Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Walking away 36/37 [Z] (House/Chase)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:51, 14 Mar 2009    Temat postu:

Cytat:
Gdyby miał dziewczynę lub żonę, one czekałyby na niego po drugiej stronie szyby, albo nerwowo kręcąc się po korytarzu na zewnątrz, albo kurczowo trzymałyby swój krzyżyk tak, jak robiła to Stacy.

Tyle, że po odejściu Stacy, żadnej już nie dopuścił do siebie.

Cytat:
House wie, że gdyby Wilson nie wyjechał, nigdy nie ważyłby się o to zapytać, nigdy nie byłby w stanie przyznać się, że potrzebuje wparcia. Ale Wilson uparłby się, powiedziałby, że nikt nie powinien być sam w takiej chwili.

Ale Wilson odszedł.

I została samotność.

Cytat:
- Ja... wiesz, że średnie szanse wynoszą sześć do dwunastu miesięcy. Ale biorąc pod uwagę ten zestaw danych, naprawdę nie sadzę, że masz więcej niż.. dziewięć.

Eh... Ja i tak do końca będę czekała na cud.

Cytat:
- On... właśnie się zwolnił.

Ok... Tego się NIE spodziewałam. O.o

Z niecierpliwością oczekuję kolejnej części


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 3:17, 20 Mar 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

House siedzi na krawędzi stolika. Patrzy na telewizor, chociaż nie jest on włączony Wrócił do domu ponad godzinę temu i jeszcze się nie ruszył, nie nalał sobie szkockiej, nie wziął tabletki, aby uciszyć ostry ból w nodze.

Jego plecak nadal jest przewieszony przez jego ramię, a jego kask leży na podłodze u jego stóp. Jego laska spoczywa między jego nogami. Nie czuje ich tam. Telefon zadzwonił jakieś dwanaście razy. Jego też nie słyszał

Obecność drugiej osoby powoli nakłania House'a do wynurzenia się z transu. Chase stoi tuż przed nim, pojawił się dosłownie znikąd. On nawet nie usłyszał go, kiedy wszedł.

- Fajne spodnie.

House go nie oskarża, po prostu pyta.

- Jak się tu dostałeś?

Chase macha przez ramię.

- Drzwi były otwarte na oścież.

House odwraca głowę i uświadamia sobie, że po prostu wszedł do mieszkania, nie zamykając drzwi. Postanawia przyporządkować to skutkom lekarstw, jakie dostał w ciągu dnia.

Kiwa głową w stronę telewizora.

- Ten telewizor będzie tu dłużej ode mnie.

Chase rozumie, co oznaczają te słowa. Rozumie, że House właśnie zaczyna uświadamiać sobie, jak niewiele czasu mu zostało, i czuje brak odpowiednich kwalifikacji, by móc go pocieszyć, jeśli on tego właśnie chce. Nie chce rozmawiać o tym, że House rzucił pracę, ponieważ jeśli rzeczywiście jest śmiertelnie chory i tak musiałby kiedyś przestać pracować, a Chase nie sądzi, by ktoś, kto umiera, musiał pracować, jeśli tego nie chce.

- House...

- Mówię poważnie, nawet gwarancja jeszcze nie wygasła. Dlaczego ludzie nie mają gwarancji?

Chase się uśmiecha

- Wtedy nie potrzebowaliby nas.

House mruczy.

- Oni nas nie potrzebują.

- Ale potrzebują... utrzymania.

- Stolik, na którym siedzę, będzie tu dłużej niż ja. Kask, plecak i kanapa będą... ty będziesz... ta laska będzie...

Chase nie jest do końca pewien, o co House'owi chodzi - czy po prostu głośno myśli, czy czeka na jakieś zapewnienie. Chase chce powiedzieć, że jest mu przykro. Ale wie dokładnie jak House na to zareaguje. Decyduje, że lepiej będzie po prostu rozmawiać o medycynie.

- Widziałem raport patologa... i twoje wyniki badań.

House nie jest zbyt wdzięczny.

- Nie żartuj... Dzięki

- Masz dobry poziom płytek krwi. Jesteś wystarczająco zdrowy... możesz od razu zacząć leczenie.

House odpowiada pusto.

- Albo mógłbym nie robić nic, rezultat będzie taki sam.

- Czego się boisz?

- Nie boje się. Ludzie walczą z rakiem tylko dlatego, by nadal tkwić w iluzji, że mają kontrolę nad swoim życiem. To... nie ma sensu.

- Wiesz, że to nie prawda. Leczenie działa. Może nie zawsze. Ale czasami.

House chichocze. Wmawia sobie, że to nie fair, że to tylko logika. Poddawanie się leczeniu, które tylko wpędzi go w chorobę w nadziei, że to może przedłużyć mu życie, życie którego wcale nie lubi. Nie chce na nikim polegać do końca życia, kiedy mieszka sam i nie ma bliskich przyjaciół ani rodziny.

Najlepiej umrzeć tak szybko jak się da. Na pomoc medyczną jeszcze go stać. Przynajmniej w ten sposób będzie wiedział, że nikt nie zostawi go wtedy, kiedy on najbardziej ich potrzebuje.

- To mój wybór.

Chase odczytuje miękkość słów House'a, rzeczy, o których mówi jedynie oczami.

- Zachowujesz się tak, jakbyś nie bał się śmierci... jesteś przerażony tym, czego nie możesz kontrolować. Kpisz sobie z ludzi... którzy starają się zrobić wszystko, co w ich mocy, żeby ułatwić sobie życie. Ale twoje powody nie są wcale lepsze. Myślisz, że możesz to kontrolować przez odmówienie leczenia. Jeśli tego chcesz, proszę bardzo. Ale nie myl swojej trudności z uporaniem się z diagnozą z akceptacja.

- Nie martwi mnie to, że umrę... martwi mnie umieranie, ponieważ zrobiłem to kilka razy i to wcale nie jest przyjemne.

Chase celuje na ślepo, starając się powiedzieć to, co House chce usłyszeć.

- Nie musisz sam sobie z tym radzić... nie musisz być sam.

House uśmiecha się szeroko, pokazując wszystkie zęby. Bierze głęboki oddech przez nos. Trudno powiedzieć czy ma zamiar płakać, czy krzyczeć Ale na pewno jedno z dwojga.

- Jestem sam... chyba to zauważyłeś.

Chase wygłasza odważne spostrzeżenie.

- Nie jesteś sam w tej chwili.

House w końcu pozwala torbie zsunąć się z jego ramienia. Uderza dłonią w blat stolika.

- Taak? Rzucisz wszystko, co w tej chwili jest dla ciebie ważne, żeby zawieźć i przywieźć mnie z chemioterapii każdego dnia? Będziesz sprzątał moje wymiociny, kiedy będę zbyt słaby, żeby zwlec się z podłogi w łazience, albo pomagał mi wziąć prysznic, kiedy na to też będę za słaby? Poświęcisz swoją wolność, swoje prawdziwe związki, żeby siedzieć i patrzeć jak łysieję, chudnę i się duszę, do czasu aż trzeba będzie wsadzić mnie do grobu? Jakoś bardzo w to wątpię!

Chase odkasłuje, czując ścisk w gardle. Nie chce o tym myśleć. Ale wyobraża sobie, że House też tego nie chce i nie ma powodu, by musiał uporać się z tym sam.

- W porządku.

House patrzy na niego głupio.

- Co... w porządku?

- W porządku, zrobię to wszystko.

House znowu wybucha śmiechem, podrzuca ręce do góry i wstaje ze stolika.

- Jesteś idiotą. Idź uprawiać seks ze swoją dziewczyną, Chase... dużo, dużo seksu. Bądź młody i piękny. Odejdź najdalej jak możesz, dopóki masz jeszcze szansę.

Chase zamiera, by przemyśleć to, co powiedział House - nie tylko to, że on myśli, iż nikomu na nim nie zależy, ale także to, że on uważa, iż nikomu nie powinno na nim zależeć.

- Nie.

House stwierdza teraz, że być może Chase jest albo nie w pełni świadom tego, co proponuje, albo po prostu zwariował. Ale jego instynkt chce ranić i odrzucać. To dla niego takie łatwe, że nawet nie musi o tym myśleć.

- Taak... jasne. Zrobisz to, żeby odegrać się na mnie za to, że nie powiedziałem, iż twój ojciec był chory... myślisz, że opieka nade mną wynagrodzi ci twoją niemoc uratowania go? Nie jestem twoim ojcem Chase. Więc wykorzystaj kogoś innego, żeby uporać się ze swoimi problemami.

Chase go ignoruje. Wie, że House przypisuje motywy wszystkim i wszystkiemu, że nie rozumie, dlaczego ktoś zrobiłby dla niego coś takiego zupełnie bezinteresownie. Może jest w tym trochę prawdy. Może nie. Ale Chase nie sądzi, że to sprawia, iż jego zamiary są mniej realne i ważne.

- Już dowiedziałem się wszystkiego, co powinienem. Protokół chemii to Cisplatin i Etopside zażywane w sześciu cyklach, co trzy tygodnie. Naświetlanie będzie trwało siedem tygodni, pięć razy w tygodniu, przez dwadzieścia minut. Nie musisz nawet przychodzić do Princeton-Plainsboro. Możesz to wszystko zrobić w przychodni Regionalnej Onkologii Radiacyjnej w Trenton. Będziesz musiał tylko zostać tam na noc co trzy tygodnie na chemię. Resztę czasu możesz spędzić w domu.

House'owi brakuje przez chwilę słów. Chase łapie okazję.

- Musisz to wszystko przemyśleć. Kiedy będziesz gotów zaakceptować moja ofertę... zadzwoń do mnie.

House jest poirytowany tym, że jego odpowiedź nie była potraktowana jako ostateczna.

- Nie potrzebuję czasu. Przecież właśnie powiedziałem ci...

- Tylko że nie różnisz się niczym od innych pacjentów, co oznacza, że kłamiesz. Kiedy będziesz gotów zaakceptować moją ofertę, zadzwoń do mnie.

House nic nie mówi, tylko czeka, aż Chase wyjdzie.

------------------------------------------------------

House wybiera numer, uświadamiając sobie, że nie wie, co jej powiedzieć Odkąd ostatnio rozmawiali minął prawie rok. Zwykle dzwoni w Boże Narodzenie, czasami w Dzień Matki. Oczywiście to żaden z tych dni. Biorąc pod uwagę jego szczęście ze zdrowiem przez ostatnie dziesięć lat, ona na pewno będzie coś podejrzewać Nie tylko to, tam gdzie mieszka jest późno. On wie, że ona usłyszy jego głos i będzie od razu wiedziała, że coś jest nie tak.

- Mamo... tu Greg.

Przez następne pięć minut wmawia jej, że nic mu nie jest i że nie umiera, chociaż tym razem tak nie jest. Potem słucha jej opowieści o klubie ogrodniczym, o operacji stomatologicznej jego ojca, o tym że pies sąsiada za dużo szczeka i o cenie wymiany oleju.

Czeka na nieuniknione pytanie 'co u ciebie słychać' i jak zawsze kłamie.

- Nic.

A potem następuje pytanie o Wilsona, na które odpowiada następnymi kłamstwami.

- U niego wszystko gra.

- Chcesz porozmawiać z ojcem?

Czy kiedykolwiek chciałem? - House zastanawia się, dlaczego ona zawsze pyta, skoro on zawsze odmawia.

- Nie, dzięki.

- Jesteś pewien, że wszystko u ciebie w porządku, kochanie? Jesteś zdenerwowany.

- Nie jestem zdenerwowany. Jestem po prostu zmęczony.

- To przez twoje godziny pracy... i naprawdę powinieneś lepiej jeść.

Jest rozbawiony tym, jak prosty jest jej świat. Witaminy Flinstone i wyrównana dieta wszystko rozwiązują.

- Taak.

Ona pyta, czy przyjedzie w tym roku na święta - kolejne pytanie, na które zawsze odpowiadał negatywnie. Docenia jej wytrzymałość. Ale jego odpowiedź pozostaje taka sama.

- Nie... sądzę.

Nie może tego strawić, możliwości zmiany w jej głosie, kiedy dowie się, kiedy zobaczy w jakim stanie jest jej syn. Nie chce być wtedy obecny.

Więc decyduje, że nie będzie.

Mówi, że musi kończyć, jakby był taki ważny, że wszyscy chcą z nim rozmawiać, gotowi wyłamać jego drzwi dla chwili jego czasu. Ona by w to uwierzyła. Prawdopodobnie już w to wierzy.

- Dobrej nocy, Greg. Kocham cię.

Nie może tego powiedzieć. Nie chodzi o to, że jej nie kocha. Kocha ją. Ale słowa są teraz bolesne, a ci, którzy mu je mówili, odeszli.

- Tak... ja ciebie też.

Nawet nie zmienia spodni. Łapie kask, sprawdza czy wziął portfel i wychodzi, przygotowany, by wyjechać tak daleko, jak się da, by znaleźć najbliższą instytucję, która sprzedaje mocny alkohol i zostaje otwarta do drugiej nad ranem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Pią 21:01, 20 Mar 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:44, 20 Mar 2009    Temat postu:

Świetna część.

Cytat:
- W porządku.
House patrzy na niego głupio.
- Co... w porządku?
- W porządku, zrobię to wszystko.


Piękne...

Cytat:
- Jesteś idiotą. Idź uprawiać seks ze swoją dziewczyną, Chase... dużo, dużo seksu. Bądź młody i piękny. Odejdź najdalej jak możesz, dopóki masz jeszcze szansę.

Dopóki masz jeszcze szansę... Ale Chase też już zdecydował.

Cytat:
- Dobrej nocy, Greg. Kocham cię.
Nie może tego powiedzieć. Nie chodzi o to, że jej nie kocha. Kocha ją. Ale słowa są teraz bolesne, a ci, którzy mu je mówili, odeszli.
- Tak... ja ciebie też.

Stacy. Ale wtedy był przy nim Wilson. Teraz odszedł on i dopuszczenie Chase'a może sprawić, że będzie on kolejną osobą... która odejdzie.

Czekam na więcej.
Pozdrawiam
g


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:45, 20 Mar 2009    Temat postu:

Ta część mi się bardzo spodobała. Ze względu na sposób w jaki pokazany został sposób myślenia House'a.
Wydał mi się tak bardzo dla niego właściwy.
Poza tym sam tekst, każdy dialog bliski życiu, szczery.

Twój Chase tylko mnie nie przekonuje, ale tylko z tego powodu, że inny jego wizerunek wyrobiłam sobie po 5 sezonach House'a M.D.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:11, 20 Mar 2009    Temat postu:

eigle napisał:

Twój Chase tylko mnie nie przekonuje, ale tylko z tego powodu, że inny jego wizerunek wyrobiłam sobie po 5 sezonach House'a M.D.


Mnie osobiscie bardziej podoba sie ten Chase autorstwa Julii Bohemian szczegolnie w pozniejszych czesciach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:23, 20 Mar 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

House znajduje się w naprawdę zapuszczonym barze w niezbyt milej dzielnicy Trenton, w miejscu gdzie barman otwarcie nosi przy sobie broń. House'owi wydaje się, że to tylko poprawia atmosferę. Oznacza to także, że nikt nie będzie pytał o jego dziwne ubranie, złożone ze spodni od piżamy z nadrukami postaci z kreskówek Loony Tunes, t-shirtu Black Sabbath i skórzanej kurtki motocyklowej.

Zamawia gin i piwo, a potem następny i jeszcze jeden i jeszcze jeden.

Słyszy stukot długich, sztucznych paznokci o szkło. Podnosi głowę i widzi kobietę, siedzącą obok niego, pijącą colę z limonką. Paznokcie są srebrne. Wygląda jak zaginiona Spice Girl: Puszczalska Spice.

- Cześć, jestem Candy.

House śmieje się na dźwięk jej imienia. Myśli, że to skrót od Candace, ma nadzieję, że tak jest. Ponieważ inna alternatywa jest taka, że Candy to nie jest jej prawdziwe imię i że jest prostytutką. Prawdopodobnie to drugie. Żadna szanująca się kobieta nie pokazałaby się w takim miejscu tak skąpo ubrana. House był dobry w wyszukiwaniu ich, był łatwym celem. Wybierają go, ponieważ jest starszy, kulawy, zwykle mocno pijany i nie nosi obrączki. Mógłby kupić sobie t-shirt z napisem: Zapłacę za sex.

- Cześć, Candy. Jestem Mick.

- Tak jak Jagger?

On kiwa głową. To zbyt łatwe.

- Dokładnie

Ona zwilża usta. Są mocno pokryte jakimś białym, perłowym błyszczykiem, który nienaturalnie błyszczy w stroboskopowym oświetleniu. Cała sytuacja jest niemal podejrzanie swobodna. Wyraźnie widać, że ona robi to nie pierwszy raz.

- Damska toaleta zamyka się od środka.

On wskazuje ręką swoją laskę, którą oparł o stołek. Dni szybkich numerków w toaletach dawno dla niego minęły.

- Nie żartuj.. Niestety ja mam pewne problemy ze staniem.

Dziewczyna wsuwa palec w swoja grzywę ciemnych loków i bawi się jednym z nich.

- Jest tam krzesło.

On kiwa głową.

- Lubię krzesła.

House patrzy na barmana i czeka, aż ich spojrzenia się zetkną. Kiwnięciem głowy prosi o rachunek. Kiedy go dostaje, płaci gotówką, a potem wraca do Candy.

- Pokaż mi to krzesło.

Podróż do damskiej toalety jest krótka. To nie jest duży bar. Jest w nim o wiele za dużo ludzi. Ale takie miejsca nie odwracają potencjalnych klientów, w trosce o przestrzeganie praw bezpieczeństwa. W korytarzu trzy osoby czekają w kolejce, by użyć prawdopodobnie ostatniego działającego jeszcze automatu telefonicznego w New Jersey.

Docierają do toalety i kiedy oboje już tam są, Candy zamyka od środka drzwi. One nie mają zwykłego zamka tylko rygiel, co samo w sobie przyprawia go o dreszcze, ale także przynosi ulgę. House uświadamia sobie, że tutejsze toalety są prawdopodobnie regularnie używane przez lokalne prostytutki. One przyciągają do baru klientów i vice versa. Czysta symbioza.

Łazienka nie jest tak mała, jak spodziewał się House. Jest w niej umywalka, klozet, krzesło i kompletnie dziwaczna gipsowa donica z ogromną, sztuczną palmą.

Candy rozpina mu kurtkę i przesuwa dłońmi po jego t-shircie.

- Więc dlaczego taki przystojniak jak ty upija się samotnie w środę wieczorem?

House chichocze, słysząc jej ocenę Wie, że nie jest przystojny. Nawet jeśli kiedyś był, czas nie był łaskawy dla jego ciała i twarzy. A niedługo będzie jeszcze gorzej. Nie chce o tym teraz myśleć. Ale nie może myśleć o niczym innym.

A poza tym jest pijany. Tak jak ona sama stwierdziła. Więc wyrzuca z siebie pierwszą myśl:

- Taa... właśnie się dowiedziałem, że mam raka.

Ona natychmiast cofa dłonie, a na jej twarzy pojawia się wyraz troski.

- Wow... naprawdę?

On przewraca oczami.

- Boże... To nie jest zaraźliwe.

Ona znowu się zbliża, zdejmuje mu kurtkę i przesuwa dłońmi po jego ramionach.

- Och, biedactwo. Więc co się z tobą stanie... umrzesz?

House krzywi się, słysząc ton jej głosu Ale uświadamia sobie, że ona jest obca ,a on właśnie podzielił się z nią bardzo złą wiadomością. Ludzie unikają słowa "rak" jak rozżarzonych węgli. Szerokim lukiem.

- Kiedyś na pewno.

Ona nadal dotyka jego ramion, przez chwilę zahacza palcem o jego spodnie. Odsuwa je nieznacznie i one uderzają w jego skórę.

- Wow, chcesz wciągnąć kreskę?

House rzuca laskę w kąt, a ona ląduje na sztucznej palmie i zwisa z niej jak bożonarodzeniowa bombka.

- Jasne... czemu nie. Może to wyleczy raka.

Zadziwiająco nie jest to pierwszy raz, kiedy House wciąga kokainę z kobiecych piersi. Ale minęło sporo czasu, odkąd robił to ostatni raz. Więc nie jest przygotowany na jej natychmiastowy efekt. Narkotyk prawie zwala go z nóg.

Okazuje się, że krzesło nie jest mu potrzebne. Candy opiera się na nim, podczas kiedy on zakłada świecącą w ciemności prezerwatywę, którą ona trzymała w staniku. Ona nawet się nie rozbiera. Po prostu unosi spódniczkę i opuszcza stringi na tyle, żeby miał jakieś pole manewru. On spuszcza spodnie i bieliznę na tyle, by uwolnić swojego penisa i jądra.

Wchodzi w nią od tyłu i zaciska dłonie na jej biodrach. Dalej jest prawie tak samo, jak z tą bezimienną prostytutką, którą ostatnio pieprzył, tylko że tym razem jest w nim więcej złości. Na szczęście ona jest odwrócona do niego tyłem i nie widzi wyrazu jego twarzy, jakby chciał kogoś zabić, a nie ją pieprzyć.

Ona jest naćpana, więc nie narzeka. Krzyczy, wyrzucając z siebie przeszywające 'oh', a czasami 'jesteś taki ogromny', kiedy on się w niej porusza. Ludzie walący w drzwi wiedzą dokładnie, co oni tu robią. Dziwny skutek uboczny kokainy sprawia, że są na chwilę wyłączeni z otoczenia.

House płaci jej za działkę i seks. Oboje, śmiejąc się, wychodzą chwiejnie na korytarz, podczas gdy sześć czekających na łazienkę osób patrzy na nich krzywo i rzucajkąśliwe komentarze pod ich adresem. Candy szybko znika w tłumie i House ją gubi. Więc zbiera się do wyjścia.

Dojeżdża do domu całkiem bezpiecznie, biorąc pod uwagę stan, w jakim się obecnie znajduje. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że jechał dziewięćdziesiątką, że przejechał na dwóch czerwonych światłach i prawie zderzył się z minivanem.

Kiedy parkuje motocykl, drżą mu dłonie i czuje się tak, jakby drzemiąca w nim dzika bestia chciała nagle wyrwać się na zewnątrz. Jego puls przyspiesza niebezpiecznie do prawie dwustu uderzeń na minutę. Wie, że mógłby dostać wylewu, ale go to nie obchodzi. Chce uciec, ale nie może. Więc połyka trochę Vicodinu, żeby zatrzymać tachykardię i spaceruje po mieszkaniu. Trzeźwieje po pięciu godzinach i natychmiast traci przytomność.

Budzi się następnego popołudnia, drżący i oblany potem. Sięga po laskę, która, na szczęście, leży nieopodal i przytula ją.

Nagle przypomina sobie wcześniej zapomniane powody, dlaczego przestał zażywać kokainę ponad dwadzieścia lat wcześniej Przez dwie minuty zastanawia się, czy mógłby jakoś kupić więcej, a potem przypomina sobie, że jest podstarzałym, umierającym na raka kuternogą, a nie zdrowym, pełnym sił studentem mającym całe życie przed sobą.

Wypuszcza laskę, pozwalając jej opaść na podłogę - laska będzie tu długo po jego śmierci. On nie chce się już więcej podnieść.

-----------------------------------------------------------

Cuddy znajduje Chase'a w stołówce i przysiada się do niego. Nie traci czasu na grzeczną rozmowę. Jej obecność ma powód.

- Rozmawiałeś z nim?

Chase nie podnosi głowy znad swojej sałatki.

- Taak.

- I... czy on wróci do pracy?

- Nie.

Cuddy wzdycha, wyraźnie nie uważając już Chase'a za dobrego zastępcę Wilsona.

- Świetnie... Cóż, dobra robota.

Chase spogląda na nią, unosząc brew.

- Powiedziałem, że z nim porozmawiam. Nie powiedziałem, że zmuszę go do powrotu do pracy.

Ona macha ręką.

- Tak... wiem.

Chase odkłada widelec na brzeg tacy.

- Czy nie przyszło ci do głowy, że on ma inne zmartwienia, niż dotychczasowa codzienna zabawa w szalonego naukowca, pozwalająca ci doić pieniądze od bogatych ofiarodawców?

Cuddy potrząsa głową. Jest kompletnie zaskoczona pytaniem Chase'a i tym co ono oznacza. Ale bardziej obchodzi ją jego znaczenie względem House'a. Uświadamia sobie, że nieobecność Wilsona to dla niego wielki wstrząs Ale nigdy nie przypuszczała, że on rzuciłby przez to pracę, i wątpi, że mógłby zostać zatrudniony gdziekolwiek indziej, a już na pewno nie w miejscu, które dałoby mu wolność, do jakiej jest przyzwyczajony. Oczywiście on może spróbować sobie z tym poradzić, dalej brać środki antydepresyjne, a nawet pójść do psychiatry.

Potem przypomina sobie, że przecież rozmawiają o House'ie. W jego zachowaniu musi być coś innego, coś więcej.

- To znaczy... co się dzieje? Po prostu mi powiedz.

Chase zamiera. Wiedział, że ten moment nadejdzie. Teraz może albo zachować dla siebie to, co wie, albo podzielić się tą wiedzą z innymi. Ma nadzieje, że to przyniesie więcej pożytku, niż szkody. Ale pamięta, jak inni zareagowali, kiedy House symulował nowotwór mózgu, i jak się wtedy zachowali. Tym razem chce, żeby było inaczej, nawet jeśli nikt inny tego nie chce.

- Nie powinienem ci o tym mówić. Po prostu powrót do pracy nie jest teraz najlepszym wyjściem... przynajmniej nie dla niego.

Oczywiście ona mu nie odpuści, nie teraz.

- Więc coś rzeczywiście się dzieje? Jeśli wiesz, co to jest, musisz...

- A co ty zrobisz kiedy ci powiem? Jeśli coś rzeczywiście jest nie tak... pojedziesz do niego i powiesz mu co ma zrobić... jakby był dzieckiem?

Ona przygryza dolną wargę i stara się nie wyglądać na zmieszaną.

- Cóż, to... zależy od tego, co się dzieje.

Chase przygląda się jej twarzy, starając się zdecydować, czy kieruje nią prawdziwa troska, czy zwykle wścibstwo. Ignoruje swój instynkt i postanawia wierzyć w to pierwsze.

- On jest... chory.

Cuddy czuje, jak żołądek podchodzi jej do gardła.

- Jesteś pewien?

- Sam zrobiłem PCR.

Cuddy się jąka. Istnieje naprawdę wąska grupa chorób, które może wykryć PCR i każda z nich jest poważna.

- Co...? To nie jest wiarygodny test. To znaczy...

- Wczoraj zniknął wam na parę godzin, prawda? Miał wtedy CT, bronchoskopię i biopsję. Czytałem raport patologa.

- Jak daleko...?

- Rozlegle SCLC z przerzutami do węzłów chłonnych.

Cuddy zaczyna głośno myśleć.

- Istnieją pewne badania...

- Nie sądzę, by był zainteresowany leczeniem.

- Musisz z nim porozmawiać.

Chase wybucha śmiechem Nie z rozbawienia. To po prostu jedyna właściwa odpowiedź.

- Dlaczego? Żeby zmusić go do czegoś, czego on nie chce? Wydaje mi się, że ostatnio zbyt wiele osób tego próbowało.

- Więc powinniśmy pozwolić mu umrzeć?

Postanawia nie mówić Cuddy o swojej propozycji, ponieważ dla niego nic ona nie znaczy, dopóki House jej nie przyjmie, jeśli w ogóle do tego dojdzie.

- On i tak umrze. Jest dorosły. Wie jakie ma możliwości. Ta decyzja należy wyłącznie do niego.

Cuddy wstaje.

- Musze z nim porozmawiać.

- Nie...

Chase łapie ją za nadgarstek, zapominając na chwilę, że są w miejscu publicznym i że ona mogłaby wylać go za napastowanie seksualne.

Ale to ostatnia rzecz, o której ona teraz myśli.

- Ktoś musi...

- Pozwól mu samemu to przemyśleć Jeśli zechce pomocy, poprosi o nią.

Cuddy siada i prycha na jego założenie.

- Nie on tego nie zrobi. Wiesz, że on tego nie zrobi.

To kłamstwo. Ale, Chase naprawdę chce w nie wierzyć, ma nadzieję, że jeśli to powie, to tak się stanie.

- Myślę, że jednak to zrobi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Pią 21:24, 20 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 5:13, 21 Mar 2009    Temat postu:

elfchick napisał:
Nie wiem dlaczego Juliabohemian wybrala akurat nowotwor. To znia musisz rozmawiac na ten temat, tymbardziej ze cale opowiadanie jest jeszcze nie jest skonczone i nie wiadomo co sie moze stac.

wymieniłam z Julią kilka PW na ffn w sprawie innego fika, ale wydaje mi się, że poznałam ją na tyle, żeby wiedzieć, że ona zrobiła to specjalnie.
I nie mam pojęcia, co podziało się do tej pory w tym opowiadaniu, bo nie wybiegam z czytaniem dalej, niż te kawałki, które podsyłasz mi do poprawy, ale jeśli stan House'a dalej się pogarsza, to mam nadzieję, że on w końcu sam się zabije, zanim zrobi to za niego rak


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:09, 21 Mar 2009    Temat postu:

Specjalnie? Ale czemu? Jakoś nie bardzo pasuje mi do tego fica "Wielki Powrót Wilsona".

Ciekawe co będzie z leczeniem... House proszący o pomoc?.. Ten House? Nie...

Pozdrawiam i czekam na kolejne części
g


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:34, 21 Mar 2009    Temat postu:

bosh, Gora, mam nadzieję, że się nie mylisz i że żadnego "Powrotu Wilsona" w tym fiku nie będzie. Skoro Jimmy zdecydował się odejść, to niech będzie szczęśliwy i wolny od trosk, gdziekolwiek jest *zawsze wspiera Wilsona*

Podejrzewam, że motywem Juliibohemian - jak już pisałam wcześniej - jest to, że z powodu nowotworu Wilson nie zostanie w tym fiku zapomniany. Chase od początku wściekał się na Wilsona, za to, że zdecydował się zostawić House'a mimo wszystko, więc teraz byłoby logiczne, że wszyscy zaczną obwiniać Wilsona, za to, że go nie ma, kiedy House naprawdę go potrzebuje, nie tylko jako przyjaciela (oby tylko nie wpadli na pomysł, żeby namawiać House'a na skontaktowanie się z nim - House już i tak wystarczająco cierpi z powodu tego rozstania )

Nie no, prawdziwy Wilson NIGDY by nie odszedł!!! *foch na cały ten fik*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:45, 21 Mar 2009    Temat postu:

Nie będę spojlerować, ale ogólnie fik jest straszny. Im dale tym gorzej. Przestaję czytać (jest już 32 rozdziały). Poddałam się. Kurcze toż, to fikcja a ruszyła mnie jak mało co...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:13, 21 Mar 2009    Temat postu:

Richie117 napisał:
bosh, Gora, mam nadzieję, że się nie mylisz i że żadnego "Powrotu Wilsona" w tym fiku nie będzie. Skoro Jimmy zdecydował się odejść, to niech będzie szczęśliwy i wolny od trosk, gdziekolwiek jest *zawsze wspiera Wilsona*


Myślę, że nie będzie. Bo ten "Wilson" jest kawałem sukinsyna i egoisty i jeśli tamto go nie powstrzymało to nic nie spowoduje powrotu.

A co do wspierania... ja zazwyczaj trzymam ICH stronę. Ich obu i ich przyjaźni. Ale w tym fiku zdecydowanie jestem za House'm. I Chase'm.

Cytat:
Podejrzewam, że motywem Juliibohemian - jak już pisałam wcześniej - jest to, że z powodu nowotworu Wilson nie zostanie w tym fiku zapomniany. Chase od początku wściekał się na Wilsona, za to, że zdecydował się zostawić House'a mimo wszystko, więc teraz byłoby logiczne, że wszyscy zaczną obwiniać Wilsona, za to, że go nie ma, kiedy House naprawdę go potrzebuje, nie tylko jako przyjaciela (oby tylko nie wpadli na pomysł, żeby namawiać House'a na skontaktowanie się z nim - House już i tak wystarczająco cierpi z powodu tego rozstania )

Nie wiem jak Cuddy ale Chase nie będzie taki głupi. W końcu gadał z Wilsonem wtedy gdy tamten przywiózł House'a po próbie samobójstwa. I wie jak to wygląda.

Cytat:
Nie no, prawdziwy Wilson NIGDY by nie odszedł!!! *foch na cały ten fik*

A z tym się zgadzam
Ale fik świetny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:19, 21 Mar 2009    Temat postu:

nefrytowakotka napisał:
Nie będę spojlerować, ale ogólnie fik jest straszny. Im dale tym gorzej. Przestaję czytać (jest już 32 rozdziały). Poddałam się. Kurcze toż, to fikcja a ruszyła mnie jak mało co...

Dobre opowiadanie, jak i dobre książki i filmu są w stanie poruszyć nas, boleć, na zawsze wyryć się w naszej pamięci.

No cóż ja mam nadzieję, że wytrwam do końca


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:33, 22 Mar 2009    Temat postu:

nefrytowakotka napisał:
Nie będę spojlerować, ale ogólnie fik jest straszny. Im dale tym gorzej. Przestaję czytać (jest już 32 rozdziały). Poddałam się. Kurcze toż, to fikcja a ruszyła mnie jak mało co...

no to pięknie... jeśli rzeczywiście jest tak źle, to ja chyba nie pociągnę nawet tak długo...
(moje współczucie dla House'a jest większe, niż chcęć przekonania się czy Chase da radę...)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:42, 22 Mar 2009    Temat postu:

Richie, jest 33 rozdział
spojler to jest straszne. Ja wiem, że to głupota, bo to przecież fik, postać fikcyjna... ale Juliabohemian jest straszna. To jest sadyzm. Ty wiesz, że jeszcze mnie ściska w żołądku. Opis umierania... jest potwornie realistyczny, a mnie jest tak żal że ryczę. Powaznie, tak jestem walnieta. A Chase daje radę. Ale nie przeczytam końca bo mnie szlag trafi. spojler

Lepiej nie czytaj spojlera...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:22, 22 Mar 2009    Temat postu:

skoro już napisałaś tego spoilera, to przeczytałam...

[reakcja na spoiler]TERAZ naprawdę niecierpię Chase'a... wychodzi na to, że z niego większy wampir-angsto-emicjonalny, niż z Wilsona x( Juliabohemian potrafi dokopać, więc się nie zbliżam do jej angstów - pech, że ona nie wierzy, że potrafi napisać coś szczęśliwego, a przecież jej happy fiki są rewelacyjne.
*hugs nefrytową* nie masz powodów myśleć, że jesteś walnięta. A jeśli jesteś, to ja jestem jeszcze bardziej, bo po jednym jej drabelku (tym, w którym House rusza na skrzyżowaniu i wpada pod ciężarówkę, czy coś) chodziłam jak struta przez 2 dni x(((
[/reakcja na spoiler]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:34, 22 Mar 2009    Temat postu:

Ja popełniłam ten błąd, że się do tego fika zbliżyłam. Big mistake.
Ona ma happy fiki???? No i teraz mam doła jak rów Mariański...


Zakryte Może przez to, że mam osobiste doświadczenie z osobą chora/umierającą na raka? To jest piekło i dla chorego i dla tych zdrowych. Chyba mam dość angstu. Życie dokopuje wystarczajaco. Ja chce fluffa!!! Hameronkowego. No ostatecznie moze być Hilsonek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:52, 23 Mar 2009    Temat postu:

I dlatego ja trzymam się z dala od fików tagowanych Drama/Angst, szczególnie jeśli w streszczeniu zawierają słowo Death (a jeśli nie mają takiego słowa, to czekam, aż fik zostanie napisany w całości i lookam na koniec, czy obaj chłopcy są żywi (i ewentualnie zdrowi i cali )

Ano ma Happy fiki Może nie są happyhappy, ale przynajmniej kończą się dobrze...
O, np [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:14, 24 Mar 2009    Temat postu:

Richie117 napisał:

Ano ma Happy fiki Może nie są happyhappy, ale przynajmniej kończą się dobrze...
O, np [link widoczny dla zalogowanych]


Albo "The Long And Winding Road"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:20, 24 Mar 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Decyzja o spędzeniu reszty życia na podłodze w salonie okazuje się nieskuteczna, kiedy House uświadamia sobie, że naprawdę, naprawdę musi się wysikać Zignorował głód, ból głowy, a nawet ból w nodze, ponieważ upór jest niezwykle silny.

Ale zew natury odmawia bycia zignorowanym.

Na szczęście na stole stał pusty kubek po kawie. Po kilku precyzyjnych ruchach tyłka, sięga do niego. Wzdycha z ulga dopóki nie uświadamia sobie, że kubek jest za mały, by zmieścić w sobie zawartość jego pęcherza

Wstanie i pójście do łazienki wydaje się porzuceniem jego oryginalnego pomysłu Ale powstrzymywanie sikania w połowie potrafi zmienić twoje zdanie. House postanawia się wysikać, a potem wrócić na podłogę i rozpocząć od nowa proces rozpadania się z poduszką, piwem i dwudziestoma miligramami Vicodinu dla większej wygody.

Na podłodze House mówi do sufitu.

- Już więcej się stąd nie ruszę Znajdź kredę i wezwij Gila Grissoma.

Sufit nie odpowiada.

- Nawzajem - mówi House.

Po następnych czterech godzinach studiowania detali na suficie, House uświadamia sobie, że rozpoczynanie protestu, kiedy jest sam w swoim mieszkaniu, mija się z celem.

Poza tym nudzi mu się.

---------------------------------------------

W piątek rano Chase wchodzi do gabinetu House'a. House rzucił pracę dwa dni wcześniej, ale to nadal jest jego biuro. Są w nim wszystkie jego rzeczy, a on nie wrócił, aby je pozbierać.

Członkowie zespołu House'a, plus Foreman, siedzą przy stole konferencyjnym i wyglądają na znudzonych. Zostali jeszcze długo po tym, jak House zostawił ich w środę wieczorem. Udało im się jakimś cudem namówić komitet do spraw transplantacji, by dał ich pacjentowi nowe serce, w ostatniej chwili. Ale całe zajście ich zmęczyło.

Chase podchodzi do tablicy i otwiera mazak. Inni po prostu go ignorują, do czasu kiedy się odzywa.

- Pacjentem jest czterdziestodziewięcioletni mężczyzna z objawami... w zasadzie bez żadnych objawów. PCR wykazało znaczniki nowotworu małokomórkowego...

Kutner mu przerywa.

- Jeśli nie miał żadnych objaw, dlaczego zrobiłeś test PCR?

Chase zamiera z mazakiem w powietrzu.

- Miałem... przeczucie.

Kutner wygląda na zmieszanego.

- O...kej.

- Obrotowe CT wykazało dwie masy na środku płuca i serię małych zmian w węzłach chłonnych... biopsja potwierdziła małokomórkowczaka...

Foreman wzrusza ramionami, zirytowany inwazją Chase'a. House jest nieobecny i nie będzie obecny. Więc nie będą mieli pacjentów, a on nie jest w nastroju do zabawy.

- To nie jest zagadka diagnostyczna. On umrze. Prognoza to zwykle sześć do dwunastu miesięcy.

Chase ignoruje komentarz Foremana i kontynuuje swój wywód:

- Pacjent jest w tej chwili wystarczająco zdrowy, by rozpocząć leczenie. Ale ma problem z zaakceptowaniem diagnozy... i nie podchodzi entuzjastycznie do pomysłu bycia bardziej chorym, jeśli to przedłuży mu życie.

Taub znowu mu przerywa.

- Więc pewnie jest w depresji... daj mu jakiś środek i wyślij go do psychiatry.

Chase nadal pisze.

- On już bierze antydepresanty... które przepisano mu po niedawnej probie samobójczej

Taub przewraca oczami.

- Taa, to na pewno pomoże. Zwiększ dawkę...

Chase kiwa głową na całkiem dobry pomysł.

- Powiedziałem, że mu je przepisano. Nie wiem, czy on je rzeczywiście bierze.

Foreman nadal nie wie, o kim mówią. Ale gra dalej, ponieważ nie mają nic lepszego do roboty.

- Pewnie ich nie bierze. To znaczy, jeśli chciał popełnić samobójstwo... większość z tych recept zwykle jest niewykorzystana, przynajmniej nie więcej niż raz.

Trzynastka podejrzliwie unosi brew.

- Czy pacjent ma rodzinę albo małżonka, który mógłby namówić go na leczenie?

Chase powstrzymuje uśmiech. Nie wiedział, że będzie to takie łatwe.

- Cieszę się, że zapytałaś. Nie... nie ma żony, dziewczyny, dzieci, ani rodzeństwa. Jego jedyny prawdziwy przyjaciel ostatnio się przeprowadził z powodu zgonu bliskiej osoby... a teraz nie ma też pracy.

Kutner krzywi się, zupełnie pomijając bardzo oczywiste detale jakie przed nim wyłożono.

- Został zwolniony, ponieważ zachorował? Czyż nie jest to nielegalne? Powinien zadzwonić do prawnika.

- Nie, sam się zwolnił.

Taub stuka palcami o stół.

- To ma sens. Jeśli umiera, nie powinien spędzać ostatnich miesięcy życia starając się zarobić... chyba, że potrzebuje pieniędzy.

- Nie, nie potrzebuje pieniędzy.

Taub podrzuca ręce do góry, rozdrażniony.

- Nie wiem co możemy zrobić. To znaczy... są pewnie jakieś badania nad zaawansowanym SCLC. Ale nie znam protokołu. Powinieneś rozmawiać o tym z onkologiem...

Chase stuka w tablicę z dezaprobatą. Wszystko im wypisał. Oni nadal nie wiedzą, o co chodzi.

- Jesteście do bani.

Wszyscy patrzą na niego z wyrazem twarzy, jakby zastanawiali się, co on sobie myśli.

Kutner nagle wzdycha, kiedy sobie uświadamia.

- Ach... chodzi ci o House'a... prawda? Czterdziestodziewięciolatek, właśnie rzucił pracę, niedawna próba samobójcza...

Chase czeka, aż to w nich wsiąknie, ciekaw ich reakcji.

Foreman jest zły, nie z powodu diagnozy House'a, ale dlatego, że Chase użył oszustwa, żeby ich o niej powiadomić.

- Dlaczego nam po prostu nie powiedziałeś?

- Bo wtedy nie bylibyście obiektywni.

- Myślisz, że teraz będziemy?

- Nie wiem. Odpowiedzieli tak samo, gdybym od razu powiedział wam, kim jest pacjent?

Głos Trzynastki jest smutny. Ona sama dostała swoją własną śmiertelną diagnozę. Chociaż ona ma więcej czasu, niż House. Huntington to o wiele dłuższa śmierć. Ale ona mimo to umrze. Wydaje jej się ironiczne, że House ma problem z zaakceptowaniem swojej diagnozy, kiedy popychał ją do zaakceptowania swojej.

- To dlatego rzucił pracę?

Chase wydyma usta. To ma sens. Ale nie chce mówić za House'a.

- Nie jestem pewien.

Rozczarowanie Kutnera jest widoczne. Uświadamia on sobie że cała praca, jaką włożył w zatrudnienie się jako członek zespołu House'a pójdzie na marne.

- Więc on na pewno nie wróci?

- Poważnie w to wątpię.

Taub znowu zabiera głos.

- Ja... nie chcę wyglądać na nieczułego, ale czy stracimy pracę?

Chase nie ma pojęcia. Kiedy rozmawiał z Cuddy, ona nie powiedziała mu nic o losie współpracowników House'a. Departament mógłby dalej działać pod przewodnictwem Foremana. Ale nie jest pewien, czy pracownicy, których tak długo wybierał House, zgodziliby się na to. Nie zgodzili się przecież pracować dla Foremana

- Z tego, co wiem to... nie.

To w końcu staje się oczywiste. Foreman czyta słowa na tablicy.

- Więc on... nie rozpoczął leczenia.

- Jeszcze nie.

Foreman przechyla w zamyśleniu głowę.

- Powinniśmy zawiadomić Wilsona.

Tego jednego Chase jest pewien.

- On szczególnie zakazał informowania Wilsona o swojej chorobie i proszenia go o porady, i konsultacje w sprawie odpowiedniego leczenia. Kiedy Dr. Shelby to zasugerował, on otwarcie zagroził, że go pozwie. Myślę, że bezpiecznie będzie stwierdzić, iż on nie chce słyszeć zdania Wilsona na ten temat.

-------------------------------------------------------------

Chase i Cameron jedzą kolację w kafejce niedaleko szpitala. Po raz pierwszy oboje mają wolny wieczór. Cameron wie już o diagnozie House'a. Ona dowiedziała się pierwsza, na długo przed Cuddy i zespołem House'a. Ale Chase powstrzymuje się z powiedzeniem jej o swojej ofercie do momentu, kiedy dostają rachunek.

Cameron patrzy na niego z niedowierzaniem.

- Wow to jest... nie jestem pewna, czy mogłabym jeszcze raz przez przejść przez coś takiego.

On domyśla się, że ona myśli o swoim mężu, który umarł po sześciu miesiącach małżeństwa na raka tarczycy. Cameron wiedziała o jego rokowaniach, kiedy go poznała. Miała wtedy zaledwie dwadzieścia jeden lat.

Chase stwierdza, że w tym przypadku jest inaczej. On ma specjalizację z intensywnej terapii, więc jego propozycja ma sens. To nie jest poświęcenie i nie sądzi, by można było to porównać ze stratą kogoś bliskiego lub członka rodziny.

- Nie zamierzam się z nim żenić.

- Ale mógłbyś. Będziesz się nim opiekował... aż do jego śmierci Będziesz przy nim do ostatniego tchu. Zebranie samej dokumentacji zajmie mnóstwo czasu: uzyskanie pełnomocnictwa medycznego, wizyty u prawnika i notariusza, spisanie testamentu, wybór rodzaju pochowku... trumny, kwiatów... Na to się zgodziłeś To nie jest praca na kilka tygodni, Chase. To będzie trwało kilka miesięcy, może sześć... może rok. Przyglądanie się temu, jak ktoś powoli umiera, jest...

Chase przypomina sobie moment, dawno temu, kiedy znalazł własną matkę, z odchyloną głową, otwartymi oczami, wzdętym ciałem z powodu czasu jakie spędziła w wannie pełnej wody. Patrzył na nią pół godziny, zanim wezwał karetkę. Jego oczy wypełniają się łzami na samą myśl.

- Myślisz, że nie wiem, na co się porywam?

- Ja wiem, że wydaje ci się, że wiesz, co robisz, ale to jest... zależy ci na nim. Wiem, że ci zależy. Nam wszystkim na nim zależy Ale nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, jak bardzo to będzie... bolało.

Chase przesuwa resztki jedzenia na swoim talerzu. Z jakiegoś powodu myślał, że ona będzie szczęśliwa z tego powodu, albo to doceni. Nie dlatego przedstawił tę ofertę. Ale byłoby miło, gdyby wiedział, że może liczyć na jej wsparcie.

- Będzie otrzymywał opiekę paliatywną.

- Nie mówiłam o nim. Tylko o tobie.

On wzrusza ramionami, czując jak schodzi z niego powietrze.

- Tu nie chodzi o mnie.

- Chodzi tak samo o ciebie, jak i o niego.

- Ktoś powinien się nim zająć. On nie powinien umrzeć, nie wiedząc jak to jest, kiedy ktoś się o ciebie troszczy. Nikt nie powinien.

Cisza, jaka zapada po jego ostatniej wypowiedzi, zostaje przerwana przez dźwięk brzęczyka w komórce Chase'a. Chase sięga do kieszeni, wyjmuje telefon, otwierając go i kładąc na stole. Jest zdziwiony tym, że osobą dzwoniącą jest House.

- Och to jest... dziwne.

To nawet nie jest wiadomość słowna czy tekstowa. To zdjęcie.

Chase czeka, aż ukaże się ono na maleńkim ekranie. Zajmuje to kilka sekund.

Jest to zdjęcie, które House prawdopodobnie zrobił własnym telefonem. Wydra, którą Chase przywiózł mu z oceanarium, siedzi na sofie z małym karteluszkiem papieru miedzy łapkami. Chase musi zmrużyć oczy, żeby odczytać wiadomość:

Jesteśmy gotowi do negocjacji.

To naprawdę nie jest śmieszne, ale Chase wybucha śmiechem. To świetnie odwraca jego uwagę od właśnie przebytej rozmowy. Uświadamia sobie, że House nie umie poprosić o pomoc. Musi używać do tego celu martwych przedmiotów.

Cameron marszczy czoło.

- Co się stało?

On zamyka telefon. Ona nie zrozumiałaby tego. On sam nie jest pewien, czy rozumie.

- Nic.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:25, 24 Mar 2009    Temat postu:

Z uwag technicznych - czasem gubisz kropki na końcu zdań:

A co do samej części...

Strasznie rozczarowały mnie Kaczuszki i Foreman. Nie wiem czego się po nich spodziewałam, ale na pewno nie tego.

I sama kwestia, że Chase im powiedział... Rozumiem go ale to trochę nielojalne... I nie wiem co będzie z zaufaniem House'a do niego jak się o tym dowie...

Cytat:
- Ktoś powinien się nim zająć. On nie powinien umrzeć, nie wiedząc jak to jest, kiedy ktoś się o ciebie troszczy. Nikt nie powinien.

Święte słowa.

A końcówka piękna.
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 1:58, 25 Mar 2009    Temat postu:

elfchick napisał:

Albo "The Long And Winding Road"


Nie czytałam tego - przeleciałam tylko do końca tych 280 stron () ...
Yeah, [wyznanie sobie synowsko-ojcowskiej miłości (o ile dobrze zrozumiałam)] to zdecydowanie oznaka happy fika


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:59, 25 Mar 2009    Temat postu:

A są może gdzieś tłumaczenia tych fików? ;>

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:19, 25 Mar 2009    Temat postu:

Richie117 napisał:
elfchick napisał:

Albo "The Long And Winding Road"


Nie czytałam tego - przeleciałam tylko do końca tych 280 stron () ...
Yeah, [wyznanie sobie synowsko-ojcowskiej miłości (o ile dobrze zrozumiałam)] to zdecydowanie oznaka happy fika


Tak, opowiadanie jest genialne. Mysle nawet zeby zaczac je tlumaczyc kiedy skoncze "Walking Away" tak dla powrotu do rownowagi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:23, 25 Mar 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]


Chase jest u niego w ciągu godziny. Ledwie ma szansę zapukać, kiedy drzwi się otwierają i staje w nich House, mierzący go wzrokiem i opierający się na lasce. Tym razem wygląda na zaniepokojonego.

Chase unosi komórkę, pokazując zdjęcie, które przesłał mu House.

- Interesujący wybór prawnika.

House szybko zakrywa moment dyskomfortu dobrze wytrenowana pewnością siebie.

- Wydry należą do rodziny łasic Wydawało mi się to logiczne... i dużo tańsze

Chase zamyka telefon i chowa go z powrotem do kieszeni. Nadal stoją w progu i wie, ze dopóki on nic nie powie, nic się nie stanie.

- Mogę wejść czy... muszę najpierw porozmawiać z wydrą?

House uśmiecha się, ponieważ w tym momencie nadal wierzy, że ma sytuację pod kontrolą. Nie pozwoli sobie jeszcze myśleć, że Chase naprawdę go rozumie. Ale bez względu na to, co między nimi zaszło, Chase zawsze się z nim zgadza, nawet jeśli to oznacza zrobienie czegoś, co normalni ludzie uważają za kompletnie absurdalne i prawdopodobnie szalone.

Tym razem Chase akceptuje piwo, które jest mu zaproponowane i rozsiada się na sofie. Chce, żeby House był swobodny w czasie rozmowy.

Kiedy obaj czują się już dobrze na swoich miejscach, Chase patrzy na House'a wyczekująco Ma nadzieję, że danie House'owi szansy na wypowiedzenie się, ułatwi im to, co mają zrobić.

Nie wie jednak, że House ma przygotowaną listę zadań.

- Po pierwsze, ustalmy pewne zasady...

Chase unosi ostrożnie brew.

-Uh... okej.

- Żadnych łzawych spojrzeń, żadnego płaczu, kwiatów, kartek z kondolencjami, literatury na temat raka, ostatnich prób zapewnienia mi wiecznego zbawienia, żadnych żałosnych prób rozmów od serca, żadnego traktowania mnie jakbym był kompletnie niedołężny.. żadnego trzymania mnie za rękę O ile sam o to nie poproszę, nie oferuj mi pomocy... i nie wydzwaniaj do mnie. To ja będę dzwonił do ciebie.

Chase wstrzymuje krzywy uśmiech Pomimo tematu rozmowy, naprawdę z trudem powstrzymuje śmiech.

- To wszystko?

House zamiera na chwilę, aby przemyśleć, czy o czymś zapomniał Postanawia, że zawsze może dodać coś w w miarę potrzeby. Składa z wyższością ramiona.

- Na razie.

Chase bierze głęboki wdech i stara się nie wyglądać na przestraszonego.

- Nie wypełnię.. żadnego z twoich warunków.

House marszczy brwi pewien, że Chase go nie zrozumiał

- Uh... Myślę, że nie rozumiesz znaczenia słowa negocjacje. Czy mam zacząć od początku?

- Mojej oferty nie da się negocjować Ona...jest bezwarunkowa.

House zapada się w fotel, przesuwając dłońmi po podłokietnikach To nie tak miało być i nie jest pewien, jak ma odpowiedzieć Był pewien, że Chase będzie tak zdesperowany, iż przystanie na każde warunki. Chase przecież już dla niego nie pracuje. Więc nie ma mu nawet czym zagrozić.

Wygłasza więc swoją ulubioną kwestię.

- Jesteś idiotą.

Chase kiwa głową i popija piwo.

- Ciągle mi to powtarzasz... ale jednak tutaj jesteśmy.

House traci wątek, walcząc z faktem, że stracił kontrolę nad sytuacją w ciągu kilku sekund. Jedyne, co pozostało to kompletna odmowa.

- Więc... nie jestem zainteresowany.

Chase nadal kiwa głową, nadal się uśmiechając.

- Oto co zrobimy. Będę ci pomagał wtedy, kiedy będziesz potrzebował pomocy, a nie tylko wtedy, kiedy o nią poprosisz... ponieważ o nią nie poprosisz, nawet jeśli będziesz jej potrzebował... a w całym stanie New Jersey nie ma wystarczającej liczby pluszaków, by załagodzić twoje nadwrażliwe ego. Nie będę czynił żadnych obietnic co do tego, jak ja albo ktokolwiek inny, zareaguje na twoją chorobę, emocjonalnie, fizycznie, duchowo czy psychologicznie. Nie będę odradzał nikomu wyrażania swojego współczucia w formie słownej, kontaktu fizycznego, czy materialnej. Będę woził cię na leczenie i przywoził cię z powrotem do domu. Oczekuję, że zawiadomisz mnie, kiedy pojawią się jakieś nowe skutki uboczne albo kiedy wyczujesz zmianę w bólu czy innych dolegliwościach związanych z leczeniem. Oczekuję także, iż będziesz ze mną całkowicie szczery w stosunku do ograniczeń, jakie pojawią się w czasie twojego leczenia i że nie będziesz marudził, ani się krzywił, kiedy ja będę starał się je się złagodzić.

Zaskoczone spojrzenie House'a pozostaje takie samo.

- Jesteś idiotą.

House wydaje się być w szoku, na jego twarzy widać kompletną przegraną. Złapanie go w zasadzkę nie było celem Chase'a.

Uśmiecha się ciepło.

- Czy poczujesz się lepiej, jeśli udam, że część tego wszystkiego to twój pomysł?

House wgapia się w podłogę Nigdy sam by czegoś takiego nie wymyślił Ale to miłe.

- Może...

Chase czeka, aż House przetrawi informacje jakie mu podał Przygląda się jego twarzy, żeby wiedzieć, kiedy będzie mógł zacząć następny etap rozmowy.

- Musisz skontaktować się z prawnikiem tak szybko jak możesz Będę potrzebował zaawansowanych wytycznych, żebym wiedział dokładnie, czego chcesz, na wypadek gdybyś stał się kompletnie niedołężny, także w sprawie tego, czy chcesz być reanimowany czy nie. Będziesz także musiał uczynić mnie swoim pełnomocnikiem medycznym, żebym mógł legalnie wcielić twoje życzenia w życie, kiedy zajdzie taka potrzeba.

Oczy House'a rozszerzają się przez moment, na samą myśl o skoku jakiego właśnie dokonali. Oczywiście rozmowa na ten temat ma sens, zanim nawet zacznie leczenie. Ale nagle wszystko staje się o wiele bardziej realne, niż było pięć minut temu. Od zawału jego pełnomocnikiem był Wilson. Nawet po jego przeprowadzce House jeszcze tego nie zmienił Ale jeśli Chase będzie się nim opiekował, w pewnym sensie, ta moc będzie musiała być przeniesiona na niego.

House nie chce, żeby Chase sobie myślał, że on sobie z tym nie poradzi. Potrząsa swobodnie ramionami.

- Ja... mogę to zrobić

- Muszę wiedzieć, czy ufasz mi co do podejmowania jakichkolwiek decyzji, jeśli odpowiedni sposób działania nie będzie do końca jasny.

House znowu spuszcza wzrok i bawi się sznurowadłem Nie jest pewien, dlaczego Chase go o to pyta. Oczywiście, że mu ufa, inaczej nie siedzieli by teraz tutaj, rozmawiając o tym. Przyznanie, że ufa komukolwiek nigdy nie było dla niego łatwe Przez wszystkie lata przyjaźni z Wilsonem nigdy mu tego nie powiedział Wilson nigdy nie pytał

- Taa... jasne.

Mina Chase'a zdradza wahanie.

- To jest... delikatna kwestia.

House przewraca oczami.

- Nieważne... po prostu wyrzuć to z siebie.

- Musisz przemyśleć, jakiego chciałbyś pogrzebu.

House wybucha śmiechem Nie żeby jakoś intensywnie o tym myślał Z jakiegoś powodu zawsze wyobrażał sobie swój pogrzeb według słów piosenki Beatles'ow...Eleanor Rigby, died in a church and was buried along with her name...nobody came...Wyobrażał sobie swoich rodziców i może garstkę pracowników szpitala, pełnych szacunku przez określony okres czasu, zanim rozpierzchną się, by zjeść lunch i wrócić do swoich codziennych zajęć

Wie, że jest to bezpodstawne, że kilku ludzi na pewno by się pokazało, kilkoro może będzie nawet udawać, że jest im smutno. Ale jedyną osobą, na której obecności by mu zależało, był Wilson. Teraz jest pewien, że tak się nie stanie. Nie chce ryzykować I tak jest wystarczająco nielubiany. Nie potrzebuje publicznego potwierdzenia.

- Chcę być poddany kremacji... i nie chce pogrzebu.

Chase wydaje się być zaskoczony.

- Jesteś... pewien? Masz jeszcze czas... żeby zmienić zdanie.

- Dlaczego miałbym zmieniać zdanie?

- Nie... ja po prostu myślałem...

- O czym myślałeś?

- Po prostu... ludzie zwykle lepiej godzą się ze stratą, kiedy na zakończenie odbywa się pogrzeb.

House wybucha śmiechem.

- Kto będzie potrzebował zakończenia?

Chase'owi opada szczeka. Nie jest pewien, jak ma na to odpowiedzieć Właśnie uświadamia sobie, że House sądzi, że nikomu nie będzie go brakowało, że jego odejście nie ma wpływu na świat zewnętrzny, może poza tym, że jego gospodyni będzie musiała znaleźć nowego lokatora. Czuje się niemal znieważony, ponieważ House insynuuje, że go to nie obchodzi. Ale także wie, że to może się potwierdzić

Postanawia być kompletnie szczery.

- Cóż... na przykład ja.

House unika jego wzroku. To, do czego przyznał się Chase, sprawia, że czuje się on nieswojo, prawie winny i nie wie dlaczego. Mamrocze.

- Nieważne... ja nie chcę pogrzebu. Pogódź się z tym.

Dojście do siebie zajmuje Chase'owi trzydzieści sekund. Popija piwo i pozwala mu usunąć wzruszenie w jego gardle.

- Uh... co mam zrobić z twoimi prochami?

House znowu się wzdryga.

- Przerobić je na kompost?

Chase mruga kilka razy. Myśli, że być może jest za wcześnie, żeby o tym rozmawiać, być może ustalenie wszystkiego od razu było błędem Cameron podkreślała, że jeśli on nie zacznie tej rozmowy, House będzie jej unikał, aż do ostatniego momentu, może w ogóle się z tym nie pogodzi. On wie, że ona ma w tym momencie rację. Ale uświadamia sobie także, że House traktuje to jak żart.

- Możemy o tym poważnie porozmawiać, czy nie?

House zmusza się do uśmiechu.

- Popioły są dobre dla gleby. Robi się z nich świetny nawóz. Pomyśl na przykład o Pompejach...

Chase wzdycha i ociera twarz dłonią.

- House...

- Czy można by wsypać je do kufla?

Chase marszczy czoło.

- Nie sądzę, żeby było to legalne.

- Cóż... szkoda.

- Posłuchaj... im szybciej się z tym pogodzisz, tym krócej nie będziesz musiał o tym myśleć To będzie z głowy.

House podrzuca ramiona w górę i pozwala im opaść na boki fotela.

- Boże... sam nie wiem. Przekaż je mojej matce. Jestem pewien, że znajdzie dla nich miejsce na kominku.

Chase znowu na moment zamiera, żeby House mógł trochę odpocząć.

- Gdzie chcesz rozpocząć leczenie? Do PPTH jest najbliżej Princeton General ma odpowiedni sprzęt... ale nie jest tak dobry jak nasz... według mnie. W okolicy jest kilka przychodni, które zajmują się specyficznie leczeniem nowotworów Są trochę bardziej oddalone, jedna w Trenton, a druga w East Windsor.

- Ta o której wspomniałeś... w Trenton.

- Regionalna Onkologia Radiacyjna?

House pamięta, że Wilson chwalił tę przychodnię za ich podejście do pacjentów, szczególnie tych najmłodszych Słyszał także jest tam kablówka, mnóstwo filmów na DVD i kilka konsoli do gier. Jeśli ma czekać na śmierć, może się przy tym rozerwać.

- Taak... ta jest odpowiednia.

Chase wydaje się wyluzowany tym, że House tak łatwo się na coś zgodził.

- Kiedy chcesz zacząć?

House popija piwo i odkasłuje. To jest o wiele poważniejsza rozmowa od tych, do których jest przyzwyczajony i ma ochotę wybiec z pokoju. Ale nie może tego zrobić Wie, że będzie musiał odbyć rozmowę wstępną z jednym z tamtejszych lekarzy, a także zgłosić się na badania krwi zanim zacznie leczenie. Dochodzi do wniosku, że jeśli ma to zrobić musi zacząć jak najszybciej.

- Myślę, że w poniedziałek

- Czy chcesz, żebym ci towarzyszył?

House zgrzyta zębami

- Nie, poradzę sobie.

- Ale zawiadomisz mnie o tym, co zdecydowałeś?

House znowu odwraca wzrok. Nie cierpi tego, tej całej potrzeby, tego zaangażowania Chce krzyczeć Ale czuje najlżejszy komfort, wiedząc, że ktoś inny będzie zaangażowany, że ktoś inny zadba o detale. Zastanawia się, dlaczego nie może czerpać z tego korzyści, zanim się do tego nie przyzna.

Chase także to wyczuwa, i już odgadł jego myśli.

- Wiem, że jesteś w stanie sam się z tym uporać. Chodzi o to, że... nie musisz.

House nie odpowiada i Chase zauważa, że przekroczył limit czasu, jaki może on spędzić na czuciu się zakłopotanym.

Chase wstaje z miejsca i zabiera pustą butelkę do kuchni. House także podnosi się i w pewnym sensie odprowadza go do drzwi, opierając się na lasce i zastygając w bezruchu, kiedy Chase je otwiera.

Chase odwraca się i wyciąga do niego rękę.

- Więc to by było na tyle.

House wije się pod niechcianym kontaktem fizycznym.

- Nie będziesz mnie chyba znowu przytulał, prawda?

Chase po prostu łapie jego wolna rękę i nią potrząsa.

- Nie dzisiaj.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Śro 20:32, 25 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:06, 26 Mar 2009    Temat postu:

Piękna część.

Cytat:
Nie dzisiaj.


Świetny, świetny Chase.

czekam na więcej.
Pozdrawiam
g


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 3 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin