Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Walking away 36/37 [Z] (House/Chase)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:56, 21 Kwi 2009    Temat postu:

Richie117 napisał:
(zerknęłam na koniec ostatniego opublikowanego rozdziału... może jednak Julia nie spartaczy tego do końca Aczkolwiek dla mnie nie oznacza to niczego dobrego )


Jesli o to chodzi to powinnas chyba przeczytas ostrzezenie jakie Julia zamiescila na swoim [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:59, 21 Kwi 2009    Temat postu:

Uwaga, od tej pory zaczynaja sie schody.

[link widoczny dla zalogowanych]

House zawsze miał kłopoty ze snem, nawet przed diagnozą. Leki przeciwbólowe pomagają. Ale tak naprawdę to on sypia etapami, od dziewiątej do około pierwszej w nocy, potem od drugiej trzydzieści do szóstej rano, a na końcu od wpół do siódmej do dziewiątej lub dziesiątej. Wtedy poczucie winy i monotonia leżenia zmuszają go do opuszczenia łóżka i przeniesienia się na kanapę, żeby mógł udawać, że oglądanie telewizji jest produktywnym zajęciem.

W ciągu ostatnich kilku miesięcy odkąd zaczął mieć poważniejsze problemy z poruszaniem, nauczył się układać w zasięgu reki wszystko, co może mu być potrzebne i zmniejszył porcje jedzenia i płynów, żeby nie musieć w nocy wstawać do łazienki. Ponieważ od ponad dziesięciu lat jest niepełnosprawny, nauczył się żyć ze swoimi ograniczeniami. Dzięki temu wydaje mu się, że ma wszystko pod kontrolą.

Pewnej kwietniowej nocy kładzie się do łóżka trochę bardziej obolały. Rożnica nie jest aż taka duża, ale wystarczająca, by mógł ją wyczuć. Więc House powoli rozważa dobre i złe strony, i postanawia wziąć większą dawkę lekarstw. Uważa na siebie, ponieważ nie chce dożyć momentu, kiedy przestaną one działać. Im więcej weźmie teraz, tym większy będzie jego ból tuż przed końcem. A ponieważ on nie ma pojęcia, kiedy koniec nadejdzie, ograniczanie się ma sens.

Kiedy House budzi się kilka godzin później, w straszliwym bólu, jest zbyt osłabiony, by logicznie myśleć. To nie jest zwykły, nużący, tępy ból. Ten jest ostry i miażdżący. House ma wrażenie, że jest mokry, co według niego jest spowodowane potem. Powoli uświadamia sobie, że jest mokry, ponieważ na siebie zwymiotował. Sam ten fakt powoduje u niego atak paniki, ponieważ on tego nie pamięta i mógł równie dobrze udusić się we śnie.

Jego telefon komórkowy spoczywa na nocnym stoliku. Leży tam każdej nocy, odkąd Chase wtargnął w jego życie i nalegał na otwartą drogę komunikacji. Teraz House jest lekko uspokojony, ponieważ naprawdę nie czuje się na silach, by wstać i go szukać.

Sięga przez ciemność i przyciąga do siebie aparat. Ma zawroty głowy i ekranik rozmywa mu się przed oczami, więc wybiera numer z pamięci. Nie jest pewien czy może mówić, przynajmniej nie aż tak wyraźnie, by być zrozumianym, i nie jest aż tak uparty, by nie zrozumieć, że cokolwiek mu się stało, będzie wymagało interwencji lekarskiej. Więc zapomina o numerze telefonu Chase'a i w zamian wybiera numer jego pagera. Zostawia tam wiadomość: 911, co jest uniwersalnym symbolem dla 'przyjeżdżaj natychmiast'. Czeka na brzęknięcie, powiadamiające o wysłaniu wezwania i potem traci przytomność, pozwalając aparatowi wysunąć się z jego rąk.

--------------------------------------------------------------

Chase śpi głęboko, kiedy odgłos pagera wyrywa go ze snu. Trzeźwieje od razu, kiedy przypomina sobie, że od miesięcy nie miał dyżuru. Od dawna nikt nie wzywał go o pierwszej nad ranem i tylko House miałby powód by to zrobić.

Oddzwania na numer jego komórki i ten domowy, ale nie uzyskuje odpowiedzi. Kiedy uświadamia sobie, że stało się tak dlatego, ponieważ House nie jest wstanie podnieść słuchawki, wskakuje w pierwszą parę spodni, którą udaje mu się znaleźć, wsuwa trampki i zakłada pierwszą z brzegu bluzę.

Chase pojawia się w mieszkaniu House'a dziesięć minut później i znajduje go nieprzytomnego w stanie szoku. Delikatnie uderza House'a w twarz, starając się go obudzić, ale jego wysiłek zostaje wynagrodzony jedynie cichymi jękami. Chase naprawdę nie ma pojęcia, co mogło się stać. Ale to, jak bardzo wali serce House'a, uświadamia mu, że nie poradzi sobie bez pomocy z zewnątrz. Wzywa karetkę i czeka na brzegu łóżka na jej przyjazd.

- Nic ci nie będzie - powtarza kilka razy, chociaż zdrowy rozsadek podpowiada mu, że prawdopodobnie będzie inaczej.

------------------------------------------------------------

- Przepraszam - wyrzuca z siebie House, kiedy odzyskuje przytomność w czasie jazdy do szpitala. Chase nie jest pewien, dlaczego on go przeprasza. Jego ból jest tak straszny, że nie może on kontrolować swojego ciała ani umysłu Jego oddech jest szybki i urywany, i zmoczył się, chociaż prawdopodobnie nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Jego przeprosiny nie są spowodowane zakłopotaniem. To musi być coś innego.

Z jakiegoś powodu Chase nigdy nie myślał, że - w przypadku niezdolności umysłowej - House czułby wyrzuty sumienia. Chase łatwiej uwierzyłby w złość, wściekłość, może nawet w strach. Ale House ciągle powtarza to raz po raz, jakby to, że zachorował było jego winą.

House zgrzyta zębami w czasie transferu, starając się stłumić wszelkie odgłosy, kiedy sanitariusze przekazują informacje lekarzowi dyżurnemu, i nie krzyczeć z bólu. Trzęsie się z wysiłku i Chase zastanawia się, dla kogo House stara się być dzielny.

Idzie za noszami House'a wzdłuż korytarza, przysłuchując się jego cichemu skomleniu, wydobywającemu się przez zęby, zaciśnięte tak kurczowo na jego dolnej wardze, że zaczęła ona krwawić. Chase w końcu wyciąga dłoń i łapie rękę House'a, głównie dlatego, że nie może patrzeć na to, jak on stara się ukarać własnego siebie. Nigdy przedtem nie trzymał House'a za rękę i jest przygotowany na jego złą reakcję, szczególnie biorąc pod uwagę obecny stan umysłowy House'a. Ale kruszący kości uścisk jaki uzyskuje w odpowiedzi jest przerażający. Jeśli House nie dobił jeszcze dziesiątki na skali bólu, niedługo tam dotrze. Zażenowanie już dawno przestało go obchodzić.

Kiedy w końcu się zatrzymują, pielęgniarka podłącza kroplówkę do linii centralnej House'a, żeby mogli podać mu płyny i bardziej bezpośrednie leki przeciwbólowe. Chase czuje, jak chwyt House'a się rozluźnia. Zamyka dłoń drugiego mężczyzny w obydwu swoich, pochyla się i szepcze mu do ucha.

- Nie musisz być taki dzielny.

- Nie jestem dzielny... - mruczy House. Kiedy poddaje się lekarstwom, po jego policzkach spływają łzy ulgi, a jego tętno i oddychanie powoli się uspokajają.

-------------------------------------------------------------

Świadomość House'a wraca i umyka przez kolejne dwanaście godzin. Doktor Shelby snuje teorie na temat objawów, z którymi przyjechał i zleca odpowiednie badania: radionuklearny skan kości, prześwietlenie całego ciała i badania poziomu wapnia we krwi.

Zdanie sobie sprawy z tego, że House znalazł się w szpitalu nie zajmuje jego byłym współpracownikom wiele czasu. Każdy z nich wpada rano na chwilę do jego pokoju na oddziale onkologii. W pokoju zjawiają się także dwa wazony kwiatów, niepodpisany od Cuddy i jeden od wszystkich pielęgniarek.

Chase opuszcza pokój tylko po to, by skorzystać z toalety i porozmawiać z lekarzem dyżurnym. Zastanawia się, czy House zdaje sobie sprawę z tego, że dziesięć razy zawołał Wilsona. Jest nadal lekko nieprzytomny, szczególnie dzięki lekom, jakie dają mu dla uśmierzenia bólu, które nawet nie spełniają zadania, poza tym, że czynią jego mowę niewyraźną i powodują halucynacje. Imię wymyka mu się, podobnie jak wszystkie 'przepraszam'.

Chase nie jest pewien, czy powinien po prostu uspokoić go i powiedzieć mu to, co chce on usłyszeć, chociaż nie powiadomił Wilsona, czy powinien powiedzieć mu, że Wilson się nie zjawi, żeby przestał o niego pytać. Chase postanawia nie brać tej prośby poważnie, dopóki House nie odzyska pełnej przytomności. To brzmi lepiej, niż namawianie Wilsona do przyjazdu, tylko po to, by House zezłościł się na niego za wydanie jego wielkiego sekretu.

- Możesz powiadomić go po mojej śmierci - mawia House, dzieląc się z Chase'em jakąś historyjką. Chase lubi ich słuchać, ponieważ pozwalają mu one ujrzeć człowieczeństwo House'a. Ale nie przestaje myśleć o tym, że House przypomina sobie Wilsona tylko po to, by móc o nim porozmawiać. Kiedy przestajesz mówić o ludziach, wtedy o nich zapominasz.

Chase'owi wydaje się dziwne, że podczas kiedy zwykli pacjenci wołają w najgorszych momentach swoja matkę, ojca, albo partnera, czasami nawet Boga, House woła Wilsona. Chase nie jest już o to zazdrosny, tylko ciekaw, co takiego spowodowało te dynamikę. Zastanawia się, co takiego zrobił Wilson, by zasłużyć sobie na takie miejsce w psychice House'a, miejsce, którego nikt inny nie może wypełnić. To musiało być coś znaczącego.

------------------------------------------------------------

Po kolejnych ośmiu godzinach Dr. Shelby potwierdza swoją wstępną hipotezę. Chociaż guzy w płucu House'a urosły minimalnie, są oznaki występowania przerzutów w pobliskich kościach. House obudził się, kiedy przewracając się na bok, złamał kość łopatki.

Ponieważ House nie jest jeszcze wystarczająco przytomny, by podejmować jakiekolwiek decyzje, Shelby wyjaśnia rokowania Chase'owi. Wydaje się zaskoczony tym, że ten młody człowiek jest pełnomocnikiem medycznym pacjenta. Ale nie wnika w to.

- Łopatka to najtrudniejsza do złamania kość w ludzkim ciele. Zwykle potrzeba niezwykle silnej kontuzji... chyba że coś osłabiło tkankę kostną. Nowotwór... zaczął szybko się przemieszczać... w jego ramiona i przedramiona. Czasami udaje nam się usunąć dotknięte fragmenty i przeszczepić tam zdrowsze kości. Ale potrzeba na to o wiele więcej masy kostnej. Dojście do siebie po takim zabiegu zabrałoby więcej czasu, niż... mu zostało.

Chase przesuwa palcami po włosach, które - jak sobie wtedy uświadamia - są tłuste z zaniedbania. Nie spał przez wiele godzin. Dzięki testom jakie przeprowadzono wiedział, że sytuacja jest poważna. Ale to i tak jest dużo do przemyślenia.

- Ja nie... więc co teraz robimy?

- Możemy unieruchomić obojczyk, żeby zapobiec dalszym kontuzjom, użyć lodu dla zmniejszenia opuchlizny. Ale istnieją szanse, że kość już się nie... posłuchaj, jego system odpornościowy jest zbyt słaby, by naprawić takie zniszczenia.

- Nie można naprawić tego chirurgicznie? Można by użyć śrub i metalowych płytek.

- Teoretycznie, tak.

Chase jest zbyt zmęczony, żeby zauważyć subtelne wahanie w głosie drugiego lekarza.

- Więc dlaczego tego nie zrobimy?

- Jeśli chcesz mojej medycznej opinii... nie sądzę, by jego ciało było wystarczająco silne, aby przeżyć tak rozbudowany zabieg.

- Ale nie jesteś pewien czy... on ma za sobą tylko jeden cykl...

- Jeśli chcesz, przeprowadzimy tę operację. Z prawnego punktu widzenia, to twoja decyzja. Ale ja nadal uważam, że spowodowałoby to ograniczenie czasu jaki mu pozostał.

Kiedy Chase złożył House'owi pierwszą propozycję, nigdy nie myślał, że nadejdzie czas, kiedy on znajdzie się w takiej pozycji, że będzie musiał dokonywać tak poważnych decyzji o stanie zdrowia House'a. Chce podjąć jak najlepszą decyzję, ale nie wie, co wybrać. Nie chce, żeby House stracił do niego zaufanie jeśli popełniłby błąd. Ryzyko nie wydaje mu się aż takie duże. Ale Chase zdaje sobie sprawę z tego, że dzieje się tak dlatego, bo nie rozmawiają o jego ciele. Chodzi o ciało House'a i o jego życie.

- Możemy ulżyć mu w bólu - proponuje Dr. Shelby. - Istnieją terapie eksperymentalne, które skutecznie uśmierzają ból kości u pacjentów z rakiem. On już od dawna bierze Oxy. Wydaje mi się, że jeśli dodamy do tego Tramadol i kortykosterydy, możemy powstrzymać podniesienie dawki opiatów tak długo, jak się da. Ponieważ on jest długoletnim użytkownikiem, istnieje ryzyko, że one mogą nie wystarczyć. Pod koniec... kiedy Oxy przestanie działać, możemy dorzucić jeszcze plasterek z Fentanylem.

Shelby zamiera na chwilę, ale kontynuuje wywód, kiedy uświadamia sobie, że Chase mu nie przerwie.

- On... będzie musiał na siebie uważać, żeby zapobiec kolejnym złamaniom. Nie może obciążać ramion i przedramion. Będzie potrzebował teraz całodobowej albo przynajmniej całodziennej, opieki... jesteśmy w kontakcie z kilkoma wspaniałymi agencjami pielęgniarskimi, które mogą...

- Sam się tym zajmę - przerywa mu Chase. Wiedział, że te ten czas kiedyś nadejdzie, chociaż nie myślał, że stanie się to tak szybko. Wydawało mu się, że House czuł się dobrze, że jego rak był w remisji. Teraz nie wiadomo na pewno jak długo przeżyje on w obecnym stanie. Może zaledwie kilka miesięcy. Chase wie, że House nie chciałby umrzeć tutaj, w szpitalu, oglądany jak zwierzątko w zoo. Chciałby być w domu.

-------------------------------------------------------

Mija kolejne dwanaście godzin, zanim House jest wystarczająco przytomny, by zrozumieć, co się z nim stało. Chase wyjaśnia mu wszystko, również swoją decyzję o nieprzeprowadzeniu operacji. Mówi przez dziesięć minut, mając nadzieję, że House w końcu mu przerwie, powie coś, jakoś zareaguje.

Ale House jest cichy, jakby nieobecny duchem, głos drugiego mężczyzny jest tylko szmerem w tle.

Do tej pory jego rak nie wydawał mu się realny. Zdawał sobie sprawę z jego obecności, ale większą część jego choroby stanowiły skutki uboczne leczenia. Było mu łatwiej wmawiać sobie, że będzie mu lepiej, chociaż nie miał na to absolutnie żadnego powodu. Myślał, że kiedy skończy chemioterapię i naświetlania, jego objawy znikną. Będzie miał kilka dobrych miesięcy i odsunie godzenie się z nieodwracalnością swojej choroby, dopóki nie będzie musiał się z nią zmierzyć.

To zdarzenie jest sposobem, w jaki jego ciało zakomunikowało mu, że on naprawdę umiera i że jedyne, co może zrobić, to czekać bezsilnie, aż to nastąpi, ponieważ nie może temu w żaden sposób przeciwdziałać.

Kiedy House w końcu się odzywa, nie mówi nic na temat swojej obecnej sytuacji, przynajmniej nie bezpośrednio.

- Twoje ubranie do siebie nie pasuje.

Chase leniwie spogląda w dół i przygląda się sobie. Nie przykładał zbytniej uwagi do tego jak wygląda, ale spostrzeżenie House'a jest trafne. Chase ma na sobie ciemnoniebieskie spodnie od dresu, sweter w czarnozielone paski i trampki na gołych stopach. Kiedy dostał wezwanie, złapał w pospiechu pierwsze czyste ubranie na jakie natrafił i pognał do drzwi.

- I kiedy ostatni raz brałeś prysznic? - pyta go House. Kiedy Chase patrzy na niego ślepo, dodaje: - Może powinienem spróbować jeszcze raz. Musisz wziąć prysznic.

Chase przełyka głośno, ponieważ tego właśnie się obawiał. Miał przywilej podjąć decyzję w sprawie życia innej osoby i popełnił błąd, a teraz House już więcej mu nie zaufa. Wszystko co zrobił, cały czas jaki spędził, zapewniając House'a, że można na nim polegać, pójdzie na marne. Ponieważ w decydującym momencie najważniejsze jest to ze popełnił błąd.

- Zrobiłem to, co uważałem za słuszne - broni się Chase. Stara się, by jego głos nie brzmiał gorzko. Stara się, by jego głos nie brzmiał tak, jakby było mu żal samego siebie, chociaż jest.

- Wiem - mówi cicho House.

- Dlaczego więc...

House spuszcza wzrok. Spędził w szpitalu ostatnich kilka dni, ludzie przychodzili i wychodzili z jego pokoju, przyglądali się mu, dotykali go Bóg jeden wie gdzie. Nie jest pewien, jak o to zapytać. Ale on wie, czego chce. Chce chwili przerwy.

- Podjąłeś właściwą decyzję. Ja po prostu... chcę być przez chwilę sam.

Zrozumienie tego, że House właśnie pochwalił jego decyzję, ale mógł nie być szczery, zajmuje Chase'owi chwilę. Pewnie dlatego chce zostać sam. Chase zastanawia się czy jego decyzja kiedyś go skrzywdzi. Czy House naprawdę jest na niego zły, rozczarowany jego wyborem. Chase wolałby stawić czoła jego złości i mieć ją za sobą.

Podchodzi do drzwi i chociaż jest i tak wystarczająco rozkojarzony, jest na tyle przytomny, żeby zauważyć zażenowanie w głosie House'a.

- Poczekaj...

Chase się nie odwraca. Jest tak zmęczony, że nie ufa sobie, że się nie załamie. Więc zatrzymuje się w drzwiach.

- Tak...?

- Ja... cię nie odpycham. Ja tylko... mówię ci że... potrzebuję chwili dla siebie. Idź... do domu. Weź prysznic. Zjedz coś. Prześpij się. Znajdź jakieś ubranie, które do siebie pasuje. Ja nadal tu będę, kiedy wrócisz.

Chase cicho chichocze, nadal się nie odwracając. Wie, że House'owi trudno było to powiedzieć. Nie musi rujnować tej chwili przez kontakt wzrokowy. Nagle czuje, że coś wygrał, chociaż nie wie co. Czuje, że zwyciężył tam, gdzie inni zawiedli. Może to przeznaczenie, a może po prostu łut szczęścia. Może wyczucie czasu, a może Cuddy miała rację. Jest w nim naprawdę coś wyjątkowego.

Chase nie ma pojęcia, co to może być. Ale udaje mu się powstrzymać wylewanie łez zwycięstwa, dopóki nie jest w domu i we własnym łóżku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:48, 21 Kwi 2009    Temat postu:

Ciężka część...

Cytat:
- Przepraszam - wyrzuca z siebie House, kiedy odzyskuje przytomność w czasie jazdy do szpitala.

Oj, mam wrażenie, że to wcale nie Chase'a tak przeprasza...

Cytat:
Zastanawia się, czy House zdaje sobie sprawę z tego, że dziesięć razy zawołał Wilsona.

No właśnie.

Cytat:
Ale nie przestaje myśleć o tym, że House przypomina sobie Wilsona tylko po to, by móc o nim porozmawiać. Kiedy przestajesz mówić o ludziach, wtedy o nich zapominasz.

Bo House kocha Wilsona. Więc nie chce o nim zapomnieć, nawet jeśli to będzie oznaczać jeszcze więcej bólu.

Cytat:
Chase'owi wydaje się dziwne, że podczas kiedy zwykli pacjenci wołają w najgorszych momentach swoja matkę, ojca, albo partnera, czasami nawet Boga, House wola Wilsona.

Bo Wilson był ważniejszy dla niego niz matka, ojciec i jakakolwiek kobieta, a w Boga nie wierzył.

Cytat:
Zastanawia się, co takiego zrobił Wilson, by zasłużyć sobie na takie miejsce w psychice House'a, miejsc,e którego nikt inny nie może wypełnić. To musiało być coś znaczącego.

Po prostu był przy nim przez te wszystkie lata. Był tam gdzie powinien być.

Cytat:
- Ja... cię nie odpycham. Ja tylko... mówię ci że... potrzebuję chwili dla siebie. Idź... do domu. Weź prysznic. Zjedz coś. Prześpij się. Znajdź jakieś ubranie, które do siebie pasuje. Ja nadal tu będę, kiedy wrócisz.

Mój Boże... To brzmi tak jakby House już zupełnie pogodził się z tym że potrzebuje Chase'a, że jest od niego uzależniony... A jeżeli on się z tym pogodził to to już naprawdę koniec...

Czekam na kolejne


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:06, 22 Kwi 2009    Temat postu:

elfchick napisał:
Richie117 napisał:
(zerknęłam na koniec ostatniego opublikowanego rozdziału... może jednak Julia nie spartaczy tego do końca Aczkolwiek dla mnie nie oznacza to niczego dobrego )

Jesli o to chodzi to powinnas chyba przeczytas ostrzezenie jakie Julia zamiescila na swoim [link widoczny dla zalogowanych]

nie, ja nie liczyłam na cudowne wyzdrowienie House'a (ok, troszkę liczyłam) - w końcu House nie choruje na jakiegoś niezłośliwego raka wątroby, z którym można by się uporać jednym przeszczepem, a melodramaty w stylu "wyleczyła go miłość" nie pasują do Julii
pisząc o "spartaczeniu do końca", miałam na myśli to, że [gdy Wilson wróci, House nie stwierdzi nagle, że Chase zrobił dla niego tyle, że zasługuje na takie samo traktowanie jak jego wieloletni przyjaciel i pozwoli im obu na równych prawach czuwać przy swoim łóżku (czytałam tylko kilka akapitów z tego ostatniego rozdziału - na resztę poczekam, aż przetłumaczysz)]

***********************

straszna część. Ale nie z powodu złamanej łopatki i przerzutów do kości rąk, tylko dlatego, że House bardziej niż z powodu choroby, cierpi z powodu nieobecności Wilsona I na dodatek sam skazuje się na tę nieobecność...


Cytat:
Chase'owi wydaje się dziwne, że podczas kiedy zwykli pacjenci wołają w najgorszych momentach swoja matkę, ojca, albo partnera, czasami nawet Boga, House woła Wilsona. Chase nie jest już o to zazdrosny, tylko ciekaw, co takiego spowodowało te dynamikę. Zastanawia się, co takiego zrobił Wilson, by zasłużyć sobie na takie miejsce w psychice House'a, miejsce, którego nikt inny nie może wypełnić. To musiało być coś znaczącego.

heloł?! czy podczas trzech lat pracy w zespole House'a Chase był tak pochłonięty swoją fryzurą, że umknęło mu, jak wielka zażyłość łączyła chłopaków?
teraz już nawet nie uważam, że Chase jest głupi - po prostu mu współczuję. Wiadomo, że rodziców miał równie beznadziejnych, co House, ale w przeciwieństwie do House'a nie miał takiego szczęścia, jakim jest znalezienie prawdziwego przyjaciela.

****

Gora napisał:
Mój Boże... To brzmi tak jakby House już zupełnie pogodził się z tym że potrzebuje Chase'a, że jest od niego uzależniony... A jeżeli on się z tym pogodził to to już naprawdę koniec...

House pogodził się z tym, że potrzebuje kogoś, a Chase to jedyna opcja dostępna w tym momencie... Ale mam nadzieję, że [House go definitywnie spławi, kiedy pojawi się Ten, Na Którego Czeka < 333]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:36, 22 Kwi 2009    Temat postu:

Richie117 napisał:

House pogodził się z tym, że potrzebuje kogoś, a Chase to jedyna opcja dostępna w tym momencie... Ale mam nadzieję, że [House go definitywnie spławi, kiedy pojawi się Ten, Na Którego Czeka < 333]


[Po tym wszystkim co Chase dla niego zrobił? Już za późno na takie rzeczy. Już nie będzie go w stanie odrzucić. Mimo, że Chase nigdy nie zajmie w jeo sercu miejsca Wilsona.]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:37, 22 Kwi 2009    Temat postu:

Gora napisał:
[Po tym wszystkim co Chase dla niego zrobił? Już za późno na takie rzeczy. Już nie będzie go w stanie odrzucić. Mimo, że Chase nigdy nie zajmie w jeo sercu miejsca Wilsona.]

czytałaś, czy zgadujesz? bo ja prędzej wyobraziłabym sobie, że Wilson miałby House'a gdzieś (Julia jest zdolna do wszystkiego), niż że [obaj panowie będą siedzieć po obu stronach łóżka House'a i będą trzymać go za ręce, czekając, aż wyda z siebie ostatnie tchnienie...
No, istnieje jeszcze szansa, że Chase sam się wycofa ;p
]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:55, 22 Kwi 2009    Temat postu:

Zgaduję [Nie wiem jak będzie z Wilsonem ale Chase nie odpuści. Za bardzo mu zależy. A House też go nie odrzuci - mimo wszystko i mimo siebie powoli coraz bardziej się do niego przywiązuje. Ale jeśli Wilsona wróci i będzie chciał być przy nim to mimo wszystko będzie dla niego na pierwszym miejscu. I Chase będzie tylko dodatkowo cierpiał. Chyba, że do tego czasu dojrzeje tak bardzo, że zamiast zazdrości będzie szczęśliwy, że House odzyskał najważniejszą osobę... Ale to tylko takie moje małe dywagacje

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:26, 23 Kwi 2009    Temat postu:

[*YAY* dla cierpiącego dodatkowo Chase'a ^^

Jestem naprawdę cholernie ciekawa, jak Jilia postanowiła to rozegrać (ale nie na tyle, żeby czytać oryginał). Póki co, House wpuszczający kogoś poza Wilsonem do swojego życia jest strasznie nie House'owy, więc liczę, że pod koniec znów pokaże swoje wredne oblicze ;] A co do Chase'a cieszącego się szczęściem House'a (i - co za tym idzie - zostawiającego chłopaków samym sobie < 3) - gdyby okazał się aż tak dojrzały, to jeszcze musiałabym go polubić czy coś... ;p
]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 3:26, 24 Kwi 2009    Temat postu:

Richie117 napisał:

heloł?! czy podczas trzech lat pracy w zespole House'a Chase był tak pochłonięty swoją fryzurą, że umknęło mu, jak wielka zażyłość łączyła chłopaków?


Nie zapominaj o Cameron.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 3:29, 24 Kwi 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

- Pewnie wydawało ci się, że jestem bogaty, co? - House żartuje sobie tak bardzo, jak może sobie na to pozwolić w tej sytuacji.

Chase jest rzeczywiście zaskoczony tym, jak niewiele House jest wart. Zastanawia się, dlaczego House tak słabo zarządzał swoim mieniem, że teraz w zasadzie nie ma żadnych oszczędności. Przez lata prosił swoich pracowników o różne sumy pieniędzy, Chase'owi wydawało się, że to była jakaś gra, sposób na okazanie wyższości. Nigdy nie przypuszczał, że House może tych pieniędzy naprawdę potrzebować.

Tego, co zostało, wystarczy jedynie na tyle, żeby House miał za co się utrzymać, dopóki jeszcze żyje, pokrycie kosztów leczenia i wydatków związanych z jego późniejszą kremacją. Kolekcja broszur okolicznych domów pogrzebowych leży na stoliku do kawy, niczym sterta menu pobliskich pizzerii i meksykańskich restauracji, co Chase'owi wydaje się niesmaczne. Ale House'owi to nie przeszkadza.

Po znalezieniu w Internecie szeregu odpowiednich porad, Chase sam wykonał większość pracy związanej z przygotowaniem testamentu i umówił się z notariuszem tylko po to, aby uprawomocnić przygotowane dokumenty. House nie sprawia wrażenia, jakby zależało mu na tym, co stanie się z jego rzeczami - do większości z nich nigdy nie czuł się jakoś szczególnie przywiązany, a tych, które mają dla niego jakieś znaczenie, nie może zabrać ze sobą. W końcu obaj decydują, że po jego śmierci Chase zostanie w jego mieszkaniu, i w ten sposób będzie miał czas, by zatrzymać, sprzedać, wyrzucić lub rozdać wszystko według własnego życzenia.

Moment, w którym House oddaje Kutnerowi swój motocykl, jest dziwny dla ich obu. Kutner jest podekscytowany. Nie, on jest przejęty. Tak jak we wszystkie Boże Narodzenia i swoje urodziny, kiedy jego zastępczy rodzice znaleźli dla niego najnowsze zdobycze techniki, jakie były na wystawie Radio Shack'a.

House oddaje mu kluczyki i dowód rejestracyjny. Pomysł najzwyklejszego w świecie oddania komuś czegoś, czegoś tak cennego, wydaje House'owi się zarazem nierzeczywisty i dziwnie satysfakcjonujący. Jego komentarz: ' Powiedziałbym ci, żebyś na siebie uważał, ale i tak wiem, że tego nie zrobisz,' zostaje nagrodzony łzawym uśmiechem.

Próg sentymentalizmu u Kutnera jest niemal tak niezwykle wysoki jak u House'a. Śmierć nie sprawia na nim wrażenia. Nawet kiedy jego rodzice zostali zastrzeleni na jego oczach, on prawie nie zareagował. Ale w tym momencie czuje się tak, jakby wszystkie jego marzenia się spełniły. Jakby odziedziczył pelerynę Supermana czy maskę Samotnego Wojownika.

Kutner nie prowadził motocykla odkąd skończył szesnaście lat i nawet wtedy była to tylko motorynka. To jest prawdziwy motocykl, o wiele większy i cięższy od tamtego. Ale i tak udaje mu się dotrzeć cało do domu. Potem Kutner siedzi przez chwilę na werandzie i gapi się na motocykl przed wejściem do domu. Przez resztę wieczoru, od czasu do czasu, wygląda przez okno, jakby chciał się upewnić, że on nie zniknie. Przez pewien czas myśli o tym, by nie zmieniać rejestracji, bez względu na mandaty jakie musiałby z tego powodu zapłacić, ponieważ nie chce rozstać się z różową fiszka podpisaną imieniem i nazwiskiem House'a.

------------------------------------------------------------------

Kilka wieczorów później kiedy House wydaje się być w odpowiednim nastroju, Chase podchodzi do niego ostrożnie uzbrojony w papier i długopis.

- Musimy porozmawiać o ludziach, których chcesz żebym zawiadomił, zanim... i po...

House kiwa głową, jakby był na to przygotowany. Wiedział że ta rozmowa kiedyś nastąpi. Ale to nie znaczy, że on jest na to gotów.

- Nie chcę, żebyś kogokolwiek informował.

- Nawet twoich rodziców, byłych dziewczyn... może jakichś kolegów ze studiów?

- Nie, ja nigdy...

House myśli przez chwilę o Dylanie Crandallu, swoim jedynym przyjacielu ze studiów, z którym w pewnym sensie utrzymał stały kontakt, jeśli to, że przez ostatnie dwadzieścia-kilka lat regularnie otrzymuje od niego pocztówki z różnych stron świata i kopie jego książek z ręcznie napisanymi dedykacjami, można nazwać utrzymaniem kontaktu. Skąd Crandall wie, gdzie dokładnie je przysłać pozostanie dla House'a tajemnicą.

Ale pomysł, by on go odwiedził, by zobaczył go w tym stanie... House wie, że on by się kompletnie załamał, gdy tylko usłyszałby słowo 'rak'. Crandall płakał przez tydzień, kiedy zdechł mu chomik, a miał wtedy dwadzieścia dwa lata. House'owi wydaje się, że lepiej będzie dla ich obydwu, jeśli poprosi Chase'a, by ten zawiadomił Crandalla, kiedy już będzie po wszystkim.

- Nigdy nie utrzymywałem z nikim kontaktu - kłamie teraz.

- A twoi rodzice?

House wie, że tym razem będzie musiał się trochę bardziej wysilić , ponieważ ludzie zwykle chcą, by rodzice byli przy nich kiedy umierają, jeśli ich rodzice nadal żyją, tak jak rodzice House'a. Nie chciał nawet, żeby go odwiedzili, kiedy przydarzył mu się zawał. To Stacy ich sprowadziła. Nawet nie pytając go o zdanie. Oczywiście, nie spytała go także o to, czy chce być kulawy. Ale House nie chce już więcej o tym myśleć.

Potrząsa głową. Nie chce ich widzieć, nie z tego powodu. Nie jest pewien, czy kiedykolwiek by chciał.

- W porządku - mówi Chase. - Rozumiem.

- Nie poddasz mnie... psychoanalizie?

- Chcesz, żebym to zrobił?

- Nie.

- Czy w porządku będzie, jeśli zawiadomię ich później?

- Taak... w porządku.

- Co z... - Chase nie kończy zdania, ponieważ nie jest pewien, czy powinien w ogóle wymawiać nazwisko Wilsona. Nie musi. Wyraz jego twarzy mówi sam za siebie. Odpowiedz House'a jest bez wyrazu.

- Sam nie wiem.

- Więc... kiedyś?

- Może... prawdopodobnie... Nie wiem.

- Nie chcę, żeby zabrzmiało to nieczule... Jeśli chciałbyś... cokolwiek chcesz zrobić, ja ustosunkuję się do tego. Ale jeśli chcesz skorzystać z szansy, by się z nim zobaczyć zanim umrzesz, powinieneś się pospieszyć i to zrobić.

House wybucha śmiechem. Stara się być wesoły, ale jest zbyt zmęczony. A jego smutek i tak widać.

- Oczywiście, że chcę się z nim zobaczyć.

- Więc powinieneś do niego zadzwonić.

- Ja... nie mogę tego zrobić.

- Dlaczego nie?

- Ponieważ... to on nie chce mnie widzieć.

- Jesteś umierający. Nie sądzisz, że to wszystko zmienia?

- Nie dla niego.

- Nie możesz być tego pewien.

- Przypuszczam, że nie wzruszy go to, że umieram - mruczy House. Nie oczekuje, że Chase to zrozumie. Jest świadom tego, że jego uzasadnienie byłoby skomplikowane i błędne.

Z jednej strony boi się tego, że Wilson nie byłby z tego powodu wcale zadowolony, że byłby zdruzgotany i nie jest pewien, czy chciałby czegoś takiego doświadczyć tuż przed śmiercią, czy chce czuć się winny, ponieważ Wilson cierpiałby jeszcze bardziej niż teraz. Ale z drugiej strony jest przerażony tym, że Wilsonowi albo w ogóle by nie zależało, albo nawet jeśli tak, to zwlekałby z przyjazdem, z powodu nieumiejętności wybaczenia mu. Nie chce potrzebować Wilsona, nie chce potrzebować jego obecności, ponieważ nie ma gwarancji, że on by przyjechał.

- On był zdesperowany - zauważa Chase. - Teraz jest inaczej. Sadzisz, że on chce, żebyś umarł?

- Nie... Po prostu, nie wydaje mi się, by on zbytnio się tym martwił.

- House... muszę ci coś powiedzieć.

- Nie, nie musisz...

Chase ignoruje jego ostrzeżenie.

- Widziałem tę kartkę z życzeniami z okazji Hanukki, którą mu wysłałeś... tę która, wróciła. Chodzi o to, że Wilson nigdy jej nie dostał. Wyprowadził się z mieszkania Amber i ta kartka zostałaby wysłana na jego nowy adres... gdybyś wysłał ją wcześniej.

- Taak... wiem o tym.

- Naprawdę?

- Wysłałem ją, ponieważ wiedziałem, że istnieje znikoma szansa na to, że on ją w ogóle dostanie... Myślałem, że może... jeśli tak miało być...

- Od kiedy wierzysz w opatrzność losu?

Ton głosu House'a staje się specjalnie gorzki.

- Odkąd jeden telefon do niewłaściwej osoby zrujnował mi życie.

Chase nie jest pewien, jak na to zareagować. W tej chwili życie House'a rujnuje rak i to, że House umiera, nie ma nic wspólnego z rolą, jaką odegrał w śmierci Amber i jego stratą przyjaźni z Wilsonem. Chase naprawdę myśli, że House nie powinien dłużej czekać, że on powinien zapomnieć o ryzyku i wezwać Wilsona w tej chwili. Ale obiecał, że tego nie zrobi i zamierza dotrzymać słowa. Nawet jeśli nie zgadza się do końca z życzeniami House'a, nadal będzie je szanował.

- Cóż... kiedy będziesz gotowy, daj mi znać.

--------------------------------------------------------

House bierze teraz leki głównie dożylnie. Ale nadal wzmacnia je doustnymi lekami przeciwbólowymi. W porze snu Chase przygląda się temu, jak on bierze tabletkę, mechanicznie ją rozgryzając.

- Zawsze zastanawiałem się, czy nie przeszkadza ci smak. Ja potrzebuję przynajmniej łyk wody.

- Słucham? To nie jest takie złe.

- Z powodu przyzwyczajenia do Vicodinu? - rozważa Chase.

- Nie... po prostu... - House specjalnie przerywa. - Kiedy miałem pięć lat, mój ojciec zaczął dawać mi tabletki. Powiedział, że to witaminy. Nawet nie przywiązywałem do tego większej uwagi. Nie zastanawiałem się nawet nad tym, dlaczego nie daje mi ich codziennie... tylko od czasu do czasu. Kiedy skończyłem siedem lat, on musiał znowu wyjechać na kilka miesięcy. Pierwsze kilka dni po jego wyjeździe przeleżałem na podłodze w swoim pokoju na zmianę pocąc się i wymiotując.

- Co on ci dawał? - Chase musi go zapytać. Z jakiegoś powodu wie, że to nie były witaminy.

- Myślę że to było... Valium.

- Boże...

House przewraca oczami. Nie dzieli się tym dla pozyskania współczucia. Sam nie wie, dlaczego o tym mówi. On sam przypuszcza, że jego ojciec chciał go uciszyć.

- Tak, cóż... chciał na mnie patrzeć, ale nie chciał mnie słyszeć i tak dalej...

Ale Chase nie wydaje się współczujący, tylko zamyślony.

- Moja matka dawała mi syrop na kaszel, nawet kiedy byłem zdrowy. Kiedy trochę podrosłem, zaczęła mieszać go z brandy. Wiedziałem... to znaczy czułem, że coś było nie tak. Ale i tak go piłem... ponieważ... ona tego chciała, i wydawało mi się, że...

- Bóg uciął sobie drzemkę - mówi tajemniczo House.

- Słucham?

- Moja matka - wyjaśnia House. - Mówiła tak zawsze, kiedy działo się coś naprawdę złego. Kiedy Senator Bobby Kennedy został zastrzelony, oglądaliśmy wiadomości i ona powiedziała, że Bóg musiał uciąć sobie drzemkę.

- Wydaje mi się, że to ona drzemała większość czasu - parska Chase.

- Była... dobrą matką. Po prostu... - House chichocze cicho, zastanawiając się, dlaczego kłamie, nawet samemu sobie. I tak umrze za kilka miesięcy. Więc to nie ma znaczenia. - W porządku... nie była dobrą matką. To znaczy, karmiła mnie itd.

- Ale go nie powstrzymała.

House patrzy na niego i nie udaje mu się zamaskować zaskoczenia na swojej twarzy.

- Zauważyłem to - mówi ostrożnie Chase. - Kiedy przyjechali... coś w twoim zachowaniu, w tym jaki byłeś... zdenerwowany, siedząc obok niego. Po prostu wiedziałem.

- Świetnie. Teraz wiesz, jaki jestem żałosny.

- Nie ty jeden. - Chase wzdycha ciężko, z wahaniem, starając się zdecydować, ile chce wyjawić. Minęło wiele lat i jego rany już dawno się zabliźniły. - Kiedy moja matka nie... Myślę, że ona chciała być lepszą matką. Ale kiedy odszedł mój ojciec i alkohol przejął nad nią kontrolę... ona po prostu się poddała. Ale poza tym była dobrą osobą. Tak myślę.

- Mój ojciec nie był alkoholikiem... nie zupełnie... ale dobrym człowiekiem... też nie był.

- Co takiego ci zrobił? Przepraszam, nie musisz mi mówić. Ja po prostu...

House nie daje mu bezpośredniej odpowiedzi.

- Dopiero w szkole średniej zorientowałem się, że z jego metodami wychowawczymi może być coś nie tak... Ludzie nigdy tak naprawdę nie... Pamiętam, że któregoś dnia miałem zajęcia z higieny, omawialiśmy rozdział na temat wychowania dzieci i nauczyciel zaczął wykład o...

- ...i czułeś się winny - kończy za niego Chase.

Oczy House'a zwężają się, jakby chciał zapytać 'skąd wiedziałeś?'. On nigdy nie powiedziałby wprost, że ojciec się nad nim znęcał. Nadal słyszał jego głos mówiący mu, że on sobie na to zasłużył. Chryste, on powinien być za to wdzięczny. Gdyby zawsze był grzeczny, jasne. Wtedy można by użyć słów 'znęcanie się'. Ale ponieważ on nie był grzeczny, to była tylko potrzebna dyscyplina. Więc nie do pomyślenia było to, że ktokolwiek zarzuciłby jego cudownie tolerancyjnemu ojcu coś tak okropnego, jak znęcanie się nad dzieckiem.

- Czy to dlatego nie chcesz, żebym ich zawiadomił?

- Wiem, jestem kompletnym gnojkiem... oni po prostu... nie zasługują na tę szansę. Gdyby przyjechali, zrobiliby to z poczucia winy... A... ja nie chcę im tego wybaczyć.

- To nie oznacza, że jesteś gnojkiem. Po prostu jesteś człowiekiem.

- Cóż. - Śmieje się House. Potem sięga po butelkę z wodą, stojącą na jego nocnej szafce, teraz optując za wypłukaniem gorzkiego smaku z ust. - To nawet gorzej.

------------------------------------------------------------------------

Ciągła obecność Chase'a wydaje mu się na początku dziwna, chociaż House woli go od jakiejś obcej pielęgniarki z agencji domowej opieki zdrowotnej. Ktoś przychodzi do niego jednak, na piętnaście godzin w tygodniu, żeby Chase mógł pójść się przespać i zająć własnymi sprawami. House nigdy nie przyznałby się do swoich preferencji. Ale faktem jest, że dzięki temu Chase już go zna, zna na wylot jego historię choroby i wie co gdzie leży w mieszkaniu, nie musi zadawać żadnych głupich czy kłopotliwych pytań.

House jest teraz zbyt słaby, żeby podpierać się laską. Więc prawie nie może chodzić. Jego ramiona mogłyby się dosłownie złamać, jeśli je przeciąży. Potrzebuje pomocy przy korzystaniu z toalety. Zwykle używa kaczki. Ale już teraz obawia się momentu, kiedy będzie miał założony cewnik i będzie zmuszony korzystać z basenu. Potrzebuje pomocy przy ubieraniu. Potrzebuje pomocy przy wejściu pod prysznic, gdzie siedzi na krześle, myje się o wiele dłużej niż przedtem i stara się nie przywiązywać większej uwagi do tego, że już niewiele z niego zostało.

Chase zauważył, że House nie jest gotowy, by poprosić o pomoc w kąpieli. Myśli, że on wolałby śmierdzieć, niż pozwolić komuś innemu się umyć. Ale czeka obok, nasłuchuje dźwięków obwieszczających, że House skończył. W ten sposób House nie musi o nic prosić i dzięki temu czuje się mniej bezsilny.

W niektóre wieczory oglądają razem Tajemniczą Diagnozę, otwarcie wyśmiewając się z własnych teorii. Czasami House mówi coś kompletnie głupiego, żeby wymusić reakcję Chase'a. I Chase go wyzywa, ponieważ wie, że House tego chce. House chce usłyszeć to, jak Chase nazywa go idiotą, wątpi w jego doświadczenie, podważa jego pomysły. Ponieważ żałośni, umierający na raka inwalidzi nie mogą zidiocieć. To byłoby nieprzyzwoite.

House zwykle wcześnie kładzie się spać. Dlatego kiedy pozwala jej na to rozkład zajęć, Cameron przywozi Chase'owi kolację i czasami ogląda z nim film. Czasami wychodzi wcześniej z pracy i gotuje kolację dla całej ich trójki.

House grymasi wtedy przy jedzeniu i wygłasza niezbyt pochlebne opinie na temat jej umiejętności prowadzenia domu, a raczej ich braku. Ale Chase widzi, że to mu się podoba. House lubi to, że ona gotuje rzeczy, które on na pewno zje. Nie używa nielubianych przez niego składników, ponieważ przez trzy lata, kiedy dla niego pracowała, przykładała uwagę do takich szczegółów. Podoba mu się to, że ona kroi mu jedzenie na mniejsze kawałki, a potem udaje, że nie zrobiła tego, by było mu łatwiej jeść. Ale najbardziej jest zadowolony z tego, że znowu ma ich oboje przy sobie. Gdyby dorzucić jeszcze Foremana i białą tablicę, byłoby tak, jak za dawnych lat.

House w zasadzie nie wychodzi już z domu, tylko co dwa tygodnie chodzi do przychodni po nowe recepty na lekarstwa, które przywozi mu firma, zajmująca się domową opieką zdrowotną.

Chase wie, że House nie przyzna się, że brakuje mu towarzystwa innych ludzi i nie chce być przez to skazany jedynie na obecność jego i Cameron. Więc zaprasza tych, którzy chcą się z nim zobaczyć do mieszkania House'a, udając że Kutner i Foreman potrzebują jego porady w sprawie jakiejś procedury chirurgicznej, a on potem namawia ich, żeby zostali na kawę. House domyśla się, że obaj kłamią, skoro Foreman rzadko prosi o jakiekolwiek porady, a specjalność Kutnera także nie wymaga żadnych porad. Ale nie mówi nic na ten temat.

Chase'owi udaje się nawet podstępem zmusić Tauba, by wpadł do mieszkania House'a, żeby oddać mu kurtkę, którą Chase naumyślnie zostawił w kantorku chirurgów kilka miesięcy wcześniej i oczywiście on prosi o nią w sobotę, żeby Taub musiał przyjść z żoną. Rachel upiera się, by zostać dłużej, ponieważ byłoby z ich strony niegrzecznie, gdyby poszli sobie tak od razu. Wypytuje House'a o jego fortepian, o stary stół stojący w jego kuchni, który - przynajmniej według House'a - został kupiony przez jego byłą na aukcji meblarskiej w Soho. To daje im temat do rozmowy na następne pół godziny.

Taub nerwowo przestępuje z nogi na nogę, bojąc się, że House lada moment powie coś, co go ośmieszy, a potem czuje się zagubiony, kiedy uświadamia sobie, że House bezczelnie flirtuje z jego żoną. House nie jest już łysy. Włosy powoli zaczęły mu odrastać, w kolorze matowego popielatego blondu. Ale Taub bardzo wątpi w to, że jego żona zostawiłaby go dla człowieka, który umiera na raka tylko dlatego, że on ma lepszy gust, jeśli chodzi o wyposażenie wnętrz. Więc w końcu poddaje się i ogląda z Chase'em mecz koszykówki.

- Och, on jest po prostu uroczy - mówi Rachel, kiedy oboje siedzą z powrotem w samochodzie, i Taub postanawia nie kłócić się z nią.

Cuddy mianuje się osobistą sekretarką House'a do spraw rozrywki. Raz w tygodniu przywozi filmy, tuzin albo i więcej, głównie mało znane kryminały albo pirackie nagrania koncertów Toma Waits'a czy Leonarda Cohena. To taka gra, on życzy sobie czegoś dziwnego, a ona udowadnia mu, że może to znaleźć.

House nie może już grać na gitarze i fortepianie. Jest to dla niego zbyt bolesne. Chociaż nadal jest dobry technicznie, nie może się kontrolować się na tyle, by nie wypaść z rytmu. Nawet czytanie książek i przewracanie stron nie jest warte zmęczenia, jakie przynosi. Gry wideo także odpadają. Więc pozostaje mu jedynie bierne oglądanie lub słuchanie czegoś.

Czasami Cuddy zostaje z nim, a Chase udaje wtedy, że ma coś do załatwienia i wychodzi na kilka godzin. House nie ma pojęcia, dlaczego któregoś dnia Cuddy delikatnie przysuwa się do niego i przykrywa ich oboje kocem. Jest pewien, że ona nie jest nim zainteresowana, a nawet gdyby była, poświęcanie czasu na związek, który skończy się w mniej niż sześć miesięcy, leży bardziej w guście Cameron.

- Spokojnie - odzywa się ona. - Jestem tu po to, żebyś nie zmarzł.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:11, 24 Kwi 2009    Temat postu:

elfchick napisał:
Richie117 napisał:

heloł?! czy podczas trzech lat pracy w zespole House'a Chase był tak pochłonięty swoją fryzurą, że umknęło mu, jak wielka zażyłość łączyła chłopaków?


Nie zapominaj o Cameron.

my bad, jak mogłam zapomnieć? poza tym Chase wygląda na kogoś, kto myśli nie tą głową, co powinien

********

Cytat:
Z jednej strony boi się tego, że Wilson nie byłby z tego powodu wcale zadowolony, że byłby zdruzgotany i nie jest pewien, czy chciałby czegoś takiego doświadczyć tuż przed śmiercią, czy chce czuć się winny, ponieważ Wilson cierpiałby jeszcze bardziej niż teraz. Ale z drugiej strony jest przerażony tym, że Wilsonowi albo w ogóle by nie zależało, albo nawet jeśli tak, to zwlekałby z przyjazdem, z powodu nieumiejętności wybaczenia mu. Nie chce potrzebować Wilsona, nie chce potrzebować jego obecności, ponieważ nie ma gwarancji, że on by przyjechał.

(...)

- Widziałem tę kartkę z życzeniami z okazji Hanukki, którą mu wysłałeś... tę która, wróciła. Chodzi o to, że Wilson nigdy jej nie dostał. Wyprowadził się z mieszkania Amber i ta kartka zostałaby wysłana na jego nowy adres... gdybyś wysłał ją wcześniej.

- Taak... wiem o tym.

- Naprawdę?

- Wysłałem ją, ponieważ wiedziałem, że istnieje znikoma szansa na to, że on ją w ogóle dostanie... Myślałem, że może... jeśli tak miało być...

ha! wygląda na to, że nawet jak House jest trochę OOC, to i tak potrafię się domyśleć, jakie są jego motywy
...
a poza tym to, jak House przejmuje się Wilsonem jest takie sweet
(to niech już oni będą razem nawet jeśli będę wylewać strumienie łez przy betowaniu )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:21, 24 Kwi 2009    Temat postu:

Cytat:
Moment, w którym House oddaje Kutnerowi swój motocykl, jest dziwny dla ich obu. Kutner jest podekscytowany. Nie, on jest przejęty. Tak jak we wszystkie Boże Narodzenia i swoje urodziny, kiedy jego zastępczy rodzice znaleźli dla niego najnowsze zdobycze techniki, jakie były na wystawie Radio Shack'a.

Naprawdę nie mam problemów z wyobrażeniem sobie jego entuzjazmu

Cytat:
Przez pewien czas myśli o tym, by nie zmieniać rejestracji, bez względu na mandaty jakie musiałby z tego powodu zapłacić, ponieważ nie chce rozstać się z różową fiszka podpisaną imieniem i nazwiskiem House'a.

No w końcu dostał motor swojego idola

Cytat:
Z jednej strony boi się tego, że Wilson nie byłby z tego powodu wcale zadowolony, że byłby zdruzgotany i nie jest pewien, czy chciałby czegoś takiego doświadczyć tuż przed śmiercią, czy chce czuć się winny, ponieważ Wilson cierpiałby jeszcze bardziej niż teraz. Ale z drugiej strony jest przerażony tym, że Wilsonowi albo w ogóle by nie zależało, albo nawet jeśli tak, to zwlekałby z przyjazdem, z powodu nieumiejętności wybaczenia mu. Nie chce potrzebować Wilsona, nie chce potrzebować jego obecności, ponieważ nie ma gwarancji, że on by przyjechał.

I właśnie w tym wątpliwościach widać jak bardzo kocha Wilsona. Z jednej strony bardzo nie chce, żeby cierpiał, a z drugiej koszmarnie boi się że tamten go nawet teraz odrzuci.

Cytat:
- Od kiedy wierzysz w opatrzność losu?
Ton głosu House'a staje się specjalnie gorzki.
- Odkąd jeden telefon do niewłaściwej osoby zrujnował mi życie.

No tak. Odejście Wilsona było gorsze od raka.

Cytat:
Ale najbardziej jest zadowolony z tego, że znowu ma ich oboje przy sobie. Gdyby dorzucić jeszcze Foremana i białą tablicę, byłoby tak, jak za dawnych lat.

Już nigdy nie będzie jak za dawnych lat.

Cytat:
Cuddy mianuje się osobistą sekretarką House'a do spraw rozrywki. Raz w tygodniu przywozi filmy, tuzin albo i więcej, głównie mało znane kryminały albo pirackie nagrania koncertów Toma Waits'a czy Leonarda Cohena. To taka gra, on życzy sobie czegoś dziwnego, a ona udowadnia mu, że może to znaleźć.

Kochana Cuddy

Czekam na kolejne części

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:30, 25 Kwi 2009    Temat postu:

Richie117 napisał:
elfchick napisał:
Richie117 napisał:

heloł?! czy podczas trzech lat pracy w zespole House'a Chase był tak pochłonięty swoją fryzurą, że umknęło mu, jak wielka zażyłość łączyła chłopaków?


Nie zapominaj o Cameron.

my bad, jak mogłam zapomnieć?


A poza tym on pracowal dla House'a cztery lata .O rok dluzej od Cameron.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:37, 25 Kwi 2009    Temat postu:

elfchick napisał:
A poza tym on pracowal dla House'a cztery lata .O rok dluzej od Cameron.

srsly? bo zawsze mi się wydawało, że Kaczątka zostały przyjęte w czasie jednej rekrutacji przed 1. sezonem, a potem razem wyleciały...
well, nvm


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Antralina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Golubkowo.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:08, 26 Kwi 2009    Temat postu:

Richie117 napisał:
elfchick napisał:
A poza tym on pracowal dla House'a cztery lata .O rok dluzej od Cameron.

srsly? bo zawsze mi się wydawało, że Kaczątka zostały przyjęte w czasie jednej rekrutacji przed 1. sezonem, a potem razem wyleciały...
well, nvm


W którymś odcinku, bodajże 1 sezonu, jest wspomniane o tym, że Chase został przyjęty przed Foremanem i Cameron. Na bank ; )).


elfchick napisał:

Czasami Cuddy zostaje z nim, a Chase udaje wtedy, że ma coś do załatwienia i wychodzi na kilka godzin. House nie ma pojęcia, dlaczego któregoś dnia Cuddy delikatnie przysuwa się do niego i przykrywa ich oboje kocem. Jest pewien, że ona nie jest nim zainteresowana, a nawet gdyby była, poświęcanie czasu na związek, który skończy się w mniej niż sześć miesięcy, leży bardziej w guście Cameron.

- Spokojnie - odzywa się ona. - Jestem tu po to, żebyś nie zmarzł.


PRZEPIĘKNE. Nareszcie maleńki, Huddzinkowy kawałek! ; )).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:32, 27 Kwi 2009    Temat postu:

Antralina napisał:
W którymś odcinku, bodajże 1 sezonu, jest wspomniane o tym, że Chase został przyjęty przed Foremanem i Cameron. Na bank ; )).

takie coś kojarzę, ale żeby to było aż rok wcześniej?
...
o-m-g... czyli oni by tak sami, tylko we dwóch, przez cały rok...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:31, 29 Kwi 2009    Temat postu:

Richie117 napisał:
Antralina napisał:
W którymś odcinku, bodajże 1 sezonu, jest wspomniane o tym, że Chase został przyjęty przed Foremanem i Cameron. Na bank ; )).

takie coś kojarzę, ale żeby to było aż rok wcześniej?
...
o-m-g... czyli oni by tak sami, tylko we dwóch, przez cały rok...



W zasadzie to to bylo nawet wiecej niz rok. I pracowali z nimi takze inni lekarze, ktorzy najwyrazniej nie wytrzymali z House'em. (Wcale sie im nie dziwie.) W odcinku "All In", tym z charytatywnym turniejem pokerowym, Chase wspomina nawet jakiegos pacjenta, ktorego mieli na dlugo przed tym kiedy w szpitalu pojawili sie Cameron z Foremanem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 3:31, 01 Maj 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

- Przepraszam - jęczy House, odwracając głowę.

Nie może czuć się bardziej poniżony. Nietrzymanie stolca zdecydowanie wygrywa z równie upokarzającym nietrzymaniem moczu, co także od jakiegoś czasu mu się nie udaje.

- Hej... hej... nie mów tak - uspokaja go Chase. - To nie twoja wina.

- Przepraszam- powtarza House. Teraz mówi to bardzo często i ledwie może znieść wyrozumiały ton głosu Chase'a. To musi być dla niego udręka, on musi czuć się tym urażony. Każdy normalny człowiek tak by się czuł.

- Przestań. Jest w porządku. Po prostu przewróćmy cię na bok...

- Nie jest - upiera się House. - To nie jest w porządku. Przestań mi wmawiać, że jest.

- Masz rację, to nie jest w porządku. Czy gdybyś się skaleczył, przepraszałbyś mnie za to, że krwawisz?

- Krew nie cuchnie - odpowiada House, starając się zrozumieć, dlaczego Chase nie czuje w tym momencie obrzydzenia.

- Jak widać nigdy nie zarzynałeś żadnych zwierząt.

Usta House'a wykrzywiają się w uśmiech. Ale jest on tak wymuszony, że on nie może go długo utrzymać. A poza tym on nadal chciałby zapaść się pod ziemię.

- A tobie się to zdarzyło?

Chase wzdycha i próbuje racjonalizować.

- Posłuchaj... myślenie o tym, czy sprawiasz mi kłopot, jest ostatnią rzeczą, na którą powinieneś tracić teraz energię. Nie robiłbym tego co robię, gdybym nie by świadom tego, że to może się zdarzyć.

- Łatwo ci mówić.

- Możemy przeprowadzić kolostomię.

- To nie jest potrzebne... z medycznego punktu widzenia.

- To jest potrzebne. Zostały ci miesiące... wiele miesięcy tego. Zasługujesz na odrobinę godności. To... prosty zabieg. I będzie ci wygodniej. Cewnik także wiele by ułatwił.

- Wiele ułatwiłby tobie - mruczy nadal zakłopotany House.

- Tobie przede wszystkim. To ty jesteś najważniejszy, twoja wygoda. Jeśli tego nie chcesz, nie musimy tego robić.

House nadal nie jest pewien. Chase ma rację. Zostało mu jeszcze kilka miesięcy, a inne wyjście to używanie pampersów i basenu. House ma problemy z zaakceptowaniem tego, że Chase nie miałby z tym problemu. W porównaniu z drugą opcją, dzięki najnowszym osiągnięciom techniki, kolostomia jest o wiele czystsza.

- Mogę to załatwić. Karetka zabrałaby cię teraz do szpitala, jeśli tego chcesz, i jutro rano mógłbyś wrócić do domu.

- Ja nie... - House macha ręką. Nie chce, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział. Zdaje sobie sprawę z tego, że inni lekarze wiedzieliby, że te komplikacje są wynikiem jego choroby. Ale to nie znaczy, że on chciałby, żeby zobaczyli go w tym stanie.

Chase nie potrzebuje wyjaśnień. Wie, że House będzie chciał tym razem jechać do Princeton General.

- Nikomu o tym nie powiem. Obiecuję.

- Tak. Dzięki.

W tym momencie Chase zadaje pytanie, bez którego mógł się obyć do tej pory:

- Chcesz, żebym od teraz zostawał z tobą w ciągu nocy? To nie problem.

House odwraca wzrok, ponieważ wie, że jego oczy zdradziłyby prawdę. Noce są najgorsze. Są ciemne, długie i ból jest wtedy najgorszy, przez co nie śpi więcej niż godzinę albo dwie, nie może wstać wtedy do łazienki, więc stara się powstrzymać się do rana. Przedtem jakoś mu się to udawało. Ale teraz wie, że ten wypadek nie będzie ostatnim i że teraz może być tylko gorzej. Wie także, że nawet z cewnikiem i kolonostomią, nadal może kogoś potrzebować.

Chodzi po prostu o to, że on poważnie wątpi w to, iż Chase chciałby spać na jego kanapie - nie żeby był to pierwszy raz, kiedy ma u siebie całkowicie wygodne łóżko, w którym może towarzyszyć mu Cameron. Jest pewien tego, że jeśli zgodzi się na to, żeby Chase zaczął zostawać z nim na noc, oznaczałoby jego pogodzenie się z tym, jak bliski jest koniec i on nie jest pewien, czy jest na to gotów.

- Nie wiem – mówi.

Chase łapie błysk w oku House'a, zanim ten odwraca głowę, i wie, że lepiej nie pytać. Obecny stan bezsilności to jedyna rzecz, jaką House może teraz znieść.

- Zacznę od jutra.

-----------------------------------------------

Kiedy Cameron zjawia się tamtego wieczora, Chase informuje ją o najnowszym postępie choroby House'a.

Ona zauważa, że Chase ma problem z pogodzeniem się z tym i że stara się być silny, ponieważ nadal myśli, że to, jak się czuje, nie ma znaczenia. Nadal wydaje mu się, że on nie powinien się skarżyć na to, jak bardzo czyjeś cierpienie utrudnia mu życie.

Decyduje więc, że jeśli chce, by Chase poczuł się lepiej, musi sprawić, by House'owi było wygodniej.

- Wiesz... na kilka miesięcy przez śmiercią, mój mąż... miał takie specjalne terapeutyczne łóżko i poduszki.

- On lubi swoje łóżko.

- Wiem. On... nie lubi zmian. Ale... ono byłoby kompletnie zdalnie sterowane. Mógłbyś je podnieść, żeby było mu łatwiej wstawać i się kłaść, i mógłbyś ustawić jego głowę wyżej, żeby nie miał problemów z oddychaniem.

Kiedy House wraca do domu po zabiegu, Cameron zostawia Chase'owi katalog firmy, sprzedającej wyposażenie szpitalne. Chase'owi wydaje się, że House nie zgodzi się z nim głównie dlatego, że przez ponad piętnaście lat miał te same meble. Ale House nie protestuje.

- Co mam zrobić z moim starym łóżkiem? - pyta tylko.

- Mógłbyś je sprzedać.

House nie wydaje się być bardziej zmieszany niż zły na tę propozycję.

- Komu? I co miałbym zrobić z pieniędzmi?

Dlatego też kończy się na tym, że wywieszają na rogu ogłoszenie: Darmowe łóżko. Potrzeba natychmiastowego odbioru.

Dwie godziny później, pojawia się młoda para, oboje mają nie więcej niż dwadzieścia lat. Z dziesięć razy pytają Chase'a czy to prawdziwa oferta, czy jakiś żart, podejrzewając, że łóżko o które chodzi było miejscem zbrodni i on stara się go pozbyć.

Kiedy zauważają House'a i cały medyczny sprzęt, orientują się, o co chodzi i przestają pytać. Ale nadal są podekscytowani, że nie muszą już spać na taniej kanapie w swoim pierwszym wspólnym mieszkaniu.

Chase pomaga je rozłożyć na wiele części i zapakować je na tył ich ciężarówki. Udaje im się zdążyć tuż przed pojawieniem się nowego łóżka, które zostaje dostarczone jakąś godzinę później i zostaje złożone przez dostarczycieli. Chase zauważa, że House wydaje się być niemal zadowolony tym, jak szybko im poszło. Ale wie lepiej, i nie pyta o to.

---------------------------------------------------------------

House miewa koszmary, w których powoli dusi się i nie może poruszyć rękoma i nogami. Coś zasłania mu głowę, coś trudnego do zdefiniowania i czarnego. Niewidzialna dłoń, czasami wiele dłoni, trzymają go w miejscu i on nie może z nimi walczyć. Może tylko leżeć i panikować.

Czasami śni mu się, że Wilson dowiedział się o jego chorobie i albo go to nie obchodzi, albo jest z tego zadowolony. Czasami jest pogrzebany żywcem. Czasami jest skremowany żywcem. Czasami to ojciec go dusi. Ale bez względu na to, co mu się śni, koszmary pojawiają się teraz każdej nocy, a on często budzi się spocony, z przyspieszonym biciem serca i patrzy na zegarek, starając się zobaczyć, ile czasu minie, zanim wstanie dzień i on nie będzie taki przerażony. Z jakiegoś powodu spanie w dzień jest łatwiejsze.

Oczywiście nie zwierza się z tych lęków Chase'owi. Nie wie nawet, jak o nich mówić. Myśli o nich jak o przewidzeniach, skutku ubocznym środków przeciwbólowych, które bierze. One często powodują zaburzenia snu i psychozę. I nie chodzi o to, że on nie chce, żeby Chase o tym wiedział - raczej o to, że on nie wie, jak ma się tym podzielić. Ma trudności z pogodzeniem się z tym, że Chase jest przy nim całą dobę.

Na szczęście natura sama się tym zajęła. House nie może kontrolować słów, jakie wymykają mu się, kiedy jest nieprzytomny, a Chase nie może zignorować słów 'pomóż mi, proszę', szczególnie kiedy zostają one wykrzyczane.

Chase wchodzi na palcach do pokoju House'a i próbuje go obudzić, ale leki przeciwbólowe zamazują granice między snem a jawą.

House jest nadal nieprzytomny.

- Nie mogę oddychać. Nie mogę oddychać.

Chase sadza go, lekko nim potrząsając. Łapie leżący na nocnym stoliku stetoskop i osłuchuje go. Od razu zauważa, że jego problemy z oddychaniem nie mają nic wspólnego z pogorszeniem jego stanu zdrowia. House ma po prostu atak paniki.

- Ja... nie... chcę... nie mogę... proszę, nie pozwól mi...

Chase rzuca stetoskop na podłogę i delikatnie kładzie ręce na ramionach House'a.

- Już dobrze... nic ci nie jest...

- Nie... nie... Ja nie chcę... proszę. Och Boże, proszę...

Chase uświadamia sobie, że House się nie uspokaja. On się boi, naprawdę się boi, może bólu, może tego, że mu się pogorszy, że lekarstwa przestaną działać. Albo tego, że się udusi, albo tego, że będzie całkiem sam, kiedy nadejdzie koniec.

Więc starając się chociaż trochę ulżyć jego cierpieniu, Chase obiecuje mu różne rzeczy, chociaż wie, że prawdopodobnie tych obietnic nie dotrzyma.

- Nie pozwolę ci cierpieć. Postaram się ułatwić to najbardziej jak mogę. Nic nie poczujesz. Nie musisz się bać.

House, nadal tkwiący w półśnie spowodowanym dużymi dawkami środków przeciwbólowych, opiera się o niego i płacze. A potem, mimo niezliczonych żartów i ciągłych zapewnień, że jest człowiekiem ze stali i że pogodził się z własną śmiercią, wypowiada słowa, które łamią Chase'owi serce.

- Ja... ja nie chcę umrzeć...

Chase może tylko go trzymać i powtarzać, że wszystko będzie dobrze, chociaż obaj wiedzą, że nie będzie, dopóki jego oddychanie się nie uspokaja i House znowu zasypia.
---------------------------------------------------------------------------------

Następnego ranka nie rozmawiają o tym, co zaszło. House w zasadzie w ogóle nie porusza tego tematu.

Chase myśli, że jest możliwe, iż House jest po prostu zażenowany, co byłoby łatwo wytłumaczalną reakcją na to, co stało się poprzedniej nocy. Wie, że to, że on martwi się o siebie jest nie na miejscu. Ale po tym, jaką bliskość osiągnęli, tęskni za jakąkolwiek oznaką tego, że jego obecność ma znaczenie, za tym, by House przyznał, że jego obecność coś zmieniła.

Z czystej desperacji Chase zamyka się w końcu w łazience, pada na kolana i zaczyna się modlić. Prosi Boga o wybaczenie mu tego, jaki jest samolubny i o pomoc w przypomnieniu sobie, dlaczego w ogóle to robi, przypomnienie tego, że tutaj chodzi o posługę komuś innemu, a nie o nagrodę jaką może za to otrzymać.

Chase jest tak przyzwyczajony do rozczarowań, nawet ze strony Boga, że nie oczekuje tego, jak szybko jego modlitwa zostanie wysłuchana.

Tak jak wszystko inne związane z House'em, odpowiedź pojawia się nagle i jest kompletnie nie związana z tym, co robią lub o czym w danej chwili rozmawiają. House przerywa ciszę, która zwykle im towarzyszy, a potem natychmiast odwraca wzrok, ponieważ nie jest pewien reakcji, jaką wywołają jego słowa.

Dojście do siebie zajmuje Chase'owi jakieś pięć sekund. Na początku myśli, że się przesłyszał. Ale to, w jaki sposób House odwrócił głowę oraz to, że zaczerwienił się aż po uszy oznacza, że jest inaczej. Myśli, że wystarczyłoby zwykle 'dziękuję' albo 'Doceniam to, co dla mnie robisz'. Ale ta jedna chwila przekracza wszelkie oczekiwania. Sprawia, że całe to doświadczenie ma sens.

- Ja... też cię kocham – odpowiada, starając się, by zabrzmiało to prawdziwie i zdaje sobie sprawę, że prawdopodobnie zawsze tak było.

House wygląda, jakby mu ulżyło, jakby wcześniej nie był pewien, czy wypadało mu to powiedzieć, albo bał się, że nie jest normalny i że miłość nie jest poprawnym uczuciem względem kogoś, kto się tobą opiekuje z medycznego punktu widzenia. Wie, że prawdopodobnie jest to swego rodzaju reakcja po traumatycznym przeżyciu - tak przynajmniej powiedziałaby Cameron.

Kiedyś pewnie nie zwróciłby nawet na to uwagi, powiedziałby sobie, że to nieracjonalne i że mu przejdzie. Przez dziwny ułamek sekundy to nawet nie ma znaczenia. Tak jak łóżko, które oddał. Ktoś inny potrzebował tego, a on je miał, ale go nie potrzebował, więc je oddał. To dziwne uczucie, może nawet nowe. Ale on tak się w tej chwili czuje, że Chase czegoś potrzebował, czegoś co on mógł mu dać. Więc to zrobił. I czuje ulgę, że to nie był błąd. Teraz Chase wie i nie muszą już o tym mówić.

House nie zdaje sobie sprawy z tego, że Chase nie patrzy na ich sytuację z czysto medycznego punktu widzenia. Nie wie, że on obawia się, iż ogrom przywiązania, jakie czuje do człowieka, który zwykle wzbudza w innych odrazę, jest perwersyjny i chory. Jest pewien, że jakiś lekarz od czubków powiedziałby mu, że to ma związek z jego ojcem albo jego matką, albo jego wiarą w Boga. Ale on dostrzega w Housie światło, którego nie dostrzegają inni, maleńki płomyczek, którym trzeba się opiekować, bo inaczej zgaśnie. Myśli, że jest kimś więcej niż jego opiekunem, jest jakby strażnikiem tego płomienia.

Chase uśmiecha się, wyciąga rękę i głaszcze House'a po ramieniu. House wie, że on mówi mu w ten sposób - nie martw się. Nie jesteśmy dziwolągami, a nawet jeśli jesteśmy, to kogo to obchodzi?

W tym momencie House wydaje się pogodzony nie tylko ze swoimi rokowaniami czy z sobą samym, ale także z obecnością innych ludzi w jego życiu i ich intencjami. Przestaje powstrzymywać Chase'a, kiedy ten mówi mu, że nic mu nie będzie, chociaż wie, że będzie inaczej. Przestaje wygłaszać komentarze na temat tego, jakie to bolesne, kiedy ludzie próbują go objąć.

Po raz pierwszy w życiu jest naprawdę zmęczony, żeby z tym walczyć i już nie obchodzi go prawdziwość czyichś uczuć. Może to prawdziwa miłość, a może nie. Ale to, co czuje, wydaje mu się prawdziwe i w chwili obecnej to wystarczy. Może to, że on się tym cieszy, nie jest wykroczeniem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Antralina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Golubkowo.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 8:45, 01 Maj 2009    Temat postu:

Płaczę. I jest mi ciężko po przeczytaniu tego odcinka.

Cały fragment o cierpieniu House'a podczas snu kompletnie mną wstrząsnął.
Wydarzenia, które rozgrywają się w tym ficku bolą, ale... dla mnie jest on majstersztykiem.

Scena, w której coś zaczyna się dziać pomiędzy Housem a Chasem... nie można przejść obok niej obojętnie. Ale na razie nie jestem w stanie napisać o niej czegoś konkretnego.

Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:51, 01 Maj 2009    Temat postu:

Cytat:
A potem, mimo niezliczonych żartów i ciągłych zapewnień, że jest człowiekiem ze stali i że pogodził się z własną śmiercią, wypowiada słowa, które łamią Chase'owi serce.
- Ja... ja nie chcę umrzeć...
Chase może tylko go trzymać i powtarzać, że wszystko będzie dobrze, chociaż obaj wiedzą, że nie będzie, dopóki jego oddychanie się nie uspokaja i House znowu zasypia.

Tego można się było spodziewać ale...

Cytat:
Ale ta jedna chwila przekracza wszelkie oczekiwania. Sprawia, że całe to doświadczenie ma sens.
- Ja... też cię kocham – odpowiada, starając się, by zabrzmiało to prawdziwie i zdaje sobie sprawę, że prawdopodobnie zawsze tak było.

Przynajmniej tyle. Aż tyle. Teraz będzie łatwiej... i zarazem o wiele trudniej.

Cytat:
Ale on tak się w tej chwili czuje, że Chase czegoś potrzebował, czegoś co on mógł mu dać. Więc to zrobił. I czuje ulgę, że to nie był błąd. Teraz Chase wie i nie muszą już o tym mówić.

No cóż... dosłownie odpowiedź na modlitwę.

Piękny (choć i strasznie smutny) fragment. Czekam na kolejne
Pozdrawiam
g


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 2:34, 02 Maj 2009    Temat postu:

Antralina napisał:
Płaczę. I jest mi ciężko po przeczytaniu tego odcinka.


Mi tez bylo.

Antralina napisał:
Wydarzenia, które rozgrywają się w tym ficku bolą, ale... dla mnie jest on majstersztykiem.


Wiem co masz na mysli. Czasami az boje sie sprawdzac bloga Julii, bo moze sie okazac, ze bedzie tam nowa czesc. Chociaz z drugiej strony nie moge sie przed tym powstrzymac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:27, 02 Maj 2009    Temat postu:

Czytając tego fika cierpię, jednak nie powstrzymuje mnie to przed wypatrywaniem kolejnej części. Nie lubię takich tesktów a do tego mnie z niewiadomych przyczyn ciągnie.

Fik smutny, chwytający za serce. Jak już się zacznie czytać to w pewnym momencie ciężko przestać. Ja nie będę nawet próbowała. Jestem ciekawa jak ta historia się potoczy, bo przyznam szczerze, że wyznanie House'a w ostatnim rozdziale nieco mnie zaskoczyło, podobnie jak Chase'a.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 3:27, 03 Maj 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

House nie opuszcza już łóżka, przynajmniej nie bez pomocy. Pierwszy raz, kiedy Chase musiał go podnieść, zanieść do łazienki i wykąpać, był trudny i dziwny dla ich obu, i tylko trochę dziwniejszy niż sama kąpiel. Za piątym razem, z konieczności, opracowali odpowiedni plan działania. Obaj zorientowali się, że mogli albo tracić energię na bycie zażenowanym, albo przestać się tym przejmować i spróbować pogodzić się z tym. Każdy z nich wybrał opcję numer dwa.

Poza kąpielą House nie ma ochoty wstawać. Zastanawia się, co oznacza fakt, że on nie ma ochoty wychodzić z pokoju, nawet do salonu, ani na zmianę otoczenia. Nie obchodzi go, który jest dzień tygodnia, co dzieje się na świecie, ani jak idzie jego ulubionym drużynom sportowym. Chase przeniósł jego telewizor i odtwarzacz DVD do sypialni, a House nadal może używać pilota. Nie obchodzą go nawet programy, które przestał oglądać, ani te które przegapi, kiedy umrze. Teraz śpi tak dużo, że telewizor tylko gra w tle, żeby odwrócić jego podświadomość od przypadkowego, spowodowanego opiatami, koszmaru.

Chase powiadomił wszystkich, że House jest w zasadzie przykuty do łóżka i że już z niego nie wstanie, więc nawet jeśli zostało mu jeszcze kilka miesięcy, jeśli któreś z nich chce go odwiedzić, powinni to zrobić teraz, a nie czekać, aż będzie on zbyt chory, aby docenić ich obecność. House oczywiście o tym nie wie. Ale Chase zdecydował, że niektóre sekrety są warte utrzymania.

Pierwszą osobą, która przychodzi z wizytą jest Kutner, który mimo swojego wykształcenia i wielu lat spędzonych z pacjentami w najróżniejszych stanach zdrowia, jest przerażony rakiem, który zwalił House'a z nóg. Zamiera w drzwiach i naprawdę stara się nie wyglądać na przerażonego. Co oczywiście mu się nie udaje. House wygląda teraz o wiele gorzej, niż wyglądał kilka miesięcy temu, kiedy pojechali razem nad Wodospad Niagara.

Przez moment przyglądają się sobie nawzajem, co sprawia, że House mruczy niezręcznie.

- Uh... nic mi nie będzie.

Nie ma pojęcia dlaczego to powiedział. Ale to zdaje egzamin, ponieważ Kutner wybucha śmiechem.

- Czy to nie ja powinienem to powiedzieć?

- Nie wiem - odpowiada House, ponieważ rzeczywiście tego nie wie. Po prostu nie może znieść zdenerwowania, bijącego od drugiego człowieka. On wygląda tak, jakby na coś czekał. Albo naprawdę musiał skorzystać z łazienki.

- Chodź tutaj - rozkazuje mu House, klepiąc łóżko najmocniej jak może, czyli nie tak mocno. Wystarczająco mocno, by było to zauważalne. - Usiądź. Denerwujesz mnie.

- Tutaj? - pyta Kutner, wskazując miejsce, które poklepał House. Z tego, co wie, nikt nie siada na łóżku House'a, poza Chase'em i może pielęgniarką, i oboje robią to z czysto medycznych powodów.

- Uważaj na kroplówki.

Kutner ostrożnie unosi przeróżne żyłki i siada na materacu. Na łóżku jest tyle poduszek, że nawet z tą, której używa House, wystarcza ich także dla niego. Ale on jeszcze się na nich nie opiera. Wygląda tak, jakby nie wiedział, co robić, a szkoda, ponieważ House także tego nie wie. Nie jest pewien, czego Kutner od niego chce, czy chce się z nim pożegnać, czy chce czegoś innego.

Jest jednak zaskoczony, kiedy Kutner kiwa głową w kierunku telewizora.

- Chcesz obejrzeć jakiś film? - pyta.

- Jasne - odpowiada House, mimo że już naoglądał się filmów. Jeśli Kutner tego chce, jemu to nie przeszkadza. To lepsze niż jakieś poważne, emocjonalne zwierzenia.

Kutner podaje House'owi okulary, kiedy uświadamia sobie, że on nie widziałby bez nich niczego, co dzieje się na ekranie. Pyta House'a, czy ma zamówić pizzę albo przynieść jakieś inne przekąski. Jedyną rzeczą, jaką House lubi teraz, jest jogurt o obrzydliwie nienaturalnym owocowym smaku, pakowany w tubki ozdobione wizerunkiem Spongeboba Kanciastoportego. Chase stwierdził, że powinien cieszyć się z faktu, że on w ogóle jeszcze je i dlatego trzyma w lodowce zapas jogurtu.

Tak więc Kutner i House siedzą razem na łóżku, oglądając rozszerzoną wersję "Szczęk" i jedząc Go-Gurt o smaku Jagód z Bikini Dolnego.

--------------------------------------------------------------------------

- Czy jest coś, czego ode mnie potrzebujesz? - pyta Cuddy. Wydaje jej się, że on jej odmówi. Zawsze jej odmawiał. Ale musi go zapytać, żeby odwrócić swoją uwagę od tego jak on teraz wygląda.

Mimo wszystkiego przez co przeszedł, House nadal potrafi ją zaskoczyć.

- Masz może numer telefonu Wilsona?

Jej oczy rozszerzają się z nadzieją. Przez ostatnie osiem miesięcy utrzymywała raczej ograniczony kontakt z Wilsonem. Składa się na niego kilka krótkich, zwięzłych rozmów przez telefon i emaili, a także kilka kartek z życzeniami. Cuddy czuła ulgę z tego powodu, ponieważ dzięki temu mogła utrzymać w tajemnicy sekret House'a. Rozumie, dlaczego on nie chciałby informować Wilsona o swojej chorobie i dlaczego nie chce się z nim pogodzić. Ale w głębi duszy ma nadzieję i modli się o to, że House zmieni zdanie zanim będzie za późno.

- Tak.

Grzebie w torebce w poszukiwaniu jednej z wizytówek, które przysłał jej Wilson na wypadek gdyby coś przydarzyło się House'owi.

Nie jest pewna, jak mu powiedzieć, że to jej ostatnia wizyta. Mimo bólu jaki czuje, myśląc o tym, nie może znieść myśli o byciu świadkiem jego dalszego cierpienia. Świadomość, że House planuje skontaktować się z Wilsonem, sprawia, że ona czuje jakby jej rola w tym doświadczeniu dobiegła końca, jakby cała sytuacja zatoczyła koło. Cuddy jest pewna, że House otrzyma doskonałą opiekę, wszystkie jego potrzeby zostaną zaspokojone i że ktoś będzie trzymał go za rękę. Niektórzy ludzie potrzebowaliby więcej. Ale House'owi to wystarczy.

Cuddy daje mu długiego całusa.

- Rozumiem - mówi on, ponieważ rzeczywiście tak jest. - W porządku.

Odkłada wizytówkę Wilsona na nocny stolik, gdzie będzie leżała, dopóki on nie zdecyduje się wykonać telefon.

Ona już więcej do niego nie przychodzi.

-----------------------------------------------------------------------------

- Teraz twoja kolej? - pyta House, kiedy w jego sypialni pojawia się kolejny gość. Teraz już wie, że ludzie będą go odwiedzać. Ale nadal jest tym zaskoczony.

- Taak... - odpowiada Foreman. Był na to przygotowany, przypomniał sobie, jak House będzie wyglądał. Nawet poszedł na oddział Onkologii, żeby sobie dokładniej przypomnieć. Teraz, kiedy jest tu obecny, cały wysiłek wydaje mu się stratą czasu. - Czy był u ciebie już mój ojciec?

Rodney odwiedził go poprzedniego wieczora i przywiózł koc, który uszyła jego żona. House stwierdził że ten koc był tylko pretekstem, a jego prawdziwym powodem odwiedzin była dyskusja na temat jego zbawienia i pogodzenia się z Bogiem. Kiedyś House byłby tym zdenerwowany. Ale Rodney jest raczej nieszkodliwy, w odróżnieniu od innych ewangelikalnych Chrześcijan, z którymi House się zetknął. Znalazł sposób na to, by wierzyć i jednocześnie szanować ludzi, którzy nie wierzą. House stwierdził, że łatwiej będzie pozwolić Rodney'owi wziąć go za rękę i się modlić, niż walczyć z tym, albo próbować wszcząć bezsensowną debatę duchową.

- Był u mnie wczoraj - potwierdza cicho House, mając nadzieję, że uda mu się w ten sposób zakończyć ten temat.

- Będę za tobą tęsknił - wyrzuca z siebie Foreman.

- Już o tym rozmawialiśmy. Nie musisz wyrażać nieistniejących uczuć tylko dlatego, że umieram. Nie czuję się obrażony.

- Wcale tego nie robię - wyjaśnia Foreman. Jest zdenerwowany. Wie, że jeśli House to zauważy, także się zdenerwuje. Jest całkowicie szczery. Ale, jeśli nie wyrazi się jaśniej, jego szczerość będzie bez znaczenia. - Moje uczucia są prawdziwe.

House nadal spogląda na niego niepewnie.

- Och, cóż, więc mów dalej.

- Kiedy byłem mały, miałem... terriera. Odkąd go dostałem, on nigdy nie przestał szczekać. Kiedy wracałem do domu ze szkoły, on zjadał moją pracę domową i łaził za mną wszędzie... siedział pod stołem i skomlał, kiedy jadłem. Był nieznośny i doprowadzał mnie do szaleństwa. Potem zdechł... a ja uświadomiłem sobie, że za nim tęsknię. Czy go lubiłem, czy nie, on był częścią mojego świata.

- Niezła metafora. Jestem dla ciebie dokuczliwym psem?

- Nie - odpowiada Foreman, przełykając głośno. - Bez względu na to, co powiedziałem pod twoim adresem... jesteś częścią mojego świata.

To nie była odpowiedź, której spodziewał się House, i dlatego nie wie jak ma odpowiedzieć.

- Nie... na długo.

- Kiedyś myślałem. - Foreman nagle znajduje odwagę - Nie jesteś dupkiem... przynajmniej nie większym od innych ludzi. Po prostu chcesz, by ludzie tak o tobie myśleli. Nie wiem, dlaczego tego chcesz. Ale ciesze się, że jestem jedną z osób, które miały szczęście... poznać jaki naprawdę jesteś.

- Cholera - mówi House, zamiast przyznać, że on także się z tego cieszy. Jego głos drży i on wie, że Foreman to słyszy. - Co mam zrobić teraz kiedy mnie zdemaskowałeś?

- Przepraszam.

- Za co? - pyta House, chociaż ma pewne podejrzenia.

- Po... prostu....

- W porządku. - Kiwa głową.

- Wybaczysz mi?

- A czy ty wybaczysz mi? - odpowiada House.

- Co miałbym ci wybaczyć? - pyta go Foreman, chociaż także ma swoje podejrzenia.

- Tak... po prostu.

- Jasne.

- W takim razie... ja też- decyduje House.

- Naprawdę?

- Przepraszam... nie chodzi o to, że nie jesteś wyjątkowy Po prostu nie starczyłoby mi energii, by czuć dłużej urazę.

Foreman chichocze smutno.

- Czy starczyłoby ci energii na uścisk?

House stara się wzruszyć ramionami. Jego umysł przetwarza tę myśl, ale jego ramiona się nie poruszają. Potem przewraca oczami i skupia wzrok na suficie, kiedy uświadamia sobie, że wypełniają się one łzami. Nie chce spojrzeć w dół. Ale nie ma wyboru. Czuje ogromną ulgę, kiedy zauważa, że Foreman także płacze.

- Skarbie - mówi oskarżycielskim tonem House, kiedy Foreman opada na łóżko obok niego. Foreman rozsiada się, co oznacza, że on nigdzie się nie spieszy.

- Taak - odpowiada jedynie Foreman.

- Dobrze, że jestem naćpany - dodaje House, nie dlatego, że Foreman nadal jest w niego kurczowo wczepiony, ale dlatego, że House nie jest pewien, czy w ogóle chce, by go puścił.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Rodney chciał uratować twoją duszę?

Tamtego wieczora Chase przygląda się kocykowi zrobionemu przez matkę Foremana. Jest on zrobiony z polaru w gumowe kaczuszki, z krawędziami zrobionymi ze skrawków materiału zawiązanymi w supełki. Na sam widok przykrytego nim House'a, chce mu się śmiać.

House wybucha śmiechem na to pytanie. To nie było tak. Wcale a wcale. Ale gdyby mocniej się nad tym zastanowić, to jest to całkiem trafne założenie.

- Jesteś zaskoczony? Musiał przynajmniej raz spróbować. Myślisz, że Bóg płaci ludziom komisowe?

Chase zastanawia się, czy House jest świadom tego, że komentarze jakie wygłosił przez ostatnie kilka dni sugerują, że on jednak wierzy w istnienie siły wyższej.

- Powiedział mi, że postara się... poruszyć z tobą ten temat. Zapytał co o tym sądzę.

Okazuje się, że House jest tego świadom. Nie pozwoliłby się nikomu przechrzcić. Ale jest gotów przyznać się do tego, że nie jest już ateistą. Kiedy stawiasz czoła śmierci, twój umysł otwiera się bardziej na ten temat. Bez względu na to czy czeka na ciebie Bóg, czy Potwór Latające Spaghetti.

- Co mu powiedziałeś?

Chase uśmiecha się krzywo.

- Powiedziałem mu, że twoja dusza nie potrzebuje zbawienia.

- Ha... wątpię, aby on to zrozumiał.

- Cóż, gdybym to ja miał prawo wyboru...Wysłałbym cię do Nieba.

- Dlaczego? - pyta House.

- Ponieważ - ton Chase'a poważnieje - już i tak przeszedłeś Piekło.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 3:41, 03 Maj 2009    Temat postu:

elfchick napisał:
Czasami az boje sie sprawdzac bloga Julii, bo moze sie okazac, ze bedzie tam nowa czesc. Chociaz z drugiej strony nie moge sie przed tym powstrzymac.

ja dodałam sobie Julię do listy "Authors Alert" na FFN, więc dostaję maila z powiadomieniem zawsze wtedy, kiedy wrzuca coś nowego. I zawsze z jednej strony cieszę się, że nie ma jeszcze nowego rozdziału, ale z drugiej chciałabym, żeby ten fik już się skończył

*******************
Cytat:
Grzebie w torebce w poszukiwaniu jednej z wizytówek, które przysłał jej Wilson na wypadek gdyby coś przydarzyło się House'owi.
o...m...g... // // poor Wilson *hugs him*

Cytat:
Nie jest pewna, jak mu powiedzieć, że to jej ostatnia wizyta. Mimo bólu jaki czuje, myśląc o tym, nie może znieść myśli o byciu świadkiem jego dalszego cierpienia.
i już się nie przejmuje tym, że House może zmarznąć? cóż... nie mogę powiedzieć, żeby jej zachowanie było dla mnie zaskakujące... najczęściej robi dużo szumu, kiedy nie jest naprawdę źle, a potem się zmywa, zostawiając innym posprzątanie bałaganu

Cytat:
- Ponieważ - ton Chase'a poważnieje - już i tak przeszedłeś Piekło.
żeby tylko jeden raz...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:24, 03 Maj 2009    Temat postu:

Piękna część. rozmowa z Kutnerem i z Formanem... szczególnie ta z Formanem rozdzierająca. I to zakończenie. Piękne ale tak koszmarnie smutne...

Pozdrawiam i czekam na kolejną część.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 6 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin