Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Bo ja tak bardzo Cię kocham [NZ, 4/?]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:47, 07 Lis 2009    Temat postu: Bo ja tak bardzo Cię kocham [NZ, 4/?]

Ot mój debiucik w dziale Hameronkowym. Szczerze mówiąc, to nie wiem co mnie do tego podkusiło, ale co tam.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba i bić nie będziecie
Miłego czytania.


Zweryfikowane przez autorkę


Rozdział 1



On nie był szczęśliwy. Ona także.

On był samotny. Ona także.

On cierpiał w duchu. Ona także.

On chciał chwili wytchnienia, spokoju, bez bólu, bez wspomnień. Ona o niczym innym nie marzyła.

On chciał wreszcie kochać. Kochać ze wzajemnością, miłością romantyczną i bez skazy. Ona właśnie tak kochała i posiadała wiedzę, jak przekazać tę miłość innym.

***

Kap.

Cholera.

Kap.

Cholera, cholera, cholera, cholera.

Kap.

Głupi kran. Głupi Wilson. Głupia woda.

Kap.

Spać! Błagam! Jeszcze kilka minut snu.

Kap.


Boże! Ty to widzisz i nie grzmisz!

Kap.

House parsknął i zwlekł się z łóżka. Pokuśtykał wzdłuż korytarza, dokręcił niesforny kran i stanął nad biednym, śpiącym Wilsonem.

Trach!


James wyskoczył z kanapy, zaplątał się w kołdrę i runął jak długi na podłogę, poruszając się jak ryba wyjęta z wody. Wziął głęboki wdech i odrzucił nakrycie na bok. Przeszył House’a zabójczym wzrokiem i potarł dłonią kark.

- Boże, Gregory! Chcesz mnie zabić? Chcesz mieć jeszcze jedną duszę na sumieniu?

- Nie dokręciłeś wody.

- I to jest motyw twojego zabójstwa z premedytacją?

- Obudziła mnie.

- House, co to za powód?

- Skończ gadać, zacznij myśleć – James przewrócił oczami i poczłapał do łazienki.

- Gdybyś mnie nie obudził, to może bym się zastanowił nad twoimi słowami! – krzyknął z korytarza i po chwili słychać było tylko szum wody.

House usiadł przy stole, sięgnął do swojej top, top secret skrytki, pod deską kuchennej podłogi i wyjął stamtąd pełną buteleczkę przeciwbólowego środka.

- Jedna pastylka na ból, jedna na bezsenność i jedna na dobry dzień – mruczał pod nosem, potrząsając opakowaniem Vicodinu. W końcu zdecydował się jednak na dwie tabletki i szybkim ruchem wrzucił je do ust. Schował twarz w dłoniach.

Jak długo będzie jeszcze musiał to znosić?
Jak wiele jeszcze wycierpi, jak dużo bólu wytrzyma, zanim go to złamie?
Jak może się ratować?
Czego się chwytać, niczym deski ratunkowej?
Co uchroni go przed zatonięciem w ciemną przepaść niemocy?
Jak zaczerpnąć jeszcze jeden oddech, zanim kolejna fala wtłoczy go po powierzchnię i zakończy jego marne życie?
Co ma, do jasnej cholery, zrobić dalej ze swoim losem?

***


Donośny głos budzika i przeszywające echo pustego mieszkania obudziło ją, a ona natychmiast otrzeźwiała.

Kolejny dzień.
Bez perspektyw.
Kolejny dzień.
Pełen męczarni i bezmyślnej harówki.
Kolejny dzień.
Obok niego, ale nie z nim.

I zamarzyła, aby móc wreszcie zasnąć i się nie obudzić.

Aby móc zasnąć i zanurzyć się w krainę mar i życzeń. By śnić, by dokończyć te głęboko schowane przed nim tęsknoty. By być w innej rzeczywistości, gdzie jej urojenia, są prawdą, gdzie ona mogłaby fantazjować bez końca.

Ale nic nie było takie proste. To było życie. Życie, które musiała pchać naprzód, toczyć pod górkę, aż wreszcie dotrze na szczyt i będzie mogła odsapnąć, przed biegiem w dół.

Dlatego musiała wstać, zadbać o siebie i uśmiechać się cały dzień, do niego, do pacjentów i do współpracowników, bo nie mogła sobie pozwolić na słabostki.

Piękna i profesjonalna, dbała o każdy aspekt szpitalnego wizerunku, ale nie potrafiła sobie poradzić z rozbitą szklaną kulą swojego własnego, prywatnego życia.

Tonęła, ale nikt nie mógł jej rzucić koła ratunkowego, bo jedyna osoba, która miała taką możliwość, stała, pochylając się nad barierką i naśmiewała się z jej ostatnich krzyków.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Atris dnia Czw 15:23, 12 Lis 2009, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:51, 07 Lis 2009    Temat postu:

Gratulacje pięknego debiutu hameronkowego. Mi się bardzo podoba. Fajny Hilsonek

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nisia
Killer Queen


Dołączył: 16 Maj 2008
Posty: 11641
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 97 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:12, 07 Lis 2009    Temat postu:

Cieszę się, że zdecydowałaś się na debiut w Hameronku. Masz fajny styl i ciekawe pomysły (mam nadzieję, że ta tendencja się utrzyma ). Czekam na to, co wydarzy się dalej. Pisz, pisz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ninka_m
Gość





PostWysłany: Sob 13:56, 07 Lis 2009    Temat postu:

Przychylam się do zdania przedmówczyń Piękne i czekamy na kontynuację.
Powrót do góry
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:17, 07 Lis 2009    Temat postu:

Czy mi się tylko wydaje, czy kobietą pojawiąjąca się w tej części jest Cuddy a nie Cameron?

"dbała o każdy aspekt szpitalnego wizerunku", "jedyna osoba, która miała taką możliwość, stała, pochylając się nad barierką i naśmiewała się z jej ostatnich krzyków".

No ale, może wyjaśnienie dla mojego niedowidzenia padnie w kolejnej części.

Fragment o Housie i o Hilsonie bardzo, ale to bardzo mi się spodobał. Taki ... serialowy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:22, 07 Lis 2009    Temat postu:

Gratulujemy debiutu! Oczywiście nie muszę dodawać że czekam na kolejną część

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ninka_m
Gość





PostWysłany: Sob 14:27, 07 Lis 2009    Temat postu:

Też mam wrażenie, jak eigle, że to o Cuddy. No, ale dział jest Hameronowy, więc mam nadzieję...

ps. i w góle fajnie, że mamy wysyp tylu nowych hameronowych historii i natchnione autorki (w dodatku nowe). Ja nie wiem, dlaczego DS nie ma juz co opowiadać w serialu o Cam - my (i ludzie na całym świecie) nadal mają. Może powinien do fików zaglądać?


Ostatnio zmieniony przez ninka_m dnia Sob 14:30, 07 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:52, 07 Lis 2009    Temat postu:

Eh, to Cameron. Chodziło o wizerunek, czyli, że jest zawsze radosna, wesoła itd. O to jak ją widzą inni.

Dzięki, miło, że wam się podoba. To ja już się boję co powiecie o 2 rozdziale, które, przynajmniej według mnie, jest duużo lepszy, bo to, to taki wstępik jest


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:23, 08 Lis 2009    Temat postu:

Cytat:
Jestem dziś, bo w środku tygodnia mogę nie mieć dla forum zbyt wiele czasu...choć biorąc pod uwagę wolną środę...hmm...
Oto rozdział, z którego jestem mega zadowolona, jak jeszcze chyba z żadnego. I nawet jak Wam się nie spodoba, trudno się mówi
Ale mam szczerą nadzieję, że pokochacie go tak jak ja.
Miłego czytania



Rozdział 2

Każdy żart przybliżał go do krańca wytrzymałości. Każdy krok sprawiał, że był coraz bliżej ciemnej, bezdennej przepaści i wiedział, że jeśli do niej dotrze, to już nic mu nie pomoże.

Bo widział jej zmarniałą twarz, widział zapadnięte policzki, każdy głębszy cień pod oczami, każdy mankament jej makijażu, każdy odstający, nieułożony włos. Wszystko. Wszystko, co można było zobaczyć.

Nie widział jej duszy. Jej rozdzierającego się na pół serca, jej pomieszanych myśli. A gdyby spojrzał na to, co działo się głęboko w niej, musiałby się poddać, bo nie wytrzymałby więcej, ani dnia, z wiedzą, jak on na nią działa i co on jej przez to robi.

A ona pamiętała każdy malutki momencik, w którym on przypuścił ją bliżej i analizowała dokładnie, jak wtedy zadziałała. Kontrolowała jego zachowanie, wyczekując chwili, gdy będzie mogła zrobić jeszcze jeden kroczek do przodu, do niego. Błagała, aby znalazła się dla niej jeszcze minuta, choć minuta, w której zobaczy, co on czuje. Jakiś moment, w którym będzie mogła skonfrontować siebie z nim.

Ale nic się nie działo. Jej modły nie zostały wysłuchane i w żaden cudownie-magiczny sposób nie spełniła się jej prośba. Nadal była ona i on. Nie oni.

Ona korzystała z każdej okazji, by na niego spojrzeć, by ściągnąć na siebie jego wzrok, by przemówić, by on odpowiedział. I każdego dnia tonęła jeszcze bardziej. W swojej miłości, w jego oczach, w swoich marzeniach, snach, fantazjach, w przepaści rzeczywistości.

I już nie widziała dla siebie żadnej szansy, by odbić się od dna.

A on wciąż nie podawał jej ręki, nie pomagał wreszcie odejść, darować go sobie. Nie chciał współpracować, pod żadnym pozorem.

Obserwował ją uważnie, wodził za nią wzrokiem, przeszywał ją na wskroś tymi swoimi jasnoniebieskimi tęczówkami i czekał. Czekał, aż znów zbierze się na odwagę i zrobi kilka kroków, pokona dzielącą ich odległość i pokaże, jeszcze raz, chociaż jeden raz, na co ją stać.

I mogliby tak czekać na siebie całą wieczność, bo oboje bali się zrobić coś. Cokolwiek.

Ale na szczęście przeznaczenie wkroczyło do akcji i popchnęło ich ku sobie...

***

Cameron siedziała przy biurku, które było zawalone papierami. Ślęczała nad kolejnymi aktami i uzupełniała zaległe wpisy, ze świadomością, że oto mija kolejny dzień i nic się nie zmienia.

I nic się nie zmieni...

Potrząsnęła gwałtownie głową i podniosła wzrok, który natychmiast padł na House’a, stojącego tuż przed jej małym biureczkiem i wpatrującego się w nią uważnie, jakby usilnie chciał usłyszeć, o czym ona myśli.

Podniosła się powoli i stanęła z nim twarzą w twarz, nie będąc dokładnie pewna, co widzi w jego oczach. Błyszczały nieznacznie, po chwili matowiały i znów zaczynały się mienić. A on stał i czekał na jej ruch, bo swój już wykonał.

Ona nie mogła się zdecydować. Wystarczyło tylko wyciągnąć rękę i dotknęłaby jego szorstkiego policzka, przesunęła dłonią po jego wargach i skroniach, zrobiłaby krok do przodu, wspięła się na palce...

Ale to by bolało. Bo doskonale wiedziała, że to by nic nie znaczyło. Kolejny pocałunek, który doprowadziłby ją na skraj obłędu, z którego mogłaby się już nie wydostać. A on wciąż czekał.

Aż w końcu uznała, że już jest jej wszystko jedno, i że może wytrzymać ten rozdzierający ból, byle jeszcze raz go posmakować, byle, choć przez chwilę, mieć świadomość, że dotyka go, że jest z nim, nie obok.

I zrobiła ten mały krok, który dzielił ją od jego ust, jego twarzy, jego przenikliwych oczu, jego ciała. A on wciąż czekał.

Szalała w nim burza, której nie mógł uciszyć. Burza pragnień, pożądania i powinności uciszenia swych myśli, żądz niezaspokojonych. Przez jego umysł przetaczały się wizje i fantazje, w których udział miała brać ona. Ta drobna, kochająca kobieta, stojąca przed nim i oczekująca od niego zaangażowania, na które on nie był gotów, a które tak bardzo chciał jej zaoferować.

Choć doskonale wiedział, że nie da rady, że nie poradzi sobie z byciem związanym, bez możliwości rozchylenia skrzydeł, nie da rady być z nią, na jej warunkach. A przecież tak bardzo tego pragnął. I ona też.

Przestrzeń między nimi zmniejszała się z każdą sekundą, a ich przyspieszone oddechy, mąciły im w głowach, sprawiając, że uginały się pod nimi kolana, a oni już nie myśleli, tylko zdawali się na siebie i zbliżali jeszcze bliżej.

I gdy nareszcie ich usta się spotkały, cała burza w środku House’a przycichła, Cameron wszelkie rozważania zostawiła sobie na później, i liczyli się wreszcie tylko oni.

Tak, oni. Nie ona, i nie on. Tylko oni razem, wirujący w tańcu pożądania i pasji, i czekający na ten pewny błąd, pomyłkę w krokach, która musiała się zdarzyć.

Aż w końcu nadszedł moment, w którym wszystko miało się rozstrzygnąć. Ich kilka następnych tygodni, miało wyjawić swoje tajemnice w tej właśnie chwili.

I ona zdecydowała w mgnieniu oka, że nie są gotowi. Że ból przeminie, choć już czuła nadchodzące cierpienia, gdy tak patrzyła w jego oczy, szukając w nich odpowiedzi na nieme pytania, które powinna wymówić, a które wisiały w powietrzu.

Nie doczekała się rozwiązania zagadki. Nie miała się w ogóle doczekać. Dlatego właśnie wyminęła go, dlatego ruszyła do drzwi, nie spoglądając za siebie, nie chcąc widzieć jego skulonej sylwetki, czy widma nadchodzącego bólu, który mieli oboje przeżywać.

Osobno.
Nie razem.

Wyszła...

***

Zaciskał oczy, aby nie wypuścić spod powiek zdradzieckich kropel. Palce na jego lasce bolały od jej ściskania, ale to malutkie cierpienie odwracało jego uwagę od cierpienia duszy.

Bo oto był gotowy na poświęcenie, jakiego dawno nie musiał ponosić, a ona odeszła. Bez słowa, bez pożegnania. Po prostu odeszła, obdarowując go najpierw momentem uniesienia, który wcale nie zaspokoił jego pasji.

Wyszła, zostawiając po sobie pustkę, jego samego, w ciemnym pokoju, w szpitalu, a on nie wiedział, jak ma sobie poradzić z powrotem do domu. I zapragnął się zrewanżować, marzył o tym, żeby i ona poczuła ból, jaki czuje on.

Bo jej nie zrozumiał, pierwszy raz nie mógł zwyczajnie zrozumieć, tego, co było widoczne dla każdego postronnego. Ona chciała go chronić. Nie udało się...skrzywdziła go jeszcze bardziej, a on oczekiwał rewanżu.

***

- Cuddy, co powiesz na... może byś do mnie wpadła dzisiaj? – wpatrywał się w jej pojaśniałą twarz i nie mógł wiedzieć, jak ogromne mogą być konsekwencje jego czynu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:54, 08 Lis 2009    Temat postu:

Oj nie nie nie.... wszystko super i pięknie, ale nie ostatni akapit!
Błagam, nie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:46, 08 Lis 2009    Temat postu:

Bardzo namacalnie opisane rozdarcie między wolą a działaniem. Dojmujący ból czułam czytając.

I słowa mi się jedne cisną na usta. Jacy to ludzie potrafią być nierozumni w swoich czynach, jak głupie nagłe decyzje podejmują ... (to do ostatniego akapitu).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kejti
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 18 Paź 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:58, 08 Lis 2009    Temat postu:

I słusznie, że jesteś zadowolona... Bo nie dość, że stylistycznie mi się podoba, to jeszcze opis jest przejmujący.
Ponadto poruszasz mój ulubiony wątek w Hameronie: jak to przez niedopowiedzenia, lęk i głupotę, tych dwoje nie może się odważyć, by zrobić krok naprzód. I unieszczęśliwiają siebie nawzajem, iluzją udanych związków z innymi partnerami.

Niecierpliwie czekam na tę środę, kiedy to być może spłynie kolejna część


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:16, 08 Lis 2009    Temat postu:

kin napisał:
Oj nie nie nie.... wszystko super i pięknie, ale nie ostatni akapit!
Błagam, nie!


Właśnie... Co to ma być? Odwet jakiś?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:04, 10 Lis 2009    Temat postu:

Mam nadzieję na zaciesz Hameronek, no bo w końcu się pozbędzie tej mojej znielubionej bohaterki.
Eh, ale trochę smutku też będzie...
Miłego czytania
I pamiętajcie, komentarze, nawet króciutkie, jakiś znak, że byliście, czytaliście, podobało się, lub nie, wszystko karmi wena


Rozdział 3


Promieniowała każdym kawałkiem swojego ciała, każdym ułamkiem uśmiechu, każdym spojrzeniem bystrych oczu. Wszystko w niej krzyczało:

- Tak, to się stało! Kocham go! I nawet nie ważcie się do niego zbliżyć!

I była tak szczęśliwa, że nie zauważyła pustego wyrazu twarzy House’a, bezuczuciowego wzroku skierowanego gdzieś w przestrzeń, skulonej postawy, wolnego kroku i tego niesamowitego cierpienia, jakie przeżywał w środku, a które uchodziło z niego każdym fragmentem jego skóry.

Tak naprawdę, on najchętniej wcale by się dziś w szpitalu nie pojawił. Zaszyłby się w swojej samotni, zwinął w kłębek i płakał z bólu, i lizał rany, po przegranej, którą wczoraj poniósł. Żałował, że postąpił aż tak pochopnie. Że w swój ból wciągnął biedną, łatwowierną Cuddy, która wciąż myśli, że ten... „wypadek”, cokolwiek między nimi zmienił.

I dziwił się w sobie, jak bardzo się od wczoraj zmienił, bo dziś już nie ma serca, by zniszczyć ten piękny moment, tą chwilę tryumfu Cuddy. Nie może, ot tak, rozbić w pył jej pięknych marzeń.

Co ona z tobą zrobiła House?

***

Leżała na łóżku i zastanawiała się, co ona najlepszego zrobiła? Jak mogła zostawić go tam samego, podczas gdy on okazał jej, że czuje, że ją rozumie, że może... może nawet kocha!

Czekała, aż otworzy się piekło i ją pochłonie, a ona będzie mogła pochować swoje wybujałe fantazje, co jeszcze nie było takie straszne, i nie będzie zmuszona patrzeć na niego dziś, nie będzie musiała widzieć jego smutnych, rozżalonych oczu, jego męczarni, jego udręki, na co chętnie by się zgodziła, bo nie miała tyle sił, aby przeżyć te straszne katusze.

Choć gdyby mogła, chętnie przyjęłaby jeszcze jego cierpienie. Do swojego bólu, dołożyłaby jeszcze ten, który sprawiła, aby tylko on mógł być dalej taki, jak kiedyś. By mógł żyć beztrosko, tak, jakby jej nigdy nie spotkał. Oddałaby wszystko dla jego dobra, o czym doskonale wiedziała i rozumiała swoje szlachetne pobudki.

Zrobiłaby dla niego wszystko, ale niektórych rzeczy, nie dałaby rady unieść.

***

- Mamy przypadek? I dopiero teraz mi to mówicie? – House wparował do gabinetu, tuż po tym jak, w rekordowo szybkim tempie, przykuśtykał przez korytarz. To tam, jego pracownicy, zdążyli mu pokrótce wyjaśnić, że Wilson przyszedł dziś wcześniej do pracy i rzucił im kartę pacjenta na stół.

I oczywiście nie było jeszcze Cameron.
A Chase już szalał.
No i House w duszy też. Ale bardziej z zazdrości, niż ze strachu o nią.

Foreman i Australijczyk usiedli przy stole do różnicowania, a diagnosta stanął przy tablicy, machając niecierpliwie mazakiem. Neurolog odchrząknął.

- Hmm? A więc, co wiemy o pacjencie? – spytał House, wyglądając przez okno.

- Leczymy 3-letniego chłopczyka, ma zapalenie dziąseł i owrzodzone policzki.

- My LECZMY tak banalny przypadek? Wyślijcie go do dentysty, albo coś... – Gregory wywrócił oczami. Banda tumanów.

- Martwica tkanki miękkiej policzka, nieprzyjemny zapach z ust... – kontynuował, nie zrażając się reakcją szefa.

- Ciekawiej, ale nie dość ciekawie, jak dla mnie. Dajcie mu tubkę pasty do zębów i wyślijcie do domu. Ta martwica to pewnie jakieś niedomyte, trzytygodniowe mięsko, w którym wychowała się nowa cywilizacja. – Kaczątka się skrzywiły i już miały zaprotestować, ale House, dla świętego spokoju, wysłał je, aby zrobiły kilka, niepotrzebnych według niego, badań.

Gdy Foreman i Chase wychodzili z pokoju, do środka wpadła zdyszana Cameron. Nie odważyła się spojrzeć na diagnostę, tylko wbiła wzrok w podłogę.

- Przepraszam – powiedziała cichutko, a Robert obrzucił ją zaniepokojonym spojrzeniem. Neurolog pociągnął go za ramię i obaj ruszyli wykonać polecenia szefa.

Zapadła ciężka cisza, podczas której Cameron nie odważyła się poruszyć. House przeszywał ją zbolałym wzrokiem.

- Przepraszam – powtórzyła, choć sama nie wiedziała, za co przeprasza. Za wczoraj, czy może za spóźnienie?

Diagnosta otworzył usta, aby jej odpowiedzieć, ale do środka wbiegła rozanielona administratorka szpitala i, niezrażona gęstą atmosferą, podskoczyła do House’a. Gdy pocałowała go prosto w usta, świat Allison ponowie runął, a ona sama ledwo utrzymała się na nogach.

***

Bieg do szatni zajął jej zaledwie kilka minut. Tam osunęła się w kąt i zawyła z bezsilności. Łzy same popłynęły spod jej powiek, zdradzając jak silne emocje nią teraz targają. Uderzyła dłońmi, zaciśniętymi w pięści, w podłogę. Jak on mógł jej to zrobić?

Doskonale rozumiała, że nie mogła go do siebie przywiązać, w żaden sposób. Ale jak on mógł ją tak zranić? Przecież to bolało...

Boże, czemu wszystko musi się tak zawsze spieprzyć?

***

Uciekła. To było do przewidzenia. Spojrzał ze złością na Cuddy.

- Kobieto, co ty żeś najlepszego zrobiła? – spytał agresywnie, czym ją zdezorientował.

- Ale...

- Chciałem ci to powiedzieć możliwie najdelikatniej, ale mi się to nie uda. Przepraszam, ale zabawiłem się twoim kosztem – House spuścił głowę. Oczekiwał już teraz tylko na siarczysty policzek.

- Ja...czemu Greg, czemu? – pretensjonalny głos i łzy w oczach. To wszystko, czego tylko teraz potrzebował.

- Boże, Cuddy, zrozum. Ja... nie potrafiłbym ci zapewnić tego, czego ty ode mnie wymagasz. Nie jestem odpowiednim kandydatem dla ciebie...

- Daj spokój! Znowu to samo! Nie możesz przyjąć do wiadomości, że cię kocham? Kocham cię ty chamie! Jesteś podły, wredny, wiecznie zły, a ja i tak cię kocham! Spójrz co ty ze mną zrobiłeś...House... – płakała rzewnymi łzami, a jej głos cichł coraz bardziej. – Popatrz! Popatrz, do czego mnie doprowadziłeś. I znowu chcesz mnie zostawić?

- Ja... nie jesteś kimś dla mnie odpowiednim Liso. Tak mi przykro...

- Przykro ci? – zapytała histerycznie, diagnosta zamknął oczy, by nie patrzeć na to, co się z nią dzieje. – Pomyśl, co ja czuję? Czemu ty zawsze jesteś najważniejszy House? Błagam cię! Nie rób mi tego...

- Przykro mi. – powtórzył. W tym momencie drzwi do pokoju otworzyły się i do środka wparował Foreman z wynikami badań.

- Ja... ja przyjdę później – powiedział, gdy zobaczył w jakim stanie znajduje się Cuddy.

- Nie. To ja wychodzę. – wymaszerowała dumnie, odprowadzana smutnym wzrokiem House’a.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:28, 10 Lis 2009    Temat postu:

Yes. Powiedział jej to. Yes.
Na to liczyłam, jak już przeczytałam że jednak spali ze sobą.
Ale co z Cameron... ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:58, 10 Lis 2009    Temat postu:

O tak!!!!!!
Uwielbiam cię, Atris, House, Cameron i... i wszystkich xD

Miło, że nie stchórzył


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:16, 10 Lis 2009    Temat postu:

Atris ty w dziale Hameronka? Nie wierzę...
Ale powiem ci tak. Hameronek wychodzi ci tak samo cudownie jak Hilsonki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:22, 10 Lis 2009    Temat postu:

A jak
Ja na początku byłam Hameronką, dopiero potem mnie ficki Any i Richie na Hilsonkę nawróciły
I fajnie, że ci się podoba


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kejti
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 18 Paź 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:43, 10 Lis 2009    Temat postu:

Ach!
Co prawda, nigdy nie wyobrażałam sobie aż tak cierpiącego House'a z powodu kobiety, aczkolwiek kto wie?
Scena pozbycia się Cuddy-świetna. Wydaje mi się, że gdyby doszło do HuS'u(a), to tak właśnie by zareagowała.

Cierpiąca Cam-zdecydowanie tak. Fajnie oddałaś jej bezsilność oraz to, jak mimo świadomości cierpienia zdecydowała się na cierpienie. Ponadto jej cel nadrzędny: ochrona House'a.

Mam nadzieję, że tym dość długim jak na moje możliwości komentarzem skłonię Waćpannę, do szybkiej kontynuacji


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:22, 12 Lis 2009    Temat postu:

Cytat:
Nie bić proszę
Ale to się musiało tak potoczyć. A, i od razu uprzedzam, że wszystkich, oczekujących Happy endu, na bank zawiodę.
Rozdziału dedykuję Jakiejstam (jak źle odmieniłam to przepraszam ale naprawdę miałam z tym problem), która jest i tu, i w Hilsonku, czyli ogólnie wszędzie, jak dla mnie


Rozdział 4

Tak się boję, o siebie, że zostanę sam, o swój psychiczny stan...
Tak się boję, o siebie, skąd to wiedzieć mam, co to może się stać...
Bo tyle się znam, ile z ust twych usłyszę, ile obliczę sam z czarnych plam życiorysu...
Bo tyle się znam, ile z oczu twych wypatrzeć zdołam, ile zrozumiem szeptów pod stołem...
Tak się boję...
Tak się boję...
Tak się boję...
Happysad „Tak się boję”



- Boże, Allison. Co ty tutaj robisz? – przerażony głos Chase’a odbijał się echem po niemal pustej szatni. Podbiegł szybko do siedzącej na ziemi Cameron i padł na kolana. Kobieta wykorzystała przybycie nowej osoby i oderwała zziębnięte dłonie od nóg, wtulając się w przyjaciela. Natychmiast jego koszulka zrobiła się mokra od jej łez. Chase głaskał ją delikatnie po plecach i włosach i cierpiał razem z nią.

Po kilku minutach spróbował odsunąć ją od siebie, ale wczepione w jego fartuch palce nie dały się poruszyć ani odrobinę. Zrezygnował.

***

Godziny mijały w ciszy, przetapiały się w ciąg nieprzerwanych rozmyślań, nad dalszym ciągiem tej historii.

A on siedział sam w tej ciemności, w tym nieprzeniknionym bezgłosie, zawieszony gdzieś między rzeczywistością, a snem, krzycząc w próżni.

Twarz miał ukrytą w dłoniach, schowaną przed całym światem, aby nie można było odczytać z niej uczuć w nim grających. I od razu było widać jak strasznie cierpi. A ból narastał z każdym odtworzeniem w pamięci, tego zawiedzionego, rozczarowanego, rozżalonego wzroku.

Jej wzroku.

I na domiar złego, obracał w dłoniach swoje dwutygodniowe wypowiedzenie.

***

- Dzię... dzięki Chase – powiedziała roztrzęsionym głosem Cameron, stając niepewnie na nogach. Oczy miała zapuchnięte, a włosy w nieładzie, tak jak strój. Nie przejmowała się tym. Miała gorsze rzeczy na głowie.

- Może cię podwieźć? – Allison spojrzała na niego zdziwiona, tak jakby nie do końca usłyszała pytanie.

- Ja... ja... nie, wystarczająco dużo już dla mnie dziś zrobiłeś. Idź do domu Chase – wyszeptała, opuszczając skromnie wzrok i zbierając swoje rzeczy.

- Ale ja bardzo chętnie...

- Nie, Robercie. Pozwól mi się otrząsnąć. – jej błagalny głos przekonał go w mgnieniu oka.

- Dobrze, ale pamiętaj. Do mnie możesz dzwonić o każdej porze dnia i nocy. – kusząca oferta. Czyżby czas na zemstę za zemstę? Czy posunęłaby się aż tak daleko?

- Nie potrafię powiedzieć, jak wiele to dla mnie znaczy. Ale muszę to przeżyć sama. Muszę sobie wszystko poukładać... dzięki – przytuliła go na pożegnanie i wyszła. Kolejny mężczyzna, zostawiony przez nią w głuchej ciszy, w koszmarnej samotności.

***

- Jak to? Co to znaczy, że jest chora?!

- Nie wiem House. Dzwoniła dzisiaj rano i poinformowała mnie, że bierze wolne. A teraz wyjdź! Wyjdź z mojego gabinetu! – była wciąż wściekła za to, jak ją potraktował. I teraz rozumiała, czemu. I była jeszcze bardziej zła. Bo ona była cenniejsza.

Drzwi trzasnęły, dokładnie tak, jak przeciąg trzaskał obecnie jej złudzeniami, że to mogło się kiedykolwiek udać.

***

- Otwieraj! – odpowiadała mu tylko cisza. Bo ona nie chciała, nie była gotowa na spojrzenie w jego oczy i nie okazanie bólu czy słabości.

- Allison – miękka prośba rozdarła jej połamane serce na mniejsze kawałeczki. O mało się nie złamała. Już trzymała rękę na klamce, już przekręcała zamek, ale w porę się opamiętała. I pamięć bolała...

- Proszę...Allison. Proszę, otwórz – zachłysnął się powietrzem, a łzy uwolniły się spod jego kontroli i popłynęły po policzkach. Nie chce go widzieć, nie chce go wysłuchać, nie chce jego tłumaczeń, nie chce... nie chce jego miłości, jego oddania, jego poświęcenia. Nie chce jego.

I w duszy cierpiał jeszcze bardziej niż wcześniej, zanim tu przybył. A to przecież nie było możliwe...

Usłyszała jak osuwa się po drzwiach i siada na progu. Słyszała jak potrząsa buteleczką Vicodinu, jak wysupłuje tabletki z opakowania, słyszała jego przyśpieszony oddech, głębsze westchnienia. Słyszała wszystko, wyczulona na każdy, najmniejszy ruch.

- Aż tak bardzo mnie nienawidzisz? – zacisnęła wargi, by nie zdradzić się, by nie odpowiedzieć, by nie złamać się i nie otworzyć drzwi.

- Tak bardzo mnie nienawidzisz, że chcesz zrezygnować przeze mnie z pracy? Chcesz, żebym odszedł bez pożegnania – otworzyła zaciśnięte oczy i zaczerpnęła spazmatyczny oddech.

Jakie pożegnanie?


- Nie nienawidzę cię House – wyszeptała, ale on słyszał to doskonale. Uklękła i złapała się z brzuch. – Nie chcę się z tobą żegnać. Ale nie mogę wyjść. Zrozum.

- Ja... przepraszam Allison. Przepraszam, że cierpisz przeze mnie...jeszcze bardziej. Ale ja odchodzę. Wyjeżdżam. Nie potrafię tu zostać...

- Nie! To... ja wyjadę. Nie wrócę tu już, jeśli nie możesz mnie znieść! Błagam, zostań. Nikt inny cię nie przyjmie...

- Ale ja już nie mam pracy. Nie mam już, do czego wrócić. A nie potrafię być tutaj... – jego głos cichł coraz bardziej, i nie był już pewny swojej decyzji, tak jak na początku.

Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Nad nim stała Cameron. Była blada, miała zaczerwienione oczy, ale wyglądała jak zawsze pięknie, pomimo swojego wyświechtanego dresu. Wstał.

- Żegnaj... – głos mu się załamał. – Allie... – jego ręka powędrowała do jej policzka i przesunęła się po nim. Kolana ugięły się pod kobietą, która, niepomna na wcześniejsze doświadczenia, przysunęła się bliżej niego. Rozchyliła usta, oczekując należytego pożegnania i patrząc nieco wyzywająco w jego oczy. Zabrał rękę z jej twarzy i spojrzał na nią smutno.
– Po co to przedłużać? Będzie jeszcze bardziej boleć...

- Nie pozwolę ci odejść, Greg. Nie pozwolę na to. Nie zostawisz mnie.

- Nie utrudniaj tego. Nie mogę tu zostać. Proszę, zrozum mnie – przymknął oczy.

- A pomyślałeś, choć przez chwilę o mnie?

- Co chcesz usłyszeć? Że robię to dla ciebie? A ty mi powiesz, że wcale tego nie potrzebujesz. I będziemy żyć długo i szczęśliwie? Proszę. Nie myślę o nikim innym, niż o tobie.

- Boże, House! Czemu nie możesz przyswoić sobie, że ktoś cię kocha?! Boję się...

- Czego?

- Samotności... braku ciebie.

- Mnie od dawna tutaj nie ma, Allison. A teraz odchodzę na dobre. Nie zasługuję na kogoś takiego jak ty.

- Ja... ja ci wybaczam, House. Tylko zostań. – błaganie w jej oczach i głosie omal go nie przekonało. Ale był zdecydowany. Nie może jej ciągle krzywdzić.

- Tak bardzo cię przepraszam... – odszedł. Zostawił ją na progu, a ona opadła na ziemię i przylgnęła do podłogi modląc się o śmierć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:59, 12 Lis 2009    Temat postu:

Nie wiem co napisać. Mam pustkę w głowie.
No to może zacznę od tego... House się popłakał? Albo ja źle przeczytałam... Jestem strasznie zdziwiona...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:01, 12 Lis 2009    Temat postu:

Boże! Wbrew pozorom on jest naprawdę człowiekiem. Ma prawo do łez, tak samo jak każdy inny człowiek. A bynajmniej ja tak sądzę. I uważam, że gdyby naprawdę cierpiał i nie miał nad sobą kontroli to by się popłakał

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:09, 12 Lis 2009    Temat postu:

Możliwe. Nie będę oceniać. House jest nieprzewidywalny. Zawsze może coś wywinąć, że się wyrażę xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ember
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 19 Paź 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 16:41, 14 Lis 2009    Temat postu:

A mnie się podoba House OOC, całkiem ciekawe ( w końcu to fan -Fiction-) Trochę zalatuje emo, ale dobre jest, czekam na CD i pozdrawiam ;D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin