Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Słowa, których będziesz żałować (5/...)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Annie
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:33, 02 Cze 2009    Temat postu:

Cytat:
Matura, matura, i po maturze. W związku z powyższym przeprosiłam się z tym fikiem i stworzyłam następną część. Dziękuję za cierpliwość i wszystkie miłe komentarze
Enjoy


- Wiesz, babciu, od twojej ostatniej wizyty tyle się wydarzyło! Nie wiem, od czego zacząć…
- Najlepiej od początku - roześmiała się seniorka rodu. – Na przykład od szkoły. Kiedy macie koniec roku?
- Za dwa tygodnie. Czternaście dni i będę wolna jak ptak.
- I może nareszcie posprzątasz w pokoju – wtrąciła Lisa.
- Oj, mamo, nie przesadzaj. Nie jest jeszcze tak źle. Zresztą to nie jest bałagan, tylko artystyczny nieład.
- A masz już jakieś plany na wakacje?
- Jeszcze o tym nie myślałam. Dlaczego pytasz? – Spojrzała na babcię z nadzieją.
- Może dojechałabyś do mnie do Francji? Będzie mi przyjemniej w towarzystwie. Zamierzam posiedzieć trochę w Toskanii, a potem przenieść się w jakieś bardziej rozrywkowe miejsce. Co powiesz na kurs nurkowania albo skoków spadochronowych?
- Mamo, czy ty do reszty oszalałaś?! – Lisa nie kryła swojego przerażenia. – Nie chciałabyś spędzić wakacji jak statystyczna starsza pani, na przykład w sanatorium, opalając się przez dwa tygodnie?
- Ależ ja wcale nie czuję się starszą panią! Sama możesz jechać do sanatorium. Dobrze ci to zrobi po tym całym młynie w pracy. A my w tym czasie będziemy korzystać z życia. To jak, młoda? – zwróciła się Cuddy senior do wnuczki.
- Jeszcze się pytasz? Mamusiu, tak pięknie cię proszę, pozwól mi jechać z babcią! - Rachel spojrzała na matkę błagalnie, robiąc minkę kota ze Shreka.
- Pomyślę o tym. Ale będziesz musiała się nieźle namęczyć, żeby mnie przekonać.
Margaret roześmiała się.
- W wolnym tłumaczeniu: zacznij się pakować. – Zanim Lisa zdążyła zaprotestować, szybko zmieniła temat. – A co u Jimmy’ego, doszedł już do siebie po ostatnim rozwodzie?
- Głupie pytanie. – Rachel wywróciła oczami. - Już nawet wziął kolejny ślub.
- Proszę, proszę – zdziwiła się Margaret. – A kim jest dziewiąta pani Wilson?
- To lekarka z naszego szpitala, pracuje w zespole Grega. Świetna babka.
Lisa prychnęła cicho.
- Nie rozumiem, mamo, co masz przeciwko Remy. Jest naprawdę fajna.
- Cenię ją jako lekarza, ale prywatnie po prostu mnie irytuje. Nie lubię jej i już.
- A co byś zrobiła, gdybyś musiała z nią spędzić, powiedzmy, pół dnia?
- Jakie pół dnia, co ty znowu wymyśliłaś?
- No, na przykład gdybyście się zatrzasnęły w schowku na miotły.
- Zacznijmy od tego, że nie mam w zwyczaju przesiadywać w schowkach. Ale gdyby do tego doszło, prawdopodobnie popełniłabym rytualne hara-kiri po piętnastu minutach. Mam nadzieję, że nigdy nie stanę przed takim wyborem. Czy możemy jednak zakończyć tę pasjonującą konwersację i zmienić temat?
- Nie denerwuj się, pytałam czysto teoretycznie. – Rachel uśmiechnęła się niewinnie.
- To teraz wybitnie praktycznie idź i zrób nam kawę.
Kiedy córka wyszła, obie panie pogrążyły się w rozmowie wolej od schowków na miotły i pasjonujących teorii.

***

- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, córeczko. Wiesz, że to może bardzo dużo zmienić?
- Dużo ryzykuję, to fakt, ale może warto? Cały czas czuję się winna, że jest tak, a nie inaczej.
- Zupełnie niepotrzebnie. – Margaret uśmiechnęła się i pogładziła córkę po policzku. – Ale musisz zabrać się do tego bardzo ostrożnie. Najlepiej zacznij od sprawdzenia, czy to w ogóle jest możliwe, bo narobisz jej głupiej nadziei, a potem okaże się, że nic z tego.
- Masz rację, już umówiłam się z człowiekiem, który mi pomoże.
- Pomoże w czym?
Do pokoju weszła Rachel, niosąc tacę z kawą i ciastem.
- W sprawach szpitala, nic ciekawego. Mamusiu, może ciasteczko? – Lisa wyraźnie próbowała zmienić temat.
- Nie chcesz, to nie mów, przecież nie muszę wiedzieć o wszystkim. – Rachel usiadła na kanapie i zajęła się pracą domową z hiszpańskiego.

***

Pożegnanie następnego ranka było wyjątkowo łzawe i wzruszające. Margaret przez pół godziny ściskała na przemian córkę i wnuczkę, obiecując odezwać się od razu po wylądowaniu.
- Mamo, tylko bardzo cię proszę, uważaj na siebie – powtórzyła Lisa po raz sto pięćdziesiąty tego ranka.
- Ależ oczywiście, kochanie. Nurkowanie tylko z atestowanym sprzętem, tatuaże tylko w sprawdzonym studiu, skok na bungee bez liny surowo wzbroniony.
Rachel parsknęła śmiechem.
- A ty – zwróciła się Margaret do wnuczki – przez resztę roku szkolnego masz się zachowywać przyzwoicie, bo bez ciebie umrę z nudów w Europie.
- Tak jest! Będę chodzącą doskonałością.
- Już to przerabiałyśmy, wystarczy – Lisa uśmiechnęła się. – Po prostu nie rób żadnych głupich numerów przez najbliższe dwa tygodnie, to przemyślę temat.
Na wspomnienie swojego ostatniego wyczynu Rachel zarumieniła się. Bała się, że babcia zacznie wypytywać, o co chodzi, a ona Francję zobaczy co najwyżej na pocztówce. Z kłopotu wybawił ją komunikat wzywający pasażerów na pokład.
- Muszę lecieć. – Margaret po raz ostatni objęła córkę i wnuczkę i ruszyła w stronę bramek.
Lisa i Rachel powlokły się smętnie w stronę wyjścia.
- Mogę jechać z tobą do szpitala?
- A nie masz przypadkiem lekcji? Zdążysz jeszcze na angielski.
- Właśnie dlatego chcę jechać z tobą.
- Nie tym razem, mam strasznie dużo roboty i co najmniej trzy narady w planach.
- Ale ja nie będę ci przeszkadzać. Usiądę sobie w kąciku, posłucham, jak Greg wydziera się na swój team, nawet nie zauważysz mojej obecności.
- No, dobrze – Lisa w końcu skapitulowała. – Ale nie życzę sobie żadnej demolki w moim szpitalu.
- Nawet takiej tyci tyci?
- Młoda, nie przeginaj.
W tej chwili dotarły do PPTH.
- Idź do kafeterii, kup sobie batonika i nie przeszkadzaj mamusi w pracy.
- Tak jest!
Rachel zasalutowała matce i poszła dokładnie w przeciwnym kierunku niż kafeteria.

***

- Oczywiście, bardzo dziękuję, że znalazł pan dla mnie czas. W takim razie do jutra.
Cuddy z westchnieniem ulgi wyciągnęła się na kanapie. Był piątkowy wieczór, a jedyne, o czym marzyła, to kieliszek czerwonego wina i dobry film.
- Wychodzę! - Rachel zbiegła po schodach tupiąc głośno i skierowała się prosto do holu.
- W tył zwrot! – zawołała za nią Cuddy.
Córka niechętnie wróciła do salonu.
- Gdzie idziesz, z kim i dlaczego ja nic o tym nie wiem?
- Na koncert Jaggera*, z Gregiem, bo to on miał ci o tym powiedzieć, ale najwyraźniej uznał, że nie ma sensu zawracać ci głowy.
- Typowe. Gdzie jest ten koncert?
- W tej nowej sali koncertowej, jakieś pięć kilometrów za miastem. Uprzedzę pytanie – dodała szybko – nie, nie jedziemy motorem Grega.
- Kamień z serca. Tylko nie wracajcie za późno, zawsze się martwię, kiedy jeździcie gdzieś w środku nocy.
- Właściwie to zamierzaliśmy wrócić jutro rano… Zarezerwowaliśmy pokój w motelu, żebyś nie musiała umierać ze strachu, że po ciemku wpakujemy się na jakieś drzewo.
- Cieszę się, że się o mnie tak troszczycie. – Cuddy udawała niezadowoloną, ale w głębi duszy cieszyła się na samotny wieczór. Odkąd pojawiła się Rachel, wszystko kręciło się wokół niej, a Lisa powoli zaczęła zapominać o własnych potrzebach. Mogłaby się wreszcie zrelaksować, przestać myśleć o niekończących się kłopotach, zrobić sobie manikiur…
- Ale jeśli coś zmalujecie, to nie będę pytała, czyja to była wina. Oboje będziecie mieli przechlapane. I nie zapominaj, że ciągle zastanawiam się, czy puścić cię do babci.
Ostatnio babcia była kartą przetargową w każdej dyskusji. Wystarczyło, że Lisa powiedziała: „Nie pojedziesz do babci”, a Rachel stawała się potulna jak baranek.
- Oczywiście, mamusiu, będę miała Grega na oku.
- Mniej więcej po godzinie przekonasz się, że to niemożliwe.
- Nie znam takiego słowa – roześmiała się jej córka.
Na zewnątrz rozległ się dźwięk klaksonu. Rachel zerwała się z krzesła.
- To lecę. Będziemy przed jedenastą. To znaczy jedenastą rano.
- Szanse, że wstaniecie przed jedenastą rano, są zerowe. W pełni satysfakcjonuje mnie powrót na obiad. Kluczy nie bierz, będę w domu. Znając ciebie, i tak byś je zgubiła.
- Pewnie tak. – Rachel pocałowała matkę w policzek i wyszła.
Kiedy trzasnęły drzwi wejściowe, Lisa uśmiechnęła się do siebie i poszła do sypialni. Wysłanie gdziekolwiek House’a i Rachel razem groziło końcem świata, ale przynajmniej miała oboje z głowy. To będzie jej wieczór, i nic tego nie zmieni.

* Tak, wiem, gdybyśmy się trzymali chronologii... Ale się nie trzymamy, prawda?

Cytat:
Następnym razem obiecuję krótszą przerwę... Tak myślę


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Annie dnia Pią 13:18, 05 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amii
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 21 Kwi 2009
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:15, 05 Cze 2009    Temat postu:

Och i ach
Nareszcie napisałaś
Ty zÓa, destrÓkcyjna xDDD istoto xD
Tak długo nie pisać P
Noo, zapomnijmy o całym zÓym świecie, przejdźmy do fika
Świetny, boski, niezwykły, wciągający, zabawny, oryginalny jeden z mych ulubionych, świetny, boski, niezwykły, wciągający, zabawny, oryginalny jeden z mych ulubionych....
Dobraaaa xD Więcej przymiotników (?) nie chcę mi się pisać.
pisz szybciuteńko następną część P xDD
Pozdrawiam ;* ;* ;*
Amii


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:57, 02 Wrz 2009    Temat postu:

Cytat:
Nie wiem, czy ktoś jeszcze pamięta tego fika, i czy komuś będzie się chciało to czytać, ale jak się coś zaczęło, to trzeba skończyć Enjoy


- Cholerne słońce…
Rachel nakryła głowę kołdrą, nie dopuszczając myśli, że już jest rano. Obok House chrapał w najlepsze, rozwalony w poprzek łóżka. Młoda otworzyła jedno oko i spojrzała na zegarek. Dwunasta piętnaście. Przypuszczenia Lisy okazały się słuszne – koncert był genialny, poranek dnia następnego zdecydowanie mniej.
- Greg, pobudka. – Rachel szturchnęła śpiącego diagnostę. – Za jakieś pół godziny każą nam się stąd wynieść, wstawaj.
- Zgiń, przepadnij, maro nieczysta – mruknął House w odpowiedzi i przewrócił się na drugi bok.
- Poważnie, musimy się ruszyć. Otwieraj oczy albo sama zjem to pyszne śniadanko.
„Śniadanko” składało się przede wszystkim z zeschłych kanapek, na które nie chcieli spojrzeć poprzedniego dnia, i napoczętej paczki chipsów, ale Rachel zdecydowała się pominąć ten fakt.
Zgodnie z przewidywaniami, House natychmiast wykazał zainteresowanie.
- To my w ogóle mamy jakieś śniadanko? – zapytał zdziwiony, gramoląc się spod kołdry.
- Widzisz, kobiety myślą o wszystkim z wyprzedzeniem. Najpierw się spakujmy, wyżerka będzie w drodze – odpowiedziała dziewczyna, mając nadzieję, że do tego czasu zdąży kupić coś bardziej jadalnego niż stare kanapki.

***

Tymczasem Lisa po odprężającym wieczorze w towarzystwie kieliszka ulubionego czerwonego wina - no, może dwóch, najwyżej trzech - i Eltona Johna przygotowywała się do wyjścia. Po raz setny przejrzała dokumenty, sprawdzając, czy niczego nie zapomniała, powtórzyła sobie ułożony poprzedniego dnia wstęp do rozmowy, i wyszła z domu.
Z nerwów, oczywiście, nie popatrzyła na zegarek. Kiedy dotarła w końcu do szpitala, do spotkania została jej ponad godzina. Ułożyła na biurku potrzebne papiery, zaparzyła kawę i przyniosła z kafeterii gorące jeszcze bułeczki z rodzynkami.
Wszystko zajęło jej nie więcej niż kwadrans. Zła na siebie, spróbowała znaleźć sobie jakieś konstruktywne zajęcie. House’a nie było, więc z góry odpadało wydzieranie się na niego. Swoją drogą, ciekawe, jak jego zespół radzi sobie z przypadkiem. O ile wiedziała, nadal nie postawili diagnozy, ale nie było to w stanie powstrzymać lekarza przed wyjazdem na koncert. Miała cichą nadzieję, że pacjent jeszcze żył.
Spacerując bez celu po szpitalnych korytarzach, zeszła w końcu do kostnicy. Drzwi były otwarte, a światło włączone.
Ciekawe, czyj pacjent…, pomyślała i weszła do środka.
Ze zdumieniem zauważyła siedzącą na stole do sekcji Trzynastkę.
- Czyżbyście potrzebowali nowego przypadku? – zapytała, wymownie patrząc na przykryte białym prześcieradłem ciało, leżące na sąsiednim stole.
Trzynastka drgnęła.
- Proszę? Nie, skąd… To nie nasz, dzięki Bogu. Po prostu tu się lepiej myśli… Takie zboczenie po latach pracy u House’a. – Uśmiechnęła się. – Ale z pacjentem nie idzie nam najlepiej. Nie wiesz, kiedy House zamierza pokazać się w szpitalu?
- To zależy, jak dobrze się wczoraj bawił. Biorąc pod uwagę, że jest z moją córką, nie spodziewałabym się go wcześniej niż w poniedziałek.
- Czyli jesteśmy zdani na siebie. – Remy westchnęła ciężko i wstała.
W połowie drogi do drzwi zatrzymała się nagle.
- Liso? – zaczęła niepewnie. – Masz przy sobie komórkę?
Cuddy sięgnęła do kieszeni marynarki i wyjęła telefon.
- Teoretycznie tak, ale tutaj nie ma zasięgu. Musisz wyjść na zewnątrz – powiedziała, podając go koleżance.
- Problem polega na tym, że nie mogę.
- Słucham?!
Cuddy podbiegła do drzwi. Były zamknięte.
- Pięknie, po prostu pięknie. Musiały zatrzasnąć się za mną. Będziemy tu siedzieć godzinami!
- Taub i Kutner kiepsko radzą sobie z pacjentem – powiedziała nieśmiało Trzynastka i usiadła ponownie na stole.
- Co to ma do… Remy!
- Tak, wiem, dobro pacjenta i tak dalej. Ale to jedyna realna szansa na to, że ktoś zejdzie na dół. Ewentualnie możemy krzyczeć i liczyć, że nas usłyszą.
- Szkoda tlenu, drzwi są za grube. – Cuddy zaczęła nerwowo krążyć po pomieszczeniu. Przypomniała sobie niedawną rozmowę z Rachel o schowkach i harakiri.
– Zabiję ją – mruknęła pod nosem.
- Kogo? - Trzynastka z ciekawością uniosła głowę.
- Rachel. Ale najpierw muszę stąd wyjść. Już jestem spóźniona na spotkanie!
- Znając nasze szczęście, twój gość będzie zmuszony poczekać. Usiądź, takie chodzenie w kółko nic nie da.
- Przynajmniej koi moje zszarpane nerwy. Co mnie podkusiło, żeby tu przyjść?! I to akurat dzisiaj!

***

- I pomyśleć, ze chciałam wziąć klucze. W ostatniej chwili wyjęłam je z plecaka!
Rachel i House stali przed domem Cuddy, bezskutecznie próbując dostać się do środka. Lisa miała czekać na ich powrót, ale najwyraźniej zmieniła zdanie. Na natarczywy dzwonek, a później monotonne walenie w drzwi nikt nie reagował.
- Może wyszła po zakupy? - House bez zastanowienia usiadł na trawniku, opierając plecy o sporych rozmiarów rzeźbę greckiego boga. - Nareszcie to paskudztwo się na coś przydało...
- Mało prawdopodobne, zakupy zrobiła wczoraj. Niech to szlag, jej komórka jest poza zasięgiem.
- Spróbuj w szpitalu, pracoholicy nie odróżniają weekendu od reszty tygodnia. A mówiłem, żeby pojechać do mnie. Pilibyśmy gorącą kawę zamiast stać tu i zastanawiać się, na jaki szalony pomysł wpadła twoja matka.
- Mama i szalone pomysły? - Rachel uniosła brew, wybierając jednocześnie numer szpitala.
- Faktycznie, mało zręczne stwierdzenie. Zapomnijmy o tym…
Młoda przerwała mu gestem dłoni.
- Dzień dobry, mówi Rachel Cuddy. Czy mama jest dziś w pracy? Nie mogę się do niej dodzwonić, miałam nadzieję, że pani mi pomoże… Tak? A teraz? Rozumiem, dziękuję bardzo.
Schowała komórkę do kieszeni i usiadła obok House’a.
- Mama była rano, miała umówione spotkanie.
- Gdzie jest teraz?
- Jej błyskotliwa asystentka nie ma pojęcia. Nie pojawiła się na spotkaniu, facet czekał na nią półtorej godziny. Najdziwniejsze jest to, że jej samochód stoi na parkingu.
- Czyli jedziemy do mnie.
House wstał, dla porządku uderzył jeszcze raz laską w drzwi i ruszył w stronę samochodu. Rachel pobiegła za nim.
- Mam nadzieję, że nic jej się nie stało.
- W szpitalu? Bardzo mało prawdopodobne.
- To dokąd poszła? Odkąd pamiętam, nie zdarzyło jej się opuścić spotkania… Zawracaj! – rzuciła nagle młoda tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Byli już w połowie drogi do mieszkania House’a. Diagnosta popatrzył na nią jak na wariatkę.
- Dalej chcesz tkwić pod drzwiami, czy przypomniało ci się, że zamknęłaś matkę w schowku na narzędzia?
- Zawieź mnie do szpitala.
- Zamierzasz osobiście sprawdzić, czy nie schowała się w jakimś ciemnym kącie?
Mimo wszystko zrobił, o co prosiła.
- Nie musisz mi asystować, po prostu mnie podrzuć.
Przeszukiwanie szpitala byłoby głupotą, to wiedziała i bez genialnego diagnosty. Po prostu cała sytuacja wydawała jej się podejrzana. Chciała na własne oczy przekonać się, że matki nie ma tam, gdzie według wszelkich znaków na niebie i ziemi powinna być.

***

- Wiesz, zastanawiałam się ostatnio, dlaczego właściwie mnie nie lubisz, i chyba znalazłam odpowiedź.
Zaskoczona Lisa przerwała wędrówkę od ściany do ściany.
- Dlaczego uważasz, że cię nie lubię?
- A nie jest tak? – odpowiedziała Remy pytaniem na pytanie.
Ponieważ Cuddy milczała, mówiła dalej:
- Chodzi o Jimmy’ego, prawda? Jest jednym z twoich najbliższych przyjaciół i zależy ci na nim. Może źle się wyraziłam – dodała szybko, widząc minę Lisy. – Zależy ci na jego szczęściu. Widziałaś, jak cierpiał po śmierci Amber, i nie chciałabyś, by to się kiedykolwiek powtórzyło. Im bardziej zaangażuje się w związek ze mną, tym większy ból sprawi mu moja choroba. To cię najbardziej martwi, prawda? Że jego życie znowu rozsypie się na milion małych kawałeczków. Wiesz, że tak będzie, a jednocześnie nie możesz zrobić nic, żeby temu zapobiec. Złości cię własna bezsilność, i tę złość skupiasz na mnie. A ja jestem tak samo bezradna. Czasami nienawidzę samej siebie za to, że kochając Jimmy’ego – wyrządzam mu największą krzywdę… Mam rację, dlatego mnie nie tak nie znosisz?
Lisa nie odpowiedziała od razu. Siedziała ze spuszczoną głową, myśląc o tym, co przed chwilą usłyszała. Sama nie zdawała sobie z tego sprawy, ale Remy trafiła w sedno. W końcu spojrzała jej prosto w oczy.
- Masz prawo być szczęśliwa – powiedziała cicho, ale wyraźnie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Annie dnia Czw 9:47, 03 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
IloveNelo
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Caer a'Muirehen ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:52, 02 Wrz 2009    Temat postu:

Ha! Dzisiaj trafiłam na ten fik, i od razu nowa część i to po tak długim czasie!
Bardzo mi się spodobało, z takim tematem jeszcze się nie spotkałam.
A le to jeszcze nie koniec, prawda? Co z tą sytuacją, o której wspominałaś na początku, co House powiedział Cuddy 20 lat temu? To dlatego nie są razem...?

Pozdrawiam i życzę Wena!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:27, 07 Wrz 2009    Temat postu:

Trafiłam na ten fik jakiś czas temu. Trochę było mi smutno, że nie ma dalszego ciągu. Teraz mam wielką radość, że go kontynuujesz. Jest świetny, genialny i wspaniały!! Kocham Rachel nastolatkę Pozdrawiam i czekam na cd

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AleXsiok
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z piekła ;]
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:52, 23 Sty 2010    Temat postu:

Czekam na cd

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin