Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Pozew o miłość [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:17, 01 Wrz 2010    Temat postu:

Lisku mój kochana

Kiedy będzie next?
Wiem, że mi nie wypada się domagać, ale ... Brakuje mi Twojego pięknego dziecka

Smutno tak bez Twoich dzieł
Czekam!

kocham.
Aduśka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:45, 02 Wrz 2010    Temat postu:

Cocci Przestań... (lisek machą łapką lekko się rumieniąc) ja tam nie widzę poprawy, czasem nawet myśle, że jest ze mną coraz gorzej ale uznajmy Twoją wersję za oficjalną
Taaa... lubię wynajdywać nowe zastosowania do łopatki
zóa Cocci, zÓa... już ja wiem, że chodzi Ci o przyciasnawe skarpetki myślałaś, że mnie zmylisz tym garniturem
Buziaki
Ps. Lisek zawstydza sie, wybacz, nigdy nie miałam wyczucia czasu i nie chodzi tylko o wstawianie fików

Justykacz cieszę się ale mam wrażenie, że to podobanie się nie potrwa długo tak, znów mnie ponosi nie wiem, może kiedyś uda mi się napisać jescze coś w klimatach "Ktoś musiał umrzeć" bo to tamten fik chyba podobał Ci się w miarę od początku do końca albo tylko koniec

Paulinka Hilsona bardzo lubię pisać znaczy Hilsonowe dialogi Uwielbiam, gdy jestem w stanie kogoś rozbawić, nawet odrobinę No i kolejna do rozpiesczania mego wena albo ego albo jednego i drugiego Dziekuję choć na prawdę nie zasłużyłam

Aduś Czyżby powszechna słabość do WIlsonka? Tak, wiem, wszyscy na to cierpimy
Hmm... lisek zwykle jest przewidywalny więc pewnie przypuszczenia się potwierdzą
Dziękuję Ci I jeszcze jedno, strasznie mnie cieszy, że lubisz mojego House'a, bo jest trochę inny niż w serialu takie mam wrażenie, staram się utrzymywać w kanonie, ale w niektórych sytuacjach się nie da, cieszę sie, że Ty go kupujesz

Szpilka

Omal się przez Ciebie nie popłakałam, czytałam z mokrymi oczami nawet nie wiem, co powiedzieć, żeby słowa oddały to co czuję, najchetniej rzuciłabym Ci się na szyję, ale ponieważ nie mogę tego zrobić, powiem, że jesteś cudowna, że mój wen Cię ubóstwia
Ale to nie zupełnie tak jest, nie pisze tak dobrze, zdarzają mi się słabe części, słabe fiki i w ogóle, Twoje słowa motywują, sprawiają radość, ale równocześnie sprawiają, ze się boję, bo wiem, że nie zawsze uda mi się napisać coś dobrego, a po takich słowach jak Twoje nie można przecież zawieść czytelnika. Twoje komentarze są dla mnie bardzo cenne i chcę byś miała tego świadomość, i nie chodzi tu o słowa o moim pisaniu ale o komentarz samego fika Lubie czytać Twoje komenty prawie tak samo bardzo jak fiki No dobra, fiki milion razy bardziej, ale komenty tez uwielbiam
Jest, jest... lisek dostał prezent, porywa pudełko z czerwoną wstążką i zanosi do swojej norki, nie oddam nikomu, także ugrzęzłaś

[3] nie wiem, co Wy widzicie w moich opisach pewnie dlatego, że tak rzadko je daję to się Wam tak podobają, strasznie trudno mi się je piszę, dlatego tym bardziej jestem happy, że są ok Dzięki kochana, że jesteś i czytasz

Mika House wątek z pracą Cuddy wydał mi się najbardziej prawdobodobny w ich ewentualnym związku a co dopiero w małżeństwie niestety jak wspominałam momentami mój House trochę mi ucieka z kanonu i najważniejsze już stało, więc niestety nie będzie już pożarów itp mam nadzieję, że jednak wersja light nie będzie taka najgorsza
Dzięki Może nie zawiodę

Agnes dokładnie, chyba najlepiej ujęłaś to co chciałam powiedzieć o Housie bałam się, ze wyjdzie zbyt ckliwie, ale on zrobił to po swojemu więc myślę, że dało się przełknąć

Vannes... nie wiem, czy zatkało Cię pozytywnie, czy negatywnie ale bez względu na to taka reakcja jest bardzo pochlebna dla autora

Kwiatek, niestety nie mam nic na swoją obronę piszę poszczególne części w różnych odstępach czasowych i czasem coś może mi umknąć, więc jeśli ktoś czyta całość za jednym razem, pewnie znajdzie to i owo czasem tez jest tak, że nie opisuję wszystkiego dokładnie, zapominając, że czytelnik wcale nie musi widzieć tego co ja
Dzięki

Bycioo, cieszę się, że się podoba Dziękuję

Paulinko, wybacz, to nie chodzi o to, po prostu z każdą częściej jest coraz trudniej, bo ja zwykle tak mam, że im bliżej końca tym bardziej mi się wszystko rozpływa, bo ja ja nie potrafię skrzywdzić Huddy i robię wszystko, żeby bylo dobrze, a z drugiej strony nie nie chciałabym kończyć cukierkowym happy endem, tylko czmymś co daje nadzieję, a nie zamyka wszystko, lubię gdy czytelnik sam dopisuje sobie ciąg dlaszy... no dobra, zanudzam...

Aduś, czy Ty bawisz się we mnie? to moja rola, żeby ponaglać Cię w pisaniu nie wiedziałam, że to działa w dwie strony

No dobra, wybaczcie, że tyle czekaliście, wybaczcie, że wyszło tak nijak, wybaczcie, że nie dotrzymałam obietnicy, tak, nie będzie krócej będzie długo, bardzo długo

A zatem pechowa, długo męczona, przedostatnia część 13 przed Wami



XIII

- Cholera. Działa na dwa fronty – House lekko się zaniepokoił. Towarzysz spojrzał na wyświetlacz.
- To nie ona. To Bob – stwierdził zdziwiony onkolog.
- Czyżbym się pomylił? – przeszło diagnoście przez myśl.

- Jeśli pan nalega. W porządku, zaraz będę. House, zaczekaj na mnie na stołówce. Zobaczę o co mu chodzi, brzmiał dość marnie – powiedział na pocieszenie i ponownie zniknął w windzie. Mężczyzna dokuśtykał na wskazane miejsce. Zamówił sałatkę z kurczakiem i zaczął rozmyślać. Czuł się dziwnie. Z jednej strony był zadowolony, że udało mu się wkurzyć Bob’a, ale z drugiej... chyba pierwszy raz w życiu zastanawiał się, co z tego wyniknie. Z tego, czyli z jego nieodpowiedzialnego zachowania. Nie miał pojęcia skąd w ogóle wzięły się u niego tego typu rozterki, przecież nigdy ich nie miał. Czyżby związek z Cuddy, a dokładniej rzecz ujmując małżeństwo zdołało go jednak odmienić? Bał się tego. Przecież to on zawsze twierdził, że ludzie się nie zmieniają. Ale, czy zmiana z zimnego, nie liczącego się z wolą i zdaniem innych drania, w zimnego, nie liczącego się z wolą i zdaniem żony zimnego drania z przebłyskami czegoś na kształt wyrzutów sumienia jest istotną zmianą? Niepokojącą? Z pewnością nie bardziej niż kolor sałatki na jego talerzu – pomyślał.

Piętnaście minut później…

Nadal rozmyślał i co najgorsze niczego konkretnego nie wymyślił. Obawiał się, że jednak źle to wszystko przekalkulował. Że tym razem to nie będzie to samo, co spór o dodatkowe godziny w klinice, które ostatnimi czasy dzięki swojej pomysłowości odrabiał w sypialni, tym razem chodziło o coś więcej. O nich. O niego. O nią. I małego potworka. Bo jeśli faktycznie jego odejście niczego nie zmieni, jeśli rada i zarząd nie dojdą do porozumienia, jeśli Bob nie przeprosi Cuddy, jeśli… - myśli napływały jedna za drugą.
- Jasna cholera! – wypowiedział na głos zwracając uwagę zebranych. - Przecież Wilson nie utrzyma nas wszystkich, nawet ze swojej dyrektorskiej pensji – na szczęście tę część przemyśleń zachował już tylko dla siebie.
- Ten kurczak jest już martwy. Nie zabijesz go po raz drugi – James przyglądał się, jak mężczyzna nerwowo nabija na widelec kolejne kawałki mięsa.
- Widzę, że awans ci służy.
- Jaki awans? Nie zostałem dyrektorem. I pewnie nigdy nim nie zostanę – zrobił obrażoną minę. - Twoja przemowa o mojej słabości do wręczania prezentów… - House wywrócił oczami.
- Czyli mam przesrane.
- Czyli wracasz do domu... i masz przesrane. Bob się uwziął. Nieźle go wkurzyłeś.
- Czego chciał?
- Pytał, czy ma załatwić sobie ochronę.
- Uparty osioł!
- House, podważyłeś jego autorytet na oczach najważniejszych osób w szpitalu. Przez ciebie wyszedł za zadufanego w sobie geja z przerostem ambicji.
- Co mu powiedziałeś?
- Że znam cię na tyle dobrze, że na jego miejscu zatrudniłbym co najmniej dwóch ochroniarzy. Całodobowo – Wilson uśmiechnął się złośliwie.
- Wiedziałem, że na ciebie mogę liczyć. Niestety mogę nie dożyć zemsty. W domu czeka mnie teksańska masakra piłą mechaniczną – przetarł dłońmi twarz. - Tylko błagam cię Wilson, nie waż się wygłaszać nad moim grobem żadnych przemówień pożegnalnych – zaznaczył. – Żadnych - dodał wbijając w niego poważne do bólu spojrzenie.
- Jesteś blady. Ty się jej boisz!
- Boję się tylko własnego cienia i ciebie w tej różowej piżamie – wypowiedział odpowiednio głośno.
- Była bordowa! – bronił się skonsternowany onkolog. – I miło wiedzieć, że nawet w takiej sytuacji nie tracisz nic ze swojej zgryźliwości.
- To dar.
- Powiedziałbym, że raczej przekleństwo.
- Stary, ten idiota będzie bał się pójść do łazienki! On serio myśli, że jestem niepoczytalny.
- Bo jesteś – Wilson uśmiechnął się wbrew sobie.
- Jestem genialny – wypowiedział pusząc się jak paw.
- Na pewno skromny.
- I martwy – wymamrotał pod nosem. - Co to? – diagnosta zwrócił uwagę na kartkę wystającą z kieszeni fartucha onkologa.
- A to… - przyjaciel zrobił niewinną minkę. - Prośba do Cuddy. Zarząd przeprasza ją i niemal błaga o powrót.
- Pięknie. Zamierzałeś mi w ogóle powiedzieć?! – spojrzenie diagnosty sugerowało, że towarzysz powinien poważnie pomyśleć o spisaniu testamentu.
- Za kogo ty mnie masz?! Oczywiście, że zamierzałem ci powiedzieć – James mimo wszystko wyglądał na rozbawionego. – Kiedyś na pewno.
- Jesteś złym człowiekiem.
- Wszystkiego nauczyłem się od ciebie.
- A Bob?
- Nie chciał się zgodzić więc przegłosowali jego odejście – oczy House’a znów nabierały typowego blasku. Nie miał pojęcia, jak w ogóle mógł zwątpić w powodzenie swojego planu.
- Czyli mój seksowny tyłek został uratowany?
- Przykro mi House. Twoja rezygnacja została przyjęta zanim odwołali Boba – uśmiech powoli znikał z twarzy starszego mężczyzny, ale akurat na to był przygotowany. To znaczy liczył się z tym. Niestety nie miał jeszcze planu awaryjnego. Na szczęście miał niezawodnego Wilsona, który widząc jego minę po raz kolejny rzucił mu koło ratunkowe. - Ale stwierdzili, że jeśli Cuddy jakimś cudem znów cię zatrudni, nie będą wam stać na drodze. Bo mimo wszystko bilans korzyści i strat wynikających z zatrudniania cię w szpitalu, jakimś cudem nadal wychodzi na plus – wyjaśnił rozsiadając się na jego miejscu i bezczelnie dobierając się do pozostawionej bez opieki sałatki. Onkolog musiał przyznać, że nie swoje jedzenie faktycznie smakowało o wiele lepiej.
- Myślisz, że znów popełni ten błąd? - diabelski uśmieszek House’a był przerażający.
- Obawiam się, że wspólne popełnianie błędów wychodzi wam naprawdę świetnie, ale...
- Też mam dobre przeczucie.
- Ale myślę, że jednak najpierw cię zabije, a dopiero potem ci wybaczy – rzucił rozbawiony onkolog.
- Mógłbyś się powstrzymać. Właśnie straciłem pracę.
- Módl się, żeby Cuddy nie pozbawiła cię niczego więcej – parsknął wymownie. House obdarzył go kolejnym morderczym spojrzeniem i wyszedł.


Kilka minut i kilka wykroczeń drogowych później…


- Tato!!! – niestety próba niepostrzeżonego wślizgnięcia się do domu spełzła na niczym.
- Dzięki – syknął w stronę dziewczynki. – Dlaczego wyglądasz jak córka młynarza? – mąka była dosłownie wszędzie. W jej włosach, na policzkach, na rękach, na koszulce i teraz już na nim. –
- Gdzie młynarz? – nerwowo rozglądał się po pomieszczeniu.
- Jest zła. Nie odbierałeś telefonu. Zrobiła już cztery talerze racuchów – wyszeptała. Spojrzał na małą.
- Spokojnie mam plan. A nawet dwa. Wersja "A" i "B" - uśmiechnął się blado i ruszył w stronę kuchni. Siedziała przy stole. Gdy ją zobaczył, od stóp do głów upaćkaną mąką, nie wytrzymał. - Wyglądasz jak niedźwiedź polarny – rzucił siadając naprzeciw niej. Milczała. Wiedział, że ledwo się powstrzymuje. Zawsze reagowała na jego zaczepki. - Chociaż nie. Uwzględniając twój wielki tyłek i inne krągłości raczej jak bałwan - na jego twarzy pojawił się szeroki uśmieszek. Nadal milczała. – W końcu będziesz musiała się do mnie odezwać, a ja mam sporo…
- Mów – przerwała wpatrując się mu prosto w oczy.
- A gdzie, kochanie wróciłeś! Jak miło cię widzieć…
- Dzwoniłam – znów weszła mu w słowo. Rachel spoglądała to na jedno to na drugie. Wiedziała, że jej rodzice są dość oryginalną parą. Ale w końcu sama ich sobie wybrała. House’a na pewno. Kiedyś myślała o wujku Wilsonie, ale przy nim jej mama nie uśmiechała się tak zabawnie jak przy Hous’ie. Poza tym wujek James zawsze był szczęśliwy, a House mógł być szczęśliwy tylko z nimi. Dlatego sama zadbała o jego przeprowadzkę, wiedziała, że w kwestii dogadywania tego typu szczegółów jej rodzice zawsze chodzą na około. A ona lubiła im pomagać. Wujek Wilson ją tego nauczył. Powiedział, że House i Cuddy to trudny przypadek i trzeba mieć na nich oko. Bardzo lubiła wujka Wilsona. Obserwując wspomnianą dwójkę doszła do wniosku, że dziś chyba przyda się jej jego pomoc. Niepostrzeżenie wymknęła się do salonu.
- Nie odbierałem – odbił piłeczkę.
- Dlaczego? – tym razem to on milczał. – House, powiedz, że dotrzymałeś obietnicy.
- Nie spaliłem laboratorium.
- Boże… - ukryła twarz w dłoniach.
- Ani żadnego innego pomieszczenia w twoim szpitalu – wywrócił oczami.
- To już nie jest mój szpital.
- Mój też nie.
- House… czy ty? – miała ochotę go zabić. – Jesteś idiotą. Kretynem, kłamcą i… cholera, dlaczego ty zawsze musisz robić mi na przekór?! – w tej chwili stała już naprzeciw niego. W jej głowie kłębiło się milion myśli. Miała świadomość, że on zrobił to dla niej, ale i tak była zła. Była wściekła.
- Po prostu bez ciebie i twoich głębokich niczym Rów Mariański dekoltów moja praca nie miałaby sensu. Mój mózg pozbawiony wyrafinowanej stymulacji nie potrafi pracować – podjął pierwszą próbę wkupienia się w jej łaski. Spojrzała na niego nie bardzo wiedząc co powiedzieć. W duchu powstrzymywała wdzierający się na jej twarz delikatny uśmieszek. Pod tym względem niczym się od siebie nie różnili. Żadne z nich z nich nie wyobrażało sobie PPTH bez tego drugiego.
- Komplementami niczego nie wskórasz – założyła ręce na biodra.
- A tym – pomachał jej karteczką przed oczami.
- Co to? – zapytała zaciekawiona Rachel, która z dziwnym uśmiechem wbiegła z powrotem do kuchni. Za plecami trzymała telefon. Niestety zajęta sobą dwójka nie dostrzegła tego faktu.
- Prezent od złego wujka Bob’a – Cuddy niepewnie spojrzała na wymięty już dokument.
- O mój Boże!
- On nie miał z tym nic wspólnego. To ja odwaliłem całą robotę – wyjaśnił. Widział jej niezbyt zadowolone spojrzenie, ale pocieszał się tłumacząc sobie, że jest ono wynikiem szoku i za chwilę brunetka padnie mu do stóp dziękując za wepchnięcie jej łopatki z powrotem do piaskownicy zwanej PPTH. Niestety jej wyraz twarzy nie ulegał zmianie. W tej chwili była, gdzieś bardzo daleko. Kochała swój szpital, ale pogodziła się już z jego utartą. Pogodziła się ze zmianami w swoim życiu. Nie przerażały ją. Była szczęśliwa. Podniosła wzrok i spojrzała na przyglądającą się jej dwójkę, coś zrozumiała. Nie była szczęśliwa w PPTH, nie była szczęśliwa bez PPTH, była szczęśliwa z nimi, gdziekolwiek się znajdowała. Zrozumiała, że nie jest już jedynym kapitanem na tym pokładzie, że na statku "życie" kierunek wyznaczają wspólnie. Nie ma już jej decyzji, nie ma już samotnej kobiety, samotnej matki. Jest Lisa Cuddy kobieta, która ma rodzinę. Rodzinę, która kocha ją ponad wszystko. Jej odpowiedzialna strona krzyczała wręcz, że powinna wrócić, że skoro House odszedł, że skoro wszyscy na nią czekają... powinna wrócić, ale był jeden problem…
- Nie wiem, czy chce wracać, jeśli ciebie nie będzie – nie wiedziała, dlaczego wypowiedziała to na głos. Nie lubiła ckliwości. Wiedziała, że on jej nie lubi.
- I tutaj przechodzimy do planu B – również wstał. Zrobił krok do przodu i zakleszczył ją pomiędzy stołem, a własnym ciałem.
- Cokolwiek ma znaczyć to „B” ja mówię „nie.” Mam dość – była zagubiona.
- Czy ty w ogóle znasz inne słowa? – wywrócił oczami. – Rachel ty potrafisz powiedzieć „tak”? – zwrócił się do zapatrzonej w nich dziewczynki.
- Tak – odpowiedziała nic nie rozumiejąc, ale uśmiechając się do nich całą buzią i całym sercem.
- Widzisz! Ucz się.
- Powinnam cię zabić, a twoje zwłoki zakopać w ogródku przed domem. I Bóg mi świadkiem, że nie mam pojęcia dlaczego jeszcze tego nie zrobiłam.
- Jedno potknięcie, a ty już skazujesz mnie na straty? – zrobił minkę zbitego psiaka. – Podjąłem się wręcz samobójczej próby uratowania twojego tyłka. A powszechnie wiadomo, że jest co ratować – nachylił się wymownie lustrując wspomnianą część ciała. – Miałem prawo dać ciała, ale nie sądziłem, że to ty wykonasz wyrok – jego błękitne spojrzenie przewiercało ją na wylot. Wiedział jak ją podejść. Znał je jej słabe punkty.
- Którą część ciała oddałeś? I komu? – znudzona Rachel postanowiła wtrącić się do rozmowy. Lisa parsknęła śmiechem.
- Wracając do planu „B”… - diagnosta obdarzył żonę morderczym spojrzeniem. - Zawsze możesz mnie znowu zatrudnić – wzruszył ramionami. – Oczywiście pod warunkiem, że przestaniesz przejmować się tym, co myśli reszta świata – jego spojrzenie przeszywało ją na wylot. – Poza tym jestem pewny, że od dziś sensacją numer jeden w szpitalu będzie romans Adams’a z Morisone’m. Nasze małżeństwo to przy tym nuda – udał zasmuconego.
- Mamo, mamo zatrudnij tatę!!! – mała wbijała w Cuddy słodkie oczęta.
- Nie rozumiem, co ona w tobie widzi?
- Mam wymieniać w kolejności alfabetycznej? – wyszczerzył białe ząbki.
- A co na to rada?
- Wilson ich przekonał. Zrobił z ciebie świętą za życia – parsknął wymownie. W tej chwili zrozumiała coś jeszcze. Miała House’a i musiała się pogodzić z tym, że czasem będzie stawać przed faktem dokonanym. Że w jej życiu będą rzeczy możliwe i niemożliwe. Będą takie na które będzie miała wpływ i takie na które będzie wpływał diagnosta.
- Czy ty przed chwilą powiedziałeś, że jestem nudna? To chyba nie najlepszy sposób na przekonanie do siebie potencjonalnego pracodawcy – uśmiechnęła się zadziornie.
- Czyli wracasz?
- Przez ciebie nie mam wyboru – spojrzała na przyglądającą się im Rachel.
- Dam sobie radę mamo. Przecież jestem duża. Nie musisz mnie pilnować. Wiem, że twoja praca jest ważna.
- Kocham cię wiesz.
- Wiem – odezwał się mężczyzna.
- Mówiłam do córki – wyjaśniła.
- A co ze mną? – wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać.
- Jesteś idiotą – syknęła. - Tylko ty potrafisz się dąsać będąc w stu procentach winnym. Miałeś być odpowiedzialny! A ty ot tak rzucasz pracę, a potem zamiast czołgać się u mych stóp, stoisz tu z miną pokrzywdzonego psiaka, który goniąc za gumową piłką zapomniał, gdzie zakopał swoją kość. Zrobił wielkie oczy dając jasno do zrozumienia, że nie ma bladego pojęcia, o czym ona mówi.
- Przecież to nie koniec świata. Jak ty nie miałaś pracy to ja nie robiłem ci wyrzutów – jęknął.
- Byłam bezrobotna tylko przez jeden dzień! Od razu urządziłeś małą dywersję i załatwiłeś mi wielki powrót.
- Zawsze miałaś wejście smoka. Poza tym z nas dwojga to ja bardziej nadaję się na seks utrzymanka.
- Kto to jest seks utrzymanek? – ich córka uwielbiała wychwytywać najciekawsze fragmenty rozmowy.
- Mężczyzna bez godności – wyjaśniła Cuddy.
- Szczęśliwy i bardzo zadowolony mężczyzna – sprostował House. – Więc jak będzie? – spojrzał brunetce prosto w oczy.
- Pytasz, czy cię zatrudnię?
- Nie. Czy znów wypierzesz moje granatowe bokserki z twoimi czerwonymi stringami? – wywrócił oczami.
- To był przypadek.
- Mam na sobie filetowe gacie! – w tej chwili w domu pojawił się spodziewany albo i niespodziewany gość. Zależy dla kogo.
- Wujek!!!
- Pięknie – westchnął diagnosta.
- Co słychać? – zapytał próbując odkleić od swojej szyi małego potworka.
- Myśli, że zdoła mnie przekonać, żebym go zatrudniła… obrażając mnie.
- Powiedziałem tylko, że nie potrafisz prać – oburzył się House.
- Nazwałeś mnie niedźwiedziem polarnym, bałwanem i powiedziałeś, że jestem nudna – wyrecytowała. – I, że nie umiem prać – dodała. – A to tylko w ciągu ostatnich pięciu minut.
- Co najmniej dziesięciu – diagnosta spojrzał na zegarek.
- Faktycznie – onkolog pokiwał głową. - Miałaś rację - spojrzał na rozbawioną dziewczynkę.
- Z czym? – odezwali się niemal równocześnie. Nie potrafili ocenić, która mina jest bardziej niewinna, Wilsona, czy Rachel.
- Cieszę się, że wracasz – onkolog postanowił odwrócić ich uwagę. Nie zamierzał wsypać małej, która zadzwoniła do niego, żeby przyjechał, bo tata ma plan B. Dziewczynka nauczyła się, że plan B to coś czego nie znosi jej mama i coś co zazwyczaj kończy się źle dla taty. Wolała, żeby ktoś w miarę dorosły miał na nich oko.
- Dziękuje. Wiem, że to również dzięki tobie – mimo delikatnego uśmiechu nadal przyglądała się wspomnianej dwójce dość podejrzliwie.
- Tym razem to House – spojrzał z dumą na przyjaciela.
- Właśnie. Ratuje jej niedźwiedzi tyłek, a ona robi mi wyrzuty.
- Zaczyna się – westchnęła dziewczynka. – Czyli jednak nie będziesz już potrzebny – spojrzała na ukochanego wujka. – Dogadają się – wyjaśniła tonem znawcy.
- Skąd wiesz? – James wydawał się zaintrygowany.
- Chodźmy na spacer.
- Ale…
- Nie chcę się gapić jak się całują – Rachel obdarzyła rodziców ciepłym uśmiechem.
- Myślisz…? – oboje bawili się świetnie obserwując miny House’a i Cuddy.
- Zawsze jak tak na siebie patrzą to potem się całują – wzruszyła ramionami.
- W takim razie spacer – potwierdził onkolog.
- I lody!!! – usłyszeli, gdy wspomniana dwójka była już przed domem.
- On nie powinien mieć dzieci – zaśmiał się diagnosta.
- I kto to mówi? Pan zrobię wszystko…
- Wcale, że nie – próbował zaprzeczyć. Niestety w podświadomości musiał przyznać jej rację. Był tak samo mało odporny jak Wilson. Mała miała niewątpliwy urok i co gorsza potrafiła go wykorzystać.
- Ona naciągnie cię na każdą głupotę – zaśmiała się brunetka.
- Widocznie słabość do Cuddy’ch mam zapisaną w genach – skwitował.
- Nie idzie ci najlepiej – zaśmiała się znikając w kuchni.
- Ale…
- I nie zamierzam się całować!
- Dzięki mnie odzyskałaś swój szpital!
- Sam zrezygnowałeś.
- Nie sądziłem, że wezmą na serio to co mówię.
- Przyznaj, że po prostu kochasz mnie tak bardzo, że jesteś w stanie poświęcić dla mnie wszystko.
- Marzycielka. Walczyłem o siebie – skłamał.
- Walczyłeś o mnie. To miłe. Ale muszę to wszystko przemyśleć. Musimy zdecydować, co będzie dla nas najlepsze. Może faktycznie nie powinniśmy ze sobą pracować?
- Cuddy, my ze sobą nie pracujemy! Widujemy się w pracy! Co prawda ostatnio nieco częściej…
- Wydaję zgody na twoje zabiegi! – przypomniała mu o tym widocznie mało dla niego istotnym fakcie.
- Odmawiasz mi w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach przypadków!
- A ty stosujesz się do moim poleceń w jednym przypadku na sto.
- Idealne zgranie – kąciki jego ust poszybowały w górę.
- Nie sądzę.
- Nie? – próbując udawać niewiniątko był podwójnie seksowny.
- Nie wiem – w jej głowie zaczęły migotać żółte, ostrzegawcze światełka.
- Nie wiesz? – zrobił krok w jej kierunku zmniejszając dzielącą ich odległość do zera.
- Przestań!
- Mam przestać? – jego usta rozpoczęły nieśpieszną wędrówkę po jej długiej szyi.
- Tak – wypowiedziała z cichym jęknięciem.
- Tak? – w tej chwili całował wrażliwe miejsce tuż za uchem.
- Nie – już sama nie wiedziała co mówi.
- A mówisz, że to ja zachowuję się jak dziecko – zaśmiał się przyciskając ją do kuchennego stołu.
- Moja słabość do ciebie nie wpłynie na moją decyzję o twoim ponownym zatrudnieniu – wypowiedziała w miarę przytomnie.
- A moje seksualne zdolności?
- Tym bardziej – odepchnęła go na bezpieczną odległość. W przeciwieństwie do swojego męża ona zamierzała rozegrać to profesjonalnie. Nie była osobą, która dwukrotnie popełnia ten sam błąd.
- Długo zamierzasz się nademną znęcać? – jego błękitne oczy przewiercały ją na wylot. – Mam tę robotę, czy nie?! – zwilżyła wargi posyłając mu zalotne spojrzenie.
- Niestety nie przekonałeś mnie, może… - nie dokończyła. Leżała już na kuchennym stole. – Moje naleśniki… - syknęła, gdy napierający na nią diagnosta przypadkiem strącił jeden z talerzy. Wiedział, że igra z ogniem. Nie pierwszy raz. Wierzył, że skoro poszczęściło mu się dziś w szpitalu to i w domu wszystko skończy się happy endem. Przecież TAKI argument musi ją przekonać. Przekonałby każdą potencjalną szefową. Tylko, że to była Cuddy. Zasadnicza do bólu kobieta, która ponad wszystko kochała kontrolować swoje życie. Ba, gdyby tylko mogła kontrolowałaby wydarzenia na świecie. Łącznie z bliskim i dalekim wschodem. Dla niego liczyło się tu i teraz. Byli tak różni, że niemal niemożliwe było wspólne funkcjonowanie w jednej galaktyce, a co dopiero na jednej małej planecie zwanej ziemią. Gdy on chciał się bawić ona wypełniała wnioski dla ministerstwa, gdy on uczył ich córkę plucia na odległość, ona przeglądała foldery uczelni wyższych w najbliższej okolicy. Gdy on marzył o soczystym kurczaku ona rozmyślała o ich wspólnej przyszłości. On miał swój świat, a ona swój. Ale było coś co połączyło te odmienne światy już na zawsze. Uczucie. Nie medycyna. Nie wspólna praca. Uczucie i wiara w to, że nie ważne są okoliczności, miejsca i wydarzenia. Ważne jest to, by mieć kogoś, kto powie ci, że jesteś idiotą, gdy zaczniesz to wszystko analizować.
- Jesteś idiotą – wypowiedziała, gdy tylko oderwał się od jej ust.
- Wiem.
- Ty też…
- Wiem.
- Zrobisz jak zechcesz. W końcu zawsze chciałem być seks utrzymankiem – jego diabelski uśmieszek jasno dawał do zrozumienia, że tę bitwę jest gotów przegrać. Wiedział, że swoją wojnę i tak już wygrał. Nie, żeby nie zamierzał próbować. - W końcu chyba istnieją plany "C" - pomyślał. A co najgorsze postanowił takowy wymyśleć.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Pią 19:09, 03 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:05, 02 Wrz 2010    Temat postu:

House i jego rozterki No ładnie Zawsze można jeszcze zwali na to, że się starzeje To też jakieś uzasadnienie, prawda?


- Że znam cię na tyle dobrze, że na jego miejscu zatrudniłbym co najmniej dwóch ochroniarzy. Całodobowo – Wilson uśmiechnął się złośliwie.



Świetne Kochany Wilson


- Bo jesteś – Wilson uśmiechnął się wbrew sobie.


Potwierdzam


Tak! Super! Cuddy ma pracę! (Cieszę się tylko dlatego, że zatrudni House’a Bo zatrudni, prawda? ) Aaaa no i mała nie będzie miała bezrobotnych rodziców


Jest zła. Nie odbierałeś telefonu. Zrobiła już cztery talerze racuchów


Umarłam



Dobra Tu już nie będzie cytatu, bo musiałabym skopiować wszystko A tego chyba nikt nie chcę Lisku ty mój kochany I co ja mam ci napisać, co? Bo wiesz, ciężko mi napisać coś oprócz… świetnie, pięknie, cudownie, genialnie, super, mistrzowsko, rewelacyjnie, zaskakująco itp. Nie mogę pominąć Rachel, bo to takie kochane dziecko jest Cuddy mogłaby się pohamować z tymi uczelniami Rzeczy robione z House’m są o wiele bardziej ciekawsze Też tak chce Kocham końcówkę tej części Jest po prostu cudowna i… wiem, że się powtarzam
Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać na mój marny komentarz… a właściwie dwa Czekam na cd i kocham bardziej


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez OLA336 dnia Nie 12:47, 05 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:56, 02 Wrz 2010    Temat postu:

Jest Ugrzęzłam w liskowej norce Powiedz, że nie ma tam prądu, ani Internetu *pada na kolana i błaga, aby tak właśnie było* Tak właściwie to jestem Tobie bezgranicznie wdzięczna. Dałaś mi powód do odejścia od Worda i porzucenia mojego pisadła. Już załamywałam się nad jego beznadzieją i zauważyłam, że dodałaś kolejną część fika. Także dziękuję, uratowałaś mnie przed załamaniem nerwowym

Ty stresujesz sie, co by napisać, żeby było dobrze(zupełnie niepotrzebnie moim skromnym zdaniem) a ja znów zamykam się w sobie Teraz muszę przemyśleć każde słowo, które napiszę, bo jak wiadomo zawsze piszę co mi pierwsze przyjdzie do głowy, czyli zazwyczaj jakieś bełkotliwe bzdury a teraz będę analizowała czy to aby na pewno jest tak dobre jak dotychczas Ale dobra, powiedzmy, że już otworzyłam się w sobie, więc piszę.

Widzę, że wracasz do takich... hmm... czysto Twoich klimatów, jeśli wiesz, co mam na myśli. A na myśli mam to, że faktycznie nie umiesz skrzywdzić Huddy. To znowu nie takie trudne Ale ja lubię to u Ciebie. Lubię te uroczę zakończenia, które zapewne nam zaserwujesz. Tak więc ta część również mi się podobała. No i była Rachel Sama wzmianka o niej w tym Twoim fiku mnie cieszy, a jak jeszcze do tego coś gada to w ogóle jestem ucieszona. No bo ona jest taka kochana. Uwielbiam też House'a, który wmawia wszystkim, że wcale nie chciał zrobić tego dla Cuddy. Kocham Lisę, która udaje(a może nie ), że nie przyjmie Grega do pracy. No i Wilsona, tak na doczepkę i dlatego, żeby było jak zawsze, też kocham. Lubię rozmowy House'a z Jamesem, więc cieszę się, że trochę ich w tej części było. A rozmowa Cuddy i Grega w domu była po prostu przecudowna. Cała. Od pierwszego zdania, aż do ostatniego. To, że początkowo się wkurzyła było oczywiste, ale podobało mi sie jak House próbował z tego wybrnąć. No i te wtrącenia Rachel, a potem pojawienie się Wilsona Już widzę ten plan C w wykonaniu Grega Albo może lepiej wolę tego nie widzieć...

Dziś pisanie komentarzy(i nie tylko komentarzy ) idzie mi jeszcze bardziej niemrawo niż zwykle, więc dla dobra społecznego kończę już teraz. Musisz tylko wiedzieć, że czekam na kolejną część i na pewno piszesz dobrze(tak, powtórzę się, a co ), a słabsze części zdarzają się nawet mistrzom, prawda, mistrzu?

Pozdrawiam i życzę weny Mistrzuniu
Buziaki
Szpilka

PS Powiedz swojemu wenowi, że ja też go bardzo lubię, a cudowna to jesteś Ty


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
[3]
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:41, 02 Wrz 2010    Temat postu:


ta część jest cudowna
(...) <-- tu po raz kolejny [3] opiewa zdolności pisarskie Liska
i wiesz zauważyłam coś, co chyba najbardziej ze wszystkiego u Ciebie lubię, znaczy już potrafię to określić są to zdania z wplecionymi kolorami. uwielbiam jak porównujesz do czegoś oczy House'a, kiedy opisujesz jak przewiercają Cuddy albo te cytaciki, które mam w podpisie

tu przykłady
<i><b>Ale, czy zmiana z zimnego, nie liczącego się z wolą i zdaniem innych drania, w zimnego, nie liczącego się z wolą i zdaniem żony zimnego drania z przebłyskami czymś na kształt wyrzutów sumienia jest istotną zmianą? Niepokojącą? Z pewnością nie bardziej niż kolor sałatki na jego talerzu – pomyślał.


– Miałem prawo dać ciała, ale nie sądziłem, że to ty wykonasz wyrok – jego błękitne spojrzenie przewiercało ją na wylot. </b></i>

i Twoja Rachel, uwielbiam ją coraz bardziej
<b><i>- Mamo, mamo zatrudnij tatę!!! – mała wbijała w Cuddy słodkie oczęta.</i></b>

<b><i>A ty ot tak rzucasz pracę, a potem zamiast czołgać się u mych stóp, stoisz tu z miną pokrzywdzonego psiaka, który goniąc za gumową piłką zapomniał, gdzie zakopał swoją kość.</i></b>


<b><i>- Kto to jest seks utrzymanek? – ich córka uwielbiała wychwytywać najciekawsze fragmenty rozmowy. </i></b> powaliłaś mnie tym

<i><b>- Zaczyna się – westchnęła dziewczynka. – Czyli jednak nie będziesz już potrzebny – spojrzała na ukochanego wujka. – Dogadają się – wyjaśniła tonem znawcy.
- Skąd wiesz? – James wydawał się zaintrygowany.
- Chodźmy na spacer.
- Ale…
- Nie chcę się gapić jak się całują – Rachel obdarzyła rodziców ciepłym uśmiechem.
- Myślisz…? – oboje bawili się świetnie obserwując miny House’a i Cuddy.
- Zawsze jak tak na siebie patrzą to potem się całują – wzruszyła ramionami.
- W takim razie spacer – potwierdził onkolog.
- I lody!!! – usłyszeli, gdy wspomniana dwójka była już przed domem. </b></i>

<i><b>- Nie? – próbując udawać niewiniątko był podwójnie seksowny. </b></i> no bo w końcu on zawsze jest seksowny mrrrrrau^^

<i><b>Leżała już na kuchennym stole. – Moje naleśniki… - syknęła, gdy napierający na nią diagnosta przypadkiem strącił jeden z talerzy. Wiedział, że igra z ogniem. Nie pierwszy raz. Wierzył, że skoro poszczęściło mu się dziś w szpitalu to i w domu wszystko skończy się happy endem. Przecież TAKI argument musi ją przekonać. Przekonałby każdą potencjalną szefową. Tylko, że to była Cuddy. Zasadnicza do bólu kobieta, która ponad wszystko kochała kontrolować swoje życie. Ba, gdyby tylko mogła kontrolowałaby wydarzenia na świecie. Łącznie z bliskim i dalekim wschodem. Dla niego liczyło się tu i teraz. Byli tak różni, że niemal niemożliwe było wspólne funkcjonowanie w jednej galaktyce, a co dopiero na jednej małej planecie zwanej ziemią. Gdy on chciał się bawić ona wypełniała wnioski dla ministerstwa, gdy on uczył ich córkę plucia na odległość, ona przeglądała foldery uczelni wyższych w najbliższej okolicy. Gdy on marzył o soczystym kurczaku ona rozmyślała o ich wspólnej przyszłości. On miał swój świat, a ona swój. Ale było coś co połączyło te odmienne światy już na zawsze. Uczucie. Nie medycyna. Nie wspólna praca. Uczucie i wiara w to, że nie ważne są okoliczności, miejsca i wydarzenia. Ważne jest to, by mieć kogoś, kto powie ci, że jesteś idiotą, gdy zaczniesz to wszystko analizować. </b></i> i znów nie zabrakło boskiego opisu btw. nie są ok, tylko są cudowne

<i><b>A co najgorsze postanowił takowy wymyśleć.</b></i>
jaaa już chcę dalej!

<--- dla Twojego wena, co by przyszedł kiedy trzeba

a to dla Ciebie


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez [3] dnia Czw 19:43, 02 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:35, 04 Wrz 2010    Temat postu:

Lisku, przeczytałam niemal całego tego fika (niemal, bo przecież czeka mnie jeszcze jedna część) i muszę stwierdzić jedną rzecz. Jesteś absolutnym mistrzem w tym, co robisz. Pisanie masz w swoim liskowych genach, ot co. Nie wiem jak, nie wiem dlaczego, ale piszesz w sposób, który oddaje rzeywistość niby taką, jaką jest, a jednak lepszą. Gratuluję ci tego z całego serca i torszeczkę zazdroszczę, ale z drugiej strony samo czytanie twoich dzieł to prawdziwy zaszczyt, więc nie mam potrzeby ci tego zazdrościć.

Ta część, jak każda inna, jest cudowna. Ciepła, wspaniała, Happyendowa. Było tutaj wszystko, co powinno znaleźc się w diku, który będę uwielbiać. Huddy, Hilson, House i Rachel, Wilson i Rachel. Po prostu coś wspaniałego.

House bojący się Cuddy? Przed przeczytaniem tego fika powiedziałabym "głupota". Ale po przeczytaniu go, powiem "coś, co potrafi wymyślić i opisać lisek". Wilson miał niezłą radochę, widząc, jak House blednie. No, ale cóż poradzić, taki to już los przyjaciela uroczego onkologa No i niezapomniany duet, Rachel i Wilson. Czytając ich rozmowę po prostu padłam. Taak, on zdecydowanie nie powinien mieć dzieci.

Cuddy ulega House'owi mimo nazywnaia ją niedźwiedziem i bałwanem. Dlaczego mnie to nie dziwi? Ach tak, już wiem. On jest cudowny. A że ma fioletowe bokserki - kto by się tym przejmował?

Cytat:
- Jesteś blady. Ty się jej boisz!
- Boję się tylko własnego cienia i ciebie w tej różowej piżamie – wypowiedział odpowiednio głośno.
- Była bordowa! – bronił się skonsternowany onkolog.


I to właśnie fragment, przy którym ludzie padają na kolana i błagają o więcej

Jak zwykle życzę Wena i czekam na tą ostatnią część. Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vannes_002
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:56, 05 Wrz 2010    Temat postu:

Lisku zatkało mnie pozytywnie
Ale teraz zatkanie zamienia się w duszności! Piękneee!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:52, 06 Wrz 2010    Temat postu:

Nie wiem, czy ktoś to przewidział i czy ktoś będzie zadowolony. Finał tej historii poznacie dopiero w epilogu. Na razie ciąg dalszy opowieści o tym, co się dzieje, gdy administrator sypia z diagnostą i gdy zupełnie przypadkiem są małżeństwem. I gdy jest to taka dwójka jak House i Cuddy. Wiem, że mogłam wyciągnąć z tego coś więcej, jakoś lepiej to rozegrać, ale jest jak jest i już. Mam nadzieję, że epilog uda mi się wrzucić jeszcze w tym tygodniu. Bo później mnie nie będzie przez kolejny tydzień. Pojawię się dopiero po 20 września. To tak na pocieszenie, żebyście mogli odemnie odpocząć Wrzucane w biegu, mam nadzieję, że błedów nie będzie za dużo



XIV – ostatnia


Cuddy jak zwykle pewnym krokiem przekroczyła próg szpitala PPTH. Przywitały ją uśmiechy pielęgniarek i skinięcia głów lekarzy przewijających się tu i ówdzie. Tutaj była u siebie. Właśnie w takich chwilach była tego pewna. Tak było już od miesiąca. Pierwsze kroki skierowała do recepcji, gdzie złożyła kilka podpisów, a następnie ruszyła dalej. Było jej zupełnie nie po drodze, ale po prostu nie mogła nie przejść obok jego gabinetu. Zawsze tak było. Pewne rzeczy zostają w człowieku bez względu na to jak bardzo się wszystko pozmienia. Miała nadzieję, że nagle zza szczelnie zasłoniętych żaluzjami drzwi wyłoni się postać lekarza z laską w ręce. Uśmiechnęła się sama do siebie. Zawsze wiedziała, że jest nienormalna. W końcu dotarła do swojego gabinetu. Zdjęła płaszcz, neseser rzuciła na mały stolik, a sama rozsiadła się za swoim administratorskim biurkiem. Spojrzała na stos dokumentów leżących przed nią. Wydawał się jej jakiś mniejszy niż zwykle. W ogóle ostatnio wszystkiego było mniej niż zwykle, ale w końcu sama podjęła taką decyzję. Zaczęła rozmyślać. Wiedziała, że nie miała innego wyboru. I nie chodziło to już o jego niestosowne zachowanie, czy dwuznaczne komentarze, chodziło o nią. O to, że odkąd się ze sobą związali nie potrafiła być już obiektywna. To ona musiała się powstrzymywać, by nie rzucić się mu w ramiona, gdy z dumą ogłaszał, ze uratował kolejnego pacjenta. To ona musiała się przekonywać, że pozwoliła mu na niebezpieczną biopsję, bo nie było innego wyjścia, a jego błękitne, przeszywające ją na wylot i przyprawiające o dreszcze spojrzenie nie miało z tym nic wspólnego. To ona musiała się powstrzymywać, by nie przytulić go na oczach całego personelu, gdy podczas kolejnej kłótni przypadkiem go zraniła. To ona miała problem i było jej strasznie ciężko, że to on musiał zapłacić tą najwyższą cenę za ich związek. Do tej pory nie miała pojęcia, jak w ogóle zdołała mu odmówić. Przecież jego argumenty były takie przekonujące. Na samo wspomnienie ich kuchennych rewolucji, a właściwie ewolucji oblewał ją wymowny rumieniec.
- Dobrze się czujesz? – w tym momencie do pomieszczenia wkroczył Wilson.
- Nie. To znaczy tak – od razu się poprawiła.
- Właśnie widzę. Nie przejmuj się tak. Nadal się nie odzywa?
- Gorzej – westchnęła. – Nawet nie wiesz przez co przechodzę. Udaje pokrzywdzonego, a wierz mi, wychodzi mu to lepiej niż Rachel. Nie masz pojęcia co muszę robić…
- Nie wiem, czy chcę wiedzieć?
- Miło, że chociaż ty się dobrze bawisz – posłała onkologowi karcące spojrzenie.
- Przejdzie mu.
- Kiedyś na pewno. Tylko nie wiem, czy ja tego dożyję.
- Zrozum go.
- Wilson, staram się. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
- Przyznaj się, że ci go tu brakuje.
- Załatwiłam mu rozmowę z Roberts’em – szybko zmieniła temat. Cholernie jej go brakowało.
- Z tym Roberts’em? Słynnym neurochirurgiem i dyrektorem największego szpitala w Jersey – Cuddy dumnie skinęła głową. – Na pewno to doceni.
- Mam nadzieję, że wystarczająco przygotowałam Roberts’a na to spotkanie i że nie skreśli go po trzech sekundach rozmowy – spojrzała na zegarek. Wyglądała na przejętą. – Pewnie teraz jest u niego.
- Teraz?
- Co cię tak dziwi? Wilson, rozmawiałeś z nim? Nie ma go na tym spotkaniu? Cholerny dzieciak!
- Nie wyciągaj pochopnych wniosków – onkolog starał się ją uspokoić.
- Zaraz zobaczysz, co to są pochopne wnioski – posłała mu piorunujące spojrzenie.
- Chyba będzie lepiej jak zostawię was samych. W sensie ciebie i ten biedny telefon – wyjaśnił widząc jak zaciska palce na biednym urządzeniu. Jak on współczuł House’owi. Jednak dla własnego bezpieczeństwa postanowił czym prędzej się ewakuować. Wbijając paznokcie w niewinne przyciski kobieta wybrała numer.
- Jesteś nienormalna – znajomy głos przywitał ją zanim zdążyła otworzyć usta. Milczała. – Jeśli zamierzasz zacząć dyszeć do słuchawki to się rozłączam. Rachel stoi obok – wyszeptał.
- House!!! Ty idioto! Co robisz w domu? Gdzie niania? Dlaczego nie ma cię na spotkaniu z Roberts’em? – zadziwiająco szybko odzyskała utracony chwilowo głos.
- Chyba wolałem jak nic nie mówi…
- Po jaką cholerę był mój wczorajszy godzinny wykład na temat dzisiejszej rozmowy? I po co przez dwie godziny prasowałam twoją koszulę? Czyś ty zdurniał do reszty? Dlaczego mi to robisz? I do jasnej cholery co to za hałas?!
- Chyba musisz zacząć od początku, bo zapomniałem już jak brzmiało pierwsze pytanie – był zdecydowanie bardziej rozbawiony niż przejęty.
- Cześć mamo. Szkoda, że cię nie ma. Tata uczy mnie grać w baseball. Najpierw nagraliśmy krzyki kibiców, żeby nam się lepiej grało, a potem mieliśmy trening. W salonie mamy bazy. I dwa razy wygrałam z tatą, bo potknął się o laskę. I rybki mają już inny domek. A potem byliśmy głodni i tata zrobił kurczaka. To znaczy chciał zrobić, bo jak zbiliśmy ten wazon to zapomnieliśmy o kurczaku i się spalił, ale mamy pizzę. A w domu było tyle dymu… - House i Cuddy słuchali córki w milczeniu. Oboje mieli ochotę kogoś zabić. Ona jego, a on swoją małą pociechę. Czując na sobie przerażone spojrzenie House’a mała zamilkła. – To znaczy to był ten brzydki wazon, a dymu wcale nie było tak dużo. Pan strażak powiedział nawet, że sąsiedzi nie potrzebnie go wzywali.
- House!!! – krzyk kobiety po drugiej stronie słuchawki sprawił, że oboje stanęli na baczność. – Koniec! Koniec! Rozumiesz?! – potem usłyszeli już tylko ciche bipanie, charakterystyczne po odłożeniu słuchawki przez drugą stronę. Cuddy nie mogła uwierzyć, że po raz kolejny sobie z niej zakpił. Ona wychodziła z siebie, a on najzwyczajniej w świecie miał to gdzieś. Tego było już zdecydowanie za wiele. To, że przez tydzień w ramach przeprosin przynosiła mu śniadanie i kolację do łóżka, to jedno. To, że miała wtedy na sobie uszy króliczka i puchaty ogon doczepiony do tyłka, to drugie. To, że była zmuszana do oglądania z nim nocnych zapasów w błocie, to trzecie. Ale to, że po tym wszystkim tak otwarcie ją ignorował było nie do przyjęcia. Po raz kolejny dopiął swego. Wkurzył ją tak, że była gotowa na wszystko.
- Tato… ja przepraszam. Ja nie chciałam, przepraszam - oczy dziewczynki momentalnie się zeszkliły. Była tak szczęśliwa, że chciała się tym podzielić z mamą. Z całej tej ekscytacji nie zauważyła nawet, że powiedziała zdecydowanie zbyt dużo. Złapała diagnostę za rękę i wtuliła się w niego bardzo mocno.
- Spokojnie, nie z takich opresji wychodziliśmy – spojrzała na niego, a on puścił jej oczko. To wystarczyło.
- Obiecujesz?
- Która godzina?
- Damy radę – mała od razu rozszyfrowała jego plan.
- No nie wiem. Biorąc pod uwagę zdolności mobilne twojej matki mamy jakieś pół godziny.
- Wykonalne – uśmiechnęła się szeroko. W takich chwilach czuł, że może wszystko. Że życie diagnosty z New Jersey wcale nie jest takie złe. Choć z pewnością krótkie, przeszło mu przez myśl, gdy pomyślał sobie o brunetce forsującej frontowe drzwi przy pomocy walca drogowego. W tym czasie mała co sił w nogach pobiegła do kuchni. Nim zdążył zamówić przez telefon pysznego kurczaka i wino w jednej z najlepszych restauracji w mieście dziewczynka była już z powrotem. W jednej ręce trzymała miotłę, a w drugiej wielki wór na śmieci. Po piętnastu minutach dom był czysty. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Zapach wody kolońskiej rozpylony w kuchni przez Rachel skutecznie niwelował swąd spalenizny. Po zbitym wazonie w salonie nie było już śladu. Mokra plama po poprzednim domku dla rybek została zasłonięta ulubionym fotelem Cuddy. Zaplamiony obrus został zastąpiony nowym prześcieradłem. Dostawca z restauracji zawsze przybywał przed czasem. I wyrafinowane groźby House’a nie miały z tym nic wspólnego. To płacz głodnego dziecka; tak, Rachel miała wiele zdolności; sprawiał, że dostawca zawsze traktował ich zgłoszenie priorytetowo.
- Chyba już wszystko?
- Nie zupełnie? – dodał diagnosta wychodzący z łazienki i siłujący się z krawatem.
- Nie. Tato, błagam… - mała wyglądała na przerażoną. – Tylko nie różowa sukienka – wbijała w niego proszące spojrzenie.
- Pamiętasz, co ci mówiłem o konieczności ponoszenia ofiary w celu osiągnięcia wyższych celów?
- Że różowa sukienka jest tego najlepszym przykładem – wymamrotała.


Pięć minut później…


Trzaśniecie drzwi było jasnym sygnałem początku armagedonu. Zdyszana wparowała, jak się okazało do pustej kuchni. Omal się nie zakrztusiła unoszącymi się tam oparami wody kolońskiej jej męża. Tę kwestię postanowiła jednak odłożyć na później. Rozejrzała się po domu. Wszystko wyglądało dość normalnie, co tylko wzmagało jej niepokój. W końcu dostrzegła ich w salonie. Siedzieli przy stole, lekko przestraszeni i lekko podekscytowani. Właściwie to wyglądali jakby właśnie czekali na swój pogrzeb. I w sumie nie mylili się tak bardzo. Znów musiała powstrzymywać wdzierający się na jej twarz uśmieszek. Była zła, że po drodze wyżyła się kilku Bogu ducha winnych kierowcach, bo teraz czuła, że nie jest już tak zła jak początku. Zresztą widząc zabawne miny dwójki jaką miała przed sobą nie była już w stanie ich zabić. Nawet jego. Na szczęście przez ten czas nabrała już odrobiny odporności na ich urok więc nie zamierzała się wycofać z tego, co postanowiła zmierzając tutaj. Spokojnie, to nie wymagało użycia ostrych narzędzi.
- Jeśli myślicie, że kurczak i wasze urocze stroje załatwią wszystko, to tym razem się pomyliliście – wyjaśniła dosiadając się do wspomnianej dwójki. Spojrzeli na siebie nieco zaniepokojeni.
- Też bym się bała. Zwłaszcza na twoim miejscu – wskazała na House’a. – Jaki ty przykład jej dajesz? – spojrzała na przyglądającą się im córkę.
- Nie każdy jest tak idealny ja ty.
- Nie zaczynaj. Miałeś po prostu pójść na tę rozmowę.
- Łatwo ci mówić. Nie lubię zmian. Jeśli jeszcze nie zauważyłaś to ostatnio trochę ich miałem – spojrzał na nią z wyrzutem.
- Mamo, to moja wina. Bawiliśmy się i tacie się zapomniało – dziewczynka w końcu nie wytrzymała i również włączyła się do rozmowy.
- To kolejny powód. Zdecydowanie za dużo czasu z tobą spędza – uśmiechnęła się do córki. – Widzisz, nawet minę robi podobną do twojej. House wywrócił oczami.
- To chyba dobrze, że się dogadujemy.
- Tak, ale wolałabym, żebyś uczył ją czegoś pożytecznego. To nie jest normalne jak pięcioletnie dziecko rzuca z rękawa twoimi powiedzonkami. – I tu mam widomość dla ciebie moja panno. Od września pójdziesz do przedszkola – mała wbijała w nią swoje wielkie oczęta. House również.
- To miała być kara dla mnie – przypomniał. Zszokowana Rachel właśnie wdrapywała mu się na kolana.
- Do ciebie zaraz wrócimy.
- Mamo, ja nie chce do przedszkola – minka zbitego psiaka pomnożona przez dwa próbowała właśnie skruszyć jej i tak krwawiące już serce.
- Ale przedszkole jest super – zachwalała brunetka.
- Ja wolę być z tatą w domu.
- Ale tatuś idzie do pracy – Cuddy uśmiechnęła się zadziornie.
- Wiesz, co? Wolałbym jednak, żebyś wjechała tu walcem drogowym – wpatrywał się w niewzruszone spojrzenie żony. Jak ona go irytowała. Właśnie wtedy, gdy on znalazł złoty środek postanowiła znów wywrócić wszystko do góry nogami. Nie miała pojęcia, że wcale nie był bezrobotny. Swoją drogą dziwił się, że na to nie wpadła. W końcu odkąd odszedł ze szpitala śmiertelność pacjentów w jego zespole wcale nie wzrosła tak drastycznie, za to rachunki telefoniczne na pewno. Tak, diagnosta zajmował się telefonicznym diagnozowaniem przypadków. Czasem nawet zdarzało się, że zespół wpadał w odwiedziny, a tablica do rysowania dla Rachel zyskiwała nowe zastosowanie. Mała uwielbiała te dni. Trzymała jego czarny marker i czuła się jak ktoś najważniejszy na świecie. A że nie dostawał za to pensji? Zarobki Cuddy w zupełności im wystarczały. A on nigdy nie był tradycjonalistą. Był nowoczesnym mężczyzną. Mógł z tym żyć.
- House! – z zamyślenia wyrwała go ta większa bestia. Mała nadal siedziała na jego kolanach. – Czy ty mnie słuchasz? – na to pytanie nie zamierzał odpowiadać. Nie chciał pogrążyć się jeszcze bardziej.
- Dogadajmy się – wbił w nią maślane spojrzenie.
- Pamiętasz jak próbowaliśmy się dogadać?
- Szło nam całkiem nieźle – uśmiechnął się łobuzersko.
- Nie o tym mówię – wywróciła oczami. – Pamiętasz plan A?
- Ten o…
- Nie wypalił. Pamiętasz plan B?
- Nie mogłem…
- Nie wypalił. Pamiętasz plan C? – jak on się cieszył, że nie wymyślił jeszcze panu D. Taa… plan C był prosty. Jego plan C zakładał, że wrócą do pracy oboje albo nie wrócą wcale. Cuddy też miała swój plan C. Polegał na tym, że do pracy wróci on, ale ona zostanie w domu. Więc jakby nie było po długich negocjacjach, szantażach i przegadywaniach chcąc nie chcąc do pracy wróciła ona, a on został w domu. To znaczy on miał szukać pracy, ale gdzie indziej. – Nie wypalił – skwitowała nim zdążyć coś powiedzieć.
- A pomyśleć, że mogłem się rozwieść – wymamrotał pod nosem, ale na tyle głośno, by mogła go usłyszeć.
- Chcesz rozwodu?
- A ty?
- Tylko wtedy, gdy jesteśmy razem w jednym pomieszczeniu – syknęła.
- Ja mam to samo. No, może z wyjątkiem sypialni. Tam jestem w stanie cię tolerować.
- Jestem wzruszona.
- Uśmiechasz się – zauważył. Dopiero teraz był przerażony. – Rachel, to ten moment, w którym powinnaś zadzwonić do wujka Wilsona. Albo po brygadę antyterrorystów.
- Ani się waż – złapała za rękę dziewczynkę posłusznie zmierzającą do telefonu. Ucałowała ją w czoło i usadziła na swoich kolanach. House siedział na wprost dwóch kobiet swojego życia i zastanawiał się co takiego wspaniałomyślny los będzie łaskaw jeszcze mu zesłać. – Jak to mówią do trzech razy sztuka. Niestety my nasze trzy razy wyczerpaliśmy – nie miał pojęcia, co próbuje mu powiedzieć. Modlił się, żeby to nie było to o czym myśli. Strasznie nienawidził przeprowadzek. – Ale jak już wszyscy zdążyli zauważyć nie jesteśmy do końca normalni. To nic złego – zwróciła się do Rachel.
- Co próbujesz mi powiedzieć? – zapytał niepewnie.
- Mam plan D – w tym momencie omal nie spadł z krzesła. Wiedział dobrze, że jeśli Cuddy coś wymyśli to będzie to coś naprawdę głupiego i na dodatek bardzo bolesnego. Zwłaszcza dla niego. – Nasza ostatnia szansa – pogładziła córeczkę po główce. – Tym razem naprawdę ostatnia – miała nadzieję, że sposób w jaki to mówi, w jaki na niego patrzy uświadomi mu powagę jej słów.
- Powiedz chociaż, że ten krawat zrobił na tobie wrażenie – jego spojrzenie mówiło wszystko. Uśmiechnęła się. Zrozumiał. Nienawidził wszystkiego, co ostateczne. Jednak tym razem tak właśnie było. Mieli przed sobą ostatnią szansę, by to wszystko w końcu jakoś poukładać. Jedno nietypowe małżeństwo, jedna niezwykła rodzina i jedna szansa na milion, by i tym razem tego nie spieprzyć.
- Dokąd idziesz?
- Po coś mocniejszego. Obawiam się, że wino nie wystarczy.
- Przynieś też dla mnie – uśmiechnęła się widząc jego reakcję.
- Jest gorzej niż myślałem – tym razem nie musiał udawać przerażenia.
- Zamknij się i słuchaj – poleciła. – Przedszkole to dopiero początek. Tym razem jestem pewna. To wypali. A wiesz dlaczego? – wpatrywał się w nią w milczeniu. – Bo tym razem to jest w stu procentach mój plan – dodała przekornie. – Nie było cię w pobliżu, gdy go wymyślałam, mój umysł był jasny, a ciało pozbawione jakikolwiek bodźców zewnętrznych.
- Jeśli nie przestaniesz się puszyć i w najbliższym czasie nie przejdziesz do sedna sprawy, obawiam się, że po kilku kolejnych kieliszkach mogę nie załapać wszystkiego.
- A więc zaczniemy od tego, że…


Piętnaście minut później…


Pusta butelka burbonu stojąca naprzeciw niego wcale nie zmniejszała trapiącego go bólu głowy. Cuddy widząc jego minę również nie wyglądała najlepiej.
- Ale, że on?! Błagam… I ty? Nie wytrzymasz. Będziesz sto razy bardziej wredna niż teraz – w końcu zdołał wykrztusić z siebie pierwsze słowa.
- Nie przesadzaj. Poradzisz sobie.
- Ale, że on? – powtórzył. – I dlaczego ja? I na dodatek ty. To straszne. Serio tego chcesz? – odpowiedziała mu skinięcie głowy. Milczeli.
- Wykonalne – grobową cisze przerwała mała dziewczynka zeskakująca z kolan mamy. Nie mogli się nie uśmiechnąć. – Przeżyję to durne przedszkole. Tata też sobie poradzi. Chyba. A ty… to nawet fajnie – Rachel chyba jako jedyna była gotowa się z tym zmierzyć. Oboje wiedzieli, że czeka ich długa droga, albo i krótka. Bo tym razem nie będzie już kolejnych planów i wyjść awaryjnych. Są tylko dwie drogi. Jedna prowadząca do wspólnego celu i druga, która kończy się na rozstaju. Bo bez względu na to, jak bardzo oboje kochali swoje gierki byli rodziną i pewne rzeczy w końcu musiały się chociaż w pewnym stopniu ustabilizować. Na tyle, by budząc się każdego ranka mieli poczucie, że jutro będą w tym samym miejscu, tak samo szczęśliwi. I właśnie o to zamierzali zawalczyć. Wszyscy.


Koniec



Zastanawiacie się, co wymyślił nasz administratorski umysł?
Zachodzicie w głowę, czy tajemniczy plan D w ogóle miał szansę powodzenia?
Analizujecie, czy to małżeństwo może się utrzymać?
Chcecie wiedzieć, czy Rachel trafiła do przedszkola?
Czy nadal mieszka z najbardziej pokręconą dwójką na świecie?
Czy ogień i woda mogą wspólnie koegzystować?
Jaka niespodzianka spotkała Cuddy?
Co tak wkurzyło diagnostę?
I gdzie w tym wszystkim był Wilson?

Ja nie mam pojęcia, ale może mój wen rzuci na to trochę światła w epilogu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
justykacz
Groke's smile
Groke's smile


Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 1856
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:54, 06 Wrz 2010    Temat postu:

Lubię Twoje teksty Lisek i tak, czekam na epilog Miło mi się to czytało

Czy ja wiem, czy ten fik, o którym wspomniałaś w komentarzu do mnie mi się podobał? Myślę, że tak, ale mi jest bardzo trudno oceniać fiki nieprawdopodobne Tak już mam:) Ten chociaż nieprawdopodobny to mi się podoba, bo taki lekki, bez udziwnień... Wiesz nie chcesz na siłę napisać czegoś pod tytułem "Patrzcie wszyscy jaki ładny fik napisałam" i dlatego to wszystko jest takie stonowane. Niektóre fiki mają nadmiar fajny tekstów i fajnych dialogów i to te fiki psuje. U Ciebie tego nie widzę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez justykacz dnia Pon 12:57, 06 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
paulinka11133
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:36, 06 Wrz 2010    Temat postu:

Ostatnio mam strasznego lenia więc pozwól, że napiszę tylko że dziękuję Ci za to opowiadanie i cieszę się że mogłam je przeczytać.
Pięknie.

Czekam na epilog!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
[3]
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:37, 06 Wrz 2010    Temat postu:

OMH
ja tu umrę z ciekawości zanim doczekam epilogu!
Wenie Liskowy błagam cię, działaj!

W tej części zdecydowanie widać Twoje umiejętności pisania dialogów pomiędzy H. i C. Sposób, jaki na siebie reagują, same teksty. Wszystko takie... hałsowe i Rachel, która jest również wpasowana idealnie

wybacz krótki komentarz, ale mimo braku czasu chciałam coś skrobnąć

P.S.Wenie, jeszcze raz ładnie proszę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vannes_002
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:21, 06 Wrz 2010    Temat postu:

Wena?

Ale to jak to już chcesz kończyć? Nie zgadzam się!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bycioo
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lipno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 8:11, 07 Wrz 2010    Temat postu:

Ojej koniec ? ( szkodaa... ale cóż czekamy na epilog ! xD

_________________
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
<3333


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:14, 07 Wrz 2010    Temat postu:

Lisku mój ty kochany Jak zawsze pięknie przebrnęłaś przez cały fik. Naprawdę ślicznie. Bywało zabawnie i poważnie, a to już daje każdemu opowiadaniu "takie coś", co jest niezbędne, aby czytało się dobrze. To zapewne jest nieprzegięcie w żadną stronę - zrównoważenie słodyczy i gorzkich doznań.

Co do samej części - doszłam do pewnego wniosku, a mianowicie do tego, że Cuddy jest naprawdę wredna Rozumiem, o co jej chodzi, ale żeby tak nie zatrudnić własnego męża tylko pozostawić go na bezrobociu? I na dodatek godzić w jego dumę poprzez samodzielne znalezienie mu pracy, sugerując tym samym, że samodzielnie by jej nie znalazł? No nie. Tak nie może być Mój biedny bezrobotny House Ale jak każda sytuacja ma to swoje dobre i złe strony - złe no to wiadomo, bo same sie nasuwają, ale dobre też są - śniadanie i kolacja w łóżku, Cuddy w stroju króliczka(chciałabym to zobaczyć ), przesiadywanie w domu, no i Rachel. Gdy Lisa zadzwoniła do House'a to pomyślałam sobie, że będzie miał teraz przerąbane ale nie sądziłam, że Rachel oberwie rykoszetem. Bardzo podobało mi się jak mała opowiadała Lisie co robiła z Gregiem Oczywiście ujęło mnie to ich sprzątanie. Słodcy są razem i naprawdę nie wiem, jak można by się na nich gniewać po czymś takim.

Cytat:
- Chyba już wszystko?
- Nie zupełnie? – dodał diagnosta wychodzący z łazienki i siłujący się z krawatem.
- Nie. Tato, błagam… - mała wyglądała na przerażoną. – Tylko nie różowa sukienka – wbijała w niego proszące spojrzenie.
- Pamiętasz, co ci mówiłem o konieczności ponoszenia ofiary w celu osiągnięcia wyższych celów?
- Że różowa sukienka jest tego najlepszym przykładem – wymamrotała.


Pięknie A dwa ostatnie zdania to jest już mistrzostwo. No ale czego innego by się po Tobie spodziewać, nie?

Powrót Cuddy też przypadł mi do gustu. I to jak oni siedzieli przerażeni w salonie w tych galowych ubrankach. Słodcy są, nie ma co. To jak bronią siebie nawzajem (Już nie będę się tym razem rozpływała nad Rachel, obiecuję, nie będę tego robiła!) I pozornie niewzruszona Lisa. O, i ten plan... ile już ich tam było?... D, tak? Oj, niedługo przejadą już przez cały alfabet i będą musieli tworzyć plany A' Ciekawi mnie, co ona tam wymyśliła. Na wszystkie pytania pod spodem odpowiadam „tak" Chciałabym mieć taką łatwość w pisaniu dialogów jaką masz Ty, wiesz?

Nie pozostaje mi nic innego jak cierpliwie czekać na epilog i mieć nadzieję, że uda Ci się go napisać jeszcze w tym tygodniu.

Pozdrawiam Cię cieplutko i życzę weny mój kochany Mistrzu.
Buziaki dla Ciebie i jeden dla Twojego wena, żeby nie płakał, że nic nie dostał
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:22, 07 Wrz 2010    Temat postu:

Liiiisku
I ja się pytam: Jak tu Cię nie kochać?
Ciebie i Twojego Wena?
I odpowiedź prosta: Nie da się!

A co do zamiany ról:
Już nie będe przyrzekam!

Ale do rzeczy:

Nie miałam prawie tydzień neta,a tu dwa cudeńka *rozpływa się*
Pozwól,że nie będe cytować itp.

Muszę Ci powiedzieć, że jestem absolutnie zachwycona, tym co piszesz. Z resztą jak zawsze. Jesteś taką 'wyrobioną marką' i wybacz,za to określenie. Mianowicie: Mam na myśli, że jeśli coś piszesz, to zawsze to jest prze-śli-cznie. o

Ogólnie cudownie prowadziłaś tego fika. I jak zauważyłą Szpilka. Była tu taka przeplatanka scen miłości, załamania, smutku i radości, utrudnień i rozwiązań No i jak powiedziała moja poprzedniczka - słodyczy i goryczy, Zgadzam się z nią.

I cóż:

Kocham Twoją Rachel - genialna postać. Dużo bym dała, żeby właśnie taka była w serialu (o ile wgl będzie pokazana, już jako ta większa)

Kocham Twojego super- Wilosna- bohatera PPTH

Kocham Twojego House'a - który potrafił poświęcić to co kocha, dla Lisy

No i Lisę - że dała im szansę i tak dzielnie ich znosiła.

I tu znowu. Marzy mi się TAKIE Huddy *kieruje wzrok ku niebu*


Jesteś moim Guru.Moim Mistrzem nad mistrzami.Mówiłam już?
Ej! Załóżmy nowe wyznanie: Liskolizm Bądź inna nazwa, bo ta taka w minute wymyślona

Piszesz cudownie, pięknie, ślicznie,genialnie i ...wyjątkowo i ... (wpisz sobie coś superhipermega pozytywnego)

Twoje opisy są piękne. Naprawdę bardzo piękne
A dialogi bardzo realistyczne. Czy w Tobie przypadkiem nie siedzi DS?

Ten fik napewno wkracza na listę moich ulubionych Z resztą kolejny Twojego autorstwa!


Kłaniam się niziutko. :szacum: :szacun:

Twoja oddana, wieczna fanka Aduśka
Kocham Cię i Twoje prace!

PS Będę miała coś dla Ciebie niebawem ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 6:08, 09 Wrz 2010    Temat postu:

Lisku kochana, nawet nie wiesz, jak bradzo rozczuliłaś mnie tą częścią. No dobra, może wiesz W końcu nie sposób nie rozczulić kogoś czymś tak wspaniałym, uroczym i słodkim. Jestem zachwycona.

Od razu przepraszam za to, że komentuję dopiero teraz, ale zaczęła się szkoła, więc czas mam tylko przed lekcjami. No, ale już nie będę przynudzać.

Cytat:
To ona musiała się powstrzymywać, by nie rzucić się mu w ramiona, gdy z dumą ogłaszał, ze uratował kolejnego pacjenta. To ona musiała się przekonywać, że pozwoliła mu na niebezpieczną biopsję, bo nie było innego wyjścia, a jego błękitne, przeszywające ją na wylot i przyprawiające o dreszcze spojrzenie nie miało z tym nic wspólnego. To ona musiała się powstrzymywać, by nie przytulić go na oczach całego personelu, gdy podczas kolejnej kłótni przypadkiem go zraniła. To ona miała problem i było jej strasznie ciężko, że to on musiał zapłacić tą najwyższą cenę za ich związek.


Tutaj w przepiękny sposób pokazałaś, jak Cuddy reaguje na House'a. Pozornie nie czuje nic, kocha go, ale i tak potrafi mu się oprzeć i postawić na swoim. Ale tylko pozornie. Bo tak naprawdę ona jest w stanie zrobić dla siebie wszystko i tylko resztki samokontroli powstrzymują ją przed powiedzeniem tego na głos i zamienieniem słów i myśli w czyny. I w tym fragmencie to widać. A skoro to widać, to moje Huddzinkowe serducho bije szybciej, jednocześnie fundując ci owację na stojąco

House jak to House, nie będzie pracował w miejscu, w którym nie może pocałować szefowej i na oczach wszystkich pokazać, że ona jest jego. No i przecież nie wytrzymałby bez niej długo.

Rachel i różowa sukienka... Fajny tytuł na jakąś zabawną miniaturkę Ale tak na poważnie, to zdolność aktorskie małej, pomysłowość House i tajemniczy plan D rozwaliły mnie na łopatki.

Cytat:
Na tyle, by budząc się każdego ranka mieli poczucie, że jutro będą w tym samym miejscu, tak samo szczęśliwi. I właśnie o to zamierzali zawalczyć. Wszyscy


I to zdanie sprawiło mnie w dziwny stan, ni to nostalgia, ni zauroczenie. Czytając to, nie wiem dlaczego, autentycznie miałam łzy w oczach. I za to ci dziękuję, lisku.

Cytat:
Zastanawiacie się, co wymyślił nasz administratorski umysł?
Zachodzicie w głowę, czy tajemniczy plan D w ogóle miał szansę powodzenia?
Analizujecie, czy to małżeństwo może się utrzymać?
Chcecie wiedzieć, czy Rachel trafiła do przedszkola?
Czy nadal mieszka z najbardziej pokręconą dwójką na świecie?
Czy ogień i woda mogą wspólnie koegzystować?
Jaka niespodzianka spotkała Cuddy?
Co tak wkurzyło diagnostę?
I gdzie w tym wszystkim był Wilson?


Oby odpowiedzi na te pytania pojawiły się w epilogu, dobrze ci radzę

A więc życzę weny i z utęsknieniem czekam na epilog.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Agnes dnia Czw 6:10, 09 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:27, 09 Wrz 2010    Temat postu:

Dziękuję Jesteście kochani cieszę się, że to co pisze Wam się podoba. W końcu po to, to robię. By ktoś mógł się uśmiechnąć po przeczytaniu. I jeśli jest choć jedna taka osoba to ja jestem happy
Napisane zwyczajnie, czyli chyba po mojemu
Dla tych wszystkich, którzy dzielnie czytają moje wypocinki. Na razie nie będę Was więcej zadręczać. Wen domaga się przerwy na regenerację. Zatem do napisania… kiedyś tam Może jak zacznie się siódmy sezon znów coś mnie natchnie


EPILOG


Kończył się wrzesień. Słońce leniwie wznosiło się nad horyzont, nieśmiało zaglądając do każdego domu, do każdego wysuniętego na wschód okna. Nie czuło się skrępowane baraszkując po cudzej sypialni. Bardzo szybko dostrzegło leżącą na środku wielkiego łóżka brunetkę. W mgnieniu oka ogarnęło całą jej sylwetkę…
- Jasna cholera! – rozległo się głośnym echem w całej sypialni. Osoba zamykająca w tej chwili drzwi wyjściowe uśmiechnęła się szeroko. Bardzo szeroko. Uwielbiał to. I właśnie doszedł do wniosku, że chyba nigdy nie znudzi mu się wyłączanie jej budzika. Jak on żałował, że tym razem nie mógł widzieć jej miny.
- Tato… spóźnimy się! – mała głowa wystająca z samochodu nie pozwalała o sobie zapomnieć ani na chwilę. – Trzeba było obudzić mamę – zrobiła naburmuszoną minę.
- Mama ma dziś ważne spotkanie. Powinna się wyspać – zaznaczył.
- To trzeba było pozwolić jej spać w nocy – wywróciła oczami. House omal się nie zakrztusił. – Znów ją zamęczałeś tymi głupimi ćwiczeniami? Słyszałam jak jęczała – właśnie w tej chwili przerażony i jakby nie było nieco rozbawiony diagnosta postanowił wygłuszyć sypialnię. Zdecydowanie.
- Hej! Czy kiedykolwiek się spóźniłaś? - wolał zmienić temat. Jakoś nie miał aktualnie więcej pomysłów na głupie tłumaczenia w stylu ćwiczeń fitness.
- W tym tygodniu?
- Boże. W kogoś ty się wdała? – powiedział sam do siebie odpalając silnik.

- Taatoo… - o tak, ten ton nigdy nie wróżył niczego dobrego. – Mam problem – jak on się cieszył, że mała miała dopiero pięć lat. – Bob mnie prześladuje.
- Kto to jest Bob? – mina diagnosty jasno dawała do zrozumienia, że jest gotów zabić wszystkich Bobów w okolicy. Nawet w całym mieście, albo i w całym kraju. Tak, dla świętego spokoju.
- To taki starszak. Chodzi za mną i w kółko gada, że jestem laską – dziewczynka wpatrywała się w tatę coraz mocniej zaciskającego dłonie na kierownicy. – Nie wiem, o co chodzi?
- Który to?
- Nie powiem ci. Wystarczy, że pan od angielskiego się ciebie boi – posłała mu oburzone spojrzenie.
- To co mam zrobić? – syknął.
- Doradź mi. Mama zawsze potrafi coś wymyśleć.
- Nie waż się wspominać pomysłów swojej matki – zatrzymał samochód na przedszkolnym parkingu. Westchnęła. Odpięła pasy i zamierzała wysiąść.
- Zaczekaj. Idziesz sama?
- Tak będzie lepiej – uśmiechnęła się blado.
- To ten? – wskazał na niedużego chłopczyka z bujną czupryną stojącego przy huśtawkach. Jej przerażone spojrzenie mówiło wszystko. Pochwycił laskę i czym prędzej wykuśtykał z samochodu.
- Ale tato… - mała zatrzasnęła drzwi i pobiegła za nim.
- Witaj synu – chłopczyk wyglądał na trochę przestraszonego. – Słyszałem, że lubisz laski? – spojrzał wymownie na swoją trzecią nogę. – Fajna, nie? – przeszywał malca zabójczym spojrzeniem. Bob ani drgnął. – A wiesz ile ma zastosowań? Jeśli chcesz mogę pokazać? Ale to może zaboleć – zrobił nienaturalnie smutną minkę. Chłopczyk z wielkimi brązowymi oczami pokiwał przecząco głową. – No, to byłoby na tyle. Bawcie się dobrze – puścił oczko do swojej kochanej córeczki. Gdy się ponownie odwrócił po małym Bobie nie było już śladu. Rachel spojrzała na niego bardzo wymownie. – No co?!
- Nic – westchnęła. – On przynajmniej się nie rozpłakał - House wywrócił oczami. Przecież nie mógł wiedzieć, że pan od angielskiego jest taki wrażliwy. - Dzięki - dziewczynka mimo wszystko uśmiechneła się i ucałowała go w policzek. Nim zdołał otworzyć usta jej już nie było. Zniknęła gdzieś między huśtawkami. Uśmiechnął się sam do siebie. Była dopiero dziesiąta, a on już mógł zaliczyć ten dzień do udanych.

W końcu dotarł do szpitala. Miał dobry humor więc swoje pierwsze kroki skierował do administratorskiego gabinetu.
- Jak ty seksownie dziś wyglądasz w tym garniturze – jak zwykle sforsował drzwi bez pukania. Wilson uniósł głowę znak dokumentów.
- Na mnie to nie działa – od razu dało się wyczuć, że on nie ma już tak dobrego humoru, jak jego nieproszony gość. – Wiem, co wczoraj zrobiłeś. Pan Okajama jest wściekły.
- To dobrze. Jest wściekły to znaczy, że nadal żyje – dodał rozsiadając się przy biurku.
- Dla szpitala chyba byłoby lepiej, gdyby umarł – James przetarł dłońmi twarz.
- Nie wiem, czy to legalne? Ale jeśli chcesz mogę ci to załatwić, w końcu to ty tutaj rządzisz – wstał, a następnie ruszył w kierunku wyjścia.
- House!
- No dobra. Strasznie nerwowy się ostatnio zrobiłeś. To chyba wina tego krzesła. Cuddy miała to samo.
- Mógłbyś się chociaż trochę postarać. Nie jestem Cuddy. Mój urok nie działa na każdego.
- Taaa… działasz na każdego w przedziale wiekowym od zera do sześćdziesięciu pięciu lat, no i na trzy czwarte facetów po siedemdziesiątce – parsknął wymownie.
- Co u was? – onkolog, albo raczej administrator mając do wyboru dwugodzinną konwersację z House’m mającą w efekcie końcowym ośmieszyć właśnie jego postanowił zmienić temat.
- Odkąd ma tą swoją nową pracę jest jeszcze gorzej niż wtedy, kiedy siedziała w domu. Puszy się jak paw – ponownie opadł na fotel.
- To chyba dobrze, że każde z was może się spełniać.
- Jasne. Od czasu, gdy Berg ją awansował nawet sypia z dokumentami – zrobił skwaszoną minę. – Brakuje tylko, żeby w „trakcie” zaczęła cytować mi sprawozdania finansowe.
- Jest szczęśliwa. I ty chyba też – Wilson zawsze wiedział, co powiedzieć, by od razu go zirytować. - Co z przedszkolem Rachel?
- Nienawidzę go.
- Pytam, co ona o nim sądzi? – tym razem to Wilson wydawał się być tym o wiele bardziej rozbawionym.
- Nie wiem, co może być w nim fajnego? – wymamrotał.
- Czyli jest zadowolona. To dobrze. Gdybym was nie znał powiedziałbym, że jesteście… całkiem … no wiesz… normalni? – młodszy mężczyzna nie sądził, że kiedykolwiek użyje tego zestawu słów do określenia swoich przyjaciół. – A propos Cuddy, dowiedziałeś się…
- Wilson, jesteś złym człowiekiem! Zawsze wiedziałem, że ten gabinet jest przeklęty – rozejrzał się wokół. – Zamieniasz się w podstępnego administratora, jeszcze trochę i przepoczwarzysz się w jakąś oślizgłą bestię. Wiem coś o tym, bo sam z taką sypiam.
- To była tylko przyjacielska prośba. Nie prosiłem cię o podanie numeru konta ministra – wywrócił oczami. – Pytałem tylko o przewidywalny termin inspekcji. To Cuddy. Ona zna ten szpital lepiej niż ja. Na pewno coś znajdzie – wyglądał na bardziej niż przejętego.
- Przygotowujesz się do tej inspekcji od miesiąca. Nawet rolki papieru toaletowego w kiblach mają przepisową długość!
- Tak, ale nadal mamy problem z kostnicą – posłał diagnoście mordercze i pełne wyrzutu spojrzenie.
- Jeszcze się z tym nie uporali – zrobił minkę niewiniątka.
- Wyobraź sobie. Nie tak łatwo naprawić przepalone przewody, pod które jakiś idiota bez wyobraźni próbował podłączyć dwa wzmacniacze.
- Ten idiota nie chciał hałasować na górze. Tak przypuszczam – uśmiechnął się szeroko. – Musisz przyznać, że nikt się nie skarżył.
- Jeśli nie chcesz do końca życia zajmować się przygotowywaniem ciał do pochówku to radzę ci wyciągnąć z własnej żony termin jej wizytacji – podszedł bliżej. Odkąd Cuddy powierzyła mu to stanowisko, naprawdę wiele się już nauczył. Wewnątrz nadal był tym samym James’em Wilsonem, ale na zewnątrz potrafił zmienić się w James’a Wilsona – super administratora.
- Przecież nie powiedziałem, że nie wiem. Tylko, że nie mam powodu, by ujawnić ci tę niezwykle istotną informację.
- Znam trzy tysiące powodów. Pierwszym z nim jest twoja pensja. A trzy tysiące sto pierwszym twoje dwa tysiące zaległych godzin w przychodni – uśmiechnął się zadziornie.
- Miało być trzy tysiące?
- Mogę też wspomnieć o twoich specjalnych piątkach.
- O naszych specjalnym piątkach. I nie zrobisz tego? Cuddy znów każe mi spać na kanapie – oczy House’a praktycznie się zeszkliły.
- Więc?
- Jak chcesz – obojętnie wzruszył ramionami. - Możesz jej powiedzieć – jego wyraz twarzy zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni w przeciągu trzech sekund. – Żeby mnie szantażować musisz znaleźć coś lepszego.
- Mała się wygadała – Wilson zaśmiał mu się prosto w twarz. Odpowiedziało mu skinięcie głowy przyjaciela.
- Na szczęście podkablowała mi też o fitnessowych środach swojej matki więc jesteśmy kwita.
- Ale Rachel mówiła, że Cuddy ćwiczy w domu? – dopiero błysk w oczach diagnosty uświadomił mu istotę rzeczy. – Cofam wzmiankę o waszej normalności – skrzywił się nieznacznie. – Zaraz… powiedziałeś, że mogę jej powiedzieć? Nie jesteśmy umówieni… ona tu dzisiaj będzie!? Megan! – wybrał numer do asystentki. - Do kostnicy! – wybiegł z gabinetu zanim rozbawiony House zdołał mu powiedzieć, że ich ulubiona inspektorka czeka na dole.


Dochodziła dwudziesta pierwsza. House wyciągnięty na wielkim łóżku, z okularami na nosie czytał gazetę. Cuddy owinięta w wielki, puchaty szlafrok po godzinie wyłoniła się z łazienki.
- Myślałem, że się utopiłaś – ciągle wpatrywał się w gazetę. – Pewnie nie dostaniesz teraz premii. Nie rozumiem dlaczego wlepiłaś mu tylko pięć tysięcy kary? – pokiwał głową zniesmaczony.
- To jego pierwsza inspekcja. Postanowiłam więc nie uwzględniać szkód wyrządzonych przez ciebie – wyjaśniała siadając na brzegu łóżka. Nastawiła budzik i schowała go ostentacyjnie pod swoją poduszką. Kąciki ust mężczyzny leżącego obok wyraźnie się uniosły. Odłożył gazetę i w końcu odwrócił się w jej stronę. Ich spojrzenia się spotkały. Kobieta nachyliła się w jego kierunku i ucałował go w policzek, a następnie pochwyciła leżące na nocnym stoliku dokumenty. Jego błędny wzrok i o dziwo irytujące milczenie wcale już jej nie przeszkadzały. Nie było łatwo, ale w końcu radzenie sobie z trudnymi sytuacjami opanowali niemal do perfekcji. Zwłaszcza ona. Gdy Berg ją awansował była w siódmym niebie. Po dwóch tygodniach spędzonych w domu miała ochotę strzelać do wszystkiego co się rusza. Za to Rachel i House byli zachwyceni. Ona miała mamę do dyspozycji niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę, a on uwielbiał jej SBK. Syndrom Bezrobotnej Kobiety. Twierdził, że była wtedy bardzo nakręcona i wyjątkowo łatwo było nią manipulować. No i ogólnie była łatwa. Niestety z tym musiała się zgodzić. Nuda była zabójcza. Po tygodniu była w stanie zgodzić się na każdy nawet najbardziej absurdalny pomysł swojego męża, byleby tylko coś się działo. Do tej pory dziękowała Bogu, że wtedy popsuł się im samochód i zamiast skoków ze spadochronem zaliczyli kolację w pobliskim barze.
- Nie wiem, co jest fascynującego w tych cyferkach, ale robię się zazdrosny – wyszeptał jej zmysłowo wprost do ucha. – Hej, ty nawet tego nie czytasz! – bezbłędnie odgadł, że brunetka jest gdzieś bardzo daleko.
- Przyznaj, że mój plan D się sprawdził – spojrzała na niego tak, że omal zapomniał jak się nazywa.
- Twój plan D był do d… to znaczy po pewnych modyfikacjach… – widząc jej mordercze spojrzenie od razu się poprawił - …jest całkiem znośny.
- Znośny? Znośna to może być kanapa w salonie – skwitowała.
- Ale maamooo…
- Cześć mamo, cześć tato – mała istotka w żółtej piżamce z wielkim brązowym misiem pod pachą niepewnie stanęła w drzwiach.
- O nie! – pierwszy odezwał się diagnosta. Wielkie, błyszczące oczęta świdrowały go bezlitośnie.
- Kochanie, znowu nie umiesz zasnąć? – kobieta uśmiechnęła się do córki. Tak, to nie było pierwszy raz. Odpowiedział jej smutny wyraz twarzy i kilkukrotne skinięcie głowy. – Chodź – Cuddy rozchyliła kołdrę. House nie zdążył nawet zaprotestować. Dziewczynka z prędkością błyskawicy znalazła się w łóżku pomiędzy nimi, a łapa wielkiego misia bezczelnie wbijała się mu w oko. Oczywiście Rachel zasnęła w przeciągu trzech minut. Cuddy również wyglądała jakby spała. Nie miał stu procentowej pewności, ponieważ prześladowało go nieodparte wrażenie, że kobieta z całych sił próbuje się nie uśmiechnąć. Z pewnością doskonale wyobraża sobie jego obecną minę. Westchnął ostentacyjnie. Kobieta otworzyła jedno oko i uśmiechnęła się szeroko.
- To nie jest śmieszne – syknął wyczuwając jej rozbawienie.
- Jest – wyszeptała.
- Odbiję to sobie jutro. Bądź tego pewna.
- No nie wiem, czy wybaczę ci tę puchatą zdradę – dodała zamykając ponownie otwarte oko. Dopiero teraz zorientował się, że leży wtulony w wielkiego misia. Jak on się w tej chwili cieszył, że ma swój zespół, na którym będzie mógł się jutro wyżyć, swojego Wilsona, którego wkurza się niemal równie łatwo jak Cuddy i przychodnię, w której mógł dać upust całemu stresowi. Tak, to było kolejne zboczenie, które u siebie zaobserwował. Oczywiście robił wszystko, by jego nowy szef nie odkrył tej jego nowej pasji. Ale co gorsza było coś jeszcze. Coś do czego nie przyznawał się zbyt często. I co przerażało go równie mocno. Spojrzał na dwie bestie śpiące obok; nie, nie patrzył na misia; które sprawiały, że życie choć milion razy bardziej skomplikowane pozwalało mu się uśmiechnąć, tak zwyczajnie, jak w tej właśnie chwili. Bo w tym konkretnym przypadku los okazał się równie łaskawy co dowcipny. Ogień i woda byli na siebie skazani. No i chyba w końcu naprawdę szczęśliwi.


KONIEC


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Pią 16:52, 10 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:56, 09 Wrz 2010    Temat postu:

Prawdopodobnie jestem jedną z nielicznych osób na Horum, lubiącą Happy Endy. Ale co ja moge na to poradzić, że uwielbiam, kiedy wszyscy są szczęśliwi, a zamiast łez w moich oczach pojawia się radość? Tak już mam. A co do tych oczu i radości, to pojawiła się w nich, kiedy skończyłam czytać ten epilog. Ot, taki szczególik.

Jeden z najbardziej udanych epilogów, jakie przyszło mi czytać. I nie, nie mówię tego dlatego, że kocham twoj,ą twóczość, lisku. Chociaż to w sumie też. Dobra, mniejsza o to. W każdym razie z ręką na sercu mogę powiedzieć, że mówię prawdę.

Plan D jest niesamowicie w stylu Cuddy. Co prawda średnio podoba mi się to, że House musi obyć się bez zaczepek na temat jej administraotrskiego tyłka, ale Jimmy w roli SuperAdmina wynagradza mi to w stu procentach

Cytat:
- Jak ty seksownie dziś wyglądasz w tym garniturze – jak zwykle sforsował drzwi bez pukania. Wilson uniósł głowę znak dokumentów.
- Na mnie to nie działa


Gdybym była Hilsonką, najpierw westchnęłabym, totalnie rozczulona, a potem wskazała na Wilsona palcem i oskarżycielkim tonem zawołała "Kłamca". No, ale nie jestem, więc tylko padam ze śmiechu

Cytat:
Ogień i woda byli na siebie skazani. No i chyba w końcu naprawdę szczęśliwi.


Powiem tylko jedno -

Pozostaję równie oczarowana jak na początku. Życzę twojemu wenowi szybkiego powtoru do...hmmm...zdrowia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
[3]
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:35, 09 Wrz 2010    Temat postu:

Tak! Plan D jest cudowny! Tak jak i cały epilog. Ty i Twój Wen spisaliście się (dosłownie ) znakomicie
Ten fick skończył się po prostu mistrzowsko

1. teksty Rachel
<b><i>To trzeba było pozwolić jej spać w nocy – wywróciła oczami. House omal się nie zakrztusił. – Znów ją zamęczałeś tymi głupimi ćwiczeniami? Słyszałam jak jęczała – właśnie w tej chwili przerażony i jakby nie było nieco rozbawiony diagnosta postanowił wygłuszyć sypialnię. Zdecydowanie. </i></b>

2. House - opiekuńczy ojciec
<b><i> - To taki starszak. Chodzi za mną i w kółko gada, że jestem laską – dziewczynka wpatrywała się w tatę coraz mocniej zaciskającego dłonie na kierownicy. – Nie wiem, o co chodzi?</i></b>

3. Wilson administratorem
<b><i>- Nie wiem, czy to legalne? Ale jeśli chcesz mogę ci to załatwić, w końcu to ty tutaj rządzisz – wstał, a następnie ruszył w kierunku wyjścia. </i></b>

4. Cuddy panią inspektor - boski pomysł
<i><b>Pytałem tylko o przewidywalny termin inspekcji. To Cuddy. Ona zna ten szpital lepiej niż ja. Na pewno coś znajdzie – wyglądał na bardziej niż przejętego.
- Przygotowujesz się do tej inspekcji od miesiąca. Nawet rolki papieru toaletowego w kiblach mają przepisową długość! </b></i>

<b><i>Dziewczynka z prędkością błyskawicy znalazła się w łóżku pomiędzy nimi, a łapa wielkiego misia bezczelnie wbijała się mu w oko. </i></b> ląduje w moim podpisie!

5. Cudowny opis na koniec z cudownym tekstem C.
<i><b>- No nie wiem, czy wybaczę ci tę puchatą zdradę – dodała zamykając ponownie otwarte oko. Dopiero teraz zorientował się, że leży wtulony w wielkiego misia. (...) Ale co gorsza było coś jeszcze. Coś do czego nie przyznawał się zbyt często. I co przerażało go równie mocno. Spojrzał na dwie bestie śpiące obok; nie, nie patrzył na misia; które sprawiały, że życie choć milion razy bardziej skomplikowane pozwalało mu się uśmiechnąć, tak zwyczajnie, jak w tej właśnie chwili. Bo w tym konkretnym przypadku los okazał się równie łaskawy co dowcipny. Ogień i woda byli na siebie skazani. No i chyba w końcu naprawdę szczęśliwi.</b></i>



za całego ficka, który jest w od początku do końca boski

życzę Wenowi miłego wypoczynku


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:53, 09 Wrz 2010    Temat postu:

Lisku kochany

Wiesz, coś czuję, że się powtórzę... niestety. No, ale co zrobić. W końcu każdemu zabraknie słów. Wykorzystałam na Ciebie już chyba wszystkie znane mi superlatywy, więc teraz polecę od początku. Przykro mi to mówić, ale pewnie tak już teraz będzie. Chyba że kiedyś wpadnie mi do głowy jakiś nowy, genialny pomysł opisujący Twoją piękną twórczość... tak, wtedy Ci o nim powiem. Na pewno.

Happy end... głupio by zabrzmiało, gdybym powiedziała, że się tego nie spodziewałam. Co więcej byłoby to kłamstwem, a tego wolałabym uniknąć... Jak kocham te Twoje zakończenia, wiesz? Uwielbiam to, że gdy zaczynam czytać to wiem, że koniec końców wszystko, co dzieje się złego zostanie naprawione. Jakkolwiek głupio to brzmi, to naprawdę to kocham! Moim całym sercem, a już najbardziej tym skrawkiem serca, który został przypisany Tobie i Twoim słowom.

Epilog jest świetny! Taki... ach, tak idealnie Twój! Niby jest "happy endem", ale nie jest słodki... znaczy jest, ale w takim stopniu, że jest to urocze. Rozumiesz o co mi chodzi? To samo próbowałam napisać poprzednio. Jest słodko, ale nie przesłodko. To tak jakbym zjadła kawałek tortu i nadal miałabym ochotę na kolejny kawałek mimo tych wszystkich kremów i mas. Tak, jakbym wreszcie trafiła na tort, w którym masa ma idealny smak - nie za słodka, ani nie ma jej za dużo. Dobra, to dziwne i poplątane porównanie Mam jednak nadzieję, że zrozumiesz, co próbuję przez to powiedzieć, bo jak widać mam dziś problem z wyrażaniem moich uczuć wprost. W tym epilogu było wszystko. Był House, choć chyba byłoby głupio gdyby go nie było... była Cuddy, był Wilson i to jaki! Administrator! Wiedziałam, że plan D będzie niezwykły, ale tego w życiu się nie spodziewałam. Dialog House'a z Jamesem jest cudowny i śmieszny. Krótko mówiąc - cali oni. No i była moja kochana Rachel! I oczywiście Greg broniący tego szkraba przed kolegami. Ha, ha, może to dziwne, ale ja dokładnie takim go widzę. Jakby on miał córkę to na pewno byłby o nią bardzo, ale to bardzo zazdrosny. Tak samo jak przedstawiłaś to w czasie jego rozmowy z tym chłopcem. House obroniłby Rachel przed wszystkim. Żałuję, że nie widziałam rozmowy z nauczycielem, który był taki wrażliwy i się popłakał po dyskusji z moim Gregiem A ostatnia scenka jest przeurocza! Kilka kropel słodyczy skapnęło na moje serce, co wywołało na mojej twarz uśmiech. Widzę Grega z tym misiem i Rachel pomiędzy Cuddy a House'm

Podsumowując znów udało Ci się mnie zachwycić. Już w tej minucie odczuwam brak Twoich tekstów Teraz mam dwa wielkie powody, żeby czekać na siódmy sezon! Jednym jest wiadomo co... na te wszystkie sceny czeka chyba większość, więc nie zabłysnę oryginalnością. Ale drugim powodem jesteś Ty! Niech ten siódmy sezon wpłynie na Ciebie inspirująco i pilnuj, aby Twój wen oglądał wszystko z Tobą! Niech nie przegapi ani jednego odcinka. Może zobaczy jakiś pojedynczy gest i wpadnie na kolejny, genialny pomysł? Znaczy na pewno wpadnie, ale mam nadzieje, że nastąpi to już całkiem niedługo. Czuje, że chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć co. Ach, najpewniej to był jakieś kolejne słowa uznania, ale obejdzie się bez tego, bo Ty to już wszystko doskonale wiesz!

Pozdrawiam Ciebie cieplutko i może wyślij swojego wena do jakiegoś dobrego SPA? Odpocznie i będzie jak nowy

Buziaki, Mistrzu
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vannes_002
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:00, 09 Wrz 2010    Temat postu:



I love you!
Albo nie..
I hate you! Jak możesz pisać epilog?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6
Strona 6 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin