Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[+18] The rest is silence [T][NZ]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:42, 23 Wrz 2011    Temat postu:

No, muszę przyznać, masz tempo dziewczyno. Mam wrażenie, że o to powinnam zapytać na końcu, ale jestem pewna, że później zapomne. Twój bannerek, wiem kim, kto jest, ale o co chodzi z tym wzrokiem Trzynaście? Tak się przyglądałam, i nie mogłam stwierdzic, czy ona patrzy na House'a czy na Forman'a, czy w ogóle na nikogo. Ale komentuję twóje tłumaczenie, a nie ubranko. Ja to bym wolałan, żeby patrzyłą na Forman'a, ale to tak tylko nawiasem.

Omg. Wprawiłaś mnie tą częścią w takie osłupienie, że nie wiem, co mam myśleć. Denerwuje mnie to, jak Chase radzi sobie z problemami. On jest wiecznie albo pijany, albo na kacu. Swoją drogą, z tego co słyszałam, jak student.
Cytat:
- Udowodnij. - powiedziała Cameron, chociaż była przekonana, że mówi prawdę. Czuła się tak, jakby ktoś wyrwał jej grunt spod nóg. Teraz zaczynała wątpić we wszystko co sobie zakładała. Chase nic nie mówił. Ta niepewność chyba była najgorsza ze wszystkiego, najbardziej przerażająca.
W dwóch krokach zmniejszył dystans między nimi. Był bardziej pewny siebie niż chwilę temu. Cameron wstrzymała oddech, kompletnie zaskoczona, kiedy położył ręce na jej ramionach. Po raz pierwszy od lat dotykał jej bo tego chciał a to było dla jej ciała wielkim szokiem. Pozwoliła mu na to by popchnął ją lekko na ścianę a jej ręce powędrowały na jego biodra. Spojrzał na nią z intensywnością, która wyzierała spod odurzenia alkoholowego, spod narkotyków, spod ściany, którą przez wiele lat budowała wokół siebie. Jego oddech stał się spokojniejszy kiedy przesunął ręce wzdłuż jej ramion i mocniej przycisnął ją do ściany.
- Chcesz mnie? - zapytała Cameron, w pełni świadoma, że jest to wyzwanie.
Chase odetchnął, pożądanie było widoczne w jego oczach, przesunął rękę i przeczesał palcami jej włosy. Czuła jego erekcję, kiedy przysunął się bliżej niej. Była w nim dzikość, jakiej nigdy wcześniej u niego nie widziała. Wydawał się silniejszy, ostrzejszy, gniewny. Cameron pomyślała, że może powinna się go obawiać, ale jedyne co czuła to pustka i desperackie pragnienie by ją chciał, nawet jeśli tylko w taki sposób.
- Jasne. - wyszeptał. Jego oddech łaskotał ją w szyję i powodował gęsią skórkę na całym ciele.
Niecałą minutę zajęło jej rozpięcie mu koszuli i zdjęcie jej z jego ramion. Cameron nie dała mu czasu na to by zaczął ją rozbierać zanim odpięła mu pasek i zsunęła mu spodnie. Wydostał się ze spodni i bokserek i kopnął je w kąt pokoju. Przez chwilę była zszokowana widząc jak chudy jest i jak bardzo się zaniedbał od kiedy odeszła. Kiedy przyciągnął ją do siebie, Cameron pocałowała go, ale jego reakcja była gorsza od tej, którą sobie wyobraziła.
- Nie rób tego. - to było polecenie a Cameron zorientowała się, że nie będzie mogła tego złamać.
- Dobrze. - powiedziała. - Jeśli tak chcesz to rozegrać. - nachyliła się i zaczęła całować jego szyję. Chase odchylił głowę, kiedy jej paznokcie przesunęły się po jego plecach.
Nawet nie dotknął jej bluzki. Jego ręce strasznie się trzęsły, kiedy usiłował rozpiąć guzik od jej spodni. Po kilku próbach udało mu się je z niej ściągnąć. Cameron odniosła wrażenie, że usiłuje być na tyle bezosobowy jak to tylko możliwe, uciekając od historii, która kiedyś ich łączyła. Uciekł emocjonalnie tak jak kiedyś ona próbowała, gdy po raz pierwszy z nim była te kilka lat temu. A teraz w tym wszystkim, w każdym oddechu mogła czuć głęboki żal, samotność. Było ciężko się temu nie poddać.
- Tęskniłam za tobą. - powiedziała to zanim zorientowała się, że mówi to głośno. Chase zamarł, jego twarz znowu wyrażała gniew, jednak wciąż ją chciał.
- Zamknij się! - krzyknął ponownie, ale mogła zobaczyć łzy w jego oczach, nawet kiedy usiłował je powstrzymać. Zmusił się do tego by kontynuować co zaczął, nawet jeśli nie miało to żadnego znaczenia i było aktem czysto fizycznym. Cameron wiedziała, że jest to jedyna bliskość, którą mogą osiągnąć, poczuła bezsilność jakby Chase ją tym zaraził. Ale wciąż tego chciała. Pragnęła tego bardziej niż wybaczenia. Ciężko było patrzeć na to jak jej się wymyka, nawet jeśli jej nogi otaczały jego biodra, jęknęła gdy przylgnął do niej, praktycznie nie przestając by złapać oddech aż znalazł właściwy rytm, szybki, mocny i bez wahania.
- Odeszłaś. - powtarzał każde słowo. - Odeszłaś i zostawiłaś mnie z niczym. Dałaś mi wspaniałe pięć miesięcy a potem...
Coś w nim pękło. Nie mógł kontrolować gniewu i wszystko nagle zostało uwolnione. Jego ręce zacisnęły się na jej ramionach, jakby chciał ją trzymać i nigdy już nie puścić. Był pijany i wypełniony desperacją tych trzech lat, pustką i Cameron wiedziała, że może i jest zraniony, ale była świadoma tego jak bardzo go pragnie, jak bardzo za nim tęskni i oddałaby wszystko by wszystko wróciło do tego co było. Jednak nawet teraz wiedziała, że to nie jest możliwe.
- Zrujnowałeś wszystko! - powiedziała, ledwo łapiąc oddech by wydobyć z siebie słowa. Złapała jego ramiona by nadążyć za nim, świadoma, że jej paznokcie zostawią ślady, ale nie obchodziło jej to. - Ty!
Następne co pamięta to to, że zaczęła płakać, niezdolna do tego by mieć go tak blisko siebie i tak daleko w tym samym czasie. Chase zamarł na ułamek sekundy i spojrzał na nią a Cameron potrząsnęła głową i zmusiła go by wrócił do poprzedniego rytmu. Wszystko w niej płonęło, każdy nerw w jej ciele. Chwilę potem krzyknęła z rozkoszy, niezdolna by złapać oddech przez łzy. Chase ukrył twarz w jej włosach. Przez chwilę był tutaj, jego ciało złączone z jej w absolutnej rozkoszy.
Wtem szybko się to skończyło a Chase odsunął się od niej jakby go parzyła. Cameron przylgnęła do ściany, jakby bała się, że bez niego upadnie.
Chase kopnął jej spodnie leżące na podłodze, nie patrzył na nią.
- Wynoś się. Teraz.

Jejku, jakie ja długie teksty wstawiam. Cóż nie mogłam się pochamować. W tym momencie osłupienie to za mało, oj, zdecydowanie za mało. Bez całowania, hę? Nie wierzę, w to jak bardzo bez emocjonalnie zachował się Chase. Pomimo całego żalu, smutku, goryczy i nienawiści, jednak ją przeleciał, bo tylko tak można to określić. Jak ostatnia świnia! Przecież to przechodzi ludzkie pojęcie, nawet nie wiem jak to opisać. Aczkolwiek, autorka miała pomysł. Kiedy do niego przyszła, wiedziałam już, że taka opcja może zaistnieć, ale nie w ten sposób.
Cytat:
Spałaś z nim?
- Foreman! - Cameron zamknęła teczkę i stanęła z nim twarzą w twarz ze skrzyżowanymi ramionami. - Absolutnie nie. To była wizyta czysto biznesowa.
Foreman nie wyglądał na takiego co ma zamiar się poddać.
- Masz siniaki na ramionach. - powiedział wyzywającym tonem. - Jeśli to był tylko biznes to jak to się stało?
Cameron spojrzała na siebie a potem złapała swój fartuch i zarzuciła go na ramiona. Była w wielkim szoku. W tym emocjonalnym pośpiechu po ostatniej nocy i tymi wszystkimi wątpliwościami, które podążały za nią, nie zwróciła uwagi na żółte siniaki na swoich ramionach, które wyglądały jak echo palców Chase'a. Powinna być przestraszona albo zła na niego za to, że jej zrobił krzywdę. Jednak wciąż pamiętała jak to było przez te kilka chwil i to były pozostałości przypominające jej o tym zbliżeniu. Oraz o tym jak bardzo pragnęła by znów się to stało.
- Uprawialiście seks. - powiedział Foreman a w jego głosie zabrzmiała groźba tej jego wiedzy. Miał wiedzę, której Cameron się nie spodziewała a ona nie miała pojęcia jak odczytać jego.

Forman, cóż za oskarżenia. Choć słuszne. Tak żeby dodać tu trochę humoru, oprócz tego dramatu i złości na postępowanie Chase'a, powiem, że iż ciekawe, jak się domyślił tylko po tych siniakach...? Świetny zmysł łączenia szczegółów, czy doświadczenie...? Może nie swoje, ale...
Cytat:
- Wystarczy. - powiedziała twardo, Cameron. Była świadoma tego, że to będzie po prostu masakra.
- Nic nie robisz. - kontynuował Chase. Był pijany o dziesiątej rano podczas pracy. To była zdrada, której się dopuścił, nadwyrężając jej zaufanie. Chase wyrzucał z siebie potok słów. - Zachowujesz się jak równa nam. Lub nawet mniej niż równa nam. Dopóki nikogo nie zabijemy to pozwalasz nam odwalać całą tą szopkę. Nawet nie masz dobrych opinii medycznych. Napędza cię wina twojego odejścia i robisz wszystko by udowodnić, że nie jesteś bezwartościowa.
- Wynoś się. - powiedziała mu Cameron, powoli i dobitnie. Czuła niesamowity gniew i obrzydzenie jego nową gierką. Nie była pewna czy robi to z czystej złośliwości czy z nudy, ale wiedziała, że nawet przez chwilę nie myliła się co do niego.
Chase zaśmiał się obrzydliwie.
- Albo co? Zwolnisz mnie? Nie zrobisz tego. - odwrócił się w stronę Cuddy. - Wszyscy wiemy, że to powinien być mój wydział. Kazałaś jej go prowadzić by mnie niańczyła. Pomyślałem, że powinnaś wiedzieć, że wczoraj pojawiła się u mnie i poprosiła bym ją przerżnął.
- Jesteś zwolniony! - Cameron walnęła ręką w biurko Cuddy a wszyscy podskoczyli. To była impulsywna decyzja, ale była co do niej przekonana.
Chase skoczył na równe nogi jakby go uderzyła. Krzesło upadło z łoskotem. Wszyscy na niego spojrzeli. Chwiał się i wyglądał niesamowicie blado, jak bardzo chory człowiek, jakby jego duch z niego uleciał. Cameron spodziewała się kłótni, jakichś innych przytyków albo odrzucenie jej decyzji. Ale nie doczekała się. Zamiast tego stał przed nimi kompletnie zagubiony. Przez chwilę Cameron myślała, że Chase zemdleje. Ale po chwili kiwnął głową a następnie wyszedł z pokoju bez słowa.

To dopiero decyzja... Naprawdę odważna. Teraz nie mam zielonego pojęcia co będzie dalej. Wspominałam coś o mętliku? Nie? Chyba powinnam. I jak ja mam sobie teraz wyobrażać ciąg dalszy? Po czymś takim? No nie mogę. Ogólnie rzecz biorąc, jej decyzja była słuszna i chyba właściwa, lecz czy powinna była tak robić? Jestem zła na Roberta, ale bez pracy stoczy się jeszcze bardziej...

Teraz chciałabym tylko zaznaczyć, że moja dusza romantyczki ( choć zdecydowana część moich przyjaciół uważa, że jej nie ma ) buntuje się takiem przebiegowi akcji, ale postaram się ją uciszyć. Do czasu. Na weekend oznacza, że pojawisz się z kolejnymi częściami dopiero po nim? Oj szkoda, z resztą, że chyba nie mam planów. No dobrze to powstrzymując moją romantyczną sronę, wysilając wyobraźnię, czekam.

Piłeczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:59, 23 Wrz 2011    Temat postu:

Heh, no wiesz co? Potrafisz wzbudzić we mnie litość Spróbuj zajrzeć tu jutro to coś dodam Na razie mam przetłumaczone 20 rozdziałów, ale zazwyczaj tłumaczę po dwa dziennie a jak mi się chce to i trzy, więc nie zabraknie mi części do wstawiania.
W ogóle to nie spodziewałam sie komentarza już dziś Dzięki

Co do bannerka to nie jest 13, ale Cameron Ona patrzy takim zakochanym wzrokiem w House'a a Chase na nią


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:09, 23 Wrz 2011    Temat postu:

Wee! Naprawdę? Ups, może to przez anuśkę, na której kolejną część ficku czekam już dwa tygodnie. Chyba się nie doczekam...
Zajrze tu jutro na pewno, o to nawet nie ma się co spierać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:49, 24 Wrz 2011    Temat postu:

Cytat:
No to skoro obiecałam to daję kolejną część ze specjalną dedykacją dla Piłeczki dzięki której chce się tłumaczyć



ROZDZIAŁ 15

Cameron bawiła się sama ze sobą w czekanie. Tym razem nie było żadnych spraw, żadnej pracy papierkowej, żadnej rodziny pogrążonej w żałobie, które pozwoliłyby jej zostać w szpitalu dłużej. Była jedynie zawiedziona Cuddy, która powiedziała jej, że jest na okresie próbnym i najprawdopodobniej powinna zostać wylana. Cameron zmusiła się do siedzenia w pracy przez resztę dnia. Zabrała się za przeglądanie starszych akt po kilka razy pod rząd. Chciała zobaczyć jak wydział był prowadzony przez ostatnie trzy lata.
Było już ciemno, gdy znów udała się do mieszkania Chase'a. To było zadanie, które sobie sama powierzyła. Tym razem nie było już tak późno, ledwo minął czas kolacji dla reszty świata, ale teraz szybkim krokiem podeszła do drzwi, bez chwili wahania. Nie próbowała nawet pukać, z góry zakładając, że Chase nie odpowie. Przez chwilę bała się, że nie znajdzie już zapasowego klucza. Sięgnęła do doniczki i dotknęła znajomego metalu i w końcu przypomniała sobie jak się oddycha.
Światła były zgaszone tym razem, a jedynym oświetleniem było światło ulicznej latarni za oknem salonu. Zasłony były odsłonięte. Okno było otwarte, co można było wywnioskować po zapachu z zewnątrz. Poza tym odór alkoholu był tym razem silniejszy niż poprzedniej nocy i uporczywie drażnił nos Cameron, gdy usiłowała złapać oddech. Chase znów siedział na kanapie, w pozycji, która pozwalała ulicznej latarni odbijać się w jego oczach.
- Wynoś się. - powiedział bezbarwnym głosem.
Cameron skrzyżowała ręce i tym razem nie miała zamiaru się wycofać.
- Nie. - nie była pewna po co tu przyszła, ale miała jakiś przebłysk czegoś w biurze Cuddy, co kazało jej zastanawiać się nad tym cały dzień a potem kazało jej tu przyjść. Wciąż była na niego wściekła, ale nie wszystkie drzwi się zamknęły między nimi, nawet jeśli nigdy już nie wróci do pracy. Tym razem trzeba było doprowadzić to do końca.
- Chyba postawiłem sprawę jasno. Nie chcę cię tu. - nalegał.
Cameron podeszła bliżej.
- Więc dlaczego odłożyłeś zapasowy klucz na miejsce? Wiedziałeś, że wiem gdzie go znaleźć.
Chase wzruszył ramionami. Coś było nie tak z jego oczami. Cameron dostrzegła pustą fiolkę po tabletkach na stole. Przed oczami zobaczyła jego niedawne badanie toksykologiczne, ale to nie pasowało.
- To jest valium. - powiedziała zaskoczona, gdy podniosła puste opakowanie.
- To nie twoja sprawa. - Chase usiadł prosto i usiłował jej to zabrać, prawie spadając z kanapy w praktycznie zwolnionym tempie.
- Kiedyś w twoich badaniach toksykologicznych była amfetamina. - powiedziała Cameron, czując mrowienie na karku, gdy zaczęła zbierać wszystkie elementy układanki. - Wahałeś się w tych rezultatach i to dlatego nie możesz spać. - zamilkła na moment. Przygryzła wargę w nagłym przypływie niepokoju. - I alkohol? Chase, to połączenie może cię zabić!
Zaśmiał się.
- Trzy lata tego nie zrobiło. Kiepsko.
- Nie mów tak! - krzyknęła. Nie wiedziała czy mówi poważnie czy usiłuje się ją nastraszyć. W każdym razie działało w obu przypadkach.
Chase jakoś stanął na nogach.
- Jakby kogokolwiek obchodziło jak padnę trupem.
- Mnie to obchodzi! - Cameron okrążyła stolik by nic nie stało między nimi w ciemnościach.
Chase prychnął a ona zrozumiała, że wpadła w jego pułapkę i zachowała się dokładnie tak jak się spodziewał.
- Zwolniłaś mnie. Odeszłaś. Jesteś niczym.
Cameron drgnęła. Jego nienawiść uderzała w nią jak ostrze noża. Wiedziała, że nie może niczego innego oczekiwać.
- Co miałam zrobić?
Chase zrobił kolejny krok w jej kierunku. Chwiał się niebezpiecznie a Cameron była gotowa złapać go w razie czego.
- Nie wiem. Nie zwalniać mnie? Nie... odchodzić? Uwierzyłem ci, Allison. We wszystko co obiecywałaś a ty...
- Nie miałam wyjścia! - przerwała mu. Nie mogła go dłużej słuchać. W kółko wałkowali to samo, te same oskarżenia, te same zdrady. Kiedy tylko myślała, że nie zbliżą się do czegoś, robili jakiś postęp w lepszym kierunku. Ale teraz wyglądało na to, że nieuchronnie zbliżali się do ruiny. - Wszystko co zrobiłeś... Wszystko co powiedziałeś... Tak bardzo cię kochałam. Ale się zmieniłeś i nie mogłam już z tobą być. Kiedy wróciłam, pomyślałam sobie, że może... Ale się tylko pogorszyło. Postawiłeś sprawę jasno. - nie spodziewała się, że zacznie płakać. Wytarła łzy jednym ruchem.
- Jasne. - Chase prychnął. - Zawsze wszystko jest o tobie.
- Wyjeżdżam z samego rana. - powiedziała Cameron. W zasadzie nie myślała o tym aż do teraz. Nagle okazało się, że nic tu dla niej nie zostało. Nie było powodów by zostać, nawet dla pracy. W zasadzie to nigdzie nic nie było po tym jak odcięła się od rodziny.
Chase oddychał szybko. Kiedy się odezwał, słychać było w jego głosie pewną nutkę niebezpieczeństwa.
- Oczywiście, że wyjeżdżasz. Nie ma już dla ciebie tu zabawy. Wykorzystujesz uszkodzonych ludzi a potem zostawiasz ich wdeptanych w ziemię. Nie dziwota, że poślubiłaś umierającego faceta. Musiał być to niezły dreszczyk. Tylko, że on umarł zanim zdążyłaś go zostawić dla jego najlepszego przyjaciela. Zniszczył całą zabawę.
Ciało Cameron poruszyło się instynktownie, jej ręka ciężko wylądowała na jego policzku zanim w ogóle zorientowała się co robi. Potem zaczęła ciężko oddychać, w jej oczach pojawiły się łzy, które zaczęły spływać po jej policzkach a pokój zaczął wirować. Chase podszedł do niej i przykrył jej usta swoimi. Złapał ją za ramiona by utrzymać się w pozycji stojącej. Smakował łzami, starym likierem i samotnością. Nie było nic delikatnego w tym pocałunku. Był on raczej bezduszny i prawie brutalny. Cameron przesunęła ręce po jego plecach i wyciągnęła koszulę z jego spodni. Złość natychmiast przeobraziła się w desperacką potrzebę.
Chase odpowiedział instynktownie, zdejmując koszulę przez głowę a następnie wyrywając dwa guziki od jej bluzki. Cameron nie traciła czasu tylko rozpięła pasek a potem jego jeansy, szybciej niż ostatniej nocy. Zero pretensji, tylko zaduma i niemożliwość.
Cameron zdjęła buty i rozpięła własne spodnie i odchyliła głowę, kiedy Chase wplótł ręce w jej włosy. Jego pieszczoty były zachłanne. Przycisnął usta do miejsca za jej uchem, które sprawiało, że miała dreszcze. Nawet nie pomyślała by przenieść się na kanapę czy do sypialni. Poprzednia noc wciąż była w jej myślach. Zamiast tego, Cameron cofnęła się by znaleźć oparcie w ścianie, kiedy Chase natarł na nią. Jego ręce przesuwały się teraz po jej plecach, bez jakiegoś konkretnego kierunku, ale czuła jak się trzęsą. Przejął kontrolę, jego oddech był ciężki a jego głowa przechyliła się, gdy zaczął całować jej obojczyk.
Cameron cofnęła się dalej, zorientowawszy się, że źle oceniła odległość do ściany i teraz czuła tą dziwną pustkę za plecami. Zapach alkoholu był mocniejszy w tym miejscu i w pewnym momencie zorientowała się, że dywan jest mokry. Wtedy postawiła o krok za dużo i nagle poczuła jak kawałek szkła wbija się w jej bosą stopę. Poczuła gorącą krew, która płynęła mocnym strumieniem.
- Cholera. - mruknęła, prawie nie rozpoznając swojego głosu. Była w poważnym szoku po tym co się właśnie stało. Chase odskoczył od niej, jakby się spodziewał, że znowu go uderzy. Jakoś dosięgnął lampki i po chwili pokój wypełnił się światłem, które zrujnowało ten magiczny moment. Podłoga przy ścianie pokryta była rozbitymi butelkami, które dostrzegła teraz, leżące jak kości na wysypisku. Chase musiał nimi rzucać o ścianę. Cameron obserwowała jak kilka odłamków wbiło się w jej stopę po drodze w to miejsce. Teraz obficie krwawiła. Odłamki były zbyt małe i tkwiły zbyt głęboko by mogła je sama wyciągnąć a na pomoc Chase'a nie miała co liczyć. Nie miała wyjścia, musiała jechać na pogotowie.
- Wyjdź. - Chase oddychał płytko. Stał po drugiej stronie pokoju, śmiertelnie blady. - Proszę, proszę, odejdź ode mnie. Teraz.
Nagle zaczął zbierać swoje ubranie, włożył je tył naprzód a po chwili wybiegł tak szybko, że Cameron stała zaskoczona tą nagłą reakcją. Pomyślała, że powinna iść za nim by upewnić się, że nie zrobi sobie krzywdy albo komukolwiek innemu, ale nie miała możliwości by to zrobić. Poza tym pomyślała, że jedynie co może osiągnąć to pogorszenie sytuacji. Zamiast się ruszyć, patrzyła przez kilka minut jak jej krew ścieka na dywan, zanim zmusiła się do ruchu.


Princeton General było o wiele dalej niż Princeton-Plainsboro, ale izba przyjęć była dziwnie pusta i przynajmniej nie musiała tłumaczyć co się stało ludziom, których znała. Nie wiedziała ile czasu minęło, ale wciąż było ciemno, gdy otrzymała antybiotyki, zastrzyk przeciw tężcowy oraz kilka szwów. Przebrnęła jakoś przez papiery i właśnie zaczęła fantazjować o tym by iść do domu i przespać ten horror, gdy zadzwonił jej telefon.
Kiedy wygrzebała go z torebki, zobaczyła, że dzwoni Foreman i westchnęła. Nie miała wyjścia, musiała odebrać po ostrzeżeniach Cuddy. Jeśli mieli sprawę to musiała tam jechać i sobie z tym poradzić profesjonalnie, bez względu na to jak bardzo zmęczona była.
- Cameron. - powiedziała, bez ochoty na bycie miłą.
- Allison. - Foreman brzmiał dziwnie. Słyszała, że ktoś głośno rozmawia w tle. - Musisz tu przyjechać. Teraz,
- Mamy jakąś sprawę? - zapytała sfrustrowana przez ton jego głosu. - Bo będę potrzebowała więcej szczegółów niż to, że oczekujesz, że się pojawię. Jest środek nocy.
- Nie ma sprawy. - powiedział Foreman. - Ale...
- Więc nie chcę o tym słyszeć. - przerwała mu i prawie się rozłączyła.
- Chase wjechał w drzewo. - powiedział głośno, że mogła usłyszeć go wyraźnie trzymając telefon z dala od ucha.
- Co? - zamarła i przycisnęła telefon do ucha, nagle w pełni rozbudzona. - Czy wszystko z nim w porządku?
Foreman milczał przez chwilę a Cameron w końcu rozpoznała odgłosy w tle jako ekipę ratującą życie.
- Po prostu... przyjedź.


ROZDZIAŁ 16

Chase leżał na łóżku twarzą do ściany gdy Cameron w końcu dotarła do jego pokoju. Nie odwrócił się ani nie zrobił nic by dać do zrozumienia, że wie o jej obecności. Jednakże mocno się trząsł i mogła zobaczyć to z końca pomieszczenia. Musiała pociągnąć za sznurki by w końcu przenieśli go tutaj zaraz po operacji, ale kiedy zobaczyła go w takim stanie była jeszcze bardziej zadowolona z tego, że to zrobiła.
Cameron powoli przeszła przez pokój, prawie nie odczuwając bólu stopy. Wciąż miała na sobie szpilki, w których przyszła rano do pracy. Chase miał zamknięte oczy, ale na jego twarzy malowało się napięcie, co wskazywało na to, że jednak nie śpi. Jego twarz pokryta była potem i zaschniętymi łzami, których nikt mu nie wytarł. Instynktownie sięgnęła ręką i odsunęła mu włosy z czoła. Drgnął w odpowiedzi na jej gest. Był wciąż zdezorientowany po narkozie, alkoholu i prochach, ale Cameron wiedziała, że jest świadomy na tyle by ją zrozumieć.
- Hej. - odetchnęła. Tyle chciała mu powiedzieć, ale nie potrafiła nawet zacząć.
Kiedy Chase przemówił, jego głos był bolesnie słaby.
- Allison, dlaczego tu jesteś?
- Cóż... - powiedziała Cameron i usiadła na krześle stojącym przy łóżku. - Okazało się, że wciąż jestem twoim medycznym pełnomocnikiem. Nigdy tego nie zmieniłeś.
- Wiem. - mruknął Chase.
- Wiedziałeś? - przez chwilę nie wiedziała co ma jeszcze powiedzieć. Przypomniała sobie, że wcześniej gdy był w szpitalu świadomie ją okłamał.
Chase drgnął i usiłował podciągnąć wyżej prześcieradła.
- Zimno ci? - zapytała i w tym samym momencie zorientowała się jak głupie to pytanie było. - Przynieść ci drugi koc?
Chase zareagował zaskakująco szybko, łapiąc ją za rękę zanim zdążyła się podnieść.
- Proszę, nie idź nigdzie.
- Poczujesz się lepiej jak narkoza całkowicie minie. - powiedziała Cameron, gdyż nie wiedziała co innego może powiedzieć w tym momencie. Jego ręka wciąż była na jej ręce i teraz delikatnie ścisnęła jego palce.
- Czy wszystko... będzie ok? - zapytał Chase i po raz pierwszy dostrzegła prawdziwy strach w jego oczach. - Nikt... Nikt mi nic nie mówi. Pamiętam wypadek a potem zabrali mnie na operację, ale... to wszystko.
- Miałeś szczęście. - odpowiedziała Cameron, usiłując zachować spokój. Łatwiej było rozmawiać o sprawach związanych z jej zawodem. - Zmiażdżyło ci lewa stopę a twoja kostka została połamana. Już przeszedłeś jedną operację, ale prawdopodobnie będziesz potrzebował kolejnej. Ortopeda jest nastawiony optymistycznie i uważa, że będziesz mógł w pełni funkcjonować. Poza tym... miałeś wstrząs mózgu i jakiegoś krwiaka, ale... Poza tym mogło być o wiele gorzej.
- Cholera. - powiedział Chase. Był o wiele bardziej załamany niż powinien.
Cameron odetchnęła i usiłowała się uspokoić.
- Usiłowałeś się zabić. - nikt tego nie powiedział, ale była tego absolutnie pewna od momentu, gdy zadzwonił do niej Foreman. Już nie mogła tego dłużej w sobie dusić.
Chase drgnął a potem przymknął powieki, spod których popłynęły łzy.
- Dlaczego? - wyszeptała Cameron, łapiąc jego dłoń pomiędzy swoje dwie.
- Nie mogłem dłużej żyć. - odezwał się po dłuższej chwili, wciąż unikając patrzenia na nią.
- Dlaczego tak mówisz? - Cameron przysunęła się bliżej niego.
- Ja... zabiłem człowieka. - powiedział cicho. Zerknął na nią jakby oczekiwał, że coś zrobi, że wstanie i wyjdzie. Kiedy nie poruszyła się, wziął głęboki oddech. - Zabiłem go. I może miałem rację, może przez to przeżyło wiele ludzi, ale... Wciąż jestem mordercą. Zasłużyłem by umrzeć. Zasłużyłem na... piekło.
To wyznanie uderzyło w nią. Siedziała chwilę, usiłując pozbierać w całość to co właśnie jej powiedział. Spędziła trzy lata wierząc, że stał się potworem bez serca i moralności, że mężczyzna, z którym chciała spędzić resztę życia tak bardzo się zmienił, że był dla niej martwy. Jej powrót tylko utwierdził ją w tym przekonaniu, że uciekając ratowała siebie.
Nigdy nie przyszło jej do głowy to, że mógł być taki za sprawą winy.
Słysząc teraz to wyznanie, czuła się jakby zmartwychwstał w jej oczach. Jakieś cząstki dobra w nim pozostały. Wszystko o czym teraz myślała to to, że przez ten cały czas musiał siedzieć sam ze swoimi demonami, które usiłował odpędzić za pomocą prochów i wódy. Uświadomiła sobie, że trzy lata popełniła błąd zostawiając go, bez żadnego wyjaśnienia czy wysłuchania go. Teraz zastanawiała się czy wciąż można go jakoś uratować.
- Minęły lata. - kontynuował, gdy wciąż nie mogła znaleźć odpowiednich słów by coś powiedzieć. - Wciąż go widzę, gdy usiłuję usnąć. Nic nie pomaga. Ja... Nie mogę. Jestem strasznie zmęczony.
- Och, Boże. - Cameron znalazła w końcu słowa pośród własnych łez. - Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Odeszłaś. - odpowiedział. Nagle już nie wiedziała czy jego gniew jest skierowany w jej kierunku czy po prostu jest zły na siebie. - Zasłużyłem.
- Myślałam... że się zmieniłeś. - powiedziała a jej słowa brzmiały jakoś tak pusto i głupio. Uświadomiła sobie jak słaba była by pozwolić im wpływać na swoje życie. - Że byłeś dumny z tego co zrobiłeś. House powiedział...
Chase zamarł ponownie a następnie wyrwał swoją dłoń spomiędzy jej.
- I co? Zdecydowałaś, że odchodzisz? Bazując na czymś co House powiedział? Nawet nie podałaś mi powodu. Jedna rozmowa, Allison. To by wystarczyło.
- Próbowałam. - zaprotestowała, usiłując powstrzymać łzy. - Próbowałam wszystkiego.
- Olałaś mnie. - powiedział Chase, odwracając się od niej. - Każdy w końcu to robi.
- Przepraszam. - wyszeptała, płacząc teraz otwarcie. - Bardzo cię przepraszam. Pozwól mi sobie pomóc.
Potrząsnął głową, mimo, ze ruch ten musiał być bardzo bolesny.
- Za późno. Jestem potworem. Ranię każdego kto się do mnie zbliży. Spójrz na dzisiaj.
- Zaryzykuję. - odpowiedziała Cameron, wstając z miejsca. Może ma rację. Mimo jego ran po operacji, wciąż nie mogła rozpoznać w nim mężczyzny, którego poślubiła. Jednak istniała nadzieja i to sprawiało, że naprawdę chciała mu pomóc dojść do zdrowia.
- Co ty robisz? - zapytał w panice Chase. - Powinnaś iść. Nie powinnaś być tutaj.
Cameron zignorowała go. Po raz drugi tej nocy zdjęła buty a następnie wspięła się na jego łóżko, niezdolna by go nie dotykać. Jego ciało stężało, gdy objęła go, uważając by nie dotknąć jego poranionej stopy. Wciąż się strasznie trząsł, ale ona trzymała go mocno.
- Przestań. - protestował. - Proszę, przestań. Idź zanim coś... - ale jego ramiona już ją obejmowały a jego dłonie kurczowo trzymały jej bluzki i nic nie było w stanie sprawić by go zostawiła.
- Nigdzie nie idę. - mruknęła do jego ucha.
Chase zaczął płakać, w końcu całkowicie coś w nim pękło. Nigdy go nie widziała w takim stanie, nigdy nie doczekała się momentu aż ta ściana upadnie całkowicie. To wszystko chwytało ją za serce i sama zaczęła płakać, delikatnie głaszcząc go po plecach, mając nadzieję, że jego agonia, którą wciąż czuła w nim, w końcu minie. Wtulił się w jej ramię i dalej płakał. Kochała go. W tym momencie była tego absolutnie pewna.
- Nie odchodź. - wyszeptał jej do ucha a Cameron poczuła się przytłoczona żalem, że nieświadomie zniszczyła coś w jego życiu.
Czuła się wdzięczna za tą noc. Mimo tego, że cierpiał, że był po narkozie, że osiągnął ostateczną desperację to gdyby nie to, nigdy by nie robił tego wyznania. Nie oczekiwała, że ta bliskość przetrwa. Była świadoma, że jej błędy nie naprawią niczego. Udało jej się zacząć coś lepszego, ale wciąż nie była pewna czy Chase w którymś momencie znowu nie wkroczy na wojenną ścieżkę.
Przez dłuższą chwilę Cameron milczała. Głaskała jego plecy a jej umysł pracował na pełnych obrotach, składając układankę w całość. W końcu jego oddech się uspokoił, nie ściskał już jej koszulki tak mocno i prawdopodobnie był bardzo wyczerpany.
- Kiedy Donahue zmarł... - odezwała się w końcu, usiłując nie zranić go mocno, ale musiała poznać całą prawdę. - Przypomniał ci Dibalę. Sposób w jaki umarł. To... To dlatego zamarłeś?
Chase skinął głową, opierając czoło w okolicach jej szyi a jego oddech powodował u niej gęsią skórkę.
- Nie wiem co się stało. To było... Wszystko co widziałem. Miałaś rację zwalniając mnie. Zmarł przeze mnie.
- Umierał tak czy inaczej. - poprawiła go Cameron. Zaczęła się bawić jego włosami. Jej gest sprawił, że stał się bardziej zrelaksowany i spokojniejszy. - Możesz odzyskać pracę. Kiedy będziesz gotów.
Chase nie odpowiedział, przesunął głowę w okolicę jej klatki piersiowej tak, że teraz jego ucho spoczęło obok jej serca. Miał zamknięte oczy a Cameron obserwowała go przez dłuższy czas, zastanawiając się czy słucha bicia jej serca, gdyż jego oddech zelżał. Wciąż się trząsł, ale już nie tak mocno. Myśląc, że śpi, Cameron nachyliła się i pocałowała delikatnie jego włosy.
Chase drgnął w odpowiedzi co sprawiło, że prawie podskoczyła. Odsunął się od niej, ale wciąż na nią patrzył i Cameron wiedziała, że nie powinna przeginać.
- Wszystko w porządku? - zapytał zmęczonym głosem. - Ktoś oglądał twoją stopę?
- Nic mi nie jest. - uspokoiła go, lekko zaskoczona, że mimo tego co mu się przytrafiło, wciąż o tym pamiętał. - Dostałam antybiotyki i mam kilka szwów.
Potrzebowałaś szwów? Boże, Allison. Przepraszam. Powinnaś była się trzymać z daleka.
- Powiedziałeś, że pamiętasz wypadek. - zmieniła temat. Nie chciała rozmawiać o tym co jej się stało. - Byłeś przytomny?
- Nie poszło tak jak powinno. - powiedział cicho. Jego palce bawiły się nitką na jej rękawie. - Po prostu... chciałem to skończyć. Jednak zostałem uwięziony. Pomyślałem, że mogę stracić stopę, ale wiedziałem, że nie zrobiłem tego dobrze tak by dokończyć robotę. A potem... minęły godziny. Tak myślę. Zacząłem myśleć, że nikt nie nadejdzie.
Cameron wstrzymała oddech, przerażona każdym słowem. Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić przez jaką traumę przechodził, pomiędzy tym horrorem, który ciągnął się za nim przez lata a osobistym piekłem, przez które przeszedł dziś w nocy.
- Proszę, nie mów tak. Nie musisz tego robić sam. Pozwól mi tobie pomóc.
- Powinnaś iść do domu. - odpowiedział Chase. Z lekkim wahaniem przesunął palcami po miejscu, w którym wcześniej oderwał jej guzik. - Jest późno.
Cameron westchnęła, niepewna tego czy on ją testuje czy naprawdę wierzy w to, że zasługuje na to by być teraz sam.
- Zostaję dziś z tobą. Nawet nie próbuj mówić mi, że nie.
- Dziękuję. - odpowiedział cicho po chwili. Poprawił się na łóżku, układając się wygodniej, ale wciąż jej nie dotykał.
- Czy postarasz się chociaż odrobinę odpocząć? - zapytała, decydując się by trochę popchnąć temat, który wyszedł wcześniej. Wiedziała, że potrzebuje odpoczynki bardziej niż czegoś innego.
Chase skinął głową na wpół śpiąc, jego demony najpewniej ucichły pod wpływem prochów i fizycznego bólu. Cameron nie spała przez dłuższy czas, obserwując go i czując się wciśnięta w nowy żal. To było naprawdę bardzo bolesne, gdy wiedziała, że to wszystko jest przez tą okrutną pomyłkę, ponieważ nie odnalazła w sobie wystarczającej siły by zostać i uwierzyć. Świadomość tego co mogli mieć, gdyby silniej starała się odnaleźć prawdę, była gorsza od wszystkiego. Nie jest naiwna, nie jest idealistką. Wiedziała lepiej, że dzisiejszej nocy odkryli jak mocno zakorzenione są ich problemy. Nawet jeśli będzie to pamiętał jutro, to będzie to kolejne gorzkie wspomnienie.
Życie, które mieli trzy lata temu zniknęło. Nic nie było w stanie go przywrócić. Cameron wiedziała, że nie będzie łatwo odzyskać jego zaufanie, nawet nie była pewna czy resztki zaufania w nim wciąż były. Tak dużo razy w życiu został zraniony, że to mogło być ostatecznym gwoździem do jego destrukcji, z której mógł się już nigdy nie otrząsnąć. Dzisiaj poznała tą całą prawdę, która mogła być jej wybawieniem lub upadkiem. Nie miała zamiaru się poddać bez względu na to jak nikłe szanse miała na szczęśliwe życie z nim. Jeśli nawet będzie musiała poświęcić całe życie na to by odbudować to co straciła, to wiedziała, że zrobi to bez wahania.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rory Gilmore dnia Sob 14:13, 24 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:01, 24 Wrz 2011    Temat postu:

Matko, jak ja się cieszę, że nie jesteś okrutną osobą i kiedy Chase miał wypadek, nie kazałaś mi czekać. Teraz zrozumiałam to wszystko dokładnie, i do Roberta nie czuję już takiej urazy, a może nawet litość? Przez ciebie mokro mi się w oczach zrobiło. Co ja będę robić jak ten fanfick się skończy?
Cytat:
- Wynoś się. - powiedział bezbarwnym głosem.
Cameron skrzyżowała ręce i tym razem nie miała zamiaru się wycofać.
- Nie. - nie była pewna po co tu przyszła, ale miała jakiś przebłysk czegoś w biurze Cuddy, co kazało jej zastanawiać się nad tym cały dzień a potem kazało jej tu przyjść. Wciąż była na niego wściekła, ale nie wszystkie drzwi się zamknęły między nimi, nawet jeśli nigdy już nie wróci do pracy. Tym razem trzeba było doprowadzić to do końca.

Ogromne poczucie winy czy instynkt? Chyba oba. Mocne postanowienie, nawet jak na tak silną kobietę. Wyobrażam to sobie, jak tam przyszła do niego i tak zdecydowanie powiedziała mu nie. Moja wyobraźnia przy tym tłumaczeniu dobrze pracuje.
Cytat:
- Chyba postawiłem sprawę jasno. Nie chcę cię tu. - nalegał.
Cameron podeszła bliżej.
- Więc dlaczego odłożyłeś zapasowy klucz na miejsce? Wiedziałeś, że wiem gdzie go znaleźć.
Chase wzruszył ramionami. Coś było nie tak z jego oczami. Cameron dostrzegła pustą fiolkę po tabletkach na stole. Przed oczami zobaczyła jego niedawne badanie toksykologiczne, ale to nie pasowało.
- To jest valium. - powiedziała zaskoczona, gdy podniosła puste opakowanie.
- To nie twoja sprawa. - Chase usiadł prosto i usiłował jej to zabrać, prawie spadając z kanapy w praktycznie zwolnionym tempie.
- Kiedyś w twoich badaniach toksykologicznych była amfetamina. - powiedziała Cameron, czując mrowienie na karku, gdy zaczęła zbierać wszystkie elementy układanki. - Wahałeś się w tych rezultatach i to dlatego nie możesz spać. - zamilkła na moment. Przygryzła wargę w nagłym przypływie niepokoju. - I alkohol? Chase, to połączenie może cię zabić!
Zaśmiał się.
- Trzy lata tego nie zrobiło. Kiepsko.
- Nie mów tak! - krzyknęła. Nie wiedziała czy mówi poważnie czy usiłuje się ją nastraszyć. W każdym razie działało w obu przypadkach.
Chase jakoś stanął na nogach.
- Jakby kogokolwiek obchodziło jak padnę trupem.
- Mnie to obchodzi! - Cameron okrążyła stolik by nic nie stało między nimi w ciemnościach.

Trzy lata amfy i valium popijanych alkoholem, przecież to tak debilne! Choć osoby na skraju desperacji są zdolne do wszystkiego... Jednak odłożył klucz na swoje miejsce, on wręcz krzyczy o pomoc...
Cytat:
- Cameron. - powiedziała, bez ochoty na bycie miłą.
- Alliosn. - Foreman brzmiał dziwnie. Słyszała, że ktoś głośno rozmawia w tle. - Musisz tu przyjechać. Teraz,
- Mamy jakąś sprawę? - zapytała sfrustrowana przez ton jego głosu. - Bo będę potrzebowała więcej szczegółów niż to, że oczekujesz, że się pojawię. Jest środek nocy.
- Nie ma sprawy. - powiedział Foreman. - Ale...
- Więc nie chcę o tym słyszeć. - przerwała mu i prawie się rozłączyła.
- Chase wjechał w drzewo. - powiedział głośno, że mogła usłyszeć go wyraźnie trzymając telefon z dala od ucha.
- Co? - zamarła i przycisnęła telefon do ucha, nagle w pełni rozbudzona. - Czy wszystko z nim w porządku?
Foreman milczał przez chwilę a Cameron w końcu rozpoznała odgłosy w tle jako ekipę ratującą życie.
- Po prostu... przyjedź.

Wstrzymałam oddech. Jak to wjechał w drzewo? Nie mogę w to uwierzyć. Chciał się zabić...
Cytat:
Chase drgnął i usiłował podciągnąć wyżej prześcieradła.
- Zimno ci? - zapytała i w tym samym momencie zorientowała się jak głupie to pytanie było. - Przynieść ci drugi koc?
Chase zareagował zaskakująco szybko, łapiąc ją za rękę zanim zdążyła się podnieść.
- Proszę, nie idź nigdzie.
- Poczujesz się lepiej jak narkoza całkowicie minie. - powiedziała Cameron, gdyż nie wiedziała co innego może powiedzieć w tym momencie. Jego ręka wciąż była na jej ręce i teraz delikatnie ścisnęła jego palce.
- Czy wszystko... będzie ok? - zapytał Chase i po raz pierwszy dostrzegła prawdziwy strach w jego oczach. - Nikt... Nikt mi nic nie mówi. Pamiętam wypadek a potem zabrali mnie na operację, ale... to wszystko.
- Miałeś szczęście. - odpowiedziała Cameron, usiłując zachować spokój. Łatwiej było rozmawiać o sprawach związanych z jej zawodem. - Zmiażdżyło ci lewa stopę a twoja kostka została połamana. Już przeszedłeś jedną operację, ale prawdopodobnie będziesz potrzebował kolejnej. Ortopeda jest nastawiony optymistycznie i uważa, że będziesz mógł w pełni funkcjonować. Poza tym... miałeś wstrząs mózgu i jakiegoś krwiaka, ale... Poza tym mogło być o wiele gorzej.

W tym ficku chyba nie znałam go od tej strony. Przed oczmi stanął mi biedny, przestraszony chłopaczek, a nie ten oziębły, zgorzkniały mężczyzna. Doprawdy niedowiary... Żal mi go. Co do Cameron, to na pewno prościej uciec w sprawy medyczne. Lecz ja też nie wiedziałąbym co powiedzieć.
Cytat:
Chase zamarł ponownie a następnie wyrwał swoją dłoń spomiędzy jej.
- I co? Zdecydowałaś, że odchodzisz? Bazując na czymś co House powiedział? Nawet nie podałaś mi powodu. Jedna rozmowa, Allison. To by wystarczyło.
- Próbowałam. - zaprotestowała, usiłując powstrzymać łzy. - Próbowałam wszystkiego.
- Olałaś mnie. - powiedział Chase, odwracając się od niej. - Każdy w końcu to robi.
- Przepraszam. - wyszeptała, płacząc teraz otwarcie. - Bardzo cię przepraszam. Pozwól mi sobie pomóc.
Potrząsnął głową, mimo, ze ruch ten musiał być bardzo bolesny.
- Za późno. Jestem potworem. Ranię każdego kto się do mnie zbliży. Spójrz na dzisiaj.
- Zaryzykuję. - odpowiedziała Cameron, wstając z miejsca. Może ma rację. Mimo jego ran po operacji, wciąż nie mogła rozpoznać w nim mężczyzny, którego poślubiła. Jednak istniała nadzieja i to sprawiało, że naprawdę chciała mu pomóc dojść do zdrowia.
- Co ty robisz? - zapytał w panice Chase. - Powinnaś iść. Nie powinnaś być tutaj.
Cameron zignorowała go. Po raz drugi tej nocy zdjęła buty a następnie wspięła się na jego łóżko, niezdolna by go nie dotykać. Jego ciało stężało, gdy objęła go, uważając by nie dotknąć jego poranionej stopy. Wciąż się strasznie trząsł, ale ona trzymała go mocno.
- Przestań. - protestował. - Proszę, przestań. Idź zanim coś... - ale jego ramiona już ją obejmowały a jego dłonie kurczowo trzymały jej bluzki i nic nie było w stanie sprawić by go zostawiła.
- Nigdzie nie idę. - mruknęła do jego ucha.

Poruszający moment i moje zeszklone oczy. Tylko tyle mogę powiedzieć. Biję pokłony w stronę autorki i twoje Rory Gilmore.
Cytat:
Chase zaczął płakać, w końcu całkowicie coś w nim pękło. Nigdy go nie widziała w takim stanie, nigdy nie doczekała się momentu aż ta ściana upadnie całkowicie. To wszystko chwytało ją za serce i sama zaczęła płakać, delikatnie głaszcząc go po plecach, mając nadzieję, że jego agonia, którą wciąż czuła w nim, w końcu minie. Wtulił się w jej ramię i dalej płakał. Kochała go. W tym momencie była tego absolutnie pewna.
- Nie odchodź. - wyszeptał jej do ucha a Cameron poczuła się przytłoczona żalem, że nieświadomie zniszczyła coś w jego życiu.
Czuła się wdzięczna za tą noc. Mimo tego, że cierpiał, że był po narkozie, że osiągnął ostateczną desperację to gdyby nie to, nigdy by nie robił tego wyznania. Nie oczekiwała, że ta bliskość przetrwa. Była świadoma, że jej błędy nie naprawią niczego. Udało jej się zacząć coś lepszego, ale wciąż nie była pewna czy Chase w którymś momencie znowu nie wkroczy na wojenną ścieżkę.

Załkałam razem z Chase'm nad istotą tej sytuacji. Te wszystkie emocje i rozmyślania, jak ja uwielbiam to tłumaczenie!

Dalej nie wklejam, bo zwyczajnie nie mam słów do opisania tego co się stało. To było takie troskliwe i delikatne, choć bardzo prawdziwe. Uspokoiłaś mnie, teraz nieobawiam się aż tak o ich przyszłość. Mam nadzieję, że nie powinnam. Jednakże odniosłam wrażenie, że fick ma się ku końcowi i z własnej obawy, wolałam nie patrzeć w orginale ile ma części.

Tak się zastanawiam, jaka ilość litości musiałabym u ciebie wzbudzić, abyś jeszcze dziś coś wkleiła? Teraz będę cię męczyć. Oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. Trzymam kciuki za nowo nawiązaną więź Alison z Robertem i niecierpliwie wypatruję kolenych rozdziałów.

Piłeczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:12, 24 Wrz 2011    Temat postu:

Oj dzięki za komentarz
Na początek uspokoję cię - to nawet nie jest połowa tego ficka, więc don't worry
Czeka nas wiele, wiele zawirowań, smutnych i strasznych, ale to dopiero początek.
Hmm czy wkleję dzisiaj? Noo dooobra. Zajrzyj tu w okolicach 18

Mam miękkie serce, serio.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:41, 24 Wrz 2011    Temat postu:

Cytat:
No to zgodnie z obietnicą...



ROZDZIAŁ 17


Koszmar zaczął się inaczej niż inne.
Na zewnątrz było zimno a drzewa pokryte były srebrnym szronem. Powinny wciąż być zielone jak w lato. Padało a krople zamieniały się w śliskie i śmiertelne odłamki, idealne by przykryć zbrodnię. Świat był zupełnie cichy, gdy przycisnął nogę do pedała gazu. Nawet natura wydawała się spać, gdyż w zasięgu wzroku nie było żywej duszy. Była to mała, rzadko uczęszczana droga. Drzewo wyłoniło się z mroku, sięgając swymi rozłożystymi gałęziami dookoła, gdy zostało oświetlone reflektorem.
Kolejne trzydzieści stóp nieuchronnie zostało przemierzone, gdy samochód wpadł w poślizg a milion malutkich kawałków z pobitych szyb spadło prosto na niego, odnajdując drogę do jego twarzy i ramion jak małe drzazgi. Nie mógł krzyczeć, nie mógł nawet oddychać a jego klatka piersiowa była wypełniona bólem, tak ogromnym, że nie było miejsca na nic innego. Nie było dobrze, wiedział to od razu. Nie powinno się to tak skończyć. Nie powinno być niczego po tym a to nawet nie wyglądało jak piekło, chociaż czuł te potworne tortury. Usiłował się poruszyć, wydostać ze zrujnowanego samochodu i wyjść na zimną noc, ale okazał się, że jest uwięziony. Potworny błąd, zbudowany na fundamentach zdrady i porażek był zbyt wielki by go pojąć.
A potem pojawiło się światło z zewnątrz, ostre i wypalające mu oczy jak żar łez, które nigdy nie nadejdą. Twarz Dibali, spoglądająca zza wybitej szyby, zgniła, rozpadająca się, wypełniona larwami, które wychodziły z pustych oczodołów a krew wypływała z półotwartych ust. Trupie ręce sięgające do samochodu przez okno, chwytające go mocno.
Chase obudził się z krzykiem, który ledwo rozpoznał jako swój własny, chwilowo nie zdolny by przekonać się, że ostre światło pochodzi z jarzeniówki na szpitalnym korytarzu, całkowicie z tego świata. Chwilę dłużej zajęło mu uświadomienie sobie, że ręce należą do Cameron, która, sądząc po przerażonej twarzy, usiłowała obudzić go przez dłuższą chwilę.
Ból i nudności uderzyły w niego nagle i nie potrafił złapać oddechu, czując ucisk w klatce piersiowej. Nie mógł odnaleźć głosu, nie mógł nawet jej nic powiedzieć, czuł się jakby miał w gardle olbrzymią kulę. Jedyne co mógł zrobić to usiąść i spróbować przechylić się na jedną stronę łóżka, ale zapomniał, że jego stopa jest zagipsowana i skończył wymiotując beznadziejnie na łóżko i swoją szpitalną pidżamę.
Przez moment nie było nic poza bólem głowy, ostrym i piekącym, jakby ktoś go nadział na miecz i przebił się przez czaszkę. Nudności się nie kończyły, fala za falą nasilała ból i czuł jakby miał się zaraz rozedrzeć na pół. Prawie nie docierało do niego, że się dławi, wciąż nie mógł oddychać, małe złote punkciki tlenu tańczyły mu przed oczami. Przez dłuższy czas był pewien, że zemdleje, ale nie stało się to. Agonia powoli mijała i znowu mógł widzieć. Zorientował się, że Cameron wciąż tu jest i trzyma go za ramiona.
- Hej, oddychaj. - mruknęła mu do ucha. - Hiperwentylujesz. Uspokój się i poczujesz się lepiej.
Chase odskoczył od niej instynktownie, zaskoczony, że wciąż jest tak blisko, kiedy on zwymiotował na łóżko. Koszmar zdawał potwierdzać, że wytchnienie poprzedniej nocy jest tylko czasowe, ulotne i już go nie ma. Nie spodziewał się, że Cameron zostanie, uzmysłowił sobie, że mniej więcej wszystko wokół niego jest odpychające. Brzydził się sam sobą, ale to było już ponad nim. Wstyd był ciągły, narastający w panice, wciąż wyżerający mu wnętrzności pod postacią mdłości.
- Ostrożnie! - Cameron złapała go za ramiona zanim stracił równowagę i prawie sturlał się z łóżka.
Ruch sprawił, że jego potrzaskana stopa zabolała go niesamowicie i krzyknął znowu, po chwili rozpoznając ból jako swój własny.
- Przestań. - udało mu się w końcu jej powiedzieć w agonii.
Cameron zamarła trzymając go za ramię.
- Przestać co? To tylko ja.
- Dotykać mnie. - powiedział, wciąż mając trudności ze złapaniem oddechu. Cameron czuła nieskończoną sympatię do wszystkiego co jest uszkodzone, chore i zranione. Widział ją zatroskaną wiele razy i nie chciał patrzeć na nią znowu. To wydawało się jedynym wyjaśnieniem jej obecności tutaj. - Nie dotykaj mnie. Proszę. Ja... Spójrz na mnie. Nie powinnaś być przy mnie.
Cameron patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, zamyślona a on przez chwilę widział, że już podjęła decyzję, ale nie był pewien jaką.
- Ok. - powiedziała niezbyt przekonująco. Ostrożnie zeszła z łóżka a Chase ciężko opadł na poduszki.
- Co ty robisz? - zapytał, kiedy nie próbowała nawet podnieść swoich butów czy torebki.
- Nie dotykam cię. - odpowiedziała i zaczęła ściągać koce z łóżka.
- Pielęgniarka może to zrobić. - zaprotestował Chase, świadom, ze jest zbyt słaby by ją powstrzymać. Cameron zignorowała go, nic nie mówiła, kompletnie zajęta ściąganiem pościeli z łóżka. Chase przymknął oczy, gdy włączyła światło, które raziło go. Zrezygnował z walki z nią, świadomy, że tylko może pogorszyć sytuację.
Wciąż czuł panikę, która ściskała mu gardło i przedzierała się przez jego wnętrzności, jakby miał się zadławić na śmierć. Duch Dibali był jego stałym kompanem. Ale udało mu się wtopić go w tło lub ukryć jego obecność przed resztą świata. Teraz jego głowa była poraniona a stopa krzyczała o uwagę, co było prawie ulgą, która go skutecznie rozpraszała. Ból fizyczny zawsze wydawał się prostszy.
- Robert.
Ręka Cameron na jego ramieniu sprawiła, że podskoczył i zobaczył, że wiesza świeżą torebkę na jego kroplówce.
- Morfina. - powiedziała cicho, bez czekania na jego pytanie. - Widzę, że cię boli.
Chase nie chciał by dostrzegła świeżą falę strachu, która go ogarnęła. Bał się stawić czoła panice bez bólu.
- Dziękuję.
- Pomóc ci się przebrać? - zapytała, świadoma jego kłamstwa. Miała w rękach świeże ciuchy szpitalne a ten widok sprawił, że poczuł się poniżony, co sprawiło, że zadrżał.
- Dlaczego to robisz? - zapytał ponownie, używając ostatek energii by usiąść. Ból powoli zanikał, mógł się w końcu skupić na tym co ona robi, na fakcie, że spędziła całą noc w jego łóżku i nie uciekła od niego. - Nie jesteśmy razem. Nie jesteśmy... Jesteśmy niczym. Nie będziemy niczym. Za późno na to.
- Pomogę ci się przebrać. - powiedziała Cameron formalnie. Była dotknięta tym co powiedział, ale nie przyjmowała tego do wiadomości. Nie wiedział co ma zrobić by go zostawiła. Zamknął oczy, gdy rozwiązała to co miał na sobie, trzęsąc się z zimna i nie widział jej analizującego go spojrzenia. Zawsze była dla niego zagadką, pomimo tego, że potrafił odczytywać ludzi. Usiłował ją przejrzeć przez pięć krótkich miesięcy, od czasu gdy pozwolił sobie na wiarę w nią, do czasu gdy wszystko się rozpadło. Zastanawiał się ile czasu minie zanim znowu go zostawi i ucieknie.
Kiedy skończyła, wskoczyła na świeżo pościelone przez siebie łóżko obok niego. Chase odwrócił głowę w jej stronie na poduszce, zbyt zmęczony by protestować. Ułożyła się na swojej stronie i patrzyła na niego, ewidentnie zadowolona. Przez ostatnie kilka miesięcy usiłował na nią nie patrzeć a teraz po raz pierwszy był świadom tego, że widzi ją taką jaka jest a nie wspomnienie kobiety, która go zostawiła. Na jej twarzy było widoczne zmartwienie, zwłaszcza wokół oczu, lecz wciąż wyglądała dziewczęco. Jej włosy były dużo krótsze, bardziej profesjonalne i sięgnął ręką by chwycić pukiel jej włosów zanim zorientował się co wyprawia.
- Zły sen? - zapytała miękko.
Chase drgnął i zabrał rękę. Jej pytanie sprawiło, że powróciły do niego wspomnienia a panika zamieniła jego krew w lód i przywróciła potworny ból głowy.
- Nie pamiętam. - powiedział, świadomy, że mu nie uwierzy, ale nie miał innego wyboru. Mówienie o tym tylko nasili ten koszmar a on nie byłby w stanie się z nim zmierzyć.
Cameron westchnęła, była wyraźnie sfrustrowana.
- Usiłowałeś się zabić. - odezwała się.
Chase odwrócił wzrok, usiłując się uspokoić. Pamiętał wszystko to co się stało w nocy, każdy detal, który wrył się w jego umysł tak mocno jak śmierć Dibali i rozpoczął nową rundę koszmarów sennych. Cameron teraz wiedziała wszystko i była jedyną, która się dowiedziała. Wciąż tu była, mimo tego, że znała już ryzyko.
- Nikomu nie powiedziałam. - kontynuowała, bardziej miękkim głosem, lecz wciąż brzmiała formalnie. - I nie powiem. Jeśli zgodzisz się by ci pomóc.
Chase był zaskoczony, ale wciąż niezdolny do zaufania jej, że nie przemawia przez nią litość.
- Dlaczego? Powiedziałem ci, że my...
- Nie obchodzi mnie to. - przerwała mu, zanim skończył zdanie. - Nie proszę o wybaczenie. Nie szukam żadnych zobowiązań. Nie chcę byś skończył martwy.
- Nic mi nie jest. - skłamał. - I nie jesteś za mnie odpowiedzialna.
Cameron usiadła, ale nie zeszła z łóżka, tylko pochyliła się nad nim.
- Nie jest z tobą dobrze. Sam mi to powiedziałeś. Twoja postawa nie działa po tym jak mi wyznałeś, że jest fałszywa.
- Majaczyłem. Narkoza. - to było jeszcze mniej przekonujące, wiedział o tym, ale teraz była to walka na siłę woli i nie miał zamiaru się wycofać, nie mógł sobie pozwolić na to by się poddać.
- Dobrze. - powiedziała Cameron, wyraźnie zła. - Będziemy udawać, że do niczego się nie przyznałeś. Wiem, że bierzesz narkotyki i pijesz. Może raz miałeś receptę, ale teraz nie masz nad tym kontroli. I żyjesz w śmietniku. Miałeś operację stopy. Będziesz potrzebował pomocy i miejsce, gdzie zatrzymasz się by nie obawiać się gorszego zranienia.
- Cóż, wtedy definitywnie nie będę z tobą. - słowa wyszły instynktownie, bez przemyślenia ich, jako efekt kilkuletniego porzucenia.
Coś zmieniło się w rysach twarzy Cameron.
- Umierasz. - powiedziała a wszystko brzmiało tak poważnie. To już nie były zawody ani walka. W jej oczach był strach i nie miał on nic wspólnego z tym co jej zrobił czy powiedział. - Mam wyniki z laboratorium z zeszłej nocy. Twoja wątroba ledwo się trzyma. Jeśli nie weźmiesz się za siebie teraz to skończysz dokładnie tak jak House. Jeśli jest jeszcze ktoś, kogo całkowicie nie odepchnąłeś od siebie.


ROZDZIAŁ 18


Cameron poczuła się winna w momencie, w którym to powiedziała. Spędziła całą noc czekając na to by mu przekazać wieści, martwiąc się jak to przyjmie, skoro już był załamany. Jego postawa błyskawicznie się zmieniła, przypominając jej jak bardzo musi być przerażony pod tą całą obroną.
- Przepraszam. - powiedziała cicho, gdy cała minuta minęła a on nie odpowiedział. Wciąż na nią patrzył, ale czuła, że jej nie widzi. Nie był już zły, wyglądał na strasznie chorego, blada i zmęczona twarz i ramiona pokryte rozcięciami i siniakami, pozostałości po wybitych szybach. - Nie chciałam cię tym przestraszyć. A może chciałam. Ale nie w ten sposób. Wciąż jest szansa na to by to naprawić, ale musisz podejść do tego na poważnie.
Chase drgnął i odwrócił się od niej w stronę ściany. Znów się totalnie zamknął w sobie, ale teraz w inny sposób. Cameron chciała cofnąć czas i powrócić do poprzedniej nocy, by znów zobaczyć go bez tej ściany, którą wokół siebie od nowa zaczął budować. Bała się, że całkiem się poddał, ale wiedziała, że gdyby nie wydarzenia z poprzedniej nocy to by nigdy nie uświadomiła sobie jaki błąd popełniła.
- To... szczęście. - Cameron spróbowała ponownie. Zerknęła na niego, gdy usłyszała jak wypowiada te słowa na głos. Brzmiały jeszcze bardziej nieczule niż myślała, ale wciąż wierzyła w ten sentyment i miała nadzieję, że Chase rozumie w jakiej pozycji się znalazła. - Gdyby to się nie wydarzyło to nie dowiedzielibyśmy się na czas.
Chase nie odpowiedział, ale zwinął się bardziej pod kocami, gdy jego ramiona zaczęły się trząść odrobinę. Nie wiedziała czy to przez to co usłyszał, czy przez morfinę, czy przez to i to.
- To znaczy... teraz możemy ci pomóc. - kontynuowała nie mogąc znieść tej ciszy.
- Nie można mi pomóc. - wymamrotał w poduszki. - A my nic nie zrobimy.
- Rozumiem, że się boisz. - mówiła, dotykając jego ramienia. Chase drgnął i odsunął się od niej. Bała się, że spadnie z łóżka jeśli będzie naciskać. - Też się boję. Ale my... ty... musisz spróbować.
Chase milczał a Cameron nagle naszło przerażające uczucie, że on naprawdę nie zamierza próbować. Chciał się zabić, nie ma wątpliwości, ale teraz miał umierać wolno przez niewydolność wątroby i to już było zupełnie coś innego a ona nie mogła przestać myśleć o tym, że całkowicie się poddał. Wiele razy widziała co się dzieje z uzależnionymi a on i tak już cierpiał psychicznie.
- Uważam, że powinieneś zamieszkać u mnie. - powiedziała szybko by powstrzymać ten potok myśli. - Przynajmniej do czasu aż twoja stopa wydobrzeje na tyle byś sam mógł o siebie zadbać. Mogę pomóc ci w pozbyciu się prochów, zrobię wszystko co w mojej mocy. Ortopeda chce przedyskutować opcję wysłania cie na długą rehabilitację, ale uważam, że to zły pomysł, biorąc pod uwagę... cóż, wszystko. Wiem, że nie chcesz by ktokolwiek wiedział. Więc dlatego to ja powinnam ci pomóc.
- Nie. - wyszeptał Chase i zakrył się bardziej prześcieradłami.
- Robert, proszę. - nie chciał na nią spojrzeć, więc wstała i podeszła do łóżka. Miał zamknięte oczy, widać było, że jest zły. Wzięła jego rękę i trzymała ją, gdy wciąż nie odpowiadał. Nagle poczuła, że nie może oddychać, nie może mówić przez ściśnięte gardło, gdyż rzeczywistość może być naprawdę beznadziejna i przytłaczająca, gorsza od największego koszmaru. - Proszę, pozwól mi sobie pomóc. Wiem... że nie możemy wrócić do tego co było. Może nigdy już nie będziemy mieć niczego. Ale muszę wiedzieć, że jest z tobą wszystko ok. Nawet z kimś innym.
Chase otworzył powoli oczy i po prostu patrzył na nią przez długi czas bez słów. Nie można było odczytać jego myśli.
- Allison... - zaczął ledwo słyszalnym głosem. Ale wtedy ktoś zapukał do drzwi a on nie kontynuował.
- Doktor Cameron? Doktor Chase? - Cuddy zajrzała do pokoju a Cameron chciała krzyczeć z tego powodu. Właśnie poczuła, że robi jakiś postęp z Chase'em a takie najście to było ostatnie co potrzebowała w tym momencie. Poza tym nie miała siły by stawić czoła szefowej.
- Doktor Cuddy. - powiedziała, nagle szczęśliwa, że już nie leżała na łóżku.
- Muszę porozmawiać z wami. - powiedziała Cuddy a ton jej głosu sprawił, że Cameron zrobiło się niedobrze. Wiedziała, że nie będą to dobre wieści.
- Możesz porozmawiać ze mną. - Cameron odeszła od łóżka. Ostatnią rzeczą jaką potrzebował Chase były kolejne naciski, które mogły doprowadzić do nagłej straty. W tym momencie nie było z nim dobrze i bała się tego co Chase może powiedzieć Cuddy. - Na zewnątrz.
- To dotyczy was obojga. - nalegała Cuddy, krzyżując ramiona.
- Możesz porozmawiać ze mną. - powtórzyła Cameron chłodno. Nie miała zamiaru ustąpić. - Jestem upoważniona do jego medycznych spraw. Wszystko co masz do powiedzenia, powiedz mi. Na korytarzu. On musi teraz odpoczywać.
Cuddy wyglądała na lekko zaskoczoną, ale w końcu westchnęła z rezygnacją.
- Dobrze. - odwróciła się i wyszła na korytarz, czekając aż dołączy do niej Cameron. - Jak się czuje? - zapytała, gdy Cameron zamknęła drzwi od pokoju. Żaluzje były odsłonięte a Cameron wiedziała jak głos niesie się po budynku. Będą mieć szczęście, gdy Chase ich nie podsłucha, ale wciąż miała nadzieję, że Chase odurzony prochami zaśnie.
- Niezbyt dobrze. - odpowiedziała Cameron. - Ale zakładam, że już to wiesz. W końcu masz dostęp do karty.
- Ok. Przejdę do sedna. - Cuddy podniosła trochę głos. - Muszę wiedzieć czy Chase potrzebuje psychiatry.
- Dlaczego? - Cameron wciąż mówiła cicho. - Bo stracił panowanie nad samochodem? Ostatnio jak sprawdzałam to nie podchodziło pod leczenie psychiatryczne. - martwiła się o jego autodestrukcyjne zachowanie. Wiedziała, że on za wszelką cenę chce zachować swoje sprawy w tajemnicy a była pewna, że patrzenie na niego przez pryzmat samobójcy może zrujnować go kompletnie. Jedyną nadzieją było to, że chciała mu pomóc, bez względu na to co powiedział. Wiedziała, że musi zyskać jego zaufanie.
- Jasne. - powiedziała Cuddy, niezbyt przekonana. - Stracił kontrolę. I nie miało to nic wspólnego z tym, że był pod wpływem alkoholu. Widziałam toksykologię.
- Chase już widuje psychiatrę. - prawie całą noc spędziła na wymyślaniu tej historii. Była świadoma, że może stracić licencję jeśli prawda wyjdzie na jaw. - Jego lekarstwo było nieodpowiednie i przez to jego osąd był chybiony. Pił by się z tego wyleczyć. Niestety, ale jednak przez to jesteśmy świadomi tej sytuacji i możemy jakoś to wyprostować.
- Obie wiemy, że ta historyjka jest śmieszna. - Cuddy powiedziała chłodnym głosem i wiadomo było, że domyśliła się wszystkiego i czekała tylko na potwierdzenie swych domysłów.
- Tak samo śmieszna jak wszystkie nasze sprawy.
Cuddy zaśmiała się sztywno.
- Przynajmniej połowa z tych ludzi kłamie.
- Myślisz, że bym skłamała? Naraziła pacjenta na niebezpieczeństwo? - skłamała. Zbyt dobrze wiedziała, że jakieś dziesięć lat temu nigdy by nawet nie rozważyła zrobienia czegoś takiego. A teraz czuła się tak jakby to była jej druga natura.
- Myślę, że zbyt długo pracowałaś dla House'a. - powiedziała Cuddy, jakby czytała w jej myślach. - I sądzę, że jeśli chodzi o Chase'a jesteś zdolna do wszystkiego. Myślałam, że wzięłaś sobie do serca moje wczorajsze ostrzeżenia. Sypiasz z nim?
- Chase jest moim pracownikiem. - odpowiedziała Cameron a po chwili zorientowała się, że popełniła błąd. - Byłym pracownikiem.
- A ty z nim sypiasz? - powtórzyła Cuddy.
Cameron przygryzła wargę, czując te iskry, to napięcie napływające z każdej strony. Zbudowała bardzo skomplikowany domek z kart i jeden fałszywy ruch a wszystko zamieni się w katastrofę.
- Mój związek z Chase'em jest profesjonalny.
- Mogę cię zwolnić. - zagroziła jej Cuddy. Nie musiała krzyczeć by mieć władzę. - Mogę zamknąć wydział. Mogę się upewnić, że Chase straci licencję i potwierdzić, że jest poważnie uzależniony.
- A ja mogę powiedzieć radzie na co pozwalałaś House'owi. - Cameron powiedziała lodowatym tonem. Chciała widzieć Cuddy jako swoją przyjaciółkę, ale w tym momencie było to niemożliwe. - Mam wszystkie papiery. To ja odwalałam papierkową robotę i wiem więcej niż ktokolwiek inny. Myślisz, że chcieli by o tym wiedzieć?
- Jeśli możesz poradzić sobie z Chase'em i jednocześnie prowadzić wydział, to w porządku. - odpowiedziała Cuddy po dłuższej chwili milczenia. Coś się unosiło między nimi. - Ale zrozum, że stawką jest twoja kariera a to nie jest gra. A moja osobista opinia jest taka, że Chase jest ostatnią osobą, z którą ktokolwiek powinien się wiązać.
- Więc się nie wiąż. - powiedziała Cameron a potem odwróciła się i wróciła do pokoju, zanim Cuddy zdążyła odpowiedzieć.
Zerknęła na Chase'a i zobaczyła, że wciąż jest zwrócony twarzą do najdalszej ściany. Zasłoniła żaluzje i podeszła do łóżka i usiadła na krawędzi. Miał zamknięte oczy, ale jego ciało było zbyt spięte by spał.
- Hej. - powiedziała cicho. Zastanawiała się czy jest zły przez to co powiedziała do Cuddy.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał Chase bez otwierania oczu.
- Ponieważ wiem jak bardzo jesteś uparty by sobie pomóc. - Cameron poprawiła prześcieradło. - A ja chcę byś wyzdrowiał.
Chase usiadł z grymasem na twarzy a Cameron poprawiła mu poduszki.
- House zmarł na niewydolność wątroby. Moja mama też.
- Wiem. - powiedziała Cameron. Czuła napływający żal. - Ale to nie musi się tak dla ciebie skończyć. Przysięgam.
- To długi okres. - nalegał, nagle przestając się bronić.
Cameron westchnęła.
- Zostań u mnie. Przynajmniej na kilka dni. Pozwól mi spróbować. Proszę. Co masz do stracenia?
Przez kilka oddechów Chase się na nią patrzył. Jego oczy znów były przepełnione strachem. A potem, wahając się, wyciągnął rękę i położył ją na jej kolanie. Ścisnął je lekko.
- Nie chcę umrzeć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:22, 25 Wrz 2011    Temat postu:

Popadłam w uzależnienie. Ale ja nie chce sobie pomóc. Swoją droga, dobrze, że tylko ja... Kiedyś słyszałam, że ludzi z miekkim sercem nie powinno się wykorzystywać...
Podoba mi się jak napisany jest 17 rozdział, w nim patrzymy bardziej na Chase'a niż na Cameron, więc efekt też jest inny.
Cytat:
Koszmar zaczął się inaczej niż inne.
Na zewnątrz było zimno a drzewa pokryte były srebrnym szronem. Powinny wciąż być zielone jak w lato. Padało a krople zamieniały się w śliskie i śmiertelne odłamki, idealne by przykryć zbrodnię. Świat był zupełnie cichy, gdy przycisnął nogę do pedała gazu. Nawet natura wydawała się spać, gdyż w zasięgu wzroku nie było żywej duszy. Była to mała, rzadko uczęszczana droga. Drzewo wyłoniło się z mroku, sięgając swymi rozłożystymi gałęziami dookoła, gdy zostało oświetlone reflektorem.
Kolejne trzydzieści stóp nieuchronnie zostało przemierzone, gdy samochód wpadł w poślizg a milion malutkich kawałków z pobitych szyb spadło prosto na niego, odnajdując drogę do jego twarzy i ramion jak małe drzazgi. Nie mógł krzyczeć, nie mógł nawet oddychać a jego klatka piersiowa była wypełniona bólem, tak ogromnym, że nie było miejsca na nic innego. Nie było dobrze, wiedział to od razu. Nie powinno się to tak skończyć. Nie powinno być niczego po tym a to nawet nie wyglądało jak piekło, chociaż czuł te potworne tortury. Usiłował się poruszyć, wydostać ze zrujnowanego samochodu i wyjść na zimną noc, ale okazał się, że jest uwięziony. Potworny błąd, zbudowany na fundamentach zdrady i porażek był zbyt wielki by go pojąć.
A potem pojawiło się światło z zewnątrz, ostre i wypalające mu oczy jak żar łez, które nigdy nie nadejdą. Twarz Dibali, spoglądająca zza wybitej szyby, zgniła, rozpadająca się, wypełniona larwami, które wychodziły z pustych oczodołów a krew wypływała z półotwartych ust. Trupie ręce sięgające do samochodu przez okno, chwytające go mocno.

I tego typu koszmary śniły mu się przez ostatnie trzy lata? To okropne. Ten był inny, czemu mam wrażenie, że gorszy?
Cytat:
- Przestań. - udało mu się w końcu jej powiedzieć w agonii.
Cameron zamarła trzymając go za ramię.
- Przestać co? To tylko ja.
- Dotykać mnie. - powiedział, wciąż mając trudności ze złapaniem oddechu. Cameron czuła nieskończoną sympatię do wszystkiego co jest uszkodzone, chore i zranione. Widział ją zatroskaną wiele razy i nie chciał patrzeć na nią znowu. To wydawało się jedynym wyjaśnieniem jej obecności tutaj. - Nie dotykaj mnie. Proszę. Ja... Spójrz na mnie. Nie powinnaś być przy mnie.
Cameron patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, zamyślona a on przez chwilę widział, że już podjęła decyzję, ale nie był pewien jaką.
- Ok. - powiedziała niezbyt przekonująco. Ostrożnie zeszła z łóżka a Chase ciężko opadł na poduszki.
- Co ty robisz? - zapytał, kiedy nie próbowała nawet podnieść swoich butów czy torebki.
- Nie dotykam cię. - odpowiedziała i zaczęła ściągać koce z łóżka.

Niezłe. No właśnie, przecież go nie dotyka. Dlaczego on nie chce pomocy? Jest teraz chory i słaby, nie powinien odtrącać Cameron.
Cytat:
Coś zmieniło się w rysach twarzy Cameron.
- Umierasz. - powiedziała a wszystko brzmiało tak poważnie. To już nie były zawody ani walka. W jej oczach był strach i nie miał on nic wspólnego z tym co jej zrobił czy powiedział. - Mam wyniki z laboratorium z zeszłej nocy. Twoja wątroba ledwo się trzyma. Jeśli nie weźmiesz się za siebie teraz to skończysz dokładnie tak jak House. Jeśli jest jeszcze ktoś, kogo całkowicie nie odepchnąłeś od siebie.

Nie dziwię się, jego wątroba i tak dużo wytrzymała przy jego sposobie życia. Prawda boli, ale to co może nastapić po zignorowaniu jej boli bardziej.
Cytat:
Allison... - zaczął ledwo słyszalnym głosem. Ale wtedy ktoś zapukał do drzwi a on nie kontynuował.
- Doktor Cameron? Doktor Chase? - Cuddy zajrzała do pokoju a Cameron chciała krzyczeć z tego powodu. Właśnie poczuła, że robi jakiś postęp z Chase'em a takie najście to było ostatnie co potrzebowała w tym momencie. Poza tym nie miała siły by stawić czoła szefowej.

Cuddy! Wszystko zepsułaś. Już było tak blisko, juz miał się otworzyć,a ty oczywiście musiałaś wejść. Nieładnie.
Cytat:
- Mogę cię zwolnić. - zagroziła jej Cuddy. Nie musiała krzyczeć by mieć władzę. - Mogę zamknąć wydział. Mogę się upewnić, że Chase straci licencję i potwierdzić, że jest poważnie uzależniony.
- A ja mogę powiedzieć radzie na co pozwalałaś House'owi. - Cameron powiedziała lodowatym tonem. Chciała widzieć Cuddy jako swoją przyjaciółkę, ale w tym momencie było to niemożliwe. - Mam wszystkie papiery. To ja odwalałam papierkową robotę i wiem więcej niż ktokolwiek inny. Myślisz, że chcieli by o tym wiedzieć?

Lisa miała mocne argumenty, ale Alison mocniejsze. Muszę przyznać, to posunięcie było wredne. Niby chciała zachować dobrą reputacje szpitala, ale to już był cios poniżej pasa. Znowu aty, aty.
Cytat:
- Hej. - powiedziała cicho. Zastanawiała się czy jest zły przez to co powiedziała do Cuddy.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał Chase bez otwierania oczu.
- Ponieważ wiem jak bardzo jesteś uparty by sobie pomóc. - Cameron poprawiła prześcieradło. - A ja chcę byś wyzdrowiał.
Chase usiadł z grymasem na twarzy a Cameron poprawiła mu poduszki.
- House zmarł na niewydolność wątroby. Moja mama też.
- Wiem. - powiedziała Cameron. Czuła napływający żal. - Ale to nie musi się tak dla ciebie skończyć. Przysięgam.
- To długi okres. - nalegał, nagle przestając się bronić.
Cameron westchnęła.
- Zostań u mnie. Przynajmniej na kilka dni. Pozwól mi spróbować. Proszę. Co masz do stracenia?
Przez kilka oddechów Chase się na nią patrzył. Jego oczy znów były przepełnione strachem. A potem, wahając się, wyciągnął rękę i położył ją na jej kolanie. Ścisnął je lekko.
- Nie chcę umrzeć.

Tu zdecydowanie mogę wstawić pozytywną buźkę. Śliczny moment. Taki trochę dramatyczny, ale wzruszający. Ach...

Dziś już nie będę męczyć twojego miękkiego serca, chyba, że wstawisz coś tak po prostu... Czekam niezależnie od tego, kiedy pojawią się kolejne części.

Piłeczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:16, 25 Wrz 2011    Temat postu:

Cytat:
No cóż, mam miękkie serce, ale jak mówiłam są komentarze to mogę nawet codziennie wstawiać nowe części




ROZDZIAŁ 19

Chase obudził się, gdy duch Dibali niebezpiecznie usytuował się na jego klatce piersiowej i ciężko go podduszał. Panika zaczęła narastać gdy otworzył oczy i zobaczył sufit. Śnił o sali szpitalnej, gdzie leżał Dibala, ale jego sala na szczęście była zupełnie inna. Instynktownie podniósł ręce do swojej szyi, lecz ten sen powtarzał się dość często i Chase doskonale wiedział, że dusi go jedynie jego własne poczucie winy.
Minęły już dwa dni, ale ból się pogarszał. Dosłownie zgniatał jego stopę i wwiercał się do mózgu. Zanim zorientował się co robi, usiadł i sięgnął po zwykle obecną butelkę na nocnym stoliku, zanim uzmysłowił sobie, że nie jest w domu. Brak alkoholu wypalał dziurę w jego żołądku. Czuł się jakby coś wyrywało mu wnętrzności. Jeśli było coś co go przerażało i wywoływało w nim napady paniki to wiedza, że musi przestać pić na dobre. Dla niego było to gorsze od koszmaru.
Wiedza, że umiera – powoli, gdy ciało stopniowo samo się zatruwa – wciąż go najbardziej przerażało.
Rozejrzał się po pokoju szukając czegoś co zajęłoby jego uwagę. Zauważył, że Cameron zniknęła. Nie było nawet jej torby ani niczego co by mogło wskazywać na to, że wróci. Był sam przez większość swojego życia, zbyt przyzwyczajony do tego, że ludzie go opuszczają, ale wciąż się tego bał. Nagle Chase przypomniał sobie jej groźbę, że się znowu wyprowadzi, ale to już było dwa dni temu i póki co nie wyciągała już więcej tego tematu.
Poczuł nagle, że te ostatnie kilka dni, miesięcy nawet, mogły być snem na jawie. Jej powrót do Princeton mógł być niczym innym jak wytworem jego wyobraźni. Kolejny raz sięgnął po butelkę a jej nieobecność wywołała w nim falę rozczarowania. To był pierwszy dzień, gdy ból i panika były takie same. Wiedział, że to dopiero początek i wszystko się pogorszy. To nie był pierwszy raz gdy przestał pić. Ostatnim razem dotarł tak daleko, że poznał przedsmak piekła, które miało nadejść. Tu, w tym pokoju, echa ostatnich koszmarów były wciąż świeże w jego umyśle. Chase czuł się odizolowany, przytłoczony i samotny w tym co miało nadejść.
Odgłos butów Cameron, odbijających się echem po korytarzu, sprawił, że Chase podskoczył i opadł na poduszki. Poczuł niesamowita ulgę i wstyd, że może zobaczyć go w tym stanie. Chwilę zajęło mu by zaczął ponownie oddychać a po chwili poczuł frustrację i panikę.
- Allison, co do cholery?
- Co? - Cameron zatrzymała się w najdalszej części łóżka, zdecydowanie nie spodziewając się takiej reakcji z jego strony. Jej włosy były mokre, zwinięte w loczki w miejscach, gdzie zdążyły wyschnąć. Ubrana była w top i jeansy. Chase pomyślał, że już dawno nie widział jej w czymś innym poza ubraniem do pracy.
- Zniknęłaś. - powiedział ponuro, usiłując zachować spokój.
- Zajmowałam się twoim wypisem. - wyjaśniła Cameron z lekkim uśmiechem. Najwyraźniej usiłowała zmniejszyć to napięcie pomiędzy nimi. - I przyniosłam ci twoje ubranie. Pomyślałam, że nie chcesz wyjść stąd w szpitalnej koszuli.
- I tak nigdzie nie mogę chodzić. - tak naprawdę to wiedział, że Cameron nie jest złą osobą, że nie powinien jej winić za to jak potoczyło się jego życie. Wiedział, że może jej wierzyć w obietnicę doglądania go w trakcie rekonwalescencji. Jednak nie mógł nie myśleć o tym, że Cameron nie wie o tym co za piekło nadejdzie. Nie potrafił sobie wyobrazić tego, że zostanie przy nim po tym czego doświadczy. W tym momencie byli dla siebie nikim, ale wciąż były w nim te bolesne wspomnienia, które powracały do niego po raz setny. Kim on był by oczekiwać akceptacji, zwłaszcza, że sam był zdegustowany widząc swoją matkę podczas detoksu.
Cameron westchnęła.
- Ok, zsuń się tutaj. Nieważne. Przyniosłam ci ciuchy. - podeszła do jego strony łóżka i zdjęła z ramienia torbę, którą postawiła na krześle a następnie wyjęła parę spodni od dresu oraz t-shirt, którego nie widział od kilku tygodni.
- Zrobiłaś pranie? - zapytał Chase, przerażony. Już i tak było źle, że widziała w jakim stanie znajduje się salon jego mieszkania i wolał by nie oglądała dalszej części. Sam ledwie znosił to miejsce, przynajmniej kiedy nie był pijany. Było to jak cmentarzysko wypełnione gnijącymi pozostałościami ich małżeństwa i tysiącami sekretów, które czekały by zostać odkryte.
- No cóż, nie mogłam znaleźć nic czystego a nie sądzę by ci się podobało siedzenie nago w moim mieszkaniu, więc... - Cameron wzruszyła ramionami i podała mu ubranie. - Pomóc ci się przebrać?
- Jesteś moją pielęgniarką? Myślałem, że skończyłaś szkołę medyczną czy coś. Co za strata. - Chase zdjął szpitalne ubranie i włożył t-shirt. Było mu łatwiej gdy go nienawidziła. Mniej wstydliwie gdy była tylko jego wrogiem. Bezpieczniej będzie jeśli będą trzymać się jego warunków, w razie gdyby zrobił coś celowo. Bez niespodzianek. Bez miejsca na kolejną zdradę, w końcu nie ma już zaufania. Ze spodniami poszło mu gorzej i minęło kilka minut zanim wymyślił jak je założyć. Wiedział, że Cameron go obserwuje. Nie zrobiła nic by mu pomóc i bardzo chciał być na nią o to zły, ale wiedział, że nie pozwoliłyby jej sobie pomóc gdyby spróbowała. Zanim skończył, jego stopa praktycznie krzyczała w agonii i pomyślał sobie, że przeniesienie się na wózek by wyjść ze szpitala będzie istną torturą.
- Gotowy? - zapytała Cameron. Brzmiała na kompletnie nieprzejętą obserwacją jego zmagań z ubraniem. - Szpital pożyczy ci wózek. Jest nadzieja, że wkrótce będziesz mógł poruszać się o kulach, ale zanim to się stanie to będziemy musieli upewnić się, że twoja równowaga jest w normie.
- Już mnie wypisują? - Chase w końcu zaczął skupiać się na tym co tu jest grane. Zgodził się z nią zostać, zaakceptował jej pomoc w rekonwalescencji, ale myśl, że naprawdę to robi była przerażająca. Wiedział, że będzie zdany na jej łaskę, bezbronny, w agonii detoksu. Ale nie miał wyboru. Cameron była jedyną osobą, która rozumiała w pełni jego demony i to, że może umrzeć. Na trzeźwo okazało się, że boi się piekła, bardziej niż w noc, którą spędził uwięziony w samochodzie. Pomyślał, że jest prawdziwym tchórzem.
Oczy Cameron wyrażały niepewność.
- Wypisałam cię.
- Ale szpital tego nie zrobił. - powiedział Chase, rozumiejąc co oznacza jej wahanie. - Wypisałaś mnie na własne żądanie, tak?
Cameron przygryzła wargę i spojrzała na niego ponownie.
- Myślisz, że pozwolą ci przechodzić rehabilitację w trakcie detoksu? Zajmę się tobą w domu. Mam wszystko to co jest potrzebne.
Wiedział, że ma absolutną rację i była naprawdę wspaniała. Jednak ciężko było mu to zaakceptować.
- Wiem, że moja choroba jest czymś wspaniałym dla ciebie, ale nie jestem twoją zabawką.
- Robercie. - powiedziała ostro. Dźwięk jego imienia spowodował, że nie powiedział tego co miał zamiar powiedzieć. - Ufasz mi? W sprawach medycznych?
- W sprawach medycznych. - potwierdził po chwili. - Osobiście... nie za bardzo.
Cameron skrzyżowała ręce.
- W sprawach medycznych mi wystarczy.


Droga do domu Cameron wydawała się niesamowicie krótka. Słońce paliło oczy Chase'a i wpadało do jego głowy i przyprawiało go o ból głowy gdy się tylko poruszył. Drgania samochodu wprawiały jego zranioną stopę w istną agonię. Cameron usiłowała jechać tak ostrożnie jak to było możliwe.
Był już kiedyś na schodach prowadzących do mieszkania Cameron, ale nigdy nie był w środku. Teraz przyprawiało go to o mdłości. Ostatnim razem gdy tu był, przyniósł azaleę i miał nikłą nadzieję na to by zawrzec pokój. Wpadło mu nawet do głowy by pomóc jej w przeprowadzce, ale usłyszał, że Foreman już tam jest a potem do jego uszu doszło szczere wyznanie Cameron. Cieszył się, że to usłyszał. Przynajmniej dowiedział się co o nim myśli zanim zdobył się na taki gest jak planował. Obserwował jak Cameron szuka kluczy i zastanawiał się co zrobiła z roślinką, czy ją zostawiła czy uratowała.
Wnętrze mieszkania było małe i wypełnione ciepłem lata. Chase nie mógł znaleźć tego w swoim własnym życiu. Ściany były pomalowane bladożółtą farną a w salonie było wielkie okno, którego widok wychodził na podwórko. W pokoju panował porządek, ale nie czuć było tej sterylności, która była w jej dawnym mieszkaniu w Princeton. Zawsze zastanawiał się jak jej się udaje wnieść tyle światła w przestrzeń.
Koło kanapy stała kroplówka. Chase zauważył poduszki i koce, które leżały na kanapie. Czuł ulgę, ale jednocześnie był zawiedziony, że zamiast do sypialni podporowadziła wózek do kanapy. Przez myśl mu przeszło, że teraz spędził z nią sam na sam więcej czasu niż przez te ostatnie lata a miał być to dopiero początek. Przebywanie w jej domu było dziwne i niesamowicie intymne, pomimo tego, że mieszkała tu ledwie tydzień a pudła wciąż stały nierozpakowane przy ścianie. Starał się nie patrzeć na nie, gdyż do głowy naszły mu wspomnienia jak wprowadzała się do niego, ale szybko je odrzucił od siebie.
- Pasuje ci zostanie tutaj przez chwilę? - zapytała Cameron. Brzmiała mniej pewnie niż w szpitalu. Nie patrzyła mu w oczy, gdy pomagała mu przenieść się na kanapę a Chase był jej niesamowicie wdzięczny za to, gdyż nie był w stanie ukryć grymasu bólu. - Nie mam pokoju gościnnego. Jeśli chcesz to odstąpię ci łóżko, ale pomyślałam, że... tu jest więcej światła i telewizor, jeśli będziesz chciał oglądać. Mam teraz sporą kolekcję DVD. Może to być dobre by się czymś zająć podczas... no, wszystkiego.
- Jest dobrze. - przerwał jej Chase, czując się dziwnie słuchając tego. Było trochę niezręcznie, jakby ją przyłapał na czymś osobistym.
Cameron kiwnęła głową i odchrząknęła, po czym usiadła obok niego na kanapie i włożyła parę rękawiczek.
- Daj mi swój przegub. - nie czekając na jego reakcję, podniosła torbę i zaczęła podłączać coś co rozpoznał jako wkłucie do kroplówki. Jej ruchy były bardziej pewne i po chwili podłączyła mu lekarstwo.
- Jesteś absolutnie pewna, że chcesz to zrobić? - zapytał cicho i podał jej lewe ramię. To pytanie kołatało się po jego głowie od kiedy zaproponowała to rozwiązanie. Wkrótce nie będzie w stanie niczego zrobić i pomaganie mu może być dla niej zbyt ciężkie. - Ty... Nigdy nie widziałaś nikogo podczas detoksu.
- Przez pięć lat pracowałam na ostrym dyżurze. - powiedziała Cameron i wkłuła wenflon do jego żyły.
Chase przymknął oczy. Ból był niczym w porównaniu z tymi falami, które wciąż uderzały w jego stopę i głowę.
- To nie to samo. Na ostrym dyżurze widziałaś może tylko początki. Tylko kilka godzin. A potem odsyłałaś ich dalej by kto inny zajmował się brudną robotą. Jest inaczej gdy chodzi o kogoś kto...
- Nie zmienię zdania. - powiedziała Cameron, stukając w kroplówkę stoją wolną ręką. Wstała i podłączyła wszystko a potem spojrzała na niego. - Muszę wiedzieć co dokładnie brałeś. I jak dużo piłeś. Nie obchodzi mnie jak źle to wygląda. To nie chodzi o mnie oceniającą ciebie. Ale musisz być szczery bo inaczej nie będę w stanie ci pomóc.
- W pracy Adderall. - mruknął Chase i zaczął bawić się kablem od kroplówki. - Valium by usnąć. Alkohol... to zależy. Kilka z rana. A w nocy... zależało od tego ile potrzebowałem.
- By paść, tak? - Cameron znowu usiadła.
Chase skinął głową i usiłował nie myśleć o piciu. Już prawie minęły trzy dni i im bardziej świadomy się stawał tym bardziej nadchodziła totalna desperacja i potrzeba by zająć czymś myśli. Nawet ta krótka wycieczka od szpitala do mieszkania Cameron była dla niego niesamowicie wyczerpująca i przez to bolało go bardziej.
- Mogę ci podać jedynie minimalną dawkę morfiny na ból. - powiedziała Cameron, patrząc na niego z sympatią. - Nie mogę narażać twojej wątroby. Będę także ograniczać ci valium. Zredukuje to twoje drgawki i powinno ci pomóc z oczyszczeniem organizmu.
- A cała reszta... zostawimy w spokoju? - zapytał cicho Chase.
- Tak będzie najlepiej. - Cameron patrzyła na niego. Z wahaniem złapała jego dłoń a Chase z zaskoczeniem odkrył, że jest roztrzęsiona. - Wiem, ze to będzie dla ciebie piekło. Ale im szybciej się oczyścisz tym lepiej dla twojej wątroby. Szybciej wróci do zdrowia. I chcę byś wiedział, że zrobię wszystko co w mojej mocy by ci pomóc.
Chase ułożył się na poduszkach i patrzył jak kolejne kropelki płynu spadają w dół. Myślał o butelkach, które zostały w jego mieszkaniu.
Nie zabrał ręki.


ROZDZIAŁ 20

Noc minęła szybko, zostawiając Cameron z uczuciem wyczerpania. Czuła się jakby stała nad jakąś przepaścią. Chase miał gorączkę i przechodził przez agonię, niezdolny by napić się choć odrobiny wody bez wymiotowania. Przez większość czasu zupełnie nie kontaktował i nie mogła stwierdzić czy jest obudzony, przechodzący przez senne koszmary czy po prostu miał halucynacje. W końcu zasnął niespokojnym snem a jego głowa spoczywała na jej kolanach. Cameron czuła wypełniające ją wątpliwości dotyczące jej decyzji by mu pomóc. Było dla nie jasne, że nie poradzi sobie z tym ani medycznie ani emocjonalnie. Czuła się bezradna, nie mogła uśmierzyć jego bólu. Chciała go ocalić, ale nie mogła zrobić nic by to zrobić. Była świadoma tego, że jeśli straci nad nim kontrolę i jeśli przeceniła swoje możliwości to on umrze. Więc spędziła całą noc obserwując go, zbyt przerażona by usnąć.
Cameron była zaskoczona, gdy wzeszło słońce. Zaczynała się zastanawiać czy czasem nie utknęli w jakiejś niekończącej się ciemności. Przez to wyczerpanie straciła poczucie czasu. Przez chwilę Chase był spokojniejszy i spał a jego ciało było mniej spięte, jednak wciąż rozpalone. Obserwowała strużki potu spływające mu po twarzy w świetle porannego słońca. Sięgnęła instynktownie by zabrać pukiel włosów z jego czoła.
Chase obudził się zanim jej ręka dotknęła go i odsunął się od niej, prawie gwałtownie. Cameron złapała go za ramiona zanim spadł z kanapy, ale nagły ruch spowodował, że krzyknął z bólu a ona spojrzała na niego.
- Co ty do cholery robisz? - mruknął, ledwie wypowiadając słowa. Położył się na wolnej części kanapy.
- Nic nie robię. - odpowiedziała słabo, bała się by nie pogorszyć wszystkiego.
Chase wzdrygnął się i zaczął mocno kaszleć. Cameron z trudem powstrzymała chęć dotknięcia go ponownie. To było jedyne co mogła mu oferować, gdyż jej wiedza medyczna i umiejętności w tym wypadku były bezużyteczne. Ale on nie chciał by go dotykała i to bolało ją najbardziej. Nawet w ogromnej desperacji był w stanie odrzucić jej najprostszą formę pocieszenia i uznawał to jako bezużyteczne.
- Obudziłaś mnie. - oskarżył ją Chase, gdy w końcu udało mu się znowu przemówić. Oparł się wygodnie i zaczął się potwornie trząść. Agitaca i irytacja były symptomami oczyszczania. Cameron wiedziała to, ale zagłębiali się w jakiś niewytłumaczalny gniew i gorzkość a ona nie mogła już odróżnić bólu wywołanego detoksem od zwyczajnych emocji. - Pierwszy normalny sen jaki miałem a ty go zrujnowałaś. Mówiłem byś mnie nie dotykała.
- Nie mówiłeś. - odpowiedziała Cameron. Była to prawda, chociaż Chase wyraził jasno swoje poglądy na ten temat.
Chase prychnął a potem znów zaczął kaszleć.
- Powinienem wiedzieć, że tu chodzi tylko o ciebie. Nie ma znaczenia, że wciągnęłaś mnie do piekła, póki czujesz się z tym dobrze i uważasz, że masz rację. Może założysz mi smycz? Może się ułożę jak grzeczny piesek a potem pozwolę ci pogłaskać mnie po głowie.
- Wolałam cię jak majaczyłeś w nocy. - mruknęła Cameron i momentalnie poczuła się okropnie. On nie mógł nic poradzić na to jak się zachowuje, usiłowała o tym pamiętać. Poza tym zasłużyła sobie. Gdyby trzy lata temu została z nim to w tym momencie nie przechodziłby przez piekło. Ale powiedziała to i nie mogła cofnąć swych słów. Błaganie o przebaczenie go tylko rozjuszy, tego akurat była pewna.
- Jasne. - Chase usiadł jak najdalej od niej. Usiłował trzymać się od niej z daleka, ale nie był w stanie wstać i wyjść. Okropnie się pocił, jego włosy w okolicy czoła były mokre a w oczach pojawił się cień okrutności, czego wcześniej nie widziała. - Wolałaś mnie bezbronnego. Łapię. Allison Cameron, kobieta, która kocha chorych ludzi. Prawdopodobnie tylko chorzy są w stanie cię tolerować.
- Przynajmniej ludzie mnie czasem tolerują. - odpyskowała mu Cameron, znowu się zapominając. Wiedział dokładnie jak do niej trafić, jak uderzyć by zabolało najbardziej. - A ciebie...
- Zabijesz mnie. - przerwał jej Chase, jakby w jakiś sposób wyczytał jej wątpliwości.
Cameron wstrzymała oddech i usiłowała powstrzymać się od zareagowania na to. Wiedziała, że on chce ją złamać. Klasyczny objaw osób uzależnionych, ale jeszcze nie miała zamiaru ulegać.
- To dzieje się za szybko. - kontynuował Chase. - Myślisz, że wiesz co robisz, ale nie wiesz. Nic nie wiesz. Pracowałaś na ostrym dyżurze kilka lat? No i co? To tylko podbudowało twoje ego a teraz przez to ja muszę cierpieć.
- Potrzebujesz tego. - nalegała Cameron. Miała nadzieję, że Chase nie jest w stanie odczytać w jej oczach niepewności. - Potrzebujesz tego tak szybko jak to tylko możliwe jeśli chcesz by twoja wątroba wyzdrowiała. Wiem co robię. Wiem również, że to trudne, ale przetrwasz to.
Chase się zaśmiał i zabrzmiał trochę histerycznie.
- Potrzebuję trochę zwolnić. W rozsądnych dawkach. Każdy wie, że powolne kroczki są najlepsze w osiągnięciu sukcesu. Torturą jest dla mnie całkowite pozbawienie mnie tego wszystkiego. A może ty to lubisz?
Cameron westchnęła.
- Jeśli myślisz, że pójdę na to, to chyba zapomniałeś kim ja jestem.
- Miałem już halucynacje. - powiedział Chase. Jasność tego zdania sprawiła, że Cameron zaczęła wątpić w jego szczerość. - Potem pojawią się konwulsje. Drgawki. Śmierć. Myślisz, że poradzisz coś na to? Nie jesteś Bogiem.
- Nie. - chłodno powiedziała Cameron. To, że usiłował wykorzystać jej wahanie by nią manipulować zamieniło jej strach w gniew a pewność siebie zastąpiła jej wcześniejsze wątpliwości. W jego ustach te słowa brzmiały śmiesznie i zorientowała się, że nie użyłby tych argumentów przeciwko niej, gdyby było w nich cokolwiek racjonalnego. - Jestem lekarzem i jestem zdolna powstrzymać ataki, jeśli takie się pojawią. Ale się nie pojawią, gdyż jestem w stanie zapobiec im.
- Musisz dać mi się napić. - odpowiedział Chase, w końcu dochodząc do sedna sprawy. Od kiedy się obudził, zmierzali właśnie w tym kierunku, ale w końcu z braku subtelniejszych prób manipulacji powiedział to. - Nie zmusisz mnie bym to zrobił. Nie chcę robić tego w ten sposób. Daj mi jednego drinka teraz i zacznę od tego momentu. Zrobię to powoli... nie jak teraz.
- Nie. - Cameron skrzyżowała ręce, przygotowując się na kolejną słowną obelgę.
- Musisz! - powtórzył Chase, podniósł głos. Był już w desperacji, każda racjonalna myśl została zastąpiona czystym uzależnieniem. - Nie musi to być dużo. Odrobinę. Cokolwiek. - zaczął ciężko oddychać a następnie złapał za kabel od kroplówki i, zanim Cameron zdążyła go powstrzymać, wyrwał go. - Już raz próbowałem. Jeśli ty nie... Spróbuję jeszcze raz. Nie spieprzę tego tym razem.
Cameron drgnęła, jego słowa znów zaczęły przebijać się przez jej linię obrony.
- Nie mam niczego. - odpowiedziała w końcu, zadowolona, że to jest prawda. - Pozbyłam się wszystkiego. W tym mieszkaniu nie ma niczego z alkoholem. To tak na wypadek gdybyś był w stanie wstać z kanapy i chciałbyś coś zrobić.
Na to wyznanie postawa Chase'a się zmieniła. Jego ciało straciło to napięcie a gniew go opuścił i przestał się bronić. Opadł na róg kanapy i zaczął konwulsyjnie szlochać.
- Och, Boże. - szepnęła Cameron, była przerażona. Nigdy go nie widziała w takim stanie, był całkiem zagubiony i bezradny. Przez dłuższy czas usiłowała przebić się przez ten mur, który zbudował wokół siebie by zobaczyć jaki jest, gdy niczego nie ukrywa. Ale teraz czuła tylko narastającą sympatię i przytłoczenie przez winę, która odegrała rolę w tym co go spotkało. Wiedziała, że nie ma dobrych rozwiązań w tym przypadku.
Wahając się, położyła rękę na jego plecach, niepewna jego reakcji na ten gest, po tym co się wydarzyło, gdy dotknęła jego włosów. Chase nie odsunął się tym razem, nie drgnął, ani nie dał po sobie poznać co czuje, tylko bardziej wtulił się w róg i trząsł się. Cameron powstrzymywała łzy napływające jej do oczu. Pochyliła się i przytuliła się do niego, wiedząc, że nie znajdzie on w tym pocieszenia. Czuła się jakby przytulała kamień. Chase był sztywny a jego mięśnie były napięte. Czuła żar płynący z jego rozpalonego gorączką ciała.
- W porządku... - szepnęła mu do ucha. Jej słowa płynęły instynktownie i były kłamstwem. Czasami myślała o tym, że całe życie spędziła z ukochanymi, chorymi osobami a nigdy nie znalazła się w pozycji, gdzie czuła się odpowiedzialna za sprowadzony ból i cierpienie. Nie była pewna czy ją słyszy, ale mówienie do niego wydało jej się jedynym wyjściem, więc kontynuowała. - Wiem, że mnie w tym momencie nienawidzisz. I... nie mylisz się. Ale mogę ci pomóc przez to przejść.
- Cholera. - mruknął i drgnął, ale nie odsunął się od niej od razu.
Powoli Chase się uspokajał. Był wyczerpany i opadał w róg kanapy, opierając policzek na poręczy w zupełnej ciszy. Ciężko oddychał, był mocno spocony a Cameron nie mogła przestać się martwić o temperaturę jego ciała. Wiedziała, że jego emocje są w strzępach, ale gorączka mogła wyrządzić poważne szkody w jego organizmie.
- Pomóc ci w umyciu się? - zapytała cicho Cameron. Wiedziała, że poczuje się zawstydzony i postara się zrobić to jak najbardziej bezosobowo. To była część jej codziennej pracy, ale Chase miał rację – było inaczej, gdy chodziło o osobę, którą się znało, którą kochała. Nauczyła się tego piętnaście lat temu od pierwszego męża, ale wciąż to ją zaskakiwało. - Muszę podać ci nową kroplówkę albo będziesz czuł się o wiele gorzej.
- Nie. - Chase odpowiedział szybko, znów się spinając. Ale tym razem był to inny rodzaj odrzucenia. Nie złość, ale poniżenie. - Mogę... Nie powinnaś mnie kąpać. Nie jestem inwalidą.
Cameron westchnęła.
- Musimy obniżyć ci temperaturę. Jesteś podatny na zakażenia w tym momencie. Nie możesz siedzieć tu pokryty potem. Moja pomoc jest jak najbardziej na miejscu.
- Nie jest. - Chase był uparty. W jego tonie było coś, czego nie potrafiła zinterpretować.
Cameron zignorowała go i poszła do łazienki, zebrała wszystkie potrzebne rzeczy i wróciła z nimi na kanapę. Chase leżał z zamkniętymi oczami, ale wiedziała po napiętym wyrazie twarzy, że nie śpi.
- Zdejmij koszulkę. - poinstruowała go delikatnie, mając nadzieję, że nie będzie się sprzeczał.
Chase patrzył na nią przez długi czas a potem usiadł z grymasem na twarzy i zdjął koszulkę. Widać było, że bardzo go boli. Wszystko w nim było napięte, nie mógł się zrelaksować i widać było, że stara się bronić. Cameron uklęknęła obok niego i położyła rękę na jego ramieniu. Było to bardziej dla jej komfortu niż dla niego, ale trzymała tam dłoń przez chwilę.
- Nie możesz zrobić tego sam. - powiedziała cicho, namaczając ręcznik w wodzie i zaczęła delikatnie przesuwać go po jego karku. - Musisz komuś zaufać by ci pomógł. Mogę to być ja. Jestem przy tobie. Nie odstraszyłeś mnie jeszcze.
Chase prychnął.
- Już to na mnie próbowałaś. Zaufałem ci raz. Wolę być sam, dzięki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:21, 26 Wrz 2011    Temat postu:

Obiecałam sobie, że napiszę ten komentarz dzisiaj i tak też robię, pomimo zmęczenia po dzisiejszych trzech wf-ach i stanu podgorączkowego.
Teraz jest zdecydowanie lepiej, atmosfera nie jest tak napięta jak wcześniej, lżej się czyta. Niestety mam przeczucie, że niedługo stanie się coś dramatycznego. Obym się myliła.
Cytat:
- Allison, co do cholery?
- Co? - Cameron zatrzymała się w najdalszej części łóżka, zdecydowanie nie spodziewając się takiej reakcji z jego strony. Jej włosy były mokre, zwinięte w loczki w miejscach, gdzie zdążyły wyschnąć. Ubrana była w top i jeansy. Chase pomyślał, że już dawno nie widział jej w czymś innym poza ubraniem do pracy.
- Zniknęłaś. - powiedział ponuro, usiłując zachować spokój.

Czyżby Robert się przestraszył? Niby taki twardy, a jednak kiedy zniknęła jedyna osoba, której na nim zależało, przestraszył się, że może zostać sam. Czyżby uczucie, która podobno zniknęło rozpłynęło się i zostało zastąpione przez złość i gniew, wciąż gdzieś miało swoje małe, z wieszchu wystchnięte ziarenko?
Cytat:
- Muszę wiedzieć co dokładnie brałeś. I jak dużo piłeś. Nie obchodzi mnie jak źle to wygląda. To nie chodzi o mnie oceniającą ciebie. Ale musisz być szczery bo inaczej nie będę w stanie ci pomóc.
- W pracy Adderall. - mruknął Chase i zaczął bawić się kablem od kroplówki. - Valium by usnąć. Alkohol... to zależy. Kilka z rana. A w nocy... zależało od tego ile potrzebowałem.
- By paść, tak? - Cameron znowu usiadła.

Prawdę mówiąc, nawet nie wyobrażam sobie ile alkoholu musiał wypic w nocy, by dosłownie paść. Może to dlatego, że nie jestem doświadczona w tych sprawach? Dziwię się, że ta wątroba jeszcze ( choć na skraju ryzyka ) jest.
Cytat:
- Zdejmij koszulkę. - poinstruowała go delikatnie, mając nadzieję, że nie będzie się sprzeczał.
Chase patrzył na nią przez długi czas a potem usiadł z grymasem na twarzy i zdjął koszulkę. Widać było, że bardzo go boli. Wszystko w nim było napięte, nie mógł się zrelaksować i widać było, że stara się bronić. Cameron uklęknęła obok niego i położyła rękę na jego ramieniu. Było to bardziej dla jej komfortu niż dla niego, ale trzymała tam dłoń przez chwilę.
- Nie możesz zrobić tego sam. - powiedziała cicho, namaczając ręcznik w wodzie i zaczęła delikatnie przesuwać go po jego karku. - Musisz komuś zaufać by ci pomógł. Mogę to być ja. Jestem przy tobie. Nie odstraszyłeś mnie jeszcze.
Chase prychnął.
- Już to na mnie próbowałaś. Zaufałem ci raz. Wolę być sam, dzięki.

Czemu moja wyobraźnia dziwnie przy tym pracuje? Tak, powiedzmy wybujale? Ta scena wydaje mi sie taka nieśmiała, delikatna i prawdziwa.

Podoba mi się ten układ. Rozdział ( do dwóch ) za komentarz. A mówią, że za wszystko tzeba płacić. Powtórzę się po raz, ile było komentarzy? Pewnie setny, czekam. Chyba musze wymysleć sobie jakiś synonim do tego słowa.

Piłeczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:36, 26 Wrz 2011    Temat postu:

Cytat:
Wiesz, ponieważ sama mam (chyba) stan podgorączkowy to się lituję i dam dziś nową część Ale tylko jeden rozdział by starczyło na dłużej. Jednakże mam nadzieję, że stan ten się poprawi szybko bo nie mam głowy do tłumaczenia, chociaż jeszcze na dwa wpisy materiału mam




ROZDZIAŁ 21

Tydzień przeminął przepełniony bólem, cierpieniem i paniką. Twarz Dibali wraz z potwornym wypadkiem samochodowym nawiedzała umysł Chase'a i formowała się w zupełnie nowy koszmarn wypełniony wspomnieniami. Roztrzaskujące się szyby w samochodzie. Dźwięk maszyn monitorujących pracę serca. Metaliczny zapach krwi. Chore, przeżółkłe źrenice oczu House'a tuż przed samym końcem.
Dzień zmieniał się w noc a następnie znowu w poranek. Stracił poczucie czasu, przestrzeni, wszystkiego, ale wciąż czuł narastającą i nieustępującą potrzebę poczucia butelki w swoich rękach, czuł potrzebę ostrego, wypalającego gardło posmaku alkoholu. Jego myśli płynęły za szybko bez wspomagaczy i nie potrafił nawet zrozumieć ich sensu. To było jak spadanie w przepaść bez dna.
Prawie nie był świadom obecności Cameron, która czasem siedziała w ciszy a czasem szeptała mu coś do ucha, ale nie był w stanie zrozumieć sensu wypowiadanych przez nią słów. Czasem trzymała się z daleka - w drugim końcu kanapy lub po drugiej stronie pokoju w kącie – jednak gdy jedyne co mógł zrobić to ścisnąć jej dłoń, lub położyć się na jej ramieniu, była przy nim.
Ósmego dnia od wyjścia ze szpitala, Chase obudził się na tyle świadomy by poczuć ból i by móc pozbierać myśli. Dostrzegł Cameron, która siedziała obok niego na kanapie i spoglądała na niego z troską.
- Hej. - powiedziała ciepło. Dotknęła palcem rękawa jego bluzki, co upewniło Chase'a, że Cameron nie jest w pełni świadoma co robi. - Jak się czujesz?
Chase przełknął ślinę i nie był w stanie znaleźć żadnej odpowiedzi na jej pytanie. W końcu udało mu się jakoś zapanować nad swoim ciałem. Ból w zranionej nodze był tępy i pomyślał sobie, że jego głowa jest o wiele cięższa niż powinna być, chociaż już go nie bolała. Jego skóra była lepka od wielodniowej gorączki, ból wciąż był obecny, ale dreszcze zniknęły. Pragnienie było jednak bardzo silne i bez zmian, krzyczało w nim i zżerało jego duszę. Ale jednak czuł się jakoś lepiej, a nieobecność pozostałych urazów sprawiła, że zaczynał jaśniej myśleć.
- Trochę głodny. - powiedział w końcu ku swojemu zaskoczeniu.
Cameron uśmiechnęła się a on zauważył, że miała ze sobą talerz z tostami i kubek z herbatą.
- Miałam nadzieję, że to powiesz.
Niesamowitym wysiłkiem było zmuszenie się by usiąść. Pozwolił sobie pomóc, gdy Cameron podała mu talerz. Tosty były kompletnie suche, ale to był jego pierwszy porządny posiłek, który tolerował od wielu dni. Odetchnął z ulgą, gdy jego organizm nie zaczął się buntować po posiłku. Cameron wciąż go obserwowała, gdy powoli skończył tosta i napił się herbaty. Chciał jej podziękować, powiedzieć, że w świetle tego poranka zaczął widzieć jakąś malutką, słabą nadzieję. Jednak przeszłość wciąż była obecna a wspomnienia wciąż rozciągały się między nimi a długość kanapy mogła być równie dobrze tymi kilometrami, które dzieliły Princeton od Chicago i słowa nie mogły mu przejść przez gardło.
- Wyglądasz lepiej. - powiedziała Cameron. Chase'owi wydawało się, że powiedziała to tylko po to by przerwać ciszę. Otworzyła usta by coś dodać, ale w tym momencie ktoś zapukał.
Chase podskoczył i nie potrafił nic powiedzieć. Od razu poczuł się zawstydzony tą reakcją. Nie chciał by ktokolwiek zobaczył go w takim stanie. Jego przeszłość nauczyła go samokontroli, niezależności i bycia w stanie robienia wszystkiego samemu.
- To Foreman. - powiedziała Cameron. Przygryzła wargę, jakby wiedziała, że ta wizyta rozzłości Chase'a. - Nie zapraszałam go tu. Dzwonił i powiedział, że potrzebuje pomocy ze sprawą. Przepraszam, ale muszę wykonywać swoją pracę albo Cuddy zamknie wydział.
- Ok. - mruknął Chase, ale naprawdę nie było na to innej odpowiedzi.
- Zaraz wracam. Jeśli czegoś potrzebujesz... - Cameron wstała i zawahała się. Spojrzała na niego jakby coś złego miało się stać, gdy pójdzie otworzyć drzwi. Była częściowo ubrana. Chase spojrzał na nią i zobaczył spodnie dresowe i bluzkę do joggingu i nagle zaczął się zastanawiać co się stało z jej bieżnią. Nie widział jej nigdzie w nowym mieszkaniu.
- Nic mi nie jest. - powiedział szybko, gdy cisza, która zapanowała była ciężka do zniesienia a na twarzy Cameron pojawiła się troska. Ugryzł większy kawałek drugiego tosta by udowodnić, że mówi prawdę, chociaż tak naprawdę już nie był głodny. Gdy Cameron zniknęła z zasięgu wzroku, wziął największy koc i przykrył się nim, mając nadzieję, że uda mu się pod nim całkowicie zniknąć.
- Cześć. - Cameron powitała Foremana w holu, ale w jej głosie było jakieś dziwne napięcie. Kiedy przemówiła znowu, jej głos był cichszy, jakby wyszła na zewnątrz. Zostawiła jednak otwarte drzwi i Chase słyszał wszystko wyraźnie, niepewny czy powinien czuć ulgę czy powinien czuć się zdradzony, że potwierdza jego wstyd i nie chce by go ktokolwiek oglądał. - Masz sprawę?
- My mamy sprawę. - poprawił ją Foreman. - I nie będziemy stawiać diagnozy w holu. Informacje dotyczące pacjenta są poufne.
- Chase śpi. - skłamała. Nie brzmiała zbyt przekonująco, nawet z tej odległości można było to stwierdzić.
Chase zastanawiał się dlaczego jej wymówka tak go uraziła. Chciał przekonać sam siebie, że tylko go broni, że rozumie, że nie chce niczyjej troski a Foreman nigdy nie był dobry w tych sprawach. Jednak uderzyło go to, że ona się z nim zgadza w tych jego wątpliwościach. Nie mógł jej winić, ale bolało go to. Zaczął rozdzierać tosta na kawałki, by zrobić coś ze swoimi rękoma, gniew w nim wzbierał.
- Więc będziemy cicho. - powiedział Foreman.
- To małe mieszkanie. - zaprotestowała Cameron. - Byłeś tu, gdy pomagałeś mi się rozpakować. Wiesz, jak głos się niesie.
- Więc Chase może nie spać przez te dwadzieścia minut, gdy będziemy rozmawiać o sprawie. - nalegał Foreman. - Może nam nawet pomóc.
- Nie sądzę by to był dobry pomysł. - coś dziwnego znowu zabrzmiało w jej głosie a Chase odłożył talerz i zamarł. Nie mógł się nie zgodzić z jej decyzją o wylaniu go po tym jak ją potraktował. Ale to nie miało nic wspólnego z tą sytuacją. Nie było tu nikogo, kto by mógł wiedzieć, że udziela się przy tym przypadku. Jeśli nie chce by brał w tym udział, to była to tylko i wyłącznie jej wola, jej brak zaufania do jego osądu medycznego. Nagle zaczął zastanawiać się czy uważa go za kompetentnego od kiedy zaczęła rządzić wydziałem. To wydawało mu się większą zdradą niż wszystko co zrobiła czy powiedziała.
- Dlaczego nie? - Foreman zaczął naciskać, jego głos zaczął się podnosić. Musiał podejść bliżej drzwi. - Powiedziałaś, że jest z nim lepiej, gdy zadzwoniłem.
- Bo tak było. - Cameron czuła się niepewnie. - To znaczy, jest. Tylko... Nie sądzę by było dobrym pomysłem naciskanie na niego w tej chwili.
- Allison. - Foreman mówił głośno i nawet Chase mógł go słyszeć z salonu. - To dobrze, że mu pomagasz. Ale to również jest głupota. Jest uzależniony. Jest uzależniony od bardzo dawna. I nie ma żadnego wsparcia socjalnego. Nie robisz mu przysługi, chroniąc go przed światem. Trzymasz go w miłej bańce a on zacznie znowu pić, kiedy tylko wydostanie się na zewnątrz. Pozwól mi z nim porozmawiać. Pozwól mu pracować. Potrzebuje tych rzeczy by znów funkcjonować. I nie angażuj się w to. Możesz uratować mu życie, ale to nie przywróci twojego małżeństwa.
Odpowiedź Cameron była niedosłyszalna i Chase zamarł a potem naciągnął na siebie koc. Był wdzięczny Foremanowi za jego słowa. Nie było w tym nic poniżającego, gdy rozmawiali o nim w taki właśnie sposób. Chase był pewien, że Foreman ma rację, że nie uda mu się zachować trzeźwości, gdy tylko opuści miłe mieszkanie Cameron. To nagłe odkrycie spowodowało nagłe uderzenie gorąca oraz nagłą chęć by nienawidzić ich oboje. W ten sposób było łatwiej, mniej ryzykownie. Nie chciał by wiedzieli jak słaby jest.
- Wiecie, że ja was słyszę? - krzyknął Chase zanim zdążył się zastanowić nad tym co robi. Odrzucił wszystkie koce na bok i usiadł ignorując ból, który promieniował od stopy przez całą nogę. - I nie chcę być traktowany jak dziecko!
Cameron trzasnęła drzwiami a potem razem z Foremanem pojawiła się w salonie zanim Chase w ogóle zorientował się co powiedział. Od razu tego pożałował, nie był gotowy by pracować, nie był nawet gotowy by go zobaczył Foreman. Ale słowa Cameron coś w nim zniszczyły, zniknęły gdzieś te emocje a teraz nie potrafił powstrzymać gniewu i to wszystko zaczęło wymykaś się spod jego kontroli.
- Więc? - mruknął w ich kierunku, gdyż łatwiej mu było być nieprzyjemnym. - Zamierzasz przedstawić przypadek?
Foreman spojrzał na niego a następnie na Cameron. Czuł się dziwnie w ich otoczeniu, ale odchrząknął.
- Czternastoletnia dziewczyna. Szmery w sercu, które zauważył jej pediatra podczas rutynowego badania w szkole. Żadnych innych objawów, jej stan zdrowia jest bardzo dobry. Medyczna historia jest nieistotna poza tym, że była chora przez tydzień kilka miesięcy temu. Miała wtedy suche gardło i bardzo wysoką gorączkę. Od tamtego momentu nie była u lekarza.
- Mówisz poważnie? - przez chwilę Chase był w stanie patrzeć na Foremana, usiłując zobaczyć inną opcję niż oczywistą obelgę. Cameron ponownie usiadła obok niego na kanapie a on odskoczył od razu, pragnąc być jak najdalej od tej dwójki.
- Taak. - Foreman miał kamienny wyraz twarzy. - Jestem pewien, że przyjechałem tu byście mi pomogli w tej sprawie. A może powinienem wrócić i powiedzieć Cuddy by zamknęła wydział. Wtedy pogramy w karty. Taki rodzinny wieczór. Będzie zabawnie.
- To nie jest żaden przypadek! - Chase eksplodował, nawet nie usiłował się już kontrolować. Najwyraźniej oboje myśleli, że jest niekompetentny i nieświadomy swych wcześniejszych zachowań. Czuł jakby był nieustannie chory, jakby miał się zaraz rozpaść. - Miała zakrzep na sercu! To sprawa dla kardiologii. Wziąłeś pierwszą lepszą kartę z ostrego dyżuru? Nie potrzebowałeś naszej pomocy w diagnozie. Chciałeś mieć wymówkę by tu przyjść i sobie popatrzeć na mnie. Wynocha. Nie potrzebuję twojej litości.
- Chase! - Cameron mu przerwała.
- Zamknij się! - krzyknął Chase i spojrzał na nią. Pokój wirował mu przed oczami a jego głowa znów zaczynała mu ciążyć. Nagle poczuł, że stracił wszystko, niedawna nadzieja gdzieś zniknęła. - Nie udawaj, że jesteś lepsza od niego! Nie jestem twoją zabawką! Jedynym powodem dla którego to robisz jest twoja chora obsesja na punkcie House'a! On nie żyje. To, że ci go przypominam nie oznacza, że możesz go uratować poprzez pomaganie mi!
- Nie zaszczycę tego odpowiedzią. - powiedziała Cameron chłodno. Wstała z kanapy i spojrzała na Foremana. - To najwyraźniej nie jest dobry czas. Odprowadzę cię.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:56, 28 Wrz 2011    Temat postu:

Uciekając przed zatroskanym wzrokiem mamy i przeklinając swoje zatoki, które dzisiaj postanowiły zrobić sobie ze mnie jaja, stwierdziłam, że czas skomentować tą część.
Mówiłam, że przeczuwam jakąś drakę? Mówiłam. Teraz nie wiem, czy wierzyć słowom Chase'a, lekko nieobliczalnego w tej postaci, choć MOŻE mającego w tym co mówi ziarenko prawdy, czy trochę banalnemu przypadkowi... Hmm... Wierzmy chorobom, one kłamią rzadziej.
Cytat:
- Hej. - powiedziała ciepło. Dotknęła palcem rękawa jego bluzki, co upewniło Chase'a, że Cameron nie jest w pełni świadoma co robi. - Jak się czujesz?
Chase przełknął ślinę i nie był w stanie znaleźć żadnej odpowiedzi na jej pytanie. W końcu udało mu się jakoś zapanować nad swoim ciałem. Ból w zranionej nodze był tępy i pomyślał sobie, że jego głowa jest o wiele cięższa niż powinna być, chociaż już go nie bolała. Jego skóra była lepka od wielodniowej gorączki, ból wciąż był obecny, ale dreszcze zniknęły. Pragnienie było jednak bardzo silne i bez zmian, krzyczało w nim i zżerało jego duszę. Ale jednak czuł się jakoś lepiej, a nieobecność pozostałych urazów sprawiła, że zaczynał jaśniej myśleć.
- Trochę głodny. - powiedział w końcu ku swojemu zaskoczeniu.
Cameron uśmiechnęła się a on zauważył, że miała ze sobą talerz z tostami i kubek z herbatą.
- Miałam nadzieję, że to powiesz.
Niesamowitym wysiłkiem było zmuszenie się by usiąść. Pozwolił sobie pomóc, gdy Cameron podała mu talerz. Tosty były kompletnie suche, ale to był jego pierwszy porządny posiłek, który tolerował od wielu dni. Odetchnął z ulgą, gdy jego organizm nie zaczął się buntować po posiłku. Cameron wciąż go obserwowała, gdy powoli skończył tosta i napił się herbaty. Chciał jej podziękować, powiedzieć, że w świetle tego poranka zaczął widzieć jakąś malutką, słabą nadzieję. Jednak przeszłość wciąż była obecna a wspomnienia wciąż rozciągały się między nimi a długość kanapy mogła być równie dobrze tymi kilometrami, które dzieliły Princeton od Chicago i słowa nie mogły mu przejść przez gardło.

Pomimo swojej dosyć spokojnej aury, ten poranek wydał mi się też trochę dramatyczny i bolesny. Choć skoro Robert nawet poczuł tą maleńką nadzieję, to znaczy, że aż tak dramatycznie nie było, ale żałuję, że kilometry tej kanapy są zbyt długie do przejścia.
Cytat:
- Czternastoletnia dziewczyna. Szmery w sercu, które zauważył jej pediatra podczas rutynowego badania w szkole. Żadnych innych objawów, jej stan zdrowia jest bardzo dobry. Medyczna historia jest nieistotna poza tym, że była chora przez tydzień kilka miesięcy temu. Miała wtedy suche gardło i bardzo wysoką gorączkę. Od tamtego momentu nie była u lekarza.
- Mówisz poważnie? - przez chwilę Chase był w stanie patrzeć na Foremana, usiłując zobaczyć inną opcję niż oczywistą obelgę. Cameron ponownie usiadła obok niego na kanapie a on odskoczył od razu, pragnąc być jak najdalej od tej dwójki.
- Taak. - Foreman miał kamienny wyraz twarzy. - Jestem pewien, że przyjechałem tu byście mi pomogli w tej sprawie. A może powinienem wrócić i powiedzieć Cuddy by zamknęła wydział. Wtedy pogramy w karty. Taki rodzinny wieczór. Będzie zabawnie.
- To nie jest żaden przypadek! - Chase eksplodował, nawet nie usiłował się już kontrolować. Najwyraźniej oboje myśleli, że jest niekompetentny i nieświadomy swych wcześniejszych zachowań. Czuł jakby był nieustannie chory, jakby miał się zaraz rozpaść. - Miała zakrzep na sercu! To sprawa dla kardiologii. Wziąłeś pierwszą lepszą kartę z ostrego dyżuru? Nie potrzebowałeś naszej pomocy w diagnozie. Chciałeś mieć wymówkę by tu przyjść i sobie popatrzeć na mnie. Wynocha. Nie potrzebuję twojej litości.
- Chase! - Cameron mu przerwała.
- Zamknij się! - krzyknął Chase i spojrzał na nią. Pokój wirował mu przed oczami a jego głowa znów zaczynała mu ciążyć. Nagle poczuł, że stracił wszystko, niedawna nadzieja gdzieś zniknęła. - Nie udawaj, że jesteś lepsza od niego! Nie jestem twoją zabawką! Jedynym powodem dla którego to robisz jest twoja chora obsesja na punkcie House'a! On nie żyje. To, że ci go przypominam nie oznacza, że możesz go uratować poprzez pomaganie mi!
- Nie zaszczycę tego odpowiedzią. - powiedziała Cameron chłodno. Wstała z kanapy i spojrzała na Foremana. - To najwyraźniej nie jest dobry czas. Odprowadzę cię.

Tu się zgodzę, przypadek z pozoru błachy, lecz może czai się za nim inna bestia? Rozumiem, że osoby na detoksie są bardzo nerwowe, i ta reakcja jest pod tym kątem naturalna, ale coś mi pomimo tego nie pasuje... Może to tylko moje chore ( dosłownie ) urojenia.

Więc teraz pozostało mi wypatrywanie ( to nie do końca synonim do '' czekać '', lecz jak na razie może być ) kolejnych rozdziałów.

Piłeczka

P.S. Zapomniałabym. Padam na kolana, za kolejna bosko przetłumaczona część.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:26, 28 Wrz 2011    Temat postu:

Cytat:
Oj, katastrof tu się szykuje i szykuje...




ROZDZIAŁ 22


Popołudnie zamieniło się w wieczór a następnie w noc. Cały ten czas wypełniony był wspomnieniami. Bez słów, Chase pozwolił by Cameron przeniosła go do sypialni po raz pierwszy od kiedy pojawił się w jej mieszkaniu. Nie patrzył jej w oczy, gdy podłączała kroplówkę i przykryła go kocami. Z lekką ulgą zamknęła drzwi do sypialni. Zostawiła go samego przez chwilę, bez strachu, że umrze. Poszła wziąć prysznic i starała się zapomnieć o tym co powiedział.
Kilka godzin później poszła do salonu i pozbierała koce, które Chase używał przez ostatni tydzień i zaczęła robić kolejną partię prania. Wydawało jej się, że azalea patrzy na nią z niezadowoleniem a Cameron usiłowała nie patrzyć w jej stronę. Jej myśli wciąż były nastawione na wojnę, bez względu na to jak bardzo usiłowała przekonać się, że jego słowa nie były zamierzone, że przemawiał przez niego fizyczny ból. Zaczynał czuć się lepiej, jednakże poprawa następowała powoli a to powinno być najważniejsze. Teraz już mniej się o niego bała, ale jego słowa bardziej w nią uderzały i przez to jej myśli zaczęły zajmować dawne błędy, które popełniła.
Kiedy na zewnątrz zrobiło się kompletnie ciemno, całe pranie zostało zrobione, wysuszone i poskładane, Cameron nie potrafiła znaleźć czegoś co by ją mogło zająć na jakiś czas. Mieszkanie wydało jej się dziwnie małe i puste, gdy Chase'a nie było już na kanapie a ona słuchała pod drzwiami sypialni czy czasem nie potrzebuje jej pomocy. Cameron przygotowała dla siebie poduszki i koce do spania na kanapie a potem zebrała jego leki, które powinien wziąć wieczorem i wślizgnęła się do sypialni.
Chase leżał na łóżku i przypomniała sobie tą noc w szpitalu po wypadku. Podchodząc do łóżka, zmusiła się by spojrzeć najpierw na kroplówkę a potem zerknęła na niego. Chase nie spał, co wprawiło ją w lekki szok. Jego oczy spoglądały w jej i były wypełnione paniką. Znowu strasznie się trząsł, jednak było to ledwie zauważalne.
- Hej, co jest? - zapytała Cameron. Nagle wydało jej się głupie to, że zostawiła go samego na tak długi czas, mimo że nie była wcale tak daleko i w każdej chwili mogła go usłyszeć. Jednak to był jej kolejny błąd, kolejne zranienie, które zrodziło się z jej chęci pomocy.
- Zły sen. - Chase odetchnął a Cameron zaskoczyła ta nagła odpowiedź.
Przez chwilę nie odzywała się, desperacko usiłując znaleźć dobrą odpowiedź, która go nie rozzłości.
- Chcesz żebym z tobą posiedziała przez chwilę? - zapytała w końcu.
Chase zaczął się spinać a następnie zwinął się w kłębek wokół koca i spojrzał w dal bez poruszania głową.
- Nie musimy rozmawiać. - dodała szybko. - Po prostu... Pomyślałam, że towarzystwo ci pomoże.
Te słowa brzmiały głupio i bezużytecznie nawet dla niej. W takich momentach jak ten, ciężko było jej pamiętać o tym, że kiedyś tak świetnie się dogadywali, jak – przed Dibalą – prawie czytali w swoich myślach. Chase wciąż nie odpowiadał, więc obeszła łóżko i podeszła do swojej części łóżka, umiejscowiła się obok niego i usiadła opierając się na poduszkach, utrzymując bezpieczny dystans między nimi.
- Dlaczego to robisz? - zapytał cicho Chase a ona była prawie zaskoczona, że nie jest to kolejne oskarżenie.
- Mówiłam ci, że chcę ci pomóc. - odpowiedziała automatycznie, ale nie brzmiało to zbyt szczerze. Spojrzała na niego a słowa jakoś zaczęły się same układać, płynęły prosto z serca, ale nie chciała ich zdradzać, gdyż znała ryzyko, zwłaszcza po jego ostatnim wybuchu. - Zależy mi na tobie. Wiem, że to niczego nie zmieni.
- Przepraszam. - powiedział Chase ledwo słyszalnym głosem, gdy mruczał słowa do poduszki. - To co powiedziałem... Wiem, że to nieprawda. Ja... Chciałem cię zranić bo byłem zły.
Cameron usiadła bardziej sztywno na te słowa. Chciała się jakoś odnieść do tego, ale na razie przesunęła jedną z poduszek na swoje kolana. Skupiła się na wzorku na poszewce i zaczęła przesuwać palcami po niej. Nie wiedziała co mu odpowiedzieć. Podejrzewała, że nie chciał tego powiedzieć, ale kiedy wyznał to głośno, nie była pewna czy powinna mu wierzyć. Była dość pewna, że niezbyt wierzy jej intencjom, które powodowały, że mu pomagała, że podejrzewa, jak wszyscy zresztą, że nawet po tylu latach wciąż jest pod wpływem House'a.
- To nieprawda. - powiedziała w końcu. Chciała by wiedział wszystko bez żadnych wątpliwości. Pomysł, że ona dba o niego tylko dlatego, że niby jest pod wpływem ducha House'a bardzo ją zranił. - Wiem, że sprawy... nie są takie same. My nie jesteśmy tacy sami. Ale to wciąż ty. A ja się ciebie nie wstydzę.
Chase drgnął a potem zmusił się by usiąść prosto. Cameron sięgnęła instynktownie w jego stronę by mu pomóc i podłożyła poduszki by mu było wygodniej. Wyglądał blada, nawet mimo panującego mroku. Jego skóra pokryta była potem. Dotknęła ręką jego czoła i z ulgą stwierdziła, że jest chłodniejsze niż w ciągu ostatnich kilku dni. Chase przymknął oczy i przechylił się w stronę jej ręki, co ją zaskoczyło.
- Więc dlaczego nie pozwalasz Foremanowi by tu przyszedł? - zapytał w końcu, łamiąc to zaklęcie ciszy, które ktoś na nich rzucił.
Cameron usiadła na swoje miejsce, ale wciąż na niego patrzyła.
- Nie chciałam cię zbyt szybko i za bardzo naciskać. A Foreman...
- Chciałaś mnie chronić? - zaśmiał się Chase.
- Czy to coś złego? - zapytała Cameron. Słowa Foremana o jej opinii o Chasie wydawały się potwierdzać ku jej przerażeniu. Jednak wciąż było niemożliwe dla niego zrozumienie, że nie ma żadnych ukrytych podtekstów w chęci pomagania Chase'owi.
- Nie wychodzi ci to w takim razie. - powiedział Chase. Jego twarz stężała. - Nie potrzebuję byś mnie chroniła. Przed niczym. Sam o siebie mogę zadbać. Mam już w tym mnóstwo praktyki.
- Przepraszam. - Cameron oddychała powoli. Jego słowa były gorzkie, ale spowite były w niewyobrażalny smutek, który pamiętała z dni, kiedy zaczęli rozważać prawdziwy związek. Od kiedy go znała, Chase głęboko wierzył w to, że przeznaczone mu jest spędzić życie w samotności. Był taki czas, gdy chciała być jego wybawicielką i pokazać mu, że powinien bardziej wierzyć w swoją przyszłość. Porażka ich małżeństwa jakoś utwierdziła go w przekonaniu, że miał rację a ta wiedza bolała jeszcze bardziej.
- Nie ma znaczenia. - powiedział. - I się mylisz. Nie jestem facetem, którego poślubiłaś. Nie jestem tym kim chciałabyś bym był. Możesz przestać marnować swój czas.
- Nie sądzę byś to ty podejmował tą decyzję. - zaprotestowała Cameron szczerze. - Zmieniłeś się. Ja też.
Chase prychnął. Zaczynał znowu chować się za sarkazmem.
- Ty się nie zmieniłaś. Postarzałaś się trochę. Jesteś trochę bardziej znudzona. Jednak zawsze będziesz tą kobietą, która myśli, że może ocalić świat z tymi chorymi szczeniaczkami.
- Jesteś dobrym człowiekiem. - kontynuowała Cameron, zraniona jego oskarżeniami, ale bardziej załamana jego widzeniem samego siebie. - Zasługujesz na pomoc. Na to by nie być sam.
- Jestem mordercą. - powiedział zimno Chase, patrząc jej prosto w oczy. Wszystko w nim wydawało się poddawać. Wykazywał brak nadziei, żal. - Zasługuję by iść do piekła. Każdy kto wie o tym i twierdzi, że wciąż mnie chce jest kłamcą. Zostawiłaś mnie po tym co zrobiłem. Nie byłaś w błędzie.
- Nie mówię, że to co zrobiłeś było złe! - Cameron zerwała się z miejsca i uklęknęła na łóżku obok niego. - Nigdy nie miałam problemu z tym co zrobiłeś. Odeszłam przez to w jaki sposób sobie z tym usiłowałeś poradzić. Powiedziałam, że to był błąd! Wiem, że przeszedłeś traumę. Wiem, że wciąż masz koszmary i powracające wspomnienia. Dlatego musisz sobie wybaczyć. Tylko w ten sposób możesz wydobrzeć.
- Co, teraz wina szkodzi mojej wątrobie? - Chase był uparty, najwyraźniej specjalnie nie chciał jej zrozumieć.
- Przestaniesz w końcu to robić? - Cameron się wkurzyła. Chase drgnął zaskoczony.
- Robić co?
- Wykłócasz się bo boisz się tej rozmowy. - skrzyżowała ramiona. Jej pewność siebie rosła z każdą chwilą. - Boisz się możliwości, że faktycznie ci się poprawi. Że któregoś dnia możesz być szczęśliwy. Bo póki nie masz nic do stracenia, nie możesz być bardziej zraniony. - Cameron wzięła głęboki oddech i przygryzła wargę. - Wciąż wiem, że jesteś lepszy od innych, Robercie.
- Nie boję się niczego. - powiedział cicho, ale jego palce ścisnęły mocniej kawałek koca, co zdradziło jego niepokój. Cameron zmusiła się by nie złapać jego dłoni. - Powiedziałem ci, że jesteś w błędzie. Nic się nie zmieni. Poddaj się, Allison. Nie ma niczego co by mnie przekonało.
W jego głosie brzmiała cicha desperacja,k co kazało wątpić w uczciwość jego słów. Wierzył w te rzeczy, Cameron była tego pewna. Jednak słyszała w jego oddechu i w jego głosie, że jakaś jego część wciąż czeka, wiara tli się w nim mocniej niż przypuszczał, ale jeszcze tego do siebie nie chciał dopuścić. Słowa doprowadzały ich do większego bałaganu w życiu. Słowa nieprawdziwe, raniące. Trzeba było czegoś silniejszego by odpędzić od nich duchy przeszłości.
Natchniona nagłymi emocjami, prawie bezmyślnie, nachyliła się i pocałowała go powoli, palce wplotła w jego włosy. Chase wydał z siebie zduszony odgłos, ale nie odepchnął jej od razu. Instynktownie, przez chwilę odwzajemniał jej pocałunek. Nagle odsunął się, jakby obudziła w nim najgorsze koszmary i zaczął ciężko oddychać, a Cameron usiadła, wystraszona.
- Allison. - powiedział w końcu. Przyłożył dłoń do swojego gardła, przełykając z trudnością. - Nie mogę.
- Wiem, że nie jest to łatwe. - przerwała mu. Nie mogła zdobyć się na to by poddać się całkiem. Przez ostatnie dziesięć dni usiłowała zachowywać się profesjonalnie, dając mu odpocząć i wydobrzeć fizycznie. Ale gdy tylko to największe ryzyko minęło, nie mogła dłużej ignorować tego napięcia między nimi. - Nie oczekuję byśmy wrócili do tego co było. Ale oboje jesteśmy innymi ludźmi. Może moglibyśmy...
- Nie. - Chase jej przerwał, nie pozwalając by skończyła. Nie było wahania w jego oczach, nie było w nich nic prócz żalu, który usiłował ukryć przed resztą świata. - Nie możemy. Cokolwiek powiesz, nie możemy.
- Możemy spróbować. - wyszeptała. Wiedziała, że jego argumenty są przekonywujące. - Wiem, że nie możemy wrócić do tego co było. Ale może... możemy zostać chociaż przyjaciółmi?
- Nie. - powtórzył po raz kolejny. - Nie możemy być niczym.
Cameron przygryzła wargę, aż poczuła metaliczny posmak krwi.
- Dlaczego?
Chase był cicho przez długi moment. W końcu spojrzał na nią z brutalną szczerością.
- Ponieważ tęskniłem za tobą. Ponieważ poślubienie cię było wszystkim czego pragnąłem. Byłaś moją najlepszą przyjaciółką. A potem odeszłaś i... zostałem z niczym. Więc nie, nie możemy znowu spróbować, nie możemy być przyjaciółmi. Nigdy. Powiedziałaś, że jesteśmy inni i może ty jesteś. Nie chcę ryzykować tej wiedzy. Ty to wybrałaś gdy zażądałaś rozwodu. A teraz musisz z tym żyć.



ROZDZIAŁ 23


Pod koniec drugiego tygodnia, Cameron zaczęła wychodzić z mieszkania popołudniami. Po raz pierwszy Chas był zaskoczony. Czuł się o wiele lepiej by być chwilę sam już w połowie drugiego tygodnia, ale pragnienie by się napić było bardzo silne, dużo silniejsze teraz, gdyż nie miał nic co by odciągnęło jego myśli od alkoholu. Ale wciąż jego jedynym ruchem było przesiadanie się z łóżka na wózek i jechanie do łazienki i z powrotem a i to było naprawdę olbrzymim wysiłkiem. Cameron była świadoma tego wszystkiego, brzmiała dość niepewnie gdy mówiła mu o sprawie, która wymagała jej zatwierdzenia – Chase tak naprawdę nie zwracał uwagi na nic, poza faktem, że zostawia go samego – i zniknęła z kluczami w rękach.
Dni po ich nocnej rozmowie minęły w otoczeniu rezygnacji. Cameron już nie protestowała ani nie podejmowała tematu, chociaż Chase podejrzewał, że może to zrobić i chyba przywyknęła do tej straty. Chase był spokojny, wiedział, że powiedział jej prawdę. Nigdy już nie zaryzykuje kolejnego związku, oprócz tego czysto profesjonalnego. Nie żałował, że był tak bezpośredni a sprawy między nimi się zmieniły. Zauważył to w tym małym mieszkanku. Uniki i złość weszły między nich. Cameron zazwyczaj wślizgiwała się do pokoju by zmienić kroplówkę a on przyłapywał się na tym, że rankiem obserwował ją jak czesze swoje włosy. Nie mógł jednoznacznie stwierdzić czy to jakiś postęp czy tylko jego pragnienie, ale niebezpieczeństwo wciąż gdzieś się czaiło i musiał odłożyć swoje życzenia na bok. Znowu okazało się, że zaczyna czuć pewien rodzaj żalu, było to dla niego tak znajome i wiedział jednocześnie, że nigdy już z nikim się tym nie podzieli.
Bez Cameron mieszkanie wydawało się jakieś mniejsze. Zostawiła wózek koło jego łóżka tak by mógł go dosięgnąć, ale Chase był zbyt przytłoczony tym wszystkim i tylko się na niego gapił.
Ta myśl uderzyła go nagle. Mógł się stąd wydostać, zadzwonić po taksówkę i za chwilę mógł siedzieć w najbliższym barze i pić. Jednak podejrzewał, że Cameron też wpadła na ten pomysł, pewnie to sobie dobrze przemyślała i jego plan został zduszony w zarodku. Nawet nie dała mu ostrzeżenia. To jej zaufanie powstrzymało go przed ucieczką.
Jednak jego postanowienie nie było zbyt silne by się poddać i nim minęła godzina usiadł w wózku i zaczął przeszukiwać kuchnię. Cameron powiedziała mu, że nie ma nic z alkoholem w mieszkaniu a on jej wierzył. Nie była na tyle głupia by trzymać butelkę wina i łudzić się, że oprze się chęci napicia się. Nic nie było w szafkach i przeniósł się do łazienki. Czuł winę, że narusza jej prywatność, ale czuł palącą potrzebę napicia się.
Myślał, że mogła coś przeoczyć. Dla uzależnionego było wiadome jak wiele rzeczy może być przydatnych. Ale lata na ostrym dyżurze służyły jej dobrze i przez kolejną godzinę bezskutecznie szukał choćby płynu do płukania ust. Był wykończony i zaczynał odczuwać ból. Kiedy Cameron weszła, przeszukiwał po raz trzeci szafkę z lekami w łazience, zbyt zmęczony by poruszyć się gdziekolwiek, przepełniony wstydem, gdy usłyszał dźwięk klucza w zamku.
- Znalazłeś coś? - zapytała stając w drzwiach.
Chase pokręcił głową, nie był w stanie spojrzeć jej w oczy.
Kiwnęła głową a potem podeszła by wyprowadzić wózek z łazienki.
- Pomogę ci wrócić do łóżka.
Chase unikał jej wzroku, gdy wrócił do łóżka. Opadł wyczerpany na poduszki. Cameron milczała, zniknęła a po chwili wróciła z wodą i lekami. Połknął je z wdzięcznością. Był bez kroplówki od dwóch dni i już tęsknił za morfiną. Ostatnią rzeczą jaką potrzebował było kolejne uzależnienie i dlatego nie prosił o to by mu je podała ponownie. Usiłował ukryć narastający ból przed nią, ale ona wydawała się wiedzieć o tym. Kolejna frustracja.
- Wrobiłaś mnie. - powiedział w końcu, przełamując ciszę. Myślał o tym przez cały czas, jego poniżenie wzrastało. Nie wiedział co było gorsze: to, że przyłapała go na chwili słabości czy to, że wcale nie była zaskoczona jego zachowaniem. Musiała spodziewać się, że przeszuka mieszkanie a mimo to zostawiła go samego.
- O czym ty mówisz? - nie była zbyt przekonana, gdy to mówiła. Wiedziała dokładnie o co mu chodzi a jej pytanie mogło wzmóc konflikt. Ostatnio udawało jej się to robić coraz częściej.
- Zostawiłaś mnie tutaj. - powiedział Chase. - Nawet nie było cię wystarczająco długo by naprawdę popracować. Wyszłaś i wiedziałaś, że będę szukał. To był test.
Cameron westchnęła.
- To nie był test. Miałam spotkanie z Cuddy. Przyniosłam ci kule ze szpitala byś mógł zacząć więcej się ruszać. - kiedy Chase się nie bronił, kontynuowała. - Masz rację. Wiedziałam, że będziesz szukał alkoholu w mieszkaniu. Ale to nie był test. Wiedziałam, że niczego nie znajdziesz. Wiedziałam też, że nie będziesz próbował wyjść.
- Więc dlaczego to zrobiłaś? - zapytał Chase. Nigdy nie radził sobie dobrze z poniżeniem.
- Bo chciałam byś sobie uświadomił jak bardzo jesteś uzależniony. - Cameron była zbyt spokojna jak na taką konwersację. - Przeszedłeś przez najgorszą część odwyku. Ale psychologiczna część... Będzie o wiele trudniej. Musisz temu sprostać.
- Myślałem, że to było zamierzenie, gdy zaczęłaś trzymać mnie jak więźnia w tym mieszkaniu. - powiedział Chase przez zaciśnięte zęby. Prawdą było, że odniosła sukces. Przestraszył się tego co zrobił dziś. Nie potrafił się oprzeć chęci picia. W końcu dotarło do niego to co wiedział od początku, że mimo częściowego sukcesu, nie był w stanie sobie poradzić z uzależnieniem. Słowa Foremana brzmiały jak echo w jego głowie i zaczął myśleć o tym co się zdarzy, gdy wyjdzie stąd i będzie musiał sobie radzić sam.
- To na początek. - powiedziała Cameron, ignorując go. - Teraz musisz wrócić ze mną do mieszkania. Nie na stałe. Musisz mi pokazać gdzie masz swoje schowki.
- Zamierzasz się pozbyć tego wszystkiego? - zapytał. Ta myśl była przerażająca i dziwna. Wiedział, że nigdy nie będzie w stanie sam tego zrobić. Cameron była jedyną osobą, której ufał i pozwalał by oglądała jego mieszkanie w obecnym stanie. Ta myśl go zaskoczyła. Do głosu zaczynały dochodzić jego prawdziwe emocje, które czuł względem niej.
Cameron kiwnęła głową, wyglądało na to, że oczekiwała kłótni.
- Wiem, że to poważny krok. Ale musisz go zrobić jeśli chcesz się poczuć lepiej.
- Kiedy? - zapytał po prostu. Cicho przyznał jej rację.


Pierwszą rzeczą jaka uderzyła Chase'a po wejściu do mieszkania był smród. Mieszkał tu tyle lat i udało mu się zablokować prawdę na tyle skutecznie, że nie był tego świadom. Całe to miejsce wypełnione było odorem alkoholu, jednak widział wpadające do środka światło – minęły już tygodnie od kiedy był tu podczas dnia – i zauważył, że Cameron zdążyła posprzątać szkło po tej nocy, w której zraniła się w stopę. Podłoga w korytarzu była lepka z ciemnymi plamami i odciskami stóp.
Pamiętał jak lata temu szukał z Cameron mieszkania, jak którejś nocy pojawiła się z różnymi broszurami, które zawierały wolne miejsca w okolicy. Wtedy był bardzo chętny i zadowolony, gdyż ich związek przechodził do kolejnego etapu. Wtedy nie był jeszcze pewien czy ona chce to naprawdę zrobić, czy chce z nim zamieszkać czy to był jakiś test. To mieszkanie było ostatnim do jakiego dotarli i wyglądało tak inaczej, czysto, pełne światła i było odseparowane od wątpliwości. Tego samego dnia podpisali umowę, pomimo tego, że Cameron uwielbiała zastanawiać się i planować wszystko dokładnie.
- Ile razy już tu byłaś? - zapytał Chase, usiłując zachować spokojny głos. Zapach był nie do zniesienia a potrzeba napicia się zaczęła wzrastać, mając na uwadze to ile możliwości by to zrobić tu było. Nowe kule raniły jego ramiona co było mile widzianym rozkojarzeniem.
- Raz, gdy byłeś w szpitalu. - powiedziała Cameron, kładąc rękę na jego plecach, jakby widziała tą walkę, która toczyła się w jego umyśle. Chase pomyślał by ją odtrącić, ale nie zrobił tego.
- Zatrzymałaś zapasowy klucz? - zapytał, gdyż nie wiedział co ma innego powiedzieć. Jego spojrzenie spoczęło na kanapie, która była poplamiona i podziurawiona. Z poduszki wysypywała się zawartość a Chase nie mógł sobie przypomnieć jakim cudem to się mogło stać. Może dlatego, że sypiał tutaj, półprzytomnie a rano wstawał o suchym gardle i wychodził. Jednak to miejsce nie było tak straszne jak sypialnia, ich łóżko, które przez tyle tygodni wciąż przesiąknięte było jej zapachem.
Przez wiele miesięcy nie mógł patrzeć na salon bez widoku jej pleców, gdy odchodziła, bez słyszenia skrzypienia kółek od walizki. Pamiętał maratony z filmami DVD, jak wiele filmów znalazł, których Cameron nie znała. Zawsze zaczynali od chińszczyzny, wina i, mimo najlepszych starań, zawsze kończyli kochając się na kanapie a film leciał zapomniany w tle. W nowym mieszkaniu Cameron widział wiele tych samych filmów, które kupiła dla siebie, ale nie śmiał ich wyciągać.
- Robercie. - powiedziała patrząc na niego z troską a on zorientował się, że cały czas do niego mówiła.
- Przepraszam, co? - potrząsnął głową i usiłował się skoncentrować.
- Zapytałam gdzie powinniśmy zacząć. - powiedziała. Wciąż nie zabrała ręki.
- Sypialnia. - Chase pomyślał o butelkach stojących na stoliku. Cameron zdążyła zabrać butelki z salonu – zniknęły nawet te, które schował w okolicach kanapy – nie był w stanie pokazać jej ile schowków miał porobionych w domu. Już dawno przestał zauważać swoje uzależnienie. To wszystko wyglądało jak przeznaczenie, został taką samą ofiarą tych samych demonów, które zabiły jego matkę i mentora.
Nie myślał nawet o stanie sypialni dopóki tam nie dotarli. Nawet nie pamiętał kiedy ostatnio tu był zupełnie trzeźwy. Wciąż były tu te wszystkie wspomnienia – rozpakowywanie ubrań do ich pierwszej wspólnej szafy, picie szampana, gdy leżeli nago w łóżku świętując zaręczyny, starania by jej nie obudzić po śmierci Dibali. Wszystko wciąż tu było, pokryte warstwą kurzu, który chował ich zawalone życie. Widział, że Cameron jest w szoku. Czuł się zażenowany, że to ogląda. Szybko podeszła do nocnego stolika i podniosła trzy butelki, częściowo pełne, ignorując całe mnóstwo już opróżnionych.
- To już wszystko stąd? - zapytała.
Chase kiwnął głową, usiłował nie patrzeć na butelki w jej rękach. Gdyby nie kule i zraniona stopa, zapewne nie powstrzymałby się przed zabraniem tych butelek i wypiciu tyle ile się da, zanim udałoby jej się go powstrzymać. Zastanowił się czy by ją skrzywdził podczas tego procesu.
- Nie bywam tu często.
Cameron odwróciła się by odejść, ale zatrzymała się i sięgnęła ręką do poduszki.
- To jest ta sama pościel, którą mieliśmy zanim odeszłam. - wydawała się być zaskoczona.
- Wiem. - powiedział Chase cicho.
- Myślałam, że zmienisz je tak szybko jak tylko się da. - poprawiła pościel, jakby miało to nadać pokojowi lepszy wystrój.
- Pachniało tobą. - powiedział Chase, nie miał zamiaru nic więcej tłumaczyć. Szukał złości, gorzkości i obrony, którą przez ostatnie trzy lata skrupulatnie budował przeciwko wspomnieniach o niej, ale nie potrafił w sobie odnaleźć tej złości. Jedyne co czuł to smutek i poniżenie. Zobaczyła prawdę o jego obecnym życiu. Wszędzie miała tego dowody. Po co więc miał zaprzeczać.
- Ty... wcale ich nie zmieniłeś? - przygryzła wargę i wyglądała jakby miała się rozpłakać.
- Już tu nie sypiam. - powiedział Chase. Czuł się jakby stał w grobowcu.
Cameron patrzyła na niego dłuższą chwilę a potem kiwnęła głową. Podjęła jakąś decyzję, ale Chase nie wiedział jaką.
-Ok. Zabieram te butelki do łazienki. Myślę, że powinieneś iść ze mną.
Chase poszedł za nią z pewną trudnością, czując się dziwnie będąc z nią w sypialni. Nawet nie pomyślał by ostrzec Cameron lub powstrzymać ją od wejścia do łazienki, póki się tam nie znalazła. Zobaczył drzwi od szafki wiszące na zawiasie. W środku, gdzie powinny stać rzeczy do higieny było pełno pustych i częściowo pełnych pudełek po tabletkach.
Cameron ustawiła na szafce butelki po whiskey i podeszła do szafki. Wyciągnęła z niej pudełko z tabletkami i przeczytała nalepkę a następnie zrobiła to samo z kilkoma innymi.
- Tu jest napisane, że House ci je przepisał. - powiedziała po chwili.
Chase kiwnął głową i się nie odezwał.
- Foreman powiedział, że chodzisz do psychiatry.
- Chodziłem. - Chase odwrócił wzrok, nie był zdolny by spojrzeć na nią. Myślał o tym by skłamać, albo odmówić powiedzenia prawdy, ale był jej winien wyjaśnienia po tym co dla niego zrobiła przez ostatnie tygodnie. - Potrzebowałem czegoś na wymioty. By pracować. Ale on zaczął zadawać zbyt dużo pytań. Chciał mnie skierować na terapię, ale... nie mogłem. Bo... wiesz dlaczego. Więc przestałem. Ukradłem druczki House'a i... - nie potrafił dokończyć zdania.
- Wiedział? - zapytała Cameron. Nie powiedziała nic więcej.
- To House. - powiedział Chase. Nie potrafił mówić o nim w czasie przeszłym.
Cameron odłożyła tabletki na miejsce a potem spojrzała na butelki stojące na szafce.
Kiedy odważył się na nią spojrzeć, wyraz jej twarzy wskazywał, że przeżywa horror. Coś w nim pękło gdy zobaczył jej oczy a potem podszedł bliżej, jedna z kul spadła na podłogę, gdy sięgnął po jedną z butelek. Czuł jakby czas się zatrzymał, czuł się jak sparaliżowany wyborem, którego dokonał. Wszystko w nim krzyczało, musiał to zrobić zanim Cameron zareaguje i powstrzyma go. Ale nie mógł. Przez ta pościel, przez plamy na kanapie, wspomnienia wokół niego, które przywoływały śmiech i światło.
Chase wstrzymał oddech a potem przechylił butelkę nad zlewem i patrzył jak jej zawartość znika w odpływie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:01, 29 Wrz 2011    Temat postu:

Postanowiłam w końcu zajrzeć do orginału. Prawdę mówiąc, ilość części mnie zaskoczyła. 69 rozdziałów, sporo do czytania. Przymierzałam się do tego komentarza 3 razy, i w końcu mi się udało.
Chase całą mnie kupił tymi przeprosinami. jak takie jedno słowo wiele zmienia... Jeszcze to wylanie alkoholu, jejku, nie wiedziałam, że tak szybko potrafię zmieniać mój pogląd na ludzi, postacie... Tylko czy to dobrze?
Cytat:
- Hej, co jest? - zapytała Cameron. Nagle wydało jej się głupie to, że zostawiła go samego na tak długi czas, mimo że nie była wcale tak daleko i w każdej chwili mogła go usłyszeć. Jednak to był jej kolejny błąd, kolejne zranienie, które zrodziło się z jej chęci pomocy.
- Zły sen. - Chase odetchnął a Cameron zaskoczyła ta nagła odpowiedź.
Przez chwilę nie odzywała się, desperacko usiłując znaleźć dobrą odpowiedź, która go nie rozzłości.
- Chcesz żebym z tobą posiedziała przez chwilę? - zapytała w końcu.
Chase zaczął się spinać a następnie zwinął się w kłębek wokół koca i spojrzał w dal bez poruszania głową.
- Nie musimy rozmawiać. - dodała szybko. - Po prostu... Pomyślałam, że towarzystwo ci pomoże.
Te słowa brzmiały głupio i bezużytecznie nawet dla niej. W takich momentach jak ten, ciężko było jej pamiętać o tym, że kiedyś tak świetnie się dogadywali, jak – przed Dibalą – prawie czytali w swoich myślach. Chase wciąż nie odpowiadał, więc obeszła łóżko i podeszła do swojej części łóżka, umiejscowiła się obok niego i usiadła opierając się na poduszkach, utrzymując bezpieczny dystans między nimi.
- Dlaczego to robisz? - zapytał cicho Chase a ona była prawie zaskoczona, że nie jest to kolejne oskarżenie.
- Mówiłam ci, że chcę ci pomóc. - odpowiedziała automatycznie, ale nie brzmiało to zbyt szczerze. Spojrzała na niego a słowa jakoś zaczęły się same układać, płynęły prosto z serca, ale nie chciała ich zdradzać, gdyż znała ryzyko, zwłaszcza po jego ostatnim wybuchu. - Zależy mi na tobie. Wiem, że to niczego nie zmieni.
- Przepraszam. - powiedział Chase ledwo słyszalnym głosem, gdy mruczał słowa do poduszki. - To co powiedziałem... Wiem, że to nieprawda. Ja... Chciałem cię zranić bo byłem zły.

I Po tych słowach, na moje usta wstapił rozanielony uśmiech, a oczy zaczęły błyszczeć. Prawie jak tu --- > .
Nawet jeśli kłamał, co jest bardzo możliwe, i tak mi się to spodobało. Jednak może nie kłamał?
Cytat:
Natchniona nagłymi emocjami, prawie bezmyślnie, nachyliła się i pocałowała go powoli, palce wplotła w jego włosy. Chase wydał z siebie zduszony odgłos, ale nie odepchnął jej od razu. Instynktownie, przez chwilę odwzajemniał jej pocałunek. Nagle odsunął się, jakby obudziła w nim najgorsze koszmary i zaczął ciężko oddychać, a Cameron usiadła, wystraszona.
- Allison. - powiedział w końcu. Przyłożył dłoń do swojego gardła, przełykając z trudnością. - Nie mogę.

Oh, jak ja kocham takie sceny. Żałuję tylko, że ją odtrącił. Cóż...
Cytat:
Jednak jego postanowienie nie było zbyt silne by się poddać i nim minęła godzina usiadł w wózku i zaczął przeszukiwać kuchnię. Cameron powiedziała mu, że nie ma nic z alkoholem w mieszkaniu a on jej wierzył. Nie była na tyle głupia by trzymać butelkę wina i łudzić się, że oprze się chęci napicia się. Nic nie było w szafkach i przeniósł się do łazienki. Czuł winę, że narusza jej prywatność, ale czuł palącą potrzebę napicia się.
Myślał, że mogła coś przeoczyć. Dla uzależnionego było wiadome jak wiele rzeczy może być przydatnych. Ale lata na ostrym dyżurze służyły jej dobrze i przez kolejną godzinę bezskutecznie szukał choćby płynu do płukania ust. Był wykończony i zaczynał odczuwać ból. Kiedy Cameron weszła, przeszukiwał po raz trzeci szafkę z lekami w łazience, zbyt zmęczony by poruszyć się gdziekolwiek, przepełniony wstydem, gdy usłyszał dźwięk klucza w zamku.
- Znalazłeś coś? - zapytała stając w drzwiach.
Chase pokręcił głową, nie był w stanie spojrzeć jej w oczy.
Kiwnęła głową a potem podeszła by wyprowadzić wózek z łazienki.
- Pomogę ci wrócić do łóżka.

Było mu wstyd, co świadczy o tym, że jednak zostało w nim coś, co przy dużej ilości pracy, mogłoby ewentualnie zamienić się w tego Chase'a z przed lat.
Cytat:
Cameron odłożyła tabletki na miejsce a potem spojrzała na butelki stojące na szafce.
Kiedy odważył się na nią spojrzeć, wyraz jej twarzy wskazywał, że przeżywa horror. Coś w nim pękło gdy zobaczył jej oczy a potem podszedł bliżej, jedna z kul spadła na podłogę, gdy sięgnął po jedną z butelek. Czuł jakby czas się zatrzymał, czuł się jak sparaliżowany wyborem, którego dokonał. Wszystko w nim krzyczało, musiał to zrobić zanim Cameron zareaguje i powstrzyma go. Ale nie mógł. Przez ta pościel, przez plamy na kanapie, wspomnienia wokół niego, które przywoływały śmiech i światło.
Chase wstrzymał oddech a potem przechylił butelkę nad zlewem i patrzył jak jej zawartość znika w odpływie.

Mały krok dla człowieka, wielki krok dla Roberta. Naprawdę ciesze się, że to zrobił. Jestem z niego dumna.

Właśnie biorę lornetkę i wypatruje kolejnych rozdziałów, z niedoczekaniem co przyniosą.

Piłeczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:38, 30 Wrz 2011    Temat postu:

Cytat:
Dzięki za komentarz. Cóż, Piłeczko, muszę Ci powiedzieć, że jedno z Twoich domniemań częściowo się sprawdza w jednym z tych rozdziałów



ROZDZIAŁ 24


Chase wciąż umiera.
Wyniki testów tak twierdzą, dziwnie wyglądający rezydent tak twierdzi i nawet zrezygnowana postawa ciała Chase'a, który siedział koło niej w samochodzie to potwierdzała. Przez ostatni miesiąc przeszedł przez piekło, ale póki jego wątroba nie funkcjonuje jak należy, to wszystko nie znaczyło nic. Minęło trzydzieści cztery dni od czasu gdy pił. Cameron wiedziała to, gdyż liczyła każdy dzień, zaznaczając go w kalendarzu w sypialni.
Jego wyniki są dokładnie takie same jak w dniu wypisu ze szpitala. Wciąż zażywa małą dawkę valium i teraz trzeba będzie to przerwać. Ale szanse na poprawę stanu wątroby były niesamowicie małe. Lata picia i zażywania narkotyków zrobiły swoje.
Chase siedział cicho podczas krótkiej przejażdżki ze szpitala do mieszkania Cameron. Był załamany i zrezygnowany, dokładnie jak w dzień, w którym wypisali go ze szpitala po wypadku. Na zewnątrz zachowywał spokój, ale w środku widać było z trudem ukrywane emocje. Cameron zaparkowała samochód przed domem i była w połowie drogi do mieszkania, gdy zorientowała się, że on za nią nie idzie.
Wróciła i otworzyła drzwi od strony pasażera i przyglądała mu się przez chwilę.
- Potrzebujesz pomocy?
- Nie. - powiedział. Nie zrobił żadnego ruchu by wysiąść.
Cameron uniosła brwi, niepewna co powiedzieć. Przywykła do tej jego upartości a nawet do bycia niemiłym. Ale ta jego postawa była jakaś inna.
- Czy... chciałbyś jechać gdzieś indziej?
- Nie. - powtórzył. Jego palce bawiły się jedną z jego kul.
- Więc chcesz siedzieć w samochodzie. - Cameron skrzyżowała ramiona.
- Tak jakby. - chciał zamknąć drzwi, ale Cameron powstrzymała go, łapiąc ręką za krawędź. Chase pociągnął mocniej, prawie przytrzaskując jej palce, zanim chwyciła mocniej i otworzyła drzwi ponownie.
- Zachowujesz się jak dziecko. - Cameron zaczynała być wściekła. Było łatwiej skupić się na takich emocjach jak płytkość tej walki niż przyznać się do tego co się naprawdę dzieje. - Wiem, że jest to dla ciebie trudne. Wiem, że się boisz. Ale nie wyładowuj się na mnie. Chodź do środka i porozmawiajmy. Albo... nie. Cokolwiek zechcesz. Po prostu wysiądź z samochodu.
Chase patrzył się na nią cały ten czas aż w końcu powoli wysiadł z samochodu. Jego ręce się trzęsły i zdradzały prawdziwe uczucia skryte za maską rebelianta. Chwiał się lekko przez moment, ale w końcu znalazł równowagę opierając się na kulach. Cameron zaczęła zastanawiać się czy przypadkiem nie było to jego prawdziwym powodem by pozostać w samochodzie.
Bolesne było dla niej patrzenie na niego jak powoli podchodził do drzwi. Nie odważyła się jednak mu pomóc po ostatnim wybuchu. Odrzucenie jej to był jego mechanizm obronny i ostatnie czego pragnęła to odebranie mu tego. Szła kilka kroków za nim, wystarczająco blisko by powstrzymać go od zrobienia sobie krzywdy, ale wciąż za daleko by uniknąć kłótni. Czekała do momentu aż opadł na kanapę a kule upadły z trzaskiem obok niego a potem podeszła bliżej.
- Wracam do domu. - powiedział. Nie patrzył na nią i nie dał jej szansy by się pierwsza odezwała.
- O czym ty mówisz? - zapytała, chociaż doskonale wiedziała o co mu chodzi. Znowu nabierał wrogości i zaczynał się poddawać, nie miał już żadnych rozkojarzeń. Jej małe mieszkanie było za ciche, jej myśli uderzały w ściany i wracały do niej jak echo.
- To znaczy, że wracam do domu. - powtórzył Chase gorzko. Siedział na kanapie a trzęsące się ręce wsunął do kieszeni. Wyglądał na wyczerpanego i załamanego. - Na moje śmieci. Mogę tam zgnić z całą tą resztą.
- Poddajesz się? - zapytała Cameron, czując, że nie może oddychać. Każda część jej umysłu mówiła, że nie ma co go winić. Nie po tym co przeszedł, nie po dzisiejszych informacjach. Nie wiedział, że kontynuacja walki będzie wciąż istotna. Jednak Cameron wciąż była wypełniona uporczywą nadzieją, że jego odrzucenie było nie do pomyślenia. Jeśli się podda sam to oznaczać będzie, że nie jest dla niego wystarczająco dobra by była powodem by żył. Ostatnie trzy lata spędziła bez żadnego kontaktu z nim, ale myśl, że życie bez niego będzie straszne.
Chase się zaśmiał prawie histerycznie.
- Nie ma niczego przez co można byłoby się poddać. Umieram! To koniec! Już raz próbowałem. W końcu mi się poszczęściło. Nawet o tym nie wiedziałem!
- Nie możesz się po prostu poddać! - przerwała mu. Jej słowa wydostały się zanim miała możliwość by pomyśleć co w ogóle mówi. Podniosła głos i stanęła na nogach. - Nie obchodzi mnie co masz do powiedzenia. To nie chodzi tylko o ciebie! Przez ostatnie tygodnie przechodziłam razem z tobą przez piekło!
- Dobrze. - powiedział i skrzyżował ramiona. - jeśli tak czujesz to zrób nam obojgu przysługę. Weź strzykawkę, napełnij ją morfiną i skończ robotę już teraz!
Nie było na to odpowiedzi. Żadne słowa nie chciały przejść przez jej gardło. Czuła jakby nie mogła oddychać. To wykraczało poza jej największe koszmary. Nigdy nie sądziła, że Chase sięgnie dna swego nieszczęścia i poprosi kogoś by skończył za niego jego życie. Wiedziała, że mówi serio, że przemawia przez niego panika i strach, ale było to szczere. Widziała to w jego przeszklonych oczach i traciła grunt pod nogami. Czuła, że ma nogi jak z waty a jej widoczność przesłoniły łzy, gdy podeszła do kanapy i dotknęła go. Chase siedział sztywno, gdy zarzuciła ramiona wokół niego. Siedział idealnie prosto i w ciszy, jakby myślał, że ruch sprawi, że to nie będzie prawdziwe.
- Nie chcę żebyś umarł. - to było wszystko co udało jej się powiedzieć. Nie potrafiła zapanować nad drżeniem głosu.
A potem Chase złamał się i zaczął szlochać konwulsyjnie w jej włosy, złapał ja za ramiona a jego ciało zaczęło się trząść. Był przerażony a Cameron załamała się przez swoją bezradność. Te lata szkolenia medycznego w tym wypadku były bezużyteczne i nic nie mogła zrobić by zmienić jego sytuację.
- Pomóż mi. - wyszeptał jej do ucha. - Proszę.
- Jak? - zapytała, mając nadzieję, że Chase ma odpowiedź na to pytanie.
- Zajmij mnie czymś. - powiedział bez tchu. - Nie mogę... nie mogę o tym myśleć w tym momencie.
Spojrzał na nią przez łzy a Cameron od razu zrozumiała o co mu chodzi. Nachyliła się i przykryła jego usta swoimi. Zaskoczyło ją to, że od razu odwzajemnił pocałunek, całując ją namiętnie a jego palce powędrowały w jej włosy. Drugą ręką wyciągnął koszulkę z jej spodni i zaczął niezdarnie je rozpinać. Ręce mu się trzęsły i nie mógł tego zrobić. Cameron wiedziała, że takie coś może doprowadzić ich do jakiegoś związku. Jednak dał jej wyraźnie do zrozumienia, że to się nie wydarzy a dzisiejsze wiadomości tylko to potwierdziły. Jednak nie potrafiła się temu oprzeć, desperacko pragnęła zaoferować mu jakieś pocieszenie.
Cameron odchyliła się a następnie odpięła swoją bluzkę i zdjęła ją wraz ze stanikiem, obserwowała jak Chase skorzystał z okazji by zdjąć swoją koszulkę. Przez ostatni miesiąc schudł jeszcze bardziej, wyglądał jak szkielet a Cameron usiłowała nie myśleć o tym, że to może być ostatni raz, kiedy ma szansę by go dotknąć. Nie dała mu czasu by zmienił zdanie. Nachyliła się i zaczęła całować go po szyi, obserwowała jak na jego ciele pojawia się gęsia skórka. Alkohol był teraz już nieobecny i czuła się bardzo przytłoczona tym tak znajomym zapachem jego skóry. Usłyszała ten przyjemny odgłos, gdy pocałowała go w czułe miejsce za uchem.
Chase odchylił głowę na oparcie kanapy i w tym samym czasie jego ręka umiejscowiona została na jej piersi. Jego ruchy były niepewne, ale wkrótce przypomniał sobie co ona lubi. Cameron lekko ugryzła go w ucho, czując się winna swojej przyjemności, gdy to jego miała pocieszać.
- Dobrze? - zapytał Chase. Jego twarz wciąż była mokra od łez, ale w jego głosie słychać było pożądanie.
Cameron kiwnęła głową, chociaż nagle czuła się tym wszystkim przytłoczona a radosne wspomnienia przynosiły tylko żal. To był pierwszy raz gdy zapytał i zauważył, że ona tez ma potrzeby i nagle nie potrafiła tego przełknąć. Nachyliła się i zaczęła przesuwać językiem po jego obojczyku, głównie po to by ukryć twarz. Bała się, że Chase zauważy tą tęsknotę, którą nagle w niej wywołał, tą samą, którą widziała na jego twarzy. Przez te wszystkie tygodnie chciała zwrócić na siebie jego uwagę, teraz było to prawie nieprawdopodobne. Zrozumiała w końcu dlaczego nie mogli mieć kolejnej szansy by być ze sobą. Przez chwilę zazdrościła mu tej gorzkości, złości, którą miał w sobie. Była to słuszna obrona, której sama nie potrafiła wykorzystać.
Chase oddychał ciężko, sięgnął ręką do jej spodni a Cameron je z siebie zdjęła. Przez chwilę zastanawiał się jak ustawić swoje ciało by nie ranić swej pokaleczonej stopy, ale ona wiedziała jak mu pomóc. Po chwili Cameron siedziała mu na kolanach i znowu go całowała. Ręce Chase'a instynktownie spoczęły na jej biodrach. Pożądał jej bardzo a kiedy nachyliła się nad nim, jęk rozkoszy wydostał się z jego ust. Jego ręce przesuwały się pomiędzy jej biodra, ale Cameron złapała go za nadgarstki.
- Co? - zapytał.
Cameron potrząsnęła głową, miała trudności ze znalezieniem słów.
- Nie to. - echo jego słów sprzed miesiąca, gdy usiłowała go pocałować.
Unikając jego wzroku, Cameron pokierowała swoje biodra na odpowiednią pozycję a potem pozwoliła mu w siebie wejść. Chase jęknął i wbił paznokcie w jej ramiona. Kiedy spojrzała na niego, dostrzegła w jego twarzy pewną dzikość. Nie bała się, nigdy się go nie bała - nawet wtedy, gdy pokazywał swoją ciemną stronę – ale czuła, ze w końcu odpuścił, stracił hamulce jak podczas odwyku. Poruszała się szybciej, położyła ręce na jego ramionach i nachyliła się by go pocałować.
- Cholera. - szepnął a potem znowu zaczął szlochać, ukrywając twarz na jej szyi tak, że jego łzy mieszały się z kropelkami potu na jej skórze.
Cameron objęła go, nie było żadnych słów, żadnych werbalnych pocieszeń dla niego, żadnego wyznawania uczuć. Był już załamany, marzenia i życie, które zaczęli budować lata temu rozsypały się dawno. Dookoła leżały tylko odłamki żalu i oboje wiedzieli, że nie uciekną od tego dopóki mają ze sobą coś wspólnego. Cameron sama zaczęła płakać z żalu za tym związkiem. Bardziej jej było szkoda tego małżeństwa niż poprzedniego, które zostało przerwane przez śmierć.
Chase chwycił ją mocno za ramiona, wiedziała, że znowu zostaną jej siniaki, ale nie obchodziło ją to. Kiedy znów mogła oddychać, zobaczyła, że Chase ją obejmuje i obserwuje ją z wyrazem twarzy, którego nie potrafiła rozszyfrować.
- Wszystko w porządku? - zapytał spokojniej.
Cameron wstała i zaczęła zbierać ubranie z podłogi. Trzymała je kurczowo przed sobą, czując się bezużyteczna. Źle oceniła swoje emocje. Igrała z ogniem i dopiero teraz to sobie uświadomiła. Prawdziwym ryzykiem było nie to, że nic nie było między nimi, ale to, że wciąż było tam tego dużo. Zbyt dużo obietnic. Zbyt dużo do stracenia, jeśli dadzą temu szansę.
- Masz rację. - powiedziała po chwili, usiłując być spokojna. - My... nie możemy być niczym. To się już nie powtórzy. Nigdy.
Chase po prostu kiwnął głową. Nie poruszył się.
- Przyniosę ci koce. - powiedziała, czując się jakby była bez serca. Była już w połowie drogi do sypialni, gdy odwróciła się w jego stronę. - A ty nie wrócisz do domu póki twój organizm nie pozbędzie się valium.


ROZDZIAŁ 25


Mieszkanie jest puste. Chase poczuł to zaraz jak się tylko obudził, zanim zdążył otworzyć oczy. Nie był pewien co go obudziło. Czuł, że jest mu niedobrze, zresztą jak zwykle, ale nie kręciło mu się w głowie, jednak czuł jakiś dziwny lęk. Minął już tydzień od kiedy zrobił testy i od kiedy odstawił valium. Odwyk teraz był zupełnie inny. Zamiast przyjmować leki bezpośrednio, czuł ich niedobór w narastającej panice. Jego sny przenikały do rzeczywistości i nie był pewien co jest prawdziwe a co nie.
Jest w sypialni – w łóżku Cameron – drzwi są zamknięte, jak ostatnio to ustalili, ale teraz jest już dość późno a jego godzina wstawania już dawno minęła. Usiadł i usiłował wyzbyć się resztek snu, ale w mieszkaniu jest zbyt cicho i nagle poczuł mrowienie na karku. Przez ostatni tydzień Cameron dała mu sporo przestrzeni i trzymała się od niego tak daleko jak to możliwe, poza momentami gdy potrzebował pomocy. Teraz jakoś wyczuł, że jest dalej niż za zamkniętymi drzwiami, że nie ma jej w ogóle w mieszkaniu.
Chase usiadł szybko i pokój zaczął wirować mu przed oczami. Poczuł się tak, jakby jego głowa nie była połączona zresztą ciała. Zawroty głowy były efektem odwyku, wiedział to, przypominał sobie wciąż o tym, ale jednak teraz wzbudziło w nim to kolejny atak paniki, jakby cały świat wymknął się spoza jego kontroli a on nie potrafił za nim podążyć. W końcu udało mu się złapać równowagę i chwycił za kule, które leżały koło łóżka i wstał. Głowa go bolała, ale w porównaniu z kilkoma poprzednimi tygodniami, ból był o wiele mniejszy. Salon był pusty, tak jak się spodziewał a na lodówce dostrzegł notkę: poszłam do pracy. Nic więcej, żadnych wyjaśnień, żadnej godziny o której wróci do domu.
Chase przełknął falę paniki, zabrał kartkę z lodówki i zgniótł ją w dłoni. Panika przerodziła się w złość i rzucił kulką z papieru w ścianę, obserwował jak odbija się od niej i toczy się po podłodze. To nie jest tak, że Cameron zostawiła go samego bez uprzedniego poinformowania go, poprzedzonego przeprosinami. Minął już miesiąc od czasu gdy z nią zamieszkał, ale teraz dotarło do niego, że przyzwyczaił się do tej rutyny, do tego, że jest w pobliżu pomimo jego protestów. Od kiedy dostali wyniki, Cameron trzymała go na dystans. Od czasu, gdy zapomniał się w seksie i pokazał jej zbyt wiele. Coś między nimi pękło, jakieś wspomnienie ich dawnego związku, lub, może początek nowego. Wciąż sobie powtarzał, że tak jest lepiej, bezpieczniej. Ale jednak tęsknił za nią, bardziej niż kiedy była siedemset mil dalej.
Nagle Chase był pewien, że Cameron w końcu uzmysłowiła sobie to, jakim horrorem jego życie się stało i poprzedni tydzień spędziła na przygotowywaniu się do wyjazdu. Notka na lodówce to kłamstwo. Ta wiedza paliła go jakby ktoś przyłożył mu do skroni gorący pogrzebacz. Stłamsił ten słaby, cichy głos, który mówił mu, że to przez odstawienie valium. Znowu uciekła, nie wróci, gdyż pozwolił jej dojść do tego wszystkiego co jest złe w jego duszy.
Adrenalina wyzwoliła w nim ślepy gniew. Chase przeszedł przez kuchnię, otworzył lodówkę i zaczął wysypywać jej zawartość na podłogę. Chciał znaleźć alkohol, chociaż wiedział, że go nie znajdzie. Szukał dowodu na to, że Cameron jednak wróci, mimo że wciąż jej nie było. Z kuchni przeniósł się do sypialni. Zaczął wyrzucać z szafy wieszaki, wyciągać szuflady i wyrzucać ich zawartość na podłogę. W końcu nie było już niczego co by dało się zniszczyć. Stał pośrodku chaosu, który sprawił i wtedy jego wzrok padł na jeden przedmiot – obrączka Cameron, połyskująca w świetle słonecznym, padającym przez okno.
Nie był w stanie na to patrzeć, nie chciał być w tym domu. Chase wyszedł z mieszkania tak szybko jak się tylko dało, ledwo pamiętając o zabraniu swoich kluczy i portfela. Nowe mieszkanie Cameron było w centrum miasta i dość szybko znalazł sklep monopolowy. Złapał taksówkę i wskazał adres, który ledwie przychodził mu do głowy.
House był pochowany na cmentarzu w pobliżu szpitala. To było dziwne, gdyż Chase był pewien, że jego były szef chciałby być skremowany. Ale House był uparty do samego końca, nigdy nie spisał testamentu, odsunął się od całej rodziny i skończył tutaj. Chase był tutaj już wiele razy po pogrzebie i szybko trafił na miejsce, usiłując nie uszkodzić zranionej stopy. Padało cały dzień i trawa była mokra, ale Chase usiadł na ziemi i pozwolił by kule upadły obok niego. Nagle poczuł się strasznie zmęczony, wciąż czuł panikę w środku.
Kupił dwie butelki whiskey a na cmentarzu nie było nikogo kto by to zauważył. Po otwarciu pierwszej, Chase wypił jak najwięcej się dało. Poczuł się jakby wciągnął powietrze po raz pierwszy po długim okresie przebywania pod wodą. Pieczenie w gardle było pewną ulgą. Wszystko odpłynęło, cała logika, wszystkie powody dla których powinna być to ostatnia rzecz jaką powinien robić. Alkohol uciszył jego myśli, głosy demonów i przez chwilę Chase nie myślał o niczym innym tylko o wypiciu tego wszystkiego jak najszybciej. Nie ma przyszłości, konsekwencji, nie ma nic – tylko jego potrzeba.
- Miałeś rację. - powiedział nagrobkowi po opróżnieniu pierwszej butelki. House nigdy nie wierzył w życie po śmierci. Jednak mimo wszystko, Chase wierzył, że w jakiś sposób House go słyszy, w końcu i tak nie miał nikogo innego do rozmowy. - Ona nigdy mi nie wybaczy. Nie wiem czy ktokolwiek by to zrobił. Nikt przy zdrowych zmysłach.
Oczywiście nikt mu nie odpowiedział i Chase pochylił się w stronę nagrobka, czując się nagle nieprawdopodobnie załamanym. Przez chwilę bawił się butelką, usiłował ją otworzyć, ale jego ręce za bardzo się trzęsły. Poddał się w końcu i obserwował jak butelka toczy się po trawie a jej zawartość porusza się jakby chciała uciec. Czuł obrzydzenie do swojego życia, do tego, że było mu przeznaczone skończyć w ten sposób. Łzy paliły go, gdy napłynęły do jego oczu a on nie potrafił nad nimi zapanować.
- Jak to jest umrzeć na niewydolność wątroby? - zapytał tylko po to by powiedzieć to głośno. W ten sposób były bardziej prawdziwe. - Chyba wkrótce się przekonam. - spojrzał na pustą butelkę, która leżała na jego kolanach. Zastanawiał się nad tym by roztrzaskać ją o kamień. - Myślę, że miałeś rację co do vicodinu, że przyspiesza te rzeczy. - zaśmiał się gorzko, ledwie zdając sobie sprawę, że zaczął szlochać. - Powinienem wiedzieć. Zawsze miałeś rację co do wszystkiego.
- Jesteś idiotą. - powiedział House, nagle stając obok niego. - A te kule nie umywają się do mojej laski. Uważaj, ludzie pomyślą, że jesteś pozerem.
- Ty jesteś martwy. - Chase czuł, że powinien być przerażony, ale nie był.
- Oczywiście, że jestem. Masz halucynacje.
- Nie mam halucynacji. - zaprotestował Chase. Nie był nawet tego świadom, ledwie czuł wpływ alkoholu na swoje ciało. Tak naprawdę to po raz pierwszy od tygodni wszystko było wyraźne i łatwiejsze.
- Rozmawiasz ze zmarłym. - House się zaśmiał. - Masz halucynacje. Pokręciło ci się od odstawienia valium, jesteś wystarczająco pijany by się zabić a teraz praktycznie jesteś nieprzytomny i rozmawiasz z kamieniem, gdyż systematycznie odtrąciłeś każdego człowieka, który usiłował ci pomóc. To naprawdę imponujące. To co robisz może mnie przebić.
- Przyszedłeś tu by się ze mnie ponabijać? - zapytał Chase, chociaż sarkazm był naprawdę mu potrzebny. W końcu czuł coś znajomego.
- Jestem tobą. - House zaczął kręcić laską w ziemi. - Twoim umysłem. Naprawdę musisz siebie nienawidzić.
Chase drgnął, nie był przygotowany by sprostać prawdzie.
- Co tu robisz? - zapytał House. - Oprócz wydawania sobie przyjęcia.
- Odeszła. - powiedział Chase, przeżywając deja vu. - Nie mogłem tam zostać.
- Gówno prawda. - House prychnął. - Nie wierzysz w to. Poszła do pracy, tak jak ci napisała. Ty z drugiej strony... Szukałeś każdego możliwego sposobu by wyrzucić ją ze swojego życia. Chciałeś się upewnić, że już się nie zwiążesz emocjonalnie. Tydzień temu pozwoliłeś jej się za bardzo zbliżyć. Więc teraz wpadłeś w narkotyczną paranoję by usprawiedliwić swoje zachowanie.
- Co ja mam zrobić? - zapytał Chase, czując się bezbronnym.
- Idź do domu. Staw czoła temu co zrobiłeś i miej nadzieję, że Cameron potrafi wybaczać, tak jak zawsze myślałeś. Inaczej zostaniesz sam i naprawdę umrzesz w samotności. - House skierował laskę w kierunku Chase'a.
Chase usiłował ją złapać, ale łapał tylko powietrze a gdy znów spojrzał do góry, nikogo nie było. Znowu zaczęło padać. Chase wstał z ziemi, podniósł kulę i opuścił cmentarz. Udało mu się zadzwonić po taksówkę, ale podanie adresu Cameron nie mogło przejść przez jego gardło, więc podał swój. Droga po schodach była istną torturą, jego noga i głowa bolały a żołądek zaczynał się buntować.
Dotarł do salonu, zanim zauważył Cameron, która siedziała na zrujnowanej kanapie. Najwyraźniej czekała na niego. Jakoś wiedziała, że tu przyjdzie, zanim on sam sobie to uświadomił. Płakała, zobaczył to, gdy podszedł bliżej i spojrzał jej w oczy. Nie mógł jej winić, powróciło do niego wspomnienie tego co zrobił w jej mieszkaniu.
- Jesteś pijany. - powiedziała.
Pusta butelka wystawała mu z kieszeni, druga leżała zapomniana na cmentarzu. Wzruszył ramionami i nie zaprzeczył.
- Miałeś jakiś konkretny powód do tego by zdemolować mi mieszkanie zanim postanowiłeś potorturować swoją wątrobę? - była wściekła, ale coś jeszcze było w jej głosie, coś czego nie potrafił zdefiniować.
- Zniknęłaś. - powiedział. Słowa brzmiały głupio, nawet w jego uszach. - Myślałem...
- Co? Że postanowiłam wrócić do Chicago? - Cameron wstała, była wytrącona z równowagi. - Że po prostu... zostawiłam wszystko, okłamałam cię o miejscu mojego pobytu byś nie mógł za mną pójść? Moje życie jest teraz tu! Moja rodzina nawet nie odbiera moich telefonów od kiedy zdecydowałam się tu zamieszkać! Zamierzasz karać mnie przez resztę życia za to, że cię opuściłam? Przyznałam, że popełniłam błąd!
Chase nie był zdolny by znaleźć odpowiedź na jej słowa.
- Byłam w szpitalu by zrobić badania i dowiedzieć się czy mogę dać ci kawałek mojej wątroby. - powiedziała Cameron. Brzmiała jakby miała się znowu rozpłakać. - Nie powiedziałam ci bo nie chciałam wzbudzać w tobie nadziei.
Jej słowa uderzyły go mocno. Czuł nadchodzące mdłości. Nie mógł pojąć tego, że chciała zrobić dla niego tak wspaniałą rzecz a on się zachował w ten sposób. Przez chwilę nie wiedział co ma powiedzieć.
- I? - zapytał w końcu, nie potrafiąc wymyślić nic innego.
- I to nie ma znaczenia. - powiedziała. - Okazało się, że jestem w ciąży. Nie mogę dać nikomu niczego. - nie dała mu szansy na odpowiedź. Podniosła klucze i minęła go. Zatrzymała się przy frontowych drzwiach. - Skończyłam z pomaganiem ci, skoro chcesz się zabić. Jeśli postanowisz zmienić nastawienie to wiesz gdzie mnie znaleźć. Inaczej... Póki co nie masz nawet szans by poznać swoje dziecko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:47, 02 Paź 2011    Temat postu:

Jestem spokojna osobą, ale teraz już nie wytrzymam i krzyknę - Jaka ciąża? Co?! Nie no, tego to sobie w życiu nie wyobrażałam, choc muszę przyznać, interesujące rozwiązanie... I oczywiście, Chase wszystko popsuł.
Nie mam słów.
Cytat:
Chase wciąż umiera.
Wyniki testów tak twierdzą, dziwnie wyglądający rezydent tak twierdzi i nawet zrezygnowana postawa ciała Chase'a, który siedział koło niej w samochodzie to potwierdzała. Przez ostatni miesiąc przeszedł przez piekło, ale póki jego wątroba nie funkcjonuje jak należy, to wszystko nie znaczyło nic. Minęło trzydzieści cztery dni od czasu gdy pił. Cameron wiedziała to, gdyż liczyła każdy dzień, zaznaczając go w kalendarzu w sypialni.
Jego wyniki są dokładnie takie same jak w dniu wypisu ze szpitala. Wciąż zażywa małą dawkę valium i teraz trzeba będzie to przerwać. Ale szanse na poprawę stanu wątroby były niesamowicie małe. Lata picia i zażywania narkotyków zrobiły swoje.

Właśnie w tym momencie pasuje przysłówie '' Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz ''. Jak chciał tak ma.
Cytat:
Wracam do domu. - powiedział. Nie patrzył na nią i nie dał jej szansy by się pierwsza odezwała.
- O czym ty mówisz? - zapytała, chociaż doskonale wiedziała o co mu chodzi. Znowu nabierał wrogości i zaczynał się poddawać, nie miał już żadnych rozkojarzeń. Jej małe mieszkanie było za ciche, jej myśli uderzały w ściany i wracały do niej jak echo.
- To znaczy, że wracam do domu. - powtórzył Chase gorzko. Siedział na kanapie a trzęsące się ręce wsunął do kieszeni. Wyglądał na wyczerpanego i załamanego. - Na moje śmieci. Mogę tam zgnić z całą tą resztą.
- Poddajesz się? - zapytała Cameron, czując, że nie może oddychać. Każda część jej umysłu mówiła, że nie ma co go winić. Nie po tym co przeszedł, nie po dzisiejszych informacjach. Nie wiedział, że kontynuacja walki będzie wciąż istotna. Jednak Cameron wciąż była wypełniona uporczywą nadzieją, że jego odrzucenie było nie do pomyślenia. Jeśli się podda sam to oznaczać będzie, że nie jest dla niego wystarczająco dobra by była powodem by żył. Ostatnie trzy lata spędziła bez żadnego kontaktu z nim, ale myśl, że życie bez niego będzie straszne.
Chase się zaśmiał prawie histerycznie.
- Nie ma niczego przez co można byłoby się poddać. Umieram! To koniec! Już raz próbowałem. W końcu mi się poszczęściło. Nawet o tym nie wiedziałem!
- Nie możesz się po prostu poddać! - przerwała mu. Jej słowa wydostały się zanim miała możliwość by pomyśleć co w ogóle mówi. Podniosła głos i stanęła na nogach. - Nie obchodzi mnie co masz do powiedzenia. To nie chodzi tylko o ciebie! Przez ostatnie tygodnie przechodziłam razem z tobą przez piekło!
- Dobrze. - powiedział i skrzyżował ramiona. - jeśli tak czujesz to zrób nam obojgu przysługę. Weź strzykawkę, napełnij ją morfiną i skończ robotę już teraz!
Nie było na to odpowiedzi. Żadne słowa nie chciały przejść przez jej gardło. Czuła jakby nie mogła oddychać. To wykraczało poza jej największe koszmary. Nigdy nie sądziła, że Chase sięgnie dna swego nieszczęścia i poprosi kogoś by skończył za niego jego życie. Wiedziała, że mówi serio, że przemawia przez niego panika i strach, ale było to szczere. Widziała to w jego przeszklonych oczach i traciła grunt pod nogami. Czuła, że ma nogi jak z waty a jej widoczność przesłoniły łzy, gdy podeszła do kanapy i dotknęła go. Chase siedział sztywno, gdy zarzuciła ramiona wokół niego. Siedział idealnie prosto i w ciszy, jakby myślał, że ruch sprawi, że to nie będzie prawdziwe.
- Nie chcę żebyś umarł. - to było wszystko co udało jej się powiedzieć. Nie potrafiła zapanować nad drżeniem głosu.
A potem Chase złamał się i zaczął szlochać konwulsyjnie w jej włosy, złapał ja za ramiona a jego ciało zaczęło się trząść. Był przerażony a Cameron załamała się przez swoją bezradność. Te lata szkolenia medycznego w tym wypadku były bezużyteczne i nic nie mogła zrobić by zmienić jego sytuację.
- Pomóż mi. - wyszeptał jej do ucha. - Proszę.
- Jak? - zapytała, mając nadzieję, że Chase ma odpowiedź na to pytanie.
- Zajmij mnie czymś. - powiedział bez tchu. - Nie mogę... nie mogę o tym myśleć w tym momencie.
Spojrzał na nią przez łzy a Cameron od razu zrozumiała o co mu chodzi. Nachyliła się i przykryła jego usta swoimi. Zaskoczyło ją to, że od razu odwzajemnił pocałunek, całując ją namiętnie a jego palce powędrowały w jej włosy. Drugą ręką wyciągnął koszulkę z jej spodni i zaczął niezdarnie je rozpinać. Ręce mu się trzęsły i nie mógł tego zrobić. Cameron wiedziała, że takie coś może doprowadzić ich do jakiegoś związku. Jednak dał jej wyraźnie do zrozumienia, że to się nie wydarzy a dzisiejsze wiadomości tylko to potwierdziły. Jednak nie potrafiła się temu oprzeć, desperacko pragnęła zaoferować mu jakieś pocieszenie.
Cameron odchyliła się a następnie odpięła swoją bluzkę i zdjęła ją wraz ze stanikiem, obserwowała jak Chase skorzystał z okazji by zdjąć swoją koszulkę. Przez ostatni miesiąc schudł jeszcze bardziej, wyglądał jak szkielet a Cameron usiłowała nie myśleć o tym, że to może być ostatni raz, kiedy ma szansę by go dotknąć. Nie dała mu czasu by zmienił zdanie. Nachyliła się i zaczęła całować go po szyi, obserwowała jak na jego ciele pojawia się gęsia skórka. Alkohol był teraz już nieobecny i czuła się bardzo przytłoczona tym tak znajomym zapachem jego skóry. Usłyszała ten przyjemny odgłos, gdy pocałowała go w czułe miejsce za uchem.
Chase odchylił głowę na oparcie kanapy i w tym samym czasie jego ręka umiejscowiona została na jej piersi. Jego ruchy były niepewne, ale wkrótce przypomniał sobie co ona lubi. Cameron lekko ugryzła go w ucho, czując się winna swojej przyjemności, gdy to jego miała pocieszać.
- Dobrze? - zapytał Chase. Jego twarz wciąż była mokra od łez, ale w jego głosie słychać było pożądanie.
Cameron kiwnęła głową, chociaż nagle czuła się tym wszystkim przytłoczona a radosne wspomnienia przynosiły tylko żal. To był pierwszy raz gdy zapytał i zauważył, że ona tez ma potrzeby i nagle nie potrafiła tego przełknąć. Nachyliła się i zaczęła przesuwać językiem po jego obojczyku, głównie po to by ukryć twarz. Bała się, że Chase zauważy tą tęsknotę, którą nagle w niej wywołał, tą samą, którą widziała na jego twarzy. Przez te wszystkie tygodnie chciała zwrócić na siebie jego uwagę, teraz było to prawie nieprawdopodobne. Zrozumiała w końcu dlaczego nie mogli mieć kolejnej szansy by być ze sobą. Przez chwilę zazdrościła mu tej gorzkości, złości, którą miał w sobie. Była to słuszna obrona, której sama nie potrafiła wykorzystać.
Chase oddychał ciężko, sięgnął ręką do jej spodni a Cameron je z siebie zdjęła. Przez chwilę zastanawiał się jak ustawić swoje ciało by nie ranić swej pokaleczonej stopy, ale ona wiedziała jak mu pomóc. Po chwili Cameron siedziała mu na kolanach i znowu go całowała. Ręce Chase'a instynktownie spoczęły na jej biodrach. Pożądał jej bardzo a kiedy nachyliła się nad nim, jęk rozkoszy wydostał się z jego ust. Jego ręce przesuwały się pomiędzy jej biodra, ale Cameron złapała go za nadgarstki.
- Co? - zapytał.
Cameron potrząsnęła głową, miała trudności ze znalezieniem słów.
- Nie to. - echo jego słów sprzed miesiąca, gdy usiłowała go pocałować.
Unikając jego wzroku, Cameron pokierowała swoje biodra na odpowiednią pozycję a potem pozwoliła mu w siebie wejść. Chase jęknął i wbił paznokcie w jej ramiona. Kiedy spojrzała na niego, dostrzegła w jego twarzy pewną dzikość. Nie bała się, nigdy się go nie bała - nawet wtedy, gdy pokazywał swoją ciemną stronę – ale czuła, ze w końcu odpuścił, stracił hamulce jak podczas odwyku. Poruszała się szybciej, położyła ręce na jego ramionach i nachyliła się by go pocałować.
- Cholera. - szepnął a potem znowu zaczął szlochać, ukrywając twarz na jej szyi tak, że jego łzy mieszały się z kropelkami potu na jej skórze.
Cameron objęła go, nie było żadnych słów, żadnych werbalnych pocieszeń dla niego, żadnego wyznawania uczuć. Był już załamany, marzenia i życie, które zaczęli budować lata temu rozsypały się dawno. Dookoła leżały tylko odłamki żalu i oboje wiedzieli, że nie uciekną od tego dopóki mają ze sobą coś wspólnego. Cameron sama zaczęła płakać z żalu za tym związkiem. Bardziej jej było szkoda tego małżeństwa niż poprzedniego, które zostało przerwane przez śmierć.

Okej, pomimo mojej niechęci do Chase'a z powodu wyników, poruszył mnie ten fragment, a w szczególności od '' Nie chcę żebyś umarł '' do '' Zajmij mnie czymś ''. W wyobraźni widziałam to jako taką dramatyczną scenę, którą chyba ten fragment był. A może to przez Celine Dion śpiewającą ,, My Heart Will Go On '' w tle, sama nie wiem. ;)Zadziwia mnie ten ,, związek '' między nimi. Świadomie - albo chociaż prawie - uprawiają ze sobą seks, co znaczy, że są ze sobą w pewien sposób związani fizycznie, a przed zwiazkiem emocjonalnym bronią się, wypierają się go, choć on już istnieje. Pokręcone stosunki.
Cytat:
Chase przełknął falę paniki, zabrał kartkę z lodówki i zgniótł ją w dłoni. Panika przerodziła się w złość i rzucił kulką z papieru w ścianę, obserwował jak odbija się od niej i toczy się po podłodze. To nie jest tak, że Cameron zostawiła go samego bez uprzedniego poinformowania go, poprzedzonego przeprosinami. Minął już miesiąc od czasu gdy z nią zamieszkał, ale teraz dotarło do niego, że przyzwyczaił się do tej rutyny, do tego, że jest w pobliżu pomimo jego protestów. Od kiedy dostali wyniki, Cameron trzymała go na dystans. Od czasu, gdy zapomniał się w seksie i pokazał jej zbyt wiele. Coś między nimi pękło, jakieś wspomnienie ich dawnego związku, lub, może początek nowego. Wciąż sobie powtarzał, że tak jest lepiej, bezpieczniej. Ale jednak tęsknił za nią, bardziej niż kiedy była siedemset mil dalej.

Powracam do tematu związku, tęskni za nią, ale związku emocjonalnego się wypiera. Robert, otwórz oczy!
Cytat:
- Jesteś pijany. - powiedziała.
Pusta butelka wystawała mu z kieszeni, druga leżała zapomniana na cmentarzu. Wzruszył ramionami i nie zaprzeczył.
- Miałeś jakiś konkretny powód do tego by zdemolować mi mieszkanie zanim postanowiłeś potorturować swoją wątrobę? - była wściekła, ale coś jeszcze było w jej głosie, coś czego nie potrafił zdefiniować.
- Zniknęłaś. - powiedział. Słowa brzmiały głupio, nawet w jego uszach. - Myślałem...
- Co? Że postanowiłam wrócić do Chicago? - Cameron wstała, była wytrącona z równowagi. - Że po prostu... zostawiłam wszystko, okłamałam cię o miejscu mojego pobytu byś nie mógł za mną pójść? Moje życie jest teraz tu! Moja rodzina nawet nie odbiera moich telefonów od kiedy zdecydowałam się tu zamieszkać! Zamierzasz karać mnie przez resztę życia za to, że cię opuściłam? Przyznałam, że popełniłam błąd!
Chase nie był zdolny by znaleźć odpowiedź na jej słowa.
- Byłam w szpitalu by zrobić badania i dowiedzieć się czy mogę dać ci kawałek mojej wątroby. - powiedziała Cameron. Brzmiała jakby miała się znowu rozpłakać. - Nie powiedziałam ci bo nie chciałam wzbudzać w tobie nadziei.
Jej słowa uderzyły go mocno. Czuł nadchodzące mdłości. Nie mógł pojąć tego, że chciała zrobić dla niego tak wspaniałą rzecz a on się zachował w ten sposób. Przez chwilę nie wiedział co ma powiedzieć.
- I? - zapytał w końcu, nie potrafiąc wymyślić nic innego.
- I to nie ma znaczenia. - powiedziała. - Okazało się, że jestem w ciąży. Nie mogę dać nikomu niczego. - nie dała mu szansy na odpowiedź. Podniosła klucze i minęła go. Zatrzymała się przy frontowych drzwiach. - Skończyłam z pomaganiem ci, skoro chcesz się zabić. Jeśli postanowisz zmienić nastawienie to wiesz gdzie mnie znaleźć. Inaczej... Póki co nie masz nawet szans by poznać swoje dziecko.

Jeśli Chase'm wiadomość o ciąży wstrząsnęła tak jak mną, to powinnien w końcu coś ze sobą zrobić. I to prędko, bo jeśli tak dalej pójdzie to marny jego krótki los.

Jeśli nadal masz miękkie serce, to wierzę, że nie zostawisz mnie tak i jak najprędzej wkleisz ciag dalszy, bo osoby uzależnione muszą się dalej wciągać w swoje uzależnienie. Oczekując, na to, co przyniesiesz, czekam.

Piłeczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:10, 02 Paź 2011    Temat postu:

Cytat:
Oj mam miękkie serce. Wiedziałam, że zakończenie rozdziału w tym miejscu jest boskie



ROZDZIAŁ 26


Kolejne trzy dni ciągnęły się w nieskończoność. Cameron pamiętała je jako śmieszne uczucie, biorąc pod uwagę to, przez co przechodziła. Czuła, że jej dusza jest uwięziona w tym miejscu, wokół tego życia, które chciała odbudować i wokół Chase'a by go wyleczyć.
Nie wróciła do jego mieszkania, nie zadzwoniła ani nie próbowała się z nim porozumieć w żaden inny sposób. Postawiła mu ostateczny warunek i tego się trzymała. Obiecała sobie, że teraz będzie stawiała dobro swoje i dziecka na pierwszym miejscu.
Jednak nie było to takie proste jakby się mogło wydawać. Chase zmarnował wszystko nad czym pracowała w to jedno popołudnie bo w nią zwątpił. Chciała się czuć zdradzona, chciała być na niego wściekła, ale nie potrafiła. W zamian za to pamiętała o swoich błędach, o swoim zwątpieniu w jego niego, gdy powinna była przy nim być. Kiedy doprowadziła mieszkanie do porządku, zaczęła się zastanawiać czy czasem nie przesadziła, czy może popełniła błąd zostawiając go samego w takim złym stanie. Uzależnienie to silne uczucie, wiedziała o tym i naiwnie wierzyła, że po pierwszym razie uda mu się z tego wyjść bez żadnych wyskoków.
Kiedy minął dzień a Chase się nie odezwał, zaczęła myśleć o tym czy przypadkiem złość nim nie zawładnęła czy jej ultimatum nie sprawiło, że popełnił samobójstwo albo coś gorszego. Czuła napływającą winę przez te swoje myślenie. Jednak wciąż w jej myślach było dziecko, niemożliwy cud, który nosiła w sobie przez ostatni miesiąc. Wyobrażała sobie to dziecko w innych okolicznościach. Musiała jakoś kontynuować swoje życie, chodzić do pracy, mówić Foremanowi i Cuddy, że nic się nie dzieje, nic się nie zmieniło. Nie powiedziała im, że jest w ciąży, jednak wiedziała, że są podejrzliwi o jej obecny związek z Chase'em. Powiedzieliby, że odniosła porażkę, że popełniła błąd a ona musiałaby potwierdzić, że jej życie osobiste to bałagan a ona nie mogła sobie pozwolić na to by ktoś obcy je oceniał.
W poniedziałkową noc, trzy dni po tym jak Cameron zostawiła Chase'a wjeg mieszkaniu, siedziała na kanapie z papierkową robotą, gdy Chase pojawił się u niej. Opierał się ciężko na kulach, pod oczami miał cienie, widoczne nawet w kiepsko oświetlonym holu. Ale uczesał się i ogolił. Dwie małe ranki na jego policzku zdradzały jego pewność siebie, którą chciał okazać. Miał na sobie spodnie dresowe i koszulkę, nie tylko czystą, ale i wyprasowaną. Cameron nie potrafiła znaleźć żadnych słów.
- Możemy o tym pogadać? - zapytał w końcu Chase, gdy minuta minęła w kompletnej ciszy.
Cameron skrzyżowała ręce i odsunęła się by go wpuścić. Poczuła chłodny powiew z zewnątrz, mimo tego, że wciąż był środek lata a temperatura była wysoka. Przez to wszystko wydawało się powolne i klejące od potu. Ciemne chmury spowijały niebo i w oddali słychać było cichy odgłos burzy. Chase podszedł do kanapy, poruszając się powoli i z widoczną trudnością. Cameron nie patrzyła na niego tylko zamknęła za nim drzwi a następnie usiadła w fotelu po drugiej stronie pokoju.
Światła w mieszkaniu były wyłączone, Cameron pozostawiła włączoną jedynie lampkę do czytania, której używała do pracy papierkowej. Za oknem zaczynał zacinać deszcz, przez co wydawało się o wiele ciemniej niż było w rzeczywistości. Chase zerknął na akta dwóch pacjentów, których karty leżały obok niego, ale nie odezwał się.
- Chciałeś porozmawiać? - zapytała Cameron. Dziwnie się czuła mając go znowu w mieszkaniu po tym jak je zniszczył. Była też zła na siebie, bo myślała, że da sobie radę. Najwyraźniej nie czuł się dobrze i po raz pierwszy mogła dostrzec jak bardzo jest chory.
- Jesteś... w ciąży. - powiedział Chase powoli, jakby wymawiał je po raz pierwszy. Napięcie wiszące w powietrzu było nie do zniesienia. - I... Czy to moje?
- Nie. - powiedziała Cameron z sarkazmem. - Powiedziałam ci tak żebyś poczuł się źle. W zasadzie to jest dziecko tego drugiego faceta, z którym ostatnio sypiałam.
- Przepraszam. - powiedział Chase cicho ku jej zaskoczeniu. - To... Po prostu ciężko w to uwierzyć.
Cameron kiwnęła głową, przygryzła wargę. Teraz rozumiała jego obronę. Byłoby łatwiej, bezpieczniej gdyby wyrzuciła go ze swojego życia na zawsze. Ale nie potrafiła, skoro siedział naprzeciw niej chcąc przeprosić za swoje zachowanie. Jeśli będzie ze sobą szczera to nigdy nie potrafiła się na niego złościć, nawet gdy było to uzasadnione. Przez tą słabość wyniosła się do Chicago, chciała ocalić siebie.
- Wiem. - powiedziała w końcu. - Ostatnio wszystko wydaje się surrealistyczne.
- Posprzątałaś. - zauważył Chase, sięgając w stronę koca, który był przerzucony przez poręcz kanapy. Jego ręce się trzęsły a jego oczy wydawały się patrzeć na coś nie na tym świecie. Usiłował zacząć rozmowę. - Mieszkanie.
- Tak. - Cameron odpowiedziała ostrożnie, zastanawiając się czy ją testuje czy po prostu powiedział to bo czuje się winny.
- Powinienem był pomóc. - powiedział cicho ku jej kolejnemu zaskoczeniu. Pociągnął koc i przyciągnął go do siebie. Cameron zastanawiała się czy jest świadomy tego co robi czy po prostu jest to jego nerwowy odruch.
- Nie pozwoliłabym ci na to. - stwierdziła.
Chase drgnął a potem skinął głową. Przez chwilę siedział cicho a Cameron poczuła, że oboje walczą ze sobą, usiłują analizować sytuację by jakoś ubrać ją w słowa. Wszystko było pokręcone, nie miało żadnego logicznego wyjaśnienia. Ich związek był jeszcze większym wrakiem niż wcześniej. Cameron dała z siebie wszystko a zdrowie Chase'a się nie poprawiało. Jednak w jakiś sposób wylądowali w jedynej sytuacji, która mogła ich połączyć, chociaż Cameron nie wierzyła w los, to teraz chyba nie miała zbytniego wyjścia. Czuła się zdezorientowana i niepewna tego jak potoczą się dalsze ich losy.
- Porozmawiamy czy nie? - zapytała w końcu. Zaczynała ją boleć głowa i przyłożyła dwa palce do skroni.
- Zawsze chciałaś mieć dzieci. - powiedział Chase. Dziwnie się słuchało tego. Cameron nie mówiła o tym wielu osobom w swym życiu. Zawsze jakoś łatwiej jej było stawiać pracę na pierwszym planie, gdy jej życie było niestabilne.
- Zmierzasz do? - zapytała ostrzej niż zamierzała. Chase usiłował być spokojny, ale to sprawiało, że czuła się bardziej sfrustrowana i nie potrafiła zachować spokoju.
- Zanim planowaliśmy... - urwał, niezdolny do skończenia zdania. Jego ręce znowu zaczęły się trząść i położył je na swoich kolanach. - Ty... Nawet trzymałaś spermę zmarłego męża na wypadek... Czy chciałaś jej użyć?
- Nie. - Cameron odwróciła od niego wzrok i skupiła się na deszczu za oknem. - Zniszczyłam to po przeprowadzce do Chicago. Nie chciała... zrobić tego sama. Nie po... wszystkim.
Chase wstrzymał oddech. Ta rozmowa musiała go krzywdzić fizycznie. Widziała jak jego twarz pokrywa się potem.
- A teraz?
- Co, teraz? - zapytała.
- Czy chcesz to zrobić sama. - znowu złapał za koniec koca i przyciągnął go do siebie, zrzucając kilka papierów na podłogę. Z grymasem bólu przechylił się i pozbierał je.
- O co mnie pytasz? - każde słowo było dziwne. Zamiast rozmawiać zadawali sobie zagadki. Nic między nimi nie było już proste, nie było od lat tak naprawdę. Stopnie nigdy nie były aż tak wysokie dla niej.
- Chcesz mieć to dziecko? - Chase zwinął koc i przyciągnął do siebie. - Jeśli umrę to czy chcesz to zrobić sama.
- Nie umrzesz. - odpowiedziała. Wiedziała, że te słowa są głupie. Wmawiała sobie to wszystko, złość, otępienie, apatię. Nawet teraz, gdy miała powód by wyrzucić go ze swojego życia i ruszyć naprzód, wizja tego, że on umrze przerażała ją.
- Allison. - Chase odezwał się z rezygnacją w głosie. - Znasz moją historię. Będę uzależniony aż mnie to zabije. Co, jeśli wierzyć wynikom, nie jest tak odległe. Moje szanse są takie, że te kilka miesięcy życia mojego dziecka spędzę umierając w szpitalu. Albo... może nawet nie potrwa to tak długo.
Cameron odetchnęła i wstała z miejsca, czując nagle, że pokój jest zbyt wielki by prowadzić rozmowę siedząc tak daleko od niego. Było w tej rozmowie coś dziwnie intymnego, jakby widzieli siebie po raz pierwszy od wielu lat, usiłując się tłumaczyć z tego, że się tak oddalili od siebie. Cameron przesunęła papiery na stolik i usiadła obok niego na kanapie, podwinęła nogi pod siebie tak by mogła na niego patrzeć.
- Tak. - powiedziała. - Tak, chcę to zrobić. Urodzę to dziecko z tobą lub bez ciebie. Więc... Myślę, że odpowiedniejszym pytaniem byłoby co ty zamierzasz zrobić?
Chase puścił koc i wyciągnął rękę jakby chciał chwycić jej, ale zawahał się i położył ręce na kolanach.
- Ja... Ja nie wiem czy mogę dawać ci jakieś obietnice. Myślę, że byłbym idiota jakbym próbował. Część mnie myśli, że nie powinienem się angażować, że powinienem... Powinienem powiedzieć ci byś trzymała się ode mnie z daleka i zaczęła swoje życie od nowa. Ale... Przez całe życie chciałem mieć rodzinę. I nigdy nie chcę być moim ojcem.
- Więc... O czym mówisz? - zapytała Cameron, czując nagły strach przed oddychaniem, jakby powietrze miało coś między nimi zmienić.
- Mówię... W jakikolwiek sposób nie spojrzeć na to to nie mogę sobie pozwolić na coś takiego. - spojrzał na swoje ręce a potem znów podniósł wzrok. - I nie mogę... Nie wyobrażam sobie robić tego nie będąc chociaż twoim przyjacielem, nawet jeśli to wszystko co między nami będzie. Więc... jeśli chcesz... chciałbym spróbować.
Cameron uśmiechnęła się słabo a potem przyłożyła mu rękę do czoła. Wiedziała już, że Chase ma gorączkę. Drgnął i zaczęła się zastanawiać ile bólu usiłuje przed nią ukryć.
- Kiedy ostatni raz piłeś? - zapytała cicho, usiłując by pytanie nie zabrzmiało jak oskarżenie.
- Piątek. - Chase wzdrygnął się i skrzyżował ramiona. - Zanim cię zobaczyłem. Nie jadłem też od tamtej pory.
- Och, Boże. - Cameron była przerażona i jednocześnie poczuła nową nadzieję. Sam próbował odwyku, nie zapytał o jej pomoc, mimo tego, że wiedział jak ciężko jest. Miała już kolejny dowód na jego dobre intencje, ale nie miała już więcej pytań.
- Nic mi nie jest. - powiedział Chase bez przekonania.
- Połóż się. - Cameron go zignorowała. - Coś ci przygotuję. Zupę?
Chase kiwnął głową, nie próbował protestować, ale zatrzymał ją łapiąc jej nadgarstek, gdy skierowała się w stronę kuchni.
- Poczekaj.
- Co?
Chase usiadł prosto i przesunął rękę tak by dotknąć jej palców. Ścisnął je delikatnie.
- Po prostu... Dziękuję. Przez te ostatnie tygodnie tyle zrobiłaś a ja nie byłem w stanie... Nie masz pojęcia co to znaczy. - pochylił się i pocałował ją w policzek a potem zwinął się w rogu kanapy.


ROZDZIAŁ 27


Zdjęcia samochodu były przerażające. Przód całkiem zmiażdżony, kawał metaku, który kiedyż był dachem został wbity w drzewo, szkło leżące na ziemi. Chase nie był pewien jak długo Cameron je miała. Już minęło sześć tygodni od wypadku, ale zobaczył je dopiero poprzedniej nocy. Był zbyt chory i nie zdawał sobie sprawy z tego iloma sprawami się zajęła za niego, tak jak teraz, gdy jego rzeczy zostały poukładane w kartonach i leżały na tylnym siedzeniu wynajętego przez nią samochodu.
Dopiero dzień minął od kiedy pozbył się w końcu kul i teraz jakoś dziwnie lekko mu się chodziło. Wsiadł do samochodu i zaczął wdychać zapach skórzanej tapicerki. Przez ostatnie trzy lata przywykł do oglądania świata przez mgłę, stracił świadomość tego jak narkotyki i alkohol zmieniły jego postrzeganie otoczenia. W tym momencie zaczął uświadamiać sobie, że potrzeba by lat by znów zaczął jasno i wyraźnie patrzeć na rzeczy. Tyko, że tego czasu nie miał. Od chwili, gdy po raz pierwszy spotkał Cameron, czuł, że wniosła coś innego do jego świata. Teraz czuł, że to coś ma wpływ na jego życie. Nie potrafił uwierzyć, że może jeszcze nie jest za późno.
Chase odetchnął a potem przekręcił kluczyk i uruchomił wypożyczony samochód. Zerknął w lusterko i usiłował skupić się na swoich ubraniach w kartonach. Zdjęcia zrujnowanego samochodu znów do niego powróciły a jego serce zaczęło mocniej bić, gdy powoli ruszył do centrum, gdzie czekała na niego Cameron. Tak naprawdę to nie był pewny czy chce wrócić do swojego mieszkania by znów być sam. Czuł się jakby kolejny raz został odseparowany, jakby znów coś stracił, chociaż Cameron zapewniła go, że w razie czego zawsze chętnie mu pomoże.
Pomiędzy nimi było dość niezręcznie przez ten tydzień, w którym powrócił do jej mieszkania. Zawarli ciche porozumienie, ale im dłużej się nie kłócili tym gorzej było mu być przy niej, gdyż nie potrafił udawać, że to nie jest z jego strony konieczność. Mieszkanie Cameron było małe. Miała tylko jedną sypialnię a on nie mógł przyjąć na siebie ryzyka, że wyzna jej prawdę o tym, iż nie chce z nią tu być tylko z powodów zdrowotnych. Więc zgodził się na przeniesienie swoich rzeczy do mieszkania, przystał na to by sprzątnęła je za niego, te trzy lata odpadków i brudu. Droga minęła mu niespokojnie i była zdecydowanie za krótka.
Zanim przekroczyli próg mieszkania, Chase poczuł napływającą adrenalinę, gdyż nie wiedział co znajdą w środku. Mieszkał tu przez ostatnie cztery lata, ale nie miał pojęcia co tam jest. Męczył się z kluczami, upuścił je dwa razy aż w końcu udało mu się otworzyć drzwi. Cameron nie usiłowała mu pomóc, czuła, że to jest dla niego poważny krok, który powinien postawić sam. W środku od razu uderzył ich zapach, ale tym razem był to okropny smród. Całe mieszkanie śmierdziało jakby coś w nim zdechło. Po wejściu do kuchni, Chase zorientował się, że nie wynosił śmieci od bardzo dawna. Od razu zaczął się martwić o bezpieczeństwo Cameron, jeszcze miesiąc temu ta myśl nie pojawiłaby się w jego głowie.
- Może nie powinnaś... - zaczął, ale Cameron już go minęła i pokręciła głową w odpowiedzi.
- Nie stałam się nagle inwalidką bo jestem w ciąży. - powiedziała spokojnie.
Chase westchnął i wsunął ręce do kieszeni. Nie był w stanie spojrzeć jej w twarz, czuł się upokorzony stanem tego miejsca.
- Jest tu niezdrowo. Wiesz o tym. Równie dobrze moglibyśmy stać na śmietniku.
- Więc dlatego to posprzątamy. - Cameron nie zamierzała ustąpić. Rozejrzała się dookoła w sposób, w jaki patrzyła w domach pacjentów, które przeszukiwali. - A na szczęście dla ciebie, praca w szpitalu przez tyle lat uodporniła mnie na obrzydliwe rzeczy.
- Ty nie... Czy ten zapach nie przyprawia cię o mdłości? - Chase podniósł worek ze śmieciami, nagle tracąc równowagę gdy wyjął go ze śmietnika. Jego lewa noga wciąż była słaba po wypadku i czuł się głupio przy Cameron. Po wyjęciu worka zobaczył na dnie trzy ogromne larwy, które poruszały się we wszystkie strony. Chase odsunął się, sam był przerażony tym co zobaczył.
- Co? - zapytała Cameron i podeszła do kosza na śmieci zanim zdążył ją powstrzymać.
Nie odpowiedział nawet, zakrył twarz jedną ręką i marzył by to okazało się być tylko sennym koszmarem. Zbyt dużo czasu spędził na niezauważaniu rzeczywistości, w której przebywał aż w końcu przestał zauważać to wszystko co w dziennym świetle było szokujące.
- Och. - powiedziała Cameron, niewzruszona. Wrzuciła worek do środka a potem podniosła wszystko. - Tak się dzieje, gdy nie wynosi się długo śmieci. Rozkładają się. Przynajmniej nie są tym razem w czyjejś nodze.
- Racja. - mruknął Chase, wciąż był niezdolny by na nią spojrzeć.
- Zaraz wracam. - powiedziała a potem wyszła z tym wszystkim w rękach by wyrzucić to do śmietnika na dole.
Chase został sam i powoli się rozejrzał. Kuchnia była prawie pusta, była pusta już od miesięcy, jednak był pewien, że w lodówce zastanie prawdziwy horror. Nie był w stanie temu sprostać, więc poszedł do salonu. Chciał wykorzystać nieobecność Cameron by zobaczyć szczegóły. Rzeczy z czasów, gdy byli jeszcze razem stały w tych samych miejscach. Nie mógł się ich pozbyć, więc powoli zaczynały niszczeć i pokrywać się kurzem. Wszystkie rośliny były martwe, poza azaleą, która stała w mieszkaniu Cameron. Roślina nie umarła pomimo tego, lub dzięki temu, że miał zwyczaj wylewać na nią resztki piwa.
Świeczki zapachowe Cameron były wypalone, resztki wosku odznaczały się na meblach, chociaż Chase nie pamiętał by je kiedykolwiek zapalał. Włączył telewizor, który ku jego zaskoczeniu działał. Chwilę później jego uwagę odwróciło zdjęcie ślubne, które stało na szafce i teraz było przewrócone tak, by nie było widać co się na nim znajduje. Niektóre zdjęcia były roztrzaskane. To akurat pamiętał, wciąż pamiętał co czuł patrząc na nie, gdy Cameron go opuszczała. W głowie wciąż słyszał odgłos jaki wydawały, gdy je zrzucał z szafek.
Chase wziął się w garść i podszedł do okna. Chwilę walczył z klamką, która nie chciała się poruszyć, ale w końcu udało mu się je otworzyć. Kwiaty w doniczkach na parapecie, które posadziła Cameron były martwe, chociaż kilka nasion musiało spaść na ziemię i teraz jeszcze kwitły.
- Zaczniemy od sypialni? - zapytała Cameron. Nie słyszał jak przyszła.
- Ja... Jasne. - drgnął i odsunął się od okna. To było jedyne czego nie był w stanie nauczyć się od House'a, nie potrafił ukryć smutku i żalu w gniewie i sarkazmie. Przez moment chciał namówić ją by porzucili to miejsce, by mogli zacząć życie w jej mieszkaniu z żółtymi ścianami i zapachem świeżo zrobionego prania. Fakt, że w ogóle pomyślał o tym był przerażający, więc podążył za nią do sypialni.
- Czy mogę zmienić pościel? - zapytała Cameron, dotykając palcem pościeli. Otworzyła usta by jeszcze coś powiedzieć, ale zrezygnowała.
Chase kiwnął głową, nienawidził prawdy o tym pokoju, jego słabości.
- Nie zamierzasz tu sypiać, prawda. - powiedziała cicho a potem zaczęła zdejmować pościel. To nie było pytanie.
- Prawdopodobnie nie. - przyznał i odwrócił wzrok. Prawdą było to, że między nimi nie było dobrze. Nawet gdyby byli najlepszymi przyjaciółmi to i tak duchy przeszłości nie pozwolą im na spokój. W tym pokoju było tyle wspomnień, które ze sobą dzielili.
Chase nie był w stanie skupić się na jej odpowiedzi. Poszedł w kąt pokoju i chwycił kosz z praniem. Jego zawartość wysypał na podłogę. Przez lata robił pranie na odczepnego, brał pierwsze lepsze ubranie, na które nawet nie patrzył. Wśród tych rzeczy znalazł kilka takich, o których istnieniu zapomniał. Pomiędzy kolorowymi krawatami była szara marynarka, której nie nosił od dnia ślubu. Podkoszulek Cameron, para jej majtek.
Zatrzymał się, gdy zobaczył spodnie, które miał na sobie w dzień poprzedzający wypadek. Spał tutaj tej nocy w poczuciu masochizmu. Podniósł jeansy i wstrzymał oddech, gdy jego ślubna obrączka wypadła z kieszeni i potoczyła się po podłodze, zatrzymując się dokładnie obok stopy Cameron. Już zapomniał, że ją wydobył po tym jak Cameron wróciła do Princeton. Nosił obrączkę jak swoją osobistą bliznę, ciągłe przypomnienie poniesionej straty. Nie był w stanie tego wyjaśnić, to był akt swoistych tortur.
Cameron pochyliła się i podniosła ją a potem bez słowa podała mu obrączkę. Jej oczy mówiły mu, że wie co oznacza to nagłe znalezisko, że musiał tu ostatnio być. Zastanawiał się przez chwilę czy Cameron zdaje sobie sprawę co dla niego oznacza jej wsparcie we wszystkim, że przez to tęskni za nią i zastanawia się czy ona czuje to samo. Potem pomyślał o przyszłości, o dziecku, które dawało mu nadzieję, poczucie, że umrze zanim to dziecko się urodzi. Za dużo razy stawiał już na nadzieje i pozwolił sobie na wiarę w los i marzenia, chociaż widział jak to zniszczyło jego matkę.
- Chcesz żebym to wzięła? - zapytała Cameron, sięgając po kosz z praniem, jakby wiedziała, że musi przełamać tą ciszę, zanim przerodzi się w coś większego, co pochłonie ich oboje.
- Och. Tak. - Chase postawił kosz na łóżku, zamiast podać go bezpośrednio jej. Usiłował się jakoś pozbierać, starał się myśleć o teraźniejszości a nie przeszłości.
Kiedy Cameron wyszła z pokoju, Chase odwrócił się w stronę szafy, która odkryła pustą przestrzeń po jej stronie. Jedyną rzeczą jaka się tam znajdowała była jej suknia ślubna, wciśnięta głęboko w róg. Chase nie był pewien jak to się stało, że ta suknia nie została zabrana stąd i nawiedzała go jak jej duch. Chase odetchnął i zdjął suknię z wieszaka a następnie rzucił ją na materac. Szybko odwrócił się znowu w stronę szafy i złapał trochę swoich rzeczy, które rzucał na pustą przestrzeń łóżka. Czynność tą powtarzał kilka razy aż całkiem opróżnił szafę. Nie było tam zbyt wiele rzeczy, które były czyste i wisiały na wieszakach, ale pusta przestrzeń w szafie wyglądała dość żałośnie. Przez moment czuł lekką satysfakcję. Kiedy znów się odwrócił, Cameron stała w wejściu i go obserwowała.
- Zastanawiałam się co się z tym stało. - powiedziała bez przekonania wskazując na suknię. Nie było mowy o tym by nie wiedziała gdzie ją zostawiła. Jeśli naprawdę była zaskoczona to tylko dlatego, że wciąż ją trzymał.
- Zabierz ją. - odezwał się Chase. To co zrobił z szafą napełniło go złością, bezradnością na życie, które prowadził przez ostatnie trzy lata.
- Ok. - Cameron nie ruszyła się by zabrać suknię.
- I zdjęcia. - powiedział. Czuł napływającą do niego siłę i stanowczość. - Te co leżą na telewizorze. Nie chcę ich.
- Jesteś pewien? - zapytała Cameron, brzmiąc na zranioną i zaskoczoną.
- Chcę by te rzeczy zniknęły z mojego życia. - odpowiedział stanowczo. - Nie spędzę ostatnich miesięcy mojego życia gapiąc się na nie i litując się nad sobą.
- Myślę, że to dobrze. - Cameron odezwała się po chwili. Wydawało się, że zaraz się rozpłacze. - Nie wybieram się nigdzie, wiesz o tym. Masz teraz samochód. Moje mieszkanie jest oddalone o mniej niż dziesięć minut drogi. Zawsze możesz do mnie zadzwonić jeśli czegoś będziesz potrzebował. Albo jeśli... będziesz chciał.
- Niczego nie potrzebuję. - powiedział ostro i od razu tego pożałował.
Cameron drgnęła, ale nie zareagowała.
- Posprzątam kuchnię.
Była już prawie za drzwiami, gdy Chase ją zatrzymał.
- Czekaj. Jest coś...
- Co? - zapytała Cameron.
Chase zmusił się by kontynuować.
- Chciałbym wrócić do pracy. Przynajmniej... Dopóki mogę. Myślałem... Że może ty mi w tym pomożesz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:53, 03 Paź 2011    Temat postu:

Okej, padam na twarz po dzisiejszym dniu, ale zostawić tu posta po prostu muszę i kropka.
Po pierwsze, Chase, chłopaku - a może raczej mężczyzno... Niee, wolę go jako miłego, słodkiego chłopaczka. A ty? - zmieniasz się jak obraz w kalejdoskowpie... Tak, tak, zmienia się, walczy z nałogiem, ale nie mogłam nie wziąć tego pod bardziej optymistyczny aspekt. No dobrze, twój czyn był bardzo szlachetny i jestem z ciebie dumna, brawo.
Po drugie, Cameron, cieszę się, że od tym razem to ty i dziecko jesteście najważniejsi ( albo najważniejsze, choć bardziej wyobrażam sobie to dziecko jako chłopca ). Dzięki wam Robert zebrał się w sobie. Podwójne brawa.
Cytat:
- Jesteś... w ciąży. - powiedział Chase powoli, jakby wymawiał je po raz pierwszy. Napięcie wiszące w powietrzu było nie do zniesienia. - I... Czy to moje?
- Nie. - powiedziała Cameron z sarkazmem. - Powiedziałam ci tak żebyś poczuł się źle. W zasadzie to jest dziecko tego drugiego faceta, z którym ostatnio sypiałam.
- Przepraszam. - powiedział Chase cicho ku jej zaskoczeniu.

Nie ma to jak sarkazm, od razu lepiej na duszy. Niemniej ładnie ze strony Chase'a, że przeprosił. Powróciły mu maniery, ah!
Cytat:
- Zawsze chciałaś mieć dzieci. - powiedział Chase. Dziwnie się słuchało tego. Cameron nie mówiła o tym wielu osobom w swym życiu. Zawsze jakoś łatwiej jej było stawiać pracę na pierwszym planie, gdy jej życie było niestabilne.
- Zmierzasz do? - zapytała ostrzej niż zamierzała. Chase usiłował być spokojny, ale to sprawiało, że czuła się bardziej sfrustrowana i nie potrafiła zachować spokoju.
- Zanim planowaliśmy... - urwał, niezdolny do skończenia zdania. Jego ręce znowu zaczęły się trząść i położył je na swoich kolanach. - Ty... Nawet trzymałaś spermę zmarłego męża na wypadek... Czy chciałaś jej użyć?
- Nie. - Cameron odwróciła od niego wzrok i skupiła się na deszczu za oknem. - Zniszczyłam to po przeprowadzce do Chicago. Nie chciała... zrobić tego sama. Nie po... wszystkim.
Chase wstrzymał oddech. Ta rozmowa musiała go krzywdzić fizycznie. Widziała jak jego twarz pokrywa się potem.
- A teraz?
- Co, teraz? - zapytała.
- Czy chcesz to zrobić sama. - znowu złapał za koniec koca i przyciągnął go do siebie, zrzucając kilka papierów na podłogę. Z grymasem bólu przechylił się i pozbierał je.
- O co mnie pytasz? - każde słowo było dziwne. Zamiast rozmawiać zadawali sobie zagadki. Nic między nimi nie było już proste, nie było od lat tak naprawdę. Stopnie nigdy nie były aż tak wysokie dla niej.
- Chcesz mieć to dziecko? - Chase zwinął koc i przyciągnął do siebie. - Jeśli umrę to czy chcesz to zrobić sama.
- Nie umrzesz. - odpowiedziała. Wiedziała, że te słowa są głupie. Wmawiała sobie to wszystko, złość, otępienie, apatię. Nawet teraz, gdy miała powód by wyrzucić go ze swojego życia i ruszyć naprzód, wizja tego, że on umrze przerażała ją.
- Allison. - Chase odezwał się z rezygnacją w głosie. - Znasz moją historię. Będę uzależniony aż mnie to zabije. Co, jeśli wierzyć wynikom, nie jest tak odległe. Moje szanse są takie, że te kilka miesięcy życia mojego dziecka spędzę umierając w szpitalu. Albo... może nawet nie potrwa to tak długo.
Cameron odetchnęła i wstała z miejsca, czując nagle, że pokój jest zbyt wielki by prowadzić rozmowę siedząc tak daleko od niego. Było w tej rozmowie coś dziwnie intymnego, jakby widzieli siebie po raz pierwszy od wielu lat, usiłując się tłumaczyć z tego, że się tak oddalili od siebie. Cameron przesunęła papiery na stolik i usiadła obok niego na kanapie, podwinęła nogi pod siebie tak by mogła na niego patrzeć.
- Tak. - powiedziała. - Tak, chcę to zrobić. Urodzę to dziecko z tobą lub bez ciebie. Więc... Myślę, że odpowiedniejszym pytaniem byłoby co ty zamierzasz zrobić?
Chase puścił koc i wyciągnął rękę jakby chciał chwycić jej, ale zawahał się i położył ręce na kolanach.
- Ja... Ja nie wiem czy mogę dawać ci jakieś obietnice. Myślę, że byłbym idiota jakbym próbował. Część mnie myśli, że nie powinienem się angażować, że powinienem... Powinienem powiedzieć ci byś trzymała się ode mnie z daleka i zaczęła swoje życie od nowa. Ale... Przez całe życie chciałem mieć rodzinę. I nigdy nie chcę być moim ojcem.
- Więc... O czym mówisz? - zapytała Cameron, czując nagły strach przed oddychaniem, jakby powietrze miało coś między nimi zmienić.
- Mówię... W jakikolwiek sposób nie spojrzeć na to to nie mogę sobie pozwolić na coś takiego. - spojrzał na swoje ręce a potem znów podniósł wzrok. - I nie mogę... Nie wyobrażam sobie robić tego nie będąc chociaż twoim przyjacielem, nawet jeśli to wszystko co między nami będzie. Więc... jeśli chcesz... chciałbym spróbować.

A na moje usta wpłynął rozmarzony uśmiech. To było odważne, wiem, ilu rzeczy musiał się wyrzec, by spróbować.
Cytat:
Chase usiadł prosto i przesunął rękę tak by dotknąć jej palców. Ścisnął je delikatnie.
- Po prostu... Dziękuję. Przez te ostatnie tygodnie tyle zrobiłaś a ja nie byłem w stanie... Nie masz pojęcia co to znaczy. - pochylił się i pocałował ją w policzek a potem zwinął się w rogu kanapy.

Znowu uśmiecham się do monitora, dobrz, że moja rodzina to rozumie - i także jest wtajemniczona w to tłumaczenie, a co - i nie patrzy się na mnie jak na wariatkę. Jeszcze trochę takich scen oraz piosenki Celine i chyba mi łezka sie w oku zakręci.
Cytat:
Chase zmusił się by kontynuować.
- Chciałbym wrócić do pracy. Przynajmniej... Dopóki mogę. Myślałem... Że może ty mi w tym pomożesz

O, i co teraz. Osobiście, patrząc z punktu widzenia Cameron, chyba nie miałabym, zbyt dużego problemu, aby zdecydowac, najprawdopodobniej od razu przyjęłabym go do pracy. Lecz zostaje jeszcze Cuddy, która wydaje mi się, że się nie zgodzi. Ale czas pokarze... Najpewniej wtedy, keidy przyjdziesz z nowymi rozdziałami.

Kiedy tylko zobaczę nowe części, od razu zabieram się za ich czytanie i komentowanie, bo przeciez jest tyle nurtujących pytań. Czy Cuddy wyrazi zgodę na to, aby Chase wrócił do pracy? Co zadecyduje Cameron? Co dalej z ich, hm, związkiem? Na te i inne pytania, mam nadziję dostać odpowiedź już w następnych rozdziałach. Pora dnia chyli się ku nocy, więc dobranoc.

Piłeczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:27, 05 Paź 2011    Temat postu:

Cytat:
Oto kolejne dwa rozdziały. Miłej lektury



ROZDZIAŁ 28


Wciąż było ciemno gdy Cameron pojawiła się na schodach prowadzących do mieszkania Chase'a. Ciężkie powietrze sprawiało, że czuła się bardziej jakby to była późna noc a nie wczesny ranek. Minął prawie tydzień od czasu jej ostatniej wizyty tutaj. Kiedy odchodziła, zostawiła mieszkanie czyste i dziwnie puste, jakby cała przestrzeń była potrzebna do nowego startu w życiu. Wzięła głęboki oddech, przygryzła wargę i zapukała, zastanawiając się co zastanie, chociaż gdy rozmawiała z Chase'em poprzedniej nocy, wydawał się być w dobrym stanie.
Minęła dłuższa chwila zanim otworzył jej drzwi. Wciąż był zaspany i miał na sobie pidżamę a jego włosy pozostawały w nieładzie. Przez chwilę Cameron mogła myśleć tylko o tym jak to było budzić się przy nim, jak on bardzo nienawidził wstawania rano do pracy, jak narzekał na jej wczesne wstawanie i bieganie przed rozpoczęciem zmiany.
- Jeszcze się nie ubrałeś? - Cameron przeszła obok niego i zamknęła za sobą drzwi. Podała mu kubek kawy, który kupiła po drodze. Dziwnie się czuła po tygodniu niewidzenia się z nim. Chciała by czuł się komfortowo, więc zeszła mu z drogi a teraz zastanawiała się czy dobrze zrobiła, czy potraktował jej czyn jako uprzejmość czy nie. Chase zawsze odmawiał przyjęcia pomocy, odmawiał nawet przyznania się do posiadania swoich potrzeb.
- Już jest ósma? - Chase wziął od niej kubek, wydawał się być zdezorientowany.
- Prawie. - powiedziała Cameron i skrzyżowała ramiona, gdy jej ręce były już puste. - Jestem trochę wcześniej. Pomyślałam, że może byś chciał... porozmawiać najpierw? Cuddy oczekuje nas dopiero o dziewiątej.
- Czyli, że nie spóźniłem się. - Chase przeciągnął ręką po swoich włosach. Wyglądał dość dziwnie. - Przepraszam. Miałem... dziwne sny. Chyba zasnąłem na kanapie.
Na kanapie leżały poduszki i koce i Cameron zorientowała się, że sypia tu od dawna i z własnej woli. Szybkie spojrzenie na mieszkanie i nie dostrzegła nigdzie puszek po piwie ani butelek i chociaż raz nie wydawał się być na kacu. Zdecydowała się nie zadawać mu żadnych pytań. Spotkanie z Cuddy było szansą na jego powrót do pracy a jeśli miał zamiar coś wywinąć to nie miała zamiaru go powstrzymywać.
- Zamierzasz się ubrać? - zapytała, gdy Chase się nie ruszył. Spoglądał na kubek, który trzymał w dłoni, jakby miał wyczytać z niego ważne informacje. Wydawał się spięty, ale ręce mu się nie trzęsły.
Chase kiwnął głową a potem postawił kubek na szafce i poszedł do sypialni. Cameron z przyzwyczajenia poszła za nim. Zobaczyła, że materac wciąż jest bez pościeli, ale pokrywało go poskładane pranie. Jakiś postęp, mały, ale zawsze. Przysiadła na rogu łóżka i obserwowała jak wybiera spodnie i koszulę.
- Chcesz żebym ci coś wyprasowała? - zapytała. Kiedy byli razem on nigdy nie prasował swoich rzeczy. Chyba nawet nie był świadom istnienia czegoś takiego jak żelazko.
- Nie chcę byś mi matkowała. - powiedział i rzucił ubranie na łóżko obok niej. Odetchnął, najwyraźniej usiłował się uspokoić a potem otworzył szafę i wyciągnął pomarańczowy krawat.
- Załóż ten niebieski. - podpowiedziała mu, mając nadzieję, że go nie wkurzy. Ostatnio gdy spotkali się z Cuddy, był to dzień jego zwolnienia z pracy. Jeśli był poważny i chciał wrócić do pracy to wiedziała, że musi się naprawdę postarać by nie zrobić niczego głupiego. - Będziesz wyglądał bardziej profesjonalnie.
Chase bez słowa wymienił krawat a potem rozebrał się do bokserek, dając jej do zrozumienia, że nie obchodzi go to, że go obserwuje. Cameron zastanowiła się czy przypadkiem nie wyjść, ale to by było dość głupie, zważywszy, że przez ostatni miesiąc się nim zajmowała.
- Jesteś pewien, że tego chcesz? - zapytała.
Chase spojrzał na nią i przerwał w połowie zapinanie koszuli.
- Co, bo umieram, tak?
Cameron kiwnęła głową, nie mogła spojrzeć mu w oczy. To wciąż była prawda, nie potrafiła temu sprostać, nawet po tylu latach straty.
- Naprawdę chcesz spędzić ten czas w pracy? Nie boisz się... tego co mógłbyś stracić?
Chase wzruszył ramionami i zabrał się za zapinanie paska. Przełknął a gdy się znowu odezwał, jego głos był spokojny, ostrożny, jakby bał się, że ją przestraszy.
- Jestem przerażony, Allison. Cały czas. Jest tyle rzeczy w moim życiu przed którymi usiłowałem uciekać i nie mogłem. Zacząłem pić bo to mi pomagało przestać myśleć przez pewien czas. Wiem, że już nie mogę tego robić bo zniszczę swoją wątrobę szybciej. Co jest... może jedyną rzeczą, która jest gorsza od koszmarów, które już mam. Więc... Tak, jestem pewien. Jeśli mogę przestać myśleć to muszę mieć coś innego czym się zajmę. Praca była... jedynym miejscem, gdzie mogłem to robić.
Cameron kiwnęła głową w milczeniu, rozumiała go idealnie i czuła, że to łamie jej serce. Wstała z łóżka, nie potrafiła znaleźć słów. Chase był już opanowany a jego przygnębienie zostało ukryte. Jego krawat był zawiązany nierówno, był przekrzywiony na jedną stronę, co było jedyną wskazówką, która zdradzała, że nie jest spokojny. Cameron podeszła do niego i poprawiła mu krawat a on nie oponował.

W biurze Cuddy było bardzo zimno. Pachniało kawą i świeżym tuszem na papierze. Cameron usiłowała powstrzymać się od zerkania na Chase'a w ciągu tych kilku chwil przez rozpoczęciem spotkania. Przypominała sobie, że jeśli to ma się udać to będzie musiała udawać, że jej związek z Chase'em jest czysto profesjonalny. Nikomu nie powiedziała o swojej ciąży, bała się, że zaszkodzi to jej relacjom z kolegami z pracy. Wiedziała, że patrzą na nią jak na kogoś emocjonalnego. Teraz Chase potrzebował jej pomocy, którą mogła mu zapewnić poprzez profesjonalne podejście do sprawy a poza tym musiała mieć otwarty wydział. Prawo by go dalej prowadzić.
Cuddy odkaszlnęła i usiadła na biurku. To było jej pierwsze spotkanie tego poranka, najważniejszy priorytet. Cameron usiłowała zapomnieć o rozmowie z Cuddy, którą przeprowadziła w noc wypadku Chase'a. Rozmowa ta tkwiła jednak między nimi jak cierń.
- Doktorze Chase. - odezwała się w końcu Cuddy i spojrzała na papiery, które leżały na biurku. Cameron rozpoznała te papiery jako akta osobiste Chase'a. - Jesteś tu, gdyż poprosiłeś o to bym rozważyła twój powrót do pracy.
- Tak. - powiedział Chase krótko. Trzymał ręce na kolanach, jakby potrzebował czegoś by się przytrzymać. Tracił pewność siebie, Cameron zauważyła to już podczas jego kontaktów z pacjentami. Ale jednak teraz się postarał, był elegancki, szanował rozmówcę, jego nastawienie sprzed sześciu tygodni zupełnie się zmieniło.
- I prosisz o odzyskanie swojej posady w dziale diagnostyki. - kontynuowała Cuddy. Mówiła tylko te oczywiste rzeczy, powoli przechodziła do sedna sprawy i zadawała Chase'owi mnóstwo pytań. Cameron zastanawiała się czy Cuddy usiłuje go sprowokować, wywołać w nim gniew czy jakąś odpowiedź, która by usprawiedliwiła odrzucenie jego prośby. Odrzuciła ten pomysł, już zaczynała wpadać w paranoję, niesprawiedliwie oceniała Cuddy, jej postępowanie wobec Chase'a. Cuddy wykonywała tylko swoją pracę, chciała chronić szpital i pacjentów.
- Zgadza się. - powiedział Chase spokojnym głosem. Cameroj jednak widziała, że jego spokój jest pozorny.
- Sześć tygodni temu doktor Cameron zwolniła cię z wydziału po tym jak źle wykonałeś zabieg intubacji a później byłeś niedysponowany podczas spotkania ze mną. - powiedziała Cuddy i znów odkaszlnęła. - A to tylko namiastka tych słów, które mogłabym barwnie podać by opisać tamtą sytuację.
- Jestem gotowa by cofnąć tamtą decyzję. - przerwała Cameron, zanim Chase zdążył zareagować. Nienawidziła formalności tego spotkania, tego wrażenia, że to nic innego jak kłótnia rodzinna. Wiedziała, że nie może poprosić Cuddy by jej zaufała, że Chase się zmienił a to nie wydaje się fair wobec tego, że w przeszłości dawała House'owi tyle szans, mimo jego ciągłych porażek. - Chase jest świetnym lekarzem. Myślę, że można powiedzieć, że nauczył się więcej od House'a niż ktokolwiek inny. I ma pewną reputację. Czy zdajesz sobie sprawę ile mieliśmy spraw, w których pacjent prosił właśnie o niego? Jeśli Chase chce pracować w moim wydziale, chętnie go przyjmę. Tak prawdę mówiąc to będzie wielka strata dla szpitala jeśli mu odmówisz.
- Doktor Chase jest uzależniony. - powiedziała Cuddy, podnosząc rękę by ucichli, zanim którekolwiek się wtrąciło. - Wiem, że nie ma tego w aktach. Masz rację, nie mam oficjalnego dowodu. Wiem, że wymyślisz jakąś historyjkę, którą dopasujesz do medycznego przypadku. Ale czy myślisz, że przez tyle lat, które spędziłam z House'em nie potrafię zobaczyć co się dzieje?
- Jestem czysty od dwóch tygodni. - powiedział Chase spokojnie, nie usiłował nawet zaprzeczać tym oskarżeniom. To była walka o wszystko a on nie miał czasu na podchody. Nic nie zostało do stracenia.
- Więc nie zaprzeczasz. - powiedziała Cuddy. - Dwa tygodnie. To dobrze. Niestety, nie wystarczająco długo by mi udowodnić, że dasz radę pracować w szpitalu. Wiem jak łatwo jest się potknąć.
- To nie fair. - Cameron w końcu się wtrąciła. Miała dość już tego piekła, przez które przechodził Chase. Racjonalnie, statystycznie, wiedziała, że zmartwienia Cuddy są uzasadnione, biorąc pod uwagę, że Chase raz zawalił. Ale teraz ona doświadczała osobiście jego walki, nie mogła pozwolić na to by to się powtórzyło. Wszystko albo nic. - Obie wiemy na co pozwalałaś House'owi. Wiedziałaś, że Chase ma problem od dawna, zanim jeszcze się zjawiłam tutaj. Usiłujesz zwalić na niego całą winę za śmierć Donahue, ale tak naprawdę to on nie miał nic z tym wspólnego. Jeśli pomimo wszystkiego chcesz trzymać Chase'a z dala od szpitala to powiedz to. Inaczej przestań grać w gierki i pozwól nam wrócić do pracy.
- Masz rację, to nie jest fair. - powiedziała Cuddy, była teraz zła. - Pozwalałam House'owi na dużo. To był mój błąd. I to właśnie dlatego nie mogę pozwolić Chase'owi na powrót do pracy, mając tylko to, że od dwóch tygodni jest czysty. To nie wystarczy. Przykro mi, że to jest trudne dla was oboje, cieszę się, że usiłujesz poukładać swoje życie. Ale najpierw muszę przekładać bezpieczeństwo pacjentów. Moja odpowiedź brzmi nie. Nie dopóki nie pokażesz mi lepszego dowodu, że jesteś zdolny do pracy.
- Rozumiem. - powiedział Chase i wstał. Wszystko w nim zaczynało się poddawać. Ale nagle zatrzymał się, jakby wpadło mu do głowy jakieś rozwiązanie. Wziął oddech i odwrócił się. Kiedy się odezwał, brzmiał zupełnie inaczej, jego ton brzmiał tak jakby powierzał komuś jakiś sekret. - Doktor Cuddy, doceniam to co powiedziałaś. Masz rację. Dwa tygodnie to nie jest nawet wystarczająco długi okres bym sam siebie przekonał, że jestem w stanie wrócić do zdrowia. Tak naprawdę to nie mam dowodu, którego oczekujesz. Mogę nigdy go nie mieć. Wiem, że masz dostęp do moich akt, więc zapewne już wiesz o tym, że prawdopodobnie wkrótce umrę. A jedyne czego pragnę to wrócić do pracy na te kilka miesięcy, zobaczyć czy uda się rozwiązać kilka nowych spraw. Pomóc kilku nowym osobom. Tylko to mi zostało do zaoferowania.
Cuddy milczała przez dłuższy czas. Emocje w pokoju osiągnęły wysoki poziom. Na ścianie był zegar, którego Cameron nie zauważyła wcześniej i ledwie była świadoma, że czas płynie.
- Mam nadzieję, że oboje wiecie co robicie. - Cuddy powiedziała w końcu. - Lepiej już idźcie. Mam następne spotkanie za dziesięć minut a jak ostatnio słyszałam to Foreman ma sprawę, z którą możecie mu pomóc.


ROZDZIAŁ 29

Chase zużył całą swoją nowo zdobytą siłę woli by nie wybiec z biura Cuddy w chwili, gdy zostali z niego wyproszeni. Poza tym mogło się skończyć to gorzej, mógł stracić kontrolę nad przytłaczającym go gniewem i strachem. Nie był zaskoczony, że Cuddy wątpiła w jego zdolności do pracy czy jego szczerość, mając na uwadze jego uzależnienie. Wiele razy sparzyła się na zachowaniu House'a, więc teraz jej obawy były normalne. Jednak jej zwątpienie w niego uderzyło go bardzo mocno, w zasadzie to przez ostatnie trzy lata zapracował sobie na to. Czuł na sobie spojrzenie Cameron, czuł wagę tego spojrzenia, to zaufanie, które w nim pokładała poprzez zorganizowanie tego spotkania. Postawiła na niego całą swoją karierę medyczną, wiedział to, teraz tłumaczył sobie jej akt troską o przyszłość ich dziecka.
Poczuł nową odmianę uczuć w stosunku do Cameron. Z jednej strony był rozdarty między ryzykiem jakie podjął w imię ich nowo utworzonej przyjaźni a czymś w rodzaju opiekuńczości w stosunku do kobiety, która nosiła jego nienarodzone dziecko. Uświadomił sobie, że się boi. O nią i przez nią. Im większy postęp dostrzegał tym bardziej pamiętał jak się czuł, gdy widział ją opuszczającą ich mieszkanie, jak podpisywał papiery rozwodowe, przebudzenie pomiędzy ruinami ich małżeństwa. Przygryzł wargę tak mocno, że poczuł krew a potem zmusił się by wyjść z biura Cuddy powoli, skupiając się na odgłosie szpilek Cameron, gdy wyszli na korytarz.
- Chodź. - powiedziała gdy zamknęły się za nimi drzwi. Złapała go za nadgarstek.
Chase podskoczył zaskoczony i podążył za nią, czując się niezdolnym do mówienia.
- Co robisz? - zapytał w końcu, gdy wprowadziła go do kliniki a potem skierowała się do pokoju badań.
- Muszę się upewnić, ze dasz radę dziś pracować. - powiedziała Cameron zbyt głośno i niezbyt przekonująco.
Chase zamarł i wszedł do pokoju za nią, bez komentarza. Patrzył jak zamyka drzwi na klucz a potem odetchnął.
- O co chodzi?
- Ja... Chciałam dać ci chwilę. - Cameron skrzyżowała ramiona i spojrzała na swoje buty, jakby nie była zbyt pewna tego. - Po tym co powiedziała Cuddy.... Przykro mi, że musiałeś tego słuchać, miałam nadzieję, że będzie bardziej rozważna. Bóg wie co tam konszachtowała z House'em.
- House nigdy nie był odpowiedzialny. - powiedział Chase. Nienawidził tego, że Cameron przejrzała go na wskroś, zgadła jakie emocje nim targają, że chciał je ukryć przez te ostatnie kilka minut. To było kolejne potwierdzenie jego porażek, których był tak pewny. - Nie musisz mnie niańczyć. Nie powiem nic co cię wpędzi w kłopoty. Nie to, że mi wierzysz. - jego słowa brzmiały dziecinnie, wiedział to, ale usiłował się jakoś bronić.
- Nie chodzi tu o moje zaufanie! - krzyknęła Cameron, na próżno starała się nie unosić by ludzie z poczekalni jej nie usłyszeli. - Nie mogę zrobić czegoś miłego bez twoich oskarżeń o to, że w ciebie wątpię?
- Nie wiem. - Chase znowu przygryzł wargę, czekając aż nadejdzie ból, który zakryje to, że miała rację. Nie miała powodów by mu ufać po tym jak potoczyło się ostatnie spotkanie z Cuddy dwa miesiące temu, ale jednak wierzył w to co powiedziała. - Czy mogę kiedyś zrobić coś miłego byś nie mówiła, że nie potrzebujesz specjalnego traktowania bo jesteś w ciąży?
Przez chwilę Cameron wpatrywała się w niego, jakby motywy jego działania by jej pomagać nigdy nie dotarły do jej świadomości. Chase pomyślał, że powinien czuć się zraniony, ale zanim te emocje do niego przyszły, zrozumiał, że w stosunku do niej ma podobne oskarżenia.
Po chwili na jej ustach pojawił się uśmiech a Chase się roześmiał a Cameron dołączyła do niego. Podeszła bliżej i objęła go a on instynktownie też ją przytulił, wdychając zapach jej szamponu. To był pierwszy, prawdziwy kontakt, nie spowodowany przez ból czy panikę, który miał od kiedy odeszła. Przez moment pozwolił sobie na zignorowanie tego ostrzeżenia, które miał w głowie i po prostu cieszył się tym uczuciem.
- Hej. - szepnęła Cameron do jego ucha, jakby dopiero co sobie to uświadomiła. - Odzyskałeś pracę. Gratulacje.
Przez sekundę wszystko wydało się mało znaczące w porównaniu ze zwycięstwem, które razem osiągnęli. Chase odsunął się od niej z uśmiechem.
- Dzięki, Szefowo.

Zastali Foremana siedzącego przy stole konferencyjnym a Chase poczuł powracającą falę mdłości. Nie widział Foremana od czasu jego wizyty u Cameron, gdy jeszcze był w trakcie odwyku. Gorzej, pamiętał ostatnie trzy lata, pamiętał jak się upił na jego ślubie, ten czas na początku – zanim zaczął zażywać narkotyki – gdy Foreman przypominał mu by jadł, by wstawał rano z łóżka. Wtedy nic nie miało znaczenia a teraz był przerażony swoim dawnym zachowaniem. Jego dawni przyjaciele teraz źle go oceniali a on nie mógł ich nie winić.
- Masz jakąś sprawę? - zapytała Cameron gdy przekroczyli próg biura, jakby to była ich codzienna rutyna.
- Cuddy zgodziła się by wrócił do pracy? - odpowiedział pytaniem Foreman, jakby Chase'a tam nie było.
- Nie. - powiedział Chase, przybierając postawę obronną. - Pomyślałem, że przyjdę tu i zrujnuję twój dzień.
- Tak. - przerwała im Cameron. - Powiesz co to za sprawa?
- A to nie ma nic wspólnego z tym, że mieszkacie razem? - zapytał Foreman ignorując ją. - Ponieważ mam dość prania waszych brudów w pracy.
- Jestem tutaj. - mruknął Chase i zaczął zmieniać marynarkę na fartuch by cokolwiek zrobić. Nie pamiętał już kiedy ostatni raz go nosił.
- Nie mieszkamy razem. - Cameron podeszła do ekspresu do kawy i nalała sobie płynu do kubka. - Mamy sprawę czy nie? Bo w tym momencie to ty zaczynasz wkraczać w osobiste rejony.
- Dobra. - Foreman westchnął. Patrzył na Chase'a, który usiadł na drugim końcu stołu. - Neurologia poprosiła o konsultację. Pomyślałem, że możemy wziąć od nich ten przypadek.
Cameron podeszła do tablicy i wzięła markera. Ostrożnie napiła się kawy, zanim odstawiła ją na stół.
- Mów.
- Pacjentką jest kobieta, lat czterdzieści sześć. - przeczytał Foreman, nawet nie próbował używać jej imienia. Chase zastanowił się o co może chodzić, ale potem skupił uwagę na samym sobie. - Przyjęta na neurologię z częściowym paraliżem rąk i stóp. Dwa lata temu pacjentka odczuwała dziwne mrowienie w palcach, które potem przeniosły się na jej stopy. Mrowienie spowodowało opuchliznę a teraz pacjentka nie ma w nich czucia. Została skierowana na neurologię przez jej lekarza, gdy zaczęła się uskarżać na to, iż nie może utrzymać długopisu oraz ma trudności z poruszaniem się przez opuchliznę stóp.
- Obwodowa neuropatia cukrzycowa? - zasugerował Chase, gdy Foreman zrobił pauzę. Cameron wciąż zapisywała objawy na tablicy a on nagle poczuł potrzebę by się wykazać. Oczekiwał, że szybko wpadnie w wir pracy, ale jednak jakoś niezbyt pamiętał jak to było.
Foreman spojrzał na niego.
- Nie sądzisz, że jej lekarz prowadzący wykluczył to zanim ją skierował do nas?
- Sorry. - prychnął Chase, znowu wpadając w obronny ton. Foreman miał rację, to była oczywista odpowiedź. Zbyt oczywista by się dostała ich wydziałowi. - Ostatni raz jak sprawdzałem to zaczynaliśmy od wyeliminowania najprostszych odpowiedzi.
- A kiedy był ten ostatni raz? - zapytał Forema. - Bo jestem dość pewny, że nie byłeś trzeźwy w pracy od co najmniej dwóch lat. I nawet nie jestem pewien czy teraz jesteś.
- Wystarczy! - przerwała im Cameron. - Czy możemy zachowywać się jak dorośli? Dla dobra pacjenta?
Chase odwrócił wzrok, nie był w stanie spojrzeć jej w oczy. Nienawidził tego, że potrzebuje wsparcia, nienawidził tego, że podważał jej autorytet poprzez ich domniemany związek. Wiedział w końcu jak wiele znaczy to, że traktuje go w ten właśnie sposób po tym wszystkim. To było najważniejsze od wszystkiego. Chase pamiętał jak zastępowała Cuddy, czuł się nagle jakby to było wieki temu. Pamiętał swój szok, gdy zobaczył jak ta nowa rola do niej pasuje, jak bardzo dorosła podczas tych dwóch lat na ostrym dyżurze. Myślał wtedy, że jej pewność siebie jest naprawdę ponętna i jeśli miałby być ze sobą szczery, to wciąż tak uważał. Był to kolejny powód do tego by trzymał dystans między sobą a resztą świata, jak jakąś tarczę.
- Skończyłeś? - Cameron zapytała Foremana po dłuższej chwili.
- Nie. - powiedział Foreman i powrócił do czytania. - Kiedy pacjentka miała dwadzieścia lat została przyjęta na ostry dyżur z bólem brzucha i gorączką powyżej 39 stopni. Miała usunięty wyrostek, ale badanie reszty organów nic nie wykazało. Po operacji ból się nasilił a po kilku tygodniach ustał samoczynnie. Po tym miała kilka przypadków bólu brzucha i gorączki. Miała więcej niż dziesięć operacji, wliczając usunięcie obu jajników oraz części jelita. Była leczona na astmę.
- Więc to wyklucza wyrostek, torbiel i guzy. - powiedziała Cameron. - Co mówi patologia na temat usuniętego jelita?
Foreman pokręcił głową.
- Nie ma tego raportu. Była przenoszona tyle razy, że zaliczyła już pięć szpitali. Możemy spróbować znaleźć ten raport, ale to zajmie nam prawdopodobnie kilka dni.
- Stwardnienie rozsiane? - zapytał Chase, zmuszając się do podjęcia dyskusji. - Wlicza się w to neurologiczne symptomy i możliwe, ze ból brzucha.
Cameron odłożyła marker i usiadła przy stole co momentalnie przykuło uwagę Chase'a. Dotarło do niego, że minęło więcej niż trzy lata od kiedy siedzieli wokół tego stołu i nic między nimi nie było. Te pierwsze tygodnie po śmierci House'a spędził głównie na podważaniu metod Cameron, usiłował zgromadzić jak najwięcej materiałów, które by mógł wykorzystać przeciwko niej. Teraz musiał przyznać, że się cieszy, że to ona jest szefową wydziału. Nawet podczas jej nieobecności dorastała, pogłębiała empatię, która zawsze robiła z niej świetną, współczującą lekarkę, która teraz była świetnym szefem.
- Toczeń. - zasugerowała i zrobiła pauzę, jakby czekała aż House ją wyśmieje.
- Lekarz prowadzący zbadał oba. - powiedział Foreman zerkając w kartę.
- Lekarz prowadzący to lekarz prowadzący. - postawił się Chase, czując nagły przypływ pewności siebie. - Powinniśmy zrobić testy.
- A może rak? - Cameron przygryzła wargę.
- Symptomy to wykluczają. - powiedział Foreman. - Wiemy, że nie może być to rak jajników.
- Rak piersi lub płuc. - Chase położył ręce na stole, czuł, że nie robią żadnego postępu. Diagnozy różnicowe wciąż przypominały wspinaczkę.
Cameron westchnęła i wstała.
- Najpierw zaczniemy od uporządkowania historii medycznej. Miała zbyt wiele zabiegów i badań i wielu różnych lekarzy, więc nie wiemy czy czegoś nie brakuje przez taki brak koordynacji. Zaczniemy od pełnego badania krwi. Foreman, rezonans głowy i prześwietlenie klatki. Chase endoskopia i kolonoskopia.
Chase zamarł zszokowany, że pozwala mu na przeprowadzanie badań, zwłaszcza po zawalonej intubacji.
- Serio?
Cameron była już przy drzwiach i odwróciła się w jego stronę.
- Tak. Jesteś gotowy by tu być czy nie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:26, 09 Paź 2011    Temat postu:

Trochę mi to czasu zajeło, żeby to skomentować... Lecz teraz juz powracam. Otulona dźwiekami dobiegającymi z głośników, przeczytałam dwa owe rozdziały, i znów się nie zawiodłam. Znów pojawił się spokój, którym mam nadzieję pozostanie już widoczny, choć lubię niespodzianki. Ale tylko te dobre.
Gratulacje, Chase, odzyskałeś pracę. I to w doatku posługując się szczerą prawdą, która mnie osobiście wzruszyła. Cieszy mnie również to, że ponownie pojawił się tam wątek medyczny.
Cytat:
Minęła dłuższa chwila zanim otworzył jej drzwi. Wciąż był zaspany i miał na sobie pidżamę a jego włosy pozostawały w nieładzie.

Może to dziwnie zabrzmieć, ale mam wybujałą wyobraźnie.
Cytat:
- Jesteś pewien, że tego chcesz? - zapytała.
Chase spojrzał na nią i przerwał w połowie zapinanie koszuli.
- Co, bo umieram, tak?
Cameron kiwnęła głową, nie mogła spojrzeć mu w oczy. To wciąż była prawda, nie potrafiła temu sprostać, nawet po tylu latach straty.
- Naprawdę chcesz spędzić ten czas w pracy? Nie boisz się... tego co mógłbyś stracić?
Chase wzruszył ramionami i zabrał się za zapinanie paska. Przełknął a gdy się znowu odezwał, jego głos był spokojny, ostrożny, jakby bał się, że ją przestraszy.
- Jestem przerażony, Allison. Cały czas. Jest tyle rzeczy w moim życiu przed którymi usiłowałem uciekać i nie mogłem. Zacząłem pić bo to mi pomagało przestać myśleć przez pewien czas. Wiem, że już nie mogę tego robić bo zniszczę swoją wątrobę szybciej. Co jest... może jedyną rzeczą, która jest gorsza od koszmarów, które już mam. Więc... Tak, jestem pewien. Jeśli mogę przestać myśleć to muszę mieć coś innego czym się zajmę. Praca była... jedynym miejscem, gdzie mogłem to robić.
Cameron kiwnęła głową w milczeniu, rozumiała go idealnie i czuła, że to łamie jej serce. Wstała z łóżka, nie potrafiła znaleźć słów. Chase był już opanowany a jego przygnębienie zostało ukryte. Jego krawat był zawiązany nierówno, był przekrzywiony na jedną stronę, co było jedyną wskazówką, która zdradzała, że nie jest spokojny. Cameron podeszła do niego i poprawiła mu krawat a on nie oponował.

I to jest właśnie luka mojego przeczucia. Wszystko idzie swoim powolnym torem, ale Robert wciąż umiera, co zaburza moją wizję. Jego słowa tylko to podkreśliły. Strasznie jest pewnie żyć z wyrokiem... Brr, wole nawet o tym nie myśleć.
Cytat:
- Doktor Chase jest uzależniony. - powiedziała Cuddy, podnosząc rękę by ucichli, zanim którekolwiek się wtrąciło. - Wiem, że nie ma tego w aktach. Masz rację, nie mam oficjalnego dowodu. Wiem, że wymyślisz jakąś historyjkę, którą dopasujesz do medycznego przypadku. Ale czy myślisz, że przez tyle lat, które spędziłam z House'em nie potrafię zobaczyć co się dzieje?
- Jestem czysty od dwóch tygodni. - powiedział Chase spokojnie, nie usiłował nawet zaprzeczać tym oskarżeniom. To była walka o wszystko a on nie miał czasu na podchody. Nic nie zostało do stracenia.
- Więc nie zaprzeczasz. - powiedziała Cuddy. - Dwa tygodnie. To dobrze. Niestety, nie wystarczająco długo by mi udowodnić, że dasz radę pracować w szpitalu. Wiem jak łatwo jest się potknąć.
- To nie fair. - Cameron w końcu się wtrąciła. Miała dość już tego piekła, przez które przechodził Chase. Racjonalnie, statystycznie, wiedziała, że zmartwienia Cuddy są uzasadnione, biorąc pod uwagę, że Chase raz zawalił. Ale teraz ona doświadczała osobiście jego walki, nie mogła pozwolić na to by to się powtórzyło. Wszystko albo nic. - Obie wiemy na co pozwalałaś House'owi. Wiedziałaś, że Chase ma problem od dawna, zanim jeszcze się zjawiłam tutaj. Usiłujesz zwalić na niego całą winę za śmierć Donahue, ale tak naprawdę to on nie miał nic z tym wspólnego. Jeśli pomimo wszystkiego chcesz trzymać Chase'a z dala od szpitala to powiedz to. Inaczej przestań grać w gierki i pozwól nam wrócić do pracy.
- Masz rację, to nie jest fair. - powiedziała Cuddy, była teraz zła. - Pozwalałam House'owi na dużo. To był mój błąd. I to właśnie dlatego nie mogę pozwolić Chase'owi na powrót do pracy, mając tylko to, że od dwóch tygodni jest czysty. To nie wystarczy. Przykro mi, że to jest trudne dla was oboje, cieszę się, że usiłujesz poukładać swoje życie. Ale najpierw muszę przekładać bezpieczeństwo pacjentów. Moja odpowiedź brzmi nie. Nie dopóki nie pokażesz mi lepszego dowodu, że jesteś zdolny do pracy.
- Rozumiem. - powiedział Chase i wstał. Wszystko w nim zaczynało się poddawać. Ale nagle zatrzymał się, jakby wpadło mu do głowy jakieś rozwiązanie. Wziął oddech i odwrócił się. Kiedy się odezwał, brzmiał zupełnie inaczej, jego ton brzmiał tak jakby powierzał komuś jakiś sekret. - Doktor Cuddy, doceniam to co powiedziałaś. Masz rację. Dwa tygodnie to nie jest nawet wystarczająco długi okres bym sam siebie przekonał, że jestem w stanie wrócić do zdrowia. Tak naprawdę to nie mam dowodu, którego oczekujesz. Mogę nigdy go nie mieć. Wiem, że masz dostęp do moich akt, więc zapewne już wiesz o tym, że prawdopodobnie wkrótce umrę. A jedyne czego pragnę to wrócić do pracy na te kilka miesięcy, zobaczyć czy uda się rozwiązać kilka nowych spraw. Pomóc kilku nowym osobom. Tylko to mi zostało do zaoferowania.
Cuddy milczała przez dłuższy czas. Emocje w pokoju osiągnęły wysoki poziom. Na ścianie był zegar, którego Cameron nie zauważyła wcześniej i ledwie była świadoma, że czas płynie.
- Mam nadzieję, że oboje wiecie co robicie. - Cuddy powiedziała w końcu. - Lepiej już idźcie. Mam następne spotkanie za dziesięć minut a jak ostatnio słyszałam to Foreman ma sprawę, z którą możecie mu pomóc.

Powaliło mnie to. Taka dobitna prawda. Ciarki powróciły, kolejny raz, brr. Dobrze, że Cuddy się zgodziła. To najlepsze co mogła w tej chwili zrobić.
Cytat:
- O co chodzi?
- Ja... Chciałam dać ci chwilę. - Cameron skrzyżowała ramiona i spojrzała na swoje buty, jakby nie była zbyt pewna tego. - Po tym co powiedziała Cuddy.... Przykro mi, że musiałeś tego słuchać, miałam nadzieję, że będzie bardziej rozważna. Bóg wie co tam konszachtowała z House'em.
- House nigdy nie był odpowiedzialny. - powiedział Chase. Nienawidził tego, że Cameron przejrzała go na wskroś, zgadła jakie emocje nim targają, że chciał je ukryć przez te ostatnie kilka minut. To było kolejne potwierdzenie jego porażek, których był tak pewny. - Nie musisz mnie niańczyć. Nie powiem nic co cię wpędzi w kłopoty. Nie to, że mi wierzysz. - jego słowa brzmiały dziecinnie, wiedział to, ale usiłował się jakoś bronić.
- Nie chodzi tu o moje zaufanie! - krzyknęła Cameron, na próżno starała się nie unosić by ludzie z poczekalni jej nie usłyszeli. - Nie mogę zrobić czegoś miłego bez twoich oskarżeń o to, że w ciebie wątpię?
- Nie wiem. - Chase znowu przygryzł wargę, czekając aż nadejdzie ból, który zakryje to, że miała rację. Nie miała powodów by mu ufać po tym jak potoczyło się ostatnie spotkanie z Cuddy dwa miesiące temu, ale jednak wierzył w to co powiedziała. - Czy mogę kiedyś zrobić coś miłego byś nie mówiła, że nie potrzebujesz specjalnego traktowania bo jesteś w ciąży?
Przez chwilę Cameron wpatrywała się w niego, jakby motywy jego działania by jej pomagać nigdy nie dotarły do jej świadomości. Chase pomyślał, że powinien czuć się zraniony, ale zanim te emocje do niego przyszły, zrozumiał, że w stosunku do niej ma podobne oskarżenia.
Po chwili na jej ustach pojawił się uśmiech a Chase się roześmiał a Cameron dołączyła do niego. Podeszła bliżej i objęła go a on instynktownie też ją przytulił, wdychając zapach jej szamponu. To był pierwszy, prawdziwy kontakt, nie spowodowany przez ból czy panikę, który miał od kiedy odeszła. Przez moment pozwolił sobie na zignorowanie tego ostrzeżenia, które miał w głowie i po prostu cieszył się tym uczuciem.
- Hej. - szepnęła Cameron do jego ucha, jakby dopiero co sobie to uświadomiła. - Odzyskałeś pracę. Gratulacje.
Przez sekundę wszystko wydało się mało znaczące w porównaniu ze zwycięstwem, które razem osiągnęli. Chase odsunął się od niej z uśmiechem.
- Dzięki, Szefowo.

Zauroczyłaś mnie, no, i autorka. Po prostu słodko.
Cytat:
Cameron westchnęła i wstała.
- Najpierw zaczniemy od uporządkowania historii medycznej. Miała zbyt wiele zabiegów i badań i wielu różnych lekarzy, więc nie wiemy czy czegoś nie brakuje przez taki brak koordynacji. Zaczniemy od pełnego badania krwi. Foreman, rezonans głowy i prześwietlenie klatki. Chase endoskopia i kolonoskopia.
Chase zamarł zszokowany, że pozwala mu na przeprowadzanie badań, zwłaszcza po zawalonej intubacji.
- Serio?
Cameron była już przy drzwiach i odwróciła się w jego stronę.
- Tak. Jesteś gotowy by tu być czy nie?

Chase, pokaż na co cie stać! Trzymam kciuki.

Czekam.

Piłeczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:25, 10 Paź 2011    Temat postu:

Cytat:
Świeżo przetłumaczone kolejne dwa rozdziały Miłej lektury




ROZDZIAŁ 30

Zegarek wskazywał chwilę po drugiej, gdy Cameron się przebudziła. Przez chwilę nie była pewna co ją obudziło, ale serce jej waliło, czuła przypływ adrenaliny i mrowienie na karku. Przez sekundę przyszło jej na myśl, że to wezwanie do szpitala, ale jej telefon leżał na szafce i milczał. Potem rozległo się pukanie do drzwi, szybkie i mocne. Zapaliła światło i usiadła. Nie włożyła szlafroka, tylko ruszyła do drzwi by je otworzyć.
Chase stał na progu, wciąż w pidżamie. Wyglądał okropnie, zarumieniony i ciężko oddychał. W jego oczach była jakaś dzikość, która odrobinę ją przestraszyła.
- Przepraszam. - powiedział szybko a Cameron zauważyła, że ledwo łapie oddech. - Wiem, że jest późno. Wiem, że mamy rano pracę.
- Co się stało? - zapytała Cameron ignorując go. Jego panika wydawała się zaraźliwa, sama ledwo łapała oddech.
- Nic. - odpowiedział zbyt szybko. Przesunął rękę po swoich włosach, co sprawiło, że sterczały w różnych kierunkach. - Miałem... po prostu naprawdę zły sen. Nie mogłem się uspokoić i pomyślałem... Naprawdę chciałem się napić. Nie mogłem przestać o tym myśleć. I nie mogłem... znów tego zrobić. - odwrócił wzrok i skupił się na numerze na jej drzwiach, był zawstydzony.
- Więc przyszedłeś tutaj? - Cameron poczuła ulgę, że tym razem postanowił świadomie jej zaufać w tej sytuacji. Nie czekała na jego odpowiedź, podeszła bliżej i przytuliła go.
Chase zesztywniał przez chwilę. W końcu jednak poddał się i rozluźnił a ona prawie straciła równowagę. Przesunął ręce po jej plecach i oparł bronę o jej ramię a Cameron dopadła nostalgia. Chase był zawsze czuły, był taki zanim chciała by taki się stał. Tęskniła za nim. Dziwnie się czuła mając go tak blisko a jednocześnie tak daleko. Chase odwrócił twarz w stronę jej szyi, trzymał jej podkoszulek. Przez długi czas, Cameron przytulała go w ciszy, słuchała jak jego oddech zwalnia.
- Zostań na noc. - wyszeptała do jego ucha.
- Nie mogę tego zrobić. - powiedział. Jego oddech łaskotał ją w szyję. Jednak nie odsunął się od niej.
- Jest środek nocy. - przesunęła rękę po jego plecach, czuła jak mięśnie mu sztywnieją. Pachniał pastą do zębów i wodą po goleniu, zapachy, które były jej tak dobrze znane. - Przyszedłeś tu by prosić o moją pomoc. Pozwól mi sobie pomóc.
- Ale... Jesteś w ciąży. - Chase w końcu się od niej odsunął, jakby właśnie dotarło do niego to, że faktycznie tu przyszedł. - Mamy jutro pracę. Powinnaś się przespać. Nic mi nie będzie. Przywykłem do nie spania.
- Hej. - Cameron złapała go za rękę. - Pamiętasz o czym rozmawialiśmy wcześniej? Oboje możemy spać w moim mieszkaniu. Przecież już tu spałeś.
Chase przygryzł wargę.
- Wtedy było inaczej.
- Dlaczego? - zapytała Cameron i skrzyżowała ręce. Letnia noc wydawała się dziwnie chłodna. - Bo wcześniej byłeś chory?
- Tak. - powiedział ku jej zaskoczeniu. - Teraz... nie ma takiej potrzeby.
- Zgodziliśmy się na bycie przyjaciółmi. - Cameron zrozumiała jego wahanie. Ta decyzja była osobista a nie z potrzeb medycznych. - Chodź, położysz się. Wyglądasz jakbyś miał zaraz zemdleć.
Po chwili wahania Chase kiwnął głową a Cameron wpuściła go do środka. Stawiał niepewne kroki, więc zamknęła szybko drzwi i złapała go by dać mu wsparcie. Chase zerknął na nią, ale ku jej zaskoczeniu nie protestował, pozwolił jej zaprowadzić się do sypialni. Wyglądał na zdezorientowanego, jakby zagubił się w świecie koszmarów.
Chase opadł ciężko na łóżko, stęknął lekko i rozciągnął się na całej długości a jego ramiona wciąż się trzęsły. Cameron zaczęła zastanawiać się co mu się przyśniło, że jest w takim stanie. Wiedziała, że wciąż go dręczą koszmary, ale jego obecny stan był porównywalny do tego, przez który przechodził podczas odwyku. Bez słów podeszła do swojej strony łóżka i położyła się a potem zgasiła światło i wstrzymała oddech. Kiedy Chase nie wykonał żadnego ruchu by ją odepchnąć, sięgnęła ręką do jego ramienia i ścisnęła je lekko. Zesztywniał a jej przypomniała się noc po śmierci Dibali, gdy obudziła się o świcie a on był jakiś nieobecny i patrzył się w ścianę za nią. To wspomnienie napełniło ją świeżą falą żalu. Gdyby wtedy udało jej się jakoś do niego dotrzeć to w tym momencie byliby w zupełnie innym położeniu. Pomyślała, że teraz on umiera i przynajmniej częściowo jest to jej wina.
- Byłem w szpitalu. - powiedział cicho i uniósł się na poduszce by spojrzeć na nią w ciemności. - W moim śnie. Oni... robili przeszczep. Ale ja byłem świadomy tego.
- Przeszczep wątroby? - Cameron zapytała ostrożnie. Odszukała jego dłoń pod kocem i złącyła ich palce. Jego skóra była zimniejsza niż jej.
- Tak. - Chase przygryzł wargę i odetchnął. - Wyjęli moją a potem... była tylko ciemna plama. I oni chcieli włożyć nową, ale...
- Ale? - Cameron głaskała delikatnie jego dłoń kciukiem. Było w tej chwili coś innego, jakby pewne sprawy nabierały kształtów i zmieniały się w ciemnościach. Przez trzy miesiące usiłowała odbudować chociaż część jego zaufania, on zgodził się na przyjaźń, ale teraz, tej nocy czuła coś więcej niż małą nić porozumienia między nimi.
- Byłaś tam. - powiedział ledwo słyszalnie. - Na górze, obserwowałaś. Powiedziałaś, że ja nie... Że ktoś inny powinien mieć tą wątrobę. Ktoś, kto nie zasłużył na śmierć. Więc zszyli mnie bez wątroby i odeszli. Na ścianie był zegar, w mojej sali. Odliczał sekundy do mojej śmierci. Obudziłem się zanim... - urwał i spojrzał w sufit.
- Wiesz, że ja tak nie myślę, prawda? - zapytała go Cameron, przerażona tym, że nawet jego podświadomość w to wątpiła. Jego panika nabierała teraz sensu. Strach, z którym walczył od tygodni w końcu się uwolnił w jego snach. - Jeśli bym mogła znaleźć sposób na przeszczep...
- Wiem. - przerwał jej Chase zbyt szybko. - Ale... to prawda. Nie zasługuję na to. Nawet gdyby był sposób to bym tego nie zaakceptował. Boże, chciałaś oddać mi część swojej wątroby a ja... Tak jest najlepiej. Że tego nie zrobiłaś.
Na zewnątrz była pełnia, srebrne światło wpadało do pokoju przez żaluzje. Znowu odwrócił głowę w jej kierunku a jego oczy były wypełnione smutkiem. Przez jedną, krótką chwilę, to mogło być inne łóżko, inny czas a Cameron wstrzymała oddech, gdy napotkała jego spojrzenie, jakby znów byli małżeństwem.
- Tęskniłem za tobą. - Chase wyszeptał i pogłaskał ją po policzku, prawie nieświadomy tego co robił. - Po tym jak odeszłaś... Każdy mi powtarzał, że powinienem poszukać pomocy. Porozmawiać z kimś. - drgnął. - Ty byłaś jedyną osobą, z którą chciałem porozmawiać.
- Możesz porozmawiać ze mną teraz. - zaoferowała Cameron, przełykając świadomość straty. Minęły trzy miesiące a ona wciąż odkrywała coś na nowo, jego życie, które bardzo odbiegało od tego, które sobie wyobrażała, że prowadzi. Zastanawiała się jak bardzo naginała rzeczywistość, kłamała sobie by uzasadnić swoje działania. - Wiesz o tym, prawda? Wiem, że mi nie ufasz, ale...
- Co zrobiłaś po tym jak odeszłaś? - przerwał jej ku jej zaskoczeniu. - Pojechałaś prosto do domu? Do domu twoich rodziców? - nie okazywał jej żadnego zainteresowania tym tematem oprócz krytykowania jej decyzji o odejściu. Zastanawiała się czy on tak samo jak i ona stworzył sobie wizję jej życia bez niego.
- Tak. - Cameron przygryzła wargę i usiłowała zachować spokój. Wyobrażała sobie tą rozmowę tyle razy, że teraz czuła się jakby śniła. - Najpierw spędziłam większą część nocy na lotnisku. Jak tylko dotarłam do Chicago to pojechałam do rodziców. Powiedziałam im, że... nam nie wyszło.
- A co oni na to? - zapytał i poprawił poduszki by usiąść wygodnie. Było w nim coś delikatnego. Jego słowa płynęły z czystej ciekawości a nie z chęci rzucania oskarżeń.
Cameron wzruszyła ramionami i zawahała się przez moment czy odpowiedzieć mu szczerze. Jeśli istniała nadzieja, że uda im się odbudować zaufanie to oboje powinni stawić czoła prawdzie, bez względu na to jak bolesna była.
- Oni... nie byli zbyt zaskoczeni. Powiedzieli, że pobraliśmy się zbyt szybko. Pospieszyliśmy pewne rzeczy.
- A tak było? - wyszeptał Chase.
- Nie! - Cameron usiadła, nie była w stanie znieść tego, że on wierzył w to, że ich małżeństwo było pomyłką. - To co mieliśmy było... To było więcej niż marzyłam. To było... Życie się tak potoczyło. Oboje popełniliśmy błędy.
Chase kiwnął głową.
- Po prostu... To było tak dawno. Jakby nie było prawdziwe. Jak... Może nigdy nie byliśmy szczęśliwi.
- Byliśmy szczęśliwi. - Cameron usiłowała powstrzymać łzy i opadła na poduszki. - Nie bolałoby to tak mocno gdybyśmy nie byli szczęśliwi.
Chase nie odpowiedział, wpatrywał się w mrok.
- Miałam nadzieję, że po mnie przyjedziesz. - przyznała Cameron i znowu chwyciła go za rękę. - Albo chociaż zadzwonisz. Napiszesz. Cokolwiek. Ale nie zrobiłeś tego.
- Odeszłaś. - powiedział po prostu. Nie zabrał ręki. - Pomyślałem, że wiadomość jest wystarczająco jasna.
- Zawsze tak bardzo walczyłeś o nasz związek. - Cameron zaczęła zwijać prześcieradło swoją wolną ręką. - Nie wiedziałam co myśleć, gdy przestałeś.
- Nie mogłem. - powiedział cicho. - Nie mogę. Przepraszam. Po prostu... To za dużo.
- Wiem. - Cameron uśmiechnęła się ze smutkiem, pamiętała to uczucie sprzed sześciu lat, gdy wszystko wciąż było nowe i bała się podjąć ryzyko. Jego słowa wtedy wciąż do niej docierały. - Jeśli zmienisz zdanie. - wyszeptała, nagle absolutnie pewna. - Jestem wolna.
Chase wstrzymał oddech, też to pamiętał. Nie odpowiedział od razu a Cameron praktycznie widziała jak znowu usiłuje się zdystansować by te słowa nie dotarły całkiem do jego świadomości.
- Jak się czujesz? - zapytał zmieniając temat. - Nic mi nie mówisz. Poza tym, że nie potrzebujesz specjalnego traktowania bo jesteś w ciąży. - uśmiechnął się lekko i niepewnie.
- Zadziwiająco dobrze. - odpowiedziała. - Głównie jestem zmęczona. Czasem z rana mam zawroty głowy.
- Mdłości? - zapytał Chase i odwrócił się na bok by na nią spojrzeć.
Cameron pokręciła głową.
- Nie bardzo. Mam nadzieję, że tak już zostanie.
- Wciąż ciężko w to uwierzyć. Jak... Muszę sobie powtarzać, ze to prawda. - powoli sięgnął w jej stronę i położył dłoń na jej brzuchu, jakby miał nadzieję poczuć jak dziecko rośnie. Cameron wstrzymała oddech, zakryła jego rękę swoją i trzymała ją tam, czując jak jej skórę pokrywa gęsia skórka. Chase przymknął oczy i po raz pierwszy od miesięcy wyglądał na spokojnego.
- Idź spać. - powiedziała cicho, nie puszczając jego ręki. - Mamy jutro przypadek do rozwiązania.



ROZDZIAŁ 31

Do czasu aż Chase zaczął pracować, cały świat znowu zaczął wyglądać surrealistycznie, zakryty wyczerpaniem. Większość nocy spędził leżąc i obserwując jak Cameron śpi. Przed świtem wymknął się i wrócił do domu by się przebrać do pracy. Przez lata usiłował zapomnieć o tym jak to jest budzić się przy niej, jak jej mokre włosy się skręcały wokół jej ramion. W dzień te obrazki były żywe w jego pamięci, przypominały mu o tym jak bardzo za nią tęskni. Z nikim nie dzielił takiej intymności jak z nią i teraz ciężko się było przyzwyczaić do tego dystansu między nimi.
Te wspomnienia były w jego umyśle, w większości jego koszmarów sennych, w panice, którą usiłował uciszyć. Za każdym razem gdy pozwalał umysłowi się uspokoić, znajdował się znowu na sali operacyjnej, wpatrywał się w czarną dziurę, w miejsce, gdzie powinna być jego wątroba, czuł spojrzenie Cameron. Strach snów w niego uderzył, gdy wszedł do szpitala, w jego nozdrza uderzył zapach świeżo umytej podłogi w klinice.
Stojąc w windzie, Chase usiłował się uspokoić i skupić ponownie na sprawie. Pomimo najlepszych chęci był spóźniony już pół godziny. Czuł, że to wszystko jest trudne, jakby brodził po bagnie po to by funkcjonować. Przez jedną straszną sekundę był pewien, że przez te wszystkie lata tak bardzo skrzywdził swoje ciało, przestał o tym myśleć. Usiłował odpędzić te myśli i skupić się na logice, zmusić się do tego by dobrze wykonywać swoją pracę tak jak to robił dwa miesiące temu, gdy był wciąż na dragach. Foreman był sam w biurze, gdy Chase wszedł do środka. Wstrzymał oddech i zamarł.
- Zacząłem się zastanawiać czy się pojawisz. - powiedział Foreman, nie patrząc nawet na niego zza dziennika medycznego, który czytał.
- Gdzie Cameron? - zapytał Chase, ignorując go. Znał Foremana i wiedział, że była między nimi rywalizacja, które – przynajmniej kiedyś – przemieniła się w przyjaźń. Chase nie był pewien czy to wciąż jest między nimi.
- Z pacjentem, usiłuje zebrać lepszy wywiad medyczny. - Foreman przerzucił stronę, wydawał się być znudzony. - Wszystkie testy wyszły negatywnie. Myślę, że może przez te wszystkie procedury, które pacjentka miała, powinniśmy rozważyć Munchausen'a.
- Może. - Chase nie był przekonany, nie chciał tak szybko odrzucać pacjenta.
Przez kilka chwil, które minęły w napiętej ciszy, Chase zaczął żałować swojego zachowania, które pokazywał przez ostatnie trzy lata. Nie zapomniał o tym jak na początku Foreman go wspierał, chociaż pomoc z jego problemami osobistymi nigdy mu nie wychodziła. Chase był świadom tego, że był niewdzięczny, zbyt przestraszony by zrobić coś innego niż odsunięcie się od reszty.
- Przepraszam za twój ślub. - powiedział Chase pod wpływem impulsu, świadom tego, że powinien był przeprosić dawno temu a teraz to brzmiało jakby wyrwane z kontekstu.
Foreman spojrzał na niego powoli.
- Zapytałbym czy jesteś naćpany, ale to by było w złym guście.
- Nie jestem naćpany. - powiedział Chase, siadając na odległym końcu stołu i usiłując nie zareagować na jego słowa. - Po prostu nie przeprosiłem wcześniej, więc... Przepraszam.
Foreman wciąż się w niego wpatrywał, jakby Chase był listą objawów, które usiłował zdiagnozować.
- Świetnie. Wiesz, że to nie ma znaczenia?
Chase zamarł. Jego poczucie winy mówiło mu, że Foreman ma rację, że po trzech latach to zdecydowanie za mało i za późno. Ale część niego desperacko usiłowała ruszyć naprzód, by chociaż otrzymać rozgrzeszenie zanim znowu dopadną go koszmary, więc się zbuntował.
- Dlaczego? Nie mogę cofnąć tego co się stało, tego co zrobiłem. Jedyne co mogę zrobić to jakoś to wynagrodzić. Jeśli to nie będzie wystarczające...
Foreman zamknął dziennik z głośnym trzaskiem.
- Jeśli zamierzasz urządzić przyjęcie by się pożalić to proszę, powiedz mi bym mógł wyjść.
Chase westchnął i położył ręce na stole, żałując, że sam nie przyniósł nic do czytania. Foreman ponownie otworzył dziennik i znów zaczął się w niego wpatrywać i cisza zapadła między nimi. Patrząc na odbicia na szklanym stole, Chase usiłował przypomnieć sobie jak to było, gdy to pomieszczenie traktował jak swój dom, gdy jego życie coś znaczyło. Teraz wydawało się to odległym snem a on właśnie odnalazł się w koszmarze. Wina wypełniała mu żyły i zatruwała jego ciało. Potem pomyślał o dziecku, którego prawdopodobnie nigdy nie pozna, o doświadczeniu cudu, który był poza zasięgiem. Idealna kara za jego zbrodnie, ale wciąż niemożliwa do zaakceptowania.
- Potrzebuję twojej pomocy. - odezwał się Chase, ostrożnie wypowiadając słowa. Przez tygodnie żył na krawędzi, pozwolił by koszmary wypełniły każdą szczelinę w jego życiu. Teraz doszedł do miejsca, gdzie strach przejmował kontrolę, pozwalał by krzywdził ludzi.
Foreman usiadł prosto i skrzyżował ramiona.
- Nie sądzę byś był w pozycji do proszenia o cokolwiek.
- Chciałbym żebyś zbadał moją wątrobę. - Chase zmusił się do wytrzymania spojrzenia Foremana.
- Co, teraz? - Foreman uniósł brwi.
- Tak. - nalegał Chase.
Foreman pokręcił głową.
- Umów się na wizytę w klinice. Albo poproś Cameron by to zrobiła, skoro chcesz specjalnego traktowania.
- Nie mogę jej poprosić. - powiedział ostrożnie Chase. Desperacko pragnął znać odpowiedź. - Nie chcę by wiedziała.
- Taa. - mruknął Foreman z sarkazmem. - Masz z nią naprawdę zdrowy związek.
- Jesteśmy przyjaciółmi. - Chase wstrzymał oddech. Poczuł nagłą ochotę by powiedzieć mu o ciąży Cameron oraz o tych wszystkich powodach, dla których nie chciał jej martwić. Jednak wiedział dlaczego ona nikomu nie powiedziała o swoim stanie, zbyt ją szanował by nadwyrężyć jej zaufanie. Bał się zniszczyć tą kruchą przyjaźń. - Już i tak za dużo dla mnie zrobiła. Minęły prawie dwa miesiące. Jeśli wciąż nie ma poprawy to już zostanie tylko trochę czasu do mojej śmierci. Zaczynam się z tym oswajać. Ale jeśli jest jakaś nikła szansa... Proszę, muszę wiedzieć.
- Teraz brzmisz jak moja żona. - powiedział Foreman ku zaskoczeniu Chase'a. Jeśli było coś, czego Foreman nienawidził bardziej niż rozmawianie o czyimś prywatnym życiu, było to jego własne. - Dobra. Zrobię to. Chodźmy.
Chase czuł, że zaczyna się dziwnie trząść.
- Dziękuję.
Foreman wstał a potem stanął.
- Ty i Cameron? Nigdy nie będziecie przyjaciółmi. Za dużo wspólnej historii. Albo będziecie się kochać albo nienawidzić, ale nie ma nic pomiędzy. Po prostu to są wasze złudzenia.
Przez chwilę Chase gapił się na niego.
- Myślę, że jesteśmy wystarczająco dorośli by osiągnąć kompromis.
Ale Foreman potrząsnął głową.
- Spójrz na House'a i Stacy. Oto twoja przyszłość. Ona w końcu pójdzie naprzód, znajdzie sobie kogoś. A ty będziesz się łudził aż zrujnujesz każdy związek jaki będziesz miał.
- Taa. - prychnął Chase, znów przybrał maskę sarkazmu. - A potem, gdy jej trzeci mąż zachoruje to przywiezie go tu bym go leczył i... - urwał, przypominając sobie o tym jaką diagnozę postawili Markowi.
- Co? - zapytał Foreman. - Dotarło, że mam rację?
- Nasz pacjent ma ostrą porfirię przerywaną. - powiedział powoli Chase, czując przypływ znajomego uczucia. - Tłumaczy to ból brzucha, tachykardię... wszystko. Wyjaśnia nawet dlaczego testy są negatywne. Właśnie jest pomiędzy atakami.
Foreman miał szeroko otwarte oczy, coś się zmieniło między nimi. Uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie.
- Może nie jesteś tak do końca bezużyteczny.

Koperta w kieszeni Chase'a ciążyła mu, od kiedy Foreman przyniósł ją z laboratorium tego popołudnia. Kiedy poprosił o te testy, był pewien, że chce znać odpowiedź. Teraz dosłownie miał ją w rękach, ale nie mógł się zmusić by ją poznać. Był w pracy tak długo jak to było możliwe, został dopóki sprawa nie została dokładnie dopracowana a potem klinika została zamknięta. Przerażała go myśl pójścia do domu i nagle dotarło do niego przekonanie, że jeśli zostanie sam na sam z ta informacją to znowu wpadnie w nałóg, naciśnie przycisk przyspieszający jego własną śmierć.
Ręce Chase'a trzęsły się, gdy zapukał do drzwi Cameron. Był świadom, że nie minęły nawet dwadzieścia cztery godziny od kiedy ostatnio tu stał. Wiedział, że prosi o zbyt wiele, chciał ją trzymać od tego z daleka tak długo jak to będzie możliwe, ale teraz nie miał nikogo do kogo by mógł się zwrócić ze swoją bezsilnością. Potrzebował jej, pomimo tego, że miał w rękach coś, co mogło ich znowu zranić. Chwilę zajęło jej otworzenie drzwi a Chase wstrzymał oddech.
Cameron trzymała w ręku koszyk z na wpół złożonym praniem, gdy w końcu otworzyła drzwi. Uśmiechnęła się promiennie, nieświadoma celu jego wizyty.
- Hej, niezły chwyt z tą sprawą. Chcesz świętować?
- Ja... Nie. - Chase czuł się winny temu, że zrujnuje jej dobry humor. Wydawała się bardziej zrelaksowana od czasu swojej przeprowadzki, była prawie szczęśliwa. Nagle zaczął żałować porażki trzymania w sekrecie tego testu. Był tchórzem, nie potrafił nikogo przed sobą uchronić. Byłoby najlepiej, gdyby testy były obciążające, gdyby mógł ją znowu odesłać jak najdalej i na zawsze.
Cameron zamarła a na jej twarzy pojawiła się troska.
- Coś się stało?
Chase odetchnął, czując pustkę w głowie, jego uczucia zmieniały się tak szybko, że nie potrafił ich wychwycić. Zrobił się spięty i poczuł napływającą panikę.
- Mogę wejść?
Odsunęła się by go przepuścić. Odłożyła kosz z praniem.
- Oczywiście.
Chase zatrzymał się na korytarzu, poczuł to przyciąganie między nimi, które sprawiło, że tu przyszedł. W tym właśnie momencie nie mógł pozwolić sobie na nic. Pamiętał słowa Foremana i nagle poczuł strach, że za bardzo się zaczął w to angażować, że przyszłość przyniesie mu tylko porażkę i zranienie. Jednak nie miał wystarczająco silnej woli by coś zrobić, by ją odepchnąć od siebie, zwłaszcza teraz, gdy była w ciąży z jego dzieckiem.
- Co się stało? - Cameron powtórzyła pytanie. Podprowadziła go do kanapy i usiadła obok niego.
Chase wyciągnął kopertę z kieszeni, wiedział, że rozpozna badania z laboratorium i domyśli się od razu co to jest.
- Ja... Poprosiłem Foremana by to zrobił. Przepraszam. Nie chciałem byś się martwiła, ale... musiałem wiedzieć.
Cameron otworzyła szeroko oczy.
- I?
Chase przygryzł wargę, niezdolny by spojrzeć jej w oczy. Poczuł wstyd.
- Nie spojrzałem na nie. Bałem się co się stanie, gdy... Co mogę zrobić. Nie mogę tego powtórzyć. - podał jej kopertę, czując, że składa w jej ręce swoją przyszłość. - Czy możesz mi powiedzieć?
Po dłuższej chwili, Cameron wzięła kopertę a Chase dostrzegł, że jej ręce się trzęsą, gdy ją otworzyła. Obserwował jak jej oczy poruszają się, gdy odczytywała wyniki, przygryzła mocno wargę.
- Aż tak źle? - zapytał Chase po dłuższej chwili. Pomyślał, że spisał się na śmierć już kilka tygodni temu, ale teraz poczuł panikę, która powodowała u niego mdłości.
Cameron potrząsnęła głową a potem podała mu kartkę.
- Nie. - szepnęła prawie bez oddechu. - Jest świetnie. Nie wiem jak... Zdrowiejesz. Jesteś wyleczony. Przez odstawienie valium i stres poprawa musiała potrwać dłużej. Boże.
Numery na kartce zniknęły za łzami, które wypełniły oczy Chase'a i nie mógł ich nawet odczytać zanim Cameron nachyliła się by go przytulić. Zmiął papier w ręku, gdy odwzajemnił jej uścisk, ukrył twarz na jej ramieniu, czuł się kompletnie przytłoczony. Minęły lata od kiedy jakakolwiek przyszłość była dla niego realna. Poddał się w tak wielu sprawach, pozwolił by przytłoczyła go wina, uzależnienie i nieuchronna śmierć. Teraz tak wiele możliwości przechodziło przez jego myśli, świat znów stał przed nim otworem.
- Nie umierasz. - wyszeptała Cameron do jego ucha a on zorientował się, że również płacze. Trzymała go mocno, prawie nie mógł oddychać, ale to było najlepsze co czuł od lat, pomiędzy horrorami, które w tym momencie nie istniały.
Chase usiadł prosto i spojrzał na nią. Widział w jej oczach przyszłość, łzy ulgi, które spływały po jej policzkach. W końcu mogła być szczęśliwa i mogła mieć go w swoim życiu. Bez zastanowienia nachylił się i pocałował ją, jego palce wplotły się w jej włosy. Cameron odwzajemniła pocałunek a jej ręka powędrowała na jego kark. Czuł słony smak jej łez na ustach.
W końcu Chase zmusił się by się od niej odsunąć. Cameron była zarumieniona i oddychała ciężko. Patrzyła na niego z troską i strachem. Kochał ją, właśnie to do niego dotarło. Było to uczucie bez nadziei. Właśnie dlatego nie powinien z nią znowu być, nie chciał ryzykować niczego poza przyjaźnią. Nie mogła być narażona na obecność jego ciemnej strony duszy, tej cząstki, która wydawała się zatruwać wszystko co dobre w jego życiu. Pomyślał, że powinien ją ostrzec, ale nie mógł znaleźć słów.
- Myślę, że powinniśmy zamówić kolację. - odezwała się w końcu Cameron, jakby wyczuwała jego chęć pogłębienia dystans między nimi. To był krok, którego żadne z nich nie chciało zrobić. - Chińszczyzna?
Chase pokiwał głową.
- Myślę... Że mamy teraz sporo do omówienia.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:40, 15 Paź 2011    Temat postu:

Dwa razy już pisałam ten post wczoraj, i jeśli dzisiaj też mnie odetnie, to się naprawdę zdenerwuję. Ale do rzeczy.
Znowu się rozczuliłam, ale cii, niech inni się nie dowiedzą. Spokojnie mogę stwierdzić, że od tych dwóch rozdziałów biła miłość, choć drobny niepokój też się pojawił. Nie spodziewałam się tego, że Chase wyzdrowieje, co niemniej mnie ucieszyło.
Lecz to nie zmenia faktu, że jego koszmary nawet mnie przerażają...
Cytat:
Chase stał na progu, wciąż w pidżamie. Wyglądał okropnie, zarumieniony i ciężko oddychał. W jego oczach była jakaś dzikość, która odrobinę ją przestraszyła.
- Przepraszam. - powiedział szybko a Cameron zauważyła, że ledwo łapie oddech. - Wiem, że jest późno. Wiem, że mamy rano pracę.
- Co się stało? - zapytała Cameron ignorując go. Jego panika wydawała się zaraźliwa, sama ledwo łapała oddech.
- Nic. - odpowiedział zbyt szybko. Przesunął rękę po swoich włosach, co sprawiło, że sterczały w różnych kierunkach. - Miałem... po prostu naprawdę zły sen. Nie mogłem się uspokoić i pomyślałem... Naprawdę chciałem się napić. Nie mogłem przestać o tym myśleć. I nie mogłem... znów tego zrobić. - odwrócił wzrok i skupił się na numerze na jej drzwiach, był zawstydzony.
- Więc przyszedłeś tutaj? - Cameron poczuła ulgę, że tym razem postanowił świadomie jej zaufać w tej sytuacji. Nie czekała na jego odpowiedź, podeszła bliżej i przytuliła go.

Pomimo tego wszystko, niespodziewałam się po Robercie tak rozsądnego zachowania. Może zmienił się bardziej niż myślałam?
Widać Chase darzy Cameron większym zaufaniem, niż możnaby się spodziewać.
Cytat:
Chase zesztywniał przez chwilę. W końcu jednak poddał się i rozluźnił a ona prawie straciła równowagę. Przesunął ręce po jej plecach i oparł bronę o jej ramię a Cameron dopadła nostalgia. Chase był zawsze czuły, był taki zanim chciała by taki się stał. Tęskniła za nim. Dziwnie się czuła mając go tak blisko a jednocześnie tak daleko. Chase odwrócił twarz w stronę jej szyi, trzymał jej podkoszulek. Przez długi czas, Cameron przytulała go w ciszy, słuchała jak jego oddech zwalnia.
- Zostań na noc. - wyszeptała do jego ucha.
- Nie mogę tego zrobić. - powiedział. Jego oddech łaskotał ją w szyję. Jednak nie odsunął się od niej.
- Jest środek nocy. - przesunęła rękę po jego plecach, czuła jak mięśnie mu sztywnieją. Pachniał pastą do zębów i wodą po goleniu, zapachy, które były jej tak dobrze znane. - Przyszedłeś tu by prosić o moją pomoc. Pozwól mi sobie pomóc.
- Ale... Jesteś w ciąży. - Chase w końcu się od niej odsunął, jakby właśnie dotarło do niego to, że faktycznie tu przyszedł. - Mamy jutro pracę. Powinnaś się przespać. Nic mi nie będzie. Przywykłem do nie spania.
- Hej. - Cameron złapała go za rękę. - Pamiętasz o czym rozmawialiśmy wcześniej? Oboje możemy spać w moim mieszkaniu. Przecież już tu spałeś.
Chase przygryzł wargę.
- Wtedy było inaczej.
- Dlaczego? - zapytała Cameron i skrzyżowała ręce. Letnia noc wydawała się dziwnie chłodna. - Bo wcześniej byłeś chory?
- Tak. - powiedział ku jej zaskoczeniu. - Teraz... nie ma takiej potrzeby.
- Zgodziliśmy się na bycie przyjaciółmi. - Cameron zrozumiała jego wahanie. Ta decyzja była osobista a nie z potrzeb medycznych. - Chodź, położysz się. Wyglądasz jakbyś miał zaraz zemdleć.

Alis, mnie też ogarnęła nostalgia. W prawdzie za Cameron nigdy nie przepadałam, ale Chaseronek chyba gdzieś od zawsze we mnie tkwił. Z punktu widzenia widza, reakcja Chase była pod paroma względami miła, Robercik troszczy się oswoją rodzinkę.
Dobrze, że Cameron kazała mu u niej spać, bo jestem pewna, że gdyby nie to tej nocy by juz nie zasnął.
Cytat:
- Byłem w szpitalu. - powiedział cicho i uniósł się na poduszce by spojrzeć na nią w ciemności. - W moim śnie. Oni... robili przeszczep. Ale ja byłem świadomy tego.
- Przeszczep wątroby? - Cameron zapytała ostrożnie. Odszukała jego dłoń pod kocem i złącyła ich palce. Jego skóra była zimniejsza niż jej.
- Tak. - Chase przygryzł wargę i odetchnął. - Wyjęli moją a potem... była tylko ciemna plama. I oni chcieli włożyć nową, ale...
- Ale? - Cameron głaskała delikatnie jego dłoń kciukiem. Było w tej chwili coś innego, jakby pewne sprawy nabierały kształtów i zmieniały się w ciemnościach. Przez trzy miesiące usiłowała odbudować chociaż część jego zaufania, on zgodził się na przyjaźń, ale teraz, tej nocy czuła coś więcej niż małą nić porozumienia między nimi.
- Byłaś tam. - powiedział ledwo słyszalnie. - Na górze, obserwowałaś. Powiedziałaś, że ja nie... Że ktoś inny powinien mieć tą wątrobę. Ktoś, kto nie zasłużył na śmierć. Więc zszyli mnie bez wątroby i odeszli. Na ścianie był zegar, w mojej sali. Odliczał sekundy do mojej śmierci. Obudziłem się zanim... - urwał i spojrzał w sufit.

Brr, przestraszyłam się tego koszmaru. Naprawdę straszne.
Cytat:
- Jak się czujesz? - zapytał zmieniając temat. - Nic mi nie mówisz. Poza tym, że nie potrzebujesz specjalnego traktowania bo jesteś w ciąży. - uśmiechnął się lekko i niepewnie.
- Zadziwiająco dobrze. - odpowiedziała. - Głównie jestem zmęczona. Czasem z rana mam zawroty głowy.
- Mdłości? - zapytał Chase i odwrócił się na bok by na nią spojrzeć.
Cameron pokręciła głową.
- Nie bardzo. Mam nadzieję, że tak już zostanie.
- Wciąż ciężko w to uwierzyć. Jak... Muszę sobie powtarzać, ze to prawda. - powoli sięgnął w jej stronę i położył dłoń na jej brzuchu, jakby miał nadzieję poczuć jak dziecko rośnie. Cameron wstrzymała oddech, zakryła jego rękę swoją i trzymała ją tam, czując jak jej skórę pokrywa gęsia skórka. Chase przymknął oczy i po raz pierwszy od miesięcy wyglądał na spokojnego.
- Idź spać. - powiedziała cicho, nie puszczając jego ręki. - Mamy jutro przypadek do rozwiązania.

Skomentuje ten moment jednym słowem: Słodziutko. Jego ręka na brzuchu, to było coś, czego się nie spodziewałam. Słodziutko.
Cytat:
- Potrzebuję twojej pomocy. - odezwał się Chase, ostrożnie wypowiadając słowa. Przez tygodnie żył na krawędzi, pozwolił by koszmary wypełniły każdą szczelinę w jego życiu. Teraz doszedł do miejsca, gdzie strach przejmował kontrolę, pozwalał by krzywdził ludzi.
Foreman usiadł prosto i skrzyżował ramiona.
- Nie sądzę byś był w pozycji do proszenia o cokolwiek.
- Chciałbym żebyś zbadał moją wątrobę. - Chase zmusił się do wytrzymania spojrzenia Foremana.
- Co, teraz? - Foreman uniósł brwi.
- Tak. - nalegał Chase.

Osobiście chyba nie zdecydowałabym sie na taki ruch. Po prostu bałabym się poaznać prawdę, ile mi zostało czasu.
Cytat:
Nasz pacjent ma ostrą porfirię przerywaną. - powiedział powoli Chase, czując przypływ znajomego uczucia. - Tłumaczy to ból brzucha, tachykardię... wszystko. Wyjaśnia nawet dlaczego testy są negatywne. Właśnie jest pomiędzy atakami.
Foreman miał szeroko otwarte oczy, coś się zmieniło między nimi. Uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie.
- Może nie jesteś tak do końca bezużyteczny.

Brakowałao mi błyskotliwych diagnoz stawianych za sprawa olśnienia. To takie House'owe.
Cytat:
- Co się stało? - Cameron powtórzyła pytanie. Podprowadziła go do kanapy i usiadła obok niego.
Chase wyciągnął kopertę z kieszeni, wiedział, że rozpozna badania z laboratorium i domyśli się od razu co to jest.
- Ja... Poprosiłem Foremana by to zrobił. Przepraszam. Nie chciałem byś się martwiła, ale... musiałem wiedzieć.
Cameron otworzyła szeroko oczy.
- I?
Chase przygryzł wargę, niezdolny by spojrzeć jej w oczy. Poczuł wstyd.
- Nie spojrzałem na nie. Bałem się co się stanie, gdy... Co mogę zrobić. Nie mogę tego powtórzyć. - podał jej kopertę, czując, że składa w jej ręce swoją przyszłość. - Czy możesz mi powiedzieć?
Po dłuższej chwili, Cameron wzięła kopertę a Chase dostrzegł, że jej ręce się trzęsą, gdy ją otworzyła. Obserwował jak jej oczy poruszają się, gdy odczytywała wyniki, przygryzła mocno wargę.
- Aż tak źle? - zapytał Chase po dłuższej chwili. Pomyślał, że spisał się na śmierć już kilka tygodni temu, ale teraz poczuł panikę, która powodowała u niego mdłości.
Cameron potrząsnęła głową a potem podała mu kartkę.
- Nie. - szepnęła prawie bez oddechu. - Jest świetnie. Nie wiem jak... Zdrowiejesz. Jesteś wyleczony. Przez odstawienie valium i stres poprawa musiała potrwać dłużej. Boże.

Pomimo tego, że nie zrobiłabym badań, na pewno nie powierzyłabym swojego życia komuś innemu. Oraz nie przyjęłabym prośby tak jak Cameron. Choć wiadomość, że Robet jest zdrowy, jest świetna.
Cytat:
Przez odstawienie valium i stres poprawa musiała potrwać dłużej. Boże.
Numery na kartce zniknęły za łzami, które wypełniły oczy Chase'a i nie mógł ich nawet odczytać zanim Cameron nachyliła się by go przytulić. Zmiął papier w ręku, gdy odwzajemnił jej uścisk, ukrył twarz na jej ramieniu, czuł się kompletnie przytłoczony. Minęły lata od kiedy jakakolwiek przyszłość była dla niego realna. Poddał się w tak wielu sprawach, pozwolił by przytłoczyła go wina, uzależnienie i nieuchronna śmierć. Teraz tak wiele możliwości przechodziło przez jego myśli, świat znów stał przed nim otworem.
- Nie umierasz. - wyszeptała Cameron do jego ucha a on zorientował się, że również płacze. Trzymała go mocno, prawie nie mógł oddychać, ale to było najlepsze co czuł od lat, pomiędzy horrorami, które w tym momencie nie istniały.
Chase usiadł prosto i spojrzał na nią. Widział w jej oczach przyszłość, łzy ulgi, które spływały po jej policzkach. W końcu mogła być szczęśliwa i mogła mieć go w swoim życiu. Bez zastanowienia nachylił się i pocałował ją, jego palce wplotły się w jej włosy. Cameron odwzajemniła pocałunek a jej ręka powędrowała na jego kark. Czuł słony smak jej łez na ustach.
W końcu Chase zmusił się by się od niej odsunąć. Cameron była zarumieniona i oddychała ciężko. Patrzyła na niego z troską i strachem. Kochał ją, właśnie to do niego dotarło. Było to uczucie bez nadziei. Właśnie dlatego nie powinien z nią znowu być, nie chciał ryzykować niczego poza przyjaźnią. Nie mogła być narażona na obecność jego ciemnej strony duszy, tej cząstki, która wydawała się zatruwać wszystko co dobre w jego życiu. Pomyślał, że powinien ją ostrzec, ale nie mógł znaleźć słów.

Romantycznie, podoba mi się to. Kochają się, ale żadne nie zaryzykuje, żeby powiedzieć o tym drugiej połówce. W tej chwili rzekłabym, że mamy tu ironię losu. Eh, ta miłość...

Alexis, jesteś po prostu boska z tym tłumaczeniem. Tobie chce się tłumaczyć dla takiej niczym nieodznaczającej sie horumowiczki? Czekam na ciąg dalszy.

Piłeczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:45, 15 Paź 2011    Temat postu:

Cytat:
Oj, Piłeczko, jesteś moją najwspanialszą czytelniczką i nawet tylko dla Ciebie tłumaczę fika Dzięki bardzo



ROZDZIAŁ 32

Tydzień minął za szybko. Zanim nadszedł weekend, Cameron zakopała się w papierkowej robocie, którą szybko skończyła i teraz czuła się kompletnie wyobcowana po tym chaosie, który był przez ostatnie kilka miesięcy. Najpierw czuła ulgę, że nie ma nic do roboty. Wracała do domu wcześniej, kończyła pranie i gotowała skromną kolację. Czuła się luksusowo, gdy kładła się do łóżka z książką. Teraz jej mieszkanie wydawało się zbyt małe, zbyt ciche i przypomniało jej o tym wszystkim co straciła. Przeniosła azaleę na parapet w sypialni od kiedy Chase wrócił do siebie a ona teraz wpatrywała się w cienie , które roślinka robiła na ścianie, gdy padało na nią światło słoneczne. Liście były teraz zielone, bardziej zdrowe, chociaż nie zapowiadało się by roślina szybko zakwitła.
W sobotni poranek Cameron wyciągnęła z szafy ubranie, które nosiła poza pracą a które leżało zapomniane od miesięcy. Bez zbytniego namyślania się czy wahania wsiadła do samochodu i zatrzymała się jedynie w kawiarni by kupić coś do zjedzenia i ruszyła w dalszą drogę do mieszkania Chase'a.
Chase wciąż był ubrany w ciuchy, które nosił poprzedniego dnia w pracy. Gdy otworzył drzwi wyglądał na zmęczonego i wyczerpanego. Cameron wstrzymała oddech, momentalnie zastanawiając się czy nie popełniła błędu przychodząc tutaj bez wcześniejszego uprzedzenia. Chciała by jej wizyta była tak zwyczajna jak to tylko możliwe, ale czuła, że może jest zbyt nachalna, że może powinna dać mu więcej przestrzeni. Ale już tu była i było za późno na zmianę decyzji.
- Hej. - powiedział Chase zaskoczony. Przeczesał palcami włosy i wydawał się być zawstydzony swoim obecnym stanem. - Coś się stało?
- Nie. - Cameron zamarła. Nawet nie przyszło jej do głowy to, że on może znów pić. Może była zbyt naiwna w myśleniu, że może mu zaufać tak szybko. Jednak nie mogła uwierzyć, że mógłby zmarnować ten nagły cud uzdrowienia, swoją drugą szansę. - Czy ja nie powinnam zapytać o to samo?
- Co? - zapytał, ale potem potrząsnął głową. - Nic mi nie jest.
Cameron przyglądała mu się przez chwilę i dostrzegła, że zdjął krawat, który nosił poprzedniego dnia oraz rozpiął górne guziki od koszuli. Jednak wciąż nosił skarpetki, które miały dziurę w palcu.
- Znów spałeś na kanapie? - zapytała w końcu.
Chase przygryzł wargę i kiwnął głową.
Cameron wiedziała, że podjął świadomą decyzję by jej powiedzieć prawdę.
- Wciąż masz problemy ze spaniem? - zapytała ostrożnie, miała nadzieję, że będzie spokojniejszy, gdy testy jego wątroby okazały się być pozytywne. Zbyt dużo nadziei pokładała w szybkiej poprawie.
Chase pokiwał głową, tym razem dużo szybciej.
- Złe sny. Jak zawsze. - to powinno być zrozumiałe.
- Mogę wejść? - zapytała Cameron by zmienić temat. - Przyniosłam śniadanie.
Wiedziała, że nie może go chronić przed koszmarami, nawet nie próbowała oferować mu pocieszenia, którego tak pragnął i zniszczył równowagę w ich przyjaźni. Minął już prawie tydzień od kiedy ją pocałował a ona wciąż nie mogła zapomnieć, nie mogła nie zauważyć jego obecności w swoim życiu, które obecnie prowadzili, które nadawało początek nowemu romansowi. Doskonale zdawała sobie sprawę, że działał wtedy pod wpływem adrenaliny, że prawdopodobnie po poznaniu wyników testu pocałowałby każdego, kto by stał w pobliżu. Jednak przez ten tydzień co noc wkradał się do jej snów i przez to czuła się jakby znów była nastolatką. Gdyby tylko sprawy były takie proste.
Chase odsunął się by ją wpuścić, ale nie wyglądał na zadowolonego.
- Co tu robisz?
Cameron wstrzymała oddech, czuła się głupio, że użyła takiej beznadziejnej wymówki by tu przyjść. Weszli do salonu i usiedli na kanapie.
- Słyszałam, że już masz sprawną kostkę. Pomyślałam, że możemy wybrać się na spacer. Może do parku?
- Och. - Chase wyglądał na zdziwionego.
- Nie będzie to długi spacer. - powiedziała Cameron zbyt szybko, desperacko pragnąc się usprawiedliwić. To, że miałoby się wydać, iż jest tu tylko z chęci spędzenia z nim czasu wydało jej się nagle przerażające. - Musisz rozruszać ścięgna i mięśnie. Więc to dobry pomysł by zacząć już teraz. Szybsze dojście do sprawności.
- Taa. - powiedział Chase sucho. - Też chodziłem do szkoły medycznej. Nie wymigam się od rehabilitacji.
- Nie mówiłam, że to zrobisz! - Cameron zaczęła protestować za głośno, czuła się zdezorientowana i bez kontroli. Nic nie było proste między nimi. Gorzkość i złość wymagały mniej energii niż bolesny postęp.
Chase drgnął i wydawał się być zmieszany.
- Przepraszam, nie miałem zamiaru cię oskarżać. Tylko...
- Co? - Cameron zapytała bardziej spokojnie i podeszła bliżej. Była zaniepokojona jego wyglądem w wygniecionych ciuchach i cieniami pod jego oczami. Zaczęła się zastanawiać czy powinna go zachęcać by więcej spał, ale jednak nie wydawał się chętny by to teraz robić.
- Nie chcę być dla ciebie ciężarem. Już i tak zrobiłaś dla mnie sporo. - Chase spojrzał na swoje stopy, nieświadomie zaczął poruszać palcem wystającym z dziury w skarpetce. - Powinienem się jakoś odwdzięczyć a nie znowu coś od ciebie brać.
- Hej. - Cameron czuła ulgę, ale jego słowa złamały jej serce. Postawiła torbę z kawiarnii na stoliku i zmniejszyła dystans między nimi. Delikatnie pogłaskała go po policzku. Chase drgnął, ale nie powstrzymał jej. - Może chciałabym spędzić z tobą ten dzień?
Chase odetchnął.
- Ok. - powiedział usiłując się uspokoić.
- Przyniosłam śniadanie. - Cameron znowu poczuła się niekomfortowo, jakby ten zwykły gest był zbyt intymny. - Z kawiarni. Pomyślałam... że może będziesz chciał zjeść jednego z tych obrzydliwych cynamonowych rogali, które zwykle jadłeś.
Chase uśmiechnął się słabo i podniósł torbę. Jego twarz rozjaśniła się po raz pierwszy tego poranka.
- Serio?
Cameron kiwnęła głową, przypominając sobie ile razy kończyli w tej kawiarni po wspólnym poranku, gdy mieli wolny dzień. Jak obserwowała go, gdy z chirurgiczną precyzją kroił rogala, jakby miał wyciągnąć z niego wnętrzności. Teraz ona wzięła swoją kawę i bajgla z torby.
- Pijesz kawę? - zapytał Chase z pełnymi ustami.
Cameron powstrzymała się od przewrócenia oczami.
- Jest bezkofeinowa.
Musiała przyznać, że jego troska zaczynała ją irytować, ale jednak była to miła odmiana po tej całej złości i odrzuceniu po jej przybyciu do Princeton. Wciąż jednak w głowie dźwięczał jej głos niepewności, strach, że zmienił nastawienie do niej tyko dlatego, że jest w ciąży, ponieważ nawet teraz chciał dziecka bardziej niż czegokolwiek na świecie. Zastanawiała się czy to jest powód jego wspaniałego postępu, ale odrzuciła tą myśl jako irracjonalną.
- Gotowy? - zapytała, gdy skończył a cisza zaczynała jej ciążyć.
Chase kiwnął głową i wstał a następnie rozmasował sobie kostkę.
- Chwilę. Muszę się ubrać.
Cameron wstała, gdy Chase zniknął w sypialni i rozejrzała się po salonie. Zrujnowane ślubne zdjęcia zniknęły, były bezpiecznie schowane w szafie w jej mieszkaniu. Zawinęła połamane ramki w ręcznik, nie była w stanie na nie patrzeć w ich aktualnym stanie. Nie zdecydowała jeszcze czy chce je na nowo oprawić. Wydawało jej się to zbyt wczesną akcją w tym momencie. Czekała na jakiś znak jak to się zakończy.
- Idziemy. - powiedział w końcu Chase, odrywając ją od jej myśli.
Cameron złapała swoją torebkę i po drodze do drzwi wrzuciła pusty kubek po kawie do kosza. Poranek był parny, ale nie było tak gorąco jak na początku sierpnia. Słońce przedzierało się przez chmury i wciąż nie było jeszcze tak ciepło. Chase zszedł powoli ze schodów, usiłując nie kłaść zbyt dużo ciężaru na kostkę.
- Jak się czujesz? - zapytała, gdy zeszli na dół. Nie chciała zbyt mocno na niego naciskać.
Chase wzruszył ramionami. Wyglądał na wyczerpanego, ale był mniej blady po posiłku.
- Jest dobrze.
- Możemy pojechać tam moim samochodem, jeśli tak będzie ci lepiej. - zaoferowała Cameron. - Jeśli nie jesteś gotowy by iść tak daleko.
- Powiedziałem, że jest dobrze. - powiedział Chase i westchnął. - Przepraszam. Jestem... zmęczony.
Cameron usiłowała uciszyć głos, który kazał jej się martwić, ale bardzo bolesne było patrzenie na jego ból, który odczuwał mając lepsze dni.
- Ok.
Chase zerknął na nią, gdy skręcili na znajomą ulicę a Cameron zastanawiała się czy czuje się niezręcznie jak ona, mając w pamięci wspomnienia, gdy przemierzali tą ulicę trzymając się za ręce.
- Myślałem, że będzie łatwiej. - powiedział cicho.
- Teraz, gdy wiesz, że już nie umierasz, tak? - zapytała Cameron krzyżując ramiona. Okolica się zmieniła, bardziej niż myślała. Nie była pewna czy ją rozpoznaje po tylu latach nieobecności. Kilka domów zostało pomalowanych, kilka miało znak Na sprzedaż. Wszystko było nowe i świeże, gdy się tu wprowadzili.
- Taa. - Chase odpowiedział ostrożnie po chwili. - To... To były najgorsze koszmary jakie miałem. Gorsze niż... nawet po sprawie z Dibalą. Myślałem... że kiedy nie są prawdziwe...
- Ale nie odeszły? - zapytała Cameron, zaskoczona. Myślała, że uda mu się uwolnić od tego strachu.
Chase potrząsnął głową i znowu na nią zerknął, gdy weszli do parku. Bez słów szli przez mały mostek. Cameron oparła ramiona na poręczy i nachyliła się by spojrzeć na wodę, prawie przytłoczona nagłym deja vu. Byli tutaj, w tym właśnie miejscu wiele razy wcześniej, ale teraz było inaczej.
-To... Wciąż nie jest dla mnie zbyt realne. - powiedział Chase spokojnie i przechylił się przez poręcz obok niej. - Jakbym nie mógł na to zasłużyć. - Po wodzie pływała kaczka, która nurkowała raz po raz do wody.
- Zasłużyłeś na to. - powiedziała Cameron. - Przeszedłeś przez odwyk. Zmieniłeś styl życia.
Chase wzruszył ramionami.
- Nie zmieniłem tego co zrobiłem.
- A to co zrobiłeś zniszczyło twoją wątrobę. - powiedziała Cameron, świadoma, że nie to miał na myśli.
Park był prawie pusty, w pobliżu kręciło się kilkoro nastolatków, którzy rzucali piłką. Cameron obserwowała ich przez chwilę a potem znowu spojrzała na kaczkę. W przeszłości przynosiła suchy chleb, ale dzisiaj nie miała przy sobie nic. Kątem oka dostrzegła młodą parę z wózkiem, jakby wizję jej przyszłości, której nie potrafiła sobie wyobrazić.
- Musimy tu przyjść z dzieckiem. - wyszeptała, ledwie świadoma, że powiedziała to na głos.
Chase spojrzał na nią spojrzeniem, którego nie potrafiła odczytać.
- Co jest? - zapytała, czując, że traci oddech.
Chase pokręcił głową.
- Myślałem kiedyś by ci się tu oświadczyć.
Cameron otworzyła szeroko oczy. Nie wiedziała co ma na to odpowiedzieć. Najpierw chciała przeprosić. Zastanawiała się jakby się to potoczyło, gdyby to zrobił tutaj, czy ich związek by się zmienił przez taki trywialny szczegół. Może jakimś cudem dzisiaj wciąż by byli razem. Potem Chase odchrząknął i w pośpiechu odwrócił się od niej, jakby się nagle zorientował co właśnie powiedział a chwila została strzaskana.
- Idę do domu. - powiedział ostro i zaczął szybko odchodzić.
- Poczekaj! - zawołała za nim.
Chase nie zwolnił ani się nie odwrócił.


ROZDZIAŁ 33


W poniedziałek Cameron spóźniła się do pracy.
Chase był w biurze od świtu, usiłując uciszyć się w spokojnym szpitalu po kolejnej wypełnionej snami nocy. Klinika wciąż była zamknięta a oni nie mieli żadnej sprawy, nic co by mogło zająć mu czas. Obserwował jak niebo zmienia się w różowe, odwrócił się w stronę półek z książkami, które wypełniały pomieszczenie, ostatni prezent House'a dla działu. Przesunął palcami po okładkach i zastanawiał się co by było gdyby to House dostał drugą szansę na życie. Wydawało się pewne, że House zasługiwał na to bardziej, mógłby przez kilka kolejnych lat ratować życia. Dla Chase'a to wciąż wydawał się okrutny żart natury. Dzielił strach przed nagłą śmiercią z dodaniem kolejnej zakładki do poczucia winy, które w sobie nosił.
Foreman pojawił się kilka minut przed dziewiątą. W ręku trzymał kubek z kawą i wydawał się być zupełnie niezainteresowany byciem w pracy. Nie odezwał się ani słowem tylko usiadł i rozwinął gazetę a Chase był mu za to wdzięczny. Ale gdy minęło kolejne pół godziny a Cameron wciąż się nie pojawiła, coś ścisnęło go w żołądku, nie było to nic miłego. Zerknął na swój telefon i sprawdził czy nie dostał żadnej wiadomości, ale nic nie było. Przez kilka minut siedział w ciszy i usiłował nie myśleć o strasznych scenariuszach, które przychodziły mu do głowy. W końcu zaczął rozważać czy do niej nie zadzwonić, mimo tego, że by wzbudził podejrzenia w Foremanie. Podniósł telefon by zadzwonić, gdy Cameron w końcu weszła do środka. Wyglądała na wykończoną.
- Nowa sprawa. - powiedziała zamiast powitania.
- Wszystko w porządku? - zapytał Chase, usiłując ignorować spojrzenie Foremana. Cameron spojrzała na niego bez skupienia a on zastanowił się czy coś się wydarzyło co ją zmartwiło albo może w końcu zaczęła doświadczać więcej niemiłych objawów ciąży. Wiedział, że nie powinien pytać bezpośrednio.
- W porządku. - powiedziała krótko i włożyła fartuch. - Powinniśmy zabrać się do roboty.
- Spóźniłaś się. - powiedział Foreman nie spuszczając wzroku z Chase'a.
- Miałam telefon z ostrego dyżuru w sprawie konsultacji. - powiedziała Cameron bez przekonania. Rozłożyła papiery na stole, otworzyła markera a po chwili odłożyła go z dziwną miną. Skupiła spojrzenie na karcie pacjenta i szybko usiadła.
- Nie użyjesz tablicy? - zapytał Foreman wyraźnie podejrzliwie a Chase czuł jak coś ciężkiego opadło mu w żołądku. Wiedział, że Cameron chciała trzymać w sekrecie swoją ciążę tak długo jak to będzie możliwe, ale w tym wypadku Foreman sam się domyśli i to bardzo szybko.
Cameron odchrząknęła i przerzuciła stronę w aktach pacjenta.
- Nie potrzebujemy tablicy do tego.
Chase uniósł brwi, podejrzewał, że zapach markera jej przeszkadza, ale nie skomentował tego.
- Mamy zamiar się kłócić o tablicę? - zapytał Foremana. - Bo chciałbym zająć się sprawą. Wiesz, tą z prawdziwym żywym pacjentem, którego mamy utrzymywać przy życiu.
- Carol White. - powiedziała Cameron patrząc w kartę. - Trzydzieści dwa lata, przechodzi właśnie przez ostry rozwód. Podczas rozprawy zaczęła się skarżyć na mdłości a potem wybiegła z sali i zwymiotowała. Podczas drogi do wyjścia zemdlała, ma również krwawą biegunkę. Kiedy ją zbadano okazało się, że ma bardzo niskie ciśnienie. Właśnie dostaje płyny i jednostkę krwi. Mąż... były mąż... powiedział, że najprawdopodobniej sama to sobie zrobiła by zyskać sympatię.
- Wygląda na prawdziwego zwycięzcę. - powiedział Chase i złapał kartę, którą Cameron przesunęła w jego stronę. W ciągu lat nauczył się by nie reagować na wspomnienia o rozwodzie, ale to słowo wciąż budziło w nim mieszane uczucia i przywoływało wspomnienia. Zastanawiał się czy Cameron czuje tak samo, czy ten nonszalancki ton, gdy wypowiadała to słowo było tylko grą. Nie odważył się na nią spojrzeć.
- Straciła tyle krwi by mieć transfuzję? - zapytał Foreman. - To trochę drastyczne. Uraz?
- Na sali sądowej? - Cameron uniosła brwi. - Ktoś by to zauważył.
Foreman przewrócił oczami.
- Nie o tym mówiłem. Wewnętrzny uraz. Coś go musiało spowodować. Musimy zrobić prześwietlenie.
Chase pokręcił głową. Był zaskoczony, że Cameron wydawała się trochę nieprzytomna, ale nie chciał zwracać na to uwagi.
- Z takim rodzajem krwawienia mogła uszkodzić jakiś organ. Prześwietlenie nie wyłapie tego. Powinniśmy najpierw zrobić kolonoskopię.
- A co z byłym mężem? - zapytał Foreman, zerkając szybko na akta. - Jeśli sądzi, że sama to sobie zrobiła to może warto się temu przyjrzeć? W końcu przechodzi przez ostry rozwód, więc może się boi, że sędzia się zlituje. Może skłonności samobójcze?
- To śmieszne! - wtrącił się Chase, czując się urażony. Dyskusja nie była skierowana w nikogo, nie miała nic wspólnego z jego życiem osobistym ani związkami, ale czuł się osądzany przez Foremana każdego dnia odkąd wrócił do pracy. - Nie każdy kto się rozwodzi chce się zabić. Może jest z tego powodu szczęśliwa.
- Taa... - prychnął Foreman. - A może jest zupełnie zdrowa! Chodźmy więc do domu!
- Nie to powiedziałem. - Chase odchylił się na swoim krześle i skrzyżował ramiona. Czuł się sfrustrowany przez to napięcie w pracy. - Oczywiście powinniśmy zrobić badania toksykologiczne. Powinniśmy sprawdzić wszystko o czym tylko pomyślimy. Z takim krwawieniem nie mamy czasu na popełnianie błędów. Ale myślę, że nie powinniśmy zakładać, że znamy mroczne sekrety naszej pacjentki z raportu. Powinniśmy przynajmniej z nią porozmawiać, gdy odzyska przytomność a nie robić jakieś oskarżenia.
- Świetnie. - powiedział Foreman. - Więc zrób testy na wszystko. Ponieważ wiemy jakie będzie to sukcesywne.
- Myślę, że bardziej sukcesywne od nie robienia niczego. - odgryzł się Chase a potem zauważył, że Cameron siedzi sztywno z dwoma palcami uciskającymi nos. - Wszystko w porządku? - powtórzył.
- Co? - Cameron była rozkojarzona, dopiero zauważyła, że rozmowa znów skupia się na niej i wymagają od niej odpowiedzi. - Nic mi nie jest. Po prostu boli mnie głowa, gdy moi pracownicy zachowują się jak dzieci.
- Więc może się wtrącisz? - powiedział Foreman, jakby byli równymi sobie pracownikami a ona nie miała żadnego autorytetu.
Chase nie odezwał się, świadom, że dziwne będzie jak każdy zauważy jaki się zrobił nadopiekuńczy w stosunku do Cameron tak nagle, po tym jak jeszcze dwa miesiące robił wszystko by ją ośmieszyć.
- W porządku. - powiedziała Cameron i wstała. W jej głosie zabrzmiała złość. - Oto moje wtrącenie się. Foreman zrobi kolonoskopię a Chase badania toksykologiczne. Szukaj wszystkiego co jest w porządku i co jest poza normą. I zobacz czy może jest jakiś lepszy pomysł na to co się z nią dzieje, gdy tylko się obudzi.
- A ty co zrobisz? - zapytał Chase, wciąż zaniepokojony. Czuł się bezradny, że nie może nic zrobić bez wzbudzania zainteresowania.
- Muszę porozmawiać z Cuddy. - odpowiedziała Cameron i wyszła zanim ktokolwiek zareagował.

Dwie godziny zajęło Chase'owi zrobienie badań toksykologicznych. Szukał wszystkiego, co tylko mu wpadło do głowy. Trzy razy sprawdzał każdy wynik a potem spędził kilka minut na myśleniu co dalej ma robić. Wszystko było negatywne a on nie mógł pozbyć się uczucia, że coś ominął. Wrócił do biura diagnostycznego, gotów do kolejnej dyskusji.
Przez ostatnie trzy lata usiłował zająć się pracą by nie myśleć o swoich demonach. W tym szpitalu podjął decyzję, która zmieniła jego życie i wciągnęła go w grzech. A jednak czuł się w tym zatracony, usiłował ratować tyle żyć ile się da by się choć odrobinę zbliżyć do odkupienia win. Jednak strach wciąż mu towarzyszył, świadomość, że mógł coś przeoczyć, że może nie jest wystarczająco dobry i niewinna istota może stracić życie.
- Znalazłeś coś? - zapytał Foreman, gdy Chase się pojawił w biurze.
- Nie. - powiedział Chase i zerknął do biura obok zanim usiadł przy stole. - Gdzie jest Cameron?
Foreman wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Słyszałeś, że miała iść do Cuddy.
- Minęło kilka godzin. - powiedział Chase. Zastanawiał się co było przedmiotem tak nagłej dyskusji. Był zbyt skupiony na sprawie by ją zapytać o to wcześniej, ale coś ją wyraźnie martwiło. Kiedy byli razem, rzadko widywał ją chorą, więc zaczął zastanawiać się czy może dopadły ją poranne mdłości i jak zamierza to rozegrać w pracy, gdy zaczną być one regularne.
- Co jej zrobiłeś? - zapytał Foreman i odłożył raport z kolonoskopii, który trzymał w ręku.
- Co? - Chase był zszokowany tymi oskarżeniami. To, że Foreman w ogóle go o to zapytał było dziwne, chociaż wiedział jak wcześniej traktował Cameron, więc w zasadzie pytanie było uzasadnione.
- Cameron. - powiedział Foreman powoli, jakby Chase był opóźnionym dzieckiem. - Coś jest z nią nie tak. Nie sądzę, że jesteś psychopatą, który specjalnie zrobił coś, że się pochorowała. Jednak założę, że zrobiłeś coś co ją zmartwiło.
- Nic nie zrobiłem! - zaprotestował Chase, był zły o te oskarżenia. - Nie widziałem jej od sobotniego ranka!
- Sobota? - Foreman uniósł brwi a Chase zorientował się co właśnie powiedział. Złość sprawiała, że zachowywał się impulsywnie.
- Przyszła do mnie. - przyznał, stwierdzając, że częściowa prawda będzie najlepszym rozwiązaniem. - Chciała się upewnić, że chodzę na rehabilitację mojej kostki.
Foreman prychnął.
- Jak słodko.
- Nie będę o tym więcej rozmawiać. - powiedział Chase, zmuszając się by nie prowadzić dłużej tej dyskusji. Nie mógł niczego powiedzieć Foremanowi bez narażania się na utratę zaufania Cameron a to w tym momencie było najważniejsze. - Mamy sprawę. Nie będę marnował czasu i narażał życia pacjenta tylko dlatego, że Cameron jest właśnie na spotkaniu.
Foreman westchnął i po chwili zaakceptował jego decyzję.
- Dobra. Więc nic nie wyszło z toksykologii?
- Wszystko negatywne. - powtórzył Chase. - Poza alkoholem. Ale nie był to wysoki poziom by spowodował te symptomy.
- Ale zemdlała rano. - powiedział Foreman. - Więc wiemy, że piła rano przed spotkaniem w sądzie. Może mieć to jakieś znaczenie.
Chase wzruszył ramionami.
- Przestaniesz?
- Nie. - powiedział Foreman. - Nie przestanę.
- Co wykazała kolonoskopia? - zapytał Chase ignorując jego komentarz. - Zapewne nic, bo inaczej byśmy tego nie omawiali.
Foreman pokręcił głową.
- Krwawienie pochodziło zza bardzo natlenionych płytek krwi. Więc krwawienie odbytnicze było spowodowane niskim ciśnieniem i to wszystko.
- A co spowodowało niskie ciśnienie? - mruknął Chase, bardziej sam do siebie. - Zakładam, że sprawdziłeś ślady krwawienia wszędzie?
- Nie. - odpowiedział sucho Foreman. - Pomyślałem, że poczekamy i zobaczymy czy w ciągu kilku godzin się wykrwawi. Tak, sprawdziłem. Nie ma śladów krwawienia wewnętrznego a ciśnienie jest stabilne.
- A co z niedokrwistością? - zapytał Chase i zerknął na czystą tablicę. - Może spróbujmy zrobić test na to?
Foreman otworzył usta by odpowiedzieć, ale przerwał mu telefon. Chase patrzył jak wstaje i idzie odebrać. Foreman słuchał przez chwilę a potem odłożył słuchawkę a kiedy się odwrócił na jego twarzy malował się szok.
- To była Cameron. Powiedziała, że została przyjęta do szpitala i chce byś do niej poszedł. Nie powiedziała po co. Masz mi coś do powiedzenia?
- Cholera! - Chase wstrzymał oddech, zignorował pytanie i wyszedł w pośpiechu z biura, ignorując ból w kostce, który powstał przy nagłym ruchu. Był pewien, że tak się zaangażował w sprawę pacjentki, że coś przeoczył i naraził pacjentkę na niebezpieczeństwo. Tymczasem okazało się, że przeoczył coś, co było przed jego nosem i założył, że niedyspozycyjność Cameron była spowodowana efektami ciąży.
Odczekał kilka sekund na windę i zastanawiał się czy jego porażka nie kosztowała ich wszystkiego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:12, 15 Paź 2011    Temat postu:

Alexis, nie rób mi tego... Jak to w szpitalu?! Co się stało Cameron, czy... coś się stało dziecku? Mówiłaś, że masz miękkie serce, proszę, teraz też miej.
Jak ja mam coś w ogóle skometować, skoro Cameron leży w szpitalu? Postaram się, ale...
Cytat:
Tydzień minął za szybko. Zanim nadszedł weekend, Cameron zakopała się w papierkowej robocie, którą szybko skończyła i teraz czuła się kompletnie wyobcowana po tym chaosie, który był przez ostatnie kilka miesięcy. Najpierw czuła ulgę, że nie ma nic do roboty. Wracała do domu wcześniej, kończyła pranie i gotowała skromną kolację. Czuła się luksusowo, gdy kładła się do łóżka z książką.

Kobieto, ty jeszcze narzekasz? Ja bym skakała ze szczęścia, nic do roboty oprócz standardowych czynności. Pewnie bym spała, spała i spała...
Cytat:
- Znów spałeś na kanapie? - zapytała w końcu.
Chase przygryzł wargę i kiwnął głową.
Cameron wiedziała, że podjął świadomą decyzję by jej powiedzieć prawdę.
- Wciąż masz problemy ze spaniem? - zapytała ostrożnie, miała nadzieję, że będzie spokojniejszy, gdy testy jego wątroby okazały się być pozytywne. Zbyt dużo nadziei pokładała w szybkiej poprawie.
Chase pokiwał głową, tym razem dużo szybciej.
- Złe sny. Jak zawsze. - to powinno być zrozumiałe.

Alison, gdybyś miała takie koszmary jak on, na 100% miałabyś problemy ze spaniem. Przecież te koszmary są takie straszne.
Cytat:
- Przyniosłam śniadanie. - Cameron znowu poczuła się niekomfortowo, jakby ten zwykły gest był zbyt intymny. - Z kawiarni. Pomyślałam... że może będziesz chciał zjeść jednego z tych obrzydliwych cynamonowych rogali, które zwykle jadłeś.
Chase uśmiechnął się słabo i podniósł torbę. Jego twarz rozjaśniła się po raz pierwszy tego poranka.
- Serio?
Cameron kiwnęła głową, przypominając sobie ile razy kończyli w tej kawiarni po wspólnym poranku, gdy mieli wolny dzień. Jak obserwowała go, gdy z chirurgiczną precyzją kroił rogala, jakby miał wyciągnąć z niego wnętrzności. Teraz ona wzięła swoją kawę i bajgla z torby.
- Pijesz kawę? - zapytał Chase z pełnymi ustami.
Cameron powstrzymała się od przewrócenia oczami.
- Jest bezkofeinowa.

Podczas czytania tego fragmentu szczerze się uśmiechnęłam. To musiało interesująco wyglądać... Co do kawy, nie czepałabym się. Może ma zachcianki? Ale dobrze, że to bezkofeinowa.
Cytat:
- Co jest? - zapytała, czując, że traci oddech.
Chase pokręcił głową.
- Myślałem kiedyś by ci się tu oświadczyć.
Cameron otworzyła szeroko oczy. Nie wiedziała co ma na to odpowiedzieć. Najpierw chciała przeprosić. Zastanawiała się jakby się to potoczyło, gdyby to zrobił tutaj, czy ich związek by się zmienił przez taki trywialny szczegół. Może jakimś cudem dzisiaj wciąż by byli razem. Potem Chase odchrząknął i w pośpiechu odwrócił się od niej, jakby się nagle zorientował co właśnie powiedział a chwila została strzaskana.
- Idę do domu. - powiedział ostro i zaczął szybko odchodzić.
- Poczekaj! - zawołała za nim.
Chase nie zwolnił ani się nie odwrócił.

Szczerze powiedziawszy, nie za bardzo spodobał mi się ten fragment, co nie zmienia faktu, że według mnie był ważny. Pomimo tej lekkiej i przyjemnej aury, która ostatnio występuje w fanficku, ta gorycz i ten żal wciąż się gdzieś przedzierają przez tą miłą zasłonę.
Cytat:
Foreman otworzył usta by odpowiedzieć, ale przerwał mu telefon. Chase patrzył jak wstaje i idzie odebrać. Foreman słuchał przez chwilę a potem odłożył słuchawkę a kiedy się odwrócił na jego twarzy malował się szok.
- To była Cameron. Powiedziała, że została przyjęta do szpitala i chce byś do niej poszedł. Nie powiedziała po co. Masz mi coś do powiedzenia?
- Cholera! - Chase wstrzymał oddech, zignorował pytanie i wyszedł w pośpiechu z biura, ignorując ból w kostce, który powstał przy nagłym ruchu. Był pewien, że tak się zaangażował w sprawę pacjentki, że coś przeoczył i naraził pacjentkę na niebezpieczeństwo. Tymczasem okazało się, że przeoczył coś, co było przed jego nosem i założył, że niedyspozycyjność Cameron była spowodowana efektami ciąży.
Odczekał kilka sekund na windę i zastanawiał się czy jego porażka nie kosztowała ich wszystkiego.

Nie, nie, nie. To się nie dzieje. Cameron lub dziecko nie mogą być chore/chorzy (a tak w ogóle, to chłopiec czy dziewczynka? ).
Było już tak dobrze... Biedny Chase teraz będzie się obwiniał, że to przez niego.

Proszę, dodaj ten ciąg dalszy jeszcze dzisiaj, bo nie zasnę. Tak jak wczoraj po Titanic'u, za dużo traumatycznych wspomnień. Nerwowo wyczekuję.

Piłeczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:41, 15 Paź 2011    Temat postu:

Cytat:
No dobra, w ekspresowym tempie przetłumaczyłam te dwa rozdziały. Nie spodziewałam się komentarza tak szybko

A tak w ogóle to już połowa fika za nami



ROZDZIAŁ 34

Czas się dłużył, wydawało się, że minęło już kilka godzin. Na ścianie był zegar, który potwierdzał tą myśl, ale Cameron nie mogła się na nim skupić, nie mogła nawet odczytać liczb, które przecież powinna znać. Serce jej waliło a sala wydawała się zbyt mała. Ściany zdawały się nie przepuszczać żadnego powietrza.
Nie wiedziała ile czasu minęło od jej rozmowy z Foremanem, gdyż od tamtej pory pokój wciąż był pusty. Była wdzięczna, że nie wypytywał jej, że nie musiała się tłumaczyć. Ale nie była pewna czy spełni jej prośbę i co powiedział Chase'owi.
Zmagała się z tymi myślami, ze strachem, że Chase już wie i nie przyjdzie. Jej myśli pędziły, czuła narastającą panikę i nie potrafiła przestać myśleć o tym, że po usłyszeniu wiadomości mógł udać się do baru. Tak naprawdę to Cameron nie była pewna na ile może mu ufać. Była przekonana, że nie jest gotów na takie emocjonalne przejścia i mała część jej była przepełniona paniką i poczuciem winy, że postawiła go w tej pozycji. Bała się zawodu, który mógł nastąpić.
Cameron prawie się poddała myśli, że on nie przyjdzie, że pewnie wrócił na ścieżkę autodestrukcji, gdy pojawił się w drzwiach, zarumieniony i ciężko oddychał. Jego fartuch opadł z jednego ramienia a jego oczy wypełnione były paniką.
- Hej. - odezwał się po chwili, usiłując brzmieć na o wiele bardziej spokojnego niż był w tym momencie, ale nie przekonał nikogo. - Przyszedłem tak szybko jak się dało. Co się stało?
Cameron usiadła opierając się o poduszki i usiłowała powstrzymać pokój od wirowania, Usiłowała patrzeć na swój przypadek obiektywnie, zrobić listę objawów, jakby czytała kartę. Jednak nie potrafiła się wysłowić. Jej gardło było ściśnięte, jej myśli były poplątane.
- Allison? - Chase podszedł bliżej i usiadł na krześle obok łóżka.
- Byłam obolała jak się obudziłam. - Cameron w końcu udało się przemówić, ale w jej głosie słychać było fałszywy spokój, który wyćwiczyła sobie podczas pracy na ostrym dyżurze. Teraz wydawał się jej nie na miejscu, zastanawiała się czy to samo czuli pacjenci, których spotykała w przeszłości. - Po prostu... Pomyślałam, że źle spałam, w niewygodnej pozycji. Bolała mnie głowa, ale założyłam, że to stres.
- Ale? - zapytał Chase. Był świadom, że te objawy osobno nie stanowiły problemu, nawet nie kazałyby mu zmusić ją do zrobienia badań w środku dnia.
- W pracy zaczęło mi się kręcić w głowie. - kontynuowała, wciąż wydawała się nieobecna, jednak usiłowała się sama zdiagnozować. - Przed spotkaniem z Cuddy poszłam do łazienki i zorientowałam się, że krwawię. A potem wszystko...
- Okazało się być nagłym wypadkiem. - dokończył Chase ku jej zaskoczeniu. Wydawał się przestraszony, bardziej niż się spodziewała. - Co powiedział lekarz? - zapyta, gdy nie odezwała się.
- Zrobił badanie i USG. - powiedziała Cameron. Zawroty głowy były przytłaczające, jednak były na samym końcu listy jej zmartwień. - Dziecko... wyglądało ok, ale wciąż czekają na wyniki z krwi. A moje ciśnienie było wysokie.
Chase otworzył szerzej oczy, kolejny znak, że nie kontrolował tej sytuacji tak jakby chciał.
- Jak bardzo?
- Nie pamiętam. - Cameron była zawstydzona. Nie było to do niej podobne by zapominała wyniki testów, zwłaszcza, że chodziło o jej nienarodzone dziecko. - Nie dużo. Ale wystarczająco by się martwić. Chcą mnie zostawić na noc. Zobaczyć czy wszystko wróci do normy czy... - Cameron urwała. Nie była w stanie powiedzieć na głos o możliwości poronienia. Jedyne o czym myślała to to, że jeśli stracą to dziecko to będzie koniec wszystkiego. Nie będzie powodów by próbować ponownie. Wiedziała, że ich wątła przyjaźń nie przetrwa czegoś takiego. Wszystko wróci do stanu sprzed trzech miesięcy, gdy między nimi był dystans i strata. Gorzej, to, że właśnie to ją najbardziej przerażało sprawiało, że czuła się jak potwór, jakby była to kara a to dziecko zostało jej zabrane.
- Ok. - powiedział cicho Chase. Odchrząknął i wstał z miejsca, jakby był wypełniony zbyt wielką energią by usiedzieć. - Ok. - urwał i wsadził ręce do kieszeni a potem odwrócił się do niej w sposób, którego Cameron nie potrafiła odczytać. Nagle wydał się niepewny. - Czy... chcesz towarzystwa póki czekasz? Zrozumiem jeśli chcesz być sama.
- Proszę... - Cameron była jednocześnie zaskoczona i poczuła ulgę. - Proszę, zostań. - nie pomyślała, że on może myśleć, że nie jest tu mile widziany, że chciałaby przejść przez ten koszmar sama. Wciąż doceniała jego wybór, tą pewność, którą jej teraz okazywał, kiedy mógł łatwo się poddać. Trzy lata temu nie byłaby taka niepewna jego zachowania, założyłaby, że jak zwykle będzie dla niej wsparciem. Jednak wiedziała, że się zmienił i to co teraz robił było dla niej zaskoczeniem.
Chase kiwnął głową a potem powiesił fartuch na oparciu krzesła i podszedł do jej łóżka. Obserwowała jak ściąga buty i zanim się zorientowała co robi, on wspiął się na jej łóżko i położył się obok. Nie było miejsca by utrzymać dystans między nimi, ale Chase nawet nie próbował. Przesunął ręce tak, że jedna leżała na jej sercu a druga na jej brzuchu, jakby usiłował dodać dziecku siły.
- Czy tak jest dobrze? - wyszeptał. Jego oddech łaskotał ją w ucho.
- Tak. - Cameron przekręciła się i zerknęła na niego ponad ramieniem i wstrzymała oddech. Na jego twarzy malowała się absolutna delikatność, właśnie to sprawiło, że kiedyś się w nim zakochała. Ta jego delikatna adoracja w końcu zburzyła ściany, które wokół siebie zbudowała.
- Jestem tu, Allison. - mruknął Chase i przysunął się bliżej, opierając czoło o jej ramiona. Trząsł się, ale był w nim dziwny spokój. Wola przetrwania, którą rozwijał od dzieciństwa. Był silniejszy niż przypuszczała i nagle proszenie go o pomoc nie wydawało się dziwne, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego obecność. - Postaraj się zrelaksować. - kontynuował po chwili. Cameron przymknęła oczy, które wypełniły się łzami. Wszystko było przytłaczające. - To najlepsze co możesz teraz zrobić. Wiem, że łatwo jest panikować, ale nie pomoże to obniżyć twojego ciśnienia.
- Nie widzieliśmy jeszcze wyników krwi. - powiedziała cicho Cameron, niezdolna by go słuchać, chociaż miał rację. Wciąż przez jej myśli przechodziło tysiące możliwości, najgorsze scenariusze, jeden po drugim. - Nie wiemy jak źle jest.
- Nie myśl o tym teraz. - przerwał jej. - Nie mamy powodów by tak myśleć. A to twoja pierwsza ciąża. Pewnie nie ma powodów do obaw.
- Jest jeszcze tysiące innych rzeczy, które mogą być nie tak. - Cameron się sprzeczała, nagle czując kolejną falę strachu, która daleka była od relaksu. Miała irracjonalne przeczucie, że jeśli się uspokoi to stanie się najgorsze. Bardzo by ją zabolało, gdyby myślała o czymś najlepszym a potem by się zawiodła, znała to z wielu epizodów w swoim życiu. Teraz ledwie rozpoznawała kobietę, która przeprowadziła się do Princeton, wypełniona nadzieją i idealizmem. Teraz to ją przerażało.
- Większość jest naprawdę rzadka. - powiedział delikatnie Chase. - To, że widujemy ekstremalne przypadki w naszym wydziale, nie oznacza, że tobie się to przytrafi. Musisz o tym pamiętać. Najprawdopodobniej jest to tylko stres. Odpoczniesz przez kilka dni i będziesz miała normalną ciążę.
- Nie chcę zakładać... - zaczęła ponownie, ale Chase uciszył ją kładąc rękę na jej policzku.
- Hej. - powiedział spokojnie, przesunął się by spojrzeć jej w oczy, ale nie puścił jej. - Rozumiem. Póki panikujesz to czujesz się bezpieczniej. Mniej do stracenia. W momencie, gdy się zrelaksujesz to coś się może stać... więc usiłujesz być przestraszona póki nie upewnisz się, że jest bezpiecznie. - bardzo delikatnie dotknął palcem jej ust. - Nie rób tego. Starasz się ochronić siebie, ale skończy się to gorzej.
Coś w niej pękło, gdy usłyszała jego słowa, które wystarczyły by zburzyć ściany, które desperacko usiłowała wybudować. Cameron obróciła się w jego stronę i ukryła twarz w jego ramionach a potem zaczęła płakać. Chase zareagował od razu, jakby nie minęły lata od kiedy byli tak blisko. Oparł policzek o jej ramię i wplótł palce w jej włosy.
- W porządku... - wyszeptał, jednak w jego głosie było słychać, że nie jest tego pewien. Wciąż był tutaj i tak bardzo się starał. Zobaczyła w nim jego oddanie, sposób, w jaki widział ich małżeństwo od czasu jego rozpadu. To, że jej zaufał było dla niej wystarczającym zapewnieniem. Udowodnił, że wciąż wierzy w przyszłość ich dziecka i w nią.
Cameron oparła się o niego i usiłowała złapać oddech. Nie potrafiła się uspokoić, ale jej myśli zaczęły zwalniać. Po raz kolejny ta sytuacja była do udźwignięcia, chociaż było jej niedobrze z ciekawości o wyniki.
- Wszystko w porządku? - zapytała w końcu Chase'a, pamiętając o jej zmartwieniu odnoście proszenia go o tak wiele tak szybko.
- Pozwól mi to dla ciebie zrobić. - powiedział po prostu a ona kiwnęła głową, akceptując jego decyzję.
Cameron odetchnęła i usiłowała się skupić na czymś, przynajmniej do czasu aż przyjdą jej wyniki.
- Co ze sprawą? Przerwałam wam w trakcie. Któryś z was coś znalazł?
Chase pokręcił głową i chciał coś powiedzieć, ale urwał na odgłos kroków na korytarzu. Chwilę później w drzwiach stanęła Cuddy, wyglądała na złą a jej twarz miała minę, która wcześniej przeznaczona była tylko dla House'a. Chase się nawet nie poruszył, instynktownie złapał Cameron mocniej a ona była mu za to wdzięczna.
- Więc... - odezwała się Cuddy po dłuższej chwili. - Nie za bardzo profesjonalny związek.


ROZDZIAŁ 35


Cuddy przeszła dwa kroki i zatrzymała się krzyżując ramiona. Chase czuł jak ciało Cameron robi się spięte. Ledwie zdążyła się zrelaksować a już każdy jej mięsień był napięty ponownie, jakby spodziewał się fizycznego ataku. Jego własne serce waliło jak oszalałe, czuł znajomy przypływ paniki. Usiłował jakoś to powstrzymać i zorientował się, że jego strach nie pochodzi od obecności Cuddy, ale jego troski o to, że zmartwiło to Cameron. To spowodowało, że zaczął się trochę lepiej czuć, jednak wiedział, że świat obrócił się przeciwko nim i otrzymał kolejny cios w plecy, miała nastąpić poważna katastrofa. Wiedział, że Cameron powinna się jakoś uspokoić i nie narażać dziecka na kolejne niebezpieczeństwo.
- Jesteś w ciąży. - powiedziała Cuddy po minucie, kiedy nikt się nie odezwał. To nie było pytanie. Ktoś musiał jej powiedzieć, Chase wiedział, że mogła sprawdzić to w aktach pacjenta. Nigdy nie pytał Cameron o to czy lekarz prowadzący ciążę jest z PPTH. Nie czuł, że potrzebuje takich informacji, nawet o życiu własnego dziecka. Teraz zastanawiał się czy nie popełnił błędu, czy nie pozwolił by naraziła się na katastrofę w pracy, jednak myśląc logicznie to w końcu każdy by się dowiedział.
Cameron pokiwała głową po chwili, wciąż była zbyt zaskoczona by odpowiedzieć. Czuła się bezradna, Chase odnalazł pod kocami jej dłoń i uścisnął ją lekko, wciąż trzymał rękę na jej talii. Czuł, że wzbiera w nim nadopiekuńczość, ale nie chciał być zbyt nachalny, nie chciał niczego pogarszać.
- Który to miesiąc? - zapytała ostro Cuddy, wciąż nie patrząc na Chase'a. Podeszła bliżej a Cameron znów zaczęła się spinać. Oddychała płytko i bardzo szybko.
- Prawie trzeci. - powiedziała cicho, jakby miała się rozpłakać. - Co, jak zakładam, wiedziałaś. Musiałaś czytać moje akta. Pytasz żeby sprawdzić czy cię nie okłamię?
- Nie sądzę byś była w odpowiednim położeniu by robić takie oskarżenia. - odpowiedziała Cuddy chłodno. Chase nie widział jej takiej wściekłej od lat, nie od czasu choroby House'a. - Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć?
- Nie wiem. - przyznała Cameron. - Nie doszłam jeszcze do tego.
- Więc chciałaś ukrywać swoją ciążę przede mną? Do czasu aż sama zauważę? - te słowa brzmiały ostrzej w jej ustach a Chase poczuł narastający gniew, że sprawia iż dzień ten jest jeszcze gorszy. Bolał go brak współczucia, który zastąpił zawód. Wiedział, że Cuddy wykonuje swoją pracę, miała rację by się wściekać, jednak biorąc pod uwagę sytuację, przesadzała, oskarżając kobietę i dziecko, które jeszcze nie śmiał nazywać rodziną.
- Nie wiem. - powtórzyła Cameron, patrząc na swój koc i skręcając jego róg wolną ręką.
- Zakładam, że nie była to planowana ciąża? - Cuddy była niewzruszona.
- Oczywiście, że nie! - Cameron odpowiedziała trochę zbyt szybko a Chase drgnął. Wiedział, że nie ma prawa oceniać szybkości i prawdziwości tej odpowiedzi. Minęły miesiące a on wciąż nie był w pozycji, która pozwoliłaby mu nazywać siebie rodzicem. Wiedział, że Cameron dba o ich dziecko, widział jej panikę. Jednak nie mógł pozbyć się tego uczucia, że widzi w ciąż w tej sytuacji tylko wypadek, mniej niż planowany przyszły koniec. Jeśli teraz straci to dziecko, nie będzie drugiej szansy. Wiedział to, że doprowadzi to do rozstania, zapewne bardziej bolesnego od tego pierwszego, mimo tego, że nie łączy ich nic poza dzieckiem.
- Przyrzekałaś, że twoje relacje z Chase'em są profesjonalne. - kontynuowała Cuddy, niezbyt świadoma tego ile szkód wyrządza. Albo nie obchodziło jej to. - Powtarzałaś mi to setki razy! Zarząd patrzy mi na ręce, każe zamykać wydział. Miał zostać zamknięty po śmierci House'a. Trzymałam go, bo przekonałaś mnie, że pod twoim nadzorem zespół będzie efektywniejszy. Zgodziłam się na powrót Chase'a do pracy, wierzyłam twoim profesjonalnym osądom. Założyłam, że jesteś na tyle rozsądna by nie ryzykować swojej i mojej kariery poprzez kłamstwo odnośnie związku, o którym mówiłaś, że nie wracacie do siebie. A teraz dowiaduję się, nawet nie bezpośrednio od ciebie, że jesteś w ciąży ze swoim pracownikiem. Jak mogę wiedzieć, że nie udajesz by dbać o swoje własne interesy? Powinnam od razu zamknąć wydział.
- To śmieszne! - przerwał jej Chase, zbyt wściekły by dłużej milczeć. - Myślałem, że jako dziekan medycyny najpierw zbierzesz detale a potem wyciągniesz wnioski. Nie wspominając już o bardzo profesjonalnym podejściu do pracownika, który jest obecnie pacjentem w twoim szpitalu.
- Robert. - powiedziała cicho Cameron, wyciągając go z wściekłości do czasu teraźniejszego. Przypomniała sobie jego wściekłość, rękę Dibali na jej ramieniu i furii, która zmieniła na zawsze ich życie. - Nie.
Cuddy patrzyła się na niego przez chwilę.
- Dobrze. Oświeć mnie.
- Nie jesteśmy razem. - powiedział Chase oficjalnie. Wciąż się nie odsunął od Cameron. Był świadom, że ten obrazek nie pomoże, ale czuł jak jej ramiona się trzęsą i nie obchodziło go czy Cuddy im wierzy. - Jesteśmy przyjaciółmi. Ja... podjąłem wiele złych decyzji. Wiesz, że Cameron ocaliła mi życie.
- To słodko. - ton Cuddy był wciąż oskarżycielski, ale o wiele mniej, choć wciąż wypełniony był złością. - Jednak okłamaliście mnie.
- Nie masz powodów by zamykać wydział. - kontynuował Chase, usiłując zachować spokój. - Więc powiedz co ci się podoba. Rozmawiałem z House'em przez wiele miesięcy, gdy był chory. Wiem, że się spotykaliście w tajemnicy. Nie wspominając o waszym związku kilka lat wcześniej. Każdy o tym wiedział. A poza tym... Jesteśmy świetnym zespołem. W pracy jesteśmy profesjonalistami. Taka jest prawda. Bierzemy więcej przypadków niż braliśmy, gdy House był szefem. Nasze papiery, dyżury w klinice są uporządkowane. Dałaś Cameron dowodzenie, bo wiedziałaś, że potrafi nami zarządzać. Jeśli chcesz kogoś ukarać, w porządku. Zwolnij mnie. Ale nie zamykaj wydziału. To nie fair w stosunku do Foremana. On też ma rodzinę. I nie jest to fair w stosunku do pacjentów, którzy potrzebują naszej pomocy.
Cuddy wpatrywała się w niego przez kolejny moment. Najwyraźniej zastanawiała się czy coś się zmieniło w szpitalu przez ostatnie miesiące.
- Oczekuję, że wydział wciąż będzie prosperował tak samo. Jeśli nie lepiej.
- Możemy to zrobić. - powiedział Chase, natychmiast przygotowując się do pracy w nadgodzinach, jeśli tylko będzie oznaczało to mniej stresu dla Cameron.
- Liczę na to. - powiedziała Cuddy i odwróciła się do Cameron. - Weź tyle czasu wolnego ile lekarz zaleci. Nie pochwalam twoich decyzji, ale musisz być bezpieczna dla dobra dziecka. - nie dała szansy na odpowiedź, tylko odwróciła się i wyszła.
Cameron odetchnęła, wciąż była roztrzęsiona i oparła się ciężko o Chase'a. Nagle uświadomił sobie, że wciąż ją obejmuje a jego ciało przylega do jej ciała. Podczas jej wcześniejszej paniki zareagował instynktownie, nie miał czasu na zastanawianie się i skupił się na jej strachu. Teraz uświadomił sobie jak to jest leżąc z nią w jednym łóżku, nawet podczas tych innych okoliczności. Ta myśl uderzyła w niego nagle. Uczucia zaczęły w nim wzbierać, gdy się tego najmniej spodziewał. Nie potrafił nawet utrzymać między nimi dystansu. Jeśli miał być ze sobą szczery, zaczynał jej ufać. Strach przed ponowną utratą jej wciąż mu towarzyszył, ale nie poddawał się temu. Wciąż jednak nie wierzył w to, że zasługuje na szczęście. Nie był zdolny do posiadania niczego innego w życiu, oprócz stresowania jej i narażania ich dziecka na niebezpieczeństwo. Zasługiwała na coś lepszego, na coś czego nie był w stanie jej zapewnić. Pomyślał znowu o Housie i Stacy.
- Dziękuję. - powiedziała cicho Cameron. Jej ciepły oddech łaskotał go w policzek.
- Dlaczego? - zapytał Chase, czując pewność, że nie byliby w tym położeniu, gdyby nie jego obecność w jej życiu. Chciała tego dziecka bardziej niż czegokolwiek, wiedział to, ale nie potrafił przestać myśleć o tym, że mogłaby to mieć z kimś innym, z kimś kto byłby dla niej partnerem, którego potrzebowała. Złość Cuddy i jej brak akceptacji tylko go w tym utwierdzał.
- Jesteś w ciąży? - Foreman pojawił się w pokoju zanim Cameron miała szansę by odpowiedzieć. Chase podskoczył zaskoczony. Powinien się tego spodziewać, wszystko się wydało, był pewien, że cały szpital już wie.
- Idź sobie. - powiedział Chase, wyczerpany po przypływie porannej adrenaliny. Był bardziej zatroskany tym, by Cameron się zrelaksowała.
Foreman przysunął krzesło do łóżka Cameron i usiadł.
- Więc, kiedy powiedziałeś, że nic jej nie zrobiłeś...
- Sorry. - powiedział sucho Chase, wiedział doskonale dokąd zmierza Foreman. Było to frustrujące, ale jednocześnie poczuł ulgę po złości Cuddy. - Nie sądziłem, że seks był zawarty w liście możliwości.
- Jestem tutaj. - odezwała się Cameron, wydawała się zniesmaczona, ale brzmiała spokojniej. Oboje przywykli do osądów Foremana. Było to bardziej przyjazne od słów pocieszenia.
- Co zamierzasz zrobić? - zapytał Foreman, odchylając się na krześle.
- Urodzę to dziecko. - powiedziała Cameron, ale wtedy uzmysłowiła sobie gdzie jest i zmartwiała. - To znaczy... Zakładając... Wciąż czekam na wyniki badań, ale jak na razie...
- Nic ci nie będzie. - powiedział Foreman zdecydowanie.
- Nie możesz tego wiedzieć. - Cameron przygryzła wargę.
Foreman westchnął i spojrzał na swoje dłonie, wahając się chwilę a potem znów podniósł wzrok.
- Mogę. Zajrzałem do twoich akt.
- Świetnie. - mruknęła Cameron, brzmiała na sfrustrowaną niż złą. - Może przyczepimy je na tablicy ogłoszeń?
- Możemy to zrobić. - powiedział Foreman. - Wtedy cały szpital będzie wiedział, że wyniki z krwi są w normie.
- Widziałeś je? - Chase usiadł, znowu była w nim adrenalina.
Foreman kiwnął głową.
- Prawdopodobnie wciąż cię przytrzymają tu na noc by upewnić się, że ciśnienie spadnie.
- Co się nie wydarzy, gdy każdy będzie ją nękał. - Chase czuł ulgę na te wieści.
Cameron zakryła twarz rękami i oddychała z trudnością. Chase położył rękę na jej plecach, nie był pewien czy płacze.
- Dziękuję ci, Foreman. - powiedziała po chwili, wciąż nie patrzyła na nich.
- Chyba powinienem powiedzieć gratulacje. - powiedział Foreman.
- Powinieneś. - odezwał się Chase, uświadamiając sobie, że byli przez to oceniani, nikt nie traktował ciąży Cameron w sposób w jaki on.
- Gratulacje. - powiedział Foreman.
- A jak tam pacjent? - zapytała Cameron, usiłując odwrócić uwagę od swojej osoby.
- Znowu się zatrzymała po wyjściu Chase'a. - Foreman znów przybrał poważny ton. - Znów jej dano dwie jednostki krwi. Myślę, że to jest niewydolność.
- Albo coś innego. - powiedział Chase. Nagle przypomniał sobie o rozmowie na temat męża pacjentki i jego oskarżeniach.
- Jak niewydolność? - przedrzeźniał go Foreman.
- Albo trucizna. - odezwała się Cameron ku zaskoczeniu Chase'a. - Nie myślicie, że to próba samobójcza. Może były mąż ją truje?
- Myślę, że to potworna zbieżność, że on ją oskarżył o branie czegoś a teraz jej objawy pasują do zatrucia. - powiedział Chase ostrożnie. - Ale nie znalazłem niczego na panelu toksyn. Jeśli nie można porozmawiać z pacjentką to ktoś powinien pogadać z byłym mężem.
Foreman westchnął i skinął głową.
- Więc myślę, że będę to ja.
- Ty też powinieneś iść. - powiedziała Cameron ku zaskoczeniu Chase'a.
- Nie chcesz mnie tu? - zapytał, niezupełnie świadom tego co powiedział.
- Oczywiście, że cię tu chcę. - głos Cameron zelżał. - Ale nic mi nie będzie przez kilka godzin. Nasza pacjentka się wykrwawi jeśli nie dowiemy się co z nią jest. Popracuj trochę.
Chase wziął oddech i kiwnął głową. Zszedł z łóżka i włożył buty.
- Zobaczymy się potem, śpij.
Kiwnęła głową a Chase zaczął iść za Foremanem, gdy nagle odwrócił się i delikatnie pocałował Cameron w czoło.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rory Gilmore dnia Sob 21:49, 15 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin