Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Kontrakt (na str8. - linki do innych powiązanych fików)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Sob 12:07, 19 Kwi 2008    Temat postu:

Że ktoś docenił twoje tłumaczenie? Ja tak, szczególnie po seansie z moim dziwnym fikiem, kiedy szlag mnie trafiał przy każdym kolejnym zdaniu...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:55, 19 Kwi 2008    Temat postu:

Ricie117 to my powinniśmy dziękować Tobie za tego cudownego ficka. Brak mi słów, by opisać co czuję czytając Kontrakt.
Kiedy możemy się spodziewać kolejnej części?
I jeszcze raz dziękuję za tłumaczenie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:30, 19 Kwi 2008    Temat postu:

ech no i płacę majątek bo wchodzę tu z komórki! Tak! Zapłace z 10 zł bo chcę przeczytać kolejna cześć i nie mogę dostać się do piątek strony, bo wyskakuje komunikat że za mało pamięci w każdym razie powodzenia z Krakowa! Niech mi ktokolwiek szybko wysle ta cześć z wczoraj na pw proszę bardzo!

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez evay dnia Sob 15:38, 19 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:59, 19 Kwi 2008    Temat postu:

evay już wysłałam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Sob 17:37, 19 Kwi 2008    Temat postu:

Saphira182, ja też .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:56, 19 Kwi 2008    Temat postu:

Ważne, że poszło. Evay może przeczytać 2 razy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cuddy rulz
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Lut 2008
Posty: 287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: idziesz? Dokąd zmierzasz?

PostWysłany: Sob 17:57, 19 Kwi 2008    Temat postu:

zupełnie zapomniałam, że Kontrakt się nie spończył nie wiem dlaczego sobie tzk zakodowałam..
ale ta część mnie naprawdę wzruszyła Greg taki bezbronny jest żałosny i pałać się chce... a Jimmy zajmuje się nim jak synem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:58, 19 Kwi 2008    Temat postu:

Cytat:
cuddy rulz napisał:
Jimmy zajmuje się nim jak synem
Świetnie powiedziane, cuddy rulz
Ludziska, nie macie pojęcia, co ze mną robicie Od tych wszystkich komplementów (za które serdecznie dziękuję ) aż mi się ręce trzęsą jak piszę, i potem mam mnóstwo literówek do poprawy :wink:

No dobra, przedostatnia część... (chciałam coś jeszcze napisać, ale ze zdenerwowania zapomniałam :? )

Mogą się przydać chusteczki :!:



Rozdział 8


Wilson wziął kilka tygodni wolnego, żeby dać House'owi czas na uspokojenie, ale potem zdał sobie sprawę, że ma problem z pracą. House potrzebował nadzoru przez cały czas, a Wilson nie mógł trzymać go w swoim gabinecie - odstraszałby jego pacjentów (nie, żeby nie robił tego wcześniej).

Poszedł więc do Cuddy i wyjaśnił jej, że musi umieścić House'a gdzieś w pobliżu, na czas jego dyżurów. Zgodziła się, a Wilson postarał się o prywatnego opiekuna, żeby zajmował się Gregiem. Niestety, jedynym miejscem, w którym mogli go umieścić była szpitalna świetlica dla dzieci.

To było zabawne, wejść tam po pracy i zobaczyć House'a, siedzącego na wydzielonym kawałku podłogi, który Cuddy określiła mianem "strefy House'a" - była to wolne miejsce, poza głównym pokojem zabaw. House oglądał ze skupieniem na dziecinną książeczkę z obrazkami, a Clarence drzemał na pobliskiej kanapie, pilnując go.

Clarence był darem Bożym. House zaufał mu od pierwszej chwili.

- House, to jest Clarence. Będzie się tobą opiekował - powiedział Wilson, przedstawiając sobie dwóch mężczyzn. - Jak ochroniarz - dodał z nadzieją.

House tylko szturchnął go w brzuch i odszedł.

- Co to miało znaczyć? - zdumiał się Clarence.

Wilson zaczerpnął powietrza: - Myślę... to znaczy, że cię lubi.

Clarence był postawnym, łagodnym człowiekiem, który był bardziej niż odpowiedni, by natychmiast zapanować nad House'em, gdyby tylko zaszła potrzeba. Miał ponad dwa metry wzrostu i był nadzwyczaj podobny do Mike'a Tysona. Ale jeśli Greg się zdenerwował lub coś go zaniepokoiło, Clarence potrafił go uspokoić nawet bez dotykania, i utrzymać House'a w tym stanie do czasu, aż pojawiał się Wilson i przejmował kontrolę nad sytuacją.

House nienawidził, gdy ktoś go trzymał lub chwytał. Tylko Wilsonowi pozwalał się popychać i szarpać, i był z tego zadowolony.

Z całą pewnością był przytrzymywany zbyt wiele razy i przez zbyt wielu ludzi. Wilson domyślał się, że bycie trzymanym, niezdolnym by się poruszyć, oznaczało dla House'a ból. Wilson wiedział, że House wciąż pamiętał ból.

House nigdy nie był typem człowieka, z którym można by porozmawiać o jego uczuciach, a teraz było to w ogóle niemożliwe. Ale noc w noc ciche, ostrożne krzyki Grega, budziły Wilsona.

Stał się tak wyczulony na każde ciche, stłumione łkanie House'a, że nawet najdrobniejszy urywany szloch potrafił go obudzić. Szedł do źródła dźwięku i ostrożnie wślizgiwał się do łóżka House'e, starając się nie wyrwać go z jego koszmaru.

Wtedy, zupełnie jak tak samo jak przed laty w trakcie maratonu Frasier'a, House instynktownie przysuwał się do Wilsona, jedną ręką szukając odpowiedniego kawałka koszuli, na którym mógłby zacisnąć dłoń. W końcu szlochanie zamierało, zastępowane przez delikatne mruczenie, gdy House spał, trzymając Wilsona jak gigantycznego, ludzkiego misia.

Ale to Clarence odkrył sekret, jak sprawić, by House był szczęśliwy - odwracanie uwagi. Kupowali mu egzemplarze każdego tandetnego czasopisma o sławnych ludziach, jakie udało im się znaleźć, a Clarence podtykał mu je pod nos. Nie wiedzieli, jak wiele z tego dociera do niego, ale promienne zdjęcia Toma Cruise'a robiącego zakupy z Angeliną Jolie na planie jej ostatniego filmu, wydawały się zaintrygować House'a.

Innego dnia Wilson zobaczył House'a z lizakiem. Gdy wszedł do pokoju, zatrzymał się na krótko i nieświadomie wstrzymał oddech na widok całej sceny. Jakby cofnął się w czasie. House rozparł się na krześle, z zapomnianym People na kolanach, gapił się przez okno i z zadowoleniem ssał jasnoczerwonego lizaka. Na sekundę Wilson niemal uwierzył, że House odwróci się do niego i powie coś zjadliwego lub niegrzecznego. Ale House tylko w dalszym ciągu z uwagą patrzył przez okno.

- Gdzie on go znalazł, Clarence? - zapytał.

Musiał powiedzieć to trochę zbyt ostro, bo Clarence zaczął wyglądać na nieco zdenerwowanego.
- Kupiłem mu go, doktorze Wilson - powiedział. - To nic złego, prawda? Czerwony barwnik nie pogorszy jego stanu, czy coś w tym stylu?

- Nie, wszystko w porządku, Clarence. On je kochał... przed tym wszystkim - powiedział Wilson ze smutkiem, patrząc na przyjaciela. Był tak zamyślony, że prawie przegapił następne słowa Clarence'a.

- ... po prostu wpatrywał się w niego, jakby naprawdę, naprawdę go chciał.

Wilson odwrócił się nagle.
- Przepraszam, co powiedziałeś? - spytał.

- Powiedziałem tylko, że to zabawne. Zobaczył dzieciaka z jednym z tych darmowych lizaków, które rozdają w klinice i po prostu nie mógł oderwać od niego oczu. Wydawało mi się, że może spróbować go zakosić - odparł Clarence.

Wilson spojrzał w zamyśleniu na House'a.
- Coś nie tak, doktorze Wilson? - spytał Clarence.
Wilson zdał sobie sprawę, że gapi się w przestrzeń. Potrząsnął głową. Pomysł, że nawet będąc kompletnie obłąkanym, jego przyjaciel wciąż chciałby kraść lizaki małym dzieciom, pozwolił Wilsonowi podejrzewać, że House wciąż gdzieś tam jest, że ukrywa się i zastanawia, kiedy będzie na tyle bezpiecznie, by wyjść.

......................................

Doktor Simpson starał się nie chichotać, obserwując swojego pacjenta. Siedział z Wilsonem na kanapie. House siedział na podłodze w gabinecie psychiatry, szczęśliwy i bezpieczny pomiędzy nogami Wilsona. [bardzo proszę - bez skojarzeń ]

Simpson mógł stwierdzić, że House jest szczęśliwy, ponieważ kompletnie ignorował oszałamiający asortyment smakołyków, które Clarence rozłożył przed nim, i usilnie próbował rozwiązać sznurówkę prawego buta Wilsona.

Nieświadomy niczego, Wilson zapadł się głębiej w poduszki kanapy. Simpson westchnął. Wilson mocno to przeżywał, a biorąc pod uwagę, że pracował jako onkolog, to wiele mówiło. Miłość doprowadza ludzi do szaleństwa.

Wilson przesunął po twarzy zmęczoną dłonią.
- Nie wiem, co to mogło oznaczać, doktorze Simpson. Stał się bardziej przywiązany od kiedy to się stało. Ale może to jest dobre. Wydaje się być bardziej przytomny. Może to oznacza... - zamilkł. - Ale wtedy mocno to przeżył.

Simpson patrzył, jak Wilson siada i zaczyna bezwiednie bawić się kołnierzem House'a, doprowadzając go do porządku. Simpson zauważył, że jakoś w ubiegłym miesiącu doktor Wilson wreszcie się przełamał i teraz koszule House'a były pięknie wyprasowane. House nie zwrócił uwagi na ten zabieg i wyciągnął rękę, by złapać lizaka, którym Clarence przed nim machał.
- Proszę mi opowiedzieć, co się stało - powiedział.

.......................................

- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł - powiedział.
Greg był przerażony. Nic dziwnego. Nie lubił tego budynku. Nie lubił ludzi w mundurach. I wiedział, że coś się dzieje. Przez cały ranek był nie do zniesienia. Wiercił się, kiedy Wilson zakładał mu krawat, a potem ciągnął za niego, aż węzeł prawie zaczął go dusić. Wilson musiał zatrzymać samochód i zdjąć House'owi krawat.

Teraz ukrywał się za Wilsonem, opierając głowę na jego plecach i nerwowo dotykał rękami marynarki Wilsona.

- To zajmie tylko kilka minut, doktorze Wilson - powiedział prokurator. - Musimy go pokazać, by wytoczyć im proces.

"Pokazać go". Zły dobór słów. Wilson westchnął. Ale wiedział, że to konieczne. Sprawa z adwokatem i jego bandytami była prosta - mieli nagrania. Ale jeśli chodzi o strażników z więzienia, mieli jedynie zapiski Thompsona, no i House'a.

- Dobrze - ustąpił. - Chodź, House - położył mu rękę na plecach i poprowadził go na salę rozpraw.

Siedzieli w pierwszym rzędzie, czekając aż zacznie się posiedzenie, kiedy poczuł, że ktoś klepnął go w ramię. Odwrócił się i zobaczył strażnika.
- Przepraszam... doktorze Wilson. Jest do pana pilny telefon. Chodzi o pacjenta.

Niech to szlag, to znaczyło, że Terry umiera. Wilson rozejrzał się w koło. Klepnął jednego z asystentów prokuratora w ramię.
- Może pan z nim posiedzieć - powiedział, wskazując na House'a. - Muszę odebrać telefon.

Kilka minut później rozmawiał przez telefon ze swoim pomocnikiem ze szpitala, gdy zaskoczył go czyjś głos.

- Doktorze Wilson.
Odwrócił się od telefonu i spojrzał w przerażoną twarz strażnika. - Mamy problem z pańskim przyjacielem.

- O Boże.

Rzucił słuchawkę i pognał na salę. To był chaos. Strażnicy wyciągnęli broń, a ludzie krzyczeli. Połowa zebranych biegła do wyjścia, a druga połowa zebrała się za stołem sędziego.

Przeciskał się przez tłum do źródła zamieszania, dopóki nie zatrzymał go strażnik. Gniewnie wyswobodził się z jego uścisku.
- Jestem jego lekarzem - syknął i zwrócił się do tłumu.

- On się boi. Jest przerażony - zagrzmiał. Próbował uzyskać chociaż pozorną kontrolę. - Proszę, po prostu cofnijcie się i bądźcie cicho. On was nie skrzywdzi. On nie może zrobić nikomu krzywdy.

Nikt się nie poruszył, dopóki sędzia nie odesłał strażników.
- Nic mi nie jest.
Niechętnie cofnęli się i schowali broń.
- I zabierzcie stąd tego sukinsyna - powiedział sędzia, wskazując na oskarżonego.

Dwóch mężczyzn powoli zbliżyło się do House'a. Wcisnął się w kąt, skulił się, kryjąc się za laską, niczym za barykadą. Trząsł się gwałtownie, a pot spływał mu po twarzy. Nie spojrzał na żadnego z nich, tylko skupił wzrok na środku sali i dyszał, przeżywając po raz kolejny minioną grozę.

- Co się stało? - Wilson spytał sędziego.

- Był spokojny, dopóki nie zjawił się oskarżony. Wtedy oszalał. Zaczął się rzucać we wszystkie strony - odparł sędzia. - Potem wyglądało na to, że potknął się o własne nogi i zwinął się w kłębek.

- Cóż, przynajmniej zobaczyliśmy wspaniały pokaz - powiedział stojący za Wilsonem prokurator.

Słysząc to, Wilson odwrócił się do niego. Był wściekły, a krew gotowała mu się w żyłach. Greg nie był pieprzoną nakręcaną zabawką ani pieprzonym eksponatem. Był ludzką istotą, która przez blisko cztery lata przechodziła przez fizyczne i psychiczne piekło. Wilson zrozumiał, co się stało. House próbował uciec i potknął się przez własny, nieistniejący łańcuch. Ile razy strażnicy popychali go, aż potykał się o ten realny i upadał, nie mogąc się podnieść, nie mogąc zrobić nic innego, jak tylko skulić się i czekać, aż zaczną go kopać.

- Pokaz? Ja ci dam pokaz - wrzasnął gniewnie i uderzył prokuratora pięścią w szczękę.
Mężczyzna upadł jak kłoda. The boy wonder oncologist nie miał pojęcia, że jest takim świetnym bokserem. Strażnicy pochwycili go, a on szarpał się, dopóki głos sędziego nie powstrzymał go, rozpraszając jego wściekłość.

- Doktorze Wilson, nie sądzi pan, że powinien się zająć swoim przyjacielem?

Uspokoił się i puścili go. Otarł twarz wierzchem dłoni. Skinął głową.
- Przepraszam. Ma pan rację.

Podszedł do House'a i osunął się po ścianie obok niego, spoconego i drżącego.
- Hej - powiedział łagodnie, zamierzając poczekać, aż Greg zwróci na niego uwagę. W ciągu wielu lat odkrył, że to jest najlepsze podejście.

.....................................

- I co było dalej? - spytał Simpson.

Wilson uśmiechnął się smutno.
- Pół godziny trwało, zanim House się uspokoił. Obaj z prokuratorem zgodziliśmy się nie wnosić pozwów.

- Co ze strażnikiem z więzienia?

- Uznano go za winnego pod każdym względem - powiedział, pochylając się i opierając przedramiona na barkach House'a. - House z pewnością wywarł wrażenie na przysięgłych.

- Nie wiem dokładnie, co ten sukinsyn mu zrobił, a House nie może nam tego powiedzieć - ciągnął Wilson. - Ale sądząc po jego reakcji, to było okropne. - Pociągnął delikatnie House'a za jedno ucho. - Był taki przerażony - dodał cicho.

Simpson zauważył, że House, po tym jak udało mu się rozplątać w całości prawą sznurówkę Wilsona, teraz przypadkowo naciskał przyciski swojej gry komputerowej, którą trzymał na kolanach. Jego oczy jaśniały za każdym razem, gdy zabawka wydawała przenikliwy dźwięk.

Chociaż Wilson wciąż się zamartwiał, House w niczym nie przypominał łatwowiernego, drżącego kościotrupa, którym był sześć miesięcy temu. Gdyby House był w stanie, Simpson był pewien, że powiedziałby, że Wilson zachowuje się jak nieustannie zamartwiająca się Żydowska mamuśka.

Wstali już, żeby wyjść, i Simpson zdławił śmiech, gdy Wilson zauważył, co się stało z jego butem. Sznurówka została dokładnie zawiązana wokół jego kostki.

- House - rozległ się udręczony okrzyk. - Na miłość Boską. Dalej - wstawaj.

Podniósł House'a za kołnierz i rzucił go na kanapę, a potem dołączył do niego, zdjął but i zaczął na powrót nawlekać sznurówkę.

Spojrzał na lekarza.
- Zastanawiał się pan kiedykolwiek, jak to jest opiekować się czterdziestopięcioletnim szkrabem? - spytał z rozdrażnieniem, podsuwając but pod nos House'a. - Woooo - warknął. - Niedobry. Nie baw się moimi butami.

Zamilkł.
- Nie, żeby wcześniej zachowywał się szczególnie dojrzale - powiedział w końcu, lekko uśmiechając się do wspomnień. - Był tylko bardziej rozmowny.

Simpson poklepał go po plecach i spojrzał na House'a, który nie zwrócił uwagi na reprymendę Wilsona i teraz koncentrował się wyłącznie na swoim ostatnim lizaku, równocześnie wyglądając na odrobinę zadowolonego.
- Myślę - powiedział po zastanowieniu. - Że wykonuje pan dobrą robotę, doktorze Wilson. Chociaż powinien pan pomyśleć w najbliższym czasie o wizycie u dentysty, jeśli będzie go pan karmił taką ilością lizaków.

......................................

Po tym, jak Wilson włożył z powrotem swój but, wziął House'a za rękę i razem z Clarence'em ruszyli do windy.

Naciskał właśnie guzik drugiego piętra, kiedy usłyszał, jak człowiek za nim mruknął: - Przeklęte homosie.

Nie odwrócił się.

- Powiedziałem: Przeklęte homosie.
Wilson poczuł lekki nacisk na plecach oraz że Greg ścisnął mocniej jego dłoń w niemym błaganiu. House nic nie robił, tylko wpatrywał się w podłogę, ale jego ciało nagle stężało, a ramiona się zgarbiły, jakby oczekiwał na cios. House rozpoznał ten ton. To był ten sam ton, którego używali ludzie, którzy go bili. Ten sam gniew. Dla House'a ten ton oznaczał ból. Wilson praktycznie widział, jak House kuli się fizycznie i mentalnie. Pieprzyć to, pomyślał Wilson i odwrócił się do mężczyzny.

Ale nagle wtrącił się inny głos.
- Masz z tym jakiś problem? - Clarence wysunął się na przód. Jego zwykle łagodna mina, stała się nieznacznie psychotyczna.
Clarence był zazwyczaj tak delikatny i opiekuńczy w stosunku do House'a, że Wilson zapomniał o jego orientacji seksualnej.

Clarence zrobił krok w kierunku mężczyzny, który cofnął się aż pod ścianę.
- Ponieważ ja jestem gejem, i nie mam z tym żadnego problemu!

- To... żaden problem - pisnął mężczyzna.

- I dobrze - powiedział z groźbą w głosie. - Więc po prostu daj spokój moim przyjaciołom - dotarło?

- Dotarło - wykrztusił mężczyzna.

- I dobrze - Clarence uśmiechnął się złowieszczo.

Wilson spojrzała na Grega, który uważnie obserwował całą scenę. Wyglądało na to, że jest pod wrażeniem.
- Widzisz? Mówiłem ci, że on jest twoim ochroniarzem - szepnął do niego.

Wyszli z windy na korytarz. Cuddy czekała na nich.
- Dzień dobry, doktorze Wilson - uśmiechnęła się i wskazała na House'a. - Wcale się nie zmienił, prawda?

Wilson oblał się rumieńcem i uśmiechnął się z zakłopotaniem. Nie patrząc, wyciągnął rękę i pchnął w górę podbródek House'a.
- Niedobry House - powiedział. - Nie gap się na dekolt szefowej.

Tylko ten jeden raz zwróciła się do Grega.
- Doktorze House - powiedziała, kładąc delikatnie rękę na wisiorku, przypiętym do jego piersi. Stała tak przez chwilę, patrząc z uwagą na jego twarz. Potem nagle odsunęła się, skinęła głową do Wilsona i odeszła.

House był teraz znowu lekarzem. Komisja lekarska przywróciła mu licencję. Cuddy tego dopilnowała. Przyznali mu również pochwałę, za poświęcenie dla medycyny. Pokazał Gregowi pamiątkowy wisiorek w dniu jego urodzin. Napisano na nim "Po pierwsze nie szkodzić". House nie zwrócił na niego uwagi.

Typowe, pomyślał Wilson.

- Okay, to jest twój finałowy prezent.
Wyciągnął małą paczuszkę, a kiedy House nie chciał wziąć jej do ręki, rozpakował ją dla niego i podetknął mu pod nos.

- To dla ciebie. Jest twój, w każdym razie. Cóż, może nie. Może to należy do nas obu? Pamiętasz, jak złamałeś ulubiony nóż Julie?

House spojrzał na przedmiot, zaintrygowany. Wyciągnął rękę i wyrwał go powoli z palców Wilsona.

Spoglądał to na prezent, to na Wilsona prze kilka sekund. Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie. Być może, pomyślał Wilson, to da jakiś efekt.

Nagle House włożył wisiorek do ust.

- House, nie... Na miłość Boską - powiedział z naciskiem, wyciągając przedmiot za łańcuszek i wycierając go.

- Nie... zjadaj... tego - zakazał surowo, podkreślając każde słowo i zawieszając wisiorek na szyi House'a.

Jak na razie House nie próbował kolejny raz go połknąć, więc wydawało się, że jest stosunkowo bezpieczny. Ale za każdym razem, gdy Wilson widział, jak House dotyka go, obraca go w kółko, przygląda się - albo zastanawia się, co to jest, albo myśli o zjedzeniu go. Wilson miał tylko nadzieję, że nic nie strzeli mu później do głowy. Z House'em nigdy nic nie wiadomo.

Gdy Cuddy odeszła, Wilson odwrócił się do House'a, wręczając Clarence'owi jego plecak.
- Masz być grzeczny - upomniał House'a i szybko go uściskał.
To była zaleta tego, że House był nieobecny - w przeciwnym razie Wilson oberwałby za złamanie głównej zasady House'a: Kumple się nie ściskają - jak powiedziałby House.

Wilson wsunął dłoń House'a w ręce Clarence'a.
- Nie pozwalaj mu na zbyt wiele niezdrowego jedzenia.

- Zrobi się, doktorze Wilson - przytaknął Clarence, zabierając House'a.

- I zabierz go na spacer do parku - krzyknął za nimi, kiedy się oddalili.

Patrzył, jak Clarence macha ręką na potwierdzenie. Gdy Wilson się odwrócił, zobaczył, że facet z windy siedzi na pobliskim krześle, obserwując tą scenę z otwartymi ustami, na których malowało się niewypowiedziane pytanie.

Wilson otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zrezygnował. Patrzył na mężczyznę przez kilka chwil i odszedł. Potrząsnął głową. To zadziwiające, z czym można żyć.

Cytat:
I wysyłam pw do evay


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 13:20, 22 Kwi 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
W.
Gastroenterolog
Gastroenterolog


Dołączył: 10 Cze 2008
Posty: 1780
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:23, 19 Kwi 2008    Temat postu:

Druknięte.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:22, 19 Kwi 2008    Temat postu:

Ja tak dalej nie mogę. To jest genialne. Drukuję to!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bruner
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 12 Kwi 2008
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok

PostWysłany: Sob 21:33, 19 Kwi 2008    Temat postu:

lolok25 napisał:
Ja tak dalej nie mogę. To jest genialne. Drukuję to!!

Hehe ja akurat tuszu nie mam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:41, 19 Kwi 2008    Temat postu:

jak do tej pory to 30 stron w Arialu w czcionce 8 w Wordzie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cuddy rulz
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Lut 2008
Posty: 287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: idziesz? Dokąd zmierzasz?

PostWysłany: Sob 22:28, 19 Kwi 2008    Temat postu:

House taki nieobecny
wielkie uznanie dla Wilsona
to przed ostatnia część tak??
szkoda...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 2:40, 20 Kwi 2008    Temat postu:

kocham Wilsona za jego poświęcenie, za to,że nigdy nie opuszcza przyjaciela i potrafi dołożyć komu trzeba / kocham tego fika za ukazanie cierpienia i miłości / i kocham tłumaczkę, że się podjęła tego zadania, choć fic nie należy do najkrótszych i najłatwiejszych

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cuddy rulz
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Lut 2008
Posty: 287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: idziesz? Dokąd zmierzasz?

PostWysłany: Nie 11:43, 20 Kwi 2008    Temat postu:

martuusia tyle w tobie miłości
a ja mam przed oczami House kulącego się ze strachu w kącie sali sadowej...

znalazłam coś brutalnego ale to akurat pasuje
JA (albo jesli chcecie nasze forum) i adwokat, który skrzywdził Grega



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez cuddy rulz dnia Nie 14:06, 20 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Nie 14:15, 20 Kwi 2008    Temat postu:

Ach Richie cudowne tłumaczenie, jak zwykle .
Ta część wprawiła mnie w stan zadumy.
Oczywiście oprócz fragmentu z sali sądowej...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Nie 16:10, 20 Kwi 2008    Temat postu:

Biedny Greg... I w sumie szkoda, że raczej nie "wróci do siebie", bo brakuje mi House'a-dupka .

Richie117, tu możesz wstawić najbardziej barwne słowa, jakimi mogłabym określić twoje tłumaczenie .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:34, 20 Kwi 2008    Temat postu:

7.
Jezu. Siedze i gapie sie w monitor.
Nie wierze juz w dobre, szczesliwe zakonczenie. House jest teraz jak autystyczne dziecko lub starsza osoba, ktora nie je, nie zalatwi sie sama. Wciaz potrzebuje pomocy.

8.
Clarence... też go już bardzo lubię! Ale niepokoi mnie wciąż zachowanie Grega.
Wilson wślizgujący się do łóżka Grega! *_* to jest przyjaciel! naprawdę jak starszy brat czy ojciec opiekujący się swoim dzieckiem.
brawo Wilson! brawo na prokuratora! brawo!

bardzo Wam dziękuję, Richie, Em., Saphira za te rozdzialy, wielkie wielkie dzieki!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:39, 20 Kwi 2008    Temat postu:

Fik powinien stać się lekturą obowiązkową zarówno w podstawówce, jak i gimnazjum i liceum. To geniusz. Szczególnie po tłumaczeniu Richie117.

PS. Mój jubileuszowy 500. post zamieszczam w tym temacie, jako iż zmieniłam "zakon" i przynależę do Hilsonek i Hilsonów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Nie 17:54, 20 Kwi 2008    Temat postu:

Sądzę, że po tym fiku Hilsonek i Holsonów przybędzie

Ja przeczytałam ostatni rozdział już wczoraj, ale po prostu... nie wiedziałam, co napisać. To było takie słodkie (Wilson), smutne (Greg) i jednocześnie te miłe wspomnienia (dekolt Cuddy)... Cóż... Genialnie

Jak zwykle świetne napisane
Powrót do góry
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Nie 17:59, 20 Kwi 2008    Temat postu:

Clarence też go polubiłam bardzo
lolok25 miło że do nas dołączyłaś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Nie 18:02, 20 Kwi 2008    Temat postu:

Ja się nie muszę nigdzie przepisywać, zawsze darzyłam sympatią Hilsona, chociaż pewniej czułam się w Huddy .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Nie 18:18, 20 Kwi 2008    Temat postu:

Ze mną jest dokładnie odwrotnie...
Powrót do góry
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:21, 20 Kwi 2008    Temat postu:

Cytat:
Zanim w ogóle zabrałam się za The Contract, miałam ochotę zająć się czymś długim, przyjemnym, dającym poczucie stałości i bezpieczeństwa... (takie sentymentalne podejście z mojej strony :wink: ) Jak widać, TEN fik spełnił tylko pierwsze kryterium...
A jednak trochę mi żal, że to już koniec... Przyzwyczaiłam się to tych wszystkich uczuć, które towarzyszyły mi podczas tłumaczenia... A teraz się skończyły :? ...

Teraz dam Wam powód, by mnie znienawidzić – trochę z Wami pograłam i... nie wkleiłam CAŁEGO 8. rozdziału... Musiałam potrzymać Was do ostatniej chwili w niepewności Wybaczcie

Dobra, to już nie przeciągam...


Z dedykacją dla świeżo nawróconych Hilsonek i Hilsonów


Rozdział 8 c. d.


Clarence od czasu do czasu opiekował się House'em również w domu, jeśli Wilson musiał wyjść. Ale Clarence wyjechał na cały tydzień, żeby odwiedzić rodziców w Alabamie, a Wilson musiał pójść na zakupy. To z kolei oznaczało, że będzie musiał zapiąć Grega na smycz.

Psychiatra zasugerował to po ucieczce House'a w centrum handlowym. Chryste, był szczęśliwy, że poszedł na onkologię. Pomysł, żeby uwiązać kogoś na końcu sznurka, jak psa, wydawał się odrażający. Ale przy pojedynczych okazjach, gdy okoliczności mogły wiązać się z wystąpieniem "potencjalnie ucieczkowych" sytuacji, wiedział, że nie ma wyboru.

Tak więc House'owa smycz. Nienawidził jej z całego serca. Pomysł wziął się od smyczy dla dziecka. Czego również nienawidził z całego serca. Ale czasem była przydatna - żeby być w stanie manipulować sprawunkami, jednocześnie mając pewność, że twój nienormalny, ex-skazany za morderstwo, obłąkany najlepszy przyjaciel nigdzie nie powędruje.

Weszli do baru szybkiej obsługi. Wilson szedł przodem, a House szarpał się lekko za nim na końcu sznurka. Wilson znał ryzyko, ale House zawsze uwielbiał tamtejsze shake'i, a on sam miał ochotę na chwilę zapomnieć o zdrowej żywności.

Kilka osób rzuciło im rozbawione spojrzenia, ale zignorował je. A Greg zdawał się nie przejmować sznurkiem. I tak przez większość czasu, gdy otaczali ich inni ludzie, trzymał się blisko Wilsona. Choć z drugiej strony, nie można było mieć pewności, co myśli Greg. Kilka miesięcy wcześniej, Wilson zauważył, że House utyka trochę bardziej niż zwykle. Zbadał go i odkrył, że House złamał jedną z kości śródstopia. Po tylu latach bólu, bezradności i strachu, nawet nie ośmielił się skrzywić.

Zamówił dwa duże shake'i. Waniliowego dla siebie i czekoladowego dla Grega. Próbował sobie przypomnieć. Był prawie pewien, że Greg lubił czekoladę.

Czekając na napoje, Wilson oparł się ciężko na ladzie i potarł oczy. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo był zmęczony. Było mu gorąco, czuł się brudny i spocony. Zaczął szukać portfela i nie zauważył, że House przygląda mu się uważnie, jakby był lizakiem, czekającym by ktoś go ukradł.

Nadstawka kasy fiskalnej McCorporate'a pchnęła ich shake'i przez ladę i powiedziała mu "miłego dnia", ale nie zwrócił na to uwagi. Rozmyślał o niesprawiedliwości życia. Co za ironia, pomyślał, ze wszystkich możliwych miejsc popadł w głęboką filozoficzną zadumę u McHappy'ego.

To właśnie zmiana charakteru jego przyjaciela doprowadzała Wilsona do szaleństwa. Wszystko w House'ie - jego ogień, jego arogancja i intelekt, jego czyste zadowolenie z mówienia sprośności - wolno i morderczo wyciekało z niego, pomyślał ze smutkiem Wilson i nie odwracając się, podał House'owi jego shake'a.

- Wsadź to sobie w dupę, Jimmy. Wiesz, że nie cierpię czekolady.

Wilson odwrócił się zszokowany i wpatrywał się pilnie w przyjaciela przez kilka chwil. House był tutaj. I patrzył na niego z irytacją. O mój Boże, House wrócił, pomyślał głupio. Tylko on byłby w stanie tego dokonać na środku
pieprzonego McHappy'ego.

- Od ilu lat mnie znasz - ja lubię truskawkowe... - House chciał mówić dalej, ale nie miał szans dokończyć tego zdania.
Wilson złapał go i przyciągnął do siebie w gigantycznym uścisku. Klienci patrzyli ze zdumieniem, jak pojemnik z shake'iem został zgnieciony między dwoma mężczyznami.

Wreszcie Wilson się odsunął. House spojrzał w dół na pogniecione opakowanie, pochylił głowę i powiedział: - Niezbyt dobrze, co?

Wilson złapał shake'a i wylał pozostałe resztki na głowę Grega.

- Ty wielki, kulawy kretynie - powiedział z radością, obserwując jak czekoladowy szlam ścieka po twarzy House'a.

Po chwili jednak Wilson zawahał się i spojrzał na House'a wnikliwie.
- Wróciłeś... Poczekaj - powiedział, wskazując palcem na House'a; House zawsze musiał mieć jakiś powód. - Dlaczego zdecydowałeś się wrócić?

House wbił wzrok w swoje buty.
- Cóż... - umilkł, jakby szukał odpowiedzi. - Ty... wyglądałeś na trochę przybitego - powiedział z nadzieją, całkowicie pomijając pytanie.

Wilson położył ręce biodrach, potrząsnął głową i westchnął:

Typowy pieprzony House.

......................................

- A dlaczego jestem przywiązany do ciebie kawałkiem sznurka?

......................................

Epilog


Jakiś czas wcześniej

Byli w parku. Uśmiechnął się do wspomnienia House'a huśtającego się na huśtawce.

Włączył video. Musiał wiedzieć, z czym będzie musiał się zmierzyć:

Wilson nigdy nie widział takiej rozpaczy i nieszczęścia. Zostało to uchwycone w oczach Grega, gdy spojrzał w obiektyw. Przez moment, przez sekundę, wydawało się, że błaga, prosi, kogokolwiek, kto stał za kamerą - o litość, o cokolwiek, o wszystko byle nie to... ale nagle to wszystko zniknęło, kiedy spadło na niego kolejne uderzenie, a on ponownie wpadł w otchłań bólu. Nie było żadnej litości.

.....................................

Jakiś czas później


Gdy wrócił do domu, House siedział w sypialni Wilsona. Siedział na łóżku obok pudła. Wilson zamarł. Pudło. Pudło z nagraniami.

Spojrzał tylko na Wilsona, nie mówiąc ani słowa. Nie wyglądał na wściekłego. Nawet jeśli - jego twarz była bez wyrazu. Wilson włączył się w scenę i patrzył na niego, nie mając pojęcia co zrobić, czy jak zareaguje Greg na wieść, że on ciągle je ma.

- Clarence poszedł na zakupy - powiedział wreszcie House. - Wróci za kilka minut.

Wilson skinął głową.

- Skończyło się mleko, a on powiedział, że będziesz na niego krzyczeć, jeśli nie dostanę mojej codziennej szklanki mleka.

Wilson znów skinął wolno głową.

- Żeby wyrosnąć na dużego, silnego i o zdrowych kościach - powiedział. - Żadnych złamanych kości... kości łamią się tak łatwo, zdziwiłbyś się. Powinienem pić więcej mleka - powiedział rzeczowo, ale Wilson skrzywił się, gdy zrozumiał ukryte znaczenie tego stwierdzenia.

- Clarence zawsze powtarza, że jestem za chudy - ciągnął House, zwracając się w stronę pudła. - Ale Clarence jest wielki - poważnie, to wielki czarny maminsynek.
Wilson uśmiechnął się. Czasem House był nieprzewidywalny, czasem był po prostu House'em.

Zdawało się, że House zagubił się w myślach.
- Musiałem przyzwyczaić się do tego uczucia. Nie nadałem mu żadnej nazwy; jedynie "to uczucie"... i stało się ono częścią życia. Ale siedziałem tam, słuchałem, jak wszyscy inni dostają swoje... pisk wózka, małe drzwiczki się otwierają. Na początku potrafiłem patrzeć, ale to się stało zbyt bolesne.
Nienawidził tego pewnego siebie spojrzenia i okrutnego uśmiechu Boot Boy'a, który strażnik rzucał mu, mijając jego drzwi. Ten sukinsyn naprawdę cieszył się jego nieszczęściem.

Wilson wiedział, że w czasie pobytu w izolatce, House był powoli i umyślnie głodzony. Dostawał jeden posiłek, zamiast trzech.

House podniósł wzrok.
- Więc po prostu słuchałem. Możesz usłyszeć każdą małą rzecz - odgłosy odbijały się od drzwi, ścian i całego tego gówna. Tamten wózek wydawał takie głośne dźwięki - ciągnął, prawie przepraszająco. - Zastanawiałem się, czy tym razem będzie moja kolej, ale najczęściej nie, i wózek po prostu przejeżdżał. Więc w końcu zaakceptowałem to, że nigdy nic nie dostanę - powiedział w końcu.
Zrobiło się lżej.

- Wiedziałem, że nic nie dostaję, z powodu tego, co zrobiłem. I to było to - zakończył szybko. - Nie możesz wiele zrobić, kiedy jesteś przykuty łańcuchem do przeklętej ściany.

- Ale może zasłużyłem na to. Powiedziałem mu, że ludzie umierają, ale może to była moja wina? Chryste, przez rok nie robiłem nic, tylko siedziałem i dręczyłem mój mózg, ale nawet nie mogłem jej sobie przypomnieć.

House dotknął krawędzi pudełka i uśmiechnął się lekko. Wilson spiął się. To było więcej informacji o tym, co on czuł, niż House dał mu przez całe miesiące. Nie wiedział, czy powinien się odezwać, czy zamknąć. Tak czy inaczej mógł wszystko popsuć.

- Nie mogłeś nic zrobić. Ona i tak by umarła. Thompson był szalony. Chciał tylko kogoś skrzywdzić - i trafiło na ciebie - powiedział wolno Wilson. - Ale to wiedziałeś już wcześniej. A kiedy oni przyszli do ciebie, a ty podpisałeś to bez wahania... To, co zrobiłeś dla mnie... dla każdego z nas... - powiedział Wilson.

- Przestań, Jimmy - I po raz pierwszy w swoim życiu House powiedział "proszę" - Proszę, przestań, Jimmy. To, co zrobiłem, to moja sprawa. Mój wybór, moje brzemię. I zrobiłbym to ponownie. To wszystko, co musisz wiedzieć.

House parsknął.
- Dobrze, że nie wybrali Chase'a... w przeciwnym razie musielibyśmy wznieść za nich toast.

Słysząc to, Wilson roześmiał się czule do wspomnień.
- Tak, on naprawdę był małą łasicą.

Nie odzywali się przez kilka minut. Nagle House skończył intensywne oględziny pudła i spojrzał na Wilsona.

- Widziałeś? - spytał. Ale to było stwierdzenie, nie pytanie.

Wilson skinął wolno głową, wiedząc, że House i tak wie.

- To się stało częścią życia - powiedział House, a Wilson nagle zrozumiał, o czym rozmawiają.

- Jak odbieranie ubrań z pralni... - ciągnął z roztargnieniem.

- O, Boże, Greg - wymamrotał szeptem Wilson.

Chciał podejść i uściskać tego człowieka, ale House wydawał się być taki kruchy, że Wilson bał się, że jeśli chociaż go dotknie, mógłby się rozpaść na kawałki. House zapatrzył się na pudło, a na jego twarzy pojawił się lekki wyraz dezaprobaty. W końcu Wilson powoli i ostrożnie usiadł po drugiej stronie łóżka.

Wychylił się, podniósł pudło i postawił je na podłodze. Greg obserwował go szeroko otwartymi oczami. Taki otwarty. Tak bezbronny. Wyglądał, jakby miał rozpaść się w każdej chwili. Wilson ostrożnie podniósł jedną z dłoni House'a i, ignorując sarkastyczne House'owe spojrzenie, jakie otrzymał, popatrzył mu w oczy.

- House. Obiecuję, póki żyję - nigdy więcej nie będziesz musiał odbierać ubrań z pralni.

House spojrzał na niego, najpierw ze zdumieniem, a potem zaczął chichotać. Nagle Wilson zdał sobie sprawę, że House rzucił go na plecy na łóżko i trzyma go w niedźwiedzim uścisku. House wyciskał w niego życie, równocześnie śmiejąc się do siebie. Poczuł rozchodzące się po całym ciele wibracje. To był dobry dźwięk. Minęło tak wiele czasu, od kiedy House się śmiał - a Wilson był jedyną osobą, która mogła skłonić House'a do śmiechu.

- Arghh, House - tlenu... - zdołał wykrztusić.
House zwolnił morderczy uścisk i położył ręce na piersi Wilsona, leżąc na nim jak szczeniak. Wilson czuł jego ciepło, czuł kanciaste kości, wbijające się w miękkie miejsca na swoim ciele, klucz, który wisiał na łańcuszku na szyi House'a tańczył ponad piersią Wilsona, i wreszcie - ten specyficzny House'owy pomruk, który House zdawał się ciągle wydawać, nie ważne czy spał, czy nie.

House oparł podbródek na mostku Wilsona, a jego wielkie niebieskie oczy patrzyły na niego troskliwie. Wydawało im się, że trwają tak przez wieczność, unieruchomieni w swojej osobliwej relacji: ochraniający, ochraniany... ochraniany i ochraniający.

Wreszcie House się odezwał.
- Wiesz, zawsze myślałem, że byłbyś świetnym pluszowym misiem.

- Co takiego?!

- House?

- Wracaj tutaj...

- Ty sukinsynu.

......................................

Wilson wyszedł na otwartą przestrzeń i postawił na ziemi pudło i kanister benzyny. Był sam. Było ciemno. Było cicho. Ale to miejsce krzyczało na niego. Ten krzyk wypełniał jego uszy. Cuchnęło lękiem i cierpieniem. Przypomniał mu się wyjazd do Oświęcimia. Nawet czterdzieści lat po tym, jak tamten horror się skończył, a ludzie odeszli, wciąż dało się wyczuć tamtą atmosferę, sączącą się obficie ze ścian.

Spojrzał pod nogi. Zobaczył brązową plamę na betonowej podłodze. Zamrugał powoli. Wiedział, czyja krew tworzyła tą plamę.

To wciąż tam było. Porzucone i zapomniane, ale nietknięte. Świątynia zemsty. Miejsce, gdzie została stoczona bitwa o jego życie. To nie przypominało pola walki. Ale tamci też nie byli aż tacy imponujący. Pola, łąki, ulice pełne plam krwi, które zostaną spłukane przez następny deszcz. Spacerował po pustej przestrzeni, brudna podłoga trzeszczała mu pod stopami.

Spojrzał na stół, z roztargnieniem dotykając jednego z pierścieni, które były przykręcone w każdym rogu. To był wielki, stary, stabilny stół roboczy. Przypominał mu stary stół kuchenny Grega. Pamiętał, jak oczy House'a się rozjaśniły z radości, gdy Wilson spojrzał na niego stwierdził, że to zabytkowy stół do autopsji.

- Ale ja właśnie przygotowałem na nim tą kanapkę... - wyjąkał, a Wilson upuścił kanapkę z powrotem na blat.

- Nie zachowuj się jak dziecko - powiedział House, porywając resztę kanapki i rzucając się na kanapę obok niego. Popatrzył na Wilsona z kpiącym oburzeniem. - Wyczyściłem go - wodą i tak dalej - dodał, wpychając kanapkę do ust.

Wilson sięgnął do kieszeni i wyjął kawałek papieru. Greg nigdy się nie dowie, że to również zatrzymał. Położył go ostrożnie na stole, wygładzając go pieczołowicie na nierównym drewnie, zanim się odwrócił.

Coś błękitnego przyciągnęło jego spojrzenie. Podszedł do ściany i podniósł pogniecioną koszulę. To była jedna z ulubionych koszul Grega (i Cuddy), ale teraz leżała zapomniana, sztywna od brudu, niczym relikt wojny.

Stał tam przez długi czas, ściskając koszulę w dłoniach i rozglądając się wokół. To była świątynia zemsty.

Patrzył jak płonie. Jak świadectwo miłości, pomyślał i mentalnie uderzył się laską w goleń, za taką szaloną myśl.

Gdy wrócił następnego ranka, wszystko było tak normalne, że wydarzenia ubiegłej nocy wydały mu się nierzeczywiste.

Słyszał, że radio w kuchni gra rockową piosenkę z lat osiemdziesiątych. Clarence wtórował mu fatalnie, przygotowując śniadanie. Przerwał tylko na chwilę, by wysunąć głowę zza rogu i uśmiechnąć się na powitanie, gdy Wilson wszedł, po czym z radością wrócił do śpiewania. Machnął ręką. Ciągle, nawet teraz, Clarence był "ochroniarzem". Ochrona, którą Greg odrzucał przez wszystkie te lata.

Znalazł House'a rozwalonego na kanapie, ze Steve'em drzemiącym na jego ramieniu (Wilson odkrył, że tą dwójkę coś łączy - zamiłowanie do snu), obaj wygrzewali się przy otwartym oknie. House był jak kot, uwielbiał leniuchować w cieple. Tej przyjemności pozbawiono go tak długi czas.

Jeden ze strażników więziennych zgodził się zeznawać w zamian za ułaskawienie. W czasie dochodzenia dotyczącego korupcji w więzieniu, opisał warunki, w jakich Greg był przetrzymywany.

W nowym więzieniu dla zatwardziałych przestępców izolatki znajdowały się w piwnicy. Przez większość czasu skazańcy nie mieli żadnego kontaktu z ludźmi, poza ręką, która wsuwała jedzenie przez drzwi. Obowiązywała polityka absolutnej ciszy - żadnych rozmów, śpiewów, krzyków - absolutna izolacja. Przez połowę czasu panowała ciemność, przez resztę - mrok. Światło dnia stawało się odległym wspomnieniem.

Więźniowie nie mogli być trzymani w izolacji przez więcej niż trzy tygodnie. Greg spędził ponad rok w tej ciemności.

Greg miał się jeszcze gorzej. Chociaż było to kompletnie nielegalne, gubernator nakazał, żeby House miał ręce i nogi skute kajdankami, i dla bezpieczeństwa był przykuty łańcuchem do ściany. Nie miało to żadnego sensu, poza tym, że to zamieniło jego życie w absolutną mękę.

Strażnik powiedział, że na początku słyszał czasem szczękanie łańcuchów Grega, gdy wolno kroczył po swojej celi, cztery posuwiste kroki w jedną stronę i cztery z powrotem, ale pod koniec zrezygnował i tylko szarpał ciągle za łańcuch, który trzymał go przy ścianie lub po prostu siedział skulony na swoim cienkim materacu, twarzą zwróconą do kąta. Nie chodził nawet do klatki do ćwiczeń. Gdy wywlekli go stamtąd, zatoczył się o kilka stóp i zwinął się w kulę nieszczęścia, nie chcąc się poruszyć, bez względu na to jak bardzo go kopali i bili.

Wilson patrzył ze zgrozą, gdy psychiatra powiedział, że prawdopodobnie była to regularna tortura. Thompson organizując to, przerwał czystą monotonię, nie dopuścił, by House popadł w szaleństwo z powodu pozbawienia doznań zmysłowych i ubezwłasnowolnienia. Więźniowie mieli tylko godzinę tygodniowo na ćwiczenia w klatce; House odbywał regularne "specjalne treningi", począwszy od bycia świnką morską w ćwiczeniu "wydobywanie skazańca", aż do zwykłego zabawiania znudzonych pracowników więzienia.

Innymi słowy - stał się niczym... i musiał w to uwierzyć... jedyną rzeczą, która sprawiała, że jakoś się trzymał, był kontrakt.

Może właśnie z tego powodu odszedł na tak długo. Musiał znów odnaleźć siebie.

Nawet teraz nie lubił ciemności. Jednego dnia House oznajmił, że chce pójść na zakupy. Udali się do Baby World i Greg świetnie się bawił, wybierając najohydniejszą lampkę nocną, jaką udało mu się znaleźć. Była słodka do obrzydliwości, z jednorożcami i czymś, co przypominało elfy.

- Mogę ją mieć, mamo? - spytał głośno, zaskakując przyszłą matkę, wyglądającą jakby oczekiwała bliźniaków.

Wilson przewrócił oczami i zgodził się. Wiedział, że w ten sposób House nie chce powiedzieć: "Boję się ciemności".

- Tak, mały, możesz - odparł.

- Mogę dostać też lizaka?

Wilson rzucił okiem na kobietę, która teraz otwarcie im się przyglądała.
- Nie przeginaj, albo wezmę cię znowu na smycz - powiedział, szturchając House'a.

Gdy Wilson wszedł, House obejrzał się sennie, ale po chwili jego oczy się zwęziły.
- Co spaliłeś? - spytał.

- Co?

- Nie było cię całą noc, śmierdzisz benzyną i jesteś cały w sadzy. Tak więc przypuszczam, że spaliłeś coś ubiegłej nocy.

Wilson westchnął, skopał stopy House'a z kanapy i usiadł obok niego.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?

House usiadł i przyjrzał mu się ostrożnie. Strach zawsze czaił się tuż pod powierzchnią. Był cicho przez minutę.
- Tak - powiedział powoli.
Wilson obserwował, jak House bezwiednie zaczął masować blansoletki blizn, otaczające jego nadgarstki. Nawet Steve patrzył na niego wyczekująco, a światło odbijało się w jego paciorkowatych oczach.

- Fabrykę.

House zesztywniał i zapatrzył się w podłogę. Steve wyczuł zmianę i zbiegł po ciele House'a do Wilsona. House pozwolił mu iść.

- Byłeś tam? - powiedział.

- Tak - odparł. - Wiesz, że nie tylko tobie to ciążyło.

- No i?

- I spaliłem ją. Szczęśliwy?

House spojrzał na przyjaciela i nagle jego usta wolno rozciągnęły się w uśmiechu i zaśmiał się cicho do siebie.

- Yeah... Dzięki - powiedział, odrywając Steve'a od kurtki Wilsona.

- Nie ma za co... Od czego są przyjaciele?

~~ THE END ~~


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 13:24, 22 Kwi 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:29, 20 Kwi 2008    Temat postu:

aaaa!
zakończenie CUDOWNE!!!
typowy, pieprzony House!!!
rok w izolatce?
Jezu...


no to słowa na koniec

Richie, jesteś naprawdę NIESAMOWITA i nie mogę się doczekać kolejnego fika, który zaczniesz tłumaczyć!

to, co nam tu "dostarczylas" wywolalo w nas tyle niesamowitych uczuc.
myślę, że wszyscy Ci za to dziękujemy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 6 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin