Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Wspomnienia z okazji świąt [Z]
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:40, 06 Gru 2010    Temat postu: Wspomnienia z okazji świąt [Z]

Nie było mnie trochę, ale postanowiłam wpaść. Nie wiem, kiedy znalazłam czas na napisanie tego, ani kiedy znajdę czas na napisanie drugiej połowy, ale mam w planach się zmotywować i to zrobić. Na razie próbuje zrobić coś co choćby z małym stopniu zmodyfikuje banalnośc mojego pomysłu. Idzie mi średnio, ale się staram Na dodatek zmieniłam narrację na trzecią osobę. Nie wiem, co mnie do tego zmusiło, ale to było ZŁE!



Zweryfikowane przez Szpilkę


Wspomnienia z okazji świąt [NZ]


Część 1


Cuddy wdrapała się po drewnianej drabince na strych. Była najwyższa pora na odnalezienie choinki. Choć nie, pora na jej odnalezienie minęła kilka godzin temu. Teraz była najwyższa pora na włączenie światełek i podziwianie udekorowanego drzewka w gronie rodziny. Z niczym się nie wyrabiała. Ach, to są właśnie święta! Nie wiadomo, do czego wsadzić ręce. Z poirytowaniem, lekkim kopnięciem prawej nogi, usunęła ze swojej drogi stary karton. Nie znosiła tego strychu. Z całego serca nienawidziła tego miejsca. Wystarczy rozejrzeć się wokół siebie. Wszędzie pełno staroci – dowód na ulotność dobrych chwil i na nieunikniony upływ czasu. Góry naprawdę niepotrzebnych przedmiotów, których nikt nie ma serca wyrzucić. A w zakamarkach miliony złych wspomnień – ukrytych pod stęchłą poduszką, za skrzypiącą szafą, pod stertą dawno przeczytanych książek, wśród stron szkolnych zeszytów, w pościeli dziecięcego wózka i… no wszędzie! Nienawidziła strychu! Może i były tu gdzieś wspomnienia dobrych chwil, choć te starała się przechowywać w domu. Ten strych to nie dom. To mogiła. Grobowiec dawnych marzeń i nadziei.

Lisa stała chwilę ze wzrokiem wbitym w półmrok pomieszczenia. Nie poruszyła się ani o milimetr. Obezwładniły ją wspomnienia… Ach, naprawdę nie znosiła tego miejsca. W końcu wykonała pierwszy krok na przód i zapaliła światło. Ten ruch miał swoje dobre i złe strony. W końcu wszystko dokładnie widziała i… no właśnie! W tym był problem. Widziała wszystko. Jaki tam panował bałagan. Jak bardzo zakurzone było to pomieszczenie. W powietrzu unosił się zapach wilgoci. Było duszno i nieprzyjemnie. Cuddy podeszła do małego okienka i z niemałym trudem je otworzyła. Do pokoju natychmiast wdarły się podmuchy chłodnego, zimowego powietrza. Kobieta zadrżała i mimowolnie schwyciła z oparcia fotela dawno zapomniany sweter, który w zamierzchłych czasach zrobiła dla niej mama. Założyła go i powróciła do poszukiwania świątecznego drzewka. Dostrzegła je schowane w cieniu wielkiej szafy. Ruszyła w jego kierunku nie patrząc pod nogi. Szła szybko i nieuważnie. Gdy była już blisko, poślizgnęła się stając na kawałku tkaniny niedbale rzuconym na ziemię. Aby uchronić się przed, najprawdopodobniej bolesnym, upadkiem desperacko chwyciła brzeg szafy. Mebel zadrżał nieprzyzwyczajony do tak nagłych ruchów. Drzwi z głośnym jękiem otworzyły się, a potem zamknęły przytrzaskując kobiecie palce.

- Cholera jasna! – zaklęła i momentalnie puściła drzwiczki. Przycisnęła dłoń do ust jakby miało jej to w czymś pomoc i z mściwością kopnęła szafę. Drzwi ponownie się otworzyły, ale tym razem już się nie zamknęły. Cuddy opuściła dłoń i wzięła kilka uspokajających oddechów starając się spowolnić rytm, kołaczącego w piersiach, serca.
- Lisa, kochanie, wszystko w porządku? Mówiłem, że ci pomogę. Nie powinnaś sama tego dźwigać.
- Nic mi nie jest, tato – zawołała i uśmiechnęła się mimowolnie. Cieszyła się na te święta. Lubiła te dni względnego spokoju spędzone w rodzinnym gronie. Dawno nie spędzała świąt z rodzicami. Tęskniła za tym.
- Na pewno? Może jednak ci pomogę?
- Nie, nic mi nie jest. Potknęłam się. Już znalazłam choinkę. Jak będę potrzebowała pomocy przy jej ściąganiu na dół to zawołam.
- Dobrze… Kochanie?
- Tak? – Zaczynała się już irytować. No przecież powiedziała, że sobie poradzi, prawda? Nie miała już siedmiu lat!
- Mama mnie woła. Będę w kuchni… jakby… co.
- Dobrze. – Słyszała oddalające się kroki. Odetchnęła głęboko i odwróciła się z powrotem w stronę szafy z zamiarem zrobienia jej krzywdy. Zamiast tego jej wzrok spoczął na kolorowym pudełku. Sięgnęła po nie z uśmiechem. Jego wyciągnięcie poniosło za sobą nieszczęście w postaci lawiny innych przedmiotów wylatujących z szafy. Nie zrobiły zbytniego hałasu, gdyż upadły na starą poduszkę. Lisa pokręciła głową z dezaprobatą i otworzyła pudełko.

W środku miała swoje stare skarby. Dotykała ich z czułością, która pasowałaby do matki zajmującej się noworodkiem. Z taką delikatnością jakby gładziła domek ułożony z kart. W pewnym sensie te przedmioty były jej dawnym domem. Starymi marzeniami i nadziejami. Tymi z rodzaju dziecięcych mrzonek pozwalającym małemu człowiekowi wierzyć w Świętego Mikołaja i Zębową Wróżkę. Te kilka rzeczy było wszystkim, za co nie lubiła tego strychu i jedynym powodem, dla którego jeszcze tam przebywała. Skomplikowana ludzka psychika. Nie chcę, ale jednak trochę chcę. Wszystko, co było tam schowane… sam gest przechowywania tego był głupi i bezsensowny. Ale nie raz robimy rzeczy, których robić nie powinniśmy tylko, dlatego że nie jesteśmy w stanie sobie tego odmówić. Ona nie była w stanie wyrzucić tego pudełka i tych niedbale wrzuconych do niego rzeczy. Każde nasuwało jej na myśl jakieś wydarzenie. Każde powodowało jakąś tęsknotę. Miała ochotę zatopić się w tych doznaniach, mimo że nie powinna tego robić. Bolało. Tylko, że chyba właśnie takie jest życie. Boli. Chwyciła w dłoń zasuszony, czerwony liść i uśmiechnęła się. Nie mogła nad tym zapanować. Zwyczajnie się uśmiechnęła.

Był ładny, jesienny dzień. Słońce delikatnymi promieniami gładziło twarze spacerujących po parku ludzi. Raz po raz wiał przyjemnie chłodny wiatr burząc starannie ułożone fryzury i zdmuchując cienkie szale z ramion przechodniów. Z drzew spadały liście. Piękne, barwne listki.

- Łada pogoda, prawda? – zapytała Lisa siedząc na ławce i obserwując wszystko, co działo się wokół niej. House uporczywie przeszywał wzrokiem kobietę z dzieckiem, które biegało po pobliskim trawniku i robiło sporo zamieszania.
- Yhm, cudowna – mruknął ironicznie i przewrócił oczami. Nie miał ochoty na ten spacer. Chciał oglądać wtedy jakiś serial. – Ciekawe, kiedy ten dzieciak się przewróci.
- Nie przewróci się. Dlaczego miałby się przewrócić?
- Bo ma za długie spodnie i biega jak szalony. Z pewnością zaraz się potknie o któryś z wystających korzeni. Przewróci się na pewno.
- Oj, Greg, czy ty nie masz, co robić?- Zaśmiała się. – Analizujesz zachowanie wszystkich ludzi w tym parku. Tylko na mnie nie zwracasz uwagi.
- Bo oni nie zmusili mnie do przyjścia tutaj. – Znów się zaśmiała. – Ha! – wykrzyknął nagle. Lisa wzdrygnęła się i zmierzyła go mściwym spojrzeniem. House posłał jej tryumfalny uśmieszek i machnięciem głowy wskazał na chłopca. Mały leżał na trawniku. Jego mama krzyczała na niego i podniosła go. Miała zatroskaną minę, która zmieniła się we wściekłą, gdy upewniła się, że malcowi nic nie dolega. Chłopiec upadł prosto w kałużę. Był cały mokry i zabłocony. – Mówiłem, że się przewróci.
- Brawo, mistrzu. – Zapanowała chwila ciszy. Oboje obserwowali oddalającą się szybko matkę z mokrym dzieckiem. – Mam coś dla ciebie. – Podała mu małą, płaską paczuszkę owiniętą w kolorowy papier. Greg spojrzał na nią zdziwiony, ale przyjął prezent. Bez słowa otworzył go. W środku znalazł zdjęcie oprawione w czarną ramkę. Fotografia przedstawiała jego i Cuddy siedzących na tarasie przed domem rodziców Lisy. Byli uśmiechnięci i… chyba szczęśliwi. House wpatrywał się chwilę w zdjęcie.
- Dziękuję – powiedział w końcu i spojrzał kobiecie prosto w oczy. Uśmiechała się.
- Nie pamiętałeś, prawda? – Nie była zła. Raczej rozbawiona.
- Mój prezent jest bardziej… hm… chyba oddziałuje na doznania cielesne. – Cuddy zaśmiała się głośno. – Ale mam coś jeszcze. – Nachylił się i podniósł z ziemi czerwony liść. Dumny z siebie wręczył go Cuddy. Ona spojrzała na niego dziwnie i uniosła brwi w górę w pytającym geście. – No co? Kwiaciarnie są droższe, a ten liść jest oryginalniejszy od róż.
- Jakiś ty praktyczny i romantyczny. Dziękuję – Nachyliła się i pocałowała go. – To taki rocznicowy całus.
- Chyba wolę rocznicowe doznania cielesne. – Oboje roześmiali się głośno ściągając na siebie kilak zaciekawionych spojrzeń.


Cuddy westchnęła głośno i odłożyła listek na bok będąc tak delikatną jak to tylko możliwe. Patrzyła chwilę na szare firanki w oknie wirujące przy każdym podmuchu grudniowego wiatru. Zacmokała cicho i spojrzała na pudełko. Nuty. Wiele kartek pogryzmolonych w nieładzie. Kształtne, czarne nutki wypisane jedna po drugiej. Chyba niezapisane po kolei. Pokreślone, poprzestawiane dorysowanymi ołówkiem strzałkami. Tak, House uwielbiał komponować i bawić się muzyką.

- Zagraj coś dla mnie. – Usiadła przy nim i spojrzała mu prosto w oczy. Jego spojrzenie błądziło wśród rozrzuconych na fortepianie kart.
- Nie teraz. Jestem zajęty.
- No zagraj. Proszę. Lubię słuchać jak grasz.
- Ale…
- Proszę. – Jedno słowo i uroczy uśmiech. Hm, wtedy Greg godził się na wszystko.
- Dobrze, ale ostatni raz. – Żaden nie był ostatni. No, tylko ten jeden, gdy faktycznie zagrał dla niej ostatni raz.


- Lisa, Lisa!
- Tak? – odkrzyknęła odwracając się w stronę wejścia na strych.
- Wszystko w porządku?
- Tak, wszystko jest dobrze. Zaraz zejdę.
- Mama pyta co z tobą.
- Nic. Zaraz zejdę. – Słyszała, że tata mruknął coś jeszcze, ale nie usłyszała co. Odwróciła się z powrotem w stronę pudełka i wyciągnęła kolejną rzecz. Rękawiczka. Czarna, zwyczajna rękawiczka. Jedna.

- Piękna była ta sztuka, prawda?
- Taa, tak… co? – House spojrzał na nią ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, ale po chwili powrócił do przeglądania wiadomości w telefonie komórkowym.
- Mówiłam, że sztuka w teatrze, z którego właśnie wyszliśmy bardzo mi się podobała.
- Aha. To dobrze. – Greg podszedł do jezdni i rozejrzał się wokół w poszukiwaniu taksówki.
- A tobie się podobała?
- Tam są taksówki. Chodź, idziemy.
- House!
- Co? – Znów ten zdziwiony wyraz twarzy. Nikt nie marszczył czoła tak, jak on.
- Pytałam czy podobało ci się przedstawienie.
- Tak, podobało mi się, ale równocześnie jest mi bardzo zimno. Możemy już iść? – Lisa pokiwała potakująco głową i powolnym krokiem ruszyli lekko oblodzonym chodnikiem.
- Greg…?
- Hm?
- Zimno mi w dłonie. Zapomniałam o rękawiczkach.
- To szkoda. Ja o swoich na szczęście pamiętałem. – Teatralnie potarł o siebie dłonie ukryte pod ciemnym materiałem.
- Dzięki! Bardzo mi pomogłeś. – W tym momencie Cuddy poślizgnęła się i chwyciła ramię House’a żeby nie upaść.
- Ej, ej, ej, uważaj. – Popatrzył jej prosto w oczy. Stali tak przez chwilkę. Potem Greg nachylił się pocałował Cuddy i z uśmiechem satysfakcji wręczył jej jedną ze swoich rękawiczek.
- Na co mi jedna z twoich rękawiczek?
- Ogrzejesz jedną rękę.
- A druga?
- No ej! Mnie też jest zimno. Nie wymagaj. Ciesz się tym, co masz póki możesz. Jak dłoń mi zmarznie, czyli za jakieś piętnaście sekund odbiorę ci ten skrawek materiału, który szczerze mówiąc i tak nic nie daje.


Cuddy zaśmiał się i odłożyła rękawiczkę na bok. Już chciała dobrać się do kolejnych przedmiotów z jej pudełeczka, ale przeszkodził jej w tym dzwonek telefonu. Wyciągnęła komórkę z kieszeni i odebrała nie patrząc nawet na to, kto dzwoni.

- Halo? Lisa Cuddy przy telefonie – powiedziała przyjaznym tonem nadal rozbawiona po wspomnieniu o rękawiczce.
- Cześć. To ja.

- Czy ja za każdym razem mam robić wszystko za ciebie?! Nie możesz tutaj posprzątać?! Tydzień temu prosiłam cię o wsadzenie do szafy ubrań, które walają się po sypialni! A rano mówiłam, żebyś włączył piekarnik jak wrócisz z pracy! Czy naprawdę aż tak trudno to zrobić?!
- Nie krzycz na mnie! Zapomniałem, okej?!
- Nie! Nie jest okej! Nic nie jest okej! Mam dosyć rozumiesz?! Mam dosyć robienia za twoją służącą! – Cuddy podniosła z fotela stertę ubrań i zrzuciła ją na podłogę. - Mam dosyć twoich humorów – Do ubrań dołączyły stare gazety porozrzucane w nieładzie po stole - twojego bałaganu – Kobieta chwyciła czerwoną teczkę - i…!
- I może mnie, co?! – House wstał gwałtownie z kanapy i podszedł bliżej Lisy wyrywając jej z ręki swoją teczkę.
- Tak, ciebie też mam już dosyć!
- W takim razie ułatwię ci sprawę! – Mężczyzna rzucił teczką przez pół pokoju tak, że wysypały się z niej dziesiątki zapisanych nutkami kartek. – Wychodzę!
- To idź sobie, droga wola! Idź i nie wracaj!
- Nie zamierzam! – wykrzyknął i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Zabrał ze sobą tylko płaszcz.


- A, cześć, House. Miło cię znowu słyszeć – odpowiedziała odruchowo i przez moment zastanawiała się czy to prawda, czy kłamstwo.

Pozdrawiam
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Szpilka dnia Pon 22:53, 14 Mar 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuu
Internista
Internista


Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:48, 07 Gru 2010    Temat postu:

Witam
Fajny fik. Mimo, że na początku trochę przewidywalny to miło mi się czytało - czuć atmosferę świąt.
mam nadzieję, że coś wyleci z szafy prosto na łeb lisy i ona zrozumie grega i będzie happy end
czekam na c.d. Pozdrawiam i wesołych świąt ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:31, 07 Gru 2010    Temat postu:

no cześć

Szpilka napisał:
- Lisa, kochanie, wszystko w porządku? Mówiłem, że ci pomogę. Nie powinnaś sama tego dźwigać.
myślałam, że to House taki miły się stał, a tu... tata

Szpilka napisał:
- Chyba wolę rocznicowe doznania cielesne.
oh, who doesnt?

Liść też był szczytem romantyzmu

Narracja wyszła w porządku, dobrze się czyta;) No dobra, przyznaje - też mi się przewidziało, że w House prędzej czy później w jakiś sposób się pojawi... no i się pojawił. W sumie to chyba było oczywiste Tylko nie wiem co dalej... Więc już się przymknę i grzecznie poczekam;)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:13, 07 Gru 2010    Temat postu:

Och, Szpilko nasza kochana nawet nie wiesz, jak bardzo brakowało mi Twojego pisania. Masz tak nietuzinkowy styl, że aż brak słów
Bardzo mnie cieszy, że to coś świątecznego, najwyższa pora, by wprowadzić tu takie klimaty A i cieszy mnie jeszcze jedno, przez moment zamarłam, bo przeszło mi przez myśl, że House może nie żyć. Chwała Ci za to, że nie zabiłaś ducha świąt
Dbałość o każdy szczegół, mnóstwo perełek i to coś, co sprawia, że czytam Twoje fiki z przyjemnością pojawiła się i tu
Najbardziej podobały mi się sceny Huddy Klasyka kochana.
"- Jakiś ty praktyczny i romantyczny. Dziękuję – Nachyliła się i pocałowała go. – To taki rocznicowy całus.
- Chyba wolę rocznicowe doznania cielesne. – Oboje roześmiali się głośno ściągając na siebie kilak zaciekawionych spojrzeń."
- Amen
Wena


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuu
Internista
Internista


Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:47, 07 Gru 2010    Temat postu:

ach, lisek mi przypomniała - ja też się przesyraszyłam, że uśmierciłaś housa. Ten ostatni utwór ... To zabrzmiało tak ostatecznie brrr...

I mam jedno pytanie: jak długo oni się na siebie fochali?

Pamiętaj, że czekamy - pisz szybciutko


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:05, 08 Gru 2010    Temat postu:

Szpilka! Jak my się dawno nie widziałyśmy W sensie… nie widziałyśmy tego, co do siebie piszemy Kiedy ostatni raz to było? Aaaa wczoraj


Tak fik! Cieszę się Strych… i robi się tak fajnie Nie wiem czemu, ale lubię czytać o strychach Chyba, że jest to strych w wykonaniu Kinga, to… takich nie lubię Wiem, jestem nienormalna Nie wiem czy zrozumiesz o co mi w tym momencie chodzi, ale spróbujemy (Tyle zemną wytrzymujesz, to powinnaś już wiedzieć o co mi chodzi ) Zrobiło się tak magicznie… ale to chyba nie jest odpowiednie słowo Bo widzisz… Jaaaa wypadłam z wprawy w pisaniu komentarzy To jest w pewien sposób magiczne Ten strych na którym jest tak wiele „skarbów” do odkrycia i te przedmioty… każdy z nich kryje w sobie ciekawą, smutną, albo piękną historię Lubię takie klimaty Przynajmniej teraz tak mi się wydaje
I miałam rację Pełno „skarbów” i pełno wspomnień Robi się ciekawie I co ja mam ci jeszcze napisać? Może… przepraszam, że dzisiaj tak krótko, ale powoli muszę wrócić do wprawy i utraconej formy przy wystawianiu komentarzy I wiesz co? Magicznie to jednak idealne słowo (Tak, musiałam do dogłębnie przeanalizować ) Ja to widzę Widzę ten strych, widzę ją i jej wspomnienia Widzę to tak wyraźnie… Ale to chyba dobrze, prawda? Strasznie mi się podoba I jestem ogromnie ciekawa co dalej Ten fik zapowiada się świetnie Zresztą… to żadna nowość Mogłoby ci się znudzić pisanie takich fajnych rzeczy i raz mogłabyś napisać coś beznadziejnego (żart!) Chociaż nie należę do takich osób, to powiem ci, że przeczytam ten fik jeszcze raz jak będzie do tego odpowiedni klimat Padający śnieg, noc, i kubek gorącej czekolady To będzie trudne bo nie widzę siebie w takiej scenerii ale… Ok dam radę I wtedy już nic do szczęścia nie będzie mi brakowało


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:03, 09 Gru 2010    Temat postu:

Szpilko, nawet nie wiesz, jak wielką radość sprawiłaś mi, pisząc coś bożonarodzeniowego. Strych, zakurzone wspomnienia, magia, bijąca z tego miejsca... absolutnie moje klimaty Dziękuję ci bardzo.

Dalej... Cóż, liść jako prezent zamiast bukietu kwiatów sprawił, że moje romantyczne serce zabiło szybciej. Naprawdę. Po prostu tym fikiem sprawiasz, że dzieje się ze mną coś dziwnego. Czując bijącą z niebo pustkę, słuchając "Kolędy dla nieobecnych" i patrząc w okno czuję się, jakby ktoś przeniósł mnie do snu.

Owszem, przestraszyłam się, że House może nie żyć. Ale jeszcze bardziej przestraszyła się tego, że chyba chciałabym, że on nie żył I nie dlatego, że go nie uwielbiam, ale po prostu... To mogłoby być ciekawe. Pomijając już to, że wszystko, co piszesz, jest ciekawe

I tak, jestem wredna

Cytat:
Żaden nie był ostatni. No, tylko ten jeden, gdy faktycznie zgrał dla niej ostatni raz.


Zagrał chyba Gdzieś była jeszcze jakaś literówka, ale już mi zniknęła. Jeśli ją znajdę, to wywleczę za kładki i...no

Reasumując, jak zwykle niezmiernie mi się podoba. Weny, Szpiluś.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:06, 11 Gru 2010    Temat postu:

Zuu Dziękuję bardzo! Zapewniam, że w ogóle nie chciałam uśmiercać House'a, choć jak tak na to wpadłyście to uznałam to za pomysł idelany więc może zmienię koncepcję Jak długo się fochają? Jej, nie wiem. To wyjdzie w międzyczasie, albo i nie. Jakoś nigdy nie uzgadniam w głowie takich spraw. Serio nie wiem Też w takim razie życzę Wesołych Świąt choć do tego jeszcze daleko

advantage Cześć! Cieszę się, że chociaż narracja jest ok, haha. House musiał sie pojawić. Jak już mówiłam głupio byłoby pisać Huddy bez House'a. Więc z tą banalnością nie starałam się nawet walczyć (nie zauwazyłam jej ). Dalej będzie już tylko gorzej i jestem na etapie zmieniania tego;) Dzięki

lisek Oj, że tego mogło komukolwiek brakować I teraz to Ty zawstydzasz! Normalnie podsunęłaś mi pomysł na mordowanie ducha świąt. Znaczy ja już go wcześniej miałam, ale Ola mi płacze i zostawiłam wszystkich przy życiu, ale muszę to przemyśleć jeszcze raz Cieszę się, że Ci się spodobało, a już najbardziej, że w ogóle zdecydowałaś się to przeczytać! Dziękuję Ci

Ola Moja kolejna ulubiona czytelniczka O, stęskniłaś się przez tę noc? Mówiłam - nie idź spać, bo spanie jest nudne Ja się stęskniłam przez noc i dzień i... ok, przeżyję I wiesz, wszystko rozumiem! Zawsze rozumiem. Zaskoczyło mnie za to, że lubisz takie klimaty, jak to określiłaś. Nie spodziewałam się tego. I uroczyście przysięgam, że następne części będą fatalne skoro Ci zależy, haha. Że niby dopełnię Ci szczęście? Znaczy nie ja, to już szczyt egocentryzmu , ale to co napisałam? Czuję się zaszczycona! Dziękuję

Agnes Jak ja Cię dawno nie widziałam... nie czytałam! Nie masz mi za co dziękować. To ja dziękuję Tobie! Za tak cudowne słowa i w ogóle. Co wy wszyscy macie z tym umieraniem? Ludzie, święta są! Nie jestem potworem Ale chociaż Ty podzielasz moją opinię i uważasz to za ciekawe. Tylko uznałam to za zbyt smutne jak na święta i zrobiłam tak, że wszysyc żyją. Dzięki za literówkę i jak znajdziesz jakąś jeszcze to wywlecz ją za te kłaki i zaciągnij na środek sceny, żeby się wstydziła, że w ogóle się tam znalazła Dziękuję Tobie ślicznie

Yhm, yhm... ta część w pierwotnej wersji był jednym wielkim opisem i jakimś wątłym dialogiem w jednym miejscu Przez wzgląd na to, że byłoby to nudne do czytania ciut to przerobiłam. Opis jest - jasne, ale go trochę skróciłam. I... choć nie, to już chyba wszystko.


Część 2


House rzucił się na łóżko i leżał przez kilka minut. Potem usiadł, ułożył pod plecami puchate poduszki i oparł się o nie wygodnie. Rozejrzał się po pokoju. Bałagan. Tak w skrócie mógłby go opisać. Ale to w końcu Gregory House. On nie lubił skrótów. Łóżko – tu panował na tyle duży porządek, że był w stanie się położyć. Było pościelone. W nogach walały się jakieś gazety, dwie pary czarnych skarpetek i spodnie. Stało na środku pokoju, przy ścianie, naprzeciwko dużego telewizora. W prawym rogu znajdowało się biurko. Na nim leżał laptop psujący trochę zabytkowy charakter umeblowania. Obok szklanka z wodą, jakieś papiery, książka, sterta długopisów i okulary. Na wysokości wzroku okno. Ładny widok na Central Park. Spokojna, kosztowna dzielnica. Obecnie przykryta grubą warstwą białego puchu. Wróćmy do pokoju. Na zewnątrz było zimno. Czarno-szare zasłony z wysokogatunkowej organtyny w koła. Eleganckie i stylowe. Z lewej strony fortepian. Czarny, lśniący i zachwycający w swej doskonałości. Niedaleko szafa, fotel zawalony górą niewyprasowanych lub brudnych ubrań oraz drzwi prowadzące do salonu. Ściany srebrne, podłoga pokryta ciemnobrązowymi panelami. Sprzątaczka zamówiona na środę rano.

Grudzień. House nigdy nie lubił grudnia. Nieodzownie kojarzył się z mrozem, śniegiem, niemożliwością jeżdżenia na motorze, no i ze świętami. Nie lubił świąt. Te znów zawsze łączą się z samotnością, telefonami od rodziny, której nigdy nie widział lub widział tak dawno, że już ich nie pamiętał, prośbami przyjaciela, żeby przyjechał, głupimi choinkami, kosztownymi prezentami i ogólną hipokrytyczną szopką. Nic fajnego, nic godnego uwagi i nic czym warto zajmować swoje myśli.

Telefon. Kto wymyśli te beznadziejne urządzenie? Z telegramami było ciszej i spokojniej. Albo z gołębiami pocztowymi. Tak, to z pewnością były dobre czasy. A teraz? Totalna tragedia. Nic tylko hałas i zawracanie głowy! Człowiek nie ma chwilki dla siebie. Usiądziesz – telefon. Śpisz – telefon. Oglądasz telewizję – telefon. Płaczesz – telefon. Czytasz – telefon. Pracujesz – mail! Z deszczu pod rynnę. Rozmowę telefoniczną można przeprowadzić przez kilka sekund, ale żeby odpisać na maila to już potrzeba czasu. Czasu, którego zazwyczaj się nie ma. No, bo kto w dzisiejszych czasach ma czas? Tak, w dzisiejszych czasach czas. Bardzo mądre stwierdzenie. No, ale kto? Nikt. House też go nie miał. I nie lubił maili. I telefonów. Nie lubił się kontaktować z ludźmi. W ogóle. Ale zmuszano go do tego. I się kontaktował. Często i długo. Wykorzystując energię, której nie miał i czas, którego mu brakowało.

Gdy przyjechał do Nowego Jorku, George Brown – jego przełożony, a wtedy jeszcze tylko dyrektor Bellevue Hospital Center, oświadczył niewzruszony, że podejmując pracę w tym szpitalu… w jego szpitalu, co bezustannie podkreślał, trzeba zapomnieć o swoim życiu. Powód? Najprostszy – nie ma na to czasu. Znaczy masz życie. Jasne, że je masz. Tylko, że tym życiem jest Bellevue Hospital Center. Na przykład możesz sypiać z kim chcesz… pod warunkiem, że jest to ktoś z Bellevue Hospital Center i robisz to w przerwie na lunch. Albo możesz jeść co chcesz, jeśli tylko zostało to zakupione w szpitalnej stołówce. Greg zgodził się zamienić życie, które nie było niczym szczególnym na życie, które było Bellevue Hospital Center. W końcu, co to za różnica. Niezmiernie ucieszyło to marudnego Georga Browna, który, aby całkowicie pogrążyć diagnostę zadecydował, kilka tygodni po tej incydencie, że każdy pracownik szpitala, który zalicza się do grupy tak zwanych „wybitnych specjalistów w swej dziedzinie” ma obowiązek udzielać wykładów (w wolnym czasie oczywiście… czyli w czasie, który dotąd był przeznaczany na wzięcie prysznica, zjedzenie śniadania czy seks w porze na lunch) w New York University School of Medicine. Nudne, nieciekawe zajęcie, którego House wprost nie cierpiał. Była kłótnia – jedna. W obawie, że będzie doprawdy ostatnią kłótnią na jaką się załapie w tym szpitalu, Greg, przystał na to i dzielnie został wykładowcą na uczelni. Teraz nie miał czasu dosłownie na nic, co bardzo wysoko sobie cenił. Bo gdy nie masz czasu na pójście do łazienki to tym bardziej nie masz czasu na myślenie czy wspomnienia. I o to właśnie chodziło!

Teraz wstał. Leżenie i odpoczywanie nie było mu widać pisane. Potarł dłonią spięty ze zmęczenia kark i podszedł do telefonu. Identyfikator numerów nie powiedział mu kto dzwonił. Wyświetlił się tylko numer. Jedno było pewne – to nie sąsiedzi. Zły początek numeru. House westchnął i niechętnie podniósł słuchawkę.

- Greg House, czym mogę służyć? – zapytał dość grzecznie w razie, gdyby dzwonił jego szef z prywatnego numeru swojej całkiem brzydkiej, ale bogatej żony.
- Dzień dobry, panie House. Tu Emily Close.
- Kto? – Zmarszczył czoło i przysiadł na brzegu kanapy.
- Miałam przyjść do pana w środę i posprzątać w domu. Tak jak zawsze.
- Aaa, tak. O co chodzi?
- Niestety w środę chciałam wyjechać już na święta i… no i chciałam zapytać czy byłby pan tak miły i pozwolił mi posprzątać już dziś? – Wyczuł nadzieję w jej głosie. Przewrócił oczami. On i miły…
- Niech pani robi co chce. – I odłożył słuchawkę. Rzucił się na kanapę. Był zmęczony. Przymknął na chwilę oczy i usłyszał pukanie do drzwi. Zdziwił się. Nikt tu nie przychodził. Wstał i otworzył. Zobaczył swoją sprzątaczkę. – Czy pani dzwoniła z tej budki pod domem?
- Nie, z samochodu na dole. Z komórki – wytłumaczyła i wślizgnęła się do domu. Ona zajęła się sobą (no dobra, mieszkaniem), a House zajął się sobą. Wszyscy byli zadowoleni. Tak w miarę.

Greg poszedł do kuchni i wyjął z lodówki resztę wczorajszego obiadu. Wstawił posiłek do mikrofalówki i czekał. Po minucie rozsiadł się przy stole i zabrał się do jedzenia. Gdy kończył znów usłyszał dzwonek telefonu. Tym razem komórki. Nie patrząc na wyświetlacz odebrał połączenie.

- Słucham?
- Cześć, House! Co u ciebie słychać? – I w tym momencie Greg pożałował, że nie ma w nawyku sprawdzania kto do niego dzwoni.
- Cześć, Wilson. W porządku, ale jestem trochę zajęty tak więc…
- Nie, czekaj! Nie rozłączaj się. – Usłyszał w jego głosie pewną nutkę błagalnej prośby. Przewrócił oczami, westchnął ciężko i z powrotem przyłożył telefon do ucha.
- Wiesz, że telefony komórkowe emitują swego rodzaju promieniowanie, które może być szkodliwe dla zdrowia? Przez ciebie mogę być chory.
- Mam zadzwonić na telefon stacjonarny?
- Tak. Tak byłoby lepiej.
- Nie, bo nie odbierzesz.
- Jakiś ty sprytny się zrobił. Co słychać w szpitalu?
- W porządku. Ostatnio mam dużo pracy. Lisa rozbudowała oddział diagnostyczny. Byłbyś z niej dumny. Jest naprawdę świetny i…
- Dobra, nieważne. – Ostatnią rzeczą, na którą miał ochotę były rozmowy z Wilsonem na temat osiągnięć Cuddy w szpitalu. – Po co dzwonisz?
- Przyjedź na święta. Tak dawno cię tu nie było. Już trzy lata. Przyjedź, proszę.
- Wilson, ja…
- Nie musisz się z nikim widywać jeśli nie chcesz. Nie musisz przychodzić do szpitala, ani nigdzie. Przyjedź do mnie. Nie chciałbym, żebyś kolejne święta spędzał sam. Miło byłoby się spotkać od czasu do czasu, nie uważasz?
- Nie. Wolałbym nie.
- Nie, bo nie chcesz czy nie, bo nie możesz?
- Nie chcę… i nie mogę.
- Przemyśl to jeszcze. W końcu to nic strasznego. Dwie, trzy godziny i będziesz na miejscu.
- Ale…
- Przepraszam, pana, nie wiem, co mam zrobić z rzeczami z tego kartonu. O, przepraszam. Nie chciałam przeszkadzać.
- Muszę kończyć, Wilson. Jestem zajęty. – I się rozłączył. Nawet nie było tak źle. – O co chodzi? Jaki znowu karton?
- Ten. – Położyła na stole tekturowy karton o wysokości jakiś trzydziestu centymetrów. Z wyglądu całkiem niepozorny. House zerknął na niego i zmarszczył czoło.
- Zaraz zobaczę co to jest. To chyba moje notatki.
- Dobrze. Będę w sypialni. – Wyszła. Greg przysunął do siebie karton w nadziei pooglądania starych zapisków nut. Tak dawno temu przywiózł tu ten kartonik, że nie pamiętał gdzie go położył. Upewnił się, że Anne… nie, Emily jest w sypialni i wyciągnął nuty. Lubił na nie patrzeć w samotności. Ot, takie jego małe dziwactwo.

House siedział przed fortepianem z ułożonymi w nieładzie włosami i lekkim obłędem w oczach. Obgryzał końcówkę ołówka. Był dziwnie nieobecny. Patrzył na popisaną kartkę, ale postronny obserwator mógłby powiedzieć, że wcale jej nie dostrzegał. Nagle usłyszał śmiech, który wyrwał go z odrętwienia.

- Wyglądasz jak Chopin po koncercie. – Cuddy podeszła do niego i przygładziła mu włosy tak, żeby wyglądały odrobinie porządniej. – Położysz się wreszcie?
- Nie. Myślę. Nie mam czasu na spanie. Nie mogę sobie przypomnieć tej melodii! – Rzucił ołówek przed siebie i zrobił obrażoną minę. Cuddy zachichotała.
- Teraz wyglądasz jak niezadowolony z życia pięciolatek.
- Wow, jaki awans społeczny. Z Chopina na pięciolatka. – Pogniótł zapisaną nutkami kartkę i rzucił ją za siebie z jeszcze bardziej niezadowoloną miną.
- Oj, ale z ciebie nerwus. – Lisa podniosła kartkę i usiadła obok House’a. Spojrzała mu w oczy. – Zagraj mi coś – poprosiła. Greg przewrócił oczami i westchnęła cierpiętniczo.
- Jesteś nudna. Poprosisz kiedyś o coś innego? Nie wiem: rozbierz mnie, kochaj się ze mną, pocałuj mnie, nie idź do pracy…
- Zagraj mi coś. – Znów przewrócił oczami. Kobieta zrobiła proszącą minę.
- Ostatni raz! – zastrzegł i zagrał jej ulubioną melodię. Po kilku minutach przestał i spojrzał na Cuddy. – Zadowolona?
- Tak. – Greg skinął głową i znów zajął się kartką i zapisem nut. - House…?
- Co znowu? – zapytał zirytowany i spojrzał na Lisę.
- Pocałuj mnie. – Uniósł znacząco brwi w górę.
- A potem…
- Rozbierz mnie i kochaj się ze mną – odparła, uśmiechając się kokieteryjnie.
- A potem… - W oczach House’a pojawił się błysk ekscytacji i zadowolenia z całego życia.
- A jutro pójdziesz do pracy.
- E tam, kobieto! Ty to najpiękniejszą chwilę potrafisz zepsuć – oświadczył lekko obrażony, nachylił się i ją pocałował.


- No to co z tym pudłem? – zapytała Emily wchodząc do kuchni. Greg potrząsnął głową i spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem.
- Yhm… niech pani schowa je… wsadzi je pod łóżko. Albo nie! Do szafy. Niech pani wsadzi je do szafy na górną półkę. – Kobieta przytaknęła skinieniem głowy i wróciła do swoich zajęć. House siedział chwilę w bezruchu i myślał. Po minucie lub dwóch przetarł zmęczone oczy dłońmi i ruszył do sypialni. Szybkim krokiem zbliżył się do szafki i zaczął czegoś w niej szukać. Emily patrzyła na jego szybkie ruchy z nieukrywanym zdziwieniem. Po kilku minutach House zatrzymał się i ze zrezygnowaną miną usiadł na łóżku.
- Panie House? – Kobieta podeszła do niego niemal bezszelestnie i delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Drgnął i spojrzał na nią. – Wszystko w porządku?
- Nie. Nic nie jest w porządku. Niech pani wraca do swoich obowiązków – odparł chłodno i wstał strzepując tym samym jej dłoń ze swojego ramienia. Już miał wyjść, ale zatrzymał się na sekundę przy biurku, aby sprawdzić kilka dat w swoim kalendarzu. Gdy skończył podniósł wzrok w górę. I wtedy zobaczył to czego szukał! Emily przecierała uważnie czarną ramkę a później szybkę i ostrożnie chciała odłożyć przedmiot z powrotem na dno szuflady. – Niech pani tego nie robi.
- Słucham?
- Niech pani mi to da. – Wyciągnął dłoń a kobieta oddała mu ramkę z nikłym uśmiechem i odeszła. Greg bez słowa i nawet krótkiego zerknięcia na fotografię, która (był tego pewny!) znajdowała się w tej ramce poszedł do salonu i opadł na kanapę. Upewnił się, że Emily była zajęta sprzątaniem w toalecie i spojrzał na zdjęcie. Mała, kolorowa kartka papieru. Na niej nadrukowane dwie postaci – kobieta i mężczyzna. Ktoś spojrzy na tę fotografię i na podstawie ujęcia jednej sekundy ich życia uzna ich za szczęśliwych. Bzdury! Szczęśliwa była ta jedna sekunda. Może było jeszcze więcej tych sekund, ale to już minęło. A szkoda.

- Suuuper jest ten aparat! – powiedział mały Jimmy z wielkim uśmiechem. Tak właściwie to nie był wcale taki mały. Miał już piętnaście lat! I w gwoli wyjaśnienia był siostrzeńcem Cuddy. No i właśnie obchodził urodziny.
- Tak, jest świetny. I ma wiele naprawdę fajnych funkcji. Na przykład te tutaj…
- Ile to jeszcze potrwa? – szepnął House do ucha Cuddy.
- Nie wiem. Jakieś dwie godziny i wracamy do domu.
- Dwie godziny? – Jęknął teatralnie czym zwrócił na siebie uwagę ojca Lisy.
- Coś się stało, Greg?
- Tak. Właściwie to tak. – Cuddy uderzyła go dyskretnie w kostkę. Skrzywił się i uśmiechnął do mężczyzny. – Przypomniałem sobie, że muszę jeszcze coś załatwić na jutro. Znaczy – do pracy – skłamał gładko. Jakie to dziwne, że zawsze mu wszyscy wierzyli.
- Oj tam, Lisa z pewnością wybaczy ci ten jeden raz małe nieprzygotowanie. – Zaśmiał się. – Mam rację, kochanie?
- Absolutnie, tato. Jest usprawiedliwiony. – Dotknęła dłonią ramienia Grega i uśmiechnęła się. Po chwili starszy mężczyzna przeniósł całą swoja uwagę na wnuka.
- Wiesz, że wyglądasz cholernie seksownie w tej sukience? Wręcz nieprzyzwoicie. – Cuddy upiła łyk jakiegoś drinka i uśmiechnęła się.
- Wiem.
- Tak? – Przytaknęła skinieniem głowy. – A wiesz, że bardzo intryguje mnie jaką założyłaś pod spodem bieliznę?
- Nie mam bielizny. – House zrobił wielkie oczy i uniósł w górę kącik ust.
- Działa to na moją wyobraźnię.
- Wiem, dokładnie po to jej nie założyłam. Teraz masz o czym myśleć i proszę cię - zachowuj się.
- Ciociu, mogę zrobić wam zdjęcie? Już wszystkich innych sfotografowałem.
- Nie lubię zdjęć. – Greg skrzywił się, ale znów został uderzony w kostkę i uśmiechnął się krzywo.
- Jasne, że możesz. Nie mamy dużo wspólnych zdjęć. – Cuddy rozpromieniła się i posłała dziecku ciepłe spojrzenie. Zadowolony chłopiec odszedł kilka kroków w tył i nacisnął odpowiedni guziczek.


House westchnął i odłożył ramkę na stół kładąc ją tak, żeby nie było widać zdjęcia. Nagle wpadł mu do głowy pomysł. Dość szalony. Pewnie w dodatku dziwny. Wstał i znów poszedł do sypialni. Podszedł do biurka, otworzył małą szufladę i wyjął jedyny przedmiot, który się w niej znajdował – niewielki, stary i lekko zardzewiały kluczyk. Patrzył na niego chwilę. W końcu uśmiechnął się, chwycił telefon i zadzwonił do kogoś z kim nie rozmawiał już kilka lat. To był bardziej impuls niż przemyślana decyzja. Połączenie zostało odebrane po kilku sygnałach.

- Halo? Lisa Cuddy przy telefonie. – Wydała mu się lekko rozbawiona. Miała przyjazny głos. Zdziwił go. Zapewnie nie spojrzała na to, kto dzwonił.
- Cześć. To ja. – Nastąpiła chwila ciszy. Dość krępującej i pełnej dziwnego napięcia.
- A, cześć, House. Miło cię znowu słyszeć.


Pozdrawiam
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:44, 12 Gru 2010    Temat postu:

Szpilko
Skąd Ty u diabła wzięłaś tego opisowego wena, jest nieziemski zarąbisty...
OMG! Widziałam to wszystko, z każdym słowem to, co czytałam zmieniało się obraz, czasem naprawdę Ci zazdoszczę, bardzo.
Piszesz z taką lekkością, to niebywałe. Jestem pewna, że byłabyś w stanie napisać dwustronicowy esej o krześle i czytalibyśmy go z zapartym tchem
Znów niesamowita historia, którą stopniowo przez nami odkrywasz. Z niczym się nie śpieszysz, mam wrażenie, że robisz to specjalnie ale wiesz, co? Mi się to podoba. Potrafisz nakręcić jednym słowem, podpuścić... np z tym Jimmim, w mózgu już zapiliła mi się lampka pt małe Huddy potworątko a tu siostrzeniec, powiedz, że nie robisz tego specjalnie, a i tak Ci nie uwierze Ale uwielbiam Cię za to. Za to, że igrasz z nami, bawisz się opowidaniem. To dowodzi Twojej wielkości
Bardzo lubię jak w opowiadaniu pojawiają się retrospekcje to taka podróż w czasie, sprawia, że poznajemy bohatera z innej perspektywy, z perspektywy tego, co było, a czego już nie ma. I nigdy nie powinnaś ograniczać swoich opisów, a jeśli już to robisz to błagam przesyłaj mi pełną wersję na PW
Świetny wątek ze sprzątaczką, takie właśnie z pozoru drobiazgi sprawiają, że czytasz z apartym tchem, chcesz wiedzieć, kto jak po co dlaczego? U Ciebie wszystko ma znaczenie, ma swój cel.
Wilson I impulsywny telefon do Cuddy
Chcę więcej

Zapeniam, że nie byłam jedyną, której Ciebie brakowało Ale mi brakowało chyba najbardziej Nie, nie... możesz zabić indyka conajwyżej Jak to w ogóle zdecydowałaś się Od miesięcy wypatruje czegoś Twojego, gapię w Huddy jak ciele w... wołami, by mnie nie odciągneli od przeczytania Twojego dzieła
Buziaki i Wena Mistrzu


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Nie 10:47, 12 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:14, 12 Gru 2010    Temat postu:

ej, dalej wcale nie będzie gorzej... Mówię Ci, ja to wiem

o wow, czegoś takiego się nie spodziewałam;) House w NYC... Piszesz tak jak lubię, w sensie nie podajesz od razu wszystkich szczegółów, trzymasz w niepewności i tajemnicy a wprowadzasz kolejne wątki... dobrze, dobrze;)
weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:04, 15 Gru 2010    Temat postu:

lisku mój ty kochany ja tego wena z nikąd nie wzięłam. Ja go cały czas mam. Na własność Tylko ostatnio dużo podróżujemy i mial na mnie focha, że nei moze cały czas spać w tym samym łóżku i dopiero teraz przestał się dąsać, haha. Po tylu miesiącach! Nie masz mi czego zazdrościć naprawdę, ale bardzo się cieszę, że możesz widzieć to samo co ja. Esej o krześle? Ekstra! Takie rzeczy lubie pisać, no ale niestety na razie sobie to odpuszczę, bo muszę zinterpretować wierszyk na jakieś 8-10 stron więc...;/ Ale może następnym razem, haha. Yhm... ale ja naprawdę nie robię tego specjalnie. Nie chcę was tak podpuszczać. To samo tak wychodzi I nie jestem wielka. W żadnym kontekście. Nawet wzrostem jestem mała Nie chcesz czytać pełnej wersji tego co ja piszę, haha. Ale zazwyczaj to co macie okazje czytać jest pełną wersją. Tylko nieraz coś skrócę. Tak jak teram na przykład. Albo wybiorę tylko jedną wersję zakończenia, choć to akurat logiczne, że nie może być dwóch zakończeń jednego opowiadania Ok, skoro mówisz, ze nie tylko Tobie tego brakowalo to muszę Ci uwierzyć, haha. To milę bardzo, dziękuję Haha, oj tak mi się napisalo "zdecydowałaś się" ale naprawdę mnie to cieszy. Nie moja wina, haha. Dzięki

advantage haha, no to jeszcze zrób tak, zebym ja to wiedziała. Bo wiesz, ja mam ciąg dalszy i... no dobra, to ma swoje wzloty i upadki. A że tego drugiego jest więcej i że zamiast Huddy wychodzi Hilson to nie moja wina. To przez sąsiadów (dziwny zarzut bo nawet ich nie znam i widziałam tylko raz w czasie leżenia na ziemi w śniegu przed bramą... nie pomogła mi wstać więc jej nie lubię haha ) O, czyli jednak choć jakiś element zaskoczenia udało mi się wprowadzić! Cieszę się bardzo;) I cieszę się, że Ci się podoba. Dziękuję

Pozostawię to bez komentarza. Ale chociaż pojawilo się troszkę Huddy, więc coś się dzieje.

Rozdział 3


Stali ze słuchawkami przyciśniętymi do zaczerwienionych od zdenerwowania twarzy. Ona z niedowierzaniem i lekkim zaskoczeniem błyszczącym w oczach. On przeklinając się w duchu za to, że wystukał w telefonie jej numer. To było takie proste. Kilka cyfr wyrytych w pamięci niczym swój własny PESEL. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że mógłby je wyrzucić z myśli. One tam po prostu były. Obok takich danych jak własny adres czy imię i nazwisko. Po prostu. Nieoderwalny element jego pamięci. Popełnił mały błąd – zadzwonił zanim zdążył to przemyśleć. Zanim zdążył się w ogóle zastanowić nad tym, co powiedzieć. Tak właściwie to może właśnie dlatego w ogóle zadzwonił. Bo nie pomyślał.

- Cześć, Cuddy. Co słychać? – Chyba najbardziej oklepane pytanie świata! No ale tak właściwie, o co innego można zapytać, żeby zacząć rozmowę? Zwłaszcza, gdy tak długo nie słyszało się głosu tego drugiego człowieka. Jej głosu tak konkretnie.
- Właściwie to w porządku. Właśnie szukam choinki. A u ciebie?
- Też w porządku. Dużo pracuję.
- Aha. - Nastała chwila zupełnej ciszy. Bardzo krępującej i niezręcznej. Słyszeli tylko swoje oddechy. Nic więcej. Przypominało to trochę operację na otwartym sercu. Z tym wyjątkiem, że nie byli na sali operacyjnej tylko w domu. I zamiast skalpela mieli telefon. – Słyszałam, że pracujesz dla George’a Browna. Gratuluję.
- Dzięki. – Znów cisza. Tak samo długa i nieciekawa jak poprzednia.
- A jak ci się z nim pracuje?
- Inaczej niż z tobą. – Zaraz pożałował tych słów i przeklął bezgłośnie. Od razu postanowił dodać coś w jego dawnym stylu: niemiłe lub sarkastyczne. Coś takiego, żeby wiedziała, że jest tym samym dupkiem jakim był dawniej. – Wiesz, facet nie ma twoich piersi ani pośladków. Nie chodzi na pół rozebrany po szpitalu i nie wierzy w każde moje słowo udając, że wcale tak nie jest. Nie ma już takiej zabawy. – Znowu cisza. Ale inna niż te poprzednie. Wyczuł, że ją zirytował. Na pewno była zła. Zorientował się, że tak było po tym, że na chwilę wstrzymała powietrze i potem ciut za głośno wypuściła je z płuc. I jeszcze chrząknęła cicho. Zawsze to robiła, gdy była zdenerwowana. I z pewnością zmarszczyła czoło tak, że wokół jej oczu pojawiły się małe zmarszczki. No i oczywiście ścisnęła usta tak, że tworzyły cienką, prostą linię.
- Po co dzwonisz? – zapytała tak chłodno, że mimowolnie zatrząsł się z zimna.
- Chciałem zapytać jak spędzasz święta.
- Słucham? – Zirytowała się i to nie na żarty. Podniosła lekko głos.
- Słuchaj, mam w nosie co robisz i z kim. Chodzi mi o nasz dom.
- Dom?
- Nie, przyczepę w południowej Anglii! – warknął zirytowany. – Dom. Fundamenty, kilka ścian, dach, okna i drzwi. Dodatkowo komin, bo uparłaś się na kominek. Kojarzysz może?
- Wiem co to jest dom! Pytam, dlaczego akurat teraz cię to interesuje?
- Zastanawiam się co z nim zrobimy. Stoi i tylko się niszczy. Masz zamiar tak jechać? Na przykład na święta, tak jak to zawsze robiliśmy, czy może zostajesz w domu i on znów będzie stał nieużywany?
- Nie jadę tam. Spędzam święta w domu. W moim domu z rodzicami. – Bardzo wyraźnie zaakcentowała przynależność domu do jej osoby. House skrzywił się lekko. – A może ty masz zamiar się tam wybrać?
- Nie – odrzekł po krótkim namyśle. – Raczej nie. Muszę być w pracy. Nie będę obchodził świąt – oświadczył sucho i rozłączył się bez pożegnania.

Rzucił telefon na kanapę i opadł obok. Sam nie wiedział po co zadzwonił. W pierwszej chwili chciał pojechać do tego domku… może zaprosić Wilsona. Znalazłby złoty środek – nie musiałby wracać do żadnego miejsca znajdującego się w pobliżu szpitala, a Wilson dałby mu spokój, ponieważ w końcu by się z nim zobaczył. Wszyscy byliby zadowoleni. Ale po namyśle stwierdził, że nie był to dobry pomysł. Ten dom nie był najlepszym miejscem na odpoczynek. Nie był wcale odpowiedniejszy od rozbicia obozu w holu Princeton Plainsboro Teaching Hospital. To stanowczo nie był dobry pomysł.

- Panie House? – zagadnęła Emily sympatycznym głosem.
- Tak? – odparł już nieco znudzony jej ciągłymi problemami i niewytłumaczalnym gadulstwem. No bo jak na cichą sprzątaczkę to była wyjątkowo gadatliwa. Ale dobrze sprzątała! I właściwie tylko to się liczyło.
- Już skończyłam. Właśnie wychodzę i chciałam życzyć panu wesołych świąt. – Uśmiechnęła się od ucha do ucha pokazując swoje wszystkie, niekoniecznie śnieżnobiałe i idealnie równe, zęby. House skinął jedynie głową. – No to… wesołych świąt. – Zachichotała jeszcze i pomału ruszyła w stronę wyjścia
- Wesołych świąt – mruknął, gdy już prawie wyszła. Wiedział, że go usłyszała. W odpowiedzi doszło do niego ciche: do widzenia i szczęśliwego nowego roku. – I równie popieprzonego nowego roku. – Tego już nie słyszał nikt z wyjątkiem niego. Zapiszczała komórka. Spojrzał na wyświetlacz – szpital. Włączył wiadomość – Proszę w trybie natychmiastowym zgłosić się na oddział zakaźny. Westchnął głośno. Chwycił kurtkę i wyszedł z domu. Naprawdę nienawidził tego miasta… i pieprzonego George’a Browna również! A najbardziej nienawidził go za to, że tylko u niego mógł pracować, co doktor Brown często lubił wykorzystywać. Naprawdę nie znosił tego miasta.

* * *

Cuddy siedziała na starej, drewnianej skrzynce z kartonem na kolanach i telefonem nadal przyciśniętym do twarzy. Po chwili opuściła dłoń i popatrzyła na komórkę. Nie była do końca pewna, co czuje. Złość czy obojętność. Tęsknotę czy nienawiść. Przez moment zastanawiała się czy w ogóle czuje cokolwiek. W końcu już o nim zapomniała. Stworzyła sobie świat w którym go nie było. Ten świat był dobry. Lubiła go. Była w nim w miarę szczęśliwa. A teraz? To tak jakby przez dziurkę od klucza zobaczyła swoje poprzednie życie. I nie wiedziała jak się z tym czuje: dobrze czy źle. Poczuła słony smak w ustach. Przez chwilę nie mogła go z niczym skojarzyć, ale później zrozumiała co on oznaczał. Łzy. Tak smakowały łzy. Zdążyła już o tym zapomnieć. Chyba jednak coś czuła. Tylko nadal nie wiedziała co.

- Lisa? – Usłyszała za swoimi plecami ciepły głos należący do jej ojca. Szybkim i pewnie trochę zbyt nagłym ruchem starła łzy z policzka i uśmiechnęła się na próbę. Zamknęła pudełko i dyskretnie odłożyła je na podłogę. Potem odwróciła się w stronę taty liczą, że w tym małym mroku strychu nie dostrzeże jej zaczerwienionych oczu.
- Tak?
- Co się stało?
- Nic. – Zaśmiała się. – Niby co miałoby się stać?
- Płakałaś. Co się stało?
- Nic. Nie płakałam… tylko…
- Tylko co? Co się dzieje? – Usiadł obok niej i objął ją swoim silnym ramieniem. Poczuła się jak mała dziewczynka. Tak jak dawniej, gdy przybiegała do ojca ze swoimi małymi problemami a on umiał się ich pozbyć jednym słowem. Był wtedy dla niej bohaterem. Nieustraszonym rycerzem z bajek, który umiał pokonać każdego potwora i uwalniał damy z opresji. Tylko że nie miał lśniącej zbroi.
- Nic. Naprawdę. Po prostu bardzo się cieszę, że tutaj ze mną jesteście – skłamała gładko. - I że ja mogę być z wami. I popłakałam się, bo uświadomiłam sobie jak okropnie smutno byłoby mi tu bez was.
- Oj, kochanie. – Przysunął ją jeszcze bliżej siebie, objął i kołysał chwilę w ramionach jak swoją małą córeczkę. – Ja też się cieszę, że tu z tobą jesteśmy. I że nie jesteś sama.
- Bierzemy w końcu na dół tę choinkę?
- Chyba tak… mama jest już zła – powiedział konspiracyjnym szeptem. Oboje zachichotali. Jej mama zawsze była zła w święta. Albo nie, nie w święta… przed świętami. To było niczym tradycja.

* * *

House wyszedł z gabinetu zabiegowego numer cztery zdejmując z dłoni gumowe rękawiczki i wyrzucając je do kosza na śmieci. Zignorował mówiącą coś pielęgniarkę, zlekceważył biegnącego przy jego boku pacjenta, którego leczył przed tygodniem. Dość szybkim, jak na niego, krokiem doszedł do windy i nadusił przycisk, który informował dumnie, że zawiezie go na trzecie piętro. Wreszcie był chwilę sam. W ciszy! Jak on uwielbiał ciszę. Niektórzy mają kota, inni kanarka, a on ma oswojoną samotność i ciszę. Takie jego dwa, wytresowane za wysoką cenę, psy. Winda zapiszczała i otwarciem drzwi wyprosiła go grzecznie na zewnątrz. Psy musiały iść na wizytę kontrolną do weterynarza a on do swojego gabinetu.

Wszedł do przestronnego i jasnego pomieszczenia w nadziei, że nikt go nie zobaczy. Ściana naprzeciw niego była ze szkła. Mógł obserwować cały Nowy Jork siedząc przed biurkiem… a właściwie tyłem do biurka. Teraz Nowy Jork przypominał jedną, wielką ozdobę świąteczną. Tak, jakby ktoś kupił niesłychanie długi łańcuch ze światełkami i przeciągnął go przez całe miasto obwiązując starannie każdy budynek. House spojrzał na ten widok spode łba i usiadł przed biurkiem. Od razu zaczął przeglądać pocztę leżącą na blacie i raczej machinalnie wyrzucił, po raz któryś, małą choinkę, którą Alaina uparcie odkładała z powrotem na miejsce.

- Cześć, szefie! – Młody mężczyzna podszedł żwawym krokiem do biurka i usiadł na krześle przed nim. Uśmiechał się promiennie jak zawsze i był niezwykle… wyluzowany.
- Brayan…
- Tak? – odparł od razu nie dając mu dokończyć. House przewrócił oczami.
- Możesz powiedzieć tej kobiecie, żeby przestała układać tu te cholerne choinki!?
- A jaka kobieta przynosi tu i na dodatek układa, zacytuję „cholerne choinki”?
- Alaina! Kto inny może mieć takie durne pomysły?
- A, jasne. – Jego entuzjazm znacznie zmalał. Wstał i niechętnie poszedł do drugiej części gabinetu, czyli tam gdzie zwykle spotykali się wszyscy razem i dyskutowali na temat pacjentów. House bawił się chwilę okruszkami leżącymi na biurku, aż w końcu wstał i dołączył do swojego zespołu. Alaina kłóciła się z Melvin’em o to czy opady śniegu można porównać objętościowo z opadami deszczu w południowej części Ameryki Środkowej. Greg siedział obok Brayana i przysłuchiwał się im. W końcu westchnął ciężko. To nie był ten sam zespół co dawniej. Owszem, byli to dość zdolni i ambitni ludzie o wysokim ilorazie inteligencji. Można było z nimi rozmawiać praktyczni na każdy temat, bo do wszystkich spraw mieli swój komentarz. Jedyną ich wadą było to, że nie byli jego dawnym zespołem.

- House, jak myślisz, ile śniegu przypada na jednego mieszkańca Nowego Jorku przykładowo biorąc pod uwagę opady z ostatnich trzech tygodni? – Greg patrzył na nich przez chwilę po czym wstał i wyszedł.
- Kiedyś przez nich zwariuję – mruknął cicho i wślizgnął się do windy. Pojechał na parter, przeszedł przez przestronny hol i chciał bez pukania wtargnąć do gabinetu Browna. W ostatniej chwili przypomniał sobie, gdzie się znajduje. Zatrzymał się i zapukał niecierpliwie.
- Proszę. – Usłyszał miły, lekko zachrypnięty głos. Wszedł i skinął lekko głową. Brown uśmiechnął się od ucha do ucha… jego uśmiech był taki… żabi. Za szeroki, żeby uznać, że był szczery. – Witam, doktorze House. W czym mogę pomóc? – Wskazał mu krzesło naprzeciw siebie.
- Postoję. Chciałbym wyjechać na święta. Na kilka dni.
- Powód?
- „Chcę” nie wystarczy? – Brown parsknął śmiechem… House potraktował to jako odmowę. Zmarszczył brwi. Kłamać przecież potrafił. – Muszę?
- Powód?
- Muszę pojechać do matki na święta. Nie widziałam jej ponad dwa lata. Twierdzi, że może nie dożyć przyszłych świat. Ostatnio kiepsko się czuje.
- Doktorze, mam panu uwierzyć?
- Nie musi pan. Wystarczy, że napisze pan odpowiednią karteczkę z napisem: „Doktor House jest nieobecny do odwołania” opatrzy ją swoim podpisem i przywiesi w holu obok tych trzech innych. – Brown patrzył na niego przez chwilę. Panowała zupełna cisza.
- Dobrze – odparł po chwili i z powrotem nachylił się nad swoimi dokumentami. Po sekundzie podniósł głowę z powrotem. – Może pan już iść, doktorze. Wesołych świąt.

Pozdrawiam
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:42, 15 Gru 2010    Temat postu:

Szpiluś, nareszcie tu dotarłam i jestem z tego powodu niezwykle szczęśliwa Widać, Mikołaj mnie bardzo lubi, skoro zdecydował się podarować mi prezent w postaci Ciebie piszącej
Dobry Mikołaj

Wiesz, że nie na żarty przestraszyłam się w pierwszej części, że uśmierciłaś House'a? Ale to może dlatego, że liść skojarzył mi się z moją starą miniaturą, w której bezczelnie ukatrupiłam diagnostę. Cieszę się, że nie popełniłaś mojego błędu
Posiadam w sobie ogromną czułość w stosunku do Świąt Bożegonarodzenia i niesamowicie cieszę się, że postanowiłaś poruszyć tą tematykę. Fajnie jest się oderwać od mycia okien, wycierania kurzu i komponowania świątecznego menu. Dzięki, że wprowadzasz odrobinę spokoju w te wariackie przedświąteczne dni
Powiem jeszcze tylko, że jak Cuddy nienawidzę strychów, nienawidzę wspomnień, które wiążą się ze schowanymi tam rzeczami, a przede wszystkim nienawidzę tego, że wierzę w duchy i w każdym momencie jakiś może na mnie wylecieć
A poza tym kocham retrospekcję! Uwielbiam, gdy w opowiadaniu przeplatają się dwa czasy, gdy wszystkie uczucia i wspomnienia bohaterów nie są od razu podane nam na tacy, ale możemy je powoli odkrywać, snując swoje własne domysły.
I w ogóle muszę powiedzieć, że nie lubię pisać komentarzy, bo po prostu nie umiem
Więc daje z siebie wszystko, co mogę
Czekam więc na więcej i wracam do swojej szarej rzeczywistości
Pozdrawiam, Kika.

Ps. Że się jeszcze wtrące:

Cytat:
Takie rzeczy lubie pisać, no ale niestety na razie sobie to odpuszczę, bo muszę zinterpretować wierszyk na jakieś 8-10 stron więc...;/


To naprawdę nie jest takie straszne, na jakie wygląda Jak się rozkręcisz to poleci jak z płatka Ja też na pierwszym roku miałam na zaliczenie poetyki interpretacje na ok. 10 stron... Fajna rzecz, można się pobawić


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:44, 16 Gru 2010    Temat postu:

Szpilko masz szczęście, że Twój wen jest bardziej pracowity niż mój W ogóle Twój jest bardziej, jeśli chodzi o wszystko ale ja nie o tym, co już wiesz przecież
Ja o nowej części
Wiesz, chyba im mniej Huddy jako takiego tym bardziej je doceniam, tu była chwila, krótka rozmowa, a dla mnie to cała historia, już zastanawiam się co się stało, dlaczego się stało, dlaczego tak ze sobą rozmawiają, znaczy zwykle tak rozmawiają, ale tu była jeszcze nutka żalu i złości między tym czymś. I ich dom. Znów to robisz Sprawiasz, że nasz wyobraźnia racuje jak szalona. Mieli dom, znaczy mają Moja bujna wyobraźnia już to widzi, nie powiem co poczekam aż napiszesz
Nowa praca House'a, nowy szef, czy to w ogóle możliwe, napisałaś tak prawdopodonie coś, co do tej pory dla mnie po prostu było niemożliwe.
Oboje cierpią, to widać. Mam nadzieję, że następny rozdział rzuci odrobinę światła na te ich tajemnicze koleje losu. A, jeszcze Lisa i jej tata, to jest to co często Ci powtarzam, takimi elementami, szczegółami, drobnostkami sprawiasz, że fik zyskuje niezwykły klimat
Nowy zespół Kobieto padam Skąd Ty te imiona wziełaś, super
Pukający House Błagam, powiedz, że planujesz wysadzić w powietrze jego nowy zakład pracy I co to za szef, żeby się tak od razu godzić. Cuddy chociaż pogroziłaby mu paroma godzinami w klinice
Jakkolwiek dwuznacznie to zabrzmi mam nadzieję, głęboko wierzę i w ogóle... że House do się przekonać WIlsonowi i jednak zaliczy wszystkie miejsca ze swojej przeszłości. Szpital, tajemniczy dom i może kogoś znaczy się coś jeszcze

Buziaki i wena Mistrzu


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Czw 14:12, 16 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:05, 17 Gru 2010    Temat postu:

Przyszedł czas na ciebie moje dziecko Siedzę, słucham fajnej piosenki i myślę nad komentarzem... chociaż nie... Najpierw biorę się za czytanie Ok... pogubiłam się bo wiesz " I don't mean any harm all I wanted to do is just say hello" Tak, wali mi i w kółko to śpiewam i jeszcze to co mam w opisie na gg Ok biorę się za komentarz

"House rzucił się na łóżko i leżał przez kilka minut. Potem usiadł, ułożył pod plecami puchate poduszki i oparł się o nie wygodnie."


Nie za dobrze mu? Ja mam tylko fotel


"Bałagan."


No tak... niektórych świąteczne sprzątanie nie obowiązuje


"Ładny widok na Central Park."


Jemu zdecydowanie za dobrze


Stop! Bo wiesz... właśnie mnie olśniło Tego nie opowiada House... Nie żeby mi to przeszkadzało... Chciałam po prostu podzielić się z tobą moim odkryciem


"Grudzień. House nigdy nie lubił grudnia. Nieodzownie kojarzył się z mrozem, śniegiem, niemożliwością jeżdżenia na motorze, no i ze świętami. Nie lubił świąt. "


Chyba zaczynam go lubić Też nie lubię świąt i grudnia... chyba, że mam snowboard na nogach i stok i na słuchawkach "Hello" pana z ADHD


"Albo z gołębiami pocztowymi."


Sowy z Harrego też są fajne


"Usiądziesz – telefon. Śpisz – telefon. Oglądasz telewizję – telefon. Płaczesz – telefon. Czytasz – telefon. Pracujesz – mail! Z deszczu pod rynnę."


Dobrze, że on nie został chirurgiem Wtedy by miał jeszcze większą lipę


"Greg, przystał na to i dzielnie został wykładowcą na uczelni."


Boże... ja chcę takiego wykładowcę Pierwszy raz nie nudziłabym sie między przerwami


"- Kto? – Zmarszczył czoło i przysiadł na brzegu kanapy."


Miło... ale obiecuję, że mnie jako swojej studentki nigdy by nie zapomniał


"- Wiesz, że telefony komórkowe emitują swego rodzaju promieniowanie, które może być szkodliwe dla zdrowia? Przez ciebie mogę być chory."


A czy ty wiesz, że mogę się z tobą zgodzić? Chociaż... Ten telefon musiałby być w kieszeni spodni i... powinieneś sie tym martwić tylko wtedy, kiedy planowałbyś dzieci


Oooo wspomnień czar! Nareszcie!


"Nie mam czasu na spanie."


To mi kogoś przypomina... dobrze, że nie powiedział, że spanie jest nudne


"- Co znowu? – zapytał zirytowany i spojrzał na Lisę.
- Pocałuj mnie. – Uniósł znacząco brwi w górę.
- A potem…
- Rozbierz mnie i kochaj się ze mną – odparła, uśmiechając się kokieteryjnie."


Napiszę ci to po raz drugi i to w tym samym czasie (przynajmniej w Word'zie pisze to w tym samym czasie ) Uśmiecham się jak głupia do monitora Boże! Jakbym miała rozrusznik serca, to juz dawno by wysiadł! To jest cudowne


"- Yhm… niech pani schowa je… wsadzi je pod łóżko. Albo nie! Do szafy. Niech pani wsadzi je do szafy na górną półkę"


Ma szczęście, że go nie wyrzucił


Eeee... ten fik jest świąteczny prawda? Dlaczego te wspomnienia są takie piękne, ale strasznie smutne? I wiesz co mnie przeraża, że ja to co napisałaś widzę idealnie... serio Ja tam jestem, siedzę obok i obserwuję... Ich wspomnienia są tak cudownie opisane, że mam wrażenie, że to są również i moje wspomnienia Brawo mistrzu


Rozdział 3


"Kilka cyfr wyrytych w pamięci niczym swój własny PESEL."


Ja nie znam swojego pesela... peselu? Pogubiłam się w odmienianiu


" Słyszeli tylko swoje oddechy. Nic więcej."


Nie lubię, jak mi ktoś dmucha do słuchawki...


" - Słucham? – Zirytowała się i to nie na żarty. Podniosła lekko głos."


Ale dlaczego? Przecież to nie było złe pytanie, prawda?


No nie! A miało byc tak pięknie! Protestuję! Mają tam pojechać, polecieć, dopłynąć... i to natychmiast!


"Przez chwilę nie mogła go z niczym skojarzyć, ale później zrozumiała co on oznaczał. Łzy. Tak smakowały łzy. Zdążyła już o tym zapomnieć. Chyba jednak coś czuła. Tylko nadal nie wiedziała co."


Możesz mi powiedzieć, przez kogo sie rozeszli? Bo nie wiem czy napisać: "Dobrze jej tak!"


" Teraz Nowy Jork przypominał jedną, wielką ozdobę świąteczną. Tak, jakby ktoś kupił niesłychanie długi łańcuch ze światełkami i przeciągnął go przez całe miasto obwiązując starannie każdy budynek."


Miasto które nigdy nie śpi


"- House, jak myślisz, ile śniegu przypada na jednego mieszkańca Nowego Jorku przykładowo biorąc pod uwagę opady z ostatnich trzech tygodni?"


Boże, a kim on jest? Pogodynką? W ogóle, to ich nie lubię... kujony
Tak jedzie! Wiem, że nie wiem (namieszałam? ) czy jedzie do Cuddy, ale i tak się cieszę Fik jest świetny Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuu
Internista
Internista


Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:38, 17 Gru 2010    Temat postu:

::

A first: Przepraszam za opóźnienia w komentowaniu.

Przeczytałam sobie teraz dwie części i stwierdzam, że bardzo podoba mi się ten fik. Jest w nim coś fajnego - to spojrzenie najpierw jak Cuddy (romantyczno sentymentalnie) później jak House (niczym główny bohater Opowieśc Wigilijnej). Greg nie jest może tak wygadany jak w serialu jednak tworzy tu ładną, pasującą postać.

Zbyt dużo jest fajnych zdań czy dialogów by cytować ale muszę naprawdę pochwalić za ładny i interesujący język pisania

Oby tak dalej o ile nie lepiej, pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gorzata
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:34, 19 Gru 2010    Temat postu:

Cudowne
Bardzo mi się podoba pomysł. Święta, wspomnienia i dodatkowo Twój genialny styl razem to przepiękna kompozycja. Te wszystkie pamiątki po drugiej osobie są takie rzeczywiste.
Świetna jest również nowa drużyna House'a. Chociaż oczywiście nic nie zastąpi prawdziwej.
Cytat:
House, jak myślisz, ile śniegu przypada na jednego mieszkańca Nowego Jorku przykładowo biorąc pod uwagę opady z ostatnich trzech tygodni?

Niby jedno pytanie, a rozwaliło mnie całkowicie.
Czekam więc na ciąg dalszy i życzę dużo Wena!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:25, 19 Gru 2010    Temat postu:

Kikuś Ojej, jak miło Cię tu u mnie widzieć! I że niby ja w jakiejkolwiek formie mam być prezentem? To urocze, zaraz założę sobie na szyję wielką, czerwoną kokardę i będę pisała dalej Haha, i kolejny czytelnik fantazjujący o smierci House'a, haha. Nie mogłabym tego zrobić w święta a Wy tak mnie kusicie cały czas! Komentarze piszesz ślicznie i ja bardzo je lubię... nie wiem czy to przez treść, czy tylko przez to, że piszesz je akurat Ty;) Prace już skończyłam. W wielkich bólach. Jestem dziwna, bo nie lubię interpretować wierszy... nie umiem tego. I nienawidzę literatury staropolskiej. Tak, kocham mój kierunek studiów! Może to wszystko brzmi dziwnie, ale moje rozumowanie jest tak zakręcone jak nic innego;) Dziękuję Ci bardzo

Lisek (jeszcze nie wymyśliłam jak mogłabym to zdrobnić ). Warto uściślić, że mój wen jest okropnie leniwy! To co czytacie pisał przez jakieś dwa miesiące... Szkoda, że nie powiesz, co widzi Twoja wyobraźnia, bo moja nic nie widzi i ciężko nam pisać Imiona nowego zespołu są całkiem normalne, haha. Jak to skąd? Tym razem nikt mi nie pomagał - znalazłam je w internecie. Zajęło mi to cały dzień, ale zawsze Dziękuję Ci ślicznie za każde słówko

Oluś Ty i te Twoje uzdolnienia i zainteresowania wokalne House ma łóżko, Ty masz fotel, a ja co? Jakieś twarde krzesło należące do... ok, Ty już to wszystko wiesz Szybko się zorientowałaś, że zmieniłam narrację. Brawo mistrzu! Tobie to nie przeszkadza, ale ja ubolewam nad tym bardzo... to taki jednorazowy incydent Wiesz, że odkąd to przeczytałam to się martwię? Przez ten snowboard... pojedziesz, połamiesz się i tyle z tego będzie i... ok, moje dzieci będą miały przesrane Ej, bez wyskakiwania z wątkami prywatnymi autora! Nie wszyscy muszą wiedzieć o spaniu Dziękuję Ci Słonko

Zuu Nie masz za co przepraszać Dziękuję Tobie bardzo. Cieszę się, że Ci się podoba

Gorzata O, kolejny zadowolony czytelnik. Miło mi;) Cieszę się bardzo, że Ci się spodobało, że czytasz i w ogóle. Dziękuję


Rozdział 4


House z wielkim zawzięciem wymalowanym na twarzy upchnął w walizce czarną koszulę. Na górze ułożył ręcznik, o którym przypomniał sobie w ostatnim momencie i z niemałym trudem zamknął walizkę. Spojrzał na nią dumny z siebie i rozejrzał się po pokoju, aby upewnić się czy wszystko zapakował. Nie miało to oczywiście sensu, bo wszystko co rzucił, w pośpiechu, na łóżko znajdowało się w walizce. Pytanie czy nie zapomniał rzucić czegoś na łóżko… tego House nie miał ani ochoty, ani czasu sprawdzić. Chwycił walizkę i postawił ją przy drzwiach. Po chwili wrócił do sypialni, wyjął z szufladki mały kluczyk i z uśmiechem wsadził go do kieszeni spodni. Zerknął na klucze od motoru, westchnął ciężko i wybrał te od samochodu.

Po minucie wyszedł na zaśnieżony chodnik. Zawsze zastanawiało go dlaczego odśnieżają je tylko wcześnie rano. Ostatnimi czasy efekt tego był taki, że wszyscy rano chodzili uśmiechnięci po gładziutkim chodniku a wracając do domu przedzierali się przez zaspy śnieżne. Coś okropnego! Jakby ci wszyscy „mądrzy” urzędnicy chodzili z laskami to miasto wyglądałoby zupełnie inaczej! House był niesamowicie wdzięczny samemu sobie, że zakupił mieszkanie przy głównej ulicy. Obrzeża Nowego Jorku były jedną wielką zaspą śnieżną.

- Głupi śnieg. Kiedy to cholerstwo przestanie padać? – mruknął do siebie wsadzając walizkę do bagażnika. Otworzył drzwi samochodu i odjechał.

* * *

Cuddy szła szybko przez hol szpitala. Nawet w stukocie jej wysokich obcasów można było wyczuć zirytowanie. Jak strzała wpadła do swojego gabinetu, rzuciła na fotel płaszcz i pojechała windą na drugie piętro. Po drodze zamieniła kilka słów z pielęgniarką i nakazała jej, aby poprosiła kogoś o posprzątanie w gabinecie zabiegowym numer osiem.

- Naprawdę muszę się zajmować takimi rzeczami? – zapytała ją zirytowana.
- Nie, oczywiście, że nie. Zaraz ktoś się tym zajmie.

Rozeszły się w dwie różne strony. Cuddy prawie dobiegła na oddział chirurgii i z impetem otworzyła wahadłowe drzwi. Powodu całego zamieszania nie musiała długo szukać. Na końcu korytarza zobaczyła grupkę ludzi kłócących się o coś zajadle. Przewróciła oczami i podeszła do nich. W międzyczasie wściekły wyraz twarzy zmieniła na bardziej chłodny i profesjonalny.

- Co się tutaj dzieje? – warknęła mimowolnie. Zapomniała o zmianie głosu!
- O, pani doktor! Dobrze, że pani przyszła. Ten człowiek – Lekarz wskazał na drugiego chirurga palcem w niezwykle oskarżającym geście – uważa, że stan pacjenta z sali numer jeden pogorszył się pod wpływem operacji, którą przeprowadziłem wczoraj. Ja natomiast uważam, że jest to wina leków, które on podał nie uzgadniając tego ze mną i… - I Cuddy zastanawiała się czy prowadzi szpital, czy przedszkole. Oni naprawdę nie potrafią załatwić tego sami? Naprawdę nie potrafią?
- Proszę wykonać badania i uzgodnić wspólnie po czyjej stronie leży wina. Zresztą to nie jest istotne. Proszę zrobić tak, żeby stan pacjenta się poprawił. Pan doktor – Wskazała na lekarza stojącego nieopodal, który zrobił zaskoczoną minę – będzie panów pilnował tak długo, aż rozwiążecie wasz problem. Nie powinno trwać to dłużej niż dwie godziny – oświadczyła i odeszła.

Przeszła korytarzem przecierając dłonią zmęczoną twarz. Nie miała siły na takie sprawy. Zawsze myślała, że znała tylko jednego niedojrzałego i nieodpowiedzialnego faceta – House’a. Ale teraz widziała, że więcej takich osobników kręci się po szpitalu. Ech, takich dziwnych awantur nie wszczynał nawet House!

- Lisa, Lisa!
- Tak? – Odwróciła się i zobaczyła zdyszanego Wilsona. Uśmiechnęła się mimowolnie. – Cześć.
- Cześć. Miałem nadzieję, że będziesz jeszcze w szpitalu – powiedział na jednym wydechu i uśmiechnął się dobrodusznie tak, jak tylko on potrafił.
- Właściwie już mnie nie było, ale musiałam przyjechać i coś załatwić. O co chodzi?
- Widzisz, chciałbym wziąć wolne na święta.
- Wolne? Hm… dobrze, właściwe dobrze. Nie ma sprawy. – Spacerowym krokiem przeszli w stronę windy i weszli do środka. – Wyjeżdżasz gdzieś?
- Tak. Chciałbym wyjechać.
- Gdzie? Ciepłe kraje, daleka rodzina?
- Nowy Jork.
- Aaa… Nowy Jork – wyszeptała i jej uśmiech trochę przygasł. – Do House’a?
- Tak. Dawno się z nim nie widziałem. Chciałbym spędzić z nim trochę czasu. Już tak długo nikt mnie nie obraził twarzą w twarz. – Zachichotali oboje.
- Trochę to dziwne.
- Dlaczego?
- Dzwonił do mnie. Mówił, że nie ma czasu na święta i nie będzie ich obchodził. Nie wspominał, że przyjedziesz do niego.
- Nie wie tego. Czekaj… rozmawiałaś z House’m? Zadzwonił do ciebie? Sam?
- Yhm, chciał się dowiedzieć co z naszym domem. Pytał czy zamierzam tam spędzić święta. Myślałam, że dzwoni, bo sam chce tam pojechać.
- Nie, na pewno tam nie pojedzie. On nie ruszy tyłka poza Nowy Jork. Nieraz mam wrażenie, że przywiązali go tam sznurem… albo on sam się nim przywiązał. – Cuddy skinęła potakująco głową. Wyszli z windy i ruszyli w stronę wyjścia.
- No cóż, muszę jeszcze skoczyć na chwilkę do gabinetu. Wesołych świąt, James. Baw się dobrze. – Cmoknęła go w policzek. – I uważaj na tych drogach. Straszne śniegi.
- Będę ostrożny. Jak zawsze zresztą. Wesołych świąt. Trzymaj się. – Pogładził ją po ramieniu i odszedł.

* * *

House jechał uliczkami swojego dawnego miasta. Miło było wrócić tu po takim czasie. Wszystko dobrze pamiętał. Zauważał najmniejsze zmiany i każdą dodatkową zaspę przy drodze. Tej na rogu tych dwóch ulic nigdy nie było! W końcu przejechał obok swojego mieszkania. Nie sprzedał go. Nie mógł tego zrobić, ale nie zatrzymał się przy nim i nie wszedł do środka. Zerknął tylko dyskretnie na drzwi wejściowe i pojechał dalej. Mógł przejechać inną ulicą i ominąć to miejsce, ale nie chciał. Po kilkunastu minutach dojechał przed dom Wilsona. Westchnął, przymknął na chwilę oczy i ukrywając uśmiech wyczekiwania i radości, że w końcu zobaczy przyjaciela, podszedł do drzwi i zapukał. Po sekundzie stwierdził, że pukanie nie jest w stylu dawnego House’a. Tej zbędnej czynności nauczył się w Nowym Jorku i to w stosunku do kilku osób, które nie odezwałyby się, gdyby nie zapukał. Uśmiechnął się więc szeroko i z szatańskim błyskiem w oczach nacisnął klamkę i wszedł do środka.

W korytarzu zobaczył skołowanego Wilsona z walizką przy nodze i na wpół otwartymi ustami. Miał na sobie rozpięty płaszcz i narzucony na niego szalik. Na stopie miał założony jeden but a drugi trzymał w dłoni. Jego oczy błyszczały dziwnym blaskiem. Nie mrugał. Stał i patrzył na House’a jakby zobaczył ducha… lub kogoś kogo kompletnie nie spodziewał się zobaczyć.

- Chciałem powiedzieć, żebyś się pośpieszył z pakowaniem, ale nie śmiałbym wymagać, aż takiego pośpiechu – stwierdził Greg obrzucając wzrokiem walizkę. – I zamknij usta, bo wyglądasz jeszcze bardziej kretyńsko niż zwykle.
- House… - wykrztusił w końcu mrugając zawzięcie i przełykając ślinę. Zaśmiał się nerwowo. Odłożył na ziemię but. Wyprostował się i przetarł dłonią oczy. Chwycił rączkę walizki. Popatrzył w jakiś bliżej nieokreślony punkt, po czym niepewnie zerknął na House’a. Znów zamrugał szybko i zachichotał głupkowato. To wszystko nie trwało dłużej niż pięć sekund.
- Nie, duch święty w postaci seksownej gołębicy.
- House! – Wilson puścił rączkę walizki tak, że ta przewróciła się na ziemię z głośnym trzaskiem. James nie za bardzo się tym przejął. Podszedł do Grega i niemal rzucił mu się na szyję. Na pewno objął go jak starego kumpla, którego nie widział od dłuższego czasu. House stał chwilę osłupiały, aż w końcu otrząsnął się i poklepał Wilsona po plecach, a potem delikatnie odsunął od siebie.
- Ja też się cieszę, że cię widzę. Masz coś do jedzenia? – James zaśmiał się.
- Właśnie tego mi brakowało. Zjedz wszystko jeśli masz ochotę.
- Okej. – House ruszył w stronę kuchni. Gdy Wilson do niej dotarł było widać jedynie tyłek Grega wystający z jego, nowej i pełnej świątecznego jedzenia, lodówki.
- Co ty tu robisz?
- Zjadam twoje zapasy.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. Nie co robisz teraz, ale w ogóle – tutaj. W tym mieście. Mówiłeś, że nie przyjedziesz.
- A ty skrzętnie to wykorzystałeś i od razu chciałeś lecieć na Bahamy. Nic z tego! Wiem, że nie czekałeś na mnie z walizkami. Gdzie chciałeś jechać? Podkreślam „chciałeś”, bo jedziesz gdzie indziej – ze mną.
- Właściwie to… - Skrzywił się, gdy zobaczyła jak House nadgryza kawałek bułki a resztę odkłada z powrotem na miejsce - miałem zamiar cię odwiedzić.
- Bez zapowiedzi? – zapytał Greg z ustami pełnymi jedzenia. - To niegrzeczne. – Skarcił go spojrzeniem. Wilson przewrócił oczami.
- Taa, dobrze, że ty zapowiedziałeś, że wpadniesz. Inaczej mógłbym wyjechać szybciej i byśmy się minęli.
- Masz rację. Dobrze, że powiedziałem, że przyjadę. – Greg zamknął lodówkę i usiadł na krześle naprzeciw przyjaciela. – Chcę kawy.
- A ja chcę wyjaśnień. – Mimo to wstał i wstawił wodę.
- Co powiesz na urocze święta w przytulnym domku, z cholernym kominkiem, nad jeziorem?
- Co powiem? Jesteś popieprzony. Nie możemy zostać tutaj? Ugotuję coś, ubierzemy choinkę, nie musimy nigdzie wychodzić. Zostaniemy?
- Nie.
- Ale…
- Nie.
- Tak byłoby lepiej, wiesz przecież.
- Owszem.
- No to co, zostaniemy? – Wilson uśmiechnął się tak, jakby postawił na swoim.
- Nie – odparł House ze swoją kamienną twarzą i uśmiechniętymi oczami.


Pozdrawiam
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gorzata
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:43, 19 Gru 2010    Temat postu:

Świetne, świetne, świetne!!!
Cały House - wraca i już wyjada Wilsonowi zapasy. Wilson niestety (albo na szczęście, to się okaże pewnie już niedługo) nie posiada umiejętności przekonywania House'a do swoich pomysłów.
Cytat:
Zapomniała o zmianie głosu!

Fajnie to zabrzmiało. Ale bardziej tak, jakby ktoś podszywał się pod Cuddy i o tym zapomniał.
Ogólnie podobało mi się i jestem ciekawa, co będzie dalej. Tzn. można by się coś tam domyślać, ale nie wiem, po co ciągniesz Wilsona do tego domku. Miałby chłopak ciekawą wycieczkę do Nowego Jorku i z powrotem!
Wena!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:17, 19 Gru 2010    Temat postu:

Jakoś nie wierzę Już tam dobrze widzę, co Ty i Twoja wyobraźnia sobie widzicie no dobra, nie widzę ale bardzo bym chciała Bo wiem, że to z pewnością jest dużo lepsze od tego co widzę ja i moja wyobraźnia Tyle kwestią wstępu.
Opisy, szczegóły, opisy szczegółów... - powiem głośno i wraźnie kocham Cię za nie za każde słówko, każdy drobiazg, którym sprawiasz, że przenoszę się w świat widziany oczami bohaterów. Dziękuję Ci za to. I za ten humor delikatnie płynący przez ten w rzeczywistości smutny fik. Hilson absolutnie bezbłędny, zaserwowalaś nam jego najlepsze wydanie, gdybym chciała coś zacytować musiałabym wkleić całą rozmowę
Och... budujesz napięcie, chyba przy żadnym innym fiku w moej głowie nie rodzi się tyle pytań. Serio, kiedys mnie tym zabijesz
Ale to będzie piękna śmierć. No, bo...
Czy w końcu pojadą do TEGO domku?
Czy dowiemy się o TYM domku czegoś więcej?
Czy KTOŚ inny może pojawić się w tym domku?
Czy pewne KTOSIE w ogóle się spotkają?
Co będzie jak się spotkają?
Czy pojawią sie jeszcze rodzice Cuddy?
Czy WIlson zdoła uratować ducha świąt?
Czy jak się spotkają znów wszystko spieprzą?
Czy WIlson to przeżyje?
I czy wystarczy mu zapasów?

...a wierz mi to nie koniec mnożących się w mojej główie mrożacych krew w żyłach pytań
A zatem moja kochana Mistrzyni czekam odpowiedzi chociaż na niektóre albo przynajmniej jedną

Buziaki i wena wielkiego jak zaspy w na obrzeżach NY


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Nie 16:19, 19 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
shattered
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Lis 2010
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:40, 19 Gru 2010    Temat postu:

To jest po prostu... fantastyczne!!! Jak Ty to robisz, droga Szpilko? Jak? Za poczucie humoru, wierność charakterom postaci i tę dbałość o szczegóły jestem wręcz w stanie pomnik Ci postawić

Hilson w ostatniej części jest rewelacyjny. Jednak najbardziej chwyciła mnie za serce pierwsza i druga część i te retrospekcje. W nich House jest taki pogodny, taki szczęśliwy, taki on w "uczłowieczonej", zakochanej wersji. Właśnie takiego House'a uwielbiam! Później już ta jego zgorzkniałość mmnie kłuje, ale to wszytsko tylko przez to, że lubię House'a bardziej wtedy, gdy łapie takie oddechy normalności pomieszanej ze szczęściem, a nie jak stacza się na dno. Najważniejsze mimo wszystko, że zawsze jest sobą.

Pozdrawiam cieplutko!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez shattered dnia Nie 16:43, 19 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:03, 19 Gru 2010    Temat postu:

Czy ty chcesz mi powiedzieć, że zabronisz im jeździć na snowboard'zie? Dobrze, że będziesz nas odwiedzać w wakacje Chociaż... podczas ferii zimowych też jest przerwa Ok... będę wtedy je wysyłać gdzieś na jakieś wypady na deskę Więc w zimę też jesteś mile widziana


"czarną koszulę."


A to nowość w takiej go jeszcze nie widziałam chociaż... coś mi świta


"Pytanie czy nie zapomniał rzucić czegoś na łóżko…"


Szczoteczkę do zębów i czysta bieliznę wziąłeś? Dobry chłopiec


"Zerknął na klucze od motoru, westchnął ciężko i wybrał te od samochodu."


Głupek Ja bym wzięła te od motoru Uniknął by korków A w zimę są dużeee korki (Jest też na ulicy śnieg i jest ślisko, ale... kto normalny by się tym przejmował )


"- Głupi śnieg. Kiedy to cholerstwo przestanie padać? – mruknął do siebie wsadzając walizkę do bagażnika. "


Właśnie! Chociaż tego nawet najstarsi górale nie wiedzą


Wątek Cuddy skomentuje... pracoholiczka Ale nie wiem, czy to odpowiednie określenie Raczej... a dobra Nie będę się w to wgłębiać W końcu to wątek z Cuddy, a nie House'm


Nie no nie mogę Tylko mi nie mów, że Wilson pojedzie tam, a on przyjedzie tu Ale w sumie fajnie Nie będą mieli przyzwoitki


Pfff (I tylko nie pisz, że mam na ciebie nie... ok nie pamiętam jak ty to piszesz ) Czyli przyzwoitka zostaje w mieście? Może dzięki temu główni bohaterowie sie nie pozabijają I co z tego, że są święta? Zamiast kisielu, czy budyniu będą mogli użyć śniegu


" - Nie, duch święty w postaci seksownej gołębicy. "


Chyba muszę zacząć chodzić do kościoła Tej ewangelii jeszcze nie słyszałam


"– Chcę kawy."


A napisałeś do świętego mikołaja?

Tak jadą! I fajnie
Kochana super część Ale co tak krótko? Nastawiłam się na coś dłuższego No cóż... czekam na kolejną piękną część i życzę wena


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vannes_002
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:50, 19 Gru 2010    Temat postu:

Oryginalnie, uwielbiam szczęśliwe zakończenia, więc mam nadzieję, że House jeszcze nieraz zagra Cuddy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:42, 20 Gru 2010    Temat postu:

osz, jestem komentarz do tyłu, nie wiem jak to sie stało! Ale tak fajnie powoli rozwijasz wszystkie wątki, że nadązam

Szpilka napisał:
- Głupi śnieg. Kiedy to cholerstwo przestanie padać?
cholera, też sie zastanawiam;) Chociaż jak przestanie padać to i tak mnie mało urządza, mogłoby zniknąć w końcu!

Szpilka napisał:
- To niegrzeczne. – Skarcił go spojrzeniem. Wilson przewrócił oczami.
taaak, bardzo dobrze, że niegrzeczne! naughty boys

Szpilka napisał:
- No to co, zostaniemy? – Wilson uśmiechnął się tak, jakby postawił na swoim.
ja myślę, że powinni zostać i pójść do sypialni Wtedy dopiero Wilson by postawił

I no wiesz, jak już sama mówisz, że Ci Hilson wychodzi... to pisz Hilsona w każdym razie weny:*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuu
Internista
Internista


Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:00, 22 Gru 2010    Temat postu:

Hey!
Dawno tu nie zaglądałam. Kolejna część też super a dialogi z wilsonem to już powalają mnie na łopatki Jest inaczej niż w serialu ale tak jakoś ... odpowiednio, lepiej i przekomicznie.
Pozdrawiam serdecznie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
paulinka11133
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:45, 23 Gru 2010    Temat postu:

Nadrobiłam wszystko
Już mi się podoba, bardzo podoba.
Czekam na kolejną część!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin