Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Wspomnienia z okazji świąt [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:30, 26 Gru 2010    Temat postu:

Gorzata Cieszę się, że Ci się podoba;) Nie mogłabym wysłać Wilsona do Nowego Jorku... nie zrobiłabym mu tego Dziękuję Tobie bardzo

Lisek Yhm... a wiesz dlaczego nie widzisz, co widzi moja wyobraźnia? Bo ona nic nie widzi Serio. Ze mną to nie jest tak prosto. Chyba House mi się znudził. W końcu ile można pisać o jednym? Znaczy niektórzy tak potrafią, ja chyba nie. Oj, wyznanie miłości za opisy Dziękuję Ci... bo to ja powinnam dziękować Tobie a nie Ty mnie! Absolutnie nie chcę Cię zabijać! Nie czytaj skoro to doprowadza Cię do takiego stanu I powiem jeszcze, że z tych wszystkich pytan umiałabym odpowiedzieć na jakieś dwa... i to raczej byłyby spekulacje, haha. Tak wiem, to dziwne nie mieć pomysłu na swoje własne opowiadanie, no ale nieraz i tak się przytrafia. Dziękuję Ci bardzo A zaspy w Nowym Jorku muszą być nieprawdopodobnie małe...

Shattered Kwestię pomników już gdzieś kiedyś tłumaczyłam... komuś, nawet nie pamiętam, to dawno było W każdym razie - nie, lepiej nie, haha. Jak to robię? Normalnie. Siadam i piszę. Opisuje ich takimi jakimi ich widzę. A poczucie humoru? Na to już nie ma recepty. Ja tu akurat nie widzę tych śmiesznych rzeczy, ale może przywykłam do moich dziwnych myśli House... mnie się wydaje, że on jest zawsze taki sam. Czy jest szczęśliwy, czy nie. Tylko, że nieraz potrafi okazać swoje uczucia, a nieraz nie. Ja uwielbiam w nim tego gbura z wiecznie groźną miną, sarkazmem, ironią i wmawianiem sobie, że nikogo nie lubi i nikt nie lubi jego... to na swój sposób urocze;) Dziękuję Tobie ślicznie

Oluś Słońce moje(! ) zapomniałam wyjaśnić... nie im tylko Tobie. Zabraniam i to stanowczo! Przecież... wrócisz połamana i w kilku kawałkach Ech, zrobisz zresztą jak chcesz. Ale jeździć po śniegu i lodzie na motorze... tu już nie rób jak chcesz. I w tym momencie cieszę się z jednej rzeczy, ale to ani taktowne, ani miłe, więc przemilczę Ale nie podaruje sobie napisania - nie pffaj na mnie! Dziękuję Ci, ale Ty przecież to wiesz

Vannes_022 Cieszę się, że czytasz, i że się Tobie spodobało. A co do szczęśliwego zakończenia to się zobaczy, bo na razie nie mam koncepcji, haha. W każdym razie dziękuję

Advantage Haha, to fajnie, że nadążasz;) Tak w ogóle to mnie rozbawiłaś, haha. Jak to można z fika w Huddy zrobić w komentarzu jakiegoś Hilsona w innym kontekście niż w zamyśle autora Nie kuś mnie na tego Hilsona bo w ramach rozwijania zainteresowań się pobawię... a lepiej nie Dziękuję Ci

Zuu O, cieszę się bardzo, że się Tobie w dalszym ciągu podoba. Inaczej? Jasne, bo ja nie umiem tak jak oni Ja umiem tylko tak jak ja sobie chce;) Dziękuję

Paulinka11133 O, i kolejny czytelnik. Miło mi, że czytasz;) No i że się Tobie podoba. Dziękuję

Nie wiem, dlaczego czlowiek myśli, że w święta będzie mial więcej wolnego czasu. Niestety należę do grona osób, które tak myślały i się rozczarowały. Dobrze, że święta się kończą... jak wtedy nie mam czasu to może po nich? W każdym razie chcę Wam życzyć wszystkiego dobrego z okazji świąt! W prawdzie spóźnione te życzenia, no ale zawsze. Dziękuję Wam za wszystko! Jesteście cudowni No i taki sobie postanowiłam mieć kaprys i zadedykować tę część - Liskowi za to, że tak często poświęca swój czas na czytanie tego, co ja napiszę i za jej niesłabnący nigdy entuzjazm odnośnie moich teksów no i za taką pozytywną energię, którą wyczytuje z prawie każdego słowa, które wyjdzie spod jej palców , Advantage za tego hilsona tutaj, bo mnie rozbawił, haha. No i za tę obecność... mimo że to jednak huddy a nie hilson no i dla Oli... serio mam wymieniać za co? Chyba nikt nie ma tyle czasu, żeby to przeczytać, To byłoby pewnei dluższe niż moje życzenia świąteczne Ujmę to może w jednym krótkim zdaniu - po prostu za całą ją


Rozdział 5


House i Wilson siedzieli w samochodzie z naburmuszonymi minami. Greg był trochę znudzony, a James wyraźnie wściekły. Oboje milczeli. W powietrzu dało się wyczuć napięcie. Jedynym dźwiękiem był lekki stukot płatków śniegu uderzających o szyby. A może nie było tego słychać? Może oni tylko wyobrażali sobie te odgłosy, żeby zabić ciszę?

- Jesteś idiotą – wysyczał w końcu Wilson patrząc na białą szybę.
- Wcale nie – odparł House z nutą obrzydzenia w głosie tak, jakby przerażała go choćby możliwość zaistnienia takiej sytuacji.
- Jesteś.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Możesz się zachowywać jak dorosły?
- Nie.
- A jesteś dorosły? – Wilson spojrzał na przyjaciela i uderzył dłonią o swoje udo.
- Tak.
- No więc?
- Co „no więc”?
- House!
- Co? – Greg zerknął na Wilsona, uniósł brwi w górę i potarł dłonie o siebie, aby je ogrzać.
- Co my teraz zrobimy? Telefony nie działają... nie ma zasięgu. Masz chorą nogę... nie dojdziemy nigdzie. Poza tym jest okropna zamieć. Na ulicy nie ma nikogo kto mógłby nam pomóc. Co my zrobimy?
- Porozmawiamy?
- Z tobą? – House zrobił oburzoną minę, prychnął jak rozjuszony kocur i udał obrażonego odwracając wzrok w drugą stronę. – Zawsze jak jesteś w pobliżu to musi się dziać coś złego! Zawsze!
- Nie stało się przecież nic złego, tylko…
- Tylko co? No co? – Wilson spojrzał na niego z ognikami w oczach. Aż trudno było poznać tego dobrodusznego mężczyzny, który jeszcze kilka godzin temu prawie rzucił się House’owi na szyję ciesząc się z jego przyjazdu. Greg wzruszył ramionami. – Od godziny siedzimy w samochodzie, którego już pewnie nie widać, bo jesteśmy zasypani śniegiem. A dlaczego? Po pierwsze – House chciał jechać na święta na wycieczkę mimo zamieci. Po drugie – House chciał dojechać szybko mimo zamieci. Po trzecie – House jechał szybko pomimo cholernej zamieci. I nareszcie po czwarte – House wjechał w wielką zaspę, którą stworzyła zamieć. O, zapomniałem, po piąte – stoimy tu, bo House nie wie co zrobić.
- Gderasz tak jakbyś był moją żoną! A ty niby wiesz co zrobić?
- Na pewno nie siedzieć tutaj.
- Możemy pośpiewać, żeby nie zamarzły nam struny głosowe. To podobno ważne. Mówię to z punktu widzenia lekarza.
- Och, House… - Wilson przewrócił oczami.
- Snow is fallin all around me, children playing, having fun. It’s the season, love and understanding. Merry Christmas everyone! – House uśmiechnął się lekko i stukał dłońmi o kierownicę w rytm melodii. Wilson odwrócił od niego wzrok, ale po chwili nie wytrzymał i zaśmiał się.
- Jesteś głupkiem.
- Merry Christmas everyone… hmhmhm… Merry Christmas everyone.

* * *

Cuddy stała przy oknie i patrzyła na zaśnieżoną ulicę. Nie było na niej żywej duszy. Było zupełnie pusto i ciemno. Kobieta ubrała się w elegancką, czerwoną suknię sięgającą kolan i wysokie szpilki. Włosy spięła w artystycznym nieładzie.

- Ale zamieć, prawda? Sypie tak od dobrych kilku godzin. – Mama podeszła do Lisy i pogładziła ją po ramieniu. – Aż nie chce się myśleć o wyjściu na zewnątrz.
- Tak. – Kobieta westchnęła i dalej patrzyła w przestrzeń.
- Martwisz się czymś, córeczko?
- Nie tylko... właściwie to tak. Mój przyjaciel, James Wilson, nie wiem czy go pamiętasz?
- Yhm, tak, chyba tak, to ten uroczy przyjaciel Grega, prawda?
- Tak, to on. Wyjechał dziś w podróż do Nowego Jorku. Patrzę za okno i zastanawiam się czy nic mu się nie stało.
- Do Nowego Jorku? W taką pogodę? Po co?
- Do... do House’a – powiedziała cicho i spuściła wzrok w dół. – Chciał się z nim zobaczyć.
- O, to sobie wybrał termin... Zadzwoń do niego.
- Nie wiem... nie chcę mu przeszkadzać.
- Zadzwoń i przyjdź do nas. – Znów pogładziła ją po ramieniu i wyszła do innego pokoju.

* * *

- Zimno mi – mruknął Wilson.
- A mnie jest wprost gorąco – ironizował Greg przewracając oczami. – Nikt nie wie, że gdzieś jechaliśmy, prawda?
- Nie, nikt. – Obaj westchnęli. – Choć czekaj! – House wzdrygnął się słysząc ten nagły krzyk. – Lisa wie, że jechałem do ciebie.
- To jak nie wrócisz po świętach to się zainteresuje i zacznie cię szukać. Może znajdą nasze zamarznięte ciała złączone w ostatnim uścisku. – Greg przewrócił oczami.
- Nie będę się z tobą ściskał.
- Byłoby cieplej. – House uniósł znacząco brwi w górę i uśmiechnął się w duchu widząc zdegustowaną minę Wilsona.
- Odpieprz się. – Zaśmiali się cicho. – Ona tęskni za tobą.
- Jaka ona?
- Cuddy.
- Tak, jasne. Tęskni za mną tak bardzo jak ja za nią. – Znów przewrócił oczami.
- Czyli bardzo. – Wilson uśmiechnął się szeroko tak, że nawet oczy mu zabłyszczały.
- Brakuje mi jej tak jak może brakować bólu żołądka.
- To dlaczego do niej zadzwoniłeś?
- Chciałem się upewnić, że nie będę musiał się z nią spotykać. Tylko tyle.
- Nieprawda. Stęskniłeś się za nią.
- Jak ja nienawidzę, gdy dorabiasz sobie teorię do nieistotnych rzeczy! Skąd ty w ogóle o tym wiesz?
- Powiedziała mi. – Wilson wzruszył ramionami.
- I przez to, że powiedziała ci, że dzwoniłem uznałeś, że za mną tęskni?
- Nie. Do tego doszedłem po tonie jej głosu, gdy mówi o tobie i wyrazie jej oczu. – Uśmiechnął się dumny z siebie, ale po sekundzie jego uśmiech przygasł. - Jesteś idiotą. Bez sensu wyjechałeś.
- Nie chciała ze mną rozmawiać. Ani mnie widzieć – wyznał cicho ze wzrokiem wbitym w kierownicę. – Musiałem wyjechać.
- Powinieneś poczekać. Potrzebowaliście czasu, a ty... – Wilson zawiesił głos i zmarszczył czoło.
- Co? Uciekłem? To chciałeś powiedzieć? Nie uciekłem. Wyjechałem. To różnica.
- Różnica? Jaka, House? To bez różnicy.
- Za delikatna żebyś ją zobaczył. Musiałem to wszystko przemyśleć... być sam i...
- I myślisz do tej pory? – przerwał mu i spojrzał na przyjaciela z politowaniem.
- Nie, tak wyszło, że zostałem. Nie zadzwoniła do mnie. – Wilson roześmiał się, a House spojrzał an niego z wyrzutem. – Co?
- Zachowujesz się jak dziecko! Nie mogłeś sam zadzwonić?
- Nie! – Greg odpowiedział takim tonem jakby James zaproponował mu skok przez obręcz z ognia nad czterdziestometrową przepaścią.
- Dlaczego?
- To ona zaczęła.
- House... to było tyle lat temu. Nie możesz schować dumy do kieszeni?
- Nie.
- Pamiętasz jeszcze o co się w ogóle pokłóciliście?
- O mnie. O taką laskę z baru... – Zmarszczył czoło próbując sobie przypomnieć kolejne powody – yhm... i tak ogólnie. To było zwykłe nieporozumienie, a ona zrobiła z tego aferę.
- Przystawiałeś się do niej na moich urodzinach. Widziałem. I Cuddy również.
- Nie ja się przystawiałem, tylko ona się przystawiała do mnie. Ta subtelna różnica powinna zakończyć moje dyskusje z Lisą.
- Tak... bo jakby jakiś facet przystawiał się do Cuddy to nic byś nie powiedział. Uśmiechnąłbyś się grzecznie i wypił z nim jedną kolejkę. A co! – zakpił Wilson i uśmiechnął się pod nosem.
- Nie, strzeliłbym go w pysk. I pewnie złamał przy okazji nos. Przez przypadek oczywiście.
- Sugerujesz, że Cuddy miała ją pobić i iść z tobą potańczyć? – Wilson spojrzał na niego jak na wariata, ale po chwili na jego twarzy zakwitł uśmiech a w oczach pojawiły się wesołe iskierki. Odwrócił się od przyjaciela i próbował otworzyć drzwi.
- Co ty robisz? Jest zimno! Nie otwieraj tych drzwi!
- Kurcze! Nie mogę otworzyć. – Wilson oparł się o drzwi całym swoim ciałem i siłował się z nimi przez kilka sekund. House obserwował jego poczynania ze średnim zainteresowaniem wyrysowanym na twarzy. Ziewał co chwilę i próbował rozgrzać sobie dłonie.
- Nie rozumiem po co to robisz – odparł w końcu. W tym samym momencie Wilsonowi udało sie otworzyć drzwi. Wylądował tym samym w wielkiej zaspie śnieżnej. Nie zraził się tym, wstał i gdzieś pobiegł. – Ej! Co ty robisz?! A ja?! – Cisza. Greg przeklął pod nosem i zaczął się wydostawać z samochodu. Po chwil udało mu się. Stanął po kolana w śniegu i zobaczył Jamesa rozmawiającego z jakimś mężczyzną. Z niemałym trudem podszedł do nich starając się iść po śladach przyjaciela. – Co się tu dzieje?
- House, ten pan zawiezie nas do miasta. – Wilson był z siebie wyraźnie dumny. Greg zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem, które ostatecznie przeniósł na ich obecnego wybawcę. Był to niski i otyły mężczyzna po czterdziestce. Ubrał się w puchatą, zieloną kurtkę, odstającą w śmieszny sposób czapkę i dziwaczne, zimowe buty. Miał małe, błękitne oczy i dobrotliwy uśmiech na twarzy. Słowem – nie można było mu zaufać. Na dodatek był właścicielem podejrzanie wyglądającego samochodu, który ledwo było widać z powodu śnieżycy. Gdy patrzyło sie na niego przez dłuższy czas można było go uznać za bałwana. Ale to przez to, że zieleń jego ubioru zamieniła sie w biel pod wpływem, szybko spadających z nieba, płatków śniegu. Greg westchnął.
- Nigdzie z nim nie jadę.
- Przepraszam pana na momencik. – Mężczyzna uśmiechnął się a przyjaciele odeszli kilka kroków na bok. A właściwie Wilson zaciągnął House’a jakiś metr w lewo. – House! Co ty wyprawiasz? On zawiezie nas do miasta!
- Wygląda jak jakiś psychol. Pewnie prowadzi samochód tylko, gdy wiezie świnie do rzeźnika. Zresztą... widziałeś tę jego czapkę? Tak dziwnie sterczy na górze. Kto wie co on trzyma na tej głowie. Może naboje? Wiesz co on może mieć w tym samochodzie? A jak nas wywiezie do lasu, wykorzysta i tam porzuci?
- House... niech on mnie wywiezie, wykorzystuje i porzuca gdzie tylko chce. Tylko wiesz co? Niech mnie nie porzuca z tobą! Idziesz czy nie?
- Idę, przecież wiadomo, że idę. Nie będę tu siedział sam w tym samochodzie jak jakiś debil.
- To po co ta cała dyskusja? – Wilson zrobił wielkie oczy i wzniósł w górę ręce.
- Żebyś się ze mną nie nudził – oświadczył, zadowolony z siebie, House i oddalił się w stronę samochodu i ich wybawcy.

Gdy jechali w stronę miasta, Greg, oparł głowę o zimną szybę i myślał o Cuddy. Zastanawiał sie nad tym co mówił Wilson. Może faktycznie zrobił źle, że wyjechał? Może powinien zostać i próbować z nią porozmawiać aż do skutku? Może tej jeden cholerny raz w życiu nie powinien uciekać tylko zmierzyć się z problemem? No bo taka była prawda. Uciekł. Jego życie przestało być poukładane i miał dwa wyjścia: mógł pożyć chwilę w tym nieporządku i wszystko poukładać później z Lisą lub zabrać swoje rzeczy i poustawiać je na całkiem nowych pułkach. Drugie wyjście wymagało mniej wysiłku i mimo że było swego rodzaju poddaniem się, House, je wybrał. Bo tak było prościej. Na początku życie w Nowym Jorku było dla niego katorgą. Tęsknił za wszystkimi i wszystkim. A najgorsze było to, że im częściej starał się o niej zapomnieć tym częściej o niej myślał. Wkurzało go to strasznie. I nawet nie był zły na nią, tylko na siebie. Właśnie za to, że nie mógł wyrzucić jej ze swojej głowy i serca. W końcu mu się udało z tym żyć, a Wilson wszystko mu przypomniał. No i cała zabawa w zapominanie zaczynała się od początku!

Pozdrawiam
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Szpilka dnia Pon 15:30, 27 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:58, 27 Gru 2010    Temat postu:

oooo dziękuję!
Pobaw się Hilsonem, pobaw! <kusi>

Szpilka napisał:
- Co my teraz zrobimy? Telefony nie działają... nie ma zasięgu. Masz chorą nogę... nie dojdziemy nigdzie. Poza tym jest okropna zamieć. Na ulicy nie ma nikogo kto mógłby nam pomóc. Co my zrobimy?
ja mam pomysł! A nawet kilka... Każdy przewiduje włączenie ogrzewania, zbliżenia ust, wzajemne rozbieranie... już się przymykam, bo zaraz mnie stąd wygonicie

Szpilka napisał:
jeszcze kilka godzin temu prawie rzucił się House’owi na szyję ciesząc się z jego przyjazdu.
hmmm... na pewno z tego powodu rzucił mu się na szyję?

Szpilka napisał:
Marry Christmas everyone… hmhmhm… Merry Christmas everyone.
Mój angielski mózg wyłapał drobną literówkę- 'mErry', nie 'mArry'. Bo 'marry christmas' to tak jakby 'poślubić święta'

Szpilka napisał:
- Nie będę się z tobą ściskał.
- Byłoby cieplej.
Niech się ściskają! Przecież im zimno, a to najlepszy sposób na ogrzanie;p Zwłaszcza w zimę. A poza tym, przytulanie zbliża ludzi

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
paulinka11133
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:50, 27 Gru 2010    Temat postu:

Przeczytałam i nie wiem co mam napisać. Nie chodzi mi tu o to czy jest dobrze czy źle napisane bo oczywiście jest świetne, ale o moich odczuciach po przeczytaniu. Nie wiem jak mam to opisać. Nie wiem czy są takie słowa, przynajmniej nie mogę ich znaleźć. Do House'a jest to coś przypominającego zagubienie a do Cuddy... nie może się pogodzić ze wspomnieniami, choć to też pasuje do House'a. Nie moge znaleźć indywidualnych cech. Oboje są zagubieni, tęsknią, zapewne żałują rozstania i łączy ich coś. Nie wiem do końca o co chodzi z tymi wspomnianymi na początku rzeczami po niemowlaku. Mogę się tylko domyślać... Myślę że nie namieszałam i ktoś rozszyfruje o co mi chodziło w powyższych słowach.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez paulinka11133 dnia Pon 16:51, 27 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:46, 27 Gru 2010    Temat postu:

Szpiluś kochana
Ale ja nie mówiłam, że nie lubię takiego stanu. Poza tym Ciebie będę czytać do samej śmierci Z niesłabnącym entuzjazmem i przyjemnością
Och... lubisz zastydzać liska, prawda? TAKI dedyk. dziękuję Czas to najpierw poświęcam na wypatrywanie i wyczekiwanie na coś Twojego, potem na czytanie Entuzjazm nie słabnie, bo cały czas piszesz jak na Mistrza przystało Mistrzowsko Patrz, a ja mam podobne odczucia czytając to co Ty piszesz
Oj, niebezpieczny tej Twój Hilsonowy zapęd ale świetnie Ci wychodzi Chyba wszystkie Hudziny mają słabość do Hilsona, przynajmniej w pewnym stopniu
100% Hilsonowo - serialowa rozmowa Pięknie!
Podoba mi się, że u Ciebie wszystko toczy się swoim tępem. Niczego nie ponaglasz, czytelnik płynie razem z Twoim tekstem Nic dodać nic ująć
Czerwona sukienka Cuddy Gdyby House wiedział... Nawet zaspy, by go nie powstrzymały
Wilson - analiztor ludzkich spojrzeń
No to cóż...
Zaspy, zamiecie, niespodziewane wizyty, Wilson... ciekawe, co tam czeka jeszcze nasze Huddy nim pokrętny los, a raczej ktoś ( tym razem nie wytknę liskowym ogonkiem ale i tak wszyscy wiemy kto ) doprowadzi do konfrontacji w śniegowych zaspach albo przy cieplutkim kominku

Buziaki, również Wesołych Świąt (po Świętach )
I czekam Mistrzu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:11, 28 Gru 2010    Temat postu:

Tak, to ja I tak, nie ma się z czego cieszyć Wiesz co? I znowu się wzruszyłam i w ogóle... Oj kochana Lepiej się zamknę, bo i tak nie zdołam opisać tego co... ok zamykam się i biorę za komentarz




"- Jesteś idiotą – wysyczał w końcu Wilson patrząc na białą szybę.
- Wcale nie – odparł House z nutą obrzydzenia w głosie tak, jakby przerażała go choćby możliwość zaistnienia takiej sytuacji. "


Mogę się założyć, że już na następne święta, Wilson nie będzie tak nalegał na przyjazd House'a



"- Co? – Greg zerknął na Wilsona, uniósł brwi w górę i potarł dłonie o siebie, aby je ogrzać."


Przepraszam bardzo, ale co to za samochód? Nie ma klimatyzacji? Pfff lekarze A podobno tyle zarabiają


"- Tylko co? No co? – Wilson spojrzał na niego z ognikami w oczach. Aż trudno było poznać tego dobrodusznego mężczyzny, który jeszcze kilka godzin temu prawie rzucił się House’owi na szyję ciesząc się z jego przyjazdu. "


A nie mówiłam?


"- Gderasz tak jakbyś był moją żoną! A ty niby wiesz co zrobić? "


Ciesz się, że cię nie spoliczkował


"- Na pewno nie siedzieć tutaj. "


I kto tu jest idiotą? Nie wychodzi się z samochodu! Serio... Nawet, jeżeli nie posiada on klimatyzacji, to zawsze jest w nim cieplej niż na zewnątrz Oglądałam kiedyś o tym program To znaczy... nie do końca o tym bo... W podobnej sytuacji była para naćpanych nastolatków i im się wydawało, że ktoś atakuje ich samochód i... też była zima i oni z niego wyszli i... no cóż... nieprzyjemna śmierć z zimna Podsumowując... Na końcu powiedzieli, że gdyby zostali w samochodzie, to by przeżyli


Cuddy... ona rozkminia, jak się wyrwać z domu i iść do House'a prawda? No bo Wilson... ok on też jest ważny ale... milczę


"- Nie będę się z tobą ściskał. "


Kamień spadł mi z serca Chociaż... mógłby to zrobić bo... nie mogą się zmarnować House'a geny On nie może wyginąć jak dinozaury


"- To ona zaczęła."


Mogę go wysłać do przedszkola?


"- Nie, strzeliłbym go w pysk. I pewnie złamał przy okazji nos. Przez przypadek oczywiście. "


Na to przedstawienie poproszę jeden bilet


"- Wygląda jak jakiś psychol."


On chyba nigdy nie widział zdjęcia Stephena King'a jakie umieszczają zazwyczaj na odwrocie jego książki


Ok... to ja czekam na dalszy rozwój wydarzeń Bo chyba nie muszę pisać, że mi się podobało, prawda? To w końcu takie oczywiste


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
shattered
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Lis 2010
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:10, 28 Gru 2010    Temat postu:

Co tu dużo pisać - znów świetna część! Humor, wysoka klasa pisarska i maksymalna dawka czystego Hilsona.

Bardzo podobało mi się te wymienianki Jamesa co do tego, w jaki sposób obydwaj znaleźli się w tak rozpaczliwym położeniu. A zostałam powalona beztroskim śpiewaniem świątecznych piosenek przez House'a

Mogę tylko dodać jeszcze jedno - proszę o więcej, więcej, więcej...

Pozdrawiam i weny


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez shattered dnia Wto 20:11, 28 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:38, 30 Gru 2010    Temat postu:

Advantage Haha, nie no, już tu zostanę Ciągle mnie zadziwa jak można zrobić Hilsona z Huddy, haha. Ja Cię tam nie wyganiam, pisz sobie, ale pamiętajmy cały czas, że to mimo wszystko Huddy. O, i już nawet teraz przypomniało mi się o istnieniu Cuddy;) W każdym razie dziękuję

Paulinka11133 Oczywiście wszystko rozszyfrowałam;) Choć rzeczy po niemowlaku mnie zmyliły. W pierwszej chwili nie wiedziałam o co chodzi Domyślam się, że o opis strychu na początku. No więc - to był tylko opis wielu niepotrzebnych rzeczy, które zwykle znajdują się w takich miejscach jak piwnice czy strychy. Nic więcej Dziękuję Tobie

Lisku No i masz! Znów to samo A ja po raz kolejny mówię, że nie miałam zamiru Cię zawstydzać. I przecież nic takiego nie napisałam;) Samą prawdę. Taaa, Hilsonowy zapęd może i jest niebezpieczny, ale to nic takiego, haha. Tak jak piszesz, wszyscy mają słabość do Hilsona... no bo jak go nie mieć? Dziękuję Tobie bardzo Życzenia w święta czy po świętach... co to za różnica, haha, ważne, że są

Oluś Oj, Słoneczko... ja Cię coś stanowczo za często wzruszam Czepiasz się szczegółów! Nie, nie mają żadnej klimatyzacji, albo jak wolisz akumulator im padł Ok... jak się kiedyś zakopię to będę siedziała w samochodzie aż do roztopów, bo co innego zrobić? Szkoda, że bateria w laptopie działa tylko kilka godzin Jak to jeden bilet na przedstawienie? A ja? Oczywiście, zawsze myślisz tylko o sobie A ja nie mam zdjęcia Kinga na odwrocie książki... Oczywistości nie istnieją! Ale istnieje wiedza, a ja to wiem. I dziękuję Tobie ślicznie

Shattered O, jakie komplementy Cieszę się, że się Tobie podobało i wyrażam nadzieję, że będzie tak ponownie;) Dziękuję bardzo

Chciałam to załatwić bez zbędnych i nudnawych wstępów, ale przecież jest Sylwester i to już jutro! Taa, oświeciło mnie A Sylwester oznacza, że nowy rok zbliża się wielkimi krokami. Z tego powodu, już teraz, życzę Wam wszystkim szczęśliwego Nowego Roku i... no w ogóle całego roku 2011 a nie tylko tego pierwszego dnia... bez sensu te duże litery Ta część jest dla Was wszystkich - dla każdego kto zdecyduje się to przeczytać A, i długawe to wyszło tym razem.


Rozdział 6


Śnieg bywa okropny. Naprawdę irytujący! Zwłaszcza, gdy idzie się taką wąską dróżką przez całą długość ulicy, bo kierowca, który cię podrzucał pod dom stwierdził, że akurat twoją ulicę mija jedynie pobocznie i nie chce mu się potem nawracać i marnować paliwa. Wtedy śnieg naprawdę potrafi wkurzać, a zamieć, wiatr i mróz doprowadzać do szału.

- Dajesz radę iść? Przepraszam cię. Powiedział, że podwiezie nas pod sam dom. – Wilson zaoferował przyjacielowi dłoń jako podparcie przy wyjątkowo wysokiej zaspie, ale House obdarzył ją pogardliwym spojrzeniem i sam pokonał przeszkodę. – No nie dąsaj się. Lepiej iść ulicą w śnieżycy, niż siedzieć w samochodzie kilka kilometrów od miasta.
- Może mam ci jeszcze podziękować?
- Mógłbyś – wyznał James, przekrzykując wiatr. Opatulił się szczelniej płaszczem i spojrzał w dal. – Jeszcze kawałeczek. Dojdziemy za pięć minut.
- Albo za trzydzieści pięć! – warknął House, nie mogąc wydostać nogi spomiędzy śniegu. Po chwili udało mu się i gdyby nie pomocne ramię Wilsona wylądowałby na ziemi. – Znów mam ci dziękować?
- Całe życie łudziłem się, że kiedyś podziękujesz, ale już przestałem. Więc nie, nie musisz.
- Uroczo z twojej strony. – Greg uśmiechnął się złośliwie. – Mówiłem, że temu facetowi nie można ufać. To przez tę czapkę! – Mężczyzna wskazał kilka razy palcem na Wilsona tak, jakby go przed czymś ostrzegał. – Następnym razem strzeż się czapek i słuchaj Grega.
- Jakim „następnym razem”? Nie planuje żadnego kolejnego razu. Ani z tobą, ani z nikim innym.
- Dobra, dobra, dawaj klucz. – House wyciągnął dłoń i obserwował jak Wilson grzebie w kieszeniach. Początkowo spokojnie a później coraz bardziej nerwowo. Uśmiechnął się i zaczął szperać we wewnętrznych kieszeniach płaszcza. Po chwili jego uśmiech przygasł i jeszcze raz przeszukał wszystkie kieszenie. – Ty cymbale!
- Tylko bez tych epitetów! – zastrzegł Wilson, po czym zrobił przepraszającą minę. – On tak nagle się pojawił. Klucze musiały zostać w schowku, w samochodzie. Zawsze je tam wkładam, żeby się nie zgubiły. Nie wziąłem ich bo tak się ucieszyłem jak zobaczyłem tego pana, no i... no zapomniałem.
- Zapomniałem? – House prychnął.
- Ty też mogłeś o tym pamiętać. To nie tylko moja wina...
- Taaa, wsadź mnie do więzienia za współudział. Co teraz zrobimy? Będziemy tu stać do wiosny, aż śniegi ustąpią i wtedy pojedziemy po samochód i weźmiemy klucze?
- Nie... tak nie możemy zrobić. Jest zimno.
- Gdzie masz klucze od swojego samochodu? Tam będzie cieplej.
- No... no w domu. A gdzie mam je mieć? – Stali chwilę przed drzwiami. Po jakieś minucie House ożywił się i łapczywie zaczął odkopywać doniczkę przy drzwiach. – Wyjąłem je stamtąd po serii włamań w tej dzielnicy. – Greg posłał mu pogardliwe spojrzenie.
- No to co panie Mądry? Co teraz?
- Do Lisy mamy najbliżej...
- Nie ma mowy! Już wolę tu siedzieć i zamienić się w Gregory’ego House’a z lodu! Będziesz miał posąg przed domem i to za frajer.
- House...
- Słuchaj, gadaliśmy o tym. Ja nigdzie nie idę – powiedział wolno i wyraźne robiąc chwilę przerwy po każdym wyrazie.
- No to sobie tu stój. Ja nie zamierzam tu zamarznąć. – Wilson odwrócił się i ruszył przed siebie. House przeklął pod nosem i poszedł za nim.
- To może pójdziemy do Foremana?
- Wyjechał z narzeczoną do jej rodziny. – Greg zrobił zdziwioną minę i wymówił bezgłośnie „narzeczona”. Po chwili potrząsnął głową i wymyślił nowy pomysł.
- To do kangura.
- Jest w dolinie kangurów.
- Na pewno nie! Nie pojechałby do Australii.
- No dobra, nie pojechał, ale szlibyśmy do niego całą noc. Przeprowadził się rok temu na obrzeża miasta. Tam, z drugiej strony. – Wilson machnął ręką w odpowiednim kierunku. – Mieszka z dziewczyną. Jest w ciąży.
- Chase???
- Nie, idioto! Jego dziewczyna. – Wilson przewrócił oczami, a House uśmiechnął się złośliwie ciesząc się, że zirytował przyjaciela. Prawda była jednak taka, że wcale nie miał ochoty się uśmiechać. Mijali ulice a jemu kończyły się pomysły. Był coraz bardziej zdenerwowany i zdesperowany.
- To chodźmy do mnie. – Obaj przystanęli. Wilson spojrzał na niego zaskoczony. House nie wiedział czy zrobił dobrze. Nie chciał odwiedzać swojego mieszkania. Tak samo jednak nie chciał się widzieć z Cuddy. Nic nie chciał. Chciał tylko podokuczać w święta Wilsonowi i wrócić do Nowego Jorku, a tymczasem wszystko było przeciw niemu. Śnieg, mróz, samochód, Wilson, znajomi, los, facet w czapce... nawet on sam ze swoim pomysłem.
- Do Lisy mamy bliżej. Nie kombinuj. Chodź. Ona nic ci nie zrobi. Posiedzimy u niej do jutra. Może przestanie padać i pojedziemy po twój samochód. A jak nie to mam znajomego, który wymieni mi zamki w drzwiach i wejdziemy do środka.
- Nie może zrobić tego teraz?
- Nie, House, teraz jest ze swoją rodziną. Nie będę mu przeszkadzał.
- Ale... – Wilson poklepał go po ramieniu.
- Chodź.
- Nienawidzę cię – wysyczał House przez zaciśnięte zęby i ponownie ruszył za przyjacielem.
- I vice versa.

Po blisko godzinie dotarli do domu Lisy Cuddy. Na zewnątrz, z prawej strony, ktoś ustawił dziwaczne, świąteczne ozdoby w postaci bałwanków i reniferów z czerwonymi nosami... podobno Rudolf był tylko jeden, a tymczasem House, tylko na tej ulicy, naliczył ich około siedemnastu. Dom przystrojono kolorowymi światełkami, które błyszczały przyjaźnie ledwo widzialnym, w śniegu, blaskiem. Na drzwiach wisiał wieniec z ostrokrzewu przyozdobiony czerwoną kokardą. Było świątecznie, jak to w czasie świąt bywa.

Mężczyźni ruszyli zaśnieżoną ścieżką w stronę wejścia. Przedzierali się przez dość wysokie zaspy. W końcu dotarli na werandę. Weszli pod daszek, strzepali z ramion i czapek śnieg, żeby doprowadzić się do porządku i zerknęli na siebie. Wilson pocieszająco i wspierająco, a House z wielką obawą, przerażeniem i początkiem histerii w oczach. James poklepał go po ramieniu, westchnął i zapukał głośno o mahoniowe drzwi. House odsunął się w bok. Nie planował tego. To był niekontrolowany odruch. Mimowolna ucieczka i szukanie kryjówki. To trwało chyba rok! Aż w końcu usłyszeli dźwięk otwierających się drzwi.

- James! Boże, co ci się stało? Wyglądasz na przemarzniętego! Co ty tutaj robisz? Wydzwaniam do ciebie od dwóch godzin. Dlaczego nie jesteś w Nowym Jorku? Wyglądasz jakbyś przyszedł stamtąd na pieszo. Och, Wilson! – Usłyszał ją. Taką naturalną, prawdziwą. Bez tej maski, którą zawsze zakładała, gdy rozmawiali po ich rozstaniu. Słyszał ten głos i pamiętał, że używała go gdy byli razem. Mimo że teraz mówiła do Wilsona to on czuł, że mogłaby powiedzieć to jemu. Jej głos, jej ciepły i przyjazny głos, połączony ze świadomością, że stoi kilka metrów obok. Czy można dostać lepszy prezent? Czy można otrzymać gorszą karę? Doświadczyć większych katuszy? Odczuwać wyraźniejszy smutek? Większą radość?
- Nic mi nie jest Cuddy... możemy wejść? Mamy problem, potrzebujemy pomocy. Wybacz, że zwalamy ci się na głowę w święta, ale...
- My? – przerwała mu i zmarszczyła brwi. Otuliła się czarną chustą narzuconą na ramiona. Było zimno!
- Tak, bo widzisz... – Wilson rozejrzał się wokół siebie jakby szukał krasnoludka. House skutecznie zatuszował swoją obecność ukrywając się na kolumną. James zmrużył oczy i w końcu dostrzegł przyjaciela – House jest ze mną. – Wskazał na kolumnę. Cuddy wyszła na próg i popatrzyła we wskazanym kierunku. Na początku nic nie widziała. Wytężyła wzrok i w końcu go zobaczyła. Wyszedł z naburmuszoną miną ze swojej kryjówki. Ubrany był w czarny, zamszowy płaszcz sięgający kolan. Dłonie ukrył w ciemnych rękawiczkach. Na głowie miał czapkę w tym samym odcieniu, a szyję opatulił szalem. Przybyło mu kilka zmarszczek – na czole i wokół oczu. Miał sine usta i zaróżowione od mrozu policzki. Lodowato zimne oczy. Jak ona kochała ten błękitny odcień! Mógł zamrozić krew w żyłach, gdyby zechciał. Tak, to był odcień błękitu kojarzący się z zimnem. Pasował do niego.
- Cześć – mruknął w jej stronę. Wyglądała olśniewająco! Wprost przepięknie. Może nawet wzruszająco. To przez to, że tak długo jej nie widział. I śnieg wleciał mu do oczu. Dlatego zaszkliły się lekko. Przecież nie tęsknił. Miała na sobie kusząco obcisłą, czerwoną sukienkę, wysokie, czarne szpilki i chustę w tym samym odcieniu, którą zakrywała gołe ramiona. Schudła odkąd widział ją po raz ostatni. Nie dużo. Najwyżej kilka kilogramów. Podkreślało to jej seksowną figurę. Nadal miała te szarozielone oczy – tak ciepłe i kochające życie. Na twarz opadało jej kilka kosmyków ciemnych loków. Wydatne usta lśniły krwistą czerwienią. Była jedną z tych kobiet, którym lata dodają urody, a zmarszczki uroku. Uśmiechnęła się nieznacznie.
- Hej. – Po chwili otrząsnęła się z szoku spowodowanego ich widokiem i zaprosiła ich do środka. – Wejdźcie, jest przeraźliwie zimno, a wy wyglądacie jak jakieś bałwany. Jesteście cali biali. Ogrzejecie się i wszystko mi opowiecie. – Obaj przytaknęli i zdjęli płaszcze. Ogarnęło ich przyjemne ciepło. House pomyślał, że teraz nawet wchodząc do lodówki czułby ciepło. Na pewno jest tam przyjemniej, niż na zewnątrz. Nad zamrażalką jeszcze się zastanawiał. – Wejdźcie do pokoju. Chodźcie. – Poszła do salonu, a Wilson ruszył za nią.
- Dzień dobry. – Powitanie Wilsona dobiegło do House’a, który ociągał się układając buty w idealnie równym rzędzie. Zastygł w bezruchu. Ktoś jeszcze był w tym pokoju?
- Dzień dobry. – Równa odpowiedź dwóch osób. Wypowiedziana ze szczerym uśmiechem. Głosy poznał od razu. Słyszał je tyle razy, że rozpoznałby je nawet wyrwany z głębokiego snu w środku nocy. Serce zaczęło bić mu jeszcze szybciej, niż przed chwilą. Czy się denerwował? Jasne, że tak. Nie chciał tu wracać, a tymczasem wrócił i to do osób, które chciał ominąć mimo wszystko. Przymknął oczy, wziął głęboki oddech i szurając nogami dołączył do reszty.
- Dzień dobry – mruknął możliwe jak najciszej. Starał się ukryć w cieniu Wilsona. Przeklinał w duchu, że jego przyjaciel był od niego niższy. Ponad jego ramieniem widział dwie, uśmiechnięte postaci – rodziców Cuddy. Dziwne, ale lubili go. Początkowo tylko trochę, a później to wszystko potoczyło się tak, że uznawali go za swojego bohatera. Długa historia... najkrócej można powiedzieć, że House siedział w ogrodzie z rodzicami Lisy w czasie, gdy pan Cuddy zasłabł. Typowy spadek cukru we krwi. Łatwizna. Oni jednak nie wiedzieli, że pan Cuddy ma cukrzycę. Greg podał mu łyżkę cukru, uzyskał ich wieczną sympatię i nieuczciwy tytuł rodzinnego (na prawdę tak mówili!) bohatera. Pewnie, dlatego na sam jego widok kąciki ich ust unosiły się w górę, a w oczach pojawiały się błyski uwielbienia. Greg uśmiechnął się krzywo. Też ich lubił. To byli dobrzy i sympatyczni ludzie. W gruncie rzeczy całkiem fajni. Byli dla niego prawie jak właśni rodzice.
- Witaj, Greg! – Pani Cuddy rozpromieniła się, wstała i ucałowała go w policzek. – Jak miło cię widzieć, mój drogi. Opowiadaj co słychać u ciebie? Wieki cię nie widzieliśmy! Siadaj, siadaj obok i opowiadaj. – House, lekko zmieszany, uśmiechnął się krzywo i usiadł na fotelu nieopodal pani Cuddy. Zerknął na Wilsona i niemal zabił go wzrokiem. Ten uśmiechnął się przepraszająco – przecież nie wiedziałem, że ona tutaj będzie – i usiadł na przeciw przyjaciela.
- Wszystko w porządku. Mam mieszkanie, pracę. Swój odział diagnostyczny. – Wzruszył lekceważąco ramionami. – Normalne życie. – Cuddy popatrzyła na niego. Po chwili uśmiechnęła się niepewnie, ale ostatecznie kłębiące się w jej głowie pytanie skierowała do Wilsona:
- James, co wy tu robicie?
- Lisa, gdy wyjeżdżałem do House... nie uwierzysz, ale zakładałem buty a on bezceremonialnie wszedł do mojego mieszkania! – Wszyscy spojrzeli na House’a jak na przybysza z kosmosu a ten przewrócił oczami. – Na dodatek oświadczył mi, że wyjeżdżamy. Próbowałem wybić mu to z głowy, ale wiesz jaki on jest...
- Siedzę tutaj! – House przerwał mu groźnym tonem. Znów wszyscy na niego zerknęli, a Wilson posłał mu krzywy uśmiech.
- Uparł się i koniec. Potem jechał jak taki osioł...
- Wypraszam sobie! Jechałem dobrze tylko...
- Tak, jasne, tylko wjechałeś w zaspę! – Wilson przewrócił oczami.
- To nie moja wina, że padał śnieg! – House wyglądał na totalnie oburzonego i śmiertelnie obrażonego.
- Dobra, dobra, spokój! – Cuddy popatrzyła na nich groźnie. - Nie dojechaliście na miejsce. House, co ci odbiło? Gdzie ty znów chciałeś jechać? Widziałeś jaka jest pogoda?
- No ale...
- Jakie „ale”? Odbiło ci zupełnie! Ty i te twoje ciągłe stawianie na swoim. Nigdy nie możesz ustąpić, prawda? Nigdy. Zawsze musi być tak jak ty chcesz!
- Przestań, kobieto! Przecież nic sie nie stało! Nie krzycz na mnie! – Lisa już chciała coś powiedzieć, ale spojrzała na niego tylko i uspokoiła się. Miała taką minę jakby się trochę wstydziła swojego wybuchu irracjonalnej złości. – Przepraszam – odparła sucho i znów zerknęła na skołowanego Wilsona prosząc go wzrokiem o kontynuację historii.
- No to... yhm... jechaliśmy do waszego domu nad jeziorem, ale była okropna zamieć, zresztą nadal jest – wszyscy odruchowo spojrzeli na okno – i jakoś niefortunnie wpadliśmy w poślizg i wylądowaliśmy w zaspie. – Matka Cuddy zasłoniła sobie usta dłońmi i spojrzała na nich ze współczuciem i pytaniem w oczach: „Czy nic się wam nie stało?”. – Nic nam nie było tylko nie mogliśmy wyjechać. W końcu ulicą przejeżdżał jakiś miły pan – House prychnął pogardliwie, a Cuddy mimowolnie się uśmiechnęła – i podwiózł nas do miasta. Doszliśmy do mojego domu, ale okazało się, że klucze zostały w samochodzie. Nie mieliśmy co ze sobą zrobić. Są święta, wszystko jest pozamykane. Możemy tu zostać do jutra? Jak nie, to powiedz, Liso. Wymyślę coś innego. – Kobieta wyglądała na skołowaną pytaniem i ciut zdezorientowaną. House wyczytał z jej twarzy konsternację. Nie wiedziała co powinna zrobić. Była rozdarta między chęcią pomocy a perspektywą przebywania w jednym domu z House’m. A przecież już o nim nie myślała! A on znów sie pojawił. I serce znów bilo szybciej w jego obecności! W końcu przymknęła na sekundę oczy, westchnęła niezauważalnie i uśmiechnęła się promiennie.
- Oczywiście, że możecie tutaj zostać. Nie mogłabym was wyrzucić. Są święta, a wasza obecność to żaden problem. – Zerknęła na House’a w chwili, gdy on patrzył na nią. Ich spojrzenia się spotkały. Cuddy nie wiedziała co widzi w tym lodowatym błękicie. Radość czy przerażenie? Nie pamiętała jak czyta się z tych oczu. Widziała tylko ten błękit.

Pozdrawiam
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
shattered
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Lis 2010
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:30, 30 Gru 2010    Temat postu:

Szpilko!
Uwielbiam, przez wielkie "U" te Twoje opisy! Są takie autentyczne, ciepłe, tak wiele mówiące... Czasami zastanawiam się, jak Ty to robisz.
np. tu:
Cytat:
Usłyszał ją. Taką naturalną, prawdziwą. Bez tej maski, którą zawsze zakładała, gdy rozmawiali po ich rozstaniu. Słyszał ten głos i pamiętał, że używała go gdy byli razem. Mimo że teraz mówiła do Wilsona to on czuł, że mogłaby powiedzieć to jemu. Jej głos, jej ciepły i przyjazny głos, połączony ze świadomością, że stoi kilka metrów obok. Czy można dostać lepszy prezent? Czy można otrzymać gorszą karę? Doświadczyć większych katuszy? Odczuwać wyraźniejszy smutek? Większą radość?


Sam głos wystarcza, by odżyły wspomnienia, uczucia, by House poczuł się jak dawniej. I to mieszanie szczęścia ze smutkiem, radości z bólem. Zresztą uwielbiam retoryczne pytania

House bohaterem rodziny bezbłędnie rozpoznającym cukrzycę- dobre Cały on! I podoba mi się to zmieszanie House'a na widok rodziców Cuddy, na jego ciepłe przyjęcie.

I absolutny zwycięzca tej części - dosłownie orzekłaś mnie tymi kilkoma słowami:
Cytat:
Nie pamiętała jak czyta się z tych oczu. Widziała tylko ten błękit.


Dwa zdania, a wywołują takie uczucia, że szok. Niby nic takiego, a jednak. Brawo!

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
paulinka11133
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:52, 30 Gru 2010    Temat postu:

Aż przypomniały mi się słowa House'a z jednego odcinka:
You're a genius!

Świetny pomysł z rodzicami Cuddy
Coś czuje, że będzie się działo House i Cuddy w jednym domu to niebezpieczne!
Święta, wigilia i prezenty Będzie ciekawie

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:08, 31 Gru 2010    Temat postu:

I co ja mam Ci napisać? Wiesz, tak, żebyś mogła odczytać jak bardzo mi się podoba. Sama nie wiem.
Magiczne, uroczne, zalotne, piękne, dopieszczone, mistrzowskie... chyba nasuwa mi się tak na początek. Resztę zostawię na kolejne części
Opis rządzi, magia słów. Czarujesz, hipnotyzujesz swojego czytelnika, uzależniasz... jesteś jak taki Hurumowy Vicodin
Dzięki Tobie coraz bardziej rozumiem House'a.
Tekst jak zwykle dopieszczony niezwykłymi detalami. Piękne opisy. U ciebie nawet martwa natura wydaje się ożywać. Wszystko ma znaczenie i wszystko może mieć znaczenie i za to Cię kocham.
Znów mnie zaskoczyłaś, byłam pewna, że House jednak nie spotka się z Cuddy, wiesz, znając Ciebie... mogło tak być Przez moment myślałam też, że Hilson zginie pod tymi zwałami śniegu albo zginą wszyscy, gdy Cuddy wyruszy im na ratunek Jak dobrze, że Twoja wyobraźnia i Twój wen są bardziej elokwentni. Jezzz... dopiero teraz umierać z ciekawości, co będzie się działo. I podoba mi się jak nakreśliłaś relację House i rodziców Cuddy. Właśnie, fajnie, że mimo wszystko go polubili. Tak wydaje się być ciekawiej
Zasypane New Yersey.
Huddy w jednym domu.
Teściowie w pobliżu.
I Wilson na straży.
Hmm...
Czy tylko ja mam taką minę -

Buziaki niekwestionowany Mistrzu

I Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku!!!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Pią 12:19, 31 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:11, 02 Sty 2011    Temat postu:

Szpilka napisał:
Już wolę tu siedzieć i zamienić się w Gregory’ego House’a z lodu! Będziesz miał posąg przed domem i to za frajer.
ja bym chciała... Wilson nie chce? Dziwny, powinien chcieć

Szpilka napisał:
Ubrany był w czarny, zamszowy płaszcz sięgający kolan. Dłonie ukrył w ciemnych rękawiczkach. Na głowie miał czapkę w tym samym odcieniu, a szyję opatulił szalem. Przybyło mu kilka zmarszczek – na czole i wokół oczu. Miał sine usta i zaróżowione od mrozu policzki.
wooow House ubrany na czarno, zmarznięty i z takimi uroczymi policzkami jak sobie wyobrażam to musi niezły widok I ze śniegiem we włosach!

Hahaha rodzice Cuddy lubią House'a... fajne sprawa;)

O, widzisz jak ładnie Ci poszło? Oby tak dalej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:16, 05 Sty 2011    Temat postu:

*Przechadza się nucąc "Po prostu od urodzenia uwielbiam wakacje"* Hej kochana Co tam? Dawno nie pisałyśmy Jak to nie masz zdjęcia King'a? Ja mam Chyba, że masz inne wydanie "Tego" Ale... on na tym zdjęciu i tak wygląda lepiej niż na pozostałych Tak, czepiam się Ale i tak wiadomo, że go uwielbiam "Chcesz balonik?" Patrz teraz pomyślałam nie tylko o sobie Ja już balonik mam




"- Następnym razem strzeż się czapek i słuchaj Grega."


Tak, słuchaj wujka samo zło ok... wujek dobra rada


"- Nie ma mowy! Już wolę tu siedzieć i zamienić się w Gregory’ego House’a z lodu! Będziesz miał posąg przed domem i to za frajer. "


Ja też chce! Tylko niech zdejmie ubranie


"Chciał tylko podokuczać w święta Wilsonowi i wrócić do Nowego Jorku, a tymczasem wszystko było przeciw niemu. Śnieg, mróz, samochód, Wilson, znajomi, los, facet w czapce... nawet on sam ze swoim pomysłem."


Pewnie los się na niego uwziął Albo chłopak ma po prostu cały czas pecha


"podobno Rudolf był tylko jeden, a tymczasem House, tylko na tej ulicy, naliczył ich około siedemnastu."


Rozmnażają się jak króliki


"Na drzwiach wisiał wieniec z ostrokrzewu przyozdobiony czerwoną kokardą. Było świątecznie, jak to w czasie świąt bywa. "


Będzie jemioła Czy pomyliły mi się święta?


"Ubrany był w czarny, zamszowy płaszcz sięgający kolan"


Uwielbiam go w tym płaszczu


"Jak ona kochała ten błękitny odcień! "


Ona? A ja to co, pies? i kto tu jest samolubny? *Wskazuje palcem na zła Cuddy*


"– Wejdźcie, jest przeraźliwie zimno, a wy wyglądacie jak jakieś bałwany."


iglo... na którymś tam biegunie eskimosi... tak samo Widok House'a robiącego za bałwana... bezcenne


"– Na dodatek oświadczył mi, że wyjeżdżamy. Próbowałem wybić mu to z głowy, ale wiesz jaki on jest...
- Siedzę tutaj! – House przerwał mu groźnym tonem. Znów wszyscy na niego zerknęli, a Wilson posłał mu krzywy uśmiech. "


Mogli go chociaż obgadywać w innym pomieszczeniu


Tak! Został! Ja chce ciąg dalszy! Ślicznie, wena kochana


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:55, 25 Sty 2011    Temat postu:

Shattered Ojej, dziękuję Lubię pisać opisy. Mam wrażenie, że dialogi nie za bardzo mi wychodzą, a jak mi się podobają to muszę mieć nastrój na ich pisanie. Z opisami jest o wiele łatwiej. No, ale to pewnie jak kto lubi. Ja wolę opisywać krzesło przez pół strony niż naskrobać jakieś powitanie dwoch osób. A jak już się zdecyduje na dialog to zazwyczaj jest bogaty w opisy... No, jak Tobie nie przeszkadza czytanie tego, co wiem, że może być męczące, bo zajmuje więcej czasu, to się bardzo cieszę. Dziękuję Tobie ślicznie. To miłe przeczytać coś takiego

Paulinka11133 Dziękuję! Cieszę się, że tak uważasz. A czy ciekawie? Nie mnie to oceniać. Dzięki wielkie

Lisek Haha, nie chcę być narkotykiem, bo mnie wsadzą do ciemnego pudła, albo zniszczą w jakimś laboratorium! Taaa, i piszę martwą, żywą naturę, haha. I wiesz co? Ręcę mi opadły... "znając ciebie"... to że niby taka sadystka jestem? Ok No dobra, przynam Ci rację - lubie dramatyczne historię i nie kuś, żebym i tu taką zrobiła, bo mam sprzeczne myśli Jak zawsze cieszy mnie bardzo, że to czytasz! Dziękuję Ci ślicznie

Advantage Czy ładnie to już sprawa do rozsądzenia Ważne, że się napisało. Też bym chciała House'a z lodu przed domem. Jeszcze jest zima, może sobie takiego wyprodukuję... albo nie. To miał być posąg a nie góra dziwnie zdeformowanego lodu Może ktoś mi go wykuje, haha. Dziękuję pięknie

Oluś Na szczęście przez ten czas baloniki są mi już niestraszne. Kwestia przyzwyczajenia Ok... nasze wizje tego posągu różnią się od siebie. To nie ma być "Dawid" Michała Anioła, żeby było jasne Jak zwykle pięknie wszystko przeanalizowałaś. Brawo A tak na serio to dziękuję

Można powiedzieć, że... oderwałam się od książek. Wszystkich. Od naukowych do normalnych (ok, poczytałam trochę ). Już mam wyrzuty sumienia, ale napisałam przynajmniej kolejną część. Trochę to trwało, ale jest.


Rozdział 7


- Oczywiście, że możecie tutaj zostać. Nie mogłabym was wyrzucić. Są święta, a wasza obecność to żaden problem. – Zerknęła na House’a w chwili, gdy on patrzył na nią. Ich spojrzenia się spotkały. Cuddy nie wiedziała co widzi w tym lodowatym błękicie. Radość czy przerażenie? Nie pamiętała jak czyta się z tych oczu. Widziała tylko ten błękit. Wpatrywali się w siebie przez dłuższą chwilę. Między nimi było coś... coś niewytłumaczalnego, nienormalnego i niespotykanego. Cudowna bliskość rozdzielona szeroką przepaścią tak głęboką, że nie było widać dna. Jak mieliby do siebie dotrzeć? Kiedyś łączył ich most, po którym mogli przechodzić, kiedy tylko zechcieli. Ale on już dawno temu spróchniał i przestał budzić zaufanie. Kiedyś był piękny. Teraz wyglądał dość obskurnie. Kiedyś o niego dbali. Teraz, od lat, nikt się nim nie zainteresował. Kiedyś, kiedyś, kiedyś.
- Lisa, może zrobimy naszym gościom coś do picia? Na pewno wypiliby coś gorącego. Wyglądają na przemarzniętych. – Matka Cuddy popatrzyła zaniepokojonym wzrokiem na Wilsona, a potem House’a, aż w końcu utkwiła w córce pytające spojrzenie. Ta niechętnie oderwała się od wpatrywania się w Grega i powoli wstała.
- Tak, oczywiście. Czego się napijecie? – Już mieli coś odpowiedzieć, gdy pan Cuddy ich ubiegł:
- Mam pomysł! – Wszyscy spojrzeli na niego. – Jeśli mamy się rozgrzać to pójdę do kuchni i przyrządzę nam grzane wino. To od razu postawi wszystkich na nogi. – Z uśmiechem wstał. Do kuchni odprowadziły go ciche odgłosy aprobaty.
- No, Greg, myślę, że nikt nie odpuści ci choćby krótkiej opowieści. – Pani Cuddy wbiła zaciekawione spojrzenie w House’a, a ten bardzo starał się nie przewrócić oczami. – Rzuciłeś kilka haseł o sobie i Nowym Jorku. Właściwie mówiłeś jedynie o pracy. No więc co, tylko praca?
- Z Brownem nie można mieć niczego więcej. – Prychnął cicho. – To administrator szpitala, w którym pracuję – wyjaśnił w odpowiedzi na pytające spojrzenie.
- Dobrze ci z tym? – House usłyszał, że Wilson zaśmiał się cicho. Czuł, że Lisa się na niego patrzy. Uparcie całą uwagę poświęcał jej matce.
- Najlepiej jak może być – odparł tajemniczo, lecz zgodnie z prawdą. Bo tak było. Nie mógł mieć nic więcej. Teraz miał wszystko, o czym mógł marzyć. Reszta to były mrzonki. Nierealne fantazje, które dopadają ludzi przed snem.
- Czyli nie pracujesz w klinice? – Cuddy wtrąciła się do rozmowy, a Greg ponownie był zmuszony, aby na nią spojrzeć. Nie było to jednak takie samo spojrzenie, co ostatnio. Było w nim coś normalniejszego. W oczach Lisy płonęły wesołe ogniki, na twarzy błąkał się lekki uśmiech – prowadziła zwyczajną rozmowę za zwyczajnym przyjacielem, którego zwyczajnie od dawna nie widziała, bo zwyczajnie wyjechał do innego miasta i zwyczajnie nie dawał znaku życia. Poczuł irracjonalne uczucie złości i żalu.
- Pracuję. Ten facet jest tak samo wredny jak ty.
- Regularnie chodzisz do kliniki i leczysz zakatarzonych pacjentów? – Uniosła brwi w górę i spojrzała na niego z powątpiewaniem.
- Oczywiście, że tak. Jestem odpowiedzialnym lekarzem, który lubi pomagać chorym i potrzebującym. – Cuddy i Wilson parsknęli śmiechem, pani Cuddy spojrzała na nich oburzona, a House posłał im obrażone spojrzenie. – Śmiejcie się, śmiejcie. Kiedyś zrozumiecie jakie to ważne, żeby pomagać staruszką z infekcją dróg moczowych!
- To niewątpliwie jest ważne, ale jakoś nie widzę cię w tej roli. To nigdy nie było dla ciebie istotne. Dla każdego, ale nie dla ciebie. – Wilson przestał się śmiać i westchnął cicho.
- Ludzie się zmieniają – odparł i od razu przemknęło mu przez myśl stwierdzenie: „Ludzie nigdy się nie zmieniają”. Uśmiechnął się sam do siebie. Przecież on miał w nosie staruszków, ich mocz oraz pęcherze. Nie interesował się badaniem krwi gościa spod siódemki. Nie bawiło go zapalenie uszu dziecka młodej Azjatki. U ślicznej Europejki z guzem piersi kręciły go tylko piersi. Guz już mniej. Nie lubił wyjmować podejrzanych przedmiotów z nosów dwuletnich chłopców, ani goić ran po samodzielnym przekłuciu uszu starą igłą przez dwunastoletnie dziewczynki. Nadal uważał, że najlepszym lekarstwem na katar są chusteczki, które można kupić w przyszpitalnym kiosku. W dalszym ciągu raził go fanatyzm religijny sióstr zakonnych chodzących nawet do lekarza w zwartych grupach. Nadal sądził, że zamiast siedzieć na krzesełku w przychodni, mógł położyć na stole etopirynę z karteczką „Każdy bierze po jednym listku i zażywa trzy tabletki dziennie do ustąpienia objawów”.
- Nie w twoim świecie – Lisa przerwała mu rozmyślania.
- Co? – odparł trochę nieprzytomnie.
- Mówiłam, że nie w twoim świecie. Ludzie w twoim świecie się nie zmieniają.
- Taaa... ludzie się nie zmieniają, ale zmieniają miejsce pracy i pracodawcę. – Teraz wszyscy wybuchli śmiechem. Do salonu wrócił pan Cuddy i obdarował każdego grzanym winem. Skosztowali go. Wilson uśmiechnął się i pochwalił starszego mężczyznę, który zdradził mu tajniki przygotowania „takiego cuda”, jak sam to określił.
- To co on takiego każe ci jeszcze robić, biedaku? No już samo to, że każe ci pracować jest niedopuszczalne, ale czy zmusza cię do jeszcze czegoś? – Cuddy popiła łyk wina i uśmiechnęła się do niego złośliwie.
- Udzielam wykładów dla studentów. – Lisa parsknęła śmiechem. – Co tydzień. Przez trzy godziny. A na końcu roku przeprowadzam im egzamin. Ustny. Słucham każdego z tych matołów przez dwadzieścia minut. Jest ich dwustu... trzystu. No, dobrze, że mam tylko trzy roczniki. – Teraz Cuddy chichotała jak mała dziewczynka, a jej matka wpatrywała się w nią jak w wariatkę.
- Serio to robisz? – wyrzuciła w końcu z siebie ocierając z kącika oka łzę rozbawienia.
- Nie... tak tylko opowiadam, żeby was rozbawić. Tak na serio to robię w cukierni na dwa etaty. Wypiekam torty okolicznościowe. Dam ci wizytówkę. Policzę taniej po starej znajomości. – Teraz i pani Cuddy się uśmiechnęła.
- Chyba wyślę do Browna jakąś kartkę z gratulacjami. Nie wiem jak on cię do tego zmusza, ale chcę wiedzieć. – Znów się zaśmiała.
- Faktycznie. Baaardzo śmieszne. Boki zrywać, Greg pracuje. Ha, ha, ha. Zaraz pęknę ze śmiechu.
- Oj, House, nie obrażaj się. Przepraszam, ale to do ciebie niepodobne. Nie masz odwagi, żeby mu sie sprzeciwić, prawda? Dlatego się na wszystko zgadzasz? – zapytała z prowokacyjnym błyskiem w oczach. Już zapomniała jak miło jest zadać komuś pytanie w taki sposób. Patrząc na kogoś tak wyzywająco, zachowując powagę i przygotowując się do walki z taką starannością jakby miała to być bitwa jej życia. Cudownym uczuciem było znów móc to poczuć. To podniecenie towarzyszące temu wszystkiemu. Endorfiny pulsujące w mózgu, szybsze bicie serca i odwieczne pytanie: Komu się uda wygrać – jemu czy mnie? Jeszcze nie spotkała w swoim życiu drugiej osoby, przy której mogła się poczuć w ten sposób, z którą mogła tak rozmawiać.
- Zgadzam się, bo lubię być lekarzem... w moim tych słów znaczeniu. Lubię leczyć choroby. Rozwiązywać zagadki. Brown mi na to pozwala. Tylko on. Dlatego muszę dla niego pracować. Wiem o tym. I on również. – Cuddy spoważniała. Jej duch rywalizacji gdzieś zniknął. Coś zakuło ją w sercu. To wszystko ją bawiło, bo to, co robił House było... kompletnie niehouse’owe. Teraz zrozumiała, że on nie miał wyjścia. Zgadzał się na wszystko, co tylko mu kazano, bo pracował tam, albo nigdzie. Nie był szczęśliwy. Właściwie był cholernie nieszczęśliwy. Robił coś dla siebie, ale wbrew sobie. Chciał leczyć choroby, więc był lekarzem takim jakiego Brown sobie wymarzył. Kobiecie zrobiło sie go niesamowicie żal. House jakiego ona znała miał to, co chciał i w taki sposób w jaki sobie wymyślił. Obecny House miał to, co mu dali na warunkach, które ktoś mu dyktował. To było smutne.
- Ja... – zaczęła, ale nie wiedziała, co dalej powiedzieć. Po sekundzie z opresji wybawił ją głos ojca.
- Ktoś jeszcze ma ochotę na wino? – Pani Cuddy, Lisa i Greg pomachali przecząco głowami. – Dobrze, w takim razie my z Jamesem idziemy do kuchni. Sami sobie wypijemy. – Zaśmiali się. House spojrzał, że dzban, który przyniósł pan Cuddy był pusty. Na swoim sumieniu miał jeden kieliszek. Z tego co widział Lisa i pani Cuddy również. Chyba nikt inny tego nie zauważył.
- Ja jestem już zmęczona. Ten dzień mnie wykończył. Położę się spać – oznajmiła pani Cuddy i wstała. – Nie siedź za długo i nie zamęcz tego biedaka. – Pogładziła Wilsona po ramieniu. Jej mąż wzruszył ramionami i zaciągnął swojego młodszego towarzysza do kuchni. Po ich chodzie House spostrzegł, że byli lekko wstawieni. Ale nie bardzo. Tylko trochę. Wręcz niezauważalnie. Tylko, że on znał oczy Wilsona na pamięć i wiedział kiedy jest z nimi coś nie tak jak być powinno. – Kochanie, pomóc ci to pozmywać? – Lisa pokręciła przecząco głową.
- Nie, poradzę sobie.
- To może pomóc ci przynieść pościel dla Grega i Jamesa? Powinna być gdzieś... – Wskazała w bliżej nieokreślonym kierunku za swoimi plecami.
- Nie, mamo, sama to zrobię. Idź już i odpocznij. Wcześnie wstałaś i przez cały dzień praktycznie nie usiadłaś nawet na momencik.
- Tak, masz rację. Dobranoc.
- Dobranoc – odparli chórem. Gdy pani Cuddy zniknęła w swoim pokoju Lisa spojrzała na House’a.
- House... – Mężczyzna potrząsnął głową i przymknął oczy.
- To nic – odparł lekceważąco. – Nie jest wcale tak źle. Tylko wiesz, to ja. Muszę pomarudzić. Żyć bym bez tego nie mógł. Mam duże łóżko. – Spojrzał na nią prowokacyjnie. Cuddy uśmiechnęła się do niego smutno. – No ej! Nie patrz tak na mnie, bo potem samemu mi siebie szkoda. Ci studenci nie są tacy źli. Jeden wiedział nawet czym objawia się krwawienie z odbytu, a czym krwawienie z nosa. Mówię ci, to taki bystrzach. Wie sporo o nerkach i sercu. No i się nie obraził jak wziąłem go ostatnio za przykład klasycznej otyłości.
- Jeden na trzystu?
- Nie no... inni też coś tam wiedzą. Ale ten się wyróżnia. Błyszczy wśród tłumu. – Cuddy znów się uśmiechnęła. Mniej smutno niż ostatnio, ale także mniej wesoło niż to miała w zwyczaju.
- Wiesz, że zawsze... wiesz, że możesz wrócić, prawda?
- Wrócić? – zapytał kpiąco. – Jako kto?
- Jako... no, jako diagnosta w moim szpitalu. Najlepszy diagnosta. Tak jak dawniej.
- Nic już nigdy nie będzie tak jak dawniej.
- Dokładnie tak samo nie, ale może być podobnie.
- To co, mam olać Browna drąc moją umowę o pracę na jego oczach i zasypując tymi papierkami jego biurko, potem mam wrócić do mojego mieszkania, do wypłakanej u szefowej posady w dawnym szpitalu. I co? Będziemy się ganiać po korytarzach. Ja będę obrażał babcie w klinice, ty będziesz na mnie krzyczeć i załatwiać te sprawy. Ja będę przeprowadzał groźne i nielegalne zabiegi, ty będziesz mi tego zakazywała, ale w duchu pomyślisz, że robię dobrze. Ja będę udawał, że cię nie znoszę, a ty, że mnie nienawidzisz. Po dwudziestu latach zdecydujemy się na seks. Potem żylibyśmy z związku, który ostatecznie by się rozpadł i musiałbym wyjechać, ale wątpię, że tego doczekamy, bo najprawdopodobniej do tej chwili zdążymy już kopnąć w kalendarz. To mi proponujesz?
- Nie uwierzę, jeśli powiesz, że tego nie lubiłeś.
- Tak? A niby dlaczego mi nie uwierzysz? – Cuddy wzruszyła ramionami i patrzyła na niego w wyzywający sposób. – Nie lubiłem tego. Męczyło mnie to.
- Kłamiesz.
- Strzelasz.
- Wykręcasz się.
- Nieprawda, odpowiedziałem.
- Skłamałeś.
- Według ciebie.
- Według ciebie również.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Znam cię.
- Znałaś.
- Mówiliśmy o przeszłości, czyli wtedy cię znałam. Lubiłeś to. Tak samo jak ja. Swoją drogą, jak mogłam cię znać kiedyś, a jak mogę cię nie znać teraz skoro ludzie się nie zmieniają? – Wpatrywała się w niego intensywnie. House uśmiechnął się pod nosem. Krótki komunikat – wygrałaś. – House, odpowiedz. Lubiłeś to?
- Wiesz co powiem.
- Domyślam się, przewiduję, podejrzewam, ale nie wiem.
- Tak, lubiłem – wyznał cicho i spojrzał na Lisę. Uśmiechnęła się do niego.
- Mam jeden pokój z łóżkiem i tę kanapę. Nie wiem, gdzie który z was chce spać. Mogę też sama zdrzemnąć się tutaj, a wy położycie się do łóżek.
- A będę mógł spać w twoim? – zapytał z diabelskim błyskiem w oczach.
- Nie.
- Ale mamooo! – Cuddy pokręciła przecząco głową. – Dobra. To ja idę do łóżka, a Wilsona położy sie gdziekolwiek. Wypił już tyle wina, że pewnie i tak wszystko mu zwisa i powiewa.
- Boże, tata! – Lisa zerwała się z miejsca.
- Nie martw się. Wilson go pilnuje. Na pewno wypił więcej niż on, żeby twój tatuś się nie upił. – House przewrócił oczami, ale pokuśtykał za Cuddy do kuchni.

Zastali niecodzienny obrazek. Wilson leżał oparty o stół z otwartymi ustami. Z kącika ust ciekła mu strużka śliny. Wyglądał nawet uroczo. Jego krawat wisiał swobodnie na oparciu krzesła, koszula była do połowy rozpięta tak, jakby mu przedtem przeszkadzała. Usytuowanie marynarki było bliżej nieznane. Na przeciwko, w najlepsze chrapał sobie pan Cuddy. On zdecydował się zamknąć usta, ale co chwilę otwierał je, aby głośno wypuścić powietrze z płuc lub wydać z siebie wyjątkowo głośne chrapnięcie. On również nie miał na sobie marynarki, a jego krawat leżał na blacie kuchennym nieopodal czajnika elektrycznego. Na stole stały dwie puste butelki wina i jedna do połowy opróżniona. Wokół tego bałagany walały się goździki i niezręcznie zanotowany na kartce przepis na grzane wino.
- Będę musiał mu to zabrać – powiedział House wskazując najpierw na Wilsona, a później na recepturę.
- Musimy ich stąd zabrać – jęknęła Cuddy patrząc z nadzieją na Grega.
- Po co, niech sobie tu chrapią w spokoju.
- Nie mogą tu spać! – syknęła Lisa ze złowieszczym błyskiem zirytowania w oczach.
- Uważasz, że lepiej zanieść twojego tatusia po schodach na piętro do twojej mamy, żeby zobaczyła go w takim stanie, a później wyzwała nas za to, że go nie dopilnowaliśmy?
- Nie... nie wniesiemy go.
- Ja bardziej martwiłbym się mamą... – Cuddy uderzyła go w ramię, a House spojrzał na nią obrażony. – No co?
- Pomóż mi. Rozłożymy kanapę w salonie i tam ich położymy.
- Razem?
- Co za różnica, czy razem tu, czy razem tam? Przynajmniej nie będą ich bolały karki.
- Ale będą mieli kaca moralnego po wspólnie spędzonej nocy.
- Oni będą mieli nawet całkiem zwyczajnego kaca po wspólnie spędzonej nocy, więc tego moralnego nawet nie poczują.
- Niby racja. – Skończyli rozkładać kanapę i Cuddy poukładała na niej dwie puchate poduszki i przyniosła koce. – Pomożesz mi ich przenieść?
- Niby jak? Jestem kaleką! Sam potrzebuję przenoszenia.
- Och – Cuddy przewróciła oczami i próbowała podnieść ojca. Poszarpała go za ramię, żeby się przebudził i wstał dobrowolnie. Po kilku chwilach obserwowania jej zmagań House podszedł i pomógł jej ustawić pana Cuddy do pionu. Powlekli się w stronę salonu. Mężczyzna uwiesił się na ich szyjach i opowiadał o grzanym winie. – Tak, tato. Wiem jak to się robi. Teraz do łóżka.
- A twoja mama? – Mężczyzna spojrzał na córkę i na puste miejsce na kanapie.
- Już śpi, ale niech się pan nie martwi, przyprowadzimy panu towarzystwo – House odpowiedział za Cuddy z czystą złośliwością w oczach.
- Aha. Dobra – wymamrotał mężczyzna najwyraźniej nie zauważając różnicy między swoją córką a Gregiem. Wtulił twarz w poduszkę i zaczął chrapać zanim zdążyli wrócić do kuchni. Z Wilsonem poszło im łatwiej, bo gdy go obudzili szedł w miarę o własnych siłach. Trzeba mu było jedynie wskazać kanapę. Tam opatulił się niezdarnie kocem i mówiąc pod nosem „dobranoc” natychmiast zasnął.
- Żałosne – mruknęła Lisa.
- Urocze. Zawsze lubiłaś wspólne święta. Sam urok. – Spojrzeli na siebie i zaśmiali się głośno.


Pozdrawiam
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:46, 25 Sty 2011    Temat postu:

Szpiluś kochana...

Pozwól, że zacytuje:

"Sam urok." - - tak możnaby określić to, co z czym przed chwilą miałam doczynienia.
Warto było czekać. Ja nie wiem, jak Ty to robisz, że w każdym Twoim fiku, w każdej części jest to coś To coś magicznego, wciągającego, pochałaniającego bez reszty.
Tworzysz piękne historie, a Twój styl sprawia, że nie sposób się nie zakochać

Wilson
Huddy pogawędka
Pańswto Cuddy rozdzielone przez ekem... WIlsona
Uwielbiam Cię za ten fragment z wstawionym Jimmy'm, aż samej mi ślinka pociekła
Cholera... pogubiłam się w tych łóżkach to ile jest jeszcze wolnych? Idę czytać jeszcze raz


Dzięki Właśnie czegoś takiego dziś potrzebowałam

Weny i czasu Mistrzu


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Wto 18:52, 25 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:50, 25 Sty 2011    Temat postu:

ej, bo jak mówiłam o tym posągu House'a, to też myślałam o takim w stroju Dawida
Haha i nie miej wyrzutów sumienia! Fiki to też literatura

Szpilka napisał:
U ślicznej Europejki z guzem piersi kręciły go tylko piersi.
bardzo męskie podejście do guza

Szpilka napisał:
- Baaardzo śmieszne. Boki zrywać, Greg pracuje. Ha, ha, ha. Zaraz pęknę ze śmiechu.
hahaha no śmieszne

Szpilka napisał:
Udzielam wykładów dla studentów. Co tydzień. Przez trzy godziny. A na końcu roku przeprowadzam im egzamin. Ustny. Słucham każdego z tych matołów przez dwadzieścia minut.
aaaaa, tak to fajnie byłoby być studentem medycyny! Chodziłabym na wszystkie wykłady

Szpilka napisał:
- A będę mógł spać w twoim? – zapytał z diabelskim błyskiem w oczach.
- Nie.
no nie, znowu nie chciała z nim spać? Kompletnie jej nie rozumiem

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
paulinka11133
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:28, 26 Sty 2011    Temat postu:

Urocze
Haha, czekam na kolejną część.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ciapkowa13
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: skąd to pytanie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:16, 26 Sty 2011    Temat postu:

Cudo Bardzo mi się podoba z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:34, 30 Sty 2011    Temat postu:

Lisek Ooo, dziękuję Ci za tak miłe słowa! To zawsze mnie podbudowuje i od razu przyjemniej mi się pisze dalej;) Wstawiony Wilson i ojciec Cuddy... no coż, jak zabieram się za pisanie w moich dziwnych stanach emocjonalnych to później wychodzą takie rzeczy I cieszę się, że uważasz, że było warto czekać. Urok... wiesz, że to moje ulubione słowo? Znaczy, jedno z ulubionych. Nadużywam go, haha Dziękuję pięknie

Advantage Co do tego Dawida to najwyraźniej będę dwa, bo nie sądzę, żeby Ola to sobie odpuściła skoro jest szansa I jak już wszystkie są w innych krańcach Polski, niż mój to się przeprowadzam! Takich widoków nie można przegapić Co tam, rodzina, nauka, mieszkanie (właśnie! muszę zapłacic za mieszkanie... oświeciło mnie, haha. bo inaczej odpoadnie mi jednen powód, który mnie tu trzyma, bo co to za różnica, czy mieszkam pod mostem tu czy tam. macie tam jakieś mosty, nie? ) skoro tam jest pomnik!!! Tak, fik to literatura. Szkoda, że egzaminów z tego nie robią. Może bym zdała nie ucząc się, haha. I ja rownież nie rozumiem, dlaczego Cuddy nie chce z nim spać! Oni w ogóle są dziwni. Muszę coś z nimi zrobić. Wilson nie chce pomnika, Cuddy nie chce spać z House'm i potem ja jako autorka wychodzę na dziwną... hm... musze coś z tym zrobić. Koniecznie Dziękuję ślicznie

Paulinka11133 Cieszę się, że Ci się podoba! Dziękuję

Ciapkowa13 Dziękuję A ciąg dalszy właśnie następuje;)


Yhm... no więc tak, jak zwykle mam ochotę pisać w najmniej odpowiednich momentach życiowych, ale do tego zdołałam już przywyknąć To się nazywa fachowo "wymyślanie sobie zajęć, żeby się nie uczyć cały czas" No i potem nie śpię pół nocy zafascynowana stukaniem w klawiaturę i wstaję w południe, czyli przesypiam czas, który poświęcam na uczenie się, haha. No cóż, teraz idę. Co do części to nie wiem... huddy. Samo huddy. Bez Wilsona, rodziców kogokolwiek i niespodziewanych gości. Czy dobrze, czy źle to już nie mnie oceniać Ani nie opisowo, ani dialogowo. Zwyczajnie. Po mojemu.


Rozdział 8


Byli razem w kuchni. Cuddy stała przy zlewie i zmywała brudne naczynia. House siedział na krzesełku przy stole i odbierał od niej mokre talerze, szklanki, czy sztućce po czym wycierał je i układał w odpowiednim miejscu na stole. Szklanki na prawo, talerze głębokie obok, potem zwykłe talerze, deserowe talerzyki, filiżanki, niżej noże, widelce, łyżki i łyżeczki, z tyłu kieliszki. Na sąsiednim krzesełku leżały dwa przemoczone ręczniczki do wycierania naczyń. House z kwaśną miną dorzucił trzeci i zdjął z oparcia kolejny, suchy ręcznik.

- Czy ty czasem zmywasz naczynia w ciągu tygodnia, czy wszystko zostawiasz na weekend?
- Teraz nie ma weekendu. – Cuddy spojrzała na niego karcąco, ale w głębi ducha uśmiechnęła się lekko.
- No tak... dobra, ale nie jest możliwe, żeby przez jeden dzień wykorzystać tyle naczyń. Skąd ty w ogóle wzięłaś tyle zastawy stołowej? To chore, żeby mieć tyle rzeczy. – Celowo przedłużył wyraz „chore” i przewrócił oczami.
- House – Spojrzała na niego nie przejmując się lecącą z kranu wodą – to, że ty posiadasz w domu zaledwie kilka talerzyków, które dostałeś od matki, gdy wyprowadzałeś się do własnego kąta, nie oznacza jeszcze, że każdy tak robi. To raczej twoje zachowanie jest nienormalne. – Wpatrywali się w siebie przez dłuższą chwilę, aż w końcu House zmarszczył czoło.
- Marnujesz wodę – wyznał tonem, którym można powiedzieć komuś, że się go kocha.
- Co? – Oderwała do niego wzrok i spojrzała na zlew. Westchnęła tylko i powróciła do zmywania kilku ostatnich noży.
- Ty tak beztrosko lejesz tę wodę do tych kanałów... z taką wkurzającą precyzją szorujesz ten nóż, że zaraz wyjdzie na jaw, że nie jest wcale z tego materiału, co miał być, bo będziemy widzieli co jest pod spodem jak zdrapiesz wierzchnią warstwę...
- House, nie każ mi rzucić tym w siebie! – Odwróciła się i wskazała na wyjątkowo długi nóż, który akurat trzymała.
- ... ty robisz to wszystko, a biedne dzieci w Afryce nie mają wody pitnej! Powinnaś się wstydzić. To okropne z twojej strony i...
- House, ja nie żartuję!
- ... i nie spodziewałbym się tego po tobie. Aha, i źle, że nie żartujesz, bo obawiam się, że takie coś jest karalne. – Przyłożył dłoń do twarzy i odegrał scenkę, która miała pokazywać człowieka intensywnie myślącego. - Już samo to, że tak mówisz jest karalne. Mogę to gdzieś zgłosić. Masz telefon? Komórkę zostawiłem w drugich bokserkach. – Udał, że przeszukuje kieszenie i zrobił zawiedzioną minę.
- Przykro mi, mam ją w drugich stringach – stwierdziła bezbarwnie i zakręciła wodę.
- Masz na sobie stringi? – Oczy mu zabłyszczały w dziecięcej ekscytacji. Cuddy uśmiechnęła się delikatnie. Uroczy był w tym, że mimo wszystko, po tak wielu latach, oczy nadal świeciły mu się z pożądania na samą myśl o niej w bieliźnie. Lubiła to u niego. Bardzo lubiła.
- Nie, gacie do kolan.
- To podniecające.
- Ciebie podnieca wszystko, co ma związek z bielizną – prychnęła.
- Raczej wszystko, co ma związek z tym, co się dzieje po zdjęciu bielizny.
- Podnieca cie branie prysznica? – Zmarszczyła brwi i zrobiła zaskoczoną minę wiedząc, że w pewnym stopniu go tym rozdrażni.
- Jeśli razem z tobą to owszem. To co? – Patrzyła na niego. Był rozbawiony. Ona również.
- W ramach oszczędzania wody i wspierania dzieci w Afryce?
- No. Może to być jednym z powodów – powiedział lekko zachrypniętym i przez to bardzo seksownym głosem.
- Nie łatwiej wysłać czek do jakieś fundacji? – House wstał i podszedł bliżej kobiety. Serce zabiło jej dwa razy szybciej, a oczy zabłyszczały lekką paniką.
- Fundacje oszukują. Kto wiele ile z tego dostaną te dzieciaki.
- To wysłać czek do konkretnej rodziny. – Zrobił kolejny krok w przód. Cuddy odsunęła się w tył. Uderzyła pośladkami o szafkę nieopodal zlewu.
- A reszta dzieci?
- Nie można pomóc całemu światu – wyznała niepewnym tonem. House stał już tak blisko niej, że czuła bijące od niego ciepło. Przeszywał ją swoim lodowatym spojrzeniem. Tak nieodgadnionym. Tak bliskim i dalekim jednocześnie.
- Czego się boisz? – zapytał, przekrzywiając głowę w prawą stronę. Jego oczy zaczęły błądzić po całej jej twarzy szukając chociaż cienia odpowiedzi.
- Nie boję się.
- Boisz. Widzę to. W oczach. – Zmarszczył czoło i ściągnął brwi tak, że tworzyły jedną, prostą linię. - I jesteś zdenerwowana. Dlaczego?
- Nie jestem – zaprzeczyła dziecinnie i zarumieniła się.
- Cuddy. – House pobłażliwie pokręcił głową i uśmiechnął się lekko, doskonale demaskując jej małe kłamstwo.
- Nie stój tak blisko mnie.
- Boisz się mnie?
- Nie. Nie ciebie. Boję się twoich pomysłów i tego, co zrobisz – wyznała niemal szeptem i zamrugała kilka razy.
- Myślisz, że zrobię ci krzywdę? – Przytaknęła. Zaskoczyła go. Od razu cofnął się delikatnie w tył z lekką obawą w oczach. – Cuddy ja...
- Inną krzywdę, niż taką o jakiej ty myślisz – uściśliła i spuściła wzrok w dół. Zawstydziło ją to ukryte wyznanie, którego w pierwszej chwili nawet House nie był w stanie się dopatrzeć.
- Jaką krzywdę? Co miałbym ci zrobić?
- Jestem zmęczona. Przyniosę ci pościel do sypialni. – Odsunęła się od szafki i ruszyła w stronę drzwi. Złapał ją za ramię, co w pewnym stopniu powstrzymało ją przed wyjściem. Nie był to mocny uścisk. Gdyby zrobiła niedbały krok w przód dłoń bezwładnie opadłaby w dół. Właściwie jedynie położył rękę na jej ramieniu. Ten dotyk jego szorstkiej skóry na jej gołym ramieniu nie pozwolił jej iść dalej. Spojrzała na jego dłoń, przyjrzała się palcom, później powędrowała wzrokiem po jego ciele: przedramię, ramię, bark. Szyja, policzek zakryty kilkudniowym zarostem, usta, nos i oczy. W tym momencie zapomniała nawet o oddychaniu! Widziała oczy House’a, w których wreszcie coś zobaczyła! Przekuła ten błękitny lodowiec. Zobaczyła House’a. Swojego House’a. Serce znów zabiło jej mocniej. Niemal czuła łzy w oczach. Zobaczyła jego duszę. Po tak długim czasie wpatrywania się w samo ciało dostrzegła nareszcie również wnętrze. Tak za nim tęskniła. Tak niewyobrażalnie za nim tęskniła i wrócił. Tak długo go nie było i teraz wrócił. Tak nagle, bez zapowiedzi. Bez telefonu, ostrzeżenia. Tak po prostu stał w jej kuchni i patrzył na nią. A ona miała ochotę stanąć przy nim i płakać. Bo tak wzruszająco do niej wrócił. To wszystko trwało góra trzy sekundy. Dopiero po tym czasie zarejestrowała to, co widzi w jego oczach. Strach, zakłopotanie, tęsknotę, głęboko schowane pożądanie i coś jeszcze. Coś czego nie umiała określić.
- Co miałbym ci zrobić? Wiesz, że ja nigdy... – Skrzywił się jakby z niesmakiem.
- Nie o takiej krzywdzie mówię. Są gorsze rzeczy, niż te, o których myślisz.
- Gorsze? – Przytaknęła.
- Wiem, że nie zrobiłbyś niczego, czego sama bym nie chciała. Pytałeś czego się boję...
- Tak?
- Chyba najbardziej samej siebie. Tego, że zrobiłbyś to czego chcę.
- No więc w czym problem? Skoro to jest to, czego chcesz...
- Potem boję się ciebie. Zrobiłbyś mi krzywdę, House.
- Jaką krzywdę? – Teraz wydał się lekko zirytowany i zniecierpliwiony.
- Zostawiłbyś mnie. Znów byś mnie zostawił – wyszeptała i wyszła z kuchni. Tak jak podejrzewała, po wykonaniu pierwszego kroku jego dłoń zsunęła się z jej ramienia i bezwiednie opadła w dół. Spadała, spadała, aż uderzyła w kant stołu. Nie usłyszała syku ani przekleństwa. Zupełnie nic.

Weszła w głąb domu. Mama spała na piętrze. Tam znajdował się większy pokój. Przeszła ciemnym korytarzem i skręciła w stronę własnej sypialni. Gdy zamknęła za sobą drzwi opadła na łóżko i leżała chwilę w bezruchu, w całkowitej ciemności. Pozwoliła by z kącików jej oczu pociekły łzy. Nie wiedziała dlaczego płakała. Po prostu tego potrzebowała. Tak najzwyczajniej w świecie. Leżała z lewą ręką nad głową, a prawą ułożoną swobodnie wzdłuż ciała i płakała. Miała ochotę zwinąć się w kulkę i zasnąć na całe wieki. Ale tego nie zrobiła. Nawet nie miałaby w sobie na tyle dużo odwagi, żeby tak postąpić. Czy zrobiła źle, że mu o tym powiedziała? Czy popełniła błąd zatrzymując się, gdy powstrzymywał ją przed wyjściem? Może zrobiła źle dużo wcześniej, gdy zaczynała z nim radośnie dyskutować, gdy uświadamiała sobie jak bardzo za nim tęskniła, gdy w ogóle pozwoliła mu wejść do jej domu, gdy odebrała telefon od niego? Pewnie postąpiła źle kochając go kiedyś. Zapewne popełniała błąd kochając go nadal. Nienawidziła w sobie tego uczucia... takiego przywiązania. Bo zawsze, absolutnie od zawsze był. A przecież tak łatwo uznać wtedy kogoś za element codzienności. Bo, gdy codziennie z kimś rozmawiamy, albo codziennie kogoś widzimy to staje się on naszą codziennością. Nieoderwalnym elementem każdego dnia. A co się dzieje jak ta osoba znika? Tęsknij się bardzo! Jak ona niewyobrażalnie za nim tęskniła! Ile łez wylała po jego wyjeździe! Ile wieczorów spędziła patrząc w jeden punkt na ścianie i myśląc o nim! Wtedy tak wiele by oddala, aby wrócił. Wiele... ba, wszystko by oddała! Potem przestało jej zależeć. Z wściekłości, z samotności, na złość jemu. Tak po prostu przywiązanie zniknęło. A teraz, gdy go tylko zobaczyła i chwilę z nim porozmawiała ono powróciło. Wróciło do niej razem z nim. I może dlatego płakała. Bo wiedziała, że on wyjedzie, a ona zostanie i znów będzie tęskniła tak jak niegdyś. Tak bardzo nie chciała cierpieć.

- Lisa? – Usłyszała cichy szept. Nie była pewna czy słyszała go na prawdę, czy tylko to sobie wyobraziła. Nasłuchiwała uważnie. Gwałtownie przestała płakać. Jej twarz lśniła od łez. W pierwszym odruchu chciała się zerwać z łóżka, ale ostatecznie stwierdziła, że nie ma na to siły. Leżała dalej. Tylko, że już nie płakała i nasłuchiwała. – Lisa?
- Zostaw mnie – wymamrotała wiedząc, że najprawdopodobniej nie posłucha. Chyba, że odstraszą go łzy. Jej głos zdradzał, że płakała. I podciąganie nosem. House’owi by to nie umknęło. Zresztą akurat to umknęłoby tylko debilowi. A kto jak kto, ale House debilem z pewnością nie był.
- Płaczesz – stwierdził i wyczuła w jego głosie swego rodzaju poczucie winy wymieszane z niezręcznością i chęcią ucieczki. Postanowiła mu to umożliwić.
- Tak, bo nie wiem czy mogę iść wziąć prysznic, czy może gorąca para wpłynie na szybszy rozwój efektu cieplarnianego, to spowoduje topnienie lodowców, co w efekcie pozbawi domu kilkadziesiąt pingwinich rodzin. Nie zniosłabym tego. Dlatego płaczę.
- A ja myślałem, że jest ci za gorąco i pocą ci się oczy – mruknął i przysiadł na brzegu łóżka.
- Nie wyjdziesz? – Zerknęła na jego niewyraźne, w ciemnościach, kontury.
- Nie, raczej nie. Dobrze mi tutaj. Zawsze lubiłem ten pokój.
- Podobno ściany mają okropny kolor. Pomalowałam je znowu na taki sam odcień. Nie zmieniłam ich – wyznała bez cienia uśmiechu. Kolejna łza skapnęła, na mokrą już, pościel.
- Jest ciemno. Nie widzę ich koloru, więc mi nie przeszkadza. A ten odcień beżu jest naprawdę paskudny! – Położył się obok niej w podobnej pozycji. – Posuń się, bo będę leżał na tobie – zastrzegł, gdy poczuł, że stykają sie ciałami. Cuddy mruknęła coś i przesunęła się ze środka na bok. – No, teraz o wiele lepiej. Znaczy dla ciebie. Mnie pasował poprzedni układ.
- Od kiedy robisz coś, żeby było lepiej dla kogoś innego, niż ty?
- Od jakiś pięćdziesięciu ośmiu sekund. Tak pi razy drzwi. Mogłem się pomylić o sekundę czy dwie. Nigdy nie lubiłem matmy. – Uśmiechnęła się. – Przemoczyłaś pół pościeli i mam mokry rękaw – mruknął z wyrzutem i przesunął się nieznacznie w górę. Teraz leżał wygodnie.
- To moja pościel. Mogę ją nawet zlać wodą z węża ogrodowego jeśli zechcę.
- Wyrażam szczerą radość z tego, że ograniczyłaś się do potoku łez, bo inaczej przesiąkłyby mi spodnie i nabawiłbym się zapalenia pęcherza.
- Tak, pomyślałam o tym i nie zalałam łóżka – prychnęła cicho.
- To tak jakby miłe z twojej strony.
- Tak jakby.
- Ale tylko trochę – dodał szybko. – Żebyś mi sie tu za bardzo nie cieszyła. To nie było zbyt wielkie poświęcenie, bo mogłaś się równie dobrze martwić o własny pęcherz.
- Nie myślałam o swoim pęcherzu.
- To dziwne... Człowiek jest z natury egoistycznym dupkiem. Powinnaś najpierw pomyśleć o swoim pęcherzu, a dopiero to mogłoby cię sprowadzić do myślenia o moim. Zaprzeczasz prawą natury.
- Nie każdy jest egoistycznym dupkiem. – Zmarszczyła brwi desperacko pragnąc wierzyć, że to, co mówi jest prawdą.
- Oj, księżniczko, czas dowiedzieć się, że życie to nie bajką, a twój dom nie jest malowniczym zamkiem. Garaż nie jest stajnią, w którym twój książę zabawia sie z koniem. Tam możesz mieć co najwyżej kilka koni mechanicznych, jeśli twój samochód jeszcze działa...
- Działa – burknęła obrażona.
- Książę naprawił? – zapytał z uśmiechem zerkając w jej kierunku.
- Mój książę gdzieś zniknął. Albo po prostu go nie ma, bo garaż nie jest stajnią, życie bajką, dom zamkiem, a ja królewną.
- Dziwny ten twój świat. Ja w moim jestem bogiem. Mam boskie łóżko, jadam boskie jedzenie, pijam boskie alkohole, mam boskie ciało i boskie umiejętności seksualne. Jestem też nieprzeciętnie inteligentny, zdolny, przyjacielski i uroczy jak mały pudel. Tylko jeszcze nie umiem merdać ogonkiem. Ale opanowałam szczekanie, wycie do księżyca o północy i warczenie. Chcesz posłuchać? – zapytał zalotnie. Cuddy roześmiała się. House, słysząc to uśmiechnął się nieznacznie. Wreszcie osiągnął swój cel.
- Pudle nie wyją do księżyca w czasie pełni.
- Mówiłem, że jestem nieprzeciętnie zdolnym pudlem?
- Wspomniałeś mimochodem.
- No właśnie. Ja tak umiem. – House zawył cicho, a Cuddy najpierw się zaśmiała, a po chwili w panice zaczęła go uciszać.
- Cicho bądź. House, zamknij się, bo moja mama się obudzi. House! – Szarpała go, prosiła, aż w końcu zasłoniła mu usta ręką tak, że stłumiła odgłosy jakie z siebie wydawał. Przez kilka chwil nie przestał, ale ostatecznie uciszył się. Cuddy odsunęła się od niego. – Jesteś debilem.
- Ale fajnym.
- Nie, wcale nie!
- Tak. Lubisz mnie.
- Nie lubię. Jesteś chamski, wredny i w ogóle okropny! – House zrobił smutną minkę, którą z bliskiej odległości Lisa zdołała dostrzec. Wbił w nią swoje zasmucone spojrzenie i szczeknął cichutko. W tym momencie Cuddy wybuchła śmiechem tak głośnym, że ostatecznie to House starał się ją uciszyć zasłaniając jej usta, a później zakrywając głowę poduszką.
- Jesteś porąbana – mruknął, gdy w końcu się uspokoiła i dalej leżała spokojnie na łóżku.
- To przez ciebie. To wszystko twoja wina. – Uśmiechnęła się ponownie. – Dlaczego do mnie przyszedłeś? – Nastała dłuższa chwila całkowitej ciszy.
- To przez Wilsona. Uparł się, że nie chce siedzieć w samochodzie wbitym w zaspę. Wiesz jaki on jest dziecinny. Musiałem ustąpić, bo nie dałby mi żyć. Uparł się i koniec!
- Wiesz, że nie o to pytałam. Dlaczego przyszedłeś teraz? – Odwrócił głowę w jej stronę i zauważył, że leżała bokiem skierowana w jego kierunku. Popatrzył w jej oczy. Nie widział ich za dobrze, ale pamiętał je z przeszłości. Dopowiedział sobie ich kolor, kształt, głębie. No bo oczy chyba się nie zmieniają wraz z upływem czasu? Niczego na świecie nie pragnął tak, jak tego, żeby one się nigdy nie zmieniały. Takie były idealne. Bo jej.
- Proszę, niech żadne oczy nigdy się nie zmieniają – pomyślał nadal się w nią wpatrując.


Pozdrawiam
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
paulinka11133
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:09, 30 Sty 2011    Temat postu:

Ciekawie się robi...
Coraz większe napięcie między House'm a Cuddy.
Pisz dalej, bo jestem ciekawa jak się skończy rozmowa w łóżku

Świetne


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:43, 30 Sty 2011    Temat postu:

Dobra, dwa pominki na cały świat to całkiem sprawiedliwa ilość Jasna sprawa, przybywaj! Znajdzie się dla Ciebie miejsce tuż obok ślicznego pominka, pod most bym Cię nie wysłała
Nieee, nie wychodzisz na dziwną autorkę. Ale wiesz, zawsze możesz zrobić tak, że to Cuddy dostanie pomnik, a Wilson prześpi się z Housem

Szpilka napisał:
jego dłoń zsunęła się z jej ramienia i bezwiednie opadła w dół. Spadała, spadała, aż uderzyła w kant stołu.
no nie, znowu ucieka? Złapałaby go za tę rękę! I jeszcze mogłaby pocałować, przecież sie uderzył. Jak nie, to ja to zrobię!

Szpilka napisał:
- Tak, bo nie wiem czy mogę iść wziąć prysznic, czy może gorąca para wpłynie na szybszy rozwój efektu cieplarnianego, to spowoduje topnienie lodowców, co w efekcie pozbawi domu kilkadziesiąt pingwinich rodzin. Nie zniosłabym tego. Dlatego płaczę.
OK, to teraz już mam powód, żeby nie brać prysznica Nigdy więcej, bo przecież pingwinów żal!

Szpilka napisał:
- Dziwny ten twój świat. Ja w moim jestem bogiem. Mam boskie łóżko, jadam boskie jedzenie, pijam boskie alkohole, mam boskie ciało i boskie umiejętności seksualne. Jestem też nieprzeciętnie inteligentny, zdolny, przyjacielski i uroczy jak mały pudel. Tylko jeszcze nie umiem merdać ogonkiem. Ale opanowałam szczekanie, wycie do księżyca o północy i warczenie.
chciałabym się przekonać, czy to co House uważa za boskie, na serio takiej jest... Już nawet to sobie wyobrażam; w boskim łóżku jeść boskie jedzenie i pić boskie alkohole, potem podziwiać boskie ciało... resztę przemiliczę dla dobra ludzkości
hm, a czy małe pudle są urocze? Muszę to sprawdzić. Ale na pewno House jest

Szpilka napisał:
House zrobił smutną minkę, którą z bliskiej odległości Lisa zdołała dostrzec. Wbił w nią swoje zasmucone spojrzenie i szczeknął cichutko.
aaa już sobie wyobrażam;) I minę, i szczekanie

weeeeny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:40, 01 Lut 2011    Temat postu:

Szpiluś po pierwsze: po Twojemu jest idealnie
Po drugie imponująca zastawa Cuddy jest naprawdę imponująca
Cuddy + nóż - a mogło być ciekawie
Ich rozmowa... hmm... tak, urocza tego słowa szukałam.
Bardzo House'owo i bardzo serialowo. Ładnie poprowadzona, a napięcie rośnie z każdą chwilą, czuć te iskry w powietrzu
Jej, House się przejął tą krzywdą, ale oczywiście zinterpretował po swojemu. I spotkanie w sypialni za to Cię uwielbiam, jak człowiek czyta i już myśli, tak, to pewnie koniec, to Ty robisz coś takiego i czytelnik znów uśmiecha się pod nosem
Wzajemne uciszanie się ciekawe co dalej?
Jak zwykle opis ale tym razem jest coś jeszcze, tak, dialog Szacun

Weny Mistrzu czekam niecierpliwie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:40, 06 Lut 2011    Temat postu:

Paulinka11133 Cieszę się niezmiernie, że Ci się podoba! Ich napięcie udzieliło się mnie i napisałam to, co napisałam Dziękuję Tobie ślicznie

Advantage O, jak miło, miejscówka przy pomniku Wiedziałam, że coś da sie załatwić z tym mostem i zamienić go na coś lepszego, haha. Wilson, który prześpi się z House'm chyba tu nie pasuje, haha. Nie żebym coś do tego miła, ale chyba po takiej akcji już nie mogłabym się tu więcej pokazać, a jakoś polubiłam to miejsce Może następnym razem... haha. Haha, cieszę się, że dalam Ci dobry powód do nie brania prysznica. W końcu te biedne pingwiny... Nie wiem czy male pudle są urocze. Pooglądałam je nawet teraz. One bywają urocze;) Niektóre. Niech House będzie tym, ktory jest przeuroczy zawsze! Dziękuję pięknie

Lisek Ooo, cieszę się, że chociaż ktoś lubi "po mojemu" Jak zwykle jestem wdzięczna losowi, światu i Tobie przede wszystkim, że to przeczytałaś! No i fajnie, że się Tobie spodobało. Taaa, mój dialog. Heh, jak ja tego nie znoszę, haha. Ale ostatnio jakoś idzie, bo wpadłam na pomysł, żeby pisać po mojemu Dziękuję Tobie ślicznie


No więc, napisałam... wiem, odkrywcze. Można się zorienotować skoro piszę Treściowo podpinam to pod kategorię "chwilowy brak rozumu", no ale jak już tak to się napisało to niech będzie. Zmieniam kategorię wiekową na tę okoliczność. Tamta i tak mi się nie podobała, haha. Nadal zostajemy przy samym Huddy. No i wyszło długo...
Pozwolę sobie zadedykować to Oli no bo tak długo jest i wyrażę sobie cichutką nadzeję, że będzie i dlatego, żeby wiedziała, że cieszę się, że ją znam, bo rzadko można spotkać kogoś kto jest choć trochę popieprzony tak, jak my sami, no a mnie znów się udało. No i żeby się uśmiechnęła Choć raz w tygodniu trzeba



Zweryfikowany przez autorkę

Rozdział 9


- No powiedz, dlaczego przyszedłeś? – Długo milczał. Ona pytała już trzeci raz. Czy zamierzał odpowiedzieć? Pewnie nie. Nie za pierwszym razem, nie za drugim. Nie chciał też za trzecim. Czy znał odpowiedź? Sam się nad tym zastanawiał i dlatego milczał. No właśnie, Greg, dlaczego do niej przyszedłeś? – House, odpowiedz, proszę. – Nie znosił, gdy ona go o coś prosiła. W ogóle ludzie w jego otoczeniu robili to stosunkowo rzadko. Nie myślał o sobie jako o lekarzu, bo gdy nim był ludzie wiecznie go o coś prosili. Tylko, że chory człowiek mógłby błagać o pomoc samego diabła i pewnie przyjąłby jego pomoc. To nie było nic osobistego i nie pokładali w nim personalnych nadziei. Myślał o sobie raczej jako o człowieku. Takim zwykłym ludziku, który nigdy o nic nie prosił, i od którego nikt nic nie chciał. Tylko ona. Przeważnie tylko ona go o coś prosiła. Zazwyczaj o rzeczy, których nie chciał robić. Tak jak teraz. – House, proszę. – Proszę, proszę, proszę. Jeden wyraz dźwięczał mu w głowie tak głośno, że niemal nabawił się migreny. – Zrób to dla mnie. Powiedz mi. Zrób to dla mnie i mi powiedz. – Dla niej. Nie dla sąsiada, gościa z przystanku, czy dla siebie, tylko dla niej. Tylko czy stać go na taki gest? Z pozoru błaha i niezbyt kosztowna prawda... Faktycznie istotna sprawa warta miliony. Dlaczego tutaj jesteś, House? No dlaczego? Powiedz jej. Przecież prosi. Przecież możesz zrobić to dla niej. Co znaczy dla ciebie wypowiedzenie tych kilku słów. No powiedz jej. Dla niej. Zrób to dla niej.
- Wspomniałaś, że przyniesiesz mi pościel. Czekałem, czekałem i nic, więc postanowiłem przyjść i sprawdzić gdzie się zapodziałaś – odparł trochę lekceważąco. Skłamał. Wiedziała, że skłamał. Kto przychodząc po pościel tak długo by o niej nie wspomniał? Po co wchodziłby tutaj cicho, siadał obok, kładł się przy niej, mówiłby? Skłamał. Zdawała sobie z tego sprawę, ale nie uchroniło jej to przed mocnym uciskiem w żołądku, gardle i sercu. Przed poczuciem łez o oczach. Przed bólem, który znów przez niego odczuwała. Co mogła zrobić? Rzucić mu pościel w twarz i kazać wyjść, albo zawalczyć o prawdę. Pierwsze rozwiązanie oznaczało przepłakanie nocy, gdy uświadomi sobie jakiego dupka kocha, a drugie mogło oznaczać przepłakanie kolejnych miesięcy, gdyż usłyszy więcej niż by chciała.
- Kłamiesz, House – wymamrotała cicho licząc, że nie usłyszy jak trząsł jej się głos. Dziękowała za ciemność, która ukrywała jej twarz i nie pozwalała dostrzec malującego się na niej bólu i pewnego rodzaju cierpienia. Leżał na jej łóżku. Był tak blisko. W jej sypialni. Gdyby przesunęła się kilka centymetrów w lewo to dotknęłaby jego ciała. Na samą myśl przeszył ją dreszcz niewytłumaczalnej rozkoszy i strachu. – Nie kłam, proszę.
- Prosisz dziś o bardzo wiele dziwnych rzeczy, Cuddy. A są takie zachcianki, które spełniłbym bez momentu zawahania – odparł prowokacyjnym szeptem. Prawie widziała jego złośliwy uśmieszek.
- Ja chcę tylko prawdy. Odpowiedzi na pytania. Szczerości. Czy to dużo?
- Chyba tak – Zmarszczył czoło. – Ale jeśli chcesz wiedzieć, to... ja – zawahał się – nie wiem, dlaczego tutaj jestem. Po prostu. Wstałem i przyszedłem. Bez powodu.
- Nic nie robimy bez powodu. Nieraz po prostu ich nie znamy. Lub nie chcemy sie przyznać.
- No to ja tak mam.
- Nie znasz, czy nie chcesz się przyznać? – Znowu nastała cisza, w której House analizował czy powiedzieć jej prawdę. A co tam, pomyślał.
- I to, i to – wyznał nadal patrząc w jej stronę. Znów zapadła cisza. Często towarzyszyła im tej nocy. Zbyt często. Tylko czy im to przeszkadzało? Są ludzie, przy których nawet milczenie wydaje się pasjonujące, a słuchanie własnych oddechów inspirujące.
- Pamiętasz jak kiedyś prosiłam cię, żebyś nigdy nie powiedział mi o tym, że mnie zdradziłeś? Żebyś nie ranił mnie dodatkowo mówieniem mi tego? Że dla mnie najlepszą karą dla ciebie będzie moje dalsze szczęście i twoje ewentualne wewnętrzne poczucie winy? – zapytała Cuddy szeptem patrząc w sufit ginący w ciemności. House przytaknął cichym mruknięciem. Kobieta przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Nadszedł czas by wyjaśnić sobie wszystko. Czas, aby usłyszeć prawdę i przestać kochać. Przestać żywić się głupią nadzieją, że każdy jej zarzut był wyssaną z palca histeryczną reakcją na jego postępowanie. – Powiedz mi teraz – poprosiła w końcu jakby wbrew samej sobie.
- Po co chcesz to wiedzieć? – jęknął House. – Po co wywlekać teraz to wszystko?
- Bo inaczej nigdy tego nie skończymy. Nigdy nie przestanę o tym myśleć, bo zawsze będę się zastanawiała jak było naprawdę. Pozwól mi zapomnieć, Greg. Powiedz mi prawdę. – Znów odwróciła się na bok i patrzyła na jego niewyraźną sylwetkę. Po chwili zorientowała się, że on również na nią patrzył. – Powiedz mi – wyszeptała wpatrując się w jedyne lśniące punkty w pokoju – w jego oczy. House zawahał się. Którą część jej prośby powinien spełnić? Pozwolić jej zapomnieć czy może powiedzieć prawdę? Czego ona tak naprawdę chciała? Myślała, że te dwie prośby łączą się ze sobą. Pozwalają udzielić jednej odpowiedzi. Nie pozwalały.
- Jakbyś mogła wybrać, to co byś wolała: bolesną prawdę, przez którą nie prześpisz kilku nocy czy wyrachowane kłamstwo, które zapewni ci dalszy spokój?
- Zależy w jakiej sprawie. Nie zmieniaj tematu.
- Nie zmieniam. Chodzi mi o tę sprawę, o której mówisz. O naszą sprawę.
- W tej sprawie chciałabym prawdy. Cokolwiek miałaby ona oznaczać. Nawet jeśli jest to coś złego dla mnie. Nawet jeśli jest to złe dla ciebie. To i tak chcę prawdę.
- Prawda mimo wszystko, tak? – Zaśmiał sie cicho mimo, że wcale nie miał na to ochoty.
- Tak, coś w tym stylu. – Wyczuł, że i ona się uśmiechnęła. Chciał zobaczyć teraz jej oczy, ale było na to zbyt ciemno. Raz się z tego cieszył, a kiedy indziej tego nie znosił.
- Nigdy cię nie zdradziłem – wyznał w końcu jakby wbrew samemu sobie. – To jest jedna z tych rzeczy, których nie mógłbym zrobić. Chyba byłaś za bardzo moja, żebym się na to odważył. – I znów nastała cisza. Zakłócało ją tylko ciche tykanie zegara i ich oddechy. Słyszeli jeszcze płatki śniegu uderzające w okno. Nic więcej. A House tak chciał, żeby ona coś odpowiedziała.
- Czy to jest ta prawda czy wyrachowane kłamstwo? – zapytała w końcu czym wbiła mu cienką igiełkę prosto w serce. Cóż, miała prawo o to zapytać. Zapracował sobie na to.
- Chciałaś prawdy mimo wszystko. Więc prawda.
- Na pewno? – Przybliżyła się do niego jeszcze bliżej. Na tyle blisko żeby widzieć dokładnie jego oczy. Wyczytać w nich cokolwiek, co mogłoby oznaczać kłamstwo.
- Tak – wyszeptał jej niemal prosto w usta. Dawno nie była już tak blisko niego. Właściwie nie mógł sobie w tamtej chwili przypomnieć kiedy miało to miejsce po raz ostatni.
- Czyli to wszystko... – Poczuła ucisk w sercu i żołądku. Miała wrażenie, że w płucach zabrakło jej powietrza, a w gardle choćby kropli śliny. Zaczęło kręcić jej się w głowie. Nie zbyt mocno, ale jednak. Tak jak ma to miejsce, gdy dotrze do nas jak wielki błąd popełniliśmy.
- To wszystko było kłamstwem. Wszystko, co robiliśmy później. Wszystko, co mi mówiłaś. To wszystko było kłamstwem.
- Czyli ja... bo ty... Boże. – Opadła z powrotem na pościel tuż obok niego. Była tak blisko, że jej nos stykał się z jego ramieniem.
- Tylko nie zapomni oddychać – mruknął żartobliwie w nadziei, że ją rozbawi i rozładuje nieprzyjemną sytuację. Nic takiego się nie stało. Po chwili Cuddy pozbierała się i zerknęła na niego. Trochę wbrew sobie i pewnie tylko dlatego, że przepraszając pragniemy kontaktu fizycznego z osobą, której wybaczenia potrzebujemy, dotknęła jego torsu i przysunęła się jeszcze bliżej tak, że całe jej ciało przylgnęło do niego. Spojrzał na nią zszokowany. – Cuddy...
- Ciii. – Przyłożyła dłoń do jego ust. – Muszę ci coś powiedzieć. Coś o czym wiesz od dawna. Jestem straszną idiotką. – Przymknęła oczy. Nie mógł się nie uśmiechnąć. W końcu po tylu latach przyznała mu rację. – Chcę cię przeprosić. Każąc ci się wyprowadzić zrobiłam najgorszą rzecz w moim życiu. Niczego bardziej nie żałuję jak tego.
- I mówisz to tylko dlatego, że teraz powtórzyłem ci to samo, co lata temu? Że nie przespałem się z tą laską?
- Nie. Mówię to, bo taka jest prawda. Tak bardzo za tobą tęskniłam. – Położyła głowę na jego torsie. Niczego nie pragnęła bardziej niż kontaktu z nim. Tego by i on ją objął. Nie objął. Leżał tak jak przedtem.
- Teraz powinienem powiedzieć, że i ja tęskniłem? – zapytał prowokacyjnie w odpowiedzi na jej dłuższe milczenie.
- Nie... nie. Przepraszam. Przepraszam cię za to – wyznała i odsunęła się od niego. Była trochę skrępowana swoją nagłą potrzebą bliskości i tak intymnym wyznaniem. Usiadła i chciała wstać. Pewnie wyjść, uciec, poczekać aż on zniknie. Zaczekać, aż House wstanie, pójdzie do drugiej sypialni i zakopie się w swojej samotności i pościeli. Chciała znów płakać. Tym razem przez to jaka głupia była. Zniszczyła tak wiele właściwie bez żadnego powodu. Od tak, przez jedno „a ja myślałam...”. Od zawsze była zdania, że za dużo myślała.
- Nie wychodź. Zostań tu – poprosił i chwycił jej dłoń. Niechętnie i nie do końca przekonana o słuszności tego, co robiła spojrzała w jego kierunku. – Nie wymiękaj – rzucił żartobliwie. Uśmiechnęła się i z powrotem opadła na pościel.
- Głupia jestem.
- Nie prawda.
- Jestem. – Parsknęła śmiechem i przetarła dłonią czoło.
- No dobra. Jesteś. – Uderzyła go żartobliwie w ramię. – No ej! Sama to powiedziałaś!
- Mógłbyś zaprzeczyć. Choćby z grzeczności. – Teraz House parsknął śmiechem. – To... z czegoś innego.
- Zaprzeczyłem. Nie moja wina, że jesteś. Chciałaś prawdy. Więc mówię. Jesteś. Ale tylko trochę.
- No dobrze. Niech ci będzie. Trochę.
- Troszeczkę. – Przysunął ją tak blisko siebie jak tylko mógł. Poczuł, że jej ciało przeszył dreszcz. Zawahał się przez krótki moment, a później musnął dłonią jej bladoróżowy policzek. Poruszyła się lekko. Serce House’a zabiło mocniej. Bał się, że teraz kobieta go odepchnie od siebie i każe natychmiast wyjść. Nie zrobiła tego. Wpatrywała się w jego twarz tak, jakby nie widziała go od wieków. Błądziła wzrokiem po linii jego szczęki, po jego ustach, policzkach, zmarszczkach na czole. Nie patrzyła tylko na oczy. Nie odważyła się na to. Wiedziała, że jedno, choćby krótkie, spojrzenie na ten lodowaty błękit sprawi, że przepadnie na zawsze. Zacznie się topić w tej głębi i tylko on będzie mógł ją uratować. A co jeśli nie uratuje? Co jeśli ją porzuci, zostawi tonącą? Albo gorzej... co jeśli ją uratuje a później opuści? Coś ukuło ją w serce.
- Kobieto, nie myśl o tym! Nie w tej chwili – skarciła się w duchu i spojrzała w swoją otchłań. Zdziwiło ją, że mężczyzna od dawna wpatrywał się w jej oczy. Z tak bliskiej odległości wszystko dało się dostrzec. Patrzyli na siebie długo bez choćby jednego słowa. Oddychali głośno, jakby przebiegli właśnie cały maraton. Ich serca biły dwa razy szybciej niż normalnie. Nagle House uśmiechnął się. Był to dziwny wyraz twarzy. Nie był to uśmiech, który rozkwita na twarzy, gdy kogoś widzimy. Nie był to uśmiech szczęścia czy radości. Nie było w nim cienia drwiny albo złośliwości. Na początku kobieta nie mogła zrozumieć, o co mu chodziło. Po chwili dotarło do niej, że był to uśmiech zwykłego i szczerego rozbawienia. Co więcej, długo powstrzymywanego. Spojrzała na niego pytająco. Pokręcił głową tak, jakby nie chciał psuć tej chwili swoimi myślami. W końcu jednak nie wytrzymał. Potarł palcem jej policzek i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Wyglądasz niezwykle groteskowo – wyszeptał uwodzicielskim szeptem. – Podoba mi się.
- Jak to: groteskowo? Dlaczego? – Posłała mu pytające i zdziwione spojrzenie. Może była nawet lekko zakłopotana.
- Normalnie. – Parsknął cichym i serdecznym śmiechem. Tak cholernie to do niego nie pasowało! – To przez to, że płakałaś. Makijaż i łzy... hm... to złe połączenie. – Cuddy, teraz już zdenerwowana, chciała zerwać się z łóżka i najprawdopodobniej zabarykadować w łazience. House powstrzymał ją jednak przytrzymując jej drobne ciało ramieniem tak, aby nadal leżała tuż obok niego. – Zostaw. Tak jest nawet seksownie.
- Puść mnie. Chcę zobaczyć. – Znów podjęła nieowocną próbę ucieczki.
- Nie chcesz zobaczyć, tylko zmyć – mruknął jakby obrażony.
- No, oczywiście! Chcę zobaczyć i umyć twarz. Mogę? – House pomachał przecząco głową.
- Powiem ci jak wyglądasz.
- Ale... – Cuddy zaczęła protestować, ale House nie dał jej skończyć. Przewrócił ją na plecy, nachylił się i pocałował jej lewą powiekę. – Makijaż, który miałaś tu – pocałował jej drugą powiekę – i tu. Teraz są tu. – Delikatnymi cmoknięciami narysował linię od jej lewego oka, poprzez cały policzek, a kończąc na szyi. Cuddy mimowolnie odsunęła głowę w tył. – I tu. – Podobną trasę wytyczył po drugiej stronie twarzy. – Inne łzy popłynęły tutaj. – Teraz powędrował od kącika jej oczu w stronę ucha. – Albo z tej strony. – Lisa niewiele myśląc odchyliła głowę w bok, aby było mu wygodniej. – Bardziej niesforne popłynęły tutaj. – Pocałował ją po obu stronach nosa. – Te najgrzeczniejsze kończyły swoją trasę gdzieś tu. – Pocałował kącik jej ust. Kobieta przyłapała się na tym, że zapragnęła, aby zaczął ją całować i nigdy nie skończył. House odsunął się jednak w górę i spojrzał jej w oczy. – To chyba wszystko. Chcesz jeszcze coś wiedzieć? – Pomachała przecząco głową. – To chcesz iść zmyć to z siebie?
- Nie.
- To teraz słuchaj. – Nachylił się nad nią i przymknął oczy. – Też za tobą tęskniłem – wyznał, a gdy to mówił jego wargi muskały delikatnie jej usta. – Bardzo tęskniłem.
- Ale ja bardziej – powiedziała tylko dlatego, żeby znów dotknąć jego ust. Tak naprawdę nie wiedziała czy tęskniła bardziej, niż on. Wiedziała, że tęskniła przeraźliwie mocno. Ale może on również?
- Nie, bo ja.
- Nie, ja. – Uśmiechnęła się.
- Ja razy sto.
- Ja razy milion.
- Ja razy nieskończoność. Nie kłóć się ze mną. I tak wiesz, że nie wygrasz – powiedział ponownie lekko rozbawiony i wreszcie ją pocałował. Najpierw powoli, delikatnie, niepewnie, jakby prosząc o pozwolenie. Gdy tylko poczuł, że i ona go całowała przysunął jej ciało jeszcze bliżej swojego. Pogłębił pocałunek. Delikatnie wsunął swój język do jej ust. Westchnęła cicho. Całował ją długo, namiętnie. Palce prawej dłoni wplótł w jej włosy. Cieszył się ich dotykiem. Były miękkie, pachnące, lekko potargane i polepione od lakieru, którym spryskała je wiele godzin temu. Poczuł, że go objęła, że przylgnęła do niego jeszcze mocniej. Lewą dłonią gładził jej nagie ramię, potem bok, biodra. W końcu pchnięty pożądaniem, tęsknotą i chwilowym brakiem rozumu wsunął dłoń pod jej sukienkę. Wyczuł koronkowe zakończenie pończoch. Przesunął dłoń wyżej rozkoszując się jej gładką i tak przyjemną w dotyku skórą. Na skrawku nagiego pośladka namalował bliżej nieokreślone kształty. Uśmiechnął się w duchu, gdy zorientował się, że Cuddy faktycznie miała na sobie stringi. Nie wiedział, co powinien dalej zrobić. A właściwie nie wiedział, co mógł zrobić. Na co ona mu pozwoli. Na co wyrazi zgodę. Już miał przestać smakować jej usta i zapytać czy ona faktycznie chce akurat tego, gdy poczuł, że Cuddy zsuwa mu z ramion marynarkę. Na sekundę oderwał dłonie od jej ciepłego ciała i odrzucił niepotrzebną część garderoby w tył. Momentalnie przylgnął do niej z powrotem. Kobieta sprawnymi palcami rozpinała guziczki jego czarnej koszuli. Gdy skończyła położyła dłoń na jego nagim torsie. Skrawkiem czerwonego paznokcia nakreśliła linię od jego serca do dołu brzucha i z powrotem. W tym momencie House odsunął kobietę od siebie, posadził ją i ściągnął z niej sukienkę. Gdy tylko mu się udało cisnął skrawek materiału za siebie. Miała na sobie czarną bieliznę. Wyglądała niezwykle pociągająco i seksownie. Położył ją z powrotem. Korzystając z chwilowo wolnych rąk zsunął z siebie koszulę. Po sekundzie zaczął całować jej ciało wzdłuż mostka, a później po brzuchu. Dłonią przejechał po wnętrzu jej ud. Jęknęła cicho, gdy przez cienką koronkę majtek pogładził jej kobiecość.
- Drzwi – wymruczała między jednym wdechem a drugim.
- Co? – Zsunął z jej ramienia ramiączko stanika, aby móc całować jej skórę nie natrafiając na żadną przeszkodę. Manewrował dłonią po jej plecach, by w ogóle pozbyć się z jej ciała tej zbędnej koronki. Kobieta milczała chwilę czekając, aż uwolni jej biust. Zrobił to. Delikatnie zdjął z niej stanik. Przejechał dłonią po jej piersiach. Ugryzł lekko płatek jej ucha i wyszeptał: - Nadal jesteś piękna, wiesz? – Drażnił palcami jej twardniejące sutki. Obsypywał szyję delikatnymi pocałunkami. Cuddy oddychała szybko głaszcząc jego plecy i ramiona. W końcu zaczęła manewrować przy zapięciu jego paska. Męczyła się z nim przez dłuższą chwilę nie mogąc go rozpiąć.
- Dziwne masz te zapięcia – mruknęła odrywając się od jego ust. Uśmiechnął się.
- W drugą stronę. – Dotknął dłonią jej rąk i razem odpięli pasek. House pozbył się spodni. Leżał na niej w samych bokserkach masując jej piersi i całując zachłannie jej, spragnione pocałunków, usta. Kobieta jęknęła, gdy wyjątkowo mocno uszczypnął jedną z jej brodawek.
- House, drzwi. – Odepchnęła go lekko od siebie.
- O jakich ty drzwiach gadasz? – Odsunął głowę od jej ciała i spojrzał jej w oczy.
- Od sypialni. Są otwarte. – Próbowała wyswobodzić się z jego ramion i wstać.
- Są lekko uchylone. Zostań. – Pocałował ją zachłannie i niecierpliwie. Mruknęła sprzeciwiająco i wyrwała się. – Eeee, rani mnie, że myślisz teraz o drzwiach! – mruknął za nią. Zaśmiała się i biegiem wróciła do łóżka.
- Już nie myślę. – Pocałowała go i wsunęła dłonie pod gumkę jego bokserek. Zsunęła je z niego i zobaczyła wreszcie jego nagie ciało. Nie wiedziała go od tak dawna, a teraz leżała przy nim prawie całkiem goła i kochała się z nim jak gdyby nigdy nic się nie stało. Cóż za szaleństwo! Tonęła w ich uściskach i pocałunkach. Czuła jego podniecenie tak samo jak on wyczuwał jej. Pogładziła dłonią jego męskość. Westchnął głośno. Oczy rozbłysły mu jeszcze bardziej niż przedtem. Całował ją coraz zachłanniej i namiętniej. Zsunął z jej bioder majtki. Płonęli od środka żywym ogniem. Gładzili i pieścili nawzajem swoje rozpalone ciała. Cuddy wiła się pod jego dotykiem, gdy całował dół jej brzucha.
- House – mruknęła cicho. Mężczyzna powrócił do jej ust i spojrzał jej głęboko w oczy. Lśniły od podniecenia i pożądania. Odnalazł w nich niemą prośbę o koniec. Pocałował ją ponownie i wsunął się do jej wnętrza. Natychmiast zalała ich fala ekstazy. Poruszali się w jednym rytmie najpierw wolno, a później coraz szybciej. Wtuleni w siebie nie zwracali uwagi na otaczającą ich rzeczywistość. Liczyli się tylko oni i ta chwila. Chwila, która powinna trwać wiecznie. Ich oddechy przyspieszyły i znacznie się spłyciły. Przypominały gorączkowe łapanie powietrza przez tonącego. Lisa pojękiwała coś cicho wprost do jego ucha czym nieświadomie jeszcze bardziej go podniecała. Ich biodra poruszały się w szaleńczym rytmie. Jego erekcja drażniła przyjemnie wnętrze jej miednicy. Doprowadzało ją to do skraju rozkoszy. W końcu poczuła, że jej ciało zalewa nieopisana fala przyjemności. Jęknęła głośno i wygięła ciało w łuk. To uczucie nie mogło się równać z niczym innym. House pchnął kilka razy mocniej i z cichym westchnieniem sam znalazł się na szczycie. Kobieta poczuła, że jej miednicę zalewa ciepło. Zamknęła oczy rozkoszując się tą chwilą. Greg ucałował jej przymkniętą powiekę po czym opadł obok niej dysząc ciężko i drżąc z emocji, które szalały w jego wnętrzu. Cuddy przysunęła się do niego niepewnie i położyła głowę na jego nagim torsie. Poczuła jak objął ją delikatnie i ucałował czubek jej głowy.

Pozdrawiam
Szpilka


Post został pochwalony 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:08, 07 Lut 2011    Temat postu:

Yeah! Doczekałam się szczęśliwej części!
Jej, wspaniałe, świetnie to opisujesz wiesz?
Lalalaaaa, wypełnia mnie właśnie za dużo endorfin.
Kakao+cisza+ulubiona muzyka+ twój fik = IDEALNE połączenie.
Dobra, gdyby zamiast kakaa było wino też by było idealnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:03, 07 Lut 2011    Temat postu:

Good... coś tam Tak to znowu ja Tak, wiem, że nikt nie tęsknił no ale... wcięło mnie chyba na rozdziale 7 nie?? Nie?? To nie

No więc... szczęśliwa (tak mówią na dzielnicy) 7




Między nimi było coś... coś niewytłumaczalnego, nienormalnego


Też mi nowość


Cudowna bliskość rozdzielona szeroką przepaścią tak głęboką, że nie było widać dna. Jak mieliby do siebie dotrzeć?


Skok o tyczce? Skok w dal? Tylko nie on To w końcu mój kochany kaleka


Ale on już dawno temu spróchniał i przestał budzić zaufanie.


Boże! To ile oni mają lat?


Jeśli mamy się rozgrzać to pójdę do kuchni i przyrządzę nam grzane wino.


Wino?Wino? Nie lepiej pół litra?... ok nie pogrążam się


- Ludzie się zmieniają – odparł i od razu przemknęło mu przez myśl stwierdzenie: „Ludzie nigdy się nie zmieniają”.


Właśnie! A kłamstwo to grzech! (tak też mówią na dzielnicy )


ani goić ran po samodzielnym przekłuciu uszu starą igłą przez dwunastoletnie dziewczynki.


Kochana, skąd to wzięłaś? Z [link widoczny dla zalogowanych]


Właściwie był cholernie nieszczęśliwy.


Mój kochany, biedny House Nie lubie Cuddy


- Tak, lubiłem – wyznał cicho i spojrzał na Lisę. Uśmiechnęła się do niego.


Ha! Przyznał się! I tak jej nie lubię


oooook To teraz 8


Byli razem w kuchni. Cuddy stała przy zlewie i zmywała brudne naczynia. House siedział na krzesełku przy stole i odbierał od niej mokre talerze, szklanki, czy sztućce po czym wycierał je i układał w odpowiednim miejscu na stole.


Myślałam, że będzie siedział i się lampił... jakie zaskoczenie



– to, że ty posiadasz w domu zaledwie kilka talerzyków, które dostałeś od matki


Uuuu mamusia Lubie jego matkę Serio


- Marnujesz wodę



Ja wiedziałam, że to zła kobieta Dzieci w afryce nie mają co pić!


- ... ty robisz to wszystko, a biedne dzieci w Afryce nie mają wody pitnej! Powinnaś się wstydzić. To okropne z twojej strony i...


Tak! House, wyślemy im kanister wody? To będzie takie... romantyczne



- Przykro mi, mam ją w drugich stringach – stwierdziła bezbarwnie i zakręciła wodę.


Czy ktoś jej może wyjaśnić, że to jest niewygodne? (tak też mówią na dzielnicy Żeby nie było, że mam jakieś doświadczenia)


- Czego się boisz? – zapytał, przekrzywiając głowę w prawą stronę.


Psy tak robią jak się je woła, nie?


Swojego House’a.



Stop! Tej pani już dziękujemy Mojego House'a



Nigdy nie lubiłem matmy.




Jak wiele nas łączy Nie, to nic, że matmy nie lubi większość ludzi



uroczy jak mały pudel.



Pudle nie są urocze... (swoja drogą... fajnie, że wyłapuje takie szczegółowe błędy, prawda? )



– Jesteś debilem.
- Ale fajnym.



Racja



Wiesz co? Ładny ten rozdział Ma coś takie w sobie... magicznego i fajnego


no i 9
Ty mała, podła... czy to jest ta dedykacja, którą zapomniałaś i którą pisałaś jeszcze raz? I znowu się wzruszyłam Ale... że to niby ja tak popieprzona jak ty? Kochana... bardziej popieprzonym niż ja to się niestety nie da być I przecież się uśmiecham (nikt nie musi wiedzieć, że dopiero od trzech dni, prawda? ) Kochana ślicznie ci dziękuję za dedykację I to jeszcze pod spodem +18 (Jak będę mieć na karku +19 to dalej będę mogła to czytać? )


Są ludzie, przy których nawet milczenie wydaje się pasjonujące



Chcecie adres mojego wujka?


Tym razem przez to jaka głupia była.



A ja jej to tyle razy powtarzam Żadnych wniosków nie wyciągnęła, żadnych



- Ale ja bardziej




Lisek, skąd my to znamy?


Okkkkk musiałam na chwilę przerwać bo nie wiem czemu... serio nie wiem... ale strasznie, ale to strasznie podoba mi się ten fragment


W końcu zaczęła manewrować przy zapięciu jego paska. Męczyła się z nim przez dłuższą chwilę nie mogąc go rozpiąć.
- Dziwne masz te zapięcia – mruknęła odrywając się od jego ust. Uśmiechnął się.
- W drugą stronę. – Dotknął dłonią jej rąk i razem odpięli pasek.







Podsumowując... I TY NIE POTRAFISZ TEGO PISAĆ? jeszcze raz tak napisz, a ci nogi z dupy wyrwę! (nogi... ręce zostawię, żebyś mogła dalej pisać takie śliczne fiki i dedykacje) iiii piszą: "jeszcze raz tak napisz, a ci nogi z dupy wyrwę!" mam namyśli ten zwrot napisany drukowanymi, a nie część fika Kochana wszystkie części są piękne i bardzo, ale to bardzo mi się podobały i podobają czekam na następną


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:46, 07 Lut 2011    Temat postu:

Miejsce masz zaklepane, teraz tylko trzeba poczekać na pomink
ej, Wilson śpiący z House'm pasuje zawsze i wszędzie hahah trzymam Cię za słowo, że prześpią się następnym razem!

yeah, jest +18

Szpilka napisał:
Kobieta przyłapała się na tym, że zapragnęła, aby zaczął ją całować i nigdy nie skończył.
no w końcu pomyślała coś normalnego, coś co totalnie rozumiem!

Szpilka napisał:
Pogładziła dłonią jego męskość.
ej... pogładziła? dłonią? Nie... już ja bym jej powiedziała (pokazała) co powinna zrobić

Szpilka napisał:
Ich oddechy przyspieszyły i znacznie się spłyciły. Przypominały gorączkowe łapanie powietrza przez tonącego.
nigdy bym nie pomyślała, że można porównać do siebie seks i tonięcie

Szpilka napisał:
Cuddy przysunęła się do niego niepewnie i położyła głowę na jego nagim torsie. Poczuła jak objął ją delikatnie i ucałował czubek jej głowy.
o niee... <zazdrosciCuddy>

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin