Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Długa droga do domu
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Este
Bad Wolf
Bad Wolf


Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:40, 04 Paź 2008    Temat postu: Długa droga do domu

Kategoria: love


Zweryfikowane przez Este

Cytat:
Witam wszystkich.

Zarejestrowałam się tu już jakiś czas temu, ale dopiero teraz odważyłam się ujawnić. Jak widać po dziale, w którym piszę, jestem Hilsonką. Studiuje, mam szczura (nie, to nie Steve ), rottweilera i fioła na punkcie Housa. To na razie tyle o mnie. Mam nadzieję, że wkrótce poznamy się bliżej.


Gryzło mnie to, chodziło za mną i w końcu musiało się uwolnić. Takim oto sposobem znalazło się najpierw na kartce papieru a potem w wirtualnym świecie. Zachęcona miłą atmosferą na forum postanowiłam w końcu, że sama też coś opublikuje.

To mój pierwszy fik. Inspirowany wieloma, w których zaczytywałam się na tym forum. Powstawał po czwartym sezonie, nie powiązany z wydarzeniami sezonu piątego. Tytuł banalny, ale nie potrafiłam wymyślić nic odpowiedniejszego. Nie mam żadnego doświadczenia pisarskiego, dlatego proszę, nie linczujcie mnie, jeśli okaże się kompletną szmirą. Możecie użyć po prostu sekretnego hasła, pt: „Nie pisz więcej”, a dam wam spokój. Mam jednak nadzieję, że nie ocenicie mnie bardzo krytycznie.

Pisane dla własnej satysfakcji, non profit, nie doskonałe, ale z głębi serca. Jeśli się wam spodoba to będę wpadać co jakiś czas i umieszczać kolejną część. Wszystkie komentarze mile widziane. Obiecuje przeczytać wszystkie i odpowiadać w ramach możliwości.

Edit: Na razie zmieniłam klasyfikację wiekową na +16, ale w ramach rozwoju wydarzeń zastrzegam sobie prawo do zmian

Pozdrawiam i życzę miłego czytania.

W tym opowiadaniu występują postacie i sytuacje wykreowane przez David'a Shore'a, które są własnością Heel and Toe Films, Shore Z Productions oraz Bad Hat Harry Productions, stacji FOX oraz wytwórni Universal. Nie czerpię korzyści finansowych, ani innych z opublikowanego tekstu.



Rozdział 1

House był sukinsynem, nieczułym dupkiem, zazwyczaj niezdolnym do ludzkich odruchów. Gardził wszystkim co płytkie i nieszczere. Ale w szczególnych chwilach jeśli uważał, że ktoś jest tego wart wiedział dokładnie co należy zrobić.

Jak pomóc.

Tak jak teraz.

House miał jeden cel. Musiał postawić Wilsona do pionu, nieważne jakim kosztem. Wszystko by tylko wyrwać go z tego odrętwienia, w które popadł po jej śmierci. House patrzył jak powoli jego przyjaciel stacza się na samo dno. Przestał o siebie dbać, przychodził na kacu, olewał przychodnię, urywał się z pracy. House często wieczorami musiał go odbierać z komisariatu za bójkę w barze, albo zakłócanie porządku. Po wyjściu z aresztu Wilson odwracał się do niego plecami bez słowa i odchodził w jedynie sobie znanym kierunku.

Wyrzucono go już ze wszystkich dobrych hoteli w okolicy, większości zwyczajnych i części podrzędnych. Lądował więc w jakimś obskurnym pokoju po kilka dolców za noc, rozmyślając o tym co zrobił ze swoim życiem. A życie bolało go coraz bardziej. Obwiniał wszystkich, których znał. Housa za śmierć Amber, Cuddy za litość w jej oczach, Kaczątka za każdy promień uśmiechu na ich twarzach. Wszystko było nie tak. Ona zginęła, a świat kręcił się dalej. Oni klepali go po plecach i mówili, że wszystko będzie dobrze. Ich dotyk palił, a słowa kłuły w uszy. Nic kurwa nie będzie dobrze! Nic nie wiecie! Odpieprzcie się!

A gdy już odsunął od siebie każdą przyjazną mu kiedyś istotę, płakał cicho w zaciszu swojego gabinetu, nad tym jak samotny stał się przez to wszystko. I jak nieszczęśliwy. Jedyną osobą, która się od niego nie odwróciła był House. Na ironię był ostatnim, kogo chciał mieć wtedy przy sobie. Ale House starał się pomóc. Trzymał się od niego na dystans, ale zawsze sprzątał cały ten syf, jaki zostawiał za sobą Wilson. Ludzie szeptali, że minęły już trzy miesiące a on powinien się trochę otrząsnąć. Żałoba nie mogła trwać przecież wiecznie.

Sęk w tym, że Wilson w głębi ducha powoli godził się ze stratą. To nie Amber zaprzątała jego serce i sumienie. Mocno się w niej zakochał, ale spójrzmy prawdzie w oczy – była po prostu kolejną kobietą w jego życiu. Za klika lat albo nie poznałby jej na ulicy, gdy kilkumiesięczny romans zatarłby się w jego pamięci. Albo miałby na koncie jeden rozwód więcej. W gruncie rzeczy czuł się jak szmata, że tak szybko o niej zapominał.

Uczucie żalu po stracie ukochanej zastąpiło inne, dużo silniejsze i głębsze, które dotarło do niego dopiero po jakimś czasie. Coś co codziennie przypominało mu jakim skurwysynem okazał się w dniu najcięższej próby. Jak zawiódł najważniejszą osobę w swoim życiu. Jak wykorzystał swojego najlepszego przyjaciela. Jak chciał go ukarać, za wyimaginowaną zdradę, której miał się dopuści z jego dziewczyną. Jak bawił się jego zdrowiem i życiem. Jak widząc nieme błaganie w jego oczach odwrócił tylko wzrok i beznamiętnie wcisnął przycisk. Jak widząc cierpienie na jego twarzy nie przerwał tego. Podkręcił gałkę jeszcze bardziej - i z rodzącym się w nim uczuciem zemsty wyzwolił impuls kolejny raz. A po tym, gdy okazało się, że to wszystko to wyjątkowo złośliwy zbieg okoliczności, jak nie potrafił spojrzeć mu w oczy. Jak mógł stać się takim człowiekiem?

Nie umiał, nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Złość na Housa zmieniła się w obrzydzenie do siebie. Może gdyby nie było go w pobliżu poradziłby sobie z tym wszystkim. Ale codziennie przychodząc do pracy widział te smutne, błękitne oczy, a lekko przyschnięta rana w jego sercu rozrywała się na nowo. Znowu i znowu. Nie umiał z nim rozmawiać, nie umiał na niego spokojnie patrzeć, a wyrzuty sumienia paliły go od środka. Wilson wiedział co myśli House. Że jego najlepszy przyjaciel opuścił go, że go obwinia i że go nienawidzi. House nie mógł myśleć inaczej.

Tylko, że Wilson nie potrafił zrobić nic, by pokazać mu, że się myli. Na szczęście wódka i LSD otępiały go na tyle, że jeszcze nie zwariował. Po jednym z takich wyczynów onkologa, gdy przywlekł się do pracy po południu z kilkunastoma szwami nad brwią Cuddy miała dość. To, że jeszcze go nie zwolniła zawdzięczał jedynie błagalnemu spojrzeniu Housa, gdy prosił ją o jeszcze jedną szansę. Szansę dla swojego przyjaciela. Jedynie praca trzymała go jeszcze jakoś przy życiu. Ale opinia jednego z najlepszych onkologów w stanie stopniała już prawie do zera, a Wilson miał teraz jeszcze mniej pacjentów, niż diagnostyka. House tym razem nie wskórał wiele. Albo Wilson otrząśnie się z tego, albo wyleci na bruk. Dosłownie, bo przez alkohol i prochy był totalnie spłukany.

House musiał być teraz Wilsonem dla Wilsona. Wziąć odpowiedzialność za tego człowieka, którego w głębi serca cenił wyżej niż wszystko inne. Tak oto doprowadzony do ostateczności House staną przed drzwiami pokoju moteliku, w którym zatrzymał się Wilson. Jego najlepszy przyjaciel…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Este dnia Pią 13:55, 02 Kwi 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chocoeyed
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:43, 04 Paź 2008    Temat postu:

WOW. ŚWIETNE.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez chocoeyed dnia Sob 16:45, 04 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karola
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 215
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:23, 04 Paź 2008    Temat postu:

Swietne opisy emocji i intrygujaca zmiana rol. Pozdrawiam i czekam na wiecej:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madziax
Fasolka


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 3188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: puszka Pandory
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 7:53, 05 Paź 2008    Temat postu:

wow! Jestem zaskoczona. Pisz dalej! koniecznie.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:43, 05 Paź 2008    Temat postu:

Wilsonem dla Wilsona
Piękne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yourico
Richie Supporter
Richie Supporter


Dołączył: 05 Cze 2008
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:01, 05 Paź 2008    Temat postu:

Hmmm... zaczyna się naprawdę interesująco ^^
Zwykle niezbyt lubię fiki post s4 ale ten jak na początek wciąga.
Tylko tak dalej i zdobędziesz sobie stadko fanów


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Este
Bad Wolf
Bad Wolf


Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:23, 05 Paź 2008    Temat postu:

Cytat:
Dziękuje pięknie za miłe słowa Cieszę się, że się wam spodobało. Mam nadzieję, że tym razem też nie zawiodę waszych oczekiwań.
Skoro miał być Hilson, niech będzie Hilson Odrobinka ery, ale nie za dużo. Miłego czytania.


Rozdział 2

Tak oto doprowadzony do ostateczności House staną przed drzwiami pokoju moteliku, w którym zatrzymał się Wilson. Jego najlepszy przyjaciel, który – jak mu się wydawało - uważał go teraz za najgorszego wroga. Ale tylko House mógł go teraz uratować. Miał ostatnią szansę, bo jeśli to zawiedzie, Wilson zniszczy siebie. A tego House nie przetrzyma.

Stojąc na progu chciał mu powiedzieć, jak badzo mu na nim zależy. Chciał, żeby Wilson wiedział, że żałuje, przeprasza, wybacza mu, że to wszystko jest nieważne. Lecz nie potrafił. Wiedział, że każde kolejne słowo będzie raniło Wilsona coraz bardziej i bardziej. Że nie tego teraz potrzebuje.

Wkroczył więc do pokoju przyjaciela z prostym i jasnym zamiarem. Musiał mu pomóc. Jeśli Wilson chce wrzeszczeć, niech wrzeszczy. Jeśli chce go pobić, będzie cierpliwie czekał na cios. Jeśli chce rozpieprzyć cały pokój, lamentować czy wpaść w histerię, on mu na to pozwoli. Potem jednak musiał chwycić Wilsona, jak rozwścieczone ranne zwierze i trzymać mocno. Nie pozwolić się wyrwać, nie pozwolić na żaden ruch. Zmusić by się poddał. I pozwolił płynąć swoim łzom. Pozwolił łkać swemu ciału, oczyścić się duszy.

Gdy Wilson już otrzeźwiał trochę, skończył demolować pokój i próbował złapać odrobinę tchu, House ze świeżo podbitym okiem i rozciętą wargą złapał go w swoje ramiona i mocno przytulił. Ale jak na razie to nie skutkowało. Uścisk Housa był dla Wilsona tak obcym uczuciem, tak odległym. Dlatego nie potraktował tego jak pocieszania przyjaciela. Czuł się złapany w pułapkę.

House nigdy nie lubił zbytnich poufałości. Ściskania się, obejmowania. Nie podawał nawet ręki na powitanie. Twierdził że to niepotrzebne gesty. Nieistotne. Ale w tej chwili coś się zmieniło.

Sam nie wiedział kiedy. Chyba niedawno, właściwie to teraz.
Przed chwilą.

Właśnie tu.

House trzymał w objęciach Wilsona. Mocno, silnie, do utraty tchu, gdy ten wciąż próbował się wyrwać. Lecz w jednej chwili zrozumiał.

Olśnienie, objawienie. Dla Housa to było jak grom z jasnego nieba.
Wilson…

Od kiedy pamiętał zawsze był przy nim. Obok. Jak bezpieczna przystań. Cokolwiek by się nie działo, on był. Po prostu był. A kiedy w końcu zniknął z jego życia House poczuł, że nie potrafi bez niego żyć. Nie może, nie chce, nie potrafi. Jak bez powietrza, którym nie zawracasz sobie głowy, zanim nie zaczynasz tonąć. House był już głęboko pod powierzchnią, rozpaczliwie próbując się wydostać ponad lustro wody.

A teraz nagle poczuł pod palcami jego skórę, obejmował ramionami jego dygocące ciało. Słyszał nieregularny oddech i wariackie tempo, w jakim galopowało jego serce. Wdychał jego uspokajający zapach, który wypełnił nozdrza, płuca i umysł. Czuł smak wypowiadanych przez siebie słów: „Ciii… wszystko będzie dobrze… jestem tu”. To uczucie było jak silna dłoń, która chwyciła go i wyciągnęła na powierzchnię.

House widział swego przyjaciela. Jedyną osobę, która kiedykolwiek coś naprawdę znaczyła. Nadawała jego życiu sens. Zobaczył też siebie. Drżącego. Niespokojnego. Co się z nim dzieje?!

Wilson do tej pory nie uspokoił się nawet odrobinę. Krzyczał coś, ale House nie zrozumiał. Nie słuchał. Patrzył tylko na niego. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Widział tylko oczy. Rozwścieczone, oszalałe, przerażone czekoladowe oczy. Teraz już nie tak obce, jak jeszcze przed chwilą.
Przed tym dotykiem.

Wieki temu.

Wciąż tylko patrzył. Szeroko otwartymi oczami. W tej jednej chwili zawahał się, tylko na chwilę... Ale Wilson już przejmował kontrolę. Tego nie przewidział. Za chwilę mu się wymknie. Uwolni się. Oswobodzi. Nie, nie mógł do tego dopuścić, jeszcze nie teraz.
Za wcześnie!

Nie wiedział co może wydarzyć się potem. Wilson… Może w tej chwili to ostatnie spojrzenie, ostatni dotyk. Uczucie jego ciepła na skórze. Zapach jego włosów. To nie mogło się tak skończyć!

Sam nie wiedział dlaczego. Wiedział jedynie, że musi coś zrobić. Tylko, że żadne „coś” nie przychodziło mu w tej chwili do głowy. Wszystko działo się błyskawicznie, a on nie miał czasu pomyśleć, przeanalizować, powiązać wszystkiego w całość i znaleźć diagnozy. Zdał się na instynkt. Pierwszy raz poddał się temu, co podpowiedziało mu jego serce. I w jednej chwili już wiedział co musi zrobić.

Co chce zrobić.

Jak błysk.

Ze wszystkich sił chwycił głowę Wilsona w swe władcze ręce. Popchnął go na ścianę i mocno do niej przycisnął. James próbował zaprotestować, ale nie zdążył. House zrobił krok naprzód. Przyciągnął go do siebie z całej siły i pocałował tak mocno, jak tylko potrafił. Przycisnął swoje usta do jego ust. Nie było to jednak już tylko uciszanie przyjaciela pod tytułem: „Zaskocz go, czyli usta, jako najlepszy knebel świata”. Prawdziwy pocałunek.

Mocny, stanowczy, nieustępliwy.

Czuły, troskliwy, przepraszający.

Pocieszający.

Pełen uczucia…

Wilson przestał się już tak wyrywać. Szał przeszedł w szok, a może w ciekawość… Podniecenie?… Wilson nie oderwał ust. Czuł się dziwnie, ale na pewno nie aż tak dziwnie, jak powinien się czuć w takiej sytuacji. W zasadzie, to czuł się dobrze. Nigdy wcześniej nie próbował niczego z żadnym mężczyzną, jednak czasem patrząc na Housa czuł, że… Nie, odpuść Jimmy, to tylko złudzenie, po prostu tak długo się znacie i… Nie, to absurd…

W miarę jak sekundy mijały brutalny uścisk Housa zelżał. Złagodniał. Ale wciąż trwał. Jakby House obawiał się, że gdy go uwolni wszystko pryśnie. „Ciii… wszystko będzie dobrze… jestem tu” powtórzył, szepcząc słowa ukojenia w usta przyjaciela. Powoli rozluźnił zaciśnięte na jego głowie palce i zaczął przeczesywać nimi miękkie, kasztanowe włosy. Ich oddechy uspokajały się. Wilson spojrzał w końcu na Housa. Spłakane oczy mówiły więcej niż jakiekolwiek słowa. Przez tą krótką chwilę pozwalały na to, co miało się stać.

House nie odrywając się od Wilsona znów otoczył jego usta swoimi. Zaczął ostrożnie pieścić je wargami i językiem.

Czule.

Kciukiem rozchylił mu usta i pogłębił pocałunek.

Delikatnie.

Spokojnie i ostrożnie wsuwał język coraz głębiej, drażniąc wnętrze ust, zęby i koniuszek języka Wilsona.

Z pasją.

Przygryzł jego wargi.

Namiętnie.

Przysunął się odrobinę bliżej, dotykając swoim ciałem jego ciała. Dłonie Housa powędrowały na szyję, potem na ramiona, plecy, tors i brzuch przyjaciela, gładząc je nieśmiało, troskliwie i czule. Błądząc po nich. Kreśląc zachłannie skomplikowane wzory delikatnymi i zwinnymi palcami pianisty.

House przeniósł pocałunki na policzki, skroń i szczękę Wilsona, jego oddech muskał mu ucho, język błądził po jego szyi. Był coraz bliżej. Jeszcze bliżej, choć odrobinę bliżej jego drżącego ciała…

Wilson poczuł przez spodnie, że House twardnieje. Ale jeszcze bardziej przeraziło go uczucie, że to samo dzieje się z jego ciałem. Gwałtownie odepchnął mężczyznę od siebie. Był blady i zlany zimnym potem. Dyszał ciężko. Spojrzał na Housa pytająco, z zażenowaniem i prośbą. Błaganiem o wyjaśnienie, House, co się tutaj do cholery dzieje!

House stał ja wryty. Nie mógł się ruszyć, nie mógł mówić, zrobić czegokolwiek. Próbował zaczerpnąć oddech, ale znowu tonął. Teraz ta sama dłoń, która przed chwilą wyciągnęła go z głębin i uniosła wysoko w niebiosa, zrzuciła go stamtąd brutalnie, aż uderzył głucho o powierzchnię wody, by zapaść się w otchłań i już nigdy nie wypłynąć i nie ujrzeć Słońca.

Wreszcie, po długiej chwili House ocknął się. Zamrugał. „Przepraszam” wyszeptał cicho, ledwie słyszalnym, łamiącym się głosem, który wydawał się teraz tak pusty. Odwrócił się w kierunku drzwi, złapał laskę i kask leżące na podłodze i wyszedł nie patrząc na przyjaciela. Po chwili Wilson usłyszał ryk silnika i pisk, jaki wydały opony motoru ruszającego spod drzwi.

Dotknął swych ust, nie wiedząc, czy chce zmazać smak Housa ze swoich warg, czy na zawsze wyryć go w pamięci. Był zbyt zdezorientowany by zrobić cokolwiek. Osunął się po ścianie, skulił, a po chwili położył głowę na podłodze, wśród rozbitych sprzętów. Zasnął zbłąkany wśród tysięcy myśli i uczuć. W innym mieszkaniu w tym czasie dał się słyszeć tylko trzask otwieranego pojemnika, szelest wypadających z niego tabletek, by w końcu przejść w szloch i zawodzenie, które ustało dopiero gdzieś nad ranem, gdy poddało się w końcu wyczerpaniu i zapadło w sen.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Trish
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Wrz 2008
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Częstochowa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:52, 05 Paź 2008    Temat postu:

Mogę powiedzieć tylko jedno: WOW.
Jestem pod takim wrażeniem, że nie mogę wymyśleć niczego bardziej składnego. Może później. Genialne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eletariel
Elf łotrzyk


Dołączył: 24 Mar 2008
Posty: 1877
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:59, 05 Paź 2008    Temat postu:

Mogłabym sie tutaj rozpisywać wyrażając swe "ochy!" i "achy!", ale po co? Wystarczy, że napiszę :"Wspaniale", prawda?
No, moze jeszcze dorzucę, że czekam na więcej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karola
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 215
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:32, 05 Paź 2008    Temat postu:

Podoba mi sie opis emocji i twoj styl, ciezko cos wiecej napisac. Pozdrawiam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:52, 06 Paź 2008    Temat postu:

She's a genius!
mam rozumieć, że to nei koniec?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pon 18:08, 06 Paź 2008    Temat postu:

Brak mi słów. Hm, to znaczy, kilka ciśnie mi się na usta, ale pozwolę sobie ich nie napisać . Jestem pod wrażeniem. Dużym. Wielkim. Ogromnym. Nigdy nie byłam dobra w wyszukiwaniu określeń . W każdym razie opis ich pierwszego pocałunku wyszedł ci fenomenalnie. Nie mam pojęcia, jak powinnam opisać swoje wrażenia. Chyba jestem zbyt zszokowana .

Będę śledzić. Na pewno. I liczę, że kiedy ten fik już się skończy, napiszesz coś czasem .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Este
Bad Wolf
Bad Wolf


Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:39, 07 Paź 2008    Temat postu:

Ludziska, dzięki wielkie i całusy za tak miłe słowa W życiu nie spodziewałam się tak przychylnych komentarzy. Na początku chciałam to opublikować, potem wpadłam w samokrytycyzm i miało pozostać w szufladzie. Ale dzięki wam odzyskałam wiarę w swoje możliwości Postaram się was nie zawieźć w dalszych rozdziałach.

Nareszcie przebrnęłam przez poprawianie kolejnego fragmentu.
Później może uda mi się podrzucić coś jeszcze. Jak zwykle miłych wrażeń

Pozdrawiam
Este


Rozdział 3

Dwa dni później, gdy dzień pracy już się kończył, przez drzwi frontowe PPTH przeszedł człowiek, w starannie uprasowanej koszuli, eleganckim krawacie, garniturze i jesiennym płaszczu. Był uczesany, ogolony, nawet kolorowa otoczka wokół oka nie wyglądała tak strasznie, jak podczas jego ostatniej wizyty. Uśmiechał się do wszystkich, a w każdym razie bardzo się starał. Smutek i troska odcisnęły piętno na jego twarzy, a jednak biło od niego ciepło. A życie znów gościło w jego oczach.

Pewnym krokiem wszedł do gabinetu przełożonej, oniemiałej od chwili, gdy ujrzała go w holu. Nie wiedziała, co stało się w ciągu kilku ostatnich dni, ale obejmując go mocno dziękowała niebiosom, że znowu jest sobą. Wrócił. Wilson odsunął się jednak od Cuddy i zaczął poważną rozmowę.

O tym, że żałuje. Że ostatnie miesiące już nie wrócą, że się zmienił. Cuddy słuchała go, lecz to było nieważne. W głębi serca wiedziała przecież, że znów tu jest. Taki jak dawniej. Tylko z tym cieniem goryczy w jego niegdyś roześmianych oczach. Ale to też kiedyś rozwieje się, minie. Podziękował jej, że w niego wierzyła, i nie wyrzuciła go z pracy, ale teraz chciał wziąć trochę urlopu. Poukładać wszystko jak należy. Kiwnęła głową ze zrozumieniem i akceptacją.

- Wyjeżdżasz gdzieś z Housem?

- Skąd ci to przyszło do głowy? - odpowiedział szybko.

Czy ona coś wie? Nie to niemożliwe, ale skąd nagle takie pytanie? House jej coś pisnął? Nie, tego by nie zrobił, nie House, nie on… To nie mogła być po prostu…

- Nie pojawił się wczoraj w pracy. Zadzwonił rano i powiedział, że bierze urlop. Mówiłam mu, że mam dla niego ciekawy przypadek, ale nie zareagował. Myślałam, że wybieracie się gdzieś razem. Wiem, że ostatnio nie układało się między wami najlepiej, ale… To by ci dobrze zrobiło. Przyznaj się… Siedzi teraz w twoim samochodzie jedząc chipsy i planując jak namówić cię na zmianę planów – bo ja wiem – z weekendu jazzowego na pokaz Monster Truck? – roześmiała się życzliwie.

- Przepiłem samochód, a może przegrałem w karty… sam już nie pamiętam – na słowa Wilsona Cuddy zrobiło się głupio. Prawie zapomniała kim się stał. Kim był, nawet w jej oczach, jeszcze kilka minut temu.

- I nie patrz na mnie z litością. Sam to sobie zrobiłem i sam muszę sobie z tym poradzić. Odkupić winy.

- Jestem tu. Zawsze, gdy będziesz mnie potrzebował.

- Dziękuję. – uśmiechnął się lekko i wyszedł z gabinetu.

„Gdzie uciekasz sukinsynu. Musisz mi to wszystko wytłumaczyć, to co się stało. Co ze mną zrobiłeś.”

Wilson wsiadł do taksówki i pojechał do mieszkania Housa. Zapłacił za kurs kasą pożyczoną od Cam. Tak jak za to, co miał na sobie w tej chwili, straty w hotelu i wszystko, co było potrzebne, by doprowadzić się do stanu jako – takiej użyteczności. Zastukał do drzwi, ale nikt nie odbierał. Wszedł do mieszkania otwierając je swoim kluczem. House chyba rzeczywiście wyjechał, bo w szafie brakowało jego ulubionych ciuchów, fortepian stał zamknięty, nie było też obowiązkowego Burbona na stoliku obok kanapy ani Vicodinu walającego się tu i tam. Wilson przeszukał jego biurko, potem pokój, a na końcu śmieci. Nic nie znalazł. Przeszukał wszystko jeszcze raz. Po chwili uderzył się w czoło.

Kretyn!
Komputer!

Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślał. Przeszukał historię ostatnio otwieranych plików i stron. Nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Myśl Wilson, myśl! Chwilę potem jego uwagę przykuło zdjęcie. Skan starej fotografii, zniszczonej już nieco przez czas. Wtedy było inaczej, lepiej. Tak dawno temu.

Z fotografii patrzyły na niego jasne, przenikliwe, błękitne oczy i uśmiech, który teraz tak rzadko gościł na twarzy Housa. Obok on, James Wilson, jego najlepszy kumpel, a może już przyjaciel. Z puszką piwa, siedzący koło ogniska i równie roześmiany jak jego towarzysz. Dwa lata przed zawałem. Męskie wakacje, tydzień bez jego żony i Stacy. Ogniska, alkohol, gitara, łażenie po okolicy, łowienie ryb, bez widzów i towarzystwa innych, którego nie potrzebowali. Odpoczynek od tego całego zgiełku, od szpitala, pacjentów, codziennej rutyny. Ładowali akumulatory i wracali, by przez kolejne 358 dni w roku robić to, czego od nich oczekiwano. To był ich rytuał. Wyjeżdżali co roku, od kiedy się zaprzyjaźnili, niezależnie od sytuacji, swoich obowiązków, partnerek, czy pogody. Do tego cholernego zawału…

Wilson ciężko wypuścił powietrze z płuc. Tak mu brakowało tego dawnego Housa. Nie żeby był kiedyś milszy czy mniej złośliwy. Ale ból, rozgoryczenie, nieufność i wstyd zmieniły go. Dużo rzadziej się uśmiechał, a ten dawny błysk w jego oczach zgasł bezpowrotnie. Wilson pośpiesznie zamknął komputer, spakował kilka swoich ciuchów, które trzymał u Housa awaryjnie. Boże, nawet teraz ich nie wyrzucił… Wziął też kilka ubrań Housa. To co miał na sobie było w tej chwili jego jedynym majątkiem, więc musiał poratować się dobytkiem przyjaciela. Upewniwszy się, ze ma wystarczająco dużo gotówki i wszystkie dokumenty zamknął za sobą drzwi i wyszedł na ulicę. Złapał taksówkę. „Na dworzec autobusowy, proszę.” Po drodze rozmyślał, czy przed północą dotrze na miejsce. I czy w tej głuszy znajdzie się miejsce dla niego w cichym pokoju.

W tym samym, w którym House teraz siedział w fotelu, sącząc piwo, wsłuchując się w trzask ognia na kominku i wdychając nikły zapach Wilsona, który już prawie znikł z jego koszuli, ale nie z jego umysłu i z jego serca.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karola
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 215
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:43, 07 Paź 2008    Temat postu:

Co ja bede sie wisilac, po prostu lubie to czytac

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:32, 07 Paź 2008    Temat postu:

ja też. jest ślicznie napisane.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 8:16, 08 Paź 2008    Temat postu:

Przeczytałam i padłam z zachwytu! Cudowne!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yourico
Richie Supporter
Richie Supporter


Dołączył: 05 Cze 2008
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:05, 08 Paź 2008    Temat postu:

Jej.. nie było mnie chwilkę i już 2 nowe rozdziały?! Gosh...

No dobra.. przyznaję się że trafiłam na coś co nawet u mojego leniwego JA wzbudza chęć komentarza

Jest... ŚWIETNIE!

Czyta się błyskawicznie, jest wciągające... OH DO DIABŁA! PO PROSTU SUPER!

Rozkoszna, słodka i apetyczna erka... OBY TAK DALEJ!

*zastanawia się* ale czekaj... coś w 2 części mnie uderzyło... ah mam!

Cytat:
Ze wszystkich sił chwycił głowę Wilsona w swe władcze ręce.

Cytat:
Kreśląc zachłannie skomplikowane wzory delikatnymi i zwinnymi palcami pianisty.

OMG! Władcze ręce?! Delikatne i zwinne palce pianisty?! OMFG!
Całość jest boska ale te dwa zdania aż mnie przytkały zanim parsknęłam śmiechem...
Wiem, że jestem niedobra jak tak krytykuję ale proszę... uważaj żeby unikać takiego pompatycznego stylu.
"Mniej przymiotników, więcej działania!"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Este
Bad Wolf
Bad Wolf


Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:16, 08 Paź 2008    Temat postu:

Dzięki za zainteresowanie i komentarze. Część fika już jest napisana, czeka tylko na ostateczne poprawki. Będę więc podrzucać kolejne części dość regularnie, więc czekajcie cierpliwie

Cytat:
Wilsonem dla Wilsona
Piękne.


W którymś odcinku (chyba 3x17) Foreman mówił, że ktoś powinien zostać Cuddy dla Cuddy. To mi się skojarzyło z sytuacją Wilsona i oto jest.

Cytat:
Wiem, że jestem niedobra jak tak krytykuję ale proszę... uważaj żeby unikać takiego pompatycznego stylu.


Ech, i wyszły moje "słabości" Jestem jaka jestem i prawdę mówiąc lubię taki styl. Może to śmieszne, ale zawsze miałam skłonność do kwiecistych określeń. Na studiach nie mogę się wykazać na tym polu (ech ta polibuda), więc odbijam to sobie w czasie wolnym


Cytat:
"Mniej przymiotników, więcej działania!"

Ja wiem, że wam tylko era w głowie - mi zresztą też Ale będę was musiała jeszcze trochę pomęczyć pod tym względem. Cierpliwości...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:51, 08 Paź 2008    Temat postu:

House musiał być teraz Wilsonem dla Wilsona.
ach dech zapiera.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:04, 08 Paź 2008    Temat postu:

Napiszę po prostu, że bardzo ładne.
Bo jest bardzo ładne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chocoeyed
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:03, 08 Paź 2008    Temat postu:

4x16 był ogromnie pompatyczny, Wilson jest pompatyczny.Uwielbiam tego fica!!!Uwielbiam pompatyczne momenty!!Już nie mogę się doczekać kolejnej częsci.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eletariel
Elf łotrzyk


Dołączył: 24 Mar 2008
Posty: 1877
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:06, 08 Paź 2008    Temat postu:

Przyłączam się do zniecierpliwonych i czekających na następną część

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:32, 08 Paź 2008    Temat postu:

Całkiem ładne. Choć zgadzam się z yourico, patosu trochę za dużo, nie będę się tego jakoś szczególnie czepiać, bo wiem, jak sama kiedyś pisałam. Przerost formy nad treścią niekiedy mi wychodził. Ale proponuję nieco pracy nad mniej podniosłymi zdaniami, bo w którymś momencie romansidło za 9,90 gotowe wyjść.

Cytat:
Wilsonem dla Wilsona

Mnie też się to skojarzyło z 3x17. Ha. Taka zmyślna jestem.

Czekam na dalszy rozwój wypadków, bo może być ciekawie. Ta chatynka w lesie... (I wypraszam sobie mówienie, ze mnie tylko era, bo nie. xD)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Este
Bad Wolf
Bad Wolf


Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:33, 08 Paź 2008    Temat postu:

Katty B. napisał:
w którymś momencie romansidło za 9,90 gotowe wyjść


Ciekawe tylko, czy ktoś by to kupił A tak na poważnie to postaram się poprawić, choć niczego nie obiecuję. Proszę więc o wyrozumiałość dla mojej skromnej osóbki.

Kolejny rozdzialik. Jutro postaram się dopracować jeszcze jedną część i wrzucić wieczorem. Następne części dopiero po weekendzie, bo niestety nie będę miała dostępu do neta.
Miłego czytania


Rozdział 4

Dotarł na miejsce późno w nocy. Wynajął na noc pokój w motelu przy zajeździe autobusowym. Na szukanie Housa przyjdzie czas rano. Poranek przywitał go bólem głowy, suchością w gardle i nudnościami. Znowu… Wiedział, że tak będzie, ale skoro ma stanąć na nogi, to musi przetrwać też skutki brutalnego odstawienia mocniejszych trunków. Żadnego klina, czy środków przeciwbólowych. Jego własna pokuta.

Wstał z łóżka, ogarnął się trochę, podziękował za nocleg i poszedł w stronę miasteczka. Chciał kupić trochę jedzenia i może popytać. Miał nadzieję, że ktoś widział go w okolicy. Na szczęście w małym sklepiku sprzedawca nie zmienił się od lat.

- Witaj Jimmy. Ile to już lat cię nie widziałem? – spytał miło starszy sprzedawca.

- O wiele za długo panie Parker, o wiele za długo - odparł Wilson – Nie widział pan może mojego kolegi, Housa. Chodzi teraz o lasce.

- Był tu przedwczoraj. Próbowałem go zagadnąć, ale nic nie odpowiedział. Wziął tylko trochę jedzenia, dużo większy zapas piwa i przynętę na ryby.

- Dziękuję. Wiem gdzie go szukać. Miłego dnia – powiedział żegnając się ze sprzedawcą.

Po drodze przekąsił dwie kanapki i wypił 2 butelki wody. Boże! Czy tu musi być tak gorąco?! Kilka kilometrów dalej Wilson dotarł w końcu do małego, drewnianego domku. House zawsze wyśmiewał go. „Wygląda jak z bajki o trzech świnkach. Jest tak śliczny i romantyczny, że chyba zaraz puszcze pawia. Gdzie jest browar?” Po trzech pilznerach zapominał jednak w jak nikczemnym dobytku przyszło mu spędzić tydzień. Wilson wiedział, że tak naprawdę House uwielbia ten dom. Dostał go w spadku po dziadkach, tych od strony mamy. To tam spędził nieliczne szczęśliwe chwile swego dzieciństwa. Dziadek uczył łowić i rozpalać ognisko, babcia rozpieszczała piekąc ciasta i przyrządzając pyszne obiady. Prawdziwa sielanka. House ich uwielbiał, ale zmarli zbyt wcześnie, by móc uratować to, co powoli i systematycznie niszczył w nim jego ojciec. W głębi serca Wilson wiedział jednak, że nie wszystko co dobre w nim umarło. Widział to w jego oczach, słyszał, w jego słowach, ukryte pod grubą warstwą sarkazmu i bezduszności. House po prostu nie umiał i nie chciał okazywać co tak naprawdę siedzi w głębi jego serca przy nikim, kto nie potrafił sprawić, by znów poczuł się jak pięciolatek zajadający się pieczoną kiełbaską i słuchający bajek przy wieczornym ognisku. By poczuł się bezpiecznie.

James uśmiechnął się kiedy stanął na progu. Lekko zapukał, ale nikt nie odpowiedział. Jeszcze raz, głośniej. Znów nic. Nacisnął na klamkę. Drzwi otworzyły nie stawiając oporu. Wszędzie były porozrzucane rzeczy Housa. Łóżko Housa było w nieładzie, a drugie, to na którym zawsze sypiał Wilson, służyło mu najwidoczniej za tymczasową garderobę. Chata była mała. Miała tylko jeden pokój i kuchnię. Wychodek był kilkanaście metrów dalej, a kąpiel możliwa była tylko w rzece. Wilson rozejrzał się dokładniej. Brakowało wędek i długich, wędkarskich butów. House zakładał je tylko dla pozorów. Prawdę mówiąc to tylko Wilson zawsze łapał coś na kolację, a jego przyjaciel pił w tym trakcie piwo i wpatrywał się gdzieś w dal skupionym wzrokiem. Melodia wartkiego strumienia go odprężała. Tak było i tym razem.

Wilson znalazł Housa w tym samym miejscu, gdzie kilka lat wcześniej najczęściej spędzali czas. Siedział tam zamyślony, na małym krzesełku na brzegu strumienia. Wędki leżały nie rozpakowane, tak jak długie buty obok. Housa najwyraźniej coś dręczyło. Tym razem Wilson wiedział z pewnością co to jest. Bo to on był powodem jego trosk.

- Myślałem, że będziesz bardziej oryginalny. Himalaje, Wielka Rafa Koralowa, Atlantyda? – zażartował Wilson, próbując nawiązać rozmowę - Zamierzasz łowić siłą woli?

House nie odezwał się słowem, westchnął tylko cicho. Wilson podszedł bliżej.

- Cuddy mówiła, że wyjechałeś.

- Co to cię obchodzi? – House mówił to nie spoglądając nawet na chwilę na przyjaciela, a jego głos… Cóż, trudno było stwierdzić, czy słychać w nim było frustrację, strach, gorycz, złość czy smutek… A może wszystko naraz?

- Musimy chyba pogadać. Trochę się tego nazbierało.

- Widzę, że się pozbierałeś. To dobrze – House wreszcie spojrzał na Wilsona, ale szybko odwrócił wzrok.

- House…

- Nie teraz.

- A co, płoszę ci jakąś zdobycz? – Wilson powoli zaczynał się irytować. „Chyba masz mi coś do wyjaśnienia, koleś?” powiedział w myślach, ale w porę ugryzł się w język.

- Nie teraz…

- House!

- Nie jestem jeszcze gotowy,OK?! Przyjechałem to żeby wszystko jakoś poukładać, żeby mieć cię na jakiś czas z głowy, a ty lecisz tu za mną jak jakiś cień! Cholera jasna! – House wydzierał się głośno i wyglądał na naprawdę wkurzonego. Po chwili opuścił wzrok i powiedział trochę łagodniej – Daj mi czas…

Wilson wypuścił powietrze z płuc. Pokiwał głową na znak, że się zgodził. Niewątpliwie przyjaźń z Housem nie należała do łatwych. Wilson nie był pewien tego jak się to skończy. Wiedział natomiast jedno – nie chce tego spieprzyć po raz drugi. Usiadł obok przyjaciela, robiąc prowizoryczne siedzisko z plecaka. Jeszcze jeden głęboki oddech.

- Mogę zostać? – spytał ze strachem. House odwrócił się w stronę Wilsona, niepewny tego co chce powiedzieć.

- Wiem, że… jest do kitu. Ale chcę to jakoś naprawić. Myślę, że gdybyś też tego nie chciał, to nie przyjeżdżałbyś tutaj i nie zawracał sobie mną głowy.

House potaknął na słowa Wilsona.

- To co robimy? – zapytał diagnosta.

- Siedź tu ile chcesz. Ja idę do domu przygotować śniadanie a potem zobaczymy. Na pewno coś wymyślisz, żeby się nie nudzić.

- Tak jak dawniej? Bez żadnych pytań? Jak gdyby nic się nie stało? – zdziwił się House.

- Tak. Ale obiecasz mi jedno. Po kolacji porozmawiamy. Nie dam rady dłużej tak tego ciągnąć.

- Ok.

- Na pewno?

- Tak.

- Kłamiesz?

- Wszyscy kłamią.

- Do zobaczenia później House.

- Do zobaczenia Wilson.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karola
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 215
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:50, 08 Paź 2008    Temat postu:

Houseowe wstawki jak milo

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin