Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Pluszowy House [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:06, 14 Kwi 2010    Temat postu:

Cytat:
Gaaad, 333, wolę się nie zastanawiać, skąd wiesz o tych misiach... I ile misiów już... um... zbezcześciłaś


*stara się wyglądać niewinnie*

Cytat:
zwinął się w kłębek w swoim podróżnym kartonie


W. Swoim. Podróżnym. Kartonie.

Jak jakieś domowe zwierzątko. Albo zabawka dziecka ze zbyt wybujałą wyobraźnią. Nie jestem pewna, czemu mojej bolącej głowie wydaje się to aż tak śmieszne, ale. Wciąż.

Cytat:
- Masz ochotę na podwieczorek - zauważył z niedowierzaniem Wilson.


Hiii! *___*
Chyba nie chciałabyś słyszeć, jak brzmi śmiech osób z chorym gardłem.

Cytat:
Nie miał pojęcia, że Cameron lubi pluszowe zwierzęta. Może powinien jej jakieś kupić.
(...)
A zatem tak naprawdę nie uważała, że był on uroczy?


Chasee! Jak można go nie lubić? ^^

...i znowu ten podróżny karton!

Cytat:
- Właśnie! - House wyswobodził się z uścisku i stanął obok niego na siedzisku kanapy. - Twoim misiem, prawda?


Ohmy, ohmy. *333 łapie rozpaczliwie oddech*
To jest absolutne.

Cytat:
- Mhm... Nie, czekaj... mogliby się włamać.


Sam ich tego nauczył

*ślini się na wspomnienie pieczonych pianek*

Cytat:
House wzruszył ramionami. - Miś-lę, że nie jest źle. Załapałeś? Powiedziałem: "miś-lę". Bo jestem misiem.
- Mhm, załapałem - jęknął Wilson.


Muahaha.

Cytat:
- Czy za ich pomocą mogę tobą sterować?
- Nie wiem... może powinieneś spróbować.
House pociągnął go za lewe ucho i Wilson skręcił w lewo, jakby został pociągnięty w tamtym kierunku.
- Działa! - pisnął z zachwytem House. - Okej, a teraz w tę stronę! - Pociągnął za drugie ucho Wilsona.


Jestem szczęśliwa Ten tekst sprawia, że pożądam pluszowej wersji House'a zamiast rozebranej, jestem-człowiekiem-w-twoim-łóżku, wersji.

Cytat:
(...)i upierał się, żeby Wilson pomógł mu wypróbować każdy materac w sklepie.


Zdecydowanie powinni je wypróbowywać również w domu. Przez kilka następujących po sobie nocy (To by było na tyle, jeśli chodzi o zachwyt nad pluszową wersją ^^')

Zdaję sobie sprawę, jak kiepski jest ten komentarz... szczególnie, że dostałam na raz aż trzy części *_* Ale mam nadzieję, że wybaczysz
Weny!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez 333bulletproof dnia Śro 11:07, 14 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 4:57, 17 Kwi 2010    Temat postu:

333 napisał:
*stara się wyglądać niewinnie*

...and fails miserably

333 napisał:
. Swoim. Podróżnym. Kartonie.

Jak jakieś domowe zwierzątko.

moje chomiki miały podróżny pojemniczek Zawsze wrzucałam im (tzn każdemu z osobna, bo miałam je po kolei, te chomiki) do środka kukurydzianego chrupka, a chomik przytulał się do tego chrupka i spał

333 napisał:
Chyba nie chciałabyś słyszeć, jak brzmi śmiech osób z chorym gardłem.

słyszałam. we własnym wykonaniu. i wiem, jak to boli

333 napisał:
Chasee! Jak można go nie lubić? ^^

jak się ściemni, to Ci wyjaśnię JAK

333 napisał:
To jest absolutne.

hell yeah!

333 napisał:
Ten tekst sprawia, że pożądam pluszowej wersji House'a zamiast rozebranej, jestem-człowiekiem-w-twoim-łóżku, wersji.

good for you bo pluszowych wersji mogłoby być kilka, a taka rozebrana tylko jedna - i na dodatek jest na nią spory popyt
*Richie pożąda rozebranej-wersji-Wilsona-w-jej-łóżku-bawiącego-się-pluszowym-misiem*

333 napisał:
Zdecydowanie powinni je wypróbowywać również w domu. Przez kilka następujących po sobie nocy

ciekawe, co na to polityka sklepów meblowych

333 napisał:
(To by było na tyle, jeśli chodzi o zachwyt nad pluszową wersją ^^')

333 zmienną jest

333 napisał:
Zdaję sobie sprawę, jak kiepski jest ten komentarz... szczególnie, że dostałam na raz aż trzy części *_* Ale mam nadzieję, że wybaczysz

Wybaczam nie było tak źle



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 6:53, 18 Kwi 2010    Temat postu:

um... poszperałam w kompie i znalazłam dwa misiowe obrazki




***


Rozdział 14.


Następne kilka dni nie przyniosły żadnych zmian w sytuacji House'a. Wilson miał wrażenie, że większość czasu spędzanego w szpitalu poświęca na dostarczaniu House'owi przekąsek i rozrywki oraz na wykręcaniu się od odpowiedzi na pytania Chase'a i Cameron o jego stan zdrowia i powrót do pracy. Nie wykonywał większości swoich obowiązków i cudem było, że udawało mu się zrobić cokolwiek.

Jednakże sprawy mogłyby układać się o wiele gorzej, więc Wilsonowi udało się osiągnąć pewnego rodzaju samozadowolenie. Przynajmniej do piątku i tego, co się wówczas wydarzyło.

Wracając myślami do przeszłości, Wilson czuł, że powinien był zdać sobie sprawę z tego, że znudzenie House'a osiąga niebezpieczny poziom. Nie mając kciuków, nie mógł grać w gry wideo, a "General Hospital" skupiał się na wątku, który House uważał za nudny, co zresztą dał Wilsonowi do zrozumienia. Do środy House najwyraźniej zobaczył w Internecie wszystko, co chciał zobaczyć, a w czwartek zrobił wystarczająco dużo psikusów przez telefon, by na jakiś czas dać sobie z nimi spokój.

Były również jeszcze wyraźniejsze oznaki niebezpieczeństwa, tuż przed samym incydentem. Kiedy Wilson przygotowywał się do wyjścia z gabinetu, House usiadł z wyrazem oburzenia na futrzanej twarzy.
- Ale ja chcę, żebyś został!

- To są bardzo poważni sponsorzy, House. Obiecałem, że osobiście ich oprowadzę.

- Ale ja chcę się wybrać na przejażdżkę w moim kartonie.

- Wybacz, kolego. To powinno potrwać najwyżej godzinę.

- Godzinę? Ale ja jestem głodny! Do tego czasu mogę umrzeć z głodu.

Jednak Wilson zapewnił House'a, że z pewnością przeżyje, po czym wyszedł spotkać się w holu z Hamiltonami-Crossami.

Byli to bardzo mili ludzie, choć Wilson wolałby nie mieć do czynienia z ich markotnym nastoletnim synem, którego najwyraźniej przyprowadzili ze sobą wbrew jego woli. Na powitanie Wilsona odpowiedział chrząknięciem i skinieniem głowy, nie odrywając oczu od ekranu swojego telefonu komórkowego.

- Jared, przywitaj się z panem doktorem - upomniała go pani Hamilton-Cross.

Jared obdarzył ich kolejnym chrząknięciem.

- W takim razie - powiedział entuzjastycznie Wilson - chodźmy na górę. Pomyślałem, że zechcą państwo zobaczyć, jak dzieciom podoba się pokój zabaw na onkologii pediatrycznej.

- Z radością - odparł pan Hamilton-Cross. - Prawda, Jared? - dodał znaczącym tonem.

Nastolatek podniósł wzrok. - No, świetnie - powiedział zdecydowanie.

Kiedy jechali windą na górę, pani Hamilton-Cross powiedziała: - Może pan tego nie wie, ale Jared był pacjentem tego szpitala, kiedy miał pięć lat.

- Z powodu białaczki - dodał uczynnie jej mąż.

Wilson tego nie wiedział - to przynajmniej tłumaczyło, czemu rodzice przyprowadzili go ze sobą.
- Obawiam się, że wtedy jeszcze tutaj nie pracowałem.

- Cały personel był dosłownie zdumiewający.

- Cieszę się, że mogliśmy pomóc. - Winda zatrzymała się na ich piętrze; Wilson skinął na Hamiltonów-Crossów, żeby wyszli pierwsi. - Nowy pokój zabaw pełni znaczącą rolę w poprawie samopoczucia. Oczywiście żadne z dzieci nie cieszy się z pobytu w szpitalu, ale to stanowi dla nich jakąś rozrywkę. - Żeby dojść od windy do pokoju zabaw, Wilson musiał przejść obok swojego biura. Żeby nie zapeszyć, odwrócił wzrok od swoich drzwi. Cokolwiek House knuł - a Wilson był pewien, że było coś takiego - zajmie się tym, kiedy Hamiltonowie-Crossowie sobie pójdą.

W pokoju zabaw było kilkoro dzieci i rodziców. Wilson na wszelki wypadek rozpuścił wieść o tej wycieczce, żeby ci rodzice, którzy nie chcieli, żeby gapiono się na ich dzieci, mogli w tym momencie być gdzieś indziej, ale na szczęście znalazło się wystarczająco wielu ochotników, którzy nie mieli nic przeciwko, by pokazać sponsorom, że świetlica cieszy się dużym powodzeniem.
- Tutaj znajduje się akwarium z rybami słonowodnymi - zaczął Wilson. - Ma pojemność stu litrów i pływa w nim osiem gatunków ryb. Oglądanie ryb jest bardzo... uh... odprężające... - Wilson starał się zignorować śmiech, dochodzący zza jego pleców. Pokój był pełen dzieci, a śmiech był dobrą rzeczą i nie aż tak zaskakującą.

Jednak kiedy pan Hamilton-Cross zarechotał, Wilson urwał w połowie zdania i odwrócił się, żeby zobaczyć, co właściwie było takie zabawne.

House zamarł z rozpostartymi łapami. Najwyraźniej naśladował ruchy Wilsona, kiedy ten wskazywał na akwarium z rybami.

- Jakim cudem wydostałeś się z gabinetu? - zapytał ostro Wilson.
Dzieci - wraz ze, Wilson nie mógł tego nie zauważyć, znudzonym Jaredem - wybuchnęły śmiechem.

House - być może na całe szczęście - nie odpowiedział. Miał na sobie kitel Doktora Misia i stetoskop, prawdopodobnie w ramach przebrania - Wilson nie chciał o tym myśleć.

Ale nie miał wielkiego wyboru. Nie mógł udawać, że tak naprawdę nic się nie stało. A wyjaśnienie Hamiltonom-Crossom tego, kim i czym w rzeczywistości był House nie wchodziło w grę. Wilson musiał improwizować. Chrząknął i powiedział:
- Doktorze Misiu, nie miałem pojęcia, że masz dzisiaj dyżur. - "Współpracuj ze mną, House", błagał w myślach. "Nie pogarszaj tego bardziej, niż to konieczne." - Proszę wszystkich, oto najnowszy nabytek szpitalnej ekipy... doktor Gregory Miś.

House pomachał łapą. - Cześć wszystkim.

Wilson skorzystał z okazji i wziął go na ręce. Spodziewał się, że wyjdzie na totalnego kretyna, ale przy odrobinie szczęścia mógł się postarać, żeby wyglądało to na niewiarygodnie żałosny pokaz brzuchomówstwa. Być może wszyscy zapomną, że widzieli, jak miś samodzielnie wchodzi do pokoju.

Poza tym, póki trzymał House'a, mógł mieć pewność, że nie zrobi on niczego gorszego.

<center>###</center>

Zdaniem Cuddy, jedną z korzyści dziwacznej sytuacji, w jakiej znalazł się House, było to, że był to niezwykle spokojny tydzień w szpitalu. Nie było skarg o molestowanie seksualne czy rasistowskie uwagi, nie było poirytowanych pacjentów ani krewnych pacjentów koczujących w jej biurze i narzekających na House'a, nie było nawet odwiedzin policji. Musiała odpowiedzieć na kilka pytań o jego miejsce pobytu, ale większość osób zdawała się zakładać, że House po prostu wymigiwał się od pracy. Kiedy poszła na onkologię, żeby "przypadkiem" wpaść na Wilsona, kiedy ten oprowadzał Hamiltonów-Crossów, Cuddy w zasadzie oczekiwała, że wszystko będzie szło zgodnie z planem.

Jednakże gdy tylko znalazła się w zasięgu słuchu pokoju zabaw na onkologii, uświadomiła sobie, jak bardzo się myliła.
- Nie, przekręć to w drugą stronę, ty ćwoku! - krzyknął House przy akompaniamencie dziecięcego śmiechu.

Cuddy pośpieszyła w tamtym kierunku, żeby dowiedzieć się, co się dzieje. Pokój zabaw był wypełniony ludźmi. Z początku nie mogła nawet znaleźć Hamiltonów-Crossów, póki nie wypatrzyła absurdalnie dobrze ubranej pary, stojącej obok akwarium. Wilson stał pośrodku pomieszczenia, trzymając w rękach kilka długich balonów we fluorescencyjnych kolorach. Wyglądało na to, że próbował - bez większych sukcesów - uformować z nich balonowe zwierzęta. House - ciągle w postaci misia - stał na oparciu kanapy wykrzykiwał, wykrzykując pomocne rady.
- I to ma być żyrafa? Bo wygląda jak królik, cierpiący na słoniowaciznę.

- Jeżeli to takie proste, sam to zrób! - odgryzł się Wilson.

- Nie mogę - odparł House. - Z powodu łap. - Zamachał nimi demonstracyjnie. - Okej, daj sobie z tym spokój, doktorze Wilson. Najwyraźniej jesteś beznadziejny, jeśli chodzi o balonowe zwierzęta. Kto chce usłyszeć dowcip?

Większość dzieci wrzasnęła: - My chcemy!

- Wilson, jak włożyć żyrafę do lodówki?

Wilson zamknął oczy. - Nie mam pojęcia.

- Otworzyć drzwi, włożyć żyrafę do środka, zamknąć drzwi. Nie jesteś zbyt sprytny, co?

Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Cuddy również, czym kobieta się lekko speszyła.

- Następne pytanie: jak włożyć słonia do lodówki?

- Uh... otworzyć drzwi, włożyć słonia do środka i zamknąć drzwi? - spróbował Wilson.

- Nie! Otworzyć drzwi, wyjąć żyrafę, włożyć słonia do środka i zamknąć drzwi.

- Nie mówiłeś, że chodzi o tę samą lodówkę - zaprotestował Wilson.

- Nie mówiłem też, że chodzi o inną - zauważył House. - Okej. Nowy dowcip. Król Lew zwołał wielkie zebranie i powiedział zwierzętom, że mają przyjść. Wszystkie się pojawiły, oprócz jednego. O kogo chodzi?

- Nie wiem. O żuka gnojaka?

Rozległy się śmiechy, prawdopodobnie z powodu słowa "gnojak".
- Nie - zawołał tryumfalnie House. - O słonia. Bo nadal siedzi w lodówce!

- Ja znam dowcip! - wykrzyknęło jedno z dzieci.

House przeszedł kilka kroków po oparciu kanapy, póki nie znalazł się w pobliżu dziecka. - Okej, dawaj.

- Kto zwyciężyłby w wyścigu: słoń czy żyrafa?

House odwrócił się w stronę Wilsona. - Znasz odpowiedź?

Wilson potrząsnął głową.

- Żyrafa - odpowiedziało dziecko. - Słoń ciągle jest w lodówce.

House zaśmiał się bardziej, niż zasługiwał na to dowcip i spadł z oparcia kanapy na siedzisko. Wilson podniósł go i otrzepał z kurzu. I najwyraźniej wtedy dostrzegł Cuddy.
- Och... słuchajcie, miło mi się z wami bawi, ale powinienem oprowadzać państwa Hamiltonów-Crossów po szpitalu.

- Czy doktor Miś może zostać? - zapytało inne dziecko.

Wilson się zawahał.

- Sądzę, że doktor Miś musi wracać do gabinetu i trochę popracować - odpowiedziała za niego Cuddy.

Dzieciaki jęknęły, ale Wilson powiedział: - Słyszałyście szefową. - Kiwnąwszy dłonią na Hamiltonów-Crossów, wyszedł z pokoju zabaw...

...i kiedy przechodził obok Cuddy, wręczył jej House'a.

Cuddy posłała dzieciom krótki uśmiech i ruszyła szybkim krokiem w dół korytarza, zanim House zdołał wznowić swój występ, tym razem z nią w charakterze obiektu żartów.
- Co to miało znaczyć? - zbeształa go, gdy znaleźli się za bezpiecznie zamkniętymi drzwiami gabinetu Wilsona. - Tylko mi nie mów, że Wilson zgodził się na... tamto.

House wzruszył ramionami. - Nudziło mi się.

- To było lekkomyślne i głupie. Chcesz, żeby ludzie dowiedzieli się, że jesteś...

- Ożywionym pluszowym misiem? Kto miałby wpaść na ten pomysł? Albo w niego uwierzyć?

House miał rację. Mimo to, pokazywanie się całej grupie obcych zwyczajnie wydawało się być złym pomysłem. Cuddy nie potrafiła wyjaśnić dlaczego, więc powiedziała jedynie:
- A gdyby ktoś cię zabrał, żeby zobaczyć jak działasz?

House wzruszył ramionami. - Wilson był ze mną. On by nie pozwolił, żeby ktoś zrobił mi krzywdę.

House powiedział to z całkowitą ufnością i Cuddy z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, że on w to wierzy. House, którego osobiste motto mogłoby brzmieć: "Nie ufaj nikomu".
- Wilson chce, żebyś został w gabinecie - odezwała się stanowczo.

- Wilson jest nudny.

Cuddy wolała się z tym nie sprzeczać. - Doszliście do jakichś postępów w... odkręcaniu tego wszystkiego? - zapytała, licząc, że nie będzie musiała precyzować, co miała na myśli mówiąc "tego wszystkiego".

House odwrócił wzrok. - Wilson wiąże wszystkie nadzieje z tym magicznym rytuałem, który mamy przeprowadzić w poniedziałek.

- Magiczny rytuał? - odparła z powątpiewaniem Cuddy, zanim przypomniała sobie, że nie było żadnego naukowego wyjaśnienia jak House w ogóle wpakował się w te kłopoty. - No cóż, być może się uda - powiedziała pocieszająco.

- Taa, na pewno - zakpił House. - To nawet nie jest właściwa magia... nie ma w niej żadnych błyskających świateł, ani laserów, ani niczego fajnego. Tylko świece, zioła i tym podobne głupoty.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 6:55, 21 Kwi 2010    Temat postu:

Rozdział 15.


- Będziesz się zachowywał, dopóki Wilson nie wróci? - zapytała go Cuddy. - Czy muszę z tobą zostać i cię pilnować?

House myślał nad tym przez chwilę. Gdyby Cuddy została, mogłaby go zabawić - tyle że House dałby sobie głowę uciąć, że nie byłaby ona tak pobłażliwym towarzystwem jak Wilson. Prawdopodobnie nie przyniosłaby mu nawet niczego do jedzenia.
- Będę grzeczny - obiecał.

- Lepiej, żeby tak było. Jeśli narobisz jeszcze większych kłopotów, zapłacisz za to, kiedy wrócisz do normalnej postaci - zagroziła.

Z całą pewnością Cuddy była o wiele mniej pobłażliwa.
- Nic nie zrobię - powiedział ze skruchą, przekrzywiając głowę. Kiedy Cuddy odwróciła się do drzwi, House rozpostarł swoje łapy. - Najpierw musisz mnie uściskać! - Kiedy wróci do dawnej postaci, nigdy nie wybaczyłby sobie zaprzepaszczenia takiej okazji.

Cuddy posłała mu sceptyczne spojrzenie.

- Wilson zawsze mnie ściska - powiedział, grubo przesadzając. - Jego zdaniem jestem bardzo milutki. Ale może ty nie lubisz mnie tak bardzo jak Wilson. - House usiadł, ze wszystkich sił starając się wyglądać na przygnębionego.

- Och, niech ci będzie - prychnęła Cuddy, podnosząc go do góry i - dokładnie jak House się spodziewał - przyciskając do swojej piersi. Jego guzikowy nos znalazł się dokładnie pośrodku jej dekoltu - na nieszczęście House nie miał odpowiedniego wyposażenia, by w pełni cieszyć się tym doświadczeniem, ale wspomnienie tego miało go rozgrzewać przez wiele samotnych nocy, które nadejdą później.

Po chwili Cuddy posadziła go z powrotem na biurku. - Proszę. Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy.

- Nie posiadam się z radości - odpowiedział, na tyle lubieżnie jak to możliwe w danych okolicznościach.

- Do widzenia, House.

<center>###</center>

Foreman wszedł do gabinetu, chichocząc i kręcąc głową. Cameron zerknęła na niego przelotnie i wróciła do pracy. Chase, zdając sobie sprawę, że Foreman nie przestanie, póki jedno z nich nie zapyta, co go tak bawi, postanowił się poświęcić: - Coś cię rozbawiło?

- Mhm... Czy któreś z was widziało występ Wilsona?

Foreman najwyraźniej wiedział, że nie widzieli. - Co takiego zrobił?

- Najwidoczniej oprowadzał właśnie jakichś sponsorów, ale kiedy dotarł do pokoju zabaw na onkologii, z jakiegoś powodu zaczął udawać... brzuchomówcę. Ludzie z onkologii powiedzieli, że nigdy wcześniej nie robił czegoś takiego. Pewnie chodził na jakieś warsztaty czy coś w tym stylu.

Chase musiał przyznać - to była całkiem niezła historia. Żałował, że to przegapił. Starając się udawać, że nie jest szczególnie zainteresowany, zapytał: - A czy Wilson miał jedną z tych pacynek, z muszką i całą resztą?

- Nie - odparł Foreman. - To również było dziwne. Wilson miał pluszowego misia. Jego usta się nie ruszały, ale za to chodził po pokoju... musiał być sterowany radiem lub czymś podobnym. W dzisiejszych czasach zabawki są o wiele bardziej realistyczne, niż kiedy ja dorastałem.

- Um... mhm - mruknął z roztargnieniem Chase. W momencie, gdy Foreman powiedział "pluszowego misia", Cameron wyprostowała się na krześle i zaczęła wykonywać krótkie ruchy głową i górną częścią ciała, wskazując na drzwi. Chase podejrzewał, że miał to być jakiś sygnał, bo jeśli nie, to by znaczyło, że Cameron dostała padaczki.
- Idę po coś do picia - oznajmił.

- Pójdę z tobą - powiedziała gorliwie Cameron, potwierdzając jego przypuszczenia. Kiedy byli już w drodze do automatu z napojami, Cameron znów się odezwała: - A więc ty też zwróciłeś na to uwagę?

- Na co?

- Na pluszowego misia. Kilka dni temu przyłapaliśmy Wilsona z misiem w laboratorium, a teraz mamy kolejny misiowy incydent.

Chase spojrzał na nią. Wyraźnie wydawało jej się, że wpadła na jakiś trop. - To pewnie był ten sam miś, którego używał w swoim przedstawieniu. Skłamał, że to prezent dla House'a, ponieważ nie chciał popsuć niespodzianki.

- No to czemu pobrał z niego te wszystkie próbki?

To było dobre pytanie. Chase przyglądał się liście napojów, żeby dać sobie czas na zastanowienie. Wrzucając kilka monet do szczeliny i wybierając Sprite'a, odparł: - Może badał go na obecność alergenów czy czegoś takiego. Wilson nie chciałby przynieść do szpitala niczego, co mogłoby zaszkodzić dzieciom.

Cameron przyjęła to do wiadomości. - Nadal myślę, że to ma coś wspólnego z House'em.

Chase wzruszył ramionami. Ostatnio mieli odmienne zdanie na temat tajemniczej choroby House'a. Po tym, jak ich pierwsza wizyta w mieszkaniu diagnosty niczego nie wyjaśniła, Cameron chciała wrócić tam w ciągu dnia, kiedy Wilsona nie byłoby w pobliżu, żeby im przeszkodzić.
- Możemy skorzystać z zapasowego klucza i wejść do środka - powiedziała. - W ten sposób, jeśli House będzie spał, moglibyśmy się rozejrzeć, póki się nie obudzi.
Chase zwrócił jej uwagę, że House raczej nie będzie z tego zadowolony, ale Cameron odparła jedynie: - Przyniesiemy mu więcej zupy, co da nam dobrą wymówkę, żeby tam być.

Chociaż Chase pragnął uszczęśliwić Cameron, musiał odmówić: - To moje życie House zmieni w piekło, jeśli nas przyłapie - zauważył. - Jeśli sądzisz, że może ci to ujść na sucho, idź sama.

Ale z jakiegoś powodu Cameron nie poszła, tylko każdego dnia tygodnia ponawiała swoją propozycję. Chase obstawał przy swoim.

Teraz też zaczęła: - Myślę, że powinniśmy zajrzeć do...

- Powiedziałem: nie.

Cameron posłała mu kąśliwe spojrzenie. - Do biura Wilsona. Zanim skończy oprowadzać sponsorów.

To również nie wydawało się być szczególnie dobrym pomysłem, ale przynajmniej nie chodziło o mieszkanie House'a.
- No cóż...

Chwilę później Chase pomagał Cameron przejść ponad murkiem dzielącym balkony House'a i Wilsona. - Co powiemy, jeśli nas przyłapie?

- Że House zadzwonił i poprosił nas... o coś.

Chase stwierdził, że w razie czego po prostu pozwoli Cameron wszystko wyjaśnić.

<center>###</center>

Po wyjściu Cuddy House spacerował chwilę po blacie biurka, po czym stwierdził, że jeszcze raz dopisze kilka rzeczy w terminarzu Wilsona. Onkolog kupił nowy terminarz tuż po tym, jak House zadał sobie trud udekorowania poprzedniego. Niewdzięcznik. Wypełnił kilka rubryk takimi samymi zobowiązaniami, a następnie zdecydował dopisać Wilsonowi inwazję zombie w przyszłym tygodniu.

House siedział zwrócony plecami do szklanych drzwi balkonowych, więc dowiedział się o tym, że coś jest nie tak dopiero wtedy, gdy usłyszał szelest żaluzji. To, co zobaczył, kiedy spojrzał za siebie, sprawiło, że upuścił ołówek. Cameron i Chase postanowili dokonać inwazji!

Nie było czasu na ucieczkę, więc House udał, że nie żyje.

Dopiero później dotarło do niego, że przewrócenie się na plecy i złapanie się za klatkę piersiową było taktycznym błędem.

- Oto i miś - powiedział Chase, podnosząc go do góry.

- Mhm, widzę. - Cameron rozejrzała się po gabinecie. - Nie ma w nim żadnego mechanizmu, prawda?

Chase ścisnął House'a, żeby sprawdzić. - Nie. Może to nie jest ten miś z pokazu brzuchomówstwa?

- Jak myślisz, ile pluszowych misiów ma Wilson?

- Co najmniej dwa. Jeden jest za tobą na regale.

Cameron podniosła Doktora Misia i również go ścisnęła. - W tym też nic nie ma. Tylko pakuły.

- Nie wydaje mi się również, żeby to była zwyczajna marionetka - ciągnął Chase, odwracając House'a do góry nogami i przyglądając się jego siedzeniu. - Chyba że otwór na rękę znajduje się pod spodniami.

Kiedy Chase zabrał się za sprawdzanie, House stwierdził, że ma dosyć. - Okej, dość tego! - warknął.

Efekt był natychmiastowy. Chase zamarł, nerwowo rozglądając się na boki, podczas gdy Cameron uniosła dłonie do twarzy i zapiszczała.

Korzystając z nieuwagi Chase'a, House uwolnił się z jego uścisku i wylądował z powrotem na biurku.

- Słyszałaś to? - zapytał nieśmiało Chase.

- Oczywiście, że słyszałam. - Cameron zmusiła się do opuszczenia rąk i poprawienia fartucha.

- Brzmiało trochę jak... - Chase nie dokończył swojej myśli.

- Musicie mieć za mało zajęć, skoro macie czas na myszkowanie po cudzych gabinetach - powiedział gderliwym tonem House.

- Ta zabawka rzeczywiści brzmi jak House - odezwała się Cameron.

- Bo to jestem ja, kretyni.

- Ma nawet jego osobowość. Jak sądzisz, jest w niej jakiś dyktafon, który odtwarza przypadkowe zdania? - zapytał Chase.

- Nie jestem zabawką.

- Może to działa na podobnej zasadzie, co ten program komputerowy, który ma naśladować psychiatrę... wybiera słowa, które wpisałeś, żeby udzielić odpowiedzi, która ma sens - zasugerowała Cameron. - Bawiłeś się nim kiedyś?

- Mhm... nazywa się [link widoczny dla zalogowanych], mam rację? Nie mogę sobie przypomnieć, czy było też jakieś nazwisko.

- Powiedziałabym, że Eliza Doolittle, ale nie wydaje mi się, żeby to była ta nazwa.

- Nazwa programu komputerowego nie ma znaczenia! - wrzasnął House.

- Naprawdę bardzo dobrze działa, co? - powiedziała z podziwem Cameron.

<center>###</center>

- [link widoczny dla zalogowanych] należy do naszych najbardziej imponujących narzędzi diagnostycznych, zatem mamy nadzieję, że uda nam się otworzyć oddział przeznaczony wyłącznie dla pacjentów onkologicznych - dokończył Wilson. - Czy jest jeszcze coś, co chcieliby państwo zobaczyć? - dodał, prowadząc Hamiltonów-Crossów z powrotem do holu.

- Chyba widzieliśmy już wszystko - odparła pani Hamilton-Cross z nutką dezaprobaty w głosie. Ani słowem nie skomentowała jego przedstawienia z House'em, ale od tamtej pory zachowywała się z dystansem wobec Wilsona.

- Świetnie. Zaprowadzę państwa do biura Dziekan Medycyny, więc jeśli mają państwo jeszcze jakieś pytania... - urwał. Kiedy House nie wchodził mu w drogę, całkiem nieźle radził sobie ze sponsorami, ale nie miał pojęcia, jak nakłonić ich do wyciągnięcia książeczek czekowych, więc zawsze zabierał ich z powrotem do Cuddy, żeby ona dokończyła dzieła.

O ile jakaś darowizna ciągle wchodziła w grę po tym, jak House zmusił go do zachowywania się jak palant w ich obecności.

- No cóż, podobał mi się pański występ z tamtym małym misiem - powiedział pan Hamilton-Cross, posyłając żonie wymowne spojrzenie. - Miło zobaczyć człowieka z pana stanowiskiem, który potrafi nie traktować siebie wyłącznie na poważnie.

- Dzięki - odparł Wilson. Mając House'a w swoim życiu, traktowanie siebie wyłącznie na poważnie było jednym z problemów, których Wilson nigdy nie doświadczył.

Cuddy spotkała ich w wejściu do swojego gabinetu. - Państwo Hamilton-Cross, Jared, miło mi was poznać. Czy doktor Wilson pokazał wam wszystko, co chcieliście zobaczyć?

Wilson pożegnał się i pośpieszył do własnego biura. Nie sposób było zgadnąć, co House zdążył zrobić w czasie, gdy Wilson włóczył się po szpitalu.

To, co zastał na miejscu, było gorsze, niż się spodziewał. House stał na jego biurku, prowadząc rozmowę z Chase'em i Cameron.
- Na miłość Boską, House, czemu zmuszałeś mnie, żebym okłamywał ich przez cały tydzień, jeśli zamierzałeś im o wszystkim powiedzieć?

Chase i Cameron odwrócili się w jego stronę. - Wilson?

- Co wy tu robicie? - Wilson wcisnął się pomiędzy nich, żeby sprawdzić, co z House'em. Zauważył starą sztuczkę z terminarzem, ale to była relatywnie niewielka cena, którą musiał ponieść.

- Oni myślą, że jestem zabawką - powiedział House.

- Och. - W takim przypadku powinien był trzymać buzię na kłódkę. - No dobrze. Mam trochę pracy, więc może byście...

- Wilson - powiedziała spokojnie Cameron.

- Słucham?

- Czy ty uważasz, że to nie jest zabawka? - zapytała.

- To... skomplikowane.

Chase i Cameron wymienili spojrzenia. Najwyraźniej przyszła kolej na Chase'a, ponieważ to on się odezwał: - Um... może powinieneś... z kimś porozmawiać. Cameron mogłaby z tobą posiedzieć, w czasie gdy ja...

- Albo Chase mógłby z tobą posiedzieć, w czasie gdy ja...

- Poszukałbym kogoś, z kim możesz porozmawiać.

Wilson westchnął. - House, powiedz im, że nie zwariowałem.

- Czemu miałbym to zrobić? Mieliby uwierzyć gadającemu pluszowemu misiowi?

- Może uwierzyliby bardziej, niż onkologowi, który ma urojenia.

- Wiesz - odparł z namysłem House - jest pewien objaw neurologiczny, [link widoczny dla zalogowanych], który polega na przekonaniu, że obiekty nieożywione są w rzeczywistości istotami myślącymi.

- Czasami występuje on u chorych na Alzheimera - wtrącił Chase.

- Taa, tylko że ja nie mam tego objawu - odparł Wilson.

- Gdybyś miał, to byś o tym nie wiedział - zauważył House.

- Cuddy cię widziała.

- Czyżby? - House zakwestionował jego słowa.

Wilson zawahał się na kilka sekund - Cuddy rzeczywiście przez chwilę miała go za wariata. Czy w przeciwnym wypadku udałoby mu się ją przekonać? A może... Wilson z trudem przerwał ten tok myślenia.
- Nienawidzę cię.

Chase drapał się w głowę. - Wiecie... wydaje mi się, że to jest House. Jeśli nie, to naprawdę wredny miś.

House wyrzucił łapy w powietrze. - Dziękuję.

Cameron potrząsnęła głową. - Zatem jeżeli to naprawdę jest House... to jakim cudem...?

House udzielił wyjaśnienia na temat jego randki z wegańską wiedźmą, a Wilson od czasu do czasu wtrącał kilka słów o tym, czego już próbowali, żeby temu zaradzić.

- Mamy uwierzyć, że House padł ofiarą magicznego zaklęcia? - zapytała sceptycznie Cameron.

- Jeśli wierzysz, że ten miś jest House'em, to uważam, że nie masz innego wyjścia - stwierdził Chase. - Trochę łatwiej uwierzyć w to, niż że House w jakiś sposób zmienił się w miękką zabawkę bez udziału magicznego zaklęcia.

- Dzięki - odezwał się House i kontynuował swoją opowieść.

- No to co teraz robimy? - zapytał Chase, kiedy House skończył.

- Tak, jak możemy pomóc? - dodała Cameron.

- Nijak - odpowiedział House. - Wilson, chcę więcej muffinek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:53, 21 Kwi 2010    Temat postu:

W polarowej, różowej piżamie, z żółtymi żyrafami (30 ich jest ;x) siadam wraz z Pusią i się zastanawiam, czemu mnie tu kurde wcześniej nie było, w sensie część wcześniej.
Ale nadraaabiam

Cytat:
Wilson miał wrażenie, że większość czasu spędzanego w szpitalu poświęca na dostarczaniu House'owi przekąsek i rozrywki

Jakiego rodzaju rozrywki?

Cytat:
nie mógł grać w gry wideo

Tak w sumie mógłby mu kupić to/te Wii. tam jest chyba taki fajny pilot na podczerwień *_*

Cytat:
z pewnością przeżyje

A może misie umierają szybciej z głodu?

Cytat:
Miał na sobie kitel Doktora Misia i stetoskop

Mógłby częściej w tym chodzić jako człowiek *_*
Chociaż, lepiej nie ;D

Cytat:
nie zrobi on niczego gorszego.

Wilson, jesteś pewien? :>

Cytat:
- Wilson jest nudny.

Och, nie zawsze House
A, to nie tutaj

Cytat:
starając się wyglądać na przygnębionego

Przygnębiony Miś House :< Cuddy, widzisz, co zrobiłaś?!

Cytat:
krótkie ruchy głową i górną częścią ciała, wskazując na drzwi. Chase podejrzewał, że miał to być jakiś sygnał, bo jeśli nie, to by znaczyło, że Cameron dostała padaczki.

!!!
Damn, te dwie linijki doprowadziły mnie do śmiechu takiego, że aż Pusia myślała, że coś mi się stało

Cytat:
- Ta zabawka rzeczywiści brzmi jak House - odezwała się Cameron.
(...)
Jak sądzisz, jest w niej jakiś dyktafon, który odtwarza przypadkowe zdania?

Gada jak House. Zachowuje się jak House. Ma prawą łapkę dolną uszkodzoną, jak House. I nie domyślają się? O.O

Cameron i Chase zapewniający pomoc Wilsonowi
Jak mogli pomyśleć, że zwariował? xDD

Pozdrawia Cię Pusia i moje żyrafy, idę spać, wena i czasu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 1:10, 23 Kwi 2010    Temat postu:

Izoch napisał:
W polarowej, różowej piżamie, z żółtymi żyrafami (30 ich jest ;x)

bo 31. żyrafę porwała zóa Cuddy i oddała Rachel
a żyrafę 32. House wygrał w wesołym miasteczku w "Broken"
(choć są podejrzenia, że z powodu cięć budżetowych to była ta sama żyrafa... )

Izoch napisał:
Ale nadraaabiam

juuupiiii
damn... też się muszę wziąć za nadrabianie, bo poumieracie z niepewności o House'a pod moją nieobecność

Izoch napisał:
Jakiego rodzaju rozrywki?

farbowanie pluszaków na różowo i gheyowsky sehs... this kind of stuff

Izoch napisał:
Tak w sumie mógłby mu kupić to/te Wii. tam jest chyba taki fajny pilot na podczerwień *_*

tylko czy Wii było już w 2007 roku, kiedy powstał ten fik?...

Izoch napisał:
Mógłby częściej w tym chodzić jako człowiek *_*
Chociaż, lepiej nie ;D

nie uważasz, że House jako człowiek wyglądałby... głupio w kitlu i stetoskopie doktora Misia? :rofl:

Izoch napisał:
Damn, te dwie linijki doprowadziły mnie do śmiechu takiego, że aż Pusia myślała, że coś mi się stało

poor Pusia... taką traumę jej zafundowałaś

Izoch napisał:
Jak mogli pomyśleć, że zwariował? xDD

i czemu zajęło im to tak wiele czasu?

Izoch napisał:
Pozdrawia Cię Pusia i moje żyrafy, idę spać, wena i czasu

*Richie pozdrawia Pusię i żyrafy, i bierze się za robotę*



<center>*********************************
Stawia wszystkim wirtualną kolejkę z okazji 2 800 posta

<center>


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pią 4:44, 23 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 4:52, 23 Kwi 2010    Temat postu:

OSTRZEŻENIE! Rozdział zawiera krótką scenę przemocy wobec małego pluszowego zwierzątka...


Rozdział 16.


Jeśli House myślał, że tkwienie w gabinecie Wilsona przez cały tydzień było nudne, to było to niczym w porównaniu z weekendem. Wilson zdawał się uważać, że z powodu bycia pluszowym misiem, House miał zostać w domu przez całe dwa i pół dnia. Mógł to znieść w piątkowy wieczór - jedli pizzę, pili piwo i oglądali telewizję - ale w sobotnie popołudnie House miał wrażenie, że oszaleje z bezruchu.

Niedzielny Times Wilsona - którego Wilson zawsze kupował w sobotę - leżał rozłożony na stoliku do kawy. House skoczył zwinnie z kanapy na stolik, żeby przyjrzeć się stronie, którą Wilson właśnie starał się czytać.
- Hej! - odezwał się, zauważywszy jedno z ogłoszeń. - Dzisiaj wchodzi do kin nowa część "Zombie Atakują"!

- I co z tego? - Wilson spróbował przewrócić kartkę.

- Zawsze chodzimy oglądać "Zombie Atakują" w pierwszy weekend wyświetlania - odparł House.

- Tylko dlatego, że zmusiłeś mnie, żebym zabrał cię na pierwsze dwie...

- Właśnie o to mi chodzi. To tradycja.

- Nawet jeśli to tradycja, nie możemy pójść w ten weekend - powiedział Wilson. - Może do następnego weekendu wrócisz do swojej postaci i wtedy będziesz mógł iść.

- Nie muszę wracać do normalnej postaci, żeby pójść na film. W zasadzie, powinniśmy pójść na całe mnóstwo filmów. Będziesz musiał zapłacić tylko za jeden bilet. - Oczywiście przy bufecie zamierzał stwierdzić, że kino musi na siebie zarobić i tam Wilson nie zaoszczędziłby ani grosza, ale póki co House wolał to przemilczeć.

Wilson podniósł go z gazety, przewrócił stronę i postawił go z powrotem. - Nie pójdę do kina z pluszowym misiem. Ludzie pomyśleliby, że jestem jakimś świrem.

- No i?

- No i nie chcę, żeby ludzie uważali mnie za świra.

- Dlaczego nie?

- Po prostu nie chcę. Czemu nie wypożyczymy pierwszych dwóch części "Zombie Atakują" i nie obejrzymy ich tutaj?

- Bo już je widziałem! Chcę zobaczyć nową część. - Wilson czasami odrobinę wolno kojarzył.

- Mogę przygotować dla nas przekąski. Zrobię coś naprawdę dobrego do jedzenia podczas filmu.

House się zawahał. - Co na przykład?

- Uh... wiatraczki z [link widoczny dla zalogowanych] z [link widoczny dla zalogowanych].

To faktycznie brzmiało nieźle. - A co powiesz na te grzybowe paszteciki, które czasami przygotowujesz na przyjęcia?

Wilson kilka razy otworzył i zamknął usta, niczym ryba. - Pewnie. Cokolwiek zechcesz.

- Okej. Możesz mi je przyrządzić, kiedy wrócimy z kina.

<center>###</center>

Wilson wiedział, że odmawiając House'owi zabrania go do kina, skazywał się na mękę. Z drugiej strony nie był do końca przygotowany na wielogodzinny program jęczenia, błagania, manipulowania i grożenia, który po tym nastąpił. Logiczne argumenty wyczerpały się House'owi po pierwszych dwudziestu minutach. Następnie posunął się do wyciągania rzeczy osobistych Wilsona i opisywania, co się z nimi stanie, jeżeli Wilson nie skapituluje. Ponieważ w obecnej chwili Wilson cieszył się znaczną przewagą fizyczną nad House'em, ta sztuczka była mniej efektywna niż zwykle: Wilson po prostu odbierał mu wszystko i odkładał na półkę, znajdującą się ponad 40 centymetrów nad podłogą.

Po zrezygnowaniu z gróźb, House próbował proponować mu różne bonusy: lunch na jego koszt, pomoc przy przypadku, nawet cały dzień bez żadnych komentarzy na temat jego włosów. Ostatnia oferta była kusząca, ale Wilsonowi udało się nie ustąpić. Nie ważne jak bardzo chciał uszczęśliwić House'a, jeszcze bardziej nie chciał, żeby ludzie widzieli go, jak zabiera swojego misia do kina.

Następnie miała miejsce krótka przerwa, podczas której House ulokował się pod fortepianem z blokiem rysunkowym i mazakami. Jego projekt zajął go na niemal pół godziny, które Wilson wykorzystał na niezakłócone rozmyślanie i skorzystanie w spokoju z toalety.

Jednakże ta przerwa wkrótce dobiegła końca, gdy House wyszedł ze swojej kryjówki, trzymając w łapach zwinięty rulon papieru.
- Zrobiłem coś dla ciebie - powiedział.

Wilson doskonale wiedział, że coś się kroi. - Okej. Pokaż.

House podał mu kartkę.

Było to piękne zaświadczenie, z różnokolorowymi zdobieniami na brzegach. Głosiło ono:
<center>Ten certyfikat upoważnia okaziciela
Do jednego dnia zwolnionego od wszelakich
Psikusów, docinków, dokuczliwych uwag, telefonów
Próśb o przekąski, smsy, itd.
Ze strony Gregory'ego House'a</center>

- Wow - odezwał się Wilson, kończąc czytać. - Założę się, że mógłbym za to sporo dostać na szpitalnej aukcji.

House zmarszczył brwi. - No niech ci będzie. Ale dostaniesz go tylko wtedy, jeśli coś dla mnie zrobisz - powiedział przebiegle.

- Nie zamierzam cię zabrać do kina.

House warknął i wyrwał mu certyfikat z ręki. - W takim razie, wal się.

- Wybacz.

House dąsał się przez następny kwadrans, leżąc pod stolikiem do kawy. Wilsonowi mogłoby się nawet zacząć robić go żal, gdyby nie to, że przez cały czas jęczał i posyłał mu znaczące spojrzenia, jakby chciał się upewnić, że wyraźnie daje Wilsonowi do zrozumienia, jak bardzo przez niego cierpi.

Kiedy skończył się dąsać, House wspiął się na kanapę obok Wilsona, który w dalszym ciągu próbował czytać gazetę.
- Wilson.

- Mhm?

- Mogę cię o coś zapytać?

Wilson ośmielił się mieć nadzieję, że pytanie będzie dotyczyło czegoś nowego. - Okej.

- Możemy iść do kina?

- Nie.

- Możemy iść do kina, proszę?

- Nie.

- Możemy iść do kina, proszę, proszę?

- Nie.

Rozmowa w takim tonie ciągnęła się przez jakiś czas. Kiedy House był gotów dodać piętnaste "proszę" do swojej kwestii, Wilson nie mógł już tego dłużej znieść. Chwycił House'a za jedną rękę.
- Chcesz dokądś pójść? - zapytał ostro.

- Um... - odparł House.

- Chcesz gdzieś pójść, to proszę bardzo. - Wilson szybkim krokiem ruszył ku szafie na płaszcze i gwałtownie otworzył drzwi.

- Wilson! - House zapiszczał, kiedy Wilson wrzucił go do środka.

Wilson zatrzasnął za nim drzwi.

<center>###</center>

Cóż, to z pewnością było nieoczekiwane.

W szafie było bardzo ciemno. House wstał, opierając się o odkurzacz. Czuł się nieco roztrzęsiony, jakby wrzucenie go do szafy sprawiło, że jego wypełnienie zrobiło się mniej zwarte. I czy tylko mu się wydawało, czy w szafie było nieco chłodno? House zadrżał, splatając łapy na piersi.
- Przepraszam, Wilson! - zawołał, ale nie dostał odpowiedzi.

Usiadł z rozmachem na swoim ogonku, pocierając łapami o twarz. Przez to cholerne zimno zaczęły mu łzawić oczy.

<center>###</center>

Wilson przeszedł całą drogę z powrotem do kanapy, zanim dotarło do niego, że właśnie wrzucił swojego najlepszego przyjaciela do szafy. Wróciwszy biegiem do korytarza, otworzył drzwi i znalazł House'a przycupniętego na podłodze obok odkurzacza.
- House, strasznie cię przepraszam - powiedział, podnosząc go do góry i przytulając go do siebie.

House przywarł do jego piersi. - Przepraszam, Wilson. Będę grzecznym misiem.

- Nic się nie stało, kolego. - Wilson wrócił na kanapę, klepiąc go po plecach. - Nie wiem, co we mnie wstąpiło.

House zadrżał w jego objęciach. - Nie powinieneś nigdzie mnie wrzucać.

- Wiem. Przepraszam.
Wilson był zszokowany i zawstydzony swoim zachowaniem. To, co zrobił House było nieznośne - ale nie było żadnym usprawiedliwieniem dla przemocy. Kiedy w trakcie stażu na izbie przyjęć spotykał się z ludźmi, którzy znęcali się nad dziećmi albo bili swoje żony, wysłuchiwał ich mętnych wymówek i myślał z próżnością: "gdybyś był prawdziwym mężczyzną, byłbyś w stanie się kontrolować".

A teraz sam tego doświadczył. Jeszcze raz poklepał House'a po plecach i powiedział: - Przepraszam.

House sapnął. - Ja też przepraszam.

- Nie zrobiłeś niczego... - Cóż, właściwie House zrobił coś złego. - W porządku.

- Wybaczysz mi?

- No pewnie, że tak.

- To dobrze. Ja też ci wybaczam - powiedział House, a po chwili dodał: - Wiesz, po czym mógłbym poczuć się lepiej?

Wilson miał przeczucie, że wie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:04, 23 Kwi 2010    Temat postu:

Cytat:
bo 31. żyrafę porwała zóa Cuddy i oddała Rachel


JAK MOGŁA?!
A House'owi wybaczę, a niech tam xD

Cytat:
Rozdział zawiera krótką scenę przemocy wobec małego pluszowego zwierzątka...

Jak to?!


Cytat:
Zawsze chodzimy oglądać "Zombie Atakują"

Wyobraziłam sobie, jak Wilson wchodzi z misiem na ten film, a wszyscy ludzie, co do jednego, gapią się na niego jak na idiotę *_*

Cytat:
- Okej. Możesz mi je przyrządzić, kiedy wrócimy z kina.

Wiedziałam, że nie odpuści *_* Nie byłby Housem ;D

Cytat:
Z drugiej strony nie był do końca przygotowany na wielogodzinny program jęczenia, błagania, manipulowania i grożenia, który po tym nastąpił.

Bądź cierpliwy Wilson, dasz radę! Wierzę w Ciebie

Cytat:
Wilson po prostu odbierał mu wszystko i odkładał na półkę, znajdującą się ponad 40 centymetrów nad podłogą.

Widzisz, mówiłam! House Cię nie pokona!

Cytat:
lunch na jego koszt, pomoc przy przypadku, nawet cały dzień bez żadnych komentarzy na temat jego włosów

Łaaaał. Ale mu zależy xD

Cytat:
Założę się, że mógłbym za to sporo dostać na szpitalnej aukcji.

Ale by się wzbogacił Chyba każdy by się na to rzucił

Cytat:
Wilson ośmielił się mieć nadzieję, że pytanie będzie dotyczyło czegoś nowego.

Jak to było? Nadzieja czyją była matką...? xD

Cytat:
House zapiszczał, kiedy Wilson wrzucił go do środka.

WILSOOOON!
Coś Ty zrobił :<quote>

Cytat:
pod moją nieobecność

Gdzie uciekaaaasz?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:31, 23 Kwi 2010    Temat postu:

Izoch napisał:
Jak to?!

jak to mówią - lajf is brutal (and ful of zasadzkas, and somtajms kopas s )

Izoch napisał:
Wyobraziłam sobie, jak Wilson wchodzi z misiem na ten film, a wszyscy ludzie, co do jednego, gapią się na niego jak na idiotę *_*

aż tak źle nie będzie - bo House ma PLAN

Izoch napisał:
WILSOOOON!
Coś Ty zrobił :<

poniosło go, no...

Izoch napisał:
Gdzie uciekaaaasz?

Czy zabrzmi wrednie, jeśli powiem, że 'jak najdalej'?
Nie no, jadę się wyspać i wypuścić korniczki na świeże powietrze, bo od tego całego obecnego House'owego crapu już im się zupełnie w głowach pomieszało

PS. Coś mi się widzi, że Twój post się trochę potentegował Wszystko przez to, że te dziubkowe nawiasy nie są za dobrze tolerowane przez format forum


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:15, 03 Maj 2010    Temat postu:

Tak właśnie się zastanawiam, jak się tu wcisnęło to 'love'? Bo póki co to ja nie mogę sobie tego wyobrazić ;D

Richie napisał:
aż tak źle nie będzie - bo House ma PLAN

Jestem ciekawa, jaki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 6:38, 16 Maj 2010    Temat postu:

w ramach zadośćuczynienia za zwłokę - mały bonusik



Pluszowy House jak żywy, co nie?

***

Rozdział 17.


- Dwa... to znaczy jeden bilet na "Zombie Atakują 3". - Wilson podał kasjerce osiem i pół dolara i odebrał swój bilet.

Kiedy odchodził z biletem w kierunku stojącej metr dalej barierki, kobieta spojrzała na dużą torbę na zakupy, którą niósł w ręku. - Proszę pana, muszę sprawdzić, co ma pan w torbie.

- Co? Dlaczego?

- Żeby mieć pewność, że nie wnosi pan żadnego jedzenia z zewnątrz - przerwała na chwilę, po czym dodała życzliwie: - Albo może ją pan odnieść do samochodu, jeśli pan woli.

- Um, nie. Proszę zajrzeć. - Podsunął jej torbę.

Kobieta zerknęła do środka. - Okej. Sala numer 3, po lewej stronie. Miłej zabawy z misiem. To znaczy, z filmem.

- Dzięki.

Zrobił zaledwie kilka kroków w kierunku holu, kiedy jego torba zaczęła mówić: - Wilson! Wilson!

- Czego chcesz? - zapytał dyskretnie.

- Nie zapomnij o popcornie.

Wilson skręcił w stronę stoiska z przekąskami, gdzie wybrał największą dostępną porcję popcornu i - po namyśle - wziął jeszcze Sprite'a. Ponieważ miał tylko jedną wolną rękę, musiał włożyć kubełek z popcornem do torby, w której znajdował się House. Pracownik stoiska spojrzał na niego ze zdziwieniem, ale o nic nie pytał. Wilson nie posiadał się z wdzięczności.

Wszedłszy na salę, Wilson wybrał miejsce w tylnym rzędzie. Uzgodnili wcześniej, że House zostanie w torbie, póki nie zgasną światła, ale to nie powstrzymało House'a przed szeptaniem do niego stamtąd, kiedy tylko usiedli.

- Wilson! Wilson! Hej, Wilson!

Wilson próbował go zignorować, ale gdy siedzący w pobliżu ludzie zaczęli się odwracać, żeby zobaczyć, kto się odzywa, udał, że zawiązuje sznurówkę i spytał: - Czego?

- Nie chcę sprawiać kłopotu - zaczął House.

Wilson poczuł się okropnie. - Wiem. O co chodzi?

- Kupiłeś [link widoczny dla zalogowanych]?

- Nie.

- Och. - House spuścił wzrok. - Okej. Tak tylko się zastanawiałem.

Wilson zaczął prostować się na fotelu, kiedy House dodał z tęskną nutką w głosie: - Lubię żelki.

Pochyliwszy się ponownie, Wilson zauważył: - Jeżeli pójdziemy z powrotem do barku, możemy stracić nasze miejsca.

- Mógłbym ich popilnować.

- A jeśli ktoś cię ukradnie?

- Słuszna uwaga. - House wyjrzał ponad krawędzią torby. - Nie wydaje mi się, żeby było szczególnie tłoczno. Będziemy mogli usiąść gdzieś indziej. Jeśli masz ochotę na żelki.

Wilson osobiście nie miał ochoty, ale podniósł kubek z napojem oraz torbę na zakupy i ruszył z powrotem do holu.

<center>###</center>

Gdy tylko zaczęły lecieć zwiastuny, House mógł wyjść ze swojej torby i usiąść Wilsonowi na kolanach. Było to nieco dziwne, ale House nie ważył wystarczająco dużo, żeby jego własne siedzenie się nie zatrzasnęło, a nawet gdyby tyle ważył, nie byłby w stanie niczego zobaczyć z powodu rzędu miejsc przed sobą. Zatem pozostawały mu kolana Wilsona.

Wilsonowi trzeba było przypominać kilka razy, żeby trzymał popcorn w zasięgu House'a. Najlepszym rozwiązaniem okazało się postawienie kubełka między jego nogami - w ten sposób House mógł używać obu łap, żeby wpychać sobie popcorn do ust. Jego łapy zaczynały być przesiąknięte sztucznym masłem - przez kilka dni będzie pachniał kinem. Bonus!

Film okazał się bardzo dobry, aczkolwiek pod koniec pojawiła się scena, w której dzieciak upuszcza swojego pluszowego misia, uciekając przed hordą Zombie. Przywódca zombie złapał misia i rozszarpał go na pół. House'owi zaparło dech w piersi i wczepił się w ramię Wilsona, żeby poczuć się bezpiecznie.

Dziewczyna, która siedziała w rzędzie przed nimi, odwróciła się za siebie i spojrzała na nich. Jej poirytowana mina zmieniła się w wyraz zakłopotania, kiedy go zobaczyła. Szturchnęła swoje towarzyszki i one również odwrócił się, by na niego popatrzeć.

House spróbował pokazać im środkowy palec, ale skoro nie posiadał palców, nie był pewien, czy jego wiadomość została zrozumiana.

<center>###</center>

Kiedy światła zapaliły się w połowie napisów, Wilson wrzucił House'a z powrotem do torby. House zwykle lubił posiedzieć do końca napisów, ale tym razem było to wykluczone. Wilson wepchnął do torby również resztki popcornu i cukierków - być może dzięki nim House będzie siedział cicho, póki nie wrócą do samochodu.

Ogólnie rzecz biorąc, nie było tak źle, jak się obawiał. Stado dziewczyn odwracających się, żeby pogapić się na faceta, który ogląda film z misiem na kolanach, nie było mu potrzebne do szczęścia, ale przynajmniej House nie urządził żadnej sceny. Wychodząc z sali, Wilson zaczynał sądzić, że nie powinien był robić takie afery, odmawiając House'owi wyjścia na film.

- Mógłbym pana na chwilę prosić? - Pracownik kina, mężczyzna w wieku Wilsona, w takiej samej nijakiej poliestrowej muszce i szarfie, jakie mieli na sobie nastoletni pracownicy, skinął na niego ręką, żeby wyszedł z kolejki ludzi opuszczających salę.

- Jakiś problem?

- Co ma pan w torbie, proszę pana?

Ach, znowu to samo. Wilson pokazał mu zawartość torby.

- Muszę pana prosić, żeby udał się pan ze mną do biura.

- Słucham?

- Proszę pana, jeden ze stałych widzów wniósł skargę.

- Z jakiego powodu? - House gadał o wiele mniej, niż zwykle w trakcie filmu.

- Skarga dotyczyła niestosownego zachowania.

- Jakiego niestosownego zachowania?

- Nasz widz powiedział, że masturbował się pan, siedząc w tylnym rzędzie.

Wilsonowi opadła szczęka. Gdyby nie to, że przez cały czas miał House'a na oku, podejrzewałby, że to on był tym "stałym widzem".
- Myślę... że musiała zajść jakaś pomyłka. Ja z całą pewnością nie...

- Tamten widz powiedział, że poruszał pan misiem, siedzącym panu na kolanach. Nie widzę tutaj żadnego innego dorosłego mężczyzny z pluszowym misiem, a pan?

Wilson musiał przyznać, że nie. - Ale to niedorzeczne. Kto... ugh.
Koszmarna wizja nadchodzących wydarzeń przepłynęła mu przed oczami. Stanie przed sądem za dopuszczenie się nieprzyzwoitych czynów z pluszowym misiem w czasie filmu o zombie. Czy na koniec jego nazwisko zostanie umieszczone w jakiejś kartotece?

Co jeśli będzie musiał roznieść sąsiadom ulotki, informujące, że stanowi zagrożenie dla ich pluszowych zwierzaków? Dyrekcja hotelu każe mu się wyprowadzić. Będą do tego zmuszeni: kto zatrzyma się w hotelu, od którego prawo wymaga, by informował ludzi o osobie molestującej misie mieszkającej na trzecim piętrze?

- Czemu przyniósł pan pluszowego misia na dzisiejszy seans?

- Ja... uh... ja... - Wilson zastanawiał się szybko. - To horror, prawda? - Co za koszmarna wymówka. House mógłby wymyślić coś lepszego. - Przyniosłem go ze sobą na wypadek, gdybym się przestraszył. Z powodu filmu.

- Przyniósł pan swojego pluszowego misia do kina na wypadek, gdyby się pan przestraszył - powtórzył mężczyzna. W jego ustach zabrzmiało to jeszcze gorzej.

- Tak.

- Sądzę, że będzie lepiej, jeśli nie przyjdzie pan już więcej z misiem do naszego kina.

- W porządku - odparł Wilson, czując ulgę, że nie pójdzie do więzienia. Wtedy uświadomił sobie, że skoro był niewinny, ulga nie była idealną reakcją. - Chciałem powiedzieć, że na pewno tego nie zrobię. Będę zajmował się moimi problemami w innym miejscu.

- Myślę, że tak będzie najlepiej dla wszystkich, proszę pana.

<center>###</center>

House zdołał powstrzymać śmiech, póki nie wsiedli do samochodu, ale tylko dzięki zatkaniu sobie ust obiema łapami. Ale było jeszcze coś - House tarzał się na dnie torby, kiedy Wilson szedł przez parking. Przewrócił pojemnik z popcornem i kilka ziarenek przyczepiło mu się do futerka.

- Widzisz? - odezwał się ostro Wilson, pomagając mu wydostać się z torby. - Wiedziałem, że to się dobrze nie skończy.

- Wiedziałeś, że menadżer kina pomyśli, że wykorzystałeś mnie do masturbacji? - House wydłubał ziarenko popcornu ze swojej klatki piersiowej i zjadł je. - Muszę ci przyznać, że masz całkiem niezły dar przewidywania.

- Nie przewidziałem konkretnie tego - przyznał Wilson. - Ale wiedziałem, że coś się stanie - dodał, wydłubując resztę popcornu z miejsc, których House nie mógł dosięgnąć.

- Czarnowidz.

- Mogłem zostać aresztowany!

House wzruszył ramionami. - Nie doszłoby do tego, skoro nic nie zrobiłeś. To znaczy, nie doszedłeś.

Wilson zadygotał na całym ciele. - Czy ludzie naprawdę... Nie, nie chcę wiedzieć.

- Owszem, naprawdę - poinformował go House. - Wycinają dziurkę w pluszaku i... no wiesz... - Wykonał kilka ruchów miednicą.

- To kompletnie chore.

House wzruszył ramionami. - Każdego może to spotkać.

- Nie tolerujesz ludzi, którzy proszą o antybiotyki na przeziębienie, ale nie przeszkadzają ci misio-file?

- Misio-file nie robią nikomu krzywdy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
milea
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: The Mighty Boosh
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:04, 16 Maj 2010    Temat postu:

Jaki cudowny misiupysiu!

Cytat:
- Żeby mieć pewność, że nie wnosi pan żadnego jedzenia z zewnątrz


Ja zawsze wnoszę

Cytat:
- Nie zapomnij o popcornie.


Ten jak zwykle, tylko o jedzeniu.

Cytat:

Kupiłeś żelki?


Żelki !!!!

Cytat:

- Och. - House spuścił wzrok. - Okej. Tak tylko się zastanawiałem.

Wilson zaczął prostować się na fotelu, kiedy House dodał z tęskną nutką w głosie: - Lubię żelki


pUr House Wilson, biegiem po żelki!!!

Cytat:
House'owi zaparło dech w piersi i wczepił się w ramię Wilsona, żeby poczuć się bezpiecznie.


aaaaa

Cytat:
- Owszem, naprawdę - poinformował go House. - Wycinają dziurkę w pluszaku i... no wiesz... - Wykonał kilka ruchów miednicą.


Próbuję to sobie wyobrazić

Cytat:
- Nie tolerujesz ludzi, którzy proszą o antybiotyki na przeziębienie, ale nie przeszkadzają ci misio-file?


MISIOFILE

Idę opanować atak śmiechu

Wena!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:15, 17 Maj 2010    Temat postu:

milea napisał:
Próbuję to sobie wyobrazić

mi się już udało przy okazji fika o Wilsonie gwałcącym pluszowego kota oraz jednorożca (linki gdzieś się tu pałętają, więc nie będę ich znowu szukać )

milea napisał:
MISIOFILE

w oryginale: Teddy-fuckers

*podaje chusteczkę na otarcie śmiechowych łez*



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:27, 17 Maj 2010    Temat postu:

Richie napisał:
przy okazji fika o Wilsonie gwałcącym pluszowego kota oraz jednorożca

Och, taaak
Po tamtych dwóch dosłownie nic mnie już nie zaskoczy

... chyba xD


AAA! ROZBIERAJĄCY SIĘ MIŚ! *zakrywa oczy*


Cytat:
Miłej zabawy z misiem.

oishvfduivghr3!
Kobieta coś wyczuła

Cytat:
Przywódca zombie złapał misia i rozszarpał go na pół. House'owi zaparło dech w piersi i wczepił się w ramię Wilsona, żeby poczuć się bezpiecznie.

Biedny House
Nie bój się, Wilson Cię obroni

Cytat:
Nasz widz powiedział, że masturbował się pan, siedząc w tylnym rzędzie.


Swoją drogą, mogli sprawdzić, czy House nie ma... ekhm, ubytków

Cytat:
Przyniosłem go ze sobą na wypadek, gdybym się przestraszył. Z powodu filmu.



Cytat:
Wiedziałeś, że menadżer kina pomyśli, że wykorzystałeś mnie do masturbacji?

Lepszy byłbyś w postaci nie-misiowej. I niekoniecznie do masturbacji

Cytat:
Misio-file nie robią nikomu krzywdy.

Tylko misiom. Biednym misiom.


Ten fik jest całkowicie rozbrajający. House w postaci misia jest rozbrajający
Tylko pomyśleć, że zostały cztery części...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mysia
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 07 Kwi 2010
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z wenus ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:30, 17 Maj 2010    Temat postu:

Genialne!!! Misiofile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:01, 17 Maj 2010    Temat postu:

Richie! Już scena w kinie? Szybko Ci idzie, albo straciłam poczucie czasu:D

ten pierwszy miś... się rozbiera?
i napisałaś, że to House! Moja wyobraźnie zaszalała

misiofile też są mocne:D

odwalasz kawał dobrej roboty


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Este
Bad Wolf
Bad Wolf


Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:33, 17 Maj 2010    Temat postu:

Cytat:
- Nie tolerujesz ludzi, którzy proszą o antybiotyki na przeziębienie, ale nie przeszkadzają ci misio-file?

- Misio-file nie robią nikomu krzywdy.

Czy to taka subtelna sugestia?

Poor Wilson, że też House nawet jako miś potrafi go tak zgrabnie wpakować w kłopoty.

Kawałek słit, czekam niecierpliwie na więcej. Weny my dear.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:25, 18 Maj 2010    Temat postu:

Izoch napisał:
Po tamtych dwóch dosłownie nic mnie już nie zaskoczy
... chyba xD

oh... mam nadzieję, że jednak zaskoczy Ale pozytywnie

Izoch napisał:
Swoją drogą, mogli sprawdzić, czy House nie ma... ekhm, ubytków

albo przybytków

Izoch napisał:
Lepszy byłbyś w postaci nie-misiowej. I niekoniecznie do masturbacji

echhh... czytałam kiedyś o tym... nawet wiele razy
“We’ll do this the easy way,” he said, pulling Wilson’s right hand around his body. “It’ll be like masturbation; you just have to reach a little further.” ([link widoczny dla zalogowanych])

Izoch napisał:
Tylko misiom. Biednym misiom.

ej, a może misiom się to podoba?

Izoch napisał:
Tylko pomyśleć, że zostały cztery części...

lepiej pomyśl, że potem będę miała czas na kolejne fiku

***

advantage napisał:
Już scena w kinie? Szybko Ci idzie, albo straciłam poczucie czasu:D

chyba straciłaś... w końcu sporo mnie nie było

advantage napisał:
ten pierwszy miś... się rozbiera?

najwyraźniej Dlatego skojarzył mi się z House'em



***

Este napisał:
Czy to taka subtelna sugestia?

You perv!!! Wcześniej nawet mi to do głowy nie przyszło, o ty zuaaa



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 8:05, 18 Maj 2010    Temat postu:

Cytat:
Uczcijmy ******** finał 6. sezonu minutą ciszy i zabierzmy się za coś wartościowego i przyjemnego, co Wy na to?



Rozdział 18.


Kiedy dotarli do domu, zastali automatyczną sekretarkę House'a zapchaną wiadomościami od Chase'a i Cameron, które dotyczyły artykułów na temat Syndromu Urojonych Towarzyszy.
- Czemu, do cholery, miałbym chcieć je przeczytać? - zastanawiał się House po odsłuchaniu trzeciej z nich.

- Nie mam pojęcia - przyznał Wilson. - Dlaczego ich o to nie zapytasz?

- Możesz przygotować te grzybowe cosie, w czasie gdy będę do nich dzwonił - zadecydował House.

- Podejrzewam, że na nic mi się nie zda przypominanie ci, że zaproponowałem, że je zrobię zamiast wyjścia do kina, a nie po nim.

- Aha - odparł House. Zastanawiał się przez chwilę, czy będzie konieczne przypomnieć Wilsonowi, że zachował się podle wobec niego. W końcu zadowolił się znaczącym spojrzeniem w kierunku szafy.

Wilson pojął aluzję. - Okej, okej. Grzybowe cosie, już się robi. Masz jeszcze jakieś żądania?

House potarł podbródek. - Może zdecydowałbym się na drożdżówkę - przyznał.

Wilson westchnął. - Masz w domu proszek do pieczenia?

House wzruszył ramionami i wystukał numer telefonu. Dzwonił do mieszkania Cameron, ale w słuchawce usłyszał głos Chase'a.
- Chase, ty przebiegły psie dingo! Naszła was ochota na niegrzeczny weekend u Cameron?

- Zajmujemy się badaniami - odpowiedział sztywno Chase.

- Tak na to teraz mówią dzieciaki? - Nie czekając na odpowiedź, mówił dalej: - To wy zapełniliście moją sekretarkę medycznymi artykułami?

- To House? - w tle rozległ się głos Cameron. - Daj mi z nim pomówić. - Przechwyciła słuchawkę. - Cześć, House. Jak się czujesz?

- Świetnie.

- On chce wiedzieć, o co chodzi z tymi artykułami - powiedział Chase.

- Pomyśleliśmy, że niektóre spośród tych zarejestrowanych przypadków Syndromu Urojonych Towarzyszy są podobne do twojego problemu - wyjaśniła.

- Nawet jeśli, to co w związku z tym? - Artykuły z całą pewnością nie mówiły nic na temat tego, w jaki sposób osoba zamieniona w pluszowego zwierzaka została przywrócona do normalnej postaci... ani nawet o tym, czy w ogóle przywrócono takiej osobie normalną postać.

- Sądziliśmy, że może się to do czegoś przydać - odparła bez entuzjazmu Cameron.

- No cóż, dajcie znać, jeżeli znajdziecie cokolwiek, co faktycznie przyda się do czegoś.

House'owi wydawało się, że kiedy się rozłączał w tle rozległ się głos Chase'a: "Niegrzeczny miś".

<center>###</center>

Po wyjęciu z lodówki masła i twarożku, żeby zmiękły, Wilson pokroił w drobną kostkę cebulę i grzyby i wrzucił je do rondelka, żeby się podsmażyły. Tak naprawdę nie miał nic przeciwko gotowaniu dla House'a, nawet jeśli ten zachowywał się okropnie. Gotowanie działało na niego relaksująco i lubił wiedzieć, że House będzie miał coś przyzwoitego do jedzenia - nawet jeśli House nie miał zamiaru w najmniejszym stopniu okazać wdzięczności.

Poza tym nadal czuł się dość paskudnie z powodu wrzucenia House'a do szafy, nawet pomimo tego, że wydarzenia w kinie udowodniły, iż miał rację, nie chcąc iść.

Kiedy House skończył rozmawiać przez telefon, włączył telewizor. Teraz Wilson usłyszał, że House go wyłączył i zeskoczył z kanapy, wydając z siebie ciche "Oops". Chwilę później przydreptał do kuchni.
- Cześć, Wilson.

- Cześć - odpowiedział Wilson.

House otworzył szarpnięciem drzwi lodówki, chrząkając przy tym kilkukrotnie. - Nie mogę dosięgnąć piwa - odezwał się.

Wilson wyciągnął mu jedno i na dodatek je otworzył.

House przytrzymał butelkę obiema łapami i pociągnął długi łyk.

- Ciągle się zastanawiam, dlaczego nic nie wycieka ci przez stopy - powiedział Wilson.

House wzruszył ramionami. - Gdyby tak było, byłoby to wielkie marnotrawstwo. - Wskazał butelką piwa na kuchenny stół. - Do góry!

Wilson wytarł dłonie ręcznikiem i zaczął podnosić House'a na blat.

- Czekaj! Moje piwo!

Wilson opuścił House'a, żeby mógł dosięgnąć butelki. - Szczęśliwy? - zapytał, sadzając House'a razem z jego piwem na stole.

House zmarszczył czoło. - Wiesz, w pewnym sensie tak.




Rozdział 19.


- W porządku, twoim zadaniem jest wyrecytowanie tego fragmentu. - Wilson przytrzymał przed House'em otwartą książkę.

House siedział pośrodku kręgu, utworzonego przez cztery ozdobne świece, które Wilson kupił w Centrum Handlowym Bogini. Wilson trzymał małą torebkę pełną soli i ziół, które najwyraźniej zamierzał rozsypać po mieszkaniu, podczas gdy House będzie recytował.
- Droga Bogini, obdarz mnie... - House skrzywił się ze wstrętem. - Naprawdę muszę?

- A chcesz na zawsze pozostać pluszowym misiem?

House zastanawiał się nad tym. Jeśli Wilson miałby zostać i dla niego gotować, być może nie byłoby to takie złe.

Z drugiej strony, doskwierał mu brak anatomicznego wyposażenia, potrzebnego do niektórych z jego ulubionych rozrywek.

Poza tym byłoby miło móc znowu pograć w gry wideo.

- Nie wiemy, czy to w ogóle pomoże - zauważył, zamiast przyznać się do całej reszty.

- To jedyny pomysł, jaki mamy - przypomniał mu Wilson. - Równie dobrze możemy przynajmniej spróbować. Nie mamy nic do stracenia.

- Poza moją godnością - odparł House.

- Jesteś pluszowym misiem. Ile masz godności?

- Niewiele - przyznał House. W pewnym sensie o to właśnie chodziło. - Okej... bogini, bla bla bla, obdarz mnie mądrością, i tak dalej, uwolnij od starych nawyków, i tak dalej... Lepiej bierz się za rozsypywanie ziół - zwrócił się do Wilsona.

Wilson pokręcił głową i zaczął sypać solą i ziołami po okręgu wokół niego, po drodze zapalając świece. Książka mówiła coś o przywoływaniu duchów ze wszystkich kierunków, więc House wtrącił to pomiędzy "bla bla bla" a "i tak dalej".

- Wiesz, że jeśli nie zamierzasz potraktować tego poważnie... - odezwał się Wilson.

- Bóstwa powinny być pobłażliwe - zauważył House. - A książka twierdzi, że powinno się nadać uroczystości swój własny charakter.

- Naprawdę przeczytałeś tę książkę? - zapytał sceptycznie Wilson.

- Przejrzałem ją. - Wilson zostawił go samego w gabinecie na niemal cały dzień, nie dając mu nic innego do roboty. - Jeśli to zadziała, chcę wypróbować rytuał, dotyczący odblokowania seksualnej pewności siebie.

- Wydaje mi się, że twoja seksualna pewność siebie jest już wystarczająca.

- Pomyślałem, że moglibyśmy to zrobić na trawniku Cuddy. - House wyrecytował jeszcze kawałek, po czym spytał: - Wiesz, co oznacza "przyodziany w niebo"?

- Chodzi o to, co mi się wydaje?

- Mniej więcej.

- Cuddy wezwie policję. - Wilson zapalił ostatnią świecę.

- Nie wezwie, jeśli to zadziała.

- Myślałem, że to ma uczynić cię pewnym siebie, a nie oślepić Cuddy.

- Och, zamknij się. - House wrócił do recytowania tekstu z książki.

<center>###</center>

- Duchu Zachodu i Wody, uwalniam cię - powiedział Wilson, gasząc palcami ostatnią świecę i zmiatając stopą sól i zioła. Próbując zignorować nerwowe, niespokojne uczucie pochodzące z jego żołądka, zerknął na House'a, który wciąż siedział wewnątrz kręgu.

I który nadal miał niecałe 40 centymetrów i futro. Nie, żeby oczekiwał czegoś czegoś innego, przypomniał sobie szybko w duchu. Zaklęcie nie miało zadziałać natychmiast, jak to miało miejsce na filmach. I prawdopodobnie w ogóle nie zadziała, skoro House wypowiedział je w taki sposób. Ale nie mógł się powstrzymać i zapytał: - Czujesz się jakoś inaczej?

- Nie. - House wydreptał na zewnątrz tego, co przed chwilą stanowiło krąg. - Posprzątałbym to wszystko na twoim miejscu.

Wilson westchnął, ale złapał za miotłę. Jeśli nie będzie utrzymywał porządku w mieszkaniu, nikt inny go w tym nie wyręczy.

Chwilę później skarcił się za bycie niesprawiedliwym. House był za mały, żeby posługiwać się miotłą albo odkurzaczem, a Wilson nie chciałby, żeby chemikalia ze środków czystości wsiąknęły w jego futerko. Wystarczyło, że czuć go było salą kinową, bez dodawania do tej palety zapachu środka polerującego i przeciw kurzowi.

Wyrzucił zioła i sól do kosza na śmieci, a następnie spakował świece i resztę przyborów z powrotem do kociołka. Nie spodziewał się, że będzie ich znowu potrzebował - chyba że to zadziała i House uprze się na wypróbowanie tego rytuału z seksem. Skończywszy sprzątać, Wilson opadł na kanapę obok House'a. Czekali aż do wschodu księżyca, co wypadało dosyć późno w nocy, aby wykonać rytuał o idealnej porze.
- Jesteś gotowy pójść do łóżka? - Pytanie nadal brzmiało nieco dziwnie, kierowane do jego najlepszego przyjaciela, ale obaj zaczęli kłaść się o tej samej godzinie, skoro House i tak nie był w stanie położyć się sam.

House spojrzał na niego przelotnie, po czym wrócił do oglądania telewizji. - Ty możesz iść. Ja jeszcze trochę posiedzę.

- Dobrze się czujesz? Słuchaj, to wciąż może zadziałać...

- Wiem. Po prostu chcę to obejrzeć.

House oglądał odcinek programu Jaya Leno, który według Wilsona prawie na pewno był powtórką, ale Wilson się nie sprzeczał.
- Okej. Po prostu przyjdź i zacznij mnie wkurzać, kiedy będziesz chciał się położyć.

- Mhm.

Wilson umył się i wyszorował zęby, a następnie udał się do łóżka. Czuł się trochę dziwnie, leżąc w łóżku House'a bez House'a... chociaż przed tym zmisiowaceniem myślał, że czułby się jeszcze dziwniej, leżąc w łóżku House'a z House'em. Po zgaszeniu światła, obracał się i wiercił przez kilka minut, próbując znaleźć wygodną pozycję.

Coś nieuchwytnego było nie tak, ale chwilę mu zajęło uświadomienie sobie, co to było. Przyzwyczaił się mieć misia... House'a... wtulonego w jego klatkę piersiową. Być może kiedy House wróci do dawnej postaci, będzie musiał przywieźć sobie Pana Gburka z domu swoich rodziców.

Póki co, przytulił się do dodatkowej poduszki. To powinno wystarczyć, dopóki House nie przyjdzie się położyć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:03, 18 Maj 2010    Temat postu:

Cytat:
Uczcijmy ******** finał 6. sezonu minutą ciszy i zabierzmy się za coś wartościowego i przyjemnego

Okej. Najpierw jlk, teraz Ty.
Boję się obejrzeć ten finał Jeszcze ktoś i totalnie sobie odpuszczę ;D

Cytat:
Syndromu Urojonych Towarzyszy.

Im się chyba nudzi Mogliby zacząć robić coś konstruktywnego. Ja wiem... pograć w piłkarzyki i dać House'owi spokój?

Cytat:
W końcu zadowolił się znaczącym spojrzeniem w kierunku szafy.

Jaki łaskawy
Chyba nigdy tego nie zapomni Wilsonowi

Cytat:
Gotowanie działało na niego relaksująco

Och, znam to. Właśnie dlatego kocham gotować *_*

Cytat:
nawet jeśli House nie miał zamiaru w najmniejszym stopniu okazać wdzięczności.

A może być okazywanie wdzięczności w naturze? House na pewno by się na to pisał

Cytat:
Wilson trzymał małą torebkę pełną soli i ziół, które najwyraźniej zamierzał rozsypać po mieszkaniu, podczas gdy House będzie recytował.

Wyobraziłam sobie Wilsona ze spiczastą tiarą na głowie w gwiazdki, czarnej sukience i z miotłą, a na ramieniu mającą pająki

Cytat:
Jesteś pluszowym misiem. Ile masz godności?

Założę fundację "Przywrócić Godność Pluszowym Misiom". Co to za traktowanie, przepraszam?

Cytat:
chyba że to zadziała i House uprze się na wypróbowanie tego rytuału z seksem.

Mam nadzieję, że zadziała, a to nie będzie jedyny rytuał związany z seksem

Cytat:
- Jesteś gotowy pójść do łóżka?

mrr. Podoba mi się takie pytanie. Bardzo mi się podoba
Gdyby tylko House nie był misiem...

Cytat:
Być może kiedy House wróci do dawnej postaci, będzie musiał przywieźć sobie Pana Gburka z domu swoich rodziców.

Nie, House wystarczy Ci za Pana Gburka


Jej. Zaraz mi się ściągnie 6x22.
Umieram ze strachu przez Ciebie
Mam nadzieję, że przeżyję i zobaczę, jak się zakończy *_*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 4:51, 19 Maj 2010    Temat postu:

No i jak? Przeżyłaś finał? Ja obejrzałam dopiero w nocy i wzruszyłam się jak stary siennik Bosh, myślałam, że istnieją granice kiczu, ale DS poszedł dalej... do sąsiedniej galaktyki najwyraźniej

Izoch napisał:
Och, znam to. Właśnie dlatego kocham gotować *_*

zmywać też? Bo jakby co, to mam pełny zlew naczyń...

Izoch napisał:
A może być okazywanie wdzięczności w naturze? House na pewno by się na to pisał

zrobiłby misiowy srtip-tease

Izoch napisał:
Wyobraziłam sobie Wilsona ze spiczastą tiarą na głowie w gwiazdki, czarnej sukience i z miotłą, a na ramieniu mającą pająki

pająki? but why?!

Izoch napisał:
Założę fundację "Przywrócić Godność Pluszowym Misiom". Co to za traktowanie, przepraszam?

misio-file proszeni pilnie o odpowiedź

Izoch napisał:
mrr. Podoba mi się takie pytanie. Bardzo mi się podoba

...dowolność interpretacji przy tłumaczeniu ma swoje dobre strony


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:32, 19 Maj 2010    Temat postu:

Nie obejrzałam
Zaczęłam, ale stwierdziłam, że jeszcze chwilę poczekam Boję się, że jak obejrzę, a po radości Huddzin mogę się domyślać, jaki koniec, zniechęcę się całkowicie do siódmego sezonu i moja miłość nic tu nie zmieni.

Richie napisał:
zmywać też? Bo jakby co, to mam pełny zlew naczyń...

Do zmywarki bardzo szybko naczynia się chowa

Richie napisał:
pająki? but why?!

Bo pająki są obleśne. Poza tym, w eliksirach wykorzystuje się nóżki pajączków


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 8:04, 22 Maj 2010    Temat postu:

uuuh, Izoch, czytałam Twoje poepowe wrażenia Przynajmniej jedziemy na tym samym wózku

Izoch napisał:
Do zmywarki bardzo szybko naczynia się chowa

tylko pieniążki na zmywarkę długo się zbiera

Izoch napisał:
Bo pająki są obleśne. Poza tym, w eliksirach wykorzystuje się nóżki pajączków

no tak, obleśne pająki doskonale podkreśliłyby urok osobisty Wilsona
Hmm... jeśli do miłosnych eliksirów też dodaje się pajęczych nóżek, to już wiem, czemu się do nich nie dotykam

***

Yes, yes, I know... Miałam tłumaczyć Pluszowego do końca, ale rzutem na taśmę wpadłam na kolejny sposób rozładowania mojej frustracji po 6. sezonie. I... no normalnie MUSIAŁAM przetłumaczyć tego fika
Zatem zapraszam... do działu POSTACIE: Kilka słów od Nogi House'a


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Sob 20:08, 22 Maj 2010    Temat postu:

Dawno nie komentowałam Ale czytałam


Muszę powiedzieć, że mnie sie pluszowy House bardzo podoba jak dla mnie to moze pozostać takim Jimmy w sumie też byłby zadowolony z takiegp obrtu sprawy^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 7:30, 23 Maj 2010    Temat postu:

Jupi, Agusss, że jesteś z nami
No cusz... czy ja wiem, czy Jimmy'ego tak do końca zadowala pluszowy House?...

*********************************************

Cytat:
Niby dopiero maj, ale Autorka przy okazji tego rozdziału przypomina, że 14. listopada wypada w USA Narodowy Dzień Pluszowego Misia - zapiszcie to sobie w kalendarzu
Zapisane? No
To zapraszam na przedostatni rozdział pluszowego fika



Rozdział 20.


Kiedy Wilson był już w łóżku na tyle długo, że House był prawie pewien, iż nie ma on zamiaru wstać, przyciszył telewizor i zsunął się z kanapy, po czym podszedł do okna przy fortepianie.

Pytanie Wilsona - czy chcesz na zawsze pozostać pluszowym misiem? - dało mu do myślenia. Oczywiście, że nie chciał. Jako małe pluszowe zwierzątko nie mógł robić jeszcze większej ilości rzeczy, niż kiedy był jedynie kaleką. Nie mógł pracować, nie mógł grać na fortepianie ani w gry wideo, nie mógł jeździć na motocyklu. Nie mógł nawet pokazywać się w miejscach publicznych, czego dowiódł incydent w Build-a-Bear, a sobotnie fiasko tylko to potwierdziło. Bycie misiem było zwyczajnie niemożliwym wyborem stylu życia na dłuższą metę.

Zatem czemu, kiedy skończyli wypowiadać zaklęcie, przyłapał się na tym, iż niemal miał nadzieję, że ono nie zadziała?

Zerknął ponad ramieniem w kierunku sypialni. Tam właśnie znajdowała się odpowiedź - Wilson.

Od dawna był świadom korzyści, jakie wiązały się z przebywaniem pod jednym dachem z Wilsonem. Wilson gotował, sprzątał, zazwyczaj nawet nieźle grało się z nim w karty lub w grę "z którą prezenterką telezakupów chciałbyś utknąć na bezludnej wyspie?" albo zajmowało się jakąś inną rozrywką. Ale Wilson miał dosyć mieszkania razem z nim. Wolał swój cholerny pokój w hotelu.

Dopóki House był misiem, Wilson musiał zostać, żeby House nie spłonął albo nie przytrafiła mu się jedna z pozostałych rzeczy, o które Wilson się martwił. Poza tym nie zaczął też narzekać na to, że dla niego gotuje. Cokolwiek House zechciał zjeść, Wilson mu to przygotowywał. I to było wspaniałe.

No i było jeszcze przytulanie. Wilson, z tą swoją dziewczyńską naturą, sprawiał wrażenie, że nie ma nic przeciwko przytulaniu pluszowego misia na oczach Boga i innych świadków. Albo raczej na oczach wielkiego wypychacza misiów, gdyby House w ogóle wierzył w jego istnienie. Ale jako ludzie żaden z nich nie był za bardzo wylewny w okazywaniu uczuć i House uważał, że być może będzie za tym tęsknił. Tylko trochę. Dosłownie odrobinkę.

Oczywistym rozwiązaniem byłoby znalezienie sobie dziewczyny. Gdyby znalazł taką, która potrafiła gotować, przytulanie powinno być dorzucone gratis. Jednak on nigdy nie miał szczęścia do dziewczyn. Zazwyczaj zaczynały działać mu na nerwy - i vice versa - na długo przed fazą gotowania i przytulania. Stacy została z nim tak długo tylko dlatego, że była zbyt uparta, aby dać się zniechęcić.

Jego znajomość z Wilsonem była dla nich obu najdłużej trwającym związkiem. I być może coś w tym było. To znaczy poza tym, co oczywiste. Oczywiście okropny najlepszy kumpel Wilsona był czynnikiem wpływającym na jego rozwody, ale być może chodziło też o coś więcej.

Był pewien powód, czemu ludzie - najczęściej mężczyźni i kobiety - decydowali się przymykać oko na kardynalne przywary drugiej strony i wiązać razem swoją przyszłość. Posiadanie kogoś, kto był niemalże zobowiązany, by trwać u twego boku bez względu na to jak bardzo zawiedziesz, było warte pogodzenia się z tym, że ten ktoś wiesza odwrotnie rolkę papieru toaletowego albo kolekcjonuje solniczki w kształcie przybudówek, albo opiera ręce na biodrach i narzeka na to, że zażywasz Vicodin.

Jako miś, przytulanie miał zakodowane w każdym włóknie swojego ciała, ale z ludźmi do pewnego stopnia było podobnie. Praludzie, którzy łączyli się w pary, mieli większą szansę na przetrwanie i wydanie na świat potomstwa, niż praludzie, którzy tego nie robili. Nawet jeśli wybrany partner wolał, żeby jego włochate steki z mamuta były spalone na węgiel zamiast średnio wysmażone, jak przystało na cywilizowanego człowieka albo nalegał na jaskinię z widokiem chociaż wiązało się to z przeciągami, lepiej radzili sobie razem niż bez siebie. Mieli zakodowane w każdym włóknie DNA, że potrzebowali kogoś, kto by ich osłaniał.

Ale potrzebna była tylko jedna taka osoba.

Wilson nie musiał starać się, żeby układało mu się z jego żonami, ponieważ miał House'a. A House nie musiał szukać dziewczyny, która byłaby w stanie wytrzymać z nim dłużej niż tydzień, ponieważ miał Wilsona. Bywały pewne kwestie, co do których ich zdania się różniły - jak zażywanie przez House'a Vicodinu czy suszarka do włosów oraz ogólne nudziarstwo Wilsona - ale obaj wiedzieli, że te różnice zdań zostaną zapomniane w obliczu grasującego tygrysa szablozębnego albo przedstawiciela policji. Wilson mógł go na krótki czas pozbawić domowych przekąsek, jeżeli House wziął za dużo tabletek albo zamontował kamerę internetową w damskiej szatni i się nie podzielił, ale gdyby się przyznał do wyłudzenia leków albo zabicia kogoś, Wilson trzymałby jego stronę.

<center>###</center>

Wilson obudził się po krótkim czasie z niespokojnego snu. Poduszka nie była zbyt dobrym substytutem House'a. Lekko zaspany przyłapał się na rozważaniach, jak to by było objąć ludzką wersję House'a. Pewnie byłby on nieco kościsty, ale ciepły, a jego ciężar podziałałby na Wilsona kojąco. Miś był przyjemny do przytulania, ale był również dosyć lekki.

Kiedy Wilson rozbudził się odrobinę bardziej, uświadomił sobie, nad czym się zastanawiał i potrząsnął głową. Oczywiście że House nie będzie spał obok niego, kiedy odzyska dawną postać. On będzie musiał wrócić do swojego pokoju w hotelu, a House zostanie tutaj. Miło będzie znów być obsługiwanym, zamiast samemu pełnić rolę służącego i zajmować się House'em.

Po trzecie, Wilson uświadomił sobie, że House nadal nie przyszedł do łóżka.
- House? - zawołał.

Nie otrzymał odpowiedzi. Prawdopodobnie House zasnął przed telewizorem. Wzdychając, Wilson odrzucił koc i wstał, po czym powędrował do salonu, żeby go poszukać.

Zaskoczyło go, że House'a nie było na kanapie, a telewizor był niemal kompletnie ściszony. Wilson rozejrzał się po pokoju. Może House był w kuchni? Nie dochodził stamtąd dym ani złowróżbne odgłosy, ale to wciąż było możliwe. Wilson ruszył w tamtym kierunku.

Jednak zanim dotarł na miejsce, znalazł House'a. Siedział na taborecie plecami do fortepianu, z nogami dyndającymi poza krawędzią i z łokciem opartym na kolanie - a przynajmniej w miejscu pośrodku jego nogi, jako że pojęcie kolana było dosyć abstrakcyjne w przypadku misiów.

Jeszcze bardziej zaskoczyło Wilsona to, że House nie spał.
- Cześć, Wilson - odezwał się ponuro.

- Cześć. Dlaczego jeszcze nie śpisz?

- Zastanawiam się.

- Nad czym?

- No wiesz - wykonał zamaszysty gest łapą – nad pewnymi sprawami.

- Nad jakimi sprawami?

- Nad różnymi - wyjaśnił House. Stanął na nogi i wyciągnął ramiona. - Do góry!

Wilson podniósł go, przytulając House'a do klatki piersiowej i nie zapominając o podtrzymaniu jego siedzenia. - Potrzebna ci jakaś przekąska, zanim wrócimy do łóżka?

- A zostały nam jakieś ciasteczka?

- Jeśli nie zjadłeś wszystkich, to tak.

Wilson wyciągnął ciastka z kawałkami czekolady i nalał mleka do szklanki z House'em wiszącym mu u szyi, a następnie postawił go na blacie, żeby mógł je zjeść.

- Wiesz, co dobrego można by zrobić z tymi ciastkami? - zapytał House.

- No co?

- Podgrzać je w mikrofalówce.

Wilson wyłożył ciasteczka na talerz i wstawił talerz do mikrofalówki.

House miał rację - podgrzane ciastka były całkiem niezłe. Ale kawałki czekolady roztopiły się, brudząc mu ręce, a House'owi łapy. Wilson umył się pod bieżącą wodą, ale dla House'a musiał przynieść myjkę.

Gdy był już czysty, House obiema łapami podniósł szklankę z mlekiem i przechylił ją, aby wypić ostatnie parę łyków. Mleko ochlapało mu twarz i spłynęło po przodzie jego tułowia. House ociekał przez chwilę, stojąc bez ruchu, po czym otrząsnął się jak pies - pryskając kroplami mleka po całej kuchni - i powiedział:
- Oops.

Wilson zdarł z House'a t-shirt, złapał za ręcznik i zaczął go wycierać. - Zdążyło już wsiąknąć. Jesteś cały mokry.

House poklepał się po brzuchu. - Przecież wyschnę, chyba.

- Jutro będziesz pachniał jak zepsute mleko - poinformował go Wilson. - Możliwe, że będziemy musieli cię wyprać.

- Wyprać? Nie wydaje mi się.

- Tak zawsze robiła moja mama, kiedy Pan Gburek zrobił się brudny. Owiniemy cię w poszewkę z poduszki, nic ci się nie stanie.

- Poszewka w jakiś sposób uchroni mnie przed utonięciem?

Wilson nie pomyślał o tym aspekcie sytuacji. - Słuszna uwaga.
Postanowił, że rozejrzy się za innymi metodami prania pluszowych zwierzaków, a tymczasem spróbował jeszcze trochę wysuszyć House'a ręcznikiem.

- Moglibyśmy spryskać mnie odświeżaczem - zasugerował House.

- To by tylko ukryło brzydki zapach. Nie zapobiegłoby temu, że coś na tobie wyrośnie.

- Jest jeszcze [link widoczny dla zalogowanych]. - House ponownie podniósł ręce, żeby Wilson go podniósł.

- Czy bezpiecznie jest używać Lizolu na ludziach? - zastanowił się na głos Wilson, kiedy wracali do sypialni.

- Przed latami czterdziestymi, reklamowali go jako środek bakteriobójczy.

- To może nie oznaczać niczego dobrego.

- Prawdopodobnie nie - zgodził się House. - Użyjemy go na mnie tylko zewnętrznie.

- Dobra myśl. - Wilson położył się do łóżka, układając House'a obok siebie.

Zdążył już niemal zasnąć, kiedy House spytał: - Kim jest Pan Gburek?

Wilson ziewnął. - Moim misiem z dzieciństwa.

House usiadł prosto. - Miałeś jakiegoś misia przede mną?

- Kiedy byłem dzieckiem, owszem - powiedział obronnym tonem Wilson.

- Humph. - House milczał przez moment i znów zapytał: - Ale ja jestem lepszym misiem, tak?

Wilson próbował sobie przypomnieć, w jaki sposób radził sobie z takimi pytaniami, kiedy zadawały je jego żony. "No cóż, w końcu nie jestem już jej mężem, prawda?" czasami działało, ale w tej sytuacji nie wydawało się pasować.
- Jesteś bardzo dobrym misiem.

House ziewnął. - A ty jesteś dobrym Wilsonem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin