Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

(Nie) rozerwalne [Z*]
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 8:44, 20 Lut 2013    Temat postu: (Nie) rozerwalne [Z*]

Niewiarygodne, ale mam chęć coś napisać. To chyba przez to, że oglądam powtórki House'a w TV. Nie wiem, czy jeszcze potrafię Jestem też ciekawa ile osób z dawnych czasów jeszcze odwiedza to miejsce, w każdym razie pozdrawiam ciepło. Części krótkie, ciąg dalszy jak tylko czas pozwoli. Sezon drugi, Hudzinki bez problemu odgadną moment.





(Nie) rozerwalne [NZ]


I – Milczenie.

Zbliżał się wieczór. Światło słoneczne za oknem powoli ustępowało miejsca szarości. Czas stopniowo zwalniał swój bieg. Wszechogarniający spokój dowodził, że nie dzieje się nic niezwykłego, a jutro znów wszystko zacznie się od początku. Jednak tym razem nie wszyscy zdecydowali się na taki scenariusz. Lisa Cuddy zapragnęła zmian. Już. Teraz. Pewnym krokiem przemierzała długi korytarz. Wiedziała czego chce i po co udaje się do człowieka, którego większość ludzi omijała szerokim łukiem, zwłaszcza ci którzy mieli przyjemność go poznać. Ona zaliczała się do wąskiego grona osób lubiących "samobiczowanie." Pchnęła szklane drzwi dumnie oznajmiające, że należą do Gregorego House'a. Niestety, gdy znalazła się już w gabinecie czar prysł, a pewność siebie ulotniła się z chwilą napotkania błękitnego spojrzenia. Był wyraźnie zaskoczony jej obecnością, zwłaszcza dzisiaj. Cały dzień dogryzał jej dotkliwiej niż zwykle. Wiedział, że to co robi jest dla niej niesamowicie ważne, jednak nie potrafił zrozumieć, a co najważniejsze nie był w stanie zaakceptować jej decyzji i drogi, którą wybrała by osiągnąć swój cel.

- Przyszłam ci podziękować. - Naprzeciw niego stała zupełnie inna osoba. Słaba i niepewna. To bolało go najbardziej. Próbował jej udowodnić, że nie wszystko musi być idealne, a nie wpisywanie się w kanon nie oznacza słabości. Na próżno. Patrzył jej prosto w oczy, przenikając w duszę i tam próbując odnaleźć kobietę, która całe życie mu imponowała.
- To wszystko? - Nawet na ułamek sekundy nie zmiejszył intensywności spojrzenia. Uśmiechnęła się blado, a on dziękował Bogu, że nie zdecydował się wstać. To, co wyczytał z jej twarzy z pewnością zwaliłoby go z nóg. Niezręczną ciszę przerwał delikatny stukot szpilek i dźwięk zamykanych drzwi. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że jest już sam w pomieszczeniu. Nie mógł uwierzyć, że przed chwilą był świadkiem ostatecznego szaleństwa swojej szefowej. Czy ona na prawdę zamierzała go o to poprosić? Czyżby siła, której jej ostatnio odmawiał uderzyła go właśnie w twarz. Jego wciąż wpół otwarte usta i wielkie oczy były odpowiedzią, której nie mógł zaprzeczyć.

Nie miała pojęcia, jak znów znalazła się w swoim gabiniecie. Czuła, że dopiero gdy przekroczyła jego próg ponownie zaczęła oddychać. Opadła na krzesło i próbowała zrozumieć co się stało. Przecież w teorii było to takie proste. Sam jej to powiedział. Miała wybrać kogoś kogo chociaż lubi. On był osobą, którą mimo wszystko darzyła uczuciem i to zdecydowanie większym niż tylko przyjaźń. Był też osobą, która nie bawiła się w ckliwości więc miała niemal pewność, że potraktuje to jak kolejne wyzwanie, gierkę, za którą przyjdzie jej zapłacić rocznym zwolnieniem z kliniki. Jednak, gdy stanęła z nim oko w oko wszystko się zmieniło. W tej chwili błagała Boga, by diagnosta nie wykorzystał tego przeciwko niej, by zdarzył się cud i okazało się, że nie odczytał jej niemej prośby. Narzuciła płaszcz i zamierzała jak najszybciej znaleźć się w domu. Gdy otorzyła drzwi gabinetu poczuła dejawu, błękitne oczy znów tam były. Mężczyzna skinął głową, uśmiechnął się i jak gdyby nigdy nic pozostawił ją z ręką na klamce i wzrokiem utkwionym w jego oddalającą się sylwetkę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Pon 12:57, 29 Lip 2013, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:05, 20 Lut 2013    Temat postu:

Lisek
Tak, myślę, że wiem o który moment chodzi I z całą pewnością potrafisz pisać Robisz to świetnie mimo przerwy Myślę, że tego chyba się nie zapomina Cieszę się, że piszesz. Też mam ochotę ale pustki a posta pod postem chyba nie można dodawać Ale wróćmy do ciebie, oj wróćmy Fajny tekst Fajnie się zapowiada. Smutnawy ale bardzo fajny. Wiesz... czasami mam takie dni, że wchodzę na forum i czytam "stare" fiki twoje, Szpilki czy innych. Cieszę się, że będę mogła czytać coś nowego i do tego wracać i wracać tak więc jak już pisałam tekst świetny i czekam na ciąg dalszy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
a_cappella
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 842
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:28, 20 Lut 2013    Temat postu:

Aaach, nie mogłam odmówić sobie przyjemności zalogowania się i skrobnięcia kilku mało składnych zdań, jak zobaczyłam, kogo przywiało w te strony! Stara, dobra ekipa!

Lisku, właściwie nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś będę miała okazję komentować jakiś Twój nowy twór, a tu proszę! Tekst... W dawnym klimacie, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie. I też jak dawniej pokręcę głową, bo brakuje kilku przecinków, ale wybaczam, bo aż się mordka sama cieszy na wspomnienie tamtych forumowych czasów!

OLA336 napisał:
Myślę, że tego chyba się nie zapomina

Oj, zapomina się, zapomina... Ja już nie umiem. A szkoda.

Cieszę się, że Was tu znowu widzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blanka.
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:08, 23 Lut 2013    Temat postu:

Lisku! Odwiedzam to miejsce z pewnego rodzaju sentymentem. O Huddy nie da się zapomnieć i pomimo boleści związanej z 7 i 8 sezonem, dla mnie są oni nieśmiertelni i jednak na zawsze razem. Nawet nie wiesz ile entuzjazmu się we mnie zrodziło, gdy weszłam z nadzieją po raz kolejny na formum, z myślą, że ktoś jednak jeszcze pamięta i tu niespodzianka! Od czasu do czasu, wchodzę by sprawdzić, czy są tu jakieś nowości, aż nagle.. miód na moje serce! Na dodatek Ty, we własnej osobie! Nie mogło być piękniej. Proszę, nie pozwól mi długo czekać! Twój kunszt i talent są niezawodne i wręcz.. są jeszcze bardziej doskonalsze, o ile to możliwe. Poruszasz to, za czym najbardziej tęsknie. Cieszę się, że znów wracamy do tego, co kochamy, co było największym atutem samego HOUSE-A. Mam nadzieję, że dział Huddy znów ożyje. I przyznam, że kamień spadł mi z serca - nie zostałam sama. Nienormalna romantyczka ze mnie, spragniona huddy. Tęskniłam za Tobą i w tajemnicy muszę przyznać, że kiedy tu zaglądam (tak jak OLA336!), szukam wszystkich huddy-ficków, które tu umieściłaś - za każdym razem sięgam do nich z rozkoszą i wspominam ten piękny czas z uśmiechem i wzruszeniem jednocześnie! Wiem, że się nie zawiodę i tym razem. Czekam, czekam, czekam! I cieszę się, że jesteś! JESTEŚCIE! Buziaki!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:09, 23 Lut 2013    Temat postu:

Weszłam na forum, chciałam poczytać nowości z Huddy, wrócił mi sentyment i chyba z tego samego powodu, z jakiego Tobie. Miałam teraz czas wolny i oglądałam stare odcinki House'a. Widziałam, jak się do siebie odzywali, na mojej twarzy pojawiał się uśmiech za każdym razem, gdy słyszałam ich kolejną grę słowną. Zatęskniłam, przyznaję. Weszłam tu i myślałam, naprawdę, myślałam, że Horum i Huddy mimo wszystko żyją pełną piersią. Spotkał mnie przykry zawód. Myślę, że wiem, o którą scenę ci chodzi. Początek mi się podoba i zniecierpliwiona czekam na ciąg dalszy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:11, 23 Lut 2013    Temat postu:

Lisku

Jak tylko zobaczyłam, że jest coś nowego - Twojego, to aż podskoczyłam z radości, a serce zabiło mocniej. Kocham twoje teksty! Wchodząc, wiedziałam, że przeczytam coś naprawdę dobrego i nie pomyliłam się Pierwsza bardzo intrygująca i dobra część. Czekam na więcej

Zupełnie nie rozumiem, skąd wątpliwości czy nadal potrafisz pisać. Phi! To ja powiem. POTRAFISZ! I to cholera bardzo dobrze Chociaż przyznam, że sama mam takie wątpliwości, biorąc pod uwagę fakt, jak długo nic nie napisałam. :Hmm:

Sama mam chęć stworzenia czegoś, ale jakoś nie miałam do tej pory wystarczającego impulsu Chyba znowu będziesz dla mnie natchnieniem



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blanka.
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:31, 23 Lut 2013    Temat postu:

Aduśka oby to natchnienie przyszło błyskawicznie! Widzę, że odcinki House-a w tv łączą, cholernie!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:39, 25 Lut 2013    Temat postu:

Dziewczyny kochane, teraz to ja mam zdecydowanie większą radochę niż Wy.
Oluś, na nic nie czekaj tylko pisz, ja chętnie przeczytam, choć nie zawsze na bieżąco komentuję. Nadrobię
a_cappella, całe wieki, choć i wieki nie pomogły mojej interpunkcji, wybacz. A co do Twego pisania to bardzo, bardzo bym chciała zobaczyć, jak to "nie umiesz" już pisać
Blanko, myślę, że mamy podobne spojrzenie na Huddy, tym bardziej jestem ciekawa, czy fik Ci się spodoba i dziękuję.
Malinowa, oby dalej też się podobało, może komuś też wróci ochota na pisanie i znów Huddy troszkę ożyje.
Aduś, wierzę, że ta chęć pisania wygra u Ciebie, bo wiele bym dała, by móc przeczytać jakiś Twój nowy tekst, nawet najkrótszy
Dobrze wiedzieć, że niektóre rzeczy się nie zmieniają Co do mojego pisania, to niestety przyznam, że nie będą to już teksty takie jak kiedyś, dopieszczone, zmieniane po naście razy, niestety teraz czas pozwala mi na bardziej taką zabawę, oderwanie się chwilowe od codzienności i przelanie historii na klawiaturę bez dodatkowych analiz. Dlatego mam nadzieję, że nie będziecie zbyt surowe, choć błędy i uwagi proszę zgłaszać.



II - Tajemnica.


Mężczyzna z kilkudniowym zarostem, w szarej koszulce i dresowych spodniach od dłuższej chwili zataczał kółka wokół sofy we własnym salonie. W jednej ręce trzymał laskę, na której coraz wyraźniej musiał się opierać, w drugiej szklankę z przezroczystym płynem. W żaden sposób nie był w stanie sobie wytłumaczyć, po co to zrobił i dokąd to wszystko miało go zaprowadzić. Pojawiające się w coraz większych ilościach krople potu, spływające mu po twarzy i plecach boleśnie uświadamiały mu, jak trudno będzie znaleźć odpowiedź. W tej chwili to własną, a nie kobiety słabość przeklinał. Przecież, jak zwykle, mógł rzucić kilka bolesnych uwag i zakończyć temat, właściwie nie musiał nawet niczego kończyć, bo tak naprawdę nic się stało. To, co wyczytał z jej twarzy mógł odrzucić równie łatwo, jak pozostałe uczucia, które pojawiały się, gdy była w pobliżu. Do tej pory robił to bezbłędnie, dlaczego tym razem mu się nie udało? Początkowo uważał, że to przez zaskoczenie, jednak im więcej się nad tym zastanawiał, tym wyraźniej dostrzegał, że to, co miało się wydarzyć było ekscytujące, nowe, niewiarygodne, i w głębi duszy odczuwał dumę, bo okazało się, że oprócz Wilsona i pracy miał jeszcze kobietę, która bez wątpienia miała powód, by wybrać go na ojca swojego dziecka. Nie wiedział tylko, czy chodziło o to, że jest jaki jest i to pozwoliło jej na taki wybór, bo nikogo innego nie odważyłaby się poprosić, bo nieznany dawca, jak jej udowodnił to błąd, a może nie tylko on odrzucał znaczenie podświadomości i wyborów, które narzucała. Niestety, kolejna wypita szklanka whisky nie przyniosła rozwiązania, za to zyskał pewność, że jutrzejszy dzień zacznie od bólu głowy i gigantycznego spóźnienia na dyżur w przychodni. Nie martwił się jednak zbytnio ani jednym ani drugim. Ból głowy był niczym w porównaniu z bólem nogi, a nie pojawienie się w przychodni gwarantowało mu rychłe spotkanie z wkurzoną szefową, co w obecnej sytuacji sprawiało mu jeszcze więcej frajdy niż zwykle. Poza tym rozwiązywanie zagadek dotyczących ludzkich zachowań, zwłaszcza tak szalonych, było jego pasją, ucieczką, a w tym przypadku tajemnica zawierała dodatkowy bonus w postaci niezwykłego spojrzenia i gigantycznego tyłka. Uśmiechnął się. Pomyślał, że do pełni szczęścia brakuje mu już tylko irytującej analizy sytuacji zaserwowanej przez najlepszego przyjaciela i radar do wykrywania niezręcznych sytuacji w jednej osobie. Wbrew temu, co usilnie powtarzał w głębi duszy lubił te rozmowy, a wywody onkologa najczęściej przynosiły efekty w postaci nagłego olśnienia lub ewentualnego stopniowego przyjmowania pewnych rozwiązań. Tym razem zdecydował, że nie od razu wtajemniczy przyjaciela w swój układ z administratorką. Mroczna natura podpowiadała mu, że tym sposobem zabawa może być podwójna. Pojawił się jednak inny problem. Na rozbrzmiewający w umyśle dźwięk słowa "zabawa" z niewyjaśnionych przyczyn uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy. Najprawdopodobniej, mimo upojenia alkoholem, zaczynało do niego docierać, że tym razem nie chodziło przecież o zbędną biobsję mózgu pacjenta, czy włamanie się do domu szefowej. To miało być nowe życie, którego miał być częścią. Nawet, jeśli tylko w teorii. Tej nocy naczelny diagnosta zasnął z przekonaniem, że najprawdopodobniej popełniają największy błąd w swoich dotychczasowych relacjach. Dokładnie to samo przekonanie, w tym samym momencie, dręczyło dyrektorkę szpitala w Prinston. Leżała w sypialni już od kilku godzin, co chwilę zerkając na niemal stojące w miejscu wskazówki zegara. W dole brzucha czuła podekscytowanie, ale racjonalny umysł nie pozwalał jej zapomnieć o strachu. Była szczęśliwa i przerażona. Żadne z tych odczuć nie potrafiło zdominować drugiego. W jednej chwili pragnęła z nim porozmawiać, jasno ustalić, czy tego właśnie chcą, tylko po to, by w kolejnej walczyć z chęcią spakowania walizek i wyjechania, gdzieś bardzo daleko. Nie potrafiła zrozumieć, jak bardzo można pragnąć błękitnego spojrzenia i jednocześnie tak szybko zamykać oczy, gdy ma się je przed sobą.


Następnego dnia...


Dochodziło południe, gdy wyraźnie niedysponowany diagnosta przekroczył próg PPTH. Nie byłoby w tym oczywiście nic niezwykłego, gdyby nie fakt, iż tuż za nim ten sam próg przekroczyła pani dyrektor. Zdziwionym spojrzeniom personelu nie było końca, tym bardziej, iż wspomniana dwójka nie wymieniła ze sobą nawet słowa. Wcześniej nie było takiej możliwości, by diagnoście uszło płazem takie spóźnienie. W takich przypadkach przyłapania na gorącym uczynku, krzyki szefowej było słychać nawet na ginekologi. Tym razem wszyscy oczekujący na darmowe przedstawienie boleśnie się zawiedli. Można było jednak wyraźnie wyczuć, że coś wisiało w powietrzu.

- Co to miało być? - James Wilson podejrzanie wpatrywał się w przyjaciela czekającego na windę.
- To miłe. Czekasz na mnie? A gdzie kwiaty? - Diagnosta odbił pytanie, choć w zasadzie nie musiał tego robić. Wiedział doskonale, że radar onkologa i tym razem nie zawiedzie. - Chociaż nie, czekaj, zamieniam kwiaty na coś do jedzenia.
- Odpowiadając na pierwsze pierwsze pytanie może cię to zdziwi, ale właśnie skończyłem dyżur w przychodni, bo wyobraź sobie, że jakiś lekarz nie zjawił się na swoim i ktoś musiał go zastąpić. Na kwiaty nie zasłużyłeś. Tym bardziej na lunch.
- Odpowiadając na pierwszy zarzut, ktoś nie znaczy ty. Drugi nie wymaga komentarza. Jesteś wredny. - Zmierzył przyjaciela z góry na dół. - Wziąłeś mój dyżur, żeby kryć mnie przed Cuddy. To akurat miłe, ale nadal wolałbym coś do jedzenia. Umieram z głodu. - Skrzywił się się wsiadając do windy. Rozmówca przewrócił oczami i w ostaniej chwili dołączył do niego.
- Trzeba było robić notatki, jak uczyłem cię, że lodówka służy do czegoś więcej niż tylko przechowywanie zimnego piwa.
- Przypomnę ci to, jak znowu wpadniesz z niezapowiedzianą wizytą.
- Rozumiem, że niezapowiedziane to te, w których dzwonisz do mnie, żebym wpadł obejrzeć zapasy i koniecznie zabrał ze sobą chinszczyznę?
- Jesteś wredniejszy niż zwykle.
- A z Cuddy najwraźniej zupełnie nie potrzebnie ci pomagam. Co jej zrobiłeś?
- Nic.
- Nie udawaj. Odkąd świat istnieje jeszcze się nie zdarzyło, żeby przyłapała cię na takim zlewaniu obowiązków i nie urządziła jadki na dole. Nie mówiąc o tym, że sama spóźniła się do pracy.
- Wczoraj była pełnia. Widocznie nie tylko ja biegałem z wilkołakami.
- Myślę, że to jednak coś innego.
- Przykro mi, że cię rozczarowaliśmi.
- Mówisz w jej imieniu. - Onkolog nie ukrywał zdziwienia i ani na moment nie odrywał wzroku od twarzy przyjaciela, przynajmniej do chwili, w której ten bez słowa opuścił dzielone z nim pomieszczenie. - I dopiero teraz zaczynam się martwić. To nie twoje piętro. I w ten sposób i tak nie unikniesz rozmowy. - Diagnosta przerwócił oczami.
- Odmawiasz mi lunchu więc idę do pokoju lekarskiego. - W tym momencie Wilson zrozumiał, że tę potyczkę przegrał.
- Masło orzechowe jest w szafce po prawej, a chińszczyzna w lodówce, w moim pudełku. Na górnej półce. Po lewej - rzucił zrezygnowany. Na szczęście w zanadrzu miał już plan B.
- I tym sposobem wybaczam ci kwiaty. - Diagnosta uśmiechnął się i zniknął za rogiem, a onkolog za drzwiami zamykającej się windy.

Tymczasem administratorka pośpiesznie przeglądała pokaźny plik dokumentów zgromadzony na biurku. Właśnie dlatego nigdy nie spóźniała się do pracy, nadrobienie kilku godzinnych zaległości w jej przypadku oznaczało brak lunchu i powrót do domu po dwudziestej drugiej. Wzięła głęboki oddech i z całych sił próbowała skupić się na wykonywanej czynności. Niestety, co chwilę przed jej oczami pojawiał się obraz diagnosty, a zwłaszcza jego mina, gdy rano praktycznie na siebie wpadli. Gdy po chwili uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia, jaki dokument podpisała zdecydowała, że nie będzie w stanie pracować dopóki nie wyjaśni całej tej sytuacji do końca. Chciała wiedzieć, czy House nie zmienił zdania, a co najważniejsze musiała, a właściwie to musieli ustalić, jak bedą dalej wyglądały ich relacje. Po raz kolejny z udawaną pewnością i ukrytym strachem ruszyła przed siebie. Pierwsza przeszkoda zatrzymała ją tuż przy drzwiach.

- Witaj, James.
- Masz chwilę? - zapytał, dokładnie analizując zachowanie szefowej. Nie musiała nic mówić. W jednej chwili zyskał pewność, że intuicja i tym razem go nie zawodzi.
- Coś się stało? - Próbowała wyglądać na zainteresowaną, jednak on bez trudu odgadnął, ze kobieta myślami jest gdzieś bardzo daleko. Gdyby miał zgadywać, obstawiałby okolice drugiego piętra, a dokładniej gabinet szefa diagnostyki. Nie zamierzał jednak uderzać wprost. Czuł, że to coś poważnego i za wszelką cenę zamierzał ustalić, co tym razem zmajstrował jego przyjaciel.
- Nie. Po prostu pomyślałem, że wpadne i pójdziemy razem do stołówki. O ile się nie mylę, to twoja pora na lunch.
- Zwykle jadasz z House'm. - Obdarzyła go pytającym spojrzeniem.
- To raczej on jada ze mną, albo uściślając wyjada mój lunch.
- Nie zmienia to faktu, że widziałam cię przed chwilą w przychodni więc i ty widziałeś, że dopiero przyszłam więc...
- No dobra. Wygrałaś. - Udał, że daje się rozgryźć. W tej sytuacji to była jego ostatnia szansa. Wiedział doskonale, że jego przeciwnicy są niezwykle przenikliwi.
- Chodzi o House'a. Dziwnie się zachowuje. - Cuddy zbladła, choć dokładnie tego się spodziewała. Nie zamierzała się jedak łatwo poddać. Cokolwiek by się działo, najpierw musiała rozmówić się z diagnostą. Chociaż to była mu w tej chwili winna.
- Nie jestem jego niańką. Pewnie ma coś na sumieniu. Jak zwykle zresztą. - Słowa z trudem przechodziły jej przez gardło. Wiedziała, że tym razem to ona jest winna, tylko i wyłącznie ona.
- Jeśli coś zrobił albo coś ci powiedział... - nieświadomy katuszy na jakie ją naraża onkolog ciągnął dalej. - Znasz go. Nie skrzywdziłby cię celowo, on po prostu nie odczuwa wszystkiego jak inni. - W tej chwili dyrektorka spuściła wzrok, od ostatecznego przyznania się do winy uratował ją dźwięk pagera onkologa.
- Idź - poleciła. Z jego spojrzenia wyczytała, że to coś ważnego. Mężczyzna skinął głową.
- Dokończymy tę rozmowę - zaznaczył, a ona miała wrażenie, że usłyszała niemal polecenie od własnego pracownika. James Wilson przemierzał szpitalny korytarz, co chwilę zerkając na wyświetlacz urządzenia. Nie mógł uwierzyć, gdy odczytał wiadmość od diagnosty "Dręczenie wiedźmy to moje hobby. Znajdź sobie własne." Za tym niespotykanym altruizmem przyjaciela musiało się kryć coś o wiele poważniejszego niż początkowo przypuszczał. Teraz tym bardziej był zdeterminowany, by odkryć ich tajemnicę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Pon 13:06, 18 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blanka.
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:02, 25 Lut 2013    Temat postu:

Lisku już myślałam, że się nie doczekam! Fik spodobał mi się w momencie w którym dodałaś pierwszą część! Tylko czemu tak krótko? Tak dobrze mi się czytało, aż zabrakło tekstu.. :c Liczę na jak najszybsze rozwinięcie się akcji! Ciągle czekam i wierzę w Ciebie. Tulę czule!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:55, 25 Lut 2013    Temat postu:

Lisku, nawet nie wiesz, ile radości sprawiłaś mi (oraz jak widzę innym forumowiczom), że znów zaczęłaś pisać nowy fik.
I jak zwykle - nie mogę doczekać się kolejnej części. Wena, wena i jeszcze raz wena!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:32, 26 Lut 2013    Temat postu:

House, stary dobry House... ale jakby nie mógł się nauczyć, że kac morderca nie ma serca Myślenie, zwłaszcza w za dużych ilościach może się źle skończyć... Picie też ale jakoś nie mogę się teraz zdecydować co gorsze Uuuu... Ej! Nikt ma nie uciekać! ma być happy end wystarczy na tym świecie dramatów, serio. Zwłaszcza, że rozwaliłam kostkę i kolano dzisiaj... upsss wczoraj Jedzenie zawsze lepsze ja chce frytki! Albo nie... nie mogę jeść nie po to rozwalałam części ciała i wylewałam 7 poty na treningu żeby jeść... to twoja wina, że jestem teraz głodna Pomijając mój głupkowaty komentarz... ich rozmowa fantastyczna Świetnie napisane. Kurde... z każdym przeczytanym słowem uzmysławiasz mi jak bardzo za tym wszystkim tęsknie. Podsumowując... świetna część i chce więcej i pozdrawiam, całuję ściskam i w ogóle wszystko bardziej

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:19, 02 Mar 2013    Temat postu:

Uhh, świetne. Nie mogłam się oderwać od czytania i teraz jestem troszkę "niezaspokojona", bo zżera mnie ciekawość... co będzie dalej? Proszę jak najszybciej o nową część!

Cytat:
- A z Cuddy najwraźniej zupełnie nie potrzebnie ci pomagam. Co jej zrobiłeś?

*niepotrzebnie

Cytat:
tym razem nie chodziło przecież o zbędną biobsję mózgu pacjenta

biopsję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:01, 05 Mar 2013    Temat postu:

Dziękuję za komentarze
Znów bardziej dialogowo, ale przed opisami w kolejnych częściach raczej nie ucieknę więc i one też będą.


III – Zimne ciepło.


- Gdybym cię nie znał, powiedziałbym, że to urocze. - Onkolog z irytującym uśmieszkiem na twarzy sforsował drzwi gabinetu szefa diagnostyki. Nie używając słów, spojrzeniem wyprosił z pomieszczenia zespół przyjaciela. Ekipa dość niechętnie przystała na jego prośbę. Każdy z nich oddałby wiele, by móc usłyszeć ich rozmowę. Słowo "uroczy" w zestawieniu z House'm, którego znali było conajmniej bardzo intrygujące.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że właśnie wyprosiłeś moich pracowników, z mojego gabinetu – podkreślił, posłając rozmówcy groźne spojrzenie.
- A ty przed chwilą zabroniłeś mi ciągać Cuddy za warkoczyki, dając do zrozumienia, że tylko masz prawo podrzucać jej liściki. To wiele mówi o twoich...
- Twój tor rozumowania powala. Przypomina skręcone jelita. Jest do dupy. - Diagnosta wszedł mu w słowo. Doskonale wiedział, że jeśli na to pozwoli rozmówca skieruje rozmowę na bardzo niebezpieczne dla niego tereny.
- ... uczuciach, a twoja przesadna irytacja tylko go potwierdza. Co może być aż tak... - mężczyzna szukał odpowiedniego słowa - ... krępujące, że nie pozwalasz mi tego z niej wyciągnąć.
- Krępujące może być malowanie paznokci u stóp bezbarwnym lakierem – House znacząco spojrzał na przyjaciela. Widząc jego detrminację szybko zrozumiał, że tym razem opcja z prowokacyjną zmianą tematu raczej się nie sprawdzi. Westchnął głęboko. - Skąd pomysł, że coś jej zrobiłem?
- Bo zwykle jej "coś" robisz.
- Podaj przykład.
- Obrażanie pacjentów, kosztowne pozwy, olewanie przychodni, niebezpieczne zabiegi, niestosowne komentarze dotyczące...
- Przyznaj, przygotowałeś listę jeszcze zanim tu przyszedłeś.
- Jeśli uważasz, że to po niej spływa to bardzo się mylisz. - Oczywiście, że miał świadomość, jak bardzo dręczy tym Cuddy. Jednak przecież o to właśnie chodziło. On uderzał, ona reagowała. Na tym polegała ich relacja. Na wzajemnym testowaniu się, odkrywaniu emocji.
- Ty też się mylisz – dodał po chwili. - Tym razem nie mam nic wspólnego z humorami harpi.
- Jak chcesz. Wracam do Cuddy. Zanim wywołałeś mnie z jej gabinetu miała mi coś powiedzieć. - Młodszy z mężczyzn wstał i prowokacyjnie skierował się w stronę drzwi.
- Zaczekaj. I tak marny z ciebie Watson. - W ostatniej chwili zatrzymał go głos diagnosty. - To hormony. - Onkolog na początku myślał, że House po raz kolejny próbuje mu wcisnąć jakąś bajeczkę, jednak analizując dokładniej jego wyraz twarzy, zrozumiał, że przyjaciel tym razem jest szczery. - Wiedźma planuje sprawić sobie małe wiedźmy. Odkryłem to i próbowałem jej udowodnić, że to błąd.
- Jesteś idiotą. - James ponownie rozsiadł się na krześle po drugiej stronie biurka. Nie mógł uwierzyć, że przyjaciel może być aż tak nieczuły. Doskonale znali Lisę i wiedzieli, jak bardzo marzy o tym, by zostać matką.
- Wiem, dlatego jej pomagam.
- Jak to? Co to znaczy "pomagasz"?
- Dwa razy dziennie oglądam jej tyłek - wyjaśnił, uśmiechając się od ucha do ucha. Mina rozmówcy była bezcenna.
- Czy wy...
- Wilson, nie bądź dzieckiem – zamrugał kilkakrotnie. Gdy po dłuższej chwili onkolog ciągle wpatrywał się w niego z tą samą miną, przewrócił oczami. - Sama nie jest w stanie sobie robić zastrzyków przed zapłodnieniem in vitro więc jako wspierający i oddany pracownik wbijam jej igłę w wielki zad.
- I dopiero to wiele o tobie mówi. I w tym momencie wracamy do początku naszej rozmowy.
- Chyba o niej, a nasza rozmowa dobiega końca.
- O was. Nie poprosiła nikogo innego.
- Wierz mi, gdybyś miał tak wielki tyłek też nie chciałbyś się nim chwalić na prawo i lewo.
- Nie udawaj. Tobie to schlebia. To, że to ciebie poprosiła o zastrzyki. Ufa ci. - Onkolog nie mógł uwierzyć. Gdyby ktoś inny mu to powiedział wyśmiałby go. Gregory House pomagający swojej szefowej. - Nie spieprz tego.
- Dobrze tato. Jeszcze jakieś rady?
- Okaż jej choć odrobinę zrozumienia i wsparcia. - Młodszy mężczyzna uśmiechnął się ciepło.
- Oczywiście. - House westchnął udając irytację. - Wiedziałem, że będziesz przeżywać.
- Po prostu to miłe. Obserwowanie, jak angażujesz się w coś nie związanego z pracą.
- W nic się nie angażuje – zaprotestował. - Skorzystałem z okazji darmowego gapienia się na titanica.
- To wszystko? - Wilson czuł, że być może przyjaciel nie mówi mu wszystkiego. Jednak z drugiej strony, to czego się dowiedział było na tyle niewiarygodnie, że w zasadzie nie mógł sobie wyobrazić, że to mogłoby nie być wszystko.
- Wiecej grzechów nie pamiętam, ojcze. Za pokutę przyjmuję obecną rozmowę.
- Po prostu mam wrażenie... - niestety po raz kolejny onkolog nie mógł dokończyć zdania.
- Pięknie. - Diagnosta obdarzył go znudzonym spojrzeniem. - Mamy komplet. - Wskazał na drzwi. Młodszy mężczyzna momentalnie wstał z miejsca i nie mogąc ukryć dobrego humoru cały czas się uśmiechał.
- Mam przypadek. - Wskazał na pajger.
- Podobno. - Cuddy przyglądała się mu podejrzliwie.
- Zostawiam was. - Spoglądał to na House'a to na administratorkę. Wyglądał jak mały chłopiec, któremu obiecano nowy resorak. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi w pomieszczeniu rozległ się głos kobiety.
- Powiedziałeś mu. - Rzuciła z irytacją.
- Raczej uratowałem twój tyłek. Znowu. Nie wiem, czy zauważyłaś, ale ostatnio ja i on mamy ze sobą wiele wspólnego.
- Chciałbyś – posłała mu prowokacyjne spojrzenie. - A wracając do tematu może od razu dasz ogłoszenie do lokalnej gazety.
- Powinnaś zakupić jutrzejsze wydanie.
- Wiesz co się będzie działo?
- Tak wiem. Nic. Bo nic mu nie powiedziałem. Znaczy nie wszystko. Wie tylko, że planujesz się rozmnożyć i że ja wspaniałomyślnie pomagam ci z zastrzykami. Pierwszego i tak długo nie ukryjesz, a zastrzyki jeszcze nikomu nie zrujnowały reputacji. - Był lekko zawiedziony faktem, że najpierw prosi go o taką przysługę, a później boi się jej konsekwencji.
- Jesteś pewny, że go oszukałeś?
- To Wilson.
- Właśnie dlatego pytam. - Nie chodziło o to, że zamierzała to ukrywać do końca życia, po prostu najpierw musiała nabrać pewności, że podjęła słuszną decyzję i że House się nie wycofa.
- Przyszłaś poplotkować o nim, czy masz jakiś niecierpiący zwłoki przypadek.
- Uważasz, że tylko o tym powinniśmy teraz dyskutować. - Bała się dalszego przebiegu rozmowy. Tego, że diagnosta po raz kolejny brutalnie pozbawi ją złudzeń.
- Temat pogody jest dość nudny.
- Jesteś tego pewny? - zapytała, a on mógł przysiąc, że w jej oczach zobaczył duszę. Swoją i jej. Te wszystkie lata, gdy na przemian walczyli i wspierali się nawzajem. Uczucia, które ukrywali i te których sobie nie szczędzili. Bolesne i pełne wyrzutów kłótnie, które nigdy nie zdołały ich rozdzielić.
- Raczej tak.
- Nie pytam o pogodę. A "raczej" nie brzmi przekonująco.
- Wiem o co pytasz. Gdybym nie chciał, nie zgodziłbym się. - Podrzucał szarą piłeczkę z całych sił starając się wyglądać na obojętnego. Z jednej strony cała ta sytuacja dostarczała mu mnóstwa frajdy, chociażby oglądanie zakłopotanej szefowej, z drugiej sprawiała, że czuł się dziwnie. Jakby za chwilę wszystko miało się zmienić. Musiał więc bardzo uważać, by sarkazm i ironia skutecznie maskowały jego niepewność.
- A zatem powinniśmy ustalić kilka rzeczy.
- Nie mam wygórowanych wymagań. Czerwone stringi, kąpiel w szampanie, szpilki i podwiązki. No, może kilka gadżetów. Ale to zostawiam tobie. - Jego błekitne oczy błyszczały jak diamenty nie pozwalając jej racjonalnie myśleć. Była wściekła, że nawet w takiej sytuacji próbował z nią pogrywać. Miała niemal pewność, że mówił serio, że naprawdę zamierzał wykorzystać jej największą słabość. Dopiero po dłużejsz chwili wróciła jej zdolność mówienia. Nie zamierzała się poddać. Nie teraz, gdy była tak blisko celu. Skoro on traktował to jak grę, zdecydowała, że ona również rzuci kilka pionków. Fakt, że zachowywał się tak, jak gdyby nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji, jeszcze bardziej utwierdzał ją w przekonaniu, że i on się boi. Musiała już tylko odkryć, co kryje się za tą fasadą obojętności. To mogło dać jej przewagę, której teraz potrzebowała, bo w tej chwili to on rozdawał karty. Stringi były tego najlepszym przykładem. Tylko, czy to o czym w tej chwili myślała mogło być prawdą? Czy był choć cień szansy, że jej uczucia do tego pokręconego człowieka były odwzajemnione? Przecież Gregory House nigdy nie był altruistą spełniającym czyjekolwiek marzenia. Uśmiechnęła się.
- Zaczynam się bać. To chyba coś zaraźliwego. Najpierw Wilson teraz ty. - Diagnosta obdarzył ją zniesmaczonym spojrzeniem.
- Dobry humor to nie przestępstwo.
- Ale bardzo irytuje.
- Tylko ciebie House i nie umawialiśmy się na seks.
- Przez chwilę myślałem, że to rozważasz – zamrugał wymownie.
- To zapłodnienie in vitro. Umówiłam nas na jutro. - Jej profesjonalizm był dla niego powalający. W każdym calu.
- Nie tracisz czasu. - Kąciki jego ust poszybowały w górę, a ona czuła, że już zaczyna się rumienić.
- Jeśli nie chcesz...
- Będę. Jeśli cię to uspokoi dam ci to na piśmie. Choć ciągle uważam, że po mojemu byłoby łatwiej i przyjemniej – podkreślił ostatnie słowo. Zakłopotana szefowa była wszystkim, czego potrzebował. W takich chwilach nabierał pewności, że bez względu na to, co się stanie, czeka go największa i najbardziej ekscytująca przygoda w życiu.
- Ty naprawdę uważasz, że to takie proste? Nie umawiamy się na kupno wspólnego samochodu.
- Rozumiem. Bierzesz tylko moje plemniki.
- Wiesz, że nie patrze na to w ten sposób. Jeśli myślisz, że było mi łatwo cię o to poprosić... - czuła jak jej pokłady cierpliwości spadają w okolice zera.
- Tak właściwie to mnie nie poprosiłaś. – Cuddy zmarszczyła brwi. Miał rację.
- Rozumiem, że teraz przechodzimy do negocjacji.
- Wiedziałaś, że nie będę tani. A skoro odmawiasz mi "przyjemności" – Błękitne źrenice znów przewiercały ją na wylot, serce waliło jak oszalałe. Bała się kolejnych jego słów i tego o co może ją poprosić. - Na początek chcę to usłyszeć. - Poczuła jak jej kolana miękną. Nie miała jednak wyboru. Z tej drogi nie było już odwrotu. Nie teraz.
- Nie odpuścisz takiej sytuacji. Prawda? Uwielbiasz, gdy muszę cię o coś prosić.
- Ja ciągle cię o coś proszę. Pomijam fakt, że zwykle się nie zgadzasz.
- A ty i tak robisz po swojemu.
- Tym razem niestety to ty stawiasz warunki, chociaż w zasadzie mógłbym cię uspać, wtedy dopiero...
- Chcę żebyś został ojcem mojego dziecka. - Nie zamierzała pozwolić mu dokończyć. Nawet nie próbowała sobie wyobrazić, co by za chwilę usłyszała. Otworzył usta, ale kobieta po raz kolejny go uprzedziła.
- I nie zamierzam tego powtarzać.
- Ale mamo... - zrobił minkę smutnego pięciolatka. - Nie zdążyłem włączyć dyktafonu. Nikt mi nie uwierzy, no i nie będę mógł cię szantażować grożąc ujawnieniem nagrania.
- Coś jeszcze? - W tej chwili miała ochotę na dwie rzeczy. Zabić go i rzucić się mu na szyję.
- Na razie wystarczy. - Spojrzał na nią tak, że zaczęła rozważać powrót do rozmowy o seksie. Przez całe ciało przechodziły jej dreszcze, a w sercu czuła przyjemne ciepło. Wiedziała, że cena, którą przyjdzie jej zapłacić za próbę spełnienia tego marzenia będzie bardzo wysoka. Jednak w tym momencie była już gotowa by ją zapłacić. Kochała go. Opuszczając gabinet diagnosty wciąż się uśmiechała. Strach zmienił się w nadzieję. Wszystko inne przestało mieć większe znaczenie. Nie ważne było, czy mężczyzna zaakceptuje dziecko, czy będzie chciał je chociażby zobaczyć, czy będzie mu zupełnie obojętne. Liczyło się to, co przed chwilą dostrzegła w błękitnym spojrzeniu i to że będzie widzieć to za każdym razem, gdy spojrzy w twarz swojego dziecka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Śro 9:04, 06 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:42, 06 Mar 2013    Temat postu:

Jeju, cudowne! Ta część jest taka... urocza i przewrotna, jak zaczęłam czytać, to już do końca nie mogłam oderwać się od lekturki. Czekam na kolejną część i pozdrawiam. :-)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blanka.
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:13, 06 Mar 2013    Temat postu:

III część przeczytałam tego samego dnia, gdy ją dodałaś. Wchodzę kilka razy dziennie na forum, sprawdzam, czy pojawiło się coś nowego od Ciebie. I ciągle czekam. Odłożyłam ten komentarz na później - z nadzieją, że wstawisz do tego czasu coś nowego. Za mało mi wszystkiego. Za mało huddy. Tak jak pisałam - uwielbiam ten fick od samego początku, od pierwszej literki, wyrazu.. ale czemu tak dobrze i szybko mi się to czyta? Ciągle mam wrażenie, jakby ten tekst mi się wymykał, jakby gdzieś uciekł. To taka perełka. Drobna, malutka i bardzo krótka. Czekam na więcejwięcejwiecejwięcej! Przepraszam Lisku:* Jestem głodna!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
magdalenka
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:22, 08 Mar 2013    Temat postu:

nudzi mi się, zaglądam na forum, chociaż nie było mnie tu ho ho i jeszcze dłużej, a tu co? Lisek cuś napisał!!!! trzeba przeczytać.
jak zawsze wywołujesz uśmiech na twarzy. nie wiem jak ty to robisz, ale masz taką łatwość w pisaniu, że nawet się człowiek nie obejrzy a już przeczytane i mało tego - chcę więcej!
pozdrawiam i czekam na więcej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
a_cappella
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 842
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:37, 09 Mar 2013    Temat postu:

lisek napisał:
a_cappella, całe wieki, choć i wieki nie pomogły mojej interpunkcji, wybacz. A co do Twego pisania to bardzo, bardzo bym chciała zobaczyć, jak to "nie umiesz" już pisać

Wybaczam!
Nie chciałabyś, uwierz mi! Nie ma o czym mówić, i tak nawet nie mam się czym pochwalić

Czytając Twoje opowiadanie mam wrażenie, że przeniosłam się w czasie o te trzy lata - uznaj to za komplement! Zdarzają Ci się potknięcia i zawirowania, ale ciągle masz wielką łatwość pisania i bez trudu potrafię wczuć się w klimat, mimo że daleko mi do tamtego zafiksowania. U Ciebie House jest tym Housem, jakiego pamiętam (patrz: opis na początku części II), Cuddy to Cuddy, a i Wilson jak zwykle pojawia się w odpowiednim miejscu i czasie ze swoimi radami i troską:

lisek napisał:
Pomyślał, że do pełni szczęścia brakuje mu już tylko irytującej analizy sytuacji zaserwowanej przez najlepszego przyjaciela i radar do wykrywania niezręcznych sytuacji w jednej osobie. Wbrew temu, co usilnie powtarzał w głębi duszy lubił te rozmowy, a wywody onkologa najczęściej przynosiły efekty w postaci nagłego olśnienia lub ewentualnego stopniowego przyjmowania pewnych rozwiązań.

lisek napisał:
- Dokończymy tę rozmowę - zaznaczył, a ona miała wrażenie, że usłyszała niemal polecenie od własnego pracownika.

Czuję czyste uwielbienie!

lisek napisał:
- Trzeba było robić notatki, jak uczyłem cię, że lodówka służy do czegoś więcej niż tylko przechowywanie zimnego piwa.

Haha, no cóż, nie udało mu się pozbyć studenckich przyzwyczajeń!

lisek napisał:
- Masło orzechowe jest w szafce po prawej, a chińszczyzna w lodówce, w moim pudełku. Na górnej pułce.

Półce! Przecinki przecinkami, ale ortografa nie mogłam przepuścić ^^

Co do części III: łiiiiiii! *_* Bardzo fajna pod względem dialogowym (wciąż nie wypadasz z wprawy), a końcówka jakoś tak mi poprawiła humor, jeej, przesłodko

Skoro już się tak rozkręcasz, możemy liczyć na jakieś nowości tu...? *robi słodkie oczka*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez a_cappella dnia Wto 16:20, 12 Mar 2013, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:54, 16 Mar 2013    Temat postu:

Lisek! Kaleka nr 1 na świecie przyszła skomentować to dzieło Dzisiaj dla odmiany mam poważnie stłuczone śródstopie Ja wiedziałam, że sporty czy jak to się teraz zwie... sztuka walki jest kontuzyjna ale... nie sądziłam, że aż tak Tylko ja potrafię rozwalić sobie nogę bo kopnęłam kolegę podczas sparingu No więc kontuzjowana i oderwana od autobiografii Chuck'a Norrisa Tak, serio to czytam możecie się śmiać ale fajnie mi się to czyta postanowiłam jak już wyżej wspomniałam skomentować to dzieło



- Twój tor rozumowania powala. Przypomina skręcone jelita. Jest do dupy.



Ja zdaję sobie sprawę, że jelita kończą się gdzieś w tamtych rejonach ale żeby tak dosadnie?



- Bo zwykle jej "coś" robisz.



Coś w tym jest



- Zaczekaj. I tak marny z ciebie Watson. - W ostatniej chwili zatrzymał go głos diagnosty. - To hormony.


House, powiedz mu zanim dotrze do ciebie, że to bez sensu Sory Lisek Za dużo króla Juliana i pingwinów z Madagaskaru


- Wierz mi, gdybyś miał tak wielki tyłek też nie chciałbyś się nim chwalić na prawo i lewo.


I tak wszyscy wiedzą, że on uwielbia ten tyłek



- Powiedziałeś mu. - Rzuciła z irytacją.
- Raczej uratowałem twój tyłek. Znowu. Nie wiem, czy zauważyłaś, ale ostatnio ja i on mamy ze sobą wiele wspólnego.
- Chciałbyś – posłała mu prowokacyjne spojrzenie. - A wracając do tematu może od razu dasz ogłoszenie do lokalnej gazety.
- Powinnaś zakupić jutrzejsze wydanie.



Świetny dialog Taki bardzo ich


- Chcę żebyś został ojcem mojego dziecka.


Lubię to zdanie


Powiem tak... Bardzo, ale to bardzo mi się podoba House jest taki... no po prostu coś niesamowitego Ich rozmowy, docinki... Jak mi tego brakowało i brakuje. Wielkie dzięki za to Błagam, niech im się uda. Zasługują na to. A jak nie, to niech przynajmniej będzie w ciąży A tak znowu poważnie, to świetnie piszesz Nic a nic nie wyszłaś z wprawy Po prostu wspaniale Kocham, gratuluję, pozdrawiam i czekam I oczywiście to wszystko bardziej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:32, 18 Mar 2013    Temat postu:

Malinowa, dziękuję to dla mnie wielka radocha wiedzieć, że się dobrze czyta.

Blanko, skąd Ty masz taki apetyt

Magdalenka, kopę lat miło Cię tu widzieć, dziękuję, ja jednak mam wrażenie, to znaczy pewność, że piszę słabiej niż kiedyś, ale wciąż daję mi to radochę więc... jestem, i jeszcze raz dziękuję.

a_cappella, dzięki i wierz mi chciałabym Cieszę się, że się podoba, a co do nowości tam, to nie wiem, ostatnio mam ochotę coś wesołego napisać więc, kto wie. Pozdrawiam

Oluś Twoje komenty są jak miód dla mojego wena, zawsze były Ale ja zaczynam się o Ciebie martwić to apropo tych kontuzji. Chuck Norris mówisz, może się skuszę. I jeszcze raz, uwielbiam Twoje komenty, zawsze potrafisz odpowiednio skomentować moje słowa. Dzięki.

Kurczę, trochę mam kłopot, bo zawsze lepiej pisało mi się wesołe i pełne humoru fiki, a tutaj nie jest to takie proste jak sądziłam i ogólnie mam wrażenie, że coraz słabiej mi idzie. Ale zaczęłam to spróbuję skończyć.




IV – Niedoskonale dopasowani.


Nad Prinston ponownie zapadał zmrok. Panująca wokół szarość napawała go spokojem. Lubił przemierzać opustoszałe ulice. Był tylko on, motor i nieograniczona przestrzeń przed nim. Sam wybierał drogę, kierunek, cel lub jego brak. Łamiąc wszystkie ograniczenia czuł się wolny. Po tym wszystkim, co się stało i miało się stać właśnie tego potrzebował. Ryk silnika zwykle pomagał mu zagłuszać niechciane myśli. Tym razem okazało się to niemożliwe. Przed oczami ciągle miał jej twarz, a umysł bez końca odtwarzał możliwe następstwa ich umowy. Gdyby wcześniej przewidział, że to aż tak na niego wpłynie, nigdy nie zdecydowałby się podjąć tej gry, przynajmniej uparcie to sobie powtarzał. Gdy wyczytał z jej twarzy niemą prośbę, gdy minął pierwszy szok, pomyślał, że to coś innego, nowego, co może dostarczyć mu mnóstwa zabawy, zwłaszcza jej kosztem. Wtedy wszystko wyglądało na banalnie proste, przecież tak naprawdę nie miało się stać nic wielkiego, oczywiście z jego punktu widzenia. Pakiet plemników i zapłodnienie in vitro. Tylko tyle. Niestety w momencie, w którym nie mając pojęcia, jak i kiedy znalazł się pod jej domem, nabrał ostatecznej pewności, że nie będzie w tym nic łatwego, ani teraz ani tym bardziej potem. Przez chwilę obserwował jej idealny świat. Zadbany dom, przystrzyżony trawnik, wysprzątany podjaz. Pomyślał, że z pewnością ktoś nieźle zarabia zajmując się utrzymaniem tego wszystkiego. Cała ona. Ze wszystkich sił próbowała wcisnąć się w ramkę obrazka z naiwnych książek dla pięcioletnich dziewczynek. Nie potrafiła zaakceptować faktu, że jej wielki tyłek, czy tego chce, czy nie, wystaje daleko poza ramy normalności, tylko, że chyba właśnie to pociągało go w niej najbardziej. Ta skrzętnie ukrywana nieidealność. Jak on nie miała rodziny ani przyjaciół, nie licząc Wilsona. Praca była wszystkim na czym się skupiali i ich jedynym sukcesem. Nie potrafił sobie wyobrazić, że teraz to mogłoby się zmienić, że mogłoby być coś jeszcze. Właśnie ta obawa nie pozwoliła mu zrobić kolejnego kroku. Odjechał wierząc, że tak będzie lepiej. I dla niego i dla niej. Przewidywał, że gdy zaczną rozmawiać, analizować sytuację, to któreś z nich, z pewnością on, w końcu powie coś, co sprawi drugiemu ból, a miał świadmość, że ewentualna kłótnia w tym konkretnym przypadku miałaby długofalowe skutki, a co najważniejsze nieodwracalne. Strach, że mógłby zniszczyć ich dotychczasową relację, sprawił, że z namysłem zachowywał dystans. Zarówno do sprawy, jak i do Lisy. Tymczasem ona popijała gorącą herbatę w salonie, zasypana stosem szpitalnych dokumentów, czekała. Sekundy stawały się minutami, a minuty godzinami. Zastanawiała się, czy miała prawo tak postąpić. Wplątać go w swoje życie, tak nagle i tak mocno. Tym bardziej, że to właśnie jemu najczęściej wyrzucała egoizm. Teraz sama nim została. Człowiekiem, który podstępnie wykradał losowi jego władzę. Tego wieczoru wielokrotnie miała ochotę do niego zadzwonić, pojechać. Czuła, że powinna mu jakoś pomóc. Wiedziała, że jego obojętność i sarkazm to tylko maska. Jednak za każdym razem, gdy trzymała telefon w dłoni, jej palce nie potrafiły wystukać właściwego numeru. Czuła, że najprawdopodobniej oczekuje od niego zbyt wiele, przecież gdyby chciał na pewno by się u niej zjawił. Sięgnęła po kolejny łyk gorącego napoju. Obawiała się o ich dotychczasowe relacje bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Mimo to dziękowała Bogu za siłę, którą w sobie obudziła, za to, że w końcu odważyła się dokonać niemożliwego – całkowicie zaufać najbardziej nieprzewidywalnemu mężczyźnie na świecie. Ufała mu od zawsze, gdy chodziło o medycynę, ale teraz gra toczyła się o coś zupełnie innego. O jej odkryte uczucia i o to, co on z nimi zrobi. Tego chyba bała się najbardziej. Przecież nie było wielkich słów i wzniosłych deklaracji. Znali się doskonale, swoje zalety i wady. Przez lata spędzone obok siebie nauczyli się tłumić to, co podpowiadało serce, a potęgować podszepty rozumu. Oboje opanowali tę grę do perfekcji. Jutrzejszy dzień mógł zmienić wszystko, zupełnie przetasować ich karty, mógł okazać się największym wyzwaniem i szansą lub zwyczajnie kolejną porażką. Czuła, że czeka ją bezsenna noc. Mieszanka podekscytowania, obawy i nadziei doprowadziła ją do stanu, w którym widziała już tylko błękitne źrenice przeszywające ją na wylot, dokładnie tak jak dzisiejszego popołudnia. Nie miało znaczenia, czy zamykała oczy, czy patrzyła w przestrzeń przed sobą. Widziała go tuż obok choć tak naprawdę był przecież bardzo daleko. Nie przyjechał, nie chciał tu być. Z nią. W jednej chwili skarciła się za swoje myśli. Przecież nie o to go poprosiła. Nie stało się nic, co dałoby jej prawo, by czegokolwiek teraz oczekiwać. To wszystko sprawiło, że mimo, iż tylko krok dzielił ją od próby spełnienia największego pragnienia i powinna była szaleć z radości to nie potrafiła tego zrobić. Ponieważ to wszystko, co przynosiło jej radość równocześnie sprawiało, że czuła się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej.

Następnego dnia dziękował swoim małym pastylkom i szkockiej, za to, że z taką łatwością zapewniły mu głęboki sen. Liczył, że jego rozterki skończą się w momencie, w którym będzie po wszystkim, czyli za około półtorej godziny. Wszystko, co miałoby być później nie musiało go interesować. Taka była umowa. Niestety z niewiadomych przyczyn nie potrafił odsunąć od siebie uczucia, że jest zwyczajnie, instrumentalnie wykorzystywanym, a co gorsze nie rozumiał dlaczego czuje się z tym niekomfortowo. Był przecież Gregorym House'm, osobą która nie przywiązuje wagi do żadnych uczuć wyższych. W tej chwili powinien był czuć tylko ekscytację z powodu podjęcia nowej gry z administratorką. Nic więcej. Był wściekły, że nie wszystko układało się tak, jak planował, a świadomość, że to dopiero początek wcale mu nie pomagała. Przez moment nabrał ochoty na rozmowę z onkologiem. Uznał to za ostateczny dowód początku swoich kłopotów. Po przeanalizowaniu tego, co musiałby powiedzieć Wilsonowi, i tego, jak przyjaciel by zareagował na jego szaleństwo, wybrał milczenie i mniejsze zło. Dla siebie oczywiście.

Obudziła się później niż planowała. Kilka godzin snu nad ranem zrobiły swoje. Nie usłyszała nawet budzika. Dzień zaczynał się dokładnie tak, jak przypuszczała. Wzięła szybki prysznic i zaczęła szykować ubrania. Zrezygnowała z typowego dla siebie żakietu i spódnicy. Nie chodziło tylko o to, że nie idzie do pracy, ale przede wszystkim o inność tego dnia. Włożyła dżinsy i koszulkę. Całości dopełniała skórzana kurtka. Lekki, robiony w biegu makijaż i niesforne loki sprawiały, że wyglądała zjawiskowo. Inaczej niż zwykle, ale pociągająco bardziej niż kiedykowlwiek. Przed wyjściem zabrała telefon i kluczyki. Gdy po piętnastu minutach podjeżdżała na parking kliniki, której adres mu wskazała miała nadzieję, że zobaczy tam doskonale znaną jej czarno-żółtą hondę. Ufała mu na tyle, by wiedzieć, że skoro powiedział, że będzie, to nie zmieni zdania, ale znała go również na tyle dobrze, by przypuszczać, że zdecyduje się odrobinę ubarwnić jej ten wyjątkowy dzień. Obawiała się, że wpadnie do poczekalni obwieszczając, że sam sobie nie poradzi, i że bez seksu się nie obejdzie, albo wręczy jej na oczach wszystkich oczekujących czerwone stringi, albo co gorsze każe oddać jej swoje własne w ramach przysługi za przysługę. Zaparkowała samochód i zaczęła się nerwowo rozglądać wokół. Wspomnianej hondy nie było. Pchnęła drzwi i weszła do środka. W poczekalni nie było tłumu. Na szczęście. Tylko trzy pary trzymające się za ręce i jedna samotna kobieta. Przez chwilę poczuła, że nie jest sama. Usiadła na miejscu obok i z całych sił starała się nie wyglądać na zdenerwowaną. Niestety, jej obecna sytuacja, a zwłaszcza nieobecność House'a czyniły jej zamiar niemożliwym.
- Wielki dzień? - Niewysoka, szczupła blondynka najwyraźniej od razu to zauważyła. W tym momencie Cuddy zaczęła się nawet cieszyć, że diagnosta się spóźnia, dopiero miałby używanie.
- Zdecydowanie. - Odpowiedziała po chwili zamyślenia. Nie chodziło o to, że szukała odpowiedzi, tą już miała, raczej o obraz pewnego mężczyzny, na którym się skupiła.
- To widać.
- Co takiego? - Lisa w pierwszej chwili nie zrozumiała swojej towarzyszki, jednak podświadomie liczyła, że rozmowa z tą nieznaną, ale jak się wydaje w podobnej do jej własnej sytuacji, kobietą ją uspokoi. A co najważniejsze może choć na chwilę wyrwie ją z objęć błękitnego spojrzenia.
- To, co masz wypisane na twarzy. - Brunetka posłała jej pytające spojrzenie. - Szczęście ma to do siebie, że trudno je ukryć. Nawet strach nie ma takiej mocy. - Panie przyglądały się sobie uważnie. Zdecydowanie coś je łączyło. To miejsce i ta chwila na pewno.
- Mocy odbierania szczęścia? - Administratorka podążyła tokiem rozumowania młodszej kobiety. Odpowiedziało jej nieśmiałe skinięcie głowy. - Kogoś mi przypominasz – dokończyła uśmiechając się pod nosem. - Ale to prawda. - Przyznała po chwili. - Sporo czasu zajęło mi dojście do tego momentu. Zawsze o tym marzyłam, ale jakoś nigdy się nie składało.
- Więc nie chodzi o względy medyczne? - Jej rozmówczyni była wyraźnie zainteresowana. - Przepraszam, nie chciałam być wścibska – dodała, widząc reakcję Lisy.
- Nie przepraszaj. U mnie to po prostu bardziej skomplikowane...
- Bardziej skomplikowany facet. - Kobieta o łagodnym spojrzeniu dokończyła jej myśl.
- Zdecydowanie powinnaś kogoś poznać. - Nie miała wątpliwości, że Wilson z pewnością byłby zachwycony jej nową znajomą. Kolejne słowa rozmówczyni rozwiały jej plan zeswatania wspomnianej dwójki.
- Zanim spotkałam swojego męża, przeżywałam dokładnie to samo. - Lisa była zaskoczona i lekko zawiedziona jej wyznaniem. Okazało się, że jednak jest tutaj zupełnie sama. Jej towarzyszka próbując wyprzedzić kolejne pytanie, wskazała na postawnego mężczyzne stojącego przy recepcji. - Tom. Może nie jest specjalnie przystojny, puściła oczko w stronę brunetki, ale sprawia, że moje serce bije dwa razy szybciej, gdy tylko jest w pobliżu. Znamy się pięć lat, od dwóch bezskutecznie staramy się o dziecko. In vitro to nasza ostatnia deska ratunku.
- Moja również. - Lisa westchnęła z wyraźną nutą zawodu w głosie.
- Przecież znalazłaś tego właściwego. Możecie próbować do skutku. - Kobieta była zaskoczona jej wyznaniem.
- Nie jesteśmy parą. Mam tylko tą jedną szansę. I nie pytaj. - Cuddy od razu wychwyciła jej niedowierzające spojrzenie.
- To dziwne, bo single rzadko bywają tak szczęśliwi, a twoje oczy mówią więcej niż przypuszczasz.
- Onkolog w spódnicy. - Pomyślała zszokowana administratorka.
- I nie martw się, jestem pewna, że zaraz się tu zjawi. - Lisa miała milion argumentów, by przegadać nowego Wilsona, niestety interesującą rozmowę przerwał mężczyzna pewnym krokiem zmierzający w ich kierunku.
- Kochanie, lekarz powiedział, że możemy już wejść. - Skinął głową, witając się z towarzyszką żony. Kobieta posłała administratorce ostatni ciepły uśmiech. Brunetka z nostalgią obserwowała jak para znika w gabinecie zabiegowym. Miała wrażenie, że pozostałe osoby bacznie ją obserwują. Zapewne współczuli jej, że jest tutaj sama. Spojrzała na zegarek. House miał jeszcze piętnaście minut. Gdy kolejna para zniknęła z poczekalni pierwszy raz spojrzała w stronę drzwi wejściowych. Wybrała idealny moment. Facet w skórzanej kurtce, wytartych dżinsach i z laską w ręce przeszywał ją nieodgadnionym spojrzeniem. Wzdłuż kręgosłupa przechodziły jej dreszcze. Bała się, że mężczyzna może się wycofać, i bała się tego że jest tutaj, tego, co to oznacza, i tego, że jego powody mogą być inne niż jej, inne niż by chciała by były. Wszystkie te myśli sprawiały, że nagle nabrała ochoty na ucieczkę. Ostatecznie jednak tego nie zrobiła. Wiedziała, że na pewne rzeczy nie miała wpływu. Nikt nie miał. Rozumiała to dokonując swojego wyboru, teraz musiała to zaakceptować i z całych sił trzymać się przekonania, że nigdy go nie pożałuje. On, nie ona.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Pon 16:36, 18 Mar 2013, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:44, 19 Mar 2013    Temat postu:

Lisek! Serio takie są? Super Cieszę się, że pomagam twojemu wenowi Jak się martwisz, to lepiej nie piszę, co mi jest po dzisiejszym treningu No! Fajną ma autobiografię xD Serio I mam focha... w "Strażniku z Teksasu" prawie nigdy nie jest kontuzjowany, a leje się tam na całego (tak, wiem, że to serial ) a ze mną po każdym treningu jest coraz gorzej Ty uwielbiasz moje komenty a ja uwielbiam to co piszesz Jesteśmy kwita A teraz kolejna część Biorę się za czytanie




Mimo to dziękowała Bogu za siłę, którą w sobie obudziła, za to, że w końcu odważyła się dokonać niemożliwego – całkowicie zaufać najbardziej nieprzewidywalnemu mężczyźnie na świecie.


Jeszcze nie znasz mojego trenera od karate i samoobrony On to jest nieprzewidywalny i nieobliczalny, niepoczytalny, niezrównoważony... i jeszcze dużo słów, które zaczynają się na nie



A teraz na poważnie Wcale nie idzie Ci słabo Wręcz przeciwnie. Twoje dialogi jak i opisy uczuć bohaterów, ich przemyślenia, opisy sytuacji czy miejsc są równie wspaniałe co same dialogi. Wiesz co jest pięknego w twoich tekstach? Wszystko Ale jakbym chciała postawić na jedną rzecz, to z pewnością powiedziałabym, że najpiękniejsza w twoich tekstach jest ich prostota (to komplement) a zarazem ogromna moc, która od nich bije. Potrafisz w prosty sposób pokazać ogromne emocje, które siedzą w ludziach i to jest wspaniałe. Mało tego, potrafisz w prosty sposób (nie wiem czy masz tego świadomość) hmmm... jakby to... nauczać swoimi tekstami. Jeśli wiesz o co mi chodzi To może być trudne więc się nie przejmuj Mnie nikt nie rozumie Świadomie bądź nie pokazujesz ludziom jak powinno być Jak zrobić żeby było dobrze. Co zrobić, żeby było dobrze I dlatego wielkie pokłony bo udaje Ci się to wszystko ukazać w fikach o House'sie i Cuddy. W fikach o parze, która jest bardziej zakręcona niż słoiki na zimę Mam nadzieję, że chociaż w połowie wiesz o co mi chodziło. Ukłony i czapki z głów bo naprawdę cudownie piszesz. Czekam na znacznie więcej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:24, 20 Mar 2013    Temat postu:

Kochany Lisku
Jak miło jest wrocić na stare śmieci i zobaczyć znajome twarze w nowej odsłonie No cóż powiedziec, jeśli już tu zajrzałam to trudno było sobie odmówić przyjemności przeczytania tego, co zrodziło się w Twojej głowie. Ja też oglądam powtórki House'a A to wszystko przez to, że byłam chora, zostałam w domu, a moja siostra postanowiła oglądać House'a. No to ja też xD I tak już mi zostało xD No, ale przechodze do rzeczy. Fik jak zawsze bardzo fajny Piszesz bardzo błyskotliwe dialogi. Jak za starych, dobrych czasów. Przyjemnie się je czyta. House jest taki jaki powinien być, a to jest chyba w tym wszytskim najważniejsze. Wilson jak zwykle wtyka nos w nie swoje sprawy. Może Cuddy będzie miała dzidziusia Dzieci są fajowe xD Zwłaszcza jesli są to dzieci House'a ;> Mam nadzieję, że Lisa doczeka się tej ciąży, a House uzna, że warto się pobawić w tatusia. Nie mysl o tym, że słabo idzie Ci pisanie bo wcale tak nie jest. Wychodzi Ci to tak samo dobrze jak kiedyś. Najważniejsze żeby pisanie sprawiało Ci przyjemność. Więc się nie martw tym i pisz nam dalej to Twoje cudo

Życzę Ci dużo weny i czasu
Pozdrawiem i całuję
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:50, 22 Mar 2013    Temat postu:

Szaleństwo w biały dzień, przeciera oczy ze zdumienia, Szpiluś
Teraz wiem, że było warto się odważyć i wrzucić, choćby po to, by znów zobaczyć takie nicki. Z tego, co pamiętam, to miałyśmy dość podobny stosunek do dzieci House'a, jeśli można to tak ująć. Co do reszty znasz mnie, ale zobaczymy dokąd wen mnie zaprowadzi. Ściskam ciepło
Oluś, oczywiście, że są i wiesz co zazdroszczę Ci, ja nie spotykam na swojej drodze ludzi z tyloma "nie.." ale cóż, Twoje życie od zawsze było barwniejsze od mojego Myślę, że rozumiem i dziękuję i pozwól, że tym razem będzie, że ja bardziej



V – Na skróty.


- Jak na biorcę plemników prezentujesz się całkiem przywoicie! - Jej myśli przerwało echo niosące się przez cały korytarz. Dokładnie czegoś takiego się spodziewała. Na szczęście fakt, że zachowywał się naturalnie, oczywiście, jak na pomyleńca przystało, odrobinę ją uspokajał. Byłoby gorzej, gdyby był zbyt poważny. To mogłby dowodzić tego, że chce zrezygnować. Frajda, którą ewidentnie miał, wbrew logice, sprawiła, że odetchnęła z ulgą. Nie sądziła, że jest tu by zmienić zdanie. Raczej po to, by ją upokorzyć. Jeszcze bardziej. O ile to w ogóle możliwe? - pomyślała. Czuła jak wszyscy zebrani przenoszą spojrzenie z niej na niezrównoważonego psychicznie gościa stojącego przy drzwiach. Momentalnie wstała z miejsca. Wolała zmiejszyć dzielący ich dystans, obawiając się, że w innym przypadku ich rozmowę usłyszy nawet parkingowy. - Nie sądziłem, że porafisz jeszcze wbić się w spodnie. I ta skóra. - Taksował ją z góry na dół. Najbardziej fascynowała go skórzana kurtka. Nie przypuszczał, że administratorka posiada w swojej garderobie taką ekstrawagancję. - Szkoda, że w sprawach seksu nie jesteśmy równie zgrani, jak w doborze garderoby. - Nie ściszał głosu.
- To naprawdę miłe, że obwieszczasz to wszem i wobec, ale wierz mi tu nikogo nie interesuje nasze pożycie seksualne.
- Raczej jego brak. - Ani na moment nie odrywał od niej wzroku. Za cel dnia wyznaczył sobie dręczenie pani dziekan.
- Dziękuję.
- To nie był komplement. - Wyjaśnił nieco zbity z tropu. - Mówiąc, że wyglądasz przyzwoicie miałem na myśli, że mniej wyuzdanie niż zwykle. I nie próbuj zmieniać tematu.
- Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbyś być miły. Podziękowałam ci za przyjazd.
- W takim razie powinnaś zdjąć kurtkę. - Oczywiście zlekceważyła jego uwagę. Wiedział, że okoliczności są wyjątkowe, ale właśnie dlatego nie mógł pozwolić sobie na to, by nawet przez chwilę nie być sobą. Wszystko, co mogłoby zdradzić jego aktualne odczucia, z pewnością, by się na nim zemściło. Co do tego nie miał żadnych wątpliwości.
- Mówię serio. Jeśli mam zrobić to, co mam zrobić, a oboje wiemy co dokładnie, to powinnaś mi odrobinę pomóc. - Zamrugał wymownie. - Pomyślałem, że zabranie swoich pornosów będzie niestosowne. - Bezceremonialnie wpatrywał się w okolice jej biustu.
- Jesteś durny. Mógłbyś chociaż udawać, że jesteś dorosły. - Posłała mu oburzone spojrzenie i wróciła na zajmowane wcześniej miejsce. Po krótkiej chwili usłyszła kroki i kątem oka zobaczyła, jak jej towarzysz rozsiada się na krześle obok. Wszystko było tak irracjonalne, że obawiała się, że za chwilę się obudzi. Ona, House i to miejsce. Niemożliwe ziszczało się na jej oczach. Czas mijał bardzo wolno. Siedzieli w milczeniu. Po jakimś czasie mężczyzna zauważył, że kobieta podnosi się z miejsca i wciąż obrażona zdejmuję kurtkę. Jego oczom ukazała się błękitna koszulka, z głębokim delkotem. Kobieta nie patrząc na niego wolnym krokiem przemierzała odległość pomiędzy krzesłem, a wieszakiem na ubrania. Nie mogąc się powstrzymać wybuchł śmiechem. To była jego Lisa Cuddy. Wszyscy zebrani spoglądali to na niego, to na kobietę. Nie wyglądali jak para zakochanych, albo nawet, jak zwykła para, raczej jak dwoje walczących wojowników, każde o własną sprawę.
- Ani słowa. - Administrotorka uprzedziła jego komentarz. - I zapłacisz mi za to.
- Z pewnością. - Wciąż się uśmiechał. - To po ile stoją teraz plemniki? - Dopiero teraz nabrała ochoty, by go zabić. Na oczach wszystkich robił z niej, szanowanej administartorki, handlarza plemnikami. Gdyby wzrok mógł zabijać diagnosta żegnałby się właśnie z życiem. Uwielbiał ją taką. Nawet, gdy jest na z góry przegranej pozycji, nigdy się nie poddaje. Nie miał wątpliwości, że zaraz usłyszy kwiecistą wiązankę wymierzoną w swoją osobę. Na jego szczęście nie zdążyła, konsternację panującą w pomieszczeniu po jego komentarzu przerwał mężczyzna w białym kitlu.
- Zapraszam. - Wskazał na drzwi. - Pan pierwszy – wyjaśnił, podając diagnoście niewielki pojemnik. Cuddy nie spuszczała wzroku ze starszego z mężczyzn. Od razu dostrzegł zmianę na jej twarzy. Chęć nabicia jego zwłok na pal została zastąpiona zupełnie innym wyrazem.
- House...
- Tak wiem. Jestem świnią. - Chciał jej pomóc więc zachowywał się tak, jak gdyby nic wielkiego się nie działo. Tylko to przyszło mu do głowy.
- To też. - Podeszła do mężczyzny podpierającego się na lasce. - Naprawdę dziękuję. - Stanęła z nim oko w oko. Nie spodziewał się tego, co zobaczył, ani tym bardziej tego, co poczuł. Na ułamek sekundy wszystko stało się takie oczywiste. Nie mieli pojęcia ile to trwało. Po chwili mężczyzna zniknął za drzwiami z numerem jeden. Kilka sekund później drzwi ponownie się otworzyły.
- Czy gdybym cię teraz poprosił o koszulkę to byłby przegięcie? - Zapytał z miną niewiniątka. Czar chwili prysł.
- House! - A może stał się jeszcze bardziej ich? - pomyślała, uśmiechając się pod nosem.


Pół godziny później...


Lisa Cuddy wyszła z gabinetu. Nie miała pojęcia, czy zabieg w ogóle się udał, ale w obecnej chwili nie dopuszczała do siebie innej możliwości. Nie potafiła tego racjonalnie wyjaśnić, ale czuła, że coś się zmieniło. Pomiędzy nią, a diagnostą na pewno. Wciąż miała w głowie obraz z przed kilku chwil. Już niejednokrotnie patrzył na nią tak, że miała dreszcze, że zapominała jak się nazywa, albo o co się aktualnie kłócą, ale tym razem to było coś zupełnie nieoczekiwanego. Gdyby miała to nazwać nie potrafiłaby znaleźć innego określenia. Tak patrzą oczy, które kochają. Z drugiej strony nie miała złudzeń, że nawet jeśli widziała to, co widziała, to z pewnością nie zobaczy tego więcej. Diagnosta tylko w nielicznych sytuacjach nie panował nad tym, co i ile przekazuje drugiej osobie. Ktoś inny na jej miejscu byłby załamany, ale dla niej to, co się działo było wszystkim, czego teraz potrzebowała. Gdyby jakiś czas temu, ktoś jej powiedział, że będzie mogła mieć dziecko z Gregorym House'm, wyśmiałaby go albo raczej wyrzuciła za drzwi. W tej chwili niczego nie pragnęła bardziej niż tego, by wszystko się udało. Rozejrzała się wokół, jego nigdzie nie było. Nie liczyła, że będzie na nią czekał. To nie byłoby w jego stylu. Mimo wszystko nie potrafiła się okłamywać. Chciała by tu był, ale nie umawiali się na nic więcej. Ani dziś ani nigdy. Zabrała kurtkę i ruszyła w stronę wyjścia. Powietrze na zewnątrz wydawało się jakieś inne. Oddychała głęboko, napawając się oznakami nadchodzącego lata.
- Pomyślałem, że będziesz chciała się napić wody. - Szukając kluczyków w torbce nie dostrzegła mężczyzny siedzącego na ławce przy parkingu. Wzdrygnęła się lekko.
- House, wystraszyłeś mnie.
- Czyżbyś miała coś na sumieniu. Na przykład przywłaszczenie sobie cudzych plemników. - Uśmiechnął się zadziornie.
- Oddałeś je dobrowolnie – wyjaśniła, sięgając po plastikowy kubek. - Nie sądziłam, że będziesz na mnie czekał. - Przyglądała się mu bardzo uważnie.
- I tak nie miałem nic do roboty. Jeśli zapomniałaś, to ci przypominam, że wspaniałomyślnie zwolniłaś mnie dziś z kliniki, żadnego przypadku nie mam więc miałem do wyboru obserwowanie parkingu lub oglądanie telenoweli Wilsona.
- Nie wierzę, że poświeciłeś dla mnie Esmeraldę. I nie udawaj, że oglądasz ją dla niego. Oboje wiemy, że jesteś zboczony. - House przewrócił oczami.
- Ewolucja dała nam genialne rozwiązanie w postaci klawisza "record." I nie masz pojęcia ile frajdy daje nam wspólne przeżywanie rozterek Claudia i Begoni.
- To wiele wyjaśnia, ale błagam, oszczędź mi szczegółów. - Kobieta usiadła tuż obok niego. Wbrew oczekiwaniom nawet po tym, co się przed chwilą stało, żadne z nich nie czuło się skrępowane. Przynajmniej nie fizyczną bliskością.
- Właśnie od tego mam Wilsona - wyjaśnił. Po dłuższej chwili spędzonej w milczeniu usłyszała najdziwniejsze i zarazem najmilsze pytanie z ust diagnosty. - Jak się czujesz?
- Dobrze – odpowiedziała patrząc w przestrzeń przed sobą. Tak było bezpieczniej. Im dalej od zgubnego błękitu tym lepiej. - House... - sama nie do końca wiedziała, co właściwie chce mu powiedzieć. Czuła, że powinna coś zrobić, coś mądrego powiedzieć, ale nie miała pomysłu, a co ważniejsze odwagi, by zrobić kolejny krok. Na tą chwilę i tak miała wrażenie, że próg przepaści zostawiła daleko z tyłu.
- Do podziękowań jeszcze wrócimy. – Wstał i jak gdyby nigdy nic podał jej rękę. W pierwszej chwili odbarzyła go podejrzliwym spojrzeniem, jednak po chwili przyjęła gest.
- To trochę dziwne.
- Znam kogoś, kto z pewnością odpowiednio, by to skomentował. - W jednej chwili uśmiechnęli się oboje. - Jedziesz do szpitala? - zapytał, choć właściwie nie musiał. Znał ją zbyt dobrze. Skinęła głową. - Mam nadzieję, że pracocholizm nie jest dziedziczny. To plus gen titanica... - bezczelnie lustrował wspomniany fragment ciała. - Czarno to widzę – dodał, odchodząc w kierunku motoru.
- Mam kilka zalet – rzuciała z wyrzutem. - I na pewno więcej niż ty. - Jak zwykle bez trudu potrafił poruszyć odpowiednie struny, by ją zirytować w ułamku sekudny. - I mnóstwo świetnych genów. - Nie dawała za wygraną. Bez trudu dostrzegła uśmieszek na jego twarzy, ewidentnie świetnie się bawił i jak zwykle jej kosztem. A co gorsza nie potrafiła nawet być na niego zła. To był Gregory House, człowiek, który bez względu na wynik testu miał szczególne miejsce w jej życiu i w sercu. I w układzie nerwowym – pomyślała, wsiadając do swojego samochodu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Pią 20:04, 22 Mar 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:16, 22 Mar 2013    Temat postu:

Lisek
Nie ma czego zazdrościć Przysięgam Ostatnio pastwili się nad moją nogą Kolega skręcił mi kostkę i teraz jak to mówi mój trener "nie dziafa" Ale mniejsza xD Czas komentować ;> Aaaa! No... no ok... raz możesz bardziej Ale tylko raz



- Szkoda, że w sprawach seksu nie jesteśmy równie zgrani, jak w doborze garderoby. - Nie ściszał głosu.


Moja wyobraźnia podpowiada mi, że fajnie wyglądają podobnie do siebie ubrani


Lisek! Dialogi jak zawsze świetne Nie będę kopiować, bo musiałabym skopiować całość ;> Takie ich i House... taki... House'owy Cuddy zresztą też Zawsze potrafiłaś ją tak realistycznie przedstawić W sensie... no wiesz. Taką jaka jest w serialu Jesteś w tym mistrzynią



Gdyby jakiś czas temu, ktoś jej powiedział, że będzie mogła mieć dziecko z Gregorym House'm, wyśmiałaby go albo raczej wyrzuciła za drzwi. W tej chwili niczego nie pragnęła bardziej niż tego, by wszystko się udało.


Myślę, że nie tylko ona by tego chciała Taki mały House Ja jestem na etapie myślenia jak ukraść dziecko Norrisa Skubany jest tak wysportowany... Zresztą, nie ważne Czytam dalej



Po dłuższej chwili spędzonej w milczeniu usłyszała najdziwniejsze i zarazem najmilsze pytanie z ust diagnosty. - Jak się czujesz?


Uuuu... ;> Brawo dla House'a !!!! Tylko niech tego nie zepsuje



Lisek! Ja chce więcej! To jest świetne Fabuła, dialogi, opisy, wszystko!! Ja chce kolejną część Brawo! Czekam i życzę wena i pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:33, 23 Mar 2013    Temat postu:

Ohh! Niesamowite! Już przez moment myślałam, że któreś z nich się wycofa, ale na szczęście się to nie sprawdziło. Jestem ciekawa, jak będą układały się relacje między nimi i mam cichą nadzieję, że będzie wszystko w jak najlepszym porządku! Czekam niecierpliwie na kolejną część.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
magdalenka
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:00, 23 Mar 2013    Temat postu:

Nawet jeśli twierdzisz, że idzie ci słabiej z pisaniem, to z każdą częścią rozkręcasz się. Zawsze miałaś smykałkę do dialogów między Housem i Cuddy. A rozmowa o genach mogłaby dorównać Twoim "Rozmowom..."

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 1 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin