Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Uczciwy układ [10/10]
Idź do strony 1, 2, 3 ... 20, 21, 22  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 7:56, 25 Sty 2011    Temat postu: Fic: Uczciwy układ [10/10]

Kategoria: love

Zweryfikowane przez Richie117


Cytat:
aaarrrrghhh... Ja to naprawdę mam pecha, żeby właśnie w momencie, kiedy nareszcie miałam się zabierać za ten niecny kawałek angstowej historii, musiałam się rozchorować do tego stopnia, żeby nie być nawet w stanie siedzieć przed kompem Za to teraz widzę, że Hilsonowy dział zaczyna znów ożywać i mam nadzieję, że nie jest to tylko chwilowe poruszenie

Ten fik to takie skrzyżowanie fabuły "Kontraktu" z obecnym sezonem "House'a", czyli w skrócie - nasz ukochany diagnosta zostaje sex-zabawką Dziekana Medycyny PPTH i nie bardzo może się temu sprzeciwiać, bo jeśli nie będzie posłuszny, to Wilsonowi stanie się krzywda. (I pewnie pomyślicie, że jestem dziwna, ale wizja House'a w rękach maniaka seksualnego przeraża mnie o wiele mniej, niż kiedy House jest w mackach Cuddy )
GeeLady (bo to ona jest Autorką tego cudnego fika, który na mojej liście best-fików-ever jest tuż za "One Step" ) zaczęła pisać tę historię około epa 6x10, więc do tego momentu mniej-więcej trzyma się ona kanonu (tyle że chłopaki nie mieszkają już razem), więc wybaczcie te wszystkie bzdety o Nolanie, Mayfield i odwyku - im dalej w fika, tym będzie ich mniej

Hmm... to by chyba było na tyle, jeśli chodzi o moje przydługie wprowadzenie
Miłego czytania i nie krępujcie się przed zostawieniem komentarzy
Enjoy!



Tytuł: Uczciwy układ ([link widoczny dla zalogowanych])
Autor: GeeLady



"When I'm with you I feel like I could die and that would be alright, alright."
- Third Eye Blind, "Semi-Charmed Life"




<center>ROZDZIAŁ PIERWSZY
(część pierwsza)</center>


PIĄTEK (3. stycznia) 8:00

W końcu biurko jej babki - owinięte szczelnie grubymi, niebieskimi kocami z firmy przeprowadzkowej - zostało podniesione przez dwie pary silnych męskich ramion, wyniesione przez otwarte na oścież drzwi wyjściowe i umieszczone na ciężarówce. Biuro byłej Dziekan Szpitala w Plainsboro, Lisy Cuddy, było teraz opróżnione z jej rzeczy i ogołocone ze wszelkich oznak jej osobowości.

House spojrzał ku szpitalnemu wejściu i zobaczył, jak Cuddy - w czerwonym zimowym płaszczu narzuconym na ramiona i dłońmi wetkniętymi w kieszenie - stoi za ciężarówką, rozmawiając z kierowcą. Wyciągnęła jedną rękę z kieszeni po to tylko, by podać mu kawałek papieru. Był tam zapisany adres jej nowego domu, gdzie miała spędzić swoje nowe życie. Cuddy miała również nową pracę, w niewielkim ośrodku medycznym, gdzie jej posada będzie mniej wymagająca, żeby Cuddy mogła wychowywać swoją córkę jak wzorowa i dobra mamusia.
Cuddy skończyła rozmawiać z barczystym robotnikiem i mężczyzna wspiął się do szoferki ciężarówki, po czym odpalił duży silnik diesla. Cuddy przygładziła włosy i ruszyła w kierunku szpitalnych drzwi.

House odwrócił się pospiesznie, puszczając się w szybką choć niezgrabną ucieczkę, na jaką pozwalały mu nogi oraz laska. Już wcześniej pożegnał się z Cuddy i teraz nie chciał oglądać jej ronionych w ostatniej chwili łez czy też by jemu samemu wyrwała się jakaś sarkastyczna uwaga. Spodziewał się, że Cuddy pewnie zrobi ostatni obchód po szpitalu, żegnając się ze wszystkimi i przyjmując życzenia pomyślności w nowej pracy, zanim na dobre wyjedzie. Postanowił, że pójdzie do kafeterii i tam zaczeka, chociaż podejrzewał, że Cuddy prawdopodobnie i tak nie zajrzy do jego gabinetu.

Cuddy i Lucas urządzili sobie swoje nowe rodzinne życie, wprowadzając się do nowego domu w okolicy, którą zasugerował im Wilson. Zadzwonił on do swojej trzeciej ex-żony z prośbą o poradę w sprawie nieruchomości i wysłał listę dobrych lokalizacji na skrzynkę mailową Cuddy. House wiedział o tym wszystkim, a także o tym, że właśnie mijało ostatnie kilka minut Cuddy na stanowisku Dziekana Medycyny w Princeton Plainsboro.

House nie poznał jeszcze nowego szefa, dosyć młodego neurochirurga, który został starannie wybrany przez Zarząd i sprowadzony aż z Seattle. Facet był uważany za genialnego lekarza i chirurga, i nazywał się Rostan, Rodon, Ryan czy jakoś tak. House miał to gdzieś. Przynajmniej nadal miał swój etat. Cały miniony rok poświęcony odwykowi, terapii i powstrzymywaniu się od zażywania opiatów znacznie poprawił jego wizerunek w oczach Zarządu, który przedłużył mu umowę o pracę na kolejne cztery lata, z oceną osiągnięć dokonywaną co pół roku.

Jedyny minus tej sytuacji polegał na tym, że od tej chwili House musiał pilnować, by dokumentacja diagnostyki była prowadzona dokładnie i na bieżąco. Być może Wilson zgodzi się wypożyczać mu własną asystentkę, kiedy będzie się zbliżać koniec miesiąca. A może sam zatrudni jakąś dziewczynę do pomocy. Seksowną, młodą i gorliwą dziewczynę do pomocy. Kolejnego sarniookiego, ale niedoświadczonego przez życie klona Cameron.

Wilson pojawił się znikąd i zrównał krok z House'em. - Pożegnałeś się z Cuddy?

- Aha. W zeszłym tygodniu. - House przyspieszył, wiedząc, że jest to daremne posunięcie. Wilson zawsze był w stanie go dogonić albo znaleźć go, jeśli akurat House mu się wymknął. House przeklął swoje udo po raz tysięczny.

- W zeszłym tygodniu? Cuddy wyjeżdża w tym tygodniu. Dokładnie mówiąc, dzisiaj.

Oto James Wilson, mniej znany pod przydomkiem: Doktor Wytknij-To-Co-Oczywiste.
- Owszem, nawet zaznaczyłem to w swoim kalendarzu. Dlatego w zeszłym tygodniu życzyłem jej oraz jej idealnemu, nowemu mężowi, który nie jest byłym ćpunem, alkoholikiem ani palantem, wszystkiego dobrego - odparł House. Jego noga doprowadzała go do szaleństwa, a ten mały pieszy wyścig do jego biura tylko pogarszał sprawę.

- To bardzo serdeczne z twojej strony.

House stracił ochotę na żarty. - Pożegnałem się z nią w przyzwoity sposób. - Zatrzymał się, zwracając się całym ciałem w lewą stronę, by spojrzeć na Wilsona dla podkreślenia swoich słów i przysuwając twarz na odległość kilku centymetrów do twarzy Wilsona, który nie cofnął się, przyzwyczajony do House'owych usiłowań zastraszenia rozmówcy. - Zadowolony? - spytał House.

Wilson skinął głową i nie mógł powstrzymać współczującej miny, która przesunęła się po jego twarzy na dźwięk zawiedzionego tonu w głosie House'a. Wiedział, że decyzja Cuddy o przeprowadzce oraz jej późniejsze zaręczyny z Lucasem dotknęły House'a głęboko.

Sam Wilson był nieco zaskoczony bezmyślnym brakiem uczciwości ze strony Cuddy, kiedy chodziło o to, co czuła wobec House'a. Wszystkie znaki, również te wysyłane przez nią, wskazywały na to, że ona i House ewentualnie skończą jako para. Wówczas - właśnie wtedy gdy House zaczynał czuć się na tyle dobrze i trzeźwo, by wreszcie przystąpić do działania - Cuddy, podczas odbywającej się poza miastem konferencji, cisnęła w jego głowę mocną podkręcaną piłkę, przypadkowo ujawniając jej trwający od czterech miesięcy związek z Lucasem, który - aż do tamtego momentu - trzymała w ścisłej tajemnicy. Był to podły cios i House wrócił do pokoju hotelowego wyglądając tak, jakby ktoś przyłożył mu pięścią w żołądek.

- A ty? - Wilson wiedział, że nie powinien zadawać takiego pytania, ale nie mógł się powstrzymać. House miał się lepiej, ale nie czuł się zupełnie dobrze. Nadal nie przebolał straty Cuddy, a Wilson miał świadomość, że House czuł się szczególnie samotny, odkąd Wilson poznał Leanne i zakochał się po uszy. Wystarczyło sześć miesięcy, by po raz kolejny został żonatym facetem. Chociaż House otrzymał od Nolana zielone światło, by znowu zaczął żyć samodzielnie, całkowicie na własną rękę, było oczywiste, że nie radził sobie zbyt dobrze z samotnością. Wilson nienawidził poczucia winy, które dręczyło go z tego powodu.

House, rozdrażniony i zniecierpliwiony, odpowiedział, równocześnie usiłując odkuśtykać pospiesznie i oddalić się na odległość kilku podłogowych płytek od współczującego spojrzenia Wilsona: - Ja jestem wprost zachwycony. Czego w ogóle chciałeś? Żona numer cztery znowu wykopała cię na kanapę?

- Jej imię brzmi Leanne, i nie. - Wilson urwał. Narobił już dosyć szkód. Zmienił kierunek marszu, obierając alternatywną trasę do swojego gabinetu. - Wybacz, że zawracałem sobie głowę troską.

House obejrzał się za nim. - A więc teraz się na mnie wściekasz? - zapytał o wiele za głośno. - Nie zjemy dziś lunchu?

Wilson aż się wzdrygnął. Dzieliło ich zaledwie sześć metrów, lecz on machnął ręką, nie odwracając się za siebie. - Nie. I tak. Do zobaczenia o dwunastej.

Cuddy zniknęła na dobre, a Wilson ponownie był żonaty. Raz na jakiś czas byłoby miło, gdyby życie sprawiło mu przyjemną niespodziankę. House pchnął szklane drzwi swojego gabinetu i pomaszerował do biurka, jego na wpół zadowolony nastrój popsuła świadomość obu tych faktów. Podrapał się po brodzie. Gdy wokół niego działy się sprawy wywołujące emocje, zawsze odczuwał z tego powodu swędzenie.

Członkowie jego zespołu, starzy i nowi, jeszcze nie przyjechali. Nie musieli się spieszyć, skoro House nie miał akurat pacjenta. Lepiej żeby naprawdę chora osoba pojawiła się w niedługim czasie, albo on weźmie wolny dzień i zrobi coś, żeby poprawić sobie humor. Coś zabawnego, jak obrzucenie papierem toaletowym nowego podmiejskiego marzenia Lucasa i Cuddy.

Uprzejme "dzień dobry" przebiło małą bańkę, w której House użalał się nad sobą, i diagnosta podniósł wzrok na mężczyznę, stojącego na progu jego biura. Mężczyzna podpierał drzwi łokciem, lecz obie jego dłonie pozostawały wetknięte w kieszenie spodni, rozsuwając na boki poły jego marynarki.

Gość House'a był wysoki, bardzo szczupły i miał nadzwyczaj jasne włosy, a jego mina zdradzała pewność siebie, kiedy stał tak, od niechcenia przyglądając się diagnoście i jego meblom. Górne światła odbijały się od głowy przybysza. Jego włosy były do tego stopnia blond, że miały niemal biały kolor i już zaczynały się przerzedzać, chociaż mężczyzna nie przekroczył jeszcze zapewne trzydziestu pięciu lat. House był w stanie dostrzec poprzez rzadkie włosy piegowatą skórę jego głowy. Blondas oprócz tego był gładko ogolony, miał na sobie stylowy, drogi garnitur w kolorze awokado i prawdziwie zalatywało od niego sukcesem.

House nie rozpoznał przybysza, lecz domyślił się, kim mógł on być. - Ty jesteś Ryan?

Mężczyzna wszedł do pomieszczenia. - Royston. Jestem nowym Dziekanem.

- Cała przyjemność po mojej stronie - odrzekł House, po czym spuścił wzrok na dokumenty chaotycznie rozrzucone na jego biurku. Nie mógł sobie przypomnieć, czego właściwie szukał. Ach tak - tutaj jest, nowy adres i numer telefonu Cuddy. Wyłudził go od kierowcy ciężarówki podczas poprzedniej rundy wywozu jej mebli, a kosztowało go to tylko dwanaście puszek piwa w średniej cenie. Bez cienia wątpliwości była to prawdziwa okazja. W drodze do domu zamierzał kupić dwadzieścia cztery rolki papieru toaletowego. A może również puszkę czarnej farby w sprayu.

Badawcze spojrzenie stojącego w milczeniu Roystona sprawiło, że House ponownie podniósł wzrok. Tym razem nie udało mu się ukryć irytacji, rozbrzmiewającej w jego głosie: - Chciałeś czegoś?

Royston uśmiechnął się bardzo przyjaźnie. - Absolutnie nie. - Powoli odwrócił się na pięcie, przez cały czas nie odrywając oczu od twarzy House'a, aż wreszcie całe jego ciało zwróciło się w przeciwnym kierunku, zmuszając jego głowę, by skierowała się tam, dokąd zmierzał i wyszedł, pozwalając drzwiom, by zatrzasnęły się za jego plecami.

House czuł się tak, jakby właśnie przeżył ostateczne starcie z wijącym się wężem. Nowy Dziekan był młody, nosił garnitury za tysiąc dolarów, wchodził bez pukania do prywatnych gabinetów i zgrywał nieprzeniknionego. Wyglądało na to, że szpital zatrudnił na nowego Dziekana klasyczny koszmar.
- Świetnie - wymamrotał House.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 0:30, 06 Sie 2011, w całości zmieniany 21 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dioda14
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Sie 2009
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:19, 25 Sty 2011    Temat postu:

Ten fik to takie skrzyżowanie fabuły "Kontraktu" z obecnym sezonem "House'a", czyli w skrócie - nasz ukochany diagnosta zostaje sex-zabawką Dziekana Medycyny PPTH i nie bardzo może się temu sprzeciwiać, bo jeśli nie będzie posłuszny, to Wilsonowi stanie się krzywda.

O kurcze...No ale House zawsze był dzielny i poświęcał się dla Wilsona, prawda Richie ?

(I pewnie pomyślicie, że jestem dziwna, ale wizja House'a w rękach maniaka seksualnego przeraża mnie o wiele mniej, niż kiedy House jest w mackach Cuddy )

No co ty nie powiesz?

Był tam zapisany adres jej nowego domu, gdzie miała spędzić swoje nowe życie. Cuddy miała również nową pracę, w niewielkim ośrodku medycznym, gdzie jej posada będzie mniej wymagająca, żeby Cuddy mogła wychowywać swoją córkę jak wzorowa i dobra mamusia.
Cuddy skończyła rozmawiać z barczystym robotnikiem i mężczyzna wspiął się do szoferki ciężarówki, po czym odpalił duży silnik diesla. Cuddy przygładziła włosy i ruszyła w kierunku szpitalnych drzwi.


Pa pa Cuddy!

Treść jest świetna! A i za każdym razem nazywam Cię diablicą, tym razem usłyszysz coś innego...

,.Aniele napisz szybko drugą część.
Bo czekam niecierpliwie.Do usłyszenia,cześć!"


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dioda14 dnia Wto 15:50, 25 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:11, 25 Sty 2011    Temat postu: Re: Fic: Uczciwy układ [1a / 10]

Richie117 napisał:
nasz ukochany diagnosta zostaje sex-zabawką Dziekana Medycyny PPTH i nie bardzo może się temu sprzeciwiać, bo jeśli nie będzie posłuszny, to Wilsonowi stanie się krzywda.
osz fcuk! House sex-zabawką?! To ja bardzo chętnie zostanę sex-zabawką House'a, żeby mu smutno nie było Fabuła zapowiada się świetnie. W dodatku +18... no to podoba mi się jeszcze bardziej

Cytat:
Wilson ponownie był żonaty.
nieee, dlaczego Wilson jest żonaty? Ale kapa. Czyli to taki friendship fik będzie? Uch.

Cytat:
- Ty jesteś Ryan?
- Royston. Jestem nowym Dziekanem.
no podobne jak cholera

hahaha Cuddy's gone. Mam nadzieje, że forever. A przynajmniej w tym fiku Przeczytałabym po angielsku... ale nie, tym razem sobie odmówię. Chyba, że po sesji w ramach relaxu
Ach, zapomniałabym. Po raz któryś muszę pochwalić Twój fikowy talent


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 7:55, 26 Sty 2011    Temat postu:

Dioda14 napisał:
No ale House zawsze był dzielny i poświęcał się dla Wilsona, prawda Richie ?
prawda to zaiste Gdyby było inaczej, to ten fik bardzo szybko by się skończył

Dioda14 napisał:
Pa pa Cuddy!
nie będziemy tęsknić

Dioda14 napisał:
za każdym razem nazywam Cię diablicą, tym razem usłyszysz coś innego...
...chyba już wolałam być diablicą, przynajmniej nie miałam kłopotów z piórkami zaplątanymi w klawiaturę
Następna część może będzie jutro, jeśli nic mi nie przeszkodzi

***

advantage napisał:
To ja bardzo chętnie zostanę sex-zabawką House'a, żeby mu smutno nie było
a kto mówi, że House'owi będzie smutno? Prawdę mówiąc House raczej nie będzie miał czasu i sił na bawienie się we własnym zakresie...

advantage napisał:
Fabuła zapowiada się świetnie. W dodatku +18... no to podoba mi się jeszcze bardziej
powiedziałabym nawet, że to ++18, chociaż bardziej ze względu na jakość niż na ilość porno (poor me, jeszcze nie do końca radzę sobie z romantyczną erą, a tu jest prawdziwa jazda bez trzymanki )

advantage napisał:
nieee, dlaczego Wilson jest żonaty? Ale kapa. Czyli to taki friendship fik będzie? Uch.
no coś Ty, przecież u Wilsona małżeństwo to stan przejściowy
GeeLady bardzo wyraźnie wykorzystała w tym fiku kawałek wywiadu z HL, w którym Hju wspomina, że jego zdaniem chłopaków w przeszłości łączyło coś więcej niż przyjaźń, więc fik jest w 100% love, tylko w bardziej fluffowym niż erowym wydaniu

advantage napisał:
no podobne jak cholera
zaczyna się na R, kończy na N, a w środku jest Y - jak dla mnie podobieństwo jest wystarczające

advantage napisał:
hahaha Cuddy's gone. Mam nadzieje, że forever. A przynajmniej w tym fiku
tjaa, w tym fiku tak (jeśli nie liczyć kilku rozmów przez telefon)

advantage napisał:
Po raz któryś muszę pochwalić Twój fikowy talent
mój fikowy talent rumieni się i dziękuje

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vinga
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 8:07, 26 Sty 2011    Temat postu:

Cytat:
Następna część może będzie jutro, jeśli nic mi nie przeszkodzi


Ja mam nadzieje, bo już mi się podoba


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 8:50, 27 Sty 2011    Temat postu:

Cytat:
No to czas na kolejną część, w której atmosfera odrobinkę się zagęszcza
Za zgodą Autorki pozmieniałam kilka drobiazgów w scenie na parkingu, bo scena oryginalna wprowadzała nieco zamieszania w timeline

Enjoy (and be afraid)!



<center>ROZDZIAŁ PIERWSZY
(część druga)</center>


PIĄTEK 10:30

Przyjęto pacjentkę.

Myśli House'a skupiały się na wszystkim oprócz owej pacjentki, która - jak wynikało z tego, czego do tej pory zdążyli się dowiedzieć - miała okazać się przypadkiem prostej infekcji skórnej lub głębokiej [link widoczny dla zalogowanych]. Diagnosta już czuł znudzenie.
- Historia pacjentki? - spytał, przeklinając w duchu wszystkich Dziekanów o nazwiskach Cuddy i Royston.

Trzynastka odczytała ze swoich notatek: - Pacjentka cierpi na powtarzające się napady piekącej wysypki. Maści stosowane miejscowo przynoszą jej ulgę tylko na kilka minut. Po upływie mniej więcej doby wysypka znika, ale zawsze pojawia się ponownie. Nie ma w tym żadnej ustalonej reguły. Kobieta była już u siedmiu lekarzy i trzy razy zgłaszała się na ostry dyżur po środki przeciwbólowe. Nie jest w stanie pracować, ani wychodzić z domu przy kiepskiej pogodzie...

House zamrugał szybko, słysząc ten fragment historii. - Nie może wychodzić z domu przy kiepskiej pogodzie? Czy jednym z tych lekarzy, których odwiedziła, był może psychiatra?

Trzynastka zerknęła do notatek. - Um... nie.

- Ale kiedy pada śnieg albo wieje wiatr, pacjentka dostaje wysypki? - zapytał House. - Wow. To brzmi całkowicie normalnie, jak na mój gust. - Rozłożył ręce na boki w geście "sprawa zamknięta". - Wyślij ją do domu.

Trzynastka zignorowała żart swojego szefa. Nie było to łatwe, ale z każdym dniem stawało się prostsze. - Pacjentka nie wspominała o wizycie u psychiatry. Chcesz, żebyśmy wysłali do niej doktora Stone'a?

- Nie. - House zmarszczył brwi i chwycił kartę leżącą przed Trzynastką. - Chase - odezwał się zza błękitnego folderu - idź zebrać drugi wywiad. Popatrz na nią tymi pięknymi oczami i tym razem zdobądź coś przydatnego.

Trzynastka przewróciła oczami. - Zebrałam kompletną historię. To były jej słowa.

- Od kiedy polegamy na słowach pacjentów, kiedy chodzi o dokładny wywiad? - zauważył House. - Nawet jeśli ona tak powiedziała, nie musi to oznaczać, że rzeczywiście o to chodzi - podkreślił dobitnie. - W międzyczasie wy, Taub i Trzynastka, zróbcie badania komórek naskórka. Szukajcie popularnych antygenów i zanieczyszczeń, które mogą się znaleźć w gospodarstwie domowym. Sprawdźcie, jakie paskudztwa zadomowiły się w porach naszej pacjentki.

House odwrócił się do Chase'a. - Kiedy już skończysz zbierać dla nas precyzyjniejszą historię choroby, zrób badanie pod kątem reakcji na alergeny. - Diagnosta jeszcze raz wycelował brzegiem karty w Trzynastkę: - A ty dowiedz się, czy ta kobieta leczyła się kiedyś na depresję albo chociaż starą dobrą chorobę psychiczną. Alergia na wiatr, co za bzdura. - House pociągnął nosem. - Z drugiej strony, alergia na pierdzenie Wilsona...

Trzynastka zrobiła urażoną minę i potrząsając głową, odrzuciła do tyłu swoje długie włosy. - Skoro już teraz uważasz, że Prudence się myli albo kłamie w sprawie związku jej stanu z pogodą, po co mamy sprawdzać historię jej zdrowia psychicznego?

House wzruszył ramionami. - Bo jeśli jest świrnięta, być może nabiorę ochoty na wymienienie się z nią zabawnymi anegdotkami. W końcu należymy do tego samego klubu. - House zamknął folder i rzucił go z powrotem Trzynastce. - Poza tym z takim imieniem jak Prudence, jeśli ona nie jest wariatką, to jej rodzice na pewno nimi byli.
No cóż, przynajmniej przypadek przestał zapowiadać się tak nudno.

House zostawił swój zespół, zabierający się za wyznaczone im zadania. Stan jego pacjentki był obecnie stabilny, więc wybranie się na krótką przejażdżkę motorem było całkowicie w porządku. Bycie szefem miało swoje dobre strony.

Wilson przyłapał House'a, kiedy ten przekładał nogę ponad swoim motocyklem. - Hej...

House wyłączył silnik, czekając aż Wilson powie, cokolwiek miał mu do powiedzenia. Wilson uniósł brwi, najwyraźniej mając coś pikantnego do przedyskutowania. - Poznałeś już nowego Dziekana?

House kiwnął głową, czując ogarniające go rozczarowanie. Dyskusja na temat nowego Dziekana była biletem w jedną stronę Krainy Snów. - Pewnie. Czarujący facet.

- Serio?

- Nie.

Wilson zakołysał się w tył i w przód, balansując na palcach stóp. - Przyszedł do mojego gabinetu, przedstawił się, powiedział, że w nadchodzących tygodniach porozmawia w cztery oczy z każdym z szefów oddziałów, uścisnął mi dłoń i wyszedł. - Wilson mówił spokojnym głosem, ale wyglądał na zaniepokojonego.

House wykorzystał jego podenerwowanie. - Cóż, jesteś tak czysty jak świeżo wytarta pupa niemowlęcia, nie masz się czym przejmować. Co oznacza, że ja muszę przejmować się masą rzeczy.

- Wszystko będzie w porządku. Nie możesz powiedzieć zbyt wiele o człowieku, którego dopiero co poznałeś. - Wilson uniósł ręce, dłońmi do góry, jakby próbował uspokoić burzę zanim zdąży się ona rozpętać. - Jednak, na wszelki wypadek, proszę, pokaż temu facetowi, że stać cię na dobre zachowanie. Masz przed sobą jeszcze cztery lata, House, ale mimo wszystko uważaj, żebyś przez niego nie wyleciał.

- A co byś powiedział, gdybym zamiast tego pozwolił mu się przelecieć? - Mogło okazać się zabawnym sprawdzenie, jak daleko uda mu się posunąć, nim nadwyręży dobre maniery Dziekana.

Wilson przekrzywił głowę, słysząc tę rynsztokową grę słów. - Urocze. Może po prostu uratuj swój tyłek zawczasu i nie bądź sobą.

House poprawił pasek przy swoim kasku. - Nie jestem "sobą" już od roku, pamiętasz? Spędziłem cztery miesiące na zniewalającej imprezie w Mayfield, żeby to udowodnić. Teraz jestem już tylko tą dobrą stroną House'a.

- Jasne - mruknął Wilson. House spuścił wzrok, przyglądając się swemu fascynującemu paskowi przy kasku i zdejmując z niego palcami nieistniejącą drobinkę kurzu. Wilson nie miał zamiaru urazić House'a, spróbował posłać mu przepraszający uśmiech. Kiepsko mu poszło. - Cóż, um, do zobaczenia później.

House patrzył, jak jego przyjaciel odchodzi w kierunku swojego nowego samochodu, którym wieczorami wracał do domu rozkoszować się rodzinną atmosferą. Przynajmniej dopóki jego małżeństwo nie skończy się rozwodem.

House krążył po mieście, myśląc o swoim wolnym od wszystkich złych leków mieszkaniu, o przepisanych przez Nolana antydepresantach i nieopioidowych, śmiechu wartych, tak zwanych środkach przeciwbólowych, o jedzeniu popcornu na kolację oraz o spędzeniu wieczoru z rozgrzewającym okładem na udzie i oglądaniu powtórek [link widoczny dla zalogowanych].

Nawet mając pięćdziesiątkę na karku, myślał House, nie czekają mnie żadne niespodzianki.

---
---

Royston rozsiadł się wygodnie w swoim miękko wyściełanym fotelu ze skóry w maślanym kolorze i pokręcił się z boku na bok. Jego nowe królestwo - prestiżowy Princeton Plainsboro Teaching Hospital wraz z zespołem niezwykle wykwalifikowanych i szanowanych lekarzy - należał teraz do niego.

Kilkoro z lekarzy pracujących dla PPTH przodowało w swoich dziedzinach medycyny, wliczając w to pewnego cieszącego się złą sławą, choć genialnego, diagnostyka. Roystonowi wystarczyło jedno spojrzenie w te wstrząsająco błękitne oczy - doprawdy, nie miał pojęcia jak bardzo błękitne one będą; marnej jakości zdjęcie na CV mężczyzny nie oddawało im sprawiedliwości - by wiedzieć, że dokonał właściwego wyboru. Royston uśmiechnął się do siebie tylko odrobinę, przypominając sobie nieogolony, wymięty wygląd House'a oraz jego bezwstydny pokaz irytacji z powodu zakłócenia jego dnia przez nowego Dziekana. Royston uśmiechnął się, niezmiernie rozbawiony. "Do wszystkich diabłów - co za tupet!", zdawała się mówić mina House'a. Ale to, w jaki sposób Gregory House go spławił, kiedy resztka cierpliwości diagnosty się wyczerpała, było wisienką na nieskosztowanym deserze.

I James Wilson. Przyjazny, otwarty, chętny by się przypodobać i zostać zaakceptowanym. Royston potrafił dostrzec pod tym wszystkim mroczne wnętrze tego mężczyzny. Wilson zachowywał się o wiele zbyt miło, by być takim w istocie. Młody onkolog był trzykrotnym rozwodnikiem, ciemnowłosym, namiętnym bawidamkiem i ukończył studia na jednym z uniwersytetów [link widoczny dla zalogowanych] oraz szpitalny staż dwa i pół roku wcześniej, niż większość jego rówieśników. Został szefem oddziału onkologicznego w prestiżowym centrum medycznym w wieku dwudziestu ośmiu lat. Bardzo imponujące. Był lekarzem oddanym swoim pacjentom oraz swemu przyjacielowi - Gregory'emu House'owi.

Który z kolei nie był oddany niczemu ani nikomu, może za wyjątkiem uzdrawiania swoich pacjentów. House był uważany za absolutnego geniusza. Royston od lat czytał artykuły napisane przez niego, a także o nim, przyswoił i rozważył każdy szczegół wydarzeń, które uczyniły House'a kaleką na resztę życia. Zanim złożył House'owi wizytę w jego biurze, Royston poświęcił trochę czasu na obserwowanie go z dystansu. House był atrakcyjny w pewien szorstki sposób, chociaż wydawał się bardziej zaprzątnięty grą na swoim Game-Boy'u, niż dbaniem o własny wygląd. Zdawał się być kompletnie nieświadomy obecności par kobiecych oczu, które śledziły go tęsknie, gdziekolwiek by nie poszedł.

Royston już w tym momencie uważał swoją pracę za coraz bardziej interesującą. Wyglądało na to, że utrzymanie pod kontrolą tych dwóch mężczyzn miało być dla niego wyzwaniem. House był niepohamowanym buntownikiem, a Wilson był jego ochoczym opiekunem. Na samą tę myśl do ust Roystona napływała ślina.

House, pomimo awersji do norm społecznych i bycia... cóż... lubianym przez kogokolwiek, miał wrodzone cechy przywódcze i kierował zespołem złożonym z trójki podwładnych oraz asystenta szefa oddziału. Jego skuteczność w leczeniu wahała się w granicach stu procent. Ten fenomenalny sukces był środkiem do zdobywania darowizn od tych pacjentów, którzy byli wystarczająco bogaci, by wyrazić swą wdzięczność w sposób przyozdobiony symbolem dolara. Royston dziwił się nieco, że jego poprzedniczka, Lisa Cuddy, poniosła klęskę próbując utrzymać go na stanowisku i pod kontrolą, tym czy innym razem przegrywając obie bitwy.

Royston uznał za intrygującą cechę charakteru to, że House nie pozwał szpitala za błędne zdiagnozowanie jego nogi, przez co doznał trwałego upośledzenia. Szpital Cuddy zrobił z niego kalekę na resztę życia, skazując go na znoszenie nieustannego bólu, a House nie domagał się należnego mu odszkodowania, ani na drodze prawnej, ani żadnej innej. To sugerowało, że był on człowiekiem przyzwyczajonym do polegania wyłącznie na sobie. Być może z pobudek buntowniczych.

Royston zgadywał, że tamtymi czasy ta dzika niezależność oznaczała dla House'a więcej zgryzot niż satysfakcji. Podejrzewał, że te fakty dobitnie wyjaśniały, dlaczego w ogóle Lisa Cuddy utworzyła Oddział Medycyny Diagnostycznej (który był w całości jej pomysłem). Cuddy pragnęła naprawić krzywdzący błąd, jaki popełnili jej pracownicy odnośnie diagnozy i niewłaściwego leczenia House'a, i walczyła kłami i pazurami o fundusze, by móc mu to zrekompensować.

House przyjął ofertę zatrudnienia i od tamtej pory, z krótkimi przerwami, pracował w Plainsboro. Jedną z takich przerw stanowił czteromiesięczny pobyt w szpitalu psychiatrycznym z powodu załamania nerwowego. Royston nie mógł się doczekać, by poznać więcej intymnych szczegółów na ten temat oraz na temat wydarzeń, które do tego doprowadziły. Tak, tych dwóch lekarzy stanowiło interesujący obiekt badań. Zapowiadała się zabawa wprost stworzona dla niego.

Jedna rzecz w House'ie zdawała się nie pasować do reszty - wyglądało na to, że nawiązywał on wieloletnie przyjaźnie, mimo iż przez większość czasu był kompletnie nieprzyjemnym człowiekiem. Jego nierówny, sprawiający wrażenie bolesnego chód - co było wzruszająco ujmującym widokiem - stanowił prawdopodobnie jeden z powodów, dla których House tak często doświadczał społecznej oraz zawodowej pobłażliwości, pomimo tamtej rażącej skazy. Jakże ciekawie będzie sprawdzić, jak House poradzi sobie ze stawianiem czoła - psychicznie i fizycznie - pewnym specyficznym okolicznościom. Ci dwaj mężczyźni nie tylko rozbudzili ciekawość Roystona, lecz spodziewał się on również, że obaj będą stanowić stymulujące wyzwanie.

Royston splótł palce za głową i zamknął oczy. Nareszcie, po pięciu latach, stał na progu osiągnięcia swojego wyjątkowego celu. Znudziły mu się jego stare zabawki i gwałtownie pożądał tej nowej rozrywki. Rozkoszując się wizją nadchodzących dni, Royston poczuł ciepło, gwałtownie spływające z jego kończyn, ku centralnej części ciała. Jego penis drgnął.

Palce jego prawej dłoni odłączyły się od palców lewej i przemieściły się niżej, by potrzeć erekcję ukrytą pod warstwami ubrania. Za kontuarem w klinice pielęgniarki i lekarze krzątali się w tę i z powrotem. Nikt nie zwracał najmniejszej uwagi na nowego Dziekana, który siedział w swoim fotelu, więc mógł on bez przeszkód pobawić się sobą przez chwilę. Zamknął oczy, wyraz ekstazy przemykał po rysach jego twarzy, kiedy wyobrażał sobie usta tam w dole, jęczące, ssące szczęśliwie, z chęcią dające z siebie coraz więcej i więcej, a także oczy, które spoglądały w górę na niego z totalną nienawiścią, lecz doskonałą uległością. Royston powstrzymał się, zanim osiągnął punkt, za którym nie było już odwrotu. Nie wypadało mu chodzić przez resztę dnia z mokrą plamą na przodzie spodni.

Podniósł słuchawkę telefonu i poprosił swoją asystentkę, by przyniosła mu filiżankę luksusowej kawy, a także dokumenty wszystkich aktualnych szefów oddziałów, począwszy od Jamesa Wilsona. Kiedy asystentka sprawnie wykonała jego polecenia, pociągnął łyk gęstego cappuccino i z westchnieniem zadowolenia rozparł się w fotelu, trzymając na kolanach CV szefa oddziału onkologii.
- A zatem, doktorze Wilson...

---
---

Wilson wszedł bez pukania. Nie było to potrzebne, jeśli chodziło o niego i House'a. Poza tym House zawsze widział nadchodzącego Wilsona albo wyczuwał jego obecność - w obrębie tej niewielkiej niszy ich związku, House posiadał wręcz telepatyczną moc. Wilson usiadł na krześle dla gości, splatając dłonie.
- Wracam z mojej rozmowy z Roystonem.

House uniósł brwi. - Wygląda na to, że zjednałeś sobie całkiem nowego przyjaciela.

- To porządny facet. Wygląda na to, że chce po prostu pokierować szpitalem i robić to dobrze. Szanuję to.

- O czym rozmawialiście?

- O moim etacie. A przy okazji, z czego się cieszę, on również jest rozwodnikiem.

- Ach - odezwał się House. - Swój chłop. Wymieniliście się sekretami waszej niewierności?

Wilson westchnął cicho, próbując nie dopuścić, by House zepsuł jego dobry nastrój lub pokonał go po raz kolejny w ich starej, oklepanej dyskusji na temat jego wędrującego penisa.
- Wiesz, nic by ci się nie stało, gdybyś przynajmniej dał temu facetowi kredyt zaufania, dopóki go lepiej nie poznasz.

- Dawanie komuś kredytu zaufania oznacza jedynie, że testujesz jego wiarygodność, czekając czy zostaniesz wykiwany czy nie. Royston może być gangsterem albo oszustem, albo psychopatą... albo kobietą - upierał się House. - Zdecydowanie ma wystarczająco dużo kobiecych cech.

Wilson wstał z miejsca. - Jesteś palantem.

- Stawiam sto dolców, że mam rację.

- Stoi. - Wilson odszedł, mówiąc przez ramię: - Nie odpuszczę ci tego zakładu, House. - Otworzył drzwi i, zwracając się bokiem do House'a, dodał jeszcze na koniec: - I nie możesz pożyczyć tych pieniędzy ode mnie, żeby mi zapłacić, kiedy przegrasz.

House patrzył przez szklane ściany pokoju konferencyjnego, jak jego przyjaciel idzie w kierunku swojego gabinetu, dopóki nie zniknął mu z oczu za rogiem. Na co on wyda tę wygraną stówę?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narcyza
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:45, 27 Sty 2011    Temat postu:

Richie, wybrałaś chyba najbardziej intrygujący fik, jaki powstał. Nie mogę się wprost doczekać, jak akcja się dalej potoczy!

Royston jest wyraźnie czarnym charakterem - nie da się go lubić, znając jego zamiary. On jest taki... obrzydliwy.

Nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej, bo akcja w sumie się nie rozkręciła... Ale czekam na następną część.

Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:28, 27 Sty 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
Prawdę mówiąc House raczej nie będzie miał czasu i sił na bawienie się we własnym zakresie...
nawet na odpręzający masaż?

Richie117 napisał:
powiedziałabym nawet, że to ++18, chociaż bardziej ze względu na jakość niż na ilość porno
yeeeah, bardzo dobrze! Jakość jest ważna, nawet jeśli chodzi o jakość porno w fiku:p

Richie117 napisał:
więc fik jest w 100% love, tylko w bardziej fluffowym niż erowym wydaniu
od ery też czasem trzeba odpocząć No i taki lekki fluff tak bardzo nie rozprasza potem

Richie117 napisał:
zaczyna się na R, kończy na N, a w środku jest Y - jak dla mnie podobieństwo jest wystarczające
haha, najwyraźniej dla House'a też. Jak dla mnie, to żadne literki nie mogą się powtarzać, wtedy widzę różnice

Richie117 napisał:
]mój fikowy talent rumieni się i dziękuje
niech się nie rumieni, przecież zasługuje!

Richie117 napisał:
Poza tym z takim imieniem jak Prudence, jeśli ona nie jest wariatką, to jej rodzice na pewno nimi byli.
imię jednak trochę zobowiązuje

Richie117 napisał:
Nie możesz powiedzieć zbyt wiele o człowieku, którego dopiero co poznałeś.
a przecież pierwsze wrażenie jest najważniejsze

Richie117 napisał:
Royston uznał za intrygującą cechę charakteru to, że House nie pozwał szpitala za błędne zdiagnozowanie jego nogi, przez co doznał trwałego upośledzenia.
właśnie też uznałam to za intrygujące... ale chyba jednak nie chce mi się w to zagłębiać. Może był zbyt przygnębiony, jak go Stacy rzuciła;p

dobrze, dobrze. Jestem oficjalnie baardzo zaciekawiona ciągiem dalszym;)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dioda14
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Sie 2009
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 1:01, 28 Sty 2011    Temat postu:

O ja cię! Robi się coraz ch/gorzej...wybierz które chcesz!
Ten cały Royston to świr! Potworny, obleśny świr! ...Chyba nie muszę dodawać że ten fik coraz bardziej mi się podoba
Weny, kobieto, weny! Bo z moim angielskim jeszcze nie wszystko cacy

P.S. Skoro denerwują Cię piórka, pozostań diablicą ...i zarezerwuj mi dobre miejsce w piekielnym kociołku


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dioda14 dnia Pią 1:04, 28 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 3:37, 28 Sty 2011    Temat postu:

Narcy napisał:
Richie, wybrałaś chyba najbardziej intrygujący fik, jaki powstał.
czy ja wiem... Tyle tych fików czytałam, że pewnie jakieś bardziej intrygujące by się trafiły

Narcy napisał:
Nie mogę się wprost doczekać, jak akcja się dalej potoczy!
dosyć standardowo - najpierw pod górkę, potem chwila na złapanie oddechu i dalej z górki, z małymi wybojami

Narcy napisał:
Royston jest wyraźnie czarnym charakterem - nie da się go lubić, znając jego zamiary.
z takim wyglądem zewnętrznym jak jego, nie polubiłabym go bez względu na zamiary (a przynajmniej nie prędko przekonałby mnie do siebie)

Next part pewnie pojutrze, bo chciałabym już dokończyć ten pierwszy rozdział i nie dzielić go na więcej części



***

advantage napisał:
nawet na odpręzający masaż?
po tym, co Royston mu zrobi, masaż mógłby się nie do końca okazać przyjemnością...

advantage napisał:
właśnie też uznałam to za intrygujące... ale chyba jednak nie chce mi się w to zagłębiać. Może był zbyt przygnębiony, jak go Stacy rzuciła;p
mnie przekonuje wyjaśnienie, proponowane przez GeeLady - że House był zbyt dumny, przywiązany do niezależności i nie chciał łaski ze strony szpitala, żeby domagać się odszkodowania. Poza tym jako lekarz doskonale wiedział, że nie zawsze w porę wpadnie się na właściwą odpowiedź - w końcu sam nie wpadł od razu na dobrą diagnozę, co z nim było nie tak. Zresztą, to bez większego znaczenia, House'a i tak nikt nie zrozumie

***

Dioda14 napisał:
O ja cię! Robi się coraz ch/gorzej...wybierz które chcesz!
chyba wybiorę po trochu z każdego, a to dopiero początek

Dioda14 napisał:
Ten cały Royston to świr! Potworny, obleśny świr!
ale dba o swoje zabawki, dopóki mu się nie znudzą

Dioda14 napisał:
Weny, kobieto, weny! Bo z moim angielskim jeszcze nie wszystko cacy
się postaram

Dioda14 napisał:
P.S. Skoro denerwują Cię piórka, pozostań diablicą
jupi

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narcyza
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:18, 28 Sty 2011    Temat postu:

Richie napisał:
czy ja wiem... Tyle tych fików czytałam, że pewnie jakieś bardziej intrygujące by się trafiły

No dobrze JEDEN Z najardziej intrygujących... *przypomniał jej się Altruizm*

Richie napisał:
z takim wyglądem zewnętrznym jak jego, nie polubiłabym go bez względu na zamiary (a przynajmniej nie prędko przekonałby mnie do siebie)

Ja tam nie oceniam książki po okładce xD



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 1:03, 29 Sty 2011    Temat postu:

Narcy napisał:
*przypomniał jej się Altruizm*
a mi się przypomniała Piła Szkoda że nie mam czasu i weny do pisania podobnego fika, bo motyw z Piły dałoby się wykorzystać jeszcze na kilka sposobów

Narcy napisał:
Ja tam nie oceniam książki po okładce xD
tjaaa, ja się staram tego nie robić, ale nie da się całkiem zwalczyć mocy 'pierwszego wrażenia' Najważniejsze to prędzej czy później (lepiej prędzej) dokonać właściwej oceny...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Sob 9:04, 29 Sty 2011    Temat postu:

*rozgląda się* Może ktoś tu jeszcze mnie pamięta xD

Matko! Z wielką, nieukrywaną radością wracam tutaj. I jeszcze trafiam na takie cudo!!

"Kontrakt" to jeden z fików, który bardzo mi się podobał mimo swej brutalności, ale hmm....

I szczerze? W tym już się zakochałam! Jest w nim coś takiego, co po prostu hmm... Może dlatego, że wyjaśniłaś na czym będzie polegać?

Świetnie jest napisane! Tłumaczenie oczywiście też genialne! Czuje się taki niedosyt, że już przeczytałam części, które przetłumaczyłaś. Chce więcej, więcej i więcej!

Czasu, Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:55, 29 Sty 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
po tym, co Royston mu zrobi, masaż mógłby się nie do końca okazać przyjemnością...
no szkoda... ale to chyba znaczy, że fik będzie zarąbisty

Richie117 napisał:
mnie przekonuje wyjaśnienie, proponowane przez GeeLady
a owszem. Po krótkim przemyśleniu, mnie też.

no to czekamy na next part weny Richie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 3:59, 30 Sty 2011    Temat postu:

Agusss napisał:
*rozgląda się* Może ktoś tu jeszcze mnie pamięta xD
hmmm Może na wszelki wypadek przedstaw się i powiedz kilka słów o sobie

Agusss napisał:
W tym już się zakochałam!
Awwwwwww, dobrze to słyszeć

Agusss napisał:
Jest w nim coś takiego, co po prostu hmm...
no właśnie, czekam, aż ktoś mi powie, co takiego jest w tym fiku, bo ja sama nie wiem

Agusss napisał:
Może dlatego, że wyjaśniłaś na czym będzie polegać?
i tak by się wyjaśniło już w 2. rozdziale

Agusss napisał:
Czasu, Weny!
Thx, z pewnością się przydadzą

***

advantage napisał:
ale to chyba znaczy, że fik będzie zarąbisty
Mam nadzieję, że z biegiem czasu już nie będzie "chyba" tylko "na pewno"

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:32, 30 Sty 2011    Temat postu:

Cytat:
Bleh, nie cierpię tego końcowego kawałka z Nolanem. To znaczy byłoby świetnie, gdyby Nolan był taki, jak pisze o nim GeeLady (która zresztą uważała Broken za prawie tak samo idiotyczne, jak ja), ale skoro było jak było, to cały ten opis to nic innego, jak gloryfikowanie postaci, żeby dopasować się do kanonu. I po raz setny – nazywanie House'a ćpunem czy alkoholikiem to paskudne i niesprawiedliwe nadużycie Życie potrafi być brutalne dla fikopisaczy

Dla tłumaczy życie też nie jest łatwe, bo znowu musiałam przerobić odrobinę jeden dialog, żeby zachować sens sarkazmu House'a.
I to tyle, w kwestii użalania się nad tym kawałkiem

Enjoy!



<center>ROZDZIAŁ PIERWSZY
(część trzecia)</center>


PIĄTEK 12:00

- Royston znalazł fundusze na moje badania.

House podniósł wzrok znad swojej przyniesionej z kafeterii kanapki z wołowiną. Musztarda pokrywała jego palec wskazujący, a spomiędzy zębów wystawał mu podłużny kawałek pikla, który jego siekacze kroiły na drobne kawałeczki niczym szatkownica. Przełknął przeżuwany kęs.
- Badania? Czyżbyś postanowił od teraz badać wszystkie panienki, z którymi się prześpisz?

- Nie zamierzam zdradzać Leanne. Chodzi o moje kliniczne badania leków. Przypominasz sobie? - Wilson usiadł naprzeciwko swojego przyjaciela i wyciągnął własną kanapkę z pastą jajeczną na żytnim chlebie oraz sok pomarańczowy, który podawano w niewielkich plastikowych pojemnikach z odrywanym foliowym wieczkiem. - Wczoraj o tym rozmawialiśmy? Złożyłem podanie u Cuddy i wygląda na to, że ona przekazała je Roystonowi. Przed chwilą dzwonił do mnie w tej sprawie.

- Od kiedy zajmujesz się badaniami? - House wiedział oczywiście, że Wilson od czasu do czasu angażował się w badania wspólnie z dwoma swoimi współpracownikami; jego działką były dane na temat typów nowotworów u jego pacjentów, skuteczności bądź nieskuteczności terapii, odsetku zgonów, remisji oraz czasu ich trwania. Cały ten nudny statystyczny syf, którego House nie dotknąłby się bez planowanej lobotomii.

- Chodzi o to - Wilson odgryzł kawałek kanapki - że to dla mnie niezwykle ważne, House. To znaczący punkt w moich osiągnięciach zawodowych. Royston zatwierdził mój udział w badaniach, nadgodziny, nadgodziny mojej asystentki, wszystko. Moja kariera nareszcie wychodzi na prostą.

- Mały Jimmy znalazł sobie [link widoczny dla zalogowanych]. Twoje dochody z pewnością się poprawią.

- Nie robię tego dla pieniędzy. Chociaż raz mam okazję być częścią czegoś wyjątkowego. - Wilson przekrzywił głowę. - A przy okazji, nie powiedziałbym nawet, że zostałem jego przyjacielem, jednak nie zaszkodzi zachowywać się po przyjaciel-sku - zwłaszcza jeśli czegoś chcesz.

- Założę się, że zaprosił cię na randkę.

Wilson przewrócił oczami i odłożył na bok resztkę swojej kanapki. Pasta miała bardziej kwaśny niż słodki smak. Zbyt dużo pikli i nie dość dużo majonezu.
- Jesteś żałosnym dupkiem. Myślałem, że dałeś sobie z tym spokój?

- Kiedy trzeba, to jestem. - House dokończył własny lunch. - Royston się tobą interesuje, Wilson. Widziałem go, jak czytał twoje CV w kafeterii.

- Royston czyta CV wszystkich lekarzy. - Wilson dopił sok, po czym wyrzucił pojemnik oraz plastikowe opakowanie po kanapce z resztkami kanapki w środku do kosza na śmieci House'a.

House podniósł ostatni kawałek pikla. - Twoje czytał już drugi raz - powiedział, a następnie zaczął na pokaz ssać grubego pikla, jakby był to przepyszny lizak, nie przestając przy tym patrzeć Wilsonowi w oczy.

Wilson zrozumiał niemy dowcip. - Czemu nie możemy nawet zjeść razem lunchu, żebyś nie robił przy tym jakichś ordynarnych słownych lub fizycznych aluzji do dildo?

- Kto twierdzi, że to miała być aluzja do dildo? Może ja po prostu trenuję.

- Jesteś obrzydliwy. No więc Royston czytał ponownie moje CV. Co z tego?

- Royston ci się podlizuje, zanim przejdzie do wielkiego natarcia.

Pager House'a zaczął piszczeć. Wilson wstał. House był wzywany przez jego zespół.
- House... - Wilson zbył niedbałym machnięciem dłoni niedorzeczne twierdzenia przyjaciela. - Po prostu... zajmij się ssaniem swojego pikla.

House dokończył kwaśną przekąskę. - Idziemy w środę na kręgle? Czy może Leanne znowu zawetowała całą zabawę w przyszłym tygodniu?

- Tak. Spotkamy się na miejscu. O tej samej porze, co zwykle.

---
---

PIĄTEK 12:32

- Co się dzieje? - House osobiście poszedł zobaczyć pacjentkę. Trzynastka z Taubem zajmowali się wysypką na klatce piersiowej i brzuchu kobiety. Zaognione, jasnoczerwone krosty pojawiły się na całej powierzchni ciała pomiędzy jej obwisłymi piersiami a zwiotczałym brzuchem. Trzynastka pokrywała maścią te części skóry pacjentki, na których wystąpił rumień. Taub spojrzał przelotnie na House'a.
- Niektóre z krost są wypełnione płynem. To nie alergia, to objawy świądu.

House podszedł do cierpiącej kobiety. Nie usiadł. Nie przyszedł tam, żeby ją pocieszać, tylko żeby przeprowadzić dochodzenie.
- Czy to swędzi?

Kobieta była blada i spocona. - Nie, piecze.

House skinął głową. - Czy jesteś aktywna seksualnie?

Prudence wyglądała na zakłopotaną. - Raz na jakiś czas.

- Kiedy był ten ostatni raz?

- Czemu chce pan...?

- ...ponieważ jestem lekarzem - House zatoczył krąg laską wskazując na ściany - a ty jesteś w szpitalu, więc domyślam się, że prawdopodobnie przyszłaś tu, żeby się wyleczyć. Nie obchodzi mnie, czy bzykasz wszystkich z [link widoczny dla zalogowanych]. Kiedy ostatni raz uprawiałaś seks?

- Sześć miesięcy temu - odparła, rumieniąc się na twarzy, lecz nie z powodu wysypki. Unosząc obronnie głos, dodała: - To był okres posuchy.

House spojrzał na Tauba. - Zrób badanie pod kątem HIV. - Ostatni raz przeniósł wzrok na pacjentkę: - Zabezpieczałaś się za każdym razem?

Prudence przygryzła wargę. - Nie, nie za każdym razem.

- Cóż, następnym razem nie bądź idiotką i się zabezpiecz - powiedział House. - Na każdym rogu możesz znaleźć aptekę. W każdej aptece są kondomy. Czwarta alejka, tuż obok żelu nawilżającego.

Odezwał się pager House'a. Diagnosta odczytał wiadomość i wyszedł. Po tym, jak jej nieuprzejmy lekarz opuścił pokój, Prudence zwróciła się do sympatyczniejszej lekarki:
- Doktor... Trzynastka, zgadza się? - zapytała z przerażeniem w oczach. - Czy ja mam AIDS?

Trzynastka pokręciła głową. - Jestem doktor Hadley, i nie, jeszcze tego nie potwierdziliśmy. Doktor House po prostu chce się upewnić. Niepokoi się pani zdrowiem. - Stojący po prawej stronie Trzynastki Taub prychnął. Lekarka zignorowała go i uśmiechnęła się ciepło do pacjentki: - Teraz pobiorę od pani próbkę krwi...

---
---
---

ŚRODA (8. stycznia) 19:26, Kręgielnia "Pins N' Things"

Wilson miał na sobie swoje buty do kręgli, jego ołówek i formularze do liczenia punktów czekały w gotowości. Wypił już dwie średnie dietetyczne Pepsi i zjadł małą torebkę chrupków kukurydzianych. Kiedy jego żołądek był pełen, spojrzał na zegarek piętnasty raz w ciągu kwadransa. Dziewiętnasta dwadzieścia sześć. Dwadzieścia sześć minut później, niż zwykle zaczynali. Zdążył już zapłacić z góry za trzy rundy i nie palił się, żeby tak szybko zrezygnować.

Minęło kolejne pięć minut i wciąż ani śladu House'a. Wilson ponownie wybrał numer jego komórki i usłyszał to samo typowo sformułowane nagranie: "Zostaw swoje nazwisko i numer tylko pod warunkiem, że wisisz mi kasę albo nie masz na sobie ani sztuki odzieży. Be-e-e-ep!"

Wilson z wściekłością zamknął telefon.
- Samolubny dupek.
Pewnie miała to być jakaś infantylna kara za to, że odwołał zeszłotygodniowe kręgle, by zabrać Leanne na przedstawienie, które wystawiano tylko w ten jeden wieczór. Wilson schylił się i rozwiązał sznurówki butów i oddał obuwie kasjerowi za ladą, który spryskał je w środku [link widoczny dla zalogowanych] i odłożył do przegródki pośród setki pozostałych par.
Onkolog wsunął na nogi adidasy i zabrał swój płaszcz, mrucząc pod nosem: - Ależ on się czasem zachowuje jak dziecko.
Wilson wyszedł z kręgielni, rezygnując z zapłaconych trzydziestu dolarów i pojechał do domu. Jutro on będzie ignorował House'a przez cały dzień i zobaczy, jak mu się to będzie podobało!

---
---
---

CZWARTEK (9. stycznia) 9:47

House'a jeszcze nie było i Wilson, nadrobiwszy zaległości w papierkowej robocie i uporawszy się z pacjentami, spacerował przez chwilę po pustym gabinecie swojego przyjaciela, zastanawiając się, czy nie powinien wpaść bez zapowiedzi do mieszkania House'a i odprawić prostytutkę, którą House najpewniej wynajął na minioną noc. Prawdopodobnie nie zostałoby to zbyt dobrze przyjęte.

Wilsonowi zaświtała myśl, że może House jest chory albo samochód mu się zepsuł - ale jeśli tak, to czemu nie zadzwonił po pomoc? Wściekając się coraz bardziej z każdą sekundą, Wilson wreszcie otworzył drzwi pomiędzy biurem House'a a pokojem konferencyjnym, gdzie siedział Foreman, studiując wyniki badań.
- Dzwonił House? - zapytał, kiedy Foreman podniósł wzrok.

Nie zmieniając wyrazu twarzy, Foreman pokręcił głową. - Nie odbiera też swojej komórki - odrzekł niezainteresowanym tonem.

Wilson zacisnął wargi. House był spóźniony i ignorował swój telefon komórkowy. To przypominało dawne czasy.

Kiedy tylko zachowanie House'a pogarszało się niespodziewanie, Wilson zawsze najbardziej się obawiał, że House wrócił do brania Vicodinu. Jednak diagnosta nie tknął swoich tabletek od półtora roku, z czego przez pięć miesięcy ponownie mieszkał we własnym mieszkaniu. House wrócił do swojego życia, bez potrzeby bycia pod czyimś nadzorem przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Wilson spróbował znaleźć w pamięci jakieś szczególne stresory - poza wyjazdem Cuddy - które mogłyby wywołać powrót do Vicodinu.

Potrząsnął głową, czując się niedorzecznie. Uprzedzanie faktów nie miało sensu.
- Gdzie reszta zespołu? - spytał Foremana, nie mając żadnego prawdziwego powodu, by o to pytać. Jednakże to nie było w stylu House'a, by porzucać pacjenta, chyba że House był chory, zły na Cuddy albo wściekły na swojego najlepszego przyjaciela. Czy coś z tego miało miejsce? Zwyczajowy spokój House'a z pewnością został zmącony przez wyjazd Cuddy, lecz jeśli House rzeczywiście był wystarczająco wkurzony, by próbować ją zmanipulować, z całą pewnością zrobiłby to, kiedy Cuddy wciąż była na miejscu, by móc wywrzeć na niej odpowiedni nacisk.

Wilson wykluczał jeden po drugim motywy zagadkowej nieobecności House'a, aż w końcu pozostał z niczym.

Foreman odpowiedział na jego ostatnie pytanie: - Taub odpracowuje swój dyżur w klinice.

- Doskonale. Wygląda na to, że House robi, co może, żeby zdobyć względy nowego Dziekana. - Tylko nie to!

Foreman wzruszył ramionami. Ten gest powiedział Wilsonowi, że takie zachowanie jego szefa nie jest żadną nowością, więc nie powinien się tym tak denerwować.
- Royston zdaje się nie zwracać na to najmniejszej uwagi.

Wilson był zaskoczony tą wiadomością, co było widać po tym, jak jego brwi zmieniły położenie ze zwróconych ku górze, niczym u [link widoczny dla zalogowanych], krzaczków do kształtu przypominającego puszysty namiot.
- Naprawdę?

Ich rozważania przestały być istotne, kiedy House wszedł do swojego gabinetu, idąc nieco wolniejszym krokiem niż zazwyczaj. Ściśle rzecz biorąc - o wiele wolniejszym. Wilson wszedł do biura diagnosty drugimi drzwiami. Głupio z jego strony, że ani razu nie wziął pod uwagę, iż House spóźnia się z powodu swojej nogi.
- Noga ma kiepski dzień?

House skinął głową, nie odrywając wzroku od swojego fotela, jakby miał zabłądzić, gdyby spojrzał w inną stronę. Krzywiąc się, powoli usadowił się na miękko wyściełanym krześle za biurkiem, po czym z głośnym stukotem upuścił swój plecak na podłogę.

- Wow - odezwał się ponownie Wilson, kiedy zobaczył twarz diagnosty w pełnej okazałości. - Wyglądasz potwornie, House.

- Ja ciebie też witam - odparł House. Jego słowa miały zabrzmieć z humorem, który jednak nie odbił się na jego obliczu.

- Powinieneś porozmawiać z Nolanem, żeby lepiej dopasował ci leki.

House kiwnął głową. - Mhm. Tak właśnie zrobię.

Wilson miał wrażenie, że nie powinien mówić nic więcej, lecz był na tyle ciekaw, by zachować się odrobinę wścibsko. - Czemu nie odbierałeś swojej komórki?

- Zostawiłem ją w domu - wyjaśnił House. - Musiałem zawrócić z drogi i pojechać po nią z powrotem.

Wilson pokiwał głową. To by wyjaśniało, czemu House nie odbierał ani komórki, ani telefonu domowego. Jednak jego wyjaśnienie wydawało się trafne i idealne. Logiczne. Nie do podważenia. Wygodne, prawie. Wilsonowi przypomniało to podobne wymówki, które można usłyszeć, gdy ulubiona ciotka zapomina wysłać urodzinowego prezentu swojemu ulubionemu siostrzeńcowi. "To jest delikatne. Nie chciałam, żeby się potłukło", "Zamierzam przyjechać za kilka miesięcy, więc pomyślałam, że przywiozę to ze sobą", czy też najsłabsza wymówka, kiedy wszystkie inne zostały już wykorzystane: "Przesyłka musiała zgubić się na poczcie". Takie usprawiedliwienia pochodziły z jednego pudełka z napisem: "Czek Został Już Wysłany Pocztą".

House nie mówił mu wszystkiego. Może faktycznie doświadczył minionej nocy ataku [link widoczny dla zalogowanych]. A może House mówił prawdę i nie było sensu dłużej o tym dyskutować. Ale to był jego najlepszy przyjaciel. Jego najlepszy przyjaciel, który, nie tak dawno temu, przeszedł poważne załamanie psychiczne.
- Jesteś pewien, że nic ci nie jest? Przegapiłeś wczorajsze kręgle.

House uniósł brwi, jakby całkiem o tym zapomniał. - A, tak. Wybacz. Miałem nagłe spotkanie z Nolanem. Zapomniałem do ciebie zadzwonić.

Cóż, to było dobre. Spotkanie z Nolanem było zdrowym posunięciem, skoro House miał problemy z nogą. Czy też inne nieujawnione kłopoty, jak choćby duch zmarłej dziewczyny Wilsona grający na jego gitarze czy Kutner oglądający z nim mecz, równocześnie wykrwawiając się na dywan.

Zatem House zrobił to, co było trzeba. Kręgle zostały zapomniane.

Jednak Wilson nadal czuł, że coś było nie tak. House rozmawiał z nim otwarcie i uczciwie, a jednak brzmiało to trochę wymuszenie. Fałszywie uspokajająco.

Ale tym razem mina House'a była doskonała. Przekonująca.
- Powiedziałbyś mi, prawda, gdybyś nie czuł się dobrze?

House przytaknął. Tym trzecim razem zdawał się zachowywać zupełnie spokojnie i naturalnie. - Taaa. Czemu siejesz panikę jak stara baba? Nie masz jakichś łysych pacjentów, którym trzeba podać truciznę?

Wilson westchnął. - Dobra. Nie rozmawiaj ze mną. - I tak musiał już wracać do własnej pracy. - Do zobaczenia w czasie lunchu.

- Uh... - Ku zdumieniu Wilsona, House naprawdę zająknął się na kolejnych słowach. - Nie mogę. Wybacz, moja... pacjentka. Naprawdę nie mogę... nie znajdę wolnej chwili. - Twarz mówiącej to osoby zdecydowanie należała do House'a, lecz zachowanie przypominało zalęknionego podwładnego. Jak u Chase'a w pierwszym dniu pracy. - Wybacz.

Wilson - otrząsnąwszy się z szoku po wysłuchaniu House'a bełkoczącego niczym przerażony stażysta na pierwszym roku - postanowił, że później będzie musiał przyjrzeć się bliżej tej sprawie.
- Okej. Skoro jesteś pewien.

House skinął głową jeden raz. - Zobaczymy się później.

Znowu ten martwy, wyćwiczony ton. Wilson wymknął się z gabinetu. To, co powinno być zwykłą, niemal rutynową, niewielką sprzeczką i rozmową na zgodę pomiędzy nimi, zaległo na barkach Wilsona jak kupa kamieni. Teraz był on prawie pewny, że House rzeczywiście coś ukrywał. Czyżby poszedł się upić? Przy jego obecnym zestawie leków alkohol był ściśle zabroniony. Czyżby House złamał zasady i wybrał się na włóczęgę po barach? To by tłumaczyło jego niedawne zmiany nastroju, niezdecydowane zachowanie, niespójną mowę, spóźnienie, fakt, że przyszedł do pracy przypominając stertę niepranych ubrań oraz to, że wyglądał tak blado, iż nie było mowy, że trafił do łóżka w ciągu minionej doby.

Jeżeli House znowu pił, mogło to odwrócić cały postęp, jaki osiągnął. Mógł skończyć dokładnie tam, gdzie już był - bez licencji, bez pracy i bez żadnego celu, poza drogą wiodącą na dno. Albo z powrotem do Mayfield, gdyby sprawy zaszły tak daleko. Wilson usiadł za biurkiem i wybrał numer Nolana. Cuddy wyjechała. Musiał z kimś porozmawiać o tym, co się stało, a nie ufał zespołowi House'a na tyle, by wierzyć, że zachowają to dla siebie. Foreman byłby jedynie przeszczęśliwy, by wrócić na posadę House'a w tym samym momencie, gdy House znalazłby się za zamkniętymi drzwiami i ponownie założył standardową piżamę chorego psychicznie.

Nolan odebrał po czterech sygnałach.
- Musimy porozmawiać o House'ie - stwierdził natychmiast Wilson, nie zawracając sobie głowy formalnościami. Nolan zdążył już poznać jego głos i wiedział, że Wilson nie dzwoniłby, gdyby nie uważał, że sprawa jest pilna. Nolan rozumiał również powód, czemu Wilson dzwonił do niego w samym środku jego porannych terapii z pacjentami. Było tak, ponieważ podzielali wspólną troskę - obaj byli tam wtedy, patrząc jak House robi wszystkie kolejne wielkie kroki ku dobremu samopoczuciu, a teraz chcieli zrobić wszystko, co było w ich mocy, by utrzymać go w tym stanie.

- Co się dzieje, James? - rozległ się głęboki, wibrujący baryton Nolana. Był to uspokajający głos. Wilson cieszył się, że Nolan został terapeutą House'a. Był on nie tylko bardzo dobry w tym, co robił, był również tak samo inteligentny i przebiegły jak House, co było absolutną koniecznością, jeśli zamierzało się pokonać House'a w jego własnej grze i pomóc mu wbrew jego - czasami głupiej - woli.

Picie było najbardziej prawdopodobnym powracającym demonem. Głównie dlatego, że alkohol łatwo było zdobyć. Żadnych recept, ani łażenia nocą po ulicach, polując na działkę. Poza tym alkohol pociągał za sobą mniejsze fizyczne niebezpieczeństwo, spośród dwóch uzależnień, które nękały House'a. Wilson nie chciał przyznać, że alkoholu obawiał się bardziej niż Vicodinu, ponieważ House nie nadużywał tego pierwszego nawet w połowie tak lekkomyślnie, co tego ostatniego.

Lecz jeżeli House wrócił do picia alkoholu, żeby uśmierzyć swój ból - fizyczny, psychiczny lub oba - to wciąż było względnie proste do naprawienia. I nie można zapominać o istnieniu ogromnej grupy profesjonalnych "funkcjonujących alkoholików"*. House mógł radzić sobie przez długi czas, zanim alkohol zacząłby zakłócać jego pracę czy stan psychiczny. House miał doktorat z zatajania prawdy i udawania dobrego samopoczucia.

Ale tabletki? Tuziny pigułek, albo i setki, plus bezsenność, halucynacje, urojenia... to było milion razy gorsze od chronicznego kaca. Niech to jasna cholera!
- Martwię się o niego. Obawiam się, że House... um... - Wilson zaczerpnął głęboki oddech. Nie tylko był dogłębnie zaniepokojony, ale również czuł się potwornie rozczarowany: tym, że House zboczył z właściwej drogi, oraz sobą - że go zaniedbywał. - Myślę, że mógł wrócić do swojego nałogu.



Cytat:
* funkcjonujący alkoholik - osoba, której najczęściej nikt z jej otoczenia nie podejrzewa o problem alkoholowy; osoba taka potrafi upijać się regularnie (np co wieczór, co weekend), lecz nie ma to wyraźnego negatywnego wpływu na jej pracę zawodową czy jej postrzeganie przez osoby z otoczenia; bardzo często są to osoby na wysokich stanowiskach, których praca wiąże się z silnym stresem (prawnicy, lekarze)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pon 3:34, 31 Sty 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dioda14
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Sie 2009
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:20, 30 Sty 2011    Temat postu:

No cóż Richie...na jednej nodze ganiaj wena i dawaj następną część!
Ten fik naprawdę jest podobny do "Kontraktu"...ta tajemnicza atmosfera, ból, zatroskany Wilson...do szczęścia brakuje mi jeszcze wyeliminowania Nolana. Pasuje on do tej historii (na razie) jak pięść do nosa. A kysz Nolanie! Czy widzisz Hilsona krzyż? A kysz, a kysz, a kysz!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dioda14 dnia Nie 12:22, 30 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narcyza
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:56, 30 Sty 2011    Temat postu:

Czyżby House z panem R....? Matko xD

Zauważyłam dwa błędy:
Cytat:
- Założę się, że zaprosił cię na randę.

oraz:
Cytat:
nie przestając przy tym patrzeć Wilsonowi w oczy.
aluzji
Wilson zrozumiał niemy dowcip.


Z jednej strony szkoda mi, że Wilson wykazuje się taką... nieufnością wobec House'a, jednak z drugiej jest to całkiem zrozumiałe. No ale żeby zaraz dzwonić do Nolana...?

Trochę niefortunne miejsce, jak na zakończenie - pozostawia niedosyt! xD

Czekam na następny part/chapter
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Nie 17:15, 30 Sty 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
hmmm Może na wszelki wypadek przedstaw się i powiedz kilka słów o sobie

Eeee... Zawstydziłam się i nie wiem kim jestem xD

Richie117 napisał:
Awwwwwww, dobrze to słyszeć

Wiesz ja zawsze lubię robić dobrze ludziom xD Serio, serio zakochałam się^^

Richie117 napisał:
no właśnie, czekam, aż ktoś mi powie, co takiego jest w tym fiku, bo ja sama nie wiem

No jak to nie wiesz co?! Przecież to takie proste. To jest TO! xD

Richie117 napisał:
i tak by się wyjaśniło już w 2. rozdziale

No niby tak, ale... potrafię być niedomyślnym człowiekiem xD

Wow! No Wilson zbyt troszczący się czasami potrafi wkurzyć, ale jemu słodkiemu można wszystko przebaczyć
No dobra, może jednak tej konspiracji z Nolanem chyba nie... Cóż on robi, cóż?

Okey... To ja czekam na dalszą część!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 4:14, 31 Sty 2011    Temat postu:

Dioda14 napisał:
No cóż Richie...na jednej nodze ganiaj wena i dawaj następną część!
no... tym razem to może trochę potrwać, bo następny rozdział niekoniecznie nadaje się do podziału na części, a jest równie długi co poprzedni... Się zobaczy, jak mi z nim pójdzie

Dioda14 napisał:
do szczęścia brakuje mi jeszcze wyeliminowania Nolana
o ile pamiętam, to Nolan będzie się jeszcze pojawiał tylko w rozmowach chłopaków Dopsz, że nie jest to jeden z tych fików, w których sporo miejsca poświęca się na House'owo-nolanowe rozmowy o szczęściu, uczuciach i innych pierdołach.

Dioda14 napisał:
A kysz Nolanie! Czy widzisz Hilsona krzyż? A kysz, a kysz, a kysz!
oł jeah!!! chciałabym zobaczyć minę Nolana-Huddy-shippera, gdyby się tak dowiedział, że House i Wilson są parą

***

Narcy napisał:
Czyżby House z panem R....? Matko xD
well... o cóż innego może chodzić, skoro House został sex-zabawką Roystona?

Narcy napisał:
No ale żeby zaraz dzwonić do Nolana...?
ech Ta zasugerowana nawet w Broken komitywa Wilsona z Nolanem aż przyprawia o mdłości. Co to w ogóle za chory pomysł, żeby Nolan tak samo przejmował się dobrostanem House'a co Wilson? Bzdura na bzdurze jedzie i bzdurą pogania

Narcy napisał:
Trochę niefortunne miejsce, jak na zakończenie - pozostawia niedosyt! xD
ale jest idealne do tego, co zaplanowała Autorka - czyli kolejnego rozdziału z retrospekcjami milusich rozmów House'a z Roystonem

Dzięki wielkie za wyłapanie błędów!

***

Agusss napisał:
Wiesz ja zawsze lubię robić dobrze ludziom xD
to przynajmniej nie umrzesz z głodu na zasiłku dla bezrobotnych

Agusss napisał:
To jest TO! xD
ach TO Wobec tego już wszystko jasne

Agusss napisał:
potrafię być niedomyślnym człowiekiem xD
kiedy już Royston powie House'owi, że chce z nim uprawiać seks kiedy tylko najdzie go ochota, raczej nie ma mowy, żebyś się nie domyśliła, o co mu chodzi

Agusss napisał:
Cóż on robi, cóż?
nic, co miałoby wpływ na cokolwiek I to jest główny problem z Wilsonem w tym fiku. Na szczęście tylko do czasu.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:44, 31 Sty 2011    Temat postu:

Cześć, Richie! Co Ty tu masz, hmm? Otóż odpowiem za Ciebie: masz tu kolejnego, genialnego fika.
Z lekkim pąsem na twarzy przyznaję, że fik szczególnie zaciekawił mnie ze względu na skrzyżowanie fabuły "Kontraktu". Od początku "Kontrakt" jest w ścisłej trójce moich ukochanych fików. I nie tylko z powodu przemocy i fizycznego cierpienia głównego bohatera, ale głównie za sprawą pięknie ukazanej Przyjaźni między House'm i Wilsonem.
I proszę: "Uczciwy układ" ma wszystkie te elementy.

Richie117 napisał:
czyli w skrócie - nasz ukochany diagnosta zostaje sex-zabawką Dziekana Medycyny PPTH

Początkowo myślałam, że chodzi o naszą czarow... czarującą Cuddy, ale nie. Nowy bohater - tajemniczy, zły, intrygujący i trochę obrzydliwy (masturbacja w gabinecie - dziwne!).

Ale może po kolei.
Rozdział pierwszy, część pierwsza:
Wprowadzenie do akcji. Cuddy odeszła (jeeee, jeee, dziki taniec radości, szampan dla wszystkich), pojawia się Royston. Czy tylko mi jego postać nie podoba się od początku? xD

Rozdział pierwszy, część druga:
Uśmiech na mojej twarzy wywołała postać Trzynastki - mam już serdecznie dosyć tej nowej studentki z najnowszych odcinków (nawet nie znam jej imienia).
Richie117 napisał:
- A co byś powiedział, gdybym zamiast tego pozwolił mu się przelecieć? - Mogło okazać się zabawnym sprawdzenie, jak daleko uda mu się posunąć, nim nadwyręży dobre maniery Dziekana.

Pewnie sam nie wie, jak prawdziwe niedługo staną się jego słowa.

Richie117 napisał:
Jakże ciekawie będzie sprawdzić, jak House poradzi sobie ze stawianiem czoła - psychicznie i fizycznie - pewnym specyficznym okolicznościom.

Mając w pamięci wszystkie te tortury z "Kontraktu" boję się, co psychopata R. może wymyślić.

Richie117 napisał:
- To porządny facet. Wygląda na to, że chce po prostu pokierować szpitalem i robić to dobrze. Szanuję to.

Błąd, Wilson, błąd!

Rozdział pierwszy, część trzecia:
Aaaa! Coś zaczyna się dziać. Wilson martwi się o swojego przyjaciela, co jest do przewidzenia, ale to nic. Niech się martwi, tego oczekujemy.

Naturalnie pacjentka, nowa żona Wilsona, nawet Nolan schodzi na dalszy plan. Dla mnie najważniejsza jest przyjaźń Wilsona i House'a, ta stara, dobra znajomość, której tak nam teraz brakuje.
Wszystko to zostanie wystawione na próbę, zapewne niedługo.

Weny, Richie! Jakie szczęście, że mam ferie. To oznacza więcej czasu na czytanie "Uczciwego układu".

A właśnie - tytuł. Uczciwy? Czy nieuczciwy?



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 5:18, 01 Lut 2011    Temat postu:

Cześć, martuusia! Dawnośmy się nie widziały

martuusia napisał:
Od początku "Kontrakt" jest w ścisłej trójce moich ukochanych fików.
a pozostałe dwa to OSCA i co jeszcze?

martuusia napisał:
Początkowo myślałam, że chodzi o naszą czarow... czarującą Cuddy
to jest ten fragment 'skrzyżowania', który nawiązuje do obecnego serialu

martuusia napisał:
i trochę obrzydliwy (masturbacja w gabinecie - dziwne!)
hmm... a gdyby to nie chodziło o Roystona, tylko o House'a albo Wilsona?

martuusia napisał:
Czy tylko mi jego postać nie podoba się od początku? xD
Chciałabym poznać odpowiedź na to pytanie udzieloną przez osobę, która zaczynając czytać tego fika, nie miała pojęcia o co w nim będzie chodzić. Nawet w streszczeniu Autorki była wzmianka, że ktoś będzie gnębił House'a, a bez Cuddy w pobliżu było oczywiste, że tym kimś jest nowy bohater. No i jak ma się taki ktoś podobać?

martuusia napisał:
mam już serdecznie dosyć tej nowej studentki z najnowszych odcinków (nawet nie znam jej imienia).
To Martha M. Masters, w skrócie 3M Wcześniej nawet ją lubiłam, ale po ostatnim epie - jak dowaliła House'owi i jak się mądrzyła, smarkula jedna! - też przestałam pałać do niej sympatią. Może to środkowe "M" jest od "moralizująca"?

martuusia napisał:
Pewnie sam nie wie, jak prawdziwe niedługo staną się jego słowa.
tjaaa i ten kawałek o trenowaniu ssania na piklu. Poor House...

martuusia napisał:
Mając w pamięci wszystkie te tortury z "Kontraktu" boję się, co psychopata R. może wymyślić
aż tak źle jak w "Kontrakcie" nie będzie. Royston chce się zabawić, a nie trafić do pudła, więc zależy mu na zachowaniu pozorów, że nic się nie dzieje.

martuusia napisał:
Błąd, Wilson, błąd!
Naiwny Jimmy, jak szczeniaczek Ale to też część genialnego planu Roystona: dziel i rządź...

martuusia napisał:
Niech się martwi, tego oczekujemy.
miałam coś napisać, ale... wiemy jak było w "Kontrakcie", więc nic nie napiszę

martuusia napisał:
Wszystko to zostanie wystawione na próbę, zapewne niedługo.
już na początku kolejnego rozdziału

martuusia napisał:
Weny, Richie! Jakie szczęście, że mam ferie. To oznacza więcej czasu na czytanie "Uczciwego układu".
mam nadzieję, że uda mi się w miarę dużo przetłumaczyć, zanim Twoje ferie się skończą

martuusia napisał:
A właśnie - tytuł. Uczciwy? Czy nieuczciwy?
przetłumaczyłam najzgodniej z oryginałem, jak się dało
A punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Ofkors że to wszystko jest nieuczciwe od samego początku, ale gdyby wziąć pod uwagę tylko to, że House musi poświęcić własny tyłek (dosłownie), żeby chronić tyłek Wilsona (w przenośni, a być może i dosłownie), to układ jest na swój sposób uczciwy



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:39, 01 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
Cześć, martuusia! Dawnośmy się nie widziały

Ah, dawno, dawno. Ale wiedz, że z fikami jestem (przeważnie) na bieżącą, choć na komentarze już czasem brakuje czasu.

Richie117 napisał:
a pozostałe dwa to OSCA i co jeszcze? <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/Obraz1.gif">

Nr 3 jest 'przejściowy'. Na podium twardo stoi OSCA i Kontrakt, to nie zmieni się już chyba nigdy. Gdy teraz myślę o nr 3, przypomina mi się fik, w których House był aniołem ( nie pamiętam tytułu. )

Richie117 napisał:
hmm... a gdyby to nie chodziło o Roystona, tylko o House'a albo Wilsona?

Aaa wtedy byłoby wszystko w porządku Choć co za dużo to nie zdrowo i nawet, gdy chodzi o Hilsona, są w mojej pokręconej głowie pewne granice. (łooo, sama dziwię się tym słowom, ha!)

Richie117 napisał:
Chciałabym poznać odpowiedź na to pytanie udzieloną przez osobę, która zaczynając czytać tego fika, nie miała pojęcia o co w nim będzie chodzić. Nawet w streszczeniu Autorki była wzmianka, że ktoś będzie gnębił House'a, a bez Cuddy w pobliżu było oczywiste, że tym kimś jest nowy bohater. No i jak ma się taki ktoś podobać?

Pewnie masz rację. Wstęp każdemu obrzydza postać Roystona. A potem ta jego wizyta u House'a w gabinecie, jego przemyślenia na temat chłopaków... Jest w nim ZŁO xD

Richie117 napisał:
To Martha M. Masters, w skrócie 3M Wcześniej nawet ją lubiłam, ale po ostatnim epie - jak dowaliła House'owi i jak się mądrzyła, smarkula jedna! - też przestałam pałać do niej sympatią. Może to środkowe "M" jest od "moralizująca"?

Jest straszliwie nijaka w porównaniu z 13, którą naprawdę lubiłam i Cameron, która nawet ze swoją dobrocią lepsza była niż ta ee.. Martha. Ale imię! Sprofanowała je!
Środkowe "M" może też być od "mdłości-powodująca".

Richie117 napisał:
tjaaa i ten kawałek o trenowaniu ssania na piklu. Poor House...

Czy czasem House nie lubi pikli?

Richie117 napisał:
już na początku kolejnego rozdziału

Jeeee! Tzn. cieszę się na nowy rozdział, nie na cierpienie bohaterów




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:37, 02 Lut 2011    Temat postu:

martuusia napisał:
na komentarze już czasem brakuje czasu.
znam ten ból

martuusia napisał:
Gdy teraz myślę o nr 3, przypomina mi się fik, w których House był aniołem ( nie pamiętam tytułu. )
"Czuwając nade mną"? (też zajęło mi chwilę, żeby wygrzebać ten tytuł z pamięci ) Ale to chyba nie może być to, bo ten fik był w końcu z tych przeciętnych...

martuusia napisał:
gdy chodzi o Hilsona, są w mojej pokręconej głowie pewne granice. (łooo, sama dziwię się tym słowom, ha!)
wszechświat też ma ponoć jakieś granice, tylko nie wiadomo, gdzie one są
(ale bosh, jakiego ja powalonego fika czytałam House zakochuje się znienacka w nowym męskim nabytku ("w nowym członku" brzmi jakoś... źle ) swojego zespołu i pod koniec w jednej chwili trzymają się dyskretnie pod stołem za ręce, a w następnej uprawiają dziki seks oralny w gabinecie House'a, podczas gdy kaczątka i Wilson siedzą w pokoju konferencyjnym )

martuusia napisał:
Jest straszliwie nijaka w porównaniu z 13, którą naprawdę lubiłam i Cameron, która nawet ze swoją dobrocią lepsza była niż ta ee.. Martha.
dobrze, że nasze opinie o fikach nie różnią się tak diametralnie I mean, Cam - jako (tak jakby) żeński odpowiednik Wilsona i jego konkurencja -zawsze była dla mnie głównie mniejszym złem niż Cuddy, a 13 jest mi w sumie obojętna, bo osoby z którymi obgaduję "House'a" ciągle ją krytykują, a ja jestem zbyt zajęta analizowaniem Hilsona, żeby sobie 13 zawracać głowę. 3M o tyle z początku polubiłam, bo dawała nadzieję na coś oryginalnego w tym nudnym-jak-flaki-z-olejem sezonie, ale teraz zapowiada się na to, że jej postać będzie dreptać w miejscu póki jej nie wywalą albo - czego już w ogóle nie zniosę - ona zacznie pomiatać House'em, jakby pozjadała wszystkie rozumy

martuusia napisał:
Czy czasem House nie lubi pikli?
może nie lubi ich tylko na kanapce, a obok kanapki już mogą być? albo ten jeden raz wyjątkowo wziął pikle, żeby pownerwiać Wilsona

martuusia napisał:
Jeeee! Tzn. cieszę się na nowy rozdział, nie na cierpienie bohaterów
mhm, jasne, jasne



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:38, 02 Lut 2011    Temat postu:

Cytat:
Lets the fangst (fun+angst) begin!

Enjoy!



<center>ROZDZIAŁ DRUGI
(część pierwsza)</center>


CZWARTEK (9. stycznia) 10:47

House odpuścił sobie przerwę na kawę w kafeterii. Byłby to dla niego zbyt długi spacer, a on nie czuł się jeszcze całkiem dobrze 'tam na dole'. Zdecydował się na pudełko M&M'sów z automatu ze słodyczami (oddalonego tylko o mniej więcej pięćdziesiąt kroków) i wrócił do swojego biurka, przywołując w myślach swoje pierwsze spotkanie z nowym szefem, które miało miejsce w poprzedni piątek. Cóż za nieoczekiwany przebieg okazała się mieć ta rozmowa:

- Dziękuję za przybycie, doktorze House. Proszę usiąść.

Relacja nowy szef/pracownik zaczynała się wystarczająco nieszkodliwie. Royston zaprosił House'a skinieniem dłoni na nowy, nieźle wyściełany, bardzo wygodny fotel po przeciwnej stronie swojego kosztownego biurka z ciemnego drewna i nowoczesnego, ergonomicznie wyprofilowanego siedziska. Było to dziwne urządzenie, które obejmowało kościste biodra Roystona i zmuszało jego plecy do wyprostowania się niczym u salutującego marynarza za każdym razem, kiedy siadał. Podłokietniki można było regulować, więc dało się je ustawić na idealnej wysokości, by zminimalizować napięcie w ramionach i stawach łokciowych. W opinii House'a ta rzecz wyglądała na nadzwyczaj niewygodną.

House usiadł na standardowym biurowym krześle dla gości i czekał.

Royston zamknął gruby folder, który - jak House prawidłowo odgadł - dotyczył jego osoby, splótł dłonie i uśmiechnął się do niego uprzejmie ponad biurkiem.

- Ma pan barwną historię pracy w Plainsboro - zaczął Royston, a House nabrał podejrzeń, że od tego momentu wszystko potoczy się z górki. Mylił się. - A ja lubię barwność, doktorze House - to nie była krytyka. Świat jest pełen ludzi nudnych i przeciętnych. Pan nie podpada pod żadną z tych kategorii.
Ku zaskoczeniu House'a, Royston wyciągnął z kieszeni marynarki niewielkie cygaro i zapalił je, radośnie zaciągając się dymem o wiśniowym smaku.

Dziekan odsunął cygaro od swoich warg i uśmiechnął się jednym kącikiem ust, wypuszczając dym przez nozdrza.
- Wiem, to niedozwolone i nie powinienem tego robić. - Spokojnie zaciągnął się po raz drugi. - Jak już mówiłem, świat jest nudny.

Royston od niechcenia zmierzył House'a spojrzeniem, a House zaczynał sądzić, że z głową Roystona nie wszystko jest w porządku.
- Skoro mowa o nudzie... - W jawny sposób zasugerował przejście do konkretów.

Uśmiech Roystona poszerzył się. - Nie sprawiasz mi zawodu.

House zmienił pozycję swojej niesprawnej nogi i wsparł laskę o podłogę, przygotowując się, by wstać i wyjść. Ta sytuacja była popieprzona.
- Czemu po prostu nie walniesz prosto z mostu, o co chodzi w tym... cokolwiek to jest?

Royston skinął głową. - Tak. Czemu miałbym nie
walić prosto z mostu, jak to - cóż za ironia - bardzo stosownie ująłeś. - Odchylił się do tyłu, na tyle na ile był w stanie w tym dziwacznym fotelu, prezentując stoicki spokój i nie odrywając oczu od twarzy House'a. - Życie jest krótkie, Greg...

House zmarszczył brwi, słysząc tę poufałą formę. Kto powiedział, że możesz się do mnie zwracać po imieniu? Roy!

- A także, w większości obszarów dla większości ludzi, niezadowalające. Doszedłem do wniosku, że zostało mi jeszcze dobre dwadzieścia lat, a potem zacznę się starzeć, tak jak ty teraz...

House pewniej oparł stopy na ziemi. Jeszcze jedna taka rzucona mimochodem zniewaga, a powie Roystonowi dokładnie, gdzie może sobie wsadzić swój kpiący powab. Głos Wilsona odbił się echem w jego głowie: "Pokaż temu facetowi, że stać cię na dobre zachowanie. Masz przed sobą jeszcze cztery lata, uważaj, żebyś przez niego nie wyleciał." House zmusił się, żeby pozostać na miejscu.

- Zawsze byłem świadomy, że mam określone upodobania w kwestii kariery, seksu, jedzenia, rozrywki... - Royston urwał, przesuwając spojrzeniem po ciele House'a - ...i seksu.

House miał wrażenie, jakby oczy drugiego mężczyzny opuściły jego czaszkę, przetoczyły się po blacie biurka, wcisnęły mu się pod ubranie i zostawiły smugę śluzu na jego skórze. O, tak. Bardzo popieprzone.

Ignorując równomiernie przesuwające się stopy House'a oraz jego niedowierzający wzrok, Royston kontynuował: - A teraz, kiedy wyszedłem na ludzi i znalazłem się na stanowisku dającym mi władzę, czuję, że nadszedł czas, by wykorzystać pozostałe mi lata, żeby naprawdę dobrze się zabawić. Chcę odkryć mojego wewnętrznego boga.

House nie potrafił powiedzieć, jeszcze nie, czy miał to być obsceniczny dowcip (w bardzo złym guście), czy może Royston rzeczywiście był walnięty.
- Polecam Biblię Szatana jako przewodnik. Sądząc po tym, co usłyszałem, to coś w sam raz dla ciebie - stwierdził House i wstał.

Royston nawet się nie wzdrygnął. - ...Doktorze House. Proszę usiąść. - Wskazał na krzesło swoją niezwykle powabną dłonią. - Proszę.

House wrócił na miejsce. - Chcę zauważyć, że to najbardziej nieprzyjemne spotkanie, w jakim kiedykolwiek uczestniczyłem. Czego ode mnie chcesz? - Mam innych, mniej obleśnych ludzi do ignorowania.

- Pomożesz mi zrealizować te fantazje. - Royston zachwycił się efektem, jaki jego słowa wywarły na niechlujnym, bardzo atrakcyjnym diagnostyku. Tak, to była mina, którą lubił oglądać. To niedowierzanie. Ta mina mówiąca: “To musi być jakiś kawał”. Doktor House uważał, że jego szef musi mieć nierówno pod sufitem. Być może jest nawet bardziej pomylony, niż on sam.

- Chyba przez pomyłkę wziąłeś mnie za kogoś, kogo mogłoby kręcić coś takiego - odparł House. Poczuł dziwne, lekkie trzepotanie w swojej piersi. Jego serce uwierzyło, że Royston mówi poważnie i próbowało wynieść się z dala od jego obecności.

- Nie, nie ma żadnej pomyłki. Jestem śmiertelnie poważny. - Royston wstał i podszedł do miejsca, gdzie siedział House, spoglądając na niego z góry. Cygaro dopalało się pomiędzy dwoma jego palcami, zapomniane. Popiół trzymał się dzielnie rozżarzonego końca. - Zdecydowałem, że będziesz uprawiał ze mną seks, kiedy tylko o to poproszę. Nasza pierwsza randka odbędzie się za pięć dni od dzisiaj. - Royston po raz ostatni głęboko zaciągnął się cygarem. - Jesteś gotów usłyszeć pozostałe szczegóły?

House poczuł, że nadszedł właściwy moment, by zakończyć ich rozmowę i wstał. Po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że wszystkie żaluzje były zasłonięte, co było równie obleśne, jak ten chory dowcip. House odsunął się o krok od drugiego mężczyzny, przyglądając się jego niewzruszonym rysom, by odkryć, czy Royston mówił prawdę, czy tylko z nim pogrywał, żeby osiągnąć takie czy inne korzyści. Jednak Royston zdawał się całkowicie nad sobą panować. Po prostu czekał, niemal bezczynnie, na odpowiedź.

- Sądząc po twojej minie, widzę, że to nie jest dla ciebie jakiś dowcip - powiedział House - a nawet że uważasz, że rzeczywiście się na to zgodzę. Gratuluję ci twoich aspiracji na gejowskiego boga. Przyjemnego fantazjowania. - House odwrócił się w kierunku drzwi. - Pa-pa.

Za jego plecami Royston wypowiedział słowa, które sprawiły, że House się zatrzymał: - Doktor Wilson będzie bardzo rozczarowany.

House odwrócił się, by spojrzeć na niego. Żarty się skończyły. W tym nie było nic zabawnego.
- Co, do cholery, Wilson ma wspólnego z twoimi zboczonymi gonadami?

Royston popatrzył na swoje wypalone cygaro i - ku zgorszeniu House'a - strzepnął popiół na dywan. Cuddy przed swoim wyjazdem oddała wykładzinę do profesjonalnego czyszczenia, ale Royston zdawał się nie mieć nic przeciwko brudzeniu wszystkiego wokół siebie, pomimo swoich nieskazitelnie ogolonych policzków i starannie uczesanych włosów.
- Cóż, te badania leków... doktor Wilson jest w nie już poważnie zaangażowany. Cała jego kariera opiera się na tym, czy doprowadzi je do końca, nie wspominając o profitach, jakich przysporzy to jego zawodowej renomie. Oddał się temu bez reszty. Jeżeli się wycofa lub jeśli fundusze na kontynuowanie jego pracy się wyczerpią...

House odczytał jego przesłanie głośno i wyraźnie. - Wilson nigdy nie uznałby, że badania są ważniejsze ode mnie. - Royston nie miał pojęcia o przyjaźni czy lojalności. Było to tak oczywiste, jak subtelny połysk zła na jego twarzy.

Dziekan zachichotał. - Oczywiście, że nie - powiedział, nie wierząc jednakże we własne słowa.

House pokręcił głową, jego oczy zwęziły się na myśl o dziwacznej sytuacji, w jakiej się znalazł. W jednej chwili brał udział w spotkaniu z nowym szefem, w następnej życzył temu nowemu szefowi śmierci.
- Wiesz, mógłbym cię oskarżyć o molestowanie seksualne, a są mi potrzebne pieniądze, bo jestem dosyć spłukany.

- Tak, jestem tego świadomy - odparł Royston. Zatoczył krąg niedopałkiem cygara, gestykulując jakby przekazywał swoją wiedzę. - Sprawa z Tritterem, proces i wynagrodzenie prawnika opiewające na czterdzieści pięć tysięcy dolarów, nie licząc piętnastu tysięcy za kaucję. To spowodowało pokaźną dziurę w twoich osobistych oszczędnościach. Zespół w rozszerzonym składzie przez ostatnie dwa lata zmniejszył twój służbowy budżet o kolejne siedemdziesiąt osiem tysięcy, więc zgodziłeś się na obcięcie własnej pensji, żeby było cię na nich stać. - Royston przyjrzał się wypolerowanym paznokciom dłoni, w której trzymał cygaro. - A potem było Mayfield... - Royston westchnął, wracając do swojego fotela. - To na nieszczęście pochłonęło wszystko, co ci zostało. Twoje ubezpieczenie zdrowotne w tamtym czasie nie pokrywało leczenia szaleństwa, prawda? - zauważył, po czym zapytał retorycznie: - Ale w końcu kto przy zdrowych zmysłach myśli, że zapadnie na chorobę umysłową? - Royston zaśmiał się ze swojego niewielkiego żarciku.

- Najwyraźniej nawet obłąkana osoba nie bierze tego pod uwagę.

- To było dobre, doktorze House - pochwalił Royston. - Celna uwaga.

House odwrócił wzrok. - Porozmawiam z Wilsonem. Znajdziemy jakieś rozwiązanie. Nie będą mu potrzebne twoje pieniądze.

- Pieniądze należące do szpitala, mówiąc dokładnie - poprawił uprzejmie Royston.

Próby zastraszenia tego kutasa najwyraźniej były skazane na porażkę.
- Wszystko jedno. - House był gotów sprzedać fortepian, corvettę, swoje unikatowe gitary i płyty, wszystko, co posiadał na tym świecie, byle tylko nie musieć sypiać z tym popierdolonym skurwysynem.

- Czuję się zmuszony przypomnieć ci, że mogę cię zwolnić.

- Mam umowę o pracę.

- Owszem, umowę na delikatnych zasadach. Mimo to istnieje ryzyko, że możesz ją stracić. Ostatecznie perswazja to sztuka, a ja jestem w tym całkiem dobry.

House wzruszył ramionami. - Nie pierwszy raz ryzykuję swoją posadą, przeciwstawiając się zgłodniałemu władzy kutasowi. - Po raz kolejny ruszył w kierunku wyjścia.

- Jesteś skłonny zaryzykować również karierę Wilsona?

House dotarł do drzwi gabinetu. Tam także żaluzje były zasłonięte, uniemożliwiając wyjrzenie na zewnątrz przez drogą tkaninę.
- To bez znaczenia. Wilson nigdy wybrałby badań nad lekami zamiast mnie. - House obejrzał się przez ramię. - Swojej kariery nie wybrał. Dwa razy. - Jeden-zero dla lojalności.

- A czy ty jesteś gotów wybrać dobro Wilsona ponad swoje własne? Albo ponad jego samego?

- Co to ma, do diabła, znaczyć?

Royston zajął ponownie swoje miejsce za biurkiem i otworzył folder leżący na blacie. - Na razie wystarczy tego, doktorze House. Możesz iść i pomyśleć o tym, co powiedziałem. Porozmawiamy znowu za parę dni.

House pokuśtykał do gabinetu Wilsona tak szybko, że jego nierówny krok niemalże wyglądał jak podskakiwanie. Zapukał i otworzył drzwi. Wilson był sam i House odetchnął z ulgą. Musieli natychmiast porozmawiać i gdyby Wilson był akurat z pacjentem, House posłałby go za drzwi jednym gestem kciuka.

Wilson podniósł wzrok z zaciekawieniem, jego lekarskie oko zauważyło poczerwieniałą twarz House'a. - Masz wypieki. Przybiegłeś tutaj?

House potrząsnął głową i usiadł. - Potrzebuję przysługi. Ogromnej przysługi, a ty nie możesz pytać dlaczego.

Wilson uniósł brwi, pocierając podbródek z podejrzliwym namysłem. - Cóż, skoro tak stawiasz sprawę - odmawiam - zażartował.

- Mówię serio - powiedział cicho House.

Tym razem Wilson usłyszał jego słowa jako chłodne, rzeczowe sylaby. House się nie śmiał. Był poważny.
- Co się stało?

- Właściwie to potrzebuję jednej z dwóch przysług, ale ty musisz się zgodzić tylko na jedną z nich - bez zadawania żadnych pytań. - House miał nadzieję, że nie widać po nim całego przerażenia, które w tej chwili czuł. Nie czuł się tak wytrącony z równowagi, odkąd przytłaczające cielsko Trittera oraz banda jego sługusów zdemolowali jego mieszkanie. Tamtego dnia miał wrażenie, że zbezczeszczono jego życie, zgwałcono jego osobę, a jego duszę rozbito na kawałki i rozrzucono je dookoła.

Wilson skinął głową. - Robię to wbrew swojemu przekonaniu.

- Przyjąłem do wiadomości. - House zaczerpnął powietrza i spuścił wzrok na dywan pomiędzy swoimi stopami. Gumowy koniec jego laski rysował niewielkie kręgi w jego miękkiej powierzchni. - Czy jest jakakolwiek szansa, że byłbyś skłonny zrezygnować z badania leków?

Wilson pokręcił głową, jakby sądził, że jego przyjaciel postradał rozum. - Co takie...? Czemu miałbym chcieć to zrobić albo, co ważniejsze, czemu ty miałbyś chcieć, żebym zrobił coś takiego?

- Powiedziałem, żadnych pytań! Zatem to jest twoja odpowiedź? Nie zrobisz tego?

Wilson odchylił się w fotelu, nie mogąc pojąć swojego ekscentrycznego przyjaciela. - Nie, i powiem ci dlaczego. To zrujnowałoby moją reputację w oczach moich kolegów. Nigdy więcej nie zostałbym przyjęty do kolejnego badania nad chemioterapią, nie wspominając o ewentualnym zniszczeniu mojej kariery. Wybierz sobie powód.

House pokiwał głową. Domyślał się, że taka będzie odpowiedź. Rozsądna reakcja zważywszy na to, że nie przedstawił Wilsonowi żadnych powodów, czemu miałby potrzebować takiej olbrzymiej przysługi.
- Więc za żadne skarby nie zrezygnujesz z badania tylko dlatego, że cię o to proszę?

- Daj mi powód - i to cholernie dobry, a...

- ...nie mogę tego zrobić.

- No to nie. Wybacz, House.

House pokręcił głową. - Nie ma sprawy. Druga przysługa. Chcę, żebyś porozmawiał z Lucasem w moim imieniu. Potrzebuję go, żeby trochę dla mnie poszperał.

Teraz Wilson już całkiem się pogubił. - Co jest grane? Czemu nie pozwolisz mi pomóc, wtajemniczając mnie w to, co się dzieje?

- Nie. Zadzwonisz dla mnie do Lucasa?

- Nie chcesz, żeby Lucas się dowiedział, że to ty chcesz tego śledztwa, czegokolwiek ono dotyczy?

- Nie chcę, żeby Cuddy wiedziała, że to ja.

Wilson rozważył słowa House'a. Racja, to by było niezręczne. Zatrudnienie męża kobiety, którą kochało się przez lata i która wystawiła cię do wiatru dla rzeczonego męża; twojego przyjaciela. Było to również żenujące, ponieważ Wilson wiedział, że House był obecnie niemal bez grosza. Mayfield kosztowało go resztki jego oszczędności. Zaczynał od zera, próbując znowu stanąć na nogi, mając na karku pięćdziesiąt lat.
- Lucas będzie chciał wiedzieć, czego ma szukać.

House spojrzał prosto na Wilsona. - Chcę, żeby pogrzebał w przeszłości Roystona. Żeby sprawdził, czy nie ma w szafie jakichś szkieletów albo przynajmniej jednej kości.

Wilson zaczął się martwić nie na żarty. - O mój boże. Czyżbyś znowu zaczął się bawić w wykopywanie cudzych brudów?

- To nie jest bezpodstawna ciekawość. Nie próbuję wkładać kija w mrowisko. To ważne - dla mnie.

Wilson pragnął mu wierzyć. - Nie wydaje mi się, żeby miało się to dla ciebie dobrze skończyć. I prawdopodobnie dla mnie również.

- Zrobisz to dla mnie, czy nie?

- Oczywiście. - Wilson przesunął dłonią po twarzy. - Wbrew swojemu przekonaniu. - Wilson zaryzykował: - To mogę spytać, czemu miałbyś prosić mnie o zrezygnowanie z...?

- ...Potrzebowałem twojej pomocy w skontaktowaniu się z Lucasem, a dając ci dwie możliwości do wyboru, wybrałeś tę, co do której wiedziałem, że będziesz chciał mi pomóc.

- Może pomógłbym ci tak czy inaczej.

- Potrzebowałem gwarancji.

- Cóż, mogę zrozumieć, że nie chciałeś po prostu zadzwonić do Lucasa... do faceta, który ukradł ci Cuddy...

House doznał przebłysku starej zazdrości, zdrady i zranienia, które poczuł tamtego dnia na widok Lucasa w pokoju Cuddy, bawiącego się z jej dzieckiem w przyszywanego tatusia.
- On jej nie "ukradł". Cuddy dokonała wyboru i to nie byłem ja. - Stąd brała się zazdrość i zranienie. A ponieważ Cuddy zaczęła spotykać się z Lucasem i robiła to w takiej tajemnicy, tym samym pozwalając mu zakładać, że ciągle jest do wzięcia - traktował to jako zdradę.

Ból wywołany tym wszystkim wciąż był widoczny na twarzy House'a. Ale było też coś jeszcze. Nowy ból. Niepokój. W ciągu weekendu coś w życiu House'a uległo zmianie. Wilson obawiał się, że może chodzić o prochy albo alkohol.
- Dobrze się czujesz? - Najwyraźniej nie, skoro zamierzał sprawdzić przeszłość Roystona. A nawet jeśli czuł się dobrze, nie miało to długo potrwać.

- Zadzwonisz do Lucasa dziś wieczorem?

- Powiedziałem, że tak, więc to zrobię.

House skinął głową i wyszedł z jego gabinetu, nie mówiąc już ani słowa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 4:46, 03 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 20, 21, 22  Następny
Strona 1 z 22

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin