Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Childs Play - now by Richie117 :D [6/6]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:06, 09 Gru 2008    Temat postu:

Foxglove napisał:
jakoś Twoje tłumaczenie jeszcze bardziej mnie wzrusza i rozbraja od oryginału

to pewnie dlatego, że tam gdzie tylko się da, podkolorowuję, żeby było bardziej fluffowo-Hilsonowo
na dwie najbardziej wzruszające sceny dopiero przed nami... *idzie szukać chusteczek*


***

Este napisał:
nasunęła mi się myśl, że Jimmy mógłby być wspaniałym ojcem.

czy ktoś kiedyś w to wątpił??? (Jeśli trzeba, to Jimmy potrafi być nawet wspaniałą matką )

Este napisał:
Jedno zdanie trochę mi zgrzyta, ale sama nie wiem jakby można je ująć inaczej

tylko jedno? ja jestem niezadowolona z kilku i dlatego właśnie tyle czasu zajęło mi to tłumaczenie, a właściwie jego szlifowanie

dzięki, Este

***

Lady M. napisał:
Matko, ja to mam umiejętność jasnowidzenia

to się nazywa "Hilsonkowa Telepatia" i powinno zostać opatentowane

Lady M. napisał:
I to łażenie za rączkę z Wilsonem niczym z przedszkolanką, cudne

taaak, też to uwielbiam a to tylko jedna ze słodkich rzeczy

Lady M. napisał:
Twoje mistrzostwo wymiata

*rumieni się*



***

Pino napisał:
Nie sądziłam, że House który wcale nie przypomina House'a może nadal mi się podobać... A jednak xD

ten House chyba jednak trochę przypomina House'a Kiedyś czytałam coś z rekomendacji Katty B., gdzie House W OGÓLE nie był sobą, bo stracił pamięć... I już jej nie odzyskał, co bolało mnie najbardziej (zaraz po tym, że Cuddy go pocałowała, bleee...)
bóg jeden wie, ile fików z nieHouse'owym Housem krąży po necie i tylko czeka, aż je znajdziemy

Dzięki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gadabout
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 26 Wrz 2008
Posty: 72
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:05, 15 Gru 2008    Temat postu:

i znowu tak długa przerwa, ale no cóż na takiego ficzka chyba warto zaczekać

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez gadabout dnia Nie 20:59, 21 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
minia1313
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 11 Lis 2008
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Nie 14:53, 21 Gru 2008    Temat postu:

Jakie to urocze ze gdy house zachowyje sie jak małe dziecko

Czekam zniecierpliwiona na ciąg dalszy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:18, 24 Gru 2008    Temat postu:

Cytat:
Na początek, w ramach rekompensaty za zwłokę, taki mały
[link widoczny dla zalogowanych]
(komiks znaleziony przez Lady M., który wyjątkowo pasuje do początku tej części )

No a poza tym to już koniec... Trochę szkoda, bo fikuś cudny

Dzięki, że czytaliście i pisaliście komenty



część piąta i szósta


Wilson posadził go na kanapie, ale House nalegał na całusa, zanim pozwolił Wilsonowi zająć się pracą.
- Buzi, buzi, buzi - powtarzał z nadąsaną miną.
Wilson nie mógł się powstrzymać i roześmiał się, gdy pochylił się, by musnąć wargami czoło House'a. House posłał mu triumfalny uśmiech, a Wilson potrząsnął głową z czułym rozbawieniem, zanim zabrał się do pracy przy wypełnianiu akt, wykonywaniu rozmów telefonicznych i robieniu małego rozeznania. Początkowo jedynymi dźwiękami w pomieszczeniu było brzęczenie i popiskiwanie gry wideo House'a oraz jego sporadyczny śmiech czy westchnienie. Wilson nie przywykł do tego, że House może być taki cichy - zwykle House zjawiał się w jego gabinecie, by ponarzekać, namówić go do czegoś lub coś skonfiskować i generalnie wywołać zamieszanie. Po jakimś czasie niemal zapomniał o obecności swojego przyjaciela, dźwięki umilkły, a Wilson podniósł wzrok i zobaczył, że House znalazł pudełko kredek, które onkolog przechowywał dla niesfornych dzieci podczas długich konsultacji, i był zajęty bazgraniem po czymś.

- Radzisz sobie? - spytał.

House spojrzał na niego. - Nie ma czerwonej - poskarżył się, podnosząc różową kredkę.

Odpowiedź Wilsona została przerwana przez ostre pukanie, a potem otworzyły się drzwi.
- Wybacz - powiedziała Cameron - ale potrzebujemy kolejnej próbki krwi.

- Jak się mają pozostali?

Pokręciła głową. - Funkcje życiowe są osłabione, uszkodzenie narządów jest nieuniknione, chyba że coś znajdziemy. - Zerknęła na House'a, który, kolorując radośnie, nie zwracał na nią uwagi. - Myślisz, że pozwoli mi...
Wilson wzruszył ramionami.
Cameron wyciągnęła lizaka i podsunęła go House'owi. - House, pamiętasz, jak badaliśmy twoją krew? Chcesz zrobić to jeszcze raz? - zachęcała go.

Jego stan umysłowy cofnął się do wczesnego dzieciństwa; House wciąż nie stracił zdolności do okazywania pogardy. Skrzywił się i sprawiał wrażenie, jakby miał zamiar czymś rzucić, gdy Wilson poderwał się ze swojego miejsca.
- House, chodźmy do laboratorium i przeprowadźmy kilka testów.

Drzwi otworzyły się ponownie i wszedł Chase z Foremanem.
- McPherson nie żyje - powiedział bez wstępu Foreman. Jego ponura mina dopowiedziała resztę historii.

Chase chrząknął. - Zapadł w śpiączkę jakąś godzinę temu. Zmarł wkrótce potem. Jak na razie nie byliśmy w stanie wyizolować tego związku chemicznego. To coś osłabia reakcje autonomiczne, ale nie spotkaliśmy się wcześniej z czymś takim. - Pokręcił głową. - Pozostali już wykazują te same objawy. Powiedziałbym, że zostało nam około godziny.

Wszyscy popatrzyli na House'a, który uniósł głowę i odwzajemnił spojrzenie.
- Ślimaki - powiedział i skinął stanowczo głową.

- Wciąż przezywa ludzi - zauważył żartobliwie Foreman, ale w jego głosie słychać było napięcie. On i House przyglądali się sobie przez chwilę. - Wydawało mi się, że jako dziecko mógł być inny.

- Żartujesz - powiedział Wilson z wymuszonym śmiechem. - On już w wieku trzech lat snuł plany dominacji nad światem. - Uśmiechnął się do House'a. - Chodź, House. Możesz poubliżać ludziom na korytarzach. - Zaprowadził House'a do laboratorium, gdzie spodziewał się, że jego przyjaciel będzie się opierać przed pobraniem kolejnej próbki krwi, ale House wydawał się dziwnie przygaszony. Gdy jego zespół razem z Wilsonem dyskutowali na temat testów, House zaczął kręcić się po laboratorium, niespokojnie wałęsając się między wyposażeniem.

- Wszystko w porządku - powiedziała Cameron, uśmiechając się do niego.
House rzucił jej groźne spojrzenie i kontynuował swoje badania. Z upływam czasu stawał się coraz bardziej marudny, szturchał Wilsona swoją laską i spoglądał ze złością na Cameron.

W końcu wycofał się na krzesło i siedział, kołysząc się w tył i w przód, dopóki Wilson przed nim nie klęknął.
- Co się stało, House? - spytał.
House spojrzał mu w oczy i Wilson dostrzegł frustrację. House potrząsnął głową, wciąż się kołysząc, ale jego dłonie znajdowały się na jego udzie, uciskając je i pocierając.

- Boli - wymamrotał. Pochylił się, opierając głowę na ramieniu Wilsona. Onkolog poczuł na szyi jego gorący i wilgotny oddech, spowodowany walką z bólem. - Boli, Jimmy - powtórzył, pociągając nosem.

- Ciii - powiedział kojąco Wilson. Sięgnął do kieszeni po pojemnik z lekami, który nosił ze sobą prawie cały dzień. - Chase, podaj, proszę, trochę wody. - Wytrząsnął Vicodin i gdy Chase wrócił, położył małą pigułkę na dłoni House'a. - Proszę, to pomoże.
House podniósł tabletkę i wpatrywał się w nią przez chwilę.
- Weź ją - nakazał łagodnie Wilson.
Pozostali patrzyli z różnymi stopniami zaniepokojenia, jakby naprawdę podawał lekarstwo dziecku.
Wilson przytrzymał szklankę, pozwalając House'owi się napić. Kiedy House skończył, Wilson objął go, delikatnie przykładając palce do jego szyi. - W porządku?

- Boli - odparł niewyraźnie House.

- Tętno i oddychanie są wolniejsze - potwierdził Wilson. - A jego skóra jest chłodna. - Funkcjonowanie autonomicznego układu House'a było spowolnione. - Zabierzmy cię do łóżka - powiedział, przezwyciężając obezwładniający strach. Pomógł House'owi się podnieść, zabierając jego laskę i obejmując go ramieniem w pasie, żeby go wesprzeć. Foreman podszedł szybko, podtrzymując House'a z drugiej strony i razem zabrali go do prywatnej sali, którą Cuddy przygotowała wcześniej.
Wilson odprawił Foremana, niezdolny do stawienia czoła nieuniknionemu przy świadku. Minęło prawie dwanaście godzin od kiedy ten koszmar się zaczął, od kiedy House zemdlał w klinice, ale jemu wydawało się, że minęło zaledwie kilka sekund. Czas biegł zbyt prędko, przeciekając mu przez palce jak woda. Wierzył w cuda zdarzające się w ostatniej chwili, w szalone przebłyski przenikliwości i błyskotliwe przeskoki logiki, ale to były wyjątkowe sztuczki House'a, a tym razem House nie mógł im pomóc. Pochylił się i złożył pocałunek na czole swojego przyjaciela, a House uczepił się jego dłoni.
- Zostań - powiedział słabo.
Wilson spojrzał na niego, jego serce było tak przepełnione, że oddychanie sprawiało mu ból.

- Pewnie. - Zrzucił buty i położył swój fartuch w nogach łóżka, zanim ostrożnie wspiął się na nie, obok swojego najlepszego przyjaciela. House próbował przysunąć się bliżej, ale zabrakło mu sił. Jego niebieskie oczy, zwykle mieniące się emocjami, były zmatowiałe i zapadnięte.

- Zmęczony - wyszeptał House.

- Wiem, wiem - odparł szeptem Wilson. Przyciągnął House'a do siebie, obejmując go ramionami, aż był w stanie pocałować jego włosy. - Wszystko w porządku. Jestem tu z tobą, House. Zawsze będę z tobą.
House spojrzał na niego, jego niebieskie oczy były zamglone, ale wolne od bólu.
- Idź spać - powiedział Wilson, wciąż go obejmując. Nie sądził, że będzie zdolny puścić, gdy nadejdzie czas. - Jestem z tobą. - Przytulił House'a mocniej do siebie, łzy spływały w ciszy po jego policzkach, gdy trzymał swojego przyjaciela po raz pierwszy i ostatni.
House odetchnął głęboko i zamknął oczy. Zasypiając kamiennym snem, coraz mocniej opierał się o klatkę piersiową Wilsona - ktoś inny mógłby uznać ten ciężar za nieprzyjemny, ale Wilson się z niego cieszył. Czuł bicie serca House'a, ciepło jego oddechu i siłą woli zmuszał go, żeby się trzymał.

Zawsze obawiał się, że House umrze samotnie, bez kogokolwiek, kto by go przytulił i powiedział mu, jak mocno był kochany. Nie było łatwo go kochać, ale był wart miłości - bardziej niż ktokolwiek, kogo Wilson kiedykolwiek znał.

- Doktorze Wilson!
Wilson otworzył oczy i zobaczył stojącego nad nim Foremana.

- House - powiedział, ale Foreman położył mu dłoń na ramieniu.

- Ciii - Wykonał drobny ruch podbródkiem, a Wilson odwrócił się i stwierdził, że House śpi obok niego.
Chase uśmiechał się, przykładając stetoskop do piersi House'a, w czasie gdy Cameron przygotowywała zastrzyk.
- Tylko śpi - zapewnił go Foreman. - Nie zapadł w śpiączkę.

- Co się stało? - Wilson uwolnił się z objęć House'a i usiadł.

- House to rozpracował - powiedział Chase.
Wilson zmarszczył brwi, patrząc na Foremana i oczekując potwierdzenia.

Neurolog skinął głową. - Zrobił to - przytaknął, podając coś Wilsonowi. Onkolog rozpoznał zdjęcia mózgu, które Chase przyniósł do gabinetu House'a. - Spójrz. - Foreman wskazał na kilka różowych plamek nabazgranych na kliszy. - Ślimaki - Wyglądały one podejrzanie jak ślady kredek. House zacieniował barierę krew-mózg, rysując niewielkie, zielone, faliste linie, których połowy sięgały do środka, a połowy na zewnątrz. Wyglądało na to, że te zawijasy stanowią grupę, która trzyma wiązkę różowych zawijasów z szerokimi, szczęśliwymi uśmiechami na twarzach wewnątrz okręgu. Jednakże niektóre z różowych leżały na plecach, ich środkowe części eksplodowały, a w miejscu, gdzie powinny być ich oczy, znajdowały się maleńkie X-y.
Wilson wpatrywał się w kliszę z otwartymi ustami. Kiedy napotkał spojrzenie Foremana, zobaczył niechętny podziw i sentyment.
- To metafora. - Postukał palcem w roztańczone zawijasy. - Ten lek naśladuje chorobę Alzheimera,
pozwalając autoprzeciwciałom przylgnąć do neuronów mózgu, miażdżąc astrocyt, który przerywa się i rozkłada. House wiedział. Wiedział nawet pod jego wpływem.

- Co z pozostałymi dwoma?

Foreman wzruszył ramionami. - Podaliśmy im inhibitor. Jeśli dostarczyliśmy go na czas, ich ciała zdołają rozłożyć lek, zanim kolejne astrocyty zostaną zniszczone. Nie mogę przewidzieć, ile pozostanie z ich intelektu, ale będą żyć.

- A... House? - spytał Wilson, zawstydzony, że - jak na lekarza – jego głos zabrzmiał drżąco i słabo.

Foreman uniósł brwi, jego wyraz twarzy był nieokreślony. - Musimy zaczekać i zobaczymy.

Wilson odwrócił się, by spojrzeć na House'a. Cameron stała przy łóżku, jej oczy również skupiały się na House'ie.
- Co zrobisz? - spytała cicho, napotykając spojrzenie Wilsona.

- Cokolwiek będę musiał - odpowiedział zgodnie z prawdą Wilson. Zrobi to, bez względu na wszystko. Wiedział instynktownie, że rodzice House'a zdadzą się na niego. John House nie należał do ludzi, którzy poświęcają swoje złote lata, by troszczyć się o niepełnosprawnego dorosłego syna, a Blythe zrobi to, o co John ją poprosi. - Idźcie sprawdzić, co z waszymi pacjentami - Wilson zwrócił się do trójki lekarzy. Patrzył, jak każdy członek zespołu House'a spogląda badawczo na jego przyjaciela, a potem odwraca się i wychodzi z pokoju.

Sam z House'em, Wilson z powrotem ułożył się na łóżku obok niego. House, czuły i zachowujący się jak dziecko, powinien być okropną, przerażającą koncepcją, a jednak napełniała go ona przypływem czułości zmieszanej z poczuciem winy. Ile razy tęsknił za tym, by House okazał mu odrobinę uczucia, odwzajemnił cząstkę poświęcenia, które Wilson mu ofiarowywał? Ale to nie było w porządku. House był szorstki, arogancki i samolubny, nie mógł się zmienić, nie musiał się zmieniać, ponieważ był taki, jaki musiał być, żeby funkcjonować. Przyjaźnienie się z House'em zawsze sprawiało, że Wilson czuł się... dobrze. Czuł się tak, jakby robił coś ważnego, został lekarzem, żeby ratować życie, a będąc papierkiem lakmusowym House'a, jego powiernikiem, jego obrońcą i jego połączeniem ze światem, oznaczało, że w czymś się liczy, że ma wartość i znaczenie w świecie.

- House - zawołał cicho Wilson, obawiając się tego, co odkryje, gdy jego przyjaciel się obudzi. - House - zawołał znowu, nachylając się, by dotknąć czołem czoła House'a. - Nie śpisz? - Czekał; serce tłukło mu się o żebra, krew tętniła w uszach, gdy powieki House'a zatrzepotały i uniosły się. Zaledwie przez chwilę wciąż był dzieckiem, jego niewinność, radość i kochające serce ukazały się w szafirowej głębi i Wilson uśmiechnął się do tych pozbawionych fortyfikacji oczu. - Kocham cię, mistrzu - szepnął do wycofującego się dziecka.
Długie rzęsy opadły, jak zamykające się drzwi i gdy House ponownie otworzył oczy, znudzone i cyniczne, Wilson wiedział, że ta część House'a na powrót ukryła się za bezpieczeństwem dojrzałych emocji i dorosłych obwarowań.

- Czemu jesteś w moim łóżku? - spytał House.

- Byłeś samotny - odparł Wilson z uśmiechem; fakt, że to dziecko wciąż istniało i że być może uda mu się je ponownie wydobyć, dodawał mu otuchy.

- Dopiero teraz zauważyłeś - odparł House, a jego błyszczące niebieskie oczy ukazały w psotnym blasku kogoś o wiele, wiele młodszego.


~~ The End ~~


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 15:46, 19 Lut 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:22, 24 Gru 2008    Temat postu:

Matko, Richie, jednak skorzystałaś, be my guest

Jaka szkoda, że to już koniec. Zdziecinniały House jest taki.. no, określiłabym to tylko w jeden sposób - "cuddly and fluffy" I to "buzi" na początku - urocze wprost

Byłoby naprawdę fajnie, gdyby mógł tę swoją "dziecinną" naturę pokazywać częściej. Wtedy wydaje się być szczęśliwszy, zupełnie, jakby miał taką możliwość nauczenia się wszystkiego od nowa
Aż dziw bierze, że zachował jednak swoją błyskotliwą spostrzegawczość i cięty język, widać taki już się urodził Ot, House w czystej formie, zupełnie nie skażony życiową traumą

Przy czym pragnę tylko wspomnieć, że przy ostatniej scenie to już zupełnie rozmiękłam Wilson był taki opiekuńczy, a House tak niewinny i pełen ufności. Cudo


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:26, 24 Gru 2008    Temat postu:

ooooooooooooooooooooooooo
jaki słodziaśny prezent na święta.
piękne...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:33, 24 Gru 2008    Temat postu:

Dziękuję.
Za przetłumaczenie - Burmie i Richie.
Za ujawnienie istnienia tego fika - Burmie.
Za dostarczenie gigantycznej porcji bardzo pozytywnych emocji - znowu Wam obu.
Jeszcze raz dziękuję.
Wesołych Świąt


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gadabout
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 26 Wrz 2008
Posty: 72
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:40, 24 Gru 2008    Temat postu:

ah jaki piękny prezent z okazji świąt dzięki tylko szkoda że już koniec

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
minia1313
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 11 Lis 2008
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 23:04, 24 Gru 2008    Temat postu:

Jakie to było piękne

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Foxglove
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod biurka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:52, 26 Gru 2008    Temat postu:

Awww ^^ Coś przesłodkiego ^^ Cudony prezent świąteczny.
Jak zwykle Richie, rewelacyjne tłumaczenie. Jesteś mój tłumaczeniowy bóg *pada na kolana błagając o oświecenie swoim geniuszem*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:35, 26 Gru 2008    Temat postu:

DZIĘKUJĘ wszystkim za komenty Praca nad tym ficzkiem była pokręcona, ale było warto i tak go kocham

***

Tak, Lady M., też uważam, że House, który wymaga opieki Wilsona jest przesłodki
Więc gdyby ktoś jeszcze miał na oku fika w tym klimacie, to proszę się podzielić

(a moja najulubieńsza scena to ten kawałek w laboratorium... "Hurts, Jimmy" było po prostu cute Aż miałam ochotę ich obu przytulić... Chociaż to u mnie normalne )

***

Dzięki, ceone
(A jeśli jeszcze tu zajrzysz, to zdradź mi, skąd pochodzi to zdjęcie w Twoim banerze... bo nie przypominam sobie takiej sceny w serialu, ale z moją pamięcią nie jest najlepiej )

***

joasui - dziękuję w imieniu własnym i Burmy
(zaglądaj częściej do Hilsona - tu jest mnóstwo pozytywnych emocji )

***

*świeci swoim geniuszem na Foxglove*
chociaż IMO to nie jest geniusz - po prostu wkładam całe Hilsonowe serduszko w tłumaczenia i samo jakoś wychodzi


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:12, 19 Lut 2009    Temat postu:

Na początku jeden mały błąd:

Cytat:
- Byłeś samotny - odparł Wilson z uśmiechem; fakt, że to dziecko wciąż istniało i że być może uda uda mu się je ponownie wydobyć, dodawał mu otuchy.


Chyba powinno być tylko jedno "uda"

A teraz... to było słodkie. Uwielbiam twoje tłumaczenia ^^ Wilson zachowujący się jak słodka mamuśka, House, który okazuje uczucia... muuaa...

Biedna Cameron, Forman i Chase bedą jej to wypominać do końca życia.

I biedny Wilson, odkrycie że ich przyjaźń jest tak dziwna, że praktycznie nikt nie zwrócił uwagi, że trzymają się za ręce.

I jeszcze House i włosy Chase'a. Czyżby naprawdę aż tak mu się posobały?
]:->

Naprawdę, naprawdę świetne

Pozdrawiam
g


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:27, 20 Lut 2009    Temat postu:

dzięki za wyłapanie błędu Widać, że zdarzają się najlepszym

Taaak, fik był słodki i pomimo trochę skomplikowanego języka, cieszę się, że przypadł mi w udziale zaszczyt jego przetłumaczenia

Dzięki, za koment


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin