Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zaśpiewaj mi [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 2:09, 16 Lis 2010    Temat postu: Zaśpiewaj mi [M]


Zweryfikowane przez autorkę


Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że ten tekst na fik o Housie raczej nie wygląda... ^^ (Co zresztą zdarza się u mnie nie po raz pierwszy - i nie po raz ostatni, jak znam życie ). Ale ponieważ wiem, że kilku Osobom głosującym w [H]orumowym konkursie fikowym ów twór się spodobał, zamieszczam go i tutaj.

Dedykuję Gehenn, która wielkodusznie nie gniewa się za to, że sprzątnęłam jej sprzed nosa najlepszą miejscówkę na podium

Jeszcze raz dziękuję za wszystkie głosy! Jesteście kochani!

Będę wdzięczna za wszelkie uwagi, szczególnie te krytyczne^^

Wykorzystałam fragment wiersza zatytułowanego Kołysanka autorstwa K.K. Baczyńskiego.

Enjoy (or not).





ZAŚPIEWAJ MI


- Zaśpiewaj mi – poprosiła któregoś wieczoru.
Wywrócił oczami. Ona nie mogła tego widzieć - wokół było ciemno. Westchnął.
- Nie potrafię – rzucił na odczepnego.
- Potrafisz. Jeśli grasz na fortepianie, musisz umieć śpiewać, choć trochę.
Westchnął ponownie. Tak, potrafił śpiewać, nawet całkiem nieźle. Ale nie o trafianie we właściwe nuty tu chodziło. Wiedział, że jeśli otworzy teraz usta i spróbuje wydać z siebie dźwięk, głos ugrzęźnie mu w gardle i z całą pewnością nie wydostanie się na zewnątrz. Bo śpiewanie jest czynnością intymną. Nie mówimy tu oczywiście o sadystycznym bezczeszczeniu dzieła Animalsów, gdy wyjemy na imprezie o trzeciej nad ranem „There is a house in New Orleans…”, albo o zdzieraniu gardła przy „We are the champions” po wygranym meczu ulubionej drużyny. Śpiewanie komuś do ucha w środku nocnej ciszy jest jak szeptanie zwierzeń, jak wykrawanie głęboko skrywanego kawałka duszy i podawanie go komuś na dłoni. To nie jest coś, co można zrobić ot tak.
- Proszę, nie dzisiaj, jestem zmęczony – jęknął, licząc na to, że do jutra ona zapomni o tym dziwacznym pomyśle.
Milcząco się zgodziła. Ale nie zapomniała. Następnego dnia spróbowała ponownie. Za dwa dni również. I za trzy.
- Zaśpiewaj mi.
Czwartego dnia uległ. Pomyślał, że z jakiegoś zupełnie niezrozumiałego dla niego powodu, musi jej na tym bardzo zależeć. Stwierdził, że zaśpiewa cokolwiek, coś zwyczajnego, może nawet śmiesznego, w nadziei, że ją to zadowoli i przestanie go wreszcie dręczyć tą niewygodną, nieco absurdalną sprawą.

Czwartego wieczoru odchrząknął więc, otworzył usta i jak gdyby nigdy nic - zaczął śpiewać. Lecz gdy pierwsze dźwięki wydostały się z jego gardła, poczuł, że nie będzie w stanie zaśpiewać tak, jak chciał - byle jak, sztucznie i obojętnie. Bo gdy już wydasz z siebie tę pierwszą nutę, pozostałe odrywają się z samego dna serca i wypływają niepohamowanym strumieniem, jak woda wytryskająca ze źródła, jak cisnące się do oczu łzy nieopisanej rozpaczy lub radości. Miał rację - w nocnej ciszy, dla tego jedynego, wyjątkowego słuchacza, nie da się zaśpiewać, nie odkrywając przy tym swej duszy. Przestraszył się, gdy zobaczył, że drobne kawałeczki oderwane od jego wnętrza ulatują z krawędzi jego warg i fruną w górę, rozświetlając duszny mrok nocy. Chciał przestać, zamknąć usta natychmiast, lecz nie umiał. Wbrew swej woli – a może wcale nie? - śpiewał dalej, a srebrzyste, powstałe w jego duszy nuty unosiły się wokół, wyżej i wyżej, opromieniając ich twarze, rozsiewając mieniący się jasnymi kolorami ciepły blask. Ona patrzyła na ten niedostrzegalny dla nikogo innego spektakl z niemym zachwytem w swoich dużych, okrągłych oczach, rozgorączkowanych niecodziennym widokiem. Tkwiła w milczeniu i bezruchu, by nie spłoszyć tych zdumiewających, zrodzonych z muzyki istot. On natomiast, śpiewając, z rosnącym zdziwieniem obserwował, jak jej ciało staje się coraz bielsze i coraz cieńsze, niczym najdroższa porcelana. Powoli znikało. Gdy zrobiło się prawie zupełnie przezroczyste, mógł zobaczyć kłębiące się tuż pod powierzchnią jej skóry nuty najróżniejszych barw i kształtów. W końcu jej skóra stała się tak delikatna, że przestraszył się, że ona naprawdę zaraz zniknie zupełnie, że nie zostanie z niej już nic. Na szczęście właśnie wtedy piosenka dobiegła końca, jego śpiew się urwał i w ciągu kilku chwil wszystko wróciło do swego zwykłego stanu. Znów zapanowały cisza i ciemność. Ale teraz cisza i ciemność były inne niż zwykle. Były przyjazne. Oswojone.

Zasnęła wtulona w jego ramię, marząc o tym, by któregoś dnia zamienić się w rzeźbione w bursztynie skrzypce.
A on przestraszył się. Leżał długo z szeroko otwartymi oczami, wpatrując się w sufit, i myślał o tym, co przed chwilą zobaczył.

Następnego dnia unikał jej. I kolejnego również. Wykonywał najbardziej niedorzeczne czynności, takie jak porządkowanie starych gazet i naprawianie cieknącego kranu, byle tylko być czymś zajętym, gdy ona była w pobliżu. Po prostu bał się, że jeśli znów go poprosi, nie będzie umiał jej odmówić. A wtedy - jeśli znów zacznie śpiewać - uleci z niego cała dusza i wszyscy będą mogli ją zobaczyć jak na dłoni, a on stanie się w środku zupełnie pusty, jak wypchana trocinami kukła. A jego ukochana zamieni się w mgłę i rozpłynie się w powietrzu. I już jej więcej nie zobaczy. A tego by nie chciał. Bardzo by tego nie chciał.

Trzeciego dnia doszedł do wniosku, że dłużej tak się nie da. Że ma już dość naprawiania naprawionego kranu, sprzątania i tak nie dających się sprzątnąć gazet i wychodzenia z domu pod byle pretekstem na ten ohydny listopadowy ziąb. Tak, był mistrzem unikania. Ale jej spojrzenia, dotyku i głosu już dłużej unikać nie chciał. Poza tym zdawał sobie sprawę z nieracjonalności swoich obaw i czuł się z tym idiotycznie. Przecież od śpiewania, ani tym bardziej od słuchania, nikt jeszcze nie umarł – powtarzał sobie. A jako lekarz słyszał o wielu naprawdę niecodziennych przyczynach śmierci. Ale o zgonie w następstwie śpiewania lub słuchania z całą pewnością nie słyszał nigdy. Postanowił więc zaufać swojej medycznej intuicji. Poza tym – musiał to przyznać - zżerała go ciekawość… Co się stanie, jeśli znów zaśpiewa? Czy zobaczy to samo, co poprzednio…?

Trzeciego dnia wieczorem usiadł w fotelu i czekał, aż ona wróci z pracy. Przyszła mu wtedy do głowy pewna melodia, zapamiętana jeszcze w dzieciństwie. Nie mógł się zorientować, skąd ją zna, ale muzyka stopniowo odtwarzała się w jego głowie. Zaczął nucić. I wtedy nagle przypomniał sobie - to była kołysanka. Tak, gdy był małym chłopcem, mama nuciła mu ją swoim miękkim, kojącym głosem, tuląc do snu. Zaśpiewaj mi – prosił ją co wieczór, wdrapując się na wysokie łóżko. Czysta pościel pachniała jak wiatr od morza. Dobrze, zaśpiewam ci, synku – mówiła, uśmiechając się łagodnie.
Przymknął oczy i w ciszy przyglądał się przesuwającym się pod powiekami wspomnieniom.

*

Gdy przyszła do domu, było już późno. On wstał wtedy z fotela i podszedł do niej bez słowa. Powiesił jej płaszcz na wieszaku, wziął ją za rękę i zaprowadził do fortepianu. Stanął nad klawiaturą i zastygł na moment w bezruchu. Potem nabrał do płuc powietrze, jakby chciał coś powiedzieć, ale z jego ust nie padło żadne słowo. Ona przyglądała mu się wyczekująco, ale z pełnym cierpliwości spokojem. W końcu drgnął, spojrzał na nią i, jakby zawstydzony wypowiadanymi słowami, powiedział cicho:
- Zaśpiewam ci.
Usiadł do fortepianu. Ona nadal stała obok, opierając się o czarny instrument, i patrzyła na niego tymi swoimi dużymi, okrągłymi oczami, których spojrzeniu nie potrafił się oprzeć.
Zaczął grać. Grał tę zapomnianą melodię z dzieciństwa. Była spokojna i delikatna, jakby spod jego palców wypadały jasne perły. Muzyka, cisza i noc tworzyły niezwykły, odurzający opar.
W końcu zdecydował się – wziął głęboki oddech i zaczął śpiewać. Ostrożnie i cicho. Spojrzał na nią. Znów działo się to samo, co poprzednio – z każdą wydostającą się z jego gardła nutą jej skóra robiła się coraz cieńsza i coraz bardziej przezroczysta. Pod nią widać było poruszające się jakby w magicznym tańcu wielobarwne dźwięki. Obserwował ten obraz z niepokojem i zachwytem jednocześnie. I wówczas stało się coś, czego się nie spodziewał – ona zaczęła śpiewać razem z nim. Nigdy wcześniej nie słyszał, jak śpiewa. Miała wysoki, jasny głos. Dźwięczał jak kryształ, wprawiając powietrze w delikatne drgania. I właśnie wtedy jej kruche, porcelanowe ciało nie wytrzymało naporu muzyki i pękło, uwalniając kłębowisko połyskliwych istot. Uwięzione dotąd dźwięki bezszelestnie wyfrunęły z jej wnętrza. Przeciągnęły się rozkosznie, rozwinęły skrzydła i poleciały w przestrzeń, posypując fortepian, meble i ich głowy mieniącym się wszystkimi kolorami tęczy pyłem. Pogrążony w mroku nocy pokój rozjaśniła złota poświata, jakby łuna z rozsypanego po niebie brokatu. Obserwowali połyskliwe tony muzyki, wypełniające swymi eterycznymi ciałami pokój po same brzegi, a gdy śpiewali dalej, z ich warg zaczęły ulatywać koronkowe, srebrzyste kawałeczki ich dusz. Mieszały się z płynącymi poprzez powietrze świetlistymi nutami, malując zapierające dech w piersiach obrazy. Wtedy on poczuł, że koszula na jego ramieniu robi się mokra. Kapały na nią łzy – a może nuty? – spływające błyszczącym strumieniem po jej gładkich, białych policzkach.

*

- Wiesz, w dzieciństwie nikt mi nigdy nie śpiewał. W ogóle u mnie w domu się nie śpiewało. Nawet kolęd na święta, nawet „Sto lat” na urodziny. Jakby to było coś nagannego. Lub wstydliwego. Albo może po prostu nikt nie uważał za stosowne, by zawracać sobie głowę czymś tak nieistotnym i marnować czas na czynność zupełnie niepożyteczną. A ja zawsze tego pragnęłam. Czasem zbierałam się na odwagę i prosiłam mamę albo babcię o jakąś piosenkę, ale one zawsze zbywały mnie byle drobiazgiem, albo mówiły, że jestem już na to za duża. Dlatego ja też bałam się śpiewać. W szkole na lekcjach muzyki miałam kłopoty, bo zawsze odmawiałam śpiewania z innymi dziećmi. Chociaż chciałam. Ale nie potrafiłam. Coś ściskało mi gardło czarną, oślizgłą ręką. I zawsze marzyłam o tym, żeby ktoś nucił mi do snu. Gdy byłam mała, bałam się ciemności. Wierzyłam, że dźwięki rozjaśniłyby mroki nocy.

- Miałaś rację. Muzyka to światło.

*

- Zaśpiewasz mi?
- Zaśpiewam.

Nie bój się nocy. Jej puchu strzegą
krople kosmosu, tabuny zwierząt;
oczy w nią otwórz –
zrozumiesz kształty, które nieznane
przez ciebie idąc – tobą się staną.
Nie bój się nocy. To ja nią wiodę
ten strumień żywy przeobrażenia,
duchy świecące, zwierząt pochody,
które zaklinam kształtów imieniem.
Ułóż wezbrane oczy w kołysce,
ciało na skrzydłach jasnych demonów,
wtedy przepłyniesz we mnie jak listek,
opadły w ciepły tygrysi pomruk.


*

Odtąd codziennie zasypiała wtulona w ciepły, miękki puch jego głosu, a choć światło było zgaszone, pokój rozjaśniał złoty blask. Wtedy naprawdę zamieniała się w rzeźbione w bursztynie skrzypce.
A on rozkładał na poduszce dookoła jej głowy perłowe drobinki swojej duszy, wiedząc już, że dusza nie zniknie, wręcz przeciwnie - powiększy się o bezbrzeżne wymiary kojąco szemrzących głębin. Głębin rzeźbionych w bursztynie.



_________________


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Czerwono-Zielona dnia Wto 2:19, 23 Lis 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:03, 17 Lis 2010    Temat postu:

Czerwono-Zielona, nawet nie wiesz jak długo zbierałam się, żeby skomentować ten fik. I nie dlatego, że nie miałam czasu. Po prostu kiedy coś komentuję to mam w głowie tyle myśli, że nie umiem ich wszystkich przelać na papier. Zwykle to nie przeszkadza, ale w przypadku tego fika byłoby po prostu naganne pominąć choćby jedno słowo, które oddawałoby jego magiczność, wielkość, tajemniczość i to jego piękno.

Pierwsze miejsce jak najbardziej zasłużone. Nie wyobrażam sobie, jak ten fik nie mógłby wygrać. Jest taki wyjątkowy

Wiesz, nie wiem czy moje przekonanie jest dobre, ale już od samego początku, od pierwszego słowa czuję, że bohaterem fika, oprócz House;a, jest Stacy. Może się mylę, może nie, ale zdania i tak nie zmienią, bo ona tu idealnie pasuje.

Cytat:
Bo śpiewanie jest czynnością intymną. Nie mówimy tu oczywiście o sadystycznym bezczeszczeniu dzieła Animalsów, gdy wyjemy na imprezie o trzeciej nad ranem „There is a house in New Orleans…”, albo o zdzieraniu gardła przy „We are the champions” po wygranym meczu ulubionej drużyny. Śpiewanie komuś do ucha w środku nocnej ciszy jest jak szeptanie zwierzeń, jak wykrawanie głęboko skrywanego kawałka duszy i podawanie go komuś na dłoni. To nie jest coś, co można zrobić ot tak.


Te słowa autentycznie mnie oczarowały. Jest w nich coś takiego, co zapiera dech w piersiach. Są wyjątkowe. I wiesz, typowe dla ciebie. Bo budujesz piękne, plastyczne zdania. Brawo.

Cytat:
Powoli znikało. Gdy zrobiło się prawie zupełnie przezroczyste, mógł zobaczyć kłębiące się tuż pod powierzchnią jej skóry nuty najróżniejszych barw i kształtów. W końcu jej skóra stała się tak delikatna, że przestraszył się, że ona naprawdę zaraz zniknie zupełnie, że nie zostanie z niej już nic. Na szczęście właśnie wtedy piosenka dobiegła końca, jego śpiew się urwał i w ciągu kilku chwil wszystko wróciło do swego zwykłego stanu. Znów zapanowały cisza i ciemność. Ale teraz cisza i ciemność były inne niż zwykle. Były przyjazne. Oswojone.


Tak, znowu zacytowałam całkiem spory kawałek tekstu Ale widać, że mniejszych nie umiem. Ten fragment przypomina mi twórczość Zafóna, który, jakby nie patrzeć, jest moim ulubionym pisarzem. A teraz widzę, że zaczyna mieć konkurencję

Cytat:
A on rozkładał na poduszce dookoła jej głowy perłowe drobinki swojej duszy, wiedząc już, że dusza nie zniknie, wręcz przeciwnie - powiększy się o bezbrzeżne wymiary kojąco szemrzących głębin. Głębin rzeźbionych w bursztynie.


Cudo Nic więcej nie mogę powiedzieć, po prostu nie mogę wydusić z siebie słowa, kiedy to czytam.

Jeszcze raz gratuluję ci wygranej i czekam na więcej twoich prac. Bo ta absolutnie mnie oczarowała

No to się rozpisałam. Mam nadzieję, że czytanie tego komentarza nie będzie dla ciebie zbyt traumatycznym przeżyciem Ale rozumiesz, specjalistką od składnych, logicznych komentarzy nie jestem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Agnes dnia Śro 16:04, 17 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:46, 17 Lis 2010    Temat postu:

Agnes, kochana! Bardzo Ci dziękuję za ten piękny komentarz!

Cytat:
Nie wyobrażam sobie, jak ten fik nie mógłby wygrać

O mój Boże... Powoli przyzwyczajam się do myśli, że tekst ów wygrał, ale muszę powiedzieć, że byłam w lekkim szoku... Prawdę powiedziawszy sądziłam, że to jedna wielka brednia i biłam się z myślami, czy by nie poprosić Saph o wycofanie go z konkursu Jak to trudno jest ocenić własny twór i przewidzieć, jak odbiorą go Czytelnicy...

Cytat:
od pierwszego słowa czuję, że bohaterem fika, oprócz House;a, jest Stacy.

Och, miód lejesz na me serducho, Agnes, bo w mojej głowie to oczywiście jest Stacy Chciałam jednak, żeby było uniwersalnie. Byłam też ciekawa, czy uda mi się napisać tego typu tekst bez używania imion. W pewnym momencie musiałam się nieźle nagłowić, ale się udało
Nie wiem, czy Twój "typ" spowodowany był Twoją wiedzą o moim "uczuciu" do tego właśnie shipu, czy też tak to poczułaś, ale ponieważ piszesz:
Cytat:
Może się mylę, może nie, ale zdania i tak nie zmienią, bo ona tu idealnie pasuje

wnioskuję, że to jednak takie Twoje "samoistne"^^ odczucie, co cieszy mnie jeszcze bardziej... W sumie nie starałam się napisać niczego specjalnego o tej postaci - właśnie, żeby było uniwersalnie, więc nie wiem, jak na to wpadłaś, ale jesteś wielka, że tak pomyslałaś i moje hacy'owe serducho jest teraz bardzo ukontentowane

Borze liściasty (że zacytuję Gehenn ), tak pięknie piszesz o tym dziwnym tworze... Ale porównanie do Zafóna jest... absolutnym bluźnierstwem! ^^ Dziękuję, bardzo dziękuję.... Ależ jestem szczęśliwa, i wciąż nie mogę uwierzyć, że moje niedorzeczne "skrzydlate nuty" się komuś spodobały...

A końcówka... Długo nie wiedziałam, czy tak ją zostawić.. Choć z drugiej strony - innej sobie nie wyobrażałam. Ale po prostu nie sądziłam, ze kiedykolwiek napiszę tak nieprzyzwoicie słodkie zakończenie Miło mi, że tak bardzo przypadło Ci do gustu Z Twoich słów wynika, ze nawet zdecydowanie bardziej niż mnie samej

Dlaczegóż czytanie Twojego komentarza miałoby być traumatycznym przeżyciem??? Kobieto! Toż to były dzikie rozkosze dla mojego ego, a skrzydła, które mi wyrosły, nie mieszczą się w pokoju Dziękuję Ci stokrotnie za te piękne słowa! Nie umiem wyrazić mojej radości i wdzięczności...

Ściskam i pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 8:13, 18 Lis 2010    Temat postu:

Cytat:
Agnes, kochana! Bardzo Ci dziękuję za ten piękny komentarz!


Nie ma za co.

Cytat:
wnioskuję, że to jednak takie Twoje "samoistne"^^ odczucie, co cieszy mnie jeszcze bardziej... W sumie nie starałam się napisać niczego specjalnego o tej postaci - właśnie, żeby było uniwersalnie, więc nie wiem, jak na to wpadłaś, ale jesteś wielka, że tak pomyslałaś i moje hacy'owe serducho jest teraz bardzo ukontentowane


Po pierwsze, fik nie był ani w Hameronie, ani w Huddy A po drugie, to ani do Cuddy, ani do Cameron, ani do żadnej innej kobiety, z jaką spotykał się House ten opis mi nie pasował. Tylko do Stacy. W twoim fiku była taka delikatna, subtelna, nieco tajemnicza, ale i umiejąca postawić na swoim. I ja w taki właśnie sposób odbieram tą serielową Stacy.

Cytat:
Ale porównanie do Zafóna jest... absolutnym bluźnierstwem! ^^ Dziękuję, bardzo dziękuję....


Nie jest bluźnierstwem! Po prostu odnoszę wrażenie, że w podobny do niego sposób opisujesz emocje. Nierealne, z odrobiną magii i - przede wszystkim - wciągająco.


Cytat:
Miło mi, że tak bardzo przypadło Ci do gustu. Z Twoich słów wynika, ze nawet zdecydowanie bardziej niż mnie samej


Przejrzałaś mnie

Cytat:
Dziękuję Ci stokrotnie za te piękne słowa! Nie umiem wyrazić mojej radości i wdzięczności...


Ale ja tylko mówię prawdę

Cytat:
Ściskam i pozdrawiam


Dziękuję i nawzajem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vicodinka
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 802
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Taka planeta Ziemia...Może słyszałeś?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:52, 18 Lis 2010    Temat postu:

Piękny fick!
Zdecydowanie zasłużone pierwsze miejsce!
Gratulacje, i życzę kolejnych równie pięknych ficków


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:40, 18 Lis 2010    Temat postu:

Agnes!
Cytat:
Po pierwsze, fik nie był ani w Hameronie, ani w Huddy

Haha, o tym nie pomyślałam
Ale tak ładnie napisałaś, że poza tym faktem "coś" jednak w tej postaci naprowadziło Cię na Stacy. Cieszę się, że choć nieświadomie, to jednak udało mi się oddać część jej charakteru

Cytat:
w podobny do niego sposób opisujesz emocje. Nierealne, z odrobiną magii i - przede wszystkim - wciągająco.

Jak to ładnie brzmi... I to w dodatku o mnie! Kiedy czytam takie cudowne komentarze, przychodzi mi do głowy nazwa pewnego zepsołu - Mindless Self Indulgence. Bezmyślne dogadzanie sobie... Szalenie przyjemna sprawa

Jeszcze raz dziękuję za wszystko i pozdrawiam


Vicodinka!
Dziękuję!
Aż mi głupio... Ja się do Ciebie tyle czasu nie odzywam, a Ty nie dość, że czytasz mój tfur, to jeszcze na dodatek tak go chwalisz... Bardzo, bardzo mi miło!

Muszę się w końcu odezwać...

PS. Masz cudownie autodestrukcyjne ubranko


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Czerwono-Zielona dnia Czw 23:42, 18 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vicodinka
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 802
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Taka planeta Ziemia...Może słyszałeś?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:08, 19 Lis 2010    Temat postu:

No odzezwij się w końcu!
Tęsknie za naszym pisaniem
I to dobrze że jest ci miło


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
shattered
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Lis 2010
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:01, 22 Lis 2010    Temat postu:

Czerwono-Zielona,
po prostu brakuje mi słów, żeby opisać to, co czuję po przeczytaniu Twojego tekstu... Tyle emocji... Tyle przepięknych słów, które nie wydają mi się być tylko zwykłymi zbitkami liter, ale czymś realnym, prawdziwym, materialnym. Czymś, co tworzy genialne skonstruowaną rzeczywistość. Nie wiem, czy to, co piszę ma sens, więc może podsumuję krótko: jesteś wspaniała! Wielkie brawa!!!
Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 2:37, 23 Lis 2010    Temat postu:

shattered napisał:
po prostu brakuje mi słów, żeby opisać to, co czuję po przeczytaniu Twojego tekstu...

A mnie brakuje słów, by opisać, co czuję po przeczytaniu Twojego komentarza
Piękny, piękny komentarz... Jakże ważne dla mnie słowa... Bardzo, z całego serca DZIĘKUJĘ.

shattered napisał:
Tyle przepięknych słów, które nie wydają mi się być tylko zwykłymi zbitkami liter, ale czymś realnym, prawdziwym, materialnym.

To dla mnie bardzo wiele znaczy... Szczególnie jeśli napisane zostało przez Osobę, potrafiącą tak cudownie bawić się słowem i budować nastroje, jak Ty...

shattered napisał:
Czymś, co tworzy genialne skonstruowaną rzeczywistość

Skonstruowałam rzeczywistość...? Matko, do inżyniera to mi daleko Ja nic nie konstruowałam, to coś wyżej po prostu wzięło i mi się napisało...

shattered napisał:
Nie wiem, czy to, co piszę ma sens

Hmmm, w sumie to ja też nie wiem, bo zupełnie nie umiem spojrzeć na swój tekst obiektywnie

Przepraszam, że sobie żartuję, ale ja tak reaguję, gdy jestem skrajnie speszona i zawstydzona, i jednocześnie uszczęśliwiona...
Dziękuję


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Czerwono-Zielona dnia Wto 2:37, 23 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin