Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Gimme more of your love [35 A / 44] s. 55
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 37, 38, 39 ... 67, 68, 69  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Pytam tak z ciekawości... Co miałoby być?
chłopiec
49%
 49%  [ 37 ]
dziewczynka
50%
 50%  [ 38 ]
Wszystkich Głosów : 75

Autor Wiadomość
milea
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: The Mighty Boosh
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:06, 31 Mar 2010    Temat postu:

Powiem szczerze, że dobrze jest odpocząć od ery. Ostatnio odkryłam serial Queer as folk i po 5 sezonach gejowskiego seksu i ostrych scen erotycznych w każdym odcinku, mam dosyć Także jakbyś potrzebowała natchnienia do pisania ery, to serial polecam, pobudza wyobraźnię

A tekst jak zwykle świetny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:39, 31 Mar 2010    Temat postu:

Po przeczytaniu tego rozdziału zaczynam podziwiać stalowe nerwy House'a. Naprawdę musi kochać Wilsona (też mi nowina xD), skoro z takim spokojem znosi jego ciążowo-hormonalne szaleństwa
Teraz to zachowują się już jak stare dobre małżeństwo... Co jest świetne!
Mam tylko nadzieję, że szybko się pogodzą - w przyzwoity, pozbawiony ery sposób


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:53, 01 Kwi 2010    Temat postu:

milea - awwwww, QaF widziałam, widziałam Tylko napisy mnie irytowały (z napiprojekt), bo czasem trafił się taki kwiatek, że wymiękałam ("choroba Kidney'a" )
ale owszem, było inspirująco (wyobraźnia wyobraźnią, ale czasem trzeba na własne oczy zobaczyć, do czego zdolne jest ludzkie ciało)
chociaż i tak bardziej mnie kręcą Hilsonowe fiki


***

Pino napisał:
Po przeczytaniu tego rozdziału zaczynam podziwiać stalowe nerwy House'a.

spoko, odbije to sobie na Chase'ie i Foremanie

Pino napisał:
Teraz to zachowują się już jak stare dobre małżeństwo... Co jest świetne!

co nie zmienia faktu, że jest świetniej, kiedy zachowują się jak para napalonych nastolatków

Pino napisał:
Mam tylko nadzieję, że szybko się pogodzą - w przyzwoity, pozbawiony ery sposób

przekazałam prośbę korniczkom - powiedziały, że to przemyślą

PS. Ależ mnie Twój avek rozprasza


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:09, 01 Kwi 2010    Temat postu:

Richie117 napisał:
co nie zmienia faktu, że jest świetniej, kiedy zachowują się jak para napalonych nastolatków


Ale muszą się w końcu ustatkować (przeklinam dzień, w którym to nastąpi). Posiadanie dzieci zobowiązuje! ;D

Richie117 napisał:
PS. Ależ mnie Twój avek rozprasza


Ja na szczęście już się przyzwyczaiłam. Na początku jak tylko na niego spojrzałam, wybuchałam śmiechem xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 5:05, 02 Kwi 2010    Temat postu:

Pino napisał:
Ale muszą się w końcu ustatkować (przeklinam dzień, w którym to nastąpi). Posiadanie dzieci zobowiązuje! ;D

szkoda, że większość rodziców o tym nie słyszała
IMO chłopakom będzie chyba bardziej zależało na tym, żeby dziewczynki nie mówiły w przedszkolu: "Ale nasi starzy są nudni..."

Pino napisał:
Ja na szczęście już się przyzwyczaiłam. Na początku jak tylko na niego spojrzałam, wybuchałam śmiechem xD

ja ciągle nie mogę zachować poważnej miny I próbuję sobie przypomnieć z którego to epa, bo kilka przychodzi mi do głowy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:24, 02 Kwi 2010    Temat postu:

Richie117 napisał:
IMO chłopakom będzie chyba bardziej zależało na tym, żeby dziewczynki nie mówiły w przedszkolu: "Ale nasi starzy są nudni..."


Biorąc pod uwagę, że to są dzieci House'a (i geny Wilsona niewiele tu pomogą), to czegokolwiek by nie robili, dziewczynki i tak stwierdzą, że są nudni ;D Swoją drogą, zaczęłam się właśnie zastanawiać, kto będzie je odbierał z przedszkola... Przedszkolanki raczej nie polubią Tatusia Grega xD


Richie117 napisał:
ja ciągle nie mogę zachować poważnej miny I próbuję sobie przypomnieć z którego to epa, bo kilka przychodzi mi do głowy


The Changeling. Ale przyznam, że avek nie powstał po obejrzeniu tego odcinka (nawet nie zapamiętałam tej sceny).
http://www.youtube.com/watch?v=bnDHLDHHdzc
Dopiero ten filmik zwrócił moją uwagę na to, co właściwie chłopcy wyprawiają. Uwielbiam ich xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 2:39, 03 Kwi 2010    Temat postu:

Pino napisał:
czegokolwiek by nie robili, dziewczynki i tak stwierdzą, że są nudni ;D

tylko kto im uwierzy, jeżeli dziewczynki będą podjeżdżać pod przedszkole w przyczepce motoru House'a?

Pino napisał:
Swoją drogą, zaczęłam się właśnie zastanawiać, kto będzie je odbierał z przedszkola... Przedszkolanki raczej nie polubią Tatusia Grega xD

całe szczęście, że tak daleko z fabułą nie zamierzam zajść
ale obstawiałabym, że przedszkolanki będą tak szczęśliwe, że ktokolwiek zechciał odebrać te małe diablice wcielone, że będzie im obojętne, czy będzie to Tatuś Greg czy Tatuś Jimmy

...
Mhm, dzięki O tym epie akurat nie pomyślałam Widziałam go może raz czy dwa, bo jest w dolnej dziesiątce na moim rankingu wszystkich epów ST TOS.
...
poza tym... gaaad, noł noł noł!!! StarTrekowy slash to chory pomysł


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:51, 03 Kwi 2010    Temat postu:

Richie117 napisał:
całe szczęście, że tak daleko z fabułą nie zamierzam zajść


Myślę, że nikt by się nie obraził gdybyś zmieniła zdanie

Richie117 napisał:
ale obstawiałabym, że przedszkolanki będą tak szczęśliwe, że ktokolwiek zechciał odebrać te małe diablice wcielone, że będzie im obojętne, czy będzie to Tatuś Greg czy Tatuś Jimmy


Ach, Tatuś Greg i Tatuś Jimmy
Chyba nikt, nawet przez moment, nie pomyślał, że ich dzieci będę grzeczne i uczynne... Wilson skończy z 'trzema House'ami' w domu? xD Wydaje mi się, że nie będzie jednak aż tak źle. Kiedy chce, też potrafi postawić na swoim. Może nawet nauczy je sprzątać po sobie? Tatuś Greg byłby przerażony... ;D


Richie117 napisał:
Widziałam go może raz czy dwa, bo jest w dolnej dziesiątce na moim rankingu wszystkich epów ST TOS.


Gdybym miała kiedyś ułożyć dziesiątkę, chyba nie znalazłby się w niej. Ale to tylko dlatego, że mam zbyt dużą słabość do innych odcinków xD

Richie117 napisał:
gaaad, noł noł noł!!! StarTrekowy slash to chory pomysł


Niestety nie mogę się zgodzić. StarTrekowy slash to cudowny pomysł Poważnie, Kirk i Spock to od jakiegoś czasu moja ulubiona para. Tym bardziej, że zarówno w serialu jak i późniejszych filmach znajduje się strasznie dużo scen wskazujących na to, że coś naprawdę między nimi jest. Sam Roddenberry to sugerował xD Podobno nawet samo słowo 'slash' po raz pierwszy zostało użytego, w wiadomym kontekście, właśnie w stosunku do nich... K/S ma swoich wiernych fanów już od lat 60tych
Nie wiem, czy rozpoczęcie tego tematu było dobrym pomysłem xD

Dziewczyny, zrobił się tu 'mały' offtop, dlatego dyskusję o Star Trek'u przeniosłam do działu Entertainment - link tutaj.

Este


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pino dnia Sob 9:52, 03 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:05, 03 Kwi 2010    Temat postu:

Boże, Star Trek O.O
*oddycha głęboko*
mam dość, dzisiaj słuchałam o tym dobre trzy godziny

Cytat:
Zegarek przy łóżku wskazywał znienawidzoną godzinę już-prawie-pora-wstawać

Dam się pociąć najlepszemu chirurgowi, by móc coś takiego poczuć, serio.
W ogóle nie śpię, więc takie 'spaćjaknajdłużejmożna' by mi się przydało ;x

Cytat:
Vicodinu

VICODIN!
Jezu, nowy House jest dla mnie świetny, nie ukrywam. Ale Vicodiiiin Tęskno

Wilson zachowuje się idiotycznie. Niech rodzi, albo niech staje się Wilsonem, który jest miły, kochany, przytulaski.

Jeeej. Ja nienawidzę, jak cokolwiek mnie tknie, co nie jest moje, współczuję więc House'owi kichnięcia na niego xD (swoją drogą, wkurza mnie ta odmiana jego nazwiska, piszę szybko i gubię samogłoski xD).

Wilsona trzeba kopnąć w jego ciążowy tyłek, o. Koniecznie.


Wena!
A ja idę wreszcie sprzątnąć trochę mój pokój


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:08, 04 Kwi 2010    Temat postu:

Cytat:
to Wilson nauczył House'a, żeby nie rozrzucał rzeczy po całym mieszkaniu... póki co, osiągnął częściowy sukces


Jak dla mnie, House mógłby za każdym razem, kiedy przychodzi do domu, improwizować striptiz pomiędzy drzwiami wejściowymi a blatem kuchennym/sypialnią/łazienką Wilsona. A co

Cytat:
musiałam się ograniczyć, żeby nie robić plagiatu


Jakby nie mógł po prostu spotkać brytyjskiej reprezentacji w Światowych Homoseksualnych Mistrzostwach Piłki Nożnej, która dotransportowała by go bezpiecznie do domu. I została, jako pomoc domowa/kucharze/ogrodnicy/dekoratorzy wnętrz/niańki. Wtedy House i Wilson mogliby zająć się czymś ważniejszym, o.

Cytat:
Póki co, moja radosna wena wciąż jest w śpiączce, po tym jak została trafiona fikiem 333, więc to wszystko JEJ wina i do niej proszę kierować reklamacje


*podkula wyimaginowany ogon i chowa się pod stół, co wygląda głupio*
Nie-ee moja! ;_; I tak powstrzymałam się przed wrzuceniem super-smutnego drabble'a! Zamiast tego piszę całkiem neutralne, zaplanowane na szczęśliwe zakończenie, sci-fi!

Cytat:
Przepraszający uśmiech młodszego mężczyzny ewoluował na dwie sekundy w idealne 'o' zaskoczenia, by na koniec przybrać postać zaciśniętej z wściekłości linii warg


Sprawiłaś, że to zobaczyłam!
House przegiął, tym razem *bezczelnie pomija fakt, że wg niej samej to powinno jak najszybciej ewakuować się z wnętrza Wilsona na świat, najlepiej do jakiegoś przytulnego żłobka*

Cytat:
Układając w myślach tekst przeprosin, który nie zabrzmiałby jak przeprosiny, a jednak wyrażał jego skruchę za to, co powiedział


...a ja zawsze myślałam, że to przychodzi mu naturalnie! Teraz nie będę mogła się uwolnić od wizji skupionego House'a, który wymyśla ironiczne odzywki i komentarze

Już myślałam, że się pogodzą! Jesteś niedobra i wspaniała jednocześnie Zrobiłabyś wielką karierę w przemyśle telewizyjnym *przypomina sobie te pełne napięcia spojrzenia z B&B, trwające kilkadziesiąt sekund* Męczysz ich już 32 rozdziały, a ja wciąż nie mam dość!

Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 5:50, 07 Kwi 2010    Temat postu:

Pino napisał:
Myślę, że nikt by się nie obraził gdybyś zmieniła zdanie

hmm... kid!fiki są BARDZO nie moją działką Ale kto wie, co wena przyniesie? Zawsze ewentualnie będę się mogła posłużyć doświadczeniami z moim owczarkiem Serio, jego zachowaniem mogłabym zilustrować całą psychologię wychowawczą

Pino napisał:
Wilson skończy z 'trzema House'ami' w domu?

coś w ten deseń A przynajmniej jeśli chodzi o zdolność owej trójki do owijania sobie Jimmy'ego wokół palca

Pino napisał:
Może nawet nauczy je sprzątać po sobie?

tjaaa.... "Albo posprzątacie, albo schowam wasze GameBoye (może je też straszyć zóą Cuddy - ten lęk pewnie dziewczynki odziedziczą w genach)

Pino napisał:
Gdybym miała kiedyś ułożyć dziesiątkę, chyba nie znalazłby się w niej. Ale to tylko dlatego, że mam zbyt dużą słabość do innych odcinków xD

ze względu na liczbę epów, ja po prostu wyznaczyłam obiektywne kryteria i oceniłam wg nich każdy odcinek, a potem wystarczyło poukładać je po kolei W czołówce znalazły się "Shore Leave", "Amok Time", "Miri", "The Naked Time", The Enemy Within", "Journey to Babel", "The Trouble With Tribbles", "The Tholian Web" i "The Empath"

****

Izoch napisał:
W ogóle nie śpię, więc takie 'spaćjaknajdłużejmożna' by mi się przydało ;x


buuu, ja nie mogę zasnąć przez dłuuugi czas, a potem nie potrafię się zebrać, żeby wstać

Izoch napisał:
Jezu, nowy House jest dla mnie świetny, nie ukrywam. Ale Vicodiiiin Tęskno

tesh mi brakuje Vicodinu, tzn House'a z Vicodinem W fikach też

Izoch napisał:
Wilson zachowuje się idiotycznie. Niech rodzi, albo niech staje się Wilsonem, który jest miły, kochany, przytulaski.

give him a brake Jak znów będzie przytulaski albo zacznie się domagać ery w środku nocy, to będziesz chciała, żeby nigdy nie rodził

Izoch napisał:
Ja nienawidzę, jak cokolwiek mnie tknie, co nie jest moje

oł jeee, mnie też Na dodatek mój owczar wydaje się kichać na mnie umyślnie - albo kapać na mnie wodą z miski

Izoch napisał:
Wilsona trzeba kopnąć w jego ciążowy tyłek, o. Koniecznie.

czyżby znów korniczki się wygadały? *patrzy groźnie* bo next time będzie trochę o tyłku Wilsona



***

333 napisał:
Jak dla mnie, House mógłby za każdym razem, kiedy przychodzi do domu, improwizować striptiz pomiędzy drzwiami wejściowymi a blatem kuchennym/sypialnią/łazienką Wilsona.

czyli w skrócie - między drzwiami a Wilsonem? Ok, jestem za - byle Wilson robił to samo

333 napisał:
*podkula wyimaginowany ogon i chowa się pod stół, co wygląda głupio*

i dopsz

333 napisał:
I tak powstrzymałam się przed wrzuceniem super-smutnego drabble'a! Zamiast tego piszę całkiem neutralne, zaplanowane na szczęśliwe zakończenie, sci-fi!

zaczynam się Ciebie bać, serio! naszły mnie takie scenariusze sci-fi, że znów przyśnią mi się koszmary (z Czejsem w roli głównej) *ucieka z krzykiem*

333 napisał:
Sprawiłaś, że to zobaczyłam!

*jupi* kilkanaście godzin myślenia nad tym zdaniem nie poszło na marne

333 napisał:
*bezczelnie pomija fakt, że wg niej samej to powinno jak najszybciej ewakuować się z wnętrza Wilsona na świat, najlepiej do jakiegoś przytulnego żłobka*

do pieciogwiazdkowego żłobka z internatem? ^_^ Spoko, to jeszcze znajdzie niecne wykorzystanie, póki jest tam, gdzie jest

333 napisał:
...a ja zawsze myślałam, że to przychodzi mu naturalnie!

bo tak jest, najczęściej Ale mając do czynienia z Wilsonem-w-ciąży House musi się trochę powysilać

333 napisał:
Już myślałam, że się pogodzą! Jesteś niedobra i wspaniała jednocześnie

awww, dzięki Ja i tak ich za szybko godzę - GeeLady to jest dopiero mistrzynią w trzymaniu chłopaków w stanie zimnej wojny



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:18, 07 Kwi 2010    Temat postu:

Richie napisał:

buuu, ja nie mogę zasnąć przez dłuuugi czas, a potem nie potrafię się zebrać, żeby wstać

sen to najgorsza rzecz na świecie, szczególnie wtedy, jak łajza nie chce przyjść -.-'

Richie napisał:

tesh mi brakuje Vicodinu, tzn House'a z Vicodinem W fikach też

Zawsze jest nadzieja! Może całkowicie przez przypadek w ręce House'a wpadnie troszeczkę?
Okej, nie wpadnie. Ale nadal nadzieję mam!

Richie napisał:

give him a brake Jak znów będzie przytulaski albo zacznie się domagać ery w środku nocy, to będziesz chciała, żeby nigdy nie rodził

Obiecujeeeesz? *_* Podoba mi się ta wizja ;D

Richie napisał:

oł jeee, mnie też Na dodatek mój owczar wydaje się kichać na mnie umyślnie - albo kapać na mnie wodą z miski

Moja Pusia też upatrzyła mnie na cel do kichania I zawsze walnie się na mnie wtedy, kiedy jest cała mokra ;x

Richie napisał:

czyżby znów korniczki się wygadały? *patrzy groźnie* bo next time będzie trochę o tyłku Wilsona


Nie, to ja mam zdolności paranormalne, wiesz, stąd wiedziałam!

Pisz, pisz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Śro 14:18, 14 Kwi 2010    Temat postu:

Kocham te offtopy pod fickami

Ja niestety krótko i spróbuję na temat xD W końcu trzeba wrócić do świata żywych^^

Dobra ten słownik co mi kupiłaś to chyba ruski musiał być, bo ich wciąż nie mam!
W tej części zrobiło mi się mimochodem żal Grega. Biedaczek tak jest przez Jimmy'iego hmmm... sterroryzowany, że masakra. Ale mnie się podoba, nie ma to tamto


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:44, 14 Kwi 2010    Temat postu:

Izoch napisał:
sen to najgorsza rzecz na świecie, szczególnie wtedy, jak łajza nie chce przyjść -.-'

albo odejść

Izoch napisał:
Może całkowicie przez przypadek w ręce House'a wpadnie troszeczkę?
Okej, nie wpadnie. Ale nadal nadzieję mam!

czyżbyś nie czytała spoilerów?

Izoch napisał:
Obiecujeeeesz? *_* Podoba mi się ta wizja ;D

no pewnie, że obiecuję Całe szczęście, że House sam jest niewyżyty, to nie będzie mu to przeszkadzało

Izoch napisał:
I zawsze walnie się na mnie wtedy, kiedy jest cała mokra ;x

Rexu ma zwyczaj po wyjściu ze stawu podchodzić do jak największej grupy ludzi i wtedy się otrzepywać A jak jestem z nim sama, to czeka, aż do niego podejdę i robi mi prysznic

Izoch napisał:
Pisz, pisz

staram się, ale wena wciąż w stanie ciężkim... *zerka groźnie na 333*

***

Agusss napisał:
W tej części zrobiło mi się mimochodem żal Grega. Biedaczek tak jest przez Jimmy'iego hmmm... sterroryzowany, że masakra.

...to był tylko przedsmak terroru Tak mi się przynajmniej wydaje


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 1:46, 26 Kwi 2010    Temat postu:

Cytat:
Taaak, wiem, że obiecałam Wam erę w tym kawałku, ale korniki tak się rozpisały na mniej istotne tematy, że na erę zabrakło im czasu
Ale co się odwlecze, to nie uciecze – za dwa tygodnie obiecuję Wam już samą erę I jak szczęście dopisze, to może nie tylko w Gimme

To trzymcie się ciepło beze mnie i nie rozrabiajcie (za bardzo)

Do spisania jak wrócę




Part 32 'c'

House jeszcze w drodze do szpitala zadzwonił na swój oddział, żeby poznać więcej szczegółów na temat ich nowego przypadku. Idąc przez szpitalny hol w kierunku windy był na tyle zajęty rozmyślaniem nad możliwymi przyczynami podanych przez neurologa objawów, że nie zauważył stojącej przy recepcji Cuddy. Dopiero kiedy administratorka zawołała za nim, żeby się zaczekał, zatrzymał się i odwrócił w stronę podążającej za nim kobiety.

- Nie masz ciekawszych zajęć niż czatowanie na mnie od samego rana? - zapytał cierpko, zanim Cuddy zdążyła się odezwać.

Administratorka zamrugała z zaskoczeniem, w jednej chwili zapominając, po co właściwie go zawołała. House przewrócił oczami i nonszalancko wcisnął końcem laski przycisk przywołujący windę. Jego lekceważące zachowanie przywróciło Cuddy do rzeczywistości.

- Wcale na ciebie nie czatowałam - powiedziała z irytacją. - Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się nawet, że przyjedziesz tak szybko.

- Ranisz moje uczucia – odparł z urazą, teatralnie łapiąc się dłonią za serce. - Dobrze wiesz, że gdy stawką jest ludzkie życie albo ostry seks - dodał konfidencjonalnym tonem – ani śnieg, ani deszcz, ani ani mrok nocy nie są w stanie mnie powstrzymać przed przybyciem na czas*.

Tym razem to Cuddy przewróciła oczami: - Jasne, zwłaszcza jeśli chodzi o seks...

- To propozycja? - House mrugnął do niej zalotnie, a jego lubieżne spojrzenie spoczęło na dekolcie dyrektorki, aż kobieta rozejrzała się nerwowo dookoła, czując rumieniec wypełzający na jej policzki. Diagnosta zachichotał usatysfakcjonowany tą reakcją i zastukał laską w podłogę. - Jeżeli liczyłaś na szybki numerek w swoim gabinecie, to wybacz, ale nie mam czasu. Pacjent czeka na swojego uzdrowiciela i tak dalej... Poza tym lepiej nie myśleć, co Wilson byłby w stanie ci zrobić, gdyby wyczuł na mnie twoje perfumy – dokończył ze zgrozą.

Cuddy zmierzyła go morderczym spojrzeniem, wyprowadzona z równowagi słowną przepychanką, a dokładniej tym, że kolejny raz dała się podpuścić. Ale po kilku sekundach jej mina złagodniała, bo przypomniało jej się, o co chciała zapytać na samym początku:

- Skoro już wspomniałeś o Wilsonie... to co u niego słychać? - spytała, mimowolnie wpadając w troskliwy ton. - To znaczy oprócz tego, że najwyraźniej stał się chorobliwie zazdrosny o kogoś takiego jak ty...

House zignorował jej uszczypliwą uwagę. - Wilson... - zaczął, chcąc ją zbyć jakimś frazesem, ale umilkł, bo nagle uświadomił sobie, że wraz z zamknięciem za sobą drzwi do mieszkania, całkowicie odciął się od porannej sprzeczki ze swoim przyjacielem. Na samą myśl, że z taką łatwością odsunął na dalszy plan troskę o najbliższą sobie osobę i rzucił się w wir pracy, ogarnęły go wyrzuty sumienia, więc spuścił wzrok, starając się ukryć przed Cuddy swoje zakłopotanie. - Wilson ma się świetnie - mruknął lakonicznie i słysząc za sobą odgłos rozsuwających się metalowych drzwi, odwrócił się na pięcie i wszedł do kabiny, licząc, że w ten sposób umknie przed dociekliwością dyrektorki.

Oczywiście, był w błędzie. Cuddy przytrzymała ręką zasuwające się drzwi, a gdy House na moment podniósł wzrok na twarz kobiety, tym razem dostrzegł jej prawdziwie zatroskaną minę.

- Wszystko z nim w porządku? - zapytała nieustępliwie, świdrując House'a badawczym spojrzeniem.

Przez ułamek sekundy diagnosta miał ochotę powiedzieć jej prawdę (dodając kilka zmyślonych szczegółów) o chorobie Wilsona, dzięki czemu Cuddy być może dałaby mu wolne, żeby mógł wrócić do domu i się nim zaopiekować, ale w porę uświadomił sobie, że Wilson jest na niego wściekły, więc pozostanie w pracy tym razem stanowiło mniejsze zło.

- A jak ci się wydaje? - warknął zatem sarkastycznie w odpowiedzi. - Wilson jest w ciąży. Spodziewa się bliźniaków. Musi siedzieć w domu, zamiast niańczyć swoich umierających pacjentów. I przez to wszystko zmienił się w drugą najbardziej upierdliwą osobę na świecie. Zaraz po tobie.

Cuddy westchnęła z irytacją. Nie pierwszy raz przekonała się, że jeśli House wolał zachować jakieś informacje dla siebie, to nie wyciągnie się ich z niego żadną siłą. Równie dobrze mogła sobie oszczędzić daremnego trudu.

- Okej, w takim razie pozdrów go ode mnie – powiedziała zrezygnowanym tonem. - A gdyby chciał pogadać, może w każdej chwili do mnie zadzwonić – dodała, zabierając rękę z drzwi windy.

House skinął głową i po raz drugi wcisnął przycisk swojego piętra. Zanim drzwi zupełnie się zasunęły, mruknął jeszcze pod nosem: - Dzięki.


***

Od momentu przekroczenia progu pokoju konferencyjnego, House miał wrażenie, że czas zaczął biec nowym, szaleńczym tempem, ale jemu to nie przeszkadzało. Prawdę mówiąc, był nawet zadowolony z tego powodu.

Chase i Foreman zdążyli porozmawiać z pacjentem przed jego przybyciem. Z rozmowy wynikało, że od kilku dni mężczyźnie dolegała gorączka i “problemy żołądkowe”, co z początku uznał za zwyczajne zatrucie pokarmowe, ale ubiegłego wieczoru pojawiła się u niego wysypka i krwotoki z nosa, więc postanowił zgłosić się jednak do szpitala.

House zlecił im pobranie od pacjenta wszystkich możliwych próbek, po czym wysłał swoich podwładnych do jego domu, a sam udał się do laboratorium. To była jedna z tych okazji, kiedy żałował, że nie zatrudnił nikogo na czas urlopu Cameron – wówczas mógłby zostać u siebie, zamiast osobiście przeprowadzać testy – ale z drugiej strony robienie wymazów z krwi czy analizowanie składu moczu wymagało od niego takiej samej koncentracji, co odbijanie piłki o ściany gabinetu, więc tak czy inaczej mógł równocześnie zastanawiać się nad odpowiednią diagnozą. Dla urozmaicenia rutyny, myślał również nad tym, co zrobić z Wilsonem i jego przeziębieniem, bo wrodzony pesymizm podpowiadał mu, że herbatka z cytryną nie okaże się magicznym lekarstwem na dolegliwości jego przyjaciela.

Do czasu gdy Chase z Foremanem wrócili ze swojego rekonesansu, House uporał się ze swoją częścią pracy i wrócił do własnego biura z częścią wyników oraz kilkoma obiecującymi diagnozami. Wpatrywał się w białą tablicę, na której znajdowały się wszystkie zebrane wcześniej dane na temat pacjenta, ale co chwilę przyłapywał się na tym, że zamiast zastanawiać się nad przypadkiem, rozważa sensowność zatelefonowania do Wilsona, żeby sprawdzić jak on się czuje.

Z zamyślenia wyrwał go stukot szklanych buteleczek, obijających się o siebie w kartonowym pudle, które zostało z rozmachem postawione na stole.

- Wygląda na to, że nasz pacjent ma bzika na punkcie medycyny alternatywnej – odezwał się Chase.

- Hmm? - mruknął półprzytomnie House.

- Nasz pacjent – powtórzył Foreman. - To tylko niewielka część tego, co było w jego mieszkaniu. - Wskazał na zawartość pudła. - Zioła, olejki eteryczne, jakieś dziwne mikstury... Połowa nie ma nawet etykietek, co to właściwie jest!

Chase odwiesił swój płaszcz na wieszak przy drzwiach i usiadł na swoim krześle za szklanym stołem. - Teraz przynajmniej wiemy, czemu od razu nie poszedł do lekarza. Musiał sam się leczyć i tym samym jeszcze pogorszył swój stan. Zbadanie zawartości tych torebek zajmie nam całe wieki – jęknął, wyjmując z kartonu garść nieoznaczonych woreczków. - A drugie tyle będziemy dochodzić, co mogło spowodować krwotoki i wysypkę...

- Skoro macie w perspektywie “całą wieczność” w laboratorium, to może najpierw pójdziecie i go zapytacie? - zasugerował House.

Obaj lekarze jęknęli równocześnie. Nie mieli czasu na lunch, więc liczyli chociaż na pięć minut spokoju, żeby napić się gorącej kawy.

- No dalej, pacjent nie będzie żył wiecznie, jeżeli się nie dowiemy, co mu jest! - House ponaglił ich gestem ręki, jakby płoszył stado kurczaków.

Gdy mężczyźni wyszli z pokoju, diagnosta wyprostował się na krześle i przysunął bliżej do siebie pozostawiony przez nich karton. Przez chwilę przeglądał bezmyślnie jego zawartość w nadziei, że przy którejś z tajemniczych mieszanek w jego głowie zapali się wielki neon głoszący Przyczyna krwawienia i wysypki, ale nic takiego się nie stało. Wreszcie House sięgnął ręką głębiej i wydobył całą garść niewielkich buteleczek. Rozpostarł dłoń, by przyjrzeć się etykietkom.

- Olejek sandałowy... sosnowy... pomarańczowy... miętowy... - odczytał cicho na głos, obracając w dłoni szklane pojemniczki, po czym uśmiechnął się nieznacznie. No cóż, może nie wpadł na genialną diagnozę, ale przynajmniej przyszło mu do głowy, co zrobić z Wilsonem.

Jeszcze raz podrzucił na dłoni garść olejków, następnie wrzucił je z powrotem do pudełka i wstał ze swojego miejsca. W normalnych okolicznościach nie konsultowałby z nikim swojego pomysłu, ale tym razem chodziło o Wilsona i dziewczynki, więc musiał zadzwonić do kilku osób, żeby na wszelki wypadek upewnić się, czy nie zaszkodzi im to, co sobie zaplanował.


***

Plan House'a – jak zwykle – okazał się genialny w swojej prostocie oraz – inaczej niż zazwyczaj – banalnie prosty do wykonania: potrzebował tylko skłonnego do współpracy Wilsona i kilku rzeczy z drogerii, po które zamierzał wstąpić w drodze do domu. Jednakże los, bóg czy inne fatum sprawiało wrażenie wyjątkowo nie sprzyjać diagnoście i o mały włos jego realizacja jego planu musiałaby zaczekać do następnego dnia.

Foreman i Chase po drugiej rozmowie z ich pacjentem zyskali jedynie potwierdzenie, że rzeczywiście był on idiotą – zupełnie nie pamiętał, co stosował, próbując poradzić sobie ze swoimi dolegliwościami, a nawet nie potrafił wymienić ziół, z jakich składały się mieszanki znalezione przez lekarzy w jego domu. Pod pogardliwym spojrzeniem Foremana przyznał się ze wstydem, że dopiero zaczął zajmować się medycyną naturalną, ponieważ namówił go do tego przyjaciel i że “chyba nie jest w tym zbyt dobry”. Tak więc znaleźli się w punkcie wyjścia i jedyne, co mogli zrobić, to zabrać się za testowanie przyniesionych próbek, sprawdzając czym one są i czy przypadkiem nie są w jakiś sposób skażone.

W końcu około ósmej wieczorem House i Foreman stwierdzili, że mają już dosyć. Chase wyszedł już o siedemnastej, bo obiecał Cameron, że pojadą rozejrzeć się za wiosennym wózkiem dla Gabe'a. House skrzywił się na samą myśl, że jego również w niedługim czasie czekają podobne zakupy. W duchu miał nadzieję, że Wilson mu tego oszczędzi i znajdzie sobie kogoś lepszego do pomocy, ale instynkt podpowiadał House'owi, że tak łatwo się od tego nie wymiga.

- Okej, wynoszę się stąd! - oświadczył House. Zgniótł w kulkę arkusz z kolejnym bezużytecznym wynikiem i wrzucił ją do kosza. - Możesz tu zostać albo jechać do domu, ale w razie kłopotów z pacjentem pielęgniarka będzie miała twój numer.

Foreman posłał mu wściekłe spojrzenie. - Dlaczego zawsze ja mam być pod telefonem?! Chase też mógłby od czasu do czasu przywlec tu swój tyłek w środku nocy... że o tobie nie wspomnę!

House wzruszył ramionami. - Wybacz, to nowa, prorodzinna polityka szpitala. Chcesz mieć wolne noce i regulaminowy czas pracy, to znajdź sobie jakąś dziewczynę i zrób jej dziecko. Albo możesz sam się tym zająć – Wilson z pewnością ma jeszcze jakieś ulotki... - odparł, puszczając oko do neurologa.

- Zobaczymy, czy będzie ci tak śpieszno do domu, kiedy twoje dzieci będą co noc urządzały sobie zawody “które z nich głośniej potrafi płakać” - odgryzł się Foreman. - I nie zdziwiłbym się, gdyby Wilson płakał razem z nimi.

- Oooch, nie bądź takim czarnowidzem, Foreman – prychnął House. - Od czego są środki uspokajające i zatyczki do uszu? - Diagnosta wyszczerzył zęby w tryumfalnym uśmiechu na widok zszokowanej miny neurologa. - Kolorowych snów! - rzucił przez ramię i szybkim krokiem opuścił laboratorium.


***

Jeden rzut oka na oświetlone okna mieszkania wystarczył, żeby House odetchnął z ulgą – Wilson jeszcze nie poszedł spać, co stanowiło kluczowy element planu House'a. Wysiadł z samochodu, wszedł do budynku i przez moment nasłuchiwał z dłonią na klamce, ale nie usłyszał niczego oprócz przytłumionych dźwięków z telewizora.

“Może Wilson zdążył zapomnieć o porannej kłótni?”, pomyślał House, choć musiał przyznać, że sam w to nie wierzył. Tak czy inaczej, nie mógł spędzić nocy na wycieraczce – otworzył drzwi i wszedł do mieszkania, starając się przygotować na wszystkie możliwe zachowania swojego kochanka.

- Wilson, wróciłem! - zawołał, nie dostrzegłszy czupryny kasztanowych włosów ponad oparciem kanapy. Wilson mógł być w łazience albo w sypialni, albo...

Od strony telewizora dotarł do House'a odgłos wydmuchiwanego w chusteczkę nosa, natychmiast przerywając jego rozmyślania. House pokuśtykał do źródła dźwięku i ledwo zdołał powstrzymać grymas współczucia na widok tego, co tam zastał.

Zużyte chusteczki zaścielały znaczną część stolika do kawy oraz fragment podłogi w pobliżu kanapy, a spomiędzy nich wyłaniało się kilka pustych kubków po herbacie i miska z resztkami rosołu. Ze stery pościeli na kanapie wystawały jedynie potargane włosy onkologa, jego szkliste oczy utkwione w ekranie telewizora oraz zaczerwieniony nos, który wyglądał sto razy gorzej niż jeszcze kilkanaście godzin wcześniej. House nie był do końca pewien, ale poduszka, na której Wilson opierał głowę, wyglądała dokładnie tak samo jak ta, która w tym momencie powinna znajdować się na łóżku w sypialni.

- Co ty tu robisz? - zapytał, starając się ukryć nutkę niepokoju w głosie.

Wilson spojrzał na niego krótko, po czym przeniósł wzrok z powrotem na telewizor. - Mam zamiar spać. Wydawało mi się, że ustaliliśmy to rano...

House przewrócił oczami. - Daj spokój, Wilson... Dobrze wiesz, że nie musisz...

- Twoja kolacja jest w kuchni. – Wilson przerwał mu bezbarwnym głosem, ucinając wszelką dyskusję.

Tego House z pewnością się nie spodziewał. Odrobina dąsania, żeby wzbudzić współczucie i wyłudzić trochę czułości byłaby bardzo w stylu Wilsona, ale taka chłodna obojętność była lekką przesadą. House miał już na końcu języka kilka sarkastycznych uwag, ale w porę się pohamował – czymś takim tylko pogorszyłby całą sytuację. Postukał laską w podłogę i skinął głową – bardziej do siebie, niż do Wilsona, skoro onkolog na niego nie patrzył – po czym bez słowa pokuśtykał do kuchni.

Kolacja rzeczywiście czekała na niego na stole. Cokolwiek to było, wyglądało na zdrowe i od dawna wystygłe. House wstawił talerz do mikrofalówki i poszedł do łazienki, chociaż tak naprawdę zamierzał zajrzeć do sypialni, by sprawdzić, czy Wilson faktycznie zabrał stamtąd swoją pościel.

Niech to szlag! Diagnosta poczuł nieprzyjemne ukłucie w sercu na widok pustej połowy łóżka – dowodu na to, że Wilson nie żartował. “Nie dosyć, że raz chciałem zrobić dla niego coś miłego, to jeszcze teraz będę się musiał postarać, żeby mi na to pozwolił! A to wszystko przez głupie ciążowe hormony!”, myślał z rosnącą irytacją, myjąc ręce. Przez chwilę miał nawet ochotę dać sobie z tym wszystkim spokój, napić się piwa i pójść spać, zostawiając Wilsona samemu sobie, ale dochodzące z salonu odgłosy kaszlu i pociągania nosem wybiły mu to z głowy.

Wrócił do kuchni w tej samym momencie, kiedy odezwał się brzęczyk mikrofalówki. Wydobył z niej parujący talerz, a z lodówki butelkę piwa i usiadł przy kuchennym blacie.

- Cuddy pytała dziś rano o ciebie – odezwał się na tyle głośno, żeby Wilson mógł go usłyszeć. Nie doczekawszy się odpowiedzi, dodał: - Powiedziała, że możesz do niej zadzwonić, gdybyś chciał pogadać...

Upłynęła prawie minuta, zanim z kanapy rozległ się zachrypnięty głos: - Miło z jej strony.

- Jeśli chcesz, powiem jej jutro, żeby wpadła cię odwiedzić...

- Nie, dzięki.

”I co, to wszystko, co masz do powiedzenia?” cisnęło się House'owi na usta, ale znów ugryzł się w język. Jeżeli Wilson nie chciał rozmawiać, to House miał jeszcze kilka pomysłów na zwrócenie na siebie jego uwagi, nawet jeśli wymagały one od diagnosty trochę większego poświęcenia. Nie odzywając się już więcej, dokończył kolację, opróżnił do reszty butelkę piwa i z westchnieniem podniósł się z taboretu. Rozejrzał się po kuchni – w zlewie leżały nieumyte naczynia, a na kuchence ciemniała zaschnięta plama sosu. “Wilson rzeczywiście musi czuć się paskudnie, skoro tak to wszystko zostawił”, pomyślał, przygryzając dolną wargę. Nienawidził sprzątania w równym stopniu, co pracy w klinice, ale skoro miało ono posłużyć za gałązkę oliwną, to ten jeden raz mógł się poświęcić.

Diagnosta wyciągnął kosz na śmieci z szafki pod zlewem i ruszył do salonu. Zbierając porozrzucane chusteczki, czuł na plecach wzrok zaskoczonego przyjaciela, ale nie odważył się na niego spojrzeć, żeby Wilson nie dostrzegł przebiegłego uśmieszku, który błąkał się po jego ustach. Kiedy skończył z chusteczkami, postawił kosz w zasięgu onkologa, a wolną ręką zebrał ze stolika kubki i miskę z niedojedzonym rosołem.

- Będę w kuchni, gdybyś czegoś potrzebował – powiedział takim tonem, jakby była to najzwyklejsza rzecz na świecie, po czym zostawił Wilsona samego, wyobrażając sobie, że czekoladowe oczy onkologa przybrały rozmiar podstawek pod filiżanki.

“Faza pierwsza wykonana, czas na fazę drugą”, powiedział sobie w duchu, chociaż nazwanie zmywania naczyń 'fazą drugą' wcale nie sprawiło, że z większą ochotą zabrał się do pracy. Tak czy siak wolał uważać, że zaszedł już za daleko, żeby się wycofać – szczególnie gdy usłyszał, jak Wilson przycisza telewizor, by lepiej słyszeć, czy House naprawdę zabrał się za mycie naczyń, czy tylko odkręcił kran i udaje, że robi coś pożytecznego. “To niewiarygodne, jak łatwo cię podejść, Jimmy” - diagnosta uśmiechnął się pod nosem, szorując patelnię z większym zapałem, niż było to konieczne.

Kwadrans później zlew był pusty, a naczynia wytarte do sucha i ułożone w szafkach. House nagrodził się za swój trud dwoma pigułkami Vicodinu i odetchnął głęboko, przygotowując się do fazy trzeciej i – jeśli jego zdolności perswazji były cokolwiek warte – ostatniej.

Zaciskając dłoń na lasce, jakby była ona magicznym amuletem, wrócił do salonu i usiadł na stoliku do kawy. Mina Wilsona była mniej zacięta niż wcześniej, chociaż mężczyzna wyraźnie próbował nie dać po sobie poznać, jakie wrażenie wywarło na nim zachowanie House'a – ponownie wpatrywał się w telewizor, jakby starszego mężczyzny w ogóle nie było w pokoju. Przez kilka minut trwali w milczeniu, póki cierpliwość House'a nie wyczerpała się ostatecznie. Diagnosta chrząknął cicho.

- Wilson... - Ale onkolog nie zareagował. House ze świstem wypuścił powietrze przez nos – to zaczynało być naprawdę idiotyczne! – Wilson, na miłość boską! Mógłbyś już przestać zachowywać się jak...

Krótkie, ostre spojrzenie czekoladowych oczu uciszyło go w jednej chwili. Diagnosta zaczerpnął powietrza i spróbował jeszcze raz:

- Nie zachowuj się w taki sposób – powiedział ciszej. - Przepraszam za to, co mówiłem i chcę, żebyś spał razem ze mną... Kanapa to nie miejsce dla ciebie, ani naszych dzieci, hmm?

Wilson wzruszył ramionami. - Jaką mam pewność, że rano znów nie zaczniesz robić mi wymówek? - zapytał cierpko.

- Może nie będę miał powodu? - House uśmiechnął się tajemniczo na widok zmarszczonych podejrzliwie brwi przyjaciela. - Chyba wiem, jak zapewnić ci spokojnie przespaną noc...

- Masz na myśli seks? - Wilson prychnął i przeniósł wzrok z powrotem na telewizor. - Przykro mi, ale nie jestem w nastroju.

House przewrócił oczami. - Czy tobie tylko jedno w głowie? Nie, nie chodziło mi o seks, tylko o coś, co naprawdę pomoże ci na to przeziębienie.

Wyraz twarzy Wilsona w tym momencie mógł służyć za podręcznikową ilustrację sceptycyzmu, ale przynajmniej znów skupił uwagę na swoim przyjacielu. - Okej, mów dalej...

- O nie, nie tak szybko, Jimmy. Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej, najpierw musisz zabrać swoje rzeczy i grzecznie pójść do sypialni. - Diagnosta uśmiechnął się rozbrajająco, widząc że rybka połknęła haczyk.

Wilson odrzucił koc i powoli usiadł na kanapie. - W porządku. Ale jeśli to jeden z twoich głupich żartów, to przyrzekam, że tego pożałujesz! - powiedział śmiertelnie poważnym tonem, ale mimo wszystko wstał, pozbierał pościel i trzymając ją w ramionach przed sobą, ruszył w głąb mieszkania.

House spojrzał za nim. Błękitne oczy rozbłysły lekko na widok zgrabnego tyłka onkologa, odzianego w ciepłe bawełniane spodnie od piżamy. W chwilach takich jak ta, House niezmiennie zastanawiał się, jakim cudem to uosobienie słodyczy wolało związać się z takim starym kaleką jak on, zamiast podrywać gorące panienki i korzystać z życia.

- Zaraz do ciebie przyjdę – zawołał za oddalającym się mężczyzną. - Rozbierz się i połóż wygodnie, a ja zajmę się resztą.

Na wzmiankę o rozbieraniu Wilson zatrzymał się w połowie korytarza i odwrócił do diagnosty.

- House... Powiedziałem wyraźnie: żadnego seksu!...

- A ja mówię: zaufaj mi, okej? - House posłał mu uspokajający uśmiech. - No, idź już. Ja muszę zabrać jeszcze kilka rzeczy...

Wilson ani trochę nie wyglądał na uspokojonego, ale kontynuował swój marsz do sypialni, ostentacyjnie człapiąc stopami w grubych skarpetkach.

House westchnął z ulgą – najtrudniejszą część planu miał już za sobą. Odnalazł porzucony przy drzwiach mieszkania plecak i wyciągnął z niego papierową torebkę z zakupami z drogerii, po czym poszedł do kuchni po kilka papierowych ręczników. Wyłączył jeszcze telewizor i zostawił buty koło kanapy, zanim udał się w ślad za Wilsonem, licząc na to, że jego kochanek pozbył się wątpliwości i zastosował się do jego wskazówek.


Cytat:
* "ani śnieg, ani deszcz, ani ani mrok nocy..." - fragment motta amerykańskich listonoszy ("neither sleet, nor snow, nor rain, nor dark of night" stopping the mail never)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pon 1:55, 26 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:31, 28 Kwi 2010    Temat postu:

cudownie, cudownie się zapowiada:D nie pozostaje mi teraz nic innego jak czekać z utęsknieniem dwa tygodnie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:34, 03 Maj 2010    Temat postu:

Cytat:
Nie masz ciekawszych zajęć niż czatowanie na mnie od samego rana?

Właśnie? Daj biedakowi spokój

Cytat:
Poza tym lepiej nie myśleć, co Wilson byłby w stanie ci zrobić, gdyby wyczuł na mnie twoje perfumy

Biorąc pod uwagę jego stan? Zabiłby Cię, House ;D

Cytat:
kilku rzeczy z drogerii, po które zamierzał wstąpić w drodze do domu

omójboże. Chcę House'a w drogerii!

Cytat:
Zobaczymy, czy będzie ci tak śpieszno do domu, kiedy twoje dzieci będą co noc urządzały sobie zawody “które z nich głośniej potrafi płakać”

Na pewno nie
Małe dzieci, które płaczą non stop, to potwory.

Cytat:
Powiedziałem wyraźnie: żadnego seksu!...

Jeszcze się przekonasz, Jimmy


Era będzie, tak? *_*

Mam nadzieję, że Wilson w końcu będzie Wilsonem, który jest kochany, milusi, uległy, przejmujący się wszystkim dwa razy bardziej niż to konieczne, no!

Wracaaaaj!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Izoch dnia Pon 20:51, 03 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:39, 03 Maj 2010    Temat postu:

Ludzieeeeee! Cud nad cudami się wydarzył, ciotka Lady wróciła do hilsona!
Richie, mam nadzieję, że urlop minął ci przyjemnie i, że wrócisz do nas wypoczęta, oraz z następnym rozdziałem 'Gimme...' Póki co, rozgrzewam dłonie i zabieram się za kolejny z moich tradycyjnych 'mega-komentów'

Cytat:
- Nie masz ciekawszych zajęć niż czatowanie na mnie od samego rana? - zapytał cierpko, zanim Cuddy zdążyła się odezwać.

Ależ TO właśnie jest najciekawsze z jej zajęć. Ona nic innego nie czeka, jak tylko dorwać cię z samego rana i zmaltretować Powiedziałabym nawet, iż to część jej pracy

Cytat:
- Wcale na ciebie nie czatowałam - powiedziała z irytacją.

"Zawsze zwykłam stawać sobie rano przy recepcji aby podziwiać widoki."

Cytat:
...ani śnieg, ani deszcz, ani ani mrok nocy nie są w stanie mnie powstrzymać przed przybyciem na czas.

Nie licząc psów z kudłatymi brwiami, oraz pani Cake Wybacz, znowu czytam Pratchetta

Cytat:
- Jasne, zwłaszcza jeśli chodzi o seks...

Dla Jimmiego wszystko

Cytat:
Poza tym lepiej nie myśleć, co Wilson byłby w stanie ci zrobić, gdyby wyczuł na mnie twoje perfumy – dokończył ze zgrozą.

Kto chce zobaczyć Jimmiego w wersji bojowej? XD Cuddy, strzeż się!

Cytat:
- To znaczy oprócz tego, że najwyraźniej stał się chorobliwie zazdrosny o kogoś takiego jak ty...

Dla mnie nie ma nic złego w chorobliwie zazdrosnym Wilsonie, o ile jest zazdrosny o właściwą osobę

Cytat:
...ale w porę uświadomił sobie, że Wilson jest na niego wściekły, więc pozostanie w pracy tym razem stanowiło mniejsze zło.

Czyli nici z czekoladek i tańcu na stole w samych stringach w ramach przeprosin?

Cytat:
Wilson jest w ciąży. Spodziewa się bliźniaków. Musi siedzieć w domu, zamiast niańczyć swoich umierających pacjentów. I przez to wszystko zmienił się w drugą najbardziej upierdliwą osobę na świecie. Zaraz po tobie.

Cuddy, nie pozwalaj mu tak się obrażać! Przecież każdy wie, że to ty zasługujesz na 1 miejsce

Cytat:
- A gdyby chciał pogadać, może w każdej chwili do mnie zadzwonić – dodała, zabierając rękę z drzwi windy.

"A wtedy powiem mu, kto tu jest najbardziej upierdliwy! Only I!!!"

Cytat:
Dla urozmaicenia rutyny, myślał również nad tym, co zrobić z Wilsonem i jego przeziębieniem, bo wrodzony pesymizm podpowiadał mu, że herbatka z cytryną nie okaże się magicznym lekarstwem na dolegliwości jego przyjaciela.

Wieeeesz House, herbatkę z cytryną możesz zawsze potraktować jako 'wstępną terapię' Zaraz po tańcu w stringach

Cytat:
- Zioła, olejki eteryczne, jakieś dziwne mikstury... Połowa nie ma nawet etykietek, co to właściwie jest!

Lekarstwo, które przemieni Cuddy w kobietę

Cytat:
No cóż, może nie wpadł na genialną diagnozę, ale przynajmniej przyszło mu do głowy, co zrobić z Wilsonem.

Zamarynować go w ziołach? O.o Hmm, ale faktycznie coś czuję. Czyżby zapach zbliżającej się ery?

Cytat:
- Zobaczymy, czy będzie ci tak śpieszno do domu, kiedy twoje dzieci będą co noc urządzały sobie zawody “które z nich głośniej potrafi płakać” - odgryzł się Foreman.

Foreman chyba zapomniał, że to dzieci House'a. Prędzej dziewczynki będą urządzać zawody w tym, która szybciej opanuje świat

Cytat:
- Od czego są środki uspokajające i zatyczki do uszu?

Nie w tym wypadku, obawiam się

Cytat:
Rozejrzał się po kuchni – w zlewie leżały nieumyte naczynia, a na kuchence ciemniała zaschnięta plama sosu. “Wilson rzeczywiście musi czuć się paskudnie, skoro tak to wszystko zostawił”, pomyślał, przygryzając dolną wargę.

Człowieku, na twoim miejscu dzwoniłabym po karetkę

Cytat:
“To niewiarygodne, jak łatwo cię podejść, Jimmy”

Tak czy siak gary wyszorowałeś

Cytat:
- Czy tobie tylko jedno w głowie? Nie, nie chodziło mi o seks, tylko o coś, co naprawdę pomoże ci na to przeziębienie.

Seks...?

Cytat:
W chwilach takich jak ta, House niezmiennie zastanawiał się, jakim cudem to uosobienie słodyczy wolało związać się z takim starym kaleką jak on, zamiast podrywać gorące panienki i korzystać z życia.

To taka sama tajemnica, jak to, czemu Robert Kupicha śpiewa jakby miał raka krtani

Cytat:
- House... Powiedziałem wyraźnie: żadnego seksu!...

A może być pół-seks?

Ach, jak to dobrze znowu móc napisać solidny komentarz Mam nadzieję, że w następnym rozdziale olejki, oraz masaż będą zawierały sporo miejsca. W końcu nie ma to, jak chwila relaksu przed właściwą akcją, wiesz co mam na myśli

Cudny rozdział, Richie. Czekam na więcej
PS, Może uda mi się w tym tygodniu wznowić pisanie "Everything...", ale na razie są to co najwyżej plany


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 7:27, 12 Maj 2010    Temat postu:

advantage - no to się doczekaliście Jak zwykle moje 'dwa tygodnie' to kwestia płynna, ale sądzę, że się nie zawiedziecie

***

Izoch napisał:
omójboże. Chcę House'a w drogerii!

zamówienie zostało przyjęte do realizacji w nieokreślonej przyszłości Nawet mam pewien zuy pomysł

Izoch napisał:
Małe dzieci, które płaczą non stop, to potwory.

a co powiesz o dużym, płaczącym non stop Wilsonie?

Izoch napisał:
Jeszcze się przekonasz, Jimmy

a jednak nie tak jakby

Izoch napisał:
Era będzie, tak? *_*

korniczki mówią, że taaak

Izoch napisał:
Mam nadzieję, że Wilson w końcu będzie Wilsonem, który jest kochany, milusi, uległy, przejmujący się wszystkim dwa razy bardziej niż to konieczne, no!

jesteś zua natchłaś mnie do czegoś, za co House przywali Ci laską, o tak:

Izoch napisał:
Wracaaaaj!

wtf?! to ja w ogóle się stąd ruszałam? no to by przynajmniej wyjaśniało górę zaległości, której nie potrafię ogarnąć (a tak bym już sobie Pluszowego potłumaczyła I tego wyjątkowo perfidnego fika, na którego przypadkiem trafiłam, ale to na razie tajemnica, więc ciiiii...)


***

OMG, LADY!!! Kopę lat No, jak Ty już wpadniesz, to mój scroll w lapku wpada w panikę na myśl o Twoim komentarzu na kilometr
(a urlop był całkiem niezły Najmilej będę wspominać stratowanie przez psa, które zaowocowało bólem prawej nogi i łykaniem ogromnych dawek ibuprofenu przez 4 dni PS. Teraz wiem, że w serialu to ściema - jeśli na mnie to ledwo działało, to House by nawet nie poczuł )

Lady M. napisał:
Powiedziałabym nawet, iż to część jej pracy

o, to na pewno - przecież musi się czymś zajmować pomiędzy wymianą ręczników na porodówce (i papieru w wc zapewne), kliniką, ściganiem prezesów ZUSu, szukaniem zaginionych dzieci, liczeniem tabletek w aptece, itp.

Lady M. napisał:
Nie licząc psów z kudłatymi brwiami, oraz pani Cake Wybacz, znowu czytam Pratchetta

wybaczam Zbiegiem okoliczności zabrałam na wyjazd "Piekło pocztowe" i jak to przeczytałam, to omal nie spadłam z hamaczka (ale do Gimme zainspirował mnie "Wysłannik przyszłości" )

Lady M. napisał:
Kto chce zobaczyć Jimmiego w wersji bojowej?

teraz to chyba na macie do sumo

Lady M. napisał:
Czyli nici z czekoladek i tańcu na stole w samych stringach w ramach przeprosin?

miałaś na myśli nitkę ze stringów na stole i taniec w czekoladzie, prawda?

Lady M. napisał:
Lekarstwo, które przemieni Cuddy w kobietę

prędzej uwierzę w lek na katar

Lady M. napisał:
Zamarynować go w ziołach? O.o

ciepło, ciepło...

Lady M. napisał:
faktycznie coś czuję. Czyżby zapach zbliżającej się ery?

radzę go sobie zabutelkować, bo przez kilka części nie będzie świeżych dostaw

Lady M. napisał:
Foreman chyba zapomniał, że to dzieci House'a. Prędzej dziewczynki będą urządzać zawody w tym, która szybciej opanuje świat

well... to miała być tajemnica, ale... yourico mnie opuściła najprawdopodobniej na dobre, więc sequel do sequela Gimme raczej nie powstanie A miało w nim być o tym, że Foreman nieświadom niczego, zatrudni dziewczynki - a raczej już młode kobiety - jako swoje kaczątka

Lady M. napisał:
Tak czy siak gary wyszorowałeś

życie w zaprzeczeniu jest taaakie pomocne

Lady M. napisał:
A może być pół-seks?

to to samo co "bycie trochę w ciąży"?
Btw... But this could still end in time for him to make it to work; they were only fucking a little. ([link widoczny dla zalogowanych])

Lady M. napisał:
Mam nadzieję, że w następnym rozdziale olejki, oraz masaż będą zawierały sporo miejsca. W końcu nie ma to, jak chwila relaksu przed właściwą akcją, wiesz co mam na myśli

- masaż i olejki - nawet BARDZO SPORO miejsca: ok
- chwila relaksu: ok
- właściwa akcja: ok
damn, rozgryzłaś mnie totalnie

Lady M. napisał:
PS, Może uda mi się w tym tygodniu wznowić pisanie "Everything...", ale na razie są to co najwyżej plany

oł jeee, zaadoptuj własnego fika, zanim ktoś Cię ubiegnie



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Śro 7:31, 12 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 7:39, 12 Maj 2010    Temat postu:

Cytat:
No dobra, koniec z ukrywaniem się - wróciłam!

A jako iż udało mi się obejrzeć zaległe epy i nie umrzeć, więc mogę zaprezentować szanownym czytaczom kolejny part Gimme
*iz z siebie podwójnie dumna*
...
Jest fluff, jest era, jest śmiesznie i wzruszająco... Gaaad, nie mogę uwierzyć, że to wszystko napisałam i że chciałam to zmieścić w poprzedniej części A, no i dziewczynki nareszcie... um... Nic więcej nie powiem - sami przeczytajcie

Enjoy!



Dedykowane wszystkim, którzy nieznoszą widoku Nolana i w ogóle jego osoby.
(czy tylko mnie się wydaje, że bardziej pasowałby do roli obleśnego pedofila, niż psycho-guru House'a?)



Part 32 'd'


Po raz pierwszy tego dnia House się nie rozczarował. Wilson leżał na swojej stronie łóżka, zwrócony plecami do drzwi i zupełnie nagi, jeśli nie liczyć skarpetek. Światło lampki nocnej nadawało jego skórze ciepły, miodowy odcień, a jedynym, co psuło ten idealny obraz był fioletowy siniak na prawym biodrze mężczyzny, rozciągający się na górną część uda i kawałek pośladka. House przeklął w duchu drani, którzy byli za to odpowiedzialni – widok Wilsona podsuwał mu pomysły wielu podniecających rzeczy, które mogliby teraz robić, gdyby nie tamta banda nieletnich amatorów cudzych samochodów.

- Długo jeszcze masz zamiar tak stać i się gapić? Zimno mi... - poskarżył się Wilson, przesuwając się na łóżku. Ugiął prawą nogę w kolanie i ułożył się bardziej na brzuchu, ale nie do końca, jakby już martwił się o to, żeby nie zrobić krzywdy swoim dzieciom.

House odruchowo oblizał wargi, patrząc na łagodnie zaokrąglone dokładnie-tam-gdzie-trzeba kształty swojego kochanka. W wyobraźni widział swoje palce zaciśnięte na jego biodrach i niemal czuł elektryzujący dotyk pośladków onkologa rozkosznie ocierających się o jego podbrzusze...

“Cholera, nie powinienem był tak pochopnie deklarować, że nie chodzi mi o seks”, jęknął w duchu, poniewczasie uświadamiając sobie, że prędzej Cuddy darowałaby mu zaległe dyżury w klinice, niż jego męskość byłaby skłonna zachować spokój w obecności nagiego i bezbronnego Wilsona. “Tyle że nie miałem innego wyboru...”

Z tym marnym pocieszeniem House wziął głęboki oddech i spróbował zebrać się w sobie. Naprawdę chciał naprawić to, co spieprzył rano (nawet jeśli Wilson rozdmuchał drobne nieporozumienie do niemożliwych rozmiarów) i jeśli oznaczało to postawienie potrzeb Wilsona ponad własnymi, to House mógł to zrobić, przynajmniej ten jeden raz.

Podszedłszy do łóżka, odłożył na bok swoją laskę i wysypał na materac zawartość papierowej torebki. Sam usadowił się za plecami onkologa, opierając ciężar ciała na ugiętej lewej nodze, a prawą prostując wzdłuż nóg Wilsona.

- Możesz mi wreszcie powiedzieć, co knujesz? - Głos młodszego mężczyzny częściowo tłumiła poduszka, na której leżał. - I tak nie mam siły ani ochoty, żeby przed tobą uciekać...

- A może ja chciałbym, żebyś przede mną uciekał? Przynajmniej mielibyśmy równe szanse... - odparł bez zastanowienia i natychmiast tego pożałował, bo wizja gonitwy (koniecznie z metą na wielkiej kanapie w salonie), którą podsunęły mu te słowa, podziałała na niego jak podany dożylnie roztwór viagry. “Myśl o zasmarkanych chusteczkach, House!”, nakazał sobie stanowczo, zadowolony z faktu, że przed wejściem do łóżka nie pozbył się spodni i teraz pomagały mu one zachować kontrolę nad małym Gregiem.

Wilson musiał się domyślić, co takiego przyszło do głowy jego przyjacielowi, bo nie doczekawszy się odpowiedzi, odwrócił się w jego stronę z miną wyraźnie mówiącą: Żadnego seksu!!! House przewrócił oczami.

- Okej, okej... Pomyślałem, że mały rozgrzewający masaż pomoże ci wrócić do zdrowia – odparł niewinnie. - Co o tym sądzisz?

Twarz onkologa przybrała wyraz niedowierzania. - Sądzę, że to niewiarygodne, ale urocze. Nie uderzyłeś się przypadkiem w głowę albo coś w tym stylu?

- Haha, Jimmy, bardzo śmieszne! - prychnął z przekąsem House. - A teraz zamknij się i nie ruszaj, bo mogę się rozmyślić – zagroził i klepnął Wilsona w tyłek dla podkreślenia swoich słów.

Wilson zachichotał, ale posłusznie ułożył się na brzuchu, przeciągając się przy tym odrobinę tylko po to, by wywołać westchnienie zachwytu House'a, co zresztą bez problemu mu się udało.

Diagnosta nie tracił więcej czasu i przystąpił do dzieła. Na początek sięgnął po butelkę oliwki dla dzieci i napełnił żółtawym płynem swoją złożoną dłoń. Następnie dodał do niej po kilkanaście kropli miętowego i cytrynowego olejku eterycznego. Zapach, który rozszedł się po pokoju, był na tyle intensywny, że nawet zakatarzony nos Wilsona nie stanowił dla niego przeszkody.

- Jesteś pewien, że to bezpieczne... w moim stanie? - zapytał, wiercąc się niespokojnie na materacu.

House złożył dłonie i potarł nimi o siebie, żeby olejki wymieszały się z oliwką.

- Czy ty zawsze musisz się wszystkim martwić? - odparł pytaniem, chociaż odpowiedź była oczywista; w końcu chodziło o dzieci. - Odpręż się – dodał kojącym tonem. - Rozmawiałem z paroma osobami i ich zdaniem to zupełnie bezpieczne.

Wilson zamrugał, nie wierząc własnym uszom. Czy House właśnie powiedział, że konsultował się z kimś w jego sprawie?! Ta wiadomość była tak oszałamiająca, że zanim zdołał sklecić pytanie, czy aby na pewno diagnosta nie zdradził powodu swojego nagłego zainteresowania masażem, który nie zaszkodziłby osobie w ciąży, dłonie House'a zdążyły już rozpocząć wędrówkę po jego ciele i cała reszta świata przestała się dla niego liczyć.

House nie zamierzał się śpieszyć. Z doświadczenia wiedział, że zadowolony Wilson to podniecony Wilson, więc chciał dołożyć starań, żeby jego przyjaciel był naprawdę zadowolony. Z lekarską precyzją i delikatnością kochanka głaskał plecy Wilsona, pokrywając je cienką warstwą pachnącej oliwki od barków aż do miejsca, w którym łagodnym łukiem przechodziły one w pośladki. Kiedy skończył, ruszył z powrotem w górę, opuszkami palców wcierając oliwkę w skórę przyjaciela, zatrzymując się dłużej przy tych odcinkach mięśni, które były szczególnie napięte po całym dniu.

Z ust Wilsona co chwilę wydobywały się ciche jęki, wywołując uśmiech satysfakcji na twarzy diagnosty i posyłając dreszcze podniecenia wzdłuż jego kręgosłupa.

- Podoba ci się... - House bardziej stwierdził, niż zapytał i przeniósł dłonie na kark onkologa, chociaż tak naprawdę miał ochotę sięgnąć nimi do własnego rozporka i uwolnić ze spodni swoją pulsującą erekcję. Ale to musiało jeszcze poczekać – póki co, odwrócił się lekko i pochylił, by musnąć wargami ramię kochanka, w tym samym czasie ugniatając kciukami spięte mięśnie wzdłuż jego kręgosłupa.

Wilson zamruczał gardłowo, pochylając głowę, żeby zrobić rękom przyjaciela więcej miejsca. Ciepło, które przenikało przez jego ciało było niezwykle relaksujące i ta mała część umysłu onkologa, która jeszcze nie oderwała się od reszty, żeby dryfować swobodnie gdzieś w krainie fantazji miała nadzieję, że House jeszcze nie raz w przyszłości użyje na nim swoich magicznych dłoni. Tymczasem jednak Wilson przede wszystkim nie chciał, żeby House w najbliższym czasie kończył swoje cudowne zabiegi, więc jęknął z frustracją, gdy dłonie kochanka bez uprzedzenia przestały pieścić jego szyję i zniknęły nie wiadomo gdzie.

- Spokojnie, Jimmy, jeszcze nie skończyłem – zapewnił go natychmiast House, jakby czytał mu w myślach.

Wilson westchnął niecierpliwie, nasłuchując jak diagnosta powtarza cały rytuał mieszania olejków z oliwką. Z jakiegoś powodu spodziewał się, że House po prostu wróci do masowania jego pleców i bardzo się zdziwił, kiedy czułe, ciepłe dłonie znalazły się na jego klatce piersiowej.

- Oddychaj głęboko, to powinno oczyścić twoje zatoki i pomóc na zapchany nos – poradził House takim tonem, jakim mógłby mówić do przedszkolaka.

Wilson uśmiechnął się i przymknął oczy. Oto po raz kolejny utwierdził się w przekonaniu, że House był idealnym kandydatem na ojca, jeśli tylko dać mu szansę się wykazać. Na tę myśl poczuł znajome trzepotanie w dole brzucha i jego uśmiech poszerzył się odrobinę – jego... ich małe dziewczynki przyznawały mu rację, chociaż nie miały jeszcze okazji poznać osobiście swojego tatusia.

Ręce House'a ślizgały się w tym czasie w tę i z powrotem po piersi onkologa, to wciskając się między ciało mężczyzny a materac, to znów z łaskoczącą delikatnością przemykając po jego żebrach w kierunku siniaka na biodrze, za każdym razem zsuwając się coraz niżej, póki nie dotarły do jego uda. Wilson zachichotał w poduszkę – nie przypominał sobie, żeby masaż ud i pośladków był uznanym sposobem leczenia przeziębienia, ale było to zbyt przyjemne, żeby przyszło u do głowy się skarżyć.

House, prawdę mówiąc, również nie słyszał o leczniczych właściwościach masowania tego obszaru ciała, ale nie mógł się oprzeć odrobinie twórczej inwencji w nadziei, że ta subtelna aluzja pomoże Wilsonowi wpaść na pomysł nagrodzenia go za jego starania. Pozwolił swojej ręce wsunąć się od tyłu pomiędzy uda kochanka i zmierzać coraz wyżej, aż wreszcie czubki jego palców znalazły się w ciasnej przestrzeni między jędrnymi pośladkami młodszego mężczyzny. Wilson jęknął sennie i drgnął, ocierając się łydkami o stopę diagnosty, a House wypuścił przez usta wstrzymywany oddech – wyglądało na to, że jego plan poskutkował... Kontynuował te erotyczne pieszczoty zgrabnego tyłka przyjaciela, nigdy nie zapuszczając się jednak zbyt daleko, żeby nie spłoszyć Wilsona przedwcześnie. Raz jeszcze pochylił się nad nim, tym razem by dotknąć ustami zagłębienia jego szyi i dotarł do niego kolejny stłumiony jęk.

Inna zachęta nie była House'owi potrzebna. Szybko wytarł dłonie papierowym ręcznikiem i odsunął na krawędź łóżka wszystko oprócz butelki z oliwką, żeby zrobić dla siebie miejsce za Wilsonem. Rozpinając po omacku sprzączkę paska, wtulił policzek we włosy przyjaciela i muskając wargami jego ucho, szeptał słodkie słówka o tym, jakie podniecające jest jego seksowne ciało.

Wilson wymamrotał w odpowiedzi coś, czego House nie mógł zrozumieć, ale już tyłek onkologa, który niespodziewanie przywarł do przodu jego jeansów, więżąc jego rękę pomiędzy ich ciałami stanowił dla niego jasną wiadomość.

Diagnosta wykorzystał okazję, by potrzeć przez spodnie swój spragniony uwagi członek i jęknąłby przeciągle, gdyby chwilę wcześniej nie przywarł ustami do karku kochanka. Zamknął oczy i przez kilka sekund oddychał przez nos, próbując zmusić swoje ciało do spokoju – cytrynowo-miętowy aromat zmieszany z naturalnym zapachem Wilsona dotarł do jego płuc i House nie mógł oprzeć się pokusie złożenia kilkunastu wilgotnych pocałunków na karku i prawej łopatce przyjaciela, czyli wszędzie tam, gdzie mogły sięgnąć jego usta, przyprawiając Wilsona o seksowne drżenie.

Dłoń House'a wyswobodziła się z potrzasku i odszukała butelkę oliwki. Ruchy diagnosty były mocno ograniczone, skoro leżał na lewym boku, ale jakoś zdołał przełożyć buteleczkę do lewej ręki i nalać kilka kropel śliskiego płynu na prawą dłoń – więcej nie było mi potrzebne, bo też część ciała, którą zamierzał wymasować była znacznie mniejsza od pleców młodszego mężczyzny. Roztarł oliwkę w dłoni, żeby ją ogrzać i wreszcie sięgnął ponad biodrem Wilsona... ale to, co tam znalazł, w niczym nie przypominało jego własnej, gotowej do eksplozji erekcji.

House zmarszczył brwi i podniósł głowę z poduszki, nasłuchując. Teraz, kiedy dobrze się wsłuchał, ciche jęki Wilsona nagle zaczęły przypominać pochrapywanie. Szlag! Musiał być ślepy – raczej GŁUCHY – że wcześniej tego nie zauważył!! Nawet równy oddech onkologa brzmiał tak samo jak wówczas, gdy mężczyzna spał głęboko (chociaż House niezbyt często miał okazję słuchać oddechu swojego śpiącego kochanka).

Przeklinając w duchu własne roztargnienie, diagnosta oparł się na łokciu i spojrzał z góry na profil swojego przyjaciela. Jego rozluźniona, pogrążona w łagodnym cieniu twarz wyglądała tak uroczo i niewinnie, że House nawet gdyby chciał, nie potrafiłby mieć mu za złe zrujnowania jego nadziei na szybki numerek przed snem. Wpatrzony w oblicze człowieka, który był dla niego najważniejszy na świecie, nie zauważył, kiedy jego ręka przesunęła się kilka centymetrów w górę, zatrzymała się na brzuchu onkologa i zaczęła z czułością gładzić dość wyraźną wypukłość, która już teraz powiększała się wyraźnie z każdym upływającym tygodniem.

House podążył wzrokiem za swoją dłonią. Pomysł posiadania dzieci wciąż wydawał mu się czystym szaleństwem, co nie zmieniało faktu, że coraz częściej na myśl o dwóch maleńkich istotkach rosnących pod sercem Wilsona, jego własne serce zaczynało trzepotać z radosnego podekscytowania, przyprawionego odrobiną obaw o przyszłość ich małej, dziwnej rodziny.

“Boże, gdyby Wilson wiedział, co mi chodzi po głowie, pewnie zamęczyłby mnie na śmierć swoim zachwytem”, uświadomił sobie ze zgrozą i już miał zabrać rękę z brzucha onkologa, kiedy poczuł pod dłonią lekkie drgnięcie. W istocie, było ono tak nieznaczne, że gdyby nie lata medycznej praktyki, z pewnością by je przegapił.

House zamarł, prawie wstrzymując oddech. To mógł być skurcz mięśni lub cokolwiek innego, albo po prostu mu się zdawało... Nigdy nie mówił o tym głośno, ale od kiedy Wilson przybiegł do niego zaaferowany pierwszymi wyczuwalnymi ruchami dziewczynek, sam zaczął niecierpliwie oczekiwać na dzień, w którym również będzie mógł je poczuć. Przez cały ten czas spodziewał się sytuacji rodem z jakiejś ckliwej telenoweli – że Wilson jako pierwszy poczuje wystarczająco mocne kopnięcie i później będzie go zmuszał do dotykania jego brzucha – a teraz gdy ten moment najwyraźniej w końcu nadszedł, Wilson spał w najlepsze, a on sam czekał w napięciu, czy któraś z dziewczynek zaszczyci go swoim kopniakiem.

Jednak minuty mijały i nic się nie działo. Diagnosta nabrał pewności, że tamto to rzeczywiście nie było nic istotnego. Z żalem zwlókł się z łóżka i obszedł je dookoła, żeby przykryć przyjaciela grubym kocem. Nachylił się jeszcze nad Wilsonem, całując go w czoło i zanim otulił go szczelnie wełnianym przykryciem, ostatni raz – tak na wszelki wypadek - położył rękę na jego podbrzuszu.

To, co poczuł tym razem, nie pozostawiało żadnych wątpliwości. To BYŁO kopnięcie! Diagnosta miał wrażenie, że jego serce fiknęło koziołka i kąciki jego ust powędrowały w górę w tryumfalnym uśmieszku. “Jednak miałem rację”, pomyślał, a ściszonym głosem powiedział:

- Jimmy będzie nieźle wkurzony, że przespał taką chwilę...

Wyobrażając sobie minę Wilsona, kiedy rano powie mu o tym, co się stało, wrócił po swoją laskę i pokuśtykał do łazienki, by samemu przygotować się do snu.

***

House'owi śniło się w życiu wiele dziwnych rzeczy, ale nie pamiętał, żeby kiedykolwiek śnił o kotach – zwłaszcza o wielkim, brązowookim kocurze, który ułożył się na jego klatce piersiowej i z upodobaniem lizał go po szyi i obojczykach, mrucząc przy tym kojąco, podczas gdy jego ciepły, wilgotny, koci nos ocierał się o brzuch House'a...

CHWILA! CO, DO JASNEJ CHOLERY?!!

“To przecież tylko Wilson...”, podpowiedział mu jego zaspany mózg i diagnoście w jednej chwili przeszła ochota na poderwanie się z łóżka, by zrzucić z siebie sennego intruza. Zamiast tego wypuścił powietrze z płuc przez rozchylone usta, próbując nie dać po sobie poznać, że się obudził, licząc na to, że jeśli zignoruje przyjaciela, to będzie mógł spokojnie przespać jeszcze godzinkę lub dwie.

- Daruj sobie, House. Przecież widzę, że nie śpisz... - usłyszał tuż przy swoim uchu szept Wilsona, po którym nastąpiła seria pocałunków składanych wzdłuż jego szczęki.

Diagnosta jęknął żałośnie, prezentując swoje niezadowolenie i z trudem uniósł ciężkie powieki. W sypialni nadal było ciemno.

- Jezu, Wilson... Czy ty masz pojęcie, która godzina?!

- Kogo to obchodzi? Najważniejsze, że mam na ciebie ochotę... - odparł onkolog i pochylając się nad kochankiem, pocałował go przeciągle w usta.

House nie stawiał oporu, ale też nie przyłączył się do zabawy. Zaczekał, aż Wilson pozwoli mu odetchnąć i wtedy powiedział: - Wczoraj nie wyglądało na to, żebyś miał ochotę... Skąd taka nagła zmiana?

- Jak to? Nie widzisz?! - Entuzjazm Wilsona przygasł na chwilę. - Nie wiem, co takiego zrobiłeś, ale po przeziębieniu prawie nie ma śladu! Chyba należy ci się za to jakaś nagroda...

House przewrócił oczami. Niewyraźnie przypominał sobie wieczorny masaż, ale to nie był jeszcze powód, żeby budzić go o takiej nieludzkiej godzinie. - I tą nagrodą ma być przelecenie mnie w środku nocy? A co z twoim “Żadnego seksu, House!”?

Wilson uśmiechnął się w sposób, który w normalnych okolicznościach House uznałby za uwodzicielski. - Wygląda na to, że ciążowe huśtawki nastrojów nie zawsze muszą być złe.. - zamruczał i zakołysał się w przód i w tył, siedząc okrakiem na miednicy kochanka. House odetchnął ciężko, gdy ciasne mięśnie onkologa otaczające jego erekcję przesunęły się wzdłuż jej długości.

“Przeklęty mały zdrajca!”, pomyślał diagnosta. “Gdyby tylko istniał sposób, żebyś nie mógł spiskować z Wilsonem za moimi plecami...!” Ale na szczęście on miał swój rozum i mógł się sprzeciwić... House przykrył oczy ramieniem i ziewnął demonstracyjnie.

- Rób, co chcesz, Jimmy. Tylko jak już skończysz się bawić, odłóż wszystko tam, gdzie było i kładź się spać – powiedział tonem tak obojętnym, na jaki tylko mógł się zdobyć.

Ale Wilson ani myślał tak łatwo odpuszczać. Podskoczył kilka razy na swoim kochanku, naśladując podekscytowanego pięciolatka na koniku w wesołym miasteczku.

- Hoooouseeee... wiesz, że to nie działa w ten sposób... - kusił, drapiąc krótkimi paznokciami skórę na piersi i brzuchu diagnosty.

“I gdzie jest teraz mój uroczy i niewinny Jimmy?”, zapytał sam siebie House, unosząc rękę znad oczu na kilka centymetrów, by zerknąć na prężące się nad nim ciało przyjaciela. O tak, Wilson w niczym nie przypominał teraz ucieleśnienia niewinności sprzed kilku godzin – zwłaszcza gdy odrzucił głowę do tyłu i jęknął gardłowo, kiedy członek House'a trafił w jego prostatę.

W repertuarze odgłosów, wydawanych przez onkologa podczas stosunku, był to jeden z dźwięków, które House najbardziej uwielbiał i w tym momencie niemal zawtórował swojemu kochankowi. Przypatrując się z lubieżnym uśmiechem połyskującemu w ciemności torsowi Wilsona oraz jego błyszczącym z pożądania oczom, diagnosta zakołysał lekko biodrami, skupiając uwagę przyjaciela z powrotem na sobie. Kiedy ich spojrzenia spotkały się na chwilę, House znów się poruszył, równie delikatnie, co poprzednio – jakby próbował rozkołysać łódkę, unoszącą się na wodzie.

Wilson zmarszczył brwi i oparł dłonie na piersi starszego mężczyzny. - House, co ty robisz?

W odpowiedzi House'a zabrzmiała tajemnicza nuta rozbawienia: - Staram się dojść...

- W ten sposób zajmie ci to całe wieki – głos Wilsona był niemal proszący.

Diagnosta pokręcił głową z zagadkowym uśmiechem Mony Lisy. - … staram się dojść, jak będzie wyglądał seks z dziećmi na pokładzie...

Wilson zareagował śmiechem na tę grę słów.

- Minie jeszcze trochę czasu, zanim będziesz musiał się tym przejmować – odparł, pochylając się ku ustom kochanka. Gdy ich wargi się spotkały, House bez wahania wsunął język w usta przyjaciela, a lewym ramieniem otoczył jego plecy, przyciągając go bliżej do siebie. Wilson zamruczał, nie przerywając pocałunku, zadowolony, że w końcu osiągnął swój cel. Przylgnął do House'a jeszcze mocniej, chwytając go dłonią za kark, a kolanami i udami ścisnął jego biodra, nieświadomie robiąc dokładnie to, czego spodziewał się House. - Więc może... gdybyś tak... - zasugerował cicho, ledwie odrywając swoje wargi od warg House'a

- Masz na myśli tak? - House odepchnął się prawą ręką od materaca i zanim Wilson zorientował się, co się dzieje, leżał już na plecach pod swoim kochankiem, który spoglądał na niego z figlarnymi iskierkami w oczach.

- Tylko uważaj na... - usiłował mu przypomnieć, ale diagnosta uciszył go krótkim pocałunkiem.

- ...dzieci – dokończył szeptem za niego i przeniósł ciężar ciała na kolana i przedramiona, by móc kontrolować siłę, z jaką ocierał się brzuchem o twardy członek Wilsona, uwięziony pomiędzy ich ciałami. - Tak lepiej?...

Wilson pokiwał głową, podnosząc się z poduszki, żeby dosięgnąć warg przyjaciela. Otoczył go nogami w pasie, krzyżując je w kostkach i naparł piętami na pośladki House'a. House oczywiście zrozumiał tę niemą prośbę i delikatnym pchnięciem wszedł w niego głębiej, wydobywając z ust onkologa kolejny rozkoszny jęk.

- Mmmm... House...

- Sam bym tego lepiej nie ujął... - zgodził się House, po czym obaj parsknęli śmiechem, jakby wcale nie leżeli w zmiętej pościeli, tylko siedzieli na kanapie, oglądając jakąś idiotyczną komedię. Jednak był to tylko przebłysk przyjacielskiej serdeczności, który zniknął równie szybko, jak się pojawił i już po chwili obaj ponownie wpatrywali się w siebie z romantycznym uwielbieniem, a ciszę zakłócały jedynie ich ciężkie oddechy.

Wilson jako pierwszy przerwał przeciągający się bezruch. Objął dłońmi twarz House'a, przyciągnął go blisko do siebie i gdy dzieliły ich już tylko milimetry, wyszeptał:

- Kochaj się ze mną...

House nie roześmiał się, ani nie zakpił z ckliwego frazesu, tylko uśmiechnął się ciepło i przykrył usta Wilsona swoimi, łącząc się z nim w najsłodszym pocałunku, jaki obaj pamiętali. Ale to była jedynie rozgrzewka, która zaostrzyła jego apetyt, więc sięgnął po więcej, przygryzając dolną wargę przyjaciela, przemykając ustami po jego podbródku w kierunku szyi, znacząc językiem wilgotny ślad, prowadzący pulsującej tętnicy młodszego mężczyzny. Wilson zamknął oczy i westchnął, gdy usta House'a dotarły do celu i przywarły do wrażliwej skóry za jego uchem, by pozostawić tam pamiątkę po ich miłosnych igraszkach – nareszcie nie musiał się martwić, że ktoś w szpitalu zareaguje oburzeniem na malinkę na jego szyi. Przesunął dłońmi po plecach House'a i uniósł odrobinę biodra, stawiając opór długim, płynnym pchnięciom, których House nie przerywał ani na chwilę, rytmicznie uderzając w jego prostatę i jednocześnie pocierając podbrzuszem jego erekcję. House jęknął, mogąc wsunąć się jeszcze głębiej w ciasne, rozpalone wnętrze swojego kochanka. Jego ramiona zaczynały drżeć pod ciężarem górnej połowy ciała, a po skroniach spłynęły mu łaskoczące kropelki potu, ale nie chciał jeszcze kończyć, nie chciał stracić ani sekundy z cudownego widowiska, jakim była twarz Wilsona, gdy powoli zbliżał się do orgazmu. Nic nie mogłoby tego przebić, chyba że...

- Wilson... James... popatrz na mnie... - poprosił, z trudem łapiąc powietrze. - Chciałbym... chciałbym ci o czymś powiedzieć...

Wilson otworzył oczy. Rozszerzone źrenice zmieniły ich barwę z czekoladowej na głęboką czerń, ale wciąż były to najpiękniejsze oczy, jakie House kiedykolwiek widział. Nawet teraz zapatrzył się w nie, na chwilę zapominając o całym świecie. Połączone spojrzenia obu mężczyzn mówiły więcej, niż byłyby w stanie wyrazić jakiekolwiek słowa. Mówiły o bezgranicznym zaufaniu, dozgonnej miłości oraz o tym, co było najważniejsze od dnia, w którym się poznali – o braterstwie dusz. Mówiły też o czymś bardziej prozaicznym – o tym, że już tylko sekundy dzielą ich od wspólnego szczytowania.

Uświadomiwszy sobie, jak niewiele czasu mu zostało, House jeszcze raz zmusił swoje usta do współpracy: - Wilson... poczułem je, słyszysz?... wczoraj... poczułem jak nasze dziewczynki kopią...

Źrenice Wilsona rozszerzyły się jeszcze bardziej, choć wydawało się to fizycznie niemożliwe. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale zamiast słów, wydobył się z nich tylko długi, głośny jęk, gdy jego ciało przegrało nierówną walkę z falą uniesienia, która od dawna napierała na nie ze wszystkich stron, a teraz wyznanie House'a utworzyły dla niej niewielką szczelinę, przez którą wlała się do środka, porywając z sobą wszelkie myśli i słowa, zostawiając jedynie czyste, pierwotne doznania zmysłowe. Głowa Wilsona onkologa opadła do tyłu, plecy wygięły się w łuk, palce wczepiły się kurczowo w ramiona kochanka, a mięśnie otaczające poruszający się w nim członek zacisnęły się mocno, tym samym wciągając House'a w szalejący sztorm orgazmu...

A potem – jak po każdej burzy – nastał spokój.

Obaj mężczyźni leżeli na materacu stykając się ramionami, niczym rozbitkowie wyrzuceni na brzeg, zachłannie chwytając powietrze, pełni niedowierzania, że udało im się wyjść w jednym kawałku z tej burzy żywiołów.

- To było...

- Mhmm...

Spojrzeli na siebie, odwracając jedynie głowy ku sobie nawzajem i wymienili porozumiewawcze uśmiechy.

- Myślisz, że uda nam się to kiedyś powtórzyć?

- To zależy, czy planujesz jeszcze kiedyś zajść w ciążę...

Wilson podniósł się na łokciu. Jego mięśnie zaprotestowały zgodnym chórem, jakby pokonanie siły grawitacji wymagało nadludzkiego wysiłku, a kropelki potu, które nie zdążyły jeszcze wyschnąć, spłynęły po jego brzuchu.

- Czyli mówiłeś poważnie?... To znaczy o dziewczynkach... - Głos onkologa załamywał się lekko ze wzruszenia.

House przewrócił oczami i przekręcił się na bok, opierając głowę na dłoni.

- Nie, skłamałem, żeby zobaczyć, jak daleko może wylądować twoja sperma, kiedy doprowadzę cię do superorgazmu – odparł przewrotnie, rozmazując palcami mlecznobiałą strużkę pod obojczykiem przyjaciela. - Hmm... szczerze mówiąc liczyłem, że stać cię na więcej...

- To nie jest śmieszne, House. - Wilson chwycił jego za nadgarstek i zmierzył przyjaciela badawczym spojrzeniem, ale jak na złość twarz House'a niczego mu nie zdradziła. - Powiedz... Naprawdę poczułeś, jak dziewczynki kopią?

House bez trudu uwolnił rękę z uścisku onkologa i sam złapał go za ramię, delikatnie ale stanowczo przyciągając kochanka blisko do siebie. Wilson walczył przez chwilę o zachowanie swojej górującej nad diagnostą pozycji, ale wciąż nie odzyskał pełni sił, więc w rezultacie bardzo szybko znalazł się z powrotem na materacu, z głową opartą na piersi przyjaciela, obejmując ramieniem jego talię.

- No widzisz? Od razu lepiej. - House cmoknął go w czubek głowy i przykrył ich obu kocem. - A wracając do twojego pytania... - zawiesił głos, czując jak Wilson zamiera w oczekiwaniu. - Tak, naprawdę poczułem kopnięcie którejś z dziewczynek... nawet dwa razy, zadowolony?

Wilson energicznie pokiwał głową, nie mogąc wydobyć głosu ze ściśniętego wzruszeniem gardła i kilka ciepłych łez wylądowało na klatce piersiowej diagnosty.

- Tylko nie zacznij teraz płakać, dobra? Niektórzy chcieliby się jeszcze zdrzemnąć, zanim będą musieli wstać do pracy...

Onkolog uśmiechnął się nieznacznie. Wydostał rękę spod koca i przetarł wilgotne oczy.

- Kocham cię, wiesz? - wyszeptał, składając lekki pocałunek na piersi starszego mężczyzny. Przesunął się odrobinę, żeby położyć głowę tuż pod bijącym równo sercem House'a – jeśli miał zasnąć, potrzebował czegoś co ukołysze go do snu, a nie znał lepszej kołysanki, niż bicie serca ukochanej osoby, no może z jednym wyjątkiem...

- Wiem, Jimmy... Ja też cię kocham... całą waszą trójkę...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Śro 7:48, 12 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
milea
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: The Mighty Boosh
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:34, 12 Maj 2010    Temat postu:

AAA!!! *KOCHAMCIĘKOCHAMCIĘKOCHAMCIĘ*

Brak mi słów... zdecydowanie najlepsza część! (a wczoraj czytałam całe Gimme od początku )

Płakać mi się chce, wiesz?

Cytat:
Dedykowane wszystkim, którzy nieznoszą widoku Nolana i w ogóle jego osoby.
(czy tylko mnie się wydaje, że bardziej pasowałby do roli obleśnego pedofila, niż psycho-guru House'a?)


Mi bardziej przypomina psychopatę biegającego z siekierą

Cytat:
House zmarszczył brwi i podniósł głowę z poduszki, nasłuchując. Teraz, kiedy dobrze się wsłuchał, ciche jęki Wilsona nagle zaczęły przypominać pochrapywanie. Szlag! Musiał być ślepy – raczej GŁUCHY – że wcześniej tego nie zauważył!


W tym momencie, zaczęłam się zastanawiać, czy to miała być ta obiecywana era

Cytat:
“Przeklęty mały zdrajca!”


Mały Greg wie, co dobre

Cytat:
Podskoczył kilka razy na swoim kochanku, naśladując podekscytowanego pięciolatka na koniku w wesołym miasteczku.


Przepraszam, ale wizja podskakującego Wilsona wywołała u mnie atak śmiechu

Cytat:
W odpowiedzi House'a zabrzmiała tajemnicza nuta rozbawienia: - Staram się dojść...




Cytat:
Diagnosta pokręcił głową z zagadkowym uśmiechem Mony Lisy. - … staram się dojść, jak będzie wyglądał seks z dziećmi na pokładzie...


Ojj o czym ja myślałam

Cytat:
- Kochaj się ze mną...




Cytat:
- Wilson... James... popatrz na mnie... - poprosił, z trudem łapiąc powietrze. - Chciałbym... chciałbym ci o czymś powiedzieć...


Myślałam, że powie Kocham cię

Cytat:

- Wiem, Jimmy... Ja też cię kocham... całą waszą trójkę...


POWIEDZIAŁ!!! POWIEDZIAŁ!!! *Ihaaaaaaaaaaaa!*

Lecę przeczytać sobie wszystko od początku

Kocham Cię Richie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:21, 12 Maj 2010    Temat postu:

Richie napisał:
zamówienie zostało przyjęte do realizacji w nieokreślonej przyszłości

Taaak!

NOLAN JEST FAJNY! *rzuca się na obronę Nolana*
Nie znacie się!

Cytat:
Wilson leżał na swojej stronie łóżka, zwrócony plecami do drzwi i zupełnie nagi, jeśli nie liczyć skarpetek.

Skarpetki się liczą! A jak House będzie chciał masować mu stopy? Ponoć jakieś tam są punkty, które działają na układ nerwowy, blablabla ;D

Cytat:
Długo jeszcze masz zamiar tak stać i się gapić?

Właśnie, długo jeszcze, House?

Cytat:
to House mógł to zrobić, przynajmniej ten jeden raz.

Jakie poświęcenie! Widzisz, Wilson, przez Ciebie House musi się wyrzec swoich potrzeb

Cytat:
“Myśl o zasmarkanych chusteczkach, House!”

Wilson może Ci pewnie podrzucić parę

Cytat:
Na początek sięgnął po butelkę oliwki dla dzieci i napełnił żółtawym płynem swoją złożoną dłoń

Właśnie mi się przypomniało, jak w szpitalu taka pani Greta uczyła nas masażu. Teoretycznie nazywało się to "techniki relaksacyjne" i kiedy była pani Ania, ludzie uczyli się oddychać, ale pani Greta robiła wieczorek dla dziewczyn i przez godzinę było masowanie. A zamiast oliwki mieliśmy balsam

Cytat:
przeniósł dłonie na kark onkologa

Nie lubiłam, jak mi masowali kark. Tam chyba są najgorsze mięśnie, bo boli okropnie. I na pewno nie była to wina osoby masującej ;D

Cytat:
ciche jęki Wilsona nagle zaczęły przypominać pochrapywanie.

I nici z seksu, House

Cytat:
Niewyraźnie przypominał sobie wieczorny masaż, ale to nie był jeszcze powód, żeby budzić go o takiej nieludzkiej godzinie.

Na pewno nie?

[tutaj Izoch zachwyca się Erą, wgapiając się w ekran i uśmiechając jak mysz do sera. I kiedy House mówi o dziewczynkach wydaje z siebie dźwięk podobny do: ooooch!]

Cytat:
- Wiem, Jimmy... Ja też cię kocham... całą waszą trójkę...

House kocha całą trójkę... *_*



Korniczki są kochaaaane

Miałam dziś nie wchodzić do Hilsona [bo mam zamiar męczyć Nitkę w Huddy ], ale milea poinformowała mnie o nowym rozdziale i musiałam tu wpaść *_*

Jak już kopią, to chyba poród bliżej niż dalej, no nie? [wyobrażam sobie rodzącego Wilsona. ]


Wena?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Este
Bad Wolf
Bad Wolf


Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:16, 12 Maj 2010    Temat postu:

Cytat:
“Cholera, nie powinienem był tak pochopnie deklarować, że nie chodzi mi o seks”

Jak to powiedział Kapitan Hart - It's just sex, sex, sex with you people.
Albo jak czytałam w jednym fiku:
“It's always about cock with you, isn't it?”
“Don't be unfair! Sometimes it's about food!”.


Cytat:
wizja gonitwy (koniecznie z metą na wielkiej kanapie w salonie), którą podsunęły mu te słowa, podziałała na niego jak podany dożylnie roztwór viagry. “Myśl o zasmarkanych chusteczkach, House!”, nakazał sobie stanowczo, zadowolony z faktu, że przed wejściem do łóżka nie pozbył się spodni i teraz pomagały mu one zachować kontrolę nad małym Gregiem.

Po pierwsze - U know, zasmarkane chusteczki to chyba nie jest najlepszy sposób na zduszenie myśli o erze. Chyba, że House'owi chodziło akurat o katar...
Po drugie - "mały"?! Greg??? Łaj, Richie, łaj???

Cytat:
Z doświadczenia wiedział, że zadowolony Wilson to podniecony Wilson, więc chciał dołożyć starań, żeby jego przyjaciel był naprawdę zadowolony.

No i skoro podniecony House, to zadowolony House, to kółeczko nam się zgrabnie zamyka i wszyscy są zadowoleni.

Cytat:
- Podoba ci się... - House bardziej stwierdził, niż zapytał

"Nie, ja tylko trenuję przed zawodami na udawanie odgłosów jeleni na rykowisku."

Cytat:
jęknął z frustracją, gdy dłonie kochanka bez uprzedzenia przestały pieścić jego szyję i zniknęły nie wiadomo gdzie.

"Pffft, gone." Sorki, ale jakoś mi sie w odpowiedzi na cytaty nasuwają same urywki sama wiesz z czego.

Cytat:
Wilson uśmiechnął się i przymknął oczy. Oto po raz kolejny utwierdził się w przekonaniu, że House był idealnym kandydatem na ojca, jeśli tylko dać mu szansę się wykazać. Na tę myśl poczuł znajome trzepotanie w dole brzucha i jego uśmiech poszerzył się odrobinę – jego... ich małe dziewczynki przyznawały mu rację, chociaż nie miały jeszcze okazji poznać osobiście swojego tatusia.

Awwwwwwwwwwwww.

Cytat:
nie przypominał sobie, żeby masaż ud i pośladków był uznanym sposobem leczenia przeziębienia

Jimmy, Jimmy, gdzieś ty się uczył medycyny??? *kręci z dezaprobatą głową*

Cytat:
Rozpinając po omacku sprzączkę paska, wtulił policzek we włosy przyjaciela i muskając wargami jego ucho, szeptał słodkie słówka o tym, jakie podniecające jest jego seksowne ciało.

Mrauuuu. Coś czuję, że reszta komenta będzie dopiero po skończeniu rozdziału. :haha:

Cytat:
Roztarł oliwkę w dłoni, żeby ją ogrzać i wreszcie sięgnął ponad biodrem Wilsona... ale to, co tam znalazł, w niczym nie przypominało jego własnej, gotowej do eksplozji erekcji.

House zmarszczył brwi i podniósł głowę z poduszki, nasłuchując. Teraz, kiedy dobrze się wsłuchał, ciche jęki Wilsona nagle zaczęły przypominać pochrapywanie.

Buahahaha. Jesteś ZUA, tak maltretować biednego House'a. Poor on.

Cytat:
*scenka z pierwszym ruchem dziewczynek*

Wiem wiem, powinnam się zachwycić, zrobić squee, czy coś, ale jakoś tak - nie umiem. Fragment sweet, ale może wróćmy już do ery, co?

Cytat:
“To przecież tylko Wilson...”, podpowiedział mu jego zaspany mózg

Hał uroczo, chłop się turtaj stara, liże go po uszach i wogóle, a House nic. *foch że hej*

Cytat:
- Jezu, Wilson... Czy ty masz pojęcie, która godzina?!

- Kogo to obchodzi? Najważniejsze, że mam na ciebie ochotę...

Burze hormonalne czasem mają też pozytywne skutki.

Cytat:
I tą nagrodą ma być przelecenie mnie w środku nocy?

Marudzisz House, marudzisz.

Cytat:
- Wygląda na to, że ciążowe huśtawki nastrojów nie zawsze muszą być złe..

O, Wilson się ze mna zgadza.

Cytat:
House odetchnął ciężko, gdy ciasne mięśnie onkologa otaczające jego erekcję przesunęły się wzdłuż jej długości.

“Przeklęty mały zdrajca!”, pomyślał diagnosta. “Gdyby tylko istniał sposób, żebyś nie mógł spiskować z Wilsonem za moimi plecami...!” Ale na szczęście on miał swój rozum i mógł się sprzeciwić... House przykrył oczy ramieniem i ziewnął demonstracyjnie.

- Rób, co chcesz, Jimmy. Tylko jak już skończysz się bawić, odłóż wszystko tam, gdzie było i kładź się spać – powiedział tonem tak obojętnym, na jaki tylko mógł się zdobyć.

Oł gad, nie wiem coś ty robiła na tych wakacjach, ale albo nałapałaś świerzych korników, albo wieś ci służy. Obojętny House jest cudny.

Cytat:
- Masz na myśli tak? - House odepchnął się prawą ręką od materaca i zanim Wilson zorientował się, co się dzieje, leżał już na plecach pod swoim kochankiem, który spoglądał na niego z figlarnymi iskierkami w oczach.

Mrrrrauuuu again.

Cytat:
- Kochaj się ze mną...

Awwwwwwwwww... *iz niezdolna do formułowania konstruktywnych i wymagających użycia skomplikowanych procesów myślowych komentarzy*

Cytat:
Uświadomiwszy sobie, jak niewiele czasu mu zostało, House jeszcze raz zmusił swoje usta do współpracy: - Wilson... poczułem je, słyszysz?... wczoraj... poczułem jak nasze dziewczynki kopią...

Um... seriously? W takim momencie?

Cytat:
A potem – jak po każdej burzy – nastał spokój.

A to jest proste, ale śliczne.

Cytat:
- Nie, skłamałem, żeby zobaczyć, jak daleko może wylądować twoja sperma, kiedy doprowadzę cię do superorgazmu – odparł przewrotnie, rozmazując palcami mlecznobiałą strużkę pod obojczykiem przyjaciela. - Hmm... szczerze mówiąc liczyłem, że stać cię na więcej...

Dobrze, że nei trafił w oko.


Urzyłam chyba wszystkich dostepnych emotek, ale co tam - moze nikt mnie nie zbije (albo jednak trochę zbije, ekhm... ).
Rozdział cudny, radosno-śmiechowo-romantyczno-mrrrrr'owy. Oby tak dalej, trzymam kciuki (wszystkie ) za wenę.

Buziaki i duże hugsanko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:21, 13 Maj 2010    Temat postu:

AAAAAAAA... Jakie MEGAkomenty

***

milea napisał:
AAA!!! *KOCHAMCIĘKOCHAMCIĘKOCHAMCIĘ*

*JACIEBIEMTESH*

milea napisał:
Brak mi słów... zdecydowanie najlepsza część! (a wczoraj czytałam całe Gimme od początku )

oł maj... aż tak? znaczy - że najlepsza? Może faktycznie jest w czołówce
Btw, skoro jesteś na świeżo z całością Gimme, to może chcesz się zatrudnić jako konsultantka? Bo ja się już gubię co, gdzie, kiedy i w jakiej pozycji

milea napisał:
Płakać mi się chce, wiesz?

domyślam się Ale z jakiego powodu dokładnie?

milea napisał:
Mi bardziej przypomina psychopatę biegającego z siekierą

nieee, taki grubas i bieganie?

milea napisał:
W tym momencie, zaczęłam się zastanawiać, czy to miała być ta obiecywana era

a wiesz, że tak? Tzn chciałam House'a wysłać pod prysznic na ręczną robótkę i finito, ale w ostatniej chwili naszła mnie wena na to

milea napisał:
Przepraszam, ale wizja podskakującego Wilsona wywołała u mnie atak śmiechu

nie szkodzi O to właśnie chodziło

milea napisał:
Ojj o czym ja myślałam

to chyba pierwsza gra słów, której nie dałoby się przełożyć z polskiego na angielski

milea napisał:
Myślałam, że powie Kocham cię

to by było zbyt banalne I musiałabym napisać część E, w której House oświadcza Wilsonowi 'nowinę' - już widzę, jak scenarzyści olaliby ten ważny wątek

milea napisał:
POWIEDZIAŁ!!! POWIEDZIAŁ!!! *Ihaaaaaaaaaaaa!*

niewiarygodne, co? Zaczynam się bać, że zrobię z House'a jakieś OOC...

milea napisał:
Lecę przeczytać sobie wszystko od początku

...i tyle ją widzieli



***

Izoch napisał:
NOLAN JEST FAJNY! *rzuca się na obronę Nolana*
Nie znacie się!

wbijasz mi nóż w serce
Już wolałam Trittera - wredny i okrutny gliniarz ujdzie, ale psychiatra szantażujący pacjenta i znęcający się nad nim psychicznie to STANOWCZE przegięcie

Izoch napisał:
Skarpetki się liczą! A jak House będzie chciał masować mu stopy? Ponoć jakieś tam są punkty, które działają na układ nerwowy, blablabla ;D

Skarpetki zawsze można zdjąć Zresztą, nie wszystko na raz - co się odwlecze, to nie uciecze i masaż stóp też kiedyś będzie

Izoch napisał:
A zamiast oliwki mieliśmy balsam

zastanawiałam się nad balsamem... tylko że te, które znalazłam w necie, nie były wskazane dla kobiet w ciąży - a oliwka świetnie się łączy z rozgrzewającymi olejkami

Izoch napisał:
Nie lubiłam, jak mi masowali kark. Tam chyba są najgorsze mięśnie, bo boli okropnie.

Problemem nie są mięśnie, tylko włókna nerwowe, których na karku jest całkiem sporo oraz nadwyrężone pracą karku ścięgna. Kręgosłup szyjny też jest wrażliwy na nacisk, więc dlatego masaż tak cholernie boli

Izoch napisał:
I kiedy House mówi o dziewczynkach wydaje z siebie dźwięk podobny do: ooooch!

sweet

Izoch napisał:
House kocha całą trójkę... *_*

nie ma innego wyjścia

Izoch napisał:
milea poinformowała mnie o nowym rozdziale i musiałam tu wpaść *_*

łał, ależ reklama

Izoch napisał:
Jak już kopią, to chyba poród bliżej niż dalej, no nie?

let's see... *wertuje kalendarzyk ciążowy Wilsona* To już końcówka 5. miesiąca, więc faktycznie

Izoch napisał:
[wyobrażam sobie rodzącego Wilsona ]

to możesz już przestać Bądźmy realistami - jak Wilson ma urodzić, skoro nie jest kobietą?

Izoch napisał:
Wena?

zawsze!

***

Este napisał:
“It's always about cock with you, isn't it?”
“Don't be unfair! Sometimes it's about food!”.

jeszcze jest 2w1 - ptasie mleczko

Este napisał:
Po pierwsze - U know, zasmarkane chusteczki to chyba nie jest najlepszy sposób na zduszenie myśli o erze. Chyba, że House'owi chodziło akurat o katar...



Este napisał:
Po drugie - "mały"?! Greg??? Łaj, Richie, łaj???

bikoz
no dopsz - "mały" Greg jest tak duży, że House mógłby na nim wywatuować swoją podobiznę w skali 1:1 (tylko że to by strasznie bolało )

Este napisał:
podniecony House, to zadowolony House

podniecony House jest zadowolony? [link widoczny dla zalogowanych] świadczy o czymś baaardzo innym

Este napisał:
"Pffft, gone." Sorki, ale jakoś mi sie w odpowiedzi na cytaty nasuwają same urywki sama wiesz z czego.

też tak miewam

Este napisał:
Jesteś ZUA, tak maltretować biednego House'a. Poor on.



Este napisał:
Hał uroczo, chłop się turtaj stara, liże go po uszach i wogóle, a House nic. *foch że hej*

to nie taaak House się zwyczajnie ucieszył, że nie ma do czynienia z kotem z piekła, który ma język na jednym końcu, a nos na drugim

Este napisał:
Oł gad, nie wiem coś ty robiła na tych wakacjach, ale albo nałapałaś świerzych korników, albo wieś ci służy. Obojętny House jest cudny.

ten kawałek to akurat nie była zasługa wsi - to efekt napadu ZUEJ weny, który tylko czekał na odpowiedni moment, żeby zostać wykorzystany

Este napisał:
*iz niezdolna do formułowania konstruktywnych i wymagających użycia skomplikowanych procesów myślowych komentarzy*

no właśnie widzę...

Este napisał:
Um... seriously? W takim momencie?

A wyobrażasz sobie inny moment, w którym House mógłby szczerze okazać, jaką radość sprawił mu ten kopniak, nie narażając się przy tym na wypominanie mu tacierzyńskiej miłości do końca życia? Poza tym Wilson ma dziwne zboczenia i uważa gadanie o takich rzeczach za podniecające

Este napisał:
A to jest proste, ale śliczne.

chociaż raz opanowałam chęć napisania elaboratu o postcoital bliss

Este napisał:
Dobrze, że nei trafił w oko.

albo w ścianę - bo mógłby się przebić do sąsiadów

Este napisał:
Urzyłam chyba wszystkich dostepnych emotek, ale co tam - moze nikt mnie nie zbije

a niby kto miałby Cię zabić? Przecież tutaj panuje anarchia i bezprawie



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
milea
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: The Mighty Boosh
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:45, 13 Maj 2010    Temat postu:

Richie napisał:
Btw, skoro jesteś na świeżo z całością Gimme, to może chcesz się zatrudnić jako konsultantka? Bo ja się już gubię co, gdzie, kiedy i w jakiej pozycji


Jasne! *ja, ja, wybierz mnie!* Jakbyś potrzebowała pomysłów na... nowe pozycje, to jestem do dyspozycji

Jak nie mogę spać, obmyślam hilsonowe ery (zazwyczaj zasypiam, zanim dojdzie co do czego )

Richie napisał:
Ale z jakiego powodu dokładnie?


Bo to wszystko jest takie cudne, piękne, słodkie i kochane

Richie napisał:
nieee, taki grubas i bieganie?


Biegnie, biegnie, zatrzymuje się na chwile, sapie, sapie i dalej biegnie

Richie napisał:
Tzn chciałam House'a wysłać pod prysznic na ręczną robótkę i finito, ale w ostatniej chwili naszła mnie wena na to


Chwała Ci za to! Żadnych prysznicowych akcji! No chyba, że z Wilsonem

Cytat:
Izoch napisał:
milea poinformowała mnie o nowym rozdziale i musiałam tu wpaść *_*
Richie napisał:
łał, ależ reklama


Powinnaś mnie zatrudnić jako swojego agenta Wcześniej już na swoim wydziale zachęcałam ludzi do czytania Gimme


Richie napisał:
Bądźmy realistami - jak Wilson ma urodzić, skoro nie jest kobietą?


Miałam to na wykładach z prawa cywilnego, także zapytam inaczej - czy House będzie obecny przy odłączeniu dziewczynek od ustroju Wilsona?

Pamiętam nawet, jakie prawa mają dzieci poczęte, ale nienarodzone *przypomina sobie o prawach nasciturusa*

Chyba za dużo kuję


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 37, 38, 39 ... 67, 68, 69  Następny
Strona 38 z 69

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin