Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Gimme more of your love [35 A / 44] s. 55
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 17, 18, 19 ... 67, 68, 69  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Pytam tak z ciekawości... Co miałoby być?
chłopiec
49%
 49%  [ 37 ]
dziewczynka
50%
 50%  [ 38 ]
Wszystkich Głosów : 75

Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:37, 11 Paź 2008    Temat postu:

anyway - cieszę się, że trafiłam w Twój (spaczony ) gust.
Jimmy wreszcie powie... ale i tak może być "nieciekawie"

***

motylek - już niedługo się dowiesz

***

Pattyczak - wspomnienie o rosnącym brzuszku wywołało wielki uśmiech na mojej twarzy

***

Sukebe - za kilka miesięcy House będzie miał aż nadmiar Jimmy'ego do kochania (o ile wcześniej nie ucieknie z krzykiem)

***

Em. - ja mam wrażenie, że z odcinka na odcinek korniczki coraz bardziej tracą styl, w którym pisały na początku. Absolutnie się nie obrażam, ale się dziwię, że można MNIE posądzić o cukierkowatość Ale mam nadzieję, że jeszcze zrobi się słodko

Twoja interpretacja sceny w gabinecie... WoW...czytam jak zahipnotyzowana O.O
Bo właściwie korniczki nie myślały o tym, kiedy ją pisały, ale ostatecznie masz rację (teoretycznie). No i jeżeli faktycznie wszystko się skończy kiedy, jak House się dowie, to Jimmy'emu zostanie jeszcze dziecko

Em., ja kocham Twoje komentarze Bo dostrzegasz to, co jest pod powierzchnią Dzięki Tobie czuję się jak jakiś Mickiewicz (tzn podejrzewam, że tak właśnie by się czuł, gdyby żył). Prooooszę, pisz częściej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:11, 11 Paź 2008    Temat postu:

Richie117 napisał:
anyway - cieszę się, że trafiłam w Twój (spaczony ) gust.

A pewnie, że spaczony!
No wnioskując z naszej wczorajszej rozmowy faktycznie, może być "nieciekawie"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marengo
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 28 Lip 2008
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:35, 11 Paź 2008    Temat postu:

Nadal nie miał pojęcia, jak ma powiedzieć swojemu przyjacielowi, że spodziewa się dziecka,
On nie tylko spodziewa się dziecka, on spodziewa się dziecka House'a! Chciałabym zobaczyć minę House'a, gdy się o tym dowie xD.

i teraz musiał zadowolić się zieloną herbatą, której pobudzające działanie było mocno przereklamowane.
Trzeba włączyć sobie odpowiednią, rozbudzającą muzykę, pomaga .

Wilson uśmiechnął się lekko. - Nawet się nie domyślasz... - mruknął w odpowiedzi i...
O tak, to było świetne. Oby tak dalej, Wilson, a nie będziesz musiał się przejmować tym, jak poinformować House'a o ciąży, bo wypaplasz to przez przypadek .

Był już niemal za drzwiami, kiedy usłyszał za sobą głos House'a: - Mam nadzieję, że wieczorem też mnie czymś zaskoczysz...
Właśnie, kiedy Wilson zaskoczy tym House'a? xD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez marengo dnia Sob 17:36, 11 Paź 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:45, 11 Paź 2008    Temat postu:

anyway, taaak, opowiedz wszystko ze szczegółami

***

Marengo napisał:
Chciałabym zobaczyć minę House'a, gdy się o tym dowie xD.

powiem kornikom, żeby zamieściły jak najdokładniejszy opis

Marengo napisał:
Trzeba włączyć sobie odpowiednią, rozbudzającą muzykę, pomaga .

może od razu wstawić pianino do biura i zaprosić House'a??

Marengo napisał:
O tak, to było świetne. Oby tak dalej, Wilson, a nie będziesz musiał się przejmować tym, jak poinformować House'a o ciąży, bo wypaplasz to przez przypadek .

taaak, korniki są zue
przecież Wilson już wspominał, że przy House'ie nie potrafi utrzymać języka za zębami (dosłownie i w przenośni )

Marengo napisał:
Właśnie, kiedy Wilson zaskoczy tym House'a? xD

w części 18.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marengo
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 28 Lip 2008
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 23:57, 11 Paź 2008    Temat postu:

Richie117 napisał:
może od razu wstawić pianino do biura i zaprosić House'a??
A może od razu House będzie w nieprzyzwoitym stroju? Zadziała na 100% xD. Wiesz, myślałam o czymś niewinnym, w stylu Nightwish czy coś xD.

Cytat:
w części 18.
Jupi, nie mogę się doczekać .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:58, 17 Paź 2008    Temat postu:

(Katty, gdzie jesteś i czemu się nie dopisałaś pod 17 'a'???)

***

Cytat:
Tęskniliście? Wiem, że bardziej za Gimme, niż za mną, ale co tam

no to już wrzucam i biegnę dalej Enjoy


Z dedykacją dla wszystkich, którzy się o mnie martwią


Part 17 'b'


- Kiedy chciałem, żebyś wieczorem mnie czymś zaskoczył, nie miałem na myśli migreny – powiedział z niezadowoleniem House, siadając za kierownicą samochodu Wilsona.

Onkolog westchnął i wsunął się na miejsce pasażera. - Już ci mówiłem, że to nie jest migrena...

- Pewnie. A ja używam laski, bo to doskonały magnes na panienki – mruknął House, odpalając silnik.

- W takim razie powinni ci zwrócić pieniądze – ten egzemplarz ma całkiem przeciwne właściwości – Wilson uśmiechnął się, pomimo nieprzyjemnego tętnienia w głębi czaszki.

House spojrzał z namysłem na swoją laskę, a potem przeniósł wzrok na swojego przyjaciela. - Nie jestem tego taki pewien... Zobaczmy: gotujesz, prasujesz, sprzątasz, używasz suszarki do włosów, cierpisz na migreny... Może jednak laska działa jak trzeba, tylko z tobą jest coś nie tak?

Onkolog przewrócił oczami, krzywiąc się lekko z bólu. - Możemy zastanowić się nad operacją zmiany płci, kiedy dojedziemy do domu? Nie chcę podejmować życiowych decyzji na szpitalnym parkingu...

- Ale obiecujesz, że to przemyślisz? - zapytał z udawaną nadzieją House. - Potem moglibyśmy wziąć ślub i założyć prawdziwą rodzinę...

Wilson poczuł, że się czerwieni i w ostatniej chwili powstrzymał się, przed położeniem ręki na swoim brzuchu. Naprawdę chciał, żeby House mówił o tym poważnie – oczywiście z wyjątkiem tej części o operacji zmiany płci.

- Możemy już jechać? - zapytał w końcu, pocierając dłonią oczy. - Chciałem odpocząć przed kolacją, żeby potem zająć się papierkową robotą...

- A nie wolałbyś zająć się czymś innym? - House teatralnie zatrzepotał rzęsami i położył dłoń na udzie Wilsona.

Onkolog prychnął cicho. - Moje preferencje nie mają z tym nic wspólnego. Za to Cuddy chętniej zobaczy bilans tego miesiąca, niż sprawozdanie z tego, co robimy po godzinach...

House postukał się z namysłem w brodę. - Nie byłbym tego taki pewien... Widziałeś, jak czasem na nas patrzy?... Może powinniśmy ją kiedyś zaprosić? - zapytał z diabelskim uśmieszkiem.

- Brzmi świetnie. Pomoże mi pozmywać naczynia po kolacji... - Wilson potarł dłonią kark, marząc tylko o tym, żeby House wreszcie ruszył z tego cholernego parkingu.

House skrzywił się z niesmakiem. - Jimmy, potrafisz zepsuć najlepszy pomysł... Lepiej zabiorę cię do domu, zanim przyjdzie ci do głowy, że powinieneś jeszcze pożegnać się ze swoimi pacjentami.

- Nareszcie – mruknął Wilson i przymknął oczy, kiedy samochód w końcu ruszył z miejsca.

Wilson ze zdziwienie stwierdził, że musiał zasnąć po drodze, bo House dźgnął go łokciem w bok, gdy zaparkował tuż przed drzwiami swojego mieszkania.

- Dobrze, że dałeś mi kluczyki – w przeciwnym razie skończylibyśmy na pierwszej latarni – zakpił diagnosta, gdy Wilson pocierał obolałe miejsce, w które trafił go House.

- Dobrze, że przy twoich zdolnościach dojechaliśmy do domu w jednym kawałku – odgryzł się Wilson. Wysiadł z samochodu i nie czekając na House'a, ruszył do drzwi.

Ból głowy nie zelżał, a nawet nasilił się odrobinę i onkolog zaczął zastanawiać się, czy nie powinien sięgnąć po swoje leki na migrenę. Szybko jednak zrezygnował z tego pomysłu – wprawdzie badania kliniczne nie wykazały szkodliwego działania sumatryptanu na przebieg ciąży, ale gdyby mimo to coś się stało, nigdy by sobie tego nie wybaczył. Zamiast leków przeciwbólowych – gdy już przebrał się w t-shirt i spodnie z dresu – wyciągnął z dna swojej szuflady z bielizną buteleczkę tabletek od Browna i połknął szybko ostatnie dwie, przewidziane na ten dzień. Obawiał się, że zawarta w nich dawka hormonów tylko pogorszy jego samopoczucie, ale przecież nie miał wyjścia.

Kiedy wrócił do salonu, zauważył, że jego przyjaciel zdążył już nalać sobie podwójną whisky (może nawet wypił już jednego drinka) i ze szklaneczką w ręce sadowił się przy fortepianie.

- Nie masz nic przeciwko? - zapytał diagnosta, wystukując jedną ręką kilka tonów.

Wilson uśmiechnął się, słysząc spokojną melodię. - Wiesz, że uwielbiam, kiedy grasz...

- Wiesz, że uwielbiam, kiedy to mówisz... - House odwrócił się na moment, posyłając mu rozbawione spojrzenie i nie odzywając się już ani słowem, zaczął grać.

Onkolog ułożył się na kanapie, wsuwając jedną rękę za głowę, a drugą kładąc na brzuchu, zadowolony, że znajduje się poza zasięgiem wzroku diagnosty. Pomimo pulsującego bólu pod czaszką, zaczął myśleć, że melodia, która właśnie wypełniała pokój, mogłaby być doskonałą kołysanką dla ich dziecka, i jak wspaniale byłoby, gdyby jego kochanek dołączył teraz do niego na kanapie, wiedząc o ciąży i akceptując decyzję Wilsona.

Wilson ledwie zauważył, że House przerwał na moment grę, kiedy poszedł nalać sobie kolejnego drinka. Przegapił też chwilę, kiedy przykrył oczy ramieniem, bo nawet przyćmione światło salonu, przedostające się przez zamknięte powieki przyczyniło się do nasilenia bólu. W końcu jednak pulsowanie w okolicach skroni osiągnęło punkt krytyczny i Wilson stwierdził, że jeśli za chwilę nie położy się do łóżka, nie będzie w stanie o własnych siłach dostać się do sypialni.

Krzywiąc się z bólu, otworzył oczy i usiadł na kanapie. Gdy uznał, że zdoła zachować równowagę, stanął na nogi i wolno powlókł się w kierunku sypialni, czując na plecach współczujące spojrzenie House'a.

Położył się do łóżka, ale wiedział, że nie uda mu się prędko zasnąć. Wsłuchiwał się w dobiegającą z salonu cichą muzykę i miał nadzieję, że House nigdy nie przestanie grać, bo w jakiś sposób koncentracja na ulotnych dźwiękach pozwalała mu zapomnieć o bólu.

Nie wiedział, ile to trwało, ale gdy w mieszkaniu zaległa cisza, poczuł się lekko zawiedziony. Chwilę później drzwi do sypialni otworzyły się cicho i Wilson usłyszał znajome kroki zbliżające się do łóżka.

House usiadł i położył swoją chłodną dłoń na karku onkologa.

- Wziąłeś swoje leki? - zapytał cicho, zataczając palcami niewielkie kółka na skórze swojego kochanka. Wilson ledwie zauważalnie skinął głową. - Jeżeli do tej pory nie zaczęły działać...

- Dajmy im jeszcze chwilę – wymamrotał Wilson.

- Leżysz tu już od dwóch godzin – zauważył House, a onkolog wzdrygnął się lekko. Nie miał pojęcia, że minęło tyle czasu. - Może powinienem pojechać po coś mocniejszego?

- Nie! - zaprotestował Wilson i jęknął, czując mocniejsze pulsowanie w skroni. Powinien był przewidzieć, że House wpadnie na taki pomysł, a przecież jakiekolwiek leki mogły zaszkodzić dziecku...

Dłoń na jego karku znieruchomiała i Wilson wyczuł zdumienie House'a na tę gwałtowną reakcję.

- Nie chcę brać innych leków bez konsultacji z lekarzem – powiedział, starając się zabrzmieć spokojnie. - Z moim lekarzem... - podkreślił. - A poza tym nie chcę, żebyś jechał do szpitala w taką pogodę...

House prychnął cicho. - Mogę zadzwonić do Cuddy... - zaczął, ale Wilson odwrócił głowę w jego kierunku i diagnosta pomimo ciemności mógł stwierdzić, że jego przyjaciel patrzy na niego spojrzeniem mówiącym „Nie podchodzę do leków przeciwbólowych tak jak ty”. Wiedział, że jest to jeden z tematów, na który Wilson nie miał zamiaru dyskutować, więc bez słowa ponownie zaczął delikatnie masować kark swojego kochanka.

- Słyszałem, że seks to doskonałe naturalne lekarstwo na migrenę – powiedział, kiedy Wilson odprężył się trochę pod jego dotykiem.

Wilson westchnął. - Nie seks, tylko orgazm – odparł, nie dbając o to, że poduszka tłumi częściowo jego słowa. - Jeśli zechcesz zająć się wszystkim i to mi pomoże, będę dozgonnie wdzięczny...

- Chyba nie jestem aż tak dobry – mruknął z rezygnacją House. - A poza tym nigdy szczególnie nie wierzyłem w naturalne metody – diagnosta pochylił się, żeby pocałować swojego kochanka w skroń i wstał.

- Dokąd idziesz? - Wilson miał nadzieję, że w jego głosie nie słychać niepokoju, który znów zaczął go ogarniać. - Nie chcę, żebyś dzwonił do Cuddy... - to zabrzmiało niemal błagalnie, ale onkolog miał to gdzieś.

House przewrócił oczami. - Odpręż się, Jimmy, idę tylko do łazienki. Zaraz będę z powrotem.

Wilson nasłuchiwał uważnie, czy jego przyjaciel nie wraca do salonu, ale usłyszał tylko ciche skrzypnięcie łazienkowych drzwi.

Diagnosta wrócił po kilku minutach, przebrany w biały t-shirt i spodnie od piżamy. Laska stuknęła cicho o szafkę przy łóżku, zagrzechotał vicodin w pojemniku, kiedy House połykał swoją ostatnią tabletkę przed snem, a w końcu materac poruszył się lekko, gdy diagnosta wsuwał się pod koc po swojej stronie łóżka.

Wilson leżał nieruchomo, zastanawiając się, czy jego przyjaciel rzeczywiście odpuścił w sprawie silniejszych leków. To nie było w jego stylu – za to całkowicie House'owe byłoby uśpienie czujności Wilsona i wbicie mu igły w tyłek w najmniej spodziewanym momencie. Onkolog znał House'a wystarczająco długo, by wiedzieć, że taka możliwość jest więcej niż prawdopodobna.

Pomimo tego, że pozycja w jakiej się ułożył bardzo mu odpowiadała, Wilson wiedział, że musi odwrócić się twarzą do House'a – ze względu na dziecko musiał mieć pewność, że jego kochanek nie zrobi niczego bez jego wiedzy. Wziął głęboki oddech i powoli, ostrożnie zaczął odwracać się na drugi bok. Ze zdziwieniem spostrzegł, że jego twarz od twarzy House'a dzieli tylko kilka centymetrów – nie miał pojęcia, że jego kochanek przysunął się tak blisko niego.

House spojrzał spod przymkniętych powiek na onkologa, a potem otoczył jego barki ramieniem i przyciągnął go bliżej do siebie. Głowa Wilsona opadła na poduszkę House'a. Diagnosta podniósł się odrobinę, żeby musnąć wargami czoło swojego kochanka, a wtedy ręka Wilsona niemal sama powędrowała na plecy diagnosty i Wilson wtulił się w niego najmocniej jak umiał. Onkolog nie mógł tego widzieć, ale czuł, że jego kochanek się uśmiecha.

„Jeżeli House potrafi być czuły i delikatny w stosunku do małych dzieci, chorych szczurów i do mnie, to może nie będzie aż tak źle, kiedy mu powiem o ciąży...”, pomyślał Wilson, powoli zapadając w długo oczekiwany sen.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karola
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 215
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:32, 17 Paź 2008    Temat postu:

Piekne, lubie gdy House pokazuje swoja ludzka strone, maly off-top zadedykowalam ci swoja miniaturke:) Pozdrawiam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:57, 17 Paź 2008    Temat postu:

boję się, że trochę przesadzam z tą ludzką stroną, ale co tam

wiem, widziałam, czytałam, skomentuję później, ale już teraz dziękuję


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:40, 17 Paź 2008    Temat postu:

Richie napisał:
Wilson westchnął. - Nie seks, tylko orgazm

Aaa!
!!!
Richie wróciiiiła! *cieszy się jak głupia* Ojejejej! Richie , kochana, jak się masz, jak się czujesz? (Bo po zacytowanym fragmencie widzę, że poczucie humoru i inwencja twórcza w normie. ) Skarbie, primo - mam nadzieję, że dobrze z Tobą.

Secundo - część wspaniała. Kwintesencja urokliwości, lukrowatości i fluffu. Troskliwy i opiekuńczy House to coś wspaniałego. Przewrażliwiony Wilson ze swoimi stalowymi tekstami takoż. Ach, cudowne! Owszem, tęskniłam za "Gimme..." (nie wiem jakim cudem przegapiłam 17a! *kaja się*), ale za Tobą tęskniłam bardziej.

Już nigdy więcej nam nie choruj i nie znikaj.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Pią 19:59, 17 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:50, 17 Paź 2008    Temat postu:

Katty, jak napisałam przed chwilą w innym miejscu, niemal nie utknęłam na oddziale psychiatrycznym... przez Ciebie i Nalan
Nadal trochę bolą mnie plecy, ale ogólnie jest bardzo okej (zacytowany fragment powstał jeszcze przed szpitalem, a poza tym inwencji mojej w nim nie ma, bo znalazłam taką informację na jednej ze stron poświęconych migrenie ale cieszę się, że się podoba ) Słonko, primo - też mam taką nadzieję, ale raczej wątpię

Secundo - musiałam się wyszaleć, bo może to ostatnia taka część na baaardzo długo? Ale skoro obiecałam happy enda, to "troskliwy i opiekuńczy House" się jeszcze pojawi I tekstów i zagrywek Wilsona też nie zabraknie I tak JA bardziej tęskniłam (ale za Tobą, bo za angstami nie miałam czasu się stęsknić... nawet w szpitalu mnie dopadły )

Postaram się nie chorować na nic nowego, a znikanie... no cóż, z własnej woli nie zniknę...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:04, 17 Paź 2008    Temat postu:

*myzia energicznie* No ja mam nadzieję, że z własnej woli to nam nie znikniesz, bo nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak tu... creepy bez Ciebie. A inwencji twórczej od groma, cała reszta to tylko research.

I nieprawda, bo ja tęskniłam BARDZIEJ. Tęskniłam tak bardzo, że wymyśliłam dla Ciebie fluffa i porządnego gen/bromance, o.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:26, 17 Paź 2008    Temat postu:

Richie, czytając tę część, chciałam powybierać najciekawsze momenty, by je potem dogłębnie skomentować, ale w połowie doszłam do wniosku, że to nie ma sensu, gdyż musiałabym kopiować co drugie zdanie.
Nie wiem, co w tym parcie () jest takiego wyjątkowego, ale przypadł mi do gustu najbardziej ze wszystkich częsci Gimme... (a zauważ, że wszystkie części Gimme... BARDZO przypadły mi do gustu) ^^
Nie zdobędę się na ambitniejszy komentarz.
Pięknie opisujesz chłopców i ich uczucia.
I bardzo się cieszę, że już jesteś z nami
pozdrawiam, a.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:57, 17 Paź 2008    Temat postu:

część taka romantyczna, pełna ciepła . taak sielanka .dobrze ze wróciłaś

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:19, 17 Paź 2008    Temat postu:

trzymasz poziom Richie .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:49, 17 Paź 2008    Temat postu:

Katty...
*czuje się energicznie pomyziana*
jej, skoro było tak strasznie, bo zniknęłam na TRZY dni, to zaczynam się cieszyć, że forum w tym czasie nie upadło tiaaa... Inwencja twórcza faktycznie dała o sobie znać, bo widzę, jak daleko to wszystko zboczyło z zamierzonego kursu...

O! no to ja się cieszę
Może powinnam częściej znikać, skoro tęsknota tak pozytywnie na Ciebie działa?


***

anyway - mogłaś kopiować... dowiedziałabym się, które co drugie zdanie tak Cię zachwyciło
Też nie wiem, czemu akurat ta część wydaje Ci się taka wyjątkowa... Jak dla mnie, to zaledwie klasa średnia
ciekawam, czy kolejne części również przypadną Ci do gustu...
też bardzo się cieszę z powrotu... ale ilość pracy, jaka na mnie spadła lekko mnie przytłacza...
buziaczki

***

motylek - mam nadzieję, że tego ciepła wystarczy, kiedy spadnie temperatura uczuć


***

ceone - dzięki dobrze, że tak myślisz, bo ja mam czasem wątpliwości...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:59, 17 Paź 2008    Temat postu:

Co do fluffa to muszę jeszcze informacje do backgroundu zebrać, ale gen/bromance powiniem się wkrótce napisać.

I nie martw się, gdybyś znikneła na dłużej forum pewnie by upadło. XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:07, 17 Paź 2008    Temat postu:

Już się nie mogę doczekać *zaciera łapki*

oh, zaczynam się czuć jak Atlas, dźwigający na barkach cały świat Zrobię co w mojej mocy, żeby w razie konieczności znikać jedynie na krótko


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 8:19, 18 Paź 2008    Temat postu:

Richie napisał:
Jak dla mnie, to zaledwie klasa średnia

I kto tu ma spaczony gust?
Richie napisał:
ciekawam, czy kolejne części również przypadną Ci do gustu...

A to zależy
Richie napisał:
ale ilość pracy, jaka na mnie spadła lekko mnie przytłacza..

dasz radę


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Any dnia Sob 8:19, 18 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pattyczak
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 19 Sie 2008
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:10, 18 Paź 2008    Temat postu:

It's okay to think about your fik
Uwielbiam goo, kocham KOCHAM!
Give me more your fik!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
*Madziula*
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Sob 16:29, 25 Paź 2008    Temat postu:

aaaaaaaa Super
jak zwykle przeczytałam hurtowo kilka ostatnich części i strasznie mi się podoba już nie mogę się doczekać kiedy Wilson powie Housowi prawdę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:18, 29 Paź 2008    Temat postu:

tak z ciekawości , kiedy nadejdzie kolejna część z tą zimną temeratura???

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:00, 30 Paź 2008    Temat postu:

Pattyczak, *Madziula*, motylek - już się napisała

***

Cytat:
Wiem, że długo to trwało, ale korniki są uparte i pracują we własnym żółwim... znaczy, korniczym tempie Ale w efekcie wyszedł rozdział na niemal sześć stron, więc chyba im wybaczycie, co???

No więc oto nadeszła wyczekiwana przez wszystkich chwila prawdy... Samą „chwilę” korniki stworzyły przy współpracy Bruno (którą pozdrawiam z całego serduszka, jeśli siedzi gdzieś po drugiej stronie monitora i czyta te słowa )

Wiem, że to marna pociecha po Huddy-kissie, ale mimo wszystko – enjoy!!!



Part 18


Wilson krzątał się po mieszkaniu, zbierając brudne ubrania House'a, które ten rozrzucał z upodobaniem, pomimo godzin, które onkolog poświęcił na upominanie go, żeby tego nie robił. A przynajmniej nie bez powodu. „Żałuj, że nie możesz się zobaczyć, kiedy zbierasz je z podłogi” - usłyszał jednego razu i najzwyczajniej w świecie nie mógł powstrzymać uśmiechu, odczytując komplement, skryty pod tymi słowami.

Teraz też się uśmiechał, chociaż House'a nie było w pobliżu, ani nawet w mieszkaniu. Czuł się lekko jak nigdy – przynajmniej w sensie metaforycznym. Medyczna wiedza podpowiadała mu, że to efekt podwyższonego poziomu hormonów, ale wyjątkowo udany dzień też nie był bez znaczenia.

W nocy spadł śnieg. Wilson domyślił się tego, gdy tylko otworzył oczy i zobaczył, że w sypialni nie jest tak ciemno jak zawsze w jesienne, deszczowe poranki. Sama myśl, że na zewnątrz panuje kilkustopniowy mróz, a on leży w ciepłym łóżku tuż obok House'a, spowodowała szybsze bicie jego serca.

Przesunął się wyżej na poduszce i pocałował swojego śpiącego kochanka w kącik ust. House wydał odgłos niezadowolenia i obrócił się na bok, zabierając ze sobą większą część ich wspólnego koca. Wilson zachichotał bezgłośnie, przytulając policzek do włosów diagnosty.

- Jeśli masz ochotę na szybki numerek z samego rana, lepiej idź na kanapę i sam się obsłuż – głos House'a zabrzmiał tak, jakby dochodził z innego wymiaru.

Onkolog prychnął cicho i musnął wargami kark swojego kochanka. - Jeśli nie masz ochoty na samobójczą jazdę motorem po ośnieżonych ulicach, lepiej żebyś nie spał, kiedy wyjdę z łazienki.

House uchylił jedną powiekę, zerknął za okno, jęknął przeciągle i zatopił twarz w poduszce.

Wilson poklepał go pocieszająco po plecach i poszedł do łazienki.

Diagnosta gderał w trakcie całego śniadania i marudził w drodze do szpitala. Idąc od samochodu do szpitalnych drzwi, Wilson zaczynał się obawiać, że jeszcze chwila, a ten kiepski nastrój zacznie udzielać się również jemu, ale gdy twarda śniegowa kulka trafiła go w tył głowy i usłyszał za sobą znajome chichotanie, sam ledwie się nie roześmiał. Odwrócił się przez ramię i posłał House'owi mordercze spojrzenie, gdy poczuł zimne resztki pocisku wpadające mu za kołnierz. Na diagnoście nie zrobiło to żadnego wrażenia – tak szybko, jak pozwalała mu na to ślizgająca się po zamarzniętym chodniku laska, dołączył do swojego przyjaciela i pocałował go delikatnie w usta, po czym obaj, ramię w ramię, wkroczyli do ciepłego hallu.

Na samo wspomnienie zaskoczonych twarzy ludzi, których mijali, kierując się ku windom, Wilsona zalała fala czułości. To był pierwszy raz, kiedy pracownicy PPTH mieli okazję na własne oczy zobaczyć, że pogłoski o najdziwniejszym związku w historii szpitala są prawdziwe. I w dodatku to House wykonał ten krok, czego onkolog nigdy by się nie spodziewał.

To nie było jedyne pozytywne wydarzenie tego dnia. W południe Cameron zaprosiła wszystkich do kafeterii na małe przyjęcie pożegnalne z okazji swojego ostatniego dnia w pracy przed urlopem macierzyńskim. Wilson wpadł tylko na chwilę, żeby życzyć jej wszystkiego dobrego i zniknął, wymawiając się nawałem pracy na oddziale.

Jednak zamiast wrócić na górę, poszedł do kliniki. Już dwa dni temu powinien wysłać Brownowi drugi komplet wyników badań, ale klinika przeżywała prawdziwe oblężenie ofiar grypy i przeziębienia (nawet Cuddy zamieniła szykowny żakiet na biały fartuch, żeby – jak powtarzał House - „móc pobawić się w lekarza”) i Wilson nie miał szans na kwadrans prywatności w jednym z gabinetów. Teraz jednak administratorka była w kafeterii razem z innymi, więc Wilson nie musiał obawiać się jej dociekliwości. A skoro Cameron przyniosła czekoladowe ciasto domowej roboty, House również nie ruszy się stamtąd, póki nie zniknie ostatni okruszek. Po prostu idealnie. `

Wilson wziął z rąk przemęczonej pielęgniarki kartę pacjenta – a dokładniej: pacjentki – i wszedł do gabinetu, w którym czekała.

Już na pierwszy rzut oka poznał, że kobieta jest ofiarą jesienno-zimowej infekcji. „Czy ludzie naprawdę nie mogą po prostu zostać w swoich ciepłych łóżkach, tylko muszą zawracać głowę lekarzom, którzy i tak mają mnóstwo roboty?”, zastanawiał się Wilson, badając pacjentkę – nie mógł dać po sobie poznać, że chce jak najszybciej pozbyć się jej z gabinetu. Tak czy inaczej, po dziesięciu minutach standardowej rozmowy lekarz – pacjent (przerywanej napadami kaszlu pacjentki i wyrozumiałymi uśmiechami onkologa), Wilson wypisał kobiecie kilka recept i wyprowadził ją z gabinetu.

Gdy został sam, zamknął drzwi na klucz i powoli wypuścił powietrze z płuc. Już trzeci raz robił sobie badania, ale wciąż czuł się trochę nieswojo. Chciał, żeby ktoś (House!) mógł mu w tym pomóc, ale przecież nikt nie wiedział o jego tajemnicy. No i po raz pierwszy robił sobie badania pod koniec drugiego miesiąca... Wydawało mu się, że wszystko jest w najlepszym porządku, ale jeśli się mylił...

Onkolog szybko pobrał sobie krew i przystąpił do badania USG. Poczuł ulgę, widząc, że obraz na monitorze wygląda prawidłowo – żadnych obrzęków, krwawień... niczego niepokojącego. Przesuwał głowicę ultrasonografu, dopóki nie zobaczył na ekranie niewielkiego tworu – zarodka, otoczonego błonami płodowymi. Widok tej niewyraźnej plamki sprawił, że serce Wilsona zabiło mocniej.

- Moje maleństwo... - wyszeptał, uśmiechając się z czułością. W tej chwili niczego bardziej nie pragnął, jak podzielić się z kimś swoją radością, ale wiedział, że z tym będzie musiał jeszcze poczekać.

Niechętnie otrząsnął się z zamyślenia. Wydrukował kilka zdjęć, żeby później wysłać je Brownowi. Gdy skończył, wytarł żel z brzucha, przez chwilę zatrzymując dłoń w miejscu, gdzie pod skórą i mięśniami rozwijało się jego dziecko. Jego i House'a...

Wstał z leżanki, zapiął koszulę, założył krawat i fartuch. Na koniec upewnił się, że w gabinecie nie pozostał żaden ślad jego działalności i wyszedł.

Wilson przyjął jeszcze kilku pacjentów, powstrzymując chęć jak najszybszego opuszczenia kliniki. Nie musiał się spieszyć – laboratorium powinno być puste o tej porze, a nawet gdyby kogoś tam zastał, wciąż mógł powiedzieć, że bada krew pacjentki. Poza tym nie miał ochoty na zamykanie się w swoim biurze – radość, którą czuł, dodawała mu energii i wolał wykorzystać ją do czegoś lepszego, niż wypełnianie zaległych papierków.

Kiedy niemal trzy godziny później usiadł za własnym biurkiem, był już dość zmęczony. Czuł też lekkie mdłości, które nachodziły go o różnych porach dnia od około dwóch tygodni. Wyciągnął z szafki butelkę wody mineralnej i paczkę herbatników, które powinny na jakiś czas uspokoić jego żołądek. Po namyśle wyciągnął również swojego prywatnego laptopa – zdecydował, że wyśle tylko maila z wynikami badań do Browna, a potem wpadnie po House'a i pojadą wcześniej do domu. Cuddy nie powinna mieć nic przeciwko – diagnostyka nie miała obecnie żadnego pacjenta, a on nie musiał siedzieć w szpitalu, żeby uzupełnić karty pacjentów. Plan wydawał się tak prosty, że onkolog myślami już znajdował się na kanapie w salonie House'a.

Diagnosta przeglądał swoją pocztę, gdy Wilson wszedł do jego gabinetu.

- Widzę, że już tęsknisz za Cameron – stwierdził, podchodząc do biurka.

House prychnął cicho i zgarnął wszystkie koperty do kosza na śmieci. - Prędzej ona zatęskni za mną – mruknął. - Po miesiącu będzie miała dosyć bycia kurą domową i zrobi wszystko, żeby jak najszybciej wrócić do pracy – powiedział z pewnością w głosie.

- Jakby opiekowanie się tobą było łatwiejsze od opieki nad niemowlakiem...

- Cameron jest zbyt ambitna na matkę. To MNIE uważa za swoje życiowe wyzwanie – House wyszczerzył zęby w uśmiechu.

Wilson pokręcił głową. - Taa, bo wszystko kręci się wokół ciebie...

Diagnosta podniósł się zza biurka i podszedł do swojego przyjaciela. - Ale z tego wszystkiego liczysz się tylko ty – powiedział, całując go w usta. - Wybierasz się gdzieś? - zapytał, jak zwykle nie pozwalając Wilsonowi nacieszyć się tym momentem intymnej szczerości.

- Do domu – odpowiedział Wilson. - Skończyłem na dzisiaj i miałem nadzieję, że spędzimy miły wieczór przy kominku... Albo przed telewizorem, to bez znaczenia – dodał, widząc kpiące spojrzenie House'a.

- A potem pójdziemy wcześniej do łóżka? - Diagnosta mrugnął znacząco.

- To jest jakiś pomysł... - odparł z namysłem Wilson.

- I pewnie żałujesz, że to nie ty na niego wpadłeś?

- Prawdę mówiąc przyszło mi to do głowy, ale wolałem, żebyś ty to zaproponował...

- Taa, na pewno – zaśmiał się House. - Nie ma sensu zwlekać, skoro czeka nas taki pracowity wieczór – powiedział diagnosta, zakładając kurtkę i zabierając z fotela swój plecak.

Dotarli już niemal do drzwi szpitala, kłócąc się, czy powinni zamówić pizzę czy lepiej chińskie żarcie, gdy dotarło do nich znajome stukanie obcasów.

- House! - Ton Cuddy nie wróżył niczego dobrego. Wilson zatrzymał się natychmiast.

- Ja nic nie zrobiłem – odparł niewinnie diagnosta, zmierzając w stronę drzwi.

Cuddy dogoniła go i złapała za ramię. - Właśnie, nic nie zrobiłeś! Po przyjęciu miałeś być przez dwie godziny w klinice, a nie raczyłeś się nawet pokazać – syknęła z irytacją.

- Pozwolisz jej mnie tak traktować? - jęknął House, szukając pomocy u Wilsona.

Onkolog pokonał dzielący ich dystans kilku kroków i stanął obok swojego przyjaciela. - Cuddy... - zaczął, przybierając prawie błagalną minę. - Dochodzi czwarta... Jeśli pozwolisz nam teraz wyjść, obiecuję, że jutro obaj popracujemy w klinice przez dwie godziny...

House spiorunował go spojrzeniem „Dzięki wielkie”, na co Wilson wzruszył jedynie ramionami. Mimo to Cuddy nie zamierzała ustąpić.

- House. Do kliniki. Natychmiast – powiedziała kategorycznie, odwracając się na pięcie. - Każda minuta zwłoki to jeszcze jeden pacjent, którego będziesz musiał przyjąć – rzuciła przez ramię.

Patrząc na minę House'a, Wilson był pewien, że gdyby jego laska była trójzębem Zeusa, administratorka zamieniłaby się w kupkę popiołu, rażona piorunem. Ale wyraz zaciętości szybko ustąpił miejsca zrezygnowaniu i diagnosta westchnął ciężko.

- Wygląda na to, że muszę iść – powiedział. - Inaczej ta okrutna kobieta spełni swoją groźbę i nie zdążę nawet na ten kawałek z „wczesnym pójściem do łóżka”...

- Byłoby szkoda... - mruknął Wilson.

House roześmiał się krótko i – po raz drugi tego dnia – nie zwracając na nikogo uwagi, pocałował Wilsona w usta.

Kiedy House się odsunął, onkolog zerknął kątem oka na otaczających ich ludzi. Nawet nie przypuszczał, że zmieszane miny pielęgniarek sprawią mu taką przyjemność.

- Wyrwę się stąd tak szybko, jak się da – zapewnił go diagnosta i odszedł, zanim Wilson zdążył wykrztusić choć słowo.

Onkolog kończył sprzątać mieszkanie, zastanawiając się, w jakim humorze jego przyjaciel będzie po powrocie. Nie spodziewał się niczego dobrego. Miał ochotę przekląć Cuddy, że zepsuła mu plany na wieczór w towarzystwie romantycznie nastrojonego House'a. „Chociaż... Może nie wszystko jeszcze stracone? Może jedno z ulubionych dań House'a i odpowiednia ilość piwa zdołają naprawić szkody?”, pomyślał z nadzieją.

Sprawdziwszy zawartość lodówki, Wilson stwierdził, że ma wszystko, co potrzebne do przygotowania spaghetti, które uwielbiał jego przyjaciel – z domowym sosem, pikantnymi pulpecikami i mnóstwem parmezanu. Żałował, że nie ma lodów na deser, ale ostatecznie odpowiednio podany sos czekoladowy powinien wystarczyć, by wprawić House'a w dobry nastrój.

Kończył właśnie przyprawiać sos, gdy usłyszał trzask drzwi wejściowych, a po chwili gniewne kroki House'a, zmierzające prosto do szafki z alkoholem. Wystawił głowę z kuchni i zobaczył, jak jego przyjaciel jednym haustem opróżnia szklaneczkę whisky, nalewa sobie kolejnego drinka i zostawia go razem z pełną butelką na stoliku do kawy. Kiedy House zniknął w korytarzu prowadzącym do sypialni, Wilson wrócił do kuchenki i wyłączył palniki pod garnkami. Miał ochotę wyrzucić wszystko do śmieci i nie pokazywać się diagnoście na oczy, ale postanowił jednak podać mu kolację, licząc na to, że sytuacja nie jest tak zła, na jaką wygląda.

Wszedł do salonu, niosąc w rękach pełne talerze. W międzyczasie stracił apetyt, ale House zirytowałby się jeszcze bardziej, gdyby zobaczył jak Wilson się nim przejmuje. Po odgłosach dochodzących z sypialni poznał, że diagnosta przetrząsa szufladę, szukając swojej zapasowej fiolki vicodinu. „Może jednak jest gorzej, niż mi się wydawało...”, pomyślał z rezygnacją, podchodząc do stolika do kawy.

Kiedy onkolog pochylił się, stawiając talerze, dotarł do niego intensywny zapach alkoholu, pomieszany z aromatem spaghetti. Z przerażeniem poczuł, że jego żołądek skręca się w supeł i podchodzi mu do gardła.

Wyprostował się gwałtownie, oddychając głęboko. Stał tak dwie minuty, ale mdłości tylko się nasiliły, a na jego karku pojawiły się kropelki zimnego potu.

Wilson wiedział, że tym razem nie uda mu się nad tym zapanować. Ruszył do łazienki, ledwie rejestrując fakt, że niemal odepchnął z drogi House'a, który zmierzał w tym samym kierunku.

- Zaraz wyjdę – rzucił, zatrzaskując za sobą drzwi. Odkręcił kran i w ostatniej chwili upadł na kolana przed sedesem.

Kiedy miał wrażenie, że w toalecie wylądowała cała zawartość jego żołądka i być może trochę wnętrzności, usiadł na podłodze i oparł się o chłodną ścianę. Przetarł rękoma wilgotną od potu twarz. Poczuł się odrobinę lepiej. Nie wiedział, jak długo tkwi w tej pozycji, ale stukanie laski o drzwi łazienki wyrwało go z odrętwienia.

- Umarłeś tam?!

Wilson podniósł się z podłogi, spuścił wodę i otworzył drzwi przed diagnostą. Nie patrząc na niego, poszedł do umywalki, żeby wypłukać usta. Usłyszał, jak za jego plecami House rozpina spodnie i załatwia swoją potrzebę. Miał nadzieję, że diagnosta zostawi go teraz samego, ale zamiast tego usłyszał, że House staje za jego plecami. Podniósł wzrok i napotkał w lustrze spojrzenie swojego kochanka. Zdziwił się, że jest ono raczej rozbawione, niż wściekłe.

- Chyba nie myślisz, że po tym – zerknął w stronę sedesu, a potem na bladą twarz Wilsona – odważę się jeść to, co ugotowałeś?

Onkolog odstawił do szafki kubek na wodę, wytarł ręce i miał zamiar wyjść z łazienki, ale zatrzymała go dłoń House'a na jego ramieniu.

- Te twoje eksperymenty kulinarne kiedyś nas wykończą, wiesz? - zakpił diagnosta.

Wilson zrobił niepewny krok w tył, odruchowo podnosząc dłoń do karku.

- To nie tak, House... Ja po prostu... - zaczął, ignorując głos w swojej głowie, wykrzykujący głośne „NIE!!!”. - Jestem w ciąży...

Słowa zawisły przez chwilę pomiędzy dwoma mężczyznami, dopóki chichot diagnosty nie przerwał ciszy.

- To najbardziej absurdalna wymówka, jaką od ciebie usłyszałem – wydusił, między napadami śmiechu.

Wilson przygryzł dolną wargę i opuścił ręce wzdłuż boków, żałując, że nie ma na sobie fartucha, żeby ukryć w kieszeniach trzęsące się lekko dłonie. - Mówię serio, House... - powiedział cicho.

Diagnosta spoważniał niemal natychmiast. - To najgłupszy żart, jaki słyszałem. Lepiej przestań, zanim będę musiał wezwać ekipę z kaftanem bezpieczeństwa...

- To nie jest żart – odparł onkolog, czując ogarniający go strach. - Wtedy, we wrześniu, gdy pojechałem do Chicago... Nie pojechałem tam z powodu znajomej, tylko... Jest tam ośrodek badawczy... - ciągnął chaotycznie, nie wiedząc czy w ogóle powinien to mówić. - Zgłosiłem się do zabiegu... i... tamten lunch w czwartek... To twoje dziecko, House... - dopiero gdy wydawało mu się, że nie zostało już nic do powiedzenia, odważył się spojrzeć w twarz swojego przyjaciela.

Mina diagnosty zmroziła mu krew w żyłach. Zaciśnięte szczęki, wąska kreska ust i zmrużone wściekle oczy sprawiły, że House wyglądał jak uosobienie wulkanu tuż przed erupcją.

- House?... - zapytał niepewnie, dostrzegając, że dłoń zaciśnięta na lasce zaczyna drżeć.

Diagnosta omiótł wzrokiem łazienkę, zdając się nie zauważać spłoszonej postaci onkologa. Ale przecież widział go dokładnie. Przerażone spojrzenie brązowych oczu powiedziało mu, że to wszystko prawda.

- To wiele wyjaśnia – wycedził przez zaciśnięte zęby. - Dlatego nie zrobiłeś cholernego prania?! - wrzasnął, zmiatając lewą ręką zmięte ubrania, leżące na koszu z brudami, wprost pod nogi Wilsona. - I zapomniałeś odłożyć na miejsce przeklętą szczoteczkę do zębów? - chwycił kawałek plastiku z umywalki i cisnął nim w kierunku onkologa.

Rzucony z impetem pocisk trafił Wilsona w policzek. Onkolog zamrugał, próbując powstrzymać napływające do oczu łzy. Poczuł, że jego gardło jest zbyt ściśnięte, żeby mógł powiedzieć cokolwiek... I tak nie miał pojęcia, co by to miało być.

- Co ci, do jasnej cholery, przyszło do głowy?! Zachciało ci się dziecka?! Miałeś w ogóle zamiar mnie o tym poinformować?! - krzyk House'a wwiercał się w mózg Wilsona, stojącego na środku łazienki. - Teraz możesz robić, co zechcesz, tylko wynoś się z mojego domu!!! - laska diagnosty z głośnym trzaskiem uderzyła o wykafelkowaną ścianę.

Wilson stał jak skamieniały, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Nie chciał uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Pragnął cofnąć czas o te kilka minut, zanim z jego ust padły słowa, które to wszystko spowodowały. Żałował, że w ogóle wpadł na pomysł posiadania dziecka. Poczuł, jak pojedyncza łza stacza się po jego policzku i spada na koszulę. Nieprzejednany wyraz twarzy House'a jasno mówił, że wszystko stracone. Spojrzał jeszcze raz błagalnie na swojego kochanka, ale House patrzył gdzieś w przestrzeń za jego plecami, z niemożliwą do zniesienia obojętnością.

Wilson wiedział, że House nie zmieni zdania – nawet kierowany gniewem, mówił to, co naprawdę myśli. Odwrócił się wolno i wyszedł z łazienki, a chwilę później – zbierając po drodze kluczyki do samochodu, swój portfel i płaszcz – z mieszkania House'a.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:59, 30 Paź 2008    Temat postu:

początek cudowny a koniec prawdziwa tragedia. JaK House może wyrzucać Wilsona na takie zimno i w takim stanie. BRutal

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:21, 30 Paź 2008    Temat postu:

Ałimbałej, ałimbałej, ałimbałej, heeej! XD Wyrzucił go, wyrzucił go, ma Wilson za swoje! *dzika radocha* Scena "wyznaniowa" świetna, a ja się szczerzę jak idiota, hej! Jest miodzio. Wilson "lepszego" momentu chyba wybrać nie mógł. ^^ XDDD Boru, ja tu ómieram wesoło! Po takim czymś aż się chce czekać na więcej! (Skoro tyle czekania = coś tak dobrego...) Tak więc... Czekam na więcej!

Cytat:
- To najbardziej absurdalna wymówka, jaką od ciebie usłyszałem – wydusił, między napadami śmiechu.

Absolutnie ulubione zdanie. XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:36, 30 Paź 2008    Temat postu:

Kat, Ty całkowicie niereformowalna osobo...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 17, 18, 19 ... 67, 68, 69  Następny
Strona 18 z 69

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin