Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Gimme more of your love [35 A / 44] s. 55
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 33, 34, 35 ... 67, 68, 69  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Pytam tak z ciekawości... Co miałoby być?
chłopiec
49%
 49%  [ 37 ]
dziewczynka
50%
 50%  [ 38 ]
Wszystkich Głosów : 75

Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:44, 01 Sie 2009    Temat postu:

Lady M. napisał:
I pomyśleć, że mam gdzieś zapisany ten kawałek o jedwabnych bokserkach do "Prostej historii".

um... teges... bo korniki mają bokserkowy fetysz i wykorzystały je w kolejnej części...
*ma nadzieję, że Lady się nie obrazi*

Lady M. napisał:
House, zabieraj go z tego sklepu i do wyra! Zakupy zrobicie później

taaa... ciekawe tylko, co powiedzieliby wściekłej Cuddy, gdyby nie wrócili z tej przerwy na lunch

Lady M. napisał:
Właśnie wyobraziłam sobie Jimmiego w 8 miesiącu w odjechanej koszulce i wytartych dżinsach siedzącego przed telewizorem i obżerającego się ogórkami nisko solonymi z bitą śmietaną

a wiesz, że mam podobne wyobrażenie? tylko że bez koszulki i jeansów, a zamiast telewizora - książka o um... macierzyństwie

Lady M. napisał:
Dziesięciodolarówki?

myślisz, że Jimmy tak nisko się ceni?

Lady M. napisał:
A skąd ty wiesz, mój drogi co on robi, aby na to zasłużyć?

*przypomina sobie Starszą Panią z pierwszego rozdziału i dodaje do tego wizję Wilsona robiącego striptiz*


Lady M. napisał:
A tak przy okazji, wiem już chyba czym on na to miano "wzoru dla innych" zasłużył

no czyyyyym????

Lady M. napisał:
Cuddy? Ona wyczuje spermę na kilometr i to przez mur z azbestu.

jezu... jeszcze zacznę jej współczuć Tyle zapachów wszędzie...

Lady M. napisał:
Eee, wybaczcie, że pytam, ale o którą dokładnie "wypukłość" chodziło House'owi?

to ja tylko powiem, że House nie wkładał ręki "aż tak" głęboko

Teeesh tęskniłam A teraz jeszcze powoli się ogarniam ze wszystkim, więc jestem lekko nieobecna
Nowych korników niestety nie nałapałam - byłam zajęta odganianiem komarów Ale może te, co są jeszcze się do czegoś przydadzą...

******************************************

martuusia!!! A ja niedawno wspominałam, jak to fajnie było ze "starą wiarą" Fajnie, że o nas nie zapomniałaś

martuusia napisał:
W pierwszym odruchu rozpłynęłam się na widok opisu ich miłości.

awww... aż tak? *jest cała szczęśliwa*

martuusia napisał:
Toć Jimmy i dzieciąteczko o niebieskich oczach House'a to idealny obrazek ( + ów wymieniony wcześniej ojciec dziecka, nagi, czekający w sypialni na Wilsona ).

...
a Wilson wchodzi do sypialni, wręcza mu wrzeszczące dziecko i idzie spać na kanapę, żeby mieć chociaż jedną noc ciszy i spokoju

martuusia napisał:
Mamy tu i miłość, i gniew i łzy rozstania, i i łzy powrotu, i duuużą dawkę humoru ( Koala wymiata) i elektryzującą jak pocałunki Grega w, powiedzmy, kark Wilsona, erę!

o LOLZ Nie wiedziałam, że aż tyle tego tu jest

Dziękuję za cudny koment Potrzebowałam takiego obiektywnego spojrzenia na całość, bo czasem już się w tym gubię
*hugs*

******************************************

motylku, dzięki
a na porodówce, czy raczej na bloku operacyjnym, to będzie duuuużo fluffu

******************************************

Shetanka!!! Dawno nie dawałaś znaku życia Fajnie, że ciągle tu zaglądasz

******************************************

andzeliko, już nie musisz tęsknić za kolejną częścią...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:46, 01 Sie 2009    Temat postu:

Cytat:
Ło bosh, wybaczcie, że tak późno, ale przepisywanie tego na kompa szło wyjątkowo opornie Tym bardziej mam nadzieję, że się spodoba

aha, no i HEJKA wszystkim po mojej nieobecności

Tak oto nadszedł czas na zamknięcie ankiety. Dziękuję wszystkim, którzy oddali swoje głosy Nie spodziewałam się, że będzie ich aż tyle I jestem zaskoczona mocno, że wynik rozłożył się niemal po równo. Obiecuję, że drugą połowę głosujących “zaspokoję” w sequelu

Enjoy!



Korniki dziękują za wsparcie niezastąpionej Este
Dedykowane anyway, która zwątpiła na chwilę, ale znów zaczyna wierzyć...



Part 29 'c'


- Na pewno zamknąłeś drzwi na klucz? - zapytał Wilson, rozpinając guziki koszuli.

- Wiesz, Jimmy, to zabrzmiało, jakbyśmy mieli zamiar uprawiać tutaj seks albo coś w tym stylu. - House zachichotał, ale na widok morderczego spojrzenia czekoladowych oczu natychmiast spoważniał. - Oczywiście, że zamknąłem. Ale jeśli chcesz, mogę podeprzeć klamkę krzesłem, a na zewnątrz wywiesić tabliczkę: “Dezynsekcja. Wstęp wzbroniony.” Chociaż i tak nie miałby jej kto przeczytać, bo o tej porze do kliniki zaglądają tylko onkolodzy i diagności, którzy planują w tajemnicy pobawić się ultrasonografem...

- Chcę to tylko mieć za sobą i pojechać do domu – przerwał mu zmęczonym głosem Wilson. - Mam wrażenie, że od wieków jestem na nogach.

- Ależ Jimmy! Zachowujesz się, jakby chodziło o wizytę u dentysty, a nie o poznanie płci naszych dzieci – odparł z naganą diagnosta, ale posłusznie zaczął przygotowywać sprzęt do badania.

Wilson westchnął. Nic nie mógł poradzić na to, że tak właśnie się czuł. Przez całe popołudnie House nie zjawił się ani razu w jego gabinecie i w ciągu tych kilku godzin zdążył stracić ochotę na dowiedzenie się, czy dwie istotki w jego brzuchu to chłopcy czy dziewczynki. Na samą myśl o tym, w jego głowie odzywał się cichy głosik, uświadamiający mu, że kiedy będzie już wiedział, nadejdzie czas na zajęcie się tymi wszystkimi prozaicznymi rzeczami jak kompletowanie wyprawki czy wybieranie imion, a on wciąż miał na głowie mnóstwo innych bieżących problemów, którymi nie miał odwagi podzielić się z House'em, bojąc się, że zostanie wyśmiany. Jednym z nich była niezaspokojona potrzeba czułości, którą House notorycznie ignorował...

Jakby czytając w myślach swojego przyjaciela, diagnosta zjawił się nagle za jego plecami i objął go zupełnie tak, jak zrobił to wcześniej w przymierzalni sklepu z garniturami.

- Wszystko gotowe, Jimmy – zamruczał mu do ucha. - Obiecuję, że to nie będzie bolało. A po wszystkim dostaniesz w nagrodę czerwonego lizaka...

Onkolog przewrócił oczami. Tak naprawdę wolałby w ramach nagrody miły wieczór, spędzony na kanapie i żeby House obejmował go tak jak w tej chwili, tylko bez głupich uwag, ale tak to już było z House'em, że najczęściej dawał to, co sam chciałby otrzymać.

- Okej, okej, już się kładę... - Wyplątał się z otaczających go ramion i zajął miejsce na stole do badań. Wpatrując się w sufit, rozpiął spodnie i odrobinę zsunął bokserki, żeby odsłonić zaokrąglony brzuch. Kiedy przesunął po nim opuszkami palców, zdał sobie sprawę, że ze zdenerwowania jego dłonie zrobiły się zimne jak lód.

- Boże, czuję się jak idiota... - wymamrotał, gdy House usiadł na stołku stojącym obok leżanki, trzymając w ręku gotową do użycia butelkę żelu. Nie zaskoczyło go specjalnie, gdy na twarzy przyjaciela zauważył minę: “Jesteś facetem w ciąży – jak chciałbyś się czuć?” Skwitował ją prychnięciem i mówił dalej: - Przy pierwszym badaniu myślałem, że w końcu do tego przywyknę, ale nadal czuję się nieswojo.

- Jeśli to ci pomoże, możemy udawać, że badam twój wyrostek albo szukam jakiegoś guza w jelicie – zaproponował House, unosząc brwi.

- Taa... to na pewno pomoże mi się zrelaksować – burknął w odpowiedzi. Zamknął oczy i gniotąc w palcach podciągnięty do piersi t-shirt, próbował przypomnieć sobie, czemu kiedyś tak bardzo nie mógł się doczekać, aż House będzie zajmował się jego comiesięcznymi badaniami.

Powieki onkologa uniosły się gwałtownie, gdy zamiast zimnej, galaretowatej substancji poczuł na skórze dotyk dłoni drugiego mężczyzny i usłyszał jego głęboki, urzekający głos:

- Znam kilka niezłych technik relaksacyjnych... Jedna z nich okazała się szczególnie skuteczna w przypadku pewnego onkologa... Może go znasz? Jest całkiem uroczy, o ile trzyma w ryzach swoje hormony... - Między zdaniami House dotykał ustami jego brzucha, zostawiając na nim mokre ślady.

Wilson poczuł, że jego ciało pokrywa się gęsią skórką. “A podobno to ja cierpię na huśtawki nastrojów”, pomyślał, patrząc jak House zbliża twarz do jego bokserek, a potem przez ich rozcięcie wsuwa do środka swój gorący język.

Znów zamknął oczy, żeby lepiej skupić się na tym, jak wargi diagnosty pieszczą go przez cienki materiał, aż bawełniana tkanina zrobiła się wilgotna od śliny i oddechu mężczyzny. Język House'a nie zatrzymywał się ani na chwilę, drażniąc każdy kawałek wrażliwej skóry, który znalazł się w jego zasięgu. Kilka lekkich uszczypnięć przypomniało onkologowi, że jego kochanek ma również zęby i potrafi je wykorzystywać nie tylko do jedzenia kradzionych frytek.

Gdyby Wilson prowadził ranking najbardziej erotycznych rzeczy, do jakich posunął się jego kochanek, ta z pewnością znalazłaby się w pierwszej trójce, więc tym bardziej czuł się winny, że teraz to kompletnie na niego nie działa. Wyrzuty sumienia stały się wręcz nieznośne, kiedy House – nie zaprzestając wysiłków – położył prawą dłoń na jego biodrze, a lewą zanurzył pod gumką bokserek, żeby kciukiem i palcem wskazującym masować nasadę jego członka.

Chociaż House nie patrzył na niego w tym momencie, onkolog ze wstydem odwrócił wzrok i wyciągnął rękę w kierunku głowy swojego przyjaciela. Przeczesał palcami jego włosy, a kiedy mimo to House wciąż nie rezygnował, odezwał się łamiącym się głosem:

- House?... House... przepraszam, ale... to nic nie da...

Diagnosta wyprostował się, żeby spojrzeć na młodszego mężczyznę. Z jego zmieszanej miny można było wywnioskować, że zastanawia się, czy nie zaczął dobierać się do jakiegoś przypadkowego pacjenta. Nie mieściło mu się w głowie, że na jego Wilsona coś takiego mogło nie zadziałać. Onkolog dostrzegł to kątem oka i poczuł się jeszcze gorzej, choć przed chwilą nie sądził, żeby to w ogóle było możliwe.

- Przepraszam... - powtórzył jeszcze raz. Głos z trudem wydostawał się z jego ściśniętego gardła. - Chyba jestem za bardzo zdenerwowany...

House wzruszył ramionami. - Nie masz za co przepraszać. Każdemu się to czasem zdarza – odparł. Jego prawa ręka znajdowała się teraz na udzie onkologa, a lewa przesuwała się wolno wzdłuż krawędzi bokserek.

Wilson przygryzł wargę. Owszem, jemu też się to “zdarzało” - zwykle wtedy, gdy próbował swoich sił po wypiciu zbyt dużej ilości alkoholu, a jeden raz nie stanął na wysokości zadania, bo pół godziny przez tym, jak Bonnie zaciągnęła go do łóżka, jedna z pielęgniarek podziękowała mu za to, że podwiózł ją do domu. Od kiedy był z House'em, nie przytrafiła mu się ani jedna wpadka. Aż do teraz.

- Przepraszam... - wymamrotał po raz trzeci, zakrywając oczy przedramieniem.

- Przestań to ciągle powtarzać, okej? - uciszył go House. - Chyba że zrobiłeś to specjalnie, żebym zapomniał o badaniu i skupił się na twojej niedyspozycji?... - zapytał z udawaną podejrzliwością.

Onkolog prychnął i skrzyżował ramiona na piersi, co dało dość zabawny efekt, skoro leżał na wpół rozebrany i z ciemną plamą wilgoci na jasnoszarych bokserkach. - Jakim cudem miałbym to zaaranżować?! Myślisz, że połknąłem anty-viagrę? A może powiesz, że przestałeś mnie kręcić, ale jestem z tobą ze względu na dzieci?! - Ton Wilsona był równie gniewny, co jego postawa.

House nie mógł się opanować i roześmiał się na widok tego wybuchu.

- Jednak miałem rację wcześniej, gdy mówiłem, że ciąża odebrała ci poczucie humoru – powiedział, poklepując przyjaciela po splecionych ramionach. - A poza tym to niemożliwe, żebym przestał cię podniecać. Chyba że codzienna poranna erekcja, którą starasz się ukryć, biegnąc pod prysznic, to kolejna z twoich manipulacji – dodał ze znaczącym uśmieszkiem.

Wilson otworzył usta ze zdumienia. Do tej pory House niczym nie zdradził się, że o tym wie. Spojrzał w bok, prosto na opartą o ultrasonograf laskę swojego przyjaciela i kąciki jego ust uniosły się w złośliwym uśmiechu.

- Nie bądź taki zadowolony z siebie – odezwał się, patrząc wyzywająco na House'a. - Od początku lecę na twoją laskę, a ty jesteś tylko dodatkiem.

Wargi diagnosty na moment zmieniły się w cienką kreskę. - Och, serio? To by wyjaśniało, dlaczego ożeniłeś się z kobietą, która miała drewnianą nogę i czemu tyle energii poświęcasz na polerowanie mebli – odparował i, nie czekając na odpowiedź, kontynuował: - Nie lubię stawać na drodze zakochanym, ale zanim uciekniesz ze swoją wybranką, pozwól mi chociaż na zrobienie tego ostatniego usg... - mówiąc to, spojrzał błagalnie w czekoladowe oczy drugiego mężczyzny.

Wilson parsknął śmiechem. - W porządku, House, ale pod jednym warunkiem.

Brwi diagnosty uniosły się pytająco.

- Pocałujesz mnie, zanim zaczniesz?... - Wilson uśmiechnął się niepewnie, a na jego policzki wypełznął delikatny rumieniec.

House przez moment rozważał żądanie, po czym wolno skinął głową. - To chyba uczciwe..

Zanim Wilson zorientował się, co się dzieje, usta starszego mężczyzny dotknęły jego warg, delikatnie, ale stanowczo domagając się prawa wstępu do słodkiego wnętrza. Onkolog chętnie ustąpił i ułamek sekundy później język House'a wtargnął do jego ust, by bez pośpiechu zwiedzać tę dawno odkrytą krainę, zapraszając do krótkiego i pełnego namiętności tańca język gospodarza.

Wilson czekał cierpliwie, aż jego kochanek się nasyci i da mu szansę na rewanż. Po - zdawało by się – krótkiej wieczności, House odsunął się, by zaczerpnąć powietrza. Onkolog pozwolił mu na dwa płytkie oddechy, zanim z powrotem przyciągnął jego twarz do swojej i połączył ich usta w głębokim pocałunku, z mistrzowską precyzją naśladując ruchy swojego kochanka. Kiedy się rozdzielili, ich spojrzenia spotkały się na kilka sekund, przekazując bez słów te same co zawsze obietnice miłości i oddania.

- Zaczniesz wreszcie to badanie, czy chcesz mnie tu trzymać przez cały wieczór? - zapytał nagle Wilson, jakby te dwa pocałunki wymazały z jego pamięci wszystkie obawy i wątpliwości.

House skinął głową i usiadł prosto na swoim stołku, żeby jeszcze raz sprawdzić urządzenie do badania. Jego twarz zmieniła się odrobinę, jakby nie miał przed sobą swojego kochanka spodziewającego się bliźniaków, tylko kolejnego pacjenta – jedyną różnicą w jego zachowaniu było krótkie uspokajające spojrzenie na twarz onkologa, kiedy ten wzdrygnął się, czując zimny żel rozsmarowywany po jego podbrzuszu.

- Wszystko w porządku? - zapytał, patrząc z uwagą na monitor.

Wilson wymamrotał coś niezrozumiałego w odpowiedzi. Był spięty i ledwie pamiętał o oddychaniu. Ze swojego miejsca nie widział obrazu na ekranie, więc skupił się na dłoni House'a przesuwającej się nad jego brzuchem. Po dwóch minutach - chociaż jemu wydawało się, że minęło znacznie więcej czasu – zaczął się niecierpliwić. Przeniósł wzrok na House'a i nie mając odwagi się odezwać, wbił w niego pytające spojrzenie, ale diagnosta uparcie wpatrywał się w monitor.

Upłynęła kolejna długa minuta i onkolog poczuł narastający niepokój. “To na pewno nic nie znaczy”, uspokajał się w duchu. “House nie jest specjalistą od ultrasonografii i może mieć problem z rozpoznaniem płci czteromiesięcznego płodu. Albo dzieci ułożyły się tak, że nic nie widać.” Jednak pesymistyczna część osobowości Wilsona zaczęła zastanawiać się, jakie wady rozwojowe można wykryć pod koniec czwartego miesiąca, i to sprawiło, że żołądek podszedł mu do gardła. Mając dosyć czekania, zbierał się w sobie, żeby w końcu zapytać, ale House do uprzedził:

- Mam dla ciebie dwie nowiny: dobrą i złą - oznajmił poważnym głosem. - Od której mam zacząć?

Słysząc te słowa, Wilson znalazł się o krok od utraty przytomności. Poczuł suchość w ustach, a gabinet nagle zawirował mu przed oczami. Jedyne, co przychodziło mu do głowy, to to, że jedno z dzieci jest chore albo nawet martwe, a on tego nie zauważył, bo zbyt pobieżnie potraktował poranne badanie.

House zaklął pod nosem na widok pobladłej z przerażenia twarzy przyjaciela. Powinien był wiedzieć, że Wilson tak właśnie zareaguje.

- Uspokój się, Wilson, to nie jest taka zła wiadomość – powiedział pośpiesznie. - Chodziło mi o to, że za dziesięć-dwanaście lat będziesz musiał wstawać godzinę wcześniej, żeby zdążyć wysuszyć sobie włosy. - W normalnych okolicznościach roześmiałby się na samo wspomnienie Wilsona stojącego przed lustrem, ale gdy teraz patrzył jak na twarz onkologa powoli wracają kolory, stracił ochotę na śmiech. Milczał przez chwilę, czekając aż Wilson spojrzy na niego bardziej przytomnie, po czym mówił dalej: - Dobra wiadomość natomiast jest taka, że kobieca część twojej natury wreszcie będzie miała okazję się przydać. Nawet podwójną okazję...

Wilson rozchylił usta ze zdziwienia, jego czekoladowe oczy rozszerzyły się lekko. Sens wypowiedzi House'a docierał do niego wolno, ale skutecznie – mimo to chciał usłyszeć to głośno i wyraźnie.

- Tak, Jimmy, spodziewasz się dwóch dziewczynek – odpowiedział na niezadane pytanie House. - I jeśli odziedziczą urodę po matce, a nie po mnie, z pewnością będą urocze – dodał, podając Wilsonowi pudełko chusteczek higienicznych.

Onkolog odruchowo wyciągnął kilka, ale jego dłoń zawisła w powietrzu.

- To dziewczynki... - powtórzył mało przytomnie, ledwie poruszając ustami. Ręka, w której ściskał garść chusteczek, niczym na autopilocie przesunęła się do jego brzucha i zaczęła niezdarnie wycierać rozmazany żel.

House przewrócił oczami. O ile znał swojego przyjaciela, to nieokreślona mina na jego twarzy niedługo miała zmienić się w szeroki uśmiech dumy i radości – ale kto może być stuprocentowo pewny, mając do czynienia z... osobą w ciąży? Wyłączył ultrasonograf i odstawił wszystko na miejsce, po czym ruszył do wyjścia.

Poruszenie w gabinecie wyrwało Wilsona z transu. Chwilę zajęło mu zorientowanie się, co robi jego kochanek – na szczęście dokonał tego na tyle wcześnie, że w chwili, kiedy House przekręcał klucz w zamku zdążył zeskoczyć ze stołu do badań i zatrzymać go, kładąc dłoń na drzwiach.

- Gdzie ci się nagle tak spieszy? - zapytał niepewnie.

- Gdzieś... indziej – odparł House, rzucając mu przez ramię krótkie spojrzenie.

- Ale... ale dlaczego?! - Teraz niepokój w jego głosie był niemal namacalny. Czyżby House był zawiedziony, że będą mieli córki, a nie synów? Gdyby ktoś zapytał Wilsona o zdanie, postawiłby wszystko, że House będzie wolał być ojcem dziewczynek, głównie ze względu na własne dzieciństwo. Najwidoczniej się mylił...

Zdawało się, że House bezbłędnie odczytał myśli przyjaciela i jego kolejne spojrzenie mówiło jasno: “Jesteś idiotą”.

- Po prostu wolę być daleko stąd, kiedy zaczniesz snuć domysły o tym, jak cudowne stanie się nasze życie dzięki naszym maleńkim córeczkom – odpowiedział z dłonią na klamce. - Jeśli będę miał szczęście, wpadniesz na Cuddy i to ją zamęczysz swoimi opowieściami, a po powrocie do domu nie będzie ci się chciało powtarzać wszystkiego od nowa...

House urwał w pół zdania, gdy poczuł, że silne ramię onkologa obejmuje go mocno w pasie, a delikatne wargi przywierają do jego karku.

- A jeżeli obiecam, że moje usta będą zbyt zajęte czymś innym, niż gadanie o dzieciach? - zapytał szeptem i stanął na palcach, by dosięgnąć zębami ucha starszego mężczyzny.

House przymknął oczy i zamruczał z aprobatą – Wilson wykorzystujący usta do “czegoś innego” niż gadanie, doskonale odpowiadał jego preferencjom. Nie spieszył się już tak bardzo z opuszczeniem gabinetu. Po omacku odnalazł klucz, który nadal tkwił w zamku i przekręcił go, ponownie zamykając drzwi.

Wilson tylko na to czekał. Wypuścił spomiędzy warg płatek ucha swojego kochanka i wrócił do jego karku, by czubkiem języka kreślić skomplikowany wzór wzdłuż widocznego ponad kołnierzykiem koszuli fragmentu kręgosłupa. House westchnął głęboko. Upuszczona laska z trzaskiem uderzyła o ziemię, ale obaj mężczyźni nawet nie zwrócili na to uwagi. House oparł wolną rękę o ścianę i przestąpił z nogi na nogę. Skrzywił się, gdy prawe udo zaprotestowało, ale natychmiast o tym zapomniał, bo dłoń Wilsona wsunęła się między jego uda i poczuł, że kciuk mężczyzny pociera przód jego jeansów. Onkolog uśmiechnął się z satysfakcją, gdy jego kochanek zadrżał z podniecenia.

- Chyba nie będziemy tak stali pod drzwiami? - zapytał, przesuwając drugą ręką po piersi diagnosty. Najchętniej zdarłby z niego ubrania, dzielące go od ciepłej skóry przyjaciela, ale to musiało zaczekać, aż wrócą do domu.

- To zależy, jaki masz plan... - odparł House. Złapał dłoń onkologa, która teraz masowała wewnętrzną stronę jego lewego uda i przycisnął ją do swojego krocza.

Wilson zaniemówił, czując pod dłonią pulsującą erekcję, ale szybko się opanował. Nie odrywając ust od karku przyjaciela, odezwał się nieco ochrypłym głosem:

- Chcę paść przed tobą na kolana, wziąć cię do ust, a potem bawić się tobą, aż będziesz błagał, żebym pozwolił ci dojść... - Gdy to mówił, przesunął palcami wzdłuż rozporka jeansów, nie zamierzając go jeszcze rozpinać.

House był tak skupiony na tym, co robił jego kochanek, że kiedy przypomniał sobie, że wypadałoby coś odpowiedzieć, zdobył się tylko na krótki pomruk:

- Mmmm... Brzmi kusząco...

Onkolog zachichotał krótko. Odwrócił House'a twarzą do siebie i po lekkim, niewinnym pocałunku pomógł mu przejść kilka kroków, dzielących ich od stołu do badań. Dopiero gdy diagnosta znalazł oparcie, drżącymi z podniecenia rękami zaczął rozpinać jego spodnie. Oddech House'a łaskotał go w szyję, nie pozwalając mu się skupić.

- Potrzebujesz pomocy? - Diagnosta świetnie się bawił, obserwując spod przymkniętych powiek zmagania przyjaciela.

- Nie bardziej niż ty – odgryzł się Wilson, uwalniając członek House'a spod jednej warstwy materiału. Jeansy natychmiast opadły na podłogę, odsłaniając ciemnobordowe bokserki. - Mam nadzieję, że ci w nich wygodnie... - powiedział, sunąc dłońmi po delikatnej tkaninie.

- Są całkiem niezłe, jak na nieprzyzwoicie drogą jedwabną bieliznę – odpowiedział House. Pożądliwe palce onkologa błądziły po jego pośladkach. - Co wcale nie znaczy, że nie mógłbyś ich w końcu ze mnie zdjąć – dodał, znacząco unosząc brwi.

- Och, House... Mam przeczucie, że już nigdy więcej ich nie założysz, więc pozwól mi się nimi nacieszyć – szepnął prosząco Wilson z rękami wciąż na pośladkach starszego mężczyzny. - Wyglądasz w nich całkiem seksownie...

- Na wypadek gdybyś zapomniał: bez nich też wyglądam seksownie – mruknął House. - Poza tym na tobie jedwab wygląda o wiele lepiej... Jeśli się pospieszysz, będziesz mógł je przymierzyć.

- A więc doszliśmy do tego etapu, na którym pożyczamy sobie bieliznę? - W głosie onkologa podejrzliwość mieszała się z rozbawieniem.

Diagnosta prychnął. - I tak nosisz w domu moje ciuchy, jedne bokserki nie robią różnicy...

- Skoro tak mówisz... - Dłonie Wilsona znalazły się na biodrach starszego mężczyzny i wolno, centymetr po centymetrze, zaczęły zsuwać w dół bordowy jedwab. Kiedy bokserki znalazły się w połowie ud diagnosty, a jego ręce nie sięgały już niżej, onkolog sam powoli uklęknął na podłodze, pociągając bokserki diagnosty za sobą.

House przymknął oczy w oczekiwaniu, aż jego kochanek zrealizuje kolejny punkt ze swojego planu, ale najwidoczniej Wilson dokonał pewnych drobnych modyfikacji. Jego wargi bez pośpiechu ruszyły w górę, począwszy od prawego kolana diagnosty. Zatrzymał się na pokiereszowanym udzie, obdarzając czułymi pieszczotami każde zagłębienie po brakujących mięśniach. Usłyszał cichy jęk, dobiegający z ust House'a i uśmiechnął się – kiedyś spędził godziny na zapewnianiu swojego przyjaciela, że blizna wcale mu nie przeszkadza i teraz jego serce zaczynało bić szybciej na samą myśl, że gdy on jej dotyka, sprawia House'owi przyjemność, nawet jeśli wynikała ona tylko z poczucia bycia akceptowanym.

Pochłonięty pocałunkami przeoczył moment, w którym palce House'a wplątały się w jego włosy, ale delikatne szarpnięcie było nie do przegapienia. Zerknął w górę i napotkał spojrzenie ciemnobłękitnych tęczówek diagnosty.

- Zamierzasz spędzić cały wieczór na molestowaniu mojej nogi, czy chcesz zrobić coś jeszcze tymi swoimi utalentowanymi ustami? - zapytał House, z trudem łapiąc oddech.

Wilson nie mógł ukryć tryumfalnego uśmiechu – osiągnął swój cel szybciej, niż zamierzał.

- Masz na myśli coś... takiego? - Pytanie płynnie przeszło w demonstrację i onkolog przesunął językiem po dolnej stronie erekcji House'a, od nasady aż po czubek.

House syknął przez zaciśnięte zęby, a jego głowa opadła do tyłu. Kolana zatrzęsły się pod nim, więc jedną ręką przytrzymał się ramienia Wilsona. Onkolog zaczekał, aż House odzyska równowagę, otoczył wargami jego pulsujący członek i kawałek po kawałku wziął go do ust. Z każdym kolejnym centymetrem coraz wyraźniej czuł smak i zapach pozostałe po drobnym incydencie, który przytrafił się House'owi w przymierzalni. W końcu stały się tak intensywne, że podziałały na ciało onkologa niczym najlepszy afrodyzjak.

Nie wypuszczając z ust członka diagnosty, sięgnął do własnych bokserek. Wystarczyło, że zamknął dłoń wokół własnej, spragnionej uwagi erekcji i nie mógł powstrzymać jęku, wzbierającego w jego piersi. House zamruczał, kiedy wibracje przeniknęły przez jego ciało. Z rozmarzeniem przeczesał włosy swojego kochanka, łagodnie narzucając rytm. Wilson dostosował się, dopasowując ruch swojej dłoni, do ruchu warg przesuwających się po członku House'a.

Dzięki staraniom Wilsona w mniej niż minutę obaj znaleźli się na krawędzi orgazmu.

House doszedł pierwszy, z przeciągłym jękiem eksplodując w ustach onkologa. Dłoń Wilsona, którą obejmował własną erekcję znieruchomiała, gdy mężczyzna ssał gorliwie, aż ostatnia kropla nasienia diagnosty spłynęła w jego gardło, po czym oparł się policzkiem o lewe udo kochanka, pozwalając, by członek House'a wysunął się spomiędzy jego warg.

Wyczerpanie starszego mężczyzny udzieliło się Wilsonowi i prawie zapomniał, że ma do zrobienia coś jeszcze. Zbierał siły, by skończyć to, co zaczął, ale poczuł silne dłonie, chwytające go za ramiona i zmuszające go, żeby stanął na nogi.

Zachwiał się na zesztywniałych od klęczenia kolanach, ale House objął go mocno i przyciągnął do siebie.

- Nie słyszałeś nigdy, że to nie ładnie bawić się samemu? - wyszeptał diagnosta wprost do ucha oszołomionego onkologa, wkładając rękę w jego bokserki.

Głowa Wilsona oparła na ramię House'a, gdy poczuł, jak dłoń kochanka zamyka się wokół jego dłoni, którą nadal obejmował swój sztywny członek i zaczyna go z wprawą masować, z początku wolno, potem coraz szybciej, aż Wilson wtulił twarz w spoconą szyję diagnosty i doszedł, dygocząc na całym ciele.

Stali tak przez chwilę, przytulając się do siebie i wsłuchując się we własne oddechy. Wilson nie miałby nic przeciwko, gdyby zostali tak na dłużej, ale noga diagnosty zaczęła dopominać się o kolejną dawkę Vicodinu, więc House delikatnie odepchnął od siebie swojego przyjaciela, wycierając lepką dłoń o jego koszulę. Onkolog zamrugał i skrzywił się na pokaz.

- Już się nie boisz, że Cuddy coś wywęszy?

House schylił się, żeby wyciągnąć z kieszeni spodni opakowanie tabletek. - A czego miałbym się bać? Że dostanę szlaban na przychodzenie do kliniki? - odparł, kiedy dwie białe pigułki zniknęły w jego ustach.

- Prędzej przykułaby cię łańcuchem w jednym z gabinetów, a przed drzwiami postawiła strażnika, na wypadek gdybyś poprosił mnie o konsultację – zauważył Wilson. Doprowadził już do porządku swoje spodnie i teraz marszcząc brwi przyglądał się plamie na swojej koszuli.

- Racja. To o wiele bardziej w stylu Cuddy – zgodził się House. Dostrzegł zmartwioną minę swojego przyjaciela i parsknął śmiechem. - Nie przejmuj się tak, Jimmy. Przemycisz swój sekret pod fartuchem...

Wilson spojrzał na niego krzywo. - House, to jest... to BYŁA jedna z moich najlepszy koszul!

House zachichotał. - Każda z twoich koszul to “jedna z najlepszych”. Przestań się dąsać i chodź tutaj...

Onkologowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. W jednej chwili stanął przed House'em, nachylając się do pocałunku. House chrząknął i wskazał w dół.

- Myślałem, że pomożesz mi się ubrać...

Wilson prychnął, ale schylił się i podciągnął spodnie diagnosty. - Z resztą chyba już sobie poradzisz? - zapytał ironicznie.

- Wilson, gdzie się podziała twoja chęć niesienia pomocy? - House poprawił bokserki i miał zamiar zapiąć spodnie, ale dłonie Wilsona pojawiły się znikąd i skutecznie mu to uniemożliwiły.

- Moja chęć niesienia pomocy jest tam, gdzie zawsze – zamruczał, muskając wargami usta starszego mężczyzny.

Chociaż zgodnie z logiką dwóm parom rąk zrobienie czegoś powinno zająć o połowę mniej czasu, zasada ta zdawała się działać na odwrót, gdy chodziło o zapinanie spodni, jednak obaj mężczyźni nie zmarnowali ani odrobiny z tego czasu, całując się i chichocząc jak para nastolatków.

- Wygląda na to, że możemy w końcu pójść na górę po nasze rzeczy i wracać do domu – oświadczył Wilson, łapiąc oddech, kiedy misja zakończyła się sukcesem.

- Taaa, na to wygląda – zgodził się House. Złapał laskę i razem z Wilsonem opuścili gabinet zabiegowy w o wiele lepszych nastrojach, niż do niego wchodzili.

Obaj uśmiechali się do własnych myśli, czekając na przybycie windy. Gdy drzwi wreszcie się rozsunęły, Wilson odezwał się cicho:

- Więc... myślisz, że będziemy musieli przemalować sypialnię na różowo, kiedy dziewczynki będą już na świecie?...

Potępieńczy jęk House'a rozbrzmiewał echem w holu szpitala jeszcze długo po tym, jak drzwi windy zasunęły się z metalicznym sykiem za oboma mężczyznami.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
oliwka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:42, 01 Sie 2009    Temat postu:

Świetna część. I nareszcie wiemy jakiej płci są dzieci. 2 dziewczynki, chłopcy pewnie będą je rozpieszczać do granic możliwości;) Zostaje tylko jeszcze kwestia większego mieszkania nie wyobrażam sobie 4 osób cisnących się w 2 pokojach. No i era jak zwykle świetna. Richie ty masz do do tego chyba jakiś specjalny talent. Co??

Życzę dużo weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:19, 01 Sie 2009    Temat postu:

Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła, Richie wróciła!
I ma ze sobą nowego parta Gimme! Richie, to jest taaaaaakie słodkie xD chęć niesienia pomocy Wilsona mnie rozbiła ;3

Wenn pozdrawia Korniki, ja pozdrawiam 'tłumaczkę' :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzelika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:01, 02 Sie 2009    Temat postu:

Całość przeczytałam jednym tchem. Stworzyłaś kolejną genialną część. Po przeczytaniu całego Hilsonowego wątku z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jesteś Jedną z najwybitniejszych pisarek tego forum!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 2:09, 02 Sie 2009    Temat postu:

oliwko, dziękuję
Oczywiście, że chłopaki będą rozpieszczać swoje dwie księżniczki Możecie to sobie wyobrazić! (mówię poważnie - lepiej to sobie wyobraźcie, bo nie mam zamiaru pisać, co się dzieje w ciągu pierwszych dwóch lat życia dziewczynek, a potem... cóż... na pierwszym planie znajdzie się coś innego )

Większe mieszkanie też dopiero w sequelu. Póki co, niech Jimmy nie musi biegać z jednego końca domu na drugi, żeby ukołysać do snu wydzierające się w środku nocy potworki

*rozgląda się za jakimś specjalnym talentem*
...
nie, nic takiego tu nie ma Tylko cierpliwość do ubogiego na tym polu języka polskiego. Iście anielska cierpliwość



*************************************

tak, kotku, wróciłam, wróciłam, wróciłam, wróciłam, wróciłam, wróciłam, wróciłam...
mam nadzieję, że od nadmiaru słodyczy nie popsuły Ci się zęby

kotek napisał:
chęć niesienia pomocy Wilsona mnie rozbiła ;3


bo "Wilson" po hebrajsku znaczy: "przybywający na różowym jednorożcu, by nieść pomoc potrzebującym"
(yeah, wymyśliłam to przed chwilą i Was wkręcam )

Korniki i tłumaczka przesyłają pozdrowienia i buziaki

*************************************

andzelika, to nie ja, to korniki tu tworzą I wciąż się upieram, że do wybitności mi daleko... Tylko do bycia wybitnym leniem mam blisko


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:44, 02 Sie 2009    Temat postu:

Nie no ja nie wierzę! Ludzie tu do późna siedzieli i pisali komenty, a ja, ostatnia idiotka poszłam spać. Czuję się podle

No to teraz nadrabiam. I od razu może zacznę od tego:
Łojezusmaria!!! Jest, jest! Już jest! Richie, nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam. I za twoim fikiem, naturalnie. A przede wszystkim, to ciesze się, iż moje marzenie się spełniło i Jimmy będzie miał córeczki! Yeeeee! *skacze z radości*
No to przejdźmy już do sedna

Cytat:
- Na pewno zamknąłeś drzwi na klucz? - zapytał Wilson, rozpinając guziki koszuli.

- Wiesz, Jimmy, to zabrzmiało, jakbyśmy mieli zamiar uprawiać tutaj seks albo coś w tym stylu.

Wiecie, przez chwilę też tak myślałam. Ale może to Jimmy podświadomie sugeruje Gregowi późniejsze wydarzenia

Cytat:
Chociaż i tak nie miałby jej kto przeczytać, bo o tej porze do kliniki zaglądają tylko onkolodzy i diagności, którzy planują w tajemnicy pobawić się ultrasonografem...

W tym momencie Wilson wygląda na korytarz i widzi formującą się już kolejkę

Cytat:
...a on wciąż miał na głowie mnóstwo innych bieżących problemów, którymi nie miał odwagi podzielić się z House'em, bojąc się, że zostanie wyśmiany.

Problemy to dopiero nadejdą. Za parę miesięcy Wilson będzie z tęsknotą wspominał te wszystkie prozaiczne z aktualnego punktu widzenia rzeczy, którymi niegdyś się martwił.

Cytat:
Jednym z nich była niezaspokojona potrzeba czułości, którą House notorycznie ignorował...

Tym się wkrótce raczej nie będzie martwił, bo nie będzie miał na to czasu

Cytat:
Obiecuję, że to nie będzie bolało. A po wszystkim dostaniesz w nagrodę czerwonego lizaka...

No proszę, jaki House kochający. Odda Jimmy'emu swojego ulubionego lizaka.

Cytat:
- Jeśli to ci pomoże, możemy udawać, że badam twój wyrostek albo szukam jakiegoś guza w jelicie – zaproponował House, unosząc brwi.

"O, jakie ma pan interesujące dwa guzy w jelicie. O, proszę spojrzeć, machają do pana"

Cytat:
- Znam kilka niezłych technik relaksacyjnych... Jedna z nich okazała się szczególnie skuteczna w przypadku pewnego onkologa... Może go znasz? Jest całkiem uroczy, o ile trzyma w ryzach swoje hormony... - Między zdaniami House dotykał ustami jego brzucha, zostawiając na nim mokre ślady.

No i ma Jimmy te swoje czułość i troskę ze strony House'a. Jeszcze ich nie ma w domu, a Greg już przeszedł do rzeczy

Cytat:
...patrząc jak House zbliża twarz do jego bokserek, a potem przez ich rozcięcie wsuwa do środka swój gorący język.

A kolejka przed gabinetem się niecierpliwi

Cytat:
Od kiedy był z House'em, nie przytrafiła mu się ani jedna wpadka. Aż do teraz.

To i tak niezły wynik. Przydałaby się bita śmietana

Cytat:
Onkolog prychnął i skrzyżował ramiona na piersi, co dało dość zabawny efekt, skoro leżał na wpół rozebrany i z ciemną plamą wilgoci na jasnoszarych bokserkach.

A wyobrażacie sobie, jak by wyglądał ze śladami po bitej śmietanie?

Cytat:
- Jednak miałem rację wcześniej, gdy mówiłem, że ciąża odebrała ci poczucie humoru

Ciąża jeszcze nie jedno mu odbierze. Tylko zaczekaj.

Cytat:
Chyba że codzienna poranna erekcja, którą starasz się ukryć, biegnąc pod prysznic, to kolejna z twoich manipulacji – dodał ze znaczącym uśmieszkiem.

Tak naprawdę to Wilson wkłada sobie pod bokserki banana.

Cytat:
- Od początku lecę na twoją laskę, a ty jesteś tylko dodatkiem.

Oto straszliwa prawda. Biedny House, jak on się z tym pogodzi. Jeszcze się okaże, że go Wilson z własną laską zdradzał

Cytat:
- Och, serio? To by wyjaśniało, dlaczego ożeniłeś się z kobietą, która miała drewnianą nogę i czemu tyle energii poświęcasz na polerowanie mebli

Nie martw się House, to się leczy

Cytat:
- Pocałujesz mnie, zanim zaczniesz?

A wtedy Wilson cię uśpi, ucieknie z twoją laską i wezmą ślub na Karaibach.

Cytat:
- Zaczniesz wreszcie to badanie, czy chcesz mnie tu trzymać przez cały wieczór?

A kolejka przed gabinetem czeka...

Cytat:
- Tak, Jimmy, spodziewasz się dwóch dziewczynek

No to jeszcze raz, wypijmy za to

Cytat:
- I jeśli odziedziczą urodę po matce, a nie po mnie, z pewnością będą urocze

Urocze, czy nie, oczy muszą mieć po ojcu.

Cytat:
- Gdzie ci się nagle tak spieszy? - zapytał niepewnie.

Zapewne planuje wykupić wszystkie lalki z zabawkarskiego zanim zamkną.

Cytat:
Gdyby ktoś zapytał Wilsona o zdanie, postawiłby wszystko, że House będzie wolał być ojcem dziewczynek, głównie ze względu na własne dzieciństwo.

Wreszcie Greg będzie mógł zrealizować swoje pragnienia o byciu księżniczką

Cytat:
- Jeśli będę miał szczęście, wpadniesz na Cuddy i to ją zamęczysz swoimi opowieściami...

A biedna Cuddy strzeli sobie w łeb z zazdrości

Cytat:
- A jeżeli obiecam, że moje usta będą zbyt zajęte czymś innym, niż gadanie o dzieciach?

Na przykład pałaszowaniem banana wyciągniętego ze spodni.

Cytat:
Po omacku odnalazł klucz, który nadal tkwił w zamku i przekręcił go, ponownie zamykając drzwi.

A wściekły tłum za drzwiami zapalił pochodnie

Cytat:
- Chcę paść przed tobą na kolana, wziąć cię do ust, a potem bawić się tobą, aż będziesz błagał, żebym pozwolił ci dojść...

I w tym momencie House padł z wrażenia, a Wilson i jego laska uciekli na Karaiby.

Cytat:
- Są całkiem niezłe, jak na nieprzyzwoicie drogą jedwabną bieliznę

House + nieprzyzwoicie droga jedwabna bielizna = niedające spokoju rozpiszczane fanki

Cytat:
- Na wypadek gdybyś zapomniał: bez nich też wyglądam seksownie

Tylko, że tego już fanki nie dostaną.

Cytat:
- Poza tym na tobie jedwab wygląda o wiele lepiej... Jeśli się pospieszysz, będziesz mógł je przymierzyć.

Na Wilsonie wszystko wygląda lepiej. Potrafi oczarować swoją osobą nawet ubrania

Cytat:
- Zamierzasz spędzić cały wieczór na molestowaniu mojej nogi, czy chcesz zrobić coś jeszcze tymi swoimi utalentowanymi ustami?

Coś myślę, że noga raczej nie miałaby nic przeciwko.

Cytat:
- Moja chęć niesienia pomocy jest tam, gdzie zawsze – zamruczał, muskając wargami usta starszego mężczyzny.

Dla House'a byłoby lepiej gdyby to on pozostał tym najbardziej potrzebującym

Cytat:
Chociaż zgodnie z logiką dwóm parom rąk zrobienie czegoś powinno zająć o połowę mniej czasu, zasada ta zdawała się działać na odwrót, gdy chodziło o zapinanie spodni, jednak obaj mężczyźni nie zmarnowali ani odrobiny z tego czasu, całując się i chichocząc jak para nastolatków.

A w tym czasie znudzony tłum przed drzwiami poszedł do domów.

Kocham erę w twoim wykonaniu, Richie. I wcale się nie obraziłam za te jedwabne bokserki. W końcu ja już ich raczej nie użyję, bo "Prosta historia" padła trupem już dawno.

Teraz to jeszcze bardziej nie mogę się doczekać kiedy Jimmy wreszcie urodzi. No i zostały jeszcze imiona, więc możesz jeszcze zrobić jakiś plebiscyt. W końcu dziewczynki muszą mieć jakieś fajne imiona.

Póki co, to moja wyobraźnia dryfuje już w stronę sequela i następnej parce pociech. Definitywnie nie zazdroszczę chłopcom


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sovereign. ;)
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:04, 02 Sie 2009    Temat postu:

a ja chciałam chłopcóów ale trudno, przeżyję... xd
Richie, genialna część! Taka uczuciowa.... i się aż dziwię że zauważyłam ją dopiero teraz... : O
No i biedny Jimmy... Co on zrobi jak dziewczynki będą okupowały łazienkę? Nie zdąży ułożyć sobie włosów i House może go rzucić aż mi się go żal zrobiło... ;d

a tak w ogóle - uwielbiam gifa w Twoim podpisie xd jak go pierwszy raz zobaczyłam to wybuchnęłam śmiechem:D

Amen.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agaSek
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:24, 03 Sie 2009    Temat postu:

ehh... co tu napisać? Genialny fik! A jednak dziewczynki? Osobiście liczyłam na nie To będzie ciekawe House + Wilson + dwa osobniki płci pięknej Super, że będzie ciąg dalszy... Weny!

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agaSek dnia Pon 18:51, 03 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aaandziaa
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:59, 06 Sie 2009    Temat postu:

Jak mnie tu dawno nie było o mamo
Osobiście liczyłam na chłopców, ale zapowiada się ciekawie
Nie mogę się już doczekac porodu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:55, 09 Sie 2009    Temat postu:

Lady M. napisał:
Tym się wkrótce raczej nie będzie martwił, bo nie będzie miał na to czasu

nie mogę sobie wyobrazić sytuacji, w której Jimmy nie będzie miał czasu na odrobinę czułości ze strony House'a

Lady M. napisał:
Odda Jimmy'emu swojego ulubionego lizaka.

eee, tam - "swojego" Pewnie znów podprowadził całą garść lizaków ze słoja stojącego w recepcji Albo miał na myśli innego "lizaka"

Lady M. napisał:
"O, jakie ma pan interesujące dwa guzy w jelicie. O, proszę spojrzeć, machają do pana"

gdyby House powiedział coś takiego, z pewnością po odzyskaniu przytomności zastanawiałby się, skąd ten wielki lasko-kształtny guz na jego czole

Lady M. napisał:
Ciąża jeszcze nie jedno mu odbierze. Tylko zaczekaj.

co na przykład??? Bo ja mam wrażenie, że ciąża wiele DODAJE

Lady M. napisał:
Tak naprawdę to Wilson wkłada sobie pod bokserki banana.

a kto tam mówił o bokserkach?

Lady M. napisał:
Urocze, czy nie, oczy muszą mieć po ojcu.

zatem House musi sporządzić odpowiedni zapis w testamencie, żeby jego oczy oddano córkom

Lady M. napisał:
Tylko, że tego już fanki nie dostaną.

bo Wilson wykupił prawa własności


A ja się domagam wskrzeszenia "Prostej historii" Może być nawet bez ery, byle tylko była

Plebiscytu na imiona nie będzie, bo imiona były już od bardzo dawna wybrane I kolejnej parki bliźniaków też nie będzie - nie chcę zamęczyć House'a tak do końca



**************************************

Sovereign. - dzięki Nie martw się o Jimmy'ego - w istocie okupowana łazienka może tylko jeszcze bardziej zbliżyć chłopaków do siebie: najpierw Jimmy będzie miał wymówkę, żeby dłużej zostać w łóżku, a potem, żeby zaoszczędzić czas, chłopaki będą skazani na wspólne branie prysznica

Też uwielbiam tego gifa - jak go zobaczyłam, to ómarłam



**************************************
agaSek napisał:
To będzie ciekawe House + Wilson + dwa osobniki płci pięknej

chciałaś powiedzieć House + trzy osobniki płci pięknej??
Wena zawsze mile widziana - szkoda tylko, że tak rzadko się pokazuje



**************************************

aaandziaa, cieszę się, że znów się pojawiłaś
Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, żeby nasi chłopcy nadawali się do wychowywania synów



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 7:58, 10 Sie 2009    Temat postu:

Cześć i czoł... Omg. Że niby dedykowane MNIE? O do licha. Kurcze. Riiiiichie, dziękuję!!

Idę czytać.


Cytat:
- Na pewno zamknąłeś drzwi na klucz? - zapytał Wilson, rozpinając guziki koszuli.

Ekhm. Nie wierzę, Jimmy, że tego sam nie sprawdziłeś. Przynajmniej trzykrotnie.

Cytat:
Zachowujesz się, jakby chodziło o wizytę u dentysty, a nie o poznanie płci naszych dzieci

naszych dzieci? Jestem pod wrażeniem.

Cytat:
Wpatrując się w sufit, rozpiął spodnie i odrobinę zsunął bokserki, żeby odsłonić zaokrąglony brzuch

*stara się pohamować odruchy wymiotne*

Cytat:
“Jesteś facetem w ciąży – jak chciałbyś się czuć?”

Jesteś ojcem dzieci faceta w ciąży, House. Jak się czujesz?

Cytat:
Kilka lekkich uszczypnięć przypomniało onkologowi, że jego kochanek ma również zęby i potrafi je wykorzystywać nie tylko do jedzenia kradzionych frytek.

I chińszczyzny. I wilsonowych naleśników. I darmowych steków przykrywanych sałatą.

Cytat:
- House?... House... przepraszam, ale... to nic nie da...

Eeee.... że niby co? On se jaja robi, tak?

Cytat:
A może powiesz, że przestałeś mnie kręcić, ale jestem z tobą ze względu na dzieci?!

Boże, jak to zabrzmiało...

Cytat:
- Pocałujesz mnie, zanim zaczniesz?... - Wilson uśmiechnął się niepewnie, a na jego policzki wypełznął delikatny rumieniec.

Usłyszeć coś takiego od Jamesa Wilsona/Roberta Sean Leonarda [whatever] - bezcenne.

Cytat:
Kiedy się rozdzielili, ich spojrzenia spotkały się na kilka sekund, przekazując bez słów te same co zawsze obietnice miłości i oddania.

Aaaaach... *rozpływa się*

Cytat:
Czyżby House był zawiedziony, że będą mieli córki, a nie synów?

A byłoby w tym coś dziwnego?
...
Przepraszam.

Cytat:
- A czego miałbym się bać? Że dostanę szlaban na przychodzenie do kliniki?

Taaak, to by było bolesne... Strzeż się.

Cytat:
- House, to jest... to BYŁA jedna z moich najlepszy koszul!

Wszystko przemija, skarbie, wszystko...

Cytat:
- Więc... myślisz, że będziemy musieli przemalować sypialnię na różowo, kiedy dziewczynki będą już na świecie?...

Auć House, zawsze możesz go zostawić, pamiętaj o tym...


Nie muszę mówić, że świetne - jak zawsze?

Dzięki za dedykację raz jeszcze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:10, 10 Sie 2009    Temat postu:

Richie napisał:

nie mogę sobie wyobrazić sytuacji, w której Jimmy nie będzie miał czasu na odrobinę czułości ze strony House'a

Na przykład wtedy, kiedy będzie stał przy garach z jedną córcia ryczącą mu na racę i drugą robiącą kupkę w wózeczku, podczas gdy House z piwem w ręce będzie oglądać wrestling

Richie napisał:
co na przykład??? Bo ja mam wrażenie, że ciąża wiele DODAJE

No właśnie! Kilogramy dodaje. Ach, biedny Jimmy i jego utracona talia osy

Richie napisał:
a kto tam mówił o bokserkach?

No dobra, stringi

Richie napisał:
zatem House musi sporządzić odpowiedni zapis w testamencie, żeby jego oczy oddano córkom

Po jednym dla każdej

Richie napisał:
bo Wilson wykupił prawa własności

I chyba wiemy, kto ma wyłączność. Damn House, ty szczęściarzu

Richie napisał:
A ja się domagam wskrzeszenia "Prostej historii"

Wybacz Richie i wszyscy, którzy to lubiliście czytać, ale "Prostej historii" już żadna siła nie wskrzesi, z erą, czy bez. Póki co, zajmuje mnie kolejne opowiadanie, które, mam nadzieję, zaprezentuje wam już wkrótce

Richie, jak nie dwoje, to na pewno chociaż jedno dziecko?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:34, 11 Sie 2009    Temat postu:

Taaak, anyś, dedykowane Tobie Nieczęsto się zdarza, że ktoś traci wiarę, a potem się nawraca *rozgląda się z żalem za wszystkimi Hilsonkami, które gdzieś przepadły*
Mam nadzieję, że wróciłaś do nas już na dobre

any napisał:
Ekhm. Nie wierzę, Jimmy, że tego sam nie sprawdziłeś. Przynajmniej trzykrotnie.

ale on nie cierpi na nerwicę natręctw, tylko jest w ciąży...

any napisał:
naszych dzieci? Jestem pod wrażeniem.

anyś, chyba musiałaś przegapić jaką część, bo House mówi tak nie po raz pierwszy
(inna sprawa, że robi to wyłącznie dlatego, żeby się podlizać Wilsonowi; przynajmniej narazie )

any napisał:
*stara się pohamować odruchy wymiotne*

hmm... zostało mi kilka ekstra dużych woreczków z anty-pawiowego zestawu mojego psa - chcesz jeden?

any napisał:
Jesteś ojcem dzieci faceta w ciąży, House. Jak się czujesz?

bosh, ależ mi brakowało Twojego sarkazmu!!!
...
a House jeszcze nie przyswoił sobie wiedzy, że to on jest ojcem tych dzieci... póki co, traktuje to jako okazję do robienia ciekawych informacji i zbierania materiałów, żeby później śmiać się z Wilsona

any napisał:
A byłoby w tym coś dziwnego?

chyba nie wiem, co miałaś na myśli

any napisał:
Wszystko przemija, skarbie, wszystko...

właśnie, any, zaokrąglony brzuszek też przeminie

any napisał:
House, zawsze możesz go zostawić, pamiętaj o tym...

już widzę, jaki Jimmy byłby szczęśliwy - pierwszy raz w życiu dostawałby alimenty, zamiast je płacić

To JA dziękuję za uroczy koment

*****************************

Lady M. napisał:
Na przykład wtedy, kiedy będzie stał przy garach z jedną córcia ryczącą mu na racę i drugą robiącą kupkę w wózeczku, podczas gdy House z piwem w ręce będzie oglądać wrestling

to jeszcze nie oznaczałoby braku czasu... wszystkie dzieci w końcu idą spać, a wtedy angry!Wilson mógłby zademonstrować House'owi wrestling na żywo - wyobraź sobie, jak wyrobi robi mięśnie ramion od ciągłego noszenia dzieci

Lady M. napisał:
Ach, biedny Jimmy i jego utracona talia osy

*nie lubi Jimmy'ego z talią osy, za to kocha z zaokrąglonym brzuszkiem*
a zguba szybko się znajdzie kilka kwadransów na stole operacyjnym, a potem parę tygodni charówki przy dzieciach i Wilson będzie jak nowy

Lady M. napisał:
No dobra, stringi

*zastanawia się, jak ukryć banana w stringach*

Lady M. napisał:
Póki co, zajmuje mnie kolejne opowiadanie, które, mam nadzieję, zaprezentuje wam już wkrótce

*3ma kciuki i już nie może się doczekać*

Lady M. napisał:
Richie, jak nie dwoje, to na pewno chociaż jedno dziecko?

a nie wystarczy pół??? albo coś wielkości Calineczki???


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 23:37, 11 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sovereign. ;)
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:32, 17 Sie 2009    Temat postu:

Richie, kiedy nowe Gimme?? Bo już czeeekam i nie mogę się doczekać;p

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:35, 17 Sie 2009    Temat postu:

Sovereign. napisał:
Richie, kiedy nowe Gimme?? Bo już czeeekam i nie mogę się doczekać;p



Przyłanczam się do tego


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:36, 17 Sie 2009    Temat postu:

kurcze no... pisze się, pisze i napisać nie może
ale korniczki popełniły już ponad połowę rozdziału, więc teraz powinno być z górki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Wto 11:01, 18 Sie 2009    Temat postu:

Śledzę już Gimme od pewnego czasu i normalnie nie mogę! To jest genialne! xD w sumie jak wszystko za co się Richie bierzesz

Nie mogę się doczekać kolejnej części!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzelika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:25, 18 Sie 2009    Temat postu:

Agusss napisał:
Nie mogę się doczekać kolejnej części!


Ja też....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:37, 18 Sie 2009    Temat postu:

I JAAAA :3

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:39, 22 Sie 2009    Temat postu:

Cytat:
Wiem, wiem, wiem – obiecywałam, że korniczki skończą to już dawno, ale co ja poradzę, że połowa z nich wyjechała na wakacje, a druga połowa urządziła strajk włoski? Przy następnej części pewnie zamienią się rolami, więc nie mam pojęcia, kiedy powstanie kolejny kawałek

Enjoy!




Part 30 'a'


Wilson dwukrotnie upewnił się, że zabrał ze swojego biurka wszystkie karty pacjentów, które wymagały uzupełnienia podczas obchodu - w ciągu ostatniego tygodnia był tak rozkojarzony, że prawie codziennie o czymś zapominał i miał już szczerze dosyć przemierzania w tę i z powrotem trasy pomiędzy swoim gabinetem a oddziałem onkologicznym. "Jeśli tak dalej pójdzie, Cuddy nie wyśle mnie na urlop, tylko zwyczajnie wyleje", myślał, czując jak natychmiast ogarnia go mieszanina wyrzutów sumienia z powodu konieczności odejścia ze szpitala i niecierpliwego oczekiwania na moment, w którym nareszcie będzie mógł skupić się wyłącznie na sobie i swoich nienarodzonych dzieciach.

W istocie, Wilson nie miał teraz ochoty na nic innego oprócz rozmyślania o swoich córeczkach, za co - nawiasem mówiąc - House wkurzył się na niego porządnie zeszłego wieczoru. Po szorstkiej wymianie zdań, Wilson położył się do łóżka i pierwszy raz od kilku dni myślał przed zaśnięciem o czymś innym niż o tych dwóch istotkach, które z każdym dniem coraz bardziej wywracały jego życie do góry nogami. Już wtedy czuł się na tyle winny, że postanowił zrobić wszystko - a było kilka rzeczy, których wcześniej zdecydowanie odmawiał - byle tylko udowodnić House'owi, że go kocha i uważa go za najważniejszą osobę w swoim życiu. Jednak kiedy obudził się w środku nocy i stwierdził, że druga połowa łóżka nadal jest pusta, a z salonu dobiegło go skrzypienie skórzanego siedziska kanapy, na którym House najwyraźniej przewracał się z boku na bok, obiecał sobie, że w jego obecności powstrzyma się przed ciągłym gadaniem o dzieciach - szczególnie, że miał z kim dzielić się swoimi wątpliwościami i na dodatek mógł liczyć na garść dobrych rad wziętych z doświadczenia zamiast z książek o macierzyństwie.

Wilson zadzwonił do Cameron zaraz po tym, jak wrócili do domu tamtego wieczora po badaniu. Kusiło go, żeby powiedzieć jej wszystko przez telefon, ale zamiast tego zapytał, czy może wpaść do niej razem z House'em następnego dnia. Cameron oczywiście nie miała nic przeciwko, a i House - wbrew obawom Wilsona - zadziwiająco szybko zgodził się, żeby tym razem towarzyszyć swojemu przyjacielowi.

- Gdybym teraz puścił cię samego, na sto procent zagadalibyście się do tego stopnia, że zapomniałbyś, że masz dom, a w nim kogoś, kto czeka na kolację - stwierdził na pozór obojętnie House, ale onkolog i tak wiedział, że przyjaciel po prostu nie chce się z nim teraz rozstawać na dłużej niż to konieczne.

Tak jak się tego spodziewał, Cameron była zachwycona - i odrobinę zazdrosna - kiedy powiedział jej, że spodziewają się z House'em dziewczynek. Na przemian gratulowała im obu i zapewniała, że w razie jakichkolwiek kłopotów mogą liczyć na jej pomoc. Wilson za każdym razem odpowiadał, że przez kilka najbliższych lat poradzą sobie z wychowaniem dzieci bez "kobiecej ręki", ale w duchu czuł ulgę, wiedząc, że ma się do kogo zwrócić w nagłych przypadkach. Jedynym zaskakującym elementem tej wizyty było zachowanie House'a - poza rzuceniem kilku sarkastycznych uwag nie zrobił nic, o co Wilson mógłby mieć do niego pretensje, a poza tym zgodził się potrzymać na rękach Gabe'a. Jeszcze większym zaskoczeniem było to, że niemowlak tak bardzo polubił swojego nowego "wujka", iż w ogóle nie miał ochoty wracać w ramiona swojej matki. Cameron była z tego powodu bardzo zażenowana.

- Wygląda na to, że etap nieufności do obcych ma już za sobą - wymamrotała zmieszana, uspokajając dąsającego się synka. - Albo to ja potrzebuję waszych rad, jak być dobrym rodzicem.

Do Cuddy poszli następnego dnia. Kiedy weszli razem do jej biura, od razu zapytała Wilsona, czy zdecydował już, kiedy pójdzie na urlop. Pytanie było jak najbardziej na miejscu w tych okolicznościach, ale ton, jakim zostało zadane, sprawił, że Wilson miał ochotę przepraszać za to, że żyje. I pewnie by to zrobił, gdyby nie House.

- Tak naprawdę Wilson postanowił pracować aż do samego... końca i chcieliśmy się dowiedzieć, na jakie udogodnienia może liczyć w ostatnich miesiącach ciąży - odezwał się głosem tak poważnym, że Cuddy zbladła i opadła ciężko na fotel za swoim biurkiem.

- Ale... Ale jak ty to sobie wyobrażasz?! - wykrztusiła, gestykulując w kierunku brzucha Wilsona, dopóki nie przerwał jej wybuch śmiechu diagnosty.

- Nie mogę uwierzyć, że się na to nabrałaś - wyrzucił z siebie, opanowując napad wesołości.

Cuddy posłała mu wściekłe spojrzenie. - Więc po co przyszliście? - zapytała, przekładając dokumenty na biurku.

- Chcieliśmy cię tylko zapewnić, że żadna z naszych córek nie będzie miała na imię Lisa - oświadczył House i demonstracyjnie objął ramieniem nieco oszołomionego tym wszystkim Wilsona. Przez jakieś trzy sekundy obaj napawali się widokiem miny zdezorientowanej administratorki, która starała się poskładać w logiczną całość to, co właśnie usłyszała, po czym - tak szybko jak pozwalała na to noga House'a - wypadli z jej gabinetu.

I to już było wszystko. Wilson żałował, że z nikim więcej nie może się podzielić tą nowiną. Zdawał sobie sprawę, że w końcu będzie musiał powiedzieć swoim rodzicom, ale póki co nie wiedział nawet, jak ma się do tego zabrać. Tak czy inaczej, w tym momencie nie miał czasu zastanawiać się nad swoimi prywatnymi problemami - zaczynał obchód od oddziału dziecięcego, a jego mali pacjenci natychmiast wyczuwali, jeśli ktoś nie poświęcał im całej swojej uwagi.

Jednak mimo starań, część myśli onkologa stale krążyła wokół kłótni z diagnostą. Miał nadzieję, że House'owi przeszło już na tyle, że da się wyciągnąć na lunch. Przez ostatnie kilka tygodni Wilson najczęściej przygotowywał coś w domu i spędzał przerwę na lunch w swoim gabinecie, ale tego dnia był skazany na jedzenie z kafeterii i wolał mieć przy sobie swojego przyjaciela jako usprawiedliwienie przepełnionej tacy. Nawet jeśli jego dodatkowe kilogramy nie rzucały się w oczy, to nie dało się ich całkowicie ukryć przed osobami, które znały go od lat, przez co - kiedy ostatnim razem szedł sam do stolika - poczuł na plecach kilka zdegustowanych spojrzeń. Chociaż miał świadomość, że ludzie nie wiedzą, co było powodem jego "nadwagi", nie było to przyjemne doświadczenie i Wilson nie chciał przeżywać tego nigdy więcej.

Zatopiony we własnych myślach, nie zauważył, że wszedł do sali, na której leżał jego najmłodszy obecnie pacjent. Dopiero wesołe "Cześć, wujku Jimmy" przywróciło go do rzeczywistości i uśmiechnął się do uroczego czterolatka, który zajmował łóżko pod oknem.

- Cześć, Jack. Dobrze ci się spało? - zapytał, przeglądając notatki na karcie przy łóżku.

Jack pokiwał gorliwie głową. - Było suuuper! Mike i Katty opowiadali mi historie o duchach grasujących w szpitalu i... i w ogóle! - pochwalił się podekscytowany, a jego twarz rozpromienił kolejny szeroki uśmiech, kiedy onkolog pogroził palcem dwójce starszych dzieciaków, które zajmowały tę samą salę.

Wilson również się uśmiechnął. Sposób w jaki większość dzieci w mgnieniu oka dostosowywała się nowej dla siebie sytuacji był dla Wilsona promykiem słońca, któremu udało się przebić przez ciemne chmury, zasnuwające onkologiczne niebo. Drugą stroną medalu była bolesna pustka, którą dzieciaki pozostawiały po sobie, jeśli choroba okazywała się silniejsza od nich, ale - na szczęście - Jack miał duże szanse na wygraną w tej nierównej walce – rozpoznano u niego dość łagodną postać białaczki, a diagnozę postawiono na tyle wcześnie, że rokowania wyglądały naprawdę obiecująco.

- Twoi rodzice są gdzieś w szpitalu, czy pojechali do domu? - zapytał, zapisując w karcie zalecenia dla pielęgniarek.

Chłopiec zastanawiał się przez chwilę. - Tata musiał pojechać do pracy, ale mama zaraz przyjdzie. Poszła kupić mi sok i coś słodkiego za to, że byłem taki dzielny – wyjaśnił z dumą. - Ty też myślisz, że jestem dzielny?

- Owszem. Nawet bardzo dzielny – przytaknął Wilson. - Mogę cię zbadać, zanim twoja mama wróci? Potem porozmawiam z nią o twoim leczeniu i pewnie za kilka dni będziesz mógł wrócić do domu...

- Okej – odparł Jack.

Wilson przystąpił do badania, odruchowo zabawiając rozmową swojego małego pacjenta. Po chwili jednak przyłapał się na tym, że jego myśli zboczyły z właściwego toru i teraz zmierzały w bardzo niepokojącym kierunku – co by się stało, gdyby to jego dziecko było poważnie chore?; czy potrafiłby podejść do tego rozsądnie, czy wpadłby w panikę, jak większość rodziców, z którymi miał do czynienia?; czy zdobyłby się na to, żeby oddać własne dziecko pod opiekę innego lekarza, czy złamałby zasady i samodzielnie podjął się leczenia?... Kolejne pytania pojawiały się w jego umyśle z prędkością karabinowych pocisków i Wilson poczuł, że kręci mu się w głowie.

- Zaczekaj chwilę, zaraz do ciebie wrócę – rzucił pospiesznie i podszedł do okna.

Od szyby bił orzeźwiający chłód, który pomógł mu się nieco uspokoić. Zrobił kilka głębokich wdechów i dla pewności postarał się nie myśleć o niczym, skupiając się wyłącznie na oddychaniu. Minutę później czuł się już całkiem normalnie, z wyjątkiem lekkiego łaskotania w dole brzucha. Przypomniał sobie, że powtarzało się ono w ciągu ostatnich kilkunastu godzin, ale uznał je za efekt stresu i nie poświęcał mu zbyt wiele uwagi. Teraz to dziwne wrażenie przybrało na sile i nie mógł go już zignorować. Postanowił, że po obchodzie zadzwoni do Browna, żeby zapytać, co to może być i chciał już wracać do Jacka, kiedy genialnie proste rozwiązanie zagadki spadło na niego niczym grom z jasnego nieba – to dziwne łaskotanie nie mogło być spowodowane niczym innym, tylko poruszaniem się dzieci! Instynktownie położył dłoń na brzuchu i zamknął oczy, rozkoszując się tą pierwszą oznaką życia jego małych córeczek.

Nie przejmował się tym, jak idiotycznie musi wyglądać, z radosną miną na twarzy i z ręką opartą na brzuchu w ten specyficzny sposób - jedyne, co w tej chwili się dla niego liczyło, to wręcz obezwładniające poczucie szczęścia, jakiego nie doświadczył nigdy w życiu.

- Doktorze Wilson, dobrze się pan czuje? - Zaniepokojony głos Katty przedarł się przez spowijającą go mgiełkę, przypominając mu o otaczającym go świecie.

- Um... nie... to znaczy, tak... wszystko w porządku, Katty. Ja tylko...

- Ja wiem, o co chodzi! - zawołał Jack. - Wujek Jimmy będzie miał dzidziusia!

Katty i Mike wybuchnęli śmiechem na te słowa, Wilson z kolei zbladł, by po chwili oblać się rumieńcem aż po cebulki włosów. Nie wiedział, czy była to reakcja na słowa chłopca, czy może raczej na śmiech pozostałej dwójki.

- Skąd ci to przyszło do głowy? - zwrócił się do Jacka, mając nadzieję, że tylko mu się wydaje, iż jego głos z powodu przypływu paniki zmienił się w piskliwy szept.

- Moja mama często dotyka w ten sposób swojego brzucha, a niedawno powiedziała mi, że będę mieć małego braciszka albo siostrzyczkę – wyjaśnił chłopiec, pokazując palcem na dłoń onkologa, która przez cały ten czas nie zmieniła swojego położenia. Miał przy tym tę typową dla czterolatków minę “Przecież to oczywiste – jak możesz tego nie wiedzieć?!”

Wilson natychmiast opuścił rękę. - Jack... - urwał, szukając jakiegoś usprawiedliwienia, które nie byłoby jednocześnie zbyt wielkim kłamstwem. - Widzisz, Jack... czasem ludzie robią tak dlatego, bo coś ich boli...

- Ale ty powiedziałeś przed chwilą, że nic ci nie jest! – zauważył rezolutnie maluch.

Onkolog przełknął ślinę. - Wiem, że tak powiedziałem, ale... - Niech to szlag! Nie istniała żadna wymówka, która nie byłaby jednocześnie kłamstwem, a Wilson naprawdę nie potrafił okłamywać swoich pacjentów. - Przepraszam Jack, ale muszę pilnie z kimś porozmawiać - powiedział zmieszany. - Wrócę do ciebie za kilka minut. Obiecuję. - Uśmiechnął się przepraszająco i dla zachowania pozorów potargał jasną czuprynę chłopca.

- Nie ma sprawy, wujku Jimmy. Mam nadzieję, że kiedy wrócisz, nie będzie cię już boleć brzuch.

Wilson z roztargnieniem pokiwał głową i wyszedł z sali. Na korytarzu zatrzymał się na moment, żeby opanować chęć rzucenia się biegiem w kierunku wind i gabinetu House'a. Ostatecznie udało mu się wziąć w garść na tyle, że pokonał dystans dzielący go od biura przyjaciela tylko trochę wolniej, niż gdyby spieszył się do nagłego wypadku.


Na szczęście House był u siebie - siedział zwrócony plecami do drzwi i jeśli zdawał sobie sprawę z obecności onkologa po drugiej stronie szklanej ściany, to nie dał tego po sobie poznać. Wilson bezszelestnie wsunął się do środka. Dopiero wtedy zauważył, że Chase i Foreman okupują pokój konferencyjny - w pierwszym odruchu chciał się wycofać, ale skoro zaszedł tak daleko...

- Hej, House - odezwał się cicho. Diagnosta odwrócił się w jego stronę i Wilson zaklął w duchu, dostrzegając drobne zmarszczki w kącikach oczu i ust starszego mężczyzny - oznakę tego, jak bolesne konsekwencje miała dla niego noc spędzona na kanapie.

- Czego tutaj... - warknął House, ale zamilkł na widok pobladłej ze zdenerwowania twarzy onkologa i cienkiej warstewki potu, która zebrała się nad jego górną wargą. - Wilson, co się dzieje?

Słysząc wyraźną troskę w głosie przyjaciela, onkolog poczuł, że zalewa go fala czułości. Tylko House potrafił w taki sposób zmieniać w ułamku sekundy swoje nastawienie, chociaż robił to wyłącznie w odniesieniu do jedynej osoby, którą kochał. A Wilson uważał się za szczęściarza, że to jemu przypadł w udziale zaszczyt bycia tą osobą.

- To... to właściwie nic takiego... - wymamrotał, zerkając w stronę sąsiedniego pomieszczenia, by sprawdzić, czy Foreman albo Chase zauważyli to, że przyszedł.

Ukradkowe spojrzenie onkologa nie uszło uwadze House'a. - Powinienem był się domyślić – wyglądasz dokładnie tak, jakby “nic się nie stało” - powiedział, wstając zza biurka. Pokuśtykał do drzwi łączących jego gabinet z pokojem konferencyjnym i otworzył je z rozmachem. - Możecie znaleźć sobie coś do roboty? Mieliśmy wczoraj małą sprzeczkę z Wilsonem, a skoro najlepszą metodą rozwiązywania konfliktów jest seks, bylibyśmy wdzięczni za odrobinę prywatności przez najbliższe pół godziny...

Pracownicy House'a w jednej chwili podnieśli głowy znad czytanych gazet i spojrzeli na diagnostę. Nie pierwszy raz House mówił coś takiego, tylko po to, żeby zawstydzić Wilsona – nie mieli powodu, żeby zrywać się ze swoich miejsc, dostarczając mu dodatkowej rozrywki.

House zacisnął wargi i postukał laską w podłogę. Nie doczekawszy się żadnej reakcji, mówił dalej: - Oczywiście możecie zostać i popatrzeć, ale bilety na to przedstawienie są wyjątkowo kosztowne...

To zabrzmiało jednoznacznie jak: ruszcie swoje leniwe tyłki, albo czas oczekiwania na kolejną diagnostyczną zagadkę spędzicie w klinice i obaj mężczyźni podnieśli się z ociąganiem ze swoich miejsc. House patrzył, jak wychodzą na korytarz, po czym zwrócił się do Wilsona.

- Mógłbyś usiąść, zanim zemdlejesz. Nie czuję się na silach, żeby zbierać cię z podłogi – powiedział, ruchem głowy wskazując na swój fotel. Wilson bez słowa spełnił polecenie, a House zajął miejsce na podnóżku. Rozprostował prawą nogę i odruchowo zaczął pocierać pulsujące udo.

- A więc...?

Wilson przesunął dłońmi po twarzy. - Chyba nadeszła pora, żebym wziął urlop... - wyszeptał, wbijając wzrok w podłogę.

House uniósł brwi, zaskoczony, ręka, którą masował swoją nogę zastygła w bezruchu. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że nie da się tego uniknąć, ale dopiero teraz dotarło do niego, że przez najbliższe kilka miesięcy będzie musiał radzić sobie w pracy bez swojego przyjaciela.

- Czemu akurat teraz na to wpadłeś? Jeszcze rano... to znaczy wczoraj, sprawiałeś wrażenie, że będziesz to odwlekał jak długo się da...

- Jeden z moich pacjentów zapytał, czy... czy jestem w ciąży – wydusił onkolog. - Wiem, że to tylko spostrzegawczy czterolatek i że nikt by mu nie uwierzył, ale... W końcu mogę zrobić coś głupiego przy kimś, kto nabierze podejrzeń i zacznie rozpowiadać to po szpitalu...

- Co masz na myśli, mówiąc: “coś głupiego”? - House nie miał pojęcia, co Wilson mógł zrobić, żeby naprowadzić czteroletnie dziecko na myśl o ciąży.

- Sam nie wiem... Tym razem wystarczyło, że przyłożyłem rękę do swojego brzucha, a Jack powiedział, że jego matka spodziewa się dziecka i robi dokładnie to samo...

House przewrócił oczami. - Chyba nie przejmujesz się jakimś dzieciakiem...

Onkolog spojrzał na niego krzywo. - Już mówiłem, że nie chodzi o to dziecko! Ale gdyby w sali był ktoś z personelu...

- To co z tego? Powiedziałbyś, że zaszkodziła ci pizza, którą jadłeś na kolację. Nie zachowuj się tak, jakby nagle tylko kobiety w ciąży dotykały swojego brzucha...

Wilson prychnął. - Bo ty przez cały czas dotykasz się w taki sposób...

- Od czego mam ciebie? – odparł pytaniem House, prowokując onkologa do lekkiego uśmiechu. Czując, że atmosfera wokół przestała być taka napięta, dokonał szybkich obliczeń logistycznych czy zdoła pocałować swojego kochanka bez ruszania się z miejsca, jednak wynik okazał się niepomyślny, więc tylko poklepał go uspokajająco po kolanie. - Okej, rozumiem twój punkt widzenia: nie chcesz narażać na szwank swojej nieposzlakowanej opinii, co w zasadzie nie jest takie głupie – nasze dzieci będą potrzebowały przynajmniej jednego rodzica, którego nie będą musiały się wstydzić... - Tym razem Wilson zachichotał w odpowiedzi i położył swoją dłoń na dłoni House'a. - Możemy pójść do Cuddy zaraz po lunchu, jeśli nie masz innych planów...

Onkolog udawał przez chwilę, że zastanawia się nad swoim rozkładem dnia. - Właściwie to mam coś do zrobienia... - odezwał się po chwili, przesuwając się na brzeg fotela. - Ale to akurat nie powinno mi zająć zbyt wiele czasu.... - Powoli zbliżył twarz do twarzy przyjaciela. - Dzięki, House. - Z tymi słowami pokonał ostatnie dzielące ich centymetry i złożył namiętny pocałunek na ustach diagnosty.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pią 4:07, 04 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzelika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:46, 22 Sie 2009    Temat postu: yes, yes, yes!

Wilson jak zwykle szybko spanikował i od razu hyc do Housa
Strasznie jestem ciekawa jak House zachowa się w dniu porodu...Nie każ swoim czytelnikom długo czekać, bo będziesz mieć nas wszystkich na sumieniu
Kolejny świetny odcinek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:20, 22 Sie 2009    Temat postu:

OMG!!!! To naprawdę kolejna część czy po prostu mam zwidy?? Jest świetna!!!! Czekam na następną, mam nadzieje, że będzie to troszkę krócej trwało Pozdrawiam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 1:40, 23 Sie 2009    Temat postu:

andzelika napisał:
Wilson jak zwykle szybko spanikował i od razu hyc do Housa

w idealnych okolicznościach przyrody byłoby to "hyc NA House'a", ale cieszmy się tym, co jest

Póki co, korniczki szepczą między sobą, że cesarka wraz z tym, co przed i po, to będzie cała góra fluffu Ale Wilson jest dopiero na początku 5. miesiąca, więc niczego nie można być pewnym.

******************************

OLA336 - też mam nadzieję, że to potrwa krócej. Nic mnie tak nie dołuje, jak stanie z batem nad bezczynnymi korniczkami, kiedy miałabym ochotę porobić coś innego W każdym razie wszystko w rękach Weny i Korników


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
soft
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tu te truskawki?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 6:33, 23 Sie 2009    Temat postu:

jeszuu.. miałam skomentować już dawno, ale zawsze po przeczytaniu ktoś mnie od kompa zwijał.

cudowny paart. wgl cały fic jest naprawdę cudowny, choć na początku, po mimo yaoistycznej natury, odrzucała mnie myśl o facecie w ciąży. to opowiadanie zdecydowanie zmieniło mój punkt widzenia ;3
ekhm.. wracając do parta eh. te dzieciaki to potrafią być jednak bystre xd biedny jimmy, nie można tak demaskować matek w ciąży ;p

pozstaje czekać na ciąg dalszy i życzyć wena, a raczej by korniki wzięły się do pracy ;3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 33, 34, 35 ... 67, 68, 69  Następny
Strona 34 z 69

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin