Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Uwolnij mnie [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
jlk
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 26 Gru 2008
Posty: 786
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:40, 17 Paź 2010    Temat postu:

Cytat:
a co z tolerancją na nazywanie House'a "Gregiem"? (to chyba największe OOC w tym fiku, IMO)

O matko, to też Generalnie, zazwyczaj jestem bardzo przeciwko tego całego "greg&jimmy", to House i Wilson do jasnej cholery i kropka

Cytat:
W praktyce wygląda to tak, że czytam jedno, wielokrotnie złożone zdanie oryginału i przez kwadrans się zastanawiam, jak je podzielić, żeby po polsku nie brzmiało jak bezsensowny potok słów

No i znowu, jak ty to robisz, że jesteś w stanie przetłumaczyć tony tych złożonych zdań w takim tempie?

Even Trade, jupi Znowu, stylistycznie nie doskonałe (ach, czepiam się), ale fabuła wynagradza wszystko. I podoba mi się to, że autorka nie zrobiła z House'a przesadnie "miękką kluchę", jak w większości fików z non-con. Powodzenia w tłumaczeniu
(Ja właśnie mam słabość do tych angstów. Fluff fluffem, ale to te cięższe, "chore" fiki robią największe wrażenie )


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez jlk dnia Nie 0:45, 17 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 1:12, 17 Paź 2010    Temat postu:

jlk napisał:
Generalnie, zazwyczaj jestem bardzo przeciwko tego całego "greg&jimmy", to House i Wilson do jasnej cholery i kropka
No to stoimy po tej samej stronie Chociaż w pewnych okolicznościach jestem skłonna do ustępstw (era i takie tam albo kiedy chłopaki mają dzieci... )

jlk napisał:
No i znowu, jak ty to robisz, że jesteś w stanie przetłumaczyć tony tych złożonych zdań w takim tempie?
Jaaasne, w takim "żółwim tempie" chciałaś powiedzieć? Bo czasem komp mi się zdąży wyłączyć, zanim coś wymyślę

jlk napisał:
Znowu, stylistycznie nie doskonałe (ach, czepiam się)
o tak, czepiasz się Z racji tego, że GeeLady jest dwa razy starsza ode mnie i że pisała fiki, kiedy mnie jeszcze na świecie nie było, to ja nie mam nic do jej stylistyki. Za to te jej kwieciste wyrażenia potrafią zwalić z nóg (jak na przykład tu)

jlk napisał:
podoba mi się to, że autorka nie zrobiła z House'a przesadnie "miękką kluchę", jak w większości fików z non-con.
może to wynika z faktu, że to nie był taki do końca non-con? Bo przecież House się zgodził... Za to trochę mnie zasmucił kawałek, w którym House stwierdza, że skoro już znalazł się w takiej sytuacji, to zamierza się nią "cieszyć" - klasyczne robienie dobrej miny do zóej gry
Thx Powodzenie się przyda

jlk napisał:
Fluff fluffem, ale to te cięższe, "chore" fiki robią największe wrażenie
Popieram Byle tylko zbyt mroczno nie było. Nie potrafię dokładnie określić, gdzie leży granica tego, co mi się podoba, ale chyba wszystko zależy od tego, czy między chłopakami wszystko się dobrze układa i czy nie są ze sobą tylko z obowiązku/przyzwyczajenia albo dla samego seksu

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 5:04, 31 Paź 2010    Temat postu:

Cytat:
Argh, ależ masę czasu straciłam na Gimme i inne bezproduktywne zajęcia Ale na szczęście nareszcie mogłam się zająć tym ficzkiem
O ile pamięć mnie nie myli, to najgorsze już za House'em... tylko że nie ufam swojej pamięci

Enjoy!



5. Kolejna operacja


Wilson przystąpił do działania, nakazując jednemu z sanitariuszy rozpocząć sztuczne oddychanie, podczas gdy on uciskał klatkę piersiową House'a. Musieli zaczekać, aż drugi z ratowników przejdzie z szoferki na tył karetki, zanim mogli choćby pomyśleć o użyciu defibrylatora, chociaż w głębi duszy Wilson modlił się, żeby nie było to konieczne. Cuddy czekała na zewnątrz, nie rozumiejąc, dlaczego nic się nie dzieje, póki kierowca nie wysiadł i nie otworzył tylnych drzwi, a jej oczom ukazał się Wilson, który rozpaczliwie walczył o życie House'a.

- Zabierzcie go na ostry dyżur, tam mają lepsze wyposażenie - krzyknęła, bez namysłu wpadając w rolę lekarki House'a.
Zespół karetki błyskawicznie wziął się do roboty, powstrzymując Wilsona od kontynuowania masażu serca i wyciągając nosze na beton parkingu, z zamiarem wznowienia akcji ratowniczej, kiedy będą już w drodze. Jakby była to scena wyjęta z jakiegoś programu medycznego, Wilson wspiął się na nosze, klękając okrakiem nad ciałem swojego przyjaciela i wrócił do uciskania jego klatki piersiowej.

Gdy dotarli na ostry dyżur, Wilson zeszedł na ziemię, a pielęgniarka przejęła jego zadanie. Dzięki temu, że Cuddy zadzwoniła wcześniej do szpitala, wszystko było przygotowane na przybycie House'a. Natychmiast podłączono go do szpitalnych monitorów, które w dalszym ciągu pokazywały płaską linię, a House nadal nie zaczął samodzielnie oddychać.

- Trzeba go zaintubować - powiedziała Cuddy, patrząc jak Wilson przejmuje inicjatywę i z wprawą wsuwa rurkę w tchawicę House'a. Następnie podłączył do rurki [link widoczny dla zalogowanych] i zaczął go wentylować, zapewniając stały dopływ tlenu do jego płuc.

Trzykrotnie musieli użyć defibrylatora, zanim serce House'a wróciło do pracy. Otaczający ich tłum zaczął rzednąć i wkrótce na miejscu pozostali jedynie Cuddy i Wilson.

- Co się stało? - spytała Cuddy, kiedy już podłączyli House'a do respiratora, który miał podtrzymywać jego oddychanie.

- Ból się nasilił. Musiałem podać mu fentanyl, żeby go uspokoić, ale po chwili lek przestał działać. House zgodził się na operację, dlatego jechaliśmy do szpitala. Jego stan pogorszył się do tego stopnia, że nie mógł się nawet ruszyć, zupełnie jak w tę noc, kiedy upadł.

- Zgodził się na operację?

- Tylko na usunięcie obumarłego mięśnia. Jednak boję się, że może chodzić o coś więcej, skoro poziom bólu się podniósł. Musimy zrobić mu nowy rezonans, zanim posuniemy się dalej.

- Załatwię wszystkie badania i pokój dla House'a, i zadzwonię do Mastertona. Nie ma on co prawda dyżuru, ale House nie chciałby, żeby ktoś inny zajmował się jego nogą.

- Trzeba to zrobić dziś w nocy, Cuddy.

- Wiem. Jego organizm nie zdoła znieść więcej bólu. Zostaw to mnie. Ty zostań z House'em i przygotuj go do operacji, a ja zajmę się całą resztą.

- W porządku - odparł Wilson. Odwrócił się, by spojrzeć na przyjaciela, który leżał na łóżku podłączony do respiratora i różnych kroplówek, które uśmierzały jego ból i podtrzymywały pracę jego serca, chroniąc je przed kolejnymi uszkodzeniami. Kto by pomyślał, że ból potrafi doprowadzić organizm do takiej ruiny?

- Nic mu nie będzie - powiedziała Cuddy, ściskając z czułością ramię Wilsona. - Skoro wyraził zgodę na operację, nie robisz nic złego.

- Mam tylko nadzieję, że będzie pamiętał o tym, że się zgodził.

- Na pewno.

<center>~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</center>

Nikt nie tracił czasu i wkrótce Masterton pojawił się na korytarzu przed pokojem House'a, gotów by zabrać go na dół do sali operacyjnej. Najnowsze badanie rezonansem ujawniło obecność kolejnych martwych nerwów, co oznaczało więcej obumarłej tkanki mięśniowej. Nikt nie wiedział, jaka była tego przyczyna, więc planowano przyjrzeć się temu bliżej w trakcie operacji, a ponieważ House zgodził się na usunięcie całego martwego mięśnia, wyglądało na to, że będzie to długi zabieg.

Wilson po raz kolejny znalazł się w pokoju obserwacyjnym, zamierzając przyglądać się całej operacji, bez względu na to, ile czasu ona potrwa. Część jego osoby wciąż czuła się winna, że nie było go przy House'ie za pierwszym razem, kiedy przeszedł zawał i teraz próbowała to zrekompensować, inna część była przerażona tym, że gdyby wyszedł, nie byłby w stanie wrócić, a House w żadnym razie nie przetrwałby tego psychicznie, gdyby nie mógł liczyć na czyjąś pomoc. Tak więc bez względu na to, co House mu zarzuci, Wilson postanowił zostać - nie planował zrobienia tego, co Stacy i odejść, kiedy zrobi się zbyt ciężko. Będzie z House'em w najtrudniejszych chwilach, w chwilach, kiedy House będzie chciał umrzeć, wtedy, kiedy będzie sobie radził i wtedy, kiedy nie będzie radził sobie w ogóle. Zostanie bez względu na wszystko, bo w końcu od tego ma się przyjaciół.

Wilson zastanawiał się nad zaczekaniem w pokoju House'a, ale stojący tam pusty wózek inwalidzki szydził z niego, mówiąc mu, że gdyby tylko zauważył coś wcześniej, być może House nie byłby w takim ciężkim stanie, zatem zamiast zostać w towarzystwie tego, co przypominało mu o chorobie House'a, poszedł do pokoju obserwacyjnego i patrzył, jak lekarze walczą o ocalenie tak dużej części nogi House'a, jak to tylko było możliwe. Spodziewał się, że będzie tam sam, ale nie był. Podwładni House'a usłyszeli o tym, co się stało i przyszli zobaczyć, jak ich szef się czuje, ponieważ tylko tyle mogli zrobić po tym, jak doktor Cuddy zabroniła im odwiedzać House'a, kiedy był przytomny.

- Co wy tutaj wszyscy robicie? - zapytał Wilson, nie odrywając wzroku od operacji.

- Cuddy powiedziała nam, że przywieziono go z powrotem dziś w nocy. To prawda, że jego serce znów się zatrzymało? - chciała wiedzieć Cameron. Wilson poznał, że lekarka wcześniej płakała i teraz próbowała to ukryć.

- Tak - odpowiedział, od nowa przeżywając ten moment w karetce, kiedy wydawało mu się, że na dobre stracił swojego przyjaciela.

- Zgodził się na operację? - spytał Chase.
Wilson odwrócił się, żeby na niego spojrzeć. Chase pracował z House'em najdłużej z całej trójki i sprawiał wrażenie zagubionego bez swojego szefa, który mówił mu, co ma robić i podważał jego autorytet. Wilson poczuł wyrzuty sumienia z powodu lekceważącego podejścia do pytania Cameron. Mimo wszystko ci ludzie codziennie pracowali z House'em i nie byli zrobieni z kamienia - każde z nich na swój sposób wykształciło w sobie troskę o tego człowieka. Na krótką chwilę spojrzał za siebie, na znajdującą się poniżej salę operacyjną, po czym odwrócił się przodem do trójki lekarzy. Miał rację - Cameron wcześniej płakała, Chase wyglądał na zagubionego, a Foremana trudno było rozszyfrować - zupełnie jakby nie wiedział, którą emocję okazać, kiedy stał twarzą w twarz z bardzo prawdopodobną śmiercią człowieka, którego równocześnie nienawidził i podziwiał.

- Opiekowałem się nim w domu, odkąd został wypisany ze szpitala. Wiecie wszyscy, że House teraz jeździ na wózku, prawda? - zaczął Wilson. Cała trójka pokiwała głowami. - Wysokie dawki morfiny, które dostawał, żeby opanować ból, sprawiały, że dużo spał, ale mimo to budził się, kiedy ból się nasilał. Aż do wczoraj dawaliśmy radę kontrolować jego ból, ale zeszłego wieczoru musiałem podać mu fentanyl, jednak poziom bólu wzrosło do tego stopnia, że nawet to nie działało. Wtedy podjęliśmy decyzję, żeby wrócić do szpitala, zrobić kolejny rezonans oraz przeprowadzić operację, ponieważ to wydawało się jego najlepszą - i jedyną - szansą.

- Będzie mógł chodzić? - spytał Foreman, przybierając swoją zwyczajową poważną minę.

- Nie po tym, jak usuną mięsień. Nawet jeśli zapanujemy nad bólem, co jest celem tej operacji, nie zostanie wystarczająco dużo tkanki mięśniowej, żeby utrzymać jego ciężar.

- Czemu po prostu nie przeprowadzić amputacji? - odezwał się ponownie Foreman.

- House tego nie chciał.

- Ale gdyby amputowali mu nogę, mógłby dostać protezę i nauczyć się chodzić.

- Wiem o tym, Foreman, ale House jest bardzo przywiązany do swojej nogi. Dlatego nie amputowano mu jej za pierwszym razem i tym razem również nie wchodziło to w grę.

- Kiedy House wróci do pracy? - zapytał Chase, ciągle wyglądając na dosyć zagubionego.

- Nie wiem, czy w ogóle wróci, Chase. House będzie potrzebował sporo opieki i zamierzam wziąć urlop, żeby się nim zająć. Może minąć miesiąc, pół roku, a nawet kilka lat, zanim House będzie na tyle samodzielny, żeby wrócić do pracy.

- Ale w końcu wróci - odparł Chase głosem pełnym przekonania.

- Skąd możesz być taki pewny? - zapytał Wilson, przypatrując się z zainteresowaniem młodemu Australijczykowi.

- To wszystko, co mu zostało - odpowiedział cicho Chase. Wilson skinął głową i wrócił do oglądania operacji. Nie usłyszał, jak trójka lekarzy wychodzi, ale następnym razem kiedy obejrzał się za siebie, już ich nie było.

<center>~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</center>

Operacja nogi House'a zakończyła się po sześciu godzinach. Tym razem było więcej martwej tkanki mięśniowej niż poprzednio i House miał szczęście, że chirurdzy nie zdecydowali się postąpić wbrew jego zaleceniom i nie amputowali mu nogi. W jednej z żył w jego udzie odkryto niewielki zakrzep krwi - zbyt mały, żeby było go widać na rezonansie - co tłumaczyło objawy, których House doświadczał. Doszło do kolejnego zawału mięśnia i gdyby Wilson nie przywiózł House'a z powrotem do szpitala, House z całą pewnością umarłby w czasie snu - ten fakt wstrząsnął onkologiem do szpiku kości.

House został wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną i umieszczono go na OIOM-ie, gdzie miał pozostać przez co najmniej dwa dni. Wierzono, że po tym czasie będzie można go wybudzić, bo najsilniejszy ból zdąży przeminąć i być może wówczas House będzie w stanie rozpocząć fizykoterapię, póki nie wróci do domu, żeby dokończyć proces rekonwalescencji i zaadaptować się do swojego nowego sposobu życia - do dni spędzanych na wózku inwalidzkim. Nikt nie wiedział, jak House zareaguje na te wiadomości, ponieważ - mimo że wyraził zgodę na operację - istniała możliwość, że przemawiał przez niego ból, a wtedy emocjonalne brzemię spadłoby na barki Wilsona, bo to on był medycznym pełnomocnikiem House'a oraz osobą, która podpisała formularz zgody na zabieg.

Cuddy była na tyle miła, że postarała się o wstawienie do prywatnego pokoju House'a drugiego, składanego łóżka, na którym Wilson mógłby spać, kiedy stało się oczywiste, że onkolog nigdzie się stamtąd nie ruszy. Wilson złożył podanie o urlop specjalny i przekierował wszystkich swoich pacjentów oraz dyżury w klinice do lekarzy, którzy podlegali mu na oddziale onkologii. Mieli go zastępować, dopóki Wilson nie znajdzie pielęgniarki, która zatroszczyłaby się o House'a w ciągu dnia lub dopóki House nie wróci do pracy - cokolwiek nastąpiłoby jako pierwsze. Myślał o komentarzu Chase'a i zastanawiał się nad tym, ile uwagi poświęci House poleceniom lekarzy odnośnie pracy. Przede wszystkim należało obniżyć podawane mu dawki morfiny do poziomu, przy którym mógłby bezpiecznie pracować, a sam House musiał osiągnąć taką sprawność, by potrzebować jedynie minimalnej pomocy do takich spraw jak korzystanie z łazienki i innych tym podobnych. Póki co obowiązek asystowania House'owi przy tym wszystkim spadał na Wilsona, ale gdyby udało mu się zachęcić House'a do skupienia się na powrocie do pracy, mogłoby to dać mu jakiś cel, do którego by dążył - a tego dokładnie House potrzebował, jeżeli miał uporać się z drugim zawałem mięśnia oraz z życiem na wózku.

<center>~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</center>

House zaczął odzyskiwać przytomność w trzeci dzień po operacji. Wilson przeglądał właśnie jakieś notatki, więc zobaczył, że jego przyjaciel się budzi i znalazł się przy jego boku w ciągu kilku sekund. Wziął rękę House'a i ścisnął ją mocno, żeby House wiedział, że Wilson jest przy nim.

- Nie możesz mówić, jesteś zaintubowany - powiedział, patrząc w niebieskie oczy House'a. - Zrobię ci [link widoczny dla zalogowanych] i sprawdzę, czy twoje płuca poradzą sobie bez respiratora, a potem zobaczymy, co dalej. Miałeś operację. Pamiętasz, że się na nią zgodziłeś?

House kiwnął głową.

- Chirurdzy znaleźli niewielki zakrzep w twojej nodze i usunęli sporo obumarłego mięśnia, więc ból powinien zelżeć do znośnego poziomu. Czy teraz coś cię boli?

House ponownie kiwnął głową, więc Wilson wcisnął przycisk na urządzeniu podającym morfinę i zaaplikował kolejną dawkę. - To powinno pomóc. Wyjdę teraz na chwilę, żeby przynieść sprzęt i zobaczymy, czy mogę cię rozintubować. W porządku?

House przytaknął i Wilson zabrał się do pracy, zostawiając go tylko na moment, by przynieść zestaw do gazometrii. Uśmiechnął się do House'a, rozkładając przybory potrzebne do wykonania badania, zadowolony, że jego przyjaciel w końcu odzyskał przytomność.

Wyniki gazometrii potwierdziły, że House nareszcie był w stanie oddychać samodzielnie i Wilson przygotował wszystko, żeby go rozintubować. House zakaszlał, kiedy rurka wysuwała się z jego gardła. Zanim cokolwiek powiedział, zaczekał, aż on i Wilson zostaną sami w pokoju.

- Ile wycięli? - zapytał. Jego głos był zachrypnięty, ponieważ House nie pił niczego od kilku dni. Wilson podał mu trochę wody w kubku ze słomką i zaczekał z odpowiedzią, aż House skończy pić.

- Musieli ci usunąć całkiem spory kawałek mięśnia, Greg. Czeka cię długa fizykoterapia i będziesz musiał przywyknąć do życia na wózku. Wziąłem wolne, żeby się tobą zaopiekować, póki nie będziesz wystarczająco samodzielny albo możemy poszukać pielęgniarki, która mogłaby się tobą zająć.

- Co z pracą?

- Cuddy nie zamierza zatrudnić nikogo na twoje stanowisko, więc masz tyle czasu, ile będziesz potrzebował, ale to może potrwać, zanim będziesz w stanie wrócić.

- Kto poprowadzi oddział, kiedy mnie nie będzie? Foreman?

- Prawdopodobnie.

- Och, bo tak świetnie się spisał ostatnim razem - odparł sarkastycznie House.

- Nie mieli wielkiego wyboru, House. Kogo ty byś wyznaczył na szefa?

House zastanawiał się przez chwilę, po czym powiedział: - Foremana, ale tylko pod warunkiem, że mógłby dzwonić do mnie do domu, kiedy utknie w martwym punkcie, co pewnie będzie się działo przez cały czas.

Wilson spojrzał na House'a i uświadomił sobie, że Chase miał rację - praca była jedynym celem, do którego mógł dążyć House. Postanowił, że spróbuje przekonać Cuddy, żeby umożliwiła House'owi pracę z domu, póki nie wydobrzeje na tyle, by wrócić, podczas gdy Foreman zajmie się kwestiami administracyjnymi w szpitalu.

- Odpocznij trochę, a ja pogadam z Cuddy o konsultacjach prowadzonych z domu. W końcu i tak nie widujesz się z pacjentami.

- Co ja bym bez ciebie zrobił, Wilson - powiedział House, uśmiechając się, i zamknął oczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 7:28, 03 Lis 2010    Temat postu:

6. Dom

Fizykoterapia wymagała od House'a dużego wysiłku i w jej wyniku House zawsze wpadał w paskudny nastrój, jednak była ona konieczna, by uniknąć dalszego zaniku i uszkodzeń mięśni, więc bez względu na to ile bólu sprawiała ona House'owi, nie można było jej zaniechać. Wilson został z House'em, ucząc się ćwiczeń, które będą musieli wykonywać, kiedy House będzie w domu pod jego opieką. Masterson stwierdził, że jeśli zdołają wystarczająco wzmocnić prawą nogę House'a, być może będzie on w stanie poruszać się o kulach i chociaż w ciągu wielu lat chodzenia o lasce House zawsze odmawiał używania kul, to postawiony przed wyborem jeżdżenia na wózku przez resztę życia lub poruszania się o kulach, House wybierał kule, aczkolwiek nadal istniało ryzyko, że w jego udzie nie pozostało wystarczająco dużo mięśni, by utrzymać ciężar jego ciała nawet z pomocą kul - ale tę kwestię miał rozstrzygnąć czas i mnóstwo fizykoterapii.

- Jesteś pierdolonym, sadystycznym potworem - warknął House, podczas gdy Masterson wykonywał z nim jego zestaw ćwiczeń w trakcie jednej z sesji fizykoterapii.
Masterson, który uodpornił się już na gniew House'a, nie odpowiedział, tylko robił swoje, ale Wilson nie nabył jeszcze tej odporności i nienawidził tego, że podczas sesji fizykoterapii zamieniał się z Mastersonem miejscami, żeby samemu poprowadzić ćwiczenia.

- Teraz twoja kolej, Wilson - powiedział Masterson, całkowicie ignorując House'a.

House posłał Wilsonowi nienawistne spojrzenie. Kropelki potu na czole mężczyzny powiedziały onkologowi, że House już w tym momencie doświadczał znacznego bólu, ale jeśli chciał on znowu chodzić, nawet przy pomocy kul, to będzie musiał wykonywać te ćwiczenia przez co najmniej sześć miesięcy. Poza tym dzięki nim ból miał się zmniejszyć z biegiem czasu. Wilson ujął w dłonie zdrową nogę House'a i zaczął powtarzać ćwiczenia, które wcześniej obserwował w wykonaniu Mastersona, póki co bez wybuchu wściekłości ze strony House'a. Czterokrotnie powtórzyli rozciąganie i przyszła kolej na zajęcie się prawą nogą, co od nowa wywołało falę przekleństw.

- Proszę, Jimmy, zróbmy przerwę. To naprawdę bardzo boli - błagał House, spoglądając na Wilsona w sposób, który wpędzał onkologa w poczucie winy do tego stopnia, że miał on ochotę wyrzucić Mastersona z pokoju, otrzeć House'owi pot z czoła i podać mu trochę fentanylu, żeby mógł on przespać najgorszy ból. Jednak Wilson wiedział, że nie mógł tego zrobić, wiedział, że nie mógł ulec prośbom House'a, ponieważ - chociaż sam cierpiał z powodu tego, co musiał robić, chociaż sam cierpiał, sprawiając swojemu przyjacielowi ból - wiedział również, że na dłuższą metę było to najlepsze, co mógł zrobić dla House'a.

- Jeszcze tylko cztery powtórzenia i będziesz mógł odpocząć - powiedział do House'a, umyślnie nie patrząc mu w oczy. Wiedział, że załamałby się na widok kryjącego się w nich bólu, a przecież musiał być silny dla dobra House'a.

- Kurwa mać, przestań, proszę! To boli jak jasna cholera! - krzyknął House, jeszcze zanim Wilson miał możliwość, by dotknąć jego prawej nogi.

- Jimmy nawet jeszcze nie zaczął, House.

- Odpierdol się, Masterson.

- Śmiało, Wilson. Trzeba to zrobić, jeżeli ten chłopiec chce mieć szansę, by znów chodzić. A ty tego chcesz, co, House? Chcesz chodzić, zamiast siedzieć na wózku i sikać do woreczka, bo nie będziesz nawet w stanie skorzystać samodzielnie z toalety? - odezwał się drwiąco Masterson.

Wilson wsunął dłoń pod prawą piętę House'a i zaczął rozciągać jego nogę w ten sam sposób, jak robił to z lewą. Różnica polegała na tym, że każdemu ruchowi towarzyszyło albo przekleństwo, albo skowyt bólu dobywający się z ust House'a. Wilson wykonał komplet czterech powtórzeń i miał ochotę się zabić za to, że zadał swojemu przyjacielowi tyle bólu.

- Tak, to wszystko na dzisiaj. Widzimy się jutro, House. Dobra robota, Jimmy - powiedział Masterson, zostawiając ich obu. Wilson zapragnął zwinąć się w kłębek i umrzeć, bo wiedział, że House każe mu za to zapłacić.

- Kurwa! Potrzebuję więcej środków przeciwbólowych - warknął wściekle House, zrzucając na podłogę przycisk dozujący morfinę i jednym zamachem ręki zmiatając wszystko ze stolika przed sobą. Dzbanek z wodą poleciał na dół, roztrzaskując się na kawałki i rozlewając wszędzie swoją zawartość.

- Przyniosę ci fentanyl i chłodzący kompres na nogę - powiedział cicho Wilson. Ze względu na to, że od operacji House'a minął zaledwie tydzień, ciągle stosowali leki podawane dożylnie, zwłaszcza po fizykoterapii, kiedy ból był najsilniejszy. House zwykle dawał się udobruchać obietnicą fentanylu, po którym zasypiał i budził się w lepszym nastroju.

Kiedy Wilson wrócił z fentanylem, House leżał zwinięty w pozycji płodowej, a jego ramiona drżały.
- Podaj mi numer na skali, Greg. Mogę podnieść dawkę, jeżeli ból znowu staje się silniejszy - odezwał się ostrożnie Wilson, zaniepokojony, że coś jeszcze było nie tak z tą przeklętą nogą.

- Fentanyl wystarczy. To po prostu boli jak diabli z powodu fizykoterapii i zanim powiesz cokolwiek - wiem, że to dla mojego dobra, ale nienawidzę Mastersona, nienawidzę tego miejsca i nienawidzę tego, że przez to, co się stało, zostanę kompletnym kaleką. Chcę chodzić, muszę chodzić, żeby pracować. Zabierz mnie do domu, Wilson, proszę. Znasz wszystkie ćwiczenia, możesz je robić w domu, a ja przysięgam, że będę z tobą współpracował - powiedział House, na wpół łkając.

Wilson zdezynfekował wenflon na dłoni House'a i powoli wstrzyknął środek przeciwbólowy, zastanawiając się nad tym, co ma odpowiedzieć.

- Cuddy zgodziła się na to, żebyś konsultował przypadki z domu. Jeśli mam cię zabrać teraz ze szpitala, i mówię o dużym "jeśli", będziesz jeździł na wózku, w dalszym ciągu korzystał z cewnika i będziesz musiał ćwiczyć cztery razy na dzień. Będę miał przy sobie tylko morfinę i fentanyl, więc gdybyś potrzebował silniejszych leków, będziesz musiał wrócić do szpitala. Naprawdę chcesz ryzykować powrót tutaj albo że twój stan się pogorszy, kiedy będziesz w domu? - spytał Wilson, równocześnie planując wszystko w myślach, na wypadek gdyby dostał odpowiedź, jakiej oczekiwał.

- Wrócę tu, jeżeli będę musiał, Jimmy. Po prostu szpital doprowadza mnie do szału i tak kurewsko nienawidzę Mastersona.

- To było dosyć oczywiste.

- Pozwolę ci robić te rozciągające ćwiczenia, naprawdę, bez narzekania czy czegokolwiek.

- Wysoce w to wątpię, Greg.

- Przysięgam, że tak, tylko zabierz mnie do domu.

- Rano porozmawiam o tym z Cuddy.

- Zrób to teraz.

- House, ona prawdopodobnie właśnie wybiera się do domu.

- Mam to gdzieś. Muszę stąd wyjść dziś wieczorem, z twoją pomocą lub bez niej.

- Jak zamierzasz uciec bez mojej pomocy?

- Musiałeś mi to wytknąć, co?

- Fentanyl pomaga?

- Tak, dziękuję. Proszę, porozmawiaj z Cuddy jeszcze dzisiaj.

- Umówmy się tak: zadzwonię do niej zaraz, a jeśli nie odbierze, poczekamy do rana.

- A co ja będę z tego miał?

- Nie pozwolę, żeby Masterson zajął się jutro rano twoją fizykoterapią.

- Umowa stoi.

<center>~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</center>

Cuddy odebrała telefon, ale tylko dlatego, że dzwonił Wilson. Powiedział jej, że musi z nią porozmawiać o House'ie i umówili się na spotkanie w jej biurze. House chciał usłyszeć, co oboje mają do powiedzenia na jego temat, ale powoli zaczął odpływać na skutek zastrzyku, a Wilson wiedział, że nawet jeżeli House zostanie wypisany jeszcze tego wieczora, będzie mu potrzebny odpoczynek przed wyjazdem do domu.
Podczas gdy House przebywał w szpitalu, Wilson przewiózł trochę rzeczy ze swojego mieszkania do mieszkania House'a i przygotował kilka udogodnień, które miały pozwolić House'owi na większą niezależność, takich jak poręcze przy toalecie, podjazd na schodach czy inne podobne konieczne przystosowania, żeby uczynić jego mieszkanie przyjaznym dla osoby na wózku, ponieważ nawet jeśli House ostatecznie będzie chodził o kulach, mimo wszystko znaczną ilość czasu będzie spędzał na wózku, bez względu na to, jak optymistyczne było jego nastawienie.

- A zatem, co się dzieje z House'em? - zapytała Cuddy, kiedy już oboje usiedli.

- Chce wracać do domu.

- Od jego operacji minął tylko tydzień, wciąż jest na lekach podawanych dożylnie i musi poddawać się fizykoterapii.

- Mogę zmienić mu leki na podawane domięśniowo i dam sobie radę z fizykoterapią i cewnikowaniem go w domu - wyjaśnił Wilson.

- Kiedy chce się wypisać? - spytała Cuddy, wzdychając. Gdy tylko Wilson przedstawił jej w czym rzecz, uświadomiła sobie, że obaj mężczyźni opracowali już plan, według którego wszystko miało się udać - musieli tylko przekonać ją, że to się uda, a ona miała pewne wątpliwości. Ostatnim razem, kiedy wypuszczono House'a do domu, skończyło się to jego powrotem do PPTH w gorszym stanie niż wcześniej. Fakt faktem, teraz House był po operacji, a jego saturacja i praca serca były o wiele bardziej stabilne. Stan jego zdrowia zdecydowanie się poprawiał i przy odrobinie szczęścia z biegiem czasu będzie on mógł wrócić do leków w tabletkach jak za pierwszym razem, a może nawet odstawić silniejsze leki na rzecz Vicodinu.

- Cóż, powiedziałem mu, że jeśli uda mi się złapać cię dzisiaj, być może pozwolisz mu wyjść od razu, ale jeżeli chcesz z tym zaczekać do rana i poobserwować go przez noc, prawdopodobnie dam radę to przełożyć.

- Czemu tak szybko?

- On nienawidzi szpitali, kiedy sam jest pacjentem. Wydaje mi się, że House chce poczuć odrobinę normalności, w końcu tyle się dla niego zmieniło w ciągu ostatnich trzech tygodni. House chce być gdzieś, gdzie będzie mógł to sobie wszystko poukładać i gdzie nikt nie będzie go badał i domagał się od niego różnych próbek co pięć minut.

- Jeżeli wypuszczę go dziś wieczorem, to obaj wiecie, że wypis będzie się wiązał z pewnymi ścisłymi zaleceniami?

Wilson skinął głową.

- W porządku, ale wysłuchaj tego, co mam do powiedzenia. Być może zmienisz zdanie, kiedy ustalę zasady. Po pierwsze, przez następny tydzień możesz mu podawać leki przeciwbólowe domięśniowo, ale potem musisz zacząć podawać mu tabletki - jeżeli po tym czasie House nadal będzie potrzebował zastrzyków domięśniowych, ma wrócić do szpitala. Po drugie, będzie wykonywał ćwiczenia rehabilitacyjne cztery razy dziennie - a jeśli uda ci się go namówić, to sześć - i będzie współpracował. Jeżeli pojawią się jakieś problemy - ma wrócić do szpitala. Po trzecie, dopóki będzie jeździł na wózku, będzie też korzystał z cewnika. Zanim założysz mu nowy cewnik, może spróbować skorzystać z toalety, ale tylko w twojej obecności. Jeżeli nie będzie w stanie załatwić się przy tobie, to trudno. Po czwarte, jeżeli się potknie, upadnie albo cokolwiek pójdzie nie tak, przywozisz do na sygnale z powrotem do szpitala, zrozumiano? - powiedziała Cuddy z poważną miną na twarzy.

- Nie spodziewałem się usłyszeć mniej surowych zasad - potwierdził Wilson, kiwając głową.

- Przygotuję dokumenty związane z wypisem, a ty idź i przekaż mu dobre nowiny.

- Dzięki, Cuddy. Uważam, że to naprawdę pomoże mu odzyskać siły.

Cuddy pokiwała głową, a Wilson opuścił jej gabinet, żeby podzielić się z House'em wiadomościami.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Śro 7:28, 03 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 3:12, 09 Lis 2010    Temat postu:

7. Roztrzaskane marzenia


Jazda do domu była dla House'a ciężkim wyzwaniem. Cały ubiegły tydzień, a nawet dłużej, przeleżał na plecach, a przed tym również niezbyt często wstawał z łóżka, więc siedzenie na tylnym siedzeniu poważnie go wyczerpało. Wilson mówił do niego przez całą drogę do domu i chociaż House wiedział, że miało to uchronić go od zapadnięcia w sen, wywołany lekami, które podano mu przed wypisaniem ze szpitala, zaczynało go to irytować. Zamiast na paplaninie Wilsona, diagnosta postanowił skupić swoje myśli na surowych zaleceniach, które przekazała mu Cuddy, zanim w ogóle pozwoliła mu wstać z łóżka i usiąść na wózku. Oczywiście Wilson musiał mu w tym pomóc, tak jak za pierwszym razem, kiedy wychodził ze szpitala - tyle że teraz było to spowodowane bardziej tym, iż House był otumaniony lekami, a jego noga ciągle jeszcze goiła się po operacji. House wiedział, że kiedy stan jego nogi się poprawi, będzie miał szanse na poruszanie się o kulach, zamiast przesiedzieć resztę życia na tym przeklętym wózku, ale tylko czas mógł pokazać, co będzie. Diagnosta przyłapał się na rozpamiętywaniu tamtej nocy, która to wszystko spowodowała. Czy gdyby tylko nie był taki zawzięty i powiedział Wilsonowi, żeby z nim został, zrobiłoby to jakąś różnicę? Czy taka sama ilość tkanki mięśniowej obumarłaby, gdyby wcześniej dotarł do szpitala? Czy jego serce byłoby w stanie poradzić sobie z przeciążeniem organizmu, gdyby nie spędził tyle czasu na podłodze? Miał tysiące pytań, jednak brakowało mu na nie odpowiedzi.

- Słuchasz mnie jeszcze, House? Jesteśmy w domu - powiedział Wilson, parkując przed numerem 221b Baker Street, a następnie wysiadł z samochodu, żeby przygotować wózek dla House'a. House rozpiął pas bezpieczeństwa i opuścił lewą nogę na jezdnię, tak że na wpół siedział w samochodzie, na wpół na zewnątrz, po czym złapał dłońmi swoją osłabioną prawą nogę i przesunął ją, tak że siedział już tylko na skraju siedzenia, czekając aż Wilson pomoże mu wstać i przesiąść się na wózek. Wilson zjawił się wkrótce i zrobił dokładnie to, czego House oczekiwał, a potem zawiózł go do jego mieszkania.

- Przyniosę resztę rzeczy z samochodu, a później zajmiemy się twoim wieczornym zestawem ćwiczeń, zanim zabiorę się za przygotowanie kolacji - powiedział, zostawiając House'a w salonie. Gdy Wilson wyszedł, House pojechał do sypialni, bo tylko tam było wystarczająco dużo miejsca, żeby mógł się położyć i dać Wilsonowi wystarczający dostęp do swoich nóg, żeby wykonać ćwiczenia na rozciąganie, do których się zobowiązał. Miał wrażenie, że od ostatniej sesji fizykoterapii minęło zaledwie pięć minut, ale Wilson miał rację - wciąż miał przed sobą jeszcze dwie sesje - jedną przed kolacją, a drugą przed pójściem spać, jeżeli mieli się trzymać rozkładu Cuddy. Nie mógł narzekać, ponieważ się na to zgodził, podpisał pakt z diabłem, żeby wydostać się ze szpitala i póki co tego nie żałował, chociaż miał przeczucie, że z czasem to się zmieni.

Wilson wrócił i pomógł House'owi położyć się na łóżku, a gdy House znalazł wygodną pozycję, zniknął znów na moment, żeby umyć ręce i przygotować się do przeprowadzenia z nim ćwiczeń.

- Pomyślałem, że skorzystam z okazji i zmienię ci cewnik. Cuddy powiedziała, że możesz spróbować skorzystać z łazienki, jeśli chcesz. Co o tym myślisz?

- Nie dzisiaj, może następnym razem. Teraz chcę tylko mieć już za sobą ćwiczenia i zdrzemnąć się na chwilę.

- W porządku. Najpierw zajmiemy się fizykoterapią, a potem zmienię ci cewnik.

- To brzmi jak niezły plan, wonder boy - odrzekł House z o wiele bardziej pozytywnym nastawieniem, wywołanym powrotem do domu.

Wilson uśmiechnął się i zajął miejsce w nogach łóżka. - Przesuń się niżej, żeby twoje stopy znalazły się przy krawędzi - powiedział, podwijając rękawy, żeby nie krępowały jego ruchów. House wykonał polecenie, chociaż było wyraźnie widać, że przy poruszaniu się odczuwał ból. House miał na sobie luźne szpitalne spodnie, dzięki którym cewnik nie przeszkadzał mu za bardzo. Kiedy znalazł się na pozycji, Wilson wziął w dłonie jego lewą nogę.

- Zrobię cztery powtórzenia z lewą nogą, a potem cztery z prawą. Jesteś gotowy?

- Bardziej gotowy już nie będę.

Wilson skinął głową ostatni raz, po czym zaczął.

<center>~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</center>

Sześć tygodni upłynęło od powrotu House'a do domu ze szpitala. Wspólnie z Wilsonem zdołali zmienić jego leki na niższą dawkę oksykodonu z dodatkiem [link widoczny dla zalogowanych], by zapanować nad jego bólem, a także obecnie korzystał z toalety przy okazji zmiany cewnika na nowy, aczkolwiek House miał nadzieję, że po rozmowie z Cuddy, którą mieli odbyć tego dnia, będą mogli na dobre przestać korzystać z cewnika. House miał również umówione spotkanie z Mastersonem, by sprawdzić, czy jest gotów spróbować chodzić o kulach, chociaż Wilson przypominał mu kilkakrotnie w przeciągu ostatnich paru dni, że w żaden sposób nie mogą mieć pewności, czy będzie on w stanie poruszać się z ich pomocą, że żadna ilość fizykoterapii nie zdoła zastąpić brakujących mięśni oraz że być może House będzie po prostu musiał przywyknąć do jeżdżenia na wózku. Żeby podkreślić swoje stanowisko, Wilson przyniósł House'owi do przejrzenia katalog wózków inwalidzkich, w którym zakreślił kilka wózków o napędzie elektrycznym.

House nie był jeszcze gotowy, żeby się poddać, póki nie wstanie i nie upadnie - o ile tak właśnie miało się stać. Do tego czasu planował, że za kilka tygodni wejdzie do swojego biura i przejmie stanowisko szefa, ponieważ Foreman zwyczajnie nie posiadał tych samych umiejętności, co on. Foreman mógł być wazeliniarzem, ale nie szukał tego, czego nie dało się zobaczyć, a ta zdolność była konieczna dla diagnosty.

- Gotowy do wyjścia? - zapytał Wilson, wieszając torbę na uchwycie wózka i popychając House'a do drzwi.

- A mam jakiś wybór? - odparł, po czym wyjął swoje tabletki i połknął jedną bez popijania. Tęsknił za smakiem Vicodinu, ale z czasem miał przywyknąć do myśli, że teraz jest na silniejszych lekach.

- Jesteś umówiony na wizytę za dwadzieścia minut, a ja chciałbym zajrzeć do kilku moich pacjentów, kiedy będę w szpitalu - powiedział mu Wilson, pchając go przez drzwi i w dół po podjeździe na chodnik, gdzie zostawił go na chwilę i wrócił, żeby zamknąć mieszkanie.

Kiedy skończył, podprowadził House'a do drzwiczek samochodu od strony pasażera, otworzył je i przygotował się, by podnieść House'a z wózka i posadzić go na siedzeniu. W międzyczasie, gdy Wilson był zajęty, House rozpiął pasek zabezpieczający go od spadnięcia z wózka i czekał.

- Gotowy? - spytał Wilson, który nabrał już wprawy po kilkuset razach przeprowadzania tej procedury w ciągu ostatnich sześciu tygodni. Z początku House stawiał opór, uparcie starając się udowodnić Wilsonowi (i sobie), że - bez względu na to, co twierdzili Masterson, Cuddy i wyniki rezonansu - był w stanie chodzić pomimo tego, że w jego udzie znajdowało się mniej tkanki mięśniowej niż wcześniej, a Wilson walczył z nim na całej linii, próbując przekonać go, żeby nie był taki uparty i głupi. Prowadziło to do kłótni, wściekłości i milczenia, i obaj pogrążali się w depresji, która wisiała nad nimi każdego dnia. Później jednak Wilson nauczył się, że jedynym sposobem na skłonienie House'a do współpracy, to pozwolić mu "uczyć się na własnych błędach" i to poskutkowało - dzięki potknięciom, upadkom i ogromnym ilościom bólu House nauczył się, że niemożliwym dla niego stało się poruszanie bez pomocy - bez pomocy, o którą musiał poprosić, bo Wilson nauczył się również, że zaoferowanie pomocy nie wystarczyło, żeby House faktycznie ją przyjął. Wilson nauczył się, że House musiał przyznać, iż jej potrzebuje, bo w przeciwnym razie była ona bezużyteczna.

Obaj sporo się dowiedzieli w czasie tych sześciu tygodni, które House spędził w domu i niewiele z tego było przyjemne. Prawdę mówiąc, nie było w tym nic przyjemnego. Wilson dowiedział się, że House miał w zwyczaju wymagać od siebie tak wiele, jak tylko się dało, skowyczeć z bólu, a jednak wciąż odmawiać przyznania się to tego, że nie był w stanie czegoś zrobić. House dowiedział się, że Wilson troszczył się o niego do głębi, ale wiedział, że tym razem nie jest w stanie ocalić House'a, bez względu na to, jak bardzo tego pragnął. House dowiedział się również, że - inaczej niż ze Stacy - bez względu na to, jak bardzo starał się odepchnąć Wilsona, jego przyjaciel nigdzie się nie wybierał, i dodawało mu to otuchy, a Wilson dowiedział się, czemu Stacy tak naprawdę odeszła, ale nigdy nie powiedział House'owi, że poznał prawdę, bojąc się, że to załamałoby go jeszcze bardziej.

Wilson pomógł House'owi wstać i pokierował go na siedzenie pasażera, upewniając się, że przez cały czas trzyma go mocno, na wypadek gdyby coś poszło nie tak. House jak zwykle nie odezwał się ani słowem. Nie ważne jak daleko się posunęli, Wilson wiedział, że House ma wielkie oczekiwania związane z tą jedną wizytą - zupełnie jakby czekał, by dowiedzieć się, czy będzie żył czy nie. Diagnosta całą swoją nadzieję ulokował w przekonaniu, że tego dnia będzie chodzić, i Wilson miał świadomość, że jeżeli - a bardziej prawdopodobnie: kiedy - poniesie klęskę, będzie tym zdruzgotany. Próbował oderwać uwagę House'a od tych myśli za pomocą katalogów wózków inwalidzkich, zakreślając te z napędem elektrycznym, których zakup pokryłoby ubezpieczenie House'a, żeby umożliwić mu powrót do pracy. House radził sobie w łazience, póki był przy nim ktoś na wypadek upadku, a na każdym piętrze PPTH znajdowały się toalety dla niepełnosprawnych wyposażone w poręcze, więc powrót House'a do pracy na elektrycznym wózku nie powinien stanowić problemu. Oczywiście nie to było celem Wilsona, ale mimo iż ściśle przestrzegał harmonogramu fizykoterapii sporządzonego przez Cuddy po konsultacji z Mastersonem, z upływem czasu dostrzegał tylko niewielką lub zgoła żadną poprawę, jeśli chodziło o zdolność House'a do opierania ciężaru ciała na jego prawej nodze. Nie wyobrażał sobie, że House da radę chodzić tego dnia o kulach i - chociaż pragnął, żeby mu się udało, bardziej dla dobra House'a niż z jakiegoś innego powodu - wiedział również, że nadzieja na to jest naprawdę niewielka, a kiedy ona zostanie zrujnowana, nie miał pojęcia, czy jego przyjaciel będzie w stanie otrząsnąć się po tak mocnym ciosie.

Gdy tylko House został przypięty pasem bezpieczeństwa i był gotów do drogi, Wilson szybko złożył wózek i umieścił go w bagażniku, po czym wsiadł za kierownicę i ruszył w kierunku PPTH.

Dotarli do szpitala przed czasem i Wilson powtórzył cała procedurę, którą zastosował przed mieszkaniem House'a, tylko że w odwrotnej kolejności - przygotował wózek House'a, a potem pomógł mu się na niego przesiąść. Zgodnie z tym, co zaplanowali, miał odwieźć House'a na oddział fizykoterapii na jego wizytę u Mastersona, a później pójść zobaczyć się z własnymi pacjentami i zebrać trochę papierkowej roboty do domu. House miał go powiadomić, kiedy będzie już po wizycie - wcześniej dał Wilsonowi jasno do zrozumienia, że nie chce jego obecności w czasie spotkania ze swoim lekarzem; być może w głębi serca miał przeczucie, że sprawy potoczą się nie po jego myśli i nie chciał, żeby Wilson oglądał jego porażkę - tak samo jak nie chciał, żeby Wilson towarzyszył mu tego wieczoru, kiedy oczekiwał, że ketamina przestanie działać.

W drodze na górę natknęli się na Cuddy. - Dobrze widzieć, że wyglądasz o wiele lepiej, House.

- Dobrze widzieć twoje zderzaki. Boże, tęskniłem za nimi przez te kilka tygodni - odciął się House. - Wilson może ci powiedzieć, że poprosiłem go, żeby wyhodował sobie takie same, ale odmówił.

- Jak rozumiem, pobyt na zwolnieniu cię nie zmienił - odparła oschle Cuddy.

- Gdyby do tego doszło, przestałbym cię pociągać - skwitował House, po czym wskazał ręką w stronę oddziału fizykoterapii i krzyknął na Wilsona: - Naprzód, [link widoczny dla zalogowanych]!
Cuddy pomachała im krótko i zniknęła z pola widzenia. Mężczyźni wciąż mieli jeszcze chwilę wolnego czasu, więc Wilson ustawił wózek z House'em w poczekalni i uklęknął, żeby znaleźć się na poziomie jego wzroku.

- Jesteś pewien, że nie chcesz, żebym został? - zapytał. Moi pacjenci mogą zaczekać.

- Jestem pewien, Jimmy. Idź i uzdrawiaj chorych - powiedział mu House, szczerząc się w uśmiechu, który nawet Wilson rozpoznał jako wymuszony. House był przerażony, a kiedy tak się czuł, odpychał od siebie ludzi - identycznie jak w noc, kiedy upadł.

- Zostawię numer mojego pagera, na wypadek gdybyś mnie potrzebował. Nie przejmuj się, że wywołasz mnie z jakiegoś spotkania, i tak powinienem być teraz na wakacjach - odparł Wilson, a następnie odszedł, zostawiając House'a sam na sam z jego myślami.

<center>~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</center>

- No więc, House, trzymałeś się planu fizykoterapii, który ułożyłem wspólnie z Cuddy przy twoim wypisie? - zapytał Masterson, chwytając House'a za lewą kostkę i przygotowując się do powtórzenia ćwiczenia ostatni raz, zanim spróbują chodzenia o kulach.

- Aha, Wilson ćwiczył ze mną sześć razy dziennie i nareszcie będę mógł pozbyć się cewnika. Więc jak ci się wydaje? Kule? - odpowiedział House, próbując nie wkładać całej swojej nadziei w to pytanie.

Masterson zaśmiał się krótko, po czym powiedział: - Najpierw zobaczymy, jak poradzisz sobie z ćwiczeniem, a potem postawimy cię na nogi.

- W porządku. Ale jestem gotowy pozbyć się tego wózka dla kaleków i zacząć używać własnych dwóch nóg.

- Krok po kroku, House.

- Na to właśnie liczę.

House krzywił się z bólu podczas ćwiczenia z Mastersonem, ale ani razu się nie poskarżył. Kiedy był w domu, nabrał wprawy w skupianiu uwagi na czymś innym niż ból, ponieważ miał świadomość, że jeśli zacznie się awanturować, Wilson odwiezie go prosto do szpitala, a House nie zamierzał zrezygnować ze swojej wolności, jeżeli mógł temu zaradzić.

Pół godziny zmieniło się w godzinę i wreszcie Masterson pomógł House'owi wrócić na wózek i podjechał z nim do poręczy, służących do ćwiczeń w chodzeniu. To było to, House miał popłynąć lub pójść na dno, a diagnosta był absolutnie przekonany o tym, że nauczył się pływać.

- Kiedy będziesz gotowy, podnieś się i przejdź wzdłuż poręczy. Jeśli dasz radę przejść do końca i z powrotem na tej nodze, podpierając się o poręcze, będzie to oznaczało, że fizykoterapia podziałała i będziesz w stanie poradzić sobie z kulami. Jednak ostrzegam cię, House, twoja noga może nie wytrzymać i jeżeli tak się stanie, będzie to znak, że nie masz wystarczającej ilości mięśni, by utrzymać ciężar swojego ciała. W takim przypadku będziesz musiał przywyknąć do używania wózka, bo bez amputacji i protezy nogi, nie ma mowy, żebyś znowu chodził. Nie spiesz się, to nie wyścig, nie ma znaczenia, czy zajmie ci to jeszcze godzinę. Przejdziesz tę trasę w tę i z powrotem, i będziemy mogli popracować nad szybkością - powiedział Masterson, wiedząc w głębi serca, że House najprawdopodobniej upadnie. Ostrzegał Wilsona w nadziei, że uda mu się przygotować House'a, ale sądząc po jego obecnym nastroju, nie było mowy, żeby tamto ostrzeżenie cokolwiek dało.

House zaczerpnął głęboki oddech i uchwyciwszy się poręczy, podciągnął się z wózka. Wiedział, że potrafi to zrobić, bo robił to w domu, kiedy szedł samodzielnie do łazienki. Tym sposobem stanął na własnych nogach i teraz jedyne, co musiał zrobić, to przespacerować się kawałek, a potem będzie mógł pożegnać się z wózkiem i nauczyć się, jak być zrzędliwym facetem o kulach w miejsce laski, i będzie mógł z tym żyć, bo do tego właśnie dążył przez minione tygodnie.

Wysunął lewą stopę do przodu i zrobił jeden krok - wiedział, że jest do tego zdolny, dzięki umiejętnościom opanowanym w łazience. Próba polegała na tym, czy zdoła wykonać drugi krok. Zmuszając swoją prawą nogę do ruchu, przeniósł cały ciężar swojego ciała na poręcze i lewą nogę i zrobił drugi krok. Następnie przymierzył się do postawienia trzeciego, opierając się bezpośrednio na poręczach i swojej prawej nodze, i jego świat legł w gruzach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:42, 11 Lis 2010    Temat postu:

Czy mi się wydaje, czy to trzy części pod rząd bez komentarzy? How is it possible? Tak, btw, to nie wiem czy tylko mnie, ale wydaje mi się, ze coraz mniej ludzi zagląda na forum. Do Hilsona tym bardziej... No ale może to tylko moje odczucie.

Richie, już to pewnie kiedyś mówiłam i sie powtórze - nie wiem jak Ci się udaje wybierać TAKIE ficki. Poważnie, ja nigdy nie znajdę nic godnego uwagi na dłużej niż czas czytania. Raczej przeczytać i zapomnieć. A tym bardziej na tyle dobrego, by przetłumaczyć. Pewnie nie umiem szukać

House w roli cierpiącego pacjenta... No dobra, z pewnościa to jest coś nowego, czego wcześniej nie czytałam. Jakoś dziwnie mi się czyta takie naturalistyczne rzeczy. Wole słodkiego House'a i uroczego Wilsona w szcześliwych chwilach. No ale nie samymi radościami czlowiek żyje.

Znowu mnie korci, żeby przeczytać oryginał, no ale się powstrzymam - poczekam na Twoje tłumacznie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alumfelga
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 28 Lis 2009
Posty: 1927
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: D.G.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:52, 11 Lis 2010    Temat postu:

Kawał porządnego Hilsona Chociaż wolę fiki bardziej optymistyczne, ten ma w sobie coś, co wciąga i nie pozwala odejść od monitora, dopóki się nie skończy. Przeczytałam wszystkie siedem rozdziałów i przeczytałabym więcej, gdyby były House przechodzi tutaj straszne rzeczy, ale Wilson ma nie lepiej. To jakby powtórka sytuacji sprzed siedmiu(?) lat, na szczęście teraz miejsce Stacy zajął Wilson, który "nigdzie się nie wybiera".

Wadami tego fanfika są przeskoki czasowe i masakrycznie długie zdania, wybijające z czytania. No i mnie nazwy leków niczego nie mówią, więc też można by ich sobie oszczędzić Także arcydziełem bym tego nie nazwała, ale wspaniale odrywa od siódmosezonowego Huddy, a chłopaki są wspaniali.

Czekam na kolejne rozdziały!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 6:18, 12 Lis 2010    Temat postu:

advantage napisał:
Czy mi się wydaje, czy to trzy części pod rząd bez komentarzy? How is it possible?
nope, niestety nie wydaje Ci się i też chciałabym wiedzieć

advantage napisał:
Tak, btw, to nie wiem czy tylko mnie, ale wydaje mi się, ze coraz mniej ludzi zagląda na forum. Do Hilsona tym bardziej... No ale może to tylko moje odczucie.
z zaglądaniem to trudno powiedzieć, ale z pewnością mniej ludzi się udziela

advantage napisał:
Richie, już to pewnie kiedyś mówiłam i sie powtórze - nie wiem jak Ci się udaje wybierać TAKIE ficki. Poważnie, ja nigdy nie znajdę nic godnego uwagi na dłużej niż czas czytania. Raczej przeczytać i zapomnieć. A tym bardziej na tyle dobrego, by przetłumaczyć. Pewnie nie umiem szukać
a może dobre fiki się przed Tobą ukrywają?
ech, ja po prostu sporo czytam i tak na 10-15 fików znajdzie się jeden warty dłuższej uwagi Ale ostatecznie wszystko od szczęścia zależy, bo trzeba po prostu trafić na coś oryginalnego

advantage napisał:
Wole słodkiego House'a i uroczego Wilsona w szcześliwych chwilach. No ale nie samymi radościami czlowiek żyje.
No to gust fikowy mamy podobny A ten fik tutaj to taka odskocznia od przepełnionego szczęśliwymi chwilami 7. sezonu (żeby jeszcze chłopaki dzielili te chwile w serialu... ) i małe przypomnienie, że ból House'a nie jest wymysłem, na który pomagają czułe słówka

***

Alumfelga napisał:
Chociaż wolę fiki bardziej optymistyczne, ten ma w sobie coś, co wciąga i nie pozwala odejść od monitora, dopóki się nie skończy.
Mi nie pozwalało odejść od kompa niecierpliwe oczekiwanie na happy end

Alumfelga napisał:
na szczęście teraz miejsce Stacy zajął Wilson, który "nigdzie się nie wybiera".
Za to uwielbiam tego fika On umacnia mnie w wierze, że żadna kobieta nie wytrwałaby w opiekowaniu się House'em i że tylko Wilson jest w stanie to zrobić, a na dodatek House jedynie Wilsonową pomoc jest w stanie zaakceptować

Alumfelga napisał:
Wadami tego fanfika są przeskoki czasowe i masakrycznie długie zdania, wybijające z czytania. No i mnie nazwy leków niczego nie mówią, więc też można by ich sobie oszczędzić Także arcydziełem bym tego nie nazwała, ale wspaniale odrywa od siódmosezonowego Huddy, a chłopaki są wspaniali.
Mam te same zastrzeżenia - zdania i tak dzieliłam na krótsze w wielu miejscach, bo po polsku w oryginalnym brzmieniu byłyby zupełnie niezrozumiałe. No i Autorka robi masę literówek więc arcydzieło to to nie jest z pewnością, ale historia jest oryginalna i Hilson taki zapierający dech...


uff... skoro już wiem, że ktoś to w ogóle czyta, to postaram się uwinąć z następnymi rozdziałami Tylko najpierw chciałabym się Gimme pozajmować, zanim pomysły nie zwieją


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:38, 12 Lis 2010    Temat postu:

Richie117 napisał:
ech, ja po prostu sporo czytam i tak na 10-15 fików znajdzie się jeden warty dłuższej uwagi Ale ostatecznie wszystko od szczęścia zależy, bo trzeba po prostu trafić na coś oryginalnego

Też zaczynam po tyle czytać. Zaczynam czytać w autobusie, a potem kończę na nudnych wykładach

Richie117 napisał:
Tylko najpierw chciałabym się Gimme pozajmować, zanim pomysły nie zwieją

tak, tak, tak! Chcemy Gimme!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 3:37, 13 Lis 2010    Temat postu:

heh, ja na nudnych wykładach czytałam książki, bo komórki używałam jako dyktafonu i nie mogłam na niej czytać wtedy fików Za to w busie to co innego

... też kcem Gimme... niech je ktoś za mnie napisze


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alumfelga
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 28 Lis 2009
Posty: 1927
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: D.G.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:45, 13 Lis 2010    Temat postu:

Richie117 napisał:
skoro już wiem, że ktoś to w ogóle czyta, to postaram się uwinąć z następnymi rozdziałami

Trzymam za słowo Jeśli jest coś, czego nienawidzę najbardziej, to są to porzucone dobre opowiadania/tłumaczenia. Za niezakończone, wciągające fiki powinny być kary pieniężne


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:15, 13 Lis 2010    Temat postu:

Richie, a ktoż mógłby napisać Gimme lepiej od Ciebie?

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez advantage dnia Sob 19:16, 13 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:18, 14 Lis 2010    Temat postu:

Alumfelga napisał:
Jeśli jest coś, czego nienawidzę najbardziej, to są to porzucone dobre opowiadania/tłumaczenia. Za niezakończone, wciągające fiki powinny być kary pieniężne

no to jedziemy na tym samym wózku Tyle że kiepskie fiki też powinny mieć zakończenie
Ja na pewno swoich fików nie porzucę w połowie (o ile nie umrę albo nie spotka mnie inne trwałe kalectwo) - co najwyżej więcej czasu potrwa, zanim je skończę... Wena to taka suka czasami

advantage napisał:
Richie, a ktoż mógłby napisać Gimme lepiej od Ciebie?

um... evay? Dżizzz... szkoda, że przestała pisać


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Nie 0:19, 14 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ot_taka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 259
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:34, 14 Lis 2010    Temat postu:

Alumfelga napisał:
Chociaż wolę fiki bardziej optymistyczne, ten ma w sobie coś, co wciąga i nie pozwala odejść od monitora, dopóki się nie skończy.

Mogę się podpisać wszystkimi kończynkami?

Rzadko tu ostatnio zaglądam ale mam przynajmniej kilka części zamiast jednej tak lepiej się czyta....

Życzę weny, Richie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:07, 14 Lis 2010    Temat postu:

Richie117 napisał:
um... evay? Dżizzz... szkoda, że przestała pisać

Ou, więc warto się zapoznać z jej twórczością, bo i tak chwilowo nie mam co czytać


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cobra
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 23 Lis 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:31, 15 Lis 2010    Temat postu:

Fik przeczytałam już jakiś czas temu, aż wreszcie udało mi się znaleźć chwilę na napisanie jakiegoś małego komentarza
Czytając bardzo często odnoszę jakieś dziwne wrażenie, że niektóre opisy naprawdę są brutalnie realistyczne. Ten cały ból i cierpienie House'a naprawdę bardzo dobitnie tu widać i ten realizm jest naprawdę fajnym elementem tego fika. Poza tym bardzo szkoda mi House'a Znalazł się po drugiej stronie barykady jako cierpiący pacjent, a Wilson dzielnie przy nim trwa i walczy, żeby jego przyjaciel mógł choć w niewielkim stopniu wrócić do zdrowia. Ogólne rzecz biorąc strasznie przygnębiający jest ten fik jak do tej pory, ale na szczęście jest w tym jeszcze coś optymistycznego, jak fakt, że po raz kolejny możemy się przekonać o sile wielkiej hilsonowej przyjaźni Pomimo całej sytuacji House i tak ma wielkie szczęście, bo taki Wilson u boku to najprawdziwszy skarb Aż strach pomyśleć, co by było gdyby James stchórzył i zostawił go teraz samego… Ale jestem pewna, że on nigdy by tego nie zrobił, a już na pewno nie House’owi. Cóż mogłabym jeszcze dodać? Może powiem jeszcze tylko tyle, że właśnie to jest Hilson, którego dziś naprawdę mi brakuje.
I nie rozumiem, czemu ten fik ma tylko tyle komentarzy Kiedy przeglądam jakieś starsze fiki, to wydaje m się, że komentarzy jest znacznie więcej, niż pojawia się obecnie. Może to jakiś przejściowy kryzys

Richie, nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wiele cierpliwości i hilsonowej weny


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cobra dnia Pon 15:33, 15 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:35, 16 Lis 2010    Temat postu:

ot_taka napisał:
mam przynajmniej kilka części zamiast jednej tak lepiej się czyta....
ale też dobrowolnie rezygnuje się z podniecającego oczekiwania na kolejne części
*powiedziała Richie, która prawie nie czyta fików, które nie są skończone*

weeenooo, gdzie jeeesteeeś?...

***

advantage napisał:
Ou, więc warto się zapoznać z jej twórczością, bo i tak chwilowo nie mam co czytać
yup, z pewnością warto - nawet te niedokończone fiki (może poza tym jednym post-4. sezon ) I evay jeszcze ma fika w Innych - trafił tam, żeby czytacze żyli w niepeności, czy będzie Huddy czy Hilson

***

cobra napisał:
Fik przeczytałam już jakiś czas temu, aż wreszcie udało mi się znaleźć chwilę na napisanie jakiegoś małego komentarza
jupi

cobra napisał:
Czytając bardzo często odnoszę jakieś dziwne wrażenie, że niektóre opisy naprawdę są brutalnie realistyczne. Ten cały ból i cierpienie House'a naprawdę bardzo dobitnie tu widać i ten realizm jest naprawdę fajnym elementem tego fika.
sądząc z LJta Autorki, to ona ma coś wspólnego z medycyną i osobami niepełnosprawnymi (nie wczytywałam się dokładnie). Zawsze podobają mi się fiki, których autorzy znają się na tym, co piszą

cobra napisał:
Może powiem jeszcze tylko tyle, że właśnie to jest Hilson, którego dziś naprawdę mi brakuje.
taaa, mi też go strasznie brakuje Od sobotniej nocy mam doła po obejrzeniu sneak peeka z 7x06 - wyć mi się chce i domagam się odpowiedzi na pytanie: Gdzie, do qrwy nędzy, podziała się cała Hilsonowa przyjaźń?!!!

cobra napisał:
Kiedy przeglądam jakieś starsze fiki, to wydaje m się, że komentarzy jest znacznie więcej, niż pojawia się obecnie. Może to jakiś przejściowy kryzys
przejściowy kryzys, który od roku przejść nie może
chyba kiedyś ludzie robili wszystko, żeby skrócić sobie oczekiwanie na kolejny ep House'a, a teraz... well... Mnie na przykład nie chce się pisać za każdym razem, że fik jest o milion procent lepszy od serialu...

dziękować


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dioda14
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Sie 2009
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:46, 18 Lis 2010    Temat postu:

[Tak, btw, to nie wiem czy tylko mnie, ale wydaje mi się, ze coraz mniej ludzi zagląda na forum. Do Hilsona tym bardziej... No ale może to tylko moje odczucie.
z zaglądaniem to trudno powiedzieć, ale z pewnością mniej ludzi się udziela ]

No cóż...House ostatnio ma słabiutkie odcinki, Huddy wypada troszeczke humorzasto , żeby nie powiedzieć gorzej...( nie wiedziałam że kiedykolwiek ja- zagorzała fanka Huddy tak powiem! ) ...ale myślałam że wiedzą na co się piszą...bo wyglądają z lekka jakby się ze sobą męczyli... a Hilson stoi nad przepaścią . Czarną, wielką, przepaścią bez dna
Oto powód małego udzielania się na forum...
Ale ja ciągle przychodzę by przeczytać fiki...Twoje, NiEtYkAlNeJ...fiki w których nikt nie zabije prawdziwego ,,ja'' postaci...w których Hilson to przyjaźń, wspólne przeżywanie wspólnych problemów, czasem chwile nadzieji, radości...
I dzięki, dzięki, dzięki(!!!!) za przetłumaczenie tego fika!!!
Od czasów ,,Konraktu" nie udało mi się tak wsiąknąć w żadnego fika jak wsiąknęłam w ten...Te sceny bólu, płaczu, agonii, jak również i prawdziwego Hilsona to po prostu balsam dla duszy!
Ale i również samo zło! Czytam i czytam i chcę więcej!
Proszę!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dioda14 dnia Czw 20:48, 18 Lis 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 6:47, 19 Lis 2010    Temat postu:

Dioda14 napisał:
ale myślałam że wiedzą na co się piszą...bo wyglądają z lekka jakby się ze sobą męczyli... a Hilson stoi nad przepaścią . Czarną, wielką, przepaścią bez dna
IMO ani House, ani Cuddy nie mieli pojęcia, na co się piszą - Cuddy pewnie zakładała, że nie będzie tak źle, a House uwierzył w jej zapewnienia, że akceptuje go takim, jaki jest... Nie mnie osądzać, które z nich jest bardziej rozczarowane i czyje powody do rozczarowania są bardziej uzasadnione - za to chyba bezsprzecznie najbardziej poszkodowani są widzowie
Jeżeli Hilson stoi teraz nad przepaścią (bo z tego, co widziałam i słyszałam, to Hilson jakim go pokochaliśmy przeszedł już do historii ), to niech chłopaki chwycą się za ręce i skoczą w nią razem. Tym sposobem przynajmniej będą wspólnie spadać w tę bezdenną otchłań, niż samotnie błąkać się bez celu i nadziei po korytarzach PPTH jak dusze potępięńców

Dioda14 napisał:
I dzięki, dzięki, dzięki(!!!!) za przetłumaczenie tego fika!!!
cała przyjemność po mojej stronie Zawsze miło wiedzieć, że mój pierwotny cel - czyli podtrzymywanie Hilsonowego ducha na Horum - wcielany w życie dzięki temu fikowi

Dioda14 napisał:
Od czasów ,,Konraktu" nie udało mi się tak wsiąknąć w żadnego fika jak wsiąknęłam w ten...Te sceny bólu, płaczu, agonii, jak również i prawdziwego Hilsona to po prostu balsam dla duszy!
hmm... powtarzam się kolejny raz, ale tak na wszelki wypadek zrobię to znowu - następny w kolejce do tłumaczenia czeka fik, który fabułą bardzo przypomina "Kontrakt" Już siem nie mogę doczekać, żeby się za niego zabrać, ale najpierw muszę dokończyć to tłumaczenie...

ach, a więcej będzie jutro, bo strasznie zajęta byłam w tym tygodniu



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 8:08, 20 Lis 2010    Temat postu:

Cytat:
Bosh, jeśli z powodu tygodniowego kursu jestem tak bardzo w plecy z tłumaczeniem i pisaniem Gimme, to wolę nie myśleć co będzie, kiedy faktycznie zacznę pracować Buu, czemu z fików nie da się żyć, no czeeemuuu...



8. Ocal mnie


Pager Wilsona odezwał się w chwili, kiedy rozmawiał on z pacjentką o kontynuowaniu przez nią chemioterapii. Kobieta przeszła zaledwie jedną sesję i zdecydowała, że nie chce kolejnych, pomimo wysokich szans na powrót do zdrowia. Wilson nie był tam tak naprawdę potrzebny, ale onkolog zajmujący się tą pacjentką nie był w stanie przekonać jej do zmiany zdania i wyglądało na to, że tylko Wilson posiadał właściwy ton głosu i umiejętności, by tego dokonać. Wilson sprawdził wyświetlacz pagera, a gdy zobaczył, że wiadomość pochodziła od Mastersona, natychmiast przeprosił pacjentkę i wyszedł z pokoju, kierując się do stanowiska pielęgniarek, żeby skorzystać z ich telefonu.

- Jestem ci potrzebny? - zapytał, kiedy Masterson podniósł słuchawkę.

- Chodzi o House'a. Upadł na podłogę, kiedy próbował przejść się o własnych siłach. Spodziewałem się, że do tego dojdzie i o ile mogę stwierdzić, House'owi nic się nie stało, ale nie pozwala nikomu z nas się do siebie zbliżyć.

- Czy House siedzi znowu na wózku?

- Nie, leży na podłodze pomiędzy poręczami, z ugiętymi nogami przygniecionymi jego tułowiem. House albo nie chce, albo nie potrafi się ruszyć z powodu bólu, ale nie zgadza się, żebym podał mu coś przeciwbólowego, ani nie pozwala, żeby któraś z pielęgniarek pomogła mu wrócić na wózek, żeby było mu wygodniej. Chciałem sprawdzić, czy z jego prawą nogą wszystko w porządku - poza tym, co oczywiste - ale House zaczyna na mnie wrzeszczeć, kiedy tylko próbuję do niego podejść.

- Co mam w takim razie zrobić?

- Przynieś domięśniową morfinę, żeby złagodzić ból po upadku i [link widoczny dla zalogowanych]. House pokładał całą swoją nadzieję w tym, że będzie dziś chodził, ale mu się nie udało, więc nikt z nas tak naprawdę nie może nic dla niego zrobić. Jednak trzeba sprawdzić, czy upadek nie spowodował dalszych uszkodzeń jego nogi, a dopóki House się nie uspokoi, nie mam jak tego zrobić.

- JESTEM SPOKOJNY, DO KURWY NĘDZY! - w tle rozległ się krzyk House'a. - JESTEM TAK KUREWNIE SPOKOJNY, JAK JESZCZE NIGDY W MOIM JEBANYM ŻYCIU!

- Powiedz mu, że już do was idę, może wtedy pozwoli ci się podnieść z podłogi - powiedział Wilson, próbując uchwycić spojrzenie jednej z pielęgniarek, żeby przygotowała dla niego strzykawki z lekami. Zakończył rozmowę z Mastersonem i poprosił pielęgniarkę, żeby mu pomogła, po czym ruszył na oddział fizykoterapii.

Kiedy dotarł na miejsce, zastał kilka pielęgniarek, próbujących rozmawiać z House'em, który leżał na podłodze zwinięty w kłębek, przyciskając swoją uszkodzoną nogę do klatki piersiowej. Było to jak przykre wspomnienie tamtego wieczoru, kiedy House upadł i który był przyczyną tego wszystkiego, i Wilson poczuł jak jego serce pęka odrobinę bardziej z powodu jego przyjaciela. House nastawił się na to, że tego dnia zacznie chodzić, ale jego ciało zawiodło go ponownie i teraz jego przeznaczeniem było spędzenie reszty życia na wózku. Wilson nie mógł sobie nawet wyobrazić, jak House się z tym czuł, i wiedział, że czeka ich kolejne załamanie, zanim sprawy zaczną się jakoś układać. Obecną sytuację pogarszał jeszcze fakt, że w czasie upadku House musiał wyrwać sobie cewnik i teraz jego spodnie były przesiąknięte moczem, co stawiało House'a w jeszcze bardziej żenującym położeniu i w zbyt dotkliwy sposób przypominało o nocy, którą spędził na ziemi, leżąc we własnych odchodach przez ponad trzydzieści godzin.

- Zabierz je stąd - nakazał Mastersonowi Wilson, wskazując na pielęgniarki. - House załatwił się pod siebie, należy mu się odrobina godności.

- W porządku. Powiem im, żeby załatwiły dla niego coś do przebrania i nosze. Jeżeli uda nam się przewieźć go do pokoju, będziemy mogli sprawdzić, czy nie zrobił sobie krzywdy, a ty będziesz mógł go umyć - odpowiedział Masterson, następnie odprawił pielęgniarki, prosząc je, żeby poczekały ze wszystkim na zewnątrz, póki ich nie zawoła, a sam stanął z daleka od swojego pacjenta i pozwolił Wilsonowi wykonać następny ruch.

- House, to ja - odezwał się Wilson, robiąc kilka ostrożnych kroków w kierunku House'a. Ramiona diagnosty drżały, po czym Wilson poznał, że jego przyjaciel płacze i był zadowolony, że pozbył się pielęgniarek. Nie miały one prawa oglądać House'a w takim stanie - nikt nie miał takiego prawa - i gdyby Wilson wiedział, że sam poradzi sobie z podniesieniem House'a, odprawiłby również Mastersona.

- Odpierdol się, Jimmy - odpowiedział House, jednocześnie zachłystując się łzami.

-Wiem, że czujesz się teraz paskudnie, ale mam ze sobą leki, które pomogą ci poczuć się lepiej - odrzekł Wilson, podchodząc do House'a o kolejne kilka kroków.

- Zostaw mnie tu, żebym umarł, teraz nikomu się na nic nie przydam. Nie mogę nawet zrobić trzech pierdolonych kroków.

- House, bez względu na to, co powiesz czy zrobisz, nie mam zamiaru cię zostawić. Obiecałem ci to sześć lat temu i mówiłem poważnie.

- Jimmy, to boli, a mój cewnik się wysunął - odparł półszeptem House, ból sprawiał, że jego oddech stawał się płytki i urywany.

Wilson wiedział, że musi podać House'owi morfinę, zanim ból osiągnie zbyt wysoki poziom - w przeciwnym razie House trafi do szpitala, żeby można było ustabilizować jego stan, a to niczego by nie ułatwiło. Pokonał resztę dystansu dzielącego go od House'a i uklęknął na podłodze, dzięki czemu miał przed sobą plecy diagnosty, a jego lewe biodro znajdowało się wystarczająco blisko, żeby zrobić mu zastrzyk.

- Jestem tuż obok ciebie, House. Za chwilę podam ci morfinę i coś na uspokojenie, a potem zabierzemy cię do pokoju i doprowadzimy cię do porządku, żebyś mógł pójść zobaczyć się z Cuddy. Co o tym myślisz? - powiedział łagodnie, jak gdyby zwracał się do dziecka. Wilson modlił się, żeby jego działanie nie zostało uznane za objawi litości. House wciąż był dosyć mocno zdenerwowany, a ostatnią rzeczą, jakiej chciałby onkolog, to zdenerwować go do tego stopnia, że mógłby on jeszcze poważniej uszkodzić swoją nogę.

- Chcę pojechać do domu - odezwał się płaczliwie House.

- Wiem. I pojedziemy do domu, po tym jak zobaczysz się z Cuddy.

- W porządku. Obiecujesz?

- Przyrzekam. A teraz opuszczę ci spodnie i zrobię ci dwa zastrzyki. Nie ma tu nikogo oprócz Mastersona, więc nikt nie będzie widział, w porządku?

- W porządku.

Wilson wyciągnął rękę ponad House'em, żeby rozwiązać sznureczek podtrzymujący jego spodnie, następnie odsłonił jego lewe biodro i przetarł skórę wacikiem z alkoholem, a na koniec wstrzyknął mu najpierw morfinę, a potem dawkę lorazepamu. Po pięciu minutach House wyraźnie się odprężył, a Wilson dał znak, że teraz jest odpowiedni moment, by sprowadzić nosze i zabrać House'a do pokoju, żeby go zbadać i umyć.

Z powodu lorazepamu House zrobił się śpiący, więc przeniesienie go z podłogi na nosze przypominało podnoszenie bezwładnej lalki, po czym przewieziono go z oddziału do pustego pokoju, gdzie Masterson obejrzał jego nogę, podczas gdy House spał. Noga nie odniosła żadnych nowych obrażeń, więc Wilson przebrał House'a w czyste spodnie, umył go i założył mu nowy cewnik, a House przespał wszystkie te zabiegi. Na koniec Wilson wezwał Cuddy, żeby przyszła porozmawiać z nim w pokoju House'a, żeby nie budzić diagnosty.

- Co się stało? - chciała wiedzieć Cuddy.

- House upadł w gabinecie Mastersona. Musiałem podać mu morfinę, żeby można było go przenieść i lorazepam, żeby go uspokoić.

- Doszło do jakichś nowych uszkodzeń?

- Zdaniem Mastersona, nie. Ale jest tak, jak się obawialiśmy - w nodze House'a nie pozostało wystarczająco dużo mięśni, żeby utrzymać jego ciężar, więc przez resztę życia będzie przykuty do wózka.

- Jak on sobie z tym radzi?

- No cóż, biorąc pod uwagę to, że spędził pół godziny na podłodze zwinięty w kłębek i nie pozwalając nikomu do siebie podejść, powiedziałbym, że niezbyt dobrze.

- Chcę, żeby zobaczył się z kimś z psychiatrii, zanim wróci do pracy. Jak się sprawdza stosowanie cewnika?

- House radzi sobie świetnie bez tego. Założyłem mu nowy cewnik po upadku tylko dlatego, że jeszcze się z tobą nie widział i był ledwo półprzytomny, a ja nie chciałem, żeby zdarzył mu się jeszcze jakiś wypadek.

- Zostaw go tutaj, żeby odpoczął przez kilka godzin, a kiedy się obudzi, wyjmij mu cewnik i upewnij się, że już go nie potrzebuje. Na wszelki wypadek zabierz do domu kilka zestawów, gdyby były ich potrzebował, ale nie wydaje mi się, żeby od teraz był z tym jakiś problem. Umówię House'a na wizytę z którymś z psychiatrów tak szybko, jak tylko się da.

- Jak ci się wydaje, kiedy House będzie gotów wrócić do pracy?

- Nie chcę, żeby wracał jeszcze przez kilka miesięcy. I prawdopodobnie będzie musiał znaleźć dla siebie bardziej odpowiedni wózek. Przeglądałeś katalogi, które ci wysłałam?

- Tak, ale House miał wielką nadzieję, że będzie mógł chodzić, więc nie podjął jeszcze decyzji. Jeśli będzie trzeba, sam któryś dla niego zamówię - odparł Wilson, zerkając ukradkiem na House'a, który nadal był pogrążony w głębokim śnie.

- Przyjdę jeszcze porozmawiać z wami zanim wyjdziecie i powiem mu, co postanowiłam. Daj mi znać, kiedy się obudzi - odrzekła Cuddy, po czym zostawiła Wilsona samego z jego przyjacielem. Onkolog zastanowił się nad pójściem do swojego gabinetu i przyniesieniem sobie części dokumentów, żeby nadrobić papierkową robotę póki House spał, ale zrezygnował z tego pomysłu. Ten czas był mu potrzebny, żeby zdecydować, jak najlepiej poruszyć temat nowego wózka i jak poradzić sobie z depresją, która miała ogarnąć teraz House'a z całą mocą, skoro stało się jasne, że nie będzie on w stanie znowu chodzić.

<center>~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</center>

House obudził się trzy godziny po tym, jak przewrócił się w gabinecie Mastesona. Wilson znalazł się u jego boku, jeszcze zanim oczy diagnosty do końca się otwarły.

- Jak się czujesz, kolego?

- Jakby mnie ktoś naćpał - odparł House. Miał sucho w ustach, więc sięgnął do szafki przy łóżku i zabrał stamtąd wodę, po czym pociągnął niewielki łyk.

- Owszem, twój ból wymknął się spod kontroli.

- Wiem o tym, Wilson, w końcu byłem przy tym.

- W każdej chwili możemy jechać do domu. Cuddy chce się z tobą zobaczyć przed wyjściem, a ja mogę ci już wyjąć cewnik.

- Czy to ma być ten moment, kiedy skaczą i piszczę z radości, bo będę wolny od rurek, a moje życie stanie się kompletne? - spytał sarkastycznie House. Wilson zignorował go i zadzwonił po Cuddy, po czym przygotował się do usunięcia rurki z cewki moczowej House'a, żeby zdążyć przed przybyciem administratorki.

Cuddy zjawiła się po dziesięciu minutach, a do tego czasu Wilson zdołał posadzić House'a na wózek i przygotować go do opuszczenia szpitala.

- Mówiłam już o tym Wilsonowi, ale wiem, że jego byś nie posłuchał, więc powiem to również tobie. Nie chcę, żebyś wracał do pracy jeszcze przez kilka miesięcy. Przez ten czas masz sobie znaleźć wózek, który się będzie lepiej nadawał do wykonywania przez ciebie obowiązków i musisz się zobaczyć z psychiatrą, który wyrazi opinię, że jesteś zdolny do pracy. Możesz się ze mną sprzeczać, ile zechcesz, ale nie podpiszę twojego czeku z wypłatą, póki nie dostanę raportu od jakiegoś terapeuty. Umówiłam cię na wizytę u doktor Lane za miesiąc od dziś, więc masz trochę czasu, żeby oswoić się z tą myślą - powiedziała Cuddy.

House tylko patrzył na nią i kiwał głową w odpowiednich momentach. Powoli zaczynał ogarniać to, co stało się w gabinecie Mastersona i chociaż pamiętał, że czuł dokładnie to samo po zawale, kiedy nie był w stanie chodzić bez laski oraz to jak bardzo tego nienawidził, tym razem było inaczej. Tym razem nie był w stanie chodzić w ogóle i ta myśl zjadała go od środka. House czuł, że tym razem - nie mając przy sobie nikogo poza Wilsonem - nie było sensu próbować się z tym uporać. Czuł się bezwartościowy, bezużyteczny i częściowo żałował, że nie pozwolił sobie umrzeć, leżąc na podłodze te kilkanaście tygodni wcześniej. Takie rozwiązanie byłoby dla niego o wiele prostsze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:33, 20 Lis 2010    Temat postu:

Richie117 napisał:
yup, z pewnością warto - nawet te niedokończone fiki (może poza tym jednym post-4. sezon ) I evay jeszcze ma fika w Innych - trafił tam, żeby czytacze żyli w niepeności, czy będzie Huddy czy Hilson

o, proszę. Zostawianie czytelnika w niepewności to coś co uwielbiam, więc już się za tego fika zabieram Ale coś już przewiduję ten koniec

Richie117 napisał:
Buu, czemu z fików nie da się żyć, no czeeemuuu...

połowa fanów żyłaby z pisania fików Do tego raczej studiów nie potrzeba, więc byłaby szansa na większy rozwój, niezatrzymany przez durne odmowy przyjęć na studia

Richie117 napisał:
- JESTEM SPOKOJNY, DO KURWY NĘDZY! - w tle rozległ się krzyk House'a. - JESTEM TAK KUREWNIE SPOKOJNY, JAK JESZCZE NIGDY W MOIM JEBANYM ŻYCIU!

Może kurewsko spokojny? Bo serio, pierwszy raz widzę słowo kurewnie Ale pewnie istnieje, jeśli piszesz. Jakoś nie poznaję nowych przekleństw, raczej korzystam z tych co już znam

Ej, a czemu ma się widzieć z psychiatrą? Nie z psychologiem? Poważnie pytam Psychiatra kojarzy mi się z kimś, kto próbuje wytłumaczyć ludziom, ze nie są zieloną fasolką, a psycholog właśnie z kimś, kto mógłby pogadać z Housem o zaistniałej w jego życiu sytuacji... no ale nie wiem.
Omg, poor House;(


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vicodinka
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 802
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Taka planeta Ziemia...Może słyszałeś?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:12, 20 Lis 2010    Temat postu:

Kolejny wspaniały fick, i kolejne wspaniałe tłumaczenie naszej wspaniałej Richie
Ten fick jest taki... taki... dramatyczny. Straszny. Wspaniały. I w ogóle
Jejciu, jak mi szkoda Housa! Biedak
A Jimmy jest cudny, że się tak Gregiem opiekuje
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 5:52, 21 Lis 2010    Temat postu:

advantage napisał:
Ale coś już przewiduję ten koniec
oh, me are sorry, że zepsułam zabawę

advantage napisał:
byłaby szansa na większy rozwój, niezatrzymany przez durne odmowy przyjęć na studia
albo przez jeszcze bardziej durne, bezowocne szukanie pracy...

advantage napisał:
Może kurewsko spokojny? Bo serio, pierwszy raz widzę słowo kurewnie Ale pewnie istnieje, jeśli piszesz.
hmm... aż musiałam zapytać wujka góógle o zdanie I mi ulżyło, bo słowo "kurewnie" jako przymiotnik jak najbardziej istnieje, zresztą wątpię, czy wpadłabym na nie sama z siebie - musiałam się kiedyś gdzieś z nim spotkać Ale masz rację, "kurewsko" jest chyba bardziej popularnym słowem. Nie wiem, czemu nie przyszło mi ono do głowy

advantage napisał:
Ej, a czemu ma się widzieć z psychiatrą? Nie z psychologiem? Poważnie pytam Psychiatra kojarzy mi się z kimś, kto próbuje wytłumaczyć ludziom, ze nie są zieloną fasolką, a psycholog właśnie z kimś, kto mógłby pogadać z Housem o zaistniałej w jego życiu sytuacji... no ale nie wiem.
to ja poważnie odpowiem
W zasadzie psychiatra i psycholog zajmują się tym samym - czyli wszelkimi możliwymi dysfunkcjami psychicznymi w tym również depresją - a różni ich tylko to, że psycholog nie ma uprawnień do wypisywania recept, stąd pacjenci z ostrymi zaburzeniami, które wymagają leczenia farmakologicznego trafiają do psychiatrów, a pacjenci, którym wystarczy terapia - do psychologów. Idealną sytuacją byłoby, gdyby pacjentem zajmowali się w porozumieniu ze sobą obaj specjaliści, ale wiadomo, że w życiu rzadko zdarzają się idealne sytuacje
W oryginale fika była tak właściwie mowa o "kimś z oddziału psychiatrycznego", więc samowolnie postawiłam na psychiatrę, bo nie chce mi się sprawdzać dalej, o kim dokładnie jest mowa (nawet nie pamiętam czy dr Lane jest facetem czy kobietą ) Cóż, jakby co, to będę musiała to zmienić...

yeah, poor poor House

***

Awwww, JA mam być wspaniała?... Thx, Vicodinko


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:27, 21 Lis 2010    Temat postu:

Richie117 napisał:
albo przez jeszcze bardziej durne, bezowocne szukanie pracy...

Zwłaszcza artyści mają z tym problem. Znaczy z pracą w zawodzie.
Aktorzy, scenarzyści, pisarze, muzycy... Trzeba mieć szczęście, albo być cholernie dobrym, żeby na tym zarabiać. Albo raczej jedno i drugie;)

Richie117 napisał:
różni ich tylko to, że psycholog nie ma uprawnień do wypisywania recept, stąd pacjenci z ostrymi zaburzeniami, które wymagają leczenia farmakologicznego trafiają do psychiatrów, a pacjenci, którym wystarczy terapia - do psychologów.

no, to jest dokładnie to, czego nie byłam wcześniej świadoma;) Dzięki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dioda14
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Sie 2009
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:54, 21 Lis 2010    Temat postu:

"- JESTEM SPOKOJNY, DO KURWY NĘDZY! - w tle rozległ się krzyk House'a. - JESTEM TAK KUREWNIE SPOKOJNY, JAK JESZCZE NIGDY W MOIM JEBANYM ŻYCIU!"

"- House, to ja - odezwał się Wilson, robiąc kilka ostrożnych kroków w kierunku House'a. Ramiona diagnosty drżały, po czym Wilson poznał, że jego przyjaciel płacze i był zadowolony, że pozbył się pielęgniarek. Nie miały one prawa oglądać House'a w takim stanie - nikt nie miał takiego prawa - i gdyby Wilson wiedział, że sam poradzi sobie z podniesieniem House'a, odprawiłby również Mastersona.

- Odpierdol się, Jimmy - odpowiedział House, jednocześnie zachłystując się łzami"

poor House

"- Nie chcę, żeby wracał jeszcze przez kilka miesięcy. I prawdopodobnie będzie musiał znaleźć dla siebie bardziej odpowiedni wózek. Przeglądałeś katalogi, które ci wysłałam?

- Tak, ale House miał wielką nadzieję, że będzie mógł chodzić, więc nie podjął jeszcze decyzji. Jeśli będzie trzeba, sam któryś dla niego zamówię - odparł Wilson, zerkając ukradkiem na House'a, który nadal był pogrążony w głębokim śnie. "

Najlepiej taki z płomieniami ....

"House tylko patrzył na nią i kiwał głową w odpowiednich momentach. Powoli zaczynał ogarniać to, co stało się w gabinecie Mastersona i chociaż pamiętał, że czuł dokładnie to samo po zawale, kiedy nie był w stanie chodzić bez laski oraz to jak bardzo tego nienawidził, tym razem było inaczej. Tym razem nie był w stanie chodzić w ogóle i ta myśl zjadała go od środka. House czuł, że tym razem - nie mając przy sobie nikogo poza Wilsonem - nie było sensu próbować się z tym uporać. Czuł się bezwartościowy, bezużyteczny i częściowo żałował, że nie pozwolił sobie umrzeć, leżąc na podłodze te kilkanaście tygodni wcześniej. Takie rozwiązanie byłoby dla niego o wiele prostsze."

Cholera! Jak on w ogóle może tak myśleć! Z laską czy na wózku przecież dalej może leczyć! Nie jest bezużyteczny! Przecież tylu osobom jeszcze nie pomógł do jasnej cholery! Poza tym ma Wilsona, Cuddy i dość sporą grupę ludzi którzy pomogą mu gdy będzie trzeba. Jest mi go żal i to prawda , że mam ochotę go przytulić , ale jednocześnie chciałabym go zdzielić czymś po głowie!

No cóż...kolejna świetna część Richie chociaż House w depresji to trochę nie House , ale biorąc pod uwagę serial- był czas przywyknąć


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dioda14 dnia Nie 19:05, 21 Lis 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 2 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin