Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Harden my heart [5/? NZ]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
cocorito
Internista
Internista


Dołączył: 01 Kwi 2009
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:52, 12 Kwi 2009    Temat postu: Harden my heart [5/? NZ]


zweryfikowane przez cocorito

Wiem, że jestem niekonsekwentna. Miałam wstawić własny fick, gdy już go całego napiszę. Stwierdziłam jednak, że wstawiając go niekompletnego, dałoby mi to furtkę do modyfikacji fabuły, gdyby wam się bardzo nie podobało. Proszę nie bić za początek. Jest może trochę niehameronkowy, ale tak to widzę. Od razu mówię, że słodko nie będzie. Akcja może się trochę wlec. Na punkt kulminacyjny możecie trochę poczekać. Dobrze, zniechęciłam już was? Ok, to zaczynam.

Jeszcze jedno: Akcja dotyczy czasów obecnych tzn. końca 5 sezonu, ale gdy zaczynałam pisać, pewne wydarzenia w serialu nie miały miejsca i tu jest pewna niekonsekwencja. Postanowiłam to zostawić, bo popsułoby mi koncepcję.

Fick zawiera trochę spoilerów
w retrospekcjach.




Wstęp



Cryin' on the corner, waitin' in the rain
I swear I'll never, ever wait again
You gave me your word....but words for you are lies
Darlin' in my wildest dreams, I never thought I'd go
But it's time to let you know....

I'm gonna harden my heart
I'm gonna swallow my tears
I'm gonna turn...and...leave you here.....

All of my life I've been waitin' in the rain
I've been waiting for a feeling...that never, ever came
It feels so close, but always disappears....
Darlin', in your wildest dreams, you never had a clue...
But it's time you got the news.....



3 lata. Długo, jeśli chodzi o miłość do mężczyzny, który w ogóle jej nie zauważał. Mało tego, demaskowane w momentach słabości uczucie było dla niego niewyczerpanym zasobem powodów do drwin i sarkastycznych uwag. W swej naiwności wierzyła, że okazując mu to ciepło, uda mu się stopić lód w jego sercu. Nie udało się. Nigdy się nie uda. Nawet ten pocałunek, który oddał, nic nie zmienił. Wyjścia były dwa – albo rzeczywiście nic do niej nie czuje, a jej szczenięce zauroczenie jest świetną pożywką dla jego – już patologicznie przerośniętego – ego albo... może on też to czuje... musi. Przecież nie jest z kamienia, przecież, nie mogło jej się wydawać, że miał wilgotne oczy, gdy zrezygnowała z pracy u niego. Nie wydawało jej się, że kompletnie zaskoczyła go swoją decyzją, że nie wiedział co powiedzieć. A ona pierwszy raz w życiu ze spokojem na twarzy wyszła. Wiedziała, że w końcu pchnęła swoje życie do przodu. Będzie zawsze w jej sercu. Jako jej mistrz, który stworzył ją jako lekarkę, jako mężczyzna, który stworzył z niej dojrzałą pewną siebie kobietę i jako... kimkolwiek by jeszcze był, zawsze będzie wrośnięty jak bluszcz w nią. Zrozumiała już, że walka z cząstką jego ukrytą w niej jest bezcelowa, a jednocześnie pozwalanie jej by przejęła kontrolę – robiła to już kilka lat – było bez sensu. Wystarczyło żyć dalej. To tak jak alergia– żyje się z nią, czasem daje o sobie znać, ale nie umiera się od niej. Pierwszym krokiem do opanowania „jej uczulenia” było przyjęcie uczucia jakie oferował jej były współpracownik. Kochali się razem wielokrotnie, chodził za nią, był w nią wpatrzony. Nie kupowała kota w worku. To wydało się rozsądne. Może w końcu, z czasem... pokocha go? Może alergię da się zdusić? Może kiedyś sama zacznie gardzić sobą na myśl o tej platonicznej miłostce. Pierwszy krok by zmienić życie. Drugie, zmiana wyglądu... zaraz, zawsze chciała zobaczyć jak wygląda w jaśniejszym odcieniu... to mogłoby być ciekawe... Nowe włosy, nowa praca, nowy mężczyzna, nowe życie... nowe uczucie?
Rozmawiała z szefową szpitala. Chcę przyjąć pracę na ER. Nie jest to szczyt jej zawodowych ambicji, ale może pracując na piątym biegu nie będzie w stanie myśleć o głupotach. To dobry pomysł. Praca nie jest tak zła jak jej się wydaje. A stosunki z byłym szefem – poprawne. Bez zgrzytów, bez – o dziwo – większych złośliwości. Może zmiana stosunków na równorzędne było dobrym wyjściem? Nie, czemu ją to interesuje. Żyje dalej. Myśli o nim coraz rzadziej. Z uporem maniaka wyrzuca wszelkie myśli na jego temat. Z zaskoczenia uzewnętrznia to czego nie powinna przed kamerą. Ma wyrzuty sumienia. By to zatuszować, kompletnie stara się wyrwać bluszcz z korzeniami. Ale jej serce prawie eksploduje z bólu kiedy jego staje z powodu nadużycia leków, które wziął by przypomnieć sobie sceny z wypadku autobusu. Zawsze był idiotą. Nie może przez niego cierpieć. Nie będzie o nim myśleć. Już nie. Jest z kim innym, kimś kto jest prawie dla niej obcy, ale przynajmniej dobry. Dba o nią, wystarczy jej taka namiastka szczęścia. Ważne, że jest spokój, nie ma głupiej walki z wiatrakami.


1.Wczesny promień słońca obudził Cameron, niecierpliwie dobijając się zza firanek.
Nie dostrzegła piękna wstającego dnia, bo pierwszym, co poczuła był koszmarny ból głowy. Chciała wstać z łóżka, ale jej uwagę przykuła śpiąca koło niej śniadoskóra osoba. Tym prędzej zerwała się na równe nogi; zakładając szlafrok na nagie ciało popędziła do kuchni i chwyciwszy stojącą na blacie butelkę wody mineralnej, zaczęła pić. Gdy opróżniła już ponad połowę zaczęła rekonstruować w myślach wydarzenia minionego dnia. Poczuła bolesne ukłucie w sercu. No tak – po południu spotkała się z Chase’m. Jeszcze nie wiedział, że zamiast miłej niespodzianki, czeka go wiadro zimnej wody. Miała dosyć tego prowadzącego do nikąd, przyduszonego rutyną związku. Miała dosyć postawy swojego chłopaka, który –najwyraźniej spoczął na laurach i coraz częściej zdarzało mu się brać, a nie dawać. Poza tym czuła się już zmęczona związkiem bez uczucia. Trwała już w tej próżni ponad dwa lata, wydawało się nawet przez chwilę, że go kocha, ale najwyraźniej było to tylko jej pobożne życzenie. Uczucia nie było. Miała już dosyć udawania. Czemu ma z nim być tylko dla seksu, swoją drogą, coraz rzadszego? Musiała to zakończyć. Dusiła się. Chciała znowu mieć własny metr kwadratowy mieszkania, które on coraz częściej jej zabierał, wkraczając na jej terytorium. Powiedziała mu to wszystko. Niemal wygarnęła, przynajmniej tak to musiało zabrzmieć. Zapamiętała tylko jego słowa, chwilę przed tym, gdy wyszedł, trzaskając drzwiami:

„Wiedziałem. Zawsze wiedziałem. Łudziłem się, że w końcu mnie pokochasz.
Niestety, nie zacznę kuleć i chodzić o lasce, jeśli o to ci chodzi”

Jej serce drgnęło gdy pomyślała o osobie, o której wspomniał Chase. Tak. Głupia kocha... ła go... kiedyś. Zrozumiała, że jest źródłem jej niepowodzeń w życiu osobistym. On był przecież powodem jej związku z Chasem. W chwili, gdy zaczęła go o to winić, poczuła się lepiej.
Tak, to jego należy za to winić. To wszystko przez niego. A on pewnie sobie spokojnie śpi ukołysany vicodinem i burbonem. Poczuła, że chcę go nienawidzić za to. Tak, nienawiść. To jego wina, znienawidzi go za to, jak przyczynił się do upadku jej życia, porzucenia ideałów jakimi się kiedyś kierowała, jak stworzył z delikatnej, wrażliwej dziewczyny bezwzględną sukę...
Zamrugała, bo pokój zaczął rozmazywać się w łzach. Wzięła kolejny łyk wody, by usunął uczucie ścisku w gardle. Dalej odtwarzała w pamięci wydarzenia – po zerwaniu wyszła z domu i poszła do pobliskiego baru. Zamówiła gin z tonikiem i siedziała obrzucając nienawistnym spojrzeniem zakochaną parkę siedzącą przy barze i posyłającą sobie pełne wazeliny spojrzenia. Nagle usłyszała swoje imię, odwróciła się i zobaczyła, no właśnie... o wilku mowa.... Kutner wszedł do kuchni. Widząc Cameron, bardzo się zmartwił, bo wyglądała na niesamowicie smutną.

-Nic mi nie jest. – powiedziała

-Słuchaj... wiem, że tak to wyszło, może to dość niefortunne zakończenie...

-Daj spokój – ucięła. – Jesteśmy dorośli. Wiedzieliśmy co robiliśmy, byliśmy pijani, ale nic się nie stało, przecież nie będziemy się teraz zagryzać z powodu, że zrobiliśmy coś – można powiedzieć – niemoralnego.

-No tak, ale ty byłaś w swoim łóżku, a ja...

-A ja cię do niego zaprosiłam, tak? No właśnie – dodała szybko widząc, że Kutner otwiera usta, żeby znowu coś powiedzieć – a teraz umyjemy się, ubierzemy się, zrobię śniadanie i pojedziemy do pracy moim samochodem.

-A co jeśli ktoś nas zobaczy?

-Ktoś? Zgaduję, że masz na myśli twojego obecnego, a mojego byłego szefa – może to uczyni jego nędzne, nieszczęśliwe życie nieco ciekawszym – będzie miał o czym plotkować. – powiedziała oficjalnym tonem.

-Wiesz co?

-Co?

-W opowieściach House’a i Foremana byłaś zupełnie inna.

-To znaczy... jaka?

-No... inna.

Kutner wyszedł z kuchni, zostawiając znów Cameron samą ze swoimi myślami.

„Inna, to znaczy, lepsza...” – dokończyła w duchu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez cocorito dnia Czw 21:05, 07 Maj 2009, w całości zmieniany 9 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:10, 13 Kwi 2009    Temat postu:

Bardzo fajny fik Dużo opisu który zawsze jest mile widziany. Ale trochę zbyt mało faktów... a z resztą co ja będę się wypowiadać skoro ja piszę fika sto razy gorszego
Oby tak dalej !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Angel
Nocny Marek
Nocny Marek


Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 5291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 69 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:39, 13 Kwi 2009    Temat postu:

Przyda się beta, jest parę drobnych błędów, głównie interpunkcyjnych.

Początek możesz zaliczyć do udanych


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 8:29, 13 Kwi 2009    Temat postu:

Ciekawa jest próba analizy stanu uczuć Cam.
W dodatku sprawnie napisana.

Obraz "upadku" Cam, a raczej wpadki z Kutnerem to niejako powtórzenie jej zachowania z 2x07. Widać w momentach kryzysu tożsamości reaguje identycznie.

Sposób nawiązania do obecnej akcji serialu moim zdaniem bardzo udany.
Obiecujący początek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
miss rain
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 10:36, 13 Kwi 2009    Temat postu:

Bardzo mi się fik podoba - nic nie zgrzyta, zgrabne dialogi, trafna analiza Cameron i całkiem ciekawy początek - nareszcie jakiś fik zaczyna się czymś innym niż przyjściem pijanej Cameron/House'a do tego drugiego
Pisz dalej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuś
The Federerest
The Federerest


Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 3362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:06, 13 Kwi 2009    Temat postu:

Zaciekawiłaś mnie. Mam nadzieję, że akcja szybko zacznie się rozwijać. Fick zapowiada się bardzo obiecująco w każdym razie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 11:07, 13 Kwi 2009    Temat postu:

Wczoraj nie miałem siły żeby cokolwiek napisać. Początek jest świetny. Żebym ja tak pisał... Nie ma luk w...no tym... szlag... zapomniałem jak to się nazywa... powiedzmy że w opisie A komentarz kochanego horumowicza wyjaśni to co chciałem napisać
miss rain napisał:
Bardzo mi się fik podoba - nic nie zgrzyta, zgrabne dialogi, trafna analiza Cameron i całkiem ciekawy początek - nareszcie jakiś fik zaczyna się czymś innym niż przyjściem pijanej Cameron/House'a do tego drugiego
Pisz dalej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eithne
Szalony Filmowiec


Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 4040
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z planu filmowego :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:34, 13 Kwi 2009    Temat postu:

Kutner?
Oho, tego tu jeszcze nie było.
Jestem szalenie ciekawa co dalej wymyślisz, bo fik zapowiada się naprawdę dobrze


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BuTtErfly...?.!
Gastroenterolog
Gastroenterolog


Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 1718
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:51, 13 Kwi 2009    Temat postu:

Początek udany Podoba mi się analiza Cam, to ze zauważa zmiany, uświadamia sobie wiele. Fik fajnie się czyta i mam nadzieje że na kolejną część nie trzeba będzie długo czekać

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tysiaaa
Troll Horumowy
Troll Horumowy


Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 1398
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Dukla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:17, 13 Kwi 2009    Temat postu:

Ooo świetnie.. Brak słów

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:07, 13 Kwi 2009    Temat postu:

Cocorito - fajnie
Ciekawe rozmyślania Cam.

czekam na rozwój akcji, ale zapętlenie z Kutnerem na początku ... hmmm .... ciekawe...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cocorito
Internista
Internista


Dołączył: 01 Kwi 2009
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:08, 15 Kwi 2009    Temat postu:

Jest i kolejna część.
Proszę wybaczyć mi żałosną imitację humoru House, starałam się...
W tym rozdziale także będzie dużo przemyśleń, tym razem House'a.
Obiecuję, że od przyszłego będzie trochę mniej. Mam nadzieję, że uniknęłam błędów i że to co napisałam jest "zjadliwe".
Zapraszam do czytania!


2.Szalony diagnostyk siedział w barze ze striptizem i przyglądał się z dużym zaangażowaniem poczynaniom pani administrator szpitala, która zwinnie owijała się dookoła rury. Muzyka podbijana basami huczała mu w głowie. Nagle muzykę zakłócił jakiś niemożliwie denerwujący dźwięk, który wbijał mu się w uszy. Sygnał budzika w końcu zagłuszył całkowicie muzykę, a on obudził się i pierwsze co zrobił to wyłączył tę piekielną maszynę. Bardzo nie chciało mu się wstawać. Tym bardziej, że wczoraj znów udało mu się zabalować z butelką burbonu i najchętniej poleżałby jeszcze trochę. I leżałby tak, gdyby nagła potrzeba wypicia wody nie zerwała go na równe nogi. Dosłownie. Zaklął soczyście, gdy jedna z nich ugięła się powodując bardzo duży ból. Wziął pomarańczową fiolkę pełną białych tabletek i poczęstował się kilkoma. Potem dowlókł się do kuchni, napił się i zaczął doprowadzać się do stanu używalności. Wiedział, że to będzie długi i ciężki dzień, od progu będzie osaczany przez striptizerkę z jego snu, a jego arcygłupi zespół, który chwilami zdawał się mieć jedno IQ podzielone na cztery osoby, znów da mu do zrozumienia, że jest niezbędny w pracy, by z powodu ich omylności szpital nie utracił kolejnego pacjenta. Taaak to wymarzony dzień...
Wgramolił się na motor i ruszył na spotkanie z nowym, zapewne niezwykle ciekawym przypadkiem.

Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył ICH wychodzących z JEJ samochodu! Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Może ten dzień nie jest jednak taki zły..?
Wszedł do gabinetu nucąc coś bliżej nieokreślonego beztrosko, ku przerażeniu kaczuszek.
Dowiedział się od umierającej pannicy z Huntingtonem, że na razie nie mają żadnego przypadku, ale Cameron stara się znaleźć jakiś niepokojący objaw na ER. Mimowolnie się uśmiechnął. Postanowił, że zaczai się niczym drapieżnik na zwierzynę i załatwi ich obydwoje jak wejdzie. Kątem oka spojrzał na Kutnera, który był ku jego uciesze bardzo nerwowy. Najwyraźniej nie chciał spotkania trzeciego stopnia z szefową ostrego dyżuru.
Czekał w skupieniu, aż przyjdzie i w końcu się pojawiła. Jak zwykle: piękna, wyniosła z burzą blond włosów okalających jej ramiona. Przyniosła jakiś przypadek nastolatki po wypadku, która dostała alergii. Też wymyśliła. Z satysfakcją patrzył na Kutnera i na nią. Unikali swoich spojrzeń. Tak, to była jego chwila. Nareszcie mógł się trochę poznęcać.
-Cameron- wstał i podszedł do niej –słyszałem, że praktykujesz seks tantryczny?
Pani immunolog ściągnęła brwi w bliżej nieokreślonym grymasie.
-Raczej wolę jogę..
-To ciekawe, najwyraźniej zatrudniłaś prywatnego nauczyciela, z którym dziś przyjechałaś do pracy – spojrzał wymownie na Kutnera. Pozostałe kaczuszki oniemiały patrząc to na niego, to na Cameron, to na House’a.
Cameron uśmiechnęła się i dotknęła ramienia House’a
-Nie miałam pojęcia, że też chciałeś zapisać się na kurs... ale, wiesz, musiałbyś najpierw trochę porozciągać nogi, z jedną byłby problem. – uśmiechnęła się triumfująco widząc brak reakcji byłego szefa, obróciła się na pięcie i wyszła.
Wydał rozporządzenie swoim giermkom, jednocześnie kompromitując Kutnera pytaniem, jaką pozycję lubi Cameron, ponieważ musi wiedzieć, na przyszłość, a sam zaczął zastanawiać się nad enigmatyczną panią immunolog.

O nie. Nie może dać za wygraną, musi jej jeszcze trochę podokuczać.
Znudzony czekaniem na to, aż któreś brzydkie kaczątko wpadnie na pomysł, na który on wpadł już trzy godziny temu, postanowił, że pójdzie zobaczyć co słychać u Cameron, czy przypadkiem nie ma zbyt dobrego humoru. Podekscytowany, niczym dzieciak, który chce zrobić psikusa, poszedł na ostry dyżur. Zamiast wchodzić do środka poczekał, aż szefowa oddziału wyjdzie.
-Co robisz? – spytała, widząc go stojącego pod ścianą.
-Czekam na ciebie. Chcę zobaczyć, czy już masz czerwoną plamkę między oczami.
Uśmiechnęła się
-Nie spałam z nim.
-Jasne... po prostu interesujesz się odmiennymi kulturami... Aborygeni już cię nie interesują?
-Zerwałam z Chase’m jeśli o to ci chodzi.
-Ouu to nowość... nie chciał skrócić blond loczków?
-Nie twoja sprawa! – jej oczy spojrzały teraz na niego. Ciskały błyskawice.
-Moja pod warunkiem, że zamieniłaś się w modliszkę i szukasz ofiar. Najpierw kuchnia indyjska, na żydowską nie licz... nie tkniesz żonatego, Foremana musiałabyś skonsumować razem z Trzynastką w komplecie, został ci jeszcze Wilson... i ja... daj mi znać kiedy będzie moja kolej, będę musiał się przygotować...
-Nie ma cię na liście
-Masz rację, świat wiele by stracił, gdybyś tak po prostu mnie pożarła.
-Wybacz, ale preferuję tylko w pełni sprawnych, więc ciebie w ogóle nie brałam pod uwagę
Odeszła z uśmiechem na twarzy. Co jest? Znów go pokonała! Musi znaleźć na nią jakiś sposób...
Gra jeszcze się nie skończyła...

-Wiedziałem. – powiedział Kutner do Cameron, która krzątała się przy jakimś młodym pirotechniku.
-Co wiedziałeś? – spytała, nie odrywając wzroku od pacjenta.
-Że House nie da nam spokoju...
-Nam? Chyba Tobie. Mnie on nie boli. – uśmiechnęła się pobłażliwie i wróciła do oparzonej ręki nastolatka.
Kutner, stwierdzając, że nic tu po nim, opuścił ER.

Tydzień później ostry dyżur przypominał jarmark. Cameron biegała od jednego pacjenta do drugiego, a jak na złość, co chwila ich przybywało, aż zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie rozmnażają się przez pączkowanie. I jeszcze ten osobnik z dziwnymi objawami. Marzyła o tym, żeby symulował, ale jego krzyki bólu nie mogły być udawane. Westchnęła. Wiedziała, że będzie musiała złożyć wizytę gburowi z diagnostyki, co było jej największym pragnieniem tego dnia... o tak... bycie zmieszaną z błotem i wysłuchiwanie aluzji na temat jej rozwiązłości było takie przyjemne. No nic. Musiała się do niego przejść. Był sam.
-A kogo moje piękne oczy widzą? – przywitał ją od progu.
-House....
-Akurat dzisiaj? Dzisiaj umówiłem się na striptiz z Cuddy, no chyba, że chcesz się przyłączyć.
-Potrzebuję cię.
-To chyba nie najlepsza chwila na wyznania, potrzebuję nastroju...
-Czterdziestolatek. Wyje z bólu. Żadnych urazów wewnętrzych, Żadnej patologii, zmian skórnych...
-Tak, zapewne chcesz, żebym zrobił za ciebie pracę domową...
-Chcę, żebyś się nim zajął. Ja sama mam urwanie głowy, pacjenci mnożą się jak komórki... – powiedziała kierując kroki do wyjścia.
-Zastanowię się....
westchnęła. Podeszła do niego.
-Proszę. Już więcej cię nie będę męczyć.
-Nie narzekam. Zrobię to. Ale pod warunkiem, że dasz się zaprosić na drinka.
Zmarszczyła brwi.
-To jakiś żart?! – spytała
-Nie. Pomyślałem, że miło byłoby posiedzieć i powspominać stare dobre czasy, a tobie dobrze by zrobiło takie wyjście, bo podobno ostatnio kursujesz tylko między domem a szpitalem.
-Jeśli coś knujesz....
-Ja, jak możesz mnie tak oceniać? – zrobił minę urażonego dziecka.
-Dobrze, zgoda, jeśli go wyleczysz.
-Oczywiście, że wyleczę. Przecież wiesz – popatrzył na nią pewny siebie, jak zawsze.
Rzuciła mu jeszcze przelotne spojrzenie i odwróciła się na pięcie.
Ona wyszła, a on wciąż stał na środku gabinetu i wpatrywał się w przestrzeń.
Co go podkusiło, żeby jej zaproponować...?

Cameron. Nigdy nie potrafił zweryfikować swojego stosunku do niej.
Gdy ją przyjmował, wydawała mu się tylko piękną, zdolną młodą dziewczyną, która będzie świetną ozdobą oddziału diagnostyki, ale także osobą, z której będzie mógł pokpić, z powodu jej ideałów. Zbyt pochopnie ją ocenił. Owszem była naiwna, chciała wszystkich zbawić i on musiał jej niekiedy otwierać oczy, ale także była tą osobą, z którą nawiązał specyficzną więź. Może ze względu na to, że młoda lekarka była w nim zakochana. Wiedział to, ale jedyne co mógł zrobić, to uchronić ją przed sobą. Nie chciał by młoda dziewczyna, która całe życie ma przed sobą użerała się z takim kimś jak on. Po jakimś czasie zorientowałaby się, jaki błąd popełniła, a on dziwnie chciał jej dobra. Może była dla niego ucieleśnieniem niewinności, świeżości, czystej tablicy, którą można zapisać. Nie chciał psuć tego. Udało mu się wymyślić racjonalny powód jej zauroczenia: ona lubi uszkodzonych, czuje się im potrzebna! No tak, to by się zgadzało... a więc... tak naprawdę go nie kocha... tylko...no tak... czemu w ogóle, idiota, tak pomyślał. Trzymanie jej na dystans i zniechęcanie do siebie na każdym kroku to jedyne wyjście z tej sytuacji.. Nie zastanawia się nad jej uczuciami, ale widzi coś innego. Przy nim młoda dziewczyna dojrzewa. Staje się coraz silniejsza. Powiedział jej nawet, że jest z niej dumny. Był wtedy. Bardzo. Jak teraz o tym pomyślał, leżąc w łóżku, zawsze była w pobliżu gdy jej potrzebował. Nawet w jego umyśle po pamiętnym postrzale. Sam się dziwił jak. Przyszła do niego, gdy był na głodzie. Otworzył jej. Mimo, że nie miała vicodinu. Bał się tej dziwnej relacji. A ona go pocałowała... przyszła i go pocałowała! A on zamiast odepchnąć ją, oddał pocałunek. Czuł się wtedy dziwnie. Pamięta, jak stał nieruchomo, gdy ona dotknęła palcami jego skroni i zaznaczyła palcem zarys ust. Nie do końca wiedział co się dzieje. Czemu na to pozwala. Serce dziwnie przyspieszyło. A ona wspięła się na palce, żeby dosięgnąć jego warg. Nie do końca będąc tego świadomym, pochylił głowę, by ułatwić jej to zadanie. I wpadł w pułapkę. Gdy poczuł jej miękkie usta na swoich, jej piękny zapach, wiedział, że nie ma ucieczki. Tak bardzo się tego bał, a teraz to się działo naprawdę. Nie mógł się opierać. Otworzył usta jakby w geście zaproszenia dla niej, a jego język spotkał się z jej. To było tak piękne. Gdyby nie wyciągnęła tej strzykawki... No tak... zrobiła to po to, by pobrać mu krew. Pamięta jaki był wtedy wściekły. Każda analiza jej osoby wprowadzała zamęt w jego dotychczas uporządkowanym życiu. W gruncie rzeczy niepotrzebny. Dopóki była blisko... tak, wydawało mu się, że zawsze będzie. A ona zaczęła sobie układać życie. Dobrze dla niej. Ale czy dla niego? Nie chciał się nigdy przyznać, jak bardzo zazdrości kangurowi tego, że ją dotyka, całuje i posiada ją całą. Ale.. póki była blisko, nawet to można było tolerować. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że ona może od niego odejść...to znaczy odejść z zespołu. Gdy wręczyła mu wtedy z beztroskim uśmiechem rezygnację, poczuł się kompletnie spacyfikowany. To była jedna z nielicznych chwil, w których zupełnie nie wiedział co zrobić. Emocje wzięły górę. Nie potrafił rzucić żadnej riposty. Nic. Kompletnie. Spytał ją tylko, co powinien zrobić. Jakby to mogło coś zmienić. A ona wciąż tak beztrosko się uśmiechała. Jakby zupełnie... był jej obojętny? Czy tak dobrze udawała, czy naprawdę?
Ściśnięte gardło nie pozwoliło mu nic więcej powiedzieć. Nie chciał pozwolić, by łzy zniekształciły mu obraz, ale to się stawało. Odchodziła. Już jej nigdy nie zobaczy? Już nigdy nie powie, że gdyby nie był mizantropijnym dupkiem, uchyliłby jej nieba? To stało się tak nagle, tak szybko, że nie mógł nic poradzić. Nie lubił takich chwil bezradności. Udowadniały mu to, czego nie lubił sobie uświadamiać. Że jest tylko człowiekiem, nie ma żadnej siły i jest bezradny w konfrontacji z losem. Racjonalista, a karmił się naiwnością. Hipokryta. Miałaby czekać, aż on łaskawie powie jej coś milszego niż codzienną kpinę? Że ją przytuli, padnie na kolana przed nią? Oczywiste, że to by nie nastąpiło. Podeszła do niego i dotknęła jego ręki. Widzi ją po raz ostatni. I nic? Czemu nic nie robi? Niech ją zatrzyma! Ale przecież... tego chciał, jej szczęścia. Niech jej się wiedzie. Niech nosi w torbie sforę kangurzątek. I niech nie myśli o nim.
Będzie za nim tęskniła. Gdybyś tylko wiedziała, jak ja będę.
A jednak wróciła do szpitala. Odmieniona. Te jej blond włosy... Ale to nie największa zmiana. Nie widzi w niej niepewnej dziewczynki. Widzi w niej świadomą kobietę. Świadomą kobietę, która nigdy nie będzie jego. Zdegradowała się. Praca na ER to profanacja jej dotychczasowych osiągnięć. Ale jej się podoba ta praca. Ona promienieje. Rozmawia z nim jak nigdy. Tak swobodnie. Widać, że dużo się zmieniło. Ale nie wszystko. Jak ona dobrze go zna! Wiedziała, że nie chciał zabić marzeń pacjentki. To jeszcze utwierdziło go w przekonaniu jak bardzo mu jej brakuje.
Mimochodem proponuje jej powrót. Ona jednak wciąż odmawia. Intryguje go coraz bardziej.
Nie tęskni za nim. To nowość. Nie spodziewał się tego. Mógłby przyznać, że go to zabolało. Ale to tylko dowód na to, że ona już z nim skończyła. Teraz on może. To nie będzie trudne.
Dziwne, jak bardzo zaczyna interesować go Cuddy. Cameron jest już nieważna.
Ale romans z administratorką szpitala szybko się kończy, a pozostaje pustka. Wciąż ona...
Da mu kiedyś spokój?
Patrzy na zegarek. Jest druga w nocy. Musiał od razu zapraszać ją na drinka? Czy ta pustka aż tak mu doskwiera?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez cocorito dnia Śro 15:11, 15 Kwi 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:18, 15 Kwi 2009    Temat postu:

Bardzo fajne. Świetne
Lubię czytać rozmyślającego Housea.
TAK rozmyślającego


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ciacho
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Princeton :P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:09, 15 Kwi 2009    Temat postu:

Bardzo fajny fik!
Ciekawe przemyslenia i w ogóle, no świetne
Zobaczymy co będzie dalej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:57, 15 Kwi 2009    Temat postu:

Co za rozmyślania...
Świetne


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eithne
Szalony Filmowiec


Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 4040
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z planu filmowego :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:07, 15 Kwi 2009    Temat postu:

Cytat:
Odchodziła. Już jej nigdy nie zobaczy? Już nigdy nie powie, że gdyby nie był mizantropijnym dupkiem, uchyliłby jej nieba?


Genialny tekst. Bardzo trafny... Naprawdę świetnie napisana cześć fika.
Wypowiedzi House'a są "House'owe do szpiku kości". I nie jest to żałosna imitacja jego humoru, to jest bardzo dokładna kopia jego humoru!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:12, 15 Kwi 2009    Temat postu:

Taak... w tej części House BYŁ Housem, a nie jakąś tanią Chińską podróbką

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tysiaaa
Troll Horumowy
Troll Horumowy


Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 1398
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Dukla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:16, 15 Kwi 2009    Temat postu:

Świetnie, wspaniale piszesz.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cocorito
Internista
Internista


Dołączył: 01 Kwi 2009
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:20, 15 Kwi 2009    Temat postu:

Dziękuję.
Dziękuję za te wszystkie komentarze

Miło jest jak to co się robi, podoba się innym.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Angel
Nocny Marek
Nocny Marek


Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 5291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 69 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:34, 16 Kwi 2009    Temat postu:

Dr Gregory House napisał:
Taak... w tej części House BYŁ Housem, a nie jakąś tanią Chińską podróbką

W tym wypadku wypadałoby napisać "piątosezonową podróbką"

Bardzo przyjemnie mi się czyta, jak grzebiesz House'owi w głowie. Grzeb dalej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cocorito
Internista
Internista


Dołączył: 01 Kwi 2009
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:25, 19 Kwi 2009    Temat postu:

Dziś bez żadnych uwag. Zapraszam do czytania, po prostu.

3. Po kolejnym jakże ciekawym i wyczerpującym dniu pracy House ze spakowanym plecakiem mógł spokojnie iść do domu. Przy okazji chciał odwiedzić Cameron na ER i przypomnieć jej o nietypowym długu, który miała dziś spłacić. Widać było, że jest zmęczona. Z jej upiętego kucyka wystawało coraz więcej wolno opadających na ramiona pasm. Zapewne wprost marzyła o tej „randce”.
-Przypominam o dzisiejszej umowie. O ósmej jestem u ciebie, zabiorę cię w miejsce o jakim nie marzyłaś. – zrobił zabawną minę, wybałuszając oczy jak magik, który pokazuje sztuczkę.
-Do baru ze striptizem? Proszę... Wolałabym już siedzieć na kanapie i pić grzane wino pod kocem.
-Hej, to ja miałem się rozbierać, ale skoro nie chcesz...
spojrzał na Cameron, której mina mówiła „lepiej już nic nie mów”
-Będę czekał.

Już prawie wychodził ze szpitala, gdy nagle...
-Dokąd biegniesz? Nie uciekniesz mi. – House odwrócił się i zobaczył zaprzyjaźnionego onkologa. Zatrzymał się przy wyjściu i poczekał aż do niego dołączy.
-Ty sadysto, musisz...? –powiedział robiąc minę zranionego chłopca.
-Co robisz dziś wieczorem? Może jakieś piwko..?
-Nie mogę. Jestem zajęty.
-Zdradzasz mnie? Daj spokój, z prostytutką?!
-Cameron się obrazi, jak usłyszy jak ją nazywasz.
-Ca.... Że co?! – oczy Wilsona zrobiły się wielkie.
-Tak, może głośniej. Jeszcze nie wszyscy usłyszeli.
Wyszli ze szpitala i dopiero wtedy kontynuowali rozmowę.
-Jak.... – zaczął Wilson
-Była mi to winna. Zająłem się pacjentem i zażądałem w zamian spotkanie.
-Randkę! – powiedział tonem twierdzącym onkolog.
-Spotkanie. Odkąd moja niania zachorowała, nie ma mi kto zmienić pieluchy i wykąpać.
-To by tłumaczyło, czemu nie pachniesz dziś świeżo...
House dosłownie zabił go wzrokiem.
-To moja woda kolońska.
-A zapomniałem, przepraszam. – uśmiechnął się Wilson. – A tak na serio czemu?
-To proste. Muszę pierwszy poznać pikantne szczegóły jej rozstania z kangurem.
-Zerwali ze sobą?
-Przecież mówię...
I odkuśtykał do swojego motoru.
Wilson uśmiechnął się tylko sam do siebie.

Wykąpana Cameron w szlafroku delikatnie rozczesywała lekko wilgotne włosy pachnące kwiatowym szamponem. Nie miała ochoty na nic. Była zmęczona i chciała się położyć. Z drugiej strony jednak ciekawiły ją motywy House’a. Czemu chciałby się z nią spotkać? Czy jego samotność osiągnęła stan krytyczny i zapragnął towarzystwa kogoś innego niż tylko Wilsona?
Zastanawiała się co założyć. Nie chciała wyglądać zbyt elegancko, To by znaczyło, że jej zależy na tym spotkaniu. Wybrała umiarkowanie odświętną bluzkę koszulową i czarne spodnie. Mogła przewidzieć, że House przyjdzie wcześniej, więc już o w pół do ósmej była gotowa. House też. Właśnie przyszedł. Cóż za wyczucie.
-Wybierasz się na wernisaż? – przywitał ją ciepło, jak zwykle.
-Dzięki, wiem, ze ładnie wyglądam. – powiedziała, patrząc na niego protekcjonalnie.
-Na motorze będzie ci niewygodnie.
-Co..? Jedziemy motorem? Dziękuję, nie chcę jeszcze oddawać organów.
-Odstawimy go u mnie. Musiałem po ciebie przyjechać, żebyś choć raz w życiu poczuła się jak księżniczka. – powiedział -Ale nie przyzwyczajaj się.*
Cameron nie wahała się długo. Jakby nie było, ufała mu.
Pozwoliła się zawieść do jego domu.
Ku jej zaskoczeniu House skierował kroki do mieszkania.
-Hej, a ty dokąd? Uciekasz?
-Chodź ze mną, przecież muszę zamówić taksówkę.
Weszła. Czekała około pięć minut, bo diagnosta musiał udać się jeszcze tam, gdzie król piechotą chodzi.
Gdy wreszcie się pojawił, już otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale on był szybszy.
-Teraz możesz zdjąć te niewygodne buty. Niech twój kręgosłup odpocznie.
-Że co?! Ty to zaplanowałeś! Mam zostać u ciebie w domu? Nie, daj telefon, wracam...
Podeszła do aparatu i wzięła słuchawkę.
House stanął nad nią i spojrzał głęboko w oczy.
Czy jego bliskość, czy też te niesamowicie niebieskie oczy, spowodowały, że bez protestu dała sobie zabrać słuchawkę..? Nie wiedziała. Był tak blisko, że czuła ciepło bijące z jego ciała.
Czy to ono spowodowało, że jej serce przyspieszyło? Stała i patrzyła w te bezczelnie piękne oczy i nie mogła się ruszyć. On był za blisko. Stanowczo.
-Powiedziałaś, że jesteś zmęczona. Nie chciałem ryzykować, aż zaśniesz mi w barze i będę musiał cię holować. Postanowiłem, że wypijemy u mnie. Gdzieś powinienem mieć nawet koc, więc będziesz mogła sączyć swoje wino pod kocem w moim jakże miłym towarzystwie.
Oderwała od niego wzrok. Próbowała doprowadzić się do stanu pierwotnego, tego zanim zbliżył się do niej. Skarciła się za to w duchu. Dawno czegoś takiego nie czuła przy nim.
-Dobra, niech ci będzie. Na przyszłość będę wiedzieć, żeby nie prosić cię o nic.
I odeszła od niego.

To spotkanie na pewno nie należało do udanych.
Cameron siedziała na podłodze i sączyła któryś z kolei kieliszek wina.
Na kanapie było jej niewygodnie. A tu pod ścianą było jej jakoś dobrze. Zastanawiała się, kiedy będzie mogła powiedzieć House’owi dobranoc i wymknąć się od niego.
Stwierdziła, że pewnie niedługo się upije dzięki interakcji z vicodinem, więc nie będzie musiała długo tu siedzieć. Czuła się niezręcznie i jakoś dziwnie...
Pomijając fakt, że czuła, jak jest jej gorąco od alkoholu i zaczynało jej się kręcić w głowie.
House wrócił. Tłumaczył się szukaniem fiolki lekarstwa w sypialni, ale trzymał w ręku butelkę bursztynowego płynu.
-Ty sadystko – powiedział schylając się i siadając na podłodze koło niej, jednocześnie krzywiąc się z bólu.
Nalał sobie burbonu do szklanki i spojrzał na siedzącą kobietę. Wyglądała na zmęczoną i znudzoną.
W końcu spytała go:
-Czemu właściwie chciałeś się ze mną spotkać?
-To proste. Upiję cię i wykorzystam, ty nie będziesz nic pamiętała, a ja będę miał się czym chwalić w szpitalu.
Posłała mu karcące spojrzenie, które dziwnie zakłuło go w sercu.
Poczuł się nieswojo. Aby przerwać niezręczną ciszę, powiedział.
-Co się stało między tobą a Chase’m?
Przez jej twarz przeszedł cień furii.
-Po to mnie zaprosiłeś? Żeby poznać sekrety mojego pożycia z Robertem?
Czy naprawdę jesteś aż tak przytłoczony swoim nieszczęśliwym życiem, aby mieszać się w moje?! – wykrzyczała mu to w twarz, po czym dźwignęła się na rękach i chciała wstać.
Silna ręka złapała jej przedramię i zatrzymała ją w tej pozycji. House pochylił się nad nią, jedną ręką podpierając się, a drugą unieruchamiając jej. Przy czym znów był blisko.
Już drugi raz w tym dniu. Kręciło jej się w głowie. Ale widziała jak jego oczy patrzą na nią badawczo. To była jedna z niewielu chwil, gdy był tak nagi, obdarty z sarkazmu. Zdawałoby się, że jej słowa zraniły go.

Nie wiedział czemu jest tak zdesperowany, czemu nie chce, by poszła.
Trzymał ją, nachylał się w tej niedorzecznej pozycji i patrzył na nią. Miał jedną z niewielu okazji, by być tak blisko niej. Powinien tę chwilę wykorzystać.
To dziwne uczucie. Pierwszy raz czuł się tak, gdy zbliżała się, by go pocałować.
Tak, to było to samo. Taka mała, bezbronna kobietka, a mogła ruszyć taki głaz.
Z tej perspektywy, jej usta, które zamarły wpół rozchylone w zdumieniu, były tak kuszące. I były tak blisko. Tylko kilka centymetrów. Bezwiednie nachylił się nad nimi.
Resztki rozsądku powstrzymały go. Zostaw, idioto, nie dla ciebie.
Ona, jeszcze bardziej zdziwiona odwróciła głowę.
Puścił. Niech idzie.
Ale ona nie ruszyła się.
Usiadł koło niej. Podparł czoło ręką. W głowie kręciło mu się od alkoholu i tych dziwnych emocji. Zainteresował się bardzo podłogą i w nią się wpatrywał.
-To ja z nim zerwałam – powiedziała Cameron po dłuższej chwili.
Spojrzał na nią. Słuchał całej historii. Była smutna. Nie tego chciał. Wiedział, że mogłaby się rozkleić pod wpływem wyznań i alkoholu, a takich sytuacji nie lubił.
Ale ona wcale nie płakała. Dobra dziewczynka.
-Czemu ja ci w ogóle to mówię? – skwitowała swoją krótką historię, pomijając oczywiście to, co powiedział jej Chase, odchodząc.
-Bo podświadomie w jakiś sposób tęsknisz za mną? – spytał House. Nie silił się na sarkazm. Nie miał siły. Alkohol i vicodin pozbawiły go cietej riposty. Jej obecność także mu nie pomagała.
Spojrzała na niego. Nic nie odpowiedziała.
-Chciałabym cię nienawidzić. – odwrócił się i spojrzał na nią.
-To skrajne uczucie, ale miałeś wpływ na mnie. I byłeś powodem niektórych złych decyzji w moim życiu. Nie potrafię być wobec ciebie obojętna. A jeśli nie chodzi o to pozytywne uczucie, to pozostaje jego przeciwwaga.
-Nie byłabyś oryginalna – powiedział.
Spojrzeli na siebie przez dłuższą chwilę.
-Pójdę już – powiedziała, wstając. Kręciło jej się w głowie. Diagnostyk także wstał próbując złapać Cameron, która miała problem z równowagą.
-Dzięki, z moim błędnikiem w porządku – powiedziała i poszła po telefon.

Gdy tylko wróciła do domu, od razu weszła pod prysznic i odkręciła wodę. Stała i pozwalała, by wlewała jej się do oczu, obmywała twarz i ciało. Wciąż kręciło jej się w głowie.
Idiotka. Była zła na siebie. Nie wiedziała tylko... dlaczego.

*w którymś ficku widziałam już to zdanie, ale pasowało mi tutaj, w kontekście, scusi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ciacho
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Princeton :P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:13, 19 Kwi 2009    Temat postu:

cocorito, jak napisałam już gdzie indziej bardzo mnie twój fik odświeżył. Czuję się już lepiej. Czekam z niecierplowością na kolejną część
Teraz chyba sobie Paradoks od początku idę czytać. O matko, to będzie samobójstwo! Tyle tego jest o.O

EDIT : Nie, chyba mam lepszy pomysł. Idę oglądać House'a.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ciacho dnia Nie 19:14, 19 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:36, 19 Kwi 2009    Temat postu:

ona jest zła na siebie za to, że go nienawidzi, a raczej myśli, że go nienawidzi, a tak naprawdę to go kocha

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:31, 19 Kwi 2009    Temat postu:

Bardzo dobra część.
Ciekawie zarysowane sceny.

Cytat:
Cameron siedziała na podłodze i sączyła któryś z kolei kieliszek wina.
Na kanapie było jej niewygodnie. A tu pod ścianą było jej jakoś dobrze. Zastanawiała się, kiedy będzie mogła powiedzieć House’owi dobranoc i wymknąć się od niego.


Cytat:
Czy naprawdę jesteś aż tak przytłoczony swoim nieszczęśliwym życiem, aby mieszać się w moje?! – wykrzyczała mu to w twarz, po czym dźwignęła się na rękach i chciała wstać.
Silna ręka złapała jej przedramię i zatrzymała ją w tej pozycji. House pochylił się nad nią, jedną ręką podpierając się, a drugą unieruchamiając jej. Przy czym znów był blisko.


Świetne teksty:

Cytat:
Odkąd moja niania zachorowała, nie ma mi kto zmienić pieluchy i wykąpać.
-To by tłumaczyło, czemu nie pachniesz dziś świeżo...
House dosłownie zabił go wzrokiem.
-To moja woda kolońska.


To co przedstawiasz nie będzie proste ani oczywiste. Bardzo to realistyczne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cocorito
Internista
Internista


Dołączył: 01 Kwi 2009
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:07, 22 Kwi 2009    Temat postu:

Jako, że mam jeszcze zapas napisanych rozdziałów,
dodaję.


4. Zmiany, jakie nastąpiły w obu uczestnikach quasi-randki były zauważalne przez najbliższych. House zrobił się jeszcze bardziej złośliwy niż zwykle, prowokując spekulację co bierze/czy bierze lub czy jest na głodzie. Oczywiście złośliwe kaczuszki postawiły nawet zakłady, tylko nie mogły niestety wyłonić zwycięzcy, bo nawet Wilson nie wiedział, o co chodzi. Mimo tego w ramach troski o przyjaciela, niekoniecznie o pieniądze jego współpracowników postanowił dowiedzieć się co go gryzie, mimo iż wiedział, że syzyfową pracą będzie otworzyć jego ciasną muszlę. Jednak zawsze można spróbować.

Cameron natomiast zrobiła się dziwnie nerwowa. Miała sobie za złe, że miała „zapałać” nienawiścią do House’a, a tymczasem spotyka się z nim. Jeszcze jedna rzecz wzbudzała w niej niepokój. Wciąż przed oczami miała chwilę, gdy nachylił się nad nią trzymając ją za rękę.
Powracał jego ciepły oddech na jej twarzy, gdy patrzył na nią głębią lazurowych oczy.
Dziwny obraz, którego próbowała się pozbyć. By sobie pomóc unikała House’a. Na szczęście, ostatnio nie miała okazji by się z nim zobaczyć. Chyba niebiosa jej sprzyjały, na ER poza pourywanymi palcami i wypadkami żadnych anomalii od tygodnia nie było.

-Czemu jesteś taki markotny. I nie pijesz wcale piwa? – spytał Wilson, siedząc przed telewizorem w mieszkaniu House’a.
-Bo jest obrzydliwe – powiedział House akcentując ostatnie słowo – Mój mocz pewnie lepiej smakuje... i ma dużo składników odżywczych.
Wilson popatrzył na niego pobłażliwym wzrokiem i powiedział:
-Twoi słudzy bawią się w bukmacherów i obstawiają jaki nowy narkotyk bierzesz.
-Powiedz, że ecstasy i niech się cieszą...
-House, daj spokój, mi możesz powiedzieć, co takiego się dzieje.
House nabrał wody, a raczej piwa w usta i nic nie powiedział.
Udało mu się zręcznie wymyślić wymówkę pod tytułem: „Noga boli bardziej” i Wilson jakoś dał się zbyć. Mimo wszystko wiedział, że coś jest na rzeczy, ale wyszedł z założenia, że to kwestia czasu i prędzej czy później będzie już wiedział dokładnie o co chodzi.

Gorzej miała Cameron, która nie miała takiego przyjaciela jak Wilson.
Stworzyła sobie zupełnie irracjonalne zarzuty. Uważała, że sprowokowała House’a, że nie powinna była zostawać u niego, że zachowała się jak dziwka.
Czas wypełniała szczelnie pracą, jednak w chwili, gdy wracała do domu, czuła się zupełnie pusta w środku. Wtedy do akcji wkraczała butelka wina. Świadomość upadku jeszcze bardziej ją przytłaczała. Wierzyła jednak, że uda jej się odbić od dna.

Po kolejnym tygodniu unikania spojrzeń House był już trochę zmęczony całą sytuacją. Poszedł więc do Cameron. Zobaczyła go przez szybę. Westchnęła. Nie chciała, ale postanowiła, że im szybciej to załatwi tym lepiej.
-Bawisz się ze mną w chowanego. – powitał ją.
-Wybacz, ale te dwa tygodnie bez ciebie były wyjątkowo spokojne, wiesz?
Dawno nie było mi tak dobrze, jak bez ciebie na karku. – popatrzyła w niebieskie oczy przewiercające ją na wylot i znów poczuła, że niepotrzebnie wyszła z oddziału.
-Biorąc pod uwagę twoją zmęczoną cerę i worki pod oczami, to raczej moja nieobecność działa na ciebie destrukcyjnie.
Westchnęła tylko. Nie miała ochoty na dyskusje na temat swojego stanu.
-Miło było z tobą pogawędzić, ale wybacz, muszę wracać do pracy... – powiedziała
i odeszła. House wciąż patrzył na nią. Stał jeszcze przez chwilę, ale potem pojawiła się Cuddy i wyrwała go z zamyślenia:
-House...
-Auuu, razisz moje oczy, zasłoń się – krzyknął zamykając oczy
Cuddy westchnęła
-Co ty tam robisz, szpiegujesz Cameron?
-Wspieram ją duchowo
-To lepiej powspieraj ją z przychodni.
-Nie. Stamtąd moje siły nie działają. Złe fluidy.
Cuddy popatrzyła na niego protekcjonalnie i odeszła.
Stanowczo nie miała ochoty na przepychanki z ośmiolatkiem.
A ośmiolatek nie miał ochoty na pracę w przychodni.
Wolał stać z pewnej odległości i obserwować byłą pracownicę...

-Cześć Cameron, mogę? – pani immunolog usłyszała za sobą miły, znajomy głos.
-O, cześć, Wilson! Pewnie, siadaj.
Wilson usadowił się przy jej stoliku w stołówce i zajął się pałaszowaniem swojego lunchu, patrząc, czy nie ma House’a, który nie dość, że zjadłby mu śniadanie, to jeszcze przeszkodziłby mu w rozmowie z koleżanką.
-Co u ciebie słychać? Wszyscy mówią o tym, że zerwałaś z Chase’m.
-Wszyscy? Niezła hiperbola. – powiedziała, przełykając kęs swojej kanapki.
-No dobra, nie wszyscy. Dobrze wiesz kto, to znaczy wszyscy wiedzą, ale on wciąż o tym mówi.
-Wilson, ja naprawdę nie chcę słuchać jak nudne jest życie House’a i jak bardzo musi się ekscytować sprawami innych... mam swoje problemy.
-Jasne. Tylko chyba twoje problemy dotyczą jego bezpośrednio.
popatrzyła na niego przez chwilę, jej twarz nabrała ostrych rysów.
-Czy to przesłuchanie? Niech zgadnę, to on ma problemy i ty powiązałeś go z moją osobą.
Nie miałam kontaktu z House’m od dwóch tygodni, dopiero dziś rozmawialiśmy...
-Właśnie, a dwa tygodnie wcześniej spotkaliście się...
-Co? Skąd wiesz? – powiedziała bardziej już zdziwiona niż wściekła.
-A skąd mogę?
-Świetnie! Co ci jeszcze powiedział...
-Już nic, tyle. I tyle mi wystarczy. Łącząc wasze dziwne zachowanie, wysnuwam pewne wnioski
Cameron popatrzyła na niego, marszcząc brwi, a Wilson z błyskiem w oku zaczął pałaszować swoją sałatkę.

Było już bardzo późno. Pacjent był stabilny, kaczuszki poszły do domu, a on został. Dziś wyjątkowo nie miał ochoty zostawać sam w domu, nie miał ochoty na pusty dom i kaca nad ranem, spowodowanego burbonem. Jakie było jego zdziwienie, gdy wszedł do swojego gabinetu i zobaczył... Cameron siedzącą na jego krześle...
-Ostatni raz siedziałaś tu, gdy przyniosłaś rezygnację. Co tym razem?
-Musimy porozmawiać.
-Cóż za zmiana? Rozmawiałaś z terapeutą? Powiedział ci, że musisz mówić otwarcie o swoich problemach?
-Chcę coś wyjaśnić. Wytłumaczyć.
House kiwnął głową na znak zgody. Stali i patrzyli na siebie w milczeniu.
Żadne z nich nie chciało zaczynać rozmowy.
-Więc, co się stało? – powiedział House, dla którego obecność Cameron była na tyle krępująca, ze wolał nie patrzeć jej w oczy.
-Rozmawiałam z Wilsonem. Podobno powiedziałeś mu o naszym spotkaniu...
-Tak, czy to przestępstwo?
Cameron zignorowała pytanie i brnęła dalej.
-Sugeruje, że coś musi między nami być, ponieważ od tego spotkania dziwnie się oboje zachowujemy. Nie wiem na ile odnosi się to do mnie, z tobą ma więcej kontaktu.
Wreszcie spojrzał jej w oczy. To był błąd. Fala gorąca przeszyła jego ciało.
-To prawda. Widzisz, nie przywykłem do spotkań z kobietami i troszkę się speszyłem – skrzywił się, będąc świadomym marnej jakości swojego żartu.
Zbliżyła się do niego. Gdyby mógł, odsunąłby się od niej.
-Moim zdaniem tamto spotkanie w ogóle nie powinno było mieć miejsca. Zanadto się zbliżyliśmy. Nie potrzebuję takiej sztucznej znajomości. Przebywałam z tobą tak długo przez trzy lata, że zrekompensowałoby to nawet dziesięcioletnią rozłąkę. Dobrze było, jak było. Nie ma sensu tego zmieniać.
Jak bardzo chciał, żeby jego twarz była z kamienia. Było to takie trudne. Mimowolnie jego usta skrzywiły się w dziwnym grymasie. A oczy straciły lazurową barwę i okryły się odcieniem szarości. Ale tego Cameron nie mogła widzieć, bo wzrok miała utkwiony w podłodze. Milczeli tak chwilę. W końcu House powiedział.
-Unikasz mnie. Założyłaś sobie, że mnie znienawidzisz, choć wiesz, że to daremny trud.
Podświadomie zawsze będziesz coś do mnie czuła i nigdy się tego nie wyprzesz i to jest źródłem twojej autodestrukcji. – ranione zwierzę atakuje. Przecież to jego jedyna obrona. Usprawiedliwiał się przed samym sobą, gdy zobaczył jak oczy Cameron zaszkliły się od wzbierającej fali łez. Ale powstrzymała ją. Ciekawe, ile emocji jeszcze w sobie tłumiła?
-Mylisz się. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię, bo gdyby nie ty, żyłabym swoimi dawnymi ideałami, byłabym szczęśliwa jaka jestem, bo im więcej się wie, bardziej jest się świadomym, tym jest się bardziej nieszczęśliwym! Nienawidzę cię, bo byłam w tobie zakochana, przez co przez chwilę nie myślałam trzeźwo. A ty po prostu tęsknisz za tą dawną, słodką Cameron, która uganiała się za tobą, słuchała każdego twojego słowa. Cierpisz na brak zainteresowania i myślisz, że wystarczy kilka spotkań, a znów zapałam miłością do ciebie. Wynajmij sobie prostytutkę, ale tym razem zamiast płacić jej za chwilę przyjemności, zapłać jej za tworzenie peanów na swoją cześć. A mnie zostaw w spokoju. Żyję i mam się dobrze bez ciebie.
Zmarszczył brwi. Stała podparta pod boki i patrzyła w przestrzeń.
- Idę – powiedziała i skierowała swoje kroki ku drzwiom.
Złapał ją, delikatnie obejmując, jakby bał się, że zrobi jej krzywdę.
Ku jego zdziwieniu nie wyrwała się. Zastygła na chwilę w bezruchu. Ostrożnie podniosła głowę do góry, patrząc na niego.
-Co robisz- spytała.
Niech nie patrzy na nią. Gdyby nie jego spojrzenie, wyrwałaby się odeszła, ale ono unieruchomiło ją całkowicie.
House wahał się chwilę. Nie umiał się obchodzić z tak delikatną istotką w jego ramionach.
Pragnął jej. Starał się być ostrożny, ale było to trudne, biorąc pod uwagę trzymanie laski i obejmowanie Cameron. Laska wypadła mu z ręki i spadła z hukiem na podłogę. Jednak żadne z nich nie drgnęło. Cameron stała i patrzyła w osłupieniu, co zamierza zrobić. Popatrzył jej intensywnie w oczy potem spojrzał na jej usta i zacisnął wargi, najwyraźniej o czymś myśląc. Dziwnie się czuł. Jego serce biło przyspieszonym rytmem. Dawno zapomniał, jak można się tak czuć. Adrenalina spowodowana podjęciem ryzyka niemal podobnego do wskoczenia do basenu pełnego rekinów spowodowała, że trudno było mu ukryć zdenerwowanie. Jednak bardziej zależało mu na tym, żeby jej nie spłoszyć.
W końcu pochylił głowę i dotknął jej ust, które niestety były jak zamknięta twierdza. Ale Cameron nie wyrywała się. Zaczął więc delikatnie dotykać ich wargami licząc, że otworzą się. Nie potrafiła się długo bronić. Szturmem zdobył jej usta. Całował ją namiętnie intensywnie, tak, że czuła, że traci grunt pod nogami. To była chwila. Pożądanie, wielkie pragnienie powracało ze zdwojoną siłą. Po chwili złagodniał. Teraz całował jej usta delikatnie, jakby miały się ukruszyć. W końcu oderwał się od niej. Patrzył na nią. Spojrzała mu w oczy. Była zła.
Coś dziwnego zobaczył na jej twarzy. Wyrzut? Żal?
Puścił ją. Pozwolił odejść, ale ona nawet nie drgnęła. Trudno było stać koło niej, gdy serce wciąż biło mocno, a wargi pulsowały.
-Teraz możesz mnie za cokolwiek winić – powiedział.
Spojrzała na niego. On schylił się po swoją laskę. Cameron była szybsza. Podała mu ją i szybko odeszła, zostawiając House’a samego w pustym, ciemnym gabinecie, sam na sam ze swoimi myślami.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez cocorito dnia Śro 20:08, 22 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin