Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Uwolnij mnie [Z]
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:35, 26 Wrz 2010    Temat postu: Fic: Uwolnij mnie [Z]

Kategoria: friendship

Zweryfikowane przez Richie117

Cytat:
Ten fik jest odtrutką na ogłupiający 7. sezon - nie ma w nim żadnych bredni o bólach somatycznych, magicznym Ibuprofenie, leczniczej sile miłości, a szczególnie o tym, że brak połowy mięśnia uda wcale nie utrudnia w znacznym stopniu poruszania się o własnych siłach. Wysoki poziom realizmu w tym fiku potwierdziła nasza Horumowa specjalistka w tej dziedzinie - nefrytowakotka

Oprócz bardzo dokładnie opisanego męczenia House'a (czego można się domyślić z powyższej notki) jest tu również całe mnóstwo prawdziwej Hilsonowej przyjaźni, takiej jak za starych, dobrych czasów (niektórzy się pewnie zmartwią, że to nie love!fik, ale nie samą erą człowiek żyje ). Cuddy też prawie nie ma, co jest wielką zaletą

Mam nadzieję, że będzie się podobało! Enjoy!!!



Tytuł: Uwolnij mnie ([link widoczny dla zalogowanych])
Autor: JoeyBug



1. Upadek


Ból był zarówno jego najlepszym przyjacielem, jak i najgorszym wrogiem. Pierwsze wynikało z tego, że dzięki bólowi czuł, że żyje - ból sprawiał, że uświadamiał sobie, iż nie umarł z powodu zawału mięśnia. Drugie wiązało się z tym, że ból odebrał mu połowę tego, kim był - uczynił z niego kogoś, czyje życie uzależnione jest zażywania leków. To właśnie było źródło jego nieugiętej postawy wobec kuracji z użyciem ketaminy. Żywił tak wielką, wręcz rozpaczliwą, nadzieję, że to zadziała - odczuwał emocje, których ludzie zazwyczaj nie przypisywali wielkiemu doktorowi House'owi.

Potrafił precyzyjnie określić moment, w którym zorientował się, że to się nie powiedzie. Kiedy wrócił ze szpitala do domu - w nieznacznie lepszym stanie i zależny jedynie od Vicodinu - stało się to potworem, który z wolna wypełzał spod łóżka, by go atakować i kawałek po kawałku pożerać jego zdolność do poruszania się. Wiedział, że nie potrwa to długo, zanim ktoś zauważy i był pewien, że tym kimś będzie prawdopodobnie Wilson, który będzie miał mnóstwo wspaniałych pomysłów, czego jeszcze spróbować, ponieważ on po prostu nie rozumiał, że już nic więcej nie zostało - próbował już wszystkiego, a ketamina była ostatnią deską ratunku, była światłem migoczącym na końcu ciemnego tunelu, które ktoś wyłączył, chichocząc przy tym złośliwie.

Był piątkowy wieczór, a on od tygodnia siedział w domu, odzyskując formę, i miał wrócić do pracy w następny poniedziałek. Wilson umówił się na spotkanie ze swoim dawnym kolegą z college'u, który przyjechał na weekend do miasta, ale dał House'owi jasno do zrozumienia, że może to odwołać, jeżeli House potrzebowałby towarzystwa. House powiedział Wilsonowi, żeby pojechał, ponieważ wiedział, że wydarzy się to w ten weekend i nie chciał, żeby jego przyjaciel został przy nim i był tego świadkiem. Chciał być sam, by zmierzyć się ze swoim własnym potworem bez publiczności. Siedział i oglądał [link widoczny dla zalogowanych] na wyciszonym telewizorze, a następnie udał się do łóżka, żeby trochę odpocząć. Połknął bez popijania pastylkę Vicodinu i stał przez chwilę, po czym niepewnym krokiem ruszył w kierunku sypialni, opierając się ciężko na swojej lasce. Właśnie wtedy ów potwór zadał swój ostateczny cios i House upadł na podłogę. Ból przeszył jego nogę, a on wrzasnął i chwycił ją mocno, rozpaczliwie pragnąc znaleźć coś, co zakończyłoby agonię. Poczuł, że łzy bólu, których nie ronił od dnia zawału, spływają mu po policzkach, kiedy próbował ułożyć się na podłodze w wygodnej pozycji, która przyniosłaby mu ulgę. Taka pozycja jednak nie istniała, był jedynie ból w niezmierzonych ilościach. Z trudem odszukał i wydobył z kieszeni spodni od piżamy fiolkę z Vicodinem, zrzucił z niej pokrywkę i połknął kolejną tabletkę, po czym pozwolił, by jego głowa opadła na podłogę. Leżał tak, powtarzając sobie, że gdy lekarstwo zacznie działać, będzie w stanie przenieść się do łóżka, gdzie będzie mu wygodniej.

Czekał i czekał na pojawienie się zbawczego działania Vicodinu, jednak kiedy się pojawiło, było ono jak niewielki, płaski przypływ, podczas gdy on spodziewał się ogromnej fali, na której mógłby surfować przez kilka godzin. Coś było bardzo nie w porządku i House wiedział, że - bez względu na to jak bardzo chciał temu zaprzeczyć - nie było mowy, że uda mu się przejść przez to samemu. Będzie musiał zadzwonić do Wilsona.

Tyle tylko, że nie był w stanie się ruszyć. Krople potu wystąpiły mu na czoło, kiedy spróbował czołgać się po podłodze w stronę telefonu, żeby wysłać wiadomość na pager Wilsona, ale każdy ruch jedynie podrażniał jego nogę i doprowadzał go do krzyku. Utknął pomiędzy młotem a kowadłem, dosłownie. Nie mógł tam tak po prostu leżeć aż do poniedziałku, kiedy to Wilson zjawi się, żeby podwieźć go do pracy, ani nie mógł się ruszyć, żeby cokolwiek na to poradzić. Zmusił się, żeby wyplątać się ze swojego szlafroka i ten ruch wycisnął kolejne łzy agonii z jego oczu, a krew popłynęła z jego wargi, którą przygryzł z całej siły, by powstrzymać się przed ponownym wrzaskiem. Gdy uporał się ze szlafrokiem, dał sobie chwilę na złapanie oddechu, a następnie ułożył go sobie pod prawą nogą, mając nadzieję, że zapobiegnie to bolesnym skurczom w czasie kiedy będzie leżał na podłodze. W głębi serca wiedział, że prawdopodobnie nie zrobi to żadnej różnicy, że minie sporo czasu, zanim znów będzie mógł oprzeć ciężar ciała na swojej nodze, ale tym sposobem było mu odrobinę wygodniej, niż gdyby leżał na twardej drewnianej podłodze. Zdjął z ręki zegarek, położył go w zasięgu swojego wzroku tuż obok swojej głowy i zamknął oczy. Być może jeśli zdoła się wystarczająco odprężyć, uda mu się zasnąć i czas minie szybciej. Być może po krótkiej drzemce jego noga będzie bardziej skłonna do współpracy. Być może...

<center>~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</center>

Zadrżał przez sen, potrząsając przy tym swoją nogą, i jego oczy otwarły się gwałtownie, kiedy jego ciało przeszył ból. Według tego, co wskazywał zegarek, minęło tylko dwanaście godzin, a on miał nowy problem - chciało mu się sikać i to naprawdę mocno. Ponownie spróbował przesunąć się w kierunku telefonu i udało mu się poruszyć o kilka centymetrów, po czym musiał się zatrzymać, wrzeszcząc w agonii i pocierając swoje udo, aby osłabić tętniący w nim ból. Przełknął kolejne dwa Vicodiny i z powrotem położył głowę na podłodze, starając się nie myśleć o bólu nogi, ani o bolącym pęcherzu, który zaciekle domagał się opróżnienia.

Leżał tak przez kolejną godzinę, zanim stracił kontrolę nad pęcherzem i zsikał się pod siebie. Ciepły mocz rozlał się po podłodze, a House poczuł obrzydzenie wobec samego siebie - był dorosłym mężczyzną, który popuścił na podłogę, ponieważ nie mógł wytrzymać, aż znajdzie się w łazience. Zachował się żałośnie. Wściekłość i odraza dodały mu sił i przesunął się o następne kilka centymetrów bliżej do telefonu. Vicodin, który zażył wcześniej, nie przyniósł mu najlżejszej ulgi i House nie miał już wątpliwości, że naprawdę znalazł się w tarapatach. Był zlany potem i miał pewność, że dostał gorączki z powodu stresu, z którym zmagał się jego organizm. Pieprzyć Wilsona, w tej chwili z radością powitałby nawet włamywacza, byle tylko pojawił się ktokolwiek, kto pomógłby mu wstać z podłogi, pozbyć się przemoczonych ubrań i dostać się bliżej do morfiny, którą trzymał w schowku.

Od telefonu dzieliło go już doprawdy tylko dwadzieścia centymetrów, jednak dystans ten wydawał się wydłużać w kilometry, a teraz, kiedy Vicodin w ogóle nie pomagał, każde poruszenie przypominało rozgniatanie szkła na otwartej ranie. Spróbował zmusić się do kolejnego ruchu, ale nie udało mu się przesunąć ani odrobinę dalej. Jego nogę przeszył kolejny spazm, sprawiając, że House skulił się w ciasny kłębek i krzyknął w agonii.

<center>~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</center>

Musiał stracić przytomność z bólu, ponieważ kiedy się ocknął, było późne popołudnie. Zdał sobie sprawę, że spędził na podłodze dobre osiemnaście godzin oraz że kiedy był nieprzytomny po raz kolejny oddał mocz, bo jego piżama znów była mokra. Przeklął swoje ciało za to, że znowu go zawiodło i połknął jeszcze kilka pigułek Vicodinu. Za nic nie chciał uwierzyć, że to w żaden sposób nie pomaga. Serce waliło mu w piersi, był mokry od potu i moczu, i okropnie cuchnął. Ktokolwiek by go teraz znalazł, prawdopodobnie pomyślałby, że jest on już martwy i zaczął się rozkładać. Spojrzał na telefon i zaczerpnąwszy głęboki oddech, przesunął się o kolejny cal bliżej niego. Z wielkim trudem usiłował równocześnie zapanować nad oddechem i zwalczyć rozdzierający ból. "Nie przeżyję tego", pomyślał.

<center>~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</center>

Upłynęło następne dwanaście godzin, w ciągu których House na zmianę tracił i odzyskiwał przytomność. Był niedotleniony, bo ból był na tyle silny, że utrudniał mu oddychanie. Miał również dreszcze, mimo pokrywającej go warstwy potu i uryny. Jego organizm zaczynał odmawiać posłuszeństwa z powodu bólu. Niczego nie pił, odkąd znalazł się na podłodze, a jego ciało wydalało cenne płyny, które miało w sobie w postaci moczu i potu. House poczuł skurcze żołądka i wiedział, że zaraz zwymiotuje. Przekręcił się na bok w samą porę, ale ponieważ nie do końca panował nad tym, co robi, nie był w stanie się nie zabrudzić.
- Wspaniale - wymamrotał. - Teraz jestem pokryty dwoma z trzech najbardziej obrzydliwych ludzkich wydzielin.
Wcześniej zrezygnował z dalszego połykania Vicodinu i z upływem czasu jego ciało zaczęło doświadczać objawów odstawienia. Poruszał się, kiedy tylko był w stanie i w ciągu tych minionych dwunastu godzin zdołał przesunąć się o kolejne dziesięć centymetrów. Był jednak wycieńczony i z wolna przegrywał walkę z bólem. Doprowadzało go to do szaleństwa i odbierało mu życie kawałek po kawałku.

Zwymiotował po raz kolejny, kiedy jego żołądkiem targnęły skurcze, spowodowane brakiem Vicodinu w organizmie. House wiedział, co go czeka, zanim to nastąpiło, jednak nie powstrzymało go to od krzyku i próby zmuszenia swojego ciała siłą woli, by nie zawiodło go ten jeden ostatni raz. Ale w tej chwili to nie on kontrolował sytuację, tylko potwór w postaci bólu, i stało się najgorsze, kiedy House się zanieczyścił. Ogarnęła go kolejna fala agonii. Przetoczył się na plecy, łkając i mając nadzieję, że ktoś go usłyszy i przyjdzie mu z pomocą. Gdzie się podziewasz, Wilson?

<center>~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</center>

O 6. rano House znów zwymiotował, ale udało mu też się strącić telefon ze stołu za pomocą laski, wyciągając rękę tak daleko, jak tylko zdołał.

O 6:05 House przyczołgał się do słuchawki.

O 6:06 wybrał numer pagera Wilsona.

O 6:08 Wilson oddzwonił.

O 6:09 House'owi udało się złapać oddech by wykrztusić: "Ratuj mnie", po czym zemdlał w kałuży własnych wymiocin i wypuścił telefon z ręki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Nie 8:42, 06 Lis 2011, w całości zmieniany 16 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:40, 26 Wrz 2010    Temat postu: Re: Fic: Uwolnij mnie [1/17]

Yeaaah, kolejny Twór Richie

Richie117 napisał:
Ten fik jest odtrutką na ogłupiający 7. sezon - nie ma w nim żadnych bredni o bólach somatycznych, magicznym Ibuprofenie, leczniczej sile miłości (...)

Dziękuję. Tego mi trzeba. To ja skrzywiłam się z bólu, gdy House wziął Cuddy na ręcę, a przecież ON powinien! Piórkiem to ona nie jest. Tak, tak, nie przemierzał z nią całego pokoju, ale mimo wszystko! "Your love is my drug", co House?

Richie117 napisał:
całe mnóstwo prawdziwej Hilsonowej przyjaźni, takiej jak za starych, dobrych czasów

To cudownie. Czytanie o właśniej takiej przyjaźni zawsze wywołuje ten szczególny, rozmarzony uśmiech na mojej twarzy.

Richie117 napisał:
Będzie musiał zadzwonić do Wilsona.

To smutne. House tak bardzo pragnął, by przyjaciel nie widział go w takim stanie, lecz ból jest zbyt silny.

Richie117 napisał:
minęło tylko dwanaście godzin

TYLKO?! Tylko...

Richie117 napisał:
O 6. rano House znów zwymiotował, ale udało mu też się strącić telefon ze stołu za pomocą laski, wyciągając rękę tak daleko, jak tylko zdołał.

O 6:05 House przyczołgał się do słuchawki.

O 6:06 wybrał numer pagera Wilsona.

O 6:08 Wilson oddzwonił.

O 6:09 House'owi udało się złapać oddech by wykrztusić: "Ratuj mnie", po czym zemdlał w kałuży własnych wymiocin i wypuścił telefon z ręki.

Ten moment lubię najbardziej. Autorka w ciekawy, inny sposób przedstawiła dalsze losy House'a. Takie suche sprawozdanie, przy czym, paradoksalnie, bardzo oddziałuje na wyobraźnie czytelnika.


Zapowiada się (kolejny) świetny fik, Richie. Masz do nich nosa, dziewczyno!
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ot_taka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 259
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:00, 26 Wrz 2010    Temat postu: Re: Fic: Uwolnij mnie [1/17]

Richie117 napisał:
jest tu również całe mnóstwo prawdziwej Hilsonowej przyjaźni, takiej jak za starych, dobrych czasów

I takie fiki lubię, więc zostanę w tym temacie i będę czytać

Natomiast ta część... jest porażająca. Przerażająca. Bardzo, bardzo obrazowa, aż robi się nieswojo, ale z pewnością dobrze obrazuje uczucia bohatera...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ot_taka dnia Nie 20:01, 26 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Este
Bad Wolf
Bad Wolf


Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:13, 26 Wrz 2010    Temat postu:

A to ci zaskoczenie. Myślałam, że dopiero rozmyślasz nad tłumaczeniem, a tu proszę - pierwszy rozdział. Oryginału nie czytałam, więc to miła odmiana nie psuć sobie zabawy z czytania i spojrzeć na fik od razu oczami tłumaczki. Tyle słowem wstępu (żeby wyglądało bardziej yntelygentnie ) i biorę się za czytanie i komentowanie.

Opisy męczenia House'a są brutalnie realistyczne. Z początku chciałam napisać, że chyba aż za brutalne. Ale po chwili zreflektowałam się, że przemawia przeze mnie wpływ ostatnich dwóch sezonów, które - oprócz kilku wyjątków - są przecież jakimś paskudnym AU. *zgińcie, przepadnijcie, tfu tfu* Muszę przyznać, że dziwnie czyta się fik, w którym House jest sobą z pierwszych sezonów. Oprócz jego oczywistego bólu widzimy o wiele więcej, niż tylko nogę.
Cytat:
...ból odebrał mu połowę tego, kim był - uczynił z niego kogoś, czyje życie uzależnione jest zażywania leków.
Człowieka, na którego większość patrzy z góry, przyklejając plakietkę 'szalonego ćpuna', co chwilę pouczając go jak ma żyć, bez podejmowania najmniejszej próby zrozumienia jego sytuacji.
Uderzyło mnie jeszcze to stwierdzenie (kiedyś oczywiste, teraz nierealne. ):
Cytat:
Wiedział, że nie potrwa to długo, zanim ktoś zauważy i był pewien, że tym kimś będzie prawdopodobnie Wilson, który będzie miał mnóstwo wspaniałych pomysłów, czego jeszcze spróbować, ponieważ on po prostu nie rozumiał, że już nic więcej nie zostało
Wilson, najlepszy przyjaciel, który zawsze zauważy, że coś jest nie tak. Spróbuje pomóc, czasem w zabawny, czasem nieporadny, innym razem w szalenie irytujący sposób. Ale zawsze robiący to z troski o przyjaciela. Takiej która każe chwytać się każdej, nawet absurdalnej iskierki nadziei - mimo iż rozum podpowiada, że nie można już w niczym pomóc. *tęskni za przyjaźnią chłopaków z S1-S3 *

*zasniffała się i zużyła pół paczki chusteczek (... i kota )*

Oki, doczytałam do końca. Fik jak na razie ciężki, podejrzewam, że w miarę upływu rozdziałów nie będzie wcale lepiej... Liczę tylko na to, że skoro wzięłaś się za tłumaczenie, Richie, to end historii będzie może choć trochę happy.

PS: nie żartowałaś z konstrukcją zdań. Autorka chyba lubi zdania wielokrotnie złożone i ogólnie komplikowanie swoich wypowiedzi, jeszcze bardziej niż ja. Oklaski za sprostanie tak trudnemu zadaniu. 3mam kciuki za wenę. Buziaki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Nie 20:17, 26 Wrz 2010    Temat postu: Re: Fic: Uwolnij mnie [1/17]

Richie117 napisał:

jest tu również całe mnóstwo prawdziwej Hilsonowej przyjaźni, takiej jak za starych, dobrych czasów


Wiesz czego ludziom trzeba! *__*


Richie117 napisał:
Wiedział, że nie potrwa to długo, zanim ktoś zauważy i był pewien, że tym kimś będzie prawdopodobnie Wilson(...)

No nie dziwne, ze Wilson. W końcu to przyjaciel, nie?

Richie117 napisał:
House powiedział Wilsonowi, żeby pojechał, ponieważ wiedział, że wydarzy się to w ten weekend i nie chciał, żeby jego przyjaciel został przy nim i był tego świadkiem.

Tak! TAK! Nasz stary dobry House, który boi sie pokazać słabość *__* To były czasy....


Cała reszta tekstu... Wspaniała, ale jakże przerażająca! Tak rzeczywiście obrazująca ból i zmaganie się Hosue'a z nim. Coś wspaniałego w swej przerażajacej oprawie *___*

Richie117 napisał:
O 6. rano House znów zwymiotował, ale udało mu też się strącić telefon ze stołu za pomocą laski, wyciągając rękę tak daleko, jak tylko zdołał.

O 6:05 House przyczołgał się do słuchawki.

O 6:06 wybrał numer pagera Wilsona.

O 6:08 Wilson oddzwonił.

O 6:09 House'owi udało się złapać oddech by wykrztusić: "Ratuj mnie", po czym zemdlał w kałuży własnych wymiocin i wypuścił telefon z ręki.


To mnie powaliło Złamało mi serce! Pięknie! Aż chce więcej! Chcę już, teraz, natychmiast, wiecej!

Weny Richie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 6:51, 27 Wrz 2010    Temat postu:

matruusia napisał:
Yeaaah, kolejny Twór Richie

yup, nie mogłam się już dłużej opierać przyciąganiu tego fika

matruusia napisał:
Dziękuję. Tego mi trzeba. To ja skrzywiłam się z bólu, gdy House wziął Cuddy na ręcę, a przecież ON powinien! Piórkiem to ona nie jest. Tak, tak, nie przemierzał z nią całego pokoju, ale mimo wszystko! "Your love is my drug", co House?

Cała przyjemność po mojej stronie
Tjaaa, mnie zaczyna boleć na samą myśl o tych wszystkich absurdach [I żeby to tylko o nogę House'a chodziło - przecież on spędził wieczór, czołgając się pod gruzami! I potem taki poobijany i z wielką pozszywaną raną pod obojczykiem dźwigał dupsko Cuddy, rzucał się z nią na łóżko i wstawał z podskokiem po klęczeniu przy wannie *facepalm* ] Przynajmniej są jeszcze fiki, które trzymają się realiów

matruusia napisał:
Czytanie o właśniej takiej przyjaźni zawsze wywołuje ten szczególny, rozmarzony uśmiech na mojej twarzy.

i takie puszyste, mięciutkie ciepełko w okolicy serca?

matruusia napisał:
Ten moment lubię najbardziej. Autorka w ciekawy, inny sposób przedstawiła dalsze losy House'a. Takie suche sprawozdanie, przy czym, paradoksalnie, bardzo oddziałuje na wyobraźnie czytelnika.

mi też się ten kawałek najbardzie podobał - był najłatwiejszy do tłumaczenia
a poważnie, ta część bardzo dobrze wyraża to, że House nie miał już sił i przytomności, żeby snuć rozważania i takie tam. Instynkt samozachowawczy przejął kontrolę i nie liczyło się nic, oprócz suchych faktów.

matruusia napisał:
Zapowiada się (kolejny) świetny fik, Richie. Masz do nich nosa, dziewczyno!

Takie szczęście Może gdybym żyła w czasach Dzikiego Zachodu, zamiast na dobre fiki, trafiałabym na żyły złota



***

ot_taka napisał:
Natomiast ta część... jest porażająca. Przerażająca. Bardzo, bardzo obrazowa, aż robi się nieswojo

Reszta też jest bardzo obrazowa i przerażająca Chyba to pierwszy fik jaki czytałam, który tak bardzo skupiałby się na fizycznym aspekcie całej sprawy. I dobrze - dla odmiany po tęczach i szczeniaczkach, które wylewają się z serialu.

Pewnie powinnam częściej zabierać się za f-shipowe fiki, ale mi tak jakoś... czegoś w nich brakuje

***

Este napisał:
A to ci zaskoczenie. Myślałam, że dopiero rozmyślasz nad tłumaczeniem, a tu proszę - pierwszy rozdział.

teraz myślę nad drugim i nad FGD...

Este napisał:
Oryginału nie czytałam, więc to miła odmiana nie psuć sobie zabawy z czytania i spojrzeć na fik od razu oczami tłumaczki.

i dlatego najchętniej nie ujawniałabym, co i skąd tłumaczę

Este napisał:
Opisy męczenia House'a są brutalnie realistyczne. Z początku chciałam napisać, że chyba aż za brutalne.

poor poor House, chciałoby się rzec
oryginalnie to ten fik był oznaczony jako +18 w ogóle, ale stwierdziłam, że pomimo brutalnych opisów, to jednak nie ma w nich niczego, czego każdy z nas w pewnym momencie życia by nie doświadczył

Este napisał:
Muszę przyznać, że dziwnie czyta się fik, w którym House jest sobą z pierwszych sezonów. Oprócz jego oczywistego bólu widzimy o wiele więcej, niż tylko nogę

i od razu nasuwa się na myśl "Detox" albo 3x16, albo wcześniejszy odwyk przy okazji Trittera I trochę początek "Broken", chociaż tamto to było raczej jak koszmarny sen osoby na odwyku, a nie prawdziwe przeżycia, bleh

Este napisał:
Wilson, najlepszy przyjaciel, który zawsze zauważy, że coś jest nie tak. Spróbuje pomóc, czasem w zabawny, czasem nieporadny, innym razem w szalenie irytujący sposób. Ale zawsze robiący to z troski o przyjaciela. Takiej która każe chwytać się każdej, nawet absurdalnej iskierki nadziei - mimo iż rozum podpowiada, że nie można już w niczym pomóc. *tęskni za przyjaźnią chłopaków z S1-S3 *

*tęskni, too, *
aż się łezka w oku kręci, nie ma co Nawet jeśli serialowy Wilson nigdy tak do końca nie robił tego, co zrobić powinien (bo nie mu nie wierzył, albo bał się uwierzyć), to fakt faktem, że zawsze się troszczył. A od 6. sezonu - Ale przynajmniej nikt nam nie odbierze tych wspaniałych pierwszych sezonów i wszystkich fików, które zostały nimi zainspirowane

Este napisał:
zużyła pół paczki chusteczek (... i kota )

SKĄD MIAŁAŚ PACZKĘ KOTA???!


Este napisał:
Fik jak na razie ciężki, podejrzewam, że w miarę upływu rozdziałów nie będzie wcale lepiej... Liczę tylko na to, że skoro wzięłaś się za tłumaczenie, Richie, to end historii będzie może choć trochę happy.

słusznie podejrzewasz i dobrze liczysz (z tym zastrzeżeniem, że prawie CAŁY ten fik jest trochę happy - w końcu House nie jest sam, ma swojego wiernego Wilsona u boku )

Este napisał:
Autorka chyba lubi zdania wielokrotnie złożone i ogólnie komplikowanie swoich wypowiedzi

albo częściej trafia w przecinek, niż w kropkę na klawiaturze



***

Agusss napisał:
Wiesz czego ludziom trzeba! *__*

jako że sama jestem ludziem i mam takie same potrzeby

Agusss napisał:
No nie dziwne, ze Wilson. W końcu to przyjaciel, nie?

jedyny taki przyjaciel na świecie

Agusss napisał:
Nasz stary dobry House, który boi sie pokazać słabość *__* To były czasy....

były i się skończyły
[Teraz House z wypiętą piersią będzie demonstrował całemu szpitalowi pantoflarską część swojej osobowości]

Agusss napisał:
To mnie powaliło Złamało mi serce! Pięknie! Aż chce więcej! Chcę już, teraz, natychmiast, wiecej!

uh oh... well... To ja może jednak lepiej zajmę się kończeniem FGD, żeby Twoje złamane serduszko miało czas się zrosnąć Ale jeszcze przedyskutuję tą sprawę z moją tłumaczeniową weną



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Pon 17:42, 27 Wrz 2010    Temat postu:

Richie117 napisał:

jako że sama jestem ludziem i mam takie same potrzeby

Jesteś ludziem? A ja myślałam, że jesteś nadczłowiekiem! [za dużo Dostojewskiego ]

Richie117 napisał:
jedyny taki przyjaciel na świecie

Co racja, to racja... Ja też chcę takiego!


Richie117 napisał:
były i się skończyły
[Teraz House z wypiętą piersią będzie demonstrował całemu szpitalowi pantoflarską część swojej osobowości]

Cholera Dlaczego to co piękne i wspaniałe tak szybko się kończy?

Richie117 napisał:
uh oh... well... To ja może jednak lepiej zajmę się kończeniem FGD, żeby Twoje złamane serduszko miało czas się zrosnąć Ale jeszcze przedyskutuję tą sprawę z moją tłumaczeniową weną

Czuję małą zaczepkę do mej próżności Tak wiem, że dawno FGD nie komentowałam, ale nie moja wina, że akurat kiedy chcę skomentować to nowa część wychodzi i burzy mój pomysł xD
Oj zarośnie[może xD ] Dyskutuj, dyskutuj i odpowiedz kiedyś xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 4:54, 28 Wrz 2010    Temat postu:

Agusss napisał:
A ja myślałam, że jesteś nadczłowiekiem! [za dużo Dostojewskiego ]

jak by to ujął House - "mniej książek, więcej telewizji"
(jak ja się męczyłam ze "Zbrodnią i karą"... )

Agusss napisał:
Dlaczego to co piękne i wspaniałe tak szybko się kończy?

przynajmniej mamy fiki

Agusss napisał:
Czuję małą zaczepkę do mej próżności

i słusznie

Agusss napisał:
Tak wiem, że dawno FGD nie komentowałam, ale nie moja wina, że akurat kiedy chcę skomentować to nowa część wychodzi i burzy mój pomysł xD

to mam poczekać z kolejną częścią na Twój koment?
pociesz się, że nie Ty jedyna od dawna nie komentowałaś. Nikt tego od dawna nie komentował...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Wto 21:29, 28 Wrz 2010    Temat postu:

Richie117 napisał:

jak by to ujął House - "mniej książek, więcej telewizji"
(jak ja się męczyłam ze "Zbrodnią i karą"... )

No cóż nie zawsze się słucha
[ja wręcz przeciwnie xD Ale wole Bułhakowa^^ ]


Richie117 napisał:
przynajmniej mamy fiki <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/DAlike/przytula.gif">

No na szczęście... cóż byśmy zrobili?


Richie117 napisał:
i słusznie

Już miałam, że zaprzeczysz xD

Richie117 napisał:
to mam poczekać z kolejną częścią na Twój koment? <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/Obraz1.gif">
pociesz się, że nie Ty jedyna od dawna nie komentowałaś. Nikt tego od dawna nie komentował...



Nie! Radzę lepiej poczekać później xD bo będę długo sie zbierała xD
Oj na pewno ktoś napisze w końcu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 4:14, 30 Wrz 2010    Temat postu:

Agusss napisał:
[ja wręcz przeciwnie xD Ale wole Bułhakowa^^ ]

o, Bułhakowa też nie lubiłam A że M&M wykorzystywałam do prezentacji maturalnej, to lubiłam go jeszcze mniej. Chyba żadna lektura w liceum mi się nie podobała - ale taka ponoć magia lektur

Agusss napisał:
Nie! Radzę lepiej poczekać później xD bo będę długo sie zbierała xD
Oj na pewno ktoś napisze w końcu

heh... może na świętego Nigdy?
ależ ja z wami mam znam takich, co by się obrazili i przestali zarzucać Horum fikami...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 8:30, 01 Paź 2010    Temat postu:

Cytat:
W tym rozdziale pojawia się trochę Cuddy, ale zachowuje się względnie przyzwoicie, więc można jej wybaczyć – to tak tytułem ostrzeżenia O ogromnej dawce Hilsonowej przyjaźni chyba wspominać nie muszę

Enjoy!



2. Ratunek


- House? Czemu dzwonisz do mnie o tej porze? Dopiero trzy godziny temu położyłem się spać, a wcześniej byłem z Craigiem na imprezie. Co się stało? - zapytał Wilson głosem niewyraźnym ze zmęczenia, kiedy House odebrał telefon. Po drugiej stronie panowała cisza, co powinno być dla niego pierwszą wskazówką, że coś jest nie w porządku, ale Wilson jeszcze nie do końca się obudził i nie skojarzył faktów, póki House nie wykrztusił do słuchawki:

- Ratuj mnie. - Po czym połączenie zostało przerwane.

Wilson natychmiast zerwał się z łóżka. Nie tracąc czasu na przebieranie się w normalne ubranie, poprawił tylko piżamę, którą miał na sobie, włożył płaszcz, złapał swój komplet kluczy, upewnił się, że jest wśród nich klucz do mieszkania House'a i pobiegł do samochodu.

Ulice nie były tak opustoszałe, jak powinny być w niedzielny poranek, ale jakimś cudem udało mu się przedrzeć przez ruch uliczny i dotrzeć do domu House'a w przeciągu piętnastu minut. Starannie zaparkował samochód, bo po drodze udało mu się uspokoić i stwierdził, że prawdopodobnie chodziło o jakąś błahostkę. Być może House się upił i wpakował się w sytuację, która wymagała nieco szpitalno-domowej opieki, a House wiedział, że jego dobry stary przyjaciel Wilson może mu ją zapewnić. Tak, prawdopodobnie o to właśnie chodziło.

Zapukał do drzwi, a gdy nie usłyszał odpowiedzi, skorzystał z własnego klucza. Pierwszym, co do niego dotarło, był zapach - mieszanka potu, wymiocin, moczu i kału - i Wilson od razu wiedział, że cokolwiek się stało, musiało to być coś bardzo złego. Odnalazł House'a, który leżał nieprzytomny w kałuży wymiocin, a jego skóra była gorąca w dotyku. Zanim zajął się czymkolwiek innym, Wilson wrócił do samochodu i wydobył z bagażnika swoją lekarską torbę, a następnie zatrzasnął frontowe drzwi mieszkania House'a i udał się do łazienki po ręczniki, ścierki i wszystko, co miało mu pomóc uprzątnąć bałagan, który otaczał jego przyjaciela.

Wszystko jednak w swoim czasie - najpierw musiał się upewnić, że z House'em było wszystko w porządku. Założył lateksowe rękawiczki i potrząsnął lekko swoim przyjacielem.

- Greg, otwórz oczy i spójrz na mnie - powiedział głośno i wyraźnie. House wymamrotał coś, ale nadal nie odzyskał przytomności, więc Wilson wyciągnął niewielką latarkę i uniósł powieki House'a, żeby sprawdzić jego źrenice. Reagowały powoli, ale w normie, a badanie sprawiło, że House otworzył oczy.

- Potrzebuję morfiny, Jimmy - wyjąkał, dygocząc na całym ciele, po czym wrzasnął i złapał się kurczowo za prawą nogę, kiedy dosięgnęła go kolejna fala bólu.

- Co się stało, House? Przyniosę morfinę, jeśli powiesz mi, co się stało - odparł Wilson, świadom tego, że skoro House zwracał się do niego po imieniu, sytuacja była poważna.

- Noga... wysiadła, Vicodin nie działa, nie mogłem... nie mogę się ruszać, Jimmy. Spraw, żeby przestało boleć, proszę - odpowiedział. Mówił krótkimi, pozbawionymi tchu zdaniami, podczas gdy Wilson mierzył mu puls, który był zbyt szybki, jak na jego gust. Oczy House'a były zapadnięte, co znaczyło, że mężczyzna jest odwodniony. Od jak dawna znajdował się w takim stanie i dlaczego nie zadzwonił wcześniej?

- Czemu do mnie nie zadzwoniłeś?

- Telefon... był za daleko.

- Kiedy to się stało?

- W piątek o 22. Oglądałem "L word", próbowałem pójść do łóżka, upadłem, nie mogłem wstać - powiedział House, a jego oczy znów zaczęły się zamykać. Wilson delikatnie poklepał go po twarzy.

- Nie zasypiaj, House. Jesteś w szoku. Muszę cię zabrać do szpitala.

- Nie w takim stanie. Po morfinie będzie mi lepiej. Proszę - odrzekł błagalnie.

Wilson musiał dokonać wyboru. Czy ma umyć swojego przyjaciela, zanim zadzwoni po karetkę? Czy ma zaryzykować? Czy może ma pozwolić na przyjazd karetki, a potem na to, żeby pielęgniarka umyła House'a już w PPTH? Czy plotki rozejdą się po szpitalu? House na pewno zasługiwał na takie poszanowanie jego godności, jakie tylko można mu było zapewnić, szczególnie kiedy Wilson uzmysłowił sobie, jak poważne mogły być tego konsekwencje na dłuższą metę. Jeżeli House już nigdy nie będzie mógł chodzić, zostanie na stałe przykuty do wózka i Wilson naprawdę uważał, że sama ta świadomość mogłaby zabić jego przyjaciela.

- W porządku, House, posłuchaj mnie. Umyję cię i podam ci morfinę, ale musisz zachować świadomość. Jeżeli znów zaczniesz odpływać i nie będę w stanie cię obudzić, od razu dzwonię po karetkę.

House skinął głową, po czym złapał się za bolącą nogę. Potrzebował czegoś, co uśmierzyłoby ból, i to szybko. Jak wynikało z obliczeń Wilsona, leżał na podłodze od trzydziestu dwóch godzin.

Zostawiając swojego przyjaciela samego tylko na kilka minut, Wilson poszedł do łazienki. Nie przestając głośno mówić, żeby skupić na sobie uwagę House'a, napełnił miskę wodą, wrócił i zaczął ścierać wymiociny z jego twarzy. Rozciął nożyczkami t-shirt House'a, co nie spotkało się z najdrobniejszym sprzeciwem - była to kolejna oznaka tego, jak źle czuł się House w tamtej chwili. Wilson rozciął również jego spodnie od piżamy i umył House'a za pomocą myjki, dokładając starań, żeby wszelkie ślady wymiocin i kału zniknęły przed przybyciem ekipy pogotowia. Następnie poszedł do sypialni House'a i zabrał stamtąd czysty szlafrok, w który mógłby go ubrać, oraz pudełko, w którym House trzymał swój zapas morfiny.

- Najpierw musisz coś na siebie włożyć, House. Dasz radę usiąść, jeśli pomogę ci się podnieść?

House niepewnie skinął głową i podporządkował się instrukcjom Wilsona. W końcu wspólnymi siłami udało im się ubrać House'a w czysty szlafrok, chociaż nie obyło się bez bolesnych okrzyków, które wydobywały się z ust House'a za każdym razem, gdy choćby odrobinę poruszał swoją nogą. Wilson zaczynał się martwić, że doszło do jakiegoś poważnego uszkodzenia nerwów lub czegoś innego, skoro House odczuwał tak wielki ból. Modlił się tylko, żeby nie chodziło o kolejny zawał mięśnia, bo to oznaczałoby więcej bólu, kolejne operacje i prawdopodobnie amputację nogi, bez względu na to czy House tego chciał, czy nie.

Kiedy House leżał już z powrotem na podłodze, Wilson zawiązał opaskę uciskową na jego ramieniu, naciągnął sporą dawkę morfiny (zapisując to na swojej lateksowej rękawiczce, żeby oddać ją później lekarzowi z pogotowia), poklepał przegub House'a, by znaleźć odpowiednią żyłę i wstrzyknął środek przeciwbólowy. Przyglądał się wyrazowi twarzy House'a, żeby zauważyć moment, w którym lek zacznie działać. Po jakichś pięciu minutach od podania morfiny, House otworzył oczy i spojrzał na Wilsona.

- Dziękuję ci, Jimmy.

- Nic cię już nie boli?

- Nie, ale da się wytrzymać. Teraz chcę już tylko zasnąć. - House zamknął oczy, ale Wilson nim potrząsnął.

- Powiedziałem ci, żadnego spania. Jesteś w szoku, po spędzeniu trzydziestu dwóch godzin na podłodze. Potrzebujesz kroplówki, żeby nawodnić organizm i trzeba ci zrobić rezonans, żeby sprawdzić, co się dzieje z twoją nogą.

- Nie możesz mnie wyleczyć? - spytał House, otumaniony narkotykiem.

- Chciałbym móc to zrobić, House. - Wilson złapał swoją komórkę i wybrał 911. Wytłumaczył, w czym tkwi problem i przygotował House'a na przybycie karetki.

<center>~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</center>

Kiedy karetka dotarła na miejsce, House był nieprzytomny. Żadne zachęcające słowa ze strony Wilsona nie zdołały utrzymać go w stanie świadomości. Wilson sprawdzał właśnie jego źrenice, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Onkolog zostawił swojego pacjenta tylko na krótką chwilę, żeby wpuścić ich do środka.

- Witam. To doktor Gregory House. Upadł na podłogę mniej więcej trzydzieści dwie godziny temu i dopiero przed godziną zdołał wezwać pomoc. Ma [link widoczny dla zalogowanych], jest we wstrząsie, okresami odzyskiwał przytomność. Podałem mu dożylnie 10 mg morfiny, żeby złagodzić ból w jego prawej nodze. Sześć lat temu przeszedł zawał mięśnia prawego uda, próbował terapii z wykorzystaniem śpiączki ketaminowej, ale najwyraźniej się nie powiodła. Obawiam się, że mogło dojść do dalszych uszkodzeń jego nogi i martwi mnie jego obecny stan. Możemy zawieźć go na sygnale do PPTH? Dzwoniłem już, żeby przygotowali dla niego łóżko - wyjaśnił Wilson.

Sanitariusze przystąpili do działania i przynieśli nosze, żeby wynieść House'a z mieszkania. We trójkę udało im się go podnieść, a kiedy to zrobili, House gwałtownie otworzył oczy i wrzasnął z bólu.
- PRZESTAŃCIE! Na miłość boską, PRZESTAŃCIE! - krzyczał.
Mężczyźni położyli go ostrożnie na noszach, przykryli kocem jego na wpół nagie ciało, a następnie odsunęli się, robiąc miejsce dla Wilsona, żeby go uspokoił.

- To za bardzo boli, Jimmy. Lepiej zostaw mnie tutaj, żebym mógł umrzeć.

- Nie umrzesz, House. Kiedy dowieziemy cię do szpitala, będę mógł podać ci więcej leków przeciwbólowych, ale teraz nie mam nic przy sobie. Będziemy tak delikatni, jak tylko się da, obiecuję ci. Złap mnie za rękę - przyrzekł House'owi.

Wilson czuł, jak House ściska jego dłoń, kiedy znosili go po schodach, oraz widział, jak House przygryza swoją krwawiącą wargę, i na podstawie tego wiedział, że jego przyjaciel odczuwa przerażająco silny ból. Jazda do szpitala była przepełniona bolesnymi ściśnięciami dłoni oraz łzami spływającymi po policzkach House'a, kiedy próbował ukryć agonię, którą przeżywał. Nie udało mu się jednak ukryć jej przed jego przyjacielem - jedynym człowiekiem, który troszczył się o niego tak bardzo, że wystarczyło mu spojrzeć House'owi w oczy, żeby niemal odczuwać jego ból.

Gdy przyjechali do szpitala, Lisa Cuddy czekała na nich na podjeździe dla karetek, a następnie patrzyła, jak wiozą House'a do pokoju, który dla niego przygotowano. Wilson zostawił go tylko na chwilę, żeby zabrać zestaw do podłączenia kroplówki z [link widoczny dla zalogowanych]. Wtedy zatrzymała go Cuddy.

- To prawda, że House leżał w swoim mieszkaniu przez trzydzieści dwie godziny i z bólu nie był w stanie się ruszyć? - spytała.

- Tak. Zrobiłem mu zastrzyk z morfiny i nawet to nie osłabiło bólu na tyle, żeby mógł się ruszać. - Jego słowa potwierdziły się, kiedy oboje usłyszeli krzyk House'a, przenoszonego z noszy na łóżko. Oczy Cuddy napełniły się łzami.

- Jest we wstrząsie, ma tachykardię, potrzebuje płynów i nowego badania rezonansem. Wydaje mi się, że będziemy musieli go uśpić, póki nie poznamy przyczyny tego wszystkiego - przyznał Wilson.

- Mówisz o śpiączce farmakologicznej? - zapytała dla pewności Cuddy.

- Możliwe, że to jedyny sposób, żeby go przewieźć, nie sprawiając mu przy tym zbyt wielkiego bólu.

- Obserwuj go przez trzy godziny i podaj mu więcej leków. Jeśli nie dasz rady nad tym zapanować albo pojawią się kłopoty z sercem, wezwij mnie i wtedy to zrobimy - odparła Cuddy, po czym poklepała Wilsona po ramieniu, żeby dodać mu otuchy i odeszła.

Wilson zlecił przyniesienie kroplówki z silnymi lekami przeciwbólowymi i poszedł do House'a, żeby podłączyć mu kroplówkę z płynem fizjologicznym.

House był przytomny, na jego czole pojawiły się nowe kropelki potu i przygryzał wargę tak mocno, że widać było świeżą krew na jego twarzy.

- Hej, kolego. Jak się czujesz? - zapytał, przysuwając sobie stołek, żeby usiąść przy łóżku House'a.

- Spraw, żeby to się skończyło, Jimmy. Proszę, uwolnij mnie od bólu. Nie mogę już tego wytrzymać - powiedział House, z trudem łapiąc powietrze między słowami. Z powodu agonii, w której się znajdował, nie był w stanie normalnie oddychać. Wilson założył mu pod nos rurkę z tlenem, licząc na to, że dzięki temu jego saturacja podniesie się z poziomu dziewięćdziesięciu procent. Serce House'a biło nieregularnie i zbyt szybko, co było kolejnym efektem ubocznym olbrzymiego bólu, który odczuwał.

- Podłączę ci teraz kroplówkę i wypróbujemy inną kombinację leków, ale jeśli to nie pomoże, możliwe, że będziemy musieli wprowadzić cię w śpiączkę na czas przeprowadzania badań. Co o tym myślisz?

House zdołał tylko skinąć głową, bo kolejna fala bólu przetoczyła się przez niego z wielką siłą. Wypuścił oddech, krzyknął krótko i przygryzł wargę, usiłując to przezwyciężyć.

- Przestań tak robić, krew ci leci.

House nie odpowiedział, tylko posłał Wilsonowi ostre spojrzenie. Wilson złapał lewe ramię House'a, zdezynfekował wierzch jego dłoni i założył mu [link widoczny dla zalogowanych], póki uwaga House'a skupiała się na czymś innym. Następnie podłączył kroplówkę i wezwał pielęgniarkę, żeby przyniosła leki, które wcześniej zamówił.

- To [link widoczny dla zalogowanych], wzmocni działanie morfiny - wyjaśnił Wilson, wstrzykując House'owi lek. Odczekał chwilę, aż zastrzyk zacznie działać, a kiedy to się stało, House wyraźnie się rozluźnił. Być może poradzą sobie z diagnozą bez uciekania się do śpiączki farmakologicznej.

<center>~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</center>

Półtorej godziny później poziom bólu House'a wrócił do poprzedniego stanu, a Wilsonowi wyczerpały się pomysły. Nie mógł podać mu więcej narkotyków z powodu nieregularnego rytmu serca i spowolnionego oddechu. Zdecydował, że nie mają innego wyboru, jak tylko uśpić House'a na czas testów, bo nie było innego sposobu, żeby mogli go przewieźć, nie sprawiając mu przy tym ogromnego bólu. Wezwał Cuddy, która zjawiła się niemal od razu.

- Byłam akurat na tym piętrze. Miałam przeczucie, że będziesz mnie potrzebował - powiedziała, po tym jak wyszli z pokoju House'a na korytarz.

- Już czas - odparł Wilson. - Jeżeli podam mu kolejną dawkę leków, będzie miał zapaść, a moim zdaniem i tak wkrótce do tego dojdzie, z powodu przeciążenia serca i płuc wywołanego bólem. Dostaje 40-procentowy tlen, a mimo to jego saturacja wynosi niewiele ponad dziewięćdziesiąt procent. Poziom płynów wraca do normy, a jego nerki pracują prawidłowo. Pielęgniarka założyła mu cewnik. Jego organizm wkrótce przestanie sobie z tym radzić.

- Pójdę po potrzebne leki, a ty przygotuj się, żeby go zaintubować i powiedz mu, co zamierzamy zrobić.

Cuddy poszła do stanowiska pielęgniarek, a Wilson wrócił do pokoju. House leżał z zamkniętymi oczami, które nadal były zapadnięte, co oznaczało, że wciąż jest dość poważnie odwodniony. Jednak kończył im się czas, a to była właściwa decyzja - ciało House'a musiało odpocząć od bólu, trzeba było wykonać nowy rezonans, a House potrzebował czasu, żeby dojść do siebie po tym ataku, czymkolwiek by on nie był.

- Greg - odezwał się cicho Wilson. House otworzył swoje zaczerwienione oczy i spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela. - Chcemy cię uśpić na jakiś czas, żeby dowiedzieć się, co się dzieje. Twoje ciało nie zniesie takiego nasilenia bólu, a my musimy sprawdzić, o co chodzi. Zgodzisz się na to?

- Obiecaj mi... - wykrztusił House.

- Co mam obiecać?

- Przysięgnij, że nie odetną mi nogi - powiedział House, wpatrując się śmiertelnie poważnie w oczy Wilsona.

- Obiecuję, że tego nie zrobią.

Cuddy weszła do pokoju z tacą pełną leków i sprzętu do intubacji House'a. Przesunęli łóżko i ustawili je w poziomej pozycji, a Wilson stanął u wezgłowia i wyciągnął poduszkę spod głowy House'a, żeby leżał zupełnie płasko na materacu. Cuddy zaczęła podawać leki. Nie musieli czekać długo na efekt ich działania i w krótkim czasie House był nieprzytomny, a Wilson sprawnie wsunął rurkę intubacyjną do jego tchawicy. Teraz musieli tylko odkryć, co było powodem tego nadmiernego bólu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:53, 01 Paź 2010    Temat postu:

Dawno nie było opowiadania, które przepełnione byłoby w tak wielkim stopniu bólem, jak to. Przypomina się "Kontrakt" (jeej, ile wody upłynęło od tamtego fika).


Richie117 napisał:
- Ratuj mnie. - Po czym połączenie zostało przerwane.

Dumny House musi się ugiąć pod bólem i pokazać Wilsonowi swoje cierpienie, strach. Jest upokorzony, zdany na łaskę i niełaskę losu.

Richie117 napisał:
Wilson natychmiast zerwał się z łóżka.

Na szczęście ma przyjaciela.

Richie117 napisał:
- Spraw, żeby to się skończyło, Jimmy. Proszę, uwolnij mnie od bólu. Nie mogę już tego wytrzymać (...)

House cierpiący, House błagający.

Richie117 napisał:
- Przysięgnij, że nie odetną mi nogi - powiedział House, wpatrując się śmiertelnie poważnie w oczy Wilsona.

Wilson przejmuje rolę Stacy.

Ciekawa jestem (bardzo, bardzo, bardzo, bardzo!), jak dalej potoczy się akcja. Boję się, by nie powtórzyła się historia sprzed paru lat - z zawałem.
Ten fik wciąga bez reszty, jak "Kontrakt". Może to sprawka tej magii tkwiącej w przyjaźni House'a i Wilsona.
Weny, Richie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 6:32, 02 Paź 2010    Temat postu:

Tjaaa, mam wrażenie, że tłumaczyłam "Kontrakt" w jakiejś poprzedniej epoce

Ten błagający House wydaje mi się czasem trochę za bardzo OOC... To straszne, do czego ból - w końcu coś tak powszechnego w życiu każdego człowieka - jest w stanie doprowadzić
Hmm... nawet tak o tym nie myślałam, że Wilson przejmuje rolę Stacy. Ale faktycznie tak jest. Tylko że on nie zawiedzie



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 2:57, 09 Paź 2010    Temat postu:

3. Operacja


House został zabrany na rezonans. Wilson wziął na siebie zadanie wentylowania go, kiedy pielęgniarki pchały łóżko i stojak z kroplówkami. Razem z Cuddy podjęli decyzję, by podać mu dużą dawkę morfiny, mając nadzieję, że kiedy przeprowadzą badania i będą mogli wybudzić House'a, nie będzie on odczuwał takiego silnego bólu jak wcześniej. Wilson niepokoił się, że House mógł doznać kolejnego zawału mięśnia i że nie będzie mógł dotrzymać obietnicy, którą złożył House'owi, zanim wprowadzili go w śpiączkę. Istniała możliwość, że jeśli coś innego stało się z jego nogą, wówczas House ją straci. Nie było zbyt wielu innych metod leczenia, które można by zastosować w jego przypadku.

Rezonans wykazał nowe uszkodzenia nerwów w prawym udzie House'a, ale nikt nie był do końca pewien, co je spowodowało - na nodze House'a nie było żadnych widocznych obrażeń, ani nie przytrafił mu się żaden poważny upadek poza tym jednym, przez który znalazł się w szpitalu, jednak Wilson zapewnił, że House nie upadł, tylko jego noga nie wytrzymała jego ciężaru. Wezwano Mastersona, który stwierdził, że najlepszym rozwiązaniem będzie operacja zwiadowcza, by sprawdzić, czy istniała jakaś medyczna przyczyna uszkodzenia nerwów oraz czy są w stanie coś zrobić, by złagodzić ból House'a.

Zabrali go prosto na blok operacyjny, planując zmniejszyć dawkę anestetyków po operacji, żeby dowiedzieć się, czy zabieg pomógł na osłabienie jego bólu. Wilson postanowił obserwować przebieg operacji - nie chciał opuszczać swojego przyjaciela ani na krok, mając w pamięci swoją nieobecność tuż po zawale, który miał miejsce sześć lat wcześniej.

- Trzeba poinformować jego zespół - powiedziała Cuddy, kiedy dołączyła do Wilsona w pokoju obserwacyjnym.

- Mogłabyś się tym zająć? - spytał Wilson, nie odrywając oczu od House'a.

- To nie była twoja wina, Wilson.

- Nie powinienem był wyjeżdżać z Craigiem. Powinienem dostrzec objawy, kiedy się pojawiły. A przynajmniej powinienem był zadzwonić i sprawdzić, jak on się czuje. Może wtedy nie przeleżałby w swoim mieszkaniu trzydziestu dwóch pieprzonych godzin.

- House nie byłby w stanie odebrać twojego telefonu.

- Ale dzięki temu wiedziałbym, że coś jest nie tak. Mógłbym przyjechać do niego wcześniej i znaleźć go, zanim doznał wstrząsu. Może gdyby prędzej dostał morfinę, nie byłby w takiej agonii, kiedy go znalazłem.

- Widziałeś wynik rezonansu, to stałoby się bez względu na to, kto by przy nim był. Gdyby House nie był taki zawzięty i powiedział cokolwiek, moglibyśmy coś na to poradzić, zanim jego stan tak bardzo się pogorszył.

- Wiesz, jaki jest House. On nigdy nie przyznaje się do niczego, dopóki nie jest za późno.

- W dalszym ciągu ktoś musi powiedzieć o tym jego zespołowi - odparła Cuddy, wracając do pierwotnego tematu rozmowy.

- Nie zostawię go, Cuddy. Ty będziesz musiała się to zrobić.

- Myślę, że byłoby lepiej, gdyby dowiedzieli się od ciebie. Nie zmuszaj mnie, żebym wydała ci polecenie służbowe.

Wilson obejrzał się na nią. - Nie zrobiłabyś tego.

Cuddy westchnęła. - Nie, nie zrobiłabym. Ale naprawdę byłoby lepiej, gdyby usłyszeli o tym od ciebie.

- Obiecałem mu, że go nie zostawię i nie zamierzam złamać tej obietnicy - odpowiedział Wilson, dając jej wyraźnie do zrozumienia, że nigdzie się nie wybiera.

- Powiem im - ustąpiła Cuddy. Nie wiedziała, czy Wilson poradzi sobie, jeżeli amputacja okaże się konieczna. Zdążył już postawić sprawę jasno, że jako pełnomocnik medyczny House'a nie podpisze zgody na amputację, ale Cuddy - jako lekarz House'a - wiedziała, że może to być jedyny słuszny wybór, ponieważ istniały niewielkie szanse, że House odzyska sprawność w wystarczającym stopniu, by wrócić do chodzenia o lasce. Prawdopodobieństwo, że House znów będzie niezależny, było naprawdę małe i chociaż Cuddy wiedziała, że Wilson zaopiekuje się nim, jeśli będzie musiał, miała również świadomość, że House nie przyjmie tego lekko. Westchnęła w duchu i odeszła, żeby poinformować zespół House'a, że ich szef nie wróci do pracy przez nieokreślony czas.

<center>~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</center>

Wilson siedział przy łóżku House'a, czekając, aż jego przyjaciel wybudzi się po operacji. Anestezjolog stwierdził, że House powinien odzyskać świadomość w ciągu doby, ale nie wcześniej niż godzinę po zabiegu. Biorąc pod uwagę to, co odkryli podczas operacji, Wilson uparł się, że to on przekaże House'owi wiadomość, i jeśli to oznaczało, że nie odstąpi od jego boku aż do tego czasu, zatem niech tak będzie.

Cuddy powiedziała Cameron, Chase'owi i Foremanowi. Zgodnie z oczekiwaniami, każde z nich zareagowało inaczej, jednak cała trójka przejęła się wynikiem operacji House'a. Cuddy zabroniła im składania wizyt, ale powiedziała, że będzie ich informować o jego stanie.

Operacja przebiegła bez komplikacji, ale w jej trakcie wyszło na jaw kilka problemów. Lekarze nie mieli innego wyboru, jak czasowo znieczulić nerwy, by osłabić nieco ból House'a, ale było to jedynie rozwiązanie tymczasowe i ból miał wkrótce powrócić, chyba że będą mogli usunąć martwą tkankę mięśniową, która otaczała obszar zawału. Ostatecznie chcieli dokonać amputacji, jednak wiedzieli, że na to nie było zgody, zatem musieli pozostawić obumarłe mięśnie i zaczekać, aż House się obudzi i powie im, czy mają zielone światło. Ustalono, że zostanie mu dostarczony wózek inwalidzki do jego sali i - czy mu się to będzie podobało, czy nie - będzie musiał go używać od tego momentu.

Dwanaście godzin po operacji House zaczął się wybudzać. Wilson, który drzemał na krześle przy jego łóżku, obudził się i nabrał czujności, zanim House otworzył oczy. Złapał House'a za rękę, dając mu tym znać, że jest przy nim.

- Boli cię coś? - zapytał, kiedy powieki House'a się podniosły. House skinął głową, a Wilson wcisnął przycisk na panelu kontrolnym urządzenia aplikującego morfinę, żeby podać mu kolejną dawkę.

- Co się stało? - odezwał się House, nadal oddychając z niewielkim trudem.

- Rezonans wykazał uszkodzenie nerwów, więc Masterson zdecydował, że najlepiej będzie natychmiast operować. Tymczasowo sparaliżowali nerwy, ale najlepszym wyjściem usunięcie martwej części mięśnia.

- Nie. To jeszcze bardziej ograniczy moją możliwość poruszania się - wymamrotał House.

- House, nie będziesz mógł chodzić bez względu na to, co oni zrobią. Uszkodzenia są zbyt poważne. Cuddy zamówiła dla ciebie wózek, a kiedy już odzyskasz siły po operacji i podejmiesz decyzję w sprawie usunięcia reszty obumarłego mięśnia, rozpoczniesz fizykoterapię - wyjaśnił Wilson.

- Ale jeżeli nie będę mógł chodzić, jaki jest sens fizykoterapii? - zapytał House. Jego głos się podniósł, a on sam przygryzł swoją gojącą się wargę, kiedy ogarnęła go kolejna fala bólu. Da radę przez to przejść, ból minie, a on udowodni im wszystkim, że się mylą i znów będzie chodził. Musiał być w stanie chodzić, bo jak inaczej będzie mógł pracować? Nie było mowy, żeby przez to, co się stało, został kompletnym kaleką.

- Żeby zapobiec dalszym uszkodzeniom - odpowiedział cicho Wilson.

- Pieprzyć ich! Oni nie mają racji, to wszystko jedna wielka bzdura! - wrzasnął House, uderzając się w nogę, kiedy poruszył się gwałtownie na łóżku. - Cholera! Potrzebuję więcej morfiny!

Wilson ponownie wcisnął przycisk, wstrzykując następną dawkę morfiny do już przeciążonego organizmu House'a. Nie cierpiał oglądać swojego przyjaciela w takim stanie, ale wiedział, że lekarze się nie mylili. Widział raport z operacji, widział wynik rezonansu i w głębi serca wiedział, że ten House z czasów przed upadkiem nie miał szansy na powrót. House będzie potrzebował opieki, której nie mógł sam sobie zapewnić, a Wilson planował nie odstępować go na krok na tej nowej drodze.

- Posłuchaj, nie będzie tak źle. Zatrudnimy dla ciebie naprawdę miłą pielęgniarkę i nawet jeśli prawdopodobnie zostaniesz pozwany o molestowanie seksualne, nie będzie to miało znaczenia. Po prostu za każdym razem będziemy korzystać z innej agencji - powiedział Wilson, próbując wywołać uśmiech na twarzy przyjaciela. Wiedział, że czekająca ich droga była kamienista i że każda okazja do śmiechu jest na wagę złota, bo w tej chwili życie House'a znalazło się w tym samym punkcie, w którym było sześć lat temu, tylko że tym razem na końcu tunelu nie było światełka, ponieważ House miał pełną świadomość tego, co miało nastąpić i nie było to nic dobrego.

- Zostaw mnie samego - mruknął House i odwrócił głowę, wpatrując się w ścianę.

<center>~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</center>

Następne tygodnie były dla House'a pełne bólu, chociaż starali się znaleźć taką kombinację leków, która by go opanowała. Ostatecznie zdecydowali się na dużą dawkę [link widoczny dla zalogowanych] w połączeniu z najwyższą możliwą dawką [link widoczny dla zalogowanych], pochodnej morfiny. Jednakże wraz z upływem dni House coraz bardziej zamykał się przed tą sytuacją i nie odezwał się ani słowem podczas tych kilku okazji, kiedy przenoszono go z łóżka na wózek inwalidzki. Odmawiał jedzenia, ciągle podawano mu płyny przez kroplówkę, żeby zapobiec jego odwodnieniu i odbyło się kilka dyskusji na temat założenia mu na stałe cewnika, żeby przynajmniej zaoszczędzić mu upokorzeń, kiedy musiał skorzystać z toalety.

Wilson wziął na siebie rolę jego opiekuna, nauczył się ćwiczeń, które musieli wykonywać z House'em trzy razy dziennie, żeby zapobiec zanikowi mięśni i od czasu do czasu udawało mu się wciągnąć House'a do rozmowy, a House zachowywał się tak, jak gdyby zapominał, co się stało i wszystko znów było jak za dawnych czasów. Jednak ból w końcu powracał, a House pogrążał się w milczeniu, jakby był to jego własny sposób na przejęcie nad nim kontroli. Wilson nie był w stanie nakłonić House'a, żeby się otworzył - przynajmniej nie do momentu, kiedy nadeszła pora powrotu do domu.

House szybko podjął decyzję, że nie zgadza się na więcej operacji, twierdząc, że jeśli usuną mu więcej tkanki mięśniowej, jego szanse na powrót do chodzenia o lasce definitywnie przeminą. Nikomu nie udało się go przekonać, że te szanse już i tak były niemal równe zeru, niezależnie od tego, czy podda się operacji czy nie, a jedyną rzeczą, która miałaby się zmienić, to poziom bólu, który odczuwał. Odpowiedź House'a brzmiała: "Skoro wcześniej radziłem sobie z bólem, mogę to robić znowu."

Po kilku tygodniach rehabilitacji, redukowania i zmieniania leków, przyszła pora, by House został wypisany ze szpitala pod opiekę Wilsona, z surowym nakazem, że jeśli dalej będzie tracił na wadze i odmawiał przyjmowania płynów, Wilson ma odwieźć go do szpitala i przyjąć z powrotem na oddział tak szybko, jak to możliwe. Wyznaczony dzień nadszedł i Wilson niespiesznie zaczął pakować ubrania i inne rzeczy, które House zgromadził podczas swojego wielotygodniowego pobytu w szpitalu. Zdążył już odebrać z apteki miesięczny zapas leków dla House'a, a nawet przysłano dla niego nowy wózek inwalidzki, ale musiał jeszcze pomóc House'owi się ubrać i przesiąść się z łóżka na wózek. Wilson po części był przerażony wcieleniem się rolę opiekuna House'a. Przerażała go myśl, że to na zawsze odmieni ich przyjaźń i że House odsunie się od niego jeszcze bardziej, a Wilson wiedział, że bez niego nie było mowy, żeby House dał radę przez to przejść.

- No dobra, pora cię przygotować, House - powiedział Wilson, wkładając całe serce w swoją nową rolę.

- Nie jestem dzieckiem, Jimmy. Mogę to zrobić sam - warknął House. Wilson podał mu jego ubrania, a House wyrwał mu je z rąk, usiadł prosto na łóżku i zsunął z ramion szpitalną koszulę. Odkleił od swojej klatki piersiowej elektrody, które monitorowały pracę jego serca, uruchamiając tym alarm. Wilson westchnął ponownie i wyłączył piszczącą maszynę, zanim pielęgniarki mogłyby wpaść do sali z zestawem do reanimacji. House'owi udało się bez problemu włożyć na siebie t-shirt, ale kiedy przyszła kolej na zajęcie się dolną połową ciała, pojawiły się trudności - jego prawa noga nie utrzymałaby ciężaru jego ciała i nie było sposobu, żeby mógł ubrać jeansy bez skorzystania z pomocy. Wilson czekał, aż House poprosi o pomoc, ale powinien był wiedzieć, że to się nie stanie.

House z łatwością spuścił z łóżka lewą nogę, po czym przy użyciu rąk delikatnie przesunął prawą. Wkrótce siedział na brzegu łóżka, z rurką cewnika zwisającą między jego nogami. Uzgodniono, że House będzie korzystał z cewnika przez kilka tygodni, żeby sprawdzić, jak to rozwiązanie sprawdzi się w domowych warunkach. Wilson przygotował wystarczającą ilość zapasowych zestawów na cały miesiąc i miał je zmieniać raz na tydzień, najpierw jednak pozwalając House'owi skorzystać z łazienki, gdzie Wilson zainstalował dodatkowe poręcze, kiedy House leżał w szpitalu. House poradził sobie z wciągnięciem nogawki na lewą nogę, ale miał kłopot z uporaniem się z cewnikiem i poruszaniem prawą nogą. Wilson spojrzał na niego, błagając go wzrokiem, żeby poprosił o pomoc, ale House tego nie zrobił. Postawił lewą stopę na podłodze, żeby się na niej oprzeć i spróbował włożyć prawą stopę w nogawkę jeansów. Rezultatem tego był bolesny spazm i zaplątanie się rurki cewnika, a na koniec House przypadkowo przeniósł ciężar ciała na prawą nogę, która ugięła się pod nim i gdyby Wilson nie obserwował go wystarczająco uważnie, House wylądowałby na podłodze.

- Trzymam cię, House - odezwał się łagodnie Wilson.

- Pozwól mi się przewrócić - warknął House. - To cholernie żałosne. Nie mogę nawet włożyć moich pierdolonych jeansów.

Wilson nie miał zamiaru wypuścić House'a z rąk i zamiast tego podniósł go, żeby mógł usiąść z powrotem na łóżku.
- Pozwól, że ja się tym zajmę - powiedział, modląc się, żeby House chociaż raz po prostu zaakceptował jego pomoc.

- Więc tak ma to od teraz wyglądać, Jimmy? Będziesz mnie ubierał, pchał wszędzie na wózku i podcierał mój zasrany tyłek?

- Nie zamierzam cię wszędzie wozić - masz ręce i możesz ich używać. Co do ubierania, kiedy leki przeciwbólowe zaczną spełniać swoje zadanie, a ty bardziej przyzwyczaisz się do cewnika, sam będziesz mógł się ubierać. I na koniec - nie będę wycierał ci tyłka - odparł Wilson, równocześnie przymocowując worek cewnika do prawej kostki House'a tak ostrożnie, jak to tylko możliwe. Następnie wciągnął nogawkę jeansów na prawą stopę House'a i działając tak delikatnie, jak tylko był w stanie, podciągnął ją w górę, jak daleko się dało, po czym złapał House'a za ręce i położył je na swoich ramionach. - Oprzyj się najmocniej jak możesz na lewej nodze, a resztę zostaw mnie - powiedział. House zastosował się do instrukcji, a Wilson podciągnął mu spodnie, ukrywając rurkę wewnątrz nogawki, żeby nikt nie widział, że House używa cewnika i wreszcie zapiął jego jeansy. Na koniec Wilson otoczył go w pasie ramionami, biorąc na siebie większą część ciężaru jego ciała, i pomógł mu się przesunąć, aż House stał plecami do wózka, po czym ostrożnie go na nim posadził.

- Możesz podać mi moją czapkę? - spytał House, gdy już usadowił się wygodnie. Wilson spełnił prośbę, a House założył ją i zsunął daszek nisko na oczy, najwyraźniej nie chcąc zostać rozpoznanym, kiedy będzie opuszczał szpital. Wilson zabrał torbę z rzeczami House'a i powiesił ją z tyłu wózka, odblokował hamulce i wywiózł swojego przyjaciela ze szpitala.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Este
Bad Wolf
Bad Wolf


Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:26, 09 Paź 2010    Temat postu:

Poor House, zapowiada się dłuuugie męczenie i opisy rodem z horrorów. Nie wiem, jakim sposobem jesteś w stanie tłumaczyć ten fik bez popadania w depresję. *iz zdziwiona*
Tłumaczenie jak zwykle na wysokim poziomie. Powiedziałabym, że lekko się czyta, ale biorąc pod uwagę fabułę fika, to zabrzmiałoby to pewnie dość groteskowo.
Wena i cierpliwości do dalszego tłumaczenia życzę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 5:52, 12 Paź 2010    Temat postu:

Este napisał:
Poor House, zapowiada się dłuuugie męczenie i opisy rodem z horrorów.
nieeee, w horrorach nie ma środków przeciwbólowych Ani Wilsona

Este napisał:
Nie wiem, jakim sposobem jesteś w stanie tłumaczyć ten fik bez popadania w depresję.
um... może to przez mój wewnętrzny sadyzm... Albo dlatego, że w depresję wpędził mnie już "House MD", a dwóch depresji mieć nie można

Este napisał:
Powiedziałabym, że lekko się czyta, ale biorąc pod uwagę fabułę fika, to zabrzmiałoby to pewnie dość groteskowo.
zawsze możesz powiedzieć, że fik brzmi tak lekko, jak wiadomość o raku, którą przekazuje Wilson



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ot_taka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 259
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 9:02, 12 Paź 2010    Temat postu:

Richie117 napisał:
zawsze możesz powiedzieć, że fik brzmi tak lekko, jak wiadomość o raku, którą przekazuje Wilson


Coś w tym rodzaju

Ale dobrze się czyta (jak dobry horror )

Weny na tłumaczenie życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Wto 16:10, 12 Paź 2010    Temat postu:

Oł...
Szczerze to bardzo mnie uderzył w serducho ten fic. Jest taki... Naturalny. Poza kilkoma małymi szczególikami jest po prostu bardzo realistycznym tworem. Coś wspaniałego! Po prostu ja widzę[czuję?] ten ból House'a. Potrafię poczuć się jak Wilson. Czuć tę determinacją, by trwać przy przyjacielu, by się o niego martwić i nie pozwolić mu poddać się.

Richie117 napisał:
- Pozwól mi się przewrócić - warknął House. - To cholernie żałosne. Nie mogę nawet włożyć moich pierdolonych jeansów.

Dla mnie to raczej te słowa są żałosne. Żałosne jest to, że House mimo wszystko, mimo całej sytuacji nie chce, nie potrafi przyznać się że potrzebuje pomocy Wilsona. Że nie chce pokazać iż jest ona mu potrzeba cały czas.

Czekam z niecierpliwością na kolejną część


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 7:20, 14 Paź 2010    Temat postu:

Dziękuję, ot_taka

***

Mam nadzieję, Agusss, że masz mocne serducho, bo to dopiero początek...
A co do House'a, to ja mu się nie dziwię - w końcu nikt tak jak on nie ceni sobie niezależności, a teraz musi zmierzyć się z faktem, że przyjdzie mu się z tą niezależnością pożegnać, przynajmniej częściowo.

Czekaj cierpliwie, pewnie niedługo coś się pojawi



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Czw 12:44, 14 Paź 2010    Temat postu:

No to Richie może być z tym problem... Serducho może nawalić
No tak, tak... Ale ja jednak myślę, że powinien jednak wiedzieć kiedy powiedzieć sobie dość.

No poczekam... Ale z niecierpliwością Ja i cierpliwość



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 5:29, 15 Paź 2010    Temat postu:

Agusss napisał:
No to Richie może być z tym problem... Serducho może nawalić
...

(sooorki, nie mogłam się powstrzymać )

Agusss napisał:
Ale ja jednak myślę, że powinien jednak wiedzieć kiedy powiedzieć sobie dość.
No i on wie, tylko ten moment jeszcze nie nadszedł

okeeej, to już nie musisz czekać


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 5:33, 15 Paź 2010    Temat postu:

Cytat:
Yeah, przy okazji tego rozdziału przypomniałam sobie, czemu tak się napaliłam na tłumaczenie tego fika Nie ma to jak niecnie wykorzystać czyjąś twórczość, żeby zaspokoić własne zboczenie związane z Wilsonem, House'em i cewnikiem

Enjoy!



4. Sytuacja się pogarsza


Z powodu przyjmowania wysokich dawek morfiny, która miała zwalczać ból, House przesypiał większość dnia. Liczono na to, że z biegiem czasu będą w stanie zmniejszyć dawkowanie leku albo też House bardziej do niego przywyknie i będzie w stanie funkcjonować, równocześnie w dalszym ciągu panując nad bólem. Od powrotu do domu House jadł niewiele i przyjmował wystarczające ilości płynów, by uniknąć odwiezienia do szpitala, ale z każdym mijającym dniem coraz bardziej zamykał się w sobie. Zdarzały się noce, kiedy pojękiwanie House'a budziło Wilsona ze snu i onkolog zdawał sobie sprawę, że nie zna sposobu, żeby uśmierzyć ból swojego przyjaciela. Cuddy była przekonana, że gdyby usunęli martwy mięsień, poziom bólu House'a by się obniżył, jego zdolność do poruszania się zostałaby trwale ograniczona i House musiałby się zmierzyć z życiem na wózku, ale to z pewnością było lepsze, niż życie pod wpływem ekstremalnego chronicznego bólu. Mimo to Wilson nie miał okazji poruszenia tematu kolejnej operacji - w tym momencie jego głównym priorytetem było zapewnienie House'owi tak dużego komfortu, jak to tylko możliwe.

Była godzina trzecia po południu. House spał, a Wilson zajmował się wypełnianiem kart pacjentów. Cisza w mieszkaniu była niemal ogłuszająca, ale dawała również ukojenie, ponieważ oznaczała ona, że House śpi spokojnie, jednak Wilson przyłapał się na tym, że przerywa pracę co kilka minut i nasłuchuje, żeby upewnić się, że nic mu nie umyka. W ciągu ostatnich kilku dni pomiędzy dwoma przyjaciółmi panowało nieprzyjemne milczenie. House nie znosił tego, że Wilson musi teraz tyle dla niego robić oraz że on sam był taki bezużyteczny, a Wilson miał wyrzuty sumienia, że nakłania House'a do rozmowy, z jednej strony wiedząc, że musi przekonać swojego przyjaciela do otwarcia się, by wyciągnąć go z depresji, ale z drugiej strony mając świadomość, ze House potrzebuje czasu, by uporać się z tym, co mu się przytrafiło.

Przestał zajmować się kartami, kiedy dotarł do niego pierwszy jęk, jednak nie chciał pójść do House'a, póki nie będzie miał pewności, że jego przyjaciel nie śpi i że go potrzebuje, aczkolwiek i tak nie mógł zrobić nic więcej, poza podtrzymaniem go na duchu. Cuddy wyraziła zgodę na domięśniowy zastrzyk z [link widoczny dla zalogowanych], gdyby ból stał się dla House'a nie do zniesienia, ale do tej pory Wilson powstrzymywał się od skorzystania z tej możliwości. Pojękiwanie przeszło w krzyk i Wilson zerwał się od stołu, zatrzymując się tylko po to, by zabrać torbę z lekami i sprzętem, którą przywiózł ze szpitala.

- House, jestem tutaj - powiedział, klękając przy łóżku przyjaciela i chwytając go za rękę.

- Boże, spraw, żeby to się skończyło, Jimmy, proszę, spraw, żeby to się skończyło - wyjęczał House ze łzami w oczach.

- Jest gorzej?

- To boli tak, jakby odcinali mi nogę bez znieczulenia.

- Mogę zrobić ci zastrzyk, po którym poczujesz się lepiej.

- Proszę, Jimmy.

- Okay, House, ale potrzebna mi moja ręka, żeby go przygotować - powiedział Wilson, próbując ostrożnie wydostać swoją dłoń z miażdżącego uścisku House'a.

- Wybacz, to po prostu tak bardzo boli - odparł przepraszająco House.

- Nie ma sprawy. Chcesz, żebym zmienił ci cewnik, póki nie śpisz?

- Ten już zaczął mnie swędzieć - przyznał House.

- W porządku, kolego, załatwimy wszystko, a potem będziesz mógł odpocząć. - Wilson naciągnął fentanylu do strzykawki, jednocześnie nie spuszczając oka z House'a, żeby mieć pewność, że nadal jest on przytomny. Największy problem polegał na tym, że jeśli organizm House'a zostanie poddany zbyt wielkiemu napięciu z powodu bólu, mogło dojść do zatrzymania pracy serca, jak miało to miejsce podczas zawału mięśnia. Nasilenie się bólu u House'a wprawiało Wilsona w zaniepokojenie, ponieważ w domu nie miał odpowiedniego wyposażenia, żeby poradzić sobie z podobnym epizodem.

- Pospiesz się, Jimmy - odezwał się przez zaciśnięte zęby House i Wilson przerwał swoje rozmyślania. Ściągnął z House'a przykrycie, żeby mieć dostęp do jego biodra. Całe szczęście, że House leżał w taki sposób, że jego lewe udo znajdowało się bliżej onkologa.

- Poczujesz ostre ukłucie - powiedział, po czym wbił igłę w udo i powoli nacisnął tłoczek. - To powinno szybko zadziałać. - Wyrzucił igłę, wyciągnął nowy zestaw do cewnikowania i włożył lateksowe rękawiczki. Następnie rozchylił rozcięcie bokserek House'a, skąd wystawała rurka starego cewnika i za pomocą strzykawki opróżnił z powietrza balonik, który utrzymywał cewnik na miejscu. - Jesteś gotowy?

House kiwnął głową, a Wilson wolno wyciągnął rurkę. Wyrzucił ją razem z workiem cewnika do pojemnika na odpady medyczne i rozpakował nowy zestaw. - Chcesz skorzystać z łazienki, zanim ci to założę, czy wolisz zostać w łóżku i pójść później?

- Nie mogę się teraz ruszyć, Jimmy. Za bardzo mnie boli - odpowiedział House, nadal przygryzając wargę i z trudem łapiąc powietrze.

- W porządku, kolego. Wsunę rurkę na miejsce i będziesz mógł się zdrzemnąć, okay?

- Zrób to w końcu, Wilson. Proszę.

Wilson skinął głową i przygotował nowy cewnik. Przetarł czubek penisa House'a wacikiem nasączonym alkoholem, wsunął świeżą rurkę, a następnie napełnił powietrzem balonik cewnika i zawiesił torbę na mocz na boku łóżka House'a.

- Wszystko gotowe. Co z bólem?

- Zaczyna przechodzić.

- To dobrze. Zostawię cię, żebyś mógł się przespać.

- Nie, Jimmy. Zostań ze mną, dopóki nie zasnę, na wypadek gdyby znów zaczęło boleć - powiedział cicho House. Wilson wiedział, że nie mógłby mu odmówić.


<center>~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</center>


Potwór pod postacią bólu powrócił o siódmej wieczorem, sprawiając, że House wrzeszczał na Wilsona, błagając by pozwolił mu umrzeć, by ulżył mu w cierpieniu, by zabił tego potwora, który z taką radością go torturował.
- Już dobrze, Greg, jestem tutaj - powiedział Wilson, chwytając dłoń przyjaciela. House odwzajemnił uścisk, niezdolny do sformułowania choćby jednego zdania, unoszony falą agonii, która przepływała przez jego ciało. - Przyniosę fentanyl. - Głos Wilsona przeniknął przez ciemność, która otaczała House'a.

- Nie zostawiaj mnie, Jimmy - odrzekł House, nienawidząc tego, jak żałośnie to zabrzmiało.

- To nie potrwa długo - obiecał Wilson, ostrożnie zabierając rękę i zostawiając House'a samego w ciemności. Następnym, co House poczuł, była dłoń Wilsona, która ściągnęła z niego koc i przetarła wacikiem jego udo, po czym nastąpiło ostre ukłucie i uczucie pieczenia, kiedy lekarstwo zostało wprowadzone do jego organizmu.

- Czy ból robi się coraz gorszy, Greg? - zapytał Wilson, stając nad House'em i patrząc mu prosto w oczy.

- Zbyt szybko powrócił.

- Może powinieneś poddać się operacji, pozwolić im usunąć martwy mięsień, Greg. Twój stan by się poprawił.

- Ale nie będę mógł chodzić.

- House, nie będziesz chodził tak czy inaczej. Przysięgam, że nie kłamię. Widziałem wynik rezonansu, obserwowałem operację, przeczytałem raport z zabiegu - twoja noga umiera, Greg. Nie pozwól jej, żeby zabrała cię ze sobą.

- Pomyślę o tym.
W otaczającej ich ciemności, Wilson się uśmiechnął - udało mu się przybliżyć House'a do podjęcia decyzji. Został przy łóżku przyjaciela, dopóki House z powrotem nie zasnął.


<center>~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</center>


O północy krzyk House'a wyrwał Wilsona ze snu. Wyskoczył z łóżka i zabrał po drodze fentanyl, chociaż wiedział, że nie mogą powtarzać tego w nieskończoność. Ból stał się o wiele silniejszy i Wilson martwił się w głębi ducha, że z nogą House'a dzieje się coś naprawdę niedobrego. Zdecydował, że z samego rana zabierze House'a z powrotem do PPTH i załatwi mu kolejne badanie rezonansem, a jeżeli ta dawka fentanylu nie zadziała, odwiezie House'a do szpitala jeszcze w nocy i wtedy przeprowadzi badanie. Był gotów na wszystko, byle zakończyć agonię swojego przyjaciela.

Gdy tylko dotarł do łóżka House'a, wiedział od razu, że jest znacznie gorzej niż do tej pory. Oddech House'a zmienił się w szybkie sapnięcia, a kiedy zmierzył mu puls, stwierdził, że był on równie przyspieszony, co w noc tamtego upadku. Nie mógł ryzykować - nadeszła pora, by zabrać House'a z powrotem do szpitala i sprawdzić, czy nie doszło do kolejnych uszkodzeń. Coś musiało się dziać, skoro House odczuwał tak ogromny ból - kolejny zakrzep, więcej obumarłej tkanki mięśniowej, a może znieczulenie nerwów wykonane podczas operacji przestało działać. Cokolwiek to było, trzeba było coś na to poradzić, a jeśli nie będzie innego wyjścia - wprowadzić House'a w kolejną śpiączkę farmakologiczną, żeby pomóc mu przetrwać najgorszy okres.

- House, jestem tutaj - odezwał się cicho, równocześnie napełniając strzykawkę dawką fentanylu.

- Koniec... z... lekami... - wykrztusił House. - Wytnijcie... mięsień...

- Jesteś pewien? - zapytał Wilson, upuszczając buteleczkę i strzykawkę na szafkę przy łóżku.

- Chryste, wytnijcie go... arrrrghhh, kurwa, to boli, Jimmy... to tak cholernie boli... Nie mogę oddychać, ból jest zbyt silny...

- House! Popatrz na mnie, nic nie mów, tylko skup się na oddychaniu. Zadzwonię po karetkę i do Cuddy, załatwimy ci łóżko w szpitalu, ale w tej chwili musisz skupić się na mnie, a nie na bólu.

- Łatwo ci, kurwa, mówić - warknął ostro House.

- Powiedziałem, żebyś nic nie mówił - odparł równie ostro Wilson, ponownie sprawdzając puls House'a i sięgając po telefon, leżący na szafce nocnej. House kolejny raz wpadał w częstoskurcz, na jego czoło wystąpił pot i zaczynał wyglądać równie kiepsko, co tamtej nocy, kiedy Wilson go znalazł. Onkolog, nie wypuszczając z ręki dłoni House'a, wezwał karetkę, a następnie wysłał wiadomość na pager Cuddy.

O godzinie 00:35 sanitariusze dotarli na miejsce.

O 00:37 przenieśli House'a na nosze i zapakowali go do karetki, gdzie wcześniej umieścili jego wózek.

O 00:40 podłączyli go do monitora, który przedstawił ponury obraz. Saturacja House'a spadła do osiemdziesięciu procent, a serce biło z prędkością stu sześćdziesięciu uderzeń na minutę.

O 00:43 House zdjął z twarzy maskę tlenową i próbował powiedzieć coś do Wilsona, który ściskał jego dłoń ze wszystkich sił, podczas gdy pędzili na sygnale do PPTH.

O 00:44 Wilson z powrotem założył mu maskę na usta.

O 00:45 House zdjął ją i wyszeptał: "Uwolnij mnie, Jimmy."

O 00:46, w momencie gdy dojeżdżali do PPTH, gdzie czekała na nich Cuddy, na kardiomonitorze, do którego podłączony był House, pojawiła się płaska linia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Sob 17:30, 16 Paź 2010    Temat postu:

No wiesz co, jednak mogłaś sie powstrzymać xD

OMG. Naprawdę przez ten fic to chyba dostanę jakiegoś ataku serca.
Coraz bardziej i bardziej House cierpi. A razem z nim ja. Naprawdę ten fic ma o do siebie, że w czytanie go angażuję się sama. Mam dziwne wrażenie, że ja zaczynam odczuwać ten ból.
Biedny Wilson musi na to wszystko patrzeć, a tak naprawdę nie może nic zrobić
I House, który jednak decyduje się na operację... OMG.
Tyle... Nie potrafię więcej nic powiedzieć... idę się pogrążać w bólu

Weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jlk
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 26 Gru 2008
Posty: 786
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:49, 16 Paź 2010    Temat postu:

Ha, czytałam to sto lat temu. Dotrwałam do końca, ale z trudem - fik mi się bardzo nie podobał, chyba tylko moja słabość do szczegółowego torturowania House'a mnie przy nim trzymała. Twoje tłumaczenie mojej oceny o samym fiku nie poprawiło (nawet nie potrafię opisać zarzutów, po prostu mi się nie podoba; a co do nazywania Wilsona "Jimmy" - toleruję to tylko raz na 5000 słów )
Niemniej jednak, podziwiam Cię, kobieto Pomijając moją niechęć do oryginału, tłumaczenie jest świetne. Nie wiem, jak ty to robisz

ps: jeśli po skończeniu siedemnastego rozdziału będzie Ci jeszcze mało torturowania House'a, polecam/przypominam o [link widoczny dla zalogowanych], który moim zdaniem jest sto razy lepszy od Set Me Free, chociaż nie mniej "sadystyczny". Sama bym się za niego wzięła, ale biorąc pod uwagę to, że nie mam czasu dotłumaczyć tego, co zaczęłam, to na razie ograniczę się do podsuwania go innym tłumaczom


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:57, 16 Paź 2010    Temat postu:

Agusss napisał:
Biedny Wilson musi na to wszystko patrzeć, a tak naprawdę nie może nic zrobić
przynajmniej może się zaopiekować małym Gregiem

tylko nie odchodź zbyt daleko &



***

jlk napisał:
Dotrwałam do końca, ale z trudem - fik mi się bardzo nie podobał, chyba tylko moja słabość do szczegółowego torturowania House'a mnie przy nim trzymała.
Mi się spodobał ze względu na realizm "tortur" do tego stopnia, że pochłonęłam go za jednym zamachem i nawet nie zwróciłam uwagi na to, jak kiepsko jest ten fik napisany (pod względem językowym i tych ogromnych przeskoków w czasie). Ale pomimo wad i tak uważam go za świetną odtrutkę na słitaśne Huddy

jlk napisał:
co do nazywania Wilsona "Jimmy" - toleruję to tylko raz na 5000 słów
a co z tolerancją na nazywanie House'a "Gregiem"? (to chyba największe OOC w tym fiku, IMO)

jlk napisał:
Niemniej jednak, podziwiam Cię, kobieto Pomijając moją niechęć do oryginału, tłumaczenie jest świetne. Nie wiem, jak ty to robisz
W praktyce wygląda to tak, że czytam jedno, wielokrotnie złożone zdanie oryginału i przez kwadrans się zastanawiam, jak je podzielić, żeby po polsku nie brzmiało jak bezsensowny potok słów
I dziękuję

jlk napisał:
jeśli po skończeniu siedemnastego rozdziału będzie Ci jeszcze mało torturowania House'a, polecam/przypominam o Turn Off The Night
W zasadzie to mam już zaplanowanego kolejnego fika z męczeniem House'a, tylko tym razem w inny sposób ([link widoczny dla zalogowanych] od GeeLady ) I muszę przyznać, że angstów cryptictac to ja się śmiertelnie boję - nawet jej happy endy działają na mnie tak, jakbym dostała w twarz płytą nagrobną... Niemniej fika zapisałam, może kiedyś uda mi się go przeczytać... a potem się zobaczy

PS. Znów się zagapiłam na Twój baner Boooosh, jak ja tęsknię za dawnymi chłopakami


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 1 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin