Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Długi Weekend [+13]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 18:19, 14 Wrz 2008    Temat postu:

It's alive!!!!

Nie obiecuję regularnych update'ów ani nawet regularnego pojawiania się na Horum w tym momencie, tzw. Real Life mnie dosyć mocno kopnął w tyłek ostatnimi czasy, więc będziecie sobie musieli jakoś poradzić z moją niezbyt częstą obecnością.

Anyway - część szósta, nieco krótsza od reszty.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Wilson wyciągnął głowę spod kranu i spojrzał z wyrzutem na zwiniętego w słabo chichoczący kłębek House'a. Przed chwilą wypił jakieś pięć litrów lodowatej wody, ale dalej czuł się, jakby najpierw połknął kanister benzyny, a potem zakąsił zapaloną zapałką.

- Przestań rżeć i podaj mi ręcznik, kretynie – rzucił w stronę swojego, podobno, najlepszego przyjaciela zachrypniętym głosem. Po raz tysięczny odkąd poznał House'a, zastanawiał się, jakie potworności popełnił w poprzednim wcieleniu, żeby sobie na to zasłużyć. Większość ludzi, nawet wybitnie podłych ludzi, nie mogła się poszczycić najgorszymi wrogami, którzy mieściliby się w tej samej klasie, co Greg House. Więc jakim cudem Wilson zapracował sobie na takiego najlepszego przyjaciela? Udusił własną matkę? Podłożył bombę pod przedszkole? Doprowadził do zagłady małą cywilizację?

House otarł łzy z policzka i podniósł się z podłogi. - Jimmy...

- House, zamknij się.

- Jaką ty miałeś minę...

- House...

- Coś pięknego, oczy ci wyszły z głowy, jakbyś usiadł na kaktusie.

- House...

- W życiu sobie nie daruję, że nie miałem pod ręką aparatu.

Wilson uniósł rękę. - Milcz, bo nie ręczę za siebie. Ręcznik.

House pokuśtykał do szafy w przedpokoju i wrócił ze świeżym ręcznikiem w garści. I szerokim uśmiechem na twarzy, który mówił Wilsonowi więcej, niż setka złośliwych komentarzy. Wilson przez moment zastanawiał się, na jaki wyrok mógłby liczyć, gdyby zatłuczenie House’a jego własną laską zostało zakwalifikowane jako morderstwo w afekcie, po czym uznał, że chwila satysfakcji nie byłaby jednak tego warta, wziął ręcznik i zabrał się za wycieranie ociekających wodą włosów.

- Wiem, że według ciebie podstawowym celem mojego życia jest dostarczanie ci rozrywki...

- I Vicodinu – zaznaczył uprzejmie House. Wilson spiorunował go wzrokiem.

-...ale czy naprawdę nie mogłeś mnie ostrzec?

House zrobił swoją firmową minę niewiniątka. – Przecież powiedziałeś, że chcesz, czegoś, co wypali twoje kubki smakowe, o ile sobie przypominam. To ty chciałeś, żebym zamówił curry.

- To nie było curry, to był ryż z kurczakiem i napalmem! I mówiąc „wypali” miałem na myśli „zlikwiduje paskudny posmak w ustach”, a nie „permanentnie pozbawi mnie kubków smakowych, przez co od dziś do końca mojego życia wszystko będzie smakowało jak mokra tektura”!

- A. Trzeba było powiedzieć. – House wzruszył ramionami. Gdyby Wilson miał jakiekolwiek złudzenia, że to coś da, pewnie piekliłby się jeszcze przez chwilę. Ponieważ złudzeń pozbył się jakieś dwie godziny po swoim pierwszym spotkaniu z Housem, czyli mniej więcej dekadę temu, ograniczył się do zrezygnowanego westchnięcia i wycieczki do kuchni w celu wyrzucenia pudełka z Curry-Z-Piekła-Rodem do śmieci.

- Nie dokończysz? – spytał House niewinnym głosem, zapracowując sobie na kolejne złe spojrzenie, które oczywiście nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.

- Jesteś mi winny obiad – burknął Wilson, opadając na kanapę obok nieprzyzwoicie zadowolonego z siebie House’a.

- W kuchni jest jeszcze trochę tego przysuszonego chleba – powiedział House, nie odrywając wzroku od telewizora.

- Bardzo śmieszne. Łap za telefon i zamów mi coś. Coś, co nie kwalifikuje się jako broń biologiczna! – zaznaczył szybko, kiedy House spojrzał na niego z błyskiem w oku.

- Jaki to ma sens? Niezależnie od tego, co zamówię, i tak będzie smakowało dokładnie tak samo, jak ten chleb. A raczej – nie będzie smakowało w ogóle. Sam powiedziałeś - mokra tektura – odparł House. – Szkoda pieniędzy.

- Moich pieniędzy, przecież i tak byś nie zapłacił. Od kiedy to tak się troszczysz o moje finanse?

- Żartujesz? – spytał House z udawanym zdziwieniem. – Stan twoich finansów jest dla mnie niesamowicie ważny! Każde dziesięć dolarów, których nie wydasz na pozbawione smaku burito, może zostać wydane na mój pyszny lunch w poniedziałek.

Wilson wstał z kanapy i poszedł do kuchni. House dołączył do niego po pięciu minutach, przyciągnięty odgłosem lejącej się wody i brzęknięciami pakowanych do zmywarki talerzy.

- Co ty robisz?

- Zmywam – burknął Wilson. – Wiem, że to dla ciebie pojęcie abstrakcyjne, więc pozwól, że wytłumaczę – bierzesz gąbkę i płyn do mycia naczyń...

- Widzę, że zmywasz, zastanawiam się tylko dlaczego – przerwał mu House.

- Bo stwierdziłem, że jeżeli się czymś szybko nie zajmę, to zrobię coś, po czym ty wylądujesz na lokalnym cmentarzu, a ja w więzieniu stanowym.

House przyglądał mu się przez chwilę, po czym wzruszył ramionami. – No to zmywaj śmiało – powiedział, po czym pokuśtykał z powrotem do salonu, zostawiając Wilsona sam na sam z tygodniową porcją brudnych naczyń.

Wilson spędził następne pół godziny na doprowadzaniu kuchni do jako-takiego porządku, ignorowaniu uporczywego pieczenia w przełyku i zastanawianiu się, dlaczego właściwie nie powiedział jeszcze House’owi, że ma serdecznie dosyć jego, jego poczucia humoru i jego chorych pomysłów. To właśnie zrobiłby każdy normalny, zdrowo myślący człowiek w jego sytuacji. Nikt przy zdrowych zmysłach nie znosiłby nieustających docinków, złośliwych komentarzy, idiotycznych dowcipów i bycia wciąganym w potencjalnie niebezpieczne sytuacje z niepokojącą regularnością. Więc dlaczego Wilson się na to godził?

- Może po prostu jestem masochistą – mruknął do siebie Wilson, przecierając kuchenny blat po raz ostatni. Rozejrzał się po kuchni, stwierdził, że zrobienie w niej herbaty nie groziło już śmiercią, ani nawet poważnym zatruciem pokarmowym, z satysfakcją wytarł ręce i poszedł do salonu, z zamiarem odbycia z Housem poważnej rozmowy o przyjaźni i ustanawianiu granic.

Na stoliku do kawy stała miska jego ulubionej, delikatnej sałatki z tuńczyka z Macy’s Place, a obok kubełek jego ulubionych karmelowych lodów. House siedział przy fortepianie i grał jakiś leniwy, improwizowany bluesowy kawałek. Kiedy Wilson wszedł do salonu, oderwał na moment wzrok od klawiszy i posłał w jego stronę krzywy uśmieszek.

- Dalej twierdzę, że to bez sensu, bo i tak nic nie poczujesz, ale skoro się tak uparłeś, to masz. Twoje pieniądze, twoja sprawa – powiedział House.

Może właśnie dlatego, pomyślał Wilson, sięgając po widelec.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxx


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:21, 14 Wrz 2008    Temat postu:

REZERWACJAAA! dzio coś napisała!

EDIT. OK, już mi lepiej. Część - jak bajka. Stężenie humoru na centymetr kwadratowy tekstu zabójcze. I to curry, i te docinki, i ten uśmiech, i TA PRZYJAŹŃ! ^^ Cudo po prostu. Aaach, warto było czekać. I mam nadzieję, że dalej będzie warto.

Ja będę. Czekać.
Kat.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Nie 18:30, 14 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 18:25, 14 Wrz 2008    Temat postu:

Yo, wypraszam sobie, dzio, pomimo kopiącego w dupę Prawdziwego Życia przetłumaczyła całą Znajdę na lengłuidża i wrzuciła na FFN. Więc proszę tu nie mówić, że ja tak nic nie robię, tylko się opieprzam na froncie fików, co? ;]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:33, 14 Wrz 2008    Temat postu:

Zupełnie nie o to chodziło! *broni się* To był dziki krzyk radości na wieść, że pojawiła się nowa część tego dzieła, które odkryłam wprawdzie dzisiaj rano, ale już zdążyłam pokochać całym swym panieńskim serduszkiem. To była niemalże pieśń pochwalna ku czci Twojego geniuszu, ułożona w przypływie oświecenia po zobaczeniu, że uaktualniłaś "Długi Weekend".
...
A nie wyrzuty. Ja? I wyrzuty? Względem CIEBIE? NIGDY!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Nie 18:35, 14 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 18:42, 14 Wrz 2008    Temat postu:

Ok, pieśni pochwalnych nie będę oprotestowywać. ;]

EDIT przeczytany, za komplementy dziękuję serdecznie.

A wszystkim zainteresowanym (ze ZUĄ Richie na czele) obiecuję, że z dawna zapowiadana scena z bokserkami House'a i zdezorientowanym Wilsonem w rolach głównych pojawi się w następnym odcinku. Serio serio. A gościnnie wystąpi nie mniej zdezorientowany dystyngowany gentleman, który ma wątpliwe szczęście być sąsiadem House'a. ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:19, 14 Wrz 2008    Temat postu:

Mój Boże dzio wrzuciła kolejną część! kocham kobieto, Ciebie!

Pokładam się ze śmiechu, aż brat przybiegł się spytać, co mi jest :smt005

tego się nie da skomentować, to po prostu trzeba przeczytać :smt003
Za piękne!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:32, 14 Wrz 2008    Temat postu:

czeka na scenę z bokserkami ;pp

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:56, 15 Wrz 2008    Temat postu:

dzio, mam nadzieję, że wszystko ułoży się najlepiej jak to możliwe, no i w miarę szybko, żebyś mogła do nas wrócić, bo tęsknimy... A ja najbardziej :smt058

jejku :smt041 , wreszcie jest ta długo wyczekiwana część :smt041
to czytam...

Wilson wyciągnął głowę spod kranu i spojrzał z wyrzutem na zwiniętego w słabo chichoczący kłębek House'a.
loooooooool :smt043 to musiał być widok... ociekający wodą Wilson i zwinięty w kłębek House... :smt043

dalej czuł się, jakby najpierw połknął kanister benzyny, a potem zakąsił zapaloną zapałką.
poor Wilson
:smt042

Doprowadził do zagłady małą cywilizację?
to akurat mogło się zdarzyć w obecnym wcieleniu... Kiedy pozmywał House'owi naczynia :smt043

Coś pięknego, oczy ci wyszły z głowy, jakbyś usiadł na kaktusie.
na miejscu Wilsona uważałabym teraz, na czym siadam... szczególnie gdyby w pobliżu znajdował się aparat fotograficzny...
zuy House :smt077

chwila satysfakcji nie byłaby jednak tego warta
pewnie, Jimmy :smt003 lepiej wykręcić House'owi jakiś zuy numer

- Wiem, że według ciebie podstawowym celem mojego życia jest dostarczanie ci rozrywki...
- I Vicodinu – zaznaczył uprzejmie House

no jak Wilson mógł o tym zapomnieć??? :smt005 Vicodin rulez :smt005

To nie było curry, to był ryż z kurczakiem i napalmem!
kurde, ale ktoś to jednak je... nie wiem, czy podziwiać takich ludzi, czy im współczuć...

A. Trzeba było powiedzieć.
przy House'ie zawsze trzeba uważać, co się mówi... :smt003 chociaż on i tak zawsze słyszy to, co chce :smt077

opadając na kanapę obok nieprzyzwoicie zadowolonego z siebie House’a.
uwielbiam nieprzyzwoicie zadowolonego z siebie House'a :smt007 (szczególnie po erze, ale inne sytuacje też są super :smt003 )

Od kiedy to tak się troszczysz o moje finanse?
pewnie już wtedy planował pożyczkę na motocykl... :smt005

Zmywam – burknął Wilson. – Wiem, że to dla ciebie pojęcie abstrakcyjne, więc pozwól, że wytłumaczę – bierzesz gąbkę i płyn do mycia naczyń...
... i zabijasz kolejną małą cywilizację... :smt043
nie rób tego, Jimmy, bo ściągasz na siebie klątwę :smt077

jeżeli się czymś szybko nie zajmę, to zrobię coś, po czym ty wylądujesz na lokalnym cmentarzu, a ja w więzieniu stanowym.
no tak... gdyby House umarł na... obok niego... :smt005

dlaczego właściwie nie powiedział jeszcze House’owi, że ma serdecznie dosyć jego, jego poczucia humoru i jego chorych pomysłów
a ja wiem, dlaczego :smt005

- Może po prostu jestem masochistą
tiaaa... autodestrukcyjne skłonności onkologów... :smt003

poszedł do salonu, z zamiarem odbycia z Housem poważnej rozmowy o przyjaźni i ustanawianiu granic.
:smt043
chyba curry-z-pierła-rodem wypaliło Jimmy'emu nie tylko kubki smakowe... Czy on zapomniał, z kim ma do czynienia??? :smt005
(a granice i tak są po to, żeby je przekraczać :smt003 )

a obok kubełek jego ulubionych karmelowych lodów.
hm... czy istnieje możliwość, że House posłuży za talerz dla tych lodów??? :smt077
(wiem, jestem nieznośnie monotematyczna...)

'Może właśnie dlatego', pomyślał Wilson, sięgając po widelec.
no dobra, może być też dlatego :smt016


dzio - myślałam, że nic mnie nie rozbawi na trzy dni przed 5x01, ale Twój fik działa cuda :smt043
szkoda, że tak szybko się skończyło... Fuck, czy naprawdę wszystko, co dobre musi się szybko kończyć? :smt016
będę NIE-cierpliwie czekać na kolejną część (z bokserkami!!! :smt007 ) :smt090 i na Ciebie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:58, 15 Wrz 2008    Temat postu:

Juz miałam zamiar zacząć Cię nagabywać na PW
Jak zwykle bomba . Wiem, że po tych dopominaniach się "bomba" brzmi skromnie, ale chwilowo zapasy wylewności mi się wyczerpały


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:54, 16 Wrz 2008    Temat postu:

świetne, a te teksty nie ziemskie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 20:57, 16 Wrz 2008    Temat postu:

No dobra, w ramach leczenia doła napisałam sobie następną część, tym razem odrobinę dłuższą. Mam nadzieję, że polubicie sąsiada House'a, bo to nie jest jego jedyna scena w tym fiku. :smt002

A gdyby ktoś był zainteresowany, Długi Weekend się tłumaczy na angielski i wrzuca po kawałku na FFN (link w moim profilu). :smt003

Dobra. On with the show, jak to mówią.

xxxxxxxxxxxxxxxxxx

House miał rację, przemądrzały sukinsyn. Jak zwykle. Lody faktycznie smakowały dokładnie tak samo, jak tuńczyk – a raczej nie smakowały w ogóle. Wilson obiecał sobie, że jeżeli jego kubki smakowe nie zaczną działać jak należy do poniedziałku, zrobi House’owi coś wybitnie nieprzyjemnego i prawdopodobnie karalnego.

House podszedł do sytuacji Wilsona w sposób łatwy do przewidzenia. Najpierw spędził pięć minut obserwując jedzącego onkologa z pełnym satysfakcji uśmieszkiem na twarzy, po czym zaproponował mu, żeby wymieszał lody z sałatką, bo przecież i tak nie czuł żadnej różnicy.

Wilson posłał mu poirytowane spojrzenie i przełknął kolejną łyżkę paskudnie nijakiego karmelu.

– House, dam ci przyjacielską radę. Nic nie mów. Poważnie, dla własnego dobra choć raz siedź cicho.

- Nie mogę, muszę ratować mojego najnajnajlepszego kumpla przed wywołanym przez niewinne curry przygnębieniem.

- Po pierwsze – to curry było mniej więcej tak niewinne, jak dziwka na emeryturze. Po drugie – nie jestem przygnębiony, tylko wybitnie wkurzony. Po trzecie – jestem wybitnie wkurzony na ciebie, więc jeżeli chciałeś, żebym był w dobrym nastroju, mogłeś nie karmić mnie tym diabelstwem, wtedy mój nastrój nie wymagałby poprawiania.

House zagrał jakąś idiotyczną melodyjkę i uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Powinieneś spróbować dostrzec jasne strony tej sytuacji.

Wilson wiedział, że dla własnego zdrowia psychicznego powinien zostawić propozycję House’a bez komentarza, ale nie mógł się powstrzymać. – Na przykład jakie? – zapytał.

- Możesz iść do baru i założyć się ze wszystkimi po kolei, że jesteś w stanie zjeść kiszonego ogórka z masłem orzechowym, oliwkami i musztardą francuską, po czym popić likierem bananowym z sosem Tabasco i dalej szeroko się uśmiechać.

Żołądek Wilsona zwinął się w kłębek z przerażenia na samą myśl o takiej mieszance, nawet, jeżeli w tym momencie zupełnie nie zrobiłaby na nim wrażenia. – I to ma być jasna strona?

- Wyobrażasz sobie, ile byśmy mogli na tym zarobić?

Wilson uniósł brew. – My?

- Dwadzieścia procent dla mnie, w końcu to mój pomysł.

- Wiesz, chyba jednak nie jestem zainteresowany.

Ręce House’a zatańczyły na klawiszach pianina i kolejna absurdalnie radosna pioseneczka wgryzła się w mózg Wilsona, który dopiero zdążył dojść do siebie i niespecjalnie podobało mu się takie traktowanie.

- Mógłbyś przestać? – burknął Wilson, masując skronie.

House westchnął ciężko i przerzucił się na jakiś wybitnie ponury bluesowy kawałek. – A ludzie mówią, że to ja jestem nieprzyjemnym, burkliwym pesymistą.

- Bo jesteś.

- Nieprawda, ja osobiście uważam, że szklanka zawsze jest w połowie pełna! – zaprotestował z udawanym oburzeniem House. – Sam popatrz – ja staram się rozluźnić atmosferę przyjemną konwersacją, szczerymi słowami pociechy oraz lekką i radosną muzyką. A ty co? „Głowa mnie boli, lody są paskudne, nie chcę iść do baru, przestań plumkać na fortepianie.”

- House, to nie jest przyjemna konwersacja, tylko trzysta czterdziesta siódma runda Nabijania Się z Jimmy’ego. To nie były szczere słowa pociechy, tylko perfidny plan wykorzystania mojego problemu – który sam wywołałeś, swoją drogą – żeby naciągnąć jakiegoś frajera na kilka dolarów. A ta lekka i radosna muzyka to była koszmarnie irytująca melodyjka z reklamy płatków śniadaniowych.

House spuścił wzrok i zaczął grać coś jeszcze bardziej przygnębiającego. - A ja się tak starałem... – powiedział, udając dotkliwie zranionego. – W ogóle mnie nie doceniasz.

- Doceniam, doceniam, nie martw się – powiedział Wilson, podnosząc się z kanapy. Zebrał brudne naczynia po swoim drugim tego dnia obiedzie i ruszył do kuchni. – Przyniosę ci piwo, jak przerzucisz się na coś mniej dołującego – rzucił przez ramię i uśmiechnął się, kiedy smętną, powolną melodię zastąpiła zdecydowanie żywsza, jazzująca improwizacja.

Reszta popołudnia i wieczór minęły spokojnie. House nie wyglądał jakby coś knuł (a przynajmniej nic wyjątkowego; Wilson już dawno przekonał się, że House zawsze coś knuje), więc Wilson pozwolił sobie na odrobinę relaksu. O ile prawidłowo odczytał nastrój i intencje swojego przyjaciela – a po ponad dekadzie znajomości był w tym naprawdę dobry – House, zachowując się wreszcie jak normalny, mniej więcej zdrowy psychicznie dorosły człowiek, próbował mu powiedzieć coś w stylu „Tak tylko sobie żartowałem, Jimmy, nie irytuj się, nie miałem nic złego na myśli”. Czyli – w klasycznie House’owym, obłąkanym stylu – dać do zrozumienia, że gdyby miał w zwyczaju przepraszać za swoje zachowanie, to zrobiłby coś, co, nie będąc prawdziwymi przeprosinami, należało jako przeprosiny odczytać.

Wilson uważniej przyjrzał się tej myśli i stwierdził, że jest tak kompletnie pokręcona i idiotyczna, że powinna go raczej martwić, niż bawić. Szybko pozbył się częściowo zrezygnowanego, a częściowo błogiego uśmieszku, który pojawił się na jego twarzy, zanim House miał okazję go zauważyć i skomentować, po czym wrócił do oglądania „Polowania na Czerwony Październik”.

Pół godziny później House, w kolejnym nietypowym dla niego geście dobrej woli, pozwolił mu wybrać następny film. Wilson, po raz pierwszy od wczorajszego wieczora, poczuł, że wszystko jest dokładnie tak, jak być powinno.

Ponieważ wszechświat zawsze wyrównuje rachunki, jak to mawia House, kiedy pozwala sobie na mikroskopijną odrobinę idealizmu, w okolicach pierwszej w nocy błogie uczucie świętego spokoju i leniwego zadowolenia, które towarzyszyło Wilsonowi, kiedy zasypiał, rozsypało się na drobne kawałki.

Obudziło go delikatne pukanie do drzwi. To samo w sobie było dziwne. Kiedy ktoś postanawia dobijać się do czyichś drzwi w środku nocy, zazwyczaj robi to na tyle głośno, żeby mieć pewność, że ktoś w środku się obudzi. Jeszcze bardziej zdziwił Wilsona fakt, że ktoś o pierwszej w nocy dobijał się do drzwi House’a. Ciągle nie do końca obudzony próbował wymyślić, kto miałby chęć i, co ważniejsze, odwagę, żeby zrobić coś takiego. Niestety jedynym kandydatem, jaki przyszedł Wilsonowi do głowy był sam Wilson, który, będąc onkologiem, a nie martwym kotem, nie mógł być w dwóch miejscach jednocześnie.

Wilson przetarł zaspane oczy i, potykając się o własne buty, ruszył w stronę drzwi.

Po wczorajszej wizycie Scotty’ego wydawało mu się, że żaden znajomy House’a nie jest go już w stanie zaskoczyć. Mylił się.

- Gregory, drogi chłopcze, musisz to zobaczyć! – rzucił teatralnym szeptem szpakowaty jegomość za drzwiami, gorączkowo szukając czegoś w pliku gęsto zapisanych papierów, które trzymał w ramionach.

- Yyy – odparł inteligentnie Wilson, nie mogąc oderwać wzroku od kwiecistego, jedwabnego szlafroka, w który ubrany był nieznajomy i jednocześnie uświadamiając sobie, że po raz drugi w ciągu ostatnich dwunastu godzin otworzył drzwi mieszkania House’a ubrany w jego bokserki i z włosami sterczącymi na wszystkie strony.

- Zaczekaj momencik, gdzie to było...

Wilson uszczypnął się w rękę, żeby upewnić się, że nie śpi, po czym odchrząknął głośno. – Przepraszam bardzo, ale ja...

Mężczyzna przerwał swoje gorączkowe poszukiwania, spojrzał na Wilsona zaczerwienionymi z niewyspania oczami i zamarł.

- O. Tak. Przepraszam. Pan nie jest Gregory.

- Nie, nie jestem – zgodził się Wilson.

- Ach. – Mężczyzna cofnął się o krok. – To jest parter, prawda? Jestem na parterze? – spytał zaniepokojonym głosem, zerkając na złotą literę „B” na drzwiach.

- Tak. House śpi, mogę go obudzić, jeżeli to coś pilnego...

Mężczyzna zaśmiał się nerwowo. – Nie, nie trzeba, przepraszam niezmiernie, nie chciałem pana obudzić, panie...

Nienaganne maniery Wilsona ocknęły się i kazały mu uśmiechnąć się uprzejmie i wyciągnąć rękę w geście powitania. – Wilson, James Wilson. Pracuję z Housem.

Mężczyzna wetknął plik papierów pod pachę i energicznie potrząsnął ręką Wilsona, mierząc go przy tym wzrokiem od stóp do głów. – Norman. Bardzo mi miło, panie Wilson. Przepraszam najmocniej raz jeszcze, wrócę porozmawiać z Gregorym... rano...

Norman urwał w pół słowa, wbijając wzrok w bokserki Wilsona. Wilson zamarł, zarumienił się i dla pewności spojrzał w dół, żeby upewnić się, że nie ma żadnego powodu do obaw. Nie miał. Może oprócz faktu, że obcy mężczyzna, najwidoczniej będący sąsiadem House’a, wpatrywał się ze zdumieniem i lekkim oburzeniem w jego krocze.

Mężczyzna mrugnął kilka razy, zacisnął wargi w wąską linię, spiorunował Wilsona wzrokiem, rzucił zdawkowe „Dobranoc” i zniknął na schodach.

Wilson stał przez chwilę w otwartych drzwiach, kompletnie zdezorientowany, po czym wzruszył ramionami i wrócił na swoja kanapę. Zanim położył się z powrotem spać, zapalił na chwilę światło i przyjrzał się uważnie bokserkom, które godzinę wcześniej wręczył mu House. Czarne, bawełniane, z białymi literami biegnącymi w dół każdej nogawki. Wilson, czując się wybitnie głupio, schylił się, żeby przeczytać tekst.

- Vescere... bracis meis – odcyfrował Wilson. Łacina? Przez moment próbował odnaleźć w pamięci dawno zapomniane fragmenty języka i przetłumaczyć tekst, ale szybko zrezygnował, o wiele zbyt zmęczony, żeby myśleć o czymś tak skomplikowanym, jak gramatyka łacińska. Zapytam rano House’a, pomyślał, zasypiając.

xxxxxxxxxxxxxxxxxx


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:43, 16 Wrz 2008    Temat postu:

^^ Sąsiada już lubię, intrygujący człowiek. I mówi do House's per "Gregory", to jest coś! Napis na bokserkach prześmieszny, nic dziwnego, że się sąsiad z oburzeniem wpatrywał. XD Rozmowy chłopców jak zwykle cudowne. Jestem baaardzo ciekawa dalszego rozwoju wypadków i chciałabym spotkać więcej ciekawych znajomych Grega!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dedos
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 10 Wrz 2008
Posty: 386
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:06, 16 Wrz 2008    Temat postu:

Cytat:
Vescere... bracis meis


:smt005

Nie dziwię się reakcji sąsiada :smt005 :smt003


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 23:00, 16 Wrz 2008    Temat postu:

Dziękuję serdecznie.

A żeby nie udawać takiej niebywale sprytnej i nadmiernie wykształconej, przyznam się, skąd się wziął napis na bokserkach House'a - [link widoczny dla zalogowanych]. Jest tam też kilka innych absolutnie uroczych zwrotów, planuję sobie wyprodukować serię t-shirtów i chodzić w nich na wszystkie zajęcia z łaciny, jakie mi się na moich nowych studiach przytrafią. :smt003

A wy faktycznie takie niebywale sprytne i nadmiernie wykształcone jesteście, czy Wam pomogły? :smt002


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dedos
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 10 Wrz 2008
Posty: 386
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:39, 16 Wrz 2008    Temat postu:

Pewnie, że :smt003 Nie umiem łaciny Yellow_Light_Colorz_PDT_42

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eletariel
Elf łotrzyk


Dołączył: 24 Mar 2008
Posty: 1877
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:43, 17 Wrz 2008    Temat postu:

Trochę własny sptyt a trochę :)

A część świetniutka. Czekam na więcej^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuki
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 02 Wrz 2008
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:07, 17 Wrz 2008    Temat postu:

Napis nie ma sobie równych... Tym bardziej, że znajduje się na bokserkach xD

Ten fik też nie ma sobie równych. Chwała Ci, dzio, cześć i chwała. W ilu częściach planujesz go skończyć?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kuki dnia Sob 16:41, 20 Wrz 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:34, 17 Wrz 2008    Temat postu:

haha napis miecie xD
biedny Wilson.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:48, 20 Wrz 2008    Temat postu:

Jeszcze się nie pozbierałam po poprzedniej części, a tu leżę i kwiczę z powodu następnej.
Cudo!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Klio
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 07 Sie 2008
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z daleka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:17, 30 Wrz 2008    Temat postu:

oh my....
ja... nie moge...

to nie humanitarne ...
poprosze następną część!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:37, 02 Paź 2009    Temat postu:

Fick jest świetny, jak wszystkie twoje, które przeczytałam
Przez roczną przerwę mam rozumieć, że dalej nie będzie?
Szkoda, bo strasznie chciałabym wiedzieć, co się wydarzyło dalej.
A tak btw, to dialogi zwalają z nóg


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:06, 04 Paź 2009    Temat postu:

Cytat:
Tym razem to Wilson się uśmiechnął. – Jeżeli teraz się podniosę, to obejrzymy sobie, jak wygląda pizza z salami dziesięć godzin po spożyciu. Obiecuję, że będę celował w twoje buty.
- Tak lepiej, - skinął głową House z wyraźnym zadowoleniem. – Uczysz się, młody Padawanie.

Cytat:
- Bo tylko ty wypiłeś wczoraj ilość alkoholu wystarczającą, żeby zamroczyć całą drużynę futbolową, plus trenera i masażystę?

Cytat:
House odstawił swój kubek na fortepian i ukłonił się nisko ze złożonymi rękami. – Tak panie, oczywiście. Co tylko pan rozkaże! Czy życzyłby pan sobie również śniadanko do łóżka? Jajeczko sadzone? Tosty? Wczorajszą pizzę?
Wilson zacisnął zęby i trzy razy powtórzył w myślach „Nie, nie mogę zatłuc House’a jego własną laską”.

Cytat:
- Nie miałeś żadnych całych kubków? - spytał Wilson, obracając w dłoniach gorące naczynie, które wyglądało tak, jakby ktoś próbował nim wbijać gwoździe.
House wzruszył ramionami. - Miałem. Ale są w nich resztki czegoś zielonkawego. Chyba zupy z poniedziałku.
Wilson wyobraził sobie, co jeszcze mogło czaić się w czeluściach kuchni House'a i wzdrygnął się.
- Mógłbyś od czasu do czasu pozmywać, wiesz? W twoim zlewie pewnie rozwija się już nowa cywilizacja.
- Czekam, aż odkryją koło, spakują się i sami sobie pójdą.

Cytat:
- No dobra, pewnie bym mógł. Ale nie wrzuciłem! Słowo skauta!
- Jeżeli ty kiedyś byłeś skautem, to jestem pewny, że twój zastęp został po miesiącu rozwiązany, bo zamiast wiązać węzły, wyciągnąłeś chłopaków na dziwki.

Cytat:
- Och, Jimmy, nie mów mi, że nie pamiętasz naszej pierwszej nocy razem! Jak możesz?! - krzyknął House, trzepocąc rzęsami.
Wilson zakrył oczy dłonią. - Jezus Maria, człowieku, na to się nie nabiorę, nawet jeżeli mam ojca wszystkich kaców.

Cytat:
- House, żeby zdruzgotać twoje ego, musiałbym mieć pod ręką międzykontynentalny pocisk balistyczny. Ono ma wielkość połowy Teksasu.

Cytat:
- Chcesz piasek na śniadanie? Nie mam. W lodówce jest jeszcze trochę mleka, ale ja bym go nie pił. Kolor jest jakiś dziwny.

Cytat:
- House, albo powiesz mi, co się dzieje, albo powiem Cuddy kto rozrzucił ulotki z jej numerem domowym podpisane „Zadzwoń do Gorącej Mamuśki i jej Bliźniaków” w połowie sex-shopów w Princeton.
House uśmiechnął się szeroko i wzruszył ramionami. – A kto inny by to miał być? Cuddy już na mnie nawrzeszczała. Powiedziałem jej, że to Diaboliczna Pielęgniarka Brenda, która jest w niej szaleńczo zakochana, ale chyba mi nie uwierzyła.

Cytat:
- Wilson, na litość boską, nie próbuj mnie znowu psychoanalizować, - burknął House.
- Dawno przestałem. W Barnes&Noble nie mieli żadnych książek na temat psychologii istot pozaziemskich.

Cytat:
Wilson zignorował bezczelną kradzież tosta i pokręcił głową, próbując pozbyć się wizji House’a ubranego w kominiarkę i czarny sweter z golfem, wkraczającego do siedziby Princeton-Plainsboro Bank przy River Road z laską w jednej ręce i uzi w drugiej.

Cytat:
Huragan Greg, zamknijcie okna i schowajcie się w piwnicy, pomyślał Wilson i przetarł zmęczone oczy dłonią.

Cytat:
- House, na widok twojej sypialni nawet John Wayne uciekłby w popłochu

Cytat:
Matka upuściła go na głowę w dzieciństwie, - odparł House. – Wilson, ogarnij się i dawaj pieniądze, Scotty nie będzie tu czekał wiecznie, a poza tym curry nam stygnie.

Cytat:
- Wyglądał jak ufarbowany na czarno Albert Einstein, który przedawkował kredkę do oczu.

Cytat:
- Kurwa mać, - jęknął i schował twarz w dłoniach.

Cytat:
Na pewno? Tak dzisiaj zimno... – zapytał troskliwie House. Wilson z trudem powstrzymał chęć podejścia do kanapy i ukręcenia swojemu najlepszemu przyjacielowi głowy.

Cytat:
- Madame, - ukłonił się House, stawiając tacę na stoliku, po czym usiadł koło swojej pracownicy na kanapie. Cameron odruchowo przesunęła się w stronę Wilsona. Wilson ukrył twarz w dłoniach i z rozpaczą czekał na kataklizm.

Cytat:
- Zmywam – burknął Wilson. – Wiem, że to dla ciebie pojęcie abstrakcyjne, więc pozwól, że wytłumaczę – bierzesz gąbkę i płyn do mycia naczyń...

Cytat:
- Bo stwierdziłem, że jeżeli się czymś szybko nie zajmę, to zrobię coś, po czym ty wylądujesz na lokalnym cmentarzu, a ja w więzieniu stanowym.



To chyba mój najdłuższy post xD
Ten fik jest świetny
Tak głośno się śmiałam, że pewnie sąsiedzi pomyśleli, że jakaś wariatka mieszka za ścianą. Szkoda, że nie ma kontynuacji xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin