Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

W międzyczasie [Z*]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
marysiaaa
Proktolog
Proktolog


Dołączył: 08 Paź 2009
Posty: 3329
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:40, 29 Paź 2009    Temat postu:

Cytat:
- Wolę mniej dociekliwego psychiatrę, ale obaj wiemy co o 'chceniu' mówi filozof Jagger.



eej, to jest ge nial ne !
czemu tu trafiłam dopiero TERAZ?!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izabella
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 06 Maj 2008
Posty: 227
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:16, 31 Paź 2009    Temat postu:

agnieszka2372 napisał:

Zaszalałam nieco :D

he,he, lubię te Twoje szaleństwa

Prawdę mówiąc ja tez czekalam na rozmowę o Cuddy. Myślalam, że będzie ona nieodzownym elementem terapii.
Niestety nie była, ale jej wizję mam dzięki Agnieszce.

Nie wiem czy tak dokładnie wygladą rozmowa terapeutyczna, ale podobało mi sie jej ujęcie. Sugestie i pytania Nolana były jak najbardziej trafne, a ich pogłebianie jeszcze bardziej interesujące.

Niemiałabym nic przeciwko, zeby House chodził jeszcze do Nolana i temat Cuddy zostal omówiony.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
magdalenka
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:39, 03 Lis 2009    Temat postu:

świetne to było
wszystkie te opowiadanka
masz talent kobieto do wzruszania mnie
a ta terapia mnie powaliła, ciekawa i ciut nierealna, ale co tam!
pisz dalej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:03, 28 Sty 2011    Temat postu:

Witam ponownie
Długo nie pisałam i jeszcze dłużej mnie tu nie było, ale ten kawałek od jakiegoś czasu chodził mi po głowie. Wreszcie napisałam.
Dziękuje Saph za trzymanie mi pistoletu przy skroni, zawsze pomaga.


Nie miał nic przeciwko dzieciom. Więcej, od zawsze powtarzał, że wolał je od dorosłych. Istoty nieskażone kłamstwem, hipokryzją i cynizmem. Zazwyczaj świetnie sobie z nimi radził z dwóch banalnie prostych powodów; bo był wobec nich szczery i jego styczność z nimi ograniczała się do minimum. Z Rachel sprawa wyglądał zupełnie inaczej. Początkowo, póki nie spędzali ze sobą zbyt wiele czasu wszystko się układało. Jednak geniusz jak House doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie potrwa to wiecznie. Wiedział też, że nie ma wyboru i jeśli zależy mu na związku z Cuddy, a nie wątpliwie mu zależało, musiał w swoim popapranym życiu zrobić miejsce dla jej córeczki. Obawiał się tylko, czy sobie z tym poradzi. Jak na razie jego najbardziej optymistyczna prognoza to: ‘nie mam pojęcia’. Wśród wielu wątpliwości, które kołatały mu się po głowie jedna wyróżniała się na tle pozostałych:, co będzie jak mała się do niego przywiąże, a oni ze sobą zerwą. Najgorsze w tym wszystkim było wrażenie, że nie posiadał żadnej kontroli. Tygodnie mijały i siłą rzeczy widywał dziewczynkę coraz częściej. Przy czym przy każdej okazji mała przyglądała mu się taką samą ciekawością, z jaką on przyglądał się jej. Powoli zaczynał zauważać, co lubi, czego nie lubi, jakie ma przyzwyczajenia i jak zachowuje się w różnych sytuacjach. Doszło do niego, że był świadkiem kształtowania się czyjejś osobowości. Na samym początku postanowił sobie, że nie zamierza zastępować jej ojca, a zwyczajnie spędzać z nią czas. Nie miał tylko pojęcia, do czego do doprowadzi. Jednego był pewny: nie chciał nawalić.

Wtorkowy wieczór spędzali w mieszkaniu House’a, dziewczyny rzadko nocowały u niego, ale czasem się zdarzało. Zbliżała się 18:00 Cuddy brała prysznic, Rachel kolorowała coś na podłodze, a on sam grał na pianinie. Kolejny utwór przerwało mu pukanie w plecy. Odwrócił się skupiając wzrok na dziewczynce.
- Też chce – oznajmiła uśmiechając się słodko.
- Grać na pianinie? – upewnił się nieco zaskoczony.
- No.
- Dobra, choć -
wyciągnął ręce i posadził ją obok siebie na ławeczce – W najgorszym wypadku poirytujemy sąsiadów. Co zawsze popieram.
- Ok., patrz uważnie –
polecił demonstrując powoli kilka pierwszych taktów. Uśmiechnął się gdy zobaczył z jakim skupieniem i niezwykłą powagą obserwuje jego dłoń.
- Teraz ty, daj palec – powiedział biorąc jej rączkę i prowadząc przez kolejne klawisze, powtórzył tą czynność parę razy aż nabrała płynności.
- Spróbuj sama.
- Tak? –
spytała nieśmiało. Był mile zaskoczony ponieważ zamiast jednym palcem grała całą ręką.
- Tak, teraz spróbujemy jednocześnie. Będę grał swoją, a ty twoją część, dzięki temu usłyszysz całą melodię.
- Oki doki.

Za pierwszym razem nie wyszło zupełnie czysto, ale za drugim było już idealnie.
- Gram.
- Grasz, Vanessa Carlton może się schować.
- Yay -
zaczęła klaskać zadowolona z siebie. Patrzył na jej radość i musiał przyznać, że to przyjemne uczucie; móc nauczyć kogoś, czegoś, co miało dla ciebie tak duże znaczenie.
Ponadto wyglądało na to, że mała miała słuch.
- Jeszcze raz.
- Despotyczna jak mama.
- Destoptyczna? –
spróbowała powtórzyć nowe słowo.
- Prawie.
- To ładna? –
zapytała próbując odgadnąć jego znaczenie.
- Dokładnie tak – potwierdził nie starając się nawet ukryć uśmiechu - Nie zapomnij powiedzieć mamie, że jest despotyczna.
- Baaaardzo des- po-ty-czna
– dodała poważnie uważając, że jej mama jest najładniejsza na świecie.
- Wręcz nieziemsko – śmiał się House, choć w kwestii urody jej matki całkowicie się z nią zgadzał.
Co nie znaczyło, że nie wykorzysta nowo odkrytej zabawy: drażnienie Cuddy za pomocą córki.

Cuddy wróciła z pracy później niż zwykle, całą drogę powrotną zastanawiała się, czy jest, do czego wracać. Marina miała wyjść tego dnia wcześniej, co znaczyło, że przez półtorej godziny dzieci pozostały bez nadzoru. Znając zdolności obydwojga mogło się to skończyć dramatem, albo, co najmniej przeprowadzką. Była tak pewna swego, że nawet cisza po przekroczeniu progu nie specjalnie ją pocieszyła. Weszła do salonu i ku swojemu zaskoczeniu odkryła idealny porządek. Na kanapie Rachel wygodnie oparta o House’a oglądała Monster trucki. Nie tego się spodziewała.
- Cześć.
- Cześć mama
– pomachała na przywitanie córeczka odwracając głowę, ale nie ruszyła się ze swojego miejsca.
- Co oglądacie?
- Trucki –
wyjaśniła.
- Oczywiście – podsumowała z uśmiechem Cuddy. Nie miała nic przeciwko temu, chciała, żeby robili coś razem, mieli coś wspólnego. Znaczyło to również, że House’owi zaczynało zależeć.
- Jedliście kolacje?
- Zrobiliśmy, ale czekaliśmy na ciebie –
poinformował czerpiąc satysfakcje z jej ewidentnie zdziwionej miny.
- Ale nie powstrzymało was to przed zjedzeniem masy pustych kalorii – stwierdziła patrząc na opróżnione do połowy opakowania rozmaitych smakołyków leżące na stoliku.
- Dzieci muszą jeść śmieci.
- Twoja kolejna życiowa prawda?
- Tak –
potwierdził automatycznie – Poza tym uwielbia ‘Ores’, co mogę zrobić?
- Są pycha
– wtrąciła mała.
- Słyszałaś. Pycha. Z czymś takim nie można dyskutować.
Cuddy nie zdążyła już nic odpowiedzieć, bo jeden z samochodów na ekranie wyskoczył w powietrze zwracając uwagę Rachel.
- To nasz, mamo, to nasz - pokazała palcem podekscytowana dziewczynka. House i Cuddy spojrzeli na siebie. Jej entuzjazm był z braku lepszego słowa uroczy.
- Powieszę płaszcz i odgrzeję kolacje.
- Greg, mam prośbę, nie zrób z niej całkowitej chłopczycy
– prosiła wychodząc z pokoju, ale mówiła to z uśmiechem. Cieszyła się, że będzie miał na nią swój wpływ. Jednak jej radość trwała krótko. Najpierw słychać było charakterystyczny odgłos kroków następnie oczekiwane:
- O Boże! – po którym Cuddy wmaszerowała z powrotem do salonu - Tornado przeszło przez kuchnię?
- Ups.
- Piekliśmy ciastka
– poinformowała dumnie Rachel.
- Domyśliłam się. To było przed, czy po wybuchu wojny?
- Ubaw. Było super - opowiadała uśmiechając się promiennie, House milczał dając jej to załatwić - Są czekoladowe i z wiewiórkami...
- Z wiórkami, kochanie -
poprawiła administratorka.
- Też, z polewą dla ciebie i wujka Jimmiego. Super duże.
Poirytowanie Cuddy zniknęło wraz z pojawieniem się szczęścia na twarzy jej córki. To nie fair. Nie potrafiła się nawet na niego wkurzyć, bo jej córka dobrze się bawiła.
- Posprzątasz to - poleciła House'owi nie chcąc dać tego po sobie poznać.
Diagnosta wiedział, że nie ma się, co martwić, kiedy zobaczył jej rozmarzony wyraz twarzy.
- No nie wiem, czy będę miał czas, biorąc pod uwagę twoją minę wydaje mi się, że będę tej nocy strasznie zajęty.
'Zarozumiały dupek'
przemknęło jej przez głowę, gdy pochyliła się by go pocałować.
- Dzięki za opiekę.
- Mamo, Haws, patrzajcie znowu skacze
- poinstruowała Rachel.
- 'Patrzcie' - sprostowała Cuddy rozsiadając się po drugiej stornie House'a.
- Kolacja może trochę poczekać – oznajmiła przyłączając się do oglądania.

Utknęli w martwym punkcie, przy czym jeśli się nie pośpieszą słowo ‘martwy’ mogło się okazać kluczowe dla tego pacjenta. Jakby tego było mało w gabinecie pojawiła się Cuddy. Biorąc pod uwagę jej minę i trzymającą ją za rękę dziewczynkę, wiedział, co będzie dalej
- Popilnujesz jej trochę? Coś mi wypadło.
- Nie mogę, mam swoje dzieciaki -
oświadczył tonem sugerującym, że opiekuje się niemowlakami - Jestem bardzo zajęty, poza tym noga mi dziś dokucza, ona się tutaj zanudzi, Forman ma alergię na dzieci, a ściany mojego biura są zrobione z azbestu.
Wyrecytował litanie coraz bardziej niedorzecznych wymówek.
- Dzięki – oznajmiła najzwyczajniej w świecie ignorując tyradę, po czym zwróciła się do córki
- Mama musi już iść. Pilnuj, żeby House był grzeczny.
- Oki doki. Buziak –
poleciła dziewczynka wyciągając ręce, administratorka pochyliła się, ucałowała córkę na pożegnanie.
- Postaram się załatwić to szybko – zapewniła i wyszła.
- Haws.
- Mini Cuddy.
- Chcesz porysować kolorowymi pisakami?
– zaproponował diagnosta, na co twierdząco skinęła głową - To choć.
Wchodząc do drugiego pomieszczenia Rachel przywitała się z pozostałymi lekarzami.
- Cześć.
- Jak dobrze wychowana
– zachwyciła się Masters.
- Pracuje nad tym – oświadczył szef jednocześnie przysuwając krzesło do tablicy i podając rękę dziewczynce ułatwiając jej wejście.
- Staraj się nie pisać mądrzejszych rzeczy od Tuba, bo będzie mu głupio, dobra?
- Dobra.

Niewinna odpowiedź dziecka wywołała uśmiechy na twarzach wszystkich zebranych, wszystkich z wyjątkiem Tauba ma się rozumieć.
- Krwotok ustał, nerki siadają, co przegapiliśmy?
Lekarze ponownie omawiali objawy i kolejne propozycje diagnoz, podczas gdy nowy dodatek do ekipy rysował zamaszyste i kolorowe wzorki, kwiatki i kółeczka. Przez cały czas rozmowy House jednym okiem zerkał na powstające „arcydzieło”.
- Pozwalasz jej bazgrać po tablicy? – spytał lekko zdziwiony Chase.
- Jesteś zazdrosny?
W tej właśnie chwili brunetka zrezygnowała ze swojej twórczości i zaczęła zakreślać trzeci objaw od dołu. House spojrzał na słowo ‘ duszności’ i nagle wszystko nabrało sensu.
- Oczywiście.
Pacjent był uratowany.
‘Twój dzieciak rozwiązał swój pierwszy przypadek, nie będzie jakimś tam szpitalnym biurokratą, zostanie diagnostą’ poinformował wieczorem Cuddy. W jego głosie słyszała coś, co mogłaby przysiąc brzmiało jak duma.

Po trzeciej w nocy obudziły ich kroki i ciche pociąganie nosem. Otworzyły się drzwi i do łóżka przywędrowała Rachel.
- Kochanie? Co się stało?
- Nie mogem spać.
- Zły sen?
- Mhm.
- Choć do mamy
– powiedziała biorąc ją w ramiona - Już dobrze, to tylko sen, nic ci nie będzie.
- Chce na ślodek.

Cuddy położyła dziewczynkę między sobą, a Housem wciąż lekko zdziwiona jej prośbą i śmiałością. Nigdy wcześniej tak nie robiła. Do niedawna wystarczyła tylko jej obecność, żeby poprawić jej humor, teraz powoli to się zmieniało. Przyzwyczajała się do obecności diagnosty i potrzebowała ich obojga.
- Haws.
- Jestem
– szepnął odzywając się po raz pierwszy, położył rękę na jej brzuchu i pogłaskał dając do zrozumienia, że jest tuż obok. Lisa nie przestawała odgarniać córeczce włosy za ucho. Oba te gesty sprawiły, że od razu się uspokoiła.
- Branoc - wymamrotała i zasnęła.

Pół roku później House zmienił sposób postrzegania swoich relacji z Rachel. Wystarczyło kilkanaście minut by uświadomić mu, że nie spędza już czasu z nią wyłącznie ze względu na Cuddy. W nawale zajęć administratorka poprosiła jednego z sanitariuszy by zaprowadził córkę do gabinetu diagnosty. Dwadzieścia pięć minut później pojawił się tam sam.
- Wstąpiłem do stołówki, odwróciłem głowę na moment i zniknęła – tłumaczył.
- Mówisz mi, że zgubiłeś mojego dzieciaka?! - spytał poirytowany zanim pomyślał o tym co mówi. Słysząc to Chase, Forman i Wilson spojrzeli po sobie, po czym wszyscy zwrócili oczy na diagnostę. Pewnie, wiedzieli, że zależało mu na Rachel, ale wiedzieć i usłyszeć to z jego ust to dwie różne sprawy.
- Jesteś bezużyteczny, znikaj - polecił nie chcąc na niego dłużej patrzeć, miał teraz ważniejsze sprawy na głowie.
- Nie wyjdzie stąd sama, ale na wszelki wypadek trzeba zamknąć piętro - zwrócił się do reszty przejmując sytuacje - Wilson idź do Cuddy, może tam poszła. Jeżeli nie, to wstrzymaj się z 20 minut zanim jej powiesz, może do tego czasu ją znajdziemy, Chase jesteś śliczny sprawdzisz damskie łazienki, Forman popytaj pielęgniarki. Nie mogła zajść daleko, wszyscy ją tu znają.
Rozeszli się szybko, a on sam udał się na stołówkę. Nie podejrzewał, że tak zareaguje. Ani razu nie przyszło mu do głowy, co powie Cuddy, przez cały czas myślał o Rachel i o tym, że musi ją znaleźć. Rozglądał się po piętrze próbując domyślić się gdzie mogła pójść. Szukał miejsca ciekawego dla dziecka, znajomej dla niej drogi, czegokolwiek, co mogło przykuć jej uwagę. Miał zmienić piętro, gdy spojrzał na drzwi do pokoju pacjenta w śpiączce. Ostatnim razem oglądali tam razem kreskówki. Warto było spróbować. Otworzył drzwi i odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył, że mała siedzi z pilotem przy łóżku pacjenta.
- Rachel. Co ty tu robisz?
- Bajka
- powiedziała jakby to było oczywiste wskazując na telewizor.
- Jasne, miałaś być z Westonem.
- Było nuuudno, mówił z tąką panią i czekałam i czekałam i czekałam. Nuuuda.
- 'Odwróciłem się na moment', idiota
- wymamrotał teraz poważnie wkurzony. Zostawił ją samą, żeby flirtować z jakąś pielęgniarką.
- Powiedziałeś idiota – zwróciła mu uwagę.
- Bo to jest idiota.
- Aha, to nie powiem mamie.
- Chodzi o to, że nie możesz tak znikać.
- Byłam tu
- mówiła nie rozumiejąc zamieszania.
- Ale nikt o tym nie wiedział, coś mogło się stać - tłumaczył ze spokojem o który się nawet nie podejrzewał - Wujek Jimmi omal się nie popłakał.
- Przepraszam.

Tego typu zachowanie to akurat cała Cuddy.
- W porządku, tylko nie rób tego więcej.
- Oki doki. Idziemy do ciebie, czy mamy?
– spytała, kiedy diagnosta chwycił za telefon by odwołać akcje poszukiwawczą.
O całej sprawie Cuddy dowiedziała się po fakcie. Oczywiście jego najlepszy przyjaciel nie omieszkał przekazać jego reakcji.

Parę dni później w sklepie Rachel entuzjastycznie opowiadała coś jednej ze sprzedawczyń, która zachwycona małą skomentowała ‘Tata musi być z ciebie dumny.’
Kobiety. Nie poprawił jej, nie chciał tracić czasu i tłumaczyć się nieznajomej, zapłacił i wyszli ze sklepu. Tego wieczora myślał o wszystkich chwilach, które spędzili razem i doszedł do wniosku, że nie miał nic przeciwko temu, że ludzie brali go za jej ojca.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Nie 11:06, 30 Sty 2011, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuu
Internista
Internista


Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:22, 28 Sty 2011    Temat postu:

Wiesz co, zaczełam czytać ten fik dopiero teraz i tak jakby od końca Ale muszę przyznać, że język barzo mi się podoba, taki swobodny, że czuć, że to nie była męczarnia wy wycisnąć z weny każde słowo

"- Pozwalasz jej bazgrać po tablicy? – spytał lekko zdziwiony Chase.
- Jesteś zazdrosny?"

no i końcówka ... mam nadzieję, że Z* zmieni się w wieczne NZ
Pozdrawiam i zapowiadam, że będe czytać (teraz to już od początku)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lithium
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z kont
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:32, 28 Sty 2011    Temat postu:

Boże! Jesteś!
Jeju ten dzień jest piękny... półtorej roku temu wpadłam tu na forum na dział Huddy i popatrzyłam sobie na twoje opowiadanie jedno... potem drugie...trzecie ...czwarte....i wszystkie jakie były. Po pewnym czasie zauważyłam że niestety zaprzestałaś pisać i chyba "znikłaś". W tedy sobie pomyślałam "szkoda tak uwielbiam czytać te jej opowiadania, w ogóle to szkoda że żadnego jej nie skomentowałam"... później doszłam do wniosku, że moje komentarze były by monotonne bo były by cały czas na "it's piękne " i mogło by Ci się znudzić. Ale wyobraź sobie moją niewyjściową mordę kiedy zobaczyłam że dodałaś coś!! Byłam w niebie! No i nie powstrzymam się od tego. Jeju za każdym razem kiedy czytam cokolwiek co napiszesz jakoś to czytam i jestem szczęśliwa. Niektóre fiki są trudniejsze i je się trudniej
"zajada" ale i tak są świetne... Kojarzą mi się z zimą za oknem, herbatą i siedzeniem do drugiej bądź później w nocy:] Gdy pisała swoje pierwsze "cóś" stwierdziłam, że jesteś moim guru w tym fachu Więc mogę się śmiało przyznać... twoja fanka nadal czeka na twoje i tylko twoje twory!
Weny !
lithium.
ps. Nie umiem pisać komentarzy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pikaola
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 23 Mar 2008
Posty: 380
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: B-B
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:31, 29 Sty 2011    Temat postu:

Wróciłaś! Nawet nie wiesz jak się cieszę. Mam nadzieję, że już nas nie opuścisz na tak długo. Sporo czasu minęło po Twoim odejściu zanim wróciłam do normalnego życia.

Chyba najbardziej podobała mi się część o Rachel, która miała koszmary. Urzekła mnie ta historia Szczególnie podobał mi się House głaskający uspokajająco Rachel

Trochę humoru, trochę zadumy, trochę opisu. Wszystko to tworzy idealne opowiadania

Dziękuję również Saph, która trzymała Cię na muszce
Teraz tylko zostało czekać na coś dłuższego
Ostatecznie zadowoli mnie coś krótkiego


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:58, 30 Sty 2011    Temat postu:

Nareszcie napisałaś. Od trzymania Ci pistoletu przy skroni ręką mi zdrętwiała. A tak zupełnie poważnie: miło jest zobaczyć tu znajoma "twarz", przy okazji przypominając sobie stare dobre czasy, kiedy z wypiekami na twarzy czekaliśmy na Twój kolejny twór. Mam nadzieję, że ta miniaturka to nie jednorazowy wyskok, Paula po przeczytaniu pewnie mnie poprze.

Od dawna powtarzam, że to Tobie powinno się powierzyć pisanie scenariuszy. Chyba najwyższy czas na przeprowadzkę do Stanów. Twoja Rachel jest dokładnie taka, jak ją sobie wyobrażam po kilku tygodniach spędzonych z Housem.

Nadal świetnie oddajesz charaktery postaci a podczas czytania fika ma się wrażenie, że słowa same płyną. Wszystko jest takie naturalne i prawdziwe.

Czekam ze strzelbą na kolejne twory.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:37, 10 Lut 2011    Temat postu:

Saph napisał:
Czekam ze strzelbą na kolejne twory.


Nice

Dzięki za komentarze, odzwyczaiłam się od nich nieco, ale bardzo za nimi tęsknie. Wyskrobałam coś jeszcze.

House stał na korytarzu od piętnastu minut zastanawiając się, co go zaraz czeka. Tego rodzaju zebrania zwykle zwiastowały kłopoty. Pewnie, tym razem nie jego, ale w obecnych okolicznościach było to średnio pocieszające. Przyglądał się rysunkom dzieci na korkowej tablicy zastanawiając nad dwiema rzeczami:, co on tu właściwie robił i co strzeliło do głowy dzieciakowi, który narysował czerwonego królika ze skrzydłami? Dziwniejszy od rysunku był jedynie fakt, że nie był z Cuddy, a mimo to pojawił się w przedszkolu. Dokładnie pamiętał moment, w którym ustalili, że Rachel jest ich, nie tylko jej. Chwilowo go żałował. Z kolei Wilson od początku był zachwycony ustaleniami. Przy każdej możliwej okazji śmiał się, że zachowują się zupełnie jak przy rozwodzie. Twierdził również, że ich córka miała charakterek ich biologicznego dziecka. Tak, czy owak rozstali się dziewięć miesięcy temu, a House pozostawał stałą częścią życia małej. Traktował to zupełnie poważnie, kiedy zwijał szpitalne lizaki zawsze zabierał jeden więcej, kiedy chciała mu coś pokazać przerywał to co robił, nawet jeśli był w środku swojego ulubionego serialu, a w szufladzie swojego biurka trzymał paczkę jej ulubionych chipsów. Onkologa martwiło zerwanie przyjaciół, tym bardziej, że trwało dłużej niż te dotychczasowe. Nie zmieniło to jednak jego przekonania, że do siebie wrócą. Biorąc pod uwagę fakt, że w ciągu czterech lat rozchodzili się już dwa razy nie była to nieuzasadniona opinia. W tej chwili jednak romantyczne mrzonki jego najlepszego przyjaciela nie był istotne, istotne było to, że po południu, Cuddy dostała telefon by jedno z nich przyjechało po Rachel do przedszkola. Niestety, administratorka nie mogła urwać się ze szpitala, więc wysłała jego argumentując, że cokolwiek zrobiła to i tak na pewno jego wina. Też się tego obawiał. Tyle, że miała dopiero sześć lat, co takiego strasznego mogła zrobić? Jak do tej pory nie było z nią kłopotów. Kiedy wcześniej wezwano ich do przedszkola okazało się, że wzięła na siebie winę za kogoś innego. Słysząc to House wybuchnął śmiechem. Czego innego mógł się spodziewać po dzieciaku Cuddy? Wrodzony brak optymizmu podpowiadał mu, że nie chodziło o to samo. Jego rozmyślania ucięło pojawienie się w drzwiach nauczycielki wraz z jego latoroślą. Przyjrzał się Rachel, tego dnia miała na sobie zieloną spódniczkę-ogrodniczki, a na głowie dwa zaplecione warkoczyki.
- Hej – wymamrtoła ze spuszczoną głową.
- Hej, spójrz na mnie – poinstruował, kiedy podniosła wzrok uśmiechnął się lekko i dodał - Przynajmniej nie muszę siedzieć w przychodni.
Jego słowa wystarczyły by nieco poprawić jej humor, nawet uśmiechnęła się nieśmiało.
- Witam, doktorze House, Rachel poczekaj na korytarzu - poinstruowała wychowawczyni. Wchodząc do klasy diagnosta pogłaskał małą po głowie.
- Dzień dobry. Możemy pominąć uprzejmości i przejść do powodu, dla którego tu jestem?
- Oczywiście. Po drzemce zniknął diadem Madeleine - Rose Bradford. Zaczęliśmy…
- Diadem?
- Taka różowa, plastikowa korona –
tłumaczyła widząc wymalowane na twarzy lekarza zdziwienie.
- Wiem, co to diadem. - zapewnił. Nie to go w tym zdaniu dziwiło.
- Zaczęliśmy go wspólnie szukać. W tym czasie, ktoś posmarował jedno z krzeseł klejem. Bardzo mocnym klejem. Madeleine - Rose usiadła na nim do drugiego śniadania. Kiedy po posiłku nie mogła wstać dzieci ją wyśmiały, ona się rozpłakała. Musieliśmy ją wynieść razem z krzesłem, a następnie rozciąć jej markowe spodnie.
- Domyślam się, że nie mówi mi pani tego, bo Rachel znalazła ten cały diadem?
- Obawiam się, że nie.

Zapadła cisza. Jedna z tych nielicznych, zdarzających się niezwykle rzadko gdy House nie wiedział, co powiedzieć.
- Trochę mnie zatkało.
- Rozumiem i w pełni podzielam niedowierzanie.
- Choć muszę przyznać mistrzowska dywersja. Jestem pod wrażeniem, ma dopiero sześć lat -
powiedział z mieszanką podziwu i zaskoczenia - Tak to jest jak dziecko wychowuje perfekcjonistka i geniusz.
- Nie wezwałam pana, żeby pękał z dumy i zachwycał się bystrością córki
- zauważyła nauczycielka. Doskonale znała ich sytuacje rodzinną, początkowo nie bardzo wiedziała jak się do niego zwracać. Kiedy jednak nie poprawił jej gdy po raz pierwszy nazwała Rachel jego córką zaczęła go traktować jak wszystkich pozostałych ojców.
- Ale musi pani przyznać jej punkty za kreatywność - skomentował, na co lekko się uśmiechnęła. Miała słabość do Rachel i lubiła jej rodziców.
- Nie mniej jednak coś z tym trzeba zrobić.
- Skoro nikt jej nie przyłapał, skąd pewność, że to ona?
- Madeleine-Rose zasugerowała.
- Mała skarżypyta.
- Więc spytałam Rachel i się przyznała.
- Oczywiście. Nie wiem, co robię źle z tym dzieciakiem. Od razu do wszystkiego się przyznaje -
żartował wdzięczny, że trafiła mu się rozmowa z panią Summers. Przynajmniej miała poczucie humoru. Ta druga opiekunka działała mu na nerwy.
- Co więcej uparła się i nie chciała przeprosić. Wydaje mi się, że musiała zostać jakoś sprowokowana, ale nie mam pojęcia jak i kiedy to się stało. Skontaktowaliśmy się z państwem Bradford, chcąc zwrotu pieniędzy za spodnie. Chcieli się z państwem spotkać osobiście, ale ich przekonałam, żeby załatwili to przez szkołę.
- Dobry pomysł, skończyłoby się większym dramatem.
- Dziewczynki nigdy się razem nie bawiły, ale ostatnio jest gorzej. Wiem tylko tyle, że Rachel zacięła się i nie chce o tym rozmawiać. Twierdzi, że to nic, kiedy nalegam mówi, że ma prawo do adwokata -
streściła sytuacje, tym razem nie udało się House'owi powstrzymać uśmiechu.
- Może państwo są wstanie zorientować się, o co chodzi. Nie możemy tak tego zostawić, a nie pomogę, jeśli nie dowiem się, w czym tkwi problem.
- Zobaczę, co da się zrobić.
- Ukaraliśmy ją brakiem deseru i sama sprzątała dziś po wszystkich zabawki, na razie to tyle z naszej strony -
dodała kończąc relacje - Poza tym incydentem, Rachel nie sprawia problemów. To wspaniałe dziecko. Jest aktywna, grzeczna, ciekawa. Wciąż jestem nieco zaskoczona tym, co zaszło. Z całej grupy nie dogaduje się tylko z Madeleine-Rose.
- Co o czymś świadczy.
- Nie zmuszamy tutaj dzieci do wzajemnej sympatii, ale uczymy szacunku i tolerancji. Nie możemy sobie pozwolić na tego typu zachowanie.
- Rozumiem. Dowiem się, o co poszło.
- Na to liczę. To by było na tyle.
- Już wypisuje czek
- powiedział sięgając po książeczkę. Przepisawszy kwotę z otrzymanego rachunku oddał go wychowawczyni.
- Dziękuje za szybkie przybycie i do zobaczenia w przyjemniejszych okolicznościach.
Dorośli pożegnali się i House wyszedł na korytarz. Było po zajęciach, w budynku panowała zupełna cisza. Spojrzał na dziewczynkę opartą o ścianę.
- Nie chcesz o tym gadać? - przewidywał patrząc na jej zaciętą minę.
- Nie.
- Dobrze, bo ja nie mam siły tego słuchać –
zbagatelizował sprawę jednocześnie obmyślając kolejność działań. Wymagało to odpowiedniego podejścia. Na razie postanowił zyskać na czasie.
- Co powiesz wizytę w parku?
- Obojętnie.

Wiedział, że nie będzie łatwo przekonać ją do mówienia, kiedy na miejsce dojechali w zupełnej ciszy. Zwykle, gdy to on odbierał ją z przedszkola buzia jej się nie zamykała. Odezwała się dopiero, gdy dostrzegła stoisko z jedzeniem.
- Chciałabym hot doga.
- Który filozof mówi nam o chceniu?
- Jagger
– odparła bez namysłu dodając – Proszę.
- Masz zjeść obiad z mamą.
- Zjem -
zapewniła poważnie - Tylko jednego. Mama ma zebranie, może się spóźnić i tak będę musiała coś zjeść w domu.
- Dobra, już dobra –
urwał zanim zdążyła się rozkręcić - W sumie też bym coś zjadł.
- Dziękuje –
powiedziała z uśmiechem, gdy podawał jej hot doga. I znowu była przykładem ogłady i dobrego wychowania. Nic nie rozumiał. Usiedli na ławce w parku i jedli w ciszy. Zaintrygowany do granic możliwości diagnosta spokojnie czekał aż sama zacznie rozmowę.
- Mama będzie zła.
- Zapewne
- potwierdził zgodnie z prawdą. Mimo swojej dewizy życiowej swoje relacje z Rachel opierał na szczerości. - Jeśli mam ci pomóc muszę wiedzieć, o co chodzi? Tylko nie mów, że o nic.
- Ma za swoje. Jest wredna
– oświadczyła z typowym dziecinnym uporem.
- To wiele wyjaśnia - podsumował sarkastycznie diagnosta, kiedy nie kontynuowała spytał - I tyle? Jest wredna?
- No.
- Dokuczała ci?
- Nie.
- Powiedział coś złego o twojej mamie?
–zgadywał dalej, nie mając pojęcia, co mogło ją sprowokować do tego rodzaju złośliwości.
- Nie.
- Nie jesteś dziś specjalnie pomocna
– zauważył z narastającym zrezygnowaniem. Nie pisał się na to. W podobnych sytuacjach odkrywał nowe pokłady szacunku dla swojego ojca.
Teraz patrzył na ich konflikty ze strony rodzica. Gdyby wiedział o tym wcześniej może starałby się bardziej i jakoś lepiej by się dogadywali. Niestety było już na to za późno. Jedyne, co mógł zrobić to nie popełniać tych samych błędów z Rachel. Zastanawiał się właśnie, czy wypytywać dalej, czy lepiej będzie dać jej więcej czasu, gdy coś mu się przypomniało.
- Moment, to ona powiedziała ci, że nie jestem twoim ojcem?
- Tak.

W tej chwili z lekkim zdziwieniem stwierdził, że po raz pierwszy nie lubił sześciolatki, której nawet nie znał.
- To, o co tym razem poszło?
- Ta mina nie podziała –
uprzedził widząc, że znowu się zacina. Potrafiła się uprzeć bardziej niż inna brunetka, którą znał.
- W twoim wieku pakowałem się w mnóstwo kłopotów. No dobra, nadal się pakuje, ale większość z nich ma jakiś powód. Wiem, że ta cała Madeleine jakoś…
- Rose
– wtrąciła Rachel.
- Madeleine – Rose – poprawił się wywracając oczyma - jakoś sobie na to zapracowała. Nie dokuczasz innym i ciężko mi uwierzyć, że nagle zaczęłaś.
Przyglądali się sobie przez chwile. Widać było, że Rachel rozważa, czy warto mu wszystko opowiedzieć. Powoli zaczynał tracić nadzieję, że kiedykolwiek się odezwie i wtedy usłyszał:
- Pocałowała Brada, był mój.
- Jaka matka, taka córka –
było pierwszym, co przyszło mu do głowy - Od początku.
- Tydzień temu pocałowała go w policzek, przy całej klasie
- powiedziała wreszcie. Diagnosta nie bardzo wiedział, co powiedzieć na tego typu rewelacje. Powinien był się domyślić.
Prawdę powiedziawszy dziewczynka zupełnie go zaskoczyła. Ze wszystkich możliwych scenariuszy, jakie przyszły mu do głowy tego jednego nie brał pod uwagę.
- Niech zrozumiem, cała ta awantura o jakiegoś małego zjadacza glutów?
- FUU –
skrzywiła się oburzona mała - Brad nie zjada glutów.
- Codziennie jedliśmy razem drugie śniadanie, on mi dawał swój sok, a ja jemu drugą kanapkę.
Lubiłam się z nim bawić. Oglądaliśmy te same bajki. Było super –
House słuchał uważnie jak opisuje swoje pierwsze, niewinne doświadczenia damsko-męskie zakończone rozczarowaniem - Nawet powiedział, że jestem ładna. Ona nigdy go nie lubiła. Nigdy. Madeleine-Rose jest zazdrosną krytką.
- Że czym?
- Mówiłeś tak ostatnio o jakimś lekarzu. Że głośno mówi jedno, a robi inaczej.
- Hipokrytką?
- Właśnie to.

Przynajmniej miała bogate słownictwo. Inne dzieci nazwałyby ją małpą, kłamczuchą, albo po prostu głupią. Pocieszał się próbując jakoś poukładać to sobie w głowie.
- Czemu wszyscy mówią ‘Madeleine-Rose’?
- To jej imię. Duh.
- Nie o to pytam…Wiesz, co, nieważne. Co było dalej?
- Nakłamała mu, że już go nie lubię. Wiesz, że możemy mieć jedną swoją zabawkę z domu? Brad miał auto od taty. Parę dni temu leżało na stole z wyłamanymi kółkami, potem kółka znalazły się na mojej półce, ale to nie ja je zabrałam. Naprawdę
– zapewniała gorączkowo – Nie zrobiłabym…
- Rach, wiem.

Uspokoiła się trochę widząc, że ktoś jej wierzy.
- Brad przestał się do mnie odzywać, a wczoraj Madelein - Rose ogłosiła, że jest jej chłopakiem.
- Jestem na to stanowczo za stary, a ty stanowczo za młoda - westchnął ciężko przecierając oczy - Problemy z chłopakami przewidywałem za jakieś 10 lat, zajęłaby się nimi Cuddy, bo do tego czasu miałem nadzieję już nie żyć.
- Więc postanowiłaś zostawić ją w klasie na zawsze?
- Wiedziałam, że ją odkleją –
mówiła dalej, teraz już zupełnie spokojnie - Mama zawsze powtarza, że mogę mieć wszystko, co chce, a ty, że czasem trzeba wziąć sprawy w swoje ręce.
- Cholera jasna. Cudownie.
- Mama mówi, że nie można tak mówić
- przypomniała dziewczynka.
- Mamy tu nie ma.
- Czemu jej nie przeprosiłaś?
- Bo nie jest mi przykro –
odparła wzruszając ramieniem, przynajmniej była szczera - Mam kłamać?
Szczerze mówiąc po raz pierwszy był w kropce. Normalnie odpowiedziałby ‘tak’ bez wahania, ale jakoś nie mógł.
- Skąd wiedziałaś, na które krzesło usiądzie? – zadał w zamian własne pytanie. Postanowił, że to pytanie zostawi Cuddy - Nie macie stałych miejsc przy stole.
- Zawsze tak robi, ubiera diadem i siada do śniadania na środku, żeby wszyscy ją widzieli -
odparła nie widząc w tym nic wielkiego. Na dodatek wykazała się spostrzegawczością dostrzegając pewien rytuał.
- A pomysł?
- Widziałam na filmie, który oglądaliśmy z tobą i wujkiem Jimmim.
- Cuddy mnie zabije.

Ich mała, rozkoszna Rachel wzięła odwet, bo koleżanka ukradła jej „chłopaka”. Nie wróżyło mu to zdrowia psychicznego na przyszłość i prawdziwe rozterki z płcią przeciwną. Zaczynał się obawiać, co jej strzeli do głowy, kiedy naprawdę będzie jej na kimś zależało.
- Tato – wyszeptała nieśmiało przerywając cisze.
- Tak?
- Jesteś zły?
- Zadowolony nie jestem
- przyznał wciąż miał na ten temat mieszane uczucia - A co z tym całym Bradem?
- Nic. Nie będę się bawić z kimś, kto wierzy, że psuje jego zabawki i kłamię. Jego strata.

House spojrzał na nią z niedowierzaniem. Choć do tego momentu rozmowy powinien był już chyba przywyknąć. Nie spodziewał się u niej tak dojrzałego podejścia. Nie oszukujmy się od niego na pewno się go nie nauczyła.
- Mądry z ciebie dzieciak - oznajmił autentycznie dumny – Przeważnie.
- Mama mówi, że to twój wpływ.
- W tym wypadku jest akurat po połowie, ale jej tego nie powtarzaj.
- Obiecuje. Jedziesz do nas?
- Tak, ale najpierw muszę zadzwonić do Formana –
mówił wyjmując telefon. Przez tą całą rozmowę przyszło mu do głowy rozwiązanie obecnego przypadku - Wiem, co jest mojemu pacjentowi.
- Pomogłam?
- spytała z nadzieją i entuzjazmem w głosie.
- Tak, co nie znaczy, że masz mi organizować regularne wizyty w przedszkolu.
- Nie będę.
- Następnym razem jak będę się chciał na kimś odegrać poproszę cię o radę –
oświadczył półżartem, córka wzięła go za rękę i ruszyli do samochodu. Odkąd w jego życiu pojawiła się Rachel Cuddy House nauczył się jednej rzeczy: dzieci to niekończące się pokłady rozrywki i nerwów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Nie 14:39, 02 Cze 2013, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:10, 24 Kwi 2011    Temat postu:

Agnieszko, dopiero teraz zauważyłam, że jest tu coś nowego, znaczy, nowe to było dawno temu, ale chodzi mi o to, że znów coś napisałaś. Powiem Ci, że Twoje fiki były jednymi z pierwszych, które tu czytalam i pierwszymi, w których się zakochałam Po pierwsze dlatego, że świetnie oddajesz postacie, o których piszesz, bez względu na rzeczywistość w jakiej umieszczach bohaterów są oni sobą. House to House, Wilson to WIlson, a Cuddy to Cuddy. Każda Twoja historia jest genialnie zrealizowana. Nie będę wymieniać wszystkiego, ale uwielbiam "Oskarowe przedstawienie..." "Gorący temat" "Smak porażki" i no ten zbiorek Mam nadzieję, że wen znów Cię natchnie. Bardzo fajnie się Ciebie czyta. Właśnie, po drugie, dialogi! Niezwykle serialowe. Czytając ten zbiorek nie raz śmiałam się jak głupia.
Jeśli chodzi o najnowszy tekst również bardzo mi się podoba. Na początku myślałam, że House znów odstawia jakąś akcję w szkole, a on niewinny tylko po Rachel przybył Wilson w tle zawsze dobrze wróży. Na początku było mi szkoda Huddy, ale jego tekst o tym, że zachowują sie jak przy rozwodzie mnie rozbawił i od razu się przekonałam. Szkoda, że w serialu tak nie ma. Tam wszystko pojawia się i znika (Huddy) bez jakiejkoliwek otoczki Tu jest fajnie, trochę zabawnie, niby smutno, a jednak człowiek się uśmiecha. Relacje Rachel i House'a są dla mnie bardzo ciekawe i ku mojemu rozczarowaniu nie wykorzystane w serialu, choćby w taki sposób jak tutaj, jedna scena, a tak wiele mówi. No i Huddy rozstania i powroty, dla mnie również bardzo prawdopodobne, takie charakterki bardzo się przyciągają, zwłaszcza jeśli się kochają, no i mają obok dobrego wujka Wilsona i Rachel.
Mała, a zwłaszcza jej relacje z House'am są rozbrajające Rozmowa House - nauczycielka
"- Nie wezwałam pana, żeby pękał z dumy i zachwycał się bystrością córki..." - ja tam mu się nie dziwię
Rozmowa House - Rachel - właśnie o to mi chodzi, o ten potencjał.
Myślałam, że problem Rachel będzie jednak związany z House'm lub Cuddy, z tym, ze nie ma typowej rodziny, a tu chłopak...
"- Jestem na to stanowczo za stary, a ty stanowczo za młoda - westchnął ciężko przecierając oczy - Problemy z chłopakami przewidywałem za jakieś 10 lat, zajęłaby się nimi Cuddy, bo do tego czasu miałem nadzieję już nie żyć.
- Więc postanowiłaś zostawić ją w klasie na zawsze?
- Wiedziałam, że ją odkleją – mówiła dalej, teraz już zupełnie spokojnie - Mama zawsze powtarza, że mogę mieć wszystko, co chce, a ty, że czasem trzeba wziąć sprawy w swoje ręce.
- Cholera jasna. Cudownie.
- Mama mówi, że nie można tak mówić - przypomniała dziewczynka.
- Mamy tu nie ma.
- Czemu jej nie przeprosiłaś?
- Bo nie jest mi przykro – odparła wzruszając ramieniem, przynajmniej była szczera - Mam kłamać?
Szczerze mówiąc po raz pierwszy był w kropce. Normalnie odpowiedziałby ‘tak’ bez wahania, ale jakoś nie mógł.
- Skąd wiedziałaś, na które krzesło usiądzie? – zadał w zamian własne pytanie. Postanowił, że to pytanie zostawi Cuddy - Nie macie stałych miejsc przy stole.
- Zawsze tak robi, ubiera diadem i siada do śniadania na środku, żeby wszyscy ją widzieli - odparła nie widząc w tym nic wielkiego. Na dodatek wykazała się spostrzegawczością dostrzegając pewien rytuał.
- A pomysł?
- Widziałam na filmie, który oglądaliśmy z tobą i wujkiem Jimmim.
- Cuddy mnie zabije." ale świetnie to rozegrałaś
"- Mądry z ciebie dzieciak - oznajmił autentycznie dumny – Przeważnie.
- Mama mówi, że to twój wpływ.
- W tym wypadku jest akurat po połowie, ale jej tego nie powtarzaj.
- Obiecuje. Jedziesz do nas?
- Tak, ale najpierw muszę zadzwonić do Formana – mówił wyjmując telefon. Przez tą całą rozmowę przyszło mu do głowy rozwiązanie obecnego przypadku - Wiem, co jest mojemu pacjentowi.
- Pomogłam? - spytała z nadzieją i entuzjazmem w głosie.
- Tak, co nie znaczy, że masz mi organizować regularne wizyty w przedszkolu.
- Nie będę.
- Następnym razem jak będę się chciał na kimś odegrać poproszę cię o radę – oświadczył półżartem, córka wzięła go za rękę i ruszyli do samochodu." - nie wiem co jest takiego w naszym Housie, że sprawia, że jego relacje z małymi potworkami są tak niezwykłe, ale są. A ja mogłabym o nich czytać bez końca.

Zatem Agnieszko, mam nadzieję, że jeszcze tu zaglądasz i może znów coś nam napiszesz. Najlepiej coś długiego i Huddystycznego

Pozdrawiam, lis.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:22, 27 Kwi 2011    Temat postu:

Ze szczególną dedykacją dla Lisek, która swoim komentarzem sprawiła mi ogromną frajdę

Pozdrawiam serdecznie

Był sobotni poranek Cuddy poszła pobiegać zostawiając House’a i Rachel przy co tygodniowym śniadaniu w piżamach. Diagnosta spędzał ostatnio z dziewczynką coraz więcej czasu: w trójkę, a także częściej zostawała pod jego opieką. Mógł nawet przyznać, że jak dotąd nie była to taka katastrofa, jak początkowo przypuszczał. W niektóre dni zabawa w dom miała swoje zalety. House jadł swoje płatki z ciekawością obserwując małą brunetkę. Zastanawiał się, co sprowokowało rzadko spotykaną cisza przy ich stole. Jej brak pytań i spostrzeżeń wydawał mu się wręcz podejrzany. Nie żeby narzekał na spokój, ale nie wierzył, że tego rodzaju zmiany zwiastują coś dobrego. Kiedy po pięciu minutach Rachel nadal nie odezwała się słowem zaczynał się powoli rozluźniać, wtedy zrzuciła bombę.
- Jesteś moim tatą? – spytała zupełnie niewinne nie spuszczając z niego wzroku. Słysząc to House omal nie upuścił kubka z kawą.
- Co?
- Jesteś moim tatą? –
powtórzyła tym razem wolniej. W tej chwili żałował, że wcześniej zapewniał Cuddy, że poradzą sobie sami. Chlubiąc się przynależnością do ludzi inteligentnych przewidywał, że to pytanie kiedyś padnie, nie rozumiał tylko, czemu musiało paść akurat teraz? Miał nadzieje, że stanie się to po rozmowie z jej matką, po jakiś wspólnych ustaleniach.
Choć prawdą było, że oboje odkładali ten temat ciesząc się układającym się związkiem i nie chcąc komplikować swoich relacji. Obecnie jednak House żałował tego posunięcia. Był na to pytanie kompletnie nieprzygotowany. Chciał spędzać czas z Cuddy odsuwając od siebie nieuniknione, no to miał za swoje. Zastanawiał się, co powinien powiedzieć małej.
- Nie – zaprzeczył zgodnie z prawdą, ku swojemu zaskoczeniu odkrył, że przychodzi mu to z pewnym trudem - To skomplikowane.
- Wcale nie – wykłócała się jak na pięciolatkę przystało - Każdy ma mamę i tatę. Czasem jedno umiera, albo rodzice się rozchodząc i ma się przybranych rodziców, albo nawet dwie mamy, jak Katie, ale każdy ...
- Rozumiem, rozumiem –
powiedział skracając jej wyjaśnienie, to właśnie była śniadaniowa Rachel: nieziemska gaduła - Ale ja nie jestem twoim.
House przyglądał się reakcji dziewczynki w oczekiwaniu. Zamilkła ponownie jakby rozważała jego odpowiedź.
- Jesteś pewny? – spytała nieco zmieszana - Mel z przedszkola powiedział, że tata czyta jej bajki przed spaniem, ty mi wczoraj czytałeś, kupuje jej zabawki, dostałam od ciebie ‘Lisę’ i stetoskop na urodziny i zajmuje się nią, kiedy jest chora, zostałeś ze mną jak bolał mnie brzuch i wymiotowałam, a mamy nie było.
House słuchał, jak wylicza rzeczy, które dla niej zrobił i zastanawiał się, kiedy przestał zwracać na to uwagę, a czas spędzony z małą zaczął mu sprawiać pewną przyjemność. Plus patrząc na to w ten sposób rzeczywiście rozumiał skąd brał się jej dylemat. Przy tym po raz kolejny zdumiał go prosty sposób rozumowania dziecka.
- Mel ma racje. Ojcowie robią to wszystko, ale mogą robić to też osoby, które nie są z tobą spokrewnione.
- Aha
– przyjęła do wiadomości, z poważną miną układając sobie to, co powiedział – Jak Marina i wujek Jimmy.
Lekarz potwierdził jej sugestie skinieniem głowy. Podejrzewał, że logicznym następstwem będzie pytanie, gdzie jest jej ojciec. W tej kwestii też nie czuł się kompetentny. Nie czuł się upoważniony do poruszania z nią tematu adopcji, a nie wiedział, jak chce rozwiązać ta kwestię jego dziewczyna. Zniecierpliwiony spojrzał na drzwi, gdzie właściwie była Cuddy? I ile można było biegać? Z rozmyślań wyrwało go pytanie, którym Rachel zupełnie go zaskoczyła. Nie trzeba chyba dodawać, że po raz kolejny.
- A możesz być moim tatą?
Załatwiła go tym pytaniem, dawno nikt nie zaskoczył go do stopnia by zaniemówił, a tym razem zrobiła to pięciolatka. Patrzył na nią ze zdumieniem, próbując zebrać myśli. Naprawdę chciała jego za ojca? Z tą wiadomością budziło się w nim jakieś dziwne, bliżej niezidentyfikowane uczucie. Odsunął jej błyskawicznie dochodząc do wniosku, że chciała kogokolwiek. Była dzieckiem niezdającym sobie sprawy z tego, o co prosi.
- Posłuchaj, Rachel…
- Nie chcesz? –
spytała rozczarowana widząc jego minę. Nie miał pojęcia, jakim cudem udało się jej uczynić tą rozmowę bardziej niezręczną - Bo rozbroiłam twoje pianino?
- Rozstroiłam –
poprawił małą nieco rozbawiony jej wnioskiem – I nie, nie dlatego.
- Bo nie chciałam –
zapewniała gorączkowo - Chciałam grać, jak ty i przeprosiłam i nie będę już więcej…
- Jaka matka, taka córka –
wymamrotał słysząc płynące z niej poczucie winy.
- Dziękuje – odparła uśmiechając się automatycznie dziewczynka.
- To nie był komple.. – urwał zrezygnowany w połowie - Wiesz co proszę bardzo. Nie chodzi o pianino, jest całe, od razu je nastroiłem. Nie ma problemu.
- Więc będę mogła, kiedyś zagrać? –
spytał nieśmiało.
- Tak, ale nie sama.
- Super –
ucieszyła się przez chwile, po czym wróciła do oryginalnego tematu - To, czemu nie chcesz być moim tatą?
- Nie chodzi o to, że nie chce –
zapewnił szukając słów by szczerze i jak najprościej jej to wyjaśnić - Tylko nie wiem, czy się do tego nadaje.
- Nadajesz –
odpowiedziała otwarcie i bez zastanowienia, tak jak mogło odpowiedzieć tylko dziecko.
- Poza tym to nie takie proste. Twoja mama musiałaby się na to zgodzić i …
- Spytam mamę
– wtrąciła pośpiesznie, pokazując, jak bardzo jej na tym zależało - Namówiłam ją na chomika - przypomniała pewna swego, słysząc to House z trudem powstrzymywał rozbawienie.
- To nie to samo – tłumaczył cierpliwie, choć trochę mu jej upór pochlebiał - Tatą jest się na zawsze. Teraz tego chcesz, ale dorośniesz i możesz tego pożałować.
- Nie –
zapewniła równie szybko - Lubię cię, mamy taki sam kolor oczu i umiesz się bawić.
- Moglibyśmy razem mieszkać –
mówiła dalej - Nauczył byś mnie grać na pianinie, a ja pozwolę ci wybierać bajki w TV i pokażę, gdzie chowam ciastka.

Nie mógł w to uwierzyć. Przekonywała go do zmiany decyzji, więcej próbowała go przekupić, zupełnie jak jej matka. Wyglądało na to, że przebiegłości można się było nauczyć.
- Zastanów się.
- Zrobię to –
potwierdził diagnosta, co zdawało się jej wystarczać. Zdecydowanie miał, o czym myśleć.
- Podasz tosta? – poprosiła wracając do posiłku, jak gdyby nigdy nic - Dziękuje.
Ugryzła kawałek i po chwili ciszy znowu mówiła:
- Wczoraj w przedszkolu mieliśmy alarm pożarowy, nasza pani...
No i się zaczynało. House patrzył na małą brunetkę, zbyt wytrącony z równowagi by skupić się na jej entuzjastycznej relacji przedszkolnych wydarzeń. Było wysoce prawdopodobne, że kilka tego typu śniadań go wykończy. Ta rozmowa przypomniała mu, że może być nie tylko stałą częścią życia Lisy, ale i Rachel. Właśnie w tej chwili odgłos otwieranych drzwi oznajmił powrót Cuddy. Niewiarygodne, teraz wróciła.
- Hej mamo – przywitała uśmiechnięta Rachel. Matka podeszła i czule przeczesując ręką jej włosy odparła.
- Hej kochanie, jak śniadanie?
- Pełne atrakcji –
oznajmił wciąż w lekkim szoku House - Musimy pogadać.
- W porządku, wezmę tylko prysznic.
- Zrób to.
- Poradzicie sobie jeszcze przez chwile? –
upewniła się przed opuszczeniem kuchni. Padły dwie różne odpowiedzi.
- Taaak – zapewniła podekscytowana Rachel. House wymamrotał jedynie.
- Wątpię.
- Dziękuje –
powiedziała całując go w policzek duża Cuddy, a następnie udała się do łazienki.
- Choć, pomożesz mi wybrać ubranie – poinstruowała Rachel wstając od stołu i biorąc diagnostę za rękę. On w tym czasie zastanawiał się co się właściwie wpakował.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Pon 21:39, 25 Mar 2013, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:35, 28 Kwi 2011    Temat postu:

Jest
Cieszę się, że jednak jesteś i że nie porzuciłaś naszego działu. Bardzo się cieszę, że mój koment sprawił Ci frajdę, choć zapewnie nie tak wielką, jak Twój tekst mnie Dedyk niezasłużony, ale przyjmuję z największą radością Zwłaszcza, że jak pisałam mam wielki sentyment do Twoich fików i podziwiam talent od bardzo dawna. Wracając do tekstu, nie znam chyba nikogo, kto nie byłby oczarowany albo zafascynowany relacjami House'a z Rachel Jak pisałam jest to genialny wątek, niestety prawie zupełnie pominięty w serialu. House to przede wszystkim osobowość i jego interakcje z innymi, a zestawiając jego sposób bycia, charakter, tę maskę zimnego drania, szorstkość, zamknięcie, ze sposobem bycia małych potworków zyskujemy zupełnie nowe spojrzenie na tą skomplikowaną osobowość. Ty po raz kolejny świetnie to oddałaś Lubię takie teksty. Ogólnie fluff to moje klimaty, zwłaszcza jeśli nie jest tak zwyczajnie cukierkowo, tutaj jest tak jak faktycznie mogłoby być. Czuć taką nutkę niepewności. House jest sobą, momentami nawet brutalny w tych swoich odpowiedziach, ale Rachel to mądra (po mamusi ) dziewczynka, potrafi go rozszyfrować. Zakłopotanie House'a jest niemal tak urocze, jak sama Rachel.
Ogólnie pomysł na ich rozmowę jest genialny, chciałabym to zobaczyć w serialu, choć wiem, że to nie realne. Ale chociaż dzięki Tobie miałam to przed oczami, całą ich rozmowę. Opisy + dialogi sprawiły, że widziałam tą scenę bardzo wyraźnie.
"- Poradzicie sobie jeszcze przez chwile? – upewniła się przed opuszczeniem kuchni. Padły dwie różne odpowiedzi.
- Taaak – zapewniła podekscytowana Rachel. House wymamrotał jedynie.
- Wątpię." - nic dodać, nic ująć
Zaserwowałaś nam kolejny świetny tekst Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko mieć nadzieję, że znów to zrobisz
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Czw 9:37, 28 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
*Madziula*
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Nie 19:47, 18 Wrz 2011    Temat postu:

super drabble
Zarobiłam sobie maraton po Twoich wszystkich fanfickach (część już czytałam kiedyś ale zawsze warto sobie odkurzyć fajne teksty część tak jak te wszystkie drabble całkowicie nowa dla mnie) zostały mi jeszcze 3 do przeczytania
UWIELBIAM TWOJE TEKSTY


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blackzone
Internista
Internista


Dołączył: 17 Mar 2011
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:16, 19 Wrz 2011    Temat postu:

Jejku. Trzy główne słowa, które przychodzą mi do głowy i które wynoszę na piedestał: JESTEM W SZOKU! Mała Rachel jak dorośnie może być bezkompromisową osóbką. Niezmiernie podoba mi się ten fanfik. Pisz dalej. Czytam od początku i coraz bardziej jestem ciekawa reakcji Cuddy na to, żeby House został tatą Rachel i odpowiedzi House'a.

Z pozdrowieniami i życzeniami szybkiego powrotu tutaj,
Ann


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:41, 15 Mar 2013    Temat postu:

Nie wiem, czy mnie jeszcze pamiętacie Hej.
Zawsze byłam zawiedziona, że jest tak mało fików próbujących polepszyć relacje House’a z ojcem. Większość tylko bardziej je dramatyzowała.
Nie podobało mi się też, ze ostatecznie nadal nie wiadomo, kto jest jego biologicznym ojcem.
Plus żałuje, że nie było w serialu tej sceny, jest piękna.
[url] http://www.youtube.com/watch?v=hGCJVap-cQg&list=LLLBt5vxOAYClMLzt8wA6EQw [/url]

Aha, jeszcze pytanie odnośnie znamienia, wydaje mi się, że w odc z pogrzebem House mówił, że ma znamię na głowie, później w restauracji zdjął spodnie. Czy mi się wydaje, czy znamię się przemieściło?

Postanowiłam spróbować, uwaga jak zwykle dostosowałam wszystko jak mi się podobało


House miał przerwę w pracy. Nieistotny szczegół, że sam ją sobie zarządził. Było to konieczne, w przeciwnym razie skończyłoby się jakąś większą tragedią. Mało, że utknął w diagnozowanym przypadku, co gorsza utknął w przychodni. Był pewny, że jeden z tych czynników niedługo doprowadzi do katastrofy, nie wiedział tylko który. Kłamstwo, wiedział doskonale. Dlatego zmył się z przychodni zanim było za późno. Nie dość, że skończyły mu się pomysły odnośnie pacjenta, to przez pół godzinną styczność z głupotą w najczystszej postaci zaczynał tracić resztki wiary w ludzkość. Potrzebował chwili spokoju i łyka mocnej kawy. Po zaopatrzeniu się w gorący napój w gabinecie Wilsona udał się na dach szpitala. Wziął kilka głębszych wdechów świeżego powietrza i położył się z rękami pod głową. Zamknął oczy ciesząc się resztkami wrześniowego słońca. I tak, o ile nie doznał natychmiastowego olśnienia, czuł jak odzyskuje równowagę psychiczną. Nie był pewny jak długo tak leżał. W chwili, w której zaczynał przysypiać poczuł, że ktoś zasłania mu słońce. Nie miał pojęcia, kto to taki, za to był pewny, że to nie Cuddy. Rozpoznawanie charakterystycznego stukotu jej szpilek było u niego kwestią przetrwania. Aby rozszyfrować zagadkę otworzył oczy. Stał nad nim kolejny dowód na złośliwość wszechświata. Odkąd tego ranka odsłuchał wiadomość na sekretarce właśnie tej osoby chciał za wszelką cenę uniknąć.
- Wilson musi nauczyć się pilnować swoich spraw – powiedział diagnosta w kwestii przywitania. Nie miał żadnych wątpliwości, kto sprzedał jego azyl.
- Gdyby tak robił, pewnie nie przyjaźnilibyście się tak długo.
- Też prawda –
przyznał ojcu racje. Co nie zdarzało się często. Nie wstał by się przywitać, jedynie podniósł się do pozycji siedzącej. Szczerze mówiąc był zszokowany jego pojawieniem się tutaj. Myślał, żeby uniknąć spotkania wystarczy nie oddzwaniać. Nie podejrzewał, że pofatyguje się do szpitala. Przez chwile przyglądał się znajomemu mundurowi galowemu.
- Zjazd naszego oddziału – usłyszał wyjaśnienie, choć nie było ono konieczne.
- Wiem. Co roku w połowie września, spotykacie się by wspominać tych, którzy zginęli.
Na twarzy ojca pojawił się cień uśmiechu. W tej chwili przyszło Johnowi do głowy, że może nie wszystko było jeszcze stracone. Po raz pierwszy pozwolił sobie na odrobinę optymizmu.
- Pomyślałem, że może zjedlibyśmy coś razem przed moim powrotem do domu.
Ciekawe, dokładnie tego Greg chciał uniknąć. Zapadła pełna napięcia cisza, podczas której mężczyźni obserwowali się nawzajem. Po swoich ostatnich przeżyciach John postanowił spróbować naprawić swoje relacje z synem. Podejrzenie poważnej choroby serca, oczekiwanie na wyniki badań, towarzyszący temu strach i uczucie ulgi zmotywowały go do działania. Coroczne spotkanie swojego oddziału uznał za dobry pretekst do odwiedzin. Na początek chciał się z nim jedynie zobaczyć i w zależności od tego, jak im pójdzie zdecydować, co zrobić dalej. Biorąc pod uwagę ich przeszłość i znając Grega przypuszczał, że będzie ciężko.
- Mama przekazuje pozdrowienia – zaczął chcąc przerwać przedłużającą się ciszę. Obaj zdawali sobie sprawę z tego, że była tylko jedyna kwestia, w której się zgadzali mianowicie szczęście Blythe.
- Co u niej?
- Znasz swoją matkę. Zajęta, jak zwykle –
mówił, jakby go to irytowało, ale można było dostrzec mały uśmiech na jego twarzy - Prowadzi spotkania dla wdów po żołnierzach, w czwartki grywa w brydża, kupuje wszystkie magazyny medyczne z najmniejszą wzmianką o tobie.
W tym miejscu wyczerpali już limit tematów do rozmowy. Przynajmniej według diagnosty.
- Możesz wyjść ze szpitala? Co powiesz na stek? Idąc tu mijałem dobrą knajpę, całkiem niedaleko – zaproponował John. Widocznie nie podzielał tego poglądu.
- Umierasz?
- Co?
- Potrzebujesz nerki? Rozgrzeszenia? O co ci chodzi?
– dopytywał z typowym dla siebie brakiem zahamowań. Był ciekawy, co wywołało tą nagłą potrzebę kontaktu.
- Ojciec nie może odwiedzić syna?
- Nie wiem, może? –
odgryzł się nie potrafiąc sobie odpuścić - Nigdy sam nie przyjeżdżałeś.
John nie zareagował na zaczepkę.
- Postanowiłem zacząć – oświadczył spokojnie, po czym dodał - Zostawiłem ci wiadomość na sekretarce, ale ją zignorowałeś.
- Jestem bardzo zajęty
– poinformował patrząc mu prosto w oczy.
- Widzę.
Greg doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że najprościej było by ustąpić. Zjeść wspólnie krótki lunch i dowiedzieć się, po co właściwie tu przyszedł. Ci, co dobrze go znali rzadko, kiedy zarzucali mu rozsądek. Oczywiście mógł zwyczajnie porozmawiać z ojcem i mieć to z głowy, ale wypracował sobie skuteczny system. Unikanie problemów.
Pewnie, miał on swoje wady, lecz po tylu latach nie zamierzał z niego zrezygnować.
- Co tu właściwie robisz?
- Pomyślałem, że moglibyśmy porozmawiać.
- Nieco ekstremalne posunięcie, jak na nas.
- Zaryzykuje. Nadal jesteś z Lisą? –
dopytywał John dalej próbując nawiązać rozmowę. Nie wydawał się zrażony uszczypliwościami. Idąc tutaj postanowił sobie, że nie da się spławić, że będzie się starał za wszystkich sił. Naprawa ich relacji była dla niego zbyt ważna by się zrezygnować. Też potrafił być uparty i postawić na swoim.
- Tak. Pewnie cię to zdziwi, ale jeszcze tego nie spieprzyłem.
- Nie to miałem na myśli.
- Jasne
– powątpiewał głośno diagnosta i dodał z wyrzutem – Przecież nie katalogujesz moich porażek by wypominać mi je w nieskończoność.
Zamiast spodziewanego kontrataku przyglądał się jak mężczyzna spuszcza wzrok, powoli wydycha powietrze, po czym patrząc mu prosto w oczy próbuje ponownie.
- Nie robię tego ze złośliwości, chce ci pomóc – zapewnił spokojnie, ale wątpiłby mu uwierzył - Twój problem polega na tym, że wydaje ci się, że inni patrzą na ciebie tak, jak ty siebie widzisz.
W tym miejscu lekarz miał ochotę powiedzieć tyle różnych rzeczy, ale to prowadziłoby niezwłocznie do tej jednej rozmowy, której nie chciał rozpoczynać. Obawiał się, że jak zacznie mu wyliczać żale nie będzie w stanie przerwać. Zawsze wiedział, że pokrewieństwo nie czyni z ludzi rodziny. Ostatnio, z Rachel doświadczał tego bardziej niż kiedykolwiek.
Od samego początku rozumiał, że angażując się w związek z Cuddy musi wziąć pod uwagę również jej córkę. Tyle, że nie zamierzał być ojcem, a znaczący powód tej decyzji stał właśnie przed nim.
- Może przyjechalibyście kiedyś w odwiedziny z Lisę i Rachel.
- Może –
zgodził się automatycznie i oboje wiedzieli, że nie miał najmniejszego zamiaru tego robić.
- Zrobiłbyś mamie olbrzymią przyjemność. Stęskniła się za tobą.
Starania ojca o ile bezskuteczne nie pozostawały niezauważone. Lekarz widział jak się pilnował. Jednak jego ugodowe nastawienie zamiast chęci współpracy budziło dziecinną ochotę sprawdzenia jak daleko może się posunąć.
- Zamieniliście się rolami? Zwykle to ona bawi się w posłańca.
- Uznałem, że najwyższy czas to zmienić.
- A obaj wiemy, że zawsze musi być tak jak sobie postanowisz –
podsumował młodszy House chcąc go sprowokować.
- Nie łatwo się z tobą rozmawia.
- Czyli coś nas jednak łączy
– ironizował dalej, jednak byłego wojskowego zdawało się to dziś nie zrażać.
- Wiem, że mi nie wierzysz, ale jak każdy rodzic chce jedynie twojego szczęścia.
O ile do tej pory panował nad emocjami słysząc to nie wytrzymał.
- Nagle jesteś przykładem rodzica? – wybuchł poirytowany.
- Greg.
Na próby uspokajania sytuacji było już za późno.
- Co? - spytał diagnosta zniecierpliwiony całym tym owijaniem w bawełnę - Długo jeszcze będziemy to ciągnąć? - był cholernie zmęczony latami pomijania tematu – Jesteśmy sami. Nikt cię tu nie słyszy.
John milczał, zastanawiał się, jakim cudem rozmowa tak szybko wymknęła mu się spod kontroli. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Planował zacząć od czegoś drobnego, wspólne wyjście na steki, dłuższa wymiana zdań bez kłótni, stopniowe polepszenie stosunków i z czasem poruszenie trudniejszych dla nich tematów.
- Chciałeś rozmawiać. Nic? To ja zacznę. Nie jesteś moim ojcem – wygarnął z siłą tajemnicy duszonej w sobie za długo. Chciał go zranić i po wyrazie jego twarzy widział, że mu się udało. Nie przyniosło mu to jednak spodziewanej satysfakcji. Może, dlatego, że w swoim odczuciu to stwierdzenie uważał za kłamstwo. Prawda była taka, że mógł go nie lubić, ale zawsze uważał go za swojego ojca.
- Całe życie byłeś mną rozczarowany.
- Tak myślisz?
- Myślę, że mnie nienawidzisz, bo jestem nieustannym przypomnieniem tego, że cię zdradziła.
- To nie prawda
– zaprzeczył zdecydowanie. Zabolało go, że tak to widział. Chyba było między nimi gorzej niż przypuszczał. Gdyby ich teraz spytać żaden z nich nie był pewny jak znaleźli się w tym punkcie. W którym momencie ich relacje aż tak strasznie się pokomplikowały. Dla obu mężczyzn była to trudna rozmowa. Jeśli łączy cię z kimś wspólna historia, szczególnie skomplikowana ciężko przełamać schemat. Otworzyć się na to, co mówi ta osoba, wysłuchać jej argumentu i ponownie zaufać. Utrudnia to towarzyszące ci wspominanie zawodu, jaki ci sprawiła. Mimo, że nie było to łatwe John zdecydował się na prawdę.
- To nie ma nic wspólnego z tobą. Po prostu ciężko przejść do porządku dziennego nad tym, że kobieta, którą kochasz zdradza cię z twoim najlepszym przyjacielem.
Wyznanie ojca nieco nim wstrząsnęło, a był to dopiero początek emocjonalnej dla obojga rozmowy. Ani razu nie patrzył na to z tej strony. Nie zastanawiał się nad tym, co mógł wtedy przeżywać. Jakby tego było mało, następne zdanie kompletnie go zatkało.
- A jeśli jest coś, czym byłem rozczarowany to to, że ten bystry chłopiec nie jest moim biologicznym synem.
Spojrzał na swojego ojca jakby widział go po raz pierwszy w życiu. Było to coś, czego w ogóle nie brał pod uwagę. Jednak przez wspólnie spędzone lata nauczył się rozpoznawać, kiedy mówi szczerze i tak było teraz. Automatycznie stracił całą wolę walki. Chciał po prostu wiedzieć.
- I tak postanowiłeś to okazać? Dystans, ciągła krytyka. Kąpiel w lodzie i spanie na dworze.
- Zrobiłem to raz i od razu zacząłeś okazywać mi szacunek.
- To nie był szacunek, tylko strach.
- Kary mojego ojca były o wiele gorsze. Był surowy, ale wyszło mi to na dobre –
tłumaczył swoją motywację. Sam był wychowywany jedynie przez ojca w rodzinnie z wieloletnimi wojskowymi tradycjami - Problem polega na tym, że nie jesteś taki jak ja. Za późno to zrozumiałem. Robiłem to, co uznałem za słuszne. Nie dostajesz instrukcji obsługi przy narodzinach dziecka.
- Jestem tego świadom –
stwierdził House wracając myślami do Rachel i swojego ewentualnego ojcostwa. Mimo nieustannych zapewnień Wilsona, że sobie poradzi, jeśli tylko się postara wciąż miał masę wątpliwości. Wiedział, czego nie robić, ale bycie dobrym rodzicem nie polegało wyłącznie na unikaniu błędów. Miał się nią opiekować, uczyć ją zrozumieć świat, cierpliwie odpowiadać na niekończące się pytania, dawać przykład. Nieustannie zastanawiał się, czy to potrafi. Czy nie straci cierpliwości, nie krzyknie na nią, lub zwyczajnie nie będzie jej ignorował podczas gorszych dni. Czy za kilkanaście lat nie będzie przeprowadzał podobnej rozmowy, tyle, że tym razem to ona będzie miała do niego pretensji za zmarnowane dzieciństwo?
Korzystając z chwili ciszy John podszedł do krawędzi dachu i usiadł na murku. Wszystko wskazywało na to, że będzie to dłuższa rozmowa. Jeśli miał uczestniczyć w niezręcznej konwersacji postanowił, że, chociaż będzie mu wygodnie.
- Wiesz, co jest dziwne? Nigdy nie rozmawialiśmy o tym z twoją matką. Ani razu – zaczął od wydarzeń sprzed jego narodzin, gdy Greg odwrócił się w jego stronę i ponownie skierował na niego swoją uwagę. Trzeba przyznać, że zaintrygował tym syna.
- Przez długi czas miałem tylko wojsko i dyscyplinę. Dopóki nie poznałem twojej matki. Dość szybko się pobraliśmy. Dopiero po zamieszkaniu razem zrozumieliśmy jak bardzo się różnimy. Początkowo jakoś sobie radziliśmy, ale w połowie drugiego roku małżeństwa zaczęliśmy mieć poważne kłopoty. Nie potrafiliśmy się dogadać, większość rozmów kończyła się kłótnią, moje ciągłe wyjazdy nie pomagały. Był to jedyny moment w życiu, w którym mogliśmy się rozstać.
Diagnosta pozwolił mu mówić uważnie słuchając części historii swoich rodziców, o której nie miał pojęcia.
- W tym czasie wysłano mnie na ćwiczenia do Okinawy, kiedy wróciłem Blythe oznajmiła, że jest w ciąży. Rozpłakała się, chciała mi tłumaczyć. Przytuliłem ją i powiedziałem, że nie musi nic mówić. I to było tyle – kontynuował wspominając najcięższe chwile swojego małżeństwa - Wtedy zaczęliśmy ze sobą rozmawiać o wszystkim innym, spędzać razem czas, przygotowywać się na twoje narodziny. Po tym jak przyszyłeś na świat między nami było lepiej niż kiedykolwiek. Umocniło nas to. Przeważnie posiadanie dzieci nie ratuje małżeństw, ale ty nasze uratowałeś.
- Nie robiliśmy badań genetycznych, nie chcieliśmy wiedzieć. Poza tym była niewielka szansa, że jesteś mój. Miałeś niebieskie oczy i miałem nadzieje. A kiedy pierwszy raz wziąłem cię na ręce to nie miało już żadnego znaczenia.

Słuchając opowieści ojca podświadomie porównywał ich sytuacje z tą, w którą obecnie się znalazł. Musiał przyznać sam przed sobą, że mimo swoich obaw, w chwilach, które uważał za chwile słabości myślał o Rachel jak o jego. Towarzyszył jej od pierwszego dnia, kiedy pojawiła się w szpitalu. Z czasem zaczęli spędzać razem więcej czasu, rozmawiać, oglądać razem bajki. Odpowiadało mu to dopóki nie zdawał sobie sprawy, do czego to prowadzi. Zrozumiał to ostatnio, kiedy dziewczynka zachorowała na grypę doznał olśnienia. Zrozumiał, że nie myśli o niej w kategoriach 'córkę mojej dziewczyny coś boli', tylko, że 'Rachel coś boli'. Że mała sama już coś dla niego znaczyła. Dzień po dniu bombardowały go kolejne dowody na to, że może warto było by spróbować, przez co był coraz bardziej wystraszony.
- Przepraszam Greg. Nie chciałem tego – zapewnił poważnie John. Był to nieznany stopień szczerości w ich relacji. Co więcej diagnosta nigdy nie przypuszczał, że to słowo padnie z jego ust. W tym momencie zrozumiał, że ojciec naprawdę się stara.
- Musisz wiedzieć, że zawsze byłem z ciebie dumny.
- Czemu nie mogłeś mi tego powiedzieć?
– spytał sfrustrowany lekarz - Choć raz chciałem to od ciebie usłyszeć.
Oszczędziłoby im to wiele kłótni, nerwów i milczenia.
- Nie wiem. Myślałem, że będę miał czas to naprawić, ale kiedy wyjechałeś na studia, dystans okazał się nie do pokonania.
- Po prostu zrozumiałem, że nigdy cię nie zadowolę, więc przestałem próbować.
- Twoja mama wiedziała. Mówiła, że zachowuje się jak idiota i przez to cię stracę.
- Zawsze wie wszystko.
- Powinni ją byli zrekrutować do wywiadu –
zażartował John, ta myśl wywołała lekki uśmiech na obu twarzach.
- Fakt. Myślałem, że nie uda mi się skończyć rozmowy, w której dowiedziała się o Rachel.
- Jak wyczuje nowinę nie ma na nią sposobu.

Niestety nie mogli wiecznie zbaczać z tematu, dlatego Greg po zastanowieniu przyznał:
- Nie wierzyłem jej, kiedy po raz kolejny zapewniała, że jesteś ze mnie dumny. Uznałem, że jest twoją żoną i zawsze cię broni.
- Myliłeś się. Jesteś silny i jestem z ciebie dumny –
powiedział patrząc mu w oczy. Bezpośredni komplement, którego długo nie zapomni.
Ojciec towarzyszył mu we wszystkich ważniejszych momentach życia, problem polegał na tym, że zwykle milczał i ciężko było odgadnąć, co myśli. Zostawiało to szerokie pole do interpretacji, w większości przypadków chybionych. Szczególnie, że nie wahał się krytykować jego pomysły, co utwierdzało go w błędnych przypuszczeniach.
Gdyby nie Blythe pewnie było by między nimi znacznie gorzej. I choć przez lata ich relacje były takie, jakie były, nie mógł mu odmówić wpływu na swój charakter. Mieli niewiele wspólnych cech, choć i tu parę z pewnością by się znalazło, za to większość wykształciła się w nim właśnie na przekór zasad ojca. Od dziecka był to u niego odruch bezwarunkowy, gdy ktoś popychał, on popychał mocniej.
- Wyrażanie uczuć nie jest moją mocną stroną.
Obu mężczyzną łatwiej przychodziło pokazywanie tego, że im zależy niż kwieciste wyznania i deklaracje.
- Prawda – zgodził się Greg, jednak po chwili zdecydował się mu trochę odpuścić i dodał
- Mimo to mam szczęśliwe wspomnienia z dzieciństwa.
Należał do tych ludzi, którym łatwiej skupić się na własnych błędach, którym w pamięci zapadają niepowodzenia, którzy szczęśliwe momenty puszczają w niepamięć.
- Jak zabierałeś mnie na ryby, uczyłeś jeździć na rowerze. Brałeś ze sobą do bazy. Dzięki tobie zwiedziłem świat.
- Pamiętam jak szukałeś mumii w Egipcie
– wspominał z nostalgią wojskowy – Mama bała się, że coś ci się stanie. Kazała mi ci zabronić, ale miałeś taką frajdę, że nie potrafiłem.
- Wielokrotnie słyszałem, że masz mój upór i traktowałem to jak największy komplement.

Słuchając ojca House zaczął się zastanawiać nad wszystkim, co mu zawdzięcza. Na tym, co dzięki niemu poznał, czego się nauczył, do rzeczy, które go ukształtowały. Zastanowił się chwile i zdał sobie sprawę z czegoś jeszcze.
- Wszystko zaczęło się psuć po moich 11 urodzinach.
Do tego czasu miał względnie zwyczajne dzieciństwo. Przypomniał sobie również, co się wtedy stało.
- Thomas dał mi gitarę.
- Twoją pierwszą, uwielbiałeś ją. Grałeś na niej nawet w nocy.
- Minął jakiś tydzień. To było nad ranem. Wszedłeś do pokoju i kazałeś mi przestać –
mówił rozumiejąc teraz, że wcale nie chodziło o niego - Pokłóciliśmy się i nie rozmawiałeś ze mną przez całe lato.
- To był błąd, nie wiedziałem, co robić.
- Zastanawiałem się, co takiego zrobiłem nie tak. Czemu jesteś na mnie aż tak zły? Nie lubiłeś, gdy spędzałem z nim czas. Potem zobaczyłem znamię i zacząłem się zastanawiać –
streścił swój punkt widzenia momentu, w którym wszystko się zmieniło.
- Źle to rozegrałem – przyznał John wiedząc, że wina leżała po jego stronie - Rosłeś i było coraz gorzej. Robiłeś mi wszystko na przekór.
- Miałem 12 lat, byłem dzieciakiem. Myślałem, że żaden z was mnie nie chce.
- Zabawne, bo wydawało mi się, że wolałbyś, żeby to on był twoim ojcem.
- Chciałem ciebie. Byłeś moim tatą.

Ciężko było otwarcie się do tego przyznać, ale taka była prawda. W tej rozmowie mówili sobie wszystko to, o co przez lata bali się spytać, przyznać i szczerze sobie powiedzieć.
- Wydaje ci się, że mi było łatwo? Genialne dziecko, które samo domyśla się, że nie jest z tobą spokrewnione.
Diagnosta rozumiał jak uczucia zmieniają pryzmat postrzegania danej sytuacji, ale nawet teraz było to niewiarygodne. Przez te wszystkie lata nie brał pod uwagę uczuć ojca. Z jego perspektywy wyglądało to zupełnie inaczej.
- Postanowiłem sobie, że chociaż wychowam cię na porządnego mężczyznę – zdradził swoją motywacje senior - Że nie musisz mnie lubić byle byś wyrósł na dobrego człowieka. Poradził sobie jak mnie już nie będzie. Chciałem wpoić ci zasady, które przekazał mi ojciec. Tyle, że moje próby bardziej nas od siebie oddalały. Aż w końcu zabrnęliśmy za daleko.
Dobrze było to wreszcie powiedzieć otwarcie. Choć przyznanie się do błędów nie było łatwe dla żadnego z nich. Zostało coś jeszcze, co ciążyło mu na sumieniu.
- Chciał cię – powiedział nieco ciszej John.
- Co?
- Thomas. Trzymał się na uboczu, ale był blisko, zawsze gotowy do pomocy, gdy miałeś 3 lata, wylądowałeś w szpitalu z wysoką gorączką. Przyszedł cię zobaczyć. Wtedy potwierdziło się, że nie jesteś moim biologicznym dzieckiem. Nie wpuściłem go do sali. Dałem mu jasno do zrozumienia, że jestem twoim ojcem, a on przyjacielem rodziny
– mówił jakby przyznawał to z jakimś trudem. Do dziś była to jedna z najbardziej samolubnych rzeczy, jakie zrobił w życiu. Nie brał wtedy pod uwagę, że może chłopcu było by z nim lepiej, zwyczajnie nie chciał stracić swojego syna - Od tej pory się wycofał. Był kawalerem, pewnie uznał, że będzie ci lepiej z nami i zachowywaliśmy się jakby nic się nie stało.
Greg odkrył, że ta wiadomość nic dla niego nie zmieniała. O ile miło było to usłyszeć, nie miało to dla niego wielkiego znaczenia, bo to nie Thomasa uważał za swojego ojca. Dlatego zamiast rozgoryczania poczuł się jakby miał wreszcie dowód, że John naprawdę go chciał.
Że o niego walczył.
- Nie wybaczę ci tego – powiedział widząc jak go obserwuje – Bo jeśli o mnie chodzi nie ma czego wybaczać. To sprawa między wami.
Seniorowi ewidentnie ulżyło. Niestety, cała ta rozmowa dowodziła również, że rzeczywiście przez te wszystkie lata źle się rozumieli, przez co stracili sporo czasu. Ich całe relacje opierały się na błędnych założeniach i narastających wokół nich konfliktach. Niewypowiedzianych pretensjach i codziennych nieporozumieniach, które stopniowo przeradzały się w bolesne przeszkody nie do pokonania. I tak, po latach w końcu oczyścili atmosferę. Diagnosta nie wierzył, że kiedyś do tego dojdzie. Obecnie każdy z nich analizował to, co usłyszał.
- Greg – przerwał ciszę podchodząc do syna - Nie mówmy o tym mamie.
- Zgadzam się w zupełności, ale udało ci się kiedyś skutecznie ją okłamać?
- Raz, czy dwa.
- Poważnie?
- Wszyscy kłamią, prawda? –
przywołał z uśmiechem jego nieśmiertelną maksymę. Sprawiło mu to pewną satysfakcje. John wyciągnął rękę i pomógł mu wstać. Nie padli sobie w ramiona, ale i tak był to obiecujący początek. Diagnosta ruszył w kierunku drzwi, lecz szybko zorientował się, że idzie sam.
- Co? – spytał zatrzymując się w miejscu. John wahał się tylko przez chwile.
- Genetyka może mówić, co innego, ale dla mnie zawsze byłeś i będziesz moim synem. Pamiętaj o tym.
Wszelkie towarzyszące mu nerwy wynagrodził wyraz twarzy syna. Nie wiedział, że było to jedno zdanie, które zawsze pragnął usłyszeć, a do którego nigdy głośno się nie przyznał. Oczywiście nie mogli już zmienić przeszłości, więc pozostało im pracować nad teraźniejszością.
- Spójrz na nas. Wyjaśnienie sobie nieporozumień zajęło nam tylko 40 lat.
- Jaki ojciec, taki syn
– rzucił lekarz po raz pierwszy bez cynizmu, a z szerokim uśmiechem.
Kiedy to mówił doznał osobistego objawienia, a mianowicie zrozumiał, że to że nie będzie ojcem Rachel wcale nie gwarantuje, że będzie jej lepiej. Nie trafi jej się ktoś lepszy, odpowiedniejszy, jeśli nie rozstanie się z jej matką, a nie zamierzał tego robić. Na dłuższą metę znaczyło to tyle, że nie będzie miała żadnego ojca. Dopiero, co zakończył jeden kręg ojcowskich nieporozumień i nie chciał zaczynać następnego. Fakty były takie, że zależało mu na niej i chciał by miała jak najlepszą przyszłość. Może wszyscy dookoła mieli racje, może przyszedł czas zaryzykować. Otworzyć się bardziej. Przyjąć na siebie więcej odpowiedzialności. Nie tylko się z nią bawił. Może wystarczy jeśli da z siebie wszystko. Miał taka nadzieję. Już wcześniej, gdy nachodziło go zwątpienie powtarzał sobie, że Cuddy nie pozwoli mu tego schrzanić.
- Tato.
- Słucham?
- Idę wieczorem na kolacje do Lisy. Może pójdziesz ze mną? –
zaproponował. Uznał, że skoro ojciec wyciągnął rękę jako pierwszy, czas na gest z jego strony. Wojskowy nie odpowiedział od razu zaskoczony propozycją. Choć chciał się do niego zbliżyć nie zamierzał naciskać.
- Nie chce przeszkadzać.
- Ucieszy się. Poznasz swoją wnuczkę
– zaproponował Greg chcąc wypróbować nowe słowo.
- Jesteś pewny?
Rozumiał jak wielki to krok z jego strony.
- Tak.
- Mam samolot za dwie godziny.
- Polecisz jutro, albo jak nie doprowadzimy się nawzajem do szaleństwa, w poniedziałek.
- Chętnie, tylko zadzwonię do mamy.

Był podekscytowany i wdzięczny, że zdecydował się pokazać mu część swojego życia.
- Obiecałem Rachel, że znowu zabiorę ją na motor.
- Pozwalasz 5 latce jeździć na motorze? -
automatycznie skarcił nieodpowiedzialny pomysł. Greg spojrzał na ojca znacząco. Ten szybko zrozumiał, że wyciągnął pochopne wnioski.
- Małe kroczki – zaoferował w ramach przeprosin. Zdawali sobie sprawę, że nie zmienią wszystkiego w jedną noc. Musieli wykazać się cierpliwością i robić to stopniowo.
- Nie jeździmy – wyjaśnił diagnosta, wyglądał na nieco zażenowanego - Wyprowadzam go na podwórko, siada ze mną i włączam silnik.
- Bezpieczne i pomysłowe –
pochwalił ojciec - Musi to lubić.
- Uwielbia.
- Jaka jest? -
spytał ciekawy tego co o niej powie, tak samo jak małej dziewczynki.
- Rachel? – upewnił się zastanawiając jak najlepiej ją opisać - Sprytna, lubi robić wszystko po swojemu. Początkowo trzyma dystans, ale kiedy się do kogoś przekona to prawdziwa przylepa. Lubi kreskówki o piratach.
John przyglądał się uważnie twarzy syna, gdy o niej opowiadał. Jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy, ale były to słowa dumnego ojca.
- Nie lubiła jednej swojej maskotki, więc zostawiła ją na placu zabaw i powiedziała, że ją zgubiła. Myślałem, że się rozpłaczę, kiedy Cuddy zaproponowała, żebyśmy poszli jej szukać.
Na szczęście było późno i udało mi się to przełożyć.

Był przekonany, że była to jedna z tych rzeczy, które tylko on zauważył.
- Nie mogę się doczekać, żeby poznać twoje dziewczyny. Choć twoja mama pewnie się na mnie wścieknie.
Jego zdanie automatycznie przyniosło mu na myśl prawnika, którego obecnie diagnozował. Ojciec automatycznie dostrzegł zmianę na jego twarzy. Doskonale znał to spojrzenie, znaczyło, że coś wymyślił.
- Co?
- Właśnie rozwiązałem przypadek –
poinformował zadowolony - Musimy wstąpić do pacjenta.
- Zawsze tak pracujesz?
- Tak.
- Masz szczęście, że trafiłeś na szefa, który rozpoznał twoją wartość.
- Wiem, ale nie mówmy jej o tym.

Przepuścił ojca w drzwiach. Dzięki tej przerwie zyskał nowy początek z ojcem, podjął decyzje odnośnie Rachel i zdiagnozował pacjenta. Było to znacznie więcej niż zakładał wymykając się z przychodni na dach.


Nieco wyszłam z wprawy, więc proszę o łaskawość.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Pią 12:45, 22 Mar 2013, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:17, 16 Mar 2013    Temat postu:

Hej
Są w ogóle takie, które starają się polepszyć ich relację? Ja mam wrażenie, że ten jest pierwszy Ale to fajnie. Zawsze coś nowego

Bardzo fajne to napisałaś. Bardzo mi się podoba. Dialogi świetne. Przemyślenia obojga panów również. Widać, że oboje są twardzielami ale... właśnie, pojawia się ale Podoba mi się, że to John wyciąga pierwszy rękę. Wątpię, żeby House to zrobił więc tym bardziej fajniej mi się czytało. Fajny fik John nie okazał się tyranem i katem a... nawet dość sympatycznym facetem jeżeli wiesz co mam na myśli Bardzo mi się podobało weny i pisz dalej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:44, 18 Mar 2013    Temat postu:

Nie mogłam uwierzyć, jak zobaczyłam tu coś nowego. Ale niespodzianka! Agnieszko, badź pewna, nie potrzebujesz taryfy ulgowej, nie wyszłaś z wprawy! Nic a nic. I właśnie to mi się u Ciebie podoba. Potrafisz pisać serialowo i kanonicznie, ale nie boisz się naginać bohaterów pod swoje wyobrażenie, jeśli fik tego wymaga, i co najważniejsze nigdy na tym nie traci, a to trudne, wiem co mówię, bo nieraz próbowałam majstrować przy bohaterach i różnie się to kończy. Ty potrafisz stworzyć świetny tekst nawet, gdy bohaterowie odbiegają od tego co widzieliśmy w serialu i za to kłaniam się w pas. Cieszę się, że się pojawiłaś z czymś nowym i innym. Podoba mi się. Ale każdy kto mnie tu zna wie, że lubie gdy wszystko jest takie bardziej... pozytywne.
Dialogi świetne, ale o zawsze była Twoja mocna strona Początek, dach szpitala, rozmyślania House'a, rozmowa z ojcem, no wszystko, bardzo mi podoba i jak zwykle przyjemnie się Ciebie czyta. Oby częściej.
Pozdrawiam, lis.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:38, 23 Mar 2013    Temat postu:

OLA336 napisał:

Bardzo fajne to napisałaś. Bardzo mi się podoba. Dialogi świetne.

Dziękuje bardzo, pierwszy komentarz po tak długiej nieobecności wiele znaczy. Ucieszyłam się jak dzika

Za tego fika winię Lisek. Tego dnia, co przeczytałam komentarz naszły mnie 2 pomysły.
Lisek napisał:
Oby częściej.

Wielkie dzięki, ale mnie wkopałaś

No to jazda z pierwszym:

Wyznanie miłości Cuddy po raz pierwszy sporo go kosztowało. Jednak zrobił to, bo wiedział, że nie mają żadnych szans, jeśli nie odważy się tego powiedzieć na głos. I tak, odkąd zaczęli się spotykać powoli przełamywał kolejne zbudowane przez siebie bariery. Oboje stopniowo otwierali się przed sobą próbując zbudować coś trwałego. House nie myślał nawet wtedy, że istnieje rzecz bardziej przerażająca niż wyznanie swoich uczuć. Zdarzyło się jednak coś, co błyskawicznie wyprowadziło go z błędu, jednocześnie zagrażając ich dalszemu postępowi. Pamiętnego wieczora, w piątek, parę minut po godzinie dwudziestej pierwszej, leżeli z Cuddy we dwójkę na kanapie i oglądali jakąś klasyczną komedie sprzed lat. Minęły trzy tygodnie od stłuczki i nie całkiem nieudanej wizyty House'a w przedszkolu w dzień kariery. Tym razem nie było pretensji o szczoteczkę do zębów, leżeli w swoich ramionach pochłonięci filmem.
Od jego rozmowy z dyrektorką przedszkola wszystko układało się dobrze. O ile było to banalne czasem, żeby rozwiązać problem wystarczyło o nim ze sobą porozmawiać. Obecnie byli w momencie, w którym nawzajem rozumieli, co jest dla nich ważne, na czym im obojgu zależy. Niespodziewanie seans przerwała im wbiegająca do pokoju w piżamie Rachel.
Powinnaś już spać – powiedział Lisa siadając i przenosząc całą swoją uwagę na córkę
- Umówiłyśmy się już, że nie przeczytam ci drugiej bajki.
Przyszłam powiedzieć dobranoc – oznajmiła dziewczynka podchodząc bliżej kanapy.
Sprytnie. Mówiłyśmy już sobie dobranoc.
Nie tobie, Hawsowi – szybko poprawiła lukę w rozumowaniu matki. Diagnosta uśmiechnął się słysząc jej ton głosu. Zwrócił się do niej mówiąc:
Dobranoc, majtku.
– Zrobimy rano twoje specjalne naleśniki?
- spytała z nadzieją.
No nie wiem, muszę jutro zdążyć do pracy – przekomarzał się, choć doskonale znał odpowiedź na jej pytanie.
Jutro sobota. Nie idziesz do szpitala.
– Nie idę? Hmmmmm. Ciekawe. Nie wiem, czy będzie mi się chciało. To strasznie dużo roboty.
- Będzie. Zawsze tak mówisz. Pomogę.
- No dobra, przekonałaś mnie, zrobimy jutro naleśniki.
– Hurra
– ucieszyła się zaciskają pięści i rezolutnie dodała – Dobranoc, kapitanie.
Lisa uśmiechnęła się zaczesują córce włosy za prawe ucho.
- Wszystko ustalone, a teraz do łóżka. Kolorowych snów – pocałowała ją raz jeszcze w policzek - Kocham cię.
– Ja ciebie też
– było naturalną odpowiedzią dziewczynki. Po czym mała ruszyła z powrotem do swojego pokoju.
Kocham cię, Haws – usłyszeli jeszcze, gdy wybiegała na korytarz. Nawet się nie odwróciła. Wraz z odgłosem zamykanych drzwi w jej pokoju atmosfera w gościnnym dramatycznie zgęstniała. Początkowo żadne z nich się nie ruszyło. House uporczywie patrzył w ekran telewizora, po chwili Cuddy powoli zaryzykowała spojrzenie w jego kierunku. Mogła sobie darować subtelności i tak tego nie zauważył. Był jak sparaliżowany. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Pytanie, czy wszystko było w porządku wydawało się idiotyczne. Widziała, że nie jest. Przepraszam? Bezsensu. Zapewnić go, że wcale tak nie myśli? Myślała. Miała pięć lat, co w głowie, to na języku i oboje o tym wiedzieli. Nie miała pojęcia jak zareaguje. Za to jedno było pewne, swobodny nastrój prysł, nie mogli udawać, że nic się nie stało i wrócić do filmu. 'Kocham cię, Haws. Kocham cię, Haws. Kocham cię, Haws.' brzmiało mu w głowie na okrągło. Nie na to się pisał. Na dodatek sposób, w jaki to powiedziała, jakby była to najbardziej naturalna rzecz na świecie. I dla niej taka była. Nie zastanawiała się na tym, nie kalkulowała. Jak to w jej wieku mówiła co czuła. W tej chwili zrozumiał, że powiedzenie 'kocham cię' było niczym w porównaniu z usłyszeniem tego od małego dziecka. Przynajmniej nie czekała na odpowiedź, choć obecnie średnio go to pocieszało. Co jeśli schrzani jej dzieciństwo? Nie mógł tu teraz być.
Greg – spróbowała zwrócić jego uwagę, gdy nagle podniósł się z kanapy.
Muszę iść.
Naprawdę nie było dobrze, kiedy House zaczynał być cichy i lakoniczny.
Obiecałeś jej, że zrobicie naleśniki – przypomniała nie chcąc pogarszać sytuacji.
Wrócę. Muszę pomyśleć.
- Dobrze.
- Przejadę się trochę.

Było to dla niego zdecydowanie za dużo. Zupełnie niespodziewanie i o wiele za dużo.
Musiał to sobie przetrawić w samotności na spokojnie, daleko stąd. Zabrał kurtkę, kluczyki i wyszedł. Lisa nie próbowała go zatrzymać. Dojechał do swojego ulubionego parku, posiedziała na ławce, pochodził, znowu usiadł. Szybko pojął błąd całego tego motocyklowego wypadu, nie można było pić. Kochała go. Niewiele rzeczy kochała. Słyszał wielokrotnie jak mówi, że lubi Marinę. Lubi, a widywała ją niemal codziennie. Kochała Dorę i ‘Chetosy'. Swoją mamę, babcię, wujka Jimmiego. I najwyraźniej jego. Był dla niej czymś oczywistym. Jakąś stałą w jej życiu. Jakim cudem mu to umknęło? Zastanawiał się, czy gdyby kazali jej narysować rodzinę narysowałaby Lisę, siebie i jego. Rosła i coraz więcej rozumiała. Im więcej czasu minie, tym gorzej zniesie ich rozstanie. Już była do niego przywiązana. Wrócił na motor pokrążył jeszcze trochę po okolicy i pojechał na stacje benzynową. Całe to jeżdżenie i spacerowanie niewiele jednak dało. Spojrzał na zegarek i postanowił wrócić zanim Lisa pomyśli, że uciekł. Około godziny czwartej Cuddy obudził dźwięk zatrzymującego się pod domem motoru. Ulżyło jej. Miała wątpliwości, czy się pojawi. Czuła się winna, że w niego wątpi, szczególnie, że widziała, jak ostatnio się dla nich starał. Tyle, że ucieczka była u niego instynktownym rozwiązaniem wszelkich problemów i czasem nie dało się go przezwyciężyć. Skoro jednak do nich wrócił, to już było coś. Oczywiście, ona też bała się, co to dla nich zmieniało, ale musiała przyznać, że słowa córeczki sprawiły jej przyjemność.
- Hej – szepnęła odwracając się do niego, kiedy wchodził do łóżka - W porządku?
– Nie.

Przysunął się obejmując ją w pasie i kładąc głowę na jej klatce piersiowej. Prawa ręka Lisy automatycznie znalazła się w jego włosach.
- Rozmawiałeś z Wilsonem?
- Nie.
- Jeździłeś w kółko?
- Mhm.
- Martwiłaś się?
– domyślił się jak ona spędziła resztę wieczoru.
- Mhm.
Ze swojej strony Cuddy chciała mu jakoś dodać otuchy, ale tylko jedno przychodziło jej do głowy. Szczerze wątpiłaby chciał to teraz usłyszeć. Mimo to spróbowała.
House.
Nie mów tego – prosił desperacko podnosząc na chwile głowę by spojrzeć jej w oczy, te słowa narobiły już dziś wystarczająco dużo zamieszania. Słysząc to uśmiechnęła się lekko, oczywiście, że wiedział, co powie. Czasem dziwiła się, czemu w ogóle się kłócą skoro tak dobrze się znają. Chciała go zapewnić, że nie jest sam. Że poradzą sobie z tym we dwoje, razem.
Ale to prawda, wiesz o tym? Bardzo.
– Wiem. Ja ciebie też
– odparł wracając do poprzedniej pozycji.
Tylko, dlatego nie zwiał gdzie pieprz rośnie. Przez miłość do niej i o dziwo, złożoną Rachel obietnicę. Nie było jednak sensu zaczynać rozmowy o tym wszystkim teraz. Oboje byli zbyt zmęczeni. House uniósł lekko głowę i pocałował ją w ramię. Cuddy nie przestawała delikatnie przeczesywać mu włosów palcami. Po kilku minutach zasnęli.
Mimo całego zamieszania następnego ranka Lisa tradycyjnie spała dłużej. Marina miała wolne, co pozostawiało Rachel pod opieką diagnosty. Kiedy myli zęby w łazience, patrzył na pięciolatkę jak na bombę z opóźnionym zapłonem. Nie zdawała sobie sprawy z tego, co zapoczątkowała. Dla niej był to dzień, jak co dzień. Beztrosko myła buzię, podekscytowana perspektywą naleśników. I tak, oboje w piżamach poszli do kuchni i zabierali się za przygotowanie posiłku. Jak zwykle, gdy mieli wolne soboty. Dziewczynka rozstawiła talerze na blacie, usiadła i obserwowała jak House wyjmuje składniki. Zachowywał się jak zwykle, ale cały czas o tym myślał. Wspólne śniadanie. Jak bardzo to rodzinne. Naturalne. Nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie zastanawiał się, co to dla niej znaczy, dla nich. Nie kwestionował tego do tej pory. Przez jej wczorajsze wyznanie zrozumiał, do czego to prowadzi. Miał na nią wpływ. Świadomość tego nie była taka łatwe jakby sobie tego życzył. Co będzie jak pewnego dnia zniknie z jej życia? Prawdą było, że nie chciał znikać. Jak do tej pory im się układało. Nie chciał tego psuć wątpliwościami. Może powinien wziąć z niej przykład. Może nie było to nic wielkiego dopóki nie zrobi z tego czegoś wielkiego. Na początek postanowił spróbować nie myśleć o tym za dużo i zachowywać się jak do tej pory.
- Dokładnie wymieszuje – komentowała, co robi zadowolona, że wreszcie przyszła jej kolej.
- To wspaniale, ale mówi się mieszam.
- Moglibyśmy mieć program w TV. Była bym asystentką. Rachel i House gotują.
- Raczej House i Rachel gotują
– poprawił zapędy małej lekarz – Imię asystentki po gwieździe programu.
- Zobaczymy.

Słysząc jej odpowiedź pokręcił głową autentycznie dumny. Ciężko było być obojętnym, gdy mówiła takie rzeczy. O ile nie był pewny, czy potrafi głośno odwzajemnić wczorajsze wyznania przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Nakładając pierwszego naleśnika wziął sos i zgrabnym ruchem wykonał pożądany kształt, po czym podał jej talerz. Spojrzała na jedzenie i z powrotem na niego z dużym zachwyconym uśmiechem na twarzy ogłosiła:
Mam serce na naleśniku.
– Oddawaj
– żartował wyciągając rękę po naczynie - Ten miał być twojej mamy.
– Wcale nie, bo mój
– mówiła pewna swego jednocześnie odsuwając od niego talerz.
Tak, twój.
Roześmiała się wesoło.
Pójdziemy potem do parku?
– Nie wiem. Mama może mieć inne plany.
– Namówimy ją
- przekonywała podekscytowana, w tym akurat była dobra - Albo pójdę do Hanny, dostała nową lalkę, albo do Zoo, chce zobaczyć pawiana, albo do wujka Jimmiego.
- Albo na księżyc. Zobaczymy po śniadaniu.
- Twoje naleśniki są najlepsze na świecie
– pochwaliła pochłaniając pierwszego.
- Tak? Na całym świecie? Calutkim?
- Calutkim. Lepsze od cioci Julii
– zapewniła w tajemnicy - Ale nie mów jej tego.
- Nie powiem, jeśli ty nie powiesz - obiecał puszczając oczko i pokazowo przerzucił na patelni kolejnego naleśnika - Chcesz jeszcze jednego?
- Proszę. Z czekoladą i bananami.
- Robi się.
- Moje najulubieńsze
–mówiła, gdy nakładał jej drugiego, zaraz potem zmieniła temat - Śniło mi się dziś, że byłam piratem i goniły mnie wielkie naleśniki.
- Dorwały cię?
- Tak, wtedy je zjadłam.
- Jakoś mnie to nie dziwi
– stwierdził rozbawiony House. Byli tak zajęci sobą, że nie zauważyli jak Cuddy stanęła w drzwiach i przyglądała się ich rozmowie z uśmiechem.
Chyba nie było aż tak źle. Poradzą sobie. Krok po kroku, razem. Przyglądała się im jeszcze chwile, właśnie, dlatego soboty były jej ulubionym dniem tygodnia.
- Dzień dobry – przywitała się dołączając do śniadania - Zostało coś dla mnie?
- Ledwo, będziesz musiała pokonać naleśnikowego potwora.
- Są pycha, najlepsiejsze
– zachwycała się Rachel.
- Najlepsze, nie najlepsiejsze kochanie i są – przyznała nalewając sobie kawy i usiadła obok córki – Dobrze, że nie robisz ich częściej musiałabym zamieszkać na siłowni.
- Nie ma obawy, później pomogę ci je spalić
– zaproponował sugestywnie ukochany. Co jedynie powiększyło uśmiech na twarzy Lisy. Jej poranek z minuty na minutę robił się coraz lepszy.
- Będziecie biegać? - spytała dziewczynka nie rozumiejąc entuzjazmu dorosłych perspektywą jakichkolwiek ćwiczeń fizycznych - Nie możesz biegać.
- Za to mogę oglądać pawiany, albo wujka Jimmiego. Choć osobiście nie widzę różnicy
– sprytnie odwrócił uwagę dziecka, za co Cuddy obdarowała go wdzięcznym uśmiechem.
- Powiem, że to powiedziałeś – oświadczyła bezceremonialnie Rachel.
- Tak? A ja powiem, kto zjadł jego ostatnie chipsy.
- To też ty
– przypomniała chichocząc.
- Słusznie. Głosuje na wizytę u pawianów. Im nic nie zrobiłem, jeszcze.
Pięciolatka uwielbiała ich poranne wygłupy. Uwielbiała ich każde wygłupy.
- To, co mamo? Idziemy do Zoo i do Hanny i do Jimmiego? – dopytywała podekscytowana dziewczynka.
- Dobrze, ale najpierw muszę iść do banku i zrobić zakupy – poinformowała ją mama - Potem możemy oglądać pawiany. Nie będziemy mieli czasu na wszystko, więc będziesz musiała zdecydować albo wujek, albo Hanna.
- Wujek –
odpowiedziała bez zastanowienia.
- Dobry wybór – pochwalił House.
Po czym wyłączył kuchenkę, nałożył sobie kilka naleśników na talerz i usiadł naprzeciwko nich. Patrząc jak obie Cuddy z uśmiechem pałaszują swoje porcje jedno mógł przyznać już teraz. Pewnie, potrzebował więcej czasu by uporać się z całym tym emocjonalnym bajzlem, ale na świecie były gorsze rzeczy niż bycie kochanym przez te dwie brunetki. Dokonawszy tego błyskotliwego odkrycia zabrał się za swoje śniadanie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Sob 22:22, 23 Mar 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:18, 24 Mar 2013    Temat postu:

Nie mam nic przeciw, by być obwiniana o takie rzeczy mogłabym się pokusić nawet o stwierdzenie "oby częściej" Ale do rzeczy.
Nie wiesz ile bym dała, by w serialu móc zobaczyć relację House-Rachel, diagnosta miał genialne podejście do dzieci, jestem bardzo zawiedziona, że tego nie wykorzystano w przypadku Rachel. No, może z wyjątem tego, jak szkolił ją przed przedszkolem, dla mnie to było świetne, bardzo House'owe, a zarazem pokazujące coś nowego, twórcy mieli zarąbiste pole do popisu i nie musiało wcale być słodko, tylko zwyczajnie ciekawie, ale okazało się zabicie Huddy jest najważniejsze, szkoda. Ty po raz kolejny udowadniasz, jak można zgłebić postać House'a poprzez wplątywanie go w różne relacje. Lubiłam dowiadywać się czegoś o jego wnętrzu, nazwijmy to tak, właśnie poprzez relacje, chociażby z Wilsonem, Cuddy, czy niektórymi pacjentami. House to nie tylko drań obrażający wszystkich wokół, nieszanujący niczego i nikogo, to skomplikowana postać, i myślę, że nie mieliśmy okazji poznać jej z każdej strony. I tym sposobem znów skupiam się na Twoim fiku.
"Wyznanie miłości Cuddy po raz pierwszy sporo go kosztowało. Jednak zrobił to, bo wiedział, że nie mają żadnych szans, jeśli nie odważy się tego powiedzieć na głos. I tak, odkąd zaczęli się spotykać powoli przełamywał kolejne zbudowane przez siebie bariery. Oboje stopniowo otwierali się przed sobą próbując zbudować coś trwałego. House nie myślał nawet wtedy, że istnieje rzecz bardziej przerażająca niż wyznanie swoich uczuć." - już mi go szkoda
"– Przyszłam powiedzieć dobranoc – oznajmiła dziewczynka podchodząc bliżej kanapy.
– Sprytnie. Mówiłyśmy już sobie dobranoc.
– Nie tobie, Hawsowi – szybko poprawiła lukę w rozumowaniu matki. Diagnosta uśmiechnął się słysząc jej ton głosu."
- Rachel - Cuddy 1:0, nie mam pojęcia czyja to szkoła, bo przecież chyba nie pana z uśmieszkiem
"- Wszystko ustalone, a teraz do łóżka. Kolorowych snów – pocałowała ją raz jeszcze w policzek - Kocham cię.
– Ja ciebie też – było naturalną odpowiedzią dziewczynki. Po czym mała ruszyła z powrotem do swojego pokoju.
– Kocham cię, Haws – usłyszeli jeszcze, gdy wybiegała na korytarz. Nawet się nie odwróciła."
- ten fragment ma coś w sobie, urzekł mnie całkowicie, nie wiem, czy przez to, że jest taki naturalny, czy chodzi o zachowanie Rachel, nie rzuca się mu na szyję, jest tutaj taka jak on, rzuca od niechcenia coś co ma ogromne znaczenie i znika, jakby nic wielkiego się nie stało, wiem, że to dziecko, ale tym zachowaniem pokazała, jak oboje mogą na siebie wpływać. Rozterki Cuddy, już widzę jej minę, akurat należe do tych osób, które je uwielbiały, w każdym wydaniu, od "zabiję cię" po "to wszystko moja wina" no i wrócił Dialog, jak zwykle pierwsza klasa:
"- Rozmawiałeś z Wilsonem?
- Nie.
- Jeździłeś w kółko?
- Mhm.
- Martwiłaś się? – domyślił się jak ona spędziła resztę wieczoru.
- Mhm."

Tak samo jak ten Rachel - House w kuchni:
"- To wspaniale, ale mówi się mieszam.
- Moglibyśmy mieć program w TV. Była bym asystentką. Rachel i House gotują.
- Raczej House i Rachel gotują – poprawił zapędy małej lekarz – Imię asystentki po gwieździe programu."
i ten:
"– Mam serce na naleśniku.
– Oddawaj – żartował wyciągając rękę po naczynie - Ten miał być twojej mamy.
– Wcale nie, bo mój – mówiła pewna swego jednocześnie odsuwając od niego talerz.
– Tak, twój."
- Cuddy to szczęściara!
"- Dzień dobry – przywitała się dołączając do śniadania - Zostało coś dla mnie?
- Ledwo, będziesz musiała pokonać naleśnikowego potwora.
- Są pycha, najlepsiejsze – zachwycała się Rachel.
- Najlepsze, nie najlepsiejsze kochanie i są – przyznała nalewając sobie kawy i usiadła obok córki – Dobrze, że nie robisz ich częściej musiałabym zamieszkać na siłowni.
- Nie ma obawy, później pomogę ci je spalić – zaproponował sugestywnie ukochany. Co jedynie powiększyło uśmiech na twarzy Lisy. Jej poranek z minuty na minutę robił się coraz lepszy.
- Będziecie biegać? - spytała dziewczynka nie rozumiejąc entuzjazmu dorosłych perspektywą jakichkolwiek ćwiczeń fizycznych - Nie możesz biegać.
- Za to mogę oglądać pawiany, albo wujka Jimmiego. Choć osobiście nie widzę różnicy – sprytnie odwrócił uwagę dziecka, za co Cuddy obdarowała go wdzięcznym uśmiechem."
- tą scenę mam cały czas przed oczami i cały czas szczerzę się do monitora
"potrzebował więcej czasu by uporać się z całym tym emocjonalnym bajzlem, ale na świecie były gorsze rzeczy niż bycie kochanym przez te dwie brunetki. Dokonawszy tego błyskotliwego odkrycia zabrał się za swoje śniadanie." - chyba najlepsze zakończenie, bardzo House'owe, brawo!
Myślę, ża na tym zakończe.
Pozdrawiam, lis.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Nie 11:26, 24 Mar 2013, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:25, 26 Mar 2013    Temat postu:

No to jestem.
Mam wrażenie, że piszę tylko dla Lisek.
Choć po takim czasie sama się dziwię, że w ogóle piszę.
Jak to nie natchnie Was do skomentowania znaczy, że straciłam umiejętność pisania Myśl przewodnia:
urodziny Rachel i House'a.
Miłej lektury.


House przeniósł wzrok z wypisanych objawów na tablicy za szybę, na dworze było już ciemno. Od kilku godzin powinien być gdzie indziej. Co biorąc pod uwagę o kim mowa nie było wcale zaskakujące. Zaskakujące było jedynie to, że wiele by oddał, aby móc tam być. Zamiast tego utknął w szpitalu po raz enty omawiając objawy, które razem nie miały najmniejszego sensu. Taub niczego nie zauważył, ale Chase i Forman znali go lepiej i doskonale wiedzieli, czemu co jakiś czas niecierpliwie spoglądał na zegarek. Niestety, było już za późno. Po raz kolejny potwierdziła się propagowana przez diagnostę filozofia, że ‘chcenie’ czegoś nie załatwia sprawy. Ostatecznie drzwi domu Cuddy przekroczył około północy. Zdjął kurtkę i rozejrzał się po pokoju. Z grubsza wszystko było na swoim miejscu, tylko gdzieniegdzie widać było jeszcze resztki wcześniejszego przyjęcia. Na kanapie przykryta kocem leżała solenizantka. Zdziwił się, że nie spała u siebie. Podszedł, usiadł na stoliku i zapalił lampkę. Przegapił czwarte urodziny Rachel. Nie był idiotą, nie obiecał jej, że na pewno będzie. Tylko, że zrobi wszystko, żeby na nich być. Co najdziwniejsze zrobił, bo wiedział jak jej na tym zależało. Podekscytowana opowiadała o swoim przyjęciu urodzinowym od tygodni. Po raz pierwszy nie chciał i nie zamierzał się wykręcać. Miał nawet dla niej idealny prezent. Pech sprawił, że kiedy zbierał się do wyjścia stan stewardesy, którą od dwóch dni próbowali zdiagnozować dramatycznie się pogorszył i musiał zostać. Mimo to miał nadzieje, że uda mu się z nią zobaczyć. Teraz przyglądając się śpiącej spokojnie dziewczynce miał dylemat. Z jednej strony ewidentnie na niego czekała, z drugiej było już dość późno. Był to dramat iście Szekspirowskich proporcji. Budzić, czy nie budzić? Pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie przypuszczał, że będzie miał kiedyś tego rodzaju rozterki. Ostatecznie wyciągnął rękę i dotknął jej ramienia.
- Rachel.
Prawda była taka, że budził ją tak samo dla niej, jak dla siebie. Chciał, chociaż z nią porozmawiać. Mała powoli otworzyła oczy i spojrzała w jego kierunku.
- Haws.
Na jego widok rozświetliła się cała jej twarz.
- Zostawiłam ci kawałek tortu. Z malinami.
Nie spodziewał się aż takiej radości. Szczerze mówiąc myślał, że będzie miała do niego pretensje.
- Dziękuje – powiedział lekko zmieszany, czuł się jeszcze gorzej - Powinnaś być już w łóżku.
- Mama pozwoliła mi na ciebie zaczekać.
- Dobrze się bawiłaś?
- Tak, przyszły koleżanki, były lody, balony i konkursy
– opowiadała z entuzjazmem jak spędziła czas - a babcia usiadła w tort.
- Szkoda, że mnie to minęło
– wtrącił autentycznie rozczarowany. Miał cichą nadzieję, że komuś udało się to nagrać.
- Ktoś zostawił talerzyk na fotelu i babcia nie zauważyła. Miała całe spodnie w kremie. Dostałam dużo zabawek, tańczyłam z wujkiem Jimmim, było super.
- To dobrze.

Najważniejsze, że miała udany dzień.
- Z tobą było by lepiej – podsumowała pewna swego. Zawsze świetnie się razem bawili. Zaraz po mamie, był jej ulubioną osobą na całym świecie.
- Miałem pacjenta, musiałem zostać.
- Wiem, mama mówiła, naprawiłeś go?
- Tak.
- To dobrze.
- Przykro mi, że przegapiłem twoje urodziny.
- Będą następne
– mówiła wzruszając ramieniem. Z nią wszystko wydawało się takie proste.
- Racja – zgodził się z jej nader logicznym rozumowaniem. Nie patrzył na to z tej strony. Czekało go jeszcze sporo jej urodzin w przyszłości. Kto wie, może następnym razem weźmie urlop, by mieć pewność, że ich nie przegapi. Nie mógł uwierzyć, że właśnie to pomyślał.
- Poczytasz mi bajkę?
- Jasne, ale najpierw prezent
– oświadczył wyciągając zza pleców sporej wielkości pudełko. Nie było zapakowane, za to z olbrzymią czerwoną kokardą na wierzchu. Ostrożnie wzięła ją do rąk i przyglądała się jej uważnie zagryzając dolną wargę. Zupełnie jakby próbowała odgadnąć jej zawartość.
- Samo się nie otworzy.
Jego sugestia skutecznie przerwała zaklęcie i mała zajrzała do środka.
- Rolki – westchnęła z podziwem, po czym rzuciła mu się na szyję powtarzając - Dziękuje, dziękuje, dziękuje.
- Ciii! Obudzisz mamę
– uspokajał jej wybuch radości, ale uśmiechał się widząc jej reakcje.
- Wszystkiego najlepszego.
Wdzięczna ucałowała go w policzek.
- Jesteś kujący – zauważyła robiąc krok do tyłu, po czym wyciągnęła rączkę i przesunęła ją po jego zaroście uważnie przyglądając się jego brodzie. W tym momencie mógł już stwierdzić ze stu procentową pewnością, że nigdy nie przyzwyczai się do jej bezpośredniości. Tymczasem uwaga Rachel ponownie skupiła się na prezencie.
- Chciałam rolki – mówiła oglądając buty z każdej strony i kręcąc kółkami.
- Coś takiego.
- Szkoda, że mama śpi. Pokazałabym jej. Jutro rano będę jeździć.
- To jutro, teraz powiedz co ci poczytać?
- Przygody pana Tukana
– odpowiedziała podnosząc pudełko i chowając do niego obuwie, gdy skończyła oboje ruszyli do pokoju. To jak mocno trzymała je w objęciach dowodziło dwóch rzeczy; tego, że nie chciała go upuścić i tego, jak bardzo jej się podobały.
- Mam 4 lata – poinformowała dumnie, kiedy szli obok siebie korytarzem.
- Wiem, niedługo mnie dogonisz.
- To tak nie działa.
- Nie? Jesteś pewna?

Cuddy obudziła się środku nocy i instynktownie obróciła w lewo by sprawdzić, czy House
wrócił ze szpitala. Jego strona łóżka nadal pozostawała pusta. Ciekawa, czy Rachel wróciła do siebie wstała i poszła zajrzeć do pokoju córki. Po przyjęciu uparła się, że chce na niego poczekać, przebrała w piżamę i rozbiła obóz na kanapie. Nie było sensu jej zabraniać.
Na miejscu czekała na Lisę poruszający nawet najtwardsze serca obrazek. House nadal w ubraniu rozłożony wygodnie na pościeli, obok otulona kołdrą Rachel z głową na jego klatce piersiowej. Niewzruszeni światłem spali w najlepsze. Książka na jego brzuchu sugerowała, że zasnął czytając jej bajkę. I jemu się wydawało, że nie nadaje się do wychowywania dzieci. Lisa uśmiechnęła się rozkoszując się przez chwile widokiem. Właśnie wtedy jej uwagę zwróciły nowe błękitno-żółte rolki z granatowymi sznurowadłami leżące w nogach łóżka. Kupił jej rolki. Córka nie wspomniała słowem, że jej się marzą, ale Cuddy była przekonana, że dziewczynka była zachwycona. Spostrzegawczość House'a miała swoje zalety również, gdy chodziło o prezenty. Jeśli mu na tobie zależało potrafił podarować coś wspaniałego, co nikomu innemu nie przyszłoby nawet do głowy. Nie chcąc ryzykować ich obudzenia Cuddy podniosła książkę, odłożyła ją na stolik, zgasiła lampkę i wróciła do sypialni. Były jej urodziny mogła pożyczyć córce swoją ulubioną poduszkę.

***
Tydzień przed urodzinami diagnosty Cuddy przyszła do jego gabinetu. Musieli o czymś pomówić, a z oczywistych przyczyn nie mogli tego zrobić u niej w domu. Widząc Lisę przekraczającą próg jego biura House odwrócił się od komputera.
- Musimy porozmawiać. Chodzi o twoje urodziny.
- No dobra, przekonałaś mnie. Jak chcesz wyskoczyć z tortu nie będę cię powstrzymywać
– zapewnił wspaniałomyślnie diagnosta.
- Dobrze wiedzieć, że nadal masz jakieś marzenia – stwierdziła z pobłażliwym uśmiechem, po czym przeszła do sedna - Chodzi o Rachel. Wiem, że nie przepadasz za hucznym obchodzeniem urodzin, ale postanowiła, że zrobimy ci niespodziankę.
- I boisz się, że zrujnuje jej starania swoim negatywnym nastawieniem?
– bez problemu rozgryzł jej intencję.
- Przeszło mi to przez myśl. Ma sześć lat. Uważa, że urodziny to coś ważnego i zabawnego. Bardzo jej na tym zależy, dlatego cokolwiek wymyśli chciałabym, żebyś...
- Udawał, że mi się podoba?
- dokończył jej myśl ze znanym sobie brakiem dyplomacji.
- Miałam na myśli: miał otwarty umysł.
- Nie widzę różnicy. Było by mi znacznie łatwiej gdybym wiedział, co mnie czeka.
- Nie wiem. Planuje wszystko z Mariną i nie chce mi nic powiedzieć, bo myśli, że ci wypaplam.
- Skąd jej to przyszło do głowy?
– dopytywał z odpowiednią do sytuacji ilością sarkazmu.
- Więc ma racje i co z tego?
- Czy mi się wydaje, czy odkąd spędza ze mną więcej czasu robi się inteligentniejsza?
- Uwielbiam, jak zawsze potrafisz przypisać sobie wszelkie zasługi.
- Dziękuje. Ćwiczyłem przez lata
– odparł automatycznie, a po zastanowieniu dodał – Chwila. Nie ma pieniędzy. Jakim cudem zorganizuje tą całą balangę?
- Dałam jej pieniądze.
- Genialne, sześciolatka z nieograniczonym dostępem do kasy.
- Co twoim zdaniem miałam zrobić?
- Nie dawać jej pieniędzy
- zasugerował oczywiste rozwiązanie, po czym zapewnił poważniej - Możesz przestać panikować. Będę się uśmiechał jak farmer podczas konkursu łapania świń. Nawet, jeśli mi się nie spodoba.
- Była bym wdzięczna.
- Mam przeczucie, że jej nastoletnie lata będą czystą radością.
- Czyli zamierzasz być w pobliżu, kiedy będzie nastolatką
– mówiła z uśmiechem. Uwielbiała, kiedy wymykały mu się takie rzeczy. To i momenty, gdy nieświadomie nazywał Rachel 'naszą' zamiast 'twoją'. Widząc minę Cuddy, House szybko zorientował się, co mu się właśnie wypsnęło, dlatego teatralnie spojrzał na zegarek i zapytał
- Czy ja przypadkiem nie powinienem być w przychodni?
- Od godziny. Idę w tym kierunku możesz mnie odprowadzić.
- O radości
– rzucił ironicznie, ale mimo to wstał z krzesła. Przeszli może ze dwa kroki, gdy administratorka stanęła w miejscu.
- House.
- Co?
- Przeznaczyła na to wszystkie swoje pieniądze, które dostała od mojej mamy
– zdradziła mu Lisa. Otwierając przed nią drzwi House spojrzał błagalnie w sufit. Obie go kiedyś wykończą. Tydzień minął mu nadspodziewanie szybko, zanim się obejrzał nadeszły jego urodziny. Dzień zaczął się typowo, telefonem od matki. Do południa najjaśniejszym punktem jego dnia był sex z Cuddy w przychodni. Po którym oficjalnie wycofał swoje stwierdzenie, że w klinice nigdy nie spotkało go nic dobrego. Gdy o szesnastej wspólnie wychodzili ze szpitala wiedział, że pozostało mu tylko przeżyć niespodziankę Rachel. Chcąc, nie chcąc House musiał przyznać, że był zaintrygowany. Nie często sześciolatki przygotowywały mu przyjęcia. Poza wyskakującymi zza mebli znajomymi nie miał pojęcia, co mogła wymyślić. Szczególnie, że przez te siedem dni niczym się nie wygadała, nie znalazł też w domu żadnych wskazówek zdradzających, co planowała. Sama zaś Rachel niczym się nie zdradziła. Niestety umiała dochować tajemnicy lepiej niż jej matka. Upierała się tylko by tego dnia wrócili z pracy najpóźniej o szesnastej trzydzieści. Kiedy zajechali pod dom Marina czekała już na nich na podjeździe z podekscytowaną dziewczynką. Przekazała ją dorosłym i życzyła miłej zabawy. House z wielką ulgą przyjął do wiadomości, że cała ta eskapada nie wymaga wiązania mu oczu. Rachel podała mamie kartkę z adresem i ruszyli w nieznane. Diagnosta przeniósł wzrok z córki na matkę. Może nie miały tego samego DNA, ale coś ewidentnie je łączyło, bo jak inaczej wytłumaczyć, czemu pozwalał im sobą rządzić. Może miało to coś wspólnego z nazwiskiem? Po pół godziny jazdy zatrzymali się przed olbrzymią halą, oblepioną plakatami reklamującymi ekstremalne pokazy motocyklowe. Kiedy tylko wyszli z auta Lisa wzięła Rachel za rękę i udali się do środka. Dziewczynka wyjęła ze swojej małej torebki trzy bilety i dała je w kasie. Arena była wypełniona widownią po brzegi, wszystkie światła skierowane były na środek, gdzie przygotowano rampy, tor przeszkód, płonące poręcze. Wszystko to, co potrzebne by kusić los wykonując niebezpieczne rewolucje na motorze.
- Niespodzianka! – oświadczyła dziewczynka.
House rozglądał się dookoła. Obiecał udawać, że mu się podoba, ale okazało się, że wcale nie musi. Uważał się za geniusza, ale tego wariantu nie wziął akurat pod uwagę. Nie wiedział, co powiedzieć. Rachel wymyśliła to wszystko sama, dla niego. Chyba jej nie doceniał. Wiedziała, co lubi i chciała mu zrobić przyjemność w urodziny wydając swoje własne pieniądze od babci. Nie często mu się to zdarzało, ale małej udało się go wzruszyć. Spojrzał na równie zdumioną twarz Cuddy.
- Coś takiego – szepnęła pod wrażeniem. Widać było, że jest dumna z córki.
- Skąd o tym wiedziałaś? - zainteresował się diagnosta, była to jedyna rzecz, która przychodziła mu teraz do głowy.
- Zobaczyłam plakat po drodze do szkoły. Pokaz w twoje urodziny, Marina kupiła bilety. House wciąż miał trudności z odzyskaniem mowy, wziął Rachel za drugą rękę i poszli znaleźć swoje miejsca. Po półtorej godzinnym pokazie największych szaleńców na świecie
uświetnionym niezdrowymi i zbyt słodkimi przekąskami przenieśli się do sali obok, w której odbywała się towarzysząca wydarzeniu wystawa motocykli. Było tu wszystko, od najnowszych modeli ścigaczy, przez Harley’e, unikatowe kolekcjonerskie okazy po bezcenne klasyki. Raj dla każdego entuzjasty dwóch kółek. Panie Cuddy, mimo, że były mniej zainteresowane motoryzacją dały mu spokojnie wszystko obejrzeć. Nie pośpieszały go, gdy spacerował między kolejnymi maszynami, czy rozmawiał z ich właścicielami. Cieszyły się, że dobrze się bawi. W pewnym momencie Lisa podeszła i objęła go w pasie, jego ręka automatycznie znalazła się na jej ramieniu. Pocałował ją w policzek. Stali przyglądając się Rachel przymierzającej kask i dyskutującej o czymś ze sprzedawczynią.
- House. Popatrz na mnie!- wołała machając do nich ręką.
- Jak kiedykolwiek wymyśli coś jeszcze nie musisz mnie uprzedzać - przyznał głośno solenizant, Cuddy uśmiechnęła się słysząc jego słowa. Może nie zawsze było im łatwo, ale w podobnych chwilach wiedziała, że tym razem tego nie schrzanią i będą razem już zawsze.
- Wiesz, co myślę? Od tej pory ona organizuje wszystkie twoje urodziny.
Tego wieczora czekało go jeszcze wyjście do baru z Jimmim. Wilson proponowałby po prostu zjedli kolacje wszyscy razem, ale Cuddy upierała się by wyszli we dwójkę. Chciała dać mu trochę wolności, zasługiwał na wspaniałe urodziny. Zbliżała się dwudziesta, gdy zbierali się na parkingu do powrotu. House posadził Rachel na masce samochodu i przyglądali się sobie przez chwile.
- Wszystkiego najlepszego.
- Dziękuje.
- powiedział i pocałował ją w policzek. Dziewczynka instynktownie objęła go za szyję i przytuliła mocno. Gdyby obserwował kogoś innego w podobnej sytuacji pewnie powiedziałby, że to jeden z tych słodkich momentów przyprawiających o mdłości. Tyle, że tym razem się nie przyglądał, było to, co innego, bo był to jego słodki moment i wiedział, że zawsze będzie go pamiętał. W końcu odsunął się i pomógł Rachel wsiąść do samochodu.
Z boku przyglądała się temu Cuddy. Tak szeroko uśmiechnięta, jak wzruszona. House spojrzał na nią, gdy wsiadali do samochodu.
- Zamknij się.
Już teraz musiał przyznać, że były to jedne z jego lepszych urodzin.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Wto 21:55, 26 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lacida
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:54, 26 Mar 2013    Temat postu:

Jak to tylko dla liska, też czytam.

Treść
Rozdział House&John, nareszcie, ktoś tak to ujął. Bardzo dobry i oryginalny pomysł.
Następne. Dobre opisy przeżyć wewnętrznych bohaterów.
Smutne, że pierwsza reakcją Grega na słowa Rachel Kocham Cię była ucieczka.
Dobrze, że z niej zrezygnował.
Rachel przekręcająca słowa urocza.

Forma
Błędy znalazłam dwa w tym trzech rozdziałach, raz to niepotrzebny enter, a dwa słowo "pomysły" chyba powinno być w innej formie. Ten pomysł by dialogi pogrubić, czyni opowiadanie czytelniejszym - dla tych, co najpierw czytają dialogi. Znakomicie, że dbasz o spacje przy znakach interpunkcyjnych.

Weny!

Całość
Ale masz pomysły, dzieci am i Chase i 14 cudowne, będzie jeszcze House - niania? *Prosi*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lacida dnia Wto 21:30, 26 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:49, 27 Mar 2013    Temat postu:

Z braku czasu ( ) nie mogę komentować każdego ff, ale wiedz, że Twoje czytam. I to niejednokrotnie do nich wracam
Mam nadzieję, że Twoja studnia pomysłów nigdy nie wyschnie, bo piszesz tak, że widzę te sytuacje w serialu

Pozdrawiam i duuuuużo weny życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:29, 27 Mar 2013    Temat postu:

To co piszesz jest niesamowite. Po pełnym wrażeń tygodniu uwielbiam usiąść sobie i poczytać coś, co nawet w gorszy dzień wywoła u mnie uśmiech. Mam nadzieję, że będziesz pisać długo i często. Pozdrawiam, MR

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:50, 30 Mar 2013    Temat postu:

Każdym kolejnym tekstem potwierdzasz, że pewnych rzeczy się nie zapomina i że jeśli ktoś pisał tak genialnie jak Ty, to nigdy nie przestanie genialnie pisać. Masz pomysły i świetnie je realizujesz. Posiadasz niezwykłą łatwość w tworzeniu takich scenek i nadawaniu im tego czegoś. Piszesz świetne dialogi, w tym względzie już dawno przebiłaś Shora i spółkę, nie boisz się niebanalnych rozwiązań i zabawy postaciami. To sprawia, że każdy Twój tekst jest wielką niespodzianką, a jednocześnie ma się zapewnioną przyjemność czytania. Co do tego cudeńka, to jest on dla mnie jak spełnienie najskrytszych marzeń o Huddy. Nie mam pojęcia jak udało Ci się ująć to tak prawdopodobnie, nie ujmując nic żadnemu z bohaterów. Można by pomyśleć, że utrzymanie House'a w stu procentach sobą w takim fiku nie jest możliwe, cóż, udowodniłaś, że jest. Dokładnie to sobie wyobrażam i nie znajduję nic, co by mi w tym obrazku zgrzytało. Stworzyłaś coś fantastycznego dla wszystkich Hudzinek. Połączyłaś niemożliwe. Oddałaś realnego House'a w sytuacji, w której niewielu byłoby w stanie go sobie wyobrazić. I zrobiłaś to bardzo wiarygodnie.

"Przegapił czwarte urodziny Rachel. Nie był idiotą, nie obiecał jej, że na pewno będzie." - koronny dowód na moje poprzednie słowa

"- Z tobą było by lepiej – podsumowała pewna swego. Zawsze świetnie się razem bawili. Zaraz po mamie, był jej ulubioną osobą na całym świecie." - myślę, że gdyby tylko mieli szansę, właśnie tak by to wyglądało

"- Miałem pacjenta, musiałem zostać.
- Wiem, mama mówiła, naprawiłeś go?
- Tak.
- To dobrze." - nic dodać, nic ująć, bez trudu potrafię ich sobie wyobrazić podczas takiej rozmowy.

"House nadal w ubraniu rozłożony wygodnie na pościeli, obok otulona kołdrą Rachel z głową na jego klatce piersiowej. Niewzruszeni światłem spali w najlepsze. Książka na jego brzuchu sugerowała, że zasnął czytając jej bajkę. I jemu się wydawało, że nie nadaje się do wychowywania dzieci. Lisa uśmiechnęła się rozkoszując się przez chwile widokiem." - od dłuższej chwili robię dokłanie to samo

"- Musimy porozmawiać. Chodzi o twoje urodziny.
- No dobra, przekonałaś mnie. Jak chcesz wyskoczyć z tortu nie będę cię powstrzymywać – zapewnił wspaniałomyślnie diagnosta.
- Dobrze wiedzieć, że nadal masz jakieś marzenia – stwierdziła z pobłażliwym uśmiechem, po czym przeszła do sedna - Chodzi o Rachel. Wiem, że nie przepadasz za hucznym obchodzeniem urodzin, ale postanowiła, że zrobimy ci niespodziankę.
- I boisz się, że zrujnuje jej starania swoim negatywnym nastawieniem? – bez problemu rozgryzł jej intencję.
- Przeszło mi to przez myśl. Ma sześć lat. Uważa, że urodziny to coś ważnego i zabawnego. Bardzo jej na tym zależy, dlatego cokolwiek wymyśli chciałabym, żebyś...
- Udawał, że mi się podoba? - dokończył jej myśl ze znanym sobie brakiem dyplomacji.
- Miałam na myśli: miał otwarty umysł." - Właśnie to miałam na myśli zachwycając się Twoimi dialogami, anoniczne, serialowe, Huddystyczne, no mistrzostwo!
Urodziny diagnosty, staram się nie nadużywać tego słowa, ale jakoś sam ciśnie mi się na klawisze wyraz "urocze"

"- Czy mi się wydaje, czy odkąd spędza ze mną więcej czasu robi się inteligentniejsza?"- coś w tym jest

"Dziewczynka instynktownie objęła go za szyję i przytuliła mocno. Gdyby obserwował kogoś innego w podobnej sytuacji pewnie powiedziałby, że to jeden z tych słodkich momentów przyprawiających o mdłości. Tyle, że tym razem się nie przyglądał, było to, co innego, bo był to jego słodki moment i wiedział, że zawsze będzie go pamiętał. W końcu odsunął się i pomógł Rachel wsiąść do samochodu.
Z boku przyglądała się temu Cuddy. Tak szeroko uśmiechnięta, jak wzruszona. House spojrzał na nią, gdy wsiadali do samochodu.
- Zamknij się." - House jakiego znam i uwielbiam, w każdym calu i w całej rozciągłości.

Pozdrawiam,
lis.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Sob 15:53, 30 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Władysławowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:40, 27 Cze 2013    Temat postu:

Z dedykacją dla Malinowa Rozkosz za nowy komentarz na "Turbulencjach.."
Czytanie Waszych komentarzy sprawia mi tyle radości ile Wam moich fikowych pomysłów, więc dziękuje bardzo
Nie wiem, czy możecie jeszcze liczyć na coś dłuższego z mojej strony, z krótkich chodząc mi po głowie 2 pomysły, ale nie wiem, co z tego wyjdzie.
O tym myślałam od obejrzenia odc 7x10 i wreszcie napisała.


- Jesteś dumny, bo twój dzieciak skłamał? - spytał skołowany mężczyzna.
- To nie mój dzieciak. I kłamie lepiej od ciebie.
Dzięki tej rozmowie House zorientował się, co dolega Driskollowi i jego synowi. Po poradzeniu sobie z poważniejszym zagrożeniem wrócił do przychodni opatrzyć nogę „farmera”. Dopiero wracając do pokoju zabiegowego zdał sobie sprawę, co się właściwie stało. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Czemu mówił mu o Rachel? Po dłuższej chwili zastanowienia sam nie był tego pewny. Opowiadał o swoim życiu osobistym zupełnie obcemu facetowi. Nie jakieś głupoty i nie po to by wywołać u niego reakcje, ale autentyczne prywatne zwierzenia. Wciąż nie mógł w to uwierzyć. Zakładał, że zapomniał się, bo cały czas myślał o wydarzeniach z przedszkola, a kiedy o czymś myślał musiał to przeanalizować. Poukładać sobie wszystko, najlepiej wychodziło mu to, gdy robił to głośno. Właśnie tak. Był prawie pewny, że o to chodziło. Jeśli rzeczywiście tak było, była to tylko jednorazowa chwila słabości bez najmniejszego znaczenia. Był nawet skłonny optymistycznie założyć, że wszystko sprowadzało się do tego, że był pod wrażeniem. Mała skłamała Cuddy prosto w oczy, instynktownie i wiarygodnie. Nie mógł tego zignorować. Zaimponowała mu tym. To wszystko. Raz mu zaimponowała, nic wielkiego. Zapoczątkowało to jednak mętlik w sposobie jego postrzegania Cuddy mniejszej. Nie podobało mu się to. Teraz nie był pewny, czy dobrze ją ocenił i co o niej myśleć. Uznał, że może, gdy spotka się z nimi wieczorem uda mu się jakoś to sobie poukładać. Niestety, wbrew jego oczekiwaniom wszystko tylko bardziej się pokomplikowało, kiedy pięciolatka wdrapała się na niego i przytuliła bez słowa. Początkowo nie wiedział, jak zareagować, więc tylko położył rękę na jej pleckach i pozwolił jej zostać tam, gdzie była. Nie umknęła mu przy tym radość na twarzy Cuddy. Nie ma co, wpakował się dokumentnie.

Drugi raz zdarzyło się mu to parę tygodni później, ale zaniepokoiło go znacznie bardziej niż za pierwszym razem. Był na kolejnym z tych dyżurów w klinice, których za nic nie udało mu się uniknąć.
- Czyli wystarczy zastrzyk przeciw tężcowy? - upewniła się zaniepokojona kobieta.
Ku swojemu zaskoczeniu nie uzyskała odpowiedzi, na którą czekała.
- Byliśmy w parku, kiedy Rachel spadła z roweru – mówił House nie zwracają uwagi na przyglądając mu się dziwnie trzydziestolatkę - Nic dziwnego, dopiero przedwczoraj nauczyła się na nim jeździć. Szczerze mówiąc spodziewałem się wodospadu łez. Jak to baby.
- Hej. To seksizm i kim jest Rachel?
- spytała zdezorientowana brunetka. Ponownie jej dociekania zostały całkowicie zignorowane.
- Okazało się jednak, że żaden z niej mazgaj. Mało, że nie beczała, nie uroniła nawet łezki po prostu wstała z ziemi, otrzepała się i wsiadła z powrotem na rower.
- Ugryzienie nie wygląda poważnie, ale jest głębokie i piecze. Myślę, że może być już zakażone
- tłumaczyła dalej kobieta obserwując swoją ranę na przedramieniu.
- Zanim się obejrzymy będzie pożyczać mój motor – oznajmił z małym dumnym uśmieszkiem diagnosta. Pacjentka westchnęła ciężko i ostatecznie zrezygnowała z jakichkolwiek prób uzyskania wyjaśnień odnośnie ugryzienia. Postanowiła spróbować zadać pytanie, na które miała większe szanse zyskać odpowiedź.
- Ile lat ma twoja córka?
W tym momencie House zdał sobie sprawę z tego, że znowu to robi. Co z nim było nie tak?
- To nie jest moja córka – zaprzeczył pospiesznie wstając z krzesła - Pielęgniarka zaraz przyjdzie zrobić ci zastrzyk – poinformował i jak najszybciej ulotnił się z gabinetu.
Tuż za drzwiami oparł głowę o ścianę. Co się z nim do ciężkiej cholery działo? Musiał nauczyć się nad tym panować.



Może to była wina przychodni? Doszedł do tego genialnego wniosku, gdy po raz trzeci zaczął o niej paplać właśnie tam. Zwykle był gotów przyjąć, że większość jego problemów wywodzi się z przychodni, dlatego wspaniałomyślnie zaoferował całkowitą z niej rezygnacje. Niestety, Cuddy nie podzielała jego opinii. I tak, trzy miesiące później znalazł się w identycznej sytuacji.
- Jestem mistrzem w wyścigach motorowych odkąd mam tą grę – zapewniał diagnosta wciąż nie wierząc w to, co się stało wcześniej tego samego popołudnia.
- Mam guza mózgu – oznajmił wstrząśnięty pacjent. Biorąc pod uwagę dramatyzm swojego oświadczenia blondyn nie spodziewał się całkowitego braku reakcji.
- A ona ma pięć lat i mnie pokonała. Rozumiem pokolenie multimedialne, ale po prostu mnie rozniosła. Nie jakąś tam mała różnicą czasu.
- Ręce mi się trzęsą, jestem przemęczony, mam problemy ze snem
– wymieniał z przejęciem swoje objawy mężczyzna, House przyjrzał się jego ubiorowi, paznokciom, dużemu kubkowi kawy i zawartości otwartej teczki.
- Nie masz guza mózgu – rzucił lakonicznie i wrócił do swojej opowieści - z Wilsonem wygrywam regularnie bez najmniejszych problemów. A Rachel prześcignęła mnie już dwa razy pod rząd. To nie zbieg okoliczności.
- Nie możesz tego wiedzieć. Nawet mnie nie słuchasz.
- Nowa praca?
- spytał diagnosta wprawiając w zdumienie dwudziestopięciolatka.
- Skąd...?
- Nerwowe obgryzanie paznokci, służbowy strój, podkrążone oczy, starannie przygotowana dokumentacja sugerują odpowiedzialne stanowisko.
- To, co mi jest?
- Masz zaawansowane objawy b.i
– oświadczył House. Mężczyzna wziął uspokajający oddech i zdenerwowany zapytał: - To poważne?
- Śmiertelnie, fachowo nazywamy to bycie idiotą
– tłumaczył lekarz, a pacjent nie wiedział, czy powinien czuć ulgę, czy się obrazić - Tak właśnie się kończy wpisywanie objawów w .
- Jesteś pewny? Bo pisali..
- To stres związany z pracą połączony z nadmiernym piciem kawy. Ile takich kubków pijesz? –
wskazał jednorazowy kubek stojący na kozetce - Pięć? Sześć dziennie?
- Sześć.
- No widzisz. Pobierzemy ci krew na badania dodatkowe
– wyjaśnił diagnosta i zalecił
- Jeśli będziesz spać, dobrze się odżywiać i przede wszystkim ograniczysz kofeinę zapewniam wszystko wróci do normy.
- Naprawdę? Co za ulga
– odetchnął mężczyzna i zrelaksowany spytał - To, w co gracie z córką?
- Co?
– wymamrotał oniemiały lekarz.
- Twoja córka, w jaką grę cię pokonała?
- Wypytywanie o gry jest nieco osobiste. Nie mam czasu na pogawędki ratuje ludzkie życia –
dowcipkował w typowy dla siebie sposób kończąc niewygodną dla siebie rozmowę.
Następnie otworzył drzwi odwrócił się jeszcze by na odchodnym poradzić
- Co się tyczy korzystania z komputera ogranicz się do pornografii, a wszyscy na tym lepiej wyjdziemy.
Znowu opowiadał o Rachel zupełnie obcej osobie. Szlag by to trafił przeklinał w myślach, na czym świat stoi kierując się do swojego gabinetu.

- Najbardziej boli mnie rano – kontynuowała opisywanie swojego problemu zgrabna blondynka.
- Odkryłem nowego wspólnika do siania chaosu w szpitalu – mówił z rozbawionym uśmieszkiem diagnosta - Myślałem, że Jimmiemu wybuchnie głowa, jak mnie zauważył. Jego mina była bezcenna.
- Przychodzi falami i znika. Wczoraj pojawiła się krew w moczu.
- Podrywał modelkę. Autentyczną modelkę
– kontynuował lekarz kręcąc głową z mieszanką niedowierzania i podziwu w głosie - Co bardziej niewiarygodne panna była już jego. Posłałem do nich Rachel, która z tym swoim niewinnym uśmieszkiem powiedziała: ‘tatusiu mama mówi, że masz mi kupić soczek, bo nie może wstać z łóżka. W końcu, kiedy urodzi się mój braciszek?’ Oczywiście Wilson dostał w twarz, a ja omal nie umarłem ze śmiechu.
- Po pierwsze to okropne. Po drugie, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- spytała nieco oburzona kobieta.
- Szczerze? Nieszczególnie.
- Jeszcze nigdy nie zostałam potraktowana tak lekceważąco.
- To nic. Trzeba było przyjść w środę, wtedy dopiero byłem chamski
– żartował z uśmiechem lekarz.
- Powinnam napisać skargę.
- Nie mam magicznego rozwiązania trzeba zrobić USG jamy brzusznej i dalsze badania. Wtedy będę mógł coś powiedzieć. To prawdopodobnie infekcja, ale musimy wykluczyć poważniejsze dolegliwości.

- Więc mnie słuchałeś? – zdziwiła się kobieta, kompletnie nie rozumiała tego kolesia.
- I prawdę mówiąc nie wiem, z czego się tak cieszysz, dajesz zły przykład córce. Potem będzie dokuczać innym.
Za każdym razem w podobnej sytuacji to właśnie słowo 'córka' sprowadzało go na ziemię.
- Nie mam córki.
Wszyscy dochodzili do tych samych błędnych wniosków. Co szczerze mówiąc lekko go przerażało. To i fakt, że, kiedy zaczynał mówić o Rachel ewidentnie nad tym nie panował.

- Że też wcześniej tego nie zauważyłem – wyrzucał sobie House - Mała ma słuch absolutny. Nie grałem tak dobrze w jej wieku.
- Dwie tabletki dziennie? Na czczo i tyle?
-upewniła się kobieta na oko po sześćdziesiątce. Diagnosta nie przerwał jednak swojej relacji by zaszczycić ją odpowiedzią.
- Wczoraj po prostu wymiatała, reszta dzieci stała na scenie, jak sieroty. Nie obrażając sierot – dodał krytykując talent pozostałych występujących - Miała przygotować jeden utwór i zagrała go bezbłędnie. Nie ćwiczyłem z nią w domu, więc grała tylko na próbach, a nie było ich wiele. Dostała owacje na stojąco, jako jedyna - podkreślił wyraźnie zadowolony - Cuddy była zachwycona.
Kiedyś by w to nie uwierzył, ale patrzył na Rachel na scenie przy pianinie całkowicie pochłoniętą wygrywaną melodią i był taki dumny. A w końcu było to tylko głupie szkolne przedstawienie. Do niedawna spędzenie wieczoru w przedszkolu było jego wersją koszmaru, ale musiał przyznać, że przedstawienie było znośne, ale Rachel była niesamowita.
- Taki talent trzeba rozwijać, mógłbym nauczyć ją kilku nowych kawałków – kontynuował nie zwracając uwagi na uśmiech przyglądającej się mu kobiety - Grała, jak prawdziwy maestro.
- Gratuluje, widocznie odziedziczyła talent po tacie. Dziękuje za pomoc, miłego dnia. – pożegnała się staruszka kierując się do drzwi. Jej słowa sprawiły, że błyskawicznie oprzytomniał. Zniesmaczony kolejną wpadką spojrzał w sufit. Stał się jednym z tych rodziców, którzy nieustannie chwalą się swoimi dziećmi, a nawet nie był jej rodzicem.
Po wyjściu z gabinetu kobieta wskazała wychodzącego z przychodni House’a najbliższej lekarce.
- Przepraszam, nie zapamiętałam. Jak się nazywa ten lekarz Greg...? – zapytała zainteresowana.
- Greg House. Powiedział coś niestosownego? Bardzo przepr...
- Ależ skąd. Od razu wiedział, co mi jest. Przypisał odpowiedni antybiotyk. Nie mam żadnych zastrzeżeń
– zapewniła pośpiesznie uśmiechnięta. Cuddy musiała to sobie zapamiętać, podobne sytuacje nie zdarzały się często.
- Po prostu wzięło mnie na wspominki. Ojcowie tak się przejmują. Mój Will był dokładnie taki sam, kiedy urodziłam naszego pierwszego syna – wspominała kobieta.
- Słucham? - spytała skołowana administratorka zastanawiając się skąd wzięło się u niej przekonanie, że House ma dzieci.
- Całą wizytę mówił o swojej córce.
- Co? Dr House?
- upewniła się zdziwiona pani endokrynolog, a serce zabiło jej mocniej. Może źle go zrozumiała, w tym wieku w końcu mogła coś pomylić.
- Właśnie nauczyła się grać na pianinie. Był z niej taki dumny aż miło posłuchać.
Jednak się nie pomyliła. Lisa uśmiechnęła się, czuła jak łzy napływają jej do oczu. Opowiadał o Rachel pacjentom. Szybko wytarła palcem kącik oka. Musiała się opanować zanim rozbeczy się na środku szpitala. Czasem bała się, że brakuje jej krytycyzmu by obiektywnie ocenić ich związek. Obawiała się również, że patrzy na ich szanse zbyt optymistycznie. W tej chwili jednak nabrała pewności, że sobie poradzą. Jeśli wszystko nadal będzie się im układać, jak to tej pory może pewnego dnia będą rodziną.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Czw 11:46, 27 Cze 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 7 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin