Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Nuda nie musi być nudna [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sarusia
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 882
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:05, 29 Maj 2010    Temat postu:

Kolejna świetna część. Tym razem pokazująca stosunek House'a do medycyny i podwładnych. I znowu oddająca jego charakter wręcz doskonale.
Jesteś niesamowita a ja jestem pod ciągłym, niesłabnącym wrażeniem.

A ponieważ jestem też chora, nie mam siły na obszerniejszy komentarz. Obiecuję poprawę następnym razem. Powiem jeszcze tylko, że powinni Cię sprzedawać w tabletkach - na czas czytania zupełnie zapomniałam jak fatalnie się czuję.

I jeszcze jedno.
Cytat:
Pożycz mi dwieście dolarów – proszę, a właściwie rozkazuję wyciągając do niego dłoń.
- Po co? – Spogląda na mnie dość podejrzliwie i chyba na chwile zapomina, dlaczego do mnie przyszedł.
- Na twarzy masz wymalowane samozadowolenie. Albo masz urodziny, albo bierzesz kolejny ślub. W obu przypadkach nie mam pieniędzy na prezent i w obu mam do ciebie pretensje, że nie powiedziałeś mi wcześniej.

Majstersztyk.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:07, 30 Maj 2010    Temat postu:

GosiaczeQ_17 Cieszę się, że Ci się podbało Jak najszybciej nadeszło właśnie teraz.

sylrich05 Lubię kończyć w takim momencie Nie siedzcie już tak. Czasu szkoda Dołączam się do pozdrowień. Wen do sześcianu się przyda, choć brzmi niebezpiecznie matematycznie Dzięki

daritta Czy mowiłaś? Nie wiem, ale teraz powiedziałaś. Dziękuję

Sarusia Ja niesamowita? Niesądzę, ale i takmi baaardzo mi miło Życzę zdrowia i podsyłam kolejną część w tabletce, żebyś szybko wyzdrowiała.

Dedykacja dla:
Maddy, bo mnie wczoraj w nocy natchnęła do napisania kolejnej części
No i dla Sarusi, ale dla Ciebie to w tabletce


Część 8


Nigdy nie wyobrażałem sobie własnej śmierci. Rzadko myślę o życiu. Za nic nie chciałbym wiedzieć, kiedy umrę. Chyba sama ta wiedza wpędziłaby mnie do grobu. Świadomość własnej śmierci przytłacza i to okrutnie. Nienawidzę smutku i łez w oczach umierających. Nie umiem w miły, zrozumiały i łatwy sposób powiedzieć komuś, że umiera, że nie mogę na to nic poradzić. Że ja – Gregory House – jestem bezradny. Sama śmierć nie jest łatwa. Jest trudna jak cholera. Nie umiałbym spokojnie umrzeć. Nie umiem patrzeć, jak ktoś to robi, jak się poddaje. Spytacie, dlaczego jestem lekarzem, skoro nie umiem podstawowej rzeczy? Jestem nim, żeby nie musieć. Żeby nie musieć patrzeć na śmierć, żeby wyleczyć, wygrać z chorobą walkę o leczone ciało. Po to zostałem lekarzem, żeby walczyć. Nienawidzę mówić komuś, że umiera. Tym bardziej cieszę się, że na razie nie muszę tego robić.

Alice przed godziną przeszła niespodziewaną laktację. Od razu wyzywam Foreman’a za to, że nie wykonał testu ciążowego. Gdy informuje mnie, że takowy zrobił i otrzymał wynik negatywny, wrzeszczę na Trzynastkę, że nie zapisała w historii choroby, że pacjentka ma małe dziecko. Teraz to ona kwestionuje moje zdanie i mówi, że kobieta nie ma dziecka ani małego, ani żadnego innego. Poirytowany wychodzę z gabinetu trzaskając drzwiami. Mam zamiar samodzielnie wykonać USG, odnaleźć zaginione dziecko i nawrzeszczeć na nich jeszcze raz.

Dość niepewnie przemierzam korytarz. Z każdym krokiem jestem coraz mniej pewny swoich poczynań. Nie chcę się z nią widywać. Ona ma być pacjentką o anonimowej twarzy. Jeśli ją poznam będzie inaczej. I tak jest mi trudno, bo ona jest siostrą Cuddy, a teraz sam, z własnej, nieprzymuszonej woli pcham się do jej sali, żeby ją zbadać. Nie wiem, kiedy doczłapałem pod szklane drzwi. Stoję w nich, chwilę obserwując zbiegowisko ludzi w środku. Rozpoznaję pielęgniarkę, której imienia nie znam i szczerzę mówiąc nie chcę znać. Majstruje przy jednym z urządzeń monitujących pracę serca. Alice wygląda dużo lepiej. Leki, które jej podaliśmy najwyraźniej spełniły swoje zadanie. Nie zmieniły jednak faktu, że czuje się coraz gorzej i jest coraz bardziej chora. Całkiem z tyłu, w zwartej grupce, stoją rodzice Cuddy, których imion nie pamiętam oraz ona sama. Oni za to wyglądają zdecydowanie gorzej. Są bladzi, zmęczeni i zmartwieni. Mam wrażenie, że nie spali w nocy. Już chcę odejść i zlecić wykonanie badania jednemu z moich parobków, ale zauważa mnie Lisa, a ja widzę, że mnie zauważyła. Chcąc nie chcąc, wchodzę do środka.

- Spadaj – rzucam, w stronę pielęgniarki. Kobieta posyła mi spojrzenie, które mogłoby zabić i wychodzi bez słowa. Ja przyciągam z rogu pokoju urządzenie do wykonania USG i siadam obok Alice.
- Dzień dobry. – Ten nieśmiały głosik wydobywa się z gardła matki Cuddy. Mimowolnie odwracam głowę w stronę mojej publiczności i wbijam w nich intensywnie niebieskie spojrzenie. Po chwili przypomina mi się, co zwykle w takich sytuacjach robi Wilson. Okrajam jego wersję o słowa i witam się z nimi skinieniem głowy.
- Kim pan jest? – To pytanie pada od Alice. Przenoszę na nią spojrzenie. Jest niesamowicie podobna do Lisy lub jej matki. To zresztą bez różnicy. Ma kruczoczarne, kręcone włosy, duże, zielone oczy oraz pełne i naturalnie czerwone usta. Chcę jej odpowiedzieć coś w stylu: władcą wszechświata, Bogiem lub odpowiedzią na wszystkie pytania, ale ograniczam się jedynie do:
- Twoim lekarzem. – Powinna docenić to, że jestem dla niej taki milusi. Słyszę jak Cuddy wzdycha ciężko(wdaję mi się, że jest to Cuddy) i czuję jak ktoś staje pięć centymetrów za mną.
- To doktor Gregory House. Uważa się za zbyt genialnego, żeby się przedstawiać. – To już z pewnością jest Cuddy. Odwracam się do niej.
- Nie musisz przypadkiem odpocząć?
- Nie, ale miło, że pytasz.
- To sprawdź czy nie ma cię na korytarzu. – Odwracam się z powrotem do Alice pozostawiając Cuddy z wyrazem zdezorientowania wymalowanym na twarzy. – Muszę ci zrobić USG.
- Wiecie, co mi jest? Po co USG? – Zaczynam badanie nie czekając na jej przyzwolenie. W ogromną intensywnością wpatruję się w ekran.
- Zawsze chciałem być wujkiem – odpowiadam, nie przerywając swojego zajęcia.
- Nie jestem w ciąży! To niemożliwe!
- Uprawiasz seks? – Teraz na nią patrzę. Uwielbiam obserwować jak ktoś się tłumaczy. Nic nie odpowiada. Wygląda na wkurzoną lub obrażoną. – W takim razie, jak najbardziej możesz być w ciąży.
- Ale my zawsze uważaliśmy. To jest niemożliwe.
- Słuchaj, masz laktacje. Oznacza to, że masz dziecko lub będziesz je miała w najbliższej przyszłości.
- Zauważyłabym to.
- Wiele kobiet rodzących dzieci, a w ogóle niewiedzących, że są w ciąży tak właśnie mówi. Nie wiem, dlaczego. – Wzruszam ramionami i uśmiecham się ironicznie sam do siebie.
- Dlaczego ty robisz badanie? – Cuddy zmienia swoją pozycję strategiczną i staje po drugiej stronie łóżka. Ma stamtąd lepszy widok na ekran… no i na mnie.
- Myślę, że dlatego, że skończyłem medycynę z wyróżnieniem i otrzymałem odpowiednie papierki pozwalające mi to robić. Nie jestem tego pewien, ale myślę, że ten czynnik może mieć większe znaczenie.
- Och House, wiesz, że nie o to mi chodzi!
- Wiem, doskonale wiem, ale… - Przerywam i prawie wchodzę w ekran. Moje ruchy stają się zdecydowanie bardziej nerwowe. Co się, do cholery dzieje?
- Ale? – Cuddy najwyraźniej niczego nie spostrzega i namawia mnie, abym kontynuował swoją myśl.
- Ona nie jest w ciąży. – Wyłączam urządzenie i podaje Alice chusteczki do wytarcia brzucha. Jednocześnie obserwuję jej koszulę mokrą od kobiecego mleka. Nie wiem, dlaczego nikt nie założył jej opatrunków, aby uniknąć pobrudzenia koszuli i ogromnego dyskomfortu. Wzywam pielęgniarkę i nakazuję jej to zrobić. Chcę już wyjść, ale spostrzegam jak drga jej ręka. – Dlaczego się trzęsiesz? Jest ci zimno?
- Nie trzęsę się. – Odnoszę wrażenie, że w dalszym ciągu jest na mnie obrażona za tę ciążę. Ignoruję jednak jej fochy i nie wypowiadam na ten temat żadnego komentarza. Teraz najważniejsza jest ręka.
- Drga ci prawa dłoń.
- Nieprawda, przecież… - W tym momencie jej wzrok pada na rękę i milknie. – Co mi jest?
- A skąd mam wiedzieć?

W ekspresowym, jak na mnie, tempie docieram do swojego gabinetu. Wszyscy siedzą przy stole i popijają kawę. Gdy wchodzę, ich spojrzenia padają na mnie. Wyczekują na moje słowa, jak na wyrok. Siadam na swoim miejscu i przecieram dłonią twarz.

- Nie jest w ciąży – oznajmiam, choć wcale nie mam ochoty tego mówić. Znowu się pomyliłem. Zawsze jest mi trudno przyznać się do pomyłki.
- Mówiłem, że nie jest – oświadcza Foreman, najwyraźniej dumny z siebie. Nie wiem, czego on się spodziewa. Myśli, że go przeproszę?
- Jest jednak kolejny objaw. – Za wszelką cenę chcę sprowadzić rozmowę na inne tory. Pragnę sprawić, aby moja wizyta u Alice miała jakiś sens. No bo, przecież miała. - Niekontrolowane drżenie dłoni.
- Nerwica? – Trzynastka wbija we mnie pytające spojrzenie, jakbym był jakimś guru.
- Nie, raczej choroba Parkinsona. – Teraz Taub dołącza do istot błagających o akceptacje ich pomysłu. Trochę mnie to wszystko bawi.
- Ja też byłbym za Parkinsonem. To wyglądało na Parkinsona?
- To wyglądało na „parkinsonowskie” drżenie rąk, Chase. Zróbcie oba testy. Tylko szybko.

Wychodzą z gabinetu dość szybkim krokiem i idą w stronę wind. Znowu zostaję sam ze swoimi myślami. Robię sobie kawę i rozsiadam się przed moim osobistym biurkiem. Zaczynam bawić się piłeczką. Odbijam ją od ściany. Dłoń, ściana, podłoga, dłoń, ściana, podłoga. Myślę o Cuddy. Co ona zrobi, jeśli któraś z tych diagnoz się potwierdzi? Jeśli to nerwica to pół biedy. Wyleczy się ją i koniec. Boję się choroby Parkinsona. Znowu przypominam sobie, jak bardzo nie lubię mówić komuś o śmierci. Gorsze jest jedynie mówienie o cholernie długim i powolnym umieraniu. O patrzeniu na śmierć, na swoją własną zagładę. Niby nie umiera się przez Parkinsona, ale na skutek powikłań, które powoduje choroba. Co to za różnica? Patrzysz jak codziennie możesz zrobić coraz mniej. Mnie samo to by zabiło. Jest mi żal Alice, mimo że wcale jej nie znam. Jest mi żal Cuddy, mimo że znam ją na tyle długo, że wiem jak nie znosi współczucia. Tylko, co ja na to poradzę? Współczuję jej i tyle. Moja biedna Lisa. Jaka moja? Po prostu, biedna Lisa. Wzdycham ciężko i odrzucam piłkę na drugi koniec gabinetu. Zabawka odbija się od szklanych drzwi i toczy chwilę po podłodze, aż w końcu zatrzymuje się u moich stóp.

Pozdrawiam
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarah_amelia
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 09 Wrz 2009
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krosno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:59, 30 Maj 2010    Temat postu:

Jak zwykle świetnie napisana, zgrabna część. Wytłumaczenie dlaczego został lekarzem, udawanie że nie współczuje Lisie...
Ogólnie bardzo mi się podobało!!! Czekam na więcej!
Pozdrawiam
Sarah_amelia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maddy
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:05, 30 Maj 2010    Temat postu:

Bardzo mi miło!

Kolejna cudowna część. Cudowne ukazujesz jak House bije się z własnymi myślami.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GosiaczeQ_17
Proktolog
Proktolog


Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina wiecznej młodości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:28, 30 Maj 2010    Temat postu:

Kolejna cudowna część.
Bardzo podoba mi się, że ukazujesz House'a jako wrażliwego, dobrego człowieka i wcale nie psujesz w ten sposób postaci Chyba dlatego, że na zewnątrz nadal jest taki sam, tylko wnikasz w tak świetny sposób w jego wnętrze...
No zakochałam się w tym ficku chyba Czekam na cd of course
Pzdr


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ot_taka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 259
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:00, 30 Maj 2010    Temat postu:

Szpilko, i znów genialnie kolejna świetna część, doskonale wnikasz pod milion powłok ochronnych House'a, pokazujesz co jest w środku, a do tego robisz to tak wiarygodnie i naturalnie - a co lepsze, w sposób który całkiem zgadza się z moim wyobrażeniem o tej postaci i jej wnętrzu...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sylrich05
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Lis 2009
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Btm
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:13, 30 Maj 2010    Temat postu:

Super cześć. Pokazuje ona jak House`owi jest teraz trudno. Niby chce być po prostu taki jak zawsze, ale Alice jest siostrą Cuddy i jest mu naprawdę ciężko. Greg bije się z własnymi myślami, boi się, że może się mu nie udać wyleczyć Alice, a co za tym idzie boi się reakcji Lisy na to, że jej siostra może umrzeć. Pierwszoosobowa narracja pokazuje jaki jest naprawdę House w środku, Ukazuje ona, że nie jest tylko chamskim, cynicznym dupkiem za którego go wszyscy uważają, ale potrafi także współczuć, jest dobrym i wrażliwym człowiekiem. Jego tłumaczenie Lisie dlaczego jest lekarzem - po prostu coś CUDOWNEGO. '

Szpilka napisał:
- Myślę, że dlatego, że skończyłem medycynę z wyróżnieniem i otrzymałem odpowiednie papierki pozwalające mi to robić. Nie jestem tego pewien, ale myślę, że ten czynnik może mieć większe znaczenie.


Tak samo piękne jest jego udowadnianie sobie, że Lisa nie jest jego ale mimo wszystko jej współczuje.

Szpilka napisał:
Myślę o Cuddy. Co ona zrobi, jeśli któraś z tych diagnoz się potwierdzi? Jeśli to nerwica to pół biedy. Wyleczy się ją i koniec. Boję się choroby Parkinsona. Znowu przypominam sobie, jak bardzo nie lubię mówić komuś o śmierci. Gorsze jest jedynie mówienie o cholernie długim i powolnym umieraniu. O patrzeniu na śmierć, na swoją własną zagładę. Niby nie umiera się przez Parkinsona, ale na skutek powikłań, które powoduje choroba. Co to za różnica? Patrzysz jak codziennie możesz zrobić coraz mniej. Mnie samo to by zabiło. Jest mi żal Alice, mimo że wcale jej nie znam. Jest mi żal Cuddy, mimo że znam ją na tyle długo, że wiem jak nie znosi współczucia. Tylko, co ja na to poradzę? Współczuję jej i tyle. Moja biedna Lisa. Jaka moja? Po prostu, biedna Lisa. Wzdycham ciężko i odrzucam piłkę na drugi koniec gabinetu. Zabawka odbija się od szklanych drzwi i toczy chwilę po podłodze, aż w końcu zatrzymuje się u moich stóp.



A na koniec znów życzę Ci dużo wena i chęci do dalszego tworzenia.
Ogromny pokłon dla Twojej twórczości.
*pada do stóp*

Pozdrowienia. ; **
sylrich


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sylrich05 dnia Nie 18:19, 30 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:10, 31 Maj 2010    Temat postu:

Zaczynam od pokłonów
Ależ Ty masz wena
Nie napiszę nic twórczego i odkrywczego. Bo to, że masz talent i piszesz genialnie jest rzeczą powszechnie wiadomą. I wiedziałam, że z tym odobieństwem do House'a jest coś na rzeczy
Super oddajesz nie tylko Huddy, ale również relacje House'a z kaczuszkami, jak zauważyła ot taka scenka w 6 części przeboska.
To jak Cuddy mówi, żeby zbadał jej siostrę, że dla niej
Mam złe przeczucia, jeśli chodzi o jej siostrę, nie wiem dlaczego
Chase umył mu motor A ten się jeszcze bezczelnie dziwi
Rozmowa z Wilsonem w 7 części to mistrzosto świata
Czytając część 8 czułam się jakbym oglądała kolejny odcinek House Md, serio Ten proces diagnozowania, złośliwy i bezpośredni House, bardzo mi się to wszystko podoba Pomysł, opisy, spojrzenie od strony House'a, wykonanie, no wszystko od poczatku do końca
Kłaniam się pas i już nie mogę się doczekać kolejnej części
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:00, 02 Cze 2010    Temat postu:

sarah_amelia Cieszę się, że Ci się podobało

Maddy Dziękuję (ale rozwinięta wypowiedź )

GosiaczeQ_17 Mówisz, że się w tym fiku chyba zakochałaś? Bardzo mi miło i fikowi również Cieszę się, że uważasz, że nie zepsułam jeszcze House'a, to wcale nie jest takie łatwe.

ot_taka Cieszę się, że Ty również widzisz House'a w ten sposób. Ja nigdy nie widziałam w nim jedynie ironii i sarkazmu, ale też coś więcej.

sylrich05 Wstawaj z tych kolan! W ogóle na to nie zasługuje, ale baaardzo mi miło i ogromnie Ci dziękuję Jakie śliczne buźki

lisek O Boże! I znów te pokłony. Ty też wstawaj. To nie wen. To morze wolnego czasu I nie sądzę, żeby mój rzekomy talent był aż tak powszechnie wiadomy, ale miło mi że tak mówisz(albo raczej piszesz). Ależ oczywiście, że z tym podobieństwem jest coś do rzeczy, a jakże inaczej


Część 9


Jestem cholernie zmęczony. Z trudem staczam się z motoru i człapię w stronę domu. Niepokoi mnie stojący na podjeździe samochód, który z pewnością nie należy do Wilsona. Chyba, że w przeciągu trzech dni, które spędziłem w szpitalu zrobił większe zakupy i nawet mi o tym nie wspomniał. Nie, on zastanawiałby się przed zakupem czegoś takiego, przez co najmniej pół roku. To pozostało mi tylko jedno wyjście – ktoś u nas jest. Jęknąłem cicho wyrażając swoje niezadowolenie i po cichutku wszedłem do domu, mając nadzieję, że niepostrzeżenie wślizgnę się do mojej sypialni. Nadzieja, jak to nadzieja, szybko prysła. Odkładając kluczyki na półkę wpadłem na Wilsona.

- Wilson! Ty idioto. – Nie wiem, dlaczego, ale jak się ktoś skrada i zobaczy całkiem miłą postać to i tak się przestraszy. Tak właśnie jest w tej chwili. – Przestraszyłeś mnie.
- Spodziewałeś się kogoś innego?
- Szczerzę mówiąc, tak. Kto tam jest? – Niedbałym gestem wskazuję drzwi prowadzące do salonu. – Czuję się dotkliwie pominięty, że mnie tam nie ma. Organizujesz imprezę beze mnie? – Robię smutną minkę, która mogłaby należeć do niesprawiedliwie zbitego psiaka.
- Tam jest Cuddy i jej rodzice. – Jęknąłem zdecydowanie głośniej niż na zewnątrz. – Namówiłem ich na kolację u nas, żeby odpoczęli, choć trochę. Myślałem, że zostaniesz w szpitalu.
- Trzecią noc? Myślisz, że wybudowali tam noclegownie? Nawet gdyby, to ja nie jestem bezdomny. Od czasu do czasu lubię spać we własnym łóżku. Moje pluszaki tęsknią. Od tak dawna nikt ich nie przytulał. – Wzdycham ciężko, jakbym karał się w duchu za brak czułości wobec zabawek z pluszu.
- Jak tam Alice? – Ignoruje moje wcześniejsze zachowanie oraz pytania i swoim zwyczajem zadaje te, na które nie chcę odpowiadać.
- Żyje. Jeszcze żyje. Jest na badaniach.
- W nocy?
- A widziałeś, żeby te wszystkie urządzenia były wolne w dzień? Wiesz ile czasu trzeba czekać na tomografię? Teraz wszystko jest wolne.
- Wiesz co? Jesteś niemożliwy. Chyba nikt wcześniej nie wpadł na tak debilny pomysł, jak ty w tej chwili.
- Tak konkretnie to nie w tej chwili, tylko w tamtej, w której to wymyśliłem. Idę spać.
- Nie, idziesz do salonu na kolację. Musisz coś zjeść. Długo nie było cię w domu. – Słowo daję, on nieraz zachowuje się gorzej od mojej matki. Wznoszę oczy ku niebu i niecierpliwie stukam laską w parkiet.
- Zjem rano. Jestem zmęczony. – Próbuję go wyminąć, ale zastawia mi drogę i bez słowa wskazuję drzwi prowadzące do salonu. – Muszę? – mówię to tonem, który mógłby należeć do przedszkolaka zastanawiającego się nad koniecznością zjedzenia szpinaku.
- Tak House, musisz. Idź i bądź grzeczny. Ja pójdę do toalety. Zaraz wrócę i lepiej żebyś był wtedy przy stole, bo inaczej zabiorę ci alkohol i odłączę kablówkę. – Robię płaczliwą minę i mrucząc coś o wrednych zdrajcach i sukinsynach idę w stronę salonu. Nie wchodzę jednak do środka, bo słyszę, że pada tam moje nazwisko. Staję w drzwiach i nasłuchuję.

- House? – Jestem na milion procent pewien, że ten głos należy do Lisy. Ciekaw jestem, co ma na mój temat do powiedzenia. Nie mogę powstrzymać ironicznego uśmiechu na myśl o tym, jak później wykorzystam jej słowa. – To najlepszy lekarz, jakiego znam. Jestem pewna, że zrobi wszystko, żeby wyleczyć Alice.
- Nie wydał mi się zbyt miły. – Ciepły, lekko zachrypnięty, męski głos. Z pewnością, jest własnością ojca Cuddy. – Był jakiś, no nie wiem jak to nazwać… dziwny. Wchodzi i wychodzi bez słowa, nic nie mówi o Alice i w ogóle o niczym. Na dodatek był okropnie nieprzyjemny w stosunku do tej pielęgniarki.
- Kochanie, to jest Greg House. Ja go już kiedyś poznałam. Jest dość specyficznym człowiekiem, ale na pewno zna się na tym, co robi. Już na studiach był w tym dobry, to znaczy w medycynie. Pan Jordan wiele mi o nim mówił. Zresztą nie tylko on. – Jordan? Ostatkami sił zmuszam mój zmęczony mózg do myślenia. Kto to jest? Jordan, Jordan… wiem! Mój wykładowca na studiach. Sympatyczny facet. Chyba jedyny, który mnie lubił. Nie, nie byłem dla niego miły. Byłem taki sam jak w stosunku do innych. Wymądrzałem się, ale mu się to podobało. Uśmiecham się na wspomnienie o tym człowieku. Zawsze we mnie wierzył.
- Mamo! To było bardzo dawno temu.
- Wiem, że dawno, ale ciągle wtedy o nim mówiłaś, a teraz dla ciebie pracuje. Przyznam, że ani trochę się nie zmienił. – Słyszę jak pani Cuddy zachichotała. Ja również się uśmiecham. Dowiaduję się tu takich rzeczy…
- Ja się zmieniłam. House to House, tato. On jest z zasady niemiły, chamski i ironiczny. Nikogo nie lubi i jego nikt nie lubi. Cały czas kogoś obraża. Mam przez niego same kłopoty. Non stop, bez chwilki przerwy. – Trochę mnie to zasmuca. Tak jej źle, przez mnie? Nikt mnie nie lubi… Niby to wiem, ale ona też nie? Przecież jest jeszcze Wilson. Czuję jak coś kuje mnie w serce.
- To dlaczego poprosiłaś go o pomoc? – Cisza. Bardzo długa i niezręczna. Wstrzymuję oddech i trwam w niecierpliwym oczekiwaniu na odpowiedź. No powiedź, dlaczego! Uświadamiam sobie, że chciałbym wiedzieć, dlaczego poprosiła o to akurat mnie. Skoro mnie nie lubi, to dlaczego?
- No bo… on jest najlepszy. Wie, co robi, zawsze. Nawet, jeśli robi coś nielegalnego lub niemoralnego, to ma w tym swój cel. Zawsze słuszny. Tak okropnie rzadko się myli. Jakbym miała oddać swoje życie w czyjeś ręce, to tylko w jego. Poza tym, wiem, że mi pomoże. Tato, masz rację. On jest niemiły i zdecydowanie jest dziwny, ale on cierpi. Jestem pewna, że właśnie z tego powodu jest, jaki jest. W głębi serca to dobry człowiek. Zagubiony, ale dobry. Jak można być złym darując ludziom nowe życie? – Uśmiecham się. Cała Lisa. We wszystkich chce znaleźć coś dobrego. Zastanawia mnie, dlaczego nigdy nie powiedziała mi, co tak naprawdę o mnie myśli. No cóż, ja też jej o tym nie mówiłem. Ale co ja o niej myślę? Sam chciałbym wiedzieć. Piękna i inteligentna, to na pewno, ale co dalej? Wzdycham, odliczam do trzech i wchodzę do środka, aby być tam przed Wilsonem. Widzę jak wszyscy wzdrygnęli się lekko na mój widok, tak jakbym ich na czymś przyłapał.
- Dzień dobry państwu. Witaj, Liso. – Kłaniam się im nieznacznie, biorę dla siebie talerz z kuchni i siadam naprzeciwko rodziców Cuddy i przy niej samej.
- Dobry wieczór – odpowiadają dość zgodnie. Uśmiecham się i nakładam sobie na talerz podejrzanie wyglądającą zapiekankę.
- Myślałam, że zostajesz dzisiaj w szpitalu. James tak mówił. – Cuddy posyła mi uroczy uśmiech.
- On od zawsze za dużo mówił, a za mało myślał. Nawet ja muszę kiedyś odpoczywać. Nie jestem na baterie. – Zaśmiałem się, żeby moja wypowiedź przybrała żartobliwy przekaz. – O czym rozmawialiście? Może się przyłączę? – To już mówię czysto złośliwie. Oni o tym nie wiedzą, ale ja tak. Nie umiem być tak do końca miły. Widzę jak wymieniają przerażone spojrzenia. – Jeśli o mnie, to możecie kontynuować.
- Chciałbyś. Nie mówiliśmy o niczym ważnym. Jak tam Alice?
- Żyje. Robią jej badania.
- O tej godzinie?
- Mam ją leczyć, czy nie? – Chciałbym w tym momencie wykorzystać któreś z jej słów o mnie, które kierowała do rodziców. Idealnie by się tu wpasowały, ale się powstrzymuję.
- Masz ją leczyć, oczywiście, że masz. Powiedz tylko, dlaczego jest na badaniach o tej godzinie? Przecież wszystkie sale zabiegowe, gabinety i laboratorium są zamknięte o tej porze. – Wpatruje się we mnie z zaciekawieniem. Zresztą nie tylko ona. Jej rodzice mają bardzo podobną mimikę. Gdybym zobaczył tylko te pytające oczy jej matki, bez wahania powiedziałbym, że należą do Lisy. Jej ojciec tak samo, jak ona marszczy czoło. A może ona robi to tak samo jak on? Nieważne.
- Tak? – Udaję kompletnie zdziwionego. Nie patrzę na nich. Całą swoją uwagę poświęcam zapiekance. – Dziwne, jak wychodziłem wszystko było pootwierane. Ach, ten Foreman! Na chwilę nie mogę spuścić go z oka! Od razu gdzieś się włamuje. To pewnie przez tę jego kryminalną przeszłość. – Wzdycham, udając zatroskanego i cicho cmokam z dezaprobatą. – No powiedź Lisa, jak mam na niego wpłynąć? Ja już nie mam do tego siły.
- Ja również jej nie mam. – Czuję, że mówimy o różnych osobach. Ojciec Cuddy wybałusza na mnie oczy, a jej matka chichocze cicho, gdyż uznaje kryminalną przeszłość mojego podwładnego za żart. – House, nie możesz wykorzystywać przeszłości członków swojego zespołu, żeby bezkarnie włamywać się do zamkniętych pomieszczeń szpitala.
- Ale to nie ja!
- Jasne, nie ty. A niby, kto? Święty Mikołaj, czy Brad Pitt?
- Widzą państwo? Ona nigdy mi nie wierzy. Ja nie zrobiłem nic złego – wychlipuję płaczliwym tonem skrzywdzonego dziecka. W tej chwili, każdy człowiek mający w sobie, choć odrobinę ludzkich odruchów wrzasnąłby na Lise, każąc jej przestać mnie strofować. Tak też się dzieje.
- Lisa, daj mu spokój. Przecież nic nie robi. Widzisz, że jest zmęczony. Nalej mu herbaty. – Cuddy siedzi obok mnie z lekko rozchylonymi ustami i wpatruje się w swoją matkę, jakby ta zwariowała. Ja śmieję się w duchu z zaistniałej sytuacji. – Zamknij usta. Głupio wyglądasz. No, nalej mu tej herbaty. – Widzę, że jest wściekła, ale napełnia moją filiżankę złotawym płynem. Uśmiecham się do niej przymilnie. – Dziękuję ci, moja droga. – Posyła mi mordercze spojrzenie. W tym momencie do jadalni wchodzi Wilson, z dość dziwnym wyrazem twarzy.
- Wszystko w porządku? – pyta głupkowato i siada na swoim miejscu. Najwyraźniej słyszał część naszej rozmowy.
- Naturalnie. Prawda, Liso?
- Oczywiście.

Przez kolejne dwie godziny spędzamy bardzo miły wieczór. Wczuwam się w rolę miłego gospodarza i zabawiam wszystkich prześmiesznymi opowiastkami, głównie wyniesionymi z przychodni. Zaśmiewają się z nich i mam wrażenie, że ich myśli są w tej chwili daleko od Alice. Na razie nie mają się, czym przejmować, więc dobrze, że tego nie robią. Jestem w połowie opowieści o zakładzie Wilsona, jeszcze z czasów studenckich dotyczącym kradzieży jabłek z ogrodu jednego z profesorów, gdy przerywa mi dzwonek telefonu. Milknę na chwilę, ale ignoruję urządzenie i opowiadam dalej. Po dziesięciu minutach kończę. Komórka zadzwoniła w tym czasie może z dwanaście razy i dzwoni trzynasty.

- Nie odbierzesz, Greg? – pyta ojciec Cuddy, Nick ocierając łzy śmiechu z kącików oczu. Popijam łyk wody i kręcę przecząco głową.
- To na pewno nic ważnego. Dzwonią do mnie nawet, jak chcą uzyskać zgodę na zawiązanie sznurowadła. Są duzi, poradzą sobie sami.
- To ze szpitala?
- Nie Cuddy, z mojego apartamentu na Hawajach. Dzwonią, abym potwierdził rezerwację. Nie mówiłem ci, bo bałem się, że się nie zgodzisz.
- Odbierz natychmiast!
- Nie. – Wzruszam lekceważąco ramionami i dwoma palcami łowię z puszki solonego orzeszka.
- To ja odbiorę. – Jednym, szybkim ruchem zabiera telefon leżący obok mojej lewej ręki i odbiera połączenie. W tym czasie nie zdążyłem nawet mrugnąć. – Co się stało? Tak, jest tutaj, ale nie chce z wami rozmawiać. To sam go zmuś! Wiem, ale… no dobrze. Tak, rozumiem. Tak, oczywiście. Poczekajcie chwilkę. – Spogląda w moją stronę i ze zmartwioną miną wciska mi telefon w dłoń. – Porozmawiaj z nimi. Chodzi o Alice.
- A o kogo innego miałoby chodzić? – pytam ironicznie i przykładam telefon do ucha.
- Dziękuję. – Przewracam oczami.
- Czego znowu?
- House? – Tylko Chase może zadać tak debilne pytanie. Wzdycham ciężko, rozpaczając nad moim ciężkim losem związanym z tymi idiotami.
- Nie, Madonna. Czego?
- Madonna tak by nie powiedziała.
- Ludzie, na miłość boską, o co chodzi? Dzieje się coś?
- Mamy wyniki. To nie Parkinson, ani nerwica.
- Na pewno?
- Nie, na niby. Oczywiście, że na pewno. – Już widzę minę Foremana, gdy to mówi.
- Tylko po to dzwonicie? Wiecie, która jest godzina? Jestem zajęty.
- Zorientowaliśmy się. Długo nie odbierałeś, potem odzywa się Cuddy.
- Zamknij się! Rozłączam się i nie chcę słyszeć żadnych telefonów.
- Czekaj! Jest jeszcze jeden problem z Alice.


Pozdrawiam wszystkich, którzy dotrwali do końca
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sylrich05
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Lis 2009
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Btm
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:18, 02 Cze 2010    Temat postu:

a więc edit.

jak zawsze super część. Wilson namawia House`a do wspólnej kolacji. przypadkowe podsłuchanie rozmowy Lisy z rodzicami. ciekawe co sądzi Greg na temat tego czy Cuddy go lubi. a na samy końcu miły wieczór, który zostaje zakłócony telefonem od kaczuszek. ciekawa jestem co sobie pomyślał Foreman na to, że House jest zajęty, długo nie odbiera telefon, po czym robi to Lisa. nie ładnie. tylko bez skojarzeń. bo chyba nie pomyśleli no wiesz o TYM o czym się nie mówi.

jesteś moją królową.

życzę wena, chęci i pozdrawiam.

sylrich

ps. sorki że tak krótko ale jestem po zawodach po MŚ. ; ) a w piątek mam 16- natkę. i szykuję już imprezkę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sylrich05 dnia Śro 21:14, 02 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ot_taka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 259
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:43, 02 Cze 2010    Temat postu:

Jak ty to robisz, że wszystkie te scenki widzę jak na ekranie??

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gorzata
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 5:56, 03 Cze 2010    Temat postu:

tym razem mam usprawiedliwienie! nie komentowałam, bo za granicą nie miałam dostępu do netu... wróciłam o 4 i nadrabiam

z każdą częścią coraz bardziej mnie zaskakujesz! ten przypadek i w ogóle...
"-...Jestem zajęty.
- Zorientowaliśmy się. Długo nie odbierałeś, potem odzywa się Cuddy."
sama też bym miała skojarzenia
bardzo mi się podobało!
ale końcówka... znów urwałaś w najciekawszym momencie!
czekam na kolejną część!
Wena!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sarusia
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 882
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:59, 03 Cze 2010    Temat postu:

No więęęc... na początku kajam się, że przed poprzednią częścią zabrakło mojego komentarza Przepraszam, przepraszam, przepraszam!

I dziękuję za dedykację! Już się wychorowałam, mogę spokojnie komentować.

Podobnie jak ot_taka, czytając mam wszystko przed oczami. Widzę dowcipkującego House'a, widzę zaniepokojoną Cuddy, widzę Wilsona grożącego odcięciem od alkoholu...

Nie opuszcza Cię humor i zdolność odwzorowania charakteru House'a, jak na przykład:
Cytat:
- Chyba nikt wcześniej nie wpadł na tak debilny pomysł, jak ty w tej chwili.
- Tak konkretnie to nie w tej chwili, tylko w tamtej, w której to wymyśliłem.

Cytat:
- Czego znowu?
- House? – Tylko Chase może zadać tak debilne pytanie.

Cytat:
- Nie, Madonna. Czego?
- Madonna tak by nie powiedziała.



No i fantastycznie budujesz napięcie. Każde zdanie kończy się tak, że nie mogę opanować uczucia zawodu, że to już koniec.

Więcej, więcej!
I Wena nieśmiertelnego.

Twoja oddana fanka,
S.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
daritta
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 2185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Leszno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:00, 03 Cze 2010    Temat postu:

Przepraszam,że nie komentowałam ostatnio,ale cierpiałam na straszny brak czasu, oczywiście wywołany przez szkołę ;/
Fick genialny.!
Bardzo mi sie podoba ;d
Rozmowa Cuddy z jej rodzicami,to traktowanie House'a przez rodziców Lisy,cała ta kolacja super
Teksty jak zwykle powalające np. to:
"- Czego znowu?
- House? – Tylko Chase może zadać tak debilne pytanie. Wzdycham ciężko, rozpaczając nad moim ciężkim losem związanym z tymi idiotami.
- Nie, Madonna. Czego?
- Madonna tak by nie powiedziała."

Albo to:
"-...Jestem zajęty.
- Zorientowaliśmy się. Długo nie odbierałeś, potem odzywa się Cuddy."

I ja wcale nie mam skojarzeń
Kocham cie bardzo i tego ficka też
Czema na kolejną częśc of kors


Pozdrawiam i wena życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:07, 04 Cze 2010    Temat postu:

sylrich05 Obawiam się, że właśnie o tym pomyśleli Ja królową? Ekstra. Dam ogłoszenie w gazecie, odnajdę króla i bewdziemy rządzić światem Acha, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin(16 lat hm... kiedy to było )

ot_taka Och, nieraz sama chciałabym to wiedzieć. Mogłabym za każdym razem stosować tę metodę.

Gorzata Jak dopiero wróciłaś to powinnas spać Fajnie jest przerywać w najciekawszych momentach(jak ja tego nieznoszę jak cos czytam )

Sarusia Oj, co to za smutna minka na początek Nie musisz przecież przepraszać. Cieszę się, że już wyzdrowiałaś. Dzięki za wena, przyda się jak zawsze

daritta Oj, niedobra szkoła Ja i fick bardzo cieszymy sie z tej miłości


Dedykuję sylrich05 jako, dość mizerny "prezent" urodzinowy.


Część 10


Zirytował mnie. W ogóle wszyscy mnie zirytowali. Jeden odebrany przez kobietę telefon, a oni od razu zakładają, że mam z nią dziki romans. Przecież to tylko jeden cholerny telefon i jeden pieprzony wieczór. O Boże, jak oni mnie drażnią!

- Zamknij się! Rozłączam się i nie chcę słyszeć żadnych telefonów. – Już chcę nadusić czerwony guziczek, ale słyszę rozpaczliwe wołanie z wnętrza urządzenia. Cmokam z niezadowolenia i przykładam słuchawkę z powrotem do ucha.
- Czekaj. Jest jeszcze jeden problem z Alice.
- Problem? Jaki? Co się dzieje? – Wiem, że gdy to powiem wszystkie pary oczu wbiją się we mnie trwając w odrętwieniu, aż stwierdzę, że nic się nie dzieje. W ogóle się nie pomyliłem. Wszyscy wpatrują się we mnie z lekką obawą przed kolejnymi słowami. Ignoruję ich i wbijam wzrok w stół. Patrzę wszędzie, byle nie na nich.
- Najpierw miała zaburzenia koncentracji i takie ogólne otępienie. Zaobserwowaliśmy luki w pamięci. – Wykonuje potakujący pomruk, aby wiedzieli, że słucham i rozumiem. Nic jednak nie mówię. – Potem nadwrażliwość na dotyk i światło. Jak Trzynastka zapaliła lampy to krzyczała, jakbyśmy ją odzierali ze skóry.
- Robiliście badania?
- Tak. Oczy w porządku, nerwy czuciowe również. Nie wiemy, co jej jest. Ma za to zapalenie wątroby.
- O Boże! – Przewracam oczami. Zostawiam ich na jeden wieczór, a oni doprowadzają ją na cienką linię dzielącą życie ze śmiercią. Czy ja naprawdę wszystko muszę robić sam? – Może to choroba Wilsona?
- To strzał?
- Tak, Chase. To strzał. Zawsze strzelam, ale również często trafiam.
- Nie tym razem. – Już widzę triumfującą minę Foremana. Aż się we mnie gotuje. – Na to sam wpadłem i zrobiliśmy testy. Taub to wykluczył.
- Taub? To zrób to sam.
- Ja też tu jestem – wtrąca Taub, niezadowolonym tonem. Uśmiecham się w duchu.
- Ależ wiem, że tam jesteś. Podajcie leki na wątrobę i zgaście światła. Niech nikt jej nie dotyka i dajcie jej coś na tę nadwrażliwość.
- Ale badania nic nie wykazały!
- Nie marudź, kobieto. To, że nic nie wykazały, nie znaczy jeszcze, że nic jej nie jest. Róbcie, co mówię i zadzwońcie jakby się coś zmieniło. – Rozłączam się i odkładam telefon na bok. Patrzę na moich towarzyszy. Nadal się we mnie wpatrują. Pocieram dłonie, aby rozluźnić atmosferę. – No to, na czym skończyliśmy? – Nikt mi nie odpowiada, ale właśnie tego się po nich spodziewałem. – Aha, już wiem. Opowiedziałem wam o Wilsonie. Na studiach nie był taki święty, jak teraz.
- Greg? – Spoglądam na kobietę, która wypowiedziała te słowo i nie mogę jej zignorować. Coś, nie wiem do końca co, każe mi jej wszystko wytłumaczyć. Moje imię, odpowiedni ton i moment i jestem w stanie zrobić dla niej wszystko. No, może nie wszystko, ale bardzo wiele. Patrzę w jej smutne szaro-zielone oczy i nie mogę jej odmówić, zignorować jej, odejść bez słowa. Chociaż nie, mógłbym to wszystko zrobić. Pytanie, czy chcę?
- Lisa, nie powinienem mówić wam tego, co dzieje się w moim gabinecie. Tam padają różne pomysły, przeróżne słowa. Nie wszystkie chcielibyście poznać. Możesz być tego pewna.
- Powiedz tylko, co jej jest? Jaka nadwrażliwość? Na co? Ma chorą wątrobę? Dlaczego? Po co mają zgasić światło?
- Ci, ci, ci. – Przykładam palec do swoich ust, aby dać jej znać, że ma przestać. Szczerzę mówiąc nie pamiętam już pierwszego pytania. – Właśnie, dlatego nie chciałem odbierać. Ma zapalenie wątroby, nadwrażliwość na dotyk i światło oraz zaburzenia koncentracji.
- Co jej jest?
- Nie wiem, Meghan. Naprawdę, nie wiem. Miałem kilka pomysłów, ale wszystkie były złe. Czegoś mi brakuje. Coś nie pasuje. Nie wiem, co jej jest. – Przecieram twarz dłońmi i wzdycham ciężko.
- Na pewno coś wymyślisz. Zawsze tak jest, House. – Lisa kładzie swoją dłoń na moim ramieniu tak, jakby chciała mnie pocieszyć. To ja powinienem ją wspierać, a nie ona mnie. Nie odtrącam dłoni, ani jej nie dotykam. Nie robię nic. – Czasem wystarczy ci coś małego, aby coś wymyślić. Jeden malutki impuls.
- Malutki impuls… - Przez umysł przelatuje mi tyle słów, zdań, kart ksiąg medycznych, objawów, przypadków, ludzi, zdjęć, że trudno mi się zatrzymać choćby na jednym. Malutki, mały impuls. Impuls… ukłucie. Ukłucie czegoś małego. Grypa, Parkinson, zapalenie wątroby, nerwica, nawet to cholerne stwardnienie zanikowe boczne… wszystko pasuje. Jaki ja jestem durny! Idiota! Dlaczego ja wcześniej na to nie wpadłem? Przecież to takie proste, tak oczywiste. – Borelioza – obwieszczam, tonem znawcy. Jestem z siebie dumny. Dumny jak paw. Jakbym mógł, unosiłbym się kilka centymetrów nad ziemią. Jestem jednak najlepszy.
- Jak to borelioza?
- No jak to, jak? Wszystko pasuje. Ugryzł ją kleszcz? – To pytanie kieruje do Meghan i Nicka. Prze chwilę milczą, ale po chwili odzywają się niemal równocześnie.
- Tak.
- Kiedy?
- Pewien czas temu. Sama usunęłam kleszcza.
- Całego?
- Nie wiem, chyba tak.
- Chyba nie. – Chwytam telefon i wybieram numer do mojego gabinetu. Odbierają po kilku sygnałach.
- Słucham? – pyta Foreman, tonem szefa z milionami na koncie.
- To ja. Zróbcie test na boreliozę. Jestem pewien, że to właśnie to.
- Niby dlaczego to?
- Bo ugryzł ją kleszcz, bo ja tak mówię lub bo tak po prostu jest. Wybierz odpowiedź, wyślij SMS, zgarnij jakiegoś mercedesa, zrób badanie i podaj jej leki. Byle szybko. – Rozłączam się, odkładam telefon i rozsiadam się wygodnie na krześle z miną człowieka, który wygrał los na loterii. – Ja jednak jestem genialny.
- Kiedyś w to wątpiłeś? – Wilson polał się herbatą, którą popijał i zadał to pytanie. Widać nie mógł się powstrzymać. Posyłam mu zdziwione spojrzenie.
- Oczywiście, że nie, ale powtarzam to, co pewien czas, żeby inni sobie utrwalili. – Uśmiecham się złośliwie i przenoszę spojrzenie na gości. – Nic jej nie będzie. Potwierdzą diagnozę i podadzą jej leki. Jutro wieczorem będzie się czuła już dużo lepiej.
- Jesteś bardzo pewny siebie – stwierdza Nick, świdrując mnie spojrzeniem. Odwdzięczam mu się tym samym.
- Właśnie, dlatego jestem dobry. Nie boje się ryzykować i często wygrywam. O to chodzi w tej zabawie. – Zaśmiał się, a ja idę w jego ślady. Po chwili śmiejemy się wszyscy razem. Bycie miłym wcale nie jest takie złe. Nie muszę być całkowicie inny, żeby ludzie żywili do mnie sympatię. Przyznam, że nawet mi to zbytnio nie przeszkadza. Co więcej schlebiam mi, gdy ludzie zaśmiewają się z tego, co mówię, a nie wychodzą z pokoju ze łzami w oczach, trzaskając drzwiami. Cóż za interesujące urozmaicenie mojego życia.


Pozdrawiam
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sarusia
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 882
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:04, 04 Cze 2010    Temat postu:

O jaaaa. Rewelacja.

Na początku Cię pochwalę w kwestii interpunkcyjnej. Zauważyłam sporą poprawę jeśli idzie o przecinki i takie tam. Brawo!

Dalej, proces myślowy House'a. Opis tych jego 'natchnień'. Świetne!! To, jak nam to opisałaś, jak to wymyśliłaś...
kolejny raz kłaniam Ci się do stóp, tudzież gotuję owację na stojąco.

Cytat:
- Kiedyś w to wątpiłeś?
- Oczywiście, że nie, ale powtarzam to, co pewien czas, żeby inni sobie utrwalili.

I znowu TO robisz! Znowu zachwycasz osobowością House'a w Twoim wydaniu.

Żądam postawienia Ci pomnika! Najlepiej przed moim domem, żebym mogła codziennie urządzać do niego pielgrzymki.

Ściskam mocno,
S.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:06, 04 Cze 2010    Temat postu:

Szpilko, powiem to, a raczej napiszę jasno i wyraźnie: UWIELBIAM CIĘ
Z taką lekkością oddajesz House'a, którego kochamy Te jego przemyślenia i teksty jeśli to w ogóle możliwe to w Twoim Housie jest 200% House'a Świetnie budujesz napięcie Dodatkowo humor na najwyższym poziomie pomijając fakt, że ogólena tematyka fika poważna, ale to kolejny dowód na to, że wszystko jest po House'owemu Jak czytam to opowiadanie to tak jakbym miała przed oczami zdjęcia każdej scenki, albo jakbym oglądała film, wszystko wyobrażam sobie z dokładnością do jednego szczegółu, piszesz tak, że chyba przekazujesz więcej niż byś chciała, albo po prostu ja widzę to wszystko Podoba mi cała historia, to jak ją prowadzisz. Stosunek House'a do zespołu, do rodziców Cuddy, do samej Cuddy. Szczerze to już nie mogę się doczekać, aż ich stosunki nieco się eee... ocieplą w sensie tak bosko oddajesz House'a, że chciałabym wiedzieć co będzie o tym myślał, co robił wiem ponosi mnie Ciekawi mnie też wątek siostry. Nie wiem, czy już pisałam, chyba tak ale mam złe przeczucia. Co dalej...? A tak, medycyna super, że przenosisz ją do fika, uwielbiam to. W ogóle cała rozmowa przez telefon i olśnienie House'a - BOSKO.
Kłaniam się
Pozdrawiam i czekam na więcej Z każdą częścią robi się coraz ciekawiej
WENA


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ot_taka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 259
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:20, 04 Cze 2010    Temat postu:

Szpilka napisał:
– Czasem wystarczy ci coś małego, aby coś wymyślić. Jeden malutki impuls.
- Malutki impuls… - Przez umysł przelatuje mi tyle słów, zdań, kart ksiąg medycznych, objawów, przypadków, ludzi, zdjęć, że trudno mi się zatrzymać choćby na jednym. Malutki, mały impuls. Impuls… ukłucie. Ukłucie czegoś małego. Grypa, Parkinson, zapalenie wątroby, nerwica, nawet to cholerne stwardnienie zanikowe boczne… wszystko pasuje. Jaki ja jestem durny! Idiota! Dlaczego ja wcześniej na to nie wpadłem? Przecież to takie proste, tak oczywiste. – Borelioza – obwieszczam, tonem znawcy. Jestem z siebie dumny. Dumny jak paw. Jakbym mógł, unosiłbym się kilka centymetrów nad ziemią. Jestem jednak najlepszy.

Świetnie opisane elementy układające się w całość, ten "House-moment", olśnienie Normalnie widać, wszystko widać...
Trzeba by cię Szpilko w ramki oprawić - byle z komputerem, żebyś mogła pisać dalej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gorzata
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:14, 04 Cze 2010    Temat postu:

nieprawda, jak się wraca, to najpierw się nadrabia zaległości w czytaniu ficków na horum, a potem śpi do 13

część genialna!
świetne!
bardzo mi się podoba fragment o olśnieniu House'a
Sarusia ci już pomnik chce stawiać, ot_taka w ramki oprawiać, to co mi zostało? wiem! film chcę!
czekam na kolejną część!
wena!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sylrich05
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Lis 2009
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Btm
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:06, 05 Cze 2010    Temat postu:

sorki, że dopiero teraz. ale dopiero wstałam. ; P po ciężkiej nocy, dobra przyznam sylwester był o wiele gorszy, teraz wszystko pamiętam. ; P

bardzo, bardzo dziękuję za prezent. ; ) bardzo mi się podoba. no i kolejna część nie jest wcale zła. znów wszystko cudowne. ; )

z ogromną lekkością opisujesz tok myślowy Grega. to jest takie piękne, szczególnie podoba mi się moment jak House szuka natchnienia i od tak wpada na rozwiązanie. ; ) mam nadzieje, że wreszcie wyleczą Alice i będzie wielki HAPPY END. ; P ale też ni za szybko.

Szpilka napisał:
- Malutki impuls… - Przez umysł przelatuje mi tyle słów, zdań, kart ksiąg medycznych, objawów, przypadków, ludzi, zdjęć, że trudno mi się zatrzymać choćby na jednym. Malutki, mały impuls. Impuls… ukłucie. Ukłucie czegoś małego. Grypa, Parkinson, zapalenie wątroby, nerwica, nawet to cholerne stwardnienie zanikowe boczne… wszystko pasuje. Jaki ja jestem durny! Idiota! Dlaczego ja wcześniej na to nie wpadłem? Przecież to takie proste, tak oczywiste. – Borelioza – obwieszczam, tonem znawcy. Jestem z siebie dumny. Dumny jak paw. Jakbym mógł, unosiłbym się kilka centymetrów nad ziemią. Jestem jednak najlepszy.


BOSKI. !! ; )

zgodzę się z ot_taka
należy Cię oprawić t ramkę. piszesz przecudnie. ; *

to_taka napisał:
Trzeba by cię Szpilko w ramki oprawić - byle z komputerem, żebyś mogła pisać dalej


bardzo mi się podoba Twoja twórczość, z niecierpliwością czekam na kolejną część. ; )

*pada na kolana i prosi o więcej*

to by było na tyle, teraz lecę się myć i spadam za zawody. ; )

pozdrowienia. ; **

sylrich

a zapomniałabym dużo wena. ; )


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sylrich05 dnia Sob 9:07, 05 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
a_cappella
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 842
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:05, 05 Cze 2010    Temat postu:

Klepię. Jak zaklepię, to może wreszcie będzie mi łatwiej się zebrać, żeby rzeczywiście napisać komentarz. Tymczasem pozdrowienia dla pani w czymś zajebiście zielonym! xD

Edit: jestem. Nadrobiłam czytanie zaległych trzech części (zaraz nadrobię resztę, ale skomentuję już pod spodem, żeby zachować przynajmniej jakieś pozory chronologii xD) i muszę przyznać, że świetnie Ci idzie! Doskonale odnajdujesz się w tym sposobie narracji, przedstawiając nam stuprocentowego House'a z jego sarkastycznym sposobem bycia, wzbogacając wszystko o to, co się dzieje w jego głowie i robisz to w taki sposób, że dam sobie rękę uciąć, że tak właśnie mogłoby być, że nie ma tu ani jednego naciąganego słowa. I nie wiem, jak Ci się to udaje, ale prezentujesz nam to wszystko tak, jakby było świeżutkim pomysłem, chociaż pierwszoosobowa narracja nie jest wcale nowa. Czytałabym i czytała, naprawdę. ^.^

Wiele zdań (wybacz, że nie zacytuję, ale było tego naprawdę dużo ) rozbawiło mnie do łez, życzę Ci niewyczerpanej studni pomysłów na te riposty i przemyślenia! Ach, pisz nam dużo!

Aha, dzięki za przekazanie pozdrowień!
Lecę w trybie natychmiastowym czytać ciąg dalszy!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez a_cappella dnia Pon 18:42, 07 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:19, 06 Cze 2010    Temat postu:

Sarusia Jeśli chodzi o interpunkcję to staram się jak mogę. Pomału, ale do przodu Pomnik, dla mnie? Ojej, dziękuję. I te pielgrzymki Dziękuję, dziekuję, dziękuję

lisek Nigdy nie sądziłam, że uda mi się napisac coś takiego, żeby ewentualny czytelnik mógł zobaczyć to, co ja widzę, gdy to opisuję. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, gdy czytam takie słowa i widzę, że mi się to udaje. Medycyna? Hm... żebyś Ty wiedziała ile godzin szukania mi to pochłania. Nie wiem, czy porwię się na to poraz kolejny, ale cieszę się, że ktoś to docenia. Dziękuję Ci bardzo

ot_taka W ramki z komputeram? Miło mi, ale nie wiem, czy nie będzie mi tam za ciasno Muszę przejść na dietę i skurczyć się w sobie Dziękuję

Gorzata No, skoro tak mówisz Następna, któa chce mi coś stawiać, oprawiać, czy jeszcze coś innego Film? Hm... to chyba za słabe na film Ale i tak bardzo mi miło. Dziękuję

sylrich05 Ciesze sie, że Ci sie podobało Nie za wolno, nie za szybko, ale Wy macie wymagania To jednak ta ramka? No nie wiem *spoglądam z niepokojem na diety w internecie* Zawody... a ja nawet nie pamietam, kiedy ostatnio ćwiczyłam na w-fie Dzięki

a_cappella Dziękuję za cokolwiek, co napiszesz Pani w czymś zajebiście zielonym dziękuje za pozdrowienia. Jest jej bardzo miło.

No cóż, kochani jesteście wszyscy. Nie znam słów, którymi mogłabym Wam podziękować. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo mi dzisiaj pomogliście. Wszyscy. Dziękuję


Część 11 (uczciwie ostrzegam, że przedostatnia)


Siedzę w swoim osobistym, całkowicie prywatnym gabinecie i bawię się swoją osobistą, całkiem prywatną piłką. Podrzucam ją w górę tak, że niemal dotyka sufitu. Borelioza… to było takie proste. Śmieję się na głos ze swojej wcześniejszej głupoty. Dla osób postronnych może to wyglądać dość upiornie. Podstarzały geniusz medyczny siedzi w swoim gabinecie, bawi się podrzucając pluszową piłeczkę i śmieje się sam do siebie. Tak, to mogłoby kogoś przerazić. Śmieję się jeszcze raz.

Tak właściwie to nie jest mi do śmiechu. Gdybym miał wyrazić to, co czuję to szybciej bym się rozpłakał niż wybuchnął śmiechem. Nie muszę jednak uzewnętrzniać swoich odczuć, więc chichoczę cichutko po raz kolejny. Zachowuję przy tym bardzo poważną twarz. W moich oczach nie pojawiają się wesołe iskierki radości. Śmieją się usta, ale nie oczy. Jakby ktoś podszedł bliżej mnie zrozumiałby, że uśmiech nie jest szczery.

Przeżywam właśnie swoją życiową tragedię. Lisa Cuddy mnie nie lubi. A ja, głupi… Ach, szkoda gadać. Odkładam piłkę na biurko i ukrywam twarz w dłoniach. Trwam chwilę w tej pozycji, aż w końcu wstaję i wychodzę z gabinetu. Nie idę zbyt długo, po minucie docieram na miejsce. Wchodzę do gabinetu bez pozwolenia. Zawsze tak robię. W środku nie ma pacjenta, więc rozsiadam się na kanapie. Jakby był, pewnie zrobiłbym to samo.

- Cześć – mówię, po kilku sekundach, mimo że nigdy się nie witam. Wilson przenosi na mnie spojrzenie i zamyka teczkę z dokumentami jakiegoś umierającego członka społeczeństwa amerykańskiego.
- Wszystko w porządku?
- Tak. Dlaczego pytasz? – Spoglądam na niego, z uprzejmym zainteresowaniem wymalowanym na twarzy. Jak zawsze, nie do końca szczerym.
- Przywitałeś się. Dziwnie wyglądasz. Nie spałeś w nocy. Słyszałem jak grałeś na fortepianie. Stało się coś? Przecież wyleczyłeś Alice.
- Tak, wyleczyłem. I tak, nie spałem w nocy. Nie mogłem zasnąć. – Przecieram twarz dłonią.
- Boli cię noga?
- No, od ładnych kilku lat. Miło, że pytasz i że w ogóle zauważyłeś. To ta laska cię naprowadziła na właściwy trop?
- Och, House! Pytałem, czy boli cię bardziej. Przecież wiesz.
- Wiem, oczywiście, że wiem. Boli bardziej, ale nie o to chodzi. – Nie patrzę na niego. Wbijam wzrok w moje adidasy, jakby nagle stały się obiektem godnym kilkuminutowej obserwacji. Tak właściwie, przeszła mi ochota do zwierzeń. Ja się jednak do tego nie nadaję. Nie przejdzie mi to przez gardło. Zdenerwowany, rytmicznie stukam laską o wykładzinę.
- House, ja wiem, o co chodzi. Znaczy, domyślam się. – Odkłada długopis na bok i opiera ręce na blacie biurka. Wygląda jak ważny polityk, mający wygłosić jakieś oświadczenie dla wieczornych wiadomości. O Boże! Po co ja tutaj przyszedłem? Zaczyna się. Jak ja nienawidzę pouczeń w jego wydaniu! – Chodzi o Cuddy? – Myślę, przez chwilę, ale ostatecznie przytakuję. Uderza dłonią w blat. – Jak ty mnie denerwujesz! Ty sobie nawet nie zdajesz sprawy jak bardzo. – Wbijam w niego pytające spojrzenie. O co mu znowu chodzi? Co znowu zrobiłem? – Mówiłem ci, żebyś do niej poszedł i powiedział, co do niej czujesz, a ty stwierdziłeś głupkowato, że nie czujesz zupełnie nic. Teraz przychodzisz i oświadczasz mi, że jednak coś czujesz, ale boisz się jej o tym powiedzieć. Ja się z tobą wykończę!
- Jeśli mamy być dokładni, to nic takiego nie powiedziałem. To twoje zdanie.
- Ale zgodne z twoim.
- Owszem, zgodne. Tylko, że ja nie powiedziałem, że coś do niej czuję i się boję. Nawet, jeśli, jak ustaliliśmy, taka mogłaby być hipotetyczna prawda. Podkreślam: hipotetyczna. – Bardzo wyraźnie akcentuje ostatni wyraz. Głupio jest mi o tym wszystkim mówić. Czuję się jak dziecko z przedszkola, które coś przeskrobało i dostaje właśnie reprymendę od wychowawczyni.
- Oj, House, House. Co ja mam z tobą zrobić? – Uczucie mówiące, że jestem niesfornym dzieckiem z przedszkola potęguję się sześciokrotnie. Nie wiem, jakiej odpowiedzi oczekuje, ale żadnej się nie doczekał. Milczę. Bo niby, co miałbym mu teraz powiedzieć? – Musisz iść do niej i powiedzieć jej, że ją kochasz.
- Nie.
- O Boże, House! Dlaczego?
- No to Boże, czy House? – Próbuje rozładować atmosferę jednym z moich typowych i stałych żartów. Nawet nie drgają mu kąciki ust. Nawet się nie irytuje. Nawet ciężko nie wzdycha. Milczy i czeka. Przewracam oczami. – Nie ma, po co, Wilson. Nie ma, po co.
- Jako to? House, na litość boską, ona cię kocha! – Chyba dopiero teraz jest zirytowany.
- Ona mnie nawet nie lubi – mówię, cicho i dopiero po dłuższej chwili. Tak, jakbym wyjawiał mu niezwykle wstydliwą i bolesną dla mnie tajemnicę.
- Co za bzdury gadasz? Pewnie na potwierdzenie tych słów masz jakąś niezawodną, zwariowaną teorię?
- Ona sama tak powiedziała.
- Powiedziała ci to? – Teraz się zdziwił. Jego oczy zwęziły się, a ton głosu zdecydowanie ściszył. Innymi słowy, jest zdziwiony.
- Podsłuchałem jak rozmawia z rodzicami, kiedy byli u nas na kolacji. Powiedziała, że ma przeze mnie same kłopoty, że ją denerwuję, ale wyleczę Alice. Na koniec dodała, że tak w ogóle to mnie nie lubi, ale jestem najlepszym lekarzem, jakiego zna.
- Tak powiedziała? A ja myślałem…
- Ja też – stwierdzam bezbarwnym tonem, wstaje i wychodzę. Wiem, że ta rozmowa nie była przyjemna ani dla mnie, ani dla niego.

Idę do gabinetu i siadam przed komputerem. Nie mamy teraz żadnego przypadku. Czekamy, aż wypiszemy Alice ze szpitala. Trudno poświęcić temu całe życie. Ile mogę patrzeć, jak ona zdrowieje? Gram chwilę w jakąś karciana grę, przeglądam medyczne strony internetowe, oglądam zdjęcia Monster Tracków i przedpremierowy odcinek General Hospital. Jednym słowem, bardzo mi się nudzi. Na niczym się nie skupiam. Chociaż nie, jest jedna rzecz. Lisa Cuddy nic do mnie nie czuje. Tylko, że akurat o tym staram się nie myśleć. Niestety bezskutecznie. Nie chcę pogrążać się w zadumie pośród dziesiątek osób, więc wstaję i idę w kierunku wind. Wjeżdżam na ostatnie piętro i wchodzę na dach.

Nie byłem tu od bardzo dawna. Nie miałem, po co tu przychodzić. Siadam na betonowym murze i wpatruję się w wieczorne życie miasta. Ludzie wchodzą i wychodzą ze szpitala. Jedni sami, inni z kimś. Jedni z dziećmi, inni bez. Jedni wsiadają do samochodu, inni do autobusu. Jedni idą szybko, inni wolno. Jedni się przytulają, inni się kłócą. Życie. Życie innych, ale nie moje. Ja wychodzę zawsze sam, idę w stronę motoru, nikogo po drodze nie zauważając i jadę do domu. Sam. W końcu nikt mnie nie lubi. Nie, nie przejmuję się tym. Nie zależy mi na sympatii innych. Ona się przydaje, ale nie jest niezbędna. Zależy mi na sympatii jednej osoby. Jednej kobiety. Jedynej, która powiedziała, wprost, że mnie nawet nie lubi. A ja, głupi myślałem, że ona mnie kocha. Że moglibyśmy, kiedyś… być razem. Ale nie możemy. Teraz to zrozumiałem. Jak zwykle idiotycznie późno. Z nieba zaczynają spadać kropelki deszczu. Po kilku minutach leje, a ja jestem całkiem mokry. Mam mokrą twarz, włosy, marynarkę, koszulę, spodnie, buty. Nie odczuwam zimna, ani irytacji. Po prostu siedzę i obserwuję biegających na dole ludzi, ukrywających się pod koronami drzew, pod gazetami, szukający swoich parasoli. Siedzę, patrzę, moknę i myślę o tym, jak beznadziejnym idiotą jestem i od zawsze byłem. Jednocześnie wiem, że zawsze nim będę.

Po trzydziestu siedmiu minutach siedzenia w deszczu zaczynam odczuwać chłód. Biorąc to pod uwagę wstaje i idę w stronę windy. Gdy wchodzę do budynku otula mnie przyjemne ciepło. Uśmiecham się mimowolnie i prawie niezauważalnie. Gdy dojeżdżam na moje piętro wychodzę i od razu wszyscy kierują na mnie wzrok. Uświadamiam sobie, że muszę wyglądać dość żałośnie. Nadal czuję, jak krople deszczu spływają po moich policzkach i skapują z włosów. Ignoruję gapiów i idę do swojego gabinetu. Od razu dopada do mnie Trzynastka.

- Gdzie ty byłeś? Co się stało? Jak ty wyglądasz? – Gorączkowo zaczyna czegoś szukać i po chwili podaje mi ręcznik. Uśmiecham się z wdzięcznością i wycieram włosy i twarz, po czy rzucam ręcznik i marynarkę na jedno z krzeseł. – Stało się coś?
- Nie, nic się nie stało. A nawet jakby się stało to i tak bym wam nie powiedział. Musiałem pomyśleć w spokoju. Proszę, zajmijcie się sobą i dajcie mi święty spokój.
- Może powinieneś pójść do domu, przebrać się, odpocząć? – Kobieta posyła mi pełne troski spojrzenie. Nigdy nie odniosłem wrażenia, żeby mnie w jakimś stopniu lubiła, ale w końcu jest kobietą, a kobiety już tak mają. Martwią się o wszystko i wszystkich. Jestem prawie pewien, że robi to mimowolnie. Przewracam oczami i wzdycham ciężko.
- Nic mi nie jest, ani nie będzie. Po za tym niedługo wychodzę. Jeszcze pół godziny. Wy możecie już iść do domu. I tak nic ciekawego się nie dzieje.
- Dobrze się czujesz? – To pytanie pada z ust Foremana. Nie jest przepełnione troską, lecz podejrzliwością wymieszaną z zaintrygowaniem, tworząc w rezultacie całkiem niezły koktajl z uczuć.
- Sięgnij pamięcią wstecz i spróbuj przywołać dzień, w którym czułem się dobrze. Podnoście tyłki z krzeseł i spadajcie do domu, zanim się nie rozmyślę.
- Dobrze, House, ale…
- Albo wyjdziecie w tej chwili, albo zostaniecie tu calutką noc. W laboratorium – uściślam, z triumfalną miną.

Od razu zrywają się z krzeseł i prawie biegiem wychodzą z gabinetu mamrocząc: do jutra, cześć lub do zobaczenia. Te odpowiedzi zmieniały się w zależności od tego, kto wychodził. Gdy Chase, jako ostatni znika za drzwiami windy, nalewam sobie kawy do czerwonego kubka i siadam na krześle, żeby nie zamoczyć kroplami deszczu mojego ukochanego fotela. Ponownie przecieram włosy ręcznikiem. Gdy go odkładam, przenoszę spojrzenie na drzwi i widzę w nich Wilsona.

- Jesteś idiotą – obwieszcza, z poważną miną. Dziwi mnie brak uśmiechu i tak dziwne, w jego wypadku, zaczęcie rozmowy. Poza tym nie wiem, co ma na myśli.
- Stało się coś? To ja zaczynam tak rozmowy. Szybko się uczysz, ale trochę mi przeszkadzasz. Wyjdź. – Jeśli mam być szczery przed samym sobą to chciałbym, żeby został i wygłosił jakiś ze swoich długich monologów. Oczywiście mu o tym nie powiem. Poza tym wiem, że i tak zostanie. Moja przemowa miała pozostawić pozory, choć obaj wiemy, że była tylko pozorami, więc nie ma to większego sensu. Wiem, jesteśmy dziwni.
- Rozmawiałem z Cuddy. – Szybko przenoszę spojrzenie z kubka prosto na niego. Zirytował mnie. Chociaż nie, on mnie po prostu wkurzył i to na maksa. Ja mu o wszystkim mówię, a on od razu do niej leci. W tej chwili go nienawidzę. Tak naprawdę go nienawidzę.
- Nie mówiłem ci tego, żebyś do niej leciał i wszystko jej wygadał.
- Wiem, ale nie mogłem wytrzymać. Poszedłem do niej pogadać. Tak szczerzę, jak przyjaciel z przyjacielem.
- Chyba z przyjaciółką – wtrącam, cicho, ale nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi.
- Ona nic takiego nie powiedziała. Nigdy. Co więcej, oświadczyła mi, że cię lubi, nawet bardzo, ale to ty nic do niej nie czujesz. A jeśli przyzna przed tobą, że chciałaby tworzyć z tobą jakiś związek, to byś ją wyśmiał.
- Tak powiedziała?
- Tak, dokładnie tak powiedziała.
- Dlaczego ona myśli, że ja nic do niej nie czuję? – Wiem, to dość głupkowate pytanie, ale musiałem je zadać.
- Mówi, że gdy byliście na konferencji, przyszedłeś do niej wieczorem, zacząłeś ją całować, a potem wyszedłeś i już więcej o tym nie wspomniałeś. Odniosła wrażenie, że tego żałujesz, więc też nic nie mówiła. – Wzdycham ciężko, a Wilson posyła mi rozbawione spojrzenie. – Mówiłem, jesteś idiotą. Teraz masz, o czym myśleć, House. Dobrej nocy. Ja idę już do domu.

Wychodzi a ja zostaje sam z milionem myśli. Tak, Wilson miał rację. Dopiero teraz mam, o czym rozmyślać. Co ja mam zrobić? Pójść do niej, zostawić ją w spokoju, czy dalej udawać obojętność? Dobra, pójdę do niej i co? Co jej powiem? Cuddy jesteś miłością mojego życia. Nie mogę dłużej bez ciebie funkcjonować. Nie mogę jeść, nie mogę pić, nie mogę oddychać. Chciałbym, żebyśmy byli razem. Boże, to nawet w myślach brzmi żałośnie! Co więcej, nie przejdzie mi to przez gardło. Nie, ta opcja odpada w przedbiegach. Tylko, że wszystkie inne odpadły zanim zorganizowano biegi…


Pozdrawiam
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sylrich05
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Lis 2009
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Btm
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:36, 06 Cze 2010    Temat postu:

Po pierwsze: CO?! Przedostatnia część. Takich rzeczy się tutaj nie robi. Nie wolno. Jak to została ostatnia część? Nie no już? Teraz?

Po drugie: Tak już w sprawie tej część znowu mi się bardzo, bardzo podobało. To jaki House jest w środku bezradny, słaby, jak bardzo się boi, no i to, że nie wie jak ma postąpić. Najpierw słyszy, że Lisa go nawet nie lubi a potem Wilson mu uświadamia (po rozmowie z główną zainteresowaną), że ona go lubi i to nawet bardzo.

House walczący z własnymi myślami, walczący z własną niepewności.a Cudooo.

Teraz relacja Kaczuszki - Greg. Też jest super. Najbardziej podoba mi się troska o House`a Trzynastki i zaraz przypomina mi się Cameron. Zdanie:
"Albo wyjdziecie w tej chwili, albo zostaniecie tu calutką noc. W laboratorium"
I sprint do wyjścia dobrze, że tych szklanych ścian nie staranowali.

Czekam na kolejną część. Wena, wena, wena.

Pozdrawiam.

sylrich.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sylrich05 dnia Nie 18:37, 06 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sarusia
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 882
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:48, 06 Cze 2010    Temat postu:

Przedostatnia?
*pociąga nosem*
*zaczyna się jej trzęść broda*
*oczy wypełniają się łzami*

Ja już pytałam, czy mogę wydrukować, prawda? Bo dla mnie nadal jest to nalepszy House'owy fick jaki kiedykolwiek czytałam.
Najbardziej kanoniczny, z najlepiej napisaną postacią House'a.
Prawdopodobnie jestem nudna jak cholera, ale ja po prostu nie mogę wyjść z zachwytu nad tym co zrobiłaś. Jak doskonale znasz House'a. Jak w niego wniknęłaś.

Strasznie też podoba mi się Twój styl i język. Bardzo przejrzysty, lekki. Żadnych błędów językowych, żadnych powtórzeń, żadnych wpadek - perfect.

Cytat:
Nie, ta opcja odpada w przedbiegach. Tylko, że wszystkie inne odpadły zanim zorganizowano biegi…

Genialne podsumowanie tej części i w ogóle świetny tekst.

Z niecierpliwością wyczekuję Huddy w Twoim wydaniu, chociaż smuci mnie, że tamta część będzie ostatnią.

Mocno, mocno ściskam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ot_taka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 259
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:27, 06 Cze 2010    Temat postu:

Szpilko, co ja mam mówić żeby się nie powtarzać? Znów świetna część, i zaraz pójdę się zapłakać że przedostatnia...

Pięknie znów rozpracowałaś House'a, zajrzałaś za te mury i fosy którymi się otacza...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 3 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin