Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Prawdziwe kłamstwa [T][Z?]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 9, 10, 11  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:30, 01 Maj 2011    Temat postu:

Wróciłam!
Śliczna część! Tak jak poprzednie. Żal mi Cuddy.
No, ale niestety ' Life is brutal, full of ' zasadzkas ' and ' samtajms kopas w s ', ona dostała takiego mega mocnego kopa.
MissCuddles, your stories are amazing! I admire your talent and damn jealous of you! I hope that repeatedly we will be able to read your novels.

Jak coś to proszę mnie poprawić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LissLady
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 30 Sty 2011
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: R-sko
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:03, 01 Maj 2011    Temat postu:

O Kurcze...
Słuchaj, po prostu nie wiem, co mam napisać. Bardzo żal mi Cuddy, ale pierwszy raz widzę, jak bardzo House może cierpieć. Mimo ukrywania swoich uczuć. Także słowa Wilson strasznie mną wstrząsnęły:

Cytat:
- Miłość boli, House! Straszne uczucie, prawda? Czyni Cię tak bardzo bezbronnym. Rozrywa Ci klatkę piersiową i otwiera serce, a to oznacza, że ktoś może tak po prostu wejść w głąb Ciebie i doszczętnie Cię zniszczyć. Budujesz wokół siebie mury obronne, całe mnóstwo pancerzy, aby nikt nie był w stanie Cię zranić, i wtedy ta głupia osoba - wcale nie lepsza od innych głupich osób - wkracza w Twoje głupie życie... Oddajesz jej część siebie, chociaż wcale o to nie prosiła. Po prostu zrobiła coś idiotycznego pewnego dnia, na przykład uśmiechnęła się do Ciebie, albo Cię pocałowała... I nagle okazuje się, że Twoje życie nie należy już do Ciebie. Miłość zabiera zakładników. Wnika w głąb Ciebie. Wyżera Cię od środka i zostawia płaczącego w ciemności. Tak proste zdanie jak: Może powinniśmy zostać tylko przyjaciółmi?, zamienia się w rozbite szkło, którego kawałki wbijają się w Twoje serce. Boli. Nie tylko w wyobraźni. Nie tylko w Twojej głowie. To ból duszy, ból, który jest w Tobie i rozdziera Cię od środka. Ty też się wreszcie obudź, witamy w tym pojebanym świecie! Pogódź się z tym! - powiedział niemal na jednym oddechu, wyładowując całą frustrację.


Naprawdę, dokładnie, cały ten długi fragment. Po prostu wżyna się w serce.
Jeszcze nigdy nie czytałam takiego ficka. Niesamowity.
Pisz dalej, proszę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ilobeyou13
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 10 Kwi 2011
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorze
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:59, 01 Maj 2011    Temat postu:

Heej! Jestem siostrą ilobeyou, która oddała mi to konto, żeby mieć czyste sumienie i nie mieć dwóch kont. Czytałam cały fik od początku do teraz, a po angielsku cały. I jest świetny. Po prostu brak mi słów! Naprawdę nieziemski fik, a do tego jeszcze tłumaczony. Wymyśliłam nowe słowo: mega-super-extra-nieziemsko-bosko-idealnie-świetny!!!

________________________________________________________
I read the fick in Polish from the beginning to now, and the whole in English. And it's just great. I'm speechless! It's really unearthly fick, and it's translated at all. I invented a new word : mega-super-extra-brilliant-divine-perfectly-great !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blackzone
Internista
Internista


Dołączył: 17 Mar 2011
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:13, 01 Maj 2011    Temat postu:

Choć nie zgadzam się z osądem Wilsona, House rzeczywiście powinien już dawno porozmawiać z Cuddy, Dopiero teraz jest 100% pewny uczuć Cuddy. Ale czy swoich. Stracił już wiele w swoim życiu, przegrał niejedną szansę na szczęście, na szczęście z Lisą Cuddy również. Takie porażki wzmacniają ludzi, dają do myślenia. A House dużo myśli (chciałoby się powiedzieć wręcz dużo za dużo).
Dzięki Pirania, twoje tłumaczenie "True Lies" jest doskonałe. Po zakończeniu czytania chce się więcej i więcej. To jest bardzo konstruktywne i pozytywnie nastraja.
Czekam na następne części!
DOSKONAŁE! : )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MissCuddles
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:15, 04 Maj 2011    Temat postu:

@Malinowa_Rozkosz and others:

Thanks so much for your great words. Don't be afraid to write in English, nobody is counting your mistakes. My Polish, for example, sucks I hope you enjoy the next chapter . Based on your reviews Pirania is doing a heck of a job - well done girl!



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
noway_
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 05 Lut 2011
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:11, 04 Maj 2011    Temat postu:

Wow, nie było mnie trochę, a tu takie postępy w tłumaczeniu . Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. Choć lubię dramatyczne sytuacje, brak happy endów, zakończeń z życia wziętych, to teraz protestuję. Wyobrażam sobie, jaki to ból nie móc zajść w ciążę, choć bardzo się tego pragnie. Nagle spełnia się marzenie, wszystko idzie w dobrym kierunku, a tu znów życie robi Cię w yhm... xD. Z całego serca współczuję Cuddy. Racjonalne jest też zachowanie House, w dodatku jest takie jego, wręcz przewidywalne. Współczuję Wilsonowi, bo on jest Tym, który musi jakoś trzymać w ryzach Cuddy i House. Przyznam House jest żałosny, mam nadzieję, że się obudzi z tej `fazy zawieszenia` i porozmawia otwarcie i szczerze z Lisą. Piękne tłumaczenie, Piranio.
Czasu

MissCuddles :
You are the best. Your stories are pattern for others writers. I to hope, that you will written continue.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gorzata
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:53, 04 Maj 2011    Temat postu:

Nadrobiłam! I strasznie mi się podoba! To znaczy: wolałabym, żeby nie było tak smutno, ale mam nadzieję, że to niedługo się zmieni. Współczuję Cuddy. I House'owi. Który może i jest idiotą jeśli chodzi o uczucia, ale widać, że to przeżywa. Mógłby w końcu porozmawiać z Cuddy, ile można, błagam. Ale i tak mi się bardzo podoba. Życzę weny na dalsze tłumaczenie!

A teraz się powygłupiam:

Hey, MissCuddles! I really love this fick and you, because you have written it. I haven't read orginal version, because I am not very good in english, what you can see. I hope you will understand me and that, what I write, isn't terrible.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mag
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 02 Maj 2011
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:50, 04 Maj 2011    Temat postu:

Czytam od początku i naprawdę bardzo, ale to bardzo mi się podoba.
Wyrazy szacunku dla Piranii za świetne tłumaczenie. Tylko tak dalej. Z niecierpliwością czekam na kolejne części!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:34, 04 Maj 2011    Temat postu:

Cytat:
Jejku, kochani jesteście, tyle komentarzy Aż chce się od razu siadać i tłumaczyć dalej, jesteście najlepszymi czytelnikami!
MissCuddles, as always - hats off to you!


Rozdział XXIII. Nie mogliśmy się zrozumieć.



Nigdyśmy się nie mogli zrozumieć, prawda? Ale teraz, to już nie ma znaczenia. Wtedy jednak miałem Bonnie, wiedziałem więc, że jeszcze nie koniec wszystkiego. Wyobrażałem sobie, że Bonnie jest tobą, małą dziewczynką, taką, jaką byłaś, zanim zepsuły cię wojna i nędza. Była tak do ciebie podobna, taka samodzielna, odważna, wesoła i mądra - i mogłem pieścić i psuć - tak samo, jak chciałem pieścić ciebie. Kiedy odeszła, zabrała wszystko.

(Rhett Butler, „Przeminęło z wiatrem”)


House chodził o szpitalu, szukając pokoju Cuddy. Gdy wreszcie go znalazł, stanął pod drzwiami, nie mając sił, by wejść. Oparł się o kolumnę, ukrywając się, próbując opanować ból, mając nadzieję, że nikt go nie zobaczy. Kiedy koło niego szybko przeszła pielęgniarka, jego refleks udowodnił, że mężczyzna wciąż żyje. Chwycił ją za fartuch, z trudem zachowując równowagę. Pielęgniarka podskoczyła, zaskoczona, a kubeczki z lekami, które niosła na plastikowej tacy, zachybotały się niebezpiecznie. House nie marnował czasu na wyjaśnienia i, wskazując na pokój Cuddy, zapytał:
- Jak się czuje?
Pielęgniarka rozpoznała niesławnego diagnostę i popatrzyła na niego ze zmęczeniem.
- Nie obudziła się jeszcze, ale operacja poszła dobrze, doktorze House – odparła prosto, unikając jakiejkolwiek konfrontacji. Gdy kiwnął głową, wciąż patrząc przez ramię w stronę pokoju Cuddy, zdecydowała, że może odejść.
Fakt, że Cuddy była nieprzytomna, dodał diagnoście odwagi. „Teraz albo nigdy” - pomyślał. Jego emocje jakimś cudem zwyciężyły z demonami, które nakazywały mu uciekać. Podszedł do szklanych drzwi, otworzył je i wślizgnął się do środka.
Usiadł obok łóżka i spojrzał na jej bladą, lecz piękną twarz, oświetloną słabym światłem szpitalnej lampki. „Dobrze, że przynajmniej sama oddycha” - pomyślał. Bez zastanowienia wziął ją za rękę. Nie puszczał, lecz lekko przesunął kciukiem po delikatnej skórze jej palców, nie odrywając wzroku od jej twarzy. Zastanawiał się, czy będzie w stanie kiedykolwiek spojrzeć Cuddy w oczy, nie czując ciężaru straty, na którą ją skazał. „Czy ten ból kiedyś się zmniejszy?” - zastanawiał się.
Lewą ręką bezwiednie poprawił koc, którym była okryta, upewniając się, że jest dobrze opatulona i nie marznie. Gdy jego drżące palce dotknęły jej brzucha, nagle zrozumiał, co robi. I jak to na niego działa. Wyprostował dłoń, ukazując fioletową bliznę na wierzchu, i powoli położył ją na jej brzuchu. Z jego ust wydarł się cichy jęk. Spuścił oczy i wyszeptał:
- Przepraszam, Liso. Tak strasznie przepraszam.
Te same palce, które czuły życie jego dziecka, przyciskał teraz do jej pustego łona. Nienawidził się bardziej, niż myślał, że to możliwe.
Cuddy nie chciała się budzić. Gdy impulsy między synapsami przyspieszyły i jej mózg zaczął odzyskiwać przytomność, miała w głowie tylko jeden obraz – doktor Richardson, trzymającą przed nią maskę tlenową i patrzącą ze współczuciem. Pamiętała, jak ją położyli, jak pustym wzrokiem obserwowała zespół operacyjny przygotowujący się do zabiegu, jak łzy spływały jej po twarzy... i miała wrażenie, że czas stanął w miejscu. Błagała Boga, by położył koniec temu bólowi, który rozrywał jej duszę, by razem z życiem jej dziecka zabrał i jej życie. By nie musiała sobie radzić z żałobą, z konsekwencjami tego, że wydała na swoje dziecko wyrok śmierci. Ale zrobiła to. I czekała na nią ponura rzeczywistość.
Powoli otworzyła oczy, wracając do świata tak pustego i pełnego bólu jak jej łono i odwróciła głowę w lewo, czując, że ktoś ją trzyma za rękę. Jak przez mgłę zobaczyła brudną, nieogoloną i niezwykle zapadniętą twarz House'a, a także jego pusty wzrok. Oddychając równo, zmusiła się ze wszystkich sił, by skupić się na jego oczach, dopóki ich błękit nie spowodował zimnego dreszczu, który przebiegł jej po plecach. Dopiero wtedy udało jej się odezwać.
- Nie patrz tak na mnie – szepnęła, kaszląc, by oczyścić gardło z resztek medykamentów. - Nie potrzebuję twojej litości. Ani twojej, ani nikogo innego. - Szafirowe błyski w jego oczach, które uznała za wyraz wyższości, przewiercały na wskroś jej duszę, wzbudzały w niej panikę.
- Cuddy, tak mi przykro – powiedział House z trudem, odwracając wzrok. Był pewien, że umiała czytać w nim jak w otwartej książce.
- Dlaczego?- spytała ostro. - To było moje dziecko. Moje życie. Moja porażka. Jesteś ostatnią osobą, która mogłaby mieć z tym coś wspólnego. - Cuddy wyraźnie wypowiadała każde słowa, nie mając pojęcia, jak bardzo się myli. Wyrwała swoją dłoń z jego ręki, zmuszając tym samym House'a, by znów na nią spojrzał. Odpowiedziała mu zimnym wzrokiem.
- Mam z tym mnóstwo wspólnego. Wszystko spieprzyłem – wyznał House, przeklinając w myślach sam siebie.
- Zrobiłeś, co do ciebie należało, House. Uratowałeś mi w życie, za to ci płacą. Nie udawaj, że martwi cię moja strata, to nie pasuje do ciebie – powiedziała szybko, zapadając się głębiej w pościel szpitalnego łóżka.
- To także moja strata, Liso – odparł, wierząc w to, co mówi, a jednocześnie bojąc się samospełniającej się przepowiedni – że może ją przez to stracić.
Cuddy uniosła brwi pytająco, usiłując wyczytać odpowiedź z jego twarzy. Zastanawiała się, czemu zwrócił się do niej po imieniu.
Niesławny doktor Gregory House, znany z bezpośredniości i nieprzebierania w słowach, pochylił głowę i wziął głęboki oddech. Wyznanie winy to pierwszy krok do skruchy.
- Wiesz, dawca numer 715... - zaczął i odetchnął, czując, jak wszystkie jego wnętrzności się skręcają.
Inteligencja Cuddy, a także jej naturalna zdolność rozumienia House'a, uczyniły ciszę, która zapadła, jeszcze trudniejszą. Był pewien, że go zrozumiała i, że nie musi kończyć zdania. Czekał w ciszy na wyrok.
- Boże, powiedz, że to nieprawda. - Zamknęła oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała. Nagle z jej twarzy zniknęło całe życie. Delikatne piękno jej błyszczących oczu i drżących ust nagle zniknęły, gdy wykrzywiła twarz w niemym krzyku. Miała wrażenie, że zamiast powietrza ma w płucach uwięzione, dzikie zwierzę, które kuli się w jej wnętrzu i uciska klatkę piersiową. Histerycznie uniosła lewą dłoń do ust. Jej oczy powiększały się w szoku. Wydała z siebie cichy, zdesperowany okrzyk.
- Zamieniłem próbki... - przyznał House z poczuciem winy, wbijając oczy w podłogę. Zduszonym głosem wyszeptał jeszcze „Przepraszam” i niemal się zwinął pod ciężarem jej agonalnego bólu.
- Przepraszasz? Za co? - Sarkazm prawie skapywał z każdego jej słowa. Miał wrażenie, że kobieta usiłuje go zabić wzrokiem.
- Lisa... - powiedział miękko, z całego serca żałując, że nie umie wyrażać uczuć.
- Za co, House? Odpowiedz! - podniosła głos, całą sobą domagając się odpowiedzi. Gdy jej nie otrzymała, kontynuowała:
- Że zadziałało? Musiałeś się przerazić, nie? - W jej słowach było całe jej nieszczęście, jej przerażenie, jej ból, jej żałoba po dziecku, ciężar sekretu. Serce próbowało wyrwać się z piersi kobiety. - Dlatego mnie unikałeś ze wszystkich sił, dlatego nie patrzyłeś na mnie przez te miesiące? Brzydziłeś się? - Na samą myśl o tym chciało się jej płakać.
- Lisa, nie! Jak możesz tak mówić? - spytał House głośno, wściekły na drogi, którymi podążały jej myśli.
- Nie mogłeś sobie poradzić z tym, co zrobiłeś, nie byłeś w stanie patrzeć na mój brzuch, nie umiałeś stawić czoła rezultatom twojego kawału, tak? - Jej serce było puste, jej umysł pełny wątpliwości i bólu. Cała miłość i podziw, które czuła przez wiele lat do Gregory'ego House'a nagle znikły. Podeptał jej serce. - Powinnam była wiedzieć, że nie mogę ci ufać po tym, jak radośnie stwierdziłeś, że byłabym beznadziejną matką – powiedziała okrutnie, znajdując słabsze miejsca w jego zbroi. - Boże, jesteś żałosny!
- Ostatnio często to słyszę – zauważył House beznamiętnie, przypominając sobie słowa Wilsona w kostnicy.
- Wynoś się, House! - krzyknęła, czując się zupełnie wyczerpana, fizycznie i psychicznie.
- To nie wszystko – dodał House, przedłużając rozmowę. Potarł oczy, przejechał dłońmi po czole. Westchnął i wbił wzrok w swoje stopy. Zachowywał się jak idiota. Był idiotą. - Miałem rację co do diagnozy, to było HG – powiedział i spojrzał jej w oczy.
- Mam gdzieś twoją cholerną diagnozę. To, że masz rację... to twoje przekleństwo – przerwała mu, nie chcąc wściec się jeszcze bardziej przez jego dziecinną naiwność.
- To jest moja wina – nalegał. - Moja mama chorowała, gdy była w ciąży ze mną, powinienem był wiedzieć. - Spojrzała na niego ostro, gdy on odsłaniał przed nią swoją duszę. - Gdybym poszedł za tą myślą...
Nagle Cuddy zaczęła się śmiać. To był gwałtowny, szalony śmiech, brzmiący jak dzwonienie naczyń. Urwał się tak szybko, jak się zaczął.
- Z czego się... - zaczął, zszokowany tym atakiem histerii. Przerwała mu w pół zdania, a jego przeszedł dreszcz.
- To twoja mała zemsta, co? Za nogę? Tak jak ty, patrząc na mnie, codziennie przypominałeś sobie, że nie będziesz mógł normalnie chodzić, tak teraz ja będę patrzeć na ciebie i myśleć o tym, czego nigdy nie będę mieć – powiedziała Cuddy. Każde jej słowo było niczym nasączone trucizną. Skupiła się na myśli o zemście i zamierzała go zaatakować od góry do dołu. Była przekonana, że na to zasłużył. - Czekałeś tyle lat, planowałeś to chytre posunięcie. Gratuluję, House. Udało ci się. - Jej oddech był ciężki i nierówny. Wskazała na szklane drzwi, dodając zimno – Teraz wynoś się z mojego pokoju. Nigdy więcej nie chcę cię widzieć!
- Ale kochasz mnie? - spytał z niemal dziecinną naiwnością, chwytając się nadziei, że musi istnieć jakaś wyższa sprawiedliwość. Pochylił się nad krzesłem i podniósł jej pamiętnik. Przekartkował strony, aż znalazł to, czego szukał i wyciągnął rękę, pokazując jej uzasadnienie pytania. Spojrzał jej w oczy, a potem znów na zeszycik, niemal telepatycznie błagając ją o potwierdzenie. Ale nie uratowała jego duszy – uratowała swoją godność. Cena była zbyt wysoka.
- Jeśli było coś między tobą a mną... - Odetchnęła głęboko. W jej oczach zbierały się łzy - ...umarło trzy godziny temu – powiedziała lodowato, zmrażając serce House'a, gdy odwołała się jednocześnie do swoich uczuć i ich dziecka. Wypuściła pamiętnik z drżących rąk. Łzy paliły jej policzki.
House przysunął się do niej, chcąc jej ulżyć w bólu, oferując dotyk i chcąc ją objąć, ale odrzuciła go. Tym razem na zawsze.
- Ty sukinsynu, jak mogłeś?! - Cuddy uderzyła go w pierś, krzycząc z bólu. - Wynoś się! - warknęła, pozbawiając go resztek nadziei, których tak desperacko się chwytał. - Idź do diabła! - W ataku złości rzuciła w niego pamiętnikiem, chcąc go dosłownie wymazać ze swojego życia.
- Nie! Lisa, proszę, posłuchaj mnie... - House, resztkami sił, błagał ją o ostatnią szansę. Jego głos drżał, były w nim czyste emocje i szczery żal.
- Wynoś się, House. Nie mogę na ciebie patrzeć. To zbyt boli. Teraz, kiedy tylko zobaczę twoją twarz, będę myśleć o tym, jak mogła wyglądać jego twarz, jego uśmiech... - powiedziała uczciwie, a w jego głowie pojawił się niejasny, nieznośny obraz. Serce Cuddy krwawiło, gdy dodała – Jestem pewna, że uśmiechałby się jak ty i odziedziczyłby ten złośliwy uśmieszek. Nie mogę. Idź stąd!
House, załamany, wyszedł z jej pokoju, niosąc na ramionach cały ciężar tej sytuacji. Oparł czoło o pierwszą ścianę, na którą się natknął. Jej ostatnie słowa przewierciły mu serce z iście lekarską precyzją. „Jego twarz, jego uśmiech...” - powtarzał sobie House, ukrywając twarz w zagięciu łokcia. Nagle poczuł, że ktoś dotyka jego ramienia.
Powoli odwrócił się i zobaczył Wilsona, który z niepokojem czekał na wyznanie przyjaciela. Na wyczuciu chwili Wilsona House mógł polegać jak na niczym innym.
- Muszę się napić – powiedział House ze smutkiem, dając znak, że Wilson powinien go upić do nieprzytomności. Onkolog kiwnął głową. Gdy odwrócił się, by odejść, spodziewając się, że przyjaciel podąży za nim, usłyszał za plecami szloch.
- Wilson, zabiłem mojego syna. - House zakrył oczy lewą ręką, a imię chłopca tańczyło mu pod powiekami. Dylan Emanuel. To małe stworzenie było jego szansą na uwolnienie się od nieszczęścia, na udowodnienie sobie i całemu świat, że może być lepszym mężczyzną, niż jego ojciec. A teraz nic z tego nie miało się ziścić i House musiał żyć z kolejną porażką. - I straciłem ją. Na zawsze. - House zwiesił głowę, wbijając wzrok w podłogę.
- Nie ma ludzi nieomylnych, House – powiedział Wilson tonem nieznoszącym sprzeciwu i położył dłoń na plecach przyjaciela, zmuszając go, by ruszył się z miejsca i jednocześnie udowadniając mu, że ktoś przy nim jest. - Największe ludzkie porażki to różnice między tym, czym człowiek mógł się stać, a czym się stał. - Wilson zacisnął wargi, namyślając się i szybko dodał jedną ze swoich niezawodnych rad. - Musisz odkryć, kim się stałeś.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alcusia
Alice in Downeyland


Dołączył: 18 Kwi 2011
Posty: 2838
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:55, 04 Maj 2011    Temat postu:

To z każdą częścią staje się coraz smutniejsze i coraz bardziej rozdziera serce nie spodziewałam się, że House w ogóle do niej pójdzie, a co dopiero wyzna jej prawdę! I to w takim momencie, kiedy już wszystko stracone... Cuddy go odtrąciła, żeby przelać trochę swojego bólu na niego, ale mam nadzieję, że jak się trochę otrząśnie, to zobaczy, że on też strasznie cierpi i to nie był dla niego głupi żart, a tym bardziej zemsta za nogę. Aż się łza kręci w oku. House zawsze całkiem dobrze radził sobie z cierpieniem, ale nie wyobrażam sobie, jak zniesie coś takiego... Stracił i ją, i dziecko. Jednego dnia oby kolejne części były radośniejsze i przyniosły chociaż niewielką iskierkę nadziei, że jeszcze wszystko im się ułoży. Cudowny jest ten fik.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gorzata
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:10, 05 Maj 2011    Temat postu:

Nawet nie wiem, co napisać. Świetnie napisane i przetłumaczone, odebrałam ten cały żal, złość i niemoc. Nie dziwię się zbytnio Cuddy, że tak zareagowała. Chociaż z tą nogą to już przesada trochę. Jednak musiała odreagować. Taka smutna ta część. Biedny House, biedna Cuddy. Oboje cierpią. House stracił dziecko i Cuddy, Cuddy straciła dziecko i sama wyrzuciła House'a... I nikt nie jest szczęśliwy.
Pocieszam się tym, że jeszcze 20 części i bardzo mnie ciekawi, co w nich będzie. Więc życzę dużo Weny na tłumaczenie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:09, 05 Maj 2011    Temat postu:

Zgadzam się z poprzedniczkami, część smutna, bardzo smutna. Ukazałaś żal jaki czuje Cuddy, nienawiść do samego siebie, jaką czuje House, i ich wspólną porażkę. Żal mi Cuddy. Żal mi House'a. Nie wyobrażam sobie, co mogą czuć po stracie dziecka. Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Jest mi tym bardziej przykro, gdy pomyślę, że Cuddy tak bardzo pragnęła mieć dziecka, tak się o nie starała, aż nagle zaszła w ciążę i stała się taka tragedia... Wierzę w to, że jednak postara się wybaczyć House'owi, że mimo wszystko, będzie potrafiła spojrzeć mu w oczy, a on widząc ją, nie będzie czuł tak wielkiego smutku. Wiadomo, że tego wydarzenia nigdy nie usuną ze swojego serca, bo niestety tego się nie da zrobić...
No nic, pozostaje mi życzyć weny.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:53, 05 Maj 2011    Temat postu:

Piranio, dla mnie Ty i MissCuddles to taka ulepszona wersja spółki Shore&Jacobs
Tłumaczenie, to co tu wyprawiasz, to po prostu... CUDO
Jestem pod wielkim wrażeniem.
Części wciąż bardzo smutne, ale piękne i prawdziwe. Ja to widzę, dziękuję
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LissLady
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 30 Sty 2011
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: R-sko
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:22, 06 Maj 2011    Temat postu:

Boże... Normalnie, najzwyczajniej w świecie popłakałam się, czytając to. Nie wiem, jak to jest stracić dziecko, mam nadzieję, że nigdy się nie dowiem. Ale to...musi być...tego się chyba nie da opisać. Bardzo, bardzo żal mi Cuddy. To, co ona musi przechodzić...
A House? Co House ma powiedzieć? Przecież to było jego dziecko...

Kurcze, ale się wczułam w tą część Jeszcze nigdy nie czytałam o tylu emocjach w jednej cześci. Jestem pod ogromnym wrażeniem.
Ty i MissCuddles jesteście genialne! I podpisuje się całym sercem pod liskiem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MissCuddles
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:17, 06 Maj 2011    Temat postu:

Thank you girls Your words are a true inspiration. I know it's sad and full of angst but that's how the original Huddy has always been. I promise it will lighten up and be better, just keep reading and commenting, it makes Pirania translate with more speed and passion

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
noway_
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 05 Lut 2011
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:18, 06 Maj 2011    Temat postu:

Zgadzam się w 100 procentach z poprzedniczkami .
Smutna, prawdziwa, drastyczna, wyczerpująca emocjonalnie i fizycznie część genialnego ficku, który powinien przejść do historii Huddy, jak wzór ich historii fikcyjnej. W tym momencie rozumiem House i Cuddy. House, uszkodzony człowiek, który jednak pokochał osobę, którą utracił. Pokochał swoje nienarodzone dziecko i całą winę składa na swoje barki. Cudowne poświęcenie. Tu widać, jak bardzo House potrafi cierpieć, gdy traci najbliższych. Cuddy. Cała jej złość, rozpacz, tragedia zmusiły ją do wylania z siebie tego wszystkiego, co od lat dręczyło jej sumienie. Te same uczucia, jakie odczuwał House. Osobiście uważam, że lekkim przegięciem było obarczenie House, za to, że chce się zemścić za swoją nogę. Najwidoczniej przyniosło jej tu ulgę i to ją usprawiedliwia. Czuję, że obydwoje zrozumieją swoje błędy, a utrata ukochanej osoby, tylko wzmocni ich uczucie i zbliży ich do siebie. `Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni...`. Mam nadzieję, że złota myśl Fryderyka Nietzsche w tym wypadku się sprawdzi.

Jak zwykle piękne tłumaczenie, co widać po moim przeżywaniu . Trzeba Ci podziękować, za kawał świetnej pracy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:34, 07 Maj 2011    Temat postu:

Cytat:
Cieszę się, że poprzedni rozdział Wam się podobał. To i dla mnie był ważny, emocjonalny rozdział i niełatwo mi się go tłumaczyło. Czytałam go podczas tłumaczenia już po raz któryś, a jednak nadal go mocno przeżywałam. Co tylko świadczy o tym, jak dobry jest Dziękuję za wszystkie komentarze, Kochani


Rozdział XXIV. Domek z kart. Część pierwsza

Bar „Sharrie”, godzinę później

House i Wilson przyjechali do baru o dziesiątej wieczorem. Padał lekki deszcz, było wilgotno. Nad miastem wisiały ciężkie chmury i było tak ciemno, że gdyby nie latarnie uliczne, nie znaleźli by drogi. House pomyślał, że to doprawdy doskonała sceneria dla zdarzeń tego dnia i wbił wzrok w niebo przez szybę samochodu. Wysiedli w całkowitej ciszy, nie patrząc na siebie. Wilson potrząsnął głową i poszedł do baru, zajmując pierwszy wolny stolik. Gdy obaj usiedli, spojrzał na House'a i wyciągnął do niego rękę, domagając się:
- House, oddaj mi swoje kluczyki do samochodu. – Kiwnął palcami, dając House'owi znak, że nie pozwoli mu prowadzić w tym stanie.
- On to przewidział, Jim. Nie uwierzyłem mu – powiedział House przerażająco poważnie, grzebiąc w kieszeni. Gdy znalazł kluczyki, położył je na stole, patrząc z rozpaczą na swoją dłoń.
- On czym ty mówisz? Kto powiedział ci co? - spytał Wilson, marszcząc brwi i zabierając kluczyki z zasięgu House'a. Machnął ręką, by przywołać kelnerkę.
- Mój ojciec. Znaczy, facet, którego miałem za ojca – wyjaśnił diagnosta, wyrzucając z siebie ból, który rósł w jego piersi. - Powiedział, że kiedyś będę taki jak on.
- Kiedy to powiedział? - Wilson usiłował podtrzymywać rozmowę, jednocześnie zamawiając dwa kufle Russian Imperial stout*, a zaraz potem dwa kolejne.
- Tamtego lata, gdy miałem dwanaście lat. Wykrzyczałem mu, że cieszę się, że nie jestem z nim spokrewniony, a on odparł, że nie ucieknę od samego siebie. - House wziął piwo z tacy kelnerki, wziął duży łyk i opadł na krzesło. - Powiedział, że już jestem jak on, tylko jeszcze o tym nie wiem.
- I tak myślisz? Że jesteś nim? - spytał Wilson z niepokojem, współczując przyjacielowi. W dokładnie tym momencie onkolog zdał sobie sprawę, jak głęboko zakorzeniony był ból House'a i że diagnosta ponad wszystko potrzebował przyjaciela – kogoś, kto niezależnie od wszystkiego będzie przy nim.
- Nie, jestem gorszy od niego. On nie zabił swojego syna. - House zwiesił głowę i wbił wzrok w kufel, usiłując przewiercić denko wzrokiem, byle nie spojrzeć w oczy przyjacielowi. - Jestem na to żywym, beznadziejnym dowodem – wymamrotał i uniósł piwo do ust.
- House, nikogo nie zabiłeś. To był przypadek – Wilson usiłował przemówić mu do rozsądku, ale to nigdy nie działało na House'a. Diagnosta myślał inaczej i nie mógł spocząć, dopóki nie docierał do tego, co już wszyscy dawno wiedzieli.
- Nie wierzę w przypadki. Są irracjonalne – odparł House, sącząc napój. Jego świat eksplodowałby, gdyby odpuścił sobie racjonalizm.
- Definicje, racjonalizacje i struktury to sposoby myślenia, które zamykają nas w klatce, gdy rezygnujemy ze wszystkich innych sposobów. Czasem musisz zaakceptować, że coś po prostu jest jakie jest. Choćby było to nielogiczne, irracjonalne. I trzeba odpuścić – zaprotestował Wilson, świetnie wiedząc, że – pomijając wszystko inne - rozum i alkohol nie do końca ze sobą współgrają.
- Ona nie odpuści – wyszeptał House załamanym głosem, mocniej zaciskając palce na kuflu.
- Odpuści. Za jakiś czas. Musisz dać jej trochę czasu, żeby przepracowała te wszystkie wydarzenia – zasugerował Wilson. Był ekspertem, gdy chodziło o kobiety i ich sposób myślenia. Ostatecznie był mistrzem w dawaniu rad – to, że nie miał odwagi i chęci sam się do nich stosować, to inna sprawa.
- Ona mnie nienawidzi. Cholera, ja sam siebie nienawidzę – powiedział, zdając sobie sprawę, że co nie udało się jego wrogom, zostało łatwo dokonane przez upór jednej kobiety. Jej słowa wciąż dźwięczały mu w uszach. Musiał wziąć kolejny łyk piwa.
- Nienawiść do samego siebie prowadzi do autodestrukcji, House – Wilson błysnął złotą myślą, jednocześnie popijając z kufla.
- Mam to gdzieś. Ona miała rację, Jim. Wszystko, co było między nami, przestało istnieć. Spieprzyłem to w pięknym stylu. Autodestrukcja to nic w porównaniu z tym. - House skończył swoje piwo i przyciągnął do siebie drugi kufel Wilsona.
- Musisz znów zdobyć jej zaufanie – zauważył Wilson prosto, obserwując, jak House popija swoje trzecie piwo.
- Jak się zdobywa coś, co od początku nie istnieje? - spytał diagnosta powoli, jakby każde słowo, które wypowiadał, było dla niego trudne – sam nie wiedział, czy było to rezultatem bólu, czy alkoholu.
- Zaczynasz od drobiazgów. To, co wydaje się końcem, może być początkiem – powiedział Wilson, wierząc z całych sił, że początki były na wagę złota, bo umożliwiały wykorzystanie przeszłych doświadczeń. Pozwalały na poprawienie samego siebie.
- Nie umiem się bawić w początki. Ja się nie zmieniam. Nikt nie powinien. Zmiany są złe – wymamrotał House, mimowolnie opluwając stół. Wytarł usta rękawem, a potem kontynuował – To zmiany sprawiły, że jestem gdzie jestem, a nigdy tego nie chciałem. Nie chciałem się tak czuć, w związku z nią czy czymkolwiek innym. Stuprocentowo odpowiadało mi moje życie.
- Więc czemu to zrobiłeś? - Wilson założył ręce i uniósł brwi, przygotowując kolejne trudne pytania. - Czemu dałeś jej kawałek siebie, skoro wiedziałeś, że go nie odzyskasz? Skoro wiedziałeś, że to coś zmieni?
- Chciałem, by była szczęśliwa – odparł House z prostotą, a przed jego oczami pojawił się obraz Cuddy, rozświetlonej macierzyństwem. Wilson wyczuł, że przyjaciel jest myślami daleko stąd, ale nie zamierzał dać mu spokoju.
- A nie uważasz, że ty zasługujesz na szczęście? - spytał, bojąc się odpowiedzi, którą już i tak znał.
- Nie – powiedział House z mocą, a jego słowa były jak cięcie miecza. - Ja jestem przeklęty. Niszczę wszystko, czego się dotknę. - Ukrył twarz w dłoniach, przyciskając palce do czoła. Całkowicie wierzył w swoje słowa.
- To nieprawda. - Wilson wyciągnął rękę i dotknął dłoni House'a, usiłując w niego przelać trochę optymizmu. - Pomyśl o swoim zawodzie. Ratujesz życia, a nie niszczysz.
- A jednak jej życie zniszczyłem. Na zawsze. Jedyne życie, które coś dla mnie znaczyło. - Gdy House zdał sobie sprawę, ile prawdy było w tych słowach poczuł się do końca złamany, poszarpany na kawałki, z poszatkowanym i krwawiącym sercem. Potrząsnął głową, usiłując wrócić do rzeczywistości i rozejrzał się dookoła, usiłując znaleźć jeden powód, jedno wyjaśnienie. Lecz nic w tym radosnym, tłocznym barze nie pomagało mu znaleźć odpowiedzi na to nieme pytanie: dlaczego?
Zawsze umiał znieść stratę i ból, rozwiane złudzenia, które przez tyle lat przynosił mu los, ale poczucie winy, że zrujnował jej życie było zbyt trudne do uniesienia.
Nad ich stołem stanął mężczyzna i, zauważając desperację House'a, zapytał z nutką złośliwości w głosie:
- Nie myliłem się co do ciebie, co? Co tym razem zrobiłeś, zabiłeś kogoś?
House szybko spojrzał na intruza i natychmiast go rozpoznał.
- O, detektyw Tritter. Powiedziałbym, że miło mi pana widzieć, gdyby to była prawda. Nie będziemy się bawić w pozory – kontynuował złośliwie – Przyszedł tu pan, żeby znowu złapać coś obrzydliwego i wenerycznego? Bo mój termometr bardzo za panem tęskni.
- Powstrzymam się od leczenia się u pana, doktorze House – stwierdził Tritter obojętnie – Obawiam się, że nie mogę ufać pana ocenie.
- Jestem pijany i naćpany. - House wyciągnął Vicodin i popił dwie tabletki resztką piwa. Następnie wbił wzrok w detektywa. - Czemu mnie jeszcze nie zaaresztowałeś? - Niewiele by go obeszło, gdyby tej nocy wylądował w więzieniu. W swojej własnej skórze czuł się jak zwierzę w klatce.
- Nie wiem, co zrobiłeś, ale przez to sam siebie zamknąłeś w najgorszym z więzień – w swoim własnym sumieniu. Ciekawostka, nigdy nie sądziłem, że masz coś takiego – powiedział Tritter pogardliwie. Oczy House'a rozszerzyły się, pojawił się w nich czysty szok.
Diagnosta odrzucił głowę do tyłu, a z jego ust wydarł się zwierzęcy krzyk cierpienia. Jednym szybkim, chwiejnym ruchem zerwał się na nogi i usiłował uderzyć Trittera w twarz. Policjant z łatwością uniknął ciosu – trzeźwość zdecydowanie dawała mu przewagę. House ledwo utrzymał się na nogach, zaś Tritter cieszył się swoją długo oczekiwaną chwilą triumfu.
Wilson nie miał pojęcia, dlaczego House doszedł do wniosku, że bójka z policjantem to dobry pomysł, ale aż nazbyt było widoczne, że diagnosta w ogóle nie dba o konsekwencje swoich czynów. Onkolog szybko wstał i chwycił House'a, nie pozwalając mu na ponowienie ataku.
Tritter zauważył, że House ewidentnie chce zostać zaaresztowany i powiedział z widoczną satysfakcją:
- Nie zaaresztuję pana, doktorze House. Nie będę sobie psuł miłego wieczoru, żebyś mógł uciec od swojej głupoty i oczyścić sumienie. Nie dzisiaj. - Tritter uśmiechnął się złośliwie, wsadził ręce do kieszeni i odszedł.
Oczy House'a zwęziły się, gdy próbował wyrwać się z uścisku Wilsona, by podążyć za policjantem.
- Puść, Jimmy! Muszę przywalić temu cholernemu sukinsynowi! - Podjął próbę uwolnienia się, mimo że wiedział, iż Tritter już zniknął. Wilson zacisnął mocniej ręce i niemal wrzasnął przyjacielowi do ucha, ku wielkiej uciesze gapiów:
- Jeśli masz gdzieś swoją wolność, House, przynajmniej pomyśl o mnie. Gdy zaczniesz bójkę w barze, będę musiał bronić ciebie i twojej dumy, a naprawdę nie mam ochoty na noc w areszcie i wyrok za uderzenie gliny. Zamknij się, do cholery i pij, w końcu po to tu jesteśmy. - House przestał się opierać, więc Wilson dosłownie zaciągnął go z powrotem do stolika. Diagnosta jednak nie usiadł, lecz gwałtownie wypił alkohol na stojąco. Potem, jakby w jednym ze swoich sławnych oświeceń, stwierdził, że trzeba zmienić lokal.
Wilson chwycił go pod ramię i usiłował złapać jakąś równowagę, by obaj mogli utrzymać się na nogach. Gdy, w asyście właściciela baru, wyszli za próg, House uwolnił się jednym energicznym ruchem, który zaowocował widowiskowym upadkiem na ziemię. Laska z hukiem spadła na chodnik. Wilson szybko uklęknął przy przyjacielu, próbując zbadać obrażenia.
House przewrócił się na plecy i zamknął oczy, podczas gdy z przygryzionej wargi płynęła krew. Wilson potrząsnął głową nad absurdem sytuacji, usiłując powstrzymać własne łzy. Ten moment naprawdę wstrząsnął emocjonalnie onkologiem, gdy niemal sam czuł ból przyjaciela. Odetchnął głęboko, z trudem tłumiąc szloch i wsunął rękę pod głowę diagnosty, lekko unosząc ją z chodnika. Drugą dłonią otarł łzy i powiedział, próbując być dowcipny:
- Mężczyźni mają cudowny gen, dzięki któremu są nieświadomi nadchodzącego napięcia emocjonalnego. Ale to czasem strzał w stopę, bo w efekcie nagle doświadczają bólu fizycznego.
House otworzył oczy. Świeże powietrze gwałtownie uderzyło go w nozdrza. Niewiele pomogło na jego podły nastrój i głośne dudnienie w głowie. Nadal czuł paskudny posmak w ustach (teraz pomieszany ze smakiem krwi), gdy myślał o Cuddy i ich wcześniejszej rozmowie. Czuł swój wstyd nawet w wietrze, który mroził jego ciało. I nie czuł się już niczym więcej, jak tylko pustym, bezwładnym ciałem.
- Chodźmy do domu – powiedział Wilson cicho, machając na taksówkę. Następnie poprosił taksówkarza, by pomógł mu załadować przyjaciela na tylne siedzenie. Zapowiadał się długi weekend.

Weekend, podczas gdy Wilson zbierał resztki zranionej duszy House'a, karmił go rosołkiem z łyżeczki i opatrywał jego spuchniętą wargę.

Cuddy stwierdziła, że siedzenie i płakanie przez cały dzień byłoby zabójcze. Postanowiła być silna. Żyć dalej, nie poddawać się depresji. Nie uważała się za szczególnie silną osobę, ale po stracie i wyjściu ze szpitala przyjęła filozofię brania życia takim, jakie jest i radzenia sobie z tym, co przyniesie los. Nie zdawała sobie tylko sprawy, że ta niezwykła siła nie tyle pochodziła z niej, ile ze sporych ilości burbonu i Valium.
A jednak, mimo że wydawała się samej sobie silna i zapełniała sobie czas papierkową robotą i domowymi obowiązkami, wiedziała, że prawda wygląda trochę inaczej. Głęboko w środku była bardzo słaba, tak fizycznie jak emocjonalnie i to odbijało się na jej wyglądzie. Jej skóra była ziemista i matowa, niebieskie oczy straciły głębię, a niebezpiecznie ciemne cienie pod oczami, otoczone czerwoną obwódką, nie pozwalały zapomnieć o nieprzespanych nocach. Walczyła o powietrze gwałtownym, pełnym wysiłku oddechem. I nie zdawała sobie sprawy, jak wielkie piętno odcisnęła na niej ta strata.
Chociaż inni ludzie zawsze stanowili ważną część jej życia, Cuddy postanowiła nie dzielić się uczuciami z najbliższymi. W końcu ten, który – czy chciała to przyznać, czy nie - był dla niej najważniejszy, stanowił bezpośrednią przyczyną smutku i żałoby. Cuddy, nie do końca świadomie, była zdecydowana ukryć emocje, założyć maskę i ze swoim najpiękniejszym – choć wytrenowanym i powierzchownym - uśmiechem stawić czoła światu.
Postanowiła zapalić siedmiodniową świecę za swojego zmarłego synka i przygotować się do pracy – była pewna, że napięty grafik i borykanie się z problemami zupełnie innego rodzaju, nie pozwoli jej zastanawiać się nad emocjami. Przekonywała samą siebie, jednocześnie oddając się w ramiona burbonu i Valium, że praca jej pomoże. Tyle, że zapomniała skonsultować diagnozę ze swoją lekarską duszą.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie zignorowałby poleceń lekarza co do rekonwalescencji po zatorowości płuc. Zwykle okres odpoczynku i zdrowienia po angiografii i koronarografii to siedem dni. Statystycznie skrócenie tego czasu zwiększa możliwość wystąpienia komplikacji i dłuższej hospitalizacji. Możliwy jest też najgorszy scenariusz.
Cuddy – zraniona kobieta, nie pozwalała tym informacjom dotrzeć do Cuddy - racjonalnej lekarki i zdecydowała, że wróci po pracy już po dwóch i pół dnia od wypisania ze szpitala.

*mocne, ciemne piwo z wysoką zawartością alkoholu (rzędu 9-10%)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pirania dnia Nie 0:12, 08 Maj 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
justykacz
Groke's smile
Groke's smile


Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 1856
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:25, 07 Maj 2011    Temat postu:

"stwierdził Twitter" ? Chyba mała literówka? I rzędU 9-10%


Głupio mi komentować fik, wiedząc, że autorka może moje słowa przetłumaczyć w

Tłumaczenie jak zwykle boskie Podziwiam, że Ci się chce


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:13, 08 Maj 2011    Temat postu:

Dzięki! Ten "Twitter" mi nieustannie wchodził, usiłowałam się pilnować, ale jednak jakoś się uchował
Chyba o to chodzi, żeby autor czytał komentarze do fika? ;p
Miło, że czytasz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
justykacz
Groke's smile
Groke's smile


Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 1856
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:33, 08 Maj 2011    Temat postu:

Tylko, że ten fik jest dla mnie OK, ale nie tak jak Niemoralna propozycja, który był dla mnie boski

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
noway_
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 05 Lut 2011
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:33, 08 Maj 2011    Temat postu:

Przyznam, że ciężko mi się czytało tę część. Możliwie, że nie potrzebnie zabrałam się do niej po skończeniu kryminału z dziesiątką trupów. Bezsilność, załamanie House i Wilsona wykończyły również mnie. Wyobrażenie sobie, że człowiek może tak cierpieć, a używki tylko pogarszają stan, zamiast go poprawić , smutne.
Czuję się po niej wykończona o.O
Przepowiadam, że Cuddy musi się coś stać, bo jej pracoholizm do tego doprowadzi.

Miłego tłumaczenia, czasu i weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:03, 08 Maj 2011    Temat postu:

Biedny House
Fajnie, że Wilson przy nim jest, wspiera go i pociesza i w ogóle.
Kurczę... nie wiem co napisać.
Podoba mi się część, jednak potrzebuję czegoś radosnego, no ale poczekamy. : >
Życzę weny i pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alcusia
Alice in Downeyland


Dołączył: 18 Kwi 2011
Posty: 2838
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:32, 08 Maj 2011    Temat postu:

Część po prostu... WOW! Fragment, jak House chciał przyłożyć Tritterowi niesamowicie emocjonalny. No i później, jak wywrócił się na ulicy, a Wilson powstrzymywał łzy... Aż mi się gula wielka w gardle zrobiła. Całe szczęście, że House ma takiego przyjaciela, gdyby nie Wilson, stoczyłby się już dawno na samo dno. No a Cuddy - żeby zagłuszyć swoje cierpienie, rzuca się w wir pracy, bardzo typowe. Oby nie trafiła z powrotem do szpitala z powodu jakichś komplikacji. Naprawdę, świetna część. Życzę weny i bardzo proszę o następną

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:39, 08 Maj 2011    Temat postu:

Czy ja mogę się rozpłakać? Czy tak musi być? Mam coraz więcej wątpliwości, czy oni kiedykolwiek... czy im się uda. Po tym wszystkim, po tym jak cierpią oboje zawsze postrzegamy Huddy jako raczej nieszczęśliwy związek, ale czytanie o tym, tak realnie, że się to widzi i czuje... kurcze, dawno nie przeżywałam tak żadnego fika. Ale to dowodzi tylko tego, że nasze ukłony i podziw dla autorki i tłumaczki są w pełni uzasadnione
Z niecierpliwością wyczekuję kolejnej części, z nadzieją, że w końcu będzie im lżej, chociaż odrobinę.
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LissLady
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 30 Sty 2011
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: R-sko
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:26, 10 Maj 2011    Temat postu:

Dobra. I cóż ja mogę powiedzieć?
Oczywiście, nic innego, tylko świetne! Nie, tego nie można nazwać świetnym. Wspaniałe!
Uwielbiam czytać o uczuciach House'a. Tu są wspaniale opisane, to jego poczucie winy i przekonanie, że jest przeklętym. Że Cuddy mu nigdy nie wybaczy. Wspaniałe. Mam nadzieję, że niedługo będzie lepiej. Proszę!
Świetnie tłumaczysz!
Czekam na dalszy ciąg,
XX


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 9, 10, 11  Następny
Strona 6 z 11

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin