Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Uczciwy układ [10/10]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 20, 21, 22  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 4:59, 26 Lut 2011    Temat postu:

Narcy napisał:
No dobra, nigdy nie darzyłam sympatią Chase'a, ale wreszcie się na coś przydał
yup, ja też się nie zaliczam do sympatyczek Chase'a. A w tym fiku... cóż, jedynie Chase się jako-tako nadaje do roli "adwokata" House'a - w końcu zna go najdłużej z Kaczątek i, w przeciwieństwie do Foremana, zawsze traktował House'a nie tylko jako swojego nauczyciela i szefa. Może gdyby Cameron była jeszcze wtedy w serialu, to ona miałaby więcej do powiedzenia w tej sprawie

Narcy napisał:
To poniekąd ironia losu - najbliższy przyjaciel staje się kimś obcym, a człowiek, z którym się współpracuje, wie coś więcej
albo to ironia losu, albo po prostu działanie House'a
House celowo unika Wilsona, a kiedy już się spotykają, podwójnie się stara zachowywać pozory, że ma sytuację pod kontrolą i podsuwa Wilsonowi błędne pomysły. Chase ma tą przewagę nad Wilsonem, że widuje House'a codziennie, więc ma więcej okazji zaobserwować nietypowe zachowanie House'a, a na dodatek House pewnie nie kontroluje się tak dobrze przy Kaczątkach.

Narcy napisał:
Swoją drogą, House staje się taki zobojętniały na to, co robi z nim Royston... Czy to długo będzie trwać?
w fiku? Jeszcze tylko niecałe 2 miesiące

hmm... zobaczę, czy będzie mi dopisywać wena do Gimme, czy może jednak zabiorę się za dalsze tłumaczenie


***

advantage napisał:
udało się? Powiedz, że nie
powiem, że tym działaniem Cuddy sama podcięła gałąź, na której siedziała A w ogóle to było słodko i zabawnie, i autorka fika genialnie pokazała, że chłopaki - znając męską naturę i potrzeby - potrafią bardzo dojrzale podejść do takiego problemu (zamiast strzelać fochy o jakieś masażystki ). Planuję tego fika kiedyś przetłumaczyć, więc więcej nie zdradzam

advantage napisał:
Akcja by była, jakby to na House'a ktoś poleciał, a Wilson byłby zazdrosny;)
a korniczki coś w ten deseń planują do Gimme
Ale poważnie, to takie fiki bywają od czasu do czasu. O ile mnie pamięć nie myli, ten fik jest z mniej-więcej takim wątkiem: [link widoczny dla zalogowanych]

advantage napisał:
ja tam go rozumiem Wilson pewnie się napalił, jak to facet, zwłaszcza, że odkąd Sam odeszła to raczej numerki mu się nie trafiały.
no na takim poziomie, to również go rozumiem - po prostu jako Hilsonka nie mogę tego pojąć
But still, cała ta sytuacja była mocno OOC (pomyślałby człowiek, że coś takiego tylko o fikach można powiedzieć) Gdzie się podział possessive!House?! Cuddy w jednym miała rację - House próbuje wyswatać Wilsona, żeby nie mieć wyrzutów sumienia. Trochę w tym House'owej hipokryzji, biorąc pod uwagę, jak zjechał Wilsona za swatanie go z Cuddy w "The Itch" Ale o tym pewnie już mało kto pamięta...

advantage napisał:
Przynajmniej nie musieliby się kłócić, bo syf byłby na porządku dziennym.
Albo zwyczajnie Wilson sprzątałby bez szemrania cały House'owy syf


advantage napisał:
czyżby zapowiadał się jakiś zwrot akcji?
akurat tamto zdanie nie natchnęło mnie do takich podejrzeń, ale skoro pytasz, to owszem, może troszkę Roystonowi brakuje talentu do przewidywania możliwych konsekwencji własnych działań (przez co jego misterny plan w końcu się wyda) i całkiem nie ma talentu do przewidywania ludzkich - tzn House'a - zachowań (czym z radosną nieświadomością wbije sobie gwóźdź do własnej trumny)

advantage napisał:
popchnąć, no dokładnie
o, widzę że wyciągnęłaś wnioski z tamtej wpadki ze staniem

***

Pino napisał:
Może jeszcze przekonam się do tego fika?
jupi

Pino napisał:
Relacja między House'm i Wilsonem to slaby punkt tego fika. Rozumiem, ze powstawał pod wpływem gorszych czasów serialu, ale sposób, w jaki został tu przestawiony Wilson, to chyba przesada. Sama nie wiem. W każdym razie, nawet specjalnie nie zależy mi na tym, żeby byli razem.
ja tego tak nie odbieram, może to przez mój wewnętrzny przymus stawania w obronie Wilsona IMO Wilson robi, co może, ale w sytuacji, gdy House zamknął się w sobie, to Wilson może zrobić naprawdę niewiele. W tym momencie trochę szkoda, że Autorka nie opisała dokładniej tego roku z Roystonem - być może nie zrobiła tego właśnie przez to, że ciężko byłoby zachować ten cały dystans między chłopakami, a bezczynność Wilsona wypadłaby sztucznie, bo już teraz aż się prosi, żeby Wilson zadzwonił do Nolana, żeby się dowiedzieć o faktyczne postępy House'a...
I chyba nie zepsuję zakończenia, jeśli powiem, że chłopaki w końcu będą razem (chociaż House nie dopuści do tego, żeby Wilson czynnie wmieszał się w załatwienie Roystona)

Pino napisał:
House poświęca się dla kogoś, kto jest po prostu mdły i nudny. Nie podoba mi się taki Wilson Gdyby czytać tylko tego fika, nie znając serialu, zachowanie House byłoby całkowicie niezrozumiałe. Dla kogo on się właściwie poświęca? (...) House nawet nie musi się strać żeby trzymać go od siebie z daleka.
Taaa, mnie też się nie podoba Wilson, który - zamiast głową - myśli ptakiem i ślubną obrączką
I właśnie dlatego trzeba czytać fiki, mając w pamięci serial. House nie poświęca się dla Wilsona takiego, jakim jest w danym momencie, tylko dla Wilsona, którego zna od 20 lat, a jeśli o tego fika chodzi, to chyba nawet ważniejsze są te lata, które spędzili ze sobą przed rozpoczęciem akcji serialu

Pino napisał:
Wybiera najprostsze rozwiązanie - uznaje, że House wrócił do nałogu. Nie stara się zbytnio dowiedzieć czegoś więcej.
Ta cecha Wilsona zawsze mnie najbardziej bolała i irytowała - i przy tym wrobieniu House'a w detoks w 1. sezonie, i wtedy, kiedy Wilson nie wierzył, że ketamina przestaje działać. Owszem, można to uzasadnić tuzinem psychologicznych teorii, a wszystkie sprowadzą się do przykrego wniosku, że Wilson jest słabym egoistą, który boi się spojrzeć prawdzie w oczy, bo mogłaby ona okazać się zbyt straszna, żeby on zdołał sobie z nią poradzić Jednak nie obwiniam Wilsona z tego powodu - to naturalne i ludzkie, że w mniejszym czy większym stopniu wolimy żyć złudzeniami, niż przyznać się do własnych słabości.

Pino napisał:
Może to wszystko się jeszcze rozwinie i na koniec nawet zrozumiem dlaczego House zakochał się w tym Wilsonie.
gdybym miała mieć jakieś wątpliwości (a nie przyjmować Hilsonową miłość za bezwzględny pewnik), to zastanawiałabym się raczej nad tym, jakim cudem House się w "tym Wilsonie" nie odkochał, bo House nie zakochał się 'pięć minut temu', ale kocha Wilsona od lat (hmm... może z dotychczasowego tekstu to jasno nie wynika, tylko ja dostrzegam pewne aluzje, bo wiem, co zostanie powiedziane dalej )

Pino napisał:
To, dlaczego Royston wybrał House nadal nie do końca mnie przekonuje
Royston jest psychopatą, więc jego motywy trzeba po prostu uznać, a nie się do nich przekonywać. Z drugiej strony, to na pewien chory sposób logiczne, że ktoś obsesyjnie pragnący władzy nie przepuści okazji, żeby zdominować kogoś tak silnego jak House. A nad tym, że House jest dla Roystona atrakcyjny fizycznie, jako House'o-maniaczki chyba nie ma co debatować *powiedziała Richie, która w House'ie nie widzi nic - albo prawie nic - atrakcyjnego*

Pino napisał:
wygląda na to, że między nimi będzie coś więcej niż tylko Wielka Nienawiść. Ta dziwna fascynacja zacznie chyba działać w dwie strony.
aha, House padł ofiarą [link widoczny dla zalogowanych] (dziwne, że dopiero teraz to do mnie dotarło Pewnie przez to, że z House'em nigdy nic nie jest proste i oczywiste, a już w ogóle trudno uwierzyć, że House dałby się złapać w psychologiczną pułapkę...)

Pino napisał:
Nikomu innemu nie chciało się nawet zastanowić nad przyczynami zmiany zachowania House'a.
oj nooo... przecież Wilson też się nad tym zastanawia, tylko dla własnego spokoju wierzy w zapewnienia House'a, że nic złego się nie dzieje

Pino napisał:
Szkoda, że ten fik jest już dawno skończony, bo chętnie ogłosiłabym strajk. Z kategorii "Hilson" powinien trafić do "Chouse'a" xD
W fiku "Walking away" (w Innych) jest opisany taki właśnie Chouse - z Chase'em, który jako jedyny nie spisuje House'a na straty, a zamiast tego zadaje sobie trud zaopiekowania się "człowieczą" stroną House'a

Pino napisał:
Trochę się rozpisałam, co chyba psuje efekt mojego bojkotu Jedno jest pewne. Chociaż do tego fika można mieć sporo zastrzeżeń, na pewno aż prosi się o komentarz. Nie można przejść obok niego obojętnie
moje serduszko tłumaczki jest Ci strasznie wdzięczne za taki rozwinięty komentarz Sporo sobie poukładałam w głowie dzięki niemu (co zresztą widać po mojej odpowiedzi). Mam nadzieję, że nie zaspoilerowałam za bardzo i nie zepsułam Ci przyjemności dalszego czytania.
Cóż, rozumiem, że masz ochotę przeczytać resztę fika. Też bym się nie mogła oprzeć Ale jakby co, to liczę, że podyskutujemy jeszcze nad ewentualnymi kontrowersjami

Buziaki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:08, 26 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
Planuję tego fika kiedyś przetłumaczyć, więc więcej nie zdradzam
ok, więc czekam

Richie117 napisał:
a korniczki coś w ten deseń planują do Gimme
oooo do Gimme?! Nie, nic nie może złamać ich związku w Gimme! i dzięki za tamto, poczytam;p

Rchie117 napisał:
But still, cała ta sytuacja była mocno OOC (pomyślałby człowiek, że coś takiego tylko o fikach można powiedzieć) Gdzie się podział possessive!House?! Cuddy w jednym miała rację - House próbuje wyswatać Wilsona, żeby nie mieć wyrzutów sumienia. Trochę w tym House'owej hipokryzji, biorąc pod uwagę, jak zjechał Wilsona za swatanie go z Cuddy w "The Itch" Ale o tym pewnie już mało kto pamięta...

czy ja wiem czy OOC? Zawsze mi się wydawało, że Wilson jest fanem seksu. Fakt faktem nigdy nie widziałam go w takich 'śmietanowych zabawach'... Też mi się wydaje, że Cuddy trafnie powiedziała, ale po tym jak Wilson go zostawił i wyrzucił z mieszkania by być z Sam, to powiedziałabym, że jednak nie musi się przejmować niedolą Wilsona. A tu masz, House dobry przyjaciel;)
House zjechał Wilsona w 'The Itch'? no nie pamiętam, pamiętam jedynie, że Wilson go namawiał do zaproszenia Cuddy na randkę.

Richie117 napisał:
Albo zwyczajnie Wilson sprzątałby bez szemrania cały House'owy syf
to chyba najlepsze rozwiązanie;p no i nie trzeba wtedy szukać nowej kobiety dla House'a.

Richie117 napisał:
Roystonowi brakuje talentu do przewidywania możliwych konsekwencji własnych działań (przez co jego misterny plan w końcu się wyda) i całkiem nie ma talentu do przewidywania ludzkich - tzn House'a - zachowań (czym z radosną nieświadomością wbije sobie gwóźdź do własnej trumny)
W końcu się wyda, oł yeah. Ciekawi mnie co zrobi Wilson, ale jak mówiłam - nie będę czytać, dowiem się tego z Twoich tłumaczeń No i mam nadzieje, że ostatecznie to House pogrązy Roystona i ładnie mu się odpłaci.

Richie117 napisał:
o, widzę że wyciągnęłaś wnioski z tamtej wpadki ze staniem
nooo, teraz już wszystko czujnie czytam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 6:19, 27 Lut 2011    Temat postu:

advantage napisał:
ok, więc czekam
tylko uzbrój się w cierpliwość, bo pewnie przed wakacjami się za to nie zabiorę

advantage napisał:
oooo do Gimme?! Nie, nic nie może złamać ich związku w Gimme!
przecież o łamianiu związku nie było mowy Chłopaki będą wręcz mieli przez to odrobinę rozrywki

advantage napisał:
czy ja wiem czy OOC? Zawsze mi się wydawało, że Wilson jest fanem seksu.
um... miałam na myśli OOCness House'a, ale skoro o Wilsonie wspomniałaś - fakt, od początku przedstawiano go jako faceta, który "bzyka wszystko, co nosi spódnicę", ale z drugiej strony nigdy w serialu się nie zdarzyło, żeby zaliczył jakąś przypadkową panienkę; Wilson zawsze najpierw nawiązywał bliższą relację z kobietą, zanim zaciągnął ją do łóżka i nigdy się z tym nie afiszował, nawet przed House'em, a teraz co - chwali mu się wizją bitej śmietany?

advantage napisał:
po tym jak Wilson go zostawił i wyrzucił z mieszkania by być z Sam, to powiedziałabym, że jednak nie musi się przejmować niedolą Wilsona. A tu masz, House dobry przyjaciel;)
Taaa... taki dobry, że kiedy Wilson był w rozsypce, House posłał go precz, bo najważniejszy dla niego w tamtym momencie był seks z Cuddy
uh, w porównaniu do wszystkich świństw, jakie House zafundował Wilsonowi (począwszy od Voglera), to wywalenie go z mieszkania było drobnostką. Wiem, że od 6. sezonu przyjaźń chłopaków została wywrócona flakami na wierzch, ale gdyby ich przyjaźń była taka jak być powinna, to nie ma oBcji, żeby z jakiegokolwiek powodu oni przestali się przejmować sobą nawzajem - przyjaciele z dwudziestoletnim stażem tak po prostu nie robią!

advantage napisał:
House zjechał Wilsona w 'The Itch'? no nie pamiętam, pamiętam jedynie, że Wilson go namawiał do zaproszenia Cuddy na randkę.
no, była taka scena w gabinecie w klinice. House szukał plastra na ugryzienie komara, a Wilson przylazł i zaczął truć, jak to House+Cuddy= I wtedy House mu powiedział, że Wilson swata go dlatego, bo chce sobie zrekompensować własną samotność po Amber. ([House] Ale teraz jesteś wolny i to sprawia, że czujesz się nieszczęśliwy, bo wydaje ci się, że za wcześnie na kolejny związek. Więc zamierzasz unieszczęśliwić mnie. Znajdź sobie dziewczynę, albo życie, albo cokolwiek. Dla mnie.)

advantage napisał:
W końcu się wyda, oł yeah. Ciekawi mnie co zrobi Wilson, ale jak mówiłam - nie będę czytać, dowiem się tego z Twoich tłumaczeń
uh-oh, a ja zamiast tłumaczyć, poganiam korniczki do pisania Gimme...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:25, 27 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
tylko uzbrój się w cierpliwość, bo pewnie przed wakacjami się za to nie zabiorę
haha w porzadku, mnie sie nie spieszy;)

Richie117 napisał:
przecież o łamianiu związku nie było mowy Chłopaki będą wręcz mieli przez to odrobinę rozrywki
uff, to dobrze. Jakiś trójkąt na horyzoncie?

Richie117 napisał:
um... miałam na myśli OOCness House'a, ale skoro o Wilsonie wspomniałaś - fakt, od początku przedstawiano go jako faceta, który "bzyka wszystko, co nosi spódnicę", ale z drugiej strony nigdy w serialu się nie zdarzyło, żeby zaliczył jakąś przypadkową panienkę; Wilson zawsze najpierw nawiązywał bliższą relację z kobietą, zanim zaciągnął ją do łóżka i nigdy się z tym nie afiszował, nawet przed House'em, a teraz co - chwali mu się wizją bitej śmietany?
no, to moje czytanie ze zrozumieniem taak, Wilson to jednak w jakieś części gentleman... tydzień przyjaźni, tydzień seksu i koniec przyjemności, albo małżeństwo. W ogóle ta babka od tej bitej śmietany była beznadziejna. Zresztą i tak zdziwiło mnie, że Wilson jednak nic z nią nie robił. Faceci bywają dziwni.

Richie117 napisał:
Taaa... taki dobry, że kiedy Wilson był w rozsypce, House posłał go precz, bo najważniejszy dla niego w tamtym momencie był seks z Cuddy
omg, dlaczego ja zawsze zapominam o tych istotnych szczegółach?

Richie117 napisał:
uh, w porównaniu do wszystkich świństw, jakie House zafundował Wilsonowi (począwszy od Voglera), to wywalenie go z mieszkania było drobnostką. Wiem, że od 6. sezonu przyjaźń chłopaków została wywrócona flakami na wierzch, ale gdyby ich przyjaźń była taka jak być powinna, to nie ma oBcji, żeby z jakiegokolwiek powodu oni przestali się przejmować sobą nawzajem - przyjaciele z dwudziestoletnim stażem tak po prostu nie robią!
no niby taak... Wilson zawsze wszystko dzielnie znosił, więc w sumie to się nie dziwie, że zdarzyło mu się raz zadziałać na niekorzyść House'a. I tak mi się wydaje, że w jakiś dziwny sposób wciąż im na sobie zależy i się przejmują, tylko jakoś wybitnie tego nie pokazują - House np chciałby, żeby Wilson był szcześliwy, więc chyba dlatego dał mu te dni. Chyba tak można by to ująć;p

Richie117 napisał:
no, była taka scena w gabinecie w klinice. House szukał plastra na ugryzienie komara, a Wilson przylazł i zaczął truć, jak to House+Cuddy= I wtedy House mu powiedział, że Wilson swata go dlatego, bo chce sobie zrekompensować własną samotność po Amber.
Chciałam obejrzeć, ale nie będę się katować lektorem;/ Teraz pewnie House się głupio czuje, bo to Wilson zawsze był w związkach i cięzko pojąć, że jest odwrotnie. A jak odwrotnie, to Wilson powinien dzwonić po dziwki

Richie117 napisał:
uh-oh, a ja zamiast tłumaczyć, poganiam korniczki do pisania Gimme...
dobrze, dobrze, Gimme też mnie zadowala

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 3:34, 28 Lut 2011    Temat postu:

advantage napisał:
Jakiś trójkąt na horyzoncie?
już teraz jest czworokąt - House+Wilson+dziewczynki A sprawa House'a i jego adoratorki musi zaczekać do 35. rozdziału Gimme

advantage napisał:
Zresztą i tak zdziwiło mnie, że Wilson jednak nic z nią nie robił. Faceci bywają dziwni.
w końcu to faceci - dziwni z samej definicji
A tak właściwie, to co dokładnie Wilson powiedział House'owi o tej niedoszłej przygodzie na jedną noc? Nie przysłuchałam się z początku, a potem wolałam do tego nie wracać. Pielęgnując swój Hilsonowy pogląd na Wilsona, wolę wierzyć, że Wilson od początku tylko udawał, że idzie przelecieć tę panienkę, bo chciał mieć House'a z głowy... Dzięki temu nawet jego przesadny, OOCnessowy entuzjazm mogę przełknąć

advantage napisał:
omg, dlaczego ja zawsze zapominam o tych istotnych szczegółach?
może 7. sezon robi Ci papkę z mózgu

advantage napisał:
I tak mi się wydaje, że w jakiś dziwny sposób wciąż im na sobie zależy i się przejmują, tylko jakoś wybitnie tego nie pokazują - House np chciałby, żeby Wilson był szcześliwy, więc chyba dlatego dał mu te dni. Chyba tak można by to ująć;p
w takich przypadkach całą winę zwalam na scenarzystów. Ofkors, że chłopakom na sobie zależy, bo inaczej być nie może, tylko scenarzyści albo w ogóle tego nie pokazują, albo robią to w taki dziwny, jak dla mnie nie-do-zaakceptowania sposób: teraz House próbuje zmusić Wilsona do znalezienia sobie dziewczyny, wcześniej Wilson płacił kaczuszkom, żeby zajęły się House'em - a obaj zrobili to po to, żeby z czystym sumieniem bzykać swoje ukochane i nie przejmować się osamotnionym przyjacielem...

advantage napisał:
Teraz pewnie House się głupio czuje, bo to Wilson zawsze był w związkach i cięzko pojąć, że jest odwrotnie.
IMO to jest Wielki Plan scenarzystów - robią z Wilsona życiowego nieudacznika, żeby bardziej podkreślić, jak House się zmienił na lepsze, dostosował społecznie and all that crap... No i nie można pominąć tego, jak wspaniale wygląda Huddy, skoro trwa dłużej niż Samson

advantage napisał:
A jak odwrotnie, to Wilson powinien dzwonić po dziwki
Tylko jak by się Wilson wytłumaczył, gdyby w środku nocy House odebrał komórkę Cuddy?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:52, 28 Lut 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
już teraz jest czworokąt - House+Wilson+dziewczynki A sprawa House'a i jego adoratorki musi zaczekać do 35. rozdziału Gimme
ale w takim czworokącie to za dużo seksu nie bedzie 35 już blisko. Tylko zależy ile literek jeszcze planujesz do 34rozdziału

Richie117 napisał:
A tak właściwie, to co dokładnie Wilson powiedział House'owi o tej niedoszłej przygodzie na jedną noc?
mniej więcej tak: odprowadził ją do samochodu i powiedział dobranoc. I poprosił House'a o więcej czasu, i dostał te 10 dni.

Richie117 napisał:
może 7. sezon robi Ci papkę z mózgu
wszystko mi robi papkę z mózgu ostatnio... może za mocno oberwałam po głowie na treningu?

Richie117 napisał:
teraz House próbuje zmusić Wilsona do znalezienia sobie dziewczyny, wcześniej Wilson płacił kaczuszkom, żeby zajęły się House'em - a obaj zrobili to po to, żeby z czystym sumieniem bzykać swoje ukochane i nie przejmować się osamotnionym przyjacielem...
to 'płacenie' było odrobinkę żałosne, jakby Wilson poczuwał się w obowiązku zagwarantowania Houseowi rozrywki, bo sam wolał spędzać czas z Sam.

Richie117 napisał:
IMO to jest Wielki Plan scenarzystów - robią z Wilsona życiowego nieudacznika, żeby bardziej podkreślić, jak House się zmienił na lepsze, dostosował społecznie and all that crap...
all that crap, że jest szczęśliwy, jak każdy normalny człowiek, a Wilson nagle nie. Zresztą jakby ktoś odrzucił moje oświadczyny też bym nie była;p

Richie117 napisał:
Tylko jak by się Wilson wytłumaczył, gdyby w środku nocy House odebrał komórkę Cuddy?
aha...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 1:54, 01 Mar 2011    Temat postu:

advantage napisał:
ale w takim czworokącie to za dużo seksu nie bedzie
póki co, chłopaki nie narzekają

advantage napisał:
Tylko zależy ile literek jeszcze planujesz do 34rozdziału
obiecałam Agusss erę w części "F", więc planuję tyle.... I może nawet uda mi się zrealizować ten plan, bo 2/5 mam już napisane

advantage napisał:
mniej więcej tak: odprowadził ją do samochodu i powiedział dobranoc.
Czyli dobrze zrozumiałam I mogę spokojnie żyć w przeświadczeniu, że w tym barze Wilson wcale nie poszedł jej poderwać, tylko ją ładnie poprosił, żeby pomogła mu w jego mistyfikacji

advantage napisał:
to 'płacenie' było odrobinkę żałosne, jakby Wilson poczuwał się w obowiązku zagwarantowania Houseowi rozrywki, bo sam wolał spędzać czas z Sam.
ech, niech by już płacił, skoro musiał... Najgorsze, że przyznał się do tego House'owi, jakby to nie było nic takiego, a potem jeszcze się cieszył, że House potrafi się dobrze bawić w towarzystwie innych ludzi
Gdyby taka sytuacja miała miejsce w rzeczywistości - facet, który przez rok stara się zmienić na lepsze, nagle się dowiaduje, że wszyscy tak go nie lubią, że chcą kasy, by spędzać z nim czas - House popadłby w ciężką depresję, a Wilsona i reszty nie chciałby już oglądać na oczy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:04, 02 Mar 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
póki co, chłopaki nie narzekają
taaaa, a coż się stanie, gdy dziewczynki staną się bardziej żywe niż teraz?

Richie117 napisał:
obiecałam Agusss erę w części "F", więc planuję tyle.... I może nawet uda mi się zrealizować ten plan, bo 2/5 mam już napisane
yeeeah, trzymam kciuki, żeby Ci się udało

Richie117 napisał:
I mogę spokojnie żyć w przeświadczeniu, że w tym barze Wilson wcale nie poszedł jej poderwać, tylko ją ładnie poprosił, żeby pomogła mu w jego mistyfikacji
noo tak, nic konkretnego nam nie pokazali, więc można przyjąć własny przebieg zdarzeń

Richie117 napisał:
ech, niech by już płacił, skoro musiał... Najgorsze, że przyznał się do tego House'owi, jakby to nie było nic takiego, a potem jeszcze się cieszył, że House potrafi się dobrze bawić w towarzystwie innych ludzi
Pół biedy jakby zachował to dla siebie, ale teraz jak tak o tym myśle, to strasznie niemiłe (lekko mówiąc) było zachowanie Wilsona. House jakoś nie rozpaczał, a przynajmniej nie otwarcie. Chyba, że nie pamietam?Scena śpiewających w barze była ok, ale ta sytuacja do wewnętrznej strony już nie jest taka ok.

Richie117 napisał:
Gdyby taka sytuacja miała miejsce w rzeczywistości - facet, który przez rok stara się zmienić na lepsze, nagle się dowiaduje, że wszyscy tak go nie lubią, że chcą kasy, by spędzać z nim czas - House popadłby w ciężką depresję, a Wilsona i reszty nie chciałby już oglądać na oczy
z tym się zgodzę. Trochę upokarzające, bo chciaż różne są relacje między ludźmi, ale chyba mało kto byłby na tyle silny, żeby znieść coś takiego.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 4:47, 03 Mar 2011    Temat postu:

advantage napisał:
taaaa, a coż się stanie, gdy dziewczynki staną się bardziej żywe niż teraz?
no cusz... Czytałam kiedyś, że niemowlakom dobrze robi słuchanie odgłosów, które towarzyszyły im jeszcze w życiu płodowym, so U know...
A kiedyś później Wilson wykorzysta niezaspokojenie seksualne House'a, żeby go przekonać do kupna nowego domu (ale to już nie w Gimme, tylko w tym ciągle hipotetycznym sequelu ).

advantage napisał:
House jakoś nie rozpaczał, a przynajmniej nie otwarcie. Chyba, że nie pamietam?
Może pamięć płata mi figle, ale House chyba zrobił wtedy tę niedowierzająco-zranioną minę. Podobnie na koniec epa - ironizował, opowiadając Wilsonowi, jak się świetnie bawił, a potem strzelił WTF?-a, kiedy Wilson kupił tę bzdurę Ale może to tylko moje myślenie życzeniowe

i dzięki za kciuki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:26, 03 Mar 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
A kiedyś później Wilson wykorzysta niezaspokojenie seksualne House'a, żeby go przekonać do kupna nowego domu (ale to już nie w Gimme, tylko w tym ciągle hipotetycznym sequelu )
sequel Gimme? hipotetyczny? zawsze jest nadzieja Ale póki co, czekam na najbliższą erę

Richie117 napisał:
Może pamięć płata mi figle, ale House chyba zrobił wtedy tę niedowierzająco-zranioną minę. Podobnie na koniec epa - ironizował, opowiadając Wilsonowi, jak się świetnie bawił, a potem strzelił WTF?-a, kiedy Wilson kupił tę bzdurę Ale może to tylko moje myślenie życzeniowe
sprawdziłabym, ale mi się nie chce... A poza tym ostatnio trafiam tylko na odcinki z lektorem, a jak mam oglądać House'a z lektorem, to wolę nie oglądać wcale xd Hm... pamiętam tylko, że chyba całkiem poważnie stwierdził, że jego podwładni mogliby być jego przyjaciółmi. Tylko nie pamietam już co było dalej w tej rozmowie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:06, 03 Mar 2011    Temat postu:

Richie napisał:
Może pamięć płata mi figle, ale House chyba zrobił wtedy tę niedowierzająco-zranioną minę.

Tę niedowierzającą zrobił wcześniej, gdy Wilson powiedział mu, że nie płacił i druzyna robi to z dobroci serca. Potym, jak Jim się przyznał, House tylko się półgębkiem uśmiechnął. Trochę smutnawo było dopiero, gdy Wilson powiedział, że zrobił to dla siebie i Sam, a House powiedział, że też zrobi to dla niego (w sensie pójdzie z Trzynastką do baru itd.).

I w sumie House nie opowiadał, że się świetnie bawił, to powiedział Wilson. xD A WTF nie był aż tak duży. Ale był, w ogóle.

Przepraszam za off.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 5:07, 04 Mar 2011    Temat postu:

advantage napisał:
sequel Gimme? hipotetyczny? zawsze jest nadzieja Ale póki co, czekam na najbliższą erę
pomysł i plan na sequela mam, nawet kilka fragmentów skrobnęłam gdzieś w międzyczasie... Wszystko zależy więc od tego, czy ktokolwiek dotrwa do końca samego Gimme, bo widać, jakie korniczki mają ślimacze tempo pisania A póki co, czekam na odrobinę czasu na pisanie i trochę natchnienia, bo coś nie mam pomysłu na erę

advantage napisał:
pamiętam tylko, że chyba całkiem poważnie stwierdził, że jego podwładni mogliby być jego przyjaciółmi. Tylko nie pamietam już co było dalej w tej rozmowie.
dalej w rozmowie Wilson się ucieszył, że House robi takie postępy w socjalizacji, a House strzelił WTFa, doznał olśnienia w sprawie pacjenta i wyszedł
yeah, obiektywnie też mi się wydawało, że House mówił poważnie o tym przyjaźnieniu się. Ale subiektywnie w to nie wierzę - on tak powiedział, żeby sprawdzić czy Wilson się nabierze albo nawet po to, żeby Wilson nie miał wyrzutów sumienia, będąc z Sam, a nie z nim. Może chodziło o oba te motywy po trochu - chciał uspokoić Wilsona, ale w duchu miał nadzieję, że Wilson przejrzy jego gierkę. I się rozczarował

***

Katty, takie offy zawsze są mile widziane Dzięki za wyjaśnienie, jak to było. Ja - jak widać - wyparłam to z pamięci, zanegowałam resztki, które się wyprzeć nie dały i generalnie nigdy nie wybaczę scenarzystom, że zrobili z Wilsona takiego kretyna i fiuta do kwadratu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:26, 04 Mar 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
pomysł i plan na sequela mam, nawet kilka fragmentów skrobnęłam gdzieś w międzyczasie... Wszystko zależy więc od tego, czy ktokolwiek dotrwa do końca samego Gimme, bo widać, jakie korniczki mają ślimacze tempo pisania A póki co, czekam na odrobinę czasu na pisanie i trochę natchnienia, bo coś nie mam pomysłu na erę
nie wierzę, że będzie koniec świata w 2012, więc czasu dużo, nigdzie się nie spieszy braki natchnienia rozumiem, bo mój pomysł na scenariusz wciąż tylko siedzi mi w głowie, a koniec rekruatacji w Łodzi zbliża się wielkimi krokami. Porażka... więc niech Tobie z Gimme pójdzie o wieele lepiej;)

Richie117 napisał:
yeah, obiektywnie też mi się wydawało, że House mówił poważnie o tym przyjaźnieniu się. Ale subiektywnie w to nie wierzę - on tak powiedział, żeby sprawdzić czy Wilson się nabierze albo nawet po to, żeby Wilson nie miał wyrzutów sumienia, będąc z Sam, a nie z nim.
czy ja wiem? Wydawał się raczej szczery, ale jakoś nie umiem w tym przypadku wejść w to od środka. Hm... Wilson będąc z Sam nie widział świata dookoła, a teraz dostał zimny prysznic i już nie jest taki wesoły. Nawet bym zrozumiała, gdyby próbował teraz zbliżać się do House'a gdy ten jest w związki, a poza tą jedną nieuadną próbą zbyt wiele to nie robi.

A jak Ci idzie 'Uczciwy układ'?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 2:40, 05 Mar 2011    Temat postu:

uh, może dziś uda mi się posunąć dalej z Gimme, bo zapowiada się leniwa nocka A "Uczciwy układ" na razie nigdzie nie idzie, bo nie umiem myśleć wielotorowo (nie mówiąc już o tym, że równoczesne pisanie dwóch rzeczy jest fizycznie nie możliwe ), więc wrócę do niego jak skończę rozdział Gimme
A Ty bierz się za scenariusz

advantage napisał:
Wilson będąc z Sam nie widział świata dookoła, a teraz dostał zimny prysznic i już nie jest taki wesoły. Nawet bym zrozumiała, gdyby próbował teraz zbliżać się do House'a gdy ten jest w związk, a poza tą jedną nieudaną próbą zbyt wiele to nie robi.
durni scenarzyści Bez sensu tak przerysowują teraz cierpienia Wilsona, skoro z początku Wilson twierdził, że to reunion z Sam to nic innego, jak odgrzewany kotlet, żeby dwoje samotnych ludzi mogło sobie wspólnie ułożyć życie. A żeby zechcieć zbliżyć się do House'a, Wilson musiałby przestać pełnić funkcję Huddy-shipera, czego TPTB raczej nie zrobi, bo Wilson od zawsze jednoczył się z Cuddy, żeby "naprawić" House'a... Bosh, to takie przykre, że muszę się pocieszyć jakimś sweet&cute Hilsonem

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:03, 05 Mar 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
A "Uczciwy układ" na razie nigdzie nie idzie, bo nie umiem myśleć wielotorowo (nie mówiąc już o tym, że równoczesne pisanie dwóch rzeczy jest fizycznie nie możliwe ), więc wrócę do niego jak skończę rozdział Gimme
co prawda żadnego z tych fików nie czytałam do końca, ale mimo to bardziej lubię Gimme jest fluff, era i zero przeciwników

Richie117 napisał:
A Ty bierz się za scenariusz
od jakiegoś czasu kompletnie nie mogę się zebrać, żeby coś napisać... samo 'chce' nie wystarczy;p może zacznę od prostego spisania pomysłu, a potem się będę martwić resztą

Richie117 napisał:
A żeby zechcieć zbliżyć się do House'a, Wilson musiałby przestać pełnić funkcję Huddy-shipera, czego TPTB raczej nie zrobi, bo Wilson od zawsze jednoczył się z Cuddy, żeby "naprawić" House'a... Bosh, to takie przykre, że muszę się pocieszyć jakimś sweet&cute Hilsonem <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/housewilson.gif">
Huddy nieprędko zejdzie z pierwszego planu... cokolwiek się dzieje, zawsze w choćby najmniejszy sposób tego dotyczy. Więc Wilson na nasze nieszczęście nie może przestać im kibicować.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 4:50, 06 Mar 2011    Temat postu:

advantage napisał:
co prawda żadnego z tych fików nie czytałam do końca, ale mimo to bardziej lubię Gimme jest fluff, era i zero przeciwników
miło mi, I guess
hmm... zero przeciwników... Przydałoby się jakoś zapełnić ten deficyt

advantage napisał:
może zacznę od prostego spisania pomysłu, a potem się będę martwić resztą
mi czasem pomaga napisanie dokładnego planu. Takiego bardzo dokładnego. Potem mogę się zagłębiać w dowolne podpunkty i przynajmniej się nie pogubię (nawet jeśli połączenie tych kawałków w całość zajmuje mi później od cholery czasu )

advantage napisał:
Więc Wilson na nasze nieszczęście nie może przestać im kibicować.
teoretycznie by mógł - nie tylko przestać kibicować, ale nawet przyczynić się aktywnie do rozpadu Huddy Awwwwww... żeby tak "House" był reality show, a nie serialem

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:25, 06 Mar 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
hmm... zero przeciwników... Przydałoby się jakoś zapełnić ten deficyt
nieeeee

Richie117 napisał:
mi czasem pomaga napisanie dokładnego planu. Takiego bardzo dokładnego. Potem mogę się zagłębiać w dowolne podpunkty i przynajmniej się nie pogubię (nawet jeśli połączenie tych kawałków w całość zajmuje mi później od cholery czasu )
pisanie sprawa czasochłonna;) ok, więc zacznę od ogólnych kilku podpunktów, potem je jakoś dokładnie pouzupełniam i zobaczymy co mi wyjdzie. Taaa, potem będę to jeszcze poprawiać tysiac razy, ale zawsze to jakiś krok naprzód. Dzięki;)

Richie117 napisał:
teoretycznie by mógł - nie tylko przestać kibicować, ale nawet przyczynić się aktywnie do rozpadu Huddy
haha, bardzo teoretycznie. Kocham fiki... m.in za to, że poprawiają serial

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:25, 24 Mar 2011    Temat postu:

Cytat:
Ależ się za tym fikiem stęskniłam - jest taki przyjemny i relaksujący w porównaniu do 7. sezonu (oczywiście jeśli pominąć skomplikowane sformułowania, co do których kompletnie wyszłam z wprawy i dlatego nad samym "poniedziałkowym" kawałkiem pracowałam 2 dni, a i tak nie osiągnęłam w pełni zadowalającego efektu)
Czy w ogóle ktoś jeszcze czeka na kolejny rozdział tłumaczenia, czy już wszyscy zapoznali się z oryginałem? Mam nadzieję, że ktoś jednak czekał...

Btw, kto czyta Gimme, pewnie zauważy zbieżność jednego pomysłu Przyznaję się bez bicia, że podkradłam go GeeLady, tyle że na podstawie tego, co wyszperałam w necie, doszłam do przeciwnych wniosków Przydałby się ktoś, kto mógłby rozstrzygnąć, która wersja jest zgodna z rzeczywistością

Enjoy!!



<center>ROZDZIAŁ CZWARTY
(część pierwsza)</center>



PONIEDZIAŁEK (11. stycznia 2011) 9:12

House patrzył, jak młody lekarz pośpiesznie zapisuje notatki w karcie. Sam wykonywał tę czynność niezliczoną ilość razy w klinice Cuddy. Teraz klinika PPTH była kliniką Roystona w szpitalu Roystona i od tamtej pory House nie miał obowiązku przepracować ani jednej godziny dyżuru w klinice. Biorąc pod uwagę wszystko, co w tym czasie musiał robić dla tego sukinsyna, House z radością i bez słowa skargi zgodziłby się na kilkadziesiąt godzin tygodniowo spędzanych pośród łuszczącej się farby i otępiającej ciasnoty gabinetów zabiegowych.

- Pańskie dolegliwości są spowodowane znaczną ilością rozdarć błony śluzowej, doktorze House - stwierdził internista surowym, ale również wyrażającym szacunek głosem. Mimo wszystko zwracał się do lekarza, który nie tylko był Tym doktorem House'em, lecz także specjalistą z o dwadzieścia lat dłuższym doświadczeniem w diagnozowaniu i leczeniu pacjentów. Tak czy inaczej... - Mam prawny obowiązek zapytać, czy są one wynikiem stosunku odbytego pod przymusem. Jeżeli doszło do nich w wyniku...

- ...Wszystko odbyło się za obopólną zgodą. - Zwięźle. Obojętnie. Nie wściekaj się, bo facet zacznie podejrzewać najgorsze. Robił to dla Wilsona. I dalej będzie to dla niego robić. - My tylko... eksperymentowaliśmy i trochę nas poniosło. Nie czułem, żeby coś było nie w porządku, aż do następnego dnia.
Przynajmniej jego noga ostatnio dobrze się sprawowała. Seks rzeczywiście obniżał poziom stresu i zwiększał wydzielanie endorfin. Im więcej seksu, tym mniej bolała go noga. Z drugiej strony, jego siedzenie...

Doktor Wadji zmarszczył ciemne brwi. - Mam wrażenie, że nie po raz pierwszy doszło do takich obrażeń. Zauważyłem tam kilka starszych blizn.

- Nie powiedziałem, że to był pierwszy raz, kiedy przesadziliśmy z zabawą. Powiedziałem, że to pierwszy raz, kiedy odczuwam dyskomfort z tego powodu.

House widział, że Wadji nie do końca mu wierzy, ale - jak większość osób w jego sytuacji - bez bardziej jednoznacznych dowodów czy współpracy ze strony pacjenta, nic więcej nie był w stanie z tym zrobić.
- Przepiszę panu maść, która przyspieszy gojenie i zalecam używanie większej ilości środka nawilżającego. - Nabazgrał na recepcie znaną House'owi nazwę. Sam często przepisywał tę maść do stosowania miejscowego homoseksualistom, którzy, sądząc po ilości podrażnień odbytu, gustowali w równie ostrym seksie. - Czy pan i pana partner jesteście sobie wierni? Kiedy ostatnio badano panu krew na obecność przeciwciał? Mogę pobrać próbkę do testów, jeśli pan sobie życzy.

House wiedział, co młody lekarz ma na myśli. Test na obecność wirusa HIV. Związek oparty na wierności?
- Można tak powiedzieć.
Nie tyle na wierności, co na wyrachowaniu. Potwornie skomplikowany. Pozostający w tajemnicy. Pozbawiający męskości. Przypominający chorobę nowotworową lub niszczycielski kataklizm.
- Ustaliliśmy pewne zasady.
No i proszę, prawda ukryta pod warstwą całkowitej szczerości. Robiło mu się niedobrze na samą myśl o tym, jednak wierzył, że Royston był wobec niego lojalny. Skoro House robił niemal wszystko, czego Royston sobie zażyczył - pod względem seksualnym - dziekan doprawdy nie miał powodu, by dopuścić się zdrady. To on był zobowiązany do dochowania wierności.

Znowu.

- No cóż, jeżeli jesteście sobie wierni, a pański partner się zgodzi, to niechętnie o tym wspominam, ale nieużywanie prezerwatyw zmniejszyłoby poziom tarcia, co odrobinę złagodziłoby pański dyskomfort. Lecz o ile nie jest pan absolutnie pewien, bezpieczniej jest nie rezygnować z kondo...

House uciął dalszą dyskusję na temat jego nocnej aktywności oraz jej nieprzyjemnych następstw:
- Poradzę sobie. Dzięki, doktorze.

---
---

House nie posiadał się z radości. Royston wyjechał na całe pięć dni na konferencję przeznaczoną dla takich lekarzy jak on - dla tych, którzy decydowali o wszystkim zza biurka i stosów papierkowej roboty. House miał przed sobą niemal cały tydzień wolności od tego skurwiela i zamierzał się w tym czasie zabawić, jakby jutro miało nigdy nie nadejść. Zamierzał zamknąć drzwi na klucz, zamówić jedzenie z restauracji, upić się do nieprzytomności i spać samotnie we własnym łóżku. Niemolestowany, nie-niepokojony, niepieprzony-przez-nikogo. Pięć dni raju.

---
---
---

15. stycznia 2011, 13:04

Chase bez pukania otworzył drzwi do gabinetu Wilsona.
- Musisz ze mną pójść - zabrzmiało to równocześnie jak pilna prośba i ostrzeżenie.

House siedział na podłodze za swoim biurkiem, opierając się o nogę mebla i ściskając kurczowo swoje udo. Pocił się przy tym jak mysz i generalnie wyglądał jak człowiek, który wydaje swoje ostatnie, przedśmiertne tchnienia. Kiedy jęknął nad wyraz żałośnie, Wilson niemal natychmiast zorientował się, w czym tkwi problem.

- Och, Chryste. - Odwrócił się do Chase'a, który na własną odpowiedzialność podjął się ściągnąć go do biura House'a, do pomieszczenia, które Wilson obecnie rzadko kiedy widywał. - Sprowadź nosze.

Trzynastka patrzyła tylko, co się dzieje, Taub również. Każdy, kto przechodził akurat korytarzem, przystawał, żeby się pogapić. Przez kolejne pięć minut House znajdował się w centrum uwagi ciekawskiego tłumu.

Wilson skrzywił się, widząc, ile osób się zebrało. Sępy! Przykucnął przed swoim przyjacielem, a gdy się odezwał, jego głos przepełniało rozczarowanie, lecz przy tym był cichy i czuły. W tej chwili z House potrzebował ostrożnego traktowania. [link widoczny dla zalogowanych] i wrzaski niczego by nie osiągnęły.

- Chodzi tylko o jego nogę, prawda? - Trzynastka zwróciła się do Wilsona, Tauba, Chase'a - kogokolwiek. - O atak bólu przebijającego? Potrzebny mu zastrzyk z morfiny - powiedziała rozsądnie.

Wilson zignorował ją, mówiąc tylko: - Leki są ostatnią rzeczą, jakiej mu potrzeba.

Chase wprowadził do środka pielęgniarzy, którzy przyprowadzili nosze na kółkach. Wilson delikatnie położył dłoń na ramieniu przyjaciela. Był to niezagrażający gest, który miał go uspokoić. Onkolog prawie się wzruszył ogarnięty ulgą, że House pozwala mu na taki dotyk. Jego serce zatrzepotało na tę smutno-ironiczną okruszynę radości. Tak blisko nie byli ze sobą od miesięcy i było to takie żałosne, tak odległe od tego, jak daleko razem zaszli dawno-dawno-temu po powrocie House'a z Mayfield, że Wilson miał ochotę się rozpłakać.
- House... od kiedy? Dlaczego? Ze wszystkiego, co mogłeś zrobić, czemu właśnie to?

House był zgięty w pół, wpijając obie dłonie w swoje udo, które zdawało się wrzeszczeć na niego. Ledwo słyszał, że Wilson coś mówi - ból zagłuszał wszystko, oprócz jego własnych nierównych oddechów, wściekle walącego serca i krwi, która szumiała mu w uszach.
- Nie wiem... c-co się dzieje.
Zbyt wiele słów. Potrząsnął głową w przód i w tył. Nic nie miało sensu. To nie powinno było się wydarzyć. Leki przepisane mu przez Nolana aż do teraz działały jak trzeba. Tak właściwie, działały naprawdę dobrze. Już od dłuższego czasu jego ból spadł do znośnego, minimalnego poziomu. To był najgorszy atak bólu przebijającego, jakiego kiedykolwiek doświadczył. To była 'dziesiątka', przy której komórki płonęły żywym ogniem. To było nierealne.

House został ułożony na noszach, a Wilson poinstruował pielęgniarzy, dokąd mają przewieźć doktora House'a. Wilson wraz z zespołem diagnostycznym bezradnie obserwowali wychodzących pielęgniarzy, po czym onkolog powiedział:
- Zaczekajcie tutaj. Muszę porozmawiać z wami wszystkimi.

Młodsi lekarze szanowali Wilsona, lubili go. Był przyjacielem House'a, a przynajmniej niegdyś nim był. Może on zdoła rzucić trochę światła na to, czemu House zachowywał się tak tajemniczo i antyspołecznie, a równocześnie był tak wyrwany-spod-kontroli. Fakt, że nie działo się to po raz pierwszy, stanowił niewielkie pocieszenie. A zatem czekali.

Wilson wyszedł i wrócił po piętnastu minutach. Usiadł razem z nimi przy stole konferencyjnym.
- House przechodzi przez detoks.

Taub nawet nie mrugnął. - Czy kogoś tutaj to zaskakuje? - Przyjrzał się po kolei twarzom wszystkich. Jedynie Wilson wyglądał na zupełnie zszokowanego i zasmuconego tą nowiną.

- Tak. Prawdę mówiąc, mnie - skarcił go Wilson, gdy przelała się przez niego fala gniewu powodowanego instynktem obronnym. - House radził sobie całkiem dobrze.

- Owszem, aż rok temu stało się to, co się stało - przypomniał mu Chase. Trzynastka nie miała nic do dodania. Taub czekał cierpliwie, aż Wilson przejdzie dalej do sedna, a gdy to nie nastąpiło, zapytał:
- Czego od nas oczekujesz? - O ile w ogóle było cokolwiek praktycznego, co mogliby zrobić.

Wilson poczuł w sercu ciężar wielu miesięcy House'owego milczenia.
- Czy któreś z was wie cokolwiek, co mogłoby choć w przybliżeniu wyjaśnić, dlaczego House miałby znowu zacząć brać Vicodin? Mam na myśli coś, o czym jeszcze nie rozmawialiśmy.

To nie był pierwszy raz, kiedy Wilson przeprowadzał po kryjomu diagnozę różnicową, której obiektem był House. Trzynastka rozłożyła ręce.
- Cóż, nie widziałam go, jak łykał swoje pigułki, ale kiedy nie mamy pacjenta, House'a po prostu nie ma w szpitalu.

Wilson uznał, że to może być kierunek, którego powinni się trzymać. - House już ze mną nie rozmawia. A więc? Dokąd on chodzi?

Taub pospieszył z odpowiedzią: - Przynajmniej dwa razy w tygodniu wychodzi na miasto na lunch. - Widząc wyczekujące miny pozostałych, dodał: - Cóż, to normalne dla większości ludzi, ale w przypadku House'a to niezwykłe.

Chase zaryzykował śmiałą sugestię: - Myślisz, że to ma coś wspólnego z Cuddy? Chodzi mi o to, że owszem, nie ma jej już od roku, ale House zaczął zachowywać się dziwnie - dziwniej - tuż po tym, jak się wyprowadziła.

Wilson zastanowił się nad tym, przyglądając się swoim złożonym dłoniom.
- House dał sobie z nią spokój. Dobrze sobie radził. Nie pił, nie brał pigułek, rozwiązywał przypadki... Czy któreś z was zauważyło, w którym dokładnie momencie House zaczął zachowywać się aż tak dziwnie? Kiedy na nowo zaczął się staczać? - A teraz sięgnął dna.

Trzynastka skrzyżowała ręce na piersi. - Pamiętam, że widziałam go jednego dnia, jak wychodził w pośpiechu z biura Cuddy, ale nie wzbudziło to moich podejrzeń. W końcu oni bez przerwy się ze sobą kłócili.

Wilson popatrzył na nią. - Co to był za dzień? Jesteś pewna, że było to biuro Cuddy, a nie Roystona?

Trzynastka wyglądała na zakłopotaną. - Um, prawdę mówiąc, to nie wiem. Wydaje mi się, że mogło to być po odejściu Cuddy, ale nie jestem pewna.

- House poprosił mnie kiedyś, żebym zlecił Lucasowi śledztwo w sprawie przeszłości Roystona - oznajmił Wilson.

Taub się ożywił. Aż do tego ranka, wszystko było nudne jak flaki z olejem. - Naprawdę? Dlaczego?

Wilson wzruszył ramionami i rozłożył ręce. - Nie wiem. Ale Lucas powiedział, że niczego nie znalazł.

- Prawdopodobnie House chciał mieć coś na Roystona, żeby móc nim manipulować - stwierdził Taub. - Z Cuddy kompletnie się nie liczył. Może uznał, że potrzebuje czegoś szczególnego, by wywierać nacisk na nowym dziekanie.

- Czy któreś z was było kiedykolwiek świadkiem ich kłótni? - zapytał Chase. - Chodzi mi o to, że House prawdopodobnie nie dogaduje się z Roystonem. Tak naprawdę, to on nie dogaduje się z nikim. - Wskazał dłonią w kierunku Wilsona. - To znaczy, z wyjątkiem ciebie.

Ostatnio ze mną też nie. Nie można się dogadywać czy kłócić z kimś, kogo się prawie nie widuje.

- Tak naprawdę nigdy nie widziałam, żeby Royston tutaj przyszedł - powiedziała Trzynastka.

Popatrzyli na siebie. Wilson przechylił głowę. - Cóż, do mojego gabinetu też nie zagląda. Może zjawił się dwa razy w ciągu całego roku.

- Royston jest człowiekiem, który postępuje zgodnie z przepisami - odrzekł Taub. - On tutaj rządzi i lubi trzymać się zasad. To my chodzimy do niego.

Wilson pokręcił głową. Doprawdy, nic nie trzymało się kupy. Royston przyznał mu fundusze na testy kliniczne. Jego kariera medyczna rozkwitała. W zeszłym tygodniu doktor Johnstone zaprosił jego i Leanne, by spędzili długi weekend pod koniec przyszłego miesiąca w jego domku letniskowym w Auguście. Wszystko to dzięki temu, że Royston wierzył we wspieranie swoich najzdolniejszych gwiazd oraz w rozsławianie imienia szpitala w Princeton-Plainsboro. Doskonała reputacja przyciągała znamienitych pacjentów, którzy potrzebowali opieki lekarskiej, a co się z tym wiązało - pod warunkiem, że spełniano ich zachcianki i odesłano do domu w dobrym zdrowiu - również ich hojne darowizny na szpital. O ile Wilsonowi było wiadomo, Royston póki co zostawił House'a w spokoju, żeby robił to, co do niego należało. To wszystko nie miało żadnego sensu.

Wilsona ogarnęło rozczarowanie. Ośmioro bystrych oczu oraz cztery sprawne mózgi, a mimo to - nic.
- W porządku.
Zamierzał jeszcze zajrzeć do House'a, zanim pojedzie do domu. Idąc z powrotem do sali diagnosty, nie żywił żadnych oczekiwań.


- Hej. - Wilson zbliżył się do łóżka, z ulgą zauważając, że House wygląda o wiele lepiej. Cokolwiek podał mu jego lekarz prowadzący, zdołało to jego opanować ból i House dryfował pomiędzy stanem rozbudzenia a półprzytomną granicą snu.

House odwrócił głowę, by spojrzeć na przyjaciela. Czuł się śpiący, jego powieki były do połowy przymknięte. - Hej.

- Zakładam, że jeśli spytam, czemu wróciłeś do brania Vicodinu, a następnie okłamałeś w tej sprawie nie tylko mnie, ale też Nolana i resztę ludzi, ty wszystkiemu zaprzeczysz?

House westchnął. - Skoro już znasz odpowiedź, to po co pytasz?

- Ponieważ nie znam odpowiedzi. To znaczy, owszem, wiem, że znowu bierzesz tabletki, ale nie znam przyczyny.

- A zatem znasz jedną połowę odpowiedzi, ale nie tę drugą? Wygląda mi na to, że umknęło ci kilka istotnych faktów.

- Na przykład co? - Wilson przysunął sobie krzesło.

- Na przykład to, że nie biorę Vicodinu.

Gotowy eksplodować z frustracji, Wilson wstał i zaczął chodzić w kółko po niewielkim kawałku podłogi. Chwyciwszy się rękami za włosy, zmusił się, by stanąć w jednym miejscu na tyle długo, żeby głośno i wyraźnie powiedzieć:
- Okłamywanie mnie jest bezcelowe, House... Nie jestem idiotą! Umiem rozpoznać objawy detoksu, szczególnie w przypadku odstawienia hydrokodonu.

House otwierał już usta, by zaprotestować, gdy doznał wewnętrznego olśnienia i na jego twarzy odmalowało się zrozumienie. Wystarczył moment wglądu i nagle jego oczy stały się oknami, ukazując jego nagą duszę wystawioną na działanie szokującej prawdy. Wilson patrzył z fascynacją jak na sekundę czy dwie twarz House'a zastyga w wyrazie zrozumienia. Jakaś nieujawniona wiedza, jakaś okropna sprawa skupiła na sobie uwagę House'a. W jednej chwili jego mina była wyzywająca, a w następnej wyrażała przerażenie. House był ślepy, a teraz przejrzał na oczy. Diagnosta przełknął ślinę, z jego twarzy odpłynęły wszystkie kolory.
- To niemożliwe... - wyszeptał.

Co on, u diabła, zobaczył? O co chodziło?

- To nie może być Vicodin. To nie to.

Wilson pokręcił głową. Oczywiście. Zaprzeczenie. Głupie, bezużyteczne kłamstwo, skoro wystarczyło, by ktokolwiek porozmawiał z jego lekarzem, żeby dowiedzieć się prawdy. Wilson przetarł dłonią oczy.
- Po prostu nie rozumiem, House. Czy możesz podać mi jeden powód, który miałby sens? Przedstawisz mi, swojemu przyjacielowi, któremu na tobie zależy, jeden - Boże! - chociaż jeden powód, który nie będzie odbieganiem od tematu, kłamstwem, ani unikiem?

House spojrzał na niego stanowczo poprzez pancerz, który zrzucił na moment, by chwilę później przywdziać go z powrotem.

Być może to, co Wilson dostrzegł na twarzy House'a w ciągu tych kilku sekund absolutnej bezbronności, było wytworem jego wyobraźni, bo teraz House znowu zamknął się w sobie i miał się na baczności. Lęk powrócił. Fortyfikacje były mocniejsze niż kiedykolwiek.
- Nie - odpowiedział. To było takie łatwe. Tak bezpośrednie i bolesne. - Nie mogę. - Oraz przesycone zmęczeniem. Tak wielkim zmęczeniem.

Wilson spuścił wzrok. - House...

- ...Zostaw mnie w spokoju, Wilson. - Te cztery słowa ucięły wszelkie wątpliwości. House chciał, żeby Wilson przestał. House chciał, żeby to się skończyło. Troska Wilsona, ich rozmowy... wszystko.

Wilson miał wrażenie, że coś cennego umiera w tym momencie w tym pokoju, tuż u jego stóp - tak blisko, że niemal mógłby pochwycić to w dłonie. Jednak to coś było nieuchwytne, tak jak nieuchwytne są myśli. Wymknęło mu się przez palce, równie bezcielesne, co opar mgły. Boże, pomyślał Wilson, to jest to. To - tutaj, w tej chwili - było naprawdę to. House stawiał kres ich przyjaźni. Dla niego ich przyjaźń była oficjalnie skończona.

Wilson wstał. Stopy miał jak z ołowiu, przyczyny i pytania o nie odlatywały niczym ziarno niesione podmuchem wiatru. Wziął głęboki, uspokajający, wzmacniający ducha oddech. Chciał potrząsnąć House'em, by przywrócić mu rozsądek, albo okładać go pięściami, albo przytulić go do piersi i trzymać, dopóki House nie przyzna, że zszedł na złą drogę i że potrzebuje pomocy, zanim kompletnie się zagubi. Lecz zamiast tego, Wilson skoncentrował się na oddychaniu, pomimo bólu i desperacji, które odczuwał. Pomimo chęci, by zrozumieć, pomimo pragnienia, by nigdy nie odpuszczać.
Ale House odwrócił głowę, wpatrując się w ścianę. Nie chciał niczego, co Wilson mógłby mu zaoferować.

Wilson po raz ostatni spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela od niemal dwudziestu lat.
- Nie rozumiem cię, House. Być może, jak sądzę, nigdy cię tak naprawdę nie rozumiałem, ale... kocham cię. - Wilson utkwił wzrok w podłodze. Nie był w stanie spojrzeć mu w oczy, a potem odejść. - Ja... pogubiłem się... w tym wszystkim, House. Pokonałeś mnie, bo nic tutaj nie ma sensu. - Wilson kiwnął głową. Jego następne słowa miały być ostatnimi. Przynajmniej one miały dla niego sens. Stanowiły prawdę. - Ale cię kocham. Tego jestem pewien.

House patrzył, jak jego przyjaciel opuszcza pokój. Ucieczka w wykonaniu Wilsona. Kiedy to wszystko się zaczęło, House zdał sobie sprawę, że dojdzie do tego prędzej czy później. Miał wrażenie, że odprawia najlepszą część samego siebie, by pozwolić jej umrzeć. Czy raczej w tym przypadku - by pozwolić jej żyć.
- Ja też cię kocham.

Zamknął oczy, poddając się nieodpartej potrzebie snu. Chociaż w tych okolicznościach, nie miałby również nic przeciwko śmierci.

---
---


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 9:39, 24 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:17, 26 Mar 2011    Temat postu:

od kilku dni się zbierałam do tego komentarza, no i w końcu się zebrałam. Nie zapomniałam o tym fiku, oryginału nie tknęłam A poniedziałkowy fragment wydaje sie być całkiem w porządku, więc się nie martw

A co do tego i Gimme... to tak czytam i czytam, i dalej nie widzę żadnej zbieżności

Cytat:
House wiedział, co młody lekarz ma na myśli. Test na obecność wirusa HIV.
HIV?! no bez przesady. Jak już go wykorzystuje, to niech mu chociaż żadnych gratisów nie daje

Cytat:
Myślisz, że to ma coś wspólnego z Cuddy? Chodzi mi o to, że owszem, nie ma jej już od roku, ale House zaczął zachowywać się dziwnie - dziwniej - tuż po tym, jak się wyprowadziła.
tylko nie mów, że ktoś dojdzie do wniosku, ze House za nią tęskni xd

Cytat:
- House poprosił mnie kiedyś, żebym zlecił Lucasowi śledztwo w sprawie przeszłości Roystona - oznajmił Wilson.
o jaaa, i dlaczego się nie zorientował, że to, i w ogóle cały ten Royston może mieć coś wspólnego z zachowaniem House'a? No dobra, cięzko byłoby się kapnąć. Ale mam nadzieje, że kiedyś to się stanie.

Cytat:
House otwierał już usta, by zaprotestować, gdy doznał wewnętrznego olśnienia i na jego twarzy odmalowało się zrozumienie. Wystarczył moment wglądu i nagle jego oczy stały się oknami, ukazując jego nagą duszę wystawioną na działanie szokującej prawdy.
ej, wtf? nie łapię jaką to prawdę nagle zrozumiał.

Cytat:
- Nie rozumiem cię, House. Być może, jak sądzę, nigdy cię tak naprawdę nie rozumiałem, ale... kocham cię.
najwyraźniej przyjaciół nie trzeba rozumieć, by ich kochać

weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 1:28, 27 Mar 2011    Temat postu:

uff, a ja już się zaczynałam bać, że zostanę z tym fikiem zupełnie sama

advantage napisał:
A co do tego i Gimme... to tak czytam i czytam, i dalej nie widzę żadnej zbieżności
well, ten kawałek Gimme, do którego się odwoływałam, był publiknięty kilka miesięcy temu, więc mogłaś zapomnieć Ale następna część (jak już ją napiszę) powinna odświeżyć Ci pamięć

advantage napisał:
HIV?! no bez przesady.
ech, ci lekarze w klinice i ich szablonowe myślenie

advantage napisał:
Jak już go wykorzystuje, to niech mu chociaż żadnych gratisów nie daje
um... A jeżeli taki "gratis" okaże się prowadzić do punktu zwrotnego?

advantage napisał:
tylko nie mów, że ktoś dojdzie do wniosku, ze House za nią tęskni xd
bleeeh Szczerze, to nie pamiętam. Ale jak już, to chodziłoby o to, że House chce ją odzyskać

advantage napisał:
o jaaa, i dlaczego się nie zorientował, że to, i w ogóle cały ten Royston może mieć coś wspólnego z zachowaniem House'a? No dobra, cięzko byłoby się kapnąć.
mnie też to dziwi, ale z drugiej strony my mamy wszystko podane na tacy i w skondensowanej formie... a zauważyć związki przyczynowo-skutkowe na przestrzeni roku chyba nie jest tak łatwo.

advantage napisał:
ej, wtf? nie łapię jaką to prawdę nagle zrozumiał.
serio? przecież wszystkie hinty są w tej części Ja nic nie powiem, bo przy kolejnym kawałku wszystko się wyjaśni...

advantage napisał:
najwyraźniej przyjaciół nie trzeba rozumieć, by ich kochać
yeah

dzięki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:51, 27 Mar 2011    Temat postu:

Ja też czytam! - chociaż powinnam napisać "przeczytałam", bo długo się przymierzałam do tego fika aż go dzisiaj połknęłam w całości - jak zaczęłam czytać, tak nie odeszłam od laptopa, dopóki nie skończyłam. Tłumaczenia chyba chwalić nie muszę, bo jest świetne, jak zawsze, ale co do samego fika - łał. Wiesz, używam teraz wszystkich pokładów swojej silnej woli (której za wiele nie mam ), żeby nie zerknąć, co będzie dalej. Dawno mnie nic tak nie wciągnęło - UU przypomina mi trochę "Kontrakt", który też bardzo mi się podobał, chyba lubię od czasu do czasu zatopić się w takich mrocznych klimatach

Cytat:
- Nie rozumiem cię, House. Być może, jak sądzę, nigdy cię tak naprawdę nie rozumiałem, ale... kocham cię. - Wilson utkwił wzrok w podłodze. Nie był w stanie spojrzeć mu w oczy, a potem odejść. - Ja... pogubiłem się... w tym wszystkim, House. Pokonałeś mnie, bo nic tutaj nie ma sensu. - Wilson kiwnął głową. Jego następne słowa miały być ostatnimi. Przynajmniej one miały dla niego sens. Stanowiły prawdę. - Ale cię kocham. Tego jestem pewien.

House patrzył, jak jego przyjaciel opuszcza pokój. Ucieczka w wykonaniu Wilsona. Kiedy to wszystko się zaczęło, House zdał sobie sprawę, że dojdzie do tego prędzej czy później. Miał wrażenie, że odprawia najlepszą część samego siebie, by pozwolić jej umrzeć. Czy raczej w tym przypadku - by pozwolić jej żyć.
- Ja też cię kocham.


Prawie się poryczałam

advantage napisał:
ej, wtf? nie łapię jaką to prawdę nagle zrozumiał.


Witaj w klubie

*wysyła jeszcze jeden teleskop, tym razem żeby śledzić "Układową" wenę*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 3:36, 28 Mar 2011    Temat postu:

Huraaaay! Jeszcze jedna zachwycona fikoczytaczka

Ale, nooo... nie zerkaj, co dalej Nie odbieraj mi możliwości torturowania Cię oczekiwaniem *wysyła trochę własnej silnej woli na pomoc w walce z pokusą*

Anai napisał:
Prawie się poryczałam
Może na wszelki wypadek miej pod ręką chusteczki następnym razem...

Anai napisał:
Witaj w klubie
Co to za klub? Niepełnosprytnych? Będzie Wam łyso, kiedy wszystko się wyjaśni

*zakasuje rękawy i zabiera się za tłumaczenie kolejnego kawałka*



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:41, 29 Mar 2011    Temat postu:

Cytat:
jak ja czasem żałuję, że nie mogę zobaczyć Waszych min przy czytaniu...

Enjoy!



<center>ROZDZIAŁ CZWARTY
(część druga)</center>



- Ty przeklęty sukinsynu. - To były pierwsze słowa, jakimi House zwrócił się do Roystona, kiedy spotkali się przy następnej okazji. Royston umówił się z nim późnym popołudniem w miejscowej kawiarni na przed-randkową randkę. Szanowani przedstawiciele różnych profesji zajmowali miejsca przy elegancko przystrojonych stolikach, popijając przesadnie drogą kawę oraz jedząc kanapki z wędliną lub sałatki z makaronem. House miał to gdzieś. Nie ściszył głosu. - Faszerowanie mnie Vicodinem nie było częścią naszej umowy.

Royston musiał dodawać mu go do drinków - w płynnej formie. By zyskać większą kontrolę. By lepiej zaspokoić swoją próżność. By lepiej dać mu do zrozumienia, kto tutaj był szefem.

Royston wbił zęby w swoją przekrojoną na cztery części kanapkę. - Cierpiałeś z bólu.

Co za pierdolony dowcip. Royston niczego nie robił z troski.
- Jesteś idiotą. Teraz Wilson nabrał podejrzeń. To ty chciałeś zachować to w tajemnicy. Zacząłem mieć objawy detoksu, ty kretynie. W pracy. Wszyscy to widzieli - warknął House ponad niewielką przestrzenią dzielącego ich obrusa w kratkę. - Kiedy byłeś na konferencji, moja noga zaczęła boleć tak mocno, że niemal postradałem rozum. Pod koniec tygodnia byłem gotów odgryźć sobie jebaną rękę i nie miałem pojęcia, dlaczego.

- Jesteś diagnostą - padła opanowana odpowiedź. - Nie rozpoznałeś symptomów towarzyszących odstawieniu leków?

Oto istotny kawałek układanki, którego brakowało. House trząsł się z gniewu. Przez ponad rok trzymał się z dala od używek, a teraz wrócił do punktu, od którego zaczynał. Royston na nowo zrobił z niego alkoholika i ćpuna. Nagle to, że jego noga w niektóre dni czuła się o wiele lepiej, nabrało sensu. House zapragnął otoczyć palcami szyję Roystona i zaciskać je, póki nie trzasnąłby mu kręgosłup.
- Koniec z naszym układem - powiedział Roystonowi.

Jedyną reakcją Roystona było spokojne przeżuwanie kanapki, po czym zapytał: - Głodny?

House popatrzył na niego, absolutnie oszołomiony arogancką dumą drugiego mężczyzny. Siedząc na tym krześle, Royston wyniósł wyższą pewność siebie oraz skrajną bezczelność na nowy, niebotyczny poziom.
- Ty naprawdę jesteś popieprzonym psycholem, co?

- Chcesz zrezygnować? - spytał Royston. - To zrezygnuj. - Spokój. Samozadowolenie. Szaleństwo.

- Właśnie to robię. Nic nas już nie łączy. - House wstał i wyszedł z restauracji, nie mówiąc już ani słowa.

---
---

Ostre, mocne walenie do frontowych drzwi oderwało Wilsona od pieczenia ciasta i wyciągnęło go z kuchni. Używając tylko dwóch palców prawej dłoni, zdołał przekręcić gałkę i otworzyć je, rozsmarowując przy tym na nich jak najmniejszą ilość lepkiej, mącznej masy.

House stał w progu i niezgrabnym kopnięciem stopy otworzył drzwi na oścież.

Wilson, z rękami uwalanymi kawałkami ciasta aż po łokcie, gapił się na niego ze zdezorientowaną miną. Wyczuwał od swojego przyjaciela zapach alkoholu, którego gryzący opar podążył za House'em, kiedy ten wszedł do mieszkania.
- House? Co ty...?

House odwrócił się, by na niego popatrzeć i Wilson znowu to dostrzegł. To potworne, zgwałcone spojrzenie. Życie pożerało House'a po kawałku, a on stał bezczynnie z boku, pozwalając by to się działo. House znajdował się na krawędzi czegoś, tyle że Wilson nie miał pojęcia, co to było.

- Gdzie... gdzie 'est twoja żona? - wybełkotał. Było jasne, że House pił. Prawdopodobnie od popołudnia, biorąc pod uwagę sposób, w jaki diagnosta nieznacznie zataczał się na boki.

Wilsonowi udało się zamknąć rozdziawione usta na tyle długo, by odpowiedzieć: - Wyjechała w interesach.

House skinął głową. - To dobrze. - Zrobił krok w stronę Wilsona. - Miałeś rację. Chodziło o Vicodin. Ja nie... - House wyglądał tak, jakby zaraz miał się rozpłakać. - Nie chciałem dopuścić do siebie tej myśli.

Wilson poczuł, że współczuje mu z całego serca. - Posłuchaj. Cieszę się, że do mnie przyszedłeś. Załatwimy ci jeszcze jedną terapię odwykową... Zapłacę za nią.

House natychmiast pokręcił głową. - Nie jesteś w stanie mi pomóc. - Podszedł jeszcze bliżej. - Ale chcę...

Wilson skupił wzrok na nabiegłych krwią błękitnych oczach House'a, których spojrzenie wędrowało po ścianach w obawie przed popatrzeniem bezpośrednio na przyjaciela.
- House, ja...

- ...powiedziałeś, że mnie kochasz.

Wilson, choć zupełnie już się w tym wszystkim pogubił, doznał takiej ulgi, że House zwrócił się z tym do niego, iż zapragnął go przytulić. Jednak House by tego nie chciał. Lecz to, że przyszedł, było zdrowym krokiem we właściwym kierunku.
- Tak. I mówiłem poważnie. Jesteś moim najlepszym przyjacielem.

House zbliżył się o kolejny krok. - Nie! - powiedział ostro i znów przybliżył się do niego. - Ty mnie kochasz. - To niemalże wykrzyczał. - Mam rację? Tak właśnie powiedziałeś.

Wilson prędko i energicznie pokiwał głową. - House, pozwól mi sobie pomóc.

- Przestań to powtarzać. - Głos House'a brzmiał płaczliwie, niczym u zrozpaczonego dziecka, które chce, by jego tato dotrzymał obietnicy i sprawił, że wszystko będzie dobrze. House nie prosił, on wręcz błagał. To było ostatnie wołanie o pomoc, Wilson był tego pewien.

House chwycił przedramię Wilsona, nie przejmując się, że jest ono upaćkane mąką i ciastem, i przytrzymał się go, żeby utrzymać się w pionie. Żeby uspokoić to, co sprawiało, że ledwo trzymał się na nogach.
- Przestań to powtarzać - powiedział ponownie, niemalże szeptem.

House rozpadał się na kawałki dokładnie w tym miejscu, w przedpokoju Wilsona.
- Ale to prawda. Przejmuję się tobą.

House wyglądał na dotkniętego tymi słowami.
- Kochasz mnie - wyrzucił z siebie uparcie, przesycając smutkiem każdą sylabę. - Chodziło o miłość. Mówiłeś o miłości. - Jego głos się załamał; słowa z trudem pokonywały dławiące łkanie, które House wciąż tłumił w głębi swojej piersi. - Możesz przejmować się psem, możesz przejmować się swoimi głupimi pacjentami. Możesz przejmować się żoną... ale mnie kochasz. - Kilkakrotnie dźgnął Wilsona palcem w splot słoneczny. - Kochasz mnie. Dokładnie tak powiedziałeś!

Wilson złapał House'a za łokieć i próbował pokierować nim w stronę salonu. - Doprowadźmy cię do porząd...

House strząsnął z siebie dłoń Wilsona. - Odpowiedz mi! - wrzasnął tym razem, a jego twarz wykrzywiła się w gniewnym grymasie. Nie płakał, ale chwiał się coraz bardziej na nogach, jakby ciało odmawiało mu posłuszeństwa. A może zawodziła go silna wola. House był chudy i blady. Chory z powodu leków lub tego, co zmusiło go, by znów zaczął je brać. Wyglądał żałośnie. Dogłębnie, straszliwie żałośnie.

Wilson skinął głową. - Tak, House. Kocham cię. Powiedziałem to szczerze. - Ponownie chwycił House'a za łokieć, by zaprowadzić go na fotel, zanim przewróci się na podłogę, i tym razem wydawało się, że House mu na to pozwoli, jednak zamiast tego House zarzucił mu ramiona na szyję i spróbował pocałować go w usta, ale chybił o kilka centymetrów.
- Więc to udowodnij - wymamrotał mu niewyraźnie do ucha, składając nieudolne, wilgotne pocałunki na kołnierzyku koszuli Wilsona.

Wilson spodziewał się sprzeczki, wściekłości, pijanych oskarżeń, a może nawet łez. Ale nie spodziewał się tego. Ujął w ręce obłapiające go dłonie House'a i odciągnął je od siebie, zmuszając tym House'a, by cofnął się o krok.
- Co ty, do cholery, wyprawiasz?

House wyglądał jak kupka nieszczęścia. - Chcę, żebyś się ze mną kochał.

Jaśniej już się nie mógł wyrazić.
- Słucham? - House nie zachowywał się jak House. On sam również nie był sobą. - House... nie... - powiedział stanowczo Wilson, kiedy House znów zaczął się do niego dobierać.

Wydawało się, że House nagle bardziej nad sobą zapanował i wyszeptał Wilsonowi do ucha: - Daj spokój... czyżbyś nie pamiętał? Jakie to było podniecające... Jak dobrze było nam razem?

Wilson musiał odwrócić głowę, by uchylić się przed brutalnymi, cuchnącymi whisky wargami House'a.
- To było dawno temu. Obaj byliśmy pijani. - Rozległ się dzwonek telefonu. - I zdrowo popieprzeni. - Zimny nos House'a ocierał się o szyję Wilsona, jego zarost łaskotał go w skórę. Jego wargi i język błądziły po każdym centymetrze kwadratowym ciała, do którego zdołały dotrzeć. Wilson wreszcie odepchnął House'a od siebie, nieco bardziej gwałtownie, niż zamierzał. Telefon przenikliwym sygnałem dopraszał się o uwagę. - House! Skończ z tym.

House potknął się, upadając ciężko na tyłek; jego laska wyleciała mu z ręki i uderzyła ze stukotem w pobliską kratkę wentylacyjną.

Czując zawroty głowy, Wilson patrzył, jak jego przyjaciel siedzi oszołomiony w fotelu.
- Nie ruszaj się stąd - nakazał mu ostro i pobiegł odebrać telefon. Przez chwilę mówił coś do słuchawki, po czym wrócił.

Do tego czasu House, stwierdziwszy, że wystarczy mu już siedzenia, z trudem usiłował się podnieść. Stojąc ponownie na niepewnych nogach, odnalazł i podniósł swoją laskę, a następnie ruszył do drzwi, żeby wyjść. Wilson zagrodził mu drogę.
- Jedną chwileczkę. Zjawiasz się tutaj, pijany i... pomylony, próbujesz mnie pocałować, a teraz zamierzasz tak po prostu wyjść bez żadnego wyjaśnienia? Co, do kurwy nędzy, się z tobą dzieje, House? - wrzasnął Wilson. - Nie poznaję cię, do cholery.

House zamrugał powoli, sprawiając wrażenie, że ma kłopot ze zrozumieniem sensu słów Wilsona.
- Chciałem... Myślałem, że mnie kochasz. Tak mi powiedziałeś. - House utkwił spojrzenie w podłodze, usiłując rozeznać się w słowach, które wydawało mu się, że zrozumiał, jak gdyby szukał określonego przez Wilsona znaczenia, które musiało się kryć pod "Kocham cię". - Powiedziałeś tak wtedy, w szpitalu... - House wydawał się zagubiony, na jego twarzy widać było kolekcję pomieszanych emocji. - Myślałem... To znaczy, myślałem, że to powiedziałeś...

- Wydawało ci się, że o jakim rodzaju miłości mówiłem? - zapytał łagodnie Wilson.

House podniósł wzrok na niego. Teraz już rozumiał. Wilson miał na myśli przyjacielską miłość. Troskliwą miłość. Kumpelską miłość. Nie miłość kochanków.

Jedna z dłoni Wilsona ciągle znajdowała się na ramieniu House'a, zaciskając się mocno na rękawie jego skórzanej kurtki.

Strząsnąwszy ją z siebie, House odpowiedział: - O tym rodzaju, dzięki któremu nie traktowałbyś mnie jak trędowatego.

Nie było intencją Wilsona, żeby House odebrał odmowę w ten sposób. - House, nawet gdybym chciał... zrobić to z tobą, to jestem żonaty.

House wybuchnął śmiechem. Przeciągający się chichot autentycznego rozbawienia przybierał na sile, po czym zaczął cichnąć, gdy podsycająca go energia wyczerpała się zupełnie w ciągu kilku sekund.
- Jakby to cię kiedykolwiek wcześniej powstrzymało.

- House...

House pokręcił głową i wyszedł na korytarz. - Zapomnij, że w ogóle tutaj dzisiaj przyszedłem, okej? - House ciągle był pijany, ale myślał na tyle jasno, że poprosił o to jak o przysługę. - Okej? Po prostu... po prostu zapomnij... o wszystkim. Wracaj do swoich garów. Musisz zatroszczyć się o swoje ciasto.

Wilson - wstrząśnięty dziwacznym spektaklem, w którym dopiero co mimowolnie uczestniczył - przyglądał się jak jego przyjaciel kuśtyka mozolnie w kierunku zaparkowanego motocykla.

Jezu, on tu przyjechał motorem?
- House! - Wilson pobiegł za nim. Dopadł go, zanim House zdążył przełożyć nogę ponad siodełkiem. To była zbyt zimna noc jak na przejażdżkę i o wiele za zimna, żeby iść piechotą. - Pozwól, że odwiozę cię do domu.

House zastanawiał się nad tym przez sekundę. - Jasne - odparł, sprawiając wrażenie, że jest mu to kompletnie obojętne.

Wilson poczuł ogromną ulgę. - W porządku. Dobrze. Pójdę teraz po płaszcz i kluczyki, i załatwię jeden szybki telefon, okej? Wrócę, zanim się obejrzysz, i zawiozę cię do domu. Umowa stoi?

House słuchał. A potem jego oczy otworzyły się nieco szerzej, jakby obudził się, słysząc ostatnie słowa Wilsona.
- Do kogo chcesz zadzwonić?

Wilson ruszył już w powrotną drogę do mieszkania, więc odpowiedział przez ramię: - Royston chce się ze mną spotkać dziś wieczorem. Powiedziałem mu, że do niego oddzwonię.

House patrzył, jak Wilson wchodzi do kamienicy. Następnie wyciągnął swoją komórkę i wcisnął przycisk szybkiego wybierania numeru. Pierwszą pozycję na zaprogramowanej liście.
- To ja. Który hotel?

House słuchał, zapisując adres w pamięci, równocześnie wypatrując powracającej postaci Wilsona.
- Zgoda - przytaknął. - Zadzwoń do Wilsona i odwołaj spotkanie.

Ale Royston jeszcze nie skończył mówić.

House wytrzeźwiał w chłodnym powietrzu. Zapatrzył się w chodnik. Wszystko było oszronione. Zamarznięte. Mroźny, cholerny Gwiazdkowy okres. Nienawidził Bożego Narodzenia.
- Tak, ja... przepraszam. - House podniósł wzrok na bezchmurne niebo; gwiazdy mrugały, ich zimne światło tańczyło poprzez atmosferę. - Powiedziałem, że przepraszam... czego jeszcze chcesz?

House znowu słuchał przez chwilę. - Nie, to się więcej nie powtórzy. Tak.

Kolejny potok słów w słuchawce telefonu.

- Tak. Sir - powiedział wyraźnie House z ledwie słyszalną nutą gniewu.

Głos po drugiej stronie rozpoczął jeszcze jeden monolog.

House drżał jak liść pod wpływem zimna oraz tak wielu innych spraw.
- Co jeszcze chcesz ode mnie usłyszeć? Nie! Nie, nie dzwoń więcej do Wilsona. Proszę, nie rób tego. Proszę, nie, sir! Zgoda. Zgoda-zgoda-zgoda! Powiedziałem, że zgoda, do kurwy nędzy, prawda? Jeżeli tylko odwołasz spotkanie z Wilsonem, powiem to cholerne zdanie! - House zacisnął zęby i zniżając głos do szeptu, żeby nie usłyszał tego żaden ewentualny przechodzień, powiedział: - Chcę, żebyś dziś wieczorem zerżnął mnie ostro i słodko złoił mi skórę, ponieważ byłem nieposłuszny. - Przełknął ślinę, by wypowiedzieć ostatnią część, nie dławiąc się przy tym: - Zasługuję na twojego miłosiernego i pięknego kutasa. - Ty-chuju-w-dupę-jebany-potworze!

House zamknął klapkę telefonu, wspiął się na swój motocykl i odjechał.

---
---

Royston rozkoszował się tym, jak ich drobna sprzeczka podziałała na entuzjazm jego chłopaka. House otoczył nogami jego plecy i trzymał się mocno, podczas gdy Royston wchodził w niego raz za razem, napierając ze wszystkich sił, czym sprawiał, że House dyszał ciężko pod wpływem bólu i przyjemności, które temu towarzyszyły.

- Tak lepiej, skarbie. Chcesz, żebym cię pieprzył w ten sposób, prawda? Uwielbiasz to.
Co jakiś czas Royston wymierzał House'owi policzek, nie przestając wbijać się w niego, podekscytowany i rozochocony gorliwością, jaką House wykazywał tego wieczoru. Była to zupełna nowość i Royston czuł się jak podczas lotu rakietą na księżyc. Połączenie pieprzenia i bicia doprowadzało go coraz bliżej i bliżej do obłędu seksualnej przemocy. To był jego ulubiony sposób na osiągnięcie orgazmu.
- Następnym razem zgwałcę te twoje przeklęte, seksowne usta. Ależ zrobisz mi dobrze, skarbie. Już zawsze będziesz mnie tak obsługiwać.
Jego biodra poruszały się urywanym rytmem, jakby próbował odpalić silnik, powietrze ze świstem przeciskało się w tę i z powrotem pomiędzy jego zaciśniętymi zębami, jego członek, niczym żelazny młot, wywoływał najsłodszy, najostrzejszy, najsilniejszy, najwspanialszy ból we wszechświecie. A wszystko to dla jego słodkiego, uległego, ochoczego Grega, który tego właśnie pragnął... który pragnął jego. Który go nienawidził, ale teraz nie mógł mu odmówić. Nigdy więcej żadnego sprzeciwu. Nigdy.

- Powiedz "tak" - szepnął Royston do ucha House'a. - Powiedz, że pragniesz, żebym robił to z tobą przez całą wieczność. - Royston oparł się na jednym łokciu i z ekscytacją uderzył House'a w twarz. - Powiedz "tak", Greg. Powiedz to!
Tak wiele pożądania czaiło się w tych zajebistych, błękitnych tęczówkach, tak wiele pożądania dla niego - Royston nie wątpił w to ani przez sekundę. Tak wiele płonącego pragnienia czekało wewnątrz tego słodkiego tyłeczka, który Greg tak śmiało wystawił dla niego tego wieczoru. House praktycznie błagał, by zostać zgwałconym.

- Tak - powiedział cicho Greg.

Kiedy House stosownie i szybko okazał posłuszeństwo, wypowiadając żądane słowo, a następnie stęknął pod ciężarem ciała Roystona i pod wpływem jego nieustępliwego kutasa - czy to z bólu, czy z rozkoszy - Royston wpadł w szał i zaczął pieprzyć go jeszcze mocniej, mrucząc i warcząc mu do ucha, nazywając go każdym wulgarnym określeniem ze swojego repertuaru.
- Ty pierdolona, mokra dziwko. Rozkładaj nogi. Szerzej, suko! Szerzej! O taak, obejmij mnie nimi i weź go. Do jasnej cholery - weź go. Patrz na mnie, dziwko, albo stłukę cię do nieprzytomności.

Royston uwielbiał widzieć równocześnie agonię i pragnienie w oczach swojej słodkiej zabaweczki. Obnażając swoje pokryte koronkami zęby, zacisnął je tym razem na lewym ramieniu Grega i wgryzł się mocno, aż zęby przeszły przez skórę i popłynęła krew. Tym razem Greg jedynie zakwilił, i był to dźwięk tak doskonały, że Royston niemalże doszedł w tym samym momencie.

Zapatrzył się na to świeże, krwawiące ugryzienie, ubóstwiając widok tego zaborczego piętna na złotej skórze swojego kochanka. Jeszcze mocniej pchnął biodrami, kołysząc łóżkiem w przód i w tył, aż House zadrżał i doszedł, krzycząc posłusznie ogarnięty agonią i uniesieniem tego zadziwiającego fizycznego miejsca, do którego doprowadził go Royston. Leżąc pod nim, House uniósł biodra i drgnął konwulsyjnie, i Royston spuścił się w jego wnętrzu w dokładnie tej samej chwili.
- Jestem jak pierdolony gejzer w twoim ciasnym tyłku. Po dzisiejszym wieczorze zabierzesz ze sobą do domu cały cholerny galon mojej spermy.
Dziekan nie przerywał szaleńczych pchnięć, dopóki nie opróżnił zupełnie swoich jąder, a jego kutas zrobił się zbyt miękki, by nadawać się jeszcze do czegokolwiek.

House czuł, jak jego własny wyczerpany penis wiotczeje, a przejmujące pustką doznanie spełnienia w jego genitaliach oraz szczypiący ból w jego ramieniu bledną, powoli zanikając. Zaczekał, aż Royston skończy swoje krytyczne przemówienie, wygłaszane po to, by gruntowne poniżyć tego, którego dopiero co brutalnie zgwałcił, a następnie stoczy się z niego na łóżko. Potem nastąpiła rutynowa procedura: prysznic, który Royston brał jako pierwszy, a następnie oczywiście pierwszy wychodził z pokoju.

Gdy tylko został sam, House doprowadził się do porządku, szorowaniem pozbywając się z siebie odoru drugiego mężczyzny, po czym z powrotem zakopał się w pościeli hotelowego łóżka. Skoro Royston zapłacił za całą noc, to on równie dobrze mógł z tego skorzystać. Nie chciał wracać do domu tej nocy. Możliwe, że Wilson będzie go tam szukał, a on nie mógł spotkać się z nim kolejny raz. Wilson był bezpieczniejszy, kiedy jego nie było w pobliżu.

Tego wieczoru seks był gwałtowny i przesycony gniewem, do czego obaj przyczynili się w równym stopniu. Jeżeli Royston zamierzał go wykorzystywać, to on odwzajemni mu się tym samym, wykorzystując go dla własnej przyjemności. House zamknął oczy i w mniej niż minutę odpłynął w nieświadomość.

Tej nocy spał jak dziecko.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 23:08, 29 Mar 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narcyza
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:30, 29 Mar 2011    Temat postu:

Richie, jesteś niesamowita. Wybrałaś chyba najbardziej frustrujący fik, jaki tylko powstał!

Frustrujące jest to, że nikt, absolutnie NIKT nie domyśla się, co się naprawdę dzieje. I to, że House nie może zrobić nic, aby powstrzymać to, co R. z nim robi.

Nie mogę się doczekać końca, rly.

Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:26, 29 Mar 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
*wysyła trochę własnej silnej woli na pomoc w walce z pokusą*


Dzięki


Richie117 napisał:
Co to za klub? Niepełnosprytnych?


Taa, to coś dla mnie
Ale się teraz głupia poczułam Przecież to takie oczywiste było... no bo jak można uwierzyć w to, że seks z Roystonem ma jakieś pozytywne aspekty, a tym bardziej, że działa na House'a jak środek przeciwbólowy


Cytat:
To było dawno temu. Obaj byliśmy pijani.



Czemu Wilson jest taki ślepy, no czemu? Biedny House, gdy tak się dopytywał, czy Wilson go kocha to było takie straaasznie smutne

Ale ta przygoda sprzed lat... interesujące

Cytat:
House, nawet gdybym chciał... zrobić to z tobą, to jestem żonaty.


Mógłby sobie wymyślić lepszą wymówkę Jakoś gdy zdradza żony z kobietami, nie jest to żadna przeszkoda.

Richie117 napisał:
House zamknął klapkę telefonu, wspiął się na swój motocykl i odjechał


Szacun, że potrafi jeździć w takim stanie i wyjść z tego w jednym kawałku

Czy tylko mnie przy tych "dirty talks" Roystona robi się niedobrze?

Weny (żeby nie nadwyrężać mojej silnej woli i cierpliwości )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 20, 21, 22  Następny
Strona 4 z 22

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin