Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

(Nie) rozerwalne [Z*]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Pon 18:57, 22 Kwi 2013    Temat postu:

Witam!
W końcu mnie naszło żeby napisać komentarz (w końcu dodałaś ten rozdział w wyjątkowy dla mnie dzień! xD ) Cóż.

Po pierwsze niezwykle się cieszę, że powróciłaś do pisania, ponieważ wychodzi Ci to nieziemsko. Tak naprawdę chyba nawet poprawił Ci się znowu styl pisania. Tutaj widzę, że każde zdanie ma swoje własne miejsce. Nie da się znaleźć czegoś zbędnego. No i w sumie nie ma rzeczy niedopowiedzianych. No albo ja tak to odbieram. W każdym razie baaardzo się cieszę, że znów tu jesteś

Po drugie treść jest bardzo ciekawa. Czyta się ją bardzo przyjemnie i brakowało mi chyba czegoś takie W sensie opowiadań z innej kategorii niż moje zainteresowania. I to jest idealne opowiadanie dla mojego spaczonego umysłu, a jakże

Po trzecie Wilson więcej w tym punkcie chyba nie muszę mówić, nie?

Przepraszam, że tak późno. Ale ja czytam od początku! Tylko nie potrafię znaleźć się na napisanie sensownego komentarza ( co potwierdza ta oto wypowiedź! )
Uwielbiam Huddy w Twoim wykonaniu

Trzymaj moje błogosławieństwo na więcej tworów!
Weny! Całuję!
Agusss!!

A teraz wracam do świętowania jak obowiązek spełniłam xD *bierze kieliszek: moje.. tfuu Twoje zdrowie! *


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 12:13, 23 Kwi 2013    Temat postu:

To się nazywa wejście smoka Agusss, ściska mocno Normalnie nie wierzę, że to Ty. Też się cieszę z powrotu do pisania, choć nie uważam, żeby szło mi aż tak dobrze ale to nieważne. Twój nick zawsze działał na mnie bardzo pozytywnie i na mojego wena. Wybacz mój brak pamięci do dat, ale tym bardziej Twoje zdrowie Inna kategoria niż Twoje zainteresowania mnie rozbawiła, ale to dla mnie mega wyróżnienie, że potrafiłam się wcisnąć pomiędzy Hilsona
Ściskam mocno, całuję, pozdrawiam i w ogóle
Dziękuję

Marcelino, bardzo mnie cieszy, że wczuwasz się w historię, chyba o to chodzi, żeby trochę poprzeżywać. Myślę, że kolejna część, może nie tak emocjonalna, ale również trochę ich dostarczy.
Dziękuję



XIII – Zmiany.


Minęło jakieś siedemnaście godzin od pamiętnego zajścia w jej domu. Siedział w swoim gabinecie i rozmyślał. Jego umysł nie był w stanie skupić się na niczym innym. Co chwila przed oczami przebiegały mu obrazy z wczorajszego dnia. Jego syn i ona. Próbował wszystkiego. Masażu, czytania książek, czasopism medycznych, oglądania oper mydlanych i ulubionej telenoweli Wilsona. Nic nie było w stanie skupić jego uwagi na dłużej. Dlatego, gdy kątem oka zobaczył onkologa zmierzającego w jego kierunku, podświadomie się ucieszył. Wiedział, że czeka go nowy przypadek, który z pewnością pomoże mu choć na chwilę odzyskać równowagę psychiczną. Oczywiście, nie zamierzał przyjąć nowej pracy z entuzjazmem, pewne rzeczy musiały pozostać niezmienne.

- Mam dla ciebie nową pacjentkę. - Tymczasowy administrator przekroczył próg gabinetu przyjaciela.
- Mam nadzieję, że masz świadomość, że szefowanie do ciebie nie pasuje. - Wilson zmarszczył brwi. - Twój głos nie skrzeczy, gdy wydajesz polecenia. Nikt nie weźnie ich na serio. - Diagnosta, jak gdyby nigdy nic wrócił do przeglądanych wcześniej stron. Wiedział, jak jawne olewanie pracy wkurzało Cuddy, liczył, że Wilsona również. Odrobina rozrywki była drugą rzeczą, której mu ostatnio brakowało.
- Wiem, że tęskisz, ale jest na to prosty sposób. Znasz jej adres, na pewno się ucieszy. - Niestety w przypadku psychologicznych analiz sytuacji przyjaciela jego irytująco-olewające podejście nie miało siły przebicia.
- Raczej się na mnie rzuci. - Wyraz twarzy, z jakim to powiedział zaciekawił onkologa. - Nie czekając na zaproszenie, którego i tak by nie dostał, rozsiadł się na fotelu.
- Kobieta. Lat trzydzieści pięć. Od tygodnia gorączkuje. Do tego ma problemy z sercem.
- Zżera cię ciekawość.
- Echo nic nie wykazało. Była chyba u każdego specjalisty w tym kraju.
- Przez rzucenie się na mnie, miałem na myśli, prawie zgwałcenie mnie na jej łóżku. - Wypowiadając każde słowo uważnie obserwował wyraz twarzy rozmówcy.
- Prędzej uwierzę w to, że się jej oświadczyłeś niż w to, co przed chwilą usłyszałem. I doskonale o tym wiesz. - James uśmiechnął się promiennie. Czasem miał wrażenie, że zdecydowanie zbyt długo i zbyt dobrze się znali. - Próbujesz zwrócić moją uwagę. Masz ją. Ale jeśli chcesz pogadać wolałbym, żebyś nie chodził okrężną drogą. - Tym razem to mina diagnosty była godna uwiecznienia.
- Mój czas jest limitowany - ponaglił młodszy z mężczyzn. - Za pół godziny mam spotkanie z zarządem.
- Nie jestem tobą. Nie żenię się z pierwszą lepszą laską, z którą mam dziecko. A w tym stroju nie wysępisz od tych staruchów ani centa. No, chyba, że masz inny plan - zamrugał wymownie.
- Po pierwsze nie mam dzieci. Po drugie budżet omawiamy co pół roku. - Onkolog posłał pracownikowi zwycięski uśmieszek. Co prawda nie zmieniało to faktu, że umierał z ciekawości, co tak naprawdę zaszło między tą dwójką, jednak widząc minę przyjaciela miał dziwne przeczucie, że i tak, lada chwila się tego dowie. A możliwość podręczenia diagnosty nie zdażała się często. - Tu masz wyniki. Nowymi zajmuje się twój zespół. Pewnie zaraz tu będą, więc jeśli masz mi coś do powiedzenia... - House czuł, jak wzrok przyjaciela wypala mu dziurę w głowie.
- Nic wielkiego. Trochę się całowaliśmy, trochę się poobmacywaliśmy, potem wybieraliśmy imię dla potwora. - Po tej wyliczance szczęka onkologa niemal opierała się o stolik przy którym siedział. - Żadnych wywodów? Psychologicznych analiz? Może chociaż krótki komentarz – nalegał wyraźnie rozbawiony od tego momentu diagnosta. Ostatecznie zdobył swoje pięć minut rozrywki. Niestety, ku jego rozczarowaniu ciąg dalszy przedstawienia przerwały mu kolejne trzy osoby pchające się do pomieszczenia. Od razu wyczuli, że przerwali im bardzo interesującą rozmowę. Mina onkologa była lekko niepokojąca. Przedstawiała coś pomiędzy "właśnie odkryłem, że ziemia nie jest okrągła" lub "zostało nam pięć minut zanim asteroida rozbije się na szpitalnym podjeździe."
- Pojawił się nowy objaw. - Jako pierwsza przedłużającą się cieszę przerwała Cameron.
- Wysypka. - Uściślił jej jasnowłosy towarzysz. Szef oddziału spojrzał pytająco na neurologa.
- Nie mam kolejnego objawu, ale mogę potwierdzić ich wersję. - Wskazał na swoich towarzyszy.
- Pójdziesz do niej? - Niespodziewanie do rozmowy włączył się również mężczyzna siedzący na fotelu.
- Do pacjentki? - Diagnosta spojrzał na niego oburzony, jakby właśnie wypowiedział jakieś nieprzyzwoite słowa. Doskonale wiedział o kim mówił Wilson.
- Ja bym poszedł.
- Oczywiście. - Przewrócił oczami. - Poszedł, potrzymał za rękę...
- To wasza sprawa, co będziecie robić, ale ja na twoim miejscu już bym tam był. - Posłał przyjacielowi szeroki uśmiech i zniknął za szklanymi drzwiami równie niespodziewanie, jak się pojawił. Cały zespół wyglądał na nie lada zaskoczonego. Odprowadzali swojego tymczasowego dyrektora lekko zniesmaczonym spojrzeniem.
- Myślałem, że Wilson ma lepszy gust. - Jako pierwszy odezwał się Chase.
- Wygląd to nie wszystko. - Tak, głos zabrała jedyna kobieta w pomieszczeniu.
- Babka ma z dziewięćdziesiąt kilo.
- I wąsy. - Uściślił ciemnoskóry lekarz. House parsknął śmiechem. Dopiero teraz dotarło do niego, że reszta nie miała pojęcia, że mówili o Cuddy, a nie o pacjentce. Już miał coś powiedzieć, gdy nagle doznał olśnienia.
- Wąsy plus otyłość to skutek uboczny. Gdzie ona jest? - Mężczyzna chwycił laskę i wykuśtykał z gabinetu. Cała reszta podążyła za nim. Nikt nie miał złudzeń, że House będzie ją trzymał za rękę. Po prostu miał diagnozę, którą zamierzał potwierdzić, a oni i tak pewnie nigdy się nie dowiedzą o czym tak naprawdę rozmawiali.


Jakiś czas później...


- Jak pacjentka?
- Wciąż żyje.
- Co z Cuddy?
- Myślę, że wiedźma przeżyje nas wszystkich.
- Jak chcesz. - Zrezygnowany onkolog wzruszył ramionami.
- Serio? Wracamy do kwesti "są sprawy w które się nie mieszam."
- Nie będę za wami biegał. To wasze życie i możecie je marnować na durne gierki, jak długo chcecie, ale swojego chrześniaka nie zostawię. - Ostatnie słowa zaskoczyły straszego z mężczyzn.
- Nie powiedziała ci? Cóż, tak to jest, jak unika się osób, z którymi łączą nas istotne rzeczy.
- Nie miała powodu, by mi mówić. Poza tym, to było oczywiste. Jej wybory są przewidywalne.
- Z wyjątkiem jednego. - House po raz kolejny został zmuszony do wykonania typowego dla siebie gestu gałek ocznych. Dokładnie wiedział o czym mówił przyjaciel. - Będziesz na chrzcinach?
- Nie sądzę.
- Wiesz, że nie będziesz miał drugiej takiej szansy.
- Wciąż nie rozumiesz, że nie mam z tą sprawą nic wspólnego.
- I dlatego tak cię to irytuje? - Błysk w brązowych oczach Wilsona nie pozostawiał wątpliwości, kto jest górą w tej rozgrywce.
- Ty mnie irytujesz.
- Do jutra, House.
- Do jutra, mamo.


Jeśli ktoś obstawia, że House nie pojawił się na chrzcinach ma rację. Myli się jednak ten, kto uważa, że go tam nie było. Skomplikowane? James Wilson biegnie z odsieczą. Impreza w domu Cuddy nie była ani wielka ani huczna lecz jak zwykle z klasą. Wszystko było przygotowane perfekcyjnie. Wystrój, jedzenie, muzyka. Gości nie było zbyt wielu. Jej siostra z rodziną, mama i kilka osób ze szpitala, z nim, naczelnym administratorem na czele. Wieczór był bardzo udany, a mały nadzwyczaj grzeczny. Dopiero pod koniec stał się trochę marudny. Na szczęście było już wtedy niewielu gości. Głównie rodzina i on. Około dwudziestej imprezę zakończyła Julia z mężem i dziećmi, chwilę później z gospodynią pożeganała się Arlene. On jeden znał prawdę o zapłodnieniu in vitro i o tym, jak bardzo Cuddy zależało, by jego przyjaciel się tu zjawił. Wychodził jako ostatni. Pamiętał, że próbował ją pocieszyć, i to, jak doskonale maskowała swój smutek. Był wściekły na diagnostę. Planował pojechać prosto do niego i rzucić mu kilka ciepłych słów. Nie mógł uwierzyć, gdy wsiadając do samochodu po drugiej stronie ulicy usłyszał dźwięk motoru. A później w ciemności dostrzegł kuśtykającą postać przemierzającą jej podjazd. Uśmiechnął się pod nosem. Pierwszy raz tamtego dnia naprawdę szczerze się uśmiechnął.


Trzy miesiące później...


- Niech Bóg, w którego istnienie nie wierzę, ma w opiece i swej opatrzności liny podtrzymujące mocowanie tej windy. - Wszystkie oczy znajdujęce się we wspomnianym pomieszczeniu skierowały się w jego stronę. - Witamy z powrotem, doktor Cuddy. - Mężczyzna z laską w ręce przywitał się z kobietą wsiadająca do windy. Brunetka nie wyglądała na przejętą jego słowami. Niestety, nie można było tego powiedzieć o kilku osobach, które jednak zrezygnowały z wybranego wcześniej środka transportu.
- Musisz straszyć tych biednych ludzi?
- To nie mój tyłek przekracza dopuszczalne normy.
- Ty cały przekraczasz dopuszczalne normy. Przyzwoitości. - Jej ostatnie słowa przywołały na jego twarzy pokrytej, jak zwykle, kilkudniowym zarostem, szeroki, złowieszczy uśmiech.
- Po tym co zaszło ostanio, jesteś ostatnią osobą, która ma prawo do mówienia o przyzwoitości. - Powiedział to w taki sposób, że teraz dziękowała Bogu, że w windzie zostały już tylko trzy osoby. Miała nadzieję, że żadnej z nich już nigdy nie spotka. Minęły trzy miesiące, a tak naprawdę nic się nie zmieniło. Jak zwykle w jednej chwili potrafił sprawić, że miała ochotę zapaść się pod ziemię. Z tą różnicą, że teraz nie musiał już niczego wymyślać.
- Ustaliliśmy, że ten temat, w tym miejscu nie ma prawa się pojawić. - Jej gradowe spojrzenie mówiło mu, że stąpa po bardzo kruchym lodzie.
- Jak Hulk? -Jak gdyby kiedykolwiek go to zrażało. Oczywiście brnął dalej.
- Już nie potwór? - Spojrzała na niego zaskoczona.
- To praktycznie to samo - przewrócił oczami.
- Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że zaczynasz go lubić.
- Lubię go. - Ponieważ ostatnie zdanie wypowidał wysiadając z windy, nie mógł dostrzec szerokiego uśmiechu, który właśnie pojawił się na twarzy jego rozmówczyni. - Lubię też inne rzeczy, o których nie pozwalasz mi mówić – wykrzyczał przemierzając szpitalny korytarz. Jej radosny wyraz twarzy momentalnie przykryła nutka paniki. Uzasadniona. - Na przykład dopasowaną bieliznę i wielkie administratorskie łóżka! - Nie miała wątpliwości, że usłyszeli go na kilku najbliższych piętrach. O ile pierwsze wyzanie sprawiło jej mnóstwo przyjemności, o tyle za drugie miała ochotę go zabić. Jak zwykle nie zamierzał dotrzymać warunków umowy. Spuściła wzrok, bez przerwy wciskając przycisk pośpieszający zamykanie drzwi windy. Przez resztę drogi nie opuszczała ją myśl, że w jej przypadku szczęście ma bardzo nietypowe oblicze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:06, 23 Kwi 2013    Temat postu:

Czuję głód dalszych części, haha W zasadzie kończą mi się pochwały, a przyczepić się nie mam do czego, bo pochłaniam każdy rozdział Twojej historii zbyt szybko, ale to Twoja wina, bo tak zręcznie prowadzisz narrację i dialogi
I żeby nie było, że tylko moja psychika akceptuje Huddy, to jestem zachwycona Hilsonem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:04, 24 Kwi 2013    Temat postu:

Lisek!
Ty bestio, Ty... Albo nie wstawiasz i muszę Cię poganiać albo wstawiasz i nie nadążam komentować Zdecyduj się
Ślicznie dziękuję za podziękowania Ta nasza telepatia Poza tym mówiłam, że jesteś zdolna Biorę się za komentowanie




Mając do wyboru szczerą rozmowę lub ucieczkę, wybrał opcję numer trzy. Czyli czytanie między wierszami. W tej grze, jak widać, oboje byli mistrzami.


Cały on


- Matthew, Ethan może Nathan.


Wybieram... Greg Junior Byłby w ciężkim szoku Na cokolwiek się zdecydujesz... wszystkie fajne


Atak zawsze był najskuteczniejszą formą obrony.


Zgadzam się Myślę, że mój trener również xD chociaż on jeszcze uważa, że jak ktoś był na tyle bezczelny, żeby pchnąć nas na ścianę... należy zniszczyć


Miała trudnego przeciwnika, a właściwie dwóch. Gregorego House'a i własne serce.


Piękny fragment



Pięknie, pięknie, pięknie Uwielbiam ich rozmowy w twoim wykonaniu Są mistrzowskie Lecę do następnej części



- Przez rzucenie się na mnie, miałem na myśli, prawie zgwałcenie mnie na jej łóżku.


Biedak... że on z tym jeszcze na policje nie poszedł



No i co ja mam Ci napisać, co? Piszesz świetnie, relacje między bohaterami przedstawiasz świetnie... Nic tylko zazdrościć


- Jak Hulk?


Kochający ojciec zawsze spoko Ale zapytał xD Liczy się



Ok Nadrobiła i... jest cudownie, bardzo mi się podoba i CHCĘ WIĘCEJ! wena i czasu A ja będę z niecierpliwością czekać


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ala
Tooth Fairy


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 350
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wonderland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:52, 26 Kwi 2013    Temat postu:

Ach, po prostu nie przestawaj pisać. Nigdy! Uwielbiam podchody Huddy w twoim wydaniu. Czekam a więcej:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:31, 27 Kwi 2013    Temat postu:

Marcelino, zawsze ,gdy przeczytam coś takiego, jeszcze długo potem uśmiecham się szeroko Dziękuję
Oluś
Lisek z natury niezdecydowany Jak zwykle nie mam pomysłu, co Ci odpisać, strasznie się cieszę, że Cię mam
Alu, kolejne słowa, które wywołują szeroki uśmiech, dziękuję I mam nadzieję, że nie zawiodę



XIV – Resorak.


Pierwszy dzień pracy po powrocie, o dziwo, minął jej nadzwyczaj spokojnie. Nie licząc oczywiście porannej wpadki z windą. Wilson, jak przypuszczała wszystko pozostawił w jak najlepszym porządku. Prawie żadnych zaległości, tylko jedna teczka, w której dokumenty wymagały jej akceptacji. Dwie niedokończone sprawy ze sponsorami i tyle. Jak na trzy miesiące na nowym stanowisku, chyliła czoła onkologowi. Co do House'a i jego porannych ekscesów również się tego spodziewała, choć podświadomie liczyła, że będzie chociaż próbował się hamować. Niestety, w świetle jego aktualnego podejścia, sprawa mogła się okazać dużo bardziej poważna niż początkowo zakładała. Gdy około dziewięćdziesiąt dni temu, w dniu chcin syna, wszystko stanęło na głowie, nie przypuszczała, że potrwa to tak długo. Teraz musiała na nowo rozważyć kwestię ujawnienia ich związku. Uśmiechnęła się do własnych myśli. Słowo związek i Gregory House połączone jej osobą. Świat nie mógł być bardziej szalony. Przymknęła oczy pozwalając wspomnieniom rozwinąć tamten obraz.

Był późny wieczór. Właśnie pożegnała Wilsona. Nawet jej się nie śniło, że diagnosta może się jeszcze pojawić. Czekała na niego przez pierwsze trzy godziny, później pogodziła się z losem. Z tym, że Nathan będzie tylko jej synem. Charakterystyczny stukot laski w drzwi sprawił, że podskoczyła jak szalona. Ponieważ akurat w tym momencie wrzucała naczynia do zlewu, wylała na siebie resztę czerwonego wina pozostałego w czyimś kieliszku. Zaklnęła pod nosem. W pierwszej chwili pomyślała, że pewnie dobija się do niej, bo potrzebuje zgody na jakąś durną biopsję, ale pokonując odległość pomiędzy kuchnią, a drzwiami wejściowymi dotarł do niej dość istotny fakt, że jeszcze przez ponad dwa miesiące jest na urlopie i że w takich kwestiach powinien molestować Wilsona. Otwierając drzwi zastała go w pozycji pół klęczącej. Oczywiście dobierał się do jej kwiatka, a dokładniej rzecz ujmując do doniczki pod którą trzymała zapasowy klucz.
- To nie to, co myślisz – jęknął, czując kłujący ból w nodze.
- Nie chcesz wiedzieć, co myślę. - Posłała mu oburzone i zarazem lekko rozbawione spojrzenie.
- Mogłabyś? - Przewróciła oczami i niechętnie pomogła mu wstać. Po tym, co przechodziła cały wieczór, miała wielką ochotę poobserwować, jak się męczy. - Dziękuję – wypowiedział niemal niesłyszalnie i nie czekając na zaproszenie wdarł się do środka.
- Oczywiście – westchęła podążając za nim. Postronny obserwator mógłby stwierdzić, że mężczyzna wrócił właśnie do swojego domu. Czuł się tutaj zupełnie swobodnie. Od razu podążył w stronę kuchni. Zapach kurczaka wciąż był bardzo intensywny. - Impreza już się skończyła. Spóźniłeś się. - Bez trudnu odnalazł w jej spojrzeniu nutkę wyrzutu.
- Nie spóźniłem się, bo nie zamierzałem przyjść – wyjaśnił, rozsiadając się przy stole i częstując się pozostałościami z imprezy.
- Więc co do cholery tutaj robisz? - Mimowolnie podniosła głos. Nie wyglądał jednak na przejętego.
- Ratuje ci życie. Krwawisz – wskazał ręką na jej czerowną koszulkę.
- To wino. A wyjadanie mojego kurczaka w niczym mi nie pomoże. - O ile kilka godzin wcześniej nie odpuściłaby wymolestowania od niego odpowiedzi, o tyle teraz nie miała już na to siły. Była zwyczajnie zmęczona. Postawiła więc na opcję pod tytułem "ignorowanie intruza." Zaczęła wkładać naczynia do zmywarki. Później zamierzała się pożegnać i iść spać. Gdy schylała się do urządzenia usłyszała, jak House się krztusi. Robił to na tyle autentycznie, że się przestraszyła. Oczywiście, gdy do niego podbiegła odpowiedział jej jego szeroki, łobuzerski uśmieszek. - Dobrze się bawisz?
- Zawsze. Zwłaszcza, gdy się tak wypinasz. - Specjalnie się nachylił, by móc dokładnie zlustrować wspomnianą część ciała kobiety. W myślach właśnie ścierała mu z twarzy ten zadziorny uśmieszek, w rzeczywistości postawiła na jawne olewanie sprawy. I jego. Wróciła do wykonywanego wcześniej zajęcia. Po jakimś czasie zorientowała się, że jest już sama w pomieszczeniu. Nie miała pojęcia, czy wyszedł, czy myszkuje po jej sypialni. Po raz kolejny tego wieczoru westchnęła głęboko. Pierwszym miejscem, do którego się udała był salon. Oczywiście pusty. Sypialnia, ku jej zaskoczeniu również była pusta. Dopiero w tym momencie zaczęła się naprawdę zastanawiać, co to wszystko miało znaczyć. I po jaką cholerę w ogóle tu przyszedł? Ostatnie pytanie zgasło przygniecione ciężarem widoku, który stanął przed jej oczami. Gregory House, zimny, zepsuty do szpiku kości drań, stał oparty o framugę drzwi pokoju Nathana, w ciszy obserwując maleństwo.

- Przeszkadzam? - Najlepszą część wspomnienia przerwał jej osobnik wdzierający się do gabinetu. Szeroki uśmiech, niebieskie oczy, postawa całą sobą krzycząca jestem tu panem i władcą, sypiam z szefem tego padołu, wolno mi wszystko, mniej więcej to miał wypisane twarzy. - O czym myślisz? - Od razu zauważył, jej sentymentalne zamyślenie. - Boże, czy ty się rumienisz?!
- Jest gorąco. - Skłamała automatycznie. Nie zamierzała się przyznawać, że właśnie w tej chwili myślała o nim bardzo intensywnie. I ów rumieniec jest zdecydowanie jego zasługą.
- Kłamiesz. O czymkolwiek myślałaś chcę wiedzieć. Ewentualnie mogę się przyłączyć – zamrugał wymownie.
- Jesteś durny.
- A ty podniecona.
- Komu powiedziałeś?
- Że jesteś podniecona? Jeszcze nie zdążyłem. - Wiedział, że nie o to pytała. Chciała wiedzieć, ilu osobom obwieścił, że od jakiegoś czasu mają nie tylko wspólne miejsce pracy, ale i wspólne łóżko. - Wszystkim – oświadczył, jak gdyby nigdy nic. - Ale i tak mi nikt nie uwierzył. Dasz wiarę?
- Moje pokłady wiary zostały wyczerpane dawno temu. Musimy pogadać.
- Myślałaś o mnie.
- Wpadnij dziś koło dwudziestej. Jest kilka istotnych rzeczy, które musimy ustalić.
- Myślałem, że mamy to już za sobą.
- Dziś udowodniłeś, że jednak nie. Ciągle zapominam, że mam doczynienia z pięciolatkiem. Nie musisz się wszystkim chwalić, że dostałeś nowego resoraka. - W tym momencie parsknął śmiechem.
- Jeśli już używasz przenośni powinnaś być bardziej precyzyjna. Betoniarka, czołg, tir, cokolwiek, co choć w części oddaje...
- Myślałam o tobie. - W tej chwili zrouzmiała, że jeśli się nie przyzna, on nie wyjdzie, a wtedy komuś z pewnością stanie się krzywda. Z dwojga złego przyznanie się uchodziło za mniejsze zło. Jego spojrzenie powiedziało jej wszystko. Pomieszczenie opuszczał dokładnie z taką samą miną, z którą do niego wkroczył. Wzięła głęboki oddech i policzyła do dziesięciu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Sob 18:59, 27 Kwi 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blanka.
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:55, 27 Kwi 2013    Temat postu:

Czekam na ciąg dalszy wspomnień Lisy! Akurat w najlepszym momencie House musiał przerwać! Ale to nic, jakoś to przeżyję, w końcu uwielbiam ich dialogi. Nie pozwól nam dłużej czekać i dodawaj coś szybciutko Lisku:*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:35, 27 Kwi 2013    Temat postu:

Mam nadzieję, że zaszczycisz nas historią, która wydarzyła się tuż po tym, jak Cuddy zauwazyła House'a w pokoju małego

Noooo, i to w sumie byłoby z mojej strony, bo chyba nie ma sensu pisać oczywistości takich jak np. to, że Huddy'owe dialogi znów wyszły Ci mistrzowskie, a opisy ściskają za serce?

Ton weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ala
Tooth Fairy


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 350
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wonderland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:49, 27 Kwi 2013    Temat postu:

Hurra! Hurra! Huddy, Huddy, Huddy razem! Prawdziwy balsam dla mnie... Tylko dlaczego tak krótko tym razem? Niecierpliwie czekam na więcej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:40, 29 Kwi 2013    Temat postu:

Blanko, mam nadzieję, że tą część również przeżyjesz, ale wierz mi nie robię tego celowo, samo jakoś wychodzi z tym przerywaniem Nie wiem, jak długi będzie fik, ale wierzę, że w końcu nikt im nie przerwie

Marcelino, i tak i nie, po części... prawie. Zresztą sami przeczytacie. Ściskam i dziękuję

Ala, krótko, bo nie mam zbyt wiele czasu na pisanie i czasem części mogą być krótsze, choć w zasadzie to ta była całkiem, całkiem, a reszta to tasiemce, zawsze zastanawiam się, czy doczytacie do końca




XV – Przerwany sen i frytki Wilsona.


Gdyby tylko wcześniej wiedział, że związek niczego nie zmieni, a wręcz jeszcze bardziej nakręci ich relację, zmieniłby zasady gry już dawno temu. Nie miał wątpliwości, że ona również. Przypuszczał, a nawet mógłby się pokusić o stwierdzenie faktu, że wiedział o czym tak rozmyślała jego seksowna szefowa. Nie sądził jednak, że się przyzna wprost, ale od zawsze go zaskakiwała. Teraz sam uśmiechnął się do własnych myśli. Również doskonale pamiętał tamten dzień, a raczej wieczór. I noc. Zdecydował, że na resztę dnia zaszyje się w klinice, zgodnie z zasadą pod latarnią najciemniej. Nie minęło nawet pół godziny od momentu, w którym zajął gabinet numer trzy, a z pomieszczenia dało się słyszeć niewyraźne odgłosy chrapania. Sen przyszedł bardzo szybko i zabrał go w dość przewidywalną podróż.

Mieszkanie administratorki zawsze wzbudzało w nim mieszane uczucia. Z jednej strony lubił je, miało swój charakterystyczny, lekko irytujący swą doskonałością i dbałością o detale klimat, ale z drugiej była w nim ona. Kobieta, której nie potrafił sklasyfikować, ani w swoim chłodnym umyśle, ani w sercu. A na dodatek od niedawna było w nim coś jeszcze. Ktoś jeszcze. Pamiętał każdy szczegół z tamtego dnia. Swoją niepewność, gdy schylał się po klucze, jej zaskoczenie, gdy otwierała mu drzwi, dziwną rozmowę w kuchni, i to, jak znalazł się pod drzwiami pokoju Nathana. Do dzisiejszego dnia nie potrafił sobie racjonalnie wytłumaczyć swojej fascynacji tą małą istotą. Czy powodem były geny, to, że dostrzegał w nim cząstkę siebie, czy uczucia którymi darzył jego matkę? Może obie te rzeczy.
- To ostatnie miejsce, w którym spodziewałam się ciebie znaleźć. - Usłyszał tuż za plecami.
- I ostatnie, w którym sam bym siebie szukał. - Stał tam już od dobrych kilku chwil, jednak wciąż nie miał swojej odpowiedzi.
- Nasz syn. - Jej głos był ledwo słyszalny, ale w jego głowie niemal huczało. Usłyszane słowa wędrowały neuronami odbijając się echem, którego nie potrafił zagłuszyć. Domyślał się, że dla niej to wszystko jest równie skomplikowane. - Niesamowite. - Powoli odwrócił się w jej stronę i napotkał najbardziej niezwykły uśmiech świata. Niepewny, delikatny, a zarazem przepełniony ciepłem i szczerością. Stała tam całkowicie zbita z tropu jego postępowaniem, a on walczył sam ze sobą, z tym czego pragnął i potrzebował. Największą ironią było to, że wcześniej sam jej to zarzucał. - Żałujesz? - Ostatnie słowo w końcu wyrwało go z zamyślenia. Ponownie spojrzał w stronę syna. Ckliwość i czułość były ostatnimi uczuciami, o które mógł się posądzać, a jednak w tej chwili miał wrażenie, że rozpuszcza się, jak cukierek na słońcu. Nie będąc w stanie dłużej tłumić uczuć i nie mając siły na kolejną ucieczkę, nie miał wyboru. Zrobił kilka kroków w jej stronę. Z każdym kolejnym obserwował jej coraz większe zaskoczenie i niemal paniczny strach. Czy mogła czytać w jego myślach? Uśmiechnął się nagle, uświadamiając sobie, że tym razem to Cuddy próbuje utrzymać dystans, robiąc kolejne kroki w tył. Nie rozstrzygał, czy robiła to podświadomie, czy celowo. Ściana i tak skutecznie powstrzymała jej kolejny manewr.
- Co robisz? - Niemal słyszał, jak serce wali jej w piersi. To było cudowne uczucie. To wszystko, czego właśnie doświadczał. Przekrzywił lekko głowę, długo nie zaszczycając kobiety odpowiedzią.
- Coś czego nie powinienem robić. - Jego zniewalające spojrzenie, przeszywające i przenikające jej duszę sprawiało, że nie była w stanie się poruszyć, ani wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Nawet sylaby. Widział i czuł, jak oddech brunetki przyspiesza. - Ale myślę, że ty już zdecydowałaś już dawno temu, a teraz...
- Co teraz? - Westchnęła czując, że zaczyna jej brakować powietrza.
- Teraz pomogę ci oddychać – wyjaśnił, nachylając się w stronę jej ust. Nie protestowała. Przymknęła oczy i czekała. Kilka sekund później szorstki zarost drażnił jej brodę i policzki. Całował ją powoli, z pasją i pożądaniem. Napawał się smakiem jej słodkich ust. Była zupełnie bezbronna w jego ramionach. Najsilniejsza i najtwardsza kobieta jaką znał pod wpływem jego dotyku zmieniała się w kruchą istotę. Niemal od razu oddała pocałunek, czyniąc go jeszcze bardziej głodnym i namiętnym. Całowali się bez opamiętania, jak gdyby próbowali pobić rekord w najdłuższym smakowaniu ust przeciwnika. Nie miał żadnych wątpliwości, że puchar trafiłby w ich ręce. W tamtej chwili były jednak zajęte czymś o wiele ciekawszym. Błądziły po jej ciele. Poznawały jej kształty. Były władcze i nienasycone, jak on sam. Gdy wreszcie musieli oderwać się od swoich ust, tej samej rozgrywki podjęły się ich oczy. Badając się nawzajem, przenikając w głąb. Szukając odpowiedzi i potwierdzenia tego, co miało się stać. Nie wypowiedzieli ani słowa. Wszystko działo się tak, jak gdyby było zaplanowane od dawna, w najdrobniejszym szczególe. Panującą w pomieszczeniu ciszę przerwał jedynie na krótką chwilę dźwięk odrzucanej w kąt drewnianej laski. Pamiętał, jak przyciskał drobne ciało kobiety do ściany, jak ona ciągnęła go stronę sypilani, jak obijali się o wszystkie możliwe napotkane sprzęty i meble. Ale najdokładniej potrafił odtworzyć jej ciało i jęki, gdy dawał upust swoim odwiecznym fantazją. Jej łóżko było miękkie i wielkie. Cholernie wygodne. Pachniało nią. Ten zapach zawsze pobudzał jego zmysły. Teraz doświadczał o wiele więcej. Jej nagiego ciała tuż pod swoim własnym. Mogł patrzeć, dotykać, pieścić. Wiła się pod dotykiem jego dłoni, sama nie pozostając mu dłużna. Delikatność z jaką jej dłonie błądziły po jego plecach i ramionach doprowadzała go do szaleństwa.


- Oszalałeś!!! - Omal nie spadł z kozetki, gdy jego najcudowniejsze wspomnienie zostało brutalnie rozwiane. - Jak Cuddy cię tu znajdzie, zabije cię.
- Może. Ale najpierw ja zabiję ciebie. - Wzrok, jakim obdarzył przyjaciela sprawił, że James Wilson naprawdę się przestraszył.
- Spałem.
- Miałeś dziwną minę. Poronosy w pracy? Serio? - Onkolog próbował odgadnąć powód złego nastawienia rozmówcy.
- Coś lepszego. Dużo lepszego. - Szeroki uśmiech diagnosty nie pozostawiał wątpliwości, że mężczyzna wiedział o czym mówi.
- To, że jesteś z Cuddy nie znaczy, że możesz wszystko olewać. Z kliniką włącznie. - Młodszy natomiast zdecydował się porzucić wcześniejszy temat. Dla własnego dobra.
- Foreman i Chase przyjmują moich pacjentów. Cameron uzupełnia karty. Jeszcze chwila, a diagnostyka będzie wzorcowym oddziałem w tym szpitalu. Więc jeśli masz ochotę na kolejne kazanie, to pomyliłeś piętra. Kaplica jest na drugim.
- Nie zamierzasz jej choć odrobinę odpuścić? Wczoraj znów broniła cię przed radą. - Jego tłumaczenia już od dawna nie robiły na Wilsonie żadnego wrażenia. W większości przypadków i tak mocno naciągał fakty lub zwyczajnie kłamał.
- Jorson. - Nie miał wątpliwości, że to nowy ortopeda wniósł skargę.
- Swoją drogą to twój kolejny rekord. Facet pracuje tu dobiero od pięciu dni.
- Cuddy w ogóle nie powinna go zatrudniać. To idiota.
- Bo zależy mu na swoich pacjentach.
- Bo ledwo odróżnia stopę od ręki. Gdyby nie ja pacjenta właśnie wynosiliby z jego oddziału. Nogami do przodu.
- Twój urok osobisty jest powalający.
- Ciągle to słyszę. Cameron przyjmuje zapisy do mojego fan klubu.
- Jak wam się układa? - Oczywiście, James Wilson i jego nieudolnie ukrywane powody wizyt. Naciąganie go na szczere wyznania. House nie miał żadnych wątpliwości, jak dalej będzie przebiegać rozmowa.
- Jeśli chcesz wiedzieć, gdzie ma tatuaż, albo jakim cudem jej wielki tyłek mieści się w tych obcisłych spódniczkach...
- Nie pytam o wasze pożycie seksualne. - Onkolog przewrócił oczami.
- Reszta jest raczej nudna.
- Mam czas. Zapraszam cię na lunch.
- Przekupstwo? - Diagnosta spojrzał na przyjaciela z udawanym obrzydzeniem. - To poniżej twojej godności.
- Tak. Obiad z przyjacielem. Szczyt poniżenia i upokorzenia.
- Ironia nigdy nie była twoją mocną stroną. - Kustykając w stronę drzwi posłał mu szeroki uśmiech samozadowolenia. Dwa irytujące pytania i dwa piękne uniki.
- Jak Nathan? - Kolejne pytanie sprawiło, że diagnosta zatrzymał się w miejscu, ostentacyjnie spoglądając w sufit. Tym razem to drugi mężczyzna wyglądał na badziej rozbawionego.
- Nie licz, że wykpisz się frytkami.
- A ty nazywaniem mnie idiotą. - Kilka osób słyszących ich wymianę zdań przyglądało się im bardzo uważnie. Postronny obserwator miał prawo czuć się zagubiony w tym labiryncie słów i gestów. To, co mówili mogło świadczyć o tym, że się kłócą, jednak to, że idą ramię w ramię, uśmiechając się pod nosem, mówiło już coś zupełnie przeciwnego. Po chwili oboje zniknęli za drzwiami zamykającej się windy. W tym szpitalu, jak się okazało, nic nie było takie na jakie wyglądało, ale o dziwo była to jedna z większych zalet tego miejsca.


Pół godziny później...


- Nie przesadzasz? Mówiłem, że nie mam przy sobie karty kredytowej. - James Wilson z lekką obawą zlustrował talerz przyjaciela.
- To po co mnie zapraszałeś? - Starszy z nich zrobił typową, teatralną minę. - A zapomniałem, chcesz wiedzieć, ile już zdążyłem spiepszyć i kiedy będziesz mógł przywdziać swój strój supermana i kolejny raz uratować świat.
- Chciałem być miły, ty jeden nie dopuszczasz do siebie możliwości, że ludzie czasem tak robią.
- Uwierzyłbym, gdybym rozmawiał z Cameron.
- Nie rozumiem o co ci chodzi?
- Teraz? Chciałbym zjeść w spokoju.
- Nie widzę problemu. W przeciwieństwie do ciebie, ja nie grzebię w twoim talerzu.
- I tak nie lubisz kurczaka.
- Uwielbiam.
- Cholera. W takim razie to pewnie Chase go nie lubi.
- Jest ktoś w tym szpitalu komu nie podkradasz jedzenia?
- Nołp. - Potwierdził, posyłając rozmówcy kolejny już szeroki uśmiech. Onkolog uznał, że właśnie w tym momencie, wstęp do rozmowy mają już za sobą. Jeśli, ktoś pomyślał, że odpuści bardzo się pomylił.
- Wiem, że się spotykacie. Od trzech miesięcy. - Diagnosta nie wyglądał na zaskoczonego tak szczegółową wiedzą przyjaciela.
- Nie potwierdzam i nie zaprzeczam.
- Podoba ci się to. - Wilson zupełnie ignorował wymijające odpowiedzi diagnosty. - Bycie w związku.
- Ma swoje zalety. Oszczędzam na dziwkach. - W tej chwili James uniósł wzrok, wyglądał na mega zakłopotanego. House z trudem przełknął ostatni kęs. Nawet nie próbował się odwracać. Już widział minę Cuddy stojącą tuż za nim. Nagle spostrzegł, że jego rozmówca z trudem powstrzymuje wybuch śmiechu. Wtedy dotarło do niego, że stał się ofiarą prowokacji. - Nikt za mną nie stoi. - Posłał mu mordercze spojrzenie.
- Nie, ale mógłby. Do końca życia nie wybaczę sobie, że nie miałem przy sobie aparatu. Żałuj, że nie widziałeś swojej miny. - Niewiele brakowało, a młodszy z nich turlałby się po podłodze.
- Każdy wrzód na moim żołądku będzie twoją zasługą.
- Byłoby łatwiej, gdybyś odpowiadał na moje pytania wprost, no chyba, że wolisz zapłacić za lunch.
- Przypomnij mi dlaczego wciąż się z tobą zadaję?
- Bo nikt inny nie chce zadawać się z tobą. - Promienny uśmiech onkologa był rozbrajający.
- Tak. Spotykamy się. W domu uprawiamy dziki seks, a w szpitalu się kłócimy i niestety, mimo moich usilnych próśb, nie uprawiamy seksu. - Zrobił typową dla takiej sytuacji zawiedzioną minkę.
- House...
- Drugi raz nie dam się nabrać. Możesz wytrzeszczać oczy, ile chcesz. Gdyby jędza stała za mną właśnie wbijałaby mi jakiś ostry przedmiot w plecy. A odpowiadając na twoje kolejne pytanie, Hulk jest okazem zdrowia. - W momencie, w którym naczelny diagnosta myślał, że triumfuje, jego najlepszy przyjaciel przyglądał się administratorce szpitala. Stała z rękami skrzyżowanymi na piersiach i również z trudem powstrzymywała błąkający się po twarzy uśmieszek. - Dziękuję za lunch. Uczucie sytości i kilka kolejnych wrzodów, jesteś niezastąpiony. Umrę na raka żołądka. - Wstając od stołu omal nie wpadł na stojącą za jego plecami Cuddy. Wilson praktycznie zsunął się pod stolik. Ten lunch z pewnością zaliczy do jednych z najbardziej udanych. No i zyskał pewność, że między tą dwójką wszystko, przynajmniej, jak na razie jest w najlepszym porządku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:58, 29 Kwi 2013    Temat postu:

Haha, uwielbiam, gdy House nazywa swojego syna Hulkiem
Pięknie, zmysłowo i... romantycznie opisałaś TĘ noc w domu Cuddy. Gratuluję. Poza tym, House jako świeżo upieczony ojciec mnie rozczula, haha.
No i końcówka Padłam i chyba nie wstanę.
Pozdrawiam serdecznie, życząc czasu oraz weny! :-)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blanka.
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:01, 29 Kwi 2013    Temat postu:

Kochanie! Mną się nie przejmuj i rób swoje. Niech wen Cię poniesie! Uwielbiam takie kawałki. Z resztą sama wiesz, że uwielbiam wszystko co Twoje. Każde słówko jest dla mnie miodem, największą radością, tak pięknie dopieszczone przez Ciebie. "Nowe nieznane" do tego momentu było moją ulubioną częścią, ale teraz już sama nie wiem. Ta część jest równie idealna. Liczę na to, że ten fick będzie długi, nienawidzę się z Tobą rozstawać! I oby nikt im już nie przerywał! DIALOG, ich balansowanie, uciekanie przed sobą, wybuch emocji i uczyć, tego, co w nich od zawsze siedziało, pożądanie..

"- Co teraz? - Westchnęła czując, że zaczyna jej brakować powietrza.
- Teraz pomogę ci oddychać – wyjaśnił, nachylając się w stronę jej ust.
" - najsłodsze z najsłodyszych słodkości!!! mamuniu..

"Pamiętał, jak przyciskał drobne ciało kobiety do ściany, jak ona ciągnęła go stronę sypilani, jak obijali się o wszystkie możliwe napotkane sprzęty i meble. Ale najdokładniej potrafił odtworzyć jej ciało i jęki, gdy dawał upust swoim odwiecznym fantazją. Jej łóżko było miękkie i wielkie. Cholernie wygodne. Pachniało nią. Ten zapach zawsze pobudzał jego zmysły. Teraz doświadczał o wiele więcej. Jej nagiego ciała tuż pod swoim własnym. Mogł patrzeć, dotykać, pieścić. Wiła się pod dotykiem jego dłoni, sama nie pozostając mu dłużna. Delikatność z jaką jej dłonie błądziły po jego plecach i ramionach doprowadzała go do szaleństwa. " - halucynacje House-a w końcu się urzeczywistniły!!

Jesteś wspaniała, po prostu! Piękne, subtelne, takie.. filigranowe wręcz oddanie słowami i piękne przedstawienie ich spójności, tego że są dla siebie stworzeni!!

Czekam na więceeeeeej!!! BUZIAKI!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blanka. dnia Pon 18:03, 29 Kwi 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
magdalenka
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 8:33, 30 Kwi 2013    Temat postu:

ech...
i co tu napisać
yyy...
cudowne - i to by było na tyle mego konstruktywnego komentarza

twoje ich rozmowy są jak zwykle na wysokim poziomie i w ogóle kocham ich takich niby twardzi duszą a tu proszę miękkie serce

jeszcze jedno: widok na w pół klęczącego House'a wprawił mnie w niewysłowioną radochę, nie wiem dlaczego


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez magdalenka dnia Wto 8:35, 30 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:25, 02 Maj 2013    Temat postu:

Marcelina, Blanka, Magdalenka jesteście niezastąpione

Ostatnio zauważyłam, że części robią się niebezpiecznie "miłe" i "mniej House'owe" niż na początku, ogólnie taki był plan, najpierw pod górkę, a później trochę bardziej słodko, gdy Huddy się spełni, nic na to nie poradzę, ale zawsze je tak widziałam niestety, powoli przyszedł czas na powrót do bardziej realistyczengo Huddy, choć podkreślam, że nigdy nie przestałam w nich wierzyć A i proszę nie osądzajcie Cuddy zbyt surowo, po prostu zwalenie pierwszego kryzysu na House'a wydało mi się zbyt proste. Mam nadzieję, że kolejne części choć trochę jej pomogą, ale uprzedzam Cuddy nie Huddy.



XVI – Negocjacje.



Okolice godziny dwudziestej. Mieszkanie Lisy Cuddy.


Brunetka właśnie pożeganała ninię Nathana. Dziś wyjątkowo poprosiła, żeby Meg została dłużej. Potrzebowała trochę czasu na przygotowanie wszystkiego. Mimo, iż pracowała kilka godzin krócej niż zwykle, wcale nie miała więcej czasu. Wręcz przeciwnie. Spraw w szpitalu nie ubywało, musiała robić to, co zwykle tyle tylko, że pięć razy efektywniej i szybciej. W ostatnim czasie zaczęła odczuwać to coraz wyraźniej. Była rozdarta pomiędzy domem i pracą. Z jednej strony bardzo jej zależało na szpitalu, na tym, by jak zwykle był najlepszy, z drugiej pragnęła być przy dziecku. Każdą wolną chwilę spędzała z nim. Ewentualnie z jego ojcem. Jak teraz. Zawsze, gdy wieczorem padała zmęczona na łóżko myślała o tym, co ma. Wtedy nie liczyło się nic więcej. Spełnione marzenia skutecznie odsuwały zmęcznie i sprawiały, że zasypiała z uśmiechem na ustach.

Dzisiejszy wieczór był dla niej ważny. Chciała porozmawiać z diagnostą o ich relacjach w pracy. Obawiała się, że wkrótce cały szpital odkryje ich tajemnicę. Albo przekona się, że House mówi prawdę, rozpowiadając na prawo i lewo o ich bliskich relacjach. Na chwilę obecną lepszym rozwiązaniem wydawało się jej utrzymywanie ich związku w sekrecie. Bała się, że w przeciwnym razie straci możliwość nadzorowania diagnosty, a wtedy on straci pracę. Nie miała złudzeń, że w szpitalu znajdzie się ktokolwiek inny zdolny do współpracy z takim aspołecznym osobnikiem. Uśmiechnęła się do siebie. To była najłagodniejsza z możliwych definicji jego osoby. Właśnie wychodziła spod prysznica. Narzuciła szlafrok i udała się do sypialni. Przechodząc obok komody zerknęła na telefon. Miała jeszcze jakieś dwadzieścia minut. Podeszła do szafy zastanawiając się, co na siebie włożyć. Wzdrygnęła się lekko słysząc wibrujący dźwięk urządzenia, informującego o przychodzącej wiadomości. W pierwszej chwili pomyślała, że House odwołuje wizytę. Jej podejrzenia rozwiał tekst wspomnianej wiadomości. Szlafrok jest w porządku. Inne ubranie raczej ci się nie przyda. Poza tym, i tak najlepiej wyglądałaś pod prysznicem. Przerażona zaczęła się rozglądać po pokoju. Nagle zza drzwi wysunęła się znajoma twarz.
- Nie bój się, nie zamontowałem ukrytych kamer. - Podczas, gdy mężczyzna cieszył się, jak dziecko w zoo, ona robiła wszystko, by odczuł siłę jej morderczego spojrzenia. - Znaczy jeszcze nie zdążyłem – wyjaśnił, robiąc kilka kroków w stronę brunetki. Jeszcze kilka chwil próbowała rozstrzygnąć, czy diagnosta żartuje, czy dla pewności ma wezwać fachowców od demontowania podsłuchów i tym podobnych.
- Co tu robisz? Miałeś być po dwudziestej.
- Wtedy nie zobaczyłbym, jak bierzesz prysznic.
- Wtedy miałbyś szansę, żeby wziąć go razem ze mną. - Tym razem to Cuddy sprawiła, że lekko zadrżał. - Skoro bawiłeś się w podglądacza mamy to już za sobą. - Wymijając go obdarzyła go swoim typowym zwycięskim uśmieszkiem. O ile z reguły nie lubił przegrywać, o tyle w potyczkach z tą kobietą z chęcią przyjmował takie ciosy.
- Hej. Zawsze mogę wrócić za godzinę. - Próbował ponownie podjąć grę.
- Skoro i tak zastałeś mnie w szlafroku, możesz zostać. Nie będę się wbijać w tę czarną sukienkę, którą tak lubisz.
- Mogę nawet odwołać wizytę – podążał za nią z miną smutnego szczeniaczka.
- Zaczekaj w salonie, zaraz podam kolację. - Uwielbiała chwile, w których choć przez moment miała nad nim przewagę. Doskonale wiedziała, jak rozgrywać karty, by ją uzyskać.
- Technicznie rzecz biorąc to nie widziałem cię w szlaforku tylko nago. Więc jeśli podążać twoim tokiem rozumowania powinnaś być naga podając mi talerz. - Nie miał wątpliwości, że kobieta w tej chwili przewraca oczami. - A tej czarnej kiecki nie cierpię. Zabiłbym tego, kto wymyślił zapięcie z boku i taki mały zamek. - Ostatnie słowa wywołały wybuch śmiechu u kobiety. Pamiętała, gdy pierwszy raz ją z niej zdejmował.
- Pożerasz mnie wzrokiem, gdy mam ją na sobie.
- Przyjdziesz tu wreszcie, czy mam zacząć obgryzać meble. Umieram z głodu.
- Nie kłam. Wilson pewnie stracił majątek na twój obiad - przypominiała, a on mógłby się założyć, że wie, co zaraz usłyszy. - Wiesz, że za tobą, w stołówce mógł stać każdy.
- Oczywiście – pomyślał.
- To, że przechwalasz się Wilsonowi, że ze sobą sypiamy nie znaczy, że musisz to robić w moim szpitalu. - Wchodząc z talerzami napotkała jego zadowoloną minę. - Mówię o przechwalaniu się, nie o seksie. - Doprecyzowała swoją myśl. Usiadła na kanapie tuż przy nim, podając mu talerz i widelec.
- Spagetti. Mmmm...
- Masz. - Podała mu widelec. Pochwycił go łapczywie. - Zdajesz sobie sprawę, że po dzisiejszym dniu powinnam ci go wbić w...
- Nie kończ.
- Co z tym zrobimy?
- Ja zjem. O dziwo, nawet dobre.
- Mógłbyś coś dla mnie zrobić – spojrzała na niego tak, że od razu zrobiło mu się gorąco. Była jedyną osobą na świecie, która potrafiła go tak rozproszyć.
- Wszystko. - W momencie, w którym na jej twarz wkradał się triumfujący uśmieszek mężczyzna dokończył swoją myśl. - Wszystko, co wymaga rozbierania, pocierania, lizania, podgryzania, ssania... - ostentacyjnie wciągnął do ust długą makaronową nitkę.
- Widzę, że używanie prostych słów nie pomaga. Powiem to zatem dosadniej. Przykro mi House. Musisz dorosnąć.
- Nie chodzi o moją dorosłość, tylko o twoje obawy. - Zaskoczył ją tym wyznaniem. - Chcesz czegoś więc proś, błagaj. - Tym razem to administratorka zadrżała pod wpływem jego wzroku na swoim ciele. - Ewentualnie negocjuj. Mam milczeć, chce coś w zamian.
- Nie negocjuje z terrorystami.
- Wiesz, co robią terroryści, gdy się z nimi nie negocjuje?
- Przegrywają.
- Terroryzują.
- Tobie też powinno na tym zależeć. Nasz romans może zaszkodzić nam obojgu – przekonywała.
- Tobie bardziej. Dokąd idziesz? - zapytał obserwując, jak Cuddy podnosi się z miejsca.
- Sprawdzę, co u Nathana.
- O, właśnie. O nim możesz mówić terrorysta. Swoją drogą powinienem się od niego uczyć. Wymolestuje od ciebie wszystko.
- Tutaj się z tobą zgadzam, choć osobiście wolałabym, żeby akurat tych genów po tobie nie przejmował. - House otworzył szeroko oczy i mimowolnie się uśmiechnął.
- To mam jakieś, które cenisz? - Zapytał, perfekcynie udając zdziwienie. Kobieta westchnęła. W tej kwestii wolała nie wdawać się w szczegóły. - Nie spiesz się. Przygotuję listę rzeczy, które chcę w zamian za milczenie. - Nie zamierzał odpuścić. Od początku czekał na taki moment. Z każdym dniem ten związek podobał mu się coraz bardziej.
- Telewizor i ograniczę o jedną trzecią twoje godziny w klinice. - Nie miała złudzeń, że ten dzień nie nastąpi. Przyszedł czas by oddała mu coś więcej niż tylko ciało i duszę. Ale utrata odrobiny władzy, jako koszt w takim związku nawet przez moment nie był ceną, którą zawahałaby się zapłacić. Wciąż stała w progu, odwrócona do niego tyłem. To był jej as w rękawie, naprawdę liczyła, że mężczyzna to kupi. Niestety, oboje potrafili się zaskakiwać równo mocno.
- To byłoby zbyt proste - odezwał się, kustykając w jej stronę. Powoli odwracała głowę. Ich spojrzenia spotkały się w tym samym momencie. - Chce czegoś więcej.
- Bez względu na to, co myślisz mojego szpitala nie stać na ferari dla szefa oddziału diagnostycznego.
- Twoje ferari i tak bardziej mi się podoba – wyjaśnił. Żeby nie miała wątpliwości o czym mówi, jego dłonie bezwstydnie ścisnęły jej pośladki. - Kobieta parsknęła śmiechem.
- Nathan – przypomniała, z trudem wyzwalając się z jego objęć.
- Śpi. Byłem u niego, gdy ty buszowałaś w kuchni.
- Gregory Housie, nie przestaje mnie pan zaskakiwać – wymruczała wprost w jego usta.
- Poczekaj, aż powiem czego chcę w zamian za hamowanie się w pracy – zamrugał wymownie, pociągając brunetkę w stronę sypialni.
- Nic czego już byś nie miał. - Diabelskie iskierki, które dostrzegła w jego oczach sprawiły, że znieruchomiała. - Nawet o tym nie myśl. House... - na jej nieszczęście mężczyzna zdążył już idealnie poznać jej ciało i najwrażliwsze miejsca, których pieszczenie skutecznie odbierało jej mowę. Jego usta zagłębiły się w jej szyi, dłonie nieśpiesznie zsuwały biały szlafrok z jej ramion. Oddech drażnił dekolt. To był ich świat. Pełen zmysłowych doznań i uniesień. Mieli świadomość długiej, przebytej drogi, dlatego teraz potrafili wykorzystać każdą trwającą sekundę takiej chwili. Przynajmniej tak się im wydawało.


Ranek następnego dnia...


Obudził go dźwięk jej wibrującego telefonu. Jak zwykle nawet nie otworzył oczu. Wybełkotał coś pod nosem i ponownie zasnął. Po godzinie jego sen przerwano ponownie. Nie, żeby widok nachylającej się nad nim brunetki mu przeszkadzał, po prostu siódma rano nie była jego ulubioną godziną.
- Jeśli potrzebujesz mego umysłu nic z tego, nie włącza się przed dziesiątą...
- To wiele wyjaśnia. - Kobieta uśmiechnęła się i pocałowała go na przywitanie. To w jaki sposób oddał pocałunek świadczył, że nie był aż tak zaspany, jak twierdził.
- Jeśli natomiast potrzebujesz mojego ciała, masz zgodę na wszystko. Zwłaszcza na powtórkę z wczoraj. Twoja joga jest warta każdego centa. - Otworzył oczy, dokładnie tak, jak przypuszczał Cuddy od razu się zarumieniła. W tej chwili nie miał wątpliwości, że ten dzień z pewnością zaliczy do udanych. Niestety, jego szeroki uśmiech stopniowo znikał, z każdym kolejnym słowem wypowiadanym przez brunetkę.
- Niania jest chora. Ja muszę jechać do szpitala. Przynajmiej na trzy godziny. O ósmej mam spotkanie, którego nie mogę odwołać. - To w jaki sposób na niego patrzyła uświadomiło mu, w jak wielkie tarapaty się wpakował.
- Wyślij Wilsona.
- On nie jest administratorem. Gdyby to nie było ważne nie prosiłabym cię o to. - Nie musiała nawet mówić, co miał zrobić. Ledwo pogodził się z faktem, że ma syna, a teraz miał się nim jeszcze zajmować.
- To nie jest dobry pomysł.
- Poradzisz sobie. To małe dziecko. Je i śpi. Jego dzień nie wiele różni się więc od twojego. - Kobieta próbowała rozładować napiętą sytuację, jednak bez trudu dostrzegała strach i wyrzut w jego spojrzeniu.
- Nie taka była umowa.
- Jak chcesz. Poradzę sobie sama. – Nawet nie zdążył zareagować. Kobieta zerwała się miejsca. Nie wiedział skąd wziął w sobie tyle sił, ale poderwał się za nią. Robił to naprawdę niechęnie i z wielką obawą.
- Przestań. - Wyrwał jej telefon z ręki.
- W porządku, House. Chora niania to nie twój problem. Nie powinnam...
- Ale zrobiłaś to. - Podświadomie podniósł ton swojego głosu. Cuddy spojrzała na niego zdumiona. - Spóźnisz się – wyjaśnił oddając jej zabrane wcześniej urządzenie. Nie miała pojęcia czy robi to dla niej, dla nich, czy dla siebie. Zaczęły ją również dręczyć wyrzuty sumienia. Przecież dawno temu obiecała mu, że taka sytuacja nigdy nie nastąpi. Niestety, wtedy nie przewidziała, że tak wiele się zmieni. Nie wiedziała, dlaczego to zrobiła, co nią kierowało, co chciała osiągnąć? Miała świadomość, że na pytanie, czy ma do tego prawo, najprawdopodobniej nigdy nie otrzyma jednoznacznej odpowiedzi.
- W porządku, zadzwonie do siostry. Na pewno przyjedzie.
- Zaraz, to co to miało być? Jakiś cholerny test dla mnie? - Nie mógł uwierzyć. - Co by się stało, gdybym się nie zgodził? - Pierwszy raz od kilku miesięcy widziała go w takim stanie. Był naprawdę wściekły.
- Przestań. - Zaprzeczyła, choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że miał rację. Być może w ten sposób szukała odpowiedzi na swoje pytania. Być może choroba niani stała się idealnym pretekstem, do tego by mogła sprawdzić to, co już od dawna podpowiadało jej serce.
- Czego ty chcesz?
- Niczego. Myślę, że powinieneś już iść.
- Wyrzucasz mnie, bo zdałem test. A może jednak nie? Na co liczyłaś, na wybuch radości, czy szybką ucieczkę? - Nienawidziła tego, jak dobrze ją znał i tego, jak celne ciosy potrafił zadawać. Zwłaszcza jej.
- Mówię, że powinieś już iść. Julia nie będzie zadowolona, gdy cię tu zastanie.
- Rozumiem. Nawet swojej siostrze nie powiedziałaś, że jesteśmy razem, a do mnie masz pretensje o coś co ustaliśliśmy dawno temu? - Spuściła wzrok. Znów miał rację. Niestety, na chwilę obecną nie miała czasu ani sił na prowadzenie tej rozmowy.
- Do zobaczenia w szpitalu, House. - Jeszcze przez chwilę czuła na sobie jego spojrzenie. Później usłyszała, jak kuśtyka w stronę sypialni. Gdy kończyła swoją rozmowę z Julią dotarł do niej trzask zamykanych drzwi. Przerażała ją możliwość, że właśnie w tej chwili otrzymała swoją odpowiedź, a co gorsza, że sama ją sprowokowała.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Pią 8:26, 03 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:46, 03 Maj 2013    Temat postu:

Pierwsza część rozdziału -
"To był ich świat. Pełen zmysłowych doznań i uniesień. " - nie wiem dlaczego, ale cholernie podobają mi się te dwa zdania.

Druga część rozdziału - równie piękna jak poprzednia, ale w inny sposób. Oni naprawdę muszą zacząć ze sobą komunikować się werbalnie, bo nawet święty by z nimi nie wytrzymał House - ogarnij się! Cuddy - zdecyduj się!

Nie lubię się powtarzać, ale... Twoje opisy są pełne wszystkiego, co najlepsze, najpiękniejsze. Nawet nie umiem tego dokładnie określić.

Dziękuję, pozdrawiam, życzę weny i czasu na pisanie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:49, 03 Maj 2013    Temat postu:

Czas odrobić zaległości



Oczywiście dobierał się do jej kwiatka


Spoko, ja przegrywam z czymś innym Ona z kwiatkiem


Gregory House, zimny, zepsuty do szpiku kości drań


Zaraz mu wszystko wypominać ten typ tak ma


- Komu powiedziałeś?
- Że jesteś podniecona? Jeszcze nie zdążyłem.



Kocham ich rozmowy w twoim wykonaniu Są najlepsze


- Dziś udowodniłeś, że jednak nie. Ciągle zapominam, że mam doczynienia z pięciolatkiem. Nie musisz się wszystkim chwalić, że dostałeś nowego resoraka. - W tym momencie parsknął śmiechem.
- Jeśli już używasz przenośni powinnaś być bardziej precyzyjna. Betoniarka, czołg, tir, cokolwiek, co choć w części oddaje...



O tym właśnie pisałam wyżej


XV


No weź... jak można było przerwać taki sen? Zabiłabym...


- Może. Ale najpierw ja zabiję ciebie.


No właśnie To mi przypomina, że mam zabić koleżankę za przerwanie mojego snu... jeździłam ścigaczem a ta do mnie dzwoni... też zginie


Ok Rozmowy Wilsona z House'm też są mistrzowskie a numer z Cuddy... Biedny... serio będzie miał wrzody Cuddy w końcu się pojawiła... ta stołówka powinna mieć możliwość dostarczania jedzenia do gabinetów Byłby bezpieczniejszy w tej przychodni


XVI


Ostatnio zauważyłam, że części robią się niebezpiecznie "miłe" i "mniej House'owe" niż na początku, ogólnie taki był plan, najpierw pod górkę, a później trochę bardziej słodko, gdy Huddy się spełni, nic na to nie poradzę, ale zawsze je tak widziałam niestety, powoli przyszedł czas na powrót do bardziej realistyczengo Huddy, choć podkreślam, że nigdy nie przestałam w nich wierzyć A i proszę nie osądzajcie Cuddy zbyt surowo, po prostu zwalenie pierwszego kryzysu na House'a wydało mi się zbyt proste. Mam nadzieję, że kolejne części choć trochę jej pomogą, ale uprzedzam Cuddy nie Huddy.


Nie podoba mi się ten wstęp Nie czytam A tak poważnie to... no weź... no... mogą mieć kryzysy, ale koniec końców niech będą razem, błagam



Szlafrok jest w porządku. Inne ubranie raczej ci się nie przyda. Poza tym, i tak najlepiej wyglądałaś pod prysznicem.

Podglądacz... to chyba karalne, nie?


No i... nie lubię Cuddy! Nie i już... wredna jest... Nie lubię jej


Mam nadzieję, że im się ułoży, błagam Piszesz świetnie ale to już wiesz Wszystko już wiesz Więc tylko przypomnę, że rozmowy House - Wilson, House - Cuddy są świetne jak wszystko i przypomnę, że jestem i czytam i czekam na więcej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ala
Tooth Fairy


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 350
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wonderland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:43, 05 Maj 2013    Temat postu:

:-/ A ja lubię miłe części i bardzo, ale to bardzo szkoda mi, kiedy się kłócą ze sobą. No nic, czekam na wyjaśnienie sytuacji...
House mógłby o nią bardziej zawalczyć, przeprosić, przytulić, a nie zawsze stawiać na swoim. Kibicuję Cuddy:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:08, 07 Maj 2013    Temat postu:

Marcelino, nawet nie wiesz, ile znaczą dla mnie te słowa, odkąd pamiętam bałam się opisów, bo jakoś łatwiej przychodziły mi dialogi, mam wielką radochę, że jednak i z nimi sobie radzę. Niestety, ta część jest bardziej dialogowa, ale kolejna powinna to nadrobić. Dziękuję

Oluś, och... te Twoje komenty sprawiają mi tyle radochy, wiem, że powtarzam to do znudzenia, ale tak jest No i teraz mam wyzwanie, muszę jakoś odkupić Cuddy w Twoich oczach.
ściskam

Ala, zatem mamy podobnie, ale niestety mój wen od czasu do czasu lubi coś zmajstrować Ha, widzę, że do Cuddy też mamy podobny stosunek W zasadzie to nie wiem, czy jest jakaś rzecz, która mogłaby zmniejszyć moje uwielbienie do niej. Chyba nie
Pozdrawiam



XVII – Przeciąganie liny. (cz.1)



Cały czas o tym myślał. Nie wiedział, czy bardziej wściekły był na nią, że go o to poprosiła, czy na siebie, że się zgodził. A najgorsze w tym wszystkim było to, że zgodził się na próżno. Odsłonił się i zostało to brutalnie wykorzystane. O ile oficjalnie nigdy by się do tego nie przyznał, o tyle podświadomość nie pozostawiała złudzeń. Chciał z nim zostać. Od pierwszego momentu, gdy ich oczy spotkały się na sali porodowej, połączyło ich coś dziwnego. Silnego. Zawsze lubił dzieci, bo były podobne do niego. Bez zahamowań, brutalnie szczere i nie przejmujące się nieistotnymi bzdurami. W przeciwieństwie do reszty ludzkości on był dumny z faktu, że jako dorosły wciąż posiadał te cechy. W tej chwili oprócz złości wymierzonej w brunetkę, nie odstępowało go również inne uczucie. Bał się, że w momencie, w którym jego relacje z Cuddy się zmienią, straci kontakt z Nathanem. Być może nie poświęcał mu zbyt wiele uwagi, ale naprawdę lubił tego dzieciaka. Lubił, gdy malec wlepiał w niego swoje wielkie oczy, gdy tylko pojawiał się w jego polu widzenia. Cieszyła go każda wybełkotana w jego obecności sylaba i każdy uśmiech na jego maleńkiej twarzy. Mógł bez końca obserwować jego ciekawość, gdy wodził wzrokiem za każdą nową rzeczą pojawiającą się w jego otoczeniu. Teraz mógł to stracić. Co prawda ich kłótnia nie zakończyła się oficjalnym zerwaniem, jednak na dobrą sprawę oficjalnego początku również nie mieli. Gdy tylko dotarł do szpitala pierwsze kroki skierował w stronę oddziału onkologicznego. Cuddy przesadziła, nie miał wyboru, musiał się tym z kimś podzielić. Gdy drzwi gabinetu szefa wspomnianego oddziału się otworzyły, gospodarz pomieszczenia nie musiał nawet unosić głowy. W całym szpitalu była tylko jedna osoba odwiedzająca go w ten sposób.
- Mogłem mieć pacjenta. - Mężczyzna za biurkiem wciąż nie zaszczycił gościa spojrzeniem. Przeglądał kartę pacjenta.
- Ostatni wyszedł pięć minut temu. Poczekałem. Doceń to. - Diagnosta podtrzymując tradycję tego rodzaju spotkań bezceremonialnie rozsiadł się na kanapie. W głowie onkologa od razu zaświeciła się czerwona lampka. Co prawda w ostatnim czasie sporo się zmieniło i czasem przyłapywał przyjaciela na różnych dziwnych zachowaniach, jednak czekanie, aż skończy przyjmować pacjentów było czymś zupełnie niewyobrażalnym. Powoli przeniósł zatroskane spojrzenie na rozmówcę.
- Zerwaliście? - Słowa z trudem przechodziły mu przez gardło. Wyglądał na naprawdę przejętego.
- Skąd pomysł, że chodzi o Cuddy?
- Gdy wpadasz tu z taką miną zawsze chodzi o Cuddy. Co zrobiłeś? - James odłożył przeglądaną wcześniej teczkę na bok. Wyraźnie dał tym do zrozumienia, że przyjaciel zyskał jego uwagę. Znając tę dwójkę i ich historię, nawet nie próbował się domyślać, co mogło się stać.
- O wielki, wszechwiedzący, nieomylny wiedźminie – zaczął teatralnie. - Właśnie straciłeś swój tytuł. Jestem czysty, jak łza. - Młodszy z mężczyzn nieznacznie się uśmiechnął.
- Ale nadal rozmawiamy o Cuddy?
- Bez względu na to, co teraz myślisz, to ona jest przebiegła, wredna i bezduszna – wyrecytował.
- Dziwne, usłyszana charakterystyka wydaje mi się znajoma. - Widząc, że House powoli zaczyna się wycofywać postanowił dać mu jednak szansę. - Co zrobiła? - Poprawił swoje wcześniejsze pytanie.
- Najpierw wykorzystała mnie seksulanie, później, gdy byłem pozbawiony sił i zdolności jasnego myślenia wykorzystała mnie ponownie.
- Nie wiem, czy chcę usłyszeć tę część historii.
- Poprosiła mnie, żeby zajął się Hulkiem. - Poczuł wielką ulgę, gdy w końcu wyrzucił to z siebie. Wilson wciąż bacznie się mu przyglądał. Spodziewał się, że Nathan może wpływać na ich związek, jednak przewidywał, że mimo wszystko będzie go raczej scalał, a nie odwrotnie.
- I to jej wina? To twój syn. Skoro cię o to poprosiła to pewnie nie miała wyboru. Możesz udawać dupka, ale mnie nie oszukasz, widzę, że lubisz jego towarzystwo. A uciekając nie tylko zraniłeś Lisę, ale przede wszystkim okłamałeś samego siebie. - Kończąc swoją myśl onkolog zauważył, że jego gość nie przestaje się uśmiechać. Ba, był dumny, jak paw. Wtedy dotarło do niego, jak bardzo się pomylił. - House, przerażasz mnie. Co się stało?
- Pozbawiona uczuć egoistka, postanowiła pobić rekord wredności i za razem zrobić ze mnie idiotę.
- Cuddy? - Wilson wciąż nie mógł uwierzyć, że rozmawiają o tej samej osobie.
- Nie. Matka Teresa. - Obserwując narastającą irytację diagnosty James postanowił poukładać wszystkie fakty.
- A więc poprosiła cię, żebyś zajął się małym – spojrzał na przyjaciela, który kiwnięciem głowy potwierdził pierwszy istotny fakt. - Ty łamiąc znane mi dotąd prawa rządzące wszechświatem, zgodziłeś się. - Nie potrafił sobie odmówić tego małego komentarza. House przewrócił oczami. - Szczerze, to nie za bardzo widzę... zaraz, chyba nic mu się nie stało? - Dopiero teraz onkolog wyglądał na przerażonego.
- Tak, utopiłem go w butelce mleka. – Dziś ewidentnie nie był jego szczęśliwy dzień. Najpierw Cuddy zrobiła z niego idiotę, a teraz najlepszy przyjaciel posądza go o to, że nie potrafiłby zająć się własnym synem. Może nie był przykładem odpowiedzialności, ale potrafił się zająć tymi, na których mu zależało.
- Przepraszam. - Od razu dotarło do niego, jak wielkią głupotę palnął. Jego proszące o wybaczenie czekoladowe oczy sprawiły, że wbrew wcześniejszym zamiarom, diagnosta zdecydował się jednak zostać. Inna sprawa, że naprawdę potrzebował z kimś o tym pogadać.
- Poczekała, aż się zgodzę i wtedy oznajmiła, że jednak zadzwoni do siostry. - W tej chwili wszystko stało się jasne. A co najdziwniejsze onkolog chyba pierwszy raz w życiu miał ochotę rzucić pewnej brunetce porządne kazanie.
- Czyżby święta Cuddy straciła właśnie swój ołtarzyk?
- Jaką minę miałeś, gdy się wspaniałomyślnie zgadzałeś zająć waszym dzieckiem? - James Wilson powoli zaczynał podejrzewać, co mogło się stać. House spojrzał na niego zdumiony.
- Chyba nie zamierzasz jej bronić? - Nawet nie musiał czekać na odpowiedź, mina przyjaciela w ułamku sekundy rozwiała jego wątpliwości. - Normalną. Nie tryskałem radością i szczęściem, jeśli o to pytasz.
- A jaką ona miała minę?
- Wybacz, następnym razem zrobię zdjęcia.
- Jesteś bardzo pomocny. Bardziej w stylu "zbiłam ulubiony wazon mamy" czy "wygrałam szóstkę na loterii"?
- Co to ma być za porównanie?!
- Odpowiedz.
- Bardziej w stylu zabiłam pacjenta, gdzie zakopie jego zwłoki.
- A zatem wszystko jasne. - Wielkie błękitne oczy przeszywały go na wylot. On sam do tej pory nie znalazł odpowiedzi, a podróbka Sherlocka Holmsa uzyskała ją w przeciągu pięciu minut. - Rozumiem, że uczucie pt."poczucie winy" jest ci zupełnie obce, jednak jak na tak długą znajomość, powinienieś doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że to dość częsta przypadłość twojej dziewczyny. - Zaskoczenie prostotą odpowiedzi sprawiło, że o dziwo, nie odniósł się do ostatnich słów rozmówcy. No i oczywiście, znalezienie odpowiedzi nie równało się z rozwiązaniem problemu. Zwłaszcza w tym przypadku. - Co zamierzasz? - Kolejne pytanie onkologa zatrzymało go w drzwiach.
- Ja nic. Sam potwierdziłeś, że to jej wina. Poczekam, aż zacznie mnie błagać o powrót. Albo o inne rzeczy - zamrugał wymownie. - Może i jesteś irytujący, ale czasem bywasz naprawdę pomocny. - W tym momencie Jamesowi zwyczajnie zabrakło słów. Ukrył twarz w dniach. Nie miał wątpliwości, że House robił to celowo. Poczuł również, jak dobrze rozumie Cuddy. Poczucie winy najwidoczniej oboje mieli zapisane genach. Nie miał złudzeń, że diagnosta wyciągnie rękę jako pierwszy, mimo iż zna już przyczynę jej zachowania. Może i jego odrobinę się ostatnio zmieniło, ale z pewnością nie na tyle, by epatować dojrzałością i wyrozumiałością. Chcąc nie chcąc nie miał wyboru. Z drugiej strony ostatnio jego strój supermana, zdążył się już zakurzyć w szafie. Uznał więc, że to jest odpowiedni moment, by trochę go odświeżyć.



Dwie godziny później...



- Mogę wejść? - Zapukał i lekko wsunął głowę do gabinetu szefowej.
- Oczywiście James. - Uśmiechnęła się. O dziwo, jeśli chodzi o ukrywanie problemu radziła sobie o wiele lepiej niż House. Przypuszczał, że było to związane z jej pracą. Przez lata z pewnością nauczyła się rozdzielać sprawy osobiste od szpitalnych. - W czym mogę ci pomóc? - Widząc jego minę i ciepły uśmiech, przewróciła oczami. - Rozumiem, że zdążył się już poskarżyć. - Oparła się o krzesło podświadomie przyjmując pozycję obronną.
- Znam tylko jego wersję.
- Akurat w tym przypadku znasz tę właściwą. - Nie sądziła, że kiedyś to powie.
- Aż trudno mi uwierzyć. Wredna, złośliwa, pozbawiona uczuć wyższych... - zaczął, a ona nie miała wątpliwości, kogo cytuje.
- Łagoniej niż się spodziewałam. - O ile niewiele potrafił z niej odczytać, o tyle smutek i zakłopotanie zauważyłby nawet ślepy.
- Jesteś dla siebie chyba zbyt surowa.
- Jestem idiotką. Nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłam. Od początku powtarzał, że to tylko in vitro, że to moje dziecko. Mówił to na każdym kroku, a ja naiwna próbowałam zmienić rzeczywistość.
- Może dostrzegłaś lukę w waszym układzie.
- Właśnie układ. Nawet nie wiem, czy to prawdziwy związek.
- Nie łap mnie za słówka. Ja też to zauważyłem. - Kobieta z przejęciem wyczekiwała kolejnych słów przyjaciela. Nie mogła uwierzyć, że on również to dostrzegł. - Dla niego to nigdy nie był tylko twój syn. - Administratorka nie potrafiła ukryć wzruszenia. - Zgodził się. Dlaczego się wycofałaś?
- Gdybyś widział jego przerażenie. - Dokładnie pamiętała jego minę.
- A nie przyszło ci do głowy, że nie boi się zaopiekować synem, tylko tego, że chce to zrobić. Może zwyczajnie pomyliłaś strach z uczuciami, których najbardziej się boi? - Doskonale wiedziała o czym mówi onkolog. O miłości i przywiązaniu. Wszystko nagle ułożyło się w logiczną całość.
- Dlaczego to nie może być prostsze?
- Byłoby, gdybyś związała się z kimś innym. Ale to wiedziałaś już dwadzieścia lat temu.
- Żałuje, że nie kocham kogoś innego.
- Nie kłam. Nawet, gdybyśmy mieli możliwość narzucania swojemu sercu kogo ma kochać, nie mam wątpliwości kogo byś wybrała. - W tej chwili brunetka zaczynała rozumieć House'a. Pewność siebie onkologa naprawdę bywała irytująca. No i fakt, że zawsze musiał mieć rację.
- Co zamierza?
- House?
- Nie. Nelson Mandela – rzuciła przewracając oczami. Od kilku chwil obserwował, jak nastrój Cuddy wyraźnie się poprawia. No i nie mógł się nie uśmiechnąć przypominając sobie tekst przyjaciela o matce Teresie. Ta dwójka zdecydowanie była siebie warta.
- Nie spowiadał mi się, aczkolwiek na twoim miejscu nie liczyłbym na dojrzałe, przemyślane działania.
- Daj spokój, będę zadowolona, jak nie spali kliniki, albo nie zechce się zemścić pobijając kolejny rekord w ilości dostarczonych mi pozwów.
- Myślę, że źle go oceniasz. Na wielu płaszczyznach.
- Nie wierzę, że to mówisz.
- Nie wierze, że to mówię. - Uśmiechnęli się oboje. Będąc już przy drzwiach nie potrafił jednak stłumić ciekawości. - Co dalej?
- Mam kilka argumentów, myślę, że mogą na niego podziałać.
- W takim razie chyba wolę nie wiedzieć.
- Zdecydowanie zbyt dużo czasu razem spędzacie! Miałam na myśli Nathana i fakt, że go kocham, ewentulanie ten, że jestem jego szefową - tłumaczyła, niestety onkologa już nie było. Co jakiś czas, jak w tej chwili, dopadało ją przeświadczenie, że ma już trójkę dzieci. Odetchnęła głęboko. Nagle jej uwagę przykłuł dziwny przedmiot za jej kanapą. Właściwie to dwa przedmioty, a dokładniej precyzując para sportowych adidasów i kawałek drewnianej laski.
- Zabiję cię! - Wyskoczyła zza biurka jak szalona. - Co ty tam robisz?! Jak tu wszedłeś?! - Nie mogła uwierzyć. Za jej służbową kanapą leżał jej pracownik. Ręcę miał założone pod głowę. Nogi skrzyżowane. Wyglądał, jak uosobienie niewinności.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Wto 17:20, 07 Maj 2013, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:23, 08 Maj 2013    Temat postu:

I znów stworzyłaś dialogi, które doskonale pasują do postaci oraz są zabawne oraz... wzruszające. Albo to mnie wahają się hormony

A opisy... Ponownie czytałam je kilka razy, żeby się nacieszyć, nasycić tym, co prezentujesz za ich pomocą. Bo czytając je mam wrażenie, że widzę wszystko klatka po klatce.

Końcówka bezbłędna i aż nie mogę się doczekać dalszego ciągu!

Pozdrawiam i życzę tłustego wena!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ala
Tooth Fairy


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 350
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wonderland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:04, 10 Maj 2013    Temat postu:

Podsłuchiwał??? No nie! Teraz to ma przechlapane:-) Już mu Cuddy zmyje głowę za to. Ale zakręciłaś! A House będzie teraz zapewne dumny jak paw...
PS. Dalej trzymam kciuki za Cuddy. Nie puszczam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ala dnia Pią 22:07, 10 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:26, 11 Maj 2013    Temat postu:

Marcelina, Ala, dziękuję, że wciąż jesteście i mobilizujecie mojego wena
Swoją drogą chyba przesadził z długością tej części, w każdym razie chylę czoła, wszystkim, którzy dotrwają do końca


XVIII - Przeciąganie liny. (cz.2)

- Jestem ciekawa, co masz mi do powiedzenia? - Gdyby wzrok mógł zabijać, diagnosta w tej chwili witałby się z małymi aniołkami, albo diabełkami. Te ostatnie akurat bez trudu dostrzegała w jego oczach.
- Kilka rzeczy. Ale najpierw chciałbym cię prosić o dwa kroki w moją stronę. - Dopiero w tej chwili dotarł do niej fakt, że on leży na ziemi, a ona ma na sobie spódnicę. Od razu otrzymał kopniaka w kostkę.
- Ale za co?!
- Ty jeszcze pytasz za co?! - Czuła, że lada moment wyjdzie z siebie i stanie obok. Była wściekła. Z jednej strony znów z nią pogrywał, a z drugiej, co gorsza podsłuchał jej pogawendkę z Wilsonem. Gdy mężczyzna próbował podnieść się z podłogi, ona analizowała swoją rozmowę z onkologiem. Nie miała złudzeń, że każde jej słowo zostanie wykorzystane przeciwko niej.
- I bądź tu człowieku miły. - Westchnął teatralnie, wciąż masując obolałą nogę. - Chciałem cię odwiedzić, ale widocznie musiałaś wyjść. Uznałem więc, że się poświęcę i poczekam.
- Drzwi były zamknięte – rzuciła przez zaciśnięte zęby. Naprawdę miała ochotę zrobić mu krzywdę. Nie rozumiała, jak przed chwilą mogła mieć wyrzuty sumienia w stosunku do jego osoby. Ponadto, o ile kilka sekund wcześniej pomyślała, że już nic ją dziś nie zaskoczy, o tyle w tej chwili została wyprowadzona z błędu. Wciąż stojąc w miejscu przyglądała się, jak jej pracownik okrąża jej biurko i jak gdyby nigdy nic rozsiada się na jej administratorskim fotelu.
- A zatem wciąż mnie kochasz – oznajmił dumnie. Jego błękitne źrenice przeszywały jej ciało na wylot, tak jak gdyby były najnowszej generacji sprzętem do wykonywania rezonansu magnetycznego.
- Po pierwsze nie jesteś u siebie. - Ruszyła w jego kierunku. - Po drugie, to moje biurko i mój fotel. - Stała tuż przy nim, dzielnie stawiając czoła jego arogacji i nieznośnej pewności siebie. - Po trzecie o ile się nie mylę, jesteś w pracy. - Spojrzała na zegrek. - Właściwie to od godziny powinieneś być w przychodni. - Po piąte, moje rozmowy z Wilsonem to moja sprawa.
- Zgubiłaś po czwarte.
- Po czwarte, jesteś największym dupkiem jakiego dane było mi w życiu oglądać.
- No dobra, koniec tego czarowania – zamrugał wymownie. - Na co mam się nastawiać?
- Nie rozumiem. - Kobieta czuła, jak ból głowy z przed chwili przeradza się w straszliwą migrenę.
- Nie udawaj. Czym zamierzasz mnie skruszyć? - W tej chwili zrozumiała, że diagnosta nawiązuje do jej rozmowy z onkologiem. Na to nie była przygotowana.
- Niczym. Złaź! - Lekko pociągnęła go za ręke. - Nawet, jeśli coś rozważałam, to zmieniłam zdanie napotykając na twoje cztery litery za moją kanapą. I tak usłyszałeś już więcej niż na to zasługujesz.
- Wyznanie miłości, wielka mi sprawa – wzruszył ramionami. Oczywiście nie zamierzał przyznawać, że była to najcudowniejsza rzecz, jaką dziś usłyszał. Jaką w ogóle kiedykolwiek usłyszał. - Wiem o tym od dawna. Ale bardziej interesuje mnie, jak zamierzasz mnie o tym przekonać. - Spojrzała na niego zdumiona. On mówił serio. - Masz świadomość, że ciągle nie wybrałem swojej nagrody za milczenie odnośnie naszych grzesznych sekretów.
- Wiesz co? - Skrzyżowała ręce na piersiach. - Rób co chcesz. Możesz nawet wywiesić transparent w holu. Mam to gdzieś. Zaraz po tym, jak zwolnią mnie, zwolnią ciebie. Stracisz jedyną pracę, do końca życia będziesz na zasiłku dla bezrobotnych, bo daję głowę, że nikt inny cię nie zatrudni. - O tak, poczuła wielką ulgę, wyrzucając z siebie to wszystko. Niestety nie na długo. Z przerażeniem obserwowała, jak House odchodzi w kierunku drzwi. - Nie zrobisz tego. - Ton jej głosu zdradzał, że nie jest już taka pewna siebie, jak przed sekundą.
- Czekałem na to dwadzieścia lat. Oczywiście, że to zrobię. - W jego oczach tańczyły iskierki. - Mam kilka gotowych transparentów. Trzymam je w garażu Wilsona. A straszenie zasiłkiem ci nie wyszło. Mój najlepszy przyjaciel na pewno nie pozwoli mi umrzeć z głodu. - Uśmiechał się szeroko, obserwując jak Cuddy blednie. Przez ułamek sekundy poczuł, że być może jednak wie, co to wyrzuty sumienia, ale bardzo szybko odsunął to uczucie. Delektował się chwilą i swoim triumfem.
- Zamknij drzwi. - Usłyszał po chwili. Posłusznie wykonał jej polecenie. - Nie powiedziałam, że masz zostać po tej stronie. - Odwrócił się, powoli kierując się w jej stronę.
- Zawsze przed seksem zacznasz się rumienić. Jak teraz. I drży ci podbrudek. - Praktycznie zachłysnęła się jego słowami.
- Wcale nie. I nie zamierzam...
- Daj spokój. - Nie odpuszczał. Z każdą chwilą dzielący ich dystans stawał się coraz mniejszy. - Ja tego potrzebuje. Ty tego pragniesz. - Czuła jego bliskość. Oddech drażnił jej szyję.
- A może to ja tego potrzebuję, a ty mnie pragniesz? – Jak zwykle w końcu podejmowała niebezpieczną grę. Powoli poddawała się chwili. Nienawidziła tego, jak ten mężczyzna na nią działał.
- Drugi raz nie dam się podejść. - Oparł ręce o blat biurka, zakleszczając ją przed sobą. W końcu przeniósł swoje spojrzenie nieco wyżej. Miała zamknięte oczy. Uwielbiał swój wpływ na tę kobietę i chwile takie, jak ta. - Wyciągasz odemnie różne rzeczy, a potem uciekasz. – Wodził palcami wzdłuż jej szczęki, stopniowo obniżając pieszczony obszar. Gdy poczuła jego dłonie na swoim dekoldzie wstrzymała oddech. - Spójrz na mnie. - Usłuchała go, a on od razu pożałował swojej prośby. W jednej chwili zapomniał, co zamierzał jej udowodnić. On również był wściekły. Za wszelką cenę chciał jej dać nauczkę, niestety, nie wziął pod uwagę tego, że sam może wpaść we własne sidła.
- Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. I nie wiem, dlaczego teraz pozwalam ci na to wszystko? – Z jej ust wydobyło się ciche jęknięcie. Miała świadomość, że to co się dzieje jest nieprzyzwoite, nierozsądne i niemoralne, i że za chwilę nie będzie odwrotu. Siedziała na swoim biurku, z podwiniętą spódnicą, z rękami swojego pracownika w miejscach, w których nigdy nie powinny były się znaleźć. Czas, miejsce, powody, wszystko wydawało się niewłaściwe, a jednak oboje czuli, że prawdziwe szczęście jest tuż obok. Nie miało znaczenia, że ktoś mógł ich przyłapać, że mogą stracić pracę. Liczyło się tylko pragnienie palące ich ciała i dusze. Rozumieli, że ta droga nie rozwiąże ich problemów, ale żadne z nich nie miało w sobie tyle sił, by nad tym zapanować. Uczucie, które tak długo w sobie tłumili, uwolnione po latach stało się tak silne, i tak nieokiełznane, że praktycznie pochłaniało ich żywcem. Za każdym razem. Czuł się, jak światowej klasy dyrygent, ciało brunetki idealnie reagowało na jego pieszczoty. Miał wrażenie, że zostało stworzone specjalnie dla niego. Ona czuła podobnie. Rozkosz mieszała się z bólem pożądania. Ogień, który został rozpalony trawił wszystko. Zachłanność z jaką się dotykali, całowali była porażająca. Stopniowo stawali się jednym ciałem. Miłość w najczystszej postaci. Każdy kolejny oddech zdawał się trudniejszy, każda pieszczota bardziej nieznośna, a dotyk zbyt mało intensywny. Wiła się jego ramionach, a on wariował drażniony jej ciepłymi wargami i miekką skórą. Odwieczny akt dokonywał się prowadząc kochanków w cudowne miejsca.

Świadomość wracała bardzo powoli, wtulona w zgłębienie jego szyi, zakleszczona w silnym uścisku, czuła, że mogłaby tak trwać całą wieczność. Ich oddechy stopniowo się uspokajały. Nie porafił się powstrzymać przed gładzeniem jej pleców. Wdychał jej zapach całym sobą. Po kilku minutach brunetka uświadomiła sobie, że mężczyzna się uśmiecha. Powoli uniosła głowę, obdarowując go pytającym spojrzeniem.
- Akurat w to, co się stało przed chwilą, i tak nikt by mi nie uwierzył.
- Sama w to nie wierzę. - Spuściła wzrok, czując, że wciąż się rumieni.
- Było warto.
- Było – wyszeptała wtulona w jego tors. Wiedzieli, że to najwyższa pora by zakończyć tę nieplanowaną schadzkę, jednak żadne z nich nie było w stanie tego zrobić. - Jeśli chodzi o te plakaty w garażu Wilsona...
- Mówiłem serio. - Tym razem to kobieta się uśmiechnęła.
- Wpadniesz dzisiaj?
- Chcesz tego? - zapytał z pełną powagą.
- Potrzebujesz jeszcze jakiegoś dowodu?
- W zasadzie... - Jego oczy rozbłysły.
- Ani się waż. - Podniosła ton swojego głosu, ale nawet na moment nie wypuściła go z objęć. - I nie licz, że ominie cię kara. Włamanie to poważna sprawa.
- Wiesz, kiedy nie masz na sobie majtek twoje groźby jakoś mnie nie przerażają. Przynajmniej nie w sposób, jaki byś tego oczekiwała.
- Jutro mamy dzień darmowych szczepień w przychodni. Każda para rąk jest na wagę złota.
- Te ręce – zacisnął mocniej wspomniane cześci ciała na jej biodrach. - Są ze złota. I jak wiesz, potrafią zdziałać cuda. - Z przerażeniem odkryła, że diagnosta po raz kolejny rozpoczyna wędrówkę w niebezpieczne rejony. Powoli i bardzo niechętnie, ale jednak zdołała się lekko odsunąć. Mężczyzna jęknął niezadowolony.
- Następnym razem dwa razy się zastanowisz zanim wtargniesz do mojego gabinetu.
- Dałbym sobie głowę uciąć, że jeszcze kilka minut temu byłaś zachwycona. Poza tym, nie mam pojęcia, jak można w jednej chwili uprawiać dziki seks, a w drugiej myśleć o pracy.
- Pozostali lekarze mają sześciogodzinne dyżury. Od ciebie nie wymagam aż takiego poświęcenia. Spędzisz tam jednynie trzy. Doceń to.
- Takie darmowe akcje ściągają samych idiotów. Nie wytrzymam nawet pięciu minut.
- Za moją kanapą leżałeś połamany przez pół godziny.
- Zapomniałem o bólu rozbawiony waszą konwersacją. Prawie się wzruszyłem.
- Jutro zaczynasz o dziesiątej. Sprawdzę to osobiście.
- Nie wątpię. Będę o dwudziestej.
- House!
- Mówię o dziejszym dniu – przewrócił oczami. - Chyba, że znów zamierzasz mnie zastąpić swoją siostrą. Oczywiście nie mógł się powstrzymać. Tym razem to kobieta powtórzyła jego gest.
- Będziesz mi to wypominał do końca życia?
- Taki mam plan.
- Myślisz, że tak będzie zawsze? - Uśmiechnął się słysząc jej kolejne pytanie.
- Mam nadzieję – odpowiedział, i była to najszczersza prawda. Bycie z nią, syn, spiskujący Wilson, gierki, wspólna praca z "bonusem", przeciąganie liny, myśląc o tym wszystkim uświadomił sobie, że nie wszystkie zmiany są takie złe i ostatecznie nabrał pewości, że gdyby ponownie mógł zdecydować nie zmieniłby żadnej ze swoich wcześniejszych decyzji. Począwszy od dnia, w którym zdecydował się zostać dawcą nasienia do dziś, do tej chwili, wszystko, absolutnie wszystko zrobiłby dokładnie tak samo.
- Ja też. - W myślach potwierdziła jego słowa. Z uśmiechem na ustach odprowadzała go do drzwi. Czekało ją jeszcze mnóstwo pracy, a nie miała złudzeń, że z nim w tym samym pomieszczeniu, nie będzie w stanie złożyć nawet jednego podpisu. Pożegnali się bez użycia słów. Wszystko, co miało znaczenie było zapisane w ich oczach i gestach. Gdy w końcu została sama oparła się o machoniowe drzwi. Powoli docierało do niej, co się przed chwilą stało. Kochała się z Gregorym House'm w swoim gabinecie, na swoim administratorskim biurku. Przymknęła oczy i zagryzła dolną wargę. Oddałaby niemal wszystko, by tak mogło być już zawsze. I nie miała na myśli seksu, a człowieka, który dawał jej szczęście. Na wielu płaszczyznach.




Ps.O ile wszystko się uda kolejna część przeniesie nas w czasie o jakieś dwa, trzy lata. Fik, będzie chyba jednym z moich najdłuższych. Nie wiem, kiedy będą się pojawiać kolejne części, ale chcę zostawić wenowi miejsce, do którego zawsze będzie mógł wrócić, by dopisać kolejną część.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Sob 16:13, 11 Maj 2013, w całości zmieniany 9 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 11:02, 12 Maj 2013    Temat postu:

Czemu takie krótkie? Serio! Przeczytałam wczoraj tę część i zastanawiałam się, co Ci napisać. Ale chyba brak mi słów...

lisku, nie będę się rozwijać, bo uważam, że o rzeczach oczywistych nie ma co gadać.
Ale powiem tylko, że przepięknie, zmysłowo, delikatnie, romantycznie wyszedł Ci fragment zbliżenia House'a i Cuddy. Kłaniam się nisko, wręcz padam na kolana! Oby Twój wen podsunął Ci jeszcze taką scenę.

Postaram się uzbroić w cierpliwość, bo wiem, że czekanie zrekompensują następne części, nawet jeśli będą pojawiać się raz do roku

Życzę wena! Dużo wena! Najlepiej takiego napakowanego pomysłami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:18, 14 Maj 2013    Temat postu:

Marcelina, nie masz pojęcia, jak to dobrze, gdy ma się dla kogo pisać, że jest świadomość, że ktoś czyta i czeka Dziękuję


XIX - Tajemnice Prinston. (cz.1)


Dwa lata później...


- Nowy przypadek. - Drzwi gabinetu diagnostycznego sforsowała piękna, jak zwykle, brunetka. Dla gospodarza pomieszczenia była dziewczyna i niezmiennie, wciąż szefowa. W obecnej sytuacji chyba najbardziej irytował go fakt; irytował nie przeszkadzał; że wciąż wyglądała tak seksownie, i wciąż miała na niego taki sam wpływ, jak kiedyś. A prawdopodobnie większy, właśnie przez to, co było kiedyś. A on, niestety, nie mógł z tego korzystać. Nie tak, jakby tego chciał. Do tej pory był zły, że wszystko potoczyło się właśnie tak. Na szczęście nie należał do ludzi przesadnie dramatyzujących, gdy coś mu nie wychodziło, więc o ile rozstanie przeżywał naprawdę długo i ciężko, o tyle nie zamierzał tego okazywać. Ani teraz, ani nigdy, ani jej, ani nikomu innemu.
- Czy kiedyś doczekam dnia, w którym choć raz mnie zaskoczysz i zamiast kolejnej teczki rzucisz mi, jakąś seksualną propozycję. - Reszta słuchaczy zgromadzona w pomieszczeniu, szykowała się właśnie na kolejny odcinek swojego ulubionego serialu pt. "Jak oczarować szefową i nie zabić własnego pracownika" albo odwrotnie, tego akurat jeszcze nie ustalili. Lisa Cuddy, jak zwykle w takich sytuacjach, niezwruszona posyłała swojemu podwładnemu mordercze spojrzenie, na które od lat odpowiadał tym samym. Szerokim uśmiechem.
- Nigdy ci się to nie znudzi? - Zapytała, choć doskonale znała odpowiedź. Zrobiła kilka kroków w jego stronę i podała mu wspomnianą teczkę. Odebrał ją, nie odrywając ani na ułamek sekundy wzroku od stojącej przed nim kobiety. Za każdym razem, gdy dzieląca ich odległość była mniejsza niż metr, praktycznie można było dostrzec przeskakujące między nimi iskry. Oczywiście nawet nie zajrzał do karty, po prostu przerzucił ją na stolik swoich pomocników, ku ich wyraźnemu niezadowoleniu, przerywając im ulubiony seans. Obserwując jego zachowanie wypowiedziała swoje myśli na głos. - Jakim cudem cię jeszcze nie zwolniłam?
- Boski umysł, seksowne ciało, ponad przeciętne zdolności w uprawianiu sportów wyczynowych... - zamrugał wymownie. Grono kaczuszek uśmiechało się pod nosem, jednocześnie w napięciu oczekując riposty Cuddy.
- To brzmi, jak opis męskiej prostytutki - odpowiedziała, posyłając mu promienny, triumfujący uśmiech. Gdyby zgromadzona komisja miała przyznawać punkty, tę rundę wygrałaby pani w obcisłej spódnicy.
- Mam okienko po piętnastej. - Czując, że przegrywa po prostu nie mógł pozwolić, by ostatnie słowo należało do niej. Remis. Taki wynik ewentualnie mógł przyjąć. I taki ostatecznie został im potajemnie przyznany. Cuddy na moment zatrzymała się w drzwiach. Wzięła głęboki oddech i wyszła. Praca z House'm właściwie wyglądała tak od zawsze, jednak po tym, jak skonsumowali swój związek, jego docinki i aluzje nabrały zupełnie innego wydźwięku. Irytowały podwójnie. Z wielu powodów. A każdy kolejny trudniej było jej ignorować.


- Ja naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego ona jeszcze cię nie zwolniła? - Panującą w pomieszczeniu ciszę przerwała Trzynastka.
- Nikt nie pozbywa się ot tak swoich seks zabawek.
- Chcesz nam powiedzieć, że te wszystkie plotki o waszym płomiennym romansie, tak namiętnie rozsiewane przez pielęgniarki i Wilsona, były prawdziwe? - Pełna dumy i samozadowolenia mina szefa nie pozostawiała wątpliwości, co do odpowiedzi na niewinne pytanie długonosego lekarza. Oczywiście tego typu opowieści o tej dwójce krążyły po szpitalu od wieków, ale gdzieś od około dwóch lat wstecz pojawiło się w nich coś jeszcze. Administratorka doczekała się potomka. Rzadko odwiedzała z nim swoje miejsce pracy, najcześciej przy okazji szczepień, ale wtedy każdy kto miał sposobność przyjrzeć się jej dziecku dostrzegał dziwnie znajomy, błękitny kolor oczu i niezwykłą analityczność spojrzenia. Nikt oczywiście nie śmiał stwierdzić tego wprost, ale zdecydowanie coś było na rzeczy.
- To, co tu usłyszeliście, to nawet nie połowa tego, co moglibyście usłyszeć z pierwszej ręki. A mówiąc pierwszej, mam na myśli swoją. - Tego typu gierki nie mogły mu się znudzić. Nigdy. Bez względu na to, czy mówił o teraźniejszości, czy przeszłości.
- Gdyby jeszcze ktoś pamiętał, to mamy pacjentkę. Duszności, nocne koszmary, niskie ciśnienie i wysypka.
- Skończyłeś? - House spojrzał na zaskoczonego neurologa. - Wybacz, myślałem, że recytujesz podręcznik medycyny. Chyba już więcej niezwiązanych ze sobą objawów mieć nie można - westchnął, podchodząc do białej tablicy.
- Myślę, że na pierwszym miejscu powinniśmy wziąć pod uwagę jej stan. - Naczelny diagnosta przeniósł wzrok na jedyną w pomieszczeniu kobietę. - Jest w ciąży.
- Cudownie – pomyślał. Miał wielką ochotę zabić swoją szefową. Jak gdyby nie mogła podesłać mu jakieś innej pacjentki. Nie spodziewającej się dziecka. Albo jakiegoś umierającego dupka. Od chwili, w której sam został ojcem, tego typu przypadki sprawiały mu nieco więcej trudności niż zwykle. A ona o tym doskonale wiedziała. Na samej górze tablicy nad wymienionymi wcześniej przez Foremana objawami pojawił się napis "dzieciak." Wszyscy zebrani spojrzeli po sobie. Nie umknęło to uwadze diagnosty.
- Nie płód? - Nie tylko Trzynastka wydawała się zaskoczona. Sprawca zamieszania przewrócił oczami, bagatelizując sprawę, niestety było już za późno. Dostrzegając uśmieszki swoich kaczuszek ostentacyjnie przekreślił pierwsze napisane słowo, zastępując je nowym "poczwarka." Przez kolejne piętnaście minut ustalali, jakie badania wykonać i w jakiej kolejności. W końcu cała ekipa zniknęła, z planem, który jej zlecił. Jak zawsze zawierał on najkosztowniejsze z możliwych badań, ale o dziwo żadne z nich nie było ryzykowne. Gdy Foreman takowe zaproponował, usłyszał że oczywiście może je wykonać, ale sobie. Nie mieli pojęcia, co się stało. Czy postawa ich szefa wynikała z obawy przed konfrontacją z Cuddy, co przecież samo w sobie się wykluczało, bo nikt nie miał wątpliwości, że je uwielbia i nigdy w ostatnim czasie ich nie szczędził, więc pozostawała im już tylko druga opcja. Równie nieprawdopodona.

- Jak myślicie, czy to faktycznie prawda? - Taub zdecydował się wypowiedzieć na głos, to o czym wszyscy myśleli.
- Myślę, że każdy z nas ma takie podejrzenia – potwierdziła Trzynastka. - Pamiętacie, jak zachowywał się w dniu porodu Cuddy?
- Prowadzisz jakiś dziennik jego zachowań?
- W ten sposób nigdy nie dowiemy się prawdy.
- Jest tylko jedna osoba, które może potwierdzić plotki o dziecku – podsunął dumny z pomysłu australijczyk.
- Jasne. Jak to sobie wyobrażasz? Witam, pani dyrektor, potrzebujemy potwierdzenia, czy pani dziecko, jest również synem doktora House'a? - Ironizował Taub.
- Miałem na myśli Wilsona, ale chętnie zobaczyłbym taką scenę w biurze Cuddy. - Młody chirurg od razu się odciął.
- Może jednak dla odmiany zajmniemy się pacjentką? Byłoby miło, gdybyśmy chociaż zaczęli badania zanim umrze.
- Zachowujesz się, jak House. - Tak, uwaga skierowana była do czarnoskórego lekarza. Uśmiechnął się szeroko. Reszta zgodnie przewróciła oczami. Po chwili cała czwórka uwijała się już wokół pacjentki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Śro 11:25, 15 Maj 2013, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:58, 16 Maj 2013    Temat postu:

No ale że jak?! Nieeee, nie może tak być. To jak zrzucenie Huddy'owej bomby atomowej, która sieje zniszczenie w mojej skrzywionej psychice! Wyjaśnisz nam, co się tam między nimi stało, prawdaaa? Bo aż mi ciśnienie skoczyło!
Ale i tak szalenie mi się podoba ta część.

Wiem, że pisałam, iż poczekam nawet rok na następną część, ale może tym razem podeślemy Twojemu wenowi jakiegoś dopalacza, bo nie wiem, jak wytrzymam!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:15, 18 Maj 2013    Temat postu:

Marcyś, tradycyjnie dziekuję Nie wiem, jak mi to wyszło, ale powoli do przodu, na razie od strony House'a, jak mi uda, to w następnej części skupię się trochę na Cuddy. Tyle.


XX – Tajemnice Prinston. (cz.2)


- Z wiekiem robisz się coraz bardziej przewidywalny. O ile to w ogóle możliwe? - Nie miał wątpliwości, gdzie zastanie swojego najlepszego przyjaciela.
- Niestety ty, pomimo moich usilnych starań i czytelnych aluzji, nie potrafisz zrozumieć, że chociaż raz w życiu chciałbym zjeść swój własny lunch w całości. Sam – westchnął poirytowany, ale i w pewnym stopniu pogodzony z losem onkolog. Pełne oburzenia spojrzenie mężczyzny z laską w ręce było urocze. Wilson doskonale zdawał sobie sprawę, że ukrywanie się w pokoju lekarskim w porze obiadu nie ma sensu. Było to trzecie po swoim gabinecie i stołówce miejsce, do którego zaglądał House, ale swoje musiał powiedzieć. Żaden z nich nie byłby sobą, gdyby pominęli ten niemal rytualny w ich wykonaniu wstęp do rozmowy.
- Mam ten sam problem z powtarzaniem ci, że ironia do ciebie nie pasuje. Tak, samo, jak żona i ten krawat – diagnosta z niesmakiem zlustrował wspomnianą część garderoby. Za to dla odmiany z wielkim entuzjazmem wyciągnął rękę po kanapkę towarzysza.
- Gdzie twoi giermkowie?
- Ratują życie, właściwie to dwa życia – wyjaśnił, w mgnieniu oka pochłaniając pierwszy kęs. - Wyczuwam curry. - Wilson uśmiechnął się szeroko. - Wiesz, że go nie znoszę – rzucił z wyrzutem.
- Wiem. - Gdy młodszy z mężczyzn przygotowywał się do triumfu, zauważył, jak intruz sięga po drugą kanapkę. Otwiera ją, po czym bez skrupółow pozbywa się niechcianego sosu i z pełną satysfakcją pochałania posiłek. Oczywiście, było to do przewidzenia. Po tylu latach na szczęście James zdołał się na tyle do tego przyzwyczaić, że nawet, gdyby chciał, nie potrafił być na niego zły. - Dlaczego mówisz o dwóch pacjentach? - Domyślił się, że nie było to bez znaczenia, tym bardziej, że diagnosta zwykle nie opowidał mu o swoich przypadkach.
- Cuddy lubi mnie biczować. Chyba tak jej zostało, w łóżku miałem to samo. - Onkolog właśnie otrzymał swoją odpowiedź. Jak zwykłe chodziło o ich wspólną szefową.
- Nie przypuszczałem, że tak szybko to zepsujecie. - Dosiadł się na kanapę obok House'a.
- A ja nie sądziłem, że potrwa to tak długo.
- Jak Nathan? Nie widziałem go od dwóch tygodni.
- Ja od czterech. - W tym momencie Wilson obdarzył rozmówcę spojrzeniem, po którym większość ludzi z pewnością zalałaby się łzami. Irytacja, wyrzut, złość, niezrozumienie, to wszystko, a nawet o wiele więcej miał teraz przed oczami.
- To, że nie spotykasz się już z Cuddy nie znaczy, że możesz zapomnieć o własnym dziecku.
- Nie zapomniałem. Wierz mi, chciałbym, ale nie potrafię. To nie moja wina, że nagle harpii znudziło się bycie w związku. - Nawet marny obserwator potrafiłby dostrzec, jak bardzo go to wszystko bolało. - Nie zamierzam się pchać w jej życie. Taka była umowa. Niczego od niej nie chcę - wyjaśnił. Prawda była jednak inna. Odwiedzając syna, odwiedzał ją. A odkąd zasmakował w byciu razem wszystko się zmieniło. Przebywanie obok niej stało się dużo trudnejsze niż kiedyś. Zwłaszcza, gdy przed oczami miał namacalny dowód nieprzerwalnie łączącego ich uczucia.
- Bo ty nie miałeś z tym nic wspólnego? House, gdybym cię nie znał. Chociaż z odrobiny szacunku dla mnie mógłyś sobie darować udawanie świętego.
- Ona też nie jest. Fakt, byłem wredny, ale to ona zerwała. Od początku wiedziała, jaki jestem, zanim poprosiła o moje plemniki i zanim przenieśliśmy naszą znajomość na bardziej ekscytujące tory. - Na samo wspomnienie tamtego czasu jego oczy rozbłysły niczym świetliki w letnią noc. - A nagle po ponad roku uświadomiła sobie, że to jednak nie to.
- Z pewnością miała powód. I to nie mały.
- A zatem biedna Lisa już się poskarżyła tatusiowi – wykrzyił usta w podkówkę.
- Widocznie oboje się pomyliliście we wzajemnej ocenie. Do dziś nie mam pojęcia, co zrobiłeś. Więc albo to coś naprawdę strasznego i boli ją to na tyle, że nie potrafi o tym mówić, albo to coś jeszcze gorszego i próbuje cię w dziwaczny sposób chronić, żebyś nie wyszedł na jeszcze większego dupka niż jesteś w rzeczywistości. Więc może łaskawie w końcu sam mi powiesz co się stało? - Diagnosta od razu się zamyślił. James Wilson również świetnie potrafił manipulować, zwłaszcza nim. Nie planował do tego wracać, ale pamiętał ten dzień bardzo dokładnie.
- Siedzieliśmy w kuchni - zaczął niepewnie. - Ona kończyła sałatkę, ja czytałem gazetę. Nagle wypaliła, że gdyby coś się wydarzyło, coś nieprzewidzianego, to... - zawiesił na moment głos. Nawet po takim upływie czasu, wypowiedziane słowa wciąż robiły na nim ogromne wrażenie. - To zostawia mi Nathana – wydusił w końcu. Onkolog w piewszej chwili przeraził się powagą sytuacji. Szczerze, bardziej spodziewał się problemów związanych z pracą, czy vicodinem. Domyślał się, jaka była reakcja przyjaciela, skoro po tym wszystkim Lisa zdecydowała się zakończyć ich związek.
- Rozumiem. - Takiej odpowiedzi się nie spodziewał. - Przestraszyłeś się. To cholerna odpowiedzialność – kontynuował. Dopiero po chwili zorientował się, że diagnosta patrzy na niego, jak na kosmitę.
- Odpowiedzialność?! Ta wariatka chciała powierzyć mi dziecko. - Każde słowo wypowiadał bardzo wyraźnie.
- Jesteś jego ojcem. To nic niezwykłego.
- Formalnie nie...
- Daruj sobie. Jest chora? - W pierwszej chwili nie zrozumiał pytania.
- Nie.
- Planuje samobójstwo.
- Nie. - Odpowiedział przesadnie poirytowany. Dopiero uśmieszek Wilsona sprawił, że zmienił ton wypowiedzi. - Znaczy po rozstaniu ze mną, nie wiem? Może.
- Więc w czym problem?
- Ja nie mam żadnego.
- Jesteś idiotą, jeśli naprawdę nie dostrzegasz w tym niczego więcej. Ta kobieta cię kocha. Udowodniała to wiele razy, ale tym gestem potwierdziła, że oprócz miłości, darzy cię jeszcze niewiarygodnym zaufaniem. Co jej odpowiedziałeś?
- Że jest wariatką i że raczej powinna oddać go do adopcji niż powierzyć komuś takiemu, jak ja.
- Użyłeś takich słów? - Onkolog nie mógł uwierzyć. Spodziewał, że nie było to coś miłego, jednak okazało się, że House po raz kolejny przeskoczył jego najgorsze oczekiwania.
- Dokładnie takich.
- Jesteś idiotą. - Miał wielką ochotę walnąć go laską w głowę. Porządnie i conajmniej kilka razy.
- Powtarzanie tego w kółko nie pomaga.
- Mów za siebie. Mnie robi się lżej za każdym razem. Nic dziwnego, że z tobą zerwała. - House przewrócił oczami. Ale podświadomie doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że przyjaciel miał rację. Wiedział, że przesadził. Nie powinien jej tego wszystkiego mówić. Nie w taki sposób. Tym bardziej, że tak naprawdę wcale tak nie myślał. Bez przerwy miał przed oczami jej wyraz twarzy. Oczy wypełnione łzami, usta zaciśnięte w bólu. Nie musiała nic mówić. Wiedział, że to koniec. Że tym jednym zdaniem przekreślił wszystko, co z takim trudem budowali. Pamiętał nienawiść płynącą z jej ust, gdy usłyszał zwyczajne "wyjdź." Jeszcze nigdy, żadne słowo nie zrobiło na nim takiego wrażenia. Było zimne i pozbawione emocji. I chociaż nie było rozdzierania szat i melodramatycznych scen, miał pełną świadomość, że nie ma już odwrotu. Cały czas zastanawiał się, kiedy i jak spieprzy ich związek. W tamtej chwili otrzymał swoją odpowiedź. A co gorsze nie był w stanie nawet się bronić. Sam był zaskoczony brutalnością swojej reakcji i ostrością własnych, nieprzemyślanych słów. Po prostu wykonał jej polecenie i wyszedł. Później było już typowo.
- Może razem do niej wpadniemy? - Jego rozmyślania przerwał mężczyzna siedzący obok.
- Osobiście nie mam nic przeciwko małym trójkącikom, ale obawiam się, że z Cuddy nie pójdzie ci tak łatwo. - Oczywiście doceniał starania przyjaciela, niemniej naprawdę źle znosił jej towarzystwo. Zwłaszcza ostatnio.
- Wpadnę po ciebie o ósmej. - House momentalnie skupił wzrok na onkologu.
- Już się z nią umówiłeś. - Nawet nie musiał odpowiadać. - Pięknie. Wie, że wybierasz się ze mną?
- A ma to dla ciebie jakieś znaczenie?
- Miło się gawędziło. Dzięki za lunch. - Wilson uśmiechnął się. Dokładnie takiej wymijającej odpowiedzi się spodziewał.
- A byłbym zapomniał? - Zatrzymał kuśtykającego przyjaciela w drzwiach. - Twoje starsze dzieciaki domyślają się, że mają konkurencję w postaci Nathana.
- Powiedziałeś im?! - House nie wyglądał na zadowolonego. Wilson mógłby się nawet pokusić o stwierdzenie, że był lekko przestraszony. Wiedział, że diagnosta postrzega to jako słabość więc rozumiał, że wolał nie rozpowiadać tego na prawo i lewo.
- Nic im nie powiedziałem. Ale sami to potwierdzą. To tylko kwestia czasu. Może sam im powiesz?
- To, co robię ze swoimi plemnikami to nie ich sprawa. Ale dzięki za ostrzeżenie.
- To nie było... - Niestety nie dokończył zdania. Jak zwykle w takich sytuacjach przerwało mu trzaśnięcie drzwi.

cdn...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Sob 12:46, 25 Maj 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 3 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin