Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fik: Niespodzianka [u]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pią 13:22, 16 Maj 2008    Temat postu:

Ha! powinien robić coś innego? coś, na co w żadnym wypadku nie ma ochoty i woli robić wszystko najgorsze, byle tamtego uniknąć...
Ciekawa jestem, co wymyśliłaś...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:24, 16 Maj 2008    Temat postu:

Aaa, nic takiego

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pią 13:33, 16 Maj 2008    Temat postu:

Twoje fiki czyta się niezwykle przyjemnie, zapomniałam dodać
Cameron po tylu latach lecąca z prezentem... aż trudno uwierzyć
Ciekawe, co wymyślił Wilson. Zawsze uważałam, że we dwójkę mogliby House'a roztopić, jak masełko na patelni. Będę trzymać za nich kciuki w tym fiku.
Lubię Cate i podoba mi się, że pozostaje sobą


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gatha
Scenarzysta
Scenarzysta


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 755
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:46, 16 Maj 2008    Temat postu:

jestem strasznie ciekawa, dlaczego House zrobil sobie taki dzien na zmiany... juz się nie mogę doczekać odpowiedzi

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pią 19:59, 16 Maj 2008    Temat postu:

Porządny House, ale jednak zostaje w nim coś z tego prawdziwego. Podoba mi się . Cate jakoś nie irytuje, generalnie to nie nuda, tylko nie mogę się doczekać, co to za powód .

joasui, uzależniasz .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuczek
Lucky& Lovely
Lucky& Lovely


Dołączył: 09 Maj 2008
Posty: 716
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 8:06, 17 Maj 2008    Temat postu:

Bardzo fajny i tajemnniczy fik . Ciekawa jestem co też House miałby robić poza szpitalem :wink: i co jest powodem zmiany jego zachowania. Czekam na kolejną część i wskazówki dotyczące rozwiązania zagadek

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:06, 17 Maj 2008    Temat postu:

Chyba w ten weekend będzie już po wszystkim... CHYBA!!!

--------

- Musimy pójść z tym do House’a – oświadczyła stanowczo Trzynastka, maszerująca korytarzem razem z Taubem i Foremanem.
- Dziś musimy radzić sobie sami – odparł Foreman.
- Wilson powiedział, że niekoniecznie – zaprotestował Taub.
- Znowu próbujesz udowodnić, że jesteś tak samo dobry, jak on – stwierdziła twardo Trzynastka. – Problem w tym, że to House jest ordynatorem, a my, z tobą włącznie, nie mamy pojęcia, co jest naszemu pacjentowi i co teraz możemy jeszcze zrobić. House spojrzy na to świeżym okiem i na pewno na coś wpadnie.

- Musimy podsumować, co wiemy... – zaczął Foreman, ale Trzynastka stanęła przed nim w wyraźnie bojowym nastroju.
- Nie mamy na to czasu i dobrze o tym wiesz – rzekła pewnym tonem. – Może jesteś jego zastępcą, ale skoro House jest dostępny w szpitalu, nie mam zamiaru czekać, aż jutro wróci do swojej normalnej osobowości. I mam gdzieś to, co o tym myślisz. Pacjent dalszego naszego błądzenia nie przeżyje.
- W porządku – westchnął Foreman, w duchu przyznając koleżance rację. – Musisz go jednak najpierw znaleźć. Godzinę temu wyszedł z przychodni na lunch, dziesięć minut temu nie było go ani w gabinecie, ani w bufecie. Znowu zniknął.

Trzynastka straciła nieco pewności siebie, ale po trzech sekundach spojrzała na Foremana z dezaprobatą – skąd niby wiedział, gdzie House’a nie było dziesięć minut temu, jeśli sam tego nie sprawdził?
Z braku innych pomysłów wrócili do pokoju lekarskiego diagnostyki. Ku ogólnej uldze usłyszeli charakterystyczny głos ich szefa, dobiegający z jego biura.
House najwyraźniej rozmawiał przez telefon. Mówił głosem zdecydowanym, twardym, ale nie podniesionym, jakby się kłócił z kimś, kogo szanował, ale kto nie był jego przyjacielem. Bo na przyjaciół w chwilach złości darł się bez ograniczeń.

- Wiem, że powinienem, ale ty też wiesz, dlaczego nie przyjechałem – mówił. – Widziałaś, co się działo, jak to ostatnio wyglądało. ... Dlaczego ja? To była moja wina? ... Znasz mnie i wiesz, że to nie w moim stylu. ... Już za późno. Co się stało, to się nie odstanie.
Trzynastka wybrała ten moment, by zastukać w szklane drzwi między pokojem lekarskim a biurem. House skinął jej głową, dając znać, że usłyszał.

- Muszę kończyć – rzekł do słuchawki. – Za trzy tygodnie zacznie mi się urlop, obiecuję, że przyjadę i pogadamy. ... Mogę poszukać jakiegoś mieszkania do wynajęcia blisko siebie, byłbym pod ręką... ... Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, zadzwoń. ... Tak. Tylko nie dzisiaj. Przepraszam. Do usłyszenia.
Odłożył słuchawkę, przez dwie sekundy wpatrywał się w aparat, myśląc intensywnie. W końcu odetchnął głęboko i spojrzał na asystentkę.

- Co jest? – spytał absolutnie neutralnym tonem.
- Mamy problem z pacjentem – oświadczyła szczerze Trzynastka. – Jego stan szybko się pogarsza, zaczyna nam brakować teorii.
- Podaj mi kartę.
Trzynastka spełniła polecenie. House szybko przejrzał zawartość niebieskiej teczki, obejrzał na negatoskopie zrobione rano zdjęcie TK, po czym przeszedł do pokoju lekarskiego, gdzie na tablicy zostały wypisane objawy pacjenta. Stojący przy stole Foreman i Taub przyglądali mu się w napięciu. Trzynastka dołączyła do kolegów.

- Dlaczego nie jesteś w przychodni? – spytał po chwili Foreman.
- Nie chcą mnie tam – odparł House, znów przeglądając kartę pacjenta, porównując jej zawartość z tekstem na tablicy. – Morgan i Hoskins są zazdrośni, bo wyczyściłem przychodnię z pacjentów i nie mają co robić. Niezapomniane przeżycie. Gdzie są wyniki punkcji lędźwiowej? – spytał w końcu, po raz kolejny wertując kartę.
Asystenci lekarza spojrzeli po sobie.

- Nie ma – wybąkała Trzynastka.
- Dlaczego? – spytał House bardzo spokojnie i bardzo zimno.
- Bo nie przeprowadziliśmy punkcji lędźwiowej – rzekł Taub cicho, jakby nieśmiało.
House zamienił swoją zwyczajową, ostrą tyradę po usłyszeniu czegoś takiego na zwykłe spojrzenie. Może nie do końca zwykłe, bo Trzynastka pod jego wpływem nagle miała ochotę zapaść się pod ziemię. Jedno spojrzenie jak tysiąc słów – znacznie bardziej wolała, jak się na nich wydzierał.

Foreman też zrozumiał. Klepnął Tauba w ramię i obaj wyszli bez słowa. House wrócił do swojego biura, a nadal stojąca przy stole Trzynastka myślała o tym, jak by wyglądała normalna reakcja szefa na zapomnienie przez nich o jednym z podstawowych badań.
- Dlaczego? – zapytałby. – Nie pomyśleliście o tym czy Foreman znalazł jakiś pozornie przekonujący powód, by tego nie robić?
- Nie pomyśleliśmy – odrzekliby zgodnie z prawdą.
I w tym momencie pół szpitala by się dowiedziało, że są idiotami, marnują czas, nie potrafią kojarzyć faktów i robić tego, co do nich należy, że przez ponad dwa lata pracy u niego najwyraźniej niczego się nie nauczyli itp., itd.

Przez kilka ostatnich godzin myślała o swojej rozmowie z Chasem w przychodni. Teraz już wiedziała, co traci. Traciła House’a złośliwego, raz szczerego do bólu, innym razem manipulującego, ale zawsze wyrażającego na głos swoje myśli. Nie chciała więcej widzieć takich spojrzeń. Z tyradą radziła sobie znacznie lepiej.
Ostatecznie sama wyszła, zostawiając szefa samego w jego biurze.

***

Szczęknął klucz w zamku. Zielone drzwi jego ciemnego mieszkania rozwarły się szeroko. Rzucił klucze na stolik przy wejściu, wniósł do środka torbę z alkoholem i mało odżywczymi przekąskami. Dużym zamachem posłał swoją urzędniczą teczkę na kanapę. Zamknął drzwi, opierając się o nie.
- Boże, ale ten dzień był męczący – rzekł do siebie cicho.
Włączył światło w salonie. Wciąż stał oparty o drzwi. Spojrzał na pokój przed sobą i zamyślił się.

Odwalił dziś kawał dobrej roboty. Nie groziło mu pozwanie do sądu za obrazę pacjenta, pokazał, że jak chce, to umie być miły, zmniejszył nieco zaległości w prowadzeniu dokumentacji, spełnił prośbę o przeczytanie artykułu medycznego, jednak wbrew najgorętszym prośbom Cuddy ocenę konsekwentnie zostawił na następny dzień. Wyniki zaproponowanej punkcji lędźwiowej u pacjenta na oddziale podpowiedziały jego asystentom kierunek działania dla ustabilizowania stanu ciężko chorego mężczyzny, dzięki czemu mieli więcej czasu na postawienie diagnozy.

Niby dobry dzień, a jednak nienawidził siebie i swojego życia całą swoją pięćdziesięcioletnią duszą.
Chwycił siatkę w lewą rękę i pokuśtykał do kuchni. Po drodze spojrzał na stół w salonie – na blacie leżał otwarty, wyraźnie oficjalny list. Pojedyncza kartka A4, złożona dwukrotnie w poprzek, obok rozdarta koperta.
Być może powód jego dzisiejszego przedstawienia.

Doszedł do kuchni. Wrzucił do mikrofalówki foremkę z jakąś „dietetyczną” potrawą w rodzaju lasagne, wypakował z siatki butelki bourbona i wódki.
Tak naprawdę nie miał na to ochoty. A właściwie nie miał ochoty robić to samemu. Z drugiej strony miał wrażenie, że nie ma wyboru.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Sob 9:20, 17 Maj 2008    Temat postu:

Mówił głosem zdecydowanym, twardym, ale nie podniesionym, jakby się kłócił z kimś, kogo szanował, ale kto nie był jego przyjacielem. Bo na przyjaciół w chwilach złości darł się bez ograniczeń.

Traciła House’a złośliwego, raz szczerego do bólu, innym razem manipulującego, ale zawsze wyrażającego na głos swoje myśli. Nie chciała więcej widzieć takich spojrzeń. Z tyradą radziła sobie znacznie lepiej.

spełnił prośbę o przeczytanie artykułu medycznego, jednak wbrew najgorętszym prośbom Cuddy ocenę konsekwentnie zostawił na następny dzień


Uwielbiam twoje fiki - ja chcę wiedzieć, co było w tej kopercie! joasui, nie katuj nas [albo przynajmniej mnie] .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:23, 17 Maj 2008    Temat postu:

Się dowiesz, spokojnie . Do końca zostały jeszcze chyba 2 w porywach do trzech części. Ponieważ spore fragmenty miałam już napisane wcześniej, może rzeczywiście uda mi się zakończyć to do jutra.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gatha
Scenarzysta
Scenarzysta


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 755
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:28, 17 Maj 2008    Temat postu:

aaa, co było w tej kopercie?
ja bym stawiała że to coś ma związek z jego ojcem, ale tylko tak strzelam

joasui, daj szybko kolejny odcinek bo umieram z ciekawości xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:35, 17 Maj 2008    Temat postu:

Najpierw muszę tę następną część napisać, a teraz mam inne rzeczy do roboty. Wieczorem postaram się coś wkleić. Na razie musicie wytrzymać

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:55, 17 Maj 2008    Temat postu:

Mało brakowało, a nic bym nie wkleiła.
Teraz tak oczekiwane rozwiązanie zagadki, które udowadnia, że nie nadaję się do pisania fików z tajemnicami w roli głównej.

----------

- Mogę dołączyć?
House był wymemłany już w godzinę po rozpoczęciu wykonywania planu na wieczór. Oparł się skronią o półotwarte drzwi i patrzył na przybysza mętnym wzrokiem.
- Co tu robisz? – spytał zmęczonym głosem.
- Pilnuję, żebyś nie zrobił sobie krzywdy – odparł Wilson. – Nie chciałbym znowu znaleźć ciebie leżącego na podłodze we własnych wymiocinach.
- Nie przewiduję takiego obrotu sprawy.
- House, chlanie do lustra powinno się zaliczać do stanów zagrożenia życia. Wpuścisz mnie czy nie?

House wycofał się z progu, robiąc przejście dla przyjaciela. Wilson od razu ruszył do kuchni, postawił na blacie stołu papierową torbę z kilkoma butelkami piwa i chińskim jedzeniem na wynos. House mimo zmęczonego wyglądu poruszał się nadal dość stabilnie (co pocieszyło Wilsona), więc wkrótce do niego dołączył, rozkładając piwo w lodówce (poza jedną butelką, którą od razu przejął przybysz). Jedzenie zostawił w okolicach mikrofalówki. Nie chciał przesadzać z pożywieniem, biorąc pod uwagę fakt, że przy planowanym stanie końcowym i tak nie zdołałby przetrawić za dużo.

Wilson ruszył do salonu, zaś House pozostał w kuchni, gdzie nalał sobie do szklanki kolejną porcję bourbona.
Onkolog rozsiadł się na kanapie z piwem w ręku i sięgnął po pilota do telewizora, kiedy jego spojrzenie przykuł list na stole.
Właściwie nie powinno go to obchodzić, ale w kartce i kopercie było coś dziwnego. Wilson parę razy widział stosunek House’a dla poczty, zarówno tej, która przychodziła do mieszkania, jak i służbowej: spora część listów lądowała w koszu jeszcze przed otwarciem, natomiast przeczytana szybko znajdowała swoje miejsce docelowe – jakiś stolik czy przegródka. Nigdy nie leżała podejrzanie długo w miejscu tak ogólnodostępnym.

Wilson czuł na sobie spojrzenie przyjaciela, ale i tak sięgnął po list. Zdążył przeczytać pierwsze dwa zdania, kiedy kartka została bardzo brutalnie i bez słowa wyrwana mu z dłoni. House wrócił do kuchni, gdzie włączył palnik na kuchence, podpalił list i pozwolił mu zamienić się w kupkę popiołu na dnie zlewu.
Wilson obserwował przyjaciela przez cały czas trwania tego przedstawienia. Wiedział, że ten list miał duże znaczenie nie tylko dla przebiegu dzisiejszego dnia, ale ogólnie dla House’a. Że niósł ze sobą bardzo poważną wiadomość, głębszą niż to, co było bezpośrednio w nim napisane.

Onkolog wstał i stanął przed Housem, który swobodnie stał teraz oparty o ścianę w przejściu między kuchnią a salonem, ze szklaneczką bourbona w dłoni. Wyglądał, jakby rytualne palenie listu w ogóle nie miało miejsca.
- Nic o tym nie mówiłeś – rzekł Wilson.
- Nie widziałem powodu, dla którego miałbym o tym komukolwiek mówić - wzruszył ramionami House.
- Ach, tak? Cuddy mówiła, że od dwóch dni chodziłeś jak nakręcony.
- A nie przyznała się, szelma.
- Ma to coś wspólnego z dzisiejszą przemianą? – Wilson zignorował ironiczny komentarz.
- Nie wiem – ponownie wzruszył ramionami House, pociągając solidny łyk szkockiej.

Wilson wiedział jednak, że ma. Wiedział też, że musi wyciągnąć prawdę z House’a, jeśli jego plan na dzisiejszy wieczór miał mieć w ogóle szanse powodzenia. Musiał oczyścić atmosferę. Wszystko wyjaśnić.
Poznać prawdę. W końcu.
- Dlaczego nie pojechałeś? – spytał, patrząc poważnie na przyjaciela, który przewrócił oczami.
- Bo nie czułem takiej potrzeby. Bo nie chciałem. Bo gdybym pojechał, w drodze powrotnej zatrzymałbym się w jakiejś zapadłej dziurze i podciął sobie żyły. Bo pojechanie tam mogłoby świadczyć o jakimś szacunku lub przywiązaniu, a nie miałem zamiaru mu tego okazać.
- Dlaczego? To był twój ojciec.

- Bo go nienawidziłem! – huknął w końcu House z wściekłością wypisaną na twarzy. – Całe życie nienawidziłem sku*wiela. Żeby żyć po swojemu, praktycznie zwiałem z domu po liceum. Z Ohio przeniosłem się do Baltimore*, żeby stracić go z oczu, nie myśleć codziennie o nienawiści do niego i udowodnić mu, że nie jestem skazany na porażkę, jak to stwierdził, kiedy powiedziałem mu, że wbrew niemu, zamiast do akademii wojskowej, idę do medycznej. A ja dopiero dziś, w dniu jego pogrzebu poczułem, że od teraz muszę coś udowadniać tylko i wyłącznie sobie.

Dla Wilsona było to coś zupełnie nowego. Oczywiście kiedyś zauważył, że House starał się unikać swoich rodziców, ale nie wiedział, dlaczego. Tłumaczył to sobie faktem, że mogli źle przyjąć wiadomość o okaleczeniu syna, ale nie widział w tym nic głębszego. Nic, co by sięgało tak daleko w przeszłość.
Miał ochotę zadać sto tysięcy pytań. Ale wiedział, że nie powinien. House’a na pewno dużo kosztowało takie wyznanie, wyglądał, jakby chciał z siebie zrzucić jeszcze jakąś część ciężaru. Wilson postanowił, że nie będzie mu w tym ani przeszkadzał, ani pomagał.

Patrzył tylko na niego z wielkim pytaniem w tych ciepłych, brązowych oczach: czy to dlatego jesteś taki, jaki jesteś?
House patrzył w jego oczy i widział to pytanie.
Uspokoił się nieco, po chwili mówił dalej:
- Po żołniersku wpoił we mnie te swoje cholerne zasady, z którymi nawet nie umiem walczyć. Może dlatego jestem sam, może dlatego nie chcę się wiązać na dłużej, zakładać rodziny, bo boję się, że dla swoich bliskich będę taki, jaki on był dla mnie i mojej matki.

- Powiedziałeś o tym komukolwiek wcześniej? – spytał w końcu Wilson.
House zastanowił się.
- Chyba jednej osobie – rzekł.
- Komu?
- Zgwałconej dziewczynie, z której miałem wyciągnąć opowieść o tym, co się z nią stało. Pamiętasz? To było tuż po zakończeniu sprawy z Tritterem. To było terapeutycznie zwierzanie się, ale terapię przechodziła ona, nie ja. Było mi dziwnie z tym, że przelałem coś takiego na kogoś innego, bez względu na cel.

Znów przerwał, wbił spojrzenie w podłogę.
- Dostałem ten list trzy dni temu. Nie miałem pojęcia, co mam zrobić. Pojechałbym ze względu na mamę, która nie powinna być sama. Z drugiej strony stałbym nad trumną ojca, a ludzie widzieliby we mnie smutek i żal. Smutek i żal czuję, owszem. Za zmarnowane pięćdziesiąt lat życia w pieprzonej samotności.
I to tyle. Wilson wiedział, że więcej się nie dowie.

Podszedł nieco bliżej. Spojrzał mu w oczy i rzekł bardzo cicho, bardzo spokojnie:
- Wiesz, że możesz na mnie i Cuddy liczyć tak samo, jak my możemy liczyć na ciebie. A jednak z tak ważnymi sprawami zostajesz sam, z własnego wyboru.
- Błagam. Możemy już o tym nie mówić?
Wilsona zdziwił ton głosu przyjaciela. Nie było w nim spodziewanej po kłótni irytacji. Nie było ironii przy zwykłej ucieczce od tematu. To była prawdziwa, szczera, w dodatku pełna bólu i bezsilności prośba.

- Możemy – skinął głową Wilson.

--------
* Baltimore – miasto-siedziba Uniwersytetu Johna Hopkinsa.

cdn

Kurde, Gatha! Musiałaś mi zepsuć niespodziankę???!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gatha
Scenarzysta
Scenarzysta


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 755
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:13, 17 Maj 2008    Temat postu:

przepraszam xD
następnym razem będę trzymać buzię na kłódkę, obiecuję!

po prostu ostatnio czytałam gdzieś fik o tym jak Cuddy dowiaduje się, co ojciec robił House'owi i jakoś tak mi się skojarzyło


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Sob 22:23, 17 Maj 2008    Temat postu:

Bardzo fajna część. Taka... spokojna. Sporo rozwiązań, ale bez jakichś wstrząsów Chyba najbardziej mi się podobała. Joasui - jesteś genialna!
Powrót do góry
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Nie 7:09, 18 Maj 2008    Temat postu:

Dlaczego nie pojechałeś? – spytał, patrząc poważnie na przyjaciela, który przewrócił oczami.
- Bo nie czułem takiej potrzeby. Bo nie chciałem. Bo gdybym pojechał, w drodze powrotnej zatrzymałbym się w jakiejś zapadłej dziurze i podciął sobie żyły.


Ja wiem, że to trochę dziwne, ale właśnie ten kawałek podobał mi się najbardziej. joasui, może nie było wielkiej, strasznej tajemnicy, ale za to wiarygodna . Nie chce mi się tylko wierzyć, że Wilson po tylu latach przyjaźni z Housem nie zdawał sobie sprawy, że każde jego zachowanie, każda jego decyzja ma swój początek w przeszłości?

W każdym razie gratuluję, bo wyszło super .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Nie 7:38, 18 Maj 2008    Temat postu:

Przeczytałam, kilka spraw mi zgrzyta, ale nie będę się czepiać. Czekam na ciąg dalszy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:06, 18 Maj 2008    Temat postu:

Ciąg dalszy to będzie długa droga w dół ku zakończeniu.

Co Ci zgrzyta? Poczepiaj się trochę. Może na PW, bo ja mam lęk przed krytyką, nawet słuszną, bo ogólnie rzecz biorąc konsekwencji w stylu to ja chyba nie posiadam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:49, 18 Maj 2008    Temat postu:

Przedostatnia część. Epilog będzie dziś wieczorem.

Dobra - z tej części akurat jestem zadowolona. Pewnie niesłusznie (tak, prowokuję Was ).

-----------

House wiedział, że Wilson wie o jego urodzinach. Onkolog jednak przez cały wieczór ani słowem się o tym nie zająknął. Atmosfera po trudnej rozmowie szybko się poprawiła i przyjaciele przeszli do ulubionych rozrywek podczas męskich wieczorów, które chętnie praktykowali od czasu do czasu – picia piwa, pochłaniania chińskiego żarcia, śmiania się z zastanej w telewizji pseudorzeczywistości.

House o jednym nie miał pojęcia – Wilson miał inne plany poza typowo męskim wieczorem. Cały dzień kombinował, jak to przeprowadzić. O dziwo namówienie do udziału pozostałych potencjalnie zainteresowanych osób nie było takie trudne, jak się spodziewał, pojawiały się tylko obawy o reakcję solenizanta. Wilson obiecywał, że się tym zajmie, ale kiedy już przyszło co do czego, nie był już taki pewny siebie. Miał na celu doprowadzenie przyjaciela do stanu, w którym zauważałby pewne elementy ze znacznym opóźnieniem, problem polegał na tym, żeby stan ten nie był jednocześnie zbyt pijacki.

- Twoja dziewczyna wie, że tu jesteś? – spytał House, idąc do kuchni po kolejne piwo.
- Jak najbardziej – odparł swobodnie Wilson, rozsiadając się wygodniej na kanapie.
- I nie ma nic przeciwko temu?
- Została postawiona przed faktem dokonanym. Wie, gdzie jestem i co będę robił, a ponieważ dziś nocuję u ciebie, nie będzie miała do ciebie pretensji, że znowu wróciłem pijany.
House wracał właśnie z piwem, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Rzucił przyjacielowi butelkę i ruszył do wejścia.

- Nie wiesz, czy Cuddy znalazła sobie nowego faceta? – spytał po drodze.
- Czemu pytasz? – zdziwił się Wilson.
- Bo moje tajemnicze pojawienia się w miejscu waszych schadzek nie są już zabawne, od kiedy twoja dziewczyna przestała się na nie wkurzać – uniósł zawadiacko brwi, otworzył drzwi i dopiero po chwili spojrzał na przybysza.

W drzwiach stała Lisa Cuddy, ubrana w zwiewną, długą spódnicę i dopasowaną do ciała, zapinaną na guziki, kwiecistą bluzkę z krótkimi rękawami. Na twarzy makijaż nieco inny od tego, jaki nosiła w pracy, podkreślał kolor jej oczu. Włosy opadały jej luźno na ramiona, zupełnie nie ograniczane.
Patrzyli na siebie – on na nią zaskoczony, ona na niego... dziwnie. O ile jego zaskoczenie było jeszcze zrozumiałe, o tyle House poczuł się nieco nieswojo przez jej wpatrywanie się w szarzejącą powoli twarz mężczyzny wyższego od niej o prawie trzydzieści centymetrów.

- Można? – spytała w końcu.
- Co tu robisz? – odparł, kiedy w końcu ochłonął.
- Wilson mnie zaprosił – wzruszyła ramionami.
- Ach, tak? Wilson?
Wpatrywał się w nią jednym z tych spojrzeń, których mimo dziesięciu lat wspólnej pracy nadal nie potrafiła rozgryźć do końca. Nie było wrogie. Ani specjalnie przyjazne. Było badawcze, jakby próbował się domyśleć, po co przyszła i co jej pojawienie się miało oznaczać.

- Jeśli chcesz, mogę sobie pójść – rzekła w końcu cicho, sama teraz onieśmielona siłą tego spojrzenia.
- Nie – rzekł po kolejnych kilku sekundach. – Nie chcę. Napijesz się? Powinienem mieć jakieś czerwone wino – otworzył szerzej drzwi i wpuścił ją do środka.
Skąd wiedział, co ona lubi pić?
Skinęła głową i weszła.
House zamknął za nią drzwi i nagle poczuł, że stracił ochotę na alkohol.

***

Wilson teraz musiał działać ostrożnie. Pierwsze dwa punkty planu poszły całkiem łatwo, ale zostało ich jeszcze sześć. Było to jak wprowadzanie trudnej strategii na polu bitwy, nawet nie wiedział, że będzie się to łączyło z takim stresem.
Całe szczęście, dwa kolejne „punkty” trafiły ze swoim przybyciem z wielką pizzą w momencie, kiedy House i Cuddy dyskutowali zacięcie o jakiejś książce, którą ostatnio oboje przeczytali. Kiedy diagnosta wywęszył pizzę pepperoni na stole w salonie, jakoś nie skojarzył jej pojawienia się z przemykającą do łazienki Cameron i Chasem myszkującym w lodówce w poszukiwaniu piwa.

Szybko kurczące się zapasy słabego alkoholu uzupełniła Trzynastka, którą do House’a przywiózł Foreman.
A Wilson patrzył na te zapasy i zastanawiał się, kiedy House się w końcu zorientuje, co się dzieje w jego mieszkaniu.

***

House stanął przy szafce kuchennej z kubkiem kawy w ręku. W salonie ktoś się radośnie roześmiał. Spojrzał w tamtą stronę i nagle do niego dotarło: w jego zazwyczaj cichym salonie, ostoi spokoju, miejscu relaksu siedziało osiem osób. Nigdy dotąd nie zebrał tylu ludzi w jednym miejscu.
Gdyby nie był pijany, może wpadłby nagle do salonu i wszystkich obecnych z niego wyrzucił. Ale wtedy pomyślał o tym, jakiego dnia się spodziewał. Miał się urżnąć w trupa w samotności i jęczeć o tym, jakie parszywe było jego życie. A tymczasem... W jego salonie siedziało OSIEM przyjaznych mu osób.

Widział Trzynastkę i Cameron dyskutujące o czymś przyjaźnie. Widział Tauba, przeglądającego jego winyle. Kutnera nie było w polu widzenia, ostatnio widział go wgapiającego się w gitary na ścianie, pewnie robił to nadal. Cuddy wcinała dietetyczne paluszki (oksymoron), piękna jak zwykle, śmiejąca się, dyskutująca luźno z Chasem i Foremanem.

Widział też Wilsona. Tego czterdziestokilkuletniego onkologa, z którym znał się od piętnastu bitych lat, przyjaźnił od ośmiu. Byli jak stare małżeństwo – niejeden kryzys przeżyli, niejeden raz myśleli, że przesadzili i że nic się już nie da uratować. Z drugiej strony niejeden raz jeden szedł do drugiego, jęczał mu o swoich problemach, nawet bez potrzeby powiedzenia słowa „proszę”, bo wiedział, że przyjaciel pomoże mu tak czy siak. To była dziwna przyjaźń. House był toksyczny, wsysał się w towarzysza jak pijawka i nie chciał popuścić, a Wilson, zrównoważony i ciepły, nadal się nie poddawał, nadal tkwił przy nim i nadal wyciągał go z opresji.

I z całą pewnością to dzięki Wilsonowi ten dzień był taki, a nie inny. Wilson znał go najlepiej, dlatego to on najpierw sam tu przyszedł i zaczął upijać solenizanta, by potem powolutku wprowadzać do mieszkania kolejne osoby, które przynosiły ze sobą tylko i wyłącznie jedzenie i alkohol – żadnych prezentów, żadnych życzeń, bo onkolog wiedział, że te dwa elementy były idealną receptą na wkurzenie pięćdziesięciolatka.
House nigdy by tego nie przyznał, ale ten dzień wyszedł zupełnie inaczej, niż się spodziewał. Te osiem osób pokazało mu, że nie pozwoli mu urżnąć się w trupa w samotności tylko dlatego, że był taki, jaki był.

Przypomniały mu się słowa sędziny, która prowadziła jego sprawę przy aferze z Tritterem: „Ma pan lepszych przyjaciół, niż pan zasługuje”. Czym sobie na nich zasłużył? Dlaczego Cuddy wtedy dokonała krzywoprzysięstwa i uratowała go od dziesięciu lat więzienia? Dlaczego Wilson tak łatwo mu wybaczył wszystkie krzywdy, jakie mu wtedy i również później wyrządził? Dlaczego szóstka jego byłych i obecnych asystentów była tu razem z nimi, choć codziennie, regularnie im się obrywało?

Wilson wszedł do kuchni z piwem w ręku. Spojrzał na twarz przyjaciela i uśmiechnął się.
- Nie bądź z siebie taki zadowolony – burknął House. – Za parę lat tobie też stuknie pięćdziesiątka.
- Jakoś mnie to nie martwi – uśmiechnął się Wilson.
- Dopiero teraz ich zauważyłem – machnął kubkiem w stronę tłumu w salonie.
- I co powiesz na ten temat?
- Nic – wzruszył ramionami House.

Wilson uśmiechnął się szerzej. Wiedział, co to oznacza. Podszedł bliżej do przyjaciela i swoim piwem przybił toast do kubka House’a.
- Wszystkiego dobrego z okazji czterdziestych dziesiątych urodzin, House.
House uśmiechnął się tylko i wbił spojrzenie w podłogę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Nie 12:02, 18 Maj 2008    Temat postu:

Spojrzał w tamtą stronę i nagle do niego dotarło: w jego zazwyczaj cichym salonie, ostoi spokoju, miejscu relaksu siedziało osiem osób. Nigdy dotąd nie zebrał tylu ludzi w jednym miejscu.

House jak na genialnego i niesamowicie spostrzegawczego lekarza ma słaby refleks . Fajnie, że wszyscy przyszli i nie składali mu życzeń - oprócz Wilsona, ale jemu wolno .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
*Madziula*
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Nie 13:16, 18 Maj 2008    Temat postu:

super
Cytat:
- Nie wiesz, czy Cuddy znalazła sobie nowego faceta?
Cytat:

- Jeśli chcesz, mogę sobie pójść (...)
- Nie – rzekł po kolejnych kilku sekundach. – Nie chcę. Napijesz się? Powinienem mieć jakieś czerwone wino – otworzył szerzej drzwi i wpuścił ją do środka.
Skąd wiedział, co ona lubi pić?
Skinęła głową i weszła.
House zamknął za nią drzwi i nagle poczuł, że stracił ochotę na alkohol.

Cytat:
House i Cuddy dyskutowali zacięcie o jakiejś książce, którą ostatnio oboje przeczytali.

takie fajnie huddy te fragmenty
Cytat:
- Wszystkiego dobrego z okazji czterdziestych dziesiątych urodzin, House.

śmiem stwierdzić, że to były jedne z jego lepszych urodzin


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Couvert de Neige
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 27 Mar 2008
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:28, 18 Maj 2008    Temat postu:

Świetny fick. Taka osobista częsć House'a. Cudo

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:39, 18 Maj 2008    Temat postu:

Epilog i się wyłączam na kolejne 4 dni.

Wiem, że postać, która się pojawi, budzi wiele skrajnych emocji, ale nic nie poradzę, że ja ją akurat lubię.

-----------

House zamyślony siedział z kolejną kawą na schodkach prowadzących z ulicy na klatkę schodową. Okna w salonie były otwarte, więc słyszał odgłos rozmów i cichą, spokojną muzykę, którą ktoś nastawił. Mówił, że musi się przewietrzyć – nikt tego nie komentował, jakoś się domyślili, że jak na aspołeczną osobę jego pokroju i tak długo wytrzymał w tym tłumie.

Właściwie nie był już pijany. Właściwie tego wieczora w ogóle nie był pijany. Ten lekki rauszyk uleciał z niego w momencie zauważenia tłumu przyjaciół w salonie. I to wcale nie przez rauszyk postanowił zostawić ich w spokoju. Skoro postanowili spędzić ten wieczór z nim... nie powinno mu to przeszkadzać.
Usłyszał kobiece kroki – o chodnik stukały obcasy. Była druga w nocy, ale jakoś nie pomyślał, żeby się zdziwić obecnością kobiety w tej okolicy o tej porze. Kroki ucichły niedaleko niego.

- Lepiej wyglądasz z zarostem – usłyszał nagle damski głos.
Serce w nim zamarło. Znał ten głos. Ostatnio słyszał go pięć lat temu. Głos kobiety, z którą żył pięć lat, którą jednocześnie kochał i nienawidził przez wiele kolejnych, którą stracił – ale z której stratą zdążył się też pogodzić.
Spojrzał na nią. Była dwa lata młodsza od niego, ale nadal wyglądała tak samo, jak pięć czy nawet piętnaście lat temu.
Nie wiedział, jak to robiła, że na samo jej wspomnienie jego zazwyczaj zimne serce topniało, a on tonął w tym, co z tego serca zostawało. Nie było to już jednak uczucie bolesne, tylko ciepłe wspomnienie czegoś, co przeminęło.

- Ciężko mi to powiedzieć o tobie – odparł, starając się powstrzymać drżenie głosu.
Uśmiechnęła się. Jakie to dla niego typowe.
- Co tu robisz? – spytał. – Wilson by przecież nie ściągnął tu ciebie w kilka godzin.
- I tak miałam przyjechać – wzruszyła ramionami. – Wilson miał mi tylko powiedzieć, kiedy się pojawić.

Pokiwał głową. Wilson znał go tak dobrze, że czasem miał ochotę go przez to zabić.
- Wejdziesz? – spytał. – Cały tłum tam siedzi. Moje nowe ofiary...
- Tak, Wilson mi mówił, że masz nowy zespół. Ale nie przyjechałam tu dla nich.
Wbił spojrzenie w chodnik przed sobą.
- Co u ciebie? – spytał w końcu. – Układa ci się z Markiem?
- Tak. Mark jest już... całkiem... sprawny – rzekła z wahaniem.
- Obiło mi się o uszy, że macie córkę.
- Tak – odrzekła. Nie mówiła nic więcej. Wiedziała, że gdyby coś naprawdę go interesowało, to by zapytał.

Przez uchylone okno dobiegła nowa melodia. Stacy uśmiechnęła się.
- Pamiętasz to? Konferencja w Los Angeles. Jedna z pierwszych, na które mnie zabrałeś.
Nadal patrzył w chodnik. Pokiwał głową. Nagle spojrzał na nią, a ona nie zobaczyła oczu pięćdziesięciolatka. Te oczy należały do kogoś znacznie młodszego, kogoś, z kim żyła przez długi czas i z kim była szczęśliwa.
- Zatańczysz? – spytał.
- Greg, przecież ty...

House wstał tylko, zastukał laską w okno i zawołał:
- Głośniej prosimy! Jestem znieczulony – uśmiechnął się do Stacy.
Kilka sekund później rozmowy w salonie przycichły, za to muzyka poleciała głośniej. House wiedział, że osiem osób w salonie stoi właśnie przy oknach i się im przygląda. Trzy z nich pewnie nie wiedziały, o co chodzi, ale pozostałe pięć im to prędzej czy później wytłumaczy.

House odłożył na schodek kubek z kawą i laskę, wyciągnął rękę ku Stacy, ona ją przyjęła. Objął ją w pasie, ona położyła dłoń na jego plecach. Zaczęli delikatnie kołysać się w rytm muzyki. Stacy przytuliła się do niego.
- Wiesz... – mruknął jej do ucha na tyle cicho, by osoby w salonie nie miały szansy ich usłyszeć. – Dzisiejszy dzień był strasznie pokręcony, ale nagle zdałem sobie sprawę, że mięknę. Nagle zacząłem się cieszyć, że ci ludzie są tu ze mną.
- Martwi cię to? – uśmiechnęła się.
- Nie, dopóki nikt inny się o tym nie dowie.

Zaśmiała się cicho.
- Więc jutro... wszystko wróci do normy? – spytała.
- Niezupełnie – odparł, wciąż kołysząc się w rytm muzyki. – Musiałbym zapomnieć o całym dzisiejszym dniu. Oczywiście nadal będę jechał po ekipie, wygłaszał seksistowskie teksty do Cuddy, psuł Wilsonowi randki, ale może...
- Twoje życie będzie mniej żałosne? – dokończyła za niego. Spojrzała w ogoloną twarz utraconego mężczyzny swojego życia. – Greg. Szczerze. Zapuść z powrotem zarost.
Zaśmiał się krótko i radośnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuczek
Lucky& Lovely
Lucky& Lovely


Dołączył: 09 Maj 2008
Posty: 716
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:54, 18 Maj 2008    Temat postu:

Słodziutkie, a House tańczący... prawdziwa żadkość. Bardzo fajnie mi się czytało, takie spokojne i nawet Stacy mi tak bardzo nie przeszkadzała (choć jej nie lubię) :wink:

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
*Madziula*
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Nie 19:54, 18 Maj 2008    Temat postu:

Cytat:

- Zatańczysz? – spytał.
- Greg, przecież ty...

House wstał tylko, zastukał laską w okno i zawołał:
- Głośniej prosimy!
no i padłam
super


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Nie 20:47, 18 Maj 2008    Temat postu:

joasui, nie wiem, jak ty to robisz - dzisiaj myślałam o tym, że chciałabym zobaczyć House'a tańczącego. I jest . Stacy nie była tak wkurzająca, jak mogłaby, generalnie... generalnie, była całkiem miła. House też był miły.

Ale powinien zapuścić z powrotem brodę .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin