Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Uczciwy układ [10/10]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 20, 21, 22  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 3:06, 16 Lut 2011    Temat postu:

Narcy napisał:
Nie sądzę, żeby jego zespół cokolwiek z tym zrobił. Wilson - owszem, ale zespół House'a... Nie. Nigdy co prawda nie zagłebiałam się w analizy psychologiczne członków, ale jestem głęboko przekonana, że nie wiążą z nim uczuć głębszych niż zawodowe.
IMO po tylu latach wspólnej pracy między House'em a zespołem musiały się wytworzyć jakieś pozazawodowe relacje - House na swój sposób przejmuje się ich problemami osobistymi, a Kaczątka... hmm... może Foreman i Taub przywiązują do tego mniejszą wagę, ale już Chase'owi czy 13 raczej na House'ie zależy. Pewnie żadne z nich nie oddałoby życia za House'a (nie mówię tu o Wilsonie), ale choćby z racji bycia lekarzami muszą się w jakiś sposób przejmować jego zdrowiem i samopoczuciem.

Narcy napisał:
*sigh z ulgą* Tylko niemal!
House musiałby postradać rozum, żeby uwierzyć, że spotyka się z Roystonem z własnej woli i dla przyjemności. Co nie znaczy, że - podłamany i zrezygnowany - nie będzie próbował sobie wmawiać, że sam również czerpie z tego korzyści.

Narcy napisał:
Lubieżny Dziekan nie brzmi tak źle...
dzięki

Narcy napisał:
Ugh, z każdą częścią nienawidzę R. coraz bardziej. Nie można go uśmiercić jakoś szyyybciej? xD
Mam nadzieję, że Twojej nienawiści jeszcze daleko, do wyczerpania limitów, bo przed nami ciągle sporo części i w żadnej z nich Royston nie zaczyna nagle wzbudzać sympatii
Tylko... czy gdziekolwiek wspominałam o uśmiercaniu Roystona? To by było za proste, a House'a stać na bardziej wyrafinowaną zemstę Ale to dopiero na końcu fika



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:02, 16 Lut 2011    Temat postu:

noo w końcu mam dłuższą chwilę, żeby spokojnie sobie poczytać.

Cytat:
spróbujesz skrzywdzić mnie w jakikolwiek sposób
a właściwie to czemu House nie próbuje? Słodkie, że robi to dla Wilsona, ale mógłby się postawić... Royston w czasie orgazmu na pewno nie byłby trudnym przeciwnikiem

Cytat:
Jako kobieta, mógłby brzydzić się Roystonem, a jego pochwa opowiedziałaby się po jego stronie.
od zawsze wiedziałam, że lepiej być kobietą

Cytat:
House Junior stawał na baczność i salutował z wojskowym szacunkiem. Jego ojciec byłby dumny.
wspomnienie ojca i takiej chwili jest trochę dziwnie, chociaż śmieszne A jeśli ojciec nigdy nie był z niego dumny, to z tego byłby na pewno! Czego to House nie robi dla przyjaciela

Cytat:
Minął już prawie rok
już!? ładnie czas leci w tym fiku;p

weny na dalsze części!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 7:24, 17 Lut 2011    Temat postu:

advantage napisał:
a właściwie to czemu House nie próbuje? Słodkie, że robi to dla Wilsona, ale mógłby się postawić... Royston w czasie orgazmu na pewno nie byłby trudnym przeciwnikiem
ja bym taka pewna nie była - tacy psychopaci jak Royston potrafią się kontrolować nawet w chwilach, w których normalny człowiek sobie odpuszcza, a do tego Royston jest w lepszej fizycznej formie niż House...
Zresztą, nawet gdyby House spróbował, to co miałby zrobić? Zabić by go nie mógł, bo sam by trafił za kratki za morderstwo, a cokolwiek innego tylko pogorszyłoby jego sytuację, kiedy Royston doszedłby do siebie

advantage napisał:
od zawsze wiedziałam, że lepiej być kobietą
jaaasne - bo można zapanować nad tym, czy seks jest przyjemnością oraz wydalanie kamieni nerkowych nie jest takie bolesne

advantage napisał:
wspomnienie ojca i takiej chwili jest trochę dziwnie, chociaż śmieszne
hmm... ja to odebrałam zupełnie przeciwnie: House przypomniał sobie o ojcu, bo ojciec się nad nim znęcał i wymagał absolutnego posłuszeństwa, tyle że jemu akurat House mógł się w pewnych granicach przeciwstawić, a Royston miał nad nim pełną władzę.

advantage napisał:
już!? ładnie czas leci w tym fiku;p
well, skoro przez te parę miesięcy nie działo się nic istotnego dla fabuły, to je GeeLady pominęła chyba nikt by nie zniósł kilkunastu rozdziałów opisujących gwałty i przemoc z jednej strony i oddalających się od siebie House'a i Wilsona z drugiej. No, może nie "nikt", bo scenarzyści "House'a" najwyraźniej nie mają z tym kłopotów

thx, bo wena koniecznie potrzebna


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dioda14
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Sie 2009
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:49, 17 Lut 2011    Temat postu:

Nowa część! O matko, jak ja dawno nie wchodziłam na forum! Richie ja cię zabiję! Mówiłaś że nie ma w tej części żadnych scen łóżkowych scen a tu normalnie czysty gwałt!...No, ale spawiłaś mi niespodziankę. Wiadro się przydało( chowałam w nim głowę gdy opisy były za straszne)
Jezu! A co do fabuły, to mamy Roystona- kolejnego kandydata do piekła...Szczęścia, weny i polewaj (tzn. dodawaj )
Kiedy next part?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dioda14 dnia Czw 15:51, 17 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cobra
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 23 Lis 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:09, 17 Lut 2011    Temat postu:

Może to dziwnie zabrzmi, ale strasznie brutalna ta część. W ogóle, to okropne i niewyobrażalne, że House potrafi po tym wszystkim normalnie funkcjonować, iść do pracy i widzieć tam swojego oprawcę. To dopiero początek całego fika, a już jest naprawdę tragicznie, więc jestem strasznie ciekawa, co dalej czeka House'a...

Richie117 napisał:
Minął już prawie rok, a końca apetytu Roystona nie było nigdzie w zasięgu wzroku.

Niby jestem przyzwyczajona, że czasami akcja przesuwa się o parę miesięcy do przodu, ale rok House'a w niewoli Roystona to spory szok. Przy okazji utwierdza mnie to w przekonaniu, że House'owi musi naprawdę bardzo zależeć na Wilsonie, skoro tak bardzo się dla niego poświęca. To chyba jedyna jasna strona tej tragicznej sytuacji, ale dobre i to
Richie117 napisał:
Jeżeli jego zespół, Wilson czy ktokolwiek inny miał podejrzenia, że coś było między nim a Dziekanem - w sensie zawodowym czy prywatnym - nikt nie wspomniał o tym ani słowem. Czasami House był niemal rozczarowany, że nikt tego nie zrobił.

Po części mnie to nie dziwi, bo House niejednokrotnie dawał kaczątkom do zrozumienia, że nie chce czyjejś łaski ani troski. Może dlatego drużyna stwierdziła, że lepiej zostawić House'a samemu sobie i dać sobie spokój z troską, która i tak spotka się z niezadowoleniem diagnosty. Sądzę, że to jedyny powód dla którego wszyscy dookoła milczeli, nawet jeśli domyślali się jakiś drobnych szczegółów. Nie jest to raczej jakaś obojętność względem Grega i wbrew wszelkim pozorom im choć trochę na nim zależy i jemu na ekipie również.
Richie117 napisał:
House trzasnął niewielkim pustym kieliszkiem o blat stolika.
- Więcej alkoholu!
Skoro Royston płacił, on zamierzał pić. To był jedyny, maciupeńki jasny punkt w czasie ich - pod innymi względami dramatycznie obrzydliwych - spotkań towarzyskich.

Jak dla mnie, to po prostu doskonały sposób na przetrwanie tych okrutnych gierek Roystona, bo na trzeźwo byłoby to nie do zniesienia. Ewentualnie House może czuć tą minimalną satysfakcję, że przynajmniej może go naciągnąć na parę drogich trunków i niezauważalnie zmniejszyć zawartość jego portfela. Jasne, że to żadna tam zemsta i Royston zasłużył sobie na coś sto razy gorszego, ale nie mogąc sobie pozwolić na nic innego, House może tylko tyle.
Richie117 napisał:
- Dobranoc, House. To był uroczy wieczór.

Royston to naprawdę totalny świrus... W dodatku jest obrzydliwie bezczelny, żeby od tak po prostu walnąć na pożegnanie taki tekst i twierdzić, że wszystko jest w porządku. Mam szczerą nadzieję, że w przyszłości Dirty Dean przestanie być panem sytuacji i boleśnie przekona się, co to znaczy krwawa vendetta
Richie117 napisał:
Przez chwilę House ignorował Roystona, wyobrażając sobie, że wstaje i idzie do łazienki, a po drodze roztrzaskuje lampę na głowie Dziekana. Obraz mózgu Roystona rozmazanego na hotelowym dywanie był niezwykle satysfakcjonującą fantazją. House często to sobie wyobrażał.

Szczerze powiedziawszy, to dziwi mnie, że House jeszcze nie odważył się na ten krok, bo taka ewentualność z pewnością jest dla niego wyjątkowo kusząca. W końcu, Greg jest (obecnie to już tylko był) geniuszem, więc może udałaby mu się sztuczka ze zbrodnią idealną? A tak naprawdę, to już od samego początku zastanawia mnie jedna rzecz. Czemu House nie nagrał jakiejś rozmowy z Roystonem? Wówczas miałby jako takie dowody i mógłby coś z tym zrobić, chociaż patrząc na to z drugiej strony, to jest House. On nie lubi niczyjej łaski, a już na pewno nie prosiłby nikogo o pomoc w takiej sprawie. Woli znosić przez rok mnóstwo upokorzeń i pozwolić, żeby jakiś marny drań decydował o jego losie, niż przyznać, że nie potrafi sobie z czymś dać rady. W dodatku jest jeszcze Wilson... Zależy mu na nim, co jest zupełnie oczywiste. Może właśnie dlatego woli nie ryzykować? Chociaż i tak najlepszym wyjaśnieniem jest fakt, że akcja byłaby nudna i cały fik szybko by się skończył

Wiele weny i wolnego czasu


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cobra dnia Czw 16:21, 17 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 4:09, 18 Lut 2011    Temat postu:

Dioda14 napisał:
Richie ja cię zabiję!
tylko delikatnie, proszę

Dioda14 napisał:
Mówiłaś że nie ma w tej części żadnych scen łóżkowych scen a tu normalnie czysty gwałt!...
um... ja tylko napisałam, że nie pamiętam, czy jest opis jakiejś randki No i w sumie nie ma - za to jest podsumowanie całego roku Ale w następnej części już serio nie ma żadnego seksu - za to pojawia się na moment Cuddy i jest scenka z małżeńskiego życia Wilsona... Sama nie wiem, co gorsze

Dioda14 napisał:
A co do fabuły, to mamy Roystona- kolejnego kandydata do piekła...
byle nie do naszego przytulnego Hilsonowego piekieuka

Dioda14 napisał:
Kiedy next part?
tak szybko jak się da

***

Cobra napisał:
To dopiero początek całego fika, a już jest naprawdę tragicznie, więc jestem strasznie ciekawa, co dalej czeka House'a...
jak to się mówi: musi być gorzej, żeby mogło być lepiej Ale w sumie Royston swoją lekkomyślnością sam się przyczyni do tego, że cała sprawa się wyda

Cobra napisał:
Po części mnie to nie dziwi, bo House niejednokrotnie dawał kaczątkom do zrozumienia, że nie chce czyjejś łaski ani troski. Może dlatego drużyna stwierdziła, że lepiej zostawić House'a samemu sobie i dać sobie spokój z troską, która i tak spotka się z niezadowoleniem diagnosty.
To by dopiero była ironia losu - tyle lat wtrącali się do jego spraw, a kiedy ich interwencja jest faktycznie potrzebna, postanawiają odpuścić. Ale to nie tak - House naprawdę dobrze się krył ze wszystkim, więc Kaczątka niczego strasznego nie podejrzewały, przypisując jego dziwne zachowania kapryśnemu nastrojowi

Cobra napisał:
Ewentualnie House może czuć tą minimalną satysfakcję, że przynajmniej może go naciągnąć na parę drogich trunków i niezauważalnie zmniejszyć zawartość jego portfela.
ech, ta złudna satysfkcja... Royston nie jest na tyle głupi, żeby stawiać House'owi drogą wódę, gdyby nie była to część jego złego planu

Cobra napisał:
Mam szczerą nadzieję, że w przyszłości Dirty Dean przestanie być panem sytuacji i boleśnie przekona się, co to znaczy krwawa vendetta
niewątpliwie mniej więcej tak właśnie będzie

Cobra napisał:
W końcu, Greg jest (obecnie to już tylko był) geniuszem, więc może udałaby mu się sztuczka ze zbrodnią idealną?
przecież mu się udała - tylko w innym fiku A w tym tutaj po prostu genialnie wykorzysta nadarzającą się okazję

Cobra napisał:
Czemu House nie nagrał jakiejś rozmowy z Roystonem? Wówczas miałby jako takie dowody i mógłby coś z tym zrobić,
niestety, w ten sposób uratowałby co najwyżej własny tyłek, jednak nijak nie poprawiłby sytuacji Wilsona

Cobra napisał:
On nie lubi niczyjej łaski, a już na pewno nie prosiłby nikogo o pomoc w takiej sprawie.
Lucasa poprosił... Ale częściowo masz rację, bo House jest zbyt dumny, żeby powiedzieć komukolwiek, że Royston zrobił z niego swoją bezwolną seks-zabawkę

Cobra napisał:
Chociaż i tak najlepszym wyjaśnieniem jest fakt, że akcja byłaby nudna i cały fik szybko by się skończył
najprostsze wyjaśnienia zawsze są najlepsze



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:18, 18 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
Zresztą, nawet gdyby House spróbował, to co miałby zrobić?
tak tylko sobie gdybam;) trochę mnie uderza to, że House, mając twardy charakter (mimo, że zawsze go odbierałam jako wrażliwego i trochę kruchego, gdzieś tam głęboko) zachowuje się w ten sposób. Zero oporu, albo bierny opór. No ale ten fik jest jaki jest, może w innym znalazłby się waleczny House. Do pewnego momentu wydawało mi się, że tutaj House też walczy, ale końcówka tej częsci jakoś mi daje do zrozumienia, że zaczyna się poddawać. Anyway, nie pozostaje mi nic innego jak czytać dalej i przekonać się jak będzie;)

Richie117 napisał:
jaaasne - bo można zapanować nad tym, czy seks jest przyjemnością oraz wydalanie kamieni nerkowych nie jest takie bolesne
nigdy nie próbowałam... nooo dobra, przykłady nie są najlepsze. Mogłabym spróbować być facetem przez jeden dzień, ale to musi być dziwne... nie chce, zeby mi coś zwiasało między nogami

Richie117 napisał:
House przypomniał sobie o ojcu, bo ojciec się nad nim znęcał i wymagał absolutnego posłuszeństwa, tyle że jemu akurat House mógł się w pewnych granicach przeciwstawić, a Royston miał nad nim pełną władzę.
ja się tak nie zagłębiałam, dostrzegłam tylko fakt 'stania na baczność' i powiązanie z ojcem House'a jako wojskowym.

Richie117 napisał:
chyba nikt by nie zniósł kilkunastu rozdziałów opisujących gwałty i przemoc z jednej strony i oddalających się od siebie House'a i Wilsona z drugiej.
kilkanaście takich rozdziałów szybko by się znudziło, ale kilka takich gwałtów jest ok poza tym, kto byłby na tyle wytrzymały, by tak krzywdzić House'a?

jak Ci potrzeba weny, to raz jeszcze Ci jej życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 8:13, 19 Lut 2011    Temat postu:

advantage napisał:
trochę mnie uderza to, że House, mając twardy charakter (mimo, że zawsze go odbierałam jako wrażliwego i trochę kruchego, gdzieś tam głęboko) zachowuje się w ten sposób. Zero oporu, albo bierny opór. (...) Do pewnego momentu wydawało mi się, że tutaj House też walczy, ale końcówka tej częsci jakoś mi daje do zrozumienia, że zaczyna się poddawać.
(FYI, ja też uważam, że House pod tą swoją twardą skorupą ukrywa bardzo wrażliwe wnętrze, może nawet wrażliwsze, niż u przeciętnego człowieka )
House z początku stawiał czynny opór, kiedy jeszcze myślał, że ma jakieś szanse. Teraz dotarło do niego, że Royston ma go w garści - każdy jego poważny sprzeciw może skończyć się tym, że Royston fizycznie zrobi mu krzywdę, albo wywali Wilsona z roboty, tylko w ramach nauczki, bo nadal ma sporo asów w rękawie, żeby całkiem zrujnować życie im obu... Brak oporu wcale nie znaczy, że House zrezygnował z robienia czegokolwiek, by tę sytuację zakończyć - póki co jednak najlepszym wyjściem jest minimalizowanie szkód i przy okazji uśpienie czujności Roystona

advantage napisał:
No ale ten fik jest jaki jest, może w innym znalazłby się waleczny House.
a surrealistyczny mpreg GeeLady się liczy? Bo chyba na nic innego nie trafiłam...

advantage napisał:
Mogłabym spróbować być facetem przez jeden dzień, ale to musi być dziwne... nie chce, zeby mi coś zwiasało między nogami
a kto twierdzi, że koniecznie musi zwisać?

advantage napisał:
ja się tak nie zagłębiałam, dostrzegłam tylko fakt 'stania na baczność' i powiązanie z ojcem House'a jako wojskowym.
no faktycznie, z tego punktu widzenia, to zestawienie jest dziwne i odrobinę śmieszne Szkoda, że GeeLady nie wpadła na pomysł z impotencją na podłożu psychosomatycznym, zamiast pisać o zaletach bycia gwałconą kobietą.

advantage napisał:
kilka takich gwałtów jest ok
fik się jeszcze nie skończył

advantage napisał:
poza tym, kto byłby na tyle wytrzymały, by tak krzywdzić House'a?
parę osób by się znalazło... Na przykład nasza wspólna "znajoma" Dreamsofspike, [link widoczny dla zalogowanych], [link widoczny dla zalogowanych], a o panu DS i jego przydupasach nawet nie muszę wspominać.

uh, dziś wena jakoś musiała pobłądzić, bo do mnie nie wpadła... pozostaje mi czekać na jutro


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:17, 20 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
Brak oporu wcale nie znaczy, że House zrezygnował z robienia czegokolwiek, by tę sytuację zakończyć - póki co jednak najlepszym wyjściem jest minimalizowanie szkód i przy okazji uśpienie czujności Roystona
taak, spokój i cisza, a potem atak z zaskoczenia;p

Richie117 napisał:
surrealistyczny mpreg GeeLady się liczy?
nie mam pojęcia, a jak bardzo surrealistyczny?

Richie117 napisał:
kto twierdzi, że koniecznie musi zwisać?
jakby stało, byłoby chyba jeszcze gorzej w sensie komiczniej;p

Richie117 napisał:
Szkoda, że GeeLady nie wpadła na pomysł z impotencją na podłożu psychosomatycznym, zamiast pisać o zaletach bycia gwałconą kobietą.
na moje szczęście bardzo dobrze, że nie wpadła Może i byłoby to uzasadnione, ale głupio przedstawiać House'a z impotencją.

Richie117 napisał:
fik się jeszcze nie skończył
wieeem, kusi mnie, żeby poczytać dalej, ale cały czas się temu opieram, by czytać Twoje tłumaczenia;)

Richie117 napisał:
parę osób by się znalazło... Na przykład nasza wspólna "znajoma" Dreamsofspike, [link widoczny dla zalogowanych], [link widoczny dla zalogowanych]
a jednak są i tacy fanatycy;p 'Used' w końcu przeczytałam i bądź, co bądź całkiem ładnie House z tego wszystkiego wybrnął.

wena przyjdzie, zobaczysz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 5:24, 20 Lut 2011    Temat postu:

advantage napisał:
taak, spokój i cisza, a potem atak z zaskoczenia;p
*chichocze niecnie na myśl o tym, jaki Royston będzie zaskoczony*

advantage napisał:
a jak bardzo surrealistyczny?
bardzobardzo
to postapokaliptyczna wizja świata, w którym zaraza czy coś wytruła wszystkie kobiety, a mężczyźni o niebieskich oczach przeszli jakąś mutację, dzięki której są zdolni do rodzenia dzieci w prawie hurtowych ilościach. Dla mnie i tak najbardziej surrealistycznym aspektem tego fika jest to, że House dzieli łoże nie tylko z Wilsonem, ale też z Chase'em i Foremanem... taka czworokątna rodzinka (chyba że akurat House jest sam w ciemnym, zimnym lesie i musi robić sobie operację za pomocą kamienia...)

advantage napisał:
Może i byłoby to uzasadnione, ale głupio przedstawiać House'a z impotencją.
Mnie by to nie przeszkadzało. Czytałam raz nawet fika (którego teraz nie mogę nigdzie znaleźć ), w którym chwilowa niedyspozycja House'a nie przeszkodziła chłopakom w bardzo sympatycznej i satysfakcjonującej dla obu stron erze

advantage napisał:
wieeem, kusi mnie, żeby poczytać dalej, ale cały czas się temu opieram, by czytać Twoje tłumaczenia;)
*me is very happy, że chcesz zaczekać na tłumaczenie*
Muszę się zmobilizować, żeby wykrzesać coś z siebie na poniedziałek

advantage napisał:
'Used' w końcu przeczytałam i bądź, co bądź całkiem ładnie House z tego wszystkiego wybrnął.
gratulacje
indeed, pomysł na zakończenie tego tritterowego terroru był w porządku. Szkoda, że przez rozwlekłość fabuły trochę się ten urok zatracił, przynajmniej dla mnie. *dyskretnie przemilcza rozwlekłość czasową i nie tylko fabuły Gimme *


yup, wena przyszła, tylko nie zastała mnie z domu, damn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Nie 5:26, 20 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:21, 20 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
*chichocze niecnie na myśl o tym, jaki Royston będzie zaskoczony*
wytrzymam, wytrzymam, wytrzymam i dowiem się tego z Twojego tłumaczenia

Richie117 napisał:
to postapokaliptyczna wizja świata, w którym zaraza czy coś wytruła wszystkie kobiety, a mężczyźni o niebieskich oczach przeszli jakąś mutację, dzięki której są zdolni do rodzenia dzieci w prawie hurtowych ilościach. Dla mnie i tak najbardziej surrealistycznym aspektem tego fika jest to, że House dzieli łoże nie tylko z Wilsonem, ale też z Chase'em i Foremanem... taka czworokątna rodzinka (chyba że akurat House jest sam w ciemnym, zimnym lesie i musi robić sobie operację za pomocą kamienia...)
aha i o ile Chase'a i House'a jeszcze jakoś mogę sobie wyobrazić, to Foremana w ogóle... za duża mieszkana barw Nie no dobra, nie mam nic do Murzynów. Trochę pogrzebałam, ten fick to może 'Fatherland'?

Richie117 napisał:
chwilowa niedyspozycja House'a nie przeszkodziła chłopakom w bardzo sympatycznej i satysfakcjonującej dla obu stron erze
o, a wydawałoby się, że taka niedyspozycja jest hamulcem dla wszelkich igraszek;p

Richie117 napisał:
Muszę się zmobilizować, żeby wykrzesać coś z siebie na poniedziałek
take your time

Richie117 napisał:
pomysł na zakończenie tego tritterowego terroru był w porządku. Szkoda, że przez rozwlekłość fabuły trochę się ten urok zatracił, przynajmniej dla mnie. *dyskretnie przemilcza rozwlekłość czasową i nie tylko fabuły Gimme *
yeah, myślałam, że House polegnie, ale był taaaki dzielny;) Faktycznie trochę sie to wszystko rozwlekło, bo długo, długo właściwie nic się nie działo, a potem dopiero zaczęło się wszystko dziać, akcja się skumulowała i zmieściło się to w kilku częsciach. A w Gimme, to wiesz, czas mało ważny, chodzi o jakość

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:29, 21 Lut 2011    Temat postu:

advantage napisał:
i o ile Chase'a i House'a jeszcze jakoś mogę sobie wyobrazić, to Foremana w ogóle... za duża mieszkana barw
mniejsza o barwy, ale Foreman jako troskliwy tatuś? Co do Chase'a zresztą mam podobne wątpliwości, bo mimo kilku przeczytanych fików typu sort of dom-Chase!sub-House, nie wyobrażam sobie Chase'a inaczej, niż House'ową zabaweczkę

advantage napisał:
Trochę pogrzebałam, ten fick to może 'Fatherland'?
"Fatherland" jest akurat 4. w serii. Wcześniej są "Gone With the World", "Riddled With Heaven" i "Remember Zion" (tylko dwa pierwsze przeczytałam, zanim przeszła mi ochota na tego typu angst)

advantage napisał:
o, a wydawałoby się, że taka niedyspozycja jest hamulcem dla wszelkich igraszek;p
nie wiem, na ile autorka tamtego fika napisała go zgodnie z fizjologią, bo sama się na tym nie znam W każdym razie House się upierał, że brak erekcji wcale nie oznacza, że zakończenia nerwowe tracą wrażliwość na doznania płynące z seksu oralnego, a Wilson był zadowolony, że Mały Greg mieści się w całości w jego ustach

advantage napisał:
take your time
U mean "time off"? ok, bye *macha na dowidzenia*

advantage napisał:
A w Gimme, to wiesz, czas mało ważny, chodzi o jakość
uh, dzięki, korniczki poczuły się rozgrzeszone ze swojej opieszałości

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:07, 21 Lut 2011    Temat postu:

Cytat:
ależ mam doła Szukałam vidka dla znajomego, tego vidka konkretnie:

<object width="425" height="349"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/2eDPSax7y0g?fs=1&amp;hl=pl_PL&amp;rel=0"></param><param name="allowFullScreen" value="true"></param><param name="allowscriptaccess" value="always"></param><embed src="http://www.youtube.com/v/2eDPSax7y0g?fs=1&amp;hl=pl_PL&amp;rel=0" type="application/x-shockwave-flash" allowscriptaccess="always" allowfullscreen="true" width="425" height="349"></embed></object>

i jak ostatnia idiotka zaczęłam go oglądać. Buuuu Gdzie się podziały te czasy???
Teraz taki drinking contest musiałby mieć tylko jedną konkurencję - Drink every time you guys are talking about Huddy - i już w połowie rundy House z Wilsonem skończyli by na ostrym dyżurze z zatruciem alkoholowym

Ech, no dobra. Podręczyłam siebie, to teraz czas podręczyć chłopaków

Enjoy or not



<center>ROZDZIAŁ TRZECI
(część druga)</center>


25. listopada, 19:35

Wilson wyszukał numer Cuddy na swojej komórce. W ciągu ostatnich kilku miesięcy House zachowywał się w coraz większym stopniu nieprzystępnie i skrycie. Wielokrotnie uparcie powtarzał, że jest to spowodowane pracą i silniejszym bólem nogi, jednak Wilson słyszał te wymówki już wcześniej i był zaskoczony, że nie było w nich żadnej pomysłowości. Zupełnie nie pasowało to do zwyczajnego poziomu kreatywności House'a.

Wilson słuchał sygnału telefonu dzwoniącego na drugim końcu linii. Zamierzał właśnie złamać słowo, które dał House'owi, lecz teraz był przekonany, że House wrócił do swojego nałogu - i to nie w małych ilościach, od czasu do czasu, tylko z powrotem do swoich dawnych, niebezpiecznie wysokich codziennych dawek narkotyku. Było tylko kwestią czasu, aż zaczną się pijackie balangi, po nich wybuchowe i agresywne zachowania, potem przedawkowania leków albo napady choroby, i Bóg jeden wiedział, co mogłoby nastąpić później. Kolejne halucynacje, urojenia, hospitalizacja - być może tym razem House nigdy nie wróciłby do domu.

- Halo? - W słuchawce rozległ się głos Cuddy.

- Cuddy. - Wilson chciał porozmawiać z Lucasem, ale jednocześnie nie chciał, żeby Cuddy zadała mu zbyt wiele pytań. Dlatego miał przygotowaną dla niej wiarygodnie brzmiącą wymówkę, czemu właściwie dzwoni. - Um, cześć. Słuchaj, zastanawiałem się nad zainwestowaniem pieniędzy w pewien dochodowy interes z nieruchomościami i miałem nadzieję, że Lucas pozwoli mi, żebym go zatrudnił do przeprowadzenia małego śledztwa. Chciałbym wiedzieć, czy tamten facet nie jest przypadkiem oszustem.

- Och. - Cuddy wydawała się niezainteresowana wspomnianym interesem, lecz oczywiście ciekawiło ją, jak miewa się Wilson. - A co słychać u ciebie? - Oraz, jakże by inaczej: - I... i jak się ma House?

- U mnie dobrze. Naprawdę dobrze. Z Leanne wszystko w porządku. House, cóż, znasz House'a... u niego niewiele się zmienia. - Wilson miał nadzieję, że jego odpowiedź była wystarczająco ogólnikowa, by zniechęcić Cuddy do zadawania bardziej szczegółowych pytań.

- Miło mi to słyszeć. - Co za bzdura. Cuddy nie było miło, ani smutno, ani nijak. Była po prostu tak doskonale uprzejma, że słuchanie tego sprawiało ból. - Już ci daję Lucasa.

Wilson odetchnął z ulgą. Dzięki bogu.
- Lucas? - upewnił się, że rozmawia z detektywem, po czym pozwolił słowom popłynąć ze swoich ust jednym długim, nieprzerwanym potokiem: - Słuchaj, naprawdę potrzebuję twojej pomocy. Pamiętasz, jak House cię zatrudnił, żebyś sprawdził przeszłość Roystona? Um... wydaje mi się, że House wpakował się przez to w jakieś naprawdę głębokie gówno i teraz nie wie, jak się z niego wydostać. Tyle że on nie pozwoli mi, żebym mu pomógł... nie powie mi nawet, o co chodzi. Zatem chcę się dowiedzieć, czy ty...

- ...Wilson. - Lucas przerwał jego wielozdaniowy monolog. - Przykro mi, stary, chciałbym móc ci pomóc, ale gówno na Roystona znalazłem. House ci nie powiedział?

- Nie. - House już prawie niczego mi nie mówi; Wilson podupadł na duchu. - Naprawdę niczego nie znalazłeś? - To była rozczarowująca wiadomość. Lucas przeprosił po swojej stronie telefonu. - Och, rozumiem. Po prostu chodzi o to, że... to wielka szkoda. Miałem nadzieję...

Na co? Wilson nie był pewien. Wiedział jedynie, że House się od niego oddala i Wilson dostrzegał, że żerdź, która łączyła mocno zaniedbywany dobry statek Przyjaciele z dokiem, jest bliska przełamania się na pół.

- Przykro mi - odezwał się do słuchawki Lucas. - Słuchaj, Rachel płacze, muszę już kończyć.

Wilson poczuł bezradność. - Taaa, w porządku. Uh, dzięki mimo wszystko - powiedział i rozłączył się. Wrócił do salonu z dwoma kubkami kakao z bitą śmietaną.

- Wszystko gra? - zapytała Leanne. Siedziała na kanapie, podkulając pod siebie swoje drobne nogi. Jej miękkie ciemne włosy spływały idealną kaskadą na jedno z ramion. Była "Koordynatorką do spraw kosmetyków", co znaczyło, że podróżowała między stanami, dostarczając podległym jej konsultantkom nowe kosmetyki na sprzedaż oraz nowe metody ich sprzedawania.

- Taaa. Musiałem tylko zadzwonić do szpitala. Opiekuję się pewnym siedmioletnim pacjentem, który prawdopodobnie nie przeżyje do jutrzejszego ranka. - Wilson usadowił się na kanapie i zaczął sączyć swoje kakao; nie był to jego ulubiony napój, lecz Leanne zawsze miała ochotę na kubek kakao tuż przed pójściem do łóżka. - Naprawdę powinienem tam teraz być - odezwał się z zadumą, a jego słowa zabrzmiały tak, jakby było to jedyne miejsce, w którym wolałby nie być.

Wilson odchylił się na oparcie i westchnął z zadowoleniem. Czekał. Leanne była niezwykle łatwowierna, gdy w grę wchodziły opowieści o dzieciach oraz bardzo skrupulatna w wypełnianiu zobowiązań wobec jej klientek. Posunęła się nawet do tego, że pozwalała dzwonić do siebie o każdej porze w razie nagłych wypadków, chociaż Wilson nie potrafił sobie wyobrazić, co mogłoby być nagłym wypadkiem w wytwornej krainie salonów piękności i tuszów do rzęs. Wilson doszedł do wniosku, że Leanne lubiła być "pod telefonem". Dzięki temu miała wrażenie, że jej praca jest równie istotna, co jego. Dzięki temu czuła się potrzebna.

Wkrótce po ślubie Wilson uświadomił sobie, że tym razem zaczął sypiać nie z odpowiednikiem House'a, ale samego siebie. Jedną z nielicznych zalet ich związku było to, że Leanne regularnie wyjeżdżała z miasta w interesach, co na kilka dni dawało mu wolną rękę, by robić to, na co miał ochotę. Czasami trwało to nawet tydzień lub dłużej.

Jednakże teraz, kiedy House go unikał, nie miał zbyt wiele zajęć, by wypełnić ten wolny czas.

- Jesteś pewien, że nie musisz być dziś w nocy w szpitalu? Znam cię...

Choć prawda była taka, że nie znała go prawie w ogóle.

- ...lubisz zajmować się swoimi pacjentami. To dlatego jesteś takim świetnym lekarzem.

Prawiła mu komplementy, równocześnie zabezpieczając własną pozycję w jego ważnym lekarskim świecie. Jeżeli będzie wyrozumiała wobec jego szalonego planu dyżurów - wnioskowała bez wątpienia Leanne - to Wilson będzie ją kochał jeszcze mocniej i spędzi resztę swojego życia z piękną lecz nieciekawą młodą kobietą, która sprzedawała złudzenia bogatym i znudzonym oraz nadzieję starzejącym się i zdesperowanym. Wilson podejrzewał, że Leanne równie dobrze jak on zrozumiała, że znudzili się sobą już kilka miesięcy po ślubie, jednak oboje póki co zadowolili się tym, co mają, wierząc, że znalezienie lepszych perspektyw w innym miejscu było mało prawdopodobne.

Wilson westchnął. Z tego rodzaju fiaskiem był bardzo dobrze zaznajomiony. Ale nieposiadanie żadnej wiedzy o tym, co się dzieje z House'em było polem minowym, nieznanym i przerażającym.
- Naprawdę uważasz, że powinienem tam pojechać? - Oczywiście, że tak uważała.

- Oczywiście, że tak. Nadal mamy przed sobą wspólny weekend.

Wilson westchnął, udając, że jest zmęczony niesieniem krzyża odpowiedzialności, jaki spoczywał na przygarbionych ramionach wszystkich lekarzy.
- No dobrze, ale przyrzekam, że niedługo wrócę.

Leanne uśmiechnęła się blado. Kawał dobrej roboty. - W porządku, kochanie. Będę na ciebie czekać.

Oczywiście wcale nie miała takiego zamiaru.

---
---

25. listopada, 20:03

Wilson znalazł House'a śpiącego w jego fotelu z podnóżkiem i przykrytego zimowym płaszczem. Po cichu otworzył drzwi, zachowując ostrożność, by nie narobić hałasu żaluzjami, które były zasłonięte, żeby odciąć dopływ jasnego światła z korytarza. W tej części czwartego piętra nie przyciemniano świateł na noc, ponieważ nie było tam żadnych pokojów pacjentów.

Jednak dla Wilsona było wystarczająco jasno, żeby dostrzec podkrążone oczy House'a oraz dziwną pozycję, w jakiej ułożył swoją prawą nogę - podkulając ją tak, by obejmowała lewą kończynę. Wyglądało na to, że albo noga, albo plecy musiały sprawiać mu tego dnia szczególnie dużo bólu. Włosy House'a, które diagnosta nosił obecnie przystrzyżone niemal przy samej skórze, okalały jego chudą twarz. Zarost na jego podbródku był gęstszy niż zazwyczaj, jak gdyby House ostatnie kilka nocy spędził w szpitalu.

Wilson zerknął do pokoju konferencyjnego. Biała tablica stała na swoim miejscu, nieruchoma i czysta. Żadne słowa pochodzące z ostatniego diagnozowania nie psuły jej nieskazitelnego oblicza. Pusta tablica oznaczała brak przypadku. House nie zajmował się w tej chwili żadnym pacjentem. Więc dlaczego nocował w swoim gabinecie?

Wilson najwidoczniej zastanawiał się zbyt głośno, albo House po prostu miał drugi zmysł, gdy chodziło o jego młodszego przyjaciela, bo w tym samym momencie śpiący mężczyzna otworzył oczy i podniósł wzrok na przypatrującego mu się z góry Wilsona. House wyprostował się na fotelu, odrzucając na bok swój płaszcz.
- Co ty, u diabła, wyprawiasz? - zapytał bez śladu gniewu w głosie.

Wilson uznał, że równie dobrze może mówić prosto z mostu, skoro zakradanie się do gabinetu diagnosty i obserwowanie go podczas snu było o wiele zbyt dziwacznym zachowaniem, żeby spróbować wykręcić się jakimś kłamstwem.
- Martwię się o ciebie - zaczął, po czym ostrym, karcącym tonem dodał: - Wiem, że wróciłeś do ćpania.

House wsparł laskę o podłogę i podźwignął się na nogi. Wilson ruszył za nim, wyrzucając z siebie tyle słów, ile tylko był w stanie, zanim House każe mu się zamknąć albo wścieknie się i wyjdzie z gabinetu.

- To musi być to, House. Zachowujesz się z rezerwą, nie zwierzałeś mi się od miesięcy. Nawet nie jadamy już razem lunchów - w zeszłym tygodniu chciałem ci postawić kanapkę z wołowiną i deser, a ty mnie spławiłeś i to kompletnie bez powodu.

- Miałem swój powód - odwarknął House z gniewną miną i odwrócił wzrok, patrząc gdziekolwiek byle nie na Wilsona, ukrywając się, uciekając. - Nie byłem głodny.

- Pewnie. - Wilson gwałtownym gestem wskazał na wychodzone ciało House'a. - Straciłeś - ile? - siedem kilogramów? Dziesięć? Wyraźnie widać, że się przejadasz.

Wilson ze świstem wcignął powietrze, kiedy przyszła mu do głowy nowa myśl: - Mój boże. House, czy ty... czy ty jesteś chory? Jeśli tak, to wybacz, że zachowałem się wobec ciebie tak ostro, ale...

- ...nie jestem chory.

Wilson był wykończony, a przebywał w gabinecie diagnosty zaledwie od pięciu minut. - Zatem co jest grane? Czemu nie chcesz już ze mną rozmawiać?

House spojrzał na niego. - Przechodzę ciężki okres - odparł cicho, wciąż nie zwracając się bezpośrednio do swojego przyjaciela, wciąż wynajdując inne rzeczy, na których mógłby zatrzymać wzrok. - A Nolan już o tym wie, na wypadek gdybyś wpadł na pomysł, by pobiec do niego na skargę.

- Już to zrobiłem.

Widząc zranioną minę House'a, Wilson pośpieszył z litościwym wyjaśnieniem: - Zrobiłem to tylko tamten jeden raz, kilka miesięcy temu. Martwiłem się o ciebie, więc do niego zadzwoniłem. Rozmawialiśmy o możliwości, że ty... - Wilson pozwolił swojej wyciągniętej w błagalnym geście dłoni opaść wzdłuż jego boku.

- ...wróciłeś do nałogu. Taaa, wiem. Nolan wszystko mi o tym powiedział - odrzekł House.

I ciągle nie jest wściekły, pomyślał Wilson, mimo że wtykam nos w jego prywatne sprawy.

- Myślisz, że wiesz o wszystkim, ale tak nie jest - stwierdził House. Jego mina zrobiła się nieufna, a głos znużony. - Ty przypuszczasz, jak zawsze. - House westchnął ciężko i potarł dłonią czoło, starając się odpędzić senność lub zmęczenie, nagromadzone przez kilka miesięcy z rzędu, kiedy nie wysypiał się dostatecznie. - Wróciłem do używek, ale nie do Vicodinu - powiedział, akcentując końcówkę zdania. - Wróciłem do picia. - House usiadł za biurkiem. - I pracuję nad tym razem z Nolanem. Zatem nie ma potrzeby, żebyś biegł mi na ratunek.

To pod pewnymi względami miało sens. - Jestem twoim przyjacielem. Chcę ci pomóc.

- To, że pomagałeś mnie, rozbiło twoje trzy poprzednie małżeństwa. To, że ja potrzebowałem ciebie, zabiło twoją ostatnią dziewczynę. Tym razem powinieneś po prostu wrócić do domu i być ze swoją żoną. Przestań się nade mną użalać. Mam pięćdziesiąt jeden lat. Potrafię się o siebie zatroszczyć wystarczająco dobrze.

Wilson wiedział, że House ukrywa przed nim pozostałe szczegóły, ale postanowił nie naciskać już więcej tego wieczoru. To, że wyciągnął z House'a aż tyle przyniosło mu niewielką ulgę i odsunęło na bok niepokój. Przynajmniej rozmawiali ze sobą.
- Owszem, troszczysz się o siebie - zgodził się Wilson. - Ale nie "wystarczająco dobrze".

- Ale to już mój problem - odparł House, kręcąc głową. - Nie twój.
Rozmowa dobiegła końca.

Wilson popatrzył na swojego przyjaciela i poczuł się nieswojo, kiedy House odwrócił wzrok. House prawie zawsze panował nad sobą, ale nawet on nie potrafił ukryć wszystkiego. Zdarzało się w przeszłości, że okłamywał Wilsona, lecz zawsze nienawidził tego robić i teraz było to widoczne jak na dłoni. Jednak Wilson nie miał pojęcia, co jeszcze miałby z tym zrobić.
- Brakuje mi ciebie, House.

Brakowało mu go już od jakiegoś czasu. Wtedy, gdy zaczęło się dziwne zachowanie House'a, zmiany były niewielkie, lecz powiększały się z upływem tygodni. Wilson próbował namawiać House'a na wieczorne wyjścia na miasto, przekupywać go pizzą i bezalkoholowym piwem, a nawet proponował, że - jeśli trzeba - zapłaci za jego kolejny pobyt na odwyku (nie w Mayfield), a House zgadzał się na to (z wyjątkiem propozycji odwyku) od czasu do czasu, w małych dawkach, ale nigdy nie w taki sposób, jak za dawnych czasów. Wyjść gdzieś z przyjacielem, owszem. Wypić kilka drinków i zjeść pizzę. Wilson wyczuwał sztuczność tych spotkań, jakby House ciągle próbował grać swoją rolę w przedstawieniu o bliskich przyjaciołach, ale w rzeczywistości wycofywał się krok po kroku. Wilson już niemal nie widział w tym mężczyźnie swojego przyjaciela.

Wilson próbował zostawić go w spokoju, licząc na to, że jeśli da House'owi czas i pozwoli mu odetchnąć od wścibskiego przyjaciela, być może to przyciągnie House'a z powrotem. Lecz to zaowocowało jedynie jeszcze większym dystansem pomiędzy nimi. House przestał mu ufać, przestał opowiadać mu dowcipy... House zaczął znikać.

Drobne, płynące z serca wyznanie Wilsona w dostrzegalny sposób wstrząsnęło House'em, i to bardziej niż cokolwiek innego jeszcze mocniej utwierdziło onkologa w przekonaniu, że chodziło o coś poważniejszego, niż o problem House'a z nadużywaniem alkoholu.

- Przepraszam - odezwał się House. - Pozwolisz, że spróbuję się jeszcze przespać? Noga doprowadza mnie do szału.

Wilson oparł dłonie na biodrach, zwieszając głowę w zamyśleniu. Rozważał sprawę. Usiłował wyciągnąć wnioski. Nic się nie zgadzało.
- Chcę, żebyśmy jedli razem lunch, co najmniej dwa razy w tygodniu - powiedział. Zabrzmiało to jak łagodne żądanie. Prośba do przyjaciela, nawet jeśli jej jedyną przyczyną była potrzeba, by mieć na niego oko. Wilson wiedział, że House nigdy nie potrafił mu odmówić, jeśli tylko użył swojego rozpaczliwie proszącego głosu. Było to odrobinę nieczyste zagranie, ten ton głosu, ale w sytuacji bez wyjścia...

House kiwnął głową. - W porządku. Brzmi świetnie.

Zbyt szybko padła ta zgoda. Wilson skinął głową. - Okej... - Zaczerpnął oddech. Niewielkie zwycięstwo. - Okej. Dobre i to. Dzięki.
Wilson odwrócił się, mając wrażenie, że cała ta bolesna Niewiadoma Sprawa nadal była w toku, pozbawiona kotwicy i wyrwana spod kontroli, szybko zmierzająca ku przepaści. Tego wieczora nic nie można było z tym zrobić. Wilsonowi nic takiego nie przychodziło do głowy. Będzie jadł lunch w samotności czy nie? To niewiarygodne, że wciąż nie wiedział tego na pewno.
- Do zobaczenia jutro - powiedział, wymawiając wyraźnie każde słowo - na lunchu.

---
---

Gdy tylko Wilson zniknął, House pokuśtykał do męskiej łazienki. W środku nikogo nie było. Odnalazł pierwszą, wyglądającą na czystą, kabinę. Podniósłszy klapę sedesu z ostrym trzaskiem, który rozniósł się echem po ciasnej przestrzeni, zwrócił wszystkie resztki kolacji, jakie znajdowały się ciągle w żołądku. Zwymiotował jeszcze dwa razy, za trzecim razem zwracając jedynie strużkę żółci. House obiema rękami chwycił się kurczowo muszli klozetowej, pragnąc by każda obrzydliwa czynność, każde tchórzliwe kwilenie z bólu i każdy jeden raz, kiedy jego penis upokorzył go podporządkowując się oślizgłym palcom skurwiela, który nie chciał zostawić go w spokoju, mogły również zostać wydalone z jego organizmu i spłukane wraz z wymiocinami. Żeby znów mógł poczuć, że jest czysty.

House pozwolił sobie na chwilę odpoczynku, wyobrażając sobie głowę Roystona tkwiącą w muszli, z której wcześniej dwudziestu facetów skorzystało na oba sposoby. Wyobraził sobie, jak Royston wciąga nosem ludzkie odchody. Wyobraził sobie, jak jego gwałciciel błaga go o darowanie mu życia i prosi o przedśmiertne przebaczenie.

House wyobraził sobie siebie, jak odchodzi z uśmiechem na ustach, podczas gdy Royston tonie w śmierdzącym gównie.

House wrócił do swojego biura, wrzucił do ust pół tuzina pastylek na zgagę i położył się w fotelu, mając nadzieję, że uda mu się przespać resztę nocy. Musiał sobie zapamiętać: jutro je lunch z Wilsonem. Zapadając w drzemkę, powtarzał w myślach: Wilson. Lunch. Jutro. Nie zapomnieć... Kiedy uznał, że zapisał to sobie w pamięci - co nie było tak prostym zadaniem jak rok temu - ponownie zwinął się w kłębek pod swoim wełnianym płaszczem i zasnął niespokojnym snem.

---
---


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Śro 5:15, 23 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narcyza
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:31, 21 Lut 2011    Temat postu:

Świat przedstawiony w tym fiku jest taki... zakłamany, obrzydliwy i zimny. Leanne to kłamliwa dama z półświatka, Royston to psychopata... House tonie w zimnej wodzie i nie woła o koło ratunkowe, jakim jest Wilson.

Ugh, czasem nie lubię, jak akcja tak długo się toczy

Kusi mnie, żeby przeczytać oryginał, ale nie chcę psuć sobie niespodzianki :3 i lubię Twoje tłumaczenia

Więc czekam na następny part


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:19, 21 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
nie wyobrażam sobie Chase'a inaczej, niż House'ową zabaweczkę
ja też nie, Chase w żadnym wypadku nie może być tym dominującym. Nie umiałby przecież

Richie117 napisał:
"Fatherland" jest akurat 4. w serii. Wcześniej są "Gone With the World", "Riddled With Heaven" i "Remember Zion" (tylko dwa pierwsze przeczytałam, zanim przeszła mi ochota na tego typu angst)
4 części?! Spróbuje, ale nie wiem czy się przez to przedrę. Takie sci-fi to raczej mnie nie kręci, ale kto wie? W końcu to House, w dodatku w ciąży A jutro mam 3 godziny filozofii, więc akurat dobrze się składa. Jak będzie nudno, to się zajmę fikiem

Richie117 napisał:
a Wilson był zadowolony, że Mały Greg mieści się w całości w jego ustach
och, a któżby nie był?

Richie117 napisał:
U mean "time off"? ok, bye *macha na dowidzenia*
haha, trochę 'time off' się zawsze przydaje;) możesz też sobie zrobić 'timeout' a potem wrócić do gry jak wena nadejdzie

Richie117 napisał:
uh, dzięki, korniczki poczuły się rozgrzeszone ze swojej opieszałości
nie ma sprawy

oł je, Wilson zostawił żonę, żeby zobaczyć House'a... i tak ma być!

Cytat:
Oczywiście wcale nie miała takiego zamiaru.
pewnie spiskuje z Roystonem!

Cytat:
- Brakuje mi ciebie, House.
prosto z mostu, ale słodko

Cytat:
Wyobraził sobie, jak jego gwałciciel błaga go o darowanie mu życia i prosi o przedśmiertne przebaczenie.
bez przesady, żadnego wybaczania ani darowania życia xd

powodzenia z kolejną częścią


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 4:21, 22 Lut 2011    Temat postu:

Narcy napisał:
Świat przedstawiony w tym fiku jest taki... zakłamany, obrzydliwy i zimny.
jednym słowem - bardzo realistyczny I właśnie dlatego ten fik razem z OSCA są w moim rankingu absolutnie bezkonkurencyjne

Narcy napisał:
Leanne to kłamliwa dama z półświatka, Royston to psychopata... House tonie w zimnej wodzie i nie woła o koło ratunkowe, jakim jest Wilson.
a do tego Cuddy, która siedzi w domu, a mimo to Lucas musi kończyć rozmowę, żeby zająć się płaczącą Rachel

Narcy napisał:
Ugh, czasem nie lubię, jak akcja tak długo się toczy
kiedy już Lucas znajdzie haka na Roystona, to akcja ruszy z kopyta... Tak jakoś około 6. rozdziału

Narcy napisał:
Kusi mnie, żeby przeczytać oryginał, ale nie chcę psuć sobie niespodzianki :3 i lubię Twoje tłumaczenia
awww, dzięki No i czekanie zwielokrotnia przyjemność (podobno)
Ale tak sobie myślę, że po przetłumaczeniu kolejnej części będę musiała zająć się trochę Gimme

***

advantage napisał:
4 części?! Spróbuje, ale nie wiem czy się przez to przedrę. Takie sci-fi to raczej mnie nie kręci, ale kto wie? W końcu to House, w dodatku w ciąży A jutro mam 3 godziny filozofii, więc akurat dobrze się składa. Jak będzie nudno, to się zajmę fikiem
yup, 4. dłuuugie części A House w ciąży bywa wiele razy, z różnym efektem *wzdycha współczująco*
Haha, czyli przepadasz za filozofią tak jak ja? Jeszcze może masz zajęcia z dr Struzik? Ona to potrafiła zanudzić Po dwóch wykładach stwierdziłam, że robienie notatek jest po prostu niemożliwe, więc na tym jedynym przedmiocie ever czytałam książki zamiast notować

advantage napisał:
pewnie spiskuje z Roystonem!
nieee, aż tak daleko macki Roystona nie sięgają

może jutro zabiorę się za kolejną część byle tylko doniesienia poepowe mnie nie dobiły


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 4:23, 22 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Wto 10:33, 22 Lut 2011    Temat postu:

A ja zacznę od takie akcentu... Jeżeli pamięć mnie nie myli to mnie uczyli w szkole, że słowo "kakao" się nie odmienia. Dlatego jakież to było moje zdziwienie gdy przeczytałam to zdania:
Richie117 napisał:
Wrócił do salonu z dwoma kubkami kakaa z bitą śmietaną.

O.o Albo ja nie pamiętam, albo Ty zrobiłaś błąd xD

O kurde czytałam tę część i się wzruszyłam! [coś to mi się ostatnio zdarza za często]
Biedny Wilson. Odtrącony przez przyjaciela. Nie wiem czemu, nie wiem co się dzieje. Niczym scenariusz serialu... Ale dobra nieważne.

I najlepsze zdanie tej części:
Richie117 napisał:
- Brakuje mi ciebie, House.
Zwyczajne, a jednak chwyta, bo w serialu w życiu nie usłyszymy czegoś takiego
I straszna jest cała ta końcówka! Biedny House

A vid... Znam go, ale jak obejrzałam to aż miło sie zrobiło na serduchu...
Weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:20, 22 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
yup, 4. dłuuugie części A House w ciąży bywa wiele razy, z różnym efektem *wzdycha współczująco*
miałam dzisiaj czytać, ale zapomniałam zgrać fika na telefon dzisiaj już to zrobię.

Richie117 napisał:
Haha, czyli przepadasz za filozofią tak jak ja? Jeszcze może masz zajęcia z dr Struzik?
a nie, to ja lubię filozofię. I publicznie się przyznaje Lubię, przynajmniej do kiedy robimy starożytność. Mam z prof. Ślęczką, nawet spoko facet. Tylko mówi o trzystu rzeczach jednocześnie i cięzko się czasami połapać, więc na trzy godziny wykładu, nawet ja tak po połowie już pasuje;p

Richie117 napisał:
nieee, aż tak daleko macki Roystona nie sięgają
szkoda, już mi się w głowie fajne wątki zaczęły układać xd

Richie117 napisał:
byle tylko doniesienia poepowe mnie nie dobiły
jestem jeszcze przed epem, więc nie wiem jak jest;p wiem tylko, że zapowiada się hot House w windzie to ide obejrzec.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 5:12, 23 Lut 2011    Temat postu:

Agusss napisał:
Jeżeli pamięć mnie nie myli to mnie uczyli w szkole, że słowo "kakao" się nie odmienia. (...) O.o Albo ja nie pamiętam, albo Ty zrobiłaś błąd xD
szczerze mówiąc, nie pamiętam już czy mnie o tym uczyli w szkole Tak na wyczucie podejrzewałam, że kakao się nie odmienia, ale 'word' nie miał obiekcji, a mi się nie chciał tego wygooglać Teraz dla pewności poszukałam i znalazłam [link widoczny dla zalogowanych] takie coś: Nowy słownik poprawnej polszczyzny PWN skłonny jest uznać za dopuszczalne jedynie „w bardzo swobodnej polszczyźnie, np. w języku rodzinnym”. Ich pisownia w słowniku jest następująca: „D. dopełniacz kakaa, C. celownik kakau, N. narzędnik kakaem, lm liczba mnoga Ms. miejscownik kakaa”. - to tak w ramach ciekawostki (uwielbiam ewolucje i rewolucje w języku polskim ), a słówko już lecę poprawić

Agusss napisał:
Nie wiem czemu, nie wiem co się dzieje. Niczym scenariusz serialu...

Tutaj przynajmniej - w przeciwieństwie do serialu - możesz być pewna, że wszystko się w końcu wyjaśni i żaden z wątków nie zostanie porzucony

Agusss napisał:
Zwyczajne, a jednak chwyta, bo w serialu w życiu nie usłyszymy czegoś takiego
za to możemy zobaczyć... oczy Wilsona/RSL wyrażają więcej, niż jakiekolwiek słowa

Agusss napisał:
A vid... Znam go, ale jak obejrzałam to aż miło sie zrobiło na serduchu...
yeah, te vidki są jak setka wódki po ciężkim dniu - od razu robi się przyjemniej (a dopiero później zaczyna męczyć kac )



***

advantage napisał:
a nie, to ja lubię filozofię. I publicznie się przyznaje Lubię, przynajmniej do kiedy robimy starożytność. Mam z prof. Ślęczką, nawet spoko facet.
no właśnie - dobry wykładowca potrafi zachęcić do każdego przedmiotu filozofia starożytna jeszcze była okej, w miarę logiczna, prosta i przyjemna. Niestety, ta nasza pani doktor miała bzika na punkcie Kanta i fenomenologii (do dziś mam tylko niejasne przeczucie, co znaczy to słowo), więc się dorobiłam awersji (czy może pogłębiłam tę wyniesioną z liceum, bo tam mieliśmy filozofię w poniedziałek o 8. rano z najnudniejszym człowiekiem ever [frekfencja wynosiła przeciętnie 10 z 35 osób ])

advantage napisał:
szkoda, już mi się w głowie fajne wątki zaczęły układać xd
mi przez Ciebie też Hmm... chyba nie czytałam jeszcze fika, w którym ktoś podstawiłby Wilsonowi fałszywą panienkę, żeby go omotała i ostatecznie zniszczyła związek chłopaków No, jeśli nie liczyć tego, co zrobił DS zaczynając Samsona itd

advantage napisał:
jestem jeszcze przed epem, więc nie wiem jak jest;p wiem tylko, że zapowiada się hot House w windzie to ide obejrzec.
uh-huh, w zeszłym tygodniu obrzydzili mi fiki z bitą śmietaną, a teraz fiki z windami i taki jeden bardzobardzo uroczy ficzek z wątkiem dzielenia się szczoteczką do zębów... Naprawdę powinnam się na stałe odciąć od wszelkich informacji o 7. sezonie, zanim znienawidzę wszystkie Hilsonowe fiki

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:55, 23 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
no właśnie - dobry wykładowca potrafi zachęcić do każdego przedmiotu filozofia starożytna jeszcze była okej, w miarę logiczna, prosta i przyjemna. Niestety, ta nasza pani doktor miała bzika na punkcie Kanta i fenomenologii (do dziś mam tylko niejasne przeczucie, co znaczy to słowo)
taak, potem zaczynają się schody. Nie wiem jak będzie z moją filozofią, bo właściwie to mam pustkę w głowie między starożytnością, a nietzscheanizmem;p Kanta kojarze, ale ze słowem na 'f' już gorzej

Richie117 napisał:
chyba nie czytałam jeszcze fika, w którym ktoś podstawiłby Wilsonowi fałszywą panienkę, żeby go omotała i ostatecznie zniszczyła związek chłopaków
a myślałam, że już wszystko zostało napisane;p chociaż akcja z taką panienką nawet nieźle brzmi

Richie117 napisał:
uh-huh, w zeszłym tygodniu obrzydzili mi fiki z bitą śmietaną, a teraz fiki z windami i taki jeden bardzobardzo uroczy ficzek z wątkiem dzielenia się szczoteczką do zębów... Naprawdę powinnam się na stałe odciąć od wszelkich informacji o 7. sezonie, zanim znienawidzę wszystkie Hilsonowe fiki
bita śmietana jakoś mi specjalnie nie przezkadzała, ale scena w windzie to porażka! Trwała może 4 sekundy, a tak się napalałam, żeby popatrzeć na to niebieskie, sexy wdzianko! Nawet mnie czymś takim uraczyć nie mogli? Beznadzieja Sprawa szczoteczki tak samo, rozumiem, że można się wkurzyć, ale bez przesady.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:20, 24 Lut 2011    Temat postu:

advantage napisał:
Kanta kojarze, ale ze słowem na 'f' już gorzej
bo nam się w życiu inne słowo na F przydaje bardziej i częściej

advantage napisał:
a myślałam, że już wszystko zostało napisane;p chociaż akcja z taką panienką nawet nieźle brzmi
okeeej, mam sklerozę w stadium terminalnym Bo sobie teraz przypomniałam, że jednak czytałam o takiej mniej-więcej akcji - Cuddy zatrudniła młodą i seksowną dziewczynę na staż na onkologii, licząc, że Wilson zdradzi House'a, a wtedy House będzie szukał u niej pocieszenia...
A poza tym kto wie, może gdzieś jest fik o dokładnie takiej intrydze, o jakiej wspominałam? Przecież do przeczytania wszystkich Hilsonowych fików to mi jeszcze daleeekooo

advantage napisał:
bita śmietana jakoś mi specjalnie nie przezkadzała
wiem, że przesadzam trochę (no dobra, bardzo ), ale zniesmaczyło mnie tamto zachowanie Wilsona. Gdyby chodziło o House'a, to jego ekscytacja byłaby dla mnie zrozumiała, ale żeby cieszyć się jak szczerbaty na sucharek, bo jakaś panienka chciałaby go wysmarować bitą śmietaną?... ewwww

advantage napisał:
tak się napalałam, żeby popatrzeć na to niebieskie, sexy wdzianko! Nawet mnie czymś takim uraczyć nie mogli?
zrób sobie capsa z tym ujęciem

advantage napisał:
Sprawa szczoteczki tak samo, rozumiem, że można się wkurzyć, ale bez przesady.
a ja tej drażliwości wokół szczoteczek do zębów nie pojmuję. Tzn okej, higiena i tak dalej, ale jeżeli dwoje ludzi wpycha sobie nawzajem języki (i nie tylko) do gardła, to co jest strasznego w skorzystaniu z tej samej szczoteczki?
Co do samego epa, sposób w jaki to pokazali, był dla mnie poniżej krytyki. I mean, House wieki temu zdechłby we własnym brudzie, gdyby był taką fleją, jak można by wywnioskować z wyglądu szczoteczki Cuddy - na moje oko wyglądało to tak, jakby wycisnął sobie całą tubkę pasty do ust (w sumie możliwe, po HuKu i HuSie ), ubabrał w tej paście szczoteczkę, a potem wypluł wszystko do wanny, nie korzystając nawet z wynalazku płukania ust wodą To żałosne, do czego posuwają się scenarzyści, byle tylko pokazać, jaką House jest świnią, a z Cuddy zrobić świętą męczennicę, że z nim wytrzymuje


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:08, 25 Lut 2011    Temat postu:

Cytat:
Tym razem krócej niż zwykle, bo prawdę mówiąc miała to być część poprzedniej części I w zasadzie bez rewolucyjnych zwrotów akcji - może oprócz niepokojących się Kaczątek...

Enjoy!



<center>ROZDZIAŁ TRZECI
(część trzecia)</center>


26. listopada, 12:30

Lunch okazał się nieprzyjemnym wydarzeniem, złożonym z wymuszonych dowcipów i długich okresów milczenia, z których większość House spędził na wyglądaniu przez okno kafeterii.

Wilson odczuwał identyczny brak nadziei, co poprzedniego wieczora. House zachowywał się jak człowiek, który znalazł się na krawędzi, jednak czego to była krawędź, Wilson nie potrafił odgadnąć - być może oprócz obstawiania, że chodzi o nadużywanie alkoholu.
- A zatem razem z Nolanem pracujecie nad twoim niewielkim problemem?

Przez moment wydawało się, że House go nie usłyszał, ale zaraz odwrócił głowę w jego kierunku. - Tak, nad moim niewielkim problemem.

Wilson postanowił podjąć ostrożną próbę posunięcia się naprzód. - Chodzi o pracę, o stres związany z powrotem, czy może o...

House odczekał chwilę, zanim zapytał: - Czy może o co?

- Czy może chodzi o to, że znowu mieszkasz sam?

House nie czuł się na siłach, by odepchnąć Wilsona za pomocą sztucznie wszczętej kłótni, ani na to, by odwrócić jego uwagę próbami obrócenia odpowiedzi w żart czy uraczeniem go kolejnymi półprawdami. Był na to zbyt zmęczony.
- Chyba o wszystko po trochu. - Ponownie odwrócił głowę, by wyjrzeć przez okno. Nie był to ten właściwy powód, ale była to prawda. - Nie lubię mieszkać sam. - To również była prawda.

Wilson poczuł stare, wygładzone przez czas, wyrzuty sumienia. - Ja... Myślę... Myślę, że może zgodziłem się na to małżeństwo szybciej, niż powinienem. Ona... Oboje się pospieszyliśmy.

Na te słowa House nadstawił uszu. Chociaż w każdym innym momencie minionego roku nie posiadałby się z radości, słysząc tę nowinę, teraz przyprawiła go ona o dreszcz przerażenia. Jeżeli zabraknie Leanne, która zajmowała Wilsonowi jego wolny czas, będzie to równoznaczne ze zniknięciem jednej z przeszkód stojących między Wilsonem a wyjściem na jaw Układu. A jeśli Wilson dowie się o Układzie, będzie to oznaczało, że dowie się prawdy, i Royston go za to zniszczy.

Wilson wzruszył ramionami na myśl o tym, jakim idiotą było jego serce. - Cóż za nowość, co nie?

House niczego bardziej nie pragnął, niż żeby Wilson znalazł w nim oparcie, a wówczas on sam mógłby wesprzeć się na nim. Wtedy mogliby się nauczyć, jak mają dzielić się ze sobą swoimi kłopotami i pragnieniami, i może udałoby im się sprawić, by mdłości trawiące go od środka zniknęły bez śladu. Ale Royston wywiązałby się ze swojej groźby. Royston starłby Wilsona na proch.
- Zastanawiałeś się nad terapią małżeńską?

To była troskliwa sugestia z rodzaju tych, jakie udzielają sobie nawzajem przyjaciele. Po tym Wilson poznał, że House absolutnie nie mówił szczerze zadając to pytanie. House nie prawił banałów, House mówił prawdę prosto w oczy. Wilson miał świadomość, że House wie równie dobrze jak on, iż to małżeństwo było skończone i czekało w kolejce, by odejść w niepamięć wraz ze wszystkimi poprzednimi. House, którego znał Wilson - ten House, którego znał sprzed półtora roku - nigdy nie podsunąłby mu do rozważenia takiego czczego pomysłu. Ten House, którego on znał, nazwałby go kretynem i podałby mu numer do dobrego adwokata specjalizującego się w sprawach rozwodowych. A potem by go upił.

House dopił swoją colę i wstał. - Muszę lecieć. Dzięki za lunch.

Ku zdumieniu Wilsona, House wyciągnął z portfela dwudziestodolarowy banknot i rzucił go na stół. - Chociaż raz niech będzie na mój koszt.
Wilson odprowadził wzrokiem swojego oddalającego się przyjaciela. To było po prostu niesamowite, i to w niedobrym tego słowa znaczeniu. Czyżby House nie chciał być mu nic winien? Czyżby House chciał się uwolnić od zobowiązań wynikających z przyjaźni?

Jeżeli tak, to było to zachowanie odbiegające od normy. Przykre. Nienaturalne!

Wilson właśnie zjadł lunch w towarzystwie całkowicie obcego człowieka.

---
---
---

5. grudnia 2010, 21:13

Royston był zachwycony przemianą. Greg już mu się nie przeciwstawiał - a przynajmniej nie tak bardzo jak wcześniej. Diagnosta zaczynał czerpać przyjemność z regularnego seksu i potężnych orgazmów, które szły z nim w parze. Royston spojrzał w dół i uśmiechnął się do Grega, który - aczkolwiek nigdy się nie uśmiechał - zacisnął powieki, pogrążony w objęciach intensywnego szczytowania. Cóż za piękny widok. Royston wziął miękką skórę ramienia House'a pomiędzy swoje siekacze i mocno je zacisnął.

House zaskowyczał i to popchnęło Roystona do jego ulubionego, przyprawiającego o drżenie orgazmu, jakiego nie doświadczył od wielu tygodni. Naparł na Grega i jęknął, przyciskając usta tuż obok śladów, które pozostawiły po sobie jego zęby. Greg miał już kilka takich tatuaży, a wszystkie jego autorstwa; wszystkie zrobione przez Roystona - mistrza seksu, dostarczyciela czystej, niepohamowanej, zmysłowej żądzy.

Royston stoczył się na łóżko, a House chwycił chusteczkę z pojemnika stojącego na szafce nocnej i przez minutę czy dwie przykładał ją do swojego ramienia, by osuszyć krew sączącą się z maleńkich otworów w skaleczonej skórze. Tym razem ugryzienie nie było głębokie, ale prawdopodobnie miała zostać po nim blizna. House patrzył, jak Royston przemieszcza się po pokoju, obsesyjnie sprzątając naczynia z hotelowej kuchni, a następnie rozkłada swoje starannie uprasowane spodnie i koszulę. Kiedy wszedł do łazienki, by wziąć prysznic, House usiadł na skraju łóżka. Tego wieczora Royston nie zachowywał się zanadto brutalnie, co było miłą odmianą w ich częstych schadzkach. Seks był niemalże... przyjemny. To była naciągana pretensja. House nie nienawidził seksu - nienawidził jedynie seksualnego maniaka, z którym go uprawiał.

Nie lubił za to drobnych "malinek" Roystona, a po tym wieczorze znów był zmuszony przez jakiś czas ubierać się w golf, dopóki nie będzie miał pewności, że powstała blizna nie będzie wyraźnie widoczna, kiedy ukryje ją jedynie pod t-shirtem.

Gdy nadeszła kolej House'a na skorzystanie z prysznica, diagnosta najpierw wystawił swoje bolące udo na działanie gorącej wody, a potem - używając obfitej porcji mydła - oczyścił swoją skórę z lepiących się dowodów pozostałych po czynnościach, w których brał udział tego wieczora. Royston wprost uwielbiał, kiedy jego wymyślne imprezki ociekały płynami fizjologicznymi. Jego gęsty "lukier" było szczególnie trudno zmyć.

Brzuch House'a pokrywały smugi zaschniętego nasienia Roystona oraz jego własnej spermy, które diagnosta usunął posługując się namydloną ściereczką. Na koniec House starannie umył swoje siedzenie oraz ten niewielki otwór, który w dzień i w nocy stanowił przedmiot obsesji Roystona. Dziekan posunął się nawet do przysyłania mu cholernych liścików miłosnych, na miłość Boską. Każdego dnia otrzymywał e-maile o tym, co Royston mu zrobi, kiedy następnym razem znajdą się nadzy w tym samym pomieszczeniu.

House nigdy nie wiedział, kiedy to będzie, ani o jakie pomieszczenie chodziło. Jak szybko owe e-maile napływały cyberprzestrzenią, z taką samą prędkością House je usuwał.

Kiedy House skończył swój prysznic i zaczynał się ubierać - co także zawsze robił w łazience - Roystona w tym czasie nie było już w pokoju.

House pochwalał tę część ich związku. Dobry, długi, ostry seks, po którym następowało pospieszne wyjście. House czuł się zrelaksowany i zaspokojony. Przynajmniej regularny seks łagodził napięcie, spowodowane wykorzystywaniem jego ciała do uprawiania seksu. House roześmiał się bez wesołości. Było to ironicznie zabawne w żałosny - niczym dno wiadra wypełnionego szlamem - sposób. House zawsze czuł spokój po tym, jak został gruntownie zerżnięty przez Roystona. Ale w ogóle nie uspokajało go to, że został tak gruntownie zerżnięty przez Roystona.

Była druga w nocy i House zadzwonił po taksówkę. Dziekan stanowił interesujący przypadek, lecz nie posiadał jego talentów.

---
---

W przeciągu minionego roku wskaźnik skuteczności House'a w leczeniu pacjentów spadł poniżej dziewięćdziesięciu procent. Foreman poprosił o zgodę na przeniesienie się na inny oddział, wierząc, że - czy to przez alkohol, czy z powodu posunięcia w latach - House stracił swój dar. Pierwszym straconym przypadkiem diagnosty była Prudence. Skóra kobiety złuszczyła się całkowicie i pomimo przebywania w sterylnym pokoju oraz ich wysiłków by zapobiec infekcji, infekcja dopadła ją na dobre, ostatecznie ją zabijając.

Jeżeli w tamtym okresie House nie nadużywał jeszcze alkoholu, Foreman uznał, że tamto zdarzenie mogło przynajmniej posłużyć mu za wymówkę, by wrócić do picia. Royston zaaprobował przeniesienie Foremana i zespół House'a zmniejszył się do trzech osób. Chase, Trzynastka i Taub nie odpuszczali, wykonywali swoją pracę i starali się uczyć od House'a, pomimo jego coraz bardziej pogarszającego się usposobienia i częstych nieobecności w szpitalu.

- Nie wydaje wam się, że House może być chory? Może to nowotwór? - Trzynastka zwróciła się do swoich kolegów.

Taub przeglądał akta ewentualnych przypadków, a House spóźniał się o dwie godziny i nawet jeszcze nie zadzwonił.
- To nie nowotwór. Gdyby tak było, Wilson już by się zorientował. Jeżeli House jest chory, powinien pójść do lekarza, tyle że on sam jest lekarzem, zatem jeśli rzeczywiście jest chory, to już o tym wie i postanowił nic z tym nie robić. - Taub spojrzał na Trzynastkę ponad stołem. - House jest House'em. Im bardziej się zmienia, tym bardziej pozostaje taki sam. - Jego krótkoterminowy partner z poprzedniego roku zadzwonił do niego, oferując mu więcej pieniędzy, żeby wrócił do zajmowania się pacjentami, którzy lubowali się w chirurgii plastycznej. Gdyby nic nie uległo poprawie, Taub zamierzał przyjąć ofertę, dziękując swojej szczęśliwej gwieździe.

Chase bawił się ołówkami, obracając je w palcach, budując z nich domki, przygryzając je z nudów.
- Ja ci powiem, co jest nie tak - House został alkoholikiem. Co oznacza, że coś jest nie tak, ale nie chodzi w tym o alkohol.
Wyglądało na to, że czekał ich kolejny dzień, podczas którego nie mieli nic do roboty, oprócz dyżuru w klinice. Z jakiegoś powodu Royston zwolnił House'a z tego zadania, odkąd przejął stanowisko Cuddy. Oni, na nieszczęście, nie zostali z tego zwolnieni.

Trzynastka zastanowiła się nad słowami Chase'a. - House stał się naprawdę... nieprzystępny. Zwróćcie uwagę, jak mocno schudł - to klasyczna oznaka długotrwałego alkoholizmu albo nadużywania narkotyków.

Chase obstawał przy swoim zdaniu. - Nie obchodzi mnie, ile alkoholu House pije czy ile narkotyków zażywa. Coś przytrafiło się House'owi, zanim w ogóle znowu sięgnął po butelkę czy zażył pigułkę. - Chase przypomniał im: - Mój ojciec był zaniedbującym, obelżywym draniem, który odszedł, gdy miałem dziewięć lat, a moja matka była żałosną, niepanującą nad sobą pijaczką, która zmarła, kiedy skończyłem szesnaście lat. To cud, że nie jestem tak pomylony jak House, więc jeśli on rzeczywiście jest tak pomylony, jak na to wygląda, to wierzcie mi - pod tym musi się kryć coś innego.

Chase wziął ołówek w dwa palce i zakręcił nim, obserwując jego gwałtowny taniec po blacie stołu, a później jego upadek na podłogę, gdzie wylądował na kupce złożonej z pozostałych ołówków, które spotkał podobny los.

Chase odchylił się na krześle i westchnął. Kolejne pięć minut dyżuru zostało zabite ołówkowym hokejem.
- Jeżeli House się stacza, to coś musiało go popchnąć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narcyza
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:26, 25 Lut 2011    Temat postu:

No dobra, nigdy nie darzyłam sympatią Chase'a, ale wreszcie się na coś przydał i chociaż zauważył, że z Housem musi być coś więcej.

To poniekąd ironia losu - najbliższy przyjaciel staje się kimś obcym, a człowiek, z którym się współpracuje, wie coś więcej (tak się przynajmniej może wydawać).

Swoją drogą, House staje się taki zobojętniały na to, co robi z nim Royston... Czy to długo będzie trwać?

Czekam na następny part


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:38, 25 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
bo nam się w życiu inne słowo na F przydaje bardziej i częściej
a nawet bywa nadużywane;)

Richie117 napisał:
Bo sobie teraz przypomniałam, że jednak czytałam o takiej mniej-więcej akcji - Cuddy zatrudniła młodą i seksowną dziewczynę na staż na onkologii, licząc, że Wilson zdradzi House'a, a wtedy House będzie szukał u niej pocieszenia...
udało się? Powiedz, że nie Akcja by była, jakby to na House'a ktoś poleciał, a Wilson byłby zazdrosny;)

Richie117 napisał:
Przecież do przeczytania wszystkich Hilsonowych fików to mi jeszcze daleeekooo
jesteś na dobrej drodze

Richie117 napisał:
wiem, że przesadzam trochę (no dobra, bardzo ), ale zniesmaczyło mnie tamto zachowanie Wilsona. Gdyby chodziło o House'a, to jego ekscytacja byłaby dla mnie zrozumiała, ale żeby cieszyć się jak szczerbaty na sucharek, bo jakaś panienka chciałaby go wysmarować bitą śmietaną?... ewwww
ja tam go rozumiem Wilson pewnie się napalił, jak to facet, zwłaszcza, że odkąd Sam odeszła to raczej numerki mu się nie trafiały. Chociaż takie rzeczy jak mazanie się bitą śmietaną faktycznie bardziej do House'a pasują.

Richie117 napisał:
zrób sobie capsa z tym ujęciem
jasna sprawa;p

Richie117 napisał:
a ja tej drażliwości wokół szczoteczek do zębów nie pojmuję. Tzn okej, higiena i tak dalej, ale jeżeli dwoje ludzi wpycha sobie nawzajem języki (i nie tylko) do gardła, to co jest strasznego w skorzystaniu z tej samej szczoteczki?
Mnie by to zwisało, przynajmniej dopóki nie byłoby zbyt częste. Raz się przecież może zdarzyć, to jeszcze nie koniec świata. Oburzać by się można, jakby to zrobił ktoś obcy, a nie ktoś komu wypychało się wcześniej do gardła różne części ciała Czasami nie rozumiem ludzi.

Richie117 napisał:
To żałosne, do czego posuwają się scenarzyści, byle tylko pokazać, jaką House jest świnią, a z Cuddy zrobić świętą męczennicę, że z nim wytrzymuje
nie wierzę, że przeciwieństwa się przyciągają, więc pewnie House lepiej by się czuł z kimś, kto nie miałby problemu z jego dzwiactwem i zamiłowaniem do 'niesprzątania'. Przynajmniej nie musieliby się kłócić, bo syf byłby na porządku dziennym.

Przybijający ten new part. I ten lunch zwłaszcza. No i House płacił? W ogóle to się zachowuje, jakby przez całą tą sprawę z Roystonem już mu nie zależało na Wilsonie, a jest całkiem odwrotnie. Tak się poświęcać!

Cytat:
Jego gęsty "lukier" było szczególnie trudno zmyć.
lukier... nie wpadłabym na to, żeby tak to nazwać. Ale pasuje jak ulał

Cytat:
Dziekan stanowił interesujący przypadek, lecz nie posiadał jego talentów.
czyżby zapowiadał się jakiś zwrot akcji?

Cytat:
- Jeżeli House się stacza, to coś musiało go popchnąć.
popchnąć, no dokładnie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:23, 25 Lut 2011    Temat postu:

Może jeszcze przekonam się do tego fika?
Niestety nie z powodu hilosna. Relacja między House'm i Wilsonem to slaby punkt tego fika. Rozumiem, ze powstawał pod wpływem gorszych czasów serialu, ale sposób, w jaki został tu przestawiony Wilson, to chyba przesada. Sama nie wiem. W każdym razie, nawet specjalnie nie zależy mi na tym, żeby byli razem. House poświęca się dla kogoś, kto jest po prostu mdły i nudny. Nie podoba mi się taki Wilson Gdyby czytać tylko tego fika, nie znając serialu, zachowanie House byłoby całkowicie niezrozumiałe. Dla kogo on się właściwie poświęca? Dla kogoś, kto wcale mu nie pomaga. Wybiera najprostsze rozwiązanie - uznaje, że House wrócił do nałogu. Nie stara się zbytnio dowiedzieć czegoś więcej. House nawet nie musi się strać żeby trzymać go od siebie z daleka.
Ale muszę przyznać, że to dopiero początek tekstu. Może to wszystko się jeszcze rozwinie i na koniec nawet zrozumiem dlaczego House zakochał się w tym Wilsonie.

Royston. Tutaj robi się ciekawiej. Minął rok i cały ten "układ" , zaczyna wyglądać interesująco. Mniej jest opisów tego, jak to on jest Zły i Przebiegły, a więcej dowiadujemy się o uczuciach House'a. Nagle okazuje się, że w pewnym sensie zaakceptował tę sytuację. Wie, ze nie nie może zrobić, i nawet nie próbuje walczyć.

Cytat:
Bywały chwile, że niemal wystarczało to, żeby przekonać również House'a.


Już ten fragment zapowiadał pewną zmianę. To, dlaczego Royston wybrał House nadal nie do końca mnie przekonuje, ale gdyby zignorować to i skupić się na samych konsekwencjach, robi się ciekawie. Trudno pisać coś konkretnego na tak wczesnym etapie fika (jak mnie kusi, żeby zabrać się za oryginał), ale wygląda na to, że między nimi będzie coś więcej niż tylko Wielka Nienawiść. Ta dziwna fascynacja zacznie chyba działać w dwie strony.

I najważniejsze. Powodem, dla którego zabrałam się za pisanie komentarza jest tak naprawdę Chase. Pojawia się na samym końcu i tylko na chwilę, a od razu sprawie, że ten tekst chce się czytać dalej. Czy naprawdę tylko on jest w stanie zobaczyć w House'ie coś więcej poza skłonnością do nałogów? Nikomu innemu nie chciało się nawet zastanowić nad przyczynami zmiany zachowania House'a. Szkoda, że ten fik jest już dawno skończony, bo chętnie ogłosiłabym strajk. Z kategorii "Hilson" powinien trafić do "Chouse'a" xD

Trochę się rozpisałam, co chyba psuje efekt mojego bojkotu Jedno jest pewne. Chociaż do tego fika można mieć sporo zastrzeżeń, na pewno aż prosi się o komentarz. Nie można przejść obok niego obojętnie

Nie wiem, czy wytrwam do końca Twojego tłumaczenia, bez przeczytania oryginału, ale na pewno tutaj też będę zaglądać.

Pozdrawiam ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 20, 21, 22  Następny
Strona 3 z 22

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin