Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Niemoralna propozycja [T][Z]
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:51, 15 Gru 2010    Temat postu: Niemoralna propozycja [T][Z]

<center>Niemoralna propozycja</center>



Tytuł oryginału: Indecent proposal
Autorka: MissCuddles aka Nikki
Oryginał: [link widoczny dla zalogowanych]
Zgoda na tłumaczenie: jest.

Cytat:
Wpadłam w jakiś ciąg tłumaczeniowy. A tego nie należy marnować, bo równie szybko może zniknąć.

Akcja rozgrywa się w trakcie V sezonu. O jego końcówce i tym, co jest dalej, zapominamy.

Tłumaczka pozwala sobie zadedykować tekst Liskowi, z podziękowaniem za wykopanie fanfica, a także za wiarę w zdolności niżej podpisanej, kopy moralne dodające weny, niesłabnący entuzjazm, urocze komentarze i pozytywną energię.


<center></center>


Rozdział I – Bezdomna


Piątek, gabinet Cuddy, trochę po dziesiątej wieczorem
House wolno kuśtykał przez korytarz, gdy jego zawsze bystre oczy wypatrzyły światełko, dochodzące z gabinetu Cuddy. Zerknął na swój zegarek i z nieukrywanym zdumieniem stwierdził, że już dawno minęła godzina, o której administratorka z reguły kładła się spać. Potarł czoło ze zdziwieniem i szybko zdecydował, że dowie się, co w trawie piszczy. Zawrócił w pół kroku. Kilka sekund później wpadł do jej gabinetu, ewidentnie ją zaskakując. Na pewno nie oczekiwała, że zobaczy jego.
Cuddy podskoczyła lekko na krześle, błyskawicznie skupiając uwagę na zamykających się drzwiach. Było późno, był koniec tygodnia i Gregory House był ostatnią osobą, którą spodziewała się zobaczyć. A jednak stał przed nią, podejrzliwie rozglądając się po pomieszczeniu. Z braku pomysłu na lepszy początek rozmowy, zapytała:
- House, co ty tu jeszcze robisz?
Odpowiedział, nie przestając się rozglądać, jakby spodziewał się, że ktoś trzeci ukrywa się w jej gabinecie. Drażnienie się z Cuddy było jego ulubioną rozrywką.
- Bawię się w chowanego z pielęgniarkami. W nocy to świetna zabawa. Masa mrocznych zakątków do oddawania się mrocznym postępkom.
- House! - Cuddy próbowała przywołać go do porządku. Jego żart był po prostu nietaktowny. Nie, żeby nie wierzyła, że był zdolny do tego, o czym mówił. To obraz jego seksualnych „postępków” ją niepokoił. Na wiele różnych sposobów.
- Co? Ratowałem pacjenta. To już zbrodnia? - House udawał, że go zraniła. Nienawidził usprawiedliwiać się pracą, zwłaszcza przed Cuddy. Ale była jego szefową, zwierzchnikiem, co go jeszcze bardziej irytowało. Nie rozumiał, dlaczego jednocześnie musiała być tak wkurzająco seksowna i taka wymagająca. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że lubił jej towarzystwo. Bardzo. Im bardziej go irytowała, tym bardziej jej pragnął.
Cuddy wiedziała, że miał skomplikowany przypadek – sam jej to powiedział wcześniej, bez specjalnego entuzjazmu – ale zaskoczyła ją jego nagła determinacja. „Został specjalnie czy go wezwali?” - zapytała samą siebie, zanim mu odpowiedziała.
- Nie. Ale ty nigdy nie zostajesz do późna. Nic ponad obowiązkowe godziny, na które też niechętnie przychodzisz.
To było oczywiście prawdą. W piątki wieczorem, punkt piąta po południu, House zawsze znajdował się na strategicznej pozycji w drzwiach wyjściowych. Do pracy przychodził ostatni, wychodził pierwszy. Jednak dzisiejszy przypadek wykraczał poza medycynę i bardzo go zaintrygował, ale Cuddy nie musiała o tym wiedzieć. Większą ciekawostką było jej siedzenie po godzinach.
- Ty też, a jednak wciąż tu jesteś. Dlaczego?
- Kończę papierkową robotę do kwartalnego raportu – odpowiedziała szybko, rzucając okiem na papiery, zanim napotkała jego pytający wzrok. O jednej rzeczy nie pamiętała. Gregory House miał niespotykany dar obserwacji i błyskawicznej dedukcji. Z czego korzystał bez skrupułów, gdy chciał wykryć jakieś kłamstwo.
- Ta, próbuj dalej. Czemu tu biwakujesz? Przed kim się chowasz? Kolejna randka ci nie wyszła? - spytał z sarkazmem, świetnie wiedząc, że przynajmniej na dzisiejszą noc gabinet stał się dla niej schronieniem.
- Przed nikim się nie chowam – odparła Cuddy niechętnie, patrząc na niego prowokacyjnie, niemal wyzywając go, by udowodnił, że kłamie.
Zaakceptował wyzwanie, odwrócił się i wskazał na kanapę. Poduszka, starannie rozesłane prześcieradło i koc były niepodważalnym dowodem, że zamierzała tam spać.
- Więc czemu masz posłaną kanapę?
- Zdrzemnęłam się wcześniej. Temu. - Cuddy szybko znalazła wiarygodną odpowiedź, ale wiedziała, że House tego nie kupi. Nie, kiedy była tak zdenerwowana.
- Cuddy, to takie podniecające, gdy kłamiesz – rzucił złośliwie House, uśmiechając się diabolicznie. Była urocza, gdy usiłowała coś przed nim ukryć. - Ale nie przejmuj się mną. Wal.
- Nie mogę iść do domu – wyznała, a szczerze zaintrygowany House uniósł brwi. Stał, przeszywając ją wzrokiem, czekając na jakąś soczystą plotkę. Po to żył. Jednak zniszczyła jego nadzieję na kolejną rozgrywkę słowną, gdy się wytłumaczyła:
- Wycieka mi gaz.
- Czemu nie poszłaś do hotelu? - zapytał szybko, usiłując ukryć rozczarowanie. Miał szczerą nadzieję, że nie udała jej się randka, mimo że nawet nie próbował jej sabotować. Po prostu nie mógł znieść, gdy kręcił się obok niej jakiś inny facet. Ani teraz, ani nigdy.
- Pomyślałam, że... - zaczęła, ale House szybko jej przerwał typową dla siebie, rasistowską zaczepką:
- Och, jesteś taką skąpą Żydówką – rzucił ze śmiechem, niemal z sympatią, gdy pewien pomysł zaczął mu się formować w głowie.
- House, nie jestem skąpa. To tymczasowe rozwiązanie, wszystko będzie dobrze – odparła obronnie i wróciła do oglądania dokumentów leżących przed nią. Po chwili uniosła oczy i spojrzawszy na mężczyznę w drzwiach dodała:
- I o ile nie potrzebujesz czegoś, co jest związane z przypadkiem, ta rozmowa się skończyła. Idź sobie.
- Jesteś taaakaaa skąpa. Ale sobie nie idę. Nie bez ciebie. Dalej, pakuj się – zakomenderował i podszedł bliżej do jej biurka. W jego głosie pojawiła się determinacja, nuta rozkazu, ale i troski.
Cuddy położyła dłonie na blacie i rozprostowała palce, czując irytację. Nie wiedziała, jak reagować, gdy nie zachowywał się jak kompletny dupek. A dzisiaj było w nim coś niemal miłego.
- House, nie mam tej nocy nastroju na twoje gierki. Idź, proszę.
- Więc twierdzisz, że innej nocy będziesz mieć nastrój na moje gierki? Cudnie – zażartował, a Cuddy spięła się pod jego badawczym spojrzeniem.
- House! - rzuciła podniesionym głosem, próbując udać złość. Tak naprawdę stanowczo wolała te ich przekomarzanki od siedzenia nad bzdurnym raportem.
- Hej, nie używaj imienia mego nadaremno. Jestem z niego bardzo dumny – powiedział dowcipnie, a ona nie mogła się nie uśmiechnąć. Nie umiała się długo na niego gniewać, a on to wiedział. Z tego też był dumny.
- Okej, więc czego chcesz? - poddała się. Uniosła ręce, i odepchnęła się w krześle, odsuwając od biurka. Założyła nogę na nogę w bardzo seksowny sposób i oparła się wygodnie, mierząc go wzrokiem od stóp do głów.
House natychmiast przeszedł do konkretów, doceniając nagłą zmianę w jej nastawieniu.
- Zabieraj swój skąpy tyłek z krzesła i chodź ze mną. Przecież nie pozwolę ci spać w gabinecie.
- Co masz na myśli? - spytała, ewidentnie nie rozumiejąc, czego on chciał.
- Super. Najpierw kłamiesz, a teraz udajesz głupią. Rusz się, zbieraj rzeczy. Prześpisz się u mnie – wyjaśnił z determinacją. Podszedł do biurka i oparł się o nie, nie spuszczając z niej wzroku. Nie zamierzał akceptować odmowy.
- Nie ma mowy – jęknęła.
- Ależ jest – House jęknął w ten sam sposób, przedrzeźniając ją i mocniej zacisnął ręce na blacie jej biurka.
- Nie ma mowy! - Spróbowała jeszcze raz, ale nie była zbyt przekonująca.
- Słuchaj – powiedział w końcu, obchodząc biurko i stając przed nią. Jego sylwetka przytłaczała ją. Przełknęła ślinę, gdy oznajmił:
- Będzie jak ja chcę albo zrobi się nieprzyjemnie. I świetnie wiesz, jak to się skończy.
- Myślę, że... - zaczęła, chcąc mu powiedzieć, że od początku do końca nie był to dobry pomysł.
- Cuddy, mając taki dekolt – House wskazał na jej biust. - Naprawdę nie musisz myśleć. Serio serio.
Cuddy milczała, myśląc, jaki ma wybór. Jej umysł pracował z prędkością dźwięku, gdy usłyszała, jak House dodał:
- Nie pozwolę, żebyś tu spała. Zaakceptuj to. I rusz się, nie gryzę.
- Nie byłabym taka pewna – odparła pół żartem, patrząc swoimi szarymi oczami w jego niebieskie.
- A więc się nad tym zastanawiałaś, co? - Pochylił się nad nią, chwytając za oparcie krzesła, czekając aż zaprzeczy.
- A i owszem. I nie było to specjalnie przyjemne – rzuciła, zaskakując go. Gdy nie odezwał się ani słowem, wstała i przecisnęła się obok niego, czując jego przytłaczającą bliskość. Jej ciało błyskawicznie zareagowało, tym razem w bardzo przyjemny sposób. Ignorując to, zapytała:
- Czego oczekujesz w zamian?
- Niczego – odparł szybko, nie spuszczając jej z oczu.
Cuddy odwróciła się, słysząc tę niespodziewaną odpowiedź. Z lekkim szokiem na twarzy, zaprotestowała.
- Nie wierzę ci, House. Jeśli idzie o ciebie, zawsze jest jakieś drugie dno, jakiś ukryty powód.
- Chcę ci pomóc. To źle? - odpowiedział szczerze, sam się zastanawiając nad swoimi pobudkami. Gdy zaproponował jej nocleg, chciał tylko pomóc. Nie zniósłby, gdyby była jeszcze bardziej przemęczona. Szkoda, że mu nie wierzyła. Ale rzadko to robiła, nie licząc diagnoz.
- Nie. Ale muszę wiedzieć, w co się pakuję – racjonalizowała, nie chcąc się jeszcze poddać. Naprawdę chciała się zorientować, co z nią będzie. Potrzebowała dużej ilości snu w porządnym łóżku, ale jeśli ceną za pobyt w hotelu „U House'a” miało być poczucie zranienia i złamanie serca, nie zamierzała jej płacić.
- Dobra, mam. Jak długo będziesz bezdomna? - spytał, próbując sprowadzić rozmowę na nieco mniej poważny poziom.
- Dwa dni. Tylko weekend – odparła, zastanawiając się nad celem pytania.
- Widzisz, nie jest tak źle! - zawołał z dziecięcym entuzjazmem, wyraźnie mając jakiś pomysł. A potem, odrobinę ją rozbawiając, dodał spokojnie:
- Przygotujesz dwa domowe obiadki i będziemy kwita. Co ty na to?
- Dwa obiadki? Żadnych usług seksualnych? - zapytała Cuddy, wciąż ostrożna. Nic nigdy nie było proste z niesławnym Gregorym Housem.
- Skoro już o tym wspominasz... byłoby miło – odrzekł żartem, uroczo się uśmiechając. Gdyby już nie była w nim zakochana (głęboko i beznadziejnie), teraz wpadłaby po uszy. Jego urok był po prostu niemożliwy.
- House! - Uśmiechnęła się, rozbawiona..
- Cuddy, na miłość boską, ruszysz się w końcu? - zapytał, łapiąc ją lekko za ramię i okręcając ją w miejscu, zmuszając do podjęcia jakichś działań. Potem spojrzał na zegarek i stwierdził, że to wszystko trwało jakieś pół godziny. Dodał całkiem poważnie:
- Nie zrobię niczego, czego nie będziesz chciała. Masz moje słowo. OK?
Odwróciła się do niego. Szczerość w jego oczach była niewątpliwa. Odetchnęła głęboko kilka razy, wciąż patrząc mu w oczy. Po prostu nie mogła przestać. Coś w głowie nakazywało przerwać jej kontakt wzrokowy, ale nie mogła. I nie chciała.
- OK.
Sekundę później spojrzała w dół i, godząc się ze swoim losem, zaczęła zbierać swoje rzeczy.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Pirania dnia Pią 14:32, 25 Lut 2011, w całości zmieniany 17 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:55, 16 Gru 2010    Temat postu:

Pirania
Wiedziałam, wiedziałam, że jesteś wielka
Nawet nie wiem, co powiedzieć po takim dedyku
Twoje zdolności są widoczne czarno na białym, dosłownie
Mam nadzieję, że zapału do tłumaczeń nigdy Ci nie zabraknie, bo masz niebywały talent. Szacun i jeszcze raz dziękuję, szkoda, że nie widzisz tego banana na moim lisim ryjku

A teraz do rzeczy.
No, tak to mogę czytać. Bez słownika i robienia co chwilę wielkich oczu w stylu bo nie zajarzyłam

Fik bez wątpienia ma to coś Jezz... już go uwielbiam, nie mam pojęcia, co będzie jak przełożysz kolejne części. Dziękuję Bogu, że jest ich aż szesnaście, choć Ty pewnie cieszysz się mniej Postacie bardzo realne. Sytuacja prawdopodobna. Wszystko takie jak powinno. Uwielbiam te ich romówki na poziomie Strasznie mi tego brakuje.
Dziewczyno za to jak tłumaczysz będę Ci się kłaniać w pas przy każdej okazji. Po prostu Mistrzostwo Zrozumieć tekst to jedno, ale przełożyć go tak, by wszystko było płynne i idealne w odbiorze... niezwykłe
Już nie mogę się doczekać kolejnych części, ten fik nie mógł trafić na lepszego tłumacza

Buziaki oczarowany lisek


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Czw 13:02, 16 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 1:13, 19 Gru 2010    Temat postu:

Rozdział II. Pinokio i Smerfetka.

House i Cuddy szli przez parking w absolutnej ciszy. Oboje mieli wrażenie, że w powietrzu między nimi aż iskrzy się od elektryczności - oczywiście żadne z nich o tym nie wspomniało. Otaczająca ciemność zdawała się być wypełniona czystym oczekiwaniem, wypływającym z bujnej wyobraźni i wielkiej tęsknoty. Podświadomie zdawali sobie sprawę, że ta noc zmieni ich życie. Na zawsze.
Cuddy szybko ruszyła w stronę swojego samochodu, podczas gdy House wciąż kuśtykał do swojego. Odwrócił się, zirytowany, zamierzając zdecydowanie zaprotestować. Cuddy ubiegła go i szybko wyjaśniła:
- Pojadę moim samochodem. Muszę wpaść do banku i wyciągnąć trochę pieniędzy z bankomatu.
House podniósł brwi, przechylił głowę w bok i nie spuszczał z niej oka, ewidentnie zafrapowany.
- Tchórzysz? - spytał, przesuwając ręką po nieogolonym policzku.
- Nie. To twoja działka – krzyknęła Cuddy, uśmiechając się do siebie samej, zdumiona jego niepewnością. Wystarczyło wspomnienie o nim, stojącym na parkingu, rozżalonym niczym nastolatek, by przestała się denerwować. Wsiadła do samochodu, a uśmiech nadal nie opuszczał jej twarzy. Gregory'emu House'owi należało przyznać jedną rzecz – nie był nudny. W żadnym znaczeniu tego słowa.
House zamrugał gwałtownie, próbując przyzwyczaić wzrok do ciemności i zaśmiał się chrapliwie. Gdy wyjeżdżał z parkingu, wciąż widząc tylne światła jej samochodu, wyszeptał:
- Fajnie.
Im dłużej ją znał, tym bardziej ją cenił. Gdyby była głupia i zachwycona sobą albo przypominała jedną z tych rozchichotanych, nieskomplikowanych kobitek, wyglądałoby to inaczej. A ona zachwycała go prostotą, normalnością, tym, jaką świetnie można było z nią spędzać czas. A to ostatnie wcale nie było oczywiste. House nie postrzegał kobiet w tych kategoriach. Kobieta mogła być zabawką, harpią, obowiązkowo żoną i matką kolejnego pokolenia... Tak o kobietach myślał i tak je rozumiał. Ale Lisa Cuddy, kobieta – przyjaciel, kobieta – towarzysz przygód, kompan do spędzania czasu... tym go zdumiewała, im bliżej ją poznawał. A im bardziej była dla niego ważna, tym mocniej tkwiła w nim miłość do niej, która sprawiała, że w jego głosie pojawiała się nieświadoma czułość, a w oczach równie nieświadomy płomień.
Podśpiewując „She is my friend”* House pojechał do swojego mieszkania, czując coś w stylu motyli w żołądku.


Próg mieszkania House'a, 23 minuty później
Gdy House wreszcie otworzył drzwi, Cuddy wyglądała, jakby wszystkie tropikalne deszcze lasów Amazonii postanowiły spaść prosto na nią. Kurczowo ściskając walizeczkę, przypominała zagubionego turystę. Widział strach w jej pięknych, szaroniebieskich oczach. Przypuszczenie, że się go boi zszokowało go, niemal hamując dopływ tlenu do mózgu. Odezwał się więc miękkim, zdecydowanym głosem:
- Wejdź, szefie. Nie złożę cię w ofierze. Przysięgam.
Cuddy ostrożnie weszła, rozglądając się dookoła. Na jej twarzy pojawił się słaby uśmiech. Odetchnęła głęboko, słysząc jego obietnicę. Nie bała się jego. Bała się jego bliskości. Gdy ich oczy znów się spotkały, odpaliła:
- Rozmawianie z tobą jest złożeniem się w ofierze. Ciężko tego uniknąć, masz w naturze bycie katem.
Nawet w takim chwilach, gdy faktycznie wyglądała jak przerażona owieczka, umiała go zaskoczyć. Sprawić, by się uśmiechnął. Sprawić, by poczuł, że żyje. Szybko powrócił do swego normalnego zachowania, próbując zrobić coś, by się zrelaksowała.
- Mam nadzieję, że nie wyciągnęłaś pieniędzy po to, by zapłacić za moje usługi. Nie jestem tani. Musiałabyś zaoferować niezłą sumkę.
- Chciałbyś. Założę się, że zgodziłbyś się na dziesięć dolarów i jeszcze byś płakał z radości – odparła, także próbując ściągnąć rozmowę na niższy poziom. Zdjęła buty na obcasach i rzuciła torbę z rzeczami na kanapę.
- Cuddy, nie zakładaj się o coś, o czym nie masz pojęcia – ostrzegł ją House, wyraźnie rozbawiony, robiąc złośliwy wyraz twarzy.
- Nie boję się zakładów z tobą. Żeby odpowiedzieć na pytanie – pobierałam pieniądze, by jutro zapłacić za naprawy. - Zdjęła żakiet i ostrożnie przewiesiła go przez oparcie krzesła. Jej biała, bawełniana sukienka w stylu regencji była najczystszą prostotą, ale House mógłby przysiąc, że nigdy nie widział jej w niczym bardziej seksownym.
Z pewną trudnością oderwał wzrok od jej biustu i zapytał:
- Ile cię taka przyjemność kosztuje, panno Skąpa?
- Trzy tysiące dolarów – odparła z nutką niezadowolenia w głosie.
- Łał. Za te pieniądze miałabyś cały miesiąc słynnych usług Gregory'ego House'a. Pozwoliłbym ci się nawet związać. - Wesołość w jego głosie była najseksowniejszą rzeczą na świecie, gdy żartem zdawał się na jej łaskę i niełaskę. Boże, ile nocy marzyła, by to była prawda, by się ziściło w formie pocałunków lub... O tym bała się myśleć.
W jej zawsze aktywnym administracyjnym umyśle pojawiły się cyfry. Uśmiechając się najpiękniej na świecie, zaczęła liczyć z nutą zwycięstwa w głosie:
- Trzy tysiące dolarów, trzydzieści dni, każdy ma dwadzieścia cztery godziny. To daje jakieś cztery dolary za godzinę. Co oznacza, że cię przeceniałam, House, dając dziesięć. Jesteś strasznie tani.
- Touché, Cuddy. Touché. - Wyszczerzył zęby, doceniając jej błyskawiczne kalkulacje i podszedł do szafy wnękowej, by włożyć tam ich kurtki.
- Wiem, House. Wiem – powiedziała, a w jej głosie pobrzmiewał dziewczęcy śmiech. Była z siebie bardzo dumna. Nie było śladu arogancji w jej postawie czy w głosie, tylko radość. Kolejny raz przerwała ciszę, rozglądając się po mieszkaniu:
- Nawiasem mówiąc, gdzie mogę się położyć?
- W moim łóżku, pani. Wie pani, gdzie jest moja Komnata Grzechu, prawda? - Wskazał na korytarz. Gdy kiwnęła głową, przedstawił swoje własne plany:
- Ja się prześpię na kanapie. - I jakby sobie coś przypominając, dodał:
- Grzeszna pościel jest niemal czysta.
- House! - jęknęła Cuddy, a jej głos bardzo przypominał dźwięk, który wydaje zdarta płyta winylowa.
Jej przerażenie tylko dolało oliwy do ognia. Spojrzał na nią znacząco, usiłując wydawać się poważnym:
- Cuddy, nie wiem, co o mnie myślisz, ale piorę ubrania i pościel. Regularnie.
- Nie chciałam... - Cuddy niemal zaczęła się bronić, ganiąc się w duchu za tak bujną wyobraźnię. Gregory House był chamem. Ale higienicznym chamem.
- Daj spokój, odpręż się. Chcesz się czegoś napić? - House ruszył w stronę kuchni. Gdy otwierał lodówkę mógł przysiąc, że słyszy, jak pracuje jej mózg, myśląc nad jakąś ripostą. Gdy chwycił butelkę z piwem, Cuddy spytała:
- Czy to gościnność czy próba uśpienia mojej czujności?
Pytanie zadała z sędziowską powagą, małe dłonie oparłszy na biodrach. Także wyraz jej oczu wskazywał na to, że nie żartowała. A jej powagę należało natychmiast zburzyć, jeśli miał zachować wizerunek złego chłopca.
- Nie wiedziałem, że jesteś pobudzona. - Spojrzał na swoje krocze, a potem znów popatrzył jej w oczy. Uśmiechnął się prowokująco, gdy zobaczył, jak się rumieni. Pociągnął łyk piwa z butelki. - To znaczy, twoja czujność
- Nie bądź dupkiem, House – zaprotestowała słabo. Gdy lekko ziewnęła, zebrała się w sobie i powiedziała:
- Pójdę wziąć prysznic i spać. Jestem bardzo zmęczona. - Przypuszczała, że na wspomnienie o prysznicu on odpowie kolejnym żartem o seksie, ale nagle nie miało to znaczenia. Czuła się dobrze w jego towarzystwie, a ostrożność znikała z każdym jego uśmiechem.
- Proszę bardzo. Czyste ręczniki są w korytarzu, po prawej stronie. I tak, to gościnność. Ale nie musisz wierzyć – poinformował ją z zadowoleniem i usiadł na kanapie. Wyprostował nogi i napił się jeszcze piwa. W jego głowie pojawił się obraz nagiego, mokrego ciała Cuddy, pokrytego jedwabistą pianką mydła. „To będzie bezsenna noc” - pomyślał, gdy usłyszał, jak odpowiada mu z korytarza.
- To jak wiara we wróżki. Zaraz urośnie ci nos. - Zanim zdążył rzucić jakąś seksualną uwagę, Cuddy radośnie dodała:
- Dobranoc, Pinokio.
Śmiech House'a zdawał się trwać wieczność. Niczym greccy bogowie, w których istnienie wątpił.
- Dobranoc, Smerfetko! - krzyknął przez ramię, wciąż lekko się krztusząc. Gdy nie odpowiedziała (ale był pewien, że się uśmiechnęła), podniósł głos ponownie:
- I nie otwieraj mojej szafki nocnej. Nie odpowiadam za żadne efekty uboczne.
Cuddy przewróciła oczami, udając zniesmaczenie.
- O Boże – wymamrotała do siebie.
- Słyszałem! - Usiłował ją sprowokować. Zamknął oczy i wyobraził ją sobie tak, jak robił to od lat: grzesznie cudowną i jego. Różnica polegała na tym, że dziś była dziesięć metrów od niego.
- I dobrze. Bo moje zwierzchnictwo nad tobą obowiązuje również w twoim mieszkaniu – odparła, bardziej z przyzwyczajenia niż z rzeczywistej potrzeby, by się odgryźć.
I tym samym powiedzieli sobie dobranoc. Żadne z nich niemal nie chciało odpłynąć w ramiona Morfeusza. Po krótkim, odświeżającym prysznicu, Cuddy wsunęła się pod kołdrę House'a, kładąc głowę na jego poduszce. Podczas gdy jego obecność trzymała ją na nogach cały dzień, tym razem jego zapach na pewno nie pozwoli jej zasnąć.
Schowała twarz w jego poduszce i jęknęła z frustracją:
- Niech cię szlag, House.


*”Ona jest moją przyjaciółką”
(Autorka tłumaczy, czemu właściwie Smerfetka. Jeśli ktoś nie pamięta tego wątku tej cudownej dobranocki, przetłumaczę i to:
Smerfetka została stworzona przez okropnego czarownika Gargamela, by siać zamęt pośród Smerfów. Na początku nie wyglądała zbyt pięknie, z wielkim nosem i nieujarzmionymi włosami. Korzystając ze swej alchemicznej wiedzy, Papa Smerf zamienił ją w prześliczną Smerfetkę, łamiącą serca Smerfów. Jest jedyna w swoim rodzaju, pełna kobiecości i frywolna. Bywa czystą kokietką, bawiąc się uczuciami zakochanych w niej.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Pirania dnia Nie 13:57, 19 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
shattered
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Lis 2010
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:15, 19 Gru 2010    Temat postu:

Świetna robota!! Czytałam z szerokim uśmiechem na twarzy i myślą: "Kurczę, to jest właśnie to!". Masz fajny, lekki styl, piszesz celne dialogi - naprawdę huddzinowe i naprawdę frapujące, takie jak być powinny. Sam pomysł na fika też całkiem niezły. Podoba mi się twój House i Twoja Cuddy - bo są po prostu sobą.
Tak tzrymać! Gratulacje!
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:17, 19 Gru 2010    Temat postu:

I jest kolejna część
Pinokio i Smerfetka - - idealne
Po pierwsze nie będę może już powtarzać swoich zachwytów nad Twoimi zdolnościami w tłumaczeniu, bo jeszcze by Ci się znudziły Tym razem o samym fiku będzie.
Po drugie, tak się zastanwiam, gdzie się podziała reszta Hudzin TAKI fik mam nadzieję, że z każdą kolejną częścią będę miała coraz większe wsparcie w molestowaniu Cię o kolejne części. Tak, jedna część na dzień, byłoby idealnie. Ewentualnie co dwa dni Każda kolejna część wydaje się trudniejsza do przełożenia. Choć po Tobie tego nie widać.
Druga część jest jeszcze lepsza niż pierwsza. Bardziej Huddystyczna w tym najlepszym tego słowa znaczeniu. Wzajemne podpuszczanie się, docinki, odwieczna wojna na riposty, analizowanie własnych i przeciwnika zachowań i oczywiście nie dopuszczanie ich znaczenia do własnej świadomości. Podoba mi się to napięcie między nimi, które autorka świetnie wychwyciła i potrafi je ukazać bardzo wyraźnie. Podoba mi się fragment, w którym House rozmyśla o Cuddy, super napisane vel przetłumaczone Potem akcja właściwa, czyli mieszkanie "grzechu"
"- Wejdź, szefie. Nie złożę cię w ofierze. Przysięgam." - moja ulubiona wersja House'a
Potem znów typowe dla nich gierki słowne, kocham to. Cuddy w łóżku diagnosty
Powiem Ci, jak czytam tego fika to bardzo żałuję, że nie zrobili czegoś takiego w serialu. To jest coś daje możliwość idealnego ukazania chemii między tymi postaciami. Co prawda chyba w czwartym sezonie Cuddy była u House'a i go pilnowała, ale tam nie było aż tyle chemi, chociaż jak Cuddy mierzyła mu puls Ale wracając do fika, chciałabym, żeby w 7 sezonie zaczeło się od czegoś takiego. Niby niewinny początek, ale zakończenie już nie musi takie być Nie mogę się już doczekać kolejnej części
Autorka świetnie wczuła się w Huddy, a Ty w tłumaczenie. Nie każ nam długo czekać. Ja już kocham tego fika, nie wiem, co będzie dalej
Wena i czasu na rozpieszczanie nas kolejnymi częściami


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Nie 11:22, 19 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gorzata
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:23, 19 Gru 2010    Temat postu:

Bardzo podoba mi się pomysł na fick, więc tym samym cieszę się, że zaczęłaś tłumaczyć. Cudowne postacie, sytuacja jak najbardziej możliwa, nie ma naciągania. Przyjemnie czyta się Twoje teksty, lecz pojawiają się drobne błędy. W tym rozdziale było kilka literówek, na przykład:
Cytat:
Przypuszczenie, że się go boi zszokował go, niemal hamując dopływ tlenu do mózgu.

zszokowało
Cytat:
Nie było w śladu arogancji w jej postawie czy w głosie, tylko radość.

niepotrzebne pierwsze "w"
Ale to takie nieznaczące błędy, każdemu mogą się trafić.
Masz u mnie plusa za świetne dialogi, bo nawet tłumacząc trzeba trochę przy nich pomyśleć.
Czekam na kolejną część i życzę dużo Wena!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vannes_002
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:49, 19 Gru 2010    Temat postu:

Przewspaniałe!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hisako
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 18 Gru 2010
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Polski
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:12, 19 Gru 2010    Temat postu:

Wspaniały fick, świetnie się czyta *w*. Dialogi są baardzo dobre. Czekam z niecierpliwością na kolejną część.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:10, 22 Gru 2010    Temat postu:

Tak się zastanawiam, kiedy ciąg dalszy?
Wiem, jak to jest z czasem przed świętami, ale i tak już nie mogę się doczekać
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:51, 23 Gru 2010    Temat postu:

Cytat:
Doprawdy, chyba Was /patrzy znacząco na Liska/ rozpieściłam, tak szybko tłumacząc... Żeby po kilku dniach domagać się dalszego ciągu!
Dziękuję za wszystkie komentarze.
Shattered - cieszę się, że Ci sie podoba, przekażę zachwyty autorce
Lisku - tradycyjnie, dziękuję! Zawsze niecierpliwie czekam na Twoje komentarze, bo są takie kochane, pełne pozytywnej energii i napędzają Wena Też uwielbiam w tym opowiadaniu te drobne docinki, gry słowne (chociaż to droga przez mękę, gdy przychodzi do tłumaczenia...)
Gorzata - dziękuję za zwrócenie uwagi na literówki. Wynikają one głównie z tego, że wielokrotnie poprawiam tłumaczenie, gdy znajduję lepsze sformułowania i czasem mi się coś "omsknie" ze starego. Nie zawsze łatwo jest wyłapać błędy we własnym tekście, a moja beta odmówiła dalszej współpracy przy tym opowiadaniu więc jestem wdzięczna za taką pomoc.
Vannes, Hisako - dziękuję

I wesołych świąt!

Rozdział III. Pokręcone zasady.

Serce Cuddy biło z niemal nieprzyzwoitą radością. A więc był prawdziwy. Zawsze miała taką nadzieję, ale teraz wiedziała to na pewno. Nie żyła w pokręconym, wyobrażonym świecie. Od wielu dni nie przespała porządnie nocy i leżenie w jego łóżku mogło być halucynacją. Jeśli jednak to sobie wyobrażała, było bardzo, bardzo realne. Oddychała głęboko, zachwycając się jego zapachem. Ten zapach był prawdziwy. On był prawdziwy. I wtedy zdała sobie sprawę, że nie było takiej dziedziny jej życia, która nie byłaby w jakiś sposób naznaczona obecnością obrzydliwie seksownego Gregory'ego House'a.
Podniosła się szybko i poszła na palcach korytarzem do salonu. Wciąż paliło się światło i słyszała grający telewizor, więc założyła, że albo się jeszcze w ogóle nie położył, albo nie zasnął. Weszła do pokoju i oparła się o ramę drzwi. Zawołała bez chwili zawahania:
- House!
Mężczyzna podskoczył i obejrzał się przez ramię, ewidentnie zaskoczony.
- Jezu, Cuddy, przeraziłaś mnie. Myślałam, że już skończyłaś liczyć owce.
- Też tak myślałam, ale nie mogę spać – usprawiedliwiła się. Usiadła powoli na wiklinowym krześle i podwinęła nogi pod siebie.
House spojrzał na nią. Miała na sobie szare spodnie do jogi i bawełniany t-shirt.
- Zajrzałaś do mojej szafki nocnej, co? - rzucił wesoło.
- Nie – zaprotestowała, pochylając się do przodu i podchwytując jego spojrzenie.
- Ależ ty myszkujesz, Cuddy. A teraz męczą cię fantazje i nie możesz spać – podpuszczał ją, jednocześnie wyobrażając sobie Cuddy eksplorującą jego szafkę nocną. To byłoby wydarzenie roku.
- Myszkowanie w cudzych szafkach jest w twoim stylu, House, nie w moim. A wiesz, dlaczego? - spytała, unosząc prawą brew, niewątpliwie rzucając mu wyzwanie.
House pociągnął łyk z butelki piwa (chyba już trzeciej...) i oparł się o poduszki, zadowolony z jawnej prowokacji w jej głosie.
- Nie, ale jestem pewien, że mnie oświecisz.
- Bo moja bielizna jest o wiele elegantsza niż twoja – odparła. W jej oczach tańczyła złośliwość.
- Skąd wiesz? Nigdy nie widziałaś mojej bielizny. - Jej odpowiedź zaskoczyła go. Zmienił lekko pozycję, chcąc ją lepiej widzieć. Tego dnia była jedną wielką niespodzianką.
- Widziałam całą masę twojej bielizny przez te wszystkie lata. Nie robi wrażenia, mówiąc delikatnie. - I to była prawda. Tyle razy lądował w szpitalu (nie zawsze z własnej woli), że nie mogła nie widzieć jego bielizny. No i ten dzień, gdy ściągnął spodnie, pokazując jej, przerażonej, bliznę...
- Mówisz tak tylko dlatego, że nie widziałaś, co jest pod spodem – prowokował ją z diabolicznym uśmieszkiem, ciesząc się z każdej sekundy tej nieoczekiwanej rozmowy. Wyobrażanie jej sobie, nagiej, gdy była jakieś dziesięć metrów dalej w jego łóżku było jedną rzeczą... Ale to, że siedziała przed nim, w środku nocy, gotowa do potyczki na słowa, było znacznie bardziej ekscytujące.
- A więc to właśnie robiłeś całe lata, ukrywałeś go? - spytała najseksowniejsza szefowa na świecie, uśmiechając się od ucha do ucha. - Biedactwo. Powinieneś go kiedyś uwolnić. - Nie mogła powstrzymać śmiechu na widok miny House'a.
- Czyżbyś oferowała swoje usługi? - Zasugerował, teatralnie zdejmując koc z kolan.
- Chciałbyś. Ale nie. Za to jednak skusiłabym się na coś do picia. Co masz? - Spytała, odwracając głowę w lewo i obrzucając wzrokiem kuchnię. Sprawdzała, czy coś nie stoi na wierzchu.
- Piwo. Szkocka. H2O. - Również spojrzał w stronę kuchni, ale nie próbował się ruszyć.
- Ależ nie wstawaj – powiedziała Cuddy, podnosząc się z krzesła. Podeszła do lodówki, mając pełną świadomość, że House właśnie przygląda się jej idealnym pośladkom. - Poradzę sobie sama.
- Wiem. Chyba zdajesz sobie sprawę, że feminizm powstał tylko po to, by nieatrakcyjnym kobietom było łatwiej się przebić. - House dobrze się bawił. Doktor Lisa Cuddy była o wiele ciekawsza, gdy była naturalna, rozebrana i rozbudzona. Jak tej nocy.
Wróciła z dwoma piwami, podała mu jedno i usiadła obok niego na kanapie.
- House, miej tyle przyzwoitości, żeby zamknąć usta i wytrzeć ślinę z brody zanim jeszcze raz nazwiesz mnie nieatrakcyjną. - Gdy nie zrobił dla niej miejsca i poczuła, jak ciepło jego ciała zaczyna na nią działać, zaprotestowała. - I posuń się!
House niechętnie zmienił wygodną pozycję i wyciągnął nogi. Jękliwym głosem ostrzegł:
- Cuddy, nie jesteś w szpitalu. Nie możesz mną rządzić. Tu działa trzecie prawo Newtona.
- Ach tak? Zawsze mi się wydawało, że bliżej ci do pierwszego prawa Newtona. No wiesz, bezwładność – odparła, nawiązując do jego leniwej (i często tchórzliwej) osobowości. Świetnie wiedział, co miała na myśli.
- Niech cię nie myli powierzchowność. Mogę cię jeszcze zaskoczyć. – Przechylił głowę i spojrzał na nią, z rozbawieniem i zachwytem w niebieskich oczach.
- To groźba? - spytała, ściągając z niego koc i otulając nim stopy, które podkulała pod siebie.
- Skąd, szefowo. Obietnica. - Pokazał jej język i oboje się roześmieli.
A potem zapadła cisza i przez następne piętnaście minut oboje udawali, że oglądają jakiś odmóżdżający program w telewizji, popijając ze smakiem piwo. Od czasu do czasu zerkała na niego, a on widział to kątem oka i udawał, że go to nie interesuje. Tylko Bóg, w którego nie wierzył, wiedział co się dzieje w jego głowie i sercu. Jej bliskość była obezwładniająca, a on chciał tylko całować ją bez końca, aż przestałaby się bronić, walczyć, analizować. Musiał się odezwać, by nie zwariować. Jego ochrypły głos przerwał ciszę.
- Myślę, że istnieją lepsze sposoby na spędzanie czasu razem, Cuddy. – House miał na myśli oglądanie w milczeniu telewizji, ale żartobliwy ton mógł sugerować co innego.
- Nie prześpię się z tobą, House – odparła kobieta, otulając kolana kocem w formie obrony.
Tak, mogła się po nim spodziewać takiej propozycji – a może żądania? - ale naprawdę nie o to mu chodziło. Odpowiedział z nutką rozczarowania w głosie:
- Nie o tym myślałem. Ale jeśli tylko to masz w głowie, lepiej się uspokój, Cuddy, nie ma szans. Chciałem zaproponować fajną grę, ale wszystko popsułaś.
- Nie, czekaj. Powiedz, o co chodzi. - Była naprawdę zaskoczona. W jego głosie nie było żadnej kpiny czy choćby żartu i trochę ją to zaniepokoiło.
- Nie ma sensu. Zniszczyłaś całą zabawę. - Odwrócił głowę, udając obrażonego i znów zapatrzył się w telewizor. Zależało mu, by wywołać w Cuddy wyrzuty sumienia.
Wkrótce się poddała, choć nie z powodu jego manipulacji (z której świetnie sobie zdawała sprawę). Była po prostu ciekawa, co miał na myśli.
- No już, House. Zagram. I tak nie mogę zasnąć i mi się nudzi. Zresztą tobie też. Co to za gra?
- Powiem ci tylko, jeśli nastawisz się psychicznie na stratę pieniędzy – powiedział, nie odrywając wzroku od telewizora. Ramiona skrzyżował na piersi i dalej wyglądał na trochę urażonego.
- Będziemy grać na pieniądze? - spytała Cuddy, otwierając szeroko oczy w zdumieniu. Przygryzła dolną wargę, zastanawiając się.
- Spodziewałaś się po mnie czegoś innego? - Wreszcie odwrócił głowę i spojrzał na nią. Jego oczy wyraźnie mówiły „Myślałem, że znasz mnie lepiej”.
- Chyba nie. Co to za gra? - Próbowała ukryć podekscytowanie, które torowało sobie drogę gdzieś z okolic brzucha do serca.
- Prawda czy wyzwanie – odparł i czekał na jej reakcję.
I Cuddy zareagowała, choć nie w sposób, którego oczekiwał. Była bardziej ostrożna i podejrzliwa, niż się spodziewał. Pisnęła jak dziecko:
- W tej grze nie ma pieniędzy! House, o co ci chodzi?
- W mojej wersji są. A także bardzo konkretne zasady – odpowiedział szybko. Nie mógł oderwać oczu od swojej szefowej, która wydawała się coraz bardziej zaintrygowana. Jej ciekawość i zdecydowanie zawsze go fascynowały.
- Grałeś w to kiedyś w ogóle? - spytała, popijając piwo.
House nie wahał się. Zasługiwała na prawdę.
- Nigdy. Będziesz moim pierwszym przeciwnikiem z prawdziwego zdarzenia.
- Ach. Więc skąd wziąłeś zasady? - zapytała, uśmiechając się. Poruszała palcami u nóg pod kocem.
House opowiedział jej uśmiechem, nie czując się skrępowany pytaniem. Miała prawo być ostrożna, biorąc pod uwagę, jak często pojawiała się w jego myślach (a także czego te myśli dotyczyły...). Ale z tego nie zdawała sobie sprawy i na razie miało tak pozostać.
- Powiedzmy, że podebrałem je z pokera i gier planszowych.
- Mhm. Okej, mów – nakazała, przerzucając prawe ramię przez oparcie i całkiem skupiając na nim swoją uwagę.
- Przede wszystkim: grasz czy nie? - spytał, zabierając jej butelkę piwa ze stolika i opróżniając ją do dna. Swoje piwo wypił dawno temu, a był zbyt leniwy, by iść po kolejne.
Cuddy uśmiechnęła się lekko, ale nie zwróciła mu uwagi.
- Najpierw zasady.
- Nie psuj zabawy, Cuddy. Obiecuję, będzie fajnie – zaprotestował z ekscytacją w głosie, niemal błagając ją wzrokiem, by zgodziła się na to szaleństwo.
Cuddy westchnęła głośno i niemal niechętnie przytaknęła. Ton jej głosu mówił „nie”, lecz motyle w brzuchu wrzeszczały „tak”.
- Niech będzie, gram. Ale czuję, że będę żałować.
- Jeśli będziesz żałować, że się dobrze bawiłaś i zrelaksowałaś, to jesteś bardziej sztywniacka, niż przypuszczałem. - House zmarszczył nos. Czuł, że bezwiednie zaciska szczęki. Ta gra nie wyjdzie, gdy Cuddy będzie pogrywać żalem i poczuciem winy.
Jego słowa, a może piwo, pomogły jej obalić kilka murów obronnych.
- Dobrze. A teraz zdradź, co wymyślił twój genialny umysł – rzuciła wesoło.
- To był komplement? - Uniósł brwi i zwrócił się ku niej, podwijając lewą nogę pod siebie, a prawą stawiając na ziemi.
- Jak chcesz – odparła lekko. Jej oczy błyszczały złośliwie.
Gdy tak na nią patrzył, chciał tylko scałować ten uśmieszek z twarzy. Ale rzucenie się na nią nie było najlepszym pomysłem. Musi do niego przyjść z własnej woli i pozbawiona wątpliwości. Musi mu powiedzieć – niekoniecznie werbalnie – że jest gotowa. A ta gra była idealną okazją.
- Zdziwiłbym się. Dobra, zasady. Wiesz, jaka jest ogólna idea „Prawda czy wyzwanie”, prawda?
- Tak.
- Pieniądze pozwalają ci uniknąć odpowiedzi na pytanie albo wykonania zadania. Jeśli nie chcesz czegoś powiedzieć albo robić, płacisz. Okej? - tłumaczył szybko, śledząc wyraz jej twarzy.
- Okej. Ile? - spytała z nieukrywaną ciekawością.
- W pierwszej rundzie sto dolarów, ale cena rośnie z każdą kolejką, jeśli przynajmniej jedno z nas płaciło w poprzedniej. Nadążasz? - powiedział na jednym oddechu, próbując nie przeoczyć momentu, w którym mogłaby się zawahać.
Ostatnim słowem, które pasowało do Lisy Cuddy był „tchórz”. Gdy raz podejmowała decyzję, nie zmieniała jej do końca. Swoim rzeczowym, administratorskim tonem uściśliła:
- Chyba tak. Czyli z następną kolejką dwieście dolarów, jeśli co najmniej jedno z nas stchórzy w pierwszej?
House roześmiał się, słysząc ton wypowiedzi.
- Dokładnie. I możesz wybrać maksymalnie trzy prawdy albo wyzwania pod rząd. Potem musisz wziąć to drugie. Okej?
- Okej – zgodziła się, czekając z niecierpliwością na resztę zasad. Czuła, że podekscytowanie jest coraz silniejsze.
- Gramy tylko tu i teraz, żadnych wyzwań na przyszłość. I nie ma żadnych ograniczeń co do tego, o co pytamy albo jakie wyzwania rzucamy. Może być?
Myśli przelatywały jej przez głowę z prędkością światła. Wiedziała, że potrzebuje jakiejś ochrony. Jakiejś pewności, że przez tę grę nie dojdzie do czegoś, na co nie była gotowa w danej chwili.
- Może, o ile dodamy jeszcze jedną zasadę.
- Jeśli nie masz na myśli nic bezsensownego, co popsuje całą zabawę... - zażartował, zastanawiając się, co jej chodzi po głowie.
- Bez dotykania i fizycznego kontaktu, okej? - zażądała z lekką niepewnością w głosie. Bała się własnych słów, bała się, jak House je przyjmie.
Jej prośba ani trochę go nie zdziwiła – spodziewał się jej i był gotowy się zgodzić.
- Okej. To co, gotowa na pożegnanie z trzema tysiącami?
- Czekaj, tyle wkładamy do puli? - Otworzyła szeroko oczy, gdy zażądał dokładnie tej kwoty, którą dopiero co wyciągnęła z bankomatu.
Podniósł brwi i przechylił głowę, po czym rzucił:
- Tyle sobie daję marginesu bezpieczeństwa. Nie wiem jak ty.
Nagle zdała sobie sprawę, po co jechała po te pieniądze. Zakryła usta, próbując stłumić lekki okrzyk.
- Boże, przecież ja mam jutro zapłacić robotnikom!
- Hej, przecież możesz wygrać. Czemu już się poddajesz? - zażartował, ściągając w swoją stroną koc, którym się osłaniała.
- Nie poddaję się. Po prostu pamiętam naszego ostatniego pokera – odparła rozsądnie, uśmiechając się do niego nieśmiało.
- Dopiero co się zgodziłaś, więc się nie wycofuj. Po prostu zdecyduj, ile pieniędzy przeznaczasz na grę. Inaczej wyjdziesz na lamę. Chociaż bardziej odpowiednim słowem byłaby pewnie sarenka. - W jego oczach widziała wyzwanie. Nie mogła go nie podjąć. Jeśli by się zastanowić, nigdy nie ignorowała wyzwań rzucanych przez Gregory'ego House'a. Nawet tych najdziecinniejszych. Nawet tych najtrudniejszych.
Cuddy zarumieniła się, gdy usłyszała jego ostatnie słowa. Przymknęła oczy, opuszczając długie, czarne rzęsy.
- House, to był komplement czy po prostu próba zdekoncentrowania mnie?
- Jak chcesz – uśmiechnął się. Przyjmowała komplementy jak mała dziewczynka, nie jak dorosła kobieta. Kolejne zadanie dla niego – nauczyć ją, jak reagować na jego pochwały. Bo na nie zasługiwała. Na każdą z nich. Każdego dnia.
Cuddy wstała i spojrzała na niego z góry. Jej postawa, jak i głos, były ewidentnie prowokujące.
- Wchodzę w to. Trzy tysiące dolarów.
Jego serce nie mogło się nie uśmiechnąć.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
shattered
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Lis 2010
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:08, 23 Gru 2010    Temat postu:

Nareszcie kolejna część!!!

Naprawdę przyjemnie się czyta. Tak bardzo przyjemnie, że wciąga, wciąga i wciąga i nie można doczekać się tego, co będzie dalej!

Strasznie podobają ma się sposób, w jaki buduje się tu napięcie między Housem a Cuddy, jak ta elektryzująca atmosfera między nimi narasta i pewnie w końcu wybuchnie. Trafne są też dialogi - typowy humor i utarczki słowne, które kocham.

Oby tak dalej. Życzę weny:D

Edit:
Dopiero teraz odkryłam, że to tłumaczenie. Ale ze mnie ciapa ;p W życiu bym nie zgadła, że to jest właśnie tłumaczenie. Wszystko jest tak naturalne i płynne, jakbyś to Ty pisała to opowiadanie od początku do końca. Wow Zero drętwości, zero językowej kalki. Gratuluję, bo jest czego


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez shattered dnia Czw 18:12, 23 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:26, 23 Gru 2010    Temat postu:

Lisek udaje, że nie widzi tego wymownego spojrzenia
To przecież nie moja wina, że to opowiadanie jest tak rewelacyjne, a Ty tak super tłumaczysz.
Jestem zachwycona. Dokładnie, przekaż autorce, że fik jest świetny. Wyciąga z naszego Huddy 200% Jezu, jak mi tego brakuje w serialu, tego klimatu, zadziorności, erotyzmu... Nawet nie wiem kiedy przecztałam tą część. Pochłonęła mnie bez reszty. Czytając byłam w stanie sobie wyobrazić każde ich spojrzenie, każdy gest, uśmiech, zadziorne i prowokujące spojrzenie. Widziałam Huddy o jakim zawsze marzyłam. House jes TAKIM House'm. Kocham go takiego. Zawsze krok przed nami i przed Cuddy Prowokuje, podpuszcza. Fajnie, że możemy poznać też jego myśli. ZÓe myśli ale jest między nimi coś, co sprawia, że uśmiechamy się sami do siebie (przynajmniej ja ) tak, chodzi o jego bardziej ludzkie oblicze. I Cuddy najprawdziwsza Cuddy. Niby rozważna, a jednak szalona.
Autorka miała świetny pomysł z tą grą. Idealna dla naszej dwójki. Ich charaktery, zawziętość i wola walki sprawiają, że możemy być świadkiem czegoś naprawdę niezwykłego.
Podziwiam ( i będę to powtarzać za każdym razem) Twoją zdolność do wynajdywania właściwych słów, do tak płynnego tłumaczenia momentów, których wydawać by się mogło nie da się przetłumaczyć.
Dzięki zawsze mi się wydawało, że moje komenty są długie i nieciekawe
Teraz chciałam napisać, że czekam niecierpliwie na kolejną część, ale się powstrzymam. Poczekam z tym do jutra Ale wiedz, że i tak czekam
A i czy tylko ja czytam każdą część conajmniej trzy razy?
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Czw 18:57, 23 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gorzata
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:38, 23 Gru 2010    Temat postu:

Co do błędów to rozumiem, sama tak często mam, nawet jeśli nie tłumaczę, tylko po prostu piszę i zmieniam, żeby nie było powtórzeń.
Są ferie, a ty mi tu o fizyce piszesz! Ale jakoś ten fragment przeżyłam .
Poza tym bardzo mi się podobało. Uwielbiam grę prawda i wyzwanie i jestem pewna, że coś ciekawego się przy niej wydarzy.
Oczywiście House i jego zasady, bo jakżeby inaczej. Chociaż myślałam, że jego jedyną zasadą jest to, że nie ma zasad, ale rozumiem, że nastawił się na zysk.
Teraz czekam na kolejną część, mam nadzieję, że z opisem gry .
Wena życzę!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vannes_002
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:32, 24 Gru 2010    Temat postu:

Jestem bardzo ciekawa,
jak to się rozwinie.
Podziwiam Cię za to co robisz,
za siłę i chęci.
Ja bym nie dała rady, o.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:17, 27 Gru 2010    Temat postu:

Po pierwsze, absolutnie nie czuj się molestowana Ja po prostu, tak zwyczajnie się zastanawiam, kiedy może się tu pojawić ciąg dalszy Po drugie. Jeśli moje zastanawianie się wpływa na Twojego wena stresująco, postaram się ograniczać, ale nie licz na zbyt wiele Nie moją jest przecież winą, że fik z każdą częścią wciąga i intryguje coraz bardziej. Ewentualnie to wina autorki albo genialnego tłumacza. Ale to chyba nie najlepszy sposób, by przekupić Twojego wena Tak, czy owak, chciałam tylko powiedzieć, że tu sobie grzecznie czekam i obiecuję nie odzywać się przez najbliższe dwa dni. No, chyba, że pojawi się TU coś nowego ( a na to liczę) wtedy znów lis maruda wyjdzie ze swojej norki Kurcze Mam nadzieję, że to Cię nie zniechęci
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
paulinka11133
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:58, 27 Gru 2010    Temat postu:

Przeczytałam. Nie rozpiszę się tak jak poprzednicy, ale na prawdę mi się podoba. Jestem ciekawa co się dalej wydarzy. Czekam na kolejną część.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:40, 28 Gru 2010    Temat postu:

Cytat:
Po pierwsze - tłumaczenie tego rozdziału mi wyszło raczej średnio. Przepraszam.

Shattered - ja też uwielbiam w tym ficku rosnące napięcie. Autorka naprawdę świetnie buduje te relację od samego początku do końca. Dziękuję za komplementy dotyczące tłumaczenia

Lisku - tradycyjnie dziękuję Mam nadzieję, że mimo wszystko tą częścią Cię nie zawiodę Twoje dopominania się o następną część są w gruncie rzeczy bardzo miłe i dają kopa Wenowi i mojej pracowitości. Ale też chciałabym, żeby było jasne, że tłumaczenie to nie jest hopsiup, korzystam podczas tego z czterech słowników regularnie(ang-ang, ang-pol, pol-ang, frazeologiczny) i z doskoku z kilku innych+wikipedii i często muszę się ostro nabiedzić, żeby przełożyć jakąś grę słowną. To jednak zabiera trochę czasu

Gorzata - jak ja się cieszę, że przygodę z fizyką skończyłam już kilka lat temu i teraz nawet Newton mi niestraszny House zawsze coś knuje, nawet jak ustanawia zasady to przecież nie po to, żeby się ograniczać...

Vannes, Paulinko - dziękuję


Rozdział IV. Runda pierwsza.

Skoro już i tak stała, Cuddy zdecydowała się pójść do kuchni i zabrać jeszcze dwa piwa z lodówki. W międzyczasie House odsunął stolik od kanapy. Oboje usiedli na podłodze, wyciągając nogi i opierając się plecami o kanapę. Jakby byli prawdziwymi współlokatorami.
Cuddy usiadła po lewej, a House po prawej stronie. Rozdzielał ich mały dywanik. Zgodzili się, by na nim kłaść pieniądze. Cuddy odwróciła się w lewo i przyciągnęła swoją torbę, szukając w niej pieniędzy. Gdy znalazła gotówkę wyciągnięta wcześniej z bankomatu, położyła ją przy prawej nodze i spojrzała na House'a. Już wcześniej przygotował swoje pieniądze i teraz uśmiechał się do kobiety złośliwie. „Na pewno ma gdzieś jakąś skrytkę na forsę” - pomyślała. Czuła zdenerwowanie. Napiła się piwa z butelki.
- Okej. Jestem gotowa – powiedziała i otarła usta grzbietem dłoni.
House spojrzał na nią, nie ukrywając zaciekawienia. W Lisie Cuddy było coś bardzo prostego, a jednocześnie skomplikowanego i tajemniczego. Była zagadką jego życia i niczego nie pragnął bardziej, niż rozwiązać ją, powoli i z pasją, bz każdą przesłanką poznając tę kobietę lepiej. Gdy uśmiechnęła się do niego zachęcająco, zapytał:
- Prawda czy wyzwanie, Cuddy?
- Prawda – odpowiedziała, stwierdzając, że bycie uczciwą jest bezpieczniejsze niż robienie czegoś zwariowanego.
House uznał, że należy podejść do sprawy delikatnie i przełamać pierwsze lody.
- Ile taka soczysta administratorka zarabia przez rok?
A Lisa Cuddy musiała być, no cóż... Lisą Cuddy. Popatrzyła na House'a z ostrzegawczym błyskiem w oczach i wycelowała w niego wskazujący palec.
- Zanim będziemy grać dalej, niech jedno będzie jasne. Jeśli z kimkolwiek podzielisz się którąkolwiek z informacji zdobytych podczas tej gry... Nie tylko wywalę cię z roboty, ale pozbawię pewnych kluczowych części ciała.
- Tak jest, kapitanie. Rozumiem. - Zasalutował żartem, a następnie przyłożył dłoń do serca. - Przysięgam, będę milczał jak grób. Mów. Albo płać.
- Trzysta pięćdziesiąt tysięcy. Bez dodatkowych świadczeń – odpowiedziała z oczywistym niezadowoleniem w głosie. Normalnie nigdy nie podzieliłaby się taką informacją z jednym z jej podwładnych. Zwłaszcza z niesławnym łamaczem reguł siedzącym naprzeciwko niej.
House aż gwizdnął w zdumieniu, spowodowanym nie tyle liczbą, ile faktem, że odpowiedziała na to pytanie.
- Wow, szefie. Mam wrażenie, że możesz przehulać te nędzne trzy tysiące. Twoja kolej.
Cuddy przesunęła lekko drżącą dłonią po niesfornych lokach i powoli powiedziała:
- Okej. Prawda czy wyzwanie, House?
- Wyzwanie – odparł House tak szybko, że mogła być pewna, iż już wcześniej zadecydował.
- Dlaczego mam wrażenie, że prawda jakoś do ciebie nie pasuje? - zapytała, śmiejąc się cicho. A potem zamyśliła się, zastanawiając nad odpowiednim wyzwaniem. Coś, co jej by się podobało i coś, przez co by trochę „cierpiał”... Zapaliło jej się nagle w głowie światełko i z podekscytowaniem powiedziała:
- No dobrze, pomyślmy... Wyzywam cię, żebyś... zaśpiewał „Sorry seems to be the hardest word” dla mnie.
- No daj spokój, Cuddy – zaprotestował House, poruszając się lekko. Gdyby stał, pewnie zatupałby nogami.
- Śpiewaj albo płać – prowokowała. Wzruszyła ramionami, udając współczucie. Wyciągnęła do niego otwartą dłoń.
- Jesteś podła, wiesz? - odparł, ewidentnie zastanawiając się nad swoim następnym posunięciem. Ale tak naprawdę nie musiał się zastanawiać. Od lat chciał jej coś zaśpiewać, zaś to była doskonała okazja – zamaskować swoje własne uczucia pod pretekstem wykonywania zadania. A tak naprawdę śpiewać z serca.
- Nie bardziej niż ty. Zrób coś wreszcie – podśmiewała się Cuddy, zastanawiając się, czy naprawdę wykona to zadanie. Niczego nie pragnęła bardziej niż usłyszeć jego ochrypły głos, śpiewający jedną z jej ulubionych piosenek.
Ale Gregory House już myślał o czymś innym. Wstał szybko, chwycił laskę i ruszył przez salon w stronę swojego małego fortepianu. Zatrzymał go jej zdumiony głos.
- Gdzie ty się wybierasz?
Odwrócił się i popatrzył na nią. Objęła kolana rękami i przyciągnęła je do piersi. Podszedł do swojego maleństwa, usiadł na krzesełku i odpowiedział, uśmiechając się w najbardziej uroczy sposób:
- Skoro już będę śpiewać, mogę przynajmniej zrobić to porządnie.
Gdy jego palce dotknęły klawiatury, Cuddy zamknęła oczy, pozwalając, by melodia poniosła ją gdzieś daleko. Do miejsca, w którym nie było wewnętrznych blokad, pretensji, kłamstw, pomyłek z przeszłości. Ich pomyłek. Jej ciało drżało od czystej muzycznej ekstazy, która wypełniła powietrze, gdy zaczął śpiewać. Dla niej.
„Wybrała idealną piosenkę” - pomyślał House, gdy zanucił pierwsze słowa. Tak jakby Elton John wiedział, o co on, House, chciał zapytać Cuddy przez te wszystkie lata... Co mam zrobić, byś mnie pokochała, co mam zrobić, bym cię zaczął obchodzić... Między kolejnymi wersami westchnął i spojrzał na nią. Wciąż miała zamknięte oczy. Zastanawiał się, co by w nich zobaczył, gdyby je otworzyła.
Telepatia to straszna rzecz, zwłaszcza w chwilach największego emocjonalnego uniesienia. Kilka sekund później, gdy House, poprzez słowa piosenki, zapytał retorycznie: Co mam zrobić, byś mnie pragnęła... Cuddy otworzyła oczy i spojrzała na niego. Prawie widziała jego duszę. Tym samym niemal sprawiła, że krew zatrzymała mu się w żyłach i zapragnął, by też czas stanął w miejscu. Jej oczy mówiły mu coś, co nigdy nie przeszło jej przez usta.
I na następne dwie minuty zabrał ją tam, gdzie nie zabrałyby jej żadne narkotyki. Jej serce i ciało pragnęło go z całych sił. Gdy skończył, wstał wolno i ukłonił się żartem, próbując ukryć swoje uczucia za tym gestem. Ale nie dała się nabrać, nie tym razem. W jego głosie było coś, co sprawiło, że nie był już tym chamem, którego codziennie spotykała w szpitalu. Śpiewając, chciał jej coś powiedzieć, czuła to. Miała gęsią skórkę na całym ciele.
Gdy usiadł obok niej, podziękowała mu miękkim głosem. W odpowiedzi skinął jej głową. Nie chciał temu nadawać większej wagi. Zapytał ze śmiechem:
- Prawda czy wyzwanie, Cuddy?
- Hmm – mruknęła, nadal zahipnotyzowana jego głosem i siłą jej własnych emocji, które tak nagle ją opanowały. Niemal nieświadomie odpowiedziała. - Spróbuję wyzwania.
House wyciągnął komórkę z kieszeni i podał ją Cuddy.
- Wyzywam cię, żebyś zadzwoniła do Cameron i powiedziała, że cię kręcę.
- House! - pisnęła w zdumieniu. Nie wierzyła własnym uszom. Szybko próbowała zaprotestować:
- Sam mówiłeś, że gra ma dotyczyć tylko twojego mieszkania.
Spodziewał się tej reakcji. Lekko się uśmiechnął na tę próbę uniknięcia wyzwania. Ale miał już przygotowaną odpowiedź:
- To prawda. Ale nie chcę, żebyś jechała do Cameron. Zadzwoń do niej. Z mojego mieszkania. Z mojej komórki.
- Wiedziałam, że wcześniej czy później zaczniesz naginać zasady – wysyczała i poddała się, wręczając mu sto dolarów. - Nie zadzwonię.
- Tak myślałem – zaśmiał się, a ona wściekła się jeszcze bardziej. Już robiła się cała czerwona. Jednak on nie wiedział, że to sto dolarów i wyzwanie nie mają z tym nic wspólnego.
Cuddy nie należała do osób, które pozwoliłyby mu długo cieszyć się ze zwycięstwa, więc szybko spytała:
- Prawda czy wyzwanie, House?
- Zobaczmy, co się stanie, jeśli powiem: prawda – odparł, popijając piwo.
- Świat się skończy – zażartowała, śmiejąc się i odsłaniając swoje śliczne, perłowe zęby. Po chwili spoważniała i zadała pytanie:
- Okej. Prawda. Wybaczyłeś mi swoją nogę?
House zamilkł na chwilę, zastanawiając się czy być uczciwym, czy nie. Ale coś skłaniało go, by wyjawić to, co powinna usłyszeć już dawno temu. Powiedział więc, najbardziej otwarcie jak mógł:
- Nigdy nie winiłem ciebie, Cuddy. Ale to ty byłaś najbliżej, więc na ciebie przelewałem złość i frustrację. Stacy już od dawna nie było.
Cuddy gwałtownie wciągnęła powietrze. Zaczęła naciskać, chcąc wiedzieć więcej:
- Ale...
House szybko jej przerwał, podnosząc rękę.
- Zadałaś pytanie i uczciwie ci odpowiedziałem. Czekaj na swoją kolej, panienko. Noc jeszcze młoda. Zobaczmy, czy wyciągnę od ciebie więcej kasy. Prawda czy wyzwanie?
- Prawda – powiedziała Cuddy miękko, wciąż myśląc o jego wyznaniu. Jej serce stało się dużo lżejsze. Ale szczęście trwało krótko, gdyż właśnie usłyszała następne pytanie:
- Kiedy ostatnio jakiś mężczyzna doprowadził cię do orgazmu? - spytał House prowokacyjnie, oczekując strumienia protestów.
Cuddy zakrztusiła się piwem i niemal je wypluła. Spojrzała na niego wielkimi oczami, pytając go wzrokiem, czy to było na serio. Świetnie się bawiąc, House powiedział:
- Nie patrz tak na mnie, Cuddy. Odpowiedz albo zapłać.
Cuddy ze wstydem spuściła wzrok i odliczyła dwieście dolarów. Wręczyła mu je w absolutnej ciszy. Nie mogła zdobyć się na żadną odpowiedź, ale on oczywiście odgadł jej myśli:
- Aż tak dawno, co? - rzucił złośliwie, a jej oczy zaczęły ciskać błyskawice.
- Zamknij się, House. Prawda czy wyzwanie? - spytała, zawstydzona i zdenerwowana.
- Wyzwanie – odpowiedział prosto, zastanawiając się, co tym razem wymyśli.
- Wyzywam cię, byś włożył kostkę lodu do bielizny i zostawił ją tam, aż się stopi – powiedziała, przeciągając każde słowo.
House potrząsnął głową, śmiejąc się z tego dziecinnego pomysłu.
- Ależ z ciebie okropna szefowa. Tak się tylko zastanawiam, o co naprawdę ci chodzi?
- Lód albo forsa, House. Nie wykręcaj się. – Cuddy nie dawała się zbić z tropu, chcąc zobaczyć, co zrobi mężczyzna. Na wszelki wypadek wyciągnęła rękę, zachęcając go do zapłaty. Ale on wcale nie zamierzał tracić pieniędzy.
- Okej, okej. Już się robi – wstał i podszedł do lodówki, wziął kostkę lodu i pokuśtykał z powrotem. Gdy tylko usiadł, wrzucił kostkę w bokserki i obciągnął t-shirt. Starając się nie drżeć z powodu zimna między udami, zapytał:
- Szczęśliwa?
- Bardzo – zachichotała Cuddy, rozbawiona tym, jak się kontrolował. Była bardzo zadowolona z siebie.
- Lecimy dalej. Prawda czy wyzwanie, moja droga administratorko? - spytał House, wciąż czując zimne krople spływające po jego rozgrzanej skórze. Tylko Lisa Cuddy mogła wymyślić coś tak idiotycznego, a jednocześnie podniecającego. Dlatego właśnie ją podziwiał.
- Prawda – wybrała Cuddy, wciąż się śmiejąc.
- Co? Czyżbyś bała się wyzwań? - prowokował, rozbawiony tym, że przewidział już wcześniej, iż kobieta częściej będzie wybierać „prawdę” niż „wyzwanie”. To leżało w jej naturze.
- Nie. Ale chyba nie mogę ufać twojej zdegenerowanej wyobraźni – odparła z determinacją. Była zdecydowana, by bawić się do końca – a przede wszystkim, nie pozwolić by on bawił się nią. Ale po raz kolejny jego pytanie kompletnie ją zaskoczyło, psując wszystkie plany.
- A więc prawda – potwierdził House z paskudnym uśmiechem, a Cuddy natychmiast zorientowała się, że może już zacząć się rumienić. - Droga szefowo, jak mówisz o swoich strategicznych miejscach? Oficjalnymi, biologicznymi nazwami czy masz dla nich jakieś przezwiska?
Pochyliła się i uderzyła go swoją małą ręką tak mocno, jak tylko mogła. Wybuchnął śmiechem.
- Boże, House! Umiesz być jeszcze mniej subtelny?
Wciąż się śmiejąc i uchylając przed kolejnym uderzeniem, House odparł:
- To nie moja wina, że masz tyle sekrecików. Gdybyś wcześniej się nimi ze mną podzieliła, kiedy ładnie prosiłem, nie miałabyś teraz problemu, nie?
- Podzielić się nimi z tobą? Naćpałeś się? - prychnęła, nie nadążając za jego błyskawicznym procesem myślowym. Nie było dnia (ani nocy) kiedy jej nie zaskakiwał.
- Nie bardziej niż zwykle. Odpowiadaj albo daj trzy stówki. - Zatarł dłonie, coraz bardziej ją irytując. Wiedział, że mu nie odpowie, ale nie mógł się powstrzymać, by nie pomyśleć o pewnych strategicznych miejscach. „Ciekawe, czy naprawdę ma dla nich jakieś przezwiska?” - zastanawiał się, czując rosnące podniecenie.
Cuddy popatrzyła na niego, nie kryjąc złości i oburzenia. Jej idealne oczy były teraz zupełnie szare, ciskały błyskawice i ewidentnie groziły mu strasznym rewanżem. Niechętnie chwyciła trzy banknoty z podobizną Benjamina Franklina i podała mu je, lekko je gniotąc.
- Oszczędź mi komentarzy, okej?
- Robisz się niesympatyczna, gdy przegrywasz, Cuddy – żartował, rozprostowując pogniecione pieniądze.
Rzuciła mu ostre spojrzenie i zacisnęła usta w cienką linię.
- To mnie nie bawi, House. Prawda czy wyzwanie?
- Prawda – wybrał House, wciąż rozśmieszony jej zachowaniem. Zastanawiał się czy kiedykolwiek zaufa mu na tyle, by podzielić się jakąś intymną tajemnicą, czy też będzie się zawsze bała, że wyjawi komuś jej sekret. Miał dziwne przeczucie, że to drugie jest bardziej prawdopodobne.
I miał rację. Prawie. Nie chodziło o to, że bała się mu coś wyznać – desperacko chciała dzielić z nim intymność – bała się, że on wykorzystałby to przeciwko niej. Przerwała rozmyślania i zadała pytanie, zaskakując nawet samą siebie:
- Dlaczego mnie pocałowałeś, kiedy straciłam Joy? Z litości?
Tego House nie przewidział – nie po poprzednich, ściśle seksualnych pytaniach i wyzwaniach. To pytanie wstrząsnęło nim i zrobił co mógł, by go uniknąć.
- Zadałaś dwa pytania, Cuddy. Wiesz, że nie mogę ci udzielić dwóch odpowiedzi, to przeciwko zasadom.
Cuddy westchnęła, wciąż zdziwiona, że w ogóle o to spytała. Ale potrzebowała odpowiedzi. Jeśli choć odrobinę miałaby się otworzyć tej nocy, naprawdę musiała wiedzieć, z czego wynikał ten pocałunek.
- Dobrze. Odpowiedz na drugie albo płać.
- To nie było z litości. Okej? - rzucił szybko, czując, że jego serce zaczyna bić jak oszalałe.
- Okej – zgodziła się, nie będąc w stanie spojrzeć na niego.
- Prawda czy wyzwanie, Liso? - Jej imię wypsnęło mu się zupełnie naturalnie i nie umiał tego powstrzymać. Dopiero gdy je wymówił zorientował się, co i jak powiedział. Z ogromną tęsknotą.
- Liso? - Cuddy w końcu spojrzała na niego. Uniosła brwi, zaskoczona. - Znów coś knujesz. Prawda.
- To już trzecia pod rząd – ostrzegł i szybko dokończył. - Następnym razem musisz wybrać wyzwanie, wiesz o tym?
- Tak – odpowiedziała z lekkim niezadowoleniem w głosie. Poruszyła się – było jej już niewygodnie od siedzenia na twardej podłodze.
- Jaka jest twoja ulubiona pozycja seksualna? - Użył ciężkiego kalibru. Bardzo go podniecało, gdy cała uwaga Cuddy koncentrowała się na nim. I wiedział, jak to osiągnąć.
- Och – jęknęła kobieta, patrząc na niego wielkimi oczami. Początkowo pojawiło się z nich zaskoczenie, szybko zastąpione rozbawieniem i złośliwością. W tym momencie postanowiła grać nieczysto, tak jak on. - Aż umierasz z ciekawości, co?
- Uzdrów mnie, Cuddy – zażartował, drapiąc się po policzku w oczekiwaniu.
- Może to ci pomoże przeżyć – powiedziała stanowczo i podała mu kilka banknotów – czterysta dolarów. Lisa Cuddy, odnosząca sukcesy administratorka szpitala, była najwyraźniej zdecydowana chronić swoją prywatność i serce... Pytanie tylko jak długo?
- Prawda czy wyzwanie, Gregory? - spytała, używając jego amunicji i z naciskiem wymawiając jego imię.
- Prawda – zdecydował się. Wstał powoli i podszedł do lodówki. Wyjął cztery butelki piwa, przyniósł je i postawił między nimi na podłodze.
- Czemu załatwiłeś mi moje stare biurko? - Cuddy miała nadzieję, że House odpowie szczerze. Od dawna ją to męczyło.
House już miał gotową odpowiedź – wiedział, że takie pytanie padnie.
- Chciałem, żeby coś przypominało ci o naszych studiach. Moja wesoła osoba nie wystarczała. - I to była prawda i tylko prawda. A jednak było jeszcze drugie dno, którego ona mogła nie wyłapać – chciał, by to biurko przypominało nie tylko o uniwersytecie, ale też o ich miłości. Tej samej miłości, która wciąż tkwiła w nim głęboko.
Cuddy westchnęła głęboko i spojrzała na swoje pieniądze. Zorientowała się, że straciła już tysiąc dolarów. Czy straci też swoje serce?

Cytat:
Autorka poleca (a ja się z nią zgadzam) posłuchać „Sorry seems to be the hardest word” w TEJ wersji i wyobrazić sobie, że to House śpiewa do Cuddy.
Elton John jest geniuszem!


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Pirania dnia Wto 14:43, 28 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:56, 28 Gru 2010    Temat postu:

Pirania, dla mnie jesteś tłumaczem najwyższej klasy i myślę, a nawet jestem pewna, że nie ma takiej możliwości abyś kiedykolwiek czymś mnie zawiodła Dla mnie jesteś bezkonkurencyjna w tym, co robisz
WOW!!! dla tej części, serio, nie wiem jak to robisz? Średnio?! Ja mam na to nieco inne określenie. Coś pomiędzy genialnie, niewiarygodnie, a idealnie
WOW!!! po raz drugi. Domyślałam się, że to ciężka praca, zwłaszcza ten rodzaj fików, i ta kategoria ale po tym co napisałaś, mój szacun dla Ciebie wzrósł jeszcze bardziej O ile to w ogóle możliwe.
Tak, fik jest prowadzony fantastycznie, to rosnące z każdym słowem napięcie... sprawia, że człowiek wczytuje się bez reszty, zapomina o całym świecie i żyje tylko tym, co czyta. Niesamowite.
A Ty masz WIELKI talent. Nie wiem, czy w oryginale ten fik też jest tak dobry, jak Twoje tłumaczenie
Wena i czasu nasz kochany tłumaczu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
shattered
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Lis 2010
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:27, 28 Gru 2010    Temat postu:

Genialnie! Znów!

Tak jak już pisałam, zero kalki językowej i pełna naturalność, do teo bogate słownictwo. To się naprawę ceni! A najlepszym dowodem niech będzie to, że - jak też już pisałam - dałam się nabrać i sadziłam, że to Twój oryginalny tekst.

Weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:23, 30 Gru 2010    Temat postu:

Cytat:
Dziękuję Wam obu za komentarze, cudowne jesteście

Przy okazji tego rozdziału autorka przypomina, że ignoruje istnienie Rachel i finał sezonu piątego, żeby zachować jakąkolwiek logikę.

Rozdział V. Runda druga.

Cuddy trwała w zamyśleniu, przypominając sobie wciąż i wciąż jego odpowiedź na ostatnie pytanie. Przed oczami stawały jej kolejne wspomnienia z ich wspólnych lat na w college'u. Nieśmiały uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy wbijała niewidzący wzrok w podłogę. To była taka dobra cisza. Cuddy naprawdę czuła się wzruszona tym nietypowym dla niego przejawem dobroci. Na ziemię sprowadził ją głos House'a:
- Hej, szefowo, jesteś głodna? - spytał, wpatrując się w nią intensywnie i próbując zgadnąć, o czym myśli. Już nie pierwszy raz tej nocy tak zamilkła, a on zastanawiał się, do jakiego miejsca w swojej głowie tak często uciekała.
- Trochę. Bo co? - Odwróciła się do niego, zaskoczona. Zastanawiała się, co spowodowało ten nagły akt troski. Uniosła brwi, zauważając błysk w jego niebieskich oczach. Wyglądał jak wielki kot, zaczajający się na ofiarę.
- Rzucam wyzwanie: dasz sobie zasłonić oczy i nakarmić się trzema różnymi rodzajami jedzenia. Bez dotykania, obiecuję – wytłumaczył szybko, niepewien, jak zareaguje.
Cuddy wiedziała, że nie może się wykręcić, bo wcześniej trzy razy pod rząd wybrała prawdę, ostrzegła więc tylko:
- House, jestem wegetarianką. Żadnego mięsa. I lepiej, żebyś nie oszukiwał.
- Jedyne mięsko, które mogłabyś ode mnie dostać... to lizak miłości – odparł żartem. Tylko on wiedział, ile prawdy było w tym stwierdzeniu. Uśmiechnął się do siebie tajemniczo, myśląc o pokręconych drogach, którymi chadzały jego myśli.
- House, jesteś obrzydliwy. – Cuddy wykrzywiła się, otrząsając.
- Ale wciąż mnie kochasz, co dużo o tobie mówi, nie? - Roześmiał się na widok jej miny. Dziwny ucisk w jego klatce piersiowej nasilił się. Nie zdawał sobie jednak sprawy, co to.
- Zamknij się i wreszcie zawiąż mi oczy – zakomenderowała Cuddy tonem, którego zwykle używała w pracy i spojrzała na House'a, który już był na nogach
- Oj, rozpustna ty. - Diagnosta ruszył powoli w stronę szafy i wyciągnął pierwszy szalik, na który się natknął. Potem podszedł do niej, nie bez bólu uklęknął i z niemal niedostrzegalnym zawahaniem powiedział:
- Pozwól.
Ostrożnie zawiązał szalik wokół jej głowy – pomagała mu, lekko przytrzymując materiał na oczach. Drżała pod jego dotykiem i kręciła się, chcąc usiąść wygodniej. Natomiast House wykorzystywał okazję, gdy nie mogła nic zauważyć, by odetchnąć zapachem jej włosów i jej ciała. Po prostu go opętywała. I nagle zdał sobie sprawę, że nie miało znaczenia, ile pieniędzy od niej wygrał – ona już go posiadała. Złapała go w sidła wiele lat temu. Potrzebował bardzo długiego czasu, by to zrozumieć.
Myśląc o tym, poszedł do kuchni i zabrał banana, słoik miodu i puszkę bitej śmietany.
- No dobra, Cuddy, oprzyj się i otwórz buzię. Bądź grzeczną dziewczynką – rozkazał prowokacyjnie, patrząc na kobietę, wyglądającą niemal lubieżnie, gdy tak półleżała na podłodze.
Posłuchała go. Polizała wargi, a potem powoli otworzyła usta i wystawiła lekko język, czekając na jedzenie. House był gotowy umrzeć tu i teraz. Nie powinna mieć takiego wpływu na niego i jego zmysły, ale nie mógł nic na to poradzić. Nie mógł też nie zauważyć, jak trzęsły mu się ręce, gdy wsunął obranego banana do jej ust. Na moment zamknął oczy.
Przesunął czubek banana po jej górnej wardze, pozwalając jej zapoznać się ze smakiem. Uniosła język i spróbowała ostrożnie, a gdy rozpoznała smak, ugryzła ze śmiechem. I, kawałek po kawałku, zjadła owoc, uśmiechając się radośnie. Od House'a biła duma i miłość. Tyle, że tego drugiego nie był w stanie rozpoznać. Na razie.
- Okej. Otwórz usta – powiedział i natychmiast to zrobiła. Potrząsnął puszką z bitą śmietaną i umieścił odrobinę na jej wysuniętym języku. Natychmiast ją połknęła. Po chwili House podał jej większą ilość kremu wprost do ust, zaskakując ją. Odsunęła się lekko, ale szybko zamknęła usta i zaczęła się dziko śmiać. Gdy wreszcie zjadła całą bitą śmietanę, jej śmiech wypełnił pokój niczym chór dzwoneczków. House również wybuchnął śmiechem, nie mogąc się powstrzymać.
- Dobrze się bawisz, co? Okej, jeszcze raz – powiedział, zachęcając ją, by rozluźniła się i ponownie otworzyła usta. Gdy to zrobiła, uniósł butelkę miodu i strumyczkiem ulepku zaczął pisać jej po języku. Ty – nieświadoma jego gry, Cuddy radośnie przełknęła pierwsze słowo. Potem dodał jesteś, a ona oblizała z przyjemnością wargi. Gdy był pewien, że wszystko zjadła dodał ostatnie i decydujące słowo: moja i uśmiechnął się pod nosem. Powtórzył sobie to zdanie w myślach – był absolutnie pewny, że pewnego dnia stanie się prawdą. Od zawsze należała do niego. Lisa Cuddy musiała tylko to zrozumieć.
- Koniec. Możesz zdjąć maskę, kobieto-nietoperzu – zażartował, siadając na swoim miejscu.
Rozwiązała szaliki i spojrzała na niego z uśmiechem. Jej oczy błyszczały z ekscytacji i satysfakcji.
- Było pyszne. Prawda czy wyzwanie, House?
- Prawda.
Mimo miodu, który wypełnił słodkim smakiem jej przełyk, pewna gorzka myśl wciąż tkwiła w jej głowie. Tego dnia, gdy odkryła biurko, odkryła coś jeszcze. Jej język zadziałał szybciej niż mózg, zapytała więc błyskawicznie:
- Spałeś z DeeDee?
- Z kim? - spytał House, ewidentnie zdezorientowany, jakby ktoś podrzucił mu dziwny przypadek medyczny.
- Z artystką którą zatrudniłeś, by zakpić z Tauba i Kutnera – wyjaśniła powoli, próbując ukryć niepokój i ból w głosie. Wcale nie chciała teraz o to pytać, ale pewne rzeczy po prostu musiała wyjaśnić. A to na pewno była jedna z nich.
Na twarzy House'a odmalował się czysty szok. Nie miał pojęcia, że o tym wiedziała. Tym bardziej nie miał pojęcia, że to było dla niej tak ważne. Spytał z niepokojem, który teraz opanowywał go całego:
- Skąd o niej wiesz?
- Wiem o wszystkim co się dzieje w moim szpitalu. O wszystkich twoich grzeszkach – odparła, udając samozadowolenie i uśmiechając się do niego. Bardzo nienaturalnie i z dużym trudem. Wytrenowała mięśnie twarzy przez te wszystkie lata szczerzenia się do irytujących sponsorów.
- Czemu cię interesuje czy z nią spałem, czy nie? - spytał w samoobronie, próbując odszyfrować jej prawdziwe intencje.
- Nie wykręcaj się. Odpowiedz albo płać. Pięćset dolców. - Wyciągnęła rękę, czekając na odpowiedź. Wolała prawdę, nie chciała pieniędzy. Cholera, zapłaciłaby za odpowiedź nawet pięć tysięcy dolarów.
- Nie, nie spałem z nią – odpowiedział po prostu, patrząc w podłogę. Jego głos był bardzo cichy, ale Cuddy słyszała głośno i wyraźnie.
- Na pewno? - spytała niemal nieśmiało, zdumiona, że odpowiedział. I to uczciwie.
- Tak, na pewno – rzucił z irytacją. Jego napięty głos jasno zdradzał, że nie był zadowolony z udzielenia odpowiedzi i powinna przestać drążyć temat. House nie był najbardziej wylewnym z ludzi. Za to bardzo chętnie i z dużym powodzeniem utrzymywał wizerunek „złego chłopca”.
Jej serce westchnęło z ulgą. Otworzyły się w nim kolejne drzwiczki dla niesławnego Gregory'ego House'a. Śmiejąc się, dodała:
- Okej. Nie musisz się tak najeżać. Mogłeś zapłacić, wiesz?
House wziął się w garść, wyprostował i spojrzał na Cuddy wyzywająco:
- Jestem tego świadom, ale nie pozwolę ci wygrać. Prawda czy wyzwanie, Cuddy?
- Prawda – odpowiedziała po prostu. Biła od niej duma, ale on wziął to za zadowolenie z siebie.
- Zobaczmy, kto się teraz najeży. Jak często sama się zaspokajasz swoimi administracyjnymi paluszkami?
- Niech cię szlag, House. - Cuddy podskoczyła, wściekła, gdy w jej głowie zwizualizowało się to, o co pytał. Świetnie wiedział, gdzie uderzyć, ale obiecała sobie, że się nie podda i nie da mu broni do ręki. Bo wiedziała, że użyłby jej przeciwko niej. Wcześniej czy później.
- Dlaczego dla ciebie wszystko kręci się wokół obrzydliwych żartów o seksie?
- Seks nie musi być obrzydliwy, Cuddy – House uśmiechnął się diabolicznie, ruszając brwiami.
- No cóż, ten obrazek będziesz musiał sobie wyobrazić. Sam. - Cuddy sięgnęła do swoich pieniędzy i zaczęła przeliczać banknoty. Jeden po drugim.
- Ale maaaamoooo – jęknął z wyraźnym niezadowoleniem na twarzy.
Gdy Cuddy podała mu pięćset dolarów, House tupnął w podłogę jak czterolatek.
- Wcale nie jesteś fajna, Cuddy. Twoja pruderia przeszkadza w grze.
- Pogódź się z tym. Prawda czy wyzwanie? - Cuddy tylko zmarszczyła nos.
- Prawda – odparł, ku jej wielkiemu zaskoczeniu.
- Znowu? Próbujesz zniszczyć sobie reputację czy znów coś knujesz? - zastanawiała się na głos, obserwując go. Nikt nigdy nie mógł zgadnąć, co zrobi Gregory House. Zawsze był nieprzewidywalny. I dlatego nie dało mu się oprzeć.
- Dbam o twoją reputację – zaśmiał się i przyciągnął do siebie pełną butelkę z piwem. Na wszelki wypadek.
- Jak miło z twojej strony – odparła nieco piskliwym głosem, który bardzo House'a irytował. A potem zadała pytanie. - Czy kiedykolwiek śniłeś o mnie?
- Masz na myśli fantazję? - Spojrzał jej w oczy, jakby miały mu wyjawić, co jej chodziło po głowie. Ale te śliczne, niebieskie tęczówki nie wyjawiały niczego poza swoim czystym, nieodpartym pięknem i przez moment po prostu na nią patrzył. Zahipnotyzowany.
Cuddy rozwiała jego hipotezę machnięciem ręki i szybko wyjaśniła:
- Nie. Wiem, że tych miałeś mnóstwo. Chodzi mi o sen, coś, nad czym nie panujesz.
- Halucynacja się liczy? - spytał, pamiętając, jak wkroczyła z hukiem w jedną z jego wizji.
- Hm, myślę, że tak – wzruszyła ramionami i w zamyśleniu podrapała się w czoło.
- W takim razie tak, miałem halucynację, w której się pojawiłaś – odpowiedział ze złośliwym uśmieszkiem, wiedząc, że ta informacja jej nie wystarczy.
- O czym była? - spytała, zaintrygowana. Poczuła się nieco wyróżniona, że miała główną rolę w jego halucynacji. Nieważne, jak nieprzyzwoita była. To oznaczało – przynajmniej tak zakładała – że jego podświadomość pragnęła jej tam.
- O nie, nie. Masz swoją odpowiedź. Trzymaj się zasad, szefowo – przypomniał, wiedząc, że Cuddy nie wytrzyma z ciekawości do końca nocy.
- Dobrze – syknęła niechętnie i skrzyżowała ręce na piersi. Była wyraźnie niezadowolona.
By nieco poprawić jej humor, szybko zmienił temat.
- Twoja kolej. Co chcesz? - Nie spodoba jej się następne pytanie, ale przynajmniej próbował.
- Prawdę – odparła z lekką rezygnacją w głosie.
Także Gregory'ego House'a męczyły pewne pytania, a to na pewno było jednym z nich:
- Okej. Pomyślmy. O co chciałaś mnie zapytać, gdy przyszłaś do mojego gabinetu po swoich zastrzykach z menotropiny? No wiesz, kiedy spytałem, czy to już wszystko, co miałaś do powiedzenia, a ty odpowiedziałaś, że nie. Teraz chcę wiedzieć.
- Nie pamiętam. To było ponad dwa lata temu – skłamała. Jej oddech przyspieszył. Nie chciała o tym mówić. Nie mogła odpowiedzieć na to pytanie, bo to oznaczało jedno – totalną porażkę. „Nie, nie i nie” - powiedziała sobie i postanowiła, że nie powie ani słowa o tym okresie swojego życia. O porażce i o wstydzie.
House uśmiechnął się złośliwie, nie wierząc w ani jedno słowo wypływające z jej ślicznych ust.
- Kłamczucha. In vitro było dla ciebie życiową decyzją, a ty masz świetną pamięć. Nie zdziwiłbym się, gdybyś pamiętała, jaki kolor miały moje bokserki, gdy ostatni raz świntuszyliśmy. Gadaj albo płać.
- Jeśli nie odezwałam się wtedy, to miałam powód. A ty jesteś rozsądnym stworzeniem, House. Na pewno zrozumiesz – racjonalizowała, usiłując ukryć prawdziwe uczucia. Tak, chciała, by był ojcem jej dziecka, ale już dawno temu porzuciła to pragnienie. To była droga, która wiodła do nikąd.
W ciszy zapłaciła należność – sześćset dolarów – i popatrzyła na niego buntowniczo, chcąc jakoś wypełnić niezręczną ciszę.
- Gwoli ścisłości, nie pamiętam, żebym kiedykolwiek z tobą świntuszyła. Musiałeś być naprawdę beznadziejny albo to nigdy nie miało miejsca. Prawda czy wyzwanie, House?
- Auć. To bolało, Cuddy. Ale nie możesz się wyprzeć naszej miłościiiii... - zawył, rozbawiony ilością kłamstw, które wprost promieniowały od tego pięknego ciała i wypływały z równie pięknych (i zachęcających do całowania) ust. Ale wiedział, co kryło się pod spodem: delikatna, zraniona dusza. Mógł tylko czekać. Poruszył się lekko, próbując nie nadwyrężyć chorej nogi i zdecydował:
- Prawda.
- O czym była ta halucynacja? - wystrzeliła niecierpliwie.
House nie mógł powstrzymać śmiechu – głośnego, męskiego śmiechu, który echem odbił się od ścian.
- Nie mogłaś już wytrzymać, co?
- Po prostu trzymam się zasad. W przeciwieństwie do ciebie – odparła Cuddy, całkowicie świadoma, że zaczyna się rumienić. Denerwowało ją to, że on świetnie ją znał, a ona z takim trudem przebijała się do jego, otoczonych grubym murem, emocji.
House odpowiedział bez skrępowania. Dobrze się bawił, obserwując jej dziewczęce zakłopotanie:
- Tańczyłaś na rurze, robiąc striptease i jednocześnie pomagając mi w rozwiązaniu przypadku. Nawet w moich najdzikszych fantazjach umiesz robić kilka rzeczy naraz, diablico.
Tym razem to ona zaczęła się śmiać. Nie mogła powstrzymać wybuchu dzikiej radości, gdy wyobraziła sobie tę halucynację. To było bardzo w jego stylu. I bardzo frustrujące seksualnie. Zrobiło jej się gorąco i poczuła pulsowanie między udami. Spróbowała wziąć się w garść i brzmieć na opanowaną.
- Okej. Chcę jeszcze jedną prawdę.
- Taa, następną, na którą nie odpowiesz – zaprotestował, podnosząc do ust butelkę.
- Zapytaj o coś niezwiązanego z seksem i może cię zaskoczę – stwierdziła, wciąż czując opanowujące ją ciepło.
House postawił butelkę na podłodze i potarł dłonie jedna o drugą.
- Ostatnie pytanie wcale nie było o seksie. Psujesz zabawę, Cuddy. Dobrze, spróbujmy z innej strony. Gdybyś musiała podjąć taką decyzję, z powodu jakiejś koszmarnej niesprawiedliwości, wolałabyś mieć moje dziecko czy dokonać adopcji?
Natychmiast rozszerzyła oczy i jęknęła z rozczarowaniem:
- To okrutne, House, i wiesz o tym. Po pierwsze, dlatego, że nie mogłam zajść w ciążę. Po drugie, dlatego, że od tak dawna chcę mieć dziecko!
Nie musiała nawet myśleć. Westchnęła głęboko. Nie mogła powiedzieć prawdy – ani teraz, ani nigdy. Nie zasługiwał na to, by wiedzieć o jej słabości. Będąc na granicy łez, cisnęła w niego siedemset dolarów, sycząc:
- I nie mogę sobie wyobrazić takiego niesprawiedliwego wyboru. Nie zasłużyłam sobie na to.
Jej smutek nagle go dotknął tak głęboko, że chciał przysunąć się do niej, przytulić ją i powiedzieć, że nie chciał jej skrzywdzić. Ale na pewno by mu na to nie pozwoliła, więc użył swojej zwykłej taktyki. Odwrócenie sytuacji i atak.
- Nie chciałem cię zranić, Cuddy. No dalej, weź się w garść. Na pewno wkrótce w twoje łapy wpadnie jakiś diabelski szkodnik. - Nie odpowiedziała ani słowem, pochyliła tylko głowę, ewidentnie załamana. Spróbował więc żartu. - No dalej, daj jakieś paskudne wyzwanie. Ukarz mnie, pani!
Cuddy stwierdziła, że przesadziła. To była tylko gra. Postanowiła nie dać się smutkowi i dobrze się bawić. Z nim.
Wstała szybko, poszła do kuchni i wzięła jeszcze jednego banana. House nie odrywał od niej wzroku, zastanawiając się, co tym razem dla niego przygotowuje. Usiadła na swoim miejscu i obrała banana, zostawiając jedną czwartą owocu w skórce. Od czasu patrzyła na niego, rzucając mu złośliwe, wyzywające uśmiechy.
W końcu, patrząc na niego, wsunęła nieobraną część banana w swój dekolt i oparła resztę owocu o swój mostek.
- Wyciągnij go zębami bez dotykania mnie. Jeśli mnie chociaż muśniesz, zapłacisz siedemset dolarów. Natychmiast.
W jego oczach zapłonęło podekscytowanie. Przełknął gulę w gardle, która uformowała się, gdy przygotowywała to wyzwanie.
- Och, cudnie. I o to właśnie chodziło. Najwyższy czas, żebyś się zrelaksowała, szefowo.
Wycelowała w niego palec wskazujący lewej ręki i ostrzegła go ponownie:
- Jedno małe dotknięcie i płacisz, House.
- Słyszałem, Cuddy. Ale jestem bardzo zręczny – ogłosił House, przysunął się do niej i pochylił nad jej piersiami. Podniósł na nią pełne pożądania oczy i rzucił:
- Patrz.
Cuddy próbowała się nie ruszać, ale nagle wybuchnęła niespodziewanym śmiechem. House spojrzał na nią jeszcze raz i ostrzegł:
- Przestań się śmiać, bo wszystko zepsujesz.
- Przepraszam – odparła, ale nie mogła opanować wesołości.
House był teraz bardzo blisko owocu. Nie mógł się powstrzymać i wymamrotał w jej bluzkę:
- Nie ruszaj się, bo jeszcze ugryzę coś, czego nie powinienem.
Kiedy wreszcie wyciągnął owoc – bardzo powoli, torturując ich oboje – Cuddy przewróciła się na lewą stronę, śmiejąc się z całego serca. House patrzył na nią, wciąż trzymając banana między zębami, uśmiechając się do siebie. Jednocześnie próbował kontrolować wypukłość w spodniach, spowodowaną oglądaniem jej dekoltu z tak bliska i wdychaniem jej zapachu. Świetnie się bawił. Sądząc po ataku śmiechu – ona też.
W końcu wyjął banana z ust i powiedział:
- Mówiłem ci, że jestem zręczny. Wstawaj. Czas, bym zaproponował jakieś ciekawe wyzwanie, bo zużyłaś trzy prawdy pod rząd.
Cuddy usiadła i szybko spojrzała na swoje pieniądze. Zorientowała się, że zostało jej tylko dwieście dolarów, a w tej rundzie stawka wynosi osiemset. Jęknęła w poczuciu klęski:
- Cholera jasna.
House popatrzył na jej zarumienioną twarz i potargane loki i potwierdził:
- O tak, „cholera jasna”. Bo wyzywam cię, żebyś zdjęła majtki.
- Nie! - krzyknęła, podciągając kolana do piersi.
- Tak, Cuddy. I pospiesz się – powiedział radośnie. Ale widać było, że nie zaakceptuje żadnych uników czy protestów.
Cuddy zacisnęła wargi. Jej serce zaczęło bić jak oszalałe. Była jednocześnie podekscytowana i przerażona.
- Nie będę się przed tobą rozbierać, House. Nie ma mowy!
- Jest, jest. Nie musisz rozbierać się przede mną, możesz to zrobić za kanapą. Ale chcę majtek. Już! - Wskazał ręką na kanapę, jednocześnie leniwie wyciągając nogi przed siebie i popijając piwo. Wyglądał, jakby właśnie wygrał milion dolarów w totolotka.
- Uch. Zapłacisz za to – syknęła przez zęby, wstając powoli. Zgodziła się na tę grę i była zdecydowana wyjść z niej z podniesioną głową. Tyle, że na drodze do wolności tkwiły jego okropne pomysły. Jak zdejmowanie majtek.
House śmiał się tak, że była pewna, iż zachłyśnie się piwem. Gdy mógł wreszcie coś powiedzieć, wyjaśnił, jaka była przyczyna tego wybuchu radości:
- Zapłaciłbym i tysiąc dolarów, żebyś to zrobiła, a teraz zrobisz to za darmo. Tak w zasadzie, to ty płacisz mi, bym na to patrzył. Świat nie mógłby być piękniejszy. A jednak Bóg istnieje.
- Zamknij się. I przestań triumfować – warknęła. Z jej oczu niemal sypały się iskry. Czuł, że jej spojrzenie prawie wypala mu dziurę z tyłu głowy.
- Majtki, Cuddy – wyciągnął rękę za siebie, nie odwracając się. Prywatność – na tyle mógł jej pozwolić.
Nie miała pojęcia, jakim cudem ściągnęła majtki, a potem znów założyła spodnie do jogi, nie przewracając się (ku jego ogromnej satysfakcji, oczywiście). A jednak dała radę zrobić to w miarę szybko i ciągu kilkudziesięciu sekund znów siedziała na swoim miejscu. Zszokowana. Zawstydzona. Zarumieniona.
- Już. Szczęśliwy? - spytała, machając ku niemu fioletową bielizną.
House uśmiechnął się od ucha do ucha, wyobrażając sobie jej nagie ciało pod tymi cieniutkimi spodenkami. Lisa Cuddy nie miała pojęcia, co mu robiła tym ułamkiem nagości.
- Bardzo. Pasuje ci ten kolor, ale jeszcze nie mam pewności. Obniż gumkę i udowodnij.
- Boże. Jesteś niemożliwy – warknęła, wsunęła prawy kciuk pod gumkę spodni i jego głodnym oczom ukazało się gołe, kremowe ciało. Faktycznie, nie miała na sobie majtek. Już nie.
Wykorzystując jej moment nieuwagi, House cicho podniósł swoją laskę i zrobił nią jeden szybki, gwałtowny ruch. Zahaczył rączką o majtki i przyciągnął je do siebie.
- Moje! - oznajmił triumfalnie, bardzo zadowolony z siebie.
- House. Oddaj to! - krzyknęła Cuddy. Na jej twarzy pojawił się wyraz czystej paniki. Zatrzęsła się ze złości. Próbowała mu je nawet wyrwać, ale był szybszy i przygotowany na jej ataki. Usiadła na swoim miejscu i zmarszczyła nos w niemym proteście.
- Nie, Cuddy. Zatrzymuję je jako upamiętnienie twojej porażki – powiedział House, przesuwając palce po tym seksownym kawałku koronki.
- Nie było żadnej porażki. I nie będzie – odpowiedziała, unosząc dumnie głowę. Ale to nie pomogło – jej poczucie dumy nie mogło być mniejsze. A gdy jeszcze słyszała, jak House oznajmia to na głos, miała ochotę go zastrzelić. Ale zastrzelenie człowieka, który mówił prawdę nigdy nie było dobrym rozwiązaniem.
House czytał jej w myślach. Triumfalnym głosem powiedział:
- Twoje wargi mówią „nie”, ale twoje majtki wrzeszczą „Och, House, jestem taka napalona!”


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
paulinka11133
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:20, 31 Gru 2010    Temat postu:

Świetne!
Szkoda tylko, że Cuddy nie odpowiada na niektóre pytania bo byłoby dużo bardziej ciekawie
House jest w swoim żywiole, może i Cuddy w końcu przełamie się i odpowie mu na te intymne pytania.
Szkoda, że nie odpowiedziała mu na pytanie o in vitro
Najfajniejsze jest to, że już nie ma forsy i House może wymyślać co mu się podoba.

Czekam na kolejną część!
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:49, 31 Gru 2010    Temat postu:

To sama przyjemność komentować takie cuda
Kocham tego fika całym sercem. Huddy jak malowane. Moja ulubiona wersja tego związku. Zadziorne, przekorne, dumne, przebiegłe, podpuszczające, flirtujące, pełne napięcia i nikończących się gierek słownych Huddy... marzenie. I napisane tak, że z łatwością wyobrażam sobie każdą scenę, każdą sekundę rozmowy, każde spojrzenie, wszystko!
Och... robi się gorąco
Ale chyba nie to jest tu najważniejsze. Coś zaczyna w nich pękać. W sensie w Housie i Cuddy. Uwielbiam obserwować jak oni sie męczą z tymi swoimi uczuciami. Walczą tak uparcie i namiętnie jakby nie wiedzieli, że są z góry na przegranej pozycji. Chyba to lubię najbardziej "mozolną drogę prowadzącą do pełnego uświadomienia" jestem ciekawa, kto polegnie pierwszy.
Bardzo podoba mi się cała to gra. Jak już mówiłam pokłony dla autorki za świetny pomysł. To jest tak genialne, że widziałabym to w serialu Bardzo wyraźnie.
Pirania, jesteś kochana, że tak się dla nas męczysz. Jak zwykle kawał świetnej roboty. Spory kawał, bo i część odpowiednio długa. Ale dla nas czytających im dłuższa tym lepsza
I znów ukłony w stronę Twoich zdolności. Połowa z tego, co tłumasz w tak lekki i płynny sposób dla mnie i pewnie dla wielu innych, wydawałby się nie do przetłumaczenia, bez względu na ilość słowników, które byśmy dostali.
Zauroczony lisek.
Pozdrawiam
I jak zwykle wypatruję kolejnych części


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Pią 19:44, 31 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ala
Tooth Fairy


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wonderland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:30, 02 Sty 2011    Temat postu:

Świetne Huddy! Bardzo mnie wciągnęło to opowiadanie i z niecierpliwością oczekuję kolejnych części:) Po ostatniej nie mogłam już wytrzymać oczekiwania i przeczytałam oryginał... I mimo iż wiem już co się stanie dalej, to na pewno przeczytam także Twoje tłumaczenie. Pozdrawiam serdecznie!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:00, 05 Sty 2011    Temat postu:

Cytat:
Lojalnie uprzedzam - sesja jak co roku zaskoczyła studentów i w związku z tym kolejne rozdziały mogę publikować nieregularnie. Postaram się, żeby to był przynajmniej jeden w tygodniu, ale nic nie mogę obiecać.

Paulinka - dzięki A ja rozumiem ten strach i rezerwę Cuddy. Ale i w niej się coś przecież dzieje i tak łatwo nie odpuści

Lisku Bardzo się cieszę, że dalej ze mną jesteś przy tym opowiadaniu I cieszy mnie, że zwróciłaś uwagę na to, jak oni pękają, bo mnie to chyba najbardziej zachwyca w tym opowiadaniu. Między nimi jest chemia i erotyzm, ale oni w jakiś sposób bardzo pragną sobie po prostu zaufać.

Ala - mam nadzieję, że nie rozczaruję Cię tłumaczeniem, skoro sięgnęłaś do oryginału I że nie odpuścisz i będziesz czytać. postaram się, żeby czytało się przyjemnie


Rozdział VI. Runda trzecia. Fortuna odwraca się.

House czytał jej w myślach. Triumfalnym głosem powiedział:
- Twoje wargi mówią „nie”, ale twoje majtki wrzeszczą „Och, House, jestem taka napalona!”
Patrzył na nią z taką złośliwością, jakby wiedział, co działo się w jej głowie. W zasadzie wcale by się nie zdziwiła, gdyby był telepatą. Ale naprawdę miała nadzieję, że to nieprawda.
Gdy on pławił się w samozadowoleniu, uśmiechając się do niej diabolicznie, Cuddy usiłowała zapanować nad swoim głosem i nad pulsowaniem między nogami. Zanim mężczyzna miał szansę znów się odezwać, powiedziała:
- Greg... proszę.
- O, teraz to Greg? - Parsknął śmiechem House. Był zachwycony wpływem, jaki na niej wywierał. Uwielbiał to, jak zmieszana i delikatna się stawała, gdy ją coś kłopotało. Zwłaszcza, gdy było to jej własne, zdradliwe ciało. - Mmm, musisz być naprawdę napalona, Cuddy. Tylko uważaj na podłogę. Jeśli zostaną jakieś kałuże, będziesz musiała sama ją pastować.
- To nie jest śmieszne, House – zaprotestowała ze złością. Na karku i plecach czuła gęsią skórkę. To uczucie sprawiło, że zadrżała i westchnęła cicho. Co nie umknęło uwadze Gregory'ego House'a.
- Co się stało z Gregiem? - dopytywał się, przekręcając głowę, by lepiej widzieć jej zarumienioną twarz. Gdy wyobraził sobie, co działo się w jej spodniach, zakręciło mu się w głowie.
- Nie zasługujesz, żebym nazywała cię Gregiem – odgryzła się Cuddy, podnosząc głowę. Była ewidentnie wściekła.
Czy to sprawiały jej jedwabiste, kręcone, brązowe włosy? Czy może duże, niebieskie oczy, pełne tajemnicy, ciekawości, pożądania? Czy raczej zmienne usta, małe, niemal dziecinne, gdy była zła i otwierające się, niczym róża ku słońcu, w śmiechu, odsłaniające perłowe zęby? Takie zachęcające do całowania... House był pewien, że nigdy nie zrozumie, jak Cuddy aż tak go oczarowała. Ale zrobiła to w wyjątkowo apodyktyczny sposób, a on wiedział, że nigdy się nie zbuntuje. Chciał być jej godny. I dlatego zapytał:
- Skoro teraz na to nie zasługuję, mógłbym na to zasłużyć w przyszłości?
- Może. Ale wątpię. – Jej administracyjna dusza natychmiast znalazła zdecydowaną odpowiedź. Cuddy sięgnęła po butelkę z piwem. Próbowała utopić swój drżący głos w pysznym napoju.
- To dopiero wyzwanie. A wiesz, że rzucanie mi wyzwań jest niebezpieczne. Powiedz, Cuddy, co muszę zrobić, byś mnie uhonorowała swoimi prośbami i żebraniem i nazywała mnie Gregiem? - spytał House, przysięgając sobie, że nie pozwoli tej nocy się skończyć, dopóki oboje nie padną ze zmęczenia.
- Nie błagałam. I nie żebrałam – odparła obronnym tonem. Nie wiedziała, czy może jeszcze zaufać swojemu głosowi. Jej serce biło jak szalone, ze złości, ze strachu, z podekscytowania. A podekscytowanie było zdecydowanie najsilniejszym z tych uczuć.
- Oczywiście, że tak. „Greg, proszę...” - przedrzeźniał ją House. Gdy przewróciła oczami, zapytał:
- No więc, co muszę zrobić?
- Być dla mnie miłym.
- Jak miłym? - spytał House, uśmiechając się najpiękniej na świecie. Jego oczy błyszczały niczym błękitne klejnoty.
Jego uśmiech zawsze powodował, że coś dziwnego działo się w jej brzuchu. Tym razem jednak takie odczucie pojawiło się jeszcze niżej. Odpowiedziała uśmiechem i odparła:
- Bardzo miłym.
Popatrzył na swoje pieniądze, a potem na jej i w końcu powiedział:
- Pozwolę, żebyś mnie wyzwała, Cuddy. To bardzo miłe z mojej strony.
- Nie za bardzo masz wybór, nie? - Parsknęła śmiechem i zaczęła kombinować. Mogła przegrać bitwę, ale nie przegra wojny. A więc musiała użyć całej dostępnej amunicji, nawet jeśli to oznaczało zniżenie się do jego nieczystych zasad.
- No cóż, mógłbym dalej udowadniać, że mnie pragniesz... – powiedział z dumą, robiąc dramatyczną przerwę. - ...i to bardzo. Ale to byłoby okrutne.
Zanim miał szansę, by się dalej z niej naśmiewać, rzuciła mu prowokacyjne spojrzenie i wyciągnęła rękę.
- Wyzywam cię, żebyś mi oddał moją bieliznę.
Jej rozkaz zaskoczył go, ale szybko zareagował:
- Niezła próba, szefowo. Ale nie ma sensu, żeby ci je oddawać, skoro już wiem, że toniesz w ekscytacji, nie?
- Chcę moje majtki, House. - Nie zamierzała zrezygnować. Wiedziała, że jeśli choć odrobinę ustąpi, to będzie tego gorzko żałować.
House odwrócił się w prawo i chwycił swoją butelkę. Pił przez dłuższą chwilę, wyraźnie myśląc o wyzwaniu i w końcu powiedział:
- Nie dostaniesz ich.
- No to zapłać osiemset dolarów za ten skrawek koronki – odparła prosto, wskazując na swoje majtki tkwiące w jego dłoni.
House nie miał najmniejszego zamiaru rezygnować ze swojej zdobyczy, ale zachwycało go jej zdecydowanie. Prędkość, z jaką myślała, zaskakiwała go z ich każdą kolejną gierką. I wciąż chciał więcej, pragnął więcej. Podniósł bieliznę do góry, upewniając się, że jest świadoma jego małego zwycięstwa:
- To nie jest tylko skrawek koronki, Cuddy. To oficjalne corpus delicti, że cię kręcę.
- Och, nieważne. Płać. - Potrząsnęła lekko głową i wyciągnęła w jego stronę rękę, przebierając palcami. Odzyskiwała grunt pod nogami, a to niemożliwie ją cieszyło.
- Nie wiem, czy jesteś świadoma, ale płacę twoją forsą. - House włożył majtki do kieszeni i zaczął przeliczać pieniądze. Podał jej osiemset dolarów, a ona chciwie je chwyciła. - Prawda czy wyzwanie, panieneczko?
Cuddy położyła pieniądze na swoim stosiku i odparła prowokacyjnie:
- Już niedługo, House. Już niedługo. Prawda.
Nie mógł się nie roześmiać. Zadowoloną Cuddy było najłatwiej podejść i zamierzał to wykorzystać.
- Okej. Skoro już nie masz bielizny, muszę to wiedzieć – zawsze nosisz majtki do pracy, czy czasem zapominasz ich i zostawiasz w domu, moja mała, zarumieniona administratorko?
- Nie zawsze, House – odparła natychmiast, nie pozwalając, by własna wstydliwość zniszczyła jej podstępny plan. Wygranie z nim jego własną bronią było najlepszym typem zwycięstwa. Jego reakcja stanowiła dowód.
- Naprawdę? - Drgnął House, czując nagle dojmujący brak tlenu w mózgu.
- Mhm – wymamrotała leniwie, dumna z siebie. Pozwoliła, by ta myśl na dobre dotarła do House'a, a potem dodała:
- Może teraz będziesz przychodził punktualnie do pracy. Prawda czy wyzwanie, mój mały, zarumieniony diagnosto? - Uśmiechnęła się do niego ślicznie. W tym uśmiechu było sporo ukrytej złośliwości.
Wróciwszy do siebie – i kontrolując podekscytowanie, którego najlepszy dowód był niemal widoczny w jego spodniach – prychnął w odpowiedzi:
- Nie rumienię się. I na pewno nie jestem mały, nie wiesz, słodziutka? Wyzwanie.
- Wiem tylko tyle, że masz wielkie ego. Wszystko inne kurczy się ze starości. Wyzywam cię, żebyś nie zaglądał mi w dekolt i nie gapił się na piersi przez resztę nocy. - Cuddy zdecydowanie spojrzała mu w oczy.
Odpowiedział jej stalowym spojrzeniem, lekko mrużąc oczy – jakby zachęcając ją, by zwiedziła twierdzę, której strzegły.
- To zależy. Zakryjesz je i znikną mi z oczu na resztę nocy?
- Odpowiedź brzmi nie, doktorze House – odparła żartobliwie lekko żołnierskim tonem.
House gwałtownie wzruszył ramionami, protestując niewerbalnie jak sześciolatek. Był niesamowicie słodki, gdy jęknął:
- Jesteś okrutna. I to z premedytacją. A ja już poznawałem bliźniaczki lepiej. Wiesz co, ONZ powinno pomyśleć o jakiejś konwencji przeciwko takim torturom.
Cuddy znów przewróciła oczami i zaczęła się śmiać z idiotyzmu sytuacji.
- Jestem pewna, że możesz zgłosić wniosek do ONZ. Ale dopilnuj, żeby tę ustawę nazwali po mnie. To ładnie brzmi: „Konwencja Cuddy'owska.”
- Wykorzystujesz mnie seksualnie, Cuddy, a to jest przestępstwo we wszystkich pięćdziesięciu stanach.
- Jak niby cię wykorzystuję, House? - zapytała, unosząc brew. Była w tym dobrze mu znana duma.
House, nadal niezadowolony, nie przestawał narzekać:
- Wykorzystywanie ma miejsce, gdy jakaś osoba używa kogoś lub czegoś w niesprawiedliwy lub okrutny sposób, a gdy dodamy do tego aspekt seksualny – na przykład bliźniaczki – to nazywamy to wykorzystywaniem seksualnym.
Cuddy przyszło coś do głowy i natychmiast spytała:
- Będziesz tak jęczał zawsze, gdy będziesz musiał płacić?
- No bo wiesz, różnica między tobą a mną... - Próbował protestować House, ale Cuddy szybko mu przerwała:
- House, pieniądze... już. - Podniosła głos, nie zamierzając tolerować jego uników. Uniosła głowę i zacisnęła usta w wąską linię.
- Jesteś okrutną, podłą kobietą – wymamrotał House, podając jej dziewięćset dolarów i wyginając usta w podkówkę jak małe dziecko.
Używając jego własnych słów, powiedziała ze śmiechem:
- Ale wciąż mnie kochasz, co dużo o tobie mówi, nie?
Niespodziewanie szybko odpowiedział, chcąc ukryć swoją słabość do niej:
- E tam. Ale przespałbym się z tobą. Prawda czy wyzwanie, Cuddy?
Wciąż się śmiejąc, odpowiedziała mu:
- Wiem, że byś chciał, Prawda.
- Boisz się, że stracisz też koronkowy stanik, co? - Zapytał z głodem w oczach, patrząc na jej wciąż zakryty biust.
Cuddy uśmiechnęła się szeroko i usiadła wygodniej.
- Nic, czego byś wcześniej nie widział, House. Inaczej zażądałbyś tego najpierw.
- Też racja. Okej, pomyślmy... używasz akcesoriów erotycznych, szefowo? - spytał, unosząc brwi. Był pewien, że to pytanie nią wstrząśnie. Ale bardzo się mylił.
- Tak – odpaliła Cuddy uczciwie.
- Jak to: tak? Co to za odpowiedź? - zaprotestował, wyraźnie zaskoczony. Rozbroiła go zupełnie. Jego wyobraźnia zaczęła pracować jak szalona. A dżinsy robiły się zdecydowanie zbyt ciasne.
- Konkretna, krótka i uczciwa – odparła po prostu seksowna administratorka, powodując wybuch emocji i różnych innych reakcji u swojego najlepszego lekarza.
- Musisz mi powiedzieć, jakich akcesoriów używasz, Cuddy – zażądał House, ewidentnie nieusatysfakcjonowany odpowiedzią. Bawiła się nim jak chciała, a jego umysł i ciało reagowały czystą ekscytacją.
Cuddy potrząsnęła głową, protestując. Zauważyła z nieubłaganą logiką:
- Wcale nie. Masz swoją odpowiedź. Jakoś to przeżyjesz.
- Oj, niegrzeczna ty – House uśmiechnął się niczym kot z Chesire, gdy miliard nieprzyzwoitych myśli przelatywało mu przez głowę. - Jeszcze nadejdzie czas demonstracji.
Zaśmiała mu się w twarz:
- Pomarzyć dobra rzecz, House. Prawda czy wyzwanie?
- Jeszcze jedno wyzwanie, pani. I niech będzie nieprzyzwoite, co? - House w zamyśleniu masował udo. Obciągnął t-shirt, by ukryć wzgórek widoczny w dżinsach. Ta kobieta doprowadzała go do szaleństwa, do sfery leżącej daleko poza przyzwoitością.
- Nie wiem, czy twoje podstarzałe serce wytrzyma kolejne bliskie spotkanie z moim dekoltem – zażartowała Cuddy, upijając mały łyczek piwa. Piła powoli i ostrożnie, bo pozostanie trzeźwą i uważną było jej jedyną szansą na zwycięstwo. Nie miałaby właściwie nic przeciwko pewnemu zapomnieniu się, ale teraz nie mogła sobie na to pozwolić.
- Nie będziesz wiedziała, dopóki nie sprawdzisz, nie? - jęknął, zaciskając usta.
Cuddy pochyliła się ku niemu bez uprzedzenia, zaglądając mu w oczy.
- House, ty już masz rozszerzone źrenice. Co dalej, zimny prysznic?
- Ależ się napalasz, co? A ja mam coś dla zbyt pewnych siebie, sfrustrowanych seksualnie dziekanów medycyny... o tutaj – powiedział, wskazując na swoje krocze.
Cuddy wiedziała, że jest to obietnica, chociaż arogancka. Była pewna, że wiedział, co mówi. Była pewna, że pragnął, by mu zaufała. I w jakiś sposób była tego bliska. Jego zachowanie świadczyło o cierpliwości, o którą go nie podejrzewała.
Ułożenie układanki i wymyślenie sprytnego wyzwania nie zajęło jej długo. Musiało być na tyle sprytne, by odmówił.
- Wyzywam cię, żebyś nie robił żadnych uwag ani dowcipów związanych z seksem przez resztę nocy.
- A co w tym fajnego? - spytał, zaskoczony. To była najmądrzejsza odpowiedź, na jaką mógł się zdobyć. I nagle zrozumiał... ona świetnie wiedziała co robi. A on, jeśli nie weźmie się w garść – i to szybko – z całą pewnością przegra.
- Fajne czy nie, to twoje wyzwanie. Co ma do powiedzenia oskarżony? - ponagliła, jakby jej się spieszyło. I tak było. Chciała jak najszybciej zrealizować swój plan. Do końca.
- Niewinny, ty psujo – prychnął z niezadowoleniem House. Chwilę potem odliczył tysiąc dolarów i podał jej. Gdy chwyciła je mocno, on pociągnął banknoty w swoją stronę, zmuszając ją, by na niego spojrzała. To, co zobaczyła w jego dużych, niebieskich oczach zupełnie ją rozbroiło. Jego pożądanie było tak wielkie, jak jej. Zdecydowała jednak, że to jeszcze nie jest czas, by się poddać, więc egoistycznie odparła:
- Tak myślałam. Zaskocz mnie wyzwaniem, House.
- Wow, Cuddy. Widzę, że fala cię niesie. Jesteś pewna, że nie będziesz żałować? - spytał House, udając troskę. Wciąż nie był pewien, dokąd zmierza ta próba sił.
- Jestem pewna.
Nie zastanowił się porządnie. Te słowa po prostu wypłynęły mu z ust.
- Wyzywam cię, żebyś zdjęła bluzkę.
- To? - spytała Cuddy, niewinnie mrugając długimi rzęsami i wskazując na swój prosty t-shirt Nike'a. - I tak zamierzałam go zdjąć, ale skoro zmarnowałeś na to swoje wyzwanie... To nawet lepiej. - Nie dając mu czasu, by zastanowił się nad jej słowami i ich znaczeniem, Cuddy przeciągnęła się i jednym leniwym, kusicielskim ruchem ściągnęła t-shirt. Okazało się, że pod nim był jeszcze jeden ciuch Nike'a. Stanik sportowy.
- Czekaj. C-co? - wymamrotał House, mrugając w szoku.
- Było mi gorąco. I tak zamierzałam się pozbyć tej bluzki – śmiała się z niego Cuddy, ewidentnie zadowolona z jego reakcji.
Przez chwilę, która wydawała się wiecznością, House wpatrywał się bezmyślnie w tę ubraniową niespodziankę. Jego szeroko otwarte, zszokowane oczy świetnie współgrały z pytaniem:
- Co się stało z koronkowym stanikiem?
- Nigdy nie mówiłam, że mam taki na sobie – zauważyła Cuddy i usiadła wygodniej.
- Ale ty zawsze nosisz komplety, Cuddy – zaprotestował House nie swoim, skrzeczącym głosem. Jego twarz wyrażała najwyższy wstrząs.
Cuddy zaśmiała się perliście. Świetnie się bawiła, patrząc na jego zagubiony wyraz twarzy.
- Jak na kogoś z niesamowitym talentem obserwacyjnym... Głupio przeoczyłeś fakt, że w koronkowym staniku niewygodnie się śpi. A ja już się przebrałam do snu. Tracisz talent, House.
- Oślepił mnie rozmiar twojego tyłka. Przecież on jest jak słoń w składzie porcelany – odpalił mężczyzna, wychodząc z szoku. Ten sportowy biustonosz Nike'a sprawił, że poczuł się jak frajer – pobity w swojej własnej grze. Ale nie był wściekły – był zakochany w jej inteligencji.
- No i czemu musisz tak dramatyzować? - spytała Cuddy, poprawiając brzeg stanika. Prowokacyjnie, rzecz jasna.
House śledził ruch jej dłoni i czuł, jak pożądanie burzy mu krew w żyłach. Zażartował:
- Bo jestem bardzo czujnym pieskiem kanapowym i czuję wybuch progesteronu. Hau hau hau, wrr, hau!
- To by tłumaczyło twoje obecne objawy. – Popatrzyła na niego. Mówiła prosto i niespiesznie.
- Jakie objawy? - Podskoczył w miejscu. Było mu niewygodnie i niesamowicie gorąco. Post zaczął się zbierać na jego torsie i skroniach.
- Krótki oddech i niekontrolowany ślinotok. - Jego szefowa kiwnęła głową w jego stronę, ewidentnie się z niebo nabijając.
- Podoba ci się, co? Kręci cię to – odgryzł się, zastanawiając się, do czego Cuddy się posunie. Czy raczej, do czego pozwoli jemu się posunąć.
- Nie bardziej, niż mój tyłek kręci ciebie. - Cuddy odetchnęła głęboko. Jej klatka piersiowa uniosła się powoli, a mózg House'a udał się na szybką wycieczkę. Jej słowa ociekały prowokacją.
Powietrze pachniało seksem, czystym, nieodpartym pożądaniem. Po prostu nie było na to innego słowa. To musiał być jakiś afrodyzjak, sprawiał, że drżała, a jej wewnętrzne blokady kruszyły się, jedna po drugiej. Normalnie byłaby przerażona, ale tym razem podniecało ją to ponad wyobrażenie.
Jego żołądek związał się w ciasny supeł, a on próbował to zignorować. Tak, jak prawdę tkwiącą w jej wypowiedzi.
- A więc przyznajesz, że kręcę cię ponad twoje siły?
Odzyskując kontrolę nad sytuacją i przywołując się do porządku, Cuddy odparła:
- Nic nie przyznaję. Nawiasem mówiąc, zużyłeś wszystkie wyzwania, więc czas na prawdę.
- Nie wypieraj się, Cuddy. Pragniesz mnie. Nie możesz mi się oprzeć. - Każde zdanie wypowiedział z taką precyzją, jakby chciał je jej wbić na dobre do głowy. Nie, żeby było to potrzebne. Była boleśnie świadoma prawdy ukrytej w jego słowach. Bo to była czysta prawda i tylko prawda. Ale musiała wytrzymać jeszcze tylko trochę, by doprowadzić swój plan do końca. A potem nie będzie odpowiadać za swoje zachowanie.
Wzięła się w garść, odpędzając od nieprzyzwoitych myśli.
- Oparłam ci się ponad dwadzieścia razy. To wiele mówi o mojej samokontroli.
- Twoje sutki się już poddały... zobaczmy, kiedy reszta ciebie to zrobi – ogłosił, gapiąc się z zainteresowaniem na jej biust. Gdy nie odpowiedziała, posyłając mu nieprzenikniony uśmieszek, rzucił:
- No co? Kupiłem sobie prawo do gapienia się na twoje sutki. Słono za to zapłaciłem. Nie możesz narzekać. Zadaj pytanie.
Cuddy nadal się uśmiechała. Pozgrzytywała zębami, myśląc.
- Okej, House, chcę szczerzej odpowiedzi. Prostej i uczciwej. Oczywiście o ile starczy ci na to odwagi. Czemu zawsze psujesz moje randki?
To kolejne pytanie, którego nie przewidział. Przynajmniej nie w tej formie.
- Odwagi starcza mi na wiele rzeczy, ale muszę pilnować image'u. Jeśli powiem ci, czemu je psuję, to psucie ich w przyszłości już nie będzie fajne, nie?
- Więc nie powiesz? - zapytała, zdumiona jego obojętnością.
- Nie – House potrząsnął głową i spojrzał w bok. Powiedzenie prawdy równałoby się porażce. A Gregory House nigdy nie pozwalał sobie na porażki. Specjalnie wobec niesamowicie denerwującej i seksownej Lisy Cuddy.
Cuddy wzruszyła ramionami, udając, że jej to nie obchodzi i wyciągnęła rękę.
- Jak chcesz. Tysiąc sto. Płać.
Zdając sobie sprawę, jak szybko traci pieniądze, House ostrzegł:
- Nie czuj się bezpiecznie, Cuddy. To jeszcze nie koniec.
- Och wiem, House. I nie spocznę, póki nie oskubię cię z ostatniego centa – odparła Cuddy, patrząc na jego pieniądze. I naprawdę miała taki zamiar.
- Wolałbym, żebyś oskubała mnie z czegoś innego – żartował, sprawdzając, czy kobieta nadal trzyma w ryzach swoje pożądanie. Zastanawiał się, ile czasu zajmie jej otworzenie się. Kiedy będzie wreszcie jego.
- Na to też przyjdzie czas. A teraz płać – zażądała Cuddy stanowczo, nieświadoma jego myśli. A jego myśli popłynęły daleko, dalej niż mogła przypuszczać i teraz porównywał ją do Heleny Trojańskiej, kobiety tajemniczej i nieodparcie pięknej. A jeśli musiała wybuchnąć wojna, by zdobył miłość i łaskawość Cuddy, niech i tak będzie. Dla niej był gotowy iść na wojnę.
- Nie możesz się doczekać, co? - drażnił się House, martwiąc się swoją własną niecierpliwością.
- Tak. Twojej forsy. - Gdy House nie zaczął nawet liczyć pieniędzy, pochyliła się sama, metodycznie odliczając jedenaście podobizn Benjamina Franklina i układając jej na stosiku koło swojego biodra.
Rozbawiony jej teatralnym zachowaniem, House gwizdnął z zadowoleniem.
- Jesteś taka słodka, gdy kłamiesz, szefowo. Prawda czy wyzwanie?
- Prawda.
- Hmm, okej. Moje ulubione pytanko. Kiedy ostatnio depilowałaś bikini, Cuddy? - Zadając to pytanie, był pewien, że Cuddy nie odpowie. Ale dziekana medycyny PPTH nie można było oskarżyć o bycie nudną czy przewidywalną.
- Dwa dni temu, House – odparła natychmiast. House zakrztusił się. Nagle poczuł się jak na haju. Spowodowanym jej słowami, obrazem, który spowodowały, ulotnym smakiem, który niemal czuł na wargach...
Szeroko otworzył oczy i wydał niekontrolowany jęk.
- Co?
- Czyżby ten obraz cię ogłuszył? – żartowała, ciesząc się każdą chwilą jego szoku. Trafiła w sam środek tarczy i nie mogła nie być dumna z siebie. Radość wypełniała ją całą.
Potrząsając głową w zakłopotaniu, starał się paplać cokolwiek, byle tylko ukryć swoje podniecenie:
- Co? Nie, nie...
Cuddy oczywiście nie dała się nabrać na ten rozpaczliwy akt samoobrony. Przycisnęła go do muru:
- Och, i kto teraz jest słodki, gdy kłamie, Gregory Housie? Strasznie mnie pragniesz, co?
- A skąd ci to przyszło do głowy? - House usiłował przywołać się do porządku. Uwadze Cuddy nie uszedł jego nieco drżący głos. Lubiła z nim wygrywać. Ale wygrywanie z nim w jego własnej grze było najlepszą nagrodą.
Nie ustępując ani na krok i zapędzając go w kozi róg, wyjaśniła:
- Twoja reakcja na informację o moim gładziutkim bikini... Twoje zarumienione policzki, rozszerzone źrenice, pulsująca tętnica... Myślisz, że te przesłanki wystarczą?
- To niczego nie dowodzi, Cuddy. No, poza tym, że beznadziejny z ciebie lekarz – House nie byłby Housem, gdyby nie usiłował obrazić drugiej strony, broniąc samego siebie. Atak był najlepszą obroną. Ale tym razem to Cuddy była górą.
- Okej. Skoro tak mówisz – powiedziała kobieta szybko i bez przekonania, udając, że się poddaje. Przyczaiła się i roztoczyła iluzję spokoju:
- Prawda czy wyzwanie, House?
Nie zastanawiając się, wciąż usiłując się uspokoić, odparł:
- Wyzwanie.
I tym wyborem wpadł we własne sidła. Cuddy powoli odwróciła się w jego stronę, kłując go w oczy widokiem swojego biustu. Jej oczy błyszczały z ekscytacji. I było w nich coś nieprzyzwoitego. W błękitnych źrenicach tańczyły iskierki podstępu. Potwierdziły to następne słowa. A jemu opadła szczęka.
- Udowodnij. Rozbierz się i pokaż, że mnie nie pragniesz. W tej chwili.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Pirania dnia Nie 23:20, 09 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:27, 06 Sty 2011    Temat postu:

Pirania

Och, przy tym fiku będę z Tobą do ostatniej przetłumaczonej literki
Na to ich powolne pękanie nie sposób nie zwrócić uwagi, to jest całe piękno tego fika, droga do celu. Bo w tym przypadku owa droga liczy się nie mniej niż cel, a może nawet bardziej. Podoba mi się takie Huddy i nie mówię tu o tym erotycznym wydźwięku, choć oddany jest znakomicie ale o tej walce, na słowa, gesty... czytanie w myślach, odgadywanie emocji Takiego chcę Huddy.

Trochę mnie zasmuciłaś, tą wzmianką o częstotliwości pojawiania się kolejnych części Myślałam, że do 18 stycznia, to głównie ten fik będzie mi umilał życie i oczekiwanie na kolejny odcinek Ale cóż. Wyczekana przyjemność smakuje podwójnie Choć liczę, że czas jednak dopisze.
Wracając do części
Nie wiem, czy wytrzymam to napięcie. Jezz... gdybym była na ich miejscu już dawno wynosili by mnie w plastikowym worku
Huston, mamy problem albo raczej House, mamy problem
Przegrywa!? House przegrywa?! Cuddy to zdolna bestia, ale jak wiadomo nic nie trwa wiecznie. Lubię, gdy wygrywa, ale lubię też gdy House jest górą, Lisa zawsze wtedy jest taka urocza, uwielbiam patrzeć (czytać) jak się męczy. Ze sobą, ze swoimi uczuciami i z nim. Teraz to House ma problem. Spory problem. Nie mam pojęcia, co zrobi? Jak wiesz zarzuciłam czytanie oryginału, o ile to w ogóle można było tak nazwać, raczej odczytywanie pojedyńczych słów, w momencie, w którym postanowiłaś, że fik przetłumaczysz. Miej to na uwadze. Mam już tysiąc pomysłów co się stanie. A moje męki możesz zakończyć tylko Ty i nowa część.
O stylu w jakim tłumaczysz już nic nie powiem. Masz TALENT
Wielki TALENT! Bo nawet przez ułamek sekundy nie ma się odczucia, ze to tłumaczenie

Wena i czasu na tłumaczenie Części w moim odczuciu są coraz trudniejsze do przełożenia, ale po Tobie wcale tego nie widać. Trzymasz poziom od samego początku. Brawo!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Czw 12:42, 06 Sty 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin