Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Gimme more of your love [35 A / 44] s. 55
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 35, 36, 37 ... 67, 68, 69  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Pytam tak z ciekawości... Co miałoby być?
chłopiec
49%
 49%  [ 37 ]
dziewczynka
50%
 50%  [ 38 ]
Wszystkich Głosów : 75

Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 3:17, 09 Lis 2009    Temat postu:

soft napisał:
Kobiety, tfu, męzczyźni w ciąży nie powinni dźwigać No i Jimmy, jak o siebie dbasz?

ale w tym pudle nie było nic ciężkiego - same prawie puste butelki po substancjach nawilżających, silikonowe "zabawki" i pluszowy miś z regału za biurkiem

soft napisał:
Niech mi ktoś odpali taką zabawkę Byle by używaną

chłopaki chyba są bardzo przywiązani do swoich zabawek, więc ze zdobyciem jakiegoś egzemplarza będzie kłopot. Na pocieszenie podrzucam fotkę jednej z nich:


soft napisał:
No i mają już zabawki dla dziewczynek ;P

tylko czy te miśki przeżyłyby poczwórne pranie z trybem gotowania? Bo przecież Wilson nie pozwoli, żeby jego najukochańsze córeczki miały kontakt ze szpitalnymi zarazkami...

soft napisał:
Mam nadzieję, że to kierunek jakiegoś drogiego hotelu, w którym zamówią sobie bitą śmietanę...

no nie wiem... Wilson powinien teraz pilnować kalorii, żeby za dużo nie przytyć

soft napisał:
Można w ktróte liczyć na jakąś erę? ^^'

Już wcześniej mówiłam, że w tej części będzie era, więc będzie. Nawet podwójna, bo to przecież Walentynki

***

Shetanka napisał:
Wątpie że to pomoże, po prostu.. będziesz musiała pisać dalej fika

okej, tylko nie wiem, czy mi pomysłów wystarczy. Pomysłów na imiona dla kolejnych dzieci

Shetanka napisał:
i skończyła sie w najbardziej ciekawym momencie

a wszystko po to, żeby korniczkom łatwiej było zacząć

***

damn, od ostatniej części minęły 2 tygodnie, a nowa jeszcze w proszku, czy raczej w drewnianych wiórach Gópi chaos i ogólne życiowe zamieszanie Ale prędzej czy później fik się napisze


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:30, 09 Lis 2009    Temat postu:

No dobra. Nie mam zupełnie NIC na swoje usprawiedliwienie. Możesz mnie, Richie spokojnie powiesić
Tak czy siak, dziękuję za fantastyczny prezent. I wybacz tylko, że tak późno
No to teraz wreszcie zabieram się do roboty.

Cytat:
po czym podniósł go ze swojego fotela i wyszedł na korytarz, nie oglądając się już więcej za siebie.

...odszedł ku zachodzącemu słońcu

Cytat:
po całym tygodniu wypełnionym pacjentami, papierkową robotą, ustalaniem wszystkiego ze swoimi podwładnymi i załatwianiem całej masy innych spraw był tak wykończony, że jedyne co miał zamiar robić przez najbliższe dni, to spać.

Ojej, House raczej nie będzie z tego względu zadowolony. Mam nadzieję, że zaopatrzył się w odpowiednie "pomoce"

Cytat:
- Jesteś pewien, że zabrałeś z szuflady wszystkie nasze zabawki?

No, przynajmniej będzie miał od kogo pożyczać

Cytat:
- Zawiodłem się na tobie, Jimmy - stwierdził z wyrzutem. - Nie sądziłem, że w tej kwestii staniesz po stronie Cuddy.

A zdrajców się eliminuje

Cytat:
Janice jest inteligentna, ma ogromne zdolności kierownicze, a przede wszystkim nie pozwoli ci wejść sobie na głowę. To idealna kandydatka.

A więc tym razem na szefa onkologii wybrali prawdziwego faceta

Cytat:
Przed jego oczami pojawił się nagle obraz zrównanego z ziemią szpitala, ze stojącymi pośród zgliszczy House'em i doktor Morgan, przygotowującymi się do ostatecznego starcia.

House vs Janice, the final battle!
To mogłoby wyglądać tak: http://www.youtube.com/watch?v=qqCJJ3PFWaU

Cytat:
...nie wspominając na głos o dokuczającym mu od jakiegoś czasu bólu pleców, ani o tym, że z radością pozbędzie się francuskich butów oraz zamieni garnitur i krawat na wygodny dres.

A nie mówiłam? Zaczyna się. *Lady uśmiecha się złowieszczo*

Cytat:
- Spokojnie, Jimmy, nie zamierzałem proponować ci pożegnalnego numerka na moim biurku. Chyba że sam masz ochotę?...

A oto i najsekretniejsze marzenie House'a: Przelecieć ciężarnego Wilsona na biurku Cuddy, osiągnąć orgazm dokładnie w momencie, w którym ona by weszła, a potem wysłać jej nagranie z całą "akcją" pod choinkę

Cytat:
- Muszę mieć co wspominać przez najbliższe kilka miesięcy, kiedy moim jedynym towarzyszem w czasie lunchu będzie tęsknota za nieobecnym przyjacielem...

Albo za jego lunchem.

Cytat:
- Kiedyś przekonałbyś mnie szantażem, albo podstępem zwabił do kafeterii...

A być może przyjdzie i czas, kiedy to będzie musiał błagać Wilsona na klęczkach...

Cytat:
- Chociaż z drugiej strony, nie narzekałbym na fantastyczny walentynkowy seks, ale to możemy jeszcze nadrobić...

O tak, nadróbcie to. Nadróbcie to jak najszybciej. *zaciera ręce*

Cytat:
- Mam nadzieję, że mi to zademonstrujesz, kiedy następnym razem będziesz na górze...

Richieeeeee! No to gdzie ta era? Ja czeeeekaaaaam!! *tupie nóżką*

Ha! Ja naprawdę czekam. Ciekawe, jaką to niespodziankę Wilson szykuje dla House'a. Czyżby szykował się upojny seks w jakimś wyjątkowym miejscu? Powiedz, że tak! *prosi*
A tak w ogóle, świetny rozdział. Fajny pomysł z grupowym pożegnaniem Wilsona. I pomyśleć, że House brał w tym udział Widać, że robi się z niego powoli coś w rodzaju 'statecznego' męża i ojca rodziny. Zresztą, co ja mówię? House i głowa rodziny to jak Cuddy i przyduży golf

Dziękuję za prezent


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sovereign. ;)
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:04, 11 Lis 2009    Temat postu:

Richie, Richie, kiedy nowe Gimme? Ja już się doczekać nie mogę

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shetanka
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:31, 11 Lis 2009    Temat postu:

Sovereign. napisał:
Richie, Richie, kiedy nowe Gimme? Ja już się doczekać nie mogę


podpis!

my chcemy gimme


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:48, 11 Lis 2009    Temat postu:

ja też bym chciała nowe gimme tylko korniczki jakoś się za cholerę do niego zabrać nie mogą

ale ja siem staram je poganiać jak mogę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:06, 11 Lis 2009    Temat postu:

Richie, pamiętaj, że zawsze możesz skorzystać z pomocy pana Żelaznego. Powiedz tylko słowo, a ci go chętnie podeślę. On od tego jest aby nieść pomoc innym

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:42, 30 Lis 2009    Temat postu:

(nie zwracajcie uwagi na biedne czternastoletnie dziecko, które od połowy szóstej klasy żyje slashem)

W teorii nie powinnam czytać (jakiś głosik w mojej głowie krzyczy: Za cztery lata! Za cztery lata!... ale ja go zagłuszam), ale zazwyczaj działam niezgodnie z zasadami, więc co mi szkodzi. Zwłaszcza, że Agusss mnie i tak zdemoralizowała.

Apokalipsa nastąpiła w niedzielę, bo ja się wzięłam za tłumaczenie ficka, a dzisiaj następuje Apokalipsa 2, czyli ja próbuję (z naciskiem na próbuje) stworzyć pierwszy konstruktywny komentarz w swoim życiu.

Na początku odstraszyła mnie długość. Zdecdowanie wolę czytać 'na raz' a tu wydawało mi się to być niemożliwe. Ale dokonałam cudu! Urządziłam sobie maraton czytania ficków i od wczoraj w nocy zdążyłam przeczytać cały.

Mogłabym powypisywać same 'ochy' i 'achy', ale tego raczej nie można byłoby uznać za konstruktywny komentarz.

Powiem tak. Jestem pod wrażeniem. Choć to mało powiedziane... jestem pod wielkim wrażeniem. Nie mogę się doczepić do błędów bo ich nie ma (jedynie zauważyłam literówkę w pierwszym rozdziale, zamiast tym było ym). Niezaprzeczalnie masz talent. Twoje opisy są tak cudowne, że widzę te sytuacje jakby one naprawdę miały miejsce. Bohaterowie są jakby żywi, z krwi i kości. Ubóstwiam także twoje dialogi. Brzmią tak jak brzmieć powinny w danej sytuacji. W niektórych momentach jest dużo fluffu, co zwykle mi w fickach przeszkadza. Nie tu. Tu to pasuje. Cały fick wydaje mi się być przemyślany i dopracowany w każdym calu. Gdybym nie była Hilsonką, po przeczytaniu tego ficka stałabym się nią niechybnie. Strasznie mi się podoba w jaki sposób opisujesz uczucia i emocje. One są u ciebie takie prawdziwe.

Przez czytanie tego ficka moja dzisiejsza lekcja biologii wyglądała co najmniej ciekawie.
Pani: Dzisiaj porozmawiamy o...
Ja: Związkach homoseksualnych, z których rodzą się dzieci.
Tak działana na mnie twój fick (nie żebym miała coś przeciwko temu)

Chciałabym ci podziękować za dwie rzeczy. Za tego cudownego ffa, ale to się samo przez siebie rozumie. Ale także i za to, że dzięki temu ffowi przypomniałam sobie hasło i nareszcie mogę się normalnie zalogować, a nie przez komórkę.

Mam nadzieję, że pogonisz korniczki i następny rozdział pojawi się już niebawem.

Życzę wena (dużego).

Pozdrawiam,
całkowicie zdemoralizowana jakastam

ps. To się liczy jako konstruktywny komentarz?!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez coolness dnia Wto 18:39, 01 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 5:58, 13 Gru 2009    Temat postu:

Lady M. napisał:
Richie, pamiętaj, że zawsze możesz skorzystać z pomocy pana Żelaznego. Powiedz tylko słowo, a ci go chętnie podeślę. On od tego jest aby nieść pomoc innym

dzięki za ofertę, Lady, ale z racji tego, że mój Rex nie przepada za obcymi w domu, raczej nie mogę skorzystać Poza tym kiedy chodzi o korniczki, to bardziej przydałby się pan Drewniany

***

jakastam, ależ jak najbardziej się liczy bo ja tak w ogóle mam bardzo małe wymagania jeśli chodzi o konstruktywne komentarze

jakastam napisał:
(nie zwracajcie uwagi na biedne czternastoletnie dziecko, które od połowy szóstej klasy żyje slashem)

*zazdrości obecnej młodzieży, bo sama w szóstej klasie marnowała czas na nudne heteryckie zauroczenia*

jakastam napisał:
W teorii nie powinnam czytać (jakiś głosik w mojej głowie krzyczy: Za cztery lata! Za cztery lata!... ale ja go zagłuszam)

może jednak powinnaś go posłuchać? przy takim tempie pisania za cztery lata mogłabyś akurat trafić na ukończonego fika

jakastam napisał:
Ale dokonałam cudu! Urządziłam sobie maraton czytania ficków i od wczoraj w nocy zdążyłam przeczytać cały

OMG...
(chociaż nie wiem, czy powinnam się cieszyć, bo przy czytaniu "na raz" widać, jaki badziew z tego wychodzi...)

jakastam napisał:
Nie mogę się doczepić do błędów bo ich nie ma (jedynie zauważyłam literówkę w pierwszym rozdziale, zamiast tym było ym).

damn... zawsze mam ją poprawić i ciągle zapominam Ale teraz to już na bank poprawię

jakastam napisał:
Cały fick wydaje mi się być przemyślany i dopracowany w każdym calu

i dlatego napisanie jednego rozdziału zajmuje miesiąc, a wszystko ciągnie się w nieskończoność...

jakastam napisał:
Pani: Dzisiaj porozmawiamy o...
Ja: Związkach homoseksualnych, z których rodzą się dzieci.

o lolz A co na to pani od biologii??

jakastam napisał:
Ale także i za to, że dzięki temu ffowi przypomniałam sobie hasło i nareszcie mogę się normalnie zalogować, a nie przez komórkę.

cieszem siem, że mogłam siem przydać. tzn że Gimme się przydało

Buziaki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 6:02, 13 Gru 2009    Temat postu:

Cytat:
ohmygod!!! aż SIEDEM tygodni zajęło kornikom popełnienie tej przydługiej i nudnawej części Mam ochotę je zabić, a potem popełnić samobójstwo Na dodatek miała być era, ale w ostatniej chwili została przeniesiona do następnego kawałka. Sorry, ludzie
To ja już nie będę nic mówić, tylko pójdę się zapaść pod ziemię czy gdzieś. Dobranoc!



Part 31 'c'


- Restauracja?! - Niezadowolony jęk House'a wypełnił samochód, kiedy Wilson zaparkował przed niewielkim lokalem. - Przecież mówiłeś, że jesteś zmęczony...

- Bo to prawda. - Onkolog wyłączył silnik i odwrócił się na siedzeniu w stronę swojego dąsającego się przyjaciela. - Jestem zmęczony i nie mam ochoty na gotowanie i zmywanie po kolacji.

House wydął wargi. - Zamówienie chińszczyzny spełniłoby oba te warunki – zauważył. - Przynajmniej gdybyś nie miał takich oporów przed jedzeniem prosto z tekturowego pudełka.

- I gdyby mój żołądek nie przestał nagle tolerować chińszczyzny... - dodał Wilson. - Chyba nie zapomniałeś, jak to było ostatnim razem?

Diagnosta skrzywił się na wspomnienie przyjemnie rozpoczętego wieczoru sprzed kilkunastu dni, który został brutalnie przerwany przez atak mdłości Wilsona. Ostatecznie obaj zaliczyli bezsenną noc – House dręczony przez swoje prawe udo, które mściło się na nim za to, że z pełnym poświęceniem pomógł przyjacielowi pozbierać się z podłogi w łazience i położyć do łóżka, a Wilson ogarnięty paniką, że jego dolegliwości nie były spowodowane jedynie zapachem wieprzowiny w pięciu smakach. House do tej pory nie miał pojęcia, czemu Wilson robił taką aferę z powodu normalnych w jego stanie kłopotów z żołądkiem, ale nie miał zamiaru prowokować kolejnej takiej sytuacji, licząc na to, że tym razem jego dociekliwe pytania spotkałyby się z czymś więcej, niż z monosylabicznymi odpowiedziami.

- Okej, żadnego chińskiego jedzenia przez najbliższe cztery miesiące – powiedział, wzruszając ramionami. - Ale skoro już tu jesteśmy, to możemy po prostu zamówić coś na wynos i wrócić do domu.

Wilson odpiął pas bezpieczeństwa i odwrócił się w stronę przyjaciela. - Nie rozumiem, dlaczego chociaż na chwilę nie możesz przestać zachowywać się tak aspołecznie. Czasem mam wrażenie, że nasze życie ogranicza się wyłącznie do szpitala i naszego mieszkania. Nie podobało ci się w Chicago?

House również rozpiął swój pas, ale nie wykonał najmniejszego gestu, który świadczyłby o tym, że chce wysiąść z samochodu. - Owszem, podobało mi się – przyznał. - Ale tam byliśmy tylko kolejną dziwną parą w wielkim mieście. Tutaj w każdej chwili możemy wpaść na kogoś, kogo wolelibyśmy nie spotkać.

Onkolog zmarszczył brwi, zaskoczony tymi słowami. - Myślałem, że nie zależy ci na tym, co ktoś może o nas pomyśleć...

- Mnie nie zależy, ale tobie najwyraźniej tak. Chyba że jest jakiś inny powód, dla którego zabraniasz mi niestosownych – jak je nazywasz – zachowań w obecności twoich pacjentów...

Wilson nie mógł ukryć uśmiechu, słysząc skargę w głosie przyjaciela. - Masz rację, przez większość czasu mi zależy – powiedział ugodowo. - Ale czasami mam po prostu ochotę wyjść gdzieś między ludzi i pokazać wszystkim, jaki jestem szczęśliwy, że jesteśmy razem...

House prychnął i przewrócił oczami. - Twój obrzydliwy romantyzm nawet Cameron przyprawiłby o mdłości. Ale... czy to oznacza, że nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli zacznę cię całować między głównym daniem a deserem? - Na ustach diagnosty przez moment tańczył złowieszczy śmieszek.

Tym razem to Wilson przewrócił oczami. - To nie do końca to, co miałem na myśli, ale skoro tak bardzo ci na tym zależy, to nie, nie będę miał nic przeciwko. A teraz chodź już. – Poklepał House'a po lewym udzie. - Mam nadzieję, że uda nam się znaleźć stolik stojący w dostatecznie ustronnym miejscu.

Wysiedli z samochodu, a Wilson natychmiast dołączył do House'a po drugiej stronie pojazdu, na wypadek gdyby mężczyzna miał się poślizgnąć na oblodzonym parkingu. Zanim przebyli kilkanaście metrów, które dzieliły ich od wejścia do restauracji, cienka warstwa śniegu zdążyła pokryć ich głowy i ramiona.

- Powinieneś zakładać czapkę w taką pogodę - odezwał się z naganą House, gdy tylko znaleźli się pod niewielkim zadaszeniem i niedbałym ruchem stracił białe płatki z włosów Wilsona. - Chyba że wolisz się przeziębić, niż zepsuć sobie fryzurę...

- Od psucia fryzury mam ciebie – odgryzł się onkolog, odruchowo przygładzając potargane włosy. - I nie próbuj mnie wkurzyć, żebym zrezygnował z kolacji. To ci się po prostu nie uda. - Uśmiechnął się z wyższością i otworzył przed House'em drzwi do restauracji.

Lokal był dosyć zatłoczony, biorąc pod uwagę wczesną porę, jednak House'owi udało się wypatrzyć zwolniony właśnie stolik w kącie sali. Natychmiast zjawiła się kelnerka, żeby zabrać z ich stolika różowe świece ustawione w świeczniku w kształcie dwóch połączonych serc.

- Nie musisz ich zabierać - powstrzymał ją Wilson, posyłając przyjacielowi szybkie, uciszające spojrzenie. - Tak właściwie to... mogłabyś je dla nas zapalić - dodał ciszej, nagle żałując, że w ogóle wpadł na pomysł z romantyczną kolacją.

- Oczywiście, jak pan sobie życzy. - Dziewczyna nieudolnie starała się ukryć zmieszanie, ale jej dłonie drżały lekko kiedy przysuwała do świeczek zapaloną zapałkę. Najwidoczniej zbyt krótko pracowała jako kelnerka, żeby przywyknąć do wszystkich dziwnych rzeczy, z jakimi miała się zetknąć, a już na pewno nie była przygotowana na konfrontację z Gregorym House'em. Wilson mógł mieć jedynie nadzieję, że House przynajmniej postara się zachowywać.

- Wrócę za chwilę, żeby przyjąć zamówienie - wymamrotała kelnerka i szybko odeszła, żeby zająć się innymi gośćmi.

- Wiesz, że za chwilę cały lokal zacznie plotkować? - odezwał się House, kiedy zajęli miejsca, niezupełnie po przeciwnych stronach stolika, ale na tyle daleko od siebie, żeby przypadkowo nie trącać się dłońmi.

- Co? - Wilson podniósł wzrok znad menu. - Skąd ci to przyszło do głowy?

Spojrzenie diagnosty zatrzymało się na chwilę na pierścionku na palcu Wilsona, po czym w wymowny sposób przeniosło się na srebrny krążek na jego własnym palcu.

- Nosimy różne obrączki. Jak sądzisz, ile czasu zajmie naszej kelnerce wywnioskowanie, że jesteśmy parą gejów, którzy wymknęli się swoim żonom, żeby sobie poużywać, i rozgadanie tego wszystkim dookoła? - zapytał sarkastycznie.

Wilson wyruszył ramionami. - To tylko obrączki, House, wątpię, żeby ona zwróciła na nie uwagę. Zresztą, kogo obchodzi, co myślą inni?

- Najwyraźniej nie ciebie - odparł gderliwie House zza karty dań, przywołując tym lekki uśmiech na usta młodszego mężczyzny.

Nieważne, jak dokładnie House starał się ukrywać swoje motywy, Wilson zawsze widział je wyraźnie jak na dłoni. Teraz pod warstwą sarkazmu dostrzegał troskę i zaniepokojenie tym, czy Wilson zdaje sobie sprawę, że wystarczy, żeby zobaczyła go jedna znajoma osoba, a wieść o ich romantycznej kolacji - i o związku w ogóle - może dotrzeć do jego żon, rodziców i diabli wiedzą, do kogo jeszcze. Poza troską i niepokojem onkolog wyczuwał też nutkę House'owej chęci wyrwania się z lokalu i powrotu do domu, ale pomimo tego wciąż uważał, że to słodkie z jego strony - jednak wolał nie mówić tego na głos, kiedy wokół było pełno ludzi, bo mogło się skończyć aktem przemocy z użyciem laski, co z pewnością zepsułoby im wieczór.

- Jeżeli nie masz ochoty na nic konkretnego, polecam ci chili - odezwał się, zmieniając temat. - Żałuję, że sam nie mogę go teraz zamówić.

House spojrzał na niego podejrzliwie. - Mówisz o prawdziwym chili, a nie o jakiejś sojowej brei, która będzie pasować do twojego talerza sałaty i wody mineralnej z cytryną?

Wilson przewrócił oczami. - Oczywiście, że o prawdziwym. I dla twojej informacji - oprócz talerza sałaty zamierzam zamówić również roladki drobiowe w sosie szpinakowym. Widziałeś moje ostatnie wyniki - muszę uzupełnić niedobór żelaza.

- Gdybyś potrzebował również białka, to jestem do twojej dyspozycji. - House mrugnął do niego znacząco i twarz onkologa natychmiast pokryła się rumieńcem.

- Mogę przyjąć od panów zamówienie? - Kelnerka wzrosła jak spod ziemi przy ich stoliku, przerywając im rozmowę.

- Oczywiście - odparł House, zanim Wilson zdążył otworzyć usta. - Porcja chili i piwo dla mnie oraz roladki z kurczaka z podwójną porcją szpinaku i sałaty dla mojego zawstydzonego kolegi. Z jakiegoś powodu uważa on, że zielenina na talerzu pasuje do czerwieni na jego policzkach - dodał konfidencjonalnym szeptem, sprawiając, że dziewczyna odruchowo spojrzała na onkologa, który w samą porę ukrył się za rozłożonym menu. House postukał laską o brzeg stolika, żeby z powrotem zwrócić na siebie uwagę kelnerki. - Bylibyśmy bardzo wdzięczni za szybką realizację zamówienia, bo czeka nas jeszcze długa i gorąca noc, jeśli rozumiesz, co mam na myśli - powiedział, wymownie poruszając brwiami.

Dziewczyna stała przez chwilę, gapiąc się z otwartymi ustami na swojego klienta, jakby nie wiedziała, czy powinna odpowiedzieć, czy może po prostu uciec.

- Zrobię, co się da - bąknęła w końcu i odwróciła się na pięcie, zanim House zdążył obdarzyć ją jednym ze swoich drapieżnych uśmieszków.

Diagnosta spojrzał w ślad za nią, jakaś mała część jego mózgu zastanawiała się o ile bardziej podoba mu się zgrabny tyłek Wilsona od tego, który widzą właśnie jego oczy, kiedy gwałtownie opuszczona karta dań z głośnym plaśnięciem uderzyła o stół.

- Dlaczego ty zawsze, zawsze, ZAWSZE musisz to robić?! - wysyczał Wilson, nie chcąc ściągać na siebie uwagi całego lokalu; czekoladowe oczy miotały błyskawice w kierunku ucieleśnienia niewinności jakim właśnie stał się House. - Powinienem był cię posłuchać, wrócić do domu i położyć się spać, a ty spędziłbyś wieczór z butelką piwa i kanapką z masłem orzechowym! - Zaczerpnął powietrza, błyskawicznie rozważając i odrzucając pomysł natychmiastowego wyjścia z restauracji. - Naprawdę chciałbym wiedzieć, dlaczego ciągle z tobą wytrzymuję!

- Może dlatego, że tak bardzo mnie kochasz?... - podsunął najbardziej oczywistą z odpowiedzi House. Jego głos zmienił się w uwodzicielski pomruk, usta wygięły się w ledwo zauważalny uśmiech, a oczy spojrzały z rozbawieniem na ciągle poirytowanego onkologa.

Wilson zacisnął wargi w cienką kreskę. Oczywiście, że House miał rację, ale w tej chwili wolałby go udusić, niż przytaknąć jego słowom. Z drugiej strony, pod czułym spojrzeniem niebieskich oczu gniew onkologa topił się tak szybko, jak wrzucone na rozgrzaną patelnię masło.

- Nie musisz nic mówić, wiem, że tak jest - House wyręczył go w odpowiadaniu na pytanie. A następnie jednym płynnym ruchem, którego mogłaby mu pozazdrościć atakująca kobra, pochylił się w stronę Wilsona i pocałował go w policzek, blisko kącika ust.

Gniew Wilsona wyparował w jednej chwili. Mężczyzna rozluźnił szczęki i wypuścił oddech przez rozchylone wargi.

- Nienawidzę cię - mruknął, co było jego stałą odpowiedzią w takich sytuacjach. House zaśmiał się cicho i pocałował go ponownie, tym razem w usta. Wilson, całkowicie zaskoczony, oddał pocałunek, zanim zdążył pomyśleć, co robi. Dopiero gdy poczuł, że usta starszego mężczyzny układają się w tryumfalny uśmieszek, uświadomił sobie, co się dzieje i decydowanym ruchem odsunął House'a od siebie.

- Myślałem, że chciałeś poczekać z tym do deseru... - powiedział lekko zdyszanym głosem.

- Zmieniłem zdanie – odparł diagnosta, przymierzając się do kolejnego ataku na kusząco zaróżowione wargi swojego kochanka, kiedy niespodziewanie kątem oka zauważył kelnerkę, niosącą ich kolację. Zaklął pod nosem i wyprostował się na swoim krześle, jakby przed chwilą do niczego nie doszło.

Wilson zamrugał, zdezorientowany. - House, czemu...?

- Wygląda na to, że będę musiał się trzymać pierwotnego planu - odparł cierpko House i skinął głową w stronę kelnerki, której onkolog nie zauważył. Kiedy dziewczyna stawiała przed nim talerz, posłał jej nienawistne spojrzenie.

Na szczęście Wilson pozbierał się przynajmniej na tyle, żeby dziękować w imieniu ich obu. Na twarzy kelnerki widać było wyraźną ulgę, kiedy - życząc im pośpiesznie "Smacznego" - zniknęła po raz trzeci, licząc, że tym razem nie będzie musiała zbyt szybko wracać.

Wilson pokręcił głową z dezaprobatą nad zachowaniem House'a, chociaż drugi mężczyzna nie miał szans tego zobaczyć, zajęty swoim chili. Onkolog mimowolnie uśmiechnął się na ten widok. To był właśnie jego House – zawsze chętny do pogrywania z ludźmi, zawsze głodny i zawsze gotowy do wykorzystywania sytuacji, że jego najlepszy przyjaciel jest również jego kochankiem. Ostatnią z tych rzeczy Wilson traktował jako House'ową wersję romantyzmu i w głębi serca sprawiało mu to przyjemność, nawet jeśli od czasu do czasu pragnął zapaść się pod ziemię z zażenowania.

- Jak twoje chili? - zapytał w końcu, głównie po to, żeby House podniósł wzrok i spojrzał na niego. Błękitne tęczówki diagnosty przybierały naprawdę niezwykły odcień, kiedy odbijały się w nich migotliwe płomienie świec i Wilson nie chciał zmarnować okazji do nacieszenia się tym zjawiskiem.

- Właśnie się zastanawiałem, jak często przychodziłeś tu na randki, skoro tak dobrze znasz tutejszą kuchnię – odparł House. - Powinienem być zazdrosny?

Wilson prychnął. House nie byłby sobą, gdyby zwyczajnie odpowiedział na pytanie. I zawsze musiał drążyć sprawę, doszukując się drugiego dna.

- I tak stale jesteś o mnie zazdrosny, więc co to za różnica? - odpowiedział wymijająco, sprawiając, że diagnosta utkwił w nim badawcze spojrzenie.

Onkolog natychmiast zaczął żałować, że to powiedział. Nie chciał przez resztę wieczoru rozmawiać o tym, ile randek udało mu się ukryć przed przyjacielem – nie było ich w końcu aż tak wiele – a teraz ten temat wyraźnie zawisł w powietrzu.

- Nie przychodziłem tu na randki, House – zapewnił. - Hotel, w którym mieszkałem, jest kilka ulic stąd, więc czasami wpadałem tutaj, żeby zjeść jakąś normalną kolację, bo w wynajmowanym pokoju mogłem najwyżej odgrzać sobie pizzę w mikrofalówce. To wszystko. - Spojrzał na House'a wyczekująco, licząc na jakiś znak, że jego wytłumaczenie przekonało go do porzucenia tej kwestii. Zamiast tego zobaczył na twarzy starszego mężczyzny przesadnie urażoną minę.

- Zawsze mogłeś skorzystać z mojej kuchni – powiedział z udawanym zawodem diagnosta. - A jeśli to prawda, że droga do serca mężczyzny wiedzie przez żołądek, to może przy okazji szybciej byś mnie w sobie rozkochał? - dodał, prowokująco trzepocząc rzęsami.

Wilson zaśmiał się krótko. - Biorąc pod uwagę to, że najpierw musiałbym doprowadzić twoją kuchnię do stanu używalności, mniej wysiłku kosztowało mnie skorzystanie z twojej drogi ekspresowej - odparł, zerkając w dół.

House niemal poczuł, jak spojrzenie czekoladowych oczu przenika blat stołu i spoczywa na przodzie jego jeansów. Pociągnął ze szklanki długi łyk piwa, żeby oderwać myśli od swojego rosnącego podniecenia.

- Wow, Jimmy, gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że próbujesz podnieść mój szlaban - powiedział, siląc się na sarkastyczny ton, a jednocześnie czując ulgę, że kilkudniowy zarost doskonale ukrywa rumieńce na jego policzkach.

Wilson nie dał się nabrać. Wiedząc, że diagnosta bacznie go obserwuje, wbił widelec w przedostatnią roladkę na swoim talerzu, podniósł ją do ust i zaczął bez pośpiechu zlizywać z niej gęsty sos. Usta House'a rozchyliły się lekko, a jego oddech stał się płytki i urywany, kiedy mężczyzna śledził wzrokiem każdy ruch języka onkologa. Wilson nie mógł uwierzyć, że tak łatwo udało mu się wytrącić z równowagi swojego przyjaciela. Przez moment miał ochotę dorzucić kilka kolejnych seksualnych aluzji, które nagle przyszły mu do głowy, po to tylko, by sprawdzić, po jakim czasie House zupełnie straci nad sobą kontrolę i może nawet zapłaci za kolację, żeby jak najszybciej wrócić do domu, ale wizja samego siebie wywleczonego z restauracji przez napalonego diagnostę uświadomiła mu, że nie takiego finału oczekiwał po tym wieczorze, więc czym prędzej zakończył swój mały pokaz, wsuwając roladkę do ust, z miną to-nie-było-to-o-czym-myślisz-House jasno wypisaną na twarzy.

House prychnął, co było jedyną reakcją, na jaką mógł się zdobyć, póki się nie otrząsnął. Wciąż nie przywykł do Wilsona droczącego się z nim w taki sposób w miejscach publicznych, a jeśli Wilson nadal zamierzał kończyć zabawę, zanim na dobre się zaczęła, nie spodziewał się, że przyzwyczai się do tego w najbliższej przyszłości. Wreszcie, po kilkunastu sekundach, oskarżycielsko wycelował swoją łyżką w stronę onkologa.

- Takie zabawy z jedzeniem mogą ci zaszkodzić, Wilson – powiedział śmiertelnie poważnym tonem. - Kiedyś obudzisz się przywiązany do łóżka i będziesz musiał ponieść konsekwencje swojego lekkomyślnego zachowania...

- To groźba czy obietnica? - Onkolog wyszczerzył zęby w uśmiechu. - W każdym razie, dopóki jesteśmy tutaj, a ty wspomniałeś o randkach... Zastanawiałem się, jak to możliwe, że nigdy na żadnej nie byliśmy...

House zmarszczył brwi. - Jeżeli mówiąc “randka” masz na myśli jedzenie pizzy, oglądanie filmów i stopniowe przechodzenie od dwuznacznych sugestii do zdzierania z siebie ubrań i najlepszego seksu w życiu, to mam wrażenie, że wszystkie wieczory, które spędziliśmy ze sobą w ciągu ostatniej dekady można uznać za randki...

Wilson przewrócił oczami. - Nie, House. Miałem na myśli prawdziwą randkę: kolację gdzieś na mieście, całowanie się w ciemnym kinie, trzymanie się za ręce w drodze do samochodu...

Z każdym słowem Wilsona na twarzy diagnosty pogłębiał się wyraz obrzydzenia. - Może jeszcze miałbym przyjeżdżać po ciebie z bukietem kwiatów, a pewnego dnia poprosić twoich rodziców o twoją rękę? Naprawdę, Wilson, za dużo czasu spędzasz na rozmowach z Cameron...

- Szczerze mówiąc, od kwiatów wolę czekoladki – odparł onkolog, tym razem zmuszając się do uśmiechu. Rozum podpowiadał mu, że tylko z powodu hormonów odpowiedź House'a zabolała go bardziej, niż powinna, szczególnie że od początku spodziewał się takiej reakcji. Jednak od jakiegoś czasu doskwierało mu irracjonalne poczucie braku normalności, a konfrontacja z faktem, że to się nie zmieni, jeszcze pogorszyła jego samopoczucie. Rozejrzał się po lokalu, starając się znaleźć inspirację do nowego tematu rozmowy, ale jego wysiłki nie przyniosły rezultatu. Posłał więc House'owi jeszcze jeden nieprzekonywujący uśmiech i zajął się swoją sałatką, licząc na to, że huśtawka nastrojów przynajmniej raz będzie po jego stronie i jego kiepski humor sam przejdzie za kilka minut.

Przez moment House nie miał pojęcia, jak zareagować, co nie zdarzało mu się często. Dotychczas sądził, że żadne dziwaczne zachowanie Wilsona nie zdoła go zaskoczyć, ale najwyraźniej się mylił. Przez głowę przewinęło mu się tuzin scenariuszy, w których onkolog oświadcza, że sam kupiłby mu kwiaty, gdyby nie obawa, że dostałby nimi po głowie albo namawia go, żeby od czasu do czasu sam porozmawiał z Cameron – tak byłoby w zwyczajnych okolicznościach, ale teraz Wilson był w ciąży i najczęściej w niczym nie przypominał zwyczajnego siebie. House zaklął w duchu i westchnął.

- Okej, Wilson, prawda jest taka, że randki wymyślono po to, żeby dwoje ludzi mogło się lepiej poznać, a ja wolałbym, żebyś nie dowiedział się o mnie niczego kompromitującego, bo musiałbym cię zabić i zakopać w piwnicy – powiedział jednym tchem, nie bardzo licząc, że przyniesie ona pożądany efekt.

- Ty nie masz piwnicy, House – padła nieprzyjemnie obojętna odpowiedź.

Diagnosta poczuł, że jego wcześniejszy zapał, by wyciągnąć Wilsona z dołka, momentalnie ustąpił miejsca frustracji pomieszanej z gniewem. Ani romantyczna kolacja, ani rozmowa o randkach nie były jego pomysłem, a jednak skończył pośrodku tego wszystkiego i na dodatek jego przyjaciel zachowywał się jak znudzone dziecko, odpytywane z tabliczki mnożenia. House miał tego dosyć i zbierał się w sobie, żeby wstać i wyjść, rzucając przez ramię, że poczeka w samochodzie, aż Wilson weźmie się w garść i do niego dołączy, kiedy onkolog podniósł wzrok znad swojego talerza.

- Z drugiej strony, zdążyłem dowiedzieć się o tobie tylu kompromitujących rzeczy, że wystarczyłoby tego na sporą książkę – powiedział Wilson, a kąciki jego ust uniosły się odrobinę.

House zamrugał, zastanawiając się, czy przypadkiem się nie przesłyszał. - Och, serio?

Wilson pokiwał głową, jego oczy powoli odzyskiwały swój blask. - Po pierwsze to, że uwielbiasz oglądać telewizję, leżąc z głową opartą na moich kolanach...

Diagnosta prychnął lekceważąco. - Równie dobrze mógłbym wykorzystać poduszkę, gdybyś nie zajmował tyle miejsca na kanapie – odparł odruchowo, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że kruchy nastrój Wilsona może runąć przez podobne uwagi. Na szczęście humor onkologa wydawał się ulec trwałej poprawie, bo mężczyzna kontynuował, uśmiechając się coraz szerzej:

- A co powiesz na to, że co najmniej raz w tygodniu wstajesz wcześniej, żeby wziąć prysznic razem ze mną?

- Nie możesz tego udowodnić. - House wzruszył ramionami, za maską stoickiego spokoju ukrywając fakt, że jeszcze kilka chwil, a samo wyobrażenie ich wspólnego prysznica tu i teraz dostarczyłoby Wilsonowi niezbitego dowodu.

- Chyba nie chcesz mnie sprowokować, żebym to zrobił? - zapytał onkolog, rozkręcając się coraz bardziej. - Przy okazji mógłbym udowodnić, że na mój widok zamieniasz się w napalonego nastolatka...

- Co jest złego w tym, że próbuję sprostać wymaganiom najbardziej pożądanego onkologa w całym Princeton? Jeśli ci to przeszkadza, wystarczy, że powiesz jedno słowo, a przestanę. - Ostatnie zdanie zabrzmiało jak groźba, chociaż zachowanie powagi kosztowało House'a sporo wysiłku.

- O nie, nawet o tym nie myśl! - Ramiona onkologa drżały lekko z powodu powstrzymywanego śmiechu. - Doskonale wiesz, jak uwielbiam te wszystkie seksowne odgłosy, które wydajesz w trakcie naszych...

Wilson zamilkł w połowie zdania, kiedy monotonny restauracyjny szum zakłócił nowy, przenikliwy dźwięk. Odwrócił się w kierunku wejścia na salę, skąd dobiegał hałas i zobaczył parę w średnim wieku, która najwyraźniej wybrała się na kolację razem ze swoim potomkiem. Kobieta pochylała się właśnie nad nosidełkiem, próbując uspokoić płaczącego niemowlaka, a mężczyzna mówił do niej coś, czego Wilson nie był w stanie dosłyszeć, ale z miny mężczyzny wynikało, że była to przemowa spod znaku A nie mówiłem. Kobieta wyprostowała się po chwili, trzymając dziecko w ramionach i spojrzała błagalnie na swojego partnera, a on wzruszył gniewnie ramionami, zdecydowanie bardziej gotów wyjść natychmiast, niż sprawdzać, czy niemowlak przestanie płakać i pozwoli im zjeść kolację. Wśród ludzi na sali rozległy się ciche pomruki dezaprobaty, sprawiając, że na policzkach kobiety pojawiły się rumieńce zażenowania. Rozejrzała się wkoło z niezdecydowaną miną, na ułamek sekundy napotkała wzrokiem spojrzenie Wilsona – jedyne, które wyrażało troskę zamiast irytacji – po czym powiedziała coś szybko do stojącego obok niej mężczyzny. Wilson nie słyszał, co mówi, ale jej postawa wyrażała jedno: ”Miałeś rację, nie powinniśmy byli tu przychodzić.” Kilka sekund później już ich nie było, jakby nigdy się nie pojawili.

House również obserwował całą scenę. Co więcej, widział również, jak mięśnie na karku Wilsona napinają się za każdym razem, kiedy dziecko nowoprzybyłej pary zanosiło się płaczem. Diagnosta znał swojego przyjaciela wystarczająco dobrze, by przypuszczać, co to oznacza, i w ogóle mu się to nie podobało – dyskusja na temat odpowiedzialnego wychowywania dzieci była ostatnią rzeczą, na jaką House miał w tym momencie ochotę.

Jednak kiedy para opuściła lokal, a Wilson odwrócił się z powrotem do stolika, ani trochę nie sprawiał wrażenia, że ma ochotę na rozmowę. Znowu. House dał mu chwilę na wzięcie się w garść, kończąc kolację i dopijając resztę piwa. Gdy po tym czasie onkolog nadal bez zapału grzebał widelcem w swojej sałatce, diagnosta szturchnął go lekko w ramię.

- Wilson, wszystko gra?

Onkolog wzdrygnął się, po czym wzruszył ramionami. - Tak, wszystko w porządku – wymamrotał pod nosem, nie podnosząc wzroku.

House poczuł, że jego poirytowanie wraca ze zdwojoną siłą. - Brawo, Jimmy, to zabrzmiało bardzo przekonująco – sarknął. - Wielka szkoda, że zmarnowałeś swój talent, idąc na medycynę zamiast do szkoły aktorskiej!

Wilson westchnął z rezygnacją i wyprostował się na krześle. - House, naprawdę... - zamilkł, nie mogąc znaleźć słów, którymi przekonałby House'a (i siebie), że nic się nie stało. Jedyne co wiedział to to, że potrzebuje kilku minut spokoju. - Muszę pójść do łazienki. Wybierz dla nas jakiś deser, a ja za chwilę wrócę – powiedział i nie czekając na odpowiedź przyjaciela, odszedł od stołu.

Otwierając drzwi toalety, miał nadzieję, że nikogo w niej nie zastanie. Szczęśliwym trafem jego prośby zostały wysłuchane. Opierając się plecami o ścianę, zaczerpnął kilka głębokich oddechów. Natychmiast poczuł znajome łaskotanie w brzuchu i nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. Po chwili jednak wrócił myślami do sceny, którą zobaczył kilka minut wcześniej i jego uśmiech zniknął tak szybko, jak się pojawił. Wyglądało na to, że im bardziej starał się odsuwać od siebie świadomość czekających go ograniczeń i wyrzeczeń, wynikających z bycia rodzicem, tym częściej spotykało go coś, co mu o tym przypominało. Nie chodziło nawet o to, że postawił się na miejscu tamtej kobiety – nie przepadał aż tak bardzo za bywaniem w restauracjach, a wychodzenie z domu z kilkumiesięcznym niemowlakiem w zimowy wieczór wydawało mu się po prostu głupie. Z drugiej strony, od czasu do czasu wpadali razem z House'em na kilka drinków po drodze do domu albo dotrzymywali sobie towarzystwa w czasie niespodziewanych nocnych dyżurów, a to należało już do przeszłości. Póki co Wilson mógł z tym żyć, ale za dwa-trzy lata?

Onkolog pokręcił głową i westchnął. Na takie obawy było jeszcze stanowczo za wcześnie. Albo za późno. Podszedł do umywalki i odkręcił kran. Kilka chwil spoglądał na swoje odbicie w lustrze, słuchając monotonnego szumu, zanim nabrał trochę wody w złożone dłonie i ochlapał nią twarz. Stojąc z opuszczoną głową i przymkniętymi powiekami, usłyszał za sobą skrzypnięcie otwieranych drzwi, ale nie zadał sobie trudu, żeby zobaczyć, kto wszedł do środka. Zbyt mocno koncentrował się na tym, żeby wziąć się w garść, zanim wróci do stolika. Dobrze wiedział, że potem będzie musiał przetrwać jeszcze najwyżej cztery kwadranse, zanim znajdzie się z House'em w ich sypialni, a tam z pewnością nie zabraknie mu sposobów na odwrócenie swojej uwagi od ponurych myśli.

I wówczas stało się coś, czego nie przewidział – silne ramię otoczyło go w pasie, sprawiając, że podskoczył z zaskoczenia.

– HOUSE!!! - krzyknął histerycznie, czując drugą zaborczą rękę, obejmującą go na wysokości klatki piersiowej; jego serce zaczęło bić tak głośno, że niemal zagłuszyło stukot laski, uderzającej o porcelanową umywalkę.

House przytrzymał go odrobinę mocniej, na wypadek gdyby onkolog próbował się wyrywać i oparł podbródek na jego ramieniu. - Pomyślałem, że sprawdzę, czy na pewno dobrze się czujesz – zamruczał z uśmiechem, muskając wargami ucho Wilsona.

Wilson, perfekcyjnie unieruchomiony, nie mógł nawet odwrócić głowy, żeby spojrzeć na swojego oprawcę. - Powiedziałem ci, że wszystko w porządku – odparł z naciskiem, posyłając poirytowane spojrzenie w kierunku lustra. - Miałeś zamówić deser i zaczekać, aż wrócę.

Uśmiech House'a poszerzył się odrobinę. - Niestety, nie znalazłem w karcie niczego, co mogłoby zaspokoić mój apetyt – odpowiedział uwodzicielskim szeptem i zaczął całować szyję i kark onkologa, tu i ówdzie zostawiając mokre ślady swoim językiem.

Pod wpływem obezwładniającego połączenia miękkich ust i szorstkiego zarostu dotykających jego skóry, opór młodszego mężczyzny zmalał do zera w mniej niż dziesięć sekund. Jego spięte mięśnie rozluźniły się i z trudem zwalczył pokusę, by oprzeć się całym ciężarem ciała o swojego kochanka, wiedząc, że prawa noga diagnosty mogłaby tego nie wytrzymać. W tym czasie wargi House'a odnalazły jeden z wyjątkowo wrażliwych punktów na jego karku i zatrzymały się tam, sprawiając, że zebranie myśli w jakąś logiczną całość stało się niemal niemożliwe do wykonania. Mimo to, Wilson nie zapomniał, gdzie się znajduje i kiedy jedna z dłoni House'a zsunęła się na przód jego spodni, zdołał wykrztusić jedno sensowne zdanie:

- House, ktoś może zaraz wejść...

House wymamrotał coś niezrozumiałego w jego włosy i – jak zwykle ignorując obawy Wilsona – przesunął dłoń jeszcze niżej, wodząc opuszkami palców po coraz dokładniej wyczuwalnych przez dwie warstwy materiału szczegółach anatomii swojego kochanka. Z ust onkologa wydostał się bezsilny jęk, kiedy dotarło do niego, że upominanie House'a to jak rzucanie grochem o ścianę. Spróbował odepchnąć dłoń diagnosty, ale w rezultacie House tylko zacisnął palce na jego erekcji, wydobywając z ust Wilsona rozpaczliwe kwilenie.

- House... proszę...

- Chcesz, żebym przestał? Teraz?... - zapytał szeptem diagnosta, rozpoczynając od nowa wędrówkę swoich palców po przodzie spodni przyjaciela, ale tym razem naciskając odrobinę mocniej niż poprzednio.

Wilson przestąpił z nogi na nogę, jego głowa opadła bezwładnie do przodu i musiał przytrzymać się umywalki, żeby utrzymać się na nogach. Otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale nie mógł sobie przypomnieć, jak brzmiało pytanie, ani po co w ogóle House pyta go o cokolwiek, zamiast po prostu robić mu te wszystkie cudowne rzeczy swoimi długimi, uzdolnionymi palcami.

- Tak właśnie myślałem. - Diagnosta uśmiechnął się z zadowoleniem. - Wobec tego rzeczywiście będzie lepiej, jeśli przeniesiemy się w bardziej ustronne miejsce... - zamruczał, chwytając w prawą rękę swoją laskę, a lewą, która ani na chwilę nie przestała obejmować Wilsona w pasie, zmusił go, żeby się odwrócił i pociągnął go za sobą w stronę drzwi łazienki.

Wilson podporządkował się posłusznie, lecz po kilku krokach uświadomił sobie, co się dzieje i gwałtownie wyswobodził się w uścisku przyjaciela, prawie potykając się o własne nogi.

- House, dokąd ty...? Chcesz stąd wyjść? W tej chwili? - wyjąkał, z trudem łapiąc równowagę i oddech. Nagle perspektywa jakiejkolwiek formy seksu w restauracyjnej toalecie wydała mu się mniej przerażająca, niż powrót na salę pełną ludzi w stanie w jakim się obecnie znajdował. Wprawdzie większe o kilka rozmiarów spodnie niemal kompletnie maskowały jego erekcję, ale nijak nie mógł ukryć zaczerwienionych z podniecenia policzków i nie wyobrażał sobie, jak miałby rozmawiać z kelnerką o rachunku za kolację, wyglądając w ten sposób.

Diagnosta wydawał się rozbawiony paniką w głosie przyjaciela. - O co chodzi, Wilson? Nagle przestałeś się bać, że ktoś wejdzie i przeszkodzi nam w deserze?... Za kolację już zapłaciłem, więc nie widzę powodu, żebyśmy mieli tu zostać choćby minutę dłużej – powiedział, niecierpliwie stukając laską w podłogę.

Ostatnie zdanie House'a wprawiło Wilsona w szczere zdumienie. Pamiętał o swoim wcześniejszym planie skłonienia przyjaciela do uregulowania rachunku, ale nawet nie przyszło mu do głowy, że to naprawdę możliwe. W takich okolicznościach rzeczywiście mogliby się wymknąć, nie zwracając niczyjej uwagi, jednak była jeszcze jedna drobna kwestia, o której Wilson wolał nie myśleć, a co dopiero wspominać o niej na głos, ale teraz House nie pozostawił mu wyboru. Odruchowo sięgnął ręką do karku i spojrzał w bok, unikając wzroku przyjaciela.

- Widzisz... problem w tym, że twój zasłużony deser może nie doczekać powrotu do domu... - wymamrotał, czując nową falę gorąca nie tylko na policzkach, ale również na karku oraz w południowych rejonach swojego ciała.

House ze świstem wciągnął powietrze w płuca. Takie wyznanie z ust Jamesa-mam-wszystko-pod-kontrolą-Wilsona było dla niego całkowitą nowością. I to nowością bardzo podniecającą. Przełknął ślinę, rozważając możliwość pozostania na miejscu jeszcze przez te kilka minut, które zajęłoby im zaspokojenie swoich potrzeb, ale z jakiegoś powodu pomysł szybkiego numerka tym razem wyjątkowo do niego nie przemawiał. Na szczęście przypomniało mu się coś, co Wilson powiedział przy kolacji i jego usta bezwiednie ułożyły się w lubieżny uśmieszek.

- Czy mi się wydaje, Wilson, czy wspominałeś wcześniej, że niedaleko stąd znajduje się całkiem przyjemny hotel?...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:58, 13 Gru 2009    Temat postu:

Richie117 napisał:
*zazdrości obecnej młodzieży, bo sama w szóstej klasie marnowała czas na nudne heteryckie zauroczenia*

Efekty przyjaźnienia się z osobami o trzy, czy cztery lata starszymi... demoralizacja gwarantowana^^
Richie117 napisał:
(chociaż nie wiem, czy powinnam się cieszyć, bo przy czytaniu "na raz" widać, jaki badziew z tego wychodzi...)

*grozi palcem*
Jeszcze jedno słowo, że to jest badziew, a ukatrupię...
(chociaż może lepiej nie... bo nie skończysz pisać i co wtedy będzie...)
Richie117 napisał:
o lolz A co na to pani od biologii??

Pani od biologii spojrzała na mnie tylko dziwnie... przyzwyczaiła się do moich dziwactw i tekstów.

***

Richie117 napisał:
- Wiesz, że za chwilę cały lokal zacznie plotkować? - odezwał się House, kiedy zajęli miejsca, niezupełnie po przeciwnych stronach stolika, ale na tyle daleko od siebie, żeby przypadkowo nie trącać się dłońmi.

- Co? - Wilson podniósł wzrok znad menu. - Skąd ci to przyszło do głowy?

Tak, Jimmy, jak zwykle inteligentna odpowiedź

Richie117 napisał:
- Bylibyśmy bardzo wdzięczni za szybką realizację zamówienia, bo czeka nas jeszcze długa i gorąca noc, jeśli rozumiesz, co mam na myśli - powiedział, wymownie poruszając brwiami.

No pewnie, że rozumiem^^ (a walić to, że wypowiedź nie była do mnie skierowana )

Richie117 napisał:
- Nienawidzę cię - mruknął, co było jego stałą odpowiedzią w takich sytuacjach.

Pamiętając oczywiście, że w słowniku Jamesa Wilsona nienawidzę cię powiedziane do House'a, znaczy: kocham cię

Richie117 napisał:
- Czy mi się wydaje, Wilson, czy wspominałeś wcześniej, że niedaleko stąd znajduje się całkiem przyjemny hotel?...

No to ja czekam niecierpliwie na hotel

Weny! *popędza korniczki*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez coolness dnia Nie 13:00, 13 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Este
Bad Wolf
Bad Wolf


Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:38, 13 Gru 2009    Temat postu:

Matko kochana, ty nie żartowałaś - ten part naprawdę jest dłuuuugi. Żeby nie było: ja nie narzekam - ja tylko kwikam ze szczęścia, że będzie co poczytać

<center>*******</center>

Cytat:
- Restauracja?! - Niezadowolony jęk House'a wypełnił samochód, kiedy Wilson zaparkował przed niewielkim lokalem.

Normalnie mam przed oczami scenę z "Birthmarks", kiedy Wilson dawał House'owi Vicodin, i to House'owe: "One?!".

Cytat:
Ale... czy to oznacza, że nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli zacznę cię całować między głównym daniem a deserem? - Na ustach diagnosty przez moment tańczył złowieszczy śmieszek.

Tym razem to Wilson przewrócił oczami. - To nie do końca to, co miałem na myśli, ale skoro tak bardzo ci na tym zależy, to nie, nie będę miał nic przeciwko.

Tiaaa, graj obojętnego, Wilson, może ktoś ci w to uwierzy.

Cytat:
Najwidoczniej zbyt krótko pracowała jako kelnerka, żeby przywyknąć do wszystkich dziwnych rzeczy, z jakimi miała się zetknąć, a już na pewno nie była przygotowana na konfrontację z Gregorym House'em.

Biedna dziewczyna, ciekawe czy ma ubezpieczenie na wypadek terapii dla ofiar PTSD

Cytat:
- Nosimy różne obrączki. Jak sądzisz, ile czasu zajmie naszej kelnerce wywnioskowanie, że jesteśmy parą gejów, którzy wymknęli się swoim żonom, żeby sobie poużywać, i rozgadanie tego wszystkim dookoła? - zapytał sarkastycznie.

Cóż się House taki marudny zrobił? Czarnowidz z niego, że hej...

Cytat:
(...)pomimo tego wciąż uważał, że to słodkie z jego strony - jednak wolał nie mówić tego na głos, kiedy wokół było pełno ludzi, bo mogło się skończyć aktem przemocy z użyciem laski, co z pewnością zepsułoby im wieczór.

Zależy, o 'której' lasce jest mowa, ekhm...

Cytat:
- Gdybyś potrzebował również białka, to jestem do twojej dyspozycji.

Ale to tylko 12 kalorii, Wilson za bardzo się nie naje...

Cytat:
- Dlaczego ty zawsze, zawsze, ZAWSZE musisz to robić?!

Hmmm, ciekawe o jakie "to" chodziło Wilsonowi - bo akurat to zdanie pasuje do taaaak wielu sytuacji...

Cytat:
Z drugiej strony, pod czułym spojrzeniem niebieskich oczu gniew onkologa topił się tak szybko, jak wrzucone na rozgrzaną patelnię masło.

A inne uczucia zaczęły w nim wzbierać i nabrzmiewać, jak ubijanena na twardo piana z jajek, a później twardnieć, jak mrożące się w zamrażarce lody śmietankowe o smaku ptasiego mleczka. Hmmm, może ja się jednak już zamknę?

Cytat:
- Biorąc pod uwagę to, że najpierw musiałbym doprowadzić twoją kuchnię do stanu używalności, mniej wysiłku kosztowało mnie skorzystanie z twojej drogi ekspresowej.

Ale z Jimmy'ego cwaniak.

Cytat:
- Wow, Jimmy, gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że próbujesz podnieść mój szlaban - powiedział, siląc się na sarkastyczny ton

O matko, jakie to romantyczne.

Cytat:
Kiedyś obudzisz się przywiązany do łóżka i będziesz musiał ponieść konsekwencje swojego lekkomyślnego zachowania...

"Postawię przed tobą telewizor i włączę maraton 'Mody na sukces'".

Cytat:
Zastanawiałem się, jak to możliwe, że nigdy na żadnej nie byliśmy...

I miły nastrój trafił szlag. Wilson, pleciesz jakbyś był w ciąży, no!

Cytat:
- Okej, Wilson, prawda jest taka, że randki wymyślono po to, żeby dwoje ludzi mogło się lepiej poznać, a ja wolałbym, żebyś nie dowiedział się o mnie niczego kompromitującego, bo musiałbym cię zabić i zakopać w piwnicy

Bo do tej pory 'wszystkie kompromitujące fakty' House zdołał skrzętnie ukryć przed Wilsonem.

Cytat:
- Z drugiej strony, zdążyłem dowiedzieć się o tobie tylu kompromitujących rzeczy, że wystarczyłoby tego na sporą książkę

O, Wilson się ze mną zgadza.

Cytat:
Przy okazji mógłbym udowodnić, że na mój widok zamieniasz się w napalonego nastolatka...

- Co jest złego w tym, że próbuję sprostać wymaganiom najbardziej pożądanego onkologa w całym Princeton? Jeśli ci to przeszkadza, wystarczy, że powiesz jedno słowo, a przestanę.

Jaaasne, a na ręce wyrósł mu dorodny kaktus.

Cytat:
Z drugiej strony, od czasu do czasu wpadali razem z House'em na kilka drinków po drodze do domu albo dotrzymywali sobie towarzystwa w czasie niespodziewanych nocnych dyżurów, a to należało już do przeszłości. Póki co Wilson mógł z tym żyć, ale za dwa-trzy lata?

Jimmy, nie marudź! Od czego są opiekunki do dzieci? Uszy do góry.

Cytat:
I wówczas stało się coś, czego nie przewidział – silne ramię otoczyło go w pasie, sprawiając, że podskoczył z zaskoczenia.

– HOUSE!!! - krzyknął histerycznie, czując drugą zaborczą rękę, obejmującą go na wysokości klatki piersiowej; jego serce zaczęło bić tak głośno, że niemal zagłuszyło stukot laski, uderzającej o porcelanową umywalkę.

Awwwwww, troskliwy House. Hał słit.

Cytat:
- House, ktoś może zaraz wejść...

"A my nie ustawiliśmy przed drzwiami nikogo, kto zbierałby opłatę za wejściówki."

Cytat:
Otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale nie mógł sobie przypomnieć, jak brzmiało pytanie, ani po co w ogóle House pyta go o cokolwiek, zamiast po prostu robić mu te wszystkie cudowne rzeczy swoimi długimi, uzdolnionymi palcami.

No nareszcie myślisz sensownie, Jimmy.

Cytat:
Nagle perspektywa jakiejkolwiek formy seksu w restauracyjnej toalecie wydała mu się mniej przerażająca, niż powrót na salę pełną ludzi w stanie w jakim się obecnie znajdował.

Nowa definicja: "znajdował się w stanie wskazującym na niewyżycie..."

Cytat:
Za kolację już zapłaciłem, więc nie widzę powodu, żebyśmy mieli tu zostać choćby minutę dłużej

Zapłacił z własnej, nieprzymuszonej woli? Apokalipsę czas zacząć...

Cytat:
Na szczęście przypomniało mu się coś, co Wilson powiedział przy kolacji i jego usta bezwiednie ułożyły się w lubieżny uśmieszek.

- Czy mi się wydaje, Wilson, czy wspominałeś wcześniej, że niedaleko stąd znajduje się całkiem przyjemny hotel?...

Hmmm, coraz bardziej doceniam szybkie kojarzenie faktów przez House'a.


<center>*******</center>

Richie, warto było czekać. Świetny kawałek. Nie mam nic przeciwko czekaniu na kolejne part fika, jeśli w rezultacie wychodzą ci i kornikom takie słit części. Mam nadzieję, że w hotelu chłopki z pozytywnym skutkiem dokończą to co zaczęli w łazience. *rzuca kornikom deskę na pożarcie w nagrodę za dobrą pracę i jako zachętę do dalszego fikowania*

Pozdrówki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shetanka
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:47, 14 Gru 2009    Temat postu:

nowe gimme!

przeczytałam, jest cudne, i długie *.* warto było czekać


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:07, 14 Gru 2009    Temat postu:

Oto przybyłam! *staje w pozie supermena (czyt. al'a Wilson)*

No to zabieram się do roboty

Cytat:
- Restauracja?! - Niezadowolony jęk House'a wypełnił samochód, kiedy Wilson zaparkował przed niewielkim lokalem. - Przecież mówiłeś, że jesteś zmęczony...

Bo w specjalnym slangu House'a "zmęczony" znaczy tyle co "gotowy do wyeksploatowania w każdej chwili"

Cytat:
- Jestem zmęczony i nie mam ochoty na gotowanie i zmywanie po kolacji.

Zapamiętajcie dzieci, im mniej zmywania tym więcej czasu na tzw. "inne czynności"

Cytat:
- Ale tam byliśmy tylko kolejną dziwną parą w wielkim mieście. Tutaj w każdej chwili możemy wpaść na kogoś, kogo wolelibyśmy nie spotkać.

Np. Cuddy. Chociaż ona sama jest najlepsza we "wpadaniu" na innych. Całkowicie przypadkowym

Cytat:
Chyba że jest jakiś inny powód, dla którego zabraniasz mi niestosownych – jak je nazywasz – zachowań w obecności twoich pacjentów...

Bo pacjenci mogliby nagle House'owi zacząć zazdrościć Chociaż nie, oni już mu zazdroszczą

Cytat:
- Ale czasami mam po prostu ochotę wyjść gdzieś między ludzi i pokazać wszystkim, jaki jestem szczęśliwy, że jesteśmy razem...

Wątpię aby House to przeżył...

Cytat:
- Mam nadzieję, że uda nam się znaleźć stolik stojący w dostatecznie ustronnym miejscu.

Aby House mógł go całować pomiędzy głównym daniem a deserem

Cytat:
I dla twojej informacji - oprócz talerza sałaty zamierzam zamówić również roladki drobiowe w sosie szpinakowym. Widziałeś moje ostatnie wyniki - muszę uzupełnić niedobór żelaza.

Wrong idea, Jimmy. Najnowsze badania mówią, że w ilości żelaza, szpinak nie stoi wyżej od zwykłej kalarepy

Cytat:
Diagnosta spojrzał w ślad za nią, jakaś mała część jego mózgu zastanawiała się o ile bardziej podoba mu się zgrabny tyłek Wilsona od tego, który widzą właśnie jego oczy (...)

Jak w reklamie Tyskiego, "prawie" robi WIELKĄ różnicę

Cytat:
- Nienawidzę cię - mruknął, co było jego stałą odpowiedzią w takich sytuacjach.

A co miał niby powiedzieć? "Greg, kocham cię! Weź mnie tutaj, natychmiast!"?

Cytat:
- Myślałem, że chciałeś poczekać z tym do deseru... - powiedział lekko zdyszanym głosem.

"Cóż Jimmy, zgłodniałem."

Cytat:
(...)odparł cierpko House i skinął głową w stronę kelnerki, której onkolog nie zauważył. Kiedy dziewczyna stawiała przed nim talerz, posłał jej nienawistne spojrzenie.

Po wpływem którego, zamieniła się w kamień

Cytat:
(...)życząc im pośpiesznie "Smacznego" - zniknęła po raz trzeci, licząc, że tym razem nie będzie musiała zbyt szybko wracać.

Głupia baba. Nie wie co traci

Cytat:
Błękitne tęczówki diagnosty przybierały naprawdę niezwykły odcień, kiedy odbijały się w nich migotliwe płomienie świec i Wilson nie chciał zmarnować okazji do nacieszenia się tym zjawiskiem.

Czuję się jak na kanale National Geographic. Czytała Krystyna Czubówna

Cytat:
- A jeśli to prawda, że droga do serca mężczyzny wiedzie przez żołądek, to może przy okazji szybciej byś mnie w sobie rozkochał? - dodał, prowokująco trzepocząc rzęsami.

Wilsona musiałoby to zapewne kosztować jakieś sto naleśników dziennie

Cytat:
mniej wysiłku kosztowało mnie skorzystanie z twojej drogi ekspresowej - odparł, zerkając w dół.

Serio, tym razem zabrakło mi słów

Cytat:
Jednak od jakiegoś czasu doskwierało mu irracjonalne poczucie braku normalności, a konfrontacja z faktem, że to się nie zmieni, jeszcze pogorszyła jego samopoczucie.

W wypadku House'a słowo "normalność" powinno się rozpatrywać na zupełnie innych płaszczyznach

Cytat:
- Widzisz... problem w tym, że twój zasłużony deser może nie doczekać powrotu do domu...

Może wolałby pan zjeść na miejscu

Riiiiichieeeeee Czyżbym wyczuwała obietnicę ery?
Nie martw się, poczekam. Na twoje wytwory zawsze warto czekać
I aż zrobiłam się głodna. Hmm, chyba pora na kolację, don't you think?

I na koniec, ilekroć czytam nowy rozdział odnoszę wrażenie, że w życiu nie dociągnę do twojego poziomu. Mało kto potrafi tak przyciągać czytelników jak ty
Powodzenia przy pisaniu ery


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Nie 17:16, 20 Gru 2009    Temat postu:

Richie !
Gdybym miała teraz cytować to chyba bym musiała zdanie po zdaniu!
Toż to jesteś mistrzem! Uwielbiam Twe pisanie! xD
Piszesz tak pięknie, że braknie mi słów [podobno jestem wygadanym człowiekiem, ale jak dochodzi do komentowanie to nie wychodzi].

Cóż tu powiedzieć? xD
Chcemy ery! A czuję ja przez skórę więc Weny!
Korniczkom rzucam coś na pożarcie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:44, 15 Sty 2010    Temat postu:

LET THE SHOW BEGIN!

Po pierwszę, zanim zacznę sypać cytatami (a naprawdę ciężko było mi wybrać tylko po jednym/dwóch z każdego rozdziału ==) to muszę ostrzec, że nie znoszę dzieci Jak już pozwolisz Wilsonowi je urodzić, będę Cię namawiać, żeby oddali je Cameron

Part 1
Cytat:
House stał na jego balkonie i wymownym gestem pokazywał Wilsonowi, co mu zrobi, jeśli zaraz do niego nie wyjdzie. Laska miała odegrać w tym istotną rolę.


Zazdroszczę Wilsonowi tego balkonu! (Oczywiście, mam na myśli balkon zawierający House'a)

Cytat:
House z bezmyślną miną miął w palcach jego krawat. - Słyszałeś najnowszą nowinę?
Wilson odtrącił jego rękę i przygładził krawat. - Boli cię noga?
- To żadna nowina.
Wilson zawahał się chwilę. - Jesteś... twardy?... - szepnął mu do ucha.

Gimme more of Wilson dirty!talking *_*
Nie jestem specjalnie oryginalna

Part 2

Poor Jimmy ;_;
I ma anielską cierpliwość, ja na jego miejscu już dawno przyłożyłabym H.

Cytat:
Widzisz, Wilson, dzisiaj nie masz co liczyć na seks! Moja... - House złapał się za udo, a drugą ręką podniósł do ust szklankę z whisky – noga ma na dzisiaj inne plany. Ale jeśli bardzo ci zależy, możesz zadzwonić po dziwkę. I skorzystać z sypialni. Obiecuję, że nie będę wam przeszkadzał

Uh. Masz zadziwiającą zdolność do robienia z House'a zimnego s*kinsyna (gwiazdkujemy takie słowa na Horum? ) To był komplement, lubię go! (To już może być trochę oryginalne Ale House, który nie przestaje być wredny nawet kiedy kogoś kocha, jest House'm! *nadinterpretacje mode on*)

Part 3

Cytat:
- House, my nie mamy wspólnego konta. Jest tylko moje, z którego płacimy rachunki i robimy zakupy. A TWOJE, jeśli w ogóle coś na nim jest, wystarcza tylko na zaspokajanie twoich zachcianek.

To jak duże muszą być jego zachcianki skoro tyle pieniędzy na nie idzie? Szef diagnostyki musi zarabiać co najmniej tyle samo co szef onkologi...
Gdybyś chciała nam przybliżyć jego wielkie zachcianki to ja nie mam nic przeciwko!

Cytat:
- Może masz rację... Ten kostium Króliczka Playboya nie wyglądał na tani. Za to był całkiem efektowny... - w oczach House'a pojawiły się iskierki rozbawiania.

*zduszony pisk fangirla* (Moja kolekcja nieodpowiednich wyobrażeń z tymi panami się powiększa. Jesteś zła!)

Cytat:
- Właściwie niczym nie ryzykuję... - mruknął pod nosem i kliknął w pole TAK.

Obawiam się, że jednak ryzykuje

Part 4

Cytat:
Zauważył, że House leży na podłodze za swoim biurkiem. Miał słuchawki na uszach i zamknięte oczy.

[link widoczny dla zalogowanych]

Cytat:
Jeśli będziesz tak katował swoje uszy, niedługo nie będziesz słyszał, co ci szepczę, kiedy leżymy razem zaraz po.
- I tak wolę, kiedy krzyczysz w trakcie – odparł przekornie House.

*_*

Part 5

Cytat:
Jak zwykle, gdy miał House'a przed sobą – pod sobą – w jego głowie pojawiała się myśl, że jego przyjaciel przypomina kota – dumnego i niezależnego, który po całym dniu chodzenia własnymi drogami, wraca, żeby mruczeć na kolanach swojego właściciela.

Czuję się głupio, wybierając same kawałki z podtekstami/polem dla wyobraźni Piękny tekst i niesamowicie trafny!
(Ale koty, Richie, koty! Wychodzi na to, że House'owi zależy tylko na misce z jedzeniem i miejscu do spania )

Part 6

Cytat:
Wilson zdziwił się więc bardzo, kiedy leżąc bezsennie w sypialni późnym wieczorem, usłyszał zatrzymujący się pod drzwiami motocykl.
- Chyba nie myślałeś, że się z tobą nie pożegnam?... - wyszeptał wprost do jego ucha i popchnął go w stronę kanapy.

*unosi tabliczkę z narysowaną 10* *odwraca tabliczkę na drugą stronę, na której dorysowano serduszko*

Part 7

Zgadnij co!
Już miałam nadzieję na jakiś phone!sex

Part 8

Wow, świetnie Ci to wyszło. Bardzo naturalnie (jakkolwiek nienaturalne to jest w swojej istocie )
Jestem tak samo przerażona jak Jimmy.

Part 9

Cytat:
Błyskawicznie pokonał dzielącą ich odległość, odstawił walizkę, położył torbę na ziemi i gwałtownie przytulił się do swojego kochanka, całkowicie zaskakując tym jego i kilka stojących w pobliżu osób.

*___* (To Cię chyba nie zadowoli Ciężko jest komentować jedną perełkę po drugiej )

Cytat:
Tak, Jimmy, też się cieszę, że twój samolot nie zmienił się w kulę ognia tuż nad lotniskiem, ale może nie rób sceny w miejscu publicznym...

To mi się kojarzy z takim uspokajającym tonem, używanym wobec chorych osób i małych dzieci!

Cytat:
Gdybyś wrócił wczoraj albo jutro, poświęciłbym ci całą moją uwagę, ale dzisiaj oglądam mecz.

;_;
Znowu to robisz! Znowu jest nieczuuły! *zastanawia się, czy dodanie "i wciąż go lubię!" jest na miejscu*

Part 10

To jeden z tych rozdziałów, do których mam wklejony sam cytat, tzn., że podczas czytania zapomniałam o komentowaniu

Cytat:
Jak zawsze w takim momencie poczuł zdumienie, radość i odrobinę dumy, że jest jednym z niewielu ludzi – a może jedynym – który potrafił całkowicie pozbawić Gregory'ego House'a kontroli nad sobą.


*_*

Part 11

House w sklepie z łóżeczkami! House stukający laską w te wszystkie paskudnie słodkie mebelki! House zdegustowany i House poświęcający dla Jimmiego swoje poczucie estetyki *_*
(Nie znoszę takich sklepów House był dzielny!)

Part 12

House, The lollipops thief! *_*
(Kolejny part, kiedy się zaczytałam )

Part 13

Cytat:
Diagnosta wstał zza biurka i pokuśtykał do Wilsona. Kiedy znalazł się wystarczająco blisko, objął go lewym ramieniem i pocałował delikatnie w usta.
- Myślę, że ty poradzisz sobie beze mnie... - szepnął znacząco, muskając grzbietem prawej dłoni przód spodni swojego kochanka.

Um, chyba wychodzę na jakąś nieprzyzwoicie napaloną fankę, ale...
Okej, bez ale. Mogę sobie wychodzić, przy Twoim pisaniu ciężko inaczej

Part 13b

Cytat:
Wilson zaniósł zakupy do kuchni i poszedł przebrać się w wygodniejsze ciuchy – stare jeansy House'a z podwiniętymi nogawkami i rozciągnięty t-shirt.

Yay, słodko *_* Wymienianie się ubraniami jest faajne ^^

AAA! Zbudowałaś takie napięcie i sobie poszłaś!
Dobrze, ze nie muszę czekać na następną część
(I nie chcesz wiedzieć, ile błędów w tych dwóch krótkich zdaniach zrobiłam, kiedy pisałam je na szybko którejś nocy )

Part 14

Cytat:
Jedynym wyraźnym wspomnieniem z tego dnia, były wyniki badania krwi, zrobionego w czasie przerwy na lunch, które jednoznacznie wskazywały na to, że nie jest już w ciąży.

*cichutko* Hurra?
Może niech kupią sobie teraz jakieś zwierzątko? Rybki? Albo większy telewizor... House na pewno wolałby telewizor od dziecka!

Cytat:
(...) z butelką wina krążącą w jego krwioobiegu, i słuchał House'a, grającego na fortepianie jakąś kojącą melodię.

Klimat, klimat!

Cytat:
W oczach diagnosty rozbłysły znajome iskierki na widok Wilsona stojącego w czarnych bokserkach i rozchylonej białej koszuli.

Ah!

Part 15

Oh, no another time! *strach*

Cytat:
„I pewnie miałoby jedno oko niebieskie, a drugie brązowe – zupełnie jak psy husky”

Mówiłam, żeby wybrali zwierzątko! A miks House'a i Wilsona byłby albo najseksowniejszą rzeczą na świecie albo małym potworkiem

Cytat:
- Spróbuj tylko, a po powrocie znajdziesz w piekarniku zapiekankę z własnych krawatów – odparł śmiertelnie poważnie House.

Przebiegły Wilson *_*

Part 16

No... niech mu już powie!
*ciszej* Może H. go przekona do adopcji...

Part 17a

Cytat:
Nie było sensu wpatrywać się w kartę pacjenta, skoro nie potrafił się na niej skupić.

Nie było sensu się uczyć, skoro nie potrafiłam się na tym skupić *wraca do czytania Gimme*

Part 17b

Cytat:
House postukał się z namysłem w brodę. - Nie byłbym tego taki pewien... Widziałeś, jak czasem na nas patrzy?... Może powinniśmy ją kiedyś zaprosić? - zapytał z diabelskim uśmieszkiem.
- Brzmi świetnie. Pomoże mi pozmywać naczynia po kolacji... - Wilson potarł dłonią kark, marząc tylko o tym, żeby House wreszcie ruszył z tego cholernego parkingu.

Taak, to zdecydowanie lepszy pomysł niż uczenie się. Wilson rozbraja

Part 18

AAA! Powiedział mu! (Ej, z tych komentarzy będziesz sobie potem mogła zrobić ściągę, co kiedy się działo! )
Nie-ee, zły House! ;__; *zastanawia się, co będzie się działo w następnych 20 częściach i dochodzi do uspokajającego wniosku, że muszą się pogodzić*

Part 19

Cytat:
Natychmiast wypatrzył w szafce pomarańczowy pojemnik. Zrzucił kciukiem pokrywkę, wysypał na dłoń kilka białych pigułek i połknął je szybko, nie zastanawiając się nawet, ile ich było.

Hm. Przyszło mi do głowy, że pomylił Vicodin z czymś, co należy do Jamesa

I, uff, House się trochę uspokaja.

Part 20

Cytat:
(...) empirycznie zademonstrować mu, jak głębokim uczuciem go darzy.

Yeah

Hm. W tym rozdziale minęły mi resztki współczucia dla Wilsona, sama nie wiem czemu. Ale jest przecież dorosły, jest nieodpowiedzialny, jest sam sobie winien, tak? *chowa się przed gromadą broniących go fanek*

Part 21

Cytat:
Nigdy nie oczekiwał, że House będzie pod koniec ciąży przynosił mu śniadanie do łóżka, a później – wstawał w nocy, żeby przewinąć malucha, ale nie wyobrażał sobie, że podoła temu wszystkiemu zupełnie sam.

Hej, właśnie. Co z pacjentami? Kto będzie pilnował takiego dwulatka? Zrobią mu kojec w gabinecie diagnostycznym?
Ooh, już wiem do czego można wykorzystać balkon (Traktowanie dzieci jak psów jest złe. Powyższa wypowiedź nie zachęca do takiego traktowania, autorka nie bierze odpowiedzialność za żadne szkody wynikłe ze zbyt dosłownego traktowania jej słów)

Part 22

Cytat:
Myślisz, że Wilson jest na tyle głupi, że nie zauważy mnie w tym akwarium, które przypadkiem jest moim gabinetem? A poza tym – House zrobił minę skrzywdzonego niewiniątka – jak możesz uważać, że jestem aż tak bezduszny?! Tylko człowiek z kamieniem zamiast serca mógłby spać spokojnie, gdy w koło tyle cieknących nosów czeka na to, aż ktoś nauczy je używać chusteczek?

Housee!

No nie. Najpierw chciał się pogodzić a teraz nie chce go zatrzymać. To się źle skończy.
...
Wiedziałam!

Cytat:
- Tylko tym, które ko... korzystają z mojej sypialni – dokończył, sprawiając, że Wilson prychnął kpiąco.

House jest słodki, kiedy próbuje nie być słodki!

Cytat:
- Oba serduszka biją równym rytmem.

AAA! Oh-no.

Part 23

Cytat:
Pocałunek diagnosty był powolny i pełen czułości, i być może trwałby w nieskończoność, gdyby z powodu braku tlenu House'owi nie zaczęło kręcić się w głowie.

Ej. Bo zawsze zastanawiało mnie, jak to jest, że im się zawsze kręci w głowie z braku powietrza. Przecież mogą oddychać przez nos! Lekarze powinni wiedzieć takie rzeczy!
(Noo, chyba, że robią to całkiem specjalnie )

Part 24

Cytat:
(...) światem musiała rządzić niebywale okrutna istota, skoro jej kilkumiesięczne starania o dziecko spełzły na niczym, podczas gdy Wilson uporał się z tym w czasie jednego pobytu w jakimś laboratorium w Chicago! Do tego dochodził fakt, że rozważała możliwość, żeby właśnie Wilson został biologicznym ojcem jej dziecka... „Może teraz powinnam poprosić, żeby donosił jedno dla mnie?”

To upiorne! Skojarzyła mi się z jakimś szekspirowskim fatalnym bohaterem

Cytat:
- Jeśli zaraz nie wyjdziesz, twoje dzieci zamienią się w małe syrenki...

N/C, uwielbiam jego (Twoje) poczucie humoru

Part 25a

Cytat:
- Naprawdę? Gratuluję ci, Robercie! - zawołał. - Nie miałem pojęcia, że udało ci się zdobyć dyplom z onkologii – dodał, na widok zmieszanej miny Chase'a.
- Chyba... nie łapię... – wyjąkał Australijczyk.

Nie wiem czemu to taką wesołość we mnie wzbudza

Cytat:
- Czekałeś, aż wydoją krowę, żeby dostać mleko do czekolady? - zapytał sarkastycznie House, a Wilson wyprostował się gwałtownie, z zażenowaniem pocierając kark.

A to jeszcze większą!

Part 25b

Cytat:
Może DNA House'a nie mogło ze sobą wytrzymać i próbowało się rozdzielić? - Ledwie skończył mówić, zaczął się desperacko zastanawiać, czy zdąży obronić się przed ciosem laską, który po czymś takim powinien nastąpić, ale diagnosta tylko zachichotał.
- Raczej moje DNA postanowiło zapewnić sobie podwójną szansę na przetrwanie – stwierdził z miną samozadowolenia.

Poza tym, że chichoczący House (powiedz to 5 razy szybciej!) jest upiorny tak samo jak Cuddy, to produkujesz u mnie kolejne napady śmiechu!

Part 26a



Part 26b

Cytat:
- Jesteśmy zajęci sobą! - powiedział, równocześnie sięgając lewą ręką ponad stołem i ścisnął dłoń Wilsona w sposób niepozostawiający wątpliwości, co takiego miał na myśli.

Yeah! (I to właśnie powinien zrobić w ostatnim odcinki, w scenie w restauracji. Czy oni nie widzą, że jest tyle lepszych scenariuszy? ;_; )

Part 26b

Cytat:
- Boże, czuję się, jakbym znów miał dwadzieścia lat – westchnął, przymykając oczy.
- Wtedy też całowałeś się po parkach z podstarzałymi kalekami? - zakpił House, ale z czułością oparł podbródek na czubku głowy młodszego mężczyzny i przesunął ręką po jego plecach.



Part 26c

Cytat:
Less talking, more fucking

Or more dirty talking while fucking!

Cytat:
- Myślisz, że pobiłem ostatni rekord? - zapytał z dumą, jakby mówił o przejściu następnego poziomu gry na swoim game boy'u.

Whoa Chyba raczej na czymś, co obsługuje się za pomocą dżojstika!

Part 26d

AAA! Podwójne oświadczyny! Absolutnie, totalnie wspaniałe *_*

Cytat:
House przewrócił oczami, zastanawiając się, jakim cudem Wilson zdołał oświadczyć się trzykrotnie, nie mdlejąc przy tym ze zdenerwowania.

Też się zastanawiam, powinien mieć już wprawę!

Cytat:
Boże, skąd się wzięła opinia, że kobiety w ciąży nie potrafią rozsądnie myśleć?!
- Jeżeli jeszcze raz zasugerujesz, że jestem kobietą, twój ciasny tyłek będzie musiał zadowolić się zabawkami na baterie – zagroził onkolog


Cytat:
- Z drugiej strony... - odezwał się House, a Wilson usłyszał w jego głosie szyderczy uśmieszek – byłoby całkiem zabawnie, gdyby na drzwiach twojego gabinetu widniał napis ”James Wilson-House”...


Cytat:
Nienawidzę cię, kiedy robisz mi coś takiego – wydyszał, starając się zapanować nad drżącymi kolanami.
Diagnosta zachichotał. - Założę się, że nie.

Wilson wypuścił drżący oddech i sięgnął ustami do szyi kochanka. Jego zatopiony w endorfinach mózg nie był w stanie wymyślić odpowiedniej riposty.


Fireworks, magic! Ten rozdział staje się moim ulubionym *_* Zresztą chyba pisałam na ten temat w PW

Part 27

Cytat:
Jeśli w równaniu pojawiają się Wilson i ślub, można z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że jedną ze składowych wyniku będą papiery rozwodowe. Postanowiliśmy sobie tego oszczędzić i zaraz po zaręczynach przeszliśmy do nocy poślubnej.

Genialne

Cytat:
- Raczej w "jedynce" albo w "dwójce" – sprostował House, ignorując wściekłe spojrzenie swojego przyjaciela. - W "trojce" skończyły się darmowe prezerwatywy dla pacjentów.

...przyszły mi do głowy gumowe rękawiczki


Part 28a

House, który próbuje przekupić Wilsona, żeby zgodził się na badanie, jest uroczy

Part 28b

Cytat:
Czekoladowe oczy Wilsona stały się wielkie jak spodki. - Naprawdę sam coś kupiłeś? - wydusił, ale zaraz przypomniał sobie, kogo ma przed sobą. - To nie jest smycz i obroża, prawda? Albo kaftan bezpieczeństwa w niemowlęcym rozmiarze? Naprawdę, House, nie mam pojęcia, co innego ty mógłbyś kupić...

Ja i House jesteśmy dosyć zgodni, kiedy idzie o dzieci

Part 28c

Cytat:
Teraz okazywało się, że najlepszym wyjściem dla wszystkich byłoby, gdyby Chase uwiódł House'a, a Cameron i Wilson zajęli się wychowywaniem gromadki dzieci.

Ja chcę miniaturową alternatywę! Ja chcę!

Part 29a

Wow, Wilson znalazł na House jedyny i niezawodny sposób Nie podejrzewałam, że House da się tak sterroryzować ciążową huśtawką nastrojów

Part 29b

Motyw z krawatem świetny *_*

Cytat:
Nie raz zastanawiał się, jak to możliwe, że w jednej chwili Wilson zachowywał się tak, jakby był niesłychanie dumny ze swojego stanu i tylko zdrowy rozsądek powstrzymywał go od założenia koszulki z jaskrawym napisem: “Jestem w ciąży”, a w następnej sprawiał wrażenie, jakby miał spalić się ze wstydu, gdyby ktokolwiek dowiedział się, że zostanie... matką bliźniaków.

House powinien mu kupić taką koszulkę (Albo może jakieś z jakimś mniej grzecznym napisem )

Cytat:
- Mam przez to rozumieć, że podoba ci się pokaz? - zapytał Wilson, kręcąc biodrami z gracją zawodowego striptizera.

Hell, yeah!

Part 29c

Cytat:
- Jeśli to ci pomoże, możemy udawać, że badam twój wyrostek albo szukam jakiegoś guza w jelicie – zaproponował House, unosząc brwi.
- Taa... to na pewno pomoże mi się zrelaksować – burknął w odpowiedzi.

Niech się pobawią w lekarza! *niewinnie*

Cytat:
- Zamierzasz spędzić cały wieczór na molestowaniu mojej nogi, czy chcesz zrobić coś jeszcze tymi swoimi utalentowanymi ustami? - zapytał House, z trudem łapiąc oddech.
Chociaż zgodnie z logiką dwóm parom rąk zrobienie czegoś powinno zająć o połowę mniej czasu, zasada ta zdawała się działać na odwrót, gdy chodziło o zapinanie spodni, jednak obaj mężczyźni nie zmarnowali ani odrobiny z tego czasu, całując się i chichocząc jak para nastolatków.

Ha! *_*

Dziewczynki! Wiedziałam, że to będą dziewczynki!

Part 30a

Cytat:
Czując, że atmosfera wokół przestała być taka napięta, dokonał szybkich obliczeń logistycznych czy zdoła pocałować swojego kochanka bez ruszania się z miejsca, jednak wynik okazał się niepomyślny, więc tylko poklepał go uspokajająco po kolanie.

Chciałabym widzieć jego minę!

No i domyślny dzieciak jest faajny ^^

Part 30b

Przytulanie w windzie! (Mam nadzieję, że nie poczujesz się urażona niskim poziomem moich niektórych komentarzy )

Part 30c

Cytat:
Ciszę przerwało dopiero oburzone Hej! House'a, kiedy Wilson ukradł frytkę z jego talerza.

Haa! Czyżby Wilson chciał zasugerować zmianę ról w ich związku?

Cytat:
Wilson uniósł brwi, patrząc na złocisty kawałek ziemniaka, po czym uśmiechając się lekko, spojrzał House'owi w oczy. - To znaczy, że się cieszysz?

Pytanie! Dzieli się z nim swoim jedzeniem! Cieszy się jak jasna cholera I jest uroczy *_*

Part 31a

Już ostatni part? Mam wrażenie, że jeszcze niedawno dopiero zaczynałam.

Wreszcie Wilson zaczyna mieć rozsądne wątpliwości

Cytat:
Najwyraźniej okazałem się na tyle wielkim egoistą, że nie potrafiłbym rozstać się z jedynym człowiekiem na świecie, który daje mi szczęście. Nawet jeśli przez to muszę być częścią jego szalonego marzenia

Wow, to jest piękne. Pozwól, że sobie skopiuję i kiedyś wykorzystam do podpisu, okej?

Part 31b

Cytat:
Przed jego oczami pojawił się nagle obraz zrównanego z ziemią szpitala, ze stojącymi pośród zgliszczy House'em i doktor Morgan, przygotowującymi się do ostatecznego starcia.

Doktor House: Decydujące Starcie! Mogliby zrobić taką grę, dodatek do Mortal Combat albo czegoś... *chwila zastanowienia* A może lepiej jeden z tych strip pokerów?

Ha! Od początku wiedziałam, że House coś knuje! :>

Part 31c

Ta częśc dorównuje 26d w moim prywatnym rankingu! *_*

Cytat:
- Nosimy różne obrączki. Jak sądzisz, ile czasu zajmie naszej kelnerce wywnioskowanie, że jesteśmy parą gejów, którzy wymknęli się swoim żonom, żeby sobie poużywać, i rozgadanie tego wszystkim dookoła? - zapytał sarkastycznie.


Cytat:
- Gdybyś potrzebował również białka, to jestem do twojej dyspozycji. - House mrugnął do niego znacząco i twarz onkologa natychmiast pokryła się rumieńcem.


Cytat:
To był właśnie jego House – zawsze chętny do pogrywania z ludźmi, zawsze głodny i zawsze gotowy do wykorzystywania sytuacji, że jego najlepszy przyjaciel jest również jego kochankiem


Cytat:
Wilson zaśmiał się krótko. - Biorąc pod uwagę to, że najpierw musiałbym doprowadzić twoją kuchnię do stanu używalności, mniej wysiłku kosztowało mnie skorzystanie z twojej drogi ekspresowej - odparł, zerkając w dół

- Kiedyś obudzisz się przywiązany do łóżka i będziesz musiał ponieść konsekwencje swojego lekkomyślnego zachowania...


Pod każdym z tych cytatów mogłabym dopisać tylko "" albo "*__*" i wyszłabym na mało rozgarniętą, więc pozwolę sobie wszystkie teksty skomentować na raz.
Uwielbiam Twoje żarty, nie wiem, skąd je bierzesz, ale powinnaś zacząć wysyłać je do Shore'a, srsly! W porównaniu z jego ostatnimi męczącymi zagrywkami, Ty brzmisz świeżo jak początek trzeciego sezonu! (Ha, dawno taki dziwaczny komplement nie przyszedł mi do głowy )

Nie pamiętam, ile nocy na to przeznaczyłam, ale niestety nie udało mi się przeczytać wszystkiego za pierwszym razem, a ostatni tydzień miałam tak zawalony, że nie dałam rady poprawić komentarza (który w moim notatniku, jak już pisałam, brzmiał jak jeden wielki bełkot Mam nadzieję, że teraz brzmi trochę lepiej )
I, cóż, chociaż nie przepadam za dziećmi, to związałeś mnie tym tekstem niczym zestawem do S/M, i teraz pozostaje mi w przerażeniu (i z niecierpliwością ) czekać na ciąg dalszy

Mam wrażenie, że powinnam to dać komuś do zbetowania

Ah, więc.
Weny, czasu, czasu i weny


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hilsonka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 16 Maj 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:18, 24 Sty 2010    Temat postu:

Jeśli tak dalej pójdzie, to zakocham się w kornikach i zostanę horumowym zoofilem xD. Mimo moich niespełna 15 lat w jeden dzień przeczytałam wszystkie 31 rozdziałów i jako księżniczka chaosu uznaję, że Gimme, to CZYSTE zUo! xD ochh... przez Twoje korniki aż się nie chce pisać własnych fików! Zanim czytałam Gimme, to raczyłam się one stepem. I wiesz co? Gimme jest O NIEBO... a raczej O PIEKŁO lepsze! xD korniki są niesamowite! mam nadzieję, że ja też jakieś mam *biegnie żeby przesuwać szafy*
Aha... i będę Cię molestować, żebyś tłumaczyła dalej xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ada
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:38, 31 Sty 2010    Temat postu:

wnoszę o przeniesienie do Przechowalni


//na szczęście na Horum nie ma demokracji i jedyne, co można wnosić, to swój wkład w jego rozwój... A tak na marginesie - do Przechowalni trafiają fiki nieaktualizowane od 3 miesięcy, więc Gimme ma jeszcze czas/Richie//


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:56, 31 Sty 2010    Temat postu:

Dlaczego? Z tego, co wiem fik jest nadal w produkcji. Po prostu autorka ma ostatnio problemy z dostępem do internetu.
Nie martwcie się, następny rozdział będzie, jak będzie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ada
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:39, 31 Sty 2010    Temat postu:

No to czekamy, czekamy i paznokcie zżeramy...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:03, 01 Lut 2010    Temat postu:

W ogóle, cóż to za maniery, żeby założyć konto, i w pierwszym poście zażądać przeniesienia Gimme do przechowalni? W dodatku bez żadnego komentarza! *333 szczerzy się niczym rasowy doberman zaczepno-obronny na posesji Ojca mafii*

Oczywiście, że będzie! ^^


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez 333bulletproof dnia Wto 0:44, 02 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 6:45, 03 Lut 2010    Temat postu:

No cóż, jak widać jestem kiepska kiedy trzeba równocześnie pisać dwa fiki... nawet teraz nie wiem, czy brać się za kolejną część Gimme, czy jednak kończyć Kisses... Ale nie martwcie się, co się odwlecze, to nie uciecze - i na dodatek w Gimme będzie era

***

jakastam napisał:
Efekty przyjaźnienia się z osobami o trzy, czy cztery lata starszymi... demoralizacja gwarantowana^^

to się cieszę (i cieszcie się ze mną! ), że zadawanie się z osobami starszymi o lat trzydzieści, czterdzieści nie zrobiło ze mnie młodocianego moherowego bereta *wyobraża sobie minę zaprzyjaźnionej katechetki, gdyby się dowiedziała, czym zajmuje się jej najpilniejsza uczennica*

jakastam napisał:
Jeszcze jedno słowo, że to jest badziew, a ukatrupię...

*postanawia w przyszłości zachować komentarze tego typu dla siebie...*

jakastam napisał:
Pamiętając oczywiście, że w słowniku Jamesa Wilsona nienawidzę cię powiedziane do House'a, znaczy: kocham cię

...a w słowniku House'a: "Nudzi mi się" oznacza "mam ochotę na seks" *tęskni za evay*

jakastam napisał:
No to ja czekam niecierpliwie na hotel

9 cnota główna - czekający doczekają się

***

Este napisał:
ten part naprawdę jest dłuuuugi. Żeby nie było: ja nie narzekam - ja tylko kwikam ze szczęścia, że będzie co poczytać

powinnam była uprzedzić, że trzeba go sobie podzielić i czytać w ratach... to by się Wam czekanie tak nie dłużyło

Este napisał:
Normalnie mam przed oczami scenę z "Birthmarks", kiedy Wilson dawał House'owi Vicodin, i to House'owe: "One?!".

something like that

Este napisał:
Cóż się House taki marudny zrobił? Czarnowidz z niego, że hej...

widocznie udzieliła mu się huśtawka nastrojów Wilsona... trzeba mu wybaczyć

Este napisał:
Zależy, o 'której' lasce jest mowa, ekhm...

hmm... chyba bez względu na użytą "laskę" skończyłoby się to interwencją policji i nocą w areszcie... tylko czy to by do końca zepsuło wieczór?...

Este napisał:
A inne uczucia zaczęły w nim wzbierać i nabrzmiewać, jak ubijanena na twardo piana z jajek, a później twardnieć, jak mrożące się w zamrażarce lody śmietankowe o smaku ptasiego mleczka.

ale, jak już mówiłam, lody? toż to zimne... brrr... Lepsze byłyby gorące bezy prosto z piekarnika

Este napisał:
Wilson, pleciesz jakbyś był w ciąży, no!

tiaaa, ciekawe, czemu...

Este napisał:
Jaaasne, a na ręce wyrósł mu dorodny kaktus.

auć! poor Jimmy... no to handjob w hotelu odpada

Este napisał:
Zapłacił z własnej, nieprzymuszonej woli?

spokojnie... przecież nie zapłacił z własnej kieszeni, tylko z poprowadzonego Wilsonowi portfela

Este napisał:
*rzuca kornikom deskę na pożarcie w nagrodę za dobrą pracę i jako zachętę do dalszego fikowania*

AHA! no to już wiem, skąd to lenistwo korników - obżarły się dechą i zapadły w sen zimowy
it's all your fault!


***

Lady M. napisał:
Zapamiętajcie dzieci, im mniej zmywania tym więcej czasu na tzw. "inne czynności"

chyba że ma się na tyle podzielną uwagę i zręcznego partnera, że można połączyć w czasie zmywanie z "innymi czynnościami"

Lady M. napisał:
Np. Cuddy. Chociaż ona sama jest najlepsza we "wpadaniu" na innych. Całkowicie przypadkowym

jak tsunami... bleh...

Lady M. napisał:
Wątpię aby House to przeżył...

on jest jak kot - ma 9 żyć jedno może poświęcić dla Wilsona

Lady M. napisał:
Wrong idea, Jimmy. Najnowsze badania mówią, że w ilości żelaza, szpinak nie stoi wyżej od zwykłej kalarepy

ale w menu nie było roladek w sosie kalarepowym A w ogóle to JA niecierpię kalarepy, więc Jimmy też nie

Lady M. napisał:
A co miał niby powiedzieć? "Greg, kocham cię! Weź mnie tutaj, natychmiast!"?

well... to by mogło mieć ciekawe zakończenie

Lady M. napisał:
Serio, tym razem zabrakło mi słów

YES, YES, YES!!!

Lady M. napisał:
Czyżbym wyczuwała obietnicę ery?

jessu, Lady, zrobiłabyś czasem wyjątek i poczytała Author's Note... wtedy nie miałabyś wątpliwości

Lady M. napisał:
I na koniec, ilekroć czytam nowy rozdział odnoszę wrażenie, że w życiu nie dociągnę do twojego poziomu. Mało kto potrafi tak przyciągać czytelników jak ty

po co Ci mój poziom, skoro dorównujesz Pratchettowi? on przynajmniej się sprzedaje, a nie działa charytatywnie jak ja



***

Agusss napisał:
Gdybym miała teraz cytować to chyba bym musiała zdanie po zdaniu!

ależ nie krępuj się

Agusss napisał:
Chcemy ery!

no popatrz... a ja myślałam, że macie już dosyć

Agusss napisał:
Korniczkom rzucam coś na pożarcie!

o, następna winna, że korniki zamiast tworzyć, poszły trawić i spać



***

O.M.F.G., 333bulletproof!!!... (chyba jednak miałam trochę nadzieję, że tego nie zrobisz... a tak zmusiłaś mnie niemal do archeologicznej pracy )
Btw - skleiłam całe dochczasowe Gimme w całość... 197 stron w wordzie... ktoś chce to druknąć?

333 napisał:
to muszę ostrzec, że nie znoszę dzieci Jak już pozwolisz Wilsonowi je urodzić, będę Cię namawiać, żeby oddali je Cameron

ja też nienawidzę dzieci za to Wilson w ciąży to prawdziwa kopalnia pomysłów
hmm... oddać dzieci... chciałabym, ale nie mogę, bo będą mi jeszcze potrzebne... do świątecznego fika za rok

to przejdźmy już do rzeczy...

Cytat:
Zazdroszczę Wilsonowi tego balkonu! (Oczywiście, mam na myśli balkon zawierający House'a)

A ja zazdroszczę balkonu House'owi... oczywiście balkonu z Wilsonem

Cytat:
Gimme more of Wilson dirty!talking *_*

tjaaa... żeby jeszcze po polsku się tak dało

Cytat:
Masz zadziwiającą zdolność do robienia z House'a zimnego s*kinsyna (gwiazdkujemy takie słowa na Horum?)

nie, w ogóle takich słów nie używamy, nawet wygwiazdkowanych! tylko w fikach wolno ale skoro żaden mod nie patrz...

Cytat:
Ale House, który nie przestaje być wredny nawet kiedy kogoś kocha, jest House'm!

dziękuję staram się, żeby nie stracił swojej House'owatości ale im dalej, tym to jest trudniejsze... cóż ta miłość do rodziny z nim robi

Cytat:
To jak duże muszą być jego zachcianki skoro tyle pieniędzy na nie idzie?

wejściówki vipowskie na monster trucki ponoć sporo kosztują

Cytat:
Moja kolekcja nieodpowiednich wyobrażeń z tymi panami się powiększa

jupi
[link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych]

Cytat:
Czuję się głupio, wybierając same kawałki z podtekstami/polem dla wyobraźni

ależ niepotrzebnie czujesz się głupio! ja właśnie po to piszę tyle kawałków z podtekstami

Cytat:
(Ale koty, Richie, koty! Wychodzi na to, że House'owi zależy tylko na misce z jedzeniem i miejscu do spania)

a co, może nie?

Cytat:
*unosi tabliczkę z narysowaną 10* *odwraca tabliczkę na drugą stronę, na której dorysowano serduszko*


a czemu to nie tabliczka z narysowanym 69???

Cytat:
Już miałam nadzieję na jakiś phone!sex

ale hints of sex były. Doceń to

Cytat:
Wow, świetnie Ci to wyszło. Bardzo naturalnie

*część zasług wędruje do twórców filmu "Junior". Zdecydowanie!*

Cytat:
To mi się kojarzy z takim uspokajającym tonem, używanym wobec chorych osób i małych dzieci!

House i taki ton? kurcze, już nie pamiętam, na kim to wzorowałam, ale miało zabrzmieć sarkastycznie z nutką zdegustowanego zniecierpliwienia...

Cytat:
Kolejny part, kiedy się zaczytałam)

to były inne?

Cytat:
Um, chyba wychodzę na jakąś nieprzyzwoicie napaloną fankę, ale...
Okej, bez ale. Mogę sobie wychodzić, przy Twoim pisaniu ciężko inaczej



Cytat:
Yay, słodko *_* Wymienianie się ubraniami jest faajne ^^

zaczekaj, aż zacznie się wymieniać ciążowymi ciuchami z Cameron

Cytat:
AAA! Zbudowałaś takie napięcie i sobie poszłaś!

to mój modus operandi bo potem zawsze znajdzie się coś, od czego można zacząć - o ile nie zapomnę, co to miało być

Cytat:
*cichutko* Hurra?

no jak tak można? Wilson cierpi, a Ty się cieszysz

Cytat:
A miks House'a i Wilsona byłby albo najseksowniejszą rzeczą na świecie albo małym potworkiem

ostatnio mnie naszło, że John Barrowman wygląda jak miks House'a i Wilsona tzn oczy i postura House'a, a reszta Wilsona *iz in love*

Cytat:
*ciszej* Może H. go przekona do adopcji...

U mean... żeby oddał do adopcji swoje dzieci?

Cytat:
Taak, to zdecydowanie lepszy pomysł niż uczenie się. Wilson rozbraja

awwwww... no bo po co się uczyć? i tak w końcu się o wszystkim zapomni

Cytat:
Nie-ee, zły House! ;__; *zastanawia się, co będzie się działo w następnych 20 częściach i dochodzi do uspokajającego wniosku, że muszą się pogodzić*

U know... zawsze mogliby się pogodzić dopiero w ostatniej części, a przez wszystkie pomiędzy próbować jakoś żyć bez siebie...

Cytat:
Part 19

damn, a miałam nadzieję, że jakoś wyjątkowo spodoba Ci się ten rozdział... prywatnie uważam go za swój największy wyczyn...

Cytat:
W tym rozdziale minęły mi resztki współczucia dla Wilsona, sama nie wiem czemu. Ale jest przecież dorosły, jest nieodpowiedzialny, jest sam sobie winien, tak? *chowa się przed gromadą broniących go fanek*

jak możesz?

Cytat:
Hej, właśnie. Co z pacjentami? Kto będzie pilnował takiego dwulatka? Zrobią mu kojec w gabinecie diagnostycznym?
Ooh, już wiem do czego można wykorzystać balkon

chyba żłobek będzie jednak bardziej odpowiedni niż balkon... sama pomyśl - jak będą mieli dwulatka w domu, to chociaż na balkonie będą mieli chwilę prywatności

Cytat:
No nie. Najpierw chciał się pogodzić a teraz nie chce go zatrzymać. To się źle skończy.
...
Wiedziałam!

tiaaa... the most lame idea ever! ale wciąż działa

Cytat:
House jest słodki, kiedy próbuje nie być słodki!



Cytat:
AAA! Oh-no.

elokwencja rlz

Cytat:
Przecież mogą oddychać przez nos! Lekarze powinni wiedzieć takie rzeczy!
(Noo, chyba, że robią to całkiem specjalnie)

lekarze wiedzą również, że przy braku tlenu orgazm jest znacznie intensywniejszy a całowanie się jest o wiele przyjemniejsze niż podduszanie (i nie zostawia śladów )

Cytat:
To upiorne! Skojarzyła mi się z jakimś szekspirowskim fatalnym bohaterem

taaaak Cuddy to nie "ona" to "to" I jest upiorne

Cytat:
uwielbiam jego (Twoje) poczucie humoru

ani jego, ani moje - korniczków!!! I dzięki w ich imieniu

Cytat:
Nie wiem czemu to taką wesołość we mnie wzbudza

no i dopsz, o to chodziło

Cytat:
Czy oni nie widzą, że jest tyle lepszych scenariuszy?

może i wiedzą... ale sort of good for us, że tego nie wykorzystują, bo fiki straciłyby rację bytu

Cytat:
Or more dirty talking while fucking!

lepiej nie... odgryzione części ciała trudno potem przyszyć...

Cytat:
Fireworks, magic! Ten rozdział staje się moim ulubionym *_*

jaka szkoda, że to nie był do końca mój autorski pomysł... ale i tak mi miło

Cytat:
Genialne

czasem nawet wracając z uczelni w deszczowy dzień można wpaść na jakiś ciekawy kawałek

Cytat:
...przyszły mi do głowy gumowe rękawiczki

no coś Ty? rękawiczki mają za krótkie... wypustki

Cytat:
Ja i House jesteśmy dosyć zgodni, kiedy idzie o dzieci

no to jest nas stoje...

Cytat:
Ja chcę miniaturową alternatywę! Ja chcę!

bleh... *niecierpi opcji Chouse, a od Wamerona dostaje próchnicy*

Cytat:
Motyw z krawatem świetny *_*

jak większość nieplanowanych wcześniej rzeczy

Cytat:
Niech się pobawią w lekarza! *niewinnie*

taaa, w proktologa

Cytat:
Dziewczynki! Wiedziałam, że to będą dziewczynki!

no oczywiście, a cóż by innego

Cytat:
Przytulanie w windzie! (Mam nadzieję, że nie poczujesz się urażona niskim poziomem moich niektórych komentarzy)

nope, nie czuję się tzn o ile jest to spowodowane zachwytem nad Gimme, a nie znudzeniem tą całą pisaniną

Cytat:
Wow, to jest piękne. Pozwól, że sobie skopiuję i kiedyś wykorzystam do podpisu, okej?

okej, okej, bierz co chcesz
...
aaaaaaa... *jest w szoku, że napisała coś pięknego*

Cytat:
Uwielbiam Twoje żarty, nie wiem, skąd je bierzesz, ale powinnaś zacząć wysyłać je do Shore'a, srsly! W porównaniu z jego ostatnimi męczącymi zagrywkami, Ty brzmisz świeżo jak początek trzeciego sezonu!

dzięki No cóż, ja też nie wiem, skąd je biorę, ale to przez czekanie aż te perełki się pojawią w moim chorym musku musicie tyle czekać na kolejne części

uuuuffff... nie wierzę, że w końcu przez to przebrnęłam *iz spent and exhausted*
dzię-ku-ję!

***

Hilsonka napisał:
Jeśli tak dalej pójdzie, to zakocham się w kornikach i zostanę horumowym zoofilem xD



Hilsonka napisał:
Mimo moich niespełna 15 lat w jeden dzień przeczytałam wszystkie 31 rozdziałów

o lolz Chyba nawet ja nie byłabym w stanie przeczytać tego na raz... 197 stron...

Hilsonka napisał:
Zanim czytałam Gimme, to raczyłam się one stepem. I wiesz co? Gimme jest O NIEBO... a raczej O PIEKŁO lepsze! xD

nawet tak nie żartuj! OSCA jest jedyne w swoim rodzaju i zawsze będzie najlepsze, a potem długo, długo nic Mam nadzieję, że wynik plebiscytu to potwierdzi, a jak nie, to uznam, że ktoś sfałszował wyniki, o!

Hilsonka napisał:
Aha... i będę Cię molestować, żebyś tłumaczyła dalej xD

ależ proszę bardzo... może to coś przyspieszy

***

Ada napisał:
wnoszę o przeniesienie do Przechowalni

no cóż... 333bulletproof i Lady M. powiedziały to, co sama miałam zamiar powiedzieć...
poważnie, nie ma to jak zrobienie dobrego wrażenia na wejściu

***

333 napisał:
*333 szczerzy się niczym rasowy doberman zaczepno-obronny na posesji Ojca mafii*

good doggy!! *pets U*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Śro 22:20, 03 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:29, 03 Lut 2010    Temat postu:

*zastanawia się, czy napisanie jednego z niekończących się Re: Re: nie jest samobójczym pomysłem* *stwierdza, że jest i z radością zabiera się do odpisywania*

Cytat:
Btw - skleiłam całe dochczasowe Gimme w całość... 197 stron w wordzie... ktoś chce to druknąć?


Drukować może nie będe, bo ff wolę czytać z ekranu, ale byłabym bardzo bardzo wdzięczna za podesłanie w pdfie albo jakimś pliku tekstowym, żebym mogła sobie wracać do samego tekstu kiedy zechcę (nawet nie wyobrażasz sobie mojego poirytowania, kiedy po kliknięciu następnej strony i gorączkowym przesunięciu jej do końca nie znajdowałam nowego rozdziału, tylko same komentarze )

Cytat:
hmm... oddać dzieci... chciałabym, ale nie mogę, bo będą mi jeszcze potrzebne... do świątecznego fika za rok


Oddać dzieci, oddać dzieci!
Zawsze mogą... no wiesz... wrócić do nich na święta? Świąteczny pudding, prezenty, House zagra jakąś kolędę, Wilson zapali siedmioramienny świecznik (przypomina mi się bardzo nieodpowiedni rysunek ), zapyta jak w szkole i do widzenia! (Mam nadzieję, że nikt z Amnesty International mnie nie czyta )

Cytat:
tjaaa... żeby jeszcze po polsku się tak dało


Jak dla mnie możesz się następnym razem wziąć za ff po angielsku *nuci niewinnie jakieś wesołe piosenki*

Cytat:
wejściówki vipowskie na monster trucki ponoć sporo kosztują


Wyobraź sobie, że miałam na myśli inne Monster-gadżety
(Tutaj takie niewinne rzeczy Ci przychodzą do głowy, a zaraz a czemu to nie tabliczka z narysowanym 69??? I jak tu Ci dogodzić! )

Cytat:
ale hints of sex były. Doceń to


Doceniam każde słowo, które pracuje na ograniczenie wiekowe +18

Cytat:
*część zasług wędruje do twórców filmu "Junior". Zdecydowanie!*


Za pierwszym razem przeczytałam "Juno" Rzeczy, które w związku z tym przyszły mi do głowy, były straszne

Cytat:
kurcze, już nie pamiętam, na kim to wzorowałam, ale miało zabrzmieć sarkastycznie z nutką zdegustowanego zniecierpliwienia...


A Ty myślisz, że jak ja się odzywam do dzieci, które zbyt wylewnie wyrażają na mnie swoje uczucia? A, że przy okazji staram się brzmieć w miarę spokojnie (żeby nie musieć później ich uspokajać, kiedy już się rozpłaczą), to wyższy stopień wtajemniczenia

Cytat:
to były inne?


Tylko jakaś nadludzka siła woli pomogła mi w zapisywaniu tego wszystkiego, co mnie zachwyciło - bo miałam ochotę czytać bez żadnych przerw (Co się zdarzy, jeśli dostanę od Ciebie sklejone wszystkie części )

Cytat:
zaczekaj, aż zacznie się wymieniać ciążowymi ciuchami z Cameron


Proszęproszęnie! ;_; To brzmi... strasznie! *próbuje wyobrazić sobie Wilsona w pastelowej, ciążowej sukience*

Cytat:
tzn oczy i postura House'a, a reszta Wilsona *iz in love*


Obawiam się, że is not Specjalnie dla Ciebie pokusiłam się o małą zabawę w Photoshopie... TADA!



Cytat:
no bo po co się uczyć? i tak w końcu się o wszystkim zapomni


Yeah, pozostaną tylko pomieszane, niejasne wspomnienia fragmentów fików, wszystkie ery zleją się w jedną (ohgod ) i jedyne słowo, które będzie nam przychodziło do głowy, kiedy już zapadniemy na Alzheimera, będzie brzmiało "Hilson!"

Cytat:
damn, a miałam nadzieję, że jakoś wyjątkowo spodoba Ci się ten rozdział... prywatnie uważam go za swój największy wyczyn...


To chyba dlatego, że w tym momencie zaczynałam powoli przechodzić od stanu "współczucie dla Wilsona" do "Wilson Ty głupku" *chowa się przed lecącym ze strony Richie wiadrem z zamarzniętą wodą* i tak jakoś... Zirytował mnie House wyrzucający Wilsona (chociaż był, był House'm), a potem zirytował mnie tym, że tak szybko mu przeszło, a potem tym, że zmienił zdanie i generalnie chyba przez większą liczbę linijek denerwowałam się na House'a i przestawałam współczuć Wilsonowi i powiedz mi, jak w takim chaosie emocjonalnym ja mam zwracać uwagę na reżyserię? (Well, tzn. oczywiście, że była na tak dobrym poziomie, że 333 kompletnie zapomniała o fikcyjnym charakterze historii i zaczęła przeżywać )

Cytat:
chyba żłobek będzie jednak bardziej odpowiedni niż balkon...


Cóż, moje myślenie musiało być w tamtej chwili mocno upośledzone, bo nie przyszło mi do głowy że House może oddać swoje cudowne dzieci do żłobka
Ale mógłby je oddać Cuddy! Wszyscy byliby szczęśliwi...

Cytat:
elokwencja rlz


No wiesz, starałam się Chociaż teraz jak przeglądam swój komentarz, to faktycznie jest na żałośnie niskim poziomie ^^'

Cytat:
lekarze wiedzą również, że przy braku tlenu orgazm jest znacznie intensywniejszy


Tak tak, nie tylko lekarze to wiedzą Ale mimo wszystko, myślisz że za każdym razem kiedy się całują, to już myślą o orgazmie?

Cytat:
jaka szkoda, że to nie był do końca mój autorski pomysł... ale i tak mi miło


Wykonanie było Twoje! *_* I wykonanie było absolutnie cudowne! (Oj no, spójrzmy prawdzie w oczy - nie da się wymyślić już nic nowego, ludzkość jest zbyt zdegradowana i wszystko już było; liczy się efekt końcowy!)

Cytat:
bleh... *niecierpi opcji Chouse, a od Wamerona dostaje próchnicy*


*przyznaje się po cichu do przeczytania ostatnio Chilsona* (taktak, Chase!top) N/C

Cytat:
nawet teraz nie wiem, czy brać się za kolejną część Gimme, czy jednak kończyć Kisses...


Napisz po jednym rozdziale do każdego (Idealne rozwiązania są zawsze warte większego wysiłku ^^)

Cytat:
good doggy!! *pest U*


*333 merda wyimaginowanym ogonem*
Musisz tylko odkryć przede mną tajemnicze znaczenie słowa "pest", bo mam nadzieję, że nie miałaś na myśli jednego z tych: infection, bug, insect, plague, epidemic, annoying person or thing

Gimme more, gimme more!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 6:50, 05 Lut 2010    Temat postu:

333 napisał:
(nawet nie wyobrażasz sobie mojego poirytowania, kiedy po kliknięciu następnej strony i gorączkowym przesunięciu jej do końca nie znajdowałam nowego rozdziału, tylko same komentarze )

tjaaa... to były czasy... *rozmarzyła się*
a tutaj masz linka do całego dotychczasowego Gimme: [link widoczny dla zalogowanych]

333 napisał:
(przypomina mi się bardzo nieodpowiedni rysunek )

a masz ten rysunek może gdzieś pod ręką?? Nie no, nie oddam dzieci... a jak w końcu zabiorę się za sequel, to i trzecie im sprawię, do kompletu

333 napisał:
Jak dla mnie możesz się następnym razem wziąć za ff po angielsku

awwww... chciałabym tak umieć no cóż, może tym razem uda mi się w końcu zabrać za naukę gramatyki angielskiej, a wtedy coś może z tego będzie

333 napisał:
Wyobraź sobie, że miałam na myśli inne Monster-gadżety

U mean, stroje króliczka z playboya? No i pewnie House musiał odkupić Wilsonowi tę bajecznie drogą butelkę oliwy z oliwek, którą zbeszcześcili poza kulisami Gimme... czy coś w tym stylu

333 napisał:
(Tutaj takie niewinne rzeczy Ci przychodzą do głowy, a zaraz a czemu to nie tabliczka z narysowanym 69??? I jak tu Ci dogodzić! )

a kto mówi o niewinnych rzeczach? Niewinnie to może było z Cam, ale założę się, że gdyby poszedł z Wilsonem, to wata cukrowa znalazłaby się na innym patyczku... I jeszcze ekstra dopłata do vipowskich wejściówek, żeby przelecieć Wilsona w kilku szoferkach Monster Trucków

333 napisał:
A, że przy okazji staram się brzmieć w miarę spokojnie (żeby nie musieć później ich uspokajać, kiedy już się rozpłaczą), to wyższy stopień wtajemniczenia

skąd ja to znam...

333 napisał:
Proszęproszęnie! ;_; To brzmi... strasznie! *próbuje wyobrazić sobie Wilsona w pastelowej, ciążowej sukience*

*kocha siać popłoch*
gaaad, przecież Cam musiała mieć inne ciuchy oprócz sukienek A co do Wilsona w pastelach...
[link widoczny dla zalogowanych]

333 napisał:
Specjalnie dla Ciebie pokusiłam się o małą zabawę w Photoshopie... TADA!

bosh, nie masz co robić z Photoshopem, tylko ludzi straszyć? Nie, nie, nie - syn House'a i Wilsona musiałby wyglądać tak:
[link widoczny dla zalogowanych]

333 napisał:
potem zirytował mnie tym, że tak szybko mu przeszło, a potem tym, że zmienił zdanie i generalnie chyba przez większą liczbę linijek denerwowałam się na House'a i przestawałam współczuć Wilsonowi i powiedz mi, jak w takim chaosie emocjonalnym ja mam zwracać uwagę na reżyserię?

no dooobra, jesteś usprawiedliwiona
i wiem, że to trochę za szybko, ale no... gdyby House miał zmienić zdanie później, to ja musiałabym wymyślić coś, żeby chłopaki nie spotkali się w szpitalu ani nigdzie, no i w ogóle żeby to nie przypominało Mody na Sukces... AND nie należy zapominać o tym, z jaką szybkością pracuje umysł House'a - on musiał szybko dojść do nowych wniosków, więc wyszło jak wyszło

333 napisał:
Cóż, moje myślenie musiało być w tamtej chwili mocno upośledzone, bo nie przyszło mi do głowy że House może oddać swoje cudowne dzieci do żłobka
Ale mógłby je oddać Cuddy! Wszyscy byliby szczęśliwi...

już raczej Wilson by nie oddał ze swoim instynktem macierzyńskim
a Cuddy... bleh, jeszcze by kompletnie zepsuła dziewczynki... *krzyk*

333 napisał:
Ale mimo wszystko, myślisz że za każdym razem kiedy się całują, to już myślą o orgazmie?

czyżbyś sugerowała, że myślisz, że oni o tym nie myślą?

333 napisał:
liczy się efekt końcowy!)

...rozpryśnięty na szybie

333 napisał:
*przyznaje się po cichu do przeczytania ostatnio Chilsona*

też czytałam, chociaż nie ostatnio... ale to Wilson chciał Chase'a do zabawy, więc mogłam to przeżyć

333 napisał:
Napisz po jednym rozdziale do każdego

tylko od którego zacząć? bo chyba nie chcesz, żebym pisała równocześnie - zdanie tu, zdanie tam?...

333 napisał:
Musisz tylko odkryć przede mną tajemnicze znaczenie słowa "pest",

aaaaa damn literówki
oczywiście chodziło o "pets"
*pets'a 333 jeszcze raz*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 7:24, 08 Lut 2010    Temat postu:

Cytat:
hmmm... zanim przejdziemy do ery... to znaczy – do rzeczy, muszę Wam powiedzieć, że chyba nie można czuć się bardziej idiotycznie, niż pisząc te wszystkie sprośności i skubiąc jednocześnie słonecznik, a z dworu dochodzi bicie dzwonów wzywających na poranną mszę To tyle z mojej strony, jeśli chodzi o psucie nastroju

Najwyższy czas na walentynkową erę, tak mocno spóźnioną, że wypadła prawie o czasie




Part 31 'd'


Przechodząc przez doskonale sobie znane obrotowe drzwi hotelu, Wilson szczerze żałował, że mimo wszystko nie pojechali do domu. Wprawdzie minęło już sporo czasu, odkąd wynajmował tu pokój, ale przecież mieszkał w tym hotelu tak długo, że większość pracowników znała go przynajmniej z widzenia. I nie, wcale nie chodziło o to, że nagle zjawia się tutaj w towarzystwie mężczyzny, zamierzając wynająć pokój z podwójnym łóżkiem. Zdecydowanie bardziej dręczyło go to, co pomyślą o nim ludzie, skoro chce wynająć ten pokój tylko na jedną noc...

- Wilson, rozchmurz się, to był w końcu twój pomysł... - zamruczał mu do ucha House i wymownie objął go ramieniem w pasie, nie zwracając uwagi na nieco zdegustowane miny przechodzącej obok starszej pary.

- Jakoś sobie tego nie przypominam – prychnął Wilson, czując że w jakiś niepojęty sposób bliskość House'a równocześnie onieśmiela go i uspokaja.

- Och, daj spokój! Sam wspomniałeś o tym hotelu! To tak, jakbyś sam się prosił...

Wilson przewrócił oczami, starając się wyglądać na poirytowanego, co było dosyć trudne, biorąc pod uwagę to, że słowom House'a towarzyszyło łaskoczące muśnięcie warg o jego ucho.

- Uważaj, czego sobie życzysz, bo możesz to dostać... - wymamrotał pod nosem powiedzonko, które nad wyraz często sprawdzało się, kiedy miało się do czynienia z Gregorym House'em.

- O tak, Jimmy, dziś w nocy dostaniesz wszystko, co zechcesz... - House zaśmiał się cicho, gardłowo, sprawiając, że jego kochanek poczuł dreszcz podniecenia, przenikający go od stóp do głów. A może stało się to za sprawą uda diagnosty, ocierającego się o jego nogę, kiedy równym krokiem zmierzali w kierunku recepcji? Wilson przełknął ślinę, zastanawiając się, jak zdoła przetrwać całą rozmowę, konieczną do wynajęcia pokoju, skoro już teraz nie mógł skupić się na niczym innym, poza obietnicą wspaniałego seksu, którą niósł ze sobą każdy gest House'a.

- Mógłbyś chociaż nie zachowywać się tak, jakbym dopiero co poderwał cię na jakimś rogu? - odezwał się półgłosem, bezskutecznie próbując wykrzesać z siebie ton dezaprobaty.

- Hej! Przecież to ty chciałeś pokazać światu, jacy jesteśmy razem szczęśliwi! - odparł radośnie House, ściągając na nich spojrzenia kilku zaskoczonych osób.

Wilson pokręcił głową. Już dawno powinien się nauczyć, że każde słowo wypowiadane w obecności diagnosty może – czy raczej – z pewnością zostanie wykorzystane przeciwko niemu. Pytanie tylko gdzie i kiedy oraz jakie nieodwracalne szkody z tego wynikną. “No cóż, przynajmniej tym razem szkody będą minimalne”, pomyślał, nie dostrzegając w holu żadnej znajomej twarzy. Ale jego świeżo zbudowany spokój legł w gruzach, gdy zobaczył kobietę, która siedziała za kontuarem recepcji.

- Susan, miło cię znowu widzieć! - powiedział, przywołując na twarz swój zawodowy uśmiech. Oparł się przedramieniem o kontuar, siląc się na swobodną postawę, czego zdecydowanie nie ułatwiała mu lewa dłoń House'a leżąca na jego biodrze, ani sam diagnosta, który stanął za nim i gorącym oddechem drażnił wrażliwą skórę na jego karku.

Kobieta podniosła wzrok znad klawiatury komputera i również uśmiechnęła się na widok znajomej twarzy.

- James? Dawno cię tutaj nie było. Myślałam, że znalazłeś w końcu jakieś ładne mieszkanie...

- Owszem, z nim na wyposażeniu – odparł, zerkając przez ramię na przyjaciela i przelotnie napotykając jego zaciekawione spojrzenie, którym House obdarzał go za każdym razem, kiedy miał powody przypuszczać, że Wilson wdał się w kolejny romans za plecami swojej żony. Na szczęście udało mu się odwrócić wzrok, zanim poczułby się zmuszony do wytłumaczenia House'owi, że z Susan łączyło go tylko kilka drinków wypitych w hotelowym barze i parę towarzyskich konwersacji, chociaż podejrzewał, że prędzej czy później ta rozmowa go nie ominie.

Wyraz zmieszania na twarzy recepcjonistki świadczył o tym, że najwyraźniej dopiero teraz zauważyła obecność drugiego gościa i tylko pogłębił się on jeszcze bardziej, gdy uświadomiła sobie znaczenie krótkiej wymiany spojrzeń, jaka miała miejsce między mężczyznami. Susan pamiętała, że Wilson raz czy dwa wspominał o swoich nieudanych małżeństwach i że wtedy zastanawiała się, dlaczego taki miły i przystojny facet miał problemy w związkach z kobietami – ona sama poczuła do niego sympatię niemal od pierwszego wejrzenia i gdyby nie to, że była zajęta, pewnie spróbowałaby się z nim umówić. “Teraz przynajmniej wszystko jasne”, pomyślała, uśmiechając się do siebie, po czym obdarzyła serdecznym uśmiechem stojącą przed nią parę.

- Cieszę się, że wreszcie ci się układa – zwróciła się do Wilsona, po czym bardziej profesjonalnym tonem zapytała: - Czym mogę wam w takim razie służyć?

- Um... - Onkolog chrząknął, częściowo zaskoczony wyrozumiałością dawnej znajomej, a częściowo dlatego, że House znów obejmował go zaborczo, dając wszystkim do zrozumienia, że Wilson należy tylko i wyłącznie do niego. - Chcieliśmy wynająć pokój...

- ...z dużym łóżkiem – dodał nie-tak-znowu-cichym szeptem House, sprawiając, że na policzkach Wilsona pojawił się jasnoróżowy rumieniec.

- Oczywiście. - Susan posłała House'owi porozumiewawcze spojrzenie. - Na długo?

Wilson z trudem stłumił uczucie, że znalazł się między młotem a kowadłem. Jeszcze chwilę temu liczył wyłącznie na to, że Susan nie będzie zniesmaczona jego związkiem z House'em, a teraz wyglądało na to, że między nią a jego kochankiem pojawiła się tajemnicza nić porozumienia. To było prawdziwie zaskakujące, jak szybko House potrafił zjednywać sobie ludzi, jeśli tylko tego chciał.

- Tylko na tę noc – odpowiedział po kolejnym chrząknięciu. - Mamy mały problem z ogrzewaniem w kamienicy i musimy się gdzieś podziać, dopóki nie usuną usterki – skłamał niezbyt przekonująco, nie wierząc nawet, że jakiekolwiek kłamstwo w tej sytuacji jest potrzebne.

Susan skinęła głową, wyszukując nazwisko Wilsona w komputerowej bazie danych, a chwilę później podała mu kartę magnetyczną, którą otwierało się pokój.

- Numer 415, na czwartym piętrze. Życzę przyjemnej nocy.

- O to proszę się nie martwić. Z pewnością będzie to przyjemna noc... - odparł House i nie dopuszczając Wilsona do głosu, popchnął go stanowczo w kierunku wind.

Wiedząc, że nie ma szans się wyrwać, onkolog ruszył posłusznie przed siebie, słysząc za plecami rozbawiony śmiech recepcjonistki.

- House, to nie było potrze... - zaczął, gdy tylko znaleźli się w pustej kabinie, ale natychmiast został uciszony mocnym pocałunkiem. House przyciągnął go blisko do siebie, tak że nawet przez dwie warstwy wierzchnich okryć Wilson mógł wyraźnie poczuć erekcję swojego kochanka i jego własne podniecenie natychmiast urosło do poziomu, który czuł w restauracyjnej łazience. Jęknął bezwolnie i przesunął dłońmi po piersi diagnosty, zmierzając ku jego szyi, ale zanim zdołał go objąć, rozległ się sygnał oznajmiający, że dotarli na właściwe piętro i House odsunął się od niego z uśmieszkiem samozadowolenia.

- No rusz się, chyba że chcesz, żebyśmy skończyli w windzie... - powiedział, poruszając prowokacyjnie brwiami, po czym wyprowadził oszołomionego onkologa na korytarz. - A poza tym... tamto było jak najbardziej potrzebne – dodał, omiatając wzrokiem numery na drzwiach pokoi, póki nie zorientował się, w którą stronę powinni się udać. - Przynajmniej twoja przyjaciółka dała nam pokój na końcu korytarza, żeby nikt nie podsłuchiwał odgłosów naszych miłosnych igraszek...

- Miłosnych czego? - Wilson zamrugał, otrząsając się z po-pocałunkowego szoku. - Chwila! Susan nie jest moją przyjaciółką! Nie w takim sensie!

- Mam to gdzieś. - House wzruszył ramionami i trzymając Wilsona za rękę, pociągnął go w obranym wcześniej kierunku. - Dopóki jesteś ze mną, wszystkie twoje byłe kochanki nie mają dla mnie żadnego znaczenia.

Wilson chciał jeszcze coś powiedzieć, ale znaleźli się właśnie pod drzwiami z numerem 415 i House popchnął go na pobliską ścianę, kolejny raz zamykając mu usta pocałunkiem. Zanim się zorientował, diagnosta zabrał mu z ręki magnetyczny klucz i na oślep wsunął go w szczelinę czytnika, póki cichy pisk nie oznajmił, że zamek został odblokowany. Na ten dźwięk House zamruczał w usta Wilsona, z jeszcze większym pożądaniem przypierając go własnym ciałem do ściany, aż onkolog chwycił go mocno za ramiona i zaczął wiercić się rozpaczliwie pod jego ciężarem, na wpół próbując się uwolnić, na wpół – szukając bliższego kontaktu.

- Mmmm... wygląda na to, że mój deser jest równie niecierpliwy, co ja... - wymamrotał diagnosta, wsuwając dłoń pomiędzy poły płaszcza kochanka.

Wilson znieruchomiał, wtulając twarz w szyję przyjaciela, a płytki, szybki oddech uwiązł mu w gardle, gdy House zdecydowanym ruchem potarł przez spodnie jego erekcję. Dłonie onkologa, jeszcze przed chwilą wczepione kurczowo w płaszcz na ramionach House'a, przesunęły się na jego plecy, przyciągając go bliżej, a biodra Wilsona poruszyły się w przód, napierając na ocierającą się o jego spodnie rękę i wydobywając z ust House'a gardłowy pomruk.

- Czyżby mały Jimmy aż tak bardzo nie mógł się doczekać swojego walentynkowego występu? - szepnął z udawaną obojętnością, jednak jego ochrypły z podniecenia głos był wystarczająco wyraźnym dowodem na to, że mały Greg sam chciałby już się wydostać z coraz ciaśniejszych jeansów.

Onkolog wymamrotał coś niezrozumiałego w odpowiedzi, przywierając ustami do pulsującej tętnicy na szyi House'a, lecz po chwili jego ręce obejmujące starszego mężczyznę rozluźniły się odrobinę, pozwalając diagnoście odsunąć się o pół kroku, czyli dokładnie na tyle, ile było mu potrzebne, żeby oderwać Wilsona od ściany i wmanewrować go przez otwarte drzwi do wnętrza hotelowego pokoju.

Gdy tylko otoczyła ich łagodna ciemność, zatrzymali się, żeby złapać oddech. Przez dobrą minutę patrzyli sobie nawzajem w oczy, aż wreszcie House – nie mogąc się dłużej opierać połyskującym w mroku i delikatnie rozchylonym ustom swojego kochanka – wyciągnął lewą rękę do twarzy onkologa i nachylił się, żeby go pocałować. Wilson przechylił głowę, ocierając się policzkiem o wnętrze dłoni diagnosty i oddał pocałunek w najbardziej powolny ze wszystkich możliwych sposobów.

To było jak nowy początek całego wieczoru i obaj o tym wiedzieli, wymieniając pełne miłości spojrzenia, po czym ich oczy zamknęły się niemal równocześnie, a dwie pary rąk zabrały się do dzieła, niespiesznie pozbawiając ich nawzajem ubrań – rzucony niedbale plecak House'a upadł przy szafce koło łóżka, płaszcze i marynarki wylądowały na podłodze wokół stóp obu mężczyzn. Kiedy House z wyjątkową dla siebie starannością rozwiązywał krawat przyjaciela, Wilson wyszarpnął zza paska spodni jego t-shirt, by wreszcie poczuć pod palcami rozgrzaną skórę swojego kochanka. Ten pierwszy całkowicie intymny kontakt sprawił, że obaj westchnęli równocześnie, a ich stykające się bez przerwy usta ułożyły się w zadowolone uśmiechy.

Uporawszy się z krawatem, House zabrał się za rozpinanie jednego po drugim guzików koszuli onkologa, od czasu do czasu muskając opuszkami palców nowe obszary jego odsłoniętej klatki piersiowej. Przy każdym takim dotyku Wilson wydawał z siebie ciche odgłosy zadowolenia, aż w końcu odchylił głowę do tyłu, zachęcając House'a, żeby podążył ustami w ślad za swoimi dłońmi.

House'owi nie było potrzebne inne zaproszenie. Wsunąwszy dłonie pod koszulę kochanka, przesunął je w górę i na boki, pozbywając się białego materiału koszuli, który przesłaniał mu widok. Nie mogąc się powstrzymać, zmarnował krótką chwilę na podziwianie jedwabiście gładkiej skóry młodszego mężczyzny swoimi błyszczącymi drapieżnie oczami, jakby widział ją pierwszy raz w życiu, po czym pochylił się, by dotknąć jej rozchylonymi wargami, zaczynając tuż poniżej ucha onkologa i zmierzając wzdłuż mięśni jego szyi w dół, ku obojczykowi i dalej, w stronę lewego barku, gdzieniegdzie pieszczotliwie przygryzając zębami rozgrzane podnieceniem ciało. Wilson reagował na to wszystko stłumionymi jękami, podczas gdy jego własne dłonie wędrowały bezustannie po plecach diagnosty, zagłębiając się w mięśnie, pozostawiając na skórze ślady paznokci i podciągając coraz wyżej koszulkę House'a, aż ten był zmuszony oderwać się na od onkologa i pozwolić mu zdjąć z siebie kłopotliwy element garderoby.

Diagnosta wykorzystał ten moment, żeby rozejrzeć się po pokoju – gdyby to od niego zależało, mógłby bawić się z Wilsonem w ten sposób jeszcze jakiś czas, ale jego noga wyraźnie domagała się odpoczynku, psując cały nastrój. Na szczęście łóżko znajdowało się zaledwie dwa metry od nich za plecami onkologa, więc House wykorzystał pierwszą nadarzającą się okazję i chwyciwszy kochanka za nadgarstki, popchnął go w stronę czekającego posłania.

Potykając się o rozrzucone po podłodze ciuchy, w kilku krokach pokonali ostatni odcinek drogi przed upragnioną metą, gdzie House obrócił ich wokół własnej osi i z westchnieniem ulgi opadł na materac, pociągając Wilsona między swoje rozchylone kolana. Onkolog, zaskoczony nagłą inicjatywą House'a, nie miał innego wyjścia, jak tylko mu się podporządkować, szczególnie że jego nadgarstki niemal natychmiast zostały uwolnione z mocnego uścisku, a palce House'a z wprawą zaczęły rozpinać jego pasek i rozporek. Kiedy spodnie zsunęły się z jego bioder i opadły swobodnie na ziemię wokół jego kostek, Wilson odruchowo przytrzymał się ramion przyjaciela w obawie, że lada chwila kolana odmówią mu posłuszeństwa – sam oddech House'a, który czuł na brzuchu, doprowadzał go do szaleństwa, a diagnosta, zamiast zdjąć z niego bokserki, jedynie z irytującą powolnością wodził opuszkami palców tuż ponad ich krawędzią. Onkolog zaczynał się już zastanawiać, jak skłonić przyjaciela, żeby przeszedł wreszcie do rzeczy, kiedy z dołu dotarło do niego niespodziewane pytanie:

- Myślisz, że twoje małe lokatorki nie mają nic przeciwko temu, co tu robimy?

Wilson jęknął rozpaczliwe. - Jeśli będziesz dłużej zwlekał, w końcu same ci odpowiedzą – odparł, zdecydowany, że sam zajmie się sobą, jeżeli House nadal będzie z nim pogrywał w ten sposób.

Diagnosta zachichotał, a jego łaskoczący oddech sprawił, że brzuch młodszego mężczyzny pokrył się gęsią skórką. - Boże, Wilson, od kiedy przeszkadza ci odrobina gry wstępnej? - zapytał i bez ostrzeżenia zsunął z niego bokserki.

Wilson przygryzł dolną wargę, żeby nie krzyknąć, kiedy chłodne powietrze dotarło do wszystkich zakamarków jego ciała. Sklecony naprędce komentarz o różnicach między grą wstępną a torturami ustąpił miejsca przekonaniu, że przy pierwszej nadarzającej się okazji będzie musiał stosownie ukarać House'a za takie traktowanie. Zanim jednak zdążył wyartykułować tę groźbę, poczuł dłonie przyjaciela na swoich pośladkach oraz wilgotne wargi obejmujące jego pulsujący członek i musiał wykorzystać całą swoją samokontrolę, żeby nie dojść w tej samej sekundzie.

Diagnosta zastygł w bezruchu na kilka sekund, dając Wilsonowi czas na ochłonięcie. Zaczekał, aż palce wczepione w jego barki rozluźniły się odrobinę i dopiero wtedy poruszył językiem, masując dolną stronę erekcji przyjaciela. Onkolog zakwilił przez zaciśnięte zęby, czując elektryczny impuls, biegnący wzdłuż kręgosłupa wprost do ośrodka przyjemności w jego mózgu. Żadna kobieta, z którą był wcześniej nie potrafiła doprowadzić go do takiego stanu w równie mistrzowski sposób, co House, więc Wilson zawsze robił, co w jego mocy, by nie stracić ani sekundy tych zniewalających pieszczot - teraz jednak resztkami sił przypomniał sobie, że nie tak chciał zakończyć ten wieczór, dlatego im szybciej uzdolnione usta House'a wypuszczą go ze swoich objęć, tym lepiej dla nich obu.

- House... - wymamrotał, przygryzając dolną wargę. - House, przestań!

House spojrzał w górę, do tego stopnia wytrącony z rytmu sprzeciwem kochanka, że pozwolił jego erekcji wysunąć się spomiędzy jego warg.

- Co jest, Wilson? Dobrze się czujesz? - zapytał ze szczerym zaniepokojeniem.

Wilson ledwo powstrzymał się przed odruchowym sięgnięciem dłonią do karku, czując się głupio jak rzadko kiedy. - Wszystko w porządku, tylko... mówiłeś wcześniej, że mam ci coś udowodnić, kiedy... kiedy będę na górze... - wydusił z siebie, uśmiechając się ze zmieszaniem.

House roześmiał się, przewracając przy tym oczami. - Boże, Wilson... A zabrzmiałeś co najmniej tak, jakbyś miał zaraz zacząć rodzić! - powiedział i ciągle się śmiejąc, przesunął się na środek łóżka.

Wilson oblał się ciemnoczerwonym rumieńcem, ale widok House'a rozciągniętego na materacu i rozpinającego jeansy od razu przywołał go do porządku. Pośpiesznie zrzucił buty, które wciąż miał na nogach i zostawiwszy je razem ze spodniami i bielizną obok łóżka, wrócił do leżącego na środku pokoju stosu ubrań. W jednej chwili odnalazł swój płaszcz, wydobył z jego kieszeni niewielką buteleczkę i pół minuty później klęczał już na łóżku u boku swojego nagiego i gotowego na wszystko kochanka.

- Zobacz, co zabrałem przed wyjściem z mojego biurka – zamruczał, machając przed oczami House'a opakowaniem żelu nawilżającego o zapachu truskawek. - Pomyślałem, że lepiej zużyć go w domu, niż gdyby miał stracić ważność, zanim wrócę do pracy...

House zmarszczył brwi, z uwagą przyglądając się butelce w dłoni onkologa. - To na pewno z twojego gabinetu? Czy wymyśliłeś tę historyjkę na poczekaniu, a tak naprawdę dostałeś to jako pożegnalny prezent od jednej z pielęgniarek? - zapytał, przenosząc badawcze spojrzenie na twarz Wilsona.

Wilson sapnął z oburzeniem i nie znajdując lepszej odpowiedzi, pokazał House'owi język, prowokując u niego kolejnych wybuch śmiechu.

- Okej, okej, tylko żartowałem – wykrztusił, ugodowo głaszcząc biodro przyjaciela. - Nie zapominaj, że w twoim stanie nie powinieneś się tak łatwo irytować, Jimm-mmm... - Reszta zdania zamieniła się w pomruk zaskoczenia, gdy Wilson pochylił się błyskawicznie i z pasją zaatakował usta diagnosty.

House nie pozostał mu dłużny - wpił się z zapałem w jego wargi, wysuwając język na spotkanie języka Wilsona. Przez kilkanaście sekund każdy z nich bezowocnie próbował zdobyć przewagę nad drugim, ale z wolna ich pocałunek stał się coraz mniej gorączkowy i gwałtowny, by po kolejnej minucie przejść w czułe i delikatne muśnięcia ust. Wilson odłożył na bok butelkę żelu i przytrzymując się obiema dłońmi barków kochanka, przełożył najpierw jedno kolano, a potem drugie ponad jego udem, by usadowić się między jego rozłożonymi nogami. House zamruczał gardłowo, czując jak sztywny członek onkologa ociera się o jego jądra i krocze, a Wilson zadrżał na całym ciele, słysząc ten nieopisanie seksowny odgłos.

- Teraz już wierzysz, że bardzo cię kocham? - wyszeptał w usta diagnosty, poruszając lekko biodrami w nadziei, że jeszcze raz wydobędzie z House'a ten uroczy odgłos.

House jęknął krótko, ale pokręcił głową. - Chyba musisz się bardziej postarać... - wydyszał i uniósł nogi, by objąć nimi talię młodszego mężczyzny.

Wilson wygiął plecy, przywierając podbrzuszem do ciała kochanka. Był już tak bliski spełnienia, że z każdym kolejnym dotknięciem gorącej skóry House'a coraz bardziej wątpił, że zdoła wytrzymać wystarczająco długo. Wyciągnął rękę po pozostawioną chwilę wcześniej butelkę, ale House wykazał się większym refleksem - nie tylko ją złapał, ale nawet otworzył, czekając tylko na to, by wycisnąć jej zawartość na dłoń onkologa.

Wilson zamruczał z uznaniem dla domyślności przyjaciela. Całując go w nagrodę, sięgnął w dół, żeby pokryć śliską substancją swój pulsujący niecierpliwie członek i nie tracąc czasu na zbędne przygotowania wszedł w niego jednym płynnym ruchem.

House krzyknął cicho, bardziej z zaskoczenia niż z bólu i zacisnął palce na prześcieradle, gdy kolejne pchnięcie dosięgnęło jego prostaty. Jego nogi zaczęły ześlizgiwać się z bioder onkologa, które zdążyły pokryć się cienką warstewką potu, więc objął mocniej pas swojego kochanka, pragnąc go jeszcze bliżej siebie i jeszcze głębiej w sobie. Wilson uśmiechnął się z satysfakcją, kiedy łydki House'a otarły się o jego pośladki. Czując jak jego ramiona drżą z wysiłku, ugiął ręce w łokciach, by dosięgnąć ust kochanka. Już pierwsze muśnięcie warg sprawiło, że powieki diagnosty zatrzepotały i uniosły się, odsłaniając jego ciemne z pożądania oczy. Sam ich widok sprawił, że Wilsona ogarnęła fala euforii, której źródło biło daleko poza fizycznością. Przyspieszył tempo, równocześnie sięgając po kolejny głęboki pocałunek i czując całym sobą, jak ciało House'a pręży się pod nim w oczekiwaniu na kolejne pchnięcia.

- Jestem już tak blisko, House... - wymamrotał, prawie nie odrywając się od jego warg. Nie musiał pytać, czy jego kochanek jest równie bliski spełnienia, bo dawały mu to do zrozumienia ciche jęki, które starszy mężczyzna wydawał z siebie z każdym wypuszczanym oddechem. - No dalej... dotknij się... zrób to dla mnie... chcę, żebyśmy skończyli razem... - mruczał, spuszczając głowę tak nisko, że zarost diagnosty drapał go w czubek nosa.

Prawa dłoń House'a rozprostowała się wolno, zostawiając po sobie zmiętą pościel i wsunęła się między spocone brzuchy obu mężczyzn. Wilson poczuł, że mięśnie diagnosty zaciskają się miarowo wokół jego członka, dokładnie w rytm ręki House'a przesuwającej się w górę i w dół po jego erekcji i wiedział, że tylko sekundy dzielą go od zapierającego dech w piersiach orgazmu. Jego własne mięśnie były napięte do granic możliwości, powieki opadły, kryjąc ciemnoczekoladowe oczy i jedyne co był w stanie zrobić, to pchnąć biodrami raz, drugi, trzeci... aż eksplodował, wypełniając swojego kochanka gorącym nasieniem.

Przez naprawdę długą chwilę nie był świadom niczego innego, poza swoim galopującym tętnem rozbrzmiewającym mu w uszach i szaleńczymi uderzeniami serca w swojej klatce piersiowej. Następną rzeczą, jaką poczuł, był czuły dotyk dłoni House'a na policzku i skroni, i z trudem otworzył oczy, by ujrzeć spełnioną twarz człowieka, którego kochał najbardziej na świecie.

- Kocham cię – wyszeptał bez tchu, zdając sobie sprawę, jak trywialnie i bezsensownie brzmi to wyznanie po tym, co właśnie między nimi zaszło.

House uśmiechnął się lekko, zbyt wyczerpany, by przewrócić oczami i uniósł głowę z poduszki, by odpowiedzieć pocałunkiem na słowa przyjaciela. Dopiero po tym Wilson znalazł siły, by opaść bezwładnie na łóżko obok diagnosty, a po minucie z westchnieniem ulgi przeciągnąć się na materacu. Był tak zmęczony, że żaden kataklizm nie byłby w stanie zmusić go, żeby się ruszył.

- Mam przez to rozumieć, że nie będzie następnej rundy? – usłyszał tuż przy uchu głęboki głos House'a i resztką sił wykrzesał z siebie niedbałe prychnięcie.

- Nie wcześniej, niż za rok, House – mruknął, wtulając głowę w poduszkę. - I tylko jeśli sobie zasłużysz...

Onkolog nie dosłyszał wymamrotanej pod nosem odpowiedzi House'a, ale czując drgnięcia materaca, domyślił się, że jego przyjaciel wstaje z łóżka, prawdopodobnie zmierzając do łazienki. Całą wieczność, czy coś koło tego później, poczuł ciepły, wilgotny ręcznik przesuwający się po jego brzuchu i klatce piersiowej, a następnie otulający go szczelnie koc i obejmujące go od tyłu ramiona kochanka, ale dopiero rano miał się przekonać, czy działo się to naprawdę, czy może był to jedynie fragment jednego z wielu kolorowych snów, jakie miał tej nocy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pon 7:27, 08 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narcyza
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 8:56, 08 Lut 2010    Temat postu:

Awwww! *oczka błyszczą się z radości*
(Przyznam, że czytam już od dawna, zanim jeszcze założyłam konto )

To było cudowne! Czytałam z zapartym tchem, mając gdzieś nawet śniadanie! xD Narazie nie mam konstruktywnego komentarza, jest zbyt wcześnie Ale później coś wyskrobię, obiecuję.
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 35, 36, 37 ... 67, 68, 69  Następny
Strona 36 z 69

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin