Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zagadka (by Me :) ) [w ramach buntu +18 ]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:56, 13 Cze 2008    Temat postu:

martuusia napisał:
wściekły, potem zakochany, potem wściekły, potem zaniepokojony, w końcu opiekuńczy House ... mmmm

a wiesz, że nawet tego nie zauważyłam???

za to nikt nie zauważył (albo nie napisał), że pod koniec House przechodził 3 z 5ciu etapów...

evay napisał:
oślepiony zazdrością i strachem o ukochaną osobę.

Taaak Wreszcie ktoś to nazwał po imieniu Zazdrosny House ^_^
evay napisał:
naleśniki!
jak u mnie ;D
ach, siostro, niebawem nasze jaźnie stworzą jedność;D

Taaa... Już z Apricotką łączy mnie telepatia
evay napisał:
taaaa, słynna seksowna poza z tym youtube'owych kreskówek z Wilsonem ;D buhahaha
jak to nie działa? na każdego działa!

tak, dokładnie yt mnie zainspirował
House się uodpornił Ale Jimmy i tak nie potrzebuje żadnych sztuczek, żeby... no
evay napisał:
ok, zaśmiałam się bardzo głośno, spadłam z krzesła,
przetarłam oczy i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę ;D
BOSKO!!!!

BOSKO!!!!

to znaczy... nie dla House'a ;pp

Ja nie widzę w tym nic śmiesznego!!! Wilson cierpi, House cierpi... Migrena teoretycznie przekreśla szansę na Erę... W końcu już piątkowa noc A co, jeśli choróbsko nie przejdzie???
evay napisał:
terefere, nieprawda ;D
to znaczy... można... gdy się chce... uniknąć... ale to łatwo można wybadać

Ja zakładam, że Wilson umiałby świetnie udawać... Ma doświadczenie z migrenami
evay napisał:
Richie.... ... Ty wiesz ;D ;*

Nie, nie wiem...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:04, 13 Cze 2008    Temat postu:

Dobra... zacznę od tego, że Eriss masz zajedwabisty banner (ja nie wiem co się działo z tym forum, gdy mnie nie było, ale to musiało być boskie!), a Marau Apricot ma cudowniasty Avek!

Teraz właściwy koment:
Uniosłem powoli powieki i poczułem się, jakbym wpadł pod rozpędzony autobus z wielkim napisem „Rzeczywistość”
Autobus? To mi się nie kojarzy przyjemnie... ale spoko, nie tylko on tak się czasem czuje

Całe szczęście, że zwykle Wilson nie mógł długo znieść mojej zranionej/znudzonej miny i w końcu zabieraliśmy nasze talerze, żeby przenieść się na kanapę. A jeśli nawet upierał się na pozostaniu przy stole, to zawsze mi to wynagradzał...
...zastanówmy się, w jaki sposób?

- Cóż, świat jest pełen tajemnic... Jak na przykład ta: Dlaczego moje spodnie stają się zbyt ciasne, kiedy jesteś w pobliżu...
oj, świat ma wiele tajemnic... dlaczego człowiek czytając tego fika dostaje napadu histerycznego śmiechu, który przechodzi po chwili w czkawkę

Migrenę można łatwo udawać – wystarczy wyglądać jak kupka nieszczęścia i sprawa załatwiona.
Można też wstrzyknąć sobie nitrogliceryny
Tylko żal mi House'a... czekał tak długo... A tu nic... Aż mi się przypomniał cudowny avek ....... - nie wiem kogo, wpisać brakujący nick. "Not now House, got headache"

Ogółem jest.... Świetnie!


EDIT by Richie117 - To był avek evay


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poziomka
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 15 Maj 2008
Posty: 503
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Sosnowieś
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:58, 14 Cze 2008    Temat postu:

Ojoj. Fantastyczne. Znów nie będę mogła doczekać się kolejnej części.

Biedny House... Ale te jego rozważania są przegenialne. "Zdradza mnie, nie zdradza, kłamie czy jednak nie?"
Ale muszę powiedzieć, że mnie czasem też się włączają takie czarne scenariusze. :? 'Boże, tyle czasu go nie ma, a powinien już dawno być; dlaczego nie dzwoni; a jak mu się coś stało??' Łooo... Coś okropnego... ;]

Jimmy coś szykuje... Musi coś planować... Zdecydowanie, innej opcji nie ma.

Ah, byłabym zapomniała! Ta troskliwość House'a mnie zabiła (pozytywnie oczywiście)
SWEET!!!!! ::


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:05, 18 Cze 2008    Temat postu:

Cytat:
Hej, jesteście tu jeszcze??? Jeśli tak, to dziękuję za cierpliwość Ta moja wena to strasznie kapryśne stworzenie... :?

A teraz jeszcze kilka słów...

Poskarżyłam się evay, że nie wiem, co napisać w Sobocie (i w Piątku, i w Niedzieli) – odpowiedziała: Pisz Erę.
Stwierdziłam, że raczej nie będzie okazji do prychania – evay napisała, że zawsze znajdzie się okazja...
I jeszcze niezapomniane: „W usta, panowie! W usta!”

No więc proszę:



Sobota

Coś połaskotało mnie w szyję. Potem coś otarło się o moją łydkę. A potem to samo coś przytuliło się do mnie mocno przez sen.
WILSON!
Westchnąłem cicho i wciągnąłem głęboko w płuca jego zapach. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo mi tego brakowało. Objąłem go prawym ramieniem i uśmiechnąłem się do siebie. Najwyraźniej wcześniej poczuł się lepiej i wstał w nocy z łóżka, bo teraz miał na sobie tylko t-shirt i bokserki. Miałem fart – Wilson z migreną to najgorsza rzecz pod słońcem!
Przesunąłem rękę w górę i przeczesałem palcami jego włosy. Poruszył się lekko i zamruczał. Próbował mnie nabrać, że ciągle śpi. Znów się uśmiechnąłem i musnąłem ustami jego czoło.
- Hej – szepnąłem.
Wymamrotał coś, udając irytację.
Przesunąłem opuszkami palców po jego karku.
Wtulił się we mnie jeszcze mocniej.
- Jak twoja migrena?
Poczułem, jak porusza głową, żeby na mnie spojrzeć. Celowo nie otwierałem oczu.
- Martwiłem się, kiedy nie wracałeś do domu.
- Gdyby nie Cuddy, W OGÓLE bym nie wrócił – westchnął. - Została do późna w szpitalu, a kiedy wychodziła, zauważyła mój samochód na parkingu. Znalazła mnie na kanapie w moim biurze i jakimś cudem udało jej się zawlec mnie do jej samochodu... - urwał. Odsunął się ode mnie i przesunął w górę, tak że jego twarz znalazła się blisko mojej.
Otworzyłem oczy i napotkałem jego badawcze spojrzenie.
- Czy ty przed chwilą powiedziałeś, że się martwiłeś?!
- Yeah... - szepnąłem i pocałowałem go delikatnie. - Bałem się, że się nie dowiem, co chciałeś mi powiedzieć.
Potrząsnął głową z niedowierzaniem. - Wiedziałem, że powiesz coś takiego.
Oparłem się na łokciu i zmrużyłem oczy. Roześmiał się i pocałował mnie mocno. Oddałem pocałunek, a kiedy próbował się wyrwać, przytrzymałem go przy sobie. Nie walczył zbyt wytrwale.
- Znów będziesz musiał czekać do wieczora – powiedział, kiedy przerwaliśmy, żeby złapać oddech.
- Nie możesz powiedzieć mi teraz? - zapytałem błagalnym głosem i znów go pocałowałem.
- Jak mam powiedzieć cokolwiek, jeśli co chwilę wpychasz mi język do ust?
Prychnąłem i odepchnąłem go lekko. - Mogę przestać, jeżeli chcesz...
- Nawet nie próbuj!
Przysunął się bliżej i wsunął rękę do moich spodni. Poczułem jego dłoń na moim prawym udzie.
Już od dawna przestałem reagować niechęcią na ten dotyk. Jako lekarz, Wilson spotykał się z gorszymi rzeczami, a jako mój przyjaciel i kochanek umiał zaakceptować mnie takiego, jakim byłem. I nie wynikało to tylko z faktu, że nic nie można z tym zrobić. Wilson nie próbował mnie zmienić – i za to chyba najbardziej go kochałem.
Patrzyłem w jego czekoladowe oczy, kiedy przesuwał dłoń coraz wyżej. Iskierki, jakie w nich dostrzegłem tylko częściowo były spowodowane podnieceniem. Ich prawdziwą przyczyną była radość, jaką sprawiało mu torturowanie mnie. Gdy był już bardzo blisko, nachylił się i pocałował mnie. Tego ranka to on miał ochotę być Mistrzem Gry...
Dotknął mnie przez bokserki i zamruczał z zadowoleniem, nie przerywając pocałunku. Czując jego delikatny dotyk, jęknąłem cicho, błagając, by się pospieszył.
Odsunął się ode mnie i zabrał rękę. Opierając się na łokciu, uniosłem lekko biodra, a on zsunął ze mnie spodnie.
Znowu był blisko. Jego ciepła, miękka dłoń zamknęła się wokół mnie, a jego usta znów znalazły się na moich. Całował mnie leniwie, wolno poruszając ręką. Czułem, że krew zaczyna szybciej krążyć w moich żyłach, rozlewając ciepło po całym moim ciele.
Nawet gdybym chciał walczyć z Wilsonem, nie byłbym w stanie tego zrobić, bo trwający nieprzerwanie pocałunek skutecznie ograniczał dostęp powietrza do moich płuc. Wargi Wilsona rozciągnęły się w uśmiechu satysfakcji, kiedy zorientował się, że ma nade mną kontrolę. Następnym razem muszę wyprowadzić go z błędu... Ale w tym momencie tylko zamknąłem oczy i pozwoliłem mu na wszystko.
Nie wiem, ile to trwało, bo zupełnie straciłem poczucie czasu. Wilson sprawił, że cały świat przestał dla mnie istnieć. Byłem tylko ja i on, i to, co nas łączyło. Cała reszta nie miała znaczenia. Może działo się to za sprawą mijającego tygodnia, ale miałem nadzieję, że ta chwila nigdy się nie skończy...
W końcu usłyszałem dochodzący skądś głośny jęk. Zrozumiałem, że wydostał się z moich ust, kiedy opadłem, wyczerpany, na Wilsona. Obaj oddychaliśmy głęboko, i słyszałem mocne i szybkie uderzenia naszych serc.

Wilson pierwszy doszedł do siebie i delikatnie mnie odepchnął. Przesunąłem się na moją połowę łóżka i otworzyłem oczy. Z zaskoczeniem zobaczyłem, że Wilson zamierza wstać.
- Dokąd się wybierasz, Jimmy? Czas na rewanż – mój głos nie zabrzmiał tak stanowczo, jak zamierzałem, bo wciąż brakowało mi tchu.
- Muszę pojechać po zakupy. Wczoraj w lodówce było tylko światło i pusty karton po mleku, którego ZNOWU nie wyrzuciłeś – rzucił mi groźne spojrzenie.
- Daj spokój, zakupy mogą poczekać...
- Nie masz ochoty na śniadanie? - uderzył w mój czuły punkt.
- Nie, najwyżej na lekką przekąskę – uśmiechnąłem się znacząco.
Pokręcił głową i wstał.
- Zachowuj się, House, bo wieczorem niczego ci nie powiem – powiedział i ruszył w stronę łazienki.
- Więc nie zamierzasz powiedzieć mi wcześniej? - rzuciłem prawie beztrosko.
- Housssse... PO kolacji!
- Ale dlaczego – jęknąłem, jak dziecko, któremu zabroniono jeść słodycze przed obiadem.
- Chyba... lepiej to zniesiesz, kiedy będziesz miał pełny żołądek – zawołał, znikając za drzwiami. Po chwili jednak wystawił głowę z łazienki. - Zastanów się, co mam przygotować.
- Wszytko mi jedno. Ale chciałbym wybrać deser...
Wyszedł z łazienki i stanął, opierając ręce na biodrach. - Tak?
- Co powiesz na... onkologa w bitej śmietanie???
Patrzyłem jak się śmieje i przewraca oczami.
- Brzmi świetnie – powiedział w końcu. - Tylko gdzie ja w sobotę znajdę jakiegoś onkologa?
- Wiem, że coś wymyślisz...
Roześmiał się i wszedł do łazienki.

Wrócił po kwadransie. W jeansach, t-shircie i z wilgotnymi włosami wyglądał tak, że miałem ochotę się na niego rzucić... A żeby tego było mało – usiadł na łóżku koło mnie, żeby zawiązać buty.
Usiadłem, objąłem go i uparłem brodę na jego ramieniu.
- Naprawdę musisz wychodzić?
- Naprawdę – schylił się, żeby zawiązać drugi but.
Wyprostował się i odwrócił w moją stronę.
- Nie zachowuj się tak, jakbym wyjeżdżał na koniec świata – powiedział i pocałował mnie lekko. - Jak wrócę, to może dokończymy tą rozmowę...
- Może?...
- Pod jednym warunkiem...
Doskonale wiedziałem, co powie, ale wolałem potwierdzić moje złe przeczucia. - Co to za warunek?
- Zrób pranie, kiedy mnie nie będzie.
Zrezygnowany, przewróciłem oczami. - Ktoś powinien zająć się produkcją jednorazowych ubrań. To by była prawdziwa kopalnia złota!
- Jaaasne... - Wilson stał już przy drzwiach. - Acha, jeszcze jedno. Bądź tak miły i spakuj moje garnitury, żebym mógł je zawieźć do pralni.
Rzuciłem w niego poduszką, ale odsunął się i pocisk trafił w ścianę.
- Do zobaczenia później, House – i wyszedł.

Opadłem na poduszki i sięgnąłem po vicodin. Wiedziałem, że w końcu i tak będę musiał to zrobić, ale nie musiałem się spieszyć. Wilson nie wróci wcześniej, niż za dwie godziny, z bagażnikiem pełnym zapasów na cały tydzień. Ciekawe, czy będzie pamiętał o bitej śmietanie...
Wstałem wolno z łóżka i powlokłem się do kuchni, żeby sprawdzić, czy nie zostało jakieś piwo. Niestety, Wilson miał rację – w lodówce było tylko światło i karton po mleku.
Zrobiłem sobie kawy i z niedojedzoną paczką krakersów poszedłem na kanapę. Przez kwadrans skakałem po kanałach w telewizorze, ale nie znalazłem niczego interesującego. Niechętnie musiałem przyznać, że szukam czegoś, co pozwoliłoby mi przestać myśleć o tajemnicy Wilsona. Chciałem, żeby był już z powrotem, żebym mógł mieć pewność, że nie knuje niczego za moimi plecami.
W końcu poszedłem do łazienki. Wstawiłem pranie i wziąłem szybki prysznic. Teraz zostały już tylko cholerne garnitury Wilsona.
Wyciągnąłem z szafy torbę na ubrania i rzuciłem ją na łóżko. Zacząłem zdejmować z wieszaków marynarki, które Wilson zakładał w tym tygodniu. O ile jego – i moje – życie było by prostsze, gdyby ubierał się tak jak ja...
Zacząłem przeglądać po kolei wszystkie kieszenie, w nadziei, że znajdę jakieś drobne. Skoro musiałem zajmować się tą „brudną robotą”, to należała mi się w końcu jakaś nagroda... Sprawdziłem już wszystkie marynarki, oprócz jednej, tej, którą nosił w zeszłym tygodniu.
Włożyłem rękę do kieszeni i znalazłem wymiętą papierową serwetkę. Rozwinąłem ją ostrożnie. To, co zobaczyłem, wprawiło, że moje serce zatrzymało się na moment.

Na białej bibule widniał zapisany czerwoną szminką numer telefonu.

Gapiłem się na to, czując, jak wracają wspomnienia wszystkich tajemniczych zachowań Wilsona – dziwne rozmowy telefoniczne, nieusprawiedliwione zniknięcia...Boże...

Zakręciło mi się w głowie, poczułem ostry ból, przeszywający moje udo, usłyszałem jak upuszczona przeze mnie laska uderza o podłogę i...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Śro 23:47, 18 Cze 2008, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Some Devil in'da House
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 17 Maj 2008
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:37, 18 Cze 2008    Temat postu:

I.......................??????????????????? AAA! I co? No nie znowu będę czekać! Tylko żeby go nie zostawił... bo sie rozpłacze Richie117 twoje fiki są CUDOWNE!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
*Madziula*
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Śro 16:47, 18 Cze 2008    Temat postu:

Some Devil in'da House napisał:
I.......................??????????????????? AAA! I co? No nie znowu będę czekać!
no właśnie! Iiii co?

Cytat:
- Co powiesz na... onkologa w bitej śmietanie???


super


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eletariel
Elf łotrzyk


Dołączył: 24 Mar 2008
Posty: 1877
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:07, 18 Cze 2008    Temat postu:

Przerywanie w takich momentach to juz jest pastwienie się nad nami!!! :wink:

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yourico
Richie Supporter
Richie Supporter


Dołączył: 05 Cze 2008
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:41, 18 Cze 2008    Temat postu:

to okruuuutne tak kończyć! nyaaa... heh.. nyo i jak ja mam pisac dyplomówkę zastanawiając się cały czas co dalej?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poziomka
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 15 Maj 2008
Posty: 503
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Sosnowieś
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 8:32, 19 Cze 2008    Temat postu:

O NIE!!!!!!!
To jest pastwienie się nad ludźmi. Tak się nie robi.
Umrę, jeśli będę musiała czekać tak długo jak ostatnio.


Cytat:
- Co powiesz na... onkologa w bitej śmietanie???


Wszyscy już chyba wiedzą, że to jest tekst miesiąca.

Cytat:
Wczoraj w lodówce było tylko światło i pusty karton po mleku, którego ZNOWU nie wyrzuciłeś – rzucił mi groźne spojrzenie.


Dlaczego mnie to nie dziwi. House i wyrzucanie śmieci? Nie...

Cytat:
Niestety, Wilson miał rację – w lodówce było tylko światło i karton po mleku.
Zrobiłem sobie kawy i z niedojedzoną paczką krakersów poszedłem na kanapę.

Jak rozumiem, szystko bez zmian i kartonu po mleku i tak nie wyrzucił?

Czekam na kolejną część!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Poziomka dnia Czw 8:32, 19 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:01, 19 Cze 2008    Temat postu:

tak chciał powiedzieć wiloson house 'sowi że z nimi koniec .House miał znaleść tą kartkę w jego rzeczach jak będzie szykował jego ubrania do pralni.
O NIE TAK NIE MOŻNA .WILSON POWINNEM SAM MU TO POWIEDZIEĆ


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:47, 19 Cze 2008    Temat postu:

Coś połaskotało mnie w szyję. Potem coś otarło się o moją łydkę. A potem to samo coś przytuliło się do mnie mocno przez sen.
ołkej... pierwsze zdanie a Marta już ma banana na twarzy
*_*

- Co powiesz na... onkologa w bitej śmietanie???
ja też chcę, ja też chcę
*idzie złożyć zamówienie*

Na białej bibule widniał zapisany czerwoną szminką numer telefonu.
ehh.. i nie będzie onkologa w bitej śmietanie.. a przynajmniej nie teraz

nadal mam nadzieję, że to numer organizatorki wesel
Wilson nie może być taki głupi i zniszczyć taaaki piękny związek

Zakręciło mi się w głowie, poczułem ostry ból, przeszywający moje udo, usłyszałem jak upuszczona przeze mnie laska uderza o podłogę i...
House! tylko mi nie mdlej! nie miej zawału! House!
chociaż jeśli coś takiego mu się stanie za jakąś godzinę (?) to go uratuje (ahh Marta, na siłę szukać dobrego zakończenia )

gratulacje Richie za utrzymywanie tajemnicy, napięcia, nie przesadzanie w lukrze


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 7:32, 24 Cze 2008    Temat postu:

AAAAAAAAAAA!!! Ja chcę ciąg dalszy!

Super, pięknie, fantastycznie. Onkolog w bitej śmietanie to deser tygodnia.

Pisz dalej, bo cudnie jest!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Magann78
Gość





PostWysłany: Pią 23:55, 27 Cze 2008    Temat postu:

O kurcze!
NIGDY wcześniej nie czytałam fików. Ba! Nawet nie wiedziałam, że istnieją.
Ale to jest FANTASTYCZNE!!!!!
Podpisuję się obiema rękoma (i nogami też) pod wnioskami innych użytkowników:
Po pierwsze: NIGDY nie przerywać fików w TAKIM momencie!
Po drugie: jak najszybciej zamieścić ciąg dalszy! Oczywiście z happy endem.

AHA! I jeszcze gratuluję autorce wyobraźni i talentu. Jak to czytam - GH i JW stoją mi przed oczami jak żywi. Ponadto to jest bardzo ładnie napisane jeśli chodzi o styl i formę (czy autorka jest z zawodu pisarką lub poetką??) Przepiękne sceny miłosne!
Pozdrawiam gorąco. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
Powrót do góry
yourico
Richie Supporter
Richie Supporter


Dołączył: 05 Cze 2008
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:55, 01 Lip 2008    Temat postu:

iiiiiiiiiiiiiii.........?

to już OKRUTNE! Codziennie zerkam czy może jest już aktualka... ładnie to tak dręczyć pozostałych forumowych Hilsonowiczów? ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 12:24, 01 Lip 2008    Temat postu:

miałam odpisać już wcześniej, ale... tak jakoś głupio się czułam, skoro nie miałam nawet pomysłu na "niedzielę"... :smt053

No to teraz po kolei:

Some Devil in'da House napisał:
Richie117 twoje fiki są CUDOWNE!

*kłania się do samiutkiej ziemi* (chociaż MOJA to jest tylko "Zagadka", a reszta to przybrane dzieci )

yourico napisał:
nyaaa... heh.. nyo i jak ja mam pisac dyplomówkę zastanawiając się cały czas co dalej?

Mam nadzieję, że jednak udało się coś napisać :smt001
Btw - z tego co pamiętam, to spotkał mnie zaszczyt, że jeden z Twoich dwóch pierwszych postów trafił właśnie do tego tematu... *wzruszona*

dzio napisał:
Pisz dalej, bo cudnie jest!

No w zasadzie to to już końcóweczka tego fika... Ale myślę już nad czymś kolejnym, chociaż... Widać, jak to z moją weną bywa... heh... :smt012

Magann78 napisał:
AHA! I jeszcze gratuluję autorce wyobraźni i talentu. Jak to czytam - GH i JW stoją mi przed oczami jak żywi. Ponadto to jest bardzo ładnie napisane jeśli chodzi o styl i formę (czy autorka jest z zawodu pisarką lub poetką??) Przepiękne sceny miłosne!

Cieszę się, że wreszcie poznałaś magię fików. Podwójnie się cieszę, że mój fik był tym pierwszym (ale zapewniam, że jest wiele lepszych od tego )
Autorka nie jest z zawodu pisarką ani poetką, tylko jak narazie studiuje psychologię Sama jakoś nie mogę uwierzyć, że House i Wilson w mojej interpretacji są "jak żywi", ale skoro tak sądzą inni, to nie będę się kłócić
(A po scenach miłosnych jeszcze mnie uszy pieką :smt053 )


yourico napisał:
iiiiiiiiiiiiiii.........?

to już OKRUTNE! Codziennie zerkam czy może jest już aktualka... ładnie to tak dręczyć pozostałych forumowych Hilsonowiczów? ^^

No juuuż... uff...

**

Btw - tak a prospos znęcania... Na takie zakończenie Soboty (i początek Niedzieli wpadłam kiedy jechałam autobusem i czytałam "Sprzedawcę Broni"... Zatem to "wina" pana HL :smt003

***********************************************************
Cytat:
Ja WAS wszystkich naprawdę STRASZNIE przepraszam, że to tak długo trwało :smt010

Miałam do wyboru albo napisać zakończenie na pół strony, albo czekać na wenę... Czyli właściwie żadnego wyboru nie miałam :smt012
mam nadzieję, że to co się w końcu wykluło w mojej głowie przypadnie Wam do gustu... :smt083



Niedziela

... zemdlałem. Strasznie żałosne, wiem. Ale dochodziło południe, a ja w żołądku miałem tylko vicodin, kawę i kilka starych krakersów, a w ręku rzeczowy dowód na to, że Wilson mnie zdradza... Kto nie zemdlałby w takiej sytuacji?!
Nie wiem, ile to trwało, ale kiedy zaczęła mi wracać świadomość, stwierdziłem z zaskoczeniem, że zamiast twardej podłogi czuję pod barkami znajome ciepłe kolana.
- House, idioto, co ty sobie znowu zrobiłeś?? Otwórz oczy... - słyszałem zaniepokojony głos Wilsona.
Wspaniale! Czemu upadając nie rozwaliłem sobie głowy? Przy odrobinie szczęścia moje ciało byłoby już w drodze do kostnicy, a dusza błąkałaby się po piekle lub innym miejscu, o wiele lepszym od tego...
- House? Słyszysz mnie? No ocknij się wreszcie! Nie rób mi tego...
A właściwie, dlaczego nie? Bo zamiast spotykać się ze swoją panienką, musiałbyś siedzieć przy moim łóżku, albo załatwiać formalności związane z pogrzebem, żeby uratować swoje dobre imię? Byłoby zabawnie patrzeć gdzieś tam z góry, jak męczysz się przez kilka miesięcy żałoby, żeby ludzie nie zaczęli gadać o tym, jak szybko znalazłeś „pocieszenie”...
- House... Proszę...
Jedną ręką sprawdzał tętno na mojej szyi, a drugą delikatnie gładził mnie po twarzy.
Wiedziałem, że nie uda mi się umrzeć tu i teraz, więc powoli uniosłem powieki.
- House... Dzięki Bogu...
Zobaczyłem pochylonego nade mną Wilsona. Miał wilgotne oczy, a panika wolno ustępowała miejsca uldze. Fałszywy sukinsyn...
- House, co się stało, do cholery?...
Spojrzałem na niego z nienawiścią i otworzyłem dłoń, w której nadal ściskałem tę przeklętą serwetkę.
Popatrzył na nią, potem na moją twarz, a potem znów na serwetkę. Na jego twarzy pojawiła się niepewność i zakłopotanie, jakby czekał na moje wyjaśnienie. Po chwili jednak zrozumiał i... zaczął się histerycznie śmiać. Aż łzy popłynęły mu z oczu...
Chciałem usiąść, choćby po to, żeby pokazać mu, że dam sobie radę i wcale go nie potrzebuję, ale zakręciło mi się w głowie i opadłem z powrotem na niego, a on przytrzymał mnie za ramiona.
Czekałem, aż coś powie, ale tak bardzo się śmiał, że nie był w stanie wydusić słowa. W końcu sięgnął ręką do kieszeni spodni, wyciągnął stamtąd breloczek z kluczami i rzucił go na mój brzuch.
Klucze wydały mi się znajome i przez chwilę myślałem, że postanowił oddać mi klucze do mieszkania. Po tylu latach... Tak po prostu... Jednak szybko zorientowałem się, że to nie są te klucze, tylko inne. A mimo to gdzieś je już widziałem...
Wreszcie Wilson się opanował i spojrzał na mnie... z czułością?
- House... W życiu nie pomyślałem, że mogę się tego po tobie spodziewać... - pokręcił z niedowierzaniem głową.
A czego się spodziewałeś po tych wszystkich latach?! Że pocałujemy się na dowidzenia, a potem będę stał w progu i machał białą chusteczką?!
- Aż tak bardzo byłeś o mnie zazdrosny?...
Nie, do cholery! Chodzi tylko o recepty na vicodin!
Pochylił się, żeby mnie pocałować, ale odepchnąłem go i w końcu usiadłem. Klucze z brzękiem wylądowały na podłodze.
- Po co ten cały cyrk?! Spakuj swoje rzeczy i spieprzaj stąd! Mam do niej zadzwonić, żeby po ciebie przyjechała? - rzuciłem w niego pogniecioną serwetką.
Twarz Wilsona stała się poważna.
- Zrozum wreszcie, House, nie zdradzam cię! - powiedział zupełnie szczerze, patrząc mi w oczy. - Nigdy nawet nie przyszło mi to do głowy...
- Jasne. A ja po prostu przegapiłem moment, w którym zacząłeś zapisywać sobie ważne telefony szminką na serwetkach!
- Nie... To nie tak, House... To tylko Sharon...
Oczywiście, to wszystko wyjaśnia...
Musiał zauważyć moją irytację, bo szybko dodał:
- Sharon jest znajomą Bonnie. Też pracuje w nieruchomościach... - urwał.
Posłałem mu spojrzenie mówiące: „Czy mógłbyś wreszcie przejść do rzeczy?!”. Wilson uśmiechnął się nerwowo.
- Wiesz, pomyślałem sobie, że przydałaby się nam jakaś... odmiana. Zadzwoniłem do Bonnie, żeby ją zapytać, czy nie ma akurat na oku jakiegoś domu za miastem. Powiedziała, że tym zajmuje się Sharon... No i ona poleciła mi tamten dom... Ten, w którym byliśmy tydzień temu... - znów urwał, czekając, aż coś powiem, ale ja wolałem zaczekać, jak zamierza to wszystko wyjaśnić. - Pokazała mi zdjęcia, ale wyjaśniłem jej, że muszę znać twoją opinię, więc dała mi klucze...
No tak, teraz sobie przypomniałem. Widziałem je, kiedy je upuścił, bo gdy zamykał drzwi po naszym wspólnym weekendzie próbowałem zrobić mu na karku malinkę...
- Spotkałem się z nią we wtorek...
Ach, tak...
- ...Powiedziała, że mam zadzwonić do właściciela, żeby uzgodnić szczegóły... No i zapisała mi jego numer...
- Żadne z was nie miało długopisu? - zapytałem sarkastycznie.
Wilson zaśmiał się, zakłopotany. - Tak wyszło...
- Po co była ta cała tajemnica? Nie mogłeś mi po prostu powiedzieć?
- Wiedziałem jak zareagujesz...
- Że niby jak?
- Wrzeszczałbyś, że to głupota... A poza tym to miała być niespodzianka... - spojrzał na mnie niepewnie.
- Bo to jest głupota. I nienawidzę niespodzianek – uśmiechnąłem się z politowaniem. - Boże, Wilson, jak ja z tobą wytrzymuję?...
Wzruszył ramionami. Cały Jimmy...
- W końcu kupiłeś ten dom?
- Tak... Nie mogłem się dogadać z tym facetem, ale wreszcie się udało. Dzisiaj odebrałem klucze... Może... - zawahał się i spojrzał na mnie. Skinąłem ze zniecierpliwieniem głową. - Może zjemy coś i pojedziemy tam?
Czułem się jak kretyn po tym wszystkim, ale w życiu bym mu o tym nie powiedział. Jedynym wyjściem między przyznaniem się do błędu a brnięciem w to nadal, była zgoda na ten wyjazd...

------------------------------------------------------------

To wszystko działo się jakieś dwadzieścia cztery godziny temu. Teraz leżałem oparty na łokciu i patrzyłem na śpiącego Wilsona. Jego delikatnie opalona skóra przyjemnie kontrastowała z białą pościelą.

Dziwiłem się, kiedy po przyjeździe uparł się, że skosi trawnik przed domem.
- Wiesz, jest co najmniej kilka rzeczy, które moglibyśmy robić razem... - zacząłem, patrząc na niego znacząco.
Ale kiedy stanął przede mną i zdjął z siebie swój t-shirt...
- Gdyby kiedyś znudziła ci się onkologia, to znam pewien klub... - powiedziałem, kiedy rzucił koszulkę w moją stronę.
- Nie wierzę, że chciałbyś się podzielić z kimś tym widokiem – roześmiał się i zabrał się do pracy.
- Chyba masz rację – odparłem w końcu, nie mogąc oderwać od niego wzroku.

W tym momencie z resztą też nie byłem w stanie tego zrobić. Jak zawsze żałowałem, że tak rzadko mam okazję patrzeć na niego, kiedy śpi. Wygląda wtedy tak... Jak ja mogłem podejrzewać go o zdradę?! Pomijając oczywiście wiedzę o jego przeszłości. Przez chwilę czułem wściekłość, że ktoś kiedyś mógł oglądać to samo, co ja... Ale z drugiej strony – chyba nikt nie miał okazji czuć unoszącego się nad Wilsonem zapachu bitej śmietany...
Po wczorajszym długim wieczorze nie mieliśmy nawet sił pójść pod prysznic. Zresztą Wilson stwierdził, że pościel i tak nadaje się tylko do prania (czy raczej do spalenia), więc po prostu zasnęliśmy, nie troszcząc się o nic.

Wspomnienie minionej nocy sprawiło, że pochyliłem się i dotknąłem ustami jego ramienia. Czując słodycz na jego skórze, uśmiechnąłem się, nie przerywając kontaktu.
- Mmm... House... Co się dzieje? - zapytał zaspanym głosem. Widocznie nie spał tak mocno, jak myślałem.
- Muszę natychmiast jechać do szpitala – powiedziałem zupełnie poważnie. - Jakiś nagły przypadek...
Uśmiechnął się, słysząc to oczywiste kłamstwo i otworzył oczy. Zerknął na stojący na szafce zegarek i na jego twarzy przez sekundę malowała się panika, jak zawsze, gdy stwierdzał, że leży w łóżku, chociaż minęła ósma. Dochodziło południe.
Odwrócił się w moją stronę.
- Myślisz, że można mieć kaca po bitej śmietanie?...
- Tylko jeśli zmiesza się ją z butelką wina.
- Boże... - jęknął żałośnie, a ja nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
Po chwili Wilson usiadł i przeciągnął się... Cóż, właściwie próbował to zrobić, bo gdy tylko podniósł ręce, syknął i opadł na poduszki ze zbolałą miną.
- Mówiłem ci, że jesteś stworzony do wyższych celów, niż koszenie trawnika...
Posłał mi niezadowolone spojrzenie, a ja pochyliłem się, żeby go pocałować.
- I w dodatku cały się lepię... - mruknął z niesmakiem. - Ty zresztą też.
- Wiem, jak można zaradzić bólowi mięśni i resztkom śmietany... - szepnąłem mu do ucha i zerknąłem znacząco w stronę łazienki.
W czekoladowych oczach pojawiły się błyskawicznie radosne iskierki. - Masz na myśli...?
- Nie – przerwałem mu krótko, wracając na swoją połowę łóżka. - Po prostu chciałem się jeszcze chwilę przespać, kiedy ty będziesz doprowadzał się do stanu używalności.
Teraz to on oparł się na łokciu. Jego mina mówiła coś pomiędzy: „Nienawidzę cię i dobrze o tym wiesz” a „proszęproszęproszęproszę...”
- Obudź mnie, kiedy zrobisz coś do jedzenia. Umieram z głodu – powiedziałem obojętnie i przymknąłem oczy.
Usłyszałem ciche parsknięcie i w wyobraźni zobaczyłem jak Wilson wstaje i wlecze się w kierunku łazienki...
Jednak ku mojemu zaskoczeniu, mój mały Jimmy zerwał ze mnie koc i po sekundzie leżał na mnie, gorączkowo całując moją twarz. Uniosłem powieki i spojrzałem na niego z zaciekawieniem.
- Albo w tej chwili ruszysz swój tyłek do łazienki, albo wrócisz do domu na piechotę... - powiedział i wrócił do całowania.
Cóż, jak już mówiłem – Wilson zdecydowanie potrafi być przekonujący, jeśli zechce...

Dwie godziny później siedziałem na werandzie, czekając, aż Wilson spakuje nasze rzeczy. Chciałem zostać w naszym miłosnym gniazdku do wieczora, ale Wilson powiedział zdecydowanie, że nie planował tego wyjazdu i w domu czeka na niego masa papierkowej roboty. On się nigdy nie zmieni...
Zjawił się w końcu z dwoma torbami i od razu zaniósł je do samochodu. Potem na chwilę zniknął w domu i wrócił na werandę z piwem dla mnie i dietetyczną colą dla siebie. Usiadł koło mnie i uśmiechnął się bez słowa. Odwzajemniłem uśmiech i opróżniłem połowę swojej butelki. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, zajęci własnymi myślami. W końcu zdecydowałem się przerwać ciszę.
- Wiesz...
Spojrzał na mnie zaskoczony, unosząc brwi.
- To, co... To, co powiedziałem w czwartek... - pożałowałem, że w ogóle otworzyłem usta. Co ja mam teraz do cholery powiedzieć?! – To, co powiedziałem w czwartek to była właściwie twoja wina. Nie powinieneś zachowywać się tak, jakbyś mnie zdradzał...
Wilson myślał przez chwilę, a potem odwrócił się do mnie.
- To były... przeprosiny?...
Skinąłem krótko głową. - Yeah...
Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Kocham cię – stwierdził z udawaną obojętnością, kończąc swoją colę.
- Ja ciebie też – westchnąłem.
Odepchnął mnie, uśmiechając się lekko. To była jedyna odpowiedź, jakiej najczęściej mógł ode mnie oczekiwać. Podniósł się na nogi i podał mi laskę.
- Zbieraj się. Nie chcę do wieczora stać w korkach.
Zamknął drzwi na klucz i dla pewności obrzucił spojrzeniem wszystkie okna, żeby sprawdzić, czy żadne nie zostało otwarte. Czekałem na niego na schodkach werandy, a potem razem – jak zawsze, ramię w ramię – ruszyliśmy do samochodu.
Zerknąłem przelotnie za siebie, na nasz dom... Nie mogłem się powstrzymać – objąłem go ręką w pasie, przyciągnąłem do siebie i pocałowałem go mocno. Jak zawsze, oddał pocałunek z równym zapałem.
- Tak – mruknąłem, kiedy przerwałem pocałunek. - Teraz możemy jechać.*


koniec


Cytat:
* zakończenie takie, jak chciała evay Mówisz – masz :smt058 Chociaż nie wiem, czy W OGÓLE to przeczytasz... :smt009


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pią 13:05, 15 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marau Apricot
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:49, 01 Lip 2008    Temat postu:

Wszyscy czekali, czekali i się doczekali! Richie, jesteś niezastąpiona. Twój fik od początku do końca był taki... sympatyczny i kochany i kiedy zaczynałam go czytać od początku, to nie mogłam się oderwać do samego końca...

Połączenie wina i bitej śmietany jest cudne. Będę musiała tego spróbować
I nadal nie rozumiem twojego upodobania do opalonego Wombata

Nowy fik, Richie. I wiedz, że ci nie odpuszczę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poziomka
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 15 Maj 2008
Posty: 503
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Sosnowieś
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:23, 01 Lip 2008    Temat postu:

[umarłam_z_zachwytu] :smt003 To chyba wystarczy? :smt040

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Poziomka dnia Wto 15:24, 01 Lip 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:59, 01 Lip 2008    Temat postu:

zdecydowanie nie wystarczy... proszę rozwinąć

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:36, 01 Lip 2008    Temat postu:

doczekałam się w końcu . jAKIE to cudowne . Dom szczęścia , miłości i radości i spełnienia

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poziomka
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 15 Maj 2008
Posty: 503
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Sosnowieś
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:49, 01 Lip 2008    Temat postu:

Proszę mnie nie dźgać. :smt003

Cudnie napisane, czyta się lekko i przyjemnie, nutka niepewności też robi swoje. :smt001 Ale oczekiwanie na zakończenie o mało mnie nie wepchnęło do grobu. :smt002
Powiem szczerze, że sama chciałabym napisać coś takiego. Ale mnie by takie fajne nie wyszło. :smt009

Strasznie spodobały mi się rozmyślania House'a po odzyskaniu przytomności. Przepełnione chęcią ukarania Jimmiego za domniemaną zdradę. :smt003

Cytat:
Ale z drugiej strony – chyba nikt nie miał okazji czuć unoszącego się nad Wilsonem zapachu bitej śmietany...

Mmmmmmmmmm... :smt060 Opalony Jimmy w bitej śmietanie... Aż sama chciałabym znaleźć na swoim łóżku takiego Jimmiego :smt040 I House'a oczywiście też :smt002

Cytat:
- To, co... To, co powiedziałem w czwartek... - pożałowałem, że w ogóle otworzyłem usta. Co ja mam teraz do cholery powiedzieć?! – To, co powiedziałem w czwartek to była właściwie twoja wina. Nie powinieneś zachowywać się tak, jakbyś mnie zdradzał...
Wilson myślał przez chwilę, a potem odwrócił się do mnie.
- To były... przeprosiny?...
Skinąłem krótko głową. - Yeah...

Czysto House'owe przeprosiny :smt042 "To wcale nie moja wina, tylko Twoja" :smt081 Ale i tak słooooooodkie :smt041 :smt049

Starczy... :smt003 Ogólnie cud, miód i orzeszki. :smt001
Gratuluję i czekam na więcej takich fików. :smt007

Koniec :smt040


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:29, 01 Lip 2008    Temat postu:

motylek napisał:
Dom szczęścia , miłości i radości i spełnienia

taaaak :smt007
może przyjdzie mi do głowy pomysł, jak ich znów zagnać do tego domku...

**

Poziomko - to nie ja dźgam, tylko House
ale jak widać odniosło skutek :smt003

Kłaniam się do ziemi za komplementy - może coś jeszcze uda mi się napisać, ale moje powołanie to raczej tłumaczenie

Jimmy'ego też bym chciała... I House'a w czekoladzie :smt001
A te przeprosiny to chodziły mi po głowie od dawna...

:smt058


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 17:31, 01 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:44, 01 Lip 2008    Temat postu:

Ja się nie wypowiedziałam jeszcze, bo mi słów brakło.

No nie no nie no nie... śliczne!

To TO była ta zagadka... ufff a ja już naprawdę miałam złe przeczucia.
Ale wierzyłam w Ciebie, Richie, ty nie będziesz AŻ tak bardzo męczyć House'a i Wilsona... i nas

Opalony Wilson w bitej śmietanie... mmm *marzy* ^_^
OMG! Cudo cudo cudo! :smt003


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yourico
Richie Supporter
Richie Supporter


Dołączył: 05 Cze 2008
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 8:59, 02 Lip 2008    Temat postu:

Richie117 napisał:

Mam nadzieję, że jednak udało się coś napisać :smt001
Btw - z tego co pamiętam, to spotkał mnie zaszczyt, że jeden z Twoich dwóch pierwszych postów trafił właśnie do tego tematu... *wzruszona*


Mimo wszystko jednak się udało ^^ czekam teraz na powooooli zbliżający się termin obrony a na pociechę doczekałam się zakończenia XD
Hmmm... oj i chyba za mało się udzielam ^^ może powinnam zabrać się za jakieś tłumaczonka?

Co do tekstu to do "zarzucenia" mam tylko to, że... w sumie szkoda że to już koniec ^^

nyo...*mruczy cichutko* i mogłaś troszkę bardziej rozwinąć tą scenę na początku...Jimmy szybko Greggowi odpuścił... ten analityczny House i taka wpadka... XP


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez yourico dnia Śro 9:01, 02 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:03, 02 Lip 2008    Temat postu:

yourico napisał:
Mimo wszystko jednak się udało ^^ czekam teraz na powooooli zbliżający się termin obrony a na pociechę doczekałam się zakończenia XD
Hmmm... oj i chyba za mało się udzielam ^^ może powinnam zabrać się za jakieś tłumaczonka?

Co do tekstu to do "zarzucenia" mam tylko to, że... w sumie szkoda że to już koniec ^^

nyo...*mruczy cichutko* i mogłaś troszkę bardziej rozwinąć tą scenę na początku...Jimmy szybko Greggowi odpuścił... ten analityczny House i taka wpadka... XP


No, to kamień z serca Będę trzymać kciuki za obronę
Pewnie - bierz się za tłumaczonka!!!

Też mi trochę żal, że to koniec... (pewnie podświadomie nie chciałam tego kończyć i dlatego nie miałam weny :? )
Może wpadnę na pomysł dłuższego fika...

szczerze mówiąc, to się zdziwiłam, że ta scena z początku wyszła aż taka długa
Jimmy odpuścił szybko... pewnie z miłości
analityczny umysł House'a załamał się pod wpływem zazdrości


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:57, 02 Lip 2008    Temat postu:

dobra takie pierwsze pytanie: jaki avatar miała Marau który ja miałam wcześniej? ;pp

i teraz: wooooah, to tu już jest sobota i niedziela.
i jeszcze doczytałam na końcu, że zakończenie, jakie chciałam.
no to z mocno bijącym sercem zaczynam czytać!

Cytat:
Poskarżyłam się evay, że nie wiem, co napisać w Sobocie (i w Piątku, i w Niedzieli) – odpowiedziała: Pisz Erę.

no, prawidłowo
Ery nigdy za wiele ;pp
Cytat:

Stwierdziłam, że raczej nie będzie okazji do prychania – evay napisała, że zawsze znajdzie się okazja...
I jeszcze niezapomniane: „W usta, panowie! W usta!”

tak, wiem, jestem boska.
teraz mam nadzieję, że w tym, co przeczytam, będzie era, usta, prychanie i że wszyscy będą mi bić pokłony, że Cię do tego przekonałam ;pp
nie no, żartuję.

Coś połaskotało mnie w szyję. Potem coś otarło się o moją łydkę. A potem to samo coś przytuliło się do mnie mocno przez sen.
WILSON!

ach *_*
cudowne coś.
lepsze niż pies, który budzi człowieka rano.
mogłabym mieć takiego pluszaka, Wilsona ;D (i tu przypomina mi się Kontrakt)

Miałem fart – Wilson z migreną to najgorsza rzecz pod słońcem!
oj, wyobrażam sobie.
tymbardziej, gdy jest się napalonym...

Nie walczył zbyt wytrwale.
oj nie dziwię się.
kto by nie chciał się całować z Gregorym Housem *_*

- Jak mam powiedzieć cokolwiek, jeśli co chwilę wpychasz mi język do ust?
SŁUSZNA UWAGA!

Prychnąłem i odepchnąłem go lekko.
TAAAAAAAAAAAAAAAAAAK!
jest moje upragnione prychnięcie!
UWIELBIAM prychającego House'a *_*
i Ciebie ;*

Całował mnie leniwie, wolno poruszając ręką.
to jest dopiero PRAWDZIMY mistrz gry *_*
ach, jest upragniona era.
są upragnione pocałunki.
i wspaniałe prychanie *_*
ten fik jest po prostu boski!

Obaj oddychaliśmy głęboko, i słyszałem mocne i szybkie uderzenia naszych serc.
ach *_*
to dla mnie stanowczo za dużo.
cała się rozpływam...

- Co powiesz na... onkologa w bitej śmietanie???
MNIAM!
sama bym to zjadła *_*

Tylko gdzie ja w sobotę znajdę jakiegoś onkologa?
no jak to gdzie?
jedź do najbliższego salonu Ery!

Wstałem wolno z łóżka i powlokłem się do kuchni, żeby sprawdzić, czy nie zostało jakieś piwo.
przez chwilę przerażona czytałam te słowa, bojąc się, że zaraz House odkryje, ze lodówka jest pełna, a Wilson po prostu potrzebował jakiegoś pretekstu, by wyjść z domu.

Gapiłem się na to, czując, jak wracają wspomnienia wszystkich tajemniczych zachowań Wilsona – dziwne rozmowy telefoniczne, nieusprawiedliwione zniknięcia...Boże...
nie no, ja pier*olę!
a jednak!
ale ja wciaż wierzę, że ta kobieta to tylko mu pomaga w przygotowaniach ślubu czy cos ;pp



ufff, cieszę się, że nie musiałam czekać na niedzielę, to by było strrrraszne!

a w ręku rzeczowy dowód na to, że Wilson mnie zdradza
jaki dowód, do cholery?
House, Ty cholerny kretynie!!!

Wspaniale! Czemu upadając nie rozwaliłem sobie głowy? Przy odrobinie szczęścia moje ciało byłoby już w drodze do kostnicy, a dusza błąkałaby się po piekle lub innym miejscu, o wiele lepszym od tego...

buhahahaha, ale mimo wszystko i tak go kocham, za te boskie myśli, sarkazm i ironię ;D

Wiedziałem, że nie uda mi się umrzeć tu i teraz, więc powoli uniosłem powieki.
i bardzo dobrze, że mu się nie udało!

Po chwili jednak zrozumiał i... zaczął się histerycznie śmiać. Aż łzy popłynęły mu z oczu...
WIEDZIAŁAM, że będzie coś w tym stylu.
prawie jak One Week, tylko tym razem to House został zrobiony w balona ;pp

- Nie... To nie tak, House... To tylko Sharon...
Oczywiście, to wszystko wyjaśnia...

rotfl ;D

- Wiesz, pomyślałem sobie, że przydałaby się nam jakaś... odmiana. Zadzwoniłem do Julie, żeby ją zapytać, czy nie ma akurat na oku jakiegoś domu za miastem. Powiedziała, że tym zajmuje się Sharon... No i ona poleciła mi tamten dom... Ten, w którym byliśmy tydzień temu... - znów urwał, czekając, aż coś powiem, ale ja wolałem zaczekać, jak zamierza to wszystko wyjaśnić. - Pokazała mi zdjęcia, ale wyjaśniłem jej, że muszę znać twoją opinię, więc dała mi klucze...
rotfl, coś takiego było w "Przyjaciołach".
Rachel i Phoebe zobaczyły Chandlera z jakaś blondynką, jadących do domu za miastem i wszyscy myśleli, że Chandler ma romans, a gdy Monica im powiedziała, że ona i Chandler się wyprowadzają, wszyscy byli przerażeni i w ogóle, a Chandler powiedział "założę się że teraz wolelibyście, bym miał romans!" ;pp
wybaczcie, jestem fanatykiem ;D

- Wrzeszczałbyś, że to głupota... A poza tym to miała być niespodzianka... - spojrzał na mnie niepewnie.
- Bo to jest głupota. I nienawidzę niespodzianek – uśmiechnąłem się z politowaniem. - Boże, Wilson, jak ja z tobą wytrzymuję?...

House Ty idioto.
i piękna niespodzianka!
aż mam ochotę uściskać Wombacika i pogłaskać go po główce ;D

- Nie wierzę, że chciałbyś się podzielić z kimś tym widokiem – roześmiał się i zabrał się do pracy.
hej! nawet ZE MNĄ? ;pp

Zresztą Wilson stwierdził, że pościel i tak nadaje się tylko do prania (czy raczej do spalenia)

mogliby ją sprzedać na ebayu...
zarobiliby sporo kasy ;pp

Wilson zdecydowanie potrafi być przekonujący, jeśli zechce...
oj, potrafi.
zrobiłabym dla niego WSZYSTKO!



żałuję, że to już koniec!
i uważam, że marnujesz swój talent, TYLKO tłumacząc.
oczywiście uwielbiam Twoje tłumaczenia, ale mam nadzieję, że niebawem przeczytamy kolejne takie cudo!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez evay dnia Śro 11:58, 02 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin