Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Over My Shoulder (+18) [Z]
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Delirium
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 18 Lis 2008
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Oz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:19, 02 Sty 2009    Temat postu: Over My Shoulder (+18) [Z]

Kategoria: love


Zweryfikowane przez Delirium

Pierwsze, co chciałabym napisać zanim przejdę do dzielenia się swoim dzieUem ze światem, to fakt, że to mój publikacyjny debiut *uśmiecha się nieśmiało* Przyznam jednak, że nie jest to pierwszy raz, kiedy próbuję sił w pisaniu.

Opowiadanie powstało pod wpływem silnej inspiracji pomysłem, który trzepnął mną pewnego grudniowego poranka. Swoje zrobił również utwór Mike & The Mechanics "Over My Shoulders", który, jasna sprawa, serdecznie polecam wysłuchać

Mam nadzieję, że nikogo nie obrażę tym bezczelnym negliżem pisarskim pomimo swojej nikłej działalności na forum... Czy jestem naiwna, licząc na taryfę ulgową ?

Kończąc, chciałabym po stokroć podziękować Foxglove za poświęcenie czasu temu tekstowi i wyłapanie błędów, których sama w pisarskim amoku już nie dostrzegałam... Jesteś boska

A zatem, oto i pierwsza część z czteroodcinkowej całości
Enjoy (w miarę możliwości)


<b>Over My Shoulder</b>

<i>Looking back over my shoulder
I can see that look in your eye
I never dreamed it could be over
I never wanted to say goodbye

Looking back over my shoulder
With an aching deep in my heart
I wish that we were starting over
Oh instead of drifting so far apart

Everybody told me you were leaving
Funny I should be the last to know
Baby please tell me that I'm dreaming
I just never want to let you go

Looking back over my shoulder
I can see that look in your eye
Turning my heart over and over
I never wanted to say goodbye

I don't mind everybody laughing
But it's enough to make a grown man cry
'Cause I can feel you slipping through my fingers
I don't even know the reason why
</i>


Kiedy piątkowego wieczoru młody onkolog James Wilson pojawił się na progu domu swoich rodziców, jego matka nie potrafiła uwierzyć w to, co widzi. Syn wyglądał na wykończonego i zrezygnowanego, jakby ostatkiem sił trzymał się na nogach. Nawet jego uśmiech wydawał się blady.
Cokolwiek go trapiło, postanowiła nie naciskać. Uważała, że do naturalnych obowiązków matki należało okazywanie cierpliwości i wsparcia, nawet jeżeli dziecko nie mówi całej prawdy. W milczeniu zjedli więc kolację, po czym razem z mężem pozwolili Jamesowi zaszyć się w swojej sypialni.
Następnego ranka syn wyglądał nieco lepiej. Przynajmniej przespał w spokoju noc, wolny od dźwięków pagera i telefonu, których normalnie nie mógłby zignorować z uwagi na odpowiedzialność swojej pracy. Pani Wilson na śniadanie przygotowała przepyszne naleśniki z serem i poziomkami. Zjedli je wraz z ojcem na tarasie, w cieple lipcowego słońca. James nadal niewiele mówił. Taktownie spytała, czy nie ma to nic wspólnego ze ślubem, który miał się odbyć za dwa tygodnie. Syn nie zaprzeczył, ale ostrożnie dał do zrozumienia, wiedząc jak matka potrafi być cięta na narzeczoną, że to nie wina Julie. Pokiwała głową jakby nie do końca przekonana o wiarygodności jego słów.
- Zaproś Grega – zaproponowała wieczorem. Pan Wilson spał z gazetą na kolanach, chrapiąc w najlepsze. James spojrzał na matkę zaskoczony, przerywając na moment zabawę z psem rodziców, Skipperem. - Skoro zamierzasz zostać tu na dwa tygodnie, nie widzę żadnego problemu, by przyjechał. Przy nim zawsze tak świetnie się relaksujesz.
- Wątpię, żeby zechciał przyjechać – odparł po chwili ciszy. W jego głosie wyczuwało się jakąś sztuczną obojętność. Podświadomie wyczuwała, że to najlepszy z możliwych pomysłów.
- Zadzwoń i przekonaj się.
- On mnie nie posłucha.
- Ale mnie tak.
Dalsze namawianie okazało się zbędne. James podszedł do telefonu i wykręcił odpowiedni numer.
Pani Wilson zaczęła snuć co do następnych dwóch tygodni dużo konkretniejsze plany od poprawy samopoczucia syna.

<center>***</center>

- Mówi lokaj Gregory'ego House'a. Pan nie może odebrać telefonu, ponieważ kroi cebulę.
James westchnął, przewracając oczami. Postanowił zignorować fakt, że przyjaciel próbował się z nim droczyć.
- House, moja mama chce z tobą rozmawiać.
- Och. Nie posuwam cię po kryjomu ani nie schowałem jej papilotów. Możesz jej przekazać.
Wilson stał chwilę w bezruchu zbyt zszokowany, by odpowiedzieć.
- Czy wiesz jak długo ich szukała?
- Zawsze powtarzałem, że lepiej jej w prostych włosach.
Pauza.
- Greg? - W słuchawce rozległ się głos pani Wilson, jak zwykle serdeczny w stosunku do przyjaciela jej syna. Było to dość tajemnicze, dlaczego darzy go taką sympatią. Ale dzięki temu House mógł zawsze liczyć na fory u jej osoby.
- Miło panią słyszeć – powitał ją diagnosta.
- James pewnie już ci wspominał, ale tak czy inaczej chciałam porozmawiać z tobą osobiście. Mam nadzieję, że zjawisz się jutro przed obiadem, bo nie zamierzamy na ciebie czekać.
- Chyba nie rozumiem...
- Czyżby nic ci nie powiedział?
- Milczał jak grób, w którym właściwie spocznie już za dwa tygodnie.
- Masz rację. Ślub z tą Lafiryndą, czy Julie, nigdy nie pamiętam jak jej na imię, to jakaś jedna wielka pomyłka. – Nagle głos po drugiej stronie oficjalnie zniknął, by zbesztać swojego dorosłego syna. Dosłyszał jak James odpowiada na swoją obronę „mamo, on i tak by mnie nie posłuchał!”, a zaraz potem pani Wilson powróciła na linię.
- Tak czy inaczej, pakuj się, masz być jutro przed południem w moim domu!
Zanim House zdążył odmówić lub przyjąć zaproszenie, już jej nie było. Do rozmowy wrócił Wilson, który dziwnie dyszał.
- Co ty tam robisz? Uprawiasz seks z sapiącym krzesłem?
- Wiem, że ta opcja by ci się szczególnie podobała, ale nie. Bawię się z psem moich rodziców.
Po tych słowach nastąpiła dość wymowna cisza. House zaczął parskać i krztusić się w słuchawkę. Mógł niemal usłyszeć jak intensywnie czerwieni się jego przyjaciel.
- Tylko się z nim siłuję, nie jestem zoofilem! Skubany ma mocny chwyt.
- Jimmy naprawdę, myślę, że nie chcę wiedzieć więcej... a co do zoofilii, widząc cię z Julie można pomyśleć coś z goła innego.
- Nie zaczynaj – uciął stanowczo onkolog.
- Czego tylko sobie pan życzy, Milordzie. To chow chow?
- Słucham?
- Taki wielki, włochaty pies, kretynie!
- Nie, husky. Poznasz Skippera jutro. Tylko błagam, nie spóźnij się. Wiesz, że moja mama bardzo tego nie lubi.
- Zaraz, kto tutaj podejmuje decyzję, ja czy ty?
- Moja mama. I lepiej z nią nie igraj.
- Ale są sprawy, obowiązki!
- Acha, i od kiedy tak cię one obchodzą?
- No co ty, Jimmy, od zawsze. Wiesz jakim jestem przykładnym lekarzem.
- Cuddy kazała przekazać, że dopłaci ci za te dwa tygodnie urlopu, byle byś w końcu je wykorzystał, zanim zacznie mieć na głowie inspekcję pracy za niewolnictwo w szpitalu z twojego powodu. Stacy dołoży drugie tyle za kilka dni spokoju.
- Wiesz, że to się nazywa ubezwłasnowolnienie? Mało tego, porwanie? To karalne i podpada pod kryminał!
- Karalne jest spóźnianie się. Pamiętaj. Jutro, dwunasta. Do zobaczenia.
Długi sygnał przerwał połączenie międzymiastowe. House pokręcił głową w rozbawieniu i powędrował wygrzebać z szafy torbę.

<center>***</center>

Następnego dnia około 13.30, po czterech godzinach podróży, która upłynęła pod znakiem płyt The Who, dojechał na miejsce. Wysiadając z samochodu odetchnął świeżym powietrzem, pozbawionym wielkomiejskiego hałasu i rozejrzał się po okolicy. Zasadniczo nic w domu rodzinnym państwa Wilsonów się nie zmieniło, odkąd rok temu przyjechał tu na kilka dni wraz z przyjacielem. Ten sam uroczy dom porośnięty bluszczem od zachodniej ściany, ten sam spory ogród i sad na tyłach posiadłości. Nie trudno było sobie wyobrazić, że właśnie tutaj wychowywał się mały Jimmy.
Nagle coś zaatakowało lewą nogawkę jego jeansów. House odwrócił się zaintrygowany, by ujrzeć ogromny psi tułów. Husky w tym samym czasie z niesamowitą radością pociągnął House'a w swoją stronę. Gdyby nie Wilson, który zjawił się równie niespodziewanie, diagnosta padłby na ziemię jak długi, niezdolny do zachowania równowagi wobec tak silnego zwierzęcia.
- Skipper, nie wolno! - onkolog zbeształ zwierzę, podtrzymując przyjaciela za ramiona, co uchroniło go przed upadkiem.
- Faktycznie ma mocny chwyt. I korzysta z niego równie ochoczo – zauważył Greg, szczerząc się perfidnie. Jego usta były zaledwie kilka centymetrów od warg przyjaciela.
James odsunął się od niego, taktownie postanawiając pogonić psa i tym samym zamaskować kłopotliwość sytuacji. House przyjrzał się w tym czasie przyjacielowi, który ubrany był w poszarpane spodnie jeansowe, sprany T-shirt Alice In Chains i granatowo-białą flanelową koszulę. Przez dziury w spodniach widać było jego kolana. Niecodzienny widok.
- Myślałem, że grunge umarł razem z Cobainem.
- Wygrzebałem te ubrania z szafy brata. Są wygodniejsze od koszuli, w której przyjechałem.
<i>I o wiele bardziej seksowne</i>, dodał w myślach House.
- Zaraz, to nie planowałeś tego wyjazdu?
- W piątek po pracy pomyślałem, że przyda się zrelaksować trochę przed ślubem. Wsiadłem do samochodu tak jak stałem - Wilson mówił jakimś dziwnym głosem, nawet nie zachowywał się swobodnie.
- Moja mama dopiero szykuje obiad, więc będzie trochę czasu na przygotowanie pokoju dla ciebie - dodał onkolog po chwili ciszy.
- Miałem przyjechać na dwunastą – zauważył Greg.
- Tak. Dzięki temu nie spóźniłeś się na obiad.
House pokręcił głową z podziwem, po czym wyciągnął z bagażnika torbę i powędrował w stronę domu za Wilsonem i rozentuzjazmowanym Skipperem. Brak reakcji na sytuację sprzed chwili zaintrygował go bardziej od nadmiernie czerwonego koloru, jakiego zwykle w takich wypadkach nabierał doktor James Wilson. Coś było nie tak.

CDN.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Delirium dnia Nie 13:44, 25 Sty 2009, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:55, 02 Sty 2009    Temat postu:

Zaczyna się ciekawie, czekam na ciąg dalszy
(Tylko matka Wilsona trochę dziwna)

Szczególnie podobają mi się, jakby to ująć... Wątki muzyczne! The Who, Cobain i Jimmy w koszulce Alice In Chains (to wyobrażenie nie da mi dzisiaj zasnąć!)

Niech Wen będzie z Tobą


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:51, 03 Sty 2009    Temat postu:

Ładnie, bardzo ładnie.
Mam tylko nadzieję, że nie dopuścisz do tego ślubu, prawda? *patrzy błagalnie*
Czekam na ciąg dalaszy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Foxglove
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod biurka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:18, 03 Sty 2009    Temat postu:

Delirium, Ty szalona kobieto! Co ja Ci będę komentować, skoro dobrze znasz moje zdanie ;] Ale mnie teraz wrobiłaś. Jak się jakieś błędy wkradną to wyjdzie jaka ze mnie do kitu beta
Wstawiaj kolejną część jak najszybciej ;] Z każdą będzie coraz ciekawiej, niah niah niach XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MarlaSinger
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 503
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Robię lazgi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:18, 03 Sty 2009    Temat postu:

Yeah, iI like it^^

Cytat:
I o wiele bardziej seksowne, dodał w myślach House.

mam kosmate myśli, tak jak House...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:29, 03 Sty 2009    Temat postu:

Bardzo, bardzo ładnie. Masz niezły styl, lekko się czytało. Jest to Era Stacy i jest tu jeszcze Julie, rozumiem więc, że to AU będzie, tak? Nie jestem fanką, ale - jak lubi powtarzać Skaj - sometimes you just have to say "screw canon". W tym wypadku mogę się podpisać pod tym stwierdzeniem. Z chęcią przeczytam, co działo się dalej.

Cytat:
Acha, i od kiedy tak cię one obchodzą?

"Aha". Przez "h".

Cytat:
(...) te dwa tygodnie urlopu, byle byś w końcu je wykorzystał (...)

"Bylebyś" pisze się łącznie.

Cytat:
- Skipper, nie wolno! - onkolog zbeształ zwierzę (...)

Onkolog dużą literą, gdyż słowo to rozpoczyna oddzielne zdanie.

I gdzieś jeszcze po "wiesz" zabrakło przecinka. Tyle z błędów, które wyłapałam. Zdecydowanie moimi prywatnymi perełkami jest komentarz o Kurcie () oraz pani Wilson (proszę wybaczyć, dla mnie już ZAWSZE będzie Tabithą), która wyraźnie woli Grega od Julie. Co rokuje dobrze na AU.

Weny życzę,
Kat.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Delirium
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 18 Lis 2008
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Oz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:06, 03 Sty 2009    Temat postu:

*odebrało jej mowę* Just wow. Najpierw chciałabym podziękować wszystkim za komentarze. To NIESAMOWITE. Zwyczajnie dlatego, że nie spodziewałam się, że moje opowiadanie może wywołać jakikolwiek odzew xD"


Cytat:

Zaczyna się ciekawie, czekam na ciąg dalszy


Dziękuję bardzo-bardzo, Pino !

Cytat:
(Tylko matka Wilsona trochę dziwna)


Jej dziwność, cóż... taki był zamysł. Trochę karykatyruzacji wydało mi się konieczne

Cytat:

Niech Wen będzie z Tobą


I z Tobą również! Bo mnie się już udzielił Wielebny Wen. Opowiadanie jest skończone i tylko czeka na publikację


Cytat:

Ładnie, bardzo ładnie.


A dziękuję, nawet więcej niż bardzo, Anyway

Cytat:

Mam tylko nadzieję, że nie dopuścisz do tego ślubu, prawda? *patrzy błagalnie*


*nie wie co odpowiedzieć, żeby nie zdradzić fabuły* ... *dyplomatycznie* wyjaśni się niedługo


Cytat:

Ale mnie teraz wrobiłaś. Jak się jakieś błędy wkradną to wyjdzie jaka ze mnie do kitu beta


Weź nie bluźnij, Fox XD! Gdyby nie Ty leżałabym i kwiczała przez własną głupotę... biedny ze mnie "tfurca" ^^"

Cytat:

Wstawiaj kolejną część jak najszybciej ;] Z każdą będzie coraz ciekawiej, niah niah niach XD


Się cieszy, bo jako pierwsza przeczytała całość - perwers XD


Cytat:

Yeah, iI like it^^


Dziękować bardzo, MarlaSinger ^^ ! *kłania się*

Cytat:

mam kosmate myśli, tak jak House...


A myślisz, że o czym bujałam, pisząc to opowiadanie? Chwalmy plastyczność wyobraźni! *horny*


Cytat:

"Aha". Przez "h".


Właśnie, Katty, Wybawco! Nigdy nie wiedziałam, jak się to poprawnie pisze. Stukrotne dzięki za wyjaśnienie

Cytat:

"Bylebyś" pisze się łącznie.


Jakoś tak mi na oko faktycznie coś nie grało. Co za wstyd

Cytat:

Onkolog dużą literą, gdyż słowo to rozpoczyna oddzielne zdanie.


A to już wyraźnie moje niedopatrzenie...

Katty, dziękuję za wyłapanie tych błędów, których ja już nie byłam w stanie się dopatrzeć. Lepiej zdać się na czyjeś świeże oko, zwłaszcza, że Ty się na tym nieźle znasz To pomaga w szkoleniu warsztatu.

Cytat:

Zdecydowanie moimi prywatnymi perełkami jest komentarz o Kurcie oraz pani Wilson (proszę wybaczyć, dla mnie już ZAWSZE będzie Tabithą), która wyraźnie woli Grega od Julie


*dyga wdzięcznie* odnośnie komentarza o Kurcie, przecież to szczera prawda i dziękuję za uwielbienie dla mojego odwzorowania Pani Wilson! Wydało mi się to jak najbardziej słuszne, by właśnie w ten sposób ją przedstawić. No i jej niechęć do Julie to pierwsza rzecz, która przyszła mi na myśl podczas pisania W następnej części będzie o tym więcej

Cytat:

Jest to Era Stacy i jest tu jeszcze Julie, rozumiem więc, że to AU będzie, tak?


I tak, i nie, ponieważ oficjalnie zachowuję kanon. No bo tak: House jest ze Stacy, zdrowy i bez laski przy boku, a Wilson właśnie ma pobrać się z Julie. Nikt nigdy nie wspomniał większych szczegółów odnośnie tamtego czasu, więc postanowiłam sama sobie historię dopisać. A zatem, nie do końca AU - to raczej odważne spekulacje i wariacja na temat

Cytat:

Z chęcią przeczytam, co działo się dalej.


Jest mi szalenie miło, zwłaszcza, że mogę na następną część zaprosić już w tej chwili ^^


<center>------------------------</center>

- Witaj Greg! - krzyknęła pani Wilson z kuchni, kiedy mężczyźni wkroczyli do domu. House przywitał się z obojgiem rodziców, zanim ruszyli z Jamesem na piętro. W dawnym pokoju Wilsona, mógł rozpakować własne rzeczy. Zajęło mu to mniej więcej tyle czasu, ile pani Wilson kończenie przygotowywania posiłku.
- Zdecydowanie lepiej mi w prostych włosach, miałeś rację Greg - przyznała, zasiadając do stołu. - Teraz jedynie już z czystej ciekawości chciałabym wiedzieć, gdzie schowałeś te papiloty?
- Tajemnica lekarska – odpowiedział bez zakłopotania, że został nakryty. Po jego twarzy błąkał się łobuzerski uśmiech, niczym u kilkuletniego urwisa.
Rozmowa przebiegała z pozoru zupełnie typowo i neutralnie. Tematy wahały się od pogody, poprzez pracę, kończąc aż na związkach. House został wypytany absolutnie o każdy szczegół swojego życia, zgrabnie omijając jedynie aspekt życia erotycznego. Sytuacja zagęszczała się wraz ze stopniowym przybliżaniem się do napomknięcia o ślubie Jamesa. Wilson wiedział że to nieuniknione, przygotował się więc psychicznie na wysłuchanie kolejnego referatu matki o podłej Julie, niewdzięcznej Julie i jakże bezwzględnej Julie. Ojciec jak zwykle trzymał się z dala od wyrażania jakichkolwiek opinii wychodząc z założenia, że „to wyłącznie sprawa syna, z kim ma zamiar sypiać LUB spędzić życie”.
- A ta Lafirynda... - podjęła nagle temat pani Wilson.
- Julie – poprawił James, wzdychając z rezygnacją.
- ...ciągle mylę jej imię, jeszcze da ci się we znaki, zobaczysz!
- Mamo, nie lubisz jej, bo zgodziłem się na ślub katolicki, ale gdybyś tylko zechciała mnie wysłuchać wiedziałabyś, że to naprawdę porządna dziewczyna.
House przewrócił oczami, dając powszechnie znać, co sam myśli o narzeczonej przyjaciela.
- Chyba sam w to nie wierzysz. – pani Wilson wyglądała na wzburzoną.
- Julie ma blond włosy... - wtrącił przypominająco House.
- Ach, masz rację – przyznała diagnoście rację. - To wszystko wyjaśnia!
- Czy to jakaś cicha konspiracja? - spytał taktownie onkolog.
- Skądże synku, skądże.

<center>***</center>

- Greg, chyba nie przypuszczasz, że jesteś tu zupełnie bez powodu.
Wzrok kobiety obserwował go uważnie. Siedzieli we dwójkę w salonie, gdy tymczasem James razem z ojcem rąbali drewno do kominka.
- No cóż, nie będę ukrywał zdziwienia. Specjalne zaproszenie? Albo chce nas pani zeswatać, albo szuka wspólnika w zbrodni.
Pani Wilson zachichotała z rozbawienia.
- Z pewnością byłbyś świetnym partnerem w popełnianiu morderstwa i jeszcze lepszą żoną dla Jamesa – uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo. To, co House lubił najbardziej w pani Wilson, to specyficzne poczucie humoru, prawdopodobnie właśnie przez które się rozumieli. - Coś jest nie tak z Jamesem. Przyjechał tutaj nagle przedwczoraj, nawet się nie zapowiadając. Nie jestem pewna, czy on faktycznie chce tego ślubu. Modlę się, by z tego zrezygnował. Małżeństwo z tą całą Julie nie wróży niczego dobrego.
- No dobrze, jaka więc miałaby być moja rola w tym wszystkim? - zapytał House, bawiąc się w mieszanie lodu w ginie z tonikiem poprzez obracanie szklanki w dłoni.
- No jak to jaka? Jesteś tutaj, by go przed tym chorym pomysłem uchronić.
- Cieszę się, że aż tak mi pani ufa, ale nie chcąc pani rozczarowywać, nie jestem pewien czy to w ogóle wykonalne. Chyba że przykuję go w dniu ślubu do kaloryfera.
Pani Wilson wybuchnęła śmiechem.
- Jeśli przynajmniej spróbujesz z nim poważnie porozmawiać, będę ci wdzięczna.
Cisza trwała przez znaczną chwilę.
- Ale czy nie sądzi pani, że czternaście dni to jakby... trochę za późno? - diagnosta odezwał się niespodziewanie.
- Och nie, Greg – kobieta roześmiała się serdecznie, kręcąc przecząco głową. - Nigdy nie jest za późno na ratowanie syna. Kiedyś, gdy będziesz rodzicem, sam to zrozumiesz.
- Oczywiście – uśmiechnął się grzecznie. - Chyba położę się już do łóżka.

<center>***</center>

- Matka nie znosi Julie – powiedział nagle James, grzebiąc patykiem w ziemi.
Siedzieli na łące na wzgórzu, wygrzewając się w promieniach wczesnopołudniowego słońca.
House spojrzał na przyjaciela, lekko unosząc się na łokciach z pozycji leżącej.
- Nie dziw się, Julie jest trochę jak wampir: wysysa z ciebie każdy kęs osobistych poglądów.
- Jak możesz tak mówić? - oburzył się Wilson. - To moja żona.
- Właśnie dlatego, że to twoja przyszła żona.
- Jesteś bez serca.
- Och gratuluję, Sherlocku! Cóż za spostrzeżenie! - sarkazm diagnosty nieco zbił z tropu młodszego mężczyznę. House tymczasem maltretował w ustach źdźbło trawy.
- Wiem, że za nią nie przepadasz, ale chociaż ze względu na mnie i na to, że jednak coś do niej czuję, mógłbyś mówić o niej z większym szacunkiem.
I w tym tkwił cały problem. Greg z jakiegoś powodu nie potrafił tak po prostu tego zaakceptować.
- Nie każdy, z kim się zadajesz zasługuje na szacunek. Weźmy chociaż mnie. Julie nie jest tutaj wyjątkiem. – Po chwili milczenia skorygował słowa Wilsona. - A że za nią nie przepadam to za mało powiedziane. To jest otwarta, regularna wojna z bronią biologiczno-chemiczną w tle.
James westchnął wymownie.
- Julie nie rzuciła w ciebie tortem, tylko przypadkowo wylała na twoją marynarkę kieliszek wina!
- Oczywiście! Bardzo przypadkowo zachwiała się dopiero przechodząc obok mnie.
- Podobno podstawiłeś jej nogę – zauważył chłodno onkolog.
- Co za podłe oszczerstwo!
- Czyżby? Z pełną premedytacją wysłałeś jej list z pogróżkami.
- To nawet było zabawne, gdy przybiegła do twojego gabinetu z płaczem.
- House, ten proszek z musujących cukierków, który umieściłeś w kopercie, sypnął jej w twarz. Myślała, że to wąglik! Szczypały ją oczy!
- Zupełnie nie rozumiem, dlaczego cię to nie śmieszy.
- House, ona mogła z tym pójść na poli... masz rację, to jest zabawne. – Wilson wybuchnął śmiechem na wspomnienie tamtych wydarzeń. Greg przybrał minę pełną dumy i satysfakcji.
Chwilę siedzieli w ciszy, przysłuchując się jedynie odgłosom łąki i obserwując owady wokół.
- Dlaczego ciągle jej bronisz? - zapytał House niezłośliwie, choć z rosnącym zaintrygowaniem w głosie. - To cię kiedyś zgubi.
James nie odpowiedział. Położył się obok diagnosty i zamknął oczy, nie zastanawiając się nad proroczym charakterem tych słów.

<center>***</center>

Od kilku dni Wilson w ten sam sposób zbywał wszelkie próby wyciągnięcia z siebie jakichkolwiek informacji, zmieniając temat lub nie odpowiadając w ogóle. Greg zaczął się więc niecierpliwić. No bo jak niby miał odwieźć Wilsona od małżeństwa, jeśli ten po prostu nie chciał współpracować?
Diagnoście pozostała tylko jedna metoda, której Wilson nie potrafił mu wytrącić z dłoni: obrażanie i złośliwe przytyki wypowiadane pod adresem narzeczonej onkologa.
Jednak do tego bardzo łatwo można było się przyzwyczaić, jak zresztą James postępował.
Większość dni mijało na długich spacerach po okolicznych lasach i łąkach, rozmowach spod znaku „wszystkiego i niczego”, grach w karty, Monopoly lub po prostu wspólnemu milczeniu. House lubił każdą z tych czynności i był zadowolony mogąc spędzić z Wilsonem czas, którego ten do tej pory nieco mu skąpił. Przede wszystkim przez przygotowania do ślubu. Przymiarka garnituru, kupowanie sukienki, wybieranie sali, ustalanie menu, wypisywanie zaproszeń... Po dniu pełnym tego typu wrażeń Wilson zjawiając się w czwartkowy wieczór u House'a padał na twarz po piętnastu minutach filmu i z wynikiem równym zeru odkapslowanych piw.
Nic dziwnego, że zapragnął w końcu uciec od całego tego zamieszania, nawet jeśli oznaczało to narażenie się na wysłuchiwanie pretensji Julie, codziennie wisząc na telefonie około pół godziny. Była to także umowna pora zdawania raportów pani Wilson z progresu misji.
Niestety, z braku lepszych informacji, House musiał opowiadać o tym co mu się wydaje, że sądzi Wilson, niż o tym, co faktycznie jej syn powiedział. To jednak zdawało się kobiecie zupełnie nie przeszkadzać. Nadal była tak samo podekscytowana jak tydzień wcześniej i pokładała w House'ie całą nadzieję. To go przerażało.
Podświadomie zdawał sobie sprawę z pewności niepowodzenia tej misji.
Nic się nie zmieniało, a czas upływał.

CDN


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Delirium dnia Nie 0:10, 04 Sty 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:39, 03 Sty 2009    Temat postu:

Potyczki Julie i House'a mnie rozbroiły... xD
Niech Greg w końcu rzuci się na Jimmy'iego i będzie po sprawie. Przecież żadna 'Julie' nie może się z nim równać... I Wilson dobrze o tym wie! xD

Druga część jest równie dobra jak pierwsza. Tylko czemu tak krótko? (No i gdzie mój nowy ulubiony wilsonowy strój. Czytaj: podarte spodnie + rockowa koszulka)
House zachowuje się w Twoim opowiadaniu w rozkosznie dziecinny sposób

A do matki Wilsona chyba się przyzwyczaję... Czekam na ciąg dalszy!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MarlaSinger
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 503
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Robię lazgi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:54, 03 Sty 2009    Temat postu:

Cytat:
- House, ten proszek z musujących cukierków, który umieściłeś w kopercie, sypnął jej w twarz. Myślała, że to wąglik! Szczypały ją oczy!

Rzadko śmieję się na głos, naprawdę Popłakałam się ze śmiechu!

Uwielbiam to, że w taki trafny sposób dobierasz słowa Housa i Wilsona, i te żarty... takie w ich stylu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Delirium
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 18 Lis 2008
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Oz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:34, 04 Sty 2009    Temat postu:

Cytat:
Rzadko śmieję się na głos, naprawdę Popłakałam się ze śmiechu!


Cieszę się ogromnie, Marla (mogę tak do Ciebie mówić ^^?). Sama bardzo rzadko wybucham śmiechem podczas czytania, więc rozumiem o czym mówisz

Cytat:

Uwielbiam to, że w taki trafny sposób dobierasz słowa Housa i Wilsona, i te żarty... takie w ich stylu.


Wiesz... to najlepsza pochwała dla autora fika. Dzięki Twojemu komentarzowi wiem, że postaci są kanoniczne - niezmiernie Ci za to dziękuję

Cytat:

Niech Greg w końcu rzuci się na Jimmy'iego i będzie po sprawie.


Pino, i otóż to! Tylko wątpię, żeby rzucanie się na najlepszego przyjaciela było aż tak proste XDD

Cytat:
Tylko czemu tak krótko?


Krótko, za to często jak dobrze pójdzie, to nawet jutro dodam część trzecią, skoro opowiadanie już skończone. BTW, część trzecia jest dłuższa

Cytat:
(No i gdzie mój nowy ulubiony wilsonowy strój. Czytaj: podarte spodnie + rockowa koszulka)


Eee, no, tego... *nieśmiało wwierca paluszek w stół, nerwowo mnie podołek* zapomniałam... Ale się poprawię
I dziękuję za tyle miłych słów ^^ !


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Delirium dnia Nie 0:35, 04 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fion
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 16 Lis 2008
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:54, 04 Sty 2009    Temat postu:

House powinien ZDECYDOWANIE coś zrobić. I to w miarę szybko. Czekam na następną część.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:22, 04 Sty 2009    Temat postu:

W czasie rozmowy chłopców wyłam ze śmiechu A przy tym wągliku ómarłam
Delirium, świetny fik. Wielkie brawa za poczucie humory. Czyta się łatwo i przyjemnie. Czekam na następną część i Jimmy'ego przywiązanego do kaloryfera. Choć osobiście wolałabym,by House przymocował go do łóżka, ale na to będzie jeszcze czas, prawda?
Jak na razie - gratuluję.
Weny życzę!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Foxglove
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod biurka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:31, 04 Sty 2009    Temat postu:

*podskakuje z podniety na myśl, że niedługo trzecia część* Squeee! ^^ Muszę trzymać dziób na kłódkę jeszcze przez parę dni XD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pattyczak
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 19 Sie 2008
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:16, 04 Sty 2009    Temat postu:

Naprawdę zobaczyłam tego fika przez przypadek i jestem bardzo zadowolona. W zwiążku z przerwą w usa, każdy dobry fik jest mile widziany Dowcipy są pięknie puentowane, styl lekki, dialogi zabawne. Czekam na więcej i Wena życzę!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:06, 04 Sty 2009    Temat postu:

Nie, nie czytałam jeszcze, może później. Na razie małe wtrącenie.
Delirium napisał:
I tak, i nie, ponieważ oficjalnie zachowuję kanon. No bo tak: House jest ze Stacy, zdrowy i bez laski przy boku, a Wilson właśnie ma pobrać się z Julie. Nikt nigdy nie wspomniał większych szczegółów odnośnie tamtego czasu, więc postanowiłam sama sobie historię dopisać.


Mhm. Taki timeline oznaczałby, że Era Julie i Era Stacy się przecięły. Wydaje mi się to niezwykle podejrzane, gdyż oznaczałoby, że Julie i Wilson (bazuję tu na quazi oryginalnym timelinie) byli małzeństwem przez 5-6 lat. Zaskakująco długo. Zważywszy na kanoniczny cytat mówiący, że "Wilson sprintem zaliczył trzy małżeństwa". 5-6 lat to nie sprint, to bieg długodystansowy.
...
A poza tym, komentarze Bonnie świadczyłyby o tym, że to ona była panią Wilson w okolicach końca Ery Stacy i akcji z zawałem.
...
Mhm. Jak dla mnie AU.
...
Proszę mnie poprawić, jeśli coś poprzekręcałam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Nie 21:08, 04 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Delirium
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 18 Lis 2008
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Oz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 1:40, 05 Sty 2009    Temat postu:

fion napisał:

House powinien ZDECYDOWANIE coś zrobić. I to w miarę szybko.


Fion, ja też tak uważam na szczęście House ma swój rozum xD Dziękuję Ci po stokroć! Mam tylko nadzieję, że kolejnymi częściami się nie zawiedziesz


anyway napisał:

W czasie rozmowy chłopców wyłam ze śmiechu A przy tym wągliku ómarłam


Och nie, tylko nie Ty, Anyway! Niech ktoś szybko sprowadzi Kutnera, on zna tajemnicę efekty(o)wnej defibrylacji XD!

anyway napisał:

Wielkie brawa za poczucie humoru. Czyta się łatwo i przyjemnie.


No i jak ja mam podziękować za takie słowa uznania? *rumieniec*

anyway napisał:

Czekam na następną część i Jimmy'ego przywiązanego do kaloryfera. Choć osobiście wolałabym,by House przymocował go do łóżka, ale na to będzie jeszcze czas, prawda?


Czy metaforyczne "przygwożdżenie" lub po prostu unieruchomienie ciężarem ciała wchodzi w grę ?

anyway napisał:

Weny życzę!


I Tobie również ^^ !


Foxglove napisał:

*podskakuje z podniety na myśl, że niedługo trzecia część* Squeee! ^^ Muszę trzymać dziób na kłódkę jeszcze przez parę dni XD


Fox, Ty wiesz, że ja Cię kocham za te szalone reakcje XDD i nie tylko za nie
I wiesz również, jakiego pietra mam przed publikacją trzeciej części XDD"


Pattyczak napisał:

Naprawdę zobaczyłam tego fika przez przypadek i jestem bardzo zadowolona. W związku z przerwą w usa, każdy dobry fik jest mile widziany Dowcipy są pięknie puentowane, styl lekki, dialogi zabawne. Czekam na więcej i Wena życzę!


Dziękuję! Teraz zaczynam się bać, że po kolejnych częściach przegonię Twoje zadowolenie... miejmy nadzieję, że jednak sprostam wymaganiom ^^


Katty B. napisał:

Proszę mnie poprawić, jeśli coś poprzekręcałam.


Katty, nie poprzekręcałaś. Po prostu korzystamy z innych timeline'ów Ja zaufałam <a href="http://hwshipper.livejournal.com/22089.html">tej publikacji</a>, bo wydaje mi się rozsądna i podparta logicznymi argumentami. Owszem, Bonnie i House się spotkali, ale wątpię, by małżeństwo jej i Wilsona przypadało na czas choroby House'a. Co zmieniłam, to wydłużenie czasu "panowania" Julie. Uznałam, że właśnie o to poświęcanie się dla House'a, podczas jego rekonwalescencji, Julie mogłaby mieć do Wilsona pretensje. Poza tym pasuje mi do konwencji opowiadania. To niewątpliwe przekoloryzowanie z mojej strony, ale, ponieważ nie ma na obalenie żadnej teorii jednoznacznych dowodów, nie pomyślałabym o skategoryzowaniu mojego tekstu jako Alternative Universe.
A co do sprintów i biegów długodystansowych - każdy przecież patrzy na to subiektywnie


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Delirium dnia Pon 1:44, 05 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rei
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:52, 05 Sty 2009    Temat postu:

Dobra.
Więc, hmmm. Kocham cie, Delirium. Super piszesz i masz piękny avatar.

No, a tak na serio, to jestem zakochana w tym fiku. Podoba mi się humor, housowatość House'a i winsonowość Winsona. I pomysł jest kewl. Wszystko jest takie spokojne, urocze, jednoczesnie zaciekawia, chce wieeeeecej. Dawno nie czytało mi się czegoś tak dobrze! I WANT MOARRRRRRRR Nie rozumiem tego co mówicie o całych timelinach nie wiem nawet jaki sezon House'a na AXNie oglądam, ale jeśli chodzi o kanoniczność samych charakterów to AAAAAW epicko .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:21, 05 Sty 2009    Temat postu:

Delirium napisał:
No i jak ja mam podziękować za takie słowa uznania?

Po prostu pisz tak dalej! I jak najszybciej wybij Wilsonowi z głowy pomysł małżeństwa xD
Delirium napisał:
Czy metaforyczne "przygwożdżenie" lub po prostu unieruchomienie ciężarem ciała wchodzi w grę ?

Ależ oczywiście
A będzie tak, będzie?!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Delirium
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 18 Lis 2008
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Oz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:31, 05 Sty 2009    Temat postu:

Rei napisał:

Więc, hmmm. Kocham cie, Delirium. Super piszesz i masz piękny avatar.


Wow... no, tak szybko wyznań miłosnych się nie spodziewałam Dziękuję ! A avatarek jest z komiksu, Sandmana

Rei napisał:

Wszystko jest takie spokojne, urocze, jednoczesnie zaciekawia, chce wieeeeecej. Dawno nie czytało mi się czegoś tak dobrze! I WANT MOARRRRRRRR


Moar będzie i to całkiem szybko Ale muszę uprzedzić, że akcja przyspiesza i już tak spokojnie nie będzie... bo to od samego początku nie miał być sielski fik ^^" Ale mam nadzieję, że to Cię nie odstrasza

Rei napisał:

Nie rozumiem tego co mówicie o całych timelinach nie wiem nawet jaki sezon House'a na AXNie oglądam, ale jeśli chodzi o kanoniczność samych charakterów to AAAAAW epicko


W tej chwili na AXN chyba powtarzają pierwszy sezon, o ile dobrze jestem poinformowana O.o A timeline w tym serialu to w ogóle pokręcona jest rzecz, więc naprawdę się nie przejmuj!


anyway napisał:

Po prostu pisz tak dalej! I jak najszybciej wybij Wilsonowi z głowy pomysł małżeństwa xD


Pisanie dalsze mogę obiecać, co do drugiej kwestii... pomilczę

anyway napisał:

A będzie tak, będzie?!


*uśmiecha się zagadkowo*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:07, 05 Sty 2009    Temat postu:

Wciąż nie przeczytałam, jak znajdę wolną chwilę to komentarz rozbuduję pod tym kątem.

Moja Droga, ten timeline znam i szanuję i przyznam szczerze, że ja RÓWNIEŻ z niego korzystam.
...
Cofnij, korzystałam. Bo odkąd wprowadziłam własne zmiany to nie mogę powiedzieć, że korzystam, prawda...?
...
No, whatever. Najbardziej zastanawia mnie tu fakt, jak każda z nas może inaczej całą house'ową czasoprzestrzeń postrzegać, skoro bazujemy na tym samym konspekcie?

Delirium napisał:
Uznałam, że właśnie o to poświęcanie się dla House'a, podczas jego rekonwalescencji, Julie mogłaby mieć do Wilsona pretensje.

Mhm. Nie znamy Julie "osobiście", wiemy tyle, co zostało o niej powiedziane, ale tak długie bycie z facetem, który w pierwszym, góra drugim roku małżeństwa całkowicie zignorował jej istnienie nie pasuje mi do jej charakteru. (Takiego, jaki wychodzi z opisów serialowych, jak mówiłam, Julie nie znamy.)
...
Tak, wiem. Jestem uparta.

Delirium napisał:
To niewątpliwe przekoloryzowanie z mojej strony, ale, ponieważ nie ma na obalenie żadnej teorii jednoznacznych dowodów, nie pomyślałabym o skategoryzowaniu mojego tekstu jako Alternative Universe.

Stricte na pewno nie. Może nieco AT. XD

Delirium napisał:
Poza tym pasuje mi do konwencji opowiadania.

I o to chodzi! Jeśli człowiek potrafi to dobrze przedstawić, to da się nawet najbardziej hardcore'owe AU przełknąć. Żeby tylko było ładnie opakowane. Twoje jest. (Opowiadanie, nie AU, żeby już nie było.)

Dobra. Przyjmuję równość Twojej argumentacji i przyznaję, że może to być nawet kanon. (Oznaczałoby to jednak, że kilka tygodni mojej skrupulatnej pracy z ołóweczkiem i rozpisywania powiązań oraz ram czasowych poszło się... Trudno się mówi. XD)
Bardzo miło było podyskutować.
Kat.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Delirium
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 18 Lis 2008
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Oz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:35, 05 Sty 2009    Temat postu:

Katty B. napisał:

Wciąż nie przeczytałam, jak znajdę wolną chwilę to komentarz rozbuduję pod tym kątem.


Nie martw się, nie będę Cię za to gonić z tasakiem xD Doskonale rozumiem brak czasu... A jeśli już znajdziesz jakąś wolną chwilkę na przeczytanie tego, to będzie mi szalenie miło

Katty B. napisał:

Najbardziej zastanawia mnie tu fakt, jak każda z nas może inaczej całą house'ową czasoprzestrzeń postrzegać, skoro bazujemy na tym samym konspekcie?


To się chyba nazywa odmienne postrzeganie rzeczywistości XD Dla jednego szklanka będzie do połowy pusta, dla innego - do połowy pełna Tego się nie da uniknąć. Chyba, że scenarzyści w końcu rzucą jakimiś faktami i wyprostują pewne niejasności.

Katty B. napisał:

Mhm. Nie znamy Julie "osobiście", wiemy tyle, co zostało o niej powiedziane, ale tak długie bycie z facetem, który w pierwszym, góra drugim roku małżeństwa całkowicie zignorował jej istnienie nie pasuje mi do jej charakteru. (Takiego, jaki wychodzi z opisów serialowych, jak mówiłam, Julie nie znamy.)


Pamiętajmy jednak, że tym razem (szokująco!) Wilson się starał, żeby wyszło dobrze, a mimo wszystko to ona go rzuciła... (tym lepiej dla House'a )

Katty B. napisał:

Tak, wiem. Jestem uparta.


To dobrze. Przecież asertywność jest w cenie!

Katty B. napisał:

Może nieco AT. XD


Alternate Timeline? Zgodzę się. W końcu w timeline'ie w tym opowiadaniu jest więcej mojej ingerencji niż tylko spekulacji XD"

Katty B. napisał:

Jeśli człowiek potrafi to dobrze przedstawić, to da się nawet najbardziej hardcore'owe AU przełknąć. Żeby tylko było ładnie opakowane. Twoje jest. (Opowiadanie, nie AU, żeby już nie było.)


A dziękuję! Mam tylko nadzieję, że nie jest takie najgorsze

Katty B. napisał:

Przyjmuję równość Twojej argumentacji i przyznaję, że może to być nawet kanon. (Oznaczałoby to jednak, że kilka tygodni mojej skrupulatnej pracy z ołóweczkiem i rozpisywania powiązań oraz ram czasowych poszło się... Trudno się mówi. XD)


Niekoniecznie ^^ Napisałam o tym wyżej - każdy może mieć odmienny punkt widzenia. A zatem nie martw się, Twoja praca z pewnością nie poszła się... no wiesz XD

Katty B. napisał:

Bardzo miło było podyskutować.


I ja również tak uważam. Dziękuję


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Delirium dnia Pon 20:37, 05 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:50, 05 Sty 2009    Temat postu:

Podtrzymuję moją wcześniejszą opinię - masz naprawdę ładny styl. Opowiadanie jest ciekawe, wciąga, postacie bardzo żywe, widać (czytać ^^), że mają swoje charaktery, poglądy. No i humor. Dobrze Ci wychodzą zabawne dialogi, zastanawiałaś się kiedyś nad napisaniem cracku?

Cytat:
- Nie dziw się, Julie jest trochę jak wampir: wysysa z ciebie każdy kęs osobistych poglądów.

Kocham wszystkie opinie House'a i pani Wilson o Julie. A rozmowy tej dwójki, ta konspiracja to majstersztyk!

Brakuje kilku przecinków i wyłapałam paskudną literówkę:
Cytat:
No bo jak niby miał odwieźć

Odwieść! Chodzi o odciąganie, nie wywożenie za miasto!

No i zaserwowałaś nam małego cliffa na koniec, nieładnie. *nunu* Dlatego też Weny życzę! I... do następnego!
Katuś.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Pon 21:00, 05 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fion
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 16 Lis 2008
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:53, 05 Sty 2009    Temat postu:

Fion, ja też tak uważam na szczęście House ma swój rozum xD Dziękuję Ci po stokroć! Mam tylko nadzieję, że kolejnymi częściami się nie zawiedziesz


Jeśli będziesz dalej pisała tak, jak teraz to zapewniam - nie zawiodę się. : )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Delirium
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 18 Lis 2008
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Oz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:57, 05 Sty 2009    Temat postu:

Katty B. napisał:

Podtrzymuję moją wcześniejszą opinię - masz naprawdę ładny styl. Opowiadanie jest ciekawe, wciąga, postacie bardzo żywe, widać (czytać ^^), że mają swoje charaktery, poglądy.


Dziękuję To dla mnie ważny komentarz - dzięki temu wiem, że udaje mi się odzwierciedlić osobowość każdej z postaci tak, jak tego chciałam.

Katty B. napisał:

Dobrze Ci wychodzą zabawne dialogi, zastanawiałaś się kiedyś nad napisaniem cracku?


Nigdy mi to przez myśl nie przemknęło... Zawsze wolałam specjalizację w angst

Katty B. napisał:

Kocham wszystkie opinie House'a i pani Wilson o Julie. A rozmowy tej dwójki, ta konspiracja to majstersztyk!


Szczerze? Uwielbiam gnębienie Julie w tym fiku Stąd konspiracja!

Kat, ogromnie dziękuję za wyłapanie tego zmutowanego literówkowego potwora. Nie miałam pojęcia o jego istnieniu! Ale wstyd... to pewnie ta przeklęta autokorekta w Wordzie XD!

Katty B. napisał:

No i zaserwowałaś nam małego cliffa na koniec, nieładnie. *nunu*


No cóż, nie zawsze może być tak róziowo jakbyśmy chcieli...

Katty B. napisał:

Dlatego też Weny życzę!


Dziękuję I Tobie również!

Fion napisał:

Jeśli będziesz dalej pisała tak, jak teraz to zapewniam - nie zawiodę się. : )


No właśnie tego nie wiem, czy dalszy ciąg Ci się spodoba. Szykuje się zmiana, nawet znaczna... ^^"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Delirium
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 18 Lis 2008
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Oz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:59, 07 Sty 2009    Temat postu:

Ok. Postanowiłam zebrać się w sobie i w końcu wstawić następną część. Robię to jednak z duszą na ramieniu... Po poniższej lekturze poznacie powód.

Nie mam pojęcia, czego oczekiwaliście od tego opowiadania, ale, co do mnie - uczciwie i jasno określiłam kategorię już na początku. Lojalnie uprzedzam więc, jeśli ktoś chce zawrócić, przed Wami ostatnia szansa XD Tym, którzy zostaną, mam nadzieję, że się spodoba.

A tak w ogóle, to oblałam ważne kolokwium z Grafiki Inżynierskiej... Nawet szampon bananowy i Najsłodsza Na Świecie Kawa nie poprawiły mi humoru. *sigh* Niech mnie ktoś przytuli.


<center>---</center>

W wieczór poprzedzający dzień ślubu siedzieli na podłodze w pokoju Jamesa i popijali znakomitą wiśniówkę zrobioną przez jego ojca z zeszłorocznych owoców. Letni, wieczorny wiatr przynosił przyjemny chłód po upalnym dniu. Alkohol szybko wchodził do głowy, więc po kilku kieliszkach obaj byli w stanie wskazującym, choć może jeszcze nie pijani.

- Wilson, oto nasz wieczór zwierzeń. Zadaję pytanie, odpowiadasz. Potem ty masz prawo zadać mi jedno pytanie. Tylko prawdziwe odpowiedzi. Jak w quizie lub grze w „Państwa, miasta...”. Mam nadzieję, że nie jesteś aż tak ograniczony, by tego nie zrozumieć. - Na twarzy onkologa pojawiło się nieco większe zainteresowanie. - Zaczniemy ode mnie jako od genialnego pomysłodawcy. Ding-ding! Runda pierwsza! - oznajmił Greg, wydając z siebie onomatopeiczne dźwięki. - Naprawdę sądzisz, że będziesz z nią szczęśliwy?

Cisza trwała długo. Onkolog oparty o ścianę chłonął spokój zmierzchu, nadal milcząc. House przyglądał się jego wilgotnym włosom, czuł świeży zapach szamponu, nie potrafiąc skupić się na niczym innym. Skarcił się w duchu za pieprzoną nostalgię, która zaczynała go dopadać.

- Nie – odpowiedział w końcu James, wygładzając spodnie od pidżamy. - Nawet tego nie oczekuję po tym małżeństwie. Nie jestem pewien, czy cokolwiek mogłoby mnie wystarczająco zadowolić.
- To nie brzmi zbyt optymistycznie.
- Przecież jestem największym optymistą na ziemi, House.
- Racja.

House wbił wzrok w podłogę, pogrążając się w rozważaniach. Ta sytuacja mu się podobała. A Wilson najwyraźniej w końcu zaczął współpracować.

- Moja kolej – oznajmił upominająco młodszy mężczyzna, wyrywając przyjaciela z odrętwienia. - Naprawdę kochasz Stacy?
- A co, wątpisz? - odparł Greg.
- House.

Wilson wyglądał na wystarczająco poirytowanego. Był niezupełnie sobą.

- Ale dlaczego chcesz to wiedzieć? Czemu miałoby to być istotne?
- Nie mieliśmy kwestionować stawianych pytań – zauważył oschle James. - Nie próbuj omijać reguł.
- Nie wiem. – Głos House'a rozbrzmiał niemal natychmiast. - Oto cała odpowiedź – dodał po chwili ciszy, jakby dając znać Wilsonowi, że to wszystko co ma w tej kwestii do powiedzenia.
- A można jakoś... jaśniej, więcej, szczerzej?
- Zapomniałeś, że teraz moja kolej, Boy Wonder.

Wilson przewrócił oczami, po czym wykonał przyzwalający gest ręką.

- Skoro nie czujesz się z Julie szczęśliwy, dlaczego wciąż chcesz się z nią żenić?
- To mój sposób, żeby zapomnieć o czymś, czego nie mogę mieć.
- Nie rozumiem.

House znaczną chwilę analizował słowa Wilsona, jednak nie mógł pojąć, co przyjaciel mógł mieć na myśli.

- Nie musisz. – James przyznał lekceważąco, wzruszając ramionami. - Co powoduje, że nie jesteś zdecydowany co do swoich uczuć do Stacy?

Pytanie spadło na diagnostę niczym fala tsunami. Poczuł się zbity z tropu. Wilson doskonale zdawał sobie sprawę z tego, w co grają. Siedział tam, pod ścianą, tym razem w koszulce z nadrukiem logo „Led Zeppelin” i wyczekująco wpatrywał się w przyjaciela. Wystarczająco zręcznie i precyzyjnie postawione pytanie, przyznał House. Przynajmniej na tyle, by utrudnić diagnoście uniknięcia wymijającej odpowiedzi. Postanowił więc nie grać na czas, ale być pierwszym, który dowie się prawdy.

- Aleś ty nie domyślny, Antonio. Tym powodem jest, oczywiście, inna osoba – wypowiedział to jakby to było coś co najmniej tak oczywistego jak fakt posiadania głowy. - A teraz powiedz mi, Jimmy, co to za rzecz, której nie możesz mieć?

Przez krótką chwilę mężczyźni mierzyli się spojrzeniami. I dokładnie wtedy, gdy House był pewien swej wygranej, Wilson odpowiedział.

- Jesteś równie niedomyślna, Konczito. Tą rzeczą jest miłość.

Na twarzy onkologa pojawił się wyraz samozadowolenia. House znał pytanie, zanim jeszcze zostało zadane.

- Kim jest ta osoba, o której wspominałeś?
- To James Wilson.
- Słucham?
- No co? Ciekawostka! Taki młody, przystojny onkolog, na pewno poznałeś!
- House, nie rób z siebie idioty! Mówimy poważnie!

Diagnosta obrzucił go nerwowym, pełnym urazy spojrzeniem.

- Och – wydusił z siebie onkolog słabym głosem. - To nie był żart, prawda?
- Wybacz, chłopcze, ale teraz ja zadaję pytanie.

Sytuacja była wysoce niezręczna. Wilson co chwilę spoglądał przelotnie na przyjaciela, jakby nie mógł usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż przez dziesięć pieprzonych sekund. Palce jego dłoni zniknęły gdzieś między ciemnobrązowymi kosmykami wilgotnych włosów. House obserwował to wszystko z rosnącym niepokojem, nie będąc pewnym jak powinien zareagować. Rozważał możliwość wycofania się, ale nie był przekonany, czy Wilson tak łatwo kupi wersję o żarcie. Tu po prostu nie było miejsca na żarty.

- Powiedz mi, o czym teraz myślisz.
- House, proszę...
- Reguły to reguły, sam to powiedziałeś. Też chcesz je nagle zanegować?
- Nie! Nie, ale chciałbym, do cholery, wiedzieć, czy mówiłeś poważnie!
- Po co te nerwy, Jimmy! Poczekaj na swoją kolej.

James wykonał szybki ruch po butelkę wiśniówki i polał sobie od serca. Jego reakcja była doprawdy interesująca. House zaczynał tchórzyć.

- Chcesz wiedzieć o czym myślę? Dobrze, powiem ci. Za kilka kieliszków. Tak, bym rano mógł wyprzeć się wiarygodności własnych słów.

House lekko uniósł brwi.

- No i czego niby miałbyś się tak wstydzić?
- To już jest inne pytanie – zauważył onkolog.
- A ty wciąż nie odpowiedziałeś na poprzednie – odgryzł się Greg, sięgając do dłoni przyjaciela, by odebrać mu butelkę.

Twarz Wilsona przybrała nieodgadniony wyraz.

- Chcę usłyszeć co masz do powiedzenia bez zbędnych wspomagaczy – wyjaśnił House.
- A co powiesz jeśli są naprawdę niezbędne?
- Że na pewno nie zalicza się do nich alkohol. Ale mogę ci pokazać, co wchodzi w ich skład.
- Bardzo proszę, nie krępuj się! - odparł Wilson ze złością, sfrustrowany brakiem siły przebicia. Nie zwracał już uwagi na własne słowa.
- Skoro tak twierdzisz...

House uniósł się z pozycji siedzącej, by na kolanach pokonać dystans między nim a Wilsonem. James obserwował go w milczeniu, dopóki diagnosta nie nachylił się nad nim tak blisko, że z wrażenia musiał wstrzymać oddech. Ta bliskość wydała mu się równocześnie niebezpieczna, niespodziewana, ale i nieznośnie, wręcz nieznośnie pożądana.

Kiedy zorientował się, że nie ma żadnej drogi ucieczki, usta House'a nagle znalazły się na jego własnych, jego dłonie na jego dłoniach. Jego ciało tak blisko, że nie był w stanie wyślizgnąć się spod jego siły i ciężaru. Ściana za plecami poważnie ograniczała ruchy, więc jedyne, na co mógł się zdobyć to szamotanie, które okazało się na tyle skuteczne, by zerwać pierwszy pocałunek. Wargi diagnosty odsunęły się, jeszcze zanim język odkrył nową przestrzeń.

Ale House szybko znalazł sposób obejścia tych drobnych niedogodności.

Schwycił mocno Wilsona za ramiona i opierając na jego mostku lewe przedramię przygwoździł go brutalnie do twardej ściany. Drugą dłonią wykręcił lekko prawą rękę młodego lekarza za plecy, wystarczająco jednak, by go unieruchomić. Onkolog jęknął żałośnie, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Choć wykręcenie ręki nie bolało, mogłoby zacząć przy każdym gwałtowniejszym szarpnięciu. Odwrócił więc tylko głowę i zacisnął powieki, jakby próbując zniechęcić do siebie House'a samą siłą umysłu.

- Po co się opierasz, skoro tego chcesz? Czy to cię podnieca? Znam lepsze sposoby!
- House, ja zwyczajnie uważam, że to nie ma sensu. Jutro biorę ślub!
- Na ocenianie, czy to miało sens będziesz mieć czas, gdy skończę.

Usta diagnosty bez trudu odszukały usta drugiego mężczyzny. Wilson opierał się jeszcze, jednak w odpowiedzi na mocniejsze szarpnięcie za plecami, rozchylił wargi, wydając przy tym stłumiony jęk bólu. Język House'a był gorący i eksplorował wnętrze ust Wilsona niemal z szaleńczą, podróżniczą pasją. To było niesamowicie pożądliwe, wręcz wygłodniałe. House poczuł nagłe rozluźnienie mięśni pod swoim naciskiem i w końcu James odwzajemnił pocałunek.

Greg uwolnił młodego lekarza od silnego uchwytu, wykorzystując wolne dłonie do wsunięcia ich pod T-shirt Wilsona. W odpowiedzi na chłód dotyku jego palców James zadrżał, wstrzymując oddech. Krew dawno odpłynęła w dolne partie ciała.

- House, nie... przestań.
- To o kilka czynności stanowczo za mało – odparł diagnosta, oddychając ciężko, po czym szarpnął koszulkę Wilsona do góry.

Młodszy lekarz poczuł gorąco ust na swojej klatce piersiowej, przyjemność pod postacią czystą, odbierającą zdolność racjonalnego myślenia. W ślad za ustami poszły i dłonie - zdecydowany, orzeźwiająco chłodny dotyk. Oszałamiający...

Wciągnął powietrze ze świstem, kiedy język House'a oplótł się wokół jego sutka i trwał tam przez chwilę, wykonując wciąż te same okrężne ruchy. Zaskomlał wystarczająco głośno, by zmusić House'a do złożenia na jego wargach palca wskazującego w geście przypominającym o zachowaniu ciszy, mimo że dom wydawał się być pogrążony w zbyt głębokim śnie, by odnotować jakiekolwiek anomalie. Potem diagnosta przeszedł znacznie niżej, doprowadzając młodszego mężczyznę do obłędu...

Wilson wydychał powietrze głośno i miarowo, jakby brakowało mu tchu. Wrażenie było tak silnie podniecające i nieznane, że poczuł się, jakby uprawiał seks po raz pierwszy. Tak samo winny, tak samo poruszony. Tak samo szczęśliwy.

Gorący język Grega wykonywał dokładnie to, czego od niego oczekiwał. Zupełnie jakby diagnosta potrafił czytać w myślach. Wilson odchylił głowę do tyłu, wyginając plecy w łuk w reakcji na nagły przypływ przyjemności, cicho zawodząc. Palce House'a zacisnęły się na jego biodrach kurczowo, po czym nagle wszystko ustało. Kiedy nieprzytomnie otworzył oczy rozpoznał twarz House'a przed sobą.

- Chodź – powiedział diagnosta, pociągając mężczyznę za sobą w stronę łóżka.

Wilson niezdolny był do sklecenia poprawnego gramatycznie zdania, a co dopiero do wypowiedzenia go. Wybełkotał więc coś bezsensownie, kładąc się na miękkim materacu swego dawnego łóżka. Poczuł gwałtowną wdzięczność odciążonego kręgosłupa. Uniósł lekko biodra, by Greg mógł zsunąć jego spodnie od pidżamy. Po chwili na ziemi znalazła się również garderoba diagnosty.

House sięgnął do torby, którą dwa tygodnie wstecz pozostawił obok łóżka. Nachylając się nad Wilsonem, poczuł delikatne pocałunki składane na szyi i zadygotał. Trwało to dopóki nie wynurzył się z powrotem z małym niebieskim, kwadratowym opakowaniem w garści.

- Co to jest? - zapytał Wilson nieprzytomnie.
- Prezerwatywa, kretynie! Wy Żydzi ich nie używacie? To tłumaczyłoby liczebność waszych rodzin.
- Och, zamknij się House!
- Wedle życzenia.
- Tylko powiedz mi, co ty sobie myślałeś, zabierając całe opakowanie kondomów?

House uśmiechnął się niemal łobuzersko.

- Sam wiesz co. I zużyłbym je, gdybyś dwa tygodnie temu był bardziej domyślny.

Wilson przewrócił oczami. Greg jednak nie dał mu wystarczająco czasu na odpowiedź. James zaskomlał w proteście na przepełniające go dotkliwe uczucie dyskomfortu, zaciskając palce na prześcieradle. House tłumił okrzyki Wilsona kolejnymi pocałunkami. Nie miał pojęcia, co młodszy mężczyzna może odczuwać. Jednak nie zawahał się. Kontynuował pieszczoty, dopóki ciało pod nim nie podporządkowało się jego rytmowi i jego ruchom. Wilson wkrótce zupełnie poddał się jego woli, w końcu odczuwając prawdziwą przyjemność.

Aż świat onkologa ograniczył się tylko do jednego aspektu: osoby Gregory'ego House'a. Diagnosta był teraz synonimem dotyku, smaku, zapachu; wszystkich tych odczuć, których Wilson doświadczał. Był podniecającym gorącem. I równocześnie jego odwiecznym pożądaniem.

Ta myśl zajmowała jego umysł, dopóki nie wyparło jej obezwładniające uczucie spełnienia. To zamiast głośnej reakcji spowodowało, że zachłysnął się powietrzem. Stracił poczucie czasu. Dryfował. Od nadmiaru tlenu kręciło mu się w głowie.

I nie potrafił już powiedzieć, kiedy House opadł na niego z przeciągłym jękiem, którego nie mógł stłumić. Dalej była już tylko pustka, cisza i senna otchłań.

CDN


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Delirium dnia Śro 16:27, 07 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin