Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Ukojenie [+18, NZ]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mroczny kiciuś
Tasak Ockhama
Tasak Ockhama


Dołączył: 23 Kwi 2008
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:33, 29 Wrz 2008    Temat postu: Ukojenie [+18, NZ]


zweryfikowane przez Autorkę

No to po długich bojach z samą sobą i własnym leniem, wrzucam pierwszą część mojej radosnej twórczości. Na wstępie parę informacji i ogłoszeń parafialnych: fik ma oznaczenie +18, ponieważ będzie zawierał śmiałe sceny erotyczne, moim zdaniem niezbędne, i choć pierwsza część może tego nie sugerować, jednak ja wiem swoje i ostrzegam ; bardzo uprzejmie proszę o niepytanie kiedy następna część, bo ja tego absolutnie nie wiem - może za tydzień, może za miesiąc - to zależy wyłącznie od weny, bo obmyślone mam już wszystko do końca;
akcja fika zaczyna się na początku 3 sezonu i dobiegnie do współczesności; jako że może to trochę potrwać, jest możliwe, że rozminę się z przyszłymi odcinkami, ale, niestety, nic na to nie poradzę; w chwili obecnej (odc. 5x02) jeszcze wszystko się zgadza z moim zamysłem


No nic - enjoy (I hope so)!



*****House był w bardzo złym nastroju. Cały dzień chodził wściekły jak osa i nieświadomie szukał zaczepki. Nie było ku temu żadnych konkretnych powodów – ot, obudził się zły i tyle. No i jeszcze ten przeszywający ból w udzie. Kiedy już powoli przyzwyczajał się do cudem przywróconej sprawności... Znowu. Cholernie. Bolało. Z mściwą satysfakcją (choć sam nie do końca wiedział, pod czyim adresem kierowaną) pożerał kolejne tabletki Vicodinu i pozwalał opanować się rosnącej irytacji. Przy śniadaniu w szpitalnej kafeterii tak intensywnie wyżywał się na Wilsonie, że ten zwyczajnie zabrał swoją kanapkę i, nie obdarzając przyjaciela ani słowem, wyszedł. To doprowadziło House’a do szału – jak to, jego naczelne popychadło, worek treningowy oraz nieustające źródło zaopatrzenia – dr James Wilson vel Złote Serce go olał?! Zdarzenie, które każdego innego dnia stałoby się nic nieznaczącym incydentem, dziś było kroplą przepełniającą czarę. W tej jednej chwili puściły wszystkie tamy i House całkiem przestał się kontrolować. Z wściekłością odsunął krzesło, potrącając przy tym przechodzącą za jego plecami pielęgniarkę. Biedaczka zachwiała się, omal nie przewróciła, ale zawartość jej tacy i tak sfrunęła na podłogę. Już otwierała usta, by zwymyślać winnego temu wszystkiemu człowieka, ale wystarczył jeden rzut oka na zaciętą i zimną twarz diagnosty, zmierzającego już ku wyjściu, by pomysł ten wydał jej się całkiem pozbawiony sensu. Ba – przeszedł ją zimny dreszcz na myśl o tym jak straszne konsekwencje mogłoby mieć tak pochopne działanie.
*****Tymczasem House, jak dzika, kuśtykająca furia przemierzał szpitalne korytarze. Ludzie, na których patrzył zwykle z uczuciem najbliższym obserwacji robali pod mikroskopem, teraz wyglądali jakby chcieli wypełznąć z jego szalki Petriego. I to było wyjątkowo obrzydliwe. Doskonale wiedział, że ociera się w tej chwili o paranoję i nie myśli trzeźwo. Ale miał to gdzieś. Jak głodny lew szukający ofiary wlókł się nieuchronnie w kierunku szklanych drzwi z napisem: „GREGORY HOUSE M. D.”. Gdzieś wewnątrz, podskórnie, doskonale już przeczuwał, kto będzie tą ofiarą…
*****Siedzieli tam wszyscy troje spokojnie czekając na wyniki zleconych badań – roześmiani, pogrążeni w przyjacielskiej rozmowie, odprężeni… „Bo nie ma mnie obok” – pomyślało złe w Housie. Patrzył na nich jeszcze przez chwilę ukryty przed ich wzrokiem. Foreman – wygodnie rozparty na krześle, z rękami założonymi za oparcie w pozie „teraz ja tu rządzę”, Chase – jak zawsze śliczniutki i słodki jak cukierek, wpatrujący się ukradkiem (przekonany, że nikt nie patrzy), w siedzącą obok Cameron. House nie cierpiał tego spojrzenia. Właściwie nie miał powodu – przecież odrzucił tę piękną dziewczynę, chociaż sama pakowała mu się w ręce… „Po prostu nie chcę, żeby ten kangur miał z nią coś wspólnego” – usiłował zbyć sam siebie. Cameron… Właśnie zarumieniła się, oburzona jakimś dowcipem kolegów. To zadziwiające, ale jej oczy nigdy nie potrafiły go oszukać, zawsze widział w nich wszystko, co próbowała ukryć i co sprawiało, że była jedyną, poza Wilsonem, osobą, która czasem ożywiała jego sumienie. Czuł, że to tego nie potrafi w niej znieść – nie chciał być tym słabym, wrażliwym człowiekiem, którego umiała w nim obudzić – nie panował wtedy nad wszystkim, nie miał wszystkiego pod kontrolą, misternie budowany system ujawniał pęknięcia, o których wolałby nigdy nie wiedzieć. Tak było łatwiej – nieszczęście było strategią, która doskonale zastępowała mu konieczność liczenia się ze światem i budowania ładu życiowego, a także usprawiedliwiała opór przed tworzeniem normalnych relacji z ludźmi.
*****Tak – ofiara została już wybrana. To nie było trudne – przecież od jakiegoś czasu zawsze tak się kończyło: czysta, niewinna, szczera i prawa – idealna dziewczynka do bicia…

***

*****Wilson właśnie szedł w kierunku gabinetu przyjaciela. Miał nadzieję, że choć odrobinę mu już przeszło – miał przecież nowy, absorbujący przypadek – i będzie mógł wreszcie dowiedzieć się, o co mu do diabła chodzi. Minął pędzących korytarzem Chase’a i Foremana, wymieniających uwagi w brzmieniu dziwnie podobne do: „ten pieprzony dupek” i „niech go jasna cholera” i wszedł do windy. Kiedy drzwi otworzyły się ponownie, poczuł, że nogi mu miękną. W stronę windy biegła dr Allison Cameron – wglądała jak ostatnie nieszczęście z rozmazanym makijażem, wstrząsana spazmami głośnego płaczu. Nigdy nie widział jej w takim stanie. Wpadła do środka i, zanim zdążył cokolwiek zrobić, winda ruszyła w dół. Dopiero w tej chwili Cameron zdała sobie sprawę, że nie jest sama – drgnęła w nagłym zażenowaniu, ale nie potrafiła przestać szlochać. Powodowany nagłym impulsem, Wilson zbliżył się do niej, położył dłoń na ramieniu i cicho spytał: – Cameron, co się stało? Nie wiedziała, czy to ton jego głosu, czy coś nieuchwytnego w jego oczach, ale to coś sprawiło, że Cameron poczuła się przy nim całkiem bezbronna i… otworzyła się. Krótkimi, urywanymi zdaniami opowiadała mu o swojej krzywdzie, o słowach, którymi House zelżył i zmieszał z błotem i ją, i jej zmarłego męża, i cały jej cichy świat; o tym, jak nie potrafiła się bronić, skamieniała pod gradem spadających na nią bez ostrzeżenia okrutnych zdań. Myślała, że po tych dwóch latach zniesie już wszystko – myliła się.
*****Mówiła dalej, gdy wyszli już z windy. Wbrew własnym oczekiwaniom – uspokajało ją to. Szła wsparta na ramieniu Wilsona, który podtrzymywał ją delikatnie i… po prostu słuchał.

***

*****Tak – miał czego chciał! Czy był zadowolony? Widok ciśniętego przed chwilą o ścianę i-Poda był wystarczająco wymowny. To, co miało rozładować napięcie, odniosło skutek wręcz odwrotny. House chodził od ściany do ściany, ale wściekłość gotowała się w nim nadal. Przystanął na chwilę przy oknie, spojrzał w dół, na ulicę, i już po chwili tego pożałował. Do stojącej przy wejściu taksówki wsiadała właśnie kobieta, której pomagało obejmujące ją troskliwie męskie ramię. – Szlag! – wyrwało się z ust House’a, kiedy właściciel ramienia usiadł obok kobiety i zamknął drzwiczki.

***

– Kochasz go, prawda? – Wilson zadał to pytanie, choć z góry wiedział jaka będzie odpowiedź. Twarz Cameron całkiem obnażona przeżytym dziś bólem była dla niego jak otwarta księga...
– Tak – Allison nie mogła zdobyć się na nic poza szeptem – Nigdy nie udało mi się przestać. A tak bardzo bym chciała... Byłoby prościej – o ile prościej... – łzy znów płynęły jej po policzkach. A wydawało się, że nie będzie w stanie już więcej płakać. – Już sobie z tym nie radzę; po prostu nie mam już siły... Ostatnio jest coraz gorzej, jakby wszystkie jego trudne cechy się potęgowały. Krzyczy na mnie, kpi ostrzej niż zwykle. Nie stać mnie nawet na ripostę...
– To Vicodin.
– Proszę?
– Vicodin. Znów boli go noga. Przez 8 tygodni nie brał, odzwyczaił się, ale teraz wcale nie zmniejszył dawki. To dlatego jest bardziej drażliwy – organizm protestuje, ale jemu to najwyraźniej odpowiada...
*****I znowu, znowu nadzieja. Że to nie on, nie jego wina, że był po prostu naćpany... Już prawie przekonała samą siebie, że nie warto, a teraz znów zaczynała się wahać. W tym stanie ducha chwyciłaby się każdego podsuniętego jej pomysłu. Byle tylko wierzyć. Jeszcze trochę... Łzy zmąciły jej jasność spojrzenia, a z głębi serca wyrwał się krótki szloch.
– Cameron, nie płacz. Proszę... – usłyszała ciepły głos Wilsona, a na policzku poczuła jego dłoń. Ocierał jej łzy, a jego dotyk... W pierwszej chwili przeszył ją dreszczem. Ale, co ją zaskoczyło, to był niezwykle miły dreszcz. Uspokajający. Otworzyła oczy. Tuż przed sobą widziała delikatną twarz onkologa, wpatrującego się w nią z wyrazem, który po chwili namysłu musiałaby nazwać czułością. Bezgraniczną i niczym niezmąconą. Wzrok Wilsona nie był wyznaniem, nie był niczym dwuznacznym, nie miał podtekstów. Cameron nie potrafiłaby tego ubrać w słowa, ale gdzieś wewnętrznie to wiedziała.
Patrzyli na siebie przez chwilę, Wilson głaskał jej skronie i włosy. Zatrzymał dłoń. To stało się zupełnie nagle – momentalny błysk świadomości i potrzeba tego, co miało wydarzyć się za chwilę była jasna. Wręcz namacalna. Cameron wiedziała, ale...
– James, ja... Nie chciałabym... – Musiała się upewnić. Nie zniosłaby takiej sytuacji. Nie potrafiłaby czerpać radości, jednocześnie sprawiając ból.
– Wiem. – powiedział pewnie – Ciicho... Cicho.. Już... Tak jest dobrze... – jego dłoń znów zaczęła jej dotykać.
– Ale nie chcę, żebyś Ty...
– Mnie też tak jest dobrze. Nie zrobię niczego, nie bój się... Niczego, co byłoby nie w porządku, czego byśmy oboje nie chcieli.
– Nie w porządku?
– Wobec Twojego uczucia. – wzrok Cameron napełnił się zdumieniem pomieszanym z wdzięcznością – Zaufaj mi – szepnął Wilson – ja naprawdę Cię rozumiem.
*****Jego słowa podziałały jak magiczne zaklęcie. Wszystkie wątpliwości znikły, a głęboko zakorzeniony ból zaczął chwiać się w posadach. Przymknęła oczy i pozwoliła się wchłonąć delikatnemu i spokojnemu nurtowi. Poczuła jak całuje jej czoło i powieki. Jego pocałunki były leciutkie i czułe – ledwo dotykał jej skóry wargami. Ale każdy z nich rozgrzewał ją od środka. Zatopiła się w jego ramionach, biernie czerpiąc ukojenie z jego pieszczot. Po chwili jednak zapragnęła je odwzajemnić. Do jego delikatnych pocałunków dołączyła więc swoje, a pod jej wargami rysy Wilsona zaczęły nabierać tego samego spokojnego wyrazu. Przez dłuższy czas nie pozwalali zetknąć się swoim ustom. Jakby to była ta magiczna bariera, której przekroczenie prowadzi w jednym, nieuchronnym kierunku. Jednak, czy to przypadkiem, czy też nie, przesuwając twarze, mimochodem musnęli się wargami. Ta chwila była jak iskra – Cameron momentalnie odsunęła się i spojrzała spłoszona na Jamesa. Ale to, co zobaczyła w jego oczach, kazało jej wrócić i nie myśleć więcej...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mroczny kiciuś dnia Pon 14:24, 29 Wrz 2008, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:11, 29 Wrz 2008    Temat postu:

początek świetny: humorki House i zdziwienie ,że Wilson mu nie współczuje: dr James Wilson vel Złote Serce go olał.
dalej myślałam,że wyrzyje się na chłopakach a nie na Cameron.
Winda , tak świetne . teraz Wilson będzie pomagał Cameron


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pon 15:50, 29 Wrz 2008    Temat postu:

Iiiiiiiiiiihaaaaaaaa Doczekałam się nareszcie kiciusiowego Wameronkowego fika! Jest super, jest doskonale i ja chcę to zobaczyć nie tylko oczyma wyobraźni. Wameronek, jako wynik ilorazu Hilson/Hameron Mrrrauuu jak mi się to podoba. Niech Cię wena opadanie i nie puszcza, zanim uschnę w oczekiwaniu na kolejny odcinek..

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eithne
Szalony Filmowiec


Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 4040
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z planu filmowego :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:06, 29 Wrz 2008    Temat postu:

Aaa....
Jestem w głębokim szoku!
Bardzo, bardzo głębokim szoku po przeczytaniu pierwszego "part'u" fika, który zapowiada się bardzo Wameronkowo...
Ale jestem pewna, że kiciuś czai się też (w mroku ) z Hameronkiem w kieszeni.
Cudowne, cudowne, cudowne... ... cudowne!
Nie pytam kiedy będzie więcej, ale ja chcę więcej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rocket queen
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 08 Kwi 2008
Posty: 3955
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:56, 29 Wrz 2008    Temat postu:

Przeczytałam Twojego fika jednym tchem, niemal nie odrywając wzroku od monitora! Świetny pomysł i świetne wykonanie - wprost nie mogę doczekać się następnej części!

[oczywiście musiałam wyrzucić ze swojej głowy Cam i zastąpić ją Cuddy, ale to bardzo szybki proces ]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pon 17:08, 29 Wrz 2008    Temat postu:

rocket, naprawdę w tym fiku Cam bardziej przypomina Ci Cuddy, niż samą siebie?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rocket queen
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 08 Kwi 2008
Posty: 3955
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:18, 29 Wrz 2008    Temat postu:

Narenika napisał:
rocket, naprawdę w tym fiku Cam bardziej przypomina Ci Cuddy, niż samą siebie?


Tak, taką maksymalnie rozbitą. Jak wtedy gdy House powiedział jej, że nie nadaje się na matkę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez rocket queen dnia Pon 17:18, 29 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:53, 29 Wrz 2008    Temat postu:

ale to jest słodkie... no ja to po prostu kosiam !

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mroczny kiciuś
Tasak Ockhama
Tasak Ockhama


Dołączył: 23 Kwi 2008
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:05, 29 Wrz 2008    Temat postu:

Jeju, jeju - ale teraz duma mnie rozpiera Dziękuję za komentarze i tak miłe przyjęcie. Gorsza sprawa, że teraz będę musiała sprostać Waszym oczekiwaniom ;P Ale nic - spróbuję

No i oczywiście, że w mrokach kiciusiowego legowiska leży i czeka śliczny Hameronek. Ale troszeńkę go pomęczę...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mroczny kiciuś dnia Pon 23:05, 29 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ana12
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 15 Sie 2008
Posty: 1168
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ***
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 7:28, 30 Wrz 2008    Temat postu:

świetny początek
a zakończenie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monique1
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 24 Mar 2008
Posty: 375
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Czechy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:00, 30 Wrz 2008    Temat postu:

Szybko wrzuc kolejny odcinek, bo nie wytrzymam! Prosze...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
freelance
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 30 Cze 2008
Posty: 168
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z pokoju :P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:52, 30 Wrz 2008    Temat postu:

sądzę, że wszyscy Ci posłodzili już wystarczająco obficie
ja powiem tylko tyle, że z niecierpliwością czekam na więcej..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wolfgang
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 24 Wrz 2008
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:10, 30 Wrz 2008    Temat postu:

Patrząc na znak +18 myślę sobie - oho już na starcie sprośne sceny!
A tu szok - nie ma nic takiego.
co nie oznacza że jest źle.

Na razie się nieźle zapowiada, czekam na więcej...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:57, 30 Wrz 2008    Temat postu:

jee.. wymarzony Wameronek comming soon .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BuTtErfly...?.!
Gastroenterolog
Gastroenterolog


Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 1718
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:36, 30 Wrz 2008    Temat postu:

Świetny fik, mam nadzieje ze masz dużo weny i już wkrótce kolejna część
jest super..............


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nisia
Killer Queen


Dołączył: 16 Maj 2008
Posty: 11641
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 97 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:42, 10 Paź 2008    Temat postu:

Uwielbiam, jak akcja jest ciekawa, a zapowiada się tylko lepiej *zaciera łapki* Moje dwa z trzech ulubionych shippów, miód na serduszko. Wszystko pięknie, tylko gdzie ciąg dalszy, co?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ania
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Sty 2008
Posty: 318
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z daleka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:19, 10 Paź 2008    Temat postu:

świetnie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wolfgang
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 24 Wrz 2008
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:44, 12 Paź 2008    Temat postu:

mmm, tak długo już oczekujemy!
ja chcę dalszą część!

*wierci się niecierpliwie*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ana12
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 15 Sie 2008
Posty: 1168
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ***
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:56, 04 Lis 2008    Temat postu:

kiciuś napiszesz jeszcze?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mroczny kiciuś
Tasak Ockhama
Tasak Ockhama


Dołączył: 23 Kwi 2008
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:28, 22 Mar 2009    Temat postu:

No to, po dłuuuugiej przerwie, wrzucam ciąg dalszy. Tak w sam raz na czas serialowego kryzysu. Mam nadzieję. Enjoy!


Rozdział II


*****Spotykali się dość regularnie – kino, spacer, kolacja – i to nie tylko w restauracji, ale często i u któregoś z nich. Z boku wyglądać to mogło jak normalne randki, jednak oni nie ośmieliliby się tak tego określić. To nie to, że nie pociągała go jako kobieta – wręcz przeciwnie – była przecież śliczna, a on był normalnym mężczyzną. Sam był zaskoczony, ale bez najmniejszych wątpliwości odnajdował przyjemność w tej dziwnej relacji, dla której żadne z nich nie umiało znaleźć właściwej nazwy – wciąż byli przyjaciółmi, ale ich przyjaźń miała delikatny i ulotny podtekst erotyczny. I nawet jeśli zostawali u siebie na noc, było to znacznie bardziej niewinne, niż można by się spodziewać. Najbardziej lubili siedzieć obok siebie, przytuleni, dotykając tylko swoich dłoni opuszkami palców – potrafili zapamiętywać się godzinami w tej drobnej pieszczocie, która nie nudziła im się wcale. Oglądali filmy albo słuchali muzyki, a ich palce splatały się w zmysłowym tańcu delikatnych muśnięć. Czasem, kiedy byli w nastroju albo kiedy wypite wino kołysało ich spokojnym nurtem, pozwalali sobie na trochę więcej. Tulili się mocniej, ich twarze stykały się, oddechy łączyły, jego wargi odnajdywały się, płoche, na jej szyi, jej usta, kojące, na jego skroni… Lubili swoją bliskość, ale, o dziwo, bez żadnych specjalnych ustaleń, oboje wyczuwali te same granice i nie mieli pokusy, żeby je przekraczać.

***

*****Oczywiście niewiele czasu zajęło przenikliwemu oku House’a dostrzeżenie małej tajemnicy Wilsona i Cameron. Już od chwili, w której widział ich przez okno, w jego umyśle zaczęły rodzić się podejrzenia – w jednym z wielu swych genialnych przebłysków dostrzegł, że konsekwencją jego niekontrolowanego wybuchu będzie coś poważniejszego, coś, z czego oboje obserwowani nie zdawali sobie jeszcze sprawy. Kac moralny, krótkotrwały, ale jednak prawdziwy, ustąpił miejsca irracjonalnej złości na siebie samego. House był wściekły, że nieświadomie wepchnął w ramiona najlepszego przyjaciela swoją… no właśnie – kogo? Przecież nic między nimi nie było, przecież nie miał i nie chciał mieć do niej żadnych praw, przecież nie obchodziła go wcale. Więc dlaczego pomyślał: „swoją”…?

***

*****Wilson był szczerze zaskoczony zachowaniem House’a. Po kilku złośliwych uwagach przyjaciela, na które odpowiedział ze stoickim spokojem ani nie negując istnienia, ani nie wyolbrzymiając stopnia zażyłości swojej relacji z Cameron – temat został zarzucony. Z początku wydawało się, że to pułapka – jedna z wielu, jakie House zwykł był zastawiać na onkologa. Jednak mijały dni i nic się nie działo. Delikatnie badając grunt, Wilson ze zdumieniem odkrywał, że House wydawał się pogodzić z sytuacją. Było to szokujące, ale znacznie ułatwiało sprawę. Czasem tylko, kiedy stał z Cameron, dyskutując o mijającym dniu, czy planach na jutrzejszy wieczór, kątem oka łapał dziwne, jakby nostalgiczne spojrzenie diagnosty. Jednak jawny rzut oka w jego stronę, momentalnie przywracał oczom House’a zwykły odcień sarkazmu i wszystko wydawało się tylko przywidzeniem.
*****Wilson nigdy nie był do końca pewien, co właściwie jego przyjaciel myślał o Cameron. Wiedział że mu się podoba, ale nigdy po nią nie sięgnął; był z nią na randce, do której szykował się jak do swojej pierwszej, przejęty i stremowany, ale później nie chciał o tym rozmawiać. Jednak James doskonale wyczuł, że ten wieczór coś zmienił, że był czymś w rodzaju ostatniej szansy, jaką House dał sobie samemu. A potem zrezygnował.

***

*****Zarówno Wilson, jak i Cameron wiedzieli, że ich relacja nie jest zwyczajnym związkiem, że kiedyś przyjdzie moment, gdy któreś z nich zechce zbudować przyszłość z kimś trzecim – i wtedy wszystko się zmieni. Ale na razie nie myśleli o tym – żyli chwilą i tak było dobrze. Wilson czuł jednak, co niezmiennie go zdumiewało, że bez cienia rozpaczy, bez normalnego w takich sytuacjach żalu oddałby ją innemu mężczyźnie, gdyby tylko ona tego zechciała. Cóż, może po prostu wiedział, że tego, co było między nimi nic już nie zniszczy. Nawet jeśli charakter ich zażyłości miałby się zmienić, a kontekst erotyczny, i tak już z czasem coraz bardziej subtelny, zniknąłby zupełnie. Ta granitowa pewność była podstawą spokoju, w którym zanurzali się z radością.
*****Z czasem, w natłoku zajęć, ich spotkania stały się rzadsze, jednak nigdy nie traciły tej jedynej magicznej atmosfery i wyjątkowości pełnego zrozumienia. I to właśnie na fali tego zrozumienia i jak zawsze całkowitej szczerości, wypłynęło rodzące się niezależnie w każdym z nich pragnienie przygody. Zawsze słynący ze swej skłonności do flirtu Wilson dostrzegł, że jego niekonkretne wymiany zdań z nową pielęgniarką z chirurgii, coraz wyraźniej zmierzają do bardzo konkretnego celu. I dochodził do wniosku, że cel ten nie byłby mu niemiły. Cameron natomiast, od tak dawna poddawana ostrzałowi gorących spojrzeń Chase’a, zaczęła coraz częściej łapać się na wspomnieniach namiętności i pasji ich wspólnej nocy. Śmiejąc się ze zbiegu okoliczności, James i Allison niewerbalnie udzielili sobie przyzwolenia na trochę rozrywki, która, jak dobrze wiedzieli, nie miała żadnych daleko idących aspiracji. I choć Cameron domyślała się, że ze strony Chase’a to może być coś więcej, wypychała te myśli ze świadomości i pozwalała raz na jakiś czas zawładnąć sobą dzikiej części swojej natury, rozkoszując się ogniem pożądania młodego, ślicznego kochanka.

***


*****Choć spotkania Wilsona i Cameron stały się rzadsze, wciąż jednak nie traciły regularności; były im obojgu potrzebne i dobrze o tym wiedzieli. Przygodne chwile z Chase’em służyły wyłącznie rozładowaniu seksualnego napięcia i mile łechtały kobiecą próżność Cameron, ale nigdy nie były niczym więcej. Nie miały też mocy zlikwidowania problemów i trosk, które zawsze zajmowały część jej umysłu. Dopiero przy Wilsonie Cameron potrafiła się wyciszyć, a nawet czasem na chwilę uwalniała się od natłoku myśli, głęboko skrywanego smutku i od uczucia, które choć skrzywdzone i odrzucone w kąt, wciąż jednak żyło i co jakiś czas przypominało o sobie dobitnie. Tak działo się zawsze, gdy mieli przypadek i spędzała w pracy całe dnie, a nieraz i noce – całe dnie i noce przy nim: aroganckim, sarkastycznym draniu, który mimo najszczerszych chęci, nie chciał zniknąć z jej serca. Różnicę stanowił fakt, że teraz już, dzięki oparciu w Wilsonie, umiała sobie z tym radzić. A nawet jeśli to było tylko złudzenie – z pewnością radziła sobie już lepiej.
*****Dlatego tym większym gromem raziło ją odkrycie, którym podzielił się z nią Wilson. Kończyła właśnie dyżur w przychodni, kiedy w drzwiach stanął dziwnie blady i zdenerwowany onkolog. – House ma raka. Raka mózgu – powiedział cicho, a Cameron nagle pociemniało w oczach. Zachwiała się i przysiadła na skraju krzesła. James natychmiast podszedł do niej, a ona wtuliła się w jego płaszcz, tylko na skraju umysłu odnotowując kojące ciepło jego dłoni głaszczącej ją po głowie. Wszystko w jednym rozbłysku stało się tak jasne – nie musiała zadawać żadnych pytań, bo kawałki układanki, z którymi zespół borykał się od paru dni nagle wskoczyły na swoje miejsca: badania krwi, telefon do szpitala w Massachusetts, większa niż zwykle doza melancholii, którą dostrzegała w jego oczach… Poczuła, że właśnie wali się jej świat – to było nie do zniesienia, rozpacz odebrała jej oddech i dopiero wilgoć, którą nagle poczuła na swoich policzkach uświadomiła jej, że spazmatycznie szlocha usiłując nabrać powietrza.
*****Dopiero po dłuższym czasie udało jej się opanować i to tylko dzięki pomocy Wilsona. Siedzieli przytuleni do siebie w gabinecie zabiegowym i, oboje w równym stopniu przejęci, zaczęli omawiać możliwości i rozpaczliwe drogi przeciwdziałania nieuchronnemu.

***

*****Był totalnym idiotą. Nie potrafił wyobrazić sobie nikogo równie pieprzniętego, by uznał, że jedyną drogą do chwili szczęścia jest udawanie raka i perspektywa „strzału” w mózg. Ale nie mógł nic poradzić – tak właśnie czuł. Ból nasilał się z każdym dniem i sukcesywnie odbierał mu jasność umysłu i resztki godności; relacje międzyludzkie zawsze były dla niego trudne, a nigdy nie obchodziły go na tyle, by chciało mu się włożyć w nie trochę serca; do związków się nie nadawał – to było chyba jasne. Uczepił się tego nagłego pomysłu jak tonący brzytwy – z jednej strony planowanie zajmowało mu czas, a z drugiej poziom desperacji, który mu ten pomysł podsunął, nadawał całemu zdarzeniu epickiego rozmachu. Tak, po paru chwilach sam był już gotów uwierzyć, że to jedyne wyjście. Ta wiara, tak szybko w sobie wyhodowana, pozwalała mu zapomnieć o tym, że rozwiązanie, które dla każdego byłoby karkołomnie skomplikowane i trudne – dla niego było zwyczajnie najprostsze – wymagało najmniej poświęcenia i wysiłku.
*****Siedział w swoim gabinecie, bezsensownie grzebiąc w drukowanych płytkach i śledząc rozłożenie oporników. Usłyszał otwierające się drzwi i sponad szkieł okularów spojrzał na wchodzącą.

***

*****To był impuls. Musiała się z nim zobaczyć. Sam na sam. Musiała coś zrobić – nieważne co – byle tylko nie siedzieć i nie myśleć. Potrzebowali jego krwi do badań. To, że on się poddał i wydawał się nic z tym nie robić, nie znaczyło, że wszyscy tak myślą. A już na pewno nie ona. Chwytając się pierwszego z brzegu pomysłu pretekstu do rozmowy, wydrukowała napisaną już kiedyś rekomendację i szybkim krokiem ruszyła przez korytarz, po drodze wrzucając do kieszeni strzykawkę.
*****Nie miała planu. W tym stanie uczuć nie potrafiłaby stworzyć niczego sensownego. W pierwszym odruchu postanowiła zagrać jego kartą – oschłością i opanowaniem. Pomyślała, że jeśli uda, że jego choroba nic dla niej nie znaczy, będzie mogła logicznymi argumentami przekonać go do dalszych badań. Tak szybko ją rozgryzł. Próbowała przez chwilę dłużej ciągnąć tę farsę, ale kiedy wstał i powiedział, że jeszcze nie umarł – ostatecznie wytrącił jej broń z ręki. Stała naprzeciw niego z obezwładniającą pustką w głowie – żadna riposta nie przychodziła jej na myśl. Spojrzała mu w oczy i pod wpływem tego spojrzenia bezwiednie zrobiła krok w jego stronę – zupełnie jakby jego źrenice przyciągały ją do siebie. – Co robisz? – spytał zaskoczony. „Nie wiem. Nie wiem, co robię” – szeptały jej myśli…
*****Postąpiła krok w jego stronę. Wstając, chciał ją tylko bardziej onieśmielić – był od niej wyższy o głowę i musiała podnieść wzrok, by spojrzeć mu w oczy – chciał ją onieśmielić, a tymczasem sam się odsłonił. Dostrzegł w jej oczach coś takiego… pragnienie? Determinację? – Co robisz? – spytał tylko lekko marszcząc brwi i usiłując zrozumieć dlaczego nagle zaczął czuć dziwny skurcz w żołądku. Napięcie wzrosło, kiedy zrobiła drugi, ostrożny krok. Nie – zdecydowanie nie rozumiał dlaczego jego serce przyspieszyło – musiał coś zrobić, choćby… – Wiem, że to cię musi kręcić – rzucił, przewracając oczami dla podkreślenia efektu. Co jak co, ale sugestia jej słabości do śmiertelnie chorych powinna ją zatrzymać.
*****Nawet tego nie usłyszała. Krew szumiała jej w głowie, a serce zamarło, gdy uniosła dłonie i dotknęła jego twarzy. Cały czas patrzyła mu w oczy i tylko dlatego dostrzegła niemal nieuchwytną zmianę – w jednej chwili z jego spojrzenia znikły ślady niepokoju, a na ich miejscu pojawiło się coś na kształt bezbrzeżnego zdumienia i… oczekiwania?
*****Wstrzymał oddech, rozchylając przy tym lekko usta. Stała tak blisko. Nie wiedzieć kiedy jej stopy znalazły się między jego stopami. Czuł jej zapach – tak dobrze mu znany, a jednak z tej odległości dziwnie odurzający. Dotyk jej palców na jego skroniach przeszył go dreszczem.
*****Przesunęła dłonie niżej; koniuszkiem kciuka musnęła jego wargi… Jej oddech spłycił się, kiedy wspinała się na palce, przenosząc wzrok z jego oczu na usta. Działała w całkowitym upojeniu jego bliskością. Nie myślała już nic – teraz tylko czuła. Jego skóra, szorstkość zarostu, delikatne, rozchylone usta, ciepło jego ciała… Uniosła się wyżej i pocałowała jego dolną wargę, delikatnie obejmując ją ustami.
*****To było nieuniknione – czuł to wszystkimi zakończeniami nerwów. Jej pieszczota, tak delikatna, sprawiała, że stawał się bezbronny. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, co się działo. Dotyk jej ust wywołał ostatni impuls połączenia z rzeczywistością. „Czy powinienem?” – pomyślał przez ułamek sekundy – „przecież ją odrzuciłem, chciałem uniknąć…”, ale jej oddech na jego twarzy zmącił mu umysł. Zdążył jeszcze rzucić okiem na drzwi i… oddał pocałunek.
*****Tak, teraz i on ją całował. Błądziła dłonią po jego twarzy, a kiedy poczuła jego język, wychodzący jej naprzeciw i muskający wargi – zadrżała. Ciarki przeszły jej po skórze, pod skórą, głębiej, w dół brzucha, gdzie rozlały się gorącem… W zapamiętaniu przesunęła dłoń na jego kark i mocno zacisnęła palce, gniotąc materiał koszuli.
*****Od jak dawna tego nie czuł. Takiego napięcia, namacalnej wręcz namiętności, przepływającej między nimi jak wyładowania elektryczne. Tak dawno nie pozwolił nikomu być tak blisko. Tak dawno nie opuszczał gardy… W końcu nie udawał – pozwolił ponieść się rosnącemu pragnieniu, które wreszcie docierało głębiej niż zwykle i powoli zbliżało się, by obudzić coś, o czym niemal już zapomniał. Wyciągnął ręce i przesunął dłońmi po jej przedramionach…
*****Czuła to. Czuła, że on zapamiętuje się w tej pieszczocie tak samo jak ona. Jej serce waliło jak oszalałe, a usta i całe ciało zachłannie zmierzały po więcej. Było jej tak dobrze w jego ramionach… I to właśnie tę chwilę wybrał jej oniemiały rozsądek, by przemówić: „Masz jedyną szansę. To przecież tak ważne. Weź strzykawkę…” – zagłuszyła go, wciąż oszołomiona pocałunkiem, ale było już za późno. Kiedy wsunęła dłoń do kieszeni, poczuła jak jego usta zamierają, ale nie otwierała oczu – nie chciała tracić ani chwili, choć i tak wiedziała już, że przegrała. Chwycił ją za nadgarstek i rozbroił ze strzykawki. Otworzyła oczy i spośród mieszaniny ogarniających ją uczuć wyłowiła jedno, którego zupełnie się nie spodziewała – satysfakcję.

***

*****– Oddałeś pocałunek – te słowa wciąż brzmiały mu w uszach, kiedy mimowolnie dotknął swoich ust, wciąż czując na nich smak niedawnej pieszczoty. To niemożliwe, żeby udawała, niemożliwe, żeby zaplanowała to z góry – nie z tym, co zobaczył w jej oczach. Tylko… co ona mogła dostrzec w jego?



Od razu uprzedzę - +18 definitywnie nastąpi w najbliższym czasie - po prostu nie jestem zwolenniczką klasyfikowania każdego rozdziału z osobna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Angel
Nocny Marek
Nocny Marek


Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 5291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 69 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:56, 22 Mar 2009    Temat postu:

kiciusiu, jeśli trzeba, będę Ci mrauczeć pod oknem, siać kocimiętkę i przynosić codziennie świeże mleko... Tylko pisz, proszę!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pon 0:00, 23 Mar 2009    Temat postu:

I to się nazywa mocny powrót

Dałam się ponieść nastrojowi. Kicius, piszesz bajecznie.. I jeszcze ta moja ukochana scena.. awww...
Tylko nie chcę już czekać miesiącami na kolejną część, dobrze?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:08, 23 Mar 2009    Temat postu:

Nie dość że:
1. kiciuś wrócił
2. napisał parta fika
3 to jeszcze napisał o kissssieeee

Mam banana na twarzy i gdyby nie to, że moje serce jest zajęte...

Ja tez napisałam ficzka o kissie, ja tez...
*wykonuje salto z radości*
bo nigdy dość pisania o TYM!

no i po 4. moje modowskie serce zaczyna odżywać.

Please... nie zostawiaj nas tak długo z kolejnym partem, please


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eithne
Szalony Filmowiec


Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 4040
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z planu filmowego :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:09, 23 Mar 2009    Temat postu:

*ómarła*

Jakże ja się cieszę widząc kolejny part. Szalenie mi się podobał, a szczególnie końcóweczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mroczny kiciuś
Tasak Ockhama
Tasak Ockhama


Dołączył: 23 Kwi 2008
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:15, 23 Mar 2009    Temat postu:

Jak miło! Dziękuję i cieszę się, że Was też porwało - bo ja byłam totalnie porwana kiedy pisałam. Nie mówiąc już o tym, że z pół godziny w sumie spędziłam na powtórkach kissa - żeby wszystko jak najlepiej wychwycić.

Ja wiem, ordynarnie długo to trwało. Kiedy ja mam takie problemy z pisaniem... Postaram się jednak teraz umyślnie wprowadzać w nastrój - może wen się kopnie prędzej.

Ściskam Was mocno!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin