Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Gimme more of your love [35 A / 44] s. 55
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 36, 37, 38 ... 67, 68, 69  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Pytam tak z ciekawości... Co miałoby być?
chłopiec
49%
 49%  [ 37 ]
dziewczynka
50%
 50%  [ 38 ]
Wszystkich Głosów : 75

Autor Wiadomość
milea
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: The Mighty Boosh
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:18, 08 Lut 2010    Temat postu:

O M G ! ! !

to chyba znowu jakaś telepatia, obudziłam się z chcicą na erę, a tu nowe Gimme! *skacze z radości jak głupia*

ja ten... no... nie wiem co powiedzieć... jak zwykle przy każdej nowej części... kocham ten fik...

miałam dzisiaj zabrać się za czytanie The Picture of Dorian Grey, ale chyba rzucę książką w kąt i przeczytam Gimme od początku

i jako Twoja fiancee, proponuję, abyśmy razem zamieszkały! i codziennie przed snem będziemy sobie opowiadać hilsonowe dobranocki!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:07, 08 Lut 2010    Temat postu:

Gimme!

Cytat:
- Mógłbyś chociaż nie zachowywać się tak, jakbym dopiero co poderwał cię na jakimś rogu? - odezwał się półgłosem, bezskutecznie próbując wykrzesać z siebie ton dezaprobaty.


Tzn. "mógłbyś nie przestawać się tak zachowywać", me wie lepiej

Cytat:
- Mmmm... wygląda na to, że mój deser jest równie niecierpliwy, co ja... - wymamrotał diagnosta, wsuwając dłoń pomiędzy poły płaszcza kochanka.


Chce iść do restauracji, w której daje takie desery!

Cytat:
House obrócił ich wokół własnej osi i z westchnieniem ulgi opadł na materac, pociągając Wilsona między swoje rozchylone kolana.


Housee! *fangirlowski pisk*

Cytat:
- Myślisz, że twoje małe lokatorki nie mają nic przeciwko temu, co tu robimy?


Wyobraź sobie, że czytając to, co napisałaś wcześniej, zdążyłam zapomnieć o małych lokatorkach? (Kolejna z rzeczy, o które mnie pewnie podejrzewałaś, że powiem!)
I, no, uhm... Mam nadzieję, że nie jesteś zła, kiedy moja podświadomość przy każdej możliwej okazji radośnie amputuje Wilsonowi te dwa słodkie gratisy

Wilson mówi! *_* Me love kiedy Wilson mówi, ale to już wiesz

Cytat:
(...) dopiero rano miał się przekonać, czy działo się to naprawdę, czy może był to jedynie fragment jednego z wielu kolorowych snów, jakie miał tej nocy.


A co to ma znaczyć coo? Mam nadzieję, że to tylko taki żart (chociaż... gdybym Wilson obudził się teraz z takiego snu i jeszcze raz zrobił wszystko na jawie, wcale bym się nie obraziła )

***

Cytat:
masz linka do całego dotychczasowego Gimme


Dzię-ękuję!

Cytat:
Nie no, nie oddam dzieci... a jak w końcu zabiorę się za sequel, to i trzecie im sprawię, do kompletu


*cichy protest* Nie-ee, proszęproszę, wiem, że Wilson-przedszkolanka jest kuszącym pomysłem, ale wystarczy im dwójka! Chyba, że sequel będzie się dział 10 lat później i ominiesz całą ciążę A dzieci wykorzystasz tylko do tego, żeby przeszkadzały im rano w łóżku i zmywały naczynia, haaa.

Cytat:
U mean, stroje króliczka z playboya? No i pewnie House musiał odkupić Wilsonowi tę bajecznie drogą butelkę oliwy z oliwek, którą zbeszcześcili poza kulisami Gimme... czy coś w tym stylu


Kind of (Zabierz mnie za kulisy! Dam Ci wszystko, tylko mnie tam zabieerz! *_* *wyobraża sobie Richie z torebką popcornu, colą i paczką papierosów, schowaną za kurtyną i podglądającą chłopców 24h/dobę* Me are jealous!)

Cytat:
Niewinnie to może było z Cam, ale założę się, że gdyby poszedł z Wilsonem, to wata cukrowa znalazłaby się na innym patyczku... I jeszcze ekstra dopłata do vipowskich wejściówek, żeby przelecieć Wilsona w kilku szoferkach Monster Trucków


Czy TO jest jedna z tych poza-kulisami scen? *_*
"Specjalnie dla naszych największych fanów! Przeżyj niezapomniany seks w szoferce Zielonego Giganta! Przyciemniane szyby zapewnią Wam odrobinę prywatności, a w skrytce pod kierownicą znajdziecie specjalny upominek od organizatora! Tylko teraz w promocyjne cenie 99.90 $!"

No dobrze, zgadzam się na to, jak wyglądał by syn chłopców, ale... i tak nie jest od nich lepszy! Nawet połączenie ich najlepszych cech nie daje takich efektów jak oryginały

Cytat:
AND nie należy zapominać o tym, z jaką szybkością pracuje umysł House'a - on musiał szybko dojść do nowych wniosków, więc wyszło jak wyszło


Nie mówię, że wyszło źle, dzięki takiemu tempu ustrzegłaś się przed moim narzekaniem na jego zachowanie W pewnym sensie I przychodzi mi do głowy teraz scena z jakąś ich sprzeczką, kłótnia się kończy i zanim Wilson zdąży ochłonąć, House już ma przeanalizowaną całą sytuację i ze spokojem mędrca z Tybetu zaczyna mu wszystko wyjaśniać

Cytat:
czyżbyś sugerowała, że myślisz, że oni o tym nie myślą?


Mam nadzieję, że myślą Ale przecież często kończy się tylko na całowaniu! (No dobra, w Gimme częściej jednak kończy się dużo później )

Cytat:
...rozpryśnięty na szybie


So true, so b-e-a-utiful!

Cytat:
*pets'a 333 jeszcze raz*


*wyimaginowany ogon rozmerduje się na wszystkie strony*
Weny, weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Pon 22:48, 08 Lut 2010    Temat postu:

O kurde!
Richie czy widzisz te moje błyszczące oczy? Tak! To dzięki Tobie! I Twojej zajebiaszczej ERY!! Tak właśnie na to czekałam! Ja nawet nie potrafie powiedzieć co mi się bardziej podobało, bo wszystko mi się podobało!
Nikt jednak nie moze równać sie Tobie w pisaniu Er! Tak jestem mistrzem!

Aż czytając to zrezygnowałam z własnych pomysłów...

WENY! Ja chcę więcej Gimme!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 4:07, 09 Lut 2010    Temat postu:

Narcyza napisał:
Awwww! *oczka błyszczą się z radości*

awwwww, bardzo mi miło

Narcyza napisał:
(Przyznam, że czytam już od dawna, zanim jeszcze założyłam konto )

no to już teraz wiem, skąd te 30 tys. odsłon

Dziękować baaaardzo

***

milea napisał:
to chyba znowu jakaś telepatia, obudziłam się z chcicą na erę, a tu nowe Gimme!

Hilsonkowa telepatia jest wielka

milea napisał:
i jako Twoja fiancee, proponuję, abyśmy razem zamieszkały! i codziennie przed snem będziemy sobie opowiadać hilsonowe dobranocki!

to chyba znów telepatia, bo póki co sama opowiadam sobie przed snem Hilsonowe dobranocki Ale nie mam nic przeciwko, żeby ktoś mi je poopowiadał Gorzej, że moje dobranocki raczej nie nadają się do powtórzenia


***

333 napisał:
Chce iść do restauracji, w której daje takie desery!

ja teeeż!!! ale tylko House zna adres

333 napisał:
Wyobraź sobie, że czytając to, co napisałaś wcześniej, zdążyłam zapomnieć o małych lokatorkach?

wyobraź sobie, że ja musiałam na siłę o nich pamiętać przy pisaniu Ale i tak słabo to wyszło, żadnych dekoncentrujących kopnięć ani nic... *zóa, zóa Richie* Muszę się poprawić next time - tylko niech sobie przypomnę, w którym rozdziale planowałam, że House wreszcie podzieli radość Wilsona

333 napisał:
Mam nadzieję, że nie jesteś zła, kiedy moja podświadomość przy każdej możliwej okazji radośnie amputuje Wilsonowi te dwa słodkie gratisy

well... ja tam zła nie jestem, nie w tym sensie Ale niedługo - w czasoprzestrzeni Gimme - trudno będzie zignorować Wilson's rounded belly

333 napisał:
Wilson mówi! *_* Me love kiedy Wilson mówi, ale to już wiesz

nooo... Wilson mówi indeed A nawet pokazali nam, że potrafi śpiewać...

333 napisał:
A co to ma znaczyć coo? Mam nadzieję, że to tylko taki żart (chociaż... gdybym Wilson obudził się teraz z takiego snu i jeszcze raz zrobił wszystko na jawie, wcale bym się nie obraziła )

to pomieszanie się Wilsonowi snu z jawą dotyczyło tylko tego ostatniego kawałka, o wycieraniu, otulaniu i przytulaniu W prawdziwość ery obolały Wilson nie mógłby wątpić
-----------------
333 napisał:
Dzię-ękuję

nie-ma-za-co

333 napisał:
Chyba, że sequel będzie się dział 10 lat później i ominiesz całą ciążę

um... to by było nieco... kłopotliwe, zwłaszcza że chcę to zrobić House'owi
a plany sequela 20 lat później też są... ale wyjątkowo mętne i nawet nie moje, prawdę mówiąc

333 napisał:
A dzieci wykorzystasz tylko do tego, żeby przeszkadzały im rano w łóżku i zmywały naczynia, haaa.

nie mam pojęcia do czego wykorzystam dzieci... poza tym, że będą dla Wilsona-chwilowo-samotnego-rodzica prawdziwym utrapieniem...

333 napisał:
(Zabierz mnie za kulisy! Dam Ci wszystko, tylko mnie tam zabieerz! *_* *wyobraża sobie Richie z torebką popcornu, colą i paczką papierosów, schowaną za kurtyną i podglądającą chłopców 24h/dobę* Me are jealous!)

crap... przez ostatnią paczkę papierosów spaliła się kurtyna i nawet sama nie mogę chłopaków podglądać - tylko korniki wysyłam
...
tiaaa... jeszcze się 'właściwe Gimme' nie skończyło, a Ty byś już chciała DVD Extras

333 napisał:
No dobrze, zgadzam się na to, jak wyglądał by syn chłopców, ale... i tak nie jest od nich lepszy!

nie mówi, nie mówi, dopóki nie zobaczysz go w akcji
<object width="425" height="344"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/oMP__phEwjw&hl=pl_PL&fs=1&"></param><param name="allowFullScreen" value="true"></param><param name="allowscriptaccess" value="always"></param><embed src="http://www.youtube.com/v/oMP__phEwjw&hl=pl_PL&fs=1&" type="application/x-shockwave-flash" allowscriptaccess="always" allowfullscreen="true" width="425" height="344"></embed></object>

333 napisał:
I przychodzi mi do głowy teraz scena z jakąś ich sprzeczką, kłótnia się kończy i zanim Wilson zdąży ochłonąć, House już ma przeanalizowaną całą sytuację i ze spokojem mędrca z Tybetu zaczyna mu wszystko wyjaśniać

Może dałoby się to jakoś wykorzystać... Chociaż nie sądzę, żeby Wilsonowi w ciąży takie wyjaśnienia pomogły się uspokoić

333 napisał:
Ale przecież często kończy się tylko na całowaniu!

still... chłopaki mogą sobie pomyśleć



***

Agusss napisał:
Richie czy widzisz te moje błyszczące oczy? Tak! To dzięki Tobie! I Twojej zajebiaszczej ERY!!



Agusss napisał:
Nikt jednak nie moze równać sie Tobie w pisaniu Er!

A evay??? A NiEtYkAlNa??? A Narcyza??? (evay wymiata - moja mentorka w pisaniu er *tęskni za Psim Fikiem* )

Będzie więcej Gimme, kiedyś... Najpierw muszę uporządkować kalendarz Wilsonowej ciąży, bo już się gubię, co i kiedy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Wto 18:14, 09 Lut 2010    Temat postu:

Richie117 napisał:

A evay??? A NiEtYkAlNa??? A Narcyza??? (evay wymiata - moja mentorka w pisaniu er *tęskni za Psim Fikiem* )

Będzie więcej Gimme, kiedyś... Najpierw muszę uporządkować kalendarz Wilsonowej ciąży, bo już się gubię, co i kiedy


Tak, tak one też pięknie, wspaniale piszą!
Ale Ty jesteś mistrzem! Kocham wszystko co piszesz! Czy to fluff czy angst czy deathfic to ja kupię wszystko Twoje!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:37, 10 Lut 2010    Temat postu:

Zatem widać, że każdy ma swojego mistrza...

uff... ja i pisanie angstu? *nadal się dziwi, kto tak zaklasyfikował Kisses *

a co powiesz na death!Gimme?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Czw 1:11, 11 Lut 2010    Temat postu:

No pewnie, że każdy ma

To nie ja! I nie w takim sensie to mówiłam Nieważne jednakże xD

Nie! Tego nie zrobisz! Przyrzeknij tutaj przed wszystkimi, że tego nie zrobisz!! Bo ja inaczej Cię... [cenzura] xD



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:39, 11 Lut 2010    Temat postu:

ja nie mogę niczego obiecywać, bo to wszystko dzieuo Korniczków. To ONE są wszystkiemu winne

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 7:11, 01 Mar 2010    Temat postu:

Cytat:
Ta-da!!! Kolejny rozdział Wybaczcie korniczkom taki oklepany wątek – podobno mają wobec niego jakiś lekko erowy plan A z mojego radosnego planu zgrania czasu akcji fika z czasem rzeczywistym nic nie wyjdzie, ale to oczywiście było do przewidzenia

Enjoy!

*biegnie z ulgą odpocząć przy którymś z tłumaczeń*




Part 32 'a'


House wszedł do mieszkania, mamrocząc pod nosem niewybredne przekleństwa. Z impetem zatrzasnął drzwi, a ociekające wodą kask, plecak i skórzaną kurtkę rzucił z łoskotem w kąt.

Niech to jasna cholera!

Słoneczny i ciepły - jak na koniec lutego - poranek zachęcił go do pierwszej w tym roku przejażdżki motorem do szpitala. O tym, jak duży błąd popełnił, dowiedział się wczesnym popołudniem, gdy wreszcie zakończył swój dyżur w klinice i spojrzał w okna szpitalnego holu. Po słońcu nie było ani śladu, a z ciemnoszarych chmur zasnuwających niebo sypały się ogromne płatki mokrego śniegu. House jeszcze wtedy miał nadzieję, że pogoda poprawi się, zanim skończy pracę, ale wraz z mijającymi godzinami ta nadzieja malała proporcjonalnie do powiększającej się warstwy mokrej brei, która pokrywała ulice i chodniki, widoczne z okien jego gabinetu.

Kwadrans po siedemnastej, zgarniając dłonią śnieg z siodełka motocykla, zastanawiał się po raz setny, czy nie lepiej byłoby wrócić do domu taksówką, ale ostatecznie stwierdził, że kwadrans spędzony na dwóch kółkach jest mniejszym złem, niż wydawanie pieniędzy na bóg-wie-jak-długie stanie w korkach, na dodatek w towarzystwie taksówkarza, który z pewnością starałby się zabawić go jakąś durną rozmową.

Skupiony na swoim pulsującym nieprzyjemnie udzie, mokrych jeansach, które lepiły mu się do nóg i tyłka oraz lodowatych strużkach wody, spływających mu za kołnierz, nie zauważył w pierwszej chwili, że w mieszkaniu panuje grobowa cisza, a światło rozpraszające mrok pochodzi z ulicznych latarni.

- Wilson?! - zawołał, zakładając, że jego przyjaciel poszedł się zdrzemnąć do sypialni. W ciąży czy nie, Wilson powinien w taką pogodę czekać na niego z ręcznikiem i gorącą herbatą, zamiast spać w najlepsze. - Wilson! - zawołał jeszcze raz, nie doczekawszy się odpowiedzi.

Nadal żaden odgłos, świadczący o obecności onkologa nie zmącił ciszy. House zmarszczył brwi i ruszył do sypialni, ale nikogo tam nie zastał.

- Szlag! - Dopiero teraz dotarło do House'a, że samochodu Wilsona nie było pod blokiem. - Pewnie ten kretyn znów pojechał do Cameron... - mruknął pod nosem. Normalnie nie miał nic przeciwko temu – dopóki Wilson nie zaczynał opowiadać, jakim uroczym i mądrym dzieckiem jest Gabe – ale teraz czuł, że jeśli coś, a najlepiej ktoś, nie odwróci jego uwagi od nasilającego się bólu w nodze, to nadchodząca noc dla nikogo nie będzie przyjemna.

House przebrał się w suche ciuchy i wrócił do salonu, po drodze wstępując do kuchni po piwo. Połknął dwie tabletki Vicodinu i z braku lepszej alternatywy przez kilkanaście minut skakał po kanałach. W końcu trafił na dosyć interesujący program przyrodniczy i wyciągnął się wygodnie na kanapie, próbując skupić się na polujących skorpionach, zamiast na tępym bólu, promieniującym w kierunku prawej kostki i prawego biodra.

Kiedy opróżnił butelkę piwa, zerknął na zegarek i przekonał się, że minęło kolejne pół godziny, a po Wilsonie wciąż nie było ani śladu. To było dziwne, ale jeszcze nie na tyle, żeby House zaczął się martwić. W końcu Wilson był dorosłym facetem, a House nie był jego niańką, prawda? Mimo wszystko House sięgnął po bezprzewodowy telefon i położył go obok pilota, na wypadek, gdyby Wilson zadzwonił z wiadomością, że z powodu awarii zasilania utknął w hipermarkecie lub że przytrafiło mu się coś równie głupiego. Jednak czas mijał, ostatni skorpion upolował ostatnią ofiarę, a House powoli zaczynał mieć dosyć czekania, aż jego przyjaciel raczy wrócić do domu i zająć się przygotowaniem kolacji. Wystukał numer komórki onkologa, układając w myślach sarkastyczne powitanie, ale kiedy w słuchawce rozbrzmiał pierwszy sygnał oczekującego połączenia, z kąta salonu dotarł do niego znajomy odgłos dzwonka – najwyraźniej Wilson podłączył komórkę do prądu i zapomniał zabrać jej ze sobą.

Gdzie, u diabła, podział się mój zorganizowany Jimmy?, pomyślał na wpół w przenośni, na wpół zupełnie serio.

Przez chwilę obracał w rękach bezprzewodową słuchawkę, rozważając wszystkie “za” i “przeciw” zadzwonieniu do Cameron, żeby upomnieć się o swoją zgubę. Szybko jednak zrezygnował, wyobrażając sobie, jak przez kolejny tydzień Wilson będzie z uporem maniaka powtarzał, jakie to słodkie, że House się za nim stęsknił. Rzucił telefon na stolik do kawy i przymknął oczy – Vicodin, piwo i nudne dialogi jakiejś telenoweli zajęły się resztą i House nawet nie wiedział, kiedy zasnął.

Brzęk kluczy upadających na szafkę przy drzwiach, wyrwały diagnostę z bardzo przyjemnego snu, w którym - z zemsty za dodatkowe godziny w klinice - wrzucał do torebki Cuddy małego, ale wyjątkowo jadowitego skorpiona. Oparł się na łokciach, żeby posłać Wilsonowi zirytowane spojrzenie porzuconego kochanka, ale widok jaki ujrzał na dobrą minutę wprawił go w osłupienie.

- Wilson! Co ci się, do cholery, stało?! - zapytał podniesionym głosem, gdy tylko odzyskał zdolność mówienia.

Onkolog wzruszył ramionami, zrzucając z nich przy okazji przemoczone okrycie i natychmiast odwrócił się plecami do House'a, nieudolnie starając się ukryć przed jego wzrokiem swój płaszcz, który w rzeczywistości był nie tylko mokry, ale również ubłocony do tego stopnia, że nadawał się wyłącznie do pralni. Na ten widok oczy diagnosty zrobiły się okrągłe jak spodki.

- Wilson? Co, do diabła...?

- Uwierz mi: nie chcesz wiedzieć – wymamrotał niewyraźnie Wilson. Wiedział, że to tylko odwlekanie w czasie nieuniknionego, ale i tak ruszył w stronę sypialni, zanim House zdążył powtórnie się odezwać.

Diagnosta spojrzał w ślad za nim, upewniając się, że nie tylko płaszcz Wilsona, ale wszystkie jego ubrania były przemoczone do suchej nitki. Nie było mowy, żeby zdążył zmoknąć do tego stopnia, w czasie krótkiej drogi z samochodu do drzwi mieszkania. House żałował, że nie może poderwać się z kanapy i biegiem dogonić wymykającego się z salonu przyjaciela, ale nie zamierzał bezczynnie czekać, aż Wilson wróci i udzieli mu wyjaśnień.

- O nie, z całą pewnością chcę! - zawołał za nim, kuśtykając po mokrych śladach w głąb mieszkania.

Sypialnia była zamknięta, co tylko podsyciło zmieszaną z zaciekawieniem irytację diagnosty. Nie trudząc się pukaniem, nacisnął klamkę i z rozmachem otworzył drzwi do pokoju.

- Co się... - Okej, nawet House'a zaczynało nudzić powtarzanie w kółko tego samego pytania. – Wilson, powiesz mi wreszcie...

Onkolog siedział na brzegu łóżka, wycierając ręcznikiem włosy. Po jego zdenerwowanych ruchach House bez problemu poznał, że Wilson celowo gra na zwłokę. Oparł się o framugę drzwi i czekał, aż jego kochanek znudzi się udawaniem, że nie zauważył jego obecności. Jego cierpliwość została w niedługim czasie nagrodzona – Wilson przetarł po raz ostatni twarz i opuścił dłonie z ręcznikiem na kolana, spoglądając na diagnostę zrezygnowanym wzrokiem.

- Okej, House, wszystko ci wyjaśnię, tylko najpierw pozwól mi się przebrać...

Diagnosta skinął głową i splótł ramiona na piersi, dając mu jasno do zrozumienia, że – owszem – może poczekać, ale nie zamierza nigdzie się ruszać. Wilson zmiął w dłoniach ręcznik i spojrzał na ślady błota, które zostawił na podłodze.

- Mógłbyś... mógłbyś zostawić mnie na chwilę? - wyjąkał, doskonale wiedząc, że jego prośba spotka się z odmową.

- Ależ Jimmy... nigdy wcześniej nie przeszkadzała ci moja obecność, kiedy się przebierałeś... - House starał się brzmieć beztrosko, ale zachowanie Wilsona zaczynało go naprawdę niepokoić.

Wilson wymamrotał coś pod nosem i z ociąganiem zaczął się rozbierać. House ani na chwilę nie spuszczał go z oka, obserwując uważnie, jak jego przyjaciel zdejmuje przez głowę mokrą bluzę i t-shirt, a następnie pochyla się, żeby rozwiązać sznurowadła. Chociaż w pokoju paliła się tylko nocna lampka, diagnosta i tak zauważył, że plecy Wilsona od razu pokryły się gęsią skórką, a jego ramiona dygoczą z zimna. Wreszcie onkolog pozbył się butów i przemoczonych skarpetek i wstał, żeby zdjąć spodnie. House nieco wbrew własnym zasadom doszedł do wniosku, że skoro już tam jest, równie dobrze może się na coś przydać – wyciągnął z szafy ciepły dres i rzucił go na łóżko.

- Dzięki. - Wilson posłał mu krótki uśmiech. Niedbale przesunął ręcznikiem po karku i klatce piersiowej i wciągnął na siebie dresową bluzę, a dopiero potem zaczął rozpinać spodnie.

House widział wyraźnie, że drugi mężczyzna chce coś przed nim ukryć – i przeczucie mówiło mu, że wcale nie chodzi o bokserki, które – jak się okazało – były równie przemoczone, jak reszta ubrań onkologa. Już otwierał usta, żeby powiedzieć Wilsonowi, że ma przestać bawić się z nim w kotka i myszkę, ale wtedy onkolog zsunął z siebie bieliznę i oczom diagnosty ukazało się to, co – jak House podejrzewał – było najgorszą częścią niewypowiedzianej historii.

- Wilson! Natychmiast mów, co to ma znaczyć! - zażądał, odruchowo kuśtykając w stronę kochanka, żeby przyjrzeć się dokładnie fioletowej plamie ciągnącej się od prawego biodra onkologa aż po pośladek i być może poszukać innych obrażeń, które mu umknęły. Ale Wilson zdążył już usiąść na łóżku i wciągał pośpiesznie spodnie, demonstrując swoją niechęć do jakiejkolwiek obdukcji.

- To nic takiego, poślizgnąłem się tylko... - wyjaśnił, nie podnosząc wzroku.

- Gdzie? Na brzegu fontanny? - House nie dał się zbyć byle jaką wymówką. - Nie chcesz mi chyba wmówić, że przez to, że się poślizgnąłeś, wyglądasz tak, jakbyś się kąpał w ubraniu!

Wilson wzruszył ramionami i sięgnął po świeży ręcznik, żeby jeszcze raz wytrzeć wilgotne włosy. House czekał jeszcze przez chwilę, aż onkolog powie coś więcej, ale nadwyrężonej przez cały wieczór cierpliwości starczyło mu tylko na kilka sekund. Z westchnieniem podszedł do łóżka i usiadł obok Wilsona.

- To chyba nie sprawka Chase'a, co? - zapytał, starając się brzmieć żartobliwie. Jeżeli nie mógł wyciągnąć z Wilsona niczego bezpośrednimi pytaniami, ostatecznie zdecydował się podejść go sposobem.

Onkolog wzdrygnął się, słysząc dziwaczne pytanie. - Chase? Skąd ci przyszło do głowy...

- To po prostu logiczne: Chase wie o twojej przeszłości, a że ostatnio bywasz w jego domu częściej niż on sam... Jeżeli zaczaił się na ciebie i cię pobił, powiedz tylko słowo, a obetnę mu następną premię. - House wyszczerzył zęby w uśmiechu.

Wilson przewrócił oczami, ale zamiast się roześmiać, zasępił się jeszcze bardziej. - Miło z twojej strony, ale to nie Chase. Ja... - chrząknął, spuszczając głowę. - Ktoś mi ukradł samochód, kiedy pojechałem zatankować...

House prychnął z niedowierzaniem. - Żartujesz, prawda? Kto byłby na tyle głupi, żeby kraść pięcioletnie Volvo?

- Bo ja wiem?... Jakieś dzieciaki... - Wilson wzruszył ramionami. - Wracałem do samochodu, kiedy podeszło do mnie czterech nastolatków... przynajmniej takie sprawiali wrażenie, w bluzach z kapturem i w ogóle... Jeden z nich zapytał, czy nie mam zapalniczki, a gdy odwróciłem się, żeby mu odpowiedzieć, drugi z nich mnie popchnął, a trzeci wyrwał mi z ręki portfel i kluczyki... - Onkolog zamilkł i przesunął stopami po dywaniku przy łóżku, jakby dopiero teraz zauważył, że ciągle nie włożył suchych skarpetek.

House wpatrywał się w przyjaciela kompletnie zszokowany. Ta historia była tak banalnie niedorzeczna, że nie nadawała się nawet na wiarygodne kłamstwo. Ale z drugiej strony – jeśli coś takiego mogło się komuś przytrafić, to Wilson był idealnym kandydatem...

- Jeszcze mi powiedz, że próbowałeś ich zatrzymać i stąd ten siniak?! Na boga, Wilson... Któryś z nich mógł mieć nóż albo cokolwiek... Twój głupi samochód nie jest... nie był wart tego, żeby zgrywać bohatera! - powiedział podniesionym głosem i uświadomił sobie, że prawie wykrzyczał ostatnie słowa, kiedy Wilson posłał mu zranione spojrzenie.

- Oczywiście, że nie próbowałem się z nimi bić! Masz mnie za idiotę?! - odparł równie ostro onkolog, ale w następnej sekundzie znów się zgarbił i dotknął dłonią brzucha w miejscu, w którym poczuł delikatne kopnięcie. Jego gardło ścisnęło się nieprzyjemnie, sprawiając, że kolejne słowa były niewiele głośniejsze od szeptu: - Zresztą... chyba rzeczywiście jestem idiotą. Powinienem być bardziej ostrożny, skoro muszę teraz uważać nie tylko na siebie...

House'a ogarnęło poczucie winy. Wiedział, że jego gniewny wybuch nie był skierowany przeciwko Wilsonowi, że była to tylko reakcja obronna przeciwko przerażającym myślom o tym, w jakim niebezpieczeństwie znalazł się jego kochanek oraz jego dzieci. Żałował tego, co powiedział, a jeszcze bardziej tego, że jakaś wewnętrzna blokada powstrzymywała go przed wzięciem w ramiona jedynego człowieka, który tak wiele dla niego znaczył. Zamiast tego położył dłoń na kolanie onkologa i ścisnął je uspokajająco.

- To nie była twoja wina, że jakieś gnojki cię napadły... Takie rzeczy się zdarzają... - mruknął, wkładając w to całe przekonanie, na jakie mógł się zdobyć. Wilson uspokoił się trochę, ale nic nie powiedział. Siedzieli tak kilka minut, zanim House uznał, że czas wrócić do rzeczywistości: - Wezwałeś chociaż policję?

Wilson pokręcił głową. - Wtedy, kiedy tamten mnie popchnął, poślizgnąłem się na jakiejś zamarzniętej kałuży i wylądowałem na ziemi. Zanim się pozbierałem, ani ich, ani mojego samochodu już nie było. Oczywiście nie było też żadnych świadków, więc pomyślałem, że to bez różnicy, czy zgłoszę kradzież od razu, czy dopiero po powrocie do domu. Moja komórka musiała zostać w samochodzie, więc nie miałem jak po ciebie zadzwonić i po prostu wróciłem tutaj na piechotę...

Teraz House naprawdę miał ochotę nawrzeszczeć na Wilsona, ale w porę się opanował – po sposobie, w jaki młodszy mężczyzna pociągał nosem, diagnosta bez problemu rozpoznał, że jego przyjaciel jest na granicy łez, a zapłakany Wilson był dziesięć razy gorszy nawet od Wilsona z migreną.

- Twoja komórka została w domu – powiedział, wyciągając z szuflady łóżka paczkę chusteczek. Podał je Wilsonowi, na co tamten zareagował bladym uśmiechem. - Ale czemu wracałeś pieszo, zamiast wziąć taksówkę? Z tego, co pamiętam, jedyna stacja benzynowa pomiędzy naszym domem a mieszkaniem Cameron znajduje się chyba godzinę drogi stąd...

Wilson nie odpowiedział od razu, zajęty wycieraniem nosa i załzawionych oczu, ale gdy się odezwał, nie brzmiał już tak nieszczęśliwie, jak przed paroma minutami:

- Widziałeś, jak wyglądałem, kiedy przyszedłem do domu. Żaden taksówkarz nie wpuściłby mnie w takim stanie do samochodu, a poza tym nie miałem przy sobie pieniędzy... Do Cameron miałem trochę bliżej niż tutaj, ale nie chciałem jej denerwować...

House przewrócił oczami. “Całe szczęście, że Wilson ma jeszcze kilka miesięcy na postawienie siebie i dzieci na pierwszym miejscu swojego systemu wartości. Jeśli potem dalej będzie bardziej troszczył się o cały świat niż o siebie...” – wolał nie kończyć tej myśli, chociaż wizja samego siebie zajmującego się bliźniaczkami, kiedy w tym samym czasie Wilson trzymał za rękę któregoś ze swoich bezcennych pacjentów, niebezpiecznie zbliżyła się do linii jego mentalnego horyzontu.

- Skoro spędziłeś tyle czasu na dworze, na dodatek w lodowatej ulewie, czemu nie wskoczyłeś od razu do wanny pełnej gorącej wody? Chyba wiesz, że przeziębienie to ostatnia rzecz jakiej potrzebujesz? - zapytał, popadając na moment w lekarski ton.

- Nic mi nie będzie. - Wilson zbył obawy przyjaciela. - Poza tym muszę zadzwonić do banku i anulować karty kredytowe, a jak znam ciebie, już nie możesz się doczekać kolacji...

- Okej, jak chcesz. - Napomknienie o kolacji przypomniało House'owi, że poza kanapką na lunch nie jadł niczego od śniadania, co znacznie osłabiło jego zapał do pouczania Wilsona. - Ale w takim razie ja zajmę się telefonami, a ty kolacją. Im prędzej położysz się dzisiaj do łóżka, tym mniejsza szansa, że wpakujesz się w jakieś nowe kłopoty...

Wilson zachichotał, słuchając tego wszystkiego. House był jedynym człowiekiem, jakiego znał, który potrafił być tak niezwykle troskliwy, jednocześnie ukrywając to pod maską sarkazmu.

- Dzięki. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił – mruknął, nachylając się w stronę kochanka i całując go krótko w kącik ust.

- Prawdopodobnie tkwiłbyś w swoim gabinecie, kończąc raport z całego miesiąca – zadrwił House, klepiąc przyjaciela po kolanie, z którego przez całą rozmowę nie zabrał ręki. - Chodź już. Jeśli zrobisz coś przyzwoitego na kolację, to może pozwolę ci się do siebie przytulić przed zaśnięciem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:19, 01 Mar 2010    Temat postu:

Miałam wcześniej napisać, ale mnie zagonili do roboty ;x


Cytat:
podobno mają wobec niego jakiś lekko erowy plan

*-*
(tak, iście genialne, wiem )

Cytat:
na dodatek w towarzystwie taksówkarza, który z pewnością starałby się zabawić go jakąś durną rozmową.

Jechałam dwa razy taksówką. Za każdym razem facet chciał ze mną pogadać, a ja, niewychowana, nie wciągnęłam się w dyskusję xD

Cytat:
mokrych jeansach, które lepiły mu się do nóg i tyłka

mrmrmrmrmr
Podoba mi się to *-*

Cytat:
W ciąży czy nie, Wilson powinien w taką pogodę czekać na niego z ręcznikiem i gorącą herbatą

po co herbata?
Wilson też dobrze rozgrzewa

Cytat:
Szybko jednak zrezygnował, wyobrażając sobie, jak przez kolejny tydzień Wilson będzie z uporem maniaka powtarzał, jakie to słodkie, że House się za nim stęsknił.

Toż to by była tragedia

Cytat:
wrzucał do torebki Cuddy małego, ale wyjątkowo jadowitego skorpiona.

Dlaczego tylko we śnie?

Cytat:
House nieco wbrew własnym zasadom doszedł do wniosku, że skoro już tam jest, równie dobrze może się na coś przydać

Bardzo wbrew własnym zasadom wręcz!
Ale to milusie, że jest w stanie nagiąć swoje zasady dla Wilsona

Cytat:
Żartujesz, prawda? Kto byłby na tyle głupi, żeby kraść pięcioletnie Volvo?

*patrzy z niepokojem przez okno na samochód ciotki, która ma Volvo, które z kolei wcale nie wygląda na nowe*

Cytat:
dotknął dłonią brzucha w miejscu, w którym poczuł delikatne kopnięcie.

To jest słooodkie
Malusia Gregusia kopnęła... tatusię? xD

Cytat:
(...)wizja samego siebie zajmującego się bliźniaczkami, kiedy w tym samym czasie Wilson trzymał za rękę któregoś ze swoich bezcennych pacjentów(...)

Nie mogę, nie mogę sobie tego wyobrazić

Cytat:
to może pozwolę ci się do siebie przytulić przed zaśnięciem.

I tak dasz się przytulić


Biedny, biedny Wilson. Zawsze mu się przytrafiają takie historie, no Ciapa kochana

Weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narcyza
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:35, 01 Mar 2010    Temat postu:

Jaki House jest słodki xD I jak każdy powiem, że Wilson to zawsze musi mieć takiego strasznego pecha xD

Weny! (wybacz za mało rozbudowany komentarz, wciągnęłam się w diagnozowanie choroby mojego chłopaka xD)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
milea
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: The Mighty Boosh
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:49, 02 Mar 2010    Temat postu:

jedyne co mi przyszło do głowy jak Wilson się tak ociągał z rozbieraniem było to, że urosły mu piersi

jestem nienormalna

a właśnie, można prosić o Wilsona karmiącego piersią jak już urodzi? House'owi chyba spodobałaby się para cycków w domu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 5:34, 03 Mar 2010    Temat postu:

Izoch napisał:
Miałam wcześniej napisać, ale mnie zagonili do roboty ;x

a bóóó, co za straszni ludzie trzeba na nich nasłać House'a z laską

Izoch napisał:
mrmrmrmrmr
Podoba mi się to *-*

specjalnie dlatego to napisałam

Izoch napisał:
Wilson też dobrze rozgrzewa

ale Wilson może zaczekać, aż herbata zostanie wypita... on przynajmniej nie stygnie i nie traci właściwości rozgrzewających

Izoch napisał:
Dlaczego tylko we śnie?

bo skorpiony są drogie może House kiedyś poprosi Lucasa o drugiego oposa, żeby wepchnąć go Cuddy...

Izoch napisał:
Ale to milusie, że jest w stanie nagiąć swoje zasady dla Wilsona

i tylko dla niego
ech... naginanie zasad... *marzy* to dopiero początek był

Izoch napisał:
Malusia Gregusia kopnęła... tatusię? xD

albo "mamusia" a co jak się okaże, że dzieciaki od urodzenia są wyposażone w laski z płomieniami?

Izoch napisał:
Biedny, biedny Wilson. Zawsze mu się przytrafiają takie historie, no Ciapa kochana

ludzie są wredni, żeby tak męczyć zawsze Wilsona *hugs him*
*zerka niecierpliwie na czekający "When your day..."*

***

Narcy napisał:
Jaki House jest słodki

to później pewnie dostaniecie próchnicy, jak House będzie jeszcze słodszy

Narcy napisał:
(wybacz za mało rozbudowany komentarz, wciągnęłam się w diagnozowanie choroby mojego chłopaka xD)

wybaczam
Nie masz żadnego House'a pod ręką? a może Twój chłopak w ciąży jest? *głośno myśli*

***

milea napisał:
jedyne co mi przyszło do głowy jak Wilson się tak ociągał z rozbieraniem było to, że urosły mu piersi

oh, Ty, Ty, niedobra
przecież duże piersi byłoby widać przez mokry podkoszulek

milea napisał:
jestem nienormalna

jak my wszystkie

milea napisał:
a właśnie, można prosić o Wilsona karmiącego piersią jak już urodzi? House'owi chyba spodobałaby się para cycków w domu

jak House chce mieć cycki w domu, to niech sobie kupi krowę poza tym... ciekawe, czy cycki z dołączonymi do nich dziećmi też by mu się tak podobały
a poważnie, to idea karmiącego Wilsona mnie zachwyca, ale jakoś nie pasuje mi do realiów ( ) tego fika może pomyślę nad jakimś one-shotem czy czymś kiedyś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narcyza
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:08, 03 Mar 2010    Temat postu:

Richie napisał:
to później pewnie dostaniecie próchnicy, jak House będzie jeszcze słodszy

Ahhh, nie mogę się doczekać ^^

Richie napisał:
Nie masz żadnego House'a pod ręką? a może Twój chłopak w ciąży jest? *głośno myśli*

O, chciałabym, żeby to było takie proste xD Ale nie. Przedwczoraj rano miał krwawienie z nosa, potem bolał go brzuch i miał obniżoną tempretaurę ciała. Dla mnie to jest zagadka xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Pią 20:19, 05 Mar 2010    Temat postu:

Dopiero dałam radę nadrobić

To takie hmmm... Właśnie jakie? Nie mam słów!

Początek taki grrr... A potem! Żal sie Wilsona robi! Biedaczysko nasze kochane! No w ogóle tamci co się na niego rzucili?! Jeszcze go bili? A te chamy! Którzy to?! No pokazać mi ich to mnie popamiętają!!

Richie Cóż powiedzieć? Uzależniłam się od Gimme! Nie potrafię bez niego żyć!^^ Mam wydrukowane i jak mi smutno to powracam do niego Już niektóre rozdziały prawie na pamięć znam, gdy czytam w oczekiwaniu na nowy rozdział

Weny! By korniki ciężko pracowały


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:44, 08 Mar 2010    Temat postu:

Richie napisał:

a bóóó, co za straszni ludzie trzeba na nich nasłać House'a z laską

Tak, tak! Zgadzam się w pełnej rozciągłości Chociaż... szkoda tej laski *-*

Richie napisał:

ale Wilson może zaczekać, aż herbata zostanie wypita... on przynajmniej nie stygnie i nie traci właściwości rozgrzewających

Okej, ten argument w pełni do mnie przemawia. Zgadzam się na takie rozwiązanie xD

Richie napisał:

bo skorpiony są drogie może House kiedyś poprosi Lucasa o drugiego oposa, żeby wepchnąć go Cuddy...


Szkoda oposa

Richie napisał:

ech... naginanie zasad... *marzy* to dopiero początek był

Początek? *__________________*
Och, taak!

Richie napisał:
albo "mamusia" a co jak się okaże, że dzieciaki od urodzenia są wyposażone w laski z płomieniami?


Ciekawe, jak te laski Wilson by przez siebie przepchnął

Izoch napisał:

ludzie są wredni, żeby tak męczyć zawsze Wilsona *hugs him*
*zerka niecierpliwie na czekający "When your day..."*

Ale wyobrażasz sobie Wilsona jako nie-ciapę?
Dobra, ja sobie wyobrażam xD
Ale, taki Wilson to dopiero prawdziwy Wilson ;p


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 4:00, 09 Mar 2010    Temat postu:

Narcy napisał:
. Przedwczoraj rano miał krwawienie z nosa, potem bolał go brzuch i miał obniżoną tempretaurę ciała. Dla mnie to jest zagadka xD

a mi to teraz naprawdę zaczęło wyglądać na ciążę

***

Agusss napisał:
Dopiero dałam radę nadrobić

brawa dla tej pani

Agusss napisał:
Nie mam słów!

*idzie kupić słownik dla Agusss*

Agusss napisał:
Uzależniłam się od Gimme! Nie potrafię bez niego żyć!^^

pójdziesz do Mayfield na odwyk

Agusss napisał:
Już niektóre rozdziały prawie na pamięć znam, gdy czytam w oczekiwaniu na nowy rozdział

coś mi mówi, że wiem, które to rozdziały

Część korniczków poszła się rzucić na Lynn, więc czekam, aż wrócą


***

Izoch napisał:
Chociaż... szkoda tej laski *-*

laska House'a jest... twarda... Nic jej nie będzie

Izoch napisał:
Szkoda oposa

po namyśle, z uwzględnieniem miejsca wepchnięcia... zgadzam się
*zakłada fundację: "Uwolnić oposa"*

Izoch napisał:
Ciekawe, jak te laski Wilson by przez siebie przepchnął

jessssu, co Wy z tym "przepychaniem"? Sadystki z Was i tyle

Izoch napisał:
Ale wyobrażasz sobie Wilsona jako nie-ciapę?

mmmmmm.... *wyobraża sobie Wilsona jako dominującą połowę Hilsona*

Izoch napisał:
Ale, taki Wilson to dopiero prawdziwy Wilson ;p



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:04, 09 Mar 2010    Temat postu:

Richie napisał:

laska House'a jest... twarda... Nic jej nie będzie


Skojarzenie, skojarzenie!

Richie napisał:

po namyśle, z uwzględnieniem miejsca wepchnięcia... zgadzam się
*zakłada fundację: "Uwolnić oposa"*

Biedny opos by nie przeżył w tej torebce
Czekam na otwarcie fundacji

Richie napisał:

jessssu, co Wy z tym "przepychaniem"? Sadystki z Was i tyle

Myyyy?
No co Ty, skądże

Richie napisał:

mmmmmm.... *wyobraża sobie Wilsona jako dominującą połowę Hilsona*

Taaaak, wizja mrau
Ale mimo wszystko, wolę House'a dominującego, uległy Wilson
Izoch napisał:
to dopiero prawdziwy Wilson ;p



Lynn zabrała korniczki?!
Nieee!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 1:24, 10 Mar 2010    Temat postu:

Izoch napisał:
Skojarzenie, skojarzenie!

Tobie też się skojarzyło z drewnem sekwojowym? bo chyba najtwardsze jest

Izoch napisał:
Biedny opos by nie przeżył w tej torebce

... a ja wtedy nie o torebce myślałam

Izoch napisał:
Ale mimo wszystko, wolę House'a dominującego, uległy Wilson

nooo dooobra... to może być dominujący House, spełniający zachcianki uległego Wilsona w ciąży

Izoch napisał:
Lynn zabrała korniczki?!

aż tak źle nie jest To korniczki zabrały się za Lynn A dziś stwierdziłam, że reszta korników skorzystała z mojej nieuwagi i wybyła gdzieś na spóźnione ferie... Tym to dobrze


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:06, 10 Mar 2010    Temat postu:

Richie117 napisał:

Tobie też się skojarzyło z drewnem sekwojowym? bo chyba najtwardsze jest

No oczywiście, że tak! A z czym innym by mogło?

Richie napisał:

... a ja wtedy nie o torebce myślałam

Myślałam, że to ja mam skojarzenia

Richie napisał:

nooo dooobra... to może być dominujący House, spełniający zachcianki uległego Wilsona w ciąży

Okej, pasuje

Richie napisał:
To korniczki zabrały się za Lynn

Eeej, korniczki, już przestaańcie, szkoda czasu

Richie napisał:
A dziś stwierdziłam, że reszta korników skorzystała z mojej nieuwagi i wybyła gdzieś na spóźnione ferie... Tym to dobrze

Też muszą wypocząć, żeby potem mogły pisać!

*potajemnie zleca ludziom poszukiwanie korniczków*
Och, czekaj.
Już nie jest to potajemne, wydało się


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Izoch dnia Śro 18:06, 10 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ruby
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Koszalin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:20, 14 Mar 2010    Temat postu:

Nawet nie wiem, od czego zacząć. Może najlepiej od początku? Nie, nie to się nie uda
Richie! Ten fik to istne cudo
Długo się zabierałam za czytanie, bo tyle części... Ale w końcu skopiowałam całość na komórkę i czytałam na wycieczce szkolnej...
Jak zaczęłam, to nie dało się mnie oderwać, po prostu kompletnie traciłam kontakt ze światem zewnętrznym i razem z chłopakami wszystko przeżywałam
Era, jaką zaserwowałaś zwala z nóg i po prostu chcę więcej
Całość fika jest świetna. Sam pomysł i rozegranie...
Najchętniej bym coś zacytowała, ale jakbym dała jakiś fragment, to potem bym miała wyrzuty sumienia, że innego nie wkleiłam...

Z niecierpliwością czekam na dalszą część Gimme Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:01, 23 Mar 2010    Temat postu:

Cytat:
Z impetem zatrzasnął drzwi, a ociekające wodą kask, plecak i skórzaną kurtkę rzucił z łoskotem w kąt.


OHMY Czemu, czemu, CZEMU jego koszula, spodnie i bokserki też nie były przemoczone? ;___; *jest w żałobie po niedokończonym striptizie House'a* Jesteś niedobra! ;_; *galopująca wyobraźnia radośnie tworzy alternatywę*

Cytat:
Skupiony na swoim pulsującym nieprzyjemnie udzie, mokrych jeansach, które lepiły mu się do nóg i tyłka oraz lodowatych strużkach wody, spływających mu za kołnierz


*nieśmiały pisk uznania* No dale-eej, korniczki, wiem, że myślimy o tym samym

Nie podoba mi się ta nieobecność Jimmy'ego. Lepiej niech House po niego zadzwoni, żyjemy w XXI wieku, pamiętasz, House?
Oh. Najwidoczniej Wilson wciąż żyje kilkadziesiąt lat wcześniej i, zupełnie jak moja babcia, kiedy wychodzi do sklepu, zapomniał komórki.

Oh ;_; Wiesz, że już się wystraszyłam, że zrobiłaś mu większą krzywdę (damn, po Used jestem wyczulona na takie rzeczy ==) ;_; Dobrze, że skończyło się na głupiej kradzieży auta. House powinien mu kupić gaz pieprzny!

Weny, dużo weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 6:22, 24 Mar 2010    Temat postu:

Izoch napisał:
Myślałam, że to ja mam skojarzenia

no coś Ty? Tutaj ten, kto nie ma skojarzeń, wypada z gry

Izoch napisał:
*potajemnie zleca ludziom poszukiwanie korniczków*
Och, czekaj.
Już nie jest to potajemne, wydało się

chyba korniczki się wystraszyły, bo część wróciła z podkulonymi ogonkami i coś tam powoli skrobią...

***

Ruby napisał:
Nawet nie wiem, od czego zacząć. Może najlepiej od początku? Nie, nie to się nie uda

a szkoooda, komentarze od początku są fajne

Ruby napisał:
Richie! Ten fik to istne cudo

dziękuję

Ruby napisał:
Ale w końcu skopiowałam całość na komórkę i czytałam na wycieczce szkolnej...

to się nazywa poświęcenie
btw, czy tylko ja jestem taka gópia, czy na moją Nokię *jakikolwiek-to-model* nie da się wgrywać długich plików tekstowych?

Ruby napisał:
Era, jaką zaserwowałaś zwala z nóg i po prostu chcę więcej

no... będzie jeszcze kilka na pewno Jedna krótka nawet w najbliższej części



***

333 napisał:
*jest w żałobie po niedokończonym striptizie House'a* Jesteś niedobra! ;_;

to nie ja! to Wilson nauczył House'a, żeby nie rozrzucał rzeczy po całym mieszkaniu... póki co, osiągnął częściowy sukces

333 napisał:
No dale-eej, korniczki, wiem, że myślimy o tym samym

...korniczki są jednak zdania, że przemoczone, zimne ciuchy nie sprzyjają erekcji Co innego ciepłe, przemoczone ciuchy, ale to raczej trochę później

333 napisał:
Najwidoczniej Wilson wciąż żyje kilkadziesiąt lat wcześniej i, zupełnie jak moja babcia, kiedy wychodzi do sklepu, zapomniał komórki.

nope, Wilson jest po prostu roztargniony z powodu swojego błogosławionego stanu

333 napisał:
Wiesz, że już się wystraszyłam, że zrobiłaś mu większą krzywdę (damn, po Used jestem wyczulona na takie rzeczy ==) ;_; Dobrze, że skończyło się na głupiej kradzieży auta.

ech, pobicie Wilsona w ciąży było w innym fiku (niestety - niedokończonym ), a w jeszcze innym jakiś mpregofob chciał go zastrzelić i dźgnąć nożem, więc musiałam się ograniczyć, żeby nie robić plagiatu

333 napisał:
Weny, dużo weny

wciąż czekam na happy-fikowe wsparcie z Twojej strony


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ruby
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Koszalin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:16, 25 Mar 2010    Temat postu:

Richie117 napisał:
a szkoooda, komentarze od początku są fajne
Na pewno są, ale z wykonaniem takiego może być już więcej problemów ^^;

Richie117 napisał:
to się nazywa poświęcenie
Dla takich hilsonowych fików warto

Richie117 napisał:
btw, czy tylko ja jestem taka gópia, czy na moją Nokię *jakikolwiek-to-model* nie da się wgrywać długich plików tekstowych?
Ja tam się na tym nie znam. Dostałam niedawno nową komórkę- Sony Ericssona W595, zapisuję plik w rozszerzeniu .txt i działa. Nie zagłębiam się w to. Jak działa, niech działa dalej Jeśli chodzi o długość to jak na razie nie pokazuje mi jakichś limitów.

Richie117 napisał:
no... będzie jeszcze kilka na pewno Jedna krótka nawet w najbliższej części
To ja czekaaam!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 4:08, 31 Mar 2010    Temat postu:

Ruby napisał:
Dostałam niedawno nową komórkę- Sony Ericssona W595, zapisuję plik w rozszerzeniu .txt i działa.

ech, wygląda na to, że tylko soniaki mają tą wypasioną możliwość Ale przy tylu innych zaletach Nokii chyba mogę z tym żyć


***


Cytat:
No cusz... Znów nie wyszło tak, jak planowałam, ale co się odwlecze... (innymi słowy – era będzie następnym razem... chyba )
Póki co, moja radosna wena wciąż jest w śpiączce, po tym jak została trafiona fikiem 333, więc to wszystko JEJ wina i do niej proszę kierować reklamacje

Enjoy, w każdym razie!



Part 32 'b'


Trzy głośne kichnięcia, a zaraz po nich łomot kubka i szczoteczek do zębów wpadających do umywalki wyrwały House'a z płytkiego snu. Tak naprawdę nie miał nawet pewności, czy w ogóle zdołał zasnąć. Wydawało mu się, że pamięta z bolesną dokładnością, ile razy Wilson przewracał się z boku na bok i ile razy wygrzebywał się on z pościeli, żeby pójść do kuchni napić się wody albo skorzystać z łazienki.

Na wspomnienie o łazience pęcherz House'a radośnie przypomniał mu o swoim istnieniu i diagnosta niechętnie otworzył oczy. Zegarek przy łóżku wskazywał znienawidzoną godzinę już-prawie-pora-wstawać, co stawiało mężczyznę na podwójnie przegranej pozycji.

- No dobra, miejmy to już za sobą – mruknął pod nosem, odrzucając na bok koc.

Metoda, która działa najlepiej przy odrywaniu plastrów, niekoniecznie sprawdza się przy wstawaniu z łóżka, o czym House przypomniał sobie niestety już po fakcie. Chłodne powietrze w pokoju jak gdyby tylko czekało, żeby zaatakować jego rozgrzane w ciągu nocy ciało, ze szczególnym uwzględnieniem prawego uda, które ze zmienną intensywnością dokuczało House'owi od zeszłego wieczora.

Zaciskając zęby, House usiadł powoli i potarł protestujące mięśnie. Drugą ręką sięgnął do szafli po opakowanie Vicodinu, wyćwiczonym ruchem zdjął pokrywkę i bez zastanowienia połknął dwie poranne tabletki. Czekał kilka minut, aż proszki przeciwbólowe zaczną działać, nasłuchując przy tym nieco dziwnych odgłosów, które docierały do niego z łazienki. Nie przypominały one dźwięków, towarzyszących porannej toalecie Wilsona, który zresztą - odkąd był na urlopie – ze względu na House'a przełożył te hałaśliwe rytuały na czas, kiedy diagnosty nie było już w domu.

- Co ten kretyn wyprawia i czemu, do cholery, nie leży w łóżku? - wymamrotał House, chwytając w rękę opartą o ścianę laskę i zmierzając powoli do drzwi sypialni.

Nieoczekiwany widok Wilsona sprzątającego szafkę nad umywalką kazał House'owi myśleć, że może jednak mu się to tylko śni.

- Nie masz lepszych rzeczy do roboty o wpół do ósmej rano? Czegoś takiego jak spanie? - warknął do stojącego do niego plecami onkologa.

- House? Nie wiedziałem, że już wstałeś... - Wilson odwrócił się w samą porę, by zobaczyć, jak House staje przed sedesem i ignorując swojego kochanka spuszcza spodnie, żeby załatwić poranną potrzebę. - Wygląda na to, że wczoraj miałeś rację i jednak się przeziębiłem. Nie mogłem oddychać na leżąco przez zapchany nos, więc postanowiłem zrobić małe porządki. Wybacz, że cię obudziłem... - Zrobił dwa kroki w stronę diagnosty, żeby udobruchać go czułym pocałunkiem, ale ostre spojrzenie House'a ostudziło jego zapał.

- Żeby mnie obudzić, najpierw musiałbyś mi pozwolić zasnąć - prychnął House, nie kryjąc sarkazmu. - I powinieneś mi dziękować, że nie kazałem ci wynosić się do salonu, co z pewnością bym zrobił, gdybyś... gdyby nie to – dodał, wskazując zaciśniętą na lasce dłonią na brzuch onkologa.

- Oh... - Przepraszający uśmiech młodszego mężczyzny ewoluował na dwie sekundy w idealne 'o' zaskoczenia, by na koniec przybrać postać zaciśniętej z wściekłości linii warg. - A więc tak właśnie myślisz o mnie... o nas?! - Wilson odruchowo położył rękę na swoim brzuchu w obronnym geście. - Wielkie dzięki za szczerość, House! I jeśli chcesz wiedzieć, ja i... i ”to” możemy spać na kanapie, skoro tak bardzo przeszkadzamy ci w łóżku! - wykrzyczawszy te słowa, odepchnął stojącego na drodze do drzwi diagnostę i wypadł z łazienki.

House odwrócił się przez ramię w ostatniej chwili, by dostrzec, że Wilson dość wyraźnie utyka na prawą nogę. Najwidoczniej potłuczone biodro dokuczało mu bardziej, niż zapowiadało się na to zeszłego wieczoru. Niech to szlag! Diagnosta z cichym westchnieniem przetarł dłonią zaspaną twarz. Oczywiście, że nie miał na myśli tego wszystkiego, co powiedział – po prostu jak zwykle dał się ponieść irytacji wywołanej bólem i brakiem snu. Gdyby Wilson nie był w ciąży, z pewnością by to zrozumiał! House zastanawiał się przez moment, czy nie powinien natychmiast pójść za swoim przyjacielem, ale stwierdził, że będzie lepiej, jeśli najpierw weźmie prysznic i się przebierze, tym samym dając Wilsonowi kilka minut na uspokojenie. W tym stanie onkolog i tak nie chciałby go słuchać, co zaowocowałoby jeszcze większą kłótnią.

House oparł laskę o brzeg umywalki i odkręcił wodę. Czekając aż nabierze ona odpowiedniej temperatury, pozbył się ubrań, po czym wszedł pod gorący prysznic. Połknięty wcześniej Vicodin zaczął już działać, a strumień wody skierowany na prawe udo dodatkowo rozluźnił bolące mięśnie i diagnosta przymknął oczy, ciesząc się z chwilowej ulgi. Zaraz jednak otrząsnął się w tego błogiego stanu, gdy dotarło do niego, że naprawdę zachował się wobec Wilsona jak idiota. Sam miał kłopoty ze spaniem, kiedy dopadała go alergia lub przeziębienie, a ból nogi często uniemożliwiał mu znalezienie wygodnej pozycji do snu i jeszcze się nie zdarzyło, żeby onkolog robił mu wyrzuty z tego powodu.

Układając w myślach tekst przeprosin, który nie zabrzmiałby jak przeprosiny, a jednak wyrażał jego skruchę za to, co powiedział, House dokończył prysznic i wrócił do sypialni w samą porę, by usłyszeć ostatnie dźwięki dzwonka powiadamiającego o odebranym SMSie. Nazwisko Chase'a na wyświetlaczu utwierdziło go w przekonaniu, że woli nie wiedzieć, czego dotyczy wiadomość, ale mimo wszystko wybrał opcję “odczytaj”.

House, mamy przypadek. Cuddy grozi, że jeśli nie przyjedziesz punktualnie, dostaniesz dodatkowe 20 godzin w klinice.

- Prędzej piekło zamarznie, niż wystraszę się szantażu Cuddy – mruknął pod nosem, rzucając komórkę na łóżko. - Ale dręczenie pacjenta jest o wiele przyjemniejsze, niż radzenie sobie z roztrzęsionym Wilsonem.

W mniej niż dziesięć minut był gotów do wyjścia i pokuśtykał do salonu.

- Wilson! Nie mogę zostać na śniadaniu, bo Cuddy postarałaby się, żeby był to mój ostatni posiłek! - zawołał, rozglądając się za kluczykami do samochodu. Odnalazł je pod gazetą na stoliku do kawy i miał już wyjść z mieszkania, kiedy uświadomił sobie, że nie dostał żadnej odpowiedzi od Wilsona. Krzywiąc się, przeszedł dodatkowe kilka kroków i stanął w progu kuchni. - Wilson? Powiedziałem...

- Słyszałem, co powiedziałeś. Mam to gdzieś, idź już – odparł Wilson, nie przerywając nawet na chwilę szorowania patelni.

House nerwowo przestąpił z nogi na nogę. Nie był pewien, czy nosowe brzmienie głosu onkologa to tylko wina kataru, czy może jego kochanek spędził ostatnie kilka minut opłakując swoje zranione uczucia. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, który podpowiadał mu ucieczkę ze strefy zagrożenia, diagnosta wszedł do kuchni i stanął o krok od Wilsona.

- Hej... wiesz, że nie miałem tego wszystkiego na myśli i że zawsze jesteś mile widziany w moim łóżku – odezwał się niepewnie, czując się jak dziecko, które pierwszy raz występuje w szkolnym przedstawieniu. Wyciągnął wolną rękę ku ramieniowi onkologa, ale zanim zdążył go dosięgnąć, jego przyjaciel odwrócił się nagle, przeszywając go nienawistnym spojrzeniem, a woda z płynem do mycia naczyń ściekała z jego rąk na podłogę.

- Chciałeś powiedzieć, że jestem tam mile widziany, kiedy mogę spełniać twoje seksualne zachcianki? - prychnął ironicznie Wilson. - Bo kiedy jestem chory, obolały i w ciąży, lepiej żebym trzymał się z daleka...

Diagnosta niemal przewrócił oczami, ale powstrzymał się w samą porę. - To nie tak, Wilson, dobrze o tym wiesz. Byłem zmęczony, bolała mnie noga i... i chcę cię przeprosić, za to, co powiedziałem – dokończył nieco ciszej. Z ulgą zauważył, że czekoladowe oczy złagodniały na te słowa, więc wyciągnął rękę i tym razem dotknął policzka przyjaciela. - Przepraszam, okej?

Wilson przytulił twarz do dłoni przyjaciela i pociągając nosem, powoli skinął głową. Wyglądał przy tym jak kupka nieszczęścia, doprowadzając do tego, że cyniczne serce House'a rozczuliło się na mgnienie oka i diagnosta nachylił się, żeby pocałować go w czoło, ukrywając tym samym uśmiech, błąkający się w kącikach jego ust.

- Skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, to powiedz mi jeszcze, co z tym twoim przeziębieniem. – House błyskawicznie odzyskał kontrolę nad swoją miną i teraz spoglądał na onkologa wyłącznie z medyczną dociekliwością. - Mierzyłeś temperaturę? Boli cię gardło?

Wilson wzruszył ramionami. - To tylko katar, House. Kilka szklanek herbaty z cytryną i samo przejdzie. Nie traktuj mnie, jakbym miał zaraz umrzeć...

- Lepiej, żebyś miał rację. W przeciwnym wypadku będę cię musiał zamknąć w szpitalu, żeby mieć cię na oku. - House spojrzał wymownie na przyjaciela, dając mu do zrozumienia, że mówi poważnie, na co onkolog odpowiedział kpiącym prychnięciem.

- I może jeszcze wsadzisz mnie do izolatki, żeby nie dopadły mnie wszystkie szpitalne bakterie i wirusy?

House podrapał się w podbródek, udając zamyślenie. - To by się chyba dało załatwić...

Wilson zachichotał i pokazał mu język. - Lepiej jedź już do szpitala, zanim Cuddy zdecyduje, że to ciebie trzeba tam zamknąć – odpowiedział i zrobił krok w stronę przyjaciela, żeby na pożegnanie cmoknąć go w usta.

Diagnosta nachylił się ku niemu, ale zaraz gwałtownie się odsunął, w ostatniej chwili dostrzegając drgnięcie rysów twarzy młodszego mężczyzny, zwiastujące potężne kichnięcie.

- Cholera... House, przepraszam... - wymamrotał z zażenowaniem Wilson, wycierając nos wierzchem dłoni.

House z obrzydzeniem przetarł policzek, na którym wylądowało kilka kropel śliny onkologa. Nie chodziło nawet o to, że miał pretensje do Wilsona z powodu tego incydentu - po prostu miał dosyć różnych wydzielin pacjentów, które regularnie lądowały na jego ubraniu i nie miałby nic przeciwko, gdyby przynajmniej w domu nie był narażony na takie atrakcje.

- I pomyśleć, że w normalnych okolicznościach połknąłbyś przed snem dwie aspiryny, co zaoszczędziłyby mam zarazków rozsianych po całym mieszkaniu... - powiedział, starając się zabrzmieć żartobliwie, ale najwidoczniej Wilson nie był w nastroju na takie żarty.

Mina młodszego mężczyzny, jeszcze przed kilkoma sekundami wyrażająca czyste zawstydzenie, teraz od nowa pałała furią.

- A co jest takiego nienormalnego w obecnych okolicznościach? NO CO?! - wrzasnął w twarz diagnosty. Jego dłonie zacisnęły się w pięści i House bał się przez moment, że przyjaciel rzuci się na niego, ale na szczęście dla nich obu, Wilsonowi wystarczył słowny atak. - Czy to takie nienormalne, że chcę mieć prawdziwą rodzinę?! Jesteś pieprzonym egoistą, House! Traktujesz mnie i nasze dzieci jak jakiś zabawny eksperyment, a kiedy coś idzie nie tak, odwracasz się i nie chcesz mieć z tym nic wspólnego! Boże, jaki ja byłem głupi, skoro miałem nadzieję, że się zmienisz, że będzie ci zależeć... - Wilson zaśmiał się histerycznie, kręcąc głową. - Jedyne, co się dla ciebie liczy to ty i twój cholerny Vicodin! - zakończył, oskarżycielsko celując palcem w pierś diagnosty.

House przygryzł dolną wargę. Słowa Wilsona zabolały go bardziej niż powinny, biorąc pod uwagę to, że miały się nijak do rzeczywistości. Oczywiście, że mu zależało – troszczył się o Wilsona od momentu, kiedy się poznali, chociaż najczęściej okazywał to w sposób, którego postronne osoby nie mogły zrozumieć, a odkąd przełamał falę paniki, która ogarnęła go na wieść o ciąży onkologa, z każdą minutą coraz bardziej przywiązywał się do myśli, że już niedługo będą stanowili rodzinę. Wiedział, że Wilson wie o tym wszystkim – w końcu nie raz dawał mu to do zrozumienia, zarówno całkiem wprost, jak i drobnymi gestami. No i był jeszcze poprzedni wieczór, w ciągu którego spędził niemal godzinę na załatwianiu przez telefon wszystkich formalności związanych z unieważnieniem skradzionych kart kredytowych przyjaciela, a gdy miał zamiar zrobić sobie przerwę na zjedzenie kolacji, odbył jeszcze rozmowę z funkcjonariuszem policji na temat tego, że “volvo doktora Wilsona zostało odnalezione – porzucone i rozbite – na obrzeżach Princeton”.

House miał świadomość, że to szalejące hormony są odpowiedzialne za wybuchową reakcję jego kochanka i tylko to pomogło mu zapanować nad nerwami – w przeciwnym razie na pewno nie powstrzymałby się przed dolaniem oliwy do ognia, wytykając Wilsonowi wszystkie luki w jego rozumowaniu. Poza tym Wilson sprawiał w tym momencie wrażenie, że sam nie wie, czy powinien wybuchnąć płaczem, czy wybiec z kuchni i zamknąć się w sypialni, a może obie te rzeczy naraz, i diagnosta wolał znajdować się jak najdalej od swojego mieszkania, kiedy onkolog na coś się wreszcie zdecyduje.

- Chyba rzeczywiście będzie lepiej, jeśli już sobie pójdę – powiedział z takim spokojem, na jaki był się w stanie zdobyć. - Pogadamy jak wrócę, w porządku?

Wilson nie odezwał się ani słowem, tylko wpatrywał się w drugiego mężczyznę przeszywającym, czekoladowym spojrzeniem. Jego dłonie zaciskały się rytmicznie na wziętym nie wiadomo skąd i nie wiadomo kiedy ręczniku do naczyń i House miał wrażenie, że onkolog wolałby zacisnąć je na jego szyi, zamiast na kuchennej ścierce. Powoli skinął głową, odpowiadając tym sobie na zadane przez siebie pytanie.

- Tylko nie wychodź dziś nigdzie, żeby ten twój katar nie zamienił się w zapalenie płuc – powiedział, poprawiając plecak na ramieniu. - Potraktuj to jako zalecenie lekarza.

- Nie jesteś moim lekarzem i nie będziesz mi rozkazywał! – warknął Wilson, ciskając w House'a mokrym ręcznikiem.

Diagnosta z łatwością złapał ścierkę, zanim zdołała go dosięgnąć i tym razem przewrócił oczami. Odwrócił się i pokuśtykał do salonu, odkładając po drodze ręcznik na kuchenny blat. Miał jeszcze ochotę życzyć Wilsonowi miłego dnia, ale zanim dotarł do drzwi, usłyszał dochodzący z kuchni szum lejącej się wody, więc dał sobie z tym spokój. W duchu liczył na to, że przed jego powrotem Wilson się opamięta i ich życie z powrotem wróci do swojej normalnej, pokręconej rutyny.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Śro 4:09, 31 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 36, 37, 38 ... 67, 68, 69  Następny
Strona 37 z 69

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin