24 Cze 2010    Temat postu:

Cytat:
A może decyzja o skoku jest tak naprawdę kolejnym pociągnięciem sznureczka?

To przerażająca wizja... Ale to wcale niewykluczone... Świat nas do tego zmusza, to, co dzieje się wokół... Znów coś nas do tego popycha... Znów nie jest to nasza wolna, autonomiczna decyzja... Straszne. Faktycznie zastanawianie się nad tym może przyprawić o zawrót głowy...

Chciałam dodać coś jeszcze na temat tych moich zdań:
A może to jestem ja sama...? Może to jest każdy z nas...?
Chodziło mi może nawet nie o taką dosłowność, że codziennie ktoś naprawdę rozważa odebranie sobie życia (choć to o czywiście prawda), ale o to, że każdy nasz dzień to swego rodzaju wybór... Tak, jak robiła to Cameron... Przecież codziennie rano możemy sobie powiedzieć: Dzisiaj nie wstaję z łóżka, nie idę do szkoły/pracy, mam dość, nie mam siły, nie widzę dłużej sensu... Pewnie wiele razy człowiek tak sobie myśli, ale pomimo tego wstaje i robi to, co do niego należy... Jak napisał Jerzy Liebert: Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę... To zdanie mi zadźwięczało w uszach, gdy o tym pomyślałam...

Twoja miniaturka, Atris, jest niewyczerpaną skarbnicą refleksji


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:37, 24 Cze 2010    Temat postu:

Cytat:
Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę...

Kurczę, gdzieś to słyszałam i nie mam pojęcia gdzie
Ale to prawda, każdego dnia podejmujemy podobną decyzję. I zawsze wykonuję to, czego się ode mnie oczekuje. Idę do szkoły, z psem, do sklepu... tak naprawdę, jaki inny mam wybór?

Straszne jest to, że jedyna rzecz, która ma moc uczynić nas wolnymi, może się tak naprawdę okazać kolejnym ruchem z góry wpisanym w twoje przeznaczenie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:38, 24 Cze 2010    Temat postu:

Cytat:
Kurczę, gdzieś to słyszałam i nie mam pojęcia gdzie

To chyba znany cytat... Ja go strasznie dawno temu w szkole usłyszałam, czy przeczytałam... A może Baczyński użył go jako motta przed jednym ze swoich wierszy...? Też już nie pamiętam Ale też mogłaś gdzieś na niego trafić

Cytat:
tak naprawdę, jaki inny mam wybór?

Otóż to. Jesteśmy niewolnikami życia. Jedynym wyjściem jest... śmierć? Matko, to straszne... Ale w sumie całkiem logiczne

Cytat:
Straszne jest to, że jedyna rzecz, która ma moc uczynić nas wolnymi, może się tak naprawdę okazać kolejnym ruchem z góry wpisanym w twoje przeznaczenie

Pięknie to ujęłaś...
Do strasznie pesymistycznych wniosków tu dochodzimy...
Ale pomimo to nie skoczę chyba z okna
Już w samej świadomości takich wniosków tkwi jakaś siła... Nie umiem tego do końca wyjaśnić, ale mam poczucie, że już wiedza o tych ograniczeniach, daje przynajmniej minimalne poczucie wolności... Ale może to tylko złudzenie, kolejna próba oszukania samego siebie?

Atris, ależ ta Twoja miniaturka namieszała... W sensie jak najbardziej pozytywnym oczywiscie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mazeltov
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 1656
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z poczekalni
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:26, 26 Cze 2010    Temat postu:

Artis, wybacz opoznienie, ale czasem musze nabrac mocy urzedowej zeby cos napisac

Zaczynamy

Bardzo piękny i głęboki tekst. Wlanie takie tfory potwierdzają, ze fan-fiction, to nie tylko śmieszne, romantyczne i nie mówiące o niczym historie, a fikopisarze potrafią poruszać naprawdę głębokie i trudne tematy.

Zacznę może od wyboru postaci. Ja sama nie przepadam za czytaniem o Cameron w kontekście Hamerona, sadze, ze w takiej wersji Cameron wypada dość płytko. Tutaj pokazałaś Cam z zupełnie innej strony. Jak powiedziała Gehnn, Cameron to bardzo interesująca postać, pełna sprzeczności, co czyni ja ciekawa.
Czytając, próbowałam podstawić sobie w jej miejsce inne postacie, które mogłyby mieć podobne rozterki. Housa zupełnie by tutaj nie pasował, chociażby ze względu na jego negatywny stosunek do samobójstw. Moim zdaniem postać, która mogłaby się tutaj jeszcze, ze tak powiem wpasować, to Trzynastka i na upartego Cuddy i Wilson.

Bardzo podobał mi się pierwszy akapit. Dający jasny obraz tego o czym jest tutaj mowa, ale widzę tam, może zupełnie niesłusznie drugie dno. Mam wrażenie, ze każdy z nas codziennie budząc się, staje właśnie w takim oknie i podejmuje decyzje czy nie skoczyć, czy nie zakończyć tego wszystkiego, czy jest sens udać się do pracy, szkoły, czy jest sens w ogolę dalej się starać, czy jest jakiś dobry powód do tego by kolejny raz zagrać w ta grę jaka jest życie.

Wszystkie powody, a raczej wymówki były wspaniale, a ich wytłumaczenia, tak naprawdę pokazywały ich płytkość. Powtórzenia maja zazwyczaj nadawać jakiś klimat opowiadaniu i tutaj wlanie tak było.

Cytat:
To był dobry powód, żeby nie skoczyć.


Musze jednak przyznać, ze to zdanie budzi moje sprzeczne uczucia. Bo z jednej strony zdanie potwierdza to, ze powód był odpowiedni, ale czytając to, gdzieś w mojej głowie cichy głosik szeptał natrętnie. Brednie.

Następnie odkrywasz przed czytelnikiem, to czego mógł się tylko domyślać. Jasno dajesz do zrozumienia, ze to był zwykły strach, to jednak bardzo dziwne uczucie, które ma tak wielki wpływ na ludzkie decyzje, a czasem jest wręcz głównym wyznacznikiem tego jak postępujemy.

Opis bezimiennej dziewczyny leżącej na chodniku z otwartymi oczami jest tak pięknie napisany, proste słowa, żadnych zbędnych ozdobników. Zresztą całość jest tak napisana, opisy są niebywale bogate i sugestywne, a jednak tak bardzo oszczędne w słowach.

Kolejny cudowny opis, to porównanie jej życia do rozbitych kawałków szkła. Nie wiem dlaczego, ale tak już mam, ze pewne porównania wzbudzają we mnie fascynacje i zachwyt. Wiem, ze to dziwne, ale lubię czytać o porównywaniu np. muzyki do kochanki, a życia do gry.

Końcówka jest wspaniała. Z jednej strony czytając to dosłownie, stwierdzam, ze skoczyła, ze zdobyła się na odwagę. Patrząc na to z innej strony zakładam, ze wcale nie skoczyła, ze miała właśnie ta odwagę żeby zostać przy życiu, ze zaczęła nowy etap, ze decyzja o skoku i prawdziwa chęć zrobienia tego, pozwoliła jej spojrzeć inaczej na to wszytko, na siebie, na swoje życie. Wyszło mi masło maślane, ale chce powiedzieć , ze bez względu na to jaka decyzje podjęła Cameron, była ona odważna.

Artis, nie wiem co powiedzieć, ta miniaturka jest wspaniała. Wzbudza ona w czytelniku natłok myśli i stawia wiele pytań, na które każdy musi sobie sam odpowiedzieć. Poruszyłaś bardzo trudny temat. Jeśli możemy mówić, ze temat śmierci jest trudny, to temat śmierci w kontekście samobójstwa jest stokroć trudniejszy.
Moje zdanie dotyczące samobójstwa jest dość specyficzne. Uważam, ze ktoś, kto decyduje się popełnić samobójstwo jest tchórzem, bo wybrał najłatwiejszą drogę, oszczędził sobie tego z czym każdy inny zmaga się każdego dnia, a mowie o bólu, rozczarowaniu, straconych szansach, pogrzebanych nadziejach, samotności, nudzie i wielu innych. Tak wiec ludzie, którzy decydują się odebrać sobie życie są dla mnie tchórzami, ale nie do końca, bo ci, którzy naprawdę tego dokonali, zabili się, pociągnęli za spust są jednocześnie odważni. Wiem, ze to dziwnie brzmi, ale decyzja popełnienia samobójstwa jest okazaniem strachu, ale sam akt wykonania, ze tak powiem egzekucji na samym sobie jest już odwaga, bo potrzeba odwagi żeby tak ekstremalnie naruszyć, ba wręcz zburzyć instynkt samozachowawczy, który każdy posiada.

Wielu ludzi uważa, ze zdecydowanie o tym kiedy umrą da im wolność, ale czy tak jest do końca? Nie decydujemy o tym czy umrzemy, bo czy tego chcemy czy nie, to i tak to się stanie, jedyna niewiadoma jest data i to o niej możemy zadecydować. Sama wolność jest złudna. Jesteśmy więźniami naszych pragnień, marzeń, obaw, naszych uczuć, czasem religii, klasy społecznej do której należymy, środków masowego przekazu, pieniędzy, przedmiotów, które tak skrupulatnie gromadzimy i wielu innych rzeczy, które nawet mi teraz do głowy nie przychodzą.
Czytając tego fika, przypomniał mi sie pewien cytat:

Cytat:
Nasze pokolenie nie toczy żadnej wielkiej wojny, nie zmaga się z żadnym wielkim kryzysem, ale przecież my też walczymy, prowadzimy wielką wojnę o duszę.


Cameron wlasnie taka wojne toczyla lub toczy.

Reasumując, wspaniały tekst i przedstawienie tematu. Udało Ci się stworzyć wspaniały klimat, a każde zdanie ba, każde słowo jest idealnie umiejscowione i spełnia swoja role.

Wybacz ewentualny bełkot, ale ja chyba za głupia jestem na tak mądre i poważne teksty, znaczy się lubię takie czytać, ale już opisać swoje wrażenie gorzej.

Pozdrawiam, mazel


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mazeltov dnia Pią 0:21, 02 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dżuczek
Wieczny Rezydent


Dołączył: 22 Wrz 2007
Posty: 862
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stąd

PostWysłany: Nie 19:53, 27 Cze 2010    Temat postu:

Ktoś kiedyś powiedział, że wszystko co robimy jest tylko reakcją na coś innego, na coś, co zrobił (powiedział itp) ktoś inny; na coś, co nas bezpośrednio nawet nie musiało dotyczyć; na coś, co sami sobie uczyniliśmy, ale znowu w reakcji na coś. I trudno się z tym nie zgodzić i trudno nie spojrzeć na skok Cameron jak na kolejne pociągnięcie sznureczka właśnie. Jedyna wolność przejawia się zatem tylko w tym jak zareagujemy. Nasz wybór pozostaje więc ograniczony do dwóch opcji: tak lub nie (bo stanąć pośrodku nie można, bo to w zasadzie odrzucenie jedynej możliwości zrobienia czegokolwiek), czy więc w takim razie możemy jeszcze mówić o woli? Czy wolność można ograniczać? Czy to wtedy jeszcze jest wolność? Ale przecież podobno o tym, czego nie ma nie da się mówić, nie?
Czy mówić tu trzeba o przeznaczeniu? Czy to pani miłościwie nam od wieków panująca KONIECZNOŚĆ, której obawiali się nawet bogowie, której i oni podlegali, dzieli i rządzi naszym życiem? Bo jesteśmy tylko cząstką wszechświata i nasze indywidualne dążenia nie mają tak naprawdę służyć niczemu innemu jak tylko celom tego wszechświata (i tego, co nad nim sprawuje kontrolę - o ile coś sprawuje). Przypadło nam odgrywać rolę narzędzia bez względu na to, co o tym myślimy? Prawdziwie przerażająca perspektywa, fakt. To po to tylko otrzymaliśmy świadomość, zdolność myślenia i podejmowania decyzji? Dla osiągnięcia nie naszego celu, którego nawet nie znamy?

Wybaczcie, że nie przeczytałam wszystkich komentarzy, które razem z tekstem Atris - dającym do myślenia, że się tak oszczędnie wyrażę - stanowią refleksyjną jedność, ale nie mam chyba siły na taką dawkę filozoficznych przemyśleń. Mam nadzieję, że jeszcze do nich wrócę.

Tymczasem wracając do tekstu...Moją uwagę najbardziej zwróciły wymówki, z powodu których Cameron nie decydowała się jeszcze na skok. Takich rzeczy jest miliony. Najważniejszą stają się jednak ludzie i to zwykle właśnie ci, którzy nie widzą z czym się borykamy, nie widzą, że codziennie stajemy przed wyborem, nie widzą tej rozpaczliwej sytuacji - to częstokroć nasi bliscy. I to dla nich właśnie postanawiamy wytrzymać jeszcze jeden dzień?! Może dlatego właśnie, bohaterka uwolniona od ciężaru obecności takiej bliskiej osoby mogła odstawić ten cholerny kubek i z uczuciem szczęścia skończyć z wymyślaniem kolejnych dobrych powodów, aby tkwić w życiu, które nie miało sensu...

Proces dochodzenia do decyzji o skoku i wreszcie podjęcie jej jest czymś tak złożonym, głębokim, naznaczonym milionem wątpliwości, rozważań, pretensji, życzeń, pragnień, wszechogarniającego strachu zarówno przed skończeniem z sobą jak i przed kontynuowaniem swej egzystencji, piętnującym każdą przechodzącą przez głowę myśl, że aż się wierzyć nie chce i zarazem wierzy się coraz mocniej, że macza w nim palce jakaś siła wyższa. Że to tak naprawdę nie ja, a coś innego pcha mnie na parapet i każe mi skoczyć. Ale z kolei każdą myśli, w której brakuje depresyjnego elementu traktuje się jak obcą, ba, niewłaściwą nawet. Bo po pewnym czasie tak zaczyna działać umysł kogoś w depresji, kogoś kto się nawet z początku nie orientuje, że doskwiera mu depresja, a nie tylko ból egzystencjalny.

Wyobrażaliście sobie kiedyś, że toniecie? A teraz, że toniecie z własnego wyboru. Skok na głęboką wodę, odpowiednio wysoko umieszczony most i rwąca rzeka pod nim, a nawet gładka tafla oceanu. O ile spokój w chwili postanowienia potrafię sobie wyobrazić to już mam w głowie przekonanie, że po skoku do wody (o ile nie obezwładni mnie strach i do niego dojdzie) niemal natychmiast zacznę walczyć o to, aby wydostać się na powierzchnię, ponieważ organizm będzie żądał tlenu, ponieważ ciało będzie potrzebowało ciepła. Czym zatem będzie się różniła śmierć w wyniku wypadku - wypadnięcie za burtę, czy skurcz na basenie - od tej, którą sami sobie obraliśmy? Czy muszę przykuć się do konstrukcji mostu, aby nie pozwolić ciału na ucieczkę na powierzchnię podczas, gdy dusza pragnie pozostać pod wodą, w mroku?

Znalazłam blisko rok temu w księgarni książkę "Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni" Stefana Chwina. Nie czytałam jej, więc proszę się nie sugerować w jej ewentualnej ocenie tym wcześniejszym opisem wyobrażenia śmierci pod wodą, bo najprawdopodobniej jej treść nie ma z nim nic wspólnego. Przeczytałam fragment, który mnie ucieszył, bo w moim przekonaniu był dowodem na to, że jestem normalna...w miarę.
Cytat:
Stefan Chwin, Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni, : To, że nie popełniamy samobójstwa, zależy od tysiąca okoliczności i przypadków. Ale im dłużej zajmuję się tą sprawą, tym większej nabieram pewności, że istnieją sytuacje, w których samobójstwo popełniłby każdy.
Jeśli nie popełniamy go, to tylko dlatego, że jeszcze nie znaleźliśmy się w takiej sytuacji. Wystarczy jednak znaleźć się w takiej sytuacji, by stało się to, co musi się stać.

Nawet jeśli kiedyś ja zdobędę to nie wiem czy odważę się do niej zajrzeć. Bo jak do tak przerażającego wniosku doszedł autor to co ja mogę znaleźć...

Atris, dawno nie czytałam żadnych fików (nie licząc tych z aktualnego konkursu SEN). Sprawiłaś, że nie żałuję tej wizyty, a raczej żałuję przerwy w wizytach tutaj.
W gruncie rzeczy nie szukałam tu drugiego dna. Tekst jest o samobójstwie, wyborze czy braku wyboru śmierci, o śmierci. Niebanalnie, nietuzinkowo napisany i przede wszystkim dający do myślenia. Nigdy też nie patrzyłam w ten sposób na Cameron. Historia z jej mężem była naprawdę poruszająca - dopóki nie wspomniano o nasieniu w zamrażarce...

Miało być krótko, do rzeczy i co? Literówki też wybaczcie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin