Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[+18] The rest is silence [T][NZ]
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:07, 12 Lip 2011    Temat postu: [+18] The rest is silence [T][NZ]

Witam,
postanowiłam zabrać się za tłumaczenie fika, który jest boski. Jest strasznie długi, ale jest wart czytania.
Napisała go enigma731
[link widoczny dla zalogowanych]
Tłumaczenie jest moje, czasem mogą być małe różnice z angielskimi wyrażeniami, ale to tylko dlatego, że niektóre zwroty są nieprzetłumaczalne, ale kto zna angielski ten wie, ale przekaz ten sam, tylko innymi słowami.
Autorka wyraziła zgodę na wszystkie wprowadzone przeze mnie (niewielkie i nie zmieniające treści) zmiany oraz na publikację tłumaczenia swojego fika.
Kategorię wiekową ustanawiam na 18+, gdyż są tu sceny brutalne, sceny seksu oraz kilka wulgaryzmów. Autorka jednak ustanowiła swoją kategorię na 16+. Jeśli moderatorzy uznają, że mogą to czytać osoby z przedziału 16+ to można zmienić.

Zweryfikowane przez Allison Chase

ROZDZIAŁ 1


Był to tydzień przed Wielkanocą, kiedy Cameron odebrała telefon, który wydawał się dziwnie pasować do sytuacji. Święta były czasem, kiedy czuła się prześladowana przez swoje demony a w nowym mieście nie mogła odnaleźć spokoju. Jej matka planowała rodzinny weekendowy wypad od tygodni, który Cameron od dekad tradycyjnie opuszczała. Jednak tylko chwilę zajęło jej podjęcie decyzji po usłyszeniu głosu Cuddy. Tego samego dnia wsiadła w samolot a potem w taksówkę i kazała zawieźć się prosto do szpitala pomimo tego, że było już grubo po północy.
To był pierwszy raz od dwóch i pół roku, kiedy rozważyła swój powrót i ostry podmuch zimnego powietrza towarzyszył jej podczas wędrówki chodnikiem z walizkami do drzwi frontowych. Cameron weszła do poczekalni i zatrzymała się w poczuciu dezorientacji po zobaczeniu tych szokująco znajomych rzeczy. Praktycznie nic się tu nie zmieniło i nagle poczuła to dziwne uczucie, że te minione trzy lata były tylko snem a teraz jest po prostu w drodze do swojej pracy na ostrym dyżurze. Lecz wciąż była ta pustka, która wciąż jej towarzyszyła i duchy przeszłości, które nie pozwoliły jej całkowicie zapomnieć. Światło w biurze Cuddy było włączone i Cameron przez chwilę zapomniała, że jest już dawno po godzinach pracy, więc ruszyła w tamtym kierunku.
Cameron zapukała raz, wsłuchując się w echo, które rozniosło odgłos pukania po korytarzu a potem otworzyła drzwi nie czekając na odpowiedź. Cuddy siedziała za biurkiem wpatrując się w niebieskie akta, które leżały przed nią i nie od razu podniosła głowę by sprawdzić kto wszedł.
- Przyszłam nie w porę? - Cameron zapytała cicho, kiedy minęła już dobra minuta od jej wejścia do biura. Cuddy powoli podniosła głowę i spojrzała na nią. Cameron nie potrafiła odczytać jej myśli, zwróciła uwagę na jej zmartwioną twarz i pomyślała sobie, że Cuddy postarzała się bardziej niż powinna przez te trzy lata. Cameron poczuła nagle to, że była z daleka od tego miejsca zdecydowanie za długo i minęło naprawdę o wiele więcej czasu niż by się to mogło wydawać.
- Nie. - Cuddy potrząsnęła lekko głową jakby nie miała wystarczającej energii by dopuścić do siebie emocje. Cameron rozpoznała w niej to widmo człowieka, który stoi przy łóżku ukochanej osoby, która w każdej chwili może umrzeć. - Nie spodziewałam się, że dotrzesz tu tak szybko. Jest późno.
Cameron zastygła w miejscu zaskoczona.
- Powiedziałaś, że nie ma zbyt wiele czasu.
Cuddy zamknęła teczkę z aktami i wstała z miejsca.
- Bo nie ma.
- Więc... co? - zapytała Cameron, obejmując swoją walizkę. - Zadzwoniłaś do mnie, ale nie oczekiwałaś, że przyjadę?
- Skąd mogłam wiedzieć? Przez prawie trzy lata nie było z tobą kontaktu. Nawet nie pojawiłaś się na ślubie Foremana. - Cuddy westchnęła. Cameron poczuła to znajome ukłucie winy w żołądku. Było to bardzo miłe, że przypominało się jej dlaczego nie mogła znaleźć w sobie siły by przyjechać.
- To było co innego.
Cuddy obeszła swoje biurko i oparła się o jego przód. Jej ubranie było bardzo wygniecione i Cameron zaczęła zastanawiać się ile czasu minęło od kiedy Cuddy była w domu.
- Cieszę się, że cię widzę. Bez względu na zaistniałe okoliczności. - powiedziała. Cameron pomyślała o ślubie i zdjęciu, które przysłał jej Foreman. Ale już po wszystkim, po prostu przegapiła okazję, ale i tak to nie był powód dla którego tu jest.
- Jak on się miewa?
Cuddy zamilkła na chwilę, usiłując znaleźć odpowiednie słowa. To był właśnie ten dzień, który wszyscy wiedzieli, że nadejdzie. Cameron usiłowała siebie samą przekonać, że jednak ten dzień nigdy nie nadejdzie.
- On jest... To wciąż House. Wątroba praktycznie nie funkcjonuje a leki nie przynoszą żadnego efektu. Powinien się cofać, ale... - Cuddy urwała i pokręciła głową.
- Ale? - Cameron zapytała ostro, rozumiała powagę sytuacji.
- W jakiś sposób wciąż dostaje Vicodin. Nikt nie chce się przyznać do tego, ale to jest jedyne wyjaśnienie.
- I pozwalasz na to? - Cameron nie mogła się powstrzymać od gniewnego tonu.
- A co sugerujesz, że mam zrobić? - Cuddy spojrzała na nią. - Jego departament jest jego jedyną rodziną w tym wypadku. Nie zabronię im go odwiedzać. Co się stało już się nie odstanie. I tak umrze. Jeśli ma to być śmierć bez bólu to kim ja jestem by go od tego powstrzymać? - Cuddy westchnęła. Cameron przełknęła te informacje, była w szoku i nie mogła nic powiedzieć. - Pokój numer 420. Kiedy ostatnio sprawdzałam to był tam jego cały dział. Prowadzi z nimi jakąś sprawę. Oczywiście wtedy kiedy jest przytomny.
Cameron odetchnęła głęboko i oparła walizkę o ścianę.
- To wciąż House. - była już za drzwiami kiedy Cuddy znów się odezwała.
- Jeśli jeszcze nie znalazłaś hotelu to ja mam pokój gościnny.


**

Cameron zatrzymała się po wyjściu z windy. Poczuła się nagle zagubiona na tym długim korytarzu, który pokonywała wiele razy dziennie podczas jej wędrówek do i z gabinetu. Większość świateł była zgaszona na noc i Cameron poczuła się komfortowo kiedy szła powoli do sali numer 420, czując, że będzie jej bardzo trudno powstrzymać jej prawdziwe uczucia. Drzwi do pokoju House'a były otwarte i zatrzymała się ponownie, usiłując dyskretnie zajrzeć do środka. Słowa Cuddy nagle stały się nieadekwatne do sytuacji z jej punktu widzenia. Chciała dokładnie wiedzieć czego się spodziewać po przekroczeniu progu.
W środku panowała cisza. Mogła zobaczyć tylko jedną stronę pokoju, ale była to pusta przestrzeń z tymi wszystkimi monitorami i sprzętami. Cameron wstrzymała oddech i zmusiła się do pokonania tych kilku kroków, które dzieliły ją od wejścia do pokoju. Był to dystans, który w jakiś sposób wydawał się być dłuższy od tej jej całej wycieczki tutaj.
W pierwszej kolejności jej oczy spoczęły na Housie, którego skóra miała jakiś pozaziemski kolor po przebytej żółtaczce, ale spojrzała na niego tylko przez chwilę. Chase siedział samotnie po drugiej stronie łóżka, teraz dopiero go spostrzegła a on spojrzał na nią szybko, chwytając ją w ból nostalgii i gorzkości swojego spojrzenia. Przez krótką chwilę zapomniała po co naprawdę tu przyjechała i pomyślała, że właśnie tylko jego chciała zobaczyć, ale poniosła porażkę.
Bicie serca House'a na monitorze było bardzo głośne, niesamowicie wolne w porównaniu z biciem jej serca. Chase wyglądał jak zupełnie inna osoba, ale jednocześnie w ogóle się nie zmienił. W rysach jego twarzy było coś innego, jego ubranie dziwnie się układało, zdradzając to, że bardzo schudł. Ale jego oczy, od których nie mogła oderwać wzroku, sprawiały wrażenie jakby były oddalone od tego świata, nawet dalej niż był oddalony House. Kiedy wstał z miejsca, było coś dziwnego w jego ruchach, co sprawiało wrażenie jakby jego ciało zapomniało jak funkcjonować w całości a jego ręce trzęsły się kiedy zamknął teczkę z aktami, które czytał.
- Po co tu przyszłaś? - zapytał Chase z nutą oskarżenia w głosie a Cameron poczuła ukłucie, którego mogą się spodziewać.
- Cuddy do mnie zadzwoniła. - podniosła głowę, zmuszając się do spojrzenia w inną stronę.
- Mówiłem jej by tego nie robiła.
- Myślałeś, że nie będę chciała przyjechać? - już zaczynała się bronić. Chase prychnął.
- Wiedziałem, że przyjedziesz, ale po prostu nie chciałem byś to robiła. - Chase zerknął na House'a a potem odwrócił się i wyszedł zanim mogła odpowiedzieć. Przez chwilę Cameron patrzyła w skupieniu na drzwi, czując, że jest zbyt do tyłu z tym wszystkim co dziś zaszło. Stała tak dopóki House nie odchrząknął przypominając jej po co się tu zjawiła.
- On tak nie myśli. - powiedział House nie swoim głosem. Cameron podeszła do jego łóżka, nie mogąc się zmusić by usiąść na krześle, które właśnie zwolnił Chase.
- Co? - przez moment myślała, że House ma halucynacje, które spowodowały narkotyki i toksyny, które rujnowały jego organizm.
- Chase. - odpowiedział House teraz już bardziej zdecydowanym głosem. - Nigdy nie przestał marzyć o twoim powrocie od kiedy odeszłaś.
- Nie przyszłam tu by mówić o Chasie. - przerwała mu Cameron. Pomyślała, że to właśnie był powód dla którego tak bała się wrócić. Ponowne zobaczenie Chase'a, które było jej wielką nadzieją i powodem, dla którego bała się sprostać temu wszystkiemu.
- Racja. - House spojrzał na nią, co wydawało się ogromnym wysiłkiem z jego strony. - Chciałaś rady w sprawie kariery. Och, czekaj. To też zniszczyłaś kiedy uciekłaś.
- House...
- Wasza dwójka powinna mieć biały domek z ogródkiem i dwu i półroczne wkurzające dziecko. Uciekłaś i przekreśliłaś to, gdyż było to lepsze niż patrzenie za siebie.
- Pozwól mi mówić. - przerwała mu Cameron, głośniej niż chciała. House zerknął na nią i zamilkł. - Wróciłam tu ponieważ... Chciałam ci powiedzieć jak zmieniłeś moje życie. I to zawodowe i to osobiste. To był... zaszczyt. Są ludzie, którzy się o ciebie troszczą. Powinieneś o tym wiedzieć, zwłaszcza teraz. - to były słowa, które powtarzała sobie w kółko kiedy siedziała w samolocie. Teraz wydawały się puste i płytkie.
- Jeśli nie przestaniesz uciekać to kolejny telefon jaki otrzymasz będzie dotyczył Chase'a. - kontynuował House podniesionym głosem tak jakby Cameron nic nie mówiła. Odsunęła się od jego łóżka, czując jak jej serce zaczyna szybko bić.
- Ty majaczysz. Ja... powinnam iść.
- Cameron. - House podniósł się na łóżku i zaskoczył ją niesamowitą siłą z jaką złapał jej nadgarstek. Wstrzymała oddech. - Nie myliłaś się co odejścia, ale chciałbym żebyś tego nie robiła.
Te słowa ciężko wbiły się w jej serce i Cameron wiedziała, że House umrze i to niedługo.

CDN


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rory Gilmore dnia Wto 20:15, 12 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:12, 16 Lip 2011    Temat postu:

Hej, daję kolejny rozdział i naprawdę bym chciała znać opinię, gdyż nie wiem czy opłaca się tłumaczyć tego fika, gdyż jest tu sporo rozdziałów. Dajcie mi motywację


THE REST IS SILENCE ROZDZIAŁ 2

Foreman stał w poczekalni, kiedy następnego ranka Cameron w pośpiechu weszła przez szklane drzwi. Słońce jeszcze nie wzeszło a powietrze było bardziej charakterystyczne dla późnej wiosny. Nie było jej tylko kilka godzin a świat się zdążył wyciszyć a ona wyglądała na bardzo zestresowaną i niewyspaną. Cameron zatrzymała się nagle kiedy dostrzegła Foremana. Stał przy ladzie obok recepcji i nagle poczuła kolejne nawracające duchy z przeszłości, które dały o sobie znać poprzedniego dnia.
- Szybko tu dotarłaś. - powiedział Foreman nie witając się z nią nawet. Wyglądał jakby zastanawiał się co może wynieść z tego spotkania.
- Byłam tu ostatniej nocy. - odpowiedziała mu Cameron, przygotowując się na obronę. - Ciebie nie było.
- Moja żona potrzebowała mnie w domu. - powiedział Foreman a Cameron domyśliła się sensu tej wypowiedzi. Foreman nigdy otwarcie nie wypowiadał się na temat jej wyjazdu, ale dało się wyczuć ten żal i winę, kiedy czytała jego listy. Cameron zawsze znalazła pretekst by nie odpowiadać na jego telefony, gdyż jego głos mógł sprawić, że to wszystko stanie się prawdą. Cameron kiwnęła głową, nie chciała go prowokować.
- Cóż, dostałam twoją wiadomość i jestem tu. Co się stało? Brzmiałeś tak jakby to było coś nagłego.
Foreman westchnął.
- Masz rację. To znaczy, wiedziałem, że będziesz chciała tu być.
- Co się stało? - Cameron ponowiła pytanie, czuła narastającą ciekawość. Spędziła całą noc na zastanawianiu się nad ostrzeżeniem House'a odnośnie Chase'a i udało jej się złapać ledwie kilka godzin snu.
- House miał drgawki jakąś godzinę po twoim odejściu. Chase'owi udało się go ustabilizować, ale nie sądzę by zostało mu wiele czasu. Od napadu jest w śpiączce a jego oznaki życiowe słabną. Uważam, że powinniśmy przedyskutować opcje.
- My? Dlaczego ja? - zapytała Cameron bezmyślnie a jej słowa zawisły w powietrzu. Foreman spojrzał na nią.
- Bo wiem, że troszczysz się o House'a. Przyjechałaś tu by być tego częścią.
- Wiem. - Cameron przygryzła wargę. - Chodziło mi o to... Nie było mnie tu prawie trzy lata. To, że mnie wliczasz teraz w to... To trochę dziwne. - skrzyżowała ramiona, jakby nagle poczuła zimno.
- Allison, – Foreman spojrzał na nią ponownie, jego spojrzenie było ciężkie i Cameron czuła, że to wszystko dotknęło go tak samo jak resztę. - wiem, że to nie był miły powrót, ale jesteś dobrym lekarzem, bez względu na wszystko. I troszczysz się o wszystkich bardziej niż ktokolwiek inny i wiem, że naprawdę potrzebuję twojej pomocy.
Oboje milczeli po drodze na czwarte piętro. Winda wydawała się zbyt mała by pomieścić to napięcie, wydawała się też zupełnie innymi miejscem od czasu kiedy poprzedniej nocy Cameron pokonywała tą drogę. Spodziewała się, że stare biuro będzie jakieś inne, wypełnione pudłami lub może tłumem nieznajomych ludzi, ale okazało się, że wcale się nie zmieniło. Te same książki i graty, które pamiętała z pierwszego dnia swojej pracy tutaj.
Chase siedział samotnie na końcu stołu, wyglądając na jeszcze bardziej wyczerpanego niż poprzedniej nocy. Cameron nie musiała być blisko niego by dostrzec, że udaje, że pracuje przeglądając papiery leżące przed nim.
- Powinniśmy zadzwonić do Cuddy. - zwrócił się do Foremana.
- Ona jest w domu z Rachel. - automatycznie odezwała się Cameron. Ostatnią rzeczą jakiej chciała to wyzwanie go na słowny pojedynek.
- Świetnie. - powiedział Chase, wciąż unikając jej wzroku. - Więc zadzwoń do niej i ją tu sprowadź.
- Rozmawiałam z nią dziś rano. - kontynuowała Cameron. To był kryzys medyczny i nie powinni wciągać w to swoich osobistych historii. - Powiedziała, że nie chce by do niej dzwonić, chyba, że trzeba będzie podjąć pewne medyczne akcje lub jeśli on...
- To jest pewna medyczna akcja. - przerwał jej Chase, ratując ją przed dokończeniem tego zdania. - Musimy zwołać komitet transplantacyjny. To jedyna opcja by kupić mu trochę czasu.
Foreman potrząsnął głową zanim Cameron zdążyła odpowiedzieć.
- Wiesz, że to szaleństwo. Nawet jeśli uda nam się przekonać Cuddy by zwołała komitet o tej godzinie, oczywiście, że to się nie zdarzy, to szanse na to, że House przeżyje operację w jego stanie są minimalne. Wyrzucimy dobrą wątrobę. A poza tym oni nie zagłosują aby to zrobić. Wiesz, że próbowaliśmy to zrobić miesiące temu.
Cameron przysunęła sobie krzesło i usiadła na nim, nie czując się na siłach by prowadzić tą konfrontację stojąc. Chase rzucił jej długie spojrzenie zanim odpowiedział Foreman'owi.
- Miesiące temu nie było nagłego wypadku. - powiedział.
- Miesiące temu mógł przestać brać Vicodin i to by poprawiło jego prognozy. - Foreman oparł się plecami o ścianę i skrzyżował ramiona. - Nie zrobił tego. Nie dopóki nie zrobiło się za późno.
- W ogóle nie przestał. - powiedziała Cameron, przypominając sobie słowa Cuddy.
- Powiedział ci, że wciąż bierze Vicodin? - Foreman wydawał się być zszokowany.
- Nie on. Badanie toksykologiczne. Znajdziesz je. Przecież wcale jego stan się nie poprawia, Wiem, że pamiętasz jak to było w przeszłości. Myślisz, że teraz będzie tak łatwo? - to było odważne stwierdzenie i Cameron przygryzła wargę czekając na wybuch. Przez chwilę zapanowała całkowita cisza a potem Foreman odwrócił się w stronę Chase'a.
- To ty mu go dajesz. - powiedział. Chase wstał z miejsca tak szybko, że jego krzesło prawie się przewróciło. W jego oczach widać było taką wściekłość, że Cameron pomyślała, że nigdy nie widziała go w takim stanie.
- A dlaczego do cholery tak uważasz?
- Bo ona ma rację! - Foreman odsunął się od ściany a jego głos podniósł się tak samo jak głos Chase'a. - Może i nie mogliśmy odseparować fizycznej poprawy przez wątrobę, ale on przynajmniej powinien mieć ochotę na dragi. Kiedy poprzednio był na detoksie to był w strasznym stanie. Ostatnio wydaje się prawie... szczęśliwy. A poza tym spędziłeś ostatnie dwa lata szukając różnych powodów by być wściekłym na Cameron, że gdybyś to nie był ty to byś krzyczał na nią a nie na mnie.
Chase zamilkł na długą chwilę, jego dłonie zacisnęły się w pięści i wyglądało na to, że toczy wewnętrzną walkę z samym sobą. Cameron poczuła ucisk paniki w żołądku, ale pozostała na miejscu, niezdolna by się w ogóle ruszyć, nawet gdyby była w stanie podjąć decyzję by to zrobić.
- I tak już umierał. - odezwał się w końcu Chase. Jego ręce znów zaczęły się trząść i schował je do kieszeni. - Nie było powodów by uczynić go bardziej nieszczęśliwym niż był.
- Mówisz poważnie. - powiedział Foreman, który nawet jeśli wcześniej nie bardzo wierzył w te oskarżenia to teraz upewnił się co do ich prawdziwości.
- Powiedział, że powinienem rozważyć jego ostatnie życzenie. Nie miałem zamiaru mu tego zabraniać.
- Cholera, Chase! - krzyknął Foreman uderzając pięścią w stół. Cameron podskoczyła, czując, że wkroczyła do jakiegoś koszmaru, który przez te dwa i pół roku tylko się pogorszył. Chase wyprostował się, ale nic nie powiedział. - Przez cały ten czas. - kontynuował Foreman. - Tygodnie! Siedziałem tu całymi nocami. Zniszczyłem swoje życie prywatne. Zmarnowałem energię by wynaleźć jakieś medyczne cuda a ty w tym czasie podawałeś mu truciznę.
- Taa... - powiedział Chase z sarkastycznym tonem. - Cały czas chodziło o ciebie. Zrobiłem to bo chciałem cię wkurzyć. Poza tym naprawdę nie mogę dbać mniej o twoje zdanie dotyczące mojej decyzji.
- Więc dlaczego nie podałeś mu od razu pełnej strzykawki morfiny? - wrzasnął Foreman. - Byłoby szybciej! Mniej boleśnie! A wszyscy dobrze wiemy do czego jesteś zdolny!
Chase w mgnieniu oka podszedł do Foremana i zamachnął się na niego. Cameron odskoczyła na bok zszokowana, ale Foreman jakimś cudem złapał jego nadgarstek i odepchnął go. W tym momencie odezwały się ich pagery. Wszyscy zamarli. Minęła prawie minuta zanim Foreman spojrzał na swój pager i Cameron domyśliła się co powie.
- Musimy iść teraz do pokoju House'a. Skończył nam się czas. - Foreman wyszedł z pokoju bez kolejnego słowa. Cameron pośpiesznie poszła za nim, czując ten jad w powietrzu i obecność Chase'a za nią.

cdn...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:32, 27 Sie 2011    Temat postu:

Chciałaś motywacji, proszę dostaniesz ją...

Myślę, że wiesz, że nie przepadam za Cameron, ale dobrałaś tak dobry fick moja droga, iż tu mi się podoba. Jeśli dobrze zrozumiałam, jest tu sporo shipów, z czego na pewno mogę wyłonić Hameronka i Chaseronka. Tak jak pierszemu nie kibicuje, to druga opcja ostatnio przypadła mi do gustu.

Cytat:
- Powiedziałaś, że nie ma zbyt wiele czasu.
Cuddy zamknęła teczkę z aktami i wstała z miejsca.
- Bo nie ma.
- Więc... co? - zapytała Cameron, obejmując swoją walizkę. - Zadzwoniłaś do mnie, ale nie oczekiwałaś, że przyjadę?
- Skąd mogłam wiedzieć? Przez prawie trzy lata nie było z tobą kontaktu.

Tu jakoś tak dramatycznie się zrobiło, troszkę się przestraszyłam.
Cytat:
Nawet nie pojawiłaś się na ślubie Foremana. - Cuddy westchnęła.

Tak jak sekundę wcześniej byłam przestraszona, tak sekundę później wybuchłam gromkim śmiechem. Kim jest ta tajemnicza pani Forman?
Cytat:
- Jak on się miewa?
Cuddy zamilkła na chwilę, usiłując znaleźć odpowiednie słowa. To był właśnie ten dzień, który wszyscy wiedzieli, że nadejdzie. Cameron usiłowała siebie samą przekonać, że jednak ten dzień nigdy nie nadejdzie.
- On jest... To wciąż House. Wątroba praktycznie nie funkcjonuje a leki nie przynoszą żadnego efektu. Powinien się cofać, ale... - Cuddy urwała i pokręciła głową.
- Ale? - Cameron zapytała ostro, rozumiała powagę sytuacji.
- W jakiś sposób wciąż dostaje Vicodin. Nikt nie chce się przyznać do tego, ale to jest jedyne wyjaśnienie.
- I pozwalasz na to? - Cameron nie mogła się powstrzymać od gniewnego tonu.
- A co sugerujesz, że mam zrobić? - Cuddy spojrzała na nią. - Jego departament jest jego jedyną rodziną w tym wypadku. Nie zabronię im go odwiedzać. Co się stało już się nie odstanie. I tak umrze. Jeśli ma to być śmierć bez bólu to kim ja jestem by go od tego powstrzymać? - Cuddy westchnęła.

Więc z House'm jest naprawdę źle... Oj niedobrze, niedobrze...
Cytat:
Chase wyglądał jak zupełnie inna osoba, ale jednocześnie w ogóle się nie zmienił. W rysach jego twarzy było coś innego, jego ubranie dziwnie się układało, zdradzając to, że bardzo schudł. Ale jego oczy, od których nie mogła oderwać wzroku, sprawiały wrażenie jakby były oddalone od tego świata, nawet dalej niż był oddalony House. Kiedy wstał z miejsca, było coś dziwnego w jego ruchach, co sprawiało wrażenie jakby jego ciało zapomniało jak funkcjonować w całości a jego ręce trzęsły się kiedy zamknął teczkę z aktami, które czytał.

Chase też zmizerniał...
Cytat:
- Po co tu przyszłaś? - zapytał Chase z nutą oskarżenia w głosie a Cameron poczuła ukłucie, którego mogą się spodziewać.
- Cuddy do mnie zadzwoniła. - podniosła głowę, zmuszając się do spojrzenia w inną stronę.
- Mówiłem jej by tego nie robiła.
- Myślałeś, że nie będę chciała przyjechać? - już zaczynała się bronić. Chase prychnął.
- Wiedziałem, że przyjedziesz, ale po prostu nie chciałem byś to robiła. - Chase zerknął na House'a a potem odwrócił się i wyszedł zanim mogła odpowiedzieć.

Pomimo, iż ten moment jest dosyć ostry, podobał mi się najbardziej z pierwszej części.

Cóż, w tym momencie chciałam wstawić tu cytat od słów '' On tak nie myśli. '' do końca pierwszego rozdziału, ale stwierdziłam, że to trochę za dużo miejsca zajmie, więc po prostu skomentuję. Łał! Enigma731 bosko pisze. A ty Rory Gilmore świetnie tłumaczysz.

Cytat:
]- Cholera, Chase! - krzyknął Foreman uderzając pięścią w stół. Cameron podskoczyła, czując, że wkroczyła do jakiegoś koszmaru, który przez te dwa i pół roku tylko się pogorszył. Chase wyprostował się, ale nic nie powiedział. - Przez cały ten czas. - kontynuował Foreman. - Tygodnie! Siedziałem tu całymi nocami. Zniszczyłem swoje życie prywatne. Zmarnowałem energię by wynaleźć jakieś medyczne cuda a ty w tym czasie podawałeś mu truciznę.
- Taa... - powiedział Chase z sarkastycznym tonem. - Cały czas chodziło o ciebie. Zrobiłem to bo chciałem cię wkurzyć. Poza tym naprawdę nie mogę dbać mniej o twoje zdanie dotyczące mojej decyzji.
- Więc dlaczego nie podałeś mu od razu pełnej strzykawki morfiny? - wrzasnął Foreman. - Byłoby szybciej! Mniej boleśnie! A wszyscy dobrze wiemy do czego jesteś zdolny!
Chase w mgnieniu oka podszedł do Foremana i zamachnął się na niego. Cameron odskoczyła na bok zszokowana, ale Foreman jakimś cudem złapał jego nadgarstek i odepchnął go. W tym momencie odezwały się ich pagery. Wszyscy zamarli.

Ogólnie, spodziewałabym się takiej reakcji po Chase' ie, ale tak agresywna reakcja mnie zaskoczyła. Widać, że Forman ćwiczy na tej siłowni, bo ma niezłą siłę i refleks, żeby zatrzymać rozpędzoną pięść Czejsława.

Na koniec dodam tylko, iż chętnie zobaczyłabym tu następne części, lecz wiem, iż dla jednej osoby nie warto tłumaczyć, więc pozostaje mi czytanie po angielsku.

Piłeczka

P.S Może znajdzie się ktoś, kto będzie ze mną czekał na kolejne, przetłumaczone rozdziały?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:44, 27 Sie 2011    Temat postu:

Cytat:
Miło, że ktoś czyta. Akurat to mam przetłumaczoną większość, więc dla jednej osoby jak najbardziej mogę wklejać Więc specjalnie dla Ciebie


ROZDZIAŁ 3

Przez te wszystkie lata, które spędziła z bardzo chorymi pacjentami było tylko kilka śmierci, które Cameron naprawdę zapamiętała. Poczucie przegranej, straty, to smutne spojrzenie osób, które straciły ukochaną osobę i nawet okazjonalnie poczucie winy, to wszystko wbiło się w jej pamięć. Są to duchy, które nawiedzają te spokojne obszary jej umysłu, korzystając z tej rzadkiej okazji, że jej osobiste demony są nieobecne. Ale sam moment śmierci, zagłuszony przez pikające monitory oraz ludzkie łzy zazwyczaj zostaje niezauważony. Cameron zauważyła, że nie ma żadnych wspomnień tego echa. Jakieś doświadczenie ze śmiercią przeniosło ją instynktownie fo jej pierwszego męża, który praktycznie czuł powietrze uchodzące z jej płuc, kiedy rozpaczliwie starał się oddychać przez te ostatnie kilka godzin. Ale teraz nie ma nic, żadnych widm czy zrujnowanej nostalgii dotyczącej domu, w którym to się wydarzyło. Został tylko dźwięk alarmu, włączający się kiedy tylko dotarła do drzwi pokoju House'a oraz zmęczony i zamazany obraz przełomu świata.
Wilson i Cuddy już byli w pokoju i Cameron zaczęła się zastanawiać czy Foreman był ostatnią osobą, która została poinformowana. Chase przyspieszył i przeszedł obok Cameron a potem obok Foremana, który spiorunował go spojrzeniem, które mówiło, że ich wynik jest daleki od wygranej. Cameron podążyła za nimi szybkim krokiem i zatrzymała się w dalszej stronie pokoju z House'em pomiędzy sobą a pozostałymi, tworząc coś w rodzaju barykady.
- Co się dzieje? - zapytał Chase nawet nie spoglądając na monitory.
- Miał kolejny atak. - odpowiedział Wilson. Wyglądał kiepsko, jak oni wszyscy. Oni wszyscy zbierali kawałki swoich dusz dla House'a a kiedy skończył walczyć, pozostawił ich świat z dziurą w sercach.
- Musimy coś zrobić. - nalegał Chase. W jego głosie brzmiała panika i przez sekundę niedawna kłótnia przestała się liczyć, jakby nigdy nic się nie wydarzyło a wszyscy byli gotowi do podjęcia desperackich kroków.
- Już nic nie ma do zrobienia. - powiedział Foreman zanim ktokolwiek się ruszył by podjąć jakieś działanie.
- Ma rację. - odezwał się Wilson, wszystko w nim krzyczało z rezygnacją. - Nastąpił uraz mózgu podczas tego ataku. EEG nie pokazało żadnej odpowiedzi na stymulację. On odszedł. Teraz tylko czekamy aż jego ciało się podda.
- Nie możemy tu tak stać i nic nie robić! - Chace kręcił się w kółko w pustym rogu sali, ale była to tak mała przestrzeń, że nie miał zbyt dużego pola manewru.
- Nie robimy nic. - odezwała się Cuddy, w której głosie zabrzmiała pustka. - Wspieramy go w jedyny możliwy sposób.
- Dużo dobra, kiedy jego mózg już umarł. - mruknął Chase. Wyglądało na to, że dotarło do niego to co właśnie powiedział i teraz wsadził dziko trzęsące się ręce do kieszeni, przestał chodzić w kółko i odwrócił się. Nagle Cameron przypomniała sobie, że był nieobecny przy śmierci obojga swoich rodziców i nagła sympatia do niego przykryła te okropne wydarzenia z rana. Po raz pierwszy od swojego przybycia rozpoznała to głęboko osadzone uczucie żalu pod tą maską złości i rezygnacji. Alarmy wciąż wyły a Foreman zaczął coś omawiać z Wilsonem, ale Cameron nie potrafiła zmusić się do słuchania, obserwując wzrastające napięcie na plecach i ramionach Chase'a dopóki nie odwrócił się kiedy wyczuł jej spojrzenie i nie spojrzał na nią. Pod tym wszystkim dostrzegła tą bitwę, którą toczył ze sobą od momentu, w którym go spotkała, to zmaganie się ze sobą, które nigdy nie ukazało się osobom postronnym. Słowa House'a dotarły do niej ponownie i Cameron zaczęła zastanawiać się jakie sekrety zostały wymazane z tego kiedyś wspaniałego życia, które teraz bladło na ich oczach.
- Chase. - odetchnęła, ledwo rozpoznając swój własny głos. - Podejdź tu.
Wszyscy w pokoju momentalnie spojrzeli na nią, ale Cameron powstrzymała się od jakiejkolwiek reakcji. Spodziewała się jakiejś odzywki w odpowiedzi, ale Chase zaskoczył ją kiedy po cichu podszedł do niej i stanął z nią po jej stronie łóżka. Strasznie się trząsł, co mogła dopiero teraz dostrzec kiedy stał blisko. Instynktownie wyciągnęła rękę i położyła ją na jego ramieniu a on odskoczył jakby go właśnie uderzyła. Zanim ktokolwiek coś powiedział, linia na monitore zrobiła się płaska a Cameron skupiła się po raz ostatni na ciele House'a leżące na łóżku. Po kilku oddechach do wszystkich zaczynało docierać co się właśnie zdarzyło. Wtedy bez słów, Wilson wyłączył monitory. Chase wybiegł z pokoju i zniknął w korytarzu zanim Cameron zdążyła pozbierać swoje myśli. W końcu już nic nie zostało prócz strasznej ciszy i poczucie, że wciąż czeka by poczuć żal po stracie człowieka, który przez tyle lat był mentorem i przekleństwem. Jej życie wydawało się takie puste. A teraz Cameron znalazła tylko poczucie surrealistyczne poczucie obojętności, które towarzyszyło jej przez te trzy lata.


House nie miał żadnej rodziny, która zorganizowałaby pogrzeb. Foreman wziął wolne w pracy by spędzić czas w domu. Chase zniknął, Cuddy i Wilson przepracowywali się a Cameron zgłosiła się na ochotnika by wziąć na siebie odpowiedzialność za organizację pogrzebu. Wciąż pamiętała jak to zrobić, jak odłożyć żal na bok i zająć się detalami. Kolejne kilka dni minęły jej na telefonach i różnych procedurach.
Dom pogrzebowy jest prawie pusty. Nie jest to duże pomieszczenie, ale tylko pierwsze trzy rzędy są zajęte. Cameron potrafi zidentyfikować większość osób, które przybyły. Cuddy i Wilson siedzą z przodu, razem, wyglądając jak cienie tak jak się można było tego spodziewać nie bardzo wiedzą jak pocieszyć siebie nawzajem. Nowi diagnostycy siedzą razem w kącie. Cameron nie zna nawet ich imion, ale poznała ich po sposobie w jaki patrzą na siebie, w sensie koleżeńskim, który może być zrozumiany tylko przez nich.
Kawałek dalej siedzi Foreman z ramieniem otaczającym Trzynastkę, której nie sposób nie rozpoznać. Cameron nie może przesrać patrzeć na to jak bardzo zaawansowana jest choroba a jej zbuntowane spojrzenie, które było tak widoczne gdzieś zniknęło. Chase jest sam, wciśnięty w boczny róg z założonymi ramionami. Najwyraźniej płakał i wyglądał bardzo niestabilnie stojąc na nogach, ale podczas mszy przybrał maskę cierpiącego żałobnika.
Pogrzeb sam w sobie był spokojny i nieosobisty, bardziej symbolicznym aktem zbliżenia ludzi, którzy byli zaangażowani w życie House'a i jego dokonań. Nikt nie przemawiał a Cameron mogła słyszeć jak House komentuje to jak to wszystko pasuje. Wiedziała, że nigdy nie rozmyślała za bardzo na pogrzebach i to było powodem dla którego nie powiedziała nic. Wciąż czuła się oddalona i zamknięta pomiędzy sobą a tymi wszystkimi ludźmi.
Kiedy było po wszystkim każdy wyszedł w pośpiechu jakby chcieli uniknąć straty, jeśli nie zobaczą jej na twarzach innych. Cameron obserwowała i czuła tą bezcielesność. Foreman i Trzynastka natychmiast zniknęli a potem on wrócił na chwilę, sam, by dostrzec jak Chase nieudolnie usiłuje założyć na siebie swój płaszcz.
- Spotkanie jutro z samego rana. - poinformował Foreman, ignorując fakt, że Chase wciąż na niego nie patrzył. - Będziesz? Powiedziano mi, że nie było cię w pracy od tygodnia.
- To samo słyszałem o tobie. - odpowiedział Chase, bełkocząc odrobinę. Cameron podeszła trochę bliżej by usłyszeć resztę tej konwersacji. W tym momencie nie obchodziło jej to co sobie o niej pomyślą. Foreman odchrząknął.
- Wziąłem urlop. Zatwierdzony urlop. Ty po prostu zaginąłeś. Masz szczęście, że Cuddy cię nie wylała.
Chase prychnął.
- Zawsze bardzo się obawiałeś protokołów.
- A ty nie byłbyś w tym stanie gdybyś ich częściej przestrzegał. - powiedział Foreman a potem jakby właśnie się zorientował gdzie jest obniżył swój głos. - Przyjdziesz na spotkanie czy nie?
Chase się zaśmiał bardzo głośno a ludzie odwrócili się by na niego spojrzeć. Foreman wyglądał na przerażonego a Chase cofnął się niezbyt ostrożnie i prawie stracił równowagę na idealnie wypolerowanej podłodze i szybko złapał się krzesła by nie upaść.
- Jesteś pijany? - Foreman był zdegustowany. Chase znowu prychnął.
- Czy to ma znaczenie? Czy ktokolwiek zauważył?
- Ja zauważyłem! - Foreman podniósł ręce. - Wynoś się i nawet nie zawracaj sobie głowy przyjściem jutro.
- Nie jesteś moim szefem! - krzyknął Chase podchodząc bliżej do Foremana. - Nie możesz mnie zwolnić.
W pokoju panowała martwa cisza, każdy obserwował tą scenę w szoku. Cameron rozejrzała się dookoła i stwierdziła z ulga, że przynajmniej Cuddy już wyszła. Zastanawiała się czy powinna interweniować, ale mając na uwadze doświadczenia z ubiegłego tygodnia wiedziała, że z pewnością tylko pogorszy sytuację.
- Nie, nie mogę. - powiedział Foreman groźnie. - Ale z pewnością mogę się upewnić, że Cuddy to zrobi.
Chase parsknął.
- Tak, jakby to się miało stać. Wydział jest niczym beze mnie. Zwłaszcza teraz kiedy House wykitował. Ekipa jest bezużyteczna a ty jesteś zbyt rozkojarzony przez swoją umierającą żonę!
- Chase! - krzyknął Foreman. Złapał Chase'a za ramię w zamiarze wyprowadzenia go z pomieszczenia zanim powie coś jeszcze. Chase dał krok naprzód a potem kolejny aż w końcu zachwiał się i upadł na posadzkę. Foreman nie dał sobie spokoju i uklęknął przy nim potrząsając go za ramię. Kiedy Foreman spojrzał w górę był bardziej przerażony niż poprzednio.
- Jest nieprzytomny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:06, 27 Sie 2011    Temat postu:

O, mam dedykacje. Jak miło.

Tutaj Cameron jest przedstawiona, jako bardzo silna osoba i to mi się przede wszystkim podoba. Dochodzę do wniosku, że prawdopodobne jest, iż ją polubię, brawo Rory, to się jeszcze nikomu nie udało, naprawdę. To jest wręcz nie prawdopodobne, chyba trzeba to wpisać do księ rekordów... Ale wracając do ficku. Wywołał on u mnie wiele emocji, zdecydowanie silniejszych niż poprzednio. Teraz nie zasnę...

Cytat:
- Co się dzieje? - zapytał Chase nawet nie spoglądając na monitory.
- Miał kolejny atak. - odpowiedział Wilson. Wyglądał kiepsko, jak oni wszyscy. Oni wszyscy zbierali kawałki swoich dusz dla House'a a kiedy skończył walczyć, pozostawił ich świat z dziurą w sercach.
- Musimy coś zrobić. - nalegał Chase. W jego głosie brzmiała panika i przez sekundę niedawna kłótnia przestała się liczyć, jakby nigdy nic się nie wydarzyło a wszyscy byli gotowi do podjęcia desperackich kroków.
- Już nic nie ma do zrobienia. - powiedział Foreman zanim ktokolwiek się ruszył by podjąć jakieś działanie.
- Ma rację. - odezwał się Wilson, wszystko w nim krzyczało z rezygnacją. - Nastąpił uraz mózgu podczas tego ataku. EEG nie pokazało żadnej odpowiedzi na stymulację. On odszedł. Teraz tylko czekamy aż jego ciało się podda.

Smutna prawda, nasz Greg odszedł. Jak sobie teraz poradzą nasi bohaterowie bez kochanego przez wszystkich, aroganckiego, sarkastycznego dupka? Nie wiem czemu, ale najbardziej współczuję Wilsonowi. To może dlatego, że był jego najlepszym przyjacielem, a może dlatego, że darzę ogromną sympatią te czekoladowe oczy...
Cytat:
Zanim ktokolwiek coś powiedział, linia na monitore zrobiła się płaska a Cameron skupiła się po raz ostatni na ciele House'a leżące na łóżku. Po kilku oddechach do wszystkich zaczynało docierać co się właśnie zdarzyło. Wtedy bez słów, Wilson wyłączył monitory. Chase wybiegł z pokoju i zniknął w korytarzu zanim Cameron zdążyła pozbierać swoje myśli. W końcu już nic nie zostało prócz strasznej ciszy i poczucie, że wciąż czeka by poczuć żal po stracie człowieka, który przez tyle lat był mentorem i przekleństwem. Jej życie wydawało się takie puste. A teraz Cameron znalazła tylko poczucie surrealistyczne poczucie obojętności, które towarzyszyło jej przez te trzy lata.

Ojejku, to jest takie smutne. Niby wiem, iż Chase jest bardzo emocjonalnym człowiekiem, lecz myślałam o nim w tym opowiadaniu jak o typie raczej nie do złamania... Widać, pomyliłam się...
Cytat:
Kawałek dalej siedzi Foreman z ramieniem otaczającym Trzynastkę, której nie sposób nie rozpoznać. Cameron nie może przesrać patrzeć na to jak bardzo zaawansowana jest choroba a jej zbuntowane spojrzenie, które było tak widoczne gdzieś zniknęło.

Tu zrobiło mi się strasznie głupio, że sie roześmiałam. Trochę nie na miejscu. Ekhem... Bo pomyślałam, że skoro jest stary team, to Enigma731 wymyśli jakąś żonę Forman'owi, a to Trzynaście i jeszcze z tą zaawansowaną chorobą... To jest fikcja, ale Fourteen należy do mojej ukochanej trójcy, więc tak mi jakoś niezręcznie. To chyba przez moją wyobraźnię, która nie ma granic i ma takie odczucia.
Cytat:
- Jesteś pijany? - Foreman był zdegustowany. Chase znowu prychnął.
- Czy to ma znaczenie? Czy ktokolwiek zauważył?
- Ja zauważyłem! - Foreman podniósł ręce. - Wynoś się i nawet nie zawracaj sobie głowy przyjściem jutro.
- Nie jesteś moim szefem! - krzyknął Chase podchodząc bliżej do Foremana. - Nie możesz mnie zwolnić.
W pokoju panowała martwa cisza, każdy obserwował tą scenę w szoku. Cameron rozejrzała się dookoła i stwierdziła z ulga, że przynajmniej Cuddy już wyszła. Zastanawiała się czy powinna interweniować, ale mając na uwadze doświadczenia z ubiegłego tygodnia wiedziała, że z pewnością tylko pogorszy sytuację.
- Nie, nie mogę. - powiedział Foreman groźnie. - Ale z pewnością mogę się upewnić, że Cuddy to zrobi.
Chase parsknął.
- Tak, jakby to się miało stać. Wydział jest niczym beze mnie. Zwłaszcza teraz kiedy House wykitował. Ekipa jest bezużyteczna a ty jesteś zbyt rozkojarzony przez swoją umierającą żonę!
- Chase! - krzyknął Foreman. Złapał Chase'a za ramię w zamiarze wyprowadzenia go z pomieszczenia zanim powie coś jeszcze. Chase dał krok naprzód a potem kolejny aż w końcu zachwiał się i upadł na posadzkę. Foreman nie dał sobie spokoju i uklęknął przy nim potrząsając go za ramię. Kiedy Foreman spojrzał w górę był bardziej przerażony niż poprzednio.
- Jest nieprzytomny.

Co on wziął? No prosze, ne trzymaj mnie w niepewności, wstaw szybko kolejną cześć... Taki duży chłopiec, a wciąż trzeba mu pokazywać paluszkiem, że nie wolno.

Zauważyłam, że jak myslę, to się mylę i nie wychodzi mi to. Może lepiej będzie jeśli przestanę, choć lubię mieć domysły. W takim razie czekam.

Piłeczka


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez piłeczka Haus'a dnia Sob 22:14, 27 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:14, 28 Sie 2011    Temat postu:

Cytat:
Oj Piłeczka, Piłeczka Naprawdę się cieszę, że czytasz Specjalnie na prośbę dodam szybciej kolejną część A więc dla ciebie:



ROZDZIAŁ 4

Poczekalnia na ostrym dyżurze jest prawie pusta. Kobieta z kaszlącym dzieckiem siedzi w najdalszym kącie a starszy pan podniesionym głosem tłumaczy komuś przez telefon jak to jest pewien, że złamał nogę na kafelkach w łazience. Cameron wierciła się na krześle z tyłu, obserwując zegarek oraz na ludzi, którzy przychodzili i wychodzili.
Foreman i Chase przyjechali w karetce tuż przed nią. To nie był prawdziwy nagły wypadek, więc proszenie ich by mogła z nimi jechać nie byłoby na miejscu. Dziwnie się czuła będąc teraz poza tym wszystkim. Spędziła tyle czasu na pracy tutaj, że teraz mogła widzieć dokładnie co się dzieje za zamkniętymi drzwiami pokoju i wiedziała, że nie może tam wejść dopóki nie zostanie wezwana.
W końcu po prawie trzech godzinach Cameron zaczęła zastanawiać się czy w końcu dostanie jakieś wieści kiedy Foreman wyszedł. Gdzieś zapodział swoją marynarkę w tym ferworze i teraz wyglądał jednocześnie na skupionego i udręczonego. Cameron chyba jeszcze nigdy nie widziała go takim. Od razu zaczął zmierzać w stronę wyjścia, bez spojrzenia nawet na poczekalnię i Cameron musiała się zmusić by za nim pobiec z palącą myślą, że po raz kolejny nikt nie spodziewał się jej obecności tutaj.
- Foreman, zaczekaj!
Zatrzymał się zaskoczony.
- Ty wciąż tutaj?
- Tak, wciąż tutaj. - mruknęła Cameron tonem bardziej zaczepnym niż by tego chciała. Foreman westchnął, najwyraźniej usiłował się uspokoić. Cameron zaczęła się zastanawiać co się wydarzyło za zamkniętymi drzwiami.
- Przepraszam. Po prostu założyłem, że będziesz chciała wrócić do domu tak szybko jak to możliwe, zaraz po pogrzebie. Nie miałaś czasem jakichś rodzinnych planów?
Cameron westchnęła, usiłowała zapomnieć o pełnym wyrzutów telefonie od matki. Jej całe życie można by zdefiniować poprzez krótkie wizyty. Powinna spędzić więcej czasu z rodziną. Nigdy nie powinna była opuszczać Princeton. Powinna czuć więcej żalu po śmierci House'a. Ale nie czuła tego, złapana w tą samą pustkę co zwykle. Zaczęła się zastanawiać gdzie te ostatnie lata zabrały zdolność do czucia czegoś innego poza żalem.
- Pomyślałam, że będziesz mnie tu potrzebował. A mój samolot i tak odlatuje dopiero jutrzejszej nocy.
- Och. - powiedział Foreman wciąż niezbyt kontaktując.
- Co się dzieje z Chase'em? - Cameron skrzyżowała ramiona jakby już nie lubiła odpowiedzi, którą miał jej udzielić. Foreman wzruszył ramionami.
- Wciąż nieprzytomny. Zatrzymali go na noc na obserwacji. No i po to by mieć pewność, że już nie będzie pił.
- Był nieprzytomny przez ten cały czas?- zapytała zaskoczona.
- Mniej więcej. - w jego głosie dało się bardziej wyczuć irytację niż troskę. - Jest pijany i wykończony. Prawdopodobnie nie spał od tygodnia. Nie martwiłbym się tym zbytnio.
- Nie martwić się o to zbytnio? - Cameron powtórzyła automatycznie. - Foreman, on był pijany i stracił przytomność! Na pogrzebie!
- No i powinniśmy być zadowoleni, że zrobił tylko to. - mruknął Foreman. Przez chwilę Cameron wpatrywała się w niego z narastającą wściekłością. Nigdy nie rozmawiali ze sobą o Chasie podczas tych krótkich kontaktów i zaczęła się zastanawiać co ją ominęło.
- Czy on często pije?
- Pił już zanim odeszłaś. - wyjaśnił Foreman. - Ale to wiedziałaś. Potem... tylko się to pogorszyło.
- I nic z tym nie zrobiłeś? - Cameron była przerażona.
- A co miałem zrobić? - zapytał Foreman. - Nie robił tego w pracy. To nie mój problem ani nie moja sprawa.
- On potrzebuje pomocy! - nalegała Cameron.
- Wiem, że chodzi do psychiatry. Nie mam pojęcia po co i to mi wystarcza.
- Nigdy go nie zapytałeś? To jest ważne! Jeśli jest...
- Allison.- przerwał jej Foreman. - Przestań. Nie było cię tutaj. Nic nie wiesz. Muszę iść. - powiedział zanim o cokolwiek go zapytała. - muszę się upewnić, że Remy dotarła do domu.
- Nie prowadzi już samochodu? - zapytała Cameron nagle przypominając sobie jej widok na pogrzebie.
- Nie. - powiedział Foreman. - Nie może.
- Przykro mi. - Cameron przygryzła wargę.
- Do zobaczenia jutro. Upewnij się, że mnie znajdziesz. Musimy skoczyć na kawę zanim wyjedziesz.
- Ok. - zgodziła się. - W jakim pokoju leży Chase?
- To nie jest dobry pomysł. - powiedział Foreman.
- Nie będę go wypytywać. - Cameron delikatnie dotknęła jego ramienia. - Wiesz, że muszę to zrobić.
Foreman odetchnął ciężko a potem sięgnął do kieszeni i podał jej skrawek papieru z informacją na której jej zależało.


Skrzydło szpitalne, w którym leżał Chase ostatnio zostało wyremontowane i teraz ściany miały błękitny odcień. Cameron zaczęła czuć, że kiedyś była tu zdezorientowana, jej świeżym startem, konfliktami ze szpitalem, ale wszystko co teraz mogła zobaczyć to to jak było kiedyś. Jeszcze kolejna porażka do i tak długiej już litanii. Siedząc przy łóżku wspominała jak siedziała tu z Chase'em po jego wieczorze kawalerskim. Teraz wyglądał o wiele gorzej niż wtedy. Zrobił się chudszy i zabiedzony nawet we śnie.
Czas praktycznie stanął w miejscu lub w jakiś sposób przyspieszył by z popołudnia zrobić noc a on nawet się nie poruszył. Cameron pomyślała o tym jak kiedyś przy nim spała i jak jego nagła nieobecność w ich łóżku była początkiem końca. Wyglądało to paradaoksalnie na miejscu, że to ona była tą, która siedzi i go obserwuje, niezdolna do snu na szpitalnym krześle, chociaż nabyła tą umiejętność lata temu. Czuła się zużyta, wykończona i bezradna od tego czasu, który minął od kiedy znajdowała się w tej pozycji.
Dochodziła prawie północ kiedy Chase w końcu zaczął się budzić. Cameron wpatrywała się w ścianę, obserwując jak jej wspomnienia przelatują jak we mgle i nie zauważyła, że Chase nie śpi dopóki nie odchrząknął głośno.
- Hej. - powiedziała Cameron, usiłując wrócić do siebie by go powitać. Chase odwrócił głowę i mrugnął do niej. Wyglądał jakby poruszenie resztą ciała sprawiało mu zbyt wielki wysiłek. - Jesteś w szpitalu. - kontynuowała, kiedy ta cisza zaczęła przybierać na sile. Chase prychnął.
- Myślę, że sam się mogłem zorientować co do tego faktu. - przeciągnął rękę po swoich włosach. Zerknął na monitor IV, który był podłączony do jego nadgarstków.
- Zemdlałeś na pogrzebie. - wyjaśniła Cameron, usiłując zachować spokój. Poczuła nagle, że musi zawrzeć z nim pokój zanim wróci do domu a kłótnia z nim tylko by pogorszyła sprawę. - Pamiętasz?
Chase zaczął poprawiać się na poduszkach, ale w końcu przestał czując dyskomfort a potem opadł na plecy poddając się. Cameron chciała mu pomóc, ale wciąż pamiętała o jego reakcji kiedy dotknęła jego ramienia.
- Zemdlałem po pogrzebie. - poprawił ją jakby to było coś naprawdę ważnego.
- Jasne. Po pogrzebie. Pamiętasz to? - Cameron ponowiła pytanie.
- Pamiętam pogrzeb. - odpowiedział Chase wyraźnie zirytowany a Cameron wiedziała, że oznacza to, że nie ma absolutnie żadnego pojęcia o tym co się stało.
- Powiedziałeś Foremanowi kilka naprawdę strasznych rzeczy . - powiedziała ostrożnie. Nie znała tej jego gorzkiej strony, nawet nie poznała tej strony w tych ciężkich czasach zanim odeszła. - Powinieneś go przeprosić. To twój dobry przyjaciel.
Chase w końcu usiadł, zaczął pocierać policzek ręką i wziął głęboki oddech.
- Dlaczego tu jesteś?
- Foreman musiał iść do domu. - odpowiedziała.
- Nie wyjaśnia to dlaczego tu jesteś. - Chase zaczął ciągnąć za kable od IV i Cameron praktycznie widziała te myśli przepływające przez jego głowę na temat siły jakiej będzie musiał użyć by je wyciągnąć.
- Jesteś chory. - Cameron starała się wyglądać normalnie. - Pomyślałam, że ktoś powinien być...
- Mam kaca. - Chase jej przerwał. - Nie umieram. Nie jestem nawet wystarczająco chory byś się mną zainteresowała, więc dlaczego nie powiesz mi dlaczego naprawdę tu jesteś? Przyszłaś szukać wybaczenia? Odpuszczenia? Nie dostaniesz tego ode mnie, więc oszczędź nam obojgu bólu głowy.
Cameron drgnęła, wzięła głęboki oddech i podjęła świadomą decyzję by się z nim nie sprzeczać.
- Byłeś pijany. Na pogrzebie House'a. I mam takie przeczucie, że to nie był jedyny raz kiedy ostatnio piłeś. Otrzymujesz jakąś pomoc?
Chase zaśmiał się gorzko.
- Odejdź.
- Nie odejdę dopóki mi nie odpowiesz. - nalegała. Chase przewrócił oczami i mocniej pociągnął kabel od kroplówki.
- Czyli, więc sam siebie wypisuję.
- To cię zabije. - kontynuowała desperacko. - Znaleźli w twojej krwi amfetaminę. - Cameron wzięła głęboki oddech. - Wiem, że masz kłopoty. Pozwól mi sobie pomóc.
Chase skrzyżował ramiona, wyraźnie robiąc się coraz bardziej wściekłym.
- Mam na to receptę.
- Na taką dawkę? - Cameron uniosła brwi. - Zajrzałam do twojej karty. Miałeś o wiele więcej niż normalna dawka.
- Sprawdzałaś moją kartotekę? - jego głos się obniżył i brzmiał niebezpiecznie co spowodowało, że zaczęła czuć narastającą panikę. - To nielegalne. Idź stąd albo wezwę ochronę i upewnię się, że nie będziesz miała tu prawa wstępu.
Cameron przygryzła wargę i wstała. Wiedziała, że podejmuje ryzyko, ale teraz nie miała już siły by zrobić cokolwiek jeśli Chase spełni swoje groźby.
- Chase. - powiedziała cicho, zraniona tym, że odrzucał jej rady. Spodziewała się tego i akceptowała ten fakt, ale i tak nic nie mogło pomniejszyć tego wszystkiego. - Wyjeżdżam jutrzejszej nocy.
- Świetnie. Nie wracaj tu. Nikt cię tu nie chce.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:31, 28 Sie 2011    Temat postu:

Tak sobie czytam i coraz bardziej zaczynam się zastanawiać, dlaczego tylko ja komentuję, chociaż ktoś oprócz mnie to czyta... Przynajmniej tak mi się wydaje, bo jak wczoraj wieczorem patrzałam na liczbę odwiedzin, to było ich 165. Jak patrzałam teraz to jest 177, odejmując moje wejście teraz i zakaładam, twoje dwa zostaje dziewięć niewiadomych. No, albo tak często sprawdzasz czy komentuję, co mi pochlebia... Czy to goście, czy horumowicze, nie wnikam... Masz czyelników. Może nieśmiałych?
Co do czwartej części, chyba jest ciut krótsza niż poprzednie, ale to nieszkodzi i tak post pozostawię. Cameron pojechała za nimi na pogotowie, co wywołało u niej masę wspomnień, czemu się nie dziwię, w końcu spędziła tam sporo czasu. Rozumiem jej troskę o Chase'a, był jej mężem, po za tym ona lubi opiekować się ludźmi, lecz na jej miejscu chyba bym tak nie zrobiła...
Cytat:
- Do zobaczenia jutro. Upewnij się, że mnie znajdziesz. Musimy skoczyć na kawę zanim wyjedziesz.
- Ok. - zgodziła się. - W jakim pokoju leży Chase?
- To nie jest dobry pomysł. - powiedział Foreman.
- Nie będę go wypytywać. - Cameron delikatnie dotknęła jego ramienia. - Wiesz, że muszę to zrobić.
Foreman odetchnął ciężko a potem sięgnął do kieszeni i podał jej skrawek papieru z informacją na której jej zależało.

Oby tylko ona wiedziała co robi...
Cytat:
- Dlaczego tu jesteś?
- Foreman musiał iść do domu. - odpowiedziała.
- Nie wyjaśnia to dlaczego tu jesteś. - Chase zaczął ciągnąć za kable od IV i Cameron praktycznie widziała te myśli przepływające przez jego głowę na temat siły jakiej będzie musiał użyć by je wyciągnąć.
- Jesteś chory. - Cameron starała się wyglądać normalnie. - Pomyślałam, że ktoś powinien być...
- Mam kaca. - Chase jej przerwał. - Nie umieram. Nie jestem nawet wystarczająco chory byś się mną zainteresowała, więc dlaczego nie powiesz mi dlaczego naprawdę tu jesteś? Przyszłaś szukać wybaczenia? Odpuszczenia? Nie dostaniesz tego ode mnie, więc oszczędź nam obojgu bólu głowy.
Cameron drgnęła, wzięła głęboki oddech i podjęła świadomą decyzję by się z nim nie sprzeczać.
- Byłeś pijany. Na pogrzebie House'a. I mam takie przeczucie, że to nie był jedyny raz kiedy ostatnio piłeś. Otrzymujesz jakąś pomoc?
Chase zaśmiał się gorzko.
- Odejdź.

Wolałam go, kiedy był miłym i przyjaznym kangurem-australijczykiem, a nie gburnym, pijanym chamem lub głupszą, nieudaną kopią House'a. Foch na Chase'a.
Cytat:
- Chase. - powiedziała cicho, zraniona tym, że odrzucał jej rady. Spodziewała się tego i akceptowała ten fakt, ale i tak nic nie mogło pomniejszyć tego wszystkiego. - Wyjeżdżam jutrzejszej nocy.
- Świetnie. Nie wracaj tu. Nikt cię tu nie chce.

Po pierwsze, to nie prawda, znalazłoby się parę osób, które by ją tam chciały, z nim na czele, tylko on o tym nie wie, bo jest za bardzo zraniony. Po drugie, mam nadzieję, że stanie się cud i ich relacje się popawią. Lecz nie wiem, co to mogło by być. I po trzecie, boję się, iż to nie skończy się happy endem, ale to tylko takie moje dramatyczne przeczucia, nie bierz ich do siebie.
Czytając te tłumaczenie, jestem pelna podziwu dla ciebie Rory Gilmore, ponieważ tłumaczenia nie są łatwą sprawą i grupa osób, która się nimi naprawdę dobrze zajmuje jest niewielka, a ty do niej należysz. Co przypomina mi, że ja też swego czasu wzięłam się za tłumaczenie czegoś, tak dla zabawy, nawet tego nigdy nie opublikowałam i widzę jak kiepsko mi to poszło. Co tam, przecież świat się na tym nie kończy.
Więc czekam na kolejne części, którymi mnie rozpieszczasz ( ) ze względu na czas ich pokazywania się.

Piłeczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:14, 30 Sie 2011    Temat postu:

Cytat:
Oto kolejna część fika. Miłej lektury



ROZDZIAŁ 5

- Co się stało? - Cuddy wciąż nie spała i zaskoczona Cameron zastała ją na kanapie w szlafroku oglądającą wieczorne wiadomości.
- Nic. - odpowiedziała szybko.
- To przekonujące. - powiedziała sucho Cuddy wyłączając telewizor i siadając bardzoej prosto. Cameron wzruszyła ramionami, przyłapana przez strażnika. Nie spodziewała się, że ktokolwiek będzie na nogach. Całą drogę powrotną ze szpitala spędziła płacząc w wynajętym samochodzie, czując pustkę po tym jak mocno uderzyły w nią słowa Chase'a. Miał rację by być zły, wiedziała to, ale było jeszcze coś nie tak poza tą prostą gorzkością. Kiedy podjęła decyzję o wyjeździe a potem kolejną o rozwodzie, zdawała sobie sprawę, że nigdy nie będzie zdolna by odzyskać już tego związku. W tamtym czasie wydawało się to potrzebną, mniej bolesną opcją by usunąć się z jego oczywistego upadku. Ale teraz, kiedy wróciła i zobaczyła te następstwa było to dla niej nieznośne uczucie braku bliskości. To okropne uczucie straty, która zaskakiwała ją w najbardziej nieoczekiwanych momentach kiedy była wciąż zdumiona odkryciem, że on już nie jest tu dla niej, nie rozśmiesza jej i nie słucha najskrytszych sekretów jej życia. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, że mógłby on znów być chociaż jej przyjacielem i nie była nawet pewna jak ruszyć naprzód po tym jak dostrzegła w nim tyle nienawiści.
Cuddy odchrząknęła.
- Słyszałam, że zatrzymali Chase'a w szpitalu na noc. Poszłaś się z nim zobaczyć. - to nie było pytanie.
- Nie jestem pewna czy to jest twoja sprawa. - powoli odpowiedziała Cameron. Jej związek z Cuddy nigdy nie była zbyt zażyła, daleka od bliskiej i bardziej zbliżająca się do małego współzawodnictwa by w końcu urosnąć do pewnego rodzaju szacunku, który według Cameron był czymś w rodzaju przyjaźni. Jednak Cameron zbyt długo była nieobecna i nie mogła się pozbyć tego wrażenia, że jakikolwiek nieostrożny krok może spowodować konflikt między nimi.
- W każdym razie to i tak nie jest ważne. Idę się spakować i jadę zaraz na lotnisko. Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć jakiś wcześniejszy samolot.
Cuddy zmarszczyła brwi i poprawiła poduszki leżące na kanapie.
- Allison, usiądź i powiedz mi co się dzieje.
Cameron usiadła dość niechętnie mając nadzieję, że w pokoju jest wystarczająco ciemno by mogła ukryć to, że płakała. Wyglądało na to, że Cuddy przez te kilka lat przeistoczyła się w cieplejszą i silniejszą, bardziej autorytatywną w osądach dla szpitala osobę, która pokazuje pewne cechy bycia matką we wszystkim co robiła.
- Nic się nie stało. - uparcie powtarzała Cameron. Nie miała pojęcia co tak w ogóle stara się ochronić czy własną wartość czy upadający wizerunek Chase'a. - Nie ma po prostu powodu dla którego miałabym tu być. House'a już nie ma, Foreman ma własną rodzinę i...
Cuddy powoli kiwnęła głową a Cameron dostrzegła jak w myślach kończy za nią to zdanie.
- A co z tobą? Masz do czego wracać?
Cameron zamilkła na dłuższy moment, zaskoczona brakiem natychmiastowej odpowiedzi. Tak naprawdę to Chicago już nie było dla niej domem tylko odskocznią od prawdziwego życia, którą wybrała kiedy jej życie stało się zbyt ciężkie.
- No cóż, mam pracę. - odpowiedziała w końcu. - I moją rodzinę. - zorientowała się, że wróciła do Princeton wypełniona nadzieją na potwierdzenie tego, że ma tutaj rodzinę. Tymczasem zamiast tego znalazła się w świecie wypełnionym gorzkością i z ludźmi, którzy ruszyli naprzód.
- Jesteś tam szczęśliwa? - zapytała Cuddy tonem jakby znała już odpowiedź.
- Dlaczego mnie o to pytasz? - Cameron spojrzała na nią z rezerwą. I tak już wystarczająco jej nadzieje runęły i pozbieranie ich w całość wyglądało na beznadziejne.
- Czy kiedykolwiek myślałaś o tym by tu wrócić? - rozmowa zamieniła się w grę na pytania, co było lekko dziwne. Cameron usiłowała odnaleźć odpowiedź, która nie byłaby zbyt straszna by ubrać ją w słowa. Oczywiście, że o tym myślała każdego dnia od kiedy odeszła. Usiłowała znaleźć powód, dla którego tym razem miało by być inaczej, ale nigdy nie udało jej się przekonać samej siebie do tego kroku a im dłużej zwlekała tym trudniej jej było powrócić.
- Do czego? - zapytała myśląc o tej pustce, którą tu zastała.
- Przynajmniej zostań do jutrzejszego spotkania. - odpowiedziała Cuddy. - Powinnaś się dowiedzieć o kilku sprawach a potem możesz złapać samolot, którym i tak planowałaś wrócić.
Cameron przygryzła wargę i skinęła głową. Wtedy do głowy przyszła jej inna myśl, którą musiała jakoś uciszyć.
- Zamierzasz zwolnić Chase'a?
Cuddy wstała i zerknęła na zegarek, który pokazywał już prawie drugą.
- To zależy od niego.
- Co przez to rozumiesz?
Cuddy potrząsnęła tylko głową.
- Przyjdź na spotkanie.


W jakiś sposób Chase'owi udało się wypisać ze szpitala, pojechać do domu, wziąć prysznic i zdążyć na spotkanie. Mimo to i tak nie wyglądał zbyt dobrze. Cameron zastanawiała się czy wypisał się wbrew zaleceniom lekarzy, ale nie mówiła nic siedząc w najdalszym końcu pokoju starając się unikać jego wzroku. Foreman siedział pomiędzy nimi, nieświadomy niczego lub zdecydowany by nie dbać o to. Obecni pracownicy nie byli obecni ku zaskoczeniu Cameron a ich nieobecność sprawiała wrażenie, że pokój jest jeszcze bardziej zapełniony.
- Dziękuję wam za przyjście. - powiedziała Cuddy. - To był bardzo ciężki tydzień dla nas wszystkich, więc postaram się przejść do sedna.
Nikt się nie odezwał. Foreman wydawał się skupiony na czymś co znajdowało się za ścianą a Chase skubał bandaże, które miał zamiast nakłucia IV. Cuddy odchrząknęła, świadoma tego całego napięcia panującego w pomieszczeniu.
- Poprosiłam byście dziś przyszli by oznajmić wam, że zamykam departament diagnostyki. Został on stworzony specjalnie dla specyficznych talentów House'a i jego reputacji a teraz kiedy go z nami nie ma to nie mogę usprawiedliwić wydatków na ten dział. Wasz zespół został już o tym poinformowany i zrobimy wszystko co w naszej mocy by pomóc im znaleźć inne zatrudnienie. W międzyczasie chcę wiedzieć czy Foreman i Chase macie jakichś pacjentów to trzeba ich przypisać do innych praktyk. Poza tym chcę byście dokończyli zaległą pracę papierkową.
Chase prychnął.
- Przynajmniej wiemy po co Cameron tu jest. By to zrobiła.
- Wyjeżdżam dziś w nocy. - odpowiedziała Cameron zastanawiając się po co Cuddy nalegała by się pojawiła na tym spotkaniu.
- Nie możesz zamknąć departamentu. - wtrącił się Foreman ku zaskoczeniu pozostałych.
- Słucham? - zapytała Cuddy.
- Nie możesz zamknąć departamentu. To nie jest wobec nas fair. My z Chase'em prowadzimy go od miesięcy od kiedy House zachorował. Jeśli musisz zmniejszyć budżet to pozbądź się zespołu, mi to pasuje. Poprowadzimy go wspólnie.
- House miał pewną reputację. - Cuddy potrząsnęła głową.
- Tak jak i Chase. - nalegał Foreman a Cameron spojrzała na niego zaskoczona. Chciała ignorować każde nowości dotyczące szpitala i diagnostyki, ale teraz znów poczuła się odizolowana od tego wszystkiego. Chase wzdrygnął się niespodziewanie po tej uwadze. - Przecież to wiesz.
- Przykro mi, ale odpowiedź brzmi nie. - Cuddy westchnęła. - Wasza dwójka jest dobra, ale niekonsekwentna. Jeśli pozwolę wam prowadzić departament to pozabijacie się wzajemnie i Bóg wie jak wielu pacjentów. Jeśli miałabym się zgodzić to tylko z kimś kto by was nadzorował a nikt w tym szpitalu nie ma wystarczających kwalifikacji.
- Ja to zrobię. - powiedziała nagle Cameron, zaskakując sama siebie. Słowa Cuddy z wczorajszej nocy wciąż były w jej głowie i wiedziała, że równie dobrze może postawić się na czele strażaków, lecz wydawało się to jej jedyną szansą na odkupienie.
- Jesteś pewna? - zapytała ją Cuddy. Cameron skinęła głową. Poczuła nagle przypływ adrenaliny, którego tak brakowało jej przez te wszystkie lata.
- Jeśli tylko uważasz, że mam kwalifikacje.
- Absolutnie nie. - powiedział Chase, który w końcu odzyskał głos.
- Macie dwa wyjścia. - powiedziała szybko Cuddy a Cameron poczuła jak zaczyna jej się kręcić w głowie od nadmiaru wrażeń. - Zaakceptujecie doktor Cameron jako swojego szefa albo zamykam departament.
Foreman spojrzał na Chase'a.
- Myślisz, że ktoś cię zatrudni? Z twoją kartoteką? Jesteś pewien, że dasz radę pracowac w innym szpitalu?
Chase wpatrywał się w Foremana prawie minutę zanim wstał z miejsca.
- Dobra. - rzucił tylko i wyszedł zanim dostał na to pozwolenie.
- Witamy z powrotem. - Cuddy odwróciła się w stronę Cameron z szerokim uśmiechem i wtedy Cameron zorientowała się, że to od samego początku był jej plan. Cuddy zagrała nimi we wspaniałą grę opierającą się na manipulacji, jak szachy i sprawnie pokierowała pionkami by uzyskać to czego chciała.
- Powodzenia. - powiedział Foreman i poklepał Cameron po ramieniu a potem podążył za Chase'em.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:04, 04 Wrz 2011    Temat postu:

No dobrze, przeczytałam tą część juz ww wtorek, ale jakoś nie umialąm sie zebrać by skomentować.

Nie pomyślalabym, że sprawy potoczą w taki sposób. Co z tego wyniknie? Jeszcze nie wiem, ale mam nadzieję, że w niedługo przeczytam.

Cytat:
- Allison, usiądź i powiedz mi co się dzieje.
Cameron usiadła dość niechętnie mając nadzieję, że w pokoju jest wystarczająco ciemno by mogła ukryć to, że płakała. Wyglądało na to, że Cuddy przez te kilka lat przeistoczyła się w cieplejszą i silniejszą, bardziej autorytatywną w osądach dla szpitala osobę, która pokazuje pewne cechy bycia matką we wszystkim co robiła.
- Nic się nie stało. - uparcie powtarzała Cameron. Nie miała pojęcia co tak w ogóle stara się ochronić czy własną wartość czy upadający wizerunek Chase'a. - Nie ma po prostu powodu dla którego miałabym tu być. House'a już nie ma, Foreman ma własną rodzinę i...
Cuddy powoli kiwnęła głową a Cameron dostrzegła jak w myślach kończy za nią to zdanie.
- A co z tobą? Masz do czego wracać?
Cameron zamilkła na dłuższy moment, zaskoczona brakiem natychmiastowej odpowiedzi. Tak naprawdę to Chicago już nie było dla niej domem tylko odskocznią od prawdziwego życia, którą wybrała kiedy jej życie stało się zbyt ciężkie.
- No cóż, mam pracę. - odpowiedziała w końcu. - I moją rodzinę. - zorientowała się, że wróciła do Princeton wypełniona nadzieją na potwierdzenie tego, że ma tutaj rodzinę. Tymczasem zamiast tego znalazła się w świecie wypełnionym gorzkością i z ludźmi, którzy ruszyli naprzód.
- Jesteś tam szczęśliwa? - zapytała Cuddy tonem jakby znała już odpowiedź.
- Dlaczego mnie o to pytasz? - Cameron spojrzała na nią z rezerwą. I tak już wystarczająco jej nadzieje runęły i pozbieranie ich w całość wyglądało na beznadziejne.
- Czy kiedykolwiek myślałaś o tym by tu wrócić? - rozmowa zamieniła się w grę na pytania, co było lekko dziwne. Cameron usiłowała odnaleźć odpowiedź, która nie byłaby zbyt straszna by ubrać ją w słowa. Oczywiście, że o tym myślała każdego dnia od kiedy odeszła. Usiłowała znaleźć powód, dla którego tym razem miało by być inaczej, ale nigdy nie udało jej się przekonać samej siebie do tego kroku a im dłużej zwlekała tym trudniej jej było powrócić.
- Do czego? - zapytała myśląc o tej pustce, którą tu zastała.
- Przynajmniej zostań do jutrzejszego spotkania. - odpowiedziała Cuddy. - Powinnaś się dowiedzieć o kilku sprawach a potem możesz złapać samolot, którym i tak planowałaś wrócić.
Cameron przygryzła wargę i skinęła głową. Wtedy do głowy przyszła jej inna myśl, którą musiała jakoś uciszyć.
- Zamierzasz zwolnić Chase'a?
Cuddy wstała i zerknęła na zegarek, który pokazywał już prawie drugą.
- To zależy od niego.
- Co przez to rozumiesz?
Cuddy potrząsnęła tylko głową.
- Przyjdź na spotkanie.

Nie wiem co powiedzieć o tym fragmencie. Zacytowałam go, bo według mnie jest ważny, ale trudno mi coś o nim powiedzieć, bo mam mieszane uczucia... Cuddy wydaje mi się tutaj taką zimną, stanowczą osobą, która stara się dbać ludzi, a w jej przypadku to się trochę wyklucza. A Cameron wydaje się być bardzo zagubioną osobą, która nie wie co ma dalej robić... Naprawdę ciekawy fragment...
Cytat:
- Macie dwa wyjścia. - powiedziała szybko Cuddy a Cameron poczuła jak zaczyna jej się kręcić w głowie od nadmiaru wrażeń. - Zaakceptujecie doktor Cameron jako swojego szefa albo zamykam departament.
Foreman spojrzał na Chase'a.
- Myślisz, że ktoś cię zatrudni? Z twoją kartoteką? Jesteś pewien, że dasz radę pracowac w innym szpitalu?
Chase wpatrywał się w Foremana prawie minutę zanim wstał z miejsca.
- Dobra. - rzucił tylko i wyszedł zanim dostał na to pozwolenie.
- Witamy z powrotem. - Cuddy odwróciła się w stronę Cameron z szerokim uśmiechem i wtedy Cameron zorientowała się, że to od samego początku był jej plan. Cuddy zagrała nimi we wspaniałą grę opierającą się na manipulacji, jak szachy i sprawnie pokierowała pionkami by uzyskać to czego chciała.
- Powodzenia. - powiedział Foreman i poklepał Cameron po ramieniu a potem podążył za Chase'em.

Plan dobry, to powinno się udać, brawo Cuddy. Chase pewnie będzie mieć z Cameron, wydaje mi się, że wyniknie z tego ostra kłótnia.

Cóź, teraz mogę powiedzieć tylko że czekam na ciąg dalszy i życzę, aby ci się miło tłumaczyło.

Piłeczka

P.S. Jest tylko jedno, co muszę wiedziec na pewno. Zakończy się ta historia happy end'em?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:10, 04 Wrz 2011    Temat postu:

Cytat:
Oj nie mogę powiedzieć czy się zakończy happy endem. Do końca dłuuuga droga pełna łez, nienawiści i komplikacji.



ROZDZIAŁ 6

Biuro House'a było zakryte zakurzonymi okryciami co przypominało czasy, które spędził w szpitalu w Mayfield. Cameron przypomniała sobie jak przyszła tu by zobaczyć się z Foremanem po tym jak House'a wypuścili, kiedy wciąż była optymistycznie nastawiona do wszystkiego, zachwycona wspomnieniami z miesiąca miodowego i wtedy miała świadomość, że to początek jej nowego szczęścia. Teraz to wszystko wyglądało tak jakby to co działo się tamtego dnia było epicentrum jej zrujnowanego życia. Pierwszy krok House'a do wyleczenia poruszyło kostki domino, które zniszczyło tą stabilność w życiu wszystkich. Przypomniała sobie jak Chase powtarzał, że nieszczęście House'a jest fundamentem do funkcjonowania wszystkiego tak jak powinno. Ta ironia zdawała się teraz idealnie pasować.
Była sobota i skrzydło szpitalne, w którym się obecnie znajdowała było dziwnie ciche i dawało Cameron iluzję, że jest w miejscu, w którym nie powinna być. Klucze do departamentu diagnostycznego były ciężkie i czuła to zimno, kiedy trzymała je w rękach czekając na przybycie pozostałych. Było to dziwne i obce jakby ich nie trzymała nigdy wcześniej przez te minione dziewięć lat.
House nie żył od ponad tygodnia i ciężko było przywyknąć do tego, że już się nigdy nie zobaczy go przechodzącego przez te oszklone drzwi, nie usłyszy już tego kpienia sobie z jej punktualności. Cameron zmusiła się do przejścia wzdłuż pokoju i zajrzała przez żaluzje by sprawdzić czy coś się zmieniło w krajobrazie za oknem by uświadomić sobie, że te trzy lata naprawdę minęły a ona nie utknęła w czasie.
- Naprawdę przyniosłaś rzeczy do czyszczenia? - głos Foremana przywrócił ją do rzeczywistości i Cameron podskoczyła lekko. Odwróciła się i zastała go oglądającego rzeczy, które postawiła na stole konferencyjnym. Skinęła głową. - Naprawdę się nie zmieniłaś. - Foreman uśmiechnął się smutno wiedząc, że to nie jest prawda. Ludzie się nie zmieniają, tak zawsze mawiał House, ale teraz on jest martwy a jego pierwotnie wybrana rodzina wydawała się zupełnie obca.
- Chase przyjdzie? - zapytała Cameron starając się by jej głos brzmiał normalnie. Wiedziała, że nie uda jej się odnieść sukcesu w tej pracy kiedy wszyscy będą krytykować jej posunięcia względem niego.
- Nie mam pojęcia. - Foreman wzruszył ramionami. - Przekazałem mu twoją wiadomość jak prosiłaś.
- Chyba nie zrezygnował, co? - nagle poczuła, że robi się nerwowa. Nie widziała ich od czasu spotkania z Cuddy i pewna jej część zaczęła podejrzewać, że zgłoszenie się na ochotnika do tej pracy było poważnym błędem, który może zaowocować kolejną wrogością a ona chciała by wszystko zostało jej wybaczone. Wezwała tu Chase'a i Foreman'a pod wymówką sprzątania gabinetu House'a, mając nadzieję, że uda jej się wykazać własny autorytet i osądzić ich przypuszczalne rebelie względem tego.
- Nie zrezygnuje. - Foreman położył swoją torbę i zainteresował się paczką gąbek, które przyniosła ze sobą Cameron. - On potrzebuje tej pracy. To jedyna rzecz dzięki któtej obecnie funkcjonuje. Nawet z tobą jako jego szefową. - zamilkł na chwilę. - A może zwłaszcza z tobą jako szefową. Nie wiem.
Cameron nie była pewna jak potraktować jego odpowiedź.
- A co z tobą? Nie miałam zamiaru by wchodzić ci w paradę. Cuddy poprosiła mnie bym przyszła na to spotkanie i...
Foreman pokręcił głową.
- Cuddy tobą zagrała. Nami wszystkimi. Ustawiła nas w pozycjach w jakich chciała. To było takie oczywiste.
- Wiem. - Cameron westchnęła. - Po prostu czuję, że powinnam była to przewidzieć.
- Allison. - Foreman westchnął a potem przytulił ją delikatnie co było niepodobne do niego. - My wszyscy chcieliśmy byś wróciła. To po prostu bardzo ciężki czas. Jeśli możesz przejąć departament po Housie i ocalić go to jestem za, ale mam nadzieję, że jest to to co chcesz robić, gdyż nie będzie to wcale proste.
Przez chwilę nie potrafiła znaleźć słów, czując jak jej życie właśnie przewróciło się do góry nogami przez te kilka poprzednich dni dając jej poczucie bezdomności. Wiedziała, że już nie może kolejny raz uciec, nie mogła się poddać po raz kolejny i wrócić do bezpiecznego Chicago. Teraz jej życie było dalekie od spokojnego.
- Jestem pewna. - powiedziała w końcu.
- Powiedziałaś swoim rodzicom? - Foreman nie wyglądał na przekonanego. - Swojemu szefowi? To nie jest gra, Allison.
- Zadzwoniłam do szefa i zrezygnowałam wczoraj. - Cameron skrzywiła się. - Moi rodzice... wiedzą, że zostanę tu trochę dłużej. - jej związek z rodziną był skomplikowany od wielu lat, wiedziała doskonale, że nie popierają oni jej wyborów, priorytetów, które prowadzą do kolejnych porażek w jej życiu osobistym.
- Kiedy planujesz im powiedzieć? - zapytał ostro Foreman. Cameron wzruszyła ramionami, czuła się zaatakowana i nie potrafiła poradzić sobie z tą presją.
- Pomyślałam sobie, że najpierw się tu urządzę. W końcu i tak będę musiała tam pojechać na kilka dni by przenieść kilka moich rzeczy. Będę mogła powiedzieć im osobiście.
- Najpierw zamierzasz się przeprowadzić a potem poinformować o tym rodzinę? - Foreman był zaskoczony.
- Czemu cię to dziwi? - zapytał Chase, który stał w wejściu. Cameron wstrzymała oddech, niepewna jak długo on już tam stał niezauważony. Zaczęła zakładać, że nie pojawi się wcale a teraz okazało się, że mógł podsłuchać rozmowę o ważnych sprawach i to zaczynało powodować, że była niezdolna do obrony.
- Jak długo tu stoisz?
- Przecież to oczywiste. - Chase kontynuował jakby w ogóle nic nie powiedziała. Wszedł dalej do pokoju i położył swoją torbę na stole obok torby Foremana. - Ucieka, nic nikomu nie mówi gdzie jest. Zostawia ich z myślą czy kiedykolwiek jeszcze wróci.
- Jestem tu teraz. - powiedziała Cameron w obronie a Chase się zaśmiał. Odetchnęła głęboko i pominęła te wszystkie komentarze, które błąkały się po jej głowie. Ta rozmowa i argumenty w końcu musiały dojść do skutku, ale teraz nie był to najlepszy czas. - Czujesz się lepiej?
- Nie wiem o czym mówisz. - odpowiedział Chase, zerkając na dawne biuro House'a, do którego jeszcze nie doszli.
- Lepiej żebyś nie był na kacu. - odezwał się Foreman groźnym głosem. Chase przewrócił oczami.
- Nie jesteś moim szefem. Nie możesz mnie zwolnić.
- Ja jestem twoim szefem. - powiedziała Cameron automatycznie, czego natychmiast pożałowała. Chase wyglądał na zadowolonego, jakby rzuciła mu jakieś wyzwanie i Cameron wiedziała, że zbiera się w nim gniew.
- Nie zwolnisz mnie.
- Mieliśmy sprzątać biuro House'a. - wtrącił się Foreman. - Lepiej się za to zabierzmy.
Chase umilkł ku zaskoczeniu Cameron. Zerknęła na Foremana zanim podeszła do drzwi biura by je otworzyć. Z wyglądu pomieszczenia i nagromadzonego kurzu mogła się zorientować, że nikt nie postawił tu nogi od miesięcy. Wejście do tego pomieszczenia było jakby rytualnie i doskonale wiedziała, że pozostali poczuli to samo napięcie, które dziwnie się nagromadziło w powietrzu. Cameron zatrzymała się pośrodku pokoju, niepewna gdzie zacząć. Spędziła cały tydzień z tym dziwnym uczuciem pustki po śmierci House'a a teraz ta nieprawdopodobna cisza potęgowała tą stratę i ten ogromny ciężar na jej sercu zamieniał jej krew w lód i zatrzymywał jej oddech. Przygryzła wargę i zorientowała się, że czuje napływające do oczu łzy. Nie straciła jeszcze zdolności do żalu co przyniosło jej niespodziewaną ulgę. Chase zdjął z krzesła okrycie co spowodowało, że Cameron podskoczyła a jej myśli gdzieś uciekły. Krzesło kręciło się wokół swojej osi a Chase wpatrywał się w nie, niezbyt pewny jak udało mu się wprawić krzesło w ruch. Cameron opanowała się w końcu i zdjęła długie okrycie z biurka a w tym czasie Foreman robił to samo z okryciami półki na książki i telewizor.
- Co do cholery? - mruknął Foreman za jej plecami. Półki były puste. Cameron zorientowała się w niemym szoku, że stary telewizor zniknął. Chase podszedł szybko do biurka i otworzył jedną z szuflad.
- Również pusto.
Przez chwilę wszyscy stali w ciszy, przyłapanii po raz ostatni przez umysł House'a, który wciąż był kilka kroków przed nimi, nawet w swojej chorobie.
- Wiedział, że już nie wróci. - powiedziała Cameron.
- Masz z tym coś wspólnego? - Foreman skierował swoje pytanie do Chase'a, który wzdrygnął się.
- Nie miałem o tym pojęcia!
Cała przestrzeń na biurku była pusta, zostawiająca jedynie miejsce na przerośniętą piłkę tenisową, która w tym momencie turlała się w stronę jego krawędzi. Chase złapał ją w locie i zaczął przerzucać ją z ręki do ręki, zastanawiając się nad jej obecnością tutaj. Została zostawiona tutaj specjalnie. Cameron zastanawiała się komu House ją zostawił. Chase wciągnął głośno powietrze a następnie po krótkim namyśle rzucił piłkę w jej kierunku. Cameron ku swemu zaskoczeniu złapała ją.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:32, 04 Wrz 2011    Temat postu:

Nie miałam zamiaru komentować dzisiaj, ale wyjeżdżam jutro i wrócę w środę, więc postanowiłam jeszcze zamieścić ten post przed wyjazdem.
Twoja odpowiedź nie była jednoznaczna co do happy end'u, ale przynajmniej wiem co mnie czeka i jak na razie to mi wystarczy.
Cameron jako szefowa... Nie wiem czy i jak to się sprawdzi, ale jest interesujące...
Cytat:
Pierwszy krok House'a do wyleczenia poruszyło kostki domino, które zniszczyło tą stabilność w życiu wszystkich. Przypomniała sobie jak Chase powtarzał, że nieszczęście House'a jest fundamentem do funkcjonowania wszystkiego tak jak powinno. Ta ironia zdawała się teraz idealnie pasować.

Gorzka, smutna, ale prawda...
Cytat:
Mieliśmy sprzątać biuro House'a. - wtrącił się Foreman. - Lepiej się za to zabierzmy.
Chase umilkł ku zaskoczeniu Cameron. Zerknęła na Foremana zanim podeszła do drzwi biura by je otworzyć. Z wyglądu pomieszczenia i nagromadzonego kurzu mogła się zorientować, że nikt nie postawił tu nogi od miesięcy. Wejście do tego pomieszczenia było jakby rytualnie i doskonale wiedziała, że pozostali poczuli to samo napięcie, które dziwnie się nagromadziło w powietrzu. Cameron zatrzymała się pośrodku pokoju, niepewna gdzie zacząć. Spędziła cały tydzień z tym dziwnym uczuciem pustki po śmierci House'a a teraz ta nieprawdopodobna cisza potęgowała tą stratę i ten ogromny ciężar na jej sercu zamieniał jej krew w lód i zatrzymywał jej oddech. Przygryzła wargę i zorientowała się, że czuje napływające do oczu łzy. Nie straciła jeszcze zdolności do żalu co przyniosło jej niespodziewaną ulgę.

Zadziwiające, jak miejsca, które kiedyś nazywaliśmy naszymi, nagle stają się takie obce... Dobrze, że Cameon wciąż potrafi czuć żal i płakać. Płacz jest dobry, oczyszcza.
Cytat:
Cała przestrzeń na biurku była pusta, zostawiająca jedynie miejsce na przerośniętą piłkę tenisową, która w tym momencie turlała się w stronę jego krawędzi. Chase złapał ją w locie i zaczął przerzucać ją z ręki do ręki, zastanawiając się nad jej obecnością tutaj. Została zostawiona tutaj specjalnie. Cameron zastanawiała się komu House ją zostawił. Chase wciągnął głośno powietrze a następnie po krótkim namyśle rzucił piłkę w jej kierunku. Cameron ku swemu zaskoczeniu złapała ją.

Piłeczka House'a... Z kąd ja kojarzę tę nazwę... Jak nie jednokrotnie bylo powiedziane w serialu, ta piłeczka ratuje ludzi. Może im też pomoże kogoś uratować? Tylko czemu Chse rzucil ją do Cameron?

W sumie to wszystko co miałam do napisania. Teraz przez te trzy dni, będę myśleć, po co on ją rzucił. Oj, dałaś mi do myślenia. Powodzenia z kolejnymi rozdziałami.

Piłeczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:16, 09 Wrz 2011    Temat postu:

Cytat:
Witam, oto kolejny rozdział Miłęj lektury i dzięki za komentarz.



ROZDZIAŁ 7

- Chciałaś mnie widzieć? - zapytała ostrożnie Cameron, wciąż czując się dziwnie formalnie nawet siedząc w dalszym końcu kanapy w salonie Cuddy. Znalazła wiadomość przyczepioną do drzwi pokoju gościnnego zaraz po powrocie z pracy. Była tam już prawie dwa tygodnie i salon był wypełniony resztkami chińskiego jedzenia, stojącymi na stoliku. Rachel siedziała zawinięta w koc na podłodze i oglądała kreskówki a Cameron pomyślała, że czuje się jak intruz u rodziny, której nigdy nie miała.
Cuddy skinęła głową wskazując jedzenie.
- Przyniosłam nam kolację. Częstuj się. - pochyliła się i zaczęła rozgrzebywać ryż po talerzu. Cameron rozpoznała ten gest jako ignorowanie tego napięcia między nimi.
- Dziękuję. - Cameron wzięła swoją porcję gotowanych warzyw i zaczęła jeść myśląc o tym, że przynajmniej nie jest głodna. Było to niesamowicie wyczerpujące przebrnięcie przez tą papierkową robotę z jednoczesnym unikaniem dodawania sobie kłopotów z Foremanem i Chase'em by akceptowali jej standardy. Kilka następnych minut upłynęło w ciszy przerywanej odgłosami z telewizora. Cameron grzebała w swoim jedzeniu, niezdolna do zjedzenia więcej niż kilka kawałków.
- Akta są prawie skończone. - powiedziała kiedy już nie mogła znieść tej ciszy. - Wszystko powinno być skończone do jutra. Idę poszukać sobie mieszkania. Wkrótce zejdę ci z drogi. Albo jeśli wolisz przeniosę się do hotelu...
- Nie o tym chciałam z tobą rozmawiać. - przerwała jej Cuddy. Cameron przełknęła jedzenie i skupiła się na białej fasolce leżącej na talerzu, którą zaczęła dziabać swoim widelcem.
- Więc o co chodzi?
- Chcę wiedzieć co cię łączy z Chase'em. - Cuddy spojrzała na swoje jedzenie.
- Słucham? - Cameron opuściła swój talerz z głośnym brzdękiem, czując, że już nie ma siły by się powstrzymywać dłużej. Powinna się tego spodziewać, ale miała nadzieję, ze uniknie tego przez swój profesjonalizm.
- Allison. - Cuddy zaczęła znowu z nutą sympatii w głosie. - Pytam jako twoja przyjaciółka.
Cameron westchnęła zaczynając się czuć obrażona tymi insynuacjami. Nie wiedziała czy wszyscy usiłują ją chronić lub siebie od przeszłości.
- Nie, to nie prawda. Jesteś moją przyjaciółką, ale zawsze najpierw będziesz moją szefową. Wiem o tym. Ale nic mnie nie łączy z Chase'em. Jest moim pracownikiem i to wszystko.
Cuddy zastanawiała się przez dłuższą chwilę a Cameron usiłowała odczytać jej myśli.
- Byliście małżeństwem. Zawsze będzie was coś łączyć. Muszę wiedzieć czy będziesz mogła wykonywać swoją pracę przez wzgląd na to.
- Pracowaliśmy ze sobą o wiele dłużej niż byliśmy małżeństwem. - odpowiedziała Cameron. - I dlaczego pytasz mnie o to teraz? Wrobiłaś mnie w tą pracę. Praktycznie błagałaś mnie żebym przyszła na to spotkanie. Po co to wszystko skoro nikt z was nie sądzi, że będę w stanie to robić?
- Jestem pewna, że możesz to zrobić. - powiedziała Cuddy również odstawiając talerz. Czuła się winna. - Ale powinnaś wiedzieć dlaczego chciałam byś ty przejęła ta pracę. Zasługujesz by poznać prawdę zanim zgodzisz się zostać na stałe.
- Więc mi powiedz. - Cameron skrzyżowała ręce i zerknęła na kolorowe kreskówki w telewizorze.
- Pięć lat temu dałam Foremanowi władzę nad departamentem, gdyż myślałam, że będzie trzymał House'a pod kontrolą. - powiedziała Cuddy a jej ton brzmiał poważnie.
- A teraz dałaś mi władzę, gdyż myślisz, że mogę kontrolować Chase'a. - dokończyła za nią Cameron, gdyż wszystko zaczynało układać się w jedną całość. To odkrycie ciężko utknęło jej w żołądku.
- Jeśli chcesz zmienić zdanie to zrozumiem. - Cuddy wzięła widelec a potem znów go odłożyła. - Ale jeśli masz zamiar prowadzić departament to musisz się zobowiązać do tego, że upewnisz się, że nikt nie zostanie skrzywdzony przez niego.
- Myślisz, że może kogoś zranić? - zapytała zszokowana Cameron. Te dwa minione tygodnie były bardziej niż wystarczające by pokazać jej, że Chase się zmienił, ale pomysł, że mógłby kogokolwiek skrzywdzić był nie do uwierzenia.
- Myślę, że Chase ma wiele powodów by być rozkojarzonym. - Cuddy wzięła trochę warzyw. Jej odpowiedź była oczywistym oświadczeniem.
- Dałaś mi pewne ostrzeżenie kiedy uczyniłas mnie szefową House'a. - przypomniała jej Cameron, wciąż zastanawiając się czego Cuddy jej nie mówi. - Wtedy sobie poradziłam. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?
Cuddy uniosła brwi.
- House tylko testował twój autorytet poprzez naciskanie pewnych guzików. Chase... szuka zemsty. Tak mi się wydaje. Nawet jeśli sam tego nie wie. Jesteś na to przygotowana?
Cameron złapała swój talerz i napchała sobie usta ryżem by ukryć swoją reakcję.
- Myślę, że znam Chase'a lepiej niż ty. - powiedziała tylko, czując, że to nie jest teraz do końca prawda.


Następny poranek zaczął się mgliście i chłodno. Cameron czuła się wypełniona wątpliwościami po ostrzeżeniach Cuddy. Wydawało jej się, że jest otoczona tymi sekretami, które nie są w zasięgu jej wzroku. Prowadzenie wydziału wydawało się jej strzelaniem w mrok. Pomyślała sobie, że ostatnie dwa lata spędziła na pracy w klinice, ale wydawało jej się, że jej zdolności personalne są nawet bardziej niż odpowiednie do tej pracy. Jak na razie to wszystko co tyczyło się spraw osobistych było przeciwko niej i powoli zaczynała się zastanawiać nad tym czy kiedykolwiek będzie miała pełną kontrolę w pracy.
- Mamy przypadek. - powiedziała Cameron zamiast powitania i rzuciła akta na stół. Foreman i Chase już tam byli i przyglądali się jej uważnie. Cameron nie wiedziała od kiedy zaczynali pracę tak wcześnie.
- Ooch, nasza pierwsza sprawa od kiedy jesteśmy sami. - zadrwił Chase otwierając teczkę. - Jak to dobrze, że jesteś tu by nas poprowadzić. Nie wiem jakbyśmy sobie poradzili.
- Dorośnij, Chase. - powiedział Foreman znudzonym głosem.
- Chcecie użyć tablicy? - zapytała Cameron odwracając się w tamtym kierunku. - Czy to pomoże? - na tablicy wciąż było widoczne pismo House'a. Cameron pomyślała, że nikt tego nie wytarł od bardzo dawna. Ponownie miała wrażenie, że wstąpiła na nawiedzone terytorium i z wielkim trudem wzięła się w garść. Ten wydział to jej odpowiedzialność i nie pomoże jej w niczym myślenie o przeszłości.
- Taa... - Chase wciąż nie pozbył się ironicznego tonu. - Jest magiczna. Zamieni cię w House'a. Może zdobędziemy dla ciebie laskę i twoje złudzenia się urzeczywistnią.
- Wystarczy. - Foreman zabrał Chase'owi teczkę i zaczął ją przeglądać.
- Użyjemy tablicy. - zadecydowała Cameron i szybkim ruchem wytarła to co było na niej napisane.
- Nie masz prawa... - zaczął Chase podniesionym głosem.
- Wyślę cię do domu. - przerwała mu Cameron. W jej głosie zabrzmiała groźba. Rozumiała ten ból w jego głosie i myśl o zdradzie House'a, kiedy ruszą naprzód, ale nie mogła dopuścić by duch dawnego szefa ją nawiedzał. - House nie żyje. I z pewnością nie chciałby aby zamienić to w jakiś jego posąg. Mamy pracę.
- Claire Keller, studentka. - przeczytał Foreman pierwszą stronę z akt, które trzymał. - Przyjęta na ostry dyżur z krwawieniem z lewego ucha.
Cameron zaczęła zapisywać wszystko na tablicy. Użyła to jako wymówki by nie patrzeć na reakcję Chase'a na jej słowa. Zerknęła na akta wcześniej, ale była wdzięczna Foremanowi, że odczytywał je teraz z detalami. Zbyt wiele spraw ją dziś rozproszyło.
- Jakieś wcześniejsze historie związane z bólem ucha?
- Dwa tygodnie temu. - odpowiedział Foreman. - Była w uczelnianej klinice i dostawała antybiotyki. Poza tym nie ma nic. Nie straciła słuchu, brak gorączki.
- A jakieś inne objawy? - zapytała Cameron, wciąż skupiona na tablicy. Miała nadzieję, że wszystko przyjdzie do niej tak nagle, ale jak dotąd nic się nie wydarzyło. Wszystko działało w spowolnionym tempie od kiedy powróciła do Princeton.
- Ból głowy i twarzy. - powiedział Foreman a Cameron praktycznie słyszała jak marszczy brwi. - Częściowy paraliż twarzy po lewej stronie. Na ostrym dyżurze nie zrobili badań neurologicznych. Powinniśmy zacząć od tego. Może to guz mózgu albo jakieś krwawienie.
- W aktach nie ma nic o wcześniejszych urazach. - Chase się w końcu odezwał. - Nie może krwawić bez urazu.
- Na ostrym dyżurze mogli nie zadać wszystkich pytań. - powiedział Foreman. - A to i tak nie pasuje do guza mózgu.
- To może być milion innych rzeczy. - zaprotestowała Cameron. Nie mogła się zebrać by postawić na pierwszą możliwą diagnozę. - Alergia. Albo zatrucie pestycydami. Może to działanie nieporządane antybiotyków, które bierze. A może nie bierze ich regularnie.
- Najpierw wykluczmy infekcje a potem poszukajmy czegoś innego. - powiedział Chase. - Myślę, że mimo wszystko nie jest kompletnie bezużyteczna.
- Dobra. - odezwał się Foreman. - Zrobimy wszystko naraz. Ultrasonograf, badanie krwi a ja wciąż mam zamiar zrobić badanie neurologiczne.
Cameron skinęła głową.
- Najpierw laboratorium i zbierzcie historię medyczną. To da wam pomysł na to gdzie szukać najpierw.
- Porozmawiam z pacjentką. - powiedział Chase ku zaskoczeniu Cameron. Kiedy się odwróciła on już wstał z miejsca. - Foreman może zacząć robić badania w laboratorium.
- Idę z tobą. - nalegała Cameron, ignorując pełne jadu spojrzenie Chase'a, które odprowadziło ją w drodze z pokoju.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
anuśka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 04 Kwi 2009
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:03, 10 Wrz 2011    Temat postu:

Witaj! Przeczytałam wszystko jednym tchem! To prawda, zgodzą się z kochaną Piłeczką, że świetnie tłumaczysz. Czekam na resztę, bo wciągnęłaś mnie . Jestem ciekawa, co z Cameron, jako szefem... Będą jakieś cięte riposty? Ogólnie, powróci lekko housowski klimacik? no i będzie coś z Trzynaście? Tak mi jej żal, tak mi jej szkoda...



Czekam na kolejne części, Ania


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:16, 10 Wrz 2011    Temat postu:

Przepraszam, że nie wcześniej. Nie miałam Weny, na napisanie tego komentarza, ale Wena kapryśny stwór, raz jest, raz jej nie ma. Teraz ją mam, dlatego piszę ten post.
No, sprawy przybrały poważny tor. Zawsze dziwiły mnie relacje między Cameron, a Cuddy. Taka jakby przyjaźń, a jakby nie...
Cytat:
- Nie o tym chciałam z tobą rozmawiać. - przerwała jej Cuddy. Cameron przełknęła jedzenie i skupiła się na białej fasolce leżącej na talerzu, którą zaczęła dziabać swoim widelcem.
- Więc o co chodzi?
- Chcę wiedzieć co cię łączy z Chase'em. - Cuddy spojrzała na swoje jedzenie.
- Słucham? - Cameron opuściła swój talerz z głośnym brzdękiem, czując, że już nie ma siły by się powstrzymywać dłużej. Powinna się tego spodziewać, ale miała nadzieję, ze uniknie tego przez swój profesjonalizm.
- Allison. - Cuddy zaczęła znowu z nutą sympatii w głosie. - Pytam jako twoja przyjaciółka.
Cameron westchnęła zaczynając się czuć obrażona tymi insynuacjami. Nie wiedziała czy wszyscy usiłują ją chronić lub siebie od przeszłości.
- Nie, to nie prawda. Jesteś moją przyjaciółką, ale zawsze najpierw będziesz moją szefową.

Jeśli Cuddy byłaby moją szefową przez sześć lat, też traktowałabym ją w pierwszej kolejności jako pracodawczynię. Reakcja Cameron, jak najbardziej uzasadniona...
Cytat:
- Porozmawiam z pacjentką. - powiedział Chase ku zaskoczeniu Cameron. Kiedy się odwróciła on już wstał z miejsca. - Foreman może zacząć robić badania w laboratorium.
- Idę z tobą. - nalegała Cameron, ignorując pełne jadu spojrzenie Chase'a, które odprowadziło ją w drodze z pokoju.

Odważna postawa. Muszę przyznać, trzeba mieć silną osobowość by tak postąpić. Trzeba przyklasnąć.

Wreszcie czyta ktoś ze mną, powiększyła ci się publika. Wielkim plusem, Rory Gilmore jest u ciebie to, że przetłumaczone części pojawiają się bardzo szybko. Więc razem z anuśką, czekamy na resztę przetłumaczonych rozdziałów.

Piłeczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:36, 11 Wrz 2011    Temat postu:

Cytat:
Miło mi, że pojawiła się kolejna czytelniczka Aż chce się tłumaczyć.



ROZDZIAŁ 8

Claire Keller wyglądała na młodszą niż wskazywał na to jej wiek. Była niska, krucha i sposób w jaki była schowana między pościelą sprawił, że Cameron zaczęła się zastanawiać gdzie są rodzice dziewczyny. Nie wyglądało na to, że ma gorączkę, ale coś było w jej oczach oraz w kolorze skóry, co sprawiało wrażenie, że jej choroba była widoczna. Poszewka od szpitalnej poduszki była dość mocno zabarwiona krwią.
Chase wyminął Cameron przed wejściem na salę, zachowując się tak jakby był sam a ona jest niczym innym jak niepotrzebnym obserwatorem. Pozostawiona w tyle, Cameron oparła się o ścianę i skrzyżowała ramiona, obserwując. Chciała wziąć udział w zebraniu wywiadu, ale teraz obserwowała jak on sobie z tym poradzi. Ciężko było jej sobie wyobrazić jak Chase sobie poradzi teraz z pacjentami.
- Cześć, jestem doktor Chase. - powiedział z zaskakującym ciepłem w głosie i podał pacjentce rękę. Claire usiadła i uścisnęła ją, uśmiechając się nerwowo, co sprawiło, że wyglądała jeszcze bardziej dziecinnie.
- Jestem Claire. Jest pan... Mówili o jakimś specjaliście. Po co mi specjalista? Szkolna pielęgniarka powiedziała, że mam infekcję i brałam to lekarstwo co mi przepisała.
- Prawdopodobnie nie potrzebujesz specjalisty. - odpowiedział Chase. - Ale w zasadzie teraz masz ich cały zespół. Upewnimy się, że wszystko jest w porządku.
- Co jest ze mną nie tak? - Claire usiadła prosto i teraz wyglądała na naprawdę przestraszoną. Teraz miała świadomość, że będzie się nią zajmowało kilka osób, więc straciła to poczucie komfortu.
- Jeszcze nie wiemy. - powiedział Chase. - To właśnie dlatego potrzebujemy twojej pomocy. - zerknął na Cameron a następnie uśmiechnął się konspiracyjnie do Claire i zniżył głos do teatralnego szeptu. - Tam jest moja szefowa. Dziś mnie nadzoruje by upewnić się, że zrobię wszystko czego chce. Odpowiesz na kilka pytań, które pomoga mi na zyskanie kilku punktów u niej?
- Ok. - Claire się zaśmiała. Chase zerknął w stronę Cameron, jakby ją wyzywał by się odezwała, ale ona nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. Jego nagła zmiana odbyła się szybko i przyprawiła ją o zawrót głowy. W tym właśnie momencie był tym lekarzem, z którym pracowała pięć lat temu, czarujący, pewny siebie i całkowicie przejmujący kontrolę. W jego relacjach z pacjentką, Cameron rozpoznała mężczyznę, w którym się zakochała zanim wszystko legło w gruzach. Teraz już nie była pewna co kiedykolwiek było prawdziwe.
- Czy w ciągu ostatnich tygodni chorowałaś? - zapytał Chase. - To znaczy poza tą infekcją. Dreszcze? Grypa?
Claire potrząsnęła przecząco głową, co Chase zanotował w karcie.
- A co z alergiami? Coś się pojawiło nowego w twoim otoczeniu? Albo jakieś problemy z przeszłości?
- Nie. - Claire zaczęła bawić się rąbkiem prześcieradła a jej ręce zaczęły się trząść z oczywistego zdenerwowania.
- A co z chorobami w rodzinie? Jakieś poważne schorzenia? - Chase zadawał te wszystkie osobiste pytania swoim zwyczajnym tonem, bez patrzenia na pacjentkę.
Claire zagryzła wargę i nie spojrzała na niego, co nie uszło uwadze Cameron. Kiedy się odezwała ponownie, jej głos był ledwo słyszalny.
- Mój ojciec... popełnił samobójstwo... w zeszłym roku. Ale to... to nie jest istotne?
Chase spojrzał na nią gwałtownie a Cameron dostrzegła lekkie dreszcze, które przeszły przez jego ciało. Jego ton jednak był spokojny.
- Nie, nie jest. Ale przykro mi to słyszeć. - zamilkł na moment a potem zadał kolejne, ostatnie już pytanie. - Czy nie miałabyś nic przeciwko byśmy przeszukali twoje mieszkanie? Możesz nawet nie wiedzieć, że jest tam coś na co możesz być uczulona.
Claire skinęła głową, wyraźnie uspokojona zmianą tematu.
- Moje klucze są na stoliku.
Chase zabrał je a potem zniknął na korytarzu, zostawiając zaskoczoną Cameron kilka kroków dalej.
- Czekaj, wciąż idę z tobą. Foreman może zostać tu i zrobić badanie neurologiczne.
Kiedy Chase się odwrócił w jej stronę, maska – lub po prostu prawda, Cameron nie była już tego pewna – znów pojawiła się na jego obliczu. Jego oczy pociemniały a jego ton znów był gorzki.
- Oczywiście, że idziesz. Przecież nie możesz mi zaufać i nie pozwolisz robić niczego bez nadzoru.


Cała droga od szpitala do apartamentu dziewczyny przebiegła w pełnej napięcia ciszy. Cameron nalegała by prowadzić i teraz wiedziała, że Chase ją wymyśla za to. Cały dzień okazał się beznadziejny, zimny i deszczowy. Taka pogoda sprawiała, że wszystko wydawało się pokryte błotem.
- Nie jestem niekompetentny. - powiedział Chase, kiedy zaparkowała przed budynkiem.
- Wiem. - odpowiedziała szybko Cameron. Zaczęła szukać parasolki, którą rzuciła gdzieś do swojego wynajętego samochodu. Większość jej rzeczy była wciąż w Chicago a ona nie mogła się wziąć za przywiezienie ich tutaj. Zaczynała się otaczać zupełnie nowymi rzeczami, które kupowała by wypełnić swoje życie.
- Więc przestań się zachowywać jak moja niańka. Nie musisz mnie niańczyć. - Chase wysiadł z samochodu w deszcz, zatrzaskując drzwi z taką siłą, że cały samochód się zatrząsł.
- Najpierw to udowodnij. - odpowiedziała Cameron, otwierając parasolkę i idąc za nim. - Wydział jest teraz na moich barkach. Jestem za niego odpowiedzialna. Możesz być na mnie zły, nie obchodzi mnie to, ale muszę wiedzieć, że mogę ci zaufać w sprawie pracy. - to co mówiła nie było prawdą, oboje o tym wiedzieli.
- Jakoś nie każesz Foremanowi by się wykazał. - powiedział Chase wchodząc po schodach. Był cały przemoczony, ale nie wyglądało na to by to zauważył.
Cameron nie potrafiła oderwać wzroku od jego zmizerniałej twarzy, oblepionej mokrymi od deszczu włosami.
- Foreman nie przyszedł pijany na pogrzeb. Nie odleciał i nie wylądował przez to w szpitalu. Cokolwiek się dzieje w twoim życiu, muszę wiedzieć, że nie będzie to miało wpływu na twoją pracę. Pomijając to co myślę, muszę w pierwszej kolejności mieć na uwadze dobro pacjentów.
- Foreman cię nie skrzywdził. - dokończył Chase, nawet na nią nie patrząc.
Cameron zatrzymała się. Spojrzała na niego, nie zauważając, że burza się nasiliła. Po raz pierwszy od jej powrotu nie okazał jej niczego poza urazą. W tym momencie, kiedy deszcz zamazywał tą przestrzeń między nimi, Cameron mogła dostrzec pęknięcia tworzące się na ścianie, którą utworzył wokół siebie. On był tylko niewinną ofiarą, która znalazła się pomiędzy tym wszystkim.
- Nie. - powiedziała spokojnie. - Nie zrobił tego.
Stojąc tu, przez mieszkaniem, które mieli przeszukać, tak jak to robili wiele razy, dostrzegła siebie i Chase'a stojących na krawędzi czegoś co mogło się łatwo rozsypać. Pomimo tego wszystkiego, wciąż była między nimi ścieżka, wybrukowana czymś innym niż obecna sytuacja, ale wciąż jeszcze poza zasięgiem. Było to bolesne, ale jednak pojawiła się ta nikła możliwość pomiędzy beznadziejnością sytuacji i poczuła, że desperacko pragnie by się wszystko ułożyło.
- Foremana też zostawiłam. - odezwała się po dłuższej chwili milczenia. - To mój przyjaciel. Nie tylko ty zostałeś skrzywdzony. - to był zły ruch, od razu to zrozumiała. Znów pojawiło się to napięcie w jego postawie a to co było ledwie odbudowane, runęło. Cameron zaczęła się zastanawiać czy przypadkiem zbyt pochopnie nie oceniła sytuacji i nieopatrznie pozwoliła sobie na zobaczenie czegoś co tak bardzo chciała zobaczyć a czego tak naprawdę tam nie było.
- Mamy pracę do wykonania. - powiedział Chase. - Daj mi klucze. - wyrwał je z jej ręki, unikając jakiegokolwiek kontaktu, na który miała nadzieję a który wydawał się go palić.
- Ok. - Cameron odpowiedziała słabym głosem.
Mieszkanie było małe, dziwnie czyste jak na studentkę. Cameron przestała obserwować Chase'a i poszła do małej kuchni. Zerknęła do lodówki. Nic istotnego tam nie znalazła, więc zaczęła sprawdzać kuchenkę. Słyszała Chase'a, który sprawdzał mały salon. Nagle ogarnęło ją deja vu. Tęskniła za nim, wciąż o tym myślała, każdego dnia. Ta myśl była nieodłączną częścią jej życia i wbiła się w nie głęboko.
- Allison. - odezwał się Chase a ona podskoczyła na dźwięk swojego imienia, które wypowiedział. Brzmiało to w jej uszach jak echo w tym małym mieszkanku.
- Co? - zapytała, uznając, że w kuchni niczego istotnego nie ma.
- Chodź tutaj. - górna część ciała Chase'a była widoczna zza wysokiej lady i wydawał się podekscytowany. Cameron poszła do salonu i w końcu zobaczyła to co on. W rogu było małe nosidełko dla zwierząt z kocem w środku. Chase uklęknął by przyjrzeć się temu z bliska a Cameron stanęła za nim by mieć lepszy widok. Pomiędzy kocami znaleźli czarnego, śpiącego szczeniaczka.
- Nic o tym nie wspominała. - powiedziała Cameron cicho, jakby nie chciała obudzić psa.
- W kampusie nie pozwalają na trzymanie psów. - odpowiedział Chase.
Cameron uniosła brwi.
- Założysz się, że jej ból ucha jest związany z alergią?
Chase wyciągnął telefon i wybrał numer Foremana.
- Przyjmuję zakład. - powiedział.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
anuśka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 04 Kwi 2009
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:10, 11 Wrz 2011    Temat postu:

Och, wiem jak to miło, gdy ktoś jeszcze czyta Twoje posty i fanficki . Mimo, że to taka mała, niezbyt dobrze pisząca i nie najlepiej znająca się na fachu czytelniczka .
Lubię ficki Chaseron i 14, i liczę na więcej 14, bo jakoś... nigdy nie wyobrażałam sobie schorowanej 13-stki i ciężko mi sobie wyobrazić, jaka ona by była. Ten fick jest bardzo, bardzo dobry, a Ty sobie z nim bardzo dobrze radzisz! Brawa, brawa!!


Cytat:
Cameron zatrzymała się. Spojrzała na niego, nie zauważając, że burza się nasiliła. Po raz pierwszy od jej powrotu nie okazał jej niczego poza urazą. W tym momencie, kiedy deszcz zamazywał tą przestrzeń między nimi, Cameron mogła dostrzec pęknięcia tworzące się na ścianie, którą utworzył wokół siebie. On był tylko niewinną ofiarą, która znalazła się pomiędzy tym wszystkim.
- Nie. - powiedziała spokojnie. - Nie zrobił tego.
Stojąc tu, przez mieszkaniem, które mieli przeszukać, tak jak to robili wiele razy, dostrzegła siebie i Chase'a stojących na krawędzi czegoś co mogło się łatwo rozsypać. Pomimo tego wszystkiego, wciąż była między nimi ścieżka, wybrukowana czymś innym niż obecna sytuacja, ale wciąż jeszcze poza zasięgiem. Było to bolesne, ale jednak pojawiła się ta nikła możliwość pomiędzy beznadziejnością sytuacji i poczuła, że desperacko pragnie by się wszystko ułożyło.
- Foremana też zostawiłam. - odezwała się po dłuższej chwili milczenia. - To mój przyjaciel. Nie tylko ty zostałeś skrzywdzony. - to był zły ruch, od razu to zrozumiała. Znów pojawiło się to napięcie w jego postawie a to co było ledwie odbudowane, runęło. Cameron zaczęła się zastanawiać czy przypadkiem zbyt pochopnie nie oceniła sytuacji i nieopatrznie pozwoliła sobie na zobaczenie czegoś co tak bardzo chciała zobaczyć a czego tak naprawdę tam nie było.
- Mamy pracę do wykonania. - powiedział Chase. - Daj mi klucze. - wyrwał je z jej ręki, unikając jakiegokolwiek kontaktu, na który miała nadzieję a który wydawał się go palić.

To ważny fragment, który mi się bardzo podoba; chyba po raz pierwszy Chase i Cameron zaczynają rozmawiać, chociaż przebąkiwać o swoich uczuciach, a nie tylko na siebie warczeć.

Ach, i podziękuję tu Piłeczce za takie fantastyczne komentowanie mojego ficku!

Czekam na resztę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:36, 11 Wrz 2011    Temat postu:

Rozpieszczasz nas. Ale my to lubimy być rozpieszczane.

Wreszcie czuć, jakby zza burzowych chmur wyjrzało słońce, i atmosfera w ficku trochę się poprawiła. Cieszę się, że relacje między Chase'm a Cameron nie są już aż tak napięte jak na samym początku, chyba, że to ja to inaczej interpretuję.
Pomysł z '' niańczeniem '' go wydaje się być dobry, a nawet potrzebny. Bo po tym co zrobił, całkowite zaufanie nie jest dobrym pomysłem.
Cytat:
Ciężko było jej sobie wyobrazić jak Chase sobie poradzi teraz z pacjentami.
- Cześć, jestem doktor Chase. - powiedział z zaskakującym ciepłem w głosie i podał pacjentce rękę. Claire usiadła i uścisnęła ją, uśmiechając się nerwowo, co sprawiło, że wyglądała jeszcze bardziej dziecinnie.
- Jestem Claire. Jest pan... Mówili o jakimś specjaliście. Po co mi specjalista? Szkolna pielęgniarka powiedziała, że mam infekcję i brałam to lekarstwo co mi przepisała.
- Prawdopodobnie nie potrzebujesz specjalisty. - odpowiedział Chase. - Ale w zasadzie teraz masz ich cały zespół. Upewnimy się, że wszystko jest w porządku.
- Co jest ze mną nie tak? - Claire usiadła prosto i teraz wyglądała na naprawdę przestraszoną. Teraz miała świadomość, że będzie się nią zajmowało kilka osób, więc straciła to poczucie komfortu.
- Jeszcze nie wiemy. - powiedział Chase. - To właśnie dlatego potrzebujemy twojej pomocy. - zerknął na Cameron a następnie uśmiechnął się konspiracyjnie do Claire i zniżył głos do teatralnego szeptu. - Tam jest moja szefowa. Dziś mnie nadzoruje by upewnić się, że zrobię wszystko czego chce. Odpowiesz na kilka pytań, które pomoga mi na zyskanie kilku punktów u niej?
- Ok. - Claire się zaśmiała. Chase zerknął w stronę Cameron, jakby ją wyzywał by się odezwała, ale ona nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. Jego nagła zmiana odbyła się szybko i przyprawiła ją o zawrót głowy. W tym właśnie momencie był tym lekarzem, z którym pracowała pięć lat temu, czarujący, pewny siebie i całkowicie przejmujący kontrolę. W jego relacjach z pacjentką, Cameron rozpoznała mężczyznę, w którym się zakochała zanim wszystko legło w gruzach. Teraz już nie była pewna co kiedykolwiek było prawdziwe.
- Czy w ciągu ostatnich tygodni chorowałaś? - zapytał Chase. - To znaczy poza tą infekcją. Dreszcze? Grypa?
Claire potrząsnęła przecząco głową, co Chase zanotował w karcie.
- A co z alergiami? Coś się pojawiło nowego w twoim otoczeniu? Albo jakieś problemy z przeszłości?
- Nie. - Claire zaczęła bawić się rąbkiem prześcieradła a jej ręce zaczęły się trząść z oczywistego zdenerwowania.
- A co z chorobami w rodzinie? Jakieś poważne schorzenia? - Chase zadawał te wszystkie osobiste pytania swoim zwyczajnym tonem, bez patrzenia na pacjentkę.
Claire zagryzła wargę i nie spojrzała na niego, co nie uszło uwadze Cameron. Kiedy się odezwała ponownie, jej głos był ledwo słyszalny.
- Mój ojciec... popełnił samobójstwo... w zeszłym roku. Ale to... to nie jest istotne?
Chase spojrzał na nią gwałtownie a Cameron dostrzegła lekkie dreszcze, które przeszły przez jego ciało. Jego ton jednak był spokojny.
- Nie, nie jest. Ale przykro mi to słyszeć. - zamilkł na moment a potem zadał kolejne, ostatnie już pytanie. - Czy nie miałabyś nic przeciwko byśmy przeszukali twoje mieszkanie? Możesz nawet nie wiedzieć, że jest tam coś na co możesz być uczulona.
Claire skinęła głową, wyraźnie uspokojona zmianą tematu.
- Moje klucze są na stoliku.
Chase zabrał je a potem zniknął na korytarzu, zostawiając zaskoczoną Cameron kilka kroków dalej.
- Czekaj, wciąż idę z tobą. Foreman może zostać tu i zrobić badanie neurologiczne.
Kiedy Chase się odwrócił w jej stronę, maska – lub po prostu prawda, Cameron nie była już tego pewna – znów pojawiła się na jego obliczu. Jego oczy pociemniały a jego ton znów był gorzki.
- Oczywiście, że idziesz. Przecież nie możesz mi zaufać i nie pozwolisz robić niczego bez nadzoru.

Po pierwsze, zdziwiło mnie to, że potrafił dla pacjentów być miły i uprzejmy, a dla swojego środowiska szorstki i niegrzeczny. Przynajmniej umie to rozgraniczyć. Po drugie, jak na razie trudno mi wywnioskować na co chora jest pacjentka, co mi się podoba, bo nie ma to jak długie zagadki. Po trzecie, od kiedy oni pytają się czy mogą się włamać do mieszkania? Chase zrobił to z czystej grzeczności, czy dlatego, by Cameron nic do niego nie miała?
Cytat:
- Allison. - odezwał się Chase a ona podskoczyła na dźwięk swojego imienia, które wypowiedział. Brzmiało to w jej uszach jak echo w tym małym mieszkanku.
- Co? - zapytała, uznając, że w kuchni niczego istotnego nie ma.
- Chodź tutaj. - górna część ciała Chase'a była widoczna zza wysokiej lady i wydawał się podekscytowany. Cameron poszła do salonu i w końcu zobaczyła to co on. W rogu było małe nosidełko dla zwierząt z kocem w środku. Chase uklęknął by przyjrzeć się temu z bliska a Cameron stanęła za nim by mieć lepszy widok. Pomiędzy kocami znaleźli czarnego, śpiącego szczeniaczka.
- Nic o tym nie wspominała. - powiedziała Cameron cicho, jakby nie chciała obudzić psa.
- W kampusie nie pozwalają na trzymanie psów. - odpowiedział Chase.
Cameron uniosła brwi.
- Założysz się, że jej ból ucha jest związany z alergią?
Chase wyciągnął telefon i wybrał numer Foremana.
- Przyjmuję zakład. - powiedział.

Ten fragment spodobał mi się najbardziej ze względu na to, jaka przyjemna jest w nim atmosfera. Taka delikatna, nie wroga... swietny pomysł z zakładem, a po za tym kocham szczeniaczki.

Czekam na ciąg dalszy rozpieszczania i życzę Wena przy tłumaczeniu.

Piłeczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:20, 12 Wrz 2011    Temat postu:

Cytat:
Porozpieszczam Was jeszcze Ponieważ to jest dłuuugi fik to będę dawała kolejne części dużo dłuższe. Czyli myślę, że po dwa rozdziały w każdym poście zaczynając od następnego wpisu. Miłej lektury!



ROZDZIAŁ 9

Cameron prowadziła całą drogę z mieszkania Claire, które przeszukali. Z ulgą powitała to uczucie, że już nie jest pozostawiona w tyle. Chase niósł całą siatkę leków, które znaleźli w szafkach w łazience. Oprócz szczeniaka nic, co mogło być istotne w zdiagnozowaniu Claire, nie przykuło ich uwagi, ale Chase nalegał by nakarmić psa zanim powrócą do szpitala.
Tym razem Foreman pisał na tablicy i co chwila robił pauzy by wymazać to co właśnie napisał.
- Dziewczyna ukrywa szczeniaka w mieszkaniu. - powiedział Chase, stawiając torbę z lekami na stole z głośnym brzdękiem. - A tobie co?
- Pacjentka zaczęła odczuwać ból głowy i widzi podwójnie. - odpowiedział Foreman, nie odwracając się w ich stronę. - I nie może zamknąć oka. Nie zrobiłem pełnego badania, gdyż pacjentka odczuwa zbyt silny ból, ale uważam, że jest to paraliż szóstego mięśnia twarzy.
Brzmiał na sfrustrowanego i Cameron zaczęła zastanawiać się czy nie popełniła błędu w tak pochopnej diagnozie. Do głowy przyszła jej myśl, że jeśli Chase zawsze się tak zachowuje w pracy to naprawdę nie jest potrzebny mu nadzór. Jednak pomna ostrzeżeniu Cuddy, zaczęła zastanawiać się czy on nie zachowuje się tak tylko dlatego, że go obserwuje. Wiedziała, że nie jest to zbyt fair, ale nie mogła ryzykować pomyłki.
- Guz mózgu? - zapytała Cameron i zerknęła ponad ramię Foremana by zobaczyć co pisze.
- Nie wiem. - mruknął. Wyglądał jakby miał zamiar rzucić markerem w tablicę. To nie było do niego podobne by się tak denerwować. - Zaczęła krzyczeć z bólu podczas rezonansu. Nie mogła leżeć bez ruchu, więc ją wyciągnąłem i podłączyłem jej kroplówkę z morfiną. Jest teraz na prochach, ale wciąż ją boli.
Cameron pokiwała głową. Nie spodziewała się, że Claire tak szybko przejdzie ze zwykłej infekcji do ogromnego bólu. Jednakże spędziła z House'em zbyt wiele czasu by nie ufać tak szybkim założeniom jakie poczynili do tej pory.
- A co z jakimś możliwym urazem głowy? - zapytał Chase, podchodząc do tablicy. Wyglądało na to, że jest zbyt pochłonięty sprawą by trzymać się swojego nawyku trzymania dystansu od Cameron. - Guz mózgu nie spowodowałby tak szybkiego nasilenia się objawów.
- Wzrastające ciśnienie śródczaszkowe? - odezwała się Cameron.
Foreman wpatrywał się w tablicę, jakby chciał odczytać jakieś ukryte przesłanie z haseł na niej wypisanych.
- Nie sądzę. By spowodować takie urazy i paraliż, ciśnienie musiałoby wzrastać dokładnie w prawej półkuli.
- Ok. - powiedział Chase sucho. - A co z urazem dokładnie w prawej półkuli?
- A co z resztą badania neurologicznego? - zapytała Cameron, mając nadzieję, że powstrzyma kłótnię zanim się na dobre rozpocznie.
Foreman westchnął.
- Szósty i siódmy nerw twarzowy jest sparaliżowany, już o tym mówiłem. Nic znaczącego poza tym. Jest świadoma wszystkiego, wygląda na przemiłą dziewczynę. Testy z laboratorium są dobre. Więc mamy nic.
- Musimy zrobić rezonans. - zdecydowała Cameron. - Wtedy się dowiemy czy to guz czy coś innego. Jeśli to nie jest w jej mózgu to znaczy, że wciąż może być w jej uchu.
- Powinniśmy też zrobić nakłucie lędźwiowe. - odezwał się Chase a Cameron lekko podskoczyła, całkowicie zapomniała, że on stoi tak blisko. - Trzeba to posprawdzać. Nie możemy po prostu czegoś zakładać.
- I niech zgadnę, chcesz bym to ja to wykonał?- Foreman pokiwał głową.
- Jesteś neurologiem. - powiedziała Cameron.
- Ja zrobię nakłucie. - zadeklarował się Chase. - A ty zrób rezonans. - spojrzał na Cameron zanim ruszył w stronę drzwi, uśmiechając się w sposób trudny do odgadnięcia jego myśli. - A ty... Zajmij się tym administracyjnym cholerstwem, Szefowo.


Szatnia jest prawie pusta. Cameron posiadała pudełko z rzeczami, które wyjęła ze starej szafki, znajdujące się obecnie w szafie jej dziecięcej sypialni w domu w Chicago. Bezużyteczne śmieci, których nawet nie zaszczyciła większym zainteresowaniem. Cieszyła się z tej chwili ciszy, kiedy Foreman i Chase robili badania. Zajęło jej cztery podejścia by wbić nową kobinację, gdyż jej palce zdawały się być nieporadne i jakby nie jej.
W środku nie było nic poza cienką warstwą kurzu, który zgarnęła opuszkami palców. Ktoś pozostawił małe lusterko na drzwiach a ona zaczęła zastanawiać się czy nowy właściciel jej starej szafki znalazł coś co mogło należeć do niej. Nagle zorientowała się, że nawet nie pamięta, którą szafkę zajmowała, co wydało jej się naprawdę dziwne.
Przyniosła ze sobą środki do czyszczenia, które pozostały z dnia porządków w byłym gabinecie House'a i zabrała się za sprzątanie szafki. Cytrynowy zapach spray'u był prawie przytłaczający a Cameron wycierała wnętrze szafki papierowym ręcznikiem. Zajęło to raptem kilka sekund, ale wydawało się dziwnie satysfakcjonujące.
Po wyrzuceniu papierowego ręcznika do najbliższego kosza, Cameron zatrzymała się na moment i wpatrzyła się w puste wnętrze szafki. Czuła, że powinna coś tam włożyć, ale na chwilę obecną jedyne co mogła zrobić to zapamiętać szyfr. Jej wszystkie rzeczy były wciąż w domu. Dziwnie się czuła z tym, że jeszcze nie była urządzona w Princeton. W końcu nadszedł czas by znaleźć sobie mieszkanie. Odwracając się w stronę wyjścia, włożyła rękę do kieszeni i zamarła, kiedy jej palce natrafiły na nieużyty bilet powrotny do Chicago.
To musi być coś więcej niż przypadek, pomyślała w tym właśnie momencie. Wyciągnęła bilet z kieszeni i odczytała co było tam napisane. Czuła jak ten kawałek papieru ciąży w jej dłoni. W końcu odetchnęła głęboko, złapała za drzwi szafki by je zamknąć i podskoczyła ze strachu kiedy odbicie Chase'a pojawiło się nagle w lustrze.
- Co do cholery?
Chase nie przejął się jej reakcją.
- Nakłucie lędźwiowe negatywne. Foreman zabrał ją teraz na rezonans.
- A ty stwierdziłeś, że powiesz mi to nachodząc mnie, ponieważ? - Cameron zamarła. Chase wzruszył ramionami a ją zalała fala frustracji. Usiłowała nie myśleć o tym aż do teraz, ale wiedziała, że w mieszkaniu Claire byli bardzo blisko czegoś. A teraz to coś się wymknęło ponownie i unikanie tego było najbardziej bolesną rzeczą od czasu jej powrotu.
- Nie próbuj udawać, że to co zrobiłaś Foremanowi jest choć trochę porównywalne do tego co zrobiłaś mnie. - powiedział w końcu Chase, jakby czytał w jej myślach. Cameron przygryzła wargę i oparła się plecami o szafki, nie wiedząc co ma odpowiedzieć. - Potrzebowałem cię. - kontynuował z lekką intensywnością w głosie, która sprawiała, że krew jej zamarzała.
- Wiem. - wyszeptała. Wiedziała, że to jego atak w najbardziej osobistym wydaniu, ale spodziewała się, że to w końcu nadejdzie. - Ale... Nie pozwoliłeś sobie pomóc. Jaki inny wybór miałam?
- Zawsze miałaś wybór. - powiedział Chase odrywając się od ściany.
- Po tym co powiedziałeś? - Cameron skrzyżowała ramiona, świadoma tego, że podnosi głos. Czuła wzbierającą się w niej złość i żal. - Co miałam zrobić?
- Nie miałaś odchodzić! - krzyknął Chase, w końcu eksplodując a Cameron drgnęła, mając nadzieję, że nikt nie słyszy tego. Wziął głęboki oddech, usiłował się uspokoić. - Nie spodziewałem się, że odejdziesz.
- Wyrzuciłeś mnie ze swojego życia. - powiedziała słabo, ale jego ostatnie słowa mocno zatrzęsły ziemią pod jej stopami. Nigdy nawet nie rozważała tego, że jego oszczerstwa są prawdziwe i naprawdę popełniła błąd, że jego zbrodnia nie zmieniła go doszczętnie. Trzy lata temu nie było niczego oprócz rany, niepewności i poczucia nagłej zdrady.
- Wyraziłeś się jasno mówiąc, że chcesz się uporać z tym sam.
- Potrzebowałem mojej żony by mi pomogła. - powiedział Chase tym samym gorzkim tonem co zawsze. Potwornie się trząsł.
Cameron znowu drgnęła i poczuła się tak jakby ktoś walnął ją pięścią w brzuch. Oparła się mocniej o szafki.
- Więc dlaczego mi tego nie powiedziałeś? Praktycznie błagałam cię byś pozwolił mi sobie pomóc.
- Racja. - Chase znowu przybrał maskę nienawiści i złości. - Zasłużyłem na to by płonąć w piekle. Wiem o tym, wierz mi.
Cameron otworzyła usta by odpowiedzieć, ale przerwało jej nagłe otworzenie się drzwi. Wstrzymała oddech w nagłym ataku paniki zanim rozpoznała Foremana. Zatrzymał się pomiędzy nimi a jego wzrok wędrował krótką chwilę od Chase'a do Cameron, jakby zastanawiał się co powiedzieć.
- Syndrom Gradenigo. - powiedział lekko, jakby nie zauważył, że wszedł w środek strefy wojennej. Kiedy nikt nie odpowiedział, kontynuował. - Rezonans to potwierdził. To wyjaśnia ból, krwawienie a nawet paraliż twarzy. Prawdopodobnie nastąpiło to przez reakcję alergiczną na tego psa. Infekcja doszła do kości i to dało neurologiczne objawy.
Cameron wzięła krótki oddech i usiłowała się skupić na pacjentce.
- Świetnie. Podaj jej dożylnie antybiotyki i sterydy. Powinno jej się polepszyć w ciągu kilku tygodni.
Foreman kiwnął głową.
- Fantastycznie. - powiedział sucho Chase. Wyglądało na to, że poprzedni wybuch gniewu został pogrzebany, przynajmniej w tym momencie. - Idę do domu.
Był to środek dnia, ale Cameron nie potrafiła zaprotestować. Wszystko się poprzestawiało, zaczęła czuć się zdezorientowana w tym znajomym świecie jej własnych emocji.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rory Gilmore dnia Wto 20:27, 13 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:08, 14 Wrz 2011    Temat postu:

No wiem, zapomniałam się. Przeczytałam w poniedziałek, ale po powrocie ze szkoły o 17.30 i późniejszej wycieczce do sklepu, już nie miałam siły. Wczoraj też jakoś tak się złożyło, że nie miałam czasu . . . Ale teraz komentuję.
I znowu akcja! Jak ja lubię takie dynamiczne fanficki. Sprawa dosyc szybko rozwiązana, ale nie takie się już zdarzały.
Cytat:
- Musimy zrobić rezonans. - zdecydowała Cameron. - Wtedy się dowiemy czy to guz czy coś innego. Jeśli to nie jest w jej mózgu to znaczy, że wciąż może być w jej uchu.
- Powinniśmy też zrobić nakłucie lędźwiowe. - odezwał się Chase a Cameron lekko podskoczyła, całkowicie zapomniała, że on stoi tak blisko. - Trzeba to posprawdzać. Nie możemy po prostu czegoś zakładać.
- I niech zgadnę, chcesz bym to ja to wykonał?- Foreman pokiwał głową.
- Jesteś neurologiem. - powiedziała Cameron.
- Ja zrobię nakłucie. - zadeklarował się Chase. - A ty zrób rezonans. - spojrzał na Cameron zanim ruszył w stronę drzwi, uśmiechając się w sposób trudny do odgadnięcia jego myśli. - A ty... Zajmij się tym administracyjnym cholerstwem, Szefowo.

Tekst z administracyjnym cholerstwem jest boski. Tajemniczy uśmiecha Chase'a, podoba mi się to...
Cytat:
To musi być coś więcej niż przypadek, pomyślała w tym właśnie momencie. Wyciągnęła bilet z kieszeni i odczytała co było tam napisane. Czuła jak ten kawałek papieru ciąży w jej dłoni. W końcu odetchnęła głęboko, złapała za drzwi szafki by je zamknąć i podskoczyła ze strachu kiedy odbicie Chase'a pojawiło się nagle w lustrze.
- Co do cholery?
Chase nie przejął się jej reakcją.
- Nakłucie lędźwiowe negatywne. Foreman zabrał ją teraz na rezonans.
- A ty stwierdziłeś, że powiesz mi to nachodząc mnie, ponieważ? - Cameron zamarła. Chase wzruszył ramionami a ją zalała fala frustracji. Usiłowała nie myśleć o tym aż do teraz, ale wiedziała, że w mieszkaniu Claire byli bardzo blisko czegoś. A teraz to coś się wymknęło ponownie i unikanie tego było najbardziej bolesną rzeczą od czasu jej powrotu.
- Nie próbuj udawać, że to co zrobiłaś Foremanowi jest choć trochę porównywalne do tego co zrobiłaś mnie. - powiedział w końcu Chase, jakby czytał w jej myślach. Cameron przygryzła wargę i oparła się plecami o szafki, nie wiedząc co ma odpowiedzieć. - Potrzebowałem cię. - kontynuował z lekką intensywnością w głosie, która sprawiała, że krew jej zamarzała.
- Wiem. - wyszeptała. Wiedziała, że to jego atak w najbardziej osobistym wydaniu, ale spodziewała się, że to w końcu nadejdzie. - Ale... Nie pozwoliłeś sobie pomóc. Jaki inny wybór miałam?
- Zawsze miałaś wybór. - powiedział Chase odrywając się od ściany.
- Po tym co powiedziałeś? - Cameron skrzyżowała ramiona, świadoma tego, że podnosi głos. Czuła wzbierającą się w niej złość i żal. - Co miałam zrobić?
- Nie miałaś odchodzić! - krzyknął Chase, w końcu eksplodując a Cameron drgnęła, mając nadzieję, że nikt nie słyszy tego. Wziął głęboki oddech, usiłował się uspokoić. - Nie spodziewałem się, że odejdziesz.
- Wyrzuciłeś mnie ze swojego życia. - powiedziała słabo, ale jego ostatnie słowa mocno zatrzęsły ziemią pod jej stopami. Nigdy nawet nie rozważała tego, że jego oszczerstwa są prawdziwe i naprawdę popełniła błąd, że jego zbrodnia nie zmieniła go doszczętnie. Trzy lata temu nie było niczego oprócz rany, niepewności i poczucia nagłej zdrady.
- Wyraziłeś się jasno mówiąc, że chcesz się uporać z tym sam.
- Potrzebowałem mojej żony by mi pomogła. - powiedział Chase tym samym gorzkim tonem co zawsze. Potwornie się trząsł.
Cameron znowu drgnęła i poczuła się tak jakby ktoś walnął ją pięścią w brzuch. Oparła się mocniej o szafki.
- Więc dlaczego mi tego nie powiedziałeś? Praktycznie błagałam cię byś pozwolił mi sobie pomóc.
- Racja. - Chase znowu przybrał maskę nienawiści i złości. - Zasłużyłem na to by płonąć w piekle. Wiem o tym, wierz mi.

Wkleiłam dość dość spory fragment, ale tak jest łatwiej to wszystko ogarnąć i konkretnie skomentować. O ile się nie mylę, to była taka pierwsza poważna kłótnia dotycząca tylko i wyłącznie ich związku. Mam przeczucie, że takich kłótni będzie więcej i wierzę, że zakończą się conajmniej zgodą.

Podobało mi się, i choc ten komentarz jest może krótki i mało treściwy, tak wyszło, następnym razem postaram się bardziej.
Mószę powiedzieć, że teraz moje posty moga pojawiać się rzadziej, jestem w nowej szkole, lekcje często kończą mi się późno, a nauczyciele sporo zadają, po prostu muszę się do końca przyzwyczaić. Ale KAŻDĄ wklejoną przez ciebie część czytam, choć nie zawsze od razu komentuje. W takim razie czekam.

Piłeczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:47, 15 Wrz 2011    Temat postu:

Cytat:
Dzięki za komentarz Cieszę się, że ci się podoba i czytasz wszystko. A najbardziej cieszy mnie fakt, że nawracam Cię na lubienie Cameron
A teraz jak obiecałam - dwa rozdziały w jednym



ROZDZIAŁ 10

Miesiąc przeminął w impasie, przynosząc nowe przypadki, które wtapiały się w tło pełne napięcia i pustki. Chase prawie nie odzywał się do Cameron poza sprawami medycznymi, oddalając się zupełnie od wszystkiego. Przestał nawet okazywać zainteresowanie słownymi przepychankami. Cameron czuła się tak jakby była niewidzialna i wszystko to tylko potwierdzało nawracający koszmar, który zaczął się trzy lata temu.
Było łatwiej być złą na Chase'a, ducha House'a. To właśnie ich obwiniała za rozpad jej małżeństwa i całego życia. Wszystko wydawało się łatwiejsze dopóki Chase był wredny, zimny i mogła się łatwiej przekonywać do tego, że to jest zupełnie inny mężczyzna od tego, którego kochała. Mimo wszystko, mimo przebywania wokół niego, nawet mimo jego powściągliwości, wciąż nie mogła zapomnieć o sytuacji w szatni, gdzie dostrzegła cień człowieka, którym kiedyś był.
A jednak ta wiedza jej nie wystarczała. Każdego dnia wydawało się, że on powoli się od niej odsuwa. Jej nowo narodzona nadzieja była bardzo krucha i sprawiała wrażenie martwej, że nie mogła się odważyć by ją zamienić w coś więcej. Było oczywiste, że Chase jest nieszczęśliwy, lub przynajmniej tak samo zraniony jak i ona, przez rozpad ich małżeństwa. Ale wciąż nie mogła się przebić przez tą ścianę, przez te wszystkie sekrety i kłamstwa oraz zdrady i nie wiedziała czy pomiędzy ty wszystkim jest w nim coś jeszcze do uratowania. Upadł niżej niż mogła to sobie wyobrazić. Wiedziała, że albo ma rację albo jest całkowicie w błędzie.
Pozwoliła sobie na myślenie, że mężczyzna, w którym sześć lat temu się zakochała, wciąż może być żywy pomiędzy tymi bliznami i wyniszczającym istnieniem. Rozważanie tego, zwłaszcza teraz, wciąż było niebezpieczne, zwłaszcza, że wszystko było widoczne w ciemnych barwach. Ta przelotna słabość musiała być niczym innym jak zwykłym złudzeniem w jej mającej nadzieję wyobraźni. Popioły jej ocalenia usiłowały się zapalić. Nic poza tym.
- Gdzie to postawić? - zapytał Foreman stając w progu. Cameron wróciła z marzeń do świata rzeczywistego. Zerknęła na niego, ale ledwo mogła dostrzec jego twarz, ukrytą za trzema kartonami, które miał w rękach.
Maleńkie mieszkanko, które wynajęła było zaledwie kilka ulic od szpitala. Cameron czuła się w nim bardziej jak w więzieniu niż w domu. Wyglądało na to, że będzie się musiała jakoś tu zadomowić, skoro przeprowadzka ma być na stałe. Zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy z Chase'em, które wciąż były niestabilne. Właśnie przez to wiedziała, że ucieczka nie wchodzi w grę. Nawet jeśli nigdy już nie będzie w stanie go pokochać to okazało się, że wciąż jest z nim związana w sposób, który był ciężki do zdefiniowania.
- W sypialni. - powiedziała a potem umilkła by poukładać naczynia w szafkach a Foreman w tym czasie zdążył wrócić z pokoju.
- Co powiedzieli twoi rodzice? - zapytał po powrocie.
Cameron skrzywiła się, miała nadzieję, że nie zada jej tego pytania.
- Niewiele. W zasadzie to w ogóle ze mną nie rozmawiają.
Foreman westchnął jakby nie miał powodów by ich o to winić. Cameron pomyślała sobie, że by czuła się obrażona jeśli by się z nim nie zgodziła.
- W zasadzie to tak nagle to na nich zwaliłaś.
- Wiem. - powiedziała sfrustrowana. - Ale co miałam zrobić? Wiem, że oni tego nie zrozumieją. Nie mogą. Myślą, że...
- Co? - zapytał łagodnie.
- Oni uważają, że ja lubię przechodzić kryzysy. - odpowiedziała nie patrząc na niego. Wiedziała, że Foreman się z nimi zgadza. Jego pogląd na tą sytuację był zupełnie inny i miał mnóstwo powodów by myśleć tak jak jej rodzina. - Oni uważają, że sama sprowadzam na siebie te sytuacje by być w centrum zainteresowania.
- Dlaczego tak sądzą? - zapytał Foreman, ale w jego tonie dało się wyczuć to, że z góry zna odpowiedź. Cameron odwróciła się i powróciła do układania naczyń. Czuła, że nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie patrząc na niego.
- Poślubiłam umierającego mężczyznę. Odeszłam od Chase'a. Mam trzydzieści sześć lat i jedyne czym mogę się pochwalić to moja kariera.
- Powiedziałaś im co tak naprawdę się stało między tobą a Chase'em? - zapytał rzeczowo. Cameron nie wiedziała czy to są zarzuty.
- Oczywiście, że nie! - powiedziała ostro. Poczuła się źle, kiedy zobaczyła jego zbolałą twarz i uświadomiła sobie, że to było szczere pytanie. - Co miałam powiedzieć? Mój mąż zamienił się w socjopatę i z zimną krwią zamordował pacjenta? Pomyśleliby, że naprawdę mi odbiło.
- Chase nie jest socjopatą. - Foreman westchnął.
- Racja. - mruknęła z dziwną, nawet jak dla niej, gorzkością w głosie. - Po prostu myśli, że jest bogiem.
- Myślę, że się mylisz. - powiedział Foreman z zaciętością w głosie.
- A ja myślę, że powinieneś się trzymać z dala od mojego życia prywatnego. - warknęła i od razu pożałowała tego. - Przepraszam. Ale ty... ty nie wiesz... co się z nim stało. Jak się.... zmienił. Jeśli nie chcesz bym robiła założenia dotyczące czegoś o czym nie mam pojęcia to sam też się tego trzymaj.
Foreman skinął głową z akceptacją.
- Chcesz mieć dzieci? - zapytał, wkraczając na bezpieczniejsze tereny. Wziął miskę i podał jej.
- Moi rodzice by chcieli. - odpowiedziała, brzmiąc teraz jakby się broniła. Osobiste porażki wydawały się zbyt duże by o nich rozmawiać przez te wszystkie lata. Postawiła miskę na górnej półce.
- A co z tobą? - zapytał Foreman stawiając karton z napisem „zastawa” na stole i rozerwał taśmę.
Cameron westchnęła i oparła się o ścianę. Obserwowała jak wyjmuje zastawę z kartonu i wkłada ją do szafek. Nigdy nie potrafiła sobie wyobrazić Foremana poza pracą, z życiem rodzinnym a teraz patrzyła jak rozpakowuje jej rzeczy kuchenne.
- Chciałam kiedyś. - przyznała cicho.
Foreman spojrzał na nią.
- A teraz?
Cameron miała nadzieję, że przestanie pytać.
- To się nie stanie. Bez względu na to co czuję.
- Myślałem, że po to trzymasz spermę pierwszego męża. - przyglądał się jej, jakby sam nie wierzył w to co mówi. Mogła dostrzec, że powiedział to tylko po to by dowiedzieć się więcej. - W razie jakbyś nikogo nie znalazła.
Cameron wciągnęła powietrze, zaskakując samą siebie swoją reakcją.
- Okazuje się, że znalezienie sobie kogoś prowadzi do tego, że nie chce się tego robić samemu.
- Remy chciała mieć dzieci. - odezwał sięForeman, lekko zażenowany, po dłuższej chwili a Cameron poczuła wdzięczność przesyconą poczuciem winy za zmianę tematu.
- W ogóle rozważaliście tą opcję? - zapytała przechodząc do salonu by wypakować książki. Znajdowała się tam półka, ale już teraz mogła powiedzieć, że jest zdecydowanie za mała. Wszystkie meble z pierwszego mieszkania w Princeton zostawiła nowym właścicielom.
Foreman zaczął wypakowywać książki a Cameron zaczęła się zastanawiać czy usłyszy odpowiedź.
- Niezbyt długo. Wspominała o tym kilka razy kiedy prowadziłem badania a rezultaty wydawały się obiecujące. Ale... - pokręcił głową i zaczął układać książki alfabetycznie. - Tak jest lepiej.
Cameron powoli pokiwała głową. Współczuła mu i zastanawiała się ile tragedii wydarzyło się w jego życiu, którymi z nikim się nie podzielił. Czekała aż się odwróci by wyjąć więcej książek i poprzestawiała te, które zdążył ułożyć. Foreman chyba nawet tego nie zauważył i dalej ustawiał je w porządku alfabetycznym.
- Powiedz mi coś o weselu. - Cameron usłyszała siebie samą wypowiadającą te słowa, zanim jej mózg zdążył je przemyśleć. Przygryzła wargę i obserwowała jak Foreman układa kolejne książki. - Przepraszam, że mnie tam nie było. Ja... Nie mogłam. - po raz pierwszy przyznała, że to praca ją zatrzymała a nie coś innego.
Foreman wydawał się być zaskoczony, ale jednocześnie był przygaszony. Cameron zastanawiała się czy przypadkiem nie jest bardziej zły o jej nieobecność niż myślała. Nie odpowiedział od razu tylko skończył układać te książki, które zmieściły się na półce. Cameron wzięła kolejny karton i zaczęła układać płyty DVD w szafce pod telewizorem. Miała te płyty tylko dla siebie przez ostatnie dwa lata. Kiedy mieszkała w poprzednim mieszkaniu, prawie wszystkie płyty były Chase'a.
- To też chyba wyszło na dobre. - powiedział Foreman przerywając ciszę.
Chwilę zajęło Cameron uświadomienie sobie, że mówi o weselu.
- Dlaczego? Zdjęcia, które mi wysłałeś były piękne.
- Ceremonia była piękna.
- Ale? Coś się stało? - Cameron uniosła brwi.
- Mało powiedziane.
Cameron zamarła, obserwowała go przestając przeglądać kolekcję płyt DVD.
- Powiesz mi co to oznacza czy mam zapytać?
Pokręcił głową czytając okładkę Gwiezdnych Wojen, jakby się domyślał, że fakt posiadania przez nią tego filmu to tylko i wyłącznie wpływ Chase'a.
- Wiesz ze zdjęć, że Chase był moim drużbą. - powiedział.
Coś ciężkiego przewróciło się w żołądku Cameron kiedy uświadomiła sobie do czego ten wywód zmierza. Usiłowała nie patrzeć na Chase'a na zdjęciach, ale zauważyła, że Foreman i Trzynastka wysali jej głównie te zdjęcia na których Chase był nieobecny.
- Co zrobił?
- Upił się na przyjęciu, ale nie tak, wiesz, dla poprawienia nastroju. Naprawdę się upił. Zaczął gadać o tym, że małżeństwo to instytucja pełna bólu a potem wdał się w bójkę z jednym z przyjaciół Remy. Skończył na tym, że wymiotował w kącie pokoju zanim House i Wilson go zabrali. - Foreman odłożył Gwiezdne Wojny na miejsce i spojrzał na nią. - Później dowiedziałem się, że spędził noc wymiotując na ich kanapie. Bali się, że pojedzie gdzieś samochodem i się roztrzaska o drzewo czy coś.
Przez chwilę Cameron się w niego wpatrywała, czując się nieprawdopodobnie winną. W myślach pocieszała się, że Chase jest silny i wszystko z nim będzie w porządku, bez względu na wszystko.
- Muszę iść. - powiedział Foreman a Cameron zorientowała się, że już się ściemniło. Cały dzień przeminął w świeżo pomalowanym mieszkaniu, gdzie zagłębiała się we wspomnieniach.
- Odprowadzę cię. - zaproponowała, wciąż drżąc po jego wspomnieniach z wesela.
Foreman szedł przodem i nagle zatrzymał się tak gwałtownie, że Cameron prawie na niego wpadła, zbyt zajęta myślami by zauważyć, że się zatrzymał.
- Uch, Allison?
- Co? - Cameron wyszła za nim na ganek zanim zorientowała się na co patrzy.
- To chyba jest dla ciebie. - wskazał w jedno miejsce.
Na schodach wciśnięty w kąt tak by drzwi go nie przytrzasnęły stało drzewko azalea bonsai, to samo, które ona i Chase otrzymali jako prezent ślubny trzy lata temu. Teraz ciężko było rozpoznać roślinę przez lata zaniedbywania. Nie było żadnych kwiatów a liście pożółkły lub całkiem odpadły. Doniczka była pęknięta z jednej strony, ale roślina była wciąż żywa, wciąć się trzymała po tak długim czasie.
- Coś tu jest. - powiedział cicho Foreman wskazując na mały kawałek papieru przyklejony do doniczki.
Cameron usiłowała oderwać kartkę by ją odczytać. Wstrzymała oddech. Było tam tylko jedno słowo, nabazgrane przez Chase'a: Przepraszam.

ROZDZIAŁ 11


Następnego ranka Cameron się spóźniła, zatrzymana przez właścicielkę domu, która chciała się dowiedzieć wszystkiego o jej życiu podczas małej pogawędki. Była bardzo miła, w typie babcinym, która nie miała z kim porozmawiać. Jednak Cameron czuła się skrępowana tym zainteresowaniem i nie chciała by ktokolwiek wiedział co się dzieje w jej życiu. Najgorsze było to, że staruszka brała ją za pielęgniarkę, bez różnicy ile razy Cameron powtarzała, że jest lekarzem i jest szefową wydziału.
Przestała się rozpakowywać poprzedniej nocy kiedy przyniosła azaleę do mieszkania, podlała ją a następnie porzuciła w małej pralni, gdzie nie miała zamiaru jej oglądać przez co najmniej tydzień. A jednak tego ranka została nawiedzona przez wiele innych spraw.
Foreman siedział sam w biurze, pomimo tego, że spóźniła się ledwie pół godziny. Na stole leżało mnóstwo medycznych dzienników, głównie tych, które subskrybował House a których nikt najwyraźniej nie anulował. Kilka dzienników było otwartych na różnych artykułach, jednak Cameron nie mogła dostrzec czy Foreman którykolwiek czyta. Przynajmniej dwa były w obcym języku a ona zaczęła się zastanawiać nad tym, że coś w nich jest takiego co sprawiło, że House je chciał.
- Gdzie jest Chase? - zapytała pomijając powitanie. Przez chwilę czuła napad paniki, wywołany wspomnieniem azalei. Cały czas myślała o tym jednym słowie, które Chase do niej napisał, interpretowała je na wszystkie możliwe sposoby. Nagle przyszło jej do głowy, że jest to ostateczne odrzucenie jej przez niego, jako, że właśnie porzucił ostatnią rzecz, która przypominała ich małżeństwo zanim opuściła miasto. Nie wiedziała dlaczego ta myśl tak ją przygnębiła. Nie była w stanie dostrzec żadnej przyszłości dla nich, nawet jako przyjaciół. Wszystko to było przerażające. Nigdy nie była gotowa na to by go całkowicie porzucić, ale wiedziała, że nie może oczekiwac od niego tego samego.
- W kafeterii. - powiedział Foreman, zamierając, jakby dostrzegł w niej te wszystkie katastroficzne myśli przepływające przez jej głowę. - Ma kaca. To znaczy, on zawsze ma kaca, ale dziś jest gorzej niż zazwyczaj. Powiedział, że musi napić się kawy, ale podejrzewam, że pił ją tutaj. Prawdopodobnie nie chciał żebym go przepytywał.
- Ok. - Cameron odetchnęła w przypływie nagłej ulgi, nawet jeśli była na niego zła za przychodzenie do pracy na kacu. Kiedy była z nim, jej emocje były nieprzewidywalne i wciąż zadawała sobie pytanie dotyczące zaufania mu.
Cameron była już w połowie drogi do drzwi, kiedy uświadomiła sobie, że nie powiedziała do Foremana nic poza pytaniem o Chase'a. Teraz wpatrywał się w nią pytającym wzrokiem.
- Muszę z nim pogadać. - wyjaśniła. - Sprawa... dyscyplinarna. - sama sobie w to nawet nie uwierzyła.
Chase siedział na kanapach w najdalszym roku kafeterii. Dostrzegła go kiedy tylko weszła do pomieszczenia, siedział plecami do niej. Był późny poranek, więc większość osób siedziała na spotkaniach lub przeprowadzała zabiegi i kafeteria była prawie pusta. Jej oczy od razu napotkały jego sylwetkę, jego spuszczoną głowę i ramiona, które wydawały się jeszcze bardziej przygarbione niż zwykle. Cameron zamówiła sobie kawę i ruszyła w jego stronę, zastanawiając się czy coś go nie boli.
Nawet nie spojrzał na nią kiedy usiadła naprzeciwko niego, tylko przesunął w jej stronę śmietankę do kawy. To tylko potwierdzało to wszystko jak się zachowywał wobec niej przez ostatnie trzy tygodnie. Jej palce drżały, kiedy odrywała papier od kartonika ze śmietanką, co spowodowało pozostawienie białych plamek na stoliku. To napięcie między nimi było zbyt wyraźne by odważyła się sięgnąć po chusteczkę.
- Przepraszam za co? - zapytała w końcu, nie patrząc na niego, tylko mieszając swoją kawę.
- Nie wiem o co ci chodzi. - Chase odpowiedział. Podniósł swój kubek, ale nie napił się. Cameron zauważyła, że praktycznie nic nie wypił.
- Twoja notatka. - powiedziała i w końcu na niego spojrzała. Dostrzegła w jego spojrzeniu urazę i poczuła ulgę po tym chłodnym niczym, które serwował jej przez ostatnie kilka tygodni. Nie sądziła, że będzie jej brakowało jego złości, ale teraz zorientowała się, że tak właśnie jest. - Napisałeś, że przepraszasz. Za co?
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. - Chase spojrzał na nią i poruszył się nie spokojnie, co utwierdziło ją w tym, że kłamie. Wyglądał na naprawdę chorego i wściekłego w tym momencie.
- Robercie. - nachyliła się w jego stronę i zniżyła głos tak, by nikt jej nie usłyszał. - Nie graj w te gierki. Chciałeś coś powiedzieć i powiedziałeś. Teraz powiedz co miałeś na myśli.
Potrząsnął głową.
- Zawsze chciałaś wszystkim rządzić. Nie zadawaj pytań na które nie chcesz znać odpowiedzi.
- Dlaczego mi to dałeś? - zapytała ignorując go. Zaczęła drzeć papierową chusteczkę na kawałki. - Tą roślinę. To... pomyślałam, że zrobiłeś to bo chciałeś całkowicie ze mną skończyć. Ale... dlaczego w takim razie czekałeś tak długo? Dlaczego nie pozwoliłeś jej umrzeć trzy lata temu?
Chase wzruszył ramionami a Cameron poczuła się jeszcze bardziej zdezorientowana niż wcześniej. Był jak ściana, która wyrosła przed nią tego ranka, pełna obcości a ona usiłowała odnaleźć coś znajomego.
- Może dlatego, że byłem zbyt głupi by nie porzucić cię z chwilą gdy ty porzuciłaś mnie. - odpowiedział w końcu. Nie wiedziała czy mówi to na serio czy nie.
- A teraz? - zapytała, czując, że brak jej tchu. Chase podniósł kubek z kawą i pił ją bardzo długo, nie odpowiadając. - Co się zmieniło? - kontynuowała, gdy upewniła się, że nie uzyska odpowiedzi. Ta nerwowa energia, która towarzyszyła jej odkąd znalazła azaleę teraz zamieniła się w czystą ciekawość, która ciężko osiadła na jej żołądku i spowodowała, że krew odpłynęła jej z twarzy a jej oddech stał się płytki.
Dotarło do niej, że jej przeprowadzka właśnie została zatwierdzona i była na stałe i pewnie to uderzyło go tak mocno, że znów obudziło w nim tą chłodną reakcję skierowaną w jej stronę. To jednak nie był ten sam gniew, który odczuwała w tym momencie z jego strony i z całą pewnością nie było to zaufanie czy akceptacja. Jednak wciąż czuła, że nastąpiła pewna poprawa.
Chase wyglądał na urażonego jej pytaniami i zaczęła się zastanawiać jaki błąd popełniła tym razem. Czy w ogóle mogła cokolwiek zrobić by nie było to błędem.
- Miałem napad głupoty pijackiej. - odpowiedział Chase. - Pomyślałem, że będzie to zabawne, gdy dam ci fałszywą nadzieję. W końcu ty w tym jesteś dobra.
Cameron drgnęła.
- Dlaczego jesteś na mnie taki zły? - zapytała. Ciekawość przeobraziła się we frustrację i nagle nie widziała już potrzeby nie mówienia tego o czym myślała odkąd wróciła. Nic nie miała do stracenia.
Chase prychnął a na jego twarzy pojawił się cień drwiny.
- Naprawdę chcesz bym na to odpowiedział? Jeśli nie wiesz...
- Tak, zostawiłam cię. - przerwała mu zirytowanym tonem. Spędziła cały czas od powrotu na to by wkupić się w jego łaski i uzyskać wybaczenie i by zyskać jego zaufanie, ale jedyne co dostała to kolejne ciosy. - Zostawiłam cię po tym jak zdradziłeś moje zaufanie na tak wiele sposobów. Zostawiłeś mnie w położeniu pełnym troski i ran przez tak wiele miesięcy a wszystko co dostałam w zamian to odtrącenie. Dałam ci tak wiele szans. Ty zdecydowałeś, że wolisz być popychadłem House'a niż moim mężem. Więc proszę. Powiedz mi o co chodzi. Co takiego zrobiłam, że okazujesz mi tak wiele nienawiści na każdym kroku. I tak w ogóle to powinieneś przepraszać tysiąc razy bardziej niż przez jedną żałosną notkę.
Chase pochylił się w jej stronę a ona poczuła nagły strach po tym jak w końcu przekroczyła granicę i nie miała pojęcia jak Chase zareaguje. Widziała jak agresywnie zachowywał się w stosunku do Foremana, ale teraz chyba bardziej obawiała się tego co jej może powiedzieć niż co może zrobić.
- Jedyne czego pragnąłem to spędzić resztę mojego życia z tobą. - odpowiedział szybko ku jej zaskoczeniu. - Przez całe życie chciałem mieć rodzinę. Partnerkę. Ale... Nigdy nie sądziłem, że to będzie możliwe... dla mnie. A potem ty... Ty mnie przekonałaś. - w jego głosie nie było złości, tylko nutka żalu a jego oczy mówiły Cameron, że jest to najbardziej druzgocąca rzecz w jego życiu. Wziął głęboki oddech a jego twarz znów stężała. - To wszystko zabrałaś kiedy odeszłaś. Ukradłaś to. I ja... zostałem z niczym, gdyż zaufałem ci zbyt mocno. Nie popełnię już tego samego błędu.
- Przepraszam. - wyszeptała Cameron, czując się taka mała i przytłoczona cieniem swojego dawnego błędu. Mimo tego, że się tak bardzo zmienił to teraz dzielił się tym wszystkim z nią. Uderzyło ją to, że to ona zaraziła go tym bólem po stracie. Przez chwilę myślała, że najlepiej by było jakby nigdy nie dała temu związkowi szansy.
Ale Chase tylko pokręcił głową i znów przybrał maskę gorzkości. To wyznanie musiało sporo go kosztować.
- Nic co powiesz nie poprawi tego.
Jego pager się odezwał a Cameron prawie wyskoczyła ze skóry. Zorientowała się, że zostawiła swój pager na stole w mieszkaniu i pomyślała sobie, że Chase mógłby nie mieć swojego. Ten jeden moment, w którym mogli porozmawiać został bezpowrotnie przerwany.
Chase wyciągnął swój pager i przesunął go po stole w jej stronę, jakby ta ich rozmowa nie miała nigdy miejsca. Wyglądał teraz na totalnie niewzruszonego a przecież chwilę wcześniej było zupełnie inaczej. Ciężko było stwierdzić czy to nie jest czasem jego kolejna gierka i mimo wszystko myliła się co do niego.
- Mamy sprawę.
Cameron kiwnęła głową, usiłując jakoś się uspokoić.
- Idź przodem. Powiedz Foremanowi, że będę tam za minutę.
Zabrał swój pager i wstał.
- Ok. Szefowo.
Jego ton wahał się między drwiną a złośliwością. Cameron nie mogła zdecydować czy chce go walnąć za to czy rozpłakać się z ulgi. Wszystko wydawało się proste dopóki byli na siebie źli.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:50, 22 Wrz 2011    Temat postu:

Cytat:
Cóż, nie ma komentarzy Uch szkoda. Tydzień minął, więc na zachętę daję kolejny rozdział. Miłej lektury.



ROZDZIAŁ 12

Po wyjściu Chase'a, Cameron spędziła w kafeterii prawie dwadzieścia minut, które wykorzystała na gapienie się w swoją filiżankę i usiłowała zmusić się do wypicia jej zawartości. Nie mogła sprawić by jej ręce przestały się trząść.Rozlała trochę kawy, kiedy postanowiła w końcu podnieść filiżankę i się napić. W końcu poddała się i wyrzuciła kubek do kosza a potem wyszła, starając się uniknąć kontaktu wzrokowego z osobami siedzącymi w kafeterii.
Zanim pojawiła się w gabinecie diagnostycznym, musiała dość do siebie i znów być osobą, która ma kontrolę nad wszystkim. Wiedziała, że Chase tego nie kupi. Znów udało mu się wstrząsnąć fundamentami stabilności w jej życiu, które zbudowała w ciągu ostatnich trzech lat, ale jednak Chase chyba zdawał sobie sprawę, że powinien się strzec. Dla dobra pacjenta i dla spokoju Foremana musiała zachować szczątki iluzji, że wszystko gra. Jeśli zaś chodziło o nią, to znów czuła się uwięziona w tym miejscu, w tej pracy, w tym nowym mieszkaniu z kartonami pełnymi historii, które były wszędzie. Wracając tutaj szukała potwierdzenia, że jej decyzja o odejściu, podjęta trzy lata temu była jedynym wyjściem by ratować siebie. Zamiast tego odnajdywała jedynie, że popełnia błąd za błędem i traci więcej niż to jest możliwe.
Kiedy weszła do biura okazało się, że Foreman chodzi w tą i z powrotem z kartą z ostrego dyżuru w jednej ręce i czarnym markerem w drugiej. Na tablicy było hasło: nieustające wymioty i nic poza tym. Chase oparł głowę o stół a Cameron nie wiedziała czy jest bardziej zła czy zaniepokojona. To nie było podobne do niego, nawet jak na osobę, w którą się zamienił. Pamiętała jego omdlenie na pogrzebie i miała nadzieję, że nie jest to kolejny tego typu przypadek.
- Sprawa z ostrego dyżuru? - zapytała, kiedy Foreman nie raczył się odezwać.
- Strata naszego czasu. - mruknął Chase między swoimi ramionami.
- Nieustające wymioty i kaszel z krwią. - powiedział Foreman ignorując Chase'a. - Mówiąc „nieustające” mam na myśli to, że pacjent nie jest wstanie powstrzymać wymiotów nawet po to by złapać oddech.
- Było coś w przeszłości? - zapytała Cameron, mrugając z sympatią.
- Pewnie coś połknął. - wtrącił się Chase, wciąż mając głowę na stole. - Wysłać go na konsultację laryngologiczną i niech nas zostawi w spokoju.
- Laryngolog jest zajęty. - powiedział Foreman. - A my nie. Jeśli możemy pomóc teraz temu człowiekowi to dlaczego mamy tego nie robić?
- To nie jest żadna zagadka medyczna! - Chase w końcu zmusił się do wstania. Usiadł prosto i skrzyżował ramiona.
- To bez znaczenia. - odezwała się Cameron, zerkając na Chase'a. Nagle nie obchodził jej to czy jest chory, zraniony czy coś tam. Jego egoizm i apatia odrzucały ją i dawały jej dowód na to jak kompletnie został zniszczony. - Możemy mu pomóc teraz. To nasza praca. Możesz to zrobić albo wyjdź z mojego biura.
Przez chwilę myślała, że posłucha jej i wyjdzie. Ale po kilku głębszych oddechach on wciąż siedział na swoim miejscu.
- Więc, Szefowo? - zapytał wojowniczo.
- Mam wam dać wszystkie dane czy ten facet ma sobie dalej siedzieć i wymiotować kiedy my skaczemy sobie do gardeł? - Foreman był sfrustrowany, dokładnie tak samo czuła się Cameron.
- Proszę. - Cameron zabrała mu markera i podeszła do tablicy. Mimo że upłynął miesiąc, wciąż dziwnie się czuła używając jej, ale poddanie się było ponad jej siły.
- Sam Donahue. - czytał Foreman, brzmiąc tak jakby zdążył nauczyć się akt na pamięć zanim zaczął prezentację. - Czterdziestodwuletni mężczyzna, zemdlał pracując na konstrukcji, zdezorientowany i wymiotujący. Na ostrym dyżurze podano mu płyny i leki na udar słoneczny, ale nie przyniosło to efektów. Dwie godziny od przyjęcia zaczął kaszleć krwią. Do tej pory nie udało się zbadać gardła pacjenta przez nieustanne wymioty.
- No to ma przerąbane. - powiedział Chase, odchylając się na krześle i zakładając ręce za głowę.
- Stało się to na konstrukcji? - zapytała Cameron, pisząc po tablicy. Wciąż nie miała pojęcia co wstąpiło w Chase'a, co kierowało nim kiedy przyniósł azaleę do jej nowego mieszkania lub co się działo z nim dziś, że się tak zachowywał. Postanowiła, że przez chwilę będzie go ignorować. - Wiemy co to za konstrukcja? Mógł być narażony na jakieś toksyny. Może coś wdychał?
- No jasne. - znowu wtrącił Chase. - Dzięki Bogu, że wróciłaś. Wydział bez ciebie był jak Era Ciemności.
- A twoim wspaniałym pomysłem jest? - Foreman odłożył akta z głośnym trzaskiem i pchnął je w stronę Chase'a. Nie złapał ich, tylko pozwolił by wylądowały na podłodze a kartki rozsypały się dookoła.
Cameron westchnęła i usiłowała zachować spokój. Jeśli nie zapanuje nad sobą to wda się z nim w ogromną awanturę a po tym czego właśnie doświadczyła, wiedziała, że on zdaje sobie sprawę z tego jak na nią działa.
- To było naprawdę dojrzałe.
- Zgadzam się z tobą. - Foreman odwrócił się do Cameron. Nie zareagował na to co zrobił Chase a ona zaczęła zastanawiać się jak często Chase objawiał takie zachowanie, że stało się to już normą w wydziale. - Jeśli weźmiemy pod uwagę to gdzie się to zaczęło to najprawdopodobniej nawdychał się czegoś toksycznego. A może doznał jakichś obrażeń. Był zdezorientowany, tak? Jeśli nie powiedział tego na ostrym dyżurze to oni mogli być zbyt rozkojarzeni przez te wymioty i nie zadali właściwych pytań.
Cameron kiwnęła głową i ukucnęła przy Chasie by pozbierać porozwalane akta. Nie zamierzała na niego patrzeć.
- Mogło dojść również do przegrzania organizmu poprzez miejsce pracy. Jednak to nie tłumaczy krwi. Musimy jakoś go zbadać.
- I tu jest problem. - powiedział Foreman. - Nie wsadzimy mu rurki w gardło, jeśli odruchy wymiotne są tak częste. Nie możemy powstrzymać tych odruchów, jeśli nie wiemy co je powoduje. W innym wypadku możemy go zabić. Więc musimy wsadzić mu rurkę do gardła by sprawdzić co powoduje wymioty, ale najpierw musimy powstrzymać te wymioty by go zbadać.
- Hmmm... To brzmi jak... No, nie wiem... Zadanie dla laryngologa? - Chase odchylił się bardziej na krześle, stracił równowagę i prawie runął do tyłu.
- O co ci chodzi? - Cameron w końcu nie wytrzymała. Miała już go dosyć. - Graj w te swoje gierki, bądź na mnie zły. Mam to gdzieś, ale rób to podczas wolnego czasu. Ale w tym momencie zagrażasz pacjentowi.
- I to cię zaskakuje? - zapytał Chase stając niepewnie na nogach. - Dlaczego ma mnie to obchodzić? Jestem zimnokrwistym socjopatą.
Cameron zamarła. Nagle uświadomiła sobie, że musiał pojawić się przed jej drzwiami z azaleą, gdy rozmawiała z Foremanem. Nie uważała, że myliła się co do niego, ale przeraziła ją myśl, że usłyszał to wszystko kiedy wypowiedziała to głośno, co sprawiło, że brzydka prawda stała się rzeczywistością. Nagle zaczęła się zastanawiać co by było, gdyby Foreman był nieobecny a Chase nie usłyszałby tej rozmowy. Może by zapukał by ją zobaczyć zamiast zostawiać notkę. To wszystko sprawiło, że coś w żołądku przewróciło jej się niebezpiecznie.
- Czy wy dwoje możecie prać brudy w domu? - zapytał Foreman zniecierpliwionym tonem.
Cameron zadecydowała, że wyśle Chase'a do domu, ale nie była pewna czy to będzie jego kara czy akt miłosierdzia z jej strony. Odetchnęła głęboko i kiedy miała już coś powiedzieć, przeszkodził jej telefon. Potraktowała to jako wybawienie.
Foreman podniósł słuchawkę i po chwili się rozłączył.
- Pacjent się wykrwawia.
Nie powiedział nic więcej tylko ruszył w stronę wyjścia tak szybko jak to było możliwe. Cameron ruszyła za nim, ledwie świadoma tego, że Chase podąża za nimi w drodze na ostry dyżur.
Donahue, mężczyzna w średnim wieku z brązowymi włosami i odcieniem twarzy, który powodował, że wyglądał na martwego od kilku dni. Był pokryty wymiotami i sporą ilością krwi. Wciąż kaszlał i wymiotował a jego szyja była krwistoczerwona. Zasłony wokół jego łóżka były odsłonięte a wokół było pełno lekarzy. Cameron zerknęła na monitory i tylko sekundę zajęło jej stwierdzenie, że ciśnienie szybko spada a pacjent jest podłączony pod respirator i dławi się własną krwią.
- Musimy intubować. - krzyknęła Cameron usiłując przekrzyczeć zebrany personel medyczny.
- To samo ryzyko co endoskopem! - odkrzyknął Foreman. - Będziemy strzelać w ciemno.
- Nie mamy wyjścia! Jeśli nic nie zrobimy to on umrze w ciągu kilku minut! - Cameron odwróciła się w stronę Chase'a i wzięła przyrządy z wózka stojącego przy łóżku. - Jesteś intensywistą. Intubuj go.
Chase nie protestował. Najwyraźniej znał swoje miejsce w trakcie takich sytuacji, ale zajęło mu trzy podejścia zanim włożył rękawiczki. Jego ręce się trzęsły, co nie uszło uwadze Cameron, kiedy wziął laryngoskop z wózka i podszedł do łóżka. Było coś sztywnego w jego ruchach a jego oczy wyglądały tak, jakby właśnie wysunął się na czoło kordonu strażaków. Następnie usiłował zaintubować pacjenta. Płyny ustrojowe trysnęły na twarz i ręce Chase'a, ale on jakby tego nie zauważył. Laryngoskop wysunął mu się z rąk i upadł na podłogę. Gdzieś w głowie Cameron zakwitła myśl, że to jest jej pacjent, jej nagły wypadek i jej obowiązek by coś zrobić. Jednak jedyne co mogą zrobić to wpatrywać się w ruinę człowieka, któremu powierzyła kiedyś swoje życie i przyszłość.
Monitor pokazujący akcję serca wyłączył się a Foreman ruszył naprzód odpychając Cameron na bok i zaczął reanimować pacjenta. Obserwowała jak Foreman usiłuje przywrócić pacjentowi życie raz, drugi, trzeci aż w końcu straciła rachubę. Krew wciąż wyciekała z popielatych ust Donahue'a aż w końcu jego ciało stężało, poruszane jedynie kolejnymi impulsami elektromagnetycznymi. W końcu Foreman się poddał.
Cameron nie potrafiła odczytać jego uczuć kiedy odwrócił się w jej stronę.
- Czas zgonu – 00:52.
Kiwnęła głową. Rozejrzała się po izbie przyjęć i dotarło do niej, że Chase zniknął.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:40, 22 Wrz 2011    Temat postu:

Wzbudziłaś u mnie tak wielkie wyrzuty sumienia, źe musiałam skomentować jak tylko weszłam na komputer. Tak wiem, zapomniałam się. Znowu, mam bardzo krótka pamięć. Po za tym tak pochłania mnie szkoła, że pomimo tego, że wchodzę tu codziennie, to nie mam siły pisać. Dla ciebie się zmuszę.
Więc tak, zacznę od części pierwszej. Później drugiej, i później trzeciej.

Nie spodziewałam się. Miło ze strony Formana, że pomógł jej przy przeprowadzce. Im dłużej czytam ten fick, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, jak bardzo zagmatwane są w nim relacje. Ciekawe, czy gdyby wróciła Cameron też by tak było?
Cytat:
- Remy chciała mieć dzieci. - odezwał sięForeman, lekko zażenowany, po dłuższej chwili a Cameron poczuła wdzięczność przesyconą poczuciem winy za zmianę tematu.
- W ogóle rozważaliście tą opcję? - zapytała przechodząc do salonu by wypakować książki. Znajdowała się tam półka, ale już teraz mogła powiedzieć, że jest zdecydowanie za mała. Wszystkie meble z pierwszego mieszkania w Princeton zostawiła nowym właścicielom.
Foreman zaczął wypakowywać książki a Cameron zaczęła się zastanawiać czy usłyszy odpowiedź.
- Niezbyt długo. Wspominała o tym kilka razy kiedy prowadziłem badania a rezultaty wydawały się obiecujące. Ale... - pokręcił głową i zaczął układać książki alfabetycznie. - Tak jest lepiej.

Spodobał mi sie ten fragment, z dosyć oczywistych przyczyn. Tak się zastanawiam, co by było gdyby Cameron miała dziecko/była w ciąży... Zapewne byłoby to kiczowate oraz oklepane, ale ja chyba trochę lubię takie historie.
Cytat:
- Uch, Allison?
- Co? - Cameron wyszła za nim na ganek zanim zorientowała się na co patrzy.
- To chyba jest dla ciebie. - wskazał w jedno miejsce.
Na schodach wciśnięty w kąt tak by drzwi go nie przytrzasnęły stało drzewko azalea bonsai, to samo, które ona i Chase otrzymali jako prezent ślubny trzy lata temu. Teraz ciężko było rozpoznać roślinę przez lata zaniedbywania. Nie było żadnych kwiatów a liście pożółkły lub całkiem odpadły. Doniczka była pęknięta z jednej strony, ale roślina była wciąż żywa, wciąć się trzymała po tak długim czasie.
- Coś tu jest. - powiedział cicho Foreman wskazując na mały kawałek papieru przyklejony do doniczki.
Cameron usiłowała oderwać kartkę by ją odczytać. Wstrzymała oddech. Było tam tylko jedno słowo, nabazgrane przez Chase'a: Przepraszam.

Właśnie tego się nie spodziewałam. Gdy to czytałam, w pełni wierzyłam, że ruch Chase'a był szczery. Choć powiedział, że to był pijacki wybryk, to myślę, iż kłamał.

Cytat:
- Robercie. - nachyliła się w jego stronę i zniżyła głos tak, by nikt jej nie usłyszał. - Nie graj w te gierki. Chciałeś coś powiedzieć i powiedziałeś. Teraz powiedz co miałeś na myśli.
Potrząsnął głową.
- Zawsze chciałaś wszystkim rządzić. Nie zadawaj pytań na które nie chcesz znać odpowiedzi.
- Dlaczego mi to dałeś? - zapytała ignorując go. Zaczęła drzeć papierową chusteczkę na kawałki. - Tą roślinę. To... pomyślałam, że zrobiłeś to bo chciałeś całkowicie ze mną skończyć. Ale... dlaczego w takim razie czekałeś tak długo? Dlaczego nie pozwoliłeś jej umrzeć trzy lata temu?
Chase wzruszył ramionami a Cameron poczuła się jeszcze bardziej zdezorientowana niż wcześniej. Był jak ściana, która wyrosła przed nią tego ranka, pełna obcości a ona usiłowała odnaleźć coś znajomego.
- Może dlatego, że byłem zbyt głupi by nie porzucić cię z chwilą gdy ty porzuciłaś mnie. - odpowiedział w końcu. Nie wiedziała czy mówi to na serio czy nie.
- A teraz? - zapytała, czując, że brak jej tchu. Chase podniósł kubek z kawą i pił ją bardzo długo, nie odpowiadając. - Co się zmieniło? - kontynuowała, gdy upewniła się, że nie uzyska odpowiedzi. Ta nerwowa energia, która towarzyszyła jej odkąd znalazła azaleę teraz zamieniła się w czystą ciekawość, która ciężko osiadła na jej żołądku i spowodowała, że krew odpłynęła jej z twarzy a jej oddech stał się płytki.
Dotarło do niej, że jej przeprowadzka właśnie została zatwierdzona i była na stałe i pewnie to uderzyło go tak mocno, że znów obudziło w nim tą chłodną reakcję skierowaną w jej stronę. To jednak nie był ten sam gniew, który odczuwała w tym momencie z jego strony i z całą pewnością nie było to zaufanie czy akceptacja. Jednak wciąż czuła, że nastąpiła pewna poprawa.
Chase wyglądał na urażonego jej pytaniami i zaczęła się zastanawiać jaki błąd popełniła tym razem. Czy w ogóle mogła cokolwiek zrobić by nie było to błędem.
- Miałem napad głupoty pijackiej. - odpowiedział Chase. - Pomyślałem, że będzie to zabawne, gdy dam ci fałszywą nadzieję. W końcu ty w tym jesteś dobra.
Cameron drgnęła.
- Dlaczego jesteś na mnie taki zły? - zapytała. Ciekawość przeobraziła się we frustrację i nagle nie widziała już potrzeby nie mówienia tego o czym myślała odkąd wróciła. Nic nie miała do stracenia.
Chase prychnął a na jego twarzy pojawił się cień drwiny.
- Naprawdę chcesz bym na to odpowiedział? Jeśli nie wiesz...
- Tak, zostawiłam cię. - przerwała mu zirytowanym tonem. Spędziła cały czas od powrotu na to by wkupić się w jego łaski i uzyskać wybaczenie i by zyskać jego zaufanie, ale jedyne co dostała to kolejne ciosy. - Zostawiłam cię po tym jak zdradziłeś moje zaufanie na tak wiele sposobów. Zostawiłeś mnie w położeniu pełnym troski i ran przez tak wiele miesięcy a wszystko co dostałam w zamian to odtrącenie. Dałam ci tak wiele szans. Ty zdecydowałeś, że wolisz być popychadłem House'a niż moim mężem. Więc proszę. Powiedz mi o co chodzi. Co takiego zrobiłam, że okazujesz mi tak wiele nienawiści na każdym kroku. I tak w ogóle to powinieneś przepraszać tysiąc razy bardziej niż przez jedną żałosną notkę.
Chase pochylił się w jej stronę a ona poczuła nagły strach po tym jak w końcu przekroczyła granicę i nie miała pojęcia jak Chase zareaguje. Widziała jak agresywnie zachowywał się w stosunku do Foremana, ale teraz chyba bardziej obawiała się tego co jej może powiedzieć niż co może zrobić.
- Jedyne czego pragnąłem to spędzić resztę mojego życia z tobą. - odpowiedział szybko ku jej zaskoczeniu. - Przez całe życie chciałem mieć rodzinę. Partnerkę. Ale... Nigdy nie sądziłem, że to będzie możliwe... dla mnie. A potem ty... Ty mnie przekonałaś. - w jego głosie nie było złości, tylko nutka żalu a jego oczy mówiły Cameron, że jest to najbardziej druzgocąca rzecz w jego życiu. Wziął głęboki oddech a jego twarz znów stężała. - To wszystko zabrałaś kiedy odeszłaś. Ukradłaś to. I ja... zostałem z niczym, gdyż zaufałem ci zbyt mocno. Nie popełnię już tego samego błędu.
- Przepraszam. - wyszeptała Cameron, czując się taka mała i przytłoczona cieniem swojego dawnego błędu. Mimo tego, że się tak bardzo zmienił to teraz dzielił się tym wszystkim z nią. Uderzyło ją to, że to ona zaraziła go tym bólem po stracie. Przez chwilę myślała, że najlepiej by było jakby nigdy nie dała temu związkowi szansy.
Ale Chase tylko pokręcił głową i znów przybrał maskę gorzkości. To wyznanie musiało sporo go kosztować.
- Nic co powiesz nie poprawi tego.

Tylko tak mogłam przedstawić wszystko, co było ważne. Czyli całą rozmowę. Tak jak mi napisałaś, czeka mnie jeszcze długa droga. Właśnie takich rozmów? Jeśli tak, to juz nie moge się doczekać. Nie ma to jak buchające emocje! Niestety, tu się z Chase'm zgodzę, słowo przepraszam, tęz by mi nie wystarczyło, lecz i tak twierdze, że w swoim zachowaniu przesadził.


Cytat:
- Sprawa z ostrego dyżuru? - zapytała, kiedy Foreman nie raczył się odezwać.
- Strata naszego czasu. - mruknął Chase między swoimi ramionami.
- Nieustające wymioty i kaszel z krwią. - powiedział Foreman ignorując Chase'a. - Mówiąc „nieustające” mam na myśli to, że pacjent nie jest wstanie powstrzymać wymiotów nawet po to by złapać oddech.
- Było coś w przeszłości? - zapytała Cameron, mrugając z sympatią.
- Pewnie coś połknął. - wtrącił się Chase, wciąż mając głowę na stole. - Wysłać go na konsultację laryngologiczną i niech nas zostawi w spokoju.
- Laryngolog jest zajęty. - powiedział Foreman. - A my nie. Jeśli możemy pomóc teraz temu człowiekowi to dlaczego mamy tego nie robić?
- To nie jest żadna zagadka medyczna! - Chase w końcu zmusił się do wstania. Usiadł prosto i skrzyżował ramiona.
- To bez znaczenia. - odezwała się Cameron, zerkając na Chase'a. Nagle nie obchodził jej to czy jest chory, zraniony czy coś tam. Jego egoizm i apatia odrzucały ją i dawały jej dowód na to jak kompletnie został zniszczony. - Możemy mu pomóc teraz. To nasza praca. Możesz to zrobić albo wyjdź z mojego biura.
Przez chwilę myślała, że posłucha jej i wyjdzie. Ale po kilku głębszych oddechach on wciąż siedział na swoim miejscu.
- Więc, Szefowo? - zapytał wojowniczo.
- Mam wam dać wszystkie dane czy ten facet ma sobie dalej siedzieć i wymiotować kiedy my skaczemy sobie do gardeł? - Foreman był sfrustrowany, dokładnie tak samo czuła się Cameron.
- Proszę. - Cameron zabrała mu markera i podeszła do tablicy. Mimo że upłynął miesiąc, wciąż dziwnie się czuła używając jej, ale poddanie się było ponad jej siły.
- Sam Donahue. - czytał Foreman, brzmiąc tak jakby zdążył nauczyć się akt na pamięć zanim zaczął prezentację. - Czterdziestodwuletni mężczyzna, zemdlał pracując na konstrukcji, zdezorientowany i wymiotujący. Na ostrym dyżurze podano mu płyny i leki na udar słoneczny, ale nie przyniosło to efektów. Dwie godziny od przyjęcia zaczął kaszleć krwią. Do tej pory nie udało się zbadać gardła pacjenta przez nieustanne wymioty.
- No to ma przerąbane. - powiedział Chase, odchylając się na krześle i zakładając ręce za głowę.
- Stało się to na konstrukcji? - zapytała Cameron, pisząc po tablicy. Wciąż nie miała pojęcia co wstąpiło w Chase'a, co kierowało nim kiedy przyniósł azaleę do jej nowego mieszkania lub co się działo z nim dziś, że się tak zachowywał. Postanowiła, że przez chwilę będzie go ignorować. - Wiemy co to za konstrukcja? Mógł być narażony na jakieś toksyny. Może coś wdychał?
- No jasne. - znowu wtrącił Chase. - Dzięki Bogu, że wróciłaś. Wydział bez ciebie był jak Era Ciemności.
- A twoim wspaniałym pomysłem jest? - Foreman odłożył akta z głośnym trzaskiem i pchnął je w stronę Chase'a. Nie złapał ich, tylko pozwolił by wylądowały na podłodze a kartki rozsypały się dookoła.
Cameron westchnęła i usiłowała zachować spokój. Jeśli nie zapanuje nad sobą to wda się z nim w ogromną awanturę a po tym czego właśnie doświadczyła, wiedziała, że on zdaje sobie sprawę z tego jak na nią działa.
- To było naprawdę dojrzałe.
- Zgadzam się z tobą. - Foreman odwrócił się do Cameron. Nie zareagował na to co zrobił Chase a ona zaczęła zastanawiać się jak często Chase objawiał takie zachowanie, że stało się to już normą w wydziale. - Jeśli weźmiemy pod uwagę to gdzie się to zaczęło to najprawdopodobniej nawdychał się czegoś toksycznego. A może doznał jakichś obrażeń. Był zdezorientowany, tak? Jeśli nie powiedział tego na ostrym dyżurze to oni mogli być zbyt rozkojarzeni przez te wymioty i nie zadali właściwych pytań.
Cameron kiwnęła głową i ukucnęła przy Chasie by pozbierać porozwalane akta. Nie zamierzała na niego patrzeć.
- Mogło dojść również do przegrzania organizmu poprzez miejsce pracy. Jednak to nie tłumaczy krwi. Musimy jakoś go zbadać.
- I tu jest problem. - powiedział Foreman. - Nie wsadzimy mu rurki w gardło, jeśli odruchy wymiotne są tak częste. Nie możemy powstrzymać tych odruchów, jeśli nie wiemy co je powoduje. W innym wypadku możemy go zabić. Więc musimy wsadzić mu rurkę do gardła by sprawdzić co powoduje wymioty, ale najpierw musimy powstrzymać te wymioty by go zbadać.
- Hmmm... To brzmi jak... No, nie wiem... Zadanie dla laryngologa? - Chase odchylił się bardziej na krześle, stracił równowagę i prawie runął do tyłu.
- O co ci chodzi? - Cameron w końcu nie wytrzymała. Miała już go dosyć. - Graj w te swoje gierki, bądź na mnie zły. Mam to gdzieś, ale rób to podczas wolnego czasu. Ale w tym momencie zagrażasz pacjentowi.
- I to cię zaskakuje? - zapytał Chase stając niepewnie na nogach. - Dlaczego ma mnie to obchodzić? Jestem zimnokrwistym socjopatą.
Cameron zamarła. Nagle uświadomiła sobie, że musiał pojawić się przed jej drzwiami z azaleą, gdy rozmawiała z Foremanem. Nie uważała, że myliła się co do niego, ale przeraziła ją myśl, że usłyszał to wszystko kiedy wypowiedziała to głośno, co sprawiło, że brzydka prawda stała się rzeczywistością. Nagle zaczęła się zastanawiać co by było, gdyby Foreman był nieobecny a Chase nie usłyszałby tej rozmowy. Może by zapukał by ją zobaczyć zamiast zostawiać notkę. To wszystko sprawiło, że coś w żołądku przewróciło jej się niebezpiecznie.
- Czy wy dwoje możecie prać brudy w domu? - zapytał Foreman zniecierpliwionym tonem.
Cameron zadecydowała, że wyśle Chase'a do domu, ale nie była pewna czy to będzie jego kara czy akt miłosierdzia z jej strony. Odetchnęła głęboko i kiedy miała już coś powiedzieć, przeszkodził jej telefon. Potraktowała to jako wybawienie.
Foreman podniósł słuchawkę i po chwili się rozłączył.
- Pacjent się wykrwawia.

Sprawa, nie powiem, interesująca... Jak bardzo trzeba być zranionym, aby nie interesować się potrzebującym pacjentem?
Cytat:
- Jesteś intensywistą. Intubuj go.
Chase nie protestował. Najwyraźniej znał swoje miejsce w trakcie takich sytuacji, ale zajęło mu trzy podejścia zanim włożył rękawiczki. Jego ręce się trzęsły, co nie uszło uwadze Cameron, kiedy wziął laryngoskop z wózka i podszedł do łóżka. Było coś sztywnego w jego ruchach a jego oczy wyglądały tak, jakby właśnie wysunął się na czoło kordonu strażaków.

Ręce trzęsły mu się ze stresu czy przez kaca? Hm... Zawsze myślałam, że Chase jest chirugiem, ale w internecie znalazłam właśnie, że intensywistą...

Mam wrażenie, że wygląda to jakbym pisała to na odczepnego, ale piszę to chyba z 45 minut. Troszkę duźo. Nawracasz mnie i to pożądnie, nigdy bym nie pomyślała, że będę czekać na kolejne części o Cameron... Czekam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:53, 23 Wrz 2011    Temat postu:

Piłeczko, dziękuję Ci za komentarz
Nie wydaje się, że pisałaś to na odczepnego. Poprawiłaś mi nastrój, gdyż zaczęłam watpić w sens tłumaczenia tego dalej.
Jak się pojawiać będą komentarze to ja mogę i codziennie dodawać nowe części Mi to nie przeszkadza
Cytat:
Tak jak mi napisałaś, czeka mnie jeszcze długa droga. Właśnie takich rozmów? Jeśli tak, to juz nie moge się doczekać. Nie ma to jak buchające emocje!

Oj, takie i jeszcze gorsze. Wszystko jeszcze przed nimi, wiele zakrętów i cierpienia. Normalnie ten fik jest straszny! W sensie przytłaczający i smutny. Prawdziwy angst.
Cytat:
Nawracasz mnie i to pożądnie, nigdy bym nie pomyślała, że będę czekać na kolejne części o Cameron... Czekam.

No i to mi się podoba Cieszę się, że nawracam Cię na Cameron


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
anuśka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 04 Kwi 2009
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:25, 23 Wrz 2011    Temat postu:

Och, przepraszam, ale wyjechałam na tydzień, byłam bez komputera i nie spałam prawie wcale. Ogólnie, nie miałam możliwości i głowy, by coś napisać, bo moje życie ostatnio przypomina wielką karuzelę. przepraszam, strasznie.
Lecz... odnosząc się do notki:
Mam wrażenie, że Chase wcale nie chce dogadać się z Cameron, zastanawiam się, dlaczego nie usiądą i nie zaczną rozmawiać. Po prostu. Wiem, że to koszmarna rada, ale są dwa wyjścia: dogadają się lub nie. Na razie są w kropce, ale muszą coś z tym zrobić.
Chociaż... chwila, chwila. Jak łatwo radzić postaciom z fiku, prawda? I zdałam sobie sprawę, że to nie jest takie łatwe. To, że Chase usłyszał, jak Cameron nazwała go socjopatą pogorszyło znacznie sytuację. Może to było tylko chlapnięcie, jedno słowo, ale jednak wplątała się jeszcze bardziej w tę awanturę.
Cytat:
"- I tu jest problem. - powiedział Foreman. - Nie wsadzimy mu rurki w gardło, jeśli odruchy wymiotne są tak częste. Nie możemy powstrzymać tych odruchów, jeśli nie wiemy co je powoduje. W innym wypadku możemy go zabić. Więc musimy wsadzić mu rurkę do gardła by sprawdzić co powoduje wymioty, ale najpierw musimy powstrzymać te wymioty by go zbadać.
- Hmmm... To brzmi jak... No, nie wiem... Zadanie dla laryngologa? - Chase odchylił się bardziej na krześle, stracił równowagę i prawie runął do tyłu.
- O co ci chodzi? - Cameron w końcu nie wytrzymała. Miała już go dosyć. - Graj w te swoje gierki, bądź na mnie zły. Mam to gdzieś, ale rób to podczas wolnego czasu. Ale w tym momencie zagrażasz pacjentowi.
- I to cię zaskakuje? - zapytał Chase stając niepewnie na nogach. - Dlaczego ma mnie to obchodzić? Jestem zimnokrwistym socjopatą. "

Ojć, to zabolało mnie autentycznie. Poczułam się złapana na gorącym uczynku, jak Cameron. A poniekąd przez Chase'a, pacjent umarł. Może nie do końca przez niego, ale nie wyobrażam sobie takiej nieczułości! Wiem, że robił to tylko przez Cameron, że chciał jej zrobić... nie wiem, na złość, albo udowodnić coś, albo po prostu... nie był w stanie. Lecz to było cholernie niedojrzałe i dziecinne z jego strony, że na chwilę nie mógł odłożyć własnych problemów i ruszyć tyłek do ratowania pacjenta.

Ciężko mi ogarnąć ich problemy i to, co powinni zrobić. Gdybym pisała ten fik, kompletnie nie wiedziałabym jak go zakończyć, czy wiarygodnym jest po czymś takim w ogóle... rozmawiać? I jak w dodatku? Może to dlatego, że ostatnimi czasy sama mam mętlik w głowie. Dlatego czekam na dalszą część i jestem ciekawa, jak to rozwiążą, bo sama nie potrafię sobie wyobrazić.

Pozdr i jeszcze raz przepraszam,
Ania



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:34, 23 Wrz 2011    Temat postu:

Cytat:
Dzięki za komentarz, Aniu. Już myślałam, że porzuciłaś czytanie Na weekend dam Wam więc w podziękowaniu za komentarze, kolejne dwa rozdziały.



ROZDZIAŁ 13


Zdążyło się już ściemnić zanim Cameron udało się wyjść ze szpitala. Ten przypadek był ich zaledwie godzinę, nigdy nie spotkała Sama Donahue gdy był przytomny. Jednak spędziła większość dnia na wypełnianiu papierów i pocieszaniu rodziny, która była zszokowana nagłą tragedią. Jak na razie nie zamierzali pozwać szpitala a Cuddy utknęła na kilku spotkaniach, więc pozew mógł nadejść później. Teraz w jej myślach był tylko Chase, który zniknął po nieudanej intubacji.
Cameron wciąż dochodziła do siebie po szoku, który przeżyła widząc go w takim stanie. Pomimo wszystko nigdy nie straciła zaufania do jego medycznych zdolności. Jednak dziś stało się coś, co kazało jej się zastanawiać czy powinna być zła na niego czy raczej zmartwiona. Wciąż pamiętała o wynikach jego krwi, które widziała na ukradzionej karcie. Dziwnie podwyższona ilość amfetaminy w jego krwi. Nikt o tym nie wspomniał od wypadku, ale ona nie mogła wyrzucić tego z pamięci. Była pewna, że zażywa amfetaminę podczas pracy i teraz zastanawiała się czy to miało wpływ na sytuację, która kosztowała pacjenta życie.
Zapadający zmrok wydawał się taki surrealistyczny kiedy Cameron zaparkowała samochód i weszła po tak dobrze jej znanych schodach prowadzących do mieszkania. Część niej nie mogła uwierzyć, że Chase wciąż tu mieszka. Wiedziała, że gdyby to on odszedł to od razu by znalazła inne mieszkanie. Jednak z drugiej strony to by pasowało do niego. W końcu od dawna wiedziała, że jest w nim coś z masochisty.
Cameron stanęła przy drzwiach i poczuła się dziwnie. Nie była nigdy w sytuacji, że nie miała klucza. Zmusiła się by zapukać raz a potem kolejny, gdy nie było odpowiedzi. Nie miała gwarancji, że Chase tu jest, ale zauważyła jego samochód na podjeździe a poza tym czuła, że jest w odpowiednim miejscu. Zapukała po raz kolejny i w końcu się poddała, sięgając do doniczki, gdzie był zapasowy klucz, który Chase nalegał by trzymać właśnie tam, pomimo jej protestów. Roślina umarła już dawno, nie zostały z niej nawet suche pnącza, ale klucz wciąż tam był, zagrzebany między ziemią. Nie zastanawiając się nawet przez chwilę, Cameron weszła do środka i cicho zamknęła drzwi za sobą. Jej oczy chwilę przyzwyczajały się do nowego otoczenia i w końcu dojrzały stolik, gdzie położyła klucz.
Wnętrze mieszkania przypominało jakiś koszmar. Śmierdziało alkoholem i spalenizną. Stojąc przy wejściu mogła dostrzec, że praktycznie wszystko nadawało się do naprawy. Rośliny w holu umarły a ich liście, jak trupy, leżały dookoła doniczek. Na ścianie wisiał obraz, który przyniosła ze swojego pierwszego mieszkania w Princeton, a który wisiał teraz przekrzywiony. Patrząc na to, czuła się jakby była w jakimś grobowcu.
Chase siedział wciśnięty w róg kanapy. Był tak spokojny, że przez chwilę Cameron pomyślała, że jest nieprzytomny. Ale jego oczy były otwarte a teraz przekręcił głowę i spojrzał na nią zanim przemówił. Cameron poczuła deja vu. Pamiętała jak siedział na tej samej kanapie dawno temu, kiedy odchodziła. Już wtedy wydawał się zbyt oddalony od tego wszystkiego i nie potrafił nawet wykazać swoich uczuć.
- Przyszłaś tu by mnie wylać?
Cameron nigdy nie słyszała by tak bełkotał. Musiał wypić naprawdę sporo, ale była pewna, że nie tylko pił, lecz musiał być również naćpany.
- Nie. - nawet nie rozważała takiej możliwości, jednak nie była pewna jak bronić go przed Cuddy. - Przyszłam sprawdzić czy wszystko gra. Zniknąłeś. Nie odbierałeś telefonu. - mimo tego, że dziś był dla niej okropny to jakoś nie potrafiła przestać się o niego martwić.
Chase prychnął i położył nogi na czymś, co kiedyś było ich stolikiem do kawy, który był porysowany i poplamiony tak, że nie szło go rozpoznać. Kilka puszek po piwie spadło na ziemię z łoskotem.
- Wynoś się. - powiedział.
- Nie. - Cameron skrzyżowała ręce i nie miała zamiaru się poddać. - Zawsze ci powtarzałam, że ten klucz to zły pomysł. Sprawia, że niechciani goście wchodzą bez pytania.
- Nie masz żadnego powodu by tu być. - Chase usiadł prosto. - Nie jestem już twoim problemem. Ty sprawiłaś, że nim nie jestem.
- Jesteś moim pracownikiem. - nalegała. - I jesteś...
- Nie. - przerwał jej Chase ostro. - Uciekłaś. Poprosiłaś o rozwód. Dałem ci to co chciałaś. Nie będziesz teraz zmieniać zdania. Nie jestem układanką do naprawiania. Zostaw mnie do cholery w spokoju.
- Nie dałeś mi wyboru! - krzyknęła Cameron. Była zbyt wyczerpana by być spokojną. Ostatnio każda chwila z nim spędzona powodowała, że chciała krzyczeć.
Chase stanął na nogach i zaśmiał się ironicznie. Podszedł do niej a Cameron instynktownie się odsunęła, czując alkohol w jego oddechu.
- Jasne. - mruknął. - To moja wina. Pogrywasz ze mną w jakieś gierki. Nie zgrywaj ofiary. Ty chciałaś się wyprowadzić a ja nie. To właśnie była wystarczająca wymówka by mnie zostawić. Pewnie przez wiele miesięcy szukałaś czegoś by to zrobić. Nie pisać. Nie dzwonić. Nie dać mi nawet wyjaśnienia! Trzy lata z tobą, Allison, a jedyne co mi zostało to papiery rozwodowe przysłane pocztą!
- Nigdy nie chciałam rozwodu! - te słowa wydarły się z jej gardła z siłą, która spowodowała rozchwianie jej uczuć, jakby zostały przytłoczone zbyt wielką potrzebą by wydostać się na zewnątrz.
Chase zaśmiał się znowu i zachwiał się.
- Naprawdę wybrałaś sobie świetny sposób by to okazać. Nawet mi nie powiedziałaś dlaczego!
- Wiesz dlaczego! - krzyknęła. Kiedy odchodziła, nie było krzyków, nie było łez, tylko poczucie cichego rujnowania tego co było i poczucie bezsilności, które towarzyszyło jej w drodze do drzwi.
- Nie, nie wiem! - był tak blisko, że czuła jego oddech na swojej twarzy. Mogła dostrzec pot i łzy wysychające na jego twarzy.
- Powiedziałam, że potrzebuję przestrzeni! - nie mogła złapać oddechu, przez moment czuła się jakby pozbawiono ją powietrza. Zbyt wiele wspomnień, kłamstw, zdrad, telefonów od przyjaciół, których nie spodziewała się nigdy usłyszeć. - Myślałam, że może jeśli odejdę to będzie dla ciebie znak! Że ty... udowodnisz mi, że się zmieniłeś. Nie sądziłam, że odwrócisz się i zaczniesz pieprzyć wszystko co się rusza, mimo że mnie nie było miesiąc.
- To nieprawda! - wybuchnął. Wyglądał na naprawdę załamanego. - Myślałaś...
- Wiem co słyszałam! - powiedziała Cameron, desperacko pragnąc by potwierdził jej oskarżenia. Jakoś mniej bolesne wydawało jej się to, niż to, że mogła się mylić. - To, że odeszłam nie oznacza, że nie mam tu przyjaciół. Nawet się z tym nie ukrywałeś. Widzieli cię w każdym barze w mieście!
- Taak, piłem. - powiedział. Na skroni pulsowała mu żyła. - Sam. Nie byłem z nikim od kiedy odeszłaś. Nawet przez chwilę. Nie chciałem.
- Udowodnij. - powiedziała Cameron, chociaż była przekonana, że mówi prawdę. Czuła się tak, jakby ktoś wyrwał jej grunt spod nóg. Teraz zaczynała wątpić we wszystko co sobie zakładała. Chase nic nie mówił. Ta niepewność chyba była najgorsza ze wszystkiego, najbardziej przerażająca.
W dwóch krokach zmniejszył dystans między nimi. Był bardziej pewny siebie niż chwilę temu. Cameron wstrzymała oddech, kompletnie zaskoczona, kiedy położył ręce na jej ramionach. Po raz pierwszy od lat dotykał jej bo tego chciał a to było dla jej ciała wielkim szokiem. Pozwoliła mu na to by popchnął ją lekko na ścianę a jej ręce powędrowały na jego biodra. Spojrzał na nią z intensywnością, która wyzierała spod odurzenia alkoholowego, spod narkotyków, spod ściany, którą przez wiele lat budowała wokół siebie. Jego oddech stał się spokojniejszy kiedy przesunął ręce wzdłuż jej ramion i mocniej przycisnął ją do ściany.
- Chcesz mnie? - zapytała Cameron, w pełni świadoma, że jest to wyzwanie.
Chase odetchnął, pożądanie było widoczne w jego oczach, przesunął rękę i przeczesał palcami jej włosy. Czuła jego erekcję, kiedy przysunął się bliżej niej. Była w nim dzikość, jakiej nigdy wcześniej u niego nie widziała. Wydawał się silniejszy, ostrzejszy, gniewny. Cameron pomyślała, że może powinna się go obawiać, ale jedyne co czuła to pustka i desperackie pragnienie by ją chciał, nawet jeśli tylko w taki sposób.
- Jasne. - wyszeptał. Jego oddech łaskotał ją w szyję i powodował gęsią skórkę na całym ciele.
Niecałą minutę zajęło jej rozpięcie mu koszuli i zdjęcie jej z jego ramion. Cameron nie dała mu czasu na to by zaczął ją rozbierać zanim odpięła mu pasek i zsunęła mu spodnie. Wydostał się ze spodni i bokserek i kopnął je w kąt pokoju. Przez chwilę była zszokowana widząc jak chudy jest i jak bardzo się zaniedbał od kiedy odeszła. Kiedy przyciągnął ją do siebie, Cameron pocałowała go, ale jego reakcja była gorsza od tej, którą sobie wyobraziła.
- Nie rób tego. - to było polecenie a Cameron zorientowała się, że nie będzie mogła tego złamać.
- Dobrze. - powiedziała. - Jeśli tak chcesz to rozegrać. - nachyliła się i zaczęła całować jego szyję. Chase odchylił głowę, kiedy jej paznokcie przesunęły się po jego plecach.
Nawet nie dotknął jej bluzki. Jego ręce strasznie się trzęsły, kiedy usiłował rozpiąć guzik od jej spodni. Po kilku próbach udało mu się je z niej ściągnąć. Cameron odniosła wrażenie, że usiłuje być na tyle bezosobowy jak to tylko możliwe, uciekając od historii, która kiedyś ich łączyła. Uciekł emocjonalnie tak jak kiedyś ona próbowała, gdy po raz pierwszy z nim była te kilka lat temu. A teraz w tym wszystkim, w każdym oddechu mogła czuć głęboki żal, samotność. Było ciężko się temu nie poddać.
- Tęskniłam za tobą. - powiedziała to zanim zorientowała się, że mówi to głośno. Chase zamarł, jego twarz znowu wyrażała gniew, jednak wciąż ją chciał.
- Zamknij się! - krzyknął ponownie, ale mogła zobaczyć łzy w jego oczach, nawet kiedy usiłował je powstrzymać. Zmusił się do tego by kontynuować co zaczął, nawet jeśli nie miało to żadnego znaczenia i było aktem czysto fizycznym. Cameron wiedziała, że jest to jedyna bliskość, którą mogą osiągnąć, poczuła bezsilność jakby Chase ją tym zaraził. Ale wciąż tego chciała. Pragnęła tego bardziej niż wybaczenia. Ciężko było patrzeć na to jak jej się wymyka, nawet jeśli jej nogi otaczały jego biodra, jęknęła gdy przylgnął do niej, praktycznie nie przestając by złapać oddech aż znalazł właściwy rytm, szybki, mocny i bez wahania.
- Odeszłaś. - powtarzał każde słowo. - Odeszłaś i zostawiłaś mnie z niczym. Dałaś mi wspaniałe pięć miesięcy a potem...
Coś w nim pękło. Nie mógł kontrolować gniewu i wszystko nagle zostało uwolnione. Jego ręce zacisnęły się na jej ramionach, jakby chciał ją trzymać i nigdy już nie puścić. Był pijany i wypełniony desperacją tych trzech lat, pustką i Cameron wiedziała, że może i jest zraniony, ale była świadoma tego jak bardzo go pragnie, jak bardzo za nim tęskni i oddałaby wszystko by wszystko wróciło do tego co było. Jednak nawet teraz wiedziała, że to nie jest możliwe.
- Zrujnowałeś wszystko! - powiedziała, ledwo łapiąc oddech by wydobyć z siebie słowa. Złapała jego ramiona by nadążyć za nim, świadoma, że jej paznokcie zostawią ślady, ale nie obchodziło jej to. - Ty!
Następne co pamięta to to, że zaczęła płakać, niezdolna do tego by mieć go tak blisko siebie i tak daleko w tym samym czasie. Chase zamarł na ułamek sekundy i spojrzał na nią a Cameron potrząsnęła głową i zmusiła go by wrócił do poprzedniego rytmu. Wszystko w niej płonęło, każdy nerw w jej ciele. Chwilę potem krzyknęła z rozkoszy, niezdolna by złapać oddech przez łzy. Chase ukrył twarz w jej włosach. Przez chwilę był tutaj, jego ciało złączone z jej w absolutnej rozkoszy.
Wtem szybko się to skończyło a Chase odsunął się od niej jakby go parzyła. Cameron przylgnęła do ściany, jakby bała się, że bez niego upadnie.
Chase kopnął jej spodnie leżące na podłodze, nie patrzył na nią.
- Wynoś się. Teraz.


ROZDZIAŁ 14

- Co ci się do cholery stało? - zapytał Foreman zamiast się przywitać. Był wcześniej. Na zewnątrz wciąż było ciemno, mgliście i chłodnawo a on był wyjątkowo poirytowany. Wciąż mógł być zły przez poprzedni przypadek, ale to nie było do niego podobne by być sfrustrowanym w ten sposób i Cameron zaczęła się zastanawiać czy coś się przypadkiem nie stało w jego domu od ich ostatniego spotkania. Bała się zapytać, czując się zbyt wypełniona własnymi emocjami i nie czuła się na siłach by jeszcze brać na siebie problemy innych, nawet przez moment.
- Nic. - powiedziała. Nie spojrzała nawet na niego. Była w domu tylko po to by wziąć prysznic i przebrać się w świeże ciuchy a potem przyszła tu. Nie chciała być w swoim małym mieszkanku. Nie chciała być tam sama po tym jak była z Chase'em.
- Nie wygląda to jak nic. - Foreman podszedł do niej i zerknął jej przez ramię. Obrzucił spojrzeniem bałagan w papierach i wyniki testów na biurku przed nią.
Cameron drgnęła, czuła się oceniona przez niego.
- Staram się to wszystko ułożyć. Mamy spotkanie z Cuddy o dziesiątej. Pewnie będzie chciała przedyskutować z nami sprawę Donahue.
- Chyba z tobą. - poprawił ją Foreman.
Cameron spojrzała na niego.
- Chyba my wszyscy jesteśmy za to odpowiedzialni. Wszyscy byliśmy tam kiedy umarł. I wszyscy powinniśmy stawić się na to spotkanie.
- Ty jesteś szefową. - nalegał. - Jeśli jest jakaś rzecz, której nauczyłem się przy Housie to to, że szef zawsze bierze odpowiedzialność na siebie za wszystko co zostało schrzanione.
- Dobra. To pozwól mi pracować. - Cameron przewróciła oczami.
Przez chwilę Foreman milczał, wciąż ją obserwując jakby mógł ją przeczytać jak listę objawów.
- Mam wyniki autopsji. - odezwał się w końcu. - Pomyślałem, że się przydadzą.
- Nie mogłeś tego powiedzieć na samym początku? - Cameron zdjęła okulary i zaczęła wycierać szkła. Czuła, że nadchodzi ogromny ból głowy. Dawały o sobie znać nieprzespane noce i w końcu jej organizm zaczynał dopominać się snu.
- Donahue miał gwóźdź wbity w tchawicę. - powiedział Foreman. - Musiało to się stać podczas pracy na konstrukcji. Pewnie stało się to tak szybko, że nie zauważył. Był bardzo głęboko i żadne z nas nie dostrzegło by tego bez zaintubowania go. To była tylko kwestia czasu by się wykrwawił. Nie mieliśmy szczęścia. Gdyby Chase'owi udało się go zaintubować, mógł umrzeć nawet szybciej.
Cameron zamrugała. To dotyczyło jej wydziału i oni byli odpowiedzialni za to. Jednak teraz czuła, że była to ogromna porażka.
- Dziękuję. - odpowiedziała, mając nadzieję, że teraz zostawi ją w spokoju.
- Poszłaś się zobaczyć z Chase'em w nocy. - powiedział Foreman.
- Powiedział ci? - zapytała zszokowana a potem zorientowała się, że palnęła głupotę.
- Nie. Nie musiał. - Foreman prychnął.
- Pomyślałam sobie, że powinnam z nim pogadać po tym co się stało. - Cameron włożyła okulary i podniosła swój długopis. Usiłowała powrócić do papierkowej roboty by użyć tego jako ochronnej tarczy przed tymi pytaniami, których się spodziewała.
- Jasne. - powiedział Foreman z lekką kpiną. Po raz pierwszy od swojego powrotu czuła się przez niego odrzucona i nie wiedziała co zrobiła, że tak się zachowywał. - Poszłaś tam by dać mu nauczkę. Jestem pewien.
- Nie sądzę by to była twoja sprawa. - odpowiedziała Cameron, przewracając kartkę i mając nadzieję, że załapał aluzję. Sama nie wiedziała co w ogóle czyta.
- Spałaś z nim?
- Foreman! - Cameron zamknęła teczkę i stanęła z nim twarzą w twarz ze skrzyżowanymi ramionami. - Absolutnie nie. To była wizyta czysto biznesowa.
Foreman nie wyglądał na takiego co ma zamiar się poddać.
- Masz siniaki na ramionach. - powiedział wyzywającym tonem. - Jeśli to był tylko biznes to jak to się stało?
Cameron spojrzała na siebie a potem złapała swój fartuch i zarzuciła go na ramiona. Była w wielkim szoku. W tym emocjonalnym pośpiechu po ostatniej nocy i tymi wszystkimi wątpliwościami, które podążały za nią, nie zwróciła uwagi na żółte siniaki na swoich ramionach, które wyglądały jak echo palców Chase'a. Powinna być przestraszona albo zła na niego za to, że jej zrobił krzywdę. Jednak wciąż pamiętała jak to było przez te kilka chwil i to były pozostałości przypominające jej o tym zbliżeniu. Oraz o tym jak bardzo pragnęła by znów się to stało.
- Uprawialiście seks. - powiedział Foreman a w jego głosie zabrzmiała groźba tej jego wiedzy. Miał wiedzę, której Cameron się nie spodziewała a ona nie miała pojęcia jak odczytać jego. - Nie rób tego znowu. Nie wspierałem cię w podjęciu decyzji o powrocie tutaj po to byś schrzaniła sprawy bardziej niż są schrzanione.
Cameron drgnęła, zaskoczona tym przekazem, który od dawna znała.
- Dlaczego moje życie osobiste jest dla ciebie takie ważne? Czego się obawiasz? Potrafię o siebie zadbać, dzięki.
Foreman zaśmiał się chłodno.
- Sama postawiłaś siebie w tym położeniu. Nie obchodzi mnie czy zostaniesz zraniona. Ale nie pogrywaj z Chase'em.Było wystarczająco ciężko by pozbierać te fragmenty, które za sobą zostawiłaś. Nie chcę tego znowu robić.
Cameron otworzyła usta by odpowiedzieć, ale nie potrafiła dobrać odpowiednich słów dla tej układanki, którą stał się jej związek z Chase'em. Nie potrafiła się wysłowić tak by sama siebie mogła zrozumieć.
- Do zobaczenia na spotkaniu. - powiedział Foreman a potem wyszedł, zanim zdążyła odpowiedzieć.

Cuddy nie była zadowolona. Cameron mogła to stwierdzić podczas referowania jej wszystkiego, nawet przed przyjściem Foremana i Chase'a. Siedziały w ciszy po jednej stronie biurka, wszelka przyjaźń w tym momencie nie istniała. Chase się spóźnił, co nie było jakąś niespodzianką. Wyglądał o wiele gorzej niż poprzedniej nocy, co nie było możliwe dla niego by wyglądać na bardziej chorego i wciąż funkcjonować. Usiadł ciężko na krześle jak najbardziej oddalonym od Cameron. Foreman usiadł między nimi.
- Myślę, że wszyscy wiedzą co będziemy omawiać. - powiedziała Cuddy, która czekała aż wszyscy przyjdą. Fakt, że nie zaczęła spotkania bez czekania na Chase'a, mówił, że sprawa jest poważna.
- Wiemy, że mamy omawiać sprawę Donahue. - odezwała się Cameron. Wzięła akta i położyła je na biurku by rozładować napięcie.
Cuddy nie wydawała się zachwycona.
- Rozumiem, że nieunikniona jest utrata niektórych pacjentów. Ale wasz wydział jest wciąż na świeczniku rady i reszty administracji. Bierzecie jedną sprawę tygodniowo. Nie widzieliście nawet pięciu pacjentów a jeden z nich jest już martwy. Nie wygląda to dobrze.
- Zabił go zardzewiały gwóźdź. - powiedziała Cameron chłodno. Otworzyła akta i odnalazła stronę z opisem autopsji. - Kiedy kaszlał i wymiotował, gwóźdź zmienił położenie i wbił się w tchawicę. Wykrwawił się. Mój zespół nie mógł zrobić nic innego od tego co zrobił. Mieliśmy tą sprawę przez mniej niż dwie godziny. Nawet nie było czasu by zrobić jakieś badania. Jeśli szukasz odpowiedzialnych za to co się stało to proponuję zacząć od firmy, w której pracował Donahue. A może ostry dyżur zawinił. Ale nie my.
- Miło to słyszeć. - powiedziała Cuddy, wciąż niezbyt usatysfakcjonowana. - Jednakże twój wydział jest za to odpowiedzialny za śmierć pacjenta. Słyszałam wiele skarg na temat twojego radzenia sobie z podwładnymi.
- To śmieszne. - przerwała jej Cameron. Kątem oka dostrzegła, że Chase ją obserwuje i uśmiecha się. Wciąż był wściekły po poprzedniej nocy, ale bała się, że zrobi coś głupiego zanim spotkanie się skończy.
- Ponad dwanaście osób powiedziało mi, że stałaś i przyglądałaś się, gdy twój zespół nie potrafił nawet zaintubować pacjenta. Nawet nie próbowałaś go resuscytować. Powierzyłam ci zespół byś nim odpowiednio kierowała, doktor Cameron. - Cuddy westchnęła.
Cameron położyła ręce na kolanach i wpatrywała się w nie intensywnie. Nie miała żadnego wytłumaczenia. Wiedziała, że zamarła przez to co Chase zrobił, ale nic jej nie usprawiedliwiało. Bardzo mocno pracowała na to by zdobyć autorytet i teraz wszystko się sypało.
- Czy wiesz co robią twoi pracownicy? - naciskała Cuddy.
- Oczywiście, że tak. - powiedziała ostro, chociaż wiedziała, że Cuddy ma w zasadzie rację.
- Doktor Chase pracuje w klinice, przynajmniej cztery godziny dziennie każdej nocy, gdy nie macie żadnej sprawy. - kontynuowała Cuddy. - I w weekendy. Byłaś tego świadoma?
Cameron podniosła głowę. Spojrzała najpierw na Chase'a a potem na Cuddy.
- A to źle? - zapytała siląc się na spokój.
- Źle, że nie wiedziałaś o tym. - odpowiedziała Cuddy. Po wyrazie jej twarzy wiedziała, że miała rację.
- Kontroluję swój wydział. - powiedziała Cameron chłodno. Spojrzała na Foremana, który starannie unikał jej spojrzenia. Nic nie mówił a jego brak wsparcia był da niej bardzo bolesny.
Chase parsknął, potwierdzając jej lęki.
- Taak, kontrolujesz nas. Świetna robota.
- Wystarczy. - powiedziała twardo, Cameron. Była świadoma tego, że to będzie po prostu masakra.
- Nic nie robisz. - kontynuował Chase. Był pijany o dziesiątej rano podczas pracy. To była zdrada, której się dopuścił, nadwyrężając jej zaufanie. Chase wyrzucał z siebie potok słów. - Zachowujesz się jak równa nam. Lub nawet mniej niż równa nam. Dopóki nikogo nie zabijemy to pozwalasz nam odwalać całą tą szopkę. Nawet nie masz dobrych opinii medycznych. Napędza cię wina twojego odejścia i robisz wszystko by udowodnić, że nie jesteś bezwartościowa.
- Wynoś się. - powiedziała mu Cameron, powoli i dobitnie. Czuła niesamowity gniew i obrzydzenie jego nową gierką. Nie była pewna czy robi to z czystej złośliwości czy z nudy, ale wiedziała, że nawet przez chwilę nie myliła się co do niego.
Chase zaśmiał się obrzydliwie.
- Albo co? Zwolnisz mnie? Nie zrobisz tego. - odwrócił się w stronę Cuddy. - Wszyscy wiemy, że to powinien być mój wydział. Kazałaś jej go prowadzić by mnie niańczyła. Pomyślałem, że powinnaś wiedzieć, że wczoraj pojawiła się u mnie i poprosiła bym ją przerżnął.
- Jesteś zwolniony! - Cameron walnęła ręką w biurko Cuddy a wszyscy podskoczyli. To była impulsywna decyzja, ale była co do niej przekonana.
Chase skoczył na równe nogi jakby go uderzyła. Krzesło upadło z łoskotem. Wszyscy na niego spojrzeli. Chwiał się i wyglądał niesamowicie blado, jak bardzo chory człowiek, jakby jego duch z niego uleciał. Cameron spodziewała się kłótni, jakichś innych przytyków albo odrzucenie jej decyzji. Ale nie doczekała się. Zamiast tego stał przed nimi kompletnie zagubiony. Przez chwilę Cameron myślała, że Chase zemdleje. Ale po chwili kiwnął głową a następnie wyszedł z pokoju bez słowa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin