Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Uczciwy układ [10/10]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 20, 21, 22  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:45, 02 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
"Czuwając nade mną"? (też zajęło mi chwilę, żeby wygrzebać ten tytuł z pamięci ) Ale to chyba nie może być to, bo ten fik był w końcu z tych przeciętnych...

Chyba nadszedł czas, abym sobie dobrze przypomniała wszystkie, a przynajmniej te najciekawsze, fiki.

Richie117 napisał:
dobrze, że nasze opinie o fikach nie różnią się tak diametralnie I mean, Cam - jako (tak jakby) żeński odpowiednik Wilsona i jego konkurencja -zawsze była dla mnie głównie mniejszym złem niż Cuddy, a 13 jest mi w sumie obojętna, bo osoby z którymi obgaduję "House'a" ciągle ją krytykują (...)

Jeśli miałabym wybrać ulubioną postać żeńską z serialu byłaby to 13 - ona nigdy nie odbiłaby House'a Wilsonowi, po drugie była tajemnicza, trochę drapieżna, fajnie się ubierała (ha!) i te jej lesbijskie zapędy...

----------------------------------

Kolejny rozdział, yupii

Richie117 napisał:
Zdecydowałem, że będziesz uprawiał ze mną seks, kiedy tylko o to poproszę. Nasza pierwsza randka odbędzie się za pięć dni od dzisiaj.

Skubany! Prosto z mostu wali. Do tego jest bardzo pewny siebie. Wie, że House, dla Wilsona, zrobi wszystko, o co R. go poprosi. Niecnie wykorzystuje ich przyjaźń dla zaspokojenia swoich obleśnych żądzy.

Richie117 napisał:
- Wilson nigdy nie uznałby, że badania są ważniejsze ode mnie.
- Oczywiście, że nie - powiedział, nie wierząc jednakże we własne słowa.

Czy on wątpi w lojalność Wilsona? Cham! (Twarda postać, niewątpliwie nie pozwoli się nam nudzić.)

Richie117 napisał:
Tym razem Wilson usłyszał jego słowa jako chłodne, rzeczowe sylaby. House się nie śmiał. Był poważny.
- Co się stało?

Ah, gdybyś wiedział Jimmi, co byś biedny zrobił?
Czyżby, podobnie jak w "Kontrakcie" (przepraszam za te liczne nawiązania do "Kontraktu". Same się nieproszone nasuwają.) Wilson nie wiedział o niczym, aż do finałowego momentu?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narcyza
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:25, 02 Lut 2011    Temat postu:

Ten człowiek (o ile mogę nadać mu takie miano!) jest totalnie powalony! Doskonale wie (chociaż nie do końca wiem, skąd), że Wilson jest dla House'a kimś na tyle ważnym, że zrobi dla niego wiele... Jeśli nie wszystko.

Jestem ciekawa, czy Wilson się w porę zorientuje, o co chodzi.

Czekam na następny part!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:01, 02 Lut 2011    Temat postu:

osz, dwie części trochę mi umknęły, ale nadrabiam;) Jeju, z jaką prędkością Ty tłumaczysz! Mam wątpliwości, czy kiedykolwiek uda mi się Ci dorównać. Ach, nie próbuję, jesteś the best

Hah, a ten koleś jest faktycznie porąbany... Ale całkowicie go rozumiem

Cytat:
- Zdecydowałem, że będziesz uprawiał ze mną seks, kiedy tylko o to poproszę.
dobry tekst, ciekawe czy w normlanym życiu mógłby zadziałać w ten odpowiedni sposób

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 5:41, 03 Lut 2011    Temat postu:

martuusia napisał:
Jeśli miałabym wybrać ulubioną postać żeńską z serialu byłaby to 13
a ja bym wybrała... Amber z czasów, zanim dobrała się Wilsonowi do spodni - była wredna, bystra i zdeterminowana by osiągnąć sukces. Wielka szkoda, że scenarzyści zrobili z nią to, co zrobili

martuusia napisał:
Skubany! Prosto z mostu wali.
OMG!!! Jesteś genialna!!! Właśnie słówko "walić" wyleciało mi z głowy przy tłumaczeniu i przez to nie do końca ujęłam dwuznaczność fragmentu dialogu. O, powinno być tak (mniej więcej):
Cytat:
- Czemu po prostu nie walniesz prosto z mostu, o co chodzi w tym... cokolwiek to jest?

Royston skinął głową. - Tak. Czemu miałbym nie walić prosto z mostu, jak to - cóż za ironia - bardzo stosownie ująłeś.

Dzięki!

martuusia napisał:
(Twarda postać, niewątpliwie nie pozwoli się nam nudzić.)
mhm, zwłaszcza jego skomlenie o litość na koniec nie będzie nudne

martuusia napisał:
Czyżby, podobnie jak w "Kontrakcie" (przepraszam za te liczne nawiązania do "Kontraktu". Same się nieproszone nasuwają.) Wilson nie wiedział o niczym, aż do finałowego momentu?
Nie masz za co przepraszać, to wina tego fika
I tak, poniekąd, zależy co się uzna za finałowy moment

***

Narcy napisał:
Ten człowiek (o ile mogę nadać mu takie miano!) jest totalnie powalony!
jak na wzorowego psychopatę przystało

Narcy napisał:
Doskonale wie (chociaż nie do końca wiem, skąd), że Wilson jest dla House'a kimś na tyle ważnym, że zrobi dla niego wiele... Jeśli nie wszystko.
Skoro Royston od lat miał chłopaków na celowniku, to musiał się o nich dowiedzieć tego i owego.

Narcy napisał:
Jestem ciekawa, czy Wilson się w porę zorientuje, o co chodzi.
Wilson miałby się zorientować, że jego nowy kumpel jest zboczonym sadystą? A co do "w porę" - to zależy, co masz na myśli

Next part pewnie pojawi się w sobotę

***

advantage napisał:
Jeju, z jaką prędkością Ty tłumaczysz!
nadal daleko mi do dawnej formy, ale staram się (za bardzo) nie marnować czasu, który póki co mam w nieograniczonych ilościach Besides już wolę tłumaczyć, niż bezowocnie usiłować pisać Gimme

advantage napisał:
Mam wątpliwości, czy kiedykolwiek uda mi się Ci dorównać. Ach, nie próbuję, jesteś the best
dzięki
Ale, U know, Ty będziesz kiedyś profesjonalistką, a ja zostanę amatorką

advantage napisał:
Ale całkowicie go rozumiem
macie podobny gust

advantage napisał:
dobry tekst, ciekawe czy w normlanym życiu mógłby zadziałać w ten odpowiedni sposób
to chyba zależy, do kogo skierowałoby się te słowa

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 5:42, 03 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dioda14
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Sie 2009
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:33, 03 Lut 2011    Temat postu:

0.0
O w mordę jeża bez kolców!
Czytałam tą część w oryginale ale gdy przeczytałam ją spod twojej klawiatury dopiero dotarła do mnie jej treść...Royston to skończony debil!
To jego walenie z mostu czego chce, ta desperacja House'a by uniknąć tego co ten drań...to nawet nie jest układ! Royston po prostu go poinformował! Potraktował jak zabawkę! A przecież House też ma uczucia!
I jeszcze to poświęcenie...Kiedy kolejna część?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:00, 03 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
Właśnie słówko "walić" wyleciało mi z głowy przy tłumaczeniu i przez to nie do końca ujęłam dwuznaczność fragmentu dialogu.

Cała przyjemność po mojej stronie

Richie117 napisał:
mhm, zwłaszcza jego skomlenie o litość na koniec nie będzie nudne

Ahh nie mogę się doczekać tego momentu. Oczami wyobraźni widzę wściekłego Wilsona z wielkim rewolwerem w dłoni, drugą obejmującą House'a mówiącego: "Nikt, powtarzam: nikt, nie będzie szantażował mojego chłopaka!"

Richie117 napisał:

I tak, poniekąd, zależy co się uzna za finałowy moment

Może "finałowy" to słowo. Zamiast niego teraz użyję "przełomowy", czyli w "Kontrakcie" było to zabójstwo Thompsona.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:46, 03 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
nadal daleko mi do dawnej formy, ale staram się (za bardzo) nie marnować czasu, który póki co mam w nieograniczonych ilościach Besides już wolę tłumaczyć, niż bezowocnie usiłować pisać Gimme
yeah... na Gimme trzeba mieć jeszcze wenę, na tłumaczenie wystarczy czas;) Hm, nie wiem jaka była Twoja dawna forma, tylko sobie wyobrażam, ale chyba jesteś na dobrej drodze by do niej wrócić

Richie117 napisał:
Ale, U know, Ty będziesz kiedyś profesjonalistką, a ja zostanę amatorką
przede mną jeszcze dłuuuuga droga;p

Richie117 napisał:
to chyba zależy, do kogo skierowałoby się te słowa
na pierwszą randkę w sam raz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 4:19, 04 Lut 2011    Temat postu:

Dioda14 napisał:
Royston to skończony debil!
kim jak kim, ale debilem na pewno bym go nie nazwała - przynajmniej dopóki nie zacznie popełniać błędów

Dioda14 napisał:
to nawet nie jest układ!
jest, jest - klasyczny układ "daj mi to, czego chcę, a nikomu nie stanie się krzywda"

Dioda14 napisał:
A przecież House też ma uczucia!
na szczęście są to uczucia skierowane ku Wilsonowi

Dioda14 napisał:
Kiedy kolejna część?
w sobotę albo w niedzielę, gdyby coś mnie odciągnęło od tłumaczenia

***

martuusia napisał:
Oczami wyobraźni widzę wściekłego Wilsona z wielkim rewolwerem w dłoni, drugą obejmującą House'a mówiącego: "Nikt, powtarzam: nikt, nie będzie szantażował mojego chłopaka!"
sweet wyobrażenie, ale tylko wyobrażenie I bardziej typowe fikowo byłoby gdyby to House trzymał rewolwer i Wilsona - Wilson z bronią byłby chyba bardziej niebezpieczny dla siebie, niż dla otoczenia
anyway, House sam załatwi Roystona, a Wilson tylko będzie dodawał mu otuchy samą swoją obecnością

martuusia napisał:
Zamiast niego teraz użyję "przełomowy", czyli w "Kontrakcie" było to zabójstwo Thompsona.
um... no to w sumie tak, wtedy Wilson się dowie *już nie może się doczekać tego momentu*

***

advantage napisał:
Hm, nie wiem jaka była Twoja dawna forma, tylko sobie wyobrażam, ale chyba jesteś na dobrej drodze by do niej wrócić
dawno, dawno temu kolejne rozdziały wrzucałabym codziennie, a nie co 2-3 dni. "Kontrakt" zajął mi chyba 2 tygodnie w sumie, a jeszcze miałam wtedy studia na głowie i korzystałam z papierowego słownika, zamiast z poręcznego tłumacza (nie mówiąc już o znacznie gorszych umiejętnościach językowych w tamtym czasie) Huh, tak dobrze to już raczej nie będzie, choćby przez masę około-Horumowych spraw, które odciągają mnie od tłumaczenia

advantage napisał:
przede mną jeszcze dłuuuuga droga;p
lepsza długa droga, niż ślepa uliczka

advantage napisał:
na pierwszą randkę w sam raz
nooo... z tego, co widzieliśmy, Cuddy musiała takimi właśnie słowami zaprosić House'a na pierwszą randkę

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:16, 05 Lut 2011    Temat postu:

Cytat:
okej, część druga czwartku i czwartkowych rozmyślań House'a na temat środy. Mam nadzieję, że nikt się za bardzo nie pogubił przez tą kursywę and all.

Enjoy! póki macie czym, bo wygląda na to, że... hmm... pewne osoby dopilnują, żebym tu z Wami już długo nie zabawiła



<center>ROZDZIAŁ DRUGI
(część druga)</center>



Lucas zadzwonił do House'a na komórkę następnego ranka. House słyszał w tle gaworzenie Rachel. Wyobraził sobie, jak Lucas podtrzymuje ją jedną ręką, a słuchawkę telefonu przyciska policzkiem do ramienia, równocześnie przygotowując dla małej butelkę. Oprócz tego w ich stylowo urządzonej kuchni słychać było głośne odgłosy dochodzące z telewizora. Prawdopodobnie [link widoczny dla zalogowanych] podśpiewywał moralizatorską piosenkę o przyjaźni i miłości.

- Chcesz amunicji przeciwko Roystonowi? - zapytał Lucas. - Spodziewałem się, że raczej zwrócisz się do innego detektywa po tym jak, no wiesz, ja i Cuddy, i tak dalej.

House policzył w myślach do czterech, jednocześnie nakazując Lucasowi, żeby się zamknął.
- Tak. Chcę brudów na Roystona - odpowiedział, kiedy jego gniew opadł, decydując się pozostawić resztę bez komentarza.

- Czyżby złapał cię za jaja?

- Coś w tym stylu. Stawka taka jak zwykle czy podniosłeś ceny podczas wakacji?

- Tym razem zrobię to za darmo.

House nie był zachwycony tym, że traktuje się go jak kogoś, kto potrzebuje jałmużny.
- Mogę zapłacić.

- A ja jestem ci winien przysługę.

To tylko jeszcze bardziej go rozzłościło. - Za co? Za Cuddy? Nie wygrałeś jej, Lucas. Ona dokonała wyboru, a ja nie chcę mieć u ciebie żadnego długu.

- Dobra. Bądź uparty. Boże, nic dziwnego, że masz tylko jednego przyjaciela.

House miał wrażenie, że jego klatka piersiowa ulega [link widoczny dla zalogowanych]. Czuł charakterystyczne drżenie w końcach palców, które było pierwszą oznaką ataku paniki. Nie miał już sił i energii na babranie się w tego typu bagnie. Był stary i zmęczony walką o każdy okruszek szczęścia. To, co kiedyś go bawiło, teraz przyprawiało go o wyczerpanie.
- Po prostu powiadom mnie, kiedy będziesz coś miał.

---
---

Dwa dni nie wystarczyły Lucasowi na dostarczenie informacji przed tym, zanim Royston zadzwonił do House'a i umówił ich na kolejne spotkanie. Tym razem w luksusowej restauracji. "Włóż coś pół-formalnego" - pouczył go Royston. Tak więc House przybył na miejsce, ubrany w czarny t-shirt, jaskraworóżową, wściekle pogniecioną koszulę, co do której był pewien, że nie była prana od jakiegoś czasu, oraz spłowiałe jeansy z rozdarciem na jednym kolanie.

Royston wręczył szefowi sali pięćdziesiąt dolarów i House'a mimo wszystko posadzono przy stoliku.

Dziekan obrzucił strój House'a niedbałym spojrzeniem.
- To dość konwencjonalne, nieprawdaż? - stwierdził, kiedy House usiadł naprzeciwko niego w fotelu ze skóry i aksamitu. Oświetlenie było przyćmione, dania należały do kuchni francuskiej, a wino było drogie. Sam Royston wyglądał tak, jakby dopiero co wyszedł od swojego osobistego fryzjera. - Mam na myśli twoją prozaiczną metodę demonstrowania sprzeciwu.

House nie miał jeszcze niczego na tego sukinsyna. Na chwilę obecną tkwił w martwym punkcie.
- Powiem wszystko Wilsonowi. Znajdzie sobie pracę gdzie indziej. Pomogę mu.

- Nikt cię teraz nie potraktuje poważnie, House. Przebywałeś w szpitalu psychiatrycznym. To zmienia ludzkie nastawienie. Wtedy, kiedy byłeś uznanym geniuszem, ludzie przynajmniej wiedzieli, że nie jesteś psychicznie chory.

- Teraz też nie jestem, ty dupku.

- Oni o tym nie wiedzą. Za to gwarantuję, że tak właśnie myślą. Obaj wiemy, że nie jesteś w stanie pomóc doktorowi Wilsonowi, chyba że zgodzisz się na tę konkretną propozycję, którą ci wcześniej przedstawiłem.

- Wobec tego mnie wylej. I Wilsona również. - House wstał. - Wow, zobacz, która godzina. Dzięki za zaproszenie, psycholu, ale nie mam zamiaru tego zrobić.

Znikąd pojawił się kelner i dyskretnie postawił talerz z jedzeniem przed Roystonem, który z uznaniem powąchał potrawę, a następnie oddalił się pospiesznie, pozwalając swoim klientom kontynuować rozmowę w cztery oczy.

- Wiem o czymś, co może zmienić twoje zdanie. - Royston strzepnął czerwoną serwetkę i zatknął ją sobie za kołnierzyk jak śliniak. - W istocie, jestem na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewien, że to zmieni twoje zdanie.

House jakoś w to nie wierzył. - Och?

- Przypomnij sobie Naomi Hesch. Cóż za kochana kobieta.

House nie słyszał tego nazwiska już od wielu lat. Ale owszem, pamiętał ją. Diagnosta z powrotem zajął swoje miejsce.
- Nigdy o niej nie słyszałem - odrzekł zdławionym głosem.

Royston wyciągnął swój telefon komórkowy i wcisnął klawisz szybkiego wybierania numeru. - Może zapytamy Wilsona, czy on ją pamięta?

House czekał, jego nerwy były napięte do granic możliwości. - Blefujesz - powiedział.

Royston zakrył dłonią mikrofon komórki. - Jesteś wnikliwym obserwatorem ludzkiej natury. Spójrz mi w oczy i powiedz: czy widzisz w moich oczach jakiś blef? - Zwrócił się do telefonu: - Doktor Wilson?

Jedynym, co House mógł dostrzec, był jadowity mieszkaniec dna morskiego w kolorze szlamu, gotowy by rzucić się do ataku. Zanim Wilson zdążył odpowiedzieć, House sięgnął ponad stołem i zamknął komórkę Roystona, przerywając połączenie. Wyobraził sobie Wilsona po drugiej stronie linii, gapiącego się na swój telefon i rozważającego, czy powinien oddzwonić do swojego szefa, czy nie. Kilka sekund później komórka w dłoni Roystona zaczęła wibrować. Z całą pewnością był to Wilson.
- Mam odebrać, doktorze House? - zapytał Royston.

Oczy House'a wystrzeliły pociski w Roystona, lecz każdy z nich wylądował na ziemi. - Nie.

Royston obdarzył House'a dobrotliwym uśmiechem. Jeden z kącików jego ust uniósł się nieznacznie, jakby Royston był kotem, który w końcu zapędził do kąta szczególnie sprytną mysz.
- A zatem jednak ją pamiętasz, jak rozumiem.

House odwrócił wzrok. - Tak - odparł, zwracając się do bukietu kwiatów na sąsiednim stoliku. - Skąd o niej wiesz?

- To był interesujący łut szczęścia. Jej mąż, obecnie bardzo stary człowiek. Odszukałem go i on również wszystko pamięta. Jest nieco zniedołężniały, ale wygląda na to, że każdy szczegół tamtego dnia wyrył się w jego pamięci.

House zaczerpnął głęboki oddech, by pohamować mdłości. - Zatem umowa polega na tym, że jeśli będziesz mógł ze mną sypiać, nie zamierzasz zrujnować Wilsona? Nie skrzywdzisz go w żaden sposób?

- Czy skrzywdzę człowieka, w którym jesteś zakochany? O ile będziesz współpracował i zrobisz, co w twojej mocy, żeby mnie... zadowolić, to włos nie spadnie z jego pięknej główki. - Royston zobaczył, że jego słowa dosięgły celu. - Owszem, wiem, że go kochasz. Wiem też, że Wilson ożenił się z tą całą Leanne i złamał ci serce. - Royston wskazał dłonią na House'a. - Muszę przyznać, że dobrze to ukrywasz. - Przeżuł kawałek mięsa. - Ten stek jest wyśmienity. - Przywołał gestem kelnera. - Poproszę dwie szklanki wody z lodem i cytryną, i butelkę dobrej wódki.

Kiedy przyniesiono butelkę, Royston nalał sporą ilość alkoholu do każdej ze szklanek, dokładnie zamieszał oba drinki szklanym mieszadełkiem, które dostarczył kelner i podał jeden House'owi. Royston uniósł w górę swoją szklankę.
- Przykro mi, że wytoczyłem ciężką artylerię, House, ale stawiałeś większy opór, niż się spodziewałem. Jednak zawsze trzeba być przygotowanym. - Trącił szklankę House'a, który nie ruszył się, by odwzajemnić gest. - Oto początek czegoś wspaniałego - powiedział i opróżnił szklankę.

Po tym jego głos nabrał całkowicie biznesowego tonu: - Nigdy nie będziemy rozmawiali o tym przez telefon, jedynie osobiście. Środa wieczór w hotelu Radisson. Zapytaj w recepcji o Martina Garretta. Przyjdź świeżo wykąpany i włóż swoje spłowiałe jeansy i ciemnoniebieską koszulę. Nie zakładaj t-shirta ani bielizny. Ale przynieś ze sobą komplet ubrań na zmianę. Ja... ahem... zajmę się całą resztą.

House miał wrażenie, że za chwilę zwymiotuje na ich fantazyjnie zastawiony stolik.
- Że co? Nie zamierzasz zaprosić mnie najpierw na wino i kolację? - zapytał, podejmując ostateczną próbę zbagatelizowania zwycięstwa Roystona, jak gdyby żadnego zwycięstwa w ogóle nie było.

- Nie. Kolacje zjem sam. Dobranoc, Greg, i nie spóźnij się.


---
---

Wilson nadal był pełen podejrzeń, kiedy opuszczał jego biuro, więc House dał sobie mentalnego kopniaka, że zapomniał o środowej grze w kręgle. Oczywiście, Royston musiał wybrać akurat ten wieczór na ich pierwszą schadzkę. Wrzuciwszy kilka kolejnych cukierków do ust, pogryzł je szybko - słodycz pomagała mu zminimalizować wspomnienia innych, mniej smacznych rzeczy, które ostatnio miał w ustach. Jednak House nie sądził, że cokolwiek będzie wystarczająco silne, by uwolnić jego kubki smakowe od tego.

Detale jego pierwszej "randki" z nowym Dziekanem powróciły do niego nieproszone i musiał się wysilić, żeby przełknąć cukierki przez zaciskające się gardło. House wątpił, że kiedykolwiek uda mu się zapomnieć tamten zapach, zarówno hotelowego pokoju, jak i jego. Przesunął się na swoim krześle, zmieniając pozycję. Jego siedzenie było obolałe i zdążył już nałożyć środek odkażający oraz opatrunek na ugryzienie, które Royston pozostawił na jego lewej łopatce. Całe to przeżycie było czymś, o czym diagnosta starał się zapomnieć wszystkimi możliwymi sposobami. Nie było to łatwe, lecz House skrycie podejrzewał, że szybko nabierze biegłości w wypieraniu ich "randek" - jak je Royston nazywał - ze swojej świadomości.

Prawdę mówiąc, ubiegłej nocy House przez cały czas miał w uszach słuchawki swojego iPoda, żeby zagłuszyć chrząkanie i stękanie Roystona oraz odgłosy uderzeń porośniętej rudymi włosami moszny drugiego mężczyzny o jego krocze. Royston niechętnie wyraził zgodę na użycie odtwarzacza muzyki, jednakże House wątpił, że ten sukinsyn pozwoli na drugi raz.

Randka numer jeden zaczęła się od uśmiechów i wina. Przynajmniej ze strony Roystona:

- Greg. Tak się cieszę, że jesteś - powiedział Royston i szeroko otworzył ciężkie drzwi. Zamknął je, zasunął zasuwkę i patrzył, jak House zatrzymuje się na środku pokoju, nie siadając i nie zdejmując zimowego płaszcza. Nie zbliżając się również ani na krok do ogromnego łóżka.

Royston zignorował skrępowanie House'a i nalał sobie kieliszek białego wina. Obejrzał się przez ramię na diagnostę, który nie ruszył się ze środka dywanu.
- Napijesz się?

- Nie. Możemy zabrać się do rzeczy?

- W odpowiednim czasie. To nie będzie szybki numerek w jakimś zaułku. Mamy cały wieczór, a ja zamierzam delektować się każdą chwilą. - Odwrócił się, żeby obejrzeć House'a z góry na dół. Royston miał na sobie czarne spodnie od garnituru i jedwabną niebieską koszulę, nienagannie włożoną do spodni. Miał na sobie nawet eleganckie buty. House wiedział, że w porównaniu z nim wygląda jak straszydło. Ale w końcu tego Royston od niego zażądał.

Royston pozwolił swoim oczom wędrować po nieruchomej, pochylonej w bok sylwetce swojego pracownika, którego prawa pięść zaciskała się na lasce jak na ostatniej desce ratunku.
- Zdejmij płaszcz, Greg, i rozgość się.

Ponieważ noga dokuczała mu do szaleństwa, House uznał, że nie było sensu tego przeciągać czy stać tam, jakby miało mu to przynieść jakiś pożytek. Usiadł ciężko na jedynym zwyczajnym krześle w pokoju, które było meblem stojącym najdalej od łóżka.
- Wilson nigdy ci niczego nie zrobił. Co ważniejsze w tej materii - ja też nie.

- To nie ma nic wspólnego z karą czy nagrodą. To jest to, czego chcę. Ani mniej, ani więcej. Zawsze dostaję to, czego chcę - mówiąc to, Royston sączył swoje wino, ani na sekundę nie odrywając oczu od swojego towarzysza na ten wieczór. - Włożyłeś dla mnie te jasne jeansy. Cudownie na tobie wyglądają.

- Gówno dla ciebie włożyłem.

Royston pociągnął łyk z kieliszka. - A jednak jesteś tutaj i masz je na sobie. Zostawisz mi dzisiaj te jeansy, jako pamiątkę. Myślę, że chciałbym, żeby mnie z nimi pochowano.

- Mogę ci to załatwić jeszcze tego wieczoru, jeśli chcesz.

Nie zważając początkową odmowę House'a, by napić się alkoholu, Royston napełnił białym winem drugi kieliszek.
- Nie musisz ich jeszcze zdejmować, ale chcę, żebyś je dla mnie rozpiął. - Nie słysząc żadnego poruszenia za swoimi plecami, Royston dodał: - W tej chwili, proszę.

Odwrócił się, by popatrzeć, jak House wstał, żeby zdjąć pasek. Rozpiął suwak jeansów i z powrotem usiadł. Linia jasnobrązowych włosów poprowadziła wzrok Roystona do kuszącej kępki nieco gęściejszych włosów w miejscu, gdzie kończył się rozpięty zamek. Royston oblizał usta.
- Mmm, tak jest o wiele lepiej. Teraz rozepnij guziki koszuli, zacznij od góry i zostaw tylko ostatnie dwa.

Tym razem Royston obserwował twarz House'a, podczas gdy jego podwładny wpatrywał się w ścianę, wykonując polecenie. Już niedługo, pomyślał z rozmarzeniem Royston, Greg będzie to robił, patrząc prosto na mnie, a potem ten uparty jak osioł diagnosta będzie patrzył na mnie z pożądaniem i uległością, pragnąc tego prawie w takim samym stopniu, jak ja.

Kiedy House skończył, Royston podał mu kieliszek schłodzonego, złotego płynu.
- Dlaczego ja? - zapytał House po raz pierwszy. Jednak przyjął kieliszek.

- Dlaczego nie ty?

- Nie mam już młodego ciała. W szpitalu jest całe mnóstwo młodych, przystojnych pielęgniarzy, którzy przystaliby na to z radością, gdyby mieli szansę.

- Już o tym rozmawialiśmy, Greg. Wybrałem ciebie, bo jesteś interesujący. Oni nie są. - Dotknął palcem pokrytego zarostem policzka House'a. - Poza tym podoba mi się twój wygląd i twoje ciało. Napij się. Nalałem ci podwójną ilość.

House odchylił głowę do tyłu i opróżnił pucharek w kilku łykach.

Royston zmarszczył brwi. - Planujesz się upić?

House strząsnął z twarzy dokuczliwy palec. - Wydaje ci się, że zrobię to na trzeźwo?

Royston uśmiechnął się ze smutkiem. - Być może to nie będzie tak przykre, jak się obawiasz.

- Obawiam się, że to będzie przykre jak jasna cholera. - Oddał Roystonowi pusty kieliszek. - Robię to dla Wilsona.

Royston nalał im jeszcze po jednym i przeszedł się po pokoju, składając swoją marynarkę oraz - przyprawiając tym House'a o skurcz żołądka - odsuwając na bok nakrycie łóżka.
- Wiem. Liczyłem na to.

- Czemu, do diabła, po prostu nie wynajmiesz sobie kogoś do tego?

- Masz na myśli męską dziwkę? Próbowałem tego parę razy, ale dreszczyk towarzyszący dominacji nie jest prawdziwym dreszczykiem, skoro prostytutka robi to tylko dlatego, ponieważ wie, że na koniec czeka go miła nagroda - wyjaśnił Royston. - Próbowałem podrywu w barze, szukając facetów, którzy prawdopodobnie nie mieliby nic przeciwko odrobinie brutalności na jeden wieczór. Nawet znalazłem całkiem wielu takich. Ale tamci mężczyźni... boże... byli tacy nudni! Bezrobotni modele, którzy w kółko paplali o ich życiu albo ex-chłopakach. Większość z nich była cholernie blisko doprowadzenia mnie do śpiączki. Nie, chciałem, żeby to było autentyczne. Potrzebowałem kogoś o właściwym wyglądzie i z wystarczającą inteligencją, kto z pewnością stanowiłby dla mnie intelektualne wyzwanie. Czyli kogoś, jak ty. Plus to twoje utykanie... cóż, to po prostu zwyczajnie podniecające.

- Kręcą cię kaleki?

- Ty mnie kręcisz, Greg. Już od jakiegoś czasu.

House zacisnął dłonie na lasce, umieszczając ją pomiędzy sobą a Roystonem niczym lichą przeszkodę.
- Z drugiej strony, i mówię to tylko dla twojej informacji, ja nienawidzę w tobie wszystkiego.

- Oczywiście. - Royston skończył odkrywać łóżko i, wstrząsając House'em, natychmiast pozbył się swoich ubrań, tak po prostu na jego oczach. W ciągu kilku sekund był nagi.

House nie patrzył bezpośrednio na Roystona, ale zauważył jego bardzo bladą skórę, gładką klatkę piersiową oraz gęsty, rudawy trójkąt włosów ponad genitaliami mężczyzny. House spodziewał się niewielkich rozmiarów penisa jako czynnik usprawiedliwiający upodobanie dziekana we władzy i dominacji, lecz okazało się, że Royston został dość przeciętnie wyposażony przez naturę. Nie wyglądał brzydko, ale nie było w nim również niczego pięknego. W przeciwieństwie do Wilsona, chociaż House po tych wszystkich latach potrafił sobie przypomnieć bardzo niewiele z tego, jak jego przyjaciel wyglądał nago.

Royston podszedł do niego, zabrał laskę z jego rąk i rzucił ją na podłogę w pobliżu łazienki.
- Laska póki co nie będzie nam potrzebna. Rozbierz się.


---
---

CZWARTEK (9. stycznia) 11:17

Przybycie Tauba i Trzynastki przywróciło House'a z powrotem do rzeczywistości. Miał pacjenta. Miał robotę. Widząc ich miny, zapytał:
- Coś nie tak?

Trzynastka streściła sytuację. - Wyniki badań na HIV, alergeny i środki zanieczyszczające wyszły negatywnie. A stan pacjentki się pogarsza.

- Jej skóra zaczyna schodzić całymi płatami - dodał Taub.

House, którego wspomnienia nieprzyjemności zaznanych poprzedniej nocy tymczasowo ustąpiły miejsca pilniejszym sprawom, zmarszczył brwi, patrząc na wyniki testów, które Trzynastka podsunęła mu pod nos. Pacjentka rzeczywiście traciła swoją skórę.
- Umieśćcie ją w sterylnym pokoju.

---
---

CZWARTEK (9. stycznia) 12:35

Wilson odszukał House'a, siedzącego na niskiej ławce przed nową kwaterą pacjentki. Do sterylnej izolatki, dzięki wytworzonej próżni, nie dostawały się żadne zarazki. Jednak to nijak nie pomagało jego pacjentce uwolnić się od tego, co ją zabijało.

Wilson usiadł obok niego. - Kiepsko, co?

House skinął głową, jego myśli krążyły wokół wszystkiego: jego pacjentki, Roystona, jego obolałego siedzenia oraz wokół Wilsona, który siedział obok niego, nie mając o niczym pojęcia.

- Brakowało mi ciebie w czasie lunchu.

- Nie byłem głodny.

- Och. Widziałeś się z Nolanem w sprawie twoich leków?

To rozbudziło "pajęczy" zmysł House'a. Wilson badał teren.
- Jeszcze nie - odparł, wskazując laską na szklaną ścianę. Za nią pozbawione skóry ciało jego pacjentki było owijane sterylnymi bandażami, a kobieta leżała nieprzytomna. - Chora osoba. Umierająca. Ale masz rację, rwanie w nodze ma pierwszeństwo.

Wilson puścił mimo uszu sarkazm House'a. - Bardzo kiepsko się dzisiaj ruszałeś. Z nogą wszystko w porządku? Może nie chodzi tylko o leki... powinniśmy zrobić ci rezonans, żeby się upewnić.

- Na razie jest dobrze. - Jednak był to dobry sposób, by utrzymać Wilsona w nieświadomości co do natury jego prawdziwego problemu, więc House zapamiętał sobie niepokój Wilsona, żeby w przyszłości móc nim manipulować. - Jej skóra odchodzi od ciała bez wyraźnego powodu.

- Gdzie twój zespół?

- Powtarzają wszystkie badania.

House wydawał się być niezaangażowany w swoją grę, a ponieważ Wilson obawiał się, że wie dlaczego, przyłapał się na tym, jak mamrocze pod nosem: - Czy ty wróciłeś do Vicodinu?

House odwrócił się, by spojrzeć na niego ostro. - Och, rozumiem. Znowu jestem zdany tylko na siebie, a że Wilsona nie ma w pobliżu, żeby ocalić mnie przed samym sobą, musi chodzić o to, że wróciłem do łykania prochów.

Wilson westchnął. Lecz skoro już poruszył ten temat: - Zachowujesz się chaotycznie, wyglądasz na przemęczonego, straciłeś na wadze i utykasz prawie tak mocno, jak wtedy tuż po zawale. Jeśli to nie prochy, musi chodzić o alkohol. A jeśli to też nie to, boję się wiedzieć, co to może być.

- Chodzi o chorą pacjentkę, a ja nie potrafię wymyślić jednej prawdopodobnej teorii na temat przyczyny, czemu ona umiera tuż pod moim nosem! - House podźwignął się na nogi. - Chcesz mi pomóc? - Ponownie wskazał laską na ścianę ze szkła. - Pomóż mi to rozwikłać. - House ruszył przed siebie. - W przeciwnym razie nie mieszaj się do moich spraw.

Wilson patrzył, jak jego przyjaciel kuśtyka korytarzem, widok nierównego kroku diagnosty sprawiał mu ból. Wybuchowa odpowiedź niekoniecznie nie była w stylu jego przyjaciela, ale zgranie w czasie, stopień gniewu, natychmiastowa próba zmiany tematu oraz (co zaalarmowało Wilsona) wystraszona mina House'a - to już było nie w jego stylu. House brzmiał i wyglądał coraz bardziej jak tamten House sprzed półtora roku. House uzależniony od alkoholu i Vicodinu. House, którego świat się rozpadał, tylko że on był zbyt chory, by to zauważyć.

A na dodatek do tego wszystkiego - gwałtowna ucieczka House'a, jego nagła potrzeba by stworzyć dystans pomiędzy nim a Wilsonem, tylko utwierdziły onkologa w przekonaniu, że słusznie się niepokoił. Bez względu na to, czy chodziło o prochy, alkohol czy coś gorszego, co House ukrywał, Wilson wiedział teraz z całą pewnością, że coś było poważnie nie w porządku z jego przyjacielem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 10:19, 05 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dioda14
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Sie 2009
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:56, 05 Lut 2011    Temat postu:

Enjoy! póki macie czym, bo wygląda na to, że... hmm... pewne osoby dopilnują, żebym tu z Wami już długo nie zabawiła

*wyjmuje: piłę, karabin, siekierę, miecz i wszystkie ostre noże* Kiedy, kogo i o której mogę atakować?

Oj Richie, Richie! Co ja przeżyłam czytając to! Gdy czytam Hilsonową erę czuję przyjemne wibracje(?!) w żołądku, a przy tym tym fragmencie o mało nie puściłam pawia! Royston może i nie jest debilem, ale jest szaleńcem!
Wstrętnym szaleńcem! Ale będę czekać mimo wszystko na dalsze części!
Szczęścia, czasu i weny!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dioda14 dnia Sob 13:58, 05 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narcyza
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:09, 05 Lut 2011    Temat postu:

Richie napisał:
Enjoy! póki macie czym, bo wygląda na to, że... hmm... pewne osoby dopilnują, żebym tu z Wami już długo nie zabawiła

CO TAKIEGO?! Czemu? Kto?!

Cytat:
Randka numer jeden zaczęła się od uśmiechów i wina. Przynajmniej ze strony Roystona:

- Greg. Tak się cieszę, że jesteś - powiedział Royston i szeroko otworzył ciężkie drzwi.

Co za... *****! Jest tak bezczelny Już się nie mogę doczekać, kiedy go wykopią!

Cytat:
House brzmiał i wyglądał coraz bardziej jak tamten House sprzed półtora roku.

Gdybyś wiedział, Wilson... :<

Czekam na następny part... I będziemy o Ciebie walczyć, Richie! Nie oddamy Cię, bez względu na to, kto chce Cię wykopać


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:36, 05 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:

Enjoy! póki macie czym, bo wygląda na to, że... hmm... pewne osoby dopilnują, żebym tu z Wami już długo nie zabawiła

Jedno Twoje słowo i zaczynam strajk!


Richie117 napisał:
Oczy House'a wystrzeliły pociski w Roystona, lecz każdy z nich wylądował na ziemi.

Jak w "Matrixie", ha!

Richie117 napisał:
- Czy skrzywdzę człowieka, w którym jesteś zakochany? O ile będziesz współpracował i zrobisz, co w twojej mocy, żeby mnie... zadowolić, to włos nie spadnie z jego pięknej główki. - Royston zobaczył, że jego słowa dosięgły celu. - Owszem, wiem, że go kochasz.

Ah, ta sytuacja dla R. jest nad wyraz komfortowa - trzyma House'a w szachu. A wszystko przez miłość.


Richie117 napisał:
House ruszył przed siebie. - W przeciwnym razie nie mieszaj się do moich spraw.

Czyżby House świadomie odpychał Wilsona? Chce go ochronić.

Z części na część akcja rozwija się coraz bardziej, dowiadujemy się kolejnych rzeczy. Nie pozwalasz nam się nudzić, Richie! Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:56, 05 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
pewne osoby dopilnują, żebym tu z Wami już długo nie zabawiła
Nieeeee! Nie daj się. A my stoimy za Tobą murem

Cytat:
Tak więc House przybył na miejsce, ubrany w czarny t-shirt, jaskraworóżową, wściekle pogniecioną koszulę, co do której był pewien, że nie była prana od jakiegoś czasu, oraz spłowiałe jeansy z rozdarciem na jednym kolanie.
czarny tshirt i rozdarte jeansy są Nawet różowy tego nie zmąci.

Cytat:
- Że co? Nie zamierzasz zaprosić mnie najpierw na wino i kolację?
a to tradycjonalista

Cytat:
Jednak House nie sądził, że cokolwiek będzie wystarczająco silne, by uwolnić jego kubki smakowe od tego.
chyba właśnie dlatego ktoś wymyślił smakowe gumki

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 6:42, 06 Lut 2011    Temat postu:

Dziękuję Wam, Hilsonki drogie, za poparcie i instynkty obronne *ociera łezkę wruszenia, srsly*
Obawiam się jednak, że Horumowa Grupa Trzymająca Władzę aka Rada Forum nie negocjuje z terrorystami, niczym rząd USA, szczególnie z tak nielicznymi i nieliczącymi się dla "dobra" Horum. Nie musicie się jednak martwić - poinformowano mnie, że nie jestem niezastąpiona, więc RF z pewnością się Wami zaopiekuje i znajdzie zastępstwo na moje miejsce, kiedy/jeżeli sprawy zajdą tak daleko, a wtedy ktoś inny będzie dla Was tłumaczył, pisał Gimme, i generalnie ciągnął pod górkę ten wózek zwany FF Hilson.

***

Dioda14 napisał:
Gdy czytam Hilsonową erę czuję przyjemne wibracje(?!) w żołądku, a przy tym tym fragmencie o mało nie puściłam pawia!
to tak jak House. I ja również *ewwww* W ogóle jak można porównywać jakiegoś oślizgłego, rudo-down there-włosego albinosa z uroczym, seksownym, czekoladowookim Wilsonem? House musiał użyć jakiegoś "znieczulającego" mechanizmu obronnego, żeby takie porównanie przyszło mu do głowy

Dioda14 napisał:
Ale będę czekać mimo wszystko na dalsze części!
Szczerze, to nie pamiętam, czy w następnym rozdziale jest opis jakiejś "randki", ale na wszelki wypadek zaopatrz się w wiaderko na pawie

Dzięki!

***

Narcy napisał:
CO TAKIEGO?! Czemu? Kto?!
Chyba będzie pasować, jeśli powiem, że stoi za tym grupa moich osobistych "Tritterów" - mają awersję do odmiennej opinii, a pierwsze poważne potknięcie wykorzystują jako pretekst do nagonki.

Narcy napisał:
Już się nie mogę doczekać, kiedy go wykopią!
Raczej wkopią, tzn House go wkopie Kiedyś...

Cóż, zobaczymy co będzie z następnym partem. W każdym razie dzięki

***

martuusia napisał:
Jak w "Matrixie", ha!
tam kule częściej dosięgały celu

martuusia napisał:
Ah, ta sytuacja dla R. jest nad wyraz komfortowa - trzyma House'a w szachu.
dziwnie jest ten świat urządzony, że źli ludzie najczęściej bez trudu potrafią się wygodnie ustawić

martuusia napisał:
Czyżby House świadomie odpychał Wilsona? Chce go ochronić.
ofkors

martuusia napisał:
Nie pozwalasz nam się nudzić
staram się od tego w końcu są fiki.



***

advantage napisał:
Nieeeee! Nie daj się.
heh, czuję się jak House z tego fika, bo nie mam już siły się "nie dawać". Are there any chances, że dla odmiany ktoś stanie murem przede mną?...

advantage napisał:
Nawet różowy tego nie zmąci.
a myślałam, że w powszechnej opinii House w różowej koszuli to czysty sex?

advantage napisał:
chyba właśnie dlatego ktoś wymyślił smakowe gumki
są takie miejsca, gdzie i smakowa gumka nie pomoże

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Nie 6:44, 06 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narcyza
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 7:51, 06 Lut 2011    Temat postu:

Richie napisał:
Nie musicie się jednak martwić - poinformowano mnie, że nie jestem niezastąpiona, więc RF z pewnością się Wami zaopiekuje i znajdzie zastępstwo na moje miejsce, kiedy/jeżeli sprawy zajdą tak daleko, a wtedy ktoś inny będzie dla Was tłumaczył, pisał Gimme, i generalnie ciągnął pod górkę ten wózek zwany FF Hilson.

Ale to już nie będziesz Ty!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Nie 11:06, 06 Lut 2011    Temat postu:

CO?!!!! Oni chyba sobie naprawdę żartują!! Przecież, nie wiem jak inni, ale ja będę walczyła o Ciebie moją nagą piersią!! To jakiś pieprzony absurd!! I się wkurzyłam


No do części w sumie też się wkurzyłam. Czytam to jak House to odczuwa i w ogóle i aż mi się źle robi... Jak można tak ludzi traktować? I biedny nie możę pogadać o tym z nikim! Drań z tego popieprzeńca!
Ale przynajmniej zauważył, że House kocha Wilsona! To zawsze jest piękne
Ach no i troska biednego, nieświadomego Wilsona!

Nie damy się kochana! A ja nie dam Ciebie!!
Weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cobra
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 23 Lis 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:05, 06 Lut 2011    Temat postu:

Richie napisał:
Dziękuję Wam, Hilsonki drogie, za poparcie i instynkty obronne *ociera łezkę wruszenia, srsly*
Obawiam się jednak, że Horumowa Grupa Trzymająca Władzę aka Rada Forum nie negocjuje z terrorystami, niczym rząd USA, szczególnie z tak nielicznymi i nieliczącymi się dla "dobra" Horum. Nie musicie się jednak martwić - poinformowano mnie, że nie jestem niezastąpiona, więc RF z pewnością się Wami zaopiekuje i znajdzie zastępstwo na moje miejsce, kiedy/jeżeli sprawy zajdą tak daleko, a wtedy ktoś inny będzie dla Was tłumaczył, pisał Gimme, i generalnie ciągnął pod górkę ten wózek zwany FF Hilson.

To jest po prostu bezczelność... Co więcej, tego nie można tak zostawić! Może jakaś specjalna petycja do rządzących? Bo niby jakim prawem ktoś zapomina o tym wszystkim, co zrobiłaś dla nas Hilsonek? Przecież FF Hilson to już nigdy nie będzie to samo bez Ciebie... W ogóle, z jakiej racji ktoś w ogóle wpadł na taki pomysł? Naprawdę nie wiem, dokąd to wszystko zmierza... I w pełni popieram moje przedmówczynie, będziemy stały za Tobą murem! W końcu Hilsonki również mają coś do powiedzenia, a jest nas tu całkiem sporo

Zresztą, nie tylko ta sytuacja wywołuje we mnie oburzenie, bo akcja całego fika również. Ten Royston to przebiegła menda, naprawdę pięknie sobie wszystko wykombinował... W ogóle, House znalazł się w tragicznej sytuacji. To okropne, znaleźć się w łapach takiego obleśnego drania... A to wszystko dla Wilsona, któremu również odbiło i ożenił się po raz czwarty (w ogóle jak ona może popełniać znowu ten sam błąd, skoro i tak jego wszystkie małżeństwa zawsze kończą się rozwodem). Pod każdym możliwym względem współczuje House'owi, bo nagle wszystko się posypało i nie ma już innej możliwości, niż podporządkować się tyranowi. Za to muszę przyznać, że Royston jest podwójnie podły, skoro dodatkowo wykorzystuje fakt, że Wilson nie jest obojętny House'owi.

Trzymaj się Richie i pamiętaj, że masz poparcie wszystkich Hilsonek na tym forum


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:45, 06 Lut 2011    Temat postu:

Nie jestem zaznajomiona z całą sytuacją (może to i lepiej) ale chyba nie powinno być tak, że ktoś kogoś może wywalić z błahego powodu, bo nie sądzę, by prowadzenie działu Hilsona i odwalanie w nim znakomitej roboty było jakąś okropną zbrodnią... Richie, jesteś niezastąpiona! Nie ma większej Hilsonki od Ciebie. Każdy to wie;)

Richie117 napisał:
a myślałam, że w powszechnej opinii House w różowej koszuli to czysty sex?
oczywiście, że tak! Byle nie w komplecie z czarnym tshirtem. Lepiej bez tshirta

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:24, 06 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
Enjoy! póki macie czym, bo wygląda na to, że... hmm... pewne osoby dopilnują, żebym tu z Wami już długo nie zabawiła


To jest tak nieprawdopodobne, bezsensowne i cholernie nie w porządku, że nawet nie wiem, co napisać. W końcu mam dzień wolny od sesji, zaglądam do hilsona żeby podładować baterie, a tu coś takiego... Czy to nadal jest forum - miejsce, gdzie każdy wyrażać swoje opinie?
O co chodzi? Są jakieś konkretne powody? Nie wiem nawet kogo i za co przeklinać. Jedno jest pewnie. Jeśli wyrzucają Ciebie, to może niech od razu zlikwidują całego Hilsona. Nikt nie zrobił tyle co Ty, dla tego działu.

Jest coś pokręconego w tym, że informujesz nas o tym akurat przy okazji tego ficka. Może nie jestem do końca nim zachwycona (przerysowany czarny charakter, zbyt szczegółowe opisy, mdły Wilson, brak chemii między chłopakami i nie do końca przekonująca fabuła - nieważne), może tłumaczyłaś już lepsze teksty, ale trzeba przyznać, że ma klimat. House jest stary, zmęczony i całkowicie bezradny. Kochał Cuddy - zostawiła go dla Lucasa, kocha Wilsona - ożenił się z Panią Wilson nr 4. Grozi mu nawet utrata jedynej rzeczy, która mu została - leczenia ludzi. I mimo, że nie przemawia do mnie cały ten Royston i układ, który zawarł z House'm, to sama postać House'a jest naprawdę dobrze skonstruowana.

Czyli z jednej strony mamy tekst o pokonanym i zmęczonym House'ie, a z drugiej informację, że może Cię zabraknąć na horum. I uwierz, że to pierwsze blaknie w porównaniu, z krótką notką na początek rozdziału.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nidociv
ER scrub
ER scrub


Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 1285
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z piekła rodem
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:36, 06 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
Enjoy! póki macie czym, bo wygląda na to, że... hmm... pewne osoby dopilnują, żebym tu z Wami już długo nie zabawiła


Richie117 napisał:

Obawiam się jednak, że Horumowa Grupa Trzymająca Władzę aka Rada Forum nie negocjuje z terrorystami, niczym rząd USA, szczególnie z tak nielicznymi i nieliczącymi się dla "dobra" Horum. Nie musicie się jednak martwić - poinformowano mnie, że nie jestem niezastąpiona, więc RF z pewnością się Wami zaopiekuje i znajdzie zastępstwo na moje miejsce, kiedy/jeżeli sprawy zajdą tak daleko, a wtedy ktoś inny będzie dla Was tłumaczył, pisał Gimme, i generalnie ciągnął pod górkę ten wózek zwany FF Hilson.


To jak Richie rozdmuchała fakt, że napisałyśmy jej PW w ktorym ją informujemy, że jak nie przestanie łamać regulaminu i siać anty-Huddy propagandy (moderatorowi nie przystoi tak prezentować wrogości!), to wtedy zabierzemy jej moderatora tylko potwierdza to, że uwielbia robić zamieszanie i siać złe nastroje. Grzecznie do niej napisałyśmy admińskie PW a w zamian ona podburza Userów, podając grubo przesadzone informacje i siejąc teorie spiskowe.
PS. Skoro jest tak bardzo związana z Hilsonkami to dlaczego nie jest w stanie przestać łamać regulamin, przystopować z okazywaniem nienawiści, żeby nadal mieć moderatora i być z Wami? Albo po prostu zostać z Wami, mimo utraty moda, a w zamian grozi usuwaniem całego FF?

evi, nidociv, Nisia, Saph


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:07, 07 Lut 2011    Temat postu:

Narcy napisał:
Ale to już nie będziesz Ty!



***

Agusss napisał:
I się wkurzyłam
nie wkurzaj się, złość piękności szkodzi

Agusss napisał:
No do części w sumie też się wkurzyłam.
o, a tutaj wkurzenie jak najbardziej wskazane

Agusss napisał:
Ale przynajmniej zauważył, że House kocha Wilsona! To zawsze jest piękne
bo miłość House'a do Wilsona jest jak słońce w bezchmurny dzień - nie da się jej nie zauważyć

Agusss napisał:
Nie damy się kochana! A ja nie dam Ciebie!!
no, zobaczymy jak to będzie...


***

Cobra napisał:
Bo niby jakim prawem ktoś zapomina o tym wszystkim, co zrobiłaś dla nas Hilsonek?
punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - z niektórych siedzeń po prostu moje uczynki nie prezentują się tak okazale, jak byśmy tego oczekiwały

Cobra napisał:
W końcu Hilsonki również mają coś do powiedzenia, a jest nas tu całkiem sporo
nie wiem tylko, czy znajdzie się chętny, żeby Was wysłuchać

Cobra napisał:
Ten Royston to przebiegła menda, naprawdę pięknie sobie wszystko wykombinował...
nie przewidział tylko, że House się łatwo nie zniechęci i prędzej czy później (tzn później ) odpłaci temu sukinsynowi pięknym za nadobne

Cobra napisał:
(w ogóle jak on może popełniać znowu ten sam błąd, skoro i tak jego wszystkie małżeństwa zawsze kończą się rozwodem)
Bo Wilson jest śluboholikiem No i nic tak dobrze nie odwodzi jego myśli od seksu z House'em, co nowa żona.
Tak czy inaczej, już wolę Wilsonowy ślub z jakąś nową dziewczyną, niż wpychanie go w bezsensowny związek z pierwszą exżoną

Cobra napisał:
Royston jest podwójnie podły, skoro dodatkowo wykorzystuje fakt, że Wilson nie jest obojętny House'owi.
dla takich jak Royston liczy się skuteczność i samozadowolenie, a podłość tylko dodaje wszystkiemu zajebistości

Dzięki I postaram się nie puszczać

***

advantage napisał:
chyba nie powinno być tak, że ktoś kogoś może wywalić z błahego powodu
jak się chce uderzyć psa, to kij zawsze się znajdzie, a błahy powód w niektórych sytuacjach, jest jak jedna zapałka upuszczona w lesie w czasie suszy

advantage napisał:
Richie, jesteś niezastąpiona! Nie ma większej Hilsonki od Ciebie. Każdy to wie;)
może to sedno całej sprawy? Nic tak nie osłabia morale buntowników, jak sprzątnięcie ich wodza.

advantage napisał:
oczywiście, że tak! Byle nie w komplecie z czarnym tshirtem. Lepiej bez tshirta
eee tam, House'owe t-shirty są sexy A bywa, że Wilson potrafi zrobić z nich niecny użytek (nie wspominając o tym, że świetnie się nadają do wycierania białych, lepkich plam)

***

Pino napisał:
W końcu mam dzień wolny od sesji, zaglądam do hilsona żeby podładować baterie, a tu coś takiego... Czy to nadal jest forum - miejsce, gdzie każdy wyrażać swoje opinie?
Wnioskując z wojenek w tematach związanych z 7. sezonem, obecnie wyrażając swoją opinię trzeba się umieć wykazać ostrożnością sapera albo linoskoczka.
I wybacz, że zepsułam Ci dzień

Pino napisał:
O co chodzi? Są jakieś konkretne powody?
żeby wyjaśnić wszystkie powody, musiałabym się cofnąć ze dwa lata wstecz, zresztą post nidociv świetnie je streszcza (to, co mogłabym dodać, byłoby subiektywną teorią spiskową, więc nic więcej nie dodaję)

Pino napisał:
Jeśli wyrzucają Ciebie, to może niech od razu zlikwidują całego Hilsona.
myślę - i to też teoria spiskowa - że powolne wymarcie Hilsona pod moją nieobecność, zostałoby uznane za dogodny efekt uboczny

Pino napisał:
Jest coś pokręconego w tym, że informujesz nas o tym akurat przy okazji tego ficka.
kierowały mną tylko względy praktyczne - zbieg okoliczności sprawił, że akurat ten fik jest w trakcie tłumaczenia i publikacji, kiedy rozpętała się ta cała afera wokół mojej osoby, a że Hilsonowe fikoczytaczki są pewnie najbardziej zainteresowane czymś takim, jak moje ewentualne odejście, napisałam o tym tutaj, żeby informacja dotarła do właściwych osób

Pino napisał:
zbyt szczegółowe opisy
GeeLady zdaje się w nich specjalizować, ku mojemu utrapieniu

Pino napisał:
mdły Wilson, brak chemii między chłopakami
czyli coś jak w obecnym sezonie Ale jeszcze sporo fika zostało, żeby Wilson i Hilson zmienili się na lepsze

Pino napisał:
nie przemawia do mnie cały ten Royston i układ, który zawarł z House'm
a jednak takie sytuacje się zdarzają w realnym świecie. Może w realu gra rzadko kiedy ma szanse toczyć się o taką stawkę, jak się tutaj później okaże, ale to w końcu fik, więc można sobie pozwolić na więcej

Pino napisał:
sama postać House'a jest naprawdę dobrze skonstruowana.
bo GeeLady uwielbia House'a. I uwielbia go męczyć

Pino napisał:
I uwierz, że to pierwsze blaknie w porównaniu, z krótką notką na początek rozdziału.

nie mogę niczego obiecać, ale może jeszcze będę miała to szczęście, że nie będę musiała przyćmiewać przygnębiającymi notatkami kolejnych rozdziałów (tzn o ile jeszcze będę mieć okazję je publikować)
No i mimo wszystko trzymam kciuki, że z biegiem akcji poczujesz przekonanie do tego fika



***

Dziękuję Adminkom, że poświęciły swój czas na przestawienie mojej sprawy ze swojego punktu widzenia. Mam nadzieję, że to da Dziewczynom możliwość obiektywnej oceny sytuacji i zadecydowanie, po której stronie opowiadają się w tej kwestii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nidociv
ER scrub
ER scrub


Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 1285
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z piekła rodem
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:03, 07 Lut 2011    Temat postu:

Dziewczyny. Czytając wypowiedzi w takim stylu, jak ta:
Cytat:

Jeśli wyrzucają Ciebie, to może niech od razu zlikwidują całego Hilsona.

Cytat:
myślę - i to też teoria spiskowa - że powolne wymarcie Hilsona pod moją nieobecność, zostałoby uznane za dogodny efekt uboczny

czujemy się w obowiazku wyjaśnić, że kompletnie nie rozumiemy co do naszych uwag wobec Richie ma w ogóle Hilson - nie padło ani razu żadne odniesienie do Waszego shippa, bo do Was, shipperek, nigdy nic nie miałyśmy. To w ogóle nie chodzi o żadne shippy, tylko nieprofesjonalne zachowanie Richie, które i tak dość długo uchodziło jej płazem - bo przecież tyle zrobiła dla Hilsona.

Nie umniejszamy, Richie, Twojej zasługi dla Hilsona, z resztą jesteś jej bardzo dobrze świadoma. Jednak bycie moderatorem nie pozwala na tak wyraźną stronniczość, brak poszanowania jakichkolwiek zasad poza własnymi.

Nie chcemy nikogo do Ciebie zniechęcać jako osoby, a tak to tu przedstawiłaś. Pełnienie funkcji moderatora wymaga szczególnej ostrożności w tym co się pisze, bo czasem bez niektórych tekstów temat by nie ucierpiał, a wszystkim byłoby milej – w sensie globalnym. Oczywiście jest to dużo łatwiejsze, jeśli ma się zdanie takie jak większość , ale nie niemożliwe (saperem czy linoskoczkiem nie zostaje ktoś, kto nie lubi adrenaliny we krwi).

Twoje posty pokazują, że wszystkich z innym zdaniem, traktujesz jako gorszych i dajesz to odczuć. Nie trzeba się psychologicznie zagłębiać w przyczyny, skoro dotyczy to wielu osób, powinno dać Ci do myślenia – i wtedy wszystko by się ułożyło. Wybierają drogę kłótni, gróźb i manipulacji, straciłaś całkiem nasze zaufanie.

Aha - nikt nie chciał wyrzucać Richie z forum! Dyskusja toczyła się tylko nad uprawnieniami.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez nidociv dnia Pon 15:05, 07 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:59, 08 Lut 2011    Temat postu:

Cytat:
czujemy się w obowiazku wyjaśnić, że kompletnie nie rozumiemy co do naszych uwag wobec Richie ma w ogóle Hilson - nie padło ani razu żadne odniesienie do Waszego shippa, bo do Was, shipperek, nigdy nic nie miałyśmy.
skoro nie zrobił tego nikt inny, to ja się postaram powiedzieć, o co chodzi.
Z tego, co mi wielokrotnie pisały Hilsonki, wynika mniej więcej, że całkiem niezamierzenie zostałam obwołana Hilsonowym guru na Horum i spełniam rolę magnesu, który trzyma Hilsonki w kupie (bez skojarzeń, proszę), dlatego gdyby mnie zabrakło, cały tutejszy Hilson by się posypał. Taka zależność 'jedna za wszystkie, wszystkie za jedną', ot cała tajemnica.


Cytat:
Twoje posty pokazują, że wszystkich z innym zdaniem, traktujesz jako gorszych i dajesz to odczuć
błagam, nie róbcie ze mnie despotki taką generalizacją.
Już obecne tutaj Hilsonki mogłyby zaświadczyć, że mnóstwo razy nasze opinie się różniły (np tuż powyżej - Pino nie jest zachwycona niniejszym fikiem, w przeciwieństwie do mnie), a mimo to nikt nikomu nie rzucił się do gardła i albo udawało nam się osiągnąć konsensus, albo każda pozostawała przy swoim zdaniu. A może jestem w błędzie i jednak któraś przez to poczuła się gorsza... tylko czy wtedy wracałyby komentować inne fiki i, co więcej, wyrażać kolejne negatywne opinie?


Cytat:
Aha - nikt nie chciał wyrzucać Richie z forum! Dyskusja toczyła się tylko nad uprawnieniami.

Tak, to prawda. Adminki nie zamierzały mnie stąd wyrzucać. Od ich decyzji zależało jedynie to, czy zostanę na Horum, czy też sama, z własnej woli odejdę, bo zmusiłyby mnie go tego moje własne powody. Jeżeli ktoś źle zrozumiał moje wcześniejsze wypowiedzi, to przepraszam za niezamierzone nieporozumienie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 8:21, 15 Lut 2011    Temat postu:

Cytat:
tak, wiem, obiecałam kolejną część dawno temu, ale jak nie zamieszanie tutaj, to znów kocioł w realnym życiu przeszkadzał mi w zabraniu się za tłumaczenie Dzisiaj też powinnam już dawno iść spać, ale się uparłam, że to skończę, choćby nie wiem co

Enjoy!!



<center>ROZDZIAŁ TRZECI
(część pierwsza)</center>



CZWARTEK (19. listopada 2010) 20:09

- Jeżeli masz zamiar zwrócić się o pomoc do policji albo spróbujesz skrzywdzić mnie w jakikolwiek sposób, powinieneś wiedzieć, że zabezpieczyłem się na wypadek takiego nierozważnego postępowania.

House odchylił głowę do tyłu i jednym haustem opróżnił kieliszek z zawartości. Kelnerka przyniosła im kolejną tacę z pół tuzinem drinków. House pochłonął większość z poprzedniej kolejki. Droga szkocka palącą strugą spływała wzdłuż jego przełyku prosto do żołądka, zostawiając po sobie rozgrzewający żar. Z każdym kieliszkiem czuł w sobie odrobinę więcej życia, dopóki alkohol przemieszczał się w jego ciele, jednakże - podnosząc ponownie wzrok - spoglądał ponad stołem, by ujrzeć, że Royston ciągle tam jest, i ożywcze wrażenie zamierało w jego wnętrzu.

Royston i jego zasrana intryga w stylu płaszcza i szpady.

House zaśmiał się, pozwalając sobie chociaż raz cieszyć się z takiego wieczoru - z alkoholu, nie z towarzystwa.
- Pozwól, że zgadnę - zaczął; jego myśli z każdą chwilą coraz bardziej wypływały na powierzchnię, a usta coraz mocniej wymykały mu się spod kontroli. - Masz gdzieś skrytkę depozytową, w której trzymasz wszystkie informacje o Naomi Hesch, a klucz i szyfr do niej znajdują się u jakiegoś podrzędnego adwokata, który nie ma pojęcia, jakim popierdolonym chujem tak naprawdę jesteś. I jeśli powiem albo zrobię cokolwiek, by zmienić naszą umowę - na przykład strzelę ci w łeb lub coś równie cudownego - brak twojego cotygodniowego telefonu do wspomnianego adwokata doprowadzi do tego, że ów adwokat przekaże glinom obciążające dowody. - House zaczerpnął powietrza, a następnie wlał w siebie jeszcze jeden kieliszek płynnego złota. To była długa, trudna przemowa, jego język plątał się na tym czy na tamtym słowie.

House trzasnął niewielkim pustym kieliszkiem o blat stolika.
- Więcej alkoholu!
Skoro Royston płacił, on zamierzał pić. To był jedyny, maciupeńki jasny punkt w czasie ich - pod innymi względami dramatycznie obrzydliwych - spotkań towarzyskich. Była to jedyna część, z której czerpał przyjemność i jedyna część, która była konieczna, żeby dał radę stawiać temu czoła - za to jego członek ze stawaniem nie miał żadnych problemów. Seks z Lubieżnym Dziekanem* wymagał hojnych ilości doskonałego środka nawilżającego oraz umysłu i ciała, którym było wszystko jedno. Wypięcie tyłka przed Roystonem na trzeźwo było nie do pomyślenia.

- Dobrze się domyślam, Kapitanie Samo Zło?

Royston uśmiechnął się do własnego kieliszka. - Mniej więcej.

House przyjrzał się innym klientom pubu, do którego wezwał go Royston. Przynajmniej to miejsce nie było do tego stopnia snobistyczne, żeby do niego nie pasował. Dystyngowane wcielenie Roystona miało tego wieczora wolne - nie żeby House był za to wdzięczny temu sukinsynowi, nic z tych rzeczy.

House spoglądał na Roystona tak rzadko, jak to tylko możliwe, ponieważ to nie był zwykły wieczór, kiedy dwóch facetów idzie się napić do baru. Szlag, ich wspólne wieczory (czy też popołudnia, przerwy na lunch lub co-tylko-zechcesz) nigdy nie polegały wyłącznie na piciu albo jedzeniu, a Roystonowi jak amen w pacierzu nigdy nie zależało na rozmowie. No cóż, zależało mu, ale tylko w charakterze aperitifu. House golnął sobie kolejnego drinka. Royston szarpnął się na najlepszą szkocką, jaką mieli w tej knajpie, i House miał zamiar szybko się z nią uporać. Wychylił jeszcze dwa kieliszki, jeden po drugim, a jego umysł zaczął zbliżać się do oczekiwanego stanu chwiejnej świadomości. Nic do niego nie docierało, nic nie sprawiało bólu, nic nie miało znaczenia.

Ten wieczór był początkiem "randki", która miała zająć znaczną część nocy, a to oznaczało, że nie chodzi tylko o szybkie rżnięcie na biurku Roystona przy zasłoniętych żaluzjach czy o błyskawicznie zrobionego loda w składziku przy gabinecie House'a, lecz o długie godziny niekończącego się piekła pośród pościeli. House miał nadzieję, że na ten wieczór Royston zrezygnuje z laski i po prostu zadowoli się swoją standardową ruletką seksu we wszystkich zwyczajnych pozycjach. Naturalnie niektóre z tych pozycji były trudniejsze dla House'a niż dla Roystona - nie żeby Royston w ogóle się tym przejmował, czy choćby to zauważał.

Royston dokończył swojego drinka i zapłacił rachunek. House opróżnił swój dziewiąty kieliszek tego wieczoru, zabrał butelkę z resztą szkockiej i podążył za Roystonem do czekającej na nich taksówki, ledwie dając radę ustać na nogach. Kierowca zatrzasnął za nimi drzwiczki, podkręcił ogrzewanie na przekór siarczystemu mrozowi listopadowej nocy, usiadł za kierownicą i włączył się do ruchu.

Po mniej więcej dziesięciu minutach taryfiarz zatrzymał się przed frontowym wejściem do kolejnego hotelu spośród ich długiej listy, z których każdy obecnie przepełniały złe wspomnienia.
- Na dzisiaj wybrałeś [link widoczny dla zalogowanych], co? - wymamrotał House.
Był to jeden z lepszych wyborów Roystona. Od czasu do czasu, kiedy Royston był w nastroju na spuszczenie się podczas przerwy na lunch lub gdy był wściekły na House'a z jakiegoś powodu, zabierał go bez zapowiedzi z jego biura i jechał z nim do pobliskiego, o wiele tańszego motelu, gdzie pieprzył go, dopóki jego własny popęd seksualny lub szaleńcza potrzeba posiadania kontroli nie zanikły. Mimo że wówczas szybciej było po wszystkim, tych randek House nienawidził najbardziej, ponieważ wtedy Royston zachowywał się najbardziej brutalnie. Rżnął go i gryzł, i sprawiał tak wiele cierpienia, ile tylko mogło pozostać niezauważone, i tym samym - na jakieś dwadzieścia minut - stawał się niemal nie do rozpoznania jako istota ludzka.

House nauczył się maskować swój po-randkowy dziwny chód za pomocą dziwnego chodu, który wynikał z jego utykania. Jeżeli jego zespół, Wilson czy ktokolwiek inny miał podejrzenia, że coś było między nim a Dziekanem - w sensie zawodowym czy prywatnym - nikt nie wspomniał o tym ani słowem. Czasami House był niemal rozczarowany, że nikt tego nie zrobił. W niektóre dni pragnął wręcz, żeby to wszystko skończyło się z głośnym, niszczycielskim hukiem.

Wtedy jednak przez jego głowę przemykała myśl o Wilsonie i House ponownie zbierał siły na kolejne kilka miesięcy.

Przez pierwszą godzinę Royston był w jednym ze swoich łagodnych nastrojów i spędził przesadną ilość czasu jedynie całując House'a i szepcząc mu do ucha seksowne słówka.
- Mam zamiar pieprzyć cię ze wszystkich sił. Wiem, że to kochasz. Wiem o tym, skarbie, a wiesz dlaczego? Bo dla mnie szczytujesz. Szczytujesz dla mnie za każdym razem i wiem, że mnie za to kochasz. - House słyszał to, a nawet więcej, setki razy wcześniej; i miało się to powtarzać bez końca.

Cóż za ego.

House nienawidził tego, kiedy za sprawą dłoni i natarczywego członka Roystona, osiągał orgazm. Jednak jako mężczyzna, pod względem fizycznym nie miał prawie żadnego wyboru. Czasami nachodziła go groteskowa myśl, że byłoby dla niego lepiej, gdyby urodził się kobietą, bo kobiety zazwyczaj potrafią kontrolować to, czy mają orgazm czy nie, oraz czy jest to dla nich przyjemne. Jako kobieta, mógłby brzydzić się Roystonem, a jego pochwa opowiedziałaby się po jego stronie.

Skoro jednak był facetem, jego penis podporządkowywał się manipulacjom i pocieraniu palcami Roystona, jak na grzecznego, małego, przykładnego żołnierza przystało. To, w jaki sposób Royston go masturbował i ssał, sprawiało, że House Junior stawał na baczność i salutował z wojskowym szacunkiem. Jego ojciec byłby dumny. Pomimo rozmów, błagań i sporów, jego obdarzony niezależnym umysłem sprzęt i tak robił się twardy, czy House tego chciał, czy nie. Po latach, w których jego randkowy kalendarz świecił pustkami, teraz - gdy doświadczał tyle seksu, ile kiedykolwiek mógłby chcieć - każdego dnia House pragnął, że ten dzień będzie dniem, który położy temu kres. Chciałby móc już nigdy więcej nie spoglądać w niczyje oczy w taki sposób - kiedy leżał na brzuchu, niezdolny do obrony czy kiedy odsłaniał swoje najczulsze punkty.

Minął już prawie rok, a końca apetytu Roystona nie było nigdzie w zasięgu wzroku. House usiłował zniechęcić Dziekana do zalotów, przychodząc na spotkania śmierdzący jak wychodek, wyglądający jak menel, który od lat nie widział grzebienia czy szczoteczki do zębów i generalnie przeciwstawiając się fizycznie Roystonowi każdą metodą, jaką zdołał wymyślić, która nie skończyłaby się pobiciem czy - co gorsza - wyrządzeniem krzywdy Wilsonowi. Wszystkie próby odpędzenia Roystona zakończyły się porażką, generalnie wzbudzając w nim jedynie śmiech, zamiast oczekiwanej odrazy. Przy rzadszych okazjach, wzorowana na [link widoczny dla zalogowanych] House'owa filozofia biernego oporu, doprowadzała do tego, że kończył na kolanach po kilku celnie wymierzonych ciosach pięści Dziekana.

Wówczas zawsze na pierwszym planie w umyśle House'a pojawiał się Wilson. Royston ciągle trzymał dostatnie życie Wilsona zawieszone ponad jego głową niczym przysłowiowy miecz. Problem w tym, że House kochał to życie swojego przyjaciela równie mocno, jak kochał samego Wilsona. Tak więc tydzień po tygodniu House tańczył tak, jak Royston mu zagrał.

House starał się rozproszyć swoje myśli w różnych kierunkach, gdy tylko Royston wchodził w niego, wykonując szybkie pchnięcia i poruszając się w górę i w dół, a przy tym chrząkając i pocąc się jak świnia. House czuł własne narastające napięcie, czuł, jak włókna nerwowe w jego ciele stają się coraz bardziej pobudzone, a żołądź jego penisa, który był dla niego przyczyną tylu zgryzot, nabrzmiewa pod wpływem szalonego ataku cudownych doznań, i nienawidził tego. House negował jego istnienie aż do momentu, kiedy - jęcząc mimowolnie - spuszczał się na własny brzuch, podczas gdy Royston w dalszym ciągu napierał na niego, mamrocząc mu do ucha sprośne słowa, w których nie został nawet ślad po wcześniejszej czułości:
- Ty jebana, seksowna dziwko. Będę cię pierdolił, aż padniesz z wyczerpania, Greg! Jesteś mój! Ty i twój kutas należycie do mnie. Kapujesz?

Royston wykonał dwa czy trzy ostatnie pchnięcia.
- Słyszałeś, co mówiłem, ty przeklęta szmato? - warknął do ucha House'owi, który jak zwykle odwrócił głowę w przeciwnym kierunku, by nie patrzeć na Roystona.

To - co często było wynikiem tego gestu - rozwścieczyło Roystona, lecz jednocześnie sprawiło, że podczas tych kilku sekund pożądania i furii doszedł z niesamowitą siłą, wypełniając House'a swoją spermą. Nigdy - przenigdy - nie używał kondomów. Jego dziwka miała być przez niego naznaczona za każdym razem.

Royston dokończył, na chwilę zwalił się bezwładnie na House'a, po czym usiadł, a jego zwiotczały kutas wysunął się z jego seksualnego niewolnika. Gwałtownie przewrócił House'a na plecy, żeby leżał twarzą do niego, i zdzielił go wierzchem dłoni w podbródek. W tym miejscu istniało najmniejsze prawdopodobieństwo, że powstanie widoczny ślad.
- Zadałem ci pytanie! - Royston pochylił się, aż znalazł się kilka centymetrów nad twarzą House'a, tak że stykali się nosami, i wysyczał: - Słyszałeś mnie, szmato? Należysz do mnie.

Kiedy House w dalszym ciągu lekceważył go, nie mówiąc ani słowa i odmawiając uznania władzy Roystona, oszalały z wściekłości gwałciciel uderzył go ponownie, tym razem rozcinając sygnetem dolną wargę House'a, aż popłynęła z niej niewielka kropla krwi. Maleńkie skaleczenie. Nie będzie go zbytnio widać.

Jego dziwka wymyśli jakąś wymówkę, tłumaczącą obecność ranki. Jego dziwka była sprytna.
- Odpowiedz mi, do kurwy nędzy, albo z miłą chęcią zgwałcę te twoje cholerne, bezczelne usta.
Była to jedna z ulubionych perwersji Roystona, jednak nie należała ona do tych, które można było zrealizować na zawołanie. Kiedy ta perwersja wypływała na powierzchnię, dochodziło do tego pod wpływem silnych bodźców stymulujących oraz pierwotnego amoku seksu lub dominacji.

W czasie tych szczególnie szaleńczych zbliżeń, twarz Roystona przechodziła transformację. W uniesieniu wywołanym seksualną przemocą, robił się blady na twarzy, a jego rysy przestawały wyrażać emocje, jeśli nie liczyć maski absolutnej, niepohamowanej radości, która okrywała go od stóp do głów. Rozkoszując się seksualnym cierpieniem, które bezpośrednio zadawał, unosił się jak sęp nad swoją padliną. Niczym stwór, który wpadł w obłęd.

House już raz doświadczył tej konkretnej przyjemności z rąk Roystona i nie chciał jej doświadczyć nigdy więcej.
- Tak - odparł szeptem, mając nadzieję, że to wystarczy, by odwieść Roystona od jego rozgorączkowanej ochoty na więcej przemocy.

Royston odwrócił głowę i przyłożył ucho do ust House'a. - Co powiedziałeś, dziwko? Nie dosłyszałem.

- Powiedziałem: tak - odezwał się głośniej House.

Royston odwrócił się, by ponownie spojrzeć mu prosto w oczy. Ogień w jego oczach przygasł. Jego źrenice nie były już czarnymi główkami od szpilek pośrodku budzących niepokój białek, bolesny uścisk jego dłoni osłabł, a jego głos na powrót stał się tym samym spokojnym instrumentem, którym posługiwał się codziennie w szpitalu.
- No i proszę - powiedział. - Czy to było aż takie trudne? - Royston oblizał wargi. - Ale ty naprawdę masz takie cudownie słodkie usta, Greg. Uwielbiam, kiedy mi obciągasz. A zwłaszcza uwielbiam to wtedy, kiedy mnie zdenerwujesz i wówczas musisz to zrobić.

Za pomocą seksu Royston zarówno karał, jak i sprawiał przyjemność. Dla niego nie istniały tu żadne podziały.

- Jednak... - Royston nareszcie odpełzł na bok i House przewrócił się na lewą stronę, pragnąc by ból w jego odbycie zelżał, skurcze w jego nodze ustały, opuchlizna na jego wardze sklęsła, a potworny, wybuchowy wypadek samochodowy przytrafił się Roystonowi, gdy będzie jechał do domu.

- Jednak... - powtórzył Royston, podczas gdy House ledwie zwracał uwagę na jego słowa. Diagnosta czekał na: "Do widzenia. To był uroczy wieczór." - był to pierwszy przystanek Roystona w jego przekształceniu się z powrotem w coś, co w przybliżeniu przypominało człowieka.

- Jednak jutro, jak wiesz, trzeba iść do pracy. - Royston wszedł do łazienki, a House rozluźnił się, kiedy tylko usłyszał szum wody płynącej z prysznica. Miał kilka minut na otrząśnięcie się po całym tym wieczorze. Musiał to koniecznie zrobić, jeżeli miał przyjść jutro do pracy, jakby spędził wieczór na oglądaniu w telewizji towarzyskiego meczu baseballa.

Royston skończył swój prysznic i wszedł do pokoju ubrany i gotowy do wyjścia.
- Dobranoc, House. To był uroczy wieczór. - Te słowa były sygnałem dla House'a, żeby ubrał się i opuścił hotel. Royston lubił przyjeżdżać razem z nim, ale wychodzić wolał w pojedynkę, wyszorowany do czysta pod przebraniem przyzwoitego biznesmena. - Zróbmy to wkrótce jeszcze raz - dodał.

To coś nowego, pomyślał House. Na nieszczęście, "wkrótce" zawsze nadchodziło zbyt szybko.

Przez chwilę House ignorował Roystona, wyobrażając sobie, że wstaje i idzie do łazienki, a po drodze roztrzaskuje lampę na głowie Dziekana. Obraz mózgu Roystona rozmazanego na hotelowym dywanie był niezwykle satysfakcjonującą fantazją. House często to sobie wyobrażał.

Jednakże wtedy przypominał sobie o Wilsonie, wstawał naprawdę i kuśtykając, przechodził obok lampy. Oczy Roystona zawsze podążały za nim, kiedy szedł. Dawny uraz House'a był dla Roystona szczególnie czułym fetyszem, podobnie jak jego własny status 'dominującego-nad-kaleką'. Royston wykorzystywał niepełnosprawność House'a, żeby się podniecić oraz żeby grozić mu zadawaniem bólu w sytuacjach, kiedy tamto podniecenie nie do końca mu wystarczało.

House skorzystał z prysznica, narzucił na siebie koszulę i wciągnął jeansy na swoje piekące pośladki.

Zgodnie ze swoim zwyczajem, Royston zdążył już wyjść.

House skorzystał z taksówki, żeby dostać się do domu. Za ten kurs House zawsze płacił z własnej kieszeni. To dawało Roystonowi złudzenie, że ich małe, seksualne igraszki stanowiły przyjemność dla obu stron oraz że podwładny mu towarek na wieczór uczestniczył w tym z własnej woli.

Bywały chwile, że niemal wystarczało to, żeby przekonać również House'a.



Cytat:
* Lubieżny Dziekan - w oryginale jest Dirty Dean, ale nie mogłam wymyślić żadnego tłumaczenia "dirty", które zaczynałoby się na 'D'


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 8:24, 15 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narcyza
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 12:27, 15 Lut 2011    Temat postu:

Yaaay! Nowa część

Cytat:
- Jeżeli masz zamiar zwrócić się o pomoc do policji albo spróbujesz skrzywdzić mnie w jakikolwiek sposób, powinieneś wiedzieć, że zabezpieczyłem się na wypadek takiego nierozważnego postępowania.

Nienawidzę tego k**asa jeszcze bardziej z każdym słowem!

Cytat:
House odchylił głowę do tyłu i jednym haustem opróżnił kieliszek z zawartości.

Na miejscu House'a też bym się zalała.

Cytat:
Royston uśmiechnął się do własnego kieliszka. - Mniej więcej.

*płonie z nienawiści*

Cytat:
Jeżeli jego zespół, Wilson czy ktokolwiek inny miał podejrzenia, że coś było między nim a Dziekanem - w sensie zawodowym czy prywatnym - nikt nie wspomniał o tym ani słowem. Czasami House był niemal rozczarowany, że nikt tego nie zrobił. W niektóre dni pragnął wręcz, żeby to wszystko skończyło się z głośnym, niszczycielskim hukiem.

Nie sądzę, żeby jego zespół cokolwiek z tym zrobił. Wilson - owszem, ale zespół House'a... Nie. Nigdy co prawda nie zagłebiałam się w analizy psychologiczne członków, ale jestem głęboko przekonana, że nie wiążą z nim uczuć głębszych niż zawodowe.

Cytat:
(...)oszalały z wściekłości gwałciciel uderzył go ponownie, tym razem rozcinając sygnetem dolną wargę House'a

zaraz sama go dorwę i rozszarpię!

Cytat:
Bywały chwile, że niemal wystarczało to, żeby przekonać również House'a.

*sigh z ulgą* Tylko niemal!

Cytat:
* Lubieżny Dziekan - w oryginale jest Dirty Dean, ale nie mogłam wymyślić żadnego tłumaczenia "dirty", które zaczynałoby się na 'D'

Lubieżny Dziekan nie brzmi tak źle...

Ugh, z każdą częścią nienawidzę R. coraz bardziej. Nie można go uśmiercić jakoś szyyybciej? xD

Czekam na następny part, weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 20, 21, 22  Następny
Strona 2 z 22

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin