Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Gimme more of your love [35 A / 44] s. 55
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 31, 32, 33 ... 67, 68, 69  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Pytam tak z ciekawości... Co miałoby być?
chłopiec
49%
 49%  [ 37 ]
dziewczynka
50%
 50%  [ 38 ]
Wszystkich Głosów : 75

Autor Wiadomość
aaandziaa
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:22, 24 Maj 2009    Temat postu:

Jakie UROCZE zdjęcie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:33, 26 Maj 2009    Temat postu:

Richie, Richie, Richieee... *wyje* Proooooooszę o kolejne Gimme^^ bo fotka czuje się samotna xD

A, znalazłam w necie jeszcze fotkę... pokoju w tym cudnym hotelu xD
I ciągle mam przed oczami naszych chłopców tam xD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Revy Koto-san dnia Wto 14:34, 26 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:31, 27 Maj 2009    Temat postu:

Lady M napisał:
Ty jeszcze nie znasz moich kosmatych myśli

może nie znam tych konkretnych, które masz na myśli w tej chwili, ale jestem pretty sure, że by mnie one nie zaskoczyły

Lady M napisał:
A skąd ty wiesz, że ja noszę bokserki?!

nie wiem ale jeśli chciałaś mordę House'a i kawę, to czemu nie miałabyś chcieć pełnego serwisu?

***

kotku, znam to zdjęcie - chodzi za mną od samego początku Gimme (bo yourico mi je podesłała) i szczerze mówiąc, trochę mnie przeraża Mam nadzieję, że Wilson z brzuszkiem wyglądałby lepiej, niż tutaj

A kolejne Gimme powinno być koło weekendu. Póki co studia dawały mi się we znaki i nie miałam siły gonić korników do pracy Ale w sumie ten semestr był spoko no i za 2 tygodnie będzie po wszystkim (i może wena się pojawi wraz z latem czy coś )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:55, 27 Maj 2009    Temat postu:

Podziałam ci na wenę xD Wyobraź sobie spełnienie fabuły twojego ficka w sylwestrową noc, w tym oknie na fotce. Kto pożyczy mi samolot albo skrzydełka, bo chcę się poprzyglądać?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:29, 27 Maj 2009    Temat postu:

tiaaa, już sama na to wpadłam
ale moja wena jest kapryśna i w tej chwili krąży wokół ery... Muszę poczekać, aż jej przejdzie, bo jeszcze korniki o love!Wameronku napiszą, a tego przecież nie chcemy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
shigatsu
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 10 Maj 2009
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 18:11, 28 Maj 2009    Temat postu:

Przeczytałam wszystko! Hahaah! W trzy dni. Dość długo mi to zajęło, bo niestety napięcie związane z wystawianiem ocen nie pozwala mi siedzieć przed kompem bez skrupułów cały dzień.
Richie, Twój styl jest niesamowity - opisujesz wszystko w sposób zrozumiały, niezawiły, posługując się jednocześnie doskonałym słownictwem. Przy niektórych fragmentach aż wzdychałam z oczarowaniem! ^^ Jestem zachwycona, sceny seksu są wspaniale napisane, ani nieprzesadzone, ani nie pominięte krótkim, jak to się czasem zdarza w niektórych opowiadaniach przypadkiem typu:
` - Chodźmy do sypialni - szepnął, a chłopak zagryzł wargę, bez słowa idąc za nim.
***
Następnego ranka...`

No! A że ja yaoistka niewyżyta, to czekam ze zniecierpliwieniem na kolejną część 3 Pozdrawiam i życzę dużo Weny przez duże 'W'!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez shigatsu dnia Czw 18:12, 28 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:15, 31 Maj 2009    Temat postu:

Cytat:
Buuu, znów nie wyszło tak jak chciałam, tzn nie udało mi się przekonać korników, żeby się zmobilizowały i napisały tę część do końca. (Na swoje usprawiedliwienie powiedziały, że mają jakieś wielkie plany w związku z Wilsonową „chwilą prawdy” i chcą mieć duże pole do popisu, a nie się streszczać, bo rozdział za długi... )
Tak więc w tej części nic się nie dzieje, a jej jedyną funkcją jest zapewnienie ciągłości akcji.

Przepraszam i obiecuję poprawę



Part 28 'b'


- House, co ty tu robisz? Myślałem, że już dawno pojechałeś do domu! - Wilson stał w drzwiach swojego gabinetu, wpatrując się w diagnostę, który wyciągnął się beztrosko na jego kanapie.

- Mógłbym ci zadać to samo pytanie. Już kwadrans temu miałeś pojechać do Cameron. Zmieniłeś zdanie? Odechciało ci się dzielenia się swoim sekretem?

Wilson przewrócił oczami. - Obchód się przeciągnął, to wszystko. Przyszedłem tylko zabrać swoje rzeczy i już mnie nie ma. - To powiedziawszy, włożył do torby przygotowany wcześniej stosik folderów i zaczął zakładać płaszcz. House obserwował go ze swojego miejsca, nie ruszając się ani o centymetr. - To jak, chciałeś czegoś? Mam coś kupić po drodze do domu?

- Właściwie to ja coś kupiłem. Dla dziecka Cameron - odparł House, wyciągając zza kanapy wielką papierową torbę, ozdobioną misiami i balonikami.

Czekoladowe oczy Wilsona stały się wielkie jak spodki. - Naprawdę sam coś kupiłeś? - wydusił, ale zaraz przypomniał sobie, kogo ma przed sobą. - To nie jest smycz i obroża, prawda? Albo kaftan bezpieczeństwa w niemowlęcym rozmiarze? Naprawdę, House, nie mam pojęcia, co innego ty mógłbyś kupić...

- No cóż, nie kupiłem tego osobiście – sprostował House. - Wysłałem do sklepu tę nową pielęgniarkę z kliniki, która jeszcze nie zdążyła mnie znienawidzić.

Wilson uniósł sceptycznie brwi – czy to możliwe, że istniała pielęgniarka, która nie znienawidziłaby House'a choćby na podstawie samych plotek? Chociaż z drugiej strony było to bardziej prawdopodobne, niż House odwiedzający sklep z zabawkami...

- No dobra, pokaż, co tam masz – zażądał, wyciągając rękę po papierową torebkę, ale diagnosta zrobił unik i dłoń Wilsona chybiła celu. - House! I tak się dowiem, co to jest...

- Najpierw musisz mi obiecać, że nie kupisz po drodze nowego prezentu – odparł House, machając torbą tuż poza zasięgiem onkologa.

Wilson jęknął z irytacją, ale skinął głową. - I tak nie mam już czasu jeździć po sklepach.

Uśmiech na twarzy House'a wzbudził w Wilsonie nie najlepsze przeczucia, ale mimo to kolejny raz wyciągnął rękę po papierową torbę. Tym razem diagnosta wręczył mu ją bez dalszych sztuczek. Obrzuciwszy przyjaciela ostatnim nieufnym spojrzeniem, Wilson sięgnął do torby i wyciągnął z niej nadzwyczaj realistycznie wyglądającego pluszaka.

- To... koala? - Pytanie było całkowicie zbędne, ale onkolog nie mógł się powstrzymać. - Kupiłeś synkowi Cameron i Chase'a KOALĘ?! - Wilson nie wiedział, czy wybuchnąć śmiechem, czy wściec się na swojego przyjaciela. Widok figlarnie przymrużonych błękitnych oczu definitywnie przekreślał drugą opcję i onkolog roześmiał się, kręcąc głową. - Chyba oszalałeś, skoro uważasz, że dam Cameron coś takiego! - powiedział, wpychając misia z powrotem do torby.

- Myślałem, że Cameron ma już swojego koalę... - mruknął House.

Słysząc to, Wilson wydał z siebie odgłos świadczący o tym, że albo zaraz sam załamie się nerwowo, albo zamorduje swojego wieloletniego przyjaciela - najprawdopodobniej jego własną laską. Widocznie żadna z tych opcji nie przypadła House'owi do gustu, bo posłusznie zabrał z rąk Wilsona kłopotliwy prezent, po czym złożył ugodowy pocałunek na ustach swojego kochanka. Jednak zanim onkolog zdążył nacieszyć się tą pieszczotą i poczuciem tryumfu, diagnosta odsunął się od niego i zmarszczył brwi w zamyśleniu.

Wilson miał nadzieję, że jest właśnie świadkiem kolejnego diagnostycznego olśnienia, a nie przebłysku diabolicznego geniuszu House'a. - House?... - odezwał się niepewnie.

- W końcu zawsze mogę wysłać im tego miśka kurierem...

Słowa House'a pozbawiły Wilsona złudzeń. Westchnął bezsilnie i niemal wyrwał diagnoście papierową torbę. - Dobra, postawiłeś na swoim. Sam go zawiozę – warknął, demonstrując swoje niezadowolenie z faktu, że po raz nie-wiadomo-który House wykorzystuje go do wcielenia w życie swojego figla. ”Muszę cierpieć na jakieś poważne zaburzenia adaptacyjne, skoro nadal się do tego nie przyzwyczaiłem”, pomyślał, zbierając swoje rzeczy. - Rozliczymy się w domu – rzucił przez ramię, wychodząc z gabinetu.

- Tylko pamiętaj – najlepszą rekompensatą będzie seks i naleśniki! – usłyszał za sobą wołanie i chichot swojego kochanka. Na szczęście o tej porze korytarz był pusty, więc nikt nie widział rumieńców wypełzających na policzki onkologa.

***

Wbrew wcześniejszej obietnicy Wilson liczył na to, że po drodze do mieszkania Cameron uda mu się znaleźć chociaż jeden sklep z zabawkami, żeby kupić bardziej stosowny prezent. Niestety, pomimo najlepszych chęci, gdy parkował samochód pod jej kamienicą, na siedzeniu pasażera nadal leżała torba z kupionym przez House'a koalą.

- Ach, pieprzyć to! - mruknął, łapiąc prezent i wysiadając z przytulnego wnętrza samochodu na mroźne styczniowe powietrze. W głębi serca wiedział, że cała ta sprawa z pluszakiem, była dla niego jedynie pretekstem, żeby oderwać myśli od krążenia wokół różnych scenariuszy rozmowy z Cameron.

Przez ostatnie kilka godzin najbardziej skłaniał się ku temu scenariuszowi, w którym w ogóle rezygnował z poruszania tematu swojej ciąży. Podejrzewał, że Cameron - jak na młodą matkę przystało - będzie tak pochłonięta opowiadaniem o swoim dziecku, że pewnie nawet nie dopuści go do głosu, a jeśli nawet by to zrobiła, to nie po to, żeby rzucił mimochodem: "A skoro mowa o dzieciach, to chciałem ci powiedzieć, że za pięć miesięcy ja i House zostaniemy rodzicami bliźniaków." Jednak nawet z takim postanowieniem, Wilson miał ochotę uciec spod drzwi mieszkania Cameron i zatrzymać się dopiero w domu, najchętniej zwijając się w kłębek na kanapie, z głową opartą na kolanach swojego kochanka.

- A on by mnie wyśmiał, zrzucił na podłogę i powiedział, żebym mu przyniósł butelkę piwa - nie koniecznie w tej kolejności - wymamrotał pod nosem, wreszcie decydując się nacisnąć dzwonek.

Upłynęła dobra minuta, zanim z wnętrza mieszkania dobiegł go odgłos kroków, a następnie stłumione przekleństwo i nieco głośniejsze: ”Już otwieram”. Kiedy rozległ się zgrzyt otwieranego zamka, Wilson cofnął się o krok i przywołał na twarz swój najcieplejszy uśmiech.

- Cześć, Allison. Wybacz spóźnienie... - Na widok młodej lekarki, trzymającej na rękach wiercące się dziecko, Wilsonowi wyleciała z głowy reszta przygotowanego pośpiesznie usprawiedliwienia i skupił się na zamaskowaniu swojej zaskoczonej miny. - Jeśli przyszedłem nie w porę, mogę...

- Nie, nie, Wilson, wejdź – przerwała mu szybko, otwierając szerzej drzwi, żeby wpuścić go do środka, i równocześnie uspokajając swojego syna. - Przepraszam za ten bałagan, ale nie zdążyłam niczego posprzątać, bo Gabe był dzisiaj wyjątkowo kapryśny. Najpierw nie chciał jeść, a teraz od pół godziny próbuję położyć go spać. Czasem kompletnie nic na niego nie działa... - jęknęła sfrustrowana.

- Nie musisz przepraszać. - Wilson uśmiechnął się ze współczuciem, ale Cameron nie zauważyła tego, bo cała jej uwaga skupiała się na dziecku. Onkolog wykorzystał ten moment, żeby przyjrzeć się jej dokładniej i poczuł falę paniki, kiedy przekonał się, że jego pierwsze wrażenie było słuszne – Cameron wyglądała tak, jakby pięć minut temu skończyła czterdziestoośmiogodzinny dyżur i została poproszona o zastępstwo na jeszcze jedną noc. Poza tym jeden rzut oka na salon nie pozostawiał wątpliwości, że jest to mieszkanie młodych rodziców – wszędzie leżały smoczki, grzechotki i inne kolorowe zabawki, od których Wilsonowi kręciło się w głowie. Starał się nie myśleć o tym, że skoro młodsza od niego Cameron ledwie radziła sobie z jednym dzieckiem, to on przy dwójce niemowlaków padnie z wyczerpania, o ile wcześniej House nie zamorduje go z zimną krwią za zmienienie jego uporządkowanego życia w chaos. ”Chyba dobrze się stało, że nie chciał tu dzisiaj ze mną przyjechać. Lepiej będzie, jeśli nie dowie się zbyt wcześnie, co go czeka”, stwierdził w duchu, a głośno powiedział: - Słuchaj, Cameron, chyba naprawdę powinienem wpaść innym razem. To żaden problem. Naprawdę.

- Co? - Cameron spojrzała na niego tak, jakby dopiero teraz przypomniała sobie o jego obecności. - Nie, Wilson, zaczekaj jeszcze chwilę. Zaniosę go do łóżeczka, ogarnę się trochę i zaraz do ciebie wrócę. Od tygodnia nie rozmawiałam z nikim oprócz Chase'a i zaczyna mi brakować kontaktu z innymi ludźmi – powiedziała jednym tchem, jak gdyby Wilson stał już w otwartych drzwiach, chociaż w rzeczywistości nadal stał na środku salonu.

- Jasne, jeśli chcesz - odparł, nareszcie odkładając torbę z koalą na zawalony pluszakami fotel i rozpinając płaszcz. - Hej, a może ja się nim przez chwilę zajmę? - zawołał za Cameron, która już ruszyła w stronę sypialni.

Odwróciła się do niego z niezdecydowaniem wypisanym na twarzy.

- Serio chciałbyś to zrobić? To bardzo miłe z twojej strony, ale nie wiem czy to dobry pomysł - Gabe zawsze się denerwuje, kiedy ktoś obcy bierze go na ręce. - To, czego Cameron nie powiedziała, a co zdradzała jej mowa ciała, to że sama również się denerwuje, gdy ktoś poza nią dotyka jej synka. Wilson uśmiechnął się uspokajająco, obiecując sobie, że nie będzie się zachowywał tak irracjonalnie.

- Cóż, zawsze można próbować. Poza tym niektórzy twierdzą, że mam dobre podejście do dzieci... - powiedział, żeby ja zachęcić.

Kąciki ust Cameron uniosły się odrobinę, gdy przypomniała sobie, że Wilson rzeczywiście radził sobie z dziećmi lepiej niż niejeden pediatra. Skinęła głową w jego kierunku, po czym zwróciła się do swojego synka: - Słyszałeś, skarbie? Wujek James chce cię wziąć na ręce. Pozwolisz mu na to? Będziesz grzeczny przez kilka minut, dopóki mamusia nie wróci?

Wilson patrzył, urzeczony, jak Gabe wsłuchuje się w głos swojej matki i jak zaciska dłoń na jej palcu, jakby wcale nie miał ochoty się z nią rozstawać. Zauważył też, że Cameron nagle przestała wyglądać na wyczerpaną do granic możliwości i zamiast tego promieniała radością, gdy niemowlak obdarzył ją odruchowym uśmiechem. W tej jednej chwili Wilson zapomniał o swoich wcześniejszych obawach i zapragnął, żeby ta radość stała się jego udziałem tu i teraz, a nie dopiero za kilka miesięcy. Nie odrywając oczu od rozgrywającej się przed nim sceny, zdjął płaszcz i marynarkę, czekając cierpliwie, aż Cameron będzie gotowa oddać mu swojego synka. Wreszcie kobieta podeszła do niego, a onkolog z zażenowaniem zauważył, że jego ramiona drżą lekko, zupełnie jakby pierwszy raz ktoś dawał mu do potrzymania swoje dziecko.

- Nie zamierzasz go upuścić, prawda? - zapytała Cameron i Wilson poczuł, że się rumieni.

- Postaram się – mruknął, mając nadzieję, że lekarka nie zmieni zdania w ostatniej chwili.

Cameron tylko zaśmiała się cicho - nie z Wilsona, tylko z nieporadności mężczyzn jako gatunku – i kilka sekund później onkolog trzymał w ramionach małego Gabe'a. Niemowlak znieruchomiał momentalnie, wyczuwając napięcie, więc Wilson postarał się odrobinę rozluźnić, chociaż z marnym skutkiem. Kiedy usta dziecka wykrzywiły się w podkówkę, zaczął się bać, że Cameron natychmiast mu go zabierze, ale zamiast tego usłyszał jej kojące słowa:

- Wszystko w porządku, kochanie. Nie ma się czego bać. Mamusia jest tuż obok...

Gabe rozpogodził się od razu i odwrócił główkę w kierunku znajomego głosu.

- Tak lepiej, skarbie – pochwaliła Cameron, machając przed synkiem grzechotką, która w magiczny sposób znalazła się w jej ręku. Gabe roześmiał się i sięgnął po zabawkę, ale Cameron trzymała ją poza jego zasięgiem i wreszcie podała ją Wilsonowi. - To jego ulubiona grzechotka – wyjaśniła. - Dopóki będzie ją widział, nie będzie sprawiał problemów, więc chyba mogę was zostawić... Mogę was zostawić, prawda? - zwróciła się do dziecka, używając tego słodkiego tonu, do którego są zdolne tylko matki. Niemowlak odpowiedział radosnym śmiechem i zamachał rączkami, a Cameron pocałowała go w czubek głowy.

Wilson poczuł się jak intruz, będąc świadkiem tej cudownej więzi matki z dzieckiem, a jego serce ścisnęło się ze strachu, że sam nie będzie zdolny do czegoś takiego – w końcu był tylko facetem, a faceci nie zostali wyposażeni przez Matkę Naturę w instynkt macierzyński...

Z zamyślenia wyrwało go delikatne klepnięcie w ramię, a gdy podniósł wzrok, zobaczył, że Cameron uśmiecha się do niego.

- Dasz sobie radę? - upewniła się.

Onkolog skinął głową. - W końcu mam grzechotkę. - Na dowód swoich słów zamachał zabawką, prowokując Gabe'a do kolejnego wybuchu śmiechu.

Cameron westchnęła, uspokojona, i jeszcze raz poklepała Wilsona po ramieniu. - Zaraz do was wrócę – powiedziała. Cmoknęła przelotnie policzek swojego synka i w mgnieniu oka zniknęła w głębi mieszkania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:42, 31 Maj 2009    Temat postu:

Fluff mnie wykończy, TY mnie kiedyś wykończysz. Nie cierpię dzieci, nawet pisanych. Już za Gabe'm nie przepadam - polubię go dopiero za jakieś piętnaście lat, dobrze?

Ale i tak będzie LOL, gdy Wilson wreszcie Cameron powie. Oj tak, LOL. Już nie mogę się doczekać.

Kat (ja), przygnieciona ładunkiem śmiercionośnego fluffu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:43, 31 Maj 2009    Temat postu:

Jeeeeeest następny rozdział!!! *rzuca się szczupakiem na fika*

Richie, nawet jak nie wyszło tak, jak ty byś chciała, to ja i tak to z chęcią przeczytam. A jak!
No to zaczynamy

Cytat:
Już kwadrans temu miałeś pojechać do Cameron. Zmieniłeś zdanie? Odechciało ci się dzielenia się swoim sekretem?

Powiedziałabym, że raczej skapitulował wyobrażając sobie jej reakcję na ów sekret

Cytat:
- Właściwie to ja coś kupiłem. Dla dziecka Cameron - odparł House, wyciągając zza kanapy wielką papierową torbę, ozdobioną misiami i balonikami.

Jimmy nie dawaj tej torby Cameron jeśli chociaż troszkę troszczysz się o jej życie. Coś mi te misie i baloniki nie pasują

Cytat:
To nie jest smycz i obroża, prawda? Albo kaftan bezpieczeństwa w niemowlęcym rozmiarze? Naprawdę, House, nie mam pojęcia, co innego ty mógłbyś kupić...

Eee.. najnowszy model miny przeciwpiechotnej? Granat ręczny? Bazooka?

Cytat:
czy to możliwe, że istniała pielęgniarka, która nie znienawidziłaby House'a choćby na podstawie samych plotek?

Niestety Jimmy, takie patologie naprawdę się zdarzają

Cytat:
Słysząc to, Wilson wydał z siebie odgłos świadczący o tym, że albo zaraz sam załamie się nerwowo, albo zamorduje swojego wieloletniego przyjaciela - najprawdopodobniej jego własną laską.

Druga opcja wydaje mi się wręcz patologicznie kusząca

Cytat:
- W końcu zawsze mogę wysłać im tego miśka kurierem...

Taaa, a oni padną trupem zanim zobaczą co to jest, jak tylko zorientują się od kogo.

Cytat:
”Muszę cierpieć na jakieś poważne zaburzenia adaptacyjne, skoro nadal się do tego nie przyzwyczaiłem”

Nie Jimmy, to raczej twoja nieuleczalna niemożność nie robienia tego, o co House cię prosi.

Cytat:
- Tylko pamiętaj – najlepszą rekompensatą będzie seks i naleśniki!

No tak. House zawsze wie jak postawić na swoim

Cytat:
"A skoro mowa o dzieciach, to chciałem ci powiedzieć, że za pięć miesięcy ja i House zostaniemy rodzicami bliźniaków."

I następnych kilka lat Cameron spędziłaby w zakładzie zamkniętym lecząc się ze stanów lękowych

Cytat:
- A on by mnie wyśmiał, zrzucił na podłogę i powiedział, żebym mu przyniósł butelkę piwa - nie koniecznie w tej kolejności

Aż mi się przypomniała niezapomniana kwestia z pewnego serialu : "Przynieś mi piwo, kobieto!"

Cytat:
Cameron wyglądała tak, jakby pięć minut temu skończyła czterdziestoośmiogodzinny dyżur i została poproszona o zastępstwo na jeszcze jedną noc.

No to wyobraź sobie jak będzie wyglądała, kiedy powiesz jej o ciąży.

Cytat:
Starał się nie myśleć o tym, że skoro młodsza od niego Cameron ledwie radziła sobie z jednym dzieckiem, to on przy dwójce niemowlaków padnie z wyczerpania, o ile wcześniej House nie zamorduje go z zimną krwią za zmienienie jego uporządkowanego życia w chaos.

Gorzej. W Housie mogą się nagle obudzić silne ojcowskie uczucia i biedne dzieciątka będą miały przerąbane

Cytat:
To, czego Cameron nie powiedziała, a co zdradzała jej mowa ciała, to że sama również się denerwuje, gdy ktoś poza nią dotyka jej synka. Wilson uśmiechnął się uspokajająco, obiecując sobie, że nie będzie się zachowywał tak irracjonalnie.

Taa, już to widzę: "Dzieci muszą mieć najczęstszy kontakt ze swoją matką!" Czy ja napisałam "matką"?

Cytat:
w końcu był tylko facetem, a faceci nie zostali wyposażeni przez Matkę Naturę w instynkt macierzyński...

Jimmy, ty jesteś bardziej kobiecy niż niejedna Matka Polka. Więc nie martw się, miłości macierzyńskiej na pewno ci nie zabraknie

Ach Richie, jak ja się nie mogę doczekać następnego rozdziału i reakcji Cameron, kiedy Wilson jej powie. No i co zrobi, jak zobaczy prezent. Ten koala to wbrew pozorom świetny pomysł. Niech dzieciak zna swoje korzenie Chociaż dobry byłby też kangur.

Ja tam lubię dzieci. Oczywiście do momentu kiedy sama muszę się nimi zająć Gabe jest taki słodki, i tak bardzo owinął sobie Cameron wokół paluszka, w tak młodym wieku. Chciałabym zobaczyć jak Chase radzi sobie z ojcostwem. Wnioskując po jego małżonce w domu musi być ciekawie

Zastanawiam się nad podarowaniem czegoś korniczkom na zachętę. Może łóżko, albo szafę. Tak, czy siak, dzięki ci Richie za nowy rozdział. Z niecierpliwością czekam na nowy.
Trzymaj się moja droga i weny życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:46, 31 Maj 2009    Temat postu:

Katty, cóż, masz rację. Wyobrażam to sobie tak:

Cam: Hej, coś się stało?
Wilson: Ja.. jestem w ciąży z House'm...
*Cam bije go po łbie gazetą*
Cam: Nie udawaj. Tylko ja mogę być z nim w ciąży!!!
Wilson: Ał, Cameron, to bolało. Miej szacunek do ciężarnych...
Cam: o.O"

xD

A co do samego ficzka, to czekam tylko, aż Jimm wróci do domu i... zostawiam to twoim korniczkom, Richie


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Revy Koto-san dnia Nie 22:11, 31 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sovereign. ;)
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:34, 31 Maj 2009    Temat postu:

Richie!!! jak ja Cię kocham po prostuu:D a właśnie się zastanawiałam kiedy będzie następny odcinek, a tu proszę! weszłam i jest!!!! xD ale mam padakę i wgl spać mi się chce, więc nie będę się rozpisywać bo nawet sił nie mam:D Wilsonik z dzieciaczkiem to musiałby być tak meeeega słodki widok a co dopiero z dwoma dzieciaczkami:D i Housem u boku xD błagam Cię, pisz dalej, gdyż jestem ciekawa jak Wilsonik (**) powie Cameron o ciąży coś czuję, ze to bedzie ciekawe......

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sovereign. ;) dnia Nie 22:35, 31 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Este
Bad Wolf
Bad Wolf


Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:37, 01 Cze 2009    Temat postu:

Richie, jak na część w której nic się nie dzieje, to wyszło ci nadspodziewanie dobrze. Koment będzie krótki, bo przepisywanie książek całkiem pozbawiło mnie twórczego myślenia.


Cytat:
- Kupiłeś synkowi Cameron i Chase'a KOALĘ?!

Lepsze to, niż różowy, "używany" jednorożec.

Cytat:
- Tylko pamiętaj – najlepszą rekompensatą będzie seks i naleśniki!

Czyli dzień jak co dzień.

Cytat:
- A on by mnie wyśmiał, zrzucił na podłogę i powiedział, żebym mu przyniósł butelkę piwa

Trochę to zrzucanie na podłogę brutalne, chyba nie zrobiłby tego, przynajmniej z obawy o dzieci. Choć kto go tam wie...

Scenka z Cam, Wilsonem i Gabem słitaśna, ale moja wrodzona niechęć do dzieci nie pozwala mi na dłuższy komentarz. Teraz tylko pozostaje mi czekać, na dalszy ciąg.


Korników nie ma co popędzać, bo jeszcze strajk ogłoszą z przemęczenia, a to dopiero będzie niedobrze! A skoro planują coś wielkiego, z okazji ujawnienia wszystkiego Cam, to niech sobie spokojnie siedzą i wymyślają. My cierpliwie zaczekamy

Pozdrówka
Este


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:30, 01 Cze 2009    Temat postu:

Mój umysł zapomniał wcześniej napisać, że moja młodzieńcza niechęć do dzieci nie pozwoli mi polubić śmierdziela Cam i Kangura Więc, excuse me Gab, ale ciocia Kotolotka przyjdzie dopiero na twoją trzynastkę xD

Moje wyobrażenie przeciętnego dziecka:


~zua ona


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 1:44, 02 Cze 2009    Temat postu:

No więc widzę, że większość (WSZYSCY???) nie lubią dzieci. W razie gdyby ktoś nie wiedział - ja też ich nie znoszę I średnio mam pojęcie, jak powinno się zachowywać miesięczne dziecko, czy jakiekolwiek inne, więc darujcie nieścisłości A w związku z powyższym ograniczę obecność dzieci do minimum, więc się nie bójcie

*********************

Katuś, cała przyjemność po mojej stronie Tzn z tym wykańczaniem (chociaż skoro ja przeżyłam Twoje d!fiki, to i Ty przetrwasz mój fluff )

Heh... żeby się tylko nie okazało, że jak Wilson powie Cam, to wcale nie będzie takiego LOL, jak wszyscy myślą... *martwi się*

*********************

Lady M. napisał:
Powiedziałabym, że raczej skapitulował wyobrażając sobie jej reakcję na ów sekret

a czego Wilson ma się bać? przecież Cuddy i 2/3 kaczątek przyjęły tę wiadomość raczej spoko...

Lady M. napisał:
Niestety Jimmy, takie patologie naprawdę się zdarzają

hmm... czyżby któraś z Horumowiczek została pielęgniarką w PPTH?

Lady M. napisał:
Druga opcja wydaje mi się wręcz patologicznie kusząca

taaa.... tylko wiesz, jaki smutny los czeka przyszłą "matkę" za murami więzienia?

Lady M. napisał:
Nie Jimmy, to raczej twoja nieuleczalna niemożność nie robienia tego, o co House cię prosi.

czuję się taka niedoinformowana... kiedy i gdzie House PROSIŁ Wilsona o cokolwiek?

Lady M. napisał:
No to wyobraź sobie jak będzie wyglądała, kiedy powiesz jej o ciąży.

ja to widzę tak: tęcze, słoneczka i serduszka nad głową i szczeniaczki biegające wokół nóg

Lady M. napisał:
Gorzej. W Housie mogą się nagle obudzić silne ojcowskie uczucia i biedne dzieciątka będą miały przerąbane

jakoś sobie nie przypominam, żeby któreś dziecko narzekało na Grega-kochającego-tatusia-House'a

Lady M. napisał:
Jimmy, ty jesteś bardziej kobiecy niż niejedna Matka Polka. Więc nie martw się, miłości macierzyńskiej na pewno ci nie zabraknie

za Matki Polki się nie wypowiadam, ale Jimmy będzie z pewnością lepszą "matką" niż Cuddy

Lady M. napisał:
Ten koala to wbrew pozorom świetny pomysł. Niech dzieciak zna swoje korzenie Chociaż dobry byłby też kangur.

zastanawiałam się nad kangurem, ale trudno byłoby go zmieścić w torbie z tym jego ogonem

Lady M. napisał:
Zastanawiam się nad podarowaniem czegoś korniczkom na zachętę. Może łóżko, albo szafę.

korniczkom na zachętę przydałby się kop w zad i zestaw GPS, żeby przestały zbaczać z kursu i zmierzały prosto do celu, albo Gimme nigdy się nie skończy

Thx, Lady M. (ale przed 10.06 nie ma na co liczyć z mojej strony... no, chyba że jakieś tłumaczonko z siebie wycisnę )

*********************

kotek napisał:
"Cam: Hej, coś się stało?
Wilson: Ja.. jestem w ciąży z House'm...
*Cam bije go po łbie gazetą*
Cam: Nie udawaj. Tylko ja mogę być z nim w ciąży!!!
Wilson: Ał, Cameron, to bolało. Miej szacunek do ciężarnych...
Cam: o.O"

czy w tej gazecie nie było przypadkiem schowanej gaz-rurki?
...
um... a cała sytuacja świetna, choć bardzo daleka od zamysłu korników

kotek napisał:
A co do samego ficzka, to czekam tylko, aż Jimm wróci do domu i... zostawiam to twoim korniczkom, Richie

a korniczki zostawiają to wyobraźni Czytelników
od siebie tylko dodam, że Wilson zastanie House'a przy fortepianie, a skoro to jeden z najbardziej erotycznych widoków ever, to w bardzo krótkim czasie House zostanie zmuszony, żeby przestał pieścić klawisze, a zajął się pieszczeniem czegoś zupełnie innego

*********************

Sovereign. ; ) - I love you, too
well, muszę przyznać, że jedyna scena z Wilsonem, dwoma dzieciaczkami i House'em o jakiej wspominały mi korniki, faktycznie wydaje się słodka, więc chyba będę musiała do tego kawałka (a konkretnie do Epilogu) dorzucić karnety do dentysty czy coś
a ciąg dalszy się pisze... powoli i w bardzo niekonwencjonalny sposób (np na spacerze z piesem, wystukiwany na komórce ), bo nadeszła sesja i trzeba poudawać, że się człowiek uczy...

*********************

Este napisał:
Richie, jak na część w której nic się nie dzieje, to wyszło ci nadspodziewanie dobrze. Koment będzie krótki, bo przepisywanie książek całkiem pozbawiło mnie twórczego myślenia.

moje twórcze myślenie też sobie poszło - przegoniło je przepisywanie wykładów... i pewnie dlatego w tej części nic się nie dzieje

Este napisał:
Lepsze to, niż różowy, "używany" jednorożec.

o kto tu ma dziwne skojarzenia, co?
(btw - ciekawe w jakiej formie Cam zamroziła spermę swojego męża )

Este napisał:
Trochę to zrzucanie na podłogę brutalne, chyba nie zrobiłby tego, przynajmniej z obawy o dzieci. Choć kto go tam wie...

jak już pisałam (ale niech inni też się pośmieją ):
H: Wilson, rozłóż na podłodze trochę poduszek...
W: A po co?
H: Bo chcę cię zrzucić z kanapy


Buziaki, Este No i wszystkiego naj naj z okazji rocznicy na Horum

*********************

ło bosh... kotku
(mam jednak nadzieję, że nie będziesz uważała dzieci House'a i Wilsona za "przeciętne" )

*********************

no i na koniec chciałam podziękować shigatsu, w imieniu własnym i korników Nic nie działa na nie tak budująco, jak nowa Czytelniczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:04, 02 Cze 2009    Temat postu:

Oj, przeciętnymi ich nie nazwę. W końcu ich rodzice to ludzie doskonali
Oczekuję na fluff przy fortepianie













































z niecierpliwością *chodzi po pokoju w kółeczko i czyta wcześniejsze części, żeby nie zwariować*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:09, 02 Cze 2009    Temat postu:

Jak powiedziałam, fortepianowego fluffu w moim wykonaniu nie przewiduję (jeszcze nie ), więc narazie polecam coś innego:
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 20:11, 02 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:26, 02 Cze 2009    Temat postu:

Oj, juuż po opisie widzę, że warto xD piano!sex rulzz. A, w offtopie mała ankieta o hilsonkach xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:32, 02 Cze 2009    Temat postu:

Przeczytałam. Boże, to jest TAKIE MRAU! (u House'a i u.. samej siebie, mam lincz za "Boże") God. God. God who never existed, hear me! Richie, to było... to było po prostu Hilsoniaste w każdym znaczeniu, jeszcze do tego taaaaakie słodkie Masz mopa? Rozpływam się ^.^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:46, 03 Cze 2009    Temat postu:

niestety, nie mam mopa - pies mi zjadł Ale cieszę się, że fik się podobał
(No kto by przypuszczał, że nasz boy wonder jest takim opornym uczniem, jeśli chodzi o grę na fortepianie? )

btw "piano!sex" - pewnie ten kawałek w "Hanibalu Lechterze" czytałaś?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:46, 03 Cze 2009    Temat postu:

3 Oj zua ty, mopa nie masz xD [i]Cancer boy[/b] pewnie był sobą przerażony Hanibal Lechter to kolejne cudeńko, które zasługuje na WRZASK PODZIWU! *wrzeszczy z PODZIWEM* zresztą nawet nie w połowie tak bardzo, jak 'Gimme'

życzę Weny przez dwa ny xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 6:22, 04 Cze 2009    Temat postu:

Ahahahaha, witaj, Richie Dawno mnie tu nie było, ale poczułam nagłe natchnienie, iż muszę... dobra, bzdura. Średnio wiedziałam, co robić, więc pomyślałam, że zajrzę. Wciąż pamiętam, o co biega w Gimme i wciąż bardzo lubię tego ficzka. Tak więc wypadałoby jakieś coś odnośnie ostatniego parta skrobnąć, czyż nie?

- Właściwie to ja coś kupiłem. Dla dziecka Cameron
Yyy... Nie wierzę, żeby to coś nie było niebezpieczne.

To nie jest smycz i obroża, prawda?
Czy Jimmy takie właśnie prezenty kupuje dla swoich przyszłych pociech?

Kupiłeś synkowi Cameron i Chase'a KOALĘ?!
Ojejku, mogło być gorzej...

- W końcu zawsze mogę wysłać im tego miśka kurierem...
Mhm. Z bilecikiem 'Życzliwy'.

- Tylko pamiętaj – najlepszą rekompensatą będzie seks i naleśniki!
W kolejności takiej, odwrotnej czy może równocześnie?

Cameron wyglądała tak, jakby pięć minut temu skończyła czterdziestoośmiogodzinny dyżur i została poproszona o zastępstwo na jeszcze jedną noc
Ojej... ma dziewczyna pecha...

Gabe zawsze się denerwuje, kiedy ktoś obcy bierze go na ręce.
Człowieku, jakby MNIE Wilson wziął na ręce... *spływa na podłogę*

- W końcu mam grzechotkę.
... i nie zawaham się jej użyć.


Ładnieładnieładnieładnie. Będę wpadać jeszcze, obiecuję. Życzę Wena... i dobrego dnia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:14, 04 Cze 2009    Temat postu:

Richie napisał:
a czego Wilson ma się bać? przecież Cuddy i 2/3 kaczątek przyjęły tę wiadomość raczej spoko...

Oni przyjęli, ale za Cameron ręczyć nie można. Węszę różowe króliczki i kocięta

Richie napisał:
hmm... czyżby któraś z Horumowiczek została pielęgniarką w PPTH?

No raczej nie, ale gdyby tak było, to biedny House zapewne na resztę życia zamknąłby się w klasztorze

Richie napisał:
taaa.... tylko wiesz, jaki smutny los czeka przyszłą "matkę" za murami więzienia?

No fakt. I kto by się potem biednymi sierotkami zajął? Cameron?

Richie napisał:
czuję się taka niedoinformowana... kiedy i gdzie House PROSIŁ Wilsona o cokolwiek?

No dobra, "żądał".

Richie napisał:
ja to widzę tak: tęcze, słoneczka i serduszka nad głową i szczeniaczki biegające wokół nóg

Jeszcze lepiej! Cameron mogłaby odtąd zadręczać Wilsona historiami o ciąży, porodzie i dzieciach, a to w przerwach między popiskiwaniem i taszczeniem go na zakupy

Richie napisał:
korniczkom na zachętę przydałby się kop w zad i zestaw GPS, żeby przestały zbaczać z kursu i zmierzały prosto do celu, albo Gimme nigdy się nie skończy

Wiesz, tak, czy siak w końcu musi dojść do porodu, nie? A zresztą nie martw się. Mi się na razie to "zbaczanie z kursu" raczej podoba


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:12, 24 Cze 2009    Temat postu:

Cytat:
Jesteście tu jeszcze? Jeśli tak, to lepiej uciekajcie, gdzie Was oczy poniosą, albo ten rozdział zabije Was swoją długością, nudą i ogólną bylejakością Korniki przeszły samych siebie, ale niestety w zóą stronę Przepraszam, że nie udało mi się ich zdyscyplinować... Może następnym razem będzie lepiej... *ma taką nadzieję*

anyś, jeśli to czytasz, to jednak nie dałam tego kawałka, o którym Ci pisałam... dawno dawno temu Korniki wymyśliły coś może niekoniecznie lepszego, ale bardziej pasującego.

PS. I NIE MA TAKIEJ OPCJI, ŻE BĘDZIE CZĘŚĆ 28d O POWROCIE WILSONA DO DOMU



Part 28 'c'


Kiedy za Cameron zamknęły się drzwi łazienki i zaczął zza nich dobiegać odgłos lejącej się do umywalki wody, Wilsonowi nareszcie udało się rozluźnić. A więc o to chodziło... - nie mógł się nadziwić, że obecność Cameron tak bardzo go onieśmielała. W końcu wiedział sporo o dzieciach, ale i tak nie mogło się to równać z doświadczeniem, jakiego młoda lekarka nabrała w ciągu kilku tygodni bycia matką. Żeby nie dać się opanować obawom, że jego chęć zostania ojcem była pochopna i egoistyczna, i że nie zdoła zapewnić swoim dzieciom należytej opieki, skupił uwagę na trzymanym w ramionach niemowlaku.

- Hej, mały, wygodnie ci? - zapytał, starając się naśladować pieszczotliwy ton Cameron. Natychmiast poczuł, że pieką go uszy, jakby ktoś obserwował go z ukrycia, chociaż doskonale wiedział, że w pokoju nie ma nikogo poza nim i Gabe'em, który zupełnie niezrażony zażenowaniem tymczasowego opiekuna, radośnie wierzgał pulchnymi nóżkami i próbował wepchnąć sobie do ust swoją maleńką piąstkę. - Chyba powinienem uznać to za ”tak”... - mruknął, uśmiechając się niepewnie.

Zupełnie niespodziewanie przypomniał sobie jeden z egzaminów na studiach, zdawany u wyjątkowo ekscentrycznego profesora. Wykładowca zadawał kolejne pytania, za każdym razem pozwalając studentowi na udzielenie wyczerpującej odpowiedzi, a na koniec wytykał mu wszystkie błędy i zapraszał na poprawkę, kiedy student uzupełni już braki w swojej wiedzy - w porównaniu z nim House, który natychmiast nazywał swojego rozmówcę idiotą, nie wydawał się wcale taki zły. Wilson lekko potrząsnął grzechotką przed twarzą dziecka, a małe rączki entuzjastycznie sięgnęły po kolorową zabawkę. ”Tym właśnie jest rodzicielstwo – egzaminem, którego wynik poznamy dopiero, gdy dotrzemy do jego końca”, pomyślał, z westchnieniem wypuszczając powietrze z płuc. ”Tylko tym razem nie ma mowy o szansie na poprawkę.” Potrząsnął głową, próbując odegnać ponure myśli i uśmiechnął się do dziecka.

- Tylko nie zacznij nagle płakać, okej? Bo aż jakiej wprawy w uspokajaniu dzieci jeszcze nie mam... - Przebiegł palcami po brzuszku malucha, sprawiając, że para zielonych oczu na moment skupiła się na jego twarzy. - Myślisz, że w ogóle nadaję się do tej roboty? - wymamrotał, tym razem zwracając się bardziej do samego siebie. Po raz kolejny ogarnął go strach, że przecenił swoje możliwości. Gabe miał już miesiąc, a wciąż wydawał się Wilsonowi taki maleńki i kruchy - jak w takim razie zdoła się zająć własnymi dziećmi już od pierwszych godzin ich życia? I jak zachowa się House? Na razie wszystko, co robił diagnosta - wliczając w to kawę, którą przyniósł mu rano do łóżka i pełen czułości seks pod prysznicem - kazało Wilsonowi wierzyć, że jego kochanek naprawdę zaangażował się w całą tę sytuację, ale to w końcu był House – wytrawny manipulator, który tracił zainteresowanie sprawą w tym samym momencie, kiedy wszystkie elementy układanki trafiały na swoje miejsce...

"Przestań histeryzować, Wilson", upomniał się w duchu. "Doskonale wiesz, że House'owi zależy, tylko hormony mieszają ci w głowie.” Kołysząc się lekko z dzieckiem w ramionach, przymknął oczy i spróbował wyobrazić sobie, jak by to było, gdyby trzymał w tej chwili własnego syna lub córkę, a jego kochanek objął go od tyłu, oparł brodę na jego ramieniu i muskając ustami jego skroń, mruczałby słodkie słówka o tym, jak bardzo kocha swoją rodzinę... Wilson poczuł przyjemne ciepło, rozchodzące się po jego ciele i próbował nie uronić z niego ani odrobiny, nawet jeśli jego źródłem było jedynie dosyć nierealne wyobrażenie.

Z zamyślenia wyrwało delikatne pociągnięcie za przód koszuli. Gabe, wbrew zapewnieniom Cameron, szybko znudził się grzechotką, uznając jasnoniebieski krawat Wilsona za coś o wiele bardziej interesującego i starał się dosięgnąć błyszczącej tkaniny. Onkolog natychmiast pożałował, że nie zdjął go wcześniej. Nie chciał, żeby maluch zniszczył jedyny krawat, który podoba się House'owi, ale przy pierwszej próbie wyjęcia materiału z rąk Gabe'a, jego usta wygięły się w podkówkę i Wilson zrezygnował. Odłożywszy niepotrzebną już grzechotkę, żeby móc podtrzymać niemowlaka drugą ręką, zaczął spacerować wokół salonu, nucąc jakąś melodię, która przyszła mu do głowy.

W połowie drugiego okrążenia ze zdziwieniem uświadomił sobie, że Gabe wreszcie zasnął. Uśmiechając się do siebie, nie przestawał nucić, ani krążyć po pokoju, żeby nie wyrwać niemowlaka z płytkiego snu, ale teraz mógł przyjrzeć się salonowi Cameron. Ilość dowodów na obecność malucha w mieszkaniu była oszałamiająca. Na półkach stało kilkanaście fotografii – w jednej z ramek znajdował się nawet wydruk z USG, na oparciu kanapy siedziało kilka pluszowych zwierzaków, w kącie pokoju znajdował się kojec z zawieszoną nad nim grającą karuzelą, a pod jedną ze ścian stał wózek, w którym Cameron z pewnością usypiała swojego synka, kiedy nie miała już siły nosić go na rękach. Wilson spróbował wyobrazić sobie to wszystko w salonie House'a – obraz był równie zabawny, co przerażający. Dwupokojowe mieszkanie diagnosty było idealne dla kawalera, całkiem nieźle nadawało się dla dwóch facetów, którzy i tak większość czasu spędzali w pracy, ale czteroosobowa rodzina mogłaby tam przeżyć najwyżej kilka tygodni... Miny House'a, kiedy dowie się o konieczności przeprowadzki onkolog wolał sobie nie wyobrażać, ale już słyszał podyktowane niechęcią do zmian słowa: ”Po moim trupie! Możesz zabrać swoje dzieci i wynieść się choćby natychmiast. Ja zostaję tutaj!”

- Choćbym żył jeszcze sto lat, nigdy nie zrozumiem, dlaczego tak bardzo go kocham... - Westchnął głęboko i pogładził czubkami palców ciemne włoski na główce Gabe'a. Niemowlak poruszył się, ale się nie obudził. Wilson miał zamiar wrócić do przerwanej wędrówki, ale kątem oka dostrzegł, że Cameron stoi oparta o framugę i przygląda mu się z uśmiechem na ustach. Odwzajemnił uśmiech, a ona podeszła do niego.

- Nie mogę uwierzyć, że udało ci się go uśpić – powiedziała z uznaniem. - Chodź ze mną, położysz go do łóżeczka, bo pewnie masz już dosyć noszenia go po pokoju...

- To żaden problem, naprawdę. - Z trudem udało mu się powiedzieć to swobodnym tonem. W istocie, wcale nie miał ochoty rozstawać się z dzieckiem Cameron. Pierwszy raz od kiedy był w ciąży, miał okazję trzymać w ramionach niemowlaka i uświadomiło mu to, jak bardzo chciałby już móc przytulić własne dzieci. - Jeżeli nie masz nic przeciwko, mogę go jeszcze trochę ”poniańczyć”. Jest taki uroczy...

Cameron rozpromieniła się, słysząc komplement pod adresem jej dziecka i kiwnęła głową na zgodę.

- W porządku. Zajmij się nim, dopóki nie zrobię dla nas kawy. Potem położymy go spać, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać – powiedziała i skierowała się do kuchni.

- Allison? - Wilson zatrzymał ją w pół kroku. - Mógłbym prosić o herbatę? Mam wrażenie, że wlałem już dziś w siebie morze kawy – wyrecytował przygotowane na takie okazje kłamstewko.

- Nie ma sprawy. Właściwie sama też powinnam ograniczać kofeinę, skoro wciąż karmię, ale Gabe przez pół nocy trzymał mnie na nogach. - Ostatnie słowa wcale nie zabrzmiały jak skarga, a mimo to Wilson dodał je jako kolejny punkt na swojej liście ”Czy-ja-na-pewno-się-do-tego-nadaję?”

Cameron miała już pójść do kuchni, ale w ostatniej chwili wróciła do Wilsona, żeby upewnić się, czy jej dziecko na pewno śpi.

- Czy ktoś ci już mówił, że do twarzy ci z dzieckiem na rękach? - zapytała, dotykając ramienia onkologa i składając delikatny pocałunek na czole niemowlaka.

Wilson poczuł, że się rumieni, kiedy wymamrotał: - Nie przypominam sobie...

Cameron błędnie zinterpretowała jego reakcję i uspokajająco poklepała go po ramieniu. - To nie powód do wstydu. Większość mężczyzn traktuje dzieci jak zło konieczne, szczególnie dopóki nie skończą pięciu lat i nie można poprzewracać im w głowie drogimi prezentami i łamaniem ustalonych przez matki zasad. Szkoda, że takiego podejścia jak twoje nie można się nauczyć. Robert z pewnością zapisałby się na kurs...

- Chyba nie jest z nim aż tak źle? - Sugestia, że Chase nie sprawdza się w roli ojca nieco podkopała wizję idealnej rodziny Cameron.

- Och, wiesz, jaki on jest... - Cameron wzruszyła ramionami i tym razem już naprawdę ruszyła do kuchni. - Robert bardzo się stara, ale nie zawsze mu to wychodzi – dokończyła i zniknęła z salonu.

Kilka chwil później, przy akompaniamencie nalewanej do czajnika wody i brzęku ustawianych na blacie kubków, Wilson słyszał, jak kobieta kontynuuje swoją opowieść o sukcesach i porażkach Chase'a w opiekowaniu się dzieckiem. Kąciki ust onkologa zadrgały lekko, gdy przypomniała mu się poranna wymówka House'a, czemu jego pojawienie się u Cameron nie jest dobrym pomysłem. Teraz okazywało się, że najlepszym wyjściem dla wszystkich byłoby, gdyby Chase uwiódł House'a, a Cameron i Wilson zajęli się wychowywaniem gromadki dzieci. Ale najpierw Cameron musiałaby się dowiedzieć o ciąży onkologa...

- Wilson, coś się stało? Jesteś strasznie małomówny od kiedy przyszedłeś...

Wilson niemal podskoczył, słysząc to pytanie. Zwrócony plecami do korytarza, nie zdawał sobie sprawy, że Cameron wróciła do pokoju, odstawiła tacę z herbatą na stół, a teraz uważnie mu się przyglądała.

- Ja, um... - Przełknął ślinę; gdyby nie Gabe, śpiący w jego ramionach, jedna z jego dłoni już znalazłaby się na jego karku. - Po prostu pomyślałem, że masz do opowiedzenia o wiele ciekawsze rzeczy, niż ja... Mógłbym ci najwyżej opowiedzieć historie kilku pacjentów, bo większość szpitalnych plotek nawet do mnie nie dociera, skoro sam jestem ich głównym tematem. - Puścił do niej perskie oko, licząc na to, że dzięki temu ukryje swoje zmieszanie.

Na jego nieszczęście Cameron nie straciła swojego szóstego zmysłu, nawet jeśli instynkt macierzyński zaburzył jego działanie.

- James, wiem, że to nie moja sprawa... - zaczęła ostrożnie – ale czy między tobą a House'em wszystko w porządku? - dokończyła, nie spuszczając z niego badawczego spojrzenia.

Wilson zaśmiał się cicho. - Prawdę mówiąc, nigdy nie było lepiej – odparł, nieco zaskoczony tym, że Cameron nie wspomniała wcześniej o pierścionku na jego palcu najwidoczniej dlatego, że w ogóle o nie zauważyła. Upewniwszy się, że główka dziecka spoczywa bezpiecznie w zgięciu jego łokcia, wyplątał dłoń spod kocyka i podsunął ją Cameron.

Oczy kobiety zrobiły się okrągłe jak spodki. - Czy to znaczy, że wy...?

Wilson pokręcił głową, na powrót wsuwając rękę pod pupę niemowlaka.

- To nic oficjalnego. Powiedziałbym raczej, że House chciał mnie oznakować, jako swoją własność – wyjaśnił z uśmiechem. - A poza tym niedługo zostaniemy rodzicami – wyrzucił z siebie, zanim racjonalna część jego osoby zdążyła go powstrzymać. Dopiero szok, malujący się na twarzy Cameron uświadomił mu, co przed chwilą powiedział.

- Chcesz powiedzieć, że... staracie się o... adopcję? - wykrztusiła, patrząc na Wilsona z niedowierzaniem.

W pierwszym odruchu Wilson chciał skłamać, ale to nie miałoby większego sensu – prawda i tak wyszłaby na jaw, a on w gruncie rzeczy miał nadzieję, że będzie mógł poprosić Cameron o pomoc, gdyby zaszła taka potrzeba.

- No... niezupełnie to miałem na myśli... - odparł, czując, że ze zdenerwowania zaschło mu w ustach.

- A więc co?... - dociekała Cameron.

Wilson przygryzł wargę, jakby to mogło powstrzymać rumieniec wypełzający na jego policzki.

- Widzisz... naukowcy z Chicago opracowali pewną metodę, która umożliwia rozwijanie się płodu w organizmie mężczyzny... I... ja zgłosiłem się na ochotnika do próby klinicznej...

Cameron zamrugała, starając się pojąć, co właśnie usłyszała. - Czy... czy to... znaczy, że... - wyjąkała.

Wilson wziął głęboki oddech. - Tak, to znaczy, że jestem w ciąży.

W tej jednej chwili naprawdę cieszył się, że nie zdążył jeszcze oddać Cameron jej synka – kobieta zachwiała się i musiała złapać się krawędzi stołu, żeby zachować równowagę. Gdyby trzymała na rękach dziecko, na pewno by je upuściła. Ale moment dezorientacji trwał bardzo krótko. Wilson poczuł ciarki na plecach, kiedy Cameron popatrzyła na niego tak, jakby był chorym umysłowo porywaczem, który zamierza uprowadzić jej dziecko i wychować jak własne. Albo – wyrażając się precyzyjniej – jakby ona była lwicą, która broni swoich młodych przed drapieżnikiem...

To nie była reakcja, jakiej onkolog się spodziewał, nawet jeśli w głębi duszy czuł, że na jej miejscu zachowałby się identycznie. Powietrze w pokoju wyczuwalnie zgęstniało, budząc Gabe'a, który zakwilił cicho i instynktownie rozejrzał się w poszukiwaniu matki. Wilson nie zamierzał zmarnować tego pretekstu, żeby oddać dziecko Cameron, nie czekając, aż kobieta zrobi mu scenę, której oboje będą żałować.

- Gabe chyba zatęsknił za swoją mamą – powiedział, podchodząc do Cameron. Mimo swoich starań wyczuł, że kobieta musiała się powstrzymywać, żeby nie wyrwać mu dziecka z rąk, ale złagodniała natychmiast, gdy tylko Gabe znalazł się bezpiecznie w jej ramionach.

- Zaniosę go do sypialni – powiedziała po prostu i odeszła, po raz drugi zostawiając Wilsona samego.

Onkolog stał na środku salonu, czując, że kompletnie to spieprzył. Miał ochotę wymknąć się, zanim Cameron wróci i zadzwonić do niej za kilka dni, kiedy emocje przycichną, ale postanowił na nią zaczekać. Nie chciał, żeby Cameron uważała go za wariata, chociaż nie miał pojęcia, jak odwieść ją od takiej opinii.

Kobieta wróciła po kilku minutach, niosąc ze sobą odbiornik elektronicznej niani. Wyglądała na wystarczająco uspokojoną, że Wilson odważył się cichym chrząknięciem przypomnieć jej o swojej obecności.

- Przepraszam, nie chciałem tak z tym wyskoczyć – powiedział, kiedy podniosła na niego wzrok. - I chyba będzie lepiej, jeśli już pójdę...

- Nie, zostań – przerwała mu. - To ja przepraszam. Nie powinnam tak zareagować, ale sam wiesz, że to nie jest wiadomość, której można się spodziewać...

Wilson skinął głową, nadal uśmiechając się przepraszająco. Cameron wskazała mu krzesło naprzeciwko siebie, a kiedy usiadł, postawiła przed nim kubek z herbatą.

- Mam nadzieję, że wcześniej nie mówiłeś poważnie o tym “morzu kawy”? - zapytała podejrzliwie, nareszcie brzmiąc jak zatroskana lekarka.

- Oczywiście... - potwierdził, uspokojony jej zmianą zachowania. - Unikam wszystkiego, co mogłoby mi zaszkodzić. I teraz naprawdę współczuję kobietom...

- To nie takie straszne, jak się wydaje. Albo kobiety są bardziej skłonne do poświęceń – odparła. - W każdym razie posiadanie dziecka jest warte tych kilku wyrzeczeń. Sam się przekonasz – dodała po chwili wahania.

Onkolog po raz pierwszy – będąc w towarzystwie kogokolwiek – pozwolił sobie na pogłaskanie z czułością swojego brzucha.

- Przekonuję się o tym każdego dnia – powiedział, czując rumieńce na policzkach. - Wcześniej, jak większość facetów, myślałem, że to całe gadanie o “urokach noszonego pod sercem nowego życia” to zwykłe frazesy, ale teraz wiem, że to prawda.

Cameron zachichotała, co sprawiło, że rumieńce na twarzy Wilsona stały się jeszcze ciemniejsze. Gdy tylko to zauważyła, przestała się śmiać.

- Wybacz – powiedziała szczerze. - Po prostu nigdy nie myślałam, że usłyszę te słowa z ust mężczyzny. Tak naprawdę, to zazdroszczę ci odwagi, że się na to zdecydowałeś. Kiedy ja dowiedziałam się, że jestem w ciąży, byłam przerażona...

- Niech ci się nie wydaje, że ja nie jestem przerażony. To dopiero szesnasty tydzień, a ja już przez większość czasu boję się, czy dam sobie radę. - Westchnął i utkwił spojrzenie w swoim kubku. Trochę mu ulżyło, kiedy przyznał się na głos do swoich obaw. House pewnie by go wykpił, gdyby to usłyszał, a Cameron była jego jedyną znajomą, która przynajmniej w przybliżeniu wiedziała, przez co on przechodzi. Wzdrygnął się, gdy poczuł jej dłoń na swoim przedramieniu.

- Wiem, że sobie poradzisz – szepnęła z przekonaniem, a kąciki jej ust uniosły się w uśmiechu. - A gdybyś potrzebował kiedyś rady albo pomocy, zawsze możesz się do mnie zwrócić.

- Dzięki. - Odpowiedział uśmiechem na jej uśmiech. - Chyba to właśnie było mi potrzebne.

Milczeli przez chwilę, dopóki Cameron nie odważyła się zadać kolejnego pytania:

- A więc... ktoś jeszcze o tym wie?

- Powiedzieliśmy... to znaczy House powiedział Chase'owi i Foremanowi jakiś miesiąc temu, ale zabronił im mówić o tym komukolwiek. Rozumiesz, wolę, żeby w szpitalu nikt się nie dowiedział. Kiedy zacznie być widać, wezmę urlop. Cuddy też oczywiście wie.

Cameron pokręciła głową. - To niewiarygodne, że tak długo trzymałeś to w tajemnicy.

- To chyba dlatego, że to zbyt niewiarygodne, żeby ktoś zaczął coś podejrzewać. Gdybym był kobietą, ludzie już dawno zaczęliby plotkować.

- Niewiarygodne jest to, że House się na to zgodził – zauważyła Cameron. - Jakim cudem go przekonałeś?

- Um... - Wilson przeczesał palcami włosy – niezupełnie się zgodził...

Cameron uniosła brwi ze zdziwienia. - Wydawało mi się, że mówiłeś, że to on jest... ojcem.

- Bo jest... Tylko nie zdawał sobie sprawy, że... “ukradłem” jego spermę – odparł z zażenowaniem. Wbrew jego obawom, kobieta nie drążyła tematu “kradzieży”.

- Jak udało ci się to przed nim ukrywać? - zapytała zaintrygowana. - Kto jak kto, ale ON nie powinien przeoczyć porannych mdłości, zmęczenia i całej reszty...

Wilson wzruszył ramionami. - Widocznie miałem szczęście. Przynajmniej do czasu, aż zemdliło mnie, kiedy podawałem kolację jednego wieczoru i... wtedy mu powiedziałem...

- A on?

- Wściekł się i wyrzucił mnie z domu. - Onkolog skrzywił się na samo wspomnienie. - To dlatego nocowałem w szpitalu tego dnia, kiedy spotkałem cię w świetlicy... Gdyby nie ten wypadek, nie wiem, czy kiedykolwiek by mi wybaczył...

- Miałeś wypadek?! - Cameron zaczynała mieć wrażenie, że na tle przejść Wilsona, jej ciąża była spacerem po parku w letni dzień.

- Właściwie to była tylko niegroźna stłuczka – pośpieszył z wyjaśnieniem. - Na szczęście dzieciom nic się nie stało.

Cameron opadła szczęka. - Dzieciom?! - wykrztusiła.

Onkolog podniósł dłoń do karku. - No tak... Nie powiedziałem ci jeszcze, że spodziewam się bliźniaków...

To odebrało Cameron mowę na dobrą minutę. Ledwo zaakceptowała wyobrażenie House'a i Wilsona jako rodziców, a teraz okazało się, że będą mieli dwójkę dzieci... Desperacko złapała się ostatniej nitki realizmu:

- House jeszcze o tym nie wie, prawda? To znaczy o bliźniakach...?

Nieśmiały uśmiech onkologa pozbawił ją złudzeń, jeszcze zanim ten odpowiedział: - Sam to odkrył, w czasie badania po wypadku... Ja nie miałem o tym pojęcia.

- I mimo to... nie uciekł z krzykiem?

Wilson ponownie wzruszył ramionami. - Wiesz, jak House uwielbia wszelkie anomalie... A jeśli ich obserwacja wiąże się z seksem co noc i okazjami do robienia sobie ze mnie żartów..

Cameron uniosła dłoń, żeby powstrzymać Wilsona na wypadek, gdyby chciał jej zdradzić więcej szczegółów. Zanim się odezwała, musiała zaczerpnąć głęboki, uspokajający oddech.

- Wybacz mi to, co powiem, ale... kiedyś myślałam, że House nie jest zdolny, żeby pokochać kogokolwiek. Potem, kiedy się okazało, że... jesteście parą... Wiesz, nie jestem obiektywna, ale wydawało mi się, że to jakiś jego... eksperyment. Ale gdybym teraz próbowała zaprzeczać, byłabym prawdziwą ignorantką. On cię naprawdę kocha, James.

Nutka zazdrości w ostatnim zdaniu nie uszła uwadze Wilsona, ale i tak nie miała ona teraz żadnego znaczenia.

- Wiem, że tak jest – powiedział po prostu. - Nie wiem, dlaczego, ani jak to możliwe, ale wiem, że on mnie kocha – mówiąc te słowa poczuł nagłą tęsknotę za swoim przyjacielem. Wyobraził sobie, że House siedzi teraz przed telewizorem, skacząc po kanałach, i zapragnął, żeby natychmiast znaleźć się obok niego.

- Zrobiło się późno – stwierdził, podnosząc się z krzesła. - Pewnie chciałabyś odpocząć, zanim wróci Chase albo Gabe zacznie domagać się twojej uwagi... Poza tym muszę być w domu, zanim House doszczętnie spustoszy lodówkę.

Cameron również wstała ze swojego miejsca. - Szkoda, że nie możesz zostać dłużej. Mamy teraz wiele nowych wspólnych tematów – powiedziała, spoglądając na lekko zaokrąglony brzuch mężczyzny.

- Jeszcze cię odwiedzę – obiecał. - Albo zaproszę was do nas. House się ucieszy, mogąc poznać Gabe'a...

- Założę się.

Roześmiali się oboje.

Wilson założył marynarkę i podniósł swój płaszcz z fotela. Dopiero wtedy zauważył torbę z maskotką od House'a.

- Zupełnie o tym zapomniałem. House nalegał, żeby ci to dać. Dla Gabe'a. – Wręczył jej torbę.

Cameron parsknęła śmiechem, wyciągając pluszowego koalę. - Domyśliłabym się, że to od niego, nawet gdyby podrzucił to na wycieraczkę bez żadnego liściku – zachichotała, wyraźnie rozbawiona. - Podziękuj mu ode mnie i powiedz, że prezent jest uroczy!

Teraz Wilson również zachichotał. - To go na pewno zaboli...

- Na to właśnie liczę – odparła, puszczając do niego oko.

Onkolog stał już na progu gotów do wyjścia, gdy Cameron objęła go mocno, jak najserdeczniejszego przyjaciela.

- Życzę ci dużo szczęścia, James. Zasługujesz na to jak mało kto – szepnęła i pocałowała go w policzek.

Ten nagły przypływ uczuć wzruszył go do tego stopnia, że był w stanie wymamrotać jedynie zdławione podziękowanie. Chwilę później, zmierzając do windy, czuł się o wiele lepiej, niż przed wizytą u Cameron.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
oliwka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:56, 24 Cze 2009    Temat postu:

Część jest świetna, nie najlepsza, ale dobra.
Dosyć zabawne to wszystko. Biedna Cameron niedawno urodziła a tu taki szok. Dziwne, że nie zemdlała. Dlaczego nie będzie części z Wilsonem powracającym do domu??

Czekam na następna część i życzę dużo weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:08, 25 Cze 2009    Temat postu:

Richie, nie wiem, czego Ty chcesz od tej części. Czyta się miło i przyjemnie, a fragment: ”Tym właśnie jest rodzicielstwo – egzaminem, którego wynik poznamy dopiero, gdy dotrzemy do jego końca [...] ”Tylko tym razem nie ma mowy o szansie na poprawkę.” to zdecydowana perełka.

Reakcja Cam wymiata. Tylko trochę brakowało do tego, żeby Jimmy przyczynił się do osierocenia Gabe'a.

I jestem z siebie dumna, że pamiętam o tym, co miałaś tu wrzucić. Ale wyszło ładnie. Tak czy owak.

Peace


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 31, 32, 33 ... 67, 68, 69  Następny
Strona 32 z 69

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin