Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Zapomniany początek [18/18]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Faberry
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:48, 21 Sty 2016    Temat postu:

No ba Wedle woli:)

Prawie demonie!
No właśnie, punkt dla niego! Cuddy pozostaje sobą, już wiadomo dlaczego tyle demonów Żart.
O to chodzi W końcu i tak się odnajdą. To jeszcze lepiej

Też mam nadzieje
To może Thirteen? Foreman poczytałby może coś CamTeen?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:08, 24 Sty 2016    Temat postu:

To nie sprawa woli, tylko weny... No i nie umiem się zdecydować, co miałabym teraz tłumaczyć, bo przydałoby mi się coś lekkiego i prostego, a w folderze mam same poważne fiki

oj tam, formalności
Strasznie celny żart! Może dlatego Cuddy nadal jest w niebie - bo gdyby ją wysłać na ziemię/do piekła, to demony stamtąd musiałyby gdzieś uciec
Odnajdą - tak, ale czy się zakochają...

O, Trzynastka już bardziej. A potem czytałaby przez ramię Foremanowi


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Faberry
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:18, 24 Sty 2016    Temat postu:

Weny oczywiście swoją drogą Ale woli też. Była kiedyś mowa o jednym takim ff gdzie Wilson jest zazdrosny (nto nawet nie gnębienie, ale miła odmiana). Jednak jak będzie zdecydujesz sama bo to Twój czas i chęci No i wena.

Heh
Byłaby sama, no prawie
Na to liczę i chyba o to chodzi. Swoją drogą, ale z Kutnera niemal romantyk. Albo nawet nie niemal. Nasi chłopcy są dla niego inspiracją

Właśnie tak


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 4:29, 28 Sty 2016    Temat postu:

Tylko że ja wolę mam, ale z weną coraz gorzej Yeah, sequel fika "Pstryk, kotku, pstryk" To jest mój pierwszy punkt na liście do tłumaczenia, ale to właśnie jeden z tych fików stanowiących tłumaczeniowe wyzwanie, jak zresztą wszystkie teksty G.E. Waldo/GeeLady. I jeszcze musiałabym odnaleźć drukowaną wersję tego fika, bo mam na niej sporo notatek, a gdzieś mi się to zapodziało

Well, nie będę spoilerować Tiaaa, nasi chłopcy z każdego zrobią romantyka (pomijając osoby bez serca i/lub rozumu)



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Faberry
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:58, 28 Sty 2016    Temat postu:

Rozumiem Skoro to wyzwanie to niech poczeka na więcej weny a teraz odpocznij Powodzenia w szukaniu!

Nie spoileryj Zdecydowanie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 5:03, 01 Lut 2016    Temat postu:

Noo, przed odpoczynkiem muszę jeszcze dokończyć tego fika... a później zobaczymy, jakie będą plany mojej niesfornej weny Dzięki



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Faberry
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:38, 01 Lut 2016    Temat postu:

Jeszcze dwa rozdziały Niemal tylko Jasne



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 6:12, 19 Lut 2016    Temat postu:

.


Rozdział 17


- Patrz na to.

Wilson zerknął spod uniesionej brwi na swojego przyjaciela. Stali obaj przy metalowej balustradzie na drugim piętrze szpitalnego lobby. House przechylał się przez poręcz, obserwując mrowie ludzi przepływające z jednego pomieszczenia do drugiego, zaś Wilson po prostu dotrzymywał mu towarzystwa. Nie miał żadnych pacjentów zapisanych na tak wczesną godzinę, więc uznał, że może w ten sposób zabić trochę czasu. House natomiast trzymał torebkę fistaszków, a jego bystre oczy śledziły jeden konkretny cel.

- Co ty właściwie robisz? - spytał Wilson.

- Prawie... już! - Obróciwszy torebkę do góry dnem, wyrzucił z niej orzeszki, wysypując łupinki i słone okruchy na Tauba, który dopiero co wyszedł z windy. Taub podskoczył, kiedy spadło na niego jedzenie, jednocześnie wypuszczając z rąk jakichś papierów.
- Rany, House, nie możesz zostawić go w spokoju choćby na jeden dzień?

- Ale on jest taki uroczy, kiedy się czerwieni - jęknął House, po czym wyszczerzył zęby w uśmiechu do swojego podwładnego.
Taub stał tam przez chwilę, rozdziawiwszy usta z zaskoczenia, aż w końcu warknął: - Do diabła, Greg!

- Czy on właśnie zwrócił się do ciebie po imieniu?

- Ostatnio stale to robi, to irytujące.

Obaj patrzyli powątpiewającym wzrokiem, jak Taub z rozdrażnieniem pozbierał swoje papiery, a następnie przemaszerował przez lobby i wyszedł głównymi drzwiami.

Taub kipiał ze złości, ściskając mocno swój stos papierów. Przez cały dzień był kłębkiem nerwów, wiedząc, że w jego szafce leży najnowszy rozdział opowieści Kutnera pod tytułem "Zapomniany początek". Jego głowę nadal zaprzątało mnóstwo pytań, więc spieszył się do domu, by znaleźć na nie odpowiedzi.

I wtedy uśmiechnął się od ucha do ucha.

Co się stanie z Gregiem i Jamesem?


Było po wszystkim... Wreszcie było po wszystkim...

Greg ze zdumieniem wpatrywał się w niebo nad swoją głową, po którym białe chmury przesuwały się w ślimaczym tempie. Jego ciało było wycieńczone bólem, miał połamane kości i uszkodzone narządy wewnętrzne. Z początku otaczała go cisza, lecz po chwili do jego uszu zaczęła docierać muzyka. Ptaki. Słyszał szelest liści przetaczających się po ziemi i delikatny szum powiewów wiatru.

Zmęczony uśmiech pojawił się na jego krwawiących wargach, a jego ramiona zadrgały, kiedy zaczął się śmiać. Najpierw był to cichy chichot, prychnięcie, po czym z jego ust wydobyła się salwa śmiechu. Jego głos rozniósł się po okolicy, doprowadzając do tego, że ptaki przerwały swój śpiew. Śmiał się, leżąc na ziemi, a kurz wsiąkał w jego nadpalone ubrania. Było po wszystkim! Wreszcie! Po wszystkim! Odrzucił głowę do tyłu i śmiał się ze wszystkich sił. Jego ciało było potrzaskane, znajdował się na dnie krateru, jaki powstał od siły uderzenia, z jego skrzydeł została jedynie plątanina kości i poszarpanej skóry, ale wcale się tym nie przejmował! Było po wszystkim!

Jego śmiech zaczął cichnąć i wkrótce szaleńcza radość obróciła się w urywany szloch. Zacisnąwszy mocno powieki, zakaszlał, a z jego oczu popłynęły łzy. Wkładając w to całą wolę, jaka została w jego duszy, podniósł swoje drżące, poparzone ramiona. Spojrzał na nie, a jego łzy popłynęły szybciej. Jego skórę pokrywały czarne ślady w kształcie niebezpiecznych błyskawic. Wciąż pamiętał ten ból, świeże blizny pulsowały, sycząc w zetknięciu z chłodnym powietrzem. Greg ponownie zacisnął powieki i opuścił ręce, pozwalając im dotknąć jedynej rzeczy, której pożądał. Wówczas, dokładnie w tym momencie, uśmiechnął się, łkając ze szczęścia i przytulając Jamesa bliżej do siebie, podciągając go nieco wyżej, by mógł ukryć twarz w jego brązowych kosmykach. Wszystko wydarzyło się tak szybko, a zarazem tak wolno.

W tej samej chwili, gdy Lisa klasnęła w dłonie, Greg rzucił się w stronę Jamesa, chwytając dłońmi skrzydła swojego ukochanego, zanim ten zdążył zniknąć bezdennej wyrwie pod jego stopami. Demon trzymał go ze wszystkich sił i pozwolił, by jego ciało zostało ściągnięte w dół w ślad za aniołem. James spadał jak kamień, był sparaliżowany. Ich prędkość rosła coraz bardziej, aż pęd wiatru zaczął szczypać Grega w oczy. Wkrótce mieli dotrzeć do miejsca, gdzie rozpoczynała się atmosfera świata śmiertelników, która otoczy ich i spali wszystko, z czym się zetknie. Działając prędko, Greg chwycił barki swojego ukochanego i wsunął się pod niego. Musiał go chronić, musiał oszczędzić Jamesowi tego bólu. Wymagało to wysiłku, lecz Greg zdołał znaleźć się przed swoim przyjacielem i otoczyć go ramionami. Był gotów przyjąć na siebie cały impet palącego gorąca, godząc się z nowymi bliznami i poparzeniami, jeżeli tylko James wyjdzie z tego cało.

Przyciskając twarz Jamesa do swojej piersi, Greg trzymał go mocno i rozpostarł skrzydła, licząc na to, że uda mu się złapać trochę powietrza i spowolnić ich spadanie. To mogłoby mu się udać, gdyby oba jego skrzydła były sprawne, jednak skoro jedno z nich było złamane, nie mogło stawić oporu powietrzu. Jeśli nie mogło stawiać oporu, to nie mogło również złapać powietrza. Uszkodzone skrzydło jedynie trzepotało nad nim bezradnie. Greg zacisnął zęby, czując pierwszą falę gorąca, z jego kurtki zaczął unosić się dym, mówiąc mu, co jeszcze go czeka. Jego palce zacisnęły się na Jamesie, jego ciało rozprostowało się, usiłując zwiększyć swoją powierzchnię. Jego nogi miały osłonić nogi Jamesa, zaś jego tułów miał stanowić tarczę dla reszty ciała anioła.
- Wszystko będzie dobrze - wyszeptał, chociaż sam nie miał co do tego pewności. Ciało Jamesa było ciężkie i szybciej spychało go w dół. Przez krótką chwilę Greg był szczęśliwy, widząc, że James zamknął oczy, zanim jego ciało zostało unieruchomione. Mając zamknięte oczy, anioł nie będzie w stanie zobaczyć, co się dzieje wokół niego. Nie zobaczy płomieni, nie zobaczy, jak odległość między nimi a światem śmiertelników staje się coraz mniejsza.

Nie będzie świadkiem bólu, którego Greg ponownie doświadczy.

Greg syknął głośno, kiedy temperatura stała się nie do zniesienia. Zaciskając powieki, wbił paznokcie w plecy Jamesa. Atmosfera zaczynała trawić jego ciało. Pomarańczowe światło otoczyło kontury jego sylwetki, wzdłuż jego rękawów ukazały się płomienie, przypalając na czarno jego ubranie, dosięgając jego skóry. To bolało, ale Greg nie wrzasnął, przygryzł zębami język, by uciszyć swoje krzyki. James niczego nie widział, jednak demon wiedział, że James nadal wszystko słyszał. Greg zamierzał oszczędzić mu tych dźwięków. Otworzywszy oczy, Greg spojrzał w górę, a to, co zobaczył, sprawiło, że ryknął. Skrzydła Jamesa zaczynały płonąć. Nadal były rozpostarte, pozbawione ochrony.
- Nie! - Grega ogarnęła panika. Skrzydła Jamesa były takie piękne, tak czyste, a teraz płonęły i ich pióra wkrótce miały zrobić się czarne. Myśląc prędko, Greg podjął usilną próbę owinięcia własnymi skrzydłami skrzydeł anioła. Udało mu się osłonić jedną stronę swoim sprawnym skrzydłem, jednak drugie, to zdruzgotane, wymykało się jego kontroli. Objąwszy rękoma głowę Jamesa, Greg trzymał go mocno. Ból stawał się coraz dotkliwszy, jego skóra płonęła. Spomiędzy jego zaciśniętych warg zaczęła sączyć się krew. Nie mógł krzyczeć, nie zamierzał pozwolić, by Jamesa gnębiło poczucie winy.

Upadek z nieba trwał cztery minuty.

Były to najdłuższe cztery minuty, jakie ktokolwiek potrafiłby znieść.

Siła upadku wycisnęła powietrze z jego płuc. Ciało Jamesa, spadając na niego, pogruchotało mu kości. Upadli z taką prędkością, że wydrążyli w ziemi krater. Jakiej wielkości? Greg nie wiedział. Jedyne, co go obchodziło, to to, że było po wszystkim.

Wreszcie wszystko dobiegło końca.

Tak więc leżał na ziemi, szlochając, tuląc blisko do siebie bezwładne ciało Jamesa.
- Udało nam się - wykrztusił, zanurzając palce we włosach anioła. - Udało nam się, James.


- Widziałem to tam!

Lucas szybciej zamachał skrzydłami, wskazując na smugę dymu, która ukazała się nad horyzontem.
- Jesteś pewien, że to on?
Lucas obejrzał się na lecącego za nim demona, jego zaniepokojone oczy nie traciły czujności. - Wszędzie rozpoznam ten zapach!

Stacy zacisnęła wargi i ruszyła w ślad za nim, a czarne skrzydła u jej ramion chłostały powietrze.
- Jeśli anioły coś mu zrobiły, osobiście wytoczę im wojnę!

- Amen, siostro! - warknął Lucas. Mijając lasy i punkty orientacyjne, odnaleźli polanę, której szukali. Pośrodku pustkowia ciągnął się długi pas zdartej ziemi - coś uderzyło w ten świat, uderzyło w niego w wielką siłą. Ich oczy podążyły w dół, aż znaleźli się u celu. Stacy wydała okrzyk radości na widok Grega, zanim Lucas zauważył:
- O mój diable! Udało mu się! - Demon triumfalnie uniósł pięć w powietrze, w jego głosie rozbrzmiewał śmiech. - Greg naprawdę tego dokonał!

- Masz na myśli, że zdołał niemal dać się zabić?

- Nie, popatrz!
Stacy przyjrzała się bliżej, a co, co ujrzała, sprawiło, że rozdziawiła usta. Ktoś leżał na Gregu, jeszcze jedna istota obdarzona skrzydłami. Jedno ze skrzydeł było gładkie, pokryte białymi piórami, zaś drugie wyglądało tak, jakby ktoś wziął tubkę farby i rozmazał ją po tworzących je piórach i skórze.

- Gregowi się udało!
Wylądowawszy na ziemi, Lucas i Stacy pobiegli w stronę swojego upadłego przyjaciela. Lucas padł na kolana i chwycił w dłonie posiniaczoną twarz Grega, wołając radośnie: - Hej, koleś, witaj z powrotem.
Greg powoli uniósł powieki, jego niebieskie oczy wyrażały oszołomienie i dezorientację. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale pociekła z nich krew, na co Lucas się wzdrygnął.
- Ach, rany, stary, zupełnie odgryzłeś sobie język.
Greg ponownie zamknął oczy, jego głowa opadła z powrotem na ziemię, i zakaszlał. Lucas uciszył go tylko, podciągając rękaw koszuli.
- Hej, hej, nic się nie przejmuj. Zajmę się tym. Stacy, zabierz Jamesa.
Stacy wyciągnęła ręce, delikatnie łapiąc Jamesa za ramiona, lecz Greg pospiesznie go jej wyrwał. Z jego gardła wydobyło się zwierzęce warknięcie. Stacy spojrzała na niego i zobaczyła, że oczy Grega przybrały barwę krwistej czerwieni, a demon obrócił się ku niej, obnażając kły.
Uniosła dłonie, składając na plecach swoje czarne skrzydła. - Greg, to ja. Stacy. Jestem tu, żeby ci pomóc.

- On jest mój - powiedział niewyraźnie Greg, przyciskając twarz śpiącego Jamesa do swojej szyi, usiłując otoczyć sobą swojego upadłego.
- Wiem, Greg. Nie zamierzam ci go odebrać. My, Upadli, musimy trzymać się razem, zgadza się?

Greg syknął na nią lekko, zanim Lucas dotknął jego ramion. Greg warknął i cofnął się gwałtownie, jednak Lucas trzymał go mocno.
- Greg, jesteś ciężko ranny. Muszę cię uzdrowić, ale nie mogę, dopóki James mnie blokuje.

- Nic mi nie jest - szepnął Greg, lecz Lucas pokręcił głową.
- Greg, twoje skrzydła są zrujnowane, nie masz języka i mogę jedynie zgadywać, jakie są twoje obrażenia wewnętrzne! Przyrzekam, Stacy nie zabierze Jamesa, tylko zdejmie go z ciebie i położy go obok.

Greg nie odpowiedział, niepewny co ma zrobić. Jego czerwone oczy zaczęły blednąć, wracając do wcześniejszej, wyczerpanej niebieskiej postaci, jego ramiona z wolna opadły, pozwalając Stacy delikatnie ściągnąć Jamesa z jego ciała. Greg jednakże wyciągnął rękę, splatając palce z palcami Jamesa, trzymając go mocno na wszelki wypadek. Stacy uśmiechnęła się na ten widok - sama była Upadłą i tęskniła za tym, by mieć kogoś tak drogiego i bliskiego sercu, żeby otaczać tę osobę troską i obawiać się o nią. Klęcząc, ułożyła Jamesa na boku tuż przy Gregu.
- Proszę - szepnęła. Jej dłoń dotknęła skroni młodego anioła, a następnie przesunęła się na jego szyję, jej oczy zmrużyły się badawczo.

- Nie wygląda na to, żeby był ranny - oznajmiła szeptem. Lucas w tym czasie obnażył kły i wgryzł się we własny nadgarstek. - Jedno z jego skrzydeł zostało mocno pokiereszowane. - Przesunęła palcami po paskudnych czarnych bliznach, marszcząc usta. - Miał szczęście, że nie spaliło się w całości. Greg, powinieneś po prostu pozwolić mu spaść. Ucierpiałby przez to, jednak twoje zachowanie było lekkomyślne.

- Nie... chciałem... - zaczął Greg, ale przerwał mu kaszel. Jego klatka piersiowa zaczęła się zapadać, przygniatając mu płuca. Greg nie musiał oddychać, ale jednak czuł towarzyszący temu ból. Lucas przytrzymał swój świeżo przegryziony nadgarstek nad ustami Grega, tak by jego krew kapała między drżące wargi rannego demona.
- Nie chciałeś, żeby skończył jako upadły - dokończył Lucas, napotykając wzrokiem oczy Stacy.

Greg zadygotał, po czym otworzył szerzej usta, łapiąc chciwie krew Lucasa. Nie miała ona usunąć poparzeń z jego skóry, lecz krew demonów posiadała wystarczającą moc, by złożyć w całość jego kości i narządy wewnętrzne. Wyciągnął dłoń, by przysunąć sobie bliżej ramię Lucasa, kiedy coś nowego przeszyło jego ciało. Przewracając się gwałtownie na bok, ciało Grega zwinęło się w kłębek, a jego ręce wczepiły się w jego spalone ubrania.

- Greg! Co ci jest?

Greg tylko wrzasnął i przetoczywszy się z powrotem na plecy, wygiął się niczym napięty łuk, zapierając się stopami o ziemię. To bolało, jego kręgosłup się poruszał, przebijając się przez jego skórę. Demon krzyknął znowu, wbijając paznokcie w podłoże. Jego ciało rozpadało się na kawałki! Był rozdzierany na pół. Jego ciało skręciło się, a Greg usłyszał, jak coś trzasnęło, sprawiając, że osunął się bezwładnie na ziemię, wytrzeszczając oczy z zaskoczenia. Lucas i Stacy patrzyli na niego ze strachem, nie mając pojęcia, co się właśnie stało. Żadne z nich nie odważyło się poruszyć, dopóki Greg powoli nie zaczerpnął powietrza.

Coś było nie w porządku.

Przymykając oczy, sięgnął ręką w dół, pod siebie. Coś uwierało go w tyłek, jakby leżał na worku szklanych kulek. Wymacał dłonią jakąś wypukłość i zmarszczył usta.
- L-lucas - syknął. - Pomóż mi... przewrócić się na bok... coś tam mam.

Lucas ruszył Gregowi z pomocą i przekręcił go na bok, zerkając na jego plecy, by zobaczyć, co było przyczyną tego wszystkiego.
- Masz tu guza - stwierdził. - Zaczekaj, sprawdzę, co to jest. - Chwycił jeansy Grega i ściągnął w dół przypalony materiał.

- Stary...

- Co tam jest? - sapnął Greg, próbując obejrzeć się za siebie. Jego ciało szarpnęło się do przodu, kiedy poczuł coś dziwnego. Zupełnie jakby czyjaś dłoń przesuwała się po wewnętrznej stronie jego uda. Obejrzał się przez ramię na Lucasa, który podniósł rękę, a jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.

- Greg... Witaj w naszym bractwie.

To wywołało mętlik w jego głowie. Przesunął oczami w dół wzdłuż ramienia Lucasa, by zobaczyć, o czym mówił jego przyjaciel. Widząc, co trzyma Lucas, Greg zesztywniał.

Lucas trzymał w ręku ogon.

Greg usiadł prędko, obracając się to w jedną, to w drugą stronę, a jego oczy otworzyły się szeroko z niedowierzania. Miał ogon? Lucas parsknął śmiechem, gdy ogon Grega wyrwał się z jego rozbieganych palców, przez chwilę uderzał bezradnie o ziemię, a potem owinął się wokół talii Grega.

- J-jak? Dlaczego? - Greg nic z tego nie rozumiał. Stacy zakryła usta ze zdumienia, zaś Lucas śmiał się z zachwytem.

- Obiecano ci ogon, kiedy wypełnisz swoją część umowy. To po prostu wspaniałe!

- Ale James nie stracił skrzydeł! - Greg spojrzał na śpiącego przyjaciela, jego ręce pospiesznie dotknęły głowy młodego mężczyzny, przeczesując jego włosy. - Zobacz! Nie ma rogów! Jego aureola nie roztrzaskała się podczas uderzenia o ziemię, nie jest prawdziwym upadłym, to nie ma sensu, do cholery!

To dało Lucasowi do myślenia. Wówczas odezwała się Stacy, a jej twarz ożywiła się, gdy przedstawiała swój pomysł: - Być może umowa dotyczyła wyłącznie tego, żeby jakiś anioł został wykopany z nieba. Czy instrukcja mówiła coś o tym, że "musi" zostać upadłym?

- Nie... nie pamiętam - wyszeptał Greg. Jego palce przesunęły się na twarz Jamesa, obejmując lekko jego policzek.

- Mimo tego, że usiłowałeś temu zapobiec. Zaryzykowałeś własnym życiem i duszą, by go ocalić. James spadł i chociaż nie mam bladego pojęcia, czym jest teraz, to nie jest ani upadłym, ani aniołem. Jednak utracił swą łaskę i samo to dopełniło twojej umowy. Jesteś prawdziwym demonem, Greg.

- Kiedy on się obudzi? - spytał cicho Greg. Zaczynał czuć, że jego ciało staje się silniejsze z każdą sekundą. Wszystko wracało do stanu sprzed upadku, jego kości się zrastały, a narządy odzyskiwały sprawność. Jego skrzydła mogły się poruszać, nie sprawiając mu bólu, a jego zmysły wyostrzyły się. Kiedy patrzył na swoje czarne, zwęglone blizny, ujrzał, że zaczęły zanikać, zostawiając gładką i czystą skórę. Czuł się potężny, czuł się kompletny.

Jednak patrząc na śpiącego Jamesa, nagle poczuł się bezradny.

- Cóż, kiedy cię znalazłem po twoim upadku, potrzebowałeś paru dni, żeby się obudzić - odparł z namysłem Lucas, obserwując Grega, który przysunął się bliżej do swojego ukochanego i wciągnął go na swoje kolana, kładąc jego głowę na swoich udach. - Tak samo może być z Jamesem. Możliwe, że potrwa to krócej, skoro nie doświadczył w pełni całego procesu.

- Ale to pozostawia pytanie - odezwała się Stacy, sadowiąc się na pupie - kim teraz jest James, jeżeli nie jest upadłym?

Greg spuścił wzrok na swojego przyjaciela i po prostu się w niego wpatrywał. James leżał nieruchomo, pogrążony we śnie. Jego twarz była rozluźniona, wolna od wszelkich blizn czy śladów łez. Jego policzek opierał się na udzie Grega, a jego skrzydła spoczywały rozpostarte wzdłuż jego ciała. Greg nie mógł się nie uśmiechnąć. James wyglądał pięknie. Opierając się plecami o ścianę krateru, Greg poczuł, jak coś lekko zaciska się na jego dłoni. Ponownie spuścił wzrok i fala miłości i radości rozeszła się po jego piersi. Dłoń Jamesa delikatnie, niepewnie trzymała jego własną dłoń. Splatając palce z palcami Jamesa, Greg podniósł ich złączone dłonie do swojej twarzy. Gdy jego przyjaciel się obudzi, wreszcie będą mogli być razem. To, co było wcześniej, skończyło się na dobre.

- James jest cudem - odpowiedział zwyczajnie Greg, z czułością przyciskając wargi do palców Jamesa. - Moim Cudem.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Faberry
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:10, 19 Lut 2016    Temat postu:

Bardzo się cieszę, że jest kolejny rozdział i dziękuję Za poświęcony czas i pracę byśmy, bo przecież nie tylko ja, mogli się cieszyć
'Moim Cudem' - och Greg Włożył całe swoje siły jakie mu zostały w ochranianie Jamesa, pewnie dlatego ten nie stał się Upadłym. Tak myślę. Za to Stacy jako demon? Ponownie jak w przypadku Lisy, myślałam, że będzie odwrotnie jeśli ta postać się pojawi. Kutner musiał popytać trochę. Choć Wilson kiedyś jemu i Taubowi coś wspominał, ale w domyślę znają bardziej lub mniej tą historie. Taub mówi House'owi Greg, a ten go jeszcze nie zlinczował laską? Ciekawe, pewnie jest ciekaw skąd to się wzięło. Pomijając, że to jego imię oczywiście. Teraz na pewno i Wilson jest ciekawy.
Czekam na ostatni rozdział anielsko-diabelskiego ff naszych wspaniałych i cudownych chłopców


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:20, 21 Lut 2016    Temat postu:

Ja też i nie ma za co No wiesz, gdyby mnie ten fik tak nie męczył, zaprzeczyłabym, że to w ogóle praca... I wielka szkoda, że nikt inny z tych cieszących się nie daje znaku życia *foch*

Yeah, och Greg Taki się romantyk zrobił z tego demona

Nad rolą Stacy w tej historii nigdy się nie zastanawiałam, chociaż w sumie racja, że z jej umiłowaniem przepisów (jak przystało na prawniczkę) doskonale pasowałaby do tutejszego nieba. Nie wiem, czym się kierował Kutner, ale może po prostu wyznaje zasadę, że wszyscy prawnicy to zło wcielone

Indeed, House powinien Tauba zlinczować... Z drugiej strony, może czeka z linczem, aż zdiagnozuje Tauba i ten obłęd, który go opętał

Heh, tradycyjnie mam nadzieję, że moja wena nie każe Ci długo czekać, ale ten ostatni rozdział jest dwa razy dłuższy od poprzednich, więc niczego nie obiecuję

Dzięki za komencik


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Faberry
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 12:26, 23 Lut 2016    Temat postu:

Rozumiem. Szkoda to, ale może na finał ff?

I to bardzo

Może to wyobrażenie Kutnera osadziło ją w roli demonicy? Kutner łamie reguły jak House'a
Jak się dowie o co chodzi to nie tylko lincz będzie

To nawet dobrze, że dłużysz jak na finał historii, ale może w częściach, dwóch znaczy?
Nie ma za co


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 6:12, 25 Lut 2016    Temat postu:

Tiaaa, może... *uwierzy jak zobaczy *

A może Kutnerowi została już tylko Stacy do obsadzenia w roli koleżanki Lucasa?
Heh, okaże się, bo w tej chwili sama nie pamiętam

Myślałam o podzieleni ostatniego rozdziału na części, ale nie wiem, czy jest tam sensowne miejsce, żeby go przepołowić. Zresztą, zobaczę jak mi pójdzie z tym rozdziałem i najwyżej wtedy coś wymyślę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Faberry
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:30, 25 Lut 2016    Temat postu:

Rozumiem Cię

Możliwe albo akurat ona mu podeszła
Jasne

Powodzenia!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:42, 28 Lut 2016    Temat postu:

dzięki

a mógł wybrać Trzynastkę... albo evil siostrę Brendę z kliniki

thx


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Faberry
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:49, 29 Lut 2016    Temat postu:

Nie ma za co

Brenda byłaby bardziej niespodziewana niż Stacy Jednak ona jest bliska House'owi.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 5:00, 09 Kwi 2016    Temat postu:

Cytat:
Nareszcie, po żenująco długim czasie, ten uroczy fik doczekał się zakończenia

Jeśli ktokolwiek - poza Faberry - cierpliwie czekał na ostatni rozdział, to dziękuję i przepraszam, że tyle to trwało

Ponieważ nawet moja wena do tłumaczenia strzeliła focha, nie wiem, czym i kiedy znowu się zajmę, ale póki żyję, mam nadzieję, że jeszcze coś się tutaj pojawi

A póki co...

Enjoy!



Rozdział 18


- NIE zakończysz tego w ten sposób.

Kutner odskoczył od stołu, kiedy nagle rozległo się głośne bang!, od którego zaczęło mu dzwonić w uszach. Odstawiając swój na wpół pełen kubek z napojem, podniósł oszołomiony wzrok na swojego kipiącego ze złości kolegę z zespołu, Tauba, który stał obok niego, wkurzony, z rękami na biodrach. Kutner skierował spojrzenie na szklany stół w pokoju konferencyjnym diagnostyki, gdzie do tej chwili cieszył się swoim lunchem, i zapatrzył się na stos kartek, z których część rozsypała się dookoła.

Odsunąwszy na bok swój napój, podniósł jedną z kartek, a jego usta wykrzywiły się w smutną podkówkę. To był ostatni rozdział jego opowiadania. Dopiero co wczoraj dał go Taubowi.
- Myślałem, że to dobre zakończenie! - jęknął żałośnie, sprawiając wrażenie urażonego. - Potrzebowałem paru miesięcy, żeby wybrać ten koniec! Wiesz, ile miałem alternatywnych zakończeń? Pięć, a to było najlepsze!

- Ono pozostawia zbyt wiele pytań bez odpowiedzi! - żachnął się Taub, odsuwając puste krzesło, żeby móc usiąść. - Na przykład tutaj. - Wyrwawszy kartkę z dłoni Kutnera, wskazał ponuro na jedno ze słów: - Zrobiłeś ze Stacy upadłego anioła.

- Co z tego?

- CZEMU ona jest upadłym aniołem? Skąd zna Grega? W jakich okolicznościach poznał ją Lucas?

- Chyba nie pytasz mnie na poważnie, dlaczego dodałem dodatkową postać?

- To nie ma sensu, Kutner! - Taub cisnął kartkę z powrotem na stół. - To jeszcze mogę przeżyć, ale to zakończenie?! Nie możesz tak tego zostawić!

- To jest ROMANS! - sprzeciwił się Kutner, splatając ramiona na piersi. - Myślałem, że to będzie słodkie, jeżeli zakończę jakimś lekkim akcentem. Greg i James będą razem. Greg otrzymał swój ogon, a James w pewnym sensie pozostał aniołem.

- A więc nie zamierzasz napisać następnego rozdziału, w którym James się obudzi?

- Nie wiem, po co miałbym to zrobić. Chyba możesz się domyślić, co się stanie.
Taub ukrył twarz w dłoniach w odruchu irytacji. Jak to możliwe, że Kutner został pobłogosławiony talentem do pisania i opowiadania historii, a jednak był kretynem, kiedy chodziło o szczegóły.
- Kutner, twoi czytelnicy się wkurzą, jeśli nie dodasz jeszcze jednego rozdziału.

- Nie miałem zamiaru pisać kolejnego rozdziału, ponieważ planowałem napisać jeszcze jedno opowiadanie - przyznał Kutner, z zakłopotaniem wzruszając ramionami. - Chciałem zostawić tutaj otwarte zakończenie, rozumiesz, z niewielką sugestią, że może się pojawić ktoś jeszcze.

- Och... Zatem, jaki masz pomysł? - Taub nachylił się bliżej, unosząc brwi. Nie wiedział, że Kutner ma takie plany, ale jeśli przyciśnie go w odpowiedni sposób, być może uda mu się wydobyć jakieś soczyste szczegóły ze swojego przyjaciela. Kutner zacisnął usta w zamyśleniu, bawiąc się swoją kanapką.
- W porządku, nie będę cię okłamywał. Nie mam pojęcia.

- Jak to... nie masz pojęcia...?

- Dopadł mnie poważny pisarski zastój, okej? - przyznał ze smutkiem Kutner, prędko pocierając czoło palcami. - Chcę napisać więcej, ale nie wiem o czym. Mógłbym po prostu zacząć od momentu, w którym James się budzi, ale to by było jak przedłużanie tej samej historii. Nikt nie będzie chciał tego czytać. Właśnie opisałem najbardziej dramatyczne wydarzenie, jakie byłem w stanie wymyślić. Co jeszcze miałbym napisać?!

- ... A może napisałbyś o tym, gdzie oni są teraz?

Na te słowa Kutner zmarszczył brwi, wpatrując się w Tauba z konsternacją. - Co takiego?

Taub odchrząknął nieznacznie, uciekając spojrzeniem w bok. - No, wiesz.. teraz... W tej chwili.

- Mówisz o House'ie i Wilsonie?

- Być może. - Taub wzruszył ramionami.

Kutner zastanowił się nad tym, splatając palce pod brodą. - ... Skoro już o tym wspomniałeś, trochę się bawiłem tym pomysłem. Doszedłem do wniosku, że to głupie i wyświechtane, ale powiedz mi, co ty o tym myślisz.
Taub chwycił swoje krzesło i odwrócił je zupełnie w stronę przyjaciela, odchylając się na oparcie, żeby go wysłuchać.

- Oto, co wymyśliłem - zaczął Kutner, podnosząc ramiona, jakby zamierzał namalować całą scenę. - Następne opowiadanie mogłoby mówić o tym, w jaki sposób Greg i James stali się House'em i Wilsonem. - Taub uniósł brew, na co Kutner pospiesznie zamachał rękami: - Wysłuchaj mnie do końca! Czy to nie byłoby niesamowite, gdybyś się dowiedział, że twój szef i jego najlepszy przyjaciel są "naprawdę" demonem i aniołem?

- Czemu mieliby się zamienić w ludzi? - spytał Taub, stukając się palcem w podbródek. - Anioły i Demony są bardziej potężne. Nie wygląda na to, że Greg byłby skłonny zostać śmiertelnikiem.

- Właśnie przez to nie mogę ruszyć z miejsca. Wszystko musi mieć jakąś przyczynę. Musi być coś DUŻEGO, jakieś zdarzenie, po prostu coś, co pociągnie za sobą resztę.

Przez chwilę siedzieli w milczeniu, wpatrując się jeden w drugiego. Kutner westchnął głęboko, odchylając głowę do tyłu w przypływie żalu. To było jego powiadanie, był z niego taki dumny, a jednak chciało mu się płakać. Nadal istniało tyle pomysłów, które chciał zrealizować, które chciał opisać, jednak nie miał pojęcia, jak zacząć, ani w jakim kierunku to pociągnąć. Zupełnie jakby dać stolarzowi wszystkie materiały i narzędzia, które są mu potrzebne do zbudowania architektonicznego arcydzieła, ale on nie wie, od czego zacząć.

Kątem oka zobaczył, jak Taub zesztywniał, po czym raptownie usiadł wyprostowany. Obróciwszy głowę, przyglądał się, jak twarz Tauba zrobiła się najpierw różowa, a następnie jasnoczerwona, a mężczyzna prędko zakrył usta dłonią, powstrzymując prychnięcie.

- O czym sobie właśnie pomyślałeś? - zapytał powoli Kutner.

Taub wyszczerzył zęby w uśmiechu, po czym błyskawicznie spoważniał. - ... Mam pewien pomysł - wymamrotał, wykonując ręką leniwy gest. - Tylko... posłuchaj, aż skończę mówić, okej?

Kutner kiwnął głową, obserwując, jak jego przyjaciel uśmiecha się pod nosem. - Powiedzmy, że... upadek, ten, który zaliczył James, nie przemienił go całkowicie.

- Co masz na myśli?

- No dobra, Greg przyjął na siebie całą siłę upadku, według twojego rozdziału - powiedział z namysłem, wskazując na kartki na stole. - Wyglądało na to, że jedynymi obrażeniami, jakie odniósł James, było lekko pokiereszowane skrzydło i złamana świętość.

- Jego aureola, czyli w zasadzie źródło świętości, nie jest zupełnie złamana, tylko pękła na pół.

- Niech będzie, wobec tego powiedzmy, że dzięki temu, co zrobił Greg, James nadal ma swoją moc bycia cudem.

- ... Okej. - Kutner spojrzał w bok, wyobrażając sobie ten pomysł.

- A teraz wyobraź sobie coś takiego. Powiedzmy, że - ponieważ jego upadek nie był całkowity - James nadal jest w połowie aniołem. A to oznacza... - Twarz Tauba zrobiła się nieco bardziej czerwona, po czym lekarz wskazał palcami na swoje podbrzusze. - Że on nadal... niczego tam nie ma.

- Że co?

- Daj spokój, sam o tym pisałeś! James nadal jest aniołem, a to oznacza, że nie ma tam niczego.

- Och... OCH! - Kutnerowi rozszerzyły się oczy, kiedy dotarł do niego sens słów Tauba. - James nadal wygląda jak lalka-Ken.
Taub uśmiechnął się radośnie i pokiwał głową. - A co jeśli James zechce... no, wiesz... spać z Gregiem, jak robią to wszyscy inni?

- Ale James jest czysty i niewinny, jeszcze nie ma pojęcia o seksie.

- Zatem rozpocznij nowe opowiadanie od chwili, kiedy Greg i James są od kilku lat razem. James w którymś momencie musi się dowiedzieć, co i jak, bo jestem przekonany, że Greg nie tłumi swojego popędu seksualnego.

- Słuszna uwaga. No więc dobra, James chce mieć "sprzęt", tak jak Greg, by móc w pełni się z nim zjednoczyć.

- Jak chcesz to załatwić?

- No cóż, normalnie dzieje się to podczas upadku z Nieba, ponieważ ciało upadłego przestaje być nieskalane.

- Ale James nie jest w pełni upadłym.

- Może kiedy upadły przemienia się całkowitego Demona, wówczas otrzymuje męskie części ciała.

- Greg by nie pozwolił, żeby James został demonem, a poza tym bardzo mocno wątpię, że James poszedłby dobrowolnie do piekła tylko po to, żeby Greg mógł go przelecieć.

Kutner parsknął śmiechem na taki dobór słów, a samo wyobrażenie tego, które pojawiło się w jego głowie, sprawiło, że jego policzki zrobiły się różowe. - A może jednak?

Taub spiorunował go wzrokiem, po czym trzepnął go w ramię. - Skup się, Kutner!

Jego przyjaciel roześmiał się, machając bezradnie ręką. - Wybacz! Wybacz. No dobra, jak możemy to rozwiązać?

Taub oparł łokcie na stole, a w jego głowie zaroiło się od myśli. Co miałoby więcej sensu? Nigdy tak naprawdę nie wykraczał tak daleko poza ramy standardowego myślenia. Rzadko mu się to zdarzało, lubił pisać, ale tym, co go bardziej przerażało, był fakt, że czuł całkowitą determinację, by nie pozwolić na skończenie się opowiadania, dopóki ostatecznie nie osiągnie perfekcji.

- Już mam! - wykrzyknął Kutner, podnosząc się z miejsca. Taub także wstał, ogarnięty zaskoczeniem, gdy Kutner pobiegł po swoją torbę, która leżała po przeciwnej stronie stołu. Przyglądał się, jak jego przyjaciel szpera w torbie, aż w końcu wyciągnął jeden ze swoich kołonotatników. - Wiem, co może się stać, stary! To będzie idealne!

- Co takiego?

- James musi związać się z człowiekiem!

Taub zamrugał, patrząc jak Kutner otwiera notatnik na czystej stronie.
- Pomyśl tylko! Ludzie zostali stworzeni na podobieństwo boga. A co jeśli zostaliśmy stworzeni w oparciu o to, jak wyglądały inne anioły? I jeśli jedynym innym sposobem na przemienienie ciała anioła jest jego związanie się z ciałem człowieka? To idealny pomysł! I otwiera nowe możliwości zbudowania dramatu!

- Jak to?

Kładąc notatnik na stole, Kutner wyrwał parę stron, układając je obok siebie na blacie. - No dobra, słuchaj. - Wziąwszy swój długopis, zaczął pisać na pierwszej kartce. - Może być tak, że James mówi Gregowi, że chce z nim współżyć, tak jak robią to inni. Jak mężczyźni i kobiety. Jak to zwykle bywa w podobnych sytuacjach, Greg mógłby twierdzić, że "to, co teraz robimy, zupełnie mi wystarcza", chociaż doskonale wie, że tak nie jest. Lecz James nie zamierza się z tym zgadzać. - Kutner wydał ciche piśnięcie podniecenia, po czym zaczął pisać na następnej kartce. - Idą do Lucasa i pytają go, czy ma jakieś pomysły, co mogliby zrobić. Lucas wyznaje, że słyszał pogłoskę, iż jest sposób, by ukształtować ciało jednej istoty na podobieństwo ciała drugiej istoty, jednak wiąże się z tym bardzo wysokie ryzyko.

- Co to za ryzyko?

- Na tym właśnie polega dramatyzm, którego szukałem - szepnął Kutner. - Lucas oznajmia im, że muszą znaleźć śmiertelnika, który został stworzony na wzór Jamesa. Kiedy znajdą tego śmiertelnika, James musi połączyć się z jego duszą. Zespoliwszy się w jedno, jego ciało stanie się ciałem tego śmiertelnika. Po upływie jakiegoś okresu czasu ciało Jamesa ulegnie przemianie, więc gdy opuści śmiertelnika - czy może raczej 'naczynie' - jego ciało będzie w zasadzie kopią ciała śmiertelnika!

- Tak jak motyl wychodzący z kokonu?

- Dokładnie! - Kutner przeniósł się na trzecią kartkę, usiłując szybciej ruszać ręką, by uchwycić wszystkie swoje pomysły. - James i Greg wyruszają na poszukiwanie naczynia dla Jamesa. I znajdują go: młodego mężczyznę, dobiegającego trzydziestki, który jest dobrze rokującym kandydatem na studenta kursu przygotowującego do studiów medycznych!

- Czyli Wilsona.

Kutner radośnie wycelował palcem w Tauba. - Naszego Wilsona!
Taub usiadł z powrotem, zbierając powstałe notatki. Jego serce zaczęło bić szybciej pod wpływem tego pomysłu. Mieli całkowicie nową fabułę, nowe wyobrażenie. - Na czym polega ryzyko?

- Czas potrzebny na dokonanie kompletnej przemiany jest nieznany - powiedział z zadumą Kutner. - James musi wejść w ciało naczynia i związać się z nim. Jednak dwie dusze nie mogą żyć w jednym ciele, zatem ryzyko jest takie: 'Albo Anioł kontroluje ciało i umysł, albo naczynie - człowiek - w dalszym ciągu zachowuje kontrolę. Jeżeli Anioł przejmuje panowanie, wówczas cały proces potrwa dłużej, lecz jeśli to naczynie obejmie kontrolę, Anioł ryzykuje, że zostanie zamknięty w środku.'

- Zamknięty w środku?

- Aha! Jeżeli naczynie przejmie kontrolę, James może zostać zamknięty wewnątrz jego ciała i nie będzie w stanie się z niego wydostać.

- I, jak rozumiem, jego jedyną szansą na wydostanie się na zewnątrz jest znalezienie sposobu na ponowne przejęcie kontroli nad naczyniem, albo jeśli ta osoba umrze?

- Bingo!

- A gdzie w tym wszystkim jest Greg?

- Och, już to kocham! - Kutner podniósł czwartą kartkę papieru, odwrócił ją i zaczął pisać. - Możemy napisać, że Greg znajduje naczynie Jamesa. Greg mówi Jamesowi, że jeśli zachowa kontrolę nad ciałem, wówczas nadal będzie w stanie go widzieć. Jak ducha. Dla oczu pozostałych ludzi Greg pozostanie niewidoczny. James podejmuje ryzyko i wchodzi w ciało naczynia. Jeden rozdział mógłby opowiadać o tym, jak James czerpie korzyści z posiadania cielesnego przebrania i podejmuje działania, by wykorzystać swoje moce do czynienia dobra. Studiuje medycynę, jak robiło to jego naczynie, praktycznie kontynuując życie tamtego faceta i robi specjalizację z onkologii, by potajemnie uzdrawiać wszystkie nieuleczalne przypadki.

- Chwila, więc James może nadal uzdrawiać ludzi?

- Aha! W końcu dalej jest aniołem. A teraz powiedzmy, że po jakimś czasie Greg zaczyna zauważać, że James się zmienia. Bywają takie dni, że gdy James się budzi, nie dostrzega Grega, nawet jeśli Greg stoi tuż przed jego nosem.

- James przegrywa walkę z naczyniem.

Kutner przytaknął. - Greg to widzi i próbuje nakłonić Jamesa, żeby opuścił to ciało, ale jest już za późno. Naczynie budzi się, a Greg widzi, że jego James przepadł. Został zamknięty głęboko wewnątrz.

- O rany... - Taub zmarszczył brwi, słuchając tego pomysłu. Biedny Greg. - Co się z nim stanie?

- No cóż, oczywiście Greg wpadnie w rozpacz! Musi wydostać Jamesa z tego ciała, ale James jest jedyną osobą, która może tego dokonać. Greg usiłuje znaleźć jakieś rozwiązanie, myśli nawet o celowym zabiciu naczynia, byle tylko wydostać swojego ukochanego.

- James by mu na to nie pozwolił!

- O to mi właśnie chodzi. - Kutner uśmiechnął się od ucha do ucha. - I właśnie dlatego Greg się na to nie decyduje. Nie ma nic, co Greg mógłby zrobić. Musi po prostu siedzieć i obserwować, i czekać, aż to naczynie umrze albo aż James odzyska kontrolę.

- Jego oczekiwanie ciągnie się całymi dniami...

- Dni stają się miesiącami, miesiące latami, a Greg musi patrzeć, jak naczynie jego ukochanego dorasta i poślubia kogoś innego. Greg musi patrzeć, jak naczynie jego ukochanego całuje, przytula, kocha kogoś innego.

- Pierwszą żonę Wilsona?

- Greg nie może znieść tego widoku! W końcu bierze sprawy w swoje ręce i próbuje wywołać wydarzenie, które przyczyniłoby się do obudzenia Jamesa. Greg sprawia, że Wilson i jego żona się rozwodzą.

- Ale to nie działa - dodał pospiesznie Taub.

- Zgadza się. Wilson jedynie wpada w depresję, a James zostaje zamknięty jeszcze głębiej. Greg jest zagubiony, oszalały z żalu i wściekłości. Jak ma odzyskać swojego ukochanego, jeśli naczynie nie może go zobaczyć?

- Nie mów mi...

Kutner podnosi szóstą kartkę i z dumą wręcza ją Taubowi.

- Greg idzie znaleźć własne naczynie.

- Gregory'ego House'a.

- Znajduje House'a. Wskakuje w swoje naczynie i pędzi do centrum konferencyjnego, w którym zatrzymał się James. Znajduje Wilsona w barze, smutnego i przybitego, i zanim udaje mu się do niego dotrzeć, Wilson wszczyna tę całą barową bójkę i trafia do więzienia.

- Wtedy Greg, będąc w House'ie, jedzie do tego więzienia i wpłaca za niego kaucję, i próbuje sprawić, że James go rozpozna.

- Jednak to nie działa. James jest zamknięty zbyt głęboko, by naczynie Grega wystarczyło, żeby go przebudzić. Tak więc Greg zachowuje kontrolę nad swoim naczyniem i poświęca całe lata, usiłując obudzić Jamesa.

- To by tłumaczyło, czemu House bez przerwy doprowadza Wilsona do szaleństwa.

- To wszystko robota Grega! Demona! Stale powtarza, że Bóg nie istnieje, licząc na to, że Jamse się przebudzi, by wdać się z nim w dyskusję. Greg sypia z kobietami, bierze narkotyki, uprawia hazard, oszukuje, przeklina i rujnuje Wilsonowi życie.

- Licząc na to, że jego James się obudzi i ustawi go do pionu.

- Greg kładzie na szali własne życie, wiedząc, że może umrzeć, bo ma nadzieję, że to przyniesie oczekiwany efekt.

- Tak jak było na przykład z jego nogą!

- Dokładnie! Greg czuł każdą sekundę bólu, jednak nie chciał zgodzić się na amputację nogi, i to nie dlatego, że to była jego noga, lecz dlatego, że nie było przy tym Wilsona. Gdyby zaczekał, aż Wilson się pojawi, być może widok Grega - doświadczającego takiego silnego bólu i wołającego go - obudziłby Jamesa, a James mógłby użyć swoich mocy i go uzdrowić!

- Ale miał przy sobie Stacy.

- A Stacy wydała polecenie usunięcie jego mięśnia, zanim Wilson zdążył przyjechać, co pokrzyżowało jego plan.

- A więc Greg miał praktycznie przerąbane. Zrobił już wszystko, co mu przyszło do głowy, by odzyskać swojego ukochanego.

- Teraz jedyne, co może zrobić, to po prostu czekać. Trzymać się tak blisko, jak to możliwe, naczynia Jamesa, przyjaźnić się z nim, wkurzać go i dzień po dniu próbować obudzić swojego ukochanego.

- To smutne... i romantyczne... Podoba mi się.

Kutner i Taub uśmiechnęli się do siebie, zadowoleni ze swoich pomysłów.

- Co tam porabiacie, panowie?

Kutner z Taubem zerwali się na równe nogi, wytrzeszczając oczy ze strachu. Wilson stał w drzwiach, przekrzywiwszy pytająco głowę. Kutner zaczął się jąkać, zaś Taub rzucił się do zbierania kartek ze stołu.
- N-nic, to tylko akta starego przypadku.

- Czy to nie jest to opowiadanie, które krąży po szpitalu? - Wilson uśmiechnął się, podekscytowany. - Mogę zobaczyć?

- Nie! - wykrzyknęli jednocześnie Taub z Kutnerem, na co Wilson zamrugał, zbity z tropu niespodziewaną odmową.

- Uh... Musimy lecieć! - Mijając Tauba, Kutner pospiesznie chwycił go za ramię, wywlekając przyjaciela z pokoju, zanim Wilson zdołał zadać im więcej pytań.

- Co oni kombinują? - Wilson wypuścił głębokie westchnienie, nieco zasmucony, że nie mógł dostać w swoje ręce opowiadania, które najwyraźniej doprowadzało House'a do szału. Chase wspomniał, że opowiadanie robiło furorę wśród pielęgniarek, a mimo to za każdym razem, gdy próbował dorwać jedną z kopii, ukrywały ją albo mówiły mu, że już jej nie mają. To się robiło niesprawiedliwe, mógł zrozumieć, że nie pozwalają House'owi tego zobaczyć, ale że jemu również? Zaczął się odwracać, by wrócić do gabinetu przyjaciela, doszedłszy do wniosku, że może jeszcze raz spróbować poszukać opowiadania w internecie, kiedy coś białego przykuło jego uwagę.

Wyglądało na to, że Taub w swoim pośpiechu strącił jedną ze stron na podłogę. Rozejrzawszy się dyskretnie, by mieć pewność, że tamci zniknęli na dobre, Wilson ruszył wzdłuż stołu i z uśmiechem na ustach podniósł zapomnianą kartkę.
- Zobaczmy, o co w tym wszystkim chodzi.

Greg spuścił wzrok na swojego przyjaciela i po prostu się w niego wpatrywał. James leżał nieruchomo, pogrążony we śnie. Jego twarz była rozluźniona, wolna od wszelkich blizn czy śladów łez. Jego policzek opierał się na udzie Grega, a jego skrzydła spoczywały rozpostarte wzdłuż jego ciała. Greg nie mógł się nie uśmiechnąć. James wyglądał pięknie. Opierając się plecami o ścianę krateru, Greg poczuł, jak coś lekko zaciska się na jego dłoni. Ponownie spuścił wzrok i fala miłości i radości rozeszła się po jego piersi. Dłoń Jamesa delikatnie, niepewnie trzymała jego własną dłoń. Splatając palce z palcami Jamesa, Greg podniósł ich złączone dłonie do swojej twarzy. Gdy jego przyjaciel się obudzi, wreszcie będą mogli być razem. To, co było wcześniej, skończyło się na dobre.

- James jest cudem - odpowiedział zwyczajnie Greg, z czułością przyciskając wargi do palców Jamesa. - Moim Cudem.


Oczy Wilsona powoli rozszerzyły się na widok tych słów, a jego usta rozchyliły się z zaskoczenia.
- Co to ma być? - wymamrotał. Czyżby Kutner pisał opowiadanie z ich udziałem?

Jego ciało zesztywniało, kiedy obraz przed jego oczami nagle stał się zamazany, sprawiając, że nie mógł skupić wzroku na trzymanej w dłoni kartce. Podnosząc jedną rękę, dotknął swojej twarzy, czując mokre ślady na swojej skórze.

Czyżby zaczął płakać?

Kartka wyślizgnęła się z jego palców, kiedy poczuł ucisk w piersi. Ciśnienie narastało w jego klatce piersiowej, powodując, że Wilson zadygotał z niepokoju. Nagle, jakby kierując się własną wolą, jego ciało runęło na szklany stół, a Wilson chwycił się za swoją kamizelkę, czując jak jego płuca się zaciskają. Nie mógł oddychać. Usłyszał, jak ktoś inny łapie gwałtowny oddech, i poczuł, jakby całe powietrze zostało skradzione z jego dróg oddechowych. Otworzywszy usta, usiłował z powrotem wciągnąć powietrze w płuca, ale nie zaznał ulgi. Wymachując ręką, spróbował zasygnalizować, że potrzebuje pomocy. Nie mógł oddychać!

*sapnięcie* Greg?

Raptem słodkie powietrze wypełniło jego klatkę piersiową, przez co opadł bezwładnie na podłogę, a kaszel wstrząsnął jego ciałem. Coś było nie w porządku, mógłby przysiąc, że właśnie usłyszał czyjś głos. Gdy uniósł powoli głowę, jego wzrok ponownie zaczął się rozmazywać i nagle zaczęło mu się kręcić w głowie. Jego ciało trzęsło się gwałtownie, coś było nie w porządku, tracił nad sobą kontrolę. Jego dłonie poruszały się same z siebie, obmacując podłogę, szukając czegoś.
- H-House? - wykaszlał.

Greg?

- House! - wrzasnął. Potrzebował pomocy. Jego ciało stopniowo podniosło się na czworaka, gdy walczył o odzyskanie siły w mięśniach. Zaczął pełznąć ku szklanej ścianie, chcąc znaleźć coś, na czym mógłby się wesprzeć.

Coś pękło w jego wnętrzu, sprawiając, że zesztywniał i sapnął. Coś rozrywało się wewnątrz niego. Zaciskając powieki, krzyknął głośno, kiedy ucisk w jego piesi wzmógł się, docierając do jego pleców. Ktoś rozrastał się w jego wnętrzu, próbując wyrwać mu kręgosłup. Dostał ataku serca, to musiało być to!
- P-pomocy!

- Co tu się, do diabła, dzieje?

Słysząc ten głos, Wilson słabo podniósł wzrok, a jego usta rozciągnęły się w spanikowanym uśmiechu. House stał w progu, otwierając szeroko oczy z zaniepokojenia.
- Wilson, co ci się stało? - zapytał stanowczo.

- N-nie mogę od-oddychać, moja klatka piersiowa, to boli!

House pokuśtykał prędko w jego stronę. Kiedy udało mu się uklęknąć, dotknął twarzy swojego przyjaciela, przesuwając palce na jego szyję, by znaleźć jego puls, próbując sprawić, żeby się rozluźnił. Wilson odsunął się gwałtownie, natychmiast sięgając dłonią do własnej szyi. House wpatrywał się w niego, skonsternowany, po czym ponownie wyciągnął do niego rękę. Wilson odepchnął ją, wrzeszcząc:
- Nie dotykaj mnie!

- Wilson, uspokój się!

- Nie dotykaj mnie! Zamknij się! Przestań! - Wilson zakrył sobie uszy, z jego oczu popłynęły łzy. To wszystko zaczynało przerażać House'a. Wilson bełkotał sam do siebie, jego ciało zgięło się w pół, usiłując skulić się w kłębek, usiłując się ukryć. Chwytając go za ramiona, House spróbował odciągnąć jego ręce, lecz Wilson nie przestawał z nim walczyć.
- Wilson, powiedz mi, co się dzieje!

- On nie chce się zamknąć!

- Kto? Mów do mnie! Powiedz mi, co ci dolega!

- Nie wiem! Nie wiem! House, każ mu przestać! Powiedz mu, żeby przestał!

House warknął i prędko chwycił twarz Wilsona w obie dłonie. Trzymając go mocno, podniósł twarz przyjaciela i krzyknął ostrym tonem:
- Wilson! Otwórz oczy i powiedz, co on takiego mówi!

Oczy młodszego mężczyzny otwarły się gwałtownie i skupiły się na jego niebieskich tęczówkach. House wpatrywał się w niego zaniepokojonym, badawczym wzrokiem. To, co znalazł, sprawiło, że ścisnął mu się żołądek. Oczy jego przyjaciela zrobiły się niemal czarne pod wpływem paniki, lecz było w nich coś jeszcze, jakby patrzył w oczy kogoś innego. Wilson siedział przed nim, nieruchomy i wystraszony, aż w końcu jego drżące usta poruszyły się, wypowiadając szeptem jedno proste słowo.

- ... Greg...

Wilson miał wrażenie, jakby jego ciało wpadało tyłem do basenu. Wszystko wydawało się takie powolne, takie przytłumione. W jednej chwili siedział, trzymając się swojego przyjaciela, w następnej upadł bezwładnie na plecy.

House opuścił roztrzęsione dłonie, wytrzeszczając oczy z niedowierzania. Wilson leżał bezwładnie na podłodze przed nim, a jednak równocześnie to w ogóle nie był Wilson. Inna istota spoglądała na niego smutnymi, brązowymi oczami, a gęste brązowe kosmyki muskały jej chłopięcą twarz. House runął w tył, lądując na swoim siedzeniu, i odsunął się.

Młody mężczyzna rozejrzał się wokół siebie, zdezorientowany i wystraszony. House rozdziawił usta, gdy dostrzegł czarno-białe skrzydła złożone za plecami mężczyzny. Miał przed sobą anioła - anioła, który wyglądał dokładnie jak jego przyjaciel. Nagle rzeka wspomnień zalała mózg House'a, sprawiając, że wyszeptał jedno imię, które wrzeszczało w jego głowie.

- ... James?

Wilson przeniósł spojrzenie na drugiego mężczyznę. Nie tracąc ani chwili, przyczołgał się do niego i wyciągnął ręce, obejmując twarz starszego przyjaciela. Popatrzył mu w oczy, szukając czegoś. Wtedy błękitne tęczówki zalśniły lekko, sprawiając, że James roześmiał się na głos z czystej radości i wrodzonego pragnienia. James rzucił się naprzód i przylgnął ustami do ust przyjaciela.

Ciało House'a wzdrygnęło się i wygięło w łuk. Zupełnie jak wtedy, gdy wetknął scyzoryk do gniazdka, miał wrażenie, jakby jego ciało poraził prąd. Z ciężkim łupnięciem, jego ciało runęło na wykładzinę.


Wszystko było przytłumione, ciemne. Unosząc słabo powieki, Greg mrugał przez chwilę, usiłując skupić spojrzenie. Spróbował się odezwać, ale coś go powstrzymywało, nie pozwalało mu wydobyć z siebie głosu. Ktoś sprawiał, że było to trudniejsze niż powinno być. Spuściwszy wzrok, zauważył, że James obsypuje go pocałunkami, obejmując go mocno za szyję. Ach, więc to dlatego. Za każdym razem, kiedy jego wargi rozchylały się, by mógł coś powiedzieć, James wydawał płaczliwy jęk i wpijał się w jego usta, pogłębiając swoje ochocze pocałunki. Zamknąwszy oczy, Greg odwzajemnił każdy z nich, a jego ramiona czym prędzej zamknęły się wokół pleców młodszego mężczyzny. Przyciągnął Jamesa do siebie, przylgnął do jego ciała, potrzebując go bliżej, potrzebując przypomnienia, że tak, James był przy nim. James wyszeptał coś, a Greg nie mógł się pohamować. Czekał tak długo i nareszcie miał go z powrotem. Nareszcie miał go z powrotem.

Przerywając pocałunek, James krzyknął, kiedy został popchnięty na ziemię. Otworzył oczy, spojrzał w górę, a to, co zobaczył, przyprawiło go o wybuch radosnego śmiechu. Greg pochylał się nad nim z ustami sinymi od ich pocałunków. James wyciągnął ręce i dotknął jego twarzy, wodząc palcami po każdej zmarszczce, przeczesując jego krótkie włosy, i chichocząc, kiedy poczuł jego ostre rogi.
- Greg - szepnął, a do jego oczu napłynęły łzy.
Greg pochylił głowę, muskając ustami wzdłuż piersi Jamesa, który zastygł w bezruchu i jęknął. Jakież to było kuszące. Obaj leżeli nadzy, skóra przylegała do skóry, zapachy mieszały się ze sobą.

James dotknął skrzydeł Grega, czując ich szorstką powierzchnię jako przypomnienie, że to się dzieje naprawdę. Szarpnięciem przyciągnął Grega do góry, aż ich twarze znalazły się naprzeciwko siebie, pozwalający by ich usta znowu się połączyły, ponieważ musiał przypomnieć sobie jego smak.

- Tak bardzo cię przepraszam - powiedział łamiącym się głosem w usta demona, zaciskając palce na jego ramionach. - Wybacz mi, nie zamierzałem zasnąć.

- Nic się nie stało - odparł szeptem Greg, wtulając twarz w szyję kochanka, skubiąc zębami jego ciepłą skórę. - Wróciłeś, tylko to się liczy.

- Tyle przeze mnie wycierpiałeś, ponieważ byłem słaby!

- Nie! - Greg podniósł wzrok, patrząc mu w oczy. - To było ryzyko, o którym wiedzieliśmy obaj. Nie mogłeś temu zaradzić i ja też nie. Nie masz za co przepraszać.

- Al...

- James... Czekaliśmy ponad sto lat, żebyś wreszcie miał to ciało, więc PROSZĘ, czy możemy coś z nim zrobić, zamiast płakać?

Przez moment James wpatrywał się w Grega, oniemiały, po czym leniwy uśmiech wypełznął na jego twarz. Unosząc się nieco, potarł lekko nosem o nos demona, jego palce przebiegły wzdłuż kręgosłupa Grega, na co tamten jęknął gardłowo i przylgnął mocniej do swojego anioła, zaś James wyszeptał:

- Greg... Kochaj się ze mną, proszę.

- Z przyjemnością.

Przez kilka chwil patrzyli na siebie, ich oczy lśniły miłością i pragnieniem, ale - co ważniejsze - obaj uśmiechali się ze szczęścia i czystej radości. Greg otoczył ramionami ciało Jamesa i wymienili czuły pocałunek, który mówił więcej niż cokolwiek innego. Nareszcie, po wszystkich próbach i męczarniach, po wszystkich latach czekania, uganiania się za sobą i poszukiwania.

Nareszcie mieli siebie nawzajem i tym razem się nie rozstaną.



Głowa pękała mu z bólu. Postękując cicho, Wilson otworzył oczy i zdezorientowany wpatrywał się w sufit. Miał wrażenie, że jego ciało jest wyczerpane, wykończone. Czyżby właśnie przebiegł maraton i o tym zapomniał? Spróbował usiąść, ale jego ciało tylko zaprotestowało. Jego ciało zostało pozbawione całej energii. Stękając ponownie, przekręcił głowę na bok, rozglądając się, by zobaczyć, gdzie się znajduje. Zauważył drugą osobę leżącą obok niego i zaniepokojony zmarszczył brwi. House był nieprzytomny.

Zaciskając zęby, obrócił się na bok, przesuwając się odrobinę bliżej diagnosty, po czym wyciągnął rękę, potrząsając lekko ramieniem przyjaciela.
- House - wychrypiał słabo. - House, obudź się.

House wymamrotał coś, ostatecznie podnosząc zmęczone powieki i zatrzymał na nim gniewny wzrok. Wilson uśmiechnął się nieznacznie, szepcząc cicho: - Hej.

- Wilson... czemu leżymy na podłodze?

- Nie wiem.

- ... Wilson...

- Hm?

- Czy nie masz wrażenia, jakbyś... właśnie się obudził z naprawdę długiego snu?

- Tak jakby. - Wilson pochylił głowę, wypuszczając głębokie westchnienie. - Czuję się raczej... jakbym przeżył jakieś [link widoczny dla zalogowanych].

- Dlaczego boli mnie noga?

Wilson obejrzał się na niego, obserwując, jak jego przyjaciel marszczy brwi i mocno ściska swoje prawe udo.
- House, twoja noga zawsze boli.

Na twarzy diagnosty pojawiła się konsternacja, jego dłoń pocierała lekko uszkodzoną nogę. - Och... zapomniałem.

- No, chodź. - Stając pewnie na nogach, Wilson wyciągnął rękę do House'a.

House przez chwilę wpatrywał się w niego bez słowa, po czym przyjął jego pomoc. - Potrzebuję drinka... Czuję się jakoś inaczej.

- Ja też. W jakim sensie czujesz się inaczej?

- Sam nie wiem...

- Czujesz potrzebę, żeby być milszym?

- Pieprz się.

Wilson zachichotał lekko i delikatnie ścisnął dłoń przyjaciela. House odpowiedział drobnym uśmiechem, a potem zabrał swoją rękę.

- Wilson... Pamiętasz, czemu jesteśmy w moim biurze?

Wilson zatrzymał się w pół kroku, mrużąc oczy, gdy pogrążył się w myślach. Próbował sobie przypomnieć, ale w jego głowie pojawiła się jedynie pustka
- Nie, a ty?

- Pamiętam... że krzyczałeś - odparł z zadumą House, oglądając się przez ramię. - Nie mogę sobie przypomnieć, ale krzyczałeś. Wszystko inne wyleciało mi z głowy.

- Co takiego krzyczałem?

- Wydaje mi się, że to było moje imię. Chwila, Wilson, znowu masturbowałeś się w moim biurze?
Twarz jego przyjaciela nagle zrobiła się czerwona, a jego nogi zaczęły nieść go szybko jak najdalej od House'a. - W-wcale nie i nigdy bym tego nie zrobił!
Usta House'a powoli rozciągnęły się w szeroki uśmiech i diagnosta zaraz ruszył w pogoń za Wilsonem, wołając na cały korytarz: - Jęczałeś moje imię, zgadza się?

- Nie pamiętam! To znaczy, nie robiłem tego!

- Aww, Jimmy, jeśli dzięki temu poczujesz się lepiej, to ja też walę konia z myślą o tobie!

- Wcale nie czuję się przez to lepiej!

House zachichotał lekko, po czym ostatni raz obejrzał się przez ramię. Nadal nie dawało mu spokoju, dlaczego ani on, ani Wilson nie mogli sobie przypomnieć ostatnich dziesięciu minut w tamtym pomieszczeniu, ale z jakiegoś powodu czuł się zrelaksowany. Tak jak powiedział wcześniej - czuł się jakoś inaczej. Może pewnego dnia przypomni sobie, co się stało, a może nie. Nie zamierzał nad tym rozmyślać, lecz z jakiegoś powodu czuł potrzebę bycia blisko Wilsona, jakby coś przyciągało go do niego.

Było to dziwne uczucie, jednak House nie miał nic przeciwko. Prawdę powiedziawszy, w pewnym sensie mu się to podobało. Tak więc z uśmiechem na ustach, wszedł ze swoim przyjacielem do czekającej windy.

- A zatem lunch? - zaproponował Wilson.

- Ty stawiasz?

- A kiedy tego nie robiłem?

House uśmiechnął się od ucha do ucha, a następnie otoczył ramieniem barki Wilsona, ściskając go mocno.
- Właśnie dlatego jesteś moim przyjacielem.

Wilson zamrugał, zaskoczony uczuciem, które okazywał mu House, ale wywołało to uśmiech na jego twarzy. Na krótką chwilę złapał obejmujące go ramię House'a i ścisnął je, niespodziewanie pragnąc, by House objął go mocniej. Mimo to puścił jego rękę, dźgając przyjaciela w żebra, kiedy drzwi windy się rozsunęły.

- Nie pamiętam, kiedy ostatni raz mnie przytuliłeś.

- Cóż mogę powiedzieć, jestem teraz w hojnym nastroju.

- Naprawdę? Masz zamiar przytulać wszystkich po drodze?

- Cóż, to dotyczy tylko ciebie.

- Mój boże, to cud, co nie?

- Nie przyzwyczajaj się do tego.

Wilson spojrzał na swojego przyjaciela, obdarzając go lekkim uśmiechem. Czuł, że wszystko było jakieś inne, jednak jemu to odpowiadało. Dopóki House był obok, by wywoływać chaos, Wilson był pewien, że wszystko będzie w porządku.

- Chodźmy coś zjeść.



koniec



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 5:01, 09 Kwi 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Faberry
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 8:12, 09 Kwi 2016    Temat postu:

Yay! Cieszę się niezmiernie, że oto ostatni rozdział i to jeszcze cały naraz
Tytułem wstępu powiem, że Taub się całkowicie wkręcił i Kutner jaki zadowolony Taub już wymyślać chce i pochłonęło go to wyobrażanie sobie dalszego ciągu a nawet pomaganie przyjacielowi. Niemal jak fangirl Ale pomysły mają przednie
Skomentuję całość jak tylko ogarnę całość Nie tylko ja czekałam pewnie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 6:17, 10 Kwi 2016    Temat postu:

Też się cieszę, że się cieszysz heh, już wolałam się przemęczyć i dać ten rozdział w całości, a nie znów odkładać to na nieokreśloną przyszłość

No cóż, wiem z autopsji, że będąc autorem jest się zadowolonym, kiedy czytacze się wkręcą Ta kreatywność Tauba tutaj imho wzięła się trochę znikąd, ale widać Autorce było to potrzebne do napisania tego rozdziału Yeah fangirl!Taub... a mój musk poszedł się powiesić

Oki, nie ma pośpiechu Dzięki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Faberry
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:02, 13 Kwi 2016    Temat postu:

To lepiej tak razem
To oczywiste Najwidoczniej, ale lepszy taki niż nudziarz Poza tym Kutner potrafi zaciekawić
Nie ma za co

Zaczynając od Tauba. Naprawdę się wkręcił, wzruszył, był niezmiernie ciekawy co dalej i jeszcze pomagał Kutnerowi wymyślać. Ten był w swoim żywiole. Mała pomoc Tauba mu się przydała. Jeszcze pielęgniarki czytały i się zachwycały. Cuddy wie? Może fanclub Kutnera założy?
Taib chce wiedzieć wszystko a Kutner wspominał, że ma pomysł na spin-off czy coś w tym guście, ale kolega był tak pochłonięty historią naszych chłopców.
House i Wilson i seks. Cóż, siebie już mają, kochają się, całują. Brakuje im tylko jednego. Nie, nie dziecka (chociaż? ). Więc Kutner wymyśla im intrygę z Naczyniami by mogli spełnić swoje marzenie. Znów Taub nieźle wkręcony w seks szefa i jego najlepszego przyjaciela. Kutnera nie liczę, on jest Hilsonowo dziwnie wręcz zakręcony.
Wracając seks. Intryga mi się podobała, zakończenie iście Kutnerowskie. House i Wilson jednak w jakieś mierze naprawdę byli Gregiem i Jamesem i się wyzwolili z Naczyń? Potem uprawiali iście diabelsko-anielski seks?!
Co z House'em i Wilsonem skoro to Greg sterował House'em a James 'wsiąkł' w Wilsona i się przebudził a House też? Na to wygląda? Więc wyobraźnia Kutnera podsunęła mu prawdziwy scenariusz? Czy to co napisał działo się naprawdę? To by było coś! On wymyśla a to sie dzieje. Ja chcę tak! Ja chcę tak! Że ja wymyślam!
W każdym razie House masturbował się z myślą o Wilsonie. Może miłośc Grega 'przeszła' na House'a? Do Jamesa/Wilsona? Może obie te historie działy się niezależnie? Greg kochał Jamesa, James 'przepadł w Wilsonie, to kochał Wilsona. Nie ma bata! Dużo się przecież nie różnili. W końcu i Greg się zakochał.
Chcę dalej a nie że to koniec tego ff. Kutner do boju! Obiecał inne opowiadanie. Może poszaleje? I Cuddy, 'diabelska' anielica i Stacy co była aniołem a teraz jest demonem? Stacy i Cuddy?! House by się zaczytywał
Wilson dorwał jedną kartkę tekstu i od razu inaczej sie poczuł
Będę tęsknić za inspirującym tekstem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:17, 15 Kwi 2016    Temat postu:



Indeed, Taub złapał fikowego bakcyla. Ale właściwie to ciekawe, czemu Autorka wysłała Kutnera z jego historią do Tauba, a nie do 13 - ona to już w ogóle rozkręciłaby tę zabawę Cuddy pewnie nic nie wie, bo by się wściekła, że to nie ona jest Cudem, dla którego Greg stracił głowę

Ja to zakończenie (i całego fika) zrozumiałam tak, że historia Kutnera to była najprawdziwsza prawda. Kto wie - może znów jakieś nadprzyrodzone siły maczały w tym palce, a Kutner dostał niebiańskiego natchnienia do napisania tego wszystkiego, żeby Wilson to przypadkiem przeczytał i James się obudził
Co do House'a i Wilsona. Z Wilsonem sprawa jest jasna - James nigdy nim nie sterował, więc po uwolnieniu się Jamesa Wilson pozostał sobą. House natomiast, hmm... Może podobieństwo Naczyń i Aniołów nie było wyłącznie fizyczne, więc House nie różnił się aż tak bardzo od Grega pod względem osobowości. Albo bycie sterowanym przez Grega wpłynęło na House'a. Zresztą zostało powiedziane, że za antyspołeczną postawę House'a odpowiadał Greg, a po zniknięciu Grega House zrobił się bardziej przytulaśny... chyba można przypuszczać, że tak mu już zostanie
LOL, imho ten tekst House'a, że Wilson jest jego fantazją erotyczną, to był raczej żart Dlatego w kategorii fika na początku zaznaczyłam friendship dla House'a i Wilsona, bo ja niczego więcej między nimi nie widzę. Ale kto wie, co z tego wynikło z czasem
Jeśli Kutner jeszcze coś później napisał, to Autorka tego fika nic więcej o tym nie wspomina. Ale widzę, że Tobie inspiracji nie brakuje, więc droga wolna
(ale omg, House jarający się femeslashem Suddy? bleeeh )

Heh, dzięki, że wytrwałaś przy tym fiku i mojej kapryśnej wenie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Faberry
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:27, 15 Kwi 2016    Temat postu:

Może i Taub zacznie pisać? 13 na pewno rozkręciłaby ten ff, ale może Kutner chciał sam za niego odpowiadać. Dopuścił Tauba jak miał zastój. Racja, racja

Możliwe Niemniej długo to trwało, biedny Greg. Może anioł Robert pomógł?
Bardziej przytulaśny, ale tylko dla Wilsona Takie dwie pary House/Greg i Wilson/James. Podwójny Hilson! Podoba mi się
Może House tylko obrócił to w żart Kto wie
Szkoda, ale mam pewien pomysł
Bo Cuddy? Cuddy wszystko psuje, ale cóż począć
Nie ma za co


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:58, 17 Kwi 2016    Temat postu:

hehe, być może też racja

Długo indeed, ale teraz Greg i James mają dla siebie całą wieczność Yup, bardzo możliwe.
Tiaa, właśnie ten podwójny Hilson urzekł mnie w tym fiku
To nie pozostaje Ci nic innego, jak ten pomysł zrealizować
Naah, bo Cuddy, Stacy i w ogóle femeslash Chociaż to moja prywatna opinia, bo jak wiemy, House'owi by się podobało. Czytałam gdzieś kiedyś fika, w którym Cuddy miała dość sprzeczek między House'em i Stacy, więc zaprosiła oboje do swojego gabinetu, a później we trójkę zrobili orgię *rzyg, rzyg*



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Faberry
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:03, 17 Kwi 2016    Temat postu:

Tak

Oraz są szczęśliwi Tak. Podwójny Hilson na plus Podwójne wariactwo
Prawda, pytanie tylko o czas i chęci piśmiennicze
Lubię fajny femslash, choć ten akurat nie House woli Wilsona na żywo
House ze Stacy jeszcze toleruję, ale nie lubię Huddy jak wiesz. A taki trójkącik to już w ogóle bleh



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:45, 20 Kwi 2016    Temat postu:

Ofkors
W każdym razie trzymam kciuki za Twoją wenę
Ja nie trawię nawet hetu, a co dopiero femslash z dwoma kobietami Jasne, Wilson na żywo lepszy od każdego porno!
Tiaa, the same here


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Faberry
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:35, 20 Kwi 2016    Temat postu:


Dziękuję
Rozumiem Zdecydowanie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Strona 9 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin