Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[+18] The rest is silence [T][NZ]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
anuśka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 04 Kwi 2009
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:33, 18 Paź 2011    Temat postu:

Och, Alexis!! Jestem pod wrażeniem, wkręcam się i wkręcam!
Przepraszam Cię znów, nawalam, ale mam tak mało czasu. Wiedz, że czytam, tylko, że macie za szybkie tempo, dziewczyny. Coraz to coś nowszego się pojawia, a ja muszę tu nadrabiać zaległości. Czytałam to i czytałam, gdy miałam wolną chwilkę. I... dziecko?! O mamuńciu. Jestem w takim szoku! Jak to dobrze, że kochany Chase wraca do siebie, że jest znów czuły, słodki, kochany i męski! I potrafi być oparciem, i znów się troszczy! Teraz nie możesz już przerywać, wkręciłam się na maksa, bo, jak i w moim ficku jest, ciąża to świetny wątek. Alexis, błagam o więcej i więcej!


Pozdrawiam i proszę o wybaczenie,
wierna czytelniczka, choć powolnie czytająca, Ania


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
anuśka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 04 Kwi 2009
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:07, 21 Paź 2011    Temat postu:

Kochana, kochana moja! proszę Cię, pisz szyybko coś jeszcze )
Nienawidzę zawodzić, przepraszam. Wyczekuję na nastepną notkę obsesyjnie
Pozdr, Ania


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:41, 21 Paź 2011    Temat postu:

Cytat:
No to skoro tak ładnie prosisz to for you




ROZDZIAŁ 36


Cameron udało się przespać przez godzinkę, pomimo ogromnego zmęczenia. Nie spała za dobrze od kiedy Chase wrócił do swojego mieszkania. Zamiast spać, leżała i martwiła się jego niezdolnością do wypoczynku. To tak jakby jego koszmary były zaraźliwe. To nie chodziło o jej brak zaufania, ale wiedziała, że jego przejścia emocjonalne są zbyt potężne a jego wspomnienia zbyt silne i to sprawiało, że wiedziała o tym jak łatwo będzie mu wrócić do uzależnienia.
Resztę popołudnia i wieczór spędziła leżąc i wpatrując się w ścianę. Usiłowała wyłapać sens rozmów prowadzonych na korytarzu. Przynajmniej dwie inne kobiety były zagrożone utratą ciąży a jedna przygotowywała się na cesarskie cięcie. Usiłowała przestać słuchać, gdy te informacje spowodowały kolejny przypływ adrenaliny, ale nie potrafiła nie wyobrażać sobie siebie na miejscu tych kobiet, taka bliska była nieszczęścia dzisiaj.
Potem jej myśli powędrowały do pacjentki, którą zajmował się jej zespół i jej niezdolności do prowadzenia tej sprawy. Cameron zdawała sobie sprawę, że nie powinna czuć się winna, ale nie mogła przestać myśleć o tym jak dziwnie zachowują się w stosunku do siebie Chase i Foreman od kiedy ten pierwszy wrócił do pracy. W normalnej sytuacji by im zaufała, ale teraz się bała, że będą się wspólnie rozkojarzać i coś przeoczą. Zanim popołudnie zmieniło się w wieczór, niepokój w niej wzrósł znowu, co spowodowało kolejne skoki ciśnienia. Była już prawie siódma, gdy Chase powrócił. Cameron leżała na boku, plecami do niego, pogrążona w układaniu strasznych scenariuszy, gdy jego kroki sprawiły, że podskoczyła.
- Hej. - powiedział cicho i podszedł do łóżka. - Przepraszam. Obudziłem cię?
Cameron potrząsnęła głową i usiadła. Na jej twarzy pojawił się grymas, gdy poczuła ból w plecach. Wciąż były obolałe i nie zapowiadało się na poprawę. Logicznie rzecz biorąc, miała rację w tym, że musiała źle spać, ale każde ukłucie bólu wznawiało strach przed utratą dziecka.
- Zaczynałam myśleć, że zmieniłeś zdanie o przyjściu tutaj. Albo zatrzymała cię praca.
- Nasza pacjentka ma mastocytozę. - powiedział Chase i przysunął krzesło z miejsca, w którym zostawił je Foreman i usiadł. - Po jej kolejnym zatrzymaniu zrobiliśmy ponowne badania. Histamina była podwyższona. Okazało się, że miała przepisane nowe leki na depresję, chwilę przed rozwodem. To w połączeniu ze stresem musiało sprawić, że jej ciało przestało się kontrolować. To był szok anafilaktyczny. Spadek ciśnienia i podwyższona heparyna były powodem krwawienia.
Cameron wpatrywała się w niego zaskoczona, że udało im się rozwiązać tak złożoną sprawę w ciągu zaledwie kilku godzin, zwłaszcza, że przez ten czas w nich wątpiła.
- Kto to rozwiązał?
Chase wzruszył ramionami.
- Obaj.
- Więc ty i Foreman... - Cameron urwała.
- Nic nam nie jest, Allison. - powiedział Chase spokojnie. - On jest... taki jak zawsze. Wiesz, że nigdy nie było łatwo się z nim przyjaźnić. A teraz jeszcze ma w domu umierającą żonę.
Cameron uśmiechnęła się słabo.
- A ja się bałam, że pod moją nieobecność się pozabijacie.
- Przepraszam. - powiedział spokojnie Chase. Zaskoczył ją tą miękkością w głosie. Nie chciała go o nic oskarżać, ale jego przeprosiny potwierdziły, że tak to zabrzmiało. - Przyszedłbym wcześniej, ale pojechałem po kilka rzeczy dla ciebie.
Cameron dostrzegła, że przyniósł ze sobą torby. Nie przyjrzała się jemu wcześniej, ale teraz dostrzegła, że się przebrał.
- Mam kolację. - powiedział Chase, pokazując jej jedzenie nabyte w restauracji naprzeciw szpitala. - Pomyślałem, że odwdzięczę się za śniadanie sprzed kilku dni. Poza tym stwierdziłem, że chciałabyś coś lepszego do spania od szpitalnej koszuli. - sięgnął do torby i wyciągnął jej pidżamę a potem podał jej to.
- Włamałeś się do mojego mieszkania? - zapytała Cameron, zaskoczona i wzruszona.
Chase spojrzał w bok.
- Pomyślałem, że byś chciała mieć te rzeczy a wiem, że nie masz zapasowego klucza. Chciałem cię zaskoczyć. - wzruszył ramionami. - Chyba za długo pracowałem dla House'a.
- Dziękuję. - powiedziała życzliwie Cameron, szybko przebierając się w spodenki i t-shirt, który dla niej przyniósł. Chase odwrócił wzrok, chociaż go o to nie prosiła. Nie przeszkadzała jej jego obecność, gdy się przebierała. Widywała go w gorszych stanach i to poczucie intymności między nimi się zatarło. Żałowała, że momenty bliskości, które przeżywali, były spowodowane chorobą i nie wrócą już do tego zaufania z czasów ich małżeństwa. Widziała, że proces poprawy Chase'a był wciąż kruchy i nie chciała narażać go na jakieś potknięcie. Najlepszym rozwiązaniem było trzymanie dystansu. Poza tym on i tak postawił sprawę jasno, że nie jest zainteresowany.
- Przyniosłem też to. - powiedział Chase, gdy skończyła się przebierać. Cameron odwróciła się i zobaczyła, że trzyma niebieską bluzę, którą tyle razy kradła z jego prania. Patrzył na nią z nadzieją, gdy trzymał bluzę w ręku, ale widziała też pewne wahanie i zaczęła zastanawiać się czy odczytał te myśli, które były wokół niej. - Pomyślałem, że... może pomoże ci się zrelaksować. Nie wiem. Nie musisz tego ubierać.
- Nie, jest... idealna. - Cameron wzięła ją od niego i szybko włożyła. Pachniała nim i zastanawiała się czy ostatnio ją nosił. Pozwoliła by za duże rękawy okryły jej ramiona. Przypomniała sobie jak byli razem w łóżku kilka godzin temu, a jego ramiona obejmowały ją i odganiały wszystkie strachy.
- Jak się czujesz? - zapytał. - Powinienem zapytać o to wcześnie. Po prostu założyłem, że jeśli nic nie powiedziałaś i nikt do mnie nie dzwonił...
- Nic mi nie jest. - przerwała mu Cameron. Pożałowała, że nie zadzwoniła do niego zaraz po wizycie lekarza. - Oficjalnie dostałam wyniki z krwi. Wszystko negatywne, tak jak mówił Foreman. I nie miałam już krwawienia. Więc oficjalnie mam ciążę zagrożoną. Pozwolą mi iść do domu rano, jeśli moje ciśnienie będzie normalne. Będę musiała leżeć w łóżku przez tydzień. I zero seksu przez przynajmniej miesiąc. - Cameron urwała chwilę po tym jak te słowa wyszły z jej ust. Nie pomyślała nawet co mówi. To były zalecenia lekarza, prawdziwe, ale nie miały żadnego znaczenia by informować o tym Chase'a.
- To dobrze. - powiedział Chase szybko. - To znaczy... To nie powinno stanowić problemu. - Chase spoglądał na swoje stopy. - Prawda?
- Nie. - przyznała Cameron, nie potrafiąc wymazać z pamięci tego wydarzenia na jej kanapie ze wszystkimi szczegółami. Była świadoma, że jeśli ona je pamięta to on też. - To znaczy nie planuję uprawiać seksu z kimkolwiek w najbliższym czasie.
- Dobrze. - Chase wiercił się niespokojnie na krześle. - To dobrze. To znaczy... że będziesz wypełniać polecenia lekarza.
- Przyniosłeś kolację? - zapytała Cameron, chcąc zmienić temat. Nie była jednak głodna.
- Tak. - Chase przysunął do siebie torbę z jedzeniem, zadowolony z tego, że ma coś do roboty. Zaczął wykładać na stolik dwa napoje, dwie kanapki, ogromną porcję frytek z serem i ogromny kawał ciasta cytrynowego.
Cameron obserwowała go i uniosła brwi.
- To sporo jedzenia. Nawet dla nas.
- Teraz dzielimy się też z dzieckiem. - zaprotestował Chase. - I wiem, że nic prawie nie jadłaś cały dzień. Rozmawiałem z pielęgniarką.
- Wciąż musi mi się to zmieścić w żołądku. - sprzeczała się Cameron, chociaż zapach jedzenie sprawił, że zrobiła się głodna. W końcu nie jadła nic od poprzedniego dnia.
Jedli w ciszy, jednak napięcie sprzed kilku minut zniknęło. Jedzenie było jakimś pocieszeniem i Cameron zastanawiała się jak to się stało, że od kiedy wróciła do Princeton nie zaszła do tej restauracji. Wiedziała, że to dlatego, iż jadali tam kilka razy w tygodniu po pracy. Było to kolejne miejsce wypełnione wspomnieniami, czymś do czego już nie wrócą. Jednak teraz, w tej sali z Chase'em u boku, jedzenie wypełniało ją ciepłem i uwalniało jej ciało od chorej paniki, która spoczywała w jej żołądku przez cały dzień.
Kiedy większość jedzenia zniknęła, Chase spakował resztki i podał jej napój a potem wstał.
- Jeśli niczego ci nie trzeba to się będę zbierał. Powinnaś się wyspać.
- Idziesz? - zapytała Cameron, zaskoczona i zawiedziona. Spodziewała się, że zostanie z nią na noc, ale on teraz przygotowywał się do wyjścia i czuła się z tym źle.
- Pomyślałem, że sprawdzę co u pacjentki. - powiedział Chase nieprzekonująco. - Mogę spać w gabinecie, jeśli chcesz. Będę kilka minut od ciebie, w razie gdybyś mnie potrzebowała.
- Proszę, zostań tutaj? - słowa wydostały się z jej ust, zanim udało jej się pozbawić ich nieskrywanego pragnienia, które było w jej głowie. Cameron opuściła wzrok na pościel i zaczęła ją nerwowo zgniatać. - Wiem, że wszystko wydaje się być ok, ale jeśli zasnę to coś się może stać... Byłoby mi lepiej jakbym nie była sama.
Chase zamarł, wydawał się zaskoczony.
- To... nie jest dobry pomysł.
- Dlaczego? - zapytała Cameron, usiłując nie brzmieć na bardzo zranioną. Czuła się odrzucona i usiłowała nie brać tego do siebie.
- Ja... nie sypiam dobrze. - Chase brzmiał prawie na zawstydzonego. Włożył ręce do kieszeni. - Wiesz o tym. Nie chcę ci przeszkadzać, jeśli... - urwał i odwrócił wzrok, wyraźnie zawstydzony.
- Jeśli obudzisz się spanikowany. - dokończyła Cameron, pamiętając o koszmarze z nocy, w której pojawił się w jej mieszkaniu. Miała przeczucie, że nie widziała jeszcze wszystkiego. Usiłował ukryć przed nią swoje słabości.
- Taa. - powiedział cicho, wciąż na nią nie patrząc.
- Więc myślę, że to nie jest zbyt dobry pomysł byś był sam. - odezwała się. - Serio, nie obchodzi mnie czy mnie obudzisz. Może... będę mogła ci pomóc.
Chase patrzył na nią przez dłuższą chwilę a potem przygryzł wargę i kiwnął głową. Cameron odsunęła pościel by mógł położyć się obok niej. Kiedy położył się obok, wydawał się bardziej wykończony niż myślała. Na początku był spięty, sztywny i usiłował zachować przestrzeń między nimi. Cameron położyła rękę na jego ramieniu a jego mięśnie drgnęły.
- Spokojnie. - powiedziała cicho. - To tylko ja.
Chase prychnął lekko, uśmiechnął się ironicznie.
- To nigdy nie byłaś tylko ty. Nie dla mnie. - ale się rozluźnił i przysunął się bliżej niej, ich ramiona się stykały a ich twarze były oddalone od siebie o kilka cali.
- Przestałeś przychodzić do łóżka. - powiedziała Cameron, nie wiedziała jak zareaguje na to. Było to niebezpieczne, samo myślenie o tym było niebezpieczne. Zbyt łatwo można było odnaleźć fałszywą nadzieję, że kiedyś będzie chciał z nią znowu być. - Po Dibali. Na początki wiedziałam, że coś jest nie tak. Zawsze mnie budziłeś by się przytulić. I nagle... nie było cię. Nawet kiedy byłeś.
Chase oddychał ciężko, ale nie odsunął się.
- Czułem się... sparaliżowany. Jakby wszystko czego dotknę zostało przeklęte przeze mnie. Wiedziałem, że nie zasługuję na to by być szczęśliwy. Ale nigdy nie chciałem cię skrzywdzić.
- Jak mogłam być szczęśliwa, kiedy ty nie byłeś? - wyszeptała i odgarnęła pukiel włosów, który spadł mu na oczy.
Chase przymknął oczy na chwilę.
- Powiedziałem Foremanowi, że zrobiłem to bo dowiedziałem się, że Dibala planuje morderstwo swojego ludu. Tak naprawdę, nie mogłem niczego nie zrobić i żyć z tą świadomością. Ale on zagroził tobie i... - urwał, zaczął się trząść. - Nie ma w tym nic szlachetnego.
Cameron była zszokowana i czuła się zagubiona. Jego wyznanie nie zmieniło faktu, że mu wybaczyła. To dla niej nie był problem. Ale ironia tej prawdy była jak agonia, nie mogła przestać myśleć o tym, jakby się to wszystko potoczyło, gdyby zmusiła się do zostania z nim trochę dłużej. Na tyle długo by dostrzec w nim obronę.
- Przepraszam. - kontynuował Chase, gdy nic nie powiedziała. - Nie chciałem byś o tym wiedziała. Nie powinnaś... czuć się, jakby to była twoja wina.
- Odeszłam. - powiedziała Cameron.
- Zasłużyłem na to. - odpowiedział Chase ku jej zaskoczeniu. Czuć było od niego gorycz, ale nie była wymierzona w nią. - Odrzuciłem cię. Całkowicie. Nie obchodziło mnie co myślisz, dopóki nie domyśliłaś się prawdy. Cała reszta jest do wybaczenia. Boże. Tak się bałem, że cię stracę, że... zrujnowałem nas.
- Jestem tu teraz. - powiedziała smutnym głosem, była zraniona, że to wszystko jest takie inne od tego co mieli.
- Wiem. - odpowiedział Chase.
- A co teraz? - zapytała Cameron. - Myślisz, że zasługujesz na bycie szczęśliwym?
- Wiem, że nie. - powiedział ponuro. - Ale... Boże, chcę.


ROZDZIAŁ 37


- Nowa sprawa. - powiedział Foreman, gdy tylko przekroczył próg biura w poniedziałkowy ranek. Rzucił akta na stół z głośnym trzaskiem a Chase podskoczył.
Dni ciągnęły się podczas nieobecności Cameron, jednak był wdzięczny za to, że została zmuszona do odpoczynku, którego tak potrzebowała. Bez pracy, która ją rozpraszała, mogła się w końcu skupić na zdrowiu swoim i dziecka. Chase wiedział, że potrzebowała tego desperacko. Przez ostatnie miesiące widział jak się przeforsowywała w każdy możliwy sposób, więc narażała się na stres a przez to i na komplikacje. Nie miał wątpliwości, że Cameron już kocha to dziecko, ale był również świadom, że nie potrafi odrzucić pewnych obowiązków. Czuł się winien, że to on się głównie przyczynił do jej stanu, ale strasznie za nią tęsknił, jednak usiłował trzymać dystans póki nie wróci do pracy. Wolał by dochodziła do siebie bez jego obecności w jej życiu.
Chase sięgnął po akta i przysunął je do siebie, ziewając. Wciąż nie potrafił spać bez koszmarów, przez większość weekendu pracował w nadgodzinach na ostrym dyżurze i myślał o tych wszystkich momentach, gdy odwiedzał Cameron w pracy. Teraz długie godziny zaczynały mu ciążyć a oczy wyrażały walkę z wyczerpaniem a słowa zamazywały się na stronach.
- Nie brzmisz entuzjastycznie. - powiedział Foreman, nalewając sobie kawę.
- Jestem podekscytowany. - mruknął Chase przecierając oczy.
- Jesteś na kacu? - zapytał Foreman. Postawił kubek na stole i podszedł do tablicy.
- Nie. - powiedział Chase, obrażonym tonem, ale nie był już zaskoczony tym podejrzeniem. - Jestem zmęczony. Wiesz, taki stan jak mało śpisz. I nie jesteś moim szefem. Cameron nie dała ci szefostwa. Mamy pracować jak drużyna.
Foreman przewrócił oczami.
- Dobrze. Chcesz markera?
- Nie. - powiedział Chase i przewrócił stronę. - Chcę byś przestał się zachowywać jak nadęty dupek. Jest na to zbyt wcześnie.
- Rozmawiałeś ostatnio z Cameron? - zapytał Foreman, ignorując jego komentarz.
- Taa. - odpowiedział ostrożnie. - Dzwoniłem do niej rano by sprawdzić co u niej. Powiedziała, że wszystko jest w porządku. Nie gadaliśmy o niczym innym.
- Bo nie jesteście razem. - powiedział Foreman z sarkazmem. Było jasne, że nie wierzy w nic co mówi Chase, jednak omawiali to każdego dnia od czasu wypisania Cameron ze szpitala. Usiłował przekonać Foremana dla dobra sprawy, ponieważ taka była prawda i wiedział czego chce Cameron, ale jakaś mała cząstka w nim lubiła, gdy mylnie brano ich za parę a może za jakiś czas i za szczęśliwą rodzinę.
- Nie jesteśmy. - powiedział Chase i przewrócił stronę w aktach, uświadamiając sobie, że nie ma pojęcia co czyta. Słowa rejestrowały się w jego mózgu jako pojedyncze czynniki. Czytał je, ale nie miały żadnego znaczenia. Westchnął i wrócił na początek.
- Powiedziała czy wraca jutro do pracy? - zapytał Foreman, ewidentnie niezbyt chętny do zaczęcia sprawy, jakby się mogło na początku wydawać.
Chase drgnął.
- Nie pytałem. Założyłem, że tak. Taki przynajmniej jest plan. - poczuł mdłości z powodu niewiedzy, ale też dlatego, że bardzo chciał by Cameron wróciła do pracy i ponieważ możliwość komplikacji go przerażała.
- Nie wierzę ci. - powiedział Foremnan. - Musiałeś z nią rozmawiać więcej niż to co mówisz. Serio chcesz bym uwierzył, że dzwonisz do niej tylko by sprawdzić czynności życiowe i się rozłączasz?
- Tak. - powiedział Chase, chciał się bronić, ale jednak taka była prawda. Nie wiedział jak rozmawiać z Cameron teraz, bez uczucia, że wkracza w jej życie, jest powodem jej stresu i przez to ciężko jej będzie wyzdrowieć. Chciałby żeby go jakoś zachęciła, ale nie zrobiła tego a Chase nie śmiał pytać. - Możemy pogadać o sprawie? Myślałem, że tego chcesz od kiedy tu przyszedłeś.
- Więc nie jesteście przyjaciółmi. - stwierdził Foreman rzeczowo. - Albo przynajmniej ty nie jesteś zbyt dobrym przyjacielem dla niej. Jeśli robisz tylko to, że dzwonisz by ją sprawdzić to równie dobrze możesz być tylko jej położnikiem.
- Taa. - prychnął Chase. Czuł się obrażony, gdyż prawdopodobnie Foreman miał rację, jednak był bezbronny by cokolwiek zmienić. Przez te ostatnie trzy lata zapomniał jak to jest być w związku. Bał się by się zbliżyć do niej, by znów nie zostać zranionym albo nie podejść zbyt blisko i nie skrzywdzić jej. - Nie masz żadnego autorytetu w tej przyjaźni. Richard Morrow, 34 lata. Dostał porażenia podczas pływania w zatoce.
- Czy ty chcesz to dziecko? - Foreman zapisał „porażony” na tablicy. - Czy wspierasz ją bo szukasz odkupienia?
- Oczywiście, że chcę! - Chase eksplodował, upuścił akta w szoku. Ze wszystkich oskarżeń dotyczących jego osoby ta była najgorsza. - Boże, myślisz, że kim ja jestem?
Foreman wzruszył ramionami, niewzruszony tym wybuchem.
- Myślę, że masz obsesję na punkcie swojej winy. Musisz podporządkować temu wszystko. Męczysz się z życiem ze sobą. I zdecydowanie nie sądzę, że jesteś gotów na bycie ojcem. Powiedziałeś, że ty i Cameron jesteście przyjaciółmi, że będziesz przy niej. Ale nie jesteś. Więc albo coś usiłujesz robić nieumiejętnie, albo emocjonalnie uciekasz. W każdym razie musisz się zastanowić nad tym i to szybko.
- Żona pacjenta wezwała karetkę, gdy jego usta zrobiły się niebieskie. - Chase kontynuował czytanie z akt, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby. Rozmowa szybko wymknęła się spod kontroli. Teraz desperacko usiłował skupić się na innym temacie lub ryzykować atak paniki. - Paramedycy stwierdzili, że jego dłonie były czerwone i opuchnięte. Zabrano go do najbliższego szpitala, gdzie wykryto tachykardię. Wszystkie testy wyszły negatywne a w ciągu kolejnych kilku godzin wszystkie symptomy zniknęły i został wypisany.
- Alergia na coś z oceanu? - zasugerował Foreman, kończąc listę na tablicy. - Jeśli Cameron zdecyduje odejść znowu to będzie twoja wina. Jak ostatnio.
Chase drgnął.
- Na ostrym dyżurze zbadali go. Nie znaleźli śladów oparzenia czy ugryzienia. A ty się trzymaj z daleka od mojego życia prywatnego. Nie masz własnego małżeństwa by się o nie martwić?
- Nie martwię się o swoje małżeństwo. - powiedział Foreman, w jego głosie brzmiała wyższość. - Jak na razie jakoś idzie. A pacjent widział się z kardiologiem? Może to być spowodowane problemami z sercem.
- Twoja żona ma postępującą chorobę a ty się nie martwisz? Brzmi jakbyś był w zaprzeczeniu. - to było głupie, wiedział o tym, ale kontrolę nad nim przejmował gniew. To co gadał Foreman tylko go pogłębiało. - I nie. Dali mu skierowanie, ale nigdy nie poszedł. Kilka tygodni później to samo zdarzyło się podczas kolejnej wyprawy nad zatokę. Więc teraz żona zmusiła go by do nas przyszedł. Bo się martwiła. To zrozumiałe.
- Nie ma tego w karcie. - prychnął Foreman.
Chase wzruszył ramionami.
- Nie. Ale jest, że żona kazała mu przyjść.
- Powinniśmy zrobić test na stres. - zadecydował Foreman. - I EKG. I może testy na alergię. Może jest uczulony na coś w wodzie.
- Jak co? - Chase zamknął akta i wstał. Był zadowolony, że może wyjść z biura choć na chwilę. Zaczynał czuć się klaustrofobicznie z samym sobą, Foremanem i historią. - Chyba by to zauważył do tej pory.
Foreman przewrócił oczami.
- Morska woda w czasie okresu letniego? Kto wie co tam pływa. Może połknął trochę wody i znajdował się tam jakiś alergen. Jeśli reakcja była rozległa to wystarczy tylko odrobina. Powinieneś to wiedzieć.
- Dobra. - powiedział Chase by w końcu móc odejść od Foremana. - Zrobię test na stres i EKG a ty testy na alergię.
Foreman kiwnął głową.
- Gdybyśmy tylko mieli immunologa.
Chase zignorował go i wyszedł.

Cameron czuła dziwne mrowienie, gdy wyszła z windy, jakby każdy wokół niej wiedział jakoś, że nie powinna wrócić do pracy przez kolejne dwanaście godzin. Ale oczekiwania Cuddy wciąż były w jej umyśle i martwiła się tym jak radzi sobie wydział podczas jej przedłużającej się nieobecności, pomimo zapewnień Chase'a sprzed tygodnia, że może pracować z Foremanem. Chase uważał by nic nie wspominać o pracy podczas jego krótkich telefonów i zastanawiała się czy to nie jest zły znak, czy czegoś przed nią nie ukrywa. Poza tym nie sądziła, że może siedzieć dłużej w domu. Tydzień przeznaczony na wypoczynek był dla niej stresujący, czuła się bardziej odizolowana niż wcześniej w całym życiu.
Foreman i Chase siedzieli w biurze, plecami do niej, gdy dotarła do drzwi. Cameron zatrzymała się na korytarzu i obserwowała ich. Pogrążeni byli w dyskusji, na tablicy była lista symptomów.
Poczuła nagły żal do Chase'a. Usiłowała pamiętać, że wspierał ją, gdy była w szpitalu, ale nie powinna oczekiwać od niego nic więcej. W końcu ich porozumienie dotyczyło wspierania dziecka a nie jej. Dla niej był tylko przyjacielem, nie powinna niczego oczekiwać, powtarzała to sobie w kółko. Jednak czuła się zawiedziona i bardziej odczuwała to w ciągu dnia, gdy nie miała nic do roboty poza myśleniem o tym.
- Nie ma uszkodzonego serca. - mówił Chase, gdy Cameron w końcu przeszła przez drzwi i zamknęła je tak cicho jak to było możliwe. Żaden z nich się nie odwrócił, byli głęboko pogrążeni w dyskusji by coś usłyszeć.
- Jego ręce spuchły w momencie, gdy włożył je do wiadra. - powiedział Foreman wgapiając się w tablicę. Cameron cicho odczytała objawy ponad jego ramieniem, usiłowała czytać między wierszami, była pewna, że jednak brakuje kluczowej informacji. - Ale to była świeża woda. W zasadzie była zdejonizowana z laboratorium. Nic w niej nie było takiego, co było w wodzie z oceanu.
- Nie wykazuje też reakcji alergicznych. - stwierdził Chase. - Jego ręce spuchły bardzo szybko. Mógł dostać anafilaksji, gdybyśmy pozwolili mu zostać w wodzie.
- Więc myślisz, że jest uczulony na wodę? - zapytał Foreman z niedowierzaniem. - Jestem pewny, że do teraz by był już martwy.
- Jak zimna była ta woda? - zapytała w końcu Cameron.
Chase odwrócił się w jej stronę i prawie zleciał z krzesła. Na jego twarzy malowały się szok i złość, co zbiło ją z tropu.
- Co tu robisz? Nie powinnaś wrócić tu do jutra.
- Pomyślałam, że zajdę tu na kilka godzin. - powiedziała Cameron ostrożnie. Podeszła kilka kroków w głąb biura, zaskoczona, że nie jest tu mile widziana. - Chciałam zobaczyć jak wam idzie.
Foreman patrzył to na nią to na Chase'a i wyraźnie wolałby być teraz w innym miejscu.
- Więc postanowiłaś nas sprawdzić? - prychnął Chase i wstał z krzesła. - Zignorowałaś zalecenia lekarza.
- Mniej niż dwadzieścia cztery godziny! - zaprotestowała Cameron, czuła się atakowana. Czuła, że coś jest nie tak, jeśli nie w pracy to w jego życiu osobistym. Pomyślała o możliwości jego powrotu do picia. - Równie dobrze mogę siedzieć tu, co w domu na kanapie. I mogę się wam przydać. Jestem już tutaj, więc nie ma sensu się sprzeczać.
- Nie potrzebujemy twojej pomocy. - powiedział Chase. - Powinnaś wypoczywać. Unikać stresu. Możesz narazić dziecko na niebezpieczeństwo przychodząc tutaj.
- Myślę, że zjem wczesny lunch. - powiedział Foreman i wyszedł.
- Znowu pijesz? - zapytała słabo Cameron, zbyt zmartwiona by unikać tego pytania. Wydawał się zupełnie inny niż tydzień temu, zniknęła gdzieś ta delikatność i wsparcie i zaczęła się zastanawiać czy czasem źle nie odczytała jego intencji. Nagle jej strachy powróciły. Stało się jasne, że pozwolił by ich związek się zmienił, gdyż chce być bliżej swojego dziecka. Jego działania były skierowane tylko do dziecka, jej okrutna wyobraźnia dała jej fałszywą nadzieję na jakąś intymność z nim.
- Nie! - Chase drgnął, jakby go uderzyła. Jego twarz przybrała maskę gniewu i gorzkości, które rozpoznała z dnia, w którym wróciła do Princeton. - Boże, co to ma być? Myślisz, że się złamię, gdy tylko przestaniesz mnie pilnować? Dobrze wiedzieć.
- Co, bo nie sprawdzałeś mnie? - zapytała Cameron, podchodząc bliżej i zmuszając się by spojrzeć mu w oczy. - Spędziłam tydzień w domu a jedyne co potrafiłeś zrobić to porozmawiać przez telefon przez trzydzieści sekund by się upewnić, że jeszcze nie straciłam dziecka. I, och, tak przy okazji, jeśli nie przestrzegam zaleceń lekarza co do słowa to jestem najgorszą matką na ziemi!
- Jasne. - Chase prychnął sarkastycznie. - Jakbyś chciała ze mną rozmawiać.
- Oczywiście, że chciałam! - Cameron wstrzymała oddech, nagle zawstydzona tym wyznaniem i przytłoczona gorzkością oraz żalem za rzeczami, które utracili. Nagle poczuła, że nigdy nie uda jej się odbudować porażki ich małżeństwa. Nigdy jej nie wybaczy za odejście, bez względu na to jak bardzo się będzie starała. - Wiem, że się martwisz o dziecko, ale byłoby miło, gdybym poczuła, że martwisz się i o mnie. Nawet Cuddy dzwoniła z pytaniem czy mi czegoś nie trzeba. Ale ty... Ty tylko chciałeś się upewnić, że jestem dobrą pacjentką i nie mam wysokiego ciśnienia. Co, tak w ogóle, nie było pomocne.
- Ja... chciałem zrobić to, co jest najlepsze dla dziecka. - mruknął Chase, uświadamiając sobie co właśnie powiedział. - I dla ciebie.
- Jasne. - Cameron z trudem powstrzymywała łzy zawodu i zdrady. Ostatnie czego by chciała to rozpłakać się przy nim, by zobaczył jak bardzo jego wyznanie ją zraniło. - Dzięki za to.
Chase nie zareagował, był zbyt zaskoczony.
Była prawie przy drzwiach, gdy lista objawów dotarła do niej znowu i szybko się odwróciła w jego stronę.
- Wasz pacjent jest uczulony na zimno. - powiedziała. - Co byście wiedzieli, gdybyś do mnie zadzwonił po konsultację.
Tym razem nie odwróciła się, nie zwolniła aż dotarła do swojego samochodu, zaparkowanego w garażu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
anuśka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 04 Kwi 2009
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:42, 25 Paź 2011    Temat postu:

Jakie wielkie wyjście. Musiało go zamurować- w końcu podsunęła im odpowiedź, w ciąży, niby zestresowana i do niczego się nienadająca. Biedna, biedna Cameron. Mężczyzna który powinien ją wpierać pije i musi być pilnowany niczym dziecko. Chociaż myślę, że czepiają się siebie wciąż trochę niepotrzebnie.
A Foreman jakoś kompletnie nie potrafi okazać wsparcia, przyjaźni. Wiem, wiem, 3 lata to szmat czasu, ale jednak... Znają się od dawna, bardzo dawna, skoro mianował się jego kumplem, to musi w tym wytrwać. Tak jak i Chase. Nie rozumiem tego, że nie udzielają sobie wsparcia, tylko nawzajem się gryzą i wypominają sobie, coś w stylu:
"- Nie nadajesz się do bycia ojcem!
- Zajmij się umierającą żoną! "
To chyba nie najlepszy sposób okazywania przyjaźni. Foremanowi jest ciężko, ciężej niż Chase'owi, nie ma odwrotu od śmierci. Ale jednak, każdy z nich ma poważne problemy, i tu nie chodzi o to, kto ma ciężej.
Mam nadzieję, że Chase w końcu okaże troskę Cameron nie tylko ze względu na dziecko. Trzymam kciuki za nich- no przecież oni muszą być razem!!
Czekam na kolejną część .
Pozdr, Ania )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:49, 18 Maj 2012    Temat postu:

Ok, dawno tu nie pisałam, próbuję raz jeszcze

ROZDZIAŁ 38


Stojąc na korytarzu przed drzwiami mieszkania Cameron, Chase czuł przytłaczające deja vu, przywołując w pamięci dzień, w którym przyszedł tu z umierającą azaleą by pomóc jej się rozpakować. Był załamany podsłuchaną rozmową jej i Foremana, która była pełna niezrozumienia i bolesnych zarzutów oraz niewypowiedzianych sekretów. Teraz ponownie stał na schodach, słuchając późnoletniego deszczu, który uderzał o dach budynku, trzymając w rękach miniaturową różę.
Był wypełniony wątpliwościami. Wiedział, że Foreman miał rację, że było w nim wiele strachu, które trzymały go na dystans przez długi czas, że wszystko już mogło być stracone. Wyszedł z pracy wcześniej, po tym jak Foreman powiedział, że sam poradzi sobie z robotą papierkową. Chase czuł winę, od momentu gdy Cameron wyszła z biura diagnostycznego, był przerażony swoimi słabościami i samym sobą. Wiedział, że ucieka cały czas, że jego strachy przekonały go, że najlepiej będzie jak zostawi Cameron samą. Teraz już widział jak ogromny błąd popełnił, gdy zostawił ją samą, gdy jego strachy go przytłoczyły. Wziął głęboki oddech i zapukał, instynktownie się cofając.
Cameron nie otwierała bardzo długo. Chase nie wiedział ile czasu jej zajęło, ale wystarczająco długo, by do głosu doszła panika. Póki nie otworzyła, jedyne co słyszał to bicie swojego własnego serca, świat zaczął mu wirować, ciężko było mu oddychać. Jeśli teraz wyjdzie, to nie będzie już przyszłości, zawsze to on będzie tym, który zniszczył swoją ostatnią nadzieję.
- Co tu robisz? - zapytała po chwili, wpatrując się w niego w ciszy. Wyglądała okropnie. Była w pidżamie, chociaż dopiero była pora poobiednia. Na jej policzkach odbiła się kołdra i wyglądała jakby płakała przez bardzo długi czas.
Chase przełknął świeżą falę winy i momentalnie nie mógł znaleźć słów. Oczy Cameron wyrażały gniew i to samo poczucie zdrady, które widział w biurze diagnostycznym.
- Przyszedłeś mnie sprawdzić? - kontynuowała, jej twarz była poważna a delikatność gdzieś zniknęła. Pamiętał jej sfrustrowane spojrzenia po śmierci Dibali, gdy wiedziała, że coś przed nią ukrywa oraz kolejne, gdy była przekonana, że ją zdradza. - Chciałeś się upewnić, że naprawdę wróciłam do domu by posłusznie wykonywać polecenia lekarza? Bo jest to dla mnie naprawdę ważne by ostatnie dwanaście godzin mojego aresztu domowego było wypełnionych. A poza tym chyba wyraziła się jasno, że nie chcę i nie potrzebuję byś mnie sprawdzał.
- Przyszedłem przeprosić. - powiedział w końcu Chase. Wykorzystał na to całą siłę, którą zebrał przez ostatnie kilka miesięcy – paradoksalnie zebrane z jej pomocą – by nie powróciła do niego ta gorzkość i pretensje. To była jego wina, powtarzał sobie, jego błędy. Na początku uważał, że zostanie w Princeton jest jedyną szansą na zwalczenie demonów, przywrócenie normalności, kosztem nawet swojego małżeństwa. Teraz wiedział, że potrzebował właśnie Cameron w tak wielu sprawach, łącznie z tą. Była dosłownie jego wybawieniem i jego upadkiem, chociaż nie mieli przed sobą żadnej przyszłości, wiedział, że musi naprawić wszystko w każdy możliwy sposób.
Cameron przyglądała mu się badawczo, bała się, że znów ją zrani.
- Dlaczego? Mogłeś zrobić to wcześniej, jeśli chciałeś. Nie martw się, nie zamierzam odizolować cię od życia dziecka bo jestem zazdrosna. Nie chcę przeprosin, które nie mają znaczenia.
- Wcześniej nie dałaś mi szansy. - powiedział Chase, usiłując zmusić się do pozostania spokojnym, chociaż jego myśli podążały w różnych kierunkach na jej wyznanie o zazdrości.
- Nie wydawało się to możliwe, że ktokolwiek – zwłaszcza Cameron – będzie zazdrosny o jego uczucia. Nie mógł sobie pozwolić na to, by zaakceptować fakt, że jest załamana fałszywym poczuciem, że go nie obchodzi jej osoba. To wszystko było dość ciężkie do przyjęcia, zwłaszcza, że jedyne o czym potrafił myśleć to to, jak bardzo ją kocha. Jednak wciąż był zbyt przerażony możliwą porażką, jej kruchością po prawie poronieniu. Wiedział, że bardzo łatwo jest coś stracić, że jego demony mogą zniszczyć i ją i ich dziecko.
Powoli, ostrożnie, Chase wyciągnął w jej stronę rękę z różą, trzymając torby, które ze sobą przyniósł przy swoim boku. Cameron patrzyła na to niepewnym wzrokiem a po chwili wzięła różę, niepewna jak zinterpretować ten gest.
- Za co to? - zapytała. Jej złość zniknęła, została zastąpiona przez podejrzliwość, jakby bała się zaufać szczerości jego oferty pokoju.
- Po twoim odejściu pozwoliłem wszystkim roślinom umrzeć. - powiedział Chase. - I wiem, że nie miałaś czasu by jakieś kupić do swojego mieszkania. Więc pomyślałem... że pomogę ci zacząć.
Cameron powąchała roślinkę, miała przymknięte powieki a potem znów spojrzała na niego.
- Dziękuję.
- Czy możemy porozmawiać? - zapytał Chase ostrożnie, wciąż usiłując zachować spokój. Emocje znów w nim wzbierały i usiłować trzymać je na wodzy.
Cameron kiwnęła głową i odsunęła się, stawiając różę na stoliku. Chase poszedł za nią, czując, że lada moment może eksplodować. Czuł pulsującą pod skórą adrenalinę, ciarki przechodziły przez jego kark. Na kanapie leżały koce i zastanawiał się ile czasu w ciągu tego tygodnia Cameron tu spędziła. Na stole stała azalea, Chase zauważył, że ledwo można ją poznać, gdyż wypuściła zielone liście i wyglądała inaczej od tego umierającego badyla.
- Przepraszam. - powiedział, zmuszając się by spojrzeć jej w oczy. Czuł, że jego własna dusza mu ciąży, prosił o osąd, którego sam nie był w stanie wydać od czasu swego postanowienia wiele lat temu. - Przepraszam, że zostawiłem cię samą. Przepraszam, że nie wypytywałem o więcej przez telefon. Nie sądziłem, że pomyślisz, iż o ciebie nie dbam. Po prostu... Wiedziałem, że zachorowałaś bo się stresujesz i wiadomo, że to ja byłem największym stresem w twoim życiu od kiedy tu wróciłaś. Bałem się, że uważasz, iż musisz się mną zajmować, gdy będę w pobliżu. Ponieważ... wciąż sam nie potrafię o siebie zadbać. Czułem, że się za bardzo narzucam od dawna. Chciałem się upewnić, że przez chwilę będziesz miała czas tylko dla siebie. Nie chciałem byś czuła się w ten sposób.
Cameron zareagowała od razu, podeszła do niego i otoczyła go ramionami. Chase, zaskoczony, prawie stracił równowagę, kolana się pod nim ugięły na to nagłe odczucie ulgi, gdy wplótł palce w jej włosy i przyciągnął ją bliżej. Cameron wtuliła twarz w jego ramię a po chwili zorientował się, że płacze cicho.
- Boże, przepraszam. - powtórzył miękko i zanim zorientował się co robi, pocałował ją w czoło. Przez chwilę było to całkiem naturalne, proste jak kiedyś. Ale uświadomił sobie w jaki sposób znalazł się w tej pozycji, jak blisko byli do kolejnego dramatu. Był absolutnie pewien, że nie może zaufać sobie w sprawach związków. Nawet przyjaźń była ogromnym ryzykiem dla wszystkich.
- Przestraszyłeś mnie. - powiedziała Cameron. Odsunęła się od niego i spojrzała na rękaw swojej pidżamy. Wyglądała jak mała, bezbronna dziewczynka.
- Co masz na myśli? - zapytał Chase, czuł jak coś ciężkiego opadło mu w żołądku.
- Bo cię kocham. - wyszeptała Cameron, ledwie ją było słychać. - I myślałam, że cię nie obchodzę.
Chase drgnął, przytłoczony tym wyznaniem i nagle niezdolny by odpowiedzieć. Chciał uciec jak najszybciej i najdalej od możliwości, od nadziei, od szansy by zostać znowu zranionym. Ale w tym samym momencie chciał kusić możliwości by uwierzyć w szczęście, które wciąż mogło być w zasięgu jego ręki. Nie był gotowy by zdecydować, więc stał bez ruchu, uwięziony w tej chwili.
- Nie proszę o nic. - kontynuowała Cameron, gdy napięcie po jej wyznaniu stało się nie do zniesienia. - Nie mówię, że powinniśmy być czymkolwiek. Boże, jest milion powodów by tak się nie stało. Ale... chciałam byś wiedział.
Chase kiwnął głową, jednocześnie czując ulgę i zawód, że ten moment nadszedł i znowu zniknął. Wciąż byli na niepewnym gruncie, niezdecydowani. W tym momencie musiało to wystarczyć. Przyszedł tu mając nikłą nadzieję na to by w ogóle byli przyjaciółmi po tym co się stało. Dla dobra dziecka nie marzył o niczym więcej. Zostało tyle jeszcze do naprawienia.
- Przyniosłem też lody. - odezwał się w końcu. Odetchnął i wrócił do czasu teraźniejszego.
- Ty... co? - zapytała, wciąż wydawała się być zaskoczona swoimi własnymi słowami, jakby nie mogła uwierzyć, że to się naprawdę dzieje. Wszystko było surrealistyczne, szare, zagłuszane przez krople deszczu uderzające o dach. Słońce zaczynało lekko przedzierać się przez duże okna w salonie Cameron.
- Lody. - powtórzył Chase i wyciągnął pudełko z torby. - Pomyślałem, że to dobra noc na to. - objechał trzy różne sklepy by znaleźć lody o smaku miętowo - czekoladowym z ciasteczkami, które były jej ulubionymi. Cameron zazwyczaj unikała takich rzeczy, ale wiele razy przyłapał ją jak podczas pracy na ostrym dyżurze zawsze się tym pocieszała.
- Nie musiałeś tego robić. - powiedziała Cameron, ale zdobyła się na słaby uśmiech.
- Tak, musiałem. - nalegał delikatnie i postawił lody na stoliku. - Jednak powinniśmy się pospieszyć z ich jedzenie. Jeśli mi wybaczyłaś na tyle, by się nimi ze mną podzielić.
- Przyniosę łyżeczki. - odpowiedziała a jej uśmiech się powiększył.
Chase ją zatrzymał, coś nagle sobie przypomniał.
- Czekaj. Jest coś jeszcze.
- Serio? - zapytała Cameron, nagle czując się bardzo podekscytowana.
Chase pogrzebał w torbie i wyjął z niej film na DVD, Igraszki losu, podał jej to z drwiącym uśmiechem.
- Zostawiłaś to w odtwarzaczu. Zauważyłem, że nie masz kolejnego egzemplarza, więc pomyślałem, że chcesz to odzyskać.
Ręce Cameron się trzęsły, gdy sięgnęła po film a po jej wyrazie twarzy widać było, że wiedziała gdzie to zostawiła. Ale nie wydawała się smutna tym, że to odzyskała.
- Jeśli chcesz to mogę go z tobą obejrzeć. - zaoferował, mając nadzieję, że Cameron znowu się uśmiechnie. - Myślę, że to by była wystarczająca kara za ten miniony tydzień. - tak naprawdę to lubił ten film, podobały mu się te kobiece filmy, ale zawsze udawał, że jest inaczej.
- Ok. - powiedziała spokojne po chwili a następnie zniknęła w kuchni by poszukać łyżeczek.
Cameron usnęła oparta o jego ramię w połowie filmu a Chase siedział i obserwował ją, myśląc o przeznaczeniu, dystansie między nimi i cudach. Kiedy pojawiły się napisy końcowe, wyłączył telewizor i siedział przez kilka chwil w ciszy by w końcu zebrać się na odwagę i okryć ich kocem, który był przerzucony przez oparcie kanapy. Pochylił się i delikatnie musnął ustami jej wargi, świadom, że nigdy się o tym nie dowie.
Potem wyłączył lampkę i siedział w ciemnościach nasłuchując odgłosu nadchodzącej burzy i dalekiego wyznania miłości.


ROZDZIAŁ 39


Cameron była w pracy lekko ponad dwa tygodnie, gdy Wilson pojawił się w jej biurze, stawiając na biurku kubek z kawą z kafeterii. W milczeniu przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciwko niej. Spojrzała na niego niepewnie znad papierkowej roboty, którą się właśnie zajmowała. Chase i Foreman byli w laboratorium, robili testy krwi ich nowego pacjenta. Cameron usiłowała się nie przemęczać od kiedy wróciła do pracy. Była zbyt świadoma plotek, które krążyły po szpitalu, dotyczących jej ciąży, ale uznała, że nie będzie ich brała do siebie, miała nadzieję, że w końcu te plotki ucichną. Teraz założyła, że Wilson przyszedł tu na interwencję albo by ją ostrzec przed niebezpieczeństwem hipotetycznego związku z Chase'em.
- Kawa? - Cameron usiadła prosto i spojrzała na kubek stojący na biurku i uniosła lekko brwi.
- Nie martw się. - powiedział Wilson. - Jest bezkofeinowa.
- Ok. - odpowiedziała powoli, czując, że nie jest zdolna by odczytać jego intencje. Wilson był praktycznie nieobecny od czasu śmierci House'a. Pracował długo, ale już nie pojawiał się w gabinecie diagnostycznym. Nagle pożałowała, że nie zaoferowała mu żadnego wsparcia. - Dlaczego?
Wilson wzruszył ramionami.
- Byłem na lunchu. Chciałem pogratulować.
- Więc gratulujesz mi ciąży kawą? - Cameron przyglądała mu się podejrzliwie. Nie ufała jego motywom, które kazały mu z nią rozmawiać i nie chciała znowu się bronić.
- Tak jakby. - powiedział Wilson. Nie wstał.
- Co tu robisz? - zapytała, mając nadzieję, że załapie aluzję i sobie pójdzie. Ich nowa sprawa była ciężka. Sporo godzin musieli poświęcić na robienie testów a postępu nie było widać. Była już wyczerpana, zmęczona spojrzeniami innych. Wszystko wydawało się być trudniejsze, nienaturalne, chociaż nie miała żadnych fizycznych problemów.
Wilson westchnął, najwyraźniej zaakceptował fakt, że chce by przestał owijać w bawełnę.
- Chciałem porozmawiać o Chasie. - przyznał w końcu.
- Skąd ja to znam... - Cameron zaczęła się denerwować. - Ty i reszta szpitala. Pozwól mi zgadnąć. Chcesz mnie ostrzec przed niebezpieczeństwem zaangażowania się z uzależnionym. Nie jesteśmy razem. I nie sądzisz, że jest z ciebie hipokryta?
Część niej wiedziała, że wszyscy usiłują ją chronić, że nie może ich winić za to, że podjęła kilka złych decyzji, w końcu przez ostatnie lata widzieli co się działo z Chase'em, gdy ona była nieobecna. Poza tym jej ciąża to wypadek, bez względu na to jak oboje się tego wypierali. Była też w pełni świadoma, że uzależnienie Chase'a jest pewnym ryzykiem dla rodziny. Strach, że może nie wytrzymać długo w trzeźwości, że to zniszczy jego ciało i jego życie, więc wiedzieli, że nie mogą ryzykować prawdziwego związku, bez względu na to jak bardzo go kochała. Jednak wszystkie podejrzliwe spojrzenia obcych ludzi, kolegów z pracy mówiły, że nie wierzą w to, ostrzegały ją przed tym wszystkim a ona potrzebowała tego by upewnić się, ze robi dobrze.
- Tak. - powiedział Wilson ku jej zaskoczeniu. - Jestem. Dlatego nie powiem tego.
- Więc... co? - zapytała Cameron, wciąż podejrzliwie. Znała Wilsona i jego umiejętność manipulowania ludźmi. To dlatego był świetnym lekarzem.
- Pomyślałem, że może potrzebujesz kogoś by pogadać. - zaoferował. - Masz dookoła ludzi, którzy mówią ci co masz robić. Musisz mieć tego dosyć. Ale czy wiesz czego tak naprawdę chcesz?
Cameron milczała przez długi czas, przyglądała się jego twarzy. W przeszłości niezbyt mu ufała, gdyż był niezdolny do przeciwstawieniu się House'owi, coś zawsze ukrywał przed przyjacielem. Jednak wiedziała, że profesjonalnie łączyła ich troska o pacjenta. Teraz nie było już House'a i zastanawiała się czy Wilsonon czuje się zagubiony, jak i ona po przeprowadzce do Chicago.
- Chase i ja jesteśmy przyjaciółmi. - powtórzyła ostrożnie. - Chce być ojcem dla swojego dziecka. Kim jestem by mu tego bronić? Wiem, że chciał mieć rodzinę.
- A ty czujesz, że musisz mieć z nim jakikolwiek związek by mu to umożliwić. - powiedział Wilson, wstępując w rolę doradcy, jakby dostał od niej ciche pozwolenie.
- Zależy mi na nim. - przyznała cicho Cameron. - Chcę by był zdrowy. Chcę by był zdolny do opieki nad naszym dzieckiem. Ja... nie chcę byśmy się wiecznie nienawidzili.
- Teraz się nie nienawidzicie. - zauważył Wilson. - Tak naprawdę to nie sądzę by Chase cię kiedykolwiek nienawidził. Był zły i zraniony za to, że go zostawiłaś, ale nienawidził siebie a nie ciebie.
- Nie ufa mi. - powiedziała Cameron, czując się niepewnie. - To nieważne co teraz zrobię. Nigdy nie pogodzi się z tym, że go zostawiłam. I nie mogę... Nie mogę go winić za to, że się myliłam.
- Spędził lata na tęsknocie za tobą. - odezwał się Wilson i odchylił się na krześle. - To było oczywiste. Wiesz, że Chase radził sobie dobrze na chwilę po twoim odejściu. Był załamany, ale wciąż jakoś funkcjonował. Tak było dopóki nie dostał papierów rozwodowych i wtedy stracił kontrolę nad piciem i zażywaniem narkotyków. Myślę, że do tamtej chwili miał nadzieję, że jednak wrócisz.
Cameron znieruchomiała i zrozumiała, że wciąż jest tyle spraw, o których nie miała pojęcia i wciąż odkrywała nowe karty z tych trzech lat.
- Nie wiedziałam o tym.
Wilson kiwnął głową.
- On usiłuje ci wybaczyć, nie ponaglaj go.
- Chcesz mnie namówić do bycia z nim? - zapytała Cameron. - Dlaczego w ogóle o tym rozmawiamy? - ta konwersacja była dziwna, jakby miała jakiś ukryty motyw, który Wilson mógł w każdej chwili wyciągnąć. Usiłowała przekonać się, że jest za bardzo podejrzliwa, że nie każdy chce się wtrącać w jej życie prywatne jak to robił House.
- Bo nie wiem czy jesteś gotowa by znowu od tego uciec. - powiedział Wilson. - I nie sądzę, że możecie zostać przyjaciółmi. Musicie jakoś to wyprostować, zanim ktoś znowu zostanie zraniony.
- Nic nam nie jest. - Cameron zaczęła być spięta. - A ty ledwo ze mną rozmawiałeś od kiedy wróciłam. Dlaczego teraz? Bo Chase przypomina ci House'a? Czy to oznacza, że jestem tobą? Nie jestem. I jestem pewna, że potrafię sama podejmować decyzje.
- Boisz się jego uzależnienia. - Wilson brzmiał na bardzo przekonanego. - I wiem, że nie jesteś mną. Ale to nie oznacza, że nie mogę dawać ci rad.
- Dobra. - Cameron zerknęła na zegarek i wstała, ignorując kubek z kawą. Jeśli ją wypije to znaczy, że się poddała. - Więc daj mi swoją radę. Ale szybko. Muszę sprawdzić co z moim zespołem. Nie mam czasu na siedzenie i rozmawianie o moim życiu osobistym przez całe popołudnie.
- Nigdy nie będziesz w stanie odejść od Chase'a bez uzależnienia lub z uzależnieniem. - powiedział Wilson oficjalnie i wstał. - Uwierz mi. Wiem. Pomogłaś mu raz. To znaczy, że wciąż jesteś do niego przywiązana. To będzie ciągła walka. Może uda mu się pozostać trzeźwym a może nie. Ale będziesz z nim bez względu na to czy chcesz się do tego teraz przyznać czy nie. Dlaczego nie zaryzykować? Nie strać szansy bo jesteś przestraszona, że go kiedyś możesz stracić.
Cameron przygryzła wargę i poczuła się niekomfortowo. Wilson przejrzał ją na wskroś.
- Zawsze byłeś lojalny względem House'a. Mówisz, że tego żałujesz?
- Żałuję wielu rzeczy. - przyznał Wilson. - Ale to nie jest jedna z nich.

Chase był beznadziejny w myciu naczyń. Cameron zawsze miała niezły ubaw, gdy go obserwowała, po cichu zastanawiając się jak to jest, że potrafi przeprowadzić skomplikowaną operację a nie potrafi umyć patelni bez rozlewania wody dookoła siebie.
- Ominąłeś kawałek. - komentowała, wskazując na naczynie i usiłując ogarnąć bałagan zrobiony podczas gotowania lazanii. To był pierwszy raz od lat, gdy razem gotowali, mimo że dzielili każdy posiłek przez ostatni tydzień. Rozglądanie się po kuchni mieszkania Chase'a przyprawiało Cameron o nostalgię. Pamiętała jak z Chase'em gotowali posiłki w weekendy, ale teraz wszystko było inne, wciąż puste po tych minionych latach.
- Mówiłem ci, że ty to powinnaś robić. - mruknął Chase i zerknął na nią. Miał pianę we włosach i Cameron sięgnęła by ją zdjąć. Nie pomyślała o tym co robi, póki Chase nie odskoczył zaskoczony.
- Przepraszam. - wymamrotała i złapała patelnię, którą skończył myć i zaczęła ją wycierać.
Chase spojrzał na nią. Potem jednym szybkim ruchem złapał trochę piany i po chwili ona też była w pianie, odskoczyła ze śmiechem. Pamiętała swoje zaskoczenie jego chęci do wygłupów, gdy zaczęli się umawiać, ale teraz minęły lata i nie widziała już tego w nim. Teraz była niepewna jak zareagować, cieszyła się, że powrócił mu humor, ale nie chciała przekroczyć granicy. W głowie wciąż jej brzmiały słowa Wilsona, kusiło ją by coś zrobić, ale bała się i wciąż czekała na jakiś konkretny znak.
Skończyli myć naczynia w ciszy, jednak nie czuć było żadnego napięcia. Cameron znów rozglądała się po kuchni a potem po salonie, usiłując sobie przypomnieć jak wyglądało to miejsce, gdy tu mieszkała. Tęskniła za tym. Bardziej niż za czymkolwiek, czuła, że straciła dom, chociaż mieszkali tu tylko pół roku a jednak wciąż było to jej miejsce.
Myślałeś o tym by pomalować mieszkanie? - zapytała, gdy odstawiła ostatnie naczynie. Nachyliła się nad stołem i obserwowała jak Chase na nią patrzy, miał ręce w kieszeniach i coś jej mówiło, że wciąż jest mocno napięty.
- Co? - zapytał, wyglądał na lekko zdezorientowanego.
Cameron wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Wszystko wygląda na zaniedbane. Może by było bardziej miło, gdy się przemaluje.
- Och. - powiedział Chase, jakby nie wiedział jak ma zareagować na to.
- Mogę ci pomóc. - zaoferowała, niepewna tego, dlaczego tak się przyczepiła do tego pomysłu. Chciała chyba jakoś wynagrodzić pomyłki z przeszłości, by przegonić jakoś to napięcie między nimi, chociaż wiedziała, że to tylko jej irracjonalne marzenia, które nigdy się nie ziszczą.
- Jesteś w ciąży. - powiedział Chase ostro. Wyprostował się i podszedł bliżej. - Jeśli będę chciał przemalować mieszkanie to nie będziesz mogła się tu zbliżyć przez wiele dni, nie wspominając o pomocy.
- Nie jeśli użyjemy farby przyjaznej środowisku. - nalegała Cameron, wzruszona jego troską, ale chciała go przekonać. - Wiem, że to bezpieczne. Wszystkie książki o ciąży wspominają o tym w rozdziałach poświęconych przygotowaniu pokoju dla dziecka.
- Czytasz książki o ciąży? - zapytał Chase. - Nie wiedziałem. Powinnaś powiedzieć mi jakie to też sobie sprawię kopie.
Cameron kiwnęła głową.
- Mogę ci je dać jak skończę. Ale powinniśmy pomalować tu. Nie zajmie to dużo czasu a miejsce się rozjaśni.
- Myślisz by zamienić pokój gościnny na pokoik dla dziecka? - zapytał Chase ku jej ponownemu zaskoczeniu. Ta myśl jeszcze nie dotarła do Cameron, chociaż rozważała fakt, że jej mieszkanie ma tylko jeden pokój.
- Ja... nie myślałam jeszcze o tym. - przyznała. - Wiem, że muszę się przeprowadzić zanim dziecko dorośnie na tyle by przestać dzielić pokój ze mną.
- Właśnie. - Chase ponownie wsunął ręce do kieszeni i wydawało się, że czuje się niekomfortowo. - Myślę, że nie... Nie rozmawialiśmy jeszcze o tym jak to ma wyglądać.
- Wiem. - Cameron odetchnęła, przypomniała sobie rozmowę z Wilsonem. - Po prostu pomyślałam, że jakoś się to rozwiąże, gdy będzie już trzeba o tym pomyśleć.
- Czy to naprawdę dobry pomysł? - zapytał Chase. - To znaczy... Chyba powinniśmy o tym porozmawiać. Jak zadecydujemy z kim zostanie dziecko? Co się stanie, gdy jedno z nas zdecyduje się wyprowadzić z miasta? Co jeśli będziesz chciała ponownie wyjść za mąż, mieć własną rodzinę. Co wtedy? Jedyną rzeczą, której jesteśmy pewni to to, że oboje chcemy wychowywać to dziecko.
Przez chwilę Cameron tylko się w niego wpatrywała w kompletnym szoku po poznaniu lęków, które przed nią ukrywał. W końcu otworzył się na rzeczy, które go martwiły, ale czuła się wyłączona z sekretów, którymi się z nią nie dzielił.
- Myślisz, że zmienię zdanie i ucieknę z naszym dzieckiem? Że znajdę kogoś i wyrzucę cię z mojego życia?
Chase wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Nie sądziłem, że się rozwiedziemy a jednak. Skąd mam wiedzieć co się stanie?
Cameron oddychała powoli, czuła, że gniew się z niej ulatnia, gdy dostrzegła smutek w jego oczach i zaczęła ponownie żałować tego co stracili. Nagle uświadomiła sobie, że nie byłby taki przerażony, skory do gniewu, gdyby już głęboko nie dbał o nią, gdyby nie miał tyle do stracenia.
- Nie odejdę znowu. - powiedziała spokojnie. - Nie popełnię już tego błędu. Może nie będziemy mieć tego co mieliśmy. Może nigdy nie będziemy w prawdziwym związku. Ale... Jakoś nie widzę siebie z kimś innym, nie wiem jak planować swoją przyszłość. Ale przysięgam, że cokolwiek się stanie, jakoś nam się uda. To wszystko co ci mogę obiecać.
Chase przesunął ręką po swoich włosach, usiłował się rozluźnić.
- Ok. Ale jeśli mamy odmalować dom, to uważam, że powinniśmy zmienić jeden pokój w pokój dziecinny. Nawet jeśli będzie używany od czasu do czasu.
Cameron uśmiechnęła się.
- Ok. Więc w ten weekend?
Chase kiwnął głową, odetchnął, ale był wciąż lekko zdenerwowany.
- Więc jak myślisz? Fioletowe? Do pokoju dziecinnego.
- Albo zielone. - powiedziała Cameron, zadowolona ze zmiany tematu.
- Byle nie niebieskie lub różowe. - odezwał się Chase. - Nie będę nakierowywał płci nienarodzonego dziecka.
Cameron zaśmiała się, chociaż wiedziała, że żartował tylko połowicznie. Po raz pierwszy miał możliwość patrzenia w przyszłość.

CDN (?)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lacida
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:28, 18 Maj 2012    Temat postu:

Jest! Tak!
Dobrze, że wróciłaś do tego fiku, jeśli masz czas to może jeszcze choć rozdział Bowlingu albo jego kontynuacji.
Też czytam enigmę i jej fifi.
Tłumacz dalej!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lacida dnia Pią 16:37, 18 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ChocoTubka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 23 Lut 2012
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Londyn (UK)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:45, 12 Lip 2012    Temat postu:

Oh jak to się stało, że ja tego FF nie zauważyłam?
Ciemna jestem, ale to nie od dziś wiem.
Tłumacz dalej!
Błagam! ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rory Gilmore
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 11 Lip 2011
Posty: 6312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Westeros
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:34, 12 Lip 2012    Temat postu:

No dooobra. Znajcie moje dobre serce. Przetłumaczyłam jeden rozdział, kolejny jest już prawie skończony. Także miłej lekturki


ROZDZIAŁ 40



W sobotnie popołudnie, Cameron pojawiła się u niego w za dużym podkoszulku i jeansach rozdartych na tylnej kieszeni. Wyglądała na szczęśliwszą i bardziej zrelaksowaną, Chase nie widział jej w takim stanie od bardzo dawna i chociaż początkowo zgodził się na malowanie tylko po to by spędzić z nią weekend, to teraz był pewien, że to najlepsze co mogli teraz zrobić.
Chase spędził sporą część tygodnia na robieniu miejsca na malowanie. Udało im się pomalować kuchnię i salon aż w końcu zrobili przerwę na posiłek. Wszystkie okna były pootwierane, wrześniowy wiatr przynosił wczesną jesień. Pomarańczowe słońce chowało się za horyzont a niebo było jasnoróżowe. W powietrzu czuć było spokój, coś niesamowitego, co przywołało w Chasie wspomnienia przeprowadzki do mieszkania.
Teraz stali w sypialni, która miała być zamieniona na pokój dziecięcy.
- Upewnij się, że malujesz równo. - powiedziała Cameron i zerknęła na niego. Chase klęczał i malował dolne partie ściany.
- Wiem. - mruknął Chase, podniósł głowę i obserwował jak precyzyjnie maluje ścianę na zielono tuż nad jego głową. Usiłował nie patrzeć się w miejsce, gdzie widział różowe kropki na jej majtkach, które wystawały z rozdarcia jej jeansów. - Mówiłaś to samo w kuchni. I w salonie.
- A jednak i tak nie malujesz równo. - powiedziała Cameron z uśmiechem.
- Masz szczęście, że jesteś w ciąży. - prowokował ją Chase. - Inaczej to ty byś klęczała i robiła to cały dzień.
- Przepraszam. - odezwała się sucho. - Wiem, że lubisz jak klęczę.
Chase prawie się udławił, jej słowa go zaskoczyły. Wiedział, że to żart, kolejny stopień prowokacji, coś co powinno być zupełnie naturalne między nimi kilka lat temu. Teraz widział jak linia przyjaźni zaciera się i przeobraża w coś więcej, chwile jak ta były krokiem naprzód, jedna odpowiedź mogła zmienić wszystko między nimi, mogli ruszyć naprzód i być ze sobą. Jednak milczał i bał się na nią spojrzeć.
Kiedy nie odpowiedział, Cameron znowu zabrała się za malowanie. Wydawała się spięta, ale nie była zła. Wydawała się rozkojarzona, dopiero po chwili zauważyła, że wałek, którego używała wysechł. Chase przestał malować i patrzył jak zanurza wałek w farbie, zapomniała jednak zabezpieczyć go, gdy uniosła go w górę. Wałek był mocno nasiąknięty farbą i po chwili Chase poczuł jak zimne krople spadają na jego plecy i przenikają przez materiał.
Cameron zamarła i spojrzała na niego.
- Przepraszam. - powiedziała po chwili, wydawała się być rozluźniona i z trudem usiłowała zachować powagę.
- Wcale nie jest ci przykro. - powiedział Chase i wstał z kolan. Zorientował się, że farba jest również na jego włosach i przeczesał je rękoma, gdy strużki farby zaczęły spływać mu po czole.
- Dobrze ci w zielonym. - powiedziała Cameron niewinnym głosem i roześmiała się.
W jej śmiechu było coś zaraźliwego, sposób w jaki światło tańczyło w jej oczach przynosił rozjaśnienie. Wydawała się rozluźniona w sposób, w jaki pamiętał, dla niego nie mogła być piękniejsza.
- Ach tak? - zapytał Chase. Nagle było tak, jakby ostatnie kilka lat się nie zdarzyło, jakby wynurzył się z wody. Przez ten moment jego serce zabiło szybciej, wszystkie powody dla których nie pozwalał sobie na bycie szczęśliwym były w jego umyśle, ale nie dopuszczał ich do siebie, zauroczony uśmiechem Cameron.
- Oczywiście. - powiedziała Cameron i powróciła do malowania jakby nic się nie stało.
Chase przygryzł wargę, podniósł drugi wałek, wciąż pokryty lawendową farbą z salonu i delikatnie przejechał nim po jej koszulce.
- Dobrze ci w lawendowym. - wypalił.
Cameron spojrzała na niego wzrokiem mówiącym „to oznacza wojnę” a potem zanurzyła dłoń w pojemniku z farbą i odbiła swoją dłoń dokładnie na środku jego torsu a potem odskoczyła by odejść z zasięgu jego rąk. Chase zaśmiał się i chlapnął farbą w jej kierunku, ochlapując jej bluzkę i jeansy. Cameron porzuciła swój wałek i złapała za pędzel i rzuciła się do otwartej puszki farby kilka kroków od niego.
Chase odparł jej atak i odsunął się na bok, ale wciąż była za szybka i zaczęła mazać go pędzlem. Zaskoczyła go i stracił równowagę. Dla asekuracji przed upadkiem chwycił Cameron i oboje polecieli do tyłu i wylądował na plecach, zwalając puszki z farbą na nich oboje.
Cameron ciężko oddychała, jej włosy łaskotały go po twarzy. Nagle Chase uświadomił sobie obecność jej ciała na jego, prawie nie zauważał farby. Nie odsunęła się od niego od razu, patrzyła w jego oczy z emocjami, których nie był w stanie odczytać. Jedyne co mógł zrobić to nachylić się i ją pocałować by zmniejszyć ten dystans. Jednak ten dystans był nie do przebicia. Był bliżej niż kiedykolwiek, ale wciąż nie potrafił znaleźć w sobie wystarczającej siły.
- Powinniśmy posprzątać. - szepnęła Cameron i odsunęła się od niego.
- Taa... - mruknął Chase, oddychając na nowo, gdyż przez ostatnią chwilę nie potrafił tego robić. Był zawiedziony. Nie chciał zepsuć momentu, ale czuł się bezbronny. - Znajdziesz coś do ubrania w sypialni.
Cameron kiwnęła głową i odsunęła się by mógł iść do łazienki. Chase rozebrał się do bokserek, wrzucając pokryte farbą ubranie do pralki. Pochylił się nad zlewem i usiłował zmyć farbę z włosów a potem spojrzał w lustro usiłując złapać oddech. Kiedy wszedł do sypialni, Cameron stała przed lustrem w swojej bieliźnie.
Chase zamarł, czuł, że naruszył jej prywatność. Ale potem dostrzegł, że jest skupiona na własnym odbiciu, na pierwszym widocznym zaokrągleniu na jej wcześniej płaskim brzuchu.
- Och, Boże. - wyszeptał, nagle przytłoczony realnością tej ciąży, jakby uzmysłowił to sobie po raz pierwszy. Do tego momentu wydawało się to być surrealistyczne, jakby niesamowity sen i nic więcej.
Cameron odwróciła się i spojrzała mu w oczy. Nie mówiła nic, jak i on była zauroczona tą chwilą.
- Już widać. - powiedział, czując się niezdolnym do znalezienia jakichkolwiek słów. Poruszył się bez zastanowienia, pchnięty nagłymi emocjami i potrzebą by to z nią dzielić. Wplótł palce w jej włosy, nachylił się i pocałował ją powoli, delikatnie, tak inaczej od tych pchniętych adrenaliną pocałunków sprzed kilku minut. Nie mógł złapać tchu, gdy odsunął się od niej, położył rękę na jej policzku, bał się spojrzeć jej w oczy, nagle zatrwożony tym co mógłby wyczytać z jej twarzy.
Ale Cameron zaskoczyła go, gdy nachyliła się i pocałowała go ponownie, jej ręka powędrowała na jego kark. Tym razem Chase otoczył ramionami jej talię i przyciągnął ją do siebie, gdy odwzajemniał pocałunki. Jej skóra była ciepła, przesuwał palcami po jej plecach, nagle zapragnął więcej. To była prawie agonia mając ją tak blisko, ale bojąc się naruszyć intymność.
- Potrzebuję cię. - usłyszał swój własny szept. - Proszę. - czas jakby zwolnił, wypełniony pożądaniem, którego nie mógł udźwignąć, które było dla niego czystą ekstazą.
- W porządku. - wyszeptała Cameron, jej oddech łaskotał go w policzek. Oparła czoło o jego i wzięła jego dłonie w swoje, poprowadziła go w stronę łóżka.
Chase usiadł obok niej i znowu ją pocałował, wsuwając rękę w jej włosy. Były o wiele krótsze niż ostatnio, gdy leżeli w tym łóżku razem, co przypominało mu o minionym czasie. Przesunął ręce po jej łopatkach i odpiął stanik, nie dawał czasu na to by się wycofać. Cameron zsunęła z siebie stanik i nachyliła się by pocałować go w szyję a Chase odchylił głowę, czując gęsią skórkę, która pojawiła się na jego skórze. Cameron odsunęła się a potem delikatnie wzięła jego rękę i położyła ją sobie na brzuchu. Chase powstrzymał napływające do oczu łzy i przesunął palcami po zaokrągleniu, zamknął oczy i po raz pierwszy wyobraził sobie swoje dziecko.
Cameron znowu chwyciła jego rękę, ułożyła się na łóżku i przyciągnęła go do siebie. Powoli, ostrożnie, Chase ułożył się na niej, musnął ustami jej czoło. Cameron otoczyła ramiona wokół niego a on pomyślał jakie to wszystko jest naturalne, jak uczucia te nie są wywołane przez gniew czy żal jak kilka miesięcy temu. Teraz jedyne o czym myślał to, jak bardzo ją kocha, jej skóra jaśniała w świetle lampy, wciąż pokryta warstwą farby. Wciąż nie był gotów by powiedzieć na głos co myśli, słowa wciąż więzły mu w gardle, ale chciał jej pokazać swoje uczucia.
- To nie jest potrzebne. - powiedziała Cameron, gdy przesunęła ręce na jego bokserki. Była delikatna, ciepła a Chase kiwnął głową, pomagając jej zsunąć je aż w końcu kopnął swoją bieliznę na drugą stronę łóżka.
Chase pochylił głowę i delikatnie całował linię jej obojczyka i powoli przenosił się niżej. Patrzył jak na jej skórze pojawia się gęsia skórka, przesunął usta na jej piersi, jęknęła z rozkoszy w odpowiedzi. Przesunął się niżej i delikatnie całował jej skórę. Potem bardzo delikatnie przesunął językiem wokół sutka, czując jak jej palce wplatają się w jego włosy. Chase uśmiechnął się i przeniósł się na drugą pierś.
- Teraz jesteśmy kwita. - powiedział siadając i wsuwając kciuk w jej majtki, które obserwował przez całe popołudnie przez rozdarcie w jej jeansach.
- To prawda. - powiedziała Cameron unosząc biodra by mógł zdjąć z niej resztkę bielizny.
Chase usadowił się między jej nogami i spojrzał na nią, szukając cichego przyzwolenia, mając w pamięci jej odrzucenie sprzed dwóch miesięcy, gdy myślał, że umiera. Cameron kiwnęła głową a on usiłował skupić się na niej. Słyszał jak jej oddech przyspiesza, nie potrafił się dłużej powstrzymywać. W końcu przestał ją prowokować, odsunął się od niej i obserwował.
- Cholera. - mruknęła Cameron, oddychała szybko. - Wracaj tu.
Chase uśmiechnął się, pocałował ją i znów usadowił się na niej.
- Gotowa? - zapytał bez tchu, opierając czoło na jej.
- Proszę. - odpowiedziała Cameron. W jej głosie słychać było pragnienie, którego nie słyszał od lat. Złapała go za biodra i nakierowała w odpowiednim kierunku, następnie otoczyła go nogami, gdy w nią delikatnie wszedł.
Chase ukrył twarz w okolicach jej szyi, przełknął kolejną falę łez, czując się kompletnie jej oddanym. Położyła jedną rękę na jego karku a on zaczął się powoli poruszać, całkowicie przytłoczony.
- W porządku? - zapytała spokojnie Cameron ku jego zaskoczeniu.
- Taa. - powiedział i w końcu na nią spojrzał. Jej oczy jaśniały w słabym świetle, obserwowała go z uwagą a oddech wiązł mu w gardle.
- Brakowało mi tego. - wyszeptała, brzmiała jakby miała się rozpłakać.
Nagle Chase poczuł potrzebę by mieć ją bliżej. Usiadł i przyciągnął ją do siebie. Cameron usadowiła się na jego kolanach a jej nogi wciąż oplatały jego biodra. Objął ją mocniej i zaczął poruszać się szybciej, opuszczając głowę by pocałować miejsce, gdzie jej szyja stykała się z ramieniem. Cameron oddychała szybko, odchyliła głowę by dać mu lepszy dostęp i wbiła paznokcie w jego plecy w tym samym czasie.
- Boże, jesteś taka piękna. - mruknął do jej ucha a ona zaczęła pochlipywać, zaskakując go kompletnie.
Cameron przylgnęła do niego mocno, tak, że prawie nie mógł oddychać. Chase przygryzł wargę, usiłując zachować ten sam rytm, mimo napływających do niego wspomnień. Pomyślał o ich nocy poślubnej, jak bezpiecznie się czuł, gdy jego obrona upadła i zatracił się w związku, który miał trwać wiecznie. Czuł się rozbity po jej odejściu, jakby zabrała cząstkę jego duszy ze sobą, ale zabrała też jego zdolność do zaufania, do nadziei, że tamte czasy powrócą. Strach wciąż w nim był, nawet teraz. Ale pomyślał też o jej ramionach wokół niego w szpitalu po wypadku, o sposobie w jaki mu pomagała, gdy był na odwyku, jej oddanie by uratować mu życie nawet mimo jego odrzucenia pomocy. Pomyślał o ich dziecku, które w niej rosło i o Cameron, która chciała się z nim dzielić tym cudem, nawet po tym wszystkim. Nieumierająca wiara w kobietę, która zawsze twierdziła, że nie ma nikogo.
- Tak blisko. - odetchnął, jakby uświadomienie sobie tego przywołało go do teraźniejszej chwili.
Cameron kiwnęła głową i wtuliła twarz w jego ramię, czuł jej gorące łzy spadające na jego skórę. W końcu oboje opadli na poduszki. Przez dłuższy czas była cisza. Słyszeli przejeżdżające samochody i czuli słodkawy zapach jesiennego wiatru, który dostawał się do środka przez otwarte okna.
- Powinnam iść. - powiedziała Cameron i usiadła tak szybko, że Chase potrzebował chwili by uświadomić sobie co się właśnie stało. - Jest naprawdę późno.
- Czekaj. - złapał ją za ramię, zanim przemyślał tą decyzję. Ale wiedział, że nie zniesie jej wyjścia, nawet na kilka godzin. Czuł się bezbronnie teraz, nigdy wcześniej się tak nie czuł. Wiedział już czego chce a w tym momencie bycie bezwartościowym nie miało znaczenia. - Zostań.
Cameron była zaskoczona, ale kiwnęła głową i wróciła na łóżko. Chase westchnął i przysunął się do niej, zmniejszając dystans między nimi, objął ją ramieniem i złączył ich palce, kładąc ręce na jej brzuchu.
Cameron zesztywniała, ale nie odsunęła się, patrzyła na niego niepewnie znad ramienia.
- Co robisz?
- Allison. - wyszeptał, usiłując wydobyć z siebie głos, by znaleźć siłę by powiedzieć to co miał zamiar powiedzieć. Ale wiedział, że zbyt długo temu zaprzeczał i bał się. - Wciąż... się boję. Kiedy odeszłaś, nic już nie miało dla mnie znaczenia. Nie miałem powodów by żyć. Jeśli to znów się stanie, wiem, że nie przeżyję. Ale.. potem sobie pomyślałem... Byłaś ze mną w najgorszych momentach mojego życia. Nawet wtedy, gdy chciałem cię zmusić do wyjazdu. A ty wciąż tu jesteś. Nigdy w całym moim życiu nikt o mnie nie dbał jak ty. Wiem, że nie możemy wrócić do tego co było. Może nigdy nam się to nie uda. Ale... jeśli wciąż mimo tego wszystkiego... chciałbym być z tobą.
Przez jedną chwilę Cameron patrzyła na niego. Była przerażona i niepewna uczuć, jej łzy wysychały na policzkach. Powoli odwróciła się by spojrzeć na niego, jej ręce się trzęsły, gdy sięgnęła w stronę jego twarzy. Chase odwrócił twarz w stronę jej szyi, w końcu pozwolił sobie na łzy, przytłoczony tą nocą i niesamowitą ulgą. To, że go chciała było cudem. Czuł to zrozumienie i był wdzięczny.
- Nie skrzywdzę cię. - powiedziała, przesuwając ręce po jego plecach. - Przyrzekam. Jakoś to będzie. Musi być.
Chase kiwnął głową, czuł, że znów może oddychać, niesamowicie wyczerpany. Cameron wplotła palce w jego włosy a ich nogi były złączone. Minęło wiele lat od kiedy spali razem w tym łóżku, jednak wciąż gdzieś kryło się szczęście. W tym momencie wrześniowy wiatr wwiewał swoją magię do pokoju a światło księżyca przedostawało się przez żaluzje i nic się nie liczyło poza tą drugą szansą. Chase sięgnął rękę i zgasił lampkę.

CDN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin