Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Paradoks House'a - Hameronkowa Saga [NZ, 51]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 27, 28, 29  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BuTtErfly...?.!
Gastroenterolog
Gastroenterolog


Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 1718
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:29, 06 Wrz 2009    Temat postu:

ostatnie zdanie.... *ómarłam*
*milczy*
*milczy*
*milczy*
*zamyka się i czeka na kolejna Hameronkową część paradoksów, gdyż ponieważ są piękne, przez duże "P"*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:13, 06 Wrz 2009    Temat postu:

przeczytałam to ze wzruszeniem, kolejna część mną wstrząsnęła !
i miał rację Greg Jr., że nagadał babci ! jestem akurat za nim !
czekam na kolejną część


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:30, 13 Wrz 2009    Temat postu:

Kolejny part....
Nosi w sobie duży ładunek emocji.
Tę część dedykuję wszystkim, którzy ciągle wracają do Paradoksu i czytają coś, co stało się ostatnio tylko mglistym wspomnieniem i tęsknią za podobnymi chwilami.


46b. Syn pilnie poszukiwany…

Porozmawiali dopiero po „rybnej” kolacji u Wilsonów. James z radością poddał się kucharzowaniu i wyczarowywał smakołyki. Ellisonowi nie zamykała się buzia, a bliźniaki wtórowały mu z radością przekrzykując się nawzajem. Kiedy chłopcy ulotnili się do domu. Wilson zatrzymał Grega pod pretekstem przyjrzenia się wynikom jednego z pacjentów. Został jeszcze chwilę pilnie studiując zawartość zielonej teczki.
– Co jest nie tak? – I bynajmniej Wilson nie pytał o Henry’ego jakiegoś tam, którego nazwisko widniało na teczce.
House spojrzał z roztargnieniem na przyjaciela, który otwierał butelkę whisky i zamknął teczkę.
– Wiesz… – zawahał się – Tak naprawdę to sam nie wiem. I nie wiem czy chcę wiedzieć.
– Ale…
– To prawie zapomniana historia. – Przerwał mu. – Przypomniał mi ją Greg wracając od mojej matki.
– To, dlatego jesteś taki zachowawczy w stosunku do Grega. – Wilson podał mu kieliszek.
– Nie jestem zachowawczy. – Odpowiedział. – Po prostu nie wiem czy chciałbym o tym rozmawiać. Greg przywiózł z Nowego Jorku Platynową Sowę. – Powiedział nagle chcąc zmienić temat
Wilson otworzył usta.
– Wow!! – Krzyknął – Musisz być z niego dumny.
– Jestem dumny i bez tego opakowania. – Odpowiedział pociągając spory łyk.
– Powiedziałeś mu to? – Wilson wkraczał na trudne emocjonalnie tereny.
– Powiedziałem. – Przytaknął.
– I? – Wilson nie byłby sobą, gdyby nie ciągnął wątku, który kiedyś wzbudzał panikę w oczach House’a, a dziś stał się tylko jednym z wielu ciągniętych podczas przyjacielskich rozmów.
– Nie chciałbyś nas wtedy zobaczyć. Miałbyś powód do naśmiewania się ze mnie do końca życia – House chciał być sarkastyczny, ale kiepsko mu szło.
– Mylisz się. – Odpowiedział Wilson. – Bardzo chciałbym was obu wtedy zobaczyć.


Wrócił do domu po dwóch godzinach przekonywania, że powinien porozmawiać ze starszym synem i po opróżnieniu prawie całej butelki.


Salon tonął w półmroku, kiedy zamiast po prostu położyć się spać usiadł ciężko na kanapie. W głowie szumiało mu lekko od nadmiaru alkoholu. Podłożył ręce pod głowę i zamknął oczy.

– Jesteś na mnie zły?
Otworzył oczy. Nie. To nie był pięcioletni Greg. Nie było kota Garfielda i przydługich spodni od pidżamy. Był za to wyrośnięty 16–to latek, biały podkoszulek z podwiniętymi rękawami, jasne jeansy i bose nogi.
Znał to pytanie. Z odległej przeszłości, która wydawała się powrócić jak bumerang. Tylko tym razem nie musiał toczyć ze sobą walki, a jego syn znów postawi go do pionu i pokaże, co jest ważne.
Roześmiał się na samo wspomnienie ciasta naleśnikowego z nutellą, które o 5 rano jedli całą trójką w kuchni.
– Nie jestem. – Odpowiedział. – Tylko nie wiedziałem czy chcę o tym wiedzieć. – Przyznał ciszej.
– Uuuuu! – Głos Grega brzmiał nieomal radośnie, kiedy siadał na kanapie obok ojca. – Dzisiaj ty?
– Co ja? – Zapytał. – Nie, nie jestem pijany. Przynajmniej nie tak, jak ty wczoraj. Mogę rzeczowo rozmawiać i nie będę się zastanawiał czy czegoś nie pamiętam.

– Wilson mnie przekonywał, że powinienem z tobą porozmawiać na temat tego, co wydarzyło się w Nowym Jorku. – Powiedział po chwili ciszy.
– To właściwie był Waszyngton. – Odpowiedział Greg. – Potem ja przyjechałem do domu, a babcia wróciła do Nowego Jorku.
Znów zapadła cisza.
– Pozwolisz mi z sobą porozmawiać? – Zapytał cicho.
Zobaczył wpatrzone w siebie oczy chłopca. Łagodne i dobre.
– Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego nigdy nie mówiłeś o dziadku, dlaczego tak rzadko spotykamy się z babcią, dlaczego tak rzadko rozmawiasz z nią i dlaczego jak już jesteśmy u niej, albo ona u nas, jesteś bardzo zachowawczy. Wręcz spięty. – Zaczął widząc przyzwolenie w ojcowskich oczach.
– Sporo tych pytań. – House odchylił głowę, oparł się o zagłówek kanapy – Brzmi jakbyś prowadził prywatne śledztwo.
Greg spojrzał uważniej na ojca. Znał doskonale ten dobrze kamuflowany smutek.
– Wiesz, że zawsze szanowałem twoje milczenie. Ale im byłem starszy, tym więcej zaczynałem rozumieć.
– Greg… – Spojrzał na syna i zobaczył w jego oczach akceptację i szacunek.
– Tato… Znam cię dobrze. Wiem, że teraz usiłujesz ukryć smutek. Wiem, że myślisz, że nie będziesz umiał nic zrobić z tym, co mógłbyś ode mnie usłyszeć.
– Myślisz, że poczuję się po tym lepiej? – Nie mógł już ukryć wewnętrznego smutku, który się w nim rozlewał coraz większą rzeką.
– Myślę, że na początku możesz poczuć się gorzej. Może będziesz mnie omijał szerokim łukiem, albo znienawidzisz do końca swoją matkę.

Greg wziął spory oddech. Mówienie – tak jak i ojcu – nie przychodziło łatwo. Musiał wszystko przemyśleć i poukładać zanim cokolwiek wypowiadał.
– Dobrze. Porozmawiajmy. – Zabrzmiało jakoś bez przekonania. Usłyszał głębokie westchnienie. Spojrzał uważniej na ojca zanim zaczął mówić.
– Chciałem zapytać ją o dziadka nieco wcześniej, jak zobaczyłem kiedyś szufladę wypchaną jego odznaczeniami, ale jakoś tak... Dopiero jak wypadło jej kilka zdjęć z portfela. Było też jedno moje i Ellisona. Z tamtych wakacji. Potem zobaczyłem, że nie ma żadnego twojego. Zapytałem, dlaczego nie nosi ze sobą twojego zdjęcia, odpowiedziała, że nie ma. Tak sobie zaczęliśmy rozmawiać. Pewnie gdyby nie to, że babcia powiedziała, że dziadek kochał cię na swój sposób, nie odezwałbym się dalej ani słowem. Miłość na swój sposób brzmi jak usprawiedliwianie się na wszystkie możliwe sposoby i uciekanie od prawdy. Trochę mnie ruszyło. Zapytałem, dlaczego nie chce przyznać tego, że zarówno ona jak i dziadek schrzanili z tobą. Że nigdy nie byli dla ciebie wsparciem. Zresztą… dziadek jak dziadek… wiem, ze nie był twoim ojcem, ale babcia? Zapytałem, dlaczego nie walczyła o ciebie. Powiedziała, że to skomplikowane. Zapytałem więc co jest skomplikowanego w miłości własnego dziecka. Nie umiała odpowiedzieć. Powiedziała, że wtedy to wyglądało inaczej, że poświęciła wszystko dla świętego spokoju w domu…

Wraz z wypowiadanymi słowami coraz bardziej chciał powiedzieć, żeby przestał. Zalewało go w środku morze nieponazywanego bólu ściskając za gardło i odmawiając posłuszeństwa krtani. Znał to: święty spokój. Przyzwalające milczenie na wszystko w zamian za spokój w domu. Ojciec pozwalał sobie wtedy na coraz więcej. Matka udawała, że nie widzi. Przychodziła i mówiła, że tata jest, jaki jest, że prowadzi nerwowy tryb życia, że nie trzeba się z nim kłócić, zresztą… sama nie lubiła się kłócić. Nie potrafiła się przeciwstawić. Nie umiała zareagować, kiedy najbardziej na świecie potrzebował tego, żeby mu powiedziała STOP!

– Powiedziałem jej, że gdyby moja mama nie walczyła o mnie, nie umiałbym jej ufać, ani z nią rozmawiać. A potem było tylko gorzej…

Patrzył na twarz ojca, która próbowała ukryć emocje. Trzepotał powiekami próbując zachować zimną twarz. Płuca nagle wypełniły się nadmiarem powietrza. Zaciskały się coraz bardziej nie pozwalając złapać oddechu. Serce tłukło się w zwolnionym tempie. Zakaszlał nerwowo.
– Wystarczy. – Poprosił nagle.
– Przepraszam… – Greg nagle poczuł nieodpartą potrzebę uczynienia czegoś, co w minimalny sposób polepszyłoby kondycję ojca. – Tato…
Zaległa cisza. Kolejna tego wieczoru.
– Przepraszam… Ja… – Plątał się niezgrabnie widząc jak ojciec chowa głowę w dłoniach.

Nagle House wstał i wyszedł do sypialni zamykając za sobą drzwi.

Greg poczuł jakby rozpadła się pod nim ziemia. Wędrując tego wieczoru do swojego pokoju zabrał ze sobą bezradność. Chciał coś zrobić, ale nie wiedział co. Długo nie mógł zasnąć. Ciągle zastanawiał się czy jutro rano ojciec będzie chciał z nim rozmawiać.


– Tatuś… – Głos Ellisona wyrwał go z dziwnego letargu, w który zapadł po nieszczęsnej rozmowie z Gregiem – Boli cię noga?
Spojrzał pół przytomnie na syna, który jak każdego wieczoru przyszedł powiedzieć mu dobranoc.
Machinalnie przytaknął.
– Dlatego jesteś smutny? – Podszedł bliżej próbując się przytulić. – Chciałem ci powiedzieć dobranoc.
Patrzył na syna bez słowa. Nagle poczuł się niezręcznie.
– Może jak pobędę trochę z tobą, to przestanie cię boleć noga?
Ellison bez skrępowania otoczył ojca ramionami lądując głową gdzieś pośrodku klatki piersiowej.
– Tatuś… – Ellison podniósł głowę chcąc spojrzeć na ojca. – Przed feriami w klasie był tata Sama. Jest policjantem. Opowiadał o tym jak to się jest policjantem. A Sam mówił, co robią razem po szkole. On nie jest taki fajny jak ty. Oni tylko grają w piłkę. A ty mnie uczysz grać, zabierasz mnie na gokarty, motor, wycieczki nad jeziora, do kina. Robimy znacznie więcej rzeczy niż oni.
– Myślisz, że jak robimy te wszystkie rzeczy to jestem fajniejszy?
Ellis zamyślił się.
– Nie. – Powiedział nagle. – Myślę, że jesteś fajniejszy, bo nigdy mnie nie zawiodłeś.
Serce pracujące do tej pory na zwolnionych obrotach zabiło szybciej. Zdecydowanie obecność syna stawiała go na nogi. Wyciągnął ramiona i przyciągnął go do siebie.
– Wiesz… tak sobie pomyślałem, że jak chcesz, to możesz ze mną zostać.
– Chcę. – Ellis ułożył się wygodniej. - Już nie boli cię noga?
– Nie boli. – Odpowiedział otulając syna kołdrą.
Coś jeszcze próbował mu opowiadać, ale oczy same mu się zamykały i nie minął kwadrans jak już spał mamrocząc w dalszym ciągu jakiś ciąg niezrozumiałych słów.


Coś nim nagle potrząsnęło. Chciał otworzyć oczy, ale snop padającego światła sprawiał, że źrenice strajkowały, a powieki nie chciały się otworzyć.
– Myślałem, że to… już odległa przeszłość, że… że te wszystkie lata, Allie i wy…, że to poza mną.
Rozpoznawał głos ojca. Podciągnął się na łokciach chcąc w końcu zobaczyć co się dzieje. Nieprzytomnie spojrzał na mężczyznę siedzącego na jego łóżku. Powoli docierał do niego sens słów, które dziwnym trafem wirowały w powietrzu zatrzymując się przed granicą zwaną rozumem. Usiadł na łóżku i przetarł zaspane oczy.
– Nie wiedziałem, że zaboli mnie bardziej samo wspomnienie… – Głos ojca zaczął nagle wbijać mu się w mózg z prędkością młota pneumatycznego.
– Tato… – próbował znaleźć jakiekolwiek mądre słowo, ale chyba takie dzisiejszej nocy nie istniało.
– Dziękuję, że się o mnie upomniałeś. Chciałem ci to powiedzieć jeszcze przed rankiem. Potem nie wiem, czy umiałbym to z siebie wykrztusić.
Greg odetchnął.
– Myślałem, że się do mnie już nie odezwiesz.
– To nie twoja wina. – Odpowiedział.
Nagle dziwny uśmieszek pojawił się w kącikach ust House’a.
– Żeby tradycji stało się zadość powinniśmy teraz upiec ciasto. – Powiedział wstając.
Greg roześmiał się. Do dziś pamiętał tamtą upaćkaną mąką i nutellą noc, dzięki której słowo „tatuś” zyskało większy wymiar.
– Tylko nie ma mamy i nie masz się z kim potem całować. – Odpowiedział uśmiechając się szelmowsko.
– Wyhodowałem potwora. – Westchnął House kierując się w stronę drzwi.
– Niedaleko pada jabłko od jabłoni. – Odpowiedział. – Tato… – Greg zawahał się – Wiesz… gdybym miał taką możliwość zabrałbym cię jutro w motocyklową trasę. Jest takie miejsce, które odkryłem niedawno. Spodobałoby ci się. Ale niestety muszę pojawić się w szkole.
– Zabierzesz mnie… – Urwał – … potem. Jak coś załatwię.
– Zabiorę. – Przytaknął.
Patrzył jak ojciec wychodzi opierając się na lasce. Znał ten widok nie od dziś, ale tej nocy wzruszył go tak bardzo, że po raz pierwszy w życiu namacalnie poczuł, że miłość nie jest tylko słowem. Wachlarz emocji, który przewinął się tego wieczoru i nocy uświadomił mu jak bardzo ojciec jest wiążącą treścią jego 16–to letniego życia.



Jednak Greg miał rację. Nie było mu łatwo. Właściwie zrobiło się trudniej. Nawet miał kłopoty z tym, czym nigdy nie miał – to znaczy ze snem. Żałował, że nie ma Allie żeby z nią o tym wszystkim porozmawiać, z drugiej strony cieszył się, bo mógł sobie poukładać to wszystko, co usłyszał od Grega, który znów miał rację: nie wiedział, co z tym zrobić. Rozgardiasz w głowie – to najlepsze określenie na to, co czuł.
Odbierając Allie z lotniska nie umiał ukryć roztargnienia i przelatujących przez twarz trudnych emocji.
– Gdzie byłeś przez ten cały czas? – Zapytała, gdy już wysiadali z pod domem z samochodu.
– W Nowym Jorku. – Odpowiedział zgodnie z prawdą. – Ale zamierzam wrócić.
– Kiedy? – Uśmiechnęła się.
– Jak tylko będę mógł. – Westchnął. – Dobrze, że już jesteś.
– Mam nadzieję, że nie roznieśliście domu.
– Nie. Ale mamy dla ciebie kilka niespodzianek.
– Zaczynam się bać.
– Bój się. – Odpowiedział. – Szczególnie Grega. Ma ci coś ważnego do powiedzenia. I ja też… – dodał – ale… to potem. W nieokreślonym potem.
Skinęła głową. Niech będzie nieokreślone. Byleby było.



– Ellis!! – Krzyknął patrząc na nieźle zdenerwowanego Ellisa, który zacisnął pięści chcąc z całych sił uderzyć w klawisze fortepianu. – Nie rób tego!!
Ellis zadrżał. W życiu ojciec tak na niego nie krzyknął. Skulił się.
House przygryzł wargi. Nie powinien wylewać swoich frustracji na syna.
– Hej, hej! – Powiedział podchodząc się do niego i znacząco łagodząc ton głosu. – To jest TYLKO fortepian.
– Ale mi nie wychodzi!! Mam to gdzieś!! – Głos Ellisona daleki był od łagodności.
Położył rękę na ramieniu syna.
– To nie jego wina. Chcesz mu pokazać, kto tu rządzi? – Powiedział spokojnie. – Podsuń się.
Chłopiec posłusznie zrobił miejsce ojcu. Był autentycznie zły.
– To jest tylko instrument. Dajesz mu swoje dłonie, on daje ci swoją duszę. Musisz go szanować. Stań się jego kumplem. Jak dasz mu siebie opowie ci wszystko, co chcesz zagrać. Gdzie jest TO, co ci nie wychodzi? – Zapytał.
– Tutaj. – Westchnął Ellis wskazując na pasaż utkanych jedne obok drugich nut.
Ogarnął je wzrokiem.
– Spróbuj je zagrać. Zobaczymy, co jest nie tak. – Powiedział przebiegając bezgłośnie palcami po klawiaturze.
Ellis posłusznie zagrał.
– A widzisz! – Greg roześmiał się. – Po zejściu z klawisza usztywniasz wskazujący palec.
Zagraj to jeszcze raz, ale pomału. Nuta po nucie.

Ellis posłusznie wystukiwał kolejne nuty.
– Stop! – Ellis posłusznie zatrzymał wyciągniętą rękę nad klawiszami. – Właśnie tak. Spójrz. Musisz łagodniej prowadzić nadgarstek lewej ręki.
– Nigdy mi się to nie uda. – Odpowiedział zrezygnowany Ellis.
– Zdradzić ci sekret? – Pochylił się do ucha syna, który ochoczo przytaknął i spojrzał z nadzieją w oczy ojca.
– Miałem ten sam problem z nadgarstkiem. Tylko nikomu nie mów. – Szepnął. – Niech to będzie nasza tajemnica.
– I co? – Zapytał.
– Wyćwiczysz to. Jak ja kiedyś.
– Ale jak? – Zapytał.
House wyjął z kieszeni małą piłeczkę i przewinął ją wokół palców prawej a potem lewej ręki.
– To ci pomoże – odpowiedział podając ją synowi. – Możesz ćwiczyć wszędzie.
Ellis przytrzymał piłeczkę na dłoni.
– Mówisz, że ci się udało?
– Udało mi się. Tobie też się uda.
Ellison zamknął nuty.
– A co to znaczy stać się kumplem fortepianu? – Zapytał.
– Powiedz mu o tym, co czujesz. – Spojrzał na syna i westchnął. Tak. Wytłumacz to 9–cio latkowi. – To… jak się dziś czujesz?
– Jakbym już nigdy nie mógł się nauczyć zagrać. – Odpowiedział ze smutkiem.
House uśmiechnął się gorzko
…jakbym już nigdy nie potrafił rozmawiać z matką…

– Połóż swoje ręce na moich. – Powiedział.
Ellison wsunął się pomiędzy szerokie ramiona ojca i położył obie dłonie na jego dłoniach.
– Zamknij oczy i postaraj się nie zgubić moich rąk. – Szepnął mu w ucho.
Prosta melodia zabrzmiała żałośnie i smutno. Jakby nagle zabrakło przewidzianej przez autora linii życia.
Ellison wtulił się głębiej w ramiona ojca.
– Tatuś… – wyszeptał. – Ale przecież…
Zdziwienie Ellisona nie miało granic. Patrzył na ojca szeroko otwartymi oczyma. Przecież pasaż nut był bardzo radosny. Brzmiał jak pociąg pędzący przez pola i pachniał ostatnimi wakacjami spędzanymi nad jeziorem z rodzicami.
Otoczył syna ramionami.
– Fortepian ci odpowie. Zawsze odpowiada.



Przyglądała się tej scenie stojąc w drzwiach. Zaledwie wrócili z lotniska. Wiedziała, że coś jest nie tak, ale zostawiła tę rozmowę na wieczór, kiedy półmrok ich sypialni pozwalał Gregowi otwierać się do końca.
Potem była kolacja, którą przygotowali dla niej we trzech, radość i duma z Platynowej Sowy, mnóstwo dziecięcych opowieści o łowionych rybach, zapewnianie, że konferencja była nudna i chciała już drugiego dnia wrócić do domu, dziwnie zakłopotane oczy starszego syna i trochę więcej niż zwykle milczenia jej męża.

Kiedy wróciła z łazienki, zobaczyła, że leży zwinięty w kłębek. Miał zamknięte oczy. Położyła się obok niego i wpatrywała się w jego twarz. Zaledwie tydzień bez niego i chłopców, a myślała, że minął cały wiek.
Poruszył się nieznacznie chwytając się za udo. Ciche westchnienie wysupłało się z jego ust.
– Greg…?
– Uhm…?
– Czy…?
Skinął lekko głową nie otwierając oczu.

– Masz cudowne dłonie – Wymamrotał, gdy skończyła masować udo.
– Zawsze mi to mówisz. – Odpowiedziała uśmiechając się. – Tęskniłam..
Jej szept sprawił, że otworzył oczy. Patrzyły na niego oceaniczne oczy jego żony.
– Allie… Greg… – Urwał.
– Co Greg?
– Greg upomniał się o moje zagubione dzieciństwo.

Potem ją pocałował. Z czułością.
Potem popatrzyła na niego pytającymi oczyma.
– Muszę je odnaleźć i się z nim zmierzyć. – Odpowiedział.

----------------------


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Pon 6:14, 14 Wrz 2009, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 6:07, 14 Wrz 2009    Temat postu:

O ludzie! Ale piękne. Jakiego oni maja kochanego syna

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:07, 14 Wrz 2009    Temat postu:



Cytat:
Znał to: święty spokój. Przyzwalające milczenie na wszystko w zamian za spokój w domu. Ojciec pozwalał sobie wtedy na coraz więcej. Matka udawała, że nie widzi. Przychodziła i mówiła, że tata jest, jaki jest, że prowadzi nerwowy tryb życia, że nie trzeba się z nim kłócić, zresztą… sama nie lubiła się kłócić. Nie potrafiła się przeciwstawić. Nie umiała zareagować, kiedy najbardziej na świecie potrzebował tego, żeby mu powiedziała STOP!


Prawdziwe. I nareszcie w kontekście dzieciństwa House'a wypowiedziane. Tak bardzo zabrakło podobnej sceny w 5x04. Zadowolono się tylko sprawą innych genów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:45, 14 Wrz 2009    Temat postu:

Ellis wyładowujący się na klawiszach fortepianu - ach! Przez moment byłam pewna, że dojdzie do rękoczynu (ale z czyjej inicjatywy, to musiałam zgadywać)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ninka_m
Gość





PostWysłany: Pon 21:07, 14 Wrz 2009    Temat postu:

kropko, bardzo ładny spin-off. W poetyce postaci (zapewne bardziej niż 5. seria). pozdrawiam i pisz dalej (w dodatku eleganckie w formie). :-)
Powrót do góry
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:28, 19 Wrz 2009    Temat postu:

tak, właśnie tego brakowało nam w 5 sezonie... część cudowna ! taka emocjonalnie nastawiona, taka uczuciowa... czekam na następną część

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:02, 27 Wrz 2009    Temat postu:

Lubicie długie części?
Tak jakoś pisało mi się i pisało...
Paradoks story - next part.
Życzę wam miłego odbioru

47. Tajemnice

Zobaczył ją z daleka.

Siedziała na ławce wpatrując się w cudowny błękit późnoczerwcowego nieba.

Siwe, krótkie włosy. Od lat czesała się tak samo. Tak samo się ubierała zmieniając tylko kolory ubrań. Rozpoznałby ją wszędzie po tym geście przechylającej się głowy w prawą stronę, kiedy zdobywała się na czułość i przytulała go do siebie.
Była ciepłą kobietą. Jej ramiona wielokrotnie ratowały jego rozpadający się w kawałki dziecięcy świat, dopóki nie zrozumiał, że są tylko złudzeniem i kłamią, że wszystko jest ok. Za każdym kolejnym razem było coraz gorzej, a ramiona matki zamiast pomagać, stały się marnym usprawiedliwieniem jej uczuć.
W wieku 10 lat świadomie unikał jej ramion oszczędzając sobie kolejnych kłamstw. Pozwalał sobie tylko na pełny dystansu powitalny czy pożegnalny uścisk.

Zatrzymał się. Właściwie nie musiał tu być. To nie on chciał spotkania. Do końca nie wiedział czy przyjdzie. Dziś Ellis miał te swoje zawody. Ścigał się w mistrzowskiej klasie młodszych juniorów. Powinien być w pobliżu swojego syna i trzymać za niego kciuki, a potem bez względu na to jaki będzie wynik – pójść za lody, pizzę czy do kina. Obojętnie gdzie. Żeby tylko jego syn wiedział, że zawsze może na niego liczyć.

Paradoks – ostatnie ważne wydarzenia w życiu jego synów, a nie był z nimi. Greg chciał zasłużyć na jego uwagę i nic mu nie powiedział, a Ellis po prostu chciał żeby tam był i od miesiąca trąbił o ważnym wyścigu.

Zawahał się. Mógł odejść w każdej chwili. Jeszcze zdążyłby pojawić się na torze. Mógł nie chcieć rozdrapywać w sobie duszy dziecka.

Co ma jej powiedzieć?

Może to, że za kilka dni Greg będzie miał urodziny. Szesnaste. I że przez te wszystkie lata odkrywał razem z nim swoje ojcostwo. Że jego pierworodny syn był po części laboratorium jego uczuć. Że Ellison dzięki niemu miał łatwiej. Że odkąd Allison wkroczyła w jego życie, uczył się od nowa ufać i kochać.

Jeszcze godzina, a słońce zniknie za horyzontem. Jeszcze godzina i wszystko będzie jasne. Jeszcze godzina i… może nie zobaczą się już do końca życia.

Podszedł do ławki. Dopiero wtedy zobaczył, że miała w rękach album ze zdjęciami.
– Muszę ci opowiedzieć twoją historię – usłyszał jej ciche słowa. – Zbyt dużo w życiu straciłam. Jesteś jedynym, którego nie chcę stracić.

xxx

Ellison był nieznośny i cały czas marudził. Wizyta matki Grega splotła się z czasem ważnych dla Ellisa zawodów. Ellison był niepocieszony i okazywał to, mimo, że wiedział, że tym razem pójdzie tam z kim innym. Próbowała cierpliwie znosić jego zły nastrój tłumacząc, że tata właśnie dziś ma ważne spotkanie.
– Słuchaj młody mężczyzno. Wiem, że jestem jakąś tam nie znającą się na samochodach i motorach kobietą, i że wolisz być tu z facetem, swoim ojcem, ale wyjątkowo dziś postaraj się znieść ten dyskomfort. A jeśli będziesz dalej marudził, po prostu wrócimy do domu. Założę się, że wtedy będziesz więcej niż zły nie mogąc wyjechać na tor. Więc zamiast denerwować się, przelej swoją frustrację i złość na tor i spróbuj wygrać ten wyścig dla taty, który bardzo chciał, ale nie mógł tu dziś przyjść. Decyzja należy do ciebie.

Ellison spoważniał nagle.
– Tata naprawdę nie mógł przyjść?
– Czy tata zawiódł cię kiedykolwiek?
Pokręcił przecząco głową.
– Ellis. Zrób to dla taty. Po prostu wyjedź na ten tor i pomyśl sobie, że on gdzieś tam jest.

Ellison kiwnął głową.

– Stary… – Greg wykorzystał sytuację, kiedy Allie odeszła na chwilę, żeby porozmawiać z trenerem. – Mógłbyś być trochę milszy dla mamy. Masz 9 lat. To wystarczająco dużo żeby zrozumieć, że nie wszystko kręci się wokół ciebie.
– Greg… – Ellis był wciąż niepocieszony. – Ale tata obiecał…
– Tata załatwia naprawdę ważne sprawy. Przecież mówi ci to od kilku dni.
– Wiem.
– To dlaczego się wściekasz? Nie zauważyłeś że mama jest zdenerwowana, a tata od jakiegoś czasu chodzi smutniejszy?
Szeroko otwarte oczy Ellisa wyraźnie mówiły, że nie wszystko jest jasne. Greg ukląkł i wziął za ręce młodszego brata. Spojrzał mu w oczy.
– Czasami nie trzeba nic mówić, żeby powiedzieć, że jest się smutnym, złym czy radosnym. Trzeba po prostu patrzeć na człowieka.
Ellis odwzajemnił spojrzenie brata. Zamyślił się.
– Tak jak z grą na fortepianie? – Powiedział po chwili. – Jak są bemole przy kluczu, to znaczy, że melodia będzie smutna?

Greg pokiwał głową i przytulił Ellisa.

– Tak. Właśnie tak. Właśnie taką melodię od dłuższego czasu ma w oczach tato.
– Był już smutny jak mamy nie było. – Powiedział nagle. – Myślałem, że boli go noga i pozwolił mi z sobą dłużej zostać. Co to znaczy że nie wszystko kręci się wokół mnie? – Zapytał po chwili dużo ciszej.
Greg westchnął i złapał Ellisa za ramiona. Znów spojrzał mu głęboko w oczy.
– Są sprawy, które są ważniejsze. To znaczy… – zawahał się – Chciałem powiedzieć, że twój wyścig jest ważny, ale jeśli tata mówi, że nie może na nim być z różnych powodów, to po prostu wsiadasz w ten samochód i jedziesz. Bez względu czy jest czy go nie ma, dajesz z siebie wszystko.
– Greg… - Ellis zawahał się.
– Braciszku… Dziś doroślejemy.
– Dobrze. – Zgodził się nagle Ellis. – Nie będę już marudził.
Greg roześmiał się.
– Mniej więcej o to chodziło. – Powiedział. – A teraz wkładaj to.
Wyciągnął z torby swoją starą motocyklową kurtkę.
– Greg! Jaka fajna!
– Dostałem ją kiedyś od taty. Teraz będzie jak znalazł. Obiecaj mi, ze bez względu na to co się będzie działo na torze, dasz z siebie wszystko. Wydaje mi się także, że powinieneś przeprosić mamę. To było kiepskie zachowanie stary.
Ellis pokiwał głową, a z głośnika popłynął głos komentatora przywołującego poszczególnych zawodników. Rozpoczynał się pierwszy wyścig eliminacyjny, a Ellis miał jechać w czwartym.

Kiedy Allison przyszła, żeby pomóc mu włożyć kamizelkę z numerem 16 zaskoczył ją:
– Mamuś… Przepraszam… Nie gniewaj się już na mnie…
Uśmiechnęła się.
– Nie gniewam się.
– Nie będę już marudził. – Obiecał.
– Kocham cię mój duży synku. – Roześmiała się nie próbując ukryć wzruszenia.
– Ja ciebie też… kocham. – Dodał po chwili. – Będziesz trzymała kciuki?
Przytaknęła.
– Będę. I chcę żebyś wiedział, że już jestem z ciebie dumna.
– Jeszcze przed wyścigiem? – Zapytał zdziwiony.
– Biegnij. Zaraz twoja kolej. – Powiedziała widząc, że trener niecierpliwie zaczął machać dłonią w jej kierunku.
Roześmiał się i puścił się pędem do wejścia dla uczestników zawodów.

– To twoja sprawka? – Zapytała Grega. – Widziałam jak z nim rozmawiałeś.
– Powiedzmy, że to było kilka braterskich rad. – Odpowiedział z uśmiechem przekładając torbę przez ramię. – Chodźmy zanim ruszy. Wziąłem kamerę, żeby to nagrać. Myślę, że on dziś może wygrać. Dla taty. – Dodał ciszej.

Popatrzyła na nieco pochyloną sylwetkę syna, który wyciągnął kamerę i zaczął przy niej majstrować próbując ją uruchomić. W ruchach bardzo przypominał jej Grega. Te same spokojne gesty, marszczenie czoła gdy nad czymś myślał, świdrujące niebieskie tęczówki i genialny umysł, z którego chyba do końca nie zdawał sobie sprawy. Był logiczny i konkretny jak ojciec. Miał łatwość składania w całość układanek i wyciągania wniosków. Dużo czytał i miał łatwość zapamiętywania skomplikowanych chemicznych kombinacji. Miał w sobie jednak ocean wrażliwości, który wyzwalał w nim miękkość, jakiej brakowało Gregowi. Jej mąż musiał się tego uczyć na nowo.
Dwa lata temu wszyscy stoczyli walkę o jego życie. Do dziś ze szczegółami pamiętała tamte chwile. Nie wyobrażała sobie pustego pokoju i chwili, w której Grega po prostu miałoby nie być.
– Stało się coś? – Zapytał. – Dziwnie mi się przyglądasz.
– Nie. Nic. – Odpowiedziała. – Zamyśliłam się trochę.
– Myślisz o tacie? – Zapytał.
Pokręciła przecząco głową.
– Myślałam o nim aż do tej pory. Teraz myślę o tobie.
– O mnie? – Zapytał podając jej na chwilę kamerę. Zbyt dużo rzeczy miał w torbie, która wisiała otwarta na jego ramieniu, a jej zawartość groziła nagłym wypadnięciem.
– Uhm. – Przytaknęła. – Co to?
Nagle zainteresował ją mały przedmiot niesfornie wystający z jego torby. Roześmiał się.
– Później ci powiem. Teraz musimy zdążyć na pierwszy wyścig Ellisa. Zrobię niespodziankę tacie.
Ruszył w stronę trybun. Tak. Zdecydowanie trzeba się pospieszyć. Zwłaszcza, że usłyszała nazwisko syna wywoływane przez komentatora wyścigów.

xxxx

– Skąd wiedziałaś, że to ja? – Zapytał.
– Znam twoje kroki. – Odpowiedziała.
– Nieregularny krok. Szuranie prawej nogi. Stukot laski… Nie sposób nie wiedzieć, że idzie kaleka.
– Nigdy nie traktowałam cię jak kaleki. – Odpowiedziała. – Usiądziesz ze mną?
Podsunęła się robiąc mu miejsce.

Usiadł obok niej.

Niebo powoli czerwieniało. Ellis zapewne jest już po wyścigach. Szkoda, że nie mógł być przy nim. Lubił patrzeć na jego zaaferowaną i roześmianą buzię, kiedy prowadził gokart. Taki duży kawałek szczęścia na małej twarzy.

– Zawsze lubiłaś tę porę dnia – Powiedział kierując wzrok w miejsce, w które patrzyła. – Pamiętam jak patrzyłaś wtedy na niebo.
– To była błogosławiona chwila słabości. Właśnie o tej porze. Jak słońce zachodziło. Twój ojciec… John… – poprawiła się – Byliśmy kilka miesięcy po ślubie, a ja chciałam odejść. Okazał się kimś innym. Apodyktyczny, stawiający na swoim, nie znoszący sprzeciwu, zawsze wiedzący lepiej…
– Dlaczego zostałaś?
– Miałam zaledwie 19 lat i żadnych perspektyw. Bałam się.

Zamilkła. Po chwili podała mu album.
– Nawet teraz go chowam, gdy go już nie ma.

Na pierwszej stronie jego zdjęcie. Nigdy go nie widział. Na kolejnych nieznane twarze. Może oprócz jednej. Johna. I dwa zdjęcia młodego chłopaka. Przedarte na pół. Ktoś był na drugiej połówce, ale sprawna dłoń zręcznie przedarła zdjęcie. Potem kolejne zdjęcia – tym razem tylko jego. Nie wiedział o ich istnieniu, a może nie chciał pamiętać…?
– To Joshua. – Powiedziała kiedy skończył oglądać album i wrócił do zdjęć przedartych na pół.
– Mój ojciec?
Przytaknęła.
– Służyli w jednej jednostce. Poznaliśmy się w dzień mojego ślubu. Ciągnęło nas do siebie bardzo mocno. Spotykaliśmy się w najbardziej zatłoczonych miejscach, wpadaliśmy na siebie w sklepie, na ulicy. Zaczęliśmy rozmawiać. Był moją bratnią duszą.
Rozumieliśmy się bez słów. Tamtego wieczoru po prostu zbliżyliśmy się bardziej. Nigdy potem nie przeżyłam czegoś podobnego. On wyjechał na inną placówkę, a ja bałam się nawet do niego pisać.
– Czy on wie, że…?
Pokręciła przecząco głową.
– Nigdy mu nie powiedziałam.
– Dlaczego?
– Byłam przerażona i sama. Nie miałam dokąd pójść. On był daleko i słuch po nim zaginął. Myślałam, że zginął. Potem jak się okazało, że żyje, ktoś powiedział, że się ożenił. Nie chciałam burzyć jego spokoju. Przestałam go szukać i przystosowałam się do sytuacji. Jak się okazało… Za bardzo…

Zapadło milczenie. Każde z nich próbowało na swój sposób mierzyć się z historią, która oglądała światło dzienne.

– Cały czas myślałem, że to Jacob. Przyjaciel ojca.
– Wiedziałam, ze wcześniej czy później domyślisz się prawdy.
– Kiedy powiedziałaś Johnowi?
– Nie powiedziałam. Ty mu powiedziałeś.
– Dostałem wtedy dodatkowe punkty karne. Musiałem czyścić mu buty.
Spojrzała na niego zdziwiona.
– O ilu rzeczach mi nie powiedziałeś?
– A co wiedziałaś?
To było pytanie, które przeważało sens dalszej rozmowy. Postanowił, że jeżeli matka będzie z nim szczera, wysłucha tej historii do końca.
Wciągnęła powietrze w płuca.
– Zimne kąpiele, nocowanie w piwnicy, głodówki, odmawianie kieszonkowego, szeroko pojęta wojskowa dyscyplina, upokarzanie…
Wraz z padającymi słowami z jej ust, coś wyzwalało się z niego. Nie umiał tego nazwać.
– Nie byłem łatwym dzieckiem.
– Byłeś cudownym dzieckiem. Miałeś w sobie ciekawość świata i radość. Zabiłam to w tobie.
– Mamo… – Już dawno nie wypowiadał tego słowa. Zabrzmiało jakoś tak szorstko.
– Greg… synku… - Zwróciła do niego twarz. Była spokojna i przygaszona. – Wiem, że z tobą popełniłam ogromy błąd. Nie obroniłam cię. Przyzwalałam. Był czas, że mogłam cię zabrać i wyjechać. Nie zrobiłam tego. Wolałam święty spokój... a właściwie jakieś koszmarne złudzenie spokoju. Wydawało mi się, że jak nikt w domu nie podnosi krzyku, to jest w porządku.

– Nienawidziłem tego. – Powiedział po chwili ciszy. – Twojego tłumaczenia ojca. Johna. – Poprawił się. – Ja musiałem go rozumieć. Ty nie zwracałaś uwagi, że jestem zbyt mały, żeby brać na siebie odpowiedzialność za jego nastroje. Podskórnie wiedziałaś, ze coś się między nami wydarza i wychodziłaś z pokoju. Dawałaś mu przyzwolenie na stosowanie jego technik wychowawczych.
Przytaknęła.
– Czułem się zdradzony i porzucony.
– Nigdy mi nie powiedziałeś.
– A chciałaś wiedzieć?

Rozmowa stawała się coraz trudniejsza. Ale oboje jej potrzebowali.

– Nie chciałam przyznać się sama przed sobą że to prawda. Wolałam nie wiedzieć. Przepraszam. Przepraszam cię Greg. Za milczenie. Za to, że nie stanęłam po twojej stronie. Za to, że pozwalałam i usprawiedliwiałam cały ten koszmar.

Milczał. Słońce prawie w całości skryło się za horyzontem pozostawiając po sobie czerwone smugi. Piękno krajobrazu gryzło się z szeregiem ciemnych wspomnień, które zaczęły krążyć nad jego głową. Nagle przed jego oczami stanęła Allie, dzięki której na nowo uczył się poznawać zawiły świat uczuć i odkrywał na nowo znaczenie zaufania i stawiał pierwsze kroki w miłości.

– Gdyby nie Allie… – Odezwał się nagle pociągnięty wspomnieniami. – Ona pierwsza stanęła po mojej stronie. Zawalczyła o mnie, kiedy ja sam już nie chciałem.
– Potem zrobił to Greg. To było bolesne. Powiedziałam mu kilka przykrych słów. Powinnam go przeprosić.
– To niezwykły dzieciak.
– Masz cudownego syna, a ja mam bardzo mądrego wnuka.
– Nie chciałem go kiedyś. – Powiedział nagle. – Nie umiałem sobie poradzić z myślą o jego istnieniu, ale zbyt kochałem Allie, żeby ją zostawić, albo żądać od niej trudnego wyboru między mną a dzieckiem.
– To dlatego podjąłeś ryzyko bycia ojcem?
– Było mi bardzo trudno. – Przytaknął – Właściwie z nim uczę się tego do dziś.
– Z Ellisem jest łatwiej, prawda?
– Tak. – Odpowiedział. – Skąd wiesz?
– Widziałam cię w relacji z nimi. Z Gregiem jesteś ostrożniejszy. Z Ellisem spontaniczniejszy i bardziej otwarty.
– Ellison był planowany przez nas obojga. Nie był zaskoczeniem. Bardzo chciałem drugiego dziecka.
– Wiesz, że im bardziej poznaję Grega, tym bardziej widzę podobieństwa między wami?
Jest taki jak ty.
– Allie też to mówi. – Uśmiechnął się. – A ja nigdy nie chciałem żeby był taki jak ja.
– Dlaczego? – Spojrzała na niego zdziwiona. – Ja jestem z niego dumna.

Nadchodził zmrok. Zrobiło się dużo chłodniej.
– Czy on żyje?
– Tak.
– Dlaczego go nie odnajdziesz?
– On mnie odnalazł.
– Kiedy?
– Jakieś dwa lata temu.
– Powiesz mu teraz?
– Chciałbyś żebym mu to powiedziała?
– Ma prawo do prawdy.
– A jeśli będzie chciał cię poznać?
– Będę musiał to przemyśleć.

Przesunął dłonią po szorstkiej okładce albumu zanim wyciągnął rękę chcąc go jej oddać.
– Przywiozłam go dla ciebie.
– To twoja historia. Nie potrzebuję go. Ja mam swoją. Z Allie i chłopcami.
– Nie ma w niej dla mnie miejsca?
Teraz była jego kolej. Chwila bolesnej prawdy dla niej.
– Od chwili kiedy poszedłem na studia unikałem cię. Nie umiałem z tobą o tym rozmawiać. Zresztą… o czym rozmawiać skoro nic nie widziałaś, albo nie chciałaś widzieć. Pozostawiłem rzeczy tak, żeby odpowiadały tobie.
– Tęskniłam za tobą.
– Byłaś bardzo wylewna jak się spotykaliśmy.
– Chciałam żebyś wiedział, że cię kocham.
– Na swój sposób…
– Greg mnie wyśmiał, kiedy mu to powiedziałam.
– Czy dopiero Greg uświadomił ci jak to wygląda?
Uśmiechnęła się gorzko.
– Greg dobił gwóźdź do trumny. Myślałam, że po śmierci Johna będziesz częściej dzwonił, przyjeżdżał… Myślałam że to on… Ale mijały miesiące, a ty milczałeś. Wtedy pomyślałam po raz pierwszy, że coś jest nie tak. Odrzucałam od siebie myśl, że również ja mogę być problemem, usprawiedliwiałam swoje postępowanie… A kiedy Greg wprost wygarnął mi między oczy jak on to widzi, uświadomiłam sobie, że ogromy kawał mojego życia oparłam na kłamstwie.
– A teraz?
– Na prawdę nigdy nie jest za późno. – Odpowiedziała. – Choć nie zdołam wszystkiego naprawić. Rozmowa z tobą to jakiś początek. Potem muszę przeprosić mojego wnuka.

Zrobiło się ciemno i całkiem chłodno. Zauważył, że szczelniej otuliła się marynarką.
– Pora wracać. Gdzie się zatrzymałaś?
– Nieopodal.
– Podwiozę cię.

Przytaknęła pozwalając, by odwiózł ją do hotelu.

xxx

– Muszę ci coś powiedzieć. – Greg nieśmiało spojrzał w jej stronę.
Pomagał jej przygotować kolację krojąc warzywa do sałatki.
– Masz minę jakbyś coś przeskrobał. Widziałam to już po moim powrocie z konferencji.
– Przeskrobałem. – Przytaknął. – I to coś ogromnego.
Spojrzała na niego pytająco.
– Upiłem się mamo. Tuż po powrocie z Waszyngtonu.
– Greg!
– Mamo.. proszę… Zanim na mnie nakrzyczysz… wysłuchaj mnie…
Odłożył krojenie warzyw i zaczął wycierać dłonie papierowym ręcznikiem. Przyjęła swoją zwyczajową pozę krzyżując ramiona na piersiach.
– Powiedziałem babci mnóstwo przykrych słów. Zresztą… Ona mi też. Nie rozstaliśmy się w najlepszej zgodzie. Właściwie to się pokłóciliśmy…
Zrozumiała. Jego wrażliwość pozostawiona sama sobie właśnie tak zareagowała.
– Tato wie?
– Wie. Ratował moją skórę. A potem… Powiedziałem mu. O wszystkim. Narobiłem niezłego bałaganu, prawda? Tata do dziś chodzi smutny. Przepraszam. Wiedziałem, że nie jest najlepiej. Nie wiedziałem, że jest aż tak źle.
– Greg… – Postanowiła powiedzieć synowi prawdę. – Wiesz jakie ważne sprawy załatwia tata?
Pokręcił przecząco głową.
– Babcia przyjechała do miasta i poprosiła go o spotkanie.
Po prostu otworzył usta ze zdziwienia.
– Myślałem… myślałem, że już nigdy nie zechce się z nami zobaczyć… to znaczy ze mną. – Dodał ciszej. – Ja naprawdę powiedziałem dużo przykrych słów.
– Greg… Najpierw oni muszą załatwić te sprawy między sobą. Daj im czas. Potem wyjaśnicie sobie tę sytuację z babcią.
Przytaknął.
– Dlaczego mi o tym powiedziałeś?
– Miałem ważną rozmowę z tatą i… – Zawahał się. – I po prostu chcę żebyś wiedziała. Żebyś rozumiała dlaczego to zrobiłem.
Patrzyła na starszego syna i powoli układała sobie w całość wydarzenia ostatnich tygodni.
– Dlaczego nie powiedziałeś nam o tym, że jedziesz na konkurs?
– Nie chciałem was zawieść. Jeśli nie udałoby mi się…
– Greg! Kwalifikacja do konkursu to i tak wielki sukces!
– Wiem mamo. Tata mi powiedział. Nie muszę zasługiwać na nic, ani bać się że was zawiodę.
– Nie musisz. – Przytaknęła.
– Poprosił mnie, żebym pozwolił mu uczestniczyć w moim życiu. Mówię ci to, bo chcę żebyś ty uczestniczyła w nim również.
Po prostu się wzruszyła. A kiedy chciała go przytulić usłyszeli stuknięcie wejściowych drzwi. Spojrzeli w stronę kuchennych drzwi. Za chwilę stanął w nich Greg. Musieli mieć niezłe miny, bo po prostu zapytał.
– No co? Coś ze mną nie tak? Wyglądacie jakbyście co najmniej zobaczyli ducha. Żyję i jestem bardzo głodny. O której kolacja?
Nie zdołała nic odpowiedzieć, bo chwilę później zagłuszył ich dziki wrzask Ellisona.
– Tatuś!! Tatuś!! – Słychać było zbliżającego się pędem chłopca. – Zobacz co mam!!
Wpadł do kuchni machając małą statuetką.
– Wygrałem!! Wygrałem!!
Przykucnął. Ellis wpadł prosto w jego wyciągnięte ramiona nie mogąc przestać mówić. Podniósł oczy i spotkał się z pytającym wzrokiem Allie i Grega. Lekko się uśmiechnął.
– Ellis. – Przerwał synowski potok słów. – Co ty na to, żeby wsiąść w samochód i razem pojechać w nasze ulubione miejsce? Tam gdzie zawsze?
– Do Toma! – Krzyknął Ellis – Na pizzę! Jasne! Pojedźmy tam!
Spojrzał proszącym wzrokiem na wszystkich. Nie można było mu odmówić.

Wieczór zdecydowanie należał do udanych. Widziała to w oczach Grega, który rzucał jej od czasu do czasu wymowne spojrzenia. W pewnym momencie położył dłoń obok jej i przesunął kciukiem wierzch jej dłoni.
Nie mogła się doczekać chwili, w której zacisze ich sypialni pozwoli im po prostu porozmawiać.
----------------------------



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Nie 12:42, 27 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SzatuunZiioom_
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 16 Sty 2009
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gorzów (W sercu Poznań)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:25, 27 Wrz 2009    Temat postu:

Świetne dwie ostanie części . ;d .
Takie pięknie i prawdziwe.
Czekam(y) na kolejną .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:32, 03 Paź 2009    Temat postu:

rozmowa syna z matką - wspaniała, cudowna, jak ojciec ma brać udział w jego życiu, to matka również i dla mnie to jest piękne
po za tym to ogółem jest to bardzo uczuciowa część, czekam więc na kolejną


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:44, 03 Paź 2009    Temat postu:

Piękne, znów się wzruszyłam tą piękną częścią.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:26, 18 Paź 2009    Temat postu:

Nie wiadomo co napisać, żeby oddać to co się czuje

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:14, 25 Paź 2009    Temat postu:

Dziękuję za komentarze, zaglądanie i czytanie

Nie znudziło się wam jeszcze?

48. Spełniona obietnica

Spojrzał na zegarek: do świtu pozostała godzina, a za półtorej godziny zadzwoni budzik, choć nie, nie powinien. Dziś niedziela. Dzień w którym żadne z nich nie nastawiało budzika. Pozwalali sobie na najczystsze w świecie lenistwo i bałaganienie czasu – no, chyba, że mieli coś ważnego zaplanowane. Wzdycha. Chciałby jeszcze zamknąć oczy i pozwolić ciału odpoczywać, ale umysł nie pozwala. Wpadł w labirynt myśli i dlatego nie może zasnąć mimo, że czuje zmęczenie w każdej części ciała. Raz czuje się w pełni sił, by za chwilę nie mieć sił na podjęcie wyzwań kolejnego dnia. Wachlarz sprzecznych emocji, który przetacza się przez jego umysł wywołuje na przemian złość i spokój. Co ma powiedzieć? Pierwsza rozmowa z matką po latach przyniosła ulgę, ale nie pozostawiła go obojętnym wobec tego wszystkiego. Jest jeszcze tyle rzeczy do opowiedzenia… ale czy chce dalej rozmawiać? Może dać już spokój? Najważniejsze zostało wyjaśnione…
Czy chce wracać do tego? Przecież to nie ma sensu… Minęło tyle lat… Są wciąż razem z Allie, choć na początku nie dawał sobie żadnych szans na powodzenie ich wzajemnej relacji… Ma dwóch synów, którzy dorastają… Potrafi z nimi rozmawiać. Nawet o tak trudnych sprawach jak uczucia. Dziś jest w stanie powiedzieć…


Przewraca się na bok i wpada w jej spojrzenie.
– Cześć... – słyszy jej zaspany, ale pogodny głos.
– Szpiegujesz mnie? – pyta przymrużając jedno oko.
– Uhm… – Przytakuje. – Od ponad dwudziestu lat.
Gapi się na niego tymi trójkolorowymi oczyma, w kącikach których coraz bardziej czas odznacza swój znak: zmarszczki.
Dotyka ich wskazującym palcem. Zmarszczki tylko podkreślają jej twarz. Zwłaszcza kiedy się uśmiecha.
– Starzejesz się…
– Ja też cię kocham. – Uśmiecha się.
– Długo już nie śpisz?
– Wystarczająco długo. Wzdychasz i przewracasz się z boku na bok. Jesteś jak budzik.
– Taaak… – Przeciąga samogłoski i delikatnie przybliża się w jej stronę. – Kiedyś wykorzystywaliśmy takie chwile, wiesz… potrafiłem świetnie robić za budzik… Potem… Całkiem nieźle nam to wychodziło!
Mruga do niej szelmowsko.
– Wiem… – Odpowiada mrugnięciem i za chwilę dociera do niej sens jego słów. – Jak to wychodziło? Ostatnim razem zrobi…
Położył palec na jej ustach i zrobił przerażoną minę.
– Ciii… Chłopaki usłyszą.
– Greg… – Próbuje dokończyć zdanie, podczas gdy on wciąż próbuje zasłonić jej usta. – Z nami nie jest najgorzej, jak się postaramy…
Tylko pocałunek mógł ją uciszyć. Całuje ją tak jak ona lubi. Długo i zmysłowo.
Potem znów powracają do swojej pozy i gapią się na siebie.
– Wciąż jesteś dobry… – kończy myśl uśmiechając się do niego i poddając się jego wzrokowi.
On lubi tak po prostu gapić się jak nastolatek w jej twarz i żartować ze wszystkich rzeczy na świecie, a najchętniej z niej. Czuje jak opadają z niego wszystkie emocje.
– Nie zapytasz mnie o spotkanie z matką?
Teraz jej palec wskazujący ląduje w okolice jego twarzy.
– Chciałam, żebyś sam mi to opowiedział.
Zna na pamięć szorstkość jego policzka.
– Nie było najłatwiej… Choć… bardzo spokojnie. Zaskoczyła mnie kompletną szczerością. Nie myślałem że to zrobi.
– Byłeś wczoraj taki tajemniczy. Nie chciałeś nic powiedzieć.
– Nie wiedziałem jak. Dzisiaj w sumie też nie wiem.
– Nie spałeś pół nocy… Zgaduję, że miałeś pogoń myśli.
– Szaloną. Nadal… Nadal nie wiem… – Spina się.
Przybliża się do niego i ogarnia ramieniem. Jej ręka ląduje gdzieś w okolicy jego bioder.
– Co powiesz na kubek kawy?
Może jej zapach pomoże rozpiąć się tej zapiętej agrafce uczuć.
Przytakuje.
Zanim parzy się jego ulubiona kawa, w mikrofalówce rozmrażają się croissanty i w kuchni zaczyna pachnieć czekoladą.
– Myślisz, że to dobry pomysł, żeby zaprosić ją na obiad… albo kolację? – Słyszy gdzieś za sobą.
Odwraca się i przytakuje.
– To zdecydowanie dobry pomysł.
Potem stawia na stole talerzyk z rogalikami, a on wlewa do kubków kawę, która zdążyła się właśnie zaparzyć. Jeszcze potem idą do salonu i siadają na kanapie. On próbuje ją upaćkać czekoladą z rogalika, a ona skutecznie opiera się temu. Gdy rogaliki zostają zjedzone zaczynają rozmawiać.

O tym, że mimo przeżytych lat, spora część dziecka wciąż pozostaje i upomina się o swoje.
I o tym, że ich wyrośnięty syn za chwilę skończy 16 lat i że trzeba pomyśleć o prezencie urodzinowym dla niego.
I że trzeba w końcu pojechać gdzieś razem, bo bardzo dawno tego nie robili. W jakieś miejsce, gdzie chłopcy będą mogli po prostu zaszaleć: skałki, wspinaczki, gokarty i mnóstwo męskiego szaleństwa. A oni będą po prostu patrzeć na nich. No, a przy odrobinie szczęścia – może uda się im też uszczknąć z szalonej zabawy.




– Masz ochotę na przejażdżkę? Obiecałeś że pokażesz mi jakiś kawałek ziemi. Potem ja pokażę ci swój.
Niedzielne popołudnie wprost zachęca, by wyciągnąć maszynę i pojechać gdzieś. Greg patrzy na ojca, który stoi gotowy do wyprawy. Nie waha się ani chwili. Wrzuca na siebie koszulę, którą dopina w pośpiechu, buty i kurtkę.
– Ja pierwszy? – dopytuje się Greg i kiedy otrzymuje potwierdzenie, wyskakuje z domu i biegnie do garażu. Potem obaj wsiadają na motor i pędzą przed siebie.

Rozmowa z Allie go wyciszyła, a teraz znów czuje rosnącą adrenalinę. Może to przez ten pęd powietrza? A może znów rosną w nim pytania, na które jeszcze nie zna odpowiedzi? Dawno nie czuł takiego zwarcia. Intensywniejszego świata uczuć. Wszystko się wyprostowało i wyciszyło przez te lata. A teraz? Jego starszy syn pokazał niedawno kawałek mocnego charakteru. Czuje dumę. Taką ojcowską. Nagle uświadamia sobie, że o mały włos, a nie byłoby go z nim tutaj. Wyrwali go śmierci. Nie potrafi sobie wyobrazić sytuacji, w której… Mocniej ogarnia ramionami sylwetkę syna, który pod jego okiem uczy się jeździć na motorze. Ale za chwilę znów powraca do rozmyślań. Ciekawe czy jego ojciec byłby z niego dumny. Ten prawdziwy. Z fotografii w albumie matki. Czy jest sens żeby się poznali? Po co mieszać sobie nawzajem w życiorysach?
Motor nagle zwolnił prędkość. Rozejrzał się wokół i poznał znajome miejsca. Jakieś 500 metrów prosto, potem trzeba będzie uważać na wertepy. Potem w prawo, i znów w prawo, a za niecały kilometr powinna roztoczyć się przed nimi panorama miasta. Wzdycha. No cóż. Najwyżej szybciej niż myślał dołączy do nich Allie z Ellisonem.

– Patrz tato! – Ekscytuje się chłopak. – Nie masz pojęcia jak cudownie jest tu nocą.
– Mam – Mruczy pod nosem wyciągając komórkę. – Hej – mówi potem odwracając się plecami – możecie już się pakować. Dlaczego tak szybko?... Tak… Dokładnie. Ile? Daj mi pół godziny. Ok.
– Z kim rozmawiałeś? – Słyszy gdzieś obok siebie.
– z drugą połową twoich genów – odpowiada. – Widzisz… posiedzimy tu dłużej.
– Dłużej?
– To jest dokładnie to samo miejsce, w które chciałem cię dziś zabrać.
– I? – Greg nie przestaje drążyć tematu. – Dlaczego dłużej?
– Na pewno chcesz wiedzieć?
Wzrok ojca skutecznie go rozśmiesza i sprawia, że przestaje drążyć temat.
– Ok. Zacznijmy od nowa. – Śmieje się. – Kiedy odkryłeś to miejsce?
– Jest starsze niż ty. – Odpowiada wyciągając z kufra koc. – Rozłożysz?
– Jasne!
Potem obaj siadają na kocu i zaczynają wpatrywać się w panoramę miasta.
– Więc? – Greg nie daje za wygraną.
– To było jeszcze przed wypadkiem z nogą. Lubiłem biegać. Jechałem przed siebie, zostawiałem samochód i… Dobiegłem tu kiedyś tuż po wschodzie słońca i… często tu przyjeżdżam.
– Z mamą? – Zapytał.
– Rzadziej. Częściej sam. Z Allie przyjeżdżam tu w wyjątkowych chwilach. Właściwie raz do roku.
– O! – Greg się wyraźnie ożywił – Jakaś szczególna data? W sumie… Fajne miejsce na randkę! Przywozisz tu mamę w rocznicę zapoznania się?
– Tak… to znaczy nie… – Plątał się.
– To znaczy? – Greg nie przestawał być wścibski.
– To znaczy ważna data, ale nie zapoznania się.
– O! – Ożywienie Grega wskazywało na to, że będzie drążył temat. – Zdradzisz tajemnicę? Proszę!
Niebieskie oczy syna wpatrywały się w niego intensywnie.
– Allie mnie zabije jak się dowie, że ci powiedziałem.
– Słowo tato! Nic nie zdradzę!
Greg uśmiechnął się szelmowsko.
– To przez ciebie. – Rzucił.
– Przeze mnie? – Zdziwienie Grega sięgnęło zenitu.
– Tutaj się począłeś.

Patrzył na syna, któremu szczęka niebezpiecznie zaczęła wychylać się z zawiasów.
– Gdzie? – Wykrztusił z siebie pytanie.
– Tutaj. Dokładnie w tym miejscu gdzie siedzimy.

Tęczówki jego syna nabrały odcienia czystego granatu.
– Ale jak to…?
– Zwyczajnie. To był 28 września. Zabrałem Allie po jej nocnym dyżurze na przejażdżkę. Wschodziło słońce. Swoją drogą, całkiem ładnie miasto wygląda o świcie.
– I… ?
– No i… jesteś.

Cisza, która nastała potem pomiędzy nimi sprawiła, że obaj po chwili wybuchnęli śmiechem.

– Zawsze wiedziałem, że masz naturę romantyka. – Powiedział nagle Greg. – Tylko nie wiedziałem, że jestem… – urwał.
– Na tyle ważny, żeby świętować tę datę?
Milczenie potwierdziło tok rozumowania jego syna.
– Poznanie Allie i twoje narodziny zmieniły wszystko.
– A Ellison?
– On jest owocem zmian. – Odpowiedział. – Z nim jest inaczej.

Znów chwilę pomilczeli.
– Fakt. Bardzo trudno mi było zaakceptować twoje pojawienie się. Nie ze względu na ciebie, tylko ze względu na mnie. Myślałem, że się nie nadaję najpierw na faceta dla Allie, a potem na ojca dla ciebie. Ale mijał czas i…

– Mija do dziś. – Dokończył. – A ty jesteś ciągle z mamą, a ja już dawno przestałem się bać, że mnie opuścisz. Nas opuścisz. – Poprawił się.
– Bałeś się? Kiedy przestałeś się bać?
– Bałem. – Przytaknął. – Było w tobie coś trudnego. Tajemniczego. Tylko mama sobie z tym radziła. Strach przeszedł z czasem. Teraz już jesteście z mamą łatwi do rozszyfrowania. Zawsze widać, co się między wami dzieje.
– Aż tak z nami źle? – Zapytał przekornie.
Greg-junior roześmiał się.
– Uwierz mi. Z wami jest całkiem dobrze.
Znowu milczenie.
– Byłeś… Jesteś… – Poprawił się. – Najlepszym ojcem jakiego mógłbym mieć. Nie miej wyrzutów sumienia.

– Przepraszam. – Powiedział nagle. – Za to, że przeze mnie… Że pogorszyłem tylko twoją sytuację. Nigdy nie chciałem cię zranić, ani… - zabrakło mu nagle słów.
– Nie pogorszyłeś. Wczorajsza rozmowa była potrzebna nam obojgu.
– Ale ja… - Greg spuścił głowę. – To nieporozumienie z babcią...
– Chcesz z nią porozmawiać?
Przytaknął.
– Powinienem ja przeprosić. Dużo złych słów jej powiedziałem.
– Będziesz miał szansę. Babcia zostaje jeszcze w mieście. Mieszka w hotelu po drugiej stronie jeziora.
– Myślisz, że będzie chciała się ze mną spotkać? Porozmawiać?
Przytaknął.
– Pytała mnie o ciebie. W środę wieczorem zaprosiliśmy ją z Allie na kolację. Będziesz mógł porozmawiać.


Nagle z daleka rozległ się warkot motoru.
– Poznaję ten warkot. – Greg uśmiechnął się. – Czyżby szykował się nam mały spęd rodzinny?
– Uhm. – Przytaknął. – Nie zrobiłeś się głodny? Bo ja tak. Zamówiłem jedzenie na wynos.

Chwilę później pojawiła się Allie z Ellisem. Oboje w rękach nieśli torby w jedzeniem.
– Czy panowie zamawiali coś do jedzenia? – Uśmiechnęła się do swoich mężczyzn.
– I parę innych rzeczy, które najlepiej smakują z samego rana. – Dodał House mrużąc oczy i uśmiechając się od ucha do ucha.
Greg gwałtownie odwrócił głowę, próbując nie roześmiać się, a Allie spojrzała na nich ze zdziwieniem.
– Greg, czy ty…
– Nie, skąd mamo. – Przyszedł w sukurs ojcu, widząc, że ten nie kwapi się z odpowiedzią. – Obaj byliśmy bardzo grzeczni.
– Taaaak… Macie ją wypisaną na twarzach. – Dodała wzdychając i zabierając się za rozkładanie smakołyków.


Popołudnie zdecydowanie mijało im w dobrych nastrojach. Zwłaszcza, że Greg przejawiał nadmiar dobrego nastroju i przekomarzał się z nią i chłopcami jakby nie było całej sprawy z matką. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że zdołał poradzić sobie z ostatnimi wydarzeniami na tyle, żeby po prostu cieszyć się takimi drobiazgami jak to wspólne spotkanie na wzgórzu i niespodzianka dla ich starszego syna. Właśnie! Prawie o niej zapomniała!
Rzuciła porozumiewawcze spojrzenie w stronę Grega. Spojrzał na nią przeciągle i uśmiechnął się. Potem oboje spojrzeli na syna.
– Co? Coś nie tak? – Zapytał zdziwiony widząc ich miny.
– Pamiętasz pewną gwiazdkę, kiedy dostałam od taty motor?
Skinął głową. Nie przestając przyglądać się obojgu z ciekawością.
– I? – Zapytał, gdy cisza trochę się przedłużyła.
– Pamiętasz co ci wtedy obiecałem?
Greg usilnie przewijał w pamięci tamte wydarzenia. Otwarte pudełko w salonie. Kurtka motocyklowa i kask w środku. I…
– Powiedziałeś, że jak skończę 16 lat… – Zawahał się. – Tato… Czy ty…?
– Jest twój. – Sięgnął ręką do kieszeni i rzucił synowi kluczyki.

Oczy Grega zmieniły momentalnie kolor. Były błękitne i wielkie. Wpatrywał się w ojca nie potrafiąc wykrztusić ani słowa.
– No co? Nie cieszysz się?
– Ale… Ale ja nie myślałem, że to na poważnie…
– To jest całkiem serio. – Mówi Allison. – To nasz prezent urodzinowy dla ciebie.
– Dla mnie? Naprawdę? Dziękuję!! – Patrzy na nich tym niebieskim wzrokiem przenosząc wzrok raz na jedno, raz na drugie.
– Wiem, ze jest stary, ale z drugiej strony znasz go bardzo dobrze. Widziałem jak przyglądasz się każdej śrubce. Oddajemy go w dobre ręce.

Greg próbuje coś powiedzieć, ale nie może. Niezdarnie przytula się najpierw do ojca, a potem do niej.
– Dziękuję. – Mówi i uśmiecha się nagle. – Z tym wzgórzem… zaplanowaliście to?
– To taki przedsmak twoich urodzin. W sam ich dzień, będziesz miał szansę porozmawiać z babcią.

Przytakuje i zamyśla się.
– Obiecuję nie popsuć tego co już się naprawiło.


Kiedy wracają do domu Ellison chwilę brzdąka na fortepianie i zmyka do Wilsonów, gdzie z bliźniakami testuje nowe gry komputerowe. Za chwilę Greg również znika informując że wróci za kilka godzin. Zostają sami. Greg włącza ich ulubioną płytę i wyjmuje książkę z rąk Allie, a potem siada obok przytula się i ogarnia ją ramionami.
– Wykorzystajmy chwilę dla siebie póki nasz zwierzyniec dostał wolne z ZOO. – Mówi wciągając słup powietrza.
– Kto by pomyślał że z ciebie taki romantyk? – Roześmiała się.
– Niedowiarek. – Mruczy jej w ucho – Ale to nic. Wystarczy, że mój syn w to wierzy.
– Powiedziałeś mu. – Głos Allison zdradza rosnące rozbawienie.
– Uhm. – Przytakuje.
– Zdrajco. To miała być nasza tajemnica. – Mówi i ogarnia go ramionami.
– Wiesz… Zawsze jak tam jestem… Mam potem kosmate myśli.
– Co ty powiesz? Ja myślałam, że masz je prawie zawsze. – Śmieje się na całego.
– Masz o mnie niskie pojęcie. – Prycha i robi jej więcej miejsca w swoich ramionach.
– Greg… – mówi po chwili milczenia. – Mam o tobie NAJLEPSZE pojęcie.
– Wiem – Odpowiada. – Zawsze wiedziałem. Nawet wtedy, gdy na nie nie zasługiwałem.

Za oknem powoli zapadał zmrok. Patrzył jak w salonie zaczęły przesuwać się cienie zachodzącego słońca. Przy sobie czuł ciepło Allie. Wniosła ze sobą do jego życia spokój, którego tak mu brakowało. Dała mu coś czego nie potrafił sobie wyobrazić, ze istnieje. Chciał jej powiedzieć tyle ważnych rzeczy.
– Czy… gdybyś miała szansę… chciałabyś poznać swoich prawdziwych rodziców?
Patrzy mu w oczy i uśmiecha się.
– Ja już ich mam.
– Ale teoretycznie… gdyby…
– Próbowałam ich kiedyś szukać. Bez skutku. – Odpowiada. – Dla mnie teraz to nie ma znaczenia. Miałam Kathy i Josepha. Czy twój ojciec żyje?
Przytakuje.
– A czy wie o tobie?
Kręci przecząco głową.
– Blythe chce mu to powiedzieć?
– Nie wiem. To skomplikowana historia. Ale gdyby powiedziała, a on chciałby…
– Chciałby cię poznać? – pyta po chwili przedłużającego się milczenia.
Zamiast tego przytula się do niej i głęboko wzdycha.
– Pozwól mu. – Szepcze mu cicho w ucho. – Jestem przekonana, że byłby z ciebie dumny i żałował, ze nie znał cię wcześniej.
– I kto tu jest romantyczką? – House powraca do swojego zwyczajowego sarkazmu. – Wierzysz w to?

Przytakuje i przytula się do niego tak jak zawsze, chcąc wyczuć spokojny rytm jego serca. Wiedziała, że za chwilę tak po prostu wplecie palce w jej włosy. Kiedy to w końcu zrobił, uśmiechnęła się: Greg House.
Jej powietrze, przestrzeń, cała masa radości i cały świat.
---------------------------


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:16, 25 Paź 2009    Temat postu:

Cytat:
– Starzejesz się…
– Ja też cię kocham. – Uśmiecha się.

Cytat:
– z drugą połową twoich genów – odpowiada.

Cytat:
– Wykorzystajmy chwilę dla siebie póki nasz zwierzyniec dostał wolne z ZOO.


Uwielbiam takie teksty.

Nadrobiłam dwie części. Piękne są...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SzatuunZiioom_
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 16 Sty 2009
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gorzów (W sercu Poznań)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:14, 25 Paź 2009    Temat postu:

Kolejna piękna część ;* .
Świetna rozmowa Grega z synem na wzgórzu ;p .
Czekam na jeszcze xd ;**


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:20, 26 Paź 2009    Temat postu:

Kropko oczywiście że nie mamy tego dość, bo dobrego Hameronu nigdy za wiele (zwłaszcza w ostatnim czasie)!!!
Druga połowa genów totalnie mnie rozwaliła


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bajeczka
The Wild Rose
The Wild Rose


Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 2472
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódzkie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:36, 26 Paź 2009    Temat postu:

Kropeczko co ja mam powiedzieć? Już dawno brakło mi słów. Jestes najlepsza w tym co robisz. Zawsze jak czytam twoje fiki, to wpadam w kompleksy, bo moje nigdy nie będą tak dobre. Poprostu ślicznie. Jak zwykle. Ale mam pewien niedosyt i szatańską myśl, by pojawiła się jescze mała dziewczynka o niebieskich oczkach

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:11, 26 Paź 2009    Temat postu:

BAJeczKa napisał:
Ale mam pewien niedosyt i szatańską myśl, by pojawiła się jescze mała dziewczynka o niebieskich oczkach


BAJeczKa? Zlituj się!
Ty wiesz ile oni mają lat?
Któż to dziewczątko zdoła urodzić i wychować?

No... może.... Greg-junior?
Ale do tego to jeszcze daaaaaaleeeeeeeeeeeko

Ps. I nie wpadaj w kompleksy. Zabraniam. Rób swoje, pisz swoje, publikuj swoje


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
macgyver
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:24, 27 Lis 2009    Temat postu:

jestem pod olbrzymim wrażeniem! Kropko, jestem fanką Twoich historii ale tu przechodzisz samą siebie... od pewnego czasu czytam Hameronkową sagę i dawkuję sobie tą przyjemność. z dużo większą niecierpliwością czekałam na przeczytanie kolejnej części niż na nowy odcinek 6 sezonu strasznie żałuję, że to już koniec a nowe "rozdziały" pojawiają się tak rzadko... pisz, proszę

znakomite wykorzystanie charakterów, znajomość psychologii, wszystko niemal bez naciągania i wyolbrzymiania. mniej więcej tak to sobie wyobrażam i mam nadzieję, że pojawi się ten wątek w podobny sposób w serialu. (pomarzyć dobra rzecz, choć... kto wie..)

dziękuję za dużo radości!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:14, 05 Gru 2009    Temat postu:

macgyver - dziękuję za ciepłe słowa. Specjalnie dla takich czytaczy jak ty spięłam się i napisałam dalszą część historii.

I dedykuję ją wszystkim czytającym, a nieujawniającym się czytaczom.
Może ktoś jednak da znak życia? Zapraszam

Tym którzy zostawiają swój ślad i wiernie śledzą Hameronkową sagę dziękuję. Postaram się nie przynudzać


49. Krawędzie życia


Spieszył się. Nie lubił jeździć w sobotnie poranki do pracy. Zdecydowanie wolał spędzać ten dzień z Jane i dzieciakami. Tego poranka najzwyczajniej w świecie zbyt dużo czasu zeszło mu na rozmowie z Emmą. Gdzie się podziała jego słodka dziewczynka? Świat czternastolatek wydał mu się nagle odrębnym kosmosem, a zrozumienie go wymagało nauki innego języka albo co najmniej instrukcji obsługi. Westchnął. Był już i tak spóźniony, a jeszcze gdzieś w kieszeniach płaszcza zagubiły mu się klucze od samochodu. Nerwowo przeszukiwał kieszenie, żeby po chwili odkryć, że schował je do kieszeni marynarki. To nie był zachęcający poranek. Nadciągała zima. Wszędzie było mokro i ponuro.

– James... – usłyszał nagle obok siebie i aż podskoczył.
– Greg… – odpowiedział zaskoczony. – Przestraszyłeś mnie.
– Przepraszam. – Odpowiedział szesnastolatek. – Nie chciałem cię przestraszyć.
– Stało się coś? – Zapytał widząc speszoną minę chłopaka.
– Ja… – Greg urwał w pół zdania próbując zebrać myśli. – Wiem, że…, że zapewne nie będziesz mógł mi powiedzieć… – Wilson doskonale znał te gesty pełne zakłopotania z pierwowzoru jakim był ojciec stojącego przed nim nastolatka.
– Greg? – Wilsona mimo tego, iż był spóźniony, zaciekawiło wyraźnie zmieszane zachowanie chłopaka.
– Chodzi mi o Michelle… To jedna z twoich pacjentek.
– Michelle? Tak. Wiem. A dlaczego o nią pytasz?
– Po prostu. Koleżanka ze szkoły. – Greg wzruszył ramionami.
– Masz rację. Nie mogę ci powiedzieć. – Wilson odwrócił się chcąc w końcu wsiąść do auta. – Tajemnica lekarska.
– A gdybym ci powiedział, że ona jest… – zawahał się. – TĄ koleżanką.
– TĄ? – Wilson roześmiał się patrząc na minę Grega. – To na pewno zmienia postać rzeczy, ale w dalszym ciągu nie mogę ci pomóc. Zresztą… nie odwiedzasz jej, nie widziałem cię w szpitalu. Skąd mogę wiedzieć, że ona jest TĄ koleżanką?
– Odwiedzam. – Odpowiedział Greg. – Wiem jak wejść i wyjść, żeby mnie zauważyło jak najmniej osób… ewentualnie nikt. A ja chciałbym wiedzieć. Po prostu wiedzieć.
Pewny siebie i mocny głos chłopaka postawił Wilsona do pionu.
– Nikt nie chce mi powiedzieć. Ani jej rodzice, ani ona sama. Zdążyłem tylko włamać się przez taty komputer i dowiedziałem się, że to nawrót białaczki. Poczytałem trochę na temat terapii jaką zastosowałeś w jej leczeniu, ale w internecie niewiele o tym znalazłem. Podpytałem trochę taty, ale zaczął mi się dziwnie przyglądać więc postanowiłem przyjść do ciebie. Proszę cię tylko o to, żebyś mi powiedział jakie są rokowania. Wiem że nawroty są paskudne, ale nie wiem jak naprawdę wygląda sytuacja. Jeśli ty mi nie powiesz wymyślę coś i się dowiem.
Wilson słuchał monologu nastolatka i zastanawiał się jakim cudem ten niepewny i zakłopotany chłopak, który przed chwilą stał przed nim w jednej sekundzie stał się taki pewny siebie i męski.
– Masz trochę czasu? – Wilson zdecydowanym ruchem odblokował alarm i otworzył drzwi samochodu
– Jest sobota. – Odpowiedział. – Mam go bardzo dużo.
– To wskakuj. Jeśli już masz zrobić to „coś”, wolę być przy tym.



Allison patrzyła przez kuchenne okno jak jej syn rozmawia z Jamesem, a potem obaj wsiadają do samochodu i odjeżdżają. Co prawda Greg powiedział jej wczoraj, że zaplanował sobie sobotę i żeby się nie martwiła jak nie znajdzie go rano w domu, ale fakt, że odjechał z Wilsonem tylko wzmógł jej ciekawość.
– Mamuś. – Orzeźwił ją głos Ellisona. – Jestem głodny…
Odwróciła się i zobaczyła syna przecierającego oczy. Był jeszcze w pidżamie.
– Już wstałeś? Jest jeszcze wcześnie. Myślałam, że zechcesz pospać dłużej. Miałeś ciężki tydzień.
– Wstałem… Nie mogę spać. – Ellison ziewnął nagle i podszedł bliżej. – Zrobimy tosty? Takie jak lubimy z tatą?
– Dobrze. – Uśmiechnęła się. – Wyjmij pieczywo. Zrobimy gromadę tostów.
– Jaaaaasne... – Ellisonowi uśmiechnęły się zaspane oczy. – A potem zbudzimy tatę i będziemy się nimi opychać. Możemy?
– Możemy. – Odpowiedziała. – Tata już nie śpi i myślę, że ucieszy się ze śniadania w łóżku.
Zapewne po śniadaniu pościel będzie do zmiany, ale wcale się tym nie przejmowała. Takie chwile jak ta należały do rzadkości. Mogli rozmawiać, śmiać się i po prostu być. Kiedy wkroczyła do sypialni z kawą w rękach zobaczyła Grega czytającego poranną prasę.
– Czuję jakiś zapach. – Powiedział nie podnosząc oczu znad czytanej gazety.
– Kawa. – Odpowiedziała stawiając kubek na szafce nocnej.
– Nie kawa. Coś jeszcze.
Podniósł wzrok znad gazety.
– Nie dość, że masz słuch absolutny, to jeszcze do tego węch. Pozwól sobie zrobić niespodziankę. Ellison zapieka twoje ulubione tosty. Doszedł do niezwykłej wprawy. Już tylko 1/3 kuchni muszę potem po nim sprzątać. Idę zanim zdąży zdemolować kolejną część.

Zdjął okulary i popatrzył za nią jak wychodzi z sypialni. Już dawno nie mówił jej, że wygląda cudownie o poranku z kawałkiem nocy na oczach. Lubił się obudzić pierwszy i wpatrywać się w jej twarz, bawić się kosmykami włosów… Mimo wielu lat spędzonych razem wciąż w jakiejś części stanowiła zagadkę. Jej sposób rozbrajania jego nastrojów, niewidzialnej, kobiecej ręki roztaczającej dziwny blask i przyprawiający go o zawrót głowy. Wciąż. Nigdy nie miał jej dosyć i już dawno zapomniał, że związek z nią miał stanowić jakiś problem. Do dziś jednak nazywał się idiotą za to, że jej kiedyś nie chciał i tak długo mu zeszło, żeby pozwolić jej wejść w swoje życie.

Kiedy weszli z talerzami tostów uśmiechnął się od ucha do ucha.
– Ooooo! Wiecie jak poprawić mi nastrój!

Ellison z miejsca zaczął rozrabiać z wdziękiem, który nie pozwalał im się na niego gniewać. Rozpanoszył się w ich łóżku i z przejęciem – pomiędzy kęsami – opowiadał o wielu mniej lub bardziej istotnych szczegółach jego dziecięcego świata, a że buzia mu się nie zamykała rzadko mieli okazję wtrącić jakiekolwiek zdanie, bo nie dość że zadawał pytania – to na nie także odpowiadał.

– Zabiorę to mamuś. I włożę do zmywarki. – Ellison sięgnął po tacę z naczyniami. – A potem pogram sobie, dobrze?
– Dobrze. – Odpowiedziała pomagając mu zebrać poranny bałagan.
Kiedy Ellis wyszedł z tacą z brudnymi naczyniami przyciągnął ją do siebie i zanurzył nos w jej włosach.
– Greg…
Kiedy próbowała delikatnie wyswobodzić się z jego ramion stanowczo zatrzymał ją przy sobie.
– Wykupne. – Powiedział patrząc jej prosto w oczy.
Wtedy po prostu go pocałowała i na chwilę wszystko zniknęło.

– O rany! – Usłyszeli głos Ellisona. – Nie znudziło się wam jeszcze? Wystarczy was spuścić z oczu, a już się całujecie! Jesteście tacy sami jak Greg!
– Jak kto? – Zabrzmiało równocześnie i nagle Ellis poczuł na sobie ich wzrok.
– Eeee… – Ellison już nie był taki pewny siebie jak wcześniej. – Nic już nie powiem. – dodał wybiegając z sypialni.
– No to może powiesz jak ma na imię? – Krzyknął Greg za wybiegającym synem.
Odpowiedziała mu cisza. Po chwili jednak do sypialni zajrzała głowa chłopca.
– Nie wydacie mnie?
Zaprzeczyli natychmiast.
– Michelle. Chodzi z Gregiem na literaturę i francuski.
Głowa chłopca zniknęła za drzwiami.
– Ładna jest? – Greg nie zważając na szturchnięcie Allie dalej wołał z sypialni.
– Okropna!! – Dało się słyszeć z głębi salonu i za chwilę usłyszeli dźwięki nieznanej melodii dochodzącej z oddali.
– Nasz syn ma dziewczynę. – Głos House’a zdradzał zainteresowanie.
– To chyba normalne w jego wieku. – Odpowiedziała próbując nie nadawać swojemu głosowi emocjonującego brzmienia.
Popatrzył na nią z udanym zdziwieniem.
– Właśnie się dowiedziałaś, że nasz syn całuje się z jakąś obcą dziewczyną, której żadne z nas nie widziało i postanowiłaś przejść obok tego obojętnie? Może trzeba porozmawiać z nim o genach i bezpiecznym seksie?
Teraz on postanowił odegrać rolę zatroskanego rodzica.
– Greg! On ma 16 lat!
Roześmiał się.
– Wreszcie wróciła do mnie moja Ally. – Przysunął się do niej. – Co robiłaś jak miałaś 16 lat?
– Uczyłam się? – Jej głos zabrzmiał bardzo niewinnie.
– Ja natomiast… – Położyła mu palec na ustach.
– Nie kończ. – Odpowiedziała tak zmysłowo, że poczuł dreszcz przechodzący przez ciało.
Przyciągnął ją do siebie.
– Wiesz… dopóki słychać muzykę jesteśmy bezpieczni. Ten utwór trochę potrwa. Możemy chociaż dokończyć nasze całowanie?
– Uhm… – Odpowiedziała. – Obawiam się, że to wszystko co możemy tego poranka zrobić.
Po chwili znowu większa część świata zapadła się pod ziemię i była tylko ona i on…
– Jak powiedział Ellis? Michelle? – House nagle oprzytomniał. – Wilson ma taką pacjentkę na oddziale.
– Poczekaj… – Allie zamarła. – Dziś rano widziałam jak Greg rozmawiał z Wilsonem, a potem obaj odjechali. Myślisz…

Popatrzyła na niego i zobaczył, ze jej oczy robią się dziwnie smutne.


– Czy Michelle jest…? – Zapytał Wilson podchodząc do chłopaka z teczką w ręku.
– Jest ważna. Po prostu ważna James.
– Ważna na tyle żeby się przejmować?
– Na tyle, żeby obok niej być bez względu na cenę jaką przyjdzie mi zapłacić.
Wilson uważnie przyglądał się chłopakowi, który odwrócił się w stronę okna i zaczął przypatrywać się smutnemu, późnojesiennemu krajobrazowi. Miał ten sam wyraz twarzy jak jego ojciec, kiedy mówił coś ważnego i używał podobnego języka.
– Te wasze metafory… - Wilson westchnął. – Nie możecie mówić otwarcie? Greg urwie mi jaja za to że rozmawiam z tobą o takich rzeczach. – Wilson postanowił bardzo poważnie potraktować całą sytuację i nie kombinować tylko być zupełnie szczerym.
– Nic mu nie powiem. Muszę wiedzieć. Powiedz mi po prostu jakie są szanse. – Głos Grega był dziwnie spokojny.
– Białaczka wróciła po 12 latach. Bierze drugą partię chemii. Będę mógł powiedzieć coś więcej jak organizm zacznie reagować. Wyniki badania po pierwszej serii nie są jednoznaczne i tak naprawdę nie potrafię ci odpowiedzieć na twoje pytanie. Trzeba czasu.
– A co mówią statystyki?
Wilson westchnął, odłożył plik kartek na biurko i podszedł do Grega.
– Bardziej się udaje niż się nie udaje. Ale ja nie mogę ci dać żadnej gwarancji. Białaczka uderzyła mocno i w czułe punkty. Organizm jest bardzo wyeksploatowany po poprzedniej dawce.
– To znaczy…
– To znaczy, że wszystko się może zdarzyć. Po 2 serii zrobię jej kolejne badania. Mam nadzieję, że one powiedzą nam więcej. Chcesz do niej pójść? Jej rodzice będą tu dopiero po południu więc masz okazję pobyć z nią sam.
Skinął głową.
– Powiesz mi jak się tu można dostać nie będąc widzianym?
Greg uśmiechnął się.
– Nie wiesz? Myślałem, że kumpel taty wie i że korzystacie z tego systemu chcąc się gdzieś przechować.
– Nie wiem. – Odparł. – Z Gregiem uprawiamy inne sporty w szpitalu. Choć on dalej z uporem maniaka chowa się przed kliniką.
– Tata to tata. Ma swoje tajemnice i wciąż robi jakieś niestandardowe rzeczy. Ostatnio poszedł do szkoły i jakby nigdy nic zabrał Ellisa. Zniknęli na cały dzień. Oboje z mamą nie wiemy co robili, bo żaden z nich nic nie powiedział. To pewnie jedna z tych rzeczy, które i ja lubię robić z tatą i o których nikt nie wie. Takie nasze, męskie tajemnice.
– Mi też nie powiesz? Ech… Nie ma to jak chłopcy… Z dziewczętami jest inaczej…
– Może po prostu musisz zrobić coś fajnego z Emmą. Takiego typowego dla dziewczyn. I też mieć z nią kilka ojcowskich tajemnic.
– Żartujesz? Przecież ona nawet nie chce ze mną rozmawiać. Ma swój świat.
– Każdy ma. Tak jak tato. Tylko trzeba znaleźć klucz.
– To co zrobiłbyś na moim miejscu?
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Rozpieściłeś ją. Czasami potrafi być naprawdę nieznośna. Przepraszam… – zreflektował się po chwili uznając, że powiedział zbyt dużo.
– Nie przepraszaj. Wiem. – Wilson westchnął. – To jak z tym tajnym przejściem?
– Kiedyś jak robiliśmy niespodziankę mamie, tata nas tamtędy przyprowadził. Miałem chyba z 12 lat. Trzeba się tylko dostać do podziemnego parkingu i stamtąd schodami awaryjnymi wdrapać się na to III piętro. A potem…
– Już wiem. – Wilson roześmiał się. – System pożytecznych schowków po drodze. Następnym razem idąc na oddział wszystkie sprawdzę.
– Nie chciałem, żeby rodzice się dowiedzieli. Teraz też ryzykuję, że im powiesz.
– Jeśli nie chcesz, nie zrobię tego.
– Nie chcę. Chcę zrobić to sam jak przyjdzie pora. Zresztą… To jest Michelle. Nawet jej nie znają.
– Ale znają ciebie. Powinieneś porozmawiać z Allie. Ona… - Urwał.
– Mama?
– Tak. Ona pomoże ci wiele spraw zrozumieć. To może być trudne. Zwłaszcza w tym punkcie, w którym okaże się, że chemia nie działa.
– Mam trochę więcej szansy na to, że tak się nie stanie, a jeśli się stanie… - Greg urwał. – To nie chcę potem żałować, że byłem osłem, ale chcę wiedzieć, że zrobiłem wszystko co mogłem, żeby dać jej mnóstwo radości.

Teraz Wilson naprawdę pożałował, że podobnych rozmów nie może prowadzić z własną córką.


Michelle miała jasne włosy zebrane w kucyk i ogromne oczy. Delikatnie zaróżowiła się, gdy zobaczyła wchodzącego z Jamesem Grega.
– Dzień dobry. Zobacz kogo ci przyprowadziłem.
– Dzień dobry doktorze. – Odpowiedziała. – Czy on może tu być? Nie jest chyba pełnoletni – próbowała żartować.
– Powiedzmy że specjalnie dla ciebie mogę postarać się o przepustkę – mrugnął James sięgając po kartę. – Jak się czujesz?
– Ujdzie. Bywało gorzej. – Powiedziała próbując podnieść się na łokciach. Greg natychmiast podszedł do niej i pomógł jej usiąść.
– Mam nadzieję, że wizyta twojego kolegi poprawi ci nastrój. Proszę się zachowywać poprawnie. Wychodzę.
Wilson machnął do nich ręką i wyszedł z sali. Greg wsunął dłoń w jej i splótł palce.
– A teraz możesz powiedzieć prawdę. Nie musisz udawać czy robić czegoś z grzeczności.
– To chemia Greg. Zawsze będziesz się czuć paskudnie, ale w porównaniu z ostatnim razem jest nieźle. Skąd znasz doktora?
– Znam go odkąd pamiętam. To przyjaciel mego taty. Pracują razem w tym szpitalu.
Przysunął się bliżej. Odsunęła się i lekko odwróciła głowę. Chciała zabrać rękę, ale Greg przytrzymał ją mocniej.
– Co się stało?
Milczała.
– Michelle… ?
Wydawało mu się, że zanim powiedziała cokolwiek minęła wieczność.
– Mam metaliczny posmak w ustach i odnoszę wrażenie, że moje ciało cuchnie.
– Michelle…? O czym ty mówisz? To chemia. To naturalne, że możesz mieć takie odczucie, ale uwierz: jest ok. Ja nic nie czuję. Mam natomiast ogromną ochotę cię przytulić i mieć wszystkich w nosie. Nawet twoich rodziców jak tu przyjdą.
Uśmiechnęła się.
– Tata nie zostawiłby na tobie suchej nitki.
– To jeszcze nie znasz mojego. Podejrzewam, że byłby w stanie usadzić twojego w jednej chwili.
– Żartujesz?! Jego nikt nie jest w stanie przebić.
– Wiesz co? Nie kłóćmy się. Włażę tu i po prostu poczekajmy na twojego tatę. Zobaczymy co się stanie. Postawimy zakłady na to, kto wygra w tej rozgrywce. Przynajmniej będzie z tego jakaś zabawa.
Usiadł obok niej na łóżku. Przysunęła się bliżej i oparła czoło na jego ramieniu. Zaledwie udało mu się wprowadzić trochę radosnej atmosfery, a już znów jakiś smutek ich ogarnął.
– Boję się. – Usłyszał jej ciche wyznanie.
Ogarnął ją ramieniem nie próbując ani przez chwilę ukryć coraz szybciej bijącego serca. Był tylko szesnastolatkiem i nie wiedział nic o umieraniu i lęku z tym związanym. Na pewno wiedzieli o tym jego rodzice, którzy z tym problemem zmierzyli dwa lata wcześniej. Wiedział, że dla niego najważniejsze było po prostu to, że byli obok.
– Nie zostawię cię. Będę blisko. – Odpowiedział.
– Ja umrę Greg. – Poczuł jak opiera się ciężej na ramieniu, jakby szukała schronienia.
Nie odpowiedział tylko otulił ją szczelniej ramionami.
– Mam zamiar cieszyć się każdą chwilą z tobą. – Powiedział po chwili. – Obojętnie ile czasu zostało nam obojgu.



– Co ty tu robisz? Nie szkoda ci sobotniego popołudnia? – Wilson spojrzał zdziwiony na Allison, która właśnie zdążyła otworzyć drzwi i wejść do jego gabinetu.
– Szukam Grega i zanim go znajdę chciałabym porozmawiać z tobą.
Wilson westchnął i przetarł dłonią twarz.
– Jak to się dzieje, że jesteście krok przed swoimi dziećmi? Mi to się nie udaje.
– Czysty przypadek. Ellison wygadał się że Greg ma dziewczynę o imieniu Michelle, Greg przypomniał sobie że masz taką pacjentkę, a ja widziałam jak dziś rano rozmawiałeś z moim synem i potem obaj odjechaliście. Powiedz mi, że to nie to o czym myślę.
– Przykro mi. – Wilson wstał i podszedł do niej. – To jest właśnie to.
– Szanse? Rokowania?
– Powiem ci po kolejnej serii badań. W następnym tygodniu będę je robił.
– Powiedziałeś mu?
– Możesz na mnie nakrzyczeć, ale tak. Powiedziałem. Byłem z nim szczery. Zasługuje na to.
– Mam ochotę cię udusić, ale wiem, że zrobiłeś dobrze. – Powiedziała chowając twarz w dłoniach.
Podszedł bliżej i położył dłoń na jej ramieniu.
– Jak to się dzieje, że potwory przeszłości ciągle nas ścigają. Możesz mu pomóc przez to przejść jeśli sprawy zajdą tam, gdzie wszyscy nie chcemy żeby zaszły.
– Powiesz mi jak sprawy zajdą tam, gdzie nie powinny?
Przytaknął
– Gdzie go znajdę?
– W szóstce.

Kiedy szła korytarzem miała pustkę w głowie. Nie wiedziała co ma powiedzieć własnemu dziecku i jak się zachować. Kolejne koło życia zatacza krąg. Tylko dlaczego z perspektywy czasu wcale nie jest łatwiej? Wiedziała, że będzie bolało ją samo patrzenie na jej syna, który niewątpliwie będzie cierpiał.

Potem przez niedomknięte żaluzje zobaczyła Grega jak przesiada się na łóżko, przysuwa w stronę jasnowłosej dziewczyny, która kładzie mu czoło na ramieniu. Potem mówią coś do siebie, a on po prostu mocniej ogarnia ją ramionami.

-----------------------------------



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Sob 20:23, 05 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kejti
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 18 Paź 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:22, 05 Gru 2009    Temat postu:

Przyznam szczerze, że nie przeczytałam wszystkich części... tych środkowych. Ale pamiętam jak na początku lipca znalazłam forum, a na nim Hameronka. A stamtąd już krótka droga do "Sagi'. Zarwałam noc, byle tylko przeczytać części, jakie dotychczas napisałaś.

A dziś, 'na głodzie' wróciłam do tego opowiadania, i gdzieś w środku poczułam miłe ciepło. Takie, które każdy czuje, gdy sprawy idą odpowiednim biegiem.
Tak też jest tu. Bo mimo krętych ścieżek, oni mają siebie. Mimo tego, że w serialu skrzywdzono tę parę Ty pokazujesz, że mogli być szczęśliwi.

Naprawdę bardzo ładne, ciepłe i jak najbardziej na miejscu...

Czekam na kolejne twory z kropkowym znakiem jakości


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kejti dnia Sob 21:23, 05 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:52, 05 Gru 2009    Temat postu:

Kejti napisał:

A dziś, 'na głodzie' wróciłam do tego opowiadania, i gdzieś w środku poczułam miłe ciepło. Takie, które każdy czuje, gdy sprawy idą odpowiednim biegiem.
Tak też jest tu. Bo mimo krętych ścieżek, oni mają siebie. Mimo tego, że w serialu skrzywdzono tę parę Ty pokazujesz, że mogli być szczęśliwi.

Naprawdę bardzo ładne, ciepłe i jak najbardziej na miejscu...

Czekam na kolejne twory z kropkowym znakiem jakości


Mój upór, aby to pokazywać - jest wręcz maniakalny. Nie umiem się oprzeć ich historii i pozostawić na boku nawet jeśli serial podążył jak podążył.

Poza tym "kropkowy znak jakości" stawia mnie do pionu i chcę się starać.
Dla WAS zawsze warto.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashe
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:16, 05 Gru 2009    Temat postu:

W jednym z tematów napisałam, że jest na tym forum około sześciu tekstów, do których wciąż powracam.
A to jest jedno z nich. Kiedy - rzadko, bo rzadko - zdarzały się dłuższe przerwy w dodawaniu nowych części, to czytałam od początku cały tekst.
Poprowadziłaś tę historię w wprost niesamowity sposób. A Greg - i starzy i młodszy, robią na mnie niezatarte wrażenie. Mimo wszystko, chciałabym, aby Michelle wyzdrowiała. Ale zdaję sobie sprawę, że nie można mieć wszystkiego, więc jakkolwiek zdecydujesz się to pociągnąć, to i tak będę zadowolona.
Świetna historia.
Mashe


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
anna lee.
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 08 Sie 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza ekranu.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:41, 06 Gru 2009    Temat postu:

kropeczko, myślałam, że jesteś taką weteranką, że doskonale wiesz ile dla nas znaczy każde Twoje słowo i każda chwila wzruszenia.

codziennie sprawdzam, czy w którymkolwiek z Twoich opowiadań nie pojawiło się coś nowego.

codziennie czekam na to "coś".;];*;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 27, 28, 29  Następny
Strona 28 z 29

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin